Szczecin - Rocznik Chojenski

Transkrypt

Szczecin - Rocznik Chojenski
ROCZNIK CHOJEŃSKI
Pismo historyczno-społeczne
TOM IV
Chojna 2012
1
KOMITET REDAKCYJNY:
Dorota Dobak-Hadrzyńska, Przemek Lewandowski, Robert Ryss,
Radosław Skrycki (redaktor naczelny)
Kontakt z redakcją:
www.rocznikchojenski.pl
[email protected]
REDAKCJA WYDAWNICZA I TŁUMACZENIA NA JĘZ. NIEMIECKI
irimika Krzysztof Gołda
Na okładce fotografie Macieja Ostrowskiego:
1 strona – Brama Barnkowska (2011)
4 strona – fragment murów miejskich (2010)
Skład i druk:
Drukarnia KAdruk
Szczecin
Wydawca:
Stowarzyszenie Historyczno-Kulturalne „Terra Incognita” w Chojnie
ul. Żółkiewskiego 20, 74-500 Chojna
Nakład: 400 egzemplarzy
ISSN: 2080-9565
Wersja papierowa artykułów jest wersją pierwotną
2
SPIS TREŚCI
Artykuły
Michał Gierke
Stan badań archeologicznych miasta Chojna.
Część 1: do 1992 roku............................................................................................................................7
Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski
„Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko
kamiennej siekierki jadeitowej z okolic jeziora Ostrów
39
(pow. gryfiński, wojew. zachodniopomorskie).........................................................................................
Marek Dworaczyk
Badania archeologiczno-architektoniczne
51
przy ul. Mieszka I w Chojnie.................................................................................................................
Edward Rymar
59
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej...................................................
Edward Rymar
81
Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich........................................................................
Piotr Frąckowiak
Ikonografia denarów chojeńskich
93
bitych w okresie panowania Wittelsbachów...........................................................................................
Marcin Majewski
103
Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku)........................................................
Grzegorz Jacek Brzustowicz
„W połowie szczecińskie, w połowie marchijskie”.
Zależność lenna rycerstwa pogranicza Nowej Marchii i Księstwa Pomorskiego
w XV i XVI wieku na przykładzie rodów mieszkających w Granowie
113
na ziemi choszczeńskiej..........................................................................................................................
Michał Gierke
139
Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie.......................................................
3
Joanna A. Kościelna
153
Augustin Kehrberg (1668–1734). Próba biografii ................................................................................
Ewa Gwiazdowska
199
Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825)............................................
Karl Richter
Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg / Neumark (Chojna).
Ein Beitrag zur Geschichte des märkischen Landorgelbaus
209
im 19. Jahrhundert.................................................................................................................................
Wojciech Wichert
Propaganda nazistowska na łamach „Königsberger Kreiskalender”
219
w przełomowym roku 1939 ....................................................................................................................
Tomasz Zgoda
239
Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945......................................................................................
Tomasz Dźwigał
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie
251
dotyczące obozów hitlerowskich położonych w okolicach Chojny..........................................................
Hubert Simiński
Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku
i wojewódzka manifestacja odsłonięcia obelisku
271
5 października 1968 roku.......................................................................................................................
Emilia Szczygieł-Lembicz
Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po 1989 roku.
285
Powołanie do życia Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej..............................................................
Agnieszka Dębska
299
Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia.....................................................
Przemysław Konopka
309
Zmartwychwstanie aniołów...................................................................................................................
4
WYWIADY, WSPOMNIENIA
Piotr Hajduk
329
Taka jest wojna.......................................................................................................................................
Magdalena Ziętkiewicz
355
Po śladach osadników.............................................................................................................................
MUZEUM W CHOJNIE
Kamila Sarosińska
367
Od gabinetu osobliwości do muzeum.....................................................................................................
Radosław Skrycki
373
Muzeum dla Chojny..............................................................................................................................
MISCELLANEA
Edward Rymar
Zaginione miejscowości ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej.
Cz. 3. Parchnica, „Patrów”, Parnakel (troszyński)
381
Parnakel (cedyński), „Słoński Gród” koło Trzcińska..............................................................................
Michał Spandowski
385
Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej..........................................................................................
Michał Gierke
393
Szwedzki Kopiec.....................................................................................................................................
Anita Taźbierska
399
Od przeszłości do teraźniejszości Krzymowa..........................................................................................
SPRAWOZDANIA
Paweł Migdalski
Sprawozdanie z działalności Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego
401
„Terra Incognita” (II półrocze 2011 r.)...................................................................................................
405
Bibliografia historii regionu za 2012.....................................................................................................
5
TERRA ARTIFICUM
409
Krystyna Jędruszkiewicz.......................................................................................................................
415
Władysław Marczak..............................................................................................................................
421
Joanna Mieszko-Nita............................................................................................................................
427
DoDoHa................................................................................................................................................
6
Michał Gierke*
Chojna
Stan badań
archeologicznych
miasta Chojna
Część 1: do 1992 roku1
Stan badań archeologicznych miasta Chojna jest skromny. W mieście
tym nie prowadzono nigdy systematycznych badań. Z okresu do 1945 r. znane są
jedynie przypadkowe znaleziska, często pojedyncze, o których informacje rozproszone są w literaturze. W czasach powojennych przeprowadzono natomiast wiele
badań interwencyjnych oraz sondażowych. Prowadzono także nieliczne badania
powierzchniowe, związane m.in. z realizacją Archeologicznego Zdjęcia Polski.
Ze względu na objętość, opracowanie podzielono na dwie części. Za cezurę obrano rok 1992, gdyż w roku tym odbyły się ostatnie badania prowadzone przez Pracownie Konserwacji Zabytków. Po tym zaś terminie prowadzono
w obrębie Starego Miasta liczne badania sondażowe oraz interwencyjne, które
zostaną omówione w drugiej części pracy.
W niniejszym opracowaniu, w osobnym podrozdziale, omówiony zostanie również stan badań dwóch grodzisk znajdujących się w pobliżu Chojny,
ponieważ wydaje się, że mogą one mieć związek z hipotetycznym osadnictwem
przedlokacyjnym.
Michał Gierke – absolwent Akademii Sztuki w Szczecinie oraz student archeologii na Uniwersytecie Szczecińskim. Interesuje się szczególnie archeologią historyczną, dziejami muzyki XVIII
i XIX w. oraz historią chojeńskich budowli sakralnych.
1
Artykuł jest częścią pracy dyplomowej przygotowywanej w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego pod kierunkiem
dr. Marcina Majewskiego.
*
7
Michał Gierke
Badania przed rokiem 1945
Prawdopodobnie najstarsze znane chojeńskie znalezisko archeologiczne zostało odkryte w 1723 r. Wspomina o nim Augustin Kehrberg2. Kronikarz
zapisał, że wiosną owego roku na polu znajdującym się przy drodze do Krzymowa znaleziono naczynia gliniane – butlę oraz garnek. Naczynia były obstawione czterema kamieniami. Parobek, który dokonał odkrycia, rozbił je, myśląc, że
wewnątrz znajdują się kosztowności. W naczyniach znajdowały się jednak tylko
popioły oraz kilka drobnych kości. Kehrberg, który prawdopodobnie widział zabytki, określił je jako wypalone na styl polski3. Znalezisko pochodzi być może
ze wzmiankowanego w literaturze cmentarzyska ludności kultury łużyckiej4.
Z cmentarzyska tego znany jest zespół znalezisk obejmujący urny z pokrywami5, inne gliniane naczynia, dwie gliniane grzechotki (jedna w formie figurki
ptaszka6, druga w kształcie kulistym), brązowy naszyjnik, brązową bransoletę,
dwa brązowe pierścionki oraz ułamki brązu (ryc. 1)7. Naczynia zostały wydobyte z kopca w trakcie melioracji podmokłej łąki. Ernst Friedel, autor notatki
opisującej znalezisko, podaje informację, że w Muzeum Marchijskim w Berlinie
znajdują się dwie wcześniej wydobyte pokrywy urn pochodzące również z tego
stanowiska. Józef Kostrzewski wydatował to znalezisko na wczesny okres epoki
2
A. Kehrberg, Erleuterter historisch-chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck
[...],Berlin 1725, Abt. 2, s. 116–117.
3
„[...] etwa nach art der polnischen Töpffe gebrannt”. Tamże, s. 117.
4
E. Friedel, Mützenurnen und dergleichen bei Königsberg in der Neumark, „Verhandlungen der
Berliner Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte” 1885, s. 169; A. Götze,
Die Vorgeschichte der Neumark, Würzburg 1897, s. 29; J. Kostrzewski, Kultura łużycka na Pomorzu,
Poznań 1958, s. 256; K. Siuchniński, Odkrycia. Chojna. Stanowisko I, „Materiały Zachodniopomorskie” (dalej: MZP) 6 (1960), s. 626. Alfred Götze oraz Ernst Friedel podają informację, że
cmentarzysko znajduje się w pobliżu Grapuenmühle. Młyn ów znajdował się w dzisiejszej osadzie
Krupin. położonej ok. 2 km w linii prostej od centrum miasta, przy drodze do Krzymowa i Krajnika
Dolnego. Zob. E. Rymar, Reslawizacja nazw miejscowości na obszarze ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej w latach 1945–1947. Część II słownikowa: A–N, „Przegląd Zachodniopomorski” (dalej:
PZP) 1996, z. 3, s. 269, nr 98. Nieopodal cmentarzyska znajduje się dawne Wzgórze Szubieniczne
(Galgenberg). Warto nadmienić, iż cmentarzysko to uważane było przez niektórych badaczy za
słowiańskie – zob. np. R. Reiche, Und dennoch Kenitz-Kinąć-Königsberg, „Schriften des Vereins
für Geschichte der Neumark” 1901, H. 12, s. 93.
5
Urny zostały określone słowem Mützenurnen.
6
Figurka ptaszka z Chojny, według typologii glinianych figurek ptaszków sporządzonej przez Bogusława Gedigę, należy do grupy pojedynczych ptaszków, typ I, podtyp IV, wariant a. Chronologia figurki została wyznaczona na młodszy okres halsztacki. B. Gediga, Motywy figuralne w sztuce ludności
kultury łużyckiej, Wrocław–Warszawa–Kraków 1970, s. 53, 56; zob. też A. Götze, dz. cyt., s. 27.
7
E. Friedel, dz. cyt., s. 169.
8
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
żelaza i połączył je z młodszą fazą grupy górzyckiej kultury łużyckiej8. Być może
związek z cmentarzyskiem ma również, znaleziona w odległości ok. 1,5 km od
niego, brązowa zapinka9. Została ona sklasyfikowana przez Oscara Almgrena
jako zbliżona do zapinki nr 67 z I serii grupy IV10.
Kolejny zespół zabytków związanych z osadnictwem pradziejowym pochodzi z oddalonego o około trzech kilometrów na południe od centrum miasta wzniesienia (dawniej Rollberg, dziś bez nazwy). W 1843 r. niejaki F. Ruhl
wydobył z bagnistego terenu glinianą urnę11. W kolejnych latach znaleziono
w tej samej okolicy toporek bojowy wykonany z gnejsu, bez otworu na stylisko,
z niecką na obuchu. W okolicy znaleziono także fragmenty naczyń z ornamentem sznurowym12. W 1893 r. dokonano odkrycia zespołu zabytków datowanych
na początki naszej ery13. Wydobyto dwie urny wykonane ręcznie, z wygładzonymi wylewami, zdobione meandrem14. W wysypanych z urn prochach znajdowały
się dwie żelazne zapinki oraz żelazna klamra do pasa15. W pobliżu urn znaleziono żelazne umbo, przy którym zachowały się trzy gwoździe (ryc. 2). Sklasyfikowano je jako typ Ib według typologii Gustafa Kossiny. Na podstawie długości
gwoździ autor obliczył, że tarcza, do której przymocowane było umbo, miała
grubość 0,7–0,9 cm. Przy urnach znajdował się również żelazny grot włóczni
z żeberkiem, niezdobiony, o długości 16,5 cm, oraz kilka fragmentów ceramiki.
W. Hindenburg wydatował to znalezisko na I–II w. n.e. Wydaje się zatem, iż
można je połączyć z tzw. grupą lubuską i osadnictwem burgundzkim.
Do interesującego odkrycia o nowożytnym charakterze doszło 22 listopada 1923 r. W czasie prac ziemnych związanych z budową wodociągu przy
Wilhelmsplatz 9 (dawniej plac ten nazywano Kietz – chyża, dziś jest to część
ul. Mieszka I) hydraulik Julius Köhler odkrył skarb naczyń metalowych16. ZnajJ. Kostrzewski, dz. cyt., s. 256.
C.F.W. Voigt, Ueber die heidnischen Alterthümer in der Umgegend von Königsberg i.N. (Auszug
aus den Mittheilungen des Herrn Lehrer Voigt daselbst), „Mittheilungen des Historisch-Statistischen Vereins zu Frankfurt a.O.” 1861, H. 1, s. 47.
10
O. Almgren, Studien über nordeuropäische Fibelformen, Bonn 1973, s. 156.
11
W. Hindenburg, Über einen Fund von Mäanderurnen bei Königsberg in der Neumark, „Zeitschrift
für Ethnologie. Organ der Berliner Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte”
(dalej: ZfE) 40 (1908), s. 772, przyp. 1.
12
C.F.W. Voigt, dz. cyt., s. 47.
13
W. Hindenburg, dz. cyt., s. 772.
14
Walther Hindenburg nazwał ów ornament, analizując go i powołując się na Gustafa Kossinę,
wschodniogermańskim i na jego podstawie wydatował wszystkie zabytki. Tamże, s. 774–775.
15
Zapinki sklasyfikowano jako nr 99 z II serii grupy V i nr 75 z II głównej serii grupy IV według
typologii O. Almgrena. Tamże, s. 774.
16
G. Mirow, Ein Königsberger Schatzfund und die Zinngießer von Königsberg (Neumark), „Königs8
9
9
Michał Gierke
dowały się one w zbutwiałej drewnianej skrzyni. Odkryto łącznie 89 naczyń stołowych wykonanych z cyny, mosiądzu i brązu oraz wagę z miedzianymi szalami
(zob. tabelę i ryc. 3). Część naczyń miała punce producentów lub sygnatury.
Georg Mirow na ich podstawie określił warsztaty, w których naczynia zostały
wyprodukowane. Największa liczba (26) spośród zidentyfikowanych zabytków
pochodziła z warsztatów chojeńskich mistrzów działających w drugiej połowie
XVI i na początku XVII w. – Jacoba oraz Matthiasa Krämerów (ryc. 4)17. Pozostałe sygnowane naczynia zostały również wykonane w Chojnie lub były importami
m.in. ze Szczecina i Lipska. Zdaniem Mirowa skarb został zdeponowany w czasie wojny trzydziestoletniej.
Formy naczyń pochodzących ze skarbu znalezionego przy Wilhelmplatz 9 w 1923 r.
Cyna
Miski
Liczba
Brąz
Liczba
13
Łyżka
1
9
Lichtarze
4
Mosiądz
Kołnierze
mis
Liczba
Czajniki
3
2
Głębokie
talerze
Płaskie
talerze
Okrągłe
miseczki
24
Misa
1
2
Grapeny
3
Dzbanki
5
Pokrywki
4
Pijałka
1
Łyżki
17
Georg Mirow, omawiając kolekcję zabytków archeologicznych znajdujących się w miejskim muzeum, opisuje również inne znalezisko gromadne pochodzące z terenu miasta18. Odkrycia dokonano w wykopie pod budowę domu
przy Königsstraße (dziś ul. Bolesława Chrobrego). Pośród omawianych przez
autora zabytków znalazła się wykonana z kości rękojeść noża zdobiona kratką,
berger Kreiskalender” (dalej: KK) 7 (1937), s. 52-57.
17
Warto dodać, że Mirow dokonał w swej pracy również przeglądu chojeńskich warsztatów odlewniczych działających w mieście od końca XVI do początku XVIII w. Zob. tamże, s. 54–56; zob. też
G. Mirow, Brandenburgische Zinngießer, „Brandenburgisches Jahrbuch” 2 (1927), s. 83–94.
18
G. Mirow, Mittelalterliche Bodenfunde im Heimatmuseum Königsberg (Neumark), KK 8 (1938), s. 126.
Städtisches Museum Königsberg (Neumark) posiadało kolekcję zabytków archeologicznych pochodzących z terenu miasta i z jego okolicy. Zob. H. Fricke, Verzeichnis der Museen und Sammlungen, der Archive,
der Geschichts- und Heimatvereine, der Stellen für Naturschutz, der Arbeitgemeinschaften für Naturschutz,
der Bodendenkmalpfleger, der Archivpfleger in der Provinz Brandenburg, Cottbus 1939, s. 19.
10
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
liniami i rozetami, datowana na XIII–XIV w.19 Kolejnymi zabytkami pochodzącym z tego stanowiska są żelazny nóż szewski oraz fragment skórzanego buta,
datowane na XIII–XIV wiek (ryc. 5). Ostatnim artefaktem jest bliżej niezidentyfikowane narzędzie żelazne wyposażone w dwa zęby-haki. Mirow, analizując
przekazy ikonograficzne oraz północnoniemieckie zwyczaje, sugeruje, iż może
to być specyficzne narzędzie masarskie – tzw. Kräuel (ryc. 6).
Z terenu miasta pochodzi również szereg znalezisk luźnych związanych
z osadnictwem pradziejowym. Najstarszym chronologicznie zabytkiem jest neolityczny kubek z ornamentem sznurowym20. Najliczniejszą grupę znalezisk stanowią siekierki brązowe (z podniesionymi brzegami, ze skrzydełkami oraz jeden
egzemplarz reprezentujący typ armorykański) datowane na II–III okres epoki
brązu21. Ponadto nóż brązowy z rękojeścią zakończoną kółkiem22, dwie klingi
sztyletów23 oraz dwa żelazne umba24. Zabytki te znajdowały się kiedyś w Städtisches Museum Königsberg (Neumark), Muzeum Marchijskim oraz w Muzeum
Prehistorycznym w Berlinie25. Do znalezisk chronologicznie późniejszych zaliczyć można skarby monet rzymskich z I i II w. n.e. oraz srebrnych arabskich
z X w. n. e.26 Niestety nie są znane dokładne miejsca odkryć tych zabytków.
19
Według Mirowa owe ornamenty w kształcie rozet-słońc miałyby być „prastarą aryjsko-germańską formą zdobień”, która przetrwała aż do średniowiecza.
20
A. Götze, dz. cyt., s. 8.
21
A. Lissauer, Dritter Bericht über die Tätigkeit der von Deutschen Anthropologischen Gesellschaft
gewählten Kommission für prähistorische Typenkarten, ZfE 38 (1906), s. 842, nr 248; W. Bohm,
Die ältere Bronzezeit in der Mark Brandenburg (z serii: „Vorgeschichtliche Forschungen” 9), Berlin–Leipzig 1935, s. 106, 117, 123, 140. Zob. też J. Kostrzewski, dz. cyt., s. 256; Teczka Archiwalna
w Dziale Archeologii Muzeum Narodowego w Szczecinie (dalej: DA MNS), powiat: Chojna, miejscowość: Chojna, nr inw. 3201.
22
W. Bohm, dz. cyt., s. 142. Waldtraut Bohm, wymieniając ten zabytek, powołuje się na rękopis niejakiego Voigta. Chodzi za pewne o nauczyciela C.F.W. Voigta, który w 1874 r. wydał w Chojnie pracę
dotyczącą znalezisk archeologicznych pochodzących z terenu i okolic miasta – zob. W. Hindenburg,
dz. cyt., s. 772, przyp. 1; O. Ammon, Mittheilungen aus der Lokalvereinen. Anthropologische Kommission des Karlsruher Alterthumsvereins, „Correspondenz-Blatt der deutschen Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte” 19 (1887), s. 60. Niestety, autorowi niniejszego opracowania
nie udało się dotrzeć ani do tej pracy, ani do wzmiankowanego manuskryptu.
23
W. Bohm, dz. cyt., s. 118, 120.
24
G. Kossina, Die Karte der germanischen Funde in der frühen Kaiserzeit (etwa 1–150 n. Chr.).
Vorbemerkung von Ernst Petersen in Breslau, „Mannus. Zeitschrift für Vorgeschichte” 25 (1933),
s. 20, nr 112; M. Jahn, Die Bewaffnung der Germanen in der älteren Eisenzeit etwa von 700 v. Chr.
bis 200 n. Chr., Würzburg 1916, s. 172–174, 248, ryc. 197.
25
M. Jahn, dz. cyt., s. 172–174; J. Kostrzewski, dz. cyt., s. 256.
26
C.F.W. Voigt, dz. cyt., s. 47.
11
Michał Gierke
Do niezwykle interesujących znalezisk należą zapewne relikty drogi z bali
drewnianych, odkryte przy Lazarettstraße (dziś ul. Szkolna). Odkrycie to znane
jest niestety jedynie z lakonicznej wzmianki w artykule dotyczącym początków
miasta, autorstwa Roberta Reichego27. Twierdzi on, że droga przypominała tego
samego typu drogę znajdującą się w 1124 r. w Wolinie, znaną z opisu w żywocie
św. Ottona z Bambergu. Reiche stawia również hipotezę, iż droga prowadziła
od rynku w kierunku zachodnim, aż do Rurzycy, zgodnie z biegiem dzisiejszej
ul. Szkolnej.
Badania w latach 1945–1992
Podczas drugiej wojny światowej miasto zostało zniszczone w 75%28.
W związku z tym w latach powojennych powstało wiele inwestycji budowlanych, mających na celu ponowne jego zagospodarowanie. Teren Starego Miasta
został w 1956 r. objęty ochroną konserwatorską29. Niestety, badania archeologiczno-ratownicze przeprowadzono tylko na niektórych z inwestycji – nadzorem archeologicznym objęto jedynie wykop budowlany związany z odbudową
ratusza oraz wykop pod budowę bloku mieszkalnego przy ul. Malarskiej. W latach 1960–1962 prowadzono badania archeologiczno-architektoniczne kościoła
Mariackiego, związane pośrednio z projektem zabezpieczenia go jako trwałej
ruiny oraz zaadaptowania na obiekt turystyczny30. Badania te dostarczyły przede
wszystkim ważnych danych dotyczących faz rozbudowy kościoła. Na zlecenie
Urzędu Miasta i Gminy w Chojnie wykonano w 1992 r. badania rozpoznawcze
terenu rozciągającego się wzdłuż murów miejskich pomiędzy Bramą Barnkowską a Bramą Świecką. Z uwagi na to, iż wyniki badań zostały szczegółowo omówione w poszczególnych sprawozdaniach, w niniejszym opracowaniu zostaną
one przedstawione w osobnych podrozdziałach.
R. Reiche, dz. cyt., s. 85.
S. Latour, Rewaloryzacja zabytkowych miast na Pomorzu Zachodnim, Warszawa–Poznań 1981,
s. 117.
29
Decyzja nr Kl.V.-0/58/56 z 27 lutego 1956 r.
30
A. Gruszecki, J. Widawski, Ruina jako obiekt turystyczny (koncepcja zabezpieczenia i udostępnienia na przykładzie kościoła NMP w Chojnie), „Ochrona Zabytków” 1965, nr 2 (69), s. 5–22.
Realizację projektu rozpoczęto w 1968 r., przerwano ją jednak na początku lat 70. Kościół został
jedynie częściowo zabezpieczony. S. Kwilecki, M. Płotkowiak, Odbudowa kościoła NMP w Chojnie
jako przykład koncepcji konserwacji monumentalnej architektury ceglanej, w: Cegła w architekturze
środkowo-wschodniej Europy. Historia – metody badań – konserwacja, red. M. Arszyński, M. Mierzwiński, Malbork 2002, s. 136–137.
27
28
12
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
1. Badania architektoniczno-archeologiczne
kościoła Mariackiego w 1962 roku
W maju 1962 r. przeprowadzono badania architektoniczno-archeologiczne kościoła Mariackiego, które były kontynuacją badań z 1960 r.31 Badania
skoncentrowane były na sprawdzeniu hipotezy o zaadaptowaniu bramy miejskiej na wieżę kościoła32. Oprócz tego postanowiono zbadać przebieg oraz stan
zachowania fundamentów dawnej gotyckiej wieży kościoła. Pracami kierowali
Andrzej Gruszecki oraz Jarosław Widawski. Nadzór archeologiczny sprawowała
Sławomira Ciepiela.
Aby zrealizować pierwszy cel badań, wytyczono pięć wykopów, które
przecinały hipotetyczną linię fortyfikacji (założono, że brama miejska powinna
być elementem pierścienia obronnego). Pierwszy z nich znajdował się po północno-wschodniej stronie wieży, 3 m od narożnika hali kościoła. Wykop miał
10 m długości, 1–1,5 m szerokości, doprowadzono go do calca znajdującego się
na głębokości 3,5 m. Bezpośrednio pod humusem oraz gruzem pochodzącym
z drugiej wojny światowej znajdował się bruk z podsypką, w której zarejestrowano fragmenty naczyń pochodzące w większości z XVII w. Poniżej tej warstwy
znajdował się piasek przemieszany z ziemią, w którym odkryto fragmenty szesnastowiecznej ceramiki oraz nóżkę glinianej patelni, datowaną na XVI–XVII w.
Kolejną warstwę stanowiła ziemia przemieszana z gruzem, w której znajdowały
się fragmenty naczyń z XVII i XVIII w. Poniżej zarejestrowano ciemną warstwę
cmentarną. W warstwie tej znaleziono luźno rozrzucone kości oraz głęboką, dobrze czytelną w profilu jamę, w której zdeponowane zostały piszczele oraz czaszki ułożone częścią twarzową do dołu. Ponadto w warstwie wystąpiły fragmenty
naczyń glinianych datowanych na okres od XVI do XVIII w., kilka fragmentów
naczyń szklanych i szyb oraz 12 żelaznych gwoździ. Warto zaznaczyć, iż blisko
calca odkryto fragmenty kamionek ze szkliwem solnym z XVIII–XIX w. W kolejnym wykopie – wytyczonym przy północnym narożniku hali kościoła – zaobserwowano silnie przemieszane warstwy, w których znajdowały się luźne kości oraz
ceramika pochodząca z XVI–XIX w. W związku z brakiem reliktów hipotetycznych fortyfikacji postanowiono wytyczyć kolejne wykopy po przeciwnej stronie
31
A. Gruszecki, J. Widawski, Badania historyczno-architektoniczne Kościoła NMP w Chojnie –
II faza, w maju 1962, mps w Terenowym Oddziale Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Szczecinie (dalej: NID); S. Ciepiela, Opis prac archeologicznych przeprowadzonych w m-cu maju 1962 r.
przy badaniu kościoła N.M.P. w Chojnie, mps tamże. Autorowi niniejszego studium nie udało się
dotrzeć do sprawozdania z badań prowadzonych w 1960 r.
32
Hipoteza dotyczyła dawnej gotyckiej wieży kościoła, która runęła w 1843 r. Nieznana jest geneza
tej teorii.
13
Michał Gierke
wieży. Jeden z nich znajdował się przy południowym narożniku hali kościoła,
drugi natomiast w odległości 4,5 m na południowy wschód od tegoż narożnika.
Eksploracji wykopów zaniechano, gdy pojawiła się warstwa cmentarna. W czasie eksploracji warstw młodszych nie zarejestrowano zabytków. Ostatni, piąty
wykop wykonano „przy najbliższej przecinającej zakładaną linię fortyfikacji”33.
W miejscu wytyczenia wykopu znajdował się kolektor, którego wkop zniszczył
nawarstwienia kulturowe. Analiza stratygrafii wykopów oraz wydobytych materiałów zabytkowych wykazała, że przy kościele istniał cmentarz użytkowany przez
kilka stuleci, który był wielokrotnie niwelowany. Należy podkreślić, iż wszystkie
starsze zabytki znajdowały się w warstwach wtórnych (m.in. w podsypce pod
bruk). Z tego też względu chronologię nawarstwień ustalono na XVIII–XIX w.
Brak reliktów potencjalnej fortyfikacji dowiódł, iż hipoteza o adaptacji bramy
miejskiej na wieżę kościoła okazała się nieprawdziwa34.
Dodatkowego argumentu przeciwko tej hipotezie dostarczyła druga
część badań, w czasie której odsłonięto relikty starej wieży. Forma cokołu wieży
nie wskazywała na budowlę typu obronnego. W trakcie badań wykonano trzy
wykopy. Wykop pierwszy znajdował się przy północnym styku wieży i nawy kościoła (długość odpowiednio 1,8 m oraz 4,5 m). Podczas eksploracji tegoż wykopu odsłonięto relikty murów na różnych głębokościach. Na głębokości 113 cm od
reperu znajdował się gotycki mur ceglany grubości 1,5 cegły i długości 175 cm,
który dobijał prostopadle do korpusu kościoła. Ów mur posadowiony był na fundamencie kamiennym, którego wkop dochodził do głębokości 240 cm od reperu i ze względu na brak związku z murem kościoła został zinterpretowany jako
fragment ogrodzenia. Po wykonaniu niezbędnej dokumentacji rozebrano go. Na
głębokości 147 cm od reperu znajdowała się odsadzka cokołu starej wieży. Ów
cokół został przerwany w odległości ok. 1,4 m od lica nawy fundamentem wieży
neogotyckiej35. Na tej podstawie można wnioskować, iż w miejscu, gdzie występują fundamenty dziewiętnastowiecznej wieży, fundament starej wieży został
całkowicie zniszczony. Cokół wykonany z ciosów kamienia eratycznego leżał na
fundamencie wykonanym z podobnego materiału i posadowionym bezpośrednio
na calcu (krawędź górna znajdowała się na głębokości 230 cm, dolna zaś 436 cm
od reperu). Górna, zaokrąglona odsadzka cokołu (o szerokości 13–17 cm)
33
A. Gruszecki, J. Widawski, Badania... Nie podano dokładnej lokalizacji wykopu (również na
planie sytuacyjnym) ani nie wykonano jego dokumentacji rysunkowej.
34
Owa hipoteza utrzymywała się jednak jeszcze w późniejszych latach. Por. Z. Konarzewski, Opinia w sprawie zabezpieczenia uszkodzonego filara prezbiterium kościoła w Chojnie, Warszawa 1965,
mps w NID.
35
Miejsce to zgodne jest z zasięgiem występowania reliktów starej wieży w murze wieży neogotyckiej.
14
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
związana była ze znajdującym się powyżej murem. Ponadto w dolnej partii cokołu znajdowała się prosta odsadzka. Przebieg cokołu zgodny był z reliktami
murów starej wieży, od strony północnej dobijał do niego mur korpusu budowli.
Kolejny wykop wytyczono przy południowym styku wieży i korpusu (nie podano wymiarów). W trakcie jego eksploracji odsłonięto relikty cokołu starej wieży,
analogiczne do reliktów znajdujących się w wykopie pierwszym. Ostatni wykop
zrealizowano wewnątrz budowli przy zachowanej wschodniej ścianie dawnej
wieży u północnej podstawy charakterystycznej dużej blendy ostrołukowej,
w której znajduje się przejście z kruchty wieżowej do nawy głównej36. W profilu
ziemnym wykopu na głębokości ok. 155 cm od reperu zarejestrowano warstwę
gliny, pod którą znajdowała się warstwa gruzu. Na głębokości 170 cm od reperu znajdowała się warstwa spalenizny. Ze względów technicznych interpretacja
stratygrafii nie była jednak możliwa. Odsłonięcie cokołu pozwoliło zaś stwierdzić, iż blenda była pierwotnie wielkim ostrołukowym otworem. Dzięki analizie
dolnej części glifu otworu ustalono dawny poziom gruntu – znajdował się on
o 60–70 cm niżej od poziomu ówczesnego (1962) oraz niżej od poziomu piętnastowiecznego. Odsadzka cokołu znajdowała się zaś na tym samym poziomie, co
odsadzki odkryte w wykopach na zewnątrz.
Poza programem prac przeprowadzono wstępne badania kaplicy Mariackiej, która znajduje się przy południowej nawie bocznej. Odkuto prawe ościeże wnęki profilowanej, po czym zaniechano dalszych prac, ponieważ mogły się
okazać czasochłonne. Na podstawie analizy stylistycznej architektury wnętrza
kaplicy wydatowano ją na XIV w.
Badania dowiodły, że architektura starej wieży jest we wszystkich elementach jednorodna. Niezwykle ważna dla poznania faz rozbudowy świątyni
okazała się analiza stosunku fundamentów i cokołu starej wieży do fundamentu
i cokołu korpusu kościoła, która udowodniła, iż wieża została wzniesiona wcześniej (być może w pierwszej połowie XIV w.) i pierwotnie była częścią poprzedniej budowli37.
36
Zachodnia ściana korpusu nawowego to w rzeczywistości wschodnia ściana dawnej wieży. Zob.
Die Kunstdenkmäler der Provinz Brandenburg, Bd. 7, H. 2: Die Stadt Königsberg, bearb. v. W. Hoppe, G. Voß, Berlin 1928, s. 38; K. Kalita-Skwirzyńska, Dokumentacja historyczno-architektoniczna
kościoła Mariackiego w Chojnie. Wykonana na zlecenie BDZ w Szczecinie, Szczecin 1997, mps
w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Szczecinie (dalej: WUOZ); S. Kwilecki, M. Płotkowiak, dz. cyt., s. 135.
37
Wcześniejsze próby określenia czasu powstania gotyckiej wieży okazały się zatem błędne, gdyż
zawsze zakładano, że wieża została dobudowana do korpusu. Por. chociażby: H. Braune, Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M. Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau
unserer Kirche vor 500 Jahren, Königsberg Nm. 1907, s. 11; M. Säume, Heinrich Brunsberg ein spätgotischer Baumeister, „Baltische Studien”, Neue Folge 28 (1928), s. 257–258; Die Kunstdenkmä-
15
Michał Gierke
W kościele Mariackim przeprowadzono również prace ziemne w czasie
prac inwentaryzacyjnych w 1990 r.38 Badania prowadzone były bez nadzoru archeologicznego. Wykonano cztery wykopy sondażowe wewnątrz budowli w celu
weryfikacji hipotezy o formie bryły wcześniejszego kościoła39. Wyniki badań nie
potwierdziły tej hipotezy. Należy jednak zaznaczyć, iż w czasie ich realizacji
zniszczono nawarstwienia kulturowe oraz liczne pochówki. Nie wykonano niezbędnej dokumentacji rysunkowej ani fotograficznej, a jedynie dość lakoniczny
opis. Przed przystąpieniem do badań nie wykonano koniecznej kwerendy, ponieważ jeden z wykopów usytuowano w miejscu realizacji badań z 1962 r. (przy
granitowej ościeży).
Warto dodać, iż w kościele były prowadzone również ratownicze badania
archeologiczne w latach 1994 i 1995, jednakże sprawozdania z ich przebiegu są
niedostępne. Wzmiankowane są jedynie w innych opracowaniach dotyczących
świątyni40. Badania prowadzono wewnątrz kościoła przy wykopach pod fundamenty nowych filarów. W czasie ich realizacji odkryto liczne pochówki w kryptach oraz nawarstwienia związane z osadnictwem kultury łużyckiej.
2. Badania archeologiczno-ratownicze
w wykopie budowlanym przy ratuszu
W latach 1977–1986 wykonywano prace budowlano-konserwatorskie
w związku z odbudową gotyckiego ratusza41. Inwentaryzacja budowli została
wykonana przez Pracownię Konserwacji Zabytów w 1959 r.42 Projekt odbudowy
ler..., s. 38. Niektórzy badacze, analizując formę cokołu wieży, przesuwają jej datowanie nawet na
XIII w. Tak np. M. Płotkowiak, D. Płotkowiak, I. Całus, Wieża kościoła NMP w Chojnie. Założenia
techniczno-ekonomiczne, Szczecin 1996, mps w Parafii pw. św. Trójcy w Chojnie.
38
Kościół NMP w Chojnie. Inwentaryzacja, cz. 1, Szczecin 1990, mps w WUOZ.
39
Do niedawna uważano, iż wcześniejszy, granitowy kościół zakomponowany był na planie krzyża
greckiego. Hipotezę taką jeszcze w XIX w. przedstawił niejaki Richter na podstawie reliktów odkrytych w czasie regotyzacji w latach 1882–1883. Zob. Die Kunstdenkmäler..., s. 42–43; K. KalitaSkwirzyńska, Rozwój urbanistyki i architektury Chojny w okresie średniowiecza, w: Terra Transoderana. Sztuka Pomorza Nadodrzańskiego i dawnej Nowej Marchii w średniowieczu, red. M. Glińska,
K. Kroman, R. Makała, Szczecin 2004, s. 104, il. 5.
40
Zob. Taż, Ruina kościoła Mariackiego. Sprawozdanie z przebiegu prac przy odbudowie kościoła.
1992-1995, Szczecin 1997, mps w WUOZ, s. 9; taż, Sprawozdanie z przebiegu prac przy odbudowie
kościoła Mariackiego za 1997 rok, Szczecin 1997, mps w WUOZ, s. 33.
41
K. Kalita-Skwirzyńska, Ratusz w Chojnie. Dokumentacja z przebiegu prac budowlano-konserwatorskich w okresie od 15.09.77 do 22.07.86, Szczecin 1986, mps w NID.
42
R. Kamiński, Chojna – ratusz. Badania archeologiczno-ratownicze w wykopie budowlanym przy
ratuszu staromiejskim, Szczecin 1979, mps w DA MNS.
16
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
ratusza przewidywał odbudowę kramów istniejących w XVI w. przy wschodniej
elewacji43. Wytyczono w tym celu wykop budowlany o długości 38 m i szerokości
7 m, który objęty został nadzorem archeologicznym kierowanym przez Romana Kamińskiego44. Wykop został, niestety, zrealizowany za pomocą sprzętu mechanicznego. Z tego powodu badania ograniczyły się do analizy oraz dokumentacji trzech profili ziemnych oraz lica fundamentu ratusza. Jedynie wykonane
w trakcie badań poszerzenie wykopu o 2 m w stronę północną, które doprowadziło do odkrycia reliktów latryny, eksplorowane było metodycznie. Wykop został na całej swej powierzchni doprowadzony do calca, który wystąpił w postaci
białego średnioziarnistego piasku oraz zbitej zielonkawej gliny. Obserwacja stratygrafii oraz szczegółowa analiza zebranego materiału zabytkowego pozwoliły na
wyróżnienie trzech faz osadniczych.
Najstarsza z wyodrębnionych faz związana jest z osadnictwem ludności
kultury łużyckiej. Ślady tego osadnictwa zarejestrowano w warstwie zalegającej
bezpośrednio na calcu. Związane z nim jest też siedem obiektów wkopanych
w calec, zaobserwowanych na wschodnim profilu. Obiekty te uznane zostały
w większości za jamy zasobowe. Jedynie obiekt, który znajdował się pomiędzy
15,4 a 17,9 m wschodniego profilu, miał inny charakter. Na jego spągu zalegała
warstwa spalenizny o miąższości 10 cm, w której znajdował się bruk kamienny,
tak więc uznano, iż mogą to być relikty półziemianki. Na szczególną uwagę zasługuje również obiekt zarejestrowany w południowej części wschodniego profilu – przykrywał go zalegający na stropie warstwy „łużyckiej” kamień o wymiarach 42 na 50 cm. Materiał ceramiczny odkryto jedynie w obiekcie znajdującym
się na 32 m tegoż profilu. Z jamy tej oraz z samej warstwy wydobyto łącznie
58 fragmentów ceramiki, w tym dwa fragmenty brzegów oraz cztery fragmenty
den, z których jedną grupę stanowią naczynia o chropowatej, a drugą o wygładzonej powierzchni zewnętrznej. Część z nich zdobiona była ornamentem w
postaci szerokiego żłobka, który charakterystyczny jest dla naczyń grupy górzyckiej kultury łużyckiej. Na podstawie analizy materiału osadę wydatowano na
wczesny okres epoki żelaza. Ze względu na charakter badań nie udało się jednak
określić jej zasięgu oraz funkcji.
Druga faza osadnicza powiązana została z okresem późnego średniowiecza. Najstarsze trzy warstwy należące do tej fazy zalegają bezpośrednio na
warstwie „łużyckiej” i tworzą dość ciekawą sekwencję: warstwa oznaczona numerem VIIb, będąca czarną próchnicą ze spalenizną, zalega bezpośrednio na
43
Kramy przy ratuszu poświadczone są przez źródła pisane oraz przez odnalezione na wschodniej
fasadzie ratusza relikty haków służących do podwieszenia dachów pulpitowych. Zob. tamże.
44
Tamże.
17
Michał Gierke
warstwie łużyckiej i występuje na przestrzeni ok. 7 m w środkowej części profilu
wschodniego; warstwa VIIa, w postaci czystej żółtej gliny, zalega bezpośrednio
na warstwie VIIb na rozpiętości ok. 4,5 m, jej strop jest płaski; warstwa VII zaś
przykrywa mały odcinek warstwy VIIa oraz warstwę „łużycką” w południowej części profilu. Według Romana Kamińskiego spalenizna jest być może śladem pożaru, który strawił miasto na przełomie lat 1316 i 131745. Warstwa VIIa natomiast
zinterpretowana została jako klepisko budynku o konstrukcji drewnianej. Materiał
ceramiczny w postaci fragmentów naczyń wykonanych z ceramiki siwej umożliwił
ustalenie chronologii tych nawarstwień na XIII i początek XIV w. oraz połączenie ich z wczesną fazą funkcjonowania osady lokacyjnej. Kolejne poziomy tworzą
warstwy niwelacyjne związane z funkcjonowaniem potwierdzonego w źródłach
pisanych domu kupca, później ratusza46. Datowane one są na podstawie analizy
pochodzących z nich fragmentów zabytków ceramicznych na XIV w.
