Szczecin - Rocznik Chojenski
Transkrypt
Szczecin - Rocznik Chojenski
ROCZNIK CHOJEŃSKI Pismo historyczno-społeczne TOM IV Chojna 2012 1 KOMITET REDAKCYJNY: Dorota Dobak-Hadrzyńska, Przemek Lewandowski, Robert Ryss, Radosław Skrycki (redaktor naczelny) Kontakt z redakcją: www.rocznikchojenski.pl [email protected] REDAKCJA WYDAWNICZA I TŁUMACZENIA NA JĘZ. NIEMIECKI irimika Krzysztof Gołda Na okładce fotografie Macieja Ostrowskiego: 1 strona – Brama Barnkowska (2011) 4 strona – fragment murów miejskich (2010) Skład i druk: Drukarnia KAdruk Szczecin Wydawca: Stowarzyszenie Historyczno-Kulturalne „Terra Incognita” w Chojnie ul. Żółkiewskiego 20, 74-500 Chojna Nakład: 400 egzemplarzy ISSN: 2080-9565 Wersja papierowa artykułów jest wersją pierwotną 2 SPIS TREŚCI Artykuły Michał Gierke Stan badań archeologicznych miasta Chojna. Część 1: do 1992 roku............................................................................................................................7 Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski „Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej z okolic jeziora Ostrów 39 (pow. gryfiński, wojew. zachodniopomorskie)......................................................................................... Marek Dworaczyk Badania archeologiczno-architektoniczne 51 przy ul. Mieszka I w Chojnie................................................................................................................. Edward Rymar 59 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej................................................... Edward Rymar 81 Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich........................................................................ Piotr Frąckowiak Ikonografia denarów chojeńskich 93 bitych w okresie panowania Wittelsbachów........................................................................................... Marcin Majewski 103 Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku)........................................................ Grzegorz Jacek Brzustowicz „W połowie szczecińskie, w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa pogranicza Nowej Marchii i Księstwa Pomorskiego w XV i XVI wieku na przykładzie rodów mieszkających w Granowie 113 na ziemi choszczeńskiej.......................................................................................................................... Michał Gierke 139 Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie....................................................... 3 Joanna A. Kościelna 153 Augustin Kehrberg (1668–1734). Próba biografii ................................................................................ Ewa Gwiazdowska 199 Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825)............................................ Karl Richter Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg / Neumark (Chojna). Ein Beitrag zur Geschichte des märkischen Landorgelbaus 209 im 19. Jahrhundert................................................................................................................................. Wojciech Wichert Propaganda nazistowska na łamach „Königsberger Kreiskalender” 219 w przełomowym roku 1939 .................................................................................................................... Tomasz Zgoda 239 Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945...................................................................................... Tomasz Dźwigał Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie 251 dotyczące obozów hitlerowskich położonych w okolicach Chojny.......................................................... Hubert Simiński Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku i wojewódzka manifestacja odsłonięcia obelisku 271 5 października 1968 roku....................................................................................................................... Emilia Szczygieł-Lembicz Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po 1989 roku. 285 Powołanie do życia Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej.............................................................. Agnieszka Dębska 299 Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia..................................................... Przemysław Konopka 309 Zmartwychwstanie aniołów................................................................................................................... 4 WYWIADY, WSPOMNIENIA Piotr Hajduk 329 Taka jest wojna....................................................................................................................................... Magdalena Ziętkiewicz 355 Po śladach osadników............................................................................................................................. MUZEUM W CHOJNIE Kamila Sarosińska 367 Od gabinetu osobliwości do muzeum..................................................................................................... Radosław Skrycki 373 Muzeum dla Chojny.............................................................................................................................. MISCELLANEA Edward Rymar Zaginione miejscowości ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej. Cz. 3. Parchnica, „Patrów”, Parnakel (troszyński) 381 Parnakel (cedyński), „Słoński Gród” koło Trzcińska.............................................................................. Michał Spandowski 385 Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej.......................................................................................... Michał Gierke 393 Szwedzki Kopiec..................................................................................................................................... Anita Taźbierska 399 Od przeszłości do teraźniejszości Krzymowa.......................................................................................... SPRAWOZDANIA Paweł Migdalski Sprawozdanie z działalności Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego 401 „Terra Incognita” (II półrocze 2011 r.)................................................................................................... 405 Bibliografia historii regionu za 2012..................................................................................................... 5 TERRA ARTIFICUM 409 Krystyna Jędruszkiewicz....................................................................................................................... 415 Władysław Marczak.............................................................................................................................. 421 Joanna Mieszko-Nita............................................................................................................................ 427 DoDoHa................................................................................................................................................ 6 Michał Gierke* Chojna Stan badań archeologicznych miasta Chojna Część 1: do 1992 roku1 Stan badań archeologicznych miasta Chojna jest skromny. W mieście tym nie prowadzono nigdy systematycznych badań. Z okresu do 1945 r. znane są jedynie przypadkowe znaleziska, często pojedyncze, o których informacje rozproszone są w literaturze. W czasach powojennych przeprowadzono natomiast wiele badań interwencyjnych oraz sondażowych. Prowadzono także nieliczne badania powierzchniowe, związane m.in. z realizacją Archeologicznego Zdjęcia Polski. Ze względu na objętość, opracowanie podzielono na dwie części. Za cezurę obrano rok 1992, gdyż w roku tym odbyły się ostatnie badania prowadzone przez Pracownie Konserwacji Zabytków. Po tym zaś terminie prowadzono w obrębie Starego Miasta liczne badania sondażowe oraz interwencyjne, które zostaną omówione w drugiej części pracy. W niniejszym opracowaniu, w osobnym podrozdziale, omówiony zostanie również stan badań dwóch grodzisk znajdujących się w pobliżu Chojny, ponieważ wydaje się, że mogą one mieć związek z hipotetycznym osadnictwem przedlokacyjnym. Michał Gierke – absolwent Akademii Sztuki w Szczecinie oraz student archeologii na Uniwersytecie Szczecińskim. Interesuje się szczególnie archeologią historyczną, dziejami muzyki XVIII i XIX w. oraz historią chojeńskich budowli sakralnych. 1 Artykuł jest częścią pracy dyplomowej przygotowywanej w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego pod kierunkiem dr. Marcina Majewskiego. * 7 Michał Gierke Badania przed rokiem 1945 Prawdopodobnie najstarsze znane chojeńskie znalezisko archeologiczne zostało odkryte w 1723 r. Wspomina o nim Augustin Kehrberg2. Kronikarz zapisał, że wiosną owego roku na polu znajdującym się przy drodze do Krzymowa znaleziono naczynia gliniane – butlę oraz garnek. Naczynia były obstawione czterema kamieniami. Parobek, który dokonał odkrycia, rozbił je, myśląc, że wewnątrz znajdują się kosztowności. W naczyniach znajdowały się jednak tylko popioły oraz kilka drobnych kości. Kehrberg, który prawdopodobnie widział zabytki, określił je jako wypalone na styl polski3. Znalezisko pochodzi być może ze wzmiankowanego w literaturze cmentarzyska ludności kultury łużyckiej4. Z cmentarzyska tego znany jest zespół znalezisk obejmujący urny z pokrywami5, inne gliniane naczynia, dwie gliniane grzechotki (jedna w formie figurki ptaszka6, druga w kształcie kulistym), brązowy naszyjnik, brązową bransoletę, dwa brązowe pierścionki oraz ułamki brązu (ryc. 1)7. Naczynia zostały wydobyte z kopca w trakcie melioracji podmokłej łąki. Ernst Friedel, autor notatki opisującej znalezisko, podaje informację, że w Muzeum Marchijskim w Berlinie znajdują się dwie wcześniej wydobyte pokrywy urn pochodzące również z tego stanowiska. Józef Kostrzewski wydatował to znalezisko na wczesny okres epoki 2 A. Kehrberg, Erleuterter historisch-chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck [...],Berlin 1725, Abt. 2, s. 116–117. 3 „[...] etwa nach art der polnischen Töpffe gebrannt”. Tamże, s. 117. 4 E. Friedel, Mützenurnen und dergleichen bei Königsberg in der Neumark, „Verhandlungen der Berliner Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte” 1885, s. 169; A. Götze, Die Vorgeschichte der Neumark, Würzburg 1897, s. 29; J. Kostrzewski, Kultura łużycka na Pomorzu, Poznań 1958, s. 256; K. Siuchniński, Odkrycia. Chojna. Stanowisko I, „Materiały Zachodniopomorskie” (dalej: MZP) 6 (1960), s. 626. Alfred Götze oraz Ernst Friedel podają informację, że cmentarzysko znajduje się w pobliżu Grapuenmühle. Młyn ów znajdował się w dzisiejszej osadzie Krupin. położonej ok. 2 km w linii prostej od centrum miasta, przy drodze do Krzymowa i Krajnika Dolnego. Zob. E. Rymar, Reslawizacja nazw miejscowości na obszarze ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej w latach 1945–1947. Część II słownikowa: A–N, „Przegląd Zachodniopomorski” (dalej: PZP) 1996, z. 3, s. 269, nr 98. Nieopodal cmentarzyska znajduje się dawne Wzgórze Szubieniczne (Galgenberg). Warto nadmienić, iż cmentarzysko to uważane było przez niektórych badaczy za słowiańskie – zob. np. R. Reiche, Und dennoch Kenitz-Kinąć-Königsberg, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark” 1901, H. 12, s. 93. 5 Urny zostały określone słowem Mützenurnen. 6 Figurka ptaszka z Chojny, według typologii glinianych figurek ptaszków sporządzonej przez Bogusława Gedigę, należy do grupy pojedynczych ptaszków, typ I, podtyp IV, wariant a. Chronologia figurki została wyznaczona na młodszy okres halsztacki. B. Gediga, Motywy figuralne w sztuce ludności kultury łużyckiej, Wrocław–Warszawa–Kraków 1970, s. 53, 56; zob. też A. Götze, dz. cyt., s. 27. 7 E. Friedel, dz. cyt., s. 169. 8 Stan badań archeologicznych miasta Chojna żelaza i połączył je z młodszą fazą grupy górzyckiej kultury łużyckiej8. Być może związek z cmentarzyskiem ma również, znaleziona w odległości ok. 1,5 km od niego, brązowa zapinka9. Została ona sklasyfikowana przez Oscara Almgrena jako zbliżona do zapinki nr 67 z I serii grupy IV10. Kolejny zespół zabytków związanych z osadnictwem pradziejowym pochodzi z oddalonego o około trzech kilometrów na południe od centrum miasta wzniesienia (dawniej Rollberg, dziś bez nazwy). W 1843 r. niejaki F. Ruhl wydobył z bagnistego terenu glinianą urnę11. W kolejnych latach znaleziono w tej samej okolicy toporek bojowy wykonany z gnejsu, bez otworu na stylisko, z niecką na obuchu. W okolicy znaleziono także fragmenty naczyń z ornamentem sznurowym12. W 1893 r. dokonano odkrycia zespołu zabytków datowanych na początki naszej ery13. Wydobyto dwie urny wykonane ręcznie, z wygładzonymi wylewami, zdobione meandrem14. W wysypanych z urn prochach znajdowały się dwie żelazne zapinki oraz żelazna klamra do pasa15. W pobliżu urn znaleziono żelazne umbo, przy którym zachowały się trzy gwoździe (ryc. 2). Sklasyfikowano je jako typ Ib według typologii Gustafa Kossiny. Na podstawie długości gwoździ autor obliczył, że tarcza, do której przymocowane było umbo, miała grubość 0,7–0,9 cm. Przy urnach znajdował się również żelazny grot włóczni z żeberkiem, niezdobiony, o długości 16,5 cm, oraz kilka fragmentów ceramiki. W. Hindenburg wydatował to znalezisko na I–II w. n.e. Wydaje się zatem, iż można je połączyć z tzw. grupą lubuską i osadnictwem burgundzkim. Do interesującego odkrycia o nowożytnym charakterze doszło 22 listopada 1923 r. W czasie prac ziemnych związanych z budową wodociągu przy Wilhelmsplatz 9 (dawniej plac ten nazywano Kietz – chyża, dziś jest to część ul. Mieszka I) hydraulik Julius Köhler odkrył skarb naczyń metalowych16. ZnajJ. Kostrzewski, dz. cyt., s. 256. C.F.W. Voigt, Ueber die heidnischen Alterthümer in der Umgegend von Königsberg i.N. (Auszug aus den Mittheilungen des Herrn Lehrer Voigt daselbst), „Mittheilungen des Historisch-Statistischen Vereins zu Frankfurt a.O.” 1861, H. 1, s. 47. 10 O. Almgren, Studien über nordeuropäische Fibelformen, Bonn 1973, s. 156. 11 W. Hindenburg, Über einen Fund von Mäanderurnen bei Königsberg in der Neumark, „Zeitschrift für Ethnologie. Organ der Berliner Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte” (dalej: ZfE) 40 (1908), s. 772, przyp. 1. 12 C.F.W. Voigt, dz. cyt., s. 47. 13 W. Hindenburg, dz. cyt., s. 772. 14 Walther Hindenburg nazwał ów ornament, analizując go i powołując się na Gustafa Kossinę, wschodniogermańskim i na jego podstawie wydatował wszystkie zabytki. Tamże, s. 774–775. 15 Zapinki sklasyfikowano jako nr 99 z II serii grupy V i nr 75 z II głównej serii grupy IV według typologii O. Almgrena. Tamże, s. 774. 16 G. Mirow, Ein Königsberger Schatzfund und die Zinngießer von Königsberg (Neumark), „Königs8 9 9 Michał Gierke dowały się one w zbutwiałej drewnianej skrzyni. Odkryto łącznie 89 naczyń stołowych wykonanych z cyny, mosiądzu i brązu oraz wagę z miedzianymi szalami (zob. tabelę i ryc. 3). Część naczyń miała punce producentów lub sygnatury. Georg Mirow na ich podstawie określił warsztaty, w których naczynia zostały wyprodukowane. Największa liczba (26) spośród zidentyfikowanych zabytków pochodziła z warsztatów chojeńskich mistrzów działających w drugiej połowie XVI i na początku XVII w. – Jacoba oraz Matthiasa Krämerów (ryc. 4)17. Pozostałe sygnowane naczynia zostały również wykonane w Chojnie lub były importami m.in. ze Szczecina i Lipska. Zdaniem Mirowa skarb został zdeponowany w czasie wojny trzydziestoletniej. Formy naczyń pochodzących ze skarbu znalezionego przy Wilhelmplatz 9 w 1923 r. Cyna Miski Liczba Brąz Liczba 13 Łyżka 1 9 Lichtarze 4 Mosiądz Kołnierze mis Liczba Czajniki 3 2 Głębokie talerze Płaskie talerze Okrągłe miseczki 24 Misa 1 2 Grapeny 3 Dzbanki 5 Pokrywki 4 Pijałka 1 Łyżki 17 Georg Mirow, omawiając kolekcję zabytków archeologicznych znajdujących się w miejskim muzeum, opisuje również inne znalezisko gromadne pochodzące z terenu miasta18. Odkrycia dokonano w wykopie pod budowę domu przy Königsstraße (dziś ul. Bolesława Chrobrego). Pośród omawianych przez autora zabytków znalazła się wykonana z kości rękojeść noża zdobiona kratką, berger Kreiskalender” (dalej: KK) 7 (1937), s. 52-57. 17 Warto dodać, że Mirow dokonał w swej pracy również przeglądu chojeńskich warsztatów odlewniczych działających w mieście od końca XVI do początku XVIII w. Zob. tamże, s. 54–56; zob. też G. Mirow, Brandenburgische Zinngießer, „Brandenburgisches Jahrbuch” 2 (1927), s. 83–94. 18 G. Mirow, Mittelalterliche Bodenfunde im Heimatmuseum Königsberg (Neumark), KK 8 (1938), s. 126. Städtisches Museum Königsberg (Neumark) posiadało kolekcję zabytków archeologicznych pochodzących z terenu miasta i z jego okolicy. Zob. H. Fricke, Verzeichnis der Museen und Sammlungen, der Archive, der Geschichts- und Heimatvereine, der Stellen für Naturschutz, der Arbeitgemeinschaften für Naturschutz, der Bodendenkmalpfleger, der Archivpfleger in der Provinz Brandenburg, Cottbus 1939, s. 19. 10 Stan badań archeologicznych miasta Chojna liniami i rozetami, datowana na XIII–XIV w.19 Kolejnymi zabytkami pochodzącym z tego stanowiska są żelazny nóż szewski oraz fragment skórzanego buta, datowane na XIII–XIV wiek (ryc. 5). Ostatnim artefaktem jest bliżej niezidentyfikowane narzędzie żelazne wyposażone w dwa zęby-haki. Mirow, analizując przekazy ikonograficzne oraz północnoniemieckie zwyczaje, sugeruje, iż może to być specyficzne narzędzie masarskie – tzw. Kräuel (ryc. 6). Z terenu miasta pochodzi również szereg znalezisk luźnych związanych z osadnictwem pradziejowym. Najstarszym chronologicznie zabytkiem jest neolityczny kubek z ornamentem sznurowym20. Najliczniejszą grupę znalezisk stanowią siekierki brązowe (z podniesionymi brzegami, ze skrzydełkami oraz jeden egzemplarz reprezentujący typ armorykański) datowane na II–III okres epoki brązu21. Ponadto nóż brązowy z rękojeścią zakończoną kółkiem22, dwie klingi sztyletów23 oraz dwa żelazne umba24. Zabytki te znajdowały się kiedyś w Städtisches Museum Königsberg (Neumark), Muzeum Marchijskim oraz w Muzeum Prehistorycznym w Berlinie25. Do znalezisk chronologicznie późniejszych zaliczyć można skarby monet rzymskich z I i II w. n.e. oraz srebrnych arabskich z X w. n. e.26 Niestety nie są znane dokładne miejsca odkryć tych zabytków. 19 Według Mirowa owe ornamenty w kształcie rozet-słońc miałyby być „prastarą aryjsko-germańską formą zdobień”, która przetrwała aż do średniowiecza. 20 A. Götze, dz. cyt., s. 8. 21 A. Lissauer, Dritter Bericht über die Tätigkeit der von Deutschen Anthropologischen Gesellschaft gewählten Kommission für prähistorische Typenkarten, ZfE 38 (1906), s. 842, nr 248; W. Bohm, Die ältere Bronzezeit in der Mark Brandenburg (z serii: „Vorgeschichtliche Forschungen” 9), Berlin–Leipzig 1935, s. 106, 117, 123, 140. Zob. też J. Kostrzewski, dz. cyt., s. 256; Teczka Archiwalna w Dziale Archeologii Muzeum Narodowego w Szczecinie (dalej: DA MNS), powiat: Chojna, miejscowość: Chojna, nr inw. 3201. 22 W. Bohm, dz. cyt., s. 142. Waldtraut Bohm, wymieniając ten zabytek, powołuje się na rękopis niejakiego Voigta. Chodzi za pewne o nauczyciela C.F.W. Voigta, który w 1874 r. wydał w Chojnie pracę dotyczącą znalezisk archeologicznych pochodzących z terenu i okolic miasta – zob. W. Hindenburg, dz. cyt., s. 772, przyp. 1; O. Ammon, Mittheilungen aus der Lokalvereinen. Anthropologische Kommission des Karlsruher Alterthumsvereins, „Correspondenz-Blatt der deutschen Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte” 19 (1887), s. 60. Niestety, autorowi niniejszego opracowania nie udało się dotrzeć ani do tej pracy, ani do wzmiankowanego manuskryptu. 23 W. Bohm, dz. cyt., s. 118, 120. 24 G. Kossina, Die Karte der germanischen Funde in der frühen Kaiserzeit (etwa 1–150 n. Chr.). Vorbemerkung von Ernst Petersen in Breslau, „Mannus. Zeitschrift für Vorgeschichte” 25 (1933), s. 20, nr 112; M. Jahn, Die Bewaffnung der Germanen in der älteren Eisenzeit etwa von 700 v. Chr. bis 200 n. Chr., Würzburg 1916, s. 172–174, 248, ryc. 197. 25 M. Jahn, dz. cyt., s. 172–174; J. Kostrzewski, dz. cyt., s. 256. 26 C.F.W. Voigt, dz. cyt., s. 47. 11 Michał Gierke Do niezwykle interesujących znalezisk należą zapewne relikty drogi z bali drewnianych, odkryte przy Lazarettstraße (dziś ul. Szkolna). Odkrycie to znane jest niestety jedynie z lakonicznej wzmianki w artykule dotyczącym początków miasta, autorstwa Roberta Reichego27. Twierdzi on, że droga przypominała tego samego typu drogę znajdującą się w 1124 r. w Wolinie, znaną z opisu w żywocie św. Ottona z Bambergu. Reiche stawia również hipotezę, iż droga prowadziła od rynku w kierunku zachodnim, aż do Rurzycy, zgodnie z biegiem dzisiejszej ul. Szkolnej. Badania w latach 1945–1992 Podczas drugiej wojny światowej miasto zostało zniszczone w 75%28. W związku z tym w latach powojennych powstało wiele inwestycji budowlanych, mających na celu ponowne jego zagospodarowanie. Teren Starego Miasta został w 1956 r. objęty ochroną konserwatorską29. Niestety, badania archeologiczno-ratownicze przeprowadzono tylko na niektórych z inwestycji – nadzorem archeologicznym objęto jedynie wykop budowlany związany z odbudową ratusza oraz wykop pod budowę bloku mieszkalnego przy ul. Malarskiej. W latach 1960–1962 prowadzono badania archeologiczno-architektoniczne kościoła Mariackiego, związane pośrednio z projektem zabezpieczenia go jako trwałej ruiny oraz zaadaptowania na obiekt turystyczny30. Badania te dostarczyły przede wszystkim ważnych danych dotyczących faz rozbudowy kościoła. Na zlecenie Urzędu Miasta i Gminy w Chojnie wykonano w 1992 r. badania rozpoznawcze terenu rozciągającego się wzdłuż murów miejskich pomiędzy Bramą Barnkowską a Bramą Świecką. Z uwagi na to, iż wyniki badań zostały szczegółowo omówione w poszczególnych sprawozdaniach, w niniejszym opracowaniu zostaną one przedstawione w osobnych podrozdziałach. R. Reiche, dz. cyt., s. 85. S. Latour, Rewaloryzacja zabytkowych miast na Pomorzu Zachodnim, Warszawa–Poznań 1981, s. 117. 29 Decyzja nr Kl.V.-0/58/56 z 27 lutego 1956 r. 30 A. Gruszecki, J. Widawski, Ruina jako obiekt turystyczny (koncepcja zabezpieczenia i udostępnienia na przykładzie kościoła NMP w Chojnie), „Ochrona Zabytków” 1965, nr 2 (69), s. 5–22. Realizację projektu rozpoczęto w 1968 r., przerwano ją jednak na początku lat 70. Kościół został jedynie częściowo zabezpieczony. S. Kwilecki, M. Płotkowiak, Odbudowa kościoła NMP w Chojnie jako przykład koncepcji konserwacji monumentalnej architektury ceglanej, w: Cegła w architekturze środkowo-wschodniej Europy. Historia – metody badań – konserwacja, red. M. Arszyński, M. Mierzwiński, Malbork 2002, s. 136–137. 27 28 12 Stan badań archeologicznych miasta Chojna 1. Badania architektoniczno-archeologiczne kościoła Mariackiego w 1962 roku W maju 1962 r. przeprowadzono badania architektoniczno-archeologiczne kościoła Mariackiego, które były kontynuacją badań z 1960 r.31 Badania skoncentrowane były na sprawdzeniu hipotezy o zaadaptowaniu bramy miejskiej na wieżę kościoła32. Oprócz tego postanowiono zbadać przebieg oraz stan zachowania fundamentów dawnej gotyckiej wieży kościoła. Pracami kierowali Andrzej Gruszecki oraz Jarosław Widawski. Nadzór archeologiczny sprawowała Sławomira Ciepiela. Aby zrealizować pierwszy cel badań, wytyczono pięć wykopów, które przecinały hipotetyczną linię fortyfikacji (założono, że brama miejska powinna być elementem pierścienia obronnego). Pierwszy z nich znajdował się po północno-wschodniej stronie wieży, 3 m od narożnika hali kościoła. Wykop miał 10 m długości, 1–1,5 m szerokości, doprowadzono go do calca znajdującego się na głębokości 3,5 m. Bezpośrednio pod humusem oraz gruzem pochodzącym z drugiej wojny światowej znajdował się bruk z podsypką, w której zarejestrowano fragmenty naczyń pochodzące w większości z XVII w. Poniżej tej warstwy znajdował się piasek przemieszany z ziemią, w którym odkryto fragmenty szesnastowiecznej ceramiki oraz nóżkę glinianej patelni, datowaną na XVI–XVII w. Kolejną warstwę stanowiła ziemia przemieszana z gruzem, w której znajdowały się fragmenty naczyń z XVII i XVIII w. Poniżej zarejestrowano ciemną warstwę cmentarną. W warstwie tej znaleziono luźno rozrzucone kości oraz głęboką, dobrze czytelną w profilu jamę, w której zdeponowane zostały piszczele oraz czaszki ułożone częścią twarzową do dołu. Ponadto w warstwie wystąpiły fragmenty naczyń glinianych datowanych na okres od XVI do XVIII w., kilka fragmentów naczyń szklanych i szyb oraz 12 żelaznych gwoździ. Warto zaznaczyć, iż blisko calca odkryto fragmenty kamionek ze szkliwem solnym z XVIII–XIX w. W kolejnym wykopie – wytyczonym przy północnym narożniku hali kościoła – zaobserwowano silnie przemieszane warstwy, w których znajdowały się luźne kości oraz ceramika pochodząca z XVI–XIX w. W związku z brakiem reliktów hipotetycznych fortyfikacji postanowiono wytyczyć kolejne wykopy po przeciwnej stronie 31 A. Gruszecki, J. Widawski, Badania historyczno-architektoniczne Kościoła NMP w Chojnie – II faza, w maju 1962, mps w Terenowym Oddziale Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Szczecinie (dalej: NID); S. Ciepiela, Opis prac archeologicznych przeprowadzonych w m-cu maju 1962 r. przy badaniu kościoła N.M.P. w Chojnie, mps tamże. Autorowi niniejszego studium nie udało się dotrzeć do sprawozdania z badań prowadzonych w 1960 r. 32 Hipoteza dotyczyła dawnej gotyckiej wieży kościoła, która runęła w 1843 r. Nieznana jest geneza tej teorii. 13 Michał Gierke wieży. Jeden z nich znajdował się przy południowym narożniku hali kościoła, drugi natomiast w odległości 4,5 m na południowy wschód od tegoż narożnika. Eksploracji wykopów zaniechano, gdy pojawiła się warstwa cmentarna. W czasie eksploracji warstw młodszych nie zarejestrowano zabytków. Ostatni, piąty wykop wykonano „przy najbliższej przecinającej zakładaną linię fortyfikacji”33. W miejscu wytyczenia wykopu znajdował się kolektor, którego wkop zniszczył nawarstwienia kulturowe. Analiza stratygrafii wykopów oraz wydobytych materiałów zabytkowych wykazała, że przy kościele istniał cmentarz użytkowany przez kilka stuleci, który był wielokrotnie niwelowany. Należy podkreślić, iż wszystkie starsze zabytki znajdowały się w warstwach wtórnych (m.in. w podsypce pod bruk). Z tego też względu chronologię nawarstwień ustalono na XVIII–XIX w. Brak reliktów potencjalnej fortyfikacji dowiódł, iż hipoteza o adaptacji bramy miejskiej na wieżę kościoła okazała się nieprawdziwa34. Dodatkowego argumentu przeciwko tej hipotezie dostarczyła druga część badań, w czasie której odsłonięto relikty starej wieży. Forma cokołu wieży nie wskazywała na budowlę typu obronnego. W trakcie badań wykonano trzy wykopy. Wykop pierwszy znajdował się przy północnym styku wieży i nawy kościoła (długość odpowiednio 1,8 m oraz 4,5 m). Podczas eksploracji tegoż wykopu odsłonięto relikty murów na różnych głębokościach. Na głębokości 113 cm od reperu znajdował się gotycki mur ceglany grubości 1,5 cegły i długości 175 cm, który dobijał prostopadle do korpusu kościoła. Ów mur posadowiony był na fundamencie kamiennym, którego wkop dochodził do głębokości 240 cm od reperu i ze względu na brak związku z murem kościoła został zinterpretowany jako fragment ogrodzenia. Po wykonaniu niezbędnej dokumentacji rozebrano go. Na głębokości 147 cm od reperu znajdowała się odsadzka cokołu starej wieży. Ów cokół został przerwany w odległości ok. 1,4 m od lica nawy fundamentem wieży neogotyckiej35. Na tej podstawie można wnioskować, iż w miejscu, gdzie występują fundamenty dziewiętnastowiecznej wieży, fundament starej wieży został całkowicie zniszczony. Cokół wykonany z ciosów kamienia eratycznego leżał na fundamencie wykonanym z podobnego materiału i posadowionym bezpośrednio na calcu (krawędź górna znajdowała się na głębokości 230 cm, dolna zaś 436 cm od reperu). Górna, zaokrąglona odsadzka cokołu (o szerokości 13–17 cm) 33 A. Gruszecki, J. Widawski, Badania... Nie podano dokładnej lokalizacji wykopu (również na planie sytuacyjnym) ani nie wykonano jego dokumentacji rysunkowej. 34 Owa hipoteza utrzymywała się jednak jeszcze w późniejszych latach. Por. Z. Konarzewski, Opinia w sprawie zabezpieczenia uszkodzonego filara prezbiterium kościoła w Chojnie, Warszawa 1965, mps w NID. 35 Miejsce to zgodne jest z zasięgiem występowania reliktów starej wieży w murze wieży neogotyckiej. 14 Stan badań archeologicznych miasta Chojna związana była ze znajdującym się powyżej murem. Ponadto w dolnej partii cokołu znajdowała się prosta odsadzka. Przebieg cokołu zgodny był z reliktami murów starej wieży, od strony północnej dobijał do niego mur korpusu budowli. Kolejny wykop wytyczono przy południowym styku wieży i korpusu (nie podano wymiarów). W trakcie jego eksploracji odsłonięto relikty cokołu starej wieży, analogiczne do reliktów znajdujących się w wykopie pierwszym. Ostatni wykop zrealizowano wewnątrz budowli przy zachowanej wschodniej ścianie dawnej wieży u północnej podstawy charakterystycznej dużej blendy ostrołukowej, w której znajduje się przejście z kruchty wieżowej do nawy głównej36. W profilu ziemnym wykopu na głębokości ok. 155 cm od reperu zarejestrowano warstwę gliny, pod którą znajdowała się warstwa gruzu. Na głębokości 170 cm od reperu znajdowała się warstwa spalenizny. Ze względów technicznych interpretacja stratygrafii nie była jednak możliwa. Odsłonięcie cokołu pozwoliło zaś stwierdzić, iż blenda była pierwotnie wielkim ostrołukowym otworem. Dzięki analizie dolnej części glifu otworu ustalono dawny poziom gruntu – znajdował się on o 60–70 cm niżej od poziomu ówczesnego (1962) oraz niżej od poziomu piętnastowiecznego. Odsadzka cokołu znajdowała się zaś na tym samym poziomie, co odsadzki odkryte w wykopach na zewnątrz. Poza programem prac przeprowadzono wstępne badania kaplicy Mariackiej, która znajduje się przy południowej nawie bocznej. Odkuto prawe ościeże wnęki profilowanej, po czym zaniechano dalszych prac, ponieważ mogły się okazać czasochłonne. Na podstawie analizy stylistycznej architektury wnętrza kaplicy wydatowano ją na XIV w. Badania dowiodły, że architektura starej wieży jest we wszystkich elementach jednorodna. Niezwykle ważna dla poznania faz rozbudowy świątyni okazała się analiza stosunku fundamentów i cokołu starej wieży do fundamentu i cokołu korpusu kościoła, która udowodniła, iż wieża została wzniesiona wcześniej (być może w pierwszej połowie XIV w.) i pierwotnie była częścią poprzedniej budowli37. 36 Zachodnia ściana korpusu nawowego to w rzeczywistości wschodnia ściana dawnej wieży. Zob. Die Kunstdenkmäler der Provinz Brandenburg, Bd. 7, H. 2: Die Stadt Königsberg, bearb. v. W. Hoppe, G. Voß, Berlin 1928, s. 38; K. Kalita-Skwirzyńska, Dokumentacja historyczno-architektoniczna kościoła Mariackiego w Chojnie. Wykonana na zlecenie BDZ w Szczecinie, Szczecin 1997, mps w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Szczecinie (dalej: WUOZ); S. Kwilecki, M. Płotkowiak, dz. cyt., s. 135. 37 Wcześniejsze próby określenia czasu powstania gotyckiej wieży okazały się zatem błędne, gdyż zawsze zakładano, że wieża została dobudowana do korpusu. Por. chociażby: H. Braune, Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M. Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren, Königsberg Nm. 1907, s. 11; M. Säume, Heinrich Brunsberg ein spätgotischer Baumeister, „Baltische Studien”, Neue Folge 28 (1928), s. 257–258; Die Kunstdenkmä- 15 Michał Gierke W kościele Mariackim przeprowadzono również prace ziemne w czasie prac inwentaryzacyjnych w 1990 r.38 Badania prowadzone były bez nadzoru archeologicznego. Wykonano cztery wykopy sondażowe wewnątrz budowli w celu weryfikacji hipotezy o formie bryły wcześniejszego kościoła39. Wyniki badań nie potwierdziły tej hipotezy. Należy jednak zaznaczyć, iż w czasie ich realizacji zniszczono nawarstwienia kulturowe oraz liczne pochówki. Nie wykonano niezbędnej dokumentacji rysunkowej ani fotograficznej, a jedynie dość lakoniczny opis. Przed przystąpieniem do badań nie wykonano koniecznej kwerendy, ponieważ jeden z wykopów usytuowano w miejscu realizacji badań z 1962 r. (przy granitowej ościeży). Warto dodać, iż w kościele były prowadzone również ratownicze badania archeologiczne w latach 1994 i 1995, jednakże sprawozdania z ich przebiegu są niedostępne. Wzmiankowane są jedynie w innych opracowaniach dotyczących świątyni40. Badania prowadzono wewnątrz kościoła przy wykopach pod fundamenty nowych filarów. W czasie ich realizacji odkryto liczne pochówki w kryptach oraz nawarstwienia związane z osadnictwem kultury łużyckiej. 2. Badania archeologiczno-ratownicze w wykopie budowlanym przy ratuszu W latach 1977–1986 wykonywano prace budowlano-konserwatorskie w związku z odbudową gotyckiego ratusza41. Inwentaryzacja budowli została wykonana przez Pracownię Konserwacji Zabytów w 1959 r.42 Projekt odbudowy ler..., s. 38. Niektórzy badacze, analizując formę cokołu wieży, przesuwają jej datowanie nawet na XIII w. Tak np. M. Płotkowiak, D. Płotkowiak, I. Całus, Wieża kościoła NMP w Chojnie. Założenia techniczno-ekonomiczne, Szczecin 1996, mps w Parafii pw. św. Trójcy w Chojnie. 38 Kościół NMP w Chojnie. Inwentaryzacja, cz. 1, Szczecin 1990, mps w WUOZ. 39 Do niedawna uważano, iż wcześniejszy, granitowy kościół zakomponowany był na planie krzyża greckiego. Hipotezę taką jeszcze w XIX w. przedstawił niejaki Richter na podstawie reliktów odkrytych w czasie regotyzacji w latach 1882–1883. Zob. Die Kunstdenkmäler..., s. 42–43; K. KalitaSkwirzyńska, Rozwój urbanistyki i architektury Chojny w okresie średniowiecza, w: Terra Transoderana. Sztuka Pomorza Nadodrzańskiego i dawnej Nowej Marchii w średniowieczu, red. M. Glińska, K. Kroman, R. Makała, Szczecin 2004, s. 104, il. 5. 40 Zob. Taż, Ruina kościoła Mariackiego. Sprawozdanie z przebiegu prac przy odbudowie kościoła. 1992-1995, Szczecin 1997, mps w WUOZ, s. 9; taż, Sprawozdanie z przebiegu prac przy odbudowie kościoła Mariackiego za 1997 rok, Szczecin 1997, mps w WUOZ, s. 33. 41 K. Kalita-Skwirzyńska, Ratusz w Chojnie. Dokumentacja z przebiegu prac budowlano-konserwatorskich w okresie od 15.09.77 do 22.07.86, Szczecin 1986, mps w NID. 42 R. Kamiński, Chojna – ratusz. Badania archeologiczno-ratownicze w wykopie budowlanym przy ratuszu staromiejskim, Szczecin 1979, mps w DA MNS. 16 Stan badań archeologicznych miasta Chojna ratusza przewidywał odbudowę kramów istniejących w XVI w. przy wschodniej elewacji43. Wytyczono w tym celu wykop budowlany o długości 38 m i szerokości 7 m, który objęty został nadzorem archeologicznym kierowanym przez Romana Kamińskiego44. Wykop został, niestety, zrealizowany za pomocą sprzętu mechanicznego. Z tego powodu badania ograniczyły się do analizy oraz dokumentacji trzech profili ziemnych oraz lica fundamentu ratusza. Jedynie wykonane w trakcie badań poszerzenie wykopu o 2 m w stronę północną, które doprowadziło do odkrycia reliktów latryny, eksplorowane było metodycznie. Wykop został na całej swej powierzchni doprowadzony do calca, który wystąpił w postaci białego średnioziarnistego piasku oraz zbitej zielonkawej gliny. Obserwacja stratygrafii oraz szczegółowa analiza zebranego materiału zabytkowego pozwoliły na wyróżnienie trzech faz osadniczych. Najstarsza z wyodrębnionych faz związana jest z osadnictwem ludności kultury łużyckiej. Ślady tego osadnictwa zarejestrowano w warstwie zalegającej bezpośrednio na calcu. Związane z nim jest też siedem obiektów wkopanych w calec, zaobserwowanych na wschodnim profilu. Obiekty te uznane zostały w większości za jamy zasobowe. Jedynie obiekt, który znajdował się pomiędzy 15,4 a 17,9 m wschodniego profilu, miał inny charakter. Na jego spągu zalegała warstwa spalenizny o miąższości 10 cm, w której znajdował się bruk kamienny, tak więc uznano, iż mogą to być relikty półziemianki. Na szczególną uwagę zasługuje również obiekt zarejestrowany w południowej części wschodniego profilu – przykrywał go zalegający na stropie warstwy „łużyckiej” kamień o wymiarach 42 na 50 cm. Materiał ceramiczny odkryto jedynie w obiekcie znajdującym się na 32 m tegoż profilu. Z jamy tej oraz z samej warstwy wydobyto łącznie 58 fragmentów ceramiki, w tym dwa fragmenty brzegów oraz cztery fragmenty den, z których jedną grupę stanowią naczynia o chropowatej, a drugą o wygładzonej powierzchni zewnętrznej. Część z nich zdobiona była ornamentem w postaci szerokiego żłobka, który charakterystyczny jest dla naczyń grupy górzyckiej kultury łużyckiej. Na podstawie analizy materiału osadę wydatowano na wczesny okres epoki żelaza. Ze względu na charakter badań nie udało się jednak określić jej zasięgu oraz funkcji. Druga faza osadnicza powiązana została z okresem późnego średniowiecza. Najstarsze trzy warstwy należące do tej fazy zalegają bezpośrednio na warstwie „łużyckiej” i tworzą dość ciekawą sekwencję: warstwa oznaczona numerem VIIb, będąca czarną próchnicą ze spalenizną, zalega bezpośrednio na 43 Kramy przy ratuszu poświadczone są przez źródła pisane oraz przez odnalezione na wschodniej fasadzie ratusza relikty haków służących do podwieszenia dachów pulpitowych. Zob. tamże. 44 Tamże. 17 Michał Gierke warstwie łużyckiej i występuje na przestrzeni ok. 7 m w środkowej części profilu wschodniego; warstwa VIIa, w postaci czystej żółtej gliny, zalega bezpośrednio na warstwie VIIb na rozpiętości ok. 4,5 m, jej strop jest płaski; warstwa VII zaś przykrywa mały odcinek warstwy VIIa oraz warstwę „łużycką” w południowej części profilu. Według Romana Kamińskiego spalenizna jest być może śladem pożaru, który strawił miasto na przełomie lat 1316 i 131745. Warstwa VIIa natomiast zinterpretowana została jako klepisko budynku o konstrukcji drewnianej. Materiał ceramiczny w postaci fragmentów naczyń wykonanych z ceramiki siwej umożliwił ustalenie chronologii tych nawarstwień na XIII i początek XIV w. oraz połączenie ich z wczesną fazą funkcjonowania osady lokacyjnej. Kolejne poziomy tworzą warstwy niwelacyjne związane z funkcjonowaniem potwierdzonego w źródłach pisanych domu kupca, później ratusza46. Datowane one są na podstawie analizy pochodzących z nich fragmentów zabytków ceramicznych na XIV w. Z osadnictwem późnośredniowiecznym związane są też relikty fundamentów trzech budynków, które usytuowane były wzdłuż wschodniej ściany ratusza. Oba budynki znajdowały się w odległości ok. 4–5 m od lica wschodniej ściana ratusza. Pierwszy z nich zarejestrowano w południowej części wykopu, natomiast drugi w rogu północno-wschodnim. Obie budowle posadowione zostały na solidnych fundamentach kamiennych i kamienno-ceglanych. Budynek pierwszy nie był podpiwniczony, natomiast w dobrze zachowanej piwnicy drugiego budynku znajdował się wydatowany na XVII w. materiał ceramiczny, pochodzący z zagruzowania. Według Romana Kamińskiego owe budynki, ze względu na użytą do ich wznoszenia cegłę gotycką, można powiązać ze wzmiankowanymi w 1433 r. trzema kamienicami47. Zapewne z drugim budynkiem związana była latryna, której pozostałości odkryto w poszerzeniu wykopu (północno-wschodnia część). Latryna była posadowiona na calcu, miała wymiary 2,5 na 2,25 m, jej zachowana część wzniesiona została z cegły na zaprawie wapiennej48. Wypełnisko obiektu stanowiło sześć warstw. W spągu obiektu zaobserwowano drobny gruz. Wyżej znajdowały się 45 Nie wiadomo, o jaki pożar chodzi. R. Kamiński powołuje się na pracę Z. Radackiego, Ratusz w Chojnie z 1960 r. W źródłach pisanych nie ma wzmianki o pożarze miasta w tych latach. Por. Codex diplomaticus Brandenburgensis, Haupttheil I, Bd. XIX, hg. v. A. Riedel, Berlin 1860 (dalej: CDB), XVI–XVIII, s. 181–184. 46 Pierwsza wzmianka o chojeńskim „Cophuse” znajduje się w dokumencie datowanym na 6 stycznia 1409 r. CDB CXCVII, s. 302–303. W dokumencie tym nie podano dokładnej lokalizacji budynku, aczkolwiek znajdował się on z całą pewnością na rynku. Por. K. Kalita-Skwirzyńska, Ratusz w Chojnie, PZP 1987, z. 3, s. 95. 47 Dokument z 14 kwietnia 1433 r. Zob. CDB CCXXXVII, s. 333–334. 48 Wyższa partia latryny została zniszczona w trakcie realizacji wykopu. 18 Stan badań archeologicznych miasta Chojna warstwy, w których zarejestrowano materiał zabytkowy. Ponad nimi znajdowała się warstwa spalenizny z drobnym gruzem ceglanym oraz warstwy niwelacyjne. Z latryny wydobyto znaczną liczbę zabytków ceramicznych, szklanych i metalowych, których chronologię określono wstępnie na XVI–XVII w. Ze względu na bardzo dobry stan zachowania artefakty te są niezwykle cennym źródłem do poznania historii kultury materialnej miasta i w związku z tym zostaną one pokrótce omówione. Najsłabiej reprezentowana była w latrynie ceramika siwa. Do tego gatunku ceramiki należał fragment dna i 47 fragmentów brzuśca, pochodzących najprawdopodobniej z jednego naczynia, oraz głęboka misa bez zachowanego dna. Do najciekawszych znalezisk należą zapewne trzy kamionkowe flasze (ryc. 7). Dwie z nich zachowały się w całości, trzecia zaś fragmentarycznie, aczkolwiek możliwe było odtworzenie jej pierwotnej formy. Największa flasza, o wysokości 17,6 cm, ma ścianki o grubości 0,4 cm i szkliwo o barwie kremowej (beżowej). Jej dno, o średnicy 12 cm, jest nieco wklęsłe i ma wyraźne ślady odcinania. Górną część flaszy stanowi doklejona do korpusu cylindryczna szyjka z wychylonym brzegiem i wylewem o średnicy 3 cm. Po obu stronach szyjki doklejone zostały małe ucha. Druga flasza jest mniejsza, jej wysokość wynosi 13,2 cm. Ścianki naczynia mają grubość 0,4 cm. Zewnętrzna powierzchnia naczynia ma szkliwo barwy jasnobrązowej, a wewnętrzna – barwy popielatej. Dno o średnicy 8,2 cm, podobnie jak w wypadku dużej flaszy, jest niemalże płaskie i ma ślady odcinania. Również układ górnej części naczynia jest identyczny. Trzecia z kolei flasza zachowała się jedynie w postaci dużego fragmentu od szyjki po część przydenną, jej wysokość wynosiła prawdopodobnie ok. 17 cm. Ścianki są nieco cieńsze niż w pozostałych egzemplarzach – ich grubość waha się w okolicach 0,3 cm, natomiast ich barwy są identyczne z barwami ścianek małej flaszy. Zabytek ma również doklejoną do korpusu szyjkę, jednakże nie jest ona cylindryczna, ale lekko wklęsła w połowie wysokości, wylew zaś ma średnicę 2,5 cm. Po obu stronach szyjki doklejone są małe ucha. Można przypuszczać, że dno flaszy było płaskie i miało średnicę ok. 11 cm. Roman Kamiński, interpretując flasze, twierdzi, że służyły one do przechowywania i transportu płynów oraz że na podstawie analogicznych znalezisk z dziedzińca Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie oraz ze szwedzkiego miasta Malmö należy je datować na okres od połowy XVI do końca XVII w. Wydaje się, iż chojeńskie flasze wykazują cechy, które pozwalają połączyć je z produktami określanymi mianem kamionki waldenburskiej49. 49 Możliwość taką sygnalizował również Eugeniusz Cnotliwy, porównując chojeńskie flasze do podobnych zabytków odkrytych w Szczecinie. E. Cnotliwy, Importy ceramiczne z XVI–XVII w. w Szczecinie, MZP 33 (1987), s. 236. 19 Michał Gierke W szczególności mała flasza ma cechy charakterystyczne dla tego rodzaju zabytków, mianowicie ślady odcinania dna oraz brązowe szkliwo50. Flasza duża również ma odcinane dno, ale jej powierzchnia jest barwy kremowej. Potwierdzenie saskiej proweniencji dla fragmentu trzeciej flaszy wydaje się niemożliwe ze względu na brak dolnej jej części. Jednoznaczne potwierdzenie tejże proweniencji oraz ustalenie dokładnej chronologii dla pozostałych flasz jest również niemożliwe, ponieważ w sprawozdaniu z badań pominięto opis tak istotnych cech technologicznych omawianych naczyń, jak poziom stopienia domieszki czy chociażby barwa przełomu51. Wśród pozyskanych z wypełniska latryny zabytków kamionkowych znalazł się również fragment słoika interpretowanego jako naczynie apteczne i datowanego na XVI w. Najliczniej w latrynie wystąpiły naczynia gliniane wypalane w atmosferze utleniającej na czerwono (ryc. 8). Ten gatunek ceramiki reprezentowany jest przez cztery formy: garnki, dzbany, talerze i misy. Większość zabytków (93,1 % całego zbioru) to naczynia mające szkliwione wnętrza. Cztery z wydobytych z latryny garnków zachowały się w całości. Ponadto zarejestrowano siedem fragmentów brzuśców oraz sześć fragmentów den. Naczynia te pod względem formalnym nie są między sobą szczególnie zróżnicowane. Wszystkie charakteryzują się przysadzistą formą z baniastym brzuścem bez wyodrębnionej szyjki. Brzuśce naczyń, które dekorowane są ornamentem żeberkowym, swą maksymalną wydętość mają mniej więcej w połowie wysokości naczyń. Dna garnków są płaskie lub lekko wklęsłe. Wszystkie naczynia powleczono szkliwem w różnych odcieniach barwy brązowej. Roman Kamiński, powołując się na analogiczne znaleziska pochodzące z Cedyni oraz ze Stargardu, ustalił chronologię zabytków zamykającą się w ramach od drugiej połowy XVI do pierwszej połowy XVII w. W omawianym zbiorze ceramiki czerwonej znalazły się dwa dzbany. Jeden z nich zachował się w całości. Jest to mały dzbanek o baniastej formie z krótką szyjką. Jego dno jest wyodrębnione i płaskie. Naczynie zaopatrzono w doklejone do korpusu grube kabłąkowate ucho. Szkliwo znajdujące się wewnątrz ma barwę żółtą. Drugi dzban zachował się fragmentarycznie. Ma on bardzo grube ucho doklejone do taśmowatego, mocno wychylonego wylewu. Talerze reprezentowane są przez jedno całe oraz pięć częściowo zachowanych naczyń. Analiza ich form doprowadziła do wyodrębnienia dwóch typów. Do typu pierwszego zaliczono talerze z lekko wklęśniętymi dnami i zgrubionymi, trójkątnymi w przekroju brzegami. 50 Por. M. Rębkowski, Nowe znaleziska średniowiecznej kamionki waldenburskiej w północnej Polsce, w: Archaeologia et historia urbana, red. R. Czaja, G. Nawrolska, M. Rębkowski, J. Tandecki, Elbląg 2004, s. 422. 51 O znaczeniu tych cech zob. M. Rębkowski, Średniowieczna ceramika miasta lokacyjnego w Kołobrzegu, Kołobrzeg 1995, s. 39–40. 20 Stan badań archeologicznych miasta Chojna Wnętrza talerzy zdobione są malowanymi ornamentami geometrycznymi i florystycznymi o barwach zielonej, brązowej i żółtej. Naczynia typu drugiego różnią się jedynie formowaniem części przydennej (załomu). Z latryny wydobyto także misę w kształcie palmety, zdobioną na zewnątrz żebrowaniem, a wewnątrz malowaną w żółto-brązowe paski, oraz fragment rynienkowatej patelni zdobionej głębokimi rowkami. Wszystkie zabytki wykonane z tego gatunku ceramiki zostały, na podstawie analogii, wydatowane na XVI–XVII w. Drugą najliczniej reprezentowaną grupę ceramiki naczyniowej stanowią naczynia wykonane z glin kaolinowych, określane jako naczynia z białej glinki (ryc. 9 i 10). Gatunek ten reprezentowany jest przez pięć form: garnki, kubki, dzbany, misy i talerze. Garnki podzielono na dwa typy, ze względu na uformowanie brzegów. Typ I to garnki baniaste, ze zgrubiałymi brzegami i rozszerzonymi krawędziami wylewów oraz zaznaczonymi okapami. Średnice wylewów wynoszą 10–16 cm. Garnki szkliwione są wewnętrznie na zielono i żółto. Do drugiego typu zaliczono naczynia, które nie mają wyodrębnionych szyjek, a brzegi ich przechodzą bezpośrednio w baniasty brzusiec. Garnki obu typów charakteryzują się dobrym wypałem. Glina została schudzona domieszką w postaci drobnoziarnistego piasku. Oba typy datowane są na XVI–XVII w. Identyczną chronologię ustalono dla jedynego wykonanego z białej glinki kubka. Trzy wydobyte z latryny dzbany określono jako naczynia jednego typu. Wszystkie mają takie same rozmiary. Formy ich są smukłe, natomiast brzegi zgrubione i wychylone na zewnątrz. Jeden egzemplarz ma ponadto wrąb na pokrywę. Wszystkie mają wewnętrzne szkliwo barwy brązowej. Środkowe partie naczyń zdobione są żebrowaniem. Dna są płaskie i mają ślady odcinania. Misy reprezentowane są przez jeden egzemplarz zachowany fragmentarycznie. Naczynie nie jest szkliwione i ma pofalowany wylew o przekroju trójkątnym. Ze względu na brak analogii nie ustalono chronologii tego zabytku. Z latryny wydobyto także cztery fragmenty talerzy z malaturą, których chronologię ustalono na XVI–XVII w., dwie nóżki patelni oraz fragmenty dwóch kafli (garnkowy i płytowy). Drugą najliczniejszą kategorią zabytków znalezionych w latrynie były wyroby szklane (ryc. 11 i 12). Zarejestrowano kilkadziesiąt fragmentów szyb okiennych – była to stłuczka w różnych odcieniach barwy zielonej. W całości zachowała się tylko jedna tafla szklana. Jest to szyba o kształcie romboidalnym z krawędziami przystosowanymi do montażu w ołowianej ramce. Stwierdzono, że szyby zostały wykonane techniką wydmuchiwania i w związku z tym ich chronologię ustalono na XVI–XVII w. Dość bogaty asortyment reprezentują naczynia szklane stołowe wydobyte z latryny. Są wśród nich dzbanki, butelki, czarki, puchary, szklanki, kieliszki. Szczególną uwagę zwraca mały dzbanek, który zachował się prawie całkowicie. Jego wysokość wynosi 12,4 cm, średnica dna 6 cm, 21 Michał Gierke a grubość ścianek 0,5 cm. Jest on wykonany ze szkła kobaltowego, ma baniasty brzusiec i wyodrębnioną szyjkę zwężającą się ku górze, z tulipanowato wychylonym wylewem. Brzusiec zdobiony jest wałkiem szklanym, który oplata go spiralnie aż do dna. Wałkiem zostało również zaakcentowane miejsce przejścia szyjki w brzeg. Dno naczynia nosi ślady odcinania. Stwierdzono, że tego typu zabytki nie są dobrze znane z inwentarzy i w związku z tym chojeński dzbanek, ze względu na kunszt wykonania, pochodzi prawdopodobnie z hut czeskich lub śląskich. Innym wartym uwagi zabytkiem jest fragment humpena (tzw. Passglas) z białego przezroczystego szkła. Jego korpus jest cylindryczny i ma płaską, doklejaną stopkę. Zdobiony jest czterema taśmowatymi obręczami z nacięciami. Styk korpusu ze stopką zaznaczony został dodatkową obręczą bez nacięć. Naczynie to, na podstawie analogii do naczynia znalezionego w Szczecinie, zostało dokładnie wydatowane na pierwszą połowę XVII w. W wypełnisku latryny odnaleziono również kilka fragmentów szklanych naczyń aptecznych, których chronologię ustalono na XVII–XVIII w. Ponadto z obiektu uzyskano kilka zabytków metalowych. Były pośród nich żelazne gwoździe ciesielskie, ołowiane oprawki szyb witrażowych oraz dobrze zachowane żelazne nożyce o długości 18 cm. Ze względu na to, iż chronologia większości zabytków została ustalona na XVI–XVII w., takie ramy czasowe przypisano również użytkowaniu latryny, której funkcję w późniejszych czasach przejęła studzienka kanalizacyjna usytuowana w tym samym miejscu. Z trzecią, nowożytną, fazą osadniczą połączone zostały warstwy niwelacyjne, w których nie zarejestrowano materiału zabytkowego. Wiążą się one z pewnością z odbudową miasta po zniszczeniach wojny trzydziestoletniej. W części profilu wschodniego oraz na profilu południowym znajdowały się fragmenty osiemnastowiecznego bruku z podsypką, wykonanego z obrabianej kostki granitowej. Z fazą tą powiązano też relikty dwóch głęboko fundamentowanych piwnic, których mury wykonane zostały z cegły maszynowej, oraz relikty budynków interpretowanych jako dobudówki kamienic. Ponadto odkryto również kilka płytko fundamentowanych murków ceglanych, które uznano za pozostałości po lekkich konstrukcjach używanych w trakcie prac budowlanych prowadzonych przy ratuszu w drugiej połowie XIX w. Najwyższe warstwy w postaci spalenizny i gruzu ceglanego wytworzone zostały podczas drugiej wojny światowej. Realizacja wykopu doprowadziła również do odsłonięcia fundamentów ratusza na przestrzeni 37 m od narożnika północno-wschodniego. Zaobserwowano, że dany odcinek budowli wykazuje rozwarstwienie pod względem zarówno użytego materiału, jak i techniki wykonania fundamentów, i na tej podstawie stwierdzono dwufazowość rozbudowy obiektu. Wyraźną granicę pomiędzy dwoma wyróżnionymi fazami stanowiła szczelina dylatacyjna odkryta na 21,7 m od pół- 22 Stan badań archeologicznych miasta Chojna nocno-wschodniego narożnika52. W fundamencie części północnej ratusza dało się zaobserwować cztery warstwy. Pierwszą z nich stanowiło pięć poziomów starannie dobranych i dobrze obrobionych kamieni ułożonych na zaprawie wapiennej. Pomiędzy kamieniami znajdowały się gdzieniegdzie odcinki złożone z dachówek i cegieł. Nad warstwą kamieni znajdowała się warstwa zaprawy, w której co kilka metrów umieszczono duże kamienie. Kolejną warstwę tworzyły trzy poziomy kamieni już nie tak regularnych, jak w warstwie pierwszej. Szczeliny powstałe w wyniku niedopasowania kamieni zostały wypełnione cegłami i dachówkami. Najwyższą warstwę stanowiła zaprawa z pojedynczymi kamieniami. Wysokość fundamentu wynosiła 2,75 m (spąg – 17,85 m n.p.m., strop – 21,6 m n.p.m.). Zupełnie inny charakter wykonania wykazała część fundamentów znajdująca się za szczeliną dylatacyjną, po stronie południowej wykopu. Na tym odcinku podwaliny ratusza wykonane zostały z kamieni różnej wielkości (od 1,2 x 0,5 m do 0,15 x 0,15 m). Luki, które powstały w wyniku nierównomiernego ułożenia niedopasowanych do siebie kamieni, zostały wypełnione gliną i piaskiem. Bezpośrednio nad tą warstwą znajdował się mur wschodniej fasady ratusza. Fundament tej części budynku został posadowiony wyżej niż w części północnej – na głębokości 19,2 m n.p.m. Jego strop zarejestrowano na wysokości 21,2–21,4 m n.p.m. Podsumowując, warto nadmienić, iż w czasie badań nie odnaleziono reliktów kramów, których rekonstrukcja została zaplanowana wraz z odbudową ratusza. Badania przyczyniły się jednak znacznie do opracowania szczegółowej historii jego rozbudowy i do weryfikacji dotychczasowych poglądów na to zagadnienie53. Przede wszystkim jednak badania pozwoliły, choć w niewielkim stopniu, na poznanie historii osadnictwa oraz kultury materialnej w najważniejszej części miasta. 3. Badania archeologiczno-ratownicze w wykopie budowlanym przy ul. Malarskiej W 1979 r. nadzorem archeologicznym objęto wykop budowlany przy ul. Malarskiej54. Wykop o wymiarach 55 x 20 m zrealizowany został ciężkim 52 Inną szczelinę dylatacyjną odkrył Antoni Kąsinowski, prowadząc badania powierzchniowe piwnic znajdujących się po przeciwległej stronie ratusza. Szczelina znajdowała się w odległości 38,3 m od narożnika północno-zachodniego. R. Kamiński, Chojna – ratusz... 53 Zob. K. Kalita-Skwirzyńska, Ratusz w Chojnie..., s. 91–108. Por. chociażby M. Säume, dz. cyt., s. 259–260; Die Kunstdenkmäler..., s. 89–97; L. Kusztelski, Z. Radacki, Ratusz w Chojnie, Szczecin 1960, mps w NID. 54 R. Kamiński, Chojna – Stare Miasto. Badania archeologiczno-ratownicze w wykopie budowlanym przy ulicy Malarskiej realizowane w 1979 roku, Szczecin 1980, mps w DA MNS. 23 Michał Gierke sprzętem mechanicznym do głębokości 3,5 m – doprowadzony został na całej powierzchni do calca. Na podstawie analizy materiału zabytkowego oraz obserwacji układu stratygraficznego wyróżniono trzy fazy osadnicze. Zalegająca bezpośrednio na calcu warstwa mierzwy z próchnicą, której miąższość dochodziła do 160 cm, przyporządkowano pierwszej fazie osadniczej. Na podstawie materiału, który udało się z niej uzyskać (głównie ceramika siwa), ustalono jej chronologię na okres od połowy XIII do połowy XIV w. i powiązano ją z rozwojem miasta lokacyjnego. Z fazą tą bezpośrednio związane są dwa obiekty. Jeden z nich znajdował się w zachodniej części północnego profilu. Była to beczka o wysokości 52 cm, wykonana z klepek drewnianych o szerokości 8–10 cm. Wypełniona była mierzwą oraz próchnicą. Podobny obiekt znajdował się na profilu południowym. Składał się on z dwóch ustawionych na sobie beczek drewnianych o łącznej wysokości 140 cm. Jego wypełnisko tworzyły mierzwa oraz zabytki skórzane – fragmenty obuwia z widocznymi śladami szycia na okrętkę, paski oraz ścinki skóry. Na podstawie obecności tych zabytków przypuszczono, iż w pobliżu znajdował się być może warsztat szewski. W odniesieniu do beczek zaś, na podstawie analogii z innych miast średniowiecznych, stwierdzono, iż mogły one w przeszłości służyć jako swego rodzaju małe magazynki. Druga faza osadnicza oddzielona jest od pierwszej warstwą niwelacyjną związaną z wyrównaniem terenu w zachodniej części miasta (dolina rzeki Wrzośnicy) i stanowi jej kontynuację. Warstwy wchodzące w obręb tej fazy ukształtowały się w czasie największej prosperity miasta – materiał zabytkowy wydatowano na XIV i XV w. Górną granicę wyznacza warstwa, w której występują naczynia gliniane wypalane na czerwono. Duża liczba fragmentów naczyń oraz występowanie obiektów o charakterze gospodarczym świadczą o użytkowym charakterze warstw tej fazy osadniczej. Być może odnaleziona w wypełnisku jednego z obiektów płytka ceramiczna (zob. niżej) jest świadectwem istnienia w tym miejscu zaplecza budowlanego związanego ze wznoszonymi pod koniec XIV i na początku XV w. świątyniami (kościół klasztorny oraz fara). Jeden z obiektów, zlokalizowany w środkowej części północnego profilu, pełnił przypuszczalnie w przeszłości funkcję latryny. Obiekt został zbudowany z pali drewnianych o średnicy 6–8 cm, wkopanych w calec, rozpiętość jego ścian sięgała 50 cm. Wypełnisko obiektu stanowiły warstwa fekaliów oraz brązowa próchnica, z dużą ilością pestek, sięgająca stropu. Wewnątrz znajdował się również fragment szkliwionej płytki ceramicznej zdobionej ornamentem florystycznym. Z fazą tą związane były jeszcze dwa większe obiekty zaobserwowane w środkowej części profilu południowego. Pierwszym z nich była konstrukcja drewniana o wysokości 150 cm i szerokości 110 cm. Ściany obiektu wykonano z ułożonych na sobie grubych desek, natomiast podłogę stanowiła belka posadowiona bezpośrednio na calcu. Wewnątrz obiektu zarejestrowano 24 Stan badań archeologicznych miasta Chojna ilastą próchnicę, fragmenty ceramiki czerwonej, fragment kamionkowej misy oraz fragment dolnej części żelaznej łopaty. Drugi obiekt usytuowany był w odległości ok. 8 m na zachód od pierwszego. Obiekt zbudowano z wbitych w calec ociosanych słupów drewnianych o przekroju kwadratowym (20 x 20 cm). Z uwagi na to, iż na jednym ze słupów zaobserwowano relikty jarzma, stwierdzono, że ściany konstrukcji zbudowane były z poziomo ułożonych desek. Szerokość obiektu wynosiła 80 cm, a głębokość 250 cm (z czego 60 cm zagłębione w calec). W wypełnisku obiektu nie zarejestrowano materiału zabytkowego. Chronologia trzeciej fazy osadniczej została określona dość szeroko na czas od XVI w. do 1945 r. Na jednym z profili zarejestrowano relikty piwnic dwóch murowanych budynków (najpewniej kamienic). Roman Kamiński, powołując się na Studium historyczno-urbanistyczne Ewy Lukas oraz na obecność w wypełnisku piwnic szkliwionej ceramiki wypalanej w atmosferze utleniającej, ustalił czas wzniesienia tych budynków na „okres baroku”55. Na odcinku profilu południowego odkryto relikty brukowanej nawierzchni ulicy, prawdopodobnie z początków XVIII w. Nawarstwienia wchodzące w obręb tej fazy to jednak głównie warstwy niwelacyjne oraz zasypiskowe powstałe po zakończeniu drugiej wojny światowej. Do czasu rozpoczęcia inwestycji budowlanej w 1979 r. na omawianym terenie znajdowały się ogródki działkowe. Badania, mimo iż ograniczone zostały jedynie do obserwacji układu stratygraficznego, dowiodły, że część miasta znajdująca się przy dzisiejszej ul. Malarskiej była od późnego średniowiecza nieprzerwanie użytkowana. W początkach rozwoju miasta lokacyjnego istniał tu prawdopodobnie warsztat szewski. W XV w. być może znajdowało się na tym terenie zaplecze budowlane związane ze wznoszeniem świątyń. W czasach nowożytnych zaś powstały tu budynki mieszkalne z zapleczami gospodarczymi. 4. Badania archeologiczne Podmurza W 1992 r. na zlecenie Urzędu Miasta i Gminy w Chojnie wykonano badania archeologiczne, których głównym celem było rozpoznanie ulicy biegnącej wzdłuż murów miejskich od Bramy Barnkowskiej do Bramy Świeckiej56. 55 Z analizy historycznych kart pocztowych i fotografii lotniczych miasta sprzed 1945 r. wynika, iż omawiany obszar zabudowany był jedno- lub dwupiętrowymi budynkami o konstrukcji szachulcowej, ustawionymi kalenicowo do ulicy. Na zapleczach parceli natomiast znajdowały się nieliczne zabudowania gospodarcze. Por. R. Skrycki, Chojna. Impresje sprzed wieku / Königsberg in der Neumark. Bilder aus einer vergangenen Zeit, Szczecin 2011, s. 42. 56 E. Wilgocki, Chojna. Wyniki badań wykopaliskowych na Starym Mieście w 1992 roku, Szczecin 1992, mps w DA MNS. 25 Michał Gierke Ponadto skupiono się na identyfikacji i określeniu chronologii faz przebudowy nawierzchni ulicy, zbadaniu relacji między ulicą a znajdującymi się przy niej zabudowaniami i fortyfikacjami miejskimi oraz ustaleniu historycznego podziału parceli do niej przylegających. Aby zrealizować te cele badawcze, wytyczono wzdłuż murów miejskich, na przestrzeni ok. 400 m, cztery wykopy. W odkrytych nawarstwieniach najliczniej wystąpiła ceramika nowożytna – wypalana w atmosferze utleniającej na czerwono oraz z białej glinki. Poza tym wydobyto nieliczne fragmenty kamionki i fajansu. Ceramika średniowieczna została zarejestrowana jedynie na złożu wtórnym (10 fragmentów). Zarejestrowano również kilka zabytków żelaznych (m.in. nóż, hak, okucie). W sprawozdaniu z badań skoncentrowano się niestety jedynie na omówieniu kwestii związanych z funkcjonowaniem ulicy, toteż w sprawie zabytków kultury materialnej ograniczono się jedynie do ilościowego zestawienia wydobytych artefaktów. Na podstawie analizy układów stratygraficznych, odsłoniętych fragmentów fundamentów murów miejskich, reliktów nawierzchni ulicy oraz budynków wyróżniono cztery fazy. Faza pierwsza związana jest ze wznoszeniem fortyfikacji miejskich i jej chronologia została ogólnie określona na schyłek późnego średniowiecza57. Z uwagi na to, że na badanym obszarze nie zarejestrowano wkopów fundamentowych pod budowę muru, stwierdzono, iż został on posadowiony na calcu, a nawarstwienia kulturowe powstały już po jego wniesieniu. Wyróżniono jednakże kilka warstw, które być może powstały w czasie budowy fortyfikacji. Na podstawie analizy wypełnisk warstw ustalono, że dana część miasta w okresie późnego średniowiecza prawdopodobnie nie była zabudowana. Chronologię drugiej fazy określono na XVII w. Nawarstwienia identyfikowane z tą fazą stanowią głównie warstwy gruzowo-niwelacyjne. Zinterpretowano je jako powstałe podczas porządkowania miasta po zniszczeniach wojny trzydziestoletniej. W czasie przed zniszczeniem badany obszar był zabudowany stosunkowo solidnymi budynkami, o czym świadczy obecność gruzu i fragmentów murów ceglanych w wypełniskach warstw. Za dodatkowy wyznacznik chronologiczny uznano zarejestrowany w nawarstwieniach materiał ceramiczny – fragmenty naczyń z białej glinki oraz wypalanych na czerwono. Do fazy tej należy również najstarszy, odkryty w wykopie w pobliżu Bramy Świeckiej, fragment ulicy. Był to pas bruku z posypką o szerokości ok. 50 cm, którego krawędź południowa znajdowała się w odległości ok. 3,3 m od muru miejskiego, natomiast krawędź północna zaakcentowana była ciasno przylegającymi do siebie owalnymi kamieniami. Kamienie miały średnicę ok. 30 cm. Pomiędzy brukiem W połowie XIV w. zostało określone miasto jako die hoge feste. K. Kalita-Skwirzyńska, Rozwój urbanistyki..., s. 104–105. 57 26 Stan badań archeologicznych miasta Chojna a murem występowały skupiska kamieni (prawdopodobnie elementy tej samej konstrukcji). Analiza stratygrafii dowiodła, że na tym odcinku ulica została wybrukowana jeszcze przed porządkowaniem terenu po wojnie trzydziestoletniej. Kolejna faza związana jest wyłącznie z funkcjonowaniem ulicy przymurnej. Jej chronologię wyznaczono, powołując się na źródła pisane, dokładnie na lata 1704–1945. Fazę tę podzielono na kolejne trzy „podfazy” związane ze zmianami nawierzchni ulic. Najstarsza nawierzchnia ulicy miała szerokość ok. 4 m i dobijała do muru miejskiego. Z drugiej „podfazy” zachowały się tylko nieliczne relikty ulicy (pojedyncze kamienie z podsypką). Najmłodszy poziom ulicy tworzył bruk kamienny z wyodrębnionym rynsztokiem. Stwierdzono, że w pobliżu Bramy Świeckiej ulica nie dobijała do muru miejskiego, natomiast jej północny kraniec był wyznaczony przez prostokątne kamienie58. Warto zaznaczyć, iż najlepiej zachowany fragment brukowanej ulicy odsłonięto w wykopie zlokalizowanym w pobliżu Bramy Barnkowskiej. W miejscu tym ulica miała dwie jezdnie rozdzielone rynsztokiem o głębokości ok. 15 cm. Bruk został ułożony bardzo starannie z dobieranych kamieni, jego chronologię ustalono na koniec XIX w. Z trzecią fazą powiązano również relikty budynku, które pozwoliły na wyznaczenie historycznej linii zabudowy w pobliżu Bramy Świeckiej. Stwierdzono, że budynek było oddalony o 10 m od muru miejskiego, natomiast sam układ zabudowy był nieregularny i luźny59. Istnieją również przesłanki, by uznać, iż linia zabudowy w pobliżu Bramy Barnkowskiej przebiegała w odległości 4 m od muru miejskiego. Nawarstwienia związane z czwartą fazą narastały w latach 1945–1992 i zostały określone jako warstwy „gruzowo-niwelacyjno-śmietniskowe”. Powstały one w czasie wznoszenia bloków mieszkalnych przy ul. Bolesława Chrobrego. Część terenu była i jest do tej pory użytkowana jako ogródki działkowe. Podsumowując, należy zaznaczyć, że z uwagi na niewielką liczbę odkrytych reliktów zabudowań nie udało się określić dawnego podziału parceli miejskich na tym obszarze. Wykazano natomiast, iż w późnym średniowieczu teren ten nie był zabudowany60. Pierwsza brukowana nawierzchnia ulicy pojawiła się w XVII w. Ulica funkcjonowała przez następne stulecia aż do drugiej wojny światowej. 58 Z analizy archiwalnych fotografii ulicy wynika, że w niektórych miejscach jednak dobijała ona do muru miejskiego. Por. np. Schwedter Torturm, 1401/1500, Chojna, Foto Marburg, AufnahmeNr. KBB 12.963, http://www.bildindex.de/?+pgesamt:%27chojna%27#|0 (22.08.2012). 59 Potwierdzają to liczne historyczne fotografie omawianego obszaru. Por. R. Skrycki, dz. cyt., s. 39, 52, 55, 59. 60 Należy pamiętać, że wszystkie cztery wykopy zostały usytuowane przy murach miejskich. Wydaje się zatem, że teren ten nie był zabudowany w średniowieczu z czysto praktycznych względów – obszar ten w czasie ewentualnej obrony miasta pełnił funkcje komunikacyjne, a zabudowania zapewne utrudniałyby tę komunikację. 27 Michał Gierke 5. Badania powierzchniowe, Archeologiczne Zdjęcie Polski i luźne znaleziska W 1986 r., w związku z realizacją Archeologicznego Zdjęcia Polski, przeprowadzono badania powierzchniowe terenu miasta oraz najbliższej jego okolicy. Badania powierzchniowe prowadzono również w 1959 r. na znajdującej się na terenie Chojny osadzie kultury łużyckiej. Ponadto znane są nieliczne znaleziska luźne pochodzące z terenu miasta. W 1959 r. Ryszard Wołągiewicz przeprowadził badania powierzchniowe na osadzie kultury łużyckiej znajdującej się w południowo-wschodniej części miasta przy ul. Polnej61. Stanowisko znajdowało się na łagodnym wyniesieniu (płaskowyżu), które zostało jednak zniszczone przez funkcjonującą tam żwirownię. W czasie badań istniały jeszcze zachodni i południowy stok wzniesienia. W południowym profilu wyrobiska zarejestrowana została warstwa kulturowa, w której zaobserwowano relikty palenisk zbudowanych z kamieni, skupiska ceramiki oraz fragmenty polepy. Spośród zebranych trzydziestu ułamków ceramiki większość została sklasyfikowana jako fragmenty naczyń zasobowych grubej roboty o schropowaconej powierzchni. Do naczyń cienkościennych zaliczono zaś sześć fragmentów brzegów naczyń. Analiza ceramiki pozwoliła wydatować osadę na okres Hallstatt C i połączyć ją z osadnictwem młodszej fazy grupy górzyckiej kultury łużyckiej. W 1962 r., podczas prac melioracyjnych przy drodze do Krajnika Dolnego, w pobliżu drogi polnej prowadzącej do Garnówka dokonano odkrycia kilku fragmentów ceramiki oraz średniowiecznej podkowy62. Ceramika pochodziła z przydennej części naczynia cienkościennego o lśniącej ciemnej powierzchni. Do wykonania naczynia użyto domieszki schudzającej w postaci drobnej miki. W 1962 r. odkryto również duży fragment ceramiki siwej w wykopie budowlanym realizowanym na północ od kościoła63. Znalezisko wydatowano na XIII–XV w. W 1966 r. jeden z mieszkańców Chojny przesłał do ówczesnego Muzeum Pomorza Zachodniego (dziś Muzeum Narodowe) w Szczecinie topór kamienny odnaleziony na polu w pobliżu ul. Owocowej64. W marcu i kwietniu 1986 r. przeprowadzono w Chojnie badania powierzchniowe związane z realizacją Archeologicznego Zdjęcia Polski65. Podczas K. Siuchniński, dz. cyt., s. 625-626. R. Wołągiewicz, Odkrycia. Chojna. Stanowisko 2, MZP 8 (1962), s. 525. 63 A. Hamling, Odkrycia. Chojna, tamże. Nie podano dokładnej lokalizacji znaleziska. 64 Teczka Archiwalna w DA MNS... 65 A. Porzeziński, Sprawozdanie z Archeologicznego Zdjęcia Polski w obrębie obszaru nr 40-04 w woj. Szczecińskim w 1986 r., Szczecin, mps w DA MNS. 61 62 28 Stan badań archeologicznych miasta Chojna badań odkryto 71 stanowisk, w obrębie których wyróżniono 122 ślady osadnictwa (w tym 59 śladów osadniczych, 37 punktów osadniczych i 26 osad) z różnych epok. Zauważono, że osadnictwo pradziejowe znajdowało się na lekkich glebach wzdłuż potoków, natomiast ślady związane z osadnictwem wczesnoi późnośredniowiecznym zgrupowane były wokół miasta na glebach cięższych. Za szczególnie ważne uznano stanowisko 16–16a o powierzchni ok. 15 ha. Stanowisko to znajduje się ok. 3 km na południowy wschód od centrum miasta, pomiędzy drogą prowadzącą do Kostrzyna a linią kolejową66. Na terenie tym natrafiono na pozostałości osady z epoki wpływów rzymskich oraz na ślady osadnictwa wczesnośredniowiecznego. Podkreślono, że stanowisko jest niszczone przez głęboką orkę. Za szczególnie ważne uznano też czworokątne grodzisko średniowieczne67. Stan badań grodzisk usytuowanych w pobliżu miasta Chojna W niedalekiej odległości od miasta znajdują się dwa wyraźnie czytelne w terenie grodziska. Można przypuszczać, iż mają one związek z hipotetycznym osadnictwem przedlokacyjnym. Na obiektach tych prowadzone były jedynie badania powierzchniowe oraz sondażowe. Stan tych badań zostanie pokrótce omówiony. 1. Grodzisko wczesnośredniowieczne koło Garnówka Grodzisko znajduje się ok. 4 km w linii prostej od centrum miasta Chojna na łąkach, nieopodal ujścia Kalicy do Rurzycy, i jego zarys jest wyraźnie czytelny w terenie. Najstarsza wzmianka o obiekcie w źródłach pisanych pochodzi jeszcze z XIV w. Zostało ono wymienione (Borchwall) w dokumencie dotyczącym sporu miasta z rodziną von Sidow, datowanym na 10 maja 1394 r.68 W pierwszej połowie XVIII w. chojeński kronikarz Augustin Kehrberg uznał grodzisko za pozostałość po zniszczonym w 1349 r. przez mieszczan zamku margrabiów. Wspomina on o „fundamentach”, które w jego obrębie zaobserwował69. Pierwsza próba naukowego opisu grodziska pochodzi z końca XIX w.70 Autor Por. opisywane wyżej znalezisko z 1893 r.; por. również W. Hindenburg, dz. cyt., s. 772. Zob. niżej. 68 CDB CLXXIII, s. 285. 69 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 15, 30. 70 Buchholz, Zwei Burgwälle bei Königsberg, Neum., „Nachrichten über deutsche Alterthumsfunde” 1893 (Ergänzungsblätter zur ZfE), s. 79–80. 66 67 29 Michał Gierke artykułu opisał wymiary grodziska, a wspomniane przez Kehrberga „fundamenty” uznał za relikty pieca kamiennego. Przedstawił też hipotezę, według której gród funkcjonował przez krótki czas jako ośrodek władzy pogańskich wodzów, po czym został porzucony. Grodzisko wzmiankowane jest także w polskiej literaturze przedwojennej71. Dokładniejszym badaniom obiekt został poddany jednakże dopiero w latach siedemdziesiątych XX w. W marcu 1970 r. przeprowadzono badania powierzchniowe72. Jest to pierścieniowate grodzisko typu nizinnego o wymiarach 100 x 100 m, z wałem, którego wysokość dochodzi do 2 m. Półkoliste podgrodzie otoczone niskim wałem ma szerokość ok. 50 m. Z terenu grodziska zebrano 32 fragmenty ceramiki ręcznie lepionej typu Dziedzice. Na podstawie analizy tych zabytków ogólną chronologię funkcjonowania grodu określono na VIII–IX wiek. W czasie kolejnych badań, w 1977 r., wykonano plan warstwicowy grodziska oraz trzy wykopy sondażowe73. Podczas realizacji wykopów nie stwierdzono występowania nawarstwień kulturowych. Analiza nawarstwień odkrytych w czasie realizacji wykopu usytuowanego na wale dowiodła, że był to jedynie wał ziemny, bez umocnień konstrukcyjnych. Najnowsza analiza technologiczna materiału ceramicznego zebranego z grodziska w czasie badań powierzchniowych dowiodła, iż jego chronologia może być przesunięta na drugą połowę VII w. Zdaniem Antoniego Porzezińskiego grodzisko uznać można za najstarszą wczesnośredniowieczną osadę obronną „ziemi cedyńskiej”74. 2. Grodzisko średniowieczne Dużo mniej znane i tym samym dość słabo przebadane jest grodzisko znajdujące się przy drodze prowadzącej z Chojny do Stoków, w odległości ok. 3 km od centrum miasta. Poddano je jedynie badaniom powierzchniowym w 1970 r.75 Jest to grodzisko nizinne o zarysie kwadratowym i wymiarach ok. 30 x 30 m (ryc. 13). Wały są dobrze zachowane i wyraźnie czytelne. Grodzisko ma również fosę o szerokości ok. 8–10 m i głębokości dochodzącej do 2 m. Wysokość wałów do dna fosy wynosi 3–4 m. W północno-wschodnim odcinku wałów usytuowana 71 Zob. W. Łęga, Kultura Pomorza we wczesnym średniowieczu na podstawie wykopalisk, Toruń 1930, nr 191 i 192, s. 340. Por. T. Nawrolski, R. Rogosz, Odkrycia. Powiat Chojna. Chojna, MZP 16 (1970), s. 665, przyp. 1. 72 T. Nawrolski, R. Rogosz, dz. cyt., s. 665–666. 73 A. Porzeziński, Osadnictwo ziemi cedyńskiej we wczesnym średniowieczu, Chojna 2012, s. 27. 74 Tamże, s. 20, 27–28. 75 T. Nawrolski, R. Rogosz, dz. cyt., s. 663–665. 30 Stan badań archeologicznych miasta Chojna została brama. W wykopie znajdującym się w południowo-zachodniej części, zrealizowanym najprawdopodobniej przez leśników pod sadzonki, po oczyszczeniu profili zarejestrowano ślady warstwy kulturowej. Z terenu grodziska nie uzyskano materiału zabytkowego. Chronologię ustalono, na podstawie analogii do podobnych obiektów, ogólnie na średniowiecze. Wydaje się, że nikła warstwa kulturowa, którą zaobserwowano na majdanie grodziska, świadczyć może o bardzo krótkim czasie jego funkcjonowania. Nie jest zatem wykluczone, że obiekt ma nowożytną chronologię i może być np. formą budowli militarnej z czasów wojny trzydziestoletniej. Istnieją również przesłanki za tym, iż jego chronologia może być jeszcze młodsza, gdyż, jak zaobserwowano w terenie, łączy się on z innymi niedaleko usytuowanymi obiektami ziemnymi. Wiadomo zaś, że w pobliskim lesie w czasach drugiej wojny światowej znajdował się obóz jeniecki76. Obecne zalesienie terenu uniemożliwia jednakże dokładną obserwację tych obiektów i ustalenie relacji między nimi. Stand der archäologischen Forschungen über die Stadt Chojna (ehem. Königsberg/Nm.) Teil 1: Bis 1992 Im Beitrag wurden archäologische Forschungen, die bis 1992 in der Stadt Chojna (ehem. Königsberg/Nm.) durchgeführt wurden, sowie die Forschungen an den slawischen Burgwällen in der Nähe der Stadt besprochen. Aus dem Zeitraum vor 1945 sind nur wenige zufällige Funde bekannt, die hauptsächlich mit der vorgeschichtlichen Besiedlung zusammenhängen. Besondere Aufmerksamkeit verdienen Denkmäler, die auf einem mit der Lausitzer Kultur verbundenen Gräberfeld entdeckt wurden, und der aus dem 1.–2. Jahrhundert unserer Zeit stammende Fundkomplex, der mit der sog. Lebuser Gruppe und der burgundischen Besiedlung in Beziehung steht. Bekannt sind außerdem ein mittelalterlicher und ein neuzeitlicher Fundkomplex. 1962 wurden während der archäologisch-architektonischen Untersuchungen der Marienkirche in Chojna die Fundamente des früheren gotischen Turmes aufgedeckt. Anhand ihrer Analyse wurde festgestellt, dass der Turm älter als das aus dem 15. Jahrhundert stammende Kirchenschiff ist. 1979 wurden archäologische Interventionsuntersuchungen an der Bauausschachtung neben dem Rathaus durchgeführt. Man unterschied hier drei mit der Vorgeschichte, 76 T. Dźwigał, Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie, dotyczące obozów hitlerowskich położonych w okolicach Chojny, „Rocznik Chojeński” 4 (2012), s. 251 31 Michał Gierke dem Mittelalter und der Neuzeit verbundene Besiedlungsphasen. Ergraben wurden Relikte einer neuzeitlichen Latrine, die ein reiches Fundmaterial in Gestalt von Ton- und Glasgefäßen sowie Metallgegenständen lieferten. Es wurden auch die Fundamente der Ostwand enthüllt. Ihre Analyse erlaubte es, die Ausbauphasen des Rathauses zu bestimmen und die bisherigen Meinungen dazu zu verifizieren. 1980 wurde die Bauausschachtung in der ul. Malarska unter archäologischer Aufsicht erkundet. Diese Forschungen ergaben nur weniges Fundmaterial und lieferten vor allem Objekte aus dem Mittelalter und der Neuzeit. 1992 wurden im Auftrag der Stadtverwaltung archäologische Untersuchungen des „Podmurze“ auf dem Abschnitt vom Bernickower Tor bis zum Schwedter Tor durchgeführt. Aufgrund der stratigrafischen Analyse wurden in diesem Stadtteil vier Besiedlungsphasen unterschieden. Die ältesten Relikte der Pflasterdecke stammten aus dem 17. Jahrhundert. In der Stadt und ihrer nächsten Umgebung wurden auch Oberflächenuntersuchungen für das Programm „Das Archäologische Bild Polens“ durchgeführt. Registriert wurden dabei Denkmäler, die mit der vorgeschichtlichen, mittelalterlichen und neuzeitlichen Besiedlung verbunden waren. Einer Reihe archäologischer Untersuchungen wurden auch die in der Umgebung von Chojna befindlichen Burgwälle unterzogen, wobei der Burgwall bei Garnowo (ehem. Reichenfelde) auf das 6. bis 9. Jahrhundert und der Burgwall an der Straße nach Stoki (Rehdorf) allgemein auf das Mittelalter datiert wurden. Zusammenfassend muss betont werden, dass der Stand der archäologischen Forschungen über die Stadt Chojna eher dürftig ist. Es soll auch auf den Mangel an veröffentlichten Forschungsergebnissen hingewiesen werden. Übers. v. K. Gołda 32 Stan badań archeologicznych miasta Chojna Ryc. 1 - Zabytki odkryte na cmentarzysku kultury łużyckiej. Żródło: E. Friedel, Mützenurnen und dergleichen bei Königsberg in der Neumark, „Verhandlungen der Berliner Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte”, Jg 1885, s. 170. Ryc. 2 - Zabytki odkryte w 1893 roku przy Rollbergu. Źródło: W. Hindenburg, Über einen Fund von Mäanderurnen bei Königsberg in der Neumark, „Zeitschrift für Ethnologie. Organ der Berliner Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte”, Vierzigster Jahrgang, s. 773, 775. 33 Michał Gierke Ryc. 3 - Skarb naczyń srebrnych odkryty w 1923 roku. Źródło: G. Mirow, Ein Königsberger Schatzfund und die Zinngießer von Königsberg (Neumark), „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 7, s. 52. Ryc. 4 - Znaki firmowe Jacoba i Matthiasa Krämerów. Źródło: G. Mirow, Ein Königsberger Schatzfund und die Zinngießer von Königsberg (Neumark), „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 7, s. 54-55. Ryc. 5 - Zabytki odkryte przy Königsstrasse. Źródło: G. Mirow, Mittelalterliche Bodenfunde im Heimatmuseum Kömigsberg (Neumark), „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 8, s. 125. 34 Stan badań archeologicznych miasta Chojna Ryc. 6 - „Kräuel” odkryty przy Königsstrase oraz jego przedstawienie w sztuce ludowej. Źródło: G. Mirow, Mittelalterliche Bodenfunde im Heimatmuseum Kömigsberg (Neumark), „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 8, s. 127. Ryc. 7 - Naczynia kamionkowe wydobyte z latryny przy ratuszu. Źródło: RatuszChojna. 1977-1986, mps w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie. 35 Michał Gierke Ryc. 8 - Ceramika wypalana na czerwono, wydobyta z latryny przy Ratuszu. Źródło: Ratusz-Chojna. 1977-1986, mps w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie. Ryc. 9 - Naczynia z białej glinki, wydobyte z latryny przy Ratuszu. Źródło: RatuszChojna. 1977-1986, mps w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie. 36 Stan badań archeologicznych miasta Chojna Ryc. 10 - Naczynia z białej glinki wydobyte z latryny przy Ratuszu. Źródło: RatuszChojna. 1977-1986, mps w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie. Ryc. 11 - Zabytki szklane, wydobyte z latryny przy Ratuszu. Źródło: Ratusz-Chojna. 19771986, mps w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie. 37 Michał Gierke Ryc. 12 - Zabytki szklane, wydobyte z latryny przy Ratuszu. Źródło: Ratusz-Chojna. 19771986, mps w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie. Ryc. 13 - Schemat grodziska średniowiecznego. Źródło: T. Nawrolski, R. Rogosz, Odkrycia. Powiat Chojna. Chojna, „Materiały Zachodniopomorskie”, t. XVI, s. 664. 38 Agnieszka Matuszewska* Marcin Szydłowski** Szczecin „Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej z okolic jeziora Ostrów (pow. gryfiński, woj. zachodniopomorskie) Inspiracją dla powstania niniejszego artykułu stało się niezwykle zaskakujące i jednocześnie bardzo cenne znalezisko. Była nim kamienna siekierka wykonana z jadeitu, znaleziona w okolicach jeziora Ostrów w okolicach Chojny (ryc. 1). Sama siekierka ma kształt w rzucie poziomym w przybliżeniu trójkątny oraz ślady lekkiego uszkodzenia przy ostrzu i obuchu. Jej wymiary to: długość 84 mm, szerokość przy ostrzu 50 mm, szerokość 28 mm, grubość w części środkowej 24 mm. Waga okazu to 196 g (ryc. 2). Najbardziej inspirującą kwestią jest jednak zagadnienie samego surowca, z którego została wykonana. * Dr Agnieszka Matuszewska – adiunkt w Zakładzie Archeologii Uniwersytetu Szczecińskiego. Przedmiotem jej szczególnych zainteresowań są przemiany kulturowe w młodszej epoce kamienia oraz wczesnej epoce brązu na terenie Europy Środkowej. Ponadto realizuje projekty mające na celu ochronę konserwatorską szczególnie cennych stanowisk archeologicznych Pomorza Zachodniego oraz ich wykorzystanie w kontekście promocji turystycznej regionu (tzw. archeoturystyka). ** Dr Marcin Szydłowski – adiunkt w Zakładzie Archeologii Uniwersytetu Szczecińskiego. Ukończył także studia podyplomowe z zakresu geologii oraz ochrony i zarządzania dziedzictwem archeologicznym. Jest jednym z nielicznych specjalistów w Polsce w dziedzinie petroarcheologii. 39 Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski Jadeit to minerał o barwach zazwyczaj od jasnozielonej do ciemnozielonej, prawie czarnej. Do jego cech charakterystycznych należą duża twardość (prawie taka sama, jak kwarcu), stosunkowo duża gęstość (ok. 3,3 g/m3) i doskonała łupliwość1. Takie właściwości predysponują ten surowiec jako doskonały materiał na narzędzia z wyodrębnionym ostrzem, w szczególności siekierki. Do tego należy dodać niezwykłe walory estetyczne przedmiotów wykonanych z tego kamienia. Wiąże się z nim także wiele legend, jakoby miał chronić przed różnymi chorobami, zwłaszcza nerek. Ponadto niezwykle pięknie prezentujące się wyroby z jadeitu miały być symbolem siły, władzy oraz bogactwa i przeznaczone były głównie dla klasy możnowładczej. Niezwykle pożądane cechy tego minerału spowodowały jego „karierę” niezależnie od siebie w różnych okresach i częściach świata: Chinach, Ameryce Południowej i Europie. Na kontynencie europejskim znanych jest kilka miejsc, gdzie można pozyskiwać ten surowiec (Słowacja, Piemont we Włoszech czy Dolny Śląsk w Polsce). Do najbardziej znanych należą z pewnością kopalnie w Piemoncie2, eksploatowane już co najmniej w piątym tysiącleciu przed naszą erą. W oglądzie megaskopowym surowiec, z którego została wykonana przedstawiana siekierka, jest najbardziej zbliżony właśnie do tego wydobywanego już w neolicie w północno-zachodnich Włoszech. Przedmioty tego samego typu znane są z licznych odkryć w północnych Włoszech, na całym obszarze Francji i Belgii, środkowo-zachodnich Niemiec oraz w mniejszym stopniu Anglii i Szkocji, a także w pojedynczych egzemplarzach z Irlandii i Katalonii na Półwyspie Iberyjskim oraz z Danii. Za najdalej na wschód wysunięte znaleziska tego typu uważane są egzemplarze znane z Gór Harcu w środkowych Niemczech3. Nasze odkrycie jest zatem praktycznie pierwszym tego typu na terenach położonych na wschód od Odry. Czytelnik może zadać sobie pytanie: cóż niezwykłego jest w tak niepozornym przedmiocie? Po pierwsze – jak wspomniano – jest to pierwszy tego typu zabytek (w sensie surowcowym) w Polsce (ryc. 3). Po drugie, w świetle dotychczasowej wiedzy na temat archeologii okolic jeziora Ostrów wskazuje on na to, że początki osadnictwa w tym mikroregionie można datować już na młodszą epokę kamienia (neolit; por. uwagi poniżej). W literaturze przedmiotu siekiery (a także biżuteria) wykonane z jadeitu oraz fibrolitu interpretowane są jako przedmioty prestiżowe, 1 A. Manecki, M. Muszyński, Przewodnik do petrografii, Kraków 2008, s. 445. G. Bigi, D. Cosentino, M. Parotto, R. Sartori, P. Scandone, Structural Model of Italy and Gravity Map, Scale 1 : 500 000, Florence 1990. 3 P. Pétrequin, S. Cassen, C. Croutsch, M. Herrera, La valorisation sociale des longues haches dans l’Europe néolithique, w: Matériaux, productions, circulations du Néolithique á l’Age du Broonze, red. J. Guilaine, Paris 2002, s. 67–98; A. Pydyn, Argonauci epoki kamienia. Wczesna aktywność morska od pierwszych migracji z Afryki do końca neolitu, Toruń 2011; S. Rzepecki, U źródeł megalityzmu w kulturze pucharów lejkowatych, Łódź 2011. 1 2 40 „Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej... a procesom związanym z ich pozyskiwaniem i dystrybucją przypisuje się szczególną rolę w udrożnianiu szlaków transalpejskich4. Badanie zbieżności chronologicznej pomiędzy wykorzystaniem surowcowych złóż zachodnioalpejskich i kierunkami rozprzestrzeniania się najwcześniejszych form siekier jadeitowych a przenikaniem idei budowy monumentalnych kamiennych grobowców neolitycznych (np. grobów typu Chamblandes czy też menhirów) jest niezwykle ważnym elementem rozważań dotyczących genezy oraz mechanizmów rozprzestrzeniania się idei megalitycznej na terenie Europy5. Trudno jest precyzyjnie wydatować omawiany zabytek, jednak biorąc pod uwagę powyższe rozważania, wydaje się, iż można z pewną dozą ostrożności wiązać go z tzw. kulturą pucharów lejkowatych, której początek na terenie obecnego Pomorza Zachodniego w świetle najnowszych ustaleń miałby przypadać na drugą połowę piątego tysiąclecia przed Chrystusem (4400–4200)6. Hipotezę taką zdaje się wzmacniać argument potwierdzający istnienie osiedla ludności identyfikowanej z tą kulturą archeologiczną w okolicach jeziora Ostrów (stanowisko w Mętnie Małym)7. W okolicach samego jeziora Ostrów zarejestrowano dotychczas siedem stanowisk archeologicznych. Wszystkie znajdują się w granicach administracyjnych miejscowości Stoki. Są to: 1) osada datowana na wczesne średniowiecze (IX–XIII w.); 2) znalezisko luźne w postaci, datowane ogólnie na starożytność; 3) punkt osadniczy (odkryto 5 fragmentów ceramiki) datowany ogólnie na starożytność; ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany na okres nowożytny (XVII–XVIII w.); 4) punkt osadniczy (odkryto 4 fragmenty ceramiki) datowany ogólnie na starożytność; 5) ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany ogólnie na starożytność; 6) ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany ogólnie na starożytność; 7) ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany ogólnie na starożytność; ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany na okres średniowiecza (XIV–XVI w.); ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany na okres nowożytny (XVII–XVIII w.). S. Rzepecki, dz. cyt., s. 150. Tamże, s. 150–151. 6 S. Rzepecki, Społeczności środkowoneolitycznej kultury pucharów lejkowatych na Kujawach, Poznań 2004, s. 153–156. 7 Por. R. Rogosz, Z pradziejów ziemi chojeńskiej, w: Z dziejów ziemi chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 39. 4 5 41 Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski Na podstawie zaprezentowanych powyżej informacji możemy stwierdzić, iż nasza wiedza na temat pradziejów, średniowiecza czy też okresu nowożytnego okolic jeziora Ostrów (w kontekście danych archeologicznych) wydaje się dość skąpa. Brak jest też jakichkolwiek informacji w teczkach archiwalnych zgromadzonych w Muzeum Narodowym w Szczecinie. Jednak fakt odkrycia tak ciekawego znaleziska skłonił nas do refleksji nad „potencjałem archeologicznym” Chojny i jej okolic oraz do spojrzenia na całe zagadnienie w nieco szerszym (przestrzennie) kontekście. Poniżej postaramy się zaprezentować kilka ważnych – naszym zdaniem – atutów, które winny się stać punktem wyjścia do sformułowania interdyscyplinarnego projektu badawczego związanego z badaniami mikroregionalnymi tych okolic. Problematyka regionalizacji jest kwestią stale obecną w badaniach archeologicznych. Na wstępie należy zadać sobie proste pytania: dlaczego określone społeczności wybierały dany, konkretny region? Co powodowało jego potencjalną atrakcyjność dla ugrupowań pradziejowych czy też średniowiecznych? Należałoby się zastanowić, jakie były elementy, które mogły się przyczynić w omawianym przypadku do inicjacji, a następnie rozwoju procesów regionalizacyjnych. Wszelkie społeczności, aby przetrwać, muszą stworzyć pewne formy przystosowania się do zamieszkiwanego przez siebie środowiska i wszystkie są w jakiejś mierze z tym środowiskiem związane8. Cały krajobraz, jak również konkretne jego elementy – podlegały wieloaspektowym waloryzacjom w obrębie poszczególnych kultur ludzkich9. Wszelki materiał do tworzenia własnej wizji świata człowiek czerpie z danej mu przez środowisko przyrodnicze rzeczywistości10. W tym miejscu chcielibyśmy się skupić na walorach przyrodniczych analizowanego terenu, które z pewnością miały wpływa na tak długotrwałe tradycje osadnicze. Biorąc pod uwagę współczesną regionalizację fizyczno-geograficzną Pomorza Zachodniego, omawiany obszar leży w granicach Pojezierza Myśliborskiego. Pojezierze Myśliborskie to zespół form glacjalnych związanych z wysuniętym najdalej na południe zasięgiem fazy pomorskiej zlodowacenia wiślańskiego, przy czym wyróżniono trzy linie postoju czoła lodowca: myśliborską, chojeńską i mielęcińską11. Pojezierze Myśliborskie zajmuje powierzchnię ok. 1810 km2. Zachodnią granicą jest Dolina Dolnej Odry, wschodnią – rynna barlinecka, gdzie znajdują się źródła Płoni, od południa pojezierze przylega do sandrów Równiny Gorzowskiej, od północy sąsiaduje z równinami Wełtyńską E. Nowicka, Świat człowieka – świat kultury, Warszawa 1991, s. 288. J. Czebreszuk, Schyłek neolitu i początki epoki brązu w strefie południowo-zachodniobałtyckiej (III i początki II tys. przed Chr.), Poznań 2001, s. 54. 10 E. Nowicka, dz. cyt., s. 300. 11 J. Kondracki, Geografia Polski. Mezoregiony fizyczno-geograficzne, Warszawa 1994, s. 31. 8 9 42 „Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej... i Pyrzycko-Stargardzką12. Wzgórza morenowe tylko w niewielu miejscach przekraczają wysokość 100 m n.p.m., przy wysokościach względnych od 20 do 40 m. Jedynie na północo-zachodzie, w pobliżu doliny Odry, występuje znacznie wyższy wał morenowy, osiągający wysokość 166 m (Góra Czcibora), czyli ponad 160 m w stosunku do odległego o 4 km dna doliny Odry. Krajobrazowa granica pojezierza przebiega na południe od Cedyni, Morynia, Myśliborza i Barlinka13. Cały obszar wyróżnia się dużym urozmaiceniem rzeźby terenu, obecnością licznych pagórków i podmokłych obniżeń, a także obfitością jezior o różnej wielkości14. Bardzo ważnym elementem dla naszych odległych przodków były też z pewnością gleby. W omawianym regionie przeważają gleby bielicowe, które charakteryzuje niska żyzność. Jednak prócz nich wymienić należy typy bardzo żyzne i dogodne dla rolnictwa, jak chociażby gleby brunatne (należą do najżyźniejszych w naszej strefie klimatycznej). Naturalne stanowiska tych gleb (oraz ich licznych odmian) znajdują się w nielicznych miejscach, m.in. w dąbrowach porastających niektóre wzgórza moren czołowych w Lesie Krzymowskim w okolicach Chojny15. Oczywiście jednym z kluczowych elementów był także dostęp do wody. Nasze stanowisko położone jest na piaszczystym wyniesieniu stromo opadającym w kierunku południowo-zachodnim w stronę jeziora Ostrów. Przez jezioro to przepływa niewielki ciek wodny, którego źródła znajdują się w okolicach wzgórz morenowych między jeziorami Czachów i Orzechów. Ciek ten uchodzi następnie do Kalicy, która z kolei znajduje swoje ujście w Rurzycy. Ta ostatnia rzeka wpływa już bezpośrednio do Odry na wysokości Schwedt. Miejsce, w którym usytuowana została omawiana osada, miało zatem dogodne połączenie wodnym szlakiem o długości ok. 15 km z jedną z głównych arterii komunikacyjnych Europy Środkowej, jaką bez wątpienia była ówcześnie Odra. Nasza siekierka jadeitowa nie jest jedynym ciekawym znaleziskiem/stanowiskiem archeologicznym znanym z okolic Chojny. Poniżej zaprezentujemy kilka niezmiernie ciekawych i być może mniej znanych przykładów popierających takie stwierdzenie (ryc. 4). Z Nowego Objezierza znane są fragmenty naczyń zaliczanych do tzw. kultury późnej ceramiki wstęgowej16. Jest to okres, kiedy na obszar ziem polTamże. Tamże. 14 R.K. Borówka, Środowisko geograficzne, w: Przyroda Pomorza Zachodniego, red. R.K. Borówka, Szczecin 2002, s. 26. 15 Tamże, s. 103. 16 A. Matuszewska, K. Kowalski, Dolne Nadodrze w młodszej epoce kamienia jako przedmiot badań regionalnych (w druku). 12 13 43 Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski skich (w tym także obecnego Pomorza Zachodniego) napływają kolejne fale wczesnych rolników reprezentujących tzw. bałkańsko-dunajski model wczesnoneolityczny. Ich osadnictwo miało charakter wyspowy, ponieważ tereny, które wybierali, musiały spełniać określone warunki, z których kluczowym była obecność dobrych gleb, jakże ważnych dla tych pionierów rolnictwa. Należy dodać, iż z całego terenu Pomorza Zachodniego znamy zaledwie kilka stanowisk wiązanych z kulturą późnej ceramiki wstęgowej17. Z okresem środkowego i późnego neolitu wiązać można chociażby osady tzw. kultury pucharów lejkowatych oraz kultury amfor kulistych z Cedyni, Krajnika Dolnego czy też cmentarzyska tzw. kultury ceramiki sznurowej z Chojny, Krajnika Dolnego i Warnic. Ponadto w omawianym regionie odkryto szereg zabytków krzemiennych (siekiery) oraz kamiennych (topory) identyfikowanych właśnie z młodszą epoką kamienia18. Wczesna epoka brązu to okres wielkich zmian społeczno-gospodarczych w całej Europie. Podstawową osobliwością naszego kontynentu było wtedy powszechne użycie brązu, który to surowiec odegrał olbrzymią rolę w kształtowaniu nowych form życia społecznego i gospodarki czy też w intensyfikacji wymiany w skali kontynentalnej19. Na południowych i zachodnich terenach ziem polskich to przede wszystkim okres dominacji tzw. kultury unietyckiej (nazwa pochodzi od stanowiska Únětice w Czechach). Wśród badaczy nie ma zgodności, czy teren Pomorza Zachodniego można uznać za region zaliczany do ekumeny kultury unietyckiej20, czy też za obszar podlegający tylko jej pewnym wpływom, gdzie odkryto jedynie wytwory metalowe o charakterze unietyckim21. Pewne jest, iż w omawianym regionie odkryto liczne produkty brązowe kojarzone z kulturą unietycką, takie jak szpile brązowe, brązowe siekierki, naramienniki ze zwężającymi się końcami, sztylet brązowy z kolcem czy też całe skarby przedmiotów brązowych (np. skarb z Mętna Małego, gdzie w glinianym naczyniu odkryto 6 siekierek, 2 bransolety spiralne, 5 spiralek połączonych szóstą i 4 fragmenty dwóch innych spiral brązowych)22. 17 D. Jankowska, Neolit Pomorza Zachodniego – nie rozwiązany problem badawczy, w: 50 lat archeologii polskiej na Pomorzu Zachodnim, red. E. Wilgocki, P. Krajewski, M. Dworaczyk, D. Kozłowska, Szczecin 1996, s. 15. 18 K. Siuchniński, Klasyfikacja czasowo-przestrzenna kultur neolitycznych na Pomorzu Zachodnim, cz. 1: Katalog źródeł archeologicznych, Szczecin 1969. 19 S. Kadrow, U progu nowej epoki. Gospodarka i społeczeństwo wczesnego okresu epoki brązu w Europie Środkowej, Kraków 2001, s. 12. 20 Np. W. Sarnowska, Kultura unietycka w Polsce, t. 1, Wrocław 1969. 21 Np. J. Machnik, Wczesny okres epoki brązu, w: Prahistoria ziem polskich, t. 3: Wczesna epoka brązu, red. A. Gardawski, J. Kowalczyk, Wrocław 1978. 22 Por. R. Rogosz, dz. cyt., s. 40–41; W. Sarnowska, dz. cyt. 44 „Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej... W trzecim okresie epoki brązu na terenie Pomorza Zachodniego mamy do czynienia z dość licznym wprawdzie, ale słabo ustabilizowanym osadnictwem. Można wskazać jednak kilka wyraźnych skupisk osadniczych, w tym jedno w okolicach Chojny i Cedyni23. Kontynuację zasiedlania tego miejsca obserwujemy także w czwartym okresie epoki brązu. Z ciekawszych znalezisk z tych okresów wymienić można chociażby zabytki postrzegane jako importy z kręgu nordyjskiego, m.in. sztylet z owalną płytką do rękojeści z Chojny, szczypce z wąskim kabłąkiem i trójkątnymi ramionami oraz szczypce z wiosłowatymi ramionami, odkryte na cmentarzysku w Mętnie Małym, czy też siekierkę z piętką typu północnoniemieckiego z Morynia24. Pewne znaleziska wskazują także na istnienie lokalnych warsztatów metalurgicznych, w których wytwarzano przedmioty będące naśladownictwem egzemplarzy nordyjskich (np. 2 miecze odkryte w Krzymowie i Czelinie)25. Nawet tych kilka przykładów, zawężonych zasadniczo do młodszej epoki kamienia oraz epoki brązu, pokazuje, z jak ciekawym – pod względem archeologicznym – regionem mamy do czynienia. Nie możemy jednak przemilczeć faktu, iż od wielu lat pozostaje on na uboczu zainteresowań archeologów, brak jest systematycznych prac terenowych, badań z wykorzystaniem nowoczesnych metod (przede wszystkim tzw. badań nieinwazyjnych). W konsekwencji brakuje ujęć analitycznosyntetyzujących oraz wypracowanych schematów taksonomiczno-chronologicznych. Omawiany region już kilkadziesiąt lat temu uważany był za jeden ze słabiej poznanych – pod względem archeologicznym – regionów Pomorza Zachodniego. Sporadyczne badania terenowe znalazły odbicie w nielicznych, przyczynkowych publikacjach źródłowych26. Od tego czasu niewiele się zmieniło (poza opracowaniami najbardziej spektakularnych stanowisk, przede wszystkim wczesnośredniowiecznych z Cedyni i okolic), dlatego też można zaryzykować stwierdzenie, że potencjał wiązany z archeologią tych terenów pozostaje niewykorzystany. Kolejnym elementem są tzw. badania interdyscyplinarne (wymagają współpracy specjalistów z różnych dziedzin, np. geologów, biologów, klimatologów, chemików), które z punktu widzenia współczesnej archeologii są jej nieodzownym elementem. Z pewnością bardzo ważną rolę odgrywa w nich archeobotanika. Ma ona na celu rekonstrukcję warunków życia człowieka, a także różnych aspektów wykorzystywania roślin w poszczególnych okresach prahistorii 23 Z. Bukowski, Pomorze w epoce brązu w świetle dalekosiężnych kontaktów wymiennych, Gdańsk 1998, s. 155. 24 J. Żychlińska, Recepcja „importu” nordyjskiego na ziemiach polskich we wczesnych fazach kultury łużyckiej, Poznań 2008, s. 191, 200. 25 Por. R. Rogosz, dz. cyt., s. 45. 26 Tamże, s. 37. 45 Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski oraz w średniowieczu. Kopalnym materiałem przydatnym do analizy mogą być osady pochodzenia organicznego, takie jak torfy, gytie, węgle brunatne i kamienne oraz osady pochodzenia nieorganicznego, jak iły jeziorne czy mułki z domieszką substancji organicznej. Na stanowiskach archeologicznych zachowują się także szczątki organiczne, m.in. resztki roślin, głównie owoce, nasiona i drewno, które są wykorzystywane do określenia roli roślin w życiu człowieka w przeszłości oraz do rekonstrukcji środowiska przyrodniczego w rejonie osadnictwa objętego badaniami archeologicznymi. Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX w. specjaliści oceniali stan poznania historii roślinności Pomorza Zachodniego jako wysoce niezadowalający27. Akcentowali fakt, iż większość dostępnych profili palinologicznych zawiera zbyt mało informacji na potrzeby archeologii i są one mało przydatne nawet do rekonstrukcji szaty leśnej. Mogą być jedynie wykorzystane jako wskazówka ułatwiająca poszukiwanie materiałów w celu ponownego, nowoczesnego ich opracowania28. Od tego momentu sytuacja znacznie się poprawiła, a stan poznania dziejów szaty roślinnej, chociażby w epoce kamienia na Pomorzu, znacznie się wzbogacił29. Należy jednak zauważyć, że większość badań palinologicznych dotyczy wciąż głównie części związanej z wybrzeżem Morza Bałtyckiego, podczas gdy inne regiony są ich zupełnie pozbawione. Dlatego też w kontekście naszych rozważań niezwykle istotny jest fakt, iż dysponujemy zestawem danych paleoflorystycznych dla okolic Chojny (profil z jeziora Ostrów, a więc z okolic znalezienia siekierki jadeitowej)30. W kontekście ewentualnych możliwości warto wspomnieć o tzw. archeoturystyce. Archeologia, szczególnie w ostatnich dekadach, jest dziedziną cieszącą się olbrzymim zainteresowaniem społeczeństwa, dlatego też obserwujemy różnorodne próby (mniej lub bardziej udane) jej upowszechnienia. Najbardziej jaskrawym tego dowodem jest rosnąca lawinowo liczba festynów (międzynarodowych czy też mniejszych – o zasięgu lokalnym), na których „część archeologiczna” jest jednym z kluczowych elementów. Innym sposobem prezentowania różnych wycinków historii czy też prahistorii są tzw. dni otwarte w trakcie wykopalisk archeologicznych czy przygotowywanie wystaw i prelekcji (czasem nawet 27 K. Tobolski, Wprowadzenie do postglacjalnej historii roślinności na Pomorzu Zachodnim, w: Problemy epoki kamienia na Pomorzu, red. T. Malinowski, Słupsk 1983, s. 61. 28 Tamże, s. 63. 29 K. Milecka, K. Tobolski, Świat roślin Pomorza w epoce kamienia. Stan badań, problemy, potrzeby, w: Aktualne problemy epoki kamienia na Pomorzu, red. H. Paner, Gdańsk 2009, s. 179. 30 Por. C.M. Herking, Pollenanalytische Untersuchungen zur holozänen Vegetationsgeschichte entlang des östlichen unteren Odertals und südlichen unteren Wartatals in Nordwestpolen, Dissertation zur Erlangung des Doktorgrades der Mathematisch-Naturwissenschaftlichen Fakultäten der Georg-August-Universität zu Göttingen, 2004. 46 „Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej... publikacji) na temat dziejów określonego, konkretnego regionu, powiatu czy gminy. Oczywiście są to inicjatywy godne szacunku i ze wszech miar pożyteczne. Ważne jest jednak, aby wszystkie te działania były przygotowane ze znawstwem oraz bez „zamieszania merytorycznego”. Niestety, zwłaszcza w trakcie festynów, często panuje archeologiczny i historyczny nieład, a prezentowany obraz przeszłości znacznie odbiega od tego, którego dostarcza aktualna wiedza. Z całą pewnością analizowany obszar ma bardzo wiele atutów, które zainteresują zarówno turystów, jak i lokalne społeczności. Jednym z magnesów przyciągających do tego regionu może się stać także archeologia. Projekt związany z archeoturystyką może się kapitalnie wpisać w strategie rozwoju powiatów i gmin poprzez promowanie miejsc najbardziej godnych uwagi. Upowszechnienie wiedzy o najstarszych dziejach regionu winno się stać jednym z elementów lokalnej edukacji. Działania związane z projektem mogą zyskać sporą rzeszę odbiorców – osób zainteresowanych przeszłością swojej „małej ojczyzny”. Archeoturystyka jest obecnie jedną z bardziej obiecujących możliwości popularyzowania archeologii31. To jeden ze sposobów wykorzystywania tej dziedziny do realizowania celów społecznych i szerokiego upowszechniania nauki. Na zakończenie warto wspomnieć o planowanych w tym roku badaniach archeologicznych. Odbędą się one w okolicach Morynia, a wezmą w nich udział pracownicy i studenci Zakładu Archeologii Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego. Ich celem jest przede wszystkim inwentaryzacja zachowanych obiektów archeologicznych (w tym unikatowych kręgów kamiennych) oraz rekonstrukcja grobowca megalitycznego. Mamy nadzieję, że wyniki okażą się na tyle interesujące, iż będzie to pierwszy z wielu sezonów spędzonych przez archeologów w tych okolicach. „Klein, aber fein“ Der ungewöhnliche Fund einer kleinen Steinaxt aus Jadeit in der Umgebung von Ostrów (ehem. Wustrow) See (Kreis Gryfino/Greifenhagen, Woiwodschaft Westpommern) Der vorliegende Beitrag bezweckt, ein ungewöhnliches archäologisches Denkmal vorzustellen, das in der Umgebung von Chojna (ehem. Königsberg/ Nm.) an dem See Ostrów (Wustrow) entdeckt wurde. Es handelt sich um eine 31 Szersze omówienie problematyki: M. Szydłowski, Archeoturystyka. Popularyzacja archeologii przez turystykę, rozwój turystyki przez archeologię (studium przypadku z Wielkopolski), „Przegląd Uniwersytecki” 2011, nr 10–12, s. 10–11. 47 Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski kleine Steinaxt, die aus Jadeit, einem Mineral von ungewöhnlichen technologischen und ästhetischen Vorzügen, gefertigt wurde. Es ist der erste Fund dieser Art in Polen, der chronologisch mit dem sog. Neolithikum, also der Jungsteinzeit verbunden wird. In der Fachliteratur werden solche Gegenstände als Prestigegegenstände interpretiert, und den Prozessen ihrer Erwerbung und Distribution wird eine besondere Rolle bei der Erschließung der Alpenwege zugeschrieben. Die Entdeckung eines so wertvollen und raren Gegenstandes schuf die Gelegenheit für allgemeinere Überlegungen zu den (ungenutzten) archäologischen Vorteilen der Region um Chojna. Außer den unbestrittenen Naturqualitäten kann hier auch eine ganze Reihe von äußerst wertvollen und inspirativen archäologischen Stätten bzw. Funden aufgezählt werden. Die Region liegt indessen seit Jahren am Rande der Interessen der Archäologen, es fehlen systematische archäologische Feldarbeiten und Untersuchungen unter Ausnutzung der modernen Forschungsmethoden (vor allem die sog. nicht-invasiven Untersuchungen). Es lohnt sich, das Problem besonders im Zusammenhang mit der sog. Archäotouristik zu betrachten. Sie bietet gegenwärtig eine der vielversprechendsten Möglichkeiten, die Archäologie zu popularisieren und sie für gesellschaftliche Zwecke und für Verbreitung der Wissenschaft einzusetzen. Die Archäotouristik kann sicherlich ein Magnet für Touristen werden. Übers. v. K. Gołda 48 „Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej... Ryc. 1 Przybliżona lokalizacja miejsca odkrycia siekierki jadeitowej. Ryc. 2 Siekierka jadeitowa – fotografia i szkic. 49 Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski Ryc. 3 Dyspersja siekier jadeitowych typu Altenstadt (Źródło: Rzepecki 2011). Ryc. 4 Przykłady wybranych zabytków archeologicznych z regionu okolic Chojny. A – Elementy skarbu brązowego (siekierka, spirale) z miejscowości Mętno Małe; B - Elementy miedziane ze skarbu (ozdoba, siekierka) z miejscowości Krajnik Dolny; C - Naczynia neolityczne z osady w Cedyni; D – szczypce brązowe z miejscowości Mętno Małe. A, B - wg Sarnowska 1969; C- wg Siuchniński 1969; D- wg Żychlińska 2008 50 Marek Dworaczyk* Szczecin Badania archeologiczno-architektoniczne przy ul. Mieszka I w Chojnie W 2011 r. przy ul. Mieszka I w Chojnie, w obrębie działek nr 133/4 i 353, położonych w północno-wschodniej części Starego Miasta (ryc. 1), w związku z planowaną zabudową tych parceli przeprowadzono badania archeologicznoarchitektoniczne. Ich podstawowym celem było uchwycenie i odtworzenie historycznej linii zabudowy tych działek oraz ustalenie ich wewnętrznego podziału parcelacyjnego. W wyniku przeprowadzonych prac archeologiczno-architektonicznych we frontach działek nr 133/4 i 353 oraz na zapleczu działki nr 353 odkryto relikty pięciu budynków (ryc. 2). * Mgr Marek Dworaczyk – absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 1993 r. pracownik Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, Ośrodek Archeologii Średniowiecza Krajów Nadbałtyckich w Szczecinie. Jego zainteresowania skupiają się na badaniach wczesno- i późnośredniowiecznych dziejów Pomorza Zachodniego, zwłaszcza na studiach nad garncarstwem i kształtowaniem się miast. Prowadził i współprowadził badania wykopaliskowe m.in. w Szczecinie, Kołobrzegu, Białobokach k. Trzebiatowa (klasztor norbertanów), Gryficach. Wykonuje także wiele ratowniczych badań archeologicznych, głównie na terenie województwa zachodniopomorskiego, zwłaszcza w jego zachodniej części. 51 Marek Dworaczyk Budynek nr 1 Budynek odkryto we frontowej części działki nr 353, w jej narożniku południowo-zachodnim. W rzucie poziomym miał kształt prostokątny o wymiarach ok. 27,6 × ok. 13,0 m. Dłuższą ścianą (ściana kalenicowa) usytuowany był na osi wschód–zachód, równolegle do ul. Mieszka I. Zbudowano go na fundamentach kamiennych o szerokościach dochodzących do jednego metra (ściany kalenicowe i szczytowe). Szerokość ścian wewnętrznych budynku, złożonego z czytelnych na poziomie piwnic sześciu pomieszczeń, dochodziła do 0,6 m. Budynek nr 1 to budowla dwutraktowa, podpiwniczona. Miejscami zachowały się ściany zbudowane z cegieł o wymiarach 280 × 135 × 70–80 mm, łączonych zaprawą wapienną i wapienno-piaskową. Ściany piwnicy były miejscami otynkowane zaprawą cementową. Od zachodu przylegał do budynku brukowany wjazd na zaplecze posesji, o szerokości ok. 4 m, który oddzielał go od kamienicy nr 2. Relikty budynku znajdują się w odległości od 4 m (narożnik południowo-zachodni) do ok. 5 m (narożnik południowo-wschodni) od krawężnika wyznaczającego północną krawędź jezdni ul. Mieszka I. Budynek nr 2 Budynek odkryto we frontowej części działki nr 133/4, w jej narożniku południowo-wschodnim. W rzucie poziomym miał kształt prostokątny o wymiarach ok. 10,0 × 11,5 m. Dłuższym bokiem usytuowany był na osi północ–południe. Budynek zbudowano na kamiennych i kamienno-ceglanych fundamentach o szerokościach ścian zewnętrznych dochodzących do jednego metra, wewnętrznych zaś ok. 0,5–0,7 m. Ściany zbudowano z cegieł o wymiarach 280 × 130 × 70–80 mm i 260 × 100 × 70 mm, łączonych zaprawą wapienną i wapienno-piaskową, a miejscami cementową. Była to budowla trzytraktowa, złożona z pięciu pomieszczeń czytelnych na poziomie piwnic. W jednym z nich znajdowała się ceglana podstawa komina (pieca?). Od wschodu przylegał do budynku brukowany wjazd na zaplecze posesji, o szerokości ok. 4 m, który oddzielał go od kamienicy nr 1. Relikty budynku znajdują się w odległości od ok. 3 m (narożnik południowo-zachodni) do ok. 4 m (narożnik południowo-wschodni) od krawężnika wyznaczającego północną krawędź jezdni ul. Mieszka I. Budynek miał wspólną ścianę z budynkiem nr 3 (ściana zachodnia). W trakcie odgruzowywania budynku znaleziono kształtki ceglane. 52 Badania archeologiczno-architektoniczne przy ul. Mieszka I w Chojnie Budynek nr 3 Budynek odkryto we frontowej części działki nr 133/4, w jej narożniku południowo-zachodnim. W rzucie poziomym miał kształt prostokątny o wymiarach ok. 12,0 × 15,0 m. Dłuższym bokiem usytuowany był na osi północ–południe. Budynek przylegał do kamienicy nr 2. Zbudowano go na kamiennych i kamienno-ceglanych fundamentach o szerokościach ścian zewnętrznych dochodzących do jednego metra, wewnętrznych zaś ok. 0,5–0,7 m. Ściany zbudowano z cegieł o wymiarach 280 × 130 × 70–80 mm i 260 × 100 × 70 mm, łączonych zaprawą wapienną i wapienno-piaskową, a miejscami cementową. Była to budowla prawdopodobnie czterotraktowa, złożona z czterech pomieszczeń w części wschodniej, czytelnych na poziomie piwnic. Z części zachodniej budynku zachowała się jedynie najpewniej jego ściana zewnętrzna, uchwycona na niepełnej długości. Relikty budynku znajdują się w odległości od ok. 1,0 m (narożnik południowo-zachodni) do ok. 3 m (narożnik południowo-wschodni) od krawężnika wyznaczającego północną krawędź jezdni ul. Mieszka I. W trakcie odgruzowywania budynku znaleziono kształtki ceglane. Budynek nr 4 Budynek odkryto na zapleczu działki nr 353, przy jej północnej granicy. Była to budowla jednotraktowa, w rzucie poziomym prostokątna, o wymiarach ok. 16,0 × 5,0 m. Dłuższym bokiem usytuowano ją na osi wschód–zachód. Na poziomie piwnic składała się z czterech pomieszczeń. Budynek zbudowano na kamiennym i kamienno-ceglanym fundamencie, a miejscami na betonowym (ściana południowa). Ściany zewnętrzne miały szerokość ok. 1,0 m, wewnętrzne zaś ok. 0,6 m. Zbudowano je z cegieł o wymiarach 270 × 150 × 90 mm. Na zewnątrz narożnika południowo-wschodniego budynku znajdowało się ceglane utwardzenie podłoża (próg?, podcień?), o wymiarach ok. 1,5 × 3,0 m, wykonane z cegieł ułożonych na sztorc. Budynek nr 5 Z konstrukcji budynku uchwycono jedynie pozostałości ściany północnej. Były to kamienne fundamenty oraz gruzowisko cegieł. Budynek ten znajdował się we frontowej partii działki nr 353, w jej narożniku południowo-wschodnim. Najpewniej przylegał on do budynku nr 1. Prawdopodobnie usytuowany był, 53 Marek Dworaczyk podobnie jak kamienica nr 1, dłuższym bokiem do ulicy. Domniemana długość dłuższej ściany wynosiła ponad 22 m, a jego szerokość zbliżona była najpewniej do szerokości kamienicy nr 1 i wynosiła ok. 12,0–13,0 m. * * * W trakcie odgruzowania budynków nr 2 i 3, usytuowanych we froncie działki nr 133/4, odkryto również dość płytko zalegające (ok. 0,5 m poniżej obecnego poziomu gruntu) dwie warstwy średniowieczne. Jedna z nich (warstwa IV), o miąższości do ok. 14–16 cm, miała charakter użytkowy. Znaleziono w niej fragment zęba zwierzęcego (krowy?), fragment silnie skorodowanego szkła oraz 12 fragmentów naczyń siwych, w tym ułamek garnka o kulistym dnie. Na podstawie zbioru ceramiki naczyniowej można wstępnie datować warstwę na drugą połowę XIII lub na XIV w. Podobną chronologię miała zapewne niżej zalegająca warstwa niwelacyjna (warstwa V) o miąższości do 12 cm. Podsumowanie W wyniku przeprowadzonych interwencyjnych badań archeologicznych w obrębie działek nr 133/4 i 353, położonych przy ul. Mieszka I w Chojnie, udokumentowano zagospodarowanie tego rejonu miasta od okresu średniowiecznego po czasy nam współczesne. 1. Okres średniowieczny Obecność warstwy średniowiecznej w tym miejscu wskazuje, że już w pierwszych latach po lokacji miasta około połowy XIII w.1 ta jego część została zasiedlona. Fragmenty warstwy średniowiecznej o niewielkiej miąższości odkryto jedynie na części działki nr 133/4. Jej brak na obszarze parceli nr 353, przynajmniej w jej frontowej partii, może być spowodowany zniszczeniem w trakcie późniejszych prac budowlanych. Trudno na tej dość skromnej podstawie ustalić charakter, skalę i zakres przestrzenny tego osadnictwa. Zapewne jednak już wówczas istniała tu zabudowa mieszkalno-gospodarcza, funkcjonująca Dokładna data lokacji miasta na prawie niemieckim nie jest znana. Niektórzy badacze przypuszczają, że miasto lokowane zostało w latach 1235–1240. Por. E. Rymar, Początki Chojny (1235–1244) w ramach miejskiej reformy w księstwie Barnima I zachodniopomorskiego, „Materiały Zachodniopomorskie” 33 (1987), s. 198. Niemniej nastąpiło to z pewnością przed 1270 r., kiedy Chojna określana jest mianem civitas. Por. W. Fenrych, Dzieje ziemi chojeńskiej od XIII–XX wieku, w: Z dziejów ziemi chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 77–78. 1 54 Badania archeologiczno-architektoniczne przy ul. Mieszka I w Chojnie obok ufundowanego w 1290 r. klasztoru Augustianów2. Zabudowa ta usytuowana była najpewniej w obrębie wytyczonych działek budowlanych. Przypuszcza się bowiem na podstawie planu z 1724 r., opracowanego przez Siedlera (ryc. 3), że działki o takim układzie istniały także w okresie średniowiecznym3. Ich wymiary wynosiły: szerokość 8–10 m, długość (głębokość) 25–35 m. Być może podobne wielkości miały parcele w tej części miasta. W ich obrębie mogła funkcjonować zabudowa szkieletowa, której pozostałości się nie zachowały albo zostały zniszczone w trakcie wznoszenia młodszych budynków lub w wyniku pożarów. 2. Okres wczesnonowożytny (XVI–XVIII w.) Na terenie działek nr 133/4 i 353 nie zarejestrowano żadnych pozostałości z XVI–XVIII w., niewątpliwie jednak zabudowa mieszkalna i gospodarcza istniała w tym rejonie miasta. Bezpośrednim dowodem na to jest właśnie wspomniany plan miasta z 1724 r., na którym zaznaczonych jest tu osiem różnej wielkości parceli o „szczytowym” układzie (ryc. 3). Na planie zaznaczono parcele węższymi bokami skierowane ku ulicy. Według inwentarzy miejskich z XVII w. w mieście przeważała wówczas zabudowa ryglowa. Zapewne taka była też na omawianym obszarze. Brak jej pozostałości może wynikać ze zniszczeń wywołanych najpierw wojną trzydziestoletnią (1618–1648), a następnie wojnami napoleońskimi, wskutek których miasto znacznie ucierpiało4. W trakcie pierwszej z nich z 596 domów pozostało jedynie 189. Wspomniane inwentarze miejskie informują także o 250 posesjach zniszczonych w 1689 r., 50 posesjach zniszczonych w 1725 r., 39 posesjach zniszczonych w 1750 r. Nie jest wykluczone, że część tych informacji dotyczy właśnie obecnego obszaru działek nr 133/4 i 353/1. Poza tym istniejąca tu zabudowa mogła ulec zniszczeniu w trakcie budowy kolejnych budynków, pochodzących już z XIX w. 3. Okres nowożytny (XIX – pierwsza połowa XX w.) Znaczne zmiany w strukturze przestrzennej miasta zaszły po wojnach napoleońskich, w których także dużym zniszczeniom uległa zabudowa. Przebudowa rozpoczęła się w latach trzydziestych XIX w. Dzięki zasypaniu fosy, modernizacji murów obronnych i ich częściowej rozbiórce miasto uzyskało nowe tereny do zagospodarowania. Zmiany dotyczyły także reorganizacji zabudowy w obrębie muE. Rymar, dz. cyt., s. 191. Por. Studium historyczne zabudowy Chojny w archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Szczecinie. 4 Por. W. Fenrych, dz. cyt., s. 97 i n. 2 3 55 Marek Dworaczyk rów. Są one doskonale czytelne na terenie działek nr 133/4 i 353. Dawnych osiem parceli o „szczytowym” układzie zamieniono na cztery parcele o układzie „kalenicowym” (ryc. 4). W obrębie nowych działek, w ich frontach, wzniesiono cztery budynki, na których zaplecze prowadził wjazd usytuowany pomiędzy budynkami nr 1 i 2. Była to zwarta zabudowa kalenicowa, trzykondygnacyjna (z poddaszami), o dachach dwuspadowych. Zabudowa ta, zgodnie z wynikami tegorocznych badań archeologicznych, odsunięta była od północnej krawędzi jezdni od około metra w części zachodniej do około pięciu metrów w części wschodniej. W tym też czasie na zapleczu parceli zajętej przez budynek nr 1 wzniesiono również budynek, który oznaczono numerem 4. Był to najpewniej budynek gospodarczy, który po drugiej wojnie światowej zaadaptowano na mieszkalny (informacja ustna starszych mieszkańców Chojny). 4. Okres współczesny (druga połowa XX – początek XXI w.) W trakcie drugiej wojny światowej i tuż po niej część miasta została zniszczona. Zniszczeniu uległa także część zabudowy znajdującej się na terenie obecnych działek nr 133/4 i 353. Zachowały się jedynie budynek nr 1 i budynek nr 4. W pierwszym z nich znajdowała się prawdopodobnie szkoła i część mieszkalna. Później zmieniono jego charakter na usługowo-handlowy. Drugi budynek zaadaptowany został na cele mieszkalne. Prawdopodobnie w latach siedemdziesiątych bądź osiemdziesiątych XX w., ze względu na stan techniczny tych budynków, zostały one rozebrane. Teren ten obecnie to pusty, porośnięty trawą plac. Archäologisch-architektonische Untersuchungen in der ul. Mieszka I. in Chojna (ehem. Königsberg/Nm.) 2011 wurden in der ul. Mieszka I. in Chojna (ehem. Königsberg/Nm.), innerhalb der im nordöstlichen Teil der Altstadt gelegenen Grundstücke, die bebaut werden sollten, archäologisch-architektonische Untersuchungen durchgeführt. Ihr Hauptzweck waren die Erfassung und Rekonstruktion der historischen Bebauungslinie der erwähnten Grundstücke sowie die Feststellung ihrer Parzellierungsstruktur. Infolge der durchgeführten archäologisch-architektonischen Arbeiten wurden an den Stirnseiten zweier Grundstücke und an der Hinterseite eines Grundstücks Relikte von fünf Gebäuden entdeckt. Übers. v. K. Gołda 56 Badania archeologiczno-architektoniczne przy ul. Mieszka I w Chojnie Ryc. 1. Chojna, gm. loco, ul. Mieszka I. Lokalizacja obszaru badań archeologiczno-architektonicznych (działki nr 133/4 i 353). Skala 1:500 Ryc. 2. Chojna, gm. loco, ul. Mieszka I. Działki nr 133/4 i 353. Układ dawnej zabudowy we frontowych partiach działek oraz na zapleczu działki nr 353 57 Marek Dworaczyk Ryc. 3. Chojna, gm. loco. Lokalizacja działek nr 133/4 i 353 na planie miasta z 1724 roku Ryc. 4. Chojna, gm. loco, ul. Mieszka I. Działki nr 133/4 i 353. Rozmieszczenie zabudowy z XIX wieku na tle podziałów parcelacyjnych z 1724 roku (linie szare) 58 Edward Rymar* Pyrzyce Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej Młynarstwo to jedna z najstarszych dziedzin przetwórstwa rolno-spożywczego. Zboże rozdrabniał człowiek już w neolicie. Żarna znane były w starożytnym Egipcie, młyny – starożytnym Rzymianom. Od VII w. Arabowie stosowali wiatraki. Na pogranicze sasko-słowiańskie młyny wodne dotarły w X w., w Polsce znane w XII w.1, na Pomorze dotarły po połowie tegoż stulecia, a w XIII w. było ich już wiele. Wykorzystywały energię rzek i potoków. Ich skupiska powstawały na przedmieściach i wokół miast kolonizacyjnych. Oprócz młynów wodnych mącznych (niem. Mahlmühlen) w średniowiecznych miastach były folusze (Walkmühlen) i młyny garbarskie (Lohmühlen). Młyny wiejskie obsługiwały zwykle kilka wsi. Nieco później, może od XIV w., znane były młyny wietrzne (wiatraki), rozpowszechnione od XVIII w., kiedy to pojawiły się też tartaki (Schneidemühlen), kuźnice (Hammermühlen), młyny olejowe (Ölmühlen). W Nowej Marchii w 1790 r. było 370 młynów wodnych i 127 wiatraków, w 1798 r. odpowiednio 317 i 1392, co świadczy nie tylko o skali ich występowania, ale * Prof. dr hab. Edward Rymar – emerytowany pracownik Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego, wieloletni dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pyrzycach, autor licznych publikacji dotyczących głównie średniowiecznych dziejów Pomorza i Nowej Marchii. 1 S. Trawkowski, Młyny wodne w Polsce w XII wieku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 1959, nr 1, s. 62 i n.; K. Buczek, Z dziejów młynarstwa w Polsce średniowiecznej, „Studia Historyczne” 1960, z. 1, s. 17–51. 2 F.W.A. Bratring, Statistisch-topographische Beschreibung der gesamten Mark Brandenburg, Bd. 3, Berlin 1809. 59 Edward Rymar i o płynności liczby tych urządzeń gospodarczych. Od XIX w. młyny przechodziły na trakcję parową (Dampfmühlen), od XX w. – na zasilanie elektryczne. Na pierwszą wzmiankę o młynach w ziemi chojeńskiej natrafiamy już w 1267 r. w akcie jej wymiany przez biskupa brandenburskiego z margrabiami brandenburskimi linii starszej Askańczyków na Löwenberg i okolice. Transakcja objęła bowiem miasto Chojnę, wsie i młyny. W układzie końcowym z 1270 r. wymieniono wioski Barnkowo, Stoki, Jelenin, Mętno, Raduń, Grabowo, Piasek, Zatoń oraz Crimowe wraz z dochodami z wód i młynów3. Młyny wspomniane wówczas to głównie młyny miejskie chojeńskie, wyprzedzające czas powstania miasta. Stąd tak duża w nich rola kolonizatorskiego rycerstwa. Przykład Barlinka czy Myśliborza przemawia za tym, że lokatorzy i tu przed lokacją mieli młyny. Videchowowie, Plötzowie, Butzowie, Sackowie jako zapewne wcześniej grododzierżcy chojeńscy odegrali tu widocznie podobną rolę, jak Luge w Gorzowie (1257), Toyte w Barlinku (1278), Hartuing i Wreech w Myśliborzu (1281). Młyny miejskie Chojny W Chojnie było kilka młynów. Przekazy o nich, zanim wyklarowały się ich nazwy, nie zawsze dają się odnosić precyzyjnie do obiektów znanych później z nazw. Poniżej zaprezentowano najstarszy zasób źródłowy z propozycjami identyfikacyjnymi, nie przesądzając jednak dalszej dyskusji przynajmniej nad częścią tychże. W 1292 r. margrabiowie linii starszej nadali Chojnie prawo swobodnego bezcłowego handlu na Rurzycy od miasta do ujścia, wprowadzając zarazem zakaz budowy młynów na tym dolnym spławnym odcinku rzeki. Młyny w fosie miejskiej (molendina situata in fossatis) poddali jurysdykcji burgenses et inhabitatores, przy czym w pierwszych można się dopatrywać kolonistów niemieckich, w drugich widzieć zapewne należy rodzimą ludność bez praw (?)4. W 1298 r. margrabiowie Otton IV i Konrad nadali rajcom, ławnikom i gminie prawo organizacji miejskich młynów w obrębie pól miasta5. Daty te możemy uznać za metrykę młynów Świeckiego i Czworokolnego. Regesten der Markgrafen von Brandenburg aus askanischem Hause, bearb. v. H. Krabbo, G. Winter, Leipzig–Berlin 1910–1933, nr 232; Codex diplomaticus Brandenburgensis, hg. v. A.F. Riedel, Berlin 1838–1869 (dalej: CDB), Bd. VII, s. 242. 4 CDB XIX, s. 231. 5 Tamże, s. 178 (plenam libertatem super molendinis construendis sique edificare potuerint in suis campus et aquis ad civitatem [...] pertinentibus). 3 60 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej Następne lata przynoszą szereg wiadomości o poszczególnych młynach. W 1308 r. rycerz Kuno Sa(c)k sprzedał rajcy chojeńskiemu Jakubowi, synowi Rulowa (Rudolfi), cztery łany w Barnkowie wraz z rocznym dochodem czterech wispli (tj. korców) zboża z młyna6. Te same lub następne cztery łany temuż Jakubowi w 1317 r. przekazał margrabia Waldemar, a w 1323 r. Arnold Sa(c)k również cztery łany przekazał braciom de Stendal, mieszczanom chojeńskim7. Prawdopodobnie chodziło cały czas o łany sołtysie, bo sołtysi na prawie magdeburskim z reguły posiadali szczególne prawa organizacji młynów. Młyn w Barnkowie potem nie jest znany, a mieszkańcy jako poddani miasta mełli zboże w Bocieńcu8, być może zatem powyższe przekazy dotyczyły tego młyna miejskiego. Bracia Henryk, Boyz i Henning von Plötz, 27 października 1310 r. sprzedali szpitalowi św. Ducha dochód wispla żyta rocznie (zapewne 1/3 dochodów) z młyna przy drodze do Nowego Miasta (nouam civitatem) w obecności rajcy Ebelina von Videchowa9, zapewne współwłaściciela młyna, mającego jak Plötz jedną czy dwie trzecie dochodów. Rodzi się pytanie, o który młyn tu chodzi. Zdaniem Augustyna Kehrberga to młyn Świecki10. Nowe Miasto to osada kolonizacyjna zbudowana przy drodze w południowo-wschodniej części zespołu miejskiego objętego murami. Młyna należy więc szukać w rejonie Bramy Świeckiej. Ponieważ mówi się o drodze do Nowego Miasta i o nadaniu dla szpitala św. Ducha, powstałego w obrębie Nowego Miasta, przyjmijmy za nowożytnym znawcą Chojny Robertem Reichem, że to wspomniany w latach 1315 i 1324 późniejszy młyn Krupin11 półtora kilometra na zachód od miasta. Margrabia Waldemar 26 marca 1315 r. nadał mieszczanom dochód dwóch wispli z młyna dolnego św. Ducha (inferiorius molendinum Sancti Spiritus) na polach miasta12. Młyn nosił więc już nazwę od położonej obok kaplicy i szpitala św. Ducha. Ze względu chociażby na nazwę, skoro w 1310 r. dochód tamże otrzymał szpital św. Ducha, pozwala to utożsamiać go z Krupinem, chociaż ten powstał potem na nowym miejscu. Pierwszy przedstawiciel nowej dynastii brandenburskich margrabiów, Ludwik Starszy, bawiąc 9 października Tamże, s. 179. Tamże, s. 182, 185. 8 K. Richter, Bernickow. Geschichte eines Ratsdorfes, „Königsberger Kreiskalender” (dalej: KK) 2 (1927), s. 97. 9 CDB XIX, s. 179. 10 A. Kehrberg, Erleuterter historisch-chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck [...], Berlin 1724, Abt. 1, s. 145. 11 R. Reiche, Bausteine zur Geschichte der Stadt Königsberg in der Neumark während des Mittelalters, Königsberg i. Nm. 1898, s. 104–105. 12 CDB XIX, s. 181. 6 7 61 Edward Rymar 1324 r. w Chojnie podczas swego pierwszego pobytu w Nowej Marchii, za wsparcie go przez miasto w wojnie z Księstwem Pomorskim potwierdzał miastu wolności i prawa oraz nadał mu młyn Galchmole na Rurzycy (situm super fluvium Rorek)13. Nazwę młyna rozwiązywano jako Galgen Mole14, kojarząc ją z podmiejskim Galgenbergiem, którego nazwę tłumaczono nie jako „Góra Wisielców” (bo to miejska góra straceń), ale też jako gwarowe Jaloberg, Galchberg od słowiańskiego słowa jalovu = jałowy, bo ziemia między młynem a górą jałowa, a do tego stwierdzono tam słowiańskie cmentarzysko15. Tymczasem Galg-, jak sądzili inni, to tyle co folusz – Walk, zwłaszcza skoro w XVIII w. był to Walk-, Lohi Graupen Mühle16. Ale folusz położony był tuż za sądem, a ten koniecznie kojarzyć trzeba z Galgen-Berg/Górą Wisielców nad Rurzycą17. Jeszcze w latach 1459 i 1475 młyn ten funkcjonował z nazwą św. Ducha (heilyge Geist Möle, Hilligen geyste)18. Nie wiadomo, czy Galch-Mühle to Walk-Mühle. Ten młyn to Graupen Mühle w latach 1833 i 1944. Może więc nazwa pochodzi od niem. Graupen = krupy, stąd i nazwa polska Krupin jako jej adaptacja. Powróćmy jeszcze w czasy Askańczyków. Hrabia Gunter z Käfernburga – reprezentujący w Nowej Marchii margrabiego Waldemara – przebywając 14 sierpnia 1313 r. w Chojnie, zatwierdzał radzie miasta i Trutwinowi rezygnację przez braci Henninga, Ebela i Rulekina de Butz w obecności wójta (?) chojeńskiego Jana de Mortzan z ich posiadłości dziedzicznej (hereditatem) w młynie „w bramie pod miastem” (situm in portis ante Koningesberg)19. To młyn Czworokolny (niem. Vierraden)20, ale ze względu chociażby na własność rodziny Butzów to raczej młyn Świecki przy Bramie Świeckiej. Bracia Henning i Kuno (Konrad) von Videchow 2 marca 1330 r. odstąpili (sprzedali?) radzie miejskiej roczny dochód dziesięciu wispli (korców) zboża wolny od ciężarów lennych w młynie „najwyższym” (supremo molendinum) w granicach pól miasta nad Rurzycą (in metis agrorum civitatis super aquam Rorike), wczeTamże, s. 186. H. Berghaus, Landbuch der Mark Brandenburg [...] in der Mitte des 19. Jahrhunderts, Bd. 3, Brandenburg 1856, s. 381; Regesta historiae Neomarchicae, hg. v. K. Kletke (dalej: ReHN), Bd. I–III, „Märkische Forschungen” 10–12 (1867–1869), tu: ReHN I, s. 99. 15 R. Reiche, dz. cyt., s 94. 16 G.F. Neumann, Versuch einer Geschichte und Topographie der Stadt Königsberg in der Neumark nebst einer statistisch-topographischen Übersicht des Königsberger Kreises, Berlin 1824, s. 131. 17 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 25, 27. 18 Tamże, s. 26; H. Bütow, Das Schuldnerregister aus S. Georgshospitals zu Königsberg Neumark aus der Zeit um 1475, „Die Neumark” 6 (1929), s. 129. 19 CDB XIX, s. 180. 20 R. Reiche, dz. cyt., s. 105. Wcześniej A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 21, uznał, że to młyn Świecki. 13 14 62 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej śniej należący do wdowy jakiegoś Anzelma (wlgariter dicitur molendinum relicte Anselmi)21, może sołtysa chojeńskiego. Tym razem chodzi o młyn Czworokoły22 pół kilometra na północny zachód od miasta. Dochód z niego wynosił 30 wispli żyta i cztery wisple jęczmienia gorzelanego (browarnego), z czego jedna trzecia należała do Videchowów, widocznie jako lokatorów miasta. Rada miejska nabywała ten młyn etapami, poczynając od 1330 r.23 Ale czy też tego młyna dotyczy nadanie margrabiego Ludwika z 15 września 1337 r. dla miasta młyna sito in fossato [...] civitatis nad Rurzycą, z całym przychodem, z którego bracia de Videchow zrezygnowali (w 1327 r.? – zob. niżej)?24. Podobnie 12 września 1338 r. tenże Ludwik Starszy z bratem Stefanem (który przybył z Bawarii jako przewidywany następca w Brandenburgii, aby odebrać hołd lenny od miasta) nadał młyn przy bramie w fosie nad Rurzycą (in fossato civitatis ad flumen Roreke) z wszelkimi dochodami, z którego bracia von Videchow wobec niego zrezygnowali25. Giermek Ebel von Videchow, syn giermka Ebelina, 27 czerwca 1342 r. gotów był przekazać radzie i gminie, skoro tylko zażądają, swą połowę młyna w granicach pól miejskich nad Rurzycą (molendini supremi in metis Koningesberch super Roreken situati), otrzymaną od margrabiego. Poręczają tę jego decyzję dziad rycerza Mikołaj Witte i kuzyni (avunculi), giermkowie Herman i Mikołaj Witte26. Zapewne w 1330 r. dochód całkowity wynosił 30 wispli, tak więc wtedy Videchowowie mieli dwie trzecie, a Butzowie jedną trzecią jako składnik uposażenia lokatorskiego miasta, i to jeszcze z upoważnienia książąt pomorskich. Chojna zakupiła więc jedną trzecią młyna w 1330 r., jedną trzecią potem, pięć wispli z drugiej części Videchowów, a o połowę toczył się spór, zakończony dopiero w 1342 r. Kiedy miasto nabyło pozostałe dwie trzecie – nie wiadomo27. W 1348 r. młynarz Jakub Rehbock – lub według lokalnej tradycji: Meinicke Müller – też w imieniu następców zobowiązywał się mleć zboże mieszczanom bez opłat lub podarunków. Jeśli młyn zechce rozbudować (np. wprowadzić dalsze koła), to radę o stosowny plac poprosi i go otrzyma. Może skrzynie na węgorze (cistam agwillarum) bez przeszkody założyć. Ma prawo połowu ryb, wycinki trzciny i trawy w stawie młyńskim i jego otoczeniu (odpływach). Jeśli młyn zostanie zniszczony przez ogień lub inne przyczyny, to przez siedem tygodni zwolniony będzie od pachtu, a drewno na odbudowę w miejskiej Wysokiej CDB XIX, s. 191. Tak też R. Reiche, dz. cyt., s. 106. 23 Tamże, s. 107. 24 CDB XIX, s. 200. Za Czworokołami opowiadał się A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22. 25 CDB XIX, s. 201. 26 Tamże, s. 203 i n. Za identyfikacją powyższych przekazów z Bocieńcem – A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 23; ReHN I, s. 157. 27 R. Reiche, dz. cyt., s. 107 i n. 21 22 63 Edward Rymar Puszczy może kupować. Gdyby chciał młyn sprzedać, musi radę poprosić o zgodę i rada ma prawo pierwokupu28. Nie mówi się o położeniu przy bramie czy przy murach, ale mowa o dużym stawie i kompleksie łąk w okolicy, co przemawia za Czworokołami29. Na budowę młyna z czterema kołami wymagana była zgoda władcy. Rajcy oświadczali 15 czerwca 1358 r., że Jan Heester, młynarz miejskiego młyna „Wielkiego” (magnum molendini), za ich zgodą zakupił go za 300 funtów „oczek zięby” (Finkenaugen) od Mikołaja Molnera30 i od nowego właściciela nosił on od tej pory nazwę. Mistrzowie i starsi cechu krawców w imieniu całej gildii 13 grudnia 1422 r. układali się z młynarzem Hansem Zanstorpem z Heyster Molen w sprawie założenia (lokalizacji) nowego Louw-Mole (Lohmühle), młyna do mielenia (garbowania) kory dębowej. Młynarz prosił o jeden wóz i knechta do przewożenia dębnicy garbarskiej, za szefel chciał otrzymywać cztery fenigi; dwie trzecie kop groszy czeskich radzie miejskiej przysługuje, jedna trzecia – cechowi31. Nazwa młyna pozwala go bez wahania identyfikować z Bocieńcem, bo wszak młyn duży nosił teraz przejściową nazwę od Heestera (Heystera), właściciela w 1358 r. Widocznie był długo w posiadaniu tej rodziny, aż przylgnęła doń nowa nazwa. Do tego przy Bocieńcu do XIX w. istniał folusz, zburzony w 1896 r.32 Młyn wielki z czterema kołami, tj. Vierraden/Czworokoły (molendini quatuor rotarum, także magnum molendinum quatuor rotarum), sprzedano 25 lipca 1371 r. za 400 grzywien „oczek zięby” Hansowi Lübkemu z obowiązkiem uiszczania tytułem pachtu trzydziestu wispli żyta i czterech wispli jęczmienia browarnego w czterech ratach w roku. Wtedy dzierżawca młyna ante valvam Swedt Drewes mole (czyli Świeckiego Młyna) dawał radzie rocznie 12 wispli żyta i dwa jęczmienia, w dowolnym kwartale łaszt żyta i pół łasztu jęczmienia, wispel jęczmienia browarnego i wispel jadalnego. Dzierżawca Naghel uiszczał rocznie 10 wispli żyta. Skoro wymieniono go obok młyna z czterema kołami i młyna ante valvam Swedt – to oczywiste z młyna Czworokoły33. Określenie Drewes Mole upoważnia do identyfikowania go z młynem z 1329 r. Jednak Reiche nie wie, kiedy Czworokoły się pojawiają, nawet źródła z 1426 r. nie odnosi do niego, niemniej już sto lat wcześniej w Nowej Marchii były młyny z czterema kołami, przy czym – jak w Myśliborzu w latach 1316–1317 – budowę trzeba było uzgadniać z władcą34. CDB XIX, s. 234; A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 32. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22 i n. 30 CDB XIX, s. 234. 31 Tamże, s. 320; szczegóły: A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 23 n. 32 R. Reiche, dz. cyt., s. 110. 33 H. Bütow, Neu aufgefundene Urkunden des Königsberger Stadtarchivs, „Die Neumark” 15 (1938), s. 49. 34 R. Reiche, dz. cyt., s. 111 28 29 64 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej Bracia Henning, Ebelin i Kuno von Videchow, również w imieniu bratanka, syna zmarłego Bussona, 9 stycznia 1327 rezygnowali ze swych praw do młyna w fosie miejskiej (molendino dicte civitatis in fossa situato)35. Młyn ten, wnosząc z jego położenia oraz dochodów Videchowów, byłby Świeckim Młynem36 w fosie miejskiej przed Bramą Świecką, wyprowadzającą ruch na zachód do miasta Schwedt (wcześniej Zwece) nad Odrą; tam też w 1714 r. staw młyński Schwetschen Mühlen Teich37. Rycerz Rulekin Buz z synami Henningiem, Henrykiem, Rulekinem, Dietrichem, Dypoldem, Ghere i Ottonem 20 stycznia 1329 r. sprzedali rajcom posiadany po przodkach (progenitores) dochód wispla zboża z młyna in fossa valve noue civitatis38 i to również Świecki Młyn39. Chojna posiadała 25 lipca 1371 r. dochód roczny 12 wispli pszenicy i dwa wisple jęczmienia browarnego z Swedt Drewes mole ante valvam, z czego kwartalnie łaszt pszenicy, pół wispla jęczmienia browarnego, wispel jadalnego40. Rada postanowiła 8 listopada 1499 r., że ze Schwetschen Muhle ma być dostarczane do szpitala św. Ducha co kwartał dłużnych (zaległych) siedem szefli żyta41. W 1688 r. Schwedter Mühle z ziemią, ogrodem, stodołami, stajniami został sprzedany za 500 talarów42. Miasto w 1698 r. miało dochód 12 wispli żyta i dwa wisple słodu43. To młyn w nurcie Sarbicy (Zerbst) przy stawie Zabels Teich44. Pod koniec XVII w. właściciel Fryderyk Kogel zbudował tu tartak, a w 1712 r. właściciel G. Lobedey dodatkowo Grütz Mühle45, czyli kaszownik. Miał on dwa koła, do 1712 r. dawał radzie siedem wispli zboża, potem 20 szefli mniej46. Stara i nowa rada miejska 1 czerwaca 1400 r. przekazała mistrzom, starszym i całemu cechowi (gildii) sukienników, czy też krawców i tkaczy (Gewandschneider), posiadającemu „naszego pana zamek” (in unses Herrn schlote beseten)47, pewien plac pod Barnkowem, z przeznaczeniem na folusz (Walckmolen; zwany też potem Schlossmühle), z obowiązkiem płacenia co roku dwóch i pół grzywny fenigów zwanych „oczkami zięby”. Jeśli młyn się spali lub CDB XIX, s. 188. R. Reiche, dz. cyt., s. 105. 37 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 14. 38 CDB XIX, s. 190. 39 A. Kehrberg, dz. cyt , Abt. 1, s. 21; E. Reiche, dz. cyt., s. 106. 40 H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49. 41 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 144; ReHN II, s. 369. 42 P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen der Stadt Königsberg Nm., „Die Neumark” 11 (1936), s. 28 43 H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49. 44 G.F. Neumann, dz. cyt., s. 131. 45 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22; G.F. Neumann, dz. cyt., s. 131. 46 P. Schwartz, dz. cyt., s. 46. 47 Tj. lokal cechowy w zrujnowanym w 1349 r. zamku margrabiów, o czym szerzej w innym miejscu. 35 36 65 Edward Rymar opustoszeje z innego powodu, cech będzie miał prawo zbudować tam nowy48. To alte Walk Mühle (1544), Walk Mühle (1681) w nowym miejscu koło młyna Czworokolnego49. Zakon krzyżacki po nabyciu w zastaw Nowej Marchii od Zygmunta Luksemburga w 1402 r., przystąpił do rewindykacji zastawionych zwykle przez Wittelsbachów i Luksemburgów dochodów domenalnych. Na pierwszy ogień poszły młyny miejskie. Mimo oporu udało się je wykupić nawet w większych miastach (Gorzów, Choszczno, Strzelce, Myślibórz). Rada Chojny opierała się skutecznie przeciw wykupowi, 26 lutego 1403 r. zajęła stanowcze negatywne stanowisko i zakomunikowała o tym wielkiemu mistrzowi50. 4 grudnia 1412 r. rada sprzedała mieszczaninowi Piotrowi Brandenburgowi i jego dziedzicom Rudolfowi i Mateuszowi, rybakom z Mętna, Janowi Rossowowi i Dietrichowi Kunekenowi jeziora Mętno, Objezierze, Ostrów i Jelenin, młyn poza murami (molam [...] extra muros retro ortos versus piscinam; proprie Schulten dieck sitam), za co mieli jej dostarczać rocznie 10 wispli żyta, dwa i pół co kwartał, ponadto zastrzegała, że oni i ich dziedzice uiszczać będą „Upfard i „Affard”, młyńskich wód przez żadne budowle nie zmienią, a ryby hodowane w stawie mają sprzedawać na miejscowym targu51. Ten Schulten dieck to Sołtysi Staw, zapewne więc i ten młyn posiadali Fiddichowowie, potencjalni zasadźcy i pierwsi sołtysi (?). Byłby to i tym razem Bocieniec? Staw młyński nie dotrwał tam do nowych czasów. Na planie miasta z 1779 r. kompleks łąk zadrzewionych na prawym brzegu Rurzycy nosił jeszcze nazwę Schulzen Teich. Mieszczanin Brandenburg z młyna „wielkiego” Czworokoły (Vierraden Mühle) przy Bramie Czworokolskiej w 1426 r. zobowiązał się przed radą zbudować młyn w ciągu dwóch lat, mleć za to biednym bez opłat, także piekarzy rzetelnie wspomagać, żadnych stajni i chlewów przy murach lub pod miastem nie budować, nie hodować bydła między murami i młynem, utrzymywać wały i fosę, tak że miasto nie poniesie szkód na groblach i drogach kamiennych52. CDB XIX, s. 289. Przedruk – faksymile w: KK 1984, s. 92–93. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 28. 50 Regesta historio-diplomatica Ordinis S. Mariae Theutonicorum 1198–1525, bearb. v. E. Joachim, hg. v. W. Hubatsch, Göttingen 1948, Pars I, nr 697; W. Fenrych, Rycerstwo i miasta Nowej Marchii wobec rządów krzyżackich w latach 1402–1411, „Szczecin” 1958, nr 3, s. 62. Dalsze pisma do wójta: 2.04.1400, 8.04.1403 (K. Heidenreich, Der Deutsche Orden in der Neumark 1402–1455, Berlin 1932, s. 24); 2.04.1404 pismo wójta do wielkiego mistrza (Repertorium der im Kgln. Staatsarchive zu Königsberg i. Pr. befindlichen Urkunden zur Geschichte der Neumark, bearb. v. E. Joachim, hg. v. P. v. Niessen, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark” [dalej: SVGN] 3 [1895], nr 129); 27.02.1408? – rada do wielkiego mistrza o odmowie sprzedaży młynów (Repertorium..., nr 207). 51 CDB XIX, s. 312. 52 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22; H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49. 48 49 66 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej W 1544 r. Hans Kosen kupił pewien ogród obok starego foluszu (alte Walk) koło Barnkowa. Ten z 1400 r. przestał więc już istnieć, gdy wybudowano nowy nad Rurzycą. Według przywileju rady z 1431 r. cech kowali otrzymał od niej zgodę na budowę szlifierni koło Barnkowa (Schlypmole hebben to Breneko), młyna do ostrzenia wysokiej jakości szabel, w miejscu folusza (Walkmuhlenstete)53. Gustav Neumann pisał w 1824 r., że powyżej Bocieńca były kuźnica (Eisenhammer) i szlifiernia (Schleifmühle), jednak na mapie z 1779 r. brak tych budowli, informacja zatem wydaje się wątpliwa54. Właściciel łąki powyżej młyna Bocieniec w 1897 r. natrafił na jakieś fundamenty. Kehrberg pisze na początku XVIII w., że przy stawie Sołtysim (Schulzen Teich) istniał młyn supremum – wyższy, górny, największy, a obok stał DraussenMühle, pospolicie zwany Buten-Mühle (dziś Bocieniec), wraz z położonym tam foluszem Lohe-Mühle, inaczej Leder-Mühle, i garbarnią Gerber-Mühle (od gerben – garbować), i to jest młyn wspomniany w 1330 i 1342 r.55 Do kaplicy i szpitala św. Ducha z nadania rady miejskiej w 1444 r. należało co roku 28 szefli żyta z Drausen Mole jako Krest Mole. Rada 31 stycznia 1449 r. załagodziła spór szewców z młynarzem Plote, ale spór się odnowił. Nowa decyzja rady i czterech głównych cechów Chojny w sporze młynarza Plote z folusza (Löhmuhle) z szewcami zapadła w 1456 r.: młynarz z butensten Möle miał otrzymywać rocznie nie dwa, lecz sześć wispli56. Jakiś czas młyn występuje ze starą nazwą. Młynarz Beteke Vieritz z żoną Anną 23 stycznia 1460 r. za 500 grzywien monety sprzedał radzie miejskiej Vterste mole, alze die Hegestermole; w listopadzie Claus i Michil Berlinowie wypłacali małżeństwu siedem reńskich guldenów, w czerwcu 1461 r. dalszą ratę uiścił burmistrz Wawrzyniec Smede57. W 1475 r. to znów Buteste Mole58, tego roku mowa też o Vir radeschen stete59. Była także w Chojnie ulica Vierraden Strasse, prowadząca na północ do Bramy Czworokolskiej (Vierraden Tor). Nazwa oczywiście nie pochodziła od zamku/ miasta Vierraden (za zachód od Schwedt), lecz od czterech kół młyńskich, jak to już pleban w 1606 r. wyjaśniał parafianom w swym kazaniu. W 1681 r. młynarz (właściwie folusznik) z Draussen Mühle, pospolicie (vulgo) zwanego Buten Muhle, chciał zbudować białoskórnikom Walk Mühle60. Tamże, s. 29, 61; ReHN II, s. 106. G.F. Neumann, dz. cyt., s. 131; R. Reiche, dz. cyt., s. 108. 55 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 23 i n. 56 Tamże, s. 25; ReHN II, s. 194; R. Reiche, dz. cyt., s. 110 i n. 57 CDB XIX, s. 389 58 H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 131. 59 Tamże, s. 49. 60 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 123; P. Schwartz, dz. cyt., s. 9, 11. 53 54 67 Edward Rymar W 1698 r. młyn dawał dochód 10 wispli żyta, potem, do 1742 r. – pięć wispli61. Opodal młynarz Marcin Schultze zbudował młyn stępowy, w 1712 r. też tartak62. Jeszcze na początku XIX w. znany młyn Draussenmühle jako jeden z trzech chojeńskich63. Vierradenmuhle (1681) 64 w 1698 r. dawał radzie 30 wispli żyta i cztery słodu65, do 1712 r. – 17 wispli żyta, od tego czasu 14,5 wispla66. Jeszcze na początku XX w. przed tą bramą młyn na Rurzycy zwano Vierraden Muhle67. Kehrberg identyfikował go z młynem z 1338 r., ale i z magnum Heester z 1358 r. przy bramie Vierrade Tor. W 1824 r. były w Chojnie cztery młyny68: Vierrader, Schwedter, Buten, Graupen, czyli „Czworokoły”, „Świecki”, Bocieniec i Krupin. Nazwa obecnego Bocieńca znana z lat 1833, 1844 (Buten-Mühle)69, do 1944 r. (Buten Mühle). Położony poza murami, co oddają jego nazwy od niemieckich słów büten(e) i draußen = poza miastem, zewnętrzny. Polska nazwa Bocieniec, wprowadzona urzędowo, jest substytucją nazwy Buten-Mühle przez skojarzenie z bocianem. W 1928 r. pisze się o Rörchener Mühle, młynie na Rurzycy70, ale to widocznie zbiorcza nazwa albo młyn identyczny z którymś z młynów znanych wcześniej pod inną nazwą. W Czartoryi (dawniej: Wedel), wsi należącej do chojeńskiego zespołu osadniczego, znanej od 1386 r., należącej od 1470 r. do augustianów chojeńskich, od 1539 r. do domeny elektorskiej cedyńskiej, wzmiankowano w XVI w. staw młyński71. O nowym młynie mowa w 1718 r.72 Koło Czartoryi w 1775, 1802 r. był młyn dla Godkowa, Jelenina, Czartoryi, Stoków73, widocznie na potoku Sarbica (Zerbst). Drogę z Jelenina do Czartoryi zwano potem „Do młyna” (Mühlenweg)74. H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49, 46; P. Schwartz, dz. cyt., s. 46. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22. 63 F.W.A. Bratring, dz. cyt., s. 1198. 64 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22. 65 H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49. 66 P. Schwartz, dz. cyt., s. 9, 46. 67 H. Bütow, Die älteren Straßennamen der Stadt Königsberg Nm., „Die Neumark” 16 (1939), s. 66. 68 Deutsches Städtebuch, Bd. I: Norddeutschland, hg. v. E. Keyser, Stuttgart 1939, s. 561. 69 Urmeßtischblätter, nr 1558; R. Reiche, dz. cyt., s. 110. 70 KK 5 (1930), s. 45. 71 E.E. Melcher, Geschichte der nordwestlichen Neumark, Frankfurt a.O. 1894, s. 40. 72 P. Schwartz, Die Klassifikation von 1718–1719, „Die Neumark” 3 (1926), Kreis Königsberg, s. 32. 73 Von den Mühlen des Amtes Zehden, KK 1958, s. 80 i n. 74 J. Lichterfeld, Chronik von Nordhausen mit einem Anhang über Gellen, Bad Schönfließ Nm. 1924, s. 36. 61 62 68 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej Młyny w zlewni Mętnicy i dolnej Rurzycy Dolina Mętnicy od XIII w. należała do Chojny. W 1317 r. miasto otrzymało też wielkie jeziora Mętno i Ostrów w tej zlewni. W okolicy wsi Mętno (Mantey 1270), która następnie uległa podziałowi kolonizacyjnemu (magnum et Parvum Mantel 1337, potem Groß i Klein Mantel, dziś Mętno i Mętno Małe), już przed 1319 r. istniał młyn Mętno. Margrabia Ludwik Starszy w 1329 r. nadał Manthel-Molen mieszczanom z Mieszkowic – Mikołajowi (duchowny?) i jego stryjowi Grzegorzowi Splinterfeldom z Chojny, którzy w czasach margrabiego Waldemara (ok. 1308–1319) ufundowali ołtarz św. Katarzyny w kościele parafialnym75. Pleban chojeński Busso von Greifenberg stwierdził w 1331 r., że ma młyn opodal wsi Mętno (prope villam Mantel) z tytułu opieki nad ołtarzem76. Jednak w Księdze ziemskiej z 1337 r. zapisano, że molendinum Mantel daje dochód margrabiemu77. Jakub i Paweł von Splinterfeldowie swe prawa dziedziczne do młyna sprzedali w 1357 r. radzie Chojny. Był to młyn przy jeziorze Ostrów. Okoliczność, że młyn już w 1329 r. był w rękach prywatnych, a w 1337 r. margrabia posiadał dochody, przemawia za tym, iż już wtedy mowa była o dwóch rożnych młynach. Około 1420 r. wraz z Mętnem młyn przeszedł na cysterki z Cedyni, po reformacji był własnością domeny państwowej, w 1659 r. czytamy o młynarzu Hansie Kolbe. W 1709 r. mełli w nim chłopi z Orzechowa, Czachowa, Mętna78. O młynie w Mętnie mamy przekaz z 1718 r.79 Powyższe przekazy dotyczyły zatem poprzedników nowożytnych młynów o nazwach: 1) Unter, zwany też Alte Mühle (1742), Unterste Mühle (1833), Unter Mühle (1944), przy jeziorze Ostrów, 6 km na południowy zachód od Chojny, czyli „dolny”, po 1945 r. z przejściową nazwą tłumaczeniową Młynisko Dolne, następnie z urzędowo wprowadzoną nazwą Nadolnik; oraz 2) Ober, zwany też Neue Mühle (1742), Oberste (1833), Ober Mühl (1944), 7 km na południowy zachód od Chojny, przejściowo po 1945 r. Młynisko Górne, dziś Nagórnik80. 75 CDB XIX, s. 190. Dokument ten zatwierdzał biskup kamieński Fryderyk 21.01.1332. Pommersches Urkundenbuch, Stettin 1868–1934 (dalej: PUB), Bd. VIII, nr 4954. 76 CDB XIX, s. 191. 77 Das Neumärkische Landbuch Markgraf Ludwigs des Aelteren aus dem J. 1337, hg. v. L. Gollmert, Frankfurt a.O. 1862, s. 15. 78 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 27. 79 H. Otto, Die Mühlen im Nordosten des Kreises Königsberg/Nm., T. 2, KK 2005, s. 109; P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 43. 80 Urmeßtischblätter, nr 1558: 1833. Kartoteka poznańskiej sekcji Komisji Ustalania Nazw Miejscowych Miejscowych (w Bibliotece Głównej Uniwersytetu im. A. Mickiewicza). 69 Edward Rymar O dwóch wiatrakach koło Mętna mówią przekazy z 1729 i 1760 r.81 Do młynów należał też wiatrak z połowy XIX w., istniejący do polowy lat trzydziestych XX w.82 W Orzechowie, na wschód od drogi Cedynia–Chojna, powstał potem wiatrak, którego śladem do nowych czasów było wzgórze o nazwie Mühlberg83. Podobnie wiatrak Neue Mühle stwierdzono w 1718 r. w Stokach84, wsi znanej od 1270 r. (Rehdorf 1270, 1944), której mieszkańcy korzystali zapewne z pobliskiego Nadolnika. Wiatrak holenderski (Holländerwindmühle) stał w Stokach w 1866 r., do 1945 r. przy drodze do Chojny i inny przy przysiółku Favorit/Wadzim85. Strumień płynący przez pola Dolska na północ do jeziora Mętno w XIX w. zwano Dölziger Mühlen Fließ86, ale o młynie wodnym w Dolsku nie zachowały się bezpośrednie przekazy, jeśli pominąć bliżej jeszcze nieznaną wzmiankę z 1773 r.87 We wsi kolonizacyjnej Krzymów (Hansbergh 1337, Hanseberg 1944), z lennem rodu Sydowów, w 1337 r. był młyn oddający daninę margrabiemu88, założony obok opuszczonej wsi „Krzymów” (Crimowe 1270) widocznie przez Sydowów przy jeziorze Krzymowskim – sprzedanym przez Henninga Sydowa Chojnie w 1332 r.89 Henryk Starszy, Henning, Henryk Młodszy i Albert (Albernus), bracia famulowie de Sydow, 30 marca 1348 r. zastawili radzie Chojny wspomniane jezioro z prawem połowu ryb w stawie młyńskim (piscinam molendini eiusdem proprie Molendic), z prawem wykupienia za sto talentów brandenburskich denarów90. Młyn musiał być zbudowany na cieku wypływającym z jeziora Krzymowskiego lub na Mętnicy. Wspomniano go też 15 marca 1364 r., gdy Chojna nabyła od rodu Videchowów prawo budowy drogi z młyna do Garnowa (molendinum iacens supra stagnum Crymow).91 W 1413 r. bracia Sydowowie odrzucali roszczenia rady miejskiej Chojny do jeziora Krzymowskiego (Cremoln), do miejsca po młynie (molenstete) i do grodziska92. Młyn w Krzymowie wspomniano w latach 1622, 1681 i 1718, zabrakło go w 1832 r. Nowy młyn Reichenfelder Mühle (1833, 1944), który przetrwał Von den Mühlen..., s. 83. H. Otto, dz. cyt., s. 109. 83 U. Wesche, Zur Geschichte des Amtsbezirks Wrechow. Umfassend die Dörfer Wrechow, Zachow und Altenkirchen im Kreise Königsberg, Hachenburg 1935, s. 7. 84 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 47. 85 H. Otto, dz. cyt., s. 106 i n. 86 P. Schwartz, Die Ketzerdörfer im Königsberger Kreis, „Die Neumark” 1 (1924), s. 63. 87 O niej Von den Mühlen..., s. 84. 88 Das Neumärkische Landbuch..., s. 14. 89 CDB XVIII, s. 429; XIX, s. 182. O opuszczonej wsi zob. ostatnio E. Rymar, Zaginione miejscowości ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej, cz. 2., „Rocznik Chojeński” 3 (2011), s. 271–273. 90 CDB XIX, s. 210. 91 Tamże, s. 243. 92 Tamże, s. 314. 81 82 70 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej do 1945 r., wzniesiono 4,5 km na północny zachód od Chojny na Rurzycy (na tym miejscu czy w jego miejsce?). Należał do wsi Garnowo (Rikenvelde, od 1360 r. własność augustianów chojeńskich, potem domeny elektorskiej; Reichenfelde 1944)93, zbudowany został w 1707 r. na polecenie margrabiego Fryderyka Wilhelma ze Schwedt-Swobnicy dla wsi Garnowo, Krajnik Dolny i Górny, Zatoń Dolna94. W 1718 r. posiadał łan ziemi. Dziś nosi nazwę Garnówko95. Od 1920 r. przy tym młynie istniał również tartak. W połowie XIX w. na południe od wsi Krzymów zbudowano wiatrak, spalony w 1945 r. Na południowy zachód od wsi na mapie z 1889 r. istniał tartak o nazwie Annemühle, zbudowany na nowo ok. 1900 r. z nazwą Henriettenmühle96. Polskiej nazwy nie otrzymał. W tym rejonie, przy przecięciu Mętnicy z drogą Chojna–Krajnik, 4 km na południowy zachód od Chojny, istniał w 1780 r. młyn holenderski (Holländermühle)97, typ wiatraka, w którym obraca się tylko kopuła (głowa), po 1945 r. o nazwie Mątwica od pobliskiej rzeki Mętnicy (a nie Mątwicy), obecnie z urzędową nazwą Kalica (dawniej Beeke). Około dwóch kilometrów na północ od wsi Nawodna (Nahausen 1244, 1944), 8 km na północny zachód od Chojny, na prawym dopływie Rurzycy (Mühl Graben 1890), w 1665 r.98 zbudowano „nowy młyn” (1718)99, Nahauser Mühle (1835)100, Nahausener Mühle (1944). Po 1945 r. to Konopacz. Nazwa polska przeniesiona została z nazwy zaginionej osady w Wielkopolsce. We wsi i Garnowie były też cztery wiatraki: Wends, Westphals, Simons i Zäpernick (nazwy od właścicieli?), z których najstarszy pochodził z 1750 r..101 Młyny w wioskach nadodrzańskich nad Mglicą Wioski wzdłuż Mglicy pomiędzy Cedynią i ujściem Rurzycy, a na pewno Krajnik Górny i Krajnik Dolny, może i Zatoń Dolna, mełły zboże zapewne w mły93 R. Reiche, dz. cyt., s. 129; A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 21: 1681; Urmeßtischblätter, nr 1558: 1833. P. Schwartz, Ein Menschenalter im Frieden. Königsberg in der Neumark von 1680 bis 1750, SVGN 2 (1894), s. 66, datuje jego początki nad Rurzycą na rok 1681. 94 O. Hartmut, Die Mühlen im nordwesten des Kreises Königsberg, KK 2004, s. 27. 95 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 46. 96 H. Otto, dz. cyt., s. 106. 97 Urkunden aus dem Nachlaß der Berwichschen Eheleute. Holländermühle bei Königsberg Nm., KK 2 (1927), s. 88. 98 O. Hartmut, dz. cyt., s. 23, z tym, że przetrwał tam do 1945 r. 99 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 49. 100 Urmeßtischblätter, nr 1485. 101 O. Hartmut, dz. cyt., s. 25; KK 1982, s. 170. 71 Edward Rymar nie wsi Grabowo (Grabowe 1270, Grabow 1944), wspomnianym w 1337, 1622 (rodu von Schöning) i 1718 r.102, przypuszczalnie nad górnym biegiem dopływu jeziora Krzymowskiego. Od połowy XIX w. do 1945 r. w Grabowie był wiatrak103. Wiatraki w czasach nowożytnych były też w Zatoni Dolnej (od 1875 r.), Krajniku Górnym – rodziny Humbert na wschód od wsi (1816), Krajniku Dolnym – aż trzy (z 1850, 1871 i 1880 r.)104. Młyn w Raduniu (Radun 1270, Raduhn 1944), opuszczonym w XVI w., w 1622 r. jeszcze niewspomniany, powstał po wojnie trzydziestoletniej, odnotowany w 1718 r.105 Pierwszy młynarz Siegfried Gamrath znany jest z lat 1660–1689; w 1718 r. młyn winien dawać tytułem podatku cztery szefle żyta, jeden szefel konopi, trzy szefle jęczmienia i trzy fury siana. Ostatni młynarz Eryk Brombeer znzny jest z lat ok. 1920–1945106. Zapewne w miejscu tego młyna na wzgórzu młyńskim (Mühlenberge) na północny wschód od wsi i na wschód od drogi młyńskiej (Mühlenweg) był wiatrak107. Okolice Cedyni O młynach w średniowiecznej Cedyni brak informacji. Tamtejsze cysterki w 1313 r. otrzymały od margrabiego Waldemara cztery wisple zboża rocznie z młyna w Lunow na lewym brzegu Odry108. Śladem jakiegoś młyna był jednak staw młyński (Mühlenteich), w 1589 r. położony w Łęgu Chyżańskim (Kietzbruch)109. Młyn wodny i wiatrak znane są z 1739 r.110 W 1890 r. był młyn wodny i cztery wiatraki, a jeden widocznie na wzgórzu wiatracznym (Windmühlenberg) na południe od miasta111. Młyn z łanem ziemi był w 1718 r. także w Lubiechowie Górnym112, znanym od 1267 r. (Lubechowe, Hohenlübbichow 1944), i być może to Reineckes Mühle, dziś Raniki, przysiółek Lubiechowa Dolnego z XIX w.113, przylegający do północnych zabudowań wsi. Das Neumärkische Landbuch..., s. 14; P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 48 O. Hartmut, dz. cyt., s. 21. 104 Tamże, s. 15, 17, 21. 105 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 48. 106 H. Otto, dz. cyt., s.103. 107 Raduhn. Ein Gang durch Ort und Geschichte, KK 1977, s. 125. 108 CDB XIX, s. 69. 109 E.E. Melcher, dz. cyt., s. 38. 110 Von den Mühlen..., dz. cyt., s. 81. 111 Tamże s. 199. Czy to zarazem Mühlernberg koło Rudnicy? 112 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 45. 113 E.E. Melcher, dz. cyt., s. 166. 102 103 72 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej Nieco na północ, już w Puszczy Piaskowej (Wysokiej), wspomniano w 1591 r. młyn wsi rybackiej Piasek (Paceka 1270, Peetzig 1944)114, w 1718 r. młyn z jednym łanem ziemi i nowy tartak (potem to Pätziger Schneidemühle 1944) nad potokiem Bahrte, potem leśniczówka Schneidemühle Försterei (1944), i jest to dziś Barcie, z nazwą od tego potoku. W 1718 r. istniał młyn w Golicach (Grünenberg 1337, 1944), którego śladem potok o nazwie Mühlengraben115. Johannesmühle (1944), dziś Zabrodzie w powiecie chojeńskim, to chyba przysiółek Osinowa Dolnego, bo przysiółek o tej nazwie znano koło Cedyni116. Od XVI w. znany jest młyn we wsi rybackiej Starej Rudnicy (znanej od 1299 r.), gdzie też młynówka Mühlenfließ (1589) i droga Mühlenweg na pograniczu z polami Cedyni117. Urodzony w Rüdnitzsche Mühle Martin Zimmermann w 1642 r. przejął młyn w Trutwińcu po Hansie Zimmermannie118. To młyn wodny rodziny Raabe w 1758 r.119, ale być może to jeden z młynów Zaborzyc w 1337 r. W Zaborzycach (Eckhorn 1337, Eichhorn 1944) w 1337 r. był młyn rycerza Guntera de Buch, dający pięć wispli zboża margrabiemu120. To oczywiście młyn Trutwiniec (Einhorn Mühle 1944). W 1355 r. margrabia Ludwik Rzymski nadał cysterkom cedyńskim m.in. wykupiony od Wawrzyńca Grotego dochód trzech wispli i ośmiu szefli zboża z dwóch młynów w Zaborzycach – z Górnego 30 szefli, z Dolnego dwa wisple121. W 1417 r. krzyżacki wójt Nowej Marchii nadal cysterkom dochód ośmiu wispli i trzech szefli żyta rocznie z młyna Cycharn122, co nie oznacza – jak sądzono kiedyś – wsi Cychry, wówczas przecież w dominium joannitów chwarszczańskich, lecz właśnie Trutwiniec po odczytaniu nazwy w dokumencie jako Eichhorn. Wieś Zaborzyce, jak się przypuszcza, spalono w XV w. (w 1433 r.?). Pozostał tylko ten młyn. W 1466 r. elektor brandenburski przekazał joannitom dwór w Golicach wraz z połową młyna w Zaborzycach123. Tuż po roku 1400 z południowych Niemiec przybył młynarz Szymon Zimmermann i na terenie Zaborzyc założył młyn. W 1517 r. zapisano, że tamtejszy młynarz dzierży go po ojcu, dziadzie O. Hartmut, dz. cyt., s. 11. Tamże, s. 41; E.E. Melcher, dz. cyt., s. 123. 116 E.E. Melcher, dz. cyt., s. 163. 117 Tamże, s. 38. 118 R. Schmidt, Der Müller vom Eichhorn, KK 8 (1938), s. 106. 119 Von den Mühlen..., s. 82. 120 Das Neumärkische Landbuch..., s. 13. 121 CDB XIX, s. 78. 122 Tamże, s. 126. 123 Tamże, XXIV, s. 190. 114 115 73 Edward Rymar i pradziadzie, młyn prowadziła więc ta rodzina od początku XV w. Młyn z murem z XVI w. o grubości 1,5 m ostał się do czasów najnowszych124. W 1560 r. mistrz joannitów wystawił przywilej młyński Annie Schröder, wdowie po Szymonie Zimmermannie z Trutwińca. Z tego właśnie dokumentu dowiadujemy się, że rodzina posiadała młyn od stu lat. Syn tej pary, Tomasz, miał syna Grzegorza, młynarza w Chojnie (1615), i Hansa, który sprzedał w 1615 r. dzierżawiony od joannitów po swej matce Trutwiniec za trzy tysiące talarów. Wtedy młyn składał się ze zbożowego, prosowego (Hirsemühle) i gryczanego (Grützmühle), obsługując od dawna Golice, Żelichów, Siekierki125. Młynarz Zimmermann w 1653 r. dawał rocznie domenie w Cedyni dwa wisple żyta126. Zaborzyce zostały zniszczone podczas wojny trzydziestoletniej, skoro przed 1665 r. po wsi zachował się znów tylko przysiółek przy młynie127. Stary młyn przetrwał do czasów najnowszych. Obok powstał w 1728 r. tartak (Sägemühle), a w 1848 r. – olejarnia (Ölmühle), i cegielnia128. W przeszłości wzmiankowano młynówkę (Mühlenfließ 1615, 1658) i staw młyński (Mühlenteich).129 Koło Kostrzynka były w 1755 r. dwa wiatraki130. Po polach kiedyś rybackiej wsi Siekierki, korzystającej z młyna w Trutwińcu, płynie w kierunku Rudnickiej Drogi potok niegdyś noszący nazwę Mühlengraben lub Mülbach131. To dopływ Odry na południowy zachód od Siekierek albo dolny bieg młynówki Trutwińca, w każdym razie ślad młyna wodnego. Młyny w zlewni Słubi koło Morynia Przenieśmy się teraz w południowy obszar dawnej ziemi chojeńskiej. Na rzece Słubi stwierdzamy w średniowieczu cztery młyny: 1. Krępacz (Krumpholz Mühle 1944) nad Słubią. W 1337 r. w Księdze ziemskiej po młynie w Ładkowie i Mętnie wymieniono jako położony w ziemi chojeńskiej molendinum super Slonitz, będący w posiadaniu rycerza Jana von Historię młyna i rodzinę młynarzy opisał T. Zimmermann, Die Eichhorn Mühle, „Kreis-Kalender 1975 für den Heimatkreis Königsberg/Neumark“, s. 6, zob. też Eichhorn Mühle, s. 31. 125 R. Schmidt, dz. cyt., s. 104 i n. Tamże historia młyna do XX w. (s. 106–108). 126 Von den Mühlen..., dz. cyt., s. 84 127 B. Schultze, Besitz- und siedlungsgeschichtliche Statistik der brandenburgischen Ämter und Städte (1540–1800), Berlin 1935, s. 110. 128 M.H. Albrecht, Die Eichhorn Mühle, KK 3 (1928), s. 121. 129 R. Schmidt, dz. cyt., s. 105; E.E. Melcher, dz. cyt., s. 123. 130 Von den Mühlen..., s. 83. 131 E.E. Melcher, dz. cyt., s. 124; Bt [W. Borchert?], Das schweigende Dorf, KK 5 (1930), s. 158. 124 74 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej Sydowa132. Owa rzeka Slonitz to tylko Słubia, a młyn to Krępacz. Musiał on bowiem istnieć w tym czasie, skoro w 1394 r. podczas szczecińskiego procesu przeciwko sekcie waldensów zeznawała Greta, córka Jakuba i Katarzyny, wdowa po Henningu Smedekenie, młynarzu z Morynia, urodzona w Trompoltesmoel lub Crompolstesmoel, gdyż wydawca, Dietrich Kurze, miał trudności w odczycie nazwy w protokole przesłuchań133. Małgorzata ta była wtedy w podeszłym wieku, rodziła się więc może ok. 1337 r. Poprawny jest odczyt Crompolstesmoel. W 1450 r. opisano granicę pól biegnącą między jeziorem Witnica, wsią Godków, jeziorem Witnica Wielka, do Krumhalschen Molen i stawu Krumphalschen dych134. Brak młyna w 1718 r., potem przetrwał tylko ślad po nim w postaci nazwy terenowej Krumpass, Krumpholz (1925), koło jeziora Witnica. Młyn został ponownie zasiedlony (istniał w 1833 r.)135. Śladami po młynach w Witnicy (Vitenitz 1337) są: osada Młynary (Müllerberg136, Mühlberg 1944) jako przysiółek Godkowa oraz dopływ Słubi Möllenfließ koło jeziora Witnica137. 2. Gądnik, dawniej Guhdener Mühle (1944), młyn miejski Morynia. Miasto to posiadało młyn zapewne już na początku XIV w., długo nic o nim jednak nie wiadomo. Wiemy dopiero, że młynarzem w Moryniu był zmarły przed 1394 r. Henning Smedeken138. Widocznie w ciągu XIV w., za Wittelsbachów, dochody państwowe z niego zostały zastawione lub sprzedane. Młyn w 1403 lub w pierwszej połowie 1404 r. wykupił od miasta zakon krzyżacki jako nowy pan Nowej Marchii od 1402 r.139 W 1464 r. elektor brandenburski Fryderyk II nadał swemu radcy, Krzyżakowi Hansowi von Köckeritzowi, Moryń wraz z polami opuszczonego Gądna (Guden 1460, Guhden 1944) i młynem140, który był tym miejskim młynem położonym przed Bramą Młyńską141. Od 1503 r. to posiadłość Schönebecków z Morynia142. Das Neumärkische Landbuch..., s. 15. D. Kurze, Quellen zur Ketzergeschichte Brandenburgs und Pommerns, Berlin 1975, s. 244, nr 178 (bez próby identyfikacji miejscowości). 134 CDB XXIV, s. 157. 135 Bt [W. Borchert?], Das Schlibbetal, KK 6 (1931), s. 5; Urmeßtischblätter, nr 1629. 136 Heimatbilder v. Vietnitz, KK 3 (1928), s. 95. 137 E.E. Melcher, dz. cyt., s. 165; Das Schlibbetal...., s. 5. 138 D. Kurze, dz. cyt., s. 244. 139 K. Heidenreich, dz. cyt., s. 24 (25 grudnia 1403 r. wójt Nowej Marchii pisał do wielkiego mistrza m.in o swych układach w sprawie wykupu młyna, Repertorium..., nr 115). 140 CDB XIX, s. 97. 141 R. Schubert, Guhden, KK 4 (1929), s. 23. 142 CDB XIX, s. 110. 132 133 75 Edward Rymar 3. Ładkowo, dawniej Latzkower Mühle (1944). W 1337 r. istniał dzierżawiony molendinum Latzkow w ziemi chojeńskiej143. To młyn na Słubi, Groß Latzkow (1817), Latzkower Mühle (1833)144, zapewne dla Nowego i Starego Objezierza, Klępicza. Być może to młyn z tartakiem, wiatrakiem w Nowym Objezierzu (Wobiser 1311, Deutunita Bobieseren 1337, Groß Wobiser 1944), wspomniany w 1718 r.145, od 1733 r. należący do Johanna Fryderyka Kersteina, od 1766 r. do Karla Schultzego.146 4. „Mały” (Kleine Mühle) w Łysogórkach (Lycegoriken 1337, Lietzegöricke 1944) istniał już przed 1335 r., bo wtedy margrabia Ludwik Starszy nadał chojeńskiemu mieszczaninowi Bollonowi Stendalowi dochód dwóch wispli zboża w młynie w Łysogórkach, jaki dotąd posiadał rycerz Mikołaj von Witte147. Wieś w 1337 r. była „zniszczona” (deserta), ale w 1338 r. margrabia potwierdził synowi Bollona w lenno m.in. ten dochód młyński148. W 1368 r. margrabia Otton potwierdzał rycerzowi Henningowi von Plotzowi zastaw w Łysogórach wraz z młynem149. W XVI w. domena państwowa (Amt) cedyńska posiadała tu staw młyński150, sprzedany w 1691 r. młynarzowi Kasparowi Sternowi151. W 1718 r. młyn miał łan ziemi152. W nowych czasach to widocznie młyn położony przy drodze do Gozdowic, zwany Kleine Mühle. W Gozdowicach w 1810 r. na zachód od wsi był Hilfsmühle153, i to albo ten młyn „Mały”, bo lokalizacja podobna, albo leżał już za Odrą (dziś w Niemczech). Młyny mieszkowickie w zlewni Kurzycy Zacznijmy i tu od nieocenionej Księgi ziemskiej z 1337 r. Wtedy w ziemi mieszkowickiej było 10 młynów, w tym trzy w Mieszkowicach. Jan, magister medycyny, i Łucja, wdowa po rycerzu Ludolfie von Bornym (von dem Borne?), w intencji rodziców fundowali ołtarz NMP z dochodu kupionego w „Młynie Średnim” pod miastem (molendinum in medio ante Das Neumärkische Landbuch..., s.15. Urmeßtischblätter, nr 1629. 145 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 48. 146 Von den Mühlen..., dz. cyt., s. 83. 147 CDB XIX, s. 107. 148 Tamże, s. 202. 149 Tamże, XXIV, s. 80. 150 E.E. Melcher, dz. cyt., s. 40. 151 J. Beckmann, Historische Beschreibung der Kur- und Mark Brandenburg, T. 1, Berlin 1751, s. 1039; E. Rehdorf, Alt Lietzegöricke in der letzten Hälfte des 18. Jahrhunderts, „Die Neumark” 13 (1941), s. 52. 152 P.Schwartz, Die Klassifikation..., s. 39. 153 KK 4 (1929), s. 111. 143 144 76 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej civitatem). Prawo patronatu (stanowienia wikarego) miał rycerz Henning von Wulkow. Fundację potwierdzali dokumentami: 10 sierpnia 1320 r. w Moryniu książę wołogoski Warcisław IV (panujący wtedy w Nowej Marchii) i 13 stycznia 1322 r. biskup kamieński Konrad IV154. W 1337 r. wymieniono młyn Świętego Ducha (molendinum Sancti Spiritus), ten Średni (medium) oraz Dolny (inferius). Istniała zatem wtedy Otlucina, dawniej młyn Ober Mühle, czyli „Górny”. W 1350 r. margrabia Ludwik Starszy nadal młyn św. Ducha pod Mieszkowicami tamtejszemu szpitalowi św. Ducha, będącemu pod opieką rady miejskiej155. Tego roku jego brat, margrabia Ludwik Rzymski, w przywileju dla miasta zezwolił na budowę młyna na terenie miejskim156. Młyny te, stanowiące regale monarsze, tak jak w innych miastach Nowej Marchii w ciągu XIV w. przeszły w ręce prywatne i samorządowe. Zakon krzyżacki po nabyciu kraju w 1402 r. wykupił je w latach 1403–1404157. W 1554 r. mowa o młynie Grubnisse i o młynie miejskim „Radzieckim” (Rathsmühle) pod miastem158. Ten pierwszy to zapewne wcześniej młyn św. Ducha. W 1670 r. po raz pierwszy wzmiankowano młyn Górny (Obermühle), dzierżawiony od kamery kostrzyńskiej159, i jest to dziś Otlucina w nurcie Kurzycy. Od ok. 1700 r. pozostawał on w ręku rodziny Többickes, w 1803 r. nabył go Karl Rabbow ze Śląska, w 1815 r. – Chrystian Fryderyk Wolff, w 1826 r. – Karol Albert Juliusz Holldorf, od 1832 r. posiadała go rodzina Klix. Po pożarze z 1878 r. i odbudowie zakupił go hrabia von Witzleben. Po całkowitym spłonięciu w pożarze z 1908 r. młyn został na nowo zbudowany w 1909 r. przez berlińską Maßstabfabrik Oskara Schulerta. W 1946 r. rodzina właścicieli uruchomiła go na nowo, ale zmuszona była opuścić młyn w 1948 r. Obok młyna były kiedyś dwa karpie stawy160. W 1794 r. istniały w Mieszkowicach dwa młyny, wiatrak, tartak oraz od strony wschodniej folusz (Walk Mühle)161. W XVIII w. i w 1826 r. dawny młyn Unter/Dolny przed Bramą Boleszkowicką znany był jako Rothe Mühle162. Jego CDB XIX, s. 11; PUB V, s. 526; VI, s. 90; Regesten..., nr 2821. CDB XIX, s. 17. 156 Tamże, s. 20. 157 25 grudnia 1403 r. wójt donosił wielkiemu mistrzowi o układach w sprawie młynów w Mieszkowicach. Repertorium..., nr 115; K. Heidenreich, dz. cyt., s. 24. 158 CDB XIX, s. 64. 159 W. Amtsberg, Daten aus der Bärwalder Geschichte, KK 1970, s. 141; E. Pröfe, Von der Obermühle zur Maßstabfabrik, w: R.L. Busch, Bärwalde in der Neumark, Herrlingen 1996, s. 121. 160 E. Pröfe, dz. cyt., s, 121 i n. 161 P. Schwartz, Visitationen neumärkischer Städte im Jahre 1795, „Die Neumark” 7 (1930), s. 60–61. 162 F.W.A Bratring, dz. cyt., s. 119; A.F. Busching, Vollständige Topographie der Mark Brandenburg, Berlin 1775, s. 233. 154 155 77 Edward Rymar nazwa najwyraźniej powstała nie od czerwonego koloru, lecz od właściciela, rady miejskiej, zatem to tyle, co Rats-Mühle, jak w 1554 r. To po 1945 r. Chrząstna. Opodal na małym wzgórzu stał wiatrak holenderski (Der Holländer Mühle). Granz Mühle (1826), Granse Mühle (1844), Ober lub Gränzmühle na dopływie Odry przed Bramą Młyńską163 to zatem dawny młyn św. Ducha, Grubnisse w 1554 r., dziś Otlucina. W 1898 r. Wilhelm Karge zbudował młyn parowy na ziemi zakupionej od rodziny Wagner przy dworcu kolejowym. Ten tzw. Karge’sche Mühle, młyn zmodernizowany w 1937 r., spalił się 16 listopada 1940 r. Po odbudowie od 1942 r. był też młynem pszenicznym, od 1944 r. – żytnim. Po 1945 r. maszyny zdemontowano i wywieziono164. W Mieszkowicach było też w XIX–XX wieku kilka wiatraków. Przy dworcu – koźlak (Bock-Mühle), inny zaś stał na polu przy drodze do Trzcińska, wreszcie wiatrak na Goszkowskiej Górze oraz przy drodze do Bielina. Ten ostatni do 1912 r. był własnością Augusta Roggego, potem Karola Löfflera. W 1924 r. zakupił go niejaki Kosanke (wtedy od 1920 r. w wiatraku mieszkał zatrudniony tam młody służący, Polak Ryszard Leszczyński), od niego w 1932 r. Henryk Mau, który był właścicielem do 1945 r.165 W Kurzycku (Vogtzstorp 1337, Voigtsdorf 1944) był młyn w 1337 r., potwierdzony rodzinie von Sydow (ta tu w 1466 r.) w latach 1499 i 1509, 1572166. W 1718 r. miał łan ziemi167. W Kłosowie (Glossow 1337, Klossow 1944) młyn jako nowo zbudowany (noviter constructum) wspomniano w 1337 r.168 To widocznie Klossower Mühle, w którym do 1707 r. musiał mleć zboże też Czelin169, wspomniany również w 1718 r.170 W 1355 r. na prośbę rodu Mornerów margrabia Ludwik Rzymski, przebywając w Czelinie, nadał gminie młyn położony między tym miasteczkiem a chyżą (tj. przedmiejską osadą rybacką), z wszelkimi dochodami, jakie dotąd czerpali Henning Morner i jego synowie171. Do 1707 r. mieszkańcy mełli F.W.A. Bratring, dz. cyt., s. 119; H. Berghaus, Landbuch..., s. 385. A. Karge, Dampfmühle Wilhelm Karge, w: R.L. Busch, dz. cyt., s. 126; O. Röske, Bärwalder Mühlen, w: tamże, s. 118. 165 F. Borchert, Windmühlen in Bärwalde, w: tamże, s. 118 i n. 166 Das Neumärkische Landbuch..., s. 11; CDB XIX, s. 57, 59; H.G. Ost , Die zweite deutsche Ostsiedlung im Drage- und Küddow-Gebiet, T. 1: Wandlungen im Siedlungsbild eines Abwanderungsgebietes, Leipzig 1939, s. 76. 167 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 9. 168 Das Neumärkische Landbuch..., s. 12. 169 Streiflichter durch Zellins Geschichte, „Heimatzeitung des Kreises Königsberg/Neumark” 7 (1956), s. 3. 170 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 36. 171 CDB XIX, s. 26. 163 164 78 Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej jednak zboże w młynie Kłosowa i tego roku zbudowano w korycie Odry tzw. Schifsmühle obsługiwany wodą zasilaną przez Myślę i Kurzycę. Istniał jeszcze ok. 1800 r.172 W 1718 r. młyn z łanem ziemi był też w Błeszynie (Blesen 1399, Alt Blessin 1944), istniał on także w początkach XIX w.173 W 1333 r. margrabia Ludwik sprzedał Henrykowi von Sydowowi dziedziczny dochód w Wierzchlasie (Valkinvold 1333, Falkenwalde 1944), wsi na północ od Mieszkowic, wraz z 32 szeflami zboża we młynie koło wsi (in molendinum proce dictam villam)174. Nie wspomniano go w 1337 ani w 1718 r. A może młyn ten należał potem do Goszkowa (Gostow 1333, Gossow 1337, 1944), zniszczonego (desertum) w 1337 r., i to w 1742 r. Kleine Mühle według księgi zmarłych z Goszkowa175. W Goszkowie młyna w 1337 r. nie wspomniano, jednak w 1353 r. margrabia Ludwik Rzymski nadał wieś mieszczanom frankfurckim Mikołajowi i Janowi Nymikom wraz z młynem, tak jak wcześniej posiadał pan na Drezdenku Betkin von der Osten (który tu posiadaczem w 1338 r.)176. Margrabia Otton w 1369 r. przekazał Mornerom 20 łanów po Gunterze von Wedlu (ten znany tu w 1354 r.) i cztery łany opuszczone wraz z dochodem 16 szefli żyta z młyna, a w miesiąc później tenże przekazał Degenhardowi von Wesenborgowi część wsi (sołectwo?) i 16 szefli żyta rocznej renty z młyna, tak jak posiadał ją wcześniej Gunter von Wedel177. W 1700 r, wzmiankowano tu wiatrak, w 1718 r. – nowy młyn178. W Sitnie (Schonenuelde 1337, Schönfeld 1944) nowy młyn istniał w 1718 r.179 Alte Mahl-, Walk- und Schneidemühlen in den Ländern Königsberg und Bärwalde Im Beitrag wurde die Problematik der Mühlen und Mühlensiedlungen in den Ländern Königsberg und Bärwalde in der ehemaligen Neumark (heute Streiflichter...; G.W. Forch, Neumarkische Schiffmühlen, „Die Heimat” 6 (1929). CDB XIX, s. 12. 173 P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 37; F.W.A. Bratring, dz. cyt., s. 1212. 174 CDB XIX, s. 12. 175 K. Otto, Bausteine zu einer Chronik der Parochie Gossow, KK 3 (1928), s 179. 176 ReHN I, s. 248. 177 CDB XVIII, s. 142–143. 178 K. Otto, Aus der Geschichte einer alten Windmühle in Gossow, KK 6 (1931), s. 117; P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 18. 179 Tamże. 172 79 Edward Rymar im südlichen Gebiet des Kreises Gryfino/Greifenhagen) behandelt. In hydrografischer Reihenfolge (weil die Wassermühlen durch Jahrhunderte hindurch an das Ufer des antreibenden Fließgewässers platziert wurden) sind es die Mühlen im Einzugsgebiet der Röhrike (ausgenommen ihren Oberlauf in der Gegend von Bad Schönfließ) und ihrer Zuflüsse (besonders der Beeke), in den Einzugsgebieten der Schlibbe, der Kuritz und anderer kleinerer Zuflüsse der Oder zwischen der Mietzel- und Röhrikemündung. Eine Hälfte des Textes wurde den Stadt- und Walkmühlen von Königsberg/Nm. gewidmet, die durch die ältesten und immer noch unklaren Quellenüberlieferungen belegt werden. Es sind: die Graupen/Krupin-Mühle, die Vierraden-Mühle, die Schwedter Mühle, die Heyster-Mühle mit einer Walkmühle, einem Eisenhammer, einer Schleif- und Schneidemühle. Mit Königsberg und dessen Stadtdörfern waren auch die Mühlen im Beeketal (die Unter-Mühle, die Ober-Mühle, die Mühlen von Wrechow, Rehdorf, Hanseberg) und im Tal der unteren Röhrike (die Reichenfelder Mühle, die Nahausener Mühle) verbunden. Im Tal der Oder (der Melitze) zwischen Zehden und Schwedt befanden sich Wasser- und Windmühlen in Grabow, Raduhn, Nieder Saathen, in der Gegend von Zehden, in Hohenlübbichow (die Reineckes Mühle), Peetzig (die Pätziger Schneidemühle), Grüneberg, Niederwutzen (die Johannesmühle), Eichhorn (die Eichhornmühle). Im Einzugsgebiet der Schlibbe in der Gegend um Mohrin entstanden im Mittelalter die Krumpholz-Mühle, die Guhdener Mühle, die Latzkower Mühle, die Kleine Mühle. Im Einzugsgebiet der Kuritz gibt es Spuren der Dorfmühlen in Falkenwalde, Gossow, Schönfeld, Voigtsdorf, Klossow, Zellin, Alt Blessin sowie der Stadtmühlen von Bärwalde: der „Mittel-Mühle“, der „Heiligen-GeistMühle“ und der „Unter-Mühle“ im 14. Jahrhundert, dann der Rathsmühle, der Grubnisse/Obermühle, der Rothen Mühle. Übers. v. K. Gołda 80 Edward Rymar* Pyrzyce Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich W XIV w. bardzo wpływowym rodem rycerskim w Nowej Marchii byli Mornerowie (Moriner, Morner, bez partykuły de, von) z lennami w ziemi chojeńskiej, zwłaszcza mieszkowickiej. Kierując się motywem herbu (ułożony poziomo dębowy pień, z którego wyrastają trzy zielone gałązki), znanego już na dokumencie z 1319 r.1, autor monografii rodu wyprowadzał go z Turyngii, skąd rycerstwo udawało się do Starej Marchii (Altmark), w tym wypadku do byłego hrabstwa Grieben nad Łabą koło Salzwedel. W tym regionie stwierdzono bowiem wiele herbów rycerskich z podobnym drzewnym motywem. Tam też jest wieś Morin, dziś Mehrin, która widocznie dała nazwę rodowi. Stąd nazwa wsi mogła być przez nich przeniesiona do wsi More, Morin (już w 1351 r. opuszczonej) opodal Czelina na lewym brzegu rzeki Odry, która była nową siedzibą rodu. Nazwa sławnego przodka, początkowo przydomkowa: von Morin, posłużyła potem za nazwisko Moriner. Może byli spokrewnieni z chojeńskimi Bellingami (podobny herb) i krótko po 1250 r. przybyli na ziemię lubuską (wieś Morin)2. * Prof. dr hab. Edward Rymar jest emerytowanym pracownikiem Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego, wieloletnim dyrektorem Pyrzyckiej Biblioteki Publicznej, autorem kilkuset publikacji głównie dotyczących średniowiecznych dziejów Pomorza i Nowej Marchii. 1 C. v. Warnstedt, Die von Morner. Ein schloßgesessenes Adelgeschlecht der Neumark, „Ostdeutsche Familienkunde” 12 (1964), s. 353; G.A. v. Mülverstedt, Der abgestorbene Adel der Provinz und Mark Brandenburg, Nürnberg 1880, s. 63, tab. 36; tenże, Der abgestorbene Adel der Provinz Pommern, Nürnberg 1894, s. 62 2 C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 353–354. Wcześniej Paul von Niessen gotów był uznać ich rodzime 81 Edward Rymar Herb Mornerów i Bellingów Pierwszego przedstawiciela w Nowej Marchii w osobie giermka (łac. famulus, niem. Knappe) Henninga (Jana) I spotykamy w 1298 r. jako świadka fundacji kolegiaty myśliborskiej przez margrabiego Albrechta III, przedstawiciela młodszej linii Askańczyków, panujących w ziemi myśliborskiej, mieszkowickiej. Tenże zapewne Henning (ale jako bezimienny Mornere), już rycerz (łac. miles, niem. Ritter), wystąpił wśród panów Nowej Marchii, którzy 29 września 1319 r. znaleźli się w Choszcznie w otoczeniu księcia wołogoskiego Warcisława IV, przejmującego władzę w Brandenburgii jako kurator małoletniego margrabiego Henryka II po śmierci margrabiego Waldemara3. Wystąpił też 4 października tegoż roku w Chojnie, gdzie Warcisław, dla pozyskania mieszczan, wystawiał im przywilej, i tamże 26 października, gdy książę czynił nadanie dla Horkerów, rodu z okolic Gorzowa4. Henning był dostojnikiem do 1322 r.5 Bez ryzyka lennem Henninga I w latach 1298–1320 możemy czynić Kłosów, Czelin, Wicin. Współczesny mu Henryk (brat?) był obecny 13 stycznia 1320 r. w Moryniu przy fundacji przez wdowę po Ludolfie von Borne ołtarza z dochodami z młyna w Mieszkowicach6. Już może od ok. 1300 r. były dwie linie, czelińska i kłosowska, co udokumentowane jest dopiero w latach 1354–1373 i 1455–1500. Jednego z reprezentantów omawianego rodu, rycerza Mornero, spotykamy w otoczeniu nowego margrabiego Ludwika Starszego, gdy ten 3 maja 1325 r. wystawiał dokument w Gorzowie. W 1337 r. w Księdze ziemskiej poznajemy pierwszą posiadłość lenną Mornerów. Rodzina miała 10 łanów w Kłosowie i młyn nowo założony7. Do znaczenia doszli od lat czterdziestych XIV w. synowie Henninga. Henryk (II) wystąpił w 1346 r.8 Ciż bracia: Heyne (Henryk), Reinicke (Reinhard) i ich kuzyni: Henning (III) i Dietrich (Tide, Diderik lub Tilo, syn Henryka I) zakupili od Steglitzów Barnówko, wtedy miasteczko (oppipochodzenie, z nazwiskiem od Morynia („Moriner”), jednak herb rodu nie ma nic wspólnego z herbem miasta. P. v. Niessen, Geschichte der Neumark im Zeitalter ihrer Entstehung und Besiedlung, Landsberg a.W. 1905, s.159. 3 Codex diplomaticus Brandenburgesis, hg. v. A.F. Riedel Berlin 1838–1869 (dalej: CDB), Bd. XVIII, s. 442, XI, s. 132. 4 Tamże, T. II, Bd. I, s. 447; Pommersches Urkundenbuch, Stettin 1868–1934, Bd. V, nr 3300. 5 CDB XVIII, s. 219: 3.02.1320 Choszczno (nadanie Warcisława IV dla pyrzyckich augustianek). C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 354: 1322. 6 CDB XIX, s.11 7 CDB XVIII, s. 378. Dokument datowany przez Warnstedta na 1344 r. należy do lat 1352/64. 8 Tamże, XIII, s. 255. 82 Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich dum), co margrabia zatwierdzał im 28/30 września 1347 roku „do wspólnej ręki” z Uchtenhagenami9. Od lata 1348 r. Mornerowie stali się podporą margrabiego Ludwika w jego trudnych czasach walki z Pseudo-Waldemarem. Otton obecny był 15 czerwca 1348 r. przy nadaniu dla klasztoru w Choryniu, jako prepozyt margrabiego w Czelinie10. Dietrich, prepozyt Mieszkowic i kapelan margrabiego, 7 (14?) października 1348 r. otrzymał od niego dochody we wsi Otwick i Cruschick11, a w listopadzie mianowany został wójtem okręgu Chojny; otrzymał rentę z Morynia i ekspektatywę na lenno Hintzego Junge12. Mornerowie i Uchtenhagenowie przed 3 stycznia 1349 r. zostali wójtami w zachodniej Nowej Marchii, bo tego dnia za wierne służby i poniesione szkody margrabia przekazał Dietrichowi i jego bratu Ottonowi dziedzicznie na wieczne czasy wsie Othwick, Cruschzick, Medevitz i Tribineken, dotąd posiadane w lenno13. Tego dnia margrabia czynił Hassona II von Wedla ze Złocieńca wójtem w północnej części kraju, zaznaczając, że ma takie uprawnienia, jak Mornerowie i Uchtenhagenowie14. Główną postacią rodu stał się Dietrich. Studiował w Bolonii, gdzie był immatrykulowany w 1336 r. Po powrocie do kraju, podczas epidemii „czarnej śmierci” i walk ze stronnikami Pseudo-Waldemara, najpierw w 1348 r. jest kapelanem margrabiego, jego notariuszem i prepozytem Mieszkowic15. Tenże margrabia w nagrodę za pertraktacje ze zbuntowanymi miastami (Chojną, Trzcińskiem, Myśliborzem), popierającymi dotąd samozwańca, 6 stycznia 1349 r. ponownie zatwierdzał braci Ottona, Henryka, Reinekina i ich kuzyna Dietricha oraz Henninga i Arnolda von Uchtenhagenów w dziedzicznym posiadaniu Tamże, XXIV, s. 41. Tamże, XIII, s. 257. 11 H. Bier, Märkische Siegel, 1. Abt.: Die Siegel der Markgrafen und Kurfürsten von Brandenburg, Teil 2: Die Siegel der Markgrafen aus dem Hause Wittelsbach, Berlin 1933, s. 303, nr 100. 12 A. Czacharowski, Społeczne i polityczne siły w walce o Nową Marchię w latach 1319–1373 ze szczególnym uwzględnieniem roli możnowładztwa nowomarchijskiego, Toruń 1968, s. 67, 145. 13 CDB XII, s. 492; Urkundenbuch zur Geschichte des schloßgesessenen Geschlechts der Grafen und Herren von Wedel, hg. v. H.F. v. Wedel, Leipzig 1885–1891 (dalej: UBW), Bd. III/1, s. 7, który jak Karl Kletke (Regesta historiae Neomarchicae [dalej: ReHN], Bd. I, „Märkische Forschungen” 10 [1867], s. 225) identyfikuje Cruschzick z Neuendorfem w XV w. w Łęgu Odry. Według Ernsta Muckego to zaginiona wieś koło Mieszkowic, z nazwą od krusik, grusik = gruszka, starosłow. chrusa. E. Mucke, Die slavischen Ortsnamen der Neumark, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark” 7 (1898), s. 150 i n. To skojarzenie Cruschick z Neuendorfem stało się po 1945 r. podstawą na wprowadzenia dla wsi Neuendorf koło Gorzowa nazwy Chróścik. 14 CDB XVIII, s. 19 15 C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 355: 1336 (tam źródło); 18.08.1347, 23.09.1350, 26.05.1360 (CDB XII, s. 159; XIX, s. 18, 30; XII, 303 i n.); wg Das Bistum Brandenburg, Berlin 1941, Bd. 2, s. 519, z wątpliwościami. 9 10 83 Edward Rymar miasteczka (civitas) Barnówko wraz z młynem, łąkami, potokami, pastwiskami, lasami, ziemią orną i leżącą odłogiem, jak posiadali Henryk Młodszy von Stegelitz i jego synowie Henning i Bertram. Zastrzegał też, że kiedy zagospodarują należącą do miasta nieuprawianą ziemię, otrzymają jej zatwierdzenie16. W 1350 r. margrabia nadał ekspektatywę na lenno rodu Witte w Łukowicach, Wysokiej chojeńskiej i dwór (curia) Neuenhagen (w łuku Odry na zachód od Cedyni) z dwoma przynależnymi wsiami – prepozytowi Mieszkowic (Bernwolde) Dietrichowi, jego braciom Henrykowi, Ottonowi, Reinickinowi i ich kuzynowi (oheimen) Henningowi, a także Dietrichowi. Miała to być rekompensata za szkody i więzienie Henninga (II), ich zmarłego brata17. Ci bracia i kuzyni otrzymali dziedzicznie czynsze łanowe w Trzcińsku, ale dopiero po śmierci plebana Gorzowa Mikołaja von Garthowa18. Dietrich zaś, kapelan, protonotariusz margrabiego i dziekan kolegiaty myśliborskiej (29 marca 1350 r., 20 marca 1351 r.)19, prepozyt myśliborski (22 lipca 1351 r., 25 lutego 1353 r.) i kanclerz (22 wrzenia 1356 r.)20, był w 1350 r. też altarzystą ołtarza w nowej kaplicy w Drawsku, ufundowanej przez Wedlów. Z braćmi Ottonem i Reinikinem otrzymał 21 października 1351 r. dom w Barlinku po Żydzie Meyerze21, co jest konsekwencją pogromów prowadzonych w związku z „czarną śmiercią”. Z końcem września Henryk, Otton i Reinekin, za wydatki poniesione w służbie państwowej, wraz z Wedlami i Uchtenhagenami otrzymali wójtostwo okręgów Chojna, Myślibórz, Mieszkowice, Trzcińsko, Lipiany22. Mornerowie dostali inwestyturę „do wspólnej ręki” m.in na Barnówko (15 grudnia 1351 r.)23. Henning III zmarł w 1350/51 r. Jego brat Dietrich II będzie występował do roku 1373. Otton był przy Ludwiku w Chojnie 4 października 1351 r. wśród świadków czynności prawnej, umieszczony po rycerzach; jako wójt „w Chojnie” wystąpił 14 grudnia 1351 r.24 Kolejne awanse przyniosło mu przejęcie Brandenburgii po Ludwiku Starszym w grudniu 1351 r. przez Ludwika Rzymskiego. Wójt Otton z braćmi Henrykiem, Reinikinem i kuzynem Dietrichem otrzymał bedę CDB XXIV, s. 47. Tamże, XIX, s. 18; ReHN I, s. 204; U. Wesche, Zur Geschichte des Amtsbezirks Wrechow. Umfassend die Dörfer Wrechow, Zachow und Altenkirchen im Kreise Königsberg-Neumark, Hachenburg 1935, s. 11. 18 CDB XIX, s. 75. 19 Tamże, XVIII, s. 224; B II, s. 330. 20 Tamże, B II , s. 951; XII, s. 73; Das Bistum..., Bd. 2, s. 519. 21 CDB XIX, s. 19. 22 Tamże, XVIII, s. 126; H. v. Wedel, Geschichte des schloßgesessenen Geschlechts der Grafen und Herren von Wedel 1212–1402, Leipzig 1894, s. 143. 23 CDB XIX, s. 28. 24 Tamże, s. 224. 16 17 84 Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich i prawo do wsi Neystorp prope Bernwolde, zatem chyba Kurzycka25. Następnego dnia wraz z zarządem Nowej Marchii Dietrich (Thideke), Otto wójt Chojny, ich bracia Heineke i Reineke oraz kuzyn Thideke za służby wierne otrzymali „do wspólnej ręki” (z prawem wzajemnego dziedziczenia) ojcowskie lenna w Kłosowie, Wicinie i „More” (opuszczona wieś na polach Czelina w Łęgu Odry), z prawami i dochodami, jak i później nadane im Barnówko, Odrzycko (Oderberg), Othwick i Crutzick26. Z powodu dalszego zadłużenia już następnego dnia (16 grudnia) margrabia nadał im prawo bicia monety w mennicy chojeńskiej dla Nowej Marchii, w formie i rodzajach, jak to jest w zwyczaju w tym kraju i na Pomorzu27. Przywilej ten czynił ich niemal regentami krajowymi28. Od czasu bitwy pod Oderbergiem/Odrzyckiem (1349) ze stronnikami Pseudo-Waldemara miejsce to, strategicznie ważne w ustawicznych wyprawach Wittelsbachów za Odrę w toku walk z koalicją askańską, nie miało zapewne zamku, niewykluczone więc, że Mornerowie otrzymali też prawo zbudowania go tam (o czym niżej). Tymże wszystkim Mornerom oraz rycerstwu ziem chojeńskiej, mieszkowickiej i golenickiej 27 lutego 1352 r. w Myśliborzu margrabia przyrzekł zachować wszelkie przywileje29. Urząd wójtowski piastował w tym okręgu Otton, ale 5 marca 1352 r. wszyscy czterej je na tych ziemiach otrzymali30, a 10 marca w Chojnie, jak w Berlinie lub Szczecinie, także przywilej bicia monety we wszystkich miastach swego wójtostwa i prawo rozpowszechniania jej w całej Nowej Marchii31. Bracia Heyne (Henryk), Reinike (Reinhard I) i Otton oraz ich kuzyn Tide (tj. Dietrich; czy syn Henryka I?) 16 lipca 1352/64 r. otrzymali od margrabiego Ludwika Rzymskiego pobór bedy od chłopów w cysterskich wsiach Miro- 25 Tamże, s. 22–23. Zdaniem Czacharowskiegho Neystorp to wieś niezidentyfikowana, wg Kletkego to Voigsdorf/Kurzycko (ReHN I, s. 225), co chyba błędne. 26 CDB XIX, s. 224, 28; XII, s. 352; K.F. Klöden, Diplomatische Geschichte des für falsch erklärten Markgrafen Waldemar von Brandenburg vom Jahre 1345–1356, Berlin 1845, Bd. 2, s. 97. More, Othwick (Ortwig) to wioski w Łęgu Odry (ReHN I, s. 255), a nie zaginione koło Mieszkowic (jak CDB). Inaczej przedstawia fakt Czacharowski: rozliczenie z urzędu 24 lipca 1351 r. Margrabia zadłużony na 1860 grzywien brand. srebra dla pokrycia 120 grzywien nadał im miasto i zamek Oderberg, a do czasu zapłacenia pozostałej sumy 660 grzywien została im przyznana renta z 9 wsi; 9 sierpnia ustanowił Ottona, Heynekina i kuzyna Thideke ponownie wójtami z okręgu MoryńChojna-Trzcińsko, Mieszkowice, Lipiany, lecz już bez współudziału z Uchtenhagenami; w październiku 1351 r. oddano im Oderberg. A. Czacharowski, dz. cyt., s. 68. 27 CDB XXIV, s. 55; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 98–100. 28 A. Czacharowski, dz. cyt., s. 68 i n.; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 98–100. 29 CDB XIX, s. 226. 30 Tamże, s. 24. 31 Tamże. 85 Edward Rymar wo i Godków w ziemi chojeńskiej32. Otton nadal był wójtem Chojny w latach 1352–1354, towarzyszył margrabiemu w toku organizowania walki z koalicją askańską33. Thiderik (Dietrich I), prepozyt myśliborski, jego bracia Heine, Otto, Reinike i kuzyn Dietrich (II) złożyli 5 października 1352 r. sprawozdanie ze swej działalności wójtowskiej. Po podliczeniu wydatków i szkód okazało się, że margrabia dłużny jest im jeszcze 587,5 grzywny brandenburskiej srebra. Suma ta miała być pokryta ze świadczeń płaconych tytułem orbedy z Morynia i Mieszkowic. Ponadto otrzymali połowę dochodów z mennicy w Moryniu, z potrąceniem 70 grzywien, które w niej pobierał Thile Brucke; dalej bedę mięsną, pieniężną, zbożową i kurzą w Mirowie i Godkowie, a także połowę opłat sądowych, które pobrano z tego wójtostwa podczas ich urzędowania. Margrabia zabronił też pociągania ich przez dwa lata do odpowiedzialności sądowej za długi, w które popadli z tego powodu34. Dietrich (I), pełniący w kancelarii margrabiów nieprzerwanie od 1348 r. funkcję kapelana i notariusza35, już 4 czerwca 1353 r. był też prepozytem w Bernau; 15 września z braćmi i kuzynami oraz Uchtenhagenami otrzymał prawo budowy zamku w Odrzycku36. Z tytułu dalszego zadłużenia margrabiego wraz z braćmi Ottonem i Reineke otrzymał 4 października 1354 r. Neuendorf koło Oderbergu i Rehberg koło Bernau37. Szczytem potęgi rodu był dzień 7 października 1354 r. (19 maja 1355 r.), kiedy to Otton wszedł w skład czteroosobowej rady powołanej do rządów regencyjnych w Nowej Marchii pod kierunkiem Hassona von Wedla ze Złocieńca38. Dietrich piastował w 1355 r. urząd kuchmistrza (coquine magister transoderam, Kuchmeister) Nowej Marchii39. Wszyscy, wraz z kuzynem Tile, po swej prośbie otrzymali 25 września 1355 r. miasteczko Czelin, młyn między miastem i chyżą z dochodami i prawami, jakie ich ojciec Henning i oni sami posiadali40. Tu więc dopiero uzyskujemy pewność, że w Kłosowie i Czelinie lenno posiadał Henning I. CDB XIX, s. 14 z datą 1344; zmiana datacji przez H. Biera, dz. cyt., s. 181. CDB XIX, s. 211: 10.03.1352 w Chojnie; XXIV, s. 57: kwiecień 1352 r. w obozie pod Saarmund; XVIII, s. 298: 25 kwietnia, Strzelce; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 118: 22.04.1352 w Myśliborzu, s. 158: 8.06.1353 w Chojnie; CDB XX, s. 222: 23.04.1354. 34 CDB XIX, s. 77–78; ReHN I, s. 237 z datą 6 sierpnia; UBW III/1, s. 65; A. Czacharowski, dz. cyt., s. 69. 35 7.05.1353 – CDB XIX, s. 47 i 20.02.1366 – tamże, s. 144; wg Das Bistum..., Bd. 2, s. 519. 36 K.F. Klöden, dz. cyt., s. 158, 170–171. 37 Tamże, s. 221. 38 Tamże s. 254; CDB XVIII, s. 133. 39 CDB XVIII, s. 302: 17.02, 18.06.1355; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 271: 16.10.1355. 40 CDB XIX, s. 26; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 264. 32 33 86 Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich Od 1360 r. Dietrich (I) jest poza kancelarią, w licznych dokumentach występuje jako prepozyt Bernau41. Za straty poniesione przy budowie zamku w Odrzycku Mornerowie otrzymali 23 kwietnia 1363 r. targ rybny w Czelinie42. Gerard 9 czerwca 1362 r. wystąpił w Choszcznie43. Już w 1367 r. w Barnówku byli po Mornerach Wedlowie44. Heyne (Henryk I) Morner wystąpił jeszcze podczas zjazdu krajowego w Myśliborzu 25 czerwca 1364 r.45 Bracia Otton i Reineke I oraz ich kuzyni Tydeke (II?) i Reineke (Reinhard II) byli w 1368 r. burgmanami margrabiego Ottona w nowym zamku Stolzenburg koło Morynia. Otton, z tytułem sędziego dworskiego (curie iudicie, Hofrichter; 27 lutego 1369 r.)46, razem z Reinekinem I i kuzynem Reynekinem II otrzymał 14 listopada 1369 r. 20 łanów w Goszkowie, byłe dożywocie wdowy po Gunterze von Wedlu i 21 łanów opuszczonych, wraz z lennem kościelnym, dochodami z młyna, bedą i innymi dochodami, a także bedę w Mętnie, Kierzkowie, Bielinie. Otto, jako pan na Czelinie i Kłosowie, pełnił swą funkcję sędziego dworskiego, kuchmistrza i starosty (Landeshauptmann) Nowej Marchii w styczniu 1371 r. i do końca rządów Wittelsbachów, bo jeszcze 29 czerwca 1373 r. wystąpił w tym charakterze w Tangermünde47. Reineke I i Tide (Dietrich I) wystąpili też 17 czerwca 1371 r.48, a Dietrich II jeszcze w 1373 r.49 Po 1373 r., w czasach Luksemburgów w Brandenburgii, Mornerowie nie odgrywają już żadnej roli politycznej, nie pojawiają się w zachowanych źródłach. W 1402 r. Krzyżakom jako nowym władcom Nowej Marchii hołdowali kuzyni: Erazm na Czelinie i Henning IV na Kłosowie (1403)50. Tenże Erazm z bratem H. Bier, dz. cyt., s. 308, nr 121; CDB XVIII, s. 138: 1363. Repertorium der im Kgln. Staatsarchive zu Königsberg i. Pr. befindlichen Urkunden zur Geschichte der Neumark, hg. v. P. v. Niessen, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark” 3 (1895), nr 38; UBW III/2, nr 110. 43 Ludwik Rzymski 14 czerwca 1362 r. potwierdzał, że Piotr Molner, mieszczanin Gorzowa, kupił 8 łanów we wsi i w obrębie wsi Stanowice, z których 6 u Kunona von Winningena, a 2 u Zygfryda Winningena i nadał z nich dochody z tytułu sądu ołtarzowi Wszystkich Świętych w kościele parafialnym w Gorzowie, do czego margrabia dodał bedę. CDB XVIII, s. 400. Za przynależnością tego Piotra do rodu Mörnerów opowiedzieli się C. Gahlbeck, Zisterzienser und Zisterzienserinnen in der Neumark, Berlin 2002, s. 356, za nim E. Syska, Dokumenty Gorzowa Wielkopolskiego z lat 1257–1373, Gorzów Wlkp.–Poznań 2006, nr 72. Myślę, że to jednak znany skądinąd Piotr Molner! 44 CDB XVIII, s. 137: 1362; UBW III/2, s. 62, nr 110: 1367. 45 CDB XXIV, s. 60. 46 CDB XIX, s. 84; UBW III/2, nr 144. C. v. Warnstedt (dz. cyt., s. 355) przypuszcza, ze Reinhard II mógł być synem Henryka III (którego nie znam). 47 CDB XVIII, s. 142: 1369; H. v. Wedel, dz. cyt., s. 176: 1371; CDB XXIV, s. 86: 1373. 48 CDB XIX, s. 31. 49 Tamże, s. 31: 1371; C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 355: 1373. 50 R. Eckert, Geschichte von Landsberg a.d. Warthe, Stadt und Kreis, Landsberg 1890, s. 79; C. v. 41 42 87 Edward Rymar Ottonem II na Czelinie w 1411 r. sprzedawał Krzyżakom dochody z połowy komory celnej w Czelinie51; wystąpił w 1423 r. wraz z radą Chojny w sporze z brandenburskim wójtem wkrzańskim ze Stolp i Schwedt i jako burmistrz Chojny w 1425 r.52 Mogli oni być wnukami Ottona I53. W następnej generacji znany jest Hipolit na Kłosowie, który 11 listopada 1433 r. podpisywał akt związku obronnego rycerstwa54. Mornerowie z Czelina uczestniczyli w1446/47 r. w napadzie rabunkowym na wrocławskiego kupca55. Imali się więc zapewne i zwyczajnych rozbojów odrzańskich. Dietrich (Tyde, Tyle) IV, znany z 1445 r., spotykany jest na Pomorzu w służbie książąt słupskich56, a więc wywędrował z ojczyzny; wspomniano go jako pana na Kłosowie (1449), zmarł w latach 1479/9957. To zatem on wraz z Hansem (Jan VI Młodszy, Henning) na Czelinie hołdował elektorowi brandenburskiemu w 1454 r.58 Współczesny im Jan V Starszy na Kłosowie (brat Hipolita?), występujący w źródłach od 1458 r. – zmarł w 1491 r.59 Hans z Kłosowa i Hans (Jan VI Młodszy) na Czelinie wystąpili w 1476 r.; Dietrich był współwłaścicielem sądu dworskiego (Hofrichter) w Mieszkowicach do 1487 r.60, a jego następcą w tej roli był Hans Starszy z Kłosowa (1490). W 1491 r. tenże Hans, Hans Młodszy i ich kuzyn Bernt (Bernard I), wszyscy z Kłosowa i Czelina oraz opuszczonej wsi More, byli posiadaczami czternastu łanów w Wicinie61. Synowie Jana VI – Hans VII Młodszy (ok. 1476–1500/20 ) i Bernard I (1491–1500/20) – byli ostatnimi z tej linii na Kłosowie i Czelinie62. W 1493 r. Jan (więc Hans VII) wystąpił w roli patrona kościoła w Kłosowie i wikarii w Mieszkowicach63. Warnstedt, dz. cyt., s. 356: 1403. W 1407 r. Świętobor, książę szczeciński, nadał joannitom bedę z 6 łanów w Lubanowie koło Bań, posiadaną przedtem przez Mornerów. H. Hoogeweg, Die Stifter und Klöster der Provinz Pommern, Bd. 2, Stettin 1925, s. 899; A. Breitsprecher, Die Komturei Rörchen-Wildenbruch. Geschichte des Landes Bahn und Wildenbruch, Stettin 1940, s. 123. Czy dotyczy to jednak nowomarchijskich Mornerów? 51 Repertorium..., nr 275; C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356. 52 CDB XIX, s 322, 90. 53 Tak C. v. Warnstedt, dz, cyt., s. 356. 54 R. Eckert, dz. cyt., T. 2, s. 43. 55 Repertorium..., nr 1132. 56 Tamże, nr 1073. 57 CDB XIX, s. 372: 1449; C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356. 58 CDB XIV, s.161. 59 C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356. 60 ReHN II, s. 290: 1476; CDB XIX, s. 407, 414: 1487. 61 CDB XIX, s. 415: 1490, s. 55: 1491. 62 C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356. 63 Diplomatische Beiträge zur Geschichte Pommerns aus der Zeit Bogislafs X., hg. v. R. Klempin, Berlin 1859, s. 109, nr 902. 88 Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich W marcu 1499 r. hołdowali w Chojnie elektorowi kuzyni Hans, Bernard i Ludwik z Kłosowa i Czelina, otrzymując potwierdzenie lenn wraz z opuszczonymi polami wsi More, czternastoma łanami w opuszczonym Wicinie i łanem w Bielinie64. Ludwik, syn Jana V Starszego, znany od 1458 r., ok. 1520 r. połączył posiadłości i założył nowożytną linię Mornerów. Jego synowie to Piotr I (ok. 1500–1584) i Henryk, zmarły w 1547 r.65 Barbara, córka Bernarda z Czelina, była mniszką w Cedyni. Aktem margrabiego Jana kostrzyńskiego z 17 maja 1536 r. otrzymała ona w dożywocie rentę sześciu reńskich guldenów z dóbr ojca66. W matrykule wojskowej z 1565 r. ród zobowiązany był do służby zbrojnej trzykonnej67. Joachim z Kłosowa (1569)68 w 1571 r. otrzymał wraz z Piotrem z Kłosowa, Wulffem i Ludwikiem z Kłosowa i Czelina, synami Henryka, elektorski list lenny69. Mornerowie z Czelina i Kłosowa w 1572 r. mieli jedną czwartą pól opuszczonego Wicina, w Kłosowie Wulf posiadał w 1588 r. cztery łany, w 1558 r. wykupione od chłopa bez konsensu władcy, podobnie dalsze cztery od 1568 r. Hans od 1585 r. miał trzy łany, tyleż samo Baltzer od roku 1587. Razem w ich posiadaniu były 24 łany oraz tych 14 bez konsensu. W 1572 r. Joachim i Piotr z Czelina/Kłosowa mieli tamże 32 łany; Wolf – 12 łanów, Ludwik z bratem – osiem. W 1588 r. elektorscy rachmistrze spisowi zanotowali, że zmarły już Piotr przed 24 laty kupił cztery łany od chłopa bez konsensu i obecnie mieszka tam wdowa po nim. Ludwik miał cztery lany od 1585 r., Hans również cztery od 1582 r., Balzer dwa od 1584 r.70 Ludwik II, syn Henryka, był marszałkiem i nadłowczym dworskim brandenburskim. Zmarł w 1593 r. Miał synów: Ottona, zmarłego w 1612 r. w Szwecji, dokąd wywędrował ok. 1600 r., Ernesta Fryderyka (1561–1614) i innych71. Ich potomstwo należy już do okresu nowożytnego, którym się tu nie zajmujemy. CDB, Teil III, Bd. II, s. 439; XIX, s. 57. C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356. 66 C. Gahlbeck, Zisterzienser..., s. 386. 67 C. v. Eickstedt, Beiträge zu einem neueren Landbuch der Mark Brandenburg, Magdeburg 1840, s. 46. 68 ReHN III, s. 418. 69 C. v. Eickstedt, dz. cyt., s. 65. 70 H.G. Ost, Die zweite deutsche Ostsiedlung im Drage- und Küddow-Gebiet, T. 1: Wandlungen im Siedlungsbild eines Abwanderungsgebietes, Leipzig 1939, s. 69, 74, 78 i n. 71 C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356 i n. O szwedzkiej linii rodu zob. Eine deutsch-schwedische Adelsfamilie im Ostseeraum. Das „Geschlechtregister” der Mörner (1468–1653). hg. v. H.J. Langer, J.E. Olesen, mit Vorwort v. M. Mörner, Greifswald 2001 (rec. w „Baltische Studien” 87 [2001], s. 208–209). 64 65 89 Edward Rymar Das Geschlecht Morner auf Zellin und Klossow im Mittelalter Das Rittergeschlecht Morner war in die Neumark aus der Altmark gekommen und siedelte sich im Land Bärwalde an, wo der erste bekannte Vertreter dieser Familie Hennig I. (1298) war. Am einflussreichsten war das Geschlecht um die Mitte des 14. Jahrhunderts, in den Jahren der Kämpfe mit den Anhängern des sog. falschen Woldemar, des usurpatorischen Markgrafen von Brandenburg (1348–1356). Die Morners dienten den Markgrafen aus dem Haus der Wittelsbacher: Ludwig dem Älteren, Ludwig dem Römer, Otto VIII. Es waren die Brüder Heinrich (II.), Otto, Reinicke (Reinhard), Dietrich (I.) und ihre Vetter Dietrich II. und Henning (III.). Die Hauptfigur der Familie war der Geistliche Dietrich (I.). Nach dem Studium in Bologna (immatrikuliert 1336) war er Kaplan des Markgrafen Ludwig des Älteren, sein Notar, Protonotar und zugleich auch Propst in Bärwalde, Dekan (1350), anschließend Propst des Stiftskapitels in Soldin (1351), Propst in Bernau und schließlich Kanzler und Küchenmeister (coquinae magister) der Neumark (1356–1366). Seine oben genannten Brüder bekleideten in dieser Zeit das Vogtamt in Königsberg/Nm. und wurden für ihre Dienste mit zahlreichen Einnahmen (Berneuchen, Altenkirchen, Wittstock, Bad Schönfließ, Voigtsdorf; im Oderbruch: Othwick, More, Crutzick) belohnt. Die Hauptsitze der Familie waren das Dorf Klossow und seit 1355 die Kleinstadt Zellin an der Oder. Seit den Luxemburgern (1373) spielten die Morners ihre bisherige Rolle nicht mehr und gaben sich mit ihren Lehen in Klossow und Zellin zufrieden. Einen Überblick über das Geschlecht Morner im Mittelalter liefert die genealogische Tafel am Ende des Textes. Übers. v. K. Gołda 90 Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich 91 Edward Rymar Ryc. 1. Herb Mornerów G. A. Mülverstedt, Abgestorbene Adel der mark Brandenburg, Nürnberg 1880, Taf. 6 [ten z gałęzią poziomą] Ryc. 2. Herb Bellingen - J. T. Bahmihl, Pommersches Wappenbuch, Bd II Berlin 1846, Taf. XXIX 92 Piotr Frąckowiak* Szczecin Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów W drugim tomie „Rocznika Chojeńskiego” ukazał się artykuł Mirosława Koreckiego, w którym to autor przybliżył czytelnikom dzieje mennictwa chojeńskiego1. Niniejsza praca ma na celu zwrócenie uwagi na monety bite w tym mieście w okresie rządów Wittelsbachów z perspektywy treści, którą niosły zamieszczone na nich wizerunki margrabiów oraz inne symbole. W artykule pominięto znaczenie monety jako źródła historycznego2. W tej sytuacji opracowanie należy traktować jako przyczynek do badań nad ikonografią monet brandenburskich okresu panowania margrabiów bawarskich – Wittelsbachów, ukazaną na przykładzie miasta Chojna. Głównym celem artykułu jest próba interpretacji treści ideowych, jakie pojawiały się na tych monetach. O monecie brandenburskiej napisano niemało, jednak większość prac albo miała na celu skatalogowanie i opisanie materiału numizmatycznego3, albo omówienie historii mennictwa4, opisanie skarbów bądź też obiegu monetarne* Piotr Frąckowiak – magister filologii angielskiej i student historii na Uniwersytecie Szczecińskim. Zainteresowania badawcze skupia na numizmatyce wieków średnich oraz nowożytnej, ze szczególnym uwzględnieniem ziem Pomorza Zachodniego i Brandenburgii. 1 M. Korecki, Mennica w średniowiecznej Chojnie, „Rocznik Chojeński” 2 (2010), s. 51–66. 2 Ostatnio o monecie jako źródle: S. Suchodolski, Numizmatyka średniowieczna, Warszawa 2012, s. 29–88. 3 Np. klasyczne prace: E. Bahrfeldt, Das Münzenwesen der Mark Brandenburg, Berlin 1895 czy też nowsze: H.-D. Dannenberg, Die Brandenburgischen Denare des 13. und 14. Jahrhunderts, Berlin 1997. 4 Dla interesującego nas obszaru np. T. Szczurek, Mennictwo zachodniopomorskie i brandenburskie w XIV i XV wieku, „Prace i Materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi”, 93 Piotr Frąckowiak go na ziemiach brandenburskich5. Piśmiennictwo polskie nie poświęciło mennictwu na ziemiach Brandenburgii większej uwagi6. Skupiano się na Pomorzu Zachodnim, które po drugiej wojnie światowej prawie w całości znalazło się w granicach państwa polskiego. Badania ikonograficzne nie odgrywały tu jednak większej roli, analiza taka była ewentualnie dodatkowym aspektem opracowywanego zagadnienia7. Dla prezentowanej pracy przydatne okazały się również ustalenia heraldyków8. W XIV w. bito w Marchii Brandenburskiej, jak się wydaje, jedynie denary9. Co prawda mennictwo marchijskie sięga swymi początkami około połowy XII w., lecz do schyłku średniowiecza gospodarka pieniężna tego kraju znajdowała się w rękach margrabiów10. Zdecentralizowana produkcja mennicza w skali całej marchii była wynikiem podziału Brandenburgii na okręgi mennicze. Nowa Marchia „należała albo do dystryktu berlińskiego, albo na równi z Marchią Wkrzańską tworzyła jeszcze dalsze dwa odległe dystrykty”11. Jednym słowem mogła być Nowa Marchia samodzielnym dystryktem menniczym. Jej główne miasto, Chojna, otrzymało prawo otwarcia mennicy w roku 1335 od margrabiego Ludwika I Starszego12. Wizerunki czternastowiecznych monet bitych w Chojnie odnaleźć można we wspominanej już pracy Emila Bahrfeldta pod numerami od I-678 do I-687 na tablicy 2013. Hans-Dieter Dannenberg natomiast podaje, że jedynie denarki figurujące u Bahrfeldta pod numerami 678–682 były bite w Chojnie, a i ta klasyfikacja jest niezupełnie pewna14. Analiza stempla tych monet może dostarczyć wielu interesujących informacji co do tego, co pan menniczy chciał przekazać Seria numizmatyczna i konserwatorska, 5 (1985), s. 75–89. 5 Zob. T. Szczurek Obrót pieniężny w Nowej Marchii w okresie askańskim (ok 1250–1319), Warszawa 2007, tam literatura. 6 Wyjątek to cytowany tutaj wyżej Tadeusz Szczurek. 7 Zwraca na to uwagę w swojej pracy Witold Garbaczewski, podając we wstępie przegląd stanu badań numizmatycznych od strony ikonograficznej. Zob. W. Garbaczewski, Ikonografia monet piastowskich ok. 1173–1280, Warszawa–Lublin 2007, s. 7–17. 8 E. Syska, Najstarsza pieczęć większa Chojny – próba analizy historyczno-ikonograficznej, w: Pieczęcie herbowe – herby na pieczęciach, red. W. Drelicharz, Z. Piech, Warszawa 2011, s. 273–292; A. Gut, Rozwój i symbolika herbu Chojny, w: Chojna i okolice na przestrzeni wieków, red. R. Skrycki, Chojna–Zielona Góra 2007, s. 23–35. 9 Zob. T. Szczurek, Mennictwo zachodniopomorskie..., s. 80. 10 Tamże, s. 78–80. 11 Tamże, s. 80–81. 12 M. Korecki, dz. cyt., s. 51; Bahrfeldt, dz. cyt., s. 249. Co ciekawe, już w 1365 r. mennica w Chojnie została zamknięta. 13 E. Bahrfeldt, dz. cyt., s. 248–251; E. Syska, dz. cyt., s. 277, przyp. 20. 14 Zob. H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s. 101, 102, 129, 137, 140, 141, 146, 148, 155. 94 Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów swoim poddanym. Tadeusz Szczurek zauważył jednak, że średniowieczny odbiorca mógł mieć problem z odczytaniem znaczenia obrazu monety15. Trudno tutaj jednoznacznie ustosunkować się do tego zdania. Z jednej strony napisy na monetach w języku łacińskim, często na dodatek poddawane abrewiacji, faktycznie mogły być i zapewne były nie do odczytania przez współczesnych. Z drugiej zaś strony monety, ze swoją często dla nas obecnie niezupełnie zrozumiałą symboliką, stanowiły „medium szczególnie dogodne dla manifestowania zamierzonych treści. W komunikacji pomiędzy władcą a poddanymi w dojrzałym średniowieczu spełniały zatem monety rolę trudną do przecenienia”16. Jednak i w tym wypadku zrozumienie znaczenia wizerunku stempla odnosiło się raczej do najzamożniejszych i duchownych17. Wiązało się to z przynależnością monet do kultury elitarnej, która je kreowała i trzymała nad nimi swoją pieczę. Cechą charakterystyczną większości denarów brandenburskich z okresu panowania Wittelsbachów jest przedstawienie na awersie postaci stojącego margrabiego trzymającego w rękach rozmaite przedmioty. Widać więc tutaj pewną schematyczność, a zarazem unifikację przedstawianych obrazów18. Taki sposób ukazywania władcy wywodził się zapewne, jak uważają badacze, z obrazów monet arcybiskupów magdeburskich i „po schyłek Wittelsbachów podlegał jedynie zmianom ewolucyjnym”19. Denary skatalogowane u Bahrfeldta pod numerami 678–682 przedstawiają właśnie taki wizerunek margrabiego. Przed przejściem do omawiania poszczególnych egzemplarzy warto ogólnie opisać ich symbolikę. Nieocenione w tym wypadku są przede wszystkim rozprawy Witolda Garbaczewskiego i Ryszarda Kiersnowskiego. Najważniejsza dla niniejszego opracowania będzie osoba pana menniczego, czyli margrabiego. Jest to postać stojąca w ujęciu en face z odkrytą głową. W każdym z przypadków to wizerunek całopostaciowy. Jak zauważa Garbaczewski: „Przedstawienia takie mogły przenosić dużo bardziej rozbudowaną symbolikę niż np. wizerunki głów, gdyż możliwość dodania zróżnicowanych insygniów i atrybutów oraz uwidocznienia symbolicznych gestów rozszerzała znacznie tre15 „Sądzę, że możliwości średniowiecznego płatnika i odbiorcy, nawet przy założeniu, że byli oni na ogół ludźmi niepiśmiennymi, są zbliżone do wyników interpretacyjnych współczesnego numizmatyka i historyka pieniądza, uzyskiwanych w toku postępowania badawczego”. T. Szczurek, Rola stempla monety w okresie regionalizacji menniczej w Niemczech, w: XIII Ogólnopolska Sesja Numizmatyczna w Nowej Soli. Stempel monet – obraz a słowo, Nowa Sól 2006, s. 80. 16 W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 7. 17 R. Kiersnowski, Moneta w kulturze wieków średnich, Warszawa 1988, s. 17. 18 Zob. T. Szczurek, Naśladownictwa monetarne we wschodniej części Niemiec w XII i XIII wieku, w: XI Ogólnopolska Sesja Numizmatyczna w Nowej Soli. Fałszerstwa i naśladownictwa monet, Poznań 1998, s. 75. 19 T. Szczurek, Obrót pieniężny..., s. 28. 95 Piotr Frąckowiak ści (i możliwości wyrazu) założonego przez emitenta przekazu monetarnego”20. Istotnie, każdy z margrabiów przedstawionych na monetach zaopatrzony jest w odpowiednie atrybuty. Nie są to jednak atrybuty powiązane z przedstawieniem władcy jako wojownika, a raczej symbole i atrybuty łączone ze sprawowaniem władzy i związanymi z nią prawami i obowiązkami. Wydaje się, że można część z tych atrybutów przypisać kościelnej proweniencji. Zostaną one omówione szczegółowo przy opisywaniu poszczególnych monet. Wspólny jest jednak strój margrabiów. Na każdym z denarów ubrani są oni w długą szatę sięgającą za kolana. Nie są to jednakże paradne płaszcze, gdyż nie widać nigdzie spięcia pod szyją. Bardziej prawdopodobne, iż są to tuniki, na które zakładano płaszcze21. O dziwo, nie ukazano margrabiów w kolczugach, elemencie stroju będącym atrybutem wodza wojownika. Idea władcy wojownika najwidoczniej nie miała być na tych monetach eksponowana. Na jednym z denarów (Bahrfeld [dalej: Bf.] I-678) pojawia się ukoronowana głowa pana menniczego w ujęciu en face w otoczce z trzech szpic i trzech łuków. Ukazanie samej głowy wynikało najprawdopodobniej z kilku przesłanek. Twarz była zazwyczaj rysunkiem w miarę prostym, niewymagającym od rytownika specjalnych uzdolnień, a zarazem oddającym „możliwie zwięzły i wyraźny obraz emitenta, którego obecność gwarantowała dobroć użytego przy produkcji monety kruszcu”22. Podkreśla to również Ryszard Kiersnowski: „Sam fakt umieszczenia takiej niepozornie wyrytej główki na stemplu monety nadawał temu rysunkowi cechy symboliczne [...] nikt inny bowiem poza władcą, oprócz postaci świętych nie mógł miejsca tego zajmować”23. Ludwik I otrzymał, jak wiadomo, prawo bicia monety od swojego ojca w Ludwika Bawarskiego24. Oznacza to, że jeśli faktycznie to on figurował na omawianej monecie, to w pełni z przysługującym mu prawem. Natomiast na awersie denar nr Bf. I-678 przedstawia stojącego margrabiego z dwoma pucharami (?) w rękach. Zarówno na awersie, jak i na rewersie trudno zidentyfikować konkretną osobę. Schematyczne przedstawienie postaci bez ukazania cech charakterystycznych nie pozwala wręcz na identyfikację, choć pojawiały się takie próby25. Przyjąć jednak należy, że identyfikacja konkretnego władcy jest tutaj niemożliwa. Świadczą o tym zresztą odmienne poglądy różnych W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 34. R. Kiersnowski, dz. cyt., s. 186–188. 22 W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 21. „Dobroć” należy tu uznać za jakość użytego kruszcu. 23 R. Kiersnowki, dz. cyt., s. 230. 24 J. Strzelczyk, Brandenburgia, Warszawa 1975, s. 127–128. 25 H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s. 58. Niemiecki badacz identyfikuje pana menniczego z Ludwikiem I Starszym, który to miał w 1333 r. zostać uznany przez swojego ojca oficjalnie za pełnoletniego. 20 21 96 Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów numizmatyków na wspomniany temat26. Powyższe uwagi dotyczące niemożności rozpoznania wizerunku konkretnego władcy, które można zastosować do wszystkich awersów omawianych monet, najlepiej zobrazuje wypowiedź Bogumiły Haczewskiej: „Informacje o zwierzchności menniczej władcy przekazywało jego wyobrażenie i napis na monecie. Nie było to wyobrażenie bezpośrednie, w średniowieczu nie znamy portretu władcy. Była to ideowa prezentacja władzy – rycerza, sędziego, obrońcy wiary i kraju. Dla uzyskania pożądanego wrażenia posługiwano się odpowiednim strojem, insygniami, gestem i postawą. Bliższej identyfikacji władcy służył napis – imię i niekiedy tytuł”27. Omawiane monety nie miały ani imienia władcy, ani, co za tym idzie, jego tytulatury, bliższa identyfikacja jest więc niemożliwa. Wiadomo na pewno tylko tyle, że były to monety wybite za rządów Wittelsbachów, najprawdopodobniej w Chojnie. Uznanie tego miasta za miejsce bicia omawianej monety wynika z umieszczenia na rewersie koronowanej głowy, którą w XIX w. badacze połączyli z wizerunkiem pieczęci większej Chojny28. Skłania się ku takiemu rozwiązaniu również Ewa Syska w swoim artykule29. Przedstawienie władcy na rewersie ma dwie charakterystyczne cechy: długie włosy i duże oczy. Włosy wyznaczały pozycję społeczną władcy oraz często przynależność do określonego kręgu kulturowego30. W omawianym wypadku włosy te nie są szczególnie eksponowane, jakkolwiek widać, że są rozczesane na środku i opadają na boki31. Być może chodziło jednak tylko o ukazanie faktycznego wyglądu pana menniczego. Ciekawą interpretację znaczenia dużych oczu podaje w swojej rozprawie Witold Garbaczewski. Według tego autora duże oczy mogły symbolizować władczą charyzmę, która „uzewnętrzniała się właśnie w blasku jego oczu”. Mogły one również oznaczać zarówno surowość, jak i królewską łaskę czy też przychylność32. Oczywiście trudno tutaj jednoznacznie określić, czy takie faktycznie było założenie twórców denara, czy też raczej 26 Mirosław Korecki w cytowanej tutaj pracy opowiada się za biciem tych denarów za Ottona VIII Leniwego. Jak już wspomnieliśmy, Dannenberg identyfikuje wizerunek z Ludwikiem I Starszym. Natomiast Bahrfeldt wyznaczał datację na czasy Wittelsbachów, wbrew Köhnemu sytuującemu monetę w czasach askańskich. 27 B. Haczewska, Uwagi o przedstawieniach władcy na monetach XII i XIII wieku, w: X Ogólnopolska Sesja Numizmatyczna w Nowej Soli. Pozaekonomiczne funkcje monet, Poznań 1995, s. 59. 28 Por. M. Korecki, dz. cyt., s. 56. O pieczęci: E. Syska, dz. cyt., s. 273–292. 29 „O tym, że głowa króla w koronie była najbardziej jednoznacznym znakiem miasta, świadczy chociażby fakt, iż motyw ten był widoczny również na pieczęciach chojeńskiego konwentu augustianów, jak też na czternastowiecznych monetach bitych w tym mieście”. E. Syska, dz. cyt., s. 277. 30 R. Kiersnowski, dz. cyt., s. 235; W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 24–25. 31 Być może jest to nawiązanie do sięgającej XII w. tradycji przedstawiania władcy w profilu en face z tak właśnie ułożonymi włosami. Zob. R. Kiersnowski, dz. cyt., s. 236. 32 W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 22–23. 97 Piotr Frąckowiak był to wynik ograniczeń technicznych związanych z wielkością puncy33. Najważniejszym elementem odnoszącym się do symboliki władzy jest widniejąca na głowie, dość schematycznie, by nie rzec: niezdarnie wykonana przez rytownika korona, zwieńczona trzema spiczastymi prętami. Symbolizowała ona zapewne, oprócz posiadania władzy, obowiązki jej posiadacza wobec państwa i Kościoła. Więcej problemów nastręcza próba identyfikacji przedmiotów trzymanych przez margrabiego na awersie opisywanej monety. W literaturze przyjęło się uważać, że są to puchary/kielichy34. Symbolika jest tutaj trudna do odgadnięcia i być może nigdy nie zostanie do końca wyjaśniona. Jeśli pójść tropem Dannenberga i zidentyfikować margrabiego jako Ludwika I Starszego, to kielichy oznaczałyby może wierność i przywiązanie świeżo uznanego za pełnoletniego syna wobec ojca-cesarza35. Jest to chyba w chwili obecnej najlepsze wytłumaczenie symboliki owych czar. Kielichy mogłyby również wskazywać na przynależność władcy do Kościoła, ale w tym wypadku symbolem byłby raczej pospolicie używany krzyż. Denar numer Bf. I-679 przedstawia na awersie stojącą postać margrabiego pomiędzy dwoma skrzydłami i dwiema orlimi głowami. Rewers natomiast ukazuje gwiazdę z trzema koronami i trzema kulkami osadzonymi na przemian. Symbolika awersu nie nastręcza większych problemów. Wyobrażenia zarówno skrzydeł orła, jak i jego głowy nawiązują do godła krajowego Brandenburgii. Jest to symbioza wizerunku władcy oraz jego ziem36. Być może to również uproszczone nawiązanie do pieczęci większej Chojny – co pozwalałoby w pewniejszy sposób przyjąć chojeński ośrodek jako miejsce bicia tego typu denara. Oczywiście istnieją różnice między wspomnianą pieczęcią a opisywaną monetą, ale wynikają one raczej z utartego naśladownictwa stempli monet arcybiskupów magdeburskich. Stąd na monecie postać nie siedzi, lecz stoi i nie jest ukoronowana, ale za to w identycznym ułożeniu jak na pieczęci występują uproszczone symbole orlich skrzydeł i głów. Trudniej natomiast określić symbolikę występującej na rewersie sześcioramiennej gwiazdy z trzema koronami i trzema kulkami ułożonymi na przemian. Symbol ten występuje również na monecie opisanej u Bahrfeldta pod numerem I-680. Być może jest to jakaś forma heraldyczna37. Ani Bahrfeldt, ani Dannenberg oprócz opisania Tamże, s. 21. Zob. E. Bahrfeldt, dz. cyt., s. 249; H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s 129. 35 „An der Rückseite ist wahrscheinlich Ludwig der Ältere selbst wiedergegeben. Er war im Mai 1333 anlässlich seines 18. Geburtstages von seinem Vater Kaiser Ludwig IV. für mündig erklärt worden. Stieß man daraufhin mit weingefüllten Pokalen an, wie auf der Denarvorderseite vielleicht dargestellt?”. H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s. 130. 36 Por. T. Szczurek, Obrót pieniężny..., s. 28. 37 Znaleźć można ów znak również w publikacji W. Retzmanna, Numismatisches Wappen-Lexicon, Berlin 1886, Taf. 20, Nr. 104. W publikacji tej przyporządkowany jest miastu Chojna. 33 34 98 Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów rewersu nie poświęcają tej sprawie większej uwagi. Trzy korony oznaczają tutaj zapewne władcę lub może odwołują się do ukoronowanej głowy jako symbolu miasta. W wypadku dwóch koron podtrzymywanych przez margrabiego, zobrazowanych na denarze Bf. I-680, należy założyć, że chodzi wyłącznie o ukazanie symboliki władzy, jej obowiązków oraz powinności. Niewykluczone, że moneta została wybita po tym, jak kraj został podzielony między dwóch braci, Ludwika Rzymskiego i Ottona V, w 1364 r. po zjeździe w Pirnie38. Stąd też dwie korony mogły symbolizować podział kraju na dwie niezależne dzielnice. Kolejny denar (Bf. I-681) zawiera na awersie stojącą postać margrabiego pomiędzy dwoma hełmami o klejnotach w kształcie orlich skrzydeł i dwoma półksiężycami. Rewers zaś przedstawia koronę w kwiatowym/różanym wieńcu. Hełm z klejnotem w postaci orlego skrzydła jest kolejnym nawiązaniem do władcy39. Rewers utożsamia Bahrfeldt z monetą I-65540, tyle że na omawianym tutaj egzemplarzu hełm miał zostać zamieniony na koronę, o symbolice podkreślanej już wcześniej. Inaczej natomiast przedstawia się kwestia róż ją otaczających. Ryszard Kiersnowski pisze o róży: „Na monetach pojawia się ona jednak rzadziej niż lilia, a w każdym razie w mniej eksponowanej formie, przeważnie jako jeden z elementów stempla, uzupełniający zasadniczy jego rysunek”41. Przyjąć zatem można, że te pięciopłatkowe kwiaty pełniły funkcję ornamentu wypełniającego stempel. Mimo że były symbolem maryjnym, z oczywistych powodów chronologicznych nie mogły się one odnosić do powstałego znacznie później od nich, istniejącego zresztą do dzisiaj, kościoła Mariackiego znajdującego się w Chojnie. Powiązać je można jednak z kościołem poświęconym Najświętszej Dziewicy, znajdującym się w tym mieście przed budową obecnego obiektu. Ostatnia z monet, Bf. I-682, ukazuje na awersie margrabiego trzymającego dwa klucze. Na rewersie natomiast umieszczono koronę, nad nią dwie głowy orłów, pod nią zaś dwa hełmy z orlim skrzydłem w klejnocie. Dwa klucze należy chyba powiązać za Dannenbergiem z symboliką władzy oraz otrzymaniem w wyniku Złotej bulli z roku 1356 tytułu elektora arcykomornika Rzeszy42. Dwa W. Fenrych, Nowa Marchia w dziejach politycznych Polski w XIII i XIV wieku, Poznań 1959, s. 67. Notabene warto zwrócić uwagę, że klejnot na hełmie askańskim w tej postaci pojawił się w wyniku „koligacji z Przemyślidami, po tym jak ok. 1243 r. Beatrycze, córka Wacława I, wyszła za margrabiego Ottona III. [...] Co ciekawe, z badań Hermana Biera wynika, że klejnot Przemyślidów wyparł z użycia wcześniejszy askański klejnot”. E. Syska, dz. cyt., s. 287–288. 40 „Die Rückseite lässt dieselbe Anordnung wie auf No. 655 sehen, nur dass auf letzterer ein Helm statt der Krone angebracht ist”. E. Bahrfeldt, dz. cyt., s. 249. 41 R. Kiersnowski, dz. cyt., s. 416. 42 „Die Schlüssel (Vs.) sind als Herrscherattribute im Zusammenhang mit der Erzkämmererwürde der brandenburgischen Markgrafen und ihrem Kurrecht zu sehen (ab 1356 offiziell laut Goldener Bulle)”. H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s. 140. 38 39 99 Piotr Frąckowiak klucze mogłyby również nawiązywać do św. Piotra, ale brak tu jakiegokolwiek powiązania w wypadku Chojny. Tadeusz Szczurek zwrócił też uwagę na fakt, że Bahrfeldt początkowo postać trzymającą klucze „przypisywał mennicy w Salzwedlu. [...] Później nieco złagodził swoje stanowisko, pisząc, że nie każdy klucz musi wskazywać na Salzwedel”43. Za mennicą chojeńską przemawiałyby symbole występujące na rewersie tego denara. Analogicznie jak w wypadku monety Bf. I-679 ukazane zostały odniesienia do pieczęci tego miasta. Zamieniono jednak pozycje, w których znajdowały się hełmy i głowy orłów. Ponadto ukoronowana postać została zastąpiona samą koroną. Warto się zastanowić nad jeszcze jedną kwestią – mianowicie, czy emisji denarów bitych w Chojnie i innych miastach brandenburskich, w których margrabiowie wydzierżawili mennice, nie potraktować jako emisji miejskich. Można się posiłkować przykładem miejskiego mennictwa pomorskiego44. Zauważyć należy jednak od razu kilka różnic między Brandenburgią a Pomorzem. Przede wszystkim władza książęca na Pomorzu była w przeciwieństwie do margrabiowskiej słaba, co pociągało za sobą ustępstwa na rzecz silnych, będących w powiązaniach z Hanzą miast, które przejawiały swoją potęgę właśnie przez bicie monety45. Z drugiej jednak strony w interesującym nas okresie władza margrabiów osłabła, co powodowało wydzierżawianie miastom mennic46. Pomimo takiego stanu rzeczy margrabiowie przez prawie cały czas dysponowali pełnią władzy w sprawach gospodarki pieniężnej47. Pokusić się wszakże można o postawienie hipotezy, że analogicznie do pomorskiego mennictwa miejskiego, które przejawiało się biciem na awersie monety znaku miasta, a na rewersie gryfa jako godła dynastii i Pomorza Zachodniego48, dzierżawcy mennic brandenburskich, w tym wypadku Chojny, poprzez bicie na awersie postaci margrabiego i na rewersie różnych symboli nawiązujących do tego miasta chcieli zaznaczyć fakt dzierżawienia prawa do bicia monety. Kwestia ta wymaga jednak dalszych badań. Podsumowując rozważania nad symboliką ikonografii występującej na monetach brandenburskich bitych w Chojnie w okresie panowania Wittelsbachów, można powiedzieć, że ich treść nie była szczególnie rozbudowana. Powielała ona utarte schematy i odnosiła się głównie do powagi urzędu sprawowanego przez margrabiego. Jego postać również przedstawiona jest na wszystkich moneT. Szczurek, Obieg pieniężny..., s. 30. Zob. R. Gaziński, G. Horoszko, Herby i motywy heraldyczne na monetach zachodniopomorskich, Szczecin 2005. 45 Tamże, s. 21. 46 T. Szczurek, Mennictwo zachodniopomorskie..., s. 84. 47 Tamże, s. 80; T. Szczurek, Obrót pieniężny..., s. 27. 48 R. Gaziński, G. Horoszko, dz. cyt., s. 21, 47–114. 43 44 100 Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów tach w sposób identyczny, różnią się jedynie dzierżone w rękach lub znajdujące się po jego bokach atrybuty. Dzięki nim jednak można przypisać emisje Chojnie. Jak pisał Tadeusz Szczurek: „Dla średniowiecznego mennictwa brandenburskiego charakterystyczne jest ciągłe przetwarzanie podobnych czy nawet tych samych wyobrażeń. W okresie margrabiów bawarskich zdarzały się przypadki wiernego kopiowania stempli z denarów askańskich”49. Tak właśnie wypadają denary bite w Chojnie na tle innych z okresu Wittelsbachów – zmieniają się wyobrażenia, czasami tylko ich konfiguracja, ale postać margrabiego jest motywem pojawiającym się przez cały czas. Die Ikonografie der Königsberger Denare aus der Herrschaftszeit der Wittelsbacher Der Zweck der vorliegenden Arbeit besteht darin, die Ikonografie der in Königsberg/Nm. (heute Chojna) während der Herrschaft der Wittelsbacher geprägten Münzen zu analysieren. Der im Beitrag unternommene Versuch einer Interpretation der ideologischen Inhalte der Münzbilder lässt die Schlussfolgerung zu, dass durch die auf den Königsberger Denaren erscheinenden Darstellungen ein solches Abbild des Herrschers transportiert werden sollte, wie es der Münzherr seinen Untertanen zeigen wollte. Außerdem liefern diese Münzen auch Informationen über die Stadt, in welcher sie geprägt worden sind, und zwar durch die symbolische Anknüpfung an ihr Wappen, was sie desto sicherer der Königsberger Münzstätte zuschreiben lässt. Übers. v. K. Gołda 49 Tamże, s. 29. 101 Piotr Frąckowiak Denar 678 Awers: Margrabia z dwoma pokalami. Rewers: Ukoronowana głowa w oprawie z trzech łuków i trzech szpic. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der Mark Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 678, Berlin 1889. Denar 679 Awers: Margrabia pomiędzy dwoma skrzydłami i dwoma orlimi głowami. Rewers: Sześcioramienna gwiazda z trzema koronami i trzema kulami na przemian. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der Mark Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 679, Berlin 1889. Denar 680 Awers: Margrabia z dwoma koronami. Rewers: Sześcioramienna gwiazda z trzema koronami i trzema kulami na przemian. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der Mark Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 680, Berlin 1889. Denar 681 Awers: Margrabia z dwoma hełmami i dwoma półksiężycami. Rewers: Korona w różanym wieńcu. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der Mark Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 681, Berlin 1889. Denar 682 Awers: Margrabia z dwoma kluczami. Rewers: Korona, nad nią dwa dwie orle głowy, pod nią dwa hełmy. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der Mark Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 682, Berlin 1889. 102 Marcin Majewski* Szczecin/Stargard Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku) Począwszy od późnego średniowiecza, Chojna była jednym z ośrodków artystycznej wytwórczości rzemieślniczej w Nowej Marchii. W dokumentach miejskich w latach 1480–1793 wymienia się rzeźbiarzy/snycerzy, złotników i konwisarzy1. Są wśród nich i ludwisarze, znani również w innych pobliskich miastach – Kostrzynie nad Odrą, Myśliborzu i Gorzowie2. Najstarsze znane świadectwa ludwisarstwa chojeńskiego pochodzą z XV w. W 1443 r. poświadczony został w źródłach odlewnik grapenów (trójnożne brązowe kociołki)3. Było to charakterystyczne naczynie kuchenne używane na obszarze południowego pobrzeża Bałtyku. Wobec tego nie bez przyczyny pierwszymi notowanymi północnoeuropejskimi ludwisarzami późnego średniowiecza byli właśnie grapengiserzy. Znamy już sporą liczbę odkrytych warsztatów grapengi* Dr Marcin Majewski – adiunkt w Katedrze Archeologii Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego i dyrektor Muzeum w Stargardzie. Specjalizuje się w zagadnieniach archeologii późnego średniowiecza i archeologii nowożytności oraz historii kultury materialnej Europy Północnej. Jest redaktorem rocznika Muzeum w Stargardzie „STARGARDIA“. 1 H. Bütow, Die Königsberger Glocken und Königsberger Glockengießer. Ein Beitrag zur Glockenkunde, „Die Neumark” 12 (1937), s. 49. 2 M. Tureczek, Zabytkowe dzwony na Ziemi Lubuskiej. Dokumentacja – ochrona – badania, Zielona Góra 2010, s. 177–179, 3 H. Bütow, dz. cyt., s. 49. 103 Marcin Majewski serskich w północnych Niemczech, np. w Lubece, Greifswaldzie, Neubrandenburgu, Anklam, Stralsundzie, a ostatnio i w Polsce – w Stargardzie4. Grapengiserzy wykonywali głównie kociołki, sprzączki, skuwki i klamry oraz moździerze, lichtarze, jak i różnego rodzaju przedmioty użytkowe (np. formy do wypieków), ale także odlewy bardziej skomplikowane, takie jak posągi, płyty nagrobne, kraty, antaby, kołatki, kadzielnice, chrzcielnice, dzwony i działa. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych XVI w. wymieniono w Chojnie Rothgietera, czyli rzemieślnika zwanego mosiężnikiem, który zajmował się podobnym jak grapengiser asortymentem produkcji, choć wymienia się tu przede wszystkim lichtarze, świeczniki i płyty nagrobne. Były to przedmioty z różnych rodzajów brązu (miedź + cyna + domieszki) lub aurichalcum (miedź + cynk + domieszki), które umownie mogą być nazywane przedmiotami „mosiężnymi”5. Wobec informacji mówiących o podobnych wyrobach produkowanych przez odlewników kociołków i mosiężników – co znajduje potwierdzenie w źródłach, choćby w majstersztykach mosiężników Starego Miasta w Gdańsku, którymi były miednica, lichtarz i szpunt – wydaje się, że tylko rodzaj użytego stopu wpływał na rozgraniczenie ich działalności. W 1517 r. odnajdujemy w Chojnie ludwisarza w pełnym, współczesnym znaczeniu, tzn. odlewnika dzwonów. Był nim Drogenap, autor dzwonu, którego Hans Bütow utożsamiał z Hinrickiem Drogenapem, znanym z 1468 r.6 Natomiast inny mistrz, nieznany z imienia, wykonał latem 1554 r. wielki dzwon dla kościoła Mariackiego, który odlał przed Bramą Świecką7. Instrument ten przetrwał ponad pięćdziesiąt lat. Od 1603 r. czyniono starania o odlanie nowego dzwonu. Ostatecznie instrument przelano w 1605 r. Zachował się do dziś druk ulotny napisany przez chojeńskiego pastora Johanna Pontana z okazji poświęcenia wielkiego dzwonu dla kościoła Mariackiego, w którym autor przywołuje wiele ciekawych informacji8. Wiemy m.in., że metal i pieniądze na nowy instrument pochodziły nie tylko z kasy parafii, ale także ze zbiórki mieszkańców miasta. Przykładem takiego postępowania były również prace wykonywane dla kościołów Szczecina i Stargardu. Parafia chojeńska przekazała ponadto dwa kotły oraz 4 M. Majewski, Późnośredniowieczny warsztat ludwisarski odkryty na kwartale IX w Stargardzie, XVII Sesja Pomorzoznawcza (w druku). 5 H. Bütow, dz. cyt., s. 49. 6 Tamże, s. 46. 7 Tamże, s. 23. 8 J. Pontan, Einweihung der Newen Grösten Glock zu Königsbergk in der New Marck, Franckfurt an der Oder 1607. Egzemplarz w zbiorach Universitätsbibliothek w Greifswaldzie, sygn. 520/ Ft33adn7. 104 Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku) miedź ze starego kotła należącego do szpitala św. Jerzego. Zakupiono także dodatkowo cynę z saskiego Altenburga. Oprócz ludwisarzy w pracę nad dzwonem zaangażowani byli i inni. Hans Molleysen wyrzeźbił formę do korony, a kowal szczeciński Hans Pariess wykuł serce. 20 czerwca 1605 r. mistrz gorzowski Otto Albers i mistrz myśliborski Ebert Kamman odlali dzwon poza miastem, przed Bramą Czworokolną9. Wybór miejsca odlewu podyktowany był bezpieczeństwem przeciwpożarowym. Ponadto samo przygotowanie formy do zalania wymagało sporego miejsca. W zależności od wysokości przewidywanej formy odlewanego dzwonu wykopywano na taką głębokość dół. Rozmiary wykopu w wypadku dzwonu musiały być na tyle spore, aby ludwisarz mógł pracować dookoła formy. Pośrodku dołu wbijano pal, na którym umieszczano żelazną poprzeczkę lub krzyżak z centralnie wykonanym otworem. Był on przeznaczony do osadzenia ramienia cyrkla-wzornika. Wokół ramienia obracał się wzornik wykonany z deski, w której każdorazowo wycinano profil, jaki miał być odwzorowany na formie. Profil niniejszy służył do ukształtowania wewnętrznej części rdzenia. Deska z profilem przymocowana była do poprzeczki. Ustawianie formy rozpoczynano od budowy podstawy o wysokości kilkunastu centymetrów i wzniesienia wewnętrznej części rdzenia z cegieł, czasem także z dachówek, i przewiązania ich gliną. Obracając wzornikiem z wyciętym profilem, sprawdzano wymiary rdzenia, tak aby pozostała szpara. Następnie wypełniano ją masą formierską z gliny i nawozu końskiego, którą wyrównywano wzornikiem. Tak wykonany rdzeń wewnętrzny poddawano suszeniu, wsypując od góry, do połowy wysokości, węgiel drzewny, który spalano. Suszenie trwało od połowy do całego dnia, w zależności od wielkości dzwonu. Każdą kolejną warstwę masy nakładano po wysuszeniu poprzedniej. Powierzchnię gotowego rdzenia pokrywano zwilżonym popiołem i przystępowano do wykonania „fałszywego” modelu dzwonu za pomocą kolejnego profilu wyciętego w desce wzornika, odpowiadającego zewnętrznej powierzchni dzwonu. Model wyrabiano z gliny zmieszanej z owczą wełną, którą nakładano na rdzeń i wyrównywano wzornikiem. Następnie umieszczano modele inskrypcji, plakiet i innych dekoracji, które miały się znaleźć na powierzchni dzwonu. Modele odlewano z wosku w formach gipsowych, wykonanych z drewnianego wzoru. Aby przymocować modele dekoracji i inskrypcji, powierzchnię „fałszywego” modelu zwilżano stopionym woskiem (lub terpentyną) za pomocą pędzla. Kolejno nakładano warstwę o niewielkiej grubości. Składała się ona z mieszaniny łoju i wosku, ponieważ miała ułatwić oddzielenie „fałszywego” 9 Tamże. 105 Marcin Majewski modelu od zewnętrznej części formy, zwanej też płaszczem. Przygotowywano kolejny wzornik, który odpowiadał wymiarom zewnętrznej części formy (płaszcza). Masa formierska dla tego etapu prac składała się z rozdrobnionej i przesianej gliny zmieszanej z owczą wełną i wodą. Powstałą gęstą papkę rozprowadzano pędzlem na „fałszywym” modelu. Naniesioną warstwę o grubości ok. 5 mm suszono na powietrzu, co trwało 12–15 godzin. Kolejno nakładano następne warstwy o nieco większej grubości. Po wykonaniu powyższych czynności ponownie rozpalano we wnętrzu rdzenia ogień, niezbyt mocny, jednak wystarczający, aby stopić woskowe modele inskrypcji i dekoracji. Dalej nakładano warstwy masy formierskiej, do której dodawano także włókna konopi, sprzyjające wiązaniu się masy. Kształtując wzornikiem zewnętrzną część formy, zwracano uwagę, żeby płaszcz był dłuższy niż model „fałszywy” i zachodził na podstawę rdzenia. Ostatnia powstająca forma miała odtwarzać koronę dzwonu. Modele kabłąków korony i trzpienia sporządzano z wosku, korzystając z drewnianych rzeźbiarskich wzorów. Następnie wkładano model kabłąka, wciskając go w masę do połowy. Po obeschnięciu połówki formy wyciągano go. Połówek formowano dwanaście, aby złożyć formy dla sześciu kabłąków. Dla trzpienia sporządzano formę w ten sam sposób. Dla zamknięcia górnej części rdzenia formowano z gliny krążek. Po wysuszeniu umieszczano go w otworze, zwilżając jego brzegi i zalewając je rzadką gliną sprzyjającą złączeniu z pozostałą masą rdzenia. Podobny krążek wykonywano z wilgotnej gliny dla zamknięcia otworu modelu „fałszywego” oraz zewnętrznej części formy. W formie umieszczano także żelazny pierścień lub zagięty pręt służący później do zawieszenia serca. Po oznakowaniu zewnętrznej części formy i podstawy rdzenia usuwano z niej cały fałszywy model. Oznakowanie miało być pomocne przy ponownym złożeniu. Rdzeń zwilżany był piwem i przysypywany popiołem, a następnie suszony. Zdjętą formę zewnętrzną czerniono od wewnątrz dymiącą słomą i ponownie nakładano na rdzeń. Pomiędzy częściami formy pozostawała wolna przestrzeń, w którą miał być wlany stop. Dalej obie części zamykano od góry formą korony z kanałem wlewowym i odpowietrzeniami, a następnie oblepiano gliną, łącząc z formą zewnętrzną. Wszystko dokładnie suszono w rozpalonym naokoło ognisku. Dół wokół gotowej formy zasypywano pulchną ziemią, silnie ją ubijając. Topienie metali odbywało się blisko formy, w tyglach bądź piecach płomiennych. Jako paliwo wykorzystywano przede wszystkim węgiel drzewny, ale i duże ilości drewna. Proces ten trwał od kilkudziesięciu minut do kilku, kil- 106 Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku) kunastu godzin, w zależności od ilości topionego metalu10. Stopiony i dobrze przegrzany metal po przebiciu otworu spustowego pieca spuszczany był do formy przez rynnę wykonaną z cegieł, dachówek lub gąsiorów. Oczywiście szybkość zalewania formy była regulowana11. Po wystygnięciu odlew wymagał usunięcia zalewek oraz drobnych napraw. Dotyczyło to głównie partii dekoracji oraz inskrypcji, które dodatkowo cyzelowano i czyszczono. Mimo to część wczesnych wyrobów odlewników ma porowatą powierzchnię, a partie tła dekoracji lub inskrypcji nie są równe. Powodem jest prawdopodobnie zanieczyszczenie stopu tlenkami lub dużą ilością gazów wydzielanych podczas procesu odlewania. Taki stan wywoływało zawilgocenie formy lub przegrzanie metalu. Świadectwem stosowania powyższej techniki są materiały wymieniane w rachunkach z chojeńskich odlewów: glina, krowia sierść, węgiel drzewny, konopie, sadło i wosk. Proces odlewu wykonywanego przez Albersa i Kammana w Chojnie trwał cztery godziny. 26 czerwca 1605 r. dzwon uroczyście wprowadzono do kościoła i nazwano go Świętojańskim12. Jednak już w 1610 r. dzwon potrzebował ponownego przelania. Zadania tego podjął się chojeński mistrz Daniel Schukar, który aż trzy razy musiał odlewać nowy instrument, co zajęło mu osiem tygodni. Nieudane odlewy wykonał w maju i czerwcu. Ostatecznie zadanie wykonał dopiero 1 lipca 1610 r.13 Po ośmiu latach instrument został ponownie przetopiony. Tego dzieła 8 września 1618 r. dokonali obcy ludwisarze – Lotaryńczycy: dwaj bracia Breutell (Breutel; Broittele), Franciscus i Magno, oraz ich szwagier Desiderius Schappell (Chapell). Ich obce pochodzenie widoczne jest, co ciekawe, nawet w zamówionym u zlecającego wyżywieniu – sery, bułki, masło, słodkie wino, wódka i piwo – które znacznie odstawały od tłustych potraw serwowanych tylko z piwem, zamawianych przy wytopie przez miejscowych ludwisarzy14. Warto w tym miejscu przywołać interesujący z naszego punktu widzenia dokument z 1619 r., skierowany do księcia Franciszka, gdzie Jochim II Karstede i Jacob Karstede ze Stargardu, a także ludwisarze ze Szczecina, Rolof Klassen, Friedrich Klassen, oraz Jürgen Tetzlaff z Trzebiatowa – zwrócili się z prośbą, aby książę nie zezwalał „obcym ludwisarzom przybyłym z Francji” na wykonanie wielkiego dzwonu dla kościoła Mariackiego w Szczecinie oraz w innych kościołach lub miejscowościach Pomorza. Petenci nalegali na wydanie stosownych patentów zabraniających zatrudniania obcych ludwisarzy w Szczecinie i we wsiach. Prośba dotyczyła Punkt topliwości miedzi wynosi 1083 ºC, a cyny już 231,8 ºC. J. Piaskowski, Technologia dawnych odlewów artystycznych, Kraków 1981, s. 172–175. 