Z osadnictwem późnośredniowiecznym związane są też relikty fundamentów trzech budynków, które usytuowane były wzdłuż wschodniej ściany ratusza. Oba budynki znajdowały się w odległości ok. 4–5 m od lica wschodniej
ściana ratusza. Pierwszy z nich zarejestrowano w południowej części wykopu,
natomiast drugi w rogu północno-wschodnim. Obie budowle posadowione
zostały na solidnych fundamentach kamiennych i kamienno-ceglanych. Budynek pierwszy nie był podpiwniczony, natomiast w dobrze zachowanej piwnicy
drugiego budynku znajdował się wydatowany na XVII w. materiał ceramiczny,
pochodzący z zagruzowania. Według Romana Kamińskiego owe budynki, ze
względu na użytą do ich wznoszenia cegłę gotycką, można powiązać ze wzmiankowanymi w 1433 r. trzema kamienicami47.
Zapewne z drugim budynkiem związana była latryna, której pozostałości
odkryto w poszerzeniu wykopu (północno-wschodnia część). Latryna była posadowiona na calcu, miała wymiary 2,5 na 2,25 m, jej zachowana część wzniesiona
została z cegły na zaprawie wapiennej48. Wypełnisko obiektu stanowiło sześć
warstw. W spągu obiektu zaobserwowano drobny gruz. Wyżej znajdowały się
45
Nie wiadomo, o jaki pożar chodzi. R. Kamiński powołuje się na pracę Z. Radackiego, Ratusz
w Chojnie z 1960 r. W źródłach pisanych nie ma wzmianki o pożarze miasta w tych latach. Por.
Codex diplomaticus Brandenburgensis, Haupttheil I, Bd. XIX, hg. v. A. Riedel, Berlin 1860 (dalej:
CDB), XVI–XVIII, s. 181–184.
46
Pierwsza wzmianka o chojeńskim „Cophuse” znajduje się w dokumencie datowanym na 6 stycznia 1409 r. CDB CXCVII, s. 302–303. W dokumencie tym nie podano dokładnej lokalizacji budynku, aczkolwiek znajdował się on z całą pewnością na rynku. Por. K. Kalita-Skwirzyńska, Ratusz
w Chojnie, PZP 1987, z. 3, s. 95.
47
Dokument z 14 kwietnia 1433 r. Zob. CDB CCXXXVII, s. 333–334.
48
Wyższa partia latryny została zniszczona w trakcie realizacji wykopu.
18
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
warstwy, w których zarejestrowano materiał zabytkowy. Ponad nimi znajdowała
się warstwa spalenizny z drobnym gruzem ceglanym oraz warstwy niwelacyjne.
Z latryny wydobyto znaczną liczbę zabytków ceramicznych, szklanych i metalowych, których chronologię określono wstępnie na XVI–XVII w. Ze względu
na bardzo dobry stan zachowania artefakty te są niezwykle cennym źródłem
do poznania historii kultury materialnej miasta i w związku z tym zostaną one
pokrótce omówione.
Najsłabiej reprezentowana była w latrynie ceramika siwa. Do tego gatunku ceramiki należał fragment dna i 47 fragmentów brzuśca, pochodzących najprawdopodobniej z jednego naczynia, oraz głęboka misa bez zachowanego dna.
Do najciekawszych znalezisk należą zapewne trzy kamionkowe flasze (ryc. 7).
Dwie z nich zachowały się w całości, trzecia zaś fragmentarycznie, aczkolwiek
możliwe było odtworzenie jej pierwotnej formy. Największa flasza, o wysokości
17,6 cm, ma ścianki o grubości 0,4 cm i szkliwo o barwie kremowej (beżowej).
Jej dno, o średnicy 12 cm, jest nieco wklęsłe i ma wyraźne ślady odcinania. Górną część flaszy stanowi doklejona do korpusu cylindryczna szyjka z wychylonym
brzegiem i wylewem o średnicy 3 cm. Po obu stronach szyjki doklejone zostały
małe ucha. Druga flasza jest mniejsza, jej wysokość wynosi 13,2 cm. Ścianki
naczynia mają grubość 0,4 cm. Zewnętrzna powierzchnia naczynia ma szkliwo
barwy jasnobrązowej, a wewnętrzna – barwy popielatej. Dno o średnicy 8,2 cm,
podobnie jak w wypadku dużej flaszy, jest niemalże płaskie i ma ślady odcinania.
Również układ górnej części naczynia jest identyczny. Trzecia z kolei flasza zachowała się jedynie w postaci dużego fragmentu od szyjki po część przydenną,
jej wysokość wynosiła prawdopodobnie ok. 17 cm. Ścianki są nieco cieńsze niż
w pozostałych egzemplarzach – ich grubość waha się w okolicach 0,3 cm, natomiast ich barwy są identyczne z barwami ścianek małej flaszy. Zabytek ma również doklejoną do korpusu szyjkę, jednakże nie jest ona cylindryczna, ale lekko
wklęsła w połowie wysokości, wylew zaś ma średnicę 2,5 cm. Po obu stronach
szyjki doklejone są małe ucha. Można przypuszczać, że dno flaszy było płaskie
i miało średnicę ok. 11 cm. Roman Kamiński, interpretując flasze, twierdzi, że
służyły one do przechowywania i transportu płynów oraz że na podstawie analogicznych znalezisk z dziedzińca Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie oraz
ze szwedzkiego miasta Malmö należy je datować na okres od połowy XVI do
końca XVII w. Wydaje się, iż chojeńskie flasze wykazują cechy, które pozwalają połączyć je z produktami określanymi mianem kamionki waldenburskiej49.
49
Możliwość taką sygnalizował również Eugeniusz Cnotliwy, porównując chojeńskie flasze do
podobnych zabytków odkrytych w Szczecinie. E. Cnotliwy, Importy ceramiczne z XVI–XVII w.
w Szczecinie, MZP 33 (1987), s. 236.
19
Michał Gierke
W szczególności mała flasza ma cechy charakterystyczne dla tego rodzaju zabytków, mianowicie ślady odcinania dna oraz brązowe szkliwo50. Flasza duża
również ma odcinane dno, ale jej powierzchnia jest barwy kremowej. Potwierdzenie saskiej proweniencji dla fragmentu trzeciej flaszy wydaje się niemożliwe
ze względu na brak dolnej jej części. Jednoznaczne potwierdzenie tejże proweniencji oraz ustalenie dokładnej chronologii dla pozostałych flasz jest również
niemożliwe, ponieważ w sprawozdaniu z badań pominięto opis tak istotnych
cech technologicznych omawianych naczyń, jak poziom stopienia domieszki
czy chociażby barwa przełomu51. Wśród pozyskanych z wypełniska latryny zabytków kamionkowych znalazł się również fragment słoika interpretowanego
jako naczynie apteczne i datowanego na XVI w.
Najliczniej w latrynie wystąpiły naczynia gliniane wypalane w atmosferze utleniającej na czerwono (ryc. 8). Ten gatunek ceramiki reprezentowany jest
przez cztery formy: garnki, dzbany, talerze i misy. Większość zabytków (93,1 %
całego zbioru) to naczynia mające szkliwione wnętrza. Cztery z wydobytych z
latryny garnków zachowały się w całości. Ponadto zarejestrowano siedem fragmentów brzuśców oraz sześć fragmentów den. Naczynia te pod względem formalnym nie są między sobą szczególnie zróżnicowane. Wszystkie charakteryzują
się przysadzistą formą z baniastym brzuścem bez wyodrębnionej szyjki. Brzuśce
naczyń, które dekorowane są ornamentem żeberkowym, swą maksymalną wydętość mają mniej więcej w połowie wysokości naczyń. Dna garnków są płaskie lub
lekko wklęsłe. Wszystkie naczynia powleczono szkliwem w różnych odcieniach
barwy brązowej. Roman Kamiński, powołując się na analogiczne znaleziska pochodzące z Cedyni oraz ze Stargardu, ustalił chronologię zabytków zamykającą
się w ramach od drugiej połowy XVI do pierwszej połowy XVII w. W omawianym zbiorze ceramiki czerwonej znalazły się dwa dzbany. Jeden z nich zachował
się w całości. Jest to mały dzbanek o baniastej formie z krótką szyjką. Jego dno
jest wyodrębnione i płaskie. Naczynie zaopatrzono w doklejone do korpusu grube kabłąkowate ucho. Szkliwo znajdujące się wewnątrz ma barwę żółtą. Drugi
dzban zachował się fragmentarycznie. Ma on bardzo grube ucho doklejone do
taśmowatego, mocno wychylonego wylewu. Talerze reprezentowane są przez
jedno całe oraz pięć częściowo zachowanych naczyń. Analiza ich form doprowadziła do wyodrębnienia dwóch typów. Do typu pierwszego zaliczono talerze
z lekko wklęśniętymi dnami i zgrubionymi, trójkątnymi w przekroju brzegami.
50
Por. M. Rębkowski, Nowe znaleziska średniowiecznej kamionki waldenburskiej w północnej Polsce,
w: Archaeologia et historia urbana, red. R. Czaja, G. Nawrolska, M. Rębkowski, J. Tandecki, Elbląg
2004, s. 422.
51
O znaczeniu tych cech zob. M. Rębkowski, Średniowieczna ceramika miasta lokacyjnego w Kołobrzegu, Kołobrzeg 1995, s. 39–40.
20
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
Wnętrza talerzy zdobione są malowanymi ornamentami geometrycznymi i florystycznymi o barwach zielonej, brązowej i żółtej. Naczynia typu drugiego różnią się jedynie formowaniem części przydennej (załomu). Z latryny wydobyto
także misę w kształcie palmety, zdobioną na zewnątrz żebrowaniem, a wewnątrz
malowaną w żółto-brązowe paski, oraz fragment rynienkowatej patelni zdobionej głębokimi rowkami. Wszystkie zabytki wykonane z tego gatunku ceramiki
zostały, na podstawie analogii, wydatowane na XVI–XVII w.
Drugą najliczniej reprezentowaną grupę ceramiki naczyniowej stanowią
naczynia wykonane z glin kaolinowych, określane jako naczynia z białej glinki
(ryc. 9 i 10). Gatunek ten reprezentowany jest przez pięć form: garnki, kubki,
dzbany, misy i talerze. Garnki podzielono na dwa typy, ze względu na uformowanie brzegów. Typ I to garnki baniaste, ze zgrubiałymi brzegami i rozszerzonymi
krawędziami wylewów oraz zaznaczonymi okapami. Średnice wylewów wynoszą
10–16 cm. Garnki szkliwione są wewnętrznie na zielono i żółto. Do drugiego
typu zaliczono naczynia, które nie mają wyodrębnionych szyjek, a brzegi ich
przechodzą bezpośrednio w baniasty brzusiec. Garnki obu typów charakteryzują
się dobrym wypałem. Glina została schudzona domieszką w postaci drobnoziarnistego piasku. Oba typy datowane są na XVI–XVII w. Identyczną chronologię ustalono dla jedynego wykonanego z białej glinki kubka. Trzy wydobyte
z latryny dzbany określono jako naczynia jednego typu. Wszystkie mają takie
same rozmiary. Formy ich są smukłe, natomiast brzegi zgrubione i wychylone
na zewnątrz. Jeden egzemplarz ma ponadto wrąb na pokrywę. Wszystkie mają
wewnętrzne szkliwo barwy brązowej. Środkowe partie naczyń zdobione są żebrowaniem. Dna są płaskie i mają ślady odcinania. Misy reprezentowane są przez
jeden egzemplarz zachowany fragmentarycznie. Naczynie nie jest szkliwione
i ma pofalowany wylew o przekroju trójkątnym. Ze względu na brak analogii nie
ustalono chronologii tego zabytku. Z latryny wydobyto także cztery fragmenty
talerzy z malaturą, których chronologię ustalono na XVI–XVII w., dwie nóżki
patelni oraz fragmenty dwóch kafli (garnkowy i płytowy).
Drugą najliczniejszą kategorią zabytków znalezionych w latrynie były
wyroby szklane (ryc. 11 i 12). Zarejestrowano kilkadziesiąt fragmentów szyb
okiennych – była to stłuczka w różnych odcieniach barwy zielonej. W całości
zachowała się tylko jedna tafla szklana. Jest to szyba o kształcie romboidalnym
z krawędziami przystosowanymi do montażu w ołowianej ramce. Stwierdzono,
że szyby zostały wykonane techniką wydmuchiwania i w związku z tym ich chronologię ustalono na XVI–XVII w. Dość bogaty asortyment reprezentują naczynia szklane stołowe wydobyte z latryny. Są wśród nich dzbanki, butelki, czarki,
puchary, szklanki, kieliszki. Szczególną uwagę zwraca mały dzbanek, który zachował się prawie całkowicie. Jego wysokość wynosi 12,4 cm, średnica dna 6 cm,
21
Michał Gierke
a grubość ścianek 0,5 cm. Jest on wykonany ze szkła kobaltowego, ma baniasty
brzusiec i wyodrębnioną szyjkę zwężającą się ku górze, z tulipanowato wychylonym wylewem. Brzusiec zdobiony jest wałkiem szklanym, który oplata go spiralnie aż do dna. Wałkiem zostało również zaakcentowane miejsce przejścia szyjki
w brzeg. Dno naczynia nosi ślady odcinania. Stwierdzono, że tego typu zabytki
nie są dobrze znane z inwentarzy i w związku z tym chojeński dzbanek, ze względu na kunszt wykonania, pochodzi prawdopodobnie z hut czeskich lub śląskich.
Innym wartym uwagi zabytkiem jest fragment humpena (tzw. Passglas) z białego przezroczystego szkła. Jego korpus jest cylindryczny i ma płaską, doklejaną
stopkę. Zdobiony jest czterema taśmowatymi obręczami z nacięciami. Styk korpusu ze stopką zaznaczony został dodatkową obręczą bez nacięć. Naczynie to,
na podstawie analogii do naczynia znalezionego w Szczecinie, zostało dokładnie wydatowane na pierwszą połowę XVII w. W wypełnisku latryny odnaleziono
również kilka fragmentów szklanych naczyń aptecznych, których chronologię
ustalono na XVII–XVIII w. Ponadto z obiektu uzyskano kilka zabytków metalowych. Były pośród nich żelazne gwoździe ciesielskie, ołowiane oprawki szyb
witrażowych oraz dobrze zachowane żelazne nożyce o długości 18 cm. Ze względu na to, iż chronologia większości zabytków została ustalona na XVI–XVII w.,
takie ramy czasowe przypisano również użytkowaniu latryny, której funkcję
w późniejszych czasach przejęła studzienka kanalizacyjna usytuowana w tym
samym miejscu.
Z trzecią, nowożytną, fazą osadniczą połączone zostały warstwy niwelacyjne, w których nie zarejestrowano materiału zabytkowego. Wiążą się one
z pewnością z odbudową miasta po zniszczeniach wojny trzydziestoletniej.
W części profilu wschodniego oraz na profilu południowym znajdowały się fragmenty osiemnastowiecznego bruku z podsypką, wykonanego z obrabianej kostki
granitowej. Z fazą tą powiązano też relikty dwóch głęboko fundamentowanych
piwnic, których mury wykonane zostały z cegły maszynowej, oraz relikty budynków interpretowanych jako dobudówki kamienic. Ponadto odkryto również kilka
płytko fundamentowanych murków ceglanych, które uznano za pozostałości po
lekkich konstrukcjach używanych w trakcie prac budowlanych prowadzonych
przy ratuszu w drugiej połowie XIX w. Najwyższe warstwy w postaci spalenizny
i gruzu ceglanego wytworzone zostały podczas drugiej wojny światowej.
Realizacja wykopu doprowadziła również do odsłonięcia fundamentów ratusza na przestrzeni 37 m od narożnika północno-wschodniego. Zaobserwowano,
że dany odcinek budowli wykazuje rozwarstwienie pod względem zarówno użytego materiału, jak i techniki wykonania fundamentów, i na tej podstawie stwierdzono dwufazowość rozbudowy obiektu. Wyraźną granicę pomiędzy dwoma
wyróżnionymi fazami stanowiła szczelina dylatacyjna odkryta na 21,7 m od pół-
22
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
nocno-wschodniego narożnika52. W fundamencie części północnej ratusza dało
się zaobserwować cztery warstwy. Pierwszą z nich stanowiło pięć poziomów starannie dobranych i dobrze obrobionych kamieni ułożonych na zaprawie wapiennej.
Pomiędzy kamieniami znajdowały się gdzieniegdzie odcinki złożone z dachówek
i cegieł. Nad warstwą kamieni znajdowała się warstwa zaprawy, w której co kilka metrów umieszczono duże kamienie. Kolejną warstwę tworzyły trzy poziomy
kamieni już nie tak regularnych, jak w warstwie pierwszej. Szczeliny powstałe
w wyniku niedopasowania kamieni zostały wypełnione cegłami i dachówkami. Najwyższą warstwę stanowiła zaprawa z pojedynczymi kamieniami. Wysokość fundamentu wynosiła 2,75 m (spąg – 17,85 m n.p.m., strop – 21,6 m n.p.m.). Zupełnie
inny charakter wykonania wykazała część fundamentów znajdująca się za szczeliną dylatacyjną, po stronie południowej wykopu. Na tym odcinku podwaliny ratusza wykonane zostały z kamieni różnej wielkości (od 1,2 x 0,5 m do 0,15 x 0,15 m).
Luki, które powstały w wyniku nierównomiernego ułożenia niedopasowanych do
siebie kamieni, zostały wypełnione gliną i piaskiem. Bezpośrednio nad tą warstwą
znajdował się mur wschodniej fasady ratusza. Fundament tej części budynku został posadowiony wyżej niż w części północnej – na głębokości 19,2 m n.p.m. Jego
strop zarejestrowano na wysokości 21,2–21,4 m n.p.m.
Podsumowując, warto nadmienić, iż w czasie badań nie odnaleziono
reliktów kramów, których rekonstrukcja została zaplanowana wraz z odbudową
ratusza. Badania przyczyniły się jednak znacznie do opracowania szczegółowej
historii jego rozbudowy i do weryfikacji dotychczasowych poglądów na to zagadnienie53. Przede wszystkim jednak badania pozwoliły, choć w niewielkim stopniu, na poznanie historii osadnictwa oraz kultury materialnej w najważniejszej
części miasta.
3. Badania archeologiczno-ratownicze
w wykopie budowlanym przy ul. Malarskiej
W 1979 r. nadzorem archeologicznym objęto wykop budowlany przy
ul. Malarskiej54. Wykop o wymiarach 55 x 20 m zrealizowany został ciężkim
52
Inną szczelinę dylatacyjną odkrył Antoni Kąsinowski, prowadząc badania powierzchniowe piwnic znajdujących się po przeciwległej stronie ratusza. Szczelina znajdowała się w odległości 38,3 m
od narożnika północno-zachodniego. R. Kamiński, Chojna – ratusz...
53
Zob. K. Kalita-Skwirzyńska, Ratusz w Chojnie..., s. 91–108. Por. chociażby M. Säume, dz. cyt.,
s. 259–260; Die Kunstdenkmäler..., s. 89–97; L. Kusztelski, Z. Radacki, Ratusz w Chojnie, Szczecin
1960, mps w NID.
54
R. Kamiński, Chojna – Stare Miasto. Badania archeologiczno-ratownicze w wykopie budowlanym
przy ulicy Malarskiej realizowane w 1979 roku, Szczecin 1980, mps w DA MNS.
23
Michał Gierke
sprzętem mechanicznym do głębokości 3,5 m – doprowadzony został na całej
powierzchni do calca. Na podstawie analizy materiału zabytkowego oraz obserwacji układu stratygraficznego wyróżniono trzy fazy osadnicze.
Zalegająca bezpośrednio na calcu warstwa mierzwy z próchnicą, której
miąższość dochodziła do 160 cm, przyporządkowano pierwszej fazie osadniczej.
Na podstawie materiału, który udało się z niej uzyskać (głównie ceramika siwa),
ustalono jej chronologię na okres od połowy XIII do połowy XIV w. i powiązano ją
z rozwojem miasta lokacyjnego. Z fazą tą bezpośrednio związane są dwa obiekty.
Jeden z nich znajdował się w zachodniej części północnego profilu. Była to beczka o wysokości 52 cm, wykonana z klepek drewnianych o szerokości 8–10 cm.
Wypełniona była mierzwą oraz próchnicą. Podobny obiekt znajdował się na profilu południowym. Składał się on z dwóch ustawionych na sobie beczek drewnianych o łącznej wysokości 140 cm. Jego wypełnisko tworzyły mierzwa oraz zabytki
skórzane – fragmenty obuwia z widocznymi śladami szycia na okrętkę, paski oraz
ścinki skóry. Na podstawie obecności tych zabytków przypuszczono, iż w pobliżu znajdował się być może warsztat szewski. W odniesieniu do beczek zaś, na
podstawie analogii z innych miast średniowiecznych, stwierdzono, iż mogły one
w przeszłości służyć jako swego rodzaju małe magazynki.
Druga faza osadnicza oddzielona jest od pierwszej warstwą niwelacyjną
związaną z wyrównaniem terenu w zachodniej części miasta (dolina rzeki Wrzośnicy) i stanowi jej kontynuację. Warstwy wchodzące w obręb tej fazy ukształtowały się w czasie największej prosperity miasta – materiał zabytkowy wydatowano
na XIV i XV w. Górną granicę wyznacza warstwa, w której występują naczynia
gliniane wypalane na czerwono. Duża liczba fragmentów naczyń oraz występowanie obiektów o charakterze gospodarczym świadczą o użytkowym charakterze
warstw tej fazy osadniczej. Być może odnaleziona w wypełnisku jednego z obiektów płytka ceramiczna (zob. niżej) jest świadectwem istnienia w tym miejscu zaplecza budowlanego związanego ze wznoszonymi pod koniec XIV i na początku
XV w. świątyniami (kościół klasztorny oraz fara). Jeden z obiektów, zlokalizowany w środkowej części północnego profilu, pełnił przypuszczalnie w przeszłości
funkcję latryny. Obiekt został zbudowany z pali drewnianych o średnicy 6–8 cm,
wkopanych w calec, rozpiętość jego ścian sięgała 50 cm. Wypełnisko obiektu stanowiły warstwa fekaliów oraz brązowa próchnica, z dużą ilością pestek, sięgająca
stropu. Wewnątrz znajdował się również fragment szkliwionej płytki ceramicznej
zdobionej ornamentem florystycznym. Z fazą tą związane były jeszcze dwa większe obiekty zaobserwowane w środkowej części profilu południowego. Pierwszym
z nich była konstrukcja drewniana o wysokości 150 cm i szerokości 110 cm. Ściany
obiektu wykonano z ułożonych na sobie grubych desek, natomiast podłogę stanowiła belka posadowiona bezpośrednio na calcu. Wewnątrz obiektu zarejestrowano
24
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
ilastą próchnicę, fragmenty ceramiki czerwonej, fragment kamionkowej misy oraz
fragment dolnej części żelaznej łopaty. Drugi obiekt usytuowany był w odległości
ok. 8 m na zachód od pierwszego. Obiekt zbudowano z wbitych w calec ociosanych słupów drewnianych o przekroju kwadratowym (20 x 20 cm). Z uwagi na
to, iż na jednym ze słupów zaobserwowano relikty jarzma, stwierdzono, że ściany
konstrukcji zbudowane były z poziomo ułożonych desek. Szerokość obiektu wynosiła 80 cm, a głębokość 250 cm (z czego 60 cm zagłębione w calec). W wypełnisku
obiektu nie zarejestrowano materiału zabytkowego.
Chronologia trzeciej fazy osadniczej została określona dość szeroko na
czas od XVI w. do 1945 r. Na jednym z profili zarejestrowano relikty piwnic
dwóch murowanych budynków (najpewniej kamienic). Roman Kamiński, powołując się na Studium historyczno-urbanistyczne Ewy Lukas oraz na obecność
w wypełnisku piwnic szkliwionej ceramiki wypalanej w atmosferze utleniającej,
ustalił czas wzniesienia tych budynków na „okres baroku”55. Na odcinku profilu południowego odkryto relikty brukowanej nawierzchni ulicy, prawdopodobnie z początków XVIII w. Nawarstwienia wchodzące w obręb tej fazy to jednak
głównie warstwy niwelacyjne oraz zasypiskowe powstałe po zakończeniu drugiej
wojny światowej. Do czasu rozpoczęcia inwestycji budowlanej w 1979 r. na omawianym terenie znajdowały się ogródki działkowe.
Badania, mimo iż ograniczone zostały jedynie do obserwacji układu stratygraficznego, dowiodły, że część miasta znajdująca się przy dzisiejszej ul. Malarskiej była od późnego średniowiecza nieprzerwanie użytkowana. W początkach
rozwoju miasta lokacyjnego istniał tu prawdopodobnie warsztat szewski. W XV w.
być może znajdowało się na tym terenie zaplecze budowlane związane ze wznoszeniem świątyń. W czasach nowożytnych zaś powstały tu budynki mieszkalne
z zapleczami gospodarczymi.
4. Badania archeologiczne Podmurza
W 1992 r. na zlecenie Urzędu Miasta i Gminy w Chojnie wykonano
badania archeologiczne, których głównym celem było rozpoznanie ulicy biegnącej wzdłuż murów miejskich od Bramy Barnkowskiej do Bramy Świeckiej56.
55
Z analizy historycznych kart pocztowych i fotografii lotniczych miasta sprzed 1945 r. wynika, iż
omawiany obszar zabudowany był jedno- lub dwupiętrowymi budynkami o konstrukcji szachulcowej, ustawionymi kalenicowo do ulicy. Na zapleczach parceli natomiast znajdowały się nieliczne
zabudowania gospodarcze. Por. R. Skrycki, Chojna. Impresje sprzed wieku / Königsberg in der Neumark. Bilder aus einer vergangenen Zeit, Szczecin 2011, s. 42.
56
E. Wilgocki, Chojna. Wyniki badań wykopaliskowych na Starym Mieście w 1992 roku, Szczecin
1992, mps w DA MNS.
25
Michał Gierke
Ponadto skupiono się na identyfikacji i określeniu chronologii faz przebudowy
nawierzchni ulicy, zbadaniu relacji między ulicą a znajdującymi się przy niej
zabudowaniami i fortyfikacjami miejskimi oraz ustaleniu historycznego podziału parceli do niej przylegających. Aby zrealizować te cele badawcze, wytyczono
wzdłuż murów miejskich, na przestrzeni ok. 400 m, cztery wykopy.
W odkrytych nawarstwieniach najliczniej wystąpiła ceramika nowożytna
– wypalana w atmosferze utleniającej na czerwono oraz z białej glinki. Poza tym
wydobyto nieliczne fragmenty kamionki i fajansu. Ceramika średniowieczna została zarejestrowana jedynie na złożu wtórnym (10 fragmentów). Zarejestrowano również kilka zabytków żelaznych (m.in. nóż, hak, okucie). W sprawozdaniu
z badań skoncentrowano się niestety jedynie na omówieniu kwestii związanych
z funkcjonowaniem ulicy, toteż w sprawie zabytków kultury materialnej ograniczono
się jedynie do ilościowego zestawienia wydobytych artefaktów. Na podstawie analizy
układów stratygraficznych, odsłoniętych fragmentów fundamentów murów miejskich, reliktów nawierzchni ulicy oraz budynków wyróżniono cztery fazy.
Faza pierwsza związana jest ze wznoszeniem fortyfikacji miejskich
i jej chronologia została ogólnie określona na schyłek późnego średniowiecza57.
Z uwagi na to, że na badanym obszarze nie zarejestrowano wkopów fundamentowych pod budowę muru, stwierdzono, iż został on posadowiony na calcu,
a nawarstwienia kulturowe powstały już po jego wniesieniu. Wyróżniono jednakże kilka warstw, które być może powstały w czasie budowy fortyfikacji. Na
podstawie analizy wypełnisk warstw ustalono, że dana część miasta w okresie
późnego średniowiecza prawdopodobnie nie była zabudowana.
Chronologię drugiej fazy określono na XVII w. Nawarstwienia identyfikowane z tą fazą stanowią głównie warstwy gruzowo-niwelacyjne. Zinterpretowano je jako powstałe podczas porządkowania miasta po zniszczeniach wojny
trzydziestoletniej. W czasie przed zniszczeniem badany obszar był zabudowany stosunkowo solidnymi budynkami, o czym świadczy obecność gruzu i fragmentów murów ceglanych w wypełniskach warstw. Za dodatkowy wyznacznik
chronologiczny uznano zarejestrowany w nawarstwieniach materiał ceramiczny
– fragmenty naczyń z białej glinki oraz wypalanych na czerwono. Do fazy tej
należy również najstarszy, odkryty w wykopie w pobliżu Bramy Świeckiej, fragment ulicy. Był to pas bruku z posypką o szerokości ok. 50 cm, którego krawędź
południowa znajdowała się w odległości ok. 3,3 m od muru miejskiego, natomiast krawędź północna zaakcentowana była ciasno przylegającymi do siebie
owalnymi kamieniami. Kamienie miały średnicę ok. 30 cm. Pomiędzy brukiem
W połowie XIV w. zostało określone miasto jako die hoge feste. K. Kalita-Skwirzyńska, Rozwój
urbanistyki..., s. 104–105.
57
26
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
a murem występowały skupiska kamieni (prawdopodobnie elementy tej samej
konstrukcji). Analiza stratygrafii dowiodła, że na tym odcinku ulica została wybrukowana jeszcze przed porządkowaniem terenu po wojnie trzydziestoletniej.
Kolejna faza związana jest wyłącznie z funkcjonowaniem ulicy przymurnej. Jej chronologię wyznaczono, powołując się na źródła pisane, dokładnie na
lata 1704–1945. Fazę tę podzielono na kolejne trzy „podfazy” związane ze zmianami nawierzchni ulic. Najstarsza nawierzchnia ulicy miała szerokość ok. 4 m
i dobijała do muru miejskiego. Z drugiej „podfazy” zachowały się tylko nieliczne
relikty ulicy (pojedyncze kamienie z podsypką). Najmłodszy poziom ulicy tworzył bruk kamienny z wyodrębnionym rynsztokiem. Stwierdzono, że w pobliżu
Bramy Świeckiej ulica nie dobijała do muru miejskiego, natomiast jej północny
kraniec był wyznaczony przez prostokątne kamienie58. Warto zaznaczyć, iż najlepiej zachowany fragment brukowanej ulicy odsłonięto w wykopie zlokalizowanym
w pobliżu Bramy Barnkowskiej. W miejscu tym ulica miała dwie jezdnie rozdzielone rynsztokiem o głębokości ok. 15 cm. Bruk został ułożony bardzo starannie
z dobieranych kamieni, jego chronologię ustalono na koniec XIX w. Z trzecią fazą
powiązano również relikty budynku, które pozwoliły na wyznaczenie historycznej
linii zabudowy w pobliżu Bramy Świeckiej. Stwierdzono, że budynek było oddalony o 10 m od muru miejskiego, natomiast sam układ zabudowy był nieregularny
i luźny59. Istnieją również przesłanki, by uznać, iż linia zabudowy w pobliżu Bramy
Barnkowskiej przebiegała w odległości 4 m od muru miejskiego.
Nawarstwienia związane z czwartą fazą narastały w latach 1945–1992
i zostały określone jako warstwy „gruzowo-niwelacyjno-śmietniskowe”. Powstały
one w czasie wznoszenia bloków mieszkalnych przy ul. Bolesława Chrobrego.
Część terenu była i jest do tej pory użytkowana jako ogródki działkowe.
Podsumowując, należy zaznaczyć, że z uwagi na niewielką liczbę odkrytych
reliktów zabudowań nie udało się określić dawnego podziału parceli miejskich na
tym obszarze. Wykazano natomiast, iż w późnym średniowieczu teren ten nie był
zabudowany60. Pierwsza brukowana nawierzchnia ulicy pojawiła się w XVII w. Ulica funkcjonowała przez następne stulecia aż do drugiej wojny światowej.
58
Z analizy archiwalnych fotografii ulicy wynika, że w niektórych miejscach jednak dobijała ona
do muru miejskiego. Por. np. Schwedter Torturm, 1401/1500, Chojna, Foto Marburg, AufnahmeNr. KBB 12.963, http://www.bildindex.de/?+pgesamt:%27chojna%27#|0 (22.08.2012).
59
Potwierdzają to liczne historyczne fotografie omawianego obszaru. Por. R. Skrycki, dz. cyt.,
s. 39, 52, 55, 59.
60
Należy pamiętać, że wszystkie cztery wykopy zostały usytuowane przy murach miejskich. Wydaje się zatem, że teren ten nie był zabudowany w średniowieczu z czysto praktycznych względów
– obszar ten w czasie ewentualnej obrony miasta pełnił funkcje komunikacyjne, a zabudowania
zapewne utrudniałyby tę komunikację.
27
Michał Gierke
5. Badania powierzchniowe, Archeologiczne Zdjęcie Polski
i luźne znaleziska
W 1986 r., w związku z realizacją Archeologicznego Zdjęcia Polski, przeprowadzono badania powierzchniowe terenu miasta oraz najbliższej jego okolicy. Badania powierzchniowe prowadzono również w 1959 r. na znajdującej się na
terenie Chojny osadzie kultury łużyckiej. Ponadto znane są nieliczne znaleziska
luźne pochodzące z terenu miasta.
W 1959 r. Ryszard Wołągiewicz przeprowadził badania powierzchniowe
na osadzie kultury łużyckiej znajdującej się w południowo-wschodniej części miasta przy ul. Polnej61. Stanowisko znajdowało się na łagodnym wyniesieniu (płaskowyżu), które zostało jednak zniszczone przez funkcjonującą tam żwirownię.
W czasie badań istniały jeszcze zachodni i południowy stok wzniesienia. W południowym profilu wyrobiska zarejestrowana została warstwa kulturowa, w której
zaobserwowano relikty palenisk zbudowanych z kamieni, skupiska ceramiki oraz
fragmenty polepy. Spośród zebranych trzydziestu ułamków ceramiki większość została sklasyfikowana jako fragmenty naczyń zasobowych grubej roboty o schropowaconej powierzchni. Do naczyń cienkościennych zaliczono zaś sześć fragmentów
brzegów naczyń. Analiza ceramiki pozwoliła wydatować osadę na okres Hallstatt
C i połączyć ją z osadnictwem młodszej fazy grupy górzyckiej kultury łużyckiej.
W 1962 r., podczas prac melioracyjnych przy drodze do Krajnika Dolnego, w pobliżu drogi polnej prowadzącej do Garnówka dokonano odkrycia kilku
fragmentów ceramiki oraz średniowiecznej podkowy62. Ceramika pochodziła
z przydennej części naczynia cienkościennego o lśniącej ciemnej powierzchni.
Do wykonania naczynia użyto domieszki schudzającej w postaci drobnej miki.
W 1962 r. odkryto również duży fragment ceramiki siwej w wykopie budowlanym realizowanym na północ od kościoła63. Znalezisko wydatowano na
XIII–XV w.
W 1966 r. jeden z mieszkańców Chojny przesłał do ówczesnego Muzeum Pomorza Zachodniego (dziś Muzeum Narodowe) w Szczecinie topór kamienny odnaleziony na polu w pobliżu ul. Owocowej64.
W marcu i kwietniu 1986 r. przeprowadzono w Chojnie badania powierzchniowe związane z realizacją Archeologicznego Zdjęcia Polski65. Podczas
K. Siuchniński, dz. cyt., s. 625-626.
R. Wołągiewicz, Odkrycia. Chojna. Stanowisko 2, MZP 8 (1962), s. 525.
63
A. Hamling, Odkrycia. Chojna, tamże. Nie podano dokładnej lokalizacji znaleziska.
64
Teczka Archiwalna w DA MNS...
65
A. Porzeziński, Sprawozdanie z Archeologicznego Zdjęcia Polski w obrębie obszaru nr 40-04 w woj.
Szczecińskim w 1986 r., Szczecin, mps w DA MNS.
61
62
28
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
badań odkryto 71 stanowisk, w obrębie których wyróżniono 122 ślady osadnictwa (w tym 59 śladów osadniczych, 37 punktów osadniczych i 26 osad) z różnych epok. Zauważono, że osadnictwo pradziejowe znajdowało się na lekkich
glebach wzdłuż potoków, natomiast ślady związane z osadnictwem wczesnoi późnośredniowiecznym zgrupowane były wokół miasta na glebach cięższych.
Za szczególnie ważne uznano stanowisko 16–16a o powierzchni ok. 15 ha. Stanowisko to znajduje się ok. 3 km na południowy wschód od centrum miasta,
pomiędzy drogą prowadzącą do Kostrzyna a linią kolejową66. Na terenie tym
natrafiono na pozostałości osady z epoki wpływów rzymskich oraz na ślady osadnictwa wczesnośredniowiecznego. Podkreślono, że stanowisko jest niszczone
przez głęboką orkę. Za szczególnie ważne uznano też czworokątne grodzisko
średniowieczne67.
Stan badań grodzisk usytuowanych w pobliżu miasta Chojna
W niedalekiej odległości od miasta znajdują się dwa wyraźnie czytelne
w terenie grodziska. Można przypuszczać, iż mają one związek z hipotetycznym
osadnictwem przedlokacyjnym. Na obiektach tych prowadzone były jedynie
badania powierzchniowe oraz sondażowe. Stan tych badań zostanie pokrótce
omówiony.
1. Grodzisko wczesnośredniowieczne koło Garnówka
Grodzisko znajduje się ok. 4 km w linii prostej od centrum miasta
Chojna na łąkach, nieopodal ujścia Kalicy do Rurzycy, i jego zarys jest wyraźnie
czytelny w terenie. Najstarsza wzmianka o obiekcie w źródłach pisanych pochodzi jeszcze z XIV w. Zostało ono wymienione (Borchwall) w dokumencie
dotyczącym sporu miasta z rodziną von Sidow, datowanym na 10 maja 1394 r.68
W pierwszej połowie XVIII w. chojeński kronikarz Augustin Kehrberg uznał grodzisko za pozostałość po zniszczonym w 1349 r. przez mieszczan zamku margrabiów. Wspomina on o „fundamentach”, które w jego obrębie zaobserwował69.
Pierwsza próba naukowego opisu grodziska pochodzi z końca XIX w.70 Autor
Por. opisywane wyżej znalezisko z 1893 r.; por. również W. Hindenburg, dz. cyt., s. 772.
Zob. niżej.
68
CDB CLXXIII, s. 285.
69
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 15, 30.
70
Buchholz, Zwei Burgwälle bei Königsberg, Neum., „Nachrichten über deutsche Alterthumsfunde” 1893 (Ergänzungsblätter zur ZfE), s. 79–80.
66
67
29
Michał Gierke
artykułu opisał wymiary grodziska, a wspomniane przez Kehrberga „fundamenty” uznał za relikty pieca kamiennego. Przedstawił też hipotezę, według której
gród funkcjonował przez krótki czas jako ośrodek władzy pogańskich wodzów, po
czym został porzucony. Grodzisko wzmiankowane jest także w polskiej literaturze przedwojennej71.
Dokładniejszym badaniom obiekt został poddany jednakże dopiero
w latach siedemdziesiątych XX w. W marcu 1970 r. przeprowadzono badania powierzchniowe72. Jest to pierścieniowate grodzisko typu nizinnego o wymiarach
100 x 100 m, z wałem, którego wysokość dochodzi do 2 m. Półkoliste podgrodzie
otoczone niskim wałem ma szerokość ok. 50 m. Z terenu grodziska zebrano 32
fragmenty ceramiki ręcznie lepionej typu Dziedzice. Na podstawie analizy tych
zabytków ogólną chronologię funkcjonowania grodu określono na VIII–IX wiek.
W czasie kolejnych badań, w 1977 r., wykonano plan warstwicowy grodziska oraz
trzy wykopy sondażowe73. Podczas realizacji wykopów nie stwierdzono występowania nawarstwień kulturowych. Analiza nawarstwień odkrytych w czasie realizacji wykopu usytuowanego na wale dowiodła, że był to jedynie wał ziemny, bez
umocnień konstrukcyjnych.
Najnowsza analiza technologiczna materiału ceramicznego zebranego
z grodziska w czasie badań powierzchniowych dowiodła, iż jego chronologia
może być przesunięta na drugą połowę VII w. Zdaniem Antoniego Porzezińskiego grodzisko uznać można za najstarszą wczesnośredniowieczną osadę obronną
„ziemi cedyńskiej”74.
2. Grodzisko średniowieczne
Dużo mniej znane i tym samym dość słabo przebadane jest grodzisko
znajdujące się przy drodze prowadzącej z Chojny do Stoków, w odległości ok. 3 km
od centrum miasta. Poddano je jedynie badaniom powierzchniowym w 1970 r.75
Jest to grodzisko nizinne o zarysie kwadratowym i wymiarach ok. 30 x 30 m (ryc.
13). Wały są dobrze zachowane i wyraźnie czytelne. Grodzisko ma również fosę
o szerokości ok. 8–10 m i głębokości dochodzącej do 2 m. Wysokość wałów do
dna fosy wynosi 3–4 m. W północno-wschodnim odcinku wałów usytuowana
71
Zob. W. Łęga, Kultura Pomorza we wczesnym średniowieczu na podstawie wykopalisk, Toruń
1930, nr 191 i 192, s. 340. Por. T. Nawrolski, R. Rogosz, Odkrycia. Powiat Chojna. Chojna, MZP
16 (1970), s. 665, przyp. 1.
72
T. Nawrolski, R. Rogosz, dz. cyt., s. 665–666.
73
A. Porzeziński, Osadnictwo ziemi cedyńskiej we wczesnym średniowieczu, Chojna 2012, s. 27.
74
Tamże, s. 20, 27–28.
75
T. Nawrolski, R. Rogosz, dz. cyt., s. 663–665.
30
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
została brama. W wykopie znajdującym się w południowo-zachodniej części,
zrealizowanym najprawdopodobniej przez leśników pod sadzonki, po oczyszczeniu profili zarejestrowano ślady warstwy kulturowej. Z terenu grodziska nie
uzyskano materiału zabytkowego. Chronologię ustalono, na podstawie analogii
do podobnych obiektów, ogólnie na średniowiecze.
Wydaje się, że nikła warstwa kulturowa, którą zaobserwowano na majdanie grodziska, świadczyć może o bardzo krótkim czasie jego funkcjonowania.
Nie jest zatem wykluczone, że obiekt ma nowożytną chronologię i może być
np. formą budowli militarnej z czasów wojny trzydziestoletniej. Istnieją również przesłanki za tym, iż jego chronologia może być jeszcze młodsza, gdyż, jak
zaobserwowano w terenie, łączy się on z innymi niedaleko usytuowanymi obiektami ziemnymi. Wiadomo zaś, że w pobliskim lesie w czasach drugiej wojny
światowej znajdował się obóz jeniecki76. Obecne zalesienie terenu uniemożliwia
jednakże dokładną obserwację tych obiektów i ustalenie relacji między nimi.
Stand der archäologischen Forschungen
über die Stadt Chojna (ehem. Königsberg/Nm.)
Teil 1: Bis 1992
Im Beitrag wurden archäologische Forschungen, die bis 1992 in der
Stadt Chojna (ehem. Königsberg/Nm.) durchgeführt wurden, sowie die Forschungen an den slawischen Burgwällen in der Nähe der Stadt besprochen. Aus
dem Zeitraum vor 1945 sind nur wenige zufällige Funde bekannt, die hauptsächlich mit der vorgeschichtlichen Besiedlung zusammenhängen. Besondere
Aufmerksamkeit verdienen Denkmäler, die auf einem mit der Lausitzer Kultur
verbundenen Gräberfeld entdeckt wurden, und der aus dem 1.–2. Jahrhundert
unserer Zeit stammende Fundkomplex, der mit der sog. Lebuser Gruppe und
der burgundischen Besiedlung in Beziehung steht. Bekannt sind außerdem ein
mittelalterlicher und ein neuzeitlicher Fundkomplex.
1962 wurden während der archäologisch-architektonischen Untersuchungen der Marienkirche in Chojna die Fundamente des früheren gotischen
Turmes aufgedeckt. Anhand ihrer Analyse wurde festgestellt, dass der Turm älter als das aus dem 15. Jahrhundert stammende Kirchenschiff ist. 1979 wurden
archäologische Interventionsuntersuchungen an der Bauausschachtung neben
dem Rathaus durchgeführt. Man unterschied hier drei mit der Vorgeschichte,
76
T. Dźwigał, Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie, dotyczące
obozów hitlerowskich położonych w okolicach Chojny, „Rocznik Chojeński” 4 (2012), s. 251
31
Michał Gierke
dem Mittelalter und der Neuzeit verbundene Besiedlungsphasen. Ergraben
wurden Relikte einer neuzeitlichen Latrine, die ein reiches Fundmaterial in Gestalt von Ton- und Glasgefäßen sowie Metallgegenständen lieferten. Es wurden
auch die Fundamente der Ostwand enthüllt. Ihre Analyse erlaubte es, die Ausbauphasen des Rathauses zu bestimmen und die bisherigen Meinungen dazu
zu verifizieren.
1980 wurde die Bauausschachtung in der ul. Malarska unter archäologischer Aufsicht erkundet. Diese Forschungen ergaben nur weniges Fundmaterial und lieferten vor allem Objekte aus dem Mittelalter und der Neuzeit. 1992
wurden im Auftrag der Stadtverwaltung archäologische Untersuchungen des
„Podmurze“ auf dem Abschnitt vom Bernickower Tor bis zum Schwedter Tor
durchgeführt. Aufgrund der stratigrafischen Analyse wurden in diesem Stadtteil
vier Besiedlungsphasen unterschieden. Die ältesten Relikte der Pflasterdecke
stammten aus dem 17. Jahrhundert.
In der Stadt und ihrer nächsten Umgebung wurden auch Oberflächenuntersuchungen für das Programm „Das Archäologische Bild Polens“ durchgeführt. Registriert wurden dabei Denkmäler, die mit der vorgeschichtlichen,
mittelalterlichen und neuzeitlichen Besiedlung verbunden waren. Einer Reihe
archäologischer Untersuchungen wurden auch die in der Umgebung von Chojna befindlichen Burgwälle unterzogen, wobei der Burgwall bei Garnowo (ehem.
Reichenfelde) auf das 6. bis 9. Jahrhundert und der Burgwall an der Straße nach
Stoki (Rehdorf) allgemein auf das Mittelalter datiert wurden.
Zusammenfassend muss betont werden, dass der Stand der archäologischen Forschungen über die Stadt Chojna eher dürftig ist. Es soll auch auf den
Mangel an veröffentlichten Forschungsergebnissen hingewiesen werden.
Übers. v. K. Gołda
32
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
Ryc. 1 - Zabytki odkryte na
cmentarzysku kultury łużyckiej.
Żródło: E. Friedel, Mützenurnen
und dergleichen bei Königsberg
in der Neumark, „Verhandlungen
der Berliner Gesellschaft für
Anthropologie, Ethnologie und
Urgeschichte”, Jg 1885, s. 170.
Ryc. 2 - Zabytki odkryte w 1893
roku przy Rollbergu. Źródło:
W. Hindenburg, Über einen Fund
von Mäanderurnen bei Königsberg
in der Neumark, „Zeitschrift für
Ethnologie. Organ der Berliner
Gesellschaft für Anthropologie,
Ethnologie und Urgeschichte”,
Vierzigster Jahrgang, s. 773, 775.
33
Michał Gierke
Ryc. 3 - Skarb naczyń srebrnych odkryty w 1923 roku. Źródło: G. Mirow, Ein Königsberger Schatzfund
und die Zinngießer von Königsberg (Neumark), „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 7, s. 52.
Ryc. 4 - Znaki firmowe Jacoba i Matthiasa Krämerów. Źródło: G. Mirow,
Ein Königsberger Schatzfund und die Zinngießer von Königsberg (Neumark),
„Königsberger Kreiskalender”, Jg. 7, s. 54-55.
Ryc. 5 - Zabytki odkryte przy Königsstrasse. Źródło:
G.
Mirow,
Mittelalterliche
Bodenfunde
im
Heimatmuseum Kömigsberg (Neumark), „Königsberger
Kreiskalender”, Jg. 8, s. 125.
34
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
Ryc. 6 - „Kräuel” odkryty przy Königsstrase
oraz jego przedstawienie w sztuce ludowej. Źródło: G. Mirow, Mittelalterliche
Bodenfunde im Heimatmuseum Kömigsberg
(Neumark), „Königsberger Kreiskalender”,
Jg. 8, s. 127.
Ryc. 7 - Naczynia kamionkowe wydobyte
z latryny przy ratuszu. Źródło: RatuszChojna. 1977-1986, mps w Miejskiej
Bibliotece Publicznej w Chojnie.
35
Michał Gierke
Ryc. 8 - Ceramika wypalana na czerwono,
wydobyta z latryny przy Ratuszu. Źródło:
Ratusz-Chojna. 1977-1986, mps w Miejskiej
Bibliotece Publicznej w Chojnie.
Ryc. 9 - Naczynia z białej glinki, wydobyte
z latryny przy Ratuszu. Źródło: RatuszChojna. 1977-1986, mps w Miejskiej
Bibliotece Publicznej w Chojnie.
36
Stan badań archeologicznych miasta Chojna
Ryc. 10 - Naczynia z białej glinki wydobyte z latryny przy Ratuszu. Źródło: RatuszChojna. 1977-1986, mps w Miejskiej
Bibliotece Publicznej w Chojnie.
Ryc. 11 - Zabytki szklane, wydobyte z latryny
przy Ratuszu. Źródło: Ratusz-Chojna. 19771986, mps w Miejskiej Bibliotece Publicznej
w Chojnie.
37
Michał Gierke
Ryc. 12 - Zabytki szklane, wydobyte z latryny
przy Ratuszu. Źródło: Ratusz-Chojna. 19771986, mps w Miejskiej Bibliotece Publicznej
w Chojnie.
Ryc. 13 - Schemat grodziska średniowiecznego. Źródło: T. Nawrolski, R. Rogosz, Odkrycia. Powiat
Chojna. Chojna, „Materiały Zachodniopomorskie”, t. XVI, s. 664.
38
Agnieszka Matuszewska*
Marcin Szydłowski**
Szczecin
„Mała rzecz, a cieszy”.
Niezwykłe znalezisko
kamiennej siekierki
jadeitowej
z okolic jeziora Ostrów
(pow. gryfiński,
woj. zachodniopomorskie)
Inspiracją dla powstania niniejszego artykułu stało się niezwykle zaskakujące i jednocześnie bardzo cenne znalezisko. Była nim kamienna siekierka wykonana z jadeitu, znaleziona w okolicach jeziora Ostrów w okolicach Chojny (ryc. 1).
Sama siekierka ma kształt w rzucie poziomym w przybliżeniu trójkątny
oraz ślady lekkiego uszkodzenia przy ostrzu i obuchu. Jej wymiary to: długość
84 mm, szerokość przy ostrzu 50 mm, szerokość 28 mm, grubość w części środkowej 24 mm. Waga okazu to 196 g (ryc. 2). Najbardziej inspirującą kwestią jest
jednak zagadnienie samego surowca, z którego została wykonana.
* Dr Agnieszka Matuszewska – adiunkt w Zakładzie Archeologii Uniwersytetu Szczecińskiego.
Przedmiotem jej szczególnych zainteresowań są przemiany kulturowe w młodszej epoce kamienia
oraz wczesnej epoce brązu na terenie Europy Środkowej. Ponadto realizuje projekty mające na
celu ochronę konserwatorską szczególnie cennych stanowisk archeologicznych Pomorza Zachodniego oraz ich wykorzystanie w kontekście promocji turystycznej regionu (tzw. archeoturystyka).
** Dr Marcin Szydłowski – adiunkt w Zakładzie Archeologii Uniwersytetu Szczecińskiego. Ukończył także studia podyplomowe z zakresu geologii oraz ochrony i zarządzania dziedzictwem archeologicznym. Jest jednym z nielicznych specjalistów w Polsce w dziedzinie petroarcheologii.
39
Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski
Jadeit to minerał o barwach zazwyczaj od jasnozielonej do ciemnozielonej, prawie czarnej. Do jego cech charakterystycznych należą duża twardość (prawie taka sama, jak kwarcu), stosunkowo duża gęstość (ok. 3,3 g/m3) i doskonała
łupliwość1. Takie właściwości predysponują ten surowiec jako doskonały materiał
na narzędzia z wyodrębnionym ostrzem, w szczególności siekierki. Do tego należy
dodać niezwykłe walory estetyczne przedmiotów wykonanych z tego kamienia.
Wiąże się z nim także wiele legend, jakoby miał chronić przed różnymi chorobami, zwłaszcza nerek. Ponadto niezwykle pięknie prezentujące się wyroby z jadeitu
miały być symbolem siły, władzy oraz bogactwa i przeznaczone były głównie dla
klasy możnowładczej. Niezwykle pożądane cechy tego minerału spowodowały jego
„karierę” niezależnie od siebie w różnych okresach i częściach świata: Chinach,
Ameryce Południowej i Europie. Na kontynencie europejskim znanych jest kilka
miejsc, gdzie można pozyskiwać ten surowiec (Słowacja, Piemont we Włoszech
czy Dolny Śląsk w Polsce). Do najbardziej znanych należą z pewnością kopalnie
w Piemoncie2, eksploatowane już co najmniej w piątym tysiącleciu przed naszą erą.
W oglądzie megaskopowym surowiec, z którego została wykonana przedstawiana siekierka, jest najbardziej zbliżony właśnie do tego wydobywanego już
w neolicie w północno-zachodnich Włoszech. Przedmioty tego samego typu znane są z licznych odkryć w północnych Włoszech, na całym obszarze Francji i Belgii,
środkowo-zachodnich Niemiec oraz w mniejszym stopniu Anglii i Szkocji, a także
w pojedynczych egzemplarzach z Irlandii i Katalonii na Półwyspie Iberyjskim oraz
z Danii. Za najdalej na wschód wysunięte znaleziska tego typu uważane są egzemplarze znane z Gór Harcu w środkowych Niemczech3. Nasze odkrycie jest zatem
praktycznie pierwszym tego typu na terenach położonych na wschód od Odry.
Czytelnik może zadać sobie pytanie: cóż niezwykłego jest w tak niepozornym przedmiocie? Po pierwsze – jak wspomniano – jest to pierwszy tego typu zabytek (w sensie surowcowym) w Polsce (ryc. 3). Po drugie, w świetle dotychczasowej
wiedzy na temat archeologii okolic jeziora Ostrów wskazuje on na to, że początki
osadnictwa w tym mikroregionie można datować już na młodszą epokę kamienia
(neolit; por. uwagi poniżej). W literaturze przedmiotu siekiery (a także biżuteria)
wykonane z jadeitu oraz fibrolitu interpretowane są jako przedmioty prestiżowe,
1 A. Manecki, M. Muszyński, Przewodnik do petrografii, Kraków 2008, s. 445.
G. Bigi, D. Cosentino, M. Parotto, R. Sartori, P. Scandone, Structural Model of Italy and Gravity
Map, Scale 1 : 500 000, Florence 1990.
3
P. Pétrequin, S. Cassen, C. Croutsch, M. Herrera, La valorisation sociale des longues haches dans
l’Europe néolithique, w: Matériaux, productions, circulations du Néolithique á l’Age du Broonze,
red. J. Guilaine, Paris 2002, s. 67–98; A. Pydyn, Argonauci epoki kamienia. Wczesna aktywność
morska od pierwszych migracji z Afryki do końca neolitu, Toruń 2011; S. Rzepecki, U źródeł megalityzmu w kulturze pucharów lejkowatych, Łódź 2011.
1
2
40
„Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej...
a procesom związanym z ich pozyskiwaniem i dystrybucją przypisuje się szczególną rolę w udrożnianiu szlaków transalpejskich4. Badanie zbieżności chronologicznej pomiędzy wykorzystaniem surowcowych złóż zachodnioalpejskich
i kierunkami rozprzestrzeniania się najwcześniejszych form siekier jadeitowych
a przenikaniem idei budowy monumentalnych kamiennych grobowców neolitycznych (np. grobów typu Chamblandes czy też menhirów) jest niezwykle ważnym
elementem rozważań dotyczących genezy oraz mechanizmów rozprzestrzeniania się idei megalitycznej na terenie Europy5. Trudno jest precyzyjnie wydatować
omawiany zabytek, jednak biorąc pod uwagę powyższe rozważania, wydaje się, iż
można z pewną dozą ostrożności wiązać go z tzw. kulturą pucharów lejkowatych,
której początek na terenie obecnego Pomorza Zachodniego w świetle najnowszych
ustaleń miałby przypadać na drugą połowę piątego tysiąclecia przed Chrystusem
(4400–4200)6. Hipotezę taką zdaje się wzmacniać argument potwierdzający istnienie osiedla ludności identyfikowanej z tą kulturą archeologiczną w okolicach
jeziora Ostrów (stanowisko w Mętnie Małym)7.
W okolicach samego jeziora Ostrów zarejestrowano dotychczas siedem
stanowisk archeologicznych. Wszystkie znajdują się w granicach administracyjnych miejscowości Stoki. Są to:
1) osada datowana na wczesne średniowiecze (IX–XIII w.);
2) znalezisko luźne w postaci, datowane ogólnie na starożytność;
3) punkt osadniczy (odkryto 5 fragmentów ceramiki) datowany ogólnie na
starożytność; ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany na
okres nowożytny (XVII–XVIII w.);
4) punkt osadniczy (odkryto 4 fragmenty ceramiki) datowany ogólnie na
starożytność;
5) ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany ogólnie na starożytność;
6) ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany ogólnie na starożytność;
7) ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany ogólnie na starożytność; ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany na okres
średniowiecza (XIV–XVI w.); ślad osadniczy (odkryto fragment ceramiki) datowany na okres nowożytny (XVII–XVIII w.).
S. Rzepecki, dz. cyt., s. 150.
Tamże, s. 150–151.
6
S. Rzepecki, Społeczności środkowoneolitycznej kultury pucharów lejkowatych na Kujawach,
Poznań 2004, s. 153–156.
7
Por. R. Rogosz, Z pradziejów ziemi chojeńskiej, w: Z dziejów ziemi chojeńskiej, red. T. Białecki,
Szczecin 1969, s. 39.
4
5
41
Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski
Na podstawie zaprezentowanych powyżej informacji możemy stwierdzić, iż nasza wiedza na temat pradziejów, średniowiecza czy też okresu nowożytnego okolic jeziora Ostrów (w kontekście danych archeologicznych) wydaje
się dość skąpa. Brak jest też jakichkolwiek informacji w teczkach archiwalnych
zgromadzonych w Muzeum Narodowym w Szczecinie. Jednak fakt odkrycia
tak ciekawego znaleziska skłonił nas do refleksji nad „potencjałem archeologicznym” Chojny i jej okolic oraz do spojrzenia na całe zagadnienie w nieco
szerszym (przestrzennie) kontekście. Poniżej postaramy się zaprezentować kilka
ważnych – naszym zdaniem – atutów, które winny się stać punktem wyjścia do
sformułowania interdyscyplinarnego projektu badawczego związanego z badaniami mikroregionalnymi tych okolic.
Problematyka regionalizacji jest kwestią stale obecną w badaniach archeologicznych. Na wstępie należy zadać sobie proste pytania: dlaczego określone
społeczności wybierały dany, konkretny region? Co powodowało jego potencjalną
atrakcyjność dla ugrupowań pradziejowych czy też średniowiecznych? Należałoby
się zastanowić, jakie były elementy, które mogły się przyczynić w omawianym przypadku do inicjacji, a następnie rozwoju procesów regionalizacyjnych. Wszelkie
społeczności, aby przetrwać, muszą stworzyć pewne formy przystosowania się do
zamieszkiwanego przez siebie środowiska i wszystkie są w jakiejś mierze z tym
środowiskiem związane8. Cały krajobraz, jak również konkretne jego elementy –
podlegały wieloaspektowym waloryzacjom w obrębie poszczególnych kultur ludzkich9. Wszelki materiał do tworzenia własnej wizji świata człowiek czerpie z danej
mu przez środowisko przyrodnicze rzeczywistości10.
W tym miejscu chcielibyśmy się skupić na walorach przyrodniczych
analizowanego terenu, które z pewnością miały wpływa na tak długotrwałe
tradycje osadnicze. Biorąc pod uwagę współczesną regionalizację fizyczno-geograficzną Pomorza Zachodniego, omawiany obszar leży w granicach Pojezierza
Myśliborskiego. Pojezierze Myśliborskie to zespół form glacjalnych związanych
z wysuniętym najdalej na południe zasięgiem fazy pomorskiej zlodowacenia wiślańskiego, przy czym wyróżniono trzy linie postoju czoła lodowca: myśliborską, chojeńską i mielęcińską11. Pojezierze Myśliborskie zajmuje powierzchnię
ok. 1810 km2. Zachodnią granicą jest Dolina Dolnej Odry, wschodnią – rynna
barlinecka, gdzie znajdują się źródła Płoni, od południa pojezierze przylega do
sandrów Równiny Gorzowskiej, od północy sąsiaduje z równinami Wełtyńską
E. Nowicka, Świat człowieka – świat kultury, Warszawa 1991, s. 288.
J. Czebreszuk, Schyłek neolitu i początki epoki brązu w strefie południowo-zachodniobałtyckiej
(III i początki II tys. przed Chr.), Poznań 2001, s. 54.
10
E. Nowicka, dz. cyt., s. 300.
11
J. Kondracki, Geografia Polski. Mezoregiony fizyczno-geograficzne, Warszawa 1994, s. 31.
8
9
42
„Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej...
i Pyrzycko-Stargardzką12. Wzgórza morenowe tylko w niewielu miejscach przekraczają wysokość 100 m n.p.m., przy wysokościach względnych od 20 do 40 m.
Jedynie na północo-zachodzie, w pobliżu doliny Odry, występuje znacznie wyższy
wał morenowy, osiągający wysokość 166 m (Góra Czcibora), czyli ponad 160 m
w stosunku do odległego o 4 km dna doliny Odry. Krajobrazowa granica pojezierza przebiega na południe od Cedyni, Morynia, Myśliborza i Barlinka13. Cały
obszar wyróżnia się dużym urozmaiceniem rzeźby terenu, obecnością licznych
pagórków i podmokłych obniżeń, a także obfitością jezior o różnej wielkości14.
Bardzo ważnym elementem dla naszych odległych przodków były też z pewnością gleby. W omawianym regionie przeważają gleby bielicowe, które charakteryzuje niska żyzność. Jednak prócz nich wymienić należy typy bardzo żyzne
i dogodne dla rolnictwa, jak chociażby gleby brunatne (należą do najżyźniejszych w naszej strefie klimatycznej). Naturalne stanowiska tych gleb (oraz ich
licznych odmian) znajdują się w nielicznych miejscach, m.in. w dąbrowach porastających niektóre wzgórza moren czołowych w Lesie Krzymowskim w okolicach Chojny15.
Oczywiście jednym z kluczowych elementów był także dostęp do wody.
Nasze stanowisko położone jest na piaszczystym wyniesieniu stromo opadającym w kierunku południowo-zachodnim w stronę jeziora Ostrów. Przez jezioro to przepływa niewielki ciek wodny, którego źródła znajdują się w okolicach
wzgórz morenowych między jeziorami Czachów i Orzechów. Ciek ten uchodzi
następnie do Kalicy, która z kolei znajduje swoje ujście w Rurzycy. Ta ostatnia rzeka wpływa już bezpośrednio do Odry na wysokości Schwedt. Miejsce,
w którym usytuowana została omawiana osada, miało zatem dogodne połączenie wodnym szlakiem o długości ok. 15 km z jedną z głównych arterii komunikacyjnych Europy Środkowej, jaką bez wątpienia była ówcześnie Odra.
Nasza siekierka jadeitowa nie jest jedynym ciekawym znaleziskiem/stanowiskiem archeologicznym znanym z okolic Chojny. Poniżej zaprezentujemy
kilka niezmiernie ciekawych i być może mniej znanych przykładów popierających takie stwierdzenie (ryc. 4).
Z Nowego Objezierza znane są fragmenty naczyń zaliczanych do tzw.
kultury późnej ceramiki wstęgowej16. Jest to okres, kiedy na obszar ziem polTamże.
Tamże.
14
R.K. Borówka, Środowisko geograficzne, w: Przyroda Pomorza Zachodniego, red. R.K. Borówka, Szczecin 2002, s. 26.
15
Tamże, s. 103.
16
A. Matuszewska, K. Kowalski, Dolne Nadodrze w młodszej epoce kamienia jako przedmiot badań regionalnych (w druku).
12
13
43
Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski
skich (w tym także obecnego Pomorza Zachodniego) napływają kolejne fale
wczesnych rolników reprezentujących tzw. bałkańsko-dunajski model wczesnoneolityczny. Ich osadnictwo miało charakter wyspowy, ponieważ tereny, które
wybierali, musiały spełniać określone warunki, z których kluczowym była obecność dobrych gleb, jakże ważnych dla tych pionierów rolnictwa. Należy dodać, iż
z całego terenu Pomorza Zachodniego znamy zaledwie kilka stanowisk wiązanych z kulturą późnej ceramiki wstęgowej17.
Z okresem środkowego i późnego neolitu wiązać można chociażby osady tzw. kultury pucharów lejkowatych oraz kultury amfor kulistych z Cedyni,
Krajnika Dolnego czy też cmentarzyska tzw. kultury ceramiki sznurowej
z Chojny, Krajnika Dolnego i Warnic. Ponadto w omawianym regionie odkryto
szereg zabytków krzemiennych (siekiery) oraz kamiennych (topory) identyfikowanych właśnie z młodszą epoką kamienia18.
Wczesna epoka brązu to okres wielkich zmian społeczno-gospodarczych
w całej Europie. Podstawową osobliwością naszego kontynentu było wtedy powszechne użycie brązu, który to surowiec odegrał olbrzymią rolę w kształtowaniu
nowych form życia społecznego i gospodarki czy też w intensyfikacji wymiany
w skali kontynentalnej19. Na południowych i zachodnich terenach ziem polskich
to przede wszystkim okres dominacji tzw. kultury unietyckiej (nazwa pochodzi
od stanowiska Únětice w Czechach). Wśród badaczy nie ma zgodności, czy teren Pomorza Zachodniego można uznać za region zaliczany do ekumeny kultury unietyckiej20, czy też za obszar podlegający tylko jej pewnym wpływom, gdzie
odkryto jedynie wytwory metalowe o charakterze unietyckim21. Pewne jest, iż
w omawianym regionie odkryto liczne produkty brązowe kojarzone z kulturą
unietycką, takie jak szpile brązowe, brązowe siekierki, naramienniki ze zwężającymi się końcami, sztylet brązowy z kolcem czy też całe skarby przedmiotów
brązowych (np. skarb z Mętna Małego, gdzie w glinianym naczyniu odkryto
6 siekierek, 2 bransolety spiralne, 5 spiralek połączonych szóstą i 4 fragmenty
dwóch innych spiral brązowych)22.
17
D. Jankowska, Neolit Pomorza Zachodniego – nie rozwiązany problem badawczy, w: 50 lat
archeologii polskiej na Pomorzu Zachodnim, red. E. Wilgocki, P. Krajewski, M. Dworaczyk,
D. Kozłowska, Szczecin 1996, s. 15.
18
K. Siuchniński, Klasyfikacja czasowo-przestrzenna kultur neolitycznych na Pomorzu Zachodnim,
cz. 1: Katalog źródeł archeologicznych, Szczecin 1969.
19
S. Kadrow, U progu nowej epoki. Gospodarka i społeczeństwo wczesnego okresu epoki brązu
w Europie Środkowej, Kraków 2001, s. 12.
20
Np. W. Sarnowska, Kultura unietycka w Polsce, t. 1, Wrocław 1969.
21
Np. J. Machnik, Wczesny okres epoki brązu, w: Prahistoria ziem polskich, t. 3: Wczesna epoka
brązu, red. A. Gardawski, J. Kowalczyk, Wrocław 1978.
22
Por. R. Rogosz, dz. cyt., s. 40–41; W. Sarnowska, dz. cyt.
44
„Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej...
W trzecim okresie epoki brązu na terenie Pomorza Zachodniego mamy
do czynienia z dość licznym wprawdzie, ale słabo ustabilizowanym osadnictwem. Można wskazać jednak kilka wyraźnych skupisk osadniczych, w tym
jedno w okolicach Chojny i Cedyni23. Kontynuację zasiedlania tego miejsca
obserwujemy także w czwartym okresie epoki brązu. Z ciekawszych znalezisk
z tych okresów wymienić można chociażby zabytki postrzegane jako importy
z kręgu nordyjskiego, m.in. sztylet z owalną płytką do rękojeści z Chojny, szczypce
z wąskim kabłąkiem i trójkątnymi ramionami oraz szczypce z wiosłowatymi ramionami, odkryte na cmentarzysku w Mętnie Małym, czy też siekierkę z piętką
typu północnoniemieckiego z Morynia24. Pewne znaleziska wskazują także na
istnienie lokalnych warsztatów metalurgicznych, w których wytwarzano przedmioty będące naśladownictwem egzemplarzy nordyjskich (np. 2 miecze odkryte
w Krzymowie i Czelinie)25.
Nawet tych kilka przykładów, zawężonych zasadniczo do młodszej epoki
kamienia oraz epoki brązu, pokazuje, z jak ciekawym – pod względem archeologicznym – regionem mamy do czynienia. Nie możemy jednak przemilczeć faktu, iż
od wielu lat pozostaje on na uboczu zainteresowań archeologów, brak jest systematycznych prac terenowych, badań z wykorzystaniem nowoczesnych metod (przede
wszystkim tzw. badań nieinwazyjnych). W konsekwencji brakuje ujęć analitycznosyntetyzujących oraz wypracowanych schematów taksonomiczno-chronologicznych. Omawiany region już kilkadziesiąt lat temu uważany był za jeden ze słabiej
poznanych – pod względem archeologicznym – regionów Pomorza Zachodniego.
Sporadyczne badania terenowe znalazły odbicie w nielicznych, przyczynkowych publikacjach źródłowych26. Od tego czasu niewiele się zmieniło (poza opracowaniami
najbardziej spektakularnych stanowisk, przede wszystkim wczesnośredniowiecznych
z Cedyni i okolic), dlatego też można zaryzykować stwierdzenie, że potencjał wiązany z archeologią tych terenów pozostaje niewykorzystany.
Kolejnym elementem są tzw. badania interdyscyplinarne (wymagają
współpracy specjalistów z różnych dziedzin, np. geologów, biologów, klimatologów, chemików), które z punktu widzenia współczesnej archeologii są jej
nieodzownym elementem. Z pewnością bardzo ważną rolę odgrywa w nich archeobotanika. Ma ona na celu rekonstrukcję warunków życia człowieka, a także
różnych aspektów wykorzystywania roślin w poszczególnych okresach prahistorii
23
Z. Bukowski, Pomorze w epoce brązu w świetle dalekosiężnych kontaktów wymiennych, Gdańsk
1998, s. 155.
24
J. Żychlińska, Recepcja „importu” nordyjskiego na ziemiach polskich we wczesnych fazach kultury łużyckiej, Poznań 2008, s. 191, 200.
25
Por. R. Rogosz, dz. cyt., s. 45.
26
Tamże, s. 37.
45
Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski
oraz w średniowieczu. Kopalnym materiałem przydatnym do analizy mogą być
osady pochodzenia organicznego, takie jak torfy, gytie, węgle brunatne i kamienne oraz osady pochodzenia nieorganicznego, jak iły jeziorne czy mułki z domieszką substancji organicznej. Na stanowiskach archeologicznych zachowują
się także szczątki organiczne, m.in. resztki roślin, głównie owoce, nasiona i drewno, które są wykorzystywane do określenia roli roślin w życiu człowieka w przeszłości oraz do rekonstrukcji środowiska przyrodniczego w rejonie osadnictwa
objętego badaniami archeologicznymi. Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX w.
specjaliści oceniali stan poznania historii roślinności Pomorza Zachodniego jako
wysoce niezadowalający27. Akcentowali fakt, iż większość dostępnych profili palinologicznych zawiera zbyt mało informacji na potrzeby archeologii i są one
mało przydatne nawet do rekonstrukcji szaty leśnej. Mogą być jedynie wykorzystane jako wskazówka ułatwiająca poszukiwanie materiałów w celu ponownego,
nowoczesnego ich opracowania28. Od tego momentu sytuacja znacznie się poprawiła, a stan poznania dziejów szaty roślinnej, chociażby w epoce kamienia na
Pomorzu, znacznie się wzbogacił29. Należy jednak zauważyć, że większość badań
palinologicznych dotyczy wciąż głównie części związanej z wybrzeżem Morza
Bałtyckiego, podczas gdy inne regiony są ich zupełnie pozbawione. Dlatego też
w kontekście naszych rozważań niezwykle istotny jest fakt, iż dysponujemy zestawem danych paleoflorystycznych dla okolic Chojny (profil z jeziora Ostrów,
a więc z okolic znalezienia siekierki jadeitowej)30.
W kontekście ewentualnych możliwości warto wspomnieć o tzw. archeoturystyce. Archeologia, szczególnie w ostatnich dekadach, jest dziedziną cieszącą się olbrzymim zainteresowaniem społeczeństwa, dlatego też obserwujemy
różnorodne próby (mniej lub bardziej udane) jej upowszechnienia. Najbardziej
jaskrawym tego dowodem jest rosnąca lawinowo liczba festynów (międzynarodowych czy też mniejszych – o zasięgu lokalnym), na których „część archeologiczna” jest jednym z kluczowych elementów. Innym sposobem prezentowania
różnych wycinków historii czy też prahistorii są tzw. dni otwarte w trakcie wykopalisk archeologicznych czy przygotowywanie wystaw i prelekcji (czasem nawet
27
K. Tobolski, Wprowadzenie do postglacjalnej historii roślinności na Pomorzu Zachodnim,
w: Problemy epoki kamienia na Pomorzu, red. T. Malinowski, Słupsk 1983, s. 61.
28
Tamże, s. 63.
29
K. Milecka, K. Tobolski, Świat roślin Pomorza w epoce kamienia. Stan badań, problemy, potrzeby, w: Aktualne problemy epoki kamienia na Pomorzu, red. H. Paner, Gdańsk 2009, s. 179.
30
Por. C.M. Herking, Pollenanalytische Untersuchungen zur holozänen Vegetationsgeschichte entlang des östlichen unteren Odertals und südlichen unteren Wartatals in Nordwestpolen, Dissertation zur Erlangung des Doktorgrades der Mathematisch-Naturwissenschaftlichen Fakultäten der
Georg-August-Universität zu Göttingen, 2004.
46
„Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej...
publikacji) na temat dziejów określonego, konkretnego regionu, powiatu czy
gminy. Oczywiście są to inicjatywy godne szacunku i ze wszech miar pożyteczne.
Ważne jest jednak, aby wszystkie te działania były przygotowane ze znawstwem
oraz bez „zamieszania merytorycznego”. Niestety, zwłaszcza w trakcie festynów,
często panuje archeologiczny i historyczny nieład, a prezentowany obraz przeszłości znacznie odbiega od tego, którego dostarcza aktualna wiedza.
Z całą pewnością analizowany obszar ma bardzo wiele atutów, które zainteresują zarówno turystów, jak i lokalne społeczności. Jednym z magnesów przyciągających do tego regionu może się stać także archeologia. Projekt związany z
archeoturystyką może się kapitalnie wpisać w strategie rozwoju powiatów i gmin
poprzez promowanie miejsc najbardziej godnych uwagi. Upowszechnienie wiedzy o najstarszych dziejach regionu winno się stać jednym z elementów lokalnej
edukacji. Działania związane z projektem mogą zyskać sporą rzeszę odbiorców
– osób zainteresowanych przeszłością swojej „małej ojczyzny”. Archeoturystyka
jest obecnie jedną z bardziej obiecujących możliwości popularyzowania archeologii31. To jeden ze sposobów wykorzystywania tej dziedziny do realizowania
celów społecznych i szerokiego upowszechniania nauki.
Na zakończenie warto wspomnieć o planowanych w tym roku badaniach
archeologicznych. Odbędą się one w okolicach Morynia, a wezmą w nich udział
pracownicy i studenci Zakładu Archeologii Instytutu Historii i Stosunków
Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego. Ich celem jest przede wszystkim inwentaryzacja zachowanych obiektów archeologicznych (w tym unikatowych kręgów kamiennych) oraz rekonstrukcja grobowca megalitycznego. Mamy
nadzieję, że wyniki okażą się na tyle interesujące, iż będzie to pierwszy z wielu
sezonów spędzonych przez archeologów w tych okolicach.
„Klein, aber fein“
Der ungewöhnliche Fund einer kleinen Steinaxt aus Jadeit
in der Umgebung von Ostrów (ehem. Wustrow) See
(Kreis Gryfino/Greifenhagen, Woiwodschaft Westpommern)
Der vorliegende Beitrag bezweckt, ein ungewöhnliches archäologisches
Denkmal vorzustellen, das in der Umgebung von Chojna (ehem. Königsberg/
Nm.) an dem See Ostrów (Wustrow) entdeckt wurde. Es handelt sich um eine
31
Szersze omówienie problematyki: M. Szydłowski, Archeoturystyka. Popularyzacja archeologii
przez turystykę, rozwój turystyki przez archeologię (studium przypadku z Wielkopolski), „Przegląd
Uniwersytecki” 2011, nr 10–12, s. 10–11.
47
Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski
kleine Steinaxt, die aus Jadeit, einem Mineral von ungewöhnlichen technologischen und ästhetischen Vorzügen, gefertigt wurde. Es ist der erste Fund
dieser Art in Polen, der chronologisch mit dem sog. Neolithikum, also der
Jungsteinzeit verbunden wird. In der Fachliteratur werden solche Gegenstände
als Prestigegegenstände interpretiert, und den Prozessen ihrer Erwerbung und
Distribution wird eine besondere Rolle bei der Erschließung der Alpenwege zugeschrieben.
Die Entdeckung eines so wertvollen und raren Gegenstandes schuf
die Gelegenheit für allgemeinere Überlegungen zu den (ungenutzten) archäologischen Vorteilen der Region um Chojna. Außer den unbestrittenen
Naturqualitäten kann hier auch eine ganze Reihe von äußerst wertvollen und
inspirativen archäologischen Stätten bzw. Funden aufgezählt werden. Die
Region liegt indessen seit Jahren am Rande der Interessen der Archäologen,
es fehlen systematische archäologische Feldarbeiten und Untersuchungen
unter Ausnutzung der modernen Forschungsmethoden (vor allem die sog.
nicht-invasiven Untersuchungen). Es lohnt sich, das Problem besonders im
Zusammenhang mit der sog. Archäotouristik zu betrachten. Sie bietet gegenwärtig eine der vielversprechendsten Möglichkeiten, die Archäologie zu
popularisieren und sie für gesellschaftliche Zwecke und für Verbreitung der
Wissenschaft einzusetzen. Die Archäotouristik kann sicherlich ein Magnet für
Touristen werden.
Übers. v. K. Gołda
48
„Mała rzecz, a cieszy”. Niezwykłe znalezisko kamiennej siekierki jadeitowej...
Ryc. 1 Przybliżona lokalizacja miejsca odkrycia siekierki jadeitowej.
Ryc. 2 Siekierka jadeitowa – fotografia i szkic.
49
Agnieszka Matuszewska, Marcin Szydłowski
Ryc. 3 Dyspersja siekier jadeitowych
typu Altenstadt (Źródło: Rzepecki
2011).
Ryc. 4 Przykłady wybranych zabytków archeologicznych z regionu okolic Chojny.
A – Elementy skarbu brązowego
(siekierka, spirale) z miejscowości
Mętno Małe; B - Elementy miedziane ze skarbu (ozdoba, siekierka)
z miejscowości Krajnik Dolny; C - Naczynia neolityczne z osady w Cedyni;
D – szczypce brązowe z miejscowości Mętno Małe.
A, B - wg Sarnowska 1969; C- wg
Siuchniński 1969; D- wg Żychlińska
2008
50
Marek Dworaczyk*
Szczecin
Badania
archeologiczno-architektoniczne
przy ul. Mieszka I
w Chojnie
W 2011 r. przy ul. Mieszka I w Chojnie, w obrębie działek nr 133/4 i 353,
położonych w północno-wschodniej części Starego Miasta (ryc. 1), w związku
z planowaną zabudową tych parceli przeprowadzono badania archeologicznoarchitektoniczne. Ich podstawowym celem było uchwycenie i odtworzenie historycznej linii zabudowy tych działek oraz ustalenie ich wewnętrznego podziału parcelacyjnego.
W wyniku przeprowadzonych prac archeologiczno-architektonicznych
we frontach działek nr 133/4 i 353 oraz na zapleczu działki nr 353 odkryto relikty
pięciu budynków (ryc. 2).
* Mgr Marek Dworaczyk – absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od
1993 r. pracownik Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, Ośrodek Archeologii
Średniowiecza Krajów Nadbałtyckich w Szczecinie. Jego zainteresowania skupiają się na badaniach wczesno- i późnośredniowiecznych dziejów Pomorza Zachodniego, zwłaszcza na studiach
nad garncarstwem i kształtowaniem się miast. Prowadził i współprowadził badania wykopaliskowe
m.in. w Szczecinie, Kołobrzegu, Białobokach k. Trzebiatowa (klasztor norbertanów), Gryficach.
Wykonuje także wiele ratowniczych badań archeologicznych, głównie na terenie województwa
zachodniopomorskiego, zwłaszcza w jego zachodniej części.
51
Marek Dworaczyk
Budynek nr 1
Budynek odkryto we frontowej części działki nr 353, w jej narożniku południowo-zachodnim. W rzucie poziomym miał kształt prostokątny o wymiarach ok. 27,6 × ok. 13,0 m. Dłuższą ścianą (ściana kalenicowa) usytuowany był
na osi wschód–zachód, równolegle do ul. Mieszka I. Zbudowano go na fundamentach kamiennych o szerokościach dochodzących do jednego metra (ściany
kalenicowe i szczytowe). Szerokość ścian wewnętrznych budynku, złożonego
z czytelnych na poziomie piwnic sześciu pomieszczeń, dochodziła do 0,6 m.
Budynek nr 1 to budowla dwutraktowa, podpiwniczona. Miejscami zachowały
się ściany zbudowane z cegieł o wymiarach 280 × 135 × 70–80 mm, łączonych
zaprawą wapienną i wapienno-piaskową. Ściany piwnicy były miejscami otynkowane zaprawą cementową. Od zachodu przylegał do budynku brukowany wjazd
na zaplecze posesji, o szerokości ok. 4 m, który oddzielał go od kamienicy nr 2.
Relikty budynku znajdują się w odległości od 4 m (narożnik południowo-zachodni) do ok. 5 m (narożnik południowo-wschodni) od krawężnika wyznaczającego północną krawędź jezdni ul. Mieszka I.