12 H. Bütow, dz. cyt., s. 23–24. 13 Tamże, s. 25. 14 Tamże, s. 26. 10 11 107 Marcin Majewski również mistrzów z terenu Brandenburgii. Pomorscy ludwisarze zaznaczali, że obcy odlewnicy uniemożliwiają miejscowym mistrzom wykonywanie ich zawodu „uczciwie i z honorem” względem księcia oraz miast pomorskich, dla których pracują z poświęceniem15. Powodem takiego postępowania było pojawienie się w Nowej Marchii i na Pomorzu wspomnianych już lotaryńskich ludwisarzy, którzy poza Chojną przelali dzwon Rolofa Klassena dla szczecińskiej kolegiaty Mariackiej, zresztą m.in. na zlecenie księcia16. Jedynym wymienianym w tym czasie ludwisarzem chojeńskim był wspomniany już Daniel Schukar, o którym wspomniano w źródłach w 1592 r. Wiemy, że zmarł w 1627 r. w wieku 65 lat17. Oprócz wielokrotnego, niezbyt fortunnego odlewu wielkiego dzwonu dla kościoła Mariackiego wykonywał też dzwony dla okolicznych kościołów wiejskich. Znamy jego dzwony dla świątyń w Zielinie (1592), Sommerfelde koło Eberswalde (1595), Swobnicy (1607), Krzywina (1607), Żelisławca (1616), Nowego Objezierza (1617) i Kamiennego Jazu (1626) – dziś w Widdershausen, Kreis Hersfeld-Rotenburg18. Dzwony chojeńskiego mistrza Schukara, odlewane dla wiejskich kościołów, znane z lat 1592–1626, charakteryzowały się średnicami dolnymi dochodzącymi do 0,9 m. Jedyny zachowany w obecnych granicach Polski dzwon znajduje się w Zielinie koło Gryfina. Jego forma oraz dekoracja odpowiadają estetyce czasu, w jakim instrument powstał. Charakterystyczny fryz dekorujący górną partię płaszcza to przepleciona wić roślinna. Popularność tego motywu poświadczają prace jednego z najwybitniejszych twórców owego czasu – Gerharda de Wou, a nawet jeszcze ludwisarza z pierwszej połowy XVII wieku – Corda I Kleymanna. Wspomniany motyw występuje na wytworach mistrzów stargardzkich, u Ingermannów, Mertena Damesa i Hansa Monnicka, który wycinka tego fryzu uży15 Archiwum Państwowe w Szczecinie, Archiwum Książąt Szczecińskich, sygn. I/6458: Allerei Nachrichten, Gesuche, Konzessionen bezüglich des Amts der Glockengiesser in Stettin 1597–1628, s. 9–26. 16 Tamże, Fundacja Najświętszej Marii Panny, sygn. 1462: Acta der Glockegiesser. Bestallungen bei der St. Marien Kirche und Giessung der Glocken bei der St. Marien Kirche 158 –1786, s. 62. 17 H. Bütow, dz. cyt., s. 50. 18 R. Schmidt, Märkische Glockengießer bis zum Jahre 1600. Ein Beitrag zur Glockenkunde der Mark Brandenburg, „Jahrbuch für Brandeburgische Kirchengeschichte” 14 (1916), s. 84; F. Wolff, Die Glocken der Provinz Brandenburg und ihre Gießer, Berlin 1920, s. 175; G. Voß, W. Hoppe, Die Kunstdenkmäler des Kreises Königsberg (Neumark), Berlin 1928, s. 430; H.-G. Eichler, Handbuch der Stück- und Glockengießer auf der Grundlage der im mittleren und östlichen Deutschland überlieferten Glocken, Greifenstein 2003, s. 242; J. Poettgen, Handbuch der deutschen Glockengießer und ihrer Werkstätten bis zum Jahre 1900 in den ehemaligen deutschen Ostprovinzen Pommern, Ost- und Westpreußen und Schlesien mit Berücksichtigung der im westlichen Deutschland vorhandenen Leihglocken, Greifenstein 2010, s. 57. 108 Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku) wał jako rozdzielnika. Motyw wykorzystał anonimowy mistrz – twórca dzwonu z 1532 r. w Kościuszkach w powiecie goleniowskim, który może był związany ze Stargardem. Ponadto identyczna wić jest widoczna na dzwonach szczecińskich mistrzów – Andreasa Bruggemanna i Rolofa Klassena, Bartolomeusa Koelera z Kołobrzegu oraz Albrechta Huvego ze Stralsundu19. Kolejny fryz użytkowany przez Schukara, składający się z arkadek wypełnionych maswerkiem, z kwiatem akantu i perełkowaniem, był najpopularniejszym ze wszystkich motywów zdobniczych. W stargardzkich warsztatach odlewniczych wykorzystywali go wszyscy mistrzowie, którzy działali po Joscie van Westenie. Merten Dames dla pojedynczego modułu tego fryzu znalazł nowe zastosowanie. Używał go jako elementu rozdzielającego w inskrypcji. Dekoracja ta, wywodząca się z niderlandzkiego i północnoniemieckiego zagłębia ludwisarskiego, zyskała w ciągu XVI stulecia popularność również w północnej Francji, Flandrii i Brabancji. Na pograniczu niderlandzko-niemieckim dekorowali nią swoje wyroby Gerhard de Wou, Hinrich z Kampen Starszy, Peter Wulf, Segevinus Hatisser, w Skanii Ulf Sunasson, a w Meklemburgii m.in. anonimowy mistrz przełomu XV i XVI w. Na terenie Pomorza, a także pogranicza pomorsko-brandenbursko-polskiego, fryz ten spotykamy na dzwonach mistrza Petera, Lutkego Rose, ludwisarza szczecińskiego Jacoba Stelmakera, mistrza kołobrzeskiego Bartolomeusa Koelera, ludwisarza trzebiatowskiego Jürgena Tetzlaffa, mistrza gorzowskiego Ottona Albersa20. Formuła inskrypcji odautorskiej Daniela Schukara, zapisanej kapitałą, nawiązywała do napisu często używanego przez ludwisarzy. Chodzi tu o rymowankę: DVRCH FEVER FLOSS ICH DANIEL SCHVKAR GOSS MICH – „Przez ogień przepłynąłem, [a] Daniel Schukar mnie odlał”. Pozostałe fragmenty inskrypcji odnoszą się do błogosławieństwa bożego: DER SEGEN GODTTES SEI MIDT MICH – „Niech błogosławieństwo boskie będzie ze mną” bądź IM NAMEN DER HEILIGEN DREIFALTIGKEIT, GOTT SEI GELOBT IN EWIGKEIT – „W imię Trójcy Świętej niech Bóg będzie pochwalony na wieki”. Pomimo tak niewielu znanych dzwonów wykonanych przez chojeńskiego ludwisarza Daniela Schukara udało się ukazać na szerszym tle jego działalność, która wpisuje się w wytwórczość innych pomorskich i marchijskich odlewników. Szczególnie jest to widoczne w formułach stosowanych w dekoracji płaszcza dzwonu. Warto w tym miejscu nadmienić, że na twórczości Daniela Schukara nie kończy się historia ludwisarstwa chojeńskiego. 19 20 M. Majewski, Ludwisarstwo stargardzkie XV–XVII wieku, Stargard 2005, s. 80–81. Tamże. 109 Marcin Majewski Ein Beitrag zur Geschichte des Glockengießerhandwerks in Königsberg/Nm. (bis 1627) Die ältesten bekannten Zeugnisse des Königsberger Glockengießerhandwerks stammen aus dem 15. Jahrhundert. 1443 wird in den Quellen ein Grapengießer bestätigt. In den vierziger und fünfziger Jahren des 16. Jahrhunderts wurde in Königsberg ein Rothgieter, d. h. Rotgießer erwähnt, der ähnliches Sortiment wie der Grapengießer bot. 1517 finden wir in Königsberg einen Glockengießer im vollen modernen Wortsinn. Aus dem Zeitabschnitt von der Mitte des 16. Jahrhundert bis 1618 stammen die Informationen über das Umgießen einer großen Glocke für die Marienkirche in Königsberg, wobei sowohl Lothringer Glockengießer als auch der Königsberger Meister Daniel Schukar mitgewirkt haben. Schukar starb 1627 im Alter von 65 Jahren. Außer der großen Glocke für die Marienkirche goss er auch Instrumente für umliegende Dorfkirchen. Bekannt sind seine Glocken für die Gotteshäuser in Sellin (heute Zielin, 1592), Sommerfeld bei Eberswalde (1595), Wildenbruch (Swobnica, 1607), Kehrberg (Krzywin, 1607), Sinzlow (Żelisławiec, 1616), Groß-Wubiser (Nowe Objezierze, 1617) und Steinwehr (Kamienny Jaz, 1626; Glocke heute in Widdershausen, Landkreis HersfeldRotenburg in Hessen). Die erwähnten Glocken des Königsberger Meisters Schukar aus den Jahren 1592–1626 wiesen einen Unterdurchmesser von bis zu 0,9 m auf. Die einzige Glocke Schukars, die sich in den heutigen Grenzen Polens erhalten hat, befindet sich in Zielin (ehem. Sellin) bei Gryfino (Greifenhagen). Ihre Form und Verzierung entsprechen der Ästhetik der Zeit, in der die Glocke gegossen wurde. Die Autorenformel in Kapitalschrift bezieht sich auf eine Inschrift, die von den Glockengießern oft benutzt wurde. Es handelt sich um den Spielreim DVRCH FEVER FLOSS ICH DANIEL SCHVKAR GOSS MICH. Übers. v. K. Gołda 110 Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku) Ryc. 1. Dzwon w Zielinie k. Mieszkowic, Daniel Schukar, 1592. Fot. M. Majewski 111 112 Grzegorz Jacek Brzustowicz* Choszczno „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa pogranicza Nowej Marchii i Księstwa Pomorskiego w XV i XVI wieku na przykładzie rodów mieszkających w Granowie na ziemi choszczeńskiej Uroczystości składania hołdu lennego i przysięgi (homagium et fidelitas) są dla średniowiecza szeroko znane. Uroczystość miała świąteczną oprawę i uczestniczyli w niej władca, urzędnicy i lennicy. Ceremonia rozpoczynała się od momentu, gdy senior zasiadał na tronie i zadawał pytanie, czy dana osoba chce być jego wasalem. Wasal, klękając przed nim, odpowiadał twierdząco i wkładał złożone ręce między jego dłonie (komendacja), w ten sposób stając się jego poddanym. Kiedy senior podnosił go z klęczek, wasal składał przysięgę wierności przed Bogiem, kładąc rękę na Ewangelii lub świętej relikwii. Potem następował obrzęd inwestytury, gdy senior podawał wasalowi przedmiot symbolizujący sposób utrzymania, w wypadku rycerzy – chorągiew. Wolni rycerze wchodzili w taką zależność, biorąc utrzymanie w postaci dochodów z warunkowo nadanej * Grzegorz Jacek Brzustowicz – dr, historyk zajmujący się przeszłością średniowiecznej Nowej Marchii i Pomorza Zachodniego, publikujący m. in. z zakresu genealogii, heraldyki i historii wojskowości. 113 Grzegorz Jacek Brzustowicz im ziemi (beneficium). Najczęściej jednak oddawano wasalom w lenno ziemię, najpierw dożywotnio, potem dziedzicznie. Z zależnością lenną związana była rycerska cnota niezłomnej wierności. Jednak z tą wiernością mogło być różnie, gdy rycerz posiadał lenna położone na terenie kilku państw. Hołd złożony seniorowi należało ponowić przed jego następcą. Najczęściej dochodziło do grupowych hołdów lennych rycerstwa, duchowieństwa i miast z powodu wymiany władców na tronie i zatwierdzenia dóbr feudałów. Do licznego hołdu lennego rycerstwa Nowej Marchii doszło 8 i 9 sierpnia 1402 r. w Choszcznie, gdy kraj ten przejął zakon krzyżacki1. W imieniu wszystkich rycerzy, giermków i szlachty w Nowej Marchii przysięgę składali rycerze seniorowie każdej z ziem i każdego z rodów2. W te dni hołd lenny zakonowi złożyło 119 rycerzy i giermków3. Spisy lenników Podczas uroczystości składania hołdu lennego sporządzano zazwyczaj spisy lenników. Najstarszym znanym rejestrem lenników Nowej Marchii, ale sporządzonym w celach podatkowych, a nie podczas ceremonii składania hołdu lennego, jest Landbuch z 1337 r. Nie wymienia on niestety lenników z Granowa4. Spisy hołdownicze dla rycerstwa mieszkającego w tej miejscowości mamy dopiero z drugiej połowy XV w. Podczas rozprawy sądowej dotyczącej sporu pomorskobrandenburskiego o Granowo w 1516 r. przedłożono dokumenty i poświadczone odpisy, wśród których znalazły się wypisy z ksiąg lennych. Dokumenty te wpisano do protokołu sądowego najprawdopodobniej w układzie chronologicznym. Wiedząc przy tym, że większość hołdów lennych składano w czasie wstępowania na tron, mamy możliwość ich prawdopodobnej identyfikacji chronologicznej. Repertorium der im Kgln. Staatsarchive zu Königsberg i. Pr. befindlichen Urkunden zur Geschichte der Neumark, bearb. v. E. Joachim, hg. v. P.v.Niessen, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark” (dalej: SVGN) 3 (1895), nr 92. 2 Regesta historiae Neomarchicae, hg. v. K. Kletke (dalej: ReHN), Bd. II, „Märkische Forschungen” 11 (1870), s. 3. 3 R. Eckert, Geschichte von Landsberg an der Warthe, Stadt und Kreis, Landsberg a.W. 1890, T. 1–2, s. 79–80, p. 7. 4 Das Neumärkische Landbuch Markgraf Ludwig’s des Aelteren vom Jahre 1337, hg. v. L. Gollmert, Berlin 1862. Ostatnie badania nad tym źródłem zob. C. Gahlbeck, Tak zwana Nowomarchijska Księga Ziemska margrabiego Ludwika Starszego z 1337 roku. Studia nad podziałem terytorialnym i przekazem historycznym, w: Nowa Marchia – prowincja zapomniana – wspólne korzenie. Materiały z sesji naukowych organizowanych przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną w Gorzowie Wlkp., czerwiec 2003 r., kwiecień–maj 2004 r., Gorzów Wlkp. 2005 (Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, „Zeszyty Naukowe” 2), s. 8–57. 1 114 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... Pierwszy dokument z tej grupy, o nieokreślonym w protokole czasie powstania, to spis zamieszczony pod tytułem: „Register szlachty Nowej Marchii”, w którym wspomniani zostali: Lüdicke, Tide, Beteke i Jaspar von Brederlow z Derczewa oraz Klaus von Billerbeck5. Tutaj z dużą pewnością należy stwierdzić, iż zapis odnosi się do hołdu lennego rycerstwa Nowej Marchii z 27 lutego 1454 r., złożonego elektorowi brandenburskiemu Fryderykowi II Żelaznemu (*1413, elektor 1440, †1471), zaraz po odkupieniu Nowej Marchii od Krzyżaków6. Wspomniani tutaj Brederlowowie składali hołd z Derczewa i innych posiadłości w Nowej Marchii, a Klaus von Billerbeck mógł składać hołd z Lichenia i Granowa7. Kolejny spis lenny to „Register szlachty Nowej Marchii i innych ziem, którym poświadczono hołd złożony margrabiom brandenburskim”8, w którym zostali wspomniani: Henning, Hans, Nickel, Jaspar i Henryk von Brederlowowie oraz Klaus von Billerbeck. Ten spis lenników mógł pochodzić z 1470 r., kiedy władzę elektorską w Brandenburgii przejął Albrecht Achilles (20 czerwca)9. W początkach kwietnia tegoż roku elektor Fryderyk II zrezygnował z funkcji na rzecz brata Albrechta Achillesa (1470–†1486) i przeprowadził się do swych dóbr we Frankonii. Interesujący nas tutaj wykaz lenników najprawdopodobniej pochodził z ok. 15–20 lipca 1470 r., gdy hołd lenny Albrechtowi składali prałaci, stany, manowie i miasta Nowej Marchii10, chociaż nie jest wykluczony czerwiec 1470 r., kiedy hołd składali wójtowie z Kostrzyna i Świdwina, albo nawet druga połowa grudnia 1470 r.11 „Spis wszystkich dziedzicznych rycerzy, którym nadał lenno margrabia Albrecht, książę elektor”12, to wykaz sporządzony zapewne za rządów sprawowanych w jego imieniu przez syna, margrabiego Jana; dokument wspomina Archiwum Państwowe w Szczecinie (dalej: APS), Archiwum Książąt Szczecińskich (dalej: AKS), Pars I, nr 1131, k. 259. 6 Codex diplomaticus Brandenburgensis, hg. v. A.F. Riedel, Berlin 1838–1869 (dalej: CDB), Bd. XXIV, s. 161–162; ReHN II, s. 213–222; R. Eckert, dz. cyt., s. 112; J. Voigt, Die Erwerbung der Neumark. Ziel und Erfolg der brandenburgischen Politik unter den Kürfürsten Friedrich I. und II. von 1402–1457, Berlin 1863, s. 341. 7 CDB XXIV, s. 161–162; E. Rymar, Nabycie Nowej Marchii przez Fryderyka II elektora brandenburskiego (1454–1455), „Przegląd Zachodniopomorski” (dalej: PZP) 1995, z. 3, s. 40. 8 APS, AKS I, nr 1131, k. 260. 9 ReHN II, s. 275. 10 CDB C I, s. 533, 536; ReHN II, s. 276; D. Markgraf, Register über 90 bisher ungedruckte Urkunden, die Geschichte der Stadt Landsberg a.d.W. betreffend, „Jahresbericht des Historisch-Statistiscchen Vereins zu Frankfurt a.O.” 3 (1863), nr 58. 11 CDB C I, s. 36, 130; ReHN II, s. 277; CDB C I, s. 544; K. Berg, Arnswalde im 16. Jahrhundert (dalej: K. Berg, Arnswalde XVI), Bd. 1, SVGN 13 (1902), s. 128. 12 APS, AKS I, nr 1131, k. 260. 5 115 Grzegorz Jacek Brzustowicz Henninga, Hansa, Nickela, Jaspara i Henryka von Brederlowów oraz Klausa von Billerbecka. Ten spis mógł pochodzić z 30 sierpnia 1476 r.13 Dodatkowo małą odległość czasową w stosunku do powstania poprzedniego spisu potwierdza podobny układ imion lenników z rodów Brederlowów i Billerbecków. Wspomniane wyżej hołdy lenne, prawdopodobnie z lat 1470 i 1476, podobnie jak te, które wymienimy niżej, zostały złożone przez panów mających m.in. prawa do Granowa. Następny jest „Spis wszystkich dziedzicznych rycerzy, którzy złożyli hołd najłaskawszemu panu margrabiemu Janowi, księciu elektorowi” w Choszcznie, a wśród nich trzech lenników z Granowa, przedstawicieli trzech rodów: Brederlowów, Bojtynów i Billerbecków14. Nie wymieniono jednak przedstawicieli tych rodów z imienia. Prawdopodobnie był to wyciąg z ksiąg lennych z hołdu lennego złożonego 1486 r. Janowi Cicero (*1455–†1499), elektorowi brandenburskiemu w latach 1486–149915. Po śmierci tego elektora w całym państwie rycerstwo poddawało się nowemu władcy wiosną 1499 r. Hołdy odbierano w Nowej Marchii, podróżując z zachodu na wschód i z powrotem: 7–8 marca w Chojnie, 9 marca w Myśliborzu, 10 marca w Barlinku, 12 marca w Strzelcach i Choszcznie, 13 marca w Gorzowie, 14 marca w Drawsku, 15 marca w Świdwinie, 16 marca ponownie w Drawsku, 18 marca w Drawsku i Choszcznie, 18–19 marca w Strzelcach, 19–20 marca w Gorzowie i 21 marca w Kostrzynie16. Wiemy, że lennicy z ziemi choszczeńskiej składali hołd elektorowi Joachimowi I (*1484, elektor 1499, †1535) i jego bratu Albrechtowi 12 marca 1499 r. w Choszcznie. Jeszcze w początkach XVI w. istniał po tym ślad – „Rejestr lenników, sporządzony według hołdu złożonego margrabiemu Joachimowi księciu elektorowi i margrabiemu Albrechtowi z Brandenburgii”, w którym wspomniano Jakuba von Billerbecka z Granowa17. Z kolei świadkowie w procesie sądowym z XVI w., dotyczącym Granowa, potwierdzali, że Billerbeckowie „mieli otrzymać swoje lenno od margrabiego w Strzelcach, a następnie złożyli hołd w Strzelcach”18, co miało zatem miejsce 12 lub 18 marca 1499 r. Sporządzony w marcu 1499 r. pełen spis lenników z ziemi choszczeńskiej zawierał wzmianki o innych feudałach, a byli wśród nich: Beneckendorfowie ReHN II, s. 293. APS, AKS I, nr 1131, k. 261–262. 15 K. Berg, Arnswalde unter dem Deutschen Orden und den ersten Hohenzollern, Arnswalde 1923, s. 132. 16 CDB A XVIII, s. 46, 48, 91, 92, 198, 349, 430, 431; XIX, s. 57, 104, 164, 214, 420, 422, 504, 423; XXIV, s. 213, 214, 215, 216; B VI, s. 151; C II, s. 439, 440, 441, 442; ReHN II, s. 360–368. 17 APS, AKS I, nr 1131, k. 262. 18 Tamże, k. 184–185. 13 14 116 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... z Wardynia, Jakub von Billerbeck z Granowa (zu Grano), bracia Tomasz i Hans Bojtyn (Betin) z Granowa (zu Granow), a także rody von Blanckensee, von der Goltz, von Güntersberg, von Liebenow, von der Osten, von Rohwedel, von Rungen z okolic Barlinka, a także von Wedlowie19. Prawdopodobnie oddano w tym spisie kolejność składania przysięgi lennej. Zadziwiające jest zatem, że panowie z Granowa znajdowali się wówczas na czele grupy rycerstwa z ziemi choszczeńskiej, a potężni Wedlowie – na samym jej końcu. Tego samego dnia, 12 marca 1499 r., wystawiono listy lenne szlachcie i miastom ziemi choszczeńskiej, w tym von Bojtynom z Granowa20, a 18 marca 1499 r. w Choszcznie, gdy władcy wracali ze wschodu na zachód – braciom von Brederlow: Tomaszowi, Hansowi i Goresowi z Granowa21. Ta ostatnia uroczystość była potem pamiętana długo i przypominana podczas procesu sądowego, bo hołdy lenne stały się dowodami zależności panów na Granowie od władców Brandenburgii. W 1516 r. Kersten von Brederlow stwierdził, że „jego krewni, dwaj bracia Hans i Gores von Brederlow, otrzymali swoje lenna w Granowie od margrabiego Joachima w Choszcznie, [...] w domu rajcy Petera Ukermanna”22. Notatka jest interesująca z powodu dokładnego podania miejsca, w którym uroczystość się odbywała. Mimo iż wymienione wyżej świadectwa potwierdzają składane licznie w XV w. przez rycerstwo z Granowa hołdy lenne wobec władców Nowej Marchii, to jeszcze w początkach XVI w. wielokrotnie podkreślano, że ci sami feudałowie lub ich przodkowie byli też lennikami książąt Pomorza Zachodniego. Poddani dwóch władców Znamy przypadki z obszaru Pomorza i Nowej Marchii, kiedy rycerstwo wchodziło w obcą zależność, wywołując zazwyczaj przewlekły i ostry spór ze swoim dawniejszym zwierzchnikiem23. Były to wszakże hołdy o podłożu poliTamże, k. 262; CDB C II, s. 440; ReHN II, s. 360. ReHN II, s. 360–361; K. Berg, Arnswalde XVI, Bd. 1, s. 74, przyp. 1; CDB A XXIV, s. 215. 21 CDB A XXIV, s. 215; ReHN II, s. 364. 22 APS, AKS I, nr 1131, k. 189. 23 Np. pośród rycerstwa Nowej Marchii głośny był hołd lenny złożony przez panów Drezdenka, von der Ostenów, 22 lipca 1365 r. w Krakowie. Ich panem lennym stał się wówczas król polski Kazimierz Wielki i odtąd Drezdenko, zaliczane od końca XIII w. do Nowej Marchii, należało do Królestwa Polskiego. A po śmierci Kazimierza Wielkiego (1370), ostatniego z dynastii Piastów na tronie, a zwłaszcza w czasach przejęcia władzy przez zakon krzyżacki w Nowej Marchii (1402) – Drezdenko stało się obiektem sporu polsko-krzyżackiego. Krzyżacy, kupując Nową Marchię od elektora brandenburskiego, uważali, że zakupili ją ze wszystkim, co do niej wcześniej należało. 19 20 117 Grzegorz Jacek Brzustowicz tyczno-militarnym, składane przez silne rody silnym władcom, którzy mogli zapewnić ochronę swym nowym lennikom. Takie hołdy były jednak spektakularne w średniowiecznych dziejach Nowej Marchii i Pomorza Zachodniego. Rody zamieszkujące pogranicze, tak jak rody rycerskie mieszkające w nowomarchijskim Granowie w XV i XVI w., z powodu posiadanych lenn przynależały do dwóch państw. Rozliczne ich włości położone w księstwie zachodniopomorskim znajdowały się na ziemiach stargardzkiej i pyrzyckiej oraz pełczyckiej, która czasem zmieniała przynależność państwową, wchodząc do Nowej Marchii. Rody te w większości wywodziły się z tych obszarów i tam zbudowały większe zespoły dóbr niż na ziemi choszczeńskiej. Brederlowowie, z ośrodkiem zamkowym w Derczewie w Nowej Marchii, od drugiej połowy XIV w. posiadali lenna na interesującym nas odcinku pogranicza pomorsko-marchijskiego; w XV w. odnotowano ich w Gardźcu, Płońsku i Rosinach na ziemi pyrzyckiej, w Dobropolu, Warszynie i Przekolnie na ziemi pełczyckiej oraz w Granowie, Zamęcinie i Żeńsku na ziemi choszczeńskiej. Billerbeckowie byli w XV–XVI w. posiadaczami lenn w ziemi pełczyckiej (Nadarzyn, Jagów, Chrapowo, Płotno) i stargardzkiej (Warnice, Strzyżno i Glezno), ponadto w Nowej Marchii w XIV w. siedzieli w Tucznie, a w XV w. w Licheniu – na ziemi strzeleckiej i w Granowie na ziemi choszczeńskiej. Rodzina von der Zinne od wieków zamieszkiwała wybrzeże jeziora Miedwie. Miała lenna w Burzykowie, Kluczewie, Koszewku, Koszewie, Skalinie, Słotnicy i Wierzchlądzie. Natomiast Prechelowie związani byli z miastem Stargard i w tej okolicy – z Burzykowem, Koszewem i Słotnicą, a w Nowej Marchii – z Chłopowem i Górznem. W takich wioskach, jak Warnice, mieszkały obok siebie dwa rody: von der Zinne i von Billerbeck, a w Słotnicy i Koszewie – von der Zinne i Prechelowie. Takie sąsiedztwo tych rodów istniało też w Granowie. Pochodzenie wspomnianych rodów wskazuje wyraźne na to, że przybyły do Granowa z Pomorza, co miało miejsce najpóźniej połowie XV w. Geschichte des Geschlechts von der Osten. Urkundenbuch, hg. v. O. Grotefend, Leipzig 1923 (dalej: UBO), Bd. II, nr 982, 983; A. Czacharowski, Santok i Drezdenko w drugiej połowie XIV wieku, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Nauki Humanistyczne i Społeczne” 20: „Historia” 2 (1966), s. 89–112; tenże, Polsko-krzyżacki spór o Drezdenko i Santok na początku XV wieku, „Zapiski Historyczne” 1985, z. 3, s. 193–210; E. Rymar, Panowie von der Osten (Drzeńscy) z Drezdenka, cz. 3–4, „Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny” 5–6 (1998–1999), s. 42–66. W podobną, lecz w krótszą czasowo zależność od Polski, weszli w 1365 i potem w 1433 r. Wedlowie ze wschodnich połaci Nowej Marchii, przyłączając swoje nowomarchijskie posiadłości do Polski. G.J. Brzustowicz, Rycerstwo ziemi choszczeńskiej (XIII–XVI w.). Polityka – gospodarka – kultura – genealogia, Warszawa 2004, s. 46–47, 58–62. 118 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... Świadkowie zeznający w początkach XVI w. w sądzie, podczas procesu granicznego, wspominali to, co było im wiadome o służbie lennej panów z Granowa24. Musieli przypomnieć sobie między innymi, od kogo otrzymali swe lenna rycerze z Granowa – od władców Brandenburgii czy Pomorza, oraz czy dostali je „za zasługi, czy też otrzymali w związku z poniesionymi kosztami”25. Odnosząc się do wydarzeń z XV w., świadkowie w sprawie zależności lennej tutejszego rycerstwa twierdzili, że „byli oni w Szczecinie i w Marchii”26 albo że Granowo było „w połowie szczecińskie i w połowie marchijskie”27. Było to stwierdzenie bardzo trafne, ponieważ rycerze zasiedlający w drugiej połowie XV w. Granowo byli poddanymi dwóch władców, co wiązało się z umiejscowieniem ich dóbr ziemskich, aktualną sytuacją polityczno-militarną na pograniczu Pomorza i Nowej Marchii, a szczególnie ze zmieniającą się przynależnością państwową ziemi pełczyckiej, z którą sąsiadował obszar Granowa. Przyczyny podwójnej zależności lennej W dalszej części naszych rozważań zajmiemy się dokładniejszym określeniem przyczyn podwójnej zależności lennej niektórych rodów rycerskich, a także wskazaniem chronologicznych i innych uwarunkowań powstania takiej zależności. W wypadku niektórych rodów podwójna zależność lenna sięgała XIV w., ale została odnotowana dopiero w początkach XV stulecia. Chyba o takiej podwójnej zależności lennej Brederlowów świadczy chociażby przekaz z 17 lipca 1407 r., kiedy to na dokumencie wielkiego mistrza krzyżackiego Ulryka von Jungingena w sprawie zakupu zamku Drezdenko od von der Ostenów wystąpili dowodnie jako gwaranci strony krzyżackiej: „Hannus Brederlo, Conrad Brederlo, Jacob Brederlo, die alle drey zu Garz wonen”28. Trzej Brederlowowie, wymienieni tutaj pod odmiejscowym określeniem „z Gardźca”, wystąpili chyba w roli lenników z Nowej Marchii, a przecież Gardziec znajdował się na pomorskiej APS, AKS I, nr 1131, k. 75. Tamże, k. 94. 26 Tamże, k. 86. 27 Tamże, k. 64. 28 UBO II, nr 1015. Wspomnianych w 1407 r. trzech Brederlowów Edward Rymar uznał za lenników zakonu krzyżackiego oraz stwierdził, że Brederlowowie, „posiadając lenna po obydwu stronach granicy, sprawę swej przynależności państwowej traktowali dość swobodnie”. E. Rymar, Osadnictwo wiejskie i własność ziemska na obszarze ziemi pyrzyckiej w XII-XV wieku, „Zeszyty Pyrzyckie” (dalej: ZP) 5 (1972–1973), s. 240–241. 24 25 119 Grzegorz Jacek Brzustowicz ziemi pyrzyckiej. Może zatem z powodu przylegania tej miejscowości do ziemi pełczyckiej – a ta najprawdopodobniej znajdowała się wtedy w posiadaniu zakonu krzyżackiego, władającego Nową Marchią od 1402 r. – panowie ci związali się politycznie z Krzyżakami. Wspomniani trzej rycerze mieli zapewne dobra w innych częściach Nowej Marchii (m.in. w Derczewie), ale określili swe pochodzenie od miejscowości położonej na Pomorzu. Można się także domyślać i tego, że rycerze ci składali hołd lenny zakonowi wraz z rycerstwem Nowej Marchii w 1402 r. W wykazie rycerzy i giermków, którzy w 1402 r. złożyli hołd Krzyżakom, znajdujemy Brederlowów i Billerbecków, ale zabrakło Bojtynów, innego rodu mieszkającego w XV w. w Granowie, który w 1409 r. był w sporze z krzyżackim wójtem Nowej Marchii29. Nie ma jednak dowodów, aby Bojtynowie posiadali lenna także na Pomorzu. Panowie z Granowa w Nowej Marchii, tacy jak Billerbeckowie i Brederlowowie, posiadali lenna na pobliskiej ziemi pełczyckiej, a ta, w każdym razie w początkach XV w. (1402–1414), znajdowała się pod wpływami krzyżackimi30. Gryfici umocnili się na pograniczu z ziemią pełczycką od ok. 1415–1416 r. i przywrócili lub wzmocnili swoją władzę w Pełczycach, czego dowodem jest wzmiankowanie w latach 1425–1427 pomorskiego wójta Pełczyc Albrechta von Holtzendorffa31. O utrwaleniu się przynależności ziemi pełczyckiej do państwa pomorskiego świadczą także źródła heraldyczne. W 1433 r. na pieczęciach Gryfitów pojawił się po raz pierwszy herb ziemi pełczyckiej. Herb ten dla obszaru pełczyckiego w systemie heraldycznym książąt zachodniopomorskich funkcjonował Repertorium..., nr 227, 244. Pełczyce mogły być pod kontrolą krzyżacką od 1402 r., bo jeszcze 25 maja 1400 r. przy książętach szczecińskich Świętoborze I i Bogusławie VII wspomniano obecność Eggharda von Sydowa, wójta pełczyckiego. UBO I, nr 956. Od najazdów pomorskich i polskich ucierpiały w latach 1410 i 1411 wioski Będargowo, Brzezina i Laskowo, a Pełczyce w 1414 r. znalazły się w spisie powinności lennych wobec zakonu krzyżackiego. Repertorium..., nr 357; G.J. Brzustowicz, Pełczyce – Bernstein. Z dziejów Ziemi Pełczyckiej, Choszczno 2004, s. 56. Zwierzchnictwo Gryfitów nad Pełczycami ponownie widoczne jest od 17 czerwca 1416 r., kiedy książę szczeciński, przebywając w Kołbaczu, zajmował się sprawą zniszczeń, jakich na ziemi pełczyckiej dokonali panowie z Drawna. C. Gahlbeck, Zisterzienser und Zisterzienserinnen in der Neumark, Berlin 2002, s. 314. 31 W pierwszej połowie 1417 r. z okolic Pełczyc podejmowano najazdy na Nową Marchię. 29 czerwca tegoż roku rajcy Pełczyc uczestniczyli w zjeździe wójta Nowej Marchii z władcami pomorskimi w sprawie uspokojenia walk na pograniczu. Repertorium..., nr 393, 544; G.J. Brzustowicz, Pełczyce – Bernstein..., s. 56. 15 lipca 1417 r. w Pełczycach przebywał książę szczeciński Kazimierz V. Repertorium..., nr 398, 399. Feudałowie pomorscy, mający lenna na ziemi pełczyckiej, także wykazywali w tym czasie aktywność. 12 kwietnia 1425 r. Hans von Wedel z Krępcewa przekazał cysterkom pełczyckim rentę w Przywodziu. C. Gahlbeck, Zisterzienser..., s. 314. 29 30 120 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... do końca XV w.32 W tym samym 1433 r. spadł na Nową Marchię najazd husycko-polski, który wykazał słabość militarną Krzyżaków w Nowej Marchii. Miejscowe rycerstwo i mieszczaństwo okazywały jawną niechęć do współdziałania z wojskiem zakonnym33. Wedlowie z Drawna i miasto Choszczno złożyli hołd lenny królowi polskiemu34 i trwali w zależności od Polski do 1436 r., a Drawno – do początków 1437 r. Najprawdopodobniej w tym czasie książę pomorski Bogusław IX za zgodą Polski posiadał Choszczno35 i ziemię choszczeńską. Wiemy także, że przeciwko Krzyżakom w Nowej Marchii wystąpił wówczas także książę szczeciński Kazimierz V36. Wzmianki te zatem dowodzą, iż rycerstwo na pograniczu nowomarchijsko-szczecińskim, do którego należał też odcinek pełczycki, mogło odchodzić od związków lennych z zakonem. Władza krzyżacka była tak słaba, iż miasta i rycerstwo Nowej Marchii już 11 listopada 1433 r. zawarły związek obronny przeciwko rozbojom i rabunkom. Porozumienie podpisało niemal czterdziestu rycerzy, wśród których znaleźli się chociażby Jakub von Brederlow z Derczewa, Henryk von Prechel z Chłopowa i Górzna, Hans von Rohwedel z Krzęcina, Ludek von Lettnin z Ogard i wielu innych. Z ziemi choszczeńskiej zabrakło jednak Beneckendorfów z Wardynia i Chełpy pod Choszcznem oraz rycerstwa mieszkającego nad granicą z Pomorzem: Brederlowów z Granowa i Zamęcina, Billerbecków z Granowa i Lichenia oraz rodu Blanckensee ze Sławęcina i Nowego Klukomia37. Osłabienie rządów krzyżackich w Nowej Marchii przeciągnęło się do 1435 r. W tych ciężkich dla krzyżackiej władzy w Nowej Marchii latach 1433– 1435 wystąpili jawnie po polskiej stronie przeciwko zakonowi liczni przedstawi- 32 Herb przedstawiał tarczę dwudzielną w pas, w górnym czerwonym polu połu srebrnego gryfa zwróconego w prawo, a w dolnym polu szachownica złoto-błękitna. R.-G. Werlich, Die Umgestaltung der pommerschen Herzogswappen um 1500 und ihre Zusammenstellung in einem neunfeldigen Schild, w: Najnowsze badania nad numizmatyką i sfragistyką Pomorza Zachodniego, red. G. Horoszko, Szczecin 2004, s. 245, Taf. 30, nr 1–2, 9, 12; Pomorski memoriał prawniczy przed królem polskim w roku 1469–1470, oprac. L. Babiński, Szczecin 1961, s. 26, 37, 44; Cronica de ducatu Stettinensi et Pomeraniae gestorum inter Marchiones Brandenburgenses et duces Stettinenses ao. domini 1464, hg. v. J.G.L. Kosegarten, „Baltische Studien” 2 (1857), s. 108. 33 E. Rymar, Polsko-czeska wyprawa zbrojna do Nowej Marchii w 1433 roku, PZP 1993, z. 1, s. 45. 34 J. Voigt, dz. cyt., s. 217; Urkundenbuch zur Geschichte des Geschlechts von Kleist, Bd. 1, Berlin 1862, nr 104. 35 E. Rymar, Księstwa pomorskie wobec wojny polsko-krzyżackiej w latach 1431–1435, PZP 1973, z. 4, s. 92; tenże, Polsko-czeska wyprawa..., s. 52. 36 Repertorium..., nr 767, 783. 37 Tamże, nr 775; E. Rymar, Nowa Marchia po wyprawie husyckiej w czasie wojny polsko-krzyżackiej w latach 1433-1435/36, PZP 1994, z. 4, s. 15–17. 121 Grzegorz Jacek Brzustowicz ciele szlachty pomorskiej z Dewitzami z Dobrej na czele38. W takiej postawie Pomorzanie wytrwali kilka lat39. Dopiero w 1435 r. zakon krzyżacki podjął konkretne kroki w celu opanowania sytuacji i ukarania winnych najazdu husyckiego na Nową Marchię40. Wraz ze wzmocnieniem władz zakonnych, co było też związane z rozmowami pokojowymi z Polską, strona polska zaczęła wycofywać się z tych terenów41. Do tego czasu (1436) polska załoga w Choszcznie oraz wojska pomorskie kontrolowały rozległy obszar środkowej Nowej Marchii. Być może niektóre miejscowości pogranicza, w tym rody rycerskie posiadające lenna w Granowie, wybrały w latach 1433–1435 przynależność do Pomorza. Być może na tle tych wydarzeń wybuchł potem spór graniczny. Warunki sprzyjające powrotowi pod władzę krzyżacką zaistniały od wiosny 1435 r., po zawarciu układu z Gryfitami. Wśród sygnatariuszy tego układu ze strony pomorskiej byli Janko von Brederlow oraz rajcy kilku miast, w tym Pełczyc42. Z kolei Polacy z Choszczna i Wedlowie z Drawna i Tuczna kontrolowali wschodnią część Nowej Marchii43. W 1447 r. książę szczeciński wyjednał z elektorem umowę o rezygnacji Brandenburgii z Pełczyc44 i dalej osadzał tutaj swoich starostów, o których słyszymy do drugiej połowy XV w.45 Rycerstwo zamieszkujące nowomarchijską stronę pogranicza, w tym Granowo, musiało wypełniać obowiązki lenne wobec władcy pomorskiego co najmniej w latach 1451–1464, skoro zeznano przed sądem, że „panowie na majątkach w Granowie musieli służyć po stronie księcia Ottona ze Szczecina”46. 38 P. Gantzer, Geschichte der Familie von Dewitz, Bd. 1, Halle (Saale) 1912, nr 476; E. Rymar, Polsko-czeska wyprawa..., s. 52. 39 Potem wsparli Krzyżaków i 30 kwietnia 1436 r. wielki mistrz krzyżacki zwracał się do prałatów i urzędników polskich o wypuszczenie z niewoli uwięzionych pomorskich szlachciców, w tym Henninga i Gerta von Dewitzów. P. Gantzer, dz. cyt., Bd. 1, nr 486. 40 Wtedy wójt krzyżacki zawarł dziesięcioletni (do 1445 r.) układ z księciem szczecińskim Joachimem w sprawie pacyfikacji konfliktów na pograniczu pomorsko-nowomarchijskim i podjęcia walki z rozbojem. CDB A XXIV, s. 144. 41 Król polski wystawił akt zrzeczenia się Choszczna 20 maja, a Bogusław IX słupski – 14 czerwca 1436 r. Repertorium..., nr 833; E. Rymar, Nowa Marchia po wyprawie husyckiej..., s. 30. 42 CDB A XXIV, s. 144. 43 E. Rymar, Nowa Marchia po wyprawie husyckiej..., s. 12–14. 44 CDB B VI, s. 157, 403. 45 W 1437 r. pomorskim wójtem Pełczyc był Gert von Witte. ReHN II, s. 130. Potem wśród wójtów pomorskich sprawujących władzę w imieniu swych książąt w Pełczycach wspomniano: Güntera von Billerbecka (1444), Rajnolda von Greiffenberga (1446–1447?) i Dzinisza von der Ostena (1451–1453). CDB A I, s. 160; XXII, s. 228; XXV, s. 42; Repertorium..., nr 92, 203, 282, 799, 960, 1000, 1003, 1007, 1450; R. Eckert, dz. cyt., s. 80, przyp. 7; H. Hoogeweg, Die Stifter und Klöster der Provinz Pommern, Bd. 1, Stettin 1924, s. 269; G.J. Brzustowicz, Pełczyce – Bernstein..., s. 57. 46 E. Rymar, Rodowód książąt pomorskich, Szczecin 2005, s. 424–426. 122 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... Był to okres osłabienia władzy Gryfitów i wzrostu zainteresowania terenami pomorskimi ze strony elektorów brandenburskich. Możliwe, że przede wszystkim rodów mieszkających w Granowie dotyczyły słowa kronikarza pomorskiego Tomasza Kantzowa, który pisał w odniesieniu do elektora brandenburskiego Fryderyka II i jego braci, iż w czasie, gdy sprawowali oni opiekę nad ostatnim księciem szczecińskim Ottonem III, czyli od 1451 do ok. 1460 r., „zachowywali się wobec szlachty i miast księstwa szczecińskiego jak najłaskawiej i jak najprzyjaźniej, nie odmawiając im niczego, co się księcia Ottona tyczyło lub samych margrabiów, a w czym można było ustąpić bez wielkiego uszczerbku, jako i trochę rycerstwa na swój żołd przyjęli”. Wśród tego rycerstwa znajdować się miały pomorskie rodziny z pogranicza, mające lenna w Nowej Marchii, jak Güntersbergowie, Wedlowie, Brederlowowie, Billerbeckowie i inni47. Najbardziej jednak znamienny dla kwestii podwójnej zależności lennej rycerstwa, którą się tutaj zajmujemy, był czas wojen pomorsko-brandenburskich w drugiej połowie XV w. Aby tego dowieść, odwołamy się do zeznań świadków złożonych przed sądem w początkach XVI w. Niektórzy ze świadków poświadczali przed sądem, że Granowo podczas wojen „nie zostało zajęte z tej przyczyny, że miało być zarówno szczecińskie, jak i marchijskie”48. Te pomorsko-brandenburskie konflikty militarne drugiej połowy XV w. już współcześni rozróżniali, używając odpowiednich dla nich określeń. Jeszcze w początkach XVI w. na Pomorzu i w Nowej Marchii, gdy odwoływano się do interesujących nas wojen, pojawiało się dla nich określenie „pierwsza wojna”, czyli wojna o sukcesję szczecińską w latach 1467–1472, i „ostatnia wojna”49, nazywana też przez ówczesnych „drugą” i „kolejną” – w latach 1478–1479. Niektóre z wydarzeń, jakie rozegrały się podczas tych wojen, miały znaczenie dla kwestii, którą się tutaj zajmujemy. W świetle źródeł widać, że rycerstwo zamieszkujące okolice Pełczyc wspierało w pierwszej wojnie sukcesyjnej książąt pomorskich. Po prawie dwóch latach doszło jednak do krótkiej, acz znamiennej, zmiany nastrojów politycznych. 7 marca 1469 r. w Kostrzynie pojawiła się delegacja ziemi pełczyckiej, składając hołd lenny elektorowi brandenburskiemu z zamku pełczyckiego i lenników tego obszaru50. Hołd lenny złożony elektorowi uzupełniono o nowych rycerzy T. Kantzow, Pomerania. Kronika pomorska z XVI wieku, tłum. K. Gołda, t. 2, Szczecin 2005, s. 11; E. Rymar, Dzinisz (Dionizy) „Mądry” von der Osten (około 1414–1477). Pan feudalny, kondotier, urzędnik brandenburski i dyplomata pomorski ze schyłku średniowiecza, cz. 2, w: Odkrywcy, princepsi, rozbójnicy, red. B. Śliwiński, Malbork 2007, s. 174. 48 APS, AKS I, nr 1131, k. 99. 49 Tamże, k. 59 (34), 167. 50 CDB B V, s. 136. 47 123 Grzegorz Jacek Brzustowicz 19 marca i 1 kwietnia 1469 r. w Pełczycach51. Trzykrotnie rycerstwo pełczyckie potwierdzało swoją wolę podporządkowania się elektorowi brandenburskiemu. Sytuacja militarna i polityczna była jednak wtedy bardzo chwiejna i szybko się zmieniała. Do dalszych hołdów lennych na Pomorzu nie doszło, ponieważ opierał się im stołeczny Szczecin. Elektor brandenburski spróbował nacisków i podjął restrykcje handlowe wobec tego miasta, które wzmogły wojnę jeszcze w tym samym roku. Obie strony przystąpiły do walk w polu. Książę słupski Eryk II wyprzedził elektora, uderzając w lipcu 1469 r. na Nową Marchię. Pomorzanie zdobyli i spalili Recz, zajęli Drawno i zaatakowali Choszczno52. Ziemia pełczycka ponownie znalazła się pod panowaniem pomorskim. 27 lipca 1469 r. rycerstwo pełczyckie złożyło hołd lenny władcom Pomorza. Wśród tych rycerzy znajdowali się przedstawiciele Brederlowów z Warszyna i Przekolna, Billerbecków z Nadarzyna, Płotna i Jagowa oraz Bojtynów53, mających lenna także w Granowie w Nowej Marchii. Po krótkim okresie przynależności ziemi pełczyckiej do Brandenburgii (7 marca – 27 lipca 1469 r.) okoliczne rycerstwo powróciło w granice Pomorza i wytrwało przy nim do 2 sierpnia 1478 r., do czasu, gdy Pełczyce zostały zdobyte przez wojska elektora Albrechta Achillesa. Wydaje się, że najpóźniej w 1478 r. mógł się ostatecznie zakończyć okres traktowania przez niektórych lenników z rodów Brederlowów, Billerbecków czy Bojtynów swoich dóbr w Granowie jako lenn pomorskich. Z pewnością odbyło to się pod naciskiem brandenburskim. Lenna Brederlowów i Billerbecków, położone w Granowie na nowomarchijskiej ziemi choszczeńskiej, co wspomnieliśmy wcześniej, były w latach 1486 (?), 1490 (?), 1499, a Bojtynów w 1486 i 1499 potwierdzane przez elektorów brandenburskich. Dlatego w 1511 r. podczas procesu pomorsko-brandenburskiego twierdzono najczęściej, że słyszano „od szlachciców z Granowa, że otrzymali [swoje] lenna od władcy branden burskiego w Choszcznie”54. Niewielu zaś było takich, którym „nie było wiadome, gdzie służyli właściciele dóbr w Granowie”55. Wiedząc już, w jakich okresach pomorskie czy brandenburskie wpływy były silniejsze na interesującym nas odcinku pogranicza pomorsko-nowomarchijskiego, powróćmy jeszcze do kwestii posiadania przez rycerzy dóbr po dwóch stronach granicy. Jak wspomniano wyżej, lenna położone zarówno na ziemi pełczyckiej, jak i na ziemi choszczeńskiej należały czasem do tych samych rycerzy, co mogło powodować, że w chwilach, gdy Pomorze było w konflikcie z BrandenTamże; E. Rymar, Burzliwe dzieje ziemi pełczyckiej (do końca XVI wieku), ZP 6 (1974), s. 162. CDB C I, s. 276; F. Rachwahl, Der Stettiner Erbfolgestreit (1464–1472), Breslau 1890, s. 234. 53 CDB B V, s. 136, 137. 54 APS, AKS I, nr 1131, k. 296. 55 Tamże, k. 60. 51 52 124 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... burgią, wypełnianie obowiązków lennych i wojskowych wobec jednej ze stron narażało na zarzut niewypełnienia tychże obowiązków wobec drugiej strony. Wiemy, że takie zarzuty kierowano w drugiej połowie XV w. wobec Henryka i Martena von Brederlowów56, Baltesa i Klausa von der Zinne z Granowa57, a także wobec Tidego i Jakuba von Billerbecków. Ten ostatni został nawet oficjalnie zaskarżony przed sądem w Choszcznie wraz z innymi panami z Granowa w kwestii wypełniania przez nich służby lennej58. Wiemy jednak także, iż poza kwestią majątkową i polityczną mogły istnieć i inne przesłanki przyjmowania zwierzchnictwa lennego przez panów z Granowa. W początkach XVI w. w procesie sądowym niektórzy świadkowie zeznali, że czasami do przyjmowania brandenburskiego zwierzchnictwa lennego rycerze ci byli zmuszani, chociażby przez wójta Nowej Marchii Krzysztofa von Polentza. Inni temu zaprzeczali, zeznając, iż rycerze ci poddawali się zwierzchnictwu elektora dobrowolnie – i tutaj podawano przykład Tidego von Brederlowa59. Natomiast co do przyczyn związania się ze stroną pomorską niektórzy świadkowie twierdzili, że starostowie pełczyccy wykorzystywali zadłużenie rycerzy z Granowa, aby egzekwować od nich obowiązki lenne w Pełczycach60. Inni z kolei mogli być związani z Pomorzem poprzez wypełnianie jakiegoś urzędu ziemskiego, na co wskazywałaby może wzmianka o tym, że niektórzy panowie z Granowa „zasiadali w stanach ziemskich władcy szczecińskiego”61. Źródła podporządkowania się książętom pomorskim W 1510 r. burmistrz stargardzki Bartłomiej von Borcke, wezwany przed oblicze ławy sędziowskiej, by zeznawał w sprawie przynależności lennej panów z Granowa, uważał, że „w związku ze wsią Granowo obaj książęta są w błędzie”, ale bliżej tego nie wytłumaczył. Zapewne chodziło mu o to, iż nie mieli racji ani elektor, nie uznając żadnych praw pomorskich, ani strona pomorska, podnosząc może za duże roszczenia terytorialne i zapominając, że niegdyś rycerstwo w tej wsi osadzili margrabiowie. Burmistrz stargardzki podkreślał bowiem w swoich zeznaniach, iż kiedy przebywał w Granowie, „słyszał od tych, którzy mieszkali w Pełczycach i teraz mieszkają w Stargardzie, także od innych, mających dobra Tamże, k. 219, 221, 225. Tamże. 58 Tamże, k. 202, 219, 221. 59 Tamże, k. 245. 60 Tamże, k. 72. 61 Tamże, k. 122. 56 57 125 Grzegorz Jacek Brzustowicz w tej miejscowości”, że Billerbeckowie i Brederlowowie, którzy teraz posiadają Granowo, posiadają je z woli księcia szczecińskiego. Także inni świadkowie w procesie zeznawali o tym, jak von Billerbeckowie i von Brederlowowie z Granowa „z większością sąsiadów w Granowie” wypełniali obowiązki wojskowe w Pełczycach podczas dwóch wojen pomorsko-brandenburskich w drugiej połowie XV w.62, „kiedy Pełczyce były szczecińskie”63. Czasami nawet poszerzano chronologicznie te związki, bo stwierdzano, że panowie z Granowa „służyli lub wykonywali obowiązek lenny wobec władcy szczecińskiego w Pełczycach, kiedy były one szczecińskie”64, co znaczyło, iż praktycznie rozciągano zależność lenną niemal na cały okres od XIV w. do 1478 r., a z tym się zgodzić nie można. Podobną służbę lenną mieli też wypełniać panowie w pomorskich Pyrzycach65, dokąd podobno „stawiał się” Henryk von Brederlow z Granowa66, ale nie tylko. Tutaj „Brederlowowie i Billerbeckowie świadkowali w sądzie dworskim w Pyrzycach, będąc wezwanymi na mocy prawa”67 – w tym wypadku spełniając czynność prawną wobec działań innych feudałów czy pomorskiego władcy. Kolejni ze świadków tego procesu, Walentyn Wegner i Engelken, „którzy zamieszkiwali w Pełczycach”, a wcześniej w Granowie, wiedzieli podobno „od ludzi z dworu tam położonego, że Brederlowowie i Billerbeckowie byli w służbie u księcia szczecińskiego w czasie pierwszej wojny, a potem u obu książąt – brandenburskiego i szczecińskiego”. Zatem według nich ta zależność lenna od Księstwa Pomorskiego pojawiła się w wypadku dwóch rodów rycerskich Granowa w pierwszej wojnie sukcesyjnej, a potem już panowie ci wypełniali służbę wobec dwóch władców. Ci sami świadkowie „nadto jeszcze, poprzysięgając na pana Boga”, o zależności wobec księcia szczecińskiego powiedzieli, „że jeden z owych Brederlowów przyznał [podczas pobytu] w Granowie, [...] że otrzymał swoją część Granowa w lenno od księcia szczecińskiego”. Wspomniany tutaj Henryk von Brederlow miał także powiedzieć śwaidkowi, że w zależności od księcia szczecińskiego „była połowa, którą on posiadał od pięćdziesięciu lat”, czyli od ok. 1450 r. (?). Jednak ile łanów obecny władca pomorski posiadał w Granowie, nie było śwaidkowi wiadome68. Fakt, iż rycerze z Granowa „stali za księciem szczecińskim”, a także i to, że „połowę ziemi” mieli Tamże, k. 79 (44). Tamże, k. 72, 116. 64 Tamże, k. 202. 65 Tamże, k. 45. 66 Tamże, k. 160. 67 Tamże, k. 144. 68 Tamże, k. 54–56. 62 63 126 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... w lennie od tegoż księcia, potwierdzał także Vicke von Beneckendorf69, feudał z Choszczna i Wardynia. Potwierdzał to także podskarbi miejski stargardzki Klaus Petze, który „słyszał to od zacnych ludzi, którzy mieszkali na wsi i jeszcze tam mieszkają”70, a także inni świadkowie71. W początkach XVI w. zwracano uwagę, że w celu bliższego poznania zależności lennej rycerzy z Granowa wobec władcy szczecińskiego powinni ją poświadczyć przedstawiciele starostów z Pełczyc, zorientowani najlepiej „co do służby i przywilejów”72, do czego jednak nie doszło. Mając na względzie powyższe zeznania świadków w procesie granicznym dotyczącym Granowa, należy podkreślić, że niektórzy z rycerzy ziemi pełczyckiej mogli być lub byli związani własnościowo z Granowem i Choszcznem. Niektórzy z nich przed wojną pomorsko-brandenburską posiadali główne siedziby w Nowej Marchii, a w czasie wojny siedziby te zmieniali, jak chociażby Henryk von Brederlow z Granowa i Warszyna czy Piotr von Billerbeck z Choszczna, Granowa i Jagowa. Ciekawa z kolei jest postawa Borgesa Bojtyna, zapewne posiadacza lenna w Granowie, Krzęcinie i Blockshagen – wpierw 1 kwietnia w Pełczycach składał on hołd lenny elektorowi, a 27 lipca 1469 r. został zhołdowany przez księcia pomorskiego Eryka II. Za każdym razem zaliczany Borgesa do rycerstwa ziemi pełczyckiej, chociaż dóbr tego rodu na tym obszarze nie znamy. Analizując skład osobowy jeńców, którzy dostali się do elektorskiej niewoli podczas obrony Pełczyc 2 sierpnia 1478 r., stojąc niewątpliwie w szeregach pomorskich obrońców73, zauważamy, że znaleźli się wśród nich rycerze i giermkowie, którzy mogli posiadać lub mieli posiadłości w ziemi pełczyckiej oraz w Granowie. Bardzo ważne jest dla nas zaliczenie w 1478 r. Ottona von Bojtyna do grona giermków pomorskiego starosty pełczyckiego Henryka von Wüssowa74. To by znaczyło, że Bojtynowie od jakiegoś czasu (od 1469 r.?) do 1478 r. czuli się lennikami pomorskimi, a zatem jeżeli posiadali lenno w Granowie, a pewnie posiadali, to było ono zaliczane wtedy do Pomorza. Mamy przekazy z 1516 r., dotyczące postawy sprzed dwóch wojen pomorsko-brandenburskich Tidego von Billerbecka, Henryka von Brederlowa i Martena von Brederlowa, panów z Granowa, informujące iż „wspomniani trzej Tamże, k. 60–61. Tamże, k. 61. 71 Tamże, k. 64. 72 Tamże. 73 F. Priebatsch, Politische Correspondenz des Kurfürsten Albrecht Achilles, Leipzig 1896, Bd. 2, s. 412. 74 Tamże. 69 70 127 Grzegorz Jacek Brzustowicz szlachcice podawali, że trzymają się Marchii”75. Inni także potwierdzali wówczas przysięgą, że „w czasie obu wojen widziano Henryka i Martena von Brederlowów oraz Baltesa i Klausa von der Zinne z Granowa”, jak wypełniali swoją służbę lenną w Choszcznie76. Zachowały się jednak także przekazy, które można datować na rok 1461, twierdzące, że „większość rycerstwa zamieszkałego w Granowie, Henryk von Brederlow, Tide von Billerbeck i Henning von Bojtyn [...], z racji służby lennej przebywała u Henryka von Wüssowa” w Pełczycach77. Wiemy już, iż był to czas, kiedy nad młodym księciem szczecińskim Ottonem III (*1444–†1464), ostatnim z tej linii Gryfitów, sprawował (1451–1461) kuratelę w księstwie szczecińskim elektor brandenburski Fryderyk II Hohenzollern. Otto III objął samodzielne rządy w księstwie dopiero w 1461 r. Okazuje się, że to czasy decydujące o rozwoju brandenburskich wpływów wśród rycerstwa mieszkającego na Pomorzu, a zwłaszcza w pobliżu granicy z Nową Marchią. Jak już wspomniano, kronikarz pomorski Tomasz Kantzow informuje, że w latach 1451–1460 elektor i margrabiowie brandenburscy „zachowywali się wobec szlachty i miast księstwa szczecińskiego jak najłaskawiej i jak najprzyjaźniej, nie odmawiając im niczego, co się księcia Ottona tyczyło lub samych margrabiów, a w czym można było ustąpić bez wielkiego uszczerbku, jako i trochę rycerstwa na swój żołd przyjęli”78, w związku z czym uważa się, że to wówczas grono lenników elektora mogli zasilić Ostenowie, Brederlowowie, Billerbeckowie, Güntersbergowie, Steinwehrowie i inni mieszkający na pograniczu79. W tym także czasie spotykamy w pomorskich Pełczycach rycerstwo z przygranicznego Granowa. W 1460 r. na pomorskim zamku pełczyckim, ale będącym w rękach joannitów, obok panów pełczyckich Jakuba von Bökego z Przekolna i joannity z Żalęcina świadkował Henryk von Brederlow „z Granowa”80. Potem około roku 1462 u boku Henryka von Wüssowa, starosty pełczyckiego, swe obowiązki lenne wypełniała większość szlachty zamieszkałej w Granowie81. Należy dodać, że sympatie brandenburskie były w tamtych czasach w księstwie szczecińskim dosyć duże i nie omijały nawet stołecznego Szczecina82. W 1465 r. skłaniali się ku przyjęciu zwierzchnictwa Brandenburgii przedstawiciele największych rodów pomorskich, tacy jak Albrecht von Everstein z Nowogardu, Hasson APS, AKS I, nr 1131, k. 157. Tamże, k. 211, 229. 77 Tamże, k. 288–289. 78 T. Kantzow, dz. cyt., t. 2, s. 11, przyp. 1. 79 E. Rymar, Dzinisz (Dionizy) „Madry” von der Osten..., cz. 2, s. 174. 80 APS, Regesten und Urkunden Ritterorden, nr 124. 81 Tamże, AKS I, nr 1131, k. 288. 82 T. Kantzow, dz. cyt., t. 2, s. 11–15. 75 76 128 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... von Wedel z Krępcewa, Zulis von Dewitz z Dobrej, Erazm, Berend i Mikołaj von Borcke z Łobza czy Dzinisz von der Osten z Płotów. Pod koniec tego roku większość panów i prałatów zdecydowała się złożyć hołd lenny elektorowi, po czym od tego odstąpili83. Wpływy te umocnił układ myśliborski z 21 stycznia 1466 r., który przekazywał księstwo szczecińskie Erykowi II i Warcisławowi X, ale jako lenno brandenburskie, ze zobowiązaniem stanów krajowych do złożenia elektorowi hołdu lennego84. Niektóre miasta się opierały, np. Szczecin i Stargard. Zapewne było tak również z rycerstwem niektórych ziem, bo do hołdu rycerstwa ziemi pełczyckiej doszło dopiero w 1469 r., podczas pierwszej szczecińskiej wojny sukcesyjnej. Sprawa zależności lennej wiązała się z podziałem obszaru Granowa pomiędzy dwa państwa. Co prawda strona brandenburska konsekwentnie, m.in. w 1500 r., nie uznawała podziału obszaru i podkreślała przynależność całej miejscowości do Nowej Marchii85. Liczne zeznania świadków w procesie granicznym z początków XVI w. nakazują jednak dopuszczać co najmniej w 1469 r. podział obszaru wsi Granowo na dwie części – pomorską i marchijską, a granica przebiegała z południa na północ wzdłuż koryta rzeczki Cychry, przepływającej przez środek wioski86. Istnieją przesłanki, że w pomorskiej części Granowa znajdowały się lenna von Billerbecków. Żyjący w początkach XVI w. Hans von Bojtyn, rycerz z Granowa i Krzęcina, miał mówić, że „Jakub von Billerbeck przyłączył swoje ziemie do Szczecina”87. Kiedy to było – nie wiemy. Zapewne w drugiej połowie XV w. Inni uważali, iż miało to miejsce dużo wcześniej, dlatego że „von Brederlowowie i Billerbeckowie oraz ich przodkowie służyli księciu pomorskiemu za korzystanie z połowy dóbr wsi Granowo”88. Skoro korzystali z połowy obszaru Granowa, to już wiemy, że obowiązywał taki podział od 1469 r. Czasami powstanie podziału wsi kładziono na lata wcześniejsze, a zatem można go chyba przypisać okresowi wspomnianemu przez Tomasza Kantzowa. Wtedy być może, kiedyś w latach 1451–1460, lennikami Gryfitów w Granowie byli „Henryk von Brederlow i Jakub von Billerbeck oraz ich przodkowie, którzy tę połowę poprzedniej wsi mieli z wszelkimi zabudowaniami od księcia szczecińskiego w lennie”89. Jeszcze w 1500 r. pamiętano, że zarówno Tide, jak CDB C I, s. 300. Tamże, s. 288. 85 APS, AKS I, nr 1131, k. 244. 86 Tamże, k. 77. 87 Tamże, k. 64. 88 Tamże, k. 44. 89 Tamże, k. 30. 83 84 129 Grzegorz Jacek Brzustowicz i Henryk – „obaj panowie Brederlowowie” – posiadali swoje lenno od księcia pomorskiego90. Ustalenie chronologii dla tej wzmianki jest niemożliwe, ale mamy tutaj zapewne odwołanie do około połowy XV w., ponieważ Tide miał być ojcem Henryka Brederlowa z Granowa. Potem syn Henryka von Brederlowa – Tomasz – w spadku po ojcu dostał „drugą połowę wsi” i trzymał ją jako lenno od księcia pomorskiego91. Dysponujemy też świadectwami mówiącymi o zwierzchnictwie lennym nad rodem Billerbecków, mającym lenna w Granowie. Wskazując na lenników pomorskich, jak chociażby na Henryka von Brederlowa, wymieniano także Henninga von Billerbecka, którzy podobno razem „mieli także inne dobra lenne, jeśli w Granowie – to musiały przynależeć do ziemi szczecińskiej w Pełczycach”, z których wypełniali służbę i obowiązki lenne92. Jeszcze w początkach XVI w. Joachim von Billerbeck ze Stargardu wspominał, że słyszał od swojego ojca Henninga von Billerbecka z Granowa oraz „od innych zacnych ludzi, że byli oni przynależni do ziemi szczecińskiej, ale czy to było więcej niż połowa wsi, czy też mniej, nie jest mu wiadomym”93. Okazuje się, że podział mógł dotyczyć także rodzeństwa z rodu von Brederlowów. W 1510 r. Tomasz von Brederlow zeznał przed sądem, że „otrzymał swoje dobra lenne w Granowie od księcia szczecińskiego Bogusława, a także słyszał, że jego brat miał otrzymać swoje lenno od margrabiego”94. Potem jeszcze w 1516 r. Tomasz i jego stryj Kersten von Brederlow zeznali w sądzie, iż otrzymali „swoje lenno w Granowie od księcia szczecińskiego”95. Natomiast młodszy brat Tomasza – Hans von Brederlow z Granowa – zeznał, że jego brat Tomasz „nie służył księciu szczecińskiemu”96. Wydaje się, iż miał tutaj w pełni rację Hans, bo obaj z braćmi Tomaszem i Goresem mieli potwierdzane lenno w Granowie przez elektora Joachima 18 marca 1499 r.97 Jednakże informacja podana przez Tomasza i Kerstena von Brederlowów, dotycząca zależności od księcia szczecińskiego, mogła przecież dotyczyć czasów dużo wcześniejszych. Wskazuje na to inna wzmianka, dotycząca Tomasza z Granowa, który będąc najstarszym z braci, najszybciej opuścił dom rodziców i „w swoich młodych latach przyszedł on na Tamże, k. 244. Tamże, k. 30. 92 Tamże, k. 72. 93 Tamże, k. 96. 94 Tamże, k. 65, 73. 95 Tamże, k. 189. 96 Tamże, k. 194. 97 Tamże, k. 262. 90 91 130 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... służbę” księcia szczecińskiego98. Jeżeli wiemy, że Tomasz urodził się w 1467 r.99 jako najstarszy syn Henryka von Brederlowa z Granowa100, to mógł się związać z księciem Bogusławem X już po zakończeniu wojen z Brandenburgią, co mogło mieć miejsce w 1490 r.101 Dlatego w 1500 r. wyjaśniano, jak to się stało, że Tomasz von Brederlow z braćmi otrzymał w Granowie lenno „około ośmiu lub więcej lat temu, od obecnego księcia pomorskiego, jego książęcej łaskawości księcia Bogusława”102, co było możliwe, ponieważ Bogusław X podnosił pretensje do ziemi pełczyckiej do 1493 r.103 Zapewne dlatego potem w 1499 r. Tomasz powrócił pod skrzydła elektora104. Pomimo to książę Bogusław podnosił roszczenia co do lenn w Granowie jeszcze do początków XVI w. Ale np. rycerz pomorski Henning von Güntersberg z Radaczewa osobiście wstawiał się za rycerzami z Granowa u księcia pomorskiego Bogusława X i tłumaczył, że panowie „szlachta z Granowa, co do służby lennej, mają [także] zobowiązania w Nowej Marchii”105. Jeden lennik i dwóch panów W świetle protokołów sądowych procesu granicznego z początków XVI w. można się zgodzić z zawartymi tam stwierdzeniami dotyczącymi służby lennej panów z Granowa w drugiej połowie XV stulecia. Tłumaczą one, że bywało tak na Pomorzu i w Nowej Marchii, iż „jeden lennik mógł mieć lenna od dwóch panujących książąt i obydwóm służyć”106. W związku z tym rody mieszkające w Granowie, także dlatego „że otrzymały własność od dwóch panów i na dwóch ziemiach, pojechały na wojnę i służyły tam obu”107. Wiemy, iż rycerstwo z Granowa musiało wypełniać obowiązki lenne wobec dwóch władców co najmniej w drugiej połowie XV w.108, a to sprawiało, że w związku burzliwymi wydarzeniami na pograniczu Nowej Marchii i Pomorza dla wielu mieszkańców tych państw sytuacja ich przynależności lennej wydawała się mocno pogmatwana. Tamże, k. 120. Tamże, k. 119–123. 100 Tamże, k. 30, 31, 41, 76, 78, 87, 89, 91, 92, 95, 101, 112, 116, 296. 101 Tamże, k. 232. 102 Tamże, k. 238. 103 Codex diplomaticus Brandenburgensis continuatis, hg. v. G.W. v. Raumer, Berlin–Stettin–Elbing 1831, Bd. II, s. 91. 104 APS, AKS I, nr 1131, k. 262. 105 Tamże, k. 298–299. 106 Tamże, k. 160. 107 Tamże, k. 143. 108 Tamże, k. 55, 56, 57, 71, 285. 98 99 131 Grzegorz Jacek Brzustowicz Z przedstawionego materiału wynika, iż w XIV w. Granowo w całości znajdowało się w granicach Nowej Marchii. Natomiast później, chyba gdzieś na przełomie XIV i XV w., ale przed 1406 r., u podstaw zależności lennej szlachty mieszkającej w Granowie legło posiadanie lenn po obu stronach granicy pomorsko-nowomarchijskiej. Potem, w okresach bardziej burzliwych, rycerstwo miejscowe wiązało się silniej ze stroną pomorską. Tak może było w okresie najazdu husytów i zależności ziemi choszczeńskiej wobec Polski i prawdopodobnie Pomorza, w latach 1433–1435(36?). Wpływ dóbr posiadanych w Granowie i na sąsiedniej pomorskiej ziemi pełczyckiej oddziaływał na zależność lenną rycerstwa do 1478 r. Od około połowy XV w., jeszcze pod koniec rządów krzyżackich w Nowej Marchii, wytworzyły się duże wpływy polityczne brandenburskie, co odczuwalne było szczególnie na ziemi pełczyckiej, podczas regencji elektora brandenburskiego w księstwie szczecińskim w latach 1451–1460, jak i w czasach pierwszej wojny sukcesyjnej, co potwierdzają hołdy lenne rycerstwa pełczyckiego składane w 1469 r. elektorowi. Wreszcie ostatni hołd złożony księciu pomorskiemu Erykowi II w 1469 r., zapewne po jego najeździe na Nową Marchię, w tym na okolicę Choszczna, doprowadził prawdopodobnie do wytyczenia w terenie nowego odcinka granicy pomorsko-nowomarchijskiej, w związku z podporządkowaniem Pomorzu kilku lenn szlacheckich, zwłaszcza należących do rodów von Brederlow, von Bojtyn i von Billerbeck. Taką postawę rycerstwa mieszkającego w Granowie tłumaczyła sytuacja polityczno-militarna. Wiemy, że Eryk II, najeżdżając w 1469 r. Nową Marchię, zniszczył jej część zachodnią i środkową, dotarł daleko na wschód i zajął miasto i zamek Wedlów w Drawnie. Na tym obszarze w latach 1469–1478 funkcjonowało pomorskie wójtostwo z ośrodkiem w Drawnie, rozciągające się prawdopodobnie po Recz, Ińsko, Drawsko i Choszczno, odcinając od reszty Nowej Marchii wójtostwo świdwińsko-drawskie109. W ten sposób Księstwo Pomorskie dotarło granicami do Drawy, sąsiadując z dobrami polskich Wedlów z Mirosławca i Tuczna110. Od 1469 do 1478 r. nie mamy zbyt wielu świadectw o losach rycerstwa ziemi choszczeńskiej. Można się jednak domyślać, że przy takiej dominacji polityczno-militarnej Pomorza na tym obszarze do podległości wobec Gryfitów mogły się skłaniać nie tylko drobne rody rycerskie zamieszkujące Granowo. Za podporządkowaniem się liczniejszej grupy rycerstwa nowomarchijskiego Pomorzu, w tym z ziemi choszczeńskiej, mogą przemawiać podjęte, zapewne po 1478 r., przez elektora i jego zwolenników starania w celu zmniejszenia poparcia dla strony pomorskiej oraz rozliczenia rycerzy niewywiązujących się ze swych obowiązków lennych. 109 E. Rymar, Pomorze Zachodnie w walce o granice i suwerenność (1478–1479), „Studia i Materiały do Historii Wojskowości” 32, (1989), s. 75, 76. 110 G.J. Brzustowicz, Rycerstwo ziemi choszczeńskiej..., s. 65. 132 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... Na ławie oskarżonych Przed sąd lenny w Choszcznie spośród rycerzy z Granowa zostali wezwani m.in. Henryk i Nickel von Brederlowowie z Granowa111. Innym razem „Henryk von Brederlow i Martin von Brederlow, Jakub von Billerbeck i Klaus von der Zinne zostali w Choszcznie zaskarżeni w związku z obowiązkiem służby lennej”112, mimo że „obowiązek obronny” w tzw. ostatniej wojnie (1478/79) Henryk von Brederlow z Granowa i „młody” Klaus von der Zinne wypełniali „przeciwko księciu szczecińskiemu”113. Najpewniej więc służyli Gryfitom do lata 1478 r., a potem już elektorowi. Jeszcze długo po zakończeniu wojny syn Henryka, Hans von Brederlow z Granowa, stawał przed sądem lennym w Choszcznie114. Nie wiemy, jakie były wyroki tych rozpraw i jakie konsekwencje dotykały tych feudałów. Ale jedno z zachowanych zeznań sądowych z początków XVI w. wspomina, że podczas rozpraw, mających prawdopodobnie miejsce jeszcze przed 1467 r., „opat z Bierzwnika napominał o obowiązku pełnienia służby lennej w Choszcznie ojca Hansa i Goresa von Brederlowów z Granowa”, a zatem chodziło o Henryka. Potem „ów Brederlow zeznawał i został życzliwie potraktowany”115. Kiedy jednak wybuchły wojny pomorsko-brandenburskie, na życzliwe traktowanie za niewypełnienie obowiązków lennych nie można już było liczyć. Zapewne okresu po którejś z wojen dotyczy wzmianka, że Brederlowowie mieli niegdyś być pozbawieni części wsi. Wskazywano tutaj na przodków rycerzy z początków XVI w., którzy mieli być usunięci z Granowa „pokojowo”116. Nie podano jednak bliżej czasu. Nie jest też wykluczone, iż zeznający w początkach XVI w. świadkowie pomylili Brederlowów z Granowa z Brederlowami z Przekolna. Wiemy bowiem z notatki pomorskiej z 1496 r., że z pobliskiego Przekolna Brederlowowie musieli niegdyś odejść i wieś nadano Henrykowi von Borcke, który „sprowadził sobie tam kuratorów”117. Miało to miejsce prawdopodobnie po zajęciu przez elektora Pełczyc (1478), a przed wzmianką o posiadaniu Przekolna przez Borcków (1484)118. AKS I, nr 1131, k. 294–295, 310. Tamże, k. 211. 113 Tamże, k. 305. 114 Tamże, k. 165, 196. 115 Tamże, k. 307–308. 116 Tamże, k. 61. 117 Memorabilien des Herzogs Bogislaf X., nr 14: Geheimbuch des Herzogs Bogislaf 10, w: Diplomatische Beiträge zur Geschichte Pommerns aus der Zeit Bogislafs X., hg. v. R. Klempin, Berlin 1859, s. 549; Geschichtsquellen des burg- und schloßgesessenen Geschlechts von Borcke, hg. v. G. Sello (dalej: UBB), Bd. II/1, Berlin 1903, nr 322. 118 UBB II/1, nr 322. 111 112 133 Grzegorz Jacek Brzustowicz Utrata lenna przez rycerstwo była zawsze skutkiem niewypełnienia obowiązków lennych, które w wypadku rycerstwa wiązały się przede wszystkim ze służbą wojskową w szeregach armii swego władcy. Wypełnianie służby wojskowej w razie posiadania lenn w dwóch państwach – zwłaszcza wtedy, gdy znajdowały się one w stanie wojny – było bardzo trudne. A jeżeli do tego dochodziło, zbyt szybkie zmienianie stron robiło się zawiłe. Pozostawało wtedy rozwikłanie sprawy przed sądem lennym. Szlachta wzywana przed sąd sięgała do różnych tłumaczeń, których przykładem dla nas są chociażby działania i tłumaczenia znanego feudała nowomarchijskiego Rüdigera I von Wedla z Drawna, Tuczna i Mirosławca, posiadającego liczne dobra po nowomarchijskiej i po polskiej stronie granicy. Był on kilkakrotnie, m.in w latach 1568 i 1577, z racji posiadania dóbr dziedzicznych położonych za Drawą na terenie Królestwa Polskiego wzywany przed sąd, ponieważ nie wywiązywał się z obowiązków wojskowych wobec Korony Polskiej. Rüdiger nie stawiał się na rozprawy sądowe, udając chorego, a wysłannikom sądowym docierającym do Drawna zawsze tłumaczył się, że nie może tych obowiązków wypełniać, gdyż jest poddanym elektora brandenburskiego119. Nic nie wiadomo o tym, aby Rüdigera rozliczono z jego obowiązków. W wypadku panów z Granowa wiemy, że pomorska strona chciała ich rozliczyć z obowiązków, wzywając ich przed pomorski sąd nadworny w Pyrzycach. W „sądzie dworskim w Pyrzycach stawali” Henryk i Henning von Brederlowowie120. Henryk występował m.in. w sądzie pyrzyckim pośród rycerzy księcia szczecińskiego, np. z Peterem von Podewilsem, doktorem Andreasem von Borcke, Henningiem von Wedekindem, Henrykiem Sluterem i Hermanem von Prechelem121. Rycerze z Granowa pojawiali się w Pyrzycach jeszcze w czasach, gdy w Pełczycach zarządzał starosta marchijski, który dążył do narzucenia swej władzy lennikom pomorskim w ziemi pełczyckiej, czyli po 1482 r., skoro dysponujemy wzmianką, że „Rülekin [Roleke] wezwał posiadaczy majątków w Pełczycach do służby”, a ten jest poświadczony jako starosta pełczycki w latach 1482–1485122. Starosta von Rülekin napotkał jednak opór szlachty i „wtedy posiadacze majątków z Pełczyc udali się na ziemie księcia Bogusława w Szczecinie”. Do księcia pomorskiego udał się m.in. Jakub von Billerbeck z Granowa („był tam także ów Billerebecke”). Wtedy „Książę Bogusław powiedział tymże właścicieTeki Dworzaczka v.1.2.0 dla Windows. Materiały historyczno-genealogiczne do dziejów szlachty wielkopolskiej XV–XX w., wyd. Biblioteka Kórnicka, 1993. Regesty, Księgi ziemskie wałeckie, nr 1; Księgi ziemskie tuczneńskie, nr 1. 120 APS, AKS I, nr 1131, k. 160. 121 Tamże, k. 56. 122 CDB A XVIII, s. 427; XXIV, s. 203. 119 134 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... lom majątków, aby udali się do sądu ziemskiego w Pyrzycach”123. Tych samych wydarzeń mogła dotyczyć wzmianka, według której Henryk von Brederlow oraz Jakub von Billerbeck z Granowa „byli w sądzie dworskim w Pyrzycach w czasie, kiedy Pełczyce były marchijskie”124. Rycerze posłuchali rad księcia i Billerbeck oraz rycerze z „załogi Pełczyc udali się rzeczywiście do sądu ziemskiego w Pyrzycach, gdzie wezwany był także Rülekin [Rolekenn]”125. Zapadła tam decyzja, że lennicy z dóbr położonych w brandenburskiej części ziemi pełczyckiej nie musieli służyć władcom Pomorza, ale czy decyzja objęła panów z Granowa – nie wiadomo126. Te wydarzenia można chyba datować nie prędzej niż na lata 1482–1485. Krewny Jakuba z Granowa, Jagowa i Nadarzyna – Hans von Billerbeck z Glezna – wspominał potem, że udali się wtedy do sądu ziemskiego w Pyrzycach, ponieważ „Jakub von Billerbeck wraz z nim należał do stanów ziemskich Szczecina”127, ale pomimo iż także inni lennicy wzywani do służby lennej w brandenburskich Pełczycach przez starostę Rülekina spróbowali temu przeciwdziałać, powiadamiając księcia szczecińskiego, sprawa jednak upadła, gdyż „pokonali go” starosta „wraz z margrabią w tej sprawie”128. A zatem prawa do zwierzchnictwa nad tymi lennikami utrzymał elektor brandenburski. Jednak Jakub czuł się lennikiem dwóch panów i księciu Bogusławowi X składał hołd lenny w 1490 r. z Jagowa i Nadarzyna129. Na podstawie przedstawionych wyżej wydarzeń widać, że Jakub von Billerbeck chyba chciał utrzymać swój status podwójnego lennika. Nie chciał zrywać z księciem pomorskim i to mogły być powody jego zaskarżenia o niewywiązywanie się ze służby lennej wobec elektora130. Wtedy, w 1491 r., wypełniając w Choszcznie sprawy urzędowe, Jakub miał mówić, że „swoje lenno otrzymał od margrabiego”131. Potem 12 marca 1499 r. w Choszcznie składał hołd elektorowi z posiadanego Granowa132. Nadal istniały jakieś kontrowersje co do jego lenna i w 1510 r. wspomniano, że Jakub „był sądzony”, a jego „lenno jest sprawą kluczową dla margrabiego brandenburskiego”133. Zdaje się, iż do wyjaAPS, AKS I, nr 1131, k. 66. Tamże, k. 114. 125 Tamże, k. 66. 126 Tamże, k. 115. 127 Tamże, s. 82, 108. 128 Tamże, s. 82. 129 G. Billerbeck, Die Familie von Billerbeck in Pommern, „Ostdeutsche Familienkunde” 19 (1971), s. 8, nr 4. 130 APS, AKS I, nr 1131, k. 219, 221. 131 Tamże, k. 309. 132 CDB C II, s. 440; APS, AKS I, nr 1131, k. 262. 133 APS, AKS I, nr 1131, k. 41. 123 124 135 Grzegorz Jacek Brzustowicz śnienia sprawy wykorzystano konflikt Jakuba von Billerbecka z mieszczanami z Choszczna, którzy zaczęli „kwestionować prawa Jakuba von Billerbecka do majątku w Granowie”134. W 1503 r. nawet „publicznie mówiono, że Jakub Billerbeck miał otrzymać swoje dobra lenne od miasta Choszczna”135. Skargę i zarzuty wobec wypełniania przez Jakuba obowiązków lennika wobec elektora stawiano jeszcze w 1504 r.136, kiedy to wspominano, jak za podobne zarzuty był niegdyś, po „ostatniej wojnie”, aresztowany i „pod strażą z jego domu w Granowie” doprowadzony przed sąd137. Wszystkie zabiegi mieszczanie podjęli po to, aby zająć lenno zmarłego Jakuba von Billerbecka w Granowie. Jeszcze w tym samym roku elektor przekazał radzie Choszczna 18 łanów z dworem w Granowie, które wcześniej należały do tego rycerza138. W wystawionym wówczas dokumencie elektor obiecał, że von Billerbeckowie otrzymają odszkodowanie w Granowie z lenna Antoniusza von Polentza139, ale swego słowa nigdy nie dotrzymał. Lenno Billerbecków pozostało już na wieki w posiadaniu rady miejskiej Choszczna. Natomiast pomorscy prokuratorzy w 1510 r. podkreślali, że „nie zważając na prawa dotyczące poprzednich dóbr ich łaskawego pana, rada z Choszczna, po śmierci świętej pamięci Jakuba von Billerbecka, osiadła niesłusznie na pozostawionych przez niego i opróżnionych dobrach lennych”140. Istniało więc wyraźne poczucie niesprawiedliwego zajęcia lenna Billerbecków w Granowie przez mieszczan choszczeńskich. Pomimo że w marcu 1499 r. hołd elektorowi brandenburskiemu składali Brederlowowie, Bojtynowie oraz Billerbeckowie, czyli cała szlachta z Granowa141, władca Brandenburgii nie był chyba pewny ich postawy i w początkach XVI w. jest zauważalne dążenie elektora do przekazania lenn rycerskich mieszczanom z Choszczna. Potwierdzają to nie tylko kroki wobec Jakuba von Billerbecka, ale także i wobec innych rodów szlacheckich mieszkających w Granowie. W 1507 r. rada miasta Choszczno otrzymała od elektora brandenburskiego ekspektatywę na lenna rycerskie w razie ewentualnego wymarcia von Brederlowów i von Bojtynów142. Na dopełnienie tych zapisów przyszło miastu czekać aż do 2 lutego 1578 r.143 Tamże, k. 76. Tamże, k. 41, 67, 87, 91. 136 Tamże, k. 199. 137 Tamże, k. 171–172. 138 Tamże, k. 64, 72, 76, 81, 82, 92. 139 CDB A XVIII, s. 49–50. 140 APS, AKS I, nr 1131, k. 58. 141 CDB C II, s. 441. 142 Tamże, A XVIII, s. 50–51. 143 K. Berg, Arnswalde unter dem Deutschen Orden..., s. 155–156, przyp. 4; tenże, Arnswalde XVI, Bd. 1, s. 74. 134 135 136 „W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa... Na kroki elektora w Granowie miał chyba także wpływ zaostrzający się na przełomie XV i XVI w. spór z Pomorzem o Granowo. Pomimo podporządkowania w tym czasie całości rycerstwa tej miejscowości elektorowi książę szczeciński nie rezygnował ze swego zwierzchnictwa i domagał się wypełniania przez miejscową szlachtę obowiązków wojskowych z połowy wsi Granowo w 1490, 1500, 1503, 1510 i jeszcze w 1516 r.144 Nie mamy jednak żadnych dowodów, aby w tym czasie szlachta mieszkająca w Granowie takie obowiązki lenne wobec Pomorza wypełniała. Wprost przeciwnie, istnieją świadectwa o całkowitym podporządkowaniu się tej szlachty władcom Brandenburgii, reprezentowanym przez administrację w Choszcznie145. „Halb stettinisch und halb märkisch“ Die Lehnsabhängigkeit der Ritterschaft aus dem Grenzgebiet zwischen der Neumark und dem Herzogtum Pommern im 15. und 16 Jahrhundert am Beispiel der in Granow bei Arnswalde wohnenden Rittergeschlechter Im Grenzland zwischen der Neumark und dem Herzogtum Pommern waren einige Rittergeschlechter zu Doppelvasallen geworden. Diese Situation wurde am Beispiel der Rittergeschlechter von Billerbeck, von Bojtyn, von Brederlow und von der Zinne geschildert, die in Granow (heute Granowo) im neumärkischen Arnswalder Land (terra Arnswalde) wohnten, aber ihre Landgüter auch im Herzogtum Pommern besaßen. Bei der Analyse dieses Phänomens wurde auf die Dokumentation eines Gerichtsverfahrens zwischen Pommern und Brandenburg aus dem Anfang des 16. Jahrhundert Bezug genommen. In den Prozessakten haben sich nicht nur Verzeichnisse von Lehnseiden der neumärkischen Ritterschaft aus den Jahren 1454, 1470, 1476, 1486 und 1499, sondern auch zahlreiche Zeugenaussagen erhalten, die davon zeugen, dass die Ritter in gewissen Zeitabschnitten Lehnsmänner der Pommernherzöge waren. Im Verlauf der Untersuchungen wurde festgestellt, dass das besagte Dorf wegen der wechselnden Zugehörigkeit der angrenzenden terra Bernstein in den Jahren 1402–1415, 1469 und 1478 sowie in der Zeit der Abschwächung der Macht 144 145 CDB A XXIV, s. 221; APS, AKS I, nr 1131, k. 14–35, 126–127, 227, 232–237, 286–288. APS, AKS I, nr 1131, k. 129, 171, 181. 137 Grzegorz Jacek Brzustowicz des Deutschen Ordens über die Neumark 1433–1436 und der geschwächten Machtstellung Brandenburgs in Pommern, was besonders während der Regierungszeit des Herzogs Otto III. (1451–1460) zum Ausdruck kam, unter starken pommerschen Einflüssen stand. Bereits 1407 zeigten sich einige der erwähnten Rittergeschlechter als Doppelvasallen, die anderen konnten es während des Hussitenüberfalls (1433) oder in der zweiten Hälfte des 15. Jahrhunderts werden. Wegen der Konflikten zwischen Pommern und Brandenburg in den Jahren 1467–1472 war die Ritterschaft außerstande, ihren Lehnspflichten gegenüber zwei Landesherren zur gleichen Zeit nachzukommen. Dies war die Ursache für zahlreiche Gerichtsverfahren, die im ausgehenden 15. Jahrhundert in Arnswalde und Pyritz stattfanden, und auch dafür, dass der Kurfürst von Brandenburg um die Wende des 15. und 16. Jahrhunderts danach strebte, die Rittergeschlechter in Granow zu enteignen und ihre Lehen dem Stadtrat von Arnswalde zu übertragen. Übers. v. K. Gołda 138 Michał Gierke* Chojna Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie Monumentalny kościół Mariacki w Chojnie należy do najważniejszych i najokazalszych zabytków architektury gotyckiej w dawnej Nowej Marchii oraz w dzisiejszym województwie zachodniopomorskim. Od czasu wzniesienia do chwili obecnej świątynia pełni funkcję dominanty krajobrazowej. Mimo dość obfitego stanu badań1 niektóre kwestie, dotyczące przede wszystkim ustalenia autorstwa oraz chronologii wznoszenia poszczególnych części budowli, pozostają nierozstrzygnięte. Za autora korpusu kościoła, wzniesionego w dwóch etapach w XV w., powszechnie uznaje się szczecińskiego mistrza Heinricha Brunsberga. Jego autorstwo nie jest jednak w żaden sposób potwierdzone źródłowo, wniosek na jego temat wysnuto jedynie na podstawie podobieństwa formy architektonicznej chojeńskiej budowli do kościoła św. Katarzyny w Brandenburgu, który jest sygnowany nazwiskiem mistrza2. Nie jest też do tej pory jasne, kiedy właściwie * Michał Gierke – absolwent Akademii Sztuki w Szczecinie oraz student archeologii na Uniwersytecie Szczecińskim. Interesuje się szczególnie archeologią historyczną, dziejami muzyki XVIII i XIX w. oraz historią chojeńskich budowli sakralnych. 1 Zob. K. Kalita-Skwirzyńska, Dokumentacja historyczno-architektoniczna kościoła Mariackiego w Chojnie. Wykonana na zlecenie BDZ w Szczecinie, Szczecin 1997, mps w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Szczecinie (dalej: WUOZ). 2 Na podobieństwo obu budowli zwrócono pierwszy raz uwagę w 1854 r. – zob. Berlin, „Deutsches Kunstblatt”, No. 50, 14.12.1854, s. 446. Na autorstwo H. Brunsberga wskazał jako pierwszy Franz Peveling, pod którego kierownictwem dokonano regotyzacji kościoła w latach 1882–1883 – zob. F. Peveling, Zu den Tafeln. Taf. 7 u. 8 – Aus Königsberg in der Neumark, „Blätter für Architektur und Kunsthandwerk” 1900, No. 1, s. 2–3. W późniejszych pracach dotyczących zabytku pogląd 139 Michał Gierke rozpoczęto wznoszenie poszczególnych części korpusu3. Obecna neogotycka wieża o wysokości ponad 102 m, nawiązująca formą do francuskiego gotyku katedralnego, powstała w 1861 r. po zawaleniu się wieży średniowiecznej. Wydaje się, iż w tym wypadku ustalenie autorstwa projektu oraz czasu jego realizacji nie powinno nastręczać problemów. Niestety, kwestia ta wzbudza mimo wszystko również pewne wątpliwości, które zostaną omówione w niniejszym tekście. Najstarszym elementem współczesnej bryły kościoła jest zachowana fragmentarycznie wschodnia ściana dawnej gotyckiej wieży, która stanowi część zachodniego zamknięcia korpusu4. Badania architektoniczno-archeologiczne, które prowadzono w 1962 r., odsłoniły zachowaną część cokołu i fundamentów tejże wieży5. Analiza stosunku odkrytych fundamentów do fundamentów piętnastowiecznego korpusu pozwoliła stwierdzić, że wieża istniała wcześniej, a korpus został do niej dobudowany. Forma architektoniczna cokołu wieży wskazuje, iż mogła ona zostać wzniesiona w pierwszej połowie XIV w.6 Zachowane tzw. skrzydełka wieży wskazują na to, że była ona częścią wcześniejszej budowli – owe skrzydełka wyznaczają również szerokość naw tejże budowli7. Niestety nie ten był powielany, chociażby: H. Braune, Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M. Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren, Königsberg Nm. 1907, s. 41–43; M. Säume, Heinrich Brunsberg, ein spätgotischer Baumeister, „Baltische Studien”, Neue Folge 28 (1928), s. 251–259; Die Kunstdenkmäler der Provinz Brandenburg, Bd. 7, H. 2: Die Stadt Königsberg, bearb. v. W. Hoppe, G. Voß, Berlin 1928, s. 27; Z. Krzymuska-Fafius, Zabytki Ziemi Chojeńskiej, w: Z dziejów Ziemi Chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 421. Z poglądem tym dyskutował Leopold Kusztelski, wysuwając poważne argumenty przeciwko jego zasadności. Zob. L. Kusztelski, Kościół Mariacki w Chojnie, Szczecin 1959, mps w Terenowym Oddziale Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Szczecinie (dalej: NID); L. Kusztelski, Z. Radacki, Ratusz w Chojnie, Szczecin 1960, mps tamże. 3 Por. L. Kusztelski, dz. cyt. 4 Również znajdująca się po południowej stronie świątyni kaplica Mariacka (a na pewno wzniesiona z ciosów granitowych część jej zachodniej ściany) wydaje się starsza od reszty budowli. Być może jest ona równoczasowa ze starą gotycką wieżą. Jednakże aby to stwierdzić, niezbędne jest odsłonięcie fundamentów kaplicy i analiza ich stosunku do fundamentów korpusu oraz dawnej wieży. Por. A. Gruszecki, J. Widawski, Ruina jako obiekt turystyczny (koncepcja zabezpieczenia i udostępnienia na przykładzie kościoła NMP w Chojnie), „Ochrona Zabytków” 1965, nr 2 (69), s. 10, przyp. 15; M. Płotkowiak, S. Kwilecki, Problemy odbudowy kościoła NMP w Chojnie, w: W cieniu trzech katedr, cz. 2, red. B. Twardochleb, M. Frankel, Szczecin 2001, s. 70. 5 A. Gruszecki, J. Widawski, Badania historyczno-architektoniczne Kościoła NMP w Chojnie – II faza, w maju 1962, mps w NID, 1962. 6 Według innych badaczy forma cokołu jest charakterystyczna dla trzynastowiecznego budownictwa granitowego na Pomorzu. Por. M. Płotkowiak, D. Płotkowiak, I. Całus, Wieża kościoła NMP w Chojnie. Założenia techniczno-ekonomiczne, mps w Parafii pw. św. Trójcy w Chojnie (dalej: Parafia). 7 Niestety, nie udało się do tej pory ustalić kształtu bryły wcześniejszego kościoła. Do niedawna uważano, iż zakomponowana była na planie greckiego krzyża. Hipotezę taką jeszcze w XIX w. 140 Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie ustalono do tej pory pierwotnego kształtu bryły wieży ani zakresu modyfikacji, jakim poddano ją w czasie dobudowy korpusu. Na podstawie przekazów ikonograficznych oraz dokumentów pisanych możliwe było jednak prześledzenie zmian, jakim ulegała w czasach nowożytnych8. Po licznych przebudowach oraz zniszczeniach, jakim ulegała wieża, w pierwszej połowie XIX w. zaobserwowano na niej rozległe sieci pęknięć, dlatego też władze miasta, chcąc uniknąć katastrofy budowlanej, zleciły przebudowę wieży9. W latach 1839–1842 zdemontowano barokowy hełm i nadbudowano dwa dodatkowe piętra, które miały skonsolidować jej bryłę. Działania te nie przyniosły niestety zamierzonego efektu i 2 lipca 1843 r., jeszcze w trakcie prac zabezpieczających, runął południowo-zachodni narożnik budowli, niszcząc jednocześnie znajdującą się przy południowej ścianie kaplicę chrzcielną św. Anny10. Ze względu na duże zniszczenia zaniechano odbudowy wieży i postanowiono wznieść nową. Do 1854 r. usunięto gruzy oraz rozebrano resztki murów, pozostawiając jedynie ścianę wschodnią, a ocalałe dzwony zamontowano w dzwonnicy na placu przykościelnym11. Ponadto ze zniszczonej kaplicy chrzcielnej udało się wydobyć gotycką chrzcielnicę12. W kolejnym roku przystąpiono do budowy nowej wieży. Problematyczne wydaje się ustalenie autorów projektu, osób nadzorujących budowę oraz czasu realizacji przedsięwzięcia. Powszechnie za autora uznaje się Friedricha Augusta przedstawił niejaki Richter na podstawie reliktów odkrytych w czasie regotyzacji w latach 1882– 1883. Zob. Die Kunstdenkmäler..., s. 42–43; K. Kalita-Skwirzyńska, Rozwój urbanistyki i architektury Chojny w okresie średniowiecza, w: Terra Transoderana. Sztuka Pomorza Zachodniego i dawnej Nowej Marchii w średniowieczu, red. M. Glińska, K. Kroman, R. Makała, Szczecin 2004, s. 104, il. 5. Hipoteza została obalona przez badania prowadzone w 1990 r. Por. Kościół N.M.P. w Chojnie. Inwentaryzacja, cz. 1, Szczecin 1990, mps w WUOZ. 8 Zob. A. Kehrberg, Erleuterter historisch-chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der NeuMarck [...], Berlin 1725, Abt. 1, s. 123–128; G.F.L. Neumann, Versuch einer Geschichte und Topographie der Stadt Königsberg in der Neumark nebst einer statistisch-topographischen Übersicht des Königsberger Kreises, Berlin 1824, s. 144–146; Die Kunstdenkmäler..., s. 38, tam też liczne ilustracje. 9 M. Płotkowiak, S. Kwilecki, dz. cyt., s. 71. 10 Wydarzenie to znane jest z relacji prasowych z epoki, zob. H. Berkner, Zeitungsberichte über den Einsturz des Königsberger Marienkirchenturms 1843, „Königsberger Kreiskalender” (dalej: KK) 1996, s. 36–40. Istnieje również litografia przedstawiająca zawaloną wieżę – zob. R. Skrycki, Glosa do przeglądu chronologicznego źródeł ikonograficznych do dziejów Chojny, „Rocznik Chojeński” 2 (2010), s. 315, 317. 11 K. Richter, Kirche und kirchliches Leben in Königsberg (Neumark) von 1820 bis 1870, KK 7 (1937), s. 162. 12 Po wydobyciu chrzcielnica została umieszczona przed wejściem do kaplicy św. Jana (dziś kaplica św. Gertrudy – przed Bramą Świecką). Z powrotem do kościoła przeniesiono ją prawdopodobnie w czasie regotyzacji. Zob. Berlin und die Mark Brandenburg mit der Markgrafthum Nieder-Lausitz in ihrer Geschichte und ihrem gegenwärtigen Beständen, hg. v. W. Riehl, J. Scheu, Berlin 1861, s. 403. 141 Michał Gierke Stülera, jednakże w publikacjach zajmujących się problematyką kościoła Mariackiego oprócz tego architekta wymienia się również inne osoby13. Najczęściej współautorstwo przypisuje się Augustowi Sollerowi. Najwcześniej jego nazwisko pojawia się w 1885 r. w pracy Rudolfa Bergaua14. Występuje ono także w wielu innych, również współczesnych pracach15. Wydaje się, że autorstwo Sollera można by bez wątpliwości wykluczyć już ze względu na fakt, że zmarł on 6 listopada 1853 r., a więc jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek prac przy budowie wieży16. Najważniejszą jednak przesłanką za tym, że nie brał on w żadnym sensie udziału w projektowaniu i wznoszeniu budowli, wydaje się to, że nazwisko jego nie pojawia się w źródłach powstałych w czasie oraz krótko po zakończeniu realizacji projektu. Nie ma zatem żadnych podstaw, by przypisywać Sollerowi jakikolwiek udział w projektowaniu i wznoszeniu wieży. Wspomniane źródła podają natomiast nazwiska innych osób zaangażowanych w budowę. Z uwagi na to, że publikacje te, chociaż ważne, wydają się mało znane i są zazwyczaj pomijane w innych pracach dotyczących dawnej chojeńskiej fary, zostaną tu przytoczone wybrane, najważniejsze ich fragmenty. Najstarsza znana wzmianka dotycząca neogotyckiej wieży pochodzi z 14 grudnia 1854 r. i opublikowano ją w czasopiśmie „Deutsches Kunstblatt”: „Die Stadt Königsberg in der Neumark läßt durch den Baumeister Dieckhoff zu ihrer Marienkirche an die Stelle des vor vielen Jahren umgestürzten Thurmes einen neuen bauen und hat dazu aus eigenen Mitteln 40,000 Thlr. ausgesetzt. [...] Der Thurm, dessen Bau im nächsten Frühjahr in Angriff genommen werden soll, wird 290 Fuß hoch werden”17. Następna notatka pochodzi już z czasu budowy wieży: „[Der neue Thurm] wird in demselben Stil, wie der Petri-Kirchturm in Berlin, erbaut, wird 300 Fuß Höhe erhalten, wovon etwa 100 Fuß auf die Pyramide kommen und über 60,000 Thlr kosten. Zeichnung und Anschlag sind von dem früheren Landbaumeister Hrn. Dieckoff [sic!], der auch im Frühjahr 1855 den Grundstein leg13 Więcej o F.A. Stülerze zob. E. Gwiazdowska, Friedricha Augusta Stülera rysunki architektoniczne z Chojny, „Rocznik Chojeński” 3 (2011), s. 284–285. 14 R. Bergau, Inventar der Bau- und Kunst-Denkmäler in der Provinz Brandenburg, Berlin 1885, s. 444. 15 Por. chociażby: Mittelalterliche Backstein-Bauwerke des Preußischen Staates, hg. v. F. Adler, Bd. 2: Die Mark Brandenburg, Berlin 1862, s. 101; M. Säume, dz. cyt., s. 258; Die Kunstdenkmäler..., s. 38; M. Płotkowiak, S. Kwilecki, dz. cyt., s. 71. 16 J. Kohte, August Soller, „Brandenburgia” 1934, H. 1–6, s. 42. 17 Berlin…, dz. cyt., s. 446. Tłumaczenie: „Miasto Königsberg in der Neumark zleciło budowniczemu Dieckhoffowi budowę nowej, w miejscu starej, przed wieloma laty przewróconej, wieży przy kościele Mariackim i przeznaczyło na to z własnych środków 40 000 talarów. [...] Wieża, której budowa ma być następnej wiosny rozpoczęta, będzie wysoka na 290 stóp”. 142 Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie te und den Bau im ersten Jahre leitete. Seit dem Abgange des Hrn. Diekoff [sic!] befindet sich die obere Leitung in den Händen des Hrn. Geh. Ober-Baurath Stühler in Berlin, die unmittelbare Leitung in den Händen des Hrn. Bauführer Karge. [...] Der Vollendung des Baues wird im Jahre 1859 mit Bestimmtheit entgegen gesehen”18. Kolejne źródło zostało opublikowane prawdopodobnie już po zakończeniu realizacji projektu, bo w 1861 r., jednakże z treści wynika, że tekst był pisany jeszcze w trakcie trwania robót: „1855 wurde am 13. Nov. der Grundstein zum neuen Thurme gelegt, der 1860 vollendet sein soll. Höhe 306 Fuß. [...] Die Zeichnungen sind unter Leitung des Geh. Ober-Bauraths Sulzer gefertigt und ist der Bau Anfangs vom Baurath Dieckhoff zu Bonn, später vom Geh. OberBaurath Stüler in Berlin geleitet worden, die unmittelbare Ausführung ist Herrn Karge übertragen”19. Ostatnie uwzględnione w niniejszej pracy źródło to dokument odnaleziony w 1988 roku pod cokołem neogotyckiego ołtarza kościoła Mariackiego20. W dokumencie opisano przede wszystkim historię głównych ołtarzy oraz okoliczności wzniesienia ołtarza neogotyckiego w 1861 r. Ponadto dostarcza on również informacji o osobach zaangażowanych w budowę wieży. Dokument jest niewątpliwie ważnym źródłem do poznania dziejów świątyni, dlatego też zostanie przytoczony w całości21. 18 Königsberg i.d.N., 28. September, „Königliche privilegirte Berlinische Zeitung von Staats- und gelehrten Sachen”, No. 229, den 1. October 1858, Erste Beilage, s. 3–4. Tłumaczenie: „[Nowa wieża] zostanie wybudowana w takim samym stylu, jak wieża kościoła św. Piotra w Berlinie i otrzyma wysokość 300 stóp, z czego około 100 stóp przypadnie na piramidę [stożek], i będzie kosztować ponad 60 000 talarów. Rysunek i kosztorys zostały wykonane przez ówczesnego krajowego mistrza budowlanego pana Dieckoffa, który także wiosną 1855 r. położył kamień węgielny i w pierwszym roku kierował budową. Po odejściu pana Diekoffa główne zwierzchnictwo znalazło się w rękach pana tajnego wyższego radcy budowlanego Stühlera w Berlinie, a bezpośrednie kierownictwo – w rękach pana kierownika budowlanego Kargego. [...] Ukończenie budowy w 1859 r. będzie z pewnością pożądane”. 19 Berlin und die Mark Brandenburg..., s. 401–403. Artykuł zaopatrzony jest w ilustrację przedstawiającą kościół z neogotycką wieżą. Tłumaczenie: „13 listopada 1855 r. został położony kamień węgielny pod nową wieżę, która powinna być ukończona w 1860 r. Wysokość 306 stóp. [...] Rysunki zostały wykonane pod kierownictwem tajnego wyższego radcy budowlanego Sulzera, a budowa początkowo była prowadzona przez radcę budowlanego Dieckhoffa w Bonn, potem przez tajnego wyższego radcę budowlanego Stülera w Berlinie, bezpośrednie wykonanie powierzono panu Kargemu”. 20 A. Chodakowski, Zanim spadnie ostatnia cegła, mps w Parafii, s. 2. oraz w „Gazecie Chojeńskiej”, nr 111, 112, 113, 1994. 21 Zob. Aneks. Warto dodać, że z treści dokumentu wynika, iż dołączona była do niego broszura, w której dokładnie opisano proces wznoszenia wieży. Niestety, do owej broszury autorowi niniejszej pracy nie udało się dotrzeć. 143 Michał Gierke Na podstawie cytowanych tekstów można dokonać ogólnej rekonstrukcji dziejów budowy wieży. Kamień węgielny położono w 1855 r.22 Robotami kierował Carl Christian August Dieckhoff23. Dość frapująca jest wzmianka o tym, że Dieckhoff wykonał projekt oraz kosztorys (Anschlag), tym bardziej że skądinąd wiadomo, iż projekt ów zaprezentował publicznie na posiedzeniu Verein für Kunde des Mittelalters zu Berlin w kwietniu 1855 r.24 Z innych źródeł wiadomo, że Friedrich August Stüler gotowy projekt przedstawił już w kwietniu 1854 r.25 W artykule z 1861 r. podano natomiast, iż rysunki wykonano pod kierownictwem niejakiego Sulzera. Trudno ocenić, jaki wkład mieli poszczególni budowniczowie w projektowanie wieży. Być może projekt był owocem współpracy architektów? Pewne jest natomiast, że Stüler kierownictwo budowy objął dopiero po ustąpieniu Dieckhoffa (1856?). Pracami kierował zresztą z Berlina, a bezpośrednie kierownictwo objął niejaki Karge26. W roku 1861 obaj ci budowniczowie odpowiedzialni byli również za realizację neogotyckiego ołtarza. Ramy czasowe realizacji projektu należy więc zamknąć w latach 1855–1861, podczas gdy w większości publikacji podaje się lata 1859–186127. Należy podkreślić, że dokładne odtworzenie dziejów neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego wymaga dalszych badań. W chwili obecnej zagadnienie to rodzi wciąż wiele pytań. Udało się ustalić ramy czasowe jej powstania oraz nazwiska osób odpowiedzialnych za projekt i jego realizację. Nie wiadomo jednak, jaki był rzeczywisty wkład tych osób w powstanie budowli. Warto również nadmienić, że w niektórych publikacjach podano informację, jakoby w projektowaniu wieży udział swój miał także król Fryderyk Wilhelm IV28. Być może jest 22 W dokumencie cytowanym w Aneksie napisano, że położenie kamienia węgielnego nastąpiło w dniu urodzin królowej Elżbiety, 13 listopada 1855 r. Natomiast w „Königliche privilegirte Berlinische Zeitung” podano informację, że kamień ów został położony wiosną 1855 r. 23 Więcej o nim zob. http://architekturmuseum.ub.tu-berlin.de/index.php?set=1&p=58&D1=Dieckhoff&D2 =August (30.06.2012). 24 Verein für Kunde des Mittelalters zu Berlin. April-Sitzung, „Zeitschrift für Bauwesen” 5 (1855), s. 420. 25 P. Helbich, Gutachten zum Turm der Marienkirche in Königsberg/Neumark, heute Chojna in Polen, mps w Parafii, s. 1. 26 Uznano, że wady konstrukcyjne, które wymusiły przebudowę i remont wieży już w 1881 r., były skutkiem braku bezpośredniego nadzoru F.A. Stülera. Por. G. Wohler, Die Verwandlung des höchsten Kirchturmes der Neumark, KK 7 (1937), s. 24; E. Blunck, Die Sicherung und Umgestaltung der St. Marienkirche in Königsberg, Neumark, „Deutsche Kunst und Denkmalpflege” 1934, H. 5–6, s. 98. 27 Por. przyp. 15. 28 Zob. F. Peveling, dz. cyt., s. 3; H. Braune, dz. cyt., s. 43; Die Kunstdenkmäler..., s. 38. Znana jest opinia Fryderyka Wilhelma IV o projekcie F.A. Stülera: „[...] muß ich meinen vollen Beifall schenken, indem mich nicht minder die architektonische Schönheit des Entwurfs als dessen damit nicht im Verhältnis stehende Wohlfeilheit überrascht hat und wünsche von Herzen, daß die 144 Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie to tylko jedna z chojeńskich legend, ale ze względu na dość skąpy obecnie stan badań nad dziejami wieży może być uznawana za fakt. Aneks Tekst dokumentu odnalezionego pod cokołem neogotyckiego ołtarza w 1988 r.29 Wie der Bau des neuen Thurmes an diesem alten Gotteshause vorbereitet, begonnen, ausgeführt und geweihet worden, darüber giebt die beilegente Druckschrift eine genügende Auskunft. Eine weitere Verschönerung soll unsere Kirche durch Herstellung eines neuen Altares erfahren. Es wird das, soweit die Nachrichten reichen, der vierte Altar sein, der an dieser Stelle errichtet wird. Augustin Kehrberg in seinem „erleuterten Historisch-Chronologischen Abriß der Stadt Königsberg in der Neumark” (dessen dritte Auflage vom Jahre 1725 uns vorliegt) bringt im dreizehnten Kapitel eine Geschichte und eine Beschreibung der Altäre. Der Altar welcher von dem 15. Juli 1861 an angebrochen wurde, ist danach vom 8. Juli 1690 bis zum 24. August in seinem ersten Bau durch den Gypsergesellen Johann Schiller vollendet. Die Gypserarbeit aber (es sind wohl die Ornamente und Figuren gemeint, die ihr schmucken) wurde durch den Italiener Caprani erst am 26. September 1691 zu Ende gebracht. Erst im folgendem Jahre aber hat der Maler Christian Bärenkopff „die Ausputzung” vorgenommen, so daß das solenne Dankfest wegen Vollendung des Baues erst am 9. October 1692 (20. P. Trinit.) hat angestellt werden können. Der damals errichtete Altar trug durchaus das Gepräge seiner Zeit. Ein Eingehen auf den reinen und reichen gothischen Bau der Kirche war durchaus daran nicht zu bemercken, sondern man hatte eine hohe Altarwand aufgeführt mit römischen Säulen und gebrochenen Rundbogen und anderen Ornamenten, wie sie zur Zeit Ludwigs XIV. von Frankreich (woher Caprani wohl seinen Styl haben mochte) in Gebrauch waren. Die zu den Seiten des Altars angebrachten [...] des Moses, Johannes des Täufers, der vier Evangelisten, und die Gestalt des auferstandenen Heilands mit der Siegesfahne, die hoch oben in das Gewölbe der Kirche hineinragte, waren durchaus von keinem künstlerischen Werth, sie hatten weder ein richtiges Ebenmaß, noch einen erbaulichen Ausdruck. Die Bilder aber, die in drei Feldern übereinander unten die Einsetzung des Abendmahls, darüber Ausführung demselben entsprechen möge”; cyt. za: P. Helbich, dz. cyt., s. 2. 29 Odpis został wykonany na podstawie kopii znajdującej się w kaplicy Mariackiej. Dokument ma liczne ubytki, niektórych słów nie udało się odczytać. 145 Michał Gierke die Kreuzigung des Herrn Jesu und der Schächer und oben die Himmelfahrt des Herrn darstellen, waren störend durch ihre Häßlichkeit und Fratzenhaftigkeit. Dazu kam, daß die hoch Altarwand in ganz ungebührlicher Weise den schönen Bau der Kirche gerade nach der Ostseite hin verdeckte. Und diesem Altäre hatte 1690 der vorhandene alte Altar, der im Jahre 1407 den 6. October geweiht worden, weil er zu altväterlich erschien, weichen müssen, obwohl er nach Kehrbergs Urtheil „wegen seiner Schnitz- und Malerarbeit rar und kostbar” war. Dieser alte Altar, der ohne Zweifel dem Styl der ganzen Kirche mehr angemessen gewesen, wurde nach der Klosterkirche hinübergeführt, wo er noch bis zu Anfang dieses Jahrhunderts bei den Gottesdiensten benutzt worden ist. Als aber die Klosterkirche aufhörte, ein Gotteshaus zu sein, und allerlei profanen Zwecken beigegeben wurde, hat man auch den Altar an den [...]bietenden verkauft. Der Käufer stellte ihn zum Zierath in seinem Garten aus und da ist er denn allmählich verfallen. Was für ein Altar vor dem im Jahre 1407 geweiheten in dieser Kirche gestanden, darüber fehlt jede Nachricht. Schon lange war nun in Allen, die ein Verständnis haben für die große Schönheit des gotischen Baues dieser Kirche und darum auch für die Disharmonie, in welcher der Styl der Altarwand zu der Kirche stand, und in Allen denen, die durch die greulichen Gestalten auf den Altargemälden gestört und verletzt wurden, der Wunsch rege geworden nach einem Altarbild namentlich, das auch geeignet wäre, die Erbauung zu fördern. Aber der Bau des Thurmes nahm bis Ende des Jahres 1860 alle Gedanken und auch alle Mittel der Kirche in Anspruch. Auch nachdem der Thurm vollendet war, durfte an neue bedeutende Ausgaben nicht gedacht werden. Doch wußten wir, das wir ein [...] hatten, das für die [...] und Kirchenbauten und [...] der Kirchen eine herzliche warme Theilnahme hegte. [...] lieber [...] aber lag an jahrelanger Krankheit darnieder, wie dessen auch die Druckschrift erwähnt. Wir konnten uns daher an ihn nicht wenden. Wohl aber stand uns der Zugang frei zu seiner edlen Gemahlin, der theursten Königin Elisabeth. Obwohl die theure Königin an dem Krankenbette des Königs Friedrich Wilhelm IV mit der hingebendsten Treue und Aufopferung bis zu seinem am 2. Januar 1861 erfolgten Tode ausharrte, und ihr Herz von den schwersten Sorgen um das Leben ihres geliebten Gemahls erfüllt wurde, hat sie doch die landesmütterliche Sorge für die Kinder dieses Landes auf treuem Herzen getragen und dafür auch einen Beweis geliefert in der Erhörung der Bitte, die der Bürgermeister Catholy als Vertreter des Patronats und der Superintendent Schröder als Oberpfarrer in St. Marien Ihrer Majestät am 3. April 1860 schriftlich vorlegten. Darin wurde unterthänigst gebeten, daß Ihro Majestät die Königin Elisabeth unserer alten Kirche ein Altarbild schenken möchte, das würdig wäre des prächtigen Baues und fähig, die Herzen zur Andacht zu erheben. 146 Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie Nachdem auf [...] Befehl [...] Maaß angegeben war der Höhe und [...] des [...] Bildes, erschien eines Tages der [...] Professor Pfannschmidt aus Berlin hier, und brachte [...] erfreuende Nachricht, daß er von Ihrer Majestät der Königin beauftragt worden sei, für die St. Marienkirche ein Altarbild anzufertigen, wie es für dieselbe sich eigne. Er untersuchte genau die ganze Stellung, in welche das Bild kommen sollte, und versprach, dasselbe bis Ende des Jahres 1861 zu vollenden. [...] später mitgetheilter Entwurf that kund, daß sich der von Ihrer Majestät mit der Ausführung des Bildes beauftragte oben genannte Künstler für die Darstellung des gekreuzigten Heilandes entschieden hat. Um dieses werthvolle Geschenk unserer allertheuersten frommen Königin, die indessen durch Gottes unerforschlichen Rath Wittwe geworden, würdig und dem Bau der Kirche angemessen aufstellen zu können, war es aber unumgänglich geboten, auch eine neue Altarwand aufzuführen. Der Herr Geheime Oberbaurath Stüler, der schon um die Verschönerung unserer Kirche bei dem Bau des Thurmes sich so hoch verdient gemacht, hat der Bitte gewillfahrt und sich der Mühe unterzogen, eine Altarwand im Gotischen Style zu entwerfen. Nach seinem Entwurf ist nun der Mauermeister Herr Karge, der den Bau des Thurmes geleitet, beauftragt worden, den neuen Altar [...] um 1,5 Fuß weiter [...] gerückt [...], damit das aufzustellend Bild eine bessere [...] erhalte, bis zum 15. October aufzuführen. Denn es ist [...] unser heißester Wunsch, daß die Weihe des neuen Altars an 13. November als am Geburtstage der Königin Elisabeth, an welchem Tage auch der Grundstein um Thurm gelegt wurde, möchte geschehen können. Der Herr unser Gott, der bisher alles so gnädig gesegnet hat, was zum Schmuck und zur Zierde seines Hauses in dieser unternommen worden ist, wolle auch ferner mit seiner Gnade und mit seinem Segen bei uns sein und bleiben und, was wir unternommen haben, uns glücklich vollenden lassen zu seines großen und hochgelobten Namens Ehre und Preis. Amen! Königsberg i. d. N., den 15. August 1861. Der Magistrat. Catholy, Behrendt, Stricke, Berger, Sachse, Voigt, Mahlow, Gloxin, Lange. Der Kirchen-Vorstand. Schröder (Superintendent und Oberpfarrer) , Hetzell, Waldmann, Schlecht, Kinder. 147 Michał Gierke Tłumaczenie Jak budowa nowej wieży przy tej starej świątyni została przygotowana, rozpoczęta, przeprowadzona i poświęcona, o tym wystarczających informacji dostarcza załączona broszura [Druckschrift]. Dalszego upiększenia powinien doświadczyć nasz kościół poprzez wzniesienie nowego ołtarza. Będzie to, tak dalece jak wiedza sięga, czwarty ołtarz, który na tym miejscu zostanie zbudowany. Augustin Kehrberg w swym „Historyczno-chronologicznym opisie miasta Königsberg in der Neumark” (którego trzecie wydanie z 1725 roku jest nam dostępne) przedstawia w trzynastym rozdziale historię i opis ołtarzy. Ołtarz, który przed 15 lipca 1861 roku został rozebrany, został między 8 lipca a 24 sierpnia 1690 roku w swej pierwotnej formie przez sztukatora Johanna Schillera wykonany. Sztukateria jednak (chodzi zapewne o zdobiące ołtarz ornamenty i figury) została przez Włocha Capraniego ukończona dopiero 26 września 1691 roku. Dopiero w kolejnym roku jednakże malarz Christian Bärenkopff wykonał zdobienia [Ausputzung], tak że uroczyste dziękczynienie z okazji zakończenia prac mogło się odbyć dopiero 9 października 1692 roku (20. niedziela po święcie Świętej Trójcy). Wzniesiony wówczas ołtarz nosił znamię swego czasu. Nie zwracano wówczas w ogóle uwagi na ingerencję w czystą i bogatą gotycką budowlę kościoła, przeto wzniesiono wysoką ścianę ołtarzową z rzymskimi kolumnami i łukami odcinkowymi, i innymi ornamentami, które w czasach Francji Ludwika XIV (skąd zapewne Caprani inspiracje czerpał) pozostawały w modzie. Umieszczone po bokach [figury] Mojżesza, Jana Chrzciciela, czterech Ewangelistów oraz figura zmartwychwstałego Zbawiciela ze zwycięską chorągwią, które wysoko pod sklepienie kościoła się piętrzyły, nie miały żadnej wartości artystycznej, ani odpowiedniej formy, ani żadnego wyrazu. Obrazy natomiast, które w trzech polach jeden nad drugim: na dole – Ustanowienie Eucharystii, wyżej – Ukrzyżowanie Pana Jezusa i Łotrów, a na samej górze – Wniebowstąpienie Pańskie przedstawiały, były przez swą brzydotę i karykaturalność nieodpowiednie. Trzeba dodać, że wysoka ściana ołtarzowa w całkowicie nieodpowiedni sposób zasłoniła piękną architekturę wschodniej części kościoła. I temu właśnie ołtarzowi musiał zachowany stary ołtarz, który dnia 6 października 1407 roku został poświęcony, ustąpić z powodu swej staroświeckości, mimo iż w opinii Kehrberga dzięki swej snycerskiej i malarskiej dekoracji unikalny był i kosztowny. Tenże ołtarz, który bez wątpienia do stylu całego kościoła odpowiednio pasował, został przeniesiony do kościoła klasztornego, gdzie jeszcze do początku tego stulecia służył do nabożeństw. Kiedy jednak kościół klasztorny zaprzestał być jako świątynia używany i do wszelakich świeckich celów został przeznaczony, sprzedano również wówczas [...] ołtarz. Nabywca ustawił go jako ozdobę w swym ogrodzie i tam później 148 Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie stopniowo popadał on w ruinę. Jaki ołtarz przed tym poświęconym w 1407 roku w kościele się znajdował, o tym nie ma żadnej informacji. Od dawna już we wszystkich tych, którzy rozumieją ogrom piękna gotyckiej architektury tego kościoła, a zatem również dysharmonię, którą tworzy ściana ołtarzowa, i we wszystkich tych, których zniesmaczały i obrażały okropne postaci z malowideł ołtarzowych, wzrastało życzenie, aby, w szczególności nowego obrazu ołtarzowego, który byłby stosowny, wznoszenie wspierać. Jednakże budowa wieży, do końca 1860 roku, pochłaniała wszelkie myśli i wykorzystała wszystkie środki kościelne. Także po tym, gdy wieża była już ukończona, nie można było o nowych znacznych wydatkach myśleć. Mimo tego wiedzieliśmy, że mamy [...], które dla [...] i kościelnych budów i [...] kościoła serdeczne zainteresowanie żywi. [...] dobrego [...] zmogła wieloletnia choroba, o czym również wspomina broszura [Druckschrift]. Nie mogliśmy zatem na nim polegać. Jednakże droga do jego szlachetnej małżonki, najdroższej królowej Elżbiety, stała przed nami otworem. Mimo że droga królowa z najwierniejszym poświęceniem najofiarniej trwała przy łożu króla Fryderyka Wilhelma IV aż do jego śmierci dnia 2 stycznia 1861 roku, a jej serce najcięższymi troskami o życie jej ukochanego małżonka było wypełnione, nosiła jednak również w swym sercu macierzyńską troskę o dzieci tego kraju, na co dowód dostarcza to, że wysłuchała prośby, którą burmistrz Catholy jako przedstawiciel Patronatu oraz superintendent Schröder jako nadproboszcz kościoła Mariackiego Jej Wysokości 3 kwietnia 1860 roku pisemnie przedłożyli. Proszono w niej najuniżeniej, aby Jej Majestat Królowa Elżbieta naszemu staremu kościołowi zechciała podarować malowidło ołtarzowe, które byłoby tej wspaniałej budowli godne i sposobne zarazem serca do modlitwy uwznioślać. Po tym, gdy na [...] rozkaz [...] zostały podane wymiary wysokości i [...] obrazu, zjawił się tutaj pewnego dnia [...] profesor Pfannschmidt z Berlina i przyniósł radosną wiadomość, że zostało mu przez Jej Majestat Królową zlecone, aby wykonać obraz ołtarzowy dla kościoła Mariackiego, taki, by do niego pasował. Zbadał on dokładnie całe stanowisko, w którym obraz miałby się znaleźć, i obiecał, że do końca roku 1861 będzie ukończony. [...] później przekazany projekt oznajmiał, że ów zatrudniony przez Jej Majestat do wykonania obrazu wymieniony wyżej artysta wybrał przedstawienie ukrzyżowanego Zbawiciela. By ten cenny dar naszej najdroższej pobożnej Królowej, która tymczasem przez niezbadane wyroki boskie stała się wdową, dostojnie i odpowiednio w budowli kościoła móc umieścić, było nieodzownie konieczne wznieść także nową ścianę ołtarzową. Pan tajny wyższy radca budowlany Stüler, który już przy upiększaniu naszego kościoła w czasie wznoszenia wieży wielce się zasłużył, przyjął prośbę i powziął starania, aby nową ścianę ołtarzową w gotyckim stylu zaprojektować. 149 Michał Gierke Wedle jego projektu zatrudniony właśnie mistrz murarski pan Karge, który kierował budową wieży, nowy ołtarz, [...] około 1,5 stopy dalej [...] przesunięty, żeby przekazany obraz otrzymał lepsze [...], do 15 października wykona. Bowiem naszym gorącym życzeniem jest to, żeby poświęcenie nowego ołtarza 13 listopada, w dniu urodzin Królowej Elżbiety, a także w dniu, kiedy został położony kamień węgielny pod wieżę, mogło się odbyć. Nasz Pan Bóg, który do tej pory łaskawie błogosławił wszystko, co dla ozdoby i upiększenia jego domu zostało przedsięwzięte, niech zechce nadal ze swą łaską i błogosławieństwem przy nas pozostać i niech to, co przedsięwzięliśmy, pozwoli nam szczęśliwie do końca doprowadzić dla chwały i czci swego wspaniałego i sławnego imienia. Amen! Königsberg i. d. N., dnia 15 sierpnia 1861 roku. Magistrat [władze miasta] Catholy, Behrendt, Stricke, Berger, Sachse, Voigt, Mahlow, Gloxin, Lange. Zarząd Kościoła Schröder (superintendent i nadproboszcz) , Hetzell, Waldmann, Schlecht, Kinder. Einige Bemerkungen zum neugotischen Turm der Marienkirche in Chojna (ehem. Königsberg/Nm.) Obwohl der Forschungsstand hierzu als recht umfangreich bezeichnet werden kann, bleiben einige Fragen, vor allem die nach der Urheberschaft einzelner Teile der Marienkirche und nach deren Bauchronologie, immer noch unbeantwortet. Es handelt sich hier nicht nur um das aus dem 15. Jahrhundert stammende Kirchenschiff, sondern auch um den neugotischen Turm aus dem 19. Jahrhundert. Aufgrund der Analyse von Quellen aus der Bauzeit des Turmes wurde im Beitrag festgestellt, dass an den Entwurfsarbeiten und am Bau des Turmes wahrscheinlich einige Architekten mitgewirkt haben, es ist jedoch unmöglich, den Anteil der einzelnen Personen zu bestimmen. Der Grundstein wurde 1855 gelegt. In der ersten Bauphase leitete Carl Christian August Dieckhoff die Bauarbeiten, dann wurde die Bauleitung wahrscheinlich 1857 von Friedrich August Stüler übernommen, der seine Funktion von Berlin aus ausübte, während ein gewisser Karge die Arbeiten vor Ort leitete. 150 Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie In einer der im Beitrag angeführten Quellen taucht auch der Name eines gewissen Sulzer auf, der für die Entwurfszeichnungen verantwortlich sein sollte. Aus dem Kreis der Verantwortlichen für den Turmbau kann mit absoluter Sicherheit August Soller ausgeschlossen werden, der oft als Erbauer des Turmes neben Stüler erwähnt wird. Soller starb nämlich 1854, also noch vor der Grundsteinlegung; außerdem erscheint sein Name in keiner der angeführten Quellen, er taucht erst in einer Publikation von 1885 auf. Im Anhang wird der Originaltext und die polnische Übersetzung einer 1988 unter dem neugotischen Altar gefundenen Urkunde veröffentlicht. Übers. v. K. Gołda 151 Michał Gierke 1 2 3 Ryc. 1 – reprodukcja projektu F. A. Stülera. Źródło: G. Wohler, Der Verwandlung des höchsten Kirchturmes der Neumark, „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 7, 1937, s. 26. Ryc. 2 – neogotycka wieża kościoła Mariackiego, fot. F. Müller, źródło: http://architekturmuseum.ub.tu-berlin.de/index. php?set=1&p=79&Daten=146550 Ryc. 3 – Thurm und Kirche zu Königsberg in der Neumark, źródło: Berlin und die Mark Brandenburg mit der Markgrafthum Nieder-Lausitz in ihrer Geschichte und ihrem gegenwäartigen Bestanden, Hrsgb. W Riehl, J. Scheu, Berlin 1861, s. 402. 152 Joanna A. Kościelna* Szczecin Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii1 Wśród prac dotyczących historii Nowej Marchii szczególne miejsce zajmuje kronika Chojny Augustina Kehrberga. Jej autor nie budził dotąd szczególnego zainteresowania badaczy, niewiele o nim wiedziano, był postacią bez biografii2. Tymczasem chojeński kronikarz przekazał całkiem sporo wiadomości o sobie, wplatając je w narrację swego dzieła. Prezentowany szkic jest próbą zebrania i usystematyzowania znajdujących się w kronice3 faktów. * Joanna A. Kościelna – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Szczecińskim. Pomysłodawczyni oraz organizatorka festiwalu filmowego Konstelacja Szczecin. Publikowała m.in. na łamach „Gazety Chojeńskiej” teksty dotyczące historii Chojny. 1 Szkic ten powstał w 2011 r. przy okazji pracy nad zupełnie innym tematem, nad biografią Carla Theophilusa Doebbelina (1727–1793), urodzonego w Chojnie wielkiego aktora, twórcy berlińskiego Teatru Narodowego. Autorka ma świadomość, że biografia Augustina Kehrberga wymaga jeszcze zbadania innych źródeł, jest bowiem bardzo prawdopodobne, że dokumenty odnoszące się do Kehrberga znajdują się w aktach Konsystorza Nowomarchijskiego (Neumärkisches Konsistorium) i zespołach dotyczących Chojny, przechowywanych w Brandenburgisches Landeshauptarchiv w Poczdamie, a przede wszystkim zbadania samej kroniki, która pozostanie zapewne podstawowym źródłem wiedzy o swym autorze. Na pewno przebadania wymagają środowiska naukowe Szczecina i przede wszystkim Frankfurtu nad Odrą, z którymi Kehrberg był związany, pod kątem możliwych wpływów na pracę Kehrberga. 2 Claus Krätzner, Augustin Kehrberg. Der Chronist der Stadt Königsberg/Neumark, „Königsberger Kreiskalender” (dalej: KK) 2004, s. 31–38; A. Talarczyk, Literatura piękna Ziemi Chojeńskiej na obszarze (dawnej) Nowej Marchii – projekt badawczy dla polskich germanistów? Uwagi wstępne, „Rocznik Chojeński” (dalej: RCh) 3 (2011), s. 112. 3 Pełny tytuł dzieła Kehrberga: Augustini Kehrberges, Erleuterter Historisch-Chronologischer Abriß, 153 Joanna A. Kościelna Kehrberg nie uważał się za historyka, bohaterem swej opowieści uczynił miasto, jego przeszłość wywiedzioną z bogatych źródeł przechowywanych w ratuszowym archiwum i teraźniejszość, której był świadkiem i inteligentnym komentatorem: „Augustin Kehrberg, Zehdensis”, konrektor szkoły w Chojnie, „z miłości do prawdy” i chęci wypełnienia dotkliwych braków w wiedzy napisał historię miejsca, w którym przeżył prawie całe swoje życie. I. Życie Augustin Kehrberg, Zehdensis Augustin Kehrberg przyszedł na świat w Cedyni (Zehden) 24 sierpnia 1668 r., a w cztery dni później, 28 sierpnia, został ochrzczony w miejscowym kościele. Był synem Piotra (Petrus) Kehrberga i Katarzyny (Catherina) Gläser4. Ojciec przyszłego kronikarza urodził się w Chojnie (Königsberg in der Neumark) 4 czerwca 1624 r5. Przez 20 lat, aż do swej śmierci, był kierownikiem czy też, jak ówcześnie mówiono, rektorem szkoły w Cedyni, do której przeniósł się dziadek Augustina, również Piotr (Petrus), niegdyś chojeński mieszczanin i starszy tamtejszego cechu kuśnierzy6. Der Stadt Königsberg in der Neu-Marck, In 2. Abtheilungen dieselbe also vorstellende, Daß in der Ersten, dero considerableste Gebäude, vornehmste Amts-Personen, notableste Stadt-Gerechtigkeiten, Kirchen-Sachen und Schul-Gebräuche, Nebst einem kurtzen Bericht von den Römischen Käysern heutiger Linie, von der Neumarck und ihren Regenten, von den Creutz-Herren, Tempel-Herren, Johanniter-Rittern und ihren Hoch- Groß- und Heer-Meistern, Caminischen, Lebusischen Bischoffthümern, dero Bischöfen u. andern Merckwürdigkeiten, der Connexion wegen, zum Vorschein kom̄en; In der Andern aber der Stadt mancherley Fata und Unfälle, so sie durch Krieg, innerliche Unruhe, Feuers-Brunst, Sturm-Wind, Donner-Wetter, ungewöhnliche Hitze oder Kälte, Theurung und Peste erlitten, Mit einem Anhange sonderbahrer Begebnisse dieses Orts, sowohl aus glaubwürdigen Historicis und Documenten, als auch bisheriger Experienz, verzeichnet gefunden werden: Die andere Auflage, Mit vielen Diplomatibus und andern Historischen Accessionen, wie auch Register der vornehmsten Sachen vermehret, Berlin, verlegts Gottfried Gedicken, Königl[lich] priv[ilegierter] Buchhändler, 1724. 4 Tamże, Anderer Vorbericht an den geneigten Leser, b.p. 5 Metryka chrztu w Archiwum Państwowym w Szczecinie (dalej: APS), Zbiór ewangelickich ksiąg metrykalnych z Pomorza i Nowej Marchii (dalej: ZKM), sygn. 174. 6 „Altermann der Kürschner zu Königsberg”. A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p.; Hans Bütow podaje, że Peter Kehrberg, kuśnierz (Kürschner), został przyjęty do prawa miejskiego w 1623 r. H. Bütow, Das Bürgerbuch von Königsberg/Nm. 1603–1628, „Der Neumärker”, Beilage zu den „Mitteilungen des Vereins für Geschichte der Neumark”, 1934, Bd. 1, s. 28. 154 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Babka ze strony ojca, Anna z domu Pichler, była córką Anny Filter i Jacoba Pichlera7, rękawicznika (Handschuhmeister) z Chojny, którego ojciec, a pradziadek Augustina, Georg Pichler, przybył do Nowej Marchii aż z Bratysławy (Pressburg), otrzymał obywatelstwo miasta i pracował w nim jako kuśnierz8. Okruchy wiedzy o rodzinie prababki Anny znajdujemy w dziele Augustina: jej ojciec, Richard Filter, pochodził z Gdańska. Musiał być człowiekiem pobożnym i poważanym, bo w kościele chojeńskim pełnił odpowiedzialną funkcję Kirchenvorstehera9. O jego rodzinie wiemy tylko, że spotkał ją dramat, w nocy bowiem 17 listopada 1601 r. na Vierradenstarße został zamordowany syn Richarda, brat Anny, przez – jak powiadano – Abrahama Stellmachera, syna kotlarza. Tragedia ta musiała się mocno wbić w rodzinną pamięć, skoro zapisał ją Augustin Kehrberg w swym dziele10. Rodzina matki pochodziła z okolic Chojny – jej ojciec, Bartłomiej (Bartholomaeus) Gläser, był garncarzem lub zdunem (Töpffer) z Barnówka (Berneuchen)11, a matka Dorota (Dorothea) była córką Egidiusza (Aegidius) Habermanna, sołtysa lennego ze wsi Ratzdorf12. W „geografii rodzinnej” dominuje Nowa Marchia, ale warto zwrócić uwagę także na odległe miejsca – Gdańsk i Bratysławę. Losy rodziny Kehrbergów w okresie wojny trzydziestoletniej Petera Kehrberga, dziadka przyszłego dziejopisa, wygnały z Chojny bieda, głód i strach, nieodłączne towarzyszki wojny trzydziestoletniej (1618–1648), która w końcu dotarła też do tego sennego regionu, wolnego od wojennej grozy od czasów husyckich wypraw w pierwszej połowie XV w. W ostatnich dniach listopada 1627 r. granice Nowej Marchii przekroczył cesarski generał, hrabia Mon7 Jacob Pich[e]ler został przyjęty do prawa miejskiego w 1614 r. H. Bütow, dz. cyt., s. 20. „[...] dessen Vater Georg Pichler, von Pressburg aus Ungarn, ein Bürger und Kürschner zu Königsberg”. A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p. 8 „[...] dero Vater Richard Filter ein Dantziger und vieljähriger Kirchen-Vorsteher zu Königsberg”. Tamże. Warto zauważyć, iż w 1612 r. do prawa miejskiego przyjęto Paulla Filtera, szewca (Schuster), jego związki z rodziną Anny Filter nie są jasne. H. Bütow, dz. cyt., s. 21. 10 „[...] den 17. Nov. in der Nacht, ward Reichart Filters hiesigen Kirchen-Vorstehers Sohn, in der Vierradischen Strassen, von Abraham Stellmachern, des Kannengiessers Sohn, wie man sagte, erstochen”. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 97. Osoby o nazwisku Pich[e]ler występują w księgach metrykalnych Chojny przechowywanych w APS, ich związki z Augustinem Kehrbergiem wymagają dalszych badań. 11 „Bartholomaeus Gläser, ein Töpffer zu Berneuchen in der Neumark, und Dorothea, Aegidii Habermanns eines Lehn-Schultzen zu Ratzdorf in der Neumarck Tochter”. A. Kehrberg, dz, cyt., Anderer Vorbericht..., b.p. 12 Może jest to Recław (Ratzdorf, Kreis Landsberg an der Warthe)? 9 155 Joanna A. Kościelna tecuculi (Montecucculi/Montecuccoli)13, ze swym chciwym łupów wojskiem. Rozpoczęły się zdzierstwa i gwałty, wszechobecna stała się przemoc. W ciągu zaledwie dwóch miesięcy Montecuculi wydusił z okupowanego terenu aż 72 tys. talarów, ale to nie był rekord, w tym czasie panoszący się w Marchii Środkowej pułkownik Hebron ściągał miesięcznie 7700 talarów14. Wojna żywiła wojnę, dla zwykłych ludzi niewiele zostawało15. W grudniu 1630 r. pod Chojnę podeszły szwedzkie wojska dowodzone osobiście przez króla Gustawa Adolfa i zmusiły do opuszczenia miasta stacjonujące tu wojska cesarskie16. Ta zmiana nie oznaczała bynajmniej poprawy losu mieszkańców. 13 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 17–18. Imię Montecuculego nosiło do 1945 r. jedno ze wzgórz otaczających Chojnę, położone między Barnkowem a Rurką (Bernickow i Röhrchen). Ludowa legenda mówiła, że na tym wzniesieniu generał został pochowany, co oczywiście nie było prawdą. Być może znajdował się tam obóz jego wojsk. Zob. G.F.L. Neumann, Versuch einer Geschichte und Topographie der Stadt Königsberg in der Neumark nebst einer statistisch-topographischen Übersicht des Königsberger Kreises, Berlin 1824, s. 79–80. Wzgórze Montecuculego wcześniej nazywano Lindberg. Kehrberg, który zna nazwę Montcucculiberg, nie jest pewnien, czy ta nowa nazwa to nie żart. Zob. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 11. Można też spotkać sugestię, że wcześniejsza nazwa wzniesienia, Lindberg, pochodzi od dawnego określenia żmii, Lindwurm. Nazwa Montecuculsberg być może jest zniekształconą nazwą Kukelsberg lub Guckenberg (niem. gucken = patrzeć). W takim wypadku oznaczałaby Wzgórze Obserwacyjne. W tym kierunku idzie domysł Paula Schwartza, zob. P. Schwartz, Fürstenbesuch in Königsberg, „Die Neumark” 9 (1932), s. 4. 14 H. Prutz, Preußische Geschichte, Bd. 1: Die Entstehung Brandenburg-Preußens (von den ersten Anfängen bis 1655), Gotha 1900, s. 341. 15 O Chojnie w czasie wojny trzydziestoletniej pisali: G.J. Brzustowicz, Chojna w czasie wojny trzydziestoletniej, RCh 1 (2009), s. 35–61; Richter, Königsberg Nm. im Dreißigjährigen Kriege (1638–1648), KK 2 (1927), s. 5–10 i przede wszystkim Paul Schwartz w fundamentalnej – jak dotąd – pracy Die Neumark während des dreißigjährigen Krieges, T. 1: 1618–1631, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark” (dalej: SVGN): Geschichte der Neumark in Einzeldarstellungen, Landsberg a.W. 1899, T. 2: 1631–1653 (incl. Orts- und Personenregister für Teil 1 und 2), tamże, Landsberg a.W. 1902. 