Budynek nr 2
Budynek odkryto we frontowej części działki nr 133/4, w jej narożniku południowo-wschodnim. W rzucie poziomym miał kształt prostokątny
o wymiarach ok. 10,0 × 11,5 m. Dłuższym bokiem usytuowany był na osi północ–południe. Budynek zbudowano na kamiennych i kamienno-ceglanych fundamentach o szerokościach ścian zewnętrznych dochodzących do jednego metra, wewnętrznych zaś ok. 0,5–0,7 m. Ściany zbudowano z cegieł o wymiarach
280 × 130 × 70–80 mm i 260 × 100 × 70 mm, łączonych zaprawą wapienną
i wapienno-piaskową, a miejscami cementową. Była to budowla trzytraktowa,
złożona z pięciu pomieszczeń czytelnych na poziomie piwnic. W jednym z nich
znajdowała się ceglana podstawa komina (pieca?). Od wschodu przylegał do budynku brukowany wjazd na zaplecze posesji, o szerokości ok. 4 m, który oddzielał go od kamienicy nr 1. Relikty budynku znajdują się w odległości od ok. 3 m
(narożnik południowo-zachodni) do ok. 4 m (narożnik południowo-wschodni)
od krawężnika wyznaczającego północną krawędź jezdni ul. Mieszka I. Budynek
miał wspólną ścianę z budynkiem nr 3 (ściana zachodnia). W trakcie odgruzowywania budynku znaleziono kształtki ceglane.
52
Badania archeologiczno-architektoniczne przy ul. Mieszka I w Chojnie
Budynek nr 3
Budynek odkryto we frontowej części działki nr 133/4, w jej narożniku
południowo-zachodnim. W rzucie poziomym miał kształt prostokątny o wymiarach ok. 12,0 × 15,0 m. Dłuższym bokiem usytuowany był na osi północ–południe. Budynek przylegał do kamienicy nr 2. Zbudowano go na kamiennych
i kamienno-ceglanych fundamentach o szerokościach ścian zewnętrznych dochodzących do jednego metra, wewnętrznych zaś ok. 0,5–0,7 m. Ściany zbudowano z cegieł o wymiarach 280 × 130 × 70–80 mm i 260 × 100 × 70 mm,
łączonych zaprawą wapienną i wapienno-piaskową, a miejscami cementową.
Była to budowla prawdopodobnie czterotraktowa, złożona z czterech pomieszczeń w części wschodniej, czytelnych na poziomie piwnic. Z części zachodniej
budynku zachowała się jedynie najpewniej jego ściana zewnętrzna, uchwycona
na niepełnej długości. Relikty budynku znajdują się w odległości od ok. 1,0 m
(narożnik południowo-zachodni) do ok. 3 m (narożnik południowo-wschodni)
od krawężnika wyznaczającego północną krawędź jezdni ul. Mieszka I. W trakcie odgruzowywania budynku znaleziono kształtki ceglane.
Budynek nr 4
Budynek odkryto na zapleczu działki nr 353, przy jej północnej granicy.
Była to budowla jednotraktowa, w rzucie poziomym prostokątna, o wymiarach
ok. 16,0 × 5,0 m. Dłuższym bokiem usytuowano ją na osi wschód–zachód. Na
poziomie piwnic składała się z czterech pomieszczeń. Budynek zbudowano na
kamiennym i kamienno-ceglanym fundamencie, a miejscami na betonowym
(ściana południowa). Ściany zewnętrzne miały szerokość ok. 1,0 m, wewnętrzne
zaś ok. 0,6 m. Zbudowano je z cegieł o wymiarach 270 × 150 × 90 mm. Na
zewnątrz narożnika południowo-wschodniego budynku znajdowało się ceglane
utwardzenie podłoża (próg?, podcień?), o wymiarach ok. 1,5 × 3,0 m, wykonane
z cegieł ułożonych na sztorc.
Budynek nr 5
Z konstrukcji budynku uchwycono jedynie pozostałości ściany północnej.
Były to kamienne fundamenty oraz gruzowisko cegieł. Budynek ten znajdował
się we frontowej partii działki nr 353, w jej narożniku południowo-wschodnim.
Najpewniej przylegał on do budynku nr 1. Prawdopodobnie usytuowany był,
53
Marek Dworaczyk
podobnie jak kamienica nr 1, dłuższym bokiem do ulicy. Domniemana długość
dłuższej ściany wynosiła ponad 22 m, a jego szerokość zbliżona była najpewniej
do szerokości kamienicy nr 1 i wynosiła ok. 12,0–13,0 m.
* * *
W trakcie odgruzowania budynków nr 2 i 3, usytuowanych we froncie
działki nr 133/4, odkryto również dość płytko zalegające (ok. 0,5 m poniżej obecnego poziomu gruntu) dwie warstwy średniowieczne. Jedna z nich (warstwa IV),
o miąższości do ok. 14–16 cm, miała charakter użytkowy. Znaleziono w niej fragment zęba zwierzęcego (krowy?), fragment silnie skorodowanego szkła oraz 12
fragmentów naczyń siwych, w tym ułamek garnka o kulistym dnie. Na podstawie
zbioru ceramiki naczyniowej można wstępnie datować warstwę na drugą połowę
XIII lub na XIV w. Podobną chronologię miała zapewne niżej zalegająca warstwa
niwelacyjna (warstwa V) o miąższości do 12 cm.
Podsumowanie
W wyniku przeprowadzonych interwencyjnych badań archeologicznych
w obrębie działek nr 133/4 i 353, położonych przy ul. Mieszka I w Chojnie, udokumentowano zagospodarowanie tego rejonu miasta od okresu średniowiecznego po czasy nam współczesne.
1. Okres średniowieczny
Obecność warstwy średniowiecznej w tym miejscu wskazuje, że już
w pierwszych latach po lokacji miasta około połowy XIII w.1 ta jego część została zasiedlona. Fragmenty warstwy średniowiecznej o niewielkiej miąższości odkryto jedynie na części działki nr 133/4. Jej brak na obszarze parceli nr
353, przynajmniej w jej frontowej partii, może być spowodowany zniszczeniem
w trakcie późniejszych prac budowlanych. Trudno na tej dość skromnej podstawie ustalić charakter, skalę i zakres przestrzenny tego osadnictwa. Zapewne jednak już wówczas istniała tu zabudowa mieszkalno-gospodarcza, funkcjonująca
Dokładna data lokacji miasta na prawie niemieckim nie jest znana. Niektórzy badacze przypuszczają, że miasto lokowane zostało w latach 1235–1240. Por. E. Rymar, Początki Chojny
(1235–1244) w ramach miejskiej reformy w księstwie Barnima I zachodniopomorskiego, „Materiały
Zachodniopomorskie” 33 (1987), s. 198. Niemniej nastąpiło to z pewnością przed 1270 r., kiedy
Chojna określana jest mianem civitas. Por. W. Fenrych, Dzieje ziemi chojeńskiej od XIII–XX wieku,
w: Z dziejów ziemi chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 77–78.
1
54
Badania archeologiczno-architektoniczne przy ul. Mieszka I w Chojnie
obok ufundowanego w 1290 r. klasztoru Augustianów2. Zabudowa ta usytuowana
była najpewniej w obrębie wytyczonych działek budowlanych. Przypuszcza się
bowiem na podstawie planu z 1724 r., opracowanego przez Siedlera (ryc. 3), że
działki o takim układzie istniały także w okresie średniowiecznym3. Ich wymiary
wynosiły: szerokość 8–10 m, długość (głębokość) 25–35 m. Być może podobne
wielkości miały parcele w tej części miasta. W ich obrębie mogła funkcjonować
zabudowa szkieletowa, której pozostałości się nie zachowały albo zostały zniszczone w trakcie wznoszenia młodszych budynków lub w wyniku pożarów.
2. Okres wczesnonowożytny (XVI–XVIII w.)
Na terenie działek nr 133/4 i 353 nie zarejestrowano żadnych pozostałości z XVI–XVIII w., niewątpliwie jednak zabudowa mieszkalna i gospodarcza
istniała w tym rejonie miasta. Bezpośrednim dowodem na to jest właśnie wspomniany plan miasta z 1724 r., na którym zaznaczonych jest tu osiem różnej wielkości parceli o „szczytowym” układzie (ryc. 3). Na planie zaznaczono parcele
węższymi bokami skierowane ku ulicy. Według inwentarzy miejskich z XVII w.
w mieście przeważała wówczas zabudowa ryglowa. Zapewne taka była też na
omawianym obszarze. Brak jej pozostałości może wynikać ze zniszczeń wywołanych najpierw wojną trzydziestoletnią (1618–1648), a następnie wojnami napoleońskimi, wskutek których miasto znacznie ucierpiało4. W trakcie pierwszej
z nich z 596 domów pozostało jedynie 189. Wspomniane inwentarze miejskie
informują także o 250 posesjach zniszczonych w 1689 r., 50 posesjach zniszczonych w 1725 r., 39 posesjach zniszczonych w 1750 r. Nie jest wykluczone, że
część tych informacji dotyczy właśnie obecnego obszaru działek nr 133/4 i 353/1.
Poza tym istniejąca tu zabudowa mogła ulec zniszczeniu w trakcie budowy kolejnych budynków, pochodzących już z XIX w.
3. Okres nowożytny (XIX – pierwsza połowa XX w.)
Znaczne zmiany w strukturze przestrzennej miasta zaszły po wojnach napoleońskich, w których także dużym zniszczeniom uległa zabudowa. Przebudowa
rozpoczęła się w latach trzydziestych XIX w. Dzięki zasypaniu fosy, modernizacji
murów obronnych i ich częściowej rozbiórce miasto uzyskało nowe tereny do zagospodarowania. Zmiany dotyczyły także reorganizacji zabudowy w obrębie muE. Rymar, dz. cyt., s. 191.
Por. Studium historyczne zabudowy Chojny w archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Szczecinie.
4
Por. W. Fenrych, dz. cyt., s. 97 i n.
2
3
55
Marek Dworaczyk
rów. Są one doskonale czytelne na terenie działek nr 133/4 i 353. Dawnych osiem
parceli o „szczytowym” układzie zamieniono na cztery parcele o układzie „kalenicowym” (ryc. 4). W obrębie nowych działek, w ich frontach, wzniesiono cztery
budynki, na których zaplecze prowadził wjazd usytuowany pomiędzy budynkami
nr 1 i 2. Była to zwarta zabudowa kalenicowa, trzykondygnacyjna (z poddaszami), o dachach dwuspadowych. Zabudowa ta, zgodnie z wynikami tegorocznych
badań archeologicznych, odsunięta była od północnej krawędzi jezdni od około
metra w części zachodniej do około pięciu metrów w części wschodniej.
W tym też czasie na zapleczu parceli zajętej przez budynek nr 1 wzniesiono również budynek, który oznaczono numerem 4. Był to najpewniej budynek gospodarczy, który po drugiej wojnie światowej zaadaptowano na mieszkalny (informacja ustna starszych mieszkańców Chojny).
4. Okres współczesny (druga połowa XX – początek XXI w.)
W trakcie drugiej wojny światowej i tuż po niej część miasta została zniszczona. Zniszczeniu uległa także część zabudowy znajdującej się na terenie obecnych działek nr 133/4 i 353. Zachowały się jedynie budynek nr 1 i budynek nr 4.
W pierwszym z nich znajdowała się prawdopodobnie szkoła i część mieszkalna.
Później zmieniono jego charakter na usługowo-handlowy. Drugi budynek zaadaptowany został na cele mieszkalne. Prawdopodobnie w latach siedemdziesiątych
bądź osiemdziesiątych XX w., ze względu na stan techniczny tych budynków, zostały one rozebrane. Teren ten obecnie to pusty, porośnięty trawą plac.
Archäologisch-architektonische Untersuchungen
in der ul. Mieszka I.
in Chojna (ehem. Königsberg/Nm.)
2011 wurden in der ul. Mieszka I. in Chojna (ehem. Königsberg/Nm.),
innerhalb der im nordöstlichen Teil der Altstadt gelegenen Grundstücke, die bebaut werden sollten, archäologisch-architektonische Untersuchungen durchgeführt. Ihr Hauptzweck waren die Erfassung und Rekonstruktion der historischen
Bebauungslinie der erwähnten Grundstücke sowie die Feststellung ihrer Parzellierungsstruktur. Infolge der durchgeführten archäologisch-architektonischen
Arbeiten wurden an den Stirnseiten zweier Grundstücke und an der Hinterseite
eines Grundstücks Relikte von fünf Gebäuden entdeckt.
Übers. v. K. Gołda
56
Badania archeologiczno-architektoniczne przy ul. Mieszka I w Chojnie
Ryc. 1. Chojna, gm. loco, ul.
Mieszka I. Lokalizacja obszaru
badań archeologiczno-architektonicznych (działki nr 133/4 i 353).
Skala 1:500
Ryc. 2. Chojna, gm. loco, ul.
Mieszka I. Działki nr 133/4
i 353. Układ dawnej zabudowy
we frontowych partiach działek
oraz na zapleczu działki nr 353
57
Marek Dworaczyk
Ryc. 3. Chojna, gm. loco. Lokalizacja działek nr 133/4 i 353 na planie
miasta z 1724 roku
Ryc. 4. Chojna, gm. loco, ul. Mieszka I. Działki nr 133/4 i 353. Rozmieszczenie zabudowy z XIX
wieku na tle podziałów parcelacyjnych z 1724 roku (linie szare)
58
Edward Rymar*
Pyrzyce
Dawne młyny,
folusze i tartaki
w ziemi chojeńskiej
i mieszkowickiej
Młynarstwo to jedna z najstarszych dziedzin przetwórstwa rolno-spożywczego. Zboże rozdrabniał człowiek już w neolicie. Żarna znane były w starożytnym Egipcie, młyny – starożytnym Rzymianom. Od VII w. Arabowie stosowali wiatraki. Na pogranicze sasko-słowiańskie młyny wodne dotarły w X w.,
w Polsce znane w XII w.1, na Pomorze dotarły po połowie tegoż stulecia, a w
XIII w. było ich już wiele. Wykorzystywały energię rzek i potoków. Ich skupiska
powstawały na przedmieściach i wokół miast kolonizacyjnych. Oprócz młynów
wodnych mącznych (niem. Mahlmühlen) w średniowiecznych miastach były
folusze (Walkmühlen) i młyny garbarskie (Lohmühlen). Młyny wiejskie obsługiwały zwykle kilka wsi. Nieco później, może od XIV w., znane były młyny
wietrzne (wiatraki), rozpowszechnione od XVIII w., kiedy to pojawiły się też tartaki (Schneidemühlen), kuźnice (Hammermühlen), młyny olejowe (Ölmühlen).
W Nowej Marchii w 1790 r. było 370 młynów wodnych i 127 wiatraków, w 1798 r.
odpowiednio 317 i 1392, co świadczy nie tylko o skali ich występowania, ale
* Prof. dr hab. Edward Rymar – emerytowany pracownik Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego, wieloletni dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pyrzycach,
autor licznych publikacji dotyczących głównie średniowiecznych dziejów Pomorza i Nowej Marchii.
1
S. Trawkowski, Młyny wodne w Polsce w XII wieku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”
1959, nr 1, s. 62 i n.; K. Buczek, Z dziejów młynarstwa w Polsce średniowiecznej, „Studia Historyczne” 1960, z. 1, s. 17–51.
2
F.W.A. Bratring, Statistisch-topographische Beschreibung der gesamten Mark Brandenburg, Bd. 3,
Berlin 1809.
59
Edward Rymar
i o płynności liczby tych urządzeń gospodarczych. Od XIX w. młyny przechodziły na trakcję parową (Dampfmühlen), od XX w. – na zasilanie elektryczne.
Na pierwszą wzmiankę o młynach w ziemi chojeńskiej natrafiamy już
w 1267 r. w akcie jej wymiany przez biskupa brandenburskiego z margrabiami
brandenburskimi linii starszej Askańczyków na Löwenberg i okolice. Transakcja
objęła bowiem miasto Chojnę, wsie i młyny. W układzie końcowym z 1270 r.
wymieniono wioski Barnkowo, Stoki, Jelenin, Mętno, Raduń, Grabowo, Piasek,
Zatoń oraz Crimowe wraz z dochodami z wód i młynów3. Młyny wspomniane
wówczas to głównie młyny miejskie chojeńskie, wyprzedzające czas powstania
miasta. Stąd tak duża w nich rola kolonizatorskiego rycerstwa. Przykład Barlinka
czy Myśliborza przemawia za tym, że lokatorzy i tu przed lokacją mieli młyny.
Videchowowie, Plötzowie, Butzowie, Sackowie jako zapewne wcześniej grododzierżcy chojeńscy odegrali tu widocznie podobną rolę, jak Luge w Gorzowie
(1257), Toyte w Barlinku (1278), Hartuing i Wreech w Myśliborzu (1281).
Młyny miejskie Chojny
W Chojnie było kilka młynów. Przekazy o nich, zanim wyklarowały się
ich nazwy, nie zawsze dają się odnosić precyzyjnie do obiektów znanych później
z nazw. Poniżej zaprezentowano najstarszy zasób źródłowy z propozycjami identyfikacyjnymi, nie przesądzając jednak dalszej dyskusji przynajmniej nad częścią
tychże.
W 1292 r. margrabiowie linii starszej nadali Chojnie prawo swobodnego bezcłowego handlu na Rurzycy od miasta do ujścia, wprowadzając zarazem
zakaz budowy młynów na tym dolnym spławnym odcinku rzeki. Młyny w fosie
miejskiej (molendina situata in fossatis) poddali jurysdykcji burgenses et inhabitatores, przy czym w pierwszych można się dopatrywać kolonistów niemieckich,
w drugich widzieć zapewne należy rodzimą ludność bez praw (?)4. W 1298 r.
margrabiowie Otton IV i Konrad nadali rajcom, ławnikom i gminie prawo organizacji miejskich młynów w obrębie pól miasta5. Daty te możemy uznać za
metrykę młynów Świeckiego i Czworokolnego.
Regesten der Markgrafen von Brandenburg aus askanischem Hause, bearb. v. H. Krabbo, G. Winter, Leipzig–Berlin 1910–1933, nr 232; Codex diplomaticus Brandenburgensis, hg. v. A.F. Riedel,
Berlin 1838–1869 (dalej: CDB), Bd. VII, s. 242.
4
CDB XIX, s. 231.
5
Tamże, s. 178 (plenam libertatem super molendinis construendis sique edificare potuerint in suis
campus et aquis ad civitatem [...] pertinentibus).
3
60
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
Następne lata przynoszą szereg wiadomości o poszczególnych młynach.
W 1308 r. rycerz Kuno Sa(c)k sprzedał rajcy chojeńskiemu Jakubowi, synowi
Rulowa (Rudolfi), cztery łany w Barnkowie wraz z rocznym dochodem czterech wispli (tj. korców) zboża z młyna6. Te same lub następne cztery łany temuż Jakubowi
w 1317 r. przekazał margrabia Waldemar, a w 1323 r. Arnold Sa(c)k również cztery
łany przekazał braciom de Stendal, mieszczanom chojeńskim7. Prawdopodobnie
chodziło cały czas o łany sołtysie, bo sołtysi na prawie magdeburskim z reguły
posiadali szczególne prawa organizacji młynów. Młyn w Barnkowie potem nie jest
znany, a mieszkańcy jako poddani miasta mełli zboże w Bocieńcu8, być może zatem powyższe przekazy dotyczyły tego młyna miejskiego.
Bracia Henryk, Boyz i Henning von Plötz, 27 października 1310 r. sprzedali szpitalowi św. Ducha dochód wispla żyta rocznie (zapewne 1/3 dochodów)
z młyna przy drodze do Nowego Miasta (nouam civitatem) w obecności rajcy
Ebelina von Videchowa9, zapewne współwłaściciela młyna, mającego jak Plötz
jedną czy dwie trzecie dochodów. Rodzi się pytanie, o który młyn tu chodzi.
Zdaniem Augustyna Kehrberga to młyn Świecki10. Nowe Miasto to osada kolonizacyjna zbudowana przy drodze w południowo-wschodniej części zespołu miejskiego objętego murami. Młyna należy więc szukać w rejonie Bramy Świeckiej.
Ponieważ mówi się o drodze do Nowego Miasta i o nadaniu dla szpitala św.
Ducha, powstałego w obrębie Nowego Miasta, przyjmijmy za nowożytnym
znawcą Chojny Robertem Reichem, że to wspomniany w latach 1315 i 1324
późniejszy młyn Krupin11 półtora kilometra na zachód od miasta.
Margrabia Waldemar 26 marca 1315 r. nadał mieszczanom dochód
dwóch wispli z młyna dolnego św. Ducha (inferiorius molendinum Sancti
Spiritus) na polach miasta12. Młyn nosił więc już nazwę od położonej obok kaplicy i szpitala św. Ducha. Ze względu chociażby na nazwę, skoro w 1310 r. dochód tamże otrzymał szpital św. Ducha, pozwala to utożsamiać go z Krupinem,
chociaż ten powstał potem na nowym miejscu. Pierwszy przedstawiciel nowej
dynastii brandenburskich margrabiów, Ludwik Starszy, bawiąc 9 października
Tamże, s. 179.
Tamże, s. 182, 185.
8
K. Richter, Bernickow. Geschichte eines Ratsdorfes, „Königsberger Kreiskalender” (dalej: KK)
2 (1927), s. 97.
9
CDB XIX, s. 179.
10
A. Kehrberg, Erleuterter historisch-chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck
[...], Berlin 1724, Abt. 1, s. 145.
11
R. Reiche, Bausteine zur Geschichte der Stadt Königsberg in der Neumark während des Mittelalters, Königsberg i. Nm. 1898, s. 104–105.
12
CDB XIX, s. 181.
6
7
61
Edward Rymar
1324 r. w Chojnie podczas swego pierwszego pobytu w Nowej Marchii, za wsparcie go przez miasto w wojnie z Księstwem Pomorskim potwierdzał miastu wolności i prawa oraz nadał mu młyn Galchmole na Rurzycy (situm super fluvium
Rorek)13. Nazwę młyna rozwiązywano jako Galgen Mole14, kojarząc ją z podmiejskim Galgenbergiem, którego nazwę tłumaczono nie jako „Góra Wisielców” (bo
to miejska góra straceń), ale też jako gwarowe Jaloberg, Galchberg od słowiańskiego słowa jalovu = jałowy, bo ziemia między młynem a górą jałowa, a do
tego stwierdzono tam słowiańskie cmentarzysko15. Tymczasem Galg-, jak sądzili
inni, to tyle co folusz – Walk, zwłaszcza skoro w XVIII w. był to Walk-, Lohi Graupen Mühle16. Ale folusz położony był tuż za sądem, a ten koniecznie kojarzyć
trzeba z Galgen-Berg/Górą Wisielców nad Rurzycą17. Jeszcze w latach 1459 i 1475
młyn ten funkcjonował z nazwą św. Ducha (heilyge Geist Möle, Hilligen geyste)18.
Nie wiadomo, czy Galch-Mühle to Walk-Mühle. Ten młyn to Graupen Mühle
w latach 1833 i 1944. Może więc nazwa pochodzi od niem. Graupen = krupy,
stąd i nazwa polska Krupin jako jej adaptacja.
Powróćmy jeszcze w czasy Askańczyków. Hrabia Gunter z Käfernburga
– reprezentujący w Nowej Marchii margrabiego Waldemara – przebywając
14 sierpnia 1313 r. w Chojnie, zatwierdzał radzie miasta i Trutwinowi rezygnację przez braci Henninga, Ebela i Rulekina de Butz w obecności wójta (?)
chojeńskiego Jana de Mortzan z ich posiadłości dziedzicznej (hereditatem)
w młynie „w bramie pod miastem” (situm in portis ante Koningesberg)19. To
młyn Czworokolny (niem. Vierraden)20, ale ze względu chociażby na własność
rodziny Butzów to raczej młyn Świecki przy Bramie Świeckiej.
Bracia Henning i Kuno (Konrad) von Videchow 2 marca 1330 r. odstąpili
(sprzedali?) radzie miejskiej roczny dochód dziesięciu wispli (korców) zboża wolny
od ciężarów lennych w młynie „najwyższym” (supremo molendinum) w granicach
pól miasta nad Rurzycą (in metis agrorum civitatis super aquam Rorike), wczeTamże, s. 186.
H. Berghaus, Landbuch der Mark Brandenburg [...] in der Mitte des 19. Jahrhunderts, Bd. 3, Brandenburg 1856, s. 381; Regesta historiae Neomarchicae, hg. v. K. Kletke (dalej: ReHN), Bd. I–III,
„Märkische Forschungen” 10–12 (1867–1869), tu: ReHN I, s. 99.
15
R. Reiche, dz. cyt., s 94.
16
G.F. Neumann, Versuch einer Geschichte und Topographie der Stadt Königsberg in der Neumark
nebst einer statistisch-topographischen Übersicht des Königsberger Kreises, Berlin 1824, s. 131.
17
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 25, 27.
18
Tamże, s. 26; H. Bütow, Das Schuldnerregister aus S. Georgshospitals zu Königsberg Neumark aus
der Zeit um 1475, „Die Neumark” 6 (1929), s. 129.
19
CDB XIX, s. 180.
20
R. Reiche, dz. cyt., s. 105. Wcześniej A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 21, uznał, że to młyn
Świecki.
13
14
62
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
śniej należący do wdowy jakiegoś Anzelma (wlgariter dicitur molendinum relicte
Anselmi)21, może sołtysa chojeńskiego. Tym razem chodzi o młyn Czworokoły22 pół
kilometra na północny zachód od miasta. Dochód z niego wynosił 30 wispli żyta
i cztery wisple jęczmienia gorzelanego (browarnego), z czego jedna trzecia należała
do Videchowów, widocznie jako lokatorów miasta. Rada miejska nabywała ten młyn
etapami, poczynając od 1330 r.23 Ale czy też tego młyna dotyczy nadanie margrabiego Ludwika z 15 września 1337 r. dla miasta młyna sito in fossato [...] civitatis nad
Rurzycą, z całym przychodem, z którego bracia de Videchow zrezygnowali (w 1327 r.?
– zob. niżej)?24. Podobnie 12 września 1338 r. tenże Ludwik Starszy z bratem
Stefanem (który przybył z Bawarii jako przewidywany następca w Brandenburgii,
aby odebrać hołd lenny od miasta) nadał młyn przy bramie w fosie nad Rurzycą
(in fossato civitatis ad flumen Roreke) z wszelkimi dochodami, z którego bracia von
Videchow wobec niego zrezygnowali25. Giermek Ebel von Videchow, syn giermka
Ebelina, 27 czerwca 1342 r. gotów był przekazać radzie i gminie, skoro tylko zażądają, swą połowę młyna w granicach pól miejskich nad Rurzycą (molendini supremi in
metis Koningesberch super Roreken situati), otrzymaną od margrabiego. Poręczają tę
jego decyzję dziad rycerza Mikołaj Witte i kuzyni (avunculi), giermkowie Herman
i Mikołaj Witte26. Zapewne w 1330 r. dochód całkowity wynosił 30 wispli, tak więc
wtedy Videchowowie mieli dwie trzecie, a Butzowie jedną trzecią jako składnik
uposażenia lokatorskiego miasta, i to jeszcze z upoważnienia książąt pomorskich.
Chojna zakupiła więc jedną trzecią młyna w 1330 r., jedną trzecią potem, pięć wispli
z drugiej części Videchowów, a o połowę toczył się spór, zakończony dopiero w 1342 r.
Kiedy miasto nabyło pozostałe dwie trzecie – nie wiadomo27.
W 1348 r. młynarz Jakub Rehbock – lub według lokalnej tradycji:
Meinicke Müller – też w imieniu następców zobowiązywał się mleć zboże mieszczanom bez opłat lub podarunków. Jeśli młyn zechce rozbudować (np. wprowadzić dalsze koła), to radę o stosowny plac poprosi i go otrzyma. Może skrzynie
na węgorze (cistam agwillarum) bez przeszkody założyć. Ma prawo połowu ryb,
wycinki trzciny i trawy w stawie młyńskim i jego otoczeniu (odpływach). Jeśli
młyn zostanie zniszczony przez ogień lub inne przyczyny, to przez siedem tygodni zwolniony będzie od pachtu, a drewno na odbudowę w miejskiej Wysokiej
CDB XIX, s. 191.
Tak też R. Reiche, dz. cyt., s. 106.
23
Tamże, s. 107.
24
CDB XIX, s. 200. Za Czworokołami opowiadał się A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22.
25
CDB XIX, s. 201.
26
Tamże, s. 203 i n. Za identyfikacją powyższych przekazów z Bocieńcem – A. Kehrberg, dz. cyt.,
Abt. 1, s. 23; ReHN I, s. 157.
27
R. Reiche, dz. cyt., s. 107 i n.
21
22
63
Edward Rymar
Puszczy może kupować. Gdyby chciał młyn sprzedać, musi radę poprosić o zgodę i rada ma prawo pierwokupu28. Nie mówi się o położeniu przy bramie czy przy
murach, ale mowa o dużym stawie i kompleksie łąk w okolicy, co przemawia za
Czworokołami29. Na budowę młyna z czterema kołami wymagana była zgoda
władcy. Rajcy oświadczali 15 czerwca 1358 r., że Jan Heester, młynarz miejskiego
młyna „Wielkiego” (magnum molendini), za ich zgodą zakupił go za 300 funtów
„oczek zięby” (Finkenaugen) od Mikołaja Molnera30 i od nowego właściciela nosił on od tej pory nazwę. Mistrzowie i starsi cechu krawców w imieniu całej gildii 13 grudnia 1422 r. układali się z młynarzem Hansem Zanstorpem z Heyster
Molen w sprawie założenia (lokalizacji) nowego Louw-Mole (Lohmühle), młyna
do mielenia (garbowania) kory dębowej. Młynarz prosił o jeden wóz i knechta do
przewożenia dębnicy garbarskiej, za szefel chciał otrzymywać cztery fenigi; dwie
trzecie kop groszy czeskich radzie miejskiej przysługuje, jedna trzecia – cechowi31.
Nazwa młyna pozwala go bez wahania identyfikować z Bocieńcem, bo wszak młyn
duży nosił teraz przejściową nazwę od Heestera (Heystera), właściciela w 1358 r.
Widocznie był długo w posiadaniu tej rodziny, aż przylgnęła doń nowa nazwa. Do
tego przy Bocieńcu do XIX w. istniał folusz, zburzony w 1896 r.32
Młyn wielki z czterema kołami, tj. Vierraden/Czworokoły (molendini quatuor rotarum, także magnum molendinum quatuor rotarum), sprzedano 25 lipca
1371 r. za 400 grzywien „oczek zięby” Hansowi Lübkemu z obowiązkiem uiszczania tytułem pachtu trzydziestu wispli żyta i czterech wispli jęczmienia browarnego w czterech ratach w roku. Wtedy dzierżawca młyna ante valvam Swedt Drewes
mole (czyli Świeckiego Młyna) dawał radzie rocznie 12 wispli żyta i dwa jęczmienia, w dowolnym kwartale łaszt żyta i pół łasztu jęczmienia, wispel jęczmienia
browarnego i wispel jadalnego. Dzierżawca Naghel uiszczał rocznie 10 wispli żyta.
Skoro wymieniono go obok młyna z czterema kołami i młyna ante valvam Swedt
– to oczywiste z młyna Czworokoły33. Określenie Drewes Mole upoważnia do identyfikowania go z młynem z 1329 r. Jednak Reiche nie wie, kiedy Czworokoły się pojawiają, nawet źródła z 1426 r. nie odnosi do niego, niemniej już sto lat wcześniej
w Nowej Marchii były młyny z czterema kołami, przy czym – jak w Myśliborzu
w latach 1316–1317 – budowę trzeba było uzgadniać z władcą34.
CDB XIX, s. 234; A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 32.
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22 i n.
30
CDB XIX, s. 234.
31
Tamże, s. 320; szczegóły: A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 23 n.
32
R. Reiche, dz. cyt., s. 110.
33
H. Bütow, Neu aufgefundene Urkunden des Königsberger Stadtarchivs, „Die Neumark” 15 (1938),
s. 49.
34
R. Reiche, dz. cyt., s. 111
28
29
64
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
Bracia Henning, Ebelin i Kuno von Videchow, również w imieniu bratanka, syna zmarłego Bussona, 9 stycznia 1327 rezygnowali ze swych praw
do młyna w fosie miejskiej (molendino dicte civitatis in fossa situato)35. Młyn
ten, wnosząc z jego położenia oraz dochodów Videchowów, byłby Świeckim
Młynem36 w fosie miejskiej przed Bramą Świecką, wyprowadzającą ruch na zachód do miasta Schwedt (wcześniej Zwece) nad Odrą; tam też w 1714 r. staw
młyński Schwetschen Mühlen Teich37. Rycerz Rulekin Buz z synami Henningiem,
Henrykiem, Rulekinem, Dietrichem, Dypoldem, Ghere i Ottonem 20 stycznia
1329 r. sprzedali rajcom posiadany po przodkach (progenitores) dochód wispla
zboża z młyna in fossa valve noue civitatis38 i to również Świecki Młyn39. Chojna
posiadała 25 lipca 1371 r. dochód roczny 12 wispli pszenicy i dwa wisple jęczmienia browarnego z Swedt Drewes mole ante valvam, z czego kwartalnie łaszt
pszenicy, pół wispla jęczmienia browarnego, wispel jadalnego40. Rada postanowiła 8 listopada 1499 r., że ze Schwetschen Muhle ma być dostarczane do szpitala św. Ducha co kwartał dłużnych (zaległych) siedem szefli żyta41. W 1688 r.
Schwedter Mühle z ziemią, ogrodem, stodołami, stajniami został sprzedany za
500 talarów42. Miasto w 1698 r. miało dochód 12 wispli żyta i dwa wisple słodu43.
To młyn w nurcie Sarbicy (Zerbst) przy stawie Zabels Teich44. Pod koniec XVII w.
właściciel Fryderyk Kogel zbudował tu tartak, a w 1712 r. właściciel G. Lobedey
dodatkowo Grütz Mühle45, czyli kaszownik. Miał on dwa koła, do 1712 r. dawał
radzie siedem wispli zboża, potem 20 szefli mniej46.
Stara i nowa rada miejska 1 czerwaca 1400 r. przekazała mistrzom,
starszym i całemu cechowi (gildii) sukienników, czy też krawców i tkaczy
(Gewandschneider), posiadającemu „naszego pana zamek” (in unses Herrn
schlote beseten)47, pewien plac pod Barnkowem, z przeznaczeniem na folusz
(Walckmolen; zwany też potem Schlossmühle), z obowiązkiem płacenia co roku
dwóch i pół grzywny fenigów zwanych „oczkami zięby”. Jeśli młyn się spali lub
CDB XIX, s. 188.
R. Reiche, dz. cyt., s. 105.
37
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 14.
38
CDB XIX, s. 190.
39
A. Kehrberg, dz. cyt , Abt. 1, s. 21; E. Reiche, dz. cyt., s. 106.
40
H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49.
41
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 144; ReHN II, s. 369.
42
P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen der Stadt Königsberg Nm., „Die Neumark” 11 (1936), s. 28
43
H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49.
44
G.F. Neumann, dz. cyt., s. 131.
45
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22; G.F. Neumann, dz. cyt., s. 131.
46
P. Schwartz, dz. cyt., s. 46.
47
Tj. lokal cechowy w zrujnowanym w 1349 r. zamku margrabiów, o czym szerzej w innym miejscu.
35
36
65
Edward Rymar
opustoszeje z innego powodu, cech będzie miał prawo zbudować tam nowy48.
To alte Walk Mühle (1544), Walk Mühle (1681) w nowym miejscu koło młyna
Czworokolnego49.
Zakon krzyżacki po nabyciu w zastaw Nowej Marchii od Zygmunta
Luksemburga w 1402 r., przystąpił do rewindykacji zastawionych zwykle przez
Wittelsbachów i Luksemburgów dochodów domenalnych. Na pierwszy ogień
poszły młyny miejskie. Mimo oporu udało się je wykupić nawet w większych
miastach (Gorzów, Choszczno, Strzelce, Myślibórz). Rada Chojny opierała się
skutecznie przeciw wykupowi, 26 lutego 1403 r. zajęła stanowcze negatywne stanowisko i zakomunikowała o tym wielkiemu mistrzowi50.
4 grudnia 1412 r. rada sprzedała mieszczaninowi Piotrowi Brandenburgowi
i jego dziedzicom Rudolfowi i Mateuszowi, rybakom z Mętna, Janowi Rossowowi
i Dietrichowi Kunekenowi jeziora Mętno, Objezierze, Ostrów i Jelenin, młyn
poza murami (molam [...] extra muros retro ortos versus piscinam; proprie
Schulten dieck sitam), za co mieli jej dostarczać rocznie 10 wispli żyta, dwa i pół
co kwartał, ponadto zastrzegała, że oni i ich dziedzice uiszczać będą „Upfard
i „Affard”, młyńskich wód przez żadne budowle nie zmienią, a ryby hodowane
w stawie mają sprzedawać na miejscowym targu51. Ten Schulten dieck to Sołtysi
Staw, zapewne więc i ten młyn posiadali Fiddichowowie, potencjalni zasadźcy
i pierwsi sołtysi (?). Byłby to i tym razem Bocieniec? Staw młyński nie dotrwał
tam do nowych czasów. Na planie miasta z 1779 r. kompleks łąk zadrzewionych
na prawym brzegu Rurzycy nosił jeszcze nazwę Schulzen Teich.
Mieszczanin Brandenburg z młyna „wielkiego” Czworokoły (Vierraden
Mühle) przy Bramie Czworokolskiej w 1426 r. zobowiązał się przed radą zbudować młyn w ciągu dwóch lat, mleć za to biednym bez opłat, także piekarzy
rzetelnie wspomagać, żadnych stajni i chlewów przy murach lub pod miastem
nie budować, nie hodować bydła między murami i młynem, utrzymywać wały
i fosę, tak że miasto nie poniesie szkód na groblach i drogach kamiennych52.
CDB XIX, s. 289. Przedruk – faksymile w: KK 1984, s. 92–93.
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 28.
50
Regesta historio-diplomatica Ordinis S. Mariae Theutonicorum 1198–1525, bearb. v. E. Joachim,
hg. v. W. Hubatsch, Göttingen 1948, Pars I, nr 697; W. Fenrych, Rycerstwo i miasta Nowej Marchii
wobec rządów krzyżackich w latach 1402–1411, „Szczecin” 1958, nr 3, s. 62. Dalsze pisma do wójta: 2.04.1400, 8.04.1403 (K. Heidenreich, Der Deutsche Orden in der Neumark 1402–1455, Berlin
1932, s. 24); 2.04.1404 pismo wójta do wielkiego mistrza (Repertorium der im Kgln. Staatsarchive
zu Königsberg i. Pr. befindlichen Urkunden zur Geschichte der Neumark, bearb. v. E. Joachim, hg.
v. P. v. Niessen, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark” [dalej: SVGN] 3 [1895], nr 129);
27.02.1408? – rada do wielkiego mistrza o odmowie sprzedaży młynów (Repertorium..., nr 207).
51
CDB XIX, s. 312.
52
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22; H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49.
48
49
66
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
W 1544 r. Hans Kosen kupił pewien ogród obok starego foluszu (alte Walk) koło
Barnkowa. Ten z 1400 r. przestał więc już istnieć, gdy wybudowano nowy nad
Rurzycą. Według przywileju rady z 1431 r. cech kowali otrzymał od niej zgodę
na budowę szlifierni koło Barnkowa (Schlypmole hebben to Breneko), młyna do
ostrzenia wysokiej jakości szabel, w miejscu folusza (Walkmuhlenstete)53. Gustav
Neumann pisał w 1824 r., że powyżej Bocieńca były kuźnica (Eisenhammer)
i szlifiernia (Schleifmühle), jednak na mapie z 1779 r. brak tych budowli, informacja zatem wydaje się wątpliwa54. Właściciel łąki powyżej młyna Bocieniec
w 1897 r. natrafił na jakieś fundamenty.
Kehrberg pisze na początku XVIII w., że przy stawie Sołtysim (Schulzen
Teich) istniał młyn supremum – wyższy, górny, największy, a obok stał DraussenMühle, pospolicie zwany Buten-Mühle (dziś Bocieniec), wraz z położonym tam
foluszem Lohe-Mühle, inaczej Leder-Mühle, i garbarnią Gerber-Mühle (od gerben – garbować), i to jest młyn wspomniany w 1330 i 1342 r.55
Do kaplicy i szpitala św. Ducha z nadania rady miejskiej w 1444 r. należało co roku 28 szefli żyta z Drausen Mole jako Krest Mole. Rada 31 stycznia 1449 r. załagodziła spór szewców z młynarzem Plote, ale spór się odnowił.
Nowa decyzja rady i czterech głównych cechów Chojny w sporze młynarza Plote
z folusza (Löhmuhle) z szewcami zapadła w 1456 r.: młynarz z butensten Möle
miał otrzymywać rocznie nie dwa, lecz sześć wispli56. Jakiś czas młyn występuje
ze starą nazwą. Młynarz Beteke Vieritz z żoną Anną 23 stycznia 1460 r. za 500
grzywien monety sprzedał radzie miejskiej Vterste mole, alze die Hegestermole;
w listopadzie Claus i Michil Berlinowie wypłacali małżeństwu siedem reńskich
guldenów, w czerwcu 1461 r. dalszą ratę uiścił burmistrz Wawrzyniec Smede57.
W 1475 r. to znów Buteste Mole58, tego roku mowa też o Vir radeschen stete59.
Była także w Chojnie ulica Vierraden Strasse, prowadząca na północ do Bramy
Czworokolskiej (Vierraden Tor). Nazwa oczywiście nie pochodziła od zamku/
miasta Vierraden (za zachód od Schwedt), lecz od czterech kół młyńskich, jak
to już pleban w 1606 r. wyjaśniał parafianom w swym kazaniu.
W 1681 r. młynarz (właściwie folusznik) z Draussen Mühle, pospolicie
(vulgo) zwanego Buten Muhle, chciał zbudować białoskórnikom Walk Mühle60.
Tamże, s. 29, 61; ReHN II, s. 106.
G.F. Neumann, dz. cyt., s. 131; R. Reiche, dz. cyt., s. 108.
55
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 23 i n.