16 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 18, podaje, że „29 grudnia [1630 r.] [Szwedzi] zaatakowali stacjonujące tu cesarskie regimenty Bernsteina, Lichtensteina i Colloreda i z około 36 żołnierzy część zastrzelili [rozstrzelali?], część zadźgali szpadami [przypis: patrz tutejsze księgi kościelne], niedaleko od miasta rozbili 1400 cesarskich [żołnierzy]. Zob też: G.J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 43. W tym czasie działało kilku wojskowych o nazwisku Colloredo: Rudolf Hieronim Euzebiusz Colloredo (ur. 2.11.1585 w Czeskich Budziejowicach, zm. 24.02.1657 w Pradze), graf Wallsee, jeden z dowódców armii cesarskiej w okresie wojny trzydziestoletniej. Karierę rozpoczął od braworowego ataku na pozycje czeskie w bitwie pod Białą Górą (8.11.1620). Brał udział, jako oficer wojsk Wallensteina, w walkach w Danii, potem w oblężeniu (i spaleniu) Magdeburga (1631), w bitwie pod Breitenfeldem (09.1631). Odegrał bardzo ważną rolę w bitwie pod Wesenfellem, gdzie przez cały dzień powstrzymywał armię Gustawa Adolfa (15.11.1632). Uczestniczył w bitwie pod Lützen. Pokonał wojska księcia Bernharda Sasko-Weimarskiego pod Kirchoffem (06.1633). Za zasługi wojenne cesarz Ferdynand III mianował go tajnym radcą i feldmarszałkiem. W 1637 r. został przeorem 156 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Gdy w 1631 r. dowództwo nad wojskami w Nowej Marchii i na Pomorzu Zaodrzańskim (Hinterpommern) objął feldmarszałek Gustaw Horn17, sytuacja stała się tak zła, że rodzina Kehrbergów, jak wielu mieszkańców Königsbergu, uciekła do Polski18. Zapewne po jakimś czasie Kehrbergowie wrócili, ale w 1639 r. ponownie musieli uciekać. Ich wnuk tak opisał tamten czas: „W roku 1639 również mój śp. ojciec ze swymi rodzicami z powodu zawieruchy wojennej i głodu musiał opuścić Nową Marchię i uciekać do Polski. W całej Brandenburgii był taki niedostatek, że wielu ludzi z głodu jadło padlinę. W Marchii Środkowej zakonu maltańskiego w Strakonicach (Strakonitz) w Czechach. Piastował także urząd gubernatora Pragi. Zob. Allgemeine Deutsche Biographie (dalej: ADB), Bd. 4, Leipzig 1876, s. 420. Możliwe, że Colloredem walczącym pod Chojną był jego brat Hieronymus von Colloredo-Waldsee (1582– 1638), uczestnik bitwy pod Lützen (1632), gdzie dowodził regimentem. Walczył w Burgundii, m.in w bitwie koło Raon nad rzeką Meurthe (17.03.1636). Zmarł w wyniku odniesionych ran w 1638 r. G.J. Brzustowicz wymienia też „Fernando hrabiego von Montecuculiego, słynnego w Marchii Brandenburskiej hulakę, który szantażował pogróżkami miasto Treuenbrietzen”, oraz „Ernesta Montecuculiego (*1582 – †17.06.1633), syna Alonso Montecuculi, admirała księstwa Toskanii, którego żołnierze na pewno pojawili się w Chojnie”. G.J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 45. Bernstein, właśc. Vratislav Eusebius von Pernstein (ur. 1594, zm. 26.06.1631 k.Tangermünde), jeden z dowódców wojskowych w czasie wojny trzydziestoletniej, przedstawiciel znanego czeskiego rodu Pernstejnów. Zob. Der Dreißigjährige Krieg in Selbstzeugnissen, Chroniken und Berichten, http:// www.30jaehrigerkrieg.de/pernstein-bernstein-wratislaw-eusebius-freiherr-von-2/ (16.09.2012). Augustin Oswald von Lichtenstein-Karneid (zm. 1663), pułkownik (Obrist) wojsk cesarskich w czasie wojny trzydziestoletniej, członek zakonu krzyżackiego. Był komturem w Horneck, namiestnikiem (Statthalter) władztwa Freudenthal i Eulenburg, komturem krajowym baliwatu Westfalen, członkiem rady wielkiego mistrza Karla Josepha Habsburga. Pochowany w Mergentheim w Wirtembergii, siedzibie wielkich i niemieckich mistrzów. Nazwiska tych dowódców wymieniono na kamieniach tworzących chojeński pomnik, zwany Kopcem/Kamieniem Szwedzkim (Schwedenstein), wzniesiony w 1912 r. na Wzgórzu Szubienicznym (Galgenbergu). Na pomniku znajduje się napis: „Zur Erinnerung an die Befreiung Königsbergs N.M. am 27. Dezember 1630 durch den Schwedenkönig Gustav Adolf aus der schwersten Not des dreißigjährigen Krieges”. J.A. Kościelna, Kronika wypadków königsberskich, „Gazeta Chojeńska” (dalej: GCh), 3.01.2012. 17 Gustaf Karlsson Horn (1592–1657), hrabia, szwedzki dowódca wojskowy i polityk. Od 1625 r. członek Rady Królweskiej, od 1628 r. feldmarszałek, w 1631 r. dowodził połową armii Gustawa Adolfa w bitwie pod Breitenfeld. Wraz z Bernardem Weimarskim (Bernhard von Sachsen-Weimar) dowodził w przegranej bitwie pod Nördlingen (1634). W.P. Guthrie, Battles of the Thirty Years War: From White Mountain to Nordlingen, 1618–1635, New York 2002, s. 265. 18 „A[nno] 1631 gab der König seinem Feld-Marschall Gustav Hornen in der Neu-Marck und Hinter-Pommern das Commando da es denn der harten Krieges-Pressuren wegen, ein böser Zustand gewesen seyn mag, inmassen unter andern meinens seel. Vaters Eltern, Königsberg desshalb verlassen und endlich nach Pohlen flüchten müssen”. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 18. Zob. też: C. Krätzner, dz. cyt., s. 31. 157 Joanna A. Kościelna [Mittel-Marckt] niektórzy psy pożerali. Cesarski generał Gallas19, który w początkach stycznia 1639 r. z czternastoma regimentami nadciągnął z Brandenburga w okolice Belitz, uprowadził ze sobą prawie 800 ludzi, z których niemal nikt nie przeżył. Inni biedacy wygrzebywali padlinę z dołów rakarzy, myszy, koty, zdechłe psy, choć już i 3 dni martwe leżały, co więcej, nawet trupy ludzkie pożerano i częstowano się, oto czego się chwytano, a w Starej Marchii jakiś umierający z głodu żołnierz przed drzwiami pastora wyciągnął rękę po kawałeczek chleba, z radością i łzami w oczach otrzymany pocałował i przy tym oświadczył, że on od wielu tygodni go nie widział. W tym czasie wypiekano chleb z otrąb, plew, żołędzi; wytłoczyny [...] ludzie w mig zbierali; skórki od śledzi kupowano, by osolić wodę, w której gotowano zioła, trawę, korzenie i tym podobne; głąby kapusty i z pogardą [niegdyś] odrzucane kości były starannie zbierane przez biedne dzieci i z rynsztoków wybierane. Ludzie chodzili po ulicach czarno-żółci, zieloni, wychudzeni, obrzmiali, bez siły; szukali czegokolwiek, co uciszy głód. Zdechłe konie były ich dziczyzną [Wildpret]. Tu, w Chojnie, kupowano miarę zboża po zbójeckiej cenie 1 talara i miarę owsa za 12 groszy”20. W latach trzydziestych XVII stulecia Chojna przechodziła z rąk do rąk – 19 marca 1636 r. miasto szturmowały oddziały brandenbursko-saskie, wypierając Szwedów21. Każda zmiana oznaczała nowe grabieże. Za wojskiem ciągnęli „jeźdźcy Apokalipsy” – choroby, głód i śmierć. 19 Matthias Gallas (1584–1647), jeden z wodzów wojsk cesarskich w czasie wojny trzydziestoletniej. W 1630 r. wsławił się zdobyciem Mantui. W latach 1631–1632, dowodząc jednym z korpusów armii Wallensteina, brał udział w bitwie pod Lützen. Po zamordowaniu Wallensteina w 1634 r. (był jednym z uczestników konspiracji, mimo że to właśnie poparciu Wallensteina zawdzięczał karierę) został wodzem armii. Dowodził zwycięską dla katolików bitwą pod Nördlingen (1634). W latach 1637–1638 prowadził nieudolnie działania przeciwko armii szwedzkiej Johanna Gustava Banéra i doprowadził do utraty całych północnych Niemiec. Po przegranej bitwie pod Chemnitz w 1639 r. cesarz odebrał mu dowództwo. Niełaskę cofnięto kilka miesięcy później, ale dowództwo utracił ponownie w 1645 r. po kolejnej serii porażek. Zasłynął jako jeden największych łupieżców w całej wojnie trzydziestoletniej. Na wojnie dorobił się wielu bogactw, które stały się podstawą potęgi rodu, który założył. Zob. ADB, Bd. 8, Leipzig 1878, s. 320–331. 20 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 74–75 (wszytkie tłumaczenia – J.A.K.). O tym, jak tragiczna była sytuacja w całej Nowej Marchii w tych czasach, świadczą wpisy zarówno w księdze zgonów parafii w Chojnie, jak i w księgach innych nowomarchisjkich miejscowości, np. w Krzemlinie (Kremlin, Kreis Soldin). Tamtejszy pastor zapisał: „Anno 1638. [...] nikt nie zliczy, ilu ludzi umarło z głodu, ilu na dżumę. [...] Od początku tego roku zmarło 67 osób na dżumę i 30 z głodu. W następnym na 8 zgonów, 7 – z powodu głodu”. Cyt. za: Borchert, Aus dem Kremliner Kirchenbuch, „Die Neumark” 4 (1927), s. 104. 21 F.G.L. Neumann, dz. cyt., s. 81–82. 158 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Obraz miasta po zakończeniu wojny musiał być rozpaczliwy; było wyludnione i zniszczone22. Jeśli Kehrbergowie wrócili do Chojny, to tylko po to, by stwierdzić, że nie ma tu dla nich miejsca, i podjąć decyzję o przeniesieniu się do mniej – jak się wydaje – zniszczonej Cedyni, gdzie w pewnym sensie się im powiodło, skoro dziadek dziejopisa został burmistrzem i było go stać na zapewnienie synowi Piotrowi wykształcenia uniwersyteckiego, bo tylko takie dawało uprawnienia do kierowania szkołą. Dzieciństwo w Cedyni Nie wiemy, kiedy Piotr Kehrberg ożenił się z Katarzyną Gläser, wiemy natomiast, że była od niego o ok. 24 lat młodsza23. Nie wiemy też, czy małżeństwo to miało więcej dzieci24. Rodzice łączyli z Augustinem wielkie plany i marzenia, bo przeznaczyli go do kariery duchownej i zamierzali posłać na studia teologiczne. Te dążenia od początku natrafiały na przeciwności losu – w 1674 r. rozpoczęła się wojna Szwecji z Danią i Brandenburgią (1674–1679). Wojska szwedzkie dotarły do Cedyni i w Boże Narodzenie 1674 r. rodzina Kehrbergów najprawdopodobniej opuściła zagrożone miasto. Peter Kehrberg zachorował i wkrótce zmarł. Syn zapisał datę jego śmierci: 6 marca 1675 r. Matka po pewnym czasie wyszła powtórnie za mąż – za cedyńskiego urzędnika miejskiego Michaela Bubtzckego25. Po śmierci ojca Augustin przez kilka miesięcy mieszkał i uczył się u kantora Johanna Dörfenfeldego w Oderbergu, następnie, do 1776 r., u Johanna Krügera, pastora w Cedyni, i w końcu u Georgia Bartholomaei, który po ojcu Augustina przejął w miasteczku obowiązki nauczyciela. O swych pierwszych nauczycielach pisze tylko, że uczyli go z marnym skutkiem („wiewol mit schlechtem Success”26). W 1680 r. rozpoczął naukę w szkole we Writzen an der Oder27; o wyborze tej szkoły zdecydowała matka za zgodą ojczyma. 22 Paul Schwartz podaje, że liczba obywateli miejskich (Bürger) zmniejszyła się po wojnie z 500 do 50, a jeszcze 40 lat po jej zakończeniu aż 250 budynków mieszkalnych z 420 istniejących w mieście stało pustych. P. Schwartz, Ein Menschenalter im Frieden. Königsberg in der Neumark von 1680 bis 1750, SVGN 2 (1894), s. 75. Sam Kehrberg o zniszczeniach budynków nie pisze, możliwe więc, że opuszczone, zbudowane z drewna domy po prostu się rozpadły. 23 Katarzyna Gläser musiała urodzić się ok. 1648 r., ponieważ we wstępie do wydania z 1724 r. (Anderer Vorbericht...) Kehrberg pisze, że matka żyje i ma 76 lat. 24 Kehrberg nie pisze, czy miał rodzeństwo. W księgach metrykalnych Chojny, przechowywanych w APS, znajdujemy wpisy dotyczące Michała (Michael), Joachima i Hansa Kehrbergów, ich żon oraz dzieci. Trudno jednak na tej podstawie ustalić związki łączące ich z kronikarzem. 25 A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p. 26 Tamże. 27 Wriezen koło Bad Freienwalde, leżące przy starym korycie Odry. 159 Joanna A. Kościelna We Wrietzen spotkał ludzi, którym w pewnym sensie zawdzięczał najwięcej – Leonharda Meyera i Petera Schmieda. Kiedy bowiem z powodu braku pieniędzy musiał zakończyć naukę (stało się to ostatecznie 30 września 1684 r.), najpewniej właśnie oni polecili go rektorowi szkoły w Chojnie, Johannowi Kindlerowi, i w ten sposób skierowali na drogę, której ukoronowaniem była praca nad spisaniem historii miasta28. Chojna po raz pierwszy Tak to dzięki nauczycielom z Wrietzen trafił w końcu w rodzinne strony swych przodków. W Chojnie lat osiemdziesiątych XVII w. wszędzie jeszcze były widoczne ślady obecności wojsk cesarskich i szwedzkich z czasów Wielkiej Wojny. Miasto mozolnie dźwigało się z wojennej pożogi i choć część domów była niezamieszkana, kościoły obrabowane, mury obronne zniszczone – starano się przywrócić mu dawny blask i chwałę: remontowano kościół Mariacki, odnawiano budynki, naprawiano mury i baszty. W domu magistra Kindlera młody Kehrberg przez pół roku był po prostu „chłopcem do wszystkiego” (sam się określił jako Haus-Pursch [Bursch]), ale rektor chojeńskiej szkoły musiał szybko dostrzec jego głód wiedzy i pozwolił, aby został alumnem, czyli pełnoprawnym uczeniem. Kehrberg nie pisze, kto go utrzymywał i kto płacił za jego naukę. Może po prostu utrzymywał się sam? Początki szkoły w mieście sięgały średniowiecza, a budynek – roku 1597; wtedy zaczęto go wznosić z kamieni pochodzących z rozbiórki szpitala zwanego Jeruzalem lub szpitalem św. Grobu29. Particular oder Stadt-Schule30 mieściła się w okolicach kościoła Mariackiego (Marienkirche) i przylegającego do niego cmentarza, „na miejscu, gdzie najpewniej i w czasach kwitnienia papistowskiej religii mieściła się szkoła”31. Budowę zakończono w 1604 r., a inspektor32 Pontanus33 napisał na tę okoliczność epigram. W 1667 r., z powodu złego stanu, A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p. Tamże, Abt. 1, s . 204–205. Kehrberg pisze, że szpital św. Grobu (Jeruzalem) położony był w połowie drogi między miastem a wsią Bernekow (Barnkowo). Tamże, s. 204. 30 Warto dodać, że w tych czasach była w Chojnie też szkoła dla dziewcząt, Jungfer- und Mägdchens-Schule, w której uczyła żona organisty. Zob. tamże, s. 207. 31 Tamże, s . 204. 32 Inspektorami Kehrberg nazywa superintendentów, którzy z ramienia konsystorza nadzorowali parafie i pastorów, przeprowadzali wizytacje kościelne, sprawowali nadzór nad szkolnictwem, opiekę nad instytucjami charytatywnymi. 33 Johannes Pontanus (ur. 21.11.1550 w Cottbus), studiował we Frankfurcie nad Odrą (od 1572 r.), w 1577 r. otrzymał tam tytuł magistra. Kehrberg pisze, że ufundował pewną liczbe ksiąg na potrzeby chojeńskiej szkoły i kościoła. Zmarł 5 stycznia 1612 r., autor m.in. Compendium examinis Theologici, 28 29 160 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii budynek poddano remontowi. Audytoria szkoły wypełniały pouczające łacińskie sentencje, epigramy i dystychy34. Szkoła zatrudniała czterech nauczycieli: rektora (kierownika), konrekrora, subrektora i kantora, ale pracowali w niej także „Collegae infimi, bald Hypodidascali, bald Tertiani, bald Baccalaurei genannt”35, którzy uczyli w klasie przygotowawczej. Johann Kindler Johann Kindler, dla którego Augustin żywił podziw, wdzięczność i sympatię, został rektorem szkoły 5 maja 1685 r.36 Nie obyło się bez sporów, inspekin usum Scholasticae juuentutis. Conscriptum à M. Ioanne Pontano, Frankfurt 1597 i Aristologia proverbialis. In gratiam, et usum scholae Francofurdianae aliquot centurijs, concinnata & edita à M. Johanne Pontano ibidem Moderatore. Praemissus est Nomenclator puerilis pro incipientibus. In fine additur festium Poema de Magistratus, et subditorum ordinatione, Frankfurt 1600, Catalogus Haereticorum qui tam apud veteres quam Recentiores grassantur, 1614, Einweihung Der Newen Grösten Glock Zu Königsbergk in der NewMarck, 1608, Quaestiones De Postrema, Huius Nostri Seculi, Formula Concordiae, 1602, Quaestiones Synodicae, De Coelo, 1608. Żonaty był z Anną Behr (zm. 1624). Zob. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s.18–185. Kehrberg wspomina też (tamże, Abt. 2, s. 97), że Pontanus opisał w osobnym tekście straszliwy czyn, jakiego dopuścił się chojeński kuśnierz Peter Wegener. Przed laty przybył on do miasta ze Śląska, otrzymał tu obywatelstwo i żył przykładnie. 17 lutego 1598 r. podciął gardło swej dziesięcioletniej córeczce Esther. Dziewczynkę pochowano 20 lutego, a dzieciobójcę po 14 dniach od morderstwa wydano katu, który szarpał go obcęgami i ostatecznie ściął. Pontanus poświęcił temu wydarzeniu pracę pt. Parricidium. Notwendiger vnterricht Von der vnerhoertẽ That die sich zu Koenigsberg in der New Marck anno 1598. Mense Februario, begeben vnd zugetragen. Da ein Vater sein einiges [...] Toechterlein von zehen Jaren vorsetzlichen [...] mit einem scharfen Messer schrecklichen ermordet. Vber des entleibeten Megdleins Sepultur vnd Leichbegengnus Gethan durch M. Iohannem Pontanum, Pfarrer daselbst. Zu ende [...] eine historische Erzehlung dieser begangnen schrecklichen That, Frankfirt a.d.O. 1598. Historię tę opisał też Andreas Angelus w Annales Marchiae Brandenburgicae […], Frankfurt a.d.O. 1598. Sprawa znalazła również oddźwięk w księgach kościelnych. Akt zgonu Esther Wegener znajduje się w księdze metrykalnej Chojny, APS, ZKM, sygn. 173, s. 291. Epitafium Pontanusa znajdowalo się w kościele Mariackim, napis głosił: „Monumentum Reverendi & Clarissimi D[omi]ni M[agistri] Joh[annae] Pantani, Cotbusian[i] Pastoris & Inspectoris Ecclesiae Regism[montanae] supra annos XXVIII, fidelissimi, qui a[nn]o aetat[i] 63 A[nno] Ch[risti] 1613, 5 Jan[auris] vera in Christum fide placid obdormiit” . Powyżej wisiały jego herb z dewizą „Ich hoffe noch!” oraz dystych: „Ponte sarco fidei Pontanus quam bene pontum. Transiit hoc posuit membra fovenda solo”. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 121. 34 Tamże, s. 205–206. 35 Tamże, s. 214. 36 „A. 1684 d. 5 May ist an dessen statt introduciret M. Joh. Kindler, Berolinens, welchen sein hiesiges Wohlverhalten und die Qualitaeten eines guten Schulmanns nach Wismar gebracht, dahin er A. 1695 d. 11 Octob. gezogen und noch ißt daselbst mit Ruhm das Recktorat führet”. Tamże, s. 211–212. 161 Joanna A. Kościelna tor starał się bowiem wprowadzić na to stanowisko diakona Benjamina Borcka z Bernau, większość jednak członków chojeńskiej Rady Miejskiej poparła pochodzącego z Berlina magistra Johanna37. Kindler kierował chojeńską szkołę przez 10 lat, do 11 października 1695 r., w tym roku przyjął korzystną propozycję pracy, jaka nadeszła aż z Wismaru38. Była to wielka strata dla Chojny, a stanowisko kierownika szkoły jakiś czas wakowało. W tym czasie notowano wyraźne rozprzężenie dyscypliny wśród uczniów, którzy zaczęli przynosić do szkoły szpady, co zaniepokoiło radę miejską39. Kehrberg był nie tylko uczniem Kindlera; pod jego kierownictwem rozpoczął swą trwającą ponad 40 lat karierę nauczycielską. Zawsze uważał go za swego mistrza, w słowach pełnych prawdziwego bólu odnotował jego zgon, pisząc, że „25 stycznia 1723 r., po 25 latach kierowania szkołą w Wismarze, zmarł pan magister Kindler, niegdyś mój prawdziwy mistrz [getreuer Lehr-Meister] i przez dwa lata kolega. Był człowiekiem biegłym w zakresie teologii, filozofii i historii marchijskiej [...]”. Z Kindlerem przez to ćwierćwiecze pozostawał w korespondencyjnym kontakcie; wspomina, że z uczoności i wiedzy byłego chojeńskiego rektora korzystali także inni sławni i uczeni Marchijczycy40. Chojeńska placówka miała szczęście do wybitnych rektorów – jednym z poprzedników Kindlera był sam Andreas Müller, uczony orientalista41, prowadzący szkołę w roku 1653 (o nim dalej). P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen der Stadt Königsberg Nm., „Die Neumark” 11 (1936), s. 13. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 212. Być może jakiś wpływ na ostateczną decyzję opuszczenia Chojny miała śmierć żony, Margarete Vatich (Vatichin). Kehrberg zanotował, że w kościele Mariackim był nagrobek żony mistrza Kindlera, urodzonej w Myśliborzu (Soldin) 12 października 1653 r., zmarłej 6 maja 1695 r. Gdy 10 listopada 1690 r. wychodziła za mąż za Kindlera, była wdową po kotlarzu (Kupfer-Schmied) Baltasarze Schirachu (ur. w 1626 w Gubinie/Guben, zm. 30.08.1689 w Chojnie). Tamże, s. 121. Być może synem Johanna Kindlera był Christoph Kindler, berlińczyk, wymieniony wśród uczniów występujących z oracją w 28 marca 1686 r. Tamże, s. 215–216. 39 „1696 Beim Gregoriusumgang am 12. März haben die Schüler Degen getragen. Das kommt daher, daß sie keinen Rektor haben, der auf Zucht und Ordnung sieht; den der Rektor Kindler ist im Oktober vorigen Jahres nach Wismar gegangen und hat noch keinen Amtsnachfolger”. P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen..., s. 31. 40 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, Uzupełnienia, Ad § 13 p. 212, s. 272. 41 „M. Andreas Müller, Greiffenhag. Pom. Introd. A. 1653 d. 30. April. wird A. 1654 d. 19. Sept. zu Rostock Magist. hernach Praepositus zu Treptow an der Töllensee, ferner Praepositus zu Bernau, und darauf nach Berlin zum Praeposito und Inspectore Gymnasii A. 1675 zum Consistorial-Rath vociret, und A. 1685 auf Begehren seiner Aemter erlassen. Er hat sich der gelehrten Welt ziemlich bekannt gemacht”. Tamże, s. 211. 37 38 162 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii W kręgu kolegów Od uczniów szkoły wymagano bardzo dużo – nie tylko pilnej nauki, ale też umiejętności publicznych wystąpień; co kwartał odbywały się egzaminy, najlepsi uczniowie wygłaszali wówczas oracje przed zebraną publicznością. W październiku 1686 r. Augustin Kehrberg przygotował i wygłosił mowę na temat Τεχνύδρια. Cacodaemonis in oraculis gentilium42. Choć życie uczniów wypełniała nauka, było też miejsce na „uczącą zabawę”, w szkole prowadzono bowiem teatr i wystawiano sztuki (Comoedien), w których brali udział nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele. Tak było do początku 1712 r., kiedy Konsystorz Kostrzyński43 zakazał urządzania przedstawień w szkołach44. Nauczyciele potrafili wzbudzić w uczniach miłość do literatury, do poezji, uczyli radości obcowania z przyrodą. Opisując bieg rzeczki Zerbst, wspomina kronikarz, że strumyk biorący swój początek koło wsi Jelenin (Gellin) płynął „koło miasta obok zewnętrznych murów i Ścieżki Poetów [Poetensteig], którą wytyczono w 1719 r. po obu stronach łąki, by spacerujący mogli słuchać słowików i innego śpiewającego ptactwa”45. Wspomni tę uroczą nazwę raz jeszcze, przypominając inne ciekawe przedsięwzięcie: w roku urodzenia Fryderyka II (1712) lub może, jak pisze, rok wcześniej, naprawiono część murów miejskich w okolicy Ścieżki Poetów i podniesiono je, a na końcu Ścieżki, w okolicy Stawu Młyńskiego przy Bramie Świeckiej, wzniesiono z kamieni dwa pomniki (kolumny) w kształcie piramid, z których jedna dość szybko się zawaliła46. Dlaczego wzniesiono takie pomniki – nie napisał. Tamże, s.216. Hochpreißl[iche] Regierung zu Cüstrin. Tamże, s. 217. 44 „[...] daß alle Comoedien und Actus histrici und Dramatici in Schulen nich stats haben sollen”. Tamże, s.217: Decyzja wyraźnie nie ucieszyła Kehrberga, nie sprzeciwiał się jej, ale w opisie tego wydarzenia widoczny jest dystans. 45 Tamże, s. 11–12. Poetensteig, Ścieżka Poetów – to nazwa spacerowej trasy wytyczonej w Chojnie poza miastem, na dawnych wałach miejskich, które na rozkaz elektora, potem króla Fryderyka I obsadzono drzewami. Nazwa była w tym czasie modna: Ścieżki Poetów były w Berlinie, w Schwedt, we Frankfurcie nad Odrą, Gubinie (Guben), Trzebiatowie (Treptow an der Rega), Białogardzie (Belgard), w Gryficach (Greifenberg), Wałczu (Deutsch Krone), w Szczecinie (w Puszczy Bukowej) i w wielu, wielu innych miastach. W Chojnie istniała też Ścieżka Słowików (Nachtigalensteig). 46 „A. 1712 den 24. Januar ist der Preuß. Kron-Prizn Hr. Friedrich gebohren. In diesem, oder im Jahr vorher, im Julio ward ein zimlich Theil der Stadt-Maurer in der Gegend des Poeten-Steiges repariert und höher geführet und zu Ende solches Steiges und des Schwetschen Mühlen-Teiches 2 steinerne Pyramidal-Seulen gesetzt, davon aber die eine schon dahin gefallen”. Tamże, Abt. 2, s. 110. 42 43 163 Joanna A. Kościelna W czasie Wniebowstąpienia uczniowie mieli tygodniowe ferie, urządzali wówczas zabawy na tzw. Anyżkowym (Biedrzeńcowym) Wzgórzu (Pimpi- oder Bibenellen-Berg)47, które znajdowało się w pobliżu drogi prowadzącej do wsi Retzdorf (Stoki). Na czym te zabawy polegały, wyjaśnił w swym dziele profesor uniwersytetu we Frankfurcie nad Odrą, Johann Christoph Beckmann: „Z zielonoświątkowych praktyk opisanych powyżej dwie pochodzą z dawnych czasów i przypadają na czas przed Zesłaniem Ducha Świętego [Pfingstfest], mianowicie Wykopywanie Anyżu [Pimpinellengraben] i Obchodzenie Zbożowych Pól [Umzug um die Kornfelder]. W niektórych miejscach młodzież szkolna w dzień Wniebowstąpienia [Himmelfahrtstag] szukała anyżu [Pimpinellen oder Bibenellen, Pimpinella saxifraga altera] i wykopywała jego korzenie, ten, kto znalazł największy korzeń zostawał »królem«. Czcił ten zaszczyt, wydając dla kolegów i nauczycieli biesiadę [Schmaus]. Potem [zwyczaj] ten został zniesiony z powodu nadużyć, jakie przy tej okazji miały miejsce; wiele wzgórz w Marchii nosi nazwę Wzgórze Anyżowe [Pimpinellenberge]; jedno mianowicie jest koło Chojny w Nowej Marchii (porównaj Kehrberg, hist. chron. Abriß der Stadt Königsberg, s. 14), inne koło Ruppina”48. Opis takiego święta w 1697 r., a więc w czasach, gdy Kehrberg był już nauczycielem, subrektorem, znajduje się także w protokołach rady miasta. Wyraźnie z nich widać, że poważni mieszczanie bali się spontanicznego wybuchu radości i starali się powstrzymywać pomysły uczniów, a nawet im przeciwdziałać – już pochód z trąbkami i bębnami, zapowiadający święto, wywołał reakcję, ponieważ zabroniono muzykowi miejskiemu pożyczania młodzieży instrumentów, zakazywano też sprzedawania prochu strzelniczego. 47 Opisując wzgórza i pagórki otaczające Chojnę, Kehrberg wspomina też, że w okolicy bagien koło wsi Mętno (Mantel) były „die Wilde Berge und in solcher Gegend am Retzdorffschen Wege der Pimpi- oder Bibenellen-Berg, auf welchem die Schul-Jugend ihre Bibenellen-Ferien in der Himmelfahrts Wochen zu halten und die Knaben dergleichen Wurtzeln zu graben pflegen”. Tamże, Abt. 1, s. 14. 48 J.C. Beckmann, Historische Beschreibung der Chur und Mark Brandenburg nach ihrem Ursprung, Einwohnern, natürlichen Beschaffenheit, Gewässer, Landschaften, Stäten, Geistlichen Stiftern [...] Regenten, deren Staats- und Religions-Handlungen, Wapen, Siegel und Münzen, Wohlverdienten Geschlechtern Adelichen und Bürgerlichen standes [...],Th. 3, Berlin 1751, s. 719. Bibenelle (Pimpinella saxifraga altera) to biedrzeniec-anyż. Można się zastanowić, czy zwyczaj nie nawiązywał do poszukiwań mandragory. Średniowieczne legendy mówią, że roślina ta wydaje z siebie krzyk, kiedy jest wyrywana z ziemi, że rośnie zawsze pod szubienicami, powstając ze sływającego do ziemi nasienia wisielca. Kehrberg, opisując święto Pimpinellengraben, w następnym zdaniu pisze, że „dalej w kierunku na Hansenberg i Schwedt jest Wzgórze Sądowe (Gerichts-Berg), gdzie wykonywano wyroki na złodziejach i innych przestępcach – wieszano ich i łamano kołem”. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 14. Czy informacje o uczniowskim święcie i Wzgórzu Sądowym łączy tylko szacunek dla geografii? 164 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii W roku 1697 uroczystość Wniebowstąpienia wypadała 13 maja; dwa dni później chojeńscy żacy rozpoczęli swoje święto. W radosnym, ale i bardzo głośnym pochodzie wyruszyli w stronę Pimpinellenbergu i tam wyłonili nowego „króla” (Pimpinellenkönig). Nocny powrót do miasta, z muzyką i strzelaniem, a chyba też demolowaniem kramów, spowodował wezwanie rektora Elsnera49 przed oblicze rady. Kierownik szkoły musiał się gęsto tłumaczyć, dlaczego uczniowie złamali zakaz50. Zapewne nie inaczej wyglądała taka zabawa w czasach, gdy uczniem był Augustin Kehrberg. Chojeńska szkoła, słynąca z wysokiego poziomu nauczania, przyciągała uczniów z całej Nowej Marchii, a władze miasta bardzo dbały o poziom zatrudnianych nauczycieli, którzy pochodzili z różnych stron Rzeszy51. Początkowo rektorzy szkoły zmieniali się bardzo często; były też okresy, gdy szkoła nie miała kierownika – tak zdarzyło się między 1629 a 1641 r., co łączyć chyba wolno ze skutkami wojny trzydziestoletniej. Z Chojny w świat Nauka nie sprawiała Augustinowi kłopotów, nauczyciele go cenili, świadczy o tym łacińska laudacja, rodzaj świadectwa ukończenia szkoły, napisana przez Kindlera i datowana „Regiomonti Neo Marchicorum A[nno] D[omini] 23. Aprilis A[nno] O[rbis] R[edempti] M.D.C.XCI”52. Zaopatrzony w ten list Kehrberg rozpoczął podróż przez Kostrzyn, Luckau, Lüben, Torgau, Eilenberg i Lipsk do Jeny, na uniwersytet. Dotarł tu na początku maja i immatrykulował się 7 maja 1691 r. Uniwersytet w Jenie skupiał wówczas wielu światłych i uczonych profesorów. Kehrberg z czcią wymienia ich nazwiska: teologii uczył go prof. Valthemius53, filozofii – prof. Treuner54, fizyki 49 Johann Gottfried Elsner, zanim został 25 października 1697 r. rektorem szkoły w Chojnie, pełnił taki sam urząd w szkole Tangermünde. 11 maja 1702 r. (zapewne ku uldze Kehrberga) przeniósł się do Myśliborza (Soldin). Tamże, s. 212. 50 P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen..., s. 32–33. 51 A. Kehrberg dz. cyt., Abt. 1, s. 210–214. 52 Kehrberg przytacza ją w całości, zob. tamże, Ersterer Bericht an der Leser, b.p. Naukę w szkole zakończył ostatecznie 25 kwietnia 1691 r. Datę tę, jak wszystko, co łączy się z głównymi życiowymi wydarzeniami, podał w swym dziele. 53 Valthemius, właśc. Valentin Veltheim (1645–1700), profesor logiki i metafizyki na uniwersytecie w Jenie, kilkakrotny rektor tej uczelni, znany ze sporów z Samuelem von Puffendorfem (1632–1694). Był autorem m.in. Institutiones Metaphisicae. Zob. ADB, Bd. 39, Leipzig 1895, s. 595–596. 54 Johann Philipp Treuner (1666–1722), urodził się w Schalkau w księstwie Coburg, studiował m.in w Jenie, gdzie w 1686 r. otrzymał tytuł magistra, a w 1697 r. stopień doktora teologii. Wykła- 165 Joanna A. Kościelna – rektor prof. Johann Paul Hebenstreit55, hebrajskiego – prof. Danzius56, a greki – prof. Müller57. Pobyt w Jenie zakończył się dużo wcześniej, niż był planowany, bo już 22 czerwca 1692 r. Augustin przerwał naukę z powodu choroby – w lutym 1692 r. pojawiły się skurcze i zawroty głowy oraz jakieś przypadłości, które określa jako spasma i asthma praecordiale. Choroba ta towarzyszyć mu będzie do końca życia. Leczyli go doktorzy Wedelio i Slevogt, m.in. puszczaniem krwi. Kuracja, typowa dla ówczesnej medycyny, nie przyniosła poprawy i młody adept teologii, jak sam pisze, „postanowił zmienić powietrze”. 22 czerwca 1691 r. rozpoczął podróż do domu, do ojczyzny. Przerwania nauki żałował całe życie. Wracał m.in. przez Halle, gdzie słuchał publicznego wykładu doktora Breithaupta58 na temat Wyznań św. Augustyna; w drodze spotkał radcę konsystorza Schradera59, inspektora Oleariosa60, potem jeszcze raz Oleariosa w Weißenfels dał metafizykę i logikę. W 1707 r. został pastorem w Augsburgu. Autor prac teologicznych i filozoficznych, m.in. Primitas Augustanas (1708), Declaratio Treunerianae hypotheseos de poenitentia ex Euangelio (1710). Zob. L. Holberg, A.G. Detharding, J.L. Köhler, Allgemeine Kirchenhistorie vom Jahr Christi 1700 bis 1750, Ulm 1777, Th. 6, s. 449–451. 55 Johann Paul Hebenstreit (1660–1718), pochodził z Neustadt an der Orla. Uczył się w rodzinnym mieście, potem w gimnazjum w Gerze i w Gothcie, studiował w Jenie filozofię i teologię. Wykładał etykę i politykę na jenajskiej uczelni. Słynął z konfliktowego charakteru i dość ekscentrycznego trybu życia, nazywano go profesorem moralności bez moralności (professor moralium ohne Moral). W 1715 r. został pastorem w Dornburgu. Główne dzieło to Systema theologicum (1707–1717). Zmarł w Erfurcie.Zob. ADB, Bd. 11, Leipzig 1880, s. 195–196. 56 Johann Andreas Danz (1654–1727), teolog i orientalista, autor gramatyki hebrajskiej, zainteresowany też językiem chaldejskim. Zob. tamże, Bd. 4, s. 751. 57 Może to Johann Jakob Müller (Ioannes Iacobus Müllerus, 1650–1716), w latach 1704–1705 rektor uniwersytetu w Jenie, od 1692 r. adjunkt na wydziale filozoficznym, potem profesor filozofii, poezji, logiki i prawa. Zob. internetową bazę Consortium of European Research Libraries (dalej: CERL Thesaurus). 58 Joachim Justus Breithaupt (1658–1732), teolog luterański, autor wierszy o tematyce religijnej, profesor uniwersytetu w Halle. Studiował w Helmstedt. Od 1680 r. konrektor w Wolfenbüttel, od 1685 r. kaznodzieja dworu (Hofprediger) w Meiningen, od 1687 r. proboszcz w Erfurcie. W 1691 r. rozpoczął pracę na nowym uniwersytecie w Halle, w 1705 r. został generalnym superintendentem księstwa Magdeburg. Dzieła: Institutio Hermencutico-homiletica, hoc Est, Praecepta Interpretandi [...] (1694), Fünff Erläuterungs-predigten von dem Geheimniss des Creutzes [...] (1724). Zob. ADB, Bd 3, Leipzig 1876, s. 291–292. 59 Może był to Christoph Schrader (1642–1709) z Halle/Saale, radca kościoła (Sächsischer Kirchenrat) w Dreźnie, a wcześniej kaznodzieja dworski w Magdeburgu. Zob. J.C. Hasche, Umständliche Beschreibung Dresdens: Mit allen seinen äußern und innern Merkwürdigkeiten. Historisch und architektonisch, mit zugegebenem Grundriß. Anderer Theil: Nebst Plan der Churfürstl. Sächsischen Armee, Lepizig 1783, s. 654. 60 Johannes Olearius (ur. 1639 w Halle, zm. 1713 w Lipsku), niem. teolog, wydał 61 dzieł filozoficznych i 106 teologicznych. Bardzo ceniony przez współczesnych. Zob. ADB, Bd. 24, Leipzig 1886, s. 280–282. 166 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii i w Lipsku, panów Carpzoviusa61 i Albertiego62, a w Wittenberdze – profesorów Neumanna63, Franco (Francus)64 i Sperlinga65, przy końcu podróży zaś – proboszcza Lütkego (Lütken)66. Wszystkie te spotkania bardzo go cieszyły; po latach wspominał uczynność i uprzejmość spotkanych uczonych67. Jesienią 1692 r. widzimy Kehrberga w Szczecinie. Niezatarte przez czas wspomnienie pozostawiło spotkanie z radcą konsystorza i proboszczem z Berlina, Andreasem Müllerem68, z którym rozmawiał przez ponad pół godziny i który obiecał odpisywać na jego listy. Pamięć tych trzydziestu minut pielęgnował do końca życia. Nie bez powodu. Andreas Müller Andreas Müller urodził się w 1630 r., był synem gryfińskiego kupca Joachima Müllera i Katheriny Gericke69. Ojciec pragnął zapewnić synowi świetne wykształcenie i wysłał go do szkoły w Szczecinie, do Pedagogium Książęcego 61 Może chodzi o Johanna Benedicta Carpzova II (1639–1699), niem. teologa i hebraistę, członka rodziny sławnych uczonych o tym nazwisku. Carpzov II od 1668 r. wykładał języki orientalne na uniwersytecie w Lisku, w latach 1684–1699 był profesorem teologii, w latach 1679–1699 proboszczem kościoła św. Tomasza w Lipsku. Zob. tamże, Bd. 4, s. 21–22. 62 Może Valentin Alberti (ur.1635 we Wleniu na Śląsku/Lahn – zm. 1695 w Lipsku), profesor logiki, metafizyki i teologii na uniwersytecie w Lipsku, wielokrotny rektor tej uczelni. Zob. tamże, Bd. 1, s. 215–216. 63 Najprawdopodobniej Johann Georg Neumann (ur. 1661 w Mörz, zm. 1709 w Wittenberdze), luterański teolog i historyk Kościoła. Był obrońcą luterańskiej ortodoksji, niechętny rodzącemu się pietyzmowi. Zob. tamże, Bd. 23, Leipzig 1886, s. 523. 64 Może August Hermann Francke (ur. 1663 w Lubece, zm. 1727 w Halle), ewang. teolog, pedagog (tak, jak Locke i Fénelon, uważał, że w procesie nauki ważne są także ćwiczenia fizyczne i praca ręczna) oraz jeden z głównych przedstawicieli pietyzmu, uczeń Johannesa Oleariusa. Zob. tamże, Bd. 7, Leipzig 1878, s. 219–231. 65 Najpewniej Paul Gottfried Sperling (ur. 1652 w Wittenberdze, zm. 1709 tamże), lekarz, profesor i rektor uniwersytetu w Wittenberdze, uważany za jednaego z najuczeńszych ludzi swego czasu. Zob. G.W. Wedel, Archiater Ducalis Saxonicus, & Facultatis Medicae h.t. Decanus, Lectori Benevolo S.P.D.: Notabilis est historia mortis M. Atilio Regulo illatae [...], Jena 1680. 66 Nie udało się ustalić, kim był. 67 Zastanawia, iż sporą grupę wśród wymienionych stanowią zwolennicy, ba, twórcy ruchu pietystycznego. Niewątpliwie warto by było prześledzić związki Kehrberga z tym prądem religijnym, który ostatecznie zdobył wielkie wpływy na Pomorzu i w Nowej Marchii. 68 Na temat Andreasa Müllera istnieje ogromna literatura. Zainteresowania polskich badaczy jak dotąd nie budził, chociaż koresponował z wybitnym polskim matematykiem, zafascynowanym orientalistyką, Adamem Adamandym Kochańskim (1631–1700). Zob. L. Noack, J. Splett, Bio-Bibliographien. Brandenburgische Gelehrte der frühen Neuzeit, Berlin–Cölln 1640–1688, Berlin 1997, s. 272–294. 69 Biogram na podst. ADB, Bd. 22, Leipzig 1885, s. 512–514. 167 Joanna A. Kościelna (Fürstliches Pädagogium). W 1646 r. gryfinianin wpisał się w poczet studentów uniwersytetu w Rostocku, gdzie studiował teologię i języki orientalne. Umiejętności językowe doskonalił w Wittenberdze u słynnego leksykografa i orientalisty Andreasa Sennerta (1605–1689). W 1654 r. objął na kilka miesięcy posadę rektora szkoły w Chojnie. Przez rok był prepozytem w Trzebiatowie (Treptow an der Rega), ale już 25 maja 1657 r. ponownie rozpoczął naukę, tym razem na uniwersytecie w Greifswaldzie. Pomoc finansowa ojca pozwoliła mu na wyprawę do Anglii. Tu pracował pod kierunkiem słynnych badaczy języków i kultur wschodnich – Briana Waltona i Edmonda Castello. Uczestniczył w ich pracach nad dwoma fundamentalnymi wydawnictwami: Biblia polyglotta i Lexicon polyglottum. Z Anglii udał się do Holandii na uniwersytet w Lejdzie, gdzie immatrykulował się 13 kwietnia 1658 r. Pod koniec następnego roku był już w Rostoku i 16 grudnia uczestniczył w publicznej dyspucie na temat Rhapsodia sententiarum de errore animarum etc. W tym czasie zdobył sławę znawcy historii, kultury i języków krajów Orientu. Znał turecki, perski, syryjski, arabski, aramejski, koptyjski, japoński, staroindyjski, malajski, oczywiście także łacinę, starogrecki, a z języków europejskich – francuski, angielski, węgierski, rosyjski i nowogrecki. Na wszystkie znane sobie języki tłumaczył Ojcze nasz. W 1661 r. ożenił się z Emerentią Gerber, córką kupca ze Szczecina, z którą miał co najmniej pięcioro dzieci. W 1664 r. Wielki Elektor powierzył mu urząd pastora w Bernau, a 7 lipca 1667 r. – stanowisko pastora w kościele św. Mikołaja w Berlinie. W 1680 r. został kuratorem Biblioteki Orientalnej Fryderyka Wilhelma, co bez wątpienia ułatwiło mu dalsze studia nad językami Wschodu; jako luteranin przełamywał w tym zakresie monopol jezuitów. W 1682 r. cesarz Leopold I wezwał go do Wiednia, by tłumaczył zgromadzone tam księgi chińskie. Do tej podróży jednk nie doszło, gdyż Müller popadł w niełaskę elektora. Jej powodem stała się niejsana sprawa tzw. klucza chińskiego (clavis sinica). Zanim jednak do niej doszło, gryfinianin zdążył zyskać uznanie środowisk naukowych Europy, wydając łacińskie tłumaczenie historii Wschodu Ormianina Haitona, a potem pracę o położeniu Chin (Kitaju) Disquisitio de Chataia, o chińskich variach De Rebus Sinicis oraz Hebdomas Observationum. Od końca lat siedemdziesiątych XVII w. pracował nad sposobem nauczania języka chińskiego. Müller był przekonany, że odkrył „klucz” do nauki tego języka, dający wszystkim chętnym, nawet – jak pisał – kobietom, możność nauczenia się chińskiego w ciągu roku. Sprawa „klucza” wywołała wielkie poruszenie wśród badaczy i teologów, zainteresowała samego Gottfrieda Wilhelma Leibniza, który w tej sprawie prowadził z Müllerem korespondencję. Ostatecznie zarzucono Müllerowi oszustwo. Rozgoryczony zniszczył podobno swój „klucz” i specjalną drukarnię. Gwoździem do trumny jego naukowej kariery okazały się zarzuty postawione mu w 1685 r. przez teolo- 168 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii ga Eliasza Grebnitza70, który stwierdziwszy, że skoro Müller chce upowszechnić w Europie język chiński, to bez wątpienia ma konszachty z diabłem, wezwał do bojkotu heretyka. Müller nie potrafił obronić swego wynalazku ani przed protestanckimi teologami zarzucającymi mu herezję, ani przed domagającymi się dowodów naukowcami; stracił reputację badacza, co spowodowało kryzys w jego karierze. Sama sprawa „klucza” wracała jeszcze przez wiele lat, także po śmierci jego rzekomego odkrywcy. W 1685 r. Müller utracił stanowiska kościelne. Wrócił do Szczecina, gdzie zakupił dom i prowadził swe badania. W tym czasie był już bardzo chory – cierpiał na podagrę i miał kłopoty ze wzrokiem. O jego naukowej aktywności w tym czasie świadczą przechowywane w Archiwum Państwowym w Szczecinie notatki; pracował nad czymś w rodzaju konkordancji dat kalendarzy chrześcijańskiego, chińskiego, hebrajskiego i innych. Dla swych prac miał znakomitą bazę – w jego domu znajdowało się ponad tysiąc książek o tematyce astrologicznej, sinologicznej i orientalistycznej. Bibliotekę tę chciał ofiarować Konsystorzowi Pomorskiemu, ale rozgoryczony jego niechętną postawą, cofnął darowiznę. Ostatecznie przekazał ją, a także swój dom, szczecińskiemu Regium Gymnasium Carolinum (Gimnazjum Mariackiemu). Większość dokumentów i prac, która w tym domu się znajdowała, spłonęła w pożarze, który wybuchł po śmierci sinologa, 26 października 1694 r.71 Müller, choć bez wątpienia był najwybitniejszą i najbardziej intrygującą osobistością szczecińskiego środowiska naukowego, nie był jednym, z którym wówczas Kehrberg się spotkał. Z atencją wymienia także doktorów: Fabriciusa72, 70 Elias Grebnitz (1627–1689), profesor logiki i metafizyki na Uniwrsytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, mistrz i nauczyciel Johanna Christopha Beckmanna. Zaatakował Müllera i jego „klucz chiński” w pracy Unterricht von der Reformirten und Lutherischen Kirche (1678). Szerzej: D.E. Mungello, Curious Land: Jesuit Accommodation and the Origins of Sinology, Honolulu 1989, s. 230 i n. 71 Po wojnie gros biblioteki sinologicznej Müllera wywieziono do Warszawy, do Biblioteki Uniwersyteckiej, ok. 200 tomów jest w Książnicy Pomorskiej. 72 Friedrich Fabricius (20.04.1642–11.11.1703), w latach 1667–1703 proboszcz w kościele św. Mikołaja w Szczecinie. Zob. E.E. Koch, Geschichte des Kirchenlieds und Kirchengesangs der christlichen, insbesondere der deutschen evangelischen Kirche, Stuttgart 1867, Bd. 3, s. 133; H. Moderow, Die Evangelischen Geistlichen Pommerns von der Reformation bis zur Gegenwart, T. 1, Stettin 1903, s. 477. 169 Joanna A. Kościelna Blecciusa73, Falka74, Müllera75, teologów: Schwartza i Schmida76, sławnych proboszczów z Berlina: Blanckenberga77 i Spenera78, uczonego pana Neukircha79 i na koniec bardzo wybitnego teologa (Kehrberg nazywa go theologos reformatos) i dworskiego kaznodzieję Jablonskiego80 oraz doktora Beckmanna81. Zapewnia, że prowadził z nimi korespondencję. 73 Balthasar Bleccius, gdańszczanin, ur. 5 marca 1648 r., syn Christiana i Katarzyny Ziesemer. Uczył się najpierw w Kwidzynie (Marienweder) i Kętrzynie (Rastenburg), a od 1668 r. w gimnazjum w Gdańsku. W 1673 r. wstąpił na uniwersytet w Królewcu (Königsberg), studiował także w Rostoku, Greifswaldzie, Wittenberdze, Lipsku i Jenie. W 1678 r. został pastorem w kościele św. Jana w Szczecinie i był nim przez 17 lat. W 1695 r. otrzymał stanowisko archidiakona w kościele św. Jakuba, a w 1704 r. został pastorem w kościele św. Mikołaja. Zmarł w Szczecinie 10 stycznia 1712 r. Zob. H. Moderow, dz. cyt., s. 477. 74 Możliwe, że jest to dr Nathanael Falk, gdańszczanin, ur. 21 października 1663 r., syn pastora Michaela Falka i Marii Quistorp. Był teologiem, absolwentem uniwersytetu w Wittenberdze, od 1692 r. profesorem Gimnazjum Szczecińskiego. Ze względu na wielką sławę powołano go na stanowisko profesora uniwersytetu w Halle. Zmarł 18 sierpnia 1693 r. w wieku zaledwie 30 lat. Zob. M. Wehrmann, Geschichte des königlichen Marienschtifts- Gymnasiums (des früheren herzoglichen Pädagogiums und königl. Akademischen Gymnasiums) in Stettin 1544–1894, Stettin 1894, s. 91; H. Moderow, dz. cyt., s. 454. 75 Andreas Müller? 76 Nie udało się ustalić, kim byli. 77 Może to Conrad Gottfried Blankenberg, proboszcz Gotteslagergemeinde (1681–1689). Zob. J. Wellmann, Theologie und Frömmigkeit im Zeitalter des Barock, Tübingen 1995, s. 24, przyp. 6. 78 Najpewniej Philipp Jacob Spener (ur. 1635 w Rappoltsweiler, zm. 1705 w Berlinie), teolog luterański, jeden z ojców pietyzmu, znawca genealogii i heraldyki. Od 1691 r. proboszcz i radca konsystorza (Konsistorialrat) w kościele św. Mikołaja w Berlinie. Główne dzieło to Pia Desideria oder Herzliches Verlangen nach gottgefälliger Besserung der wahren evangelischen Kirche (1675). Uczniem Spenera był m.in. August Hermann Francke. Zob. ADB, Bd. 35, Leipzig 1893, s. 102–115. 79 Może to Johann Georg Neukirch, autor m.in. Anfangs-Gründe zur Reinen Teutschen Poesie Itziger Zeit, Welche der Studierenden Jugend Zum Besten und Zum Gebrauch seines Auditorii In Zulänglichen Regeln und deutlichen Exempeln entworffen, Halle 1724. 80 Daniel Ernst Jablonski (ur. 1660 w Mokrym Dworze, zm. 1741 w Berlinie), duchowny protestancki, senior Jednoty Braci Czeskich, działacz religijny. Jego bratem był historyk Jan Teodor Jabłoński, a synem niem. lingwista i teolog Paweł Ernest Jabłoński. Od 1691 r. związany z dworem elektora brandenburskiego. Pełnił funkcję nadwornego kaznodziei Fryderyka III Hohenzollerna (od 1701 r. „króla w Prusiech” jako Fryderyk I). Wraz z Gottfriedem Leibnizem był współzałożycielem w 1700 r. Pruskiej Akademii Nauk w Berlinie. Zob. ADB, Bd. 13, Leipzig 1881, s. 523–526. 81 Johann Christoph Bekmann/Beckmann (ur. 1641 w Zerbst/Anhalt, zm. 1717 we Frankfurcie nad Odrą), niem. teolog, historyk, bibliotekarz, kronikarz Marchii Brandenburskiej, profesor greki, historii i teologii na Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Kilkukrotny rektor. Najważniejszym jego dziełem była cytowana już praca: Historische Beschreibung der Chur und Mark Brandenburg... Zob. ADB, Bd. 2, Leipzig 1875, s. 240–241. 170 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Zwraca uwagę fakt, iż duża grupa osób wymienionych przez Kehrberga to ludzie związani z ruchem pietystycznym i współtworzący go. Trudno jednak powiedzieć, czy spotkania z nimi sprawiły, że Augustin stał się pietystą lub choćby sympatykiem tego ruchu. Do rodzinnej Cedyni wrócił w lipcu 1692 r. Na rozdrożu Był tu krótko, bo tylko do Wielkiego Postu następnego roku; udał się wówczas do Oderbergu, do Theophilusa Waldowa, i spędził z nim czas do Wielkanocy, wygłaszając kazania (ordentliche Predigten), których nie mógł z powodu problemów z gardłem (langwierige Heiserkeit) wygłosić sam pastor Waldow. Planował powrót do Jeny, ale trapiące go choroby to uniemożliwiły. Można sądzić, że w tym czasie po prostu nie bardzo wiedział, co ma ze sobą począć. Przez trzy miesiące (od 27 kwietnia do 10 lipca 1693 r.82) pracował jako nauczyciel (czy jak sam się określa: „Informator der adelichen Jugend zu Lübto in Pommern”83) dzieci landrata von Schöninga z Lubiatowa (Lübtow) w powiecie pyrzyckim. Zapewne protekcji powiązanego rodzinnie z Nową Marchią von Schöninga zawdzięcza powołanie na stanowisko subrektora w chojeńskiej szkole84. Chojna po raz drugi. Na zawsze Uroczyste wprowadzenie na urząd subrektora nastąpiło 8 września 1693 r.85 w obecności członków rady miejskiej i inspektora Georga Caspara Wittscheibena86. A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p. Tamże, Abt. 1, s. 213. 84 Tamże. Jego poprzednikiem w latach 1686–1693 był Joachim Lampert, pochodzący z Wilsnack w Prignitz, poprzednio kantor w Baniach, który zmarł w marcu 1693 r. w wieku 63 lat, a następcą – Christian Gericke. 85 Tamże. 86 Wittscheibenowie to jedna z najczcigodniejszych i najbardziej dla miasta zasłużonych rodzin. W kościele Mariackim było kilka epitafiów poświęconych jej przedstawicielom: Konradowi Wittscheibenowi (ur. 1.02.1608 w Alefelde w Brunszwiku, zm. 29.05.1674 w Chojnie), który przez 34 lata pełnił w Chojnie urząd inspektora (czyli superintendenta, zwierzchnika Kościoła), i jego żonie Annie oraz ich synom: Johannowi (ur. 15.01.1633 w Fürstenau, zm. 10.03.1685 w Chojnie), burmistrzowi Chojny, oraz Georgowi Casparowi (8.12.165–8.06.1705), który podobnie jak ojciec pełnił urząd pastora i inspektora. Rodzina angażowała się w przedsięwzięcia dotyczące kultury w mieście. owdowiała Anna Margaretha Wittscheiben ofiarowała bibliotece Mariackiej pewną liczbę ksiąg, a Georg Caspar bardzo aktywnie dział na rzecz szkoły i był cenionym pisarzem, autorem dzieł religijnych i epicediów, utworów sławiących i upamiętniających zmarłych. 82 83 171 Joanna A. Kościelna Do zadań subrektora, oprócz nauczania, należało także wypełnianie obowiązków sekretarza kościoła i dozór nad biblioteką w kościele Mariackim (Pfarr-Kirche), a w czasie, gdy wakował urząd diakona – wygłaszanie kazań (Sonn-, Fest-, Buß- und Aposteltags-Predigten) w kościele filialnym w Barnkowie (Bernikow) od Wielkanocy do 8. Trinitas. Kehrberg pisze, że w tym czasie wygłosił 400 kazań87. W 1702 r. otrzymał prawo nauczania w wyższych klasach. Konrektorem został 25 października 1717 r., po 24 latach pełnej poświęcenia pracy w szkole88. W piśmie powołującym go na ten urząd wyrażano życzenie, by był z całych sił oddany nauce i młodzieży, by zawsze pracował pilnie, otoczył młodzież opieką tak, by w przyszłości była dobrze wykształcona i napełniona cnotami chrześcijańskimi89. Nauczyciel W 1693 r. Kehrberg rozpoczął pracę w starym, dobrze sobie znanym budynku szkolnym. Stan techniczny budowli był zły, niepokoiło to radę miasta i znalazło wydźwięk w jej protokołach. W 1698 r. stwierdzono, że zniszczenia zagrażają życiu uczniów i nauczycieli, a 10 marca tegoż roku stuletni budynek zamknięto i zaczęto przenosić wyposażenie szkoły do budynków przy kościele klasztornym (Klosterkirche), a także adaptować tamtejsze pomieszczenia na sale lekcyjne i mieszkania nauczycieli90. W dawnych pomieszczeniach klasztornych zbudowano dwa audytoria ze stołami, ławkami, katedrą itp., a 10 listopada 1698 r., w rocznicę urodzin Lutra, przy udziale członków rady miejskiej zainaugurowano naukę w nowych pomieszczeniach. Przeprowadzka miała podniosłą oprawę, procesji uczniów i nauczycieli towarzyszyły dźwięki trąbek i bębnów. W uroczystym pochodzie szli najpierw diakon, nauczyciele i uczniowie, za nimi inspektor, członkowie rady miejskiej i sądu, dalej mieszkańcy miasta. Brakowało rektora Elsenera, pokłóconego z radą miejską91. W nowej szkole wysłuchano koncertu muzyki chorałowej, potem pieśni Komm heiliger Geist, Herr Gott, mowy inspekA. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p. Kehrberg (tamże) cytuje akt powołania go na to stanowisko, a na s. 212–213 wyjaśnia okoliczności: „Als derselbe [poprzednik, F. Mickwitz] A. 1717, d. 10 Julii zum hiesigen Rectorat beruffen ward, so erhielt an eben demselben Tage der Sub-Rector Kehrberg die Vocation nebst des Cüstrinischen Consistorii Consens, zum Con-Rectorat, und wurde beyde, samt dem neuen Sub-Rectore d. 14. Dec. selbiges Jahres, weil der Inspector verstorben, vom damahligen Herrn Regierenden Burg. M. Doct. Joh. Frid. Praetor, bey einer Vocal- und Instrument. Music solenniter introduciret, welche Introduction durch ein deutsches Programma intimiret wurde”. 89 Tamże, Anderer Vorbericht..., b.p. 90 P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen..., s. 33. 91 Elsner wniósł skargę na radę, inspektora i swych kolegów aż na dwór władcy i w rezultacie do miasta miała przybyć specjalna komisja powołana przez elektora. Tamże, s. 35. 87 88 172 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii tora, który też poświęcił szkołę92. Na zakończenie wspólnie odśpiewano hymn Nun dancket alle Gott93. Nie bardzo układała się Kehrbegowi współpraca z następcą rektora Kindlera, Johannem Gottfriedem Elsnerem. Spory niepokoiły radę, co znalazło odbicie w protokołach z jej posiedzeń. 2 lutego 1698 r. subrektor żalił się radzie, że rektor ofuknął go publicznie z powodu jakichś plotek czy pomówień94; 10 października 1699 r. Elsner poinformował radę, że otrzymał z konsystorza orzeczenie dotyczące Kehrberga i kantora Perlitza, nakazujące im zaprzestanie noszenia szpad i spacerowania po kościelnym chórze w trakcie nabożeństwa, bo to wywołuje zamieszanie95. A o ówczesnej sytuacji subrektora, także materialnej, trochę mówi zapis z 18 stycznia 1700 r.: Kehrberg, zapewne znowu po „skardze” rektora, musiał się wytłumaczyć, dlaczego nosi tę nieszczęsną szpadę. Wyjaśnił, że nie ma to być manifestacja czy afront, ale po prostu na uroczystości pogrzebowe pożyczył płaszcz od kolegi (szpada była chyba częścią stroju), ponieważ ze swego nędznego wynagrodzenia nie jest w stanie sprawić go sobie. Wyjaśnił także, że nauczyciele w Stargardzie i we Frankfurcie też noszą szpady96. Kością niezgody między rektorem a Kehrbergiem był nadany mu tytuł i stanowisko subrektora, do którego, zdaniem Elsnera, nie miał prawa, bo nie ukończył studiów. W swe spory kierownik wciągnął także uczniów. I znowu rada musiała rozpatrywać skargę Kehrberga na dwóch uczniów, którzy na polecenie Elsnera odmawiali zwracania się do swego nauczyciela przysługującym mu tytułem, mianując go tylko bakałarzem (Baccalaureus). Rada stanęła po stronie Kehrberga i nakazała tytułowanie go subrektorem97. Także z kolegami miewał kłopoty, o czym świadczy zdarzenie z 17 marca 1704 r. Kehrberg zabił mianowicie biegającego po cmentarzu prosiaka należącego do diakona Zimmermanna. Służąca diakona położyła martwe zwierzę pod drzwiami subrektora, co zdaje się wprawiło go w gniew, bo i tą sprawą musiała zająć się rada. Kehrberg tłumaczył, że ani świnie, ani bydło nie powinny się szwendać po cmentarzu. Sprawa zakończyła się skazaniem dziewki na 48 godzin w ciemnicy98. Katastrofalne nieporządki na obu miejskich cmentarzach oburzały Kehrberga, dawał temu wielokrotnie wyraz w swojej kronice99. Tamże, s. 34. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 206. 94 P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen..., s. 34. 95 Tamże, s. 36. 96 Tamże. 97 Tamże, s. 37. 98 Tamże. 99 A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 136. 92 93 173 Joanna A. Kościelna W życie szkoły angażował się bardzo; dowodem na to może być nagroda, jaką wraz ze wszystkimi nauczycielami otrzymał 23 sierpnia 1730 r. od rady miejskiej za przygotowanie święta ku czci Lutra (Lutherschen Jubel-Fest)100. Bibliotekarz W lipcu 1717 r.101 Augustin Kehrberg przejął także oficjalnie obowiązki bibliotekarza. Biblioteka (Kirchen-Bibliothek) mieściła się w kościele Mariackim. W kościele było osobne wejście do biblioteki, w której przechowywano księgi o tematyce teologicznej i prawniczej, niektóre bardzo rzadkie i dlatego przytwierdzone łańcuchami do pulpitów (libri catenati). Część z nich została przekazana bibliotece w testamentach. Spadkobiercy inspektora Fuchsa102 ofiarowali Fratris Rainieri de Pisis Pantehologiam103, inspektor Pontanus przekazał kilka pięknych książek, podobnie wdowa Wittscheibe104. Według starych spisów w bibliotece powinno być „28 Dudodec., 170 in Octav., 100 in Quarto, 76 in Folio, 30 vom Mönchs-Schrift”, czyli 28 książek w fromacie dwunastki, 170 w ósemce, 100 w czwórce, 76 folio, 30 „pismem mnisim”, tzn. rękopisów – łącznie 404, ale gdy Kehrberg przejął bibliotekę doliczył się tylko 346 ksiąg. Z dokumentów wiedział, P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen der Stadt Königsberg 1728–40, SVGN 21 (1908), s. 258. Kehrberg i kantor Woldermann otrzymali po 4 talary, a rektor Mickwitz i subrektor Gercke po 2 talary. Święto to opisał Kehrberg dokładnie w suplemencie wydanym w 1731 r. (Fortsetzung..., pełny tytuł zob. przyp. 132). 101 A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 203, pisze, że 24 kwietnia 1717 r. został także powołany do sprawowania funkcji Kasten-Secetarius. W kościele Mariackim znajdowało się specjalne pomieszczenie, zwane Kasten-Stube, w którym przechowywano księgi metryklane (Kirchenbücher), protokoły (Kirchen-Protocoll), rachunki i inne spisane dokumenty dotyczące spraw kościoła. Tamże, s. 109. 102 Peter Fuchs, od 1565 r. superintendent i inspektor w Chojnie, pochodził z Gorzowa (Landsberg in Neo Marchiae). Kehrberg zapewnia o jego uczoności i powiązaniach z dworem elektora. Zmarł 3 lipca 1577 r. Jego żoną była Gertruda Schlung, zmarła w początkach grudnia 1599 r. w wieku 67 lat. Tamże, s. 183–184. Epitafium Fuchsa znajdowało się w kościele Mariackim, powyżej napisów wymalowany był obraz opowiadający historię upadku Adama, a pod nim przedstawiono samego inspektora w otoczeniu rodziny. Napis głosił, że jest to „Tumulus Venerandi Viri religiosa pietate, doctrinarum eruditione & virtuti clariss[ime] D[omini] M[agistri] Petri Fuchsii, Theologi hujus Republicae Regiomontanae Pastoris; ejusdemque Diaecesis Superattendentis, die 6. Jul[ii] A[nn]o 77. pie defuncti”, a kunsztowny łaciński wiersz sławił cnoty zmarłego. Tamże, s. 114. 103 Dominikanin Rainerius de Pisis (Raniero Giordani da Pisa, zm. ok. 1348) był teologiem, scholastykiem, jego dzieło Pantheologia sive Summa universae Theologiae stało się bardzo popularnym podręcznikiem w XV i XVI w. i wówczas było wielokrotnie drukowane. 104 Anna Margaretha Wittscheiben z domu Vulpin. 100 174 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii że w 1386 r. Christian Wedel105 z Wedell przekazał warte 40 marek szczecińskich dwie księgi, w tym Missale, ale nie potrafił ustalić, czy ten dar się zachował, bo „aus der alten Zeit” znalazł tylko dwie księgi pergaminowe z notacjami muzycznymi i łacińskimi tekstami, „gar kostbar gemahlet und geschrieben”; nie wiedział też („kann ich nicht sagen”), czy są to dwie księgi ofiarowane w 1438 r. przez mistrza Albr. Reytza106. W innym miejscu pisze o książkach ofiarowanych bibliotece przez rektora szkoły, magistra Johanna Voita; były to m.in. jakieś dysertacje filozoficzne oraz wygłaszane przez niego i publikowane panegiryki, a także mowa pogrzebowa na śmierć elektora Joachima Fryderyka107. W XIX w. jedną z kaplic zaczęto nazywać Bibliothek-Kapelle, ale nie ma pewności, czy w czasach Kehrberga biblioteka mieściła się także w tej kaplicy. Na podstawie opisu, jaki zamieścił w swym dziele, można sądzić, że przy kaplicy było tylko wejście do biblioteki. Później w Bibliothekskapelle rzeczywiście umieszczono księgi108. Tak wynika z relacji znajdującej się w broszurze Hugona Braunego, wydanej z okazji pięcsetlecia kościoła Mariackiego w 1907 r.109 Czytamy tam, że w małej kaplicy, do której prowadziły kunsztownie okratowane, ale zawsze otwarte drzwi, stały pulpity i ławy, a na nich stare księgi, także pergaminowe oraz oprawne w świńską skórę dzieła Lutra, których tytuły Braune wymienia: Von der babylonischen Gefangenschaft der Kirche, An den christlichen Adel deutscher Nation, Von der Freiheit eines Christenmenschen. Sama zaś kaplica była pokryta malowidłami110. W czasach Kehrberga kaplica ta musiała jednak wyglądać inaczej. Christian Wedell z Drawna (Neuwedell). A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 110–111. Albrecht/Albert Reyc pochodził z Chojny, „skończył uniwersytet w Erfurcie i w latach 1424–1425 był cedyńskim proboszczem. Potem pełnił funkcję archidiakona w Czelinie. Znana jest jego pieczęć z dokumentu z 13 kwietnia 1424 z napisem: SIGILLUM ALBERTI REYC”. A. Kordylasiński, Odciski pieczętne rureckich joannitów, chojeńskich augustianów i cedyńskich cysterek, RCh 2 (2010), s. 310. 107 A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 185. Johann Voigt został rektorem szkoły w 1613 r., pochodził z Frankfurtu, zmarł 7 kwietnia 1618 r. w wieku 44 lat. W kościele Mariackim znajdowało się jego epitafium (zob. tamże, s.100). Można znaleźć opinię, że za czasów jego rządów rozpoczął się upadek chojeńskiej szkoły. Opis epitafiów chojeńskich zob. J.A. Kościelna, Głosy umarłych, GCh, 8.05, 15.05, 22.05, 29.05, 23.06.2012. 108 Większość księgozbioru nie przetrwała czasów napoleońskich. Paul Schwartz pisze ze zgrozą, że kiedy przyszedł rozkaz dostarczenia przez Chojnę 14 cetnarów (700 kg) papieru na patrony (patron to inaczej nabój; jest to zawinięta w papierową tulejkę porcja czarnego prochu wraz z pociskiem), wykorzystano... stare, bezcenne książki z biblioteki w kościele Mariackim. Do Kostrzyna wysłano wozy z średniowiecznymi kodeksami, inkunabułami i starodrukami. P. Schwartz, Aus der Franzosenzeit. Königsberg i.d. Neumark 1806–1808, „Die Neumark” 1 (1924), s. 23. 109 H. Braune, Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M. Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren, Königsberg Nm. 1907, s. 46–47. 110 Tamże. 105 106 175 Joanna A. Kościelna Mąż i ojciec Stanowisko nauczyciela dało Kehrbergowi konieczną do życiowej stabilizacji pozycję materialną. Ożenił się późno, bo dopiero w wieku czterdziestu lat, 6 lutego 1708 r. z Dorotą Elżbietą (Dorothea Elisabeth) Schindler (urodzoną w maju 1681 r.), córką Johanna Schindlera, oficera (Stückhauptmann) służącego w twierdzy w Drezdenku (Driesen), i Elisabeth Harting. Miał z nią dwie córki: Joannę Zofię (Johanna Sophia), urodzoną 16 maja 1709 r., i Dorotę Katarzynę Elżbietę (Dorothea Catherina Elisabeth), urodzoną 5 stycznia 1711 r.111 Pół roku po urodzeniu drugiego dziecka, 23 lipca 1711 r., Dorota Elżbieta zmarła na chorobę określoną jako hietzige Fieber112. Jej ciało złożono do grobu w kościele klasztornym. Tam też spocznie jedna z ich córek, zmarła 19 czerwca 1729 r.113 W wydanym w 1731 r. własnym nakładem suplemencie Kehrberg zapisał, że utracił obie córki: „Także młodsza córka konrektora Kehrberga, Dorothea Catherine Elisabeth, która urodziła się w roku 1711, 5 stycznia, zmarła w roku 1729, dnia 19 czerwca, i 21 czerwca u boku swej zmarłej w 1711 r. matki spoczęła; również jej siostra, panna Johanna Sophia w tymże 1729, dnia 9 listopada, poszła za nią i w kościele w Selow pochowana została, a przeżyła tylko 20 i pół roku”114. Mamy powody sądzić, że bardzo kochał swoje córki i w ogóle dzieci, którym poświęcił sporo uwagi w swym dziele; wyraźnie wzruszał go napis epitafijny upamiętniający synka inspektora Fuchsa, zaczynający się od słów: „In diesem Ruhe-Bettelein / Schlaff ich des Pfarr-Herrn Hänslein” – „W tym cichym łóżeczku, śpię ja, Jaś, synek pastora”115, a uwaga mimochodem uczyniona przy opisie epidemii ospy w mieście – że także jego córeczki 15 grudnia 1718 r. na nią zachorowały – nie wynikała z obowiązku kronikarza, lecz ze wspomnienia lęku ojca o dzieci116. Akt urodzenia w APS, ZKM, sygn. 176. A. Kehrberg, Erleuterter..., Anderer Vorbericht..., b.p. oraz Abt. 1, s. 142, pisząc o osobach pochowanych w kościele klasztornym, wspomina, że leży tam także „Frau Dor. Elis. Schindlerin, die A. 1681 mens. maj. auf der Vestung Driesen von Hn. Joh. Schindlern weyland Stück Hauptm. und Frau Elis. Hartingen gebohren, A. 1708 den 6. Feb. an Aug. Kehrbergen Schol. Sub. Rect. verheyratet, aber zum grossen Leidwesen seiner und der beyden Kinder Johan. Soph. und auch Dor. Cath. Elisabeth, d. 23 Jul. 1711 am hitzigen Fieber verschieden [...]”. Akt zgonu w APS, ZKM, sygn. 177. 113 Akt zgonu (bez wymienienia imienia) w APS, ZKM, sygn. 177. 114 A. Kehrberg, Fortsetzung..., s. 21. 115 A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 122. 116 Tamże, Abt. 2, s. 86. 111 112 176 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Powtórnie ożenił się 16 stycznia 1714 r. z Anną Louisą Schäfer, córką burmistrza z Dębna Lubuskiego (Neudamm), Johanna Schäfera117. Drugą żonę wspomni tylko raz, w przedmowie do suplementu z 1731 r.118 Człowiek Był człowiekiem bardzo religijnym, oddanym nauczycielem, wierzył w opiekę Opatrzności nad sobą, w swym „Opisie” przytacza przejawy tej opieki: to Bóg go uratował, gdy 3 stycznia 1681 r. załamał się pod nim lód, dzięki Niemu przeżył burzę na statku na Odrze w marcu tegoż roku, wreszcie to Bóg go prowadził, gdy jechał nocą konno po zamarzniętym jeziorze. Sygnalizowane wcześniej związki Kehrberga z twórcami ruchu pietystycznego wymagają zbadania. Zmarł w marcu 1734 r. w Chojnie119. Zgodnie ze swym życzeniem, wyrażonym w testamencie zatwierdzonym przez radę miejską w 1731 r.120, został pochowany obok pierwszej żony i córki w kościele klasztornym w Chojnie. U schyłku życia jego sytuacja finansowa nie była chyba stabilna – rozpatrując ostatnią wolę konrektora, rada miejska cierpko zauważała, że pochówek będzie ją kosztował 20 talarów. W księdze zgonów wpisano, iż złożono go do grobu 10 marca 1734 r.; umarł zapewne dwa, trzy dni wcześniej, 7 lub 8 marca121. II. Dzieła Poeta Dziełem życia Kehrberga jest jego kronika, ale nie była ona jedynym utworem literackim, jaki wyszedł spod jego pióra. Wspomina122, że jeszcze przed kroniką wydał trzy utwory: Evangelisch-Poetische Andachten nach Veranlassung der Sonn- und Fest-Evangelium, Anno 1707, Apostolisch-Poetische Glaubens- und Tamże, Anderer Vorbericht..., b.p. A. Kehrberg, Fortsetzung..., przedm. Hoch- und Wohl-Edle Herren, Hochzuehrende Herren Patroni!, b.p. 119 Akt zgonu w APS, ZKM, sygn. 177. 120 „1731 Der Konrektor Kehrberg hat in seinem Testament den Wunsch geäussert, in der Klosterkirche begraben zu werden. Ein Begräbnisplatz in der Kirche kostet 20 Taler”. P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen... 1728–40, s. 258. 121 Akt zgonu w APS, ZKM, sygn. 177. Z wpisów w chojeńskich księgach zgonów wynika, iż pochówek następował po dwóch, trzech dniach od zgonu. 122 A. Kehrberg, Erleuterter..., Ersterer Bericht..., b.p. 117 118 177 Joanna A. Kościelna Sitten-Lehre, oder die übersetzte Sonn- und Fest-Tägl. Episteln, A. 1710, Prophetisch-Poetische Lieder und Gesänge Oder: Acht und zwantzig Psalmen des Königs und Propheten Davids mit ihrem Tituln Uberschrifften Und kurtzen Summarien: In vier Classen dergestalt abgetheilet dass jedwede derselben eine gleiche Anzahl Psalmen in sich begreifft: Und also darin enthalten Sieben Bet-Psalmen Sieben Buß-Psalmen Sieben Trost-Psalmen Und Sieben Danck-Psalmen nach des Seel. Lutheri Dolmetschung in deutsche Verse übersetzet, von Augustino Kehrbergen, SubRect. der Schul. zu Königsberg in der N.M. Daselbst druckts Elias Strantz123. W 1715 r. powstały „treny” na śmierć Beaty Luizy von der Marwitz124. Pani von Marwitz urodziła się w Berlinie 3 października 1647 r., zmarła w Zielinie (Sellin) 15 sierpnia 1715 r., była córką Georga barona von Derfflingera125 i Margarete Tugenreich von Schapelow (1623–1661), 3 maja 1677 r. wyszła za mąż za Kurta Hildebranta von der Marwitza, właściciela dóbr w Zielinie w powiecie gryfińskim, późniejszego generała brandenburskiego, gubernatora twierdzy Kostrzyn, członka zakonu joannitów. Rodzina von Marwitzów od średniowiecza związana była z Nową Marchią. Śmierć członkini tego rodu uczczono wieloma stosownymi tekstami; co jednak skłoniło do napisania kilku strof Augustina Kehrberga – pozostaje na razie zagadką. Poemat to pochwała cnót zmarłej. Klamrą spinającą strofy jest wizerunek orła na rodowym herbie, ptaka, który jest symbolem władzy i wolności, który nie może żyć w pętach niewoli. Utwór KehrTo ostatnie dziełko, liczące 60 stron, dostępne jest w Niedersächsische Staats- und Universitätsbibliothek Göttingen, pozostale najpewniej zaginęły w czasie wojen – tak te wydania są oznaczone w katalogach bibliotek („als Kriegsverlust gekennzeichnet”; informacja od pani Bärbel Krause z Sächsische Landesbibliothek – Staats- und Universitätsbibliothek Dresden). Przekład wybranych 28 psalmów: Sieben Bet-Psalmen, Sieben Buß-Psalmen, Sieben Trost-Psalmen, Sieben Danck-Psalmen napisał po śmierci żony. W biblijnych tekstach szukał pociechy. Pracę dedykował przedstawicielom rodu von Sydow: Georgowi Wilhelmowi i Conradowi Friedrichowi. Oparzył ją wierszowanym wstępem i przedmową, a zakończył dwoma pieśniami-błogosławieństwami: Porannym i Wieczornym (Morgen-Seegen i Abend-Seegen). 124 Bey dem [...] Todes-Fall der [...] Beaten Louysen, Verwittweten Frau [...] von der Marwitz, Gebohrnen Freyin von Dörfflinger [...], welche den 15. Apr. 1715 [...] diß Zeitliche segnete [...], wyd. E. Strantz, Königsberg Neumarck 1715. 125 Ojciec pani von Marwitz, Georg von Derfflinger (1606–1695), był feldmarszałkiem armii brandenburskiej w czasie wojny trzydziestoletniej oraz jednym z najbliższych współpracowników Wielkiego Elektora, choć relacje między nimi bywały burzliwe. W 1675 r. pobił Szwedów i wyparł ich z Brandenburgii. Przebrawszy się za Szweda, przekonał szwedzką załogę, by otworzyła bramy miasta Rathenow, pozwalając jemu i oddziałowi 1000 dragonów wkroczyć do wnętrza fortecy. Zakochani w nim żołnierze śpiewali piosenkę Der alte Derfflinger, której jedna ze zwrotek brzmiała: „Die Stettiner hatten sich unterfangen, / eine Schere ausgehangen, / dem Feldmarschall nur zum Hohn. / »Wart’, ich will euch auf der Stelle / nehmen Maß mit meiner Elle, / Kreuzmillionenschocksschwernoth«”. 123 178 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii berga to prawdziwy popis barkowej „uczoności”, z mnóstwem rozbudowanych metafor i dużą liczbą przypisów i odwołań do uczonych dzieł. To wyróżnia go nawet na tle innych poświęconych pani von Marwitz erudycyjnych popisów126. W pierwszej strofie, zgodnie z duchem epoki, zwraca się autor do zmarłej: Pani Szlachetna, Gdym przed twą trumną stał Z oczyma łez pełnymi Herbowy orła znak me myśli wnet ożywił. Na tarczy tam wysoko rozkładał skrzydła swe, On, król przestworzy, co zawsze wolnym być chce. W kolejnych strofach autor przypomina o wielkości rodu, z którego zmarła się wywodziła: Zrodził cię ród Derfflingerów; Twój ojciec to generał i heros naszych dni Sam król nasz go podziwiał Za dzielność i wojskowy dryg. Ostatnią, ósmą strofę zaczyna od nawiązania do symbolu orła i delikatnego muśnięcia ukochanej przez barok metafory vanitas, by ostatecznie łagodnie przejść do śmierci jako wyzwolicielki z okowów życia. Więc duch twój szlachetny ten padół łez porzucił? Gdzie tylko biedy i krzywdy jest dość? Strząsnął okowy, ku Stwórcy się zwrócił, Ku Światłu poszybował, W promieni czysty blask. Duch twój jak orzeł wolność miłujący, Dla niego klatka to śmierć. Dziś z krzykiem radości ku górze się wznosi Wolny od trwogi i pęt. 126 Takich jak: J.M. Schramm, Die Unterthänigst-gestellete Frage: Welche Todes-Art die beste sey? An die [...] Frau Beata Lovysa Freyin von Dörfflingen, Verwittwete von der Marwitz, Bey dero [...] Leichen-Cerimonien, welche den 9. Julii Anno 1715 celebriret worden; L.P. Ernst, Sterbender Christen Heldenmuth im Tode Bey Hochansehnlichem Begräbniß der [...] Beaten Louysen, Gebohrnen Freyin von Dörfflingen, Des [...] Curt Hildebrands von der Marwitz [...] Gemahlin, Alß dieselbe den 9ten Julii Anno 1715. auff ihren Gute Sellin [...] in ihr Ruhe-Cämmerlein gebracht ward [...] in einer Leichenpredigt vorgestellet; C.D. v. Sydow, Den Vollkom[m]enen Tugend-Ruhm, Der [...] Frauen Beaten Louysen, Gebohrnen Freyin von Dörfflinger, Des [...] Curt Hildebrands von der Marwitz [...] Gemahlin [...] bemühete sich [...] in einer unvollkommenen Trauer-Rede vorzustellen. Wszystkie te teksty wydano w Königsbergu Nm. w roku 1715. 179 Joanna A. Kościelna „Historyczno-chronologiczny opis miasta Chojna w Nowej Marchii” Pracę nad „Opisem” rozpoczął Augustin Kehrberg w roku 1710, ale materiały zbierał dużo wcześniej. Możliwe, że jakiś wpływ na ostateczną decyzję miało oficjalne polecenie spisania dziejów Brandenburgii, które w 1707 r. wydał profesorowi Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie i jego kilkukrotnemu rektorowi Johannowi Christophowi Beckmannowi (1641–1717) sam król Fryderyk I. Kehrberg był w kontakcie z Beckmannem; możliwe, że wykonywał dla niego jakieś prace, zbierał materiały i źródła. Kronika Kehrberga miała kilka wydań; pierwsze, bardzo skrótowe i liczące zaledwie 96 stron, wydrukowano w Prenzlau w 1714 r., w drukarni Andreasa Kobsego127. Rok później, we Frankfurcie nad Odrą, ukazało się wydanie, które sam autor będzie uważał za pierwsze, i które było bez wątpienia lepiej opracowane; liczyło 212 stron128. W 1724 r. w berlińskiej drukarni Gottfrieda Gedickego129 wydał „udoskonaloną” wersję „Opisu”, liczącą 394 strony oraz indeks rzeczowy, zawierającą też dedykację napisaną 8 kwietnia 1724 r., wprowadzenie Johanna Christoffa Beckmanna (Vorrede Hrn. Johann Christoph Beckmanns, Weyl. SS. Th. D. und Profess. und der Univers. und Theolog. Fac. Senioris – która była już w wydaniu z 1714 r.)130, a także dwie przedmowy: Ersterer Bericht an den Leser131 i napisany do tego wydania Anderer Vorbericht an den geneigten Leser, jak również rodzaj wprowadzania: Erleuterter Abriß des Neu-Märckschen Königsberges. Vortrab. W roku następnym wydawnictwo to dokonało reedycji Opisu. Augustini Kehrberges Historisch-Chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck in 2 Abtheilungen [...] Nebst einer Vor-Rede Johann Christoff Beckmanns, Prentzlau, Gedruckt bey Andreas Kobsen, 1714. 128 Augustini Kehrberges Historisch-Chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck in 2 A. In der ersten dero [...] Gebäude, [...] Amts-Personen [...] Stadt-Gerechtigkeiten, KirchenSachen und Schul-Gebräuche[...] zum Vorschein kommen, Franckfurt an der Oder, Bey Jeremias Schrey und Joh. Gottfr. Conradi zu finden. Prentzlau, druckts Andreas Kobse, 1715. 129 O tym, jak doszło do wydania „Opisu historyczno-chronologicznego…” w Berlinie, Kehrberg mówi bardzo tajemniczo: „Was ratione des Drucks desideriret warden dürffte, ist nicht bloss bey mir gestanden, u. ist leichtlich zu erachten, dass da derselbe A. 1720 zu Prentzlau angefangen, zu Berlin aber in diesem Jahre absolviret worden, ich dabey wunderliche Fata gehabt, so hier zu erzehlen unnöthig achte”. Nie da się wyjaśnić – bo autor pisze, że „nie ma potrzeby, by tu o tym opowiadać” – jakie to „cudowne zrządzenia losu” do tego się przyczyniły ani co takiego zaczęło się w 1720 r. w Prenzlau. 130 Napisana 7 września 1714 r. 131 Ta musiała być już także w wydaniach wcześniejszych z 1714 i 1715 r., ale do tych wydań nie dotarłam. W katalogu Staatsbibliothek zu Berlin są obydwie pozycje: sygnatury: Td6582-1 i Td 6582-Td 6600, ale faktycznie książek tych w tej bibliotece nie ma, są w Herzog August Bibliothek w Wolfenbüttel i w Universitäts- und Landesbibliothek Sachsen-Anhalt w Halle. 127 180 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii U schyłku życia, w 1731 r., Augustin Kehrberg wydał własnym sumptem, najpewniej w Chojnie, liczący 101 stron suplement, zawierający uzupełnienia oraz wydarzenia z lat 1723–1731, z nową dedykacją i przedmową, datowaną 3 kwietnia 1731 r.132 Najpełniejsze dwa wydania z lat 1724 i 1725 wyszły pod tym samym tytułem: „Zaopatrzony w objaśnienia opis historyczno-chronologiczny miasta Königsberg w Nowej Marchii, w dwóch częściach je przedstawiający. W pierwszej jego majgodniejsze uwagi budowle, najdostojniejszych urzędników, najważniejsze przywileje miejskie, sprawy kościołów, codzienne życie szkoły, jak też krótką relację o cesarzach rzymskich obecnej linii, o Nowej Marchii i jej rządcach, o Krzyżakach, templariuszach i joannitach, o ich wielkich i krajowych mistrzach, o ich dowódcach wojskowych, o kamieńskim i lubuskim biskupstwie, o tamtejszych biskupach i innych rzeczach godnych uwagi, które w związku z tym na jaw wychodzą. W drugiej części natomiast rozmaite losy i nieszczęśliwe wypadki, jakich wskutek wojen, wewnętrznych niepokojów, pożarów, wichur, burz, niezwyczajnych upałów lub mrozów, drożyzny i zaraz miasto doznało. Z dodatkiem osobliwych tamtejszych wydarzeń, spisanych nie tylko z wiarygodnych dzieł historycznych i dokumentów, lecz także z dotychczasowego doświadczenia. Wydanie drugie z wieloma dokumentami i innymi historycznymi dodatkami, powiększone o indeks spraw najznaczniejszych”. Berlin, wydane przez Gottfrieda Gedickego, królewskiego uprzywilejowanego księgarza, 1724. Dedykacja do wydania z 1724 r. wyraźnie mówi, że pracę swą konrektor ofiarował Konsystorzowi Nowomarchijskiemu (Neu-Märckschen Regierung und Consistorio), jego kanclerzowi i wicekanclerzowi oraz radcom tej instytucji. Kehrberg pisze, że chciałby, by ten „papierowy prezent”, pomnik jego oddania i gotowości do służby, „ich ekscelencje, wielebności, wysokości i wielmożności od najpokorniejszego sługi, konrektora Augustina Kehrberga” przyjąć raczyły. Dedykację tę napisał w Chojnie 8 kwietnia 1724 r. Wydanie z 1731 r. było darem starego nauczyciela dla miasta i jego władz. Warto jednak zauważyć, że właściwym odbiorcą hołdów Kehrberga była dynastia Hohenzollernów. Choć wymienił Pełny tytuł: Augustini Kehrberges Fortsetzung und weitere Ausführung des Erleuterten Historisch-Chronologischen Abrisses der Stadt Königsberg in der Neu-Marck, wie selbiger zu Berlin Ao. 1724 um ein virtes erweitert und verbessert zum Vorschein gekommen: Bestehende in nöthigen Historischen Zusätzen und Anmerckungen, sowohl zu dessen beyden Abtheilungen, als auch zum Anhange; Darinnen denn noch verschiedenes Merckwürdiges aus der alten Zeit, imgleichen was seit Ao. 1723 bis 1731 inclusive, sonderlich bey denen Lutherischen Jubel-Festen An. 1717, 1630 und 1730 hieselbst etwa vorgegangen, angeführet, und durch glaubwürdige Diplomata und Urkunden bestärcket wird; Mit einem beygefügten zulänglichen Register. Gedruckt auf Kosten des Autoris, b.m.w. 1731. 132 181 Joanna A. Kościelna aktualnego władcę, Fryderyka Wilhelma I (a także jego ojca, pierwszego „króla w Prusiech”, Fryderyka I) którego nazwał „prawdziwym ojcem ojczyzny”133, nad wszystkimi Hohenzollernami góruje postać Wielkiego Elektora, którego szczerze podziwiał. Fryderyk Wilhelm bowiem po horrorze wojny trzydziestoletniej wyprowadził zniszczony kraj z gospodarczej zapaści, zapewnił mu pokój, a poprzez rozliczne reformy uporządkował go i wzmocnił. Korzyści płynące z jego rozważnej polityki także w Chojnie widoczne były na każdym kroku. Innym Hohenzollernem wymienionym w dedykacji jest syn Wielkiego Elektora z drugiego małżeństwa, margrabia Brandenburg-Schwedt, Albrecht Fryderyk. Ta postać pojawia się zapewne nie tylko z powodu bliskości Schwedt, ale przede wszystkim z racji sprawowania przez margrabiego funkcji wielkiego mistrza zakonu joannitów, jako że dziejami tej instytucji Kehrberg był szczególnie mocno zainteresowany – poświęcił joannitom i ich historii dużo miejsca w swym dziele. Z margrabią Albrechtem Fryderykiem łączyły Kehrberga jakieś serdeczniejsze więzy, wspomina bowiem, także w przedmowie do wydania z roku 1731, że ofiarował mu już pierwsze wydanie swego dzieła (to z 1714 r.) i że zostało ono przyjęte134. Motywy, dla których podjął się spisania dziejów Chojny, wyjaśnia w ten sposób: „Podjąłem się tej pracy, nie będąc dziejopisem [...] z powodu wielkiego braku informacji historycznych o naszym Königsbergu”, i powiada, że u Melanchtona znalazł zdanie, które dobrze oddaje sytuację takich miejscowości, jak Chojna. Oto najbliższy współpracownik Lutra pisze: „Nescio quomodo factum sit, ut de urbium oppidorumque origine, eorumque Possessoribus, Antiquitatibus, commodis & damnis, imo Heroicorum Virorum virtutibus, nil pene, aut parum certi habeamus” („Nie wiem, jak to się stało, że o początkach miast, miasteczek, o ich właścicielach, o dawnych dziejach, o ich szczęściu i niepowodzeniach, a nawet o cnotach ich bohaterów, nic albo niewiele możemy powiedzieć pewnego”). Chciał ten dręczący brak wypełnić, choć wiedział, że niektórzy 133 A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 55. Swemu aktualnemu władcy Kehrberg składa dość szczególny hołd, pisząc: „Gott verleihe Ihm ein langes und glückseeliges Leben und setzte Ihn und sein Königliches Haus zum Seegen ewiglich!”. 134 A. Kehrberg, Fortsetzung..., przedm. Hoch- und Wohl-Edle Herren..., b.p., gdzie pisze: „Ich lebe der guten Hoffnung, daß, wie der historische Abriß unserer Stadt, Anno 1714 von Sr. Königl. Hoheit, Hrn. Marggraf Albert Friederichen, gar gnädigst, und da solcher Abriß Anno 1724 erläutert, an das Licht trat, von der Königl. Preußis. Neu Märckischen Regierung zu Cüstrin gnädigst und höchstgeneigt aufgenommen worden, Ew. Hoch- und Wohl Edlen eben also gegenwärtige letztere Bogen fronta serena & tranquilla ansehen werden. In welcher gefassten guten Hoffnung ich Denenselben unter Anerwünschung alles Ihnen selbst beliebigen Wohlseyns, Mich meamque Conjugem, fernerhin de meliori und gehorsamst empfehle, der ich ersterbe, Ew. Hoch- und WohlEdlen, Meiner Hochzuerhrenden Herren Patronorum, Ergebenster Diener Augustinus Kehrberg, Con-Rector. Königsberg in der Neu-Marck, den 3. April. 1731”. 182 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii dziwią się i powiadają, że skoro Chojna tyle lat istnieje i nikt nie spisał jej historii, dalej tak może pozostać. Sceptyków i wrogów starał się przekonać cytatem z dzieł samego Marcina Lutra, który podkreślał, że kroniki i książki historyczne należą dla najpożyteczniejszych, bo dzięki nim można poznać bieg świata i panować nad nim, a zwłaszcza dostrzec w nim cudowne dzieło Boże135. W suplemencie z 1731 r. nie nawiązuje już do tych wielkich postaci, zwraca się bezpośrednio do rady miasta i mieszkańców Königsbergu. Jest w tym, co pisze, żal i smutek starego nauczyciela i niedocenionego autora. Choć z perspektywy swych schorowanych 62 lat i siedmiu miesięcy oraz 38 lat nauczycielskiej pracy widzi tylko zawody i gorycze, ofiaruje miastu, jako „znak swego wdzięcznego serca”136, ostatnie dzieło, „diese historische Anmerckungen”, pisane w trudzie, bo tak chyba możemy sądzić po cytatach, którymi tę dedykację opatrzył: za Wergiliuszem powtórzył: „Per varios casus, per tot discrimina rerum” („Przez rozmaite przygody i tyle śmiertelnych zagrożeń”)137, a za św. Pawłem zacytował zdanie: „durch böse Gerüchte und gute Gerüchte” („przez osławienie i dobrą sławę”)138, zdanie, którego zakończenie brzmi: „przez chwałę i sromotę, przez osławienie i dobrą sławę; jakoby zwodnicy, ale prawdziwi jesteśmy”. Kehrberg nie wyjaśnił powodów swych żalów i rozgoryczenia, ale we wstępie (Vorbericht an den geneigten Leser) napisał niesłychanie emocjonalnie o ludziach interesownych, aroganckich, nieznających się na rzeczy, a zabierających głos, o dokuczliwych zawistnikach, członkach „cechu ignorantów” (Ignoranten-Zunfft), do których świetnie pasuje zadnie „Ars non habet osorem nisi ignorantem” („Sztuka nie ma wrogów oprócz ignorantów”). Przytoczył też gniewną odpowiedź Appellesa, słynnego malarza, na krytykę szewca, który w wielkim dziele zauważył jedynie, jego zdaniem, źle namalowane buty i według tego je ocenił: „Ne sutor ultra crepidam” („Niech szewc nie wyrokuje powyżej kopyta”). Kogo miał na myśli, pisząc te słowa? Chyba przede wszystkich swych chojeńskich ziomków. Źle musiało być w ostatnich latach życia staremu nauczycielowi w Königsbergu, A. Kehrberg, Erleuterter..., Ersterer Bericht..., b.p. A. Kehrberg, Fortsetzung..., przedm. Hoch- und Wohl-Edle Herren..., b.p. 137 Wergilisz, Eneida, 1, 204. 138 Całe zdanie w Biblii Brzeskiej brzmi: „Kapituła 6. [...] 2. Abowiem mówi Bóg: Czasu przyjemnego wysłuchałem cię, a w dzień zbawienia ratowałem cię. Oto teraz czas przyjemny, oto teraz dzień zbawienia. 3. Nie dawajmy żadnego pogorszenia w żadnej rzeczy, aby posługowanie nie było posromocone. 4. Ale i we wszytkim stawamy się jako słudzy Boży, z wielką cierpliwością, w utrapieniu i w potrzebach, i w uciskach. 5. W ubiciu, w więzieniu, w rosterkach, w pracach. 6. Przez czujności, przez posty, przez szczyrość, przez umiejętność, przez cichość, przez dobroć, przez Ducha Świętego, przez miłość nieobłudną. 7. W mowie prawdy, w mocy Bożej, przez zbroję sprawiedliwości, ręką prawą i lewą. 8. Przez chwałę i sromotę, przez osławienie i dobrą sławę; jakoby zwodnicy, ale prawdziwi jesteśmy”. 135 136 183 Joanna A. Kościelna tak bardzo źle, że porównał swą dolę i innych nauczycieli do losu męczenników, na których godna zapłata czeka dopiero w niebie139. Wśród dokumentów i ksiąg Kehrbergowskie „dzieło życia” zwraca uwagę bardzo starannym wykorzystaniem dostępnych źródeł i opracowań, co podkreślił już we wstępie (Vorrede) profesor Beckmann, chwaląc także autora za osadzenie historii miasta w szerokim kontekście dziejów Marchii. Bogate archiwum miejskie przechowywane w ratuszu140 oraz archiwa kościołów znał doskonale, źródła omawiał i często cytował w dosłownym brzmieniu. Wspomniał, że sam prowadził jakiś pamiętnik (Stamm-Buch) i że przechowywał korespondencję141 – zapewne dzięki temu był w stanie podać tak dokładnie daty wydarzeń dotyczących go osobiście. Wiele zdarzeń opisał na podstawie ksiąg metrykalnych Chojny i Barnkowa – cytował je dosłownie, co łatwo można sprawdzić, ponieważ księgi te się zachowały i są przechowywane w Archiwum Państwowym w Szczecinie142. Są to chyba jedyne zachowane rzeczy, o których z całą pewnością możemy powiedzieć, że ich dotykał, że miał z nimi fizyczny kontakt. Spośród chojeńskich archiwaliów, wykorzystywanych przy pracy nad „Opisem”, wymienia Kehrberg Copiarius der Koenigsberger Städtisches Privilegien, Allteste Raths-Buch oder Protocol, Gerichts-Protocolen. Zna, choć cytuje „z drugiej ręki”, za Beckmannem, kroniki polskie. W „Opisie” wspomina o Rocznikach Jan Długosza (Dlugossus, Annales, seu cronicae incliti Regni Poloniae), Kronice Marcina Kromera (cytuje jako Rer[um] Pol[onicarum], a zapewne chodzi mu o Martini Cromeri de origine et rebus gestis Polonorum libri XXX lub Polonia, sive de situ, populis, moribus etc. Poloniae, Basel 1586) czy Macieja z Miechowa (Matthias de Miechow; Mathiae de Mechovia Chronica Polonorum, Cracoviae 1521). Podobnie „z drugiej ręki”, bo za Angelusem, cytuje krzyżackiego koronikarza Piotra z Duisburga143. Do cytowanych dzieł ma stosunek dyskur„Wackerer und fleißiger Schul-Männer ihre Mühe wird auf Erden selten belohnet. Sie sind Märtyrer, welche erst ihre rechte Belohnung und die Crone vor ihre Arbeit in dem Himmel erwarten müssen”. A. Kehrberg, Fortsetzung..., Vorbericht an den geneigten Leser, b.p. 140 A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 45. 141 Tamże, Anderer Vorbericht..., b.p. 142 APS, Zbiór ksiąg metrykalnych z Pomorza i Nowej Marchii, sygn. 173: wpisy chrztów i zgonów z lat 1581–1600, sygn. 174: wpisy chrztów, zgonów i małżeństw z lat 1600–1631, sygn. 175: wpisy chrztów, zgonów i małżeństw z lat 1631–1669, sygn. 176: wpisy chrztów, zgonów i małżeństw z lat 1670–1712, sygn. 177: wpisy chrztów, zgonów i małżeństw z lat 1713–1750, oraz księga metrykalna Barnkowa (Bernickow) zawierająca wpisy lat 1653–1797 (sygn. 188). 143 A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 4. 139 184 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii sywny – opisując np. atak husytów na Nową Marchię, podaje w wątpliwość to, co piszą polscy historycy144, podobnie przy opisie zajęcia ziemi lubuskiej przez Brandenburgię145. Zresztą ta rezerwa do opisywanych wydarzeń jest cechą szczególną (i bardzo wartościową) jego narracji historycznej; wielokrotne cytowania, odwoływanie się do innych autorów jako źródła wiadomości, uchylanie się od ocen czy pozostawianie wniosków czytelnikowi – są dla niego typowe. Podczas pracy przede wszystkim wykorzystywał literaturę niemieckojęzyczną dotyczącą Brandenburgii, zarówno starszą, jak i – co należy podkreślić – najnowszą. Być może książki te znajdowały się w bibliotece szkoły lub w Bibliotece Mariackiej. Przeglądu literatury dotyczącej Brandenburgii dokonał Beckmann we wstępie (Vorrede), gdzie wymienił i omówił kilkanaście dzieł, które przyczyniają się do lepszego poznania historii ojczyzny, czyli Marchii Brandenburskiej. W jego „katalogu” znalazły się prace Georgiusa Sabinusa146 i Wolffganga Justusa (Wolfganga Jobsta)147, profesorów Uniwersytetu Viadrina, autorów opisu Frankfurtu, a Wolffgang Justus dodatkowo został wymieniony jako autor Auszug und Beschreibung des gantzen Churfürstenthumbs der Marck zu Brandenburg; Christopha En(t)zelta z Osterburga (Christophorus Encelius), autora Chronicon der Alten Marck z 1579 r.148; Nicolausa Leutingera149; Christianusa Theodorusa „In übrigen ists falsch, wenn die Polnischen Historici melden als hätten sie [husyci] Königsberg A. 1433 eingenommen und biß A. 1436, da się es durch einen Vertrag abgetreten, sehr geängstiget”. Tamże, Abt. 2, s. 13. 145 Tamże, Abt. 1, s. 249, 253. Trzeba zauważyć, że dyskusje z twierdzeniami „polskich historyków” (polnische Historici) są dość częste, nie wynikają jednak z jakichś uprzedzeń narodowych, Kehrberg po prostu ma dostęp do źródeł i opracowań zarówno brandenburskich, jak i polskich i w rezultacie konfrontuje stanowiska, choć ostatecznie bliższe jest mu to, które reprezentują historycy marchijscy, zwłaszcza Beckmann. 146 Georgius Sabinus (właśc. Georg Schuler, ur. 23.04.1508 w Brandenburgu, zm. 02.12.1560 we Frankfurcie nad Odrą), proferor retoryki i poezji na Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, pierwszy rektor Uniwersytetu Albertina w Królewcu (1544–1547, potem 1552–1553). W 1555 r. wrócił do Frankfurtu nad Odrą. Bliski współpracownik margrabiego Joachima II. Zob. ADB, Bd. 30, Leipzig 1890, s. 107–111. 147 Wolfgang Jobst (31.10.1521–31.05.1575), lekarz, profesor medycyny na uniwersytecie we Frnkfurcie nad Odrą, kronikarz, syn burmistrza Frankfurtu. Zob. J. Israel, P. Walther, Musen und Grazien in der Mark: 750 Jahre Literatur in Brandenburg, Berlin 2002, Bd. 2, s. 94. 148 Chronicon oder Kurtze einfeltige verzeichenus / darinne begriffen / wer die Alte Marck und nechste Lender darbey sind der Sindfluth bewonet hat, Magdeburg 1579. 149 Nikolaus Leutinger (Nicolaus Leuthingerus, ur. ok. 1554 w Altlandsberg, zm. 14.04.1612 w Osterburgu), niem. teolog, kronikarz, poeta, studiował na uniwersytetach w Wittenberdze i Frankfurcie nad Odrą, od 1575 r. roku kierownik (rektor) szkoły w Krośnie Odrzańskim (Crossen). Poeta laureatus, autor napisanej po łacinie kroniki Marchii Brandenburskiej De Marchia Brandenburgensi [...] commentarii. [Wit]tenbergae, Anno 1596. Zob. ADB, Bd. 18, Leipzig 1883, s. 498–499. 144 185 Joanna A. Kościelna Schosserusa150 (Christian Theodor Schosser) i Joachima Dutraviusa151; Meriana152 (Topographia153, którą pochwalił za przepiękne miedzioryty przedstawiające brandenburskie miasta); Christopha Heinricha154 (Erster Entwurf derer die Mark Brandenburg betreffenden Sachen z 1682 r.); Andreasa Rittnera155 z Tangermünde, autora opisu miasta; Caspara Helmreicha156 (Annales Tangermündenses); Christophorusa Schultza157 (Auf- und Abnehmen der Stadt Gardelegen z 1668 r.); Joachima Fromma (Nomenclatura rerum Brandenburgicarum z 1679 r.); Kurtze, jedoch gründliche Beschreibung der ganzen kurfürstlichen Mark zu Brandenburg, Magdeburg 1617; Annorum Posteriorum 30 Incipientium ab Anno Christi 1625, & desinentium in annum 1654, Ephemerides Brandenburgicae Coelestium Motuum Et Temporum: Summa Diligentia in luminaribus calculo duplici Tychonico & Prutenico, in reliquis Planetis Prutenico seu Copernicaeo elaboratae, Stetin, Reichardus; Stettin Frankfurt a.d. Oder. 151 Nie udało mi się ustalić, kim był Joachimus Dutravius. Beckmann wymienia go razem z Christianem Theodorem Schosserem, pisząc, że „beyde nennen sich auch L[iberales] A[rtes] & Med[icini] Doctores und P[oetae] L[aureati] C[aesarei]”. Poeta laureatus Caesareus – poeta uwieńczony wieńcem laurowym, wyróżnienie stosowane w kulturze antycznej i renesansowej. 152 Matthäus Merian der Ältere (ur. 22.09.1593 w Bazylei, zm. 19.06.1650 w Bad Schwalbach k. Wiesbaden), rytownik działający głównie w w krajach niem. Z geografem Martinem Zeilerem (1589–1661) wykonał wielotomową Topographia Germaniae, zawierającą ponad 2000 planów i widoków miast Niemiec. Jest autorem ilustracji do Biblii, a także do Theatrum Europaeum (to dzieło ukończonył jego syn Matthäus Młodszy). Zob. ADB, Bd. 21, Leipzig 1885, s. 422–427. 153 Topographia Germaniae, wyd. od 1642 do 1654 r. 154 Właśc. Christoph Hendreich (ur. ok 1630 w Gdańsku, zm. 26.08.1702 w Berlinie), brandenburski historyk, bibliotekarz Wielkiego Elektora. Zob. ADB, Bd. 50, Leipzig 1905, s. 183–185. 155 Andreas Rittner (ur. 1609 w Tangermünde, zm. w marcu 1669 w Tangermünde), studiował prawo i teologię na uniwersytecie w Wittenberdze, pełnił urzędy sekretarza miejskiego, potem rajcy, a w końcu burmistrza Tangermünde. Napisał historię Starej Marchii i swego rodzinego miasta. Zob. A.W. Pohlmann, A. Stoepel, Geschichte der Stadt Tangermünde seit Gründung derselben bis zu dem laufenden Jahre 1829, Stendal 1829, s. 151–153. 156 Caspar Helmreich (zm. 1665), był rajcą, a potem burmistrzem w Tangermünde. Główne dzieło to Casp. Helmreichs Annales Tangermundenses, welche von Erbauung der Stadt, denen Regenten aus dem Brandenburgischen, sonderlich Zollerischen Hause, u. dem grossen Brande der Stadt Tangermünde handeln (1636). Zob. M. Diesselhorst, O. Behrends, R. Dreier, Gerechtigkeit und Geschichte. Beiträge eines Symposions zum 65. Geburtstag von Malte Dießelhorst, Göttingem 1996, s. 109. 157 Christoph Schultze (1634–1685), pastor w kościele Mariackim w Gardelegen. Główne dzieło to Auff- und Abnehmen der löblichen Stadt Gardelegen, das ist Ein kurtzer Historischer Bericht von der eusserlichen und innerlichen Gestalt dieser Stadt und von anderen ihren Zufällen [...] auffgesetzet und durch den Druck ausgefertiget auff guter Freunde Begierde und Ansuchen von Christophoro Schultzen, Diener des Göttlichen Wortes bey der Haupt-Kirchen zu S. Marien in Gardelegen, Stendal 1668. Zob. D. Bauke, Mittheilungen über die Stadt und den Landräthlichen Kreis Gardelegen, Stendal 1832, s. 252–254. 150 186 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Henricusa Sebaldusa158; Jacobusa Lothichiusa159, autora Poetische Beschreibung von Fürstenwalde; Joachima Möllera160; Johanna Grüwela161 z Kremmen, autora Kremmnische Schau-Bühne; czy Marpergera (Beschreibung von Berlin)162. Kehrberg ten corpus znacznie rozszerzył. Wśród dzieł przez niego cytowanych znalazły się między innymi: Caspar Abel163, Preußische und Brandenburgische Staats-Historie, Leipzig u. Stendal 1710; Georg Bruchmann, Annales oder Geschichtsbuch und Chronika der Stadt Züllich164, Küstrin 1665; Heinrich Sebald (Hinricus Sebaldus, 16.09.1588–3.05.1679), teolog i historyk, studiował na uniwersytecie w Wittenberdze, gdzie uzyskal tytuł magistra (1611), pełnił urząd pastora i inspektora w Beelitz (1613–1673), napisał Breviarium Historicum ad didaxin, quodam modo, suo loco, directum, Das ist Historischer kurtzer Extract oder Außzug: darin zu befinden I. Der Vhrsprung des Christenthumbs, wie daß in Deutschland mit Müh auffkommen. II. Die Einführung der Herrschaften, sonderlich aller Margraffen vnd Churfürsten des Hauses Brandenburg [...] III. Zweyerley art Streitigkeiten [...] IV. Allerhand Geschichte [...] V. In Specie, wie die newlichste Krieges-Kugel sich hin vnd her [...] gewaltzet [...], Wittenberg 1655. Zob. CERL Thesaurus. 159 Jakob Lotich (1667–1688), autor Die Stadt Fürstenwalde, mit allen ihren zugehörigen Stücken (1679), Glücklicher Reise-Wuntsch (1670), Wunsch zum Erb-Gelücke (1670). Zob. tamże. 160 Johann Joachim Möller (ur. 1659 w Lubsku, zm. 1733 w Krośnie Odrzańskim), teolog, kronikarz i historyk, 1689–1733 pełnił urząd pastora w Krośnie Odrzańskim. Studiował w Pradze, Lipsku i Wittenberdze, był autorem licznych biografii, prac heraldycznych oraz kroniki Gubina, Lubska i Zgorzelca. Zob. K.G. Schönborn, Commentatio de codicibus duobus ex bibliotheca I. Petri de Ludewig in gymnasii Suidnicensis bibliothecam translatis, Vratislaviae 1835, s. 4. 161 Johann Grüwel (także Greuvel, ps. Laureandus, 3.12.1638–6.10.1710), syn burmistrza z Cremmen, od 1676 r. także pełniący ten urząd. Studiował na Uniwersyetcie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, był uznanym poetą (poeta laureatus). Zob. J. Israel, P. Walther, dz. cyt., Bd. 2, s. 91. 162 Możliwe, że chodzi o Paula Jacoba Marpergera (ur. 1656 w Norymberdze, zm. 1730 w Dreźnie), niem. ekonomistę, autora m.in. Beschreibung der Messen- und Jahr-Märkte, In welcher vornehmlich enthalten [...], Leipzig 1710. Zob. ADB, Bd. 20, Leipzig 1884, s. 405–407. 163 Caspar Abel (ur. 14.07.1676 w Hindenburg, zm. 11.01.1763 w Westdorf), teolog, historyk i poeta, od 1696 r. pełnił funkcję rektora szkoły w Osterburgu w Starej Marchii, od 1698 r. w szkole św. Jana w Halberstadt, a od 1718 r. sprawował urząd kaznodziei w Westdorf. Tłumaczył na niemiecki Owidiusza. Główne dzieła: Preußische und Brandenburgische Reichs- und Staatshistorie (1710), Preußische und Brandenburgische Staatsgeographie (1711), Deutsche und Sächsische Alterthümer (1729-32), Stift-, Stadt- und Landchronica des Fürstenthums Halberstadt (1754). Zob. tamże, Bd. 1, s. 12. 164 Pełny tytuł: Annales Oder Geschicht-Buch und Chronica der Stadt Züllich. Das ist eine vollkomene Beschreibung der Stadt Züllich so wol derselben Einwohner, als da sind Pfarrer Diaconi, wie auch die Pfarrer auff dem Lande unter die Inspection gehörende Medici, Burgemeister Syndici und Secretarien, Rahtsherren Rectores der Schulen Cantores, Organisten und andere SchulCollegen begriffen: So wol von alten Gewonheiten Kirchen und Schul-Gebräuchen HoffRichtern und Schöppen Kirchenvorstehern und Kirchendienern alten Geschlechten und feinen Bürgern von gelährten Leu158 187 Joanna A. Kościelna Heinrich von Cocceji165, Juris Publici Prudentia Compendio exhibita, Frankfurt (Oder) 1695; Johann Benedict Carpzov II166, Auserlesene Tugendsprüche aus der Heiligen Schrift, Leipzig 1692; Johann Hübner 167, Kurze Fragen aus der politischen Historia bis auf gegenwärtige Zeit continuiret und mit einer nützlichen Einleitung vor die Anfänger und vollständigen Register versehen. Fünfter Theil (deutsche Historie), Leipzig 1702; Wolfgang Jobst, Kurze Beschreibung der alten löblichen Stadt Frankfurt a.O., 1561; Wolfgang Jobst, Anmerckungen von dem ritterlichen Johanniter Orden; Ellias Loccellius168, Marchia illustrata oder Chronologische Rechnung oder Bedencken über die Sachen, so sich in der Marck Brandenburg und in corporierten Ländern vom Anfange der Welt biß ad annum Christi 1680 sollen zugetragen haben; Balthasar Menzius (Balthasar Menz der Jüngere)169, Vom Ursprung und Herkommen der Chur und Fürstlichen Heuser Sachsen, Brandenburg, Anhalt und Lawenburg, samt etlichen derselben Bildnüssen wie sie im Schloß zu Wittenberg zu finden, Verlag Georg Müller, Wittenberg 1598; Historica Narratio de Septem Electoribus…, Frankfurt a.M. 1577; ten so daraus entsprossen auch auff dem Lande und Umbkreis und andern feinen Leuten so nicht studiret und was diese Stadt von Kriege Pest und Brande zu unterschiedlichen Zeiten ausgestanden. Von M. GEORGIO Bruchman Pfarrern in Göritz. In der Veste Cüstrin Gedruckt bey Christoff Söhnicken im Jahr M DC LXV. 165 Heinrich Freiherr von Cocceji (ur. 25.03.1644 w Bremie, zm.18. 08.1719 we Frankfurtcie nad Odrą), profesor uniwersytetu w Heidelbergu. Zob. ADB, Bd. 4, s. 372–380. Kehrberg powołuje się na jego pracę Henr. Cocceji [...] Juris Publici Prudentia Compendio exhibita, Quo materiae ejus, praecipuaeq[ue] hactenus agitatae controversiae ab sua origine ac fonte ducuntur, faciliq[ue] ratione exponuntur & demonstrantur, Francofurti ad Viadrum 1705. 166 Johann Benedict Carpzov II (ur. 24.04.1639 w Lipsku, zm. 23.03.1699 tamże), niem. teolog, etnolog i filolog. Zob. ADB, Bd. 4, s. 21–23. 167 Johann Hübner (ur. 17.03.1668 w Türchau bei Zittau, zm. 21.05.1731 w Hamburgu), nauczyciel, autor podręczników i prac z zakresu genealogii, geografii, historii, poetyki. Zob. tamże, Bd. 13, s. 267–269. 168 Elias Loccelius (Lockelius, Löckel, 1621–1704), kronikarz brandenburski, między 1650 a 1673 r. proboszcz w Mieszkowicach (Bärwalde in der Neumark), w 1674 r. został proboszczem w Ośnie Lubuskim (Drossen). Zob. D. Pötschke, Rolande, Kaiser und Recht. Zur Rechtsgeschichte des Harzraums und seiner Umgebung, Berlin 1999, s. 113. 169 Balthasar Menz der Jüngere (Mentius, ur. ok. 1537 w Niemegk, zm. 01.02.1617 w Wittenberdze), historyk, kronikarz i poeta (poeta laureatus). Zob. Neues allgemeines Künstler-Lexicon, bearb. v. G.K. Nagler, Bd. 9, München 1840, s. 129. 188 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Johann Friedrich Rhetius170, Disputationes juris publici undecim, de statuis Rolandinis, de jure statuum imperii circa sacra, de secularisatione, de statu Germaniae circa subditos, de jure portionis alimentariae, de dignitatibus imperii romano-germanici, de absoluta principis potestate, de assisiis, de pace, de jure portuum et de sarcina emigrantium, quas, dirigente Johanne Friderico Rhetio [...] juvenes aliqui [...] in electorali Viadrina [...] elaborarunt ac eruditorum [...] examini publice exhibuerunt, nunc denuo typis excusae, Frankfurt (Oder) 1678 ; Johann Friedrich Pfeffinger171, Vitriarius illustratus, seu institutiones Juris Publici Romano-Germanici, Lüneburg 1712; Samuel von Pufendorf 172, De rebus gestis Friderici Wilhelmi Magni, 1695. Abraham Saur173, Theatrum de Veneficis, Das ist: Von Teuffelsgespenst Zauberern vnd Gifftbereitern, Schwartzkünstlern, Hexen vnd Vnholden, vieler fürnemmen Historien vnd Exempel, bewärten, glaubwirdigen, Alten vnd newen Scribenten, was von solchen jeder zeit disputiert vnd gehalten worden, mit sonderm fleiß an Tag geben: Sampt etlicher hingerichten Zäuberischer Weiber gethaner Bekanntnuß, Examination, Prob, Vrgicht und Straff, u. Vieler vngleicher Frage und Meynung halben, so in dieser Materi fürfallen mögen, Frankfurt a.M. 1586; David Vechner174, Universae Germaniae breviarium. Editione tertia extensum cura et studio Abrahami Vechneri, Gorlici Lusat[iae]. Görlitz (Zgorzelec) 1673. Johann Friedrich Rhetz (Rhetius, ur. ok. 1633 w Brandenburgu, zm. 06.10.1707 w Berlinie), niem. prawnik, studiował w Wittenberdze i w Viadrinie. Kurator założonego w 1694 r. uniwersytetu w Halle (Friedrichs-Universität Halle). Zob. Neue Deutsche Biographie, Bd. 21, Berlin 2003, s. 497. 171 Johann Friedrich Pfeffinger (ur. 05.05.1667 w Strassburgu, zm. 1730), bibliotekarz elektora Hanoweru, historyk, genealog. Zob. ADB, Bd. 25, Leipzig 1887, s. 630–631. 172 Samuel von Pufendorf (8.01.1632–26.10.1694), historyk, prawnik i teoretyk prawa, profesorem uniwersytetu w Heidelbergu, od 1668 r. uniwersytetu w Lund, doradca króla Szwecji Karola XI, który nadał mu tytuł szlachecki. Po powrocie do Berlina poświęcił się historii Brandenburgii. Zob. tamże, Bd. 26, Leipzig 1888, s. 701–708. 173 Abraham Saur (ur. 12.02.1545 w Frankenberg in Hessen, zm. 18.07.1593 w Marburgu), studiował prawo w Wittenberdze, potem w Marburgu. Zob. tamże, Bd. 30, Leipzig 1890, s. 419–420. 174 David Vechner (13.03.1594–15.02.1669), teolog, nauczyciel, studiował we Frankfurcie i Wittenberdze, 1624–1629 był nauczycielem w Bytomiu Odrzańskim (Beuthen/Oder), potem w Lesznie (Lissa), a od 1633 r. pełnił urząd kierownika szkoły (rektora) w Szprotawie (Sprottau), następnie 1637–1666 w Zgorzelcu (Görlitz), gdzie był także diakonem, a potem pastorem (1662–1669). Zob. CERL Thesaurus. 170 189 Joanna A. Kościelna Podstawowy i najważniejszy zespół prac wykorzystywanych przez Kehrerga tworzą dzieła Andreasa Angelusa175, Johanna Christopha Beckmanna176, Johannesa Micrealiusa177, Paula Friedeborna178. Wyraźnie do tych autorów ma największe zaufanie i ich cytuje najczęściej. Wybór oczywiście nie był przypadkowy. Beckmann to przyjciel i polihistor, znawca dziejów Brandenburgii, Angelus to najpoważniejszy brandenburski koronikarz XVI w., a Micraelius i Friedeborn to najwybitniejsi historycy pomorscy XVI/XVII stulecia179. Kehrberg z wielką starannością przytacza też prace osób związanych z Königsbergiem. Przede wszystkim dzieła inspektora Pontanusa180, ale też Matthaeusa Stegera181, kronikę chojeńskiego diakona Johanna Fridericiusa182, którą jednak znał chyba tylko z cytatów w pracach Angelusa. Osobną grupę cytowanych dzieł tworzyły modne i bardzo cenione wśród ówczesnych intelektualistów „kalendarze” – można więc znaleźć odwołania np. do pracy Paula Ebera183 Calendarium historicum, Wittenberg 1550. Annales Marchiae Brandenburgicae, das ist Ordentliche Verzeichnuss und beschreibung der fürnemsten und gedenckwirdigsten Märckischen Jahrgeschichten und Historien, so sich vom 416. Jahr vor Christi Geburt bis auffs 1596. Jahr [...] begeben und zugetragen haben. Verfasset durch M. Andream Angelum [...] Am Ende ist hinzugesetzt ein Bedencken der Theologen zu Franckfurt an der Oder von den Besessenen zu Spandaw. Item ein Supplementum [...] der Märckischen Jahrgeschichten von Ostern des 1596 jahrs bis auff den Aprillmonat dieses 1598 Jahres, Franckfurt an der Oder, in Verl. Joh. Hartmann (dr. Fried. Hartman) 1598 oraz Rerum Marchicarum Breviarum, Das Ist Kurtze Beschreibung der vornembsten geschichten und Historien, so sich vor und nach Christi Geburt als uber 2000 Jahren in chur und Fürstenthumb der Mark Brandenburg bis auff gegenwertiges 1593. Jahr begeben und zugetragen haben, Wittenberg 1593. 176 Kehrberg nie zna fundamentalnej pracy Beckmanna, Historische Beschreibung der Chur und Mark Brandenburg..., ponieważ ukaże się ona drukiem dopiero w połowie XVIII w., ale zna mniejsze, np. Anmerkungen Von dem Ritterlichen Johanniter-Orden, Und Dessen absonderliche Beschaffenheit, In dem Herren Meisterthum Desselben In der Marck, Sachsen, Pommern und Wendland, Samt vorhergehenden General-Reflexionen über Die Ritterliche Kreuß-Orden insgesamt, Coburg, Verl. Paul Günther Pfotenhauer 1695 czy Kurtze Beschreibung der Stat Franckfurt an der Oder [...], 1706. 177 Sechs Bücher vom alten Pommernland, Stettin 1639–1640. 178 Historische Beschreibung der Stadt Alten Stettin in Pommern, wyd. Jochim Rhetes Erben, Alten Stettin 1613. 179 Zwraca uwagę brak odwołań do prac Thomasa Kantzowa i Johannesa Bugenhagena. 180 Catalogus Haereticorum qui tam apud veteres quam Recentiores grassantur (1614); Einweihung Der Newen Grösten Glock Zu Königsbergk in der NewMarck (1608); Quaestiones De Postrema, Huius Nostri Seculi, Formula Concordiae (1602); Quaestiones Synodicae, De Coelo (1608). 181 Był archidiakonem w Chojnie, w 1614 r. wydał Lucta Christiani. 182 J. Friedrich, Chronicon Neo Marchiae manuscriptum, dzieło zaginione. Zob. H. Bütow, Die Jerusalemskapelle und das Jerusalems- oder Heilige Kreutzhospital zu Königsberg i.d. Neumark, „Die Neumark” 7 (1930), s. 141. 183 Paul Eber (1511–1569), teolog, autor hymnów, m.in. Wenn wir in höchsten Nothen sein, bliski przyjaciel Filipa Melanchtona. 175 190 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Kronika – zawartość treściowa Dzieło Kehrberga jest przykładem erudycyjnego dziejopisarstwa epoki późnego baroku. Autor stara się wykazać znajomością wielu dzieł, zarówno dawnych, jak i najnowszych. Stosuje przypisy, odsyłacze do innych prac oraz do źródeł, zwłaszcza przechowywanych w chojeńskim archiwum miejskim. Zwraca uwagę brak skłonności moralizatorskich – Kehrberg nie ocenia, nie wytyka błedów, skupia się na opisie zjawisk i postaci. Tę zasadę łamie jedynie w rozdziale poświęconym Żydom, gdzie z niechęcią, godną ucznia Marcina Lutra184, mówi o przedstawicielach tej społeczności. Na takie widzenie Żydów wpływ jednak mieć mógł fakt, iż to właśnie Żydów oskarżono o przywleczenie choroby, na którą zmarla żona Augustina Kehrberga. Kronikę otwiera panorama Chojny Georga Paula Buscha i strona tytułowa, dalej zamieszczona jest dedykacja Excellentz, Hochwürdige, Hochwohlgebohrne, Wohlgebohrne, Veste und Hochgelahrte, Gnädige, Hochgebiethende und Höchstzuehrende Herren z 8 kwietnia 1724 r., po niej następuje przedmowa (Vorrede) profesora Beckmanna z 7 września 1714 r., Ersterer Bericht an den Leser, a po nim Anderer Vorbericht an der geneigten Leser. Ten układ jest utrzymany w obu berlińkich wydaniach z lat 1724 i 1725. Właściwa część kroniki zaczyna się od bardzo krótkiego wprowadzenia, zatytułowanego Erleuterer Abriß des Neu-Marckschen Königsberg.Vortrab, któStosunek Lutra do Żydów ulegał zmianom. Początkowo miał nadzieję na ich nawrócenie. Z tego pierwszego okresu pochodzi broszura Daß Jesus Christus ein geborener Jude sei (1523), gdzie pisał „Nasi imbecyle, papiści i biskupi, sofiści i mnisi, używali sobie z Żydami tak, że dobry chrześcijanin powinien stać się Żydem. Gdybym był Żydem, wolałbym raczej zostać wieprzem niźli chrześcijaninem, wiedząc, jak te gamonie i skończone osły nauczają wiary chrześcijańskiej. Traktowali Żydów, jakby byli psami, a nie ludźmi; umieli ich tylko prześladować. Żydzi są podle krwi krewnymi, kuzynami i braćmi naszego Pana: jeżeli można chlubić się Jego krwią i Jego ciałem, należą oni bardziej niż my do Jezusa Chrystusa. Upraszam przeto mych drogich papistów, aby mnie traktowali jak Żyda, gdy zmęczą się traktowaniem mnie jako heretyka [...]. Dlatego też radzę traktować ich z uprzejmością: dopóki będziemy stosować gwałt i oskarżać ich o używanie krwi chrześcijańskiej do usunięcia złego zapachu i nie wiem, o jeszcze jakie inne bzdury, będziemy im przeszkadzać żyć i pracować wśród nas w naszej społeczności, będziemy ich zmuszać do uprawiania lichwiarstwa, jakżeż mogą wyjść ku nam? Jeśli pragniemy im pomóc, koniecznie trzeba stosować wobec nich prawo miłości chrześcijańskiej, a nie prawo papistów. Trzeba nam przyjąć ich jak przyjaciół, dać żyć i pracować z nami, wtedy ich serca będą z nami”. Później pisał już inaczej – w Gegen die Juden und ihre Lügen (1542) i w Vom Schem Hamphoras und vom Geschlecht Christi (1543): „[...] równie łatwo nawrócić Żyda, jak nawrócić Diabła. Bowiem Żyd, serce żydowskie są twarde jak kij, jak kamień, jak żelazo, jak sam Diabeł. Krótko mówiąc, są to dzieci Diabła, skazane na ogień piekielny [...]”. Cyt. za: F. de Fontetette, Historia antysemityzmu, Wrocław 1992, s. 63–65. 184 191 Joanna A. Kościelna re przechodzi w część pierwszą: Die Erste Abtheilung. Darinn beschrieben, die Stadt mit ihrem Grunde und Boden, die considerabelsten Gebäude [...]. Pierwsza część składa się z 31 rozdziałów: Das 1. Capitel. Vom Ursprunge und Fundatore oder Urheber der Stadt Königsberg, dem zugleich mit beygefüget die Anzahl der Römischen Kayser [...] – „O początkach i założycielach albo inicjatorach [powstania] miasta Königsberg, wraz z dodaniem cesarzy rzymskich [...]”. W tej części omówione są początki miasta, jego nazwa185, wyrysowano też jest i omówiony herb Chojny (s. 3). Das 2. Capitel. Von der Situation und Gegend dieser Stadt, imgleichen von ihren Aeckern, Gärten, Brüchern, Wässern und Seen etc. – „O położeniu tego miasta, jak też o jego polach, ogrodach, baganch,wodach, i jeziorach itd.”. Das 3. Capitel. Von etlichen Vorwercken und dem Dorffe Bernekow, wie auch von Mühlen und andern Gebäuden um und vor dieser Stadt – „O kilku folwarkach, wsi Barnkowo, jak też o młynach i innych budynkach w mieście i koło niego”. Das 4. Capitel. Von der Structur dieser Stadt, insbesonderheit von der Beschaffenheit ihrer Mauren und Thore – „O zabudowie miasta, w szczególności o stanie jego murów i bram”. Das 5. Capitel. Vom inwendigen der Stadt, und zwar sonderlich von ihren Gassen [...] – O tym, co jest wewnątrz miasta, a w szczególności o jego ulicach [...]”. Das 6. Capitel. Vom Rath-Hause [...] – „O ratuszu [...]”. Das 7. Capitel. Von der Neu-Marck und denen damit vorgegangenen Veränderungen in Ansehung ihrer Regenten [...] – „O Nowej Marchii i następujących zmianach jej władców [...]”. Rozdział poświęcony jest władcom Nowej Marchii, wyjaśnia jej położenie i nazwę186. „[...] jak powiedzieliśmy, miasto to nazywa się Königsberg, po łacinie Regismontum albo Regiomontum, albo Koenigsberga, lub po grecku Anactorea, bo αναξ znaczy król [rex], a ορος – góra [mons]. Choć są i tacy, którzy nazywają je Kinsperg, wieśniacy zaś mówią Könseberre, po trosze z powodu niewiedzy, a po części dlatego, że używają gwary”. A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 2. 186 „Neumark [Nowa Marchia] to prowincja Brandenburskiej Marchii Elektorskiej [Chur-Mark Brandenburg], która ma długość 24 mil i takąż szerokość; od Marchii Środkowej [Mittel Marck] i Wkrzańskej [Ucker Marck] oddziela ją Odra i Szprewa. Rozciąga się ono w kierunku wschodnim i północnym i graniczy z Pomorzem, Śląskiem, Kaszubią i Polską, przy czym Ina, Drawa, Noteć i Warta z tą prowincją się stykają. Składa się z krajów, które w większej części Otto Longus [Długi], margrabia brandenburski, Polsce odebrał, w części odkupiono od Krzyżaków [Creutz-Herrn], w części w inny sposób stały się jej częścią. Nosi też nazwę Νομαρχία, Nomarchia, czyli kraj zdobyty wskutek wojny i co zdaniem niektórych oznacza Marchia [Marck] [...]. Teraz, po włączeniu do niej krajów i miast, dzieli się XI powiatów [Kreyse]: Soldin (Myślibórz), Königsberg (Chojna), Landsberg (Gorzów), Arnswalde (Choszczno), Friedeberg (Strzelce Krajeńskie), Sternberg (Torzym), Dramburg (Drawsko), Schievelbein (Świdwin), Krössen (Krosno Odrzańskie), Cottbus i Züllchow (Züllichau, Sulechów)”. Tamże, s. 46–47. 185 192 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii Das 8. Capitel. Von des Ordens der Creutz-Herren Ursprunge [...] – „O początkach zakonu Krzyżaków [...]. Das 9. Capitel. Von dem Raths-Collegio oder Burgermeistern [...] – „O kolegium rajców [radzie miejskiej] albo burmistrzach [...]”. Das 10. Capitel. Von der Pfarr-Haupt- und Marien-Kirche [...] – „O parafialnym, głównym Mariackim kościele [...]”. Das 11. Capitel. Vom Orden der Tempel-Herren, wie er entstanden [...] – „O zakonie templariuszy, jak powstał [...]”. Das 12. Capitel. Vom Orden der Hospitaler oder Johanniter-Ritter [...] – „O zakonie szpitalników albo joannitów [...]”. Das 13. Capitel. Von der Pfarr- oder Marien-Kirchen inneren Beschaffenheit [...] – „O wyposażeniu kościoła parafialnego albo Mariackiego [...]”. Das 14. Capitel. Von den Epitaphiis und Grab-Mahlen in obgedachter Pfarr- und Marien [...] – „O epitafiach i nagrobkach w rzeczonym kościele Mariackim [...]”. Das 15. Capitel. Von den Spitzen und Thürmen der Marien-Kirche [...] – „O iglicach i wieżach kościoła Mariackiego [...]”. Das 16. Capitel. Von der Kloster-Kirche und dem dazu gehörigen Kirchhofe und Kloster-Gebäuden – „O kościele klasztornym, przylegającym do niego cmentarzu i budynkach klasztornych”. Das 17. Capitel. Von dem, was in dieser Kloster-Kirche zu bemercken ist – „O tym, co w tym kościele jest godne uwagi”. Das 18. Capitel. Von den übrigen Kirchen oder Capellen [...] – „O pozostałych kościołach albo kaplicach [...]”. Das 19. Capitel. Von der Religion und Gottes-Dienste [...] – „O religii i nabożeństwach [...]”. Das 20. Capitel. Von dem Caminischen Bischoffthum [...] – „O biskupstwie kamieńskim [...]”. Das 21. Capitel. Von den Inspectoribus und Pastoribus [...] – „O inspektorach i pastorach [...]”. Das 22. Capitel. Von hiesigen Kirchen-Gebräuchen und Ceremonien [...] – „O tutejszych zwyczajach kościelnych i ceremoniach [...]”. Das 23. Capitel. Von einigen sonderbahren Handlungen die Religion und hiesigen Kirchen-Sachen betreffende – „O szczególnych rozporządzeniach religijnych i sprawach dotyczących tutejszego Kościoła”. Das 24. Capitel. Von der Schule und denen damit vorgegangenen Veränderungen, wie auch dero Collegen, seit dem Lutherthume – „O szkole i zmianach jej dotyczących, jak też o nauczycielach od czasów wprowadzenia reformacji”. Das 25. Capitel. Von verordneten und gehaltenen Schul-Visitationen, Actibus oratoriis, und andren Schul-Gebräuchen – „O zarządzonych i odbytych wizy- 193 Joanna A. Kościelna tacjach, o popisach oratorskich [uczniów] i innych zwyczajach szkolnych”. Das 26. Capitel. Von den Hospitalien und dem langen steinernen Gebäude aufm Raths-Hofe – „O szpitalach [przytułkach] i długim kamiennym budynku na podwórzu ratusza”. Das 27. Capitel. Von der hiesigen Einwohner Beschaffenheit; desgleichen von besondern Amts- und andern conditionirten Personen - „O strukturze tutejszego mieszczaństwa, jak też o osobach piasujących urzędy”. Das 28. Capitel. Von einigen Glückseeligkeiten und Praerogativen dieser Stadt vor den meisten Städten der Neu-Marck, dabey zugleich die mancherley Professionen der Künstler und Handwercker [...] – „O powodzeniu i pierwszeństwie tego miasta przed większością miast Nowej Marchii, a przy tym także o profesjach artystów i rzemieślników [...]”. Das 29. Capitel. Von der hiesigen Judenschafft [...] – „O tutejszym Żydostwie [...]”. Das 30. Capitel. Vom vormahligen Bischoffthume und Bischöffen, wie auch der Stadt Lebus – „O dawnym biskupstwie i biskupach, jak też o mieście Lubusz”. Das 31. Capitel. Von dem, was in einigen Capiteln dieser Abtheilung entweder noch hinzu zu thun oder zu ändern nöthig gewesen – „O tym, co w niektórych rozdziałach tej części albo dodać, albo zmienić było konieczne”. Druga część (Die Andere Abtheilung. Darinn es nach seinen erlittenen Fatis und Unglücks-Fällen vorgestellet wird – „Rozdział Drugi. A w nim przedstawione jego [Königsvergu] losy i nieszczęśliwe wypadki”) jest krótsza i poza półstronicowym wprowadzeniem (Vorbereitung) obejmuje tylko 11 rozdziałów: Das 1. Capitel. Von den verderblichen Krieges-Troublen und feindlichen Anfällen welche unserm Königsberg fatal gewesen – „O zgubnych wojnach i wrogich napadach, jakie nasz Königsberg na nieszczęście doznał”. Das 2. Capitel. Von dem Schaden und der Ungelegenheit, so Königsberg sich selbst durch innerliche Unruhe, Zwiespalt, Widersetzlichkeit und anderen unbilligen Unternehmungen, zugezogen – „O szkodach i niedogodnościach, jakich Königsberg doznał wsutek wewnętrznych niepokojów, niesnasek, nieposłuszeństwa i innych przykrych wydarzeń”. Das 3. Capitel. Von entstanden Feuers-Brunsten, welche unserer Stadt geschadet [...] – „O powstałych pożarach, od których nasze miasto ucierpiało [...]”. Das 4. Capitel. Von hefftigen Sturm-Winden und stürmischen Wetter so dieser Stadt schädlich gefallen – „O gwałtownych wichurach i zawieruchach, które niszczyły miasto”. Das 5. Capitel. Von Donner-Wettern, welche der Stadt Königsberg theils Schrecken, theils Schade gebracht – „O burzach, które do Königsbergu przyniosły 194 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii i trwogę, i szkody”. Das 6. Capitel. Von gar heissem Sommer-Wetter, oder trockener Zeit [...] – „O upałach i suszach [...]”. Das 7. Capitel. Von strenger Kälte und harter Winters-Zeit [...] – „O ostrym zimnie i srogich zimach [...]”. Das 8. Capitel. Von anderer nicht wol-temperireten Witterung [...] – „O innych zaburzeniach pogody [...]”. Das 9. Capitel. Vom Mißwachs der Feld-Früchte und entstandener Theurung [...] – „O nieurodzajach i powstałej stąd drożyźnie [...]”. Das 10. Capitel. Von pestilentzialischen Seuchen [...] – „O epidemiach zarazy [...]”. Das 11. Capitel. Von den Ungelegenheiten, die Königsberg im Ausgange des 1710ten und Anfange des folgenden Jahres der Contagion halber erlitten – „O nieszczęściach, jakie spotkały Königsberg pod koniec 1710 i z początkiem następnego roku z powodu zarazy”187. Kronikę zamykają: dodatek (Anhang) zawierający „różne szczególne wydarzenia i osobliwe historie, które w poprzednich rozdziałach zostały nietknięte” oraz indeks (Register) „najznczniejszych spraw” poruszonych w kronice. Inny układ ma suplement (Augustini Kehrberges Fortsetzung und weitere Ausführung...) – zawiera on uzupełnienia i korekty (rozdziały: Nöthige Zusätze und Anmerckungen zur Ersten Abtheilung des erläuterten Abrisses; Nöthige Zusätze und Anmerckungen zum erläuterten Abrisse des Neumärckischen Königsberges, und zwar zur Anderen Abtheilung [...] oraz Zusätze und Anmerckungen zum Erläuterten Abrisse des Neumärckischen Königsberges, und zwar zum Anhange [...]). W suplemencie autor pisze też o wydarzeniach z życia miasta, jakie toczyły się od 1724 do lutego 1731 r. Fortsetzung zamyka indeks (Register der vornehmsten Sachen in der Fortsetzung des erläuterten Abrisses). Praca Kehrberga to nie tylko przewodnik po historii, ale też po okolicy, po ulicach, po zabytkach; to kompendium wiedzy o ustroju, mieszkańcach, o wielkich i małych sprawach miasta nad Rurzycą. Dzieło wyjątkowe także pod względem literackim, pisane z elegancką prostotą. Wartość kroniki Augustina Kehrberga polega zarówno na tym, że przedstawił on niezwykle skrupulatnie dzieje Chojny, jak i na tym, że opisał wiernie i dokładnie miasto sobie współczesne – dzięki plastycznemu opisowi można z łatwością wyobrazić sobie wspaniałość kościoła Mariackiego, wygląd ulic, ratusza, przebieg ceremonii. Zestawił li187 Rozdział ten poświęcony jest epidemii dżumy. Zob. też: P. Schwartz, Die letzte Pest in der Neumark 1710, SVGN 11 (1901), s. 53–79. 195 Joanna A. Kościelna sty miejskich urzędników, superintendentów i pastorów, nauczycieli pracujących w chojeńskiej szkole. Zapisywał wszystko, co wydało mu się godne pamięci: remonty budynków, wizyty władców – m.in. Piotra I, jego żony Katarzyny, Augusta II Mocnego czy perskiego posła, Bahameta Zerabata (czyli Mohammeda Rezy Bega)188, a także przemarsze wojsk, zmiany pogody. Rzecz ciekawa, że pisząc o pobytach w mieście wielkich tego świata, wcale się nie rozpisuje, ich świat w ogóle go nie pociąga, w centrum uwagi Kehrberga pozostają małe i wielkie sprawy miasta, w którym żył. * * * Nie istnieje już archiwum miejskie Chojny, zaginione w czasie drugiej wojny światowej lub zniszczone po jej zakończeniu. Od ponad siedemdziesięciu lat dzieło Augustina Kehrberga nie jest już jednym w wielu źródeł do historii Chojny, ale jest źródłem pod wieloma względami podstawowym, dlatego dziś sprawą najwyższej wagi powinno być przetłumaczenie i wydanie z naukowym opracowaniem „Historyczno-chronologicznego opisu miasta Königsberg w Nowej Marchii”. W 2014 r. obchodzić będziemy trzechsetlecie pierwszego wydania tej kroniki i 280. rocznicę śmierci, a w 2013 r. – 345. rocznicę urodzin jej autora, Poseł perski Bahamet Zerabat, który zdążał na dwór francuski, zatrzymał się w mieście 14 listopda 1714 r. W drodze do Paryża miał odwiedzić jeszcze Kopenhagę, Hamburg, Berlin i wiele innych miast. Kehrberg pisze, że w południe poszedł pospacerować nad Rurzycę. W Chojnie był do niedzieli i mieszkał ze swymi ludźmi w domu pastora przy kościele Mariackim (A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 235). Kehrberg odnotował bardzo ważne z punktu widzenia polityki Francji wydarzenie, gdyż ten spacerujący nad rzeką obcokrajowiec przygotowywał traktat między Persją a Francją. Do Paryża dotarł z początkiem 1715 r. Naprawdę nazywał się Mohammed Reza Beg, był wysokiej rangi urzędnikiem, zarządcą perskim w Erewaniu (Armenia). 19 lutego 1715 r. został przyjęty z dworską pompą w Sali Zwierciadlanej pałacu w Wersalu przez króla Ludwika XIV. Reza Beg spędził we Francji kilka miesięcy, negocjując umowy handlowe i porozumienie dyplomatyczne dotyczące ustanowienia stałych poselstw w obu krajach oraz ewentualnych wspólnych akcji wojskowych przeciw Imperium Osmańskiemu (Turcji). Rozmowy utrudniał zły stan zdrowia Króla Słońce (zm. 1.09.1715). Reza Beg wrócił do Persji jesienią 1715 r., wioząc swemu władcy podpisane przez Ludwika XIV 13 sierpnia 1715 r. traktaty handlowe i o przyjaźni między Francją i Persją. W wyniku jego misji powstał stały konsulat Persji w Marsylii. Podczas swego pobytu Pers budził powszechne zainteresowanie; jako homme de bonne volonté, „człowiek dobrej woli”, został przedstawiony przez Monteskiusza w jego sławnych Listach perskich, które także w tytule nawiązywały do pobytu Rezy Bega w Paryżu. Bohaterami utworu są Usbek oraz Rica, dwaj Persowie podróżujący po Europie i przez pewien czas mieszkający we Francji. W listach do przyjaciół dzielą się oni wrażeniami i opiniami o tym, co zobaczyli, co im się podoba, a co nie. Tak oto egzotyczny gość Chojny, kontemplujący jesienne piękno łąk i i drzew nad Rurzycą, wpłynął na bieg świata, bo w Listach perskich zarysowana została po raz pierwszy koncepcja trójpodziału władzy i praw naturalnych. 188 196 Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii który choć podpisywał się Augustinus Kehrberg, Zehdensis – Augustin Kehrberg, cedyńczyk – miał pełne prawo pisać się Augustinus Kehrberg, Regismontanus – Augustin Kehrberg, chojnianin. Augustin Kehrberg (1665–1734) Versuch einer Biografie Unter den Arbeiten, die sich auf die Geschichte der Neumark beziehen, nimmt Augustin Kehrbergs Chronik der Stadt Königsberg/Nm. (heute Chojna) einen besonderen Platz ein. Der Verfasser dieses Werkes erweckte bisher kein großes Interesse der Forscher, man wusste wenig von ihm, er war eine Person ohne Biografie. Indessen übermittelte der Königsberger Chronist an die Leser recht viele Informationen über sich selbst, indem er sie in sein Werk einflocht. Die vorliegende Skizze ist ein Versuch, die in der Chronik vorhandenen Tatsachen zu sammeln und zu ordnen. Augustin Kehrberg kam am 24. August 1668 in Zehden (heute Cedynia) zur Welt. Er war ein Sohn von Petrus Kehrberg und Catherina Gläser. Er starb im März 1734 in Königsberg/Nm. Gemäß seinem Wunsch wurde er neben seiner ersten Frau und der Tochter in der Klosterkirche zu Königsberg bestattet. Im Sterbebuch wurde verzeichnet, dass er am 10. März zu Grabe getragen wurde, er starb also wahrscheinlich zwei Tage vorher, am 8. März 1734. Er übersetzte zwei Psalmen, die 1707 und 1710 veröffentlicht wurden, verfasste auch Trauergedichte auf den Tod von Beate Louise von Marwitz (1717); sein wichtigstes Werk ist jedoch die erwähnte Chronik: Augustini Kehrberges Erleuterter Historisch-Chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck [...]. Die Arbeiten an dem „Abriss“ begann Kehrberg 1710. Die Chronik wurde einige Male aufgelegt. Die erste Ausgabe, kurz gefasst und nur 96 Seiten umfassend, wurde 1714 bei Andreas Kobse in Prenzlau gedruckt. Ein Jahr später erschien in Frankfurt an der Oder eine 212 Seiten umfassende Ausgabe, die der Autor selbst für die erste hielt. 1724 gab die Berliner Druckerei Gottfried Gedicke eine „perfektionierte“ Fassung des „Abrisses“ heraus, die 394 Seiten und ein Sachregister umfasste sowie eine am 8. April 1724 geschriebene Widmung und eine Vorrede von Christoph Beckmann enthielt. Im folgenden Jahr erschien in derselben Druckerei die Neuausgabe des „Abrisses“. 1731, an seinem Lebensabend, gab Augustin Kehrberg höchstwahrscheinlich in Königsberg auf eigene Kosten einen Supplementband heraus, der aus 101 Seiten bestand und Ergän- 197 Joanna A. Kościelna zungen sowie Ereignisse aus den Jahren 1723–1731, eine neue Widmung und eine auf den 3. April 1731 datierte Vorrede enthielt. Für seinen „Abriss“ sichtete Kehrberg genau die Bestände des Königsberger Archivs, er kannte auch und zitierte in seinem Werk die sich auf die Geschichte der Neumark und insbesondere der Stadt Königsberg beziehenden Arbeiten brandenburgischer, pommerscher und polnischer Historiker. Übers. v. K. Gołda 198 Ewa Gwiazdowska* Szczecin Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825) W średniowieczu miasteczko Chojna było ważnym ośrodkiem gospodarczym i administracyjnym Nowej Marchii. Świadczą o tym liczba i okazałość pozostałych z tamtych czasów budowli municypalnych i sakralnych. Zachowane do naszych czasów: kościół farny, ratusz, zespół klasztorny augustianów, kaplica cmentarna oraz mury miejskie z Bramą Świecką – przed prawie dwustu laty, w pierwszych dziesięcioleciach XIX w., musiały budzić zachwyt w okresie romantyzmu. Wówczas bowiem uświadomiono sobie znaczenie dawnych budowli będących pomnikami dziejów. Doceniono ich piękno, a także dostrzeżono specyfikę form charakterystycznych dla obszaru Pomorza, Nowej Marchii i terenów sąsiednich krajów niemieckich. Bliska ówczesnym architektom pruskim idea wznoszenia nowych budowli w stylu nawiązującym do lokalnej tradycji, kultywowana m.in. przez Karla Friedricha Schinkla, mogła być powodem odwiedzin w Chojnie jego kolejnych uczniów. Ze swym bogactwem średniowiecznej monumentalnej architektury miasto było dla nich bardzo atrakcyjnym celem wycieczek studyjnych. Świadczą o tym zachowane rysunki, które badacze wydobywają na światło dzienne. Do takich studiów architektonicznych należą dwie prace sygnowane przez Gustava Stiera i datowane na rok 18251. * Ewa Gwiazdowska – historyk sztuki, doktor nauk humanistycznych. Od 1982 roku w Muzeum Narodowym w Szczecinie, opiekuje się Gabinetem Grafiki, w którym gromadzi dawną grafikę europejską, przygotowuje wystawy i opracowuje katalogi. Ponadto zajmuje się badaniem i publikuje prace poświęcone ikonografii Pomorza oraz artystom pomorskim XIX i XX wieku. 1 Te dwa rysunki studyjne odnalazł dr Radosław Skrycki. 199 Ewa Gwiazdowska Ich autorem był jeden z uczniów wspomnianego koryfeusza architektury powstającej na ziemiach państwa pruskiego, a więc m.in. w Nowej Marchii. Friedrich Gustav Alexander Stier, architekt noszący tytuł pruskiego królewskiego radcy budowlanego (Königlich Preußischer Baurat), a także artysta rzemieślnik i pisarz na tematy fachowe, urodził się 7 lutego 1807 r. w Berlinie i zmarł tamże 18 listopada 1880 r.2 Można tu dodać, że był rówieśnikiem cenionego szczecińskiego malarza Augusta Ludwiga Mosta, który zawitał do Chojny dziesięć lat po nim3. Gustav Stier uczył się w berlińskim Gimnazjum Werdera, a po ukończeniu szkoły, w 1822 r., podjął studia w Akademii Budowlanej (Bauakademie) w Berlinie, założonej przez Davida Gilly’ego, nauczyciela Schinkla. Zapewne bliskie stały się mu nauki mistrzów, zarówno Gilly’ego, jak i Schinkla. Studia zakończył w 1824 r. egzaminem na geodetę (Feldmesser) i podjął praktykę pod kierunkiem F. Schramma. W trakcie praktyki uczestniczył m.in. w budowie gimnazjum w brandenburskim miasteczku Joachimstal niedaleko Eberswalde. Wkrótce podjął własną działalność architektoniczną. W 1828 r. został członkiem Berlińskiego Stowarzyszenia Architektów (Berliner Architektenverein). Od końca lat dwudziestych XIX w. do 1837 r. pracował w atelier Schinkla jako rysownik. Przygotował wówczas m.in. projekty budowlane nowego gmachu wspomnianej Akademii Budowlanej. W 1832 r. dokonał pomiarów i projektów odbudowy pałacu Erdmannsdorf. W 1836 r. zdał egzamin na mistrza budowlanego (Baumeister). Był bliskim współpracownikiem Schinkla, bardzo promowanym przez mistrza, utalentowanym młodym architektem. Postanowił jednak poświęcić się głównie działalności pedagogicznej. Podjął pracę w Szkole Rzemiosła Budowlanego (Baugewerbeschule), w latach 1839–1842 uczył w Instytucie Rzemieślniczym (Gewerbeinstitut), a od 1842 r. w Powszechnej Szkole Budowlanej (Allgemeine Bauschule). W 1843 r. uzyskał tytuł profesora, a w 1852 r. – radcy budowlanego (Baurat). Był czynnym nauczycielem do czasu odejścia na emeryturę w 1861 r. W ramach działalności architektonicznej zbudował w Berlinie kilka kaplic grobowych, spichlerz Dünnwalda przy Königsgraben, magazyn dla zleceniodawcy Hirschfelda (1837), synagogę żydowskiej gminy reformowanej przy Johannisstraße (1853–1854). Z publikacji jego pióra można wymienić czasopismo fachowe dla murarzy i cieśli „Vorlegeblätter für Maurer und Zimmerleute”, Berlin 1841. Współpracował przy przygotowaniu czasopisma dla budowniczych Dane biograficzne w: Allgemeines Lexikon der bildenden Künstler von der Antike bis zur Gegenwart, begr. v. U. Thieme u. F. Becker, Bd. 32, Leipzig 1938, s. 43, tam dalsza literatura; M. Ehler, M. Müller, Architekten A–Z, w: Schinkel und seine Schüler. Auf den Spuren großer Architekten in Mecklenburg und Pommern, hg. v. M. Ehler, M. Müller, Schwerin 2004, s. 324–325. 3 O wizycie Mosta w Chojnie zob. E. Gwiazdowska, Szczeciński malarz August Ludwig Most pośród murów Chojny w roku 1835, „Rocznik Chojeński” 2 (2010), s. 144–152. 2 200 Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825) „Vorlegeblätter für Baumeister”. Okazjonalnie wykonywał rysunki artystyczne, takie jak portret męski sygnowany i datowany: „Gustav Stier fec. Dez. 1830”. W 1836 r. brał udział w wystawie berlińskiej Akademii Sztuki. Jego projekty publikowane były w czasopiśmie „Deutsche Bauzeitung”. Pierwszy z dwóch wspomnianych rysunków z Chojny przedstawia ratusz wraz z najbliższą zabudową. Wykonany został piórem w czarnym tuszu i atramencie w tonie brunatnym na gładkim papierze, pokratkowanym ołówkiem, naklejonym na montaż. Sygnowany u dołu po lewej piórem, alfabetem gotyckim: „1825 Gustav Stier”. Rysunek obwiedziony jest podwójną konturową ramką wykonaną na montażu barwionym sepią. Na dolnym marginesie montażu pismem stylizowanym na gotycki druk wykaligrafowano tytuł: Das Rathhaus zu Koenigsberg in der Mark. Kompozycja jest typowym dziewiętnastowiecznym widokiem przedstawiającym wnętrze miejskie z godną uwagi budowlą historyczną umieszczoną w centrum i otoczoną przez zabudowę mieszczańską. Jako temat widoku wybrany został chojeński ratusz, gdyż jego fasada swą dekoracyjnością i malowniczością zrobiła bez wątpienia duże wrażenie na przybyszu. Korpus budynku posadowiony został na wysokim podpiwniczeniu, był dwukondygnacyjny, a wznoszący się nad nim schodkowy szczyt – trójkondygnacyjny. Filary zdobione wnękami i ażurowymi wimpergami podkreślały węgły fasady i rozdzielały jej osie. Ten podział pionowy równoważyły gzymsy, w partii szczytu wzmocnione pasami fryzów z ażurowych, glazurowanych kształtek. Ostrołukowe obramienia okien i wimpergi zdobione żabkami w kondygnacji piwnicy i parteru tworzyły rytm powtórzeń wraz z trójkątnymi zwieńczeniami osi w szczycie i ze sterczynami wieńczącymi filary. Okazałości dodawało ratuszowi ukazanie go od dołu okiem przechodniów widocznych na pierwszym planie. Rysownik pokazał budowlę z lekkiego ukosa, aby udokumentować również wygląd długiej bocznej elewacji ratusza. Ściana ta miała nieregularną dyspozycję. W kondygnacji piwnicznej znajdowało się jedno boczne zejście do podziemi. Obok niego było zamurowane wejście na parter, w którym pozostawiono tylko otwór okienny. W kondygnacji parteru znajdowało się kilka okien zróżnicowanych pod względem wielkości i kształtu, położonych na różnych wysokościach. Dwa z nich także zmniejszono przez częściowo zamurowanie wnęk okiennych. Drugie piętro miało charakter reprezentacyjny, dzielone było szeregiem ozdobnych wnęk okiennych. Ich dokładna forma jest niestety niewidoczna z powodu zastosowanego przez rysownika zbyt dużego skrótu perspektywicznego. Po lewej stronie przylegał do ratusza malutki dom parterowy, ze względu na swą kubaturę stanowiący zapewne swoistą atrakcję turystyczną. Domek był niziutki, dwuosiowy, ale miał półpięterko częściowo mieszczące się pod dachem. Przylegała do niego okazała piętrowa kamienica o osiemnastowiecznej elewacji 201 Ewa Gwiazdowska zdobionej boniowanymi lizenami i prostymi opaskami okiennymi z kroksztynami podtrzymującymi gzymsy podokienne. Przed domem rosły drzewa o kuliście przycinanych koronach. Rynek wybrukowano kamieniami polnymi. Wzdłuż bocznej elewacji ratusza biegła wąska uliczka, której perspektywa otwierała się na piętrowy dom mieszczański stojący przy bocznej ulicy na tyłach ratusza. Na rogu rynku i tej uliczki stał stary piętrowy dom o wysokim stromym dachu, tynkowany, z ryglową ścianą szczytową. Zwartą pierzeję uliczki tworzyły niższe domy piętrowe, o prostych formach dziewiętnastowiecznych. Malowniczości dodaje rysunkowi sztafaż rodzajowy: dwie przekupki, które ulokowały się w pobliżu fasady ratusza z towarem wystawionym w koszykach oraz targująca się z nimi klientka. Po prawej stronie rysunku, obok węgła domu, widoczne są porzucone taczki, którym przypuszczalnie podwieziono do domu jakiś towar. Przechodzący przez rynek mężczyźni to być może koledzy rysownika, a może jeden z nich, idący ze szkicownikiem pod pachą, jest autoportretem samego autora. Rysunek upamiętnia dość dokładnie wygląd ratusza ok. 1825 r. i otaczającą go wówczas zabudowę. Pokazuje także, jak przebiegały spokojne godziny powszedniego dnia na chojeńskim rynku i w jakich strojach wtedy chodzono ulicą. Widokówki z przełomu XIX i XX w. pokazują, jak zmieniła się zabudowa przedstawiona przez Stiera4. Częściowemu przekształceniu uległa fasada ratusza. Polegało ono na powiększeniu okien pierwszego piętra, aby lepiej oświetlały wnętrza reprezentacyjnej sali posiedzeń rady. Chciano także zaakcentować szacowną, gotycką formę ratusza. Dlatego mające nowożytną formę prostokątne okna w opaskach z klinami zastąpione zostały przez okna neogotyckie – szersze, zamknięte łukami ostrymi. Mały domek przylegający do ratusza po prawej stronie był już nadbudowany o piętro. Ponadto miał przerobioną fasadę przez zmianę układu otworów drzwiowych i okiennych. W domu stojącym szczytem do ratusza na sąsiednim rogu ulicy przebito w ścianie szczytowej kilka okien, a sam szczyt otynkowano. Obecnie domy te już nie istnieją. Tylko rysunek sprzed prawie dwu stuleci upamiętnia wygląd dawnego otoczenia ratusza. Drugi rysunek przedstawia fragment średniowiecznych murów miejskich z Bramą Świecką widziany zza fosy. Został wykonany piórem w czarnym tuszu i pędzlem w tonie brunatnym na czerpanym papierze żeberkowym naklejonym na czarny papier. Sygnowany i datowany jest u dołu po prawej piórem, alfabetem gotyckim: „Gustav Stier / 1825”. Gotyckie mury miejskie należały do motywów fascynujących artystów i wyrażały samą istotę miasta. Stier pokazał bramę 4 Por. pocztówki reprodukowane w: R. Skrycki, Chojna. Impresje sprzed wieku. / Königsberg in der Neumark. Bilder aus einer vergangenen Zeit, Szczecin 2011, s. 16, 18–19, 82. 202 Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825) w sposób rzadko spotykany, od strony pola, czyli zza murów, z wału niegdyś otaczającego fosę miejską, a w XIX w. przekształconego zapewne w planty, jak to się powszechnie działo w wielu miastach. Świadczy o tym przedstawiona na pierwszym planie barierka z żerdzi wydzielająca aleję spacerową i odgradzająca ją od stoku fosy. Brama ukazana oczami spacerowicza, od dołu, sprawia wrażenie monumentalnego dzieła. Ujęcie podkreśla jej obronny charakter i okazałą, bogato rozczłonkowaną bryłę. Ponadto pocztówka z 1921 r., pokazująca bramę z tej samej strony, potwierdza, że artysta podwyższył budowlę, aby wrażenie wielkości jej kształtu jeszcze podkreślić optycznie5. Korpus ceglanej bramy wzniesionej na planie zbliżonym do kwadratu wieńczy górna kondygnacja oddzielona fryzem z czworolistnych kształtek. Od strony wjazdu ścianę dzieli szereg arkad. Kondygnację tę obiega krenelaż z danskerem, czyli ubikacją dobudowaną do bocznej ściany. Powyżej wznoszą się dwie kondygnacje na planie ośmioboku, zwieńczone krenelażem otaczającym ostrosłupowy hełm. Na tle hełmu widać komin, z czego wynika, że w owym czasie w bramie znajdowała się ogrzewana izba. Do bramy przylegał po prawej stronie odcinek muru miejskiego z wzniesionym wzdłuż niego, od strony miasta, budynkiem nakrytym ceramicznym dachem siodłowym z kominem wskazującym, że budynek ten służył celom mieszkalnym. Ponad tym dachem widoczne są w głębi dachy i ryglowe szczyty domów mieszczańskich. Po lewej stronie bramy wznosił się ponad murem miejskim duży, piętrowy dom mieszkalny z kondygnacją poddasza oświetloną oknem w formie wolego oka. Mały ryglowy dom nakryty stromym dachem stał przed Bramą Świecką, u wejścia na ceglany most arkadowy przerzucony nad fosą. To skupisko piętrzącej się malowniczo zabudowy ożywił rysownik zielenią traw i krzewów, a także pojedynczymi drzewami umieszczonymi kulisowo, ale przypuszczalnie rosnącymi w miejscach, w których zostały uwiecznione. Na wspomnianej widokówce z 1921 r. otoczenie bramy wyglądało już inaczej, składało się z innych budynków, toteż rysunek Stiera także w tym wypadku uchwycił pewien moment dziejów miejskiej zabudowy. Oba rysunki mają analogiczne oznaczenia własnościowe umieszczone u góry, na tle nieba. Po prawej stronie piórem napisano – na pierwszym rysunku: „Invent. sub No 131 pag. 263./B.S.M”, a na drugim: „Invent sub No 127 pag 263/ B.S.M”. Poniżej przystawiono okrągłą pieczęć w czarnym tuszu z sylwetką orła pod koroną, trzymającego w szponach berło i jabłko, a pod nim inicjały S.M. Po lewej stronie przybito owalną liliową pieczęć z napisem: ARCHITEKTURMUSEUM / TECHNISCHE HOCHSCHULE / CHARLOTTENBURG. Ponadto na pierwszym rysunku, w dolnym, prawym rogu montażu, powtórzono 5 Tamże, s. 60. 203 Ewa Gwiazdowska niebieską kredką numer 131. Oznaczenia te mówią o dziejach obu prac Stiera. Litery S.M. na pieczęci wskazują na Schinkel-Museum jako właściciela i mówią, że rysunki ucznia Schinkla najpierw znajdowały się w berlińskim muzeum poświęconym samemu Schinklowi. Skrót B.S.M. oznacza Beuth-Schinkel-Museum i dowodzi, że prace trafiły następnie, wraz z spuścizną Schinkla, do tego muzeum6. Wówczas jeden z rysunków został umieszczony na montażu i nadano mu tytuł. Ostatecznie, na co wskazuje owalna pieczęć, znalazły się one w Muzeum Architektury Wyższej Szkoły Technicznej w Berlinie-Charlottenburgu i tam przechowywane są do czasów obecnych. Omawiane rysunki są cennym źródłem ikonograficznym, wzbogacającym wiedzę o wyglądzie Chojny ok. 1825 r., o historii jej architektury. Są dokumentem dziejów miejscowej kultury w pierwszej połowie XIX w. i świadczą o znaczeniu Chojny dla gromadzenia wiedzy o architekturze na ziemiach pruskich, dla kształtowania się obrazu dziejów tej dziedziny, a przypuszczalnie także dla jej późniejszego rozwoju. Jednocześnie wzbogacają wiedzę o historii samej Chojny, jej gospodarczego i społecznego rozwoju w średniowieczu i czasach nowożytnych. Gustav Stier, der Schüler Karl Friedrich Schinkels, besucht die Stadt Königsberg/Nm. (1825) Die bis in unsere Zeiten erhaltenen, zahlreichen und prachtvollen mittelalterlichen Stadt- und Kirchengebäude in Königsberg/Nm. (heute Chojna) mussten vor fast 200 Jahren, in der Epoche der Romantik, Begeisterung erregen. Man vergegenwärtigte sich nämlich damals die Bedeutung der alten Gebäude als Denkmäler der Geschichte und wusste ihre Schönheit zu schätzen. Wahrgenommen wurden auch spezifische Merkmale der Bauformen, die für Pommern, die Neumark und die angrenzenden deutschen Länder charakteristisch waren. Peter Christian Wilhelm Beuth (ur. 1781 w Cleve, zm. 1853 w Berlinie) był pruskim urzędnikiem państwowym. W latach 1818–1845 kierował oddziałem handlu, rzemiosła i budownictwa w Ministerstwie Finansów. Jednocześnie był członkiem Rady Państwa oraz dyrektorem założonego w 1831 r. Instytutu Rzemiosła (Gewerbeinstitut) i Akademii Budownictwa (Bauakademie), na fundamentach których wyrosła Wyższa Szkoła Techniczna w Berlinie-Charlottenburgu. Beuth przyjaźnił się z Schinklem i wspólnie z nim założył Muzeum Rzemiosła Artystycznego (Kunstgewerbemuseum). Zob. Der Große Brockhaus. Handbuch des Wissens in zwanzig Bänden, Bd. 2, Berlin 1929, s. 660–661. Dane biograficzne Beutha wyjaśniają dzieje obu rysunków architekta Gustava Stiera, ucznia Schinkla. 6 204 Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825) Die den preußischen Architekten vertraute Idee der Errichtung neuer Gebäuden in einem an die lokale Tradition anknüpfenden Stil, die u. a. auch von Karl Friedrich Schinkel kultiviert wurde, war vielleicht die Ursache dafür, dass seine Schüler die Stadt Königsberg/Nm. besuchten. Einer von ihnen war Friedrich Gustav Alexander Stier, ein Architekt, der den Titel „Königlich Preußischer Baurat“ trug, sich auch mit Kunstgewerbe befasste und Fachbücher schrieb. Er wurde am 7. Februar 1807 in Berlin geboren und starb daselbst am 18. November 1880. Stier studierte an der Bauakademie Berlin, war ein enger Mitarbeiter Schinkels, der den talentierten jungen Architekten sehr förderte. Er widmete sich jedoch hauptsächlich der pädagogischen Tätigkeit an der Baugewerbeschule. Während seines Studienbesuchs in Königsberg 1825 entwarf Stier zwei Architekturstudien. Der eine Entwurf (Feder in schwarzer Tusche und brauner Tinte) schildert das Rathaus und seine Umgebung, der andere (Feder in schwarzer Tusche und Pinsel in braunem Ton) zeigt eine Teilansicht der mittelalterlichen Stadtmauer mit dem Schwedter Tor von jenseits des Burggrabens. Beide Studien sind wertvolle ikonografische Quellen, die unser Wissen über das Aussehen Königsbergs in den ersten Jahrzehnten des 19. Jahrhunderts bereichern. Übers. v. K. Gołda 205 Ewa Gwiazdowska Ryc. 1 – Gustav Stier, Ratusz, ze zbiorów Architektur-Museum Technische Hochschule w Charlottenburgu 206 Ryc. 2 – Gustav Stier, okolice Bramy Świeckiej, ze zbiorów Architektur-Museum Technische Hochschule w Charlottenburgu 207 208 Karl Richter Bad Freienwalde Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna). Ein Beitrag zur Geschichte des märkischen Landorgelbaus im 19. Jahrhundert Die Gründung der Orgelbauwerkstatt in Königsberg/Neumark (Chojna) geht auf den am 24. Oktober 1813 in Treptow an der Rega (Trzebiatów) geborenen Friedrich Carl Wilhelm Bütow zurück1. Über seinen Schulbesuch und der Ausbildung zum Orgelbauer ist nichts bekannt. Möglich wäre eine Lehre bei August Wilhelm Grüneberg in Stettin (Szczecin) gewesen. Um 1846 kam er auf der Wanderschaft nach Königsberg/Neumark (Chojna). Vermutlich arbeitete er hier bei dem Orgelbauer A. Landowans, der die Königsberger Marienorgel von Joachim Wagner pflegte, als Geselle. Landowan baute 1847 in Rohrbeck (Rosnowo) nahe bei Königsberg/Neumark (Chojna) seine erste und letzte Orgel. Kurz darauf starb er im Frühjahr 18482. Es ist anzunehmen, dass Friedrich Bütow sich um die Stelle zur Pflege der Marienorgel beworben hat. Sie war die Grundlage um Bürger der Stadt zu werden, die Werkstatt weiter auszubauen und eine Familie zu gründen. Friedrich Bütow baute in den Jahren 1850 bis 1876 sechzehn, bisher nachweisbare, neue Orgeln mit mechanischen Schleifladen. Nachgewiesen ist auch eine Reparatur und Erweiterung der Nahausener Wagner-Orgel von 1856. Quelle: www.family search.org, Kirchenbücher von Treptow a. d. R. „URANIA Musikzeitschrift”, Nr. 2, 1859, S. 19. Die Orgel war bis zur Umgestaltung der Kirche für die katholische Gemeinde nach dem 2. Weltkrieg im Original erhalten. Sie wurde abgebrochen. 1 2 209 Karl Richter Nach 1850 heiratete er Marie Deleroi. Am 31. Dezember 1854 wurde der Sohn Paul geboren3, der später die Orgelbauwerkstatt weiterführte. Er besuchte in Königsberg (Chojna) die Schule und erlernte das Orgelbauhandwerk bei seinem Vater. Danach ging er auf Wanderschaft um sich zu „perfektionieren“. Paul Bütow kann also, wenn er nicht längere Zeit auf Wanderschaft war, frühestens um 1876 eigenständig Orgeln gebaut haben. Auf Grund seiner Bauweise kann man annehmen, dass er den Bau von Kegelladen bei Wilhelm Sauer in Frankfurt (Oder) gelernt hat. Auch die Anordnung des Spieltisches mit Blickrichtung zum Altar, lässt darauf schließen. Der Bau der Orgel in Groß Lindow könnte als Beleg dafür angesehen werden. Vielleicht ist sie sogar sein Meisterstück. Bild 1: Die 1876 von Paul Bütow erbaute Orgel in Groß Lindow Bild 2: Der abgesetzte Spieltisch der Orgel 3 Aus der Literatur ist der Bruder Fritz noch bekannt. Er war von Beruf Lehrer. 210 Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna)... Nach dem Tode von Friedrich Bütow übernahm der Sohn Paul Bütow die Orgelbauwerkstatt. Bisher konnte noch nicht ermittelt werden wann der Vater gestorben ist und die Übernahme der Werkstatt erfolgte. Leider sind durch die hohen Kriegszerstörungen des 2. Weltkrieges aus dieser Zeit keine Belege mehr vorhanden4. Paul Bütow war im gewissem Sinne ein Außenseiter, den man sogar ein wenig >schrullig< bezeichnete, in seiner Art aber durchaus ein bemerkenswerter Mann. 1897 wohnte er noch mit seiner Mutter Marie Bütow in der Klosterstraße 276. Erst mit 48 Jahren, 1902, heiratete er die 20 Jahre jüngere Martha Heckendorf. Die Familie wohnte in der Klosterstraße 28 später in der 11, zur Miete5. Bild 3: Die Klosterstraße um 1930 Die Orgelbauwerkstatt befand sich im alten Kloster, zuerst in einem Zimmer nach dem Hof, später im Hauptgebäude neben der Kirche. Ob sich die Werkstatt seit der Gründung dort befand, ist nicht bekannt. Die Klostergebäude kaufte um 1925 der Pastor von Gerlach und die Werkstatt musste geräumt werden. Kirchenbücher der St. Marien-Gemeinde aus dieser Zeit existieren nicht mehr Mitteilung von „Kirche Jesu Christi der Heiligen der letzten Tage”, Berlin. 5 G.E. Dann, Hans Bütow (1905–1944) Ein neumärkischer Historiker, „Heimatkreis Kalender Königsberg/Nm”, 1973, S. 86 ff. 4 211 Karl Richter Paul Bütow hatte manche Eigenheiten. An die Wände seiner Werkstatt schrieb er mit einem Zimmermannsbleistift bis hoch an die Decke, eine fortlaufende Chronik aller ihm wichtigen Ereignisse persönlicher und allgemeiner Art6. Leider hat sich bei der Auflösung der Werkstatt keiner für diese Aufzeichnungen interessiert. So sind sie verloren gegangen. Bild 4: Das alte Kloster Kaufmännisch war Paul Bütow wenig begabt und hat es deshalb zu keinen Reichtümern gebracht, obwohl er ein gesuchter Orgelbauer und Orgelreparateur war. Eine Inschrift in der Flemsdorfer Orgel deutet auf diesen Umstand hin. „Ein tüchtiger Orgelbauer, der nur einen Fehler hatte, er konnte keinen Preis fordern. So sagte Pfarrer Mühlenbeck“.7 Paul Bütow war in seinem Wesen ein stiller und zurückhaltender Mann, doch steckte er voller Schnurren und besaß ein gewisses Erzählertalent. Er war dadurch bei den Pastoren, Dorflehrern und Organisten, mit denen er durch seinen Beruf regelmäßig zu tun hatte, stets gern gesehen und stand mit ihnen, wie auch mit seiner sonstigen Umwelt, auf bestem Fuße. 6 K. Speer, Augustinerkloster und Mönche in Königsberg/Neumark, „Heimatkreiskalender Königsberg/Neumark”, 2000, S. 115. 7 Das schrieb Karl Gerbig, Orgelbauer Eberswalde, am 12.10.1926 nach einer Orgelreparatur. 212 Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna)... Seine Frau war eine stille, niemals hervortretende Person. Sie fand nach dessen Tode, Paul Bütow starb am 30. März 1926 72jährig, in der Sorge um Sohn und Tochter ihren Lebensinhalt. Sein Sohn, Hans Bütow, der wenig Interesse für den handwerklichen Beruf seines Vaters aufbrachte, wurde Lehrer und ein anerkannter Heimathistoriker der Neumark. Er wurde mit 39 Jahren ein Opfer des 2. Weltkrieges. Von Hans Bütow stammen auch einige Veröffentlichungen über Orgeln, besonders über die 500jährige Königsberger Orgelgeschichte und die WagnerOrgel in der St. Marienkirche,8 die sein Vater und sein Großvater Jahrzehnte in Pflege hatten. Von einer Arbeit an der Wagner-Orgel in den Jahren 1882-1884 berichtet Hans Bütow: „In dieser Zeit wurde das Innere der Marienkirche nach den Grundsätzen der Stilreinheit in der damaligen Auffassung wiederhergestellt. Dieser Umgestaltung fielen auch die beiden Orgelemporen zum Opfer. Auf der unteren waren die 6 Blasebälge untergebracht. Sie wurden von einer heimischen Werkstatt neu angefertigt und in den Turm verlegt“9. Diese Werkstatt kann nur die seines Vaters gewesen sein, da zu dieser Zeit in Königsberg kein anderer Orgelbauer ansässig war. Unverständlich ist, dass Hans Bütow in seinen Veröffentlichungen nie etwas über die Orgelbauwerkstatt seines Großvaters bzw. seines Vaters geschrieben hat. Bild 5: Inneres der St. Marienkirche vor 1882 8 9 Orgelbau 1736, St. Marien, Königsberg/Neumark, In: „Kreiskalender Kgsbg./Nm”, 1937, S. 46–49. 500 Jahre Orgeln in der Königsberger Marienkirche, In: „Die Neumark” Nr. 1, Jg. 18, 1941, S.. 2–20. 213 Karl Richter Paul Bütow urteilte 1906 über die Wagner-Orgel von St. Marien wie folgt: „Bis jetzt hat sie in unverändertem Zustande treu ihre Dienste getan. Der Zahn der Zeit hat aber trotzdem sehr merklich an dem Werke genagt; denn Wurmfraß in den Holzteilen, besonders in der Mechanik, sowie Oxidation des inneren, viel Blei enthaltenden Pfeifenwerks tragen zum Ruin bei. Die Klaviaturen sind abgenutzt. Das alte Schleifladensystem hat sich längst überlebt und ist durch das Kegelventilladensystem verdrängt, welches, mit der neuen Pneumatik verbunden, ganz bedeutende Vorzüge besitzt. Die neuere Zeit stellt eben ganz andere Anforderungen an ein Orgelwerk. Die meisten Orgelwerke aus jener Zeit, ja viele auch späteren Ursprungs sind längst durch neue ersetzt oder doch von Grund aus umgearbeitet. An der hiesigen Orgel ist bislang nichts Durchgreifendes geschehen“10. Bild 6: Inneres der St. Marienkirche vor der Zerstörung 1945 Um weiterhin neue Orgeln zu bauen, musste sich auch Paul Bütow auf ein pneumatisches System umstellen. Nachweislich hat er zwei pneumatische Orgeln und eine pneumatische Zusatzlade gebaut. Insgesamt hat er 10 Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren 1907 Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg/Neumark. 214 Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna)... 7 Orgeln neu gebaut. Den Hauptanteil seines Schaffens nahmen aber Reparatur-, Umbau- und Wartungsarbeiten ein. Gelegentlich hat er auch Modelle für die Fortbildungsschule gebaut und zwar so genau, dass sie „pfiffen“ wenn man sie auseinander nahm. Die Orgelbauwerkstatt Bütow hat in der 2. Hälfte des 19. Jahrhundert als Handwerksbetrieb, neben den großen Firmen Dinse (Berlin) und W. Sauer (Frankfurt/O.) die Orgellandschaft in der Neumark mit gestaltet. Friedrich Bütows Arbeitsgebiet, soweit es sich noch nachweisen lässt, befand sich in der Neumark und dort überwiegend im Kreis Königsberg/Neumark. Sein Sohn Paul Bütow erweiterte das Arbeitsgebiet auf die angrenzenden Kreise Angermünde (Uckermark) und Oberbarnim, wo an Hand von Belegen seine Arbeit nachgewiesen werden kann. Seine letzte Reparaturarbeit die er vor 1925 an der Buchholz-Orgel der französisch-reformierten Kirche in Schwedt ausführte, mußte er wegen Geldmangels aufgeben. Mit der Beräumung der Werkstatt im Kloster 1925 und dem Tod von Paul Bütow 1926 fand die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark ihr Ende. Neubauten von Friedrich Bütow11 1847 Rohrbeck (Rosnowo) Vermutlich Mitarbeit an der Landowan-Orgel 10 Register/II/P mechan. Schleifladen nicht erhalten 1850 Dertzow (Derczewo) 7 Register/I/P mechan. Schleiflade nicht erhalten 1851 Dürrenselchow (Żelichów) 8 Register/II/P mechan. Schleifladen nicht erhalten 185? Dobberphul (Dobropole) Technische Daten nicht bekannt nicht erhalten 1910 Neubau durch W. Sauer, Frankfurt/O. 1853 Kleinmantel (Mętno Małe) 4 Register/I (Positiv) mechan. Schleiflade nicht erhalten 185? Herrendorf (Chłopowo) 4 Register/I/P angeh. mechan. Schleiflade nicht erhalten 11 „URANIA Musikzeitschrift”, Nr. 2, 1859; Orgelkartei 1944, Zentralstelle für Orgelbau im Ev. Konsistorium Berlin-Brandenburg-schlesische Oberlausitz. 215 Karl Richter 1934 Neubau durch A. Schuke, Potsdam 1856 Reichenfelde (Garnowo) 5 Register/I/P angeh. mechan. Schleiflade nicht erhalten 185? Wedel (Czartoryja) 6 Register/I/P mechan. Schleiflade nicht erhalten 1863 Kutzdorf (Gudzisz) 9 Register/I/P mechan. Schleifladen nicht erhalten 1863 Grabow (Grabowo) 9 Register/I/P mechan. Schleifladen nicht erhalten 1864 Kleinwubiser (Stare Objezierze) 8 Register/I/P mechan. Schleifladen nicht erhalten 1868 Woltersdorf (Mirowo) 6 Register/I/P mechan. Schleifladen nicht erhalten 1870 Wuthenow (Otanów) 7 Register/I/P mechan. Schleifladen Gehäusefront erhalten 1871 ? Kerkow (Kirzków) 10 Register/II/P mechan. Schleifladen Gehäuseunterteil in der Empore erhalten 1872 Bellin (Bielin) 8 Register/I/P mechan. Schleifladen 1905 Umbau durch W. Sauer, Frankfurt/O. 10 Reg./II/P vermutlich pneum. Kegelladen nicht erhalten 1874 Klemzow (Klępicz) 8 Register/I/P mechan. Schleifladen nicht erhalten 1876 Görlsdorf (Góralice) 11 Register/II/P mechan. Schleifladen erhalten 216 Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna)... Bild 7: Die erhaltene Orgel von Friedrich Bütow (1876) in Góralice (vor 1945 Görlsdorf Kreis Königsberg/Neumark) Bild 8: Meldebogen für die Görlsdorfer Orgel von 1944 217 Karl Richter Neubauten von Paul Bütow12 1876 Groß Lindow 10 Register/II/P mechan. Kegelladen erhalten 1880 Theeren (Tchórzno) 4 Register/I/P angeh. mechan. Kegelladen nicht erhalten 1898 Butterfelde (Przyjezierze) 6 Register/I/P mechan. Kegelladen nicht erhalten 1899 Flemsdorf Neubau der Orgel unter Verwendung des Gehäuses, der Windlade und Pfeifenmaterial aus vier Registern der Wagner-Orgel von 1745 8 Register/I/P mechan. Schleif-und Kegellade erhalten 1902 Neuenhagen (Insel) Ortsteil von Bad Freienwalde 12 Register./II/P mechan. Kegelladen erhalten 1909 Zorndorf (Sarbinowo) 10 Register/II/ pneum. Kegelladen nicht erhalten (Vorgängerorgel von C. F. Landow 1839) 1914 Altdrewitz (Drzewice) 14 Register/ II/P pneum. Kegelladen nicht erhalten (Vorgängerorgel von Lang & Dinse um 1840) Bild 9: Die 2011 restaurierte Orgel von Paul Bütow (1902) in Neuenhagen (Ortsteil von Bad Freienwalde, vor 1945 Kreis Königsberg/Neumark) 12 Orgelkartei 1944, Zentralstelle für Orgelbau im Ev. Konsistorium Berlin-Brandenburg-schlesische Oberlausitz. 218 Wojciech Wichert* Szczecin Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 Dwanaście lat istnienia III Rzeszy położyło się głębokim cieniem na dziejach ubiegłego stulecia i wywołało trwające do dziś ostre spory uczonych niemieckich, anglosaskich, a także polskich o przyczyny tak długiego trwania reżimu. Do dziś stawiane są pytania o sekret niezwykłej popularności Hitlera wśród społeczeństwa niemieckiego, a tym samym o siłę przyciągającą nazizmu. Wreszcie ciągle rozpatrywany jest dylemat, dlaczego naród niemiecki pozostał lojalny wobec brunatnego reżimu nawet wówczas, gdy było już oczywiste, że wszystko jest stracone, gdy militarna i ekonomiczna podstawa tej siły przyciągającej zaczęła się kruszyć. W celu udzielenia odpowiedzi na te pytania historycy oraz przedstawiciele pokrewnych dziedzin humanistycznych nieustannie analizują przede wszystkim takie kwestie badawcze, jak rola ideologii narodowego socjalizmu, system społeczno-polityczny dyktatury, pozyskanie przezeń elit czy rozpętanie wojny o ,,rasę i przestrzeń życiową”, której kulminacją była groza Holocaustu – przemysłowej eksterminacji sześciu milionów europejskich Żydów. Nazistowskie Niemcy nie przestają budzić fascynacji swym skrajnym radykalizmem, ale i osobliwym i morderczym połączeniem modernizmu z atawizmem, które składało się na destrukcyjny urok charyzmatycznego przywództwa Hitlera1. Już we wrześniu 1939 r., po napaści III Rzeszy na Polskę, ta niszczy* Dr Wojciech Wichert – historyk, autor rozprawy Narodowy socjalizm w historiografii Republiki Federalnej Niemiec w latach 1985–2005 (promotor: prof. Włodzimierz Stępiński). 1 Zob. m.in. M. Kitchen, Trzecia Rzesza. Charyzma i wspólnota, Warszawa 2012, passim; I. Kershaw, The Nazi Dictatorship: Problems and Perspectives of Interpretation, London 1993, s. 1 i 219 Wojciech Wichert cielska siła nazizmu znalazła swoje odzwierciedlenie w barbarzyńskiej wojnie zaborczej, mającej na celu całkowite zniewolenie wroga i stanowiącej preludium do wojny totalnej na wschodzie po 1941 r. Doniosłą rolę w procesie odpowiedniego światopoglądowego ukształtowania społeczeństwa Rzeszy i przygotowania go do wypełnienia imperialnego posłannictwa dziejowego (deutsche Weltmission) odgrywała propaganda, której zadaniami były integracja oraz kontrola narodu w ramach totalitarnego systemu wodzowskiego (Führerstaat)2. Jednym z istotnych komponentów narodowosocjalistycznej indoktrynacji była prasa ukazująca się w latach 1933–19453. Pomimo przemożnego wpływu ideologii jest ona niezwykle cennym źródłem informacji, jeśli chodzi o przedstawienie mobilizacyjnej polityki reżimu, który opanowując poszczególne środki masowego przekazu (prasa, radio, kino), dążył systematycznie do uformowania całkowicie nowego typu człowieka nordyckiego, bezwzględnie posłusznego woli Führera, która była najwyższym prawem. Prasa hitlerowska stanowiła bardzo efektywne narzędzie wpływania na świadomość mas. Na początku narodowego socjalizmu było słowo, druk wzmocnił je tylko, pełnił jednak cały czas funkcję służebną. Poza naczelną gazetą NSDAP – ,,Völkischer Beobachter”, która była notabene pierwszą ogólnokrajową niemiecką gazetą w historii – w III Rzeszy wydawano wiele regionalnych dzienników (np. ,,Kölnische Zeitung”, ,,Berliner Tageblatt”, ,,Frankfurter Zeitung”, ,,Münchner Neueste Nachrichten”, ,,Der Angriff” lub ,,Pommersche Zeitung”) lub periodyków (w rodzaju ,,Deutsche Rundschau” czy pomorskiego ,,Die Parole”), które zostały całkowicie podporządkowane linii partii4, a dokładniej – powołanej 22 września 1933 r. Izby Kultury Rzeszy (Reichskulturkammer)5. n.; H.-U. Thamer, Das Dritte Reich. Interpretationen, Kontroversen und Probleme des aktuellen Forschungsstandes, w: Neue Studien zur nationalsozialistischen Herrschaft, hg. v. K.-D. Bracher, M. Funke, H.-A. Jacobsen, Bonn 1992, s. 507–531. 2 Zob. np. B. Dobek-Ostrowska, J. Fras, B. Ociepka, Teoria i praktyka propagandy, Wrocław 1997, s. 113 i n.; M. Broszat, Der Staat Hitlers. Grundlegung und Entwicklung seiner inneren Verfassung, München 1992; W. Benz, Herrschaft und Gesellschaft im nationalsozialistischen Staat. Studien zur Struktur- und Mentalitätgeschichte, Frankfurt a.M. 1990; F. Ryszka, Państwo stanu wyjątkowego. Rzecz o systemie państwa i prawa w Trzeciej Rzeszy, Wrocław 1985; N. Frei, Der Führerstaat. Nationalsozialitische Herrschaft 1933 bis 1945, München 1987; W Röhr, Behemoth oder Leviathan? Spezifik und Widersprüchlichkeit des nazistischen Führerprinzips, ,,Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi” (dalej: SFZH) 25 (2002), s. 103 i n. 3 Zob. A. Czarnik, Prasa w Trzeciej Rzeszy. Organizacja i zakres działania, Gdańsk 1976. 4 Tamże, s. 105–106. 5 Zob. L. Biały, Izba Kultury Rzeszy w systemie propagandy hitlerowskiej, SFZH 12 (1987), s. 242 i n.; Reichskulturkammergestez vom 22. September 1933, w: Der Nationalsozialismus. Dokumente 1933–1945, hg. v. W. Hofer, Frankfurt a.M. 1957, s. 95–96. 220 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 Jednym z takich wydawnictw periodycznych, mieszczących się w kategorii prasy, były mające długą i bogatą tradycję niemieckie kalendarze powiatowe (Kreiskalender), które w czasie dyktatury dokładnie zapoznawały obywateli z funkcjonowaniem lokalnych formacji NSDAP, światopoglądem nazistowskim i stymulowały ich do pełnej poświęceń pracy dla Hitlera i ojczyzny. Można powiedzieć, iż były one także swoistym pomostem między starym światem i nową ,,religią” nazizmu, spajały stary patriotyzm – w tym zwłaszcza ten lokalny, związany z umiłowaniem ,,małych ojczyzn” – z nowym oddaniem dla Führera. Kalendarze powiatowe były rocznikami, które w okresie III Rzeszy stanowiły głównie tubę propagandową partii hitlerowskiej na danym terenie. Za fasadą admiracji dla stron ojczystych NSDAP forsowała w nich bowiem swoje koncepcje polityczne w duchu scentralizowanej wspólnoty narodowej, kultu charyzmatycznego wodza i rasizmu, w tym zwłaszcza antysemityzmu. „Kreiskalender” miał więc za zadanie indoktrynację mieszkańców określonego obszaru Niemiec w duchu ideologii nazistowskiej. * * * Przedmiotem artykułu jest przedstawienie najważniejszych zagadnień i motywów propagandy hitlerowskiej w świetle „Kreiskalender” powiatu Königsberg w Nowej Marchii (dzisiejsza Chojna), wchodzącego w skład pruskiej prowincji Brandenburgia, w przełomowym roku 19396. Interesujący nas Główną częścią Marchii Brandenburskiej była niegdyś Kurmarchia (Kurmark, Marchia Elektoralna), która później stanowiła jądro państwa pruskiego. Dzieliła się ona na Starą Marchię z miastem Stendal, Marchię Bliższą (albo Prignitz) z miastem Perleberg, Marchię Średnią lub Marchię Środkową z miastami Brandenburg, Berlin, Marchię Wkrzańską z miastem Prenzlau (Przęcław), a także posiadłości Beeskow i Storkow (Mark). W okresie III Rzeszy Gau Kurmark, nazwany tak w 1935 r. i przemianowany w 1938 r. na Gau Mark Brandenburg ze stolicą w Berlinie, stanowił największy pod względem powierzchni okręg Rzeszy (38 278 km2). W jego skład wchodziły również tereny okręgu Marchii Wschodniej (Ostmark), złożonej z Marchii Granicznej Poznańskie-Prusy Zachodnie (część Prus Zachodnich i prowincji poznańskiej, które pozostały przy Niemczech po traktacie wersalskim) i wschodnich części Brandenburgii (w tym i Nowej Marchii). W 1941 r. obszar ten zamieszkiwało ponad 3 mln obywateli. W okresie od 6 marca 1933 do 7 sierpnia 1936 r. gauleiterem, czyli wysokim funkcjonariuszem NSDAP stojącym na czele struktury terenowej partii nazistowskiej zwanej okręgiem, był tu Wilhelm Kube, pełniący także funkcję nadprezydenta Berlina i Brandenburgii. Został on zwolniony z pełnionych obowiązków za korupcję, kradzież i rozpowiadanie, iż Walter Buch, ,,stary bojowiec”, teść Martina Bormanna i najwyższy sędzia partyjny, ma za żonę Żydówkę. Reaktywowano go w 1941 r., by jako gauleiter Okręgu Generalnego ,,Białoruś” zaprowadził tam niewyobrażalne rządy terroru. Jego następcą na stanowisku gauleitera Kurmarchii został inny Alter Kämpfer, Emil Stürtz (od 7.08.1936), który pełnił tę funkcję do kwietnia 1945 r., kiedy został pojmany w Berlinie przez wojska radzieckie i pozbawiony później życia w trakcie internowania. W latach 1937–1945 był ponadto nadprezydentem prowincji Brandenburgia i Marchii Granicznej Poznańskie-Prusy Zachodnie, a od września 1939 r. pełnił funkcję 6 221 Wojciech Wichert Landkreis Königsberg in der Neumark składał się z ośmiu miast: Bad Schönfließ (Trzcińsko-Zdrój), Bärwalde (Mieszkowice), Fürstenfelde (Boleszkowice), Königsberg Nm. (Chojna), Küstrin (Kostrzyn), Mohrin (Moryń), Neudamm (Dębno) i Zehden (Cedynia), 99 innych gmin oraz dwóch obszarów majątkowych (lasy). W latach 1933–1945 burmistrzem Königsbergu był zdeklarowany nazista Kurt Flöter. Niewiele o nim napisano. Wiadomo jednak, że w początkach lutego 1945 r., po wkroczeniu do miasta Armii Czerwonej, Flöter zbiegł do Schwedt. Tu został postawiony przed sądem SS pod przewodnictwem Ottona Skorzeny’ego i skazany na karę śmierci przez powieszenie. Trup wisiał podobno przez pięć dni na szubienicy na Bahnhofstraße z przyczepioną do ubrania kartką: „Ich, Kurt Flöter, hänge hier, weil ich meine Stadt im Stich gelassen habe” („Ja, Kurt Flöter, wiszę tutaj, bo zostawiłem moje miasto w potrzebie”)7. Starostą powiatowym (landratem) na tym obszarze był Joachim Reuscher – tak jak Kurt Flöter, hitlerowiec do szpiku kości: od 1930 r. członek NSDAP i SS (w 1942 r. dosłużył się stopnia Sturmbannführera), od 1933 r. także szef NSDAP w Chojnie (NSDAP-Ortsgruppenleiter), od 1936 r. szef powiatowej organizacji partii nazistowskiej (NSDAP-Kreisleiter). Przez 12 lat nic nie działo się w powiecie bez jego wiedzy i akceptacji. Z kolei następcą Reuschera na stanowisku kreisleitera Königsberg Nm. został w 1938 r. Kurt Weirauch. Należy podkreślić, iż Flöter i Reuscher stali na czele społeczności, która w bardzo wysokim stopniu popierała NSDAP. W wyborach z 5 marca 1933 r. na 57 639 uprawnionych do głosowania osób w powiecie (Landkreis Königsberg Neumark) na partię tę oddano 32 142 głosy. Następna w kolejności SPD otrzymała 9885 głosów. Wolno zatem sądzić, iż władze miasta, a pewnie i jego mieszkańcy, byli bardzo mocno zainfekowani narodowym socjalizmem i ich stosunek do bardzo nielicznej wspólnoty żydowskiej (w 1925 r. mieszkało tam zaledwie 45 Żydów) był więcej niż niechętny8. W wypadku okręgów wyborczych całej prowincji Brandenburgia głosy oddane na NSDAP wahały się od 31,2% (398 687, miasto Berlin) do 55,2% (549 846, Frankfurt nad Odrą)9. komisarza obrony Rzeszy na obszarze Brandenburgii. Jako zaufany Führera, Stürtz stanowił na podległym sobie terytorium główny ośrodek władzy, któremu podporządkowano terenowe struktury administracji państwowej. Warto jeszcze dodać, iż przed 1936 r. Stürtz był zastępcą gauleitera Westfalli Południowej i członkiem Pruskiej Rady Państwa. Zob. M. Kitchen, dz. cyt., s. 107; Die Stellvertretenden Gauleiter und die Vertretung der Gauleiter der NSDAP im „Dritten Reich”, berarb. v. J. Lilla, Koblenz 2003, s. 93; Stürtz, Emil, w: E. Klee, Das Personenlexikon zum Dritten Reich, Frankfurt a.M. 2003, s. 513. 7 J.A. Kościelna, Z dziejów Żydów w Königsbergu (5), ,,Gazeta Chojeńska”, 27.03.2012. 8 Tamże; J.A. Kościelna, Z dziejów Żydów w Königsbergu (4), tamże, 20.03.2012. 9 Zob. Weimarer Republik 1918–1933. Gesamtergebnisse der Wahlen zum Reichstag und Mandatsverteilung, http://www.wahlen-in-deutschland.de/awrtw.htm (21.08.2012). 222 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 Na ,,Königsberger Kreiskalender” rocznik 1939 składają się głównie opisy działalności powiatowej organizacji NSDAP, w tym zwłaszcza Kreistagu partii w Kostrzynie (5–7 sierpnia 1938 r.), jak też jej przybudówek, w tym ,,oddziałów szturmowych” (SA) oraz Hitlerjugend. Kalendarz powiatu zawiera również propagandowe, impregnowane ideologicznie teksty partyjnych dygnitarzy sprawujących władzę na tym terenie, które stanowią albo uroczysty wstęp do publikacji, albo odnoszą się do fundamentalnych kwestii brunatnego światopoglądu. Wreszcie można tu natrafić na charakterystykę krajobrazu Königsberg Neumark, w tym w szczególności osobliwości architektury miejskiej10 (gotyk ceglany) i obszarów wiejskich, które przedstawione są także na fotografiach. Zdjęcia i rysunki obrazują ponadto uroczystości partii i jej organizacji afiliowanych, w tym przebieg plebiscytu w sprawie przyłączenia Austrii do Niemiec z 10 kwietnia 1938 r. Część artykułów i fotografii okraszona jest sugestywnymi cytatami z wypowiedzi Hitlera, gauleitera Emila Stürtza oraz kreisleitera Kurta Weiraucha. Kalendarz zamyka wykaz osobowy przywódców i szeregowych urzędników partyjnych z poszczególnych miejscowości powiatu11 (Ortsgruppenleiter der NSDAP12, Ortsobmann der DAF13, Ortswalter NSD14, Ortsbauernführer15). „Kreiskalender” otwiera pełen patosu wstęp na temat motywów powstania i przeznaczenia tej publikacji, podpisany przez landrata Reuschera oraz kreisleitera Weiraucha, uwieńczony nazistowskim pozdrowieniem („Heil Hitler!”). Autorzy piszą w nim, iż kalendarz ten jest efektem wspólnej pracy komisji i władz powiatowych. Jego celem ma być przedstawienie bliskiego związku Niemców zamieszkałych na tym obszarze z ich stronami ojczystymi, pokazanie oblicza krajobrazu, a przede wszystkim odzwierciedlenie życia codziennego powiatu. Wreszcie „Kreiskalender” ma pogłębiać miłość mieszkańców do swych stron ojczystych i zachęcać ich do wiernego służenia Hitlerowi oraz Rzeszy. Publikacja powinna też pobudzać do niestrudzonego dbania o ,,dobro, które jest nam przekazane”, prowadząc jednocześnie bliżej do Führera. Hitler sprawił bowiem, iż wszyscy Niemcy stali się prawdziwą wspólnotą narodową. W poetyce przedmowy utrzymany jest także tekst gauleitera Stürtza, obok którego to tekstu widnieje zdjęcie autora w partyjnym uniformie. Gauleiter 10 Jako przykłady takiej architektury podano m.in. Bramę Myśliborską (Soldiner Tor) i Bramę Barnkowską (Bernikower Tor) w Chojnie. Zob. Helbich (Reg.-Baurat), Backsteingotik im Königsberger Lande, ,,Königsberger Kreiskalender” 9 (1939) (dalej: KK 1939), s. 100–102. 11 Die Parteidienststellen des Kreises Königsberg, tamże, s. 155–157. 12 Szef partii w gminie. 13 Szef gminnej komórki Niemieckiego Frontu Pracy. 14 Szef najniższego szczebla NSDAP w gminie, czyli komórki partii. 15 Lokalny przywódca rolników z ramienia Związku Żywicieli Rzeszy (Reichsnährstand). 223 Wojciech Wichert podkreślał mianowicie, iż „Kreiskalender” stanowi swoiste lustro, w którym odbijają się wydarzenia w okręgu, będące jednocześnie odzwierciedleniem życia codziennego i najgłębszej istoty stron ojczystych, a w końcu całej Rzeszy. Stürt z konstatował, iż Kurmarchijczycy mogą być dumni ze swojego regionu, który przyczynia się wydatnie do stałego rozwoju Niemiec. W celu pogłębienia i kultywowania wiedzy na temat Kurmarchii, na którą składają się ,,wszystkie włókna jej istoty i oddziaływania”, kalendarz zawiera bogate opisy dni pamięci partii, jak też wykaz herbów i charakterystykę dwunastu powiatów okręgu. W zakończeniu wstępu Stürtz konkludował: ,,Tak jak w poprzednich wiekach niemieckiej historii jesteśmy na wschodzie Rzeszy, również nadal na wysuniętych pozycjach – i w Rzeszy Adolfa Hitlera my Kurmarchijczycy będziemy tym bardziej dalej wypełniać nasz obowiązek”16. Słowo wstępne do kalendarza napisał także szef propagandy okręgu August Heinrich Scherer, którego kompetencje obejmowały również sferę regionalnej kultury (Gaupropagandaleiter und Landeskulturwalter). Wskazywał on mianowicie, iż Kurmarchijczycy powinni się czuć dumni, że ich ziemia jest pod względem duchowym i przestrzennym kolebką Prus, a przez to również wielkiej Rzeszy Niemieckiej. Kurmarchia ma być nowym krajem rolników, o czym świadczą przede wszystkim cechy specyficzne jej krajobrazu, tj. lasy, bagna i piaski, a także twardy charakter jej mieszkańców, którym ,,nic nie spada z nieba”, toteż muszą wytrwale walczyć o obfite płody rolne. Stanowią oni świetny przykład nowego nazistowskiego człowieka, który świadomy jest swoich obowiązków na rzecz Niemiec hitlerowskich, jak też w pełni zdolny i gotów do budowy jednolitej wspólnoty narodowej. Podobnie jak Stürtz, również Scherer akcentował, iż z kurmarchijskiej ziemi wyrasta nowa polityczna przestrzeń, która jako wysunięty germański posterunek na Wschodzie (przy granicy z Polską) zobligowana jest do kultywowania niemieckiego dziedzictwa historycznego, opartego na ,,pochodzeniu, duchu i krwi”. Zarówno ziemia rolna, jak i państwo wymagają od obywatela surowej karności i poczucia obowiązku, które to przymioty stanowią zaczątek nowych, wielkich czynów Volksgenossen we wszystkich obszarach życia politycznego oraz kulturalnego. Ten twórczy i energiczny pęd do rzeczy wielkich jest istotą polityki spadkobiercy chwalebnych tradycji starej Rzeszy i Prus, czyli państwa narodowosocjalistycznego, które konsekwentnie prowadzi naród do upragnionej wielkości. To właśnie brandenburska Kurmarchia jest ,,komórką zarodkową” (Keimzelle) Rzeszy i Prus. Już Fryderyk II Wielki, pod którego rządami Prusy stały się jednym z najpotężniejszych państw europejskich, 16 K. Weirauch, J. Reuscher, Gruß, KK 1939; E. Stürtz, Spiegel der Heimat und des Reiches. Den kurmärkischen Kreiskalendern auf das Jahr 1939 zum Geleit, tamże, s. 33. 224 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 podkreślał znaczenie Brandenburgii dla potęgi monarchii absolutnej. W analogicznym tonie wypowiadał się również największy prusko-niemiecki przywódca II Rzeszy – Otto von Bismarck, który u schyłku swego życia określał siebie jako Brandenburczyka. Źródło potęgi Prus docenił w swej bystrości umysłu nawet sam Napoleon, gdy w 1813 r. zaproponował rozdzielenie Brandenburgii od Prus i przekazanie jej we władanie swojemu bratu Hieronimowi z Westfalii. Tym samym Scherer zwracał uwagę na rozmaite ,,twórcze impulsy” w dziedzinie życia państwowego, architektury, literatury czy muzyki Niemiec, które były udziałem Kurmarchii na przestrzeni wieków. W podsumowaniu tych wywodów pisał: ,,W Rzeszy Adolfa Hitlera jednak, której jest ona największym okręgiem, Kurmarchia jest sobie wierna, nadal na warcie na Wschodzie, na warcie dla narodowosocjalistycznej, wielkoniemieckiej Rzeszy”17. Znaczącą część kalendarza zajmują relacje z aktywności NSDAP i jej organizacji afiliowanych w Königsbergu, które miały świadczyć o prężności i dynamice tamtejszego aparatu partyjnego, a także o masowym poparciu mieszkańców powiatu dla drużyny charyzmatycznego Führera. I tak, wspomniany już Kurt Weirauch jest autorem artykułu, w którym prezentuje ,,pracę partii w roku 1938”. Na wstępie odnosi się do rozwiązania problemu czechosłowackiego Kraju Sudeckiego, zamieszkiwanego w większości przez Niemców. Można powiedzieć, iż był to najgorętszy temat dyskutowany przez europejskie elity dyplomatyczne w 1938 r., który w toku mediacji Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch, a także dalszej presji i gróźb Hitlera zakończył się ostatecznie podpisaniem układu monachijskiego (30 września 1938 r.). Na mocy tego porozumienia przyłączono Kraj Sudecki (zamieszkany głównie przez Niemców) do III Rzeszy. W roku następnym zaś naziści anektowali pozostały obszar Czechosłowacji, tworząc z niego Protektorat Czech i Moraw (16 marca). W oparciu o te dramatyczne wydarzenia, które już w tamtym czasie groziły wybuchem konfliktu zbrojnego w Europie, kreisleiter podnosił niezbywalne boskie prawo wszystkich Niemców do życia w jednej ojczyźnie18. Przechodząc następnie do sedna swych rozważań, Weirauch dowodził, iż rok 1938 był dla NSDAP w powiecie okresem wyjścia do mieszkańców wsi i miast, tj. walki o umocnienienie w nich ,,narodowosocjalistycznej postawy”. Odbywało się to chociażby poprzez działalność nazistowskiej opieki społecznej (NS-Volkswohlfahrt) i akcje ,,pomocy zimowej” (Winterhilfswerk), które to organizacje oraz inicjatywy totalitarnego państwa opiekuńczego zajmowały się materialnym wsparciem ubogich A.H. Scherer, Die Kurmark und das Reich. Geleitwort für die kurmärkischen Kreiskalender, tamże, s. 34. W „Kreiskalender” wdzięczność społeczeństwa powiatu dla Hitlera za przyłączenie Austrii i Sudetenlandu do Rzeszy ukazana jest za pomocą zdjęcia ul. Moltkego w Kostrzynie, przystrojonej flagami ze swastyką, podpisanego: ,,Dziękujęmy naszemu Führerowi”. 17 18 225 Wojciech Wichert ,,towarzyszy rasowych” w myśl egalitarystycznej koncepcji wspólnoty narodowej. Krzewienie tej postawy wśród ludności znalazło swój wyraz także w licznych zebraniach i manifestacjach, podczas których ,,podkreślano jasność narodowosocjalistycznego myślenia i wiary”. Kreisleiter chwalił się zarazem, że praca ta przyniosła nader widoczny efekt, gdyż, w jego ocenie, nie było już wówczas w powiecie żadnego obywatela, który nie uzyskałby wiedzy na temat brunatnego światopoglądu, przekazywanej również za pomocą szeroko zakrojonej propagandy partii lub państwa. Dziękując za ten wysiłek lokalnym strukturom NSDAP, Weirauch przyznawał jednocześnie, iż wciąż jest na tym obszarze niewielu Niemców, którzy z pełną gotowością, zaangażowaniem i wiarą wypełniają swoje obowiązki względem wspólnoty. Ta mniejszość jednakże sumiennie pracuje na rzecz dobrobytu mieszkańców stron ojczystych, nie szczędząc, zgodnie z maksymą Hitlera, ,,ofiary i odwagi, waleczności i wierności, wiary oraz heroizmu”19. Następnie Weirauch pisał na temat plebiscytu o przyłączeniu Austrii do Niemiec (Anschluss), który odbył się 10 kwietnia 1938 r. Co do głosowania w powiecie Königsberg in der Neumark kreisleiter stwierdzał, iż zakończyło się ono sukcesem i wyrażeniem pełnego poparcia dla polityki zagranicznej Hitlera (w całej Rzeszy 99,01% głosowało na ,,tak”), poza nielicznymi wyjątkami w postaci ,,biednych i małych umysłów”, które nie są jeszcze zdolne, ażeby pojąć geniusz dyplomatyczny Führera. Ci pojedynczy, samotni autsajderzy poszli własną drogą, lecz nie stanowią oni już żadnego zagrożenia dla wspólnoty i państwa. Kreisleiter nie przytaczał jednak szczegółowych rezultatów głosowania w powiecie. Ilustracją kampanii propagandowej na tym terenie, nawołującej do wsparcia zagranicznych poczynań dyktatora, jest zdjęcie Bramy Berlińskiej w Kostrzynie wraz z zawieszonym na niej plakatem o treści: ,,»Tak« Führerowi 10 kwietnia”, na którym widnieje naturalnie też i swastyka, czyli symbol państwowy III Rzeszy. Dzień ten był również okazją do powiatowego święta ,,dumnych wyznań” (stolze Bekenntnisse), podczas którego wspominano i nobilitowano pracę mieszkańców z ostatnich tygodni i miesięcy dla dynamicznego rozwoju stron ojczystych, który przyniosła ,,wichura narodowosocjalistycznego przeżycia i wzniesienia do wielkości naszego narodu i Rzeszy”. Zdaniem Weiraucha każdy mieszkaniec powinien albo należeć do partii, albo być aktywny w jej przybudówkach; tylko w ten sposób bowiem można prawdziwie wypełniać swoje obowiązki ku chwale i wielkości brunatnego państwa. Najważniejszym wydarzeniem roku 1938 w powiecie był wspomniany już Kreistag w Kostrzynie nad Odrą, który odbył się 5–7 sierpnia. Kurt Weirauch ak19 K. Weirauch, Die deutsche Gemeinschaft des Königsberger Landes. Die Arbeit der Partei im Jahre 1938, KK 1939, s. 35–36; A. Hitler, Man fordert aber Opfer und Mut, Tapferkeit und Treue, Glaube und Heroismus, und melden wird sich der Teil des Volkes, der diese Tugenden sein Eigen nennt, tamże, s. 103. 226 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 centował, iż podczas tego uroczystego lokalnego zjazdu partii odnowione zostało ślubowanie wierności Hitlerowi i jego ruchowi. Hasłem naczelnym tych podniosłych wydarzeń było nieustające wezwanie do wspólnej pracy: ,,Chcemy wiernie, ufnie i sumiennie, bez stawiania warunków i bezwzględnie posłusznie wypełniać nasz obowiązek jako nowi niemieccy ludzie”. Ten nowy nazistowski człowiek ma być królem życia, lecz nie powinien służyć tylko własnym partykularnym interesom, ale kierować się nade wszystko pomyślnością całej wspólnoty. Najwyższą wartością i szczęściem dla każdego Niemca powinna być spolegliwa służba narodowi. Kreisleiter przekonywał, iż tę wspólnotę stanowią właśnie mieszkańcy powiatu Königsberg: ,,Ich troski i potrzeby są naszymi troskami, a ich radości są naszymi radościami”. Celem narodowych socjalistów jest więc nieprzemijająca nigdy walka za Volksgemeinschaft zgodnie z wolą Hitlera. Omawiany artykuł wzbogacony został zdjęciem Weiraucha i Stürtza na powiatowym zjeździe partyjnym oraz fotografią samego Hitlera w oknie pociągu, kiedy w marcu 1938 r. zawitał on do Kostrzyna i odebrał przysięgę wierności od zgromadzonych na dworcu lokalnych dygnitarzy oraz części mieszkańców. Całości dopełniają cytaty gauleitera i kreisleitera, którzy podkreślają wieczyste znaczenie tego ślubowania. I tak, w trakcie wygłaszania apelu dla powiatu 7 sierpnia 1936 r. Stürtz mówił, że ,,jak długo niemiecki naród będzie zgodny i wierny oraz posłuszny, i będzie podążał za chorągwią Führera, żadna potęga na świecie nie może zagrozić losowi wielkiego niemieckiego narodu”20. Szczegółową charakterystykę Kreistagu w Kostrzynie poprzedza pean na cześć sztandaru SA ze wsi Zorndorf (dzisiejsze Sarbinowo w województwie zachodniopomorskim, w powiecie myśliborskim, gmina Dębno). Otóż sztandar ten symbolizował dla lokalnych nazistów silną i zaciekłą w walce drużynę oddziałów szturmowych, za którą stał cały powiat Königsberg. Oznaczał organiczną więź, jaka łączyła miejscowych Niemców ze swoimi stronami ojczystymi. Czerwone sukno tego sztandaru zostało poświęcone przez samego Führera z pomocą tzw. chorągwi krwi (Blutfahne21) podczas zjazdu partii we wrześniu 1936 r. Wódz wiązał w ten sposób przysięgą wierności nie tylko SA-manów, lecz wszystkich Niemców z Königsbergu. Sztandar Zorndorf ma upamiętniać K. Weirauch, dz. cyt., s. 36–37. „Offiziele Bezichnung für die Hakenkreuzfahne, die am 9.11.1923 in München beim Marsch auf die Felderrnhalle (Hitler Putsch) mitgeführt und angebl. vom Blut getöteter Nationalsozialisten gefärbt wurde (Blutopfer). Nach 1926 weihte man Fahnen der NSDAP und ihrer Gliederungen durch Berührung mit der Bluthfahne; Anknüpfung an eine mittelalterl. Tradition, nach der durch eine rote Blutfahne bei der Lehensvergabe die Blutgerichtsbarkeit symbolisiert wurde”. Hasło Blutfahne, w: Das große Lexikon des Dritten Reiches, hg. v. C. Zentner, F. Bedürftig, München 1985, s. 79. 20 21 227 Wojciech Wichert również szczególne ,,bestialstwo Moskwy”, a mianowicie bitwę, która rozegrała się tutaj 25 sierpnia 1758 r., w czasie wojny siedmioletniej, między wojskami pruskimi Fryderyka Wielkiego a wojskami rosyjskimi dowodzonymi przez gen. Fermora. Notabene bitwa pozostała taktycznie nierozstrzygnięta, choć obie strony po dziś dzień roszczą sobie prawo do zwycięstwa. Straty obu stron były bardzo dotkliwe, gdyż zginęło lub zostało rannych 11–12 tys. Prusaków i 15–19 tys. Rosjan. Brunatna propaganda zwycięstwo w tej bitwie przypisywała oczywiście stronie pruskiej, wielkiemu wodzowi Fryderykowi II, który wyzwolił tę udręczoną ziemię i jej mieszkańców. Hitler miał być jego spadkobiercą w krucjacie przeciwko okrutnej Moskwie, rządzonej przez Żydów, którzy niestrudzenie próbują zmącić spokój wspólnoty rasowej. Nie uda im się to jednak, ponieważ sztandaru Zorndorf będzie broniła ,,nasza zwarta siła, zawsze czujna gotowość do działania” i heroiczna determinacja drużyny wodza, która nigdy nie odda tej nazistowskiej relikwii w ręce bolszewickiego śmiertelnego wroga22. Obok artykułu zamieszczono rysunek autorstwa Franza Grafa Hohensaathena, przedstawiający SA-mana dumnie trzymającego ten sztandar. Warto jeszcze nadmienić, iż poza oddziałami szturmowymi na łamach kalendarza przedstawiona jest dokładnie aktywność lokalnych formacji młodzieżowych, a mianowicie 140. Straży Hitlerjugend (Hitler-Jugend des Bannes 140), na którą składała się praca w czasie zimowym i letnim 1938 r. Służyć ona miała podniesieniu sprawności fizycznej i szkoleniu ideologicznemu, które realizowane było m.in. podczas tzw. wieczorów towarzyskich (Heimabende) na obozach HJ. W okresie lata członkowie tej organizacji rozbijali obozowiska na łonie natury, nad morzem bądź w górach, ażeby spędzić czas w wielkiej romantycznej wspólnocie młodych, opartej na radości przeżywania ducha koleżeństwa. Należy podkreślić, iż zorganizowane obozy młodzieżowe miały być przyszłością Niemiec, jak wyjaśniał sam Hitler. Toteż wódz stale zachęcał młodych ludzi do masowych zgromadzeń – tu mogli poczuć, że jako jednostki nie znaczą nic, ale w grupie są niepokonani. W nich upatrywał Hitler nowego człowieka nazistowskiego, na którym oparł swą wizję ocalenia narodowego, zdobycia przestrzeni życiowej i stworzenia aryjskiej utopii, niemieckiej Arkadii kosztem zniewolonych nacji Eurazji. W istocie praca formacji HJ ze Straży 140 rozpoczęła się już w kwietniu, kiedy to zorganizowano ,,Dzień Biegu Leśnego”, podczas którego zwycięzcom zawodów przyznawano odznaczenia za pierwszorzędne osiągnięcia w sportach terenowych. Podczas Zielonych Świątek zorganizowano natomiast kilkudniowe wycieczki krajoznawcze drużyn składających się z 15–20 chłopców w celu lepszego poznania uroków stron ojczystych. Z kolei w czerwcu odbyło się w Kostrzynie święto sportowe 22 Wir von der Standarte Zorndorf, KK 1939, s. 38–39. 228 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 Hitlerjugend, w którym brały udział także dziewczęta z Bund Deutscher Mädel. Pięć tysięcy chłopców i dziewcząt spotkało się wówczas na stadionie miejskim, ażeby uczestniczyć w sportowej rywalizacji w ramach mistrzostw powiatu. Podczas ćwiczeń cielesnych i tańców prezentowali oni dumnie swoją sprawność fizyczną, nabytą podczas szkolenia w HJ, dając zarazem dowód na to, iż najważniejsze dla nich były nie pojedyncze osiągnięcia, ale wyczyny sportowe wszystkich młodych „towarzyszy rasowych”. Zwycięzcy poszczególnych konkurencji dostąpili zaszczytu reprezentowania stron ojczystych na zawodach regionalnych we Frankfurcie nad Odrą. Zaraz po turnieju w Kostrzynie młodzież pojechała na letni obóz nad jeziorem Morzycko, trwający od 26 czerwca do 3 lipca, a od 30 czerwca do 11 lipca odbywał się obóz nad Röthesee pod Königsbergiem23. Pod względem organizacyjnym i krajobrazowym zgrupowanie to cieszyło się opinią najlepszego obozu HJ w całej Kurmarchii. Chłopcy w liczbie czterystu spędzali tam czas głównie na odpoczynku, wspólnych grach, zabawach i zażywaniu kąpieli. Rozrywki te skierowane były zwłaszcza do pięćdziesięciu najuboższych Kameraden, którym zafundowano darmowe ferie i możliwość spędzenia ,,radosnych chwil” z bardziej uprzywilejowanymi materialnie kolegami24. Osiemdziesięciu członków miejscowej Hitlerjugend wyjechało również w wakacje nad Morze Północne. W czasie tej peregrynacji zawitali oni do Hamburga i Lubeki. ,,Zobaczyli, jak wielkie i piękne są Niemcy i jakże ciasne są ich granice”. Z kolei pod koniec sierpnia przeprowadzono zawody sportowe dowódców drużyn HJ, w których nagrodą był awans na wyższe stopnie w hierarchii organizacji. Aktywność Straży 140 Hitlerjugend obejmowała ponadto systematyczne hartowanie ciała w poszczególnych drużynach w miastach i wsiach powiatu, a także wycieczki weekendowe, apele, obozy, sportowe współzawodnictwo czy kursy strzelania. Cała ta praca młodych ludzi w duchu narodowosocjalistycznej ideologii postępu i sukcesu miała się przyczynić do ich cielesnego i duchowego wzrostu, który będzie służył pomyślności całej ojczyzny. Artykułowi na temat działalności lokalnej HJ towarzyszy seria zdjęć przedstawiających członków organizacji podczas apelu w trakcie Kreistagu (w tym chłopców z Jungvolku grających na trąbkach i bębnach), jak również formacje Hitlerjugend z Prus Wschodnich, które specjalnie zawitały latem do Neudamm (Dębna) i Kostrzyna, ażeby uczestniczyć w powiatowym zjeździe NSDAP25. Centralne wydarzenie w kalendarzu liturgicznym świąt narodowosocjalistycznych w powiecie Königsberg Nm., czyli wspomniany już Kreisparteitag Jez. Barnkowskie (przyp. red.). W. Krusche, Der Sommer der Jugend. Wie die Hitler-Jugend des Bannes 140 den Sommer 1938 erlebte, KK 1939, s. 120–121. 25 Tamże, s. 122. 23 24 229 Wojciech Wichert NSDAP w Kostrzynie nad Odrą, odbywał się pod hasłem ,,Ja służę!” (Ich dien’!) i stanowił ,,punkt kulminacyjny całej polityczno-kulturalnej pracy” lokalnych funkcjonariuszy hitlerowskich. Jak pisał powiatowy szef propagandy Schlender, te trzy dni, tj. od 5 do 7 sierpnia 1938 r., były czasem wyznania wiary w ruch narodowosocjalistyczny i jego przywódcę, a także zobowiązaniem do nowej walki. Odnowione zostało wreszcie ślubowanie wierności Hitlerowi przez tysiące Niemców z powiatu. Polityczni żołnierze partii przyrzekali zaś, iż będą dobrowolnie i z poświęceniem służyli narodowi, ojczyźnie oraz wodzowi. Kostrzyn nazywany był miastem Fryderyka na Wschodzie, ponieważ król ten przechodził tu proces dojrzewania, zanim poświęcił całe swoje życie służbie ludowi pruskiemu. W Kostrzynie rozpoczęła się też walka NSDAP o nowe Niemcy w powiecie Königsberg. ,,Przed dziesięciu laty było niewielu ludzi, którzy wzięli tu po raz pierwszy w rękę chorągiew szturmową i nieśli ją przez cały powiat. Do tych niewielu dołączało jednak coraz więcej tych, którzy wierzyli w Niemcy i Führera”. Z tej wiary zrodziły się nowe Niemcy – III Rzesza. Kreistag był także okazją do świętowania dziesięciolecia istnienia lokalnej komórki NSDAP w Kostrzynie. Obecnie zaś miasto to może się poszczycić czterema takimi komórkami, które są dziesięć razy silniejsze niż w ,,czasie walki”. Powiatowy zjazd partii rozpoczął się uroczystym koncertem, który odbył się wieczorem 5 sierpnia o godz. 20.00 na dziedzińcu zamkowym. Grupy muzyczne trzeciego batalionu pionierów wykonywały 39. Symfonię Mozarta oraz jego serenadę Eine kleine Nachtmusik. Następnie grano koncert fletowy patrona miasta, Fryderyka Wielkiego. Te patetyczne wydarzenia muzyczne zamykała wariacja na temat niemieckiego hymnu Das Lied der Deutschen, do którego muzykę skomponował Joseph Haydn, oraz wykonanie „chorału nazistów”, czyli Horst-Wessel-Lied. Gauleiter Emil Stürtz wziął udział w koncercie i ,,pokazał swoją więź i swoje zainteresowanie dla pracy NSDAP w powiecie Königsberg Nm.”. Na tę okazję Kostrzyn przystrojono,,uroczystą szatą”. Szczególnie domy i główne ulice udekorowane zostały flagami państwowymi i prezentowały się bardzo odświętnie26. Następnego dnia o godzinie dziewiątej rano na ulicach Kostrzyna rozległ się dźwięk syren, oznajmiający podniesienie państwowej flagi. Po kilku chwilach całe miasto pokryte zostało morzem flag ze swastyką. Powiatowy zjazd NSDAP otworzył oficjalnie kreisleiter Kurt Weirauch o godzinie 10.30 w teatrze Apolla. Tej ,,uroczystej godzinie walki” (Feierstunde des Kampfes) towarzyszyła wzniosła muzyka grana przez 50. Oddział Piechoty. Po wprowadzeniu flag do teatru zabrzmiały słowa poety robotników Karla Brögera: ,,Zawsze znaliśmy miłość do 26 Schlender, ,,Ich dien’!”. Kreistag der NSDAP. 1938, tamże, s. 40–41. 230 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 Ciebie”, po czym rozległy się fanfary Jungvolku, zapowiadające hołd pamięci dla zmarłych (Totengedenken). Upamiętnieniu zmarłych poświęcony był także marsz żałobny z Eroiki Ludwiga van Beethovena i pieśń Podnieśmy nasze chorągwie. Pozdrowienia i życzenia w imieniu gauleitera Stürtza przekazał jego bliski współpracownik, okręgowy dyrektor partii (Gaugeschäftsführer) von Podbielski, który w swoim przemówieniu perorował o wiecznej walce i wyznaniu wiary brunatnego ruchu w zesłanego przez Opatrzność przywódcę. Z kolei szef NSDAP w gminie (Ortsgruppenleiter) Witting pozdrawiał serdecznie zebranych gości w imieniu członków lokalnych struktur partyjnych. Uroczystości w teatrze zakończyło wspólne odśpiewanie hymnu niemieckiego i Horst-Wessel-Lied. O godzinie 13.00 natomiast odbyły się specjalne narady i przydzielenie zadań różnym urzędom powiatowym, w tym zwłaszcza naczelnikom politycznym (Politische Leiter), których głównym celem było propagowanie narodowego socjalizmu wśród Niemców, kształcenie światopoglądu nazistowskiego wśród młodzieży oraz organizacja struktury partii i SA w terenie. Stu najstarszych bojowników starej gwardii, w tym posiadacze złotej odznaki NSDAP, zebrało się o godzinie 20.00 na posiedzeniu w ratuszu miejskim, gdzie wysłuchali oni mowy Wittinga. Akcentował on, iż szczególnie przez pięć ostatnich lat komórka partii w Kostrzynie musiała toczyć ciężkie boje o ,,niemiecką wolność” spod znaku nazistowskiego panowania. Po odśpiewaniu pieśni z ,,czasu walki” głos zabrał wspomniany już szef propagandy w okręgu, Scherer, który również wskazywał na głęboki sens wieloletnich zmagań narodowych socjalistów w wielkim dziele budowy nowych Niemiec. Bezpośrednio po tym zebraniu na dziedzińcu zamkowym wystawiono prapremierę sztuki Emila Diehla pt. Godzina króla, która opowiadała o okresie dojrzewania Fryderyka II w Kostrzynie, o czym szerzej poniżej. Cieszyła się ona później sporym zainteresowaniem miejscowych Niemców, gdyż bilety na każde z siedmiu przedstawień zostały wysprzedane. Prezentacja teatralna Diehla kończyła obchody drugiego dnia powiatowego zjazdu NSDAP27. Trzeci, a zarazem ostatni dzień Kreistagu rozpoczął się już o godzinie 6.00 porannymi dźwiękami muzyki, które miały obudzić mieszkańców miasta. O godzinie 9.00 władze powiatu zebrały się w sali konferencyjnej ratusza, gdzie żołnierska orkiestra wykonywała uwertury z oper Tannhäuser i Rienzi Richarda Wagnera, jednego z głównych ideowych patronów ruchu hitlerowskiego. W tym samym momencie młodzież ze specjalnego ośrodka w Gozdowicach (Landjahrlager Güstebiese) deklamowała pieśń wierności: ,,Mój wodzu, kiedy zobaczyłem Ciebie po raz pierwszy, wiedziałem wówczas: Ty jesteś wiernością”. Tymczasem burmistrz Kostrzyna Preuße, najbardziej zasłużony członek starej gwardii w mieście, przekazał gościom 27 Tamże, s. 41. 231 Wojciech Wichert zjazdu specjalne pozdrowienia od lokalnych władz. Z kolei kreisleiter Weirauch mówił, iż ceremonia ta poświęcona jest w szczególności ,,nieznanym i skromnym mężczyznom narodowosocjalistycznego ruchu, którzy tak jak Führer byli aktywni w życiu codziennym” i nadal będą się sumiennie wywiązywać ze swoich obowiązków w służbie dla ojczyzny. W centrum kongresu powiatowej nomenklatury znalazło się ,,wskazujące drogę” przemówienie von Podbielskiego, w którym przekonywał on, iż wszyscy Niemcy bez zastrzeżeń powinni ,,pracować dla Führera”. Wspominał także o licznych trudnościach, które ,,stawia nam codzienność”, lecz podawał jednocześnie recepty na skuteczne poradzenie sobie z nimi, gdyż: ,,Chcemy zawsze czuć się jak żołnierz stojący na warcie dla wiecznych Niemiec”. Tymczasem na rynku Kostrzyna odbywało się również święto miejscowej organizacji Hitlerjugend. Gdy tylko oficjele partyjni opuścili ratusz i wkroczyli na główny plac targowy, rozległy się tony ,,dziarskiej muzyki marszowej”, które natychmiast porwały zebranych tam gości. Maszerowały przed nimi zastępy opalonych, gibkich, ,,zdrowych na ciele i duszy” junaków z Ordensburga Crössinsee (zamek nad jeziorem Krosino w Budowie k. Złocieńca). Był to jeden z trzech utworzonych na terenie III Rzeszy ośrodków szkoleniowych (pozostałe to Ordensburg Sonthofen w Allgäu i Ordensburg Vogelsang w Eifel), które przygotowywały młodych Niemców do wykonywania zadań w aparacie partyjnym; miała to być swego rodzaju kuźnia kadr NSDAP. Wszystkie trzy ośrodki otwarto uroczyście 24 kwietnia 1936 r., cztery dni po urodzinach Hitlera, który osobiście otworzył ośrodek w Budowie. Na Kreistag junacy zostali przywiezieni autokarami i współdecydowali o przygotowaniu szaty ozdobnej ulic Kostrzyna. ,,Był to wspaniały widok obserwować te smukłe postaci i przyszłych wodzów ruchu”, którzy z dumą nieśli jego chorągwie. W marszu uczestniczyła też młodzież z Königsbergu, wchodząca w skład lokalnego aparatu Hitlerjugend. Jego dowódca (Bannführer) Wulke zameldował kreisleiterowi 1786 chłopców i dziewcząt, którzy brali udział w pochodzie, śpiewając z entuzjazmem pieśń Młody naród powstaje. Gdy młodzi ustawili się w kolumny, swoje słowo skierował do nich Kurt Weirauch, który nakreślił wizję wychowania młodego pokolenia w duchu narodowosocjalistycznym. Otóż młodzieży w III Rzeszy należało zaszczepić żołnierskie cnoty, które przeniosłyby się potem na całe społeczeństwo niemieckie. Najważniejszą cnotą miało być posłuszeństwo, tj. nieustanna, pełna wyrzeczeń służba ,,sercem i czynem mojemu Führerowi, mojemu narodowi i mojej ojczyźnie”. Należy jeszcze wspomnieć, że o godzinie 9.00 tego samego dnia na dworzec w Kostrzynie wjechały specjalne pociągi wiozące gości z odległych stron powiatu, którzy także mieli aktywnie partycypować w obchodach zjazdu i przeżywać jego patetyczną atmosferę ku czci Hitlera oraz wspólnoty rasowej28. 28 Tamże, s. 43–44. 232 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 W tę słoneczną sierpniową niedzielę formacje partii przymaszerowały po południu na rynek Kostrzyna, ażeby wziąć udział w ,,godzinie poświęcenia” (Weihestunde). Wśród nich byli również junacy z Ordensburga Crössinsee, którzy swoim dziarskim krokiem wprawili w podziw widzów tego zmilitaryzowanego spektaklu, a także robotnice z miasta Sellin na Rugii i młodzież z Hitlerjugend. Kompania honorowa Wehrmachtu jako ostatnia zajęła swoje miejsce w szeregu. Wreszcie przy dźwiękach marszu reprezentacyjnego wkroczyli na rynek gauleiter Emil Stürtz, Generalleutnant Konrad Sorsche, kreisleiter Kurt Weirauch i Oberführer Willi Veller, przywódca miejscowych oddziałów szturmowych. Po wprowadzeniu sztandaru Zorndorfu i chorągwi nastąpiła chwila ciszy dla uczczenia pamięci zmarłych, po czym odśpiewano pieśń Hitlerjugend Podnieśmy nasze chorągwie. Emil Stürtz wygłosił później mowę do zgromadzonych formacji z powiatu Königsberg, w której zaznaczył, iż ,,my wszyscy stoimy tu na historycznej ziemi”. Tutaj bowiem ,,Wielki naszego narodu znosił cierpliwie ciężkie chwile”. Miał na myśli oczywiście Fryderyka Wielkiego i jego konflikt z ojcem, ,,królem żołnierzem” Fryderykiem Wilhelmem I, którego apogeum była próba ucieczki następcy tronu z kraju. Fryderykowi Wilhelmowi nie podobały się bowiem zamiłowania syna do muzyki, starożytności, filozofii i literatury francuskiej. Jego zdaniem młody Fryderyk powinien się skupić na obowiązkach wojskowych i przygotowaniach do objęcia tronu. Ucieczka się nie powiodła, ponieważ w nocy z 4 na 5 sierpnia 1730 r. grupę uciekinierów pochwycono i odstawiono do pruskiej twierdzy Wesel. Wszczęto śledztwo – król postanowił potraktować uciekinierów jako dezerterów, podejrzewając spisek, a może nawet przewrót z inicjatywy brytyjskiej. Fryderyk został uwięziony w twierdzy w Kostrzynie – groziła mu nawet kara śmierci. Ostatecznie sąd wojskowy nie ośmielił się wydać takiego wyroku. Niemniej decyzją króla ścięto w obecności Fryderyka jego przyjaciela Hansa Hermanna von Katte. W niecały rok później Fryderyk formalnie podporządkował się ojcu, dzięki czemu mógł opuścić Kostrzyn. Odtąd był ściśle nadzorowany przez ojca, koncentrując się przede wszystkim na służbie państwu, tj. budowaniu potęgi militarnej Prus. Według gauleitera ,,czas, który Fryderyk spędził w Kostrzynie, decydująco wpłynął na dalszy los Niemiec”. Z historii Fryderyka II wypływała istotna lekcja, iż to ojczyzna jest wartością najwyższą, liczy się pomyślność ogółu, a nie los jednostek, toteż obywatele powinni wypełniać rzetelnie swoje obowiązki na rzecz kraju. Po apelu, przy akompaniamencie Horst-Wessel-Lied, Stürtz dokonał poświęcenia 24 nowych chorągwi ruchu przez dotknięcie ich suknem sztandaru z Crössinsee. Ten pseudosakralny obrzęd zakończył się hitlerowskim pozdrowieniem wykonanym przy dźwiękach niemieckiego hymnu. 233 Wojciech Wichert Punktem kulminacyjnym Kreistagu i jego formalnym uwieńczeniem była parada marszowa wspomnianych wyżej formacji, wielka jak na skalę lokalną inscenizacja na wolnym powietrzu z udziałem kilku tysięcy umundurowanych uczestników, która miała być potężnym pokazem ideologii nazistowskiej i demonstracją siły ,,wspólnoty rasowej”, która szczególnie da o sobie znać we wrześniu następnego roku podczas kampanii polskiej. Na przedzie pochodu szły oddziały Wehrmachtu, a bezpośrednio za nimi – podzielone na sześć rzędów partyjne formacje afiliowane w Königsbergu, które maszerowały krokiem ćwiczebnym. Defilada dobiegła końca przy nowym domu strzeleckim w Kostrzynie. Wtedy to na stadionie miejskim rozpoczęło się huczne święto ludowe przybudówki Niemieckiego Frontu Pracy, czyli organizacji ,,Siła przez Radość” (Kraft durch Freude), której zdaniem było propagowanie ,,piękna pracy” (Schönheit der Arbeit)29 poprzez popularyzację turystyki krajowej i zagranicznej („Der deutsche Arbeiter reist”), imprez teatralnych, filmowych, sportowych czy zawodowych kursów dokształcających30. Rozbito tam miasteczko namiotowe, a gości zabawiała swoimi rześkimi melodiami 140. Kapela Wojskowa. Z ogromnym zainteresowaniem gawiedzi spotkały się pokazy musztry żołnierzy z 8., 13. i 14. Kompanii Piechoty. Ludyczna atmosfera tej imprezy ludowej, a faktycznie taniej rozrywki dla mas, okraszonej folgowaniem sobie „towarzyszy narodowych” w jedzeniu i piciu, wieńczyła oficjalne obchody powiatowego zjazdu NSDAP w Kostrzynie za rok 1938. Jego górnolotny nastrój świetnie oddawają fotografie, na których widzimy moment poświęcenia chorągwi przez gauleitera, zamek, kadry ze sztuki Emila Diehla pt. Godzina króla, przegląd przez Emila Stürtza oddziałów partii i Wehrmachtu na rynku Kostrzyna, a także opisaną defiladę tych formacji31. Artykułem podejmującym stricte zagadnienie narodowosocjalistycznej ideologii na łamach „Kreiskalender” jest tekst burmistrza Königsbergu Kurta Flötera, który zajął się ,,kwestią żydowską”. Otóż pisał on: „W biurze burmistrza miasta powiatowego Königsberg Nm., na łukach spinających gotyckie sklepienie, wypisano najważniejsze daty ze zmiennych dziejów starego, czcigodnego miasta Königsberg, które niegdyś było dumną stolicą Nowej Marchii. Między innymi czytamy tam, że w roku 1351 spalono na Paschebergu żyjących w Königsbergu Żydów; znak tego, że już nasi przodkowie uznali Żydów za najgorszych wrogów swego narodu i nie lękali się zastosować radykalne środki, aby się od nich uwolnić [...]. Żydostwo jest niezmienne w ciągu wieków. Kłamstwo, oszustwo, znieważanie wszystkiego, co szlachetne i piękne, a w końcu mord – to ich towarzysze na 29 Zob. P. Reichel, Der schöne Schein des Dritten Reiches. Faszination und Gewalt des Faschismus, München–Wien 1991, s. 235 i n. 30 Zob. R. Eatwell, Faszyzm. Historia, Poznań 1999, s. 218 i n. 31 Schlender, dz. cyt., s. 40–45. 234 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 drodze, którą od wieków i tysiącleci kroczą wśród ludów. Spuścizną po nich jest zgnilizna, zniszczenie i śmierć [...]. Dla Żydów nie ma nic świętego, także wśród ochrzczonych Żydów chrześcijan nie ma, bo Żyd zawsze pozostanie Żydem [...]. Tylko dla zewnętrznych korzyści i zamaskowania szkodliwych i zbrodniczych knowań przechodzą na wiarę chrześcijańską, ale wewnątrz pozostają Żydami jak pierwej [...]. Opowieści o przyzwoitych Żydach to tylko bajki [...]. Z tego powodu żadna wspólnota między narodowym socjalizmem i Żydami nie jest możliwa. Żyd był, jest i pozostanie w swej istocie tym wszystkim, co złe i nieczyste. Żyd to odwieczny wróg każdej rasy, która przykłada znaczenie do swej czystości i która w wysiłkach ku jak najwyższej doskonałości widzi swój cel. Żydostwo dzisiaj jest niebezpieczniejsze i bardziej szkodliwe, ponieważ poprzez politykę próbuje podkopać i zniszczyć narody. Przeżywamy to codziennie, zwłaszcza tam, gdzie panują niezgoda, krwawa wojna, mord i zabójstwo, wszędzie tam żydostwo macza palce [...]. Dlatego widzę główne cele narodowego socjalizmu w tym, by na każdym kroku stawiać i podkreślać podstawowe zadania: między Żydem i Niemcem nie ma żadnej wspólnoty, nie będzie żadnej przyjaźni. Niemcy, którzy utrzymują stosunki towarzyskie z Żydami, plamią się i grzeszą przeciw swemu narodowi. Nie należą do niemieckiej wspólnoty narodowej i muszą być z niej wyłączeni. Żyd to śmiertelny wróg niemieckiej rasy. Nie można z nim paktować, ale trzeba walczyć do krwi i zniszczyć go, jeśli samemu nie ma się zostać zniszczonym”. Artykułowi towarzyszą trzy z rozmysłem dobrane zdjęcia: sielankowe ujęcie okalających Chojnę pól pełnych zżętych snopków z miastem w oddali, zdjęcie gabinetu burmistrza i fotokopia dokumentu wójta Johanna von Wedla z relacją ze spalenia Żydów w 1351 r. Zdjęcie gabinetu Flötera podpisano: „Tu, w gabinecie burmistrza, w ratuszu w Königsbergu, widzimy spisane na gotyckim sklepieniu dzieje miasta, tu także znalazł schronienie stary königsberski miecz katowski [Richtschwert], tu przechowywany jest dokument opisujący spalenie Żydów w Königsbergu”32. Na zakończenie należy stwierdzić, iż na pierwszy rzut oka ,,Königsberger Kreiskalender” to bogate w treść i ilustracje wydawnictwo, mające wychwalać dzielność i pracowitość mieszkańców tego powiatu, a także krajobrazowe uroki stron ojczystych. W rzeczywistości jednak kalendarz jest charakterystyczną dla okresu III Rzeszy tubą propagandową do nachalnego szerzenia rasistowskiej ideologii nazistowskiej, indoktrynacji politycznej tamtejszych Niemców, u których kształtowano postawę gotowości do poświęceń, bezrefleksyjnej wierności oraz gorliwej pracy dla Hitlera. Celowi temu służyły przede wszystkim barwne opisy dynamiki działania miejscowego aparatu partii oraz jej przybudówek na rzecz 32 K. Flöter, Königsberg und die Juden, KK 1939, s. 52–55; J.A. Kościelna, Z dziejów Żydów... 235 Wojciech Wichert pomyślności obywateli. Szczególnie dowartościowywano młodzież z tego obszaru, gdyż to właśnie z jej szeregów miała się rekrutować przyszła elita brunatnego państwa. Treści te przekazywano niejednokrotnie za sztafażem lokalnego patriotyzmu, umiłowania tradycji „Heimatu” i apelowania do aksjologii regionalnej odpowiedniej dla Kurmarchii. Niemniej zgodnie z zasadą centralizmu administracyjnego (zniesienie federalizmu) w ocenie narodowych socjalistów najistotniejsze pozostały wartości ogólnonarodowe. Tym samym akcenty regionalne uległy nieuchronnie instrumentalizacji i były interpretowane jako element niepodzielnej struktury wspólnoty narodowej. Kurmarchia, podobnie zresztą jak sąsiednie Pomorze, nie była zatem przedmiotem właściwego zainteresowania ideologii ani „małą ojczyzną” bądź wzorcem identyfikacji. Pojmowana była przede wszystkim jako obszar leżący na styku cywilizacji europejskiej, tj. pomiędzy domeną nordycką a barbarzyńskim Wschodem, tzn. Polską. Położenie to czyniło z Kurmarchii istotny składnik imperialistycznie rozumianego niemieckiego Wschodu33, który w 1939 r. stanie się obiektem agresji militarnej III Rzeszy, co zainicjuje drugą wojnę światową. Wojnę, która miała umożliwić realizację rasistowskich i imperialistycznych celów reżimu. Nazi-Propaganda im ,,Königsberger Kreiskalender“ in dem Wendejahr 1939 In der Zeit des Dritten Reiches war die Presse ein effektives Instrument des Einflusses auf die Massen. Nach den Koryphäen der Diktatur war sie ein ,,Führungsmittel“, ,,die Stimme der Volksgemeinschaft“, die einzige Quelle der Wahrheit. Auf den ersten Blick ist der ,,Königsberger Kreiskalender“ eine inhalts- und illustrationsreiche Publikation, die die Arbeitsamkeit und Tapferkeit der Einwohner sowie landschaftliche Reize dieser kurmärkischen Heimat anpreist. In Wirklichkeit ist er ein charakteristisches Beispiel von nationalsozialistischer Propaganda-Sprachrohr für aufdringliche Verbreitung der NS-Ideologie und politische Indoktrination der dortigen Deutschen, die für den Führer und das Vaterland gewissenhaft arbeiten sollten. Diesem Zweck dienten bildhafte Beschreibungen von dynamischer Aktivität des lokalen NSDAP-Apparates für die Wohlfahrt der Einwohner des Kreises Königsberg. Im Kalender wurde insbesondere das Selbstbewusstsein der örtlichen Jugend gestärkt, denn sie sollte 33 Por. W. Kessler, Zum Bild Pommerns in der nationalsozialistischen Publizistik. Einige Bemerkungen am Beispiel der Zeitschrift ,,Das Bollwerk”, w: Państwo i społeczeństwo na Pomorzu Zachodnim do 1945 roku, red. W. Stępiński, Szczecin 1997, s. 337–349. 236 Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939 in der Zukunft die politische Elite des Dritten Reiches werden. Diese Inhalte wurden oft hinter der Fassade vom lokalen Patriotismus vermittelt, aber in der Tat wurden diese Akzente unvermeidlich instrumentalisiert als Teil der homogenen Volksgemeinschaft, die verwaltungsunteilbar war. Im Endergebnis war die Kurmark für die Nationalsozialisten vor allem ein Gebiet im Osten des Reiches, ein vorgeschobener Posten zwischen der nordischen Domäne und dem barbarischen Osten, d. h. Polen, das in 1939 von Deutschland angegriffen wurde. Das bedeutete zugleich der Anfang des Zweiten Weltkrieges, der besonders durch den Holocaust und deutsche Kriegsverbrechen gekennzeichnet wurde. Übers. v. W. Wichert 237 238 Tomasz Zgoda* Trzcińsko-Zdrój Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku Przez długi okres obowiązywała jedna wersja zmagań o Chojnę w dniach 4–5 lutego 1945 roku. Były to krótkie wzmianki zamieszczone w tekstach gloryfikujących sowieckich żołnierzy ,,wyzwalających” miejscowości w ówczesnej Nowej Marchii. Należały do nich opisy zamieszczone w takich publikacjach, jak Czerwone gwiazdy i białe orły w walkach o wolność ziemi szczecińskiej Tadeusza Karwackiego1 czy Wyzwolenie Polski 1944–1945 oraz Walki wojsk polskich i radzieckich Bolesława Dolaty2. Los ludności cywilnej w pierwszych dniach lutego 1945 r. został już przybliżony w cyklu artykułów Jak Königsberg stawał się Chojną, publikowanych w „Gazecie Chojeńskiej”3, brak jednakże w literaturze polskiej próby odtworzenia przebiegu samych walk o Chojnę. Niniejszy artykuł ma na celu wypełnienie tej luki, niemniej jednak ze względu na mały zasób źródeł może on mieć jedynie charakter przyczynkarski. Z tego też powodu niektóre zagadnienia mogą zostać jedynie zasygnalizowane. * Tomasz Zgoda – absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autor prosi o kontakt osoby dysponujące informacjami o walkach w okolicy Chojny w 1945 r. Tel. 600315353, e-mail: [email protected]. 1 T. Karwacki, Czerwone gwiazdy i białe orły w walkach o wolność ziemi szczecińskiej, Szczecin 1981, s. 68–72. 2 B. Dolata, Wyzwolenie Polski, Warszawa 1971, s. 270–275; tenże, Walki wojsk polskich i radzieckich, w: Z dziejów Ziemi Chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 159. Obszerny opis walk został przedstawiony również w: W. Mironow, Die Stählerne Garde, Berlin 1986 oraz Der Kampf um Königsberg/Neumark. Flucht und Vertreibung 1945. Eine Dokumentation 1996–1999, ausgewählt u. zusammengestellt v. K. Speer, Celle 1996, s. 39–47. 3 Dostępne w archiwalnych numerach na stronie: www.gazetachojenska.pl (8.06.2012). 239 Tomasz Zgoda Mam nadzieję, że po jego opublikowaniu możliwe będzie poznanie również niemieckiego spojrzenia na te krótkie zmagania i uzyskanie bardziej obiektywnego obrazu wydarzeń tamtych dni. Siły stron Od początku lutego 1945 r. w rejonie Schwedt znajdowały się oddziały Waffen-SS, dowodzone przez SS-Obersturmbannführera Ottona Skorzeny’ego, którego zadaniem było utworzenie przyczółka mostowego na Odrze pod Schwedt. W ich skład wchodził m.in. SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600. Była to jednostka składająca się z doświadczonych żołnierzy, którzy w toku dalszych walk stanowili trzon obrony tego rejonu. Żołnierze z trzeciej kompanii tej jednostki wzmocnili również obronę Barnkowa oraz Chojny. Ich liczebność w tym rejonie można ustalić jedynie na podstawie reportażu korespondenta wojennego Waffen-SS Rolfa-Dietera Sahlera. Stwierdził on, że w walce w Barnkowie i Chojnie brało udział pięćdziesięciu żołnierzy Waffen-SS (jest też mowa o dwóch plutonach żołnierzy). Dowodzić nimi mieli SS-Obersturmführer Joachim Marcus oraz SS-Untersturmführer Wilhelm Sauer4. 4 lutego 1945 r. do Chojny dotarła pociągiem od strony Lisiego Pola jednostka Volkssturmu z Hamburga5. Według relacji mieszkańców miała ona liczyć do sześciuset żołnierzy6. Ich wartość bojowa była z pewnością o wiele mniejsza od mniej licznych, ale o wiele bardziej doświadczonych żołnierzy Waffen-SS. We wspomnieniach podkreślane jest rzekome dobre uzbrojenie żołnierzy z Hamburga7. Na obecność innych jednostek niemieckich wskazują jedynie wspomnienia dowódcy Kampfgruppe Schwedt, SS-Obersturmbannführera Skorzeny’ego. Jest w nich mowa o udziale w walkach również członków Volkssturmu z Chojny i okolic oraz batalionu alarmowego, uzupełnionego żołnierzami z rozbitych jednostek, którzy wycofywali się ze wschodu przez mosty pomiędzy Krajnikiem Dolnym a Schwedt8. Oderland ist abgebrannt. Die Kämpfe am Oderstrom vom Januar bis April 1945 von Schwedt bis Zehden und den umliegenden Ortschaften. Zeitzeugen berichten, zusammengestellt anhand von Originalbelegen von K. Speer, Celle b.r.w., s. 33. 5 Der Kampf..., s. 49, 92. 6 Tamże, s. 49. 7 O. Skorzeny, Wir kämpften, wir verloren, Lohmar 1975, s. 177; tenże, Nieznana wojna. Moje operacje specjalne, Warszawa 1999, s. 390. 8 O. Skorzeny, Nieznana wojna..., s. 391. Według wspomnień mieszkańców Königsbergu miejsco4 240 Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku Przy obecnym stanie badań brak jest możliwości jednoznacznego opowiedzenia się za udziałem w walkach również żołnierzy tych obu jednostek. Na marginesie warto podkreślić, że w tym czasie batalion Volkssturmu z okolic Chojny nie istniał już jako spójna jednostka. Jego dowódca, burmistrz Chojny Kurt Flöter, został powieszony 4 lutego 1945 r.9 Jedną z kompanii batalionu w styczniu 1945 r. skierowano do Skwierzyny (Schwerin), a następnie wzięła ona udział w walkach w Kostrzynie10. W rezultacie w Chojnie pozostała jedynie garstka członków Volkssturmu i Hitlerjugend, którzy na dodatek nie byli uzbrojeni11. Nie wiadomo jednak, czy wzięli oni udział w walce 4–5 lutego, czy też w tym okresie wycofali się już na przyczółek mostowy pod Schwedt. Relacje ówczesnych mieszkańców Chojny przemawiają za przyjęciem tej drugiej możliwości12. Istotny jest natomiast fakt, iż żołnierze niemieccy nie dysponowali żadną ciężką bronią, którą mogliby przeciwstawić sowieckiej broni pancernej i artylerii. Do dyspozycji pozostały im ciężkie karabiny maszynowe oraz pancerfausty. Dowództwo nad oddziałami niemieckimi miał sprawować mjr Bernard Aschenbach. Ze strony sowieckiej udział w walce brały 219. Brygada Pancerna, 35. Brygada Zmechanizowana, 37. Brygada Zmechanizowana z 1. Korpusu Zmechanizowanego oraz prawdopodobnie 347. Gwardyjski Pułk Ciężkiej Artylerii Samobieżnej z 1. Korpusu Zmechanizowanego oraz 49. Brygada Pancerna Gwardii ze składu 12. Korpusu Pancernego Gwardii13. Niemieckie oddziały zajęły stanowiska w Barnkowie (żołnierze z 3. SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600) oraz w Chojnie (członkowie VolkssturmBataillon z Hamburga)14. wy Volkssturm podczas walk znajdował się w rejonie Schwedt. Der Kampf..., s. 33. 9 Der Kampf..., s. 33; Oderland..., s. 35–36. 10 Der Kampf..., s. 89. 11 ,,Kompania Clasius, która została w mieście, nie była ani uzbrojona, ani skoszarowana, a składała się w 75% z obcych ze Wschodu, robotników i zatrudnionych w Chojnie urzędników Rzeszy”. Tamże, s. 32. 12 Tamże, s. 33. 13 O takim składzie atakujących wojsk wspominają m.in. T. Karwacki, dz. cyt., s. 68–72 i B. Dolata, Walki wojsk..., s. 159; www.pomorze1945.com, http://militera.lib.ru/memo/russian/litvyak_mm/06. html, (10.01.2011); http://obd-memorial.ru/ (8.06.2012). 14 Na początku lutego 1945 r., w tym przed walką o Chojnę, wykonano serię zdjęć ukazujących żołnierzy SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600, a także Volkssturmu z Hamburga. Jedno ze zdjęć zrobiono przy cmentarzu w Barnkowie. Polecam zapoznanie się z tymi unikatowymi fotografiami, zamieszczonymi na stronie internetowej: http://forum.panzer-archiv.de/viewtopic.php?t=4071&start=30 (11.07.2012). 241 Tomasz Zgoda Przebieg walk Działania bojowe miały się rozpocząć około godziny szesnastej 4 lutego 1945 r. od ataku czołgów z 219. Brygady Pancernej 1. Korpusu Zmechanizowanego15. Dzięki wspomnieniom niemieckich mieszkańców Chojny możliwe jest odtworzenie drogi, którą sowieckie czołgi przejechały przez miasto. Atak rozpoczął się natarciem około siedmiu czołgów z rejonu Lisiego 16 Pola . Po przejechaniu obok Pascheeberge czołgi skierowały się w stronę centrum miasta wzdłuż Nahauser Weg (dziś ul. Wojska Polskiego) i Vierradenstraße (ul. Bałtycka). Rozpoczęły one również w tym czasie ostrzał zabudowań Chojny. Pierwszy pocisk miał trafić gospodarstwo przy Nahauser Weg, kolejne – dom kupca Klemza na rogu Schwedterstraße (ul. Basztowa), budynki na rynku i róg budynków koło kościoła. Następnie czołgi skierowały się Königstraße (ul. Bolesława Chrobrego) do dworca kolejowego i dalej, obok Wilhelmstraße (ul. Mieszka I) i Szkoły Ludowej (Volksschule; dziś budynek liceum). Po napotkaniu w centrum miasta oporu członków Volkssturmu czołgi ocalałe z walk wycofały się prawdopodobnie w stronę drogi w kierunku Trzcińska-Zdroju17. Następnie Volkssturm miał zająć stanowiska przy linii kolejowej. Podczas walk ogień z płonącego budynku kupca Klemza rozprzestrzenił się na inne budynki przy Königstraße. Spłonęło również kilka budynków przed Bramą Barnkowską, a także dom radcy prawnego Günthera i Ewangelicki Dom Zgromadzeń. Straż pożarna podjęła zakończoną niepowodzeniem próbę ugaszenia pożarów szalejących w mieście18. Prawdopodobnie nieco później w sąsiedniej miejscowości Barnkowo walkę z sowieckimi żołnierzami stoczyli żołnierze SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600. Została ona utrwalona w propagandowym reportażu Rolfa-Dietera Sahlera, który ukazał się w ówczesnej prasie. Tłumaczenie obszernego fragmentu zamieszczam poniżej. ,,Jednak także koło spadochroniarzy rozpętało się piekło. Przy zachodnim wejściu do miejscowości płonęły już oba nieprzyjacielskie czołgi, pancerny pojazd rozpoznawczy i ciężarówka pełna piechoty. Zostały one razem zniszczone Der Kampf..., s. 57, 87. Tamże, s. 49. 17 Tamże, s. 49, 57. Wskazano również na inny przebieg tego ataku – czołgi miały atakować Vierradenstraße, później skręcić w Nikolaistraße (ul. Łużycka) i skierować się wzdłuż Wilhelmstraße do Holzstraße (ul. W. Jagiełły), aby dotrzeć w rejon Bramy Barnkowskiej, a następnie zawrócić na rynek (materiały ze zbiorów Günthera Ballentina). Należy również wskazać, że istnieje możliwość, iż po przeprowadzeniu tego ataku czołgi skierowały się z powrotem za miasto w kierunku Lisiego Pola. 18 Der Kampf..., s. 21. 15 16 242 Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku za pomocą pancerfaustów. »Cztery się przełamały!«, krzyknął Untersturmführer do swoich ludzi i już skoczył z dwoma pancerfaustami przez drogę za kamienne schody. Głęboko ukryty czai się na swoją zdobycz. Do zakrętu ulicy zbliża się pierwszy kolos z klekocącymi gąsienicami, zbliżająca się piechota strzela ze swoich pistoletów maszynowych w rzędy okien, nie celując specjalnie. Widocznie jeszcze się nie zorientowali, że śmierć czeka na nich za każdym rogiem. Z zimną krwią Untersturmführer klęka na kamiennych schodach i kładzie pancerfaust na ramieniu. Chociaż twarz ma pełną napięcia, spokojnie i pewnie wycelowuje zabójczy dla czołgu cios. Płomień, ogłuszający huk i czołg płonie! Teraz i inni spadochroniarze SS wychodzą z ukrycia i atakują następne czołgi. Z lewej strony ulicy wyjeżdża drugi T-34 i celuje w naszych ludzi. Lecz zanim wystrzelił, zostaje upolowany z odległości czterech metrów strzałem w kadłub. Oba pozostałe zawróciły do ucieczki, zostały jednak dobite przez SS-manów. Stopniowo w miejscowości stawało się spokojnie. Tylko tu i ówdzie padały pojedyncze strzały. Mijały godziny, zaczęło się już zmierzchać. Poszczególne grupy znów się zebrały i żołnierze z powrotem zajęli swoje wcześniejsze stanowiska. Również stanowiska ubezpieczające zostały obsadzone. Znów słychać czołgi. Zdawało się, że teraz próbują się wedrzeć do wsi aleją [od Trzcińska-Zdroju – T.Z.] od wschodu. Nie minęło wiele czasu, kiedy pierwsze cztery wynurzyły się niczym cienie z mroku. Niepewnie, powoli zbliżały się do nas, jednak nie padł żaden strzał. Czy nie mają oni żadnego doświadczenia? Piechota zeskoczyła z czołgów, które strzelają dziko w kierunku domów. Spadochroniarze odpowiedzieli ogniem z pistoletów maszynowych w kierunku Sowietów. Wysoki Untersturmführer krzyknął do swojej grupy: »Idziemy!« i strzela do T-34. Pierwszego zniszczył osobiście strzałem z odległości ośmiu metrów, drugi pancerfaust był jednak konieczny. Z powrotem i dwa nowe w rękach. W mgnieniu oka przy murze kościelnym [w Barnkowie – T.Z.] zostaje zniszczony drugi czołg. Przez drzwi apteki wyleciał następny pocisk i dobił drugi czołg. Niewiele minut później stanął w płomieniach ostatni czołg. Jak pochodnia wzrastającego niemieckiego oporu stało 16 palących się czołgów w zniszczonej niemieckiej wsi, płonąc na nocnym horyzoncie...”19. Po zapoznaniu się z przedstawionym powyżej przebiegiem walk można by przyjąć, że to strona niemiecka odniosła zwycięstwo w tej potyczce. Tymczasem pod naporem oddziałów sowieckich spadochroniarze Waffen-SS byli zmuszeni do wycofania się w stronę centrum miasta. 19 Tamże, s. 41–42. 243 Tomasz Zgoda Ze względu na brak opisów walk w Chojnie po odparciu pierwszego ataku na miasto z kierunku Nawodnej oraz po potyczce w Barnkowie, warto przytoczyć fragment rekomendacji do nadania Krzyża Niemieckiego w Złocie SS-Obersturmführerowi Joachimowi Marcusowi, w której skrótowo przedstawiono przebieg wydarzeń w Chojnie na przełomie 4 i 5 lutego 1945 r.: „4 lutego 1945 r. Marcus był ze swoją kompanią, rozwiniętą w Barnkowie, na wysuniętym stanowisku dowodzenia na wschód od Chojny, w rejonie Schwedt na Odrą. Wieczorem Rosjanie zaatakowali 30 czołgami T-34, piechotą i kawalerią, przetoczyli się po stanowiskach trzeciej kompanii i masą czołgów wdarli się do miasta od północy i południa. Marcus natychmiast zebrał swoją kompanię do przeciwuderzenia i utrzymał swoje stanowiska pod nacierającym przeciwnikiem. Po tym, jak przeciwnik był już za jego plecami z czołgami i piechotą, [Marcus] starał się bronić dalej w Chojnie, w trakcie czego 9 nieprzyjacielskich czołgów zostało zniszczonych za pomocą pancerfaustów. Zaraz potem dowódca Kampfgruppe, major Aschenbach, wydał rozkaz oderwania się od nieprzyjaciela, Marcus usunął większość swojej kompanii wraz z cywilami, kobietami i dziećmi na zachód i pozostawił jedynie dwie grupy z zadaniem osłony odwrotu przed wrogiem oraz zniszczenia znajdujących się przy drodze na zachód od Chojny czołgów. Jednakże na tej drodze znajdowało się 10 czołgów z silną ochroną piechoty, [toteż] musiał się on ograniczyć do osłony odwrotu i okazał przy tym wielką osobistą odwagę. Marcusowi udało się zabrać nielicznych rannych, zadać nieprzyjacielowi wielkie straty i zatrzymać go na godziny, tak że nieprzyjaciel dopiero po dwóch dniach uderzył dalej na zachód”20. Walki w Chojnie wspomina również Fritz Könnecke, wówczas żołnierz trzeciej kompanii SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600: „W Barnkowie byliśmy jako wysunięta jednostka z 50 ludźmi i stoczyliśmy tam ciężką walkę przeciw 36 czołgom i piechocie podwożonej na pancerzach. Z powodu poważnej przewagi wycofaliśmy się do murów miejskich Chojny i przy Bramie Barnkowskiej rozgorzały ciężkie walki. Tymczasem miasto zostało okrążone przez kolejne przemieszczające się czołgi. W późnych godzinach wieczornych (4 lutego) przebił się do nas goniec z Grabowa, który znalazł dla nas drogę odwrotu. Maszerowaliśmy przez rozmokły śnieg, błotniste pola i łąki i dołączyliśmy po kilku godzinach do naszej kompanii. Okopała się ona wokół Grabowa. W trakcie odwrotu towarzyszyło nam około 20 kobiet i dzieci z Chojny. Mogliśmy je uratować przed Rosjanami i skierować do Schwedt”21. 20 Rekomendacja do nadania Krzyża Niemieckiego Złocie Joachimowi Marcusowi przez Obstubaf. Skorzeny’ego, 9.02.1945, w: J.P. Moore, Führerliste der Waffen-SS, rekord Marcus. 21 Oderland..., s. 33. 244 Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku W związku z wzrastającą przewagą strony sowieckiej oddziały niemieckie zostały zmuszone do oddania miasta. Ostatni żołnierze niemieccy – członkowie Volkssturmu – mieli wycofać się z miasta około godziny piątej nad ranem 5 lutego 1945 r.22 Straty obu stron Kolejną niewiadomą jest liczba sowieckich czołgów, które zostały zniszczone przez żołnierzy niemieckich. Rozbieżności mogą wynikać w szczególności z faktu, że walki toczone były początkowo odrębnie przez Volkssturm i SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600 oraz z późniejszej wspólnej obrony centrum miasta przez obie jednostki. Wydaje się, iż bez odniesienia się do zawartości rosyjskich archiwów, które nadal są niedostępne, próba jednoznacznego określenia liczby zniszczonych czołgów musi być obarczona znacznym błędem. Niemniej jednak warto spróbować, choć orientacyjnie, wskazać wysokość strat wśród sowieckiej broni pancernej. Najłatwiejsza do ustalenia wydaje się liczba czołgów zniszczonych przez członków Volkssturmu podczas ataku 219. Brygady Pancernej. We wspomnieniach ówczesnych mieszkańców Chojny przewija się liczba czterech–pięciu czołgów, które trafiono pancerfaustami w mieście23. Miały one zostać zniszczone m.in. w następujących miejscach: Pascheberge, na Wilhelmstraße (obecnie ul. Mieszka I), przed domem rzeźnika Betkego oraz szklarza Bölckego, jak i przy domu kupieckim Radefeld na rynku. Również Rolf-Dieter Sahler w swoim reportażu podaje, że ,,w sąsiedniej miejscowości [Chojnie – T.Z.] znajdował się już Volkssturm walczący zawzięcie z czołgami i sowiecką piechotą. Pięć z siedmiu atakujących T-34 zostało tam zniszczonych”24. Trudniej jest określić straty zadane przez spadochroniarzy Waffen-SS w Barnkowie. Edith Cray, ówczesna mieszkanka Chojny, podała, że w Barnkowie zniszczono pięć czołgów25. Z reportażu Rolfa-Dietera Sahlera wynika, iż ofiarą pancerfaustów padło 16 czołgów, jednakże liczba ta wydaje się zbyt duża. Być może była to całkowita liczba czołgów zniszczonych podczas walk o Barnkowo i Chojnę. 22 „Wir wollten eigentlich nicht fliehen...”. Schwedt im Frühjahr 1945. Das Militär und die Zivilisten. Lagebetrachtungen und Erinnerungen, Red. A. Vogel, Schwedt 2007, s. 19. 23 Der Kampf..., s. 49, 57. 24 Oderland..., s. 33. 25 Der Kampf..., s. 62. 245 Tomasz Zgoda Aby jeszcze bardziej skomplikować próbę policzenia zniszczonych czołgów, należy wskazać, że w części wspomnień podaje się łączną liczbę zniszczonych czołgów nieprzyjaciela. Z rekomendacji do nadania Krzyża Niemieckiego w Złocie SS-Obersturmführerowi Joachimowi Marcusowi wynika, iż łączna liczba zniszczonych czołgów to dziewięć sztuk. Otto Skorzeny w swoich wspomnieniach podaje, że „nieprzyjaciel zaatakował późnym popołudniem. Na ulicach trwały zacięte walki. Miejscowi wojacy unieszkodliwili »Panzerfaustami« jedenaście maszyn”26. Natomiast SS-Sturmmann Leonard Schaap z plutonu łączności SS-Fallschirmjäger-Bataillon relacjonuje: „6 lutego [prawidłowo: 5 lutego – T.Z.] przybyła większość rosyjskich jednostek. Po ciężkiej walce trzecia kompania powróciła do batalionu. W Chojnie zniszczono przy tym 18 czołgów, a koło Grabowa przez inne kompanie zostały zniszczone kolejne”27. W dokumentacji dotyczącej Grupy Armii Wisła, w skład której wchodziły również oddziały broniące Chojny, zachował się meldunek z 4 lutego 1945 r., informujący o zniszczeniu tego dnia szesnastu czołgów przez oddziały podległe Korpusowi Odra. Wydaje się, że z dużym prawdopodobieństwem meldunek ten można odnieść do strat zadanych oddziałom sowieckim w toku walk o Chojnę28. Przy obecnym stanie badań łączna liczba szesnastu zniszczonych czołgów wydaje się najbardziej prawdopodobna. Prześledzenie strat wśród żołnierzy sowieckich umożliwia umieszczony na stronie internetowej http://obd-memorial.ru/ wykaz poległych Rosjan ze wskazaniem m.in. miejsca oraz daty ich śmierci, a także ostatniej jednostki bojowej. Niezwykle przydatny jest również wykaz zamieszczony na stronie www. pomorze1945.com. Na podstawie tych danych możliwe jest wskazanie z imienia i nazwiska dwunastu żołnierzy poległych w walce o Chojnę. Należeli oni do 219. Brygady Pancernej oraz 35. Brygady Zmechanizowanej z 1. Korpusu Zmechanizowanego. Straty strony sowieckiej były z pewnością większe – należy wziąć pod uwagę choćby rannych i zaginionych. Straty niemieckie według niemieckich regionalistów miały wynieść około pięćdziesięciu żołnierzy29. Do danych tych należy z pewnością podchodzić O. Skorzeny, Nieznana wojna..., s. 391. Tagebuch des Leonard Schaap vom 14.10.1943 bis 3.5.1945 bei den SS Fallschimrjägern, wyd. własne, b.mr.w., s. 42. 28 National Archives and Records Administration, Captured German Records Microfilmed at Alexandria, T311, Rolle 167, 0440. 29 G. Ballentin, Die Zerstörung der Stadt Schwedt/Oder 1945, wyd. własne, b.m.w., 2006, s. 63. Niestety, niemieccy badacze tematu, z którymi udało mi się skontaktować, nie dysponują bardziej 26 27 246 Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku z rezerwą. Bardziej precyzyjne dane na ten temat mogłyby przynieść ekshumacje niemieckich żołnierzy poległych w walce o Chojnę. Warto przy tym wspomnieć, że sam Otto Skorzeny stwierdził w swoich wspomnieniach, że ,,kompania strzelców spadochronowych przyjęła na siebie pierwsze uderzenie i poniosła duże straty”30. Kilkunastogodzinne walki w Barnkowie i Chojnie nie pociągnęły za sobą dużych strat w ludności cywilnej. Śmierć w wyniku walk poniosły bowiem cztery osoby: Albrecht Erwin, Albrecht Hedwig, Otto Fanselow oraz Emil Kickhöfel. Liczba ta jest szczególnie niska w porównaniu z liczbą późniejszych ofiar samobójstw i morderstw ze strony sowieckich żołnierzy31. Również miasto nie ucierpiało w znacznym stopniu. Według relacji mieszkańców zniszczony został wówczas dworzec kolejowy32. Ofiarą płomieni padły zabudowania znajdujące się przed Bramą Barnkowską oraz przy Königstraße (ul. Bolesława Chrobrego), jak i kilkanaście budynków ostrzelanych przez sowieckie czołgi. Uszkodzony, prawdopodobnie w znacznym stopniu, został także ratusz. Ocena rezultatu walk W dotychczas opublikowanej polskiej literaturze podkreślano, że zdecydowane uderzenie oddziałów sowieckich umożliwiło zdobycie w krótkim czasie miasta, które zostało przygotowane do długotrwałej obrony. Miało ono być obsadzone przez silne liczebnie oddziały niemieckie wsparte przez artylerię, a nawet pociąg pancerny. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż w ten sposób starano się nie tylko gloryfikować sukces żołnierzy sowieckich, ale także w jakiś sposób wytłumaczyć znaczne straty poniesione przez stronę atakującą. Tymczasem, niezależnie od faktu, że takie przedstawienie przebiegu działań bojowych nie ma nic wspólnego z rzeczywistym stanem rzeczy, to opacznie przedstawia ono ponadto zamiar strony niemieckiej. Jej celem nie było bowiem utrzymanie Chojny. Siły wysłane do jej obrony były po prostu zbyt nieliczne i pozbawione wsparcia broni ciężkiej. Ich zadaniem było uwikłanie sowieckich oddziałów w walki w mieście, w których strona atakująca musiała ponieść cięższe straty, i możliwie długie zatrzymanie naporu sił sowieckich na właściwą linię obrony przyczółka mostowego pod Schwedt. precyzyjnymi danymi na ten temat. 30 O. Skorzeny, Nieznana wojna..., s. 392. 31 C. Krätzner, Das Schicksal der Bevölkerung der Kreisstadt Königsberg in der Neumark zum Ende des Zweiten Weltkrieges im Spiegel der Heimatkartei, Hilchenbach 1999, s. 11. 32 Der Kampf..., s. 87. 247 Tomasz Zgoda O ile można przyjąć, że straty zadane Rosjanom przez niemieckich obrońców były dość znaczne, o tyle trudno już bez zastrzeżeń zgodzić się z tym, iż powiodło się im wywarcie znacznego wpływu na przebieg sowieckiej ofensywy na zachód w kierunku Schwedt. Można jedynie przyjąć, że udało się opóźnić ten napór o jeden dzień. Już bowiem 5 lutego 1945 r. jednostki sowieckie zaatakowały w kierunku Schwedt. W wyniku tego natarcia zajęły one Grabowo i Krzymów33. Wydzielonemu oddziałowi pancernemu powiodło się nawet przebicie przez obronę SS-Fallschirmjäger-Bataillon w Grabowie i dotarcie do mostu na Odrze w Krajniku Dolnym (został on jednakże zniszczony przez żołnierzy SS-Jagdverband Mitte). Ostatecznie, mimo początkowego powodzenia strony sowieckiej, została ona wyparta z zajętych miejscowości, a walki na tzw. przyczółku mostowym Schwedt (Brückenkopf Schwedt) trwały do 1 marca 1945 r., kiedy to siły niemieckie opuściły rejon na wschód od Odry34. W związku z tym należy przyjąć, że rezultat walk był umiarkowanym sukcesem strony niemieckiej. Wprawdzie została ona po krótkiej walce wyparta z Chojny, jednakże przy siłach przeznaczonych do walki nie mogła liczyć na utrzymanie się. Zdołała przy tym zadać znaczne straty stronie sowieckiej i opóźnić jej dalsze natarcie na zachód. Ponadto udało się również wyprowadzić pewną grupę cywilów z przyszłej strefy walk. Die Kämpfe um Königsberg/Nm. 4.–5. Februar 1945 Trotz des langen Zeitablaufs seit der Beendigung des Zweiten Weltkrieges ist in der Fachliteratur bis heute kein Versuch unternommen worden, den Verlauf der Kämpfe um Königsberg/Nm. (heute Chojna) und Bernickow (Barnkowo) zu rekonstruieren. Mit dem vorliegenden Beitrag soll diese Lücke geschlossen werden. Es wurden folgende militärische Verbände auf beiden Seiten eingesetzt: Die deutschen Truppen bestanden aus den Soldaten der 3. Kompanie des SS-Fallschirmjäger-Bataillons 600 und eines Volkssturm-Bataillons aus Hamburg. Derzeit fehlen Belege für den Einsatz von Soldaten anderer Verbände. Beteiligt am Angriff auf die Stadt waren von sowjetischer Seite die 219. Panzerbrigade, die 35. Mechanisierte Brigade, die 37. Mechanisierte Brigade des 1. Mechanisierten Korps und wahrscheinlich auch das 347. Garderegiment der 33 O tych walkach zob. m.in. T. Zgoda, „Walczyłem pod Schwedt”. Wspominają weterani Kampfgruppe Schwedt, „Rocznik Chojeński” 3 (2011), s. 227–242. 34 „Wir wollten eigentlich nicht fliehen...”. Schwedt im Frühjahr 1945..., s. 21, 40. 248 Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku Schweren Selbstfahrartillerie des 1. Mechanisierten Korps und die 49. GardePanzerbrigade des 12. Garde-Panzerkorps. Die Kämpfe um Königsberg begannen am 4. Februar 1945 gegen 16 Uhr mit einem Angriff sowjetischer Panzer aus Richtung Uchtdorf (heute Lisie Pole). Der Angriff wurde von einem Volkssturmtrupp abgewehrt. Erfolgreiche Abwehrkämpfe wurden auch in Bernickow geführt. Als der deutsche Widerstand in diesem Dorf gebrochen war, griffen die sowjetischen Truppen Königsberg an. Am 5. Februar 1945 gegen 5 Uhr zogen sich die letzten deutschen Truppen aus der Stadt zurück. Es fehlen detaillierte Angaben über die Verluste auf beiden Seiten. Bekannt sind die Namen und Vornamen von nur einigen deutschen und einigen zehn sowjetischen Soldaten, die in diesen Tagen in Königsberg gefallen sind. Die sowjetischen Panzerverbände erlitten beträchtliche Verluste an Panzerwaffen, die sich bestimmt auf mehr als zehn Kampfpanzer beliefen. Die Verluste an Zivilbevölkerung waren nicht groß. Infolge der Kämpfe wurden in der Stadt einige Gebäude, darunter das Rathaus und der Bahnhof, zerstört. Genauere Angaben zu den Verlusten auf beiden Seiten sollten uns die Exhumierungen der im Kampf um Königsberg gefallenen deutschen Soldaten und das Zugänglichmachen der in den russischen Archiven befindlichen Materialien geben können. Infolge der Kämpfe gelang es den Deutschen, den sowjetischen Vormarsch um einen Tag zu verzögern und den Russen beträchtliche Verluste zuzufügen. Übers. v. K. Gołda 249 250 Tomasz Dźwigał* Szczecin Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie, dotyczące obozów hitlerowskich położonych w okolicach Chojny Odcinek drogi nr 26, prowadzącej z Chojny w kierunku przejścia granicznego w Krajniku Dolnym, przebiega przez bardzo malownicze tereny. Kierowcy podążający tą urokliwą trasą najczęściej nie zdają sobie sprawy z tego, iż okoliczne lasy kryją mroczną tajemnicę. Jedynie ci spośród podróżnych, którzy zdecydują się na krótką przechadzkę, mogą przypadkiem trafić na dziwne resztki zarośniętych trawą fundamentów czy porozrzucane cegły. Są to ostatnie już ślady po jednym z hitlerowskich obozów, które w okresie drugiej wojny światowej licznie rozsiane były po całym Pomorzu Zachodnim. Niemiecka prowincja Brandenburgia, podobnie jak sąsiednia prowincja Pomorze, ze względu na swój rolniczy charakter od dawna stanowiła spichlerz Rzeszy Niemieckiej. Występujące na tym terenie wielkie majątki ziemskie potrzebowały znacznych rezerw siły roboczej. Permanentny niedobór pracowników rolnych zaspokajany był napływem zagranicznych pracowników kontraktowych, głównie z przeludnionej polskiej wsi. W przededniu drugiej wojny światowej problem braku rąk do pracy się nasilił, gdyż wielu miejscowych rolników powoła* Tomasz Dźwigał – archiwista (starszy kustosz archiwalny) szczecińskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Autor i współautor prac opisujących zasób archiwalny szczecińskiego IPN. Zainteresowania badawcze: historia wojskowości, historia Pomorza Zachodniego oraz historia społeczna w okresie stalinowskim. 251 Tomasz Dźwigał no do służby wojskowej, a tradycyjny napływ pracowników sezonowych z Polski zamarł wobec coraz bardziej napiętych stosunków między III Rzeszą a II RP. W związku z tym hitlerowcy, wraz z rozpoczęciem działań wojennych jesienią 1939 r., rozpoczęli organizowanie na całym Pomorzu Zachodnim sieci różnorodnych obozów pracy i obozów jenieckich1. Miały one stanowić rezerwuar taniej, niewolniczej siły roboczej zarówno dla tutejszego rolnictwa, jak i dla rozwijającego się w regionie przemysłu wojennego. Oczywiście za powstaniem tych obozów stały nie tylko przesłanki gospodarczo-ekonomiczne, ale również motywy natury ideologicznej, gdyż obozy te były przede wszystkim jednym z elementów hitlerowskiego systemu terroru. W literaturze i opracowaniach encyklopedycznych dotyczących obozów hitlerowskich można odnaleźć informację, że w miejscowości Chojna znajdowała się jedynie filia kobiecego obozu koncentracyjnego z Ravensbrück. Podobóz ten funkcjonował od sierpnia 1944 do marca 1945 r. i zorganizowany był na terenie lotniska wojskowego, budowanego m.in. przez osadzone tam więźniarki2. Jednakże wśród najstarszego pokolenia okolicznych mieszkańców przetrwała pamięć o jeszcze jednym obozie. Wspominają oni, iż osiedliwszy się po wojnie na tych ziemiach, często odwiedzali teren tzw. lagrów, czyli pozostałości po dawnym obozie hitlerowskim znajdującym się przy szosie prowadzącej do Krajnika Dolnego. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku tymi licznymi jeszcze wówczas relacjami zainteresował się jeden z chojeńskich funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, st. sierż. W. Jeremionek. Sporządzona przez niego notatka służbowa zainicjowała w 1969 r. wszczęcie śledztwa3 przez Okręgową Za Bogdanem Frankiewiczem, archiwistą i badaczem historii Pomorza Zachodniego, można przytoczyć następującą klasyfikację obozów występujących na Pomorzu Zachodnim: obozy przejściowe (Durchgangslager i Auffangslager) lub rozdzielcze (Arbeitsverteilungslager); obozy zbiorowego zakwaterowania (Gemeinschaftslager); obozy przyzakładowe (Betriebslager, Firmenlager); kwatery mieszkalne (Wohnlager); obozy na statkach (Dampferlager lub Wohnschiff); obozy budowy autostrady (RAB-Lager); wychowawcze obozy pracy lub obozy karne (AEL-Arbeitserziehungslager); karne kompanie (Strafkompanie); filie obozów koncentracyjnych (Außenkonzentrationslager); obozy jenieckie (Stalag, Oflag, Kriegsgefangenen-Arbeitskommando). Zob. B. Frankiewicz, Obozy hitlerowskie na Ziemi Szczecińskiej w latach 1939–1945, „Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi” 2 (1975), s. 77; tenże, Praca przymusowa na Pomorzu Zachodnim w latach drugiej wojny światowej, Poznań 1969, s. 88–89. 2 Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich 1939–1945. Informator encyklopedyczny, red. C. Pilichowski, Warszawa 1979, s. 132; B. Frankiewicz, Obozy hitlerowskie..., s. 83; T. Zgoda, Obóz koncentracyjny dla kobiet w Königsbergu, „Rocznik Chojeński” 2 (2010), s. 153–176; tenże, Obóz koncentracyjny dla kobiet w Königsbergu, „Gazeta Chojeńska”, 22.03.2011; Zapomniane obozy nazistowskie. Chojna Szczecińska, http://hm.fotohistoria.pl (25.06.2012). 3 Sygnatura śledztwa: Ds. 4/69/OKS. Dokumenty dotyczące tej sprawy znajdują się obecnie w zasobie archiwalnym szczecińskiego oddziału IPN i oznaczone są sygnaturą: Archiwum Instytu1 252 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich (OKBZH) w Szczecinie4. Jego celem tu Pamięci Narodowej Oddział w Szczecinie (dalej: AIPN Sz), 419/15. 4 29 marca 1945 r. Krajowa Rada Narodowa, w celu scentralizowania badań dotyczących zbrodni wojennych popełnionych na terenie Polski, powołała Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Zadania, jakie postawiono tej instytucji, zostały określone w dekrecie z 10 listopada 1945 r. Były to: gromadzenie, przechowywanie i udostępnianie dokumentów oraz materiałów ukazujących losy narodu polskiego w latach wojny i okupacji; prowadzenie śledztw w sprawach dokonanych wówczas zbrodni; prowadzenie badań nad problematyką popełnionych zbrodni i ogłaszanie ich wyników, a także publikowanie źródeł; udostępnianie materiałów pokrewnym instytucjom zagranicznym. Zadania te realizowano przy współudziale kilkunastu oddziałów terenowych. Jednym z najważniejszych zadań zrealizowanych w pierwszych latach funkcjonowania tej instytucji było przekazanie zgromadzonej dokumentacji do Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze na potrzeby procesów przeciwko zbrodniarzom wojennym. W 1949 r., po utworzeniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej, GKBZN przemianowano na Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Zaczął się wówczas okres coraz większego wygaszania jej działalności oraz likwidacji jednostek terenowych. W związku z mijającym w 1965 r. terminem przedawnienia ścigania zbrodni hitlerowskich w RFN w wielu krajach europejskich doszło na tym tle do licznych protestów społecznych. Ten międzynarodowy tumult sprzyjał reaktywowaniu działalności GKBZH w Polsce. W grudniu 1963 r. odbyło się plenarne posiedzenie, na którym postanowiono kontynuować zawieszone śledztwa i wznowić prace dokumentacyjne. Ponownie powołano również komisje okręgowe. 22 kwietnia 1964 r. Sejm PRL przyjął ustawę o przerwaniu biegu przedawnienia ścigania zbrodni hitlerowskich w Polsce. Dzięki tej ustawie oraz aktywności GKBZH Polska stała się inicjatorem uchwalenia konwencji ONZ o nieprzedawnieniu zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Ostatecznie w lipcu 1979 r. Bundestag znowelizował prawo karne RFN, stanowiąc, iż zbrodnie ludobójstwa nie podlegają przedawnieniu. Atmosfera międzynarodowej współpracy w zakresie ścigania zbrodni z okresu II wojny światowej sprzyjała rozwojowi działalności GKBZH w zakresie badań i śledztw, które prowadzono zarówno w kraju, jak i za granicą. W 1984 r. Sejm PRL postanowił nadać komisji status Instytutu Pamięci Narodowej. Zgodnie z ustawą z 6 kwietnia 1984 r. nosiła odtąd nazwę: Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce – Instytut Pamięci Narodowej. Status ten oznaczał, że nawet wobec wygaśnięcia możliwości ścigania zbrodniarzy instytut będzie mógł nadal prowadzić działalność naukowo-badawczą. Kolejna reorganizacja przyszła wraz z reformami demokratycznymi w Polsce. Ustawa z 4 kwietnia 1991 r. zmieniła po raz kolejny nazwę komisji na Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytut Pamięci Narodowej i włączyła w zakres jej zainteresowań także zbrodnie popełnione w okresie stalinowskim. Jak wspomniano wyżej, komisja przez większość okresu funkcjonowania miała także oddziały terenowe. Od 1965 r. działała Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie (jej nazwa i zakres zadań zmieniały się wraz ze zmianami Głównej Komisji). Swoją działalność skupiała głównie na pracach badawczo-dokumentacyjnych, na podstawie których opracowano m.in. zestawienie dotyczące pracowników hitlerowskiego aparatu sprawiedliwości na Pomorzu Zachodnim. Natomiast prowadzone śledztwa dotyczyły przede wszystkim badania zbrodni popełnionych na jeńcach wojennych i robotnikach przymusowych. W latach 1984–1993 zawieszono działalność komisji w Szczecinie, a sprawy związane z województwem szczecińskim realizowała w tym czasie Okręgowa Komisja w Koszalinie (od 1985 r. w Szczecinie funkcjonował oddział terenowy tej komisji). W 1993 r. 253 Tomasz Dźwigał było ustalenie wszelkich szczegółów dotyczących obozu, tj. jego dokładnego położenia, okresu funkcjonowania, wewnętrznej topografii, podległości organizacyjnej, składu i nazwisk załogi, liczby i narodowości więźniów itp. Ponadto niezwykle istotne z punktu widzenia prowadzonego śledztwa było ustalenie, czy w obozie tym mogło dochodzić do popełniania zbrodni hitlerowskich, które były wówczas w Polsce ścigane głównie z art. 1 dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego5. Prowadzenie czynności śledczych w przedmiotowej sprawie OKBZH w Szczecinie zleciła Prokuraturze Powiatowej w Myśliborzu. Jedną z najważniejszych czynności podjętych w toku śledztwa przez prokuraturę było przeprowadzenie 16 października 1969 r. wizji terenu, na którym miał się znajdować obóz. Podczas tych czynności milicyjny technik z Komendy Powiatowej Milicji Obywatelsksiej w Dębnie sporządził dokumentację fotograficzną lustrowanego obszaru. Ponieważ jednak teren ten uległ już wówczas znacznej dewastacji, na zdjęciach udało się utrwalić jedynie szczątki obozu. Były to głównie resztki fundamentów i porozrzucane cegły6. Mimo iż zgromadzona dokumentacja techniczna nie mogła wnieść wielu szczegółów do prowadzonego wznowiono działalność Okręgowej Komisji w Szczecinie, główne wysiłki skupiając wówczas na śledztwach w sprawach zbrodni stalinowskich popełnionych przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa na terenie województwa szczecińskiego. Ostatecznie działalność GKBZpNP-IPN i jej komisji okręgowych zakończyła się wraz z powołaniem w 1998 r. Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, który w dużym zakresie kontynuuje działania dawnej komisji, rozszerzone o okres od 1 września 1939 r. do końca lipca 1990 r. Zob. C. Pilichowski, Badanie i ściganie zbrodni hitlerowskich 1944–1974, Warszawa 1975; tenże, Działalność i wyniki pracy Głównej Komisji i Okręgowych Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce 1944/45–1980, Warszawa 1980; M. Motas, Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce i jej oddziały terenowe w 1945 roku. Wybór dokumentów, Warszawa 1995; Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytut Pamięci Narodowej. Informator, red. I. Borowicz, M. Pilarska, Warszawa 1997. 5 „Dziennik Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej” (dalej: DzU) 1944, nr 4, poz. 16 i 17. Dekret ten, zwany potocznie dekretem sierpniowym, władze komunistyczne wykorzystywały również w walce politycznej z podziemiem niepodległościowym. Między innymi na podstawie artykułów tego dekretu skazano na karę śmierci wielu żołnierzy AK, NSZ czy WiN, których fałszywie oskarżano o współpracę z niemieckim okupantem. 6 Świadkowie podkreślali w swoich zeznaniach, że po wojnie teren obozu uległ szybkiej degradacji. Jeden z żołnierzy 1. Dywizji WP, Tadeusz Ferber, który w trakcie walk przejeżdżał koło obozu, zeznał, że już podczas walk część baraków była wysadzona w powietrze. AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Tadeusz Ferber, 27.08.1969, s. 28–29. 254 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... śledztwa, to jednak udało się potwierdzić istnienie samego obozu, jak i jego dokładne położenie7. W celu zdobycia jak największej liczby informacji i dokumentów poświadczających funkcjonowanie badanego obozu w Chojnie OKBZH w Szczecinie podjęła współpracę z licznymi instytucjami i archiwami w Polsce. Rozesłano pisma z prośbą o kwerendy archiwalne do takich instytucji, jak Wojskowy Instytut Historyczny w Warszawie, Archiwum Państwowe w Zielonej Górze, Archiwum Państwowe w Szczecinie, Związek Bojowników o Wolność i Demokrację oddział w Dębnie oraz oddział w Myśliborzu. Jednakże działania te nie wniosły żadnych istotnych informacji do toczącego się śledztwa. W związku z brakiem jakichkolwiek dokumentów archiwalnych dotyczących badanego obozu prokuratura musiała się oprzeć głównie na relacjach przesłuchiwanych osób. W celu poszerzenia kręgu ewentualnych świadków opublikowano w „Głosie Szczecińskim” artykuł informujący o śledztwie prowadzonym przez OKBZH w Szczecinie przy udziale Prokuratury Powiatowej w Myśliborzu. Komunikat zawierał apel do osób, które mogły mieć jakiekolwiek informacje na temat niemieckiego obozu w Chojnie, aby złożyły zeznania w tej sprawie8. Niestety prośba ta pozostała bez odzewu, w związku z czym prowadzący śledztwo mieli do dyspozycji jedynie świadków wymienionych w milicyjnej notatce służbowej. Jednakże przesłuchiwani kolejno świadkowie wskazywali na inne osoby, które mogły dysponować wiedzą na temat chojeńskiego obozu. W efekcie podczas śledztwa udało się przesłuchać 21 osób, które udzieliły różnorodnych informacji o badanym obozie. Prokuratorom nie udało się niestety dotrzeć do osób, które były więzione w obozie9. Wszystkie zgromadzone w śledztwie relacje pochodzą zatem od świadków, którzy widzieli obóz w czasie wojny bądź przebywali na jego terenie już po wojnie. Byli to głównie dawni pracownicy przymusowi, weterani I Armii Wojska Polskiego, a także potomkowie osiedlonych na tych ziemiach repatriantów czy osadników wojskowych, którzy w okresie swojego dzieciństwa często bawili się na obszarze „lagrów”. Ponieważ okoliczności i czas, w którym osoby te zetknęły się z obozem, były bardzo różne, miało to niebagatelny wpływ na wartość i głębię przekazanych śledczym informacji. Tamże, Dokumentacja techniczna miejsca, gdzie znajdował się obóz jeniecki w okresie II wojny światowej w odległości 2 km od miejscowości Chojna w kierunku miejscowości Krajnik, po obu stronach szosy, s. 42–63. 8 „Głos Szczeciński”, 17.10.1969. 9 Przesłuchano również dwie kobiety, które jakoby przebywały w tym obozie, jednakże trudno dociec, czy na pewno chodzi o ten sam obóz. AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Damiana Domachowska, 10.11.1969, s. 73–75; tamże, Protokół przesłuchania świadka: Marianna Zielińskia, 10.11.1969, s. 76–78. 7 255 Tomasz Dźwigał Świadkowie w zasadzie byli zgodni co do samego położenia obozu. Miał on się znajdować przy drodze prowadzącej z Chojny do Krajnika Dolnego, w odległości ok. 2–3 km od Chojny, co zostało potwierdzone podczas wizji lokalnej, o której była mowa wyżej. Zeznający potwierdzili również, iż obóz rozlokowany był po dwóch stronach drogi oraz że główna jego część znajdowała się po prawej stronie szosy (patrząc od strony Chojny w kierunku Krajnika). Natomiast co do wielkości samego obozu świadkowie podali różne informacje, wskazując, iż w głównej jego części mogło się znajdować od kilkunastu do kilkudziesięciu baraków. Baraki te były zarówno drewniane, jak i murowane, zbudowane z białej cegły. W opinii świadków część obozu po drugiej stronie drogi była wyraźnie mniejsza, bo składała się z kilku baraków. Prawdopodobnie po tej stronie znajdowała się także kuchnia10. Jeden ze świadków wskazał, iż mógł tam znajdować się również sztab11. Teren obozu otoczony był z każdej strony drogi podwójnymi płotami z drutu kolczastego, pomiędzy którymi znajdowały się dodatkowo zasieki z takiegoż drutu. W skład systemu ochrony wchodziły również wieże wartownicze. Według relacji Łucji Gacy i Stanisława Andrzejczaka, robotników przymusowych z Krzymowa, widzieli oni tylko jedną wieżę po lewej stronie obozu. W wieżach tych przez cały czas pełnili wartę uzbrojeni żołnierze. Natomiast według słów Jana Grządkowskiego jeszcze po wojnie stały dwie wieże, ale po prawej stronie obozu. Jedna miała się znajdować przy głównej bramie, a druga na jednym ze skrajów obozu. Świadek nie pamiętał, czy po lewej stronie też stała wieża12. Z kolei osiadły w Chojnie były robotnik przymusowy Roman Mąka widział po wojnie wieże po obu stronach szosy13. Prokurator, który dążył do ustalenia, czy na terenie opisywanego obozu dochodziło do popełniania zbrodni, podczas przesłuchania dopytywał się, czy na terenie obozu mogło znajdować się krematorium. Jednen z funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, który po wojnie często chodził po terenie obozu, zeznał, iż widział po prawej stronie podłużny budynek długości kilkudziesięciu metrów, z zakratowanymi oknami znajdującymi się tuż przy pułapie. Budynek ten miał sąsiadować z kotłownią14. Istnienie tej budowli potwierdzili także inni świadkowie, np. Genowefa Kapral, była pracownica przymusowa. Również ona widziała po wojnie, po prawej stronie obozu, podłużny budynek o grubych murach i zakratowanych oknach przy samym pułapie. Obok tego budynku miał się znajdoTamże, Protokół przesłuchania świadka: Mieczysław Kupczyk, 18.08.1969, s. 11. Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Tadeusz Ferber, 27.08.1969, s. 28. 12 Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Jan Grządkowski, 28.10.1969, s. 65. 13 Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Roman Mąka, 19.09.1969, s. 34. 14 Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Kazimierz Kurzyński, 18.08.1969, s. 13. 10 11 256 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... wać wolno stojący komin otoczony wówczas stertą gruzów15. Jeszcze inny świadek, Roman Mąka, twierdził, że obiekt ten został później rozebrany16. Ponieważ ani budynek, ani ślady po nim nie zachowały się do czasów współczesnych, a także wobec braku jakichkolwiek dokumentów czy planów obozu, nie udało się ustalić, jaką funkcję mógł pełnić ów obiekt. Prowadzącemu śledztwo prokuratorowi nie udało się także dokładnie ustalić, w jakim okresie obóz powstał i funkcjonował. Częściowe wyjaśnienie wniosła relacja Stanisława Andrzejczaka, który zeznał, że już pod koniec 1940 r. Niemcy zaczęli grodzić teren po obu stronach szosy drutem kolczastym i budować pierwsze baraki. Natomiast z końcem 1941 r. mieli przybyć do obozu pierwsi jeńcy radzieccy i zacząć jego rozbudowę. W miarę napływu kolejnych transportów z jeńcami stawiano następne budynki. Ta systematyczna rozbudowa obozu prawdopodobnie nie została nigdy ukończona, gdyż po wojnie na jego terenie znajdowały się jeszcze stosy materiałów budowlanych17. Świadkowie nie byli również zgodni co do narodowości osadzonych w obozie osób. Część zeznających wskazywała, że mogli się tam znajdować więźniowie różnych narodowości, lecz nie potrafili wymienić, jakich konkretnie18. Przykładowo, jeden z byłych żołnierzy I Armii WP, który brał udział w wyzwalaniu tego obozu, stwierdził, że więźniów mogło być nawet piętnaście tysięcy, i to różnych nacji, ale nie wiedział tego na pewno, gdyż nie miał okazji z żadnym z nich porozmawiać19. Z kolei byli robotnicy przymusowi z Krzymowa podkreślili, iż był to obóz dla jeńców radzieckich. Opowiadali oni, że kiedy przechodziło się drogą wzdłuż tego obozu, to pomimo pilnujących niemieckich żołnierzy niektórzy jeńcy zagadywali przechodzących w języku rosyjskim. Natomiast wśród okolicznych Niemców panowało ponoć przekonanie, że jest to obóz dla jeńców wszystkich narodów, z którymi Niemcy prowadzili wojnę20. Z kolei wśród robotTamże, Protokół przesłuchania świadka: Genowefa Kapral, 26.07.1969, s. 24. Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Roman Mąka..., s. 33–34 17 Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Stanisław Andrzejczak, 25.08.1969, s. 22–23. 18 Bogdan Frankiewicz w swoim opracowaniu dotyczącym stanu badań nad obozami hitlerowskimi w województwie zachodniopomorskim podaje: „Z informacji mieszkańców wiadomo, że dość duży obóz jeńców radzieckich i z państw zachodnich znajdował się przy drodze z Chojny do Krajnika Dolnego, za miastem, pod lasem w pobliżu bagien. [...] Wiadomo, iż w obozie tym zginęło dwudziestu sześciu Francuzów, a krótko przed wyzwoleniem Chojny dziesięciu dalszych poniosło śmierć. Reszta jeńców została ewakuowana przez władze hitlerowskie na zachód”. Trudno dzisiaj stwierdzić, od których konkretnie mieszkańców autor miał przytoczone informacje, gdyż spośród zeznających w śledztwie osób żadna nie wspominała o więzionych w obozie jeńcach francuskich. Zob. AIPN Sz, 5/21; B. Frankiewicz, Stan badań..., s. 21. 19 AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Marian Wojciuszkiewicz, 27.08.1969, s. 26–27. 20 Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca, 25.08.1969, s. 17–20. 15 16 257 Tomasz Dźwigał ników przymusowych zatrudnionych w Schwedt rozeszła się w 1944 r. pogłoska, iż w lasach pod Chojną zgromadzono około tysiąca byłych powstańców warszawskich, którzy mieli na tym terenie rozpocząć budowanie obozu jenieckiego21. W trakcie śledztwa nie udało się także ustalić, jakie było prawdziwe przeznaczenie badanego obozu. Czy był to kolejny obóz jeniecki, czy raczej jeszcze jedna filia któregoś z obozów koncentracyjnych? Jak wspomniano wyżej, część świadków wskazywała, że jest to obóz jeniecki dla żołnierzy radzieckich. Jednak osoby zwiedzające to miejsce po wojnie zeznały, iż pomiędzy barakami walały się stosy ubrań, zarówno niemieckich mundurów, jak i tzw. pasiaków22. Informację o tym specyficznym rodzaju odzieży obozowej przyniosła również relacja Mariana Wojciuszkiewicza, żołnierza I Armii WP, który brał udział w wyzwalaniu obozu. Według jego słów w momencie przybycia oddziałów polskich i radzieckich załoga obozu uciekła i na jego terenie znajdowali się już tylko więźniowie. Byli oni w stanie ciężkiego wyczerpania fizycznego, a ubrani byli zarówno w zniszczone ubrania cywilne, jak i w tzw. pasiaki23. Fakt używania tego charakterystycznego uniformu może potwierdzać, że obóz ten miał charakter obozu koncentracyjnego. Ponieważ zgromadzony w toku śledztwa materiał dowodowy nie pozwolił ani na ustalenie wielu istotnych szczegółów funkcjonowania obozu, ani tym bardziej, czy popełniono w nim jakiekolwiek zbrodnie bądź przestępstwa, OKBZH zmuszona była zakończyć sprawę, wydając 12 października 1972 r. postanowienie o jej umorzeniu24. Mimo że śledztwo nie doprowadziło do wskazania jakichkolwiek osób czy instytucji ponoszących odpowiedzialność za zorganizowanie obozu, to jednak zgromadzone w toku śledztwa relacje, pomimo wielu braków i nieścisłości, stanowią ważne źródło informacji o wojennej przeszłości miejscowości Königsberg. Relacje te są tym bardziej cenne, iż przekazują świadectwo funkcjonowania także innych obozów zlokalizowanych w tej okolicy. Jak podkreślono wcześniej, wśród przesłuchiwanych świadków znalazły się osoby, które podczas wojny przebywały we wsi Krzymów w charakterze pracowników przymusowych. Ich relacje zawierają wiele szczegółów z obozowego życia Polaków zatrudnionych na niemieckiej wsi. Łucja Gaca, która została wywieziona do Rzeszy w 1942 r. z województwa bydgoskiego, relacjonowała, iż na terenie wsi Krzymów (ówczesny Hanseberg) znajdował się duży barak, w którym zakwaterowano około trzystu Polaków. Byli to zarówno mężczyźni, kobiety, jak i dzieci. Wszyscy zgromadzeni tam pracowTamże, Protokół przesłuchania świadka: Tadeusz Poniatowski, 13.02.1970, s. 102. Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Kazimierz Kurzyński..., s. 13; tamże, Protokół przesłuchania świadka: Genowefa Kapral..., s. 25. 23 Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Marian Wojciuszkiewicz..., s. 27. 24 Tamże, Postanowienie o umorzeniu śledztwa, 12.10.1972, s. 131–132. 21 22 258 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... nicy zatrudnieni byli w dużym majątku ziemskim. W swoich wspomnieniach Łucja Gaca podkreślała ciężkie warunki panujące w obozie. Praca w polu trwała od godziny siódmej rano do południa, potem następowała dwugodzinna przerwa obiadowa, po czym wracano do pracy aż do godziny dziewiętnastej. Jedynie zimą skracano czas pracy do godziny osiemnastej. Posiłki każdy z robotników musiał sobie przyrządzić sam, z niewielkich przydziałów żywności oraz z tego, co udało mu się „skombinować” podczas pracy. Mięso przydzielano pracownikom w bardzo niewielkich ilościach, i to głównie w niedziele i święta. W efekcie ciężkiej pracy i niewystarczającego odżywiania zdarzały się wśród robotników ciężkie choroby oraz zasłabnięcia podczas pracy. Pomocy medycznej udzielał im niemiecki lekarz wzywany w razie potrzeby z Chojny. Cieszył się on dużym poważaniem wśród Polaków za okazywaną im pomoc i empatię. Pracownicy przymusowi podlegali licznym ograniczeniom. Podczas pracy byli pilnowani przez niemieckich nadzorców, później mogli poruszać się swobodnie, ale jedynie po terenie wsi. Natomiast żeby udać się do innej miejscowości, musieli uzyskać odpowiednią przepustkę25. Relacje dotyczące warunków w obozie pracy uzupełnił inny świadek, Stanisław Andrzejczak. Był on zatrudniony w tym samym majątku, ale pracował w oborze. Zaangażowani przy dojeniu krów robotnicy byli podzieleni na brygady. Składały się one z pięciu Polaków i nadzorującego ich Niemca. Posiłki dla danej brygady przygotowywane były przez żony nadzorców. Jak jednak podkreślił Andrzejczak, jedzenie było bardzo mizerne i robotnicy często chodzili głodni26. Przedstawione relacje dowodzą, iż przy jednym z majątków ziemskich we wsi Krzymów funkcjonował typowy obóz zbiorowego zakwaterowania, które, jak już wcześniej wspomniano, powstawały masowo na Pomorzu Zachodnim od jesieni 1939 r. Obraz przedstawiony przez świadków nie odbiega zasadniczo od utrwalonego w innych źródłach i relacjach opisu życia obozowego. Według obowiązujących wówczas przepisów robotnicy przymusowi zatrudniani na wsi pozostawali na utrzymaniu swoich pracodawców. Na terenie majątków organizowano dla tych pracowników kondominium w różnego rodzaju barakach lub innych pomieszczeniach gospodarczych. W wielu wypadkach pomieszczenia te nie były odpowiednio przystosowane do przebywania tam tak wielu ludzi, chociażby pod względem zaplecza sanitarnego. Ponadto pracodawcy często dopuszczali się nadużyć w stosunku do robotników przymusowych. Najczęściej oszukiwali ich na ilości i jakości przydzielanej żywności, którą wcześniej pobie- 25 26 Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca..., s. 17–20. Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Stanisław Andrzejczak..., s. 21–23. 259 Tomasz Dźwigał rali zbiorowo na ich karty żywieniowe27. Oprócz tego pracownicy przymusowi narażeni byli na liczne szykany i okrucieństwo ze strony Niemców28. Łucja Gaca przytoczyła jeden z epizodów pobicia polskich pracowników. Miało do niego dojść w wyniku zatargu polskiego robotnika z niemieckim zarządcą majątku, Ottonem Kajzerem (Keiserem). W wyniku bicia i szykan Polak zbiegł z obozu i udał się do Chojny na posterunek policji, gdzie zeznał, że jest prześladowany. W ramach odwetu Niemcy ciężko pobili wszystkich mężczyzn przebywających w obozie29. Do podobnych wypadków dochodziło bardzo często i w innych majątkach. Doprowadzeni do ostateczności pracownicy uciekali, by udać się na posterunek miejscowej policji i zameldować o nadużyciach. Ponieważ ich pracodawcy często mieli dobre kontakty z policją, sprawa kończyła się oskarżeniem o składanie fałszywych zeznań i często dotkliwym pobiciem. W najgorszej sytuacji byli robotnicy zatrudnieni w majątkach, których właściciele sprawowali jakąś lokalną funkcję partyjną w NSDAP. To najczęściej właśnie ci gospodarze, czując się całkowicie bezkarnie, posuwali się do wielu nadużyć i okrucieństw30. Byli robotnicy przymusowi z Krzymowa opisali także przebieg ewakuacji obozu przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Zostali oni już w lutym 1945 r. przeniesieni na drugi brzeg Odry, do Schwedt, gdzie zdrowych mężczyzn zaangażowano przy budowie umocnień obronnych, natomiast osoby chore, kobiety i dzieci musiały dalej maszerować w głąb Niemiec31. Relacja ta, przedstawiająca obraz bezlitosnego traktowania wielu chorych i osłabionych ludzi, wpisuje się w relacje o innych, podobnie przeprowadzonych ewakuacjach, które ze względu na swoje krwawe żniwo nazwano później Marszami Śmierci. W zeznaniach złożonych zarówno przez Łucję Gacę, jak i Stanisława Andrzejczaka można także odnaleźć informacje dotyczące obozu jenieckiego, w którym ulokowano polskich żołnierzy z września 1939 r. Jednym z osadzonych tam jeńców był mąż Łucji Gacy, Paweł. Obóz znajdował się również na terenie wsi Krzymów, przy szosie prowadzącej w kierunku miejscowości Piaski. Składał się z jednego baraku, otoczonego drutem kolczastym i pilnowanego przez warB. Frankiewicz, Praca przymusowa..., s. 91–93. Zarówno ograniczenia prawne, jak i stopień prześladowań były różne w odniesieniu do różnych nacji. Generalnie Polacy byli poddani dużo większym ograniczeniom i spotykali się z większym wyzyskiem niż robotnicy pochodzący z krajów zachodnich, jednakże w najtrudniejszej sytuacji znajdowali się pracownicy wywiezieni z ZSRR, wobec których stosowano najbardziej surowe zasady i niczym nieograniczone okrucieństwo. Tamże, s. 124–125. 29 AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca..., s. 18–20. 30 B. Frankiewicz, Praca przymusowa..., s. 145–146. 31 Łucja Gaca podaje przykład kobiety, która w trakcie takiego marszu, podczas bombardowania, urodziła na drodze bliźniaki. Zob. AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca..., s. 18. 27 28 260 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... towników. Miało tam przebywać od pięćdziesięciu do stu jeńców. Według wspomnień męża, przekazanych przez Łucję Gacę, wyżywienie w obozie było całkiem niezłe, gdyż gotowaniem zajmował się jeden z jeńców, który z zawodu był kucharzem. Natomiast Stanisław Andrzejczak wspominał, iż często dokarmiał jeńców wykradzionym z obory mlekiem. Według przekazanych relacji w obozie zdarzały się również ucieczki jeńców. Po jednej z takich ucieczek doszło do ciężkiego pobicia pozostałych więźniów. Te strzępy informacji nie pozwalają oczywiście na ustalenie wielu szczegółów dotyczących tego obozu, można je jednak skonfrontować z dotychczasowym stanem wiedzy na temat obozów jenieckich na Pomorzu Zachodnim, które pod względem administracji wojskowej wchodziły w skład II Okręgu Wojskowego32. Jak już wspomniano, zaraz na początku wojny III Rzesza przystąpiła do tworzenia całej sieci obozów, w tym także obozów jenieckich, do których zaczęto zwozić wziętych do niewoli polskich żołnierzy33. Sytuację prawną jeńców wojennych normowały umowy międzynarodowe, z których najważniejsza była konwencja genewska z 27 lipca 1929 r.34 Zasadniczo pozwalała ona na zatrudnianie jeńców, ale tylko szeregowych. Zabronione było angażowanie do pracy 32 Granice administracyjne II Okręgu Wojskowego: prowincja Pomorze, północna część prowincji Brandenburgia, Meklemburgia. G. Bojar-Fijałkowski, Losy jeńców wojennych na Pomorzu Zachodnim i w Meklemburgii 1939–1945, Warszawa 1979, s. 67–68. 33 Początkowo, jesienią 1939 r., na terenie II OKW nie istniały jeszcze osobne obozy dla szeregowych i oficerów. Pierwsi polscy jeńcy trafiali do wspólnych obozów przejściowych. Były to Dulag E Großborn i Dulag L Stargard. Dopiero później zaczęto organizować oflagi dla jeńców oficerów i stalagi dla jeńców szeregowców. Sieć oflagów na terenie II OKW: Oflag II A Prenzlau, Oflag II B Arnswalde (Choszczno), Oflag II C Woldenberg (Dobiegniew), Oflag II G Großborn (Kłomio, gm. Borne Sulinowo), Oflag II E Neubrandenburg, Oflag 65 Barkenbrügge (Barkniewko, gm. Okonek), Oflag 67 Neubrandenburg. Sieć stalagów na terenie II OKW: Stalag II A Neubrandenburg, Stalag II B Hammerstein (Czarne), Stalag II C Woldenberg (Dobiegniew), przeniesiony 20 maja 1940 r. do Greifswaldu, Stalag II D Stargard in Pommern (Stargard Szczeciński), Stalag II E Großborn (Kłomio, gm. Borne Sulinowo) do 1 czerwca 1940 r., następnie zorganizowany ponownie 7 listopada 1941 r., ale już w Schwerinie, Stalag II F Hammerstein (Czarne) od 1 września 1941 r. do 1 kwietnia 1942 r., przemianowany następnie na Stalag II B – Lager Ost, Stalag II G Rederitz (Nadarzyce) od grudnia 1941 r., przemianowany po 1 kwietnia 1942 r. na Stalag 302/G Rederitz, funkcjonował do 1 września 1943 r., Stalag II H Barkenbrügge (Barkniewko, gm. Okonek), istniał od 1 września 1941 r. do 1 kwietnia 1942 r., a następnie przez krótki okres od 1 września do 1 października 1944 r. jako Stalag 351. Ponadto na terenie II OKW funkcjonowały też osobne obozy dla wziętych do niewoli alianckich lotników. Były to: Kriegsgefangenenlager der Luftwafe 1 Barth oraz Kriegsgefangenenlager der Luftwaffe 4 Groß Tychow (Tychowo). G. Bojar-Fijałkowska, dz. cyt., s. 83, 96, 134,183. 34 Konwencja dotycząca traktowania jeńców wojennych, podpisana w Genewie 27 lipca 1929 r. Ratyfikowana przez II RP na mocy ustawy z 18 lutego 1932 r. DzU 1932, nr 103, poz. 866. 261 Tomasz Dźwigał oficerów, natomiast podoficerowie mogli pracować jedynie w nadzorze. Innym istotnym zastrzeżeniem był zakaz zatrudniania jeńców przy pracach związanych z działaniami wojennymi35. Hitlerowcy, którzy dążyli do wykorzystania jeńców we własnym rolnictwie i przemyśle, stwarzali początkowo pozory respektowania umów międzynarodowych w tym względzie36. Polscy jeńcy szeregowcy po krótkim pobycie w obozach macierzystych wysyłani byli jak najszybciej do pracy. Często była to praca właśnie w majątkach ziemskich, gdzie tworzono z nich tzw. grupy robocze, liczące od dwudziestu do pięćdziesięciu ludzi. Na kwatery dla tych grup przeznaczano najczęściej jedno z pomieszczeń gospodarczych w majątku, takie jak oborę, stajnię czy spichlerz. Natomiast dla większych grup roboczych budowano osobne baraki, często otoczone płotem z drutu kolczastego37. Prawdopodobnie wspominany w relacji obóz jeniecki w Krzymowie stanowił jedną z takich większych grup roboczych, wysłanych do pracy z któregoś z okolicznych stalagów. Niejasny wydaje się natomiast status osób przebywających w tym obozie. Wiosną 1940 r. Niemcy podjęli drastyczną i sprzeczną z prawem międzynarodowym decyzję – w związku z planowaną kampanią wojenną na zachodzie i przewidywanym napływem nowej fali jeńców rozpoczęli masową akcję pozbawiania niemal wszystkich polskich jeńców szeregowców statusu jeńca wojennego. Mięli oni pozostać na terenie Rzeszy, ale jako cywilni robotnicy przymusowi38. Mimo że początkowo akcja „dobrowolnego” zrzekania się statusu jeńca wojennego szła opornie, to jednak liczne metody przymusu i terroru spowodowały, że z końcem 1941 r. przestali istnieć w Rzeszy polscy 35 Art. 27: „Strony wojujące będą mogły używać zdrowych jeńców wojennych, jako pracowników według ich rang i zdolności, z wyjątkiem oficerów i równorzędnych. Jednakże, jeżeli oficerowie lub równorzędni poproszą o pracę, która im odpowiada, to o ile tylko to okaże się możliwe, będzie ona im dostarczona. Podoficerowie jeńcy wojenni będą mogli być zmuszani tylko do zajęć nadzorczych, chyba że sami zgłoszą specjalne życzenia udzielenia im płatnego zajęcia”. Art. 31: „Prace, wykonywane przez jeńców wojennych, nie będą miały żadnego związku z działaniami wojennymi. W szczególności zabronionem jest używanie jeńców do fabrykacji i przewozu broni i amunicji wszelkiego rodzaju, jak również do przewożenia materiału przeznaczonego dla jednostek walczących”. DzU 1932, nr 103, poz. 866. 36 Niemcy często jednak nie respektowali norm międzynarodowych w stosunku do jeńców narodowości polskiej. Zdarzały się wypadki płacenia zaniżonych stawek jeńcom czy zmuszania do pracy fizycznej podchorążych i podoficerów. Natomiast w stosunku do jeńców pochodzących z zachodnich armii na ogół wypełniano ustalenia konwencji międzynarodowych. Najgorzej natomiast traktowano jeńców pochodzących z Armii Czerwonej, którzy poddani byli stopniowej eksterminacji. G. Bojar-Fijałkowski, dz. cyt., s. 197–222. 37 Tamże, s. 227. 38 Niemcy uzasadniali tę decyzję obłudnymi argumentami, które miały dowodzić, że Polska jako państwo już wówczas nie istniała i w związku z tym w stosunku do jej dawnych obywateli nie obowiązują żadne normy prawa międzynarodowego. Tamże, s. 47. 262 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... jeńcy szeregowcy, którzy odtąd traktowani byli jak zwykli pracownicy przymusowi, pozbawieni ochrony prawa międzynarodowego39. W związku z tym, kiedy Łucja Gaca przybyła w 1942 r. do Krzymowa, raczej nie mogli się tam znajdować polscy jeńcy. Prawdopodobnie jej mąż i inni osadzeni w tym obozie byli dawnymi jeńcami wojennymi, zamienionymi w robotników przymusowych. Pośrednio potwierdzają to również słowa Łucji Gacy. Podała ona, że na początku 1945 r. polscy jeńcy zostali przeniesieni do baraku, w którym znajdowali się robotnicy przymusowi, gdyż na ich miejsce przywieziono jeńców radzieckich40. Wydaje się więc, że władze niemieckie traktowały Polaków znajdujących się zarówno w jednym, jak i drugim obozie na terenie wsi Krzymów, po prostu jako robotników przymusowych. Kończąc rozważania dotyczące wyników śledztwa OKBZH w Szczecinie w sprawie ustalenia informacji o obozach i innych zbrodniach hitlerowskich popełnionych w okolicy Chojny, warto zaznaczyć, że w trakcie jego trwania prokuratorzy mieli do zbadania jeszcze jeden wątek. Podczas przesłuchania jeden ze świadków, Jan Grządkowski, wskazał, że przy trasie Chojna–Cedynia, w odległości ok. 1,5–2 km od Chojny, po prawej stronie (patrząc od strony Chojny w kierunku Cedyni), kilkaset metrów od szosy, w głębokim, leśnym jarze miało się znajdować około stu nieoznaczonych mogił. W związku z tym dokonano w tym miejscu próbnych wykopów. Pierwszą próbę wykonano ręcznie przy pomocy pięćdziesięciu żołnierzy z miejscowej jednostki Wojsk Ochrony Pogranicza. Następnie badanie terenu powtórzono za pomocą spychacza, jednakże nawet mechaniczne zdjęcie warstwy ziemi do głębokości 1,5 m nie przyniosło żadnych rezultatów41. W związku z tym również i ten wątek śledztwa został przez prokuraturę zarzucony. 39 Na terenie II OKW pozostały jedynie kilkusetosobowe grupy polskich jeńców szeregowych w Stalagu II Neubrandenburg i w Stalagu II Schwerin. Tamże, s. 234. 40 AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca..., s. 20. 41 Tamże, Protokół Prokuratora Powiatowego w Myśliborzu, 4.09.1969, s. 126; tamże, Zapisek Urzędowy Prokuratora Powiatowego w Myśliborzu, 20.10.1971, s. 127. 263 Tomasz Dźwigał Ermittlungen der Szczeciner Bezirkskommission zur Erforschung nationalsozialistischer Verbrechen in Sachen NS-Lager in der Umgebung von Chojna (ehem. Königsberg/Nm.) In der zweiten Hälfte des vergangenen Jahrhunderts begann die Periode intensiver Wissenschafts-, Forschungs- und Ermittlungstätigkeit der Bezirkskommission zur Erforschung nationalsozialistischer Verbrechen (Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich – OKBZH) in Szczecin. Als Vertreterin der Hauptkommission – einer der wichtigsten polnischen Institutionen zur Dokumentierung und Strafverfolgung von NS-Verbrechen – führte die OKBZH zahlreiche Ermittlungen zu Verbrechen durch, die auf dem Gebiet des heutigen Westpommern an Kriegsgefangenen und Zwangsarbeitern begangen worden waren. Aufgrund von Informationen, die von einem Milizionär aus Chojna (ehem. Königsberg/Nm.) zugetragen wurden, leitete die OKBZH in Szczecin 1969 eine Ermittlung ein, die ein NS-Lager betraf, das sich an der Straße von Chojna nach Krajnik Dolny (Niederkränig) befinden sollte. Am Verfahren war die Bezirksstaatsanwaltschaft in Myślibórz (Soldin) beteiligt, die auch die meisten Ermittlungsmaßnahmen durchführte. Im Laufe mehrjähriger Ermittlungen erfolgte eine Besichtigung des Geländes, auf dem sich das Lager befand, es wurden auch 21 Zeugen vernommen. Das gesammelte Beweismaterial, das vorwiegend aus Vernehmungsprotokollen bestand, erlaubte es nicht, den vollen Sachverhalt zu ermitteln. Es gelang auch nicht festzustellen, ob im Lager Kriegsverbrechen oder Verbrechen gegen die Menschlichkeit begangen wurden. In dieser Situation sah sich die OKBZH in Szczecin gezwungen, die Ermittlungen 1972 einzustellen. Obwohl keine für die Errichtung des Lagers verantwortlichen Personen oder Institutionen benannt wurden, gelang es doch dank der damals unternommenen Anstrengungen, die Berichte vieler heute nicht mehr lebender Zeugen festzuhalten. Trotz verschiedener Mängel und Ungereimtheiten sind die in den Vernehmungsprotokollen enthaltenen Erinnerungen dieser Personen eine wichtige historische Quelle zur Kriegsvergangenheit der Stadt Chojna. Der Forschungswert dieser Aussagen wird noch dadurch erhöht, dass sie nicht nur über das besagte Lager informieren; es sind darin auch Informationen über das Leben der Zwangsarbeiter und Kriegsgefangenen in den Lagern im Dorf Hanseberg (heute Krzymów) enthalten. Übers. v. K. Gołda 264 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... Fot. nr 1 – Widok szosy w kierunku miejscowości Chojna, długopisem zaznaczono teren, gdzie znajdował się obóz. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 44. Fot. nr 2 – Widok szosy w tym samym kierunku jak na fot. nr 1, strzałka wskazuje drogę przegradzającą teren obozu. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 45. 265 Tomasz Dźwigał Fot. nr 3 – Widok resztek cegieł oraz zasieków drucianych leżących na terenie obozu. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 46. Fot. nr 4 – Widok porośniętego lasem terenu byłego obozu, widoczny otwór w ziemi jest pozostałością po szambie lub studni. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 47. 266 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... Fot. nr 5 – Widok resztek fundamentów i cegieł na terenie obozu. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 55. Fot. nr 6 – Widok resztek fundamentów na terenie obozu. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 57. 267 Tomasz Dźwigał Fot. nr 7 – Widok resztek fundamentów w miejscu, gdzie znajdowała się wieża wartownicza. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 58. Fot. nr 8 – Widok szambo otoczonego fundamentem. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 62. 268 Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich... Fot. nr 9 – Widok fundamentu, na którym stała wieża wartownicza. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 60. 269 270 Hubert Simiński*1 Czelin Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku i wojewódzka manifestacja z okazji odsłonięcia obelisku 5 października 1968 roku Czelin to jedno z miejsc Rejonu Pamięci Narodowej. Rejon, lub tzw. Szlak Pamięci Narodowej, obejmuje swym zasięgiem gminy Cedynia i Mieszkowice, które leżą w powiecie gryfińskim w województwie zachodniopomorskim. Czelin jest ważnym miejscem w historii drugiej wojny światowej z jednego przede wszystkim powodu – to właśnie tu 27 lutego 1945 r. żołnierze 6. Samodzielnego Batalionu Pontonowo-Mostowego wkopali pierwszy słup graniczny na zachodniej rubieży Polski. Przedsięwzięcie, które zostało dokonane na tej ziemi w przyszłości, miało otrzymać wysoką rangę w powojennej historii „Ziem Odzyskanych”. W niniejszym artykule zostaną przedstawione dwa wydarzenia w historii powojennego Czelina. Miejscowość stała się nie tylko miejscem wkopania pierwszego słupa granicznego, ale także miejscem, w którym co roku wspomina się pamięć żołnierzy poległych podczas forsowania Odry w kwietniu 1945 r. Czytelnika zainteresowanego literaturą przedmiotu odsyłam do prac: A. Czarski, „…o polskie słupy graniczne nad Odrą”, Szczecin 1988; Czelin – pierwszy słup graniczny na Odrze, red. T. Jurga, Warszawa 1968; A. Toczewski, Bitwa o Odrę, Zielona Góra 2010. *1 Hubert Simiński – student historii w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego. 271 Hubert Simiński Zanim doszło do odsłonięcia obelisku w 1968 r., w tym samym miejscu, w którym powstał nowy, stał mniejszy, postawiony w roku 1960. Był to monumentalny pomnik odlany z betonu, zwężający się ku szczytowi, pomalowany w biało-czerwone pasy, gdzie na górze, z jednej tylko strony, widniał metalowy orzeł piastowski bez korony. Obelisk ustawiony był na pokrytym ociosanym kamieniem betonowym postumencie, na którym znajdowały się dwie marmurowe tablice. Na pierwszej z nich widniał napis: W TYM MIEJSCU / 23 LUTEGO 1945 PODCZAS WALK Z HITLEROWSKIM NAJEŹDŹCĄ / ŻOŁNIERZE 6 SAM. BAT. SAPERÓW / WKOPALI PIERWSZY SŁUP GRANICZNY / PAŃSTWA POLSKIEGO. Na tablicy był błąd w dacie dziennej – wkopanie (wbicie) słupa nastąpiło 27 lutego. Ciekawostką jest fakt, że początkowe plany zakładały wbicie owego słupa właśnie 23 lutego – nie zrobiono tego wówczas, ponieważ dzień ten był świętem narodowym w ZSRR (Dzień Obrońcy Ojczyzny). Na drugiej tablicy widoczny był napis: W 1000-LECIE PAŃSTWA POLSKIEGO / I XV ROCZNICĘ POWROTU ZIEM / PIASTOWSKICH DO MACIERZY / W HOŁDZIE ŻOŁNIERZOWI I ARMII W.P. / SPOŁECZEŃSTWO ZIEMI CHOJEŃSKIEJ / I ZWIĄZKU BOJOWNIKÓW O WOLNOŚĆ I DEMOKRACJĘ / CZELIN 22 LIPIEC 1960. ,,Mały obelisk” został odsłonięty 22 lipca 1960 r. przez władze województwa szczecińskiego i komandora Henryka Kalinowskiego, który sporządził projekt jego budowy i był inicjatorem posadowienia w tym miejscu pomnika, a także sformułował treść tablic. Wykonawcami pomnika byli żołnierze ze Szczecina, z Podjuch2. Komandor Henryk Leopold Kalinowski urodził się w Krzemieńcu 4 czerwca 1925 r. Uczestniczył w powstaniu warszawskim, brał czynny udział w walkach nad Odrą, marszu oraz szturmie na Berlin, a jego podpis także widnieje na Akcie Czelińskim3. Nie jest to tylko miejsce symbolizujące pierwszy wbity słup graniczny, ale także miejsce, nieopodal którego polscy i radzieccy żołnierze budowali przeprawę mostowo-pontonową4. Po ośmiu latach pomnik symbolizujący pierwszy wbity słup graniczny został usunięty ze swojego pierwotnego miejsca (zdemontowano marmurowe tablice – do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało), po czym zepchnięto go około stu metrów na zachód do pobliskiego lasku, gdzie leżał przewrócony ponad czterdzieści lat i dopiero kilka lat temu został podniesiony przez czelińską mło- Z wywiadu przeprowadzonego z komandorem Henrykiem Kalinowskim (Szczecin, 11.06.2012). Czytelników, którzy chcą się dowiedzieć więcej o komandorze, odsyłam do: http://www.kombatantpolski.pl/2009_02_ art1.html oraz http://www.sgwp.wp.mil.pl/pl/1_281.html (11.06.2012). 3 A. Czarski, „...o polskie słupy graniczne nad Odrą”, Szczecin 1988, s. 3–47. 4 A. Toczewski, Bitwa o Odrę, Zielona Góra 2010, s. 270–292. 2 272 Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku dzież5. Jego miejsce zajął przynajmniej trzykrotnie wyższy pomnik autorstwa szczecińskiej rzeźbiarki Anny Paszkiewicz. Zbudowano go z kostki granitowej. Usadowiony jest na trzystopniowym plateau. Od pierwszej masywnej części (w nią wmurowana jest płaskorzeźba przedstawiająca piastowskiego orła bez korony) zwęża się ku górze. Pomiędzy drugą a trzecią częścią umieszczono segment o przekroju trójkątnym z wyrytym z trzech stron napisem POLSKA. Trzecia część zbliżona jest kształtem do orła, którego głowa skierowana jest w stronę Niemiec. Obok postumentu znajduje się granitowa tablica z napisem: STAWIAJCIE / SŁUPY / GRANICZNE / NAD / ODRĄ / PKWN / 19446. Na żadnym z analizowanych zdjęć z 1968 r. na nie widnieje owa granitowa tablica – musiała więc zostać dostawiona w późniejszym okresie. W miejscu, gdzie znajduję się dziś obelisk, przed wojną i po niej przebiegała spadzista droga, a nieopodal stały liczne domostwa z przyległymi budynkami gospodarczymi7. Po mniejszym pomniku z 1960 r. jego miejsce miał zająć okazalszy z 1968 r., ale zanim zdecydowano o jego budowie, miał na nią wpływ pewien czynnik: „W roku pięćdziesiątej rocznicy utworzenia Armii Czerwonej i dwudziestej piątej LWP, 22 lutego 1968 r., bohater Związku Radzieckiego gen. mjr I. Starokon w obecności pierwszego sekretarza KW A. Walaszka, przewodniczącego PWRN Mariana Łempickiego, sekretarza WK SD posła Zdzisława Siedlewskiego, sekretarza WK ZSL M. Trejgisa i gen. Stanisława Antosia wmurował akt erekcyjny pod nowy obelisk. 21 marca Komisja Rzeczoznawców, zwołana na zlecenie Powiatowego Sztabu Wojskowego w Chojnie i obradująca w Wydziale Propagandy i Agitacji KW PZPR w Szczecinie, oceniła projekt nowego monumentu”8. Teren musiał ulec zmianie. Został podzielony na trzy poziomy. Poziom pierwszy (patrząc z perspektywy pierwszych schodów) znajduje się ponad poziomem obelisku, z niego biegną schody na poziom drugi. Schodzimy na teren, który został ukształtowany niedługo przed odsłonięciem pomnika (m.in. wyrównano go, a pomiędzy drugim a pierwszym poziomem usypano i wygładzono skarpy). Oprócz schodów istnieje droga, którą można zjechać na drugi poziom. Stojąc na nim, widzimy parę schodów – schodząc pierwszymi, wychodzimy prawie przed sam pomnik, natomiast drugie znajdują się po lewej stronie pierwszych i są od nich oddalone o około dziesięciu metrów (służyły po to, by podejść do masztu w celu wciągnięcia flagi narodowej; dziś schody te są Informacja zaczerpnięta od mieszkańców Czelina i młodzieży, która podnosiła pomnik. P. Migdalski, „...w tej strażnicy Rzeczypospolitej”. Rejon Pamięci Narodowej Cedynia-GozdowiceSiekierki, Szczecin–Poznań 2007, s. 32. 7 Informacja pochodząca z rozmów z pierwszymi osadnikami z Czelina oraz z analizy własnej kolekcji pocztówek i zdjęć przedwojennego Czelina. 8 P. Migdalski, dz. cyt., s. 32. 5 6 273 Hubert Simiński zarośnięte i nieużywane). Także pomiędzy drugim a trzecim poziomem zostały usypane i wygładzone skarpy. Z trzeciego poziomu można zejść małymi schodkami na drogę, z której około siedemdziesięciu metrów dzieli nas do brzegu Odry. Wszystkie te prace wykonywano na ostatnią chwilę. W przygotowaniach do ukształtowania terenu brało udział wojsko, a także wopiści ze strażnicy w Czelinie. Z braku materiału na schody wykorzystano płyty nagrobne z mieszczącego się za wioską poniemieckiego cmentarza9. Jeżeli chodzi o monumenty upamiętniające wydarzenia z 1945 r., znajdują się w pobliżu obelisku jeszcze dwie granitowe tablice. Pierwszą umieszczono przy pierwszych schodach drugiego poziomu – została zdemontowana zapewne w początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W kronice filmowej Granica na Odrze można po części odczytać treść owej tablicy. Brzmiała ona mniej więcej tak: 1945/1968 ŻOŁNIERZOM 6 – [?] WARSZAWSKIEGO SAMODZIELNEGO / ZMOTORYZOWANEGO BATALIONU MOSTOWO – PONTON- / OWEGO [KTÓRZY WBILI] NA ZIEMI / ODZYSKANEJ PIERWSZY SŁUP / GRANICZNY NAD ODRĄ / MIESZKAŃCY ZIEMI SZCZECIŃSKIEJ. Trzecia tablica stoi nieopodal masztu – naprzeciw pierwszej tablicy spod pomnika. Niestety, do treści tej tablicy nie udało mi się dotrzeć. Zanim przedstawimy uroczystość odsłonięcia pomnika z 1968 r., należy pokazać, jak ówczesna władza przygotowywała się logistycznie i merytorycznie do tego ważnego wydarzenia. Przytoczone tutaj informacje pochodzą z Archiwum Państwowego w Szczecinie. Tytuł teczki brzmi: Założenia organizacyjne Wojewódzkiej Manifestacji Odsłonięcia Obelisku w Czelinie z okazji XXV-lecia Ludowego Wojska Polskiego 1968–1968. Choć teczka zawiera tylko trzy karty, rzuca ona światło na kilka wątków nieporuszanych we współczesnej literaturze odnoszącej się do tej uroczystości. Jak wynika z treści notatki Komitetu Organizacyjnego 25-lecia LWP w Szczecinie, etapy manifestacji zostały podzielone na pięć punktów, z których każdy miał podpunkty. Przed punktem pierwszym wymieniono kierownictwo ogólne, w którego skład wchodzili: – I sekretarz KP PZPR w Chojnie tow. Tadeusz Jaguś, – zastępca dowódcy 12. Dywizji Zmechanizowanej ppłk Władysław Honkisz, – zastępca kierownika Wydziału Propagandy KW PZPR tow. Bolesław Szudera, – wiceprzewodniczący ZO ZBoWiD tow. Józef Bobowski (na karcie skre9 Informacja pochodzi z rozmów z mieszkańcami wsi, a także ze skonfrontowaniem tego, co powiedzieli, z rzeczywistością – w tym celu wybrałem się na poniemiecki cmentarz, aby zobaczyć pozostałości grobowe i jest to rzeczywiście ten sam materiał, którego użyto do wybudowania schodów. 274 Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku ślony). Punkt pierwszy zakładał „Bezpieczeństwo, służbę ruchu i transport”, a osobami odpowiedzialnymi byli: – zastępca kierownika Wydziału Ekonomicznego KW PZPR tow. B. Wróblewski, – naczelnik Wydziału Zabezp. Służb. tow. mjr W. Klimas, – kierownik Wydziału Komunikacji PWRN tow. M. Jędrzejczak, Punkt pierwszy zawiera poszczególne zadania, do których należał m.in. przewóz na manifestację w Czelinie dwunastu tysięcy osób10. Tak duża grupa ludzi miała zostać przywieziona z poszczególnych powiatów województwa szczecińskiego, a były to powiaty: chojeński, myśliborski i gryfiński. W skład grupy mieli wchodzić kombatanci drugiej wojny światowej i osadnicy wojskowi – miało ich być 2,5 tys., z czego tysiąc ze wspomnianych trzech powiatów. Kolejnymi osobami, które miały przybyć, byli członkowie organizacji młodzieżowych z terenu województwa i ze Szczecina; ich liczba miała wynosić 1,5 tys. Aby uroczystość miała swój wielki wydźwięk, założono, że z terenu samego powiatu chojeńskiego ma przybyć 5 tys. osób. Do tego jeszcze dodatkowo miała przybyć trzytysięczna grupa mieszkańców Szczecina11. Kolejny podpunkt dotyczył przejazdu i miejsca zlotu turystyczno- motorowo-samochodowego – podano tutaj liczbę około tysiąca osób. Następnym zadaniem było zabezpieczenie przez służby zarówno przejazdu uczestników, jak i samej manifestacji. Dodatkowo miano wyznaczyć miejsca postoju pojazdów transportowych. Kolejnym krokiem było stworzenie miejsca opieki lekarskiej i sanitarnej. Ostatnim zadaniem punktu pierwszego miały być ochrona i zabezpieczenie przejazdu delegacji oficjalnej. Punkt drugi obejmował przygotowanie miejsca manifestacji do odbycia uroczystości. Osobami odpowiedzialnymi byli: – sekretarz propagandy KP PZPR tow. R. Cichocki, – zastępca przewodniczącego PWRN w Dębnie tow. (w tym miejscu brak nazwiska), – szef Powiatowego Sztabu Wojskowego płk Z. Kubus (lub Kulus – zmiany nanoszone długopisem na nazwisko). Osoby te miały koordynować takie zadaniami, jak uporządkowanie i dekoracja miejsca manifestacji, przygotowanie sanitariatów. Kolejnym zadaniem było przyszykowanie obelisku do odsłonięcia, a także podłączenie i przygotowanie miejsca pod radiofonizację. 10 Archiwum Państwowe w Szczecinie, Wojewódzki Komitet Frontu Jedności Narodu w Szczecinie, sygn. 877. 11 Tamże, s. 1. 275 Hubert Simiński Punkt trzeci przedstawiał, jak miało wyglądać wyżywienie gości przybyłych do Czelina. Osobami zobowiązanymi do przypilnowania tych czynności byli: – kierownik Wydziału Handlu PWRN tow. D. Stankiewicz, – starszy instruktor Wydziału Rolnego KW PZPR tow. J. Gnejda. Mieli oni dopilnować zabezpieczenia miejsc, w których miały powstać ruchome bufety (w których można było nabyć jedzenie). Ciekawostką jest to, że wydano zarządzenie o zakazie sprzedaży alkoholu w powiecie choleńskim, a także na wszystkich trasach dojazdowych ze Szczecina w dniu 5 października 1968 r. do godziny 14:00. Czwarty punkt przewidywał samą oprawę manifestacji. W tym miejscu osobą odpowiedzialną był tylko komendant Garnizonu Szczecin tow. płk Biernat. Zadania, które miał wykonać, sprowadzały się do zatrudnienia orkiestry i poprowadzenia kampanii honorowej. Pozostałymi zadaniami było zapewnienie rakiet (zapewnie chodzi tutaj o sztuczne ognie i inne środki pirotechniczne) i salw przy odsłonięciu obelisku. Newralgicznym punktem miało być napisanie rezolucji i wyznaczenie jednego osadnika wojskowego z powiatu chojeńskiego do jej odczytania podczas manifestacji. W następnej kolejności umieszczono przygotowanie odpowiedniej liczby wiązanek kwiatów i ich wręczenie kombatantom oraz osadnikom wojskowym biorącym udział w manifestacji – był to też przy okazji II Wojewódzki Zjazd Osadników Wojskowych. Jeżeli chodzi o wiązanki, wymieniono liczbę dwustu. Następne zadanie zakładało sporządzenie, wydrukowanie i rozpowszechnienie zaproszeń na manifestację. Podpunkt szósty zakładał wyznaczenie pocztów sztandarowych do manifestacji. Punkt piąty (ostatni) to „II Wojewódzki Zjazd Osadników Wojskowych”. Towarzyszami powołanymi przez Komitet Organizacyjny XXV-lecia LWP w Szczecinie byli: – wiceprezes ZO ZBoWiD tow. Józef Bobowski, – szef Wydziału Kadr tow. płk Górecki, – dyrektor Biura ZW LOK tow. płk Malewicz. Byli oni odpowiedzialni za sporządzenie imiennych wykazów osadników wojskowych z poszczególnych powiatów, którzy mieli przybyć do Czelina na II Wojewódzki Zjazd Osadników Wojskowych. Kolejnym krokiem było zaaranżowanie spotkania wyznaczonych delegatów na zjazd z sekretarzem KC PZPR tow. Moczarem, z którym miano ponadto zjeść wspólny obiad wojskowy. Miała być uzgodniona lista osób oficjalnych na spotkanie z osadnikami. Końcowy podpunkt zakładał przygotowanie jednego z osadników do przemówienia, tak jak to już wcześniej zakładano w jednym z podpunktów punktu trzeciego12. 12 Tamże, s. 1–3. 276 Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku Przechodząc do meritum, omówimy teraz samą uroczystość z 5 października 1968 r. Jak już wspomniano, została ona dokładnie zaplanowana przez ówczesne władze. Oprócz dwunastotysięcznej ludności, która przybyła do Czelina, udział w manifestacji wzięli także jego mieszkańcy (w tym pracownicy PGR, WOP, tutejsi nauczyciele ze szkoły podstawowej i ich uczniowie, rolnicy i pierwsi osadnicy). Z grona osób ze środowiska politycznego i wojskowego, które przybyły na uroczystość, należy wymienić zastępcę członka Biura Politycznego, sekretarza KC PZPR i prezesa ZG ZBoWiD Mieczysława Moczara. Kolejnymi ważnymi personami zaproszonymi na manifestację byli poseł ziemi szczecińskiej na Sejm PRL, minister Obrony Narodowej gen. dyw. Wojciech Jaruzelski, następnie członkowie władz naczelnych ZBoWiD z marszałkiem Polski Michałem Rolą-Żymierskim i Mieczysławem Róg-Świostkiem, a także gospodarze województwa szczecińskiego z I sekretarzem KW PZPR Antonim Walaszkiem i zastępcą przewodniczącego prezydium WRN Wacławem Śledzińskim na czele. Obecni byli również: attaché wojskowy ambasady ZSRR gen. mjr Aleksander Rodionow, wicekonsulowie ZSRR i CSRS w Szczecinie oraz przedstawiciele Armii Radzieckiej13. Obecny był także komandor Henryk Kalinowski14. Piąty dzień października 1968 r. wszystkim zgromadzonym utkwił w pamięci nie tylko dlatego, że była to sobota i pogoda sprzyjała tak wielkiemu politycznemu wydarzeniu, ale także ze względu na słowa, które padły w miejscu, gdzie prawie ćwierć wieku temu rozgrywały się krwawe wydarzenia końca drugiej wojny światowej. Jako pierwszy przemówił I sekretarz KW PZPR Antoni Walaszek: „Wiele jest na polskiej ziemi miejsc, które obdarzamy szczególną pamięcią i szacunkiem, ale ten skrawek ziemi, na którym się w tej chwili znajdujemy, stanowi symbol zwycięstwa w najnowszej historii naszego kraju. [...] Tutaj bowiem już 16 lutego w 1945 roku kompanie 6. Samodzielnego Zmotoryzowanego Batalionu Pontonowo-Mostowego dotarły nad Odrę, stwarzając historyczny fakt ustanowienia granicy zachodniej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”15. Dlatego też odsłaniany jest tutaj pomnik „będący wyrazem naszej niezłomnej woli o umacnianie i zabezpieczenie polskości nad Odrą i Nysą. Jest on także wyrazem naszego głębokiego hołdu, jaki składamy idei historycznego programu Polskiej Partii Robotniczej, historii oręża polskiego nad Odrą. [...]”16. Następnie zabrał głos marszałek Polski Michał Rola-Żymierski, który wygłosił płomienną mowę Czelin – pierwszy słup graniczny na Odrze, red. T. Jurga, Warszawa 1968. Ze wspomnień komandora, który miał styczność z Mieczysławem Moczarem. Powiedział on, że chce postawić tak wysoki obelisk, aby Niemcy widzieli go aż w Berlinie i wiedzieli dobrze, gdzie znajduje się granica Polski. 15 http://www.polskieradio.pl/9/310/Artykul/362245,Obelisk-w-Czelinie (20.05.2012). 16 Tamże. 13 14 277 Hubert Simiński przesiąkniętą ideologią endecką, a nie – jak mowa jest w literaturze – propagandą PRL-owską, która z tej ideologii, a dokładniej rzecz ujmując, z poglądów Jana Ludwika Popławskiego czerpała pełnymi garściami: „Bez mała dziesięć wieków temu między innymi tu, na ziemi pomorskich Słowian, u brzegów prasłowiańskiej Odry, nad którą się znajdujemy, rycerze Bolesława Chrobrego, twórcy państwa polskiego w jego etnicznych, narodowych granicach, tu nad Odrą wbijali po wsze czasy graniczne słupy, wyznaczające historyczną i sprawiedliwą zachodnią rubież piastowskiej Polski. [...] Wbiły się te słupy głęboko nie tylko w tę polską graniczną rzekę. Wbiły się one także w pamięć, w serce i duszę narodu polskiego. I pozostały tam niezniszczone przez następne pokolenia, przez wszystkie dobre i złe okresy naszej niełatwej historii. Nie miały te ziemie szczęścia do macierzy, z którą tak mocno czuły się związane. Dziejowy przełom w historii naszych Ziem Zachodnich nastąpił dopiero w toku kierowanej przez Polską Partię Robotniczą ogólnonarodowej walki wyzwoleńczej przeciw hitlerowskiej okupacji oraz w wyniku miażdżącego zwycięstwa nad faszystowskimi Niemcami, odniesionego przez Armię Radziecką i walczące z nią razem Ludowe Wojsko Polskie. Wojsko, które powstało z wysiłku zbrojnego narodu, z tworzonych w kraju partyzanckich oddziałów Gwardii Ludowej, które wraz z formowaniem się narodowego frontu walki z okupantem przekształciły się w partyzancką Armię Ludową – główną siłę zbrojną walczącego podziemia, oraz z regularnej Armii Polskiej powstałej w Związku Radzieckim. Wyrosła z walki wyzwoleńczej władza ludowa po raz pierwszy od wieków stanęła na gruncie wysuniętej przez PPR jedynie słusznej i patriotycznej koncepcji narodowego państwa polskiego w jego historycznych piastowskich granicach – na Bugu, Nysie, Odrze i Bałtyku. Dzięki temu, a także dzięki sojuszniczej i braterskiej pomocy Armii Radzieckiej żołnierz Ludowego Wojska Polskiego po wiekach ponownie dotarł jako zwycięzca do Bolesławowych słupów granicznych. [...] Wielka musiała być siła dla piastowskiej tradycji i odczucia roli prawowitych gospodarzy tej ziemi w naszych żołnierzach, jeśli pierwszą ich myślą i pierwszą czynnością było nie kopanie rowów strzeleckich dla obrony przed ogniem wroga, lecz – wzorem Bolesławowych rycerzy – zaznaczenie odzyskanej granicy. Uwieńczeniem wyzwoleńczych walk ludowych sił zbrojnych, uwieńczeniem naszego układu w odzyskanie Ziem Zachodnich i zwycięstwo nad hitleryzmem – był udział żołnierzy polskich w operacji berlińskiej oraz w zwycięskim szturmie na Berlin, było zatknięcie ręką ludowego żołnierza polskiego w samym sercu hitlerowskich Niemiec biało-czerwonego sztandaru obok zwycięskich sztandarów radzieckich. Zatknął ten zwycięski sztandar żołnierz Ludowego Wojska Polskiego w imieniu wszystkich żołnierzy polskich, którzy walczyli z hitleryzmem na różnych frontach drugiej wojny światowej w kraju i na obczyźnie, w imieniu całego narodu polskiego. 278 Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku Historyczne zwycięstwo Armii Radzieckiej, które stało się również naszym udziałem, powołało do życia niepodległą socjalistyczną Polskę w jej sprawiedliwych historycznych granicach. Zadało także cios odwiecznemu germańskiemu »Drang nach Osten« i przyczyniło się do nowego układu sił w Europie, będącego obecnie ostoją naszego bezpieczeństwa i pokoju. Gwarancją ustalonego w wyniku zwycięstwa nad hitleryzmem powojennego status quo w Europie jest dziś niezmierzona potęga obronna Związku Radzieckiego, jest nasze braterstwo broni z Armią Radziecką, jest siła obronna Układu Warszawskiego, którego mocne ogniwo stanowi Ludowe Wojsko Polskie [...]”17. Nawiązując do wydarzeń z 1945 r. marszałek Żymierski powiedział: „Symbolicznym powtórzeniem tego historycznego aktu w 25-lecie ludowych sił zbrojnych pragniemy na tym samym odrzańskim brzegu zamanifestować wieczną trwałość tej granicy i naszą niezłomną wolę jej obrony po wsze czasy”18. Odnośnie do przyszłości całego obszaru, w którym do dziś stoi obelisk upamiętniający wkopanie pierwszego słupa granicznego na zachodniej rubieży Rzeczypospolitej, Rada Miejska w Mieszkowicach wydała 22 marca 2012 r. uchwałę nr XVI/2012 w sprawie opracowania lokalnego planu rewitalizacji, obejmującego Rejon Pamięci Narodowej na obszarze gminy Mieszkowice. Oprócz prac nad poprawą stanu fizycznego obelisku w Czelinie i terenu wokół pomnika mają zostać przeprowadzone remonty muzeów w Gozdowicach i Starych Łysogórkach. Zainteresowanych planami i rozwiązaniami przestrzennymi w Czelinie odsyłam do artykułu Agnieszki Ruchniak Czelin nad Odrą. Pierwszy słup graniczny i... cmentarzysko z okresu wpływów rzymskich. Ukazał się on 8 kwietnia 2012 r. w ósmym numerze „Gazety Muzealnej”. Die Enthüllung des ersten Obelisken in Czelin am 22. Juli 1960 und die Woiwodschaftsdemonstration zur Enthüllung des Obelisken am 5. Oktober 1968 Der Zweck der vorliegenden Arbeit ist es, dem Leser die Geschichte der Eingrabung des ersten Grenzpfahls an der neu entstehenden Westgrenze des polnischen Staates in Czelin (ehem. Zellin) näherzubringen. Die Hauptaufgabe des Beitrags besteht darin, diese Stätte der Nationalen Gedächtnisregion (Rejon 17 18 Tamże oraz Czelin – pierwszy słup graniczny..., s. 8–9. Czelin – pierwszy słup graniczny..., s. 9. 279 Hubert Simiński Pamięci Narodowej), ihr weiteres Schicksal und die Auswirkungen der in der Volksrepublik Polen betriebenen Propaganda für die sog. Wiedergewonnenen Gebiete vorzustellen. Es wurden eingangs die Feierlichkeiten zu den Jahrestagen der Eingrabung des ersten Grenzpfahls und zum Gedenken der im April 1945 bei der Überquerung der Oder gefallenen Soldaten besprochen. Dargestellt wurden ferner der heutige Zustand der Stelle, wo am 27. Februar 1945 der erste polnische Grenzpfahl an der Oder von den Pionieren des 6. Selbständigen Pontonbrückenbaubataillons eingeschlagen wurde, und diesjährige Pläne zur weiteren Behandlung dieser Erinnerungsstätte. Anschließend wurden die feierlichen Zeremonien zur Enthüllung der beiden Obelisken in den Jahren 1960 und 1968 beschrieben. Die Quellengrundlage der Arbeit besteht einerseits in den Interviews, die mit den Einwohnern Czelins und der Nachbarortschaften geführt wurden, und andererseits in den Materialien aus dem Bestand des Staatsarchivs Szczecin. Die Arbeit stützt sich sowohl auf eigene Forschungen, als auch auf die relativ umfangreiche Literatur über das erste polnische Grenzpfahl an der Oder. Die hier behandelte Thematik bedarf dennoch weiterer Detailuntersuchungen, die u. a. im Museum der polnischen Armee in Warschau durchzuführen sind. Übers. v. K. Gołda 280 Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku Ryc. 1 ,,Mały obelisk” odsłonięty 22.07.1960, 2012 (fot. H. Simiński) Ryc. 2 Obelisk w Czelinie odsłonięty 5.10.1968, widok z góry, 2012 (fot. H. Simiński) 281 Hubert Simiński Ryc. 3 Obelisk w Czelinie odsłonięty 5.10.1968, widok z dołu, 2012 (fot. H. Simiński) Ryc. 4: Czelin pierwszy słup graniczny na Odrze, red. T. Jurga, Warszawa 1968 282 Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku Ryc. 5: W. Honkisz, Cedynia 972 –Siekierki 1945, Szczecin ( w broszurce nie została podana data wydania) Ryc. 6 Kadr z WFDiF pt. ,,Granica na Odrze”, http://kronikarp.pl/szukaj,31422,tag-690071,strona-6, (20.05.2012). 283 Hubert Simiński Ryc. 7 Odsłonięcie ,,Małego obelisku” 22.07.1960. Pierwszy od lewej komandor Henryk Kalinowski, 1960 (fot. M. Sobotkiewicz) Ryc. 8 Manifestacja XXV-lecia Ludowego Wojska Polskiego podczas odsłonięcia obelisku w Czelinie 5.10.1968, 1968 (fot. M. Sobotkiewicz) 284 Emilia Szczygieł-Lembicz* Mierzyn Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980. Powołanie do życia Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej Reorganizacja, która została przeprowadzona w związku z zarządzeniem dowódcy Wojsk Ochrony Pogranicza (WOP) w 1976 r., objęła całą formację, wprowadzając głębokie przemiany w jej strukturze. Był to kolejny krok w procesie doskonalenia ochrony granicy zachodniej. Poszczególnym brygadom i strażnicom przydzielono bardzo zróżnicowane odcinki graniczne. Przechodząc na dwuszczeblowy system dowodzenia, rozformowano wówczas 122. Batalion WOP w Chojnie i podporządkowano strażnice bezpośrednio brygadzie. Zamiast rozformowanego batalionu sformułowano placówkę zwiadu i kompanię odwodową do wzmacniania strażnic i szkolenia ich załóg. Jednocześnie na podstawie zarządzenia dowódcy WOP brygada przyjęła nową nazwę: Pomorska Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza. Batalion graniczny WOP w Chojnie odtworzono jednak w roku 1983, co wynikało z szerokiego zapotrzebowania. * Emilia Szczygieł-Lembicz urodzona w Chojnie, obecnie mieszka w Mierzynie. Ukończyła Liceum Ogólnokształcące w Chojnie i studia magisterskie na Uniwersytecie Szczecińskim, kierunek historia; specjalność stosunki międzynarodowe. Ukończyła również dwa kierunki studiów podyplomowych: Fundusze Strukturalne UE oraz Akademia Trenera w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu. Zainteresowania: historia, zwłaszcza okres średniowiecza i nowożytności. 285 Emilia Szczygieł-Lembicz Z przeprowadzonej oceny stopnia wykonania zadań postawionych w rozkazie dowódcy WOP nr 0148 z 2 grudnia 1985 r. oraz w wytycznych szefa sztabu WOP w sprawie zadań i kierunków działania sztabów batalionów w 1986 r. wynika, że zasadnicze cele stojące przed batalionem – za wyjątkiem skuteczności działania WOP – zostały wykonane. Dobry stan moralno-polityczny kadry i żołnierzy zasadniczej służby wojskowej zapewniał stałą dyspozycyjność pododdziałów do ochrony granicy państwowej oraz wykonania zadań wynikających z resortowego podporządkowania. Uzyskano zadowalające wyniki w zakresie sprawności fizycznej kadry i żołnierzy zasadniczej służby wojskowej. Zajęto czołowe miejsca w zawodach strzeleckich i sportowych organizowanych na szczeblu brygady. Skutecznie zabezpieczono dokumenty niejawne, nie dopuszczając do ich czasowej lub całkowitej utraty. Były jednak dziedziny, w których batalion nie mógł być w pełni usatysfakcjonowany: ‒ występowała nadal znaczna liczba spóźnień z urlopów i przepustek wśród żołnierzy zasadniczej służby wojskowej; ‒ zaistniały przypadki naruszania zasad stosunków międzyludzkich żołnierzy starszego rocznika wobec żołnierzy młodszych wcieleń – szczególnie w strażnicy Czelin; ‒ nie osiągnięto spodziewanych efektów w pracy z ludnością pogranicza – nie uzyskano wyraźnego postępu w szkoleniu granicznym żołnierzy strażnic, zwłaszcza w zakresie umiejętności legitymowania i zatrzymywania osób oraz zatrzymywania pojazdów mechanicznych przez element służby granicznej; ‒ nie w pełni przestrzegane były zasady porządku wojskowego, żołnierskiego zachowania się oraz wyglądu zewnętrznego żołnierzy służby zasadniczej1. Okres po 1981 r., wraz z wprowadzeniem stanu wojennego, zdecydowanie przyczynił się do zmniejszenia działalności przemytniczej, jednak nie na długo, czego dowodem są liczne przykłady nielegalnych przekroczeń granicy. W tym okresie dało się zauważyć nasilenie przestępczości granicznej, szczególnie na granicy rzecznej. Objęło ono również odcinek służbowego działania batalionu, o czym świadczą dwa wypadki nielegalnego przekroczenia granicy 22 i 25 lipca 1987 r. na odcinku służbowej działalności strażnicy WOP Krajnik. Przestępcy usiłujący nielegalnie przedostać się z NRD do PRL i w przeciwnym kierunku nie zrażali się przeszkodą, jaką stanowią Odra i jej rozlewiska Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie, Rozkazy i Zarządzenia, Batalion Graniczny WOP Chojna, 1.01.1987–31.12.1987, sygn. 2600/1, s. 1–2. 1 286 Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980... i próbowali wykorzystać odcinek służbowego działania batalionu do urzeczywistnienia swoich zamiarów. Realizowali je w sposób prosty i niewymagający od nich specjalnych przygotowań. Do linii granicznej przedostawali się tak, aby pozostać niezauważonymi, wykorzystując do tego celu pokrycie terenu, miejsca niezaludnione i mało uczęszczane, a następnie przekraczali granicę przy użyciu środków przeprawowych lub mostów. 22 lipca 1987 r. w godzinach wieczornych obywatel NRD przybył w rejon mostu kolejowego na odcinku granicy WOP Cedynia. Po wejściu na most, wykorzystując jego konstrukcję, przeszedł niewidoczny dla elementu służby około dwóch trzecich jego długości. Po zauważeniu żołnierza podniósł siatkę ochronną, zszedł na przęsło mostu, skąd na szelkach przetransportował bagaże na ląd, a następnie sam zeskoczył. Wykorzystując wysokie szuwary, ukrył się w nich w celu obserwacji działań elementu służb. Będąc pod wpływem alkoholu, usnął tam. Dla podjęcia szybkich i skutecznych działań przez batalion decydujące znaczenie miała informacja enerdowskich wędkarzy, przekazana władzom NRD, a następnie do batalionu. Zarządzone działania były szybkie, aktywne i zdecydowane, co doprowadziło do zatrzymania przestępcy granicznego w godzinach rannych 23 lipca 1987 r. 25 lipca 1987 r. nieletnia obywatelka NRD, lat 14, wykorzystując nieuwagę służby kontrolerskiej Granicznego Punktu Kontrolnego (GPK) Krajnik, przeskoczyła przez siatkę wysokości około dwóch metrów i przeszła pod budynek GPK w stronę mostu na Odrze. Przy końcu budynku ukryła się i obserwowała działanie kontrolerów. Po upewnieniu się, że wszyscy są wewnątrz, weszła na most, przekroczyła granicę, a następnie udała się w głąb Polski i dotarła do miejscowości Grabowo, gdzie została zatrzymana przez osobę cywilną i przekazana elementowi służby ze strażnicy WOP Krajnik2. W okresie od sierpnia 1986 do września 1987 r. na odcinku batalionu miały miejsce cztery bezkarne przekroczenia granicy w kierunku do NRD; sprawcy przekroczeń zostali zatrzymani w NRD: 1) 15 sierpnia 1986 r. w godzinach wieczornych obywatel Polski lat 24 przekroczył granicę do NRD w rejonie znaku granicznego nr 705 – strażnica Widuchowa – wykorzystując do przepłynięcia Odry dętkę samochodową; 2) 14/15 listopada 1986 r. około północy obywatel Polski lat 19 przekroczył granicę z NRD w rejonie znaku granicznego nr 695 – strażnica Krajnik – wykorzystując płetwy do przepłynięcia Odry. Do Krajnika przybył około godziny szesnastej 13 listopada i do momentu przekroczenia granicy siedział ukryty w zabudowaniach gospodarczych mieszkańca Krajnika Dolnego; 2 Tamże, Rozkaz dowódcy Batalionu Granicznego WOP Chojna nr PF-4 z 6.08.1987, s. 18. 287 Emilia Szczygieł-Lembicz 3) 21 września 1987 r. około godziny dwudziestej trzeciej obywatel Polski lat 25 przekroczył granicę z NRD w rejonie znaku granicznego nr 747 – strażnica Gryfino – wykorzystując do przepłynięcia Odry tratwę zrobioną ze znalezionych na prawym brzegu Regalicy kawałków desek. Przed przekroczeniem granicy pokonał, również za pomocą tratwy, Regalicę i kanał Międzyodrza. 4) 24/25 września 1987 r. około północy obywatel Polski lat 29 przekroczył granicę z NRD w rejonie znaku granicznego nr 643 – strażnica Cedynia – pokonując rzekę wpław. Z powyższych przypadków nielegalnych przekroczeń granicy wyciągnięto następujące wnioski: 1) nie tylko Odra, ale również Regalica i Międzyodrze nie stanowią przeszkody w przekraczaniu granicy; 2) pora roku również nie jest przeszkodą w przepłynięciu Odry wpław – przepłynięcia we wrześniu i listopadzie; 3) ze zniesienia obowiązku posiadania zezwoleń na pobyt w strefie nadgranicznej wynika potrzeba objęcia kontrolą ruchu osób i pojazdów, szczególnie przybyłych z innego terenu, w zakresie zasadności przyjazdu; 4) przed przekroczeniem granicy przestępcy obserwują tren i działania elementów służby3. Po odzyskaniu suwerenności w 1989 r. państwo polskie wchodziło w okres zmian politycznych, gospodarczych, jak również na tle międzynarodowym. Obrady okrągłego stołu, rozpoczynające się 6 lutego 1989 r., wybory z 4 czerwca 1989 r., reformę gospodarczą czy przemiany ustrojowe – wszystko to można uznać za główne elementy wejścia Polski w nowy okres swych dziejów. Dla naszego kraju przełom ten oznaczał możliwość swobodnego formowania ustroju politycznego i zasad gospodarowania, można więc go uznać za główny składnik bilansu zamknięcia polskiego dwudziestego wieku, a zarazem bilans otwarcia wieku dwudziestego pierwszego. Do tego bilansu należy jednak dodać nowy kształt terytorialny państwa4. Polska granica zachodnia stanowiła bardzo ważny element działań dyplomatycznych związanych z procesem jednoczenia się Niemiec. Postępy w procesie jednoczenia się państw niemieckich spowodowały powołanie specjalnej grupy składającej się z przedstawicieli dwóch państw niemieckich i czterech mocarstw okupacyjnych na szczeblu ministrów spraw zagranicznych. Grupę tę powołano 13 lutego 1990 r. podczas odbywającej się w Ottawie konferencji na 3 4 Tamże, s. 23. J. Topolski, Polska dwudziestego wieku. 1914–1995, Poznań 1995, s. 204. 288 Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980... temat „otwartego nieba”. Zadaniem grupy miało być wypracowanie warunków, na których zjednoczone Niemcy miały uzyskać suwerenność. Rozwój wydarzeń politycznych w Niemczech sprawił, iż do grona ministrów spraw zagranicznych USA, Francji, Wielkiej Brytanii i ZSRR dołączono ministrów spraw zagranicznych RFN i NRD. W dniu powołania do życia tej grupy biorący udział w konferencji w Ottawie minister spraw zagranicznych RP, Krzysztof Skubiszewski, wystąpił z żądaniem dopuszczenia do udziału w jej pracach także i Polski, gdyż tematyka tych negocjacji miała obejmować również sprawy dotyczące bezpośrednio Polaków i polskiej granicy zachodniej. Na początku lutego 1990 r. premier Tadeusz Mazowiecki przebywał w Londynie z oficjalną wizytą, w czasie której omawiano m.in. sprawę granicy polsko-niemieckiej w procesie jednoczenia się Niemiec. Wynikiem tego spotkania było poparcie brytyjskich polityków dla zjednoczenia Niemiec w granicach po 1945 r. w zamian za uznanie przez kanclerza RFN granicy na Odrze i Nysie. Wizyta prezydenta RP Wojciecha Jaruzelskiego i premiera Tadeusza Mazowieckiego oraz ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego w Paryżu 9 marca 1990 r. przyniosła jednoznaczne uznanie nienaruszalności polskiej granicy na Odrze i Nysie przez Francję oraz poparcie dla żądań Polski związanych z rokowaniami „2 + 4” i z prawnomiędzynarodowym potwierdzeniem granicy polskiej jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec. Podczas spotkania premiera Mazowieckiego z kanclerzem Helmutem Kohlem 8 listopada 1990 r. we Frankfurcie nad Odrą obie strony ustaliły podpisanie w listopadzie 1990 r. wspólnego układu granicznego. Strona niemiecka, wyrażając zgodę na odrębny traktat graniczny, uzyskała w zamian zgodę strony polskiej na wspólną ratyfikację. 14 listopada 1990 r. ministrowie spraw zagranicznych: Polski – Krzysztof Skubiszewski i RFN – Hans-Dietrich Genscher podpisali traktat potwierdzający istniejącą granicę polsko-niemiecką. Umawiające się strony potwierdziły istniejącą linię graniczną, której przebieg został określony w układzie z 6 lipca 1950 r. między Rzecząpospolitą Polską a Niemiecką Republiką Demokratyczną o wytyczeniu ustalonej i istniejącej polsko-niemieckiej granicy państwowej oraz w umowach zawartych w celu jego wykonania i uzupełnienia, tj. w akcie z 27 stycznia 1951 r. o wykonaniu wytyczenia państwowej granicy między Polską a Niemcami, umowie z 22 maja 1989 r. między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Niemiecką Republiką Demokratyczną w sprawie rozgraniczenia obszarów morskich w Zatoce Pomorskiej, układzie z 7 grudnia 1970 r. między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Republiką Federalną Niemiec o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków5. 5 W.S. Burger, Zachodnia granica Polski w procesie jednoczenia się Niemiec w na konferencji „2 + 4”, „Przegląd Zachodniopomorski” 1996, z. 3, s. 49–61. 289 Emilia Szczygieł-Lembicz W obliczu zmian dokonanych ustawą z 12 października 1990 r. została powołana Straż Graniczna (SG). Utworzenie formacji o charakterze policyjnym, przeznaczonej do ochrony nienaruszalności granic RP, było konsekwencją zmian politycznych, które zaszły w naszym kraju po 1989 r. Ze względu na konieczność zachowania ciągłości realizacji zadań ochrony granicy państwowej i kontroli ruchu granicznego do czasu zorganizowania Straży Granicznej i rozformowania Wojsk Ochrony Pogranicza funkcjonowały jednocześnie dwie instytucje – rozformowywane Wojska Ochrony Pogranicza i tworzona Straż Graniczna. Na odcinku granicy państwowej województwa szczecińskiego do 15 czerwca 1991 r. zadania określone ustawą powołującą SG wykonywała Pomorska Brygada WOP. Komendant główny Straży Granicznej zarządzeniem nr 6/91 z 14 lutego 1991 r. w sprawie terytorialnego zasięgu działania terenowych organów Straży Granicznej oraz organizacji komend oddziałów, strażnic, granicznych placówek kontrolnych polecił utworzenie komendy oddziałów SG, m.in. komendę oddziału SG w Szczecinie, obejmującą zasięgiem działania odcinek od znaku granicznego nr 584 (stanowiącego rozgraniczenie z odcinkiem służbowej odpowiedzialności oddziału SG w Krośnie Odrzańskim) do ujścia kanału Resko Przymorskie do Morza Bałtyckiego (stanowiącego rozgraniczenie z oddziałem SG w Koszalinie), określając jednocześnie typową strukturę komend oddziału SG6. Minister spraw wewnętrznych na wniosek komendanta głównego Straży Granicznej rozkazem personalnym nr PF-28 z 14 lutego 1991 r. mianował płk. mgr. Stanisława Głąba komendantem oddziału SG w Szczecinie. W celu ustalenia potrzeb etatowych oraz opracowania projektu etatu oddziału Straży Granicznej w Szczecinie rozkazem dziennym dowódcy Pomorskiej Brygady WOP nr 36 z 20 lutego 1991 r. powołano komisję. 1 marca 1991 r. dowódca Pomorskiej Brygady WOP płk dypl. Henryk Grzybowski przekazał obowiązki dowódcy brygady płk. mgr. Stanisławowi Głąbowi. Połączenie funkcji dowódcy Pomorskiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza i komendanta Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej ułatwiło rozformowanie brygady WOP i sformowanie oddziału SG. Komendant główny Straży Granicznej, zarządzeniem nr 021 z 7 maja 1991 r. w sprawie rozwiązania jednostek Wojsk Ochrony Pogranicza oraz utworzenia jednostek organizacyjnych Straży Granicznej, na podstawie polecenia ministra spraw wewnętrznych nakazał rozwiązanie jednostek WOP i utworzenie jednostek organizacyjnych SG, w tym Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej w Szczecinie według etatu 44/011 w terminie do 16 maja 1991 r. W związku z tym z dniem 15 maja 1991 r. została rozformowana Pomorska Brygada P. Auruszkiewicz, Organizacja i zadania Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej, w: Pomorski Odział Straży Granicznej. Tradycja i współczesność, red. K. Kozłowski, Szczecin 1993, s. 68–69. 6 290 Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980... WOP, a 16 maja 1991 r. nowo sformowany Pomorski Oddział SG przejął ochronę granicy państwowej województwa szczecińskiego. 3 czerwca 1991 r. dotychczasowi żołnierze zawodowi Pomorskiej Brygady WOP, którzy zostali przyjęci do służby w Pomorskich Oddziale SG, złożyli ślubowanie. Dopiero 9 kwietnia 1992 r. odbyło się uroczyste pożegnanie odchodzących do rezerwy ostatnich żołnierzy zasadniczej służby wojskowej byłych Wojsk Ochrony Pogranicza. Pomorski Oddział Straży Granicznej stał się w tym momencie jednostką organizacyjną Straży Granicznej RP, składającą się z komendy oddziału wraz z pododdziałem odwodowym i pododdziałem zabezpieczenia oraz ze strażnic i granicznych palcówek kontrolnych. Komendant Pomorskiego Oddziału SG i podlegli mu komendanci strażnic oraz GPK od tej chwili stali się terenowymi organami Straży Granicznej. Komendant oddziału wykonuje swoje zadania przy pomocy podległego mu urzędu, zwanego komendą oddziału, a komendanci strażnic oraz komendanci GPK – przy pomocy podległych im strażnic oraz granicznych placówek kontrolnych. Kierownikiem komendy oddziału został zastępca komendanta oddziału, który organizuje pracę i kieruje bieżącą działalnością urzędu. W zasięgu terytorialnego działania komendy oddziału funkcjonuje 10 strażnic i 6 granicznych placówek kontrolnych z dwunastoma przejściami granicznymi. Obecnie strażnice znajdują się w Świnoujściu, Karcznie, Stolcu, Kościnie, Barnisławiu, Kamieńcu, Gryfinie, Chojnie, Cedyni i Czelinie. Graniczne placówki kontrolne znajdują się w Świnoujściu, Szczecinie-Porcie i Trzebieży – dla morskiego ruchu granicznego, a GPK w Kołbaskowie, Lubieszynie i Krajniku Dolnym obsługują ruch na przejściach granicznych drogowych, kolejowych i rzecznych. Pomorski Oddział jest jedynym w Straży Granicznej, na którego terenie funkcjonują wszystkie rodzaje przejść granicznych, tj. morskie, drogowe, kolejowe, rzeczne i lotnicze. Procedury wskazane w ustawie o powołani Straży Granicznej nakładały na nią konkretne zadania. Ich efektywna realizacja wymagała rozszerzenia uprawnień i wyposażenia formacji w instytucje i instrumenty prawne, nieprzewidziane dotąd przez ustawę o SG. Do ważniejszych zadań Straży Granicznej można było zaliczyć: 1) ochronę granicy państwowej; 2) organizowanie i dokonywanie kontroli ruchu drogowego; 3) wydawanie zezwoleń na przekroczenie granicy państwowej, w tym wiz; 4) rozpoznawanie, zapobieganie i wykrywanie przestępstw i wykroczeń oraz ściganie ich sprawców, w zakresie określonym ustawą o ochronie granicy państwowej oraz innymi ustawami; 5) zapewnienie porządku publicznego na obszarze przejść granicznych, a w zakresie właściwości SG – także w strefie nadgranicznej; 291 Emilia Szczygieł-Lembicz 6) osadzanie i utrzymanie znaków granicznych na lądzie oraz sporządzanie, aktualizację i przechowywanie granicznej dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej; 7) ochronę nienaruszalności znaków i urządzeń służących do ochrony granicy państwowej; 8) wykonywanie postanowień umów międzynarodowych o stosunkach prawnych na granicy państwowej; 9) gromadzenie i przetwarzanie informacji z zakresu ochrony granicy państwowej i kontroli ruchu granicznego oraz udostępnienie ich właściwym organom państwowym; 10)nadzór nad eksploatacją polskich obszarów morskich oraz przestrzeganiem przez statki przepisów obowiązujących na tych obszarach; 11)ochronę granicy państwowej w przestrzeni powietrznej Rzeczypospolitej Polskiej poprzez prowadzenie obserwacji statków powietrznych i obiektów latających przekraczających granicę państwową na małych wysokościach oraz informowanie o tym właściwych jednostek Wojsk Lotniczych Obrony Powietrznej; 12)zapobieganie transportowaniu przez granicę państwową odpadów i szkodliwych substancji chemicznych oraz materiałów promieniotwórczych, a także zanieczyszczaniu wód granicznych; 13)zapobieganie przemieszczaniu przez granicę państwową narkotyków i substancji psychotropowych; 14)wykonywanie zadań określonych w innych ustawach7. Przyszłość Straży Granicznej wiązano ze zwalczaniem nielegalnej migracji i niedopuszczaniem do przemieszczania przez granicę państwową broni, narkotyków, materiałów promieniotwórczych i szkodliwych substancji chemicznych. Ponadto warto zwrócić uwagę na fakt, że europejskie służby graniczne zajmowały się wówczas także ochroną placówek dyplomatycznych i urzędów państwowych, których siedziby znajdowały się za granicą. Istotną rolę odgrywały także jako ogniwa systemów antyterrorystycznych. Konieczność podjęcia zdecydowanej walki z opisanymi zjawiskami oraz przymus „równania w górę” uzasadniał przyznanie Straży Granicznej pełni uprawnień policyjnych, a z drugiej strony stwarzał szansę na ukształtowanie liczącej się w Polsce, nowoczesnej formacji granicznej, porównywalnej z jej odpowiednikami w Unii Europejskiej. Ustawa o Straży Granicznej, „Dziennik Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej” 1990, nr 78, poz. 462, z późn. zm. 7 292 Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980... Die Militäreinheit in Chojna im Vergleich mit strukturellen Änderungen nach 1980 Die Neugründung der Pommerschen Grenzschutztruppe Die Reorganisation, die im Zusammenhang mit der Anordnung des Befehlshabers der Grenzschutztruppen im Jahr 1976 durchgeführt wurde, hat die Formation umfasst und tiefe Änderungen in ihre Struktur eingeführt. Es war der nächste Schritt im Schutzverbesserungsprozess der westlichen Grenze. Den einzelnen Brigaden und Warten wurden sehr differenzierte Grenzabschnitte zugeteilt. Als man auf Zweistufensystem der Führung übergangen war, wurde das 122. Bataillon WOP (Grenzschutztruppen) in Chojna aufgelöst, indem man die Warten direkt der Brigade unterstellte. Anstelle des aufgelösten Bataillons wurden die Aufklärungseinheit und eine Reservekompanie für die Verstärkungswarte und Schulung ihrer Mannschaften gegründet. Gleichzeitig hat die Brigade einen neuem Namen aufgrund der Anordnung des Befehlshabers der Grenzschutztruppen angenommen: Pommersche Brigade der Grenzschutztruppen. Das Grenzbataillon WOP in Chojna wurde jedoch im Jahr 1983 wieder hergestellt, was aus einem großen Bedarf erfolgte. Der polnische Staat ist nach 1989 in die Zeit der politischen, wirtschaftlichen als auch der mit einem internationalen Hintergrund verbundenen Veränderungen eingegangen. Die Beratungen des Runden Tisches, die am 6. Februar 1989 angefangen haben, die Wahlen vom 4. Juni 1989, die Wirtschaftsreform oder der Systemwandel, das alles konnte für das Hauptelement des Einstiegs Polens in die neue Ära in der Staatsgeschichte gehalten werden. Für unser Land bedeutete es die Möglichkeit, das politische System und die Bewirtschaftungsprinzipien frei zu gestalten, es kann also als das Hauptelement der Abschlussbilanz des polnischen 20. Jahrhunderts und gleich als die Eröffnungsbilanz des 21. Jahrhunderts angesehen werden. Zu dieser Bilanz soll jedoch auch die neue territoriale Form des Staates hinzugefügt werden. Angesichts der Änderungen des Gesetzes vom 12. Oktober 1990 wurde der Grenzschutz gegründet. Die Bildung der Formation mit dem Polizeicharakter, die für den Schutz der Unantastbarkeit der Grenzen der Republik Polen bestimmt wurde, war die Konsequenz der politischen Veränderungen, die in unserem Land nach 1989 stattgefunden haben. WEgen der Notwendigkeit, die Nachhaltigkeit der Aufgabenumsetzung im Schutz der Staatsgrenze und der Kontrolle des Grenzverkehrs bis zum Moment der Organisation des Grenzschutzes und der Auflösung der Grenzschutztruppen einzuhalten, funktionierten parallel zwei 293 Emilia Szczygieł-Lembicz Institutionen– die aufgelösten Grenzschutztruppen und der neu gegründete Grenzschutz. Auf dem Abschnitt der Staatsgrenze der Stettiner Woiwodschaft erfüllte die Pommersche Brigade WOP bis 15. Juni 1991 die mit dem o. g. Gesetz bestimmten Aufgaben. Mit der Anordnung Nr. 6/91 vom 14. Februar 1991 in Angelegenheit des Teritorialumfangs der Teritorialorgane des Grenzschutzes sowie der Kommandoorganisation der Truppen, Wachtürme, Grenzkontrollposten hat der Grenzschutzhauptkommandant die Bildung des Kommandos der Grenzschutztruppen aufgetragen, u. a. das Kommando der Grenzschutztruppe in Szczecin, deren Wirkungsbereich den Grenzabschnitt vom Grenzzeichen Nr. 584 (das die Abgrenzung mit dem Abschnitt der Dienstverantwortung der Grenzschutztruppe in Krosno Odrzańskie bildet) bis zur Mündung des Kanals Resko Przymorskie in die Ostsee (der die Abgrenzung mit der Grenzschutztruppe in Koszalin bildet) umfasst, und gleichzeitig hat er die typische Struktur der Kommandos der Grenzschutztruppe bestimmt. Die Zukunft des Grenzschutzes wurde mit der Bekämpfung der illegalen Migration und mit der Nichtzulassung zur Verlagerung von Waffen, Drogen, radioaktiven Materialien und schädlichen chemischen Substanzen durch die Staatsgrenze verbunden. Außerdem sollte auf die Tatsache aufmerksam gemacht werden, dass sich europäischer Grenzdienst damals auch mit Schutz diplomatischer Vertretungen und Staatsämter beschäftigte, deren Sitz sich im Ausland befand. Er erfüllte auch eine wesentliche Rolle als Zellen der AntiTerror-Systeme. Die Notwendigkeit, einen entschlossenen Kampf mit beschriebenen Ereignissen zu unternehmen sowie der Zwang „nach oben zu gleichen“, haben die Anerkennung voller polizeilichen Berechtigungen für den Grenzschutz begründet, und andererseits die Chance geschaffen, eine moderne, in Polen geschätzte Grenzformation zu bilden, die mit ihren Äquivalenten in der Europäischen Union verglichen werden kann. Übers. v. E. Szczygieł-Lembicz 294 Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980... Ryc. 1. Kadra Kierownicza Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej (Szczecin 1991r.) – zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka Ryc. 2. Wręczenie pucharów za najlepszy pododdział Pomorskiej Brygady WOP (Szczecin 1989 r.) – zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka 295 Emilia Szczygieł-Lembicz Ryc. 3. Wręczenie dowódcom pododdziałów dyplomów za współzawodnictwo sportowe (1985 r.) - zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka Ryc. 4. Otwarcie mistrzostw w piłce siatkowej Pomorska Brygada WOP (1989r.) - zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka 296 Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980... Ryc. 5. Kadra Kierownicza powstającego Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej (Szczecin1991 r.) - zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka Ryc. 6. Wręczenie srebrnego krzyża zasługi przez gen. Stanisława Brodzińskiego (ówczesnego zastępcy dowódcy WOP) dla J. Kowalczyka (1985 r.) - zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka 297 298 Agnieszka Dębska* Wysoka Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia1 Rolniczo-turystyczna gmina Cedynia to najdalej na zachód wysunięty obszar państwa polskiego – jego naturalna zachodnia granica opiera się na największym wygięciu rzeki Odry. Gmina leży na południowo-zachodnim skraju województwa zachodniopomorskiego i powiatu gryfińskiego. Około 75% powierzchni gminy stanowi teren Cedyńskiego Parku Krajobrazowego a pozostałe 25% znajduje się w jego otulinie. Obszar Parku i jego otoczenie objęte są ochroną gatunkową w ramach „Natura 2000”. Osobliwościami tego obszaru na skalę kraju są: starorzecze Odry i duży Cedyński Polder, nazywany Żuławami Cedyńskimi, z sąsiednimi wzniesieniami moreny dennej i wzgórzami moreny czołowej. Istotne jest także położenie w międzynarodowym korytarzu żeglugowym Odry, połączonym z drogami wodnymi Europy Zachodniej za pośrednictwem kanału Odra-Havela. W świadomości Polaków Cedynia kojarzy się przede wszystkim z historycznym symbolem, jakim jest bitwa pod Cedynią – pierwsze zwycięstwo oręża „polskiego”. W dzień św. Jana Chrzciciela, czyli 24 czerwca 972 roku w okolicach Cedyni wojska Mieszka I oraz jego brata Czcibora starły się z wojskami Marchii Wschodniej pod dowództwem margrabiego Hodona, wspomaganego przez grafa Zygfryda von Walbeck. Dla upamiętnienia tego wydarzenia, jedno * Agnieszka Dębska – mgr ochrony dóbr kultury w zakresie muzealnictwa, inspektor w Pracowni Miejskiego Konserwatora Zabytków w Gorzowie, członek Polskiego Towarzystwa Historycznego. 1 Przedmiotowa charakterystyka jest fragmentem „Gminnego programu opieki nad zabytkami dla miasta i gminy Cedynia na lata 2011-2014”, opracowanym na zlecenie Gminy Cedynia. 299 Agnieszka Dębska z okolicznych wzgórz nazwano Górą Czcibora, na którym 24 czerwca 1972 roku odsłonięto „Pomnik Polskiego Zwycięstwa nad Odrą”. W skład gminy wchodzi czternaście sołectw: Bielinek, Czachów, Golice, Lubiechów Dolny, Lubiechów Górny, Łukowice, Orzechów, Osinów Dolny, Piasek, Radostów, Siekierki, Stara Rudnica, Stary Kostrzynek, Żelichów oraz miasto Cedynia. Cedynia to małe miasto założone w sąsiedztwie grodziska, z zachowanym wczesnośredniowiecznym rozplanowaniem, z historycznymi dominantami: kamiennym gotyckim kościołem (ceglana neogotycka wieża z 1898 roku), ratuszem z 1840 roku oraz z zespołem historycznej zabudowy mieszkalnej. Wczesnośredniowieczny układ urbanistyczny Cedyni wraz z jego nowożytną zabudową posiada ponadregionalne walory historyczne, architektoniczne i edukacyjne. Należy do najcenniejszych i najbardziej charakterystycznych zabytkowych zespołów na Pomorzu i w Polsce. Zachowane układy ruralistyczne – w większości o metryce średniowiecznej – są przestrzennie zróżnicowane i rozbudowane o założenia rezydencjonalno-parkowo-folwarczne: Czachów, Golice, Lubiechów Górny, Orzechów, Piasek, Żelichów. W krajobrazie wiejskim zachował się duży zespół wczesnogotyckich i gotyckich kościołów granitowych: Czachów (druga połowa XIII wieku), Golice (XIII wiek), Lubiechów Górny (druga połowa XIII wieku), Orzechów (druga połowa XIII wieku), Stary Kostrzynek (przełom XV i XVI wieku), Żelichów (czwarta ćwierć XIII wieku). Przedmiot ochrony zabytków i opieki nad nimi określony został przepisami ustawy z dnia 23 lipca 2003 roku o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (Dz. U. z 2003, Nr 162, poz. 1568 ze zm.). Zgodnie z definicją zawartą w art. 3 pkt 1, przez zabytek „należy rozumieć nieruchomość lub rzecz ruchomą, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową”. Natomiast według definicji ustawowej krajobraz kulturowy to przestrzeń historycznie ukształtowana w wyniku działalności człowieka, która zawiera wytwory cywilizacji oraz elementy przyrodnicze. Należy podkreślić, iż zabytkiem jest każdy z elementów dziedzictwa i krajobrazu kulturowego, który posiada wyżej wymienione cechy, niezależnie od tego czy ustanowiono dla niego formę ochrony. Ewenementem na skalę ponadregionalną jest zachowane wczesnośredniowieczne założenie urbanistyczne. W układzie przestrzennym Cedyni nadal czytelne są dwa wczesnośredniowieczne szlaki komunikacyjne: do Santoka przez Chojnę i Myślibórz oraz w kierunku południowym przez Moryń, Mieszkowice 300 Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia i Boleszkowice. Po południowej stronie drogi chojeńskiej rozwinęła się osada, następnie miasto. Obecna ul. Świerczewskiego jest ciągiem komunikacyjnym istniejącym już w X wieku, co poświadczają znaleziska archeologiczne. Obecny kwartał zabudowy po północnej stronie ul. Konopnickiej znajduje się w miejscu najstarszej osady datowanej na IX–X wiek. Natomiast na rynku znaleziono ślady osadnictwa datowane na X–XII wiek. Chyża, czyli osada rybacka, zlokalizowana była na południe od miasta i funkcjonowała od XII do XV wieku. Nie ma przekazów archiwalnych o lokacji miasta na prawie niemieckim. Być może jej nie było lub nie miała znaczenia dla istniejącej już osady. Wczesnośredniowieczna osada położona była w najniższej części obecnego miasta. Przy dzisiejszej ul. Świerczewskiego budynki posadowione były frontowo, natomiast na tyłach tych posesji i nad brzegiem szeroko rozlanej rzeki Mglicy (uregulowanej w połowie XIX wieku i przekształconej w tzw. Kanał Ulgi) przebiegała obecna ul. Pułaskiego. Szczególne znaczenie dla wizerunku Cedyni miał pożar, który w 1699 roku prawie doszczętnie zniszczył średniowieczne miasto. Spośród dzieł architektury i budownictwa należy wymienić obiekty użyteczności publicznej (klasycystyczny ratusz, neogotycka wieża widokowa, dawne budynki sądu przy ul. Chopina 1 i 2), budynki sakralne (wczesnogotycki kościół parafialny, gotyckie skrzydło dawnego klasztoru cysterek, neogotycka kaplica pogrzebowa na cmentarzu komunalnym) oraz budynki mieszkalno-gospodarcze o formach klasycystycznych i eklektycznych z drugiej połowy XIX i początku XX wieku (m.in. przy pl. Wolności i ul. Świerczewskiego, ul. Chrobrego, ul. Konopnickiej, ul. Kościuszki, ul. Obrońców Stalingradu, ul. Zygmuntowskiej, ul. Żymierskiego). W kamienicy mieszczańskiej przy ul. Żymierskiego 5 obecnie funkcjonuje urząd pocztowy. Z dawnych obiektów techniki zachowały się piwnice do przechowywania wina przy ul. Kościuszki, budynek dawnego młyna elektrycznego przy ul. Żymierskiego 20. W Cedyni zachowały się następujące cmentarze: przykościelny (nieczynny), ewangelicki (obecnie komunalny), ewangelicki (nieczynny) i żydowski (nieczynny). Cmentarz przyklasztorny został zlikwidowany już w okresie nowożytnym. Jedynym przykładem zaprojektowanej zieleni jest aleja kasztanowców, którą założono w drugiej połowie XIX wieku wzdłuż Kanału Ulgi. Oprócz miasta Cedynia, na obszarze gminy, podzielonym na czternaście sołectw, znajduje się obecnie dwadzieścia miejscowości (wg Krajowego Rejestru Urzędowego Podziału Terytorialnego Kraju): Barcie – leśniczówka, Bielinek – wieś, Czachów – wieś, Golice – wieś, Lubiechów Dolny – wieś, Lubiechów Górny – wieś, Łukowice – wieś, Markocin – osada, Niesułów – kolonia, Orzechów – wieś, 301 Agnieszka Dębska Osinów Dolny – wieś, Parchnica – grupa domów, Piasecznik – grupa domów, Piasek – wieś z przysiółkiem Lasocin, Radostów – osada, Siekierki – wieś, Stara Rudnica – wieś, Stary Kostrzynek – wieś, Trzypole – gajówka, Żelichów – wieś. Większość z nich to stare wsie o średniowiecznym rodowodzie i ich kolonie, nieznaczną grupę tworzą także pojedyncze folwarki i osady leśne. Znajduje się w nich szereg obiektów o walorach zabytkowych, wpisanych do rejestru zabytków oraz ujętych w gminnej ewidencji zabytków. Barcie to osada leśna, położoną w północno-wschodniej części gminy Cedynia, na terenie Puszczy Piaskowej, przy lokalnej drodze łączącej wsie Piasek i Lubiechów Dolny. Osada została założona w pierwszej połowie XIX wieku. Jej zabudowę tworzy dwubudynkowa zagroda (leśniczówka), która nie posiada wartości zabytkowych. Bielinek to wieś położona w północno-zachodniej części gminy, na wschodnim brzegu Odry. Znajduje się na obszarze Cedyńskiego Parku Krajobrazowego. Miejscowość o metryce średniowiecznej, w przekazach archiwalnych po raz pierwszy wzmiankowana w 1337 roku. Należała do majątku rycerskiego. Była wsią typowo rybacką „non habet Agros”. W połowie XIX wieku, w efekcie prac przy regulacji rzeki, rozpoczęła się rozbudowa wsi, która w znacznej mierze została zniszczona wiosną 1945 roku podczas forsowania Odry. Pierwotny liniowy układ ruralistyczny jest nieczytelny. Od końca XIX wieku jest to wielodrożnica. Do najważniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: szkoła (obecnie dom nr 51), remiza (obecnie garaż w posesji nr 52) oraz domy nr 5, 30, 32, 49. Kościół w Bielinku był już w średniowieczu. W latach 1908–1909 w miejscu starszej budowli wybudowano nową świątynię, która uległa zniszczeniu w 1945. Obecna świątynia powstała pod koniec XX wieku. Do najcenniejszych obiektów techniki zalicza się przepompownię Polderu Cedyńskiego, która została wybudowana w 1859 roku, modernizowana i przebudowywana w latach: 1885, 1896, 1963. Na terenie nieczynnego cmentarza przykościelnego nie zachowały się ślady pochówków, natomiast cmentarz ewangelicki jest zdewastowany i zaniedbany, ale zachowało się kilka mogił. Zieleń przydrożna zachowana jest w dobrym stanie, bez większych ubytków: aleje lipowe w kierunku przepompowni, żwirowni i do wsi Piasek. Na obecny krajobraz wsi największy wpływ ma, znajdująca się w jej północnej części, stacja redukcyjno-pomiarowa przy tranzytowym, wysokoprężnym rurociągu naftowym „Przyjaźń”. Na północ od miejscowości mieści się rozległa kopalnia kruszyw mineralnych, eksploatująca powierzchniowo złoże żwirów. Czachów to wieś położona we wschodniej części gminy, przy szosie z Bielinka do Chojny. Posiada metrykę średniowieczną, po raz pierwszy wzmiankowana w źródłach w 1317 roku. Stanowiła majątek miasta Cedyni. Układ 302 Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia przestrzenny wsi zachował się w znacznym stopniu. Jest typowym przykładem średniowiecznej owalnicy, która w okresie nowożytnym ewoluowała o zespół pałacowo-parkowo-folwarczny (od strony północno-wschodniej). Do najcenniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: wczesnogotycki kościół, rządcówka (obecnie budynek mieszkalny nr 17), pofolwarczne budynki mieszkalnogospodarcze (nr 11-12 i nr 13), modernistyczny dom ogrodnika na terenie parku (nieużytkowany), remiza, domy nr 4, 20, 21 i budynek inwentarski w posesji nr 21. Pałac, który nadal figuruje w rejestrze zabytków, został rozebrany w latach sześćdziesiątych. Rozległy park pałacowy stanowi jeden z najciekawszych lokalnych przykładów zabytkowej zieleni, chociaż jest zaniedbany i częściowo zdewastowany. Cmentarz komunalny został założony około 1950 roku, na północnowschodnim skraju wsi. Cmentarz przykościelny nie posiada śladów pochówków, jedynie zachował się starodrzew i bezstylowa kaplica pogrzebowa. Teren nieczynnej nekropolii otacza średniowieczny mur kamienny z XIX-wieczną bramą. W ostatnich latach w południowo-zachodniej części wsi wzniesiono nową dominantę w postaci wieży stacji bazowej telefonii komórkowej, która dewaloryzująco wpływa na krajobraz kulturowy wsi. Golice to wieś położona w południowo-wschodniej części gminy, przy drodze z Morynia do Cedyni. Posiada metrykę średniowieczną, po raz pierwszy w przekazach archiwalnych wzmiankowana w 1337 roku, jako wieś rycerska. Pierwotnie najprawdopodobniej była to owalnica, która została zatarta. Obecnie jej układ przestrzenny zachował w formie niewielkiej wielodrożnicy z trójkątnym placem u zbiegu głównych dróg. Do najcenniejszych dzieł architektury i budownictwa zalicza się wczesnogotycki kościół, klasycystyczny dwór (obecnie budynek mieszkalny nr 25), budynki inwentarsko-gospodarcze w dawnym zespole folwarcznym (stajnia, owczarnia, kuźnia), szkoła (obecnie nieużytkowany budynek nr 13), trojak z kolonii mieszkalnej robotników folwarcznych (obecnie dom nr 26). Na cmentarzu przykościelnym w miejscu dawnych mogił znajdują się współczesne pochówki. Natomiast zachował się pierwotny kamienny mur ogrodzeniowy z bramami. Na południowo-zachodnim krańcu wsi znajduje się zaniedbany cmentarz ewangelicki (nieczynny). Lubiechów Dolny to wieś położona w zachodniej części gminy, przy szosie z Bielinka do Chojny. Posiada średniowieczną metrykę i po raz pierwszy wymieniona została w dokumencie z 1351 roku, w którym została określona jako wieś słowiańska („villa sclavorum”). Stanowiła własność rycerską i należała do tak znaczących rodów nowomarchijskich, jak von Schöning i von Marwitz. Pierwotny układ przestrzenny został zatarty, obecnie ma formę liniową o niezbyt licznych rozgałęzieniach. Do dzieł architektury i budownictwa o walorach zabytkowych należy zaliczyć: kościół z 1802 roku oraz domy nr 8, 12, 29. Cmentarz 303 Agnieszka Dębska przykościelny został pozbawiony śladów pochówków. Na terenie nieczynnego cmentarza ewangelickiego zachowała się jedynie aleja lipowa. Aleja drzew liściastych (robinie, lipy, dęby i kasztanowce białe, rodem z Bałkanów) ciągnie się w lesie, na odcinku drogi z Lubiechowa Dolnego do Bielinka. Lubiechów Górny to wieś położona w środkowej części gminy, przy szosie z Bielinka do Chojny. Ma metrykę średniowieczną i po raz pierwszy została odnotowana w dokumencie z 1267 roku, sygnowanym przez margrabiów Ottona i Konrada. Była lennem rycerza Alberta zwanego Marscalusem, daninę przekazywał klasztorowi w Mariensee. Do dziś w sposób czytelny zachował się placowy układ przestrzenny wsi (owalnica lub osada zaułkowa), rozwinięty w XIX wieku poprzez rozbudowanie założenia pałacowo-parkowo-folwarcznego. Do najciekawszych dzieł architektury i budownictwa zalicza się: wczesnogotycki kościół (przebudowany w 1880 roku), klasycystyczny pałac (dwór), pofolwarczne budynki inwentarsko-gospodarcze. Spośród budynków mieszkalnych na szczególną uwagę zasługuje chałupa-dwojak nr 28 i ryglowa chałupa nr 33. Jedynym obiektem techniki o walorach zabytkowych jest wieża ciśnień (nieużytkowana) przy remizie. Nieczynny cmentarz przykościelny otoczony jest kamiennym murem. Cmentarz ewangelicki pełni funkcję komunalnej nekropolii i zachowała się kwatera rodowa dawnych właścicieli majątku, aleja lipowa na osi oraz oryginalne ogrodzenie z bramą o dekoracyjnej metaloplastyce. Park pałacowy został założony na początku XIX wieku, a w 1830 roku powstał projekt autorstwa Josepha Petera Lenne. Na północ od parku, wzdłuż lokalnej drogi do wsi Piasek zlokalizowana jest aleja kasztanowo-lipowa. Łukowice to wieś położona we wschodniej części gminy, przy zjeździe z trasy Cedynia-Chojna. Posiada metrykę średniowieczną, odnotowana została po raz pierwszy w materiałach źródłowych w 1334 roku, jako współwłasność miasta Cedynia i rodu von Witte. Układ przestrzenny, ukształtowany ostatecznie w XIX wieku, nie uległ po wojnie istotniejszym zmianom. Z dawnej owalnicy o wrzecionowatym nawsiu wykształciła się wieś ulicowo-placowa. Do ciekawych dzieł architektury i budownictwa można zaliczyć: gotycki kościół (w znacznej mierze został zniszczony wiosną 1945 roku i odbudowany na początku XXI wieku), kamienno-ceglaną kuźnię (nieużytkowana), remizę oraz budynki mieszkalne nr 3, 5, 6, 7, 8, 19, 20, 23, 27, 29 i budynek inwentarski w posesji nr 20. Z obiektów techniki zachowała się trafostacja. Cmentarz przykościelny jest nieczynny, a jego ogrodzenie zachowało się w formie szczątkowej. Markocin to osada położona w północno-zachodniej części gminy, przy zjeździe z trasy Cedynia-Bielinek oraz na styku Polderu Cedyńskiego z Puszczą Piaskową. Leży w bezpośrednim otoczeniu rezerwatu przyrody „Bielinek”. Osadę tworzy XIX-wieczny zespół folwarczny o liniowej, otwartej kompozycji, z dwoma 304 Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia budynkami mieszkalnymi z początku XX wieku, stodołą z 1874 roku i budynkiem inwentarskim z lat osiemdziesiątych XIX wieku. Niesułów lub Kolonia Lubiechów to osada położona w centrum gminy, przy lokalnych drogach łączących Cedynię z Czachowem i Lubiechowem Górnym. Powstała w XIX wieku jako zespół folwarczny o zgeometryzowanej, zamkniętej kompozycji. Jedynie nieużytkowana owczarnia posiada walory zabytkowe. Przy drodze lokalnej do Czachowa znajduje się aleja drzew liściastych (kasztanowce, lipy). Orzechów to duża wieś położona we wschodniej części gminy, przy trasie Cedynia-Chojna. Posiada metrykę średniowieczną i musiała istnieć już w drugiej połowie XIII wieku, bo z tego okresu pochodzi kościół. Chociaż po raz pierwszy wymieniona jest w dokumencie z 1311 roku. Prawa własności były dość skomplikowane, bo wieś podzielona była pomiędzy joannitami z pobliskich Golic i często zmieniającymi się rycerzami. Na początku XVII wieku Orzechów przeszedł na własność miasta Cedynia, a w następnym stuleciu stał się częścią domeny królewskiej. Do dzisiejszego dnia zachował w pełni czytelny średniowieczny układ przestrzenny. Jest to owalnica o wrzecionowatym nawsiu. Do najciekawszych dzieł architektury i budownictwa zalicza się wczesnogotycki kościół (przebudowany w 1764 roku), neogotycka kaplica pogrzebowa (nieużytkowana), budynki mieszkalne nr 3, 7, 17, 26 i budynki inwentarskie w posesjach nr 3, 19, 20. Średniowieczny cmentarz przykościelny został powiększony około 1850 roku, w części południowej znajdują się współczesne pochówki, natomiast część północna wraz z kaplicą jest nieużytkowana i zaniedbana. Całość ogrodzona jest kamiennym murem z 1854 roku. Z zespołu dworsko-parkowo-folwarcznego zachował się jedynie park dworski, który wymaga bieżących prac pielęgnacyjnych. Osinów Dolny to wieś położona na zachodnim skraju gminy i wschodnim brzegu Odry. Zlokalizowana jest przy trasie ze Starego Kostrzynka do Cedyni i przy historycznej przeprawie przez rzekę. Wyróżnia się najwcześniejszą metryką średniowieczną. Po raz pierwszy pojawiła się w dokumencie z 1299 roku, jako własność cedyńskiego klasztoru cysterek. Plan przestrzenny tzw. okolnicy z niewielkim nawsiem jest czytelny w dzisiejszej wielodrożnicy, która powstała w wyniku rozwoju gospodarczego. Ciekawymi dziełami architektury i budownictwa są: neogotycki kościół, dawna szkoła (obecnie dom nr 37) oraz budynki mieszkalne i inwentarskie (nr 19, 30, 36, 44, 45). Z obiektów techniki wymienić należy most drogowy na rzece Odrze oraz dawną fabrykę celulozy, wybudowaną w latach 1936–1940 przy przeprawie rzecznej, która stanowi obecnie największą dominantę w krajobrazie wsi. Nieczynny cmentarz ewangelicki obecnie pełni funkcję skweru obok targowiska. Na cmentarzu przykościelnym nie zachowały się ślady pochówków. Od głównej drogi do najstarszej części wsi z kościołem 305 Agnieszka Dębska wiedzie aleja lipowa. Rozwój Osinowa Dolnego w ostatnich latach był podporządkowany obsłudze wzmożonego ruchu granicznego i związanym z nim rozkwitem drobnego handlu i usług. Obok licznych obiektów handlu i usług wbudowanych w istniejącą zabudowę, powstały między innymi dwa targowiska i pięć stacji benzynowych. Wśród nich szczególne miejsce zajmują zakłady fryzjerskie, stanowiące obok stanowisk handlowych i usług gastronomii największą grupę działalności gospodarczych. Parchnica to osada położona w środkowej części gminy, na południowywschód od Cedyni i wsi Radostów. Z niewielkiego założenia folwarcznego, powstałego w XIX wieku, zachowało się kilka budynków bez wartości zabytkowych. Piasecznik to osada leśna położona w lasach Puszczy Piaskowej, w północno-wschodniej części gminy. Leśniczówka i dawny budynek inwentarski w efekcie modernizacji zostały pozbawione wartości zabytkowych. Piasek to najstarsza i największa wieś na terenie gminy Cedynia. Położona jest w dolinie Odry, na północnym krańcu gminy. Po raz pierwszy wzmiankowana w 1270 roku w dokumencie potwierdzającym sprzedaż jej przez biskupa brandenburskiego na rzecz margrabiego z dynastii askańskiej. Pierwotne rozplanowanie przestrzenne wsi jest zatarte, najprawdopodobniej był to układ liniowy. W latach osiemdziesiątych XIX wieku doszło do nowego wytyczenia wsi, która przybrała formę bardzo mocno rozgałęzionej wielodrożnicy. Dzieła architektury i budownictwa o wartościach zabytkowych to: neogotycki kościół z 1865 roku, dwór (obecnie dom nr 22), pofolwarczne budynki inwentarskie, budynki mieszkalne (m.in. nr 20, 23, 24, 27, 33, 40, 70), a przede wszystkim dwojaki nr 94, 95, 96 (o konstrukcji ryglowej), zlokalizowane na południowo-wschodnim krańcu wsi. Cmentarz komunalny funkcjonuje na miejscu nekropolii ewangelickiej z 1925 roku. Nieczynny cmentarz przykościelny jest zaniedbany i zdewastowany, pozbawiony śladów pochówków. Aleję przy głównej drodze tworzą ponad stuletnie lipy. Radostów to osada położona w południowej części gminy, około dwa kilometry od Cedyni. W 1811 roku została założona przez znamienity ród nowomarchijski von Holzendorf, z którego wywodzili się komturowie joaniccy. Tworzyło ją okazałe założenie dworsko-parkowo-folwarczne o zgeometryzowanej, zamkniętej kompozycji. Po II wojnie światowej zniszczeniu uległ dwór, dobudowano osiedle mieszkalne dla pracowników Państwowego Gospodarstwa Rolnego, znacznej rozbudowie uległy pofolwarczne budynki inwentarskie oraz postawiono nowe obiekty gospodarcze o dużej kubaturze. Dziełami architektury i budownictwa o wartościach zabytkowych są: rządcówka, owczarnia (obora), stodoła, stajnia (obora) z częścią mieszkalną, obora. W pierwszej połowie XIX wieku założono rozległ park dworski o formach krajobrazowych, na terenie którego znajduje się cmentarz rodowy. 306 Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia Siekierki to wieś położona w południowo-zachodniej części gminy, w dolinie Odry, przy drodze Mieszkowice-Cedynia. Posiada metrykę średniowieczną i po raz pierwszy była wzmiankowana w 1355 roku. Jako osada rybacka wchodziła w skład dóbr rycerskich, znajdowała się także w rękach zakonu joannitów. Pierwotny układ ruralistyczny jest nieczytelny. W XIX wieku była to już wielodrożnica o dość gęstej sieci dróg. Na skutek prowadzonych tu wiosną 1945 roku intensywnych działań wojennych ocalała nie więcej niż połowa dawnej zwartej zabudowy. Ciekawymi przykładami dzieł architektury i budownictwa są budynki mieszkalne nr 20, 29, 30, 32, 34, 35, 37. Z obiektów techniki zachowały się elementy linii kolejowej Godków-Wrietzen: zespół stacji kolejowej z końca XIX wieku, na Odrze most kolejowy (1930 roku) i filary mostu kolejowego z lat 1890–1892. Oba cmentarze ewangelickie zostały założone w drugiej połowie XIX wieku, obecnie są nieczynne i posiadają nieliczne ślady sepulkralne. Po 1945 roku na fundamentach dawnego kościoła powstała nowa świątynia (sanktuarium maryjne), a w jej bezpośrednim otoczeniu znajduje się maszt stacji bazowej telefonii komórkowej. Największy na Pomorzu Zachodnim cmentarz wojenny, potocznie zwany cmentarzem w Siekierkach, administracyjnie przynależy do miejscowości Stare Łysogórki i gminy Mieszkowice. Stara Rudnica to wieś położona w południowo-zachodniej części gminy, przy drodze Mieszkowice-Cedynia, w dolinie Odry i na terenie Cedyńskiego Parku Krajobrazowego. Posiada metrykę średniowieczną, po raz pierwszy odnotowana w dokumencie z 1299 roku. Była to wieś rybacka, należąca do klasztoru cysterek w Cedyni, a po sekularyzacji wchodziła w skład domeny państwowej. Pierwotny układ ruralistyczny (owalnica o rozległym, wrzecionowatym nawsiu) uległ częściowemu zatarciu. Z powodu działań wojennych wiosną 1945 roku ocalała tylko część dawnej zwartej zabudowy. Do najważniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: kościół z 1845 roku i budynki mieszkalne nr 5, 14, 21, 37, 38, 45. Do obiektów techniki zaliczany jest most na starorzeczu Odry. We wsi znajdują się trzy cmentarze: przykościelny z usuniętymi nagrobkami oraz ewangelickie położone w północno-wschodniej części wsi i na północnozachodnim skraju Starej Rudnicy, są w znacznym stopniu zdewastowane. Stary Kostrzynek to wieś w południowo-zachodniej części gminy, przy drodze Mieszkowice-Cedynia, w dolinie Odry, na obszarze Cedyńskiego Parku Krajobrazowego. Założona w średniowieczu, po raz pierwszy wzmiankowana w źródłach w 1299 roku. Jest dawną wsią rybacką, należącą do cedyńskiego klasztoru cysterek, a po sekularyzacji stanowiła majątek elektora brandenburskiego. Pierwotny układ przestrzenny jest czytelny (ulicówka). Z powodu działań wojennych wiosną 1945 roku ocalała tylko część dawnej zwartej zabudowy wsi. Do najważniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: gotycki kościół (odbu- 307 Agnieszka Dębska dowany w 1991 roku) i budynki mieszkalne nr 5, 7, 18, 19, 26. Z cmentarza przykościelnego usunięto nagrobki. Na oddalonym od wsi cmentarzu ewangelickim znajdują się nieliczne fragmenty dawnych nagrobków. Trzypole to osada leśna z dwubudynkową zagrodą, położona w północnej części gminy. Gajówka i budynek gospodarczy nie posiadają walorów zabytkowych. Żelichów to duża wieś położona na południowo-wschodnim krańcu gminy, przy granicy z gminą Moryń. Jest wsią o średniowiecznej metryce i po raz pierwszy w źródłach pojawiła się w 1337 roku. Stanowiła dobra rycerskie. W 1466 roku elektor Albrecht II przekazał ją zakonowi joannitów. Zabudowa wsi pozostała tylko w niewielkim stopniu zmieniona, tworząc świetnie zachowaną formę przestrzenną owalnicy z dominującym w niej kościołem i zespołem dworsko-parkowo-folwarcznym. Do ważniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: wczesnogotycki kościół z wieżą z około 1840 roku, dwór z 1900 roku, pofolwarczny magazyn oraz budynki mieszkalne nr 10, 13, 34, 35, 36, 38, 45, 46, 51. W centralnej części wsi znajduje się nieczynny cmentarz przykościelny z usuniętymi nagrobkami. W sąsiedztwie zespołu rezydencjonalnego, na południowy-wschód od wsi, zlokalizowany jest cmentarz komunalny z 1948 roku. Niewielki park dworski założony został około 1900 roku. 308 Przemysław Konopka* Jelenin Zmartwychwstanie aniołów W centrum Chojny stał pomnik. W reprezentacyjnym miejscu – na skrzyżowaniu ulic Kaiser Straße (dzisiaj ul. T. Kościuszki) i Bahnhofstraße (ul. Jagiellońska), na wprost reprezentacyjnej fasady siedziby starostwa powiatowego, później zajmowanego przez jednostkę Wojsk Ochrony Pogranicza. Do 1945 roku starosta königsberski, wychodząc ze swego gabinetu na sporych rozmiarów balkon, miał piękną perspektywę właśnie na pomnik. Starosta mógł także z dumą pokazywać z balkonu swym gościom gotyckie zabytki Königsbergu – stojącą tuż obok po lewej stronie Bramę Barnkowską i w dalszej perspektywie strzelającą w niebo wieżę kościoła Mariackiego. Pomnik niemal na wprost balkonu dopełniał perspektywę reprezentacyjną Königsbergu. „Był piękny! Lubiliśmy się na jego tle fotografować, obok pomnika przechodziliśmy, gdy chcieliśmy spacerować w parku, obok pomnika przechodziliśmy w drodze na mszę do kościoła. Wokół pomnika rosły piękne, bujne krzewy. Nie przeszkadzało nam, że był niemiecki. Dla nas to był pomnik z obeliskiem i aniołem. I tego anioła szanowaliśmy. Bo jakże by inaczej…?” – wspomina Adam Kąkiel, mieszkaniec Chojny. Pan Adam przyjechał do Chojny 13 października 1945 roku z Rokitna na Wołyniu jako 25-latek. Nie była to najkrótsza z możliwych podróży na trasie Rokitno – Chojna. Najpierw pokonał szlak bojowy z I Armią WP aż do Siekierek, później próbował wraz z ojcem osiedlić się na Śląsku, w końcu obaj wylądowali ostatecznie w Chojnie. * Przemysław Konopka – tłumacz, dziennikarz, historyk literatury, manager kultury. Pracował na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu (1979–1988), jako korespondent polskich mediów w Niemczech (m.in. dla „Gazety Wyborczej”, „Głosu Wielkopolskiego”, „Głosu Szczecińskiego”), współpracownik niemieckich mediów („Tagesspiegel”, „Rheinischer Merkur”), dyrektor Biura ©Poland przy Międzynarodowych Targach Książki we Frankfurcie nad Menem (1999–2001), wicedyrektor Instytutu Polskiego w Lipsku (2001–2003), dyrektor Akademii Europejskiej w Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego (2003–2007). Od 2007 roku mieszka w Jeleninie koło Chojny, zajmując się głównie tłumaczeniami z języka niemieckiego i na język niemiecki. 309 Przemysław Konopka Narodziny aniołów Około roku 1900 całe Niemcy ogarnęła gorączka upamiętniania okrągłej rocznicy zakończenia wojen o zjednoczenie Niemiec w latach 1864–1871, zwłaszcza wojny francusko-pruskiej lat 1870–1871, zakończonej pokojem frankfurckim zawartym w maju 1871. Rocznica była ważna, ponieważ przypominała, iż kraj jest ostatecznie zjednoczony. Ważna nawet w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze chodziło o polityczną wymowę zwycięstwa nad „odwiecznym wrogiem”, a nawet demonstracyjne poniżenie go, jako że podpisany traktat pokojowy przewidywał defiladę wojsk pruskich w centrum Paryża. Drugi wymiar zawierał się w chęci upamiętnienia poległych. Te dwa aspekty rocznicy przekładały się na materialne dowody pamięci i owocowały dwoma typami pomników, tablic pamiątkowych, obelisków. Z jednej strony budowano tzw. wieże Bismarcka (ściślej – zintensyfikowano ich budowę) ku czci pierwszego kanclerza II Rzeszy, a także monumenty ku czci cesarzy Fryderyka III, Wilhelma II i „żelaznego kanclerza”. Drugi wymiar pamięci o rocznicy zakończenia wojen zjednoczeniowych owocował pomnikami ku czci poległych w walkach (tzw. Kriegerdenkmal). Chojeńskie anioły są typowym przykładem upamiętnienia poległych przez lokalną społeczność. Dowodzi tego wzmianka o genezie powstania pomnika zapisana w Księdze jubileuszowej dla przypomnienia 500-lecia budowy odnowionego Kościoła Mariackiego w Königsberg in der Neumark (Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M. Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren): „Kiedy w dniu 6. kwietnia 1897 dotarł do nas apel o wzniesienie pomnika ku czci poległych, mówiono: „To potrwa długo, zanim uda się zebrać te 6 czy 7 tysięcy marek”. Ale wcale nie trwało długo, nim najpierw wmurowano kamień węgielny, a potem stosunkowo szybko odsłonięto pomnik”. Pojawienie się chojeńskich aniołów było więc nie tylko odpowiedzią na polityczne zamówienie młodego państwa zainteresowanego państwowotwórczymi akcjami. Co najmniej w takim samym stopniu było zaspokojeniem społecznych potrzeb mieszkańców, skoro finansowanie pomnika opierało się na dobrowolnych składkach mieszkańców. Podobne inicjatywy pojawiały się masowo po I wojnie światowej. Niemal w każdej wsi stawiano pomniki lub wmurowywano tablice ku czci poległych mieszkańców danej miejscowości. Dotyczyło to całych Niemiec. Także miasta Königsberg in der Neumark i większości wsi w powiecie Königsberg. 310 Zmartwychwstanie aniołów Anioły, kamienie i żołnierz Pomnik składał się z kilku elementów tworzących zwartą grupę. Standardowych elementów, jakie pojawiały się często na przełomie XIX i XX wieku w instalacjach stawianych w Niemczech: dwóch kobiecych postaci ze skrzydłami, postaci rannego (leżącego) żołnierza z leżącym obok karabinem, granitowego obelisku. Całość usytuowana była na kopcu obłożonym kamieniami polnymi. Najstarsze zdjęcie pomnika (pocztówka upamiętniająca odsłonięcie monumentu 15 września 1901 roku) ukazuje także sposób, w jaki pomnik wkomponowano w przestrzeń miejskiego parku: kopiec okalał pas trawy, bardziej zewnętrzny krąg tworzyła wysypana zapewne piaskiem lub żwirem ścieżka, a całość odgradzała od parku drewniana najprawdopodobniej balustrada. Od strony ulicy Kaiser Straße i budynku starostwa teren nie był ogrodzony. Ta aranżacja zmieniała się kilkakrotnie. Pocztówka przedstawiająca pomnik w latach dwudziestych XX wieku pokazuje już nie kopiec obłożony stosunkowo niewielkimi kamieniami polnymi, tylko sporych rozmiarów podstawę ułożoną z dużo większych głazów. Znikł też w ciągu 20 lat pas trawy i ścieżka. Tuż pod głazami tworzącymi podstawę pomnika widać natomiast pnące rośliny, całość monumentu okolona jest zaś ogrodzeniem z kutego żeliwa. 311 Przemysław Konopka W latach trzydziestych XX wieku kamieni w ogóle już nie widać, kopiec/podstawa pomnika zasłonięty jest całkowicie bujną roślinnością, roślinami pnącymi i krzewami. Rozpoznać też można w zieleni wokół pomnika liście palmowe. Udało się te palmy zasadzić i utrzymać przy życiu w niesprzyjającym, nowomarchijskim klimacie? A może ozdobiono pomnik palmowymi liśćmi przy okazji jakiejś uroczystości? Wyraźnie też zmniejszył się od 1901 roku teren zajmowany przez całą instalację. Anioł, czyli Wiktoria Postacie z pomnika w Chojnie stały się aniołami po 1945 roku, gdy do miasta przybyli osadnicy, nowi mieszkańcy dawnego Königsberg in der Neumark. Zastali miasto ze spaloną starówką i centrum, zniszczonymi zabytkami gotyckimi, ale z nadającymi się do zamieszkania domami dalej od centrum. Pomnik, podobnie jak dawna siedziba starostwa, położony był poza murami miejskimi, w części miasta w mniejszym stopniu zniszczonej pożarem z lutego 1945 roku. 312 Zmartwychwstanie aniołów Nowi mieszkańcy musieli oswajać się z wieloma rzeczami: inną, niż ta, którą znali, architekturą, nieznanymi sprzętami w przejętych mieszkaniach, obcym układem miasta. Obcość ta wywołuje w naturalny sposób potrzebę „udomowienia” tego, co obce. Postaci z pomnika nie budziły tej potrzeby, były swojskie: anioł, jaki jest, każdy widzi… Tylko że twórca pomnika nie anioły wkomponował w swe dzieło. Opis pomnika z niemieckiego leksykonu sztuki z lat dwudziestych nie pozostawia wątpliwości: „Bogini Wiktoria podaje rannemu żołnierzowi gałązkę palmową” („Victoria reicht einem gefallenen Krieger den Palmzweig”). Wiktoria, czyli rzymska bogini zwycięstwa i chwały, odpowiedniczka greckiej bogini Nike. Właściwie były aż dwie boginie. Jedna pochyla się nad żołnierzem z laurem, a obie te postacie usytuowane są na froncie pomnika, druga Wiktoria znajdowała się zaś po drugiej stronie pomnika od strony parku, smutna, z pochyloną głową zasiadała na niewielkim postumencie. Nie jest jasne, czy i ona wyposażona została przez twórcę pomnika w jakiś atrybut, jak bogini na froncie pomnika. Wolno przypuszczać, że trzymała coś w ręku. Świadczy o tym otwór wywiercony w dłoni bogini, najwyraźniej służący zamontowaniu dodatkowego elementu. Ponad postaciami monumentu górował granitowy obelisk o kwadratowej podstawie, zwężający się ku górze i zakończony ostrosłupem. Każdy z elementów pomnika odwołuje się do symbolicznych znaczeń: – obelisk w starożytnym Egipcie był odwołaniem do najważniejszego boga Ra, uosobienia Słońca, stanowił też symboliczną bramę między ziemią a niebem; obeliski przejęte zostały przez kulturę europejską, a pomniki w tym kształcie stawiane są dla uczczenia chwały bohaterów lub ważnych wydarzeń; 313 Przemysław Konopka – bogini Wiktoria – odwołanie do chwały i zwycięstwa; – ranny żołnierz – najmniej symboliczny i najbardziej jednoznaczny element pomnika; ranny/umierający żołnierz w polowym mundurze bez dystynkcji oficerskich sugeruje chęć poświęcenia pomnika ofiarom wojny, a nie jej zwycięzcom. – kamienny kopiec – miejsce wyróżnione, upamiętniające osobę lub wydarzenie (jak kopiec Kościuszki w Krakowie, czy Szwedzki Kamień w Chojnie); – liść palmowy – znak pokoju i męczeństwa. Twórca aniołów „W naszym archiwum mamy bardzo mało wiadomości o chojeńskim pomniku – stwierdza pani Ewa Stanecka, Wojewódzki Konserwator Zabytków Szczecinie – w 1999 roku nasz pracownik sfotografował obie zachowane kobiece postacie, założyliśmy kartę zabytku z opisem i przypuszczalnymi danymi”. Informacji w dokumentacji jest rzeczywiście niewiele. Brak w niej nazwiska autora pomnika (wpis: „Warsztat berliński”), data powstania dzieła określona jest na „4 ćw. XIX wieku”. Nieco więcej szczegółów znaleźć można w artykule Andrzeja Biercy pt.: Z badań nad wojennymi pomnikami w Chojnie sprzed 1945 r. opublikowanym w 2 tomie pracy zbiorowej Chojna i okolice na przestrzeni wieków (Chojna-Zielona Góra 2007). Nazwiska autora pomnika brak i tutaj, pojawia się natomiast ciekawa wzmianka: „Opisując pomnik chojeński należy też wspomnieć o założeniu, które znajdowało się w Kamieniu Pomorskim i było bliźniaczo podobne do założenia w Chojnie. Pomnik ten również nie zachował się do naszych czasów. Autorem projektu pomnika był malarz Bruno Meyer aus Pyritz.” Oba pomniki były nie tylko „bliźniaczo podobne”. One wyszły spod ręki tego samego rzeźbiarza! Tyle, że nie był nim „malarz Bruno Meyer” (niemieckojęzyczne kompendia nie znają takiego malarza ani rzeźbiarza). Autorem był Georg Renatus Meyer-Steglitz urodzony w 1868 roku w Pyritz (Pyrzycach), zmarły w 1929 roku w Berlinie, który na początku swej artystycznej kariery nosił przydomek Pyritz (zamiast Steglitz), przyjęty od nazwy miejsca urodzenia. Był starszym bratem (także rzeźbiarza, choć nieco mniej cenionego i popularnego) Martina Meyera-Pyritz. Twórczość starszego z braci jest nieźle udokumentowana w niemieckich kompendiach z zakresu historii sztuki. Ten płodny artysta stworzył ponad 30 pomników w ciągu 21 lat (1889–1910) wpisując się doskonale w zapotrzebowanie niemieckich miast na obiekty upamiętniające niemieckich cesarzy, kanclerza Bismarcka, czy właśnie pomniki upamiętniające poległych w wojnach o zjednoczenie Niemiec. 314 Zmartwychwstanie aniołów „Skoro spora notatka o nim pojawia się w leksykonie Ulricha Thieme i Felixa Beckera (Allgemeines Lexikon der Bildenden Künstler von der Antike bis zur Gegenwart, Lipsk 1930), to musiał to być uznany twórca” – podkreśla Ewa Stanecka. Imponująca jest nie tylko ilość pomników Meyera-Steglitza. Także miejsca ich lokalizacji robią wrażenie: Berlin, Poczdam, Saarlouis, Wolfenbüttel, Szczecin, Kołobrzeg, Freyburg. Najwięcej pomników tego rzeźbiarza ustawiono jednak na terenie Pomorza, Nowej Marchii i w Wielkopolsce (teren zaboru pruskiego). Niewiele spośród dzieł Georga Meyera-Steglitza zachowało się do dzisiaj. Jest zrozumiałe, że pod koniec wojny i tuż po jej zakończeniu niszczono na ziemiach zajętych przez Armię Czerwoną nie tylko materialne ślady III Rzeszy, ale i wszystkie pomniki związane z historią Prus. To samo dotyczy np. Wielkopolski (monumenty Meyera-Steglitza stały m.in. w Poznaniu, Rawiczu, Ostrowie, Kępnie) i Pomorza Zachodniego (m.in. Białogard, Nowogard, Kamień Pomorski, Słupsk, Wolin, Kołobrzeg). Historia srogo obeszła się z dziełami rzeźbiarza także w najdalszych zakątkach zachodniej części Niemiec, gdzie ideologiczna motywacja decyzji o niszczeniu pomników była słabsza. Po 1945 roku z postu- 315 Przemysław Konopka mentów ściągano Bismarcków, niemieckich cesarzy i generałów w Saarlouis (kraj Saary), Wilmhelshaven czy Rastenburgu. Ci, którzy chcieliby obejrzeć pomnik autorstwa Meyera-Steglitz w naturze, a nie na fotografii sprzed 1945 roku, pofatygować musieliby się do Wolfenbüttel w Dolnej Saksonii (miasto partnerskie Kamiennej Góry na Dolnym Śląsku). Jedyny duży pomnik rzeźbiarza zachował się zapewne dlatego, że przedstawia księcia Brunszwiku-Lüneburga Augusta II (1579–1666), który niewiele miał wspólnego z Hohenzollernami, a wsławił się nie podbojami i wojnami, ale stworzeniem największej biblioteki europejskiej w jego czasach i zamiłowaniem do alchemii. Nieco więcej szczęścia miały małe rzeźby Georga Renatusa MeyerSteglitza. Tym bardziej, że tematycznie dalekie były od pompatyczności i oficjalności pomnikowych monumentów. Tytuły tych co najmniej 6 artefaktów (tyle się zachowało lub jest znanych historykom sztuki) wskazują, że w twórczości Meyera-Steglitz obserwować można drugi, równoległy do instalacji pomnikowych, nurt: „Siewca”, „Oracz”, „Chłopiec i bańki mydlane”, „Ranny”, „Miłość nigdy nie ustaje”, „Chrystus i ślepa kobieta”. Zwłaszcza dwie ostatnie wymienione rzeźby wskazują na zainteresowania Meyera-Steglitza symbolizmem w sztuce. Pośmiertnego dowartościowania doczekał się Georg Meyer-Steglitz w 1990 roku. Jego twórczość uwzględniona została w głośnej i uznanej za reprezentatywną wystawie „Etos i patos. Berlińska szkoła rzeźby lat 1786–1914” zaprezentowanej w Berlinie w 1990 roku i w dwutomowym katalogu tej wystawy. Jego rzeźby pojawiały się także na aukcjach w Pradze (w roku 2010) i w San Francisco (2008). Zmiana stosunku do historii Prus, a w konsekwencji także do popularnych niegdyś pomników, nastąpiła w Niemczech dopiero około roku 1986. Co ciekawe, najpierw w NRD, a zaraz potem także w RFN. Dzisiaj cesarzy Niemiec w dumnych pozach lub na koniu podziwiać można np. w Berlinie przy reprezentacyjnej alei Unter den Linden czy koło Koblencji w tzw. Kaisereck, gdzie Mozela wpływa do Renu. Fabryki aniołów Wykonanie swych najważniejszych prac zlecał Meyer-Steglitz słynnej odlewni brązu w Lauchhammer. Zakład ten istnieje nieprzerwanie od 1725 roku i jako pierwszy na świecie był w stanie wyprodukować odlewy żeliwne postaci w całości. Światową renomę przyniósł fabryce pomnik Marcina Lutra wykonany z brązu na zlecenie miasta Wormacja. Lauchhammer stał się najsłynniej- 316 Zmartwychwstanie aniołów szą odlewnią pomników z brązu na świecie, a monumenty tu wyprodukowane ustawiono m.in. w Kanadzie, USA, Chinach i całej Europie. Pomnik Mieszka I i Bolesława Chrobrego w poznańskiej katedrze odlano także w Lauchhammer. Chojeńskie anioły nie mają jednak aż tak dobrego pochodzenia. Nie są one w całości odlane z brązu, tylko wytłoczone w blasze miedzianej i wypełnione gipsem lub wypaloną gliną. Chojnian (a właściwie mieszkańców Königsbergu) zapewne nie stać było na drogi odlew z brązu postaci z pomnika. Dlatego MeyerSteglitz wybrał tańszą metodę galwanoplastyki i zlecił wykonanie odlewów w zakładzie Galvanoplastik Geislingen an der Steige w Badenii Wirtembergii. Zakład ten jest do dzisiaj częścią koncernu WMF i od końca XIX wieku specjalizuje się m.in. w produkcji pomników. Na postumencie siedzącej Wiktorii z pomnika w Chojnie zachowała się tabliczka z nazwą i logo producenta pomnika. Żyć z aniołów Obie fabryki odnosiły profity z mody na pomniki i anioły. Zwłaszcza w Niemczech, w drugiej połowie XIX wieku i na początku wieku XX, odsłaniano setki pomników. Coraz bardziej popularne stawało się także ustawianie uskrzydlonych postaci na cmentarzach. W Geislingen produkowano je niemal taśmowo i „na zapas”. Utworzono ogromny magazyn, w którym stały setki anielskich postaci w różnych pozach czekające na zamawiających. 317 Przemysław Konopka Produkty z Geislingen miały o wiele większe szanse na przetrwanie, niż brązowe odlewy z Lauchhammer. W trakcie pierwszej i drugiej wojny światowej rząd Niemiec podejmował decyzje o masowym rekwirowaniu, a następnie stapianiu pomników i dzwonów z brązu dla produkcji broni. W wielu miejscowościach mieszkańcy stawiali opór i odmawiali udziału w tym procederze, niekiedy potajemnie zakopywali dzwony kościelne, by uchronić je przed konfiskatą. Akcja ta nosiła niewinną nazwę „Metal ofiarowany przez naród niemiecki” („Metallspende des deutschen Volkes”). Ponieważ zawartość brązu w pomnikach wytworzonych w technologii galwanoplastyki była dużo mniejsza niż w masywnych odlewach brązowych, nie opłacało się przetapiać ich na armaty. Zapewne taki właśnie był powód przetrwania chojeńskich aniołów zawirowań wojny do momentu wkroczenia oddziałów Armii Czerwonej do Chojny w 1945 roku. Rozstrzelane anioły „Drugi anioł? Na tyłach pomnika? Nie było drugiego anioła. Ja go nigdy nie widziałem” – Adam Kąkiel jest pewny. W październiku 1945 roku, gdy przyjechał do Chojny, drugiej Wiktorii przy obelisku nie było. Może nie pamięta. Może w pamięci zachowała się tylko postać ustawiona od strony ulicy. Ale możliwe też, że „drugi anioł” przed październikiem 1945 roku padł już ofiarą sowieckich żołnierzy i po rozstrzelaniu wylądował w krzakach w parku. Obie kobiece postacie noszą ślady kul karabinowych lub pistoletowych. Obie też były mocno uszkodzone. Wiktoria pochylająca się nad żołnierzem ucierpiała najprawdopodobniej podczas akcji likwidacji pomnika. Miała utrąconą głowę i oderwaną prawą rękę, spaw po naprawie figury na lewej ręce przypomina bliznę po próbie przecięcia żył. 318 Zmartwychwstanie aniołów Żołnierz z chojeńskiego pomnika po raz drugi stał się ofiarą wojny. Z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić można, że nie było go na pomniku, ani w jego pobliżu, gdy do miasta przybywali pierwsi polscy osadnicy. Czy obie Wiktorie przetrwały pierwsze miesiące po zdobyciu Chojny przez krasnoarmiejców, choć z ranami po kulach, ze względu na swą anielskość? To możliwe. Czego nie odważyli się jednak dokonać żołnierze, zrobili urzędnicy PRL. Na początku lat pięćdziesiątych zapadła decyzja o całkowitej likwidacji pomnika. Datę zamachu na pomnik określić można z dokładnością do niespełna 16 miesięcy. Fotografia pomnika z 22 lutego 1951 (data na odwrocie prywatnej fotografii) dowodzi, że przynajmniej Wiktoria pochylająca się nad żołnierzem stała jeszcze tego dnia na swoim miejscu. Na zdjęciu z lipca 1952 (też datowane przez autora ujęcia) przedstawiającym rodzinę Adama Kąkiela na tle pomnika, anioła już nie ma. 319 Przemysław Konopka Azyl dla aniołów „Kiedy tylko dowiedzieliśmy się, że likwidują pomnik, pobiegliśmy tam. I rzeczywiście, anioła już pod obeliskiem nie było. Gmina postanowiła pomnik rozbić i wyrzucić na śmietnik, ale ludzie protestowali i nie pozwolili. Przenieśli anioła do kościoła. I stoi tam do dzisiaj. Czy przenosili dwa anioły? Nie pamiętam… A obelisk to chyba dużo później zwalili”. Najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń wygląda następująco: Miejska Rada Narodowa w Chojnie podjęła decyzję o likwidacji pomnika w ramach akcji „odniemczania” (termin powszechnie wówczas stosowany) „Ziem Odzyskanych”. Anioły ściągnięto z podstawy pomnika, przypuszczalnie je wtedy też uszkadzając, a następnie wyrzucono w krzaki opodal pomnika. Mieszkańcy, nie zgadzając się na profanację świętej figury, przenieśli je na teren kościoła pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa przy dzisiejszej ulicy Roosevelta. Kościelny azyl i mieszkańcy Chojny uratowały chojeńskie anioły. Możliwe, że drugi anioł już wcześniej ściągnięty został z podestu i złożony w krzakach w parku przez Rosjan lub miejskich urzędników. Teoretycznie możliwe jest jednak i to, że drugiego anioła nigdy na pomniku nie było… 320 Zmartwychwstanie aniołów Anioły leczono. Tak, jak potrafiono i jak to było możliwe. Przyspawano głowę i rękę. Załatano blachą dziurę w prawym biodrze anioła z liściem palmowym w ręce i zasklepiono ranę na lewej ręce od dłoni do łokcia. Samej gałązki palmowej już nie uzupełniono, w ręce Wiktorii został tylko jej kikut. Nie wypełniono też śladów po kulach. Może to i lepiej. Pozostało świadectwo rozstrzeliwania, umierania i odrodzenia. Możliwe, że niektóre uszkodzenia powstały nieco później. Skrzydła Wiktorii z gałązką palmową naprawiono wkręcając potężne śruby. To dziwny i porażający widok: skrzydła anioła przebite śrubami i nitami… Anioły pod ochroną? „Pomniki ustawione w miejscach publicznych przed 1945 rokiem są ruchomymi zabytkami, jeśli stwierdzono ich wartość zabytkową i wpisano do rejestru zabytków – informuje Ewa Stanecka – pomniki tego typu jak chojeński nie były po 1945 roku chronione przez prawo, tak samo jak miejsca pamięci czy tablice okolicznościowe upamiętniające poległych w I wojnie światowej. W dwóch przypadkach mogą one podlegać ochronie prawnej konserwatora zabytków: gdy właściciel złoży wniosek o wpisanie do rejestru zabytków lub gdy zagraża im niebezpieczeństwo”. Właścicielem pomnika w Chojnie od momentu przejęcia władzy przez polską administrację po 1945 roku jest gmina Chojna. I wniosek o wpisanie do 321 Przemysław Konopka rejestru zabytków nigdy nie został przez nią złożony. Wręcz przeciwnie. Gmina podjęła decyzję o likwidacji pomnika. Najprawdopodobniej nie z własnej woli lub nie tylko z własnej woli. W praktyce politycznej powojennej Polski od 1945 roku do końca lat siedemdziesiątych, a okresowo także jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia trwała z różnym nasileniem akcja „odniemczania” terenów należących do 1945 roku do Niemiec (czyli „Ziem Odzyskanych”), później (co najmniej od 1955 roku) określana w oficjalnych dokumentach jako „Program porządkowania”. Niektóre z tych dokumentów odnaleźć można w Monitorze Polskim i Dzienniku Ustaw PRL. Są one jednak bardzo ogólnie sformułowane. Konkrety zawarte są w rozporządzeniach ministrów, a przede wszystkim w decyzjach wojewodów i przewodniczących Rad Narodowych wykonujących polecenia centrali rządowej i partyjnej. Do dzisiaj nie został opisany ze szczegółami proces planowego niszczenia zabytków na Pomorzu i Pomorzu Zachodnim, na Dolnym Śląsku i na Ziemi Lubuskiej. Znamy jednak fragmenty tego systemu. Na przykład od 1945 do początku lat sześćdziesiątych obowiązywał centralnie sterowany z Warszawy program „odzyskiwania dużej ilości materiałów budowlanych”, który przewidywał konkretne ilości np. cegieł, które poszczególne województwa muszą przekazać do dyspozycji rządu. W pierwszych powojennych latach sterowanie to nie było zbyt precyzyjne, ale „skuteczność niszczycielskich działań musiała być duża, skoro, jak twierdzi Ewa Stanecka, zaraz po wojnie Chojna dostarczyła 33 miliony cegieł z rozbiórki”. W 1955 roku akcja odzysku materiałów budowlanych z ruin i rozbiórki zabytków była już o wiele lepiej zorganizowana. Regulowała ją słynna „Uchwała 666” (Uchwała Prezydium Rządu nr 666 podpisana przez Józefa Cyrankiewicza) wprowadzająca pięcioletni plan „porządkowania”. Obowiązywały ściśle określone kontyngenty ilości cegieł przypadające na każde województwo, przy czym z województw zachodnich i północnych domagano się kilkukrotnie więcej cegieł, niż z centralnej Polski. Roczny kontyngent dla województwa szczecińskiego wynosił od 250 do 500 milionów cegieł. Takiej ilości cegieł nie dało się uzyskać z samej tylko rozbiórki ruin. Zabytki materialnej kultury niemieckiej musiały paść ofiarą tej akcji. Nie tylko dostarczały pożądanej cegły. Ich rozbiórka wpisywała się także doskonale w ideologiczny program „odniemczania odwiecznie polskich ziem”, co po przetłumaczeniu na język polski oznacza likwidację wszelkich materialnych śladów obecności Niemców na tych ziemiach. 322 Zmartwychwstanie aniołów Anielski obelisk Już w 1948 roku Minister Ziem Odzyskanych wydał instrukcję wyjaśniającą wojewodom i urzędom administracji lokalnej, iż „akcja odniemczania dotyczy również cmentarzy”. Zapoczątkowany w ten sposób proces likwidacji nekropolii trwał z różnym nasileniem do końca lat siedemdziesiątych, a nawet dłużej. „W latach siedemdziesiątych często przyjeżdżali do naszego regionu kamieniarze z Dolnego Śląska, Wielkopolski i centralnej Polski. Oficjalnie kupowali od urzędów gmin przedwojenne nagrobki, pomniki z cmentarzy, wszystko, co było z dobrego jakościowo granitu – opowiada Wiesław Hrynkiewicz, od 1977 roku prowadzący zakład kamieniarski w Moryniu – A było na pobliskich cmentarzach bardzo dużo nagrobków i pomników ze świetnego jakościowo skandynawskiego granitu. Płyty ze strzegomskiego granitu ich nie interesowały – ten materiał nie był w cenie. Po skuciu niemieckich napisów płyty była dalej sprzedawane jako płyty nagrobne”. Pan Hrynkiewicz odegrał ważną rolę w historii chojeńskiego pomnika. Odkupił od gminy Chojna obelisk z pomnika, który wcześniej przez kilka lat leżał zwalony w krzakach pod płotem na terenie parku miejskiego. „To było w 1979 albo w 1980 roku. W archiwum urzędu pewnie zachował się jakiś ślad tej transakcji. Urzędnik z gminy pytał mnie, czy nie chcę tego obelisku, bo chcą się go pozbyć i nie mają kupca. To granit dolnośląski, więc nie udało im się go sprzedać wcześniej. Cena nie była wysoka, więc zapłaciłem gminie za granit i firmie usług komunalnych za transport obelisku na moją działkę. Przywieźli ten granitowy słup śmieciarką i zrzucili na posesji. Nie powiem, z kim dokładnie ubiłem ten interes. Ci ludzie żyją, prowadzą interesy lub mają władzę – można sobie biedy napytać”. Hrynkiewicz planował pierwotnie, że obelisk potnie na mniejsze płyty i te sprzeda z zyskiem. Zrezygnował w końcu z tego pomysłu. „Najpierw stał u mnie na środku posesji, a w końcu ustawiłem go przy bramie wjazdowej do zakładu i przymocowałem reklamę”. Obelisk stoi tam do dzisiaj. Z przykręconą reklamą zakładu kamieniarskiego, z dziurami po wcześniejszych wierceniach otworów (zapewne tablica reklamowa zmieniała swój kształt). „Od początku lat dziewięćdziesiątych kilka osób, także z Niemiec, pytało mnie, czy nie chcę sprzedać obelisku. Był nawet właściciel jakiegoś hotelu z Niemiec, który był zainteresowany kupnem. Odmówiłem”. 323 Przemysław Konopka Zagadki aniołów Jest jeszcze sporo pytań związanych z chojeńskim pomnikiem, na które (jeszcze?) nie ma odpowiedzi. Może uda się jeszcze odnaleźć osoby, które pamiętają, jak dokładnie wyglądał pomnik przed 1945 rokiem i w pierwszych latach po wojnie. A mogłyby one pomóc na przykład w rozwiązaniu następujących zagadek: 1. Ile kobiecych postaci ze skrzydłami rzeczywiście było na chojeńskim pomniku? Przed kościołem przy ulicy Roosevelta stoją dwa uratowane przez mieszkańców Chojny anioły i oba wyszły (niemal) z pewnością spod ręki tego samego rzeźbiarza. Obecność dwóch postaci potwierdza też cytowany już artykuł Andrzeja Biercy. Z drugiej strony na żadnym zachowanym i znanym mi wizerunku (fotografii lub pocztówce) pomnika nie da się odnaleźć najmniejszego śladu drugiego anioła. I jeszcze: jeśli drugi anioł (druga Wiktoria) rzeczywiście od początku był elementem pomnika, to co trzymał w ręce? Otwór wywiercony 324 Zmartwychwstanie aniołów w dłoni nie jest śladem po kuli i niemal na pewno nie powstał po przeniesieniu aniołów na teren kościoła. Za jednym tylko aniołem przemawia także fakt, że przy pomniku w Kamieniu Pomorskim występuje jedna bogini Wiktoria. A pomnik w Chojnie był repliką tego w Kamieniu. 2. Dlaczego przed 1945 rokiem zmieniała się aranżacja pomnika (nowy kopiec i wymiana kamieni, zmiana ogrodzenia)? 3. Czy pomnik w Chojnie dedykowany był nie tylko poległym w wojnach o zjednoczenie Niemiec, ale także cesarzom Wilhelmowi I i Fryderykowi III, jak sugeruje zapis w niemieckojęzycznej Wikipedii? Trudno będzie tę kwestię rozstrzygnąć, ponieważ zachowane fotografie nie ukazują tablic dedykacyjnych, które zapewne przymocowane były do podstawy obelisku lub do samego obelisku. Anioły wspólnej pamięci Anioły i obelisk z chojeńskiego pomnika maja biografię podobną do losów byłych i dzisiejszych mieszkańców miasta. Trwały, cierpiały, próbowano je zabić, przeżyły, doznały pomocy i ratunku. Ten pomnik i jego losy są kwintesencją Königsberg in der Neumark i Chojny. A przede wszystkim zżyły się już z mieszkańcami miasta. W podzięce za ratunek codziennie kłaniają się nisko i pozdrawiają dyskretnie przychodzących do kościoła przy ulicy Roosevelta. Jeśli więc chojeńskie anioły stały się „nasze” i swojskie, jeśli uznamy, że łączą one Königsberg z Chojną, to może warto byłoby przywrócić ten pomnik Chojnie i zadedykować go wszystkim, którzy w tym mieście żyli i żyją? Prawnym właścicielem postaci Wiktorii jest gmina Chojna, ponieważ pomnik stał na jej terenie. Właścicielem obelisku jest pan Hrynkiewicz, który gotów jest odsprzedać go Chojnie „jeśli miałoby to służyć dobrej sprawie”. Anioły wymagają pilnej kuracji (uzupełnień ubytków, naprawy uszkodzeń), a przede wszystkim zmiany makijażu: złota farbka służy im o wiele gorzej, niż szlachetna patyna miedzi! Ale po liftingu mogłyby znowu znaleźć się pod obeliskiem naprzeciw budynku byłego starostwa. Jeśli zaakceptujemy i zrealizujemy wspólnie ideę aniołów wspólnej pamięci, zrobimy coś dla nas samych. I wypełnimy tym samym moralny nakaz, który najtrafniej sformułował Jan Józef Lipski w eseju Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy: „Obejmując Pomorze Zachodnie, Gdańsk, Warmię i Mazury, Ziemię Lubuską, Dolny Śląsk i Opolszczyznę – staliśmy się depozytariuszami ogromnego dorobku niemieckiej kultury materialnej na tych ziemiach (…). 325 Przemysław Konopka Gdy przejmuje się zabytki kultury – można mówić tylko o depozycie. To, co należy do kultury jakiegoś narodu, pozostaje na zawsze jej dorobkiem i chlubą. Depozytariusz zaś bierze na siebie zarazem obowiązki. Po tym, czy je wypełnia, ocenia się poziom jego rozwoju cywilizacyjnego”1. Die Auferstehung der Engel An dem repräsentativen Ort in Königsberg/Neumark – an der Kreuzung der Bahnhof- und der Kaiserstraße (heute ulica Jagiellońska und Kościuszki) stand ein Denkmal, das den gefallenen während der Wiedervereinigungskriege 1864-1871 gewidmet war. Das Werk von bekannten Künstler - Georg Renatus Meyer-Steglitz - stellte vor einem Obelisk eine Gruppe dar: einen verletzten, liegenden Soldaten, die Göttin Viktoria, die ihm Palmenzweig reicht und eine weitere Viktoria, die auf der Rückseite unter dem Obelisk saß. Mindestens teilweise hat das Denkmal den Anmarsch der sowjetischen Armee überdauert. Zuerst verschwand spurlos die Figur des verletzten Soldaten. Am Anfang der 50. Jahre hat die Stadtverwaltung von Chojna entschieden – das Denkmal muss weg! Höchst wahrscheinlich kam der Befehl dazu von ganz oben: seit den 50. Jahren gab es in so genannten „wieder gewonnen Gebieten“ (Westpommern, Pommern, Schlesien) mehrere Wellen der kulturellen Säuberung. Alles, was auf die deutsche Kultur in diesen Regionen hingewiesen hat, sollte vernichtet werden. Die neuen Bewohner der Stadt haben die „Engelchen“, wie man die beiden Viktorias seit 1945 in Chojna nennt, gerettet und auf dem Vorkirchplatz aufgestellt, wo sie bis heute zu sehen sind. Der Granitobelisk lag zuerst längere Zeit im Gebüsch im Park, später (in den 70. Jahren) wurde es von der Stadtverwaltung an einen Steinmetz in Moryń (Mohrin) verkauft. Auf diese Weise wurde das Denkmal in Königsberg/Neumark ein Opfer der Politik. Trotz dem, das die neuen Bewohner der Stadt das Denkmal akzeptiert und gemocht haben, was zahlreiche private Fotos und Berichte beweisen. Die Geschichte des Denkmals in Königsberg/Chojna ist noch nicht komplett. Einerseits kann man noch nicht alle Fragen, die mit dem Denkmal zusammenhängen, beantworten. Zum Beispiel: Gab es wirklich zwei Viktorias am Obelisk (kein erhaltenes Fotos aus der Zeit vor 1945 beweist es)? Gab es auf Za pomoc w zbieraniu materiałów do tekstu serdecznie dziękuję pani Ewie Staneckiej, Wiesi Koladyńskiej, panu Wiesławowi Hrynkiewiczowi, panu Adamowi Kąkielowi, Maciejowi Ostrowskiemu, Michałowi Gierke i Radkowi Skryckiemu, a także Muzeum Rzeźby przy odlewni w Lauchhammer. 1 326 Zmartwychwstanie aniołów dem Denkmal nicht nur eine Widmung für die gefallen während der Kriege, sondern auch für die beiden Kaiser: Wilhelm den I und Friedrich den III? Warum hat man vor 1945 mehrmals die Umgebung des Denkmals verändert? Beide Göttinnen und Granitobelisk sind erhalten. Die Engel sind in Chojna „heimisch“ geworden. Vielleicht sollen sie zurück an ihren Platz samt Obelisk kehren, und zwar als „Engel des gemeinsames Gedächtnis“ der ehemaligen und heutigen Bewohner der Stadt? Wenn wir die Idee der „Engel des gemeinsames Gedächtnis“ realisieren, tun wir etwas für uns selbst. Und erfüllen wir dabei auch das Gebot von Jan Józef Lipski: „Wenn man Kulturdenkmäler übernimmt – kann man nur von einem Depositum sprechen. Das, was zur Kultur einer Nation gehört, bleibt für immer ihr Werk und ihr Ruhm. Ein Depositär übernimmt aber zugleich auch Pflichten. Und daran, wie er diese Pflichten erfüllt, misst man seine Kultur“ Übers. v. P. Konopka 327 328 Piotr Hajduk Taka jest wojna Kochana Córko! Chciałabyś, abym jak najwięcej spisał swoich wspomnień. Interesuje Cię chyba okres od 1 września 1939 r. do maja 1945 r., kiedy wojna się zakończyła. Chciałbym też Ci trochę napisać o mojej wsi, gdzie się urodziłem, wychowałem, uczyłem w szkole i mieszkałem do 1940 r., no bo w 1940 r. byłem już za Uralem. W 1956 r., kiedy miałaś trzy i pół roku, byliśmy w moich rodzinnych stronach z Tobą i z Krysią. Nie wiem, czy o tym pamiętasz. Jak przyjechaliśmy do Kowali, nie chciałaś wysiąść z wozu. Mówiłaś: „To nie jest nasz dom, wracajmy!”. Są to strony zamieszkałe dawniej przez kilka narodowości, jak: Polacy, Białorusini, Żydzi (ci mieszkali przeważnie w miastach, choć też była wieś żydowska Konstantynowo koło Różany). Niedaleko ok. 30 km od Bajek urodził się Tadeusz Kościuszko. Nie ma już śladu jego dworku, został spalony. Jest tylko kamień, gdzie stał dom, a na nim wyryty napis po rosyjsku, że urodził się tu Tadeusz Kościuszko – działacz polityczny. Jest to dezorientacja dla tych, co nie znają historii i nie wiedzą, kim był ten człowiek. Wybuch wojny W czasie, gdy broniła się Warszawa, a jednostki polskie walczyły z Niemcami nad Wisłą, 17 września 1939 r. Rosja, nie wypowiadając wojny, z drugiej strony od wschodu napadła na Polskę. Był to dzień (podobnie jak 1 września) pogodny. Po południu spotkałem kolegów, było już wiadomo, że ruszyła armia sowiecka. Pierwsze jechały czołgi. Było ich dość dużo, nawet nikt tego nie liczył. Nie zatrzymywały się. Później na samochodach jechała piechota. 329 Piotr Hajduk Posuwali się bez oporu, nikt ich nie zatrzymywał. Jechali od Słonimia, Różany, do Prużan, Kobrynia i chyba do Brześcia. W Brześciu 18 września urządzono powitanie i defiladę wojsk niemieckich i sowieckich. Na drugi dzień była już artyleria oraz piechota. Co to było za wojsko! To obraz nędzy i rozpaczy. Szare stare płaszcze, czapki ze szpicem u góry, buty ceratowe na gumowych podeszwach, do tego dziurawych. Żołnierze nosili długie karabiny na sznurkach albo parcianych paskach. Gdy stanęli obok naszej wsi, natychmiast rozbiegli się po domach, aby kupić mleka czy też słoniny, którą u nas miał każdy. Pamiętam, że sprzedawano kilogram słoniny po 2 ruble, bo kosztowała przedtem 2 złote. Przez pół godziny matka sprzedała połowę tego, co mieliśmy, a później powiedziała, że więcej nie ma, bo było ich w kolejce jeszcze kilku. Mówili, że przyszli ze wschodu, dać nam wolność, by nie gnębili nas obszarnicy i kapitaliści. Po ich prezentacji w dziurawych butach nawet mały dzieciak mógł zauważyć, jaka to będzie wolność. Nie dłużej jak po tygodniu, może dwóch, opustoszały sklepy tekstylne i spożywcze. Tłumaczyli, że mają trudności z transportem... Nastał dzień 22 czerwca 1941 r. Byłem już w tym czasie na Uralu. Radio podało, że Niemcy przekroczyli granicę ZSRR, bombardują miasta. Poprzednio na często organizowanych mityngach politrucy chwalili mądrość Stalina i partii. Wierzono w sojusz z Niemcami hitlerowskimi. Uznawano podział Polski za akt sprawiedliwości. Mówiono, że prędzej wyrosną im włosy na dłoni, niż Polska będzie wolnym państwem. Potępiano Zachód, a także Amerykę. Gdy wybuchła wojna z Niemcami, stosunek do Polaków zmienił kurs o 180 stopni. Już w lipcu 1941 r. do Związku Radzieckiego przyjechał premier Rządu Polskiego na emigracji Władysław Sikorski i zawarł układ z rządem radzieckim, a następnie umowę wojskową, na podstawie której została utworzona armia polska. Po porozumieniu Stalin – Sikorski wydano dekret Rady Najwyższej ZSRR o udzieleniu amnestii obywatelom polskim. W lutym 1942 r. zaczął się pobór do wojska. Nie wszystkim udało się stawić do poboru, niektórzy musieli zostać w zakładach pracy, skąd nie chciano ich zwolnić. Dużej liczbie osób nie udało się dojechać do miejsca poboru w Buzułuku.1 Polacy byli rozsiani po całym ZSRR. W wielu przypadkach utrudniano wyjazd, zatrzymywano pod byle pretekstem. Trafiłem do Buzułuku w końcu kwietnia 1943 r. W tym czasie zerwane już były stosunki rządu polskiego z rząMiasto w Rosji w obwodzie orenburskim, nad rzeką Samarą. W latach 1941-42 siedziba sztabu formującej się w ZSRR Armii Polskiej gen. Andersa. 1 330 Taka jest wojna dem radzieckim. Pobór do wojska polskiego wstrzymywano, a obywatelom polskim odbierano dokumenty. Armia Polska została skierowana na Bliski Wschód. Na jej bazie został utworzony 2. Korpus Polski, który od stycznia 1944 r. do końca wojny walczył na ziemi włoskiej. Tam też żołnierze polscy zdobyli wzgórze Monte Cassino, gdzie teraz u stóp klasztoru usytuowany jest cmentarz poległych żołnierzy 2. Korpusu Polskiego. Podczas zdobywania klasztoru na Monte Cassino byli tam też Antoni Zając i Józef Zioła, którzy po wojnie zamieszkali w Góralicach i często o tym wspominali. Uczestnicząc w bitwie, widzieli tylko maleńki odcinek frontu. Każdy z nich myślał tylko o tym, aby jak najszybciej dojść do celu. Dochodzą tylko żywi, musiano więc iść i chronić się zarazem. Trzeba mieć wyczucie i do tego szczęście, aby nie wychylić się pod kule, które podczas każdego ataku lecą jak pszczoły, gdy się roją, bo Niemcy nie strzelają na wiwat. Pozostają na miejscu, nie dochodzą do celu przeważnie ci, którzy wyszli pierwsi. Chociaż między tymi, co idą pierwsi, też duża część dochodzi do celu. Bohaterami zostają przeważnie ci, którzy są z tyłu i kierują frontem. W zgiełku walki nie dostrzega się bohaterów. Potem szybko się o nich zapomina, no bo wojna nie trwa tylko godzinę, ale całe lata. To jest tak jak w wierszu chyba Konopnickiej „A jak poszedł król na wojnę”, a dalej jest o Jasiu i o tym, jak wracali. Król wrócił zwycięzcą i grały mu surmy złote, Jasiowi nad grobem dzwoniły dzwoneczki liliowe. Taka jest wojna i taka jest o niej prawda. Już prawie 50 lat minęło od zakończenia II wojny światowej, a nie ma dnia, by gdzieś nie toczyła się walka. Wszyscy walczą o sprawiedliwość, tylko tak naprawdę nikt nie wie, gdzie ona. Po ewakuacji Armii Polskiej na Bliski Wschód do Iranu, wielu Polaków zostało jeszcze na terenie ZSRR. W końcu kwietnia 1943 r. powstał Związek Patriotów Polskich i jego staraniem zaczęto tworzyć Ludowe Wojsko Polskie, którego dowódcą został były szef sztabu Wojska Polskiego, nazywanego Armią Andersa, Zygmunt Berling. Do armii W maju 1943 r. rozpoczęto pobór do tworzącej się I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Nie zdążyłem się stawić do pierwszego poboru. Był on przeprowadzony przez wojenkomaty radzieckie. Tak naprawdę to po ewakuacji na Bliski Wschód dowodzonej przez Andersa Armii Polskiej, do tworzącej się nowo armii nie bardzo wszyscy się spieszyli. Dopiero w listopadzie trafiłem do I Dywizji im. T. Kościuszki w Sielcach nad Oką. Służyłem i walczyłem w tej jednostce od 19 listopada 1943 r. do 331 Piotr Hajduk 28 lipca 1945 r. Od 28 lipca 1945 r. służyłem w Pierwszej Grupie Operacyjnej Osadnictwa Wojskowego na Pomorzu, a konkretnie w Góralicach, gdzie Ty też się urodziłaś i spędziłaś część swego życia. W Góralicach poznałem Twoją matkę, która przyjechała jako repatriantka ze Wschodu. Ożeniłem się z nią w 1946 r. i tu zostaliśmy. Do Wojenkomatu w Buzułuku trafiła nas cała czwórka prosto z sali sądowej. Sądzono nas za to, że nie mieliśmy stałego miejsca zamieszkania. Dostaliśmy po 2 lata, ale z odprawką na front. Ponieważ byliśmy Polakami, musieliśmy pójść do Ludowego Wojska Polskiego, co też się stało. Rano przed sprawą dostaliśmy po 200 g chleba i rzadką zupę. Po sprawie już przed południem przyprowadzono nas do Wojenkomatu, ale bez obstawy. Zaraz doszło jeszcze czterech oficerów rosyjskich, rannych, wypisanych ze szpitala. Komendant wezwał ich pierwszych. Oficerowie zdjęli kurtki watowane całkiem nowe, zostawili w poczekalni i weszli do komendanta. Jeden z nas nazywał się Zygmunt Pilitowski i miał na sobie podobną kurtkę wojskową, tylko że starą i zniszczoną. Jak tylko oficerowie zamknęli drzwi za sobą, natychmiast zdjął swoją kurtkę, założył nową kurtkę oficera i wyszedł. Nie trwało to nawet 10 minut, jak wrócił bez kurtki, miał bochenek chleba. Położył chleb, włożył kurtkę i usiadł jak gdyby nigdy nic. Oficerowie wyszli, a gdy brakło kurtki, zrobił się ruch. Pilitowski wstał i najspokojniej w świecie powiedział: „Był tu toże wasz oficer i kurtkę wziął”. Wszyscy pobiegli szukać kurtki, ale chyba nigdzie jej nie znaleźli. Zawołano nas też wszystkich czterech do komendanta, ale my się nawet nie rozbieraliśmy. Trzech z nas skierowano do stacji Diwowo, a czwarty - Kola Gryszkiewicz został. Był cały opuchnięty, w więzieniu z głodu solił chleb, a później popijał wodą i wtedy człowiek puchnie. Ja natomiast, kiedy tylko było możliwe, starałem się wyjść do jakiejś pracy. W Sol-Ilecku2 stałem się bednarzem, robiłem beczki. Robił je mój ojciec i trochę z tego zapamiętałem. Pomogli mi też więźniowie Rosjanie, a także młody Żyd (blondyn), oni są przeważnie brunetami, nazywał się Daniel. Byłem prawie cały dzień na dworze na wolnym powietrzu, dostawałem 200 g chleba więcej i lepszą zupę. I tak w Buzułuku dostaliśmy suchy prowiant i komandirowkę do stacji Diwowo. Wsiedliśmy do pociągu w kierunku Sielc, na miejsce przybyliśmy nocą 18 listopada 1943 r. Wysiedliśmy z pociągu. Czekało na nas dwóch żołnierzy i porucznik. Zaprowadzili nas do baraków, gdzie stały drewniane piętrowe prycze, a w miejsce lampy stała łuska po wystrzelonym pocisku. Dawała tyle światła, że można było zobaczyć pryczę, na której ułożyliśmy się do snu. Rano pokazano nam drogę i poszliśmy piechotą do Sielc, do punktu zbiorczego nad Miasto w południowej Rosji, nad rzeką Ilek, na granicy między Europą i Azją, w obwodzie orenburskim, w pobliżu granicy z Kazachstanem 2 332 Taka jest wojna Oką. I znowu drewniany barak i prycze. Dano też śniadanie. Od tygodnia jadłem też pierwszy raz zupę – kapuśniak. Tego dnia przyjechali oficerowie różnych jednostek, aby uzupełnić swoje stany, bo było już miesiąc po bitwie pod Lenino. Byli z piechoty, z łączności, z czołgów. Zygmunt Pilitowski służył w wojsku przed wojną, przeszedł walki w 1939 r., powiedział nam, że możemy się zgłosić, ale jak będzie nabór do artylerii. Dopiero na trzeci dzień, gdy przyjechał oficer, by zwerbować dwie osoby do artylerii przeciwlotniczej, natychmiast zgłosiłem się z Józkiem Kalinką. Chłopak nie miał chyba jeszcze 18 lat. Stanęliśmy przed komisją. Porucznik od razu się na nas zgodził, bo do tego rodzaju broni potrzeba ludzi młodych. Zadanie musi być wykonane w sekundach. Nie było żadnych badań lekarskich, tylko pytanie: „Czy chcesz służyć w wojsku polskim?”. Naturalnie odpowiedź brzmiała: „Tak!”. No i tak trafiłem do Pierwszego Samodzielnego Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej I Dywizji im. T. Kościuszki. Dowódcą był major Włodzimierz Sokołowski - stary frontowiec, Polak urodzony w Rosji. Przyjął nas w swojej kwaterze w Sielcach. Wyglądał groźnie, szatyn z wąsami. Okazało się, że jest bardzo miły w obejściu. Opowiadał, jak w obronie Leningradu z zenitek trzeba było strzelać nie tylko do samolotów, ale także do piechoty i czołgów. Po rozmowie dostaliśmy obiad, a później przydzielono nas do pierwszej baterii SDAPlot, która stała na ochronie. I bateria! Dowódcą był porucznik Niewiarowski, bardzo miły i lubiany przez wszystkich. Przydzielono mnie do czwartego działonu na stanowisko obsługi trzeciego numeru. Musiałem ustalać szybkość i odległość samolotu. Trzeba było to robić szybko i do tego dwiema rękami na raz dwa mechanizmy. Dowódcą działonu był kapral Władek Bitkowski. Obsługę stanowili młodzi chłopcy i wszyscy bardzo zgodni. Nie pamiętam, aby się kiedyś o coś pokłócili; każdy robił swoje i to dokładnie. Kiedy później ruszyliśmy na front i przyszło się okopać, nawet dowódcy brali się za łopaty, aby nie być zaskoczonym przez samoloty. O bumelce i przerzuceniu roboty na innych nikt nawet nie pomyślał. Gdy przyszliśmy do Diwowa, szef pierwszej baterii Kruszyna wydał umundurowanie. Dostałem drelichowy mundur i spodnie też drelichy, płaszcz (wiatrem podszyty), trzewiki i owijacze. Ciepłego ubrania nie było (możliwe, że szef przehandlował). Wcześniej umundurowani mieli watowane spodnie, kufajki i walonki. Staliśmy niby na obronie, ale cały dzień trwały ćwiczenia z krótką przerwą na obiad, a później po kolacji urządzano próbne alarmy. Zima była ostra, a do tego zimny wiatr przenikał do kości. Mieliśmy w działonie jeden kożuch dla warty nocnej, który dawano dla mnie na dzień, ale zimno zawsze idzie od nóg, na których miałem trzewiki i drelichowe spodnie. Gorzej było nocą podczas alarmów, kiedy kożuch miał wartownik, toteż koledzy nie kazali mi wychodzić w nocy na alarm. Watowane spodnie, kufajkę i walonki dostałem dopiero w grudniu, kiedy 333 Piotr Hajduk naszą baterię przeniesiono do Sielc, a nasze miejsce zajęła druga. Dalej były ćwiczenia jak w Diwowie, z tym, że doszło jeszcze 15 minut gimnastyki na mrozie, rozebrani byliśmy do pasa bez koszulki. Ćwiczyliśmy do końca 1943 r. Tragiczny początek walki, czyli jak naprawdę jest na wojnie W noc sylwestrową, a było już po północy, tj. Nowy Rok 1944, zarządzono alarm nr 1, to znaczy zmiana miejsca postoju. Rozebraliśmy ziemiankę i z całym dywizjonem wyjechaliśmy na stację kolejową. Nie pamiętam jej nazwy. Wiał silny wiatr, sypało śniegiem tak, że trudno było spojrzeć. Załadowaliśmy działa i sprzęt, tj. samochody i amunicję na wagony odkryte, a żołnierze i oficerowie do wagonów towarowych. Przy każdym dziale na platformach wagonów stali wartownicy. W wagonach były piętrowe prycze, a na środku żelazny piecyk, w którym stale palono. Drewno wzięliśmy z Sielc. Po kilku dniach dojechaliśmy do stacji Poczynek. Wyładowaliśmy wpierw działa, a później pozostały sprzęt. Ustalono, że dyżury przy działach będziemy pełnić plutonami. Zaczął pluton pierwszy, a nasz drugi rozlokowano w domu blisko stacji. Mieszkała tam ludność białoruska. Pierwszy raz od ponad roku położyłem się w domu. Spanie w domu na podłodze jest o wiele lepsze niż w ziemiance. Ledwo się rozlokowaliśmy, a już usłyszeliśmy dźwięk samolotów niemieckich (byliśmy blisko frontu). Alarm i szybko się ubierać. Nim zdążyliśmy dobiec do dział, kilka samolotów już rzucało bomby. Jeden z samochodów włączył światło, został trafiony w skrzynię, kierowca przeżył. Pierwszy pluton już strzelał. Samoloty szybko zawróciły. Jeden z żołnierzy schował się ze strachu pod platformę działa. Podczas strzelania wyrzucane z lufy łuski pocisków trafiały pod platformę i poraniły go lekko. Było dużo śmiechu i żartów, no bo poza trafieniem samochodu żadnych szkód nie odnieśliśmy. Była też nauczka na przyszłość: nie można chować się jednemu, gdy pozostali są narażeni na bombardowanie. Nie spaliśmy już tej nocy. Zaczepiliśmy działa do samochodów i wyjechaliśmy do miejscowości Łaptiewo. Stacjonował tam sztab Pierwszej Armii Wojska Polskiego, a także inne jednostki. Była to duża wieś. Śniegu było około 1 metr grubości i tylko główne drogi odśnieżone. Od drogi do zaplanowanych stanowisk było chyba 500 m. Kopaliśmy tunele w śniegu, aby można było dopchać działa, bo dojazd samochodem był niemożliwy. Działa ciągnęliśmy i pchaliśmy ręcznie. Pracowali wszyscy, nie zważali na rangę. Nie było żartów, nalotu można było się spodziewać w każdej chwili. Na nasze szczęście nalotów nie było, śnieg spadł na niezamarzniętą ziemię. Wykopanie stanowiska było lżejsze. Od razu ustawiliśmy działa, przyniesiono amunicję i zaczęliśmy kopać i budować zie- 334 Taka jest wojna miankę. Było już dobrze rano, gdy skończyliśmy pracę. Kucharz miał w tym czasie gotowe śniadanie, ale spania już nie było. Następnej nocy spaliśmy spokojnie, tylko że każdy miał dwugodzinną wartę przy dziale. We wsi Łaptiewo była tylko jedna studnia, z której brali wodę mieszkańcy i wojsko. Była głęboka, na kołowrocie uczepione na łańcuchach były dwa wiadra i tak jak jedno było puste, szło w dół, to drugie pełne z wodą do góry. Wodę braliśmy tylko do kuchni. Na własne potrzeby, aby się umyć, albo coś wyprać, topiono śnieg w kociołkach stawianych na piecyku, który był w ziemiance. Palono drewnem, po które chodziliśmy do lasku świerkowego około 2 km. Surowe drewno ścinaliśmy i nieśliśmy na plecach, śnieg był zlodowaciały. Szło się po wierzchu. Na rozpałkę suszyliśmy przy piecyku, ale trzeba było uważać, aby się nie zapaliło. Uzupełnialiśmy czasem torfem, który składował w szopce nasz sąsiad – mieszkaniec Łaptiewa. On brał z jednej, a my z drugiej strony. Chodziłem też czasem po wodę do studni, a miałem jeszcze z cywila marynarkę i koszulę. Były dość dobre, nie dałem ich spalić w Diwowie. Po drodze wstąpiłem do domu, koło którego przechodziłem. Z zewnątrz wyglądał, że mieszkają tam trochę lepiej mający się ludzie. O zamożności nie było raczej mowy. Chciałem po prostu pohandlować, sprzedać marynarkę i koszulę. Gospodyni paliła w piecu chlebowym, tam też gotowała. Pokazałem jej towar, chciałem w zamian chleb. Zgodziliśmy się, że za marynarkę i koszulę da mi dwa chleby. Raptem z drugiego pokoju, jak się później dowiedziałem, wyszedł gen. Berling, który w tym domu miał kwaterę. Był tylko w koszuli, a na spodniach zauważyłem lampasy. Nie wiedziałem, że to generał. Zapytał mnie, jak długo jestem w wojsku, gdzie byłem w Związku Radzieckim. Powiedziałem, jak było, że od 19 listopada 1940 r. przyjechałem do Sielc z Buzułuku, a służę w Pierwszym Samodzielnym Dywizjonie Artylerii Przeciwlotniczej. Powiedział wtedy, że nie wyjechałem do Iranu, a ci, co wyjechali, będą walczyć od zachodu, a my od wschodu, tylko że my będziemy prędzej w Polsce, czekają tam na nas. Zaraz wyszedł do drugiego pokoju, jak gdyby nie słyszał poprzedniej rozmowy z gospodynią. Powiedziała, że to nasz generał. Słyszał chyba moją rozmowę z gospodynią. Wrócił i zaczął mówić, że mamy trudności z aprowizacją. Jesteśmy na cudzej łasce. Niemcy dużo zniszczyli, do tego ciężka zima, ale niedługo będziemy w kraju. Powiedziałem gospodyni, że po chleb wstąpię, jak będę szedł z wodą. Nie powróciłem jednak, nie byłem pewny, czy któryś z oficerów, którzy często tam bywali, nie zrobi raportu i zostanę ukarany. Po powrocie z wodą nikomu o tym nie mówiłem, dopiero po tygodniu opowiedziałem kolegom. Nie wszyscy byli pewni, że tak było. Nie miałem chęci ani potrzeby przekonywać ich. Na początku marca 1944 r. (dziwne, bo jeszcze była tam zima) zachorowałem na malarię. Powodem choroby był prawdopodobnie komar zimujący w torfie, który podkradaliśmy sąsiadowi na opał. Jest to ciężka, strasznie wynisz- 335 Piotr Hajduk czająca choroba. Jeden dzień gorączka, na drugi zimnica trzęsie człowiekiem. Jedynym lekarstwem były tabletki żółtej chininy o gorzkim smaku. Leżałem na izbie chorych aż do ponownego alarmu i wyjazdu na południe w stronę Kijowa. I tak jak niedawno w noc sylwestrową rozebrano ziemianki, też nocą wszystko załadowano na samochody. Wyjechaliśmy do stacji kolejowej Poczynok. Na podstawione wagony załadowaliśmy działa i sprzęt. Działa mocowaliśmy grubymi gwoździami do podłóg wagonów, aby w razie potrzeby można było strzelać do samolotów. Zabezpieczyliśmy amunicję przy każdym dziale. Mieliśmy przy załadunku krótkie spięcie z rosyjskim majorem (prawdopodobnie komendantem miasta). Przyszedł do nas i zażądał, abyśmy zostawili deski, które były z naszych rozebranych w Łaptiewie ziemianek. Twierdził, że to są ich deski. Innych desek poza tymi nie mieliśmy. Pojawił się szef 2. plutonu Władysław Balcer i powiedział, że deski są nasze jeszcze z Sielc, będą nam potrzebne i w Poczynku ich nie zostawimy. Major chwycił za kaburę i powiedział, że jak nie oddamy, budiet strielat. Szef rozpiął mundur i powiedział: „Nie strzelałeś na froncie do wroga, strzelaj do sojuszników”. Major się odwrócił i do końca załadunku widać go nie było. Okazało się później, że deski użyli ci z pierwszego plutonu, a major trafił na drugi. Ważne, że skończyło się bez zwady. Pociąg nasz ze stacji Poczynok ruszył rano, często stawał na różnych małych i większych stacjach. Była ładna słoneczna pogoda. Zbliżały się święta wielkanocne, które wypadały 8 kwietnia. Jak tylko pociąg się zatrzymywał, wyskakiwaliśmy na stacji kupić jajek, aby zgodnie z tradycją, podzielić się z kolegami. Nie jedliśmy konserw mięsnych z myślą, aby więcej mieć święto obfite i uroczyste. Zatrzymaliśmy się na stacji Darnica3. Nic nie zapowiadało, by noc z 7 na 8 kwietnia 1944 r. miała różnić się w jakiś sposób od innych nocy i by upamiętnić się miała jakimiś niezwykłymi wydarzeniami. Stacja kolejowa w Darnicy zatłoczona była wojskowymi pociągami, gdy w południe 7 kwietnia przybył transport pierwszej i trzeciej baterii oraz plutonu PMK (przeciwlotniczych karabinów maszynowych). I SDAPlot zatrzymał się na jednym z bocznych torów. Był piękny słoneczny dzień (pogoda była ładna od Poczynku do Darnicy), gdzieniegdzie leżały resztki brudnego śniegu. Powiadomiono, że wolno wysiadać z wagonów, że zostanie zmieniony parowóz, a w Darnicy dywizjon spożyje obiad. Była to bardzo pożądana przerwa w nużącej podróży, toteż żołnierze ochoczo wysypali się z wagonów. Na postoju zabrali się do mycia, podszywania kołnierzyków, czyszczenia butów i setki innych czynności żołnierskich. Oficer dyżurny z komendantem transportu wysiedli również i poszli dowiedzieć się, jak długo potrwa 3 Wieś w pobliżu Kijowa, obecnie dzielnica miasta 336 Taka jest wojna postój. Zawiadowca stacji poinformował ich, że wkrótce pociąg odjedzie na stację przeładunkową za Dnieprem, gdyż Darnica była często bombardowana przez lotnictwo nieprzyjacielskie. Zawiadowca był zdenerwowany, dwoił się i troił, aby jak najprędzej „odkorkować” stację i puścić transport w dalszą drogę. Nie było to jednak łatwe i mimo jego wysiłków postój się przedłużał. Po południu ogłoszono alarm przeciwlotniczy, który podziałał na żołnierzy niczym kubeł zimnej wody. Nieprzyjaciel nie zapomniał o Darnicy i wysuwał swe rozpoznawcze macki. Nad stacją przeleciały dwa samoloty FW 187 na wysokości ok. 7000 m. Wykonały zakręt i odleciały na zachód, pozostawiając za sobą dwie białe smugi, które długo jeszcze były widoczne na niebie. Były to samoloty rozpoznawcze, których pojawienie się nie wróżyło nic dobrego. Artyleria przeciwlotnicza ognia do nich nie prowadziła, leciały poza jej zasięgiem. Wydano zarządzenie dotyczące wzmocnienia gotowości bojowej i wprowadzono nocny dyżur na sprzęcie w gotowości do otwarcia ognia w razie nalotu. Dyżur zaczął pełnić pierwszy działon, którego dowódcą był kapral Stanisław Dębniak – obecnie pułkownik dypl. w stanie spoczynku. Już od wieczora wszystkie działony znajdowały się na platformach wagonów przy armatach, które dokładnie przygotowały do działania. Przygotowano i załódkowano po dwie skrzynie amunicji, której starczało na prowadzenie ognia przez jedną minutę. Na samochodach załadowanych na platformach wagonów stały przeciwlotnicze karabiny maszynowe z dyżurnymi obsługami. Czekaliśmy na odjazd. Dawało się odczuć ogólne podniecenie potęgowane faktem zatrzymania transportu na stacji. Denerwowała się większość załogi, jakby przeczuwając, że tej nocy stanie się coś niedobrego. Jedynie Franciszek Górski - żołnierz, który brał udział w wojnie w Hiszpanii, pocieszał, mówiąc: „Lawiony nie takie są straszne, w Hiszpanii tyle ich było, a ja żyję”. Zdenerwowanie wzrosło, gdy dowiedzieliśmy się od obrony przeciwlotniczej stacji, że był to już drugi lot rozpoznawczy tego dnia. Świadczyło to, że Niemcy interesowali się węzłem kolejowym i że ewentualny nocny postój zakończyć się może bombardowaniem. Słońce chyliło się ku zachodowi, nadchodził zmrok, a polski transport, mimo dalszych interwencji u zawiadowcy stacji, nie ruszał z miejsca. Wobec ogromnego nagromadzenia innych pociągów wojskowych nic nie zwiastowało rychłego odjazdu. Kilka pociągów wprawdzie odjechało, ale na ich miejsce wtoczyły się inne od strony Kijowa. Był też z poborowymi do Wojska Polskiego, jadący do Sum. Możliwość nocnego nalotu w czasie postoju niepokoiła również dowódcę pierwszej baterii Kanonienkę. Jeszcze przed zapadnięciem ciemności odbył on odprawę z dowódcami i zastępcami dowódców plutonów. Ustalił zwiększenie gotowości bojowej. W razie alarmu dowódca pierwszego plutonu por. Rekuć obejmie dowództwo z tyłu transportu. Nakazał współdziałanie ze stałą obroną stacji – radzieckimi pułkami przeciwlotniczymi, stojącymi w obronie mostów 337 Piotr Hajduk na Dnieprze i stacji. Opodal na wzgórzu obok naszego transportu, przy torach kolejowych stała małokalibrowa bateria przeciwlotnicza, obsługiwana przez dziewczęta – żołnierzy armii radzieckiej. Nic nie wskazywało na to, że wszystkie te przygotowania, najzupełniej uzasadnione, będą rzeczywiście potrzebne. Żołnierze starali się zachowywać beztrosko. Pomiędzy długimi ciemnymi sznurami pociągów rozlegały się wielojęzyczne piosenki: ukraińskie, rosyjskie, gruzińskie, kazachskie. Polacy też nie pozostali bezczynni. Ogniomistrz Kruszyna na harmonii wygrywał melodie krakowiaków, polek. Żołnierze śpiewali piosenki znane jeszcze z Polski. Wieczór był ciepły, wiosenny, pogoda idealna, do późnych godzin dochodziły odgłosy śpiewów, tańców i wesołej zabawy. A jednak mimo pozorów nastrój ten był męczący, mącony wzrastającym niepokojem u bardziej doświadczonych i rozważniejszych żołnierzy. Dyżurne obsługi dział i WKM były na swych stanowiskach, inni żołnierze szykowali się do snu. Po godzinie 10 wieczorem było już spokojnie, cichły ostatnie odgłosy. Stojąc przy działach, poczęto wspominać swych najbliższych, gawędzić o wszystkim. Starano się naprawić zepsutą baterię. Na zakończenie zeszliśmy na temat jedzenia, wszyscy byli głodni (młode organizmy, normy jedzeniowe głodowe). Wymieniano najrozmaitsze potrawy, a ktoś głośno zaczął myśleć: „Jak przyjadę do domu na urlop, zapukam do drzwi, Mania otworzy i krzyknie: Janek! Rzuci się do mnie witać. A ja powiem: Mania jeść! Dopiero później serdecznie się przywitam”. Przed północą zauważyliśmy ogień artylerii przeciwlotniczej w kierunku Fastowa oraz usłyszeliśmy głuche wybuchy bomb. Kilka bliższych ogni gdzieś za Kijowem świadczyło, że lotnictwo nieprzyjaciela było czynne. O 12 w nocy oficer dyżurny zarządził zmianę dyżurnych działonów. Zostawiliśmy przy dziale wartownika i poszliśmy spać. Do spania nie rozbieraliśmy się, zdjęliśmy tylko buty. W wagonie było ciepło i przytulnie. W piecyku stale podtrzymywano ogień. Zmęczenie, przeżycia z całego dnia zrobiły swoje, usnąłem. Cisza i spokój wiosennej nocy. I nagle z kierunku Kijowa pojawiły się błyski, ogień artylerii przeciwlotniczej. Błyski przybliżały się i rozświetlały ciemność nocy. Jeszcze chwila i pojawiły się nad Kijowem, a parę sekund szum motorów samolotowych mieliśmy w Darnicy nad nami. Zawyły przeraźliwie syreny parowozów, ponuro zadźwięczały gongi. Głośny krzyk: „Alarm! Pierwsza bateria do dział!”. Zakotłowało się przy drzwiach wagonu. Żołnierze zrywali się z posłań, ubierali się w niesamowitym tempie, wyskakiwali z wagonów. Jedni biegli wzdłuż transportu, inni w ukryciu przygodnych schronów i okopów, jeszcze inni do dział i karabinów maszynowych. Słowo alarm jak magnes postawiło na nogi. Szybko wciągnąłem buty, aby dobiec jak najprędzej do działa. Biegłem co sił na koniec transportu, gdzie na platformie stała nasza zenitówka. Trwało to sekundy. Wszyscy stanęli na platformie, szybko zdjęto pokrowiec i bez komendy każdy stanął na swoim miejscu do obsługi 338 Taka jest wojna własnego numeru. Byłem numerem trzecim, nastawiłem szybkość i odległość do celu, to znaczy do samolotów. W nocnym strzelaniu w normalnych warunkach, kiedy bateria jest okopana na stanowisku, ustawiłem szybkość 2000 i odległość 1600 (tak się ustawiało w strzelaniu nocnym, kiedy cel nie jest widoczny). Nad stacją rozległy się charakterystyczne odgłosy silników. Obładowane bombami samoloty nadciągały nad cel. Najgorsze są te pierwsze chwile przed akcją, gdy człowiek wyrwany ze snu, staje oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem, gdy musi opanować w sobie zwierzęce pragnienie ucieczki. Nad Darnicą zaczęły krążyć samoloty wyrzucające „żyrandole”. Na ciemnym niebie błyszczały różnorodne choinki oświetlających bomb, opadających na spadochronach. Z dołu od strony Kijowa widać było ostre świetliki pocisków przeciwlotniczych, strzelały 37 mm działa a także bateria 85, których salwy rozchodziły się echem wśród kwietniowej nocy. Rozdzierały ciemności silne, kilkumetrowej długości promienie reflektorów przeciwlotniczych. Od czasu do czasu w ich świetle pobłyskiwały stalowe cielska junkersów wykonujących ewolucje, bojąc się „ukłuć” reflektorów. Dowódca baterii por. Kanonienko dowodził działami z tyłu transportu, gdzie stał mój działon czwarty. Rozległy się twarde spokojne słowa komendy, tak spokojne i pewne, iż żaden z żołnierzy nie zawahał się na sekundę, odleciał strach. „Ognia, ognia chłopcy!”. Ciężki to był nalot, skoncentrowany i skuteczny, ale napotkał też opór. Od zawieszonych rakiet widać było nawet igłę, oślepiał blask. Pierwsza komenda: „Do rakiet ognia!”. Pierwsze wystrzały, celownice korygują je, nanoszą poprawki. Pociski zenitówek trafiają cel, rakiety lecą w dół i gasną. Na ich miejsce pojawiają się nowe i coraz gęściej. Brakuje amunicji, pada rozkaz dowódcy baterii (który jest przy mnie), że trzeci i czwarty numer ma dostarczyć amunicję z wagonu, który jest w środku transportu. Z miejsca skaczemy z wagonu, byłem nr. 3 i szybko lecimy do wagonu z amunicją. Dołączają do nas szef plutonu Balcer, cały zwiad, łączność, obsługa dział trzeciej baterii 85. i wszyscy, co nie są potrzebni przy ostrzelaniu. W artylerii przeciwlotniczej tylko raz dostaje się komendę: Ognia! Później każdy działon prowadzi ogień samodzielnie. Zdążyłem obrócić 2 razy, przyniosłem 2 skrzynki amunicji po 30 sztuk, przynosili też inni. Gdy przyniosłem drugą skrzynkę, zaczęły padać bomby. Podałem skrzynkę, skoczyłem za wagon, aby pomóc w ładowaniu pocisków do łódek, za mną cały sznur kolegów podawał. Poleciały bomby na nasz pociąg, padały dookoła. Jedna trafiła wagon z amunicją, zaczęły rwać się pociski, nie było dostępu, wagon palił się. Na platformę z działem nr 3 pada bomba, wybucha. Działo milknie, zostało zmiecione z platformy z całą obsługą, która ginie na miejscu. Zginął porucznik Kanonienko, stojący obok platformy. Ciężko ranny został porucznik Rekuć (stracił wzrok). Byłem wtenczas na ostatniej platformie obok działa trzeciego. Podmuch zrzucił mnie z wagonu. Byłem kontuzjowany, ale cały. Nie czułem 339 Piotr Hajduk bólu, nic nie słyszałem, na głowie nie miałem czapki. Bomby padały dookoła jedna za drugą. Leżałem obok wagonu, nie mogłem podnieść głowy. Zobaczyłem, że nie ma już trzeciego działa. Z naszego czwartego wszyscy już byli ranni. Z drugiego i trzeciego działonu został żywy tylko Józef Tumasz. Niósł w tym czasie amunicję. Działa uszkodzone, obsługa ranna. Pomoc była niemożliwa, dokoła rwały się bomby. Pociąg nasz stał z boku blisko stacji. Odczołgałem się za budynek, tam też padały bomby. Blisko był las. Zbudowano tam schrony z grubych kloców drewna, ułożonych w poprzek w kilka rzędów. Chciałem wejść, jednak było tam już dużo ludności cywilnej. Nagle straszny gwizd lecącej prosto z góry bomby. Zdawało się, że spadnie na mnie. Odskoczyłem w bok, położyłem się na ziemi. Upadła blisko, poczułem silny podmuch. Ukryć się nie było gdzie. Wstałem, podbiegłem kawałek i wpadłem wprost na radzieckiego oficera, który stał u wejścia do ziemianki. Chwycił mnie za ramię i wciągnął do środka. Powiedział: „Nużno pierieżdat bombardirowku, nie wychadi iz ziemlanki!”. Było to niedaleko stacji, ci z ziemianki, jeszcze w dzień widzieli, że stoi tam pociąg artylerią przeciwlotniczą. Słyszeli też, jak strzelaliśmy do samolotów. Pozostałem z nimi, dokąd nie przestały padać bomby. Oficer w drzwiach nie pozwalał nikomu wyjść. Co chwila rwały się pociski w płonących wagonach. Trudno opisać to, co zobaczyłem, gdy wróciłem do swego transportu. Jeden tylko schron ocalał. W pozostałe trafiły bomby o dużej sile wybuchu. Stały porozdzierane, niektóre na sztorc. Ze środka słychać było przerażające krzyki zamkniętych. Dookoła wybuchały jeszcze bomby. Aby ratować ludzi, trzeba było najpierw wyciągnąć poszarpane bale drewna. Tylko dzięki Opatrzności nie wszedłem do tego schronu, lecz odskoczyłem dalej, gdy oddalałem się od pociągu podczas bombardowania. Doktor Kasztelański i sanitariusze udzielali już pomocy rannym. Z Kijowa przyjechały samochody sanitarne. Zostali zabici, których należało pochować. Paliły się wagony, rwały pociski, gasić pożarów nie było czym. Setki wagonów rozbitych, wyrzuconych z torów. Dużo ciał było zwęglonych, trudnych do zidentyfikowania. Szczątki szefa plutonu poznałem po granatowych spodniach. Leżał obok wagonu, a dokoła rozrzucone pociski, które niósł, kiedy spadła na trzeci działon bomba. Po drugiej stronie leżał porucznik Kanonienko. W moim czwartym działonie wszyscy byli ranni, w trzecim też. Z drugiego działonu żywy pozostał Michał Tumasz, pozostali z dowódcą zginęli. Józek Kalinka, ten, co ze mną trafił do I PDAPLotu z pierwszego działonu, został ciężko ranny w brzuch, zmarł zanim udzielono mu pomocy. Był najmłodszy, wszyscy bardzo go lubili, zawsze uśmiechnięty, nigdy nie narzekał. Teraz mówił, że jest mu zimno. Przyszedł do wojska z Syberii, dokąd był wywieziony 1940 r. wraz z rodziną. Chciał żyć, nie- 340 Taka jest wojna stety, odłamek bomby uśmiercił go. Porucznik Feliks Rekuć – Polak urodzony w Moskwie chciał też zobaczyć Polskę. Byli też żołnierze z różnych stron Rosji, których rodziców wywieziono z Polski jeszcze za caratu. Wychowani zostali w duchu polskości, mówili po polsku. Chcieli dojść do kraju, niestety, tu zostali. Zginęli też młodzi chłopcy, których w 1940 r. wcielono do Armii Czerwonej, a później powołano do Wojska Polskiego. Na pagórku niedaleko stacji został głęboki lej po bombie. Tam zrównaliśmy trochę ziemię i pochowaliśmy kolegów. Grób zaścieliliśmy płaszczami żołnierskimi. Nikomu nie zrobiono trumny. Zabitych do grobu noszono na płaszczach, pałatkach, składano i przykryto też płaszczami. Na mogile ustawiliśmy krzyż brzozowy. Odmówiliśmy pacierze. Wystrzelono trzy salwy karabinów. Takie było pożegnanie kolegów bliskich jak rodzina, bo nic tak nie łączy ludzi, jak ciężko przeżyte dni i noce w biedzie, cierpieniu, dokąd człowiek nie przestał być jeszcze człowiekiem. Widziałem w życiu też takich, którym pozostał tylko instynkt samozachowawczy, zwierzęcy, aby tylko żyć nawet za cenę innych, zdawało się bliskich sobie osób. Darnica był to, jak nazywają, chrzest bojowy, który przeszedł nasz PSDAPlot. Powracam często myślą do tego tragicznego dnia 8 kwietnia 1944 r. Ściska coś za gardło, trudno o tym mówić. Szukam odpowiedzi, czy możliwe było zapobiec tak dużym stratom. Czemu nie zastanowiono się w porę, nie przeciwdziałano i nie przewidziano skutków? Czemu nie zadbano bezpieczeństwo żołnierzy i sprzętu? O ile zaczęto strzelać, należało przede wszystkim bronić swego transportu, strzelać w kierunki, jak stał nasz pociąg. Nikt z nas nie spodziewał się nalotu, nie wyłączając dowództwa. Dzień wcześniej wszyscy myśleli o zbliżających się świętach Wielkanocy. Nikt nie spodziewał się, że nocą 8 kwietnia trzeba będzie walczyć, a wielu z nas ich nie doczeka. W południe, gdy pojawiły się samoloty zwiadowcze wroga, dowództwo i żołnierze łudzili się nadzieją, że jeszcze 7 kwietnia nasz pociąg pojedzie do Kijowa. Szef sztabu kapitan Witkowski wyjechał do Kijowa, zamierzając nakłonić władze kolejowe, aby szybciej przepuściły nasz pociąg. Nie doszło do tego ani w dzień, ani do północy. Jako przeciwlotnicy w czasie nalotu nie mogliśmy stać bezczynnie. Nie honor, gdy z góry lecą bomby, przyglądać się temu z ukrycia. Nie było i tak miejsca na ukrycie. Wszystkie transporty radzieckie, a było ich około 20, też stały na całej stacji. Popełniono jednak błąd, strzelając na początku tylko do rakiet. Gdy zaczęliśmy strzelać, lotnicy od razu nas odkryli, a każdy chce się pozbyć wpierw wroga, który jest niebezpieczny dla niego. Tym niebezpieczeństwem był nasz dywizjon, bo jednostka radziecka złożona z młodych dziewcząt, przy pierwszych bombach zaprzestała obrony, no bo i niewiele mogła obronić, mając działka małego kalibru, więc największe bombardowanie ściągnęliśmy na siebie. Stało się tak, jak się stało i po tym, jak pochowaliśmy 341 Piotr Hajduk swych kolegów, przyjechał dźwig z Kijowa i przestawił ocalałe wagony i sprzęt na naprawiony obok tor. Z baterii wzięliśmy dwa działa (dwa były zniszczone), doczepiono parowóz i wyjechaliśmy do Kijowa, gdzie wyładowaliśmy swój sprzęt wojskowy. Dalej samochodami wyjechaliśmy do miejscowości Trojanow. Tam też wykopaliśmy stanowiska dla dział. Jeszcze tego samego dnia zbudowaliśmy ziemianki. Dołączono do nas jeszcze jedno działo z drugiej baterii, mieliśmy teraz w baterii 3 działa. Taki był początek mojej walki. Doszedłem aż do Oranienburga, 8 maja w Biesenthalu ogłoszono koniec wojny, o dalszej drodze napiszę później. Różne były chwile, ale tak tragicznych jak pierwsza walka nie przeżywaliśmy. Wartę pełnili żołnierze z 2. baterii, którzy nie byli w Darnicy, bo wyjechali wcześniej z Chopniowa ze sztabem I Korpusu. Żaden z nas nie miał całkowitego umundurowania. Wyskakiwaliśmy z wagonu, zostawiając płaszcze, ubrania i inne osobiste rzeczy. Wagon spalił się, nie zostało nic. Wyglądaliśmy jak partyzanci. Na drugi dzień przyjechał do nas na baterię generał Berling. Było to wczesnym rankiem, nie mogłem spać, wyszedłem z ziemianki. Zobaczyłem, że jechał na koniu, a za nim w asyście jakiś pułkownik. Na warcie stał kapral Michał Karpowicz z 2. baterii. Z daleka nie było widać, kto jedzie. Z ciekawości podszedłem bliżej do wartownika. Gdy jeźdźcy byli już blisko, poznałem generała. Pamiętałem go jeszcze Łaptiewa, gdy chciałem pohandlować marynarką, w czym mi niechcący przeszkodził, no bo nie miałem ochoty wrócić do gospodyni jeszcze raz. Ranek był chłodny, Karpowicz trzymał automat na ramieniu, a ręce miał w kieszeniach. Gdy generał zrównał się z Karpowiczem i skręcił konia na stanowisko baterii, ten krzyknął, jakby się przestraszył (myślał pewnie, że pojedzie dalej tą polną drogą): „Stój, gdzie jedziesz?!”. Generał zaśmiał się głośno i powiedział: „Do was, obywatelu kapralu!”. Wjechał konno na baterię, gdzie wszyscy prawie jeszcze spali. Ja też szybko wszedłem do ziemianki i zbudziłem kolegów. Powiedziałem, że na baterii jest generał Berling. Spał z nami dowódca 2. plutonu porucznik Kaliniewicz, zerwał się i wyszedł przed ziemiankę, a gdy zobaczył generała, nie wiedział, jak się zachować. Ubrany był tylko w ruską wojskową rubaszkę (koszulę ze stójką). Krzyknął: „Alarm!”. Nie bardzo mu to wyszło. Berling powiedział: „Nie trzeba, nie róbcie alarmu”. Jednak cała bateria się obudziła, wszyscy wyszli z ziemianek, widok tego wojska był żałosny. Jedni w kufajkach, inni w letnich mundurach, bo tylko takie mieliśmy, brakowało nawet czapek. Każdy miał na sobie tylko to, w czym wyskoczył z wagonu podczas alarmu. Pierwszy zaczął mówić generał Berling. Wiedział już o nocy 8 kwietnia, że nasz dywizjon, stojąc na stacji Darnica, bronił jej podczas nalotu. Powiedział, że wojska radzieckie, które wtedy były razem z nami na stacji, podziwiają odwagę Polaków, ich determinację, z jaką walczyli. W Darnicy zgi- 342 Taka jest wojna nął dowódca baterii Kononienko. Generał rozkazał przyjąć dowództwo zastępcy podporucznikowi Tatarskiemu, który nim został do końca wojny, awansował na kapitana. Rozkazał również, by wysłano szefa po umundurowanie. Na drugi dzień mieliśmy już mundury i wkrótce wyjechaliśmy do Kiwerc na Wołyniu, gdzie pierwszy raz po dwóch latach poszliśmy do prawdziwej łaźni i porządnie umyliśmy się. W Kiwercach otrzymaliśmy nowe uzbrojenie, a także dopełnienie stanu osobowego. Byli to Wołyniacy z okolic Łucka. Niektórzy z nich służyli w artylerii przeciwlotniczej przed wojną. Od nich przyswoiliśmy części uzbrojenia nazywane po polsku. Uprzednio nasi instruktorzy nazywali je po rosyjsku. Zajęliśmy stanowiska blisko torów kolejowych, gdzie wyładowywały się jednostki polskie ze Smoleńszczyzny i z Sum. Pierwszej nocy nie spaliśmy wcale. Prawie bez przerwy leciały nad nami samoloty na wschód. Strzelaliśmy ogniem zaporowym. Następne noce były podobne, a w dzień trudno było zasnąć. Staliśmy tam tydzień, stamtąd wyjechaliśmy do miejscowości Chopniów, gdzie stacjonował sztab I Armii WP. Odwiedziła nas Czołówka Filmowa. Mieli robić zdjęcia do filmu dokumentalnego. Kompletna obsługa pozostała w pierwszym działonie, a że byłem w tym działonie jako numer trzeci, ustąpiłem Piotrowi Makuchowskiemu, którego dobrze znasz, ponieważ w Darnicy obsługiwał ten nr 3. Ja w Darnicy obsługiwałem też nr 3, lecz w czwartym działonie, którego obsługa cała była ranna i w tym czasie leżała jeszcze w szpitalu. Nie wszyscy do nas wrócili. Czołówka zaczęła robić zdjęcia i nagrywać do filmu. Chcieli nagrać strzelanie z dział do samolotów. Padła komenda: „Do samolotu nad 6!” (tj. punkt orientacyjny, wszystkich było 12) Podano szybkość i odległość, gdy wszystkie numery podały: „Gotów!” – a jest to zawsze prawie jednocześnie, padło słowo: „Ognia!”. Operator filmowy w tym czasie przesunął się blisko lufy działa, nastąpiły wystrzały. Operatora ogłuszyło, zdjęcia i nagrania nie wyszły, a szkoda. Nie chciano powtarzać jeszcze raz. Przekraczamy Bug Odwiedził nas też teatr wojskowy. Latem zostawiliśmy chłopaków i ruszyliśmy na zachód, mijaliśmy miasta: Równe, Dubno, Łuck i inne. Bug przejechaliśmy po moście pontonowym. Bateria zjechała z drogi, jej dowódca podał komendę: „Obsługa do dział!”. Gdy już była gotowa, padła komenda: „Kierunek celu wschód, kąt podniesienia 45 stopni, bateria trzy serie pojedynczymi: ognia!”. Bateria oddała trzy strzały tak jak w piosence: „Salut daj na wschód, na zachód marsz!”. Ruszyliśmy w stronę Chełma, staliśmy na odkrytych działach, każdy na swoim miejscu. Po drodze całe łany niedojrzałych zbóż skoszone, celowo znisz- 343 Piotr Hajduk czone przez okupanta. Byliśmy w Chełmie. Na ulicy pełno ludzi, zewsząd okrzyki: „Niech żyje Wojsko Polskie. Niech żyje Polska!”. Rzucano kwiaty, papierosy, słodycze. Tutaj poczuliśmy się naprawdę jak u siebie w domu. Za miastem zajęliśmy stanowiska. Pojawił się samolot zwiadowczy, dobrze znany z Darnicy. Leciał nisko. Szybko do dział i komenda: „Ognia!”. Nie zdążono nawet podać danych, zresztą nikt na to nie czekał. Taka okazja, aby samolot mieć blisko i nisko, zdarza się rzadko. Wszystkie działa na raz dały ognia. Samolot znalazł się w ich ogniu, poleciał w dół i zniknął., Obiekty tego typu prawie nigdy nie latają niżej niż 4 tysiące metrów, nie sięgają ich zenitki 37 mm. Tym razem zlekceważył zasadę, widać był pewien, że nie ma w pobliżu artylerii przeciwlotniczej. Stanęliśmy obok wsi, stanowiska trzeba było kopać na polu. Przyszli chłopi z kosami i tam, gdzie było tylko konieczne, wykosili zboże jeszcze zielone. Pomagaliśmy im je zebrać. Nadawało się do karmienia inwentarza. Zamiast ziemianek postawiliśmy namioty. Nie zagrzaliśmy tu miejsca, na drugi dzień ruszyliśmy w kierunku Lublina. W Lublinie, tak samo jak w Chełmie, staliśmy przy działach. Było upalnie, pełno ludzi na ulicy, na balkonach, w oknach. Zorganizowano defiladę. Szły wszystkie rodzaje broni: artyleria, broń pancerna, piechota różnego rodzaju, fizylierzy, kobiety fizylierki jeszcze z Sielc. Owacje jeszcze większe i głośniejsze niż w Chełmie. Jechaliśmy bardzo wolno. Podawano żołnierzom kwiaty i inne rzeczy, każdy coś otrzymał, ja dostałem czekoladę i papierosy. Po defiladzie pojechaliśmy do Milejowa. Byliśmy tam pierwsi jako jednostka polska. Stanęliśmy na rynku, od razu ustawiając działa gotowe do strzelania. Władze już były tam uformowane. Rozmawiali z dowództwem, a także z żołnierzami. Wszyscy byli ciekawi, kim jesteśmy. Rozmowy były naprawdę serdeczne, cieszyli się jedni drugimi. Na baterii w środku był porucznik Kaliniewicz, urodzony w Mińsku, słabo mówił po polsku, unikał rozmowy. Chociaż też był Polakiem, nie mógł języka polskiego używać w ZSRR. Nagle na małej wysokości pojawiły się trzy samoloty. Z sylwetek były całkiem podobne do niemieckich samolotów bombardujących typu junkers. Obsługa była koło dział. Kaliniewicz, no i prawie wszyscy byli pewni, że to junkersy. Komenda: „Do samolotów ognia!”. Samoloty były już nad nami, a gdy nas minęły, dostały po ogonach. Natychmiast poleciały zielone rakiety z samolotu, co świadczyło, że to są nasi. Każdego dnia były podawane kolory rakiet jako znak, że do tego samolotu nie należy strzelać. Lotnicy chyba wcześniej zauważyli, że nasze zenitki szykują się do strzelania i szybko wystrzelili rakiety. Były to amerykańskie bostony, nie znaliśmy ich sylwetek, dopiero później nam je pokazano. Brały one udział w walce po naszej stronie. Z Milejowic ruszyliśmy w stronę Puław, a stamtąd do Bałtowa. Zakotwiczył się tam sztab I Armii. Wieś położona blisko Wisły, a za Wisłą byli Niemcy. Na polu stały kopki zżętego żyta, między nimi wyznaczono stanowiska. 344 Taka jest wojna Gdy zaczęliśmy okopywać działa, przyszedł gospodarz z pretensją, że nakopiemy mu dołów na polu, zostawimy i sami odjedziemy, a on będzie musiał te doły sam zasypywać. Nie było czasu na dyskusję, widać było Wisłę, a za nią byli Niemcy. Spodziewaliśmy się najgorszego, przed nami nie było żadnej linii obronnej. Chcieliśmy (to było pragnienie żołnierza, który widzi z naprzeciwka nieprzyjaciela) jak najszybciej wejść do okopu, który najpierw należało wykopać samemu i dobrze zamaskować. Gdy gospodarz nie chciał usunąć się z pola i przeszkadzał, Staszek Sobieski z naszego działonu wyjął wycior z karabinu i dwa razy pociągnął gospodarza po spodniach. Ten szybko uciekł i nawet się nie oglądnął. Mieliśmy rozkaz zamaskować stanowiska, a strzelać tylko w razie nalotu albo napadu zza Wisły. Okopaliśmy, zamaskowaliśmy działa, stawialiśmy namioty z pałatek. Raptem ukazały się meserszmity (samoloty myśliwskie) i niedaleko naszych stanowisk zaczęły ostrzeliwać drogę, po której jechały samochody, przechodziło wojsko. Pomimo zakazu strzelania nawet dowódca nie wytrzymał nerwowo, samoloty (leciały nisko i niedaleko nas ok. 2 km) były w zasięgu naszych dział. Podano komendę: „Do samolotów nieprzerwanym, ognia!”. Ogień był celny, strzelała cała bateria. Jeden z nich poszedł w dół. Nie zagrzaliśmy w Milejowie miejsca. Zaraz był alarm w sztabie i u nas. Przejechaliśmy na inne stanowisko do Żabińca, gdzie stanął sztab I Armii. Do Wisły mieliśmy około 4 kilometrów. Był już tam po drugiej stronie Wisły zdobyty przyczółek, a na Wiśle zbudowano most pontonowy, przez który bez przerwy przeprawiały się jednostki różnych rodzajów broni. Działa zamaskowaliśmy snopkami żyta, które w kopkach stało obok na polu. Kazano wykopać schrony obok stanowiska, tj. takie rowy w kształcie litery L z wejściami obok działa. W pierwszych dniach niektórzy spali w tym schronie, kładąc na spód snopki żyta. Po tym, jak widziałem zawalone schrony po bombach w Darnicy, wolałem spać w namiocie. Co dzień przed zachodem słońca nadlatywały całe eskadry samolotów bombowych z zachodu. Niekiedy w eskadrze było 30 sztuk i więcej. Mijały Wisłę, zawracały nad Żabińcem (nad nami) i leciały nad przeprawę, zrzucając bomby. Zawracały kilkakrotnie, potem leciały następne eskadry i tak aż do rana. Pierwszej nocy, pomimo przemęczenia, nie spaliśmy, siedzieliśmy przy działach. W dzień też spania nie było, bo cały czas nękały nas naloty. Po kilku dniach uznaliśmy (dowództwo też) za bezcelowe siedzenie całą noc przy działach, bo strzelać nam było wolno tylko podczas bombardowania wsi, gdzie stał sztab. Niemcy tego miejsca nie ostrzeliwali. Spaliśmy jednak w ubraniach, zdejmując tylko buty. Spodziewaliśmy się nalotu na wieś, gdzie stał sztab I Armii no i na nas. Wieś była blisko. Bez odpoczynku, chociaż krótkiego, człowiek dłuższy czas nie wytrzyma kondycyjnie. Wysiądą mu nerwy. Przeprawa była blisko, bombardowano ją dzień i w nocy. Nocą rakiety oświetlające wisiały na spadochronach. 345 Piotr Hajduk Widać było od nas pikujące samoloty i lecące bomby. Kiedy stało się na warcie i wychodziło się z leja w czasie, jak wybuchały bomby, to od podmuchu płaszcz zarzucało na głowę, a pałatka w namiocie łopotała. Mimo podmuchów bomb, gdy położyłem się w namiocie, zaraz zasypiałem. Jedno tylko słowo: ALARM zakodowane głęboko w mózgu, podrywało na nogi. Z tego wniosek, że o ile uświadomi się sobie, że nic w tym nie można zmienić, musi tak być, jak jest, musi się z tym godzić i z tym żyć, to człowiek, który chce żyć, wytrzyma dużo. Dyscyplina na baterii była surowa. Z uwagi na nasze położenie blisko sztabu, nikomu nie wolno było oddalić się z baterii. Jak już wspomniałem, dowódcą naszego plutonu był porucznik Kaliniewicz rodem z Mińska. Słabo mówił po polsku, a do tego gorzej jeszcze akcentował. Jakoś zdobyłem jego zaufanie i zawsze wołał mnie na przechadzkę. Odchodziliśmy niedaleko od baterii, aby w razie alarmu zdążyć na stanowisko. Siadaliśmy na miedzy i on mówił po polsku, a gdy wymówione słowo źle akcentował, poprawiałem go i starał się powiedzieć z polskim akcentem. Nie byłem pedagogiem, robiłem to tak, jak rozumiałem. Lubiłem te spacery, było bardzo miło, choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości i obserwować z bliska przyrodę. Na polu w lecie jest bardzo przyjemnie, tym bardziej że żyło się na wsi, skąd na siłę wyrwano, przeniesiono w inny świat, którego nie lubiłem. Znałem cały życiorys Kaliniewicza, lubił opowiadać, a ja wolałem słuchać, bardzo rzadko zwierzałem się i tak już pozostało. Ktoś chyba z zazdrości doniósł dowódcy baterii – Tatarskiemu, że oddalamy się na pogawędkę. Gdy zauważył, że nie ma Kaliniewicza, pytał Makuchowskiego, który był dowódcą działonu, czy jest Hajduk, a ten stale po koleżeńsku odpowiadał, że jest obok. Byliśmy zawsze blisko, a że Tatarski miał donośny głos, słyszeliśmy pytanie i wracaliśmy. Widać, że nie chcieli zadzierać jeden z drugim. Obydwaj mieli stopień porucznika, tylko że Kaliniewicz ze szkoły, a Tatarski z awansu. Kaliniewicz przyszedł do wojska w stopniu plutonowego. Wkrótce powołano go do nowo tworzącego się pułku artylerii przeciwlotniczej. Proponował, abym szedł z nim, co było możliwe. Bardzo go polubiłem, żal jednak było rozstawać się z kolegami, tyle się z nimi przeżyło w dobrym i złym. Nic tak nie łączy ludzi jak przeżyta razem tragedia, dole i niedole. Najważniejsze jest zwyciężyć i wyjść z tego cało Pewnego dnia za Wisłą, niedaleko przeprawy, usłyszeliśmy potężne wybuchy i zobaczyliśmy błyski. Wybuchów o takiej sile nigdy nie było. Nikt nie wiedział, co to jest. Na drugi dzień mieliśmy gościa, wprost przez pola przyszedł do nas generał 346 Taka jest wojna Berling, Sztab stał niedaleko, szedł z nim też pułkownik. Mieliśmy wtedy zajęcia i prowadzący nie zdążył postawić nas na baczność. Generał powiedział: „Siadajcie chłopcy!”. Nikt nie usiadł. Zapytał, jak się czujemy, czy nie przeszkadzają nam przeloty niemieckich samolotów. „Zdążyliśmy się już przyzwyczaić” – odpowiadaliśmy chórem. „Nie rozbieramy się w nocy, jesteśmy zawsze w pogotowiu. Gdybyśmy byli bliżej przeprawy, pomoglibyśmy przeciwlotnikom, którzy przeprawy bronią”. Generał powiedział, że wie o naszej gotowości do walki. Jest całkiem pewny, dowiedliśmy tego w Darnicy. Dużo nas tam zginęło, a teraz mamy inne zadanie, przyjdzie czas i trafi się okazja do walki, ale najważniejsze jest zwyciężyć i wyjść z tego cało. Będziemy mieli dużo pracy w odbudowie zniszczonego wojną kraju. Niedaleko naszego działonu często lądował samolot „kukuruźnik”. Teraz z takiego „kukuruźnika” wysiadł dowódca frontu, marszałek Rokossowski. Pomógł lotnikowi zapchnąć maszynę pod gruszę rosnącą na polu, a sam szedł do sztabu I AWP bez obstawy. Pilot został przy samolocie. Kilku z nas z ciekawości podeszło do niego. Chcieliśmy wiedzieć, kto lata z dowódcą I Frontu Białoruskiego (szliśmy razem z tym frontem). Wyglądał na zacofanego chłopa ze wsi. Był mocno zbudowany, mówił tylko o swojej maszynie. Twierdził, że może na niej nawet w sadzie pod drzewami latać, żeby tylko nie były karłowate. W Żabińcu zastało nas powstanie warszawskie. Przychodzili kilkakrotnie do sztabu łącznicy zza Wisły. Przyszedł też do nas gen. Berling. Mówił o ciężkiej sytuacji powstańców, że dowództwo I Armii zrobi wszystko, aby im pomóc. Wiedzieliśmy, że nasi żołnierze ochotniczo poszli pomagać za Wisłę, na co wyraził zgodę gen. Berling. Za kilka dni dowiedzieliśmy się, że Berling został odwołany z frontu, a jego miejsce zajął generał Popławski (to nie było jego prawdziwe nazwisko, był Rosjaninem). Generał Berling wyjechał do Moskwy jako attaché wojskowy. Zaskoczyło to nas, lecz nikt nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego tak się stało. Wiedzieli jednak wszyscy, że powodem odwołania go jako dowódcy I Armii WP było wyrażenie zgody na udział żołnierzy w powstaniu warszawskim. Z Żabińca wyjechaliśmy do Pilawy, później do Krzywdy, Garwolina, a wreszcie do Miłosnej. Stanęliśmy na górce, skąd była dobra widoczność. Z dwóch stron stały, domy, a z boku stacja kolejowa. Z przeciwnej strony na podwórzu gospodarstwa ustawiono naszą kuchnię polową. Gospodarz był w AK i stale musiał się meldować w NKWD. Nie wiem, jakie były losy tego porządnego chłopa, gdyż 17 stycznia ruszyliśmy z frontem. Zima 1944/45 była mroźna i ciężka. Spadło dużo śniegu, nękały nas częste zamiecie. Gdy nas zawiało, braliśmy łopaty, odrzucaliśmy śnieg, pełniąc przy tym wartę. Dostęp do działa musiał być w każdej chwili. Nikt o tym nie przypominał, nie poganiał do pracy. Każdy zdawał wartę koledze w największym porządku, wokół działa musiało być czysto. 347 Piotr Hajduk Wyżywienie nie było najlepsze. Ziemniaki na zaopatrzenie zimowe, źle zakopcowane, zamarzły na kość. Po zamoczeniu w ciepłej wodzie skórka schodziła pod palcami. Ugotowane smakowały jak guma, nie sposób jeść ani przełknąć. Dodawano do nich konserwę świńską - tuszonkę, której czuć było zapach, bo ulatniała się chyba przed wrzuceniem do kotła. Zwróciliśmy się do szefa baterii, aby ziemniaki kucharz gotował same, a konserwę wydawał na działony, bo można ją jeść z chlebem, a kto zechce, może dać do ziemniaków. Wypadała jedna puszka na 8 osób, tak było dawniej. Szef nie zgodził się, tłumacząc, że ziemniaki można jeść, są smaczne. Wiedzieliśmy dobrze, że sam ich nie jadł. Na następny dzień z kuchni pobraliśmy zupę i chleb, a drugiego dania nikt nie wziął. Dowódca kazał zabrać ziemniaki, ale nikt nie poszedł. Zarządzono musztrę, co stworzyło jeszcze większe niezadowolenie, posypały się epitety pod adresem szefa. Po musztrze nie zabraliśmy ziemniaków. Na kolację wzięto tylko chleb. Zjawił się informacyjny z dywizjonu, szukał organizatorów buntu. Nikt nikogo nie namawiał, obiad był niejadalny, więc trzeba było go wyrzucić i być głodnym. W końcu zrozumiano, że nie pomoże żadna perswazja i konserwę dano na działony, ale jeszcze kilka dni gotowano ziemniaki, których nikt nie jadł. Poradziliśmy gospodarzowi, aby ze zmarzniętych kartofli zgotował bimber, bo do tego świetnie się nadają. Widocznie to zrobił, bo raz poczęstował nas kieliszkiem bimbru, który naprawdę był dobry. Później gotowano kaszę i makaron. Widocznie ziemniaki przekazano do gorzelni, co byłoby najbardziej rozsądne i gospodarczo uzasadnione. W Miłosnej zastały nas święta Bożego Narodzenia. W sąsiedztwie w domu na pierwszym piętrze mieszkało starsze małżeństwo. Mieli duże i ładnie urządzone mieszkanie. Zaprosili nas na Wigilię, abyśmy mogli spędzić ją w ich domu. Był to naprawdę wielki wysiłek z ich strony. Szef baterii wielkodusznie zaopatrzył tych państwa we wszystko, co było możliwe: śledzie, kaszę i coś tam jeszcze. Żołnierze zgodzili się, aby później uszczuplić normę jedzenia, by na Wigilię mieć więcej. Nie mieliśmy śniadania wielkanocnego, bo wszystko wtedy spaliło się w wagonie. Trochę przygotowali żołnierze, reszta należała do gospodarzy. Wieczerza wigilijna była bardzo uroczysta. Najpierw poszedł pierwszy pluton, w którym służyłem, drugi pozostał przy działach. Zaczęło się, jak zwyczaj każe, od modlitwy, do której uklękli wszyscy. Potem dzieliliśmy się opłatkiem, składaliśmy życzenia, no i wieczerza z sianem pod obrusem. Podano kilka potraw, ale pamiętam tylko, że były śledzie. Przy takiej zastawie stołu siedziałem po raz pierwszy w życiu: porcelanowe talerze, talerzyki, srebrne łyżki, noże i widelce. Żołnierz, przyzwyczajony do kociołka i jednej łyżki, czuje się skrępowany i nie wie, jak się zachować, od czego zacząć, jak jeść. Ci, którzy bywali na takich przyjęciach, wiedzieli, jak postępować. Miałem obok siebie szefa, starałem się go naśladować, bo widelec stale trafiał mi 348 Taka jest wojna do prawej ręki. Państwo, którzy nas przyjęli, byli bardzo uprzejmi i umieli stworzyć miłą i ciepłą atmosferę. Nieczęsto bywają takie chwile, kiedy człowiek siedząc po raz pierwszy w cudzym domu, czuje się, jakby był we własnym i w gronie własnej rodziny. Skrępowanie ustąpiło, atmosfera stała się rodzinna. Przeżywaliśmy uroczyście po latach okupacji pierwszą Wigilię Bożego Narodzenia w kraju, między swoimi przyjaznymi sobie ludźmi. Śpiewaliśmy kolędy, a znali je wszyscy. Takiego przeżycia nie można zapomnieć. Jednak wszystko, co miłe i dobre, musi się kończyć, chociażby trwało najdłużej. Pożegnaliśmy naszych gospodarzy, trzeba było ustąpić miejsca drugiej zmianie, która dotychczas czuwała przy działach. Poszli na uroczystość wigilijną, zmówili też modlitwę, podzielili się opłatkiem, złożyli życzenia, spożyli wieczerzę, zaśpiewali kolędy. Usłyszeliśmy silny dźwięk samolotów na zachodzie. Staliśmy na działach, podano komendę (samoloty były blisko): „Do samolotów ogniem zaporowym!”. No i zaczęło się! Samoloty zboczyły kursu. Ogień był skuteczny. Przerwaliśmy kolędy drugiej zmiany. Po strzelaniu nie wracali drugi raz do sąsiadów, po cichu śpiewali w ziemiankach. Przed świętami dostaliśmy paczki świąteczne od ludności. Paczek podobno było mniej niż żołnierzy, dlatego podzielono jedną większą na dwie mniejsze. Na paczce było tylko nazwisko i imię bez adresu. Pomimo najszczerszej chęci nie mogłem podziękować nadawcy za paczkę. Na stacji Miłosna staliśmy do 17 stycznia 1945 r., do chwili ruszenia ofensywy, kiedy została wyzwolona lewobrzeżna Warszawa. Cała w gruzach, widok straszny, ponury. Takiej tragedii nikt nie jest w stanie opowiedzieć ani opisać. Styczniowa ofensywa 17 stycznia 1945 roku było jeszcze ciemno, gdy usłyszeliśmy przygotowanie ogniowe artylerii. Ogień prowadzono długo na całej linii, gdzie miało rozpocząć się natarcie. Nie spaliśmy tej nocy, byliśmy ubrani. Wiedzieliśmy, że ofensywa już się zaczęła. Idziemy na zachód! Mamy już wszystko załadowane na samochody. Wisłę przejeżdżamy po moście pontonowym. Ulica była zagruzowana, trudno było się poruszać samochodem. Otrzymaliśmy rozkaz: nie wdawać się z Niemcami w rozmowy ani żadne inne kontakty. Nie przypominam sobie miast mijanych po drodze. Uderzenie było silne, Niemcy nie stawiali żadnego oporu. Pierwszym miastem, gdzie się zatrzymaliśmy, była Bydgoszcz. Stanęliśmy na rynku. Przed wieczorem dały się słyszeć silne wybuchy. Nikt nie wiedział, gdzie i kto strzela. Dalej pojechaliśmy do Flatow, obecnie Złotów. Zajęliśmy miejsce obok baraku, gdzie mieścił się szpital polowy, byli już tam ranni. Bardzo szybko okopaliśmy działa. Nie trwało to godziny, a już 349 Piotr Hajduk nawet była ziemianka i piecyk w środku, był przecież luty. Okazało się, że linia frontu oddaliła się od Złotowa, niedaleko za lasem znajduje się zmotoryzowana jednostka SS. Zarządzono alarm, działa doczepiono do samochodów, przygotowano ewakuację szpitala polowego. Ze sztabu dywizjonu dowódca naszej baterii otrzymał rozkaz, wysłać zwiad w teren i ustalić dokładnie miejsce, gdzie znajduje się jednostka SS. Do zwiadu wyznaczył dwóch zwiadowców z baterii Władka Zawadzkiego i Mądrzyka (imienia nie pamiętam), no i mnie. Dowództwo objął sam szef baterii Tatarski. Otrzymaliśmy dodatkowo poza automatami po 2 granaty ręczne i po 2 przeciwczołgowe. Podeszliśmy pod wieś, z której właśnie wyjeżdżał radziecki samochód z żołnierzami i oficerami. Byli to sztabowcy. Jeden z nich ranny w rękę, miał wyrwany cały mięsień, nieobandażowany, wył po prostu z bólu. Dowiedzieliśmy się od nich, że Niemcy są niedaleko za wsią (kilka kilometrów). Zostali za linią frontu i są bardzo niebezpieczni. To jednostka SS zdeterminowana i zdolna do wszystkiego. Wcześniej rozbili nasz samochód z ciężkim karabinem przeciwlotniczym, który przed nami wysłano. Zabito też kilku naszych żołnierzy. Poszliśmy do lasu, tam stał rozbity nasz samochód i karabin. W tej sytuacji Tatarski zarządził odwrót. W połowie drogi napotkaliśmy grupę ośmiu rosyjskich oficerów, wracali ze zwiadu. W tym czasie od strony Złotowa nadjechał terenowy samochód. Wysiadł z niego żołnierz ubrany w kożuch, walonki i czapkę zimową. Zwrócił się do oficerów z pytaniem: Czto u was? Żaden z nich nie stanął na baczność, nie meldował zgodnie z regulaminem, tylko jeden wyjął mapę i pokazał punkt, gdzie są Niemcy. Określił ich przybliżony stan, jakie mają uzbrojenie i z której strony najlepiej jest ich podejść, okrążyć i nie puścić dalej. Dziwiła nas ich koleżeńska rozmowa. Do przybysza zwracali się: „Da słuszaj gienierał!”. Był to generał Szatiłow. Zwrócił się do nas z pytaniem: „Kto u was komandir?”. Zameldował się Tatarski. Szatiłow powiedział, że mamy zawrócić i jeden z nas ma zostać na skraju wsi, a pozostali iść dalej i ustalić, jaka jest sytuacja, czy nie ma innej grupy Niemców. Nocą ma przybyć do wsi bateria artylerii polskiej oraz batalion piechoty radzieckiej i ten, co zostanie we wsi, pokaże drogę, którą mają iść dalej, bo drogi za wsią się rozchodziły. Należało udać się w lewo. Dowódca Tatarski wziął ze sobą dwóch zwiadowców, a mnie wyznaczył, abym został na skraju wsi i pokierował mającą przybyć artylerię i piechotę. Był jeszcze dzień, słońce staczało się ku zachodowi, w końcu nastała noc, zrobiło się ciemno. Czas się dłużył niesamowicie. Wieś była wyludniona, dookoła słychać szmery, z daleka dobiegały odgłosy strzałów. Gdy było całkiem cicho, słyszałem bicie własnego serca. W dzień widziałem mapę, którą posługiwali się radzieccy oficerowie, więc orientowałem się, w którym miejscu są Niemcy. Byli niedaleko. Wytężałem wzrok i słuch w stronę, gdzie się znajdowali. Stać na drodze było tak samo niebezpiecznie, jak stać pod domem obok. Bardzo marzłem, 350 Taka jest wojna musiałem chodzić, bo stojąc, zacząłem szczękać zębami z zimna, a może nawet ze strachu. Nikomu zdrowemu nie chce się umierać, szczególnie mając niewiele ponad dwadzieścia lat. Zazdrościłem kolegom, którzy poszli, było ich kilku, ale i niepokoiłem się o nich. Czas się dłużył, wojsko nie nadchodziło, nasi nie wracali. Żołądek też dopominał się o swoje, nie zdążyłem dobrze zjeść obiadu. Około północy przybyła polska artyleria konna. Jechali bardzo cicho, stanęli niedaleko mnie. Podszedłem do pierwszego, był to dowódca baterii i pokazałem kierunek i drogę w lewo. Powiedział: „Dobra!” i po cichu ruszyli dalej. Zrobiło się raźniej, poczułem się bezpieczniej, chociaż dalej stałem sam. Wkrótce nadeszła radziecka piechota. Podszedłem do dowódcy idącego na przedzie. Stanęli, on zaświecił latarką na mapę, a ja powtórzyłem to samo co polskiemu dowódcy baterii. Zapytał, czy jest już artyleria polska. Gdy potwierdziłem, powiedział: „Choroszo!” i poszli dalej, byli to fizylierzy. Czekałem jeszcze chwilę, gdy nadeszli nasi. Wyruszyliśmy do Złotowa. Było dobrze po północy, jak wróciliśmy na baterię. Cała obsługa była ubrana, nikt nie spał do naszego powrotu. Marzliśmy, bo nie palono w piecyku. Dowódca baterii kazał odjechać od dział. Na drugi dzień rano opuściliśmy Złotów, ruszyliśmy dalej na zachód. Nie staliśmy długo w jednym miejscu, co dzień zmienialiśmy stanowiska, nieraz po kilka razy dziennie. Bardzo często opuszczały nas siły, ale dokąd nie okopaliśmy działa, nikt nie myślał o odpoczynku. Doświadczyła na Darnica. Nowi, którzy dołączyli do nas w Kiwercach na Wołyniu, czasem się buntowali, że niepotrzebnie pracujemy, bo zaraz zostawiamy i jedziemy dalej. Nam jednak wspomnienie Darnicy dodawało sił i nikt nawet nie pomyślał, by zostawić działo nieokopane. Później było Jastrowie, gdzie staliśmy kilka dni. W Wałczu zatrzymaliśmy się na dłużej. Następnie staliśmy w Płotach i Gryficach, gdzie drugi raz wyznaczono mnie do akcji. Było to tak: w Gryficach w ciemną deszczową noc na warcie przy naszym działonie stał Franek Górski, który walczył w Hiszpanii, dokąd poszedł z Francji. Prosto na niego wszedł niemiecki żołnierz. Gdy Górski zapytał, kto idzie, ten odpowiedział po francusku, a że Franek znał język francuski, więc się dogadali. Żołnierz miał na plecach karabin, który zdjął. Nikt w ziemiance już nie spał, bo usłyszeliśmy mowę francuską, byliśmy ciekawi, co się stało. Powiadomiono dowódcę baterii, a ten z kolei zadzwonił do szefa dywizjonu, że na baterię trafił żołnierz w niemieckim mundurze. Powiedział on, że w lesie jest ich więcej, a jego wysłano na zwiad. Był zwolennikiem rządu Vichy, który kolaborował z Niemcami. Wstąpił do SS i walczył na froncie wschodnim. O świcie z naszej baterii wyznaczono 7 ludzi, w tym również mnie. Załadowaliśmy się na samochód razem z Francuzem, który wskazał drogę i miejsce w lesie, gdzie znajdowała się reszta oddziału. Stanęliśmy na drodze obok młodego zagajnika świerkowego. Francuz prowadził dalej w las, trzymaliśmy go na muszce. Nikt nie 351 Piotr Hajduk był pewny, czy mówi prawdę i gdzie nas prowadzi. Wkrótce zobaczyliśmy śpiących żołnierzy. Podeszliśmy bliżej, usłyszeli nas i posiadali. Ich broń wisiała obok na drzewach. Zabraliśmy im karabiny, oni pomału podnieśli się z ziemi, ubrali się i poszli z nami do samochodu. Było ich 8 z lejtnantem. Zawieziono ich do sztabu dywizji. Co było z nimi dalej, nie wiem. Nareszcie koniec wojny Z Gryfic pojechaliśmy do Pyrzyc, później Myśliborza, gdzie staliśmy 2 tygodnie. Następnie na lotnisku między Różańskiem a Barnówkiem, stamtąd przez Dębno do Kostrzyna. Po przejściu Odry były miasta Freienwalde, Welten, Nauen, Oranienburg. W Welten staliśmy przy drodze nastawieni do walki przeciw czołgom. Spodziewano się ich od północy, dążących na odsiecz Berlina, który był oblegany przez armie radzieckie i I Dywizję Polską. Do konfrontacji z czołgami nie doszło. Ruszyliśmy na zachód, drogowskaz wskazywał Nauen. Jechaliśmy całym dywizjonem. Okazało się, że jesteśmy poza linią frontu. Była to luka, w którą wpakował się nasz dywizjon. Natychmiast cała obsługa przesiadła się na działa, uzbroiliśmy się w granaty i zawróciliśmy. Udało się, nie doszło do spotkania. Stanęliśmy w Oranienburgu niedaleko kanału, za którym byli Niemcy. Dwóch żołnierzy z II baterii łódką popłynęło przez kanał, nie wrócili. My też mieliśmy ochotę przepłynąć na drugą stronę, lecz zrezygnowaliśmy z tak niebezpiecznej wycieczki. Na drugi dzień była niedziela. Od samego rana latały nad nami samoloty. Strzelaliśmy bez przerwy, nie mieliśmy czasu, aby zjeść obiad. Jeden samolot został strącony, był to myśliwiec fokewulf. Po tym strzelaniu ani tego dnia, ani do końca wojny nie było samolotów. 8 maja 1945 r. zostawiliśmy stanowiska w Oranienburgu i wyjechaliśmy do miasta Biesenthal, gdzie stanęliśmy przed wieczorem. Już nie okopywaliśmy dział. Było ciemno, jak usłyszeliśmy strzelaninę. Zobaczyliśmy świetlne pociski, lecące w górę. Przyszedł porucznik Zakrzewski, powiedział: „Chłopcy, koniec wojny! Żołnierze strzelają na wiwat”. Nie wytrzymali i nasi. Wsiedli na działo i wystrzelali pociski, które mieli załadowane. Strzelaliby jeszcze, lecz dowódca baterii był blisko i nie pozwolił. Z karabinów jednak postrzelali wszyscy. Cieszyliśmy się jak dzieci. Przeżyliśmy wojnę, koniec ziemianek, alarmów przeciwlotniczych! Świat wydawał się różowy, lżej było oddychać. Na drugi dzień po kilku żołnierzy z działonów i innych służb wsiedliśmy do samochodów i wyjechaliśmy do Berlina. Stanęliśmy niedaleko Bramy Brandenburskiej. Prowadził nas porucznik Zakrzewski, znał Berlin sprzed wojny. Pokazywał, co można było pokazać: Kancelaria III Rzeszy była w gruzach, Reichstag palił się w środku. 352 Taka jest wojna W drzwiach stało dwóch żołnierzy rosyjskich, nie puszczali blisko nikogo. Byliśmy w Berlinie do wieczora, później wróciliśmy do Biesenthalu. W nocy wyjechaliśmy na wschód. Stanęliśmy w Gorgaście nad kanałem niedaleko Kostrzyna, po zachodniej stronie Odry. Dopiero w lipcu 1945 r. z Niemiec przyjechaliśmy do Chrzanowa, skąd po kilku dniach razem z grupą 7 osób cały nasz działon wyjechał do Katowic, a stamtąd do Chojny (nazywanej wtedy Królewiec nad Odrą) i dalej do Góralic jako osadnicy wojskowi. Tam poznałem Twoją mamę, z którą w 1946 r. w marcu ożeniłem się. Opisałem swoje wspomnienia w skrócie, ale chyba trochę z tego rozumiesz. Piszę te słowa w leśnictwie Bogdana na Świętym Krzyżu. Nikt mi nie przeszkadza. Przedtem pisałem w Świerardowie-Zdroju, gdzie byłem w sanatorium. Jak będzie trochę więcej możliwości i zdrowia, opiszę Ci niektóre szczegóły z mego życia. Zostań z Bogiem! Jak otrzymasz, to odpisz. Ojciec Piotr Hajduk, ur. 1921 w Bajkach w woj. brzeskim (obecnie na Białorusi). W 19 listopada 1940 r. wywieziony w głąb Związku Radzieckiego. Od 1943 r. żołnierz wojsk przeciwlotniczych I Armii Wojska Polskiego. Przebył szlak bojowy od Darnicy do Oranienburga. Po wojnie jako osadnik wojskowy zamieszkał w Góralicach (gmina Trzcińsko-Zdrój). Był wieloletnim pracownikiem gminy, później m.in. w Kółku Rolniczym, działał w Ochotniczej Straży Pożarnej, w ZSL, kilkadziesiąt lat współpracował z Głównym Urzędem Statystycznym. Otrzymał liczne odznaczenia wojskowe oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Gryfa Pomorskiego i Złotą Odznakę GUS. Zmarł w 1995 roku. Wspomnienia spisał na prośbę córki Elżbiety 353 Piotr Hajduk Fot.: Piotr Hajduk (czwarty z prawej) przed żołnierskim namiotem wiosną 1944 r. 354 Magdalena Ziętkiewicz* Jelenin Po śladach osadników Od marca do czerwca 2012 Stowarzyszenie Historyczno-Kulturalne „Terra Incognita” realizowało projekt edukacyjny dla młodzieży szkolnej pn. „Osadnicy”, finansowany przez Starostwo Powiatowe w Gryfinie w ramach tegorocznego konkursu dotacyjnego na realizację zadań publicznych z zakresu kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego. Historia regionalna zajmuje stosunkowo niewiele miejsca w programach szkolnych. Nauczanie historii odbywa się ponadto często w sposób stereotypowy i mało interesujący. Doświadczenia Stowarzyszenia „Terra Incognita” zdobyte podczas realizacji młodzieżowych projektów edukacyjnych wskazują na potrzebę wypracowania wspólnie z nauczycielami historii i języka polskiego niekonwencjonalnych metod pracy w tej dziedzinie, pobudzających uczniów do większej kreatywności i samodzielności. Taki cel przyświecał organizatorom tegorocznego projektu dla młodzieży szkolnej zatytułowanego „Osadnicy”. Przez trzy miesiące blisko 50 uczniów z pięciu szkół powiatu gryfińskiego pod opieką nauczycieli zajmowało się poszukiwaniem śladów pierwszych osadników na terenie naszego powiatu po II wojnie światowej. Do ich zadań należało odnajdywanie i odwiedzanie miejsc i osób związanych z wydarzeniami tamtych lat, prowadzenie wywiadów ze świadkami czasu, gromadzenie zdjęć i dokumentów oraz przedmiotów dokumentujących życie w tamtym okresie, sporządzanie do* Magdalena Ziętkiewicz – polonistka, dziennikarka radiowa (m.in. w latach 80. i 90. XX w. współpracowała z podziemnym Radiem Solidarność, Radiem Wolna Europa i Polskim Radiem Szczecin), nauczycielka języka niemieckiego. Przez kilka lat pracowała w Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego jako koordynatorka międzynarodowego projektu Wolontariat dla Europejskiego Dziedzictwa Kulturowego. Inicjatorka i koordynatorka wielu projektów polsko-niemieckich z dziedziny edukacji i kultury. Od 2009 r. działa w Stowarzyszeniu Historyczno-Kulturalnym „Terra Incognita”, a od 2010 r. – w transgranicznym ruchu Nowa Amerika. 355 Magdalena Ziętkiewicz kumentacji fotograficznej. Pomysł na taki właśnie zakres tematyczny projektu narodził się podczas spotkania roboczego grupki nauczycieli – zapaleńców, którzy już w grudniu ub. roku realizowali wspólnie pod patronatem Stowarzyszenia podobny projekt związany tematycznie z dwudziestą rocznicą wprowadzenia stanu wojennego. Już w fazie przygotowawczej nowego projektu zauważyliśmy, jak niewiele istnieje opracowań dotyczących problemów związanych z osadnictwem, co wynika niewątpliwie z faktu, że przed rokiem 1989 zajmowano się tym tematem w sposób wybiórczy. Tym ważniejszym zatem wydało nam się dotarcie do żyjących jeszcze pierwszych osadników, którzy kształtowali powojenną rzeczywistość w naszym regionie. Kiedy odejdzie od nas to pokolenie ludzi będących już dziś w podeszłym wieku, bezpowrotnie stracimy okazję do poznania i spisania wydarzeń z tamtego okresu. Realizacja projektu rozpoczęła się w marcu 2012 od warsztatów archiwistyczno- dziennikarskich zorganizowanych przez Stowarzyszenie we współpracy ze Szkołą Podstawową im. Kornela Makuszyńskiego w Chojnie, w których uczestniczyło 40 uczniów gimnazjów i szóstych klas szkoły podstawowej, siedmioro koordynujących projekt nauczycieli i zaproszeni świadkowie czasu. Warsztaty prowadzone były w dwóch grupach tematycznych. Uczestnicy warsztatów archiwistycznych prowadzonych przez dr. Rafała Simińskiego, pracownika naukowego Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego, poznali różne rodzaje źródeł historycznych i możliwości ich wykorzystania w poznawaniu historii. Dowiedzieli się też, po co istnieją i jak funkcjonują archiwa. Podczas zajęć praktycznych poznali rolę fotografii w badaniach historycznych, a także skutki manipulacji fotografią. Samodzielnie interpretowali i opisywali stare zdjęcia i zabytkowe przedmioty wypełniając „karty zabytku ruchomego”. Uczennica VI klasy chojeńskiej szkoły podstawowej Hanna Barticzka napisała po warsztatach: „Zaczęliśmy opisywać stare zdjęcia. Niektóre rzeczy były naprawdę zadziwiające. Zdziwiło mnie na przykład to, że na zdjęciu można dostrzec, czy ktoś ma zakurzone buty. Jeżeli tak, to świadczyło to o tym, że w tamtych czasach ulice nie były brukowane”. Młodzież uczestnicząca w warsztatach dziennikarskich prowadzonych przez Przemysława Konopkę i Magdę Ziętkiewicz ze Stowarzyszenia „Terra Incognita” poznała techniki prowadzenia rozmowy i wywiadu oraz podstawowe gatunki dziennikarskie (wywiad, relacja, reportaż), a następnie w dwóch podgrupach uczyła się formułować dociekliwe pytania i prowadziła rozmowy z zaproszonymi świadkami historii, aby w ostatniej fazie pracy zaplanować przetworzenie zdobytych informacji w teksty dziennikarskie. Również uczestnicy tych warsztatów uznali je za bardzo interesujące i inspirujące do dalszej samodzielnej pracy. 356 Po śladach osadników Celem, jaki przyświecał organizatorom warsztatów, było właśnie przede wszystkim przygotowanie młodych ludzi do samodzielnych poszukiwań śladów powojennej historii regionu prowadzonych w dalszej części projektu. Trwający od marca do czerwca projekt realizowany był poprzez interesujące i atrakcyjne dla uczniów formy zajęć pozalekcyjnych. Poszczególne grupy młodzieży pod opieką nauczycieli historii i języka polskiego spotykały się ze świadkami czasu – powojennymi osadnikami, prowadziły z nimi rozmowy i spisywały bądź nagrywały ich wspomnienia. Ponadto młodzież prowadziła poszukiwania starych dokumentów, zdjęć i innych pamiątek w domowych archiwach, na szkolnych strychach i w domach sąsiadów, gromadziła je, przygotowywała wystawy i prezentacje. Efekty kilkumiesięcznej pracy uczniów i nauczycieli obejrzeć można było podczas spotkania podsumowującego projekt, które odbyło się 5 czerwca 2012 w Gimnazjum im. Janusza Korczaka w Chojnie. Uczniowie zebrali wiele cennych dokumentów (akty nadania ziemi i nieruchomości, świadectwa szkolne, dokumenty zmiany nazwiska, tymczasowe zaświadczenia tożsamości, przepustki dla podróżujących bez dokumentów), odnajdowali i gromadzili albumy rodzinne, przedmioty codziennego użytku, kroniki szkolne. Dwie uczennice chojeńskiego gimnazjum nakręciły i zmontowały samodzielnie film, stanowiący wywiad z babcią jednej z nich. Młodzież z Gimnazjum w Widuchowej przejrzała stare kroniki szkolne ze szkół w Dębogórze, Lubiczu i Widuchowej, odnajdując w nich wiele cennych informacji, a także przeprowadziła wśród starszych mieszkańców gminy ankietę „Skąd przybyliśmy do gminy Widuchowa”. Uczniowie Gimnazjum w Mieszkowicach spotkali się z prezesem Stowarzyszenia Upamiętnienia Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów i obejrzeli w mieszkowickiej izbie muzealnej wystawę upamiętniającą zbrodnie ukraińskie na ludności polskiej, co pozwoliło im lepiej poznać i zrozumieć motywy przybycia do Mieszkowic większości powojennych mieszkańców miasta. Prowadząc wywiady z osadnikami gromadzili i skanowali udostępnione przez nich archiwalne zdjęcia i przygotowali interesującą prezentację multimedialną, w której zestawili fotografie powojennego miasta ze współczesnymi zdjęciami, przedstawiającymi te same miejsca. Uczniowie z Gimnazjum w Moryniu z zebranych materiałów przygotowali nie tylko interesującą wystawę, ale i krótki spektakl teatralny prezentujący dramatyczne losy polskich i niemieckich przesiedlonych. Aby ułatwić młodzieży pracę grupa robocza złożoną z nauczycieli – opiekunów projektu sformułowała przed jego rozpoczęciem listę tematów, którymi należało się zająć podczas rozmów ze świadkami czasu. Mimo to praca młodych adeptów sztuki dziennikarskiej nie była łatwa. Nie na wszystkie tematy udało się też wydobyć informacje od byłych osadników. Wielu z nich to dziś już ludzie w bardzo pode- 357 Magdalena Ziętkiewicz szłym wieku. Niektórzy z nich początkowo próbowali rozmawiać z młodzieżą w taki sposób, do jakiego przyzwyczajono ich w czasach PRL podczas oficjalnych spotkań z „weteranami walki o polskość Ziem Odzyskanych”. Inni ulegali typowej dla starszych ludzi skłonności do idealizowania wydarzeń z przeszłości. Uczestnicy projektu rozpoczęli swą pracę badawczą od ustalenia skąd, w jakim okresie i z jakich powodów przybywali do ich miejscowości osadnicy. Uczniowie III klasy gimnazjum w Widuchowej przeprowadzili w tym celu badanie statystyczne wśród blisko 442 mieszkańców gminy Widuchowa w wielu ponad 70 lat (90% ogólnej liczby jednostek statystycznych). Do wszystkich respondentów młodzi ankieterzy dotarli osobiście informując ich o celu badań, a wypełnione ankiety opracowali i przedstawili wyniki w formie prezentacji multimedialnej. Największa liczba obecnych mieszkańców gminy (150 osób) przybyła z terenów Ukrainy i Białorusi oraz województw: podkarpackiego (47 osób), lubelskiego (35), łódzkiego (30) i świętokrzyskiego (28). Aż 32 osoby przyjechały do gminy Widuchowa z Niemiec. Najliczniejsza grupa osadników (174) przybyła już w 1945 roku, o połowę mniej liczna (84) w 1946 roku. W kolejnym roku osiedliły się na terenie gminy już tylko 33 osoby. Kolejna fala osadnictwa przypadła na lata 1952–1957 i związana była z napływem pracowników do tworzonych PGR-ów i powrotem Polaków z terenu Związku Radzieckiego (łącznie 67 osób). Najczęściej wymienianymi przez ankietowanych przyczynami osiedlenia się były: otrzymanie gruntów, domu i pracy na terenach tzw. „Ziem Odzyskanych” (207 osób), przesiedlenie Polaków z Kresów Wschodnich, które po II wojnie światowej włączono do Związku Radzieckiego (148), powrót z zesłania na Syberię (39), powrót z robót przymusowych z Niemiec i krajów okupowanych przez Niemcy (32) oraz przesiedlenie w ramach „Akcji Wisła” (16). Również w wielu tekstach dziennikarskich napisanych przez uczestników projektu pojawiły się szczegółowe informacje dotyczące miejsc, z których przybyli osadnicy, jak i motywów ich przyjazdu. „Na wschodzie, tam gdzie dzisiejsza Ukraina, w dworze znajdującym się między wsią a miastem mieszkał pan Jan Władyka. Urodził się on 14.07.1927 r. w Mariampolu (woj. i pow. Stanisławów). Pewnej nocy w 1945 r. wojska ukraińskie weszły do pobliskich domostw. Ukraińcy wymordowali wtedy 88 osób. Ocalałe rodziny polskie wiedziały już, że nie jest tam bezpiecznie i postanowiły wyjechać” (fragment tekstu napisanego przez Katarzynę Pośniak ze szkoły podstawowej w Chojnie). „Moja rodzinna wieś, Hnilcze, została spalona przez Ukraińców. Uratowaliśmy tylko krowę i maszynę do szycia” (fragment wspomnień Kazimiery Piosik spisanych przez gimnazjalistów z Mieszkowic). 358 Po śladach osadników „Babcia Leokadia do 1943 r. mieszkała w woj. wołyńskim, na dzisiejszej Ukrainie. Mieszkali na kolonii, Piotrówce. Wieś oddalona o 2 km nazywała się Ostrówki. Kobieta do dziś pamięta o rzezi, której dokonano na Polakach. Ukraińcy wyprowadzali na łąki Polaków i tam ich rozstrzeliwali. Starców zrzucali do studni. Raz rozstrzelanie przeżyła dziewczynka. Matka najprawdopodobniej schowała ją pod płaszczem. Innym razem babcia widziała jak mężczyzna przyniósł główkę swojego zamordowanego dziecka. Rodzina babci – podobnie jak wielu Polaków – z obawy o własne życie postanowiła opuścić tamte tereny” (fragment tekstu K. Pośniak). „Przywieziono nas tu z Syberii w 1946 roku. Rodzice pracowali w łagrach, aż do wyjazdu. Pierwszą klasę kończyłam jeszcze w Rosji. Panowały tam prawdziwe mrozy, nie takie jak tutaj. Pamiętam, że tatuś wracając wieczorem z robót miał sople na wąsach. Gdy wyjeżdżaliśmy każdy płakał, mieliśmy szczęście, bo wielu zostało; jechaliśmy pierwszym transportem” (ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej spisanych przez Dobrosławę Porzezińską z Gimnazjum w Moryniu). „Władysław, z 1919 roku, przed wojną był w organizacji junackiej. To organizacja paramilitarna, w której młodzież była wychowywana w duchu patriotycznym i przyuczana do zawodu. Budowali szosę karpacką. Tam w 1940 roku zastali ich sowieci i wcielili do swojego wojska. Po układzie Sikorskiego z Rosjanami, zdemobilizowano go, ale nie zdążył do Andersa. Dopiero drugim rzutem dostał się do Wojska Polskiego. Przemierzył długi szlak i forsował Odrę, gdzie 28.kwietnia został ranny. Potem z żoną, którą poznał podczas leczenia w Częstochowie, przyjechali na Zachód” (spisane przez uczniów z Mieszkowic). Wyraźnie zainteresował młodzież wątek pełnej trudów podróży w nieznane. Motywy te pojawiły się w niemal wszystkich tekstach napisanych przez uczestników projektu. „Podróż trwała kilka miesięcy. Warunki były okropne. Całe rodziny spały na podwójnych pryczach w bydlęcych wagonach. Jedzenie dostawaliśmy tylko wtedy, gdy pociąg zatrzymywał się na większych stacjach. Swoje potrzeby załatwialiśmy pod czujnym okiem żołnierzy. Jechaliśmy mniej więcej od lutego do kwietnia” (ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej z Morynia). „Jechali pociągami towarowymi przez długi czas. Były tam straszne warunki. Mimo, że były małe okienka panowała w nich ciemność, było ciasno, duszno i brudno. Każdy spał na swoim tobołku” (z wywiadu Katarzyny Pośniak z babcią Leokadią). „Przez kilka dni i nocy jechali do Prochowa (miejscowość koło Wrocławia). Dostali rozkaz wyładowania się tam gdzie są, bo inaczej będą wracać z powrotem. Zatrzymali się na środku łąki i musieli pod przymusem opuścić pociąg. 359 Magdalena Ziętkiewicz W deszczu przez dwa tygodnie czekali na następny środek transportu. Przez ten czas gotowali na cegłach, a po wodę chodzili na odległą stację” (ze wspomnień Jana Władyki). „Jechaliśmy pociągiem 6 tygodni. Nasz transport zatrzymał się w Gryfinie. To miejsce nam nie odpowiadało. Przyjechaliśmy z Podola, szukaliśmy dobrej ziemi, bo TAM była dobra ziemia. Ruszyliśmy dalej. Do Mieszkowic z Gryfina jechaliśmy aż 4 dni na lorach (wagony bez zadaszenia), bo musieliśmy przepuszczać mijające nas po drodze transporty z rosyjskimi żołnierzami. Trasa prowadziła przez Pyrzyce, Myślibórz, Dębno i Kostrzyn. Po drodze, w Pyrzycach, pozostało kilka rodzin, więcej w Myśliborzu, kilka w Dębnie. A Kostrzyn był „zbity”. My wysiedliśmy w Mieszkowicach, bo pociąg dalej nie jechał” (ze wspomnień Kazimiery Piosik spisanych przez uczniów z Mieszkowic). Młodym adeptom dziennikarstwa udało się też uchwycić pierwsze wrażenia i doświadczenia osadników po przyjeździe oraz towarzyszące im emocje. „Pierwszą noc spędziłyśmy na dworcu. Spałam w boksie na węgiel. Zapamiętałam mnóstwo zgniłych ziemniaków. Rano przyjechał transport z Wileńszczyzny. Musieliśmy pospieszyć się z wyładunkiem i znaleźć dom. Trafiliśmy do poniemieckiej plebanii. Dom posiadał wiele pustych pomieszczeń, m.in. duży salon. Uprzednio wszystkie meble wynieśli Rosjanie i urządzili w nim szpital. My zastaliśmy już tam tylko duży magiel stojący w korytarzu. Piwnica pełna była zabawek, ponieważ niemiecki pastor miał wiele dzieci” (tekst uczniów z Mieszkowic, wspomnienia pani Kazimiery Piosik). „W sierpniu 1945 roku dojechali do Chojny. Pan Jan wraz z żoną zamieszkał we wsi Stoki. W tamtych czasach na miejsce zamieszkania wybierano domy, w których mieszkało kilka znajomych rodzin. Polacy czuli się wtedy bezpieczniej, bo przez cały czas pamiętali o bezlitosnych Ukraińcach. Wprowadzili się więc do domu, w którym mieszkało wojsko i kilka rodzin” (z tekstu Katarzyny Pośniak) „Najpierw trafiliśmy do Klępicza, gdzie przez tydzień mieszkaliśmy w pociągach towarowych, którymi wcześniej podróżowaliśmy! Potem przyjeżdżali gospodarze i zabierali chętnych do Morynia. Zdecydowaliśmy się wraz z kilkoma rodzinami. Miałam wtedy 11 lat i jako dziecku bardzo mi się to miasteczko spodobało. Pamiętam bardzo wiele sklepów, pewnie dlatego, że było to miasteczko wczasowe dla Niemców” (ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej). Kolejnym wątkiem, który zainteresował uczestników projektu były problemy związane z organizacją życia codziennego i zaopatrzenie ludności w środki niezbędne do życia. Wielu osadników nie potrafiło sobie przypomnieć, aby na co dzień musieli się borykać z jakimiś znaczącymi problemami. Być może wyparli już złe wspomnienia z pamięci, Być może też ci ludzie, którzy mieli za 360 Po śladach osadników sobą życie w strachu i niepewności, głód i choroby, wycieńczającą wielomiesięczną podróż, a w niektórych wypadkach – pobyt na Syberii, nauczyli się już radzić sobie z przeciwnościami losu? „Musieliśmy sami zorganizować sobie życie. W mieście nie było sklepów. Niektóre produkty, takie jak zapałki, mydło, sól dało nam wojsko ludowe. Funkcjonowała tylko piekarnia, z której chleb kupowaliśmy za otrzymane kartki. Rozpoczął się handel wymienny z pozostałymi w mieście, nielicznymi Niemkami. Pamiętam, że moja mama wymieniła mleko i ser na serwetę” (ze wspomnień Kazimiery Piosik z Mieszkowic). „Po Niemcach nic nie zostało. Może ci, co przyjechali zaraz po wojnie to jeszcze z poniemieckich domów jakiś sprzęt zabrali, ale my już nic nie zastaliśmy. Trzeba było szukać po strychach jakichś starych, niepotrzebnych mebli…” (ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej z Morynia). „W wiosce był jeden sklep. Jego zaopatrzenie było wystarczające. Po ubrania jednak musieli jeździć do Szczecina. W Stokach do 1951 r. mieszkali Rosjanie. Zajmowali oni PGR. Stosunki z nimi Polacy mieli dobre. (…) Środkiem płatniczym pomiędzy nimi był alkohol (przeważnie bimber). Kupowali za niego paszę dla bydła, uprząż dla koni, owies, siano, narzędzia oraz wiele innych towarów. Lotnisko i Stoki jako pierwsze miały prąd. Wszyscy ci, którzy chcieli mieć światło dawali litr wódki lub bimbru rosyjskiemu energetykowi, a ten podciągał kable do ich domu” (na podstawie relacji Jana Władyki ze Stoków). Innym niezmiernie ważnymi zagadnieniami związanymi z powojennym osadnictwem na ziemiach zachodnich, które przez ponad czterdzieści lat przedstawiane były w sposób tendencyjny i do dziś budzą wiele kontrowersji, są kontakty i stosunki nowoprzybyłych z mieszkającymi tu jeszcze Niemcami, problem wypędzenia Niemców w oczach Polaków i stosunek polskich osadników do mienia poniemieckiego. „Ja tam do Niemców nic nie mam, najwyżej kilku zabiłem” – powiedział obojętnym tonem w trakcie spotkania z młodzieżą blisko dziewięćdziesięcioletni osadnik wojskowy, były żołnierz z I Armii Wojska Polskiego, szokując swą wypowiedzią uczestników warsztatów, którzy później wielokrotnie ją cytowali. Wspomniał też, że po wojnie niczego mu nie brakowało, bo wszystko mógł kupić za złoto znalezione w niemieckich domach. Przyciśnięty przez młodzież do muru wyznał, że plądrowanie przez polskich żołnierzy niemieckich domów było rzeczą nagminną i że później „znalezione” w tych domach kosztowności wymieniane były na żywność czy przedmioty codziennego użytku stając się dla wielu w pierwszym okresie podstawą bytu. Z jego wypowiedzi wynikało też jednoznacznie, że wykształciła się odrębna kasta osadników wojskowych, którzy po pierwsze mogli się osiedlać w bezpośredniej bliskości nowo wytyczonej granicy na Odrze, 361 Magdalena Ziętkiewicz po wtóre otrzymywali większe i lepsze domy i byli w uprzywilejowanej sytuacji w stosunku do przybyszów zza Bugu. Młodzi uczestnicy projektu starali się jednak dotrzeć również do takich świadków czasu, którzy postrzegali Niemców nie tylko jako wrogów, ale widzieli w nich ludzi w podobny sposób jak oni sami skrzywdzonych przez historię. Trzeba przy tym pamiętać, że większości ludzi przybyłych tu z Ukrainy nie miała wcześniej bezpośredniego kontaktu z terrorem hitlerowskim i że wizerunek wroga jawił im się raczej w postaci mordującego kobiety i dzieci nacjonalisty ukraińskiego, niż Niemca. „Pracowało ze mną kilka Niemek: dwie jako pielęgniarki i trzy w kuchni. Z jedną z nich się zaprzyjaźniłam. Bywałam u niej w domu. Jej mąż został ranny na froncie i amputowano mu nogi. Kiedy Niemcy się wycofywali, zginęło im dziecko. Pamiętam też jedenastoletniego, niemieckiego chłopca, któremu mina oberwała piętę. Wkrótce musiałam asystować przy amputacji jego nogi. Wtedy zdecydowałam, że nie chcę pracować w tym zawodzie. Pewnego dnia do bratowej Niemka przyprowadziła nastoletnią córkę, Werę, aby ta pilnowała jej dziecka za wyżywienie. Wkrótce inna Niemka wróciła po dziewczynkę, bo jej mama się powiesiła. Oni też swoje przeżyli” (wspomnienia Kazimiery Piosik spisane przez mieszkowickich gimnazjalistów). „W dwupiętrowym domku mieszkała kobieta. Parter był wolny, ale zamieszkali na pierwszym piętrze z Niemką, bo stwierdzili, że tak będzie bezpieczniej. Pamiętali o wydarzeniach na Wołyniu. Obawiali się także Rosjan, którzy byli zdolni do mordów. Babcia wspominała, że Niemka, z którą zamieszkali była bardzo uczynna. Gotowała obiady, m.in. zupę z brukwi, którą jedli z apetytem. Po pewnym czasie zaczęło się wysiedlanie Niemców” (ze wspomnień babci Leokadii, mieszkanki Chojny spisanych przez Katarzynę Pośniak). Jak długo polscy osadnicy mogli żyć w jednej miejscowości, a nawet pod jednym dachem z niemieckimi mieszkańcami tych ziem? Interesującym źródłem informacji dotyczącym chronologii lokalnych wydarzeń mogą być stare kroniki szkolne. W wypożyczonej i udostępnionej na wystawie przez uczestników projektu kronice Szkoły Podstawowej w Lubiczu pod datą 15.09.1947 widnieje wpis: „Z tutejszej osady wysiedlono ostatnich niemców” (pisownia oryginalna). Tragiczne podobieństwo losów polskich i niemieckich wysiedlonych uczestnicy projektu mogli poznać i przeżyć emocjonalnie dzięki wzruszającemu mini-spektaklowi teatralnemu zaprezentowanemu przez gimnazjalistów z Morynia. Przy dźwiękach niemieckiej kolędy „Stille Nacht, heilige Nacht” świątecznie ubrana rodzina zapala świece na choince, składa sobie życzenia i zasiada do świątecznego posiłku, który przerwany zostaje wtargnięciem do domu sowieckich żołnierzy. Gasną świece na przewróconej choince, a pod stopami wy- 362 Po śladach osadników pędzanych z domu mieszkańców chrzęści szkło z rozbitych ozdób choinkowych i naczyń. Po chwili wypełnionej dramatyczna muzyką inna rodzina, okutana w szare kożuchy, spłowiałe chusty i „uszanki” ze zdumieniem rozgląda się po wnętrzu i rozwija swe skromne zawiniątko z resztkami chleba. Na choince znowu płoną świece, a w pozostawionych na stole filiżankach pojawia się herbata… Stosunek ludności polskiej do mienia poniemieckiego mógł niekiedy budzić zastrzeżenia. Ten motyw pojawił się we wspomnieniach kilkorga osadników. Pan Marian Kołaczyk opowiadał młodzieży podczas warsztatów dziennikarskich o zabytkowym drewnianym kościele z modrzewia, który stał w Błeszynie nad Odrą. Został on rozebrany na części, które zostały wywiezione do Warszawy. Znajdował się tam także rozległy cmentarz, który także uległ rozbiórce, a wszystkie płyty nagrobne zostały wywiezione w nieznanym kierunku. Pani Czesława Ogonowska z Morynia wspomina: „Polacy, którzy przyjechali tutaj przed nami, czasem zachowywali się okropnie. Jak spodobał im się jakiś dom to od razu wypędzali z niego całą niemiecką rodzinę. Postępowali z Niemcami tak, jak z nami Rosjanie podczas wysiedleń”. Wśród tematów, którymi mieli się zająć uczestnicy projektu były między innymi zasięg i metody oddziaływania propagandy politycznej, a także rola kościoła w życiu społecznym i politycznym. Interesujące informacje na ten temat widnieją w odszukanych przez uczniów kronikach szkolnych. W kronice szkoły podstawowej w Lubiczu pod datą 20.06.46 odnaleźć można następujący wpis: „Zgodnie z życzeniem ks. Proboszcza dzieci szkolne zbudowały ołtarz na tle barw narodowych”. Natomiast pod datą 28.06.46 czytamy: „Nastąpiło zakończenie roku szkolnego 1945/46. Ks. Proboszcz odprawił Mszę św., w której oprócz dziatwy wzięło udział miejscowe społeczeństwo”. Msze i nabożeństwa towarzyszą uroczystościom rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego do września 1949 włącznie. W latach pięćdziesiątych brak już jakichkolwiek informacji o uroczystościach religijnych. Na uroczystości rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego przybywają już, zgodnie z wpisami w kronikach, wyłącznie przedstawiciele władz partii politycznych, organizacji społecznych i wojska polskiego, a pozostałe wpisy w kronikach dotyczą głównie akademii i pochodów pierwszomajowych, obchodów rocznic rewolucji październikowej, apeli z okazji kolejnych rocznic śmierci gen. Karola Świerczewskiego, akcji zbierania stonki, czy pomocy uczniów przy wykopkach. Uczestnikom projektu udało się wydobyć od osób, z którymi rozmawiali, stosunkowo niewiele informacji dotyczących stosunku „zwykłych obywateli” do ówczesnej propagandy politycznej i relacji między społeczeństwem a władzą. Prawdopodobnie był to temat zbyt poważny i mało interesujący dla współczesnych nastolatków. Jednak w kilku spisanych przez nich relacjach pojawiają się 363 Magdalena Ziętkiewicz szczątkowe informacje dotyczące ówczesnych stosunków politycznych i prób indoktrynacji politycznej młodzieży. „Każdy młody człowiek obowiązkowo należał do organizacji o nazwie Służba Polsce, tam kilka dni w miesiącu pracowaliśmy w PGR. Było też harcerstwo, ale jeszcze na starych, przedwojennych zasadach! Organizowaliśmy podchody, pływaliśmy łódkami, chodziliśmy na zadbaną, poniemiecką strzelnicę, mieliśmy mundury, krzyżyki, lilijki, chusty, na początku niebieskie, a potem jak się pozmieniało – czerwone” (ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej z Morynia). „Przy rynku było kino (dzisiejsza „Hala”), do którego chodziło się bardzo rzadko. Częściej mieszkańcy Chojny chodzili na (dzisiejsze osiedle) Lotnisko, ponieważ wstęp był za darmo, a w mieście trzeba było płacić za bilet. Rosjanie wyświetlali wówczas propagandowe, wojenne filmy ukazujące Niemców jako wielkich zbrodniarzy, a Rosjan jako wybawicieli” (ze wspomnień babci Leokadii, mieszkanki Chojny). Są też wspomnienia sentymentalne, dotyczące prób organizacji normalnego życia rodzinnego i towarzyskiego w odmienionych warunkach. Pani Kazimiera Piosik wspomina: „Pierwszą Wigilię w 1945 roku obchodziliśmy w gronie rodziny i znajomych w dużym salonie zamieszkanej przez nas plebanii. Uczestniczyły w niej 32 osoby. Na stół wigilijny każdy przyniósł to, co miał w domu. Nie pamiętam, co jedliśmy. Najważniejsze, że byliśmy razem w tak dużym gronie. Ja zajmowałam się sprzątaniem i nakryciem stołu, bo byłam najmłodsza. Ten salon służył też jako miejsce spotkań i prób chóru, w którym śpiewałam”. Pan Jan pamięta również, że jako pierwsi mieli niemiecki telewizor. Kupił go w 1954 r. w Myśliborzu za pieniądze ze sprzedaży rzepaku. Kosztował kilkanaście tysięcy. Był to jedyny telewizor w wiosce, więc w trakcie nadawania audycji zbierało się u nich około 70 osób. Młode pokolenie wychowane w dobie mediów elektronicznych, w coraz większym stopniu przebywa w świecie wirtualnym, a coraz mniej czasu i uwagi poświęca bezpośrednim kontaktom międzyludzkim. Istotnymi walorami zrealizowanego przez Stowarzyszenie „Terra Incognita” projektu była praca w zespole rówieśników i przełamywanie barier międzypokoleniowych, które we współczesnym świecie stają się coraz bardziej zauważalne. Liczne spotkania z osadnikami, których uczestnicy projektu zapraszali do szkół i odwiedzali w ich domach oraz wielogodzinne rozmowy z nimi prowadzone przez młodzież, służyły przełamywaniu barier pomiędzy pokoleniami i nawiązywaniu bezpośrednich kontaktów ze starszymi ludźmi. W wielu wypadkach młodzi ujawnili emocjonalny stosunek do opisywanych wydarzeń i podziw dla bohaterów swoich tekstów. „Na podstawie relacji tych osób pragnę ukazać, że ludzie przybywający 364 Po śladach osadników na Pomorze Zachodnie po II wojnie światowej nie mieli łatwego życia, a mimo to nie poddawali się”. „Maszyna do szycia do dziś stoi u pani Kazimiery w mieszkaniu na Młynarskiej. Niezawodna, mocna jak pierwsi Osadnicy”. „Pani Ogonowska jest dla nas przykładem optymizmu w trudnych sytuacjach. Czy my bylibyśmy w stanie zachować pogodę ducha w tak ciężkich czasach?”. Dzięki uczestnictwu w projekcie duża grupa nastolatków zainteresowała się losami własnych dziadków i pradziadków, historią własnej rodziny, szkoły, miejscowości i regionu. Grupa nauczycieli koordynujących projekt w poszczególnych szkołach jest zainteresowana jego kontynuacją. Mamy już listę lokalnych tematów, którymi zamierzamy się zająć. Katarzyna Pośniak, szóstoklasistka z Chojny napisała po zakończeniu projektu: „Wsłuchując się z zapartym tchem w historie, które przekazywali mi moi rozmówcy zastanawiałam się nad ich losem i nad tym, że gdy wcześniej chciałam poznać ten temat z książek historycznych, to znajdowałam w nich tylko kilkuzdaniowe wzmianki o tym, w których latach były wysiedlenia i skąd wysiedlano Polaków”. Chcielibyśmy, aby młodzi ludzie nie tylko poznawali historię z podręczników, ale żeby wspierani przez nauczycieli samodzielnie poszukiwali śladów i pamiątek dotyczących przeszłości regionu, bo tylko w taki sposób można ich tą przeszłością zainteresować. Liczymy również na to, że do naszych dalszych działań zechcą przyłączyć się kolejne szkoły z terenu powiatu gryfińskiego. Uczestnicy projektu: – Szkoła Podstawowa im. Kornela Makuszyńskiego w Chojnie, opiekunowie: Wiesława Koladyńska i Przemysław Tylus; – Gimnazjum im. Janusza Korczaka w Chojnie, opiekun: Ryszard Juzyszyn; – Gimnazjum im. Noblistów Polskich w Mieszkowicach, opiekunki: Renata Walawender i Mirosława Butrymowska; – Publiczne Gimnazjum im. Jana Pawła II w Moryniu, opiekunka Julita Miecznikowska; – Publiczne Gimnazjum im. K. Górskiego w Widuchowej, opiekunowie: Irena Chęś i Dominik Smulski. 365 Magdalena Ziętkiewicz Fragment wystawy przygotowanej przez uczestników projektu Kasia Pośniak rozmawia z panem Janem Władyką Prezentacja finalowa Gimnazjum w Moryniu Warsztaty archiwistyczne 366 Kamila Sarosińska* Przemyśl Od gabinetu osobliwości do muzeum Ludzka ciekawość jest bardzo owocną siłą sprawczą, dzięki której nasza cywilizacja znajduje się w obecnej fazie rozwoju, a co najważniejsze proces jej rozkwitu nie ustaje; ludzkość nie przestaje być głodna wiedzy. Sam Albert Einstein powiedział kiedyś: „nie mam żadnych szczególnych uzdolnień, cechuje mnie tylko niepohamowana ciekawość”. Owa dociekliwość nie jest jednak matką tylko wynalazków. Jej moc pchnęła ludzkość także w całkiem przeciwną stronę, w stronę przeszłości, a dokładniej chęci jej poznania, opisania, utrwalenia. Najbliższą formą obcowania z historią jest styczność z jej pozostałościami, reliktami łączącymi duchowość z rzeczywistością, na których odcisnęła swoje piętno pozostawiając ślad dla przyszłych pokoleń, stąd łaknący wiedzy badacze stali się ich zbieraczami, kolekcjonerami osobliwości przeszłości. Historia ciekawości człowieka sięga epoki paleolitu, skąd znamy pierwsze przejawy zainteresowania przedmiotami w celach nieużytkowych. W północno-zachodniej Tanzanii, obok szczątków homo habilis, pochodzących z kultury Olduvai, zgromadzone zostały prymitywne narzędzia kamienne, otoczaki i rozłupce, oraz „bryłka czerwonej ochry i kawałek zielonej lawy”1. Nie jest to odosobniony przykład, dotyczy to także wyposażeń grobów zróżnicowanych pod względem płci czy pozycji społecznej, co potwierdza poczucie estetyki naszych * Kamila Sarosińska – studentka historii w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego. 1 K. Pomian, Zbieracze i osobliwości, Warszawa 1996, s. 42. 367 Kamila Sarosińska przodków, a także przywiązanie do rzeczy praktycznie bezużytecznych, lecz stanowiących pewną wartość duchową. Prawdopodobnie symbolika tych prakolekcji związana jest ze sferą wierzeń religijnych. Zdaniem Zdzisława Żygulskiego u Asyryjczyków i Babilończyków tworzenie zbiorów przedmiotów szczególnych „wynikało z motywów bądź to wojenno-trofealnych (głoszenie sławy i potęgi władcy) bądź też z motywów naukowo- badawczych”2. Mezopotamskie kolekcje były dostępne dla publiczności, niektóre eksponaty w nich umieszczone posiadały opis dla zwiedzających umieszczony na glinianej tabliczce. W starożytnym Egipcie składano w grobowcach przedmioty codziennego użytku, symbole władzy, najwartościowsze dla zmarłego przedmioty, zaś same ciało poddając mumifikacji czyniono najcenniejszym ze skarbów. Praktyka ta dotyczyła sfery religijnej Egipcjan, ponieważ wierzyli oni w możliwość życia pozagrobowego tylko przy zachowaniu ciała oraz zapewnienia potrzebnych mu do egzystowania rekwizytów, w tym także pożywienia. Bogate wyposażenie egipskich zmarłych w ich miejscu spoczynku miało więc charakter „dramatycznej walki o nieśmiertelność”3. W czasach antycznych greckie kolekcje prywatne stanowiły pinakoteki będące galeriami obrazów. Najsłynniejsza z nich pochodząca z V w. p.n.e. znajdowała się w północno-zachodnim skrzydle Propylejów na Akropolu w Atenach. Starożytni Grecy mieli podobne motywy kolekcjonowania przedmiotów do swych mezopotamskich poprzedników. Funkcję premuzeów stanowiły u nich obiekty świątynne, które same w sobie będąc wspaniałym dziełem architektoniczno-rzeźbiarskim wyposażone były w przeróżne bogactwa i osobliwości składane tam w charakterze wotywnym lub częściej dla powodów estetycznych. Niekiedy zbiory przechowywano w podziemnych komorach, jednak większa ich część zawsze była wystawiona na widok publiczny, dzięki czemu każdy mógł je podziwiać, czasem za niewielką opłatą4. W obrębie świątyń tworzono także tezaurusy, skarbce narodowe, które były przeważnie kolekcjami trofeów, jak delfijski Skarbiec Ateńczyków, na którego tarasie zgromadzono łupy wojenne zdobyte w bitwie pod Maratonem. W starożytnym Rzymie to właśnie łupy zdobyte w trakcie wypraw wojennych stanowiły podstawę kolekcji prywatnych, których właścicielami byli głównie władcy i wodzowie tacy jak Lukullus, Lucius Cornelius Sulla, Juliusz Cezar czy Caius Verres. Dwie główne cechy zbieraczy rzymskich najlepiej określił Krzysztof Pomian pisząc, iż „pierwszą jest wyniosła pogarda dla użyteczności zgromadzonych przedmiotów, drugą – nieprzerwana rywalizacja”, która jest Z. Żygulski Jun., Muzea na świecie. Wstęp do muzealnictwa, Warszawa 1982, s. 13. Tamże. 4 Tamże, s. 15. 2 3 368 Od gabinetu osobliwości do muzeum nie tyle sprawą bogactwa co honoru5. Nie były to jednak kolekcje udostępniane szerokiej publiczności, ewentualnie można je było podziwiać w czasie świąt lub uroczystości. Za panowania cesarzy obiektami stałej ekspozycji dzieł sztuki dostępnych szerokim rzeszom widzów stały się miejsca użyteczności publicznej takie jak place, amfiteatry czy termy. W średniowieczu, epoce pogardy dla indywidualizmu i sztuki świeckiej wiele z cennych pamiątek przeszłości zostało zniszczonych w czasie podbojów przez nieświadomych barbarzyńców lub fanatycznych obrońców wiary, upatrujących w dziełach nawiązujących do mitologii diabelskie moce. Sama zaś ciekawość ludzka została ograniczona do prawdy objawionej, głoszonej przez kościół. W średniowieczu, podobnie jak to było w czasach Paleolitu, najwięcej kolekcji znajdowano w grobowcach. Największe zasoby posiadał jednak Kościół, który nie tylko poprzez dary był w posiadaniu ogromnych zbiorów skarbów, dzieł sztuki, różnorodnych osobliwości przyrodniczych, których nie udostępniał oglądającym, a które skatalogowane i chronione leżały w skarbcach. Przedmiotami o największej popularności były jednak wówczas wszelkiego rodzaju relikwie, które zbierano i pieczołowicie strzeżono jako talizmany, źródła pomyślności i opieki. Stanowiły je wszystkie przedmioty z którymi święty mógł mieć styczność, a w szczególności szczątki jego ciała. Królowie i ważne osobistości posiadały własne relikwie, czasem całe ich kolekcje. Wierni zaś mogli je zobaczyć w świątyniach, w czasie procesji czy nabożeństw. Funkcję muzealną pełniły w wiekach średnich właśnie kościoły, które wyposażone dobrami fundatorów złożonymi m.in. z darów wotywnych mogły być podziwiane przez rzesze wiernych. Odrodzenie ciekawości nastąpiło w XV wieku wraz z epoką renesansu i powstaniem nowej grupy ludzi ciekawych – humanistów. Semiofory6 zaczęto postrzegać nie tylko jako cenne nabytki, ale także jako przedmioty badań dzięki którym można odkryć na nowo zapomniany w średniowieczu świat starożytności. Gabinety gromadzące głównie przedmioty antyczne, a także różnego rodzaju osobliwości swój początek mają we Włoszech, później w miarę ich popularyzacji formują się w krajach zaalpejskich, zaś „dopiero później, pod wpływem humanistów, kolekcje tego typu pojawią się na dworach książęcych: Medyceuszy, d’Este, papieży i kardynałów we Włoszech, Macieja Korwina na Węgrzech, królów Francji i Anglii itd.”7. Na szczególną uwagę zasługuje rodzina Medyceuszy z Florencji, która dzięki swej aktywnej działalności kolekcjonerskiej stała się wzorem nowożytnego mecenatu artystycznego. Ze względu na swój status maK. Pomian, dz. cyt. , s. 25. Tj. przedmioty składające się na kolekcję. 7 Tamże, s. 53. 5 6 369 Kamila Sarosińska jątkowy mogli sobie pozwolić na nabywanie wielu dzieł sztuki niedostępnych przeciętnemu zbieraczowi. Ich ogromna kolekcja jest zbiorem pięknej biżuterii, gemm, kamei, rzeźb, obrazów, przykładów sztuki złotniczej, zegarów, przyrządów astronomicznych, broni i zbroi, rękopisów. Co ciekawe nie gromadzono wyłącznie szczątków starożytności, lecz coraz większą uwagę poświęcano dziełom współczesnym. W ślad za Medyceuszami także papieże poczęli kształtować swoje kolekcje. Stali się przyjaznymi dla artystów, sprawowali nad wieloma z nich mecenat. Paweł II wzniósł Pałac Wenecki i urządził w nim muzeum sztuki starożytnej i bizantyńskiej8. Świątynie stawały się uświęconą formą muzeum pełną rzeźb, fresków, obrazów, które miały ukazywać świetność i potęgę Kościoła. Zbiory książęce Montefeltrów w Urbino czy Gonzagów w Sabbionecie stanowiły także kolekcje pełniące funkcje muzealne. Szczególną rolę w kształtowaniu się kolekcjonerstwa odegrał także inny europejski ród mecenasów sztuki – Habsburgowie. Książęta habsburscy posiadali prócz bogato zaopatrzonego skarbca pokaźną kolekcję sztuki nowoczesnej, broni, monet, osobliwości przyrody. Wybitnymi kolekcjonerami z rodu Habsburgów był Rudolf II, którego zbiory tworzyły systematyczne muzeum łączące sztukę, naturę i wiedzę oraz Karol V, którego zbrojownia dała początek sławnej madryckiej Real Armeria istniejącej do dzisiaj9. Wyjątkowym zjawiskiem czasów odrodzenia ciekawości jest tworzenie własnych kolekcji nie tylko przez osoby zamożne, o wysokiej pozycji społecznej, lecz także przez kupców, myślicieli, podróżników. Gromadzenie przedmiotów i tworzenie gabinetów osobliwości stało się nie tyle wyrazem mody i uznania w szerokim świecie, ale osobistego przeżycia, chęcią zbadania wszechświata i stworzenia jego pomniejszonego modelu na przykładzie własnej kolekcji. Zbieracze dbali o szczególny porządek i ułożenie swoich skarbów, z pietyzmem opisywali je i katalogowali. Do tej szczególnej grupy żyjącej w złotym czasie kolekcjonerstwa należeli we Francji: kardynał Armand Richelieu, kardynał Jules Mazarin10 czy Jean Baptiste Colbert, zaś w Niemczech na uznanie zasługuje kolekcja Wittelsbachów założona przez bankiera, Jakuba Fugera. W polskich realiach epoki renesansu przeważały zbiory zachowane niezmiennie od średniowiecza w skarbcach królewskich, na których zasób składały się insygnia królewskie, broń, dary od innych władców czy łupy wojenne. Zmiany nastąpiły za czasów panowania Zygmunta Starego, a kontynuowane były przez Zygmunta Augusta. Zapoczątkowany został wówczas nowy typ kolekcjonerstwa. Władcy nie założyli wprawdzie żadnego obiektu muzealnego, zgromadzili jedZ. Żygulski Jun., dz. cyt. , s. 26. Tamże, s. 30. 10 Tamże, s. 28–38. 8 9 370 Od gabinetu osobliwości do muzeum nak ogromną kolekcję arrasów sprowadzanych z Flandrii, które Zygmunt August zapisał później Rzeczypospolitej11. W tworzeniu się muzeów jako instytucji publicznych główną rolę pełniły kolekcje prywatne, gdyż to one stanowiły i nadal stanowią podstawowe źródło zdobywania nowych eksponatów, a także organizowania takich tworów jak muzea właśnie. Zanim okrzyknięto „równość” jako jedną z trzech podstawowych wartości międzyludzkich, sztuka była dostępna jedynie zamożnym lub dekorowała kościoły i urzędy. Jednak współczesne muzea nie powstały z niczego, ale przejęły wcześniejsze kolekcje, aby je konsekwentnie rozbudowywać. Za pierwsze muzeum publiczne, choć dostępne tylko dla grupy uprzywilejowanych osób uznaje się założone w 1753 roku w Anglii British Museum. Jednak prawdziwym przełomem „demokratyzującym” dostęp do dziedzictwa kulturowego uznaje się Rewolucję Francuską. Dzięki dążeniu intelektualistów czasu oświecenia nastąpiło obalenie starych rządów oraz zbudowanie nowych na wzór republiki Rzymskiej. Rodziły się wówczas romantyczne próby ratowania dobytku kulturalnego, koncepcje utworzenie muzeum narodowego Francji. W 1791 roku Bertrand Barniere de Vienzac, członek Komitetu Ocalenia Publicznego złożył petycję o utworzenie muzeum narodowego, a w 1793 roku marzenie stało się rzeczywistością i powstało muzeum o charakterze narodowym, zw. Francuskim, następnie Centralne Muzeum Sztuki w Luwrze, otwarte dla widzów trzy dni w tygodniu. Duże wzbogacenie zbiorów Luwru nastąpiło w czasach napoleońskich. Cesarz Francuzów w trakcie swych podbojów oddawał złupione dzieła do muzeum, jednak po jego klęsce w bitwie pod Waterloo (1815) większość w ten sposób zdobytych eksponatów wróciła do swoich prawowitych właścicieli. Mimo to zasób muzeum stale się powiększał ze względu na dzieła otrzymywane od prywatnych kolekcjonerów sztuki, a także nabywanie przez instytucje kolejnych eksponatów. Wydarzeniem zasługującym na szczególną uwagę ze względu na jego wartość dla późniejszego rozwoju muzealnictwa było otwarcie Ermitażu w Rosji. Przyczyniła się do tego caryca Katarzyna II, która mawiała wręcz, że wciąż jest głodna sztuki. Nabyła kolekcje Gotzkowskiego, Gaignata, Brühla, Walpolów. Dla pomieszczenia już pokaźnej kolekcji w 1769 roku obok Pałacu Zimowego wzniesiono Mały Ermitaż, co i tak okazało się tylko chwilowym rozwiązaniem dla wciąż rozrastającego się zbioru, więc w 1784 roku wybudowano Wielki Ermitaż, osiem lat później uzupełniony galerią, będącą kopią watykańskich Loggii Rafaela. Niestety budzące podziw muzeum Carycy Katarzyny II dostępne było tylko dla nielicznych uprzywilejowanych osób12. 11 12 Tamże, s. 40. Zdzisław Żygulski Jun., dz. cyt., str. 51–52. 371 Kamila Sarosińska * * * W dzisiejszych czasach każde większe szanujące się miasto posiada muzeum pełniące rolę łącznika współczesnych z historią, gromadzące obiekty będące symbolami ludzkich dokonań. Każdy z eksponatów jest łącznikiem sfery widzialnej, rzeczywistej „ze światem niewidzialnym, o którym mówią mity, opowieści i historie”13. Dzięki kolekcjonerom przeszłości możemy także i my uczestniczyć w owej uczcie duchowej, poznawać własne dzieje, podziwiać te wspaniałości, które stanowiły element czyjegoś gabinetu osobliwości. Warte piedestału i utrwalenia dla potomnych są także, a może nawet bardziej, muzea mniejsze, o charakterze lokalnym, pokazujące konkretny wycinek historii jednej miejscowości, jej mieszkańców zarówno byłych jak i obecnych. Dzięki takim instytucjom przeszłość staje się mniej obca, zaczyna dotyczyć nas samych, gdyż w zbiorach danego regionu zachowane są pozostałości z wydarzeń mających miejsce na ziemi, która obecnie jest naszym domem. Zjawisko świadomości przynależności lokalnej powinno być szczególnie pielęgnowane na terenach do 1945 roku niepolskich, takich jak tzw. Ziemie Odzyskane, które mimo upływu czasu, wciąż traktowane są przez niektórych jak obca własność pod chwilowym zarządem Polski. Stąd wyzwaniem jest nie oswojenie tych ziem i adoptowanie jako równorzędnej części kraju, ale uczynienie tego przy jednoczesnej akceptacji i świadomości historii niemieckiej tego terenu i w oparciu o nią budować świadomość lokalną. Instytucje muzealne z kolekcji osobliwych przedmiotów wartych uwagi i podziwu stały się także „ośrodkami naukowej edukacji humanistycznej, technicznej i przyrodniczej w najbardziej nowoczesnym ujęciu, są też narzędziami wychowania obywatelskiego, politycznego, etycznego i estetycznego”14. Jeśli więc muzea jako placówki wychowawcze mają tak ogromny wpływ na społeczeństwo to one właśnie, w wymiarze regionalnym, powinny stać się narzędziem budowania mostu pomiędzy polską teraźniejszością, a niemiecką przeszłością i razem utworzyć z tego naturalne poczucie przynależności do tych ziem z poszanowaniem ich historii oraz pielęgnowaniem jej jako własnego dziedzictwa. 13 14 K. Pomian, dz. cyt., s. 38. Zdzisław Żygulski Jun., dz. cyt., s. 185. 372 Radosław Skrycki Bezrzecze Muzeum dla Chojny Wypalony entuzjazm? Idea stworzenia muzeum w Chojnie była jedną z podstaw powołania Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Terra Incognita” (druga to popularyzacja dziejów miasta i regionu poprzez wydawanie periodyku popularnonaukowego). Wokół niej próbowano wywołać publiczną debatę lub dyskusję. Próbowano, trudno jednak powiedzieć, by ona rozgorzała; dość szybko straciła swój impet. Poza kilkoma artykułami, czasem dość luźno wiążącymi się z samą ideą, publikowanymi w „Gazecie Chojeńskiej”1, przedstawieniem koncepcji na konferencji we Frankfurcie2 oraz obszerniejszym zaprezentowaniem konkretnego projektu w III tomie „Rocznika Chojeńskiego”3, temat w żaden sposób nie utrzymał się w przestrzeni publicznej. Głos zabierały przede wszystkim osoby spoza Chojny. Zrodziło się więc pierwsze pytanie, a w zasadzie wątpliwość: czy wobec takiej postawy mieszkańcy Chojny nie są zainteresowani tego typu placówką? Być może optymistycznie sądzę, że jednak są. Przyczyn braku aktywności doszukiwałbym się raczej w niewielkich tradycjach debaty publicznej w Polsce w ogóle, nie tylko w Chojnie i w tym konkretnym przypadku, a problem ten wynika z doświadczeń naszej najnowszej historii. Poza tym powołanie do życia tak ważnej instytucji jaką jest muzeum może decydować o tym, że w powszechnym odczuciu społecznym głos powinno oddawać się osobom „kompetentnym”. Kolejno ukazujące się artykuły dostępne są na stronie: www.gazetachojenska.pl. R. Skrycki, Koncepcja powołania muzeum w Chojnie, konferencja Naprzód i nie zapomnieć? Nowe podejście do historii na Ziemi Lubuskiej i w Brandenburgii, Frankfurt n. Odrą / Słubice 18–20 lutego 2009. 3 T. Łopuska, Projekt adaptacji wnętrz kościoła Mariackiego w Chojnie na cele muzealne, „Rocznik Chojeński”, t. III, 2011, s. 179–188. 1 2 373 Radosław Skrycki Jednak w środowisku wydającym „Rocznik” jest to wciąż żywy pomysł, dlatego wydaje się właściwym, by na łamach naszego pisma przedstawić możliwie pełną i wieloaspektową koncepcję funkcjonowania przyszłego muzeum. Należy tu jednakże zastrzec, że nie jest to koncepcja obowiązująca wszystkich członków Stowarzyszenia „Terra Incognita”; co więcej, w perspektywie czasowej może okazać się jedynie subiektywnym zdaniem autora. Nie zmienia to jednak potrzeby, by dyskusja była kontynuowana, nawet jeżeli miałaby być niczym więcej jak polemiką z niniejszym tekstem. Rozważania celowo rozpocząłem tekstem Kamili Sarosińskiej, która w syntetyczny sposób dokonuje przedstawienia bogatej historii muzeów oraz ich kulturotwórczej roli w życiu społeczeństw na przestrzeni stuleci. Niech ten krótki wstęp uświadomi nam, że powołanie muzeum w mieście o tak bogatej historii jak Chojna nie jest tylko fanaberią grupki entuzjastów; to wręcz konieczność, podnosząca obok „atrakcyjności inwestycyjnej” wartość postrzegania miasta z zewnątrz. Muzeum w nowoczesnym społeczeństwie stanowi nie tylko miejsce gromadzenia eksponatów, upowszechniania historii i dokumentacji dnia dzisiejszego. To instytucja integrująca, oswajająca lokalną przestrzeń, świadcząca o ambicjach lokalnej społeczności. To miejsce wymiany poglądów, dyskusji nad przyszłością w oparciu o przeszłość. To w końcu niesłychanie ważny czynnik inicjujący, inspirujący i kulturotwórczy. Przed 1945 rokiem muzeum w Chojnie funkcjonowało krótko. Powstało w podziemiach ratusza 8 sierpnia 1920 roku i miało charakter muzeum miejskiego. Rozmaite i nieco przypadkowe zbiory archeologiczne, historyczne i etnograficzne, pomieszczone w trzech salach, uzupełniały świetnie zachowane archiwum miejskie, także mieszczące się w ratuszu. Dzięki temu przedwojenni badacze mieli wgląd w źródła do dziejów miasta na miejscu. Informacje o zbiorach publikowano m.in. w „Königsberger Zeitung”. Stan na marzec 1925 roku: 1029 jednostek4, do końca wojny zapewne nieco obszerniejszy. W sytuacji, gdy materiały te zaginęły lub uległy rozproszeniu, warto byłoby pomyśleć o zgromadzeniu wszystkich dostępnych dokumentów (w oryginałach i kopiach) dotyczących miasta, by w przyszłości mogły stać się podstawą do prowadzenia badań w różnych dziedzinach. Oprócz Chojny w dawnym powiecie chojeńskim istniało jeszcze muzeum na zamku w Kostrzynie, którego zbiory głównie dotyczyły okresu panowania Fryderyka II oraz skromne muzeum w Dębnie. 4 Königk, Buchholz, Die Museen der Neumark, „Die Neumark”, 5, 1925, s. 71–72. 374 Muzeum dla Chojny Muzeum to nie „Jeleń na rykowisku” Kilkakrotnie przy różnych okazjach proponowana droga „małych kroków” dochodzenia do muzeum, a więc powołania na początek w niewielkim pomieszczeniu czegoś, co miałoby być zalążkiem przyszłej dużej instytucji, jest moim zdaniem z założenia błędna. Muzeum to nie landszaft, który ma być jedynie ozdobą i który można dowolnie przenosić w przestrzeni miasta. Rozpoczęcie od niewielkiej izby pamięci i odłożenie realizacji całej wizji na bliżej nieokreśloną przyszłość grozi zarzuceniem tejże realizacji w dowolnej chwili, a – obawiam się – nawet zaraz na początku. Pretekstem może być każdy powód, od finansowego począwszy a na lokalnym konflikcie politycznym czy personalnym skończywszy. Powstanie więc ni mniej ni więcej tylko Heimatstube, proteza prawdziwego muzeum, być może pięknie zaaranżowana i bogato wyposażona izba pamięci, ale nie spełniająca kompletnie żadnego zadania poza regionalną ciekawostką. Moda na niewielkie, muzeopodobne instytucje jest coraz powszechniejsza po obu stronach Odry. Należy dostrzegać i doceniać ich wartość. Stanowią one świetne miejsce integracji i dokumentacji życia niewielkich społeczności; dla Chojny taka instytucja jest jednak niewystarczająca a dla przyszłego muzeum wręcz zabójcza. Nie tylko instytucja naukowa Jakie więc ambicje ma chojeńskie muzeum? Miałoby to być muzeum regionalne (ponadlokalne), nie tylko miejskie. Regionalne, a więc obejmujące pewien historycznie uzasadniony obszar – zaodrzańską część Brandenburgii, którą do 1945 roku nazywano Nową Marchią, przy czym ze względu na historyczną płynność jej granic także ten termin wymaga uściślenia. Najlepiej charakteryzuje go nowożytne pojęcie Nowej Marchii, funkcjonujące od początków XVI do początków XIX wieku: od Świdwina na północy, przez Drawsko, Gorzów po Krosno Odrzańskie na południu. Relikty takiego podziału widoczne były jeszcze po 1945 roku, np. w formule funkcjonowania powiatu chojeńskiego (do 1975 roku!). Takie historyczne uzasadnienie w przypadku muzeum wydaje się być jak najbardziej właściwe. Przede wszystkim więc widziałbym je jako instytucję naukową. Żadna tego typu jednostka w Polsce nie prowadzi systematycznych i zorganizowanych badań nad dziejami Nowej Marchii. Szczątkowa aktywność na tym polu ośrodków akademickich w Szczecinie, Poznaniu czy Zielonej Górze jest wypadkową zainteresowań badawczych konkretnych osób. Luki nie wypełnia też działal- 375 Radosław Skrycki ność Muzeum Lubuskiego, Archiwum Państwowego i Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gorzowie Wielkopolskim. Rozproszenie to nie sprzyja wymianie wyników badań, a nawet wzajemnemu wglądowi w aktualnie prowadzone. Taka instytucja jak muzeum ponadlokalne, regionalne (w znaczeniu: nowomarchijskie) mogłaby stać się zarówno czynnikiem integrującym środowisko jak i inspirującym – np. prace nad syntezą dziejów Nowej Marchii5. Tutaj pojawia się nierozwiązywalna dotąd kwestia nomenklatury, jaką można przyłożyć dla interesującego nas obszaru: Nowa Marchia, Pomorze czy ziemia lubuska? Osobiście opowiadałbym się za tą pierwszą, uznając Pomorze za mało precyzyjną a ziemia lubuska – za twór nieuzasadniony historycznie i sztuczny. Zdaję sobie jednak sprawę, jak trudne byłoby wprowadzenie do powszechnego obiegu tej „brandenburskiej”, a więc źle kojarzącej się Polakom, nazwy. Jawi nam się więc kolejne zadanie placówki muzealnej. Istotnym czynnikiem wyróżniającym taką placówkę powinna stać się nisza naukowa, która mogłaby zostać „zagospodarowana” i stać się znakiem firmowym chojeńskiego muzeum. Zwrócić tu można uwagę na przykład na badania nad nowomarchijską ikonografią miejską czy historią kartografii Nowej Marchii i kartografią (lub szerzej: kulturą) „pograniczy” (w wymiarze geograficznym i społecznym). Takie tematy, które stałyby się podstawą funkcjonowania naukowego muzeum, powodowałyby rozpoznawalność instytucji poza regionem. Należy zaznaczyć, że poza gromadzeniem planów, widoków miast oraz dawnej kartografii oraz okazjonalną publikacją swoich zbiorów, żadna instytucja w kraju nie prowadzi systematycznych badań w tej dziedzinie. Badań, które miałyby nie tylko wartość dokumentacyjno-informacyjną ale i ambicje metodologiczne. Wzorce wypracowane w toku tych badań mogłyby stać się obowiązujące dla badań np. nad dawną ikonografią zachodnich ziem polskich (Pomorze, Śląsk) a więc tą powstałą w kręgu kultury niemieckiej. W tym miejscu rysuje się także jeden z pomysłów na finansowanie takiej placówki. Podobnie jak wiele instytucji naukowych na Zachodzie, a coraz więcej w kraju, podstawą finansową powinny być projekty naukowe (granty), z których wynagradzani mogliby być zarówno pracownicy etatowi jak i współpracownicyeksperci, zatrudniani do konkretnych projektów. Niezaprzeczalnie wielkim brakiem dla każdego zainteresowanego dziejami Chojny jest wciąż pozostająca w fazie planów monografia miasta. Ta wielka praca zbiorowa, napisana przez grono uznanych historyków w oparciu o szeroką kwerendę archiwalną powinna być koordynowana przez instytucję naukową. 5 Zob. np. tekst prof. R. Gazińskiego, Rozważania wokół syntezy dziejów Nowej Marchii, „Rocznik Chojeński”, t. II, 2010, s. 274–280. 376 Muzeum dla Chojny Dzięki temu mogłaby stać się jej wizytówką. Monografię miasta powinna poprzedzać edycja źródłowa – przetłumaczenie i krytyczne opracowanie kroniki Chojny Augustyna Kehrberga. Na marginesie warto zaznaczyć, że to właśnie chojeński dziejopis, jak mało która postać, nadawałby się na patrona muzeum w Chojnie. Monografia Chojny, a w przyszłości być może Nowej Marchii stałyby się nie tylko kompendiami wiedzy o mieście i regionie. Musiałyby też wyznaczyć nowe kierunki w badaniach nad najnowszą historią tych ziem. Powstałe dotychczas opracowania niewolne były od uwarunkowań politycznych. Tymczasem narastający coraz szybciej materiał w postaci przyczynków oraz memuarystyki (publikowanej chociażby w każdym tomie „Rocznika Chojeńskiego”) tworzy punkt wyjścia dla kompleksowego opracowania najtrudniejszej historii – historii najnowszej po ’45 roku. Oprócz realizacji wielkich zamierzeń naukowych, które często pozostają poza bezpośrednią recepcją człowieka odwiedzającego muzeum, podstawowym jego zadaniem powinno być gromadzenie i upowszechnianie zabytków związanych z Chojną. Raczej należałoby odrzucić „gablotowy” sposób prezentacji a pozyskiwane zbiory, łączone w mobilne wystawy tematyczne, należałoby pokazywać w nowoczesnych, interaktywnych formach. Muzeum Chopina w Warszawie czy Schlesisches Museum w Görlitz są tu dobrymi przykładami takiego połączenia zabytków wielkiej wartości i nowoczesnej techniki. Na tak zarysowanej podstawie należałoby zorganizować wystawę stałą poświęconą dziejom Chojny, pozwalającą na wirtualny spacer np. po XVII-wiecznym mieście. Do tego okresu mamy podstawową ikonografię z epoki, a fasady niektórych budowli czy widok Kościoła Mariackiego można odtworzyć na podstawie późniejszych przedstawień, w tym dość licznych fotografii z przełomu XIX i XX wieku. Takiej wystawie mogłyby towarzyszyć kolejne, mniejsze, prezentujące wybrane aspekty dziejów miasta, np. życie codzienne, preferencje muzyczne, funkcjonowanie w okresie wojny lub przełomowe wydarzenia, np. wymianę ludności w 1945 roku. Cyklicznie podobne wirtualne „spacery” można organizować po kościołach lub wsiach całej ziemi chojeńskiej. Istotnym zadaniem byłoby także dokumentowanie dnia dzisiejszego, a więc gromadzenie tzw. dokumentów życia społecznego, ale i opieka nad miejscowymi artystami, gromadzenie ich zbiorów, organizowanie wystaw i promocja poza regionem. Na niewielką skalę działalność taką prowadzi już „Rocznik Chojeński” w dziale Terra Artificum prowadzonym przez Dorotę DobakHadrzyńską. Z tak zarysowanymi celami łączy się kwestia lokalizacji muzeum. To, oprócz finansowania, jeden z najbardziej newralgicznych problemów. Przede 377 Radosław Skrycki wszystkim chciałbym odrzucić podnoszone przy różnych okazjach propozycje umiejscowienia muzeum w Kościele Mariackim. Skala inwestycji przerosłaby chyba nawet najskromniejsze plany i wizje. Za taką postawą przemawiają także ograniczenia, jakie wiążą się z wykorzystywaniem i dowolną aranżacją wnętrz Kościoła, który można by jednak wykorzystywać do wystaw czasowych. Zarysowana przez Teresę Łopuską na łamach „Rocznika” wizja adaptacji mariackiej fary może za to stać się podstawą do dyskusji na temat funkcjonowania samego Kościoła jako miejsca żywego, wykorzystywanego do rozmaitych działań kulturalnych. W obecnej chwili jego stan sprawia wrażenie permanentnego niedokończenia i prowizorium; może to być atrakcyjne przy pierwszej lub drugiej wizycie, w końcu jednak staje się męczące. Rozwiązaniem byłoby oddanie Kościoła w zarząd komuś, kto nie bałby się śmiałych wizji, kierowałby jednoosobowo tą wyjątkową instytucją kultury, animowałby jego życie a przez to zdobywał fundusze na przynajmniej najniezbędniejsze remonty. I koniecznie byłby niezależny od już istniejących instytucji, a więc działałby w oparciu o swego rodzaju „umowę społeczną” między Gminą, Fundacją Odbudowy Kościoła Mariackiego, być może także mieszkańcami Chojny. Miejsc w Chojnie, w których można by zlokalizować muzeum jest kilka. Część budynku po dawnym WOP (poddasze); budynek „Pod zegarem” na lotnisku; budynek po dawnym „więzieniu” (należący obecnie do TP SA, zdaje się, że prawie zupełnie niewykorzystywany). Oczywiście wiążą się z tym znaczne nakłady inwestycyjne, tu jednak jest możliwość pozyskiwania funduszy zewnętrznych, bez których takiej inwestycji sama Gmina i tak nie udźwignie. Pomieszczenia muzeum musiałyby być na tyle obszerne, żeby zorganizować tam bibliotekę z pracownią, magazyn, sale wystawienniczą i (być może zamiennie) salę konferencyjną oraz biura i pomieszczenia socjalno-gospodarcze. Można także zaproponować władzom Gminy przenosiny – a raczej powrót – na ratusz, zaś budynek WOP-u zaadaptować na Centrum Kultury z biblioteką i muzeum. Gotycka Chojna Kulturotwórcza rola muzeum mogłaby znaleźć swój wyraz w próbie określenia, wykreowania a potem utrzymania marki miasta. Dodajmy, marki, która byłaby wyjątkowa i podkreślała specyfikę Chojny, a taką jest bez wątpienia jej substancja zabytkowa. Najwyższa klasa i dobry (jeszcze!) stan zachowania Kościoła Mariackiego, murów i bram miejskich, klasztoru augustianów, kaplicy św. Gertrudy (możę udałoby się odtworzyć także kaplicę św. Jerzego do której zachowały się 378 Muzeum dla Chojny szczątkowe materiały fotograficzne?) pozwala na włączenie ich do takich działań. Biorąc zaś pod uwagę ich średniowieczną metrykę, można właśnie w oparciu o nią zbudować cały program popularyzacji miasta i regionu. Bo czy to nie turystyka, wraz z całą towarzyszącą jej infrastrukturą, także kulturalną, powinna być motorem napędowym rozwoju miasta? To wszak druga – po przemyśle elektronicznym – najdynamiczniej rozwijająca się dziedzina gospodarki na świecie. Na potrzeby niniejszego artykułu taki pomysł budowania marki miasta został nazwany „Gotycka Chojna”. W zamierzeniu miałby obejmować szereg różnorodnych działań artystycznych. Koncerty muzyki klasycznej, poprzez rock gotycki aż po muzykę eksperymentalną mogłyby zostać ubrane w formułę kilkudniowego festiwalu. W tej chwili takiej imprezy w Polsce brak; odbywający się corocznie w Bolkowie na Śląsku festiwal Castle Party przez fanów muzyki gotyckiej jest postrzegany różnie, nie zawsze pozytywnie (co wynika praktycznie z braku „klasycznej” odmiany rocka gotyckiego na festiwalu), jednak cieszy się rosnącym z roku na rok powodzeniem. Koncertom towarzyszyć powinny prezentacje filmów tzw. nurtu gotyckiego, niekoniecznie horrorów, od przedwojennych klasyków po kino współczesne, połączone z wykładami i prelekcjami historycznymi lub filmoznawczymi. Przestrzeń miejską ożywić mogą wszelkiego rodzaju bezpośrednie działania artystyczne, jak teatry uliczne, happeningi czy instalacje (np. multimedialne). Do wykorzystania jest też bezpośrednie zaplecze Chojny, jak znaczna liczba gotyckich kościółków wiejskich (znakomite miejsca koncertów), pałace, ale i lotnisko z hangarami czy Dolina Miłości. „Gotycka Chojna” nie musiałaby być jednorazowym, odbywającym się w ustalonym terminie wydarzeniem; wielorakość i różnorodność działań sprawia, że mogłyby one zostać rozciągnięte w czasie. (Nie)zbędny balast Podstawowe finansowanie muzeum, mimo pozyskiwanych funduszy zewnętrznych, musiałaby wziąć na siebie Gmina. Oprócz bieżących opłat, należałoby zagwarantować etaty dla 1-2 historyków, archeologa, może historyka sztuki lub kulturoznawcy, pracownika administracji. To niewiele, lecz zapewne może okazać się pierwszą barierą. Nie jest to ewenement czy oderwany od rzeczywistości wymysł – obecnie muzea samorządowe, a więc takie, na których utrzymanie łożą przede wszystkim lokalne władze, stanowią ¾ wszystkich muzeów w kraju (to ponad 450 placówek wraz z oddziałami!)6. F. Cemka, Współczesne muzealnictwo a rozwój turystyki w Polsce, w: Rola muzeów w turystyce i krajoznawstwie, red. A. Toczewski, Zielona Góra 2006, s. 14. 6 379 Radosław Skrycki Najważniejsze jednak jest przekonanie o celowości powołania w mieście takiej instytucji. Instytucji, która z jednej strony wpasowałaby się w jakąś wizję promocji kulturalnej Chojny a z drugiej sama mogła coś do niej wnieść a nawet ją współtworzyć. Periodykiem, propagującym badania i działania muzeum mógłby wtedy stać się „Rocznik Chojeński”, a więc pismo, którego pozycja systematycznie jest budowana. * * * „Trudno wyobrazić sobie wycieczkę (…) do Krakowa czy Warszawy bez zwiedzenia ich muzeów. (…) Muzea jako nośniki treści dających wiedzę o przeszłości oraz współczesności należą do najważniejszych dóbr kultury”7. Nie potrafię wyobrazić sobie Chojny 8 sierpnia 2020 roku bez muzeum. 7 A. Toczewski, Wstęp, w: Rola muzeów…, s. 7. 380 Edward Rymar* Pyrzyce Zaginione miejscowości ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej Część 3: Parchnica, „Patrów”, Parnakel (troszyński), Parnakel (cedyński), „Słoński Gród” koło Trzcińska Parchnica na północ od Cedyni Granica pól Cedyni 10 sierpnia 1299 r. biegła od pól Patrowa (niżej) wzdłuż rzeczki pola Parchnicy (riuulum campi Parchnitz) i od tej rzeki do połowy koryta Odry1. Istniała więc już tam osada z mierzonymi łanami, może więc i z obcymi przybyszami. Potok był dopływem Mglicy, prawego ramienia Odry. Potwierdzenie istnienia osady otrzymujemy w grudniu 1306 r., gdy margrabiowie brandenburscy Otton IV i Waldemar nadali cysterkom z Cedyni curie Parchniz z 20 łanami, wraz z bedą, powinnościami służebnymi, i określili jej granice: od bagna obok dworu do Beytze – pastwiska (salice) obok (powyżej) Silliz * Prof. dr hab. Edward Rymar jest emerytowanym pracownikiem Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego, wieloletnim dyrektorem Pyrzyckiej Biblioteki Publicznej, autorem kilkuset publikacji głównie dotyczących średniowiecznych dziejów Pomorza i Nowej Marchii. 1 Codex diplomaticus Brandenburgensis, hg. v. A.F. Riedel, Berlin 1838–1869 (dalej: CDB), Bd. XIX, s. 68. 381 Edward Rymar – przez Colnow – Karcoz i do połowy koryta Odry. Z drugiej strony granicą między Parchnicą i Cedynią było pastwisko, dalej lasek Eykebom, następnie obiekty Fekeniz i Cutzow, wreszcie lasek Malebom między Zatonią Górną i Parchnicą; granica dochodziła do środka koryta Odry2. Curia oznacza dwór, folwark, w tym wypadku gospodarstwo własne margrabiów. Cedynia należała do działu linii młodszej margrabiów, a Parchnica, leżąca na północny zachód od miasta, widocznie położona była już w dziale chojeńskim linii starszej. Wymienionych w dokumencie nazw brakuje na późniejszych mapach. Granica dochodziła do Odry o innym niż dziś korycie i do Zatoni Górnej. Lokalizowana była na terenie późniejszej osady Karlstein/Radostów3. W 1555 r. na polach dawnej Parchnicy lasek (Hegeholtz Parchnitz) z granicami jak w 1299 r., z polami Lubiechowa, liczył 22 łany (86 morgów) i należał do 1811 r. do domeny cedyńskiej4. W 1589 r. granice domeny i miasta na pograniczu z Lubiechowem Dolnym opisano jak w 1299 r.: od okolicy Parchnitz, między terenem domeny i ogrodem Joachima Hermannsa przy potoczku, który płynie do Mglicy5. Lasek wraz z położoną na południu owczarnią należał potem do dóbr folwarku w Radostowie. Przy opisie granic Cedyni z lat 1753 i 1771 mowa o małym potoku płynący in der Parchnitz6. Śladem jest dzisiejsza Parchnica (Parchnitz 1944), osada powstała widocznie na miejscu opuszczonej, od 1811 r. przysiółek Radostowa7. „Patrów” osada (?) na północ od Cedyni Przy opisie północnej granicy pól miasta Cedynia 10 sierpnia 1299 r. wymieniono campo (pole) Patro. Granica od tego pola szła następnie potokiem do Odry przez pola Parchnicy8. Pamiątką tej przedkolonizacyjnej osady (?) było pole Patrofeld w 1555 r. przy wodzie (jeziorze?) „Patro” między polami Cedyni i Orzechowa, wcześniej, do 1555 r., własność cysterek, w 1589 r. – domeny cedyńskiej, na pograniczu Orzechowa, Cedyni i Lubiechowa Górnego, należące do 2 H. Krabbo, Ungedruckte Urkunden der Markgrafen von Brandenburg aus askanischem Hause, „Forschungen zur Brandenburgischen und Preußischen Geschichte” 25 (1913), s. 17. 3 H. Preuße, Das Nonnenkloster in Zehden, „Königsberger Kreiskalender” (dalej: KK) 4 (1929), s. 8. 4 E.E. Melcher, Geschichte der nordwestlichen Neumark, Frankfurt a.O. 1894, s. 43. 5 Tamże, s. 38. 6 Tamże, s. 176. 7 Tamże, s. 62. 8 CDB XIX, s. 68. 382 Zaginione miejscowości ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej tych miejscowości, ale już bez zaznaczenia warunków połowu ryb9. Woda (rozlewisko?) zanikła, bo potem tam tylko łęg o nazwach Patrow Bruch, Patrow-Luches, na którym w XIX w. założono przysiółek Wichoradz10. To przed 1350 r. teren dworu Parchnica cysterek cedyńskich11. W połowie XIX w. właściciel Radostowa powiększył areał majątku przez zakup chłopskich pól w tzw. Klosterrähne, gospodarstwa w okolicy Jeziora Świńskiego i o część Patrow-Luches, a nowy majątek nazwał Klosterrähne12, dziś Patrów, pamiątka po osadzie (?). Parnakel (troszyński) List lenny z 9 marca 1495 r. dla Hansa i Bussona von Sydowów z Sitna objął też opuszczone pola Panneckel. Analogicznie list lenny z 1499 r. dla Sydowów zawiera zapis Pannekl13. Wnuk Bussona, Piotr z Goszkowa, od kuzynów z linii Hansa nabył w 1563 r. Sitno, Goszków, Białęgi, pół Stoków, część Lubiechowa Górnego i Dolnego, Goszkówka, Troszyn, Stołeczną i Parnäkel. Jego syn Achatz I z Sitna w 1561 r. miał prawo polowań w boleszkowickicim lesie, tj. na terenie Parnakel, i odstąpił je margrabiemu Janowi kostrzyńskiemu. Elektor brandenburski Jan Jerzy w 1571 r., zaraz po śmierci margrabiego Jana, zwrócił prawo polowań Achatiusowi, w tym polowań na sarny na terenie Berneckell, ale bez prawa polowania na dziki i niedźwiedzie14. W 1572 r. Achatius miał trzy łany na opuszczonych polach Parneckell15. Pola Parnäkell, Parnaeckell były w XVIII–XX w. podzielone między Troszyn, Sitno, Goszkówek, Goszków. Podczas ich karczunku w XIX w. wyorywano ślady zabudowań wsi liczącej sto łanów. Obok, na południe od Boleszkowic, płynie potok, kiedyś o nazwie Verlorenen Fliess, przy drodze z Reczyc do Boleszkowic16. E.E. Melcher, dz. cyt., s. 38, 60; U. Wesche, Zur Geschichte des Amtsbezirks Wrechow. Umfassend die Dörfer Wrechow, Zachow und Altenkirchen im Kreise Königsberg-Neumark, Hachenburg 1935, s. 52, 60; C. Gahlbeck, Zisterzienser und Zisterzienserinnen in der Neumark, Berlin 2002, s. 381. 10 L. Kalitsch, Carlstein, KK 4 (1929), s. 20. 11 C. Gahlbeck, Zisterzienser und Zisterzienserinnen in der Neumark, Berlin 2002, s. 537. 12 L. Kalitsch, dz. cyt., s. 20. 13 CDB XXIV, s. 210, 214. 14 D. v. Bädicke, Der Parnäkel, KK 5 (1930), s. 58 i n.; „Die Neumark” 6 (1929), s. 22. 15 H.G. Ost, Die zweite deutsche Ostsiedlung im Drage- und Küddow-Gebiet, T. 1: Wandlungen im Siedlungsbild eines Abwanderungsgebietes, Leipzig 1939, s. 71. 16 Losy pola w tych wiekach opisują: D. v. Bädicke, dz. cyt., s. 23–26; H. Matag, Von untergegangenen Dörfern im Königsberger Kreise, „Die Neumark” 7 (1930), s. 1–9, 28–32, 46–50; Der Parnakel, „Brandenburg” 5 (1927), s. 266. 9 383 Edward Rymar Parnakel (cedyński) To lasek koło Cedyni, w 1555 r. wymieniony jako wcześniejsza własność cysterek z Cedyni, zapewne od XIII w.17 W 1560 r. młynarze z Trutwińca mieli nabyte od joannitów z Golic (ci tam od 1466 r.) prawo wypasu bydła aż po Börnickel18. Mieszkańcy Cedyni skarżyli się w 1571 r. na zarządcę domeny z powodu czynienia przeszkód w wyrębie drzewa na terenie Parnekel19. Przy opisie granic pól Cedyni i domeny w rejonie Rudnicy mowa w 1589 r. o drodze do Parnekel. Sołtysi z Rudnicy, Kostrzynka i Osinowa mieli tu, na pograniczu pól Cedyni z łąkami Siekierek, Rudnicy, Kostrzynka, prawo poboru drzewa opałowego20. Obiekt też wydaje się śladem średniowiecznej osady. „Słoński Gród” koło Trzcińska Margrabiowie brandenburscy Otton IV i Waldemar 15 czerwca 1307 r. za 90 talentów sprzedali miastu Trzcińsko las Sonnenberg z pastwiskami i ziemią orną poza granicami opuszczonej już wsi Sonnenburg (extra metas eiusdem deserte ville Sonnenburg) z prawem wieczystego posiadania, nawet gdyby wieś została przez nich lub następców odbudowana – jednak w takim wypadku bez wsi21. Wieś nie została już odbudowana. Trzcińsko w 1572 r. posiadało cztery łany Sonnebergische koło miasta, sprzedane Jerzemu Wetzellowi przez podmiejskich szlachciców Werbenowów22. Może więc wieś należała do dawnego uposażenia sołtysiego, rycerskiej rodziny lokatorów miasta w XIII w., nawet stanowiąc ich rezydencję zamkową, za czym przemawia człon -berg, -burg w nazwie. Śladem było potem jezioro Sonnenbergische 1809, Sonneburger See 182423, półtora kilometra na południowy wschód od miasta (1890, 1944), a obok rozległy łęg pojezierny Sonnenberger Bruch na wschód i południowy wschód od jeziora24, liczący w XIX w. 44 łany po 33 morgi25. C. Gahlbeck, dz. cyt., s. 223. R. Schmidt, Der Müller vom Eichhorn, KK 8 (1938), s. 104. 19 E.E. Melcher, dz. cyt., s. 178. 20 Tamże, s. 38. 21 CDB XIX, s. 69. 22 H. v. Bütow, Urkundliche Beiträge zur Geschichte von Bad Schönfließ im 16. und 17. Jahrhundert, „Die Neumark” 9 (1932), s. 27. 23 H. Matag, dz. cyt., s. 49, F.W.A. Bratring, Statistisch-topographische Beschreibung der gesamten Mark Brandenburg, Bd. 3, Berlin 1809, s. 22; G.F.L. Neumann, Versuch einer Geschichte und Topographie der Stadt Königsberg in der Neumark nebst einer statistisch-topographischen Übersicht des Königsberger Kreises, Berlin 1824, s. 22. 24 Meßtischblätter der Königlich Preußischen Landesaufnahme 1 : 25 000, Berlin 1893–, nr 1449. 25 H. Matag, dz. cyt., s. 50. 17 18 384 Michał Spandowski* Warszawa Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej Chojna uzyskała prawa miejskie w połowie XIII w. i już wkrótce potem powstała w mieście pierwsza szkoła łacińska ufundowana przez radę miejską. Usytuowana była w osobnym budynku przy należącym od 1282 r. do templariuszy kościele Mariackim, nadzór nad nią sprawował jednak biskup kamieński. Po kasacie zakonu templariuszy w 1312 r. ich majątek przejęli joannici, w tym i komandorię w położonej nieopodal Chojny Rurce. Ten stan rzeczy utrzymał się do czasów reformacji, kiedy to szerzący się w Nowej Marchii w pierwszej połowie XVI w. ruch odnowy religijnej zaowocował m.in. przeorganizowaniem szkoły chojeńskiej w duchu luterańskim w 1532 r. W roku 1557 szkołę rozbudowano, a w latach 1597–1604 wzniesiono nowy budynek szkolny na tych samych fundamentach. W 1698 r. przeniesiono placówkę do budynku dawnego klasztoru Augustianów, a stare obiekty rozebrano1. W 1790 r. z inicjatywy króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II miejską szkołę podniesiono do rangi liceum i kolejny raz przeprowadzono do nowo wybudowanej nieopodal klasztoru siedziby, gdzie działała jako Friedrich-Wilhelm-Lyceum, potem Friedrich-WilhelmGymnasium i jako taka dotrwała do czasów drugiej wojny światowej. Wiosną * Michał Spandowski – absolwent filologii klasycznej na Uniwersytecie Warszawskim, od 1966 r. pracuje w Zakładzie Starych Druków Biblioteki Narodowej, gdzie zajmuje się inkunabułami. Autor szeregu opracowań dotyczących inkunabulistyki, m.in. współautor drugiego tomu pracy Inkunabuły w bibliotekach polskich (1993). 1 A. Kehrberg, Historisch-Chronologischer Abriß Der Stadt Königsberg in der Neu-Marck, Franckfurt an der Oder 1715. 385 Michał Spandowski 1945 r. Rosjanie po zajęciu miasta swoim zwyczajem je spalili. Ruiny szkoły rozebrano ostatecznie około ćwierć wieku później2. W wyniku zniszczenia miasta w 1945 r. informacje, jakimi dziś dysponujemy o jego dawnych zbiorach bibliotecznych, są skąpe. Wiadomo, że pierwsze książki gromadzono w parafii miejskiej i funkcjonującej przy niej szkole. Wiemy też, że działająca przy szkole biblioteka w XIX w. oficjalnie nazywała się Bibliothek des Gymnasii zu Königsberg i.d.N.; potem spotykamy też drugi termin urzędowy – Lehrer-Bibliothek des Gymnasiums Königsberg N.M. – nie jest jednak jasne, czy mamy tu do czynienia ze zmianą nazwy biblioteki, czy też może z wydzieleniem części księgozbioru. Większość ocalałych z zagłady miasta w 1945 r. książek zgromadzono w Zbiornicy Księgozbiorów Zabezpieczonych w Szczecinie, skąd przekazano je głównie do Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Szczecinie, dziś funkcjonującej jako Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica. Jeden jednak wolumin – kto wie, czy nie najcenniejszy z całego księgozbioru – trafił z owej zbiornicy w 1949 r. do Biblioteki Narodowej, gdzie jest aktualnie przechowywany pod sygnaturami Inc.Qu.248-252 adl. Jest to tzw. klocek introligatorski, czyli pięć różnych druków formatu in quarto współoprawnych jako jeden tom, z czego pierwsza i ostatnia pozycja to druki szesnastowieczne, natomiast trzy pozostałe to inkunabuły (książki wydrukowane jeszcze w XV w.). A oto bliższe o nich informacje (umieszczone poniżej opisy wykonano zgodnie z zasadami obowiązującymi według Polskiej Normy dla opisów katalogowych starych druków i inkunabułów). Oprawiony na początku druk to: AESOPUS: Aesopus Graecus per Laurencium Vallensem traductus...3 (Erphordi[a]e: impressus per Wolfga[n]gu[m] Sche[n]cke[n], 1503). 4°. – Sygn.: Inc.Qu.248 adl. Liczący osiem kart druczek zawiera wybór 33 bajek Ezopa, przetłumaczonych z greki na łacinę przez Lorenza Vallę. Bajki Ezopa były w tamtej epoce niesłychanie popularne – wiemy o ok. 150 wydaniach w samym XV w., a na pewno nie wszystkie dotrwały do dziś. Lorenzo Valla (ok. 1406–1457), włoski filozof, humanista i filolog, jedna z ważniejszych postaci epoki, przetłumaczył także Homera, Herodota i Tukidydesa, był autorem kilku dzieł, z których najważniejsze to Elegantiarum linguae Latinae libri sex4, ustaliło ono bowiem kanon łaciny renesansowej. Wiele z powyższych informacji uzyskałem od pani Agaty Michalskiej z Książnicy Pomorskiej w Szczecinie oraz od dr. Pawła Migdalskiego z Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego – obojgu w tym miejscu bardzo za tę pomoc dziękuję. 3 Ezop Grek przetłumaczony przez Lorenza Vallę (łac.). 4 O wytwornym języku łacińskim ksiąg sześć (łac.). 2 386 Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej Omawiane tu wydanie Ezopa jest dziełem działającego na przełomie XV i XVI w. w Erfurcie drukarza Wolfganga Schencka, który w sumie wytłoczył około osiemdziesięciu dzieł. Bibliografia jego druków notuje tylko dwa znane egzemplarze tej edycji (w Dreźnie i Uppsali); nasz – jedyny w Polsce – to trzeci5. Drugi z kolei druk w naszym klocku to już inkunabuł6: TERENTIUS Afer, Publius: Comoediae. Köln : Henricus Quentell, 21 X 1499. 4° IBP 5187. Sygn.: Inc.Qu.249 adl. Żyjący w II w. p.n.e. Terencjusz był bardzo popularnym komediopisarzem, z jego twórczości zachowało się do dziś sześć komedii, stały się one niesłychanie popularne w epoce odrodzenia. Już w kilkanaście lat po słynnej 42-wierszowej Biblii Gutenberga (czyli pierwszej drukowanej książce) wydano je drukiem w Strasburgu, a do końca XV stulecia ukazały się w co najmniej kilkudziesięciu wydaniach. W Polsce reprezentowanych jest 16 edycji, w tym dwie – przekładów niemieckich. Omawiana tu jest dziełem Henryka Quentella, najważniejszego typografa tej epoki w jednym z największych ośrodków drukarstwa tych czasów – Kolonii; był on twórcą oficyny, która rozpoczęła działalność w 1479 r. i funkcjonowała pod jego dziedzicami do roku 1557. Nasza edycja jest rzadka: znajdująca się w Staatsbibliothek zu Berlin Preußischer Kulturbesitz baza danych7 notuje w świecie tylko cztery egzemplarze tego druku, w tym dwa – w Polsce; jednym z nich jest ów nasz. Trzeci druk to: VENANTIUS Honorius Clementianus Fortunatus (s.): De resurrectione Christi carmen8. – Pius II (papa): Carmen de passione Domini9. [Leipzig : Iacobus Thanner, 1498/1500]. 4°. IBP 5534. Sygn.: Inc.Qu.250 adl. Święty Wenancjusz (ok. 540 – przed 610), urodzony w północnych Włoszech, dużo podróżował po ziemiach dzisiejszych zachodnich Niemiec i Francji, przyjął w dojrzałym wieku święcenia kapłańskie i około roku 600 został biskupem Poitiers. Był autorem szeregu pism o tematyce teologicznej, a także hymnów, które weszły na stałe do liturgii kościelnej, jak i różnych wierszy M. v. Hase, Bibliographie der Erfurter Drucke von 1501–1550, Nieuwkoop 1968. Przy inkunabułach podaje się zawsze opis skrócony, za to z obowiązkowym zacytowaniem literatury, gdzie jest zamieszczony opis pełny danej edycji. Na użytek niniejszego artykułu zrezygnowano z podawania pełnej literatury przedmiotu dla każdego piętnastowiecznego druku, ograniczając się do przywołania centralnego katalogu inkunabułów w Polsce (IBP = Inkunabuły w bibliotekach polskich, t. 1–2. Wrocław 1970–1993), gdzie można znaleźć całą literaturę. 7 Gesamtkatalog der Wiegendrucke (GW). 8 Pieśń o zmartwychwstaniu Chrystusa (łac.). 9 Pieśń o Męce Pańskiej (łac.). 5 6 387 Michał Spandowski okolicznościowych. Jednym z jego utworów o tematyce religijnej jest właśnie omawiana tu łacińska pieśń o zmartwychwstaniu Chrystusa, dawniej przypisywana Laktancjuszowi (ok. 250 – ok. 330). Do dzieła tego drukarz dołączył drugi wiersz, autorstwa papieża Piusa II – łacińską pieśń o Męce Pańskiej. Pius II (1405–1464), urodzony jako Aeneas Silvius Piccolomini, w latach 1457–1458 był biskupem elektem warmińskim, jednakże Kazimierz Jagiellończyk nie dopuścił go do diecezji jako zdecydowanego sojusznika Krzyżaków, a w 1458 r. niedoszłego biskupa obrano papieżem. Był on autorem m.in. dzieł o tematyce historycznej (np. Historia Bohemica10), jak i zbioru listów, które wielokrotnie drukowano – wszędzie znajdujemy sporo nawiązań do spraw polskich. Omawiane tu wydanie jest tzw. anonimem typograficznym – nie znajdujemy w książce miejsca druku, nazwiska drukarza ani roku wydania. Nie jest to rzadka sytuacja w wypadku inkunabułów; miejsce i czas powstania danego druku ustalane jest wtedy zazwyczaj dzięki tzw. analizie typograficznej (czyli szczegółowemu badaniu użytych zestawów czcionek etc.). W tym wypadku udało się to określić dość dokładnie (zob. wyżej). Oprócz omawianego tu egzemplarza w Polsce posiada ten druk jeszcze biblioteka seminarium duchownego w Pelplinie, tamten egzemplarz jest jednak (w przeciwieństwie do naszego) niekompletny. Kolejnym drukiem w naszym klocku jest także inkunabuł: FLORES: Flores poetarum de virtutibus et vitiis11. [Köln : Ioannes Koelhoff sen.], 1490. 4°. IBP 2199. Sygn.: Inc.Qu.251 adl. Jest to zbiór moralno-filozoficznych wierszowanych sentencji, zaczerpniętych zarówno z autorów antycznych i średniowiecznych, jak i z dzieł anonimowych; najpóźniejsze źródło pochodzi z XIV w., autor wyboru pozostaje nieznany. Znamy pięć piętnastowiecznych wydań tej antologii; nasze – najpóźniejsze – reprezentuje w Polsce tylko ten egzemplarz, pozbawiony karty tytułowej. Zachowała się jednak szczęśliwie karta końcowa, na której drukarz umieścił ozdobny drzeworyt – swój graficzny znak firmowy, czyli sygnet drukarski (dziś powiedzielibyśmy: logo). Opisywany tu egzemplarz jest jedynym zachowanym w Polsce. Ostatnią pozycją naszego woluminu jest druk następujący: HERMANNUS Torrentinus: Vocabularius poeticus siue elucidarius carminum et historiarum...12 (Impressum Colonie : apud predicatores), [post 1500]. 4°. IBP 2718. Sygn.: Inc.Qu.252 adl. Historia Czech (łac.). Kwiaty (w znaczeniu: najcelniejsze cytaty z) poetów o cnotach i występkach (łac.). 12 Słownik poetycki, czyli objaśniający wiersze i historie... (łac.). 10 11 388 Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej Druk ten do niedawna uważano za inkunabuł, dlatego figuruje w IBP z datą wydania: ca 1500. Nowsze jednak badania przeprowadzone w berlińskiej pracowni Gesamtkatalog der Wiegendrucke pozwoliły ustalić, że powstał on już w XVI w. Tekst jest leksykonem zawierającym ułożone alfabetycznie hasła obejmujące – jak wynika z podtytułu dzieła – sławne bajki, historie, prowincje, miasta, wyspy, rzeki, góry i inne. Sam autor (?–1520), znany także jako Hermann von Beeke, był pochodzącym z holenderskiego Zwolle gramatykiem, historykiem i teologiem, który od 1490 r. uczył w zgromadzeniu Braci Wspólnego Życia w Groningen. Egzemplarze omawianej edycji zachowały się także w bibliotece seminarium duchownego w Pelplinie oraz w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie. * * * Jaka była historia naszego woluminu? Jako całość musiał powstać w pierwszej połowie XVI w., tak bowiem można wydatować oprawę – deski częściowo obciągnięte skórą. Był czytany – w większości druków (przede wszystkim na pierwszych trzech pozycjach) widać mnóstwo glos, czyli rękopiśmiennych dopisków i komentarzy do tekstu, zarówno na marginesach, jak i interlinearnych (wpisanych między wierszami); dukt pisma pozwala je datować na pierwszą połowę XVI w. Są głównie (ale nie wyłącznie) jednej ręki, czyli autorem ich była ta sama osoba; kim ona była – nie wiemy. Podobnie jak nie wiadomo, do kogo książka należała, zanim trafiła do biblioteki szkoły chojeńskiej. Przednia część okładziny zachowała się tylko w połowie, jej wewnętrzna strona pokryta jest papierową wyklejką (naturalnie ocalałą też tylko w części przylegającej do deski) i możemy na niej przeczytać końcowy fragment rękopiśmiennego wpisu (prawdopodobnie z XVII w.): „[...]ewitz”. Może to być końcówka nazwiska, w dawnych bowiem czasach podpisywanie książek było bardzo powszechnie stosowane. W tym jednak wypadku ocalały fragment jest zbyt mały, by można próbować zidentyfikować jego autora. Dlaczego i sama książka, i jej historia mają dla nas ogromne znaczenie? Nie wynika ono tylko z materialnej wartości zabytku. Znacznie ważniejszy jest inny aspekt. Trzeba sobie uświadomić, jaką rewolucją kulturową było wynalezienie druku i co z tego wynika. Przed wynalazkiem Gutenberga rękopiśmienne książki powstawały najczęściej w klasztorach i wykonanie jednego egzemplarza zajmowało kopiście co najmniej miesiące. Gutenberg swoją pierwszą 42-wierszową Biblię wydał prawdopodobnie w 170 egzemplarzach; niecałe 40 lat później – a upływu czasu w tamtej epoce nie należy oceniać dzisiejszą miarą – np. Anton Koberger wydrukował w Norymberdze imponujące dzieło 389 Michał Spandowski Hartmanna Schedla Liber chronicarum13 (zawierające na ponad 300 kartach formatu in folio magno oprócz tekstu także ok. 1800 drzeworytów) w nakładzie ok. 1400 egzemplarzy i nie jest to rekord tamtych czasów. Wspaniały rozwój sztuki typograficznej dobrze ilustruje np. to, że liczba firm drukarskich działających w samej Wenecji do końca XV w. sięgała niemal czterech setek! Dlatego mówimy o bezprecedensowej rewolucji kulturowej w dziejach ludzkości – następną tej skali i rangi były dopiero radio i telewizja, a kolejną – komputer i Internet. Dopiero więc od wynalezieniu druku można mówić o czytelnictwie jako zjawisku społecznym. W dodatku do XX w. czytelnictwo było jedynym rodzajem konsumpcji kultury, który można nazwać masowym. Dlatego historia książki i dzieje czytelnictwa są fundamentem historii recepcji kultury. A wiedzę tę wzbogaca także to, co wiemy dziś o dawnych książkach, które należały niegdyś do szkolnej biblioteki w Chojnie. sygn. Inc.Qu.248 - strona tytułowa 13 Księga kronik (łac.). 390 Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej sygn. Inc.Qu.249 - strona tytułowa sygn. Inc.Qu.250 karta [2] verso i [3] recto 391 Michał Spandowski sygn. Inc.Qu.251 verso ostatniej karty z sygnetem drukarza sygn. Inc.Qu.252 strona tytułowa 392 Michał Gierke* Chojna Szwedzki Kopiec Szwedzki Kopiec zwany też Szwedzkim Kamieniem znajduje się na chojeńskim Wzgórzu Wisielców (niem. Galgenberg). Pomnik, jak głosi inskrypcja znajdująca się na jednym z tworzących go kamieni, został wzniesiony w celu upamiętnienia króla szwedzkiego Gustawa II Adolfa, który 27 grudnia 1630 roku przybył ze swą armią do miasta (Königsberg in der Neumark) i uwolnił je od stacjonujących w pobliżu wojsk cesarskich1. Monumentowi nadano formę czworokątnego ostrosłupa, tworząc go ze spajanych zaprawą kamieni. Na niektórych z kamieni wyryte są nazwy miejscowości dawnego powiatu königsbergskiego oraz nazwiska dowódców wojsk cesarskich, których oddziały stacjonowały w Nowej Marchii. Mimo tego, iż Szwedzki Kopiec zachował się jako jedyny spośród wystawionych w Chojnie do 1945 roku pomników w niemal nienaruszonym stanie, to zarówno geneza jego powstania, jak również jego interpretacja nastręczała do tej pory pewnych kłopotów2. Świadczyć o tym może chociażby tekst umieszczony * Michał Gierke – absolwent Akademii Sztuki w Szczecinie oraz student archeologii na Uniwersytecie Szczecińskim. Interesuje się szczególnie archeologią historyczną, dziejami muzyki XVIII i XIX w. oraz historią chojeńskich budowli sakralnych. 1 O dziejach Chojny w czasie wojny trzydziestoletniej i pobycie Gustava II Adolfa w mieście, zob. G.J. Brzustowicz, Chojna w czasie wojny trzydziestoletniej, „Rocznik Chojeński”, t. I, 2009, s. 35–61; Richter, Königsberg Nm. im 30jährigen Kriege (-1637), „Königsberger Kreiskalender”, 1926, s. 11–15; Richter, Königsberg Nm. im Dreißigjährigen jährigen Kriege (1638–1648), „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 2, 1927, s. 5–10. 2 Oprócz Szwedzkiego Kopca wystawiono w Chojnie do 1945 roku jeszcze przynajmniej trzy inne pomniki. Dwa z nich to pomniki wojenne, które doczekały się już opracowania, zob. A. Bierca, Z badań nad wojennymi pomnikami w Chojnie sprzed 1945 r., w: Chojna i okolice na przestrzeni wieków, red. R. Skrycki, Chojna-Zielona Góra 2007, s. 105–124. Trzeci pomnik został wzniesiony dla uczczenia propagatora towarzystw gimnastycznych w Prusach Friedricha Ludwiga Jahna, odsłonięty został 9 czerwca 1912 roku. Zob. R. Skrycki, Chojna. Impresje sprzed wieku, Szczecin 2011, s. 154. Ponadto, znane są, z przedstawień na przedwojennych kartach pocztowych, dwa pomniki usytuowane na rynku przed ratuszem. Na podstawie analizy tychże kart oraz braku 393 Michał Gierke na tablicy informacyjnej znajdującej się w pobliżu pomnika, w którym podano szereg nieprawdziwych informacji3. Pomnik nie doczekał się do tej pory żadnego opracowania. Celem niniejszego tekstu jest zatem próba usystematyzowania wiedzy na jego temat na podstawie bardzo skromnych wzmianek rozproszonych w literaturze oraz analizy przedwojennych fotografii, kart pocztowych i zachowanej substancji monumentu. Wydaje się, że najważniejszym źródłem do rekonstrukcji historii Szwedzkiego Kopca jest, zaopatrzony w fotografię, artykuł opublikowany w 1916 roku w szwedzkim czasopiśmie „Allsvensk Samling”4. Jego treść w całości poświęcona jest chojeńskiemu pomnikowi i zawiera informacje między innymi o sposobie wzniesienia pomnika oraz rozwiązuje problem wyrytych na kamieniach nazw miejscowości. Wydźwięk artykułu jest jednak propagandowy. Ponadto, wzmianki o monumencie w innych źródłach są nieliczne i ograniczają się jedynie do stwierdzenia faktu jego istnienia5. Ważne, ze względu na możliwość odtworzenia pierwotnego wyglądu otoczenia zabytku, są też dwa znane przedstawienia na kartach pocztowych6. Na obu kartach podano również dokładną datę odsłonięcia pomnika. Pomnik został usytuowany na Wzgórzu Wisielców, gdyż tam miał zatrzymać się ze swym wojskiem król Gustav II Adolf po przybyciu do Chojny7. Samo wzgórze jest niezwykle interesującym miejscem. Nazywano je niegdyś Galgenberg – nazwa ta, jak chce E. Mucke, brzmiała pierwotnie „Kahlberg/ Gahlberg” i była bezpośrednim tłumaczeniem słowiańskiej nazwy „Łysa Góra”8. jakichkolwiek wzmianek w literaturze, można założyć, iż pomniki owe miały prawdopodobnie charakter efemeryczny. 3 „Szwedzki Kopiec usypany przez ówczesnych mieszkańców w 1630 roku ku czci Gustawa Adolfa II – króla szwedzkiego (1618–1648), jednego z głównych uczestników wojny trzydziestoletniej. Prowadził wojny z Danią, Rosją i Polską; tę ostatnią zakończył w 1629 roku pokojem altmarskim. Na głazach pomnika zachowały się nazwy okolicznych miejscowości, których mieszkańcy składali hołd królowi szwedzkiemu”. 4 Svenska minnen och märken i utlandet. II. „Schwedendenkmal” vid Königsberg in Neumark, „Allsvensk Samling”, no. 2, 1916, s. 8. 5 Zob. np. Kuchta, Was uns die Königsberger Flurkarte erzählt, „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 4, 1929, s. 65; G. J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 42. 6 Zob. R. Skrycki, dz. cyt., s. 136. Druga karta pocztowa znajduje się w zbiorze Ryszarda Mizgiera. 7 Kuchta, dz. cyt., s. 65; H. Braune, Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M. Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren, Königsberg Nm. 1907, s. 72. 8 E. Mucke, Die slavischen Ortsnamen der Neumark, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark”, H. VII, s. 179–180. Inną interpretację przedstawił zaś Robert Reiche, który człon „Galgen-” wywodził od słowiańskiego „jalovu” – „jałowy”, zob. R. Reiche, Bausteine zur Geschichte der Stadt Königsberg in Neumark während des Mittelalters, (z serii „Wissenschaftliche Beilage zum Jahresbericht des Friedrich-Wilhelm-Gymnasiums zu Königsberg Nm. – Ostern 1898, Progr. No. 394 Szwedzki Kopiec Genezę takiej nazwy można prawdopodobnie łączyć ze znajdującym się tuż przy wzgórzu cmentarzyskiem popielnicowym ludności kultury łużyckiej9. W czasach późniejszych wzgórze służyło za miejsce straceń i pochówków przestępców, nazywane było wówczas również Gerichtsberg10. Ciągłość charakteru sepulkralnego tego miejsca czyni je na pewno atrakcyjnym dla badań archeologicznych, jednakże należy zauważyć, że zalegające warstwy kulturowe mogły zostać częściowo zniszczone w trakcie wznoszenia pomnika. Analiza przedstawień ikonograficznych pozwala stwierdzić, iż wzgórze zostało dosyć mocno przekształcone. Szczyt wzniesienia zniwelowano tworząc plateau, na którym ustawiono monument oraz cztery małe kamienne „piramidki”. Na jego zboczach rozmieszczono nieregularnie pojedyncze kamienie. W zboczach po stronie północnej oraz południowej wybudowano również kamienne schody, które prowadziły na szczyt z obejścia. Owo obejście, usytuowane poniżej szczytu, również zostało utworzone poprzez niwelację części wzgórza. Od strony południowo-wschodniej było połączone kamiennymi schodami z groblą komunikacyjną prowadzącą od strony drogi. Modyfikacja bryły wzgórza wymagała zatem prowadzenia poważnych prac ziemnych, jednakże brak jest jakichkolwiek wiadomości na temat znalezisk archeologicznych dokonanych w związku z ich realizacją11. W chwili obecnej wzgórze porośnięte jest gęstą roślinnością, która uniemożliwia dokładną obserwację jego bryły. Sam Szwedzki Kopiec został wzniesiony prawdopodobnie w 1912 roku. Odsłonięto go zaś 23 czerwca 1912 roku12. Inicjatorem budowy pomnika było działające w Chojnie Stowarzyszenie Gustava Adolfa (Gustav-Adolf-Verein), które funkcjonowało w mieście przynajmniej od 1861 roku13. 79) Königsberg Nm., 1898, s. 94; R. Reiche, Und dennoch Kenitz-Kinąć-Königsberg, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark”, H. XI, s. 85. 9 E. Friedel, Mützenurnen und dergleichen bei Königsberg in der Neumark, „Verhandlungen der Berliner Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte”, Jg 1885, s. 169–170; J. Kostrzewski, Kultura łużycka na Pomorzu, Poznań 1958, s. 56. 10 A. Kehrberg, Erlauterten historisch–chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der NeuMarck…, Abth. I, Berlin 1725, s. 15; zob. też Kuchta, dz. cyt., s. 65. 11 Warto zauważyć, że brak jest przedstawień ikonograficznych wzgórza z czasów przed ustawieniem pomnika. Być może część modyfikacji jego bryły wykonano już wcześniej, w związku z funkcjonowaniem miejsca straceń. 12 Datę tę poświadcza napis na karcie pocztowej, zob. R. Skrycki, dz. cyt., s. 136. Niestety, nie udało się ustalić, dlaczego właśnie tę datę wybrano. 13 Kuchta, dz. cyt., s. 65; Berlin und die Mark Brandenburg mit der Markgrafthum Nieder-Lausitz in ihrer Geschichte und ihrem gegenwäartigen Bestanden, Hrsgb. W Riehl, J. Scheu, Berlin 1861 s. 404. Warto nadmienić, że w kościele Mariackim znajdowała się kaplica Gustava Adolfa, być może związana w jakiś sposób z działalnością stowarzyszenia, zob. H. Braune, dz. cyt., s. 72. 395 Michał Gierke Jak już wspomniano wyżej, pomnik ma formę czworokątnego ostrosłupa zbudowanego z nieociosanych kamieni polnych. Jego projektant nie jest znany. Główny kamień z inskrypcją poświęconą Gustawowi II Adolfowi znajduje się w licu wschodnim. Inskrypcja głosi: Zur Erinnerung an die Befreiung Königsbergs N. M. am 27. Dezember 1630 durch den Schwedenkönig Gustav Adolf aus der schwersten Not des dreissigjähriger Krieges14. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na to, iż oceny działalności wojsk szwedzkich na terenie Nowej Marchii były różne. G.J. Brzustowicz pisze, że wojska szwedzkie zostały wpuszczone do miasta bez oporu i z tego powodu miasto zostało oszczędzone15. O pozytywnym odbiorze wkroczenia wojsk świadczy też list rady miejskiej z 1636 roku, w którym przybycie wojsk królewskich nazywane jest „najszczęśliwszym”16. Jednakże w późniejszych latach, gdy miasto zostało obłożone kontrybucją i ponosiło ogromne koszty związane z utrzymaniem zakwaterowanych wojsk, stosunek mieszczan do Szwedów się zmienił17. Augustin Kehrberg w swej kronice zanotował, że szwedzka okupacja była czasem rozbojów i straszliwego głodu18. Jednym ze skutków wojny trzydziestoletniej było drastyczne zmniejszenie się liczby ludności19. Treść inskrypcji, mówiąca o uwolnieniu z nędzy w 1630 roku jest zatem dość życzeniowa i świadczy o tym, że w początkach XX wieku wiedziano już niewiele o skutkach wojny trzydziestoletniej, a w świadomości zbiorowej przetrwał jedynie mit Gustawa Adolfa – Wyzwoliciela20. W centralnej części kamienia z dedykacją wydrążona jest trudna do interpretacji nisza. Wydawać by się mogło, iż wcześniej znajdować się mógł w niej jakiś przedmiot, na przykład kula armatnia, jednakże analiza przedwojennych przedstawień pomnika dowodzi, że miejsce to zawsze było puste. Być może kamień był pierwotnie częścią żaren rotacyjnych? Pod samym kamieniem z dedykacją znajduje się kamień z inskrypcją „Montecuculi” – nazwę taką nosiło również jedno ze znajdujących się koło 14 „Dla upamiętnienia wyzwolenia Königsbergu dnia 27 grudnia 1630 przez szwedzkiego króla Gustawa Adolfa z wielkiej nędzy wojny trzydziestoletniej”. 15 G. J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 41. 16 Tamże. 17 Tamże, s. 49-51. 18 A. Kehrberg, dz. cyt., Abth. II, Berlin 1725, s. 19-22; 74-75. 19 W. Fenrych, Dzieje Ziemi Chojeńskiej od XIII do początków XIX wieku, w: Z dziejów Ziemi Chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 98. 20 Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że A. Kehrberg pisał swoją kronikę po okresie wojen brandenbursko-szwedzkich i w trakcie konfliktu prusko-szwedzkiego o Szczecin, a więc jednoznacznie negatywnego postrzegania roli Szwecji w tej części Europy. Jednak już w końcu XVIII stulecia w krajach niemieckich zaczyna się coraz powszechniej czcić pamięć Gustawa Adolfa, wykorzystując datę jego urodzin bądź śmierci pod Lützen. Zob. L.E. Wolke, G. Larsson, N.E. Villstrand, Wojna trzydziestoletnia. Europa i świat 1618 – 1648, Warszawa 2010, [przyp. redakcji]. 396 Szwedzki Kopiec Chojny wzgórz21. Poniżej znajdują się kamienie z inskrypcjami: „Lichtenstein”, „Bernstein” oraz „Colloredo” – są to nazwiska dowódców oddziałów wojsk cesarskich, które, jak pisze A. Kehrberg, armia szwedzka rozgromiła 29 grudnia 1630 roku22. Takie ich umieszczenie, poniżej kamienia z dedykacją, miało zapewne symbolizować wyższość zwycięskiego króla Szwecji nad pokonanymi dowódcami cesarskimi. Na niektórych kamieniach tworzących pozostałe ściany zabytku wyryte zostały nazwy miejscowości. Każda nazwa określa pochodzenie danego kamienia – głazy zostały dostarczone z miejscowości, których mieszkańcy chcieli uczcić pamięć szwedzkiego króla23. I tak, na ścianie północnej udało się odczytać następujące nazwy: „Neutornow”, „Zachow” (Czachów), „Lübbich[ow]” (Lubiechów – nie wiadomo Górny czy Dolny), „Blankenfelde” (Brwice) i „Falkenwalde” (Wierzchlas). W licu zachodnim znajdują się kamienie z inskrypcjami: „Selchow” (Żelichów), „Grüneberg” (Golice), „Alt Lietzegöricke” (Stare Łysogórki) oraz „Dolzig” (Dolsko). W ścianie południowej zaś wyryto nazwy: „Klemzow” (Klępicz), „Guhden” (Gądno), „Rehdorf” (Stoki), „Vietnitz” (Witnica) oraz „Butterfelde” (Przyjezierze). Miejsca umieszczenia kamieni z inskrypcjami wydają się być przypadkowe. W chwili obecnej Szwedzki Kopiec jest pomnikiem prawie zapomnianym. Wzgórze porośnięte jest gęstą roślinnością, która utrudnia dostrzeżenie pomnika z poziomu pobliskiej drogi. Sama bryła monumentu jest zachowana w dosyć dobrym stanie, inskrypcje pozostały czytelne, zniszczeniu uległy jednak cztery małe „piramidki” usytuowane niegdyś w narożach plateau wzgórza. Przy zabytku znajduje się zawierająca poważne błędy merytoryczne tablica informacyjna „Szlaku Budowli Kamiennych i Cmentarzy Zapomnianych”. Warto wspomnieć, że pierwszy krok w celu rewitalizacji pomnika wykonało Stowarzyszenie Historyczno-Kulturalne Terra Incognita, którego członkowie 19 kwietnia 2012 roku uporządkowali teren wokół niego24. 21 Zarówno wzgórze, jak i kamień upamiętniają zapewne admirała Ernesta Montecuculego, który wraz z podległymi mu wojskami cesarskimi pojawił się pod Chojną 29.11.1627 roku. G.J. Brzusowicz, dz. cyt., s. 45–46. 22 A. Kehrberg, dz. cyt., Abth. II, Berlin 1725, s. 19–22, 74–75. Więcej informacji na temat rozmieszczenia wojsk cesarskich w okolicach Chojny, zob. G. J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 44–47. 23 „Svenska Minnen”, s. 8. 24 Oczyścili wzgórze, http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=12-17&temat=8 (08.06.2012). Należy zaznaczyć, że po II wojnie światowej pomnik był remontowany, jednakże nie udało się dotrzeć do informacji o zakresie przeprowadzonych prac, ani o dokładnym czasie ich wykonania. 397 Michał Gierke Należy zaznaczyć, że Szwedzki Kopiec, mimo iż nie posiada wyszukanej formy, zasługuje na pamięć i czytelniejszą ekspozycję. Przede wszystkim jednak wymaga szczegółowych badań historycznych, które przyczynić się mogą do odtworzenia obrazu społeczeństwa Chojny w XIX i XX wieku. Dokładna analiza genezy wzniesienia tego rodzaju pomnika może stanowić punkt wyjściowy do badań nad zmianami w postrzeganiu i ocenie wojny trzydziestoletniej przez ludność dawnej Nowej Marchii na przestrzeni trzech wieków. Na pewno równie ciekawym, wartym zgłębienia zagadnieniem jest rozwój fascynacji królem szwedzkim w XIX i XX wieku – zarówno pomnik, jak i działające w mieście Stowarzyszenie Gustava Adolfa są przecież owocami tejże fascynacji. Ryc. 1 – Szwedzki Kopiec w 1916 roku; źródło: Svenska minnen och märken i utlandet. II. „Schwedendenkmal” vid Königsberg in Neumark, „Allsvensk Samling”, no. 2, 1916, s. 8. Ryc. 2 – inskrypcja ku czci króla Gustawa II Adolfa; fot. M. Gierke 2011. 398 Anita Taźbierska* Szczecin Od przeszłości do teraźniejszości Krzymowa Krzymów, niewielka wieś położona niespełna 8 km od Chojny, to znakomity przykład miejscowości, o której współczesnym obliczu niemal całkowicie zadecydowały zmiany dokonujące się po roku 1989. Niegdyś tętniąca życiem siedziba Kombinatu Państwowych Gospodarstw Rolnych Chojna, dziś dla turystów stanowi uosobienie uroków polskiej spokojnej wsi, zaś dla mieszkańców żywą pamiątką przeszłości, do której wciąż powracają z sentymentem i pewnym żalem. Od kilku miesięcy nad historią tego niezwykłego miejsca pochylają się studenci Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego. Projekt regionalny „Krzymów” to inicjatywa zapoczątkowana i kierowana przez dr. Radosława Skryckiego, mająca na celu prześledzenie zmian, które w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nastąpiły w miejscowości. Można nawet rzec, że „zmiany” to słowo-klucz, towarzyszące uczestnikom przedsięwzięcia niezależnie od poruszanego przez nich obszaru krzymowskiego dziedzictwa historycznego. A trzeba przyznać, że przeszłość Krzymowa jest niezwykle bogata i dotyczy szerokiego spektrum zagadnień. Aby ją w pełni poznać, koniecznym elementem badań okazał się kilkudniowy pobyt w miejscowości, w czasie którego zgromadzono znaczne ilości materiałów do dalszych analiz. Wyodrębniona spośród uczestników grupa osób zajęła się inwentaryzacją oraz weryfikacją stanu zachowania obiektów zabytkowych znajdujących się na terenie Krzymowa. Ich porównanie ze spisem zawartym w przedwojennym * Anita Taźbierska – absolwentka historii w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego. 399 Anita Taźbierska „Die Kunstdenkmäler des Kreises Königsberg” ma pokazać, jakie zmiany przyniosły ostatnie dziesięciolecia dla takich obiektów jak choćby sięgający swymi początkami okresu średniowiecza kościół p.w. św. Józefa czy też barokowo-klasycystyczny pałac wraz z parkiem i zabudową folwarczną. Niejako przy okazji inwentaryzacji zabytków, narodziła się inicjatywa utworzenia przykościelnego lapidarium z nagrobków pochodzących z zaniedbanego i niemal już zapomnianego cmentarza poniemieckiego położonego na obrzeżach wsi. Pomysł spotkał się z przychylnym przyjęciem ze strony miejscowego proboszcza i być może już wkrótce doczeka się realizacji. Kolejnym elementem prac podjętych podczas wizyty w Krzymowie było przeprowadzenie kilkunastu wywiadów z osobami związanymi w przeszłości z miejscowym PGR-em. Relacje, jakie w ten sposób zebrano, pozwalają nie tylko na naszkicowanie obrazu jednego z najlepiej funkcjonujących PGR-ów w całej Polsce ale i skutków przemian ustrojowych po roku 1989 dla miejscowości niemal całkowicie uzależnionych od państwowej gospodarki. Ukazują także fascynujące historie pojedynczych osób, które z różnych powodów i w różnych okolicznościach przybyły na tzw. Ziemie Odzyskane i na zawsze związały swoje losy z Krzymowem. Są to opowieści czasem wywołujące uśmiech, a czasem skłaniające do zadumy, zawsze jednak stanowiące coś, czego warto wysłuchać i co należy zapisać w świadomości szerszego grona odbiorców. Dodatkową wartość historyczną mają zdjęcia dokumentujące życie w Krzymowie przed kilkudziesięciu laty, a których, dzięki uprzejmości rozmówców, uczestnicy projektu pozyskali znaczną ilość. Wiele nowych wiadomości dotyczących losów miejscowości sprzed roku 1945 uczestnicy projektu uzyskali od niemieckich byłych mieszkańców wsi, którzy musieli ją opuścić u schyłku II wojny światowej, a którzy dziś chętnie wracają w te strony. Szczególne miejsce w projekcie zajmuje rzecz jasna sam krzymowski PGR, którego historia odtwarzana jest głównie na podstawie materiałów archiwalnych. Ich analiza trwa już od kilku miesięcy. Poza tym szczegółowemu opracowaniu poddawana jest przeszłość Szkoły Podstawowej im. Olimpijczyków Polskich w Krzymowie oraz miejscowego klubu piłkarskiego „Klon” Krzymów, jako instytucji w szczególny sposób kształtujących oblicze lokalnej społeczności. W trakcie wakacji planowany jest jeszcze jeden pobyt w Krzymowie, w czasie którego przeprowadzone zostaną ostatnie wywiady. Zwieńczenie prac nad projektem „Krzymów” ma stanowić wydanie publikacji podsumowującej całe badania oraz jej publiczna prezentacja we wsi. Dodać należy, ze dotychczasowe badania terenowe prowadzone są dzięki wsparciu Burmistrza Gminy Chojna Adama Fedorowicza. 400 Paweł Migdalski Szczecin Sprawozdanie z działalności Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Terra Incognita” (II półrocze 2011 r.1) W drugiej połowie 2011 r., po przerwie wakacyjnej Stowarzyszenie w ramach chojeńskich Dni Integracji Europejskiej i Ekumenizmu (28 sierpnia 2011 r.) przygotowało otwarcie wystawy prezentującej pracę dyplomową Teresy Łopuskiej z Torunia, poświeconą adaptacji kościoła Mariackiego w Chojnie na cele kulturalne2. Projekt ten zainicjował Przemysław Konopka. Wydarzeniu temu towarzyszyła też dyskusja o potrzebie stworzenia muzeum w Chojnie, którą poprowadził dr Radosław Skrycki. Po wakacjach Stowarzyszenie kontynuowało też największy cykl imprez w jego dziejach, zainicjowany przez P. Konopkę i Magdalenę Ziętkiewicz pt. „Terra Incognita – wspólna polsko-niemiecka historia i teraźniejszość we wspólnym regionie”, dofinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz budżetu państwa (Fundusz Małych Projektów INTERREG IV A Euroregionu Pomerania). Ostatnim jego działaniem była powarsztatowa wystawa zorganizowana w kościele Mariackim w Chojnie pt. „Chojna-Königsberg w latach trzydziestych i dzisiaj” otwarta 24 września 2011 r. w kościele Mariackim w Chojnie, przygotowana ze środków powiatu Gryfino. Zgodnie zapowiedzią publikujemy sprawozdanie za drugie półrocze 2011 r., kolejne całoroczne sprawozdania będą się ukazywać w kolejnych tomach RCh. 2 Tekst T. Łopuskiej opublikowano w III tomie RCh. 1 401 Paweł Migdalski W sierpniu 2011 r. prezes Stowarzyszenia „Terra Incognita” dr Paweł Migdalski zainicjował akcję pt. „Na ratunek cennym zabytkom” do której włączyło się też Stowarzyszenie Przyjaciół Grabowa, w imieniu którego działał Hubert Lis. Celem tej akcji było wsparcie konserwacji cennych obiektów zabytkowych w naszym regionie – dawnym Pomorzu Zachodnim i Nowej Marchii oraz rozpropagowanie wiedzy o zabytkach. Działanie to wsparli patroni honorowi, m.in. Ewa Stanecka – Zachodniopomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków. Akcja trwała od 25 sierpnia do 15 grudnia 2011 r. W jej ramach przygotowano koncert pt. „Scherzi Musicali” w Czachowie, gdzie potrzebny jest remont wieży oraz pozostałości organów Joachima Wagnera, który poprzedził wykład prof. Edwarda Rymara (9 września) oraz współorganizowaliśmy koncert pt. „Polonaise” w Małkocinie (17 września). Oba koncerty wykonane zostały przez zespół Consortium Sedinum działający w ramach Fundacji Akademii Muzyki Dawnej ze Szczecina. Bogaty w wydarzenia wrzesień przyniósł też jeszcze jedno ważne wydarzenie. Z inicjatywy Joanny Kościelnej ze Szczecina Stowarzyszenie z pomocą parafii protestanckiej w Szczecinie i Angermünde zorganizowało wyprawę studyjną śladami najwybitniejszego mieszkańca pogranicza – filozofa i teologa, którego 125-rocznica urodzin przypadła w 2011 r. – Paula Tillicha (24 września). W programie jednodniowej imprezy, dofinansowanej między innymi przez gminy Chojna i Moryń, Centrum Kultury w Chojnie, Euroregion Pomerania i Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej, znalazła się też konferencja poświęcona tej osobistości, w której udział wzięli J. Kościelna (Szczecin), dr Christoph Ehricht (Greifswald) i Maciej Bogdalczyk (Kraków) oraz debata o pograniczach w której uczestniczyli Ruth Henning (Berlin), Robert Ryss (Chojna), Bogdan Twardochleb (Szczecin) i dr Paweł Migdalski. Dzień zakończył koncert gitarowy Jakuba Kościuszki. Koordynatorem wyprawy śladami Tillicha był P. Migdalski. Podobnie pracowitym czasem jak wrzesień był listopad. Dziesiątego dnia tego miesiąca podczas uroczystości wręczenia dorocznych nagród starosty powiatu gryfińskiego za promocję otworzyliśmy wystawę powarszatową pt. „Chojna-Königsberg w latach trzydziestych i dzisiaj” w budynku starostwa w Gryfinie, a prezentację na temat wystawy i Stowarzyszenia wygłosił P. Konopka. Jak się okazało nagrodę – statuetkę Bociana – w kategorii kultura otrzymało Stowarzyszenie „Terra Incognita”, a statuetkę odebrał P. Migdalski. Tydzień później w ramach współpracy ze stowarzyszeniem OFFicyna ze Szczecina zorganizowaliśmy w Chojnie prezentację pofestiwalową filmów pokazywanych podczas 20. Europejskiego Festiwalu Filmów Dokumentalnych „dokumentART”, podczas którego wyświetlono 6 filmów krótkometrażowych (m.in. PrzestrzeńCzasPies, Oceano Nox), a dwa dni później członkowie kolegium redakcyjnego 402 Sprawozdanie z działalności Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego... „Rocznika Chojeńskiego” uczestniczyli w spotkaniu wydawnictw regionalnych w Witnicy. Stowarzyszenie dzięki współpracy z bibliotekami regionu przygotowało też trzy spotkania w regionie ze znanym badaczem przeszłości prof. Janem M. Piskorskim, podczas których promował swoją książkę pt. „Wygnańcy”, w Gryfinie, Mieszkowicach i Dębnie (21–23 listopada). 25 listopada w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie miała miejsce uroczysta prezentacja kolejnego tomu „Rocznika Chojeńskiego”. Podczas niej egzemplarze otrzymali autorzy tomu, a z krótkimi referatami wystąpili Lech Łukasiuk (Dębno) oraz Kinga Krasnodębska (Szczecin). Miesiąc ten, zwieńczył wykład na gryfińskim uniwersytecie trzeciego wieku prezesa Stowarzyszenia P. Migdalskiego o bitwie pod Cedynią, zorganizowany w ramach współpracy ze starostwem. We wrześniu doszła do nas też smutna wiadomość. W swoim berlińskim atelier-mieszkaniu zmarł przyjaciel Stowarzyszenia – Eckehart Ruthenberg, artysta rzeźbiarz, który przez wiele lat poszukiwał i utrwalał zapomniane żydowskie kirkuty, wpierw w dawnym NRD, następnie w zachodniej Polsce. Stowarzyszenie rok wcześniej – jesienią 2010 r. przygotowało dwie wystawy jego prac w Chojnie i Szczecinie. W grudniu 2011 r. Stowarzyszenie patronowało i zainicjowało spotkanie 16 grudnia w Gimnazjum im. Noblistów Polskich w Mieszkowicach uczniów szkół powiatu gryfińskiego ze świadkami historii, aby porozmawiać z nimi o tragicznych wydarzeniach z grudnia 1981 r., związanych z wprowadzeniem stanu wojennego. Akcja ta stanowić ma początek cyklu działań edukacyjnych pod patronatem Stowarzyszenia w których brałyby udział szkolne grupy „szperaczy” wzorowane na Klubie Odkrywców Tajemnic „Szperacze” działającym w gimnazjum w Widuchowej, a ich celem będzie poszukiwanie pod okiem swoich nauczycieli śladów i pamiątek przeszłości regionu. Inicjatorką projektu była M. Ziętkiewicz. W końcu tego miesiąca (30 grudnia) Stowarzyszenie przekazało proboszczowi parafii w Czachowie – ks. Zbigniewowi Stachnikowi pieniądze zebrane podczas akcji „Na ratunek cennym zabytkom”. Uzbierana suma 2050,00 zł, nie jest zbyt wysoka, ale ważne jest aby pokazać, że każdy grosz się liczy i że warto ratować otaczające nas zabytki. Oprócz ww. działalności członkowie stowarzyszenia spotykali się na zebraniach i spotkaniach nieoficjalnych. W tym okresie odbyło się również jedno nadzwyczajne zebranie walne – 22 września, na którym przyjęto uchwałę o nadaniu inicjatorowi badań archeologicznych w Cedyni prof. Władysławowi Filipowiakowi oraz dyrektorowi Teatru UBS w Schwedt Reinhardowi Simonowi członkostwa honorowego Stowarzyszenia. 403 404 Bibliografia historii regionu 20121 50 lat Zespołu Szkół im. Marii Skłodowskiej-Curie w Kostrzynie nad Odrą. Album Pamiątkowy nauczycieli i absolwentów 1962–2012, Regionalne Centrum Edukacji Ponadgimnazjalnej, Zespół Szkół im. Marii Skłodowskiej-Curie, Kostrzyn 2012, il. (w tym kolor. na tabl.), ss. 152. ADAMCZEWSKI Leszek, Berlińskie wrota Nowa Marchia w ogniu, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2012, il. (w tym kolor.), ss. 342. BIAŁECKI Tadeusz, Szczecin – przystanek na całe życie (Część 2. Wspomnienia z lat 1958–1975), Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica w Szczecinie, Szczecin 2012, il., ss. 324. BRYLLA Wolfgang Damian, MYKIETÓW Bogusław, TURECZEK Marceli [red.], Miasto i twierdza Kostrzyn nad Odrą. Wykopaliska cmentarze świątynie // Die Stadt und die Festung Küstrin an der Oder. Ausgrabungen Friedhöfe Gotteshäuser, Księgarnia Akademicka, Kostrzyn – Zielona Góra 2012, il., mapa, ss. 140. Słowo wstępne; PIĄTKOWSKI Józef, Pro memoria. Włodzimierz Czajkowski (1935–2012) „Burmistrz Starego Miasta; SOCHA Krzysztof, Pradziejowa nekropola w twierdzy Kostrzyn; PIĄTKOWSKI Józef, Dzieje Drzewic 1262 – 2012; PIĄTKOWSKI Józef, Stalag III C Alt Drewitz (Stalag 3 C) – obóz jeńców wojennych Stare Drzewice; KORECKI Mirosław, Jan z Kostrzyna i jego moneta nowomarchijska. Katalog; The case of the unhappy people of Custrin // Der Fall der unglücklichen Menschen von Cüstrin, übersetz aus dem Englischen von Ralf BROCKHAUS und Andreas BARNER, Strausberg. Tekst był przedstawiony w języku polskim na sesji (i w książce) w 2008 roku; HERRMANN Horst, Ein Denkmal für „Friedrich den Grossen” (wiersz); STEINHAUF Andy, Wspólnoty religijne w Kostrzynie – część 1; CHMIELEWSKI Andrzej, Kostrzyn nad Odrą na starych pocztówkach; ORŁOW Aleksander, Żydzi w Kostrzynie nad Odrą. Cmentarz żydowski z domem pogrzebowym; THIEL Klaus, Dwie możliwości; CHMIELEWSKI Andrzej, KUJAWSKI Franciszek, Pierwszy posterunek Służby Ochrony Kolei w Kostrzynie nad Odrą; KŁAPTOCZ Alicja Urszula Maria, „Kostrzyn na kółkach”; SUSKI Bartłomiej, Zapomniane cmentarze radzieckie; KUFEL Robert Romuald, Kościoły Kostrzyna i okolic w zbiorach fotografii Archiwum 1 Zamknięto 10 listopada 2012. 405 Diecezjalnego w Zielonej Górze; KOSCHNY Rosemarie, Dwadzieścia lat Küstrin-Kietz. Powrót do korzeni i starej nazwy; SUSKI Bartłomiej, Historia jednego pomnika. BUKOWSKI Krzysztof, Sterylizacja ludności romskiej 1943–1945 w Bydgoszczy, Dobiegniewie, Pile i Złotowie (zarys problemu), Związek Romów Polskich, Instytut Pamięci i Dziedzictwa Romów oraz Ofiar Holokaustu, Szczecinek 2012, il., ss. 34. CZARNUCH Zbigniew, Nad Wartą i wśród lasów: o dawnych i współczesnych mieszkańcach wsi // An der Warthe inmitten von Wäldern: eine Geschichte über ehemalige sowie heutige Bewohner in der Gemeinde Witnica, Miejski Dom Kultury w Witnicy, Witnica 2012, il. (w tym kolor.), ss. 224. KORECKI Mirosław, Margrabia Jan z Kostrzyna i jego moneta nowomarchijska. Katalog monet wybijanych za panowania margrabiego Jana z Kostrzyna w mennicy krośnieńskiej (1543–1546) // Margraf Johann von Küstrin und seine neumärkische Münze. Münzkatalog der Markgrafen Johann von Küstrin, der in der Krossener Münzstatte Münzen geschlagen hat (1543–1546), Mirosław Korecki, Iserlohn 2012, il., ss. 158. KUCHTO Marcin, Dzieje polskiego Kalisza Pomorskiego w latach 1945–2010, Przedsiębiorstwo Poligraficzno-Reklamowe TONGRAF, Kalisz Pomorski b.d. (2012), il., mapy, ss. 310. MACHAŁEK Małgorzata, Przemiany wsi zachodniopomorskiej w latach 1945– 1956, „Biblioteka Naukowa Muzeum Narodowego w Szczecinie”, seria: Historia i kultura materialna, Muzeum Narodowe w Szczecinie, Szczecin 2012, il., mapy, ss. 426. MIECZKOWSKI Zbigniew, Wczoraj Woltersdorf dzisiaj Linowno. Zarys dziejów wsi, Zbigniew Mieczkowski, Linowno 2012, il. (w tym kolor.), mapy, ss. 136. MIGDALSKI Paweł [red.], Paul Tillich teolog pogranicza. Śladami wielkiego myśliciela po Nowej Marchii. Trzcińsko Zdrój – Chojna – Przyjezierze // Paul Tillich Teologe auf der Grenze. Auf den Spuren des Großen Denkers in der Neumark. Bad Schönfließ – Königsberg in der Neumark – Butterfelde, „Terra Incognita” t. 4, Seria wydawnictw Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Terra Incognita” w Chojnie, Chojna 2012, il., mapy, ss. 116, tekst pol.- 406 niem., tłum. na jęz. niem. Torsten SALZER, tłum. na jęz. pol. Barbara GRUNWALD-HAJDASZ. Wstęp // Vorwort; BOGDALCZYK Maciej, Paul Tillich – teolog nadziei // Paul Tillich – Theologe der Hoffnung; ERICHT Christoph, Paul Tillich – teolog pogranicza // Paul Tillich – Theologe auf der Grenze; KOŚCIELNA Joanna A., Mała ojczyzna Paula Tillicha // Die Heimat Paul Tillichs; MIGDALSKI Paweł, Szlak młodego Tillicha w Nowej Marchii // Auf Tillichs Weg durch die Neumark; Ilustracje // Abbildungen; Spis rycin // Verzeichniss der Abbildungen; Autorzy // Autoren. PILCH Józef, KOWALSKI Stanisław, Leksykon zabytków architektury Pomorza Zachodniego i ziemi lubuskiej, Wydawnictwo ARKADY, Warszawa 2012, il. (w tym kolor.), mapy, ss. 388. PIOTROWSKI Robert [red.], Droga do filharmonii, Filharmonia Gorzowska, Gorzów Wielkopolski 2012, il. (w tym kolor.), ss. 103. NOWAK Krzysztof, Wstęp; PIOTROWSKI Robert, Muzyka w dawnym Gorzowie – jej landsberskie (pre)historie; RYMAR Dariusz A., Symfoniczne początki; FRĄTCZAK Dorota, Szkolnictwo muzyczne; FRĄTCZAK Dorota, „Odeon” – Gorzowska Orkiestra Kameralna; Miasto rozkochane w muzyce, „Millenium nad Wartą” 4/1966; PIOTROWSKI Robert, Muzyczna epoka sprzed Filharmonii; KRYCH Kazimierz, Jak do tego doszło, czyli rzecz o „Konfrontacjach”, „Ziemia Gorzowska” maj 1969; BORKOWSKI Piotr, Moment „wielkiej szansy”; SZWAJLIK Małgorzata, Centrum Edukacji Artystycznej – Filharmonia Gorzowska. PIOTROWSKI Robert, Spotkania z historią. Gmina Deszczno // Treffen mit der Geschichte. Gemeinde Dechsel, t. V, Gmina Deszczno, Deszczno 2012, il. (w tym kolor.), mapy, ss. 92. PIOTROWSKI Robert, Spotkania z historią. Ośno Lubuskie // Treffen mit der Geschichte. Drossen / Neumark, t. VI, Gmina Ośno Lubuskie, Ośno Lubuskie 2012, il. (w tym kolor.), mapy, ss. 92. POPEK Wojciech [red. naczelny], Santok i Drzeń w konflikcie w konflikcie polsko-krzyżackim. W 600 rocznicę bitwy pod Grunwaldem, Wydawnictwo pokonferencyjne 22 czerwca 2010 roku, Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta w Gorzowie Wielkopolskim, Gorzów Wielkopolski 2012, il. (w tym kolor), mapy, ss. 128. CHUDZIK Stanisław, Drodzy czytelnicy; LINKOWSKI Zdzisław, Słowo wstępne; CZAJA Roman, Santok i Drezdenko w sporze 407 między Zakonem Krzyżackim w Prusach a Królestwem Polskim w XV wieku; ŚWIĘTOSŁAWSKI Witold, Broń walczących pod Grunwaldem. Próba porównania; KWIATKOWSKI Krzysztof, Nowa Marchia w działaniach militarnych 1410–1411 roku; SZCZUREK Tadeusz, Obieg monetarny na terenie Nowej Marchii w okresie krzyżackim (1402–1454); Fotorelacja z konferencji. PORZEZIŃSKI Antoni, Osadnictwo ziemi cedyńskiej we wczesnym średniowieczu. Archeologiczne studium osadnicze, „Terra Incognita” t. 3, Seria wydawnictw Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Terra Incognita” w Chojnie, Chojna 2012, il., mapy, ss. 136. RYMAR Edward, Z dawnych dziejów przyodrzańskiej Nowej Marchii, „Terra Incognita” t. 2, Seria wydawnictw Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Terra Incognita” w Chojnie, Chojna 2012, il., mapy, ss. 288. SKAZIŃSKI Błażej, Moryń historia i zabytki // Mohrin Geschichte und Kunstdenkmäler, LM Design Leszek Włodkowski-Moszej, Moryń 2012, il. (w tym kolor.), mapy, ss. 82. Zestawił Radosław Skrycki 408 terra artificum prezentuje DoDoHa Krystyna Jędruszkiewicz Krystyna Jędruszkiewicz. Pseudonim malarski Krakowiak-Jędruszkiewicz. Z wykształcenia ekonomistka. Emerytowany pracownik Nadleśnictwa w Chojnie. W sierpniu 2009 roku podczas Dni Integracji w Chojnie objawiła się jako malarz pierwszą wystawą swoich obrazów. Obecnie malarka z pasją. Duża ilość wolnego czasu sprawiła, że zaczęła rozwijać nowe zainteresowania, do których przygotowywała się już wcześniej, podczas aktywnej pracy zawodowej. Najbardziej lubi tworzyć niebo, fascynuje ją wypracowywanie dokładnego studium nieba. „Nanoszę olej i ugniatam, ugniatam te cumulusy tygodniami, by uzyskać efekt. 409 terra artificum Miniatury Zaczynam od ciemnych ugrów i przez zacieranie przechodzę do najjaśniejszych barw i ostatecznie dochodzę do oczekiwanego finału. Wtedy najpierw w obrazie przyciąga niebo, a dopiero potem przykuwają uwagę inne detale. Nie mam planu jak to robić. Wszystko powstaje w trakcie wielokrotnych zmian oraz bezustannego oddalania się od płótna, patrzenia na nie z pewnej odległości i ponownego malowania. Szkicuję od razu pędzlem, nie robiąc zbyt szczegółowych planów na zagruntowanym płótnie. Maluję po swojemu i patrzę, jaki to przyniesie rezultat. Robię to intuicyjnie”. Myli się jednak ktoś, kto myśli, że pani Krystyna zdaje się jedynie na przypadek. Wprawdzie nie ukończyła szkoły plastycznej, ale sama skrupulatnie czytała, początkowo wypatrzone w bibliotekach lub księgarniach fachowe książki, poświęcone technikom malarskim. Początek burzliwej aktywności twórczej rozpoczęła w Lublinie, mieście artystów. Na zjeździe absolwentów chojeńskiego liceum spotkała byłą wychowawczynię, panią Urszulę Juszkiewicz. Na jej zaproszenie pojechała do Lublina i tam obie odwiedziły specjalistyczny sklep z materiałami dla artystów plastyków. Pani Urszula wsparła w początkowej fazie obecną pasję twórczą swojej byłej wychowanki, zaopatrując artystkę w cenne albumy malarstwa, fachowe książki dotyczące teorii sztuki, a przede wszystkim, bardzo dobrej jakości pędzle. Podczas wspomnianego spotkania absolwentów po latach odświeżyła znajomość z koleżanką z ławy szkolnej, która pomogła jej w zakupie dużej 410 Krystyna Jędruszkiewicz Nad morzem ilości profesjonalnych farb, materiałów oraz książek, a następnie powiedziała „Ty musisz malować i pokazywać te prace”. Przyjaciółka mieszkając w Wielkiej Brytanii pomogła, także wspierając zakupem fachowych książek i materiałów do prac techniką akwareli w sieci sklepów znanego brytyjskiego akwarelisty Mikea Chaplina. Ta motywacja okazała się iskrą, która zainicjowała potrzeby twórcze i pozwoliła wyzwolić się uzdolnieniom. Autorka sama zaniosła pierwsze prace do Centrum Kultury w Chojnie i zaproponowała zorganizowanie inauguracyjnej wystawy. W trakcie rozmów przygotowawczych okazało się, że ma ona już 40 obrazów w swoim początkowym dorobku i ciężko było znaleźć lokalizację dla tak dużego zbioru. Wtedy zaadaptowano opuszczone pomieszczenie z boku ratusza i w 2009 roku podczas Dni Integracji uroczyście otwarto wystawę malarstwa pani Krystyny Krakowiak-Jędruszkiewicz. Był to początek współpracy tej aktywnej kobiety z Centrum Kultury w Chojnie. Prace autorki zaczęły trafiać na aukcje organizowane przez Centrum Kultury. Podczas trwania wystawy i aukcji zaciekawione dzieci pytały, jak powstają obrazy. Potem coraz częściej pojawiały się pytając, czy mogą popatrzeć jak pani maluje, a potem z sugestią, że chciałyby spróbować. Wtedy zaproponowano jej pracę z dziećmi, jako wspólne warsztaty malarskie. Kilka lat współpracy zaowocowało nie tylko warsztatami malarstwa, 411 terra artificum Pejzaż zimowy ale także dzianiny, rysunku, decoupage’u, a także wielką akcją szycia laleczek. Razem z dziećmi, wspierając ogólnopolską akcję charytatywną Majki Jeżowskiej i organizacji UNICEF, wykonała kilkadziesiąt lalek przedstawiających dzieci z różnych stron świata. Następnie były one sprzedawane na aukcjach internetowych i bezpośrednich, a uzyskane fundusze organizatorzy aukcji przekazali na rzecz dzieci. Artystka urodziła się w Toruniu. Gdy miała 2 lata rodzice z Przemyśla i Tarnowa przenieśli się na „Ziemie Zachodnie”. Wychowała się w rodzinie wielodzietnej, jako jedno z pięciorga rodzeństwa. Ich ojciec miał „złote ręce” do majsterkowania, choć skończył tylko cztery klasy. Pani Krystyna mówi, że z matematyką radziła sobie w dzieciństwie nie najlepiej, ale zawsze lubiła malować. Zdarzało się, że wykonywała prace plastyczne za mniej uzdolnione koleżanki i kolegów. Wtedy już wiedziała, że na emeryturze będzie malować. Po ukończeniu liceum chciała wyjechać do Krakowa i pracować w fabryce, ręcznie zdobiąc bombki choinkowe, jednak ojciec ze względów ekonomicznych odwiódł ją od tego zamiaru. W rezultacie została ekonomistką, pracowała w Rejonie Dróg, a następnie w leśnictwie. Jest osobą wszechstronnie uzdolnioną plastycznie. Zajmowała się projektowaniem ogrodów, ale także pracą w wełnie, haftem, jednak żadne z tych działań nie dawało jej pełnej satysfakcji. Zaczęła się w pełni realizować dopiero, gdy zaczęła swoją przygodę z pędzlem i płótnem. 412 Krystyna Jędruszkiewicz Warsztat pracy Pani Jędruszkiewicz nie lubi pracować pod presją czasu i z bagażem nakazów. Lubi tworzyć we własnym tempie i z wyobraźni. Największe wrażenie wywierają na widzu jej kwiaty oraz pejzaże, w których zasugerowane jedynie postaci ludzi i zwierząt, pozostawiają wiele miejsca na wyobraźnię odbiorcy. Twierdzi, że obrazy malowane realistycznie, dokładnie i z detalami oddające rzeczywistość wyparła obecnie technika cyfrowa i ludzie w sztuce szukają czegoś innego. Bierze często udział w plenerach malarskich organizowanych przez instytucje twórcze i kulturalne. Ulubioną techniką malarską artystki jest nakładanie farb olejnych szpachelką, choć z powodzeniem używa pędzla jak i tworzy również akwarele. Jednak najwięcej satysfakcji sprawia jej nakładanie grubej warstwy olejnej farby w mocnej kolorystyce i wypracowywanie tekstury obrazu. Przygotowując podkład na płótnie dodaje mało terpentyny, a więcej oleju, by lepiej uzyskiwać efekty metodą szpachelki. Jako osoba energiczna, lubi szybko widzieć efekt swojej pracy. „Nie miałabym cierpliwości rok siedzieć przy jednym obrazie”. Autorka nie ukrywa, że technika mokrej akwareli jest bardziej wymagająca i nie ma możliwości poprawiania błędów, na co pozwala technika olejna. Tworząc akwarele artystka często korzysta z płynu maskującego oraz lawowania, by uzyskać lepszy efekt barwny. Zna i stara się stosować zasady obowiązujące w malarstwie, ale często świadomie łamie je, czując efekt inaczej. Warsztat pracy potrafi zlokalizować wszędzie: w pracowni, w holu, na tarasie, w ogrodzie. Zachwycają ją dzieła impresjonistów, szczególnie dziewczyna w makach z obrazu Claude’a Monet’a „Kwitnące maki w pobliżu Argenteuil”, oraz „Pole 413 terra artificum Z lalkami wykonanymi dla UNICEF pszenicy” Vincenta van Gogha. Wygląda ono inaczej oglądane z bliska, a inne wrażenie wywołuje z daleka. Pani Krystyna często przerywa pracę nad własnym obrazem i dokańcza ją po kilku dniach lub miesiącach, pracując w tym czasie nad innym, by nabrać dystansu i perspektywy czasowej. Kiedy obraz osiąga zamierzony przez Panią Krystynę efekt, woli go oddać, niż sprzedać. Każdy traktuje jak wypieszczone dziecko i pozostawia w domu na dłuższy czas wiele z nich. Mimo to, prace pani Krystyny znajdują się już w dużej ilości w Niemczech, Anglii, a także w Rumunii i Bułgarii. Autorka często podkreśla jak ważną rolę dla obrazu odgrywa rama. Nie pozwala na przypadkowy jej dobór, wiedząc jak wiele może obraz stracić przez nieodpowiednią oprawę. Na wcześniejszą emeryturę przeszła z chęcią, gdyż już dobrze wiedziała, czym będzie się zajmowała w tym wolnym czasie. Jest przekonana, że wiele osób tworzy w domu, o czym my nie mamy pojęcia. Istnieje jednak ogromna bariera strachu przed krytyką, która nie pozwala wyjść im z własną sztuką do ludzi. Ona tą barierę z powodzeniem pokonała. Teraz jest zadowolona. Twierdzi, że gdy się wychowa dzieci, należy poświęcić czas na realizowanie własnych marzeń i potrzeb. Wie, że trzeba się cieszyć małymi rzeczami. Wierzy, że powinno się robić coś, z czego człowiek ma satysfakcję, bo to daje siłę do pokonywania innych trudności życiowych. Nie wie, co to znaczy, być nieszczęśliwą w domu. 414 Władysław Marczak Obecnie mieszkaniec Swobnicy w gminie Banie. Zawód - rzeźbiarz ze świadectwem cechowym Katowickiej Izby Rzemieślniczej, z zamiłowania - muzyk. Potomek muzykalnej rodziny, jak sam mówi o sobie „Oprócz harfy gram na wszystkim”. Urodził się 11 maja 1964 w Chojnie. Tu ukończył szkołę podstawową i próbował zdobyć zawód mechanika samochodowego, ale już wtedy ciągnęło go do stolarni i pracy w drewnie. Zmienił kierunek nauki na zawód stolarza, czego konsekwencją było otwarcie zakładu rzeźbiarstwa w drewnie. Wiele lat mieszkał w Witnicy koło Chojny. Tworzyć zaczynał już w czwartej klasie szkoły podstawowej od rzeźb w szarym mydle, wykonywanych kozikiem, który sprezentowali mu pracownicy PGR-u. Zrobił sobie wtedy pierwszego ludzika. Potem regularnie siadał nad gazetą „Głos Szczeciński”, podsuniętą mu przez matkę tak, by ścinki mydła mogła wykorzystać do prania w pralce marki „Frania”. Nikt w jego rodzinie nie rzeźbił i nie rysował, ale pochodził z muzykalnej rodziny. Grano w niej z dziada pradziada. Dziadek przed wojną był wirtuozem akordeonu guzikowego, często w kinach tworzył oprawę muzyczną niemym filmom. Został zabity przez Niemców podczas wojny. Stryj - Bronisław Marczak, był profesorem muzyki w Łodzi. Ojciec artysty grał na skrzypcach, akordeonie i trąbce tenorowej w kościele. Pan Władysław kilka lat grał na saksofonie w orkiestrze wojskowej, a potem na innych instrumentach w zespole muzycznym. Kolejnym etapem twórczego rozwoju, jako rzeźbiarza było rozpoczęcie pracy w drewnie. Poznawał gatunki drewna i ich przydatność metodą prób i błędów. Pierwszy żubr z deszczułki okazał się sukcesem, co zachęciło go do dalszego działania. Pierwszą wielkoformatową pracą było wykonanie na zamówienie księdza Mariana Kucharczyka płaskorzeźby na podstawie przedstawionego rysunku. Potem okazało się, że są to projekty płycin drzwiowych. W efekcie powstały boczne drzwi wejściowe sanktuarium w Myśliborzu, złożone z 8 płaskorzeźb dębowych, zaprojektowanych przez Janusza Moraczewskiego z Myśliborza, oraz detali neogotyckich opracowanych przez rzeźbiarza. W kolejnych latach do sanktuarium wykonany został także gotyzowany stół ołtarzowy, oprawa relikwii siostry Faustyny i obrazu siostry Faustyny, ambonka, ołtarze boczne. Artysta wyrzeźbił także wizualizację zapisu wizji siostry Faustyny przedstawiającą pięć 415 terra artificum Drzwi sankutarium w Myśliborzu gołębi, z których wychodzi około 80 postaci ludzkich. Kilka lat prowadził zakład rzeźbiarski, co pozwoliło mu przystąpić do egzaminu zawodowego w dziedzinie rzeźby. Pracą na egzamin zawodowy było godło polskie z drewna lipowego, które znalazło się w siedzibie Izby Rzemieślniczej w Katowicach. Pan Władysław sam precyzyjnie dochodził do szczegółowej wiedzy teoretycznej w dziedzinie historii sztuki z zakresu rzeźby, by poznać detale charakterystyczne dla poszczególnych stylów. Wiedzę tę skutecznie wykorzystuje podczas tworzenia swoich prac. Projekty konsultuje z księdzem Markiem Cześniniem, diecezjalnym konserwatorem zabytków diecezji Szczecińsko-Kamieńskiej i wtedy dopiero przystępuje do wykonania rzeźby. Dbałość o detale zgodne z epoką spowodowała, że w kolejnych kościołach zaczęły się pojawiać elementy wystroju dłuta pana Marczaka. Z pietyzmem zajmuje się on również rekonstrukcją i uzupełnianiem elementów snycerskich odnawianych świątyń. Odrzwia, ościeżnice i obudowy okien, barokowe balustrady i kolumny w ołtarzach drewnianych to elementy często przez niego wykonywane. W kościele w Witnicy koło Chojny znajduje się krzesło oraz stół barokowy, nad którym artysta pracował 7 miesięcy i z dumą opowiada o szczegółach konstrukcyjnych tego obiektu. Powstają także elementy wyposażenia świątyni w Nawrocku, Bierzwnicy, Sitnie. W miejscowości Dalsze wyrzeźbiony zostaje ołtarz o powierzchni ok.15m2, bogato zdobiony symbolami chrześcijaństwa, kłosami zboża i kiściami winogron, rozpięty łukowo jak prospekt organowy. Zostaje on wykonany wyjątkowo z drewna olchowego i zainstalowany z efektem trójwymiarowym. W Troszynie powstaje gotyzowany tryptyk, w Mieszkowicach – w dwóch kościołach odtworzone zostają oryginalne detale gotyckich okien i drzwi, w Gądnie – podstawa na paschał, ramy do obrazów, stojaki do świec, 416 Władysław Marczak Fotel barokizowany w Przelewicach- rama obrazu. Bielin wzbogaca się o dwie ramy obrazów Św.Józefa i „Jezu ufam Tobie”, Wierzchlas otrzymuje wyposażenie w postaci wszystkich ram drogi krzyżowej wykonanych w stylu barokowym. Do Mostkowa mistrz wykonuje ołtarz, ambonkę, chrzcielnicę, klęczniki, oraz ramę obrazu. W Nawrocku powstają: ołtarz przedstawiający Matkę Boską na Kuli Ziemskiej, sceny ukrzyżowania i świeczniki oraz podwiesia nad ołtarzem. Nietypową dużą formą jest także szyld powitalny parku w Naroście. Prace dłuta pana Marczaka znajdują się również poza granicami Polski w Danii, Anglii oraz w Niemczech. W chojeńskich kościołach znajdują się barokizowane i gotyzowane fotele ołtarzowe w parafii NMP Matki Kościoła na lotnisku oraz w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ulicy Kościuszki. Twórca chciałby jeszcze popracować w drewnie kasztanowym, ale ma świadomość, że kasztanowiec jest pod ochroną i jest to prawie niemożliwe. Obecnie z przyjemnością rzeźbi w lipie, ale większość prac wykonywana jest w dębie. „Robię niektóre prace, by przetrwać. Są ludzie, którzy wegetują, ja chcę wychować moje dzieci i nie chcę żeby moja obecna rodzina wegetowała. Próbuję połączyć pracę z pasją. Rzeźba jest moim jedynym źródłem dochodu. Wiem już, że trzeba się cieszyć z każdej wykonanej pracy, która się komuś podoba, a także z tego, że jest ktoś, kto chce ją nabyć. Lubię pracować w drewnie, ale nie mogę pracować jako typowy stolarz, gdyż nie mam możliwości pracować na wysokości budując ciesielkę, oraz przy wysokoobrotowych maszynach”. Rzeźbiarz rozpoczyna swój kolejny etap życia w Swobnicy w gminie Banie. Lubi rzeźby wykonane precyzyjnie i z detalami. Tworzy niepowtarzalne meble rzeźbione ręcznie np. kredensy, fotele, szafy, stoły, ale także prace niesza- 417 terra artificum Fotel gotyzowany blonowe np. oprawy pod trofea myśliwskie. Każdy egzemplarz jest oryginalny, wykonany ręcznie i nieszablonowy, z elementami zdobniczymi ściśle związanymi z oprawianym trofeum. Wykonał ich tysiące. „Robienie opraw do poroży jest moją pasją. Bardzo to lubię”. Narzędzia do pracy pan Marczak wykonuje samodzielnie lub adoptuje z innych narzędzi, najczęściej z pilników, ze względu na cechy stali użytej do ich produkcji. Do niektórych wzorów dłut dochodził latami i chroni je przed wścibskimi oczami innych. Lubi pracować w spokoju, bez poganiania, by miał czas na wypracowanie niezbędnych detali, charakterystycznych dla stylu, który uzupełnia lub tworzy. „Rzeźba, to nie jest trzonek od szpadla, trzeba dołożyć wiele starania. Należy pomyśleć, rozrysować, policzyć. Nie da się tego zrobić bez znajomości matematyki”. Pierwszym etapem pracy jest szczegółowe przygotowanie dokładnego rysunku wizji artystycznej na papierze, a następnie rozrysowanie detali w formie szablonów i przeniesienie na siatkę, by proporcjonalnie powiększyć obiekty do skali 1:1, w której będą wykonane. Reszta działań odbywa się w nowo tworzonej pracowni, długo, dokładnie i cierpliwie, przy dźwiękach młotka uderzającego w dłuto i wszechobecnym zapachu świeżych wiórów drzewnych. Na pytanie o marzenia odpowiada: „Chciałbym zrobić barokowy ołtarz ok. 12 m2, który oddawałby przemijanie człowieka poprzez historię życia Jezusa. Skupiłbym uwagę na tym, by wszystkie elementy liturgii były w ołtarzu zamontowane i otwierane w odpowiednim okresie roku liturgicznego. Chciałbym także zdążyć wychować dzieci oraz żeby były życzliwymi i dobrymi ludźmi”. Wierzy w to, że czas leczy rany. 418 Władysław Marczak Gotyzowana oprawa relikwiarza siostry Faustyny w Myślborzu Orzeł Saski z ratusza w Chojnie 419 terra artificum Praca nad Św.Hubertem Z synem na tle kolekcji opraw trofeów myśliwskich 420 Św.Hubert po ukończeniu Joanna Mieszko-Nita Joanna Mieszko-Nita i jej mała forma Nike wielokrotna Jest mieszkanką Trzcińska-Zdroju. Zajmuje się rzeźbą i pracą pedagogiczną. Tu się urodziła 30 marca 1969 r., wychowała i mieszka do dziś, z krótkimi przerwami na edukację artystyczną. Pierwszymi instruktorami pani Joanny Mieszko-Nity byli rodzice. Mama obdarzona wielką wyobraźnią i tata świetnie rysujący. Dbając o rozwój artystyczny córki kupili jej gitarę, na której musiała grać. Przede wszystkim jednak, z powodzeniem wykonywała wiele rysunków na plastykę. To zdecydowało o wyborze szkoły plastycznej - Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Szczecinie. Następnie studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Tu zetknęła się z rzeźbą i pokochała tę formę aktywności. Studia w Poznaniu wspomina, jako bardzo dobry twórczo okres. Miała okazję wraz z pozostałymi pięcioma osobami z roku uczyć się malarstwa, grafiki i rzeźby u najlepszych polskich artystów: profesora Józefa Kopczyńskiego – rzeźbiarza, prof. Jana Berdyszaka – mistrza instalacji, profesora animacji Kazimierza 421 terra artificum Akt tworzenia Urbańskiego. Dobre wyczucie i opanowanie animacji, ocenione przez pan profesora na 5+ zaowocowało tym, że artystka nie ma trudności w obracaniu postacią. Dobrze organizuje przestrzeń. „Jak robiłam do animacji 600 rysunków dziennie, to teraz jest łatwo sobie wyobrazić efekt z każdej strony.” W 1996 roku obroniła pracę dyplomową, wykonaną w pracowni rzeźbiarskiej profesora Józefa Petruka. Były to „Zmagania” - forma organiczna z piaskowca, znajdująca się obecnie na terenie ogrodu zoologicznego Malta w Poznaniu. Wróciła do Chojny, a następnie do Trzcińska z powodów uczuciowych. Ekspozycję swoich wytworów rozpoczęła dość wcześnie, bo już podczas studiów, uczestnicząc w wystawach zbiorowych rysunku, rzeźby i animacji, przygotowywanych w latach 1991-1996 przez uczelnię. Inauguracyjną ekspozycją indywidualną było przedstawienie grafiki na terenie chojeńskiej „Czatowni” w roku 1993. Intensywny okres pracy twórczej rozpoczął się u pani Joanny po roku 1998, w momencie wstąpienia do Związku Polskich Artystów Plastyków okręgu Szczecin. Przyspieszyło to rozwój aktywności twórczej rzeźbiarki. Kolejno pojawiają się w Centrum Kultury w Chojnie: instalacja „Przemijanie” (2004 r.), instalacja „Geronimo” (2005r.), oraz grafika „Wszyscy cierpią” prezentowana w Galerii Współczesności i Historii Ziemi Chojeńskiej (2007r.). W 2009 roku rzeźby głów znanych Polaków pojawiają się w Szczecinie, eksponowane w murach Galerii „E”, Zachodniopomorskiego Centrum 422 Joanna Mieszko-Nita Doskonalenia Nauczycieli. W rok później na ekspozycji „Współczesnego medalierstwa na Pomorzu Zachodnim”, Muzeum Narodowego w Szczecinie ujrzała publiczność jej medale oraz drobne formy rzeźbiarskie w brązie. Gościnne progi BWA, Zamku Książąt Pomorskich i ZPAP Szczecin, zaprezentowały wystawę „Obecność” uświetniając w ten sposób jubileusz100 - lecia związku. W 2011 roku odbywa się na sali widowiskowej Centrum Kultury w Chojnie „Akt tworzenia”, będący wystawą rysunku połączoną z happeningiem. Podczas tego działania widzowie mogli oglądać jednoczesne tworzenie przez autorkę kilku wielkoformatowych grafik przedstawiających ludzkie ciała, wykonywane techniką węgla i kredy. Najświeższym sukcesem rzeźbiarki jest udział w tegorocznej wystawie zbiorowej „Nowe otwarcie”, przygotowanej przez Galerię na Mazowieckiej w Warszawie, inaugurującej działalność Związku Polskich Artystów Plastyków w nowym stuleciu. Udział w niej zaproponowano tylko 6 plastykom z okręgu szczecińskiego. Wystawiono około 300 prac wielu znanych i wspaniałych współczesnych twórców z całej Polski. „Udział w tej wystawie dodał mi pewności dobrze dokonanego artystycznego wyboru”, mówi pani Joanna. Tuż po ukończeniu studiów rozpoczęła pracę pedagogiczną i artystyczną z młodzieżą w chojeńskim gimnazjum, a następnie Niepublicznym Liceum Plastycznym w Gryficach. Od początku jest organizatorką wielu plenerów, wystaw i akcji artystycznych. Kojarzona jest z wieloma akcjami ulicznymi, podczas których młodzież rzeźbi i maluje na oczach przechodniów, a także prezentuje happeningi. Etapem wstępnym tych działań jest zawsze uzyskanie zezwolenia odpowiednich władz, zarządzających wybranym terenem działań artystycznych. Tematem owych aktywności jest rzeźba, plakat i grafika ukazywana w kontekście kontaktów międzyludzkich. Dzieła wystawiane są bezpośrednio na chodniku lub między przydrożnymi drzewami. Tak było między innymi z projektem „Głów Wielkich Polaków”, które przy- 423 terra artificum Przy pracy nad dużą formą ciągały uwagę przechodniów na Deptaku Bogusława w Szczecinie, uczestników FAMY w Świnoujściu, mieszkańców Eberswalde. Przez rok trwały warsztaty rzeźby wielkoformatowej w drewnie na posadzce holu chojeńskiego Centrum Kultury i w przestrzeni Kościoła Mariackiego w Chojnie realizowane wraz z młodzieżą. Teraz Centrum Kultury w Chojnie i Miejski Dom Kultury w Moryniu jest miejscem jej współtworzenia z młodzieżą rzeźb, rysunków, malarstwa, ceramiki, oraz grafiki na tkaninach. Dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem nie tylko z nastolatkami. Prowadziła także wykład „Rzeźba, jako przykład dobrego warsztatu”, przygotowany w 2009 r. dla dyrektorów szkół województwa zachodniopomorskiego, przy współpracy z Uniwersytetem Szczecińskim. Pani Mieszko-Nita swoje prace wykonuje w metalu, drewnie i kamieniu. Najchętniej umieszcza je w przestrzeni, doskonale oddając wielowymiarowość obiektów i ich ruch. „Lubię iść w przestrzeń, jednak nie mam już tyle siły fizycznej, więc ewaluuję. W małych formach się duszę, ale cóż. Od takiej duszności jeszcze nikt nie umarł. Interesuje mnie ciało, materia, uczucie… Po prostu życie”. W swoich poczynaniach plastycznych idzie w kierunku ciała, chcąc przekazać proces przemijania. Zainteresowana jest materią. Wszystkim, co się wiąże z materią i jej przemianami. Człowiek, w jej odczuciu będący mikrokosmosem i makrokosmosem, jest także formą zmieniającej się materii i w tym kontekście chce go ukazywać w swoich pracach. Pragnie przedstawić tworzywo człowieka, podlegające procesom wyniszczania i nieuchronnego kroczenia ku śmierci.. Tych zmian, którym podlega substancja człowieka rzeźbiarka szuka także w zmieniającym się innym materiale. 424 Joanna Mieszko-Nita Z serii głowy wielkich polaków W planach autorki jest obecnie nauka spawania, by móc rozpocząć technikę metaloplastyki. Nie wykluczone, że zajmie się ona także gobelinem, ale połączonym z pracą w metalu i spawaniem przy wykorzystaniu technik tkackich. „Trudno powiedzieć, kto mnie inspiruje. Prace Moore’a, Rodina, Borella podobają mi się, ale inspiracja jest moja, wewnętrzna. Inspirują mnie żywi ludzie i ich energia”. 425 DoDoHa Odejść po cichu Odejść tak cicho, by nikt nie usłyszał jak się zakrada wiekuista cisza, wiążąca echo razem z naszym głosem, aby nie zdążył nasiąknąć patosem. Odejść bezgłośnie, bez skrzypnięcia drzwiami, by nie wybrzmiało „i módl się za nami” by łza nie dała wysycić się solą, bo może takie odejścia nie bolą? Odejść dyskretnie i niepostrzeżenie, by nie zdążyło się zbudzić sumienie u wszystkich bliskich, którzy pozostali, by się własnego odejścia nie bali. Chyłkiem opuścić bezpieczne przestrzenie, czas swój przekroczyć niezauważenie, by istnieć dalej w sercach i wspomnieniach tego, co było przez nas do zrobienia. DoDoHa*19.02.2012*Chojna*21.12-21.38 426 Piętno dziejów Idąc, oglądam się za siebie, czując za sobą szept przeszłości, pytając o to, czego nie wiem, próbując rozwiać wątpliwości. Pytam o przeszłość starą ścianę, szukam w pomnikach potwierdzenia, obracam w rękach każdy kamień, który ma coś do powiedzenia. Ale nie wiele cegieł mówi, nie wszystkie wrota chcą być bramą, nie każde przeszłość swą hołubi, niejedno chce być z sobą samo. Chcę uszanować przeszły spokój, mimo burzliwych w nim wydarzeń, lecz nie potrafię stanąć z boku, sił piętna dziejów wobec marzeń. DoDoHa*15.09.2012*Chojna*11.24-12.10* 427 428