56
Tamże, s. 25; ReHN II, s. 194; R. Reiche, dz. cyt., s. 110 i n.
57
CDB XIX, s. 389
58
H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 131.
59
Tamże, s. 49.
60
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 123; P. Schwartz, dz. cyt., s. 9, 11.
53
54
67
Edward Rymar
W 1698 r. młyn dawał dochód 10 wispli żyta, potem, do 1742 r. – pięć wispli61.
Opodal młynarz Marcin Schultze zbudował młyn stępowy, w 1712 r. też tartak62.
Jeszcze na początku XIX w. znany młyn Draussenmühle jako jeden z trzech chojeńskich63.
Vierradenmuhle (1681) 64 w 1698 r. dawał radzie 30 wispli żyta i cztery słodu65, do 1712 r. – 17 wispli żyta, od tego czasu 14,5 wispla66. Jeszcze na
początku XX w. przed tą bramą młyn na Rurzycy zwano Vierraden Muhle67.
Kehrberg identyfikował go z młynem z 1338 r., ale i z magnum Heester z 1358 r.
przy bramie Vierrade Tor. W 1824 r. były w Chojnie cztery młyny68: Vierrader,
Schwedter, Buten, Graupen, czyli „Czworokoły”, „Świecki”, Bocieniec i Krupin.
Nazwa obecnego Bocieńca znana z lat 1833, 1844 (Buten-Mühle)69, do 1944 r.
(Buten Mühle). Położony poza murami, co oddają jego nazwy od niemieckich
słów büten(e) i draußen = poza miastem, zewnętrzny. Polska nazwa Bocieniec,
wprowadzona urzędowo, jest substytucją nazwy Buten-Mühle przez skojarzenie
z bocianem.
W 1928 r. pisze się o Rörchener Mühle, młynie na Rurzycy70, ale to widocznie zbiorcza nazwa albo młyn identyczny z którymś z młynów znanych
wcześniej pod inną nazwą.
W Czartoryi (dawniej: Wedel), wsi należącej do chojeńskiego zespołu
osadniczego, znanej od 1386 r., należącej od 1470 r. do augustianów chojeńskich,
od 1539 r. do domeny elektorskiej cedyńskiej, wzmiankowano w XVI w. staw
młyński71. O nowym młynie mowa w 1718 r.72 Koło Czartoryi w 1775, 1802 r.
był młyn dla Godkowa, Jelenina, Czartoryi, Stoków73, widocznie na potoku
Sarbica (Zerbst). Drogę z Jelenina do Czartoryi zwano potem „Do młyna”
(Mühlenweg)74.
H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49, 46; P. Schwartz, dz. cyt., s. 46.
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22.
63
F.W.A. Bratring, dz. cyt., s. 1198.
64
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 22.
65
H. Bütow, Neu aufgefundene..., s. 49.
66
P. Schwartz, dz. cyt., s. 9, 46.
67
H. Bütow, Die älteren Straßennamen der Stadt Königsberg Nm., „Die Neumark” 16 (1939), s. 66.
68
Deutsches Städtebuch, Bd. I: Norddeutschland, hg. v. E. Keyser, Stuttgart 1939, s. 561.
69
Urmeßtischblätter, nr 1558; R. Reiche, dz. cyt., s. 110.
70
KK 5 (1930), s. 45.
71
E.E. Melcher, Geschichte der nordwestlichen Neumark, Frankfurt a.O. 1894, s. 40.
72
P. Schwartz, Die Klassifikation von 1718–1719, „Die Neumark” 3 (1926), Kreis Königsberg, s. 32.
73
Von den Mühlen des Amtes Zehden, KK 1958, s. 80 i n.
74
J. Lichterfeld, Chronik von Nordhausen mit einem Anhang über Gellen, Bad Schönfließ Nm.
1924, s. 36.
61
62
68
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
Młyny w zlewni Mętnicy i dolnej Rurzycy
Dolina Mętnicy od XIII w. należała do Chojny. W 1317 r. miasto otrzymało też wielkie jeziora Mętno i Ostrów w tej zlewni. W okolicy wsi Mętno
(Mantey 1270), która następnie uległa podziałowi kolonizacyjnemu (magnum
et Parvum Mantel 1337, potem Groß i Klein Mantel, dziś Mętno i Mętno Małe),
już przed 1319 r. istniał młyn Mętno. Margrabia Ludwik Starszy w 1329 r. nadał
Manthel-Molen mieszczanom z Mieszkowic – Mikołajowi (duchowny?) i jego
stryjowi Grzegorzowi Splinterfeldom z Chojny, którzy w czasach margrabiego
Waldemara (ok. 1308–1319) ufundowali ołtarz św. Katarzyny w kościele parafialnym75. Pleban chojeński Busso von Greifenberg stwierdził w 1331 r., że ma
młyn opodal wsi Mętno (prope villam Mantel) z tytułu opieki nad ołtarzem76.
Jednak w Księdze ziemskiej z 1337 r. zapisano, że molendinum Mantel daje dochód margrabiemu77. Jakub i Paweł von Splinterfeldowie swe prawa dziedziczne
do młyna sprzedali w 1357 r. radzie Chojny. Był to młyn przy jeziorze Ostrów.
Okoliczność, że młyn już w 1329 r. był w rękach prywatnych, a w 1337 r. margrabia posiadał dochody, przemawia za tym, iż już wtedy mowa była o dwóch
rożnych młynach. Około 1420 r. wraz z Mętnem młyn przeszedł na cysterki
z Cedyni, po reformacji był własnością domeny państwowej, w 1659 r. czytamy
o młynarzu Hansie Kolbe. W 1709 r. mełli w nim chłopi z Orzechowa, Czachowa,
Mętna78. O młynie w Mętnie mamy przekaz z 1718 r.79
Powyższe przekazy dotyczyły zatem poprzedników nowożytnych młynów
o nazwach: 1) Unter, zwany też Alte Mühle (1742), Unterste Mühle (1833), Unter
Mühle (1944), przy jeziorze Ostrów, 6 km na południowy zachód od Chojny,
czyli „dolny”, po 1945 r. z przejściową nazwą tłumaczeniową Młynisko Dolne,
następnie z urzędowo wprowadzoną nazwą Nadolnik; oraz 2) Ober, zwany też
Neue Mühle (1742), Oberste (1833), Ober Mühl (1944), 7 km na południowy zachód od Chojny, przejściowo po 1945 r. Młynisko Górne, dziś Nagórnik80.
75
CDB XIX, s. 190. Dokument ten zatwierdzał biskup kamieński Fryderyk 21.01.1332. Pommersches Urkundenbuch, Stettin 1868–1934 (dalej: PUB), Bd. VIII, nr 4954.
76
CDB XIX, s. 191.
77
Das Neumärkische Landbuch Markgraf Ludwigs des Aelteren aus dem J. 1337, hg. v. L. Gollmert,
Frankfurt a.O. 1862, s. 15.
78
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 27.
79
H. Otto, Die Mühlen im Nordosten des Kreises Königsberg/Nm., T. 2, KK 2005, s. 109; P. Schwartz,
Die Klassifikation..., s. 43.
80
Urmeßtischblätter, nr 1558: 1833. Kartoteka poznańskiej sekcji Komisji Ustalania Nazw Miejscowych Miejscowych (w Bibliotece Głównej Uniwersytetu im. A. Mickiewicza).
69
Edward Rymar
O dwóch wiatrakach koło Mętna mówią przekazy z 1729 i 1760 r.81 Do młynów należał też wiatrak z połowy XIX w., istniejący do polowy lat trzydziestych XX w.82
W Orzechowie, na wschód od drogi Cedynia–Chojna, powstał potem
wiatrak, którego śladem do nowych czasów było wzgórze o nazwie Mühlberg83.
Podobnie wiatrak Neue Mühle stwierdzono w 1718 r. w Stokach84, wsi znanej od
1270 r. (Rehdorf 1270, 1944), której mieszkańcy korzystali zapewne z pobliskiego
Nadolnika. Wiatrak holenderski (Holländerwindmühle) stał w Stokach w 1866 r.,
do 1945 r. przy drodze do Chojny i inny przy przysiółku Favorit/Wadzim85.
Strumień płynący przez pola Dolska na północ do jeziora Mętno w XIX w.
zwano Dölziger Mühlen Fließ86, ale o młynie wodnym w Dolsku nie zachowały się
bezpośrednie przekazy, jeśli pominąć bliżej jeszcze nieznaną wzmiankę z 1773 r.87
We wsi kolonizacyjnej Krzymów (Hansbergh 1337, Hanseberg 1944), z lennem rodu Sydowów, w 1337 r. był młyn oddający daninę margrabiemu88, założony
obok opuszczonej wsi „Krzymów” (Crimowe 1270) widocznie przez Sydowów przy
jeziorze Krzymowskim – sprzedanym przez Henninga Sydowa Chojnie w 1332 r.89
Henryk Starszy, Henning, Henryk Młodszy i Albert (Albernus), bracia famulowie
de Sydow, 30 marca 1348 r. zastawili radzie Chojny wspomniane jezioro z prawem
połowu ryb w stawie młyńskim (piscinam molendini eiusdem proprie Molendic),
z prawem wykupienia za sto talentów brandenburskich denarów90. Młyn musiał
być zbudowany na cieku wypływającym z jeziora Krzymowskiego lub na Mętnicy.
Wspomniano go też 15 marca 1364 r., gdy Chojna nabyła od rodu Videchowów
prawo budowy drogi z młyna do Garnowa (molendinum iacens supra stagnum
Crymow).91 W 1413 r. bracia Sydowowie odrzucali roszczenia rady miejskiej
Chojny do jeziora Krzymowskiego (Cremoln), do miejsca po młynie (molenstete)
i do grodziska92. Młyn w Krzymowie wspomniano w latach 1622, 1681 i 1718, zabrakło go w 1832 r. Nowy młyn Reichenfelder Mühle (1833, 1944), który przetrwał
Von den Mühlen..., s. 83.
H. Otto, dz. cyt., s. 109.
83
U. Wesche, Zur Geschichte des Amtsbezirks Wrechow. Umfassend die Dörfer Wrechow, Zachow
und Altenkirchen im Kreise Königsberg, Hachenburg 1935, s. 7.
84
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 47.
85
H. Otto, dz. cyt., s. 106 i n.
86
P. Schwartz, Die Ketzerdörfer im Königsberger Kreis, „Die Neumark” 1 (1924), s. 63.
87
O niej Von den Mühlen..., s. 84.
88
Das Neumärkische Landbuch..., s. 14.
89
CDB XVIII, s. 429; XIX, s. 182. O opuszczonej wsi zob. ostatnio E. Rymar, Zaginione miejscowości ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej, cz. 2., „Rocznik Chojeński” 3 (2011), s. 271–273.
90
CDB XIX, s. 210.
91
Tamże, s. 243.
92
Tamże, s. 314.
81
82
70
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
do 1945 r., wzniesiono 4,5 km na północny zachód od Chojny na Rurzycy (na tym
miejscu czy w jego miejsce?). Należał do wsi Garnowo (Rikenvelde, od 1360 r. własność augustianów chojeńskich, potem domeny elektorskiej; Reichenfelde 1944)93,
zbudowany został w 1707 r. na polecenie margrabiego Fryderyka Wilhelma ze
Schwedt-Swobnicy dla wsi Garnowo, Krajnik Dolny i Górny, Zatoń Dolna94.
W 1718 r. posiadał łan ziemi. Dziś nosi nazwę Garnówko95. Od 1920 r. przy tym
młynie istniał również tartak. W połowie XIX w. na południe od wsi Krzymów
zbudowano wiatrak, spalony w 1945 r. Na południowy zachód od wsi na mapie
z 1889 r. istniał tartak o nazwie Annemühle, zbudowany na nowo ok. 1900 r.
z nazwą Henriettenmühle96. Polskiej nazwy nie otrzymał.
W tym rejonie, przy przecięciu Mętnicy z drogą Chojna–Krajnik,
4 km na południowy zachód od Chojny, istniał w 1780 r. młyn holenderski
(Holländermühle)97, typ wiatraka, w którym obraca się tylko kopuła (głowa), po
1945 r. o nazwie Mątwica od pobliskiej rzeki Mętnicy (a nie Mątwicy), obecnie
z urzędową nazwą Kalica (dawniej Beeke).
Około dwóch kilometrów na północ od wsi Nawodna (Nahausen 1244,
1944), 8 km na północny zachód od Chojny, na prawym dopływie Rurzycy
(Mühl Graben 1890), w 1665 r.98 zbudowano „nowy młyn” (1718)99, Nahauser
Mühle (1835)100, Nahausener Mühle (1944). Po 1945 r. to Konopacz. Nazwa
polska przeniesiona została z nazwy zaginionej osady w Wielkopolsce. We wsi
i Garnowie były też cztery wiatraki: Wends, Westphals, Simons i Zäpernick (nazwy od właścicieli?), z których najstarszy pochodził z 1750 r..101
Młyny w wioskach nadodrzańskich nad Mglicą
Wioski wzdłuż Mglicy pomiędzy Cedynią i ujściem Rurzycy, a na pewno
Krajnik Górny i Krajnik Dolny, może i Zatoń Dolna, mełły zboże zapewne w mły93
R. Reiche, dz. cyt., s. 129; A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 21: 1681; Urmeßtischblätter, nr 1558:
1833. P. Schwartz, Ein Menschenalter im Frieden. Königsberg in der Neumark von 1680 bis 1750,
SVGN 2 (1894), s. 66, datuje jego początki nad Rurzycą na rok 1681.
94
O. Hartmut, Die Mühlen im nordwesten des Kreises Königsberg, KK 2004, s. 27.
95
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 46.
96
H. Otto, dz. cyt., s. 106.
97
Urkunden aus dem Nachlaß der Berwichschen Eheleute. Holländermühle bei Königsberg Nm.,
KK 2 (1927), s. 88.
98
O. Hartmut, dz. cyt., s. 23, z tym, że przetrwał tam do 1945 r.
99
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 49.
100
Urmeßtischblätter, nr 1485.
101
O. Hartmut, dz. cyt., s. 25; KK 1982, s. 170.
71
Edward Rymar
nie wsi Grabowo (Grabowe 1270, Grabow 1944), wspomnianym w 1337, 1622
(rodu von Schöning) i 1718 r.102, przypuszczalnie nad górnym biegiem dopływu
jeziora Krzymowskiego. Od połowy XIX w. do 1945 r. w Grabowie był wiatrak103.
Wiatraki w czasach nowożytnych były też w Zatoni Dolnej (od 1875 r.), Krajniku
Górnym – rodziny Humbert na wschód od wsi (1816), Krajniku Dolnym – aż
trzy (z 1850, 1871 i 1880 r.)104. Młyn w Raduniu (Radun 1270, Raduhn 1944),
opuszczonym w XVI w., w 1622 r. jeszcze niewspomniany, powstał po wojnie
trzydziestoletniej, odnotowany w 1718 r.105 Pierwszy młynarz Siegfried Gamrath
znany jest z lat 1660–1689; w 1718 r. młyn winien dawać tytułem podatku cztery
szefle żyta, jeden szefel konopi, trzy szefle jęczmienia i trzy fury siana. Ostatni
młynarz Eryk Brombeer znzny jest z lat ok. 1920–1945106. Zapewne w miejscu
tego młyna na wzgórzu młyńskim (Mühlenberge) na północny wschód od wsi
i na wschód od drogi młyńskiej (Mühlenweg) był wiatrak107.
Okolice Cedyni
O młynach w średniowiecznej Cedyni brak informacji. Tamtejsze cysterki w 1313 r. otrzymały od margrabiego Waldemara cztery wisple zboża rocznie
z młyna w Lunow na lewym brzegu Odry108. Śladem jakiegoś młyna był jednak staw
młyński (Mühlenteich), w 1589 r. położony w Łęgu Chyżańskim (Kietzbruch)109.
Młyn wodny i wiatrak znane są z 1739 r.110 W 1890 r. był młyn wodny i cztery wiatraki, a jeden widocznie na wzgórzu wiatracznym (Windmühlenberg) na
południe od miasta111. Młyn z łanem ziemi był w 1718 r. także w Lubiechowie
Górnym112, znanym od 1267 r. (Lubechowe, Hohenlübbichow 1944), i być może
to Reineckes Mühle, dziś Raniki, przysiółek Lubiechowa Dolnego z XIX w.113,
przylegający do północnych zabudowań wsi.
Das Neumärkische Landbuch..., s. 14; P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 48
O. Hartmut, dz. cyt., s. 21.
104
Tamże, s. 15, 17, 21.
105
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 48.
106
H. Otto, dz. cyt., s.103.
107
Raduhn. Ein Gang durch Ort und Geschichte, KK 1977, s. 125.
108
CDB XIX, s. 69.
109
E.E. Melcher, dz. cyt., s. 38.
110
Von den Mühlen..., dz. cyt., s. 81.
111
Tamże s. 199. Czy to zarazem Mühlernberg koło Rudnicy?
112
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 45.
113
E.E. Melcher, dz. cyt., s. 166.
102
103
72
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
Nieco na północ, już w Puszczy Piaskowej (Wysokiej), wspomniano
w 1591 r. młyn wsi rybackiej Piasek (Paceka 1270, Peetzig 1944)114, w 1718 r. młyn
z jednym łanem ziemi i nowy tartak (potem to Pätziger Schneidemühle 1944)
nad potokiem Bahrte, potem leśniczówka Schneidemühle Försterei (1944), i jest
to dziś Barcie, z nazwą od tego potoku.
W 1718 r. istniał młyn w Golicach (Grünenberg 1337, 1944), którego
śladem potok o nazwie Mühlengraben115.
Johannesmühle (1944), dziś Zabrodzie w powiecie chojeńskim, to chyba
przysiółek Osinowa Dolnego, bo przysiółek o tej nazwie znano koło Cedyni116.
Od XVI w. znany jest młyn we wsi rybackiej Starej Rudnicy (znanej od 1299 r.),
gdzie też młynówka Mühlenfließ (1589) i droga Mühlenweg na pograniczu z polami Cedyni117. Urodzony w Rüdnitzsche Mühle Martin Zimmermann w 1642 r.
przejął młyn w Trutwińcu po Hansie Zimmermannie118. To młyn wodny rodziny
Raabe w 1758 r.119, ale być może to jeden z młynów Zaborzyc w 1337 r.
W Zaborzycach (Eckhorn 1337, Eichhorn 1944) w 1337 r. był młyn rycerza Guntera de Buch, dający pięć wispli zboża margrabiemu120. To oczywiście
młyn Trutwiniec (Einhorn Mühle 1944).
W 1355 r. margrabia Ludwik Rzymski nadał cysterkom cedyńskim m.in.
wykupiony od Wawrzyńca Grotego dochód trzech wispli i ośmiu szefli zboża
z dwóch młynów w Zaborzycach – z Górnego 30 szefli, z Dolnego dwa wisple121.
W 1417 r. krzyżacki wójt Nowej Marchii nadal cysterkom dochód ośmiu wispli
i trzech szefli żyta rocznie z młyna Cycharn122, co nie oznacza – jak sądzono kiedyś – wsi Cychry, wówczas przecież w dominium joannitów chwarszczańskich,
lecz właśnie Trutwiniec po odczytaniu nazwy w dokumencie jako Eichhorn. Wieś
Zaborzyce, jak się przypuszcza, spalono w XV w. (w 1433 r.?). Pozostał tylko ten
młyn. W 1466 r. elektor brandenburski przekazał joannitom dwór w Golicach
wraz z połową młyna w Zaborzycach123. Tuż po roku 1400 z południowych
Niemiec przybył młynarz Szymon Zimmermann i na terenie Zaborzyc założył
młyn. W 1517 r. zapisano, że tamtejszy młynarz dzierży go po ojcu, dziadzie
O. Hartmut, dz. cyt., s. 11.
Tamże, s. 41; E.E. Melcher, dz. cyt., s. 123.
116
E.E. Melcher, dz. cyt., s. 163.
117
Tamże, s. 38.
118
R. Schmidt, Der Müller vom Eichhorn, KK 8 (1938), s. 106.
119
Von den Mühlen..., s. 82.
120
Das Neumärkische Landbuch..., s. 13.
121
CDB XIX, s. 78.
122
Tamże, s. 126.
123
Tamże, XXIV, s. 190.
114
115
73
Edward Rymar
i pradziadzie, młyn prowadziła więc ta rodzina od początku XV w. Młyn z murem
z XVI w. o grubości 1,5 m ostał się do czasów najnowszych124. W 1560 r. mistrz
joannitów wystawił przywilej młyński Annie Schröder, wdowie po Szymonie
Zimmermannie z Trutwińca. Z tego właśnie dokumentu dowiadujemy się, że
rodzina posiadała młyn od stu lat. Syn tej pary, Tomasz, miał syna Grzegorza,
młynarza w Chojnie (1615), i Hansa, który sprzedał w 1615 r. dzierżawiony od
joannitów po swej matce Trutwiniec za trzy tysiące talarów. Wtedy młyn składał
się ze zbożowego, prosowego (Hirsemühle) i gryczanego (Grützmühle), obsługując od dawna Golice, Żelichów, Siekierki125. Młynarz Zimmermann w 1653 r.
dawał rocznie domenie w Cedyni dwa wisple żyta126.
Zaborzyce zostały zniszczone podczas wojny trzydziestoletniej, skoro
przed 1665 r. po wsi zachował się znów tylko przysiółek przy młynie127. Stary młyn
przetrwał do czasów najnowszych. Obok powstał w 1728 r. tartak (Sägemühle),
a w 1848 r. – olejarnia (Ölmühle), i cegielnia128. W przeszłości wzmiankowano
młynówkę (Mühlenfließ 1615, 1658) i staw młyński (Mühlenteich).129
Koło Kostrzynka były w 1755 r. dwa wiatraki130. Po polach kiedyś rybackiej
wsi Siekierki, korzystającej z młyna w Trutwińcu, płynie w kierunku Rudnickiej
Drogi potok niegdyś noszący nazwę Mühlengraben lub Mülbach131. To dopływ
Odry na południowy zachód od Siekierek albo dolny bieg młynówki Trutwińca,
w każdym razie ślad młyna wodnego.
Młyny w zlewni Słubi koło Morynia
Przenieśmy się teraz w południowy obszar dawnej ziemi chojeńskiej. Na
rzece Słubi stwierdzamy w średniowieczu cztery młyny:
1. Krępacz (Krumpholz Mühle 1944) nad Słubią. W 1337 r. w Księdze
ziemskiej po młynie w Ładkowie i Mętnie wymieniono jako położony w ziemi
chojeńskiej molendinum super Slonitz, będący w posiadaniu rycerza Jana von
Historię młyna i rodzinę młynarzy opisał T. Zimmermann, Die Eichhorn Mühle, „Kreis-Kalender 1975 für den Heimatkreis Königsberg/Neumark“, s. 6, zob. też Eichhorn Mühle, s. 31.
125
R. Schmidt, dz. cyt., s. 104 i n. Tamże historia młyna do XX w. (s. 106–108).
126
Von den Mühlen..., dz. cyt., s. 84
127
B. Schultze, Besitz- und siedlungsgeschichtliche Statistik der brandenburgischen Ämter und
Städte (1540–1800), Berlin 1935, s. 110.
128
M.H. Albrecht, Die Eichhorn Mühle, KK 3 (1928), s. 121.
129
R. Schmidt, dz. cyt., s. 105; E.E. Melcher, dz. cyt., s. 123.
130
Von den Mühlen..., s. 83.
131
E.E. Melcher, dz. cyt., s. 124; Bt [W. Borchert?], Das schweigende Dorf, KK 5 (1930), s. 158.
124
74
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
Sydowa132. Owa rzeka Slonitz to tylko Słubia, a młyn to Krępacz. Musiał on
bowiem istnieć w tym czasie, skoro w 1394 r. podczas szczecińskiego procesu
przeciwko sekcie waldensów zeznawała Greta, córka Jakuba i Katarzyny, wdowa
po Henningu Smedekenie, młynarzu z Morynia, urodzona w Trompoltesmoel lub
Crompolstesmoel, gdyż wydawca, Dietrich Kurze, miał trudności w odczycie nazwy w protokole przesłuchań133. Małgorzata ta była wtedy w podeszłym wieku, rodziła się więc może ok. 1337 r. Poprawny jest odczyt Crompolstesmoel. W 1450 r.
opisano granicę pól biegnącą między jeziorem Witnica, wsią Godków, jeziorem
Witnica Wielka, do Krumhalschen Molen i stawu Krumphalschen dych134. Brak
młyna w 1718 r., potem przetrwał tylko ślad po nim w postaci nazwy terenowej
Krumpass, Krumpholz (1925), koło jeziora Witnica. Młyn został ponownie zasiedlony (istniał w 1833 r.)135.
Śladami po młynach w Witnicy (Vitenitz 1337) są: osada Młynary
(Müllerberg136, Mühlberg 1944) jako przysiółek Godkowa oraz dopływ Słubi
Möllenfließ koło jeziora Witnica137.
2. Gądnik, dawniej Guhdener Mühle (1944), młyn miejski Morynia.
Miasto to posiadało młyn zapewne już na początku XIV w., długo nic o nim jednak nie wiadomo. Wiemy dopiero, że młynarzem w Moryniu był zmarły przed
1394 r. Henning Smedeken138. Widocznie w ciągu XIV w., za Wittelsbachów,
dochody państwowe z niego zostały zastawione lub sprzedane. Młyn w 1403 lub
w pierwszej połowie 1404 r. wykupił od miasta zakon krzyżacki jako nowy pan
Nowej Marchii od 1402 r.139 W 1464 r. elektor brandenburski Fryderyk II nadał
swemu radcy, Krzyżakowi Hansowi von Köckeritzowi, Moryń wraz z polami
opuszczonego Gądna (Guden 1460, Guhden 1944) i młynem140, który był tym
miejskim młynem położonym przed Bramą Młyńską141. Od 1503 r. to posiadłość
Schönebecków z Morynia142.
Das Neumärkische Landbuch..., s. 15.
D. Kurze, Quellen zur Ketzergeschichte Brandenburgs und Pommerns, Berlin 1975, s. 244, nr 178
(bez próby identyfikacji miejscowości).
134
CDB XXIV, s. 157.
135
Bt [W. Borchert?], Das Schlibbetal, KK 6 (1931), s. 5; Urmeßtischblätter, nr 1629.
136
Heimatbilder v. Vietnitz, KK 3 (1928), s. 95.
137
E.E. Melcher, dz. cyt., s. 165; Das Schlibbetal...., s. 5.
138
D. Kurze, dz. cyt., s. 244.
139
K. Heidenreich, dz. cyt., s. 24 (25 grudnia 1403 r. wójt Nowej Marchii pisał do wielkiego mistrza
m.in o swych układach w sprawie wykupu młyna, Repertorium..., nr 115).
140
CDB XIX, s. 97.
141
R. Schubert, Guhden, KK 4 (1929), s. 23.
142
CDB XIX, s. 110.
132
133
75
Edward Rymar
3. Ładkowo, dawniej Latzkower Mühle (1944). W 1337 r. istniał dzierżawiony molendinum Latzkow w ziemi chojeńskiej143. To młyn na Słubi, Groß
Latzkow (1817), Latzkower Mühle (1833)144, zapewne dla Nowego i Starego
Objezierza, Klępicza. Być może to młyn z tartakiem, wiatrakiem w Nowym
Objezierzu (Wobiser 1311, Deutunita Bobieseren 1337, Groß Wobiser 1944),
wspomniany w 1718 r.145, od 1733 r. należący do Johanna Fryderyka Kersteina,
od 1766 r. do Karla Schultzego.146
4. „Mały” (Kleine Mühle) w Łysogórkach (Lycegoriken 1337, Lietzegöricke
1944) istniał już przed 1335 r., bo wtedy margrabia Ludwik Starszy nadał chojeńskiemu mieszczaninowi Bollonowi Stendalowi dochód dwóch wispli zboża w młynie w Łysogórkach, jaki dotąd posiadał rycerz Mikołaj von Witte147. Wieś w 1337 r.
była „zniszczona” (deserta), ale w 1338 r. margrabia potwierdził synowi Bollona
w lenno m.in. ten dochód młyński148. W 1368 r. margrabia Otton potwierdzał rycerzowi Henningowi von Plotzowi zastaw w Łysogórach wraz z młynem149. W XVI w.
domena państwowa (Amt) cedyńska posiadała tu staw młyński150, sprzedany w 1691 r.
młynarzowi Kasparowi Sternowi151. W 1718 r. młyn miał łan ziemi152. W nowych
czasach to widocznie młyn położony przy drodze do Gozdowic, zwany Kleine Mühle.
W Gozdowicach w 1810 r. na zachód od wsi był Hilfsmühle153, i to albo ten młyn
„Mały”, bo lokalizacja podobna, albo leżał już za Odrą (dziś w Niemczech).
Młyny mieszkowickie w zlewni Kurzycy
Zacznijmy i tu od nieocenionej Księgi ziemskiej z 1337 r. Wtedy w ziemi
mieszkowickiej było 10 młynów, w tym trzy w Mieszkowicach.
Jan, magister medycyny, i Łucja, wdowa po rycerzu Ludolfie von
Bornym (von dem Borne?), w intencji rodziców fundowali ołtarz NMP z dochodu kupionego w „Młynie Średnim” pod miastem (molendinum in medio ante
Das Neumärkische Landbuch..., s.15.
Urmeßtischblätter, nr 1629.
145
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 48.
146
Von den Mühlen..., dz. cyt., s. 83.
147
CDB XIX, s. 107.
148
Tamże, s. 202.
149
Tamże, XXIV, s. 80.
150
E.E. Melcher, dz. cyt., s. 40.
151
J. Beckmann, Historische Beschreibung der Kur- und Mark Brandenburg, T. 1, Berlin 1751, s. 1039;
E. Rehdorf, Alt Lietzegöricke in der letzten Hälfte des 18. Jahrhunderts, „Die Neumark” 13 (1941), s. 52.
152
P.Schwartz, Die Klassifikation..., s. 39.
153
KK 4 (1929), s. 111.
143
144
76
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
civitatem). Prawo patronatu (stanowienia wikarego) miał rycerz Henning von
Wulkow. Fundację potwierdzali dokumentami: 10 sierpnia 1320 r. w Moryniu
książę wołogoski Warcisław IV (panujący wtedy w Nowej Marchii) i 13 stycznia
1322 r. biskup kamieński Konrad IV154. W 1337 r. wymieniono młyn Świętego
Ducha (molendinum Sancti Spiritus), ten Średni (medium) oraz Dolny (inferius). Istniała zatem wtedy Otlucina, dawniej młyn Ober Mühle, czyli „Górny”.
W 1350 r. margrabia Ludwik Starszy nadal młyn św. Ducha pod Mieszkowicami
tamtejszemu szpitalowi św. Ducha, będącemu pod opieką rady miejskiej155. Tego
roku jego brat, margrabia Ludwik Rzymski, w przywileju dla miasta zezwolił na
budowę młyna na terenie miejskim156.
Młyny te, stanowiące regale monarsze, tak jak w innych miastach Nowej
Marchii w ciągu XIV w. przeszły w ręce prywatne i samorządowe. Zakon krzyżacki po nabyciu kraju w 1402 r. wykupił je w latach 1403–1404157. W 1554 r.
mowa o młynie Grubnisse i o młynie miejskim „Radzieckim” (Rathsmühle) pod
miastem158. Ten pierwszy to zapewne wcześniej młyn św. Ducha. W 1670 r. po
raz pierwszy wzmiankowano młyn Górny (Obermühle), dzierżawiony od kamery
kostrzyńskiej159, i jest to dziś Otlucina w nurcie Kurzycy. Od ok. 1700 r. pozostawał on w ręku rodziny Többickes, w 1803 r. nabył go Karl Rabbow ze Śląska,
w 1815 r. – Chrystian Fryderyk Wolff, w 1826 r. – Karol Albert Juliusz Holldorf,
od 1832 r. posiadała go rodzina Klix. Po pożarze z 1878 r. i odbudowie zakupił go
hrabia von Witzleben. Po całkowitym spłonięciu w pożarze z 1908 r. młyn został
na nowo zbudowany w 1909 r. przez berlińską Maßstabfabrik Oskara Schulerta.
W 1946 r. rodzina właścicieli uruchomiła go na nowo, ale zmuszona była opuścić
młyn w 1948 r. Obok młyna były kiedyś dwa karpie stawy160.
W 1794 r. istniały w Mieszkowicach dwa młyny, wiatrak, tartak oraz od
strony wschodniej folusz (Walk Mühle)161. W XVIII w. i w 1826 r. dawny młyn
Unter/Dolny przed Bramą Boleszkowicką znany był jako Rothe Mühle162. Jego
CDB XIX, s. 11; PUB V, s. 526; VI, s. 90; Regesten..., nr 2821.
CDB XIX, s. 17.
156
Tamże, s. 20.
157
25 grudnia 1403 r. wójt donosił wielkiemu mistrzowi o układach w sprawie młynów w Mieszkowicach. Repertorium..., nr 115; K. Heidenreich, dz. cyt., s. 24.
158
CDB XIX, s. 64.
159
W. Amtsberg, Daten aus der Bärwalder Geschichte, KK 1970, s. 141; E. Pröfe, Von der Obermühle zur Maßstabfabrik, w: R.L. Busch, Bärwalde in der Neumark, Herrlingen 1996, s. 121.
160
E. Pröfe, dz. cyt., s, 121 i n.
161
P. Schwartz, Visitationen neumärkischer Städte im Jahre 1795, „Die Neumark” 7 (1930),
s. 60–61.
162
F.W.A Bratring, dz. cyt., s. 119; A.F. Busching, Vollständige Topographie der Mark Brandenburg,
Berlin 1775, s. 233.
154
155
77
Edward Rymar
nazwa najwyraźniej powstała nie od czerwonego koloru, lecz od właściciela, rady
miejskiej, zatem to tyle, co Rats-Mühle, jak w 1554 r. To po 1945 r. Chrząstna.
Opodal na małym wzgórzu stał wiatrak holenderski (Der Holländer Mühle).
Granz Mühle (1826), Granse Mühle (1844), Ober lub Gränzmühle
na dopływie Odry przed Bramą Młyńską163 to zatem dawny młyn św. Ducha,
Grubnisse w 1554 r., dziś Otlucina. W 1898 r. Wilhelm Karge zbudował młyn
parowy na ziemi zakupionej od rodziny Wagner przy dworcu kolejowym. Ten
tzw. Karge’sche Mühle, młyn zmodernizowany w 1937 r., spalił się 16 listopada
1940 r. Po odbudowie od 1942 r. był też młynem pszenicznym, od 1944 r. – żytnim. Po 1945 r. maszyny zdemontowano i wywieziono164.
W Mieszkowicach było też w XIX–XX wieku kilka wiatraków. Przy dworcu – koźlak (Bock-Mühle), inny zaś stał na polu przy drodze do Trzcińska, wreszcie wiatrak na Goszkowskiej Górze oraz przy drodze do Bielina. Ten ostatni do
1912 r. był własnością Augusta Roggego, potem Karola Löfflera. W 1924 r. zakupił go niejaki Kosanke (wtedy od 1920 r. w wiatraku mieszkał zatrudniony
tam młody służący, Polak Ryszard Leszczyński), od niego w 1932 r. Henryk Mau,
który był właścicielem do 1945 r.165
W Kurzycku (Vogtzstorp 1337, Voigtsdorf 1944) był młyn w 1337 r., potwierdzony rodzinie von Sydow (ta tu w 1466 r.) w latach 1499 i 1509, 1572166.
W 1718 r. miał łan ziemi167.
W Kłosowie (Glossow 1337, Klossow 1944) młyn jako nowo zbudowany
(noviter constructum) wspomniano w 1337 r.168 To widocznie Klossower Mühle,
w którym do 1707 r. musiał mleć zboże też Czelin169, wspomniany również
w 1718 r.170 W 1355 r. na prośbę rodu Mornerów margrabia Ludwik Rzymski,
przebywając w Czelinie, nadał gminie młyn położony między tym miasteczkiem a chyżą (tj. przedmiejską osadą rybacką), z wszelkimi dochodami, jakie
dotąd czerpali Henning Morner i jego synowie171. Do 1707 r. mieszkańcy mełli
F.W.A. Bratring, dz. cyt., s. 119; H. Berghaus, Landbuch..., s. 385.
A. Karge, Dampfmühle Wilhelm Karge, w: R.L. Busch, dz. cyt., s. 126; O. Röske, Bärwalder
Mühlen, w: tamże, s. 118.
165
F. Borchert, Windmühlen in Bärwalde, w: tamże, s. 118 i n.
166
Das Neumärkische Landbuch..., s. 11; CDB XIX, s. 57, 59; H.G. Ost , Die zweite deutsche Ostsiedlung im Drage- und Küddow-Gebiet, T. 1: Wandlungen im Siedlungsbild eines Abwanderungsgebietes, Leipzig 1939, s. 76.
167
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 9.
168
Das Neumärkische Landbuch..., s. 12.
169
Streiflichter durch Zellins Geschichte, „Heimatzeitung des Kreises Königsberg/Neumark” 7
(1956), s. 3.
170
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 36.
171
CDB XIX, s. 26.
163
164
78
Dawne młyny, folusze i tartaki w ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
jednak zboże w młynie Kłosowa i tego roku zbudowano w korycie Odry tzw.
Schifsmühle obsługiwany wodą zasilaną przez Myślę i Kurzycę. Istniał jeszcze
ok. 1800 r.172
W 1718 r. młyn z łanem ziemi był też w Błeszynie (Blesen 1399, Alt
Blessin 1944), istniał on także w początkach XIX w.173
W 1333 r. margrabia Ludwik sprzedał Henrykowi von Sydowowi dziedziczny dochód w Wierzchlasie (Valkinvold 1333, Falkenwalde 1944), wsi na północ od Mieszkowic, wraz z 32 szeflami zboża we młynie koło wsi (in molendinum
proce dictam villam)174. Nie wspomniano go w 1337 ani w 1718 r. A może młyn
ten należał potem do Goszkowa (Gostow 1333, Gossow 1337, 1944), zniszczonego (desertum) w 1337 r., i to w 1742 r. Kleine Mühle według księgi zmarłych
z Goszkowa175. W Goszkowie młyna w 1337 r. nie wspomniano, jednak w 1353
r. margrabia Ludwik Rzymski nadał wieś mieszczanom frankfurckim Mikołajowi
i Janowi Nymikom wraz z młynem, tak jak wcześniej posiadał pan na Drezdenku
Betkin von der Osten (który tu posiadaczem w 1338 r.)176. Margrabia Otton
w 1369 r. przekazał Mornerom 20 łanów po Gunterze von Wedlu (ten znany
tu w 1354 r.) i cztery łany opuszczone wraz z dochodem 16 szefli żyta z młyna,
a w miesiąc później tenże przekazał Degenhardowi von Wesenborgowi część wsi
(sołectwo?) i 16 szefli żyta rocznej renty z młyna, tak jak posiadał ją wcześniej Gunter
von Wedel177. W 1700 r, wzmiankowano tu wiatrak, w 1718 r. – nowy młyn178.
W Sitnie (Schonenuelde 1337, Schönfeld 1944) nowy młyn istniał
w 1718 r.179
Alte Mahl-, Walk- und Schneidemühlen
in den Ländern Königsberg und Bärwalde
Im Beitrag wurde die Problematik der Mühlen und Mühlensiedlungen
in den Ländern Königsberg und Bärwalde in der ehemaligen Neumark (heute
Streiflichter...; G.W. Forch, Neumarkische Schiffmühlen, „Die Heimat” 6 (1929).
CDB XIX, s. 12.
173
P. Schwartz, Die Klassifikation..., s. 37; F.W.A. Bratring, dz. cyt., s. 1212.
174
CDB XIX, s. 12.
175
K. Otto, Bausteine zu einer Chronik der Parochie Gossow, KK 3 (1928), s 179.
176
ReHN I, s. 248.
177
CDB XVIII, s. 142–143.
178
K. Otto, Aus der Geschichte einer alten Windmühle in Gossow, KK 6 (1931), s. 117; P. Schwartz,
Die Klassifikation..., s. 18.
179
Tamże.
172
79
Edward Rymar
im südlichen Gebiet des Kreises Gryfino/Greifenhagen) behandelt. In hydrografischer Reihenfolge (weil die Wassermühlen durch Jahrhunderte hindurch
an das Ufer des antreibenden Fließgewässers platziert wurden) sind es die
Mühlen im Einzugsgebiet der Röhrike (ausgenommen ihren Oberlauf in der
Gegend von Bad Schönfließ) und ihrer Zuflüsse (besonders der Beeke), in den
Einzugsgebieten der Schlibbe, der Kuritz und anderer kleinerer Zuflüsse der
Oder zwischen der Mietzel- und Röhrikemündung.
Eine Hälfte des Textes wurde den Stadt- und Walkmühlen von
Königsberg/Nm. gewidmet, die durch die ältesten und immer noch unklaren
Quellenüberlieferungen belegt werden. Es sind: die Graupen/Krupin-Mühle,
die Vierraden-Mühle, die Schwedter Mühle, die Heyster-Mühle mit einer
Walkmühle, einem Eisenhammer, einer Schleif- und Schneidemühle. Mit
Königsberg und dessen Stadtdörfern waren auch die Mühlen im Beeketal (die
Unter-Mühle, die Ober-Mühle, die Mühlen von Wrechow, Rehdorf, Hanseberg)
und im Tal der unteren Röhrike (die Reichenfelder Mühle, die Nahausener
Mühle) verbunden.
Im Tal der Oder (der Melitze) zwischen Zehden und Schwedt befanden sich Wasser- und Windmühlen in Grabow, Raduhn, Nieder Saathen, in
der Gegend von Zehden, in Hohenlübbichow (die Reineckes Mühle), Peetzig
(die Pätziger Schneidemühle), Grüneberg, Niederwutzen (die Johannesmühle),
Eichhorn (die Eichhornmühle).
Im Einzugsgebiet der Schlibbe in der Gegend um Mohrin entstanden im
Mittelalter die Krumpholz-Mühle, die Guhdener Mühle, die Latzkower Mühle,
die Kleine Mühle. Im Einzugsgebiet der Kuritz gibt es Spuren der Dorfmühlen
in Falkenwalde, Gossow, Schönfeld, Voigtsdorf, Klossow, Zellin, Alt Blessin sowie der Stadtmühlen von Bärwalde: der „Mittel-Mühle“, der „Heiligen-GeistMühle“ und der „Unter-Mühle“ im 14. Jahrhundert, dann der Rathsmühle, der
Grubnisse/Obermühle, der Rothen Mühle.
Übers. v. K. Gołda
80
Edward Rymar*
Pyrzyce
Czelińsko-kłosowski
ród Mornerów
w wiekach średnich
W XIV w. bardzo wpływowym rodem rycerskim w Nowej Marchii byli
Mornerowie (Moriner, Morner, bez partykuły de, von) z lennami w ziemi chojeńskiej, zwłaszcza mieszkowickiej. Kierując się motywem herbu (ułożony poziomo
dębowy pień, z którego wyrastają trzy zielone gałązki), znanego już na dokumencie z 1319 r.1, autor monografii rodu wyprowadzał go z Turyngii, skąd rycerstwo
udawało się do Starej Marchii (Altmark), w tym wypadku do byłego hrabstwa
Grieben nad Łabą koło Salzwedel. W tym regionie stwierdzono bowiem wiele
herbów rycerskich z podobnym drzewnym motywem. Tam też jest wieś Morin,
dziś Mehrin, która widocznie dała nazwę rodowi. Stąd nazwa wsi mogła być
przez nich przeniesiona do wsi More, Morin (już w 1351 r. opuszczonej) opodal Czelina na lewym brzegu rzeki Odry, która była nową siedzibą rodu. Nazwa
sławnego przodka, początkowo przydomkowa: von Morin, posłużyła potem za
nazwisko Moriner. Może byli spokrewnieni z chojeńskimi Bellingami (podobny
herb) i krótko po 1250 r. przybyli na ziemię lubuską (wieś Morin)2.
* Prof. dr hab. Edward Rymar jest emerytowanym pracownikiem Instytutu Historii i Stosunków
Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego, wieloletnim dyrektorem Pyrzyckiej Biblioteki
Publicznej, autorem kilkuset publikacji głównie dotyczących średniowiecznych dziejów Pomorza
i Nowej Marchii.
1
C. v. Warnstedt, Die von Morner. Ein schloßgesessenes Adelgeschlecht der Neumark, „Ostdeutsche Familienkunde” 12 (1964), s. 353; G.A. v. Mülverstedt, Der abgestorbene Adel der Provinz
und Mark Brandenburg, Nürnberg 1880, s. 63, tab. 36; tenże, Der abgestorbene Adel der Provinz
Pommern, Nürnberg 1894, s. 62
2
C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 353–354. Wcześniej Paul von Niessen gotów był uznać ich rodzime
81
Edward Rymar
Herb Mornerów i Bellingów
Pierwszego przedstawiciela w Nowej Marchii w osobie giermka (łac. famulus, niem. Knappe) Henninga (Jana) I spotykamy w 1298 r. jako świadka fundacji kolegiaty myśliborskiej przez margrabiego Albrechta III, przedstawiciela
młodszej linii Askańczyków, panujących w ziemi myśliborskiej, mieszkowickiej.
Tenże zapewne Henning (ale jako bezimienny Mornere), już rycerz (łac. miles,
niem. Ritter), wystąpił wśród panów Nowej Marchii, którzy 29 września 1319 r.
znaleźli się w Choszcznie w otoczeniu księcia wołogoskiego Warcisława IV,
przejmującego władzę w Brandenburgii jako kurator małoletniego margrabiego
Henryka II po śmierci margrabiego Waldemara3. Wystąpił też 4 października
tegoż roku w Chojnie, gdzie Warcisław, dla pozyskania mieszczan, wystawiał
im przywilej, i tamże 26 października, gdy książę czynił nadanie dla Horkerów,
rodu z okolic Gorzowa4. Henning był dostojnikiem do 1322 r.5 Bez ryzyka lennem Henninga I w latach 1298–1320 możemy czynić Kłosów, Czelin, Wicin.
Współczesny mu Henryk (brat?) był obecny 13 stycznia 1320 r. w Moryniu przy
fundacji przez wdowę po Ludolfie von Borne ołtarza z dochodami z młyna
w Mieszkowicach6.
Już może od ok. 1300 r. były dwie linie, czelińska i kłosowska, co udokumentowane jest dopiero w latach 1354–1373 i 1455–1500.
Jednego z reprezentantów omawianego rodu, rycerza Mornero, spotykamy w otoczeniu nowego margrabiego Ludwika Starszego, gdy ten 3 maja 1325 r.
wystawiał dokument w Gorzowie. W 1337 r. w Księdze ziemskiej poznajemy
pierwszą posiadłość lenną Mornerów. Rodzina miała 10 łanów w Kłosowie
i młyn nowo założony7. Do znaczenia doszli od lat czterdziestych XIV w. synowie Henninga. Henryk (II) wystąpił w 1346 r.8 Ciż bracia: Heyne (Henryk),
Reinicke (Reinhard) i ich kuzyni: Henning (III) i Dietrich (Tide, Diderik lub
Tilo, syn Henryka I) zakupili od Steglitzów Barnówko, wtedy miasteczko (oppipochodzenie, z nazwiskiem od Morynia („Moriner”), jednak herb rodu nie ma nic wspólnego
z herbem miasta. P. v. Niessen, Geschichte der Neumark im Zeitalter ihrer Entstehung und Besiedlung, Landsberg a.W. 1905, s.159.
3
Codex diplomaticus Brandenburgesis, hg. v. A.F. Riedel Berlin 1838–1869 (dalej: CDB), Bd. XVIII, s. 442, XI, s. 132.
4
Tamże, T. II, Bd. I, s. 447; Pommersches Urkundenbuch, Stettin 1868–1934, Bd. V, nr 3300.
5
CDB XVIII, s. 219: 3.02.1320 Choszczno (nadanie Warcisława IV dla pyrzyckich augustianek).
C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 354: 1322.
6
CDB XIX, s.11
7
CDB XVIII, s. 378. Dokument datowany przez Warnstedta na 1344 r. należy do lat 1352/64.
8
Tamże, XIII, s. 255.
82
Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich
dum), co margrabia zatwierdzał im 28/30 września 1347 roku „do wspólnej ręki”
z Uchtenhagenami9.
Od lata 1348 r. Mornerowie stali się podporą margrabiego Ludwika
w jego trudnych czasach walki z Pseudo-Waldemarem. Otton obecny był
15 czerwca 1348 r. przy nadaniu dla klasztoru w Choryniu, jako prepozyt margrabiego w Czelinie10. Dietrich, prepozyt Mieszkowic i kapelan margrabiego, 7 (14?)
października 1348 r. otrzymał od niego dochody we wsi Otwick i Cruschick11,
a w listopadzie mianowany został wójtem okręgu Chojny; otrzymał rentę z Morynia i ekspektatywę na lenno Hintzego Junge12. Mornerowie i Uchtenhagenowie przed 3 stycznia 1349 r. zostali wójtami w zachodniej Nowej Marchii, bo
tego dnia za wierne służby i poniesione szkody margrabia przekazał Dietrichowi
i jego bratu Ottonowi dziedzicznie na wieczne czasy wsie Othwick, Cruschzick,
Medevitz i Tribineken, dotąd posiadane w lenno13. Tego dnia margrabia czynił
Hassona II von Wedla ze Złocieńca wójtem w północnej części kraju, zaznaczając, że ma takie uprawnienia, jak Mornerowie i Uchtenhagenowie14.
Główną postacią rodu stał się Dietrich. Studiował w Bolonii, gdzie był
immatrykulowany w 1336 r. Po powrocie do kraju, podczas epidemii „czarnej
śmierci” i walk ze stronnikami Pseudo-Waldemara, najpierw w 1348 r. jest kapelanem margrabiego, jego notariuszem i prepozytem Mieszkowic15. Tenże margrabia w nagrodę za pertraktacje ze zbuntowanymi miastami (Chojną, Trzcińskiem, Myśliborzem), popierającymi dotąd samozwańca, 6 stycznia 1349 r.
ponownie zatwierdzał braci Ottona, Henryka, Reinekina i ich kuzyna Dietricha oraz Henninga i Arnolda von Uchtenhagenów w dziedzicznym posiadaniu
Tamże, XXIV, s. 41.
Tamże, XIII, s. 257.
11
H. Bier, Märkische Siegel, 1. Abt.: Die Siegel der Markgrafen und Kurfürsten von Brandenburg,
Teil 2: Die Siegel der Markgrafen aus dem Hause Wittelsbach, Berlin 1933, s. 303, nr 100.
12
A. Czacharowski, Społeczne i polityczne siły w walce o Nową Marchię w latach 1319–1373 ze
szczególnym uwzględnieniem roli możnowładztwa nowomarchijskiego, Toruń 1968, s. 67, 145.
13
CDB XII, s. 492; Urkundenbuch zur Geschichte des schloßgesessenen Geschlechts der Grafen
und Herren von Wedel, hg. v. H.F. v. Wedel, Leipzig 1885–1891 (dalej: UBW), Bd. III/1, s. 7, który
jak Karl Kletke (Regesta historiae Neomarchicae [dalej: ReHN], Bd. I, „Märkische Forschungen”
10
[1867], s. 225) identyfikuje Cruschzick z Neuendorfem w XV w. w Łęgu Odry. Według Ernsta Muckego to zaginiona wieś koło Mieszkowic, z nazwą od krusik, grusik = gruszka, starosłow.
chrusa. E. Mucke, Die slavischen Ortsnamen der Neumark, „Schriften des Vereins für Geschichte
der Neumark” 7 (1898), s. 150 i n. To skojarzenie Cruschick z Neuendorfem stało się po 1945 r.
podstawą na wprowadzenia dla wsi Neuendorf koło Gorzowa nazwy Chróścik.
14
CDB XVIII, s. 19
15
C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 355: 1336 (tam źródło); 18.08.1347, 23.09.1350, 26.05.1360 (CDB
XII, s. 159; XIX, s. 18, 30; XII, 303 i n.); wg Das Bistum Brandenburg, Berlin 1941, Bd. 2, s. 519,
z wątpliwościami.
9
10
83
Edward Rymar
miasteczka (civitas) Barnówko wraz z młynem, łąkami, potokami, pastwiskami,
lasami, ziemią orną i leżącą odłogiem, jak posiadali Henryk Młodszy von Stegelitz i jego synowie Henning i Bertram. Zastrzegał też, że kiedy zagospodarują
należącą do miasta nieuprawianą ziemię, otrzymają jej zatwierdzenie16.
W 1350 r. margrabia nadał ekspektatywę na lenno rodu Witte w Łukowicach, Wysokiej chojeńskiej i dwór (curia) Neuenhagen (w łuku Odry na zachód
od Cedyni) z dwoma przynależnymi wsiami – prepozytowi Mieszkowic (Bernwolde) Dietrichowi, jego braciom Henrykowi, Ottonowi, Reinickinowi i ich kuzynowi (oheimen) Henningowi, a także Dietrichowi. Miała to być rekompensata za
szkody i więzienie Henninga (II), ich zmarłego brata17. Ci bracia i kuzyni otrzymali dziedzicznie czynsze łanowe w Trzcińsku, ale dopiero po śmierci plebana
Gorzowa Mikołaja von Garthowa18. Dietrich zaś, kapelan, protonotariusz margrabiego i dziekan kolegiaty myśliborskiej (29 marca 1350 r., 20 marca 1351 r.)19,
prepozyt myśliborski (22 lipca 1351 r., 25 lutego 1353 r.) i kanclerz (22 wrzenia 1356 r.)20, był w 1350 r. też altarzystą ołtarza w nowej kaplicy w Drawsku,
ufundowanej przez Wedlów. Z braćmi Ottonem i Reinikinem otrzymał 21 października 1351 r. dom w Barlinku po Żydzie Meyerze21, co jest konsekwencją
pogromów prowadzonych w związku z „czarną śmiercią”. Z końcem września
Henryk, Otton i Reinekin, za wydatki poniesione w służbie państwowej, wraz
z Wedlami i Uchtenhagenami otrzymali wójtostwo okręgów Chojna, Myślibórz,
Mieszkowice, Trzcińsko, Lipiany22. Mornerowie dostali inwestyturę „do wspólnej ręki” m.in na Barnówko (15 grudnia 1351 r.)23. Henning III zmarł w 1350/51
r. Jego brat Dietrich II będzie występował do roku 1373.
Otton był przy Ludwiku w Chojnie 4 października 1351 r. wśród świadków czynności prawnej, umieszczony po rycerzach; jako wójt „w Chojnie” wystąpił 14 grudnia 1351 r.24 Kolejne awanse przyniosło mu przejęcie Brandenburgii po Ludwiku Starszym w grudniu 1351 r. przez Ludwika Rzymskiego. Wójt
Otton z braćmi Henrykiem, Reinikinem i kuzynem Dietrichem otrzymał bedę
CDB XXIV, s. 47.
Tamże, XIX, s. 18; ReHN I, s. 204; U. Wesche, Zur Geschichte des Amtsbezirks Wrechow. Umfassend die Dörfer Wrechow, Zachow und Altenkirchen im Kreise Königsberg-Neumark, Hachenburg
1935, s. 11.
18
CDB XIX, s. 75.
19
Tamże, XVIII, s. 224; B II, s. 330.
20
Tamże, B II , s. 951; XII, s. 73; Das Bistum..., Bd. 2, s. 519.
21
CDB XIX, s. 19.
22
Tamże, XVIII, s. 126; H. v. Wedel, Geschichte des schloßgesessenen Geschlechts der Grafen und
Herren von Wedel 1212–1402, Leipzig 1894, s. 143.
23
CDB XIX, s. 28.
24
Tamże, s. 224.
16
17
84
Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich
i prawo do wsi Neystorp prope Bernwolde, zatem chyba Kurzycka25. Następnego
dnia wraz z zarządem Nowej Marchii Dietrich (Thideke), Otto wójt Chojny,
ich bracia Heineke i Reineke oraz kuzyn Thideke za służby wierne otrzymali „do wspólnej ręki” (z prawem wzajemnego dziedziczenia) ojcowskie lenna
w Kłosowie, Wicinie i „More” (opuszczona wieś na polach Czelina w Łęgu Odry),
z prawami i dochodami, jak i później nadane im Barnówko, Odrzycko (Oderberg), Othwick i Crutzick26. Z powodu dalszego zadłużenia już następnego
dnia (16 grudnia) margrabia nadał im prawo bicia monety w mennicy chojeńskiej dla Nowej Marchii, w formie i rodzajach, jak to jest w zwyczaju w tym kraju
i na Pomorzu27. Przywilej ten czynił ich niemal regentami krajowymi28. Od czasu
bitwy pod Oderbergiem/Odrzyckiem (1349) ze stronnikami Pseudo-Waldemara
miejsce to, strategicznie ważne w ustawicznych wyprawach Wittelsbachów za
Odrę w toku walk z koalicją askańską, nie miało zapewne zamku, niewykluczone
więc, że Mornerowie otrzymali też prawo zbudowania go tam (o czym niżej).
Tymże wszystkim Mornerom oraz rycerstwu ziem chojeńskiej, mieszkowickiej i golenickiej 27 lutego 1352 r. w Myśliborzu margrabia przyrzekł zachować wszelkie przywileje29. Urząd wójtowski piastował w tym okręgu Otton,
ale 5 marca 1352 r. wszyscy czterej je na tych ziemiach otrzymali30, a 10 marca
w Chojnie, jak w Berlinie lub Szczecinie, także przywilej bicia monety we wszystkich miastach swego wójtostwa i prawo rozpowszechniania jej w całej Nowej
Marchii31. Bracia Heyne (Henryk), Reinike (Reinhard I) i Otton oraz ich kuzyn
Tide (tj. Dietrich; czy syn Henryka I?) 16 lipca 1352/64 r. otrzymali od margrabiego Ludwika Rzymskiego pobór bedy od chłopów w cysterskich wsiach Miro-
25
Tamże, s. 22–23. Zdaniem Czacharowskiegho Neystorp to wieś niezidentyfikowana, wg Kletkego to Voigsdorf/Kurzycko (ReHN I, s. 225), co chyba błędne.
26
CDB XIX, s. 224, 28; XII, s. 352; K.F. Klöden, Diplomatische Geschichte des für falsch erklärten
Markgrafen Waldemar von Brandenburg vom Jahre 1345–1356, Berlin 1845, Bd. 2, s. 97. More,
Othwick (Ortwig) to wioski w Łęgu Odry (ReHN I, s. 255), a nie zaginione koło Mieszkowic (jak
CDB). Inaczej przedstawia fakt Czacharowski: rozliczenie z urzędu 24 lipca 1351 r. Margrabia
zadłużony na 1860 grzywien brand. srebra dla pokrycia 120 grzywien nadał im miasto i zamek
Oderberg, a do czasu zapłacenia pozostałej sumy 660 grzywien została im przyznana renta z 9 wsi;
9 sierpnia ustanowił Ottona, Heynekina i kuzyna Thideke ponownie wójtami z okręgu MoryńChojna-Trzcińsko, Mieszkowice, Lipiany, lecz już bez współudziału z Uchtenhagenami; w październiku 1351 r. oddano im Oderberg. A. Czacharowski, dz. cyt., s. 68.
27
CDB XXIV, s. 55; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 98–100.
28
A. Czacharowski, dz. cyt., s. 68 i n.; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 98–100.
29
CDB XIX, s. 226.
30
Tamże, s. 24.
31
Tamże.
85
Edward Rymar
wo i Godków w ziemi chojeńskiej32. Otton nadal był wójtem Chojny w latach
1352–1354, towarzyszył margrabiemu w toku organizowania walki z koalicją
askańską33. Thiderik (Dietrich I), prepozyt myśliborski, jego bracia Heine, Otto,
Reinike i kuzyn Dietrich (II) złożyli 5 października 1352 r. sprawozdanie ze swej
działalności wójtowskiej. Po podliczeniu wydatków i szkód okazało się, że margrabia dłużny jest im jeszcze 587,5 grzywny brandenburskiej srebra. Suma ta
miała być pokryta ze świadczeń płaconych tytułem orbedy z Morynia i Mieszkowic. Ponadto otrzymali połowę dochodów z mennicy w Moryniu, z potrąceniem
70 grzywien, które w niej pobierał Thile Brucke; dalej bedę mięsną, pieniężną,
zbożową i kurzą w Mirowie i Godkowie, a także połowę opłat sądowych, które pobrano z tego wójtostwa podczas ich urzędowania. Margrabia zabronił też
pociągania ich przez dwa lata do odpowiedzialności sądowej za długi, w które
popadli z tego powodu34.
Dietrich (I), pełniący w kancelarii margrabiów nieprzerwanie od 1348 r.
funkcję kapelana i notariusza35, już 4 czerwca 1353 r. był też prepozytem w Bernau; 15 września z braćmi i kuzynami oraz Uchtenhagenami otrzymał prawo
budowy zamku w Odrzycku36. Z tytułu dalszego zadłużenia margrabiego wraz
z braćmi Ottonem i Reineke otrzymał 4 października 1354 r. Neuendorf koło
Oderbergu i Rehberg koło Bernau37. Szczytem potęgi rodu był dzień 7 października 1354 r. (19 maja 1355 r.), kiedy to Otton wszedł w skład czteroosobowej
rady powołanej do rządów regencyjnych w Nowej Marchii pod kierunkiem Hassona von Wedla ze Złocieńca38. Dietrich piastował w 1355 r. urząd kuchmistrza
(coquine magister transoderam, Kuchmeister) Nowej Marchii39. Wszyscy, wraz
z kuzynem Tile, po swej prośbie otrzymali 25 września 1355 r. miasteczko Czelin, młyn między miastem i chyżą z dochodami i prawami, jakie ich ojciec Henning i oni sami posiadali40. Tu więc dopiero uzyskujemy pewność, że w Kłosowie
i Czelinie lenno posiadał Henning I.
CDB XIX, s. 14 z datą 1344; zmiana datacji przez H. Biera, dz. cyt., s. 181.
CDB XIX, s. 211: 10.03.1352 w Chojnie; XXIV, s. 57: kwiecień 1352 r. w obozie pod Saarmund;
XVIII, s. 298: 25 kwietnia, Strzelce; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 118: 22.04.1352 w Myśliborzu, s. 158:
8.06.1353 w Chojnie; CDB XX, s. 222: 23.04.1354.
34
CDB XIX, s. 77–78; ReHN I, s. 237 z datą 6 sierpnia; UBW III/1, s. 65; A. Czacharowski,
dz. cyt., s. 69.
35
7.05.1353 – CDB XIX, s. 47 i 20.02.1366 – tamże, s. 144; wg Das Bistum..., Bd. 2, s. 519.
36
K.F. Klöden, dz. cyt., s. 158, 170–171.
37
Tamże, s. 221.
38
Tamże s. 254; CDB XVIII, s. 133.
39
CDB XVIII, s. 302: 17.02, 18.06.1355; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 271: 16.10.1355.
40
CDB XIX, s. 26; K.F. Klöden, dz. cyt., s. 264.
32
33
86
Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich
Od 1360 r. Dietrich (I) jest poza kancelarią, w licznych dokumentach występuje jako prepozyt Bernau41. Za straty poniesione przy budowie zamku w Odrzycku Mornerowie otrzymali 23 kwietnia 1363 r. targ rybny w Czelinie42. Gerard
9 czerwca 1362 r. wystąpił w Choszcznie43. Już w 1367 r. w Barnówku byli po Mornerach Wedlowie44. Heyne (Henryk I) Morner wystąpił jeszcze podczas zjazdu
krajowego w Myśliborzu 25 czerwca 1364 r.45 Bracia Otton i Reineke I oraz ich kuzyni Tydeke (II?) i Reineke (Reinhard II) byli w 1368 r. burgmanami margrabiego
Ottona w nowym zamku Stolzenburg koło Morynia. Otton, z tytułem sędziego
dworskiego (curie iudicie, Hofrichter; 27 lutego 1369 r.)46, razem z Reinekinem I
i kuzynem Reynekinem II otrzymał 14 listopada 1369 r. 20 łanów w Goszkowie,
byłe dożywocie wdowy po Gunterze von Wedlu i 21 łanów opuszczonych, wraz
z lennem kościelnym, dochodami z młyna, bedą i innymi dochodami, a także
bedę w Mętnie, Kierzkowie, Bielinie. Otto, jako pan na Czelinie i Kłosowie, pełnił swą funkcję sędziego dworskiego, kuchmistrza i starosty (Landeshauptmann)
Nowej Marchii w styczniu 1371 r. i do końca rządów Wittelsbachów, bo jeszcze
29 czerwca 1373 r. wystąpił w tym charakterze w Tangermünde47. Reineke I i Tide
(Dietrich I) wystąpili też 17 czerwca 1371 r.48, a Dietrich II jeszcze w 1373 r.49
Po 1373 r., w czasach Luksemburgów w Brandenburgii, Mornerowie nie
odgrywają już żadnej roli politycznej, nie pojawiają się w zachowanych źródłach.
W 1402 r. Krzyżakom jako nowym władcom Nowej Marchii hołdowali kuzyni:
Erazm na Czelinie i Henning IV na Kłosowie (1403)50. Tenże Erazm z bratem
H. Bier, dz. cyt., s. 308, nr 121; CDB XVIII, s. 138: 1363.
Repertorium der im Kgln. Staatsarchive zu Königsberg i. Pr. befindlichen Urkunden zur Geschichte
der Neumark, hg. v. P. v. Niessen, „Schriften des Vereins für Geschichte der Neumark” 3 (1895),
nr 38; UBW III/2, nr 110.
43
Ludwik Rzymski 14 czerwca 1362 r. potwierdzał, że Piotr Molner, mieszczanin Gorzowa, kupił
8 łanów we wsi i w obrębie wsi Stanowice, z których 6 u Kunona von Winningena, a 2 u Zygfryda Winningena i nadał z nich dochody z tytułu sądu ołtarzowi Wszystkich Świętych w kościele
parafialnym w Gorzowie, do czego margrabia dodał bedę. CDB XVIII, s. 400. Za przynależnością
tego Piotra do rodu Mörnerów opowiedzieli się C. Gahlbeck, Zisterzienser und Zisterzienserinnen
in der Neumark, Berlin 2002, s. 356, za nim E. Syska, Dokumenty Gorzowa Wielkopolskiego z lat
1257–1373, Gorzów Wlkp.–Poznań 2006, nr 72. Myślę, że to jednak znany skądinąd Piotr Molner!
44
CDB XVIII, s. 137: 1362; UBW III/2, s. 62, nr 110: 1367.
45
CDB XXIV, s. 60.
46
CDB XIX, s. 84; UBW III/2, nr 144. C. v. Warnstedt (dz. cyt., s. 355) przypuszcza, ze Reinhard
II mógł być synem Henryka III (którego nie znam).
47
CDB XVIII, s. 142: 1369; H. v. Wedel, dz. cyt., s. 176: 1371; CDB XXIV, s. 86: 1373.
48
CDB XIX, s. 31.
49
Tamże, s. 31: 1371; C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 355: 1373.
50
R. Eckert, Geschichte von Landsberg a.d. Warthe, Stadt und Kreis, Landsberg 1890, s. 79; C. v.
41
42
87
Edward Rymar
Ottonem II na Czelinie w 1411 r. sprzedawał Krzyżakom dochody z połowy komory celnej w Czelinie51; wystąpił w 1423 r. wraz z radą Chojny w sporze z brandenburskim wójtem wkrzańskim ze Stolp i Schwedt i jako burmistrz Chojny
w 1425 r.52 Mogli oni być wnukami Ottona I53. W następnej generacji znany jest
Hipolit na Kłosowie, który 11 listopada 1433 r. podpisywał akt związku obronnego rycerstwa54. Mornerowie z Czelina uczestniczyli w1446/47 r. w napadzie
rabunkowym na wrocławskiego kupca55. Imali się więc zapewne i zwyczajnych
rozbojów odrzańskich.
Dietrich (Tyde, Tyle) IV, znany z 1445 r., spotykany jest na Pomorzu
w służbie książąt słupskich56, a więc wywędrował z ojczyzny; wspomniano go jako
pana na Kłosowie (1449), zmarł w latach 1479/9957. To zatem on wraz z Hansem
(Jan VI Młodszy, Henning) na Czelinie hołdował elektorowi brandenburskiemu
w 1454 r.58 Współczesny im Jan V Starszy na Kłosowie (brat Hipolita?), występujący w źródłach od 1458 r. – zmarł w 1491 r.59 Hans z Kłosowa i Hans (Jan VI
Młodszy) na Czelinie wystąpili w 1476 r.; Dietrich był współwłaścicielem sądu
dworskiego (Hofrichter) w Mieszkowicach do 1487 r.60, a jego następcą w tej
roli był Hans Starszy z Kłosowa (1490). W 1491 r. tenże Hans, Hans Młodszy
i ich kuzyn Bernt (Bernard I), wszyscy z Kłosowa i Czelina oraz opuszczonej wsi
More, byli posiadaczami czternastu łanów w Wicinie61. Synowie Jana VI – Hans
VII Młodszy (ok. 1476–1500/20 ) i Bernard I (1491–1500/20) – byli ostatnimi
z tej linii na Kłosowie i Czelinie62. W 1493 r. Jan (więc Hans VII) wystąpił w roli
patrona kościoła w Kłosowie i wikarii w Mieszkowicach63.
Warnstedt, dz. cyt., s. 356: 1403. W 1407 r. Świętobor, książę szczeciński, nadał joannitom bedę
z 6 łanów w Lubanowie koło Bań, posiadaną przedtem przez Mornerów. H. Hoogeweg, Die Stifter und Klöster der Provinz Pommern, Bd. 2, Stettin 1925, s. 899; A. Breitsprecher, Die Komturei
Rörchen-Wildenbruch. Geschichte des Landes Bahn und Wildenbruch, Stettin 1940, s. 123. Czy
dotyczy to jednak nowomarchijskich Mornerów?
51
Repertorium..., nr 275; C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356.
52
CDB XIX, s 322, 90.
53
Tak C. v. Warnstedt, dz, cyt., s. 356.
54
R. Eckert, dz. cyt., T. 2, s. 43.
55
Repertorium..., nr 1132.
56
Tamże, nr 1073.
57
CDB XIX, s. 372: 1449; C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356.
58
CDB XIV, s.161.
59
C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356.
60
ReHN II, s. 290: 1476; CDB XIX, s. 407, 414: 1487.
61
CDB XIX, s. 415: 1490, s. 55: 1491.
62
C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356.
63
Diplomatische Beiträge zur Geschichte Pommerns aus der Zeit Bogislafs X., hg. v. R. Klempin,
Berlin 1859, s. 109, nr 902.
88
Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich
W marcu 1499 r. hołdowali w Chojnie elektorowi kuzyni Hans, Bernard
i Ludwik z Kłosowa i Czelina, otrzymując potwierdzenie lenn wraz z opuszczonymi polami wsi More, czternastoma łanami w opuszczonym Wicinie i łanem
w Bielinie64. Ludwik, syn Jana V Starszego, znany od 1458 r., ok. 1520 r. połączył posiadłości i założył nowożytną linię Mornerów. Jego synowie to Piotr I
(ok. 1500–1584) i Henryk, zmarły w 1547 r.65 Barbara, córka Bernarda z Czelina, była mniszką w Cedyni. Aktem margrabiego Jana kostrzyńskiego z 17 maja
1536 r. otrzymała ona w dożywocie rentę sześciu reńskich guldenów z dóbr ojca66. W matrykule wojskowej z 1565 r. ród zobowiązany był do służby zbrojnej
trzykonnej67. Joachim z Kłosowa (1569)68 w 1571 r. otrzymał wraz z Piotrem
z Kłosowa, Wulffem i Ludwikiem z Kłosowa i Czelina, synami Henryka, elektorski list lenny69. Mornerowie z Czelina i Kłosowa w 1572 r. mieli jedną czwartą pól opuszczonego Wicina, w Kłosowie Wulf posiadał w 1588 r. cztery łany,
w 1558 r. wykupione od chłopa bez konsensu władcy, podobnie dalsze cztery od
1568 r. Hans od 1585 r. miał trzy łany, tyleż samo Baltzer od roku 1587. Razem
w ich posiadaniu były 24 łany oraz tych 14 bez konsensu. W 1572 r. Joachim
i Piotr z Czelina/Kłosowa mieli tamże 32 łany; Wolf – 12 łanów, Ludwik z bratem – osiem. W 1588 r. elektorscy rachmistrze spisowi zanotowali, że zmarły już
Piotr przed 24 laty kupił cztery łany od chłopa bez konsensu i obecnie mieszka
tam wdowa po nim. Ludwik miał cztery lany od 1585 r., Hans również cztery
od 1582 r., Balzer dwa od 1584 r.70 Ludwik II, syn Henryka, był marszałkiem
i nadłowczym dworskim brandenburskim. Zmarł w 1593 r. Miał synów: Ottona,
zmarłego w 1612 r. w Szwecji, dokąd wywędrował ok. 1600 r., Ernesta Fryderyka
(1561–1614) i innych71. Ich potomstwo należy już do okresu nowożytnego, którym się tu nie zajmujemy.
CDB, Teil III, Bd. II, s. 439; XIX, s. 57.
C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356.
66
C. Gahlbeck, Zisterzienser..., s. 386.
67
C. v. Eickstedt, Beiträge zu einem neueren Landbuch der Mark Brandenburg, Magdeburg 1840,
s. 46.
68
ReHN III, s. 418.
69
C. v. Eickstedt, dz. cyt., s. 65.
70
H.G. Ost, Die zweite deutsche Ostsiedlung im Drage- und Küddow-Gebiet, T. 1: Wandlungen im
Siedlungsbild eines Abwanderungsgebietes, Leipzig 1939, s. 69, 74, 78 i n.
71
C. v. Warnstedt, dz. cyt., s. 356 i n. O szwedzkiej linii rodu zob. Eine deutsch-schwedische
Adelsfamilie im Ostseeraum. Das „Geschlechtregister” der Mörner (1468–1653). hg. v. H.J. Langer,
J.E. Olesen, mit Vorwort v. M. Mörner, Greifswald 2001 (rec. w „Baltische Studien” 87 [2001],
s. 208–209).
64
65
89
Edward Rymar
Das Geschlecht Morner
auf Zellin und Klossow
im Mittelalter
Das Rittergeschlecht Morner war in die Neumark aus der Altmark gekommen und siedelte sich im Land Bärwalde an, wo der erste bekannte Vertreter
dieser Familie Hennig I. (1298) war. Am einflussreichsten war das Geschlecht
um die Mitte des 14. Jahrhunderts, in den Jahren der Kämpfe mit den Anhängern des sog. falschen Woldemar, des usurpatorischen Markgrafen von Brandenburg (1348–1356). Die Morners dienten den Markgrafen aus dem Haus der
Wittelsbacher: Ludwig dem Älteren, Ludwig dem Römer, Otto VIII. Es waren
die Brüder Heinrich (II.), Otto, Reinicke (Reinhard), Dietrich (I.) und ihre Vetter Dietrich II. und Henning (III.). Die Hauptfigur der Familie war der Geistliche Dietrich (I.). Nach dem Studium in Bologna (immatrikuliert 1336) war er
Kaplan des Markgrafen Ludwig des Älteren, sein Notar, Protonotar und zugleich
auch Propst in Bärwalde, Dekan (1350), anschließend Propst des Stiftskapitels
in Soldin (1351), Propst in Bernau und schließlich Kanzler und Küchenmeister
(coquinae magister) der Neumark (1356–1366). Seine oben genannten Brüder
bekleideten in dieser Zeit das Vogtamt in Königsberg/Nm. und wurden für ihre
Dienste mit zahlreichen Einnahmen (Berneuchen, Altenkirchen, Wittstock,
Bad Schönfließ, Voigtsdorf; im Oderbruch: Othwick, More, Crutzick) belohnt.
Die Hauptsitze der Familie waren das Dorf Klossow und seit 1355 die
Kleinstadt Zellin an der Oder. Seit den Luxemburgern (1373) spielten die Morners ihre bisherige Rolle nicht mehr und gaben sich mit ihren Lehen in Klossow
und Zellin zufrieden.
Einen Überblick über das Geschlecht Morner im Mittelalter liefert die
genealogische Tafel am Ende des Textes.
Übers. v. K. Gołda
90
Czelińsko-kłosowski ród Mornerów w wiekach średnich






































































91
Edward Rymar
Ryc. 1. Herb Mornerów G. A. Mülverstedt, Abgestorbene Adel der mark Brandenburg, Nürnberg 1880, Taf. 6 [ten
z gałęzią poziomą]
Ryc. 2. Herb Bellingen - J. T. Bahmihl,
Pommersches Wappenbuch, Bd II Berlin
1846, Taf. XXIX
92
Piotr Frąckowiak*
Szczecin
Ikonografia denarów
chojeńskich bitych
w okresie panowania
Wittelsbachów
W drugim tomie „Rocznika Chojeńskiego” ukazał się artykuł Mirosława
Koreckiego, w którym to autor przybliżył czytelnikom dzieje mennictwa chojeńskiego1. Niniejsza praca ma na celu zwrócenie uwagi na monety bite w tym mieście w okresie rządów Wittelsbachów z perspektywy treści, którą niosły zamieszczone na nich wizerunki margrabiów oraz inne symbole. W artykule pominięto
znaczenie monety jako źródła historycznego2. W tej sytuacji opracowanie należy
traktować jako przyczynek do badań nad ikonografią monet brandenburskich
okresu panowania margrabiów bawarskich – Wittelsbachów, ukazaną na przykładzie miasta Chojna. Głównym celem artykułu jest próba interpretacji treści
ideowych, jakie pojawiały się na tych monetach.
O monecie brandenburskiej napisano niemało, jednak większość prac
albo miała na celu skatalogowanie i opisanie materiału numizmatycznego3, albo
omówienie historii mennictwa4, opisanie skarbów bądź też obiegu monetarne* Piotr Frąckowiak – magister filologii angielskiej i student historii na Uniwersytecie Szczecińskim. Zainteresowania badawcze skupia na numizmatyce wieków średnich oraz nowożytnej, ze
szczególnym uwzględnieniem ziem Pomorza Zachodniego i Brandenburgii.
1
M. Korecki, Mennica w średniowiecznej Chojnie, „Rocznik Chojeński” 2 (2010), s. 51–66.
2
Ostatnio o monecie jako źródle: S. Suchodolski, Numizmatyka średniowieczna, Warszawa 2012,
s. 29–88.
3
Np. klasyczne prace: E. Bahrfeldt, Das Münzenwesen der Mark Brandenburg, Berlin 1895 czy też
nowsze: H.-D. Dannenberg, Die Brandenburgischen Denare des 13. und 14. Jahrhunderts, Berlin 1997.
4
Dla interesującego nas obszaru np. T. Szczurek, Mennictwo zachodniopomorskie i brandenburskie
w XIV i XV wieku, „Prace i Materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi”,
93
Piotr Frąckowiak
go na ziemiach brandenburskich5. Piśmiennictwo polskie nie poświęciło mennictwu na ziemiach Brandenburgii większej uwagi6. Skupiano się na Pomorzu
Zachodnim, które po drugiej wojnie światowej prawie w całości znalazło się
w granicach państwa polskiego. Badania ikonograficzne nie odgrywały tu jednak
większej roli, analiza taka była ewentualnie dodatkowym aspektem opracowywanego zagadnienia7. Dla prezentowanej pracy przydatne okazały się również
ustalenia heraldyków8.
W XIV w. bito w Marchii Brandenburskiej, jak się wydaje, jedynie denary9. Co prawda mennictwo marchijskie sięga swymi początkami około połowy XII w., lecz do schyłku średniowiecza gospodarka pieniężna tego kraju
znajdowała się w rękach margrabiów10. Zdecentralizowana produkcja mennicza
w skali całej marchii była wynikiem podziału Brandenburgii na okręgi mennicze.
Nowa Marchia „należała albo do dystryktu berlińskiego, albo na równi z Marchią
Wkrzańską tworzyła jeszcze dalsze dwa odległe dystrykty”11. Jednym słowem
mogła być Nowa Marchia samodzielnym dystryktem menniczym. Jej główne
miasto, Chojna, otrzymało prawo otwarcia mennicy w roku 1335 od margrabiego Ludwika I Starszego12.
Wizerunki czternastowiecznych monet bitych w Chojnie odnaleźć można we wspominanej już pracy Emila Bahrfeldta pod numerami od I-678 do I-687
na tablicy 2013. Hans-Dieter Dannenberg natomiast podaje, że jedynie denarki
figurujące u Bahrfeldta pod numerami 678–682 były bite w Chojnie, a i ta klasyfikacja jest niezupełnie pewna14. Analiza stempla tych monet może dostarczyć
wielu interesujących informacji co do tego, co pan menniczy chciał przekazać
Seria numizmatyczna i konserwatorska, 5 (1985), s. 75–89.
5
Zob. T. Szczurek Obrót pieniężny w Nowej Marchii w okresie askańskim (ok 1250–1319), Warszawa 2007, tam literatura.
6
Wyjątek to cytowany tutaj wyżej Tadeusz Szczurek.
7
Zwraca na to uwagę w swojej pracy Witold Garbaczewski, podając we wstępie przegląd stanu
badań numizmatycznych od strony ikonograficznej. Zob. W. Garbaczewski, Ikonografia monet
piastowskich ok. 1173–1280, Warszawa–Lublin 2007, s. 7–17.
8
E. Syska, Najstarsza pieczęć większa Chojny – próba analizy historyczno-ikonograficznej, w: Pieczęcie herbowe – herby na pieczęciach, red. W. Drelicharz, Z. Piech, Warszawa 2011, s. 273–292;
A. Gut, Rozwój i symbolika herbu Chojny, w: Chojna i okolice na przestrzeni wieków, red. R. Skrycki, Chojna–Zielona Góra 2007, s. 23–35.
9
Zob. T. Szczurek, Mennictwo zachodniopomorskie..., s. 80.
10
Tamże, s. 78–80.
11
Tamże, s. 80–81.
12
M. Korecki, dz. cyt., s. 51; Bahrfeldt, dz. cyt., s. 249. Co ciekawe, już w 1365 r. mennica w Chojnie została zamknięta.
13
E. Bahrfeldt, dz. cyt., s. 248–251; E. Syska, dz. cyt., s. 277, przyp. 20.
14
Zob. H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s. 101, 102, 129, 137, 140, 141, 146, 148, 155.
94
Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów
swoim poddanym. Tadeusz Szczurek zauważył jednak, że średniowieczny odbiorca mógł mieć problem z odczytaniem znaczenia obrazu monety15. Trudno
tutaj jednoznacznie ustosunkować się do tego zdania. Z jednej strony napisy na
monetach w języku łacińskim, często na dodatek poddawane abrewiacji, faktycznie mogły być i zapewne były nie do odczytania przez współczesnych. Z drugiej zaś strony monety, ze swoją często dla nas obecnie niezupełnie zrozumiałą
symboliką, stanowiły „medium szczególnie dogodne dla manifestowania zamierzonych treści. W komunikacji pomiędzy władcą a poddanymi w dojrzałym
średniowieczu spełniały zatem monety rolę trudną do przecenienia”16. Jednak
i w tym wypadku zrozumienie znaczenia wizerunku stempla odnosiło się raczej
do najzamożniejszych i duchownych17. Wiązało się to z przynależnością monet
do kultury elitarnej, która je kreowała i trzymała nad nimi swoją pieczę.
Cechą charakterystyczną większości denarów brandenburskich z okresu
panowania Wittelsbachów jest przedstawienie na awersie postaci stojącego margrabiego trzymającego w rękach rozmaite przedmioty. Widać więc tutaj pewną
schematyczność, a zarazem unifikację przedstawianych obrazów18. Taki sposób
ukazywania władcy wywodził się zapewne, jak uważają badacze, z obrazów monet arcybiskupów magdeburskich i „po schyłek Wittelsbachów podlegał jedynie
zmianom ewolucyjnym”19. Denary skatalogowane u Bahrfeldta pod numerami
678–682 przedstawiają właśnie taki wizerunek margrabiego. Przed przejściem
do omawiania poszczególnych egzemplarzy warto ogólnie opisać ich symbolikę. Nieocenione w tym wypadku są przede wszystkim rozprawy Witolda Garbaczewskiego i Ryszarda Kiersnowskiego.
Najważniejsza dla niniejszego opracowania będzie osoba pana menniczego, czyli margrabiego. Jest to postać stojąca w ujęciu en face z odkrytą głową.
W każdym z przypadków to wizerunek całopostaciowy. Jak zauważa Garbaczewski: „Przedstawienia takie mogły przenosić dużo bardziej rozbudowaną symbolikę niż np. wizerunki głów, gdyż możliwość dodania zróżnicowanych insygniów
i atrybutów oraz uwidocznienia symbolicznych gestów rozszerzała znacznie tre15
„Sądzę, że możliwości średniowiecznego płatnika i odbiorcy, nawet przy założeniu, że byli oni
na ogół ludźmi niepiśmiennymi, są zbliżone do wyników interpretacyjnych współczesnego numizmatyka i historyka pieniądza, uzyskiwanych w toku postępowania badawczego”. T. Szczurek,
Rola stempla monety w okresie regionalizacji menniczej w Niemczech, w: XIII Ogólnopolska Sesja
Numizmatyczna w Nowej Soli. Stempel monet – obraz a słowo, Nowa Sól 2006, s. 80.
16
W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 7.
17
R. Kiersnowski, Moneta w kulturze wieków średnich, Warszawa 1988, s. 17.
18
Zob. T. Szczurek, Naśladownictwa monetarne we wschodniej części Niemiec w XII i XIII wieku,
w: XI Ogólnopolska Sesja Numizmatyczna w Nowej Soli. Fałszerstwa i naśladownictwa monet, Poznań 1998, s. 75.
19
T. Szczurek, Obrót pieniężny..., s. 28.
95
Piotr Frąckowiak
ści (i możliwości wyrazu) założonego przez emitenta przekazu monetarnego”20.
Istotnie, każdy z margrabiów przedstawionych na monetach zaopatrzony jest
w odpowiednie atrybuty. Nie są to jednak atrybuty powiązane z przedstawieniem władcy jako wojownika, a raczej symbole i atrybuty łączone ze sprawowaniem władzy i związanymi z nią prawami i obowiązkami. Wydaje się, że można
część z tych atrybutów przypisać kościelnej proweniencji. Zostaną one omówione szczegółowo przy opisywaniu poszczególnych monet. Wspólny jest jednak
strój margrabiów. Na każdym z denarów ubrani są oni w długą szatę sięgającą za
kolana. Nie są to jednakże paradne płaszcze, gdyż nie widać nigdzie spięcia pod
szyją. Bardziej prawdopodobne, iż są to tuniki, na które zakładano płaszcze21.
O dziwo, nie ukazano margrabiów w kolczugach, elemencie stroju będącym
atrybutem wodza wojownika. Idea władcy wojownika najwidoczniej nie miała
być na tych monetach eksponowana.
Na jednym z denarów (Bahrfeld [dalej: Bf.] I-678) pojawia się ukoronowana głowa pana menniczego w ujęciu en face w otoczce z trzech szpic i trzech
łuków. Ukazanie samej głowy wynikało najprawdopodobniej z kilku przesłanek.
Twarz była zazwyczaj rysunkiem w miarę prostym, niewymagającym od rytownika specjalnych uzdolnień, a zarazem oddającym „możliwie zwięzły i wyraźny
obraz emitenta, którego obecność gwarantowała dobroć użytego przy produkcji monety kruszcu”22. Podkreśla to również Ryszard Kiersnowski: „Sam fakt
umieszczenia takiej niepozornie wyrytej główki na stemplu monety nadawał
temu rysunkowi cechy symboliczne [...] nikt inny bowiem poza władcą, oprócz
postaci świętych nie mógł miejsca tego zajmować”23. Ludwik I otrzymał, jak wiadomo, prawo bicia monety od swojego ojca w Ludwika Bawarskiego24. Oznacza
to, że jeśli faktycznie to on figurował na omawianej monecie, to w pełni z przysługującym mu prawem.
Natomiast na awersie denar nr Bf. I-678 przedstawia stojącego margrabiego z dwoma pucharami (?) w rękach. Zarówno na awersie, jak i na rewersie
trudno zidentyfikować konkretną osobę. Schematyczne przedstawienie postaci
bez ukazania cech charakterystycznych nie pozwala wręcz na identyfikację, choć
pojawiały się takie próby25. Przyjąć jednak należy, że identyfikacja konkretnego
władcy jest tutaj niemożliwa. Świadczą o tym zresztą odmienne poglądy różnych
W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 34.
R. Kiersnowski, dz. cyt., s. 186–188.
22
W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 21. „Dobroć” należy tu uznać za jakość użytego kruszcu.
23
R. Kiersnowki, dz. cyt., s. 230.
24
J. Strzelczyk, Brandenburgia, Warszawa 1975, s. 127–128.
25
H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s. 58. Niemiecki badacz identyfikuje pana menniczego z Ludwikiem
I Starszym, który to miał w 1333 r. zostać uznany przez swojego ojca oficjalnie za pełnoletniego.
20
21
96
Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów
numizmatyków na wspomniany temat26. Powyższe uwagi dotyczące niemożności rozpoznania wizerunku konkretnego władcy, które można zastosować do
wszystkich awersów omawianych monet, najlepiej zobrazuje wypowiedź Bogumiły Haczewskiej: „Informacje o zwierzchności menniczej władcy przekazywało
jego wyobrażenie i napis na monecie. Nie było to wyobrażenie bezpośrednie,
w średniowieczu nie znamy portretu władcy. Była to ideowa prezentacja władzy
– rycerza, sędziego, obrońcy wiary i kraju. Dla uzyskania pożądanego wrażenia
posługiwano się odpowiednim strojem, insygniami, gestem i postawą. Bliższej
identyfikacji władcy służył napis – imię i niekiedy tytuł”27. Omawiane monety
nie miały ani imienia władcy, ani, co za tym idzie, jego tytulatury, bliższa identyfikacja jest więc niemożliwa. Wiadomo na pewno tylko tyle, że były to monety
wybite za rządów Wittelsbachów, najprawdopodobniej w Chojnie. Uznanie tego
miasta za miejsce bicia omawianej monety wynika z umieszczenia na rewersie
koronowanej głowy, którą w XIX w. badacze połączyli z wizerunkiem pieczęci większej Chojny28. Skłania się ku takiemu rozwiązaniu również Ewa Syska
w swoim artykule29. Przedstawienie władcy na rewersie ma dwie charakterystyczne cechy: długie włosy i duże oczy. Włosy wyznaczały pozycję społeczną władcy
oraz często przynależność do określonego kręgu kulturowego30. W omawianym
wypadku włosy te nie są szczególnie eksponowane, jakkolwiek widać, że są rozczesane na środku i opadają na boki31. Być może chodziło jednak tylko o ukazanie faktycznego wyglądu pana menniczego. Ciekawą interpretację znaczenia
dużych oczu podaje w swojej rozprawie Witold Garbaczewski. Według tego autora duże oczy mogły symbolizować władczą charyzmę, która „uzewnętrzniała
się właśnie w blasku jego oczu”. Mogły one również oznaczać zarówno surowość,
jak i królewską łaskę czy też przychylność32. Oczywiście trudno tutaj jednoznacznie określić, czy takie faktycznie było założenie twórców denara, czy też raczej
26
Mirosław Korecki w cytowanej tutaj pracy opowiada się za biciem tych denarów za Ottona VIII
Leniwego. Jak już wspomnieliśmy, Dannenberg identyfikuje wizerunek z Ludwikiem I Starszym.
Natomiast Bahrfeldt wyznaczał datację na czasy Wittelsbachów, wbrew Köhnemu sytuującemu
monetę w czasach askańskich.
27
B. Haczewska, Uwagi o przedstawieniach władcy na monetach XII i XIII wieku, w: X Ogólnopolska
Sesja Numizmatyczna w Nowej Soli. Pozaekonomiczne funkcje monet, Poznań 1995, s. 59.
28
Por. M. Korecki, dz. cyt., s. 56. O pieczęci: E. Syska, dz. cyt., s. 273–292.
29
„O tym, że głowa króla w koronie była najbardziej jednoznacznym znakiem miasta, świadczy chociażby fakt, iż motyw ten był widoczny również na pieczęciach chojeńskiego konwentu augustianów,
jak też na czternastowiecznych monetach bitych w tym mieście”. E. Syska, dz. cyt., s. 277.
30
R. Kiersnowski, dz. cyt., s. 235; W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 24–25.
31
Być może jest to nawiązanie do sięgającej XII w. tradycji przedstawiania władcy w profilu en face
z tak właśnie ułożonymi włosami. Zob. R. Kiersnowski, dz. cyt., s. 236.
32
W. Garbaczewski, dz. cyt., s. 22–23.
97
Piotr Frąckowiak
był to wynik ograniczeń technicznych związanych z wielkością puncy33. Najważniejszym elementem odnoszącym się do symboliki władzy jest widniejąca na
głowie, dość schematycznie, by nie rzec: niezdarnie wykonana przez rytownika
korona, zwieńczona trzema spiczastymi prętami. Symbolizowała ona zapewne,
oprócz posiadania władzy, obowiązki jej posiadacza wobec państwa i Kościoła.
Więcej problemów nastręcza próba identyfikacji przedmiotów trzymanych przez margrabiego na awersie opisywanej monety. W literaturze przyjęło się
uważać, że są to puchary/kielichy34. Symbolika jest tutaj trudna do odgadnięcia
i być może nigdy nie zostanie do końca wyjaśniona. Jeśli pójść tropem Dannenberga i zidentyfikować margrabiego jako Ludwika I Starszego, to kielichy oznaczałyby może wierność i przywiązanie świeżo uznanego za pełnoletniego syna wobec
ojca-cesarza35. Jest to chyba w chwili obecnej najlepsze wytłumaczenie symboliki
owych czar. Kielichy mogłyby również wskazywać na przynależność władcy do Kościoła, ale w tym wypadku symbolem byłby raczej pospolicie używany krzyż.
Denar numer Bf. I-679 przedstawia na awersie stojącą postać margrabiego
pomiędzy dwoma skrzydłami i dwiema orlimi głowami. Rewers natomiast ukazuje
gwiazdę z trzema koronami i trzema kulkami osadzonymi na przemian. Symbolika
awersu nie nastręcza większych problemów. Wyobrażenia zarówno skrzydeł orła,
jak i jego głowy nawiązują do godła krajowego Brandenburgii. Jest to symbioza wizerunku władcy oraz jego ziem36. Być może to również uproszczone nawiązanie do
pieczęci większej Chojny – co pozwalałoby w pewniejszy sposób przyjąć chojeński
ośrodek jako miejsce bicia tego typu denara. Oczywiście istnieją różnice między
wspomnianą pieczęcią a opisywaną monetą, ale wynikają one raczej z utartego
naśladownictwa stempli monet arcybiskupów magdeburskich. Stąd na monecie
postać nie siedzi, lecz stoi i nie jest ukoronowana, ale za to w identycznym ułożeniu jak na pieczęci występują uproszczone symbole orlich skrzydeł i głów. Trudniej
natomiast określić symbolikę występującej na rewersie sześcioramiennej gwiazdy
z trzema koronami i trzema kulkami ułożonymi na przemian. Symbol ten występuje również na monecie opisanej u Bahrfeldta pod numerem I-680. Być może
jest to jakaś forma heraldyczna37. Ani Bahrfeldt, ani Dannenberg oprócz opisania
Tamże, s. 21.
Zob. E. Bahrfeldt, dz. cyt., s. 249; H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s 129.
35
„An der Rückseite ist wahrscheinlich Ludwig der Ältere selbst wiedergegeben. Er war im Mai
1333 anlässlich seines 18. Geburtstages von seinem Vater Kaiser Ludwig IV. für mündig erklärt
worden. Stieß man daraufhin mit weingefüllten Pokalen an, wie auf der Denarvorderseite vielleicht dargestellt?”. H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s. 130.
36
Por. T. Szczurek, Obrót pieniężny..., s. 28.
37
Znaleźć można ów znak również w publikacji W. Retzmanna, Numismatisches Wappen-Lexicon,
Berlin 1886, Taf. 20, Nr. 104. W publikacji tej przyporządkowany jest miastu Chojna.
33
34
98
Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów
rewersu nie poświęcają tej sprawie większej uwagi. Trzy korony oznaczają tutaj
zapewne władcę lub może odwołują się do ukoronowanej głowy jako symbolu
miasta. W wypadku dwóch koron podtrzymywanych przez margrabiego, zobrazowanych na denarze Bf. I-680, należy założyć, że chodzi wyłącznie o ukazanie
symboliki władzy, jej obowiązków oraz powinności. Niewykluczone, że moneta
została wybita po tym, jak kraj został podzielony między dwóch braci, Ludwika
Rzymskiego i Ottona V, w 1364 r. po zjeździe w Pirnie38. Stąd też dwie korony
mogły symbolizować podział kraju na dwie niezależne dzielnice.
Kolejny denar (Bf. I-681) zawiera na awersie stojącą postać margrabiego
pomiędzy dwoma hełmami o klejnotach w kształcie orlich skrzydeł i dwoma
półksiężycami. Rewers zaś przedstawia koronę w kwiatowym/różanym wieńcu.
Hełm z klejnotem w postaci orlego skrzydła jest kolejnym nawiązaniem do władcy39. Rewers utożsamia Bahrfeldt z monetą I-65540, tyle że na omawianym tutaj
egzemplarzu hełm miał zostać zamieniony na koronę, o symbolice podkreślanej
już wcześniej. Inaczej natomiast przedstawia się kwestia róż ją otaczających.
Ryszard Kiersnowski pisze o róży: „Na monetach pojawia się ona jednak rzadziej
niż lilia, a w każdym razie w mniej eksponowanej formie, przeważnie jako jeden
z elementów stempla, uzupełniający zasadniczy jego rysunek”41. Przyjąć zatem
można, że te pięciopłatkowe kwiaty pełniły funkcję ornamentu wypełniającego
stempel. Mimo że były symbolem maryjnym, z oczywistych powodów chronologicznych nie mogły się one odnosić do powstałego znacznie później od nich,
istniejącego zresztą do dzisiaj, kościoła Mariackiego znajdującego się w Chojnie. Powiązać je można jednak z kościołem poświęconym Najświętszej Dziewicy,
znajdującym się w tym mieście przed budową obecnego obiektu.
Ostatnia z monet, Bf. I-682, ukazuje na awersie margrabiego trzymającego dwa klucze. Na rewersie natomiast umieszczono koronę, nad nią dwie głowy orłów, pod nią zaś dwa hełmy z orlim skrzydłem w klejnocie. Dwa klucze należy chyba powiązać za Dannenbergiem z symboliką władzy oraz otrzymaniem
w wyniku Złotej bulli z roku 1356 tytułu elektora arcykomornika Rzeszy42. Dwa
W. Fenrych, Nowa Marchia w dziejach politycznych Polski w XIII i XIV wieku, Poznań 1959, s. 67.
Notabene warto zwrócić uwagę, że klejnot na hełmie askańskim w tej postaci pojawił się
w wyniku „koligacji z Przemyślidami, po tym jak ok. 1243 r. Beatrycze, córka Wacława I, wyszła za
margrabiego Ottona III. [...] Co ciekawe, z badań Hermana Biera wynika, że klejnot Przemyślidów
wyparł z użycia wcześniejszy askański klejnot”. E. Syska, dz. cyt., s. 287–288.
40
„Die Rückseite lässt dieselbe Anordnung wie auf No. 655 sehen, nur dass auf letzterer ein Helm
statt der Krone angebracht ist”. E. Bahrfeldt, dz. cyt., s. 249.
41
R. Kiersnowski, dz. cyt., s. 416.
42
„Die Schlüssel (Vs.) sind als Herrscherattribute im Zusammenhang mit der Erzkämmererwürde
der brandenburgischen Markgrafen und ihrem Kurrecht zu sehen (ab 1356 offiziell laut Goldener
Bulle)”. H.-D. Dannenberg, dz. cyt., s. 140.
38
39
99
Piotr Frąckowiak
klucze mogłyby również nawiązywać do św. Piotra, ale brak tu jakiegokolwiek
powiązania w wypadku Chojny. Tadeusz Szczurek zwrócił też uwagę na fakt, że
Bahrfeldt początkowo postać trzymającą klucze „przypisywał mennicy w Salzwedlu. [...] Później nieco złagodził swoje stanowisko, pisząc, że nie każdy klucz
musi wskazywać na Salzwedel”43. Za mennicą chojeńską przemawiałyby symbole występujące na rewersie tego denara. Analogicznie jak w wypadku monety Bf.
I-679 ukazane zostały odniesienia do pieczęci tego miasta. Zamieniono jednak
pozycje, w których znajdowały się hełmy i głowy orłów. Ponadto ukoronowana
postać została zastąpiona samą koroną.
Warto się zastanowić nad jeszcze jedną kwestią – mianowicie, czy emisji
denarów bitych w Chojnie i innych miastach brandenburskich, w których margrabiowie wydzierżawili mennice, nie potraktować jako emisji miejskich. Można się posiłkować przykładem miejskiego mennictwa pomorskiego44. Zauważyć
należy jednak od razu kilka różnic między Brandenburgią a Pomorzem. Przede
wszystkim władza książęca na Pomorzu była w przeciwieństwie do margrabiowskiej słaba, co pociągało za sobą ustępstwa na rzecz silnych, będących w powiązaniach z Hanzą miast, które przejawiały swoją potęgę właśnie przez bicie monety45. Z drugiej jednak strony w interesującym nas okresie władza margrabiów
osłabła, co powodowało wydzierżawianie miastom mennic46. Pomimo takiego
stanu rzeczy margrabiowie przez prawie cały czas dysponowali pełnią władzy
w sprawach gospodarki pieniężnej47. Pokusić się wszakże można o postawienie
hipotezy, że analogicznie do pomorskiego mennictwa miejskiego, które przejawiało się biciem na awersie monety znaku miasta, a na rewersie gryfa jako godła
dynastii i Pomorza Zachodniego48, dzierżawcy mennic brandenburskich, w tym
wypadku Chojny, poprzez bicie na awersie postaci margrabiego i na rewersie różnych symboli nawiązujących do tego miasta chcieli zaznaczyć fakt dzierżawienia
prawa do bicia monety. Kwestia ta wymaga jednak dalszych badań.
Podsumowując rozważania nad symboliką ikonografii występującej na
monetach brandenburskich bitych w Chojnie w okresie panowania Wittelsbachów, można powiedzieć, że ich treść nie była szczególnie rozbudowana. Powielała ona utarte schematy i odnosiła się głównie do powagi urzędu sprawowanego
przez margrabiego. Jego postać również przedstawiona jest na wszystkich moneT. Szczurek, Obieg pieniężny..., s. 30.
Zob. R. Gaziński, G. Horoszko, Herby i motywy heraldyczne na monetach zachodniopomorskich,
Szczecin 2005.
45
Tamże, s. 21.
46
T. Szczurek, Mennictwo zachodniopomorskie..., s. 84.
47
Tamże, s. 80; T. Szczurek, Obrót pieniężny..., s. 27.
48
R. Gaziński, G. Horoszko, dz. cyt., s. 21, 47–114.
43
44
100
Ikonografia denarów chojeńskich bitych w okresie panowania Wittelsbachów
tach w sposób identyczny, różnią się jedynie dzierżone w rękach lub znajdujące
się po jego bokach atrybuty. Dzięki nim jednak można przypisać emisje Chojnie. Jak pisał Tadeusz Szczurek: „Dla średniowiecznego mennictwa brandenburskiego charakterystyczne jest ciągłe przetwarzanie podobnych czy nawet tych
samych wyobrażeń. W okresie margrabiów bawarskich zdarzały się przypadki
wiernego kopiowania stempli z denarów askańskich”49. Tak właśnie wypadają
denary bite w Chojnie na tle innych z okresu Wittelsbachów – zmieniają się wyobrażenia, czasami tylko ich konfiguracja, ale postać margrabiego jest motywem
pojawiającym się przez cały czas.
Die Ikonografie der Königsberger Denare
aus der Herrschaftszeit der Wittelsbacher
Der Zweck der vorliegenden Arbeit besteht darin, die Ikonografie der
in Königsberg/Nm. (heute Chojna) während der Herrschaft der Wittelsbacher
geprägten Münzen zu analysieren. Der im Beitrag unternommene Versuch einer
Interpretation der ideologischen Inhalte der Münzbilder lässt die Schlussfolgerung zu, dass durch die auf den Königsberger Denaren erscheinenden Darstellungen ein solches Abbild des Herrschers transportiert werden sollte, wie es der
Münzherr seinen Untertanen zeigen wollte. Außerdem liefern diese Münzen
auch Informationen über die Stadt, in welcher sie geprägt worden sind, und
zwar durch die symbolische Anknüpfung an ihr Wappen, was sie desto sicherer
der Königsberger Münzstätte zuschreiben lässt.
Übers. v. K. Gołda
49
Tamże, s. 29.
101
Piotr Frąckowiak
Denar 678 Awers: Margrabia z dwoma pokalami.
Rewers: Ukoronowana głowa w oprawie z trzech
łuków i trzech szpic. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der Mark Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 678,
Berlin 1889.
Denar 679 Awers: Margrabia pomiędzy dwoma
skrzydłami i dwoma orlimi głowami. Rewers: Sześcioramienna gwiazda z trzema koronami i trzema
kulami na przemian. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der Mark Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 679,
Berlin 1889.
Denar 680 Awers: Margrabia z dwoma koronami.
Rewers: Sześcioramienna gwiazda z trzema koronami i trzema kulami na przemian. E. Bahrfeldt,
Das Münzwesen der Mark Brandenburg Taffeln,
Tafel XX. 680, Berlin 1889.
Denar 681 Awers: Margrabia z dwoma hełmami i
dwoma półksiężycami. Rewers: Korona w różanym
wieńcu. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der Mark
Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 681, Berlin 1889.
Denar 682 Awers: Margrabia z dwoma kluczami.
Rewers: Korona, nad nią dwa dwie orle głowy, pod
nią dwa hełmy. E. Bahrfeldt, Das Münzwesen der
Mark Brandenburg Taffeln, Tafel XX. 682, Berlin
1889.
102
Marcin Majewski*
Szczecin/Stargard
Przyczynek
do dziejów
ludwisarstwa
chojeńskiego
(do 1627 roku)
Począwszy od późnego średniowiecza, Chojna była jednym z ośrodków
artystycznej wytwórczości rzemieślniczej w Nowej Marchii. W dokumentach
miejskich w latach 1480–1793 wymienia się rzeźbiarzy/snycerzy, złotników
i konwisarzy1. Są wśród nich i ludwisarze, znani również w innych pobliskich
miastach – Kostrzynie nad Odrą, Myśliborzu i Gorzowie2.
Najstarsze znane świadectwa ludwisarstwa chojeńskiego pochodzą z XV w.
W 1443 r. poświadczony został w źródłach odlewnik grapenów (trójnożne brązowe kociołki)3. Było to charakterystyczne naczynie kuchenne używane na obszarze południowego pobrzeża Bałtyku. Wobec tego nie bez przyczyny pierwszymi
notowanymi północnoeuropejskimi ludwisarzami późnego średniowiecza byli
właśnie grapengiserzy. Znamy już sporą liczbę odkrytych warsztatów grapengi* Dr Marcin Majewski – adiunkt w Katedrze Archeologii Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego i dyrektor Muzeum w Stargardzie. Specjalizuje się w zagadnieniach archeologii późnego średniowiecza i archeologii nowożytności oraz historii kultury materialnej Europy Północnej. Jest redaktorem rocznika Muzeum w Stargardzie „STARGARDIA“.
1
H. Bütow, Die Königsberger Glocken und Königsberger Glockengießer. Ein Beitrag zur Glockenkunde, „Die Neumark” 12 (1937), s. 49.
2
M. Tureczek, Zabytkowe dzwony na Ziemi Lubuskiej. Dokumentacja – ochrona – badania, Zielona
Góra 2010, s. 177–179,
3
H. Bütow, dz. cyt., s. 49.
103
Marcin Majewski
serskich w północnych Niemczech, np. w Lubece, Greifswaldzie, Neubrandenburgu, Anklam, Stralsundzie, a ostatnio i w Polsce – w Stargardzie4. Grapengiserzy wykonywali głównie kociołki, sprzączki, skuwki i klamry oraz moździerze,
lichtarze, jak i różnego rodzaju przedmioty użytkowe (np. formy do wypieków),
ale także odlewy bardziej skomplikowane, takie jak posągi, płyty nagrobne, kraty,
antaby, kołatki, kadzielnice, chrzcielnice, dzwony i działa.
W latach czterdziestych i pięćdziesiątych XVI w. wymieniono w Chojnie Rothgietera, czyli rzemieślnika zwanego mosiężnikiem, który zajmował
się podobnym jak grapengiser asortymentem produkcji, choć wymienia się
tu przede wszystkim lichtarze, świeczniki i płyty nagrobne. Były to przedmioty z różnych rodzajów brązu (miedź + cyna + domieszki) lub aurichalcum
(miedź + cynk + domieszki), które umownie mogą być nazywane przedmiotami „mosiężnymi”5.
Wobec informacji mówiących o podobnych wyrobach produkowanych
przez odlewników kociołków i mosiężników – co znajduje potwierdzenie w źródłach, choćby w majstersztykach mosiężników Starego Miasta w Gdańsku, którymi były miednica, lichtarz i szpunt – wydaje się, że tylko rodzaj użytego stopu
wpływał na rozgraniczenie ich działalności.
W 1517 r. odnajdujemy w Chojnie ludwisarza w pełnym, współczesnym
znaczeniu, tzn. odlewnika dzwonów. Był nim Drogenap, autor dzwonu, którego
Hans Bütow utożsamiał z Hinrickiem Drogenapem, znanym z 1468 r.6 Natomiast inny mistrz, nieznany z imienia, wykonał latem 1554 r. wielki dzwon dla
kościoła Mariackiego, który odlał przed Bramą Świecką7. Instrument ten przetrwał ponad pięćdziesiąt lat. Od 1603 r. czyniono starania o odlanie nowego
dzwonu. Ostatecznie instrument przelano w 1605 r. Zachował się do dziś druk
ulotny napisany przez chojeńskiego pastora Johanna Pontana z okazji poświęcenia wielkiego dzwonu dla kościoła Mariackiego, w którym autor przywołuje wiele
ciekawych informacji8. Wiemy m.in., że metal i pieniądze na nowy instrument
pochodziły nie tylko z kasy parafii, ale także ze zbiórki mieszkańców miasta.
Przykładem takiego postępowania były również prace wykonywane dla kościołów Szczecina i Stargardu. Parafia chojeńska przekazała ponadto dwa kotły oraz
4
M. Majewski, Późnośredniowieczny warsztat ludwisarski odkryty na kwartale IX w Stargardzie,
XVII Sesja Pomorzoznawcza (w druku).
5
H. Bütow, dz. cyt., s. 49.
6
Tamże, s. 46.
7
Tamże, s. 23.
8
J. Pontan, Einweihung der Newen Grösten Glock zu Königsbergk in der New Marck, Franckfurt
an der Oder 1607. Egzemplarz w zbiorach Universitätsbibliothek w Greifswaldzie, sygn. 520/
Ft33adn7.
104
Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku)
miedź ze starego kotła należącego do szpitala św. Jerzego. Zakupiono także dodatkowo cynę z saskiego Altenburga.
Oprócz ludwisarzy w pracę nad dzwonem zaangażowani byli i inni. Hans
Molleysen wyrzeźbił formę do korony, a kowal szczeciński Hans Pariess wykuł
serce. 20 czerwca 1605 r. mistrz gorzowski Otto Albers i mistrz myśliborski Ebert
Kamman odlali dzwon poza miastem, przed Bramą Czworokolną9.
Wybór miejsca odlewu podyktowany był bezpieczeństwem przeciwpożarowym. Ponadto samo przygotowanie formy do zalania wymagało sporego
miejsca. W zależności od wysokości przewidywanej formy odlewanego dzwonu wykopywano na taką głębokość dół. Rozmiary wykopu w wypadku dzwonu
musiały być na tyle spore, aby ludwisarz mógł pracować dookoła formy. Pośrodku dołu wbijano pal, na którym umieszczano żelazną poprzeczkę lub krzyżak
z centralnie wykonanym otworem. Był on przeznaczony do osadzenia ramienia
cyrkla-wzornika. Wokół ramienia obracał się wzornik wykonany z deski, w której
każdorazowo wycinano profil, jaki miał być odwzorowany na formie. Profil niniejszy służył do ukształtowania wewnętrznej części rdzenia. Deska z profilem
przymocowana była do poprzeczki.
Ustawianie formy rozpoczynano od budowy podstawy o wysokości kilkunastu centymetrów i wzniesienia wewnętrznej części rdzenia z cegieł, czasem
także z dachówek, i przewiązania ich gliną. Obracając wzornikiem z wyciętym
profilem, sprawdzano wymiary rdzenia, tak aby pozostała szpara. Następnie wypełniano ją masą formierską z gliny i nawozu końskiego, którą wyrównywano
wzornikiem. Tak wykonany rdzeń wewnętrzny poddawano suszeniu, wsypując
od góry, do połowy wysokości, węgiel drzewny, który spalano. Suszenie trwało
od połowy do całego dnia, w zależności od wielkości dzwonu. Każdą kolejną
warstwę masy nakładano po wysuszeniu poprzedniej. Powierzchnię gotowego
rdzenia pokrywano zwilżonym popiołem i przystępowano do wykonania „fałszywego” modelu dzwonu za pomocą kolejnego profilu wyciętego w desce wzornika, odpowiadającego zewnętrznej powierzchni dzwonu.
Model wyrabiano z gliny zmieszanej z owczą wełną, którą nakładano na
rdzeń i wyrównywano wzornikiem. Następnie umieszczano modele inskrypcji,
plakiet i innych dekoracji, które miały się znaleźć na powierzchni dzwonu. Modele odlewano z wosku w formach gipsowych, wykonanych z drewnianego wzoru. Aby przymocować modele dekoracji i inskrypcji, powierzchnię „fałszywego”
modelu zwilżano stopionym woskiem (lub terpentyną) za pomocą pędzla.
Kolejno nakładano warstwę o niewielkiej grubości. Składała się ona
z mieszaniny łoju i wosku, ponieważ miała ułatwić oddzielenie „fałszywego”
9
Tamże.
105
Marcin Majewski
modelu od zewnętrznej części formy, zwanej też płaszczem. Przygotowywano
kolejny wzornik, który odpowiadał wymiarom zewnętrznej części formy (płaszcza). Masa formierska dla tego etapu prac składała się z rozdrobnionej i przesianej gliny zmieszanej z owczą wełną i wodą. Powstałą gęstą papkę rozprowadzano pędzlem na „fałszywym” modelu. Naniesioną warstwę o grubości ok.
5 mm suszono na powietrzu, co trwało 12–15 godzin. Kolejno nakładano następne warstwy o nieco większej grubości.
Po wykonaniu powyższych czynności ponownie rozpalano we wnętrzu
rdzenia ogień, niezbyt mocny, jednak wystarczający, aby stopić woskowe modele inskrypcji i dekoracji. Dalej nakładano warstwy masy formierskiej, do której
dodawano także włókna konopi, sprzyjające wiązaniu się masy. Kształtując wzornikiem zewnętrzną część formy, zwracano uwagę, żeby płaszcz był dłuższy niż
model „fałszywy” i zachodził na podstawę rdzenia.
Ostatnia powstająca forma miała odtwarzać koronę dzwonu. Modele
kabłąków korony i trzpienia sporządzano z wosku, korzystając z drewnianych
rzeźbiarskich wzorów. Następnie wkładano model kabłąka, wciskając go w masę
do połowy. Po obeschnięciu połówki formy wyciągano go. Połówek formowano
dwanaście, aby złożyć formy dla sześciu kabłąków. Dla trzpienia sporządzano
formę w ten sam sposób.
Dla zamknięcia górnej części rdzenia formowano z gliny krążek. Po wysuszeniu umieszczano go w otworze, zwilżając jego brzegi i zalewając je rzadką gliną sprzyjającą złączeniu z pozostałą masą rdzenia. Podobny krążek wykonywano
z wilgotnej gliny dla zamknięcia otworu modelu „fałszywego” oraz zewnętrznej
części formy. W formie umieszczano także żelazny pierścień lub zagięty pręt
służący później do zawieszenia serca. Po oznakowaniu zewnętrznej części formy
i podstawy rdzenia usuwano z niej cały fałszywy model. Oznakowanie miało być
pomocne przy ponownym złożeniu.
Rdzeń zwilżany był piwem i przysypywany popiołem, a następnie suszony. Zdjętą formę zewnętrzną czerniono od wewnątrz dymiącą słomą i ponownie
nakładano na rdzeń. Pomiędzy częściami formy pozostawała wolna przestrzeń,
w którą miał być wlany stop. Dalej obie części zamykano od góry formą korony
z kanałem wlewowym i odpowietrzeniami, a następnie oblepiano gliną, łącząc
z formą zewnętrzną. Wszystko dokładnie suszono w rozpalonym naokoło ognisku. Dół wokół gotowej formy zasypywano pulchną ziemią, silnie ją ubijając.
Topienie metali odbywało się blisko formy, w tyglach bądź piecach płomiennych. Jako paliwo wykorzystywano przede wszystkim węgiel drzewny, ale
i duże ilości drewna. Proces ten trwał od kilkudziesięciu minut do kilku, kil-
106
Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku)
kunastu godzin, w zależności od ilości topionego metalu10. Stopiony i dobrze
przegrzany metal po przebiciu otworu spustowego pieca spuszczany był do formy przez rynnę wykonaną z cegieł, dachówek lub gąsiorów. Oczywiście szybkość
zalewania formy była regulowana11. Po wystygnięciu odlew wymagał usunięcia
zalewek oraz drobnych napraw. Dotyczyło to głównie partii dekoracji oraz inskrypcji, które dodatkowo cyzelowano i czyszczono. Mimo to część wczesnych
wyrobów odlewników ma porowatą powierzchnię, a partie tła dekoracji lub inskrypcji nie są równe. Powodem jest prawdopodobnie zanieczyszczenie stopu
tlenkami lub dużą ilością gazów wydzielanych podczas procesu odlewania. Taki
stan wywoływało zawilgocenie formy lub przegrzanie metalu. Świadectwem stosowania powyższej techniki są materiały wymieniane w rachunkach z chojeńskich odlewów: glina, krowia sierść, węgiel drzewny, konopie, sadło i wosk.
Proces odlewu wykonywanego przez Albersa i Kammana w Chojnie trwał
cztery godziny. 26 czerwca 1605 r. dzwon uroczyście wprowadzono do kościoła
i nazwano go Świętojańskim12. Jednak już w 1610 r. dzwon potrzebował ponownego przelania. Zadania tego podjął się chojeński mistrz Daniel Schukar, który
aż trzy razy musiał odlewać nowy instrument, co zajęło mu osiem tygodni. Nieudane odlewy wykonał w maju i czerwcu. Ostatecznie zadanie wykonał dopiero
1 lipca 1610 r.13
Po ośmiu latach instrument został ponownie przetopiony. Tego dzieła
8 września 1618 r. dokonali obcy ludwisarze – Lotaryńczycy: dwaj bracia Breutell
(Breutel; Broittele), Franciscus i Magno, oraz ich szwagier Desiderius Schappell (Chapell). Ich obce pochodzenie widoczne jest, co ciekawe, nawet w zamówionym u zlecającego wyżywieniu – sery, bułki, masło, słodkie wino, wódka
i piwo – które znacznie odstawały od tłustych potraw serwowanych tylko z piwem, zamawianych przy wytopie przez miejscowych ludwisarzy14. Warto w tym
miejscu przywołać interesujący z naszego punktu widzenia dokument z 1619 r.,
skierowany do księcia Franciszka, gdzie Jochim II Karstede i Jacob Karstede ze
Stargardu, a także ludwisarze ze Szczecina, Rolof Klassen, Friedrich Klassen,
oraz Jürgen Tetzlaff z Trzebiatowa – zwrócili się z prośbą, aby książę nie zezwalał „obcym ludwisarzom przybyłym z Francji” na wykonanie wielkiego dzwonu
dla kościoła Mariackiego w Szczecinie oraz w innych kościołach lub miejscowościach Pomorza. Petenci nalegali na wydanie stosownych patentów zabraniających zatrudniania obcych ludwisarzy w Szczecinie i we wsiach. Prośba dotyczyła
Punkt topliwości miedzi wynosi 1083 ºC, a cyny już 231,8 ºC.
J. Piaskowski, Technologia dawnych odlewów artystycznych, Kraków 1981, s. 172–175.
12
H. Bütow, dz. cyt., s. 23–24.
13
Tamże, s. 25.
14
Tamże, s. 26.
10
11
107
Marcin Majewski
również mistrzów z terenu Brandenburgii. Pomorscy ludwisarze zaznaczali, że
obcy odlewnicy uniemożliwiają miejscowym mistrzom wykonywanie ich zawodu „uczciwie i z honorem” względem księcia oraz miast pomorskich, dla których
pracują z poświęceniem15. Powodem takiego postępowania było pojawienie się
w Nowej Marchii i na Pomorzu wspomnianych już lotaryńskich ludwisarzy, którzy poza Chojną przelali dzwon Rolofa Klassena dla szczecińskiej kolegiaty Mariackiej, zresztą m.in. na zlecenie księcia16.
Jedynym wymienianym w tym czasie ludwisarzem chojeńskim był wspomniany już Daniel Schukar, o którym wspomniano w źródłach w 1592 r. Wiemy,
że zmarł w 1627 r. w wieku 65 lat17. Oprócz wielokrotnego, niezbyt fortunnego odlewu wielkiego dzwonu dla kościoła Mariackiego wykonywał też dzwony
dla okolicznych kościołów wiejskich. Znamy jego dzwony dla świątyń w Zielinie (1592), Sommerfelde koło Eberswalde (1595), Swobnicy (1607), Krzywina (1607), Żelisławca (1616), Nowego Objezierza (1617) i Kamiennego Jazu
(1626) – dziś w Widdershausen, Kreis Hersfeld-Rotenburg18.
Dzwony chojeńskiego mistrza Schukara, odlewane dla wiejskich kościołów, znane z lat 1592–1626, charakteryzowały się średnicami dolnymi dochodzącymi do 0,9 m. Jedyny zachowany w obecnych granicach Polski dzwon znajduje
się w Zielinie koło Gryfina. Jego forma oraz dekoracja odpowiadają estetyce czasu, w jakim instrument powstał. Charakterystyczny fryz dekorujący górną partię
płaszcza to przepleciona wić roślinna. Popularność tego motywu poświadczają
prace jednego z najwybitniejszych twórców owego czasu – Gerharda de Wou,
a nawet jeszcze ludwisarza z pierwszej połowy XVII wieku – Corda I Kleymanna.
Wspomniany motyw występuje na wytworach mistrzów stargardzkich, u Ingermannów, Mertena Damesa i Hansa Monnicka, który wycinka tego fryzu uży15
Archiwum Państwowe w Szczecinie, Archiwum Książąt Szczecińskich, sygn. I/6458: Allerei Nachrichten, Gesuche, Konzessionen bezüglich des Amts der Glockengiesser in Stettin 1597–1628,
s. 9–26.
16
Tamże, Fundacja Najświętszej Marii Panny, sygn. 1462: Acta der Glockegiesser. Bestallungen bei
der St. Marien Kirche und Giessung der Glocken bei der St. Marien Kirche 158 –1786, s. 62.
17
H. Bütow, dz. cyt., s. 50.
18
R. Schmidt, Märkische Glockengießer bis zum Jahre 1600. Ein Beitrag zur Glockenkunde der
Mark Brandenburg, „Jahrbuch für Brandeburgische Kirchengeschichte” 14 (1916), s. 84; F. Wolff,
Die Glocken der Provinz Brandenburg und ihre Gießer, Berlin 1920, s. 175; G. Voß, W. Hoppe, Die
Kunstdenkmäler des Kreises Königsberg (Neumark), Berlin 1928, s. 430; H.-G. Eichler, Handbuch
der Stück- und Glockengießer auf der Grundlage der im mittleren und östlichen Deutschland überlieferten Glocken, Greifenstein 2003, s. 242; J. Poettgen, Handbuch der deutschen Glockengießer
und ihrer Werkstätten bis zum Jahre 1900 in den ehemaligen deutschen Ostprovinzen Pommern,
Ost- und Westpreußen und Schlesien mit Berücksichtigung der im westlichen Deutschland vorhandenen Leihglocken, Greifenstein 2010, s. 57.
108
Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku)
wał jako rozdzielnika. Motyw wykorzystał anonimowy mistrz – twórca dzwonu
z 1532 r. w Kościuszkach w powiecie goleniowskim, który może był związany ze
Stargardem. Ponadto identyczna wić jest widoczna na dzwonach szczecińskich
mistrzów – Andreasa Bruggemanna i Rolofa Klassena, Bartolomeusa Koelera
z Kołobrzegu oraz Albrechta Huvego ze Stralsundu19.
Kolejny fryz użytkowany przez Schukara, składający się z arkadek wypełnionych maswerkiem, z kwiatem akantu i perełkowaniem, był najpopularniejszym ze wszystkich motywów zdobniczych. W stargardzkich warsztatach odlewniczych wykorzystywali go wszyscy mistrzowie, którzy działali po Joscie van
Westenie. Merten Dames dla pojedynczego modułu tego fryzu znalazł nowe
zastosowanie. Używał go jako elementu rozdzielającego w inskrypcji. Dekoracja
ta, wywodząca się z niderlandzkiego i północnoniemieckiego zagłębia ludwisarskiego, zyskała w ciągu XVI stulecia popularność również w północnej Francji,
Flandrii i Brabancji. Na pograniczu niderlandzko-niemieckim dekorowali nią
swoje wyroby Gerhard de Wou, Hinrich z Kampen Starszy, Peter Wulf, Segevinus Hatisser, w Skanii Ulf Sunasson, a w Meklemburgii m.in. anonimowy mistrz
przełomu XV i XVI w. Na terenie Pomorza, a także pogranicza pomorsko-brandenbursko-polskiego, fryz ten spotykamy na dzwonach mistrza Petera, Lutkego Rose, ludwisarza szczecińskiego Jacoba Stelmakera, mistrza kołobrzeskiego
Bartolomeusa Koelera, ludwisarza trzebiatowskiego Jürgena Tetzlaffa, mistrza
gorzowskiego Ottona Albersa20.
Formuła inskrypcji odautorskiej Daniela Schukara, zapisanej kapitałą, nawiązywała do napisu często używanego przez ludwisarzy. Chodzi tu o rymowankę: DVRCH FEVER FLOSS ICH DANIEL SCHVKAR GOSS MICH – „Przez
ogień przepłynąłem, [a] Daniel Schukar mnie odlał”. Pozostałe fragmenty inskrypcji odnoszą się do błogosławieństwa bożego: DER SEGEN GODTTES SEI
MIDT MICH – „Niech błogosławieństwo boskie będzie ze mną” bądź IM NAMEN DER HEILIGEN DREIFALTIGKEIT, GOTT SEI GELOBT IN EWIGKEIT – „W imię Trójcy Świętej niech Bóg będzie pochwalony na wieki”.
Pomimo tak niewielu znanych dzwonów wykonanych przez chojeńskiego
ludwisarza Daniela Schukara udało się ukazać na szerszym tle jego działalność,
która wpisuje się w wytwórczość innych pomorskich i marchijskich odlewników.
Szczególnie jest to widoczne w formułach stosowanych w dekoracji płaszcza
dzwonu. Warto w tym miejscu nadmienić, że na twórczości Daniela Schukara
nie kończy się historia ludwisarstwa chojeńskiego.
19
20
M. Majewski, Ludwisarstwo stargardzkie XV–XVII wieku, Stargard 2005, s. 80–81.
Tamże.
109
Marcin Majewski
Ein Beitrag zur Geschichte des Glockengießerhandwerks
in Königsberg/Nm.
(bis 1627)
Die ältesten bekannten Zeugnisse des Königsberger Glockengießerhandwerks stammen aus dem 15. Jahrhundert. 1443 wird in den Quellen ein Grapengießer bestätigt. In den vierziger und fünfziger Jahren des 16. Jahrhunderts
wurde in Königsberg ein Rothgieter, d. h. Rotgießer erwähnt, der ähnliches Sortiment wie der Grapengießer bot. 1517 finden wir in Königsberg einen Glockengießer im vollen modernen Wortsinn.
Aus dem Zeitabschnitt von der Mitte des 16. Jahrhundert bis 1618
stammen die Informationen über das Umgießen einer großen Glocke für die
Marienkirche in Königsberg, wobei sowohl Lothringer Glockengießer als auch
der Königsberger Meister Daniel Schukar mitgewirkt haben. Schukar starb 1627
im Alter von 65 Jahren. Außer der großen Glocke für die Marienkirche goss
er auch Instrumente für umliegende Dorfkirchen. Bekannt sind seine Glocken
für die Gotteshäuser in Sellin (heute Zielin, 1592), Sommerfeld bei Eberswalde (1595), Wildenbruch (Swobnica, 1607), Kehrberg (Krzywin, 1607), Sinzlow
(Żelisławiec, 1616), Groß-Wubiser (Nowe Objezierze, 1617) und Steinwehr
(Kamienny Jaz, 1626; Glocke heute in Widdershausen, Landkreis HersfeldRotenburg in Hessen).
Die erwähnten Glocken des Königsberger Meisters Schukar aus den
Jahren 1592–1626 wiesen einen Unterdurchmesser von bis zu 0,9 m auf. Die
einzige Glocke Schukars, die sich in den heutigen Grenzen Polens erhalten hat,
befindet sich in Zielin (ehem. Sellin) bei Gryfino (Greifenhagen). Ihre Form
und Verzierung entsprechen der Ästhetik der Zeit, in der die Glocke gegossen
wurde. Die Autorenformel in Kapitalschrift bezieht sich auf eine Inschrift, die
von den Glockengießern oft benutzt wurde. Es handelt sich um den Spielreim
DVRCH FEVER FLOSS ICH DANIEL SCHVKAR GOSS MICH.
Übers. v. K. Gołda
110
Przyczynek do dziejów ludwisarstwa chojeńskiego (do 1627 roku)
Ryc. 1. Dzwon w Zielinie k. Mieszkowic, Daniel Schukar, 1592. Fot. M. Majewski
111
112
Grzegorz Jacek Brzustowicz*
Choszczno
„W połowie szczecińskie,
a w połowie marchijskie”.
Zależność lenna rycerstwa
pogranicza Nowej Marchii
i Księstwa Pomorskiego
w XV i XVI wieku
na przykładzie rodów
mieszkających w Granowie
na ziemi choszczeńskiej
Uroczystości składania hołdu lennego i przysięgi (homagium et fidelitas) są dla średniowiecza szeroko znane. Uroczystość miała świąteczną oprawę
i uczestniczyli w niej władca, urzędnicy i lennicy. Ceremonia rozpoczynała się od
momentu, gdy senior zasiadał na tronie i zadawał pytanie, czy dana osoba chce
być jego wasalem. Wasal, klękając przed nim, odpowiadał twierdząco i wkładał
złożone ręce między jego dłonie (komendacja), w ten sposób stając się jego poddanym. Kiedy senior podnosił go z klęczek, wasal składał przysięgę wierności
przed Bogiem, kładąc rękę na Ewangelii lub świętej relikwii. Potem następował obrzęd inwestytury, gdy senior podawał wasalowi przedmiot symbolizujący
sposób utrzymania, w wypadku rycerzy – chorągiew. Wolni rycerze wchodzili
w taką zależność, biorąc utrzymanie w postaci dochodów z warunkowo nadanej
* Grzegorz Jacek Brzustowicz – dr, historyk zajmujący się przeszłością średniowiecznej Nowej
Marchii i Pomorza Zachodniego, publikujący m. in. z zakresu genealogii, heraldyki i historii wojskowości.
113
Grzegorz Jacek Brzustowicz
im ziemi (beneficium). Najczęściej jednak oddawano wasalom w lenno ziemię,
najpierw dożywotnio, potem dziedzicznie. Z zależnością lenną związana była
rycerska cnota niezłomnej wierności. Jednak z tą wiernością mogło być różnie,
gdy rycerz posiadał lenna położone na terenie kilku państw.
Hołd złożony seniorowi należało ponowić przed jego następcą. Najczęściej dochodziło do grupowych hołdów lennych rycerstwa, duchowieństwa i miast
z powodu wymiany władców na tronie i zatwierdzenia dóbr feudałów. Do licznego
hołdu lennego rycerstwa Nowej Marchii doszło 8 i 9 sierpnia 1402 r. w Choszcznie,
gdy kraj ten przejął zakon krzyżacki1. W imieniu wszystkich rycerzy, giermków
i szlachty w Nowej Marchii przysięgę składali rycerze seniorowie każdej z ziem i każdego z rodów2. W te dni hołd lenny zakonowi złożyło 119 rycerzy i giermków3.
Spisy lenników
Podczas uroczystości składania hołdu lennego sporządzano zazwyczaj
spisy lenników. Najstarszym znanym rejestrem lenników Nowej Marchii, ale
sporządzonym w celach podatkowych, a nie podczas ceremonii składania hołdu
lennego, jest Landbuch z 1337 r. Nie wymienia on niestety lenników z Granowa4.
Spisy hołdownicze dla rycerstwa mieszkającego w tej miejscowości mamy dopiero z drugiej połowy XV w. Podczas rozprawy sądowej dotyczącej sporu pomorskobrandenburskiego o Granowo w 1516 r. przedłożono dokumenty i poświadczone
odpisy, wśród których znalazły się wypisy z ksiąg lennych. Dokumenty te wpisano do protokołu sądowego najprawdopodobniej w układzie chronologicznym.
Wiedząc przy tym, że większość hołdów lennych składano w czasie wstępowania
na tron, mamy możliwość ich prawdopodobnej identyfikacji chronologicznej.
Repertorium der im Kgln. Staatsarchive zu Königsberg i. Pr. befindlichen Urkunden zur Geschichte
der Neumark, bearb. v. E. Joachim, hg. v. P.v.Niessen, „Schriften des Vereins für Geschichte der
Neumark” (dalej: SVGN) 3 (1895), nr 92.
2
Regesta historiae Neomarchicae, hg. v. K. Kletke (dalej: ReHN), Bd. II, „Märkische Forschungen”
11 (1870), s. 3.
3
R. Eckert, Geschichte von Landsberg an der Warthe, Stadt und Kreis, Landsberg a.W. 1890,
T. 1–2, s. 79–80, p. 7.
4
Das Neumärkische Landbuch Markgraf Ludwig’s des Aelteren vom Jahre 1337, hg. v. L. Gollmert,
Berlin 1862. Ostatnie badania nad tym źródłem zob. C. Gahlbeck, Tak zwana Nowomarchijska
Księga Ziemska margrabiego Ludwika Starszego z 1337 roku. Studia nad podziałem terytorialnym
i przekazem historycznym, w: Nowa Marchia – prowincja zapomniana – wspólne korzenie. Materiały
z sesji naukowych organizowanych przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną w Gorzowie
Wlkp., czerwiec 2003 r., kwiecień–maj 2004 r., Gorzów Wlkp. 2005 (Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, „Zeszyty Naukowe” 2), s. 8–57.
1
114
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
Pierwszy dokument z tej grupy, o nieokreślonym w protokole czasie powstania, to spis zamieszczony pod tytułem: „Register szlachty Nowej Marchii”,
w którym wspomniani zostali: Lüdicke, Tide, Beteke i Jaspar von Brederlow
z Derczewa oraz Klaus von Billerbeck5. Tutaj z dużą pewnością należy stwierdzić,
iż zapis odnosi się do hołdu lennego rycerstwa Nowej Marchii z 27 lutego 1454 r.,
złożonego elektorowi brandenburskiemu Fryderykowi II Żelaznemu (*1413, elektor 1440, †1471), zaraz po odkupieniu Nowej Marchii od Krzyżaków6. Wspomniani tutaj Brederlowowie składali hołd z Derczewa i innych posiadłości w Nowej
Marchii, a Klaus von Billerbeck mógł składać hołd z Lichenia i Granowa7.
Kolejny spis lenny to „Register szlachty Nowej Marchii i innych ziem,
którym poświadczono hołd złożony margrabiom brandenburskim”8, w którym
zostali wspomniani: Henning, Hans, Nickel, Jaspar i Henryk von Brederlowowie oraz Klaus von Billerbeck. Ten spis lenników mógł pochodzić z 1470 r., kiedy władzę elektorską w Brandenburgii przejął Albrecht Achilles (20 czerwca)9.
W początkach kwietnia tegoż roku elektor Fryderyk II zrezygnował z funkcji
na rzecz brata Albrechta Achillesa (1470–†1486) i przeprowadził się do swych
dóbr we Frankonii. Interesujący nas tutaj wykaz lenników najprawdopodobniej
pochodził z ok. 15–20 lipca 1470 r., gdy hołd lenny Albrechtowi składali prałaci,
stany, manowie i miasta Nowej Marchii10, chociaż nie jest wykluczony czerwiec
1470 r., kiedy hołd składali wójtowie z Kostrzyna i Świdwina, albo nawet druga
połowa grudnia 1470 r.11
„Spis wszystkich dziedzicznych rycerzy, którym nadał lenno margrabia
Albrecht, książę elektor”12, to wykaz sporządzony zapewne za rządów sprawowanych w jego imieniu przez syna, margrabiego Jana; dokument wspomina
Archiwum Państwowe w Szczecinie (dalej: APS), Archiwum Książąt Szczecińskich (dalej: AKS),
Pars I, nr 1131, k. 259.
6
Codex diplomaticus Brandenburgensis, hg. v. A.F. Riedel, Berlin 1838–1869 (dalej: CDB), Bd.
XXIV, s. 161–162; ReHN II, s. 213–222; R. Eckert, dz. cyt., s. 112; J. Voigt, Die Erwerbung der
Neumark. Ziel und Erfolg der brandenburgischen Politik unter den Kürfürsten Friedrich I. und II.
von 1402–1457, Berlin 1863, s. 341.
7
CDB XXIV, s. 161–162; E. Rymar, Nabycie Nowej Marchii przez Fryderyka II elektora brandenburskiego (1454–1455), „Przegląd Zachodniopomorski” (dalej: PZP) 1995, z. 3, s. 40.
8
APS, AKS I, nr 1131, k. 260.
9
ReHN II, s. 275.
10
CDB C I, s. 533, 536; ReHN II, s. 276; D. Markgraf, Register über 90 bisher ungedruckte Urkunden, die Geschichte der Stadt Landsberg a.d.W. betreffend, „Jahresbericht des Historisch-Statistiscchen Vereins zu Frankfurt a.O.” 3 (1863), nr 58.
11
CDB C I, s. 36, 130; ReHN II, s. 277; CDB C I, s. 544; K. Berg, Arnswalde im 16. Jahrhundert
(dalej: K. Berg, Arnswalde XVI), Bd. 1, SVGN 13 (1902), s. 128.
12
APS, AKS I, nr 1131, k. 260.
5
115
Grzegorz Jacek Brzustowicz
Henninga, Hansa, Nickela, Jaspara i Henryka von Brederlowów oraz Klausa von
Billerbecka. Ten spis mógł pochodzić z 30 sierpnia 1476 r.13 Dodatkowo małą odległość czasową w stosunku do powstania poprzedniego spisu potwierdza podobny
układ imion lenników z rodów Brederlowów i Billerbecków. Wspomniane wyżej
hołdy lenne, prawdopodobnie z lat 1470 i 1476, podobnie jak te, które wymienimy
niżej, zostały złożone przez panów mających m.in. prawa do Granowa.
Następny jest „Spis wszystkich dziedzicznych rycerzy, którzy złożyli hołd
najłaskawszemu panu margrabiemu Janowi, księciu elektorowi” w Choszcznie,
a wśród nich trzech lenników z Granowa, przedstawicieli trzech rodów: Brederlowów, Bojtynów i Billerbecków14. Nie wymieniono jednak przedstawicieli tych
rodów z imienia. Prawdopodobnie był to wyciąg z ksiąg lennych z hołdu lennego
złożonego 1486 r. Janowi Cicero (*1455–†1499), elektorowi brandenburskiemu
w latach 1486–149915.
Po śmierci tego elektora w całym państwie rycerstwo poddawało się nowemu władcy wiosną 1499 r. Hołdy odbierano w Nowej Marchii, podróżując
z zachodu na wschód i z powrotem: 7–8 marca w Chojnie, 9 marca w Myśliborzu, 10 marca w Barlinku, 12 marca w Strzelcach i Choszcznie, 13 marca
w Gorzowie, 14 marca w Drawsku, 15 marca w Świdwinie, 16 marca ponownie
w Drawsku, 18 marca w Drawsku i Choszcznie, 18–19 marca w Strzelcach,
19–20 marca w Gorzowie i 21 marca w Kostrzynie16.
Wiemy, że lennicy z ziemi choszczeńskiej składali hołd elektorowi Joachimowi I (*1484, elektor 1499, †1535) i jego bratu Albrechtowi 12 marca
1499 r. w Choszcznie. Jeszcze w początkach XVI w. istniał po tym ślad – „Rejestr lenników, sporządzony według hołdu złożonego margra­biemu Joachimowi księciu elektorowi i margrabiemu Albrechtowi z Brandenburgii”, w którym
wspomniano Jakuba von Billerbecka z Granowa17. Z kolei świadkowie w procesie
sądowym z XVI w., dotyczącym Granowa, potwierdzali, że Billerbeckowie „mieli
otrzymać swoje lenno od mar­grabiego w Strzelcach, a następnie złożyli hołd
w Strzelcach”18, co miało zatem miejsce 12 lub 18 marca 1499 r.
Sporządzony w marcu 1499 r. pełen spis lenników z ziemi choszczeńskiej
zawierał wzmianki o innych feudałach, a byli wśród nich: Beneckendorfowie
ReHN II, s. 293.
APS, AKS I, nr 1131, k. 261–262.
15
K. Berg, Arnswalde unter dem Deutschen Orden und den ersten Hohenzollern, Arnswalde 1923,
s. 132.
16
CDB A XVIII, s. 46, 48, 91, 92, 198, 349, 430, 431; XIX, s. 57, 104, 164, 214, 420, 422, 504, 423;
XXIV, s. 213, 214, 215, 216; B VI, s. 151; C II, s. 439, 440, 441, 442; ReHN II, s. 360–368.
17
APS, AKS I, nr 1131, k. 262.
18
Tamże, k. 184–185.
13
14
116
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
z Wardynia, Jakub von Billerbeck z Granowa (zu Grano), bracia Tomasz i Hans
Bojtyn (Betin) z Granowa (zu Granow), a także rody von Blanckensee, von der
Goltz, von Güntersberg, von Liebenow, von der Osten, von Rohwedel, von Rungen z okolic Barlinka, a także von Wedlowie19. Prawdopodobnie oddano w tym
spisie kolejność składania przysięgi lennej. Zadziwiające jest zatem, że panowie
z Granowa znajdowali się wówczas na czele grupy rycerstwa z ziemi choszczeńskiej, a potężni Wedlowie – na samym jej końcu.
Tego samego dnia, 12 marca 1499 r., wystawiono listy lenne szlachcie
i miastom ziemi choszczeńskiej, w tym von Bojtynom z Granowa20, a 18 marca
1499 r. w Choszcznie, gdy władcy wracali ze wschodu na zachód – braciom von
Brederlow: Tomaszowi, Hansowi i Goresowi z Granowa21. Ta ostatnia uroczystość była potem pamiętana długo i przypominana podczas procesu sądowego,
bo hołdy lenne stały się dowodami zależności panów na Granowie od władców
Brandenburgii. W 1516 r. Kersten von Brederlow stwierdził, że „jego krewni,
dwaj bracia Hans i Gores von Brederlow, otrzymali swoje lenna w Granowie od
margrabiego Joachima w Choszcznie, [...] w domu rajcy Petera Ukermanna”22.
Notatka jest interesująca z powodu dokładnego podania miejsca, w którym uroczystość się odbywała.
Mimo iż wymienione wyżej świadectwa potwierdzają składane licznie
w XV w. przez rycerstwo z Granowa hołdy lenne wobec władców Nowej Marchii,
to jeszcze w początkach XVI w. wielokrotnie podkreślano, że ci sami feudałowie
lub ich przodkowie byli też lennikami książąt Pomorza Zachodniego.
Poddani dwóch władców
Znamy przypadki z obszaru Pomorza i Nowej Marchii, kiedy rycerstwo
wchodziło w obcą zależność, wywołując zazwyczaj przewlekły i ostry spór ze
swoim dawniejszym zwierzchnikiem23. Były to wszakże hołdy o podłożu poliTamże, k. 262; CDB C II, s. 440; ReHN II, s. 360.
ReHN II, s. 360–361; K. Berg, Arnswalde XVI, Bd. 1, s. 74, przyp. 1; CDB A XXIV, s. 215.
21
CDB A XXIV, s. 215; ReHN II, s. 364.
22
APS, AKS I, nr 1131, k. 189.
23
Np. pośród rycerstwa Nowej Marchii głośny był hołd lenny złożony przez panów Drezdenka,
von der Ostenów, 22 lipca 1365 r. w Krakowie. Ich panem lennym stał się wówczas król polski
Kazimierz Wielki i odtąd Drezdenko, zaliczane od końca XIII w. do Nowej Marchii, należało do
Królestwa Polskiego. A po śmierci Kazimierza Wielkiego (1370), ostatniego z dynastii Piastów na
tronie, a zwłaszcza w czasach przejęcia władzy przez zakon krzyżacki w Nowej Marchii (1402) –
Drezdenko stało się obiektem sporu polsko-krzyżackiego. Krzyżacy, kupując Nową Marchię od
elektora brandenburskiego, uważali, że zakupili ją ze wszystkim, co do niej wcześniej należało.
19
20
117
Grzegorz Jacek Brzustowicz
tyczno-militarnym, składane przez silne rody silnym władcom, którzy mogli zapewnić ochronę swym nowym lennikom. Takie hołdy były jednak spektakularne
w średniowiecznych dziejach Nowej Marchii i Pomorza Zachodniego.
Rody zamieszkujące pogranicze, tak jak rody rycerskie mieszkające w nowomarchijskim Granowie w XV i XVI w., z powodu posiadanych lenn przynależały do dwóch państw. Rozliczne ich włości położone w księstwie zachodniopomorskim znajdowały się na ziemiach stargardzkiej i pyrzyckiej oraz pełczyckiej,
która czasem zmieniała przynależność państwową, wchodząc do Nowej Marchii.
Rody te w większości wywodziły się z tych obszarów i tam zbudowały większe
zespoły dóbr niż na ziemi choszczeńskiej.
Brederlowowie, z ośrodkiem zamkowym w Derczewie w Nowej Marchii,
od drugiej połowy XIV w. posiadali lenna na interesującym nas odcinku pogranicza pomorsko-marchijskiego; w XV w. odnotowano ich w Gardźcu, Płońsku
i Rosinach na ziemi pyrzyckiej, w Dobropolu, Warszynie i Przekolnie na ziemi
pełczyckiej oraz w Granowie, Zamęcinie i Żeńsku na ziemi choszczeńskiej. Billerbeckowie byli w XV–XVI w. posiadaczami lenn w ziemi pełczyckiej (Nadarzyn,
Jagów, Chrapowo, Płotno) i stargardzkiej (Warnice, Strzyżno i Glezno), ponadto
w Nowej Marchii w XIV w. siedzieli w Tucznie, a w XV w. w Licheniu – na ziemi
strzeleckiej i w Granowie na ziemi choszczeńskiej. Rodzina von der Zinne od
wieków zamieszkiwała wybrzeże jeziora Miedwie. Miała lenna w Burzykowie,
Kluczewie, Koszewku, Koszewie, Skalinie, Słotnicy i Wierzchlądzie. Natomiast
Prechelowie związani byli z miastem Stargard i w tej okolicy – z Burzykowem,
Koszewem i Słotnicą, a w Nowej Marchii – z Chłopowem i Górznem. W takich
wioskach, jak Warnice, mieszkały obok siebie dwa rody: von der Zinne i von
Billerbeck, a w Słotnicy i Koszewie – von der Zinne i Prechelowie. Takie sąsiedztwo tych rodów istniało też w Granowie. Pochodzenie wspomnianych rodów
wskazuje wyraźne na to, że przybyły do Granowa z Pomorza, co miało miejsce
najpóźniej połowie XV w.
Geschichte des Geschlechts von der Osten. Urkundenbuch, hg. v. O. Grotefend, Leipzig 1923 (dalej:
UBO), Bd. II, nr 982, 983; A. Czacharowski, Santok i Drezdenko w drugiej połowie XIV wieku, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Nauki Humanistyczne i Społeczne”
20: „Historia” 2 (1966), s. 89–112; tenże, Polsko-krzyżacki spór o Drezdenko i Santok na początku
XV wieku, „Zapiski Historyczne” 1985, z. 3, s. 193–210; E. Rymar, Panowie von der Osten (Drzeńscy) z Drezdenka, cz. 3–4, „Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny” 5–6 (1998–1999),
s. 42–66. W podobną, lecz w krótszą czasowo zależność od Polski, weszli w 1365 i potem w 1433 r.
Wedlowie ze wschodnich połaci Nowej Marchii, przyłączając swoje nowomarchijskie posiadłości
do Polski. G.J. Brzustowicz, Rycerstwo ziemi choszczeńskiej (XIII–XVI w.). Polityka – gospodarka –
kultura – genealogia, Warszawa 2004, s. 46–47, 58–62.
118
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
Świadkowie zeznający w początkach XVI w. w sądzie, podczas procesu
granicznego, wspominali to, co było im wiadome o służbie lennej panów z Granowa24. Musieli przypomnieć sobie między innymi, od kogo otrzymali swe lenna
rycerze z Granowa – od władców Brandenburgii czy Pomorza, oraz czy dostali je
„za zasługi, czy też otrzymali w związku z ponie­sionymi kosztami”25. Odnosząc
się do wydarzeń z XV w., świadkowie w sprawie zależności lennej tutejszego rycerstwa twierdzili, że „byli oni w Szczecinie i w Marchii”26 albo że Granowo było
„w połowie szczecińskie i w połowie marchijskie”27. Było to stwierdzenie bardzo
trafne, ponieważ rycerze zasiedlający w drugiej połowie XV w. Granowo byli poddanymi dwóch władców, co wiązało się z umiejscowieniem ich dóbr ziemskich,
aktualną sytuacją polityczno-militarną na pograniczu Pomorza i Nowej Marchii,
a szczególnie ze zmieniającą się przynależnością państwową ziemi pełczyckiej,
z którą sąsiadował obszar Granowa.
Przyczyny podwójnej zależności lennej
W dalszej części naszych rozważań zajmiemy się dokładniejszym określeniem przyczyn podwójnej zależności lennej niektórych rodów rycerskich,
a także wskazaniem chronologicznych i innych uwarunkowań powstania takiej
zależności.
W wypadku niektórych rodów podwójna zależność lenna sięgała XIV w.,
ale została odnotowana dopiero w początkach XV stulecia. Chyba o takiej podwójnej zależności lennej Brederlowów świadczy chociażby przekaz z 17 lipca 1407 r., kiedy to na dokumencie wielkiego mistrza krzyżackiego Ulryka von
Jungingena w sprawie zakupu zamku Drezdenko od von der Ostenów wystąpili
dowodnie jako gwaranci strony krzyżackiej: „Hannus Brederlo, Conrad Brederlo,
Jacob Brederlo, die alle drey zu Garz wonen”28. Trzej Brederlowowie, wymienieni tutaj pod odmiejscowym określeniem „z Gardźca”, wystąpili chyba w roli
lenników z Nowej Marchii, a przecież Gardziec znajdował się na pomorskiej
APS, AKS I, nr 1131, k. 75.
Tamże, k. 94.
26
Tamże, k. 86.
27
Tamże, k. 64.
28
UBO II, nr 1015. Wspomnianych w 1407 r. trzech Brederlowów Edward Rymar uznał za lenników zakonu krzyżackiego oraz stwierdził, że Brederlowowie, „posiadając lenna po obydwu stronach
granicy, sprawę swej przynależności państwowej traktowali dość swobodnie”. E. Rymar, Osadnictwo wiejskie i własność ziemska na obszarze ziemi pyrzyckiej w XII-XV wieku, „Zeszyty Pyrzyckie”
(dalej: ZP) 5 (1972–1973), s. 240–241.
24
25
119
Grzegorz Jacek Brzustowicz
ziemi pyrzyckiej. Może zatem z powodu przylegania tej miejscowości do ziemi
pełczyckiej – a ta najprawdopodobniej znajdowała się wtedy w posiadaniu zakonu
krzyżackiego, władającego Nową Marchią od 1402 r. – panowie ci związali się politycznie z Krzyżakami. Wspomniani trzej rycerze mieli zapewne dobra w innych
częściach Nowej Marchii (m.in. w Derczewie), ale określili swe pochodzenie od
miejscowości położonej na Pomorzu. Można się także domyślać i tego, że rycerze
ci składali hołd lenny zakonowi wraz z rycerstwem Nowej Marchii w 1402 r.
W wykazie rycerzy i giermków, którzy w 1402 r. złożyli hołd Krzyżakom,
znajdujemy Brederlowów i Billerbecków, ale zabrakło Bojtynów, innego rodu
mieszkającego w XV w. w Granowie, który w 1409 r. był w sporze z krzyżackim
wójtem Nowej Marchii29. Nie ma jednak dowodów, aby Bojtynowie posiadali
lenna także na Pomorzu.
Panowie z Granowa w Nowej Marchii, tacy jak Billerbeckowie i Brederlowowie, posiadali lenna na pobliskiej ziemi pełczyckiej, a ta, w każdym razie
w początkach XV w. (1402–1414), znajdowała się pod wpływami krzyżackimi30.
Gryfici umocnili się na pograniczu z ziemią pełczycką od ok. 1415–1416 r.
i przywrócili lub wzmocnili swoją władzę w Pełczycach, czego dowodem jest
wzmiankowanie w latach 1425–1427 pomorskiego wójta Pełczyc Albrechta von
Holtzendorffa31.
O utrwaleniu się przynależności ziemi pełczyckiej do państwa pomorskiego świadczą także źródła heraldyczne. W 1433 r. na pieczęciach Gryfitów
pojawił się po raz pierwszy herb ziemi pełczyckiej. Herb ten dla obszaru pełczyckiego w systemie heraldycznym książąt zachodniopomorskich funkcjonował
Repertorium..., nr 227, 244.
Pełczyce mogły być pod kontrolą krzyżacką od 1402 r., bo jeszcze 25 maja 1400 r. przy książętach
szczecińskich Świętoborze I i Bogusławie VII wspomniano obecność Eggharda von Sydowa, wójta
pełczyckiego. UBO I, nr 956. Od najazdów pomorskich i polskich ucierpiały w latach 1410 i 1411
wioski Będargowo, Brzezina i Laskowo, a Pełczyce w 1414 r. znalazły się w spisie powinności lennych wobec zakonu krzyżackiego. Repertorium..., nr 357; G.J. Brzustowicz, Pełczyce – Bernstein.
Z dziejów Ziemi Pełczyckiej, Choszczno 2004, s. 56. Zwierzchnictwo Gryfitów nad Pełczycami
ponownie widoczne jest od 17 czerwca 1416 r., kiedy książę szczeciński, przebywając w Kołbaczu,
zajmował się sprawą zniszczeń, jakich na ziemi pełczyckiej dokonali panowie z Drawna. C. Gahlbeck, Zisterzienser und Zisterzienserinnen in der Neumark, Berlin 2002, s. 314.
31
W pierwszej połowie 1417 r. z okolic Pełczyc podejmowano najazdy na Nową Marchię. 29 czerwca tegoż roku rajcy Pełczyc uczestniczyli w zjeździe wójta Nowej Marchii z władcami pomorskimi
w sprawie uspokojenia walk na pograniczu. Repertorium..., nr 393, 544; G.J. Brzustowicz, Pełczyce
– Bernstein..., s. 56. 15 lipca 1417 r. w Pełczycach przebywał książę szczeciński Kazimierz V. Repertorium..., nr 398, 399. Feudałowie pomorscy, mający lenna na ziemi pełczyckiej, także wykazywali
w tym czasie aktywność. 12 kwietnia 1425 r. Hans von Wedel z Krępcewa przekazał cysterkom
pełczyckim rentę w Przywodziu. C. Gahlbeck, Zisterzienser..., s. 314.
29
30
120
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
do końca XV w.32 W tym samym 1433 r. spadł na Nową Marchię najazd husycko-polski, który wykazał słabość militarną Krzyżaków w Nowej Marchii. Miejscowe rycerstwo i mieszczaństwo okazywały jawną niechęć do współdziałania
z wojskiem zakonnym33. Wedlowie z Drawna i miasto Choszczno złożyli hołd
lenny królowi polskiemu34 i trwali w zależności od Polski do 1436 r., a Drawno
– do początków 1437 r. Najprawdopodobniej w tym czasie książę pomorski Bogusław IX za zgodą Polski posiadał Choszczno35 i ziemię choszczeńską. Wiemy
także, że przeciwko Krzyżakom w Nowej Marchii wystąpił wówczas także książę
szczeciński Kazimierz V36. Wzmianki te zatem dowodzą, iż rycerstwo na pograniczu nowomarchijsko-szczecińskim, do którego należał też odcinek pełczycki,
mogło odchodzić od związków lennych z zakonem. Władza krzyżacka była tak
słaba, iż miasta i rycerstwo Nowej Marchii już 11 listopada 1433 r. zawarły związek obronny przeciwko rozbojom i rabunkom. Porozumienie podpisało niemal
czterdziestu rycerzy, wśród których znaleźli się chociażby Jakub von Brederlow
z Derczewa, Henryk von Prechel z Chłopowa i Górzna, Hans von Rohwedel
z Krzęcina, Ludek von Lettnin z Ogard i wielu innych. Z ziemi choszczeńskiej
zabrakło jednak Beneckendorfów z Wardynia i Chełpy pod Choszcznem oraz
rycerstwa mieszkającego nad granicą z Pomorzem: Brederlowów z Granowa
i Zamęcina, Billerbecków z Granowa i Lichenia oraz rodu Blanckensee ze Sławęcina i Nowego Klukomia37. Osłabienie rządów krzyżackich w Nowej Marchii
przeciągnęło się do 1435 r.
W tych ciężkich dla krzyżackiej władzy w Nowej Marchii latach 1433–
1435 wystąpili jawnie po polskiej stronie przeciwko zakonowi liczni przedstawi-
32
Herb przedstawiał tarczę dwudzielną w pas, w górnym czerwonym polu połu srebrnego gryfa
zwróconego w prawo, a w dolnym polu szachownica złoto-błękitna. R.-G. Werlich, Die Umgestaltung der pommerschen Herzogswappen um 1500 und ihre Zusammenstellung in einem neunfeldigen
Schild, w: Najnowsze badania nad numizmatyką i sfragistyką Pomorza Zachodniego, red. G. Horoszko, Szczecin 2004, s. 245, Taf. 30, nr 1–2, 9, 12; Pomorski memoriał prawniczy przed królem
polskim w roku 1469–1470, oprac. L. Babiński, Szczecin 1961, s. 26, 37, 44; Cronica de ducatu
Stettinensi et Pomeraniae gestorum inter Marchiones Brandenburgenses et duces Stettinenses ao.
domini 1464, hg. v. J.G.L. Kosegarten, „Baltische Studien” 2 (1857), s. 108.
33
E. Rymar, Polsko-czeska wyprawa zbrojna do Nowej Marchii w 1433 roku, PZP 1993, z. 1, s. 45.
34
J. Voigt, dz. cyt., s. 217; Urkundenbuch zur Geschichte des Geschlechts von Kleist, Bd. 1, Berlin
1862, nr 104.
35
E. Rymar, Księstwa pomorskie wobec wojny polsko-krzyżackiej w latach 1431–1435, PZP 1973,
z. 4, s. 92; tenże, Polsko-czeska wyprawa..., s. 52.
36
Repertorium..., nr 767, 783.
37
Tamże, nr 775; E. Rymar, Nowa Marchia po wyprawie husyckiej w czasie wojny polsko-krzyżackiej
w latach 1433-1435/36, PZP 1994, z. 4, s. 15–17.
121
Grzegorz Jacek Brzustowicz
ciele szlachty pomorskiej z Dewitzami z Dobrej na czele38. W takiej postawie
Pomorzanie wytrwali kilka lat39. Dopiero w 1435 r. zakon krzyżacki podjął konkretne kroki w celu opanowania sytuacji i ukarania winnych najazdu husyckiego na Nową Marchię40. Wraz ze wzmocnieniem władz zakonnych, co było też
związane z rozmowami pokojowymi z Polską, strona polska zaczęła wycofywać
się z tych terenów41. Do tego czasu (1436) polska załoga w Choszcznie oraz
wojska pomorskie kontrolowały rozległy obszar środkowej Nowej Marchii. Być
może niektóre miejscowości pogranicza, w tym rody rycerskie posiadające lenna
w Granowie, wybrały w latach 1433–1435 przynależność do Pomorza. Być może
na tle tych wydarzeń wybuchł potem spór graniczny. Warunki sprzyjające powrotowi pod władzę krzyżacką zaistniały od wiosny 1435 r., po zawarciu układu
z Gryfitami. Wśród sygnatariuszy tego układu ze strony pomorskiej byli Janko
von Brederlow oraz rajcy kilku miast, w tym Pełczyc42. Z kolei Polacy z Choszczna
i Wedlowie z Drawna i Tuczna kontrolowali wschodnią część Nowej Marchii43.
W 1447 r. książę szczeciński wyjednał z elektorem umowę o rezygnacji Brandenburgii z Pełczyc44 i dalej osadzał tutaj swoich starostów, o których słyszymy do
drugiej połowy XV w.45
Rycerstwo zamieszkujące nowomarchijską stronę pogranicza, w tym
Granowo, musiało wypełniać obowiązki lenne wobec władcy pomorskiego co
najmniej w latach 1451–1464, skoro zeznano przed sądem, że „panowie na majątkach w Granowie musieli służyć po stronie księcia Ottona ze Szczecina”46.
38
P. Gantzer, Geschichte der Familie von Dewitz, Bd. 1, Halle (Saale) 1912, nr 476; E. Rymar,
Polsko-czeska wyprawa..., s. 52.
39
Potem wsparli Krzyżaków i 30 kwietnia 1436 r. wielki mistrz krzyżacki zwracał się do prałatów
i urzędników polskich o wypuszczenie z niewoli uwięzionych pomorskich szlachciców, w tym Henninga i Gerta von Dewitzów. P. Gantzer, dz. cyt., Bd. 1, nr 486.
40
Wtedy wójt krzyżacki zawarł dziesięcioletni (do 1445 r.) układ z księciem szczecińskim Joachimem w sprawie pacyfikacji konfliktów na pograniczu pomorsko-nowomarchijskim i podjęcia walki
z rozbojem. CDB A XXIV, s. 144.
41
Król polski wystawił akt zrzeczenia się Choszczna 20 maja, a Bogusław IX słupski – 14 czerwca
1436 r. Repertorium..., nr 833; E. Rymar, Nowa Marchia po wyprawie husyckiej..., s. 30.
42
CDB A XXIV, s. 144.
43
E. Rymar, Nowa Marchia po wyprawie husyckiej..., s. 12–14.
44
CDB B VI, s. 157, 403.
45
W 1437 r. pomorskim wójtem Pełczyc był Gert von Witte. ReHN II, s. 130. Potem wśród wójtów
pomorskich sprawujących władzę w imieniu swych książąt w Pełczycach wspomniano: Güntera von Billerbecka (1444), Rajnolda von Greiffenberga (1446–1447?) i Dzinisza von der Ostena
(1451–1453). CDB A I, s. 160; XXII, s. 228; XXV, s. 42; Repertorium..., nr 92, 203, 282, 799, 960,
1000, 1003, 1007, 1450; R. Eckert, dz. cyt., s. 80, przyp. 7; H. Hoogeweg, Die Stifter und Klöster der
Provinz Pommern, Bd. 1, Stettin 1924, s. 269; G.J. Brzustowicz, Pełczyce – Bernstein..., s. 57.
46
E. Rymar, Rodowód książąt pomorskich, Szczecin 2005, s. 424–426.
122
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
Był to okres osłabienia władzy Gryfitów i wzrostu zainteresowania terenami pomorskimi ze strony elektorów brandenburskich. Możliwe, że przede wszystkim
rodów mieszkających w Granowie dotyczyły słowa kronikarza pomorskiego Tomasza Kantzowa, który pisał w odniesieniu do elektora brandenburskiego Fryderyka II i jego braci, iż w czasie, gdy sprawowali oni opiekę nad ostatnim księciem
szczecińskim Ottonem III, czyli od 1451 do ok. 1460 r., „zachowywali się wobec
szlachty i miast księstwa szczecińskiego jak najłaskawiej i jak najprzyjaźniej, nie
odmawiając im niczego, co się księcia Ottona tyczyło lub samych margrabiów,
a w czym można było ustąpić bez wielkiego uszczerbku, jako i trochę rycerstwa
na swój żołd przyjęli”. Wśród tego rycerstwa znajdować się miały pomorskie
rodziny z pogranicza, mające lenna w Nowej Marchii, jak Güntersbergowie, Wedlowie, Brederlowowie, Billerbeckowie i inni47.
Najbardziej jednak znamienny dla kwestii podwójnej zależności lennej
rycerstwa, którą się tutaj zajmujemy, był czas wojen pomorsko-brandenburskich
w drugiej połowie XV w. Aby tego dowieść, odwołamy się do zeznań świadków
złożonych przed sądem w początkach XVI w. Niektórzy ze świadków poświadczali przed sądem, że Granowo podczas wojen „nie zostało zajęte z tej przyczyny, że miało być zarówno szczecińskie, jak i marchijskie”48.
Te pomorsko-brandenburskie konflikty militarne drugiej połowy XV w.
już współcześni rozróżniali, używając odpowiednich dla nich określeń. Jeszcze
w początkach XVI w. na Pomorzu i w Nowej Marchii, gdy odwoływano się do interesujących nas wojen, pojawiało się dla nich określenie „pierwsza wojna”, czyli
wojna o sukcesję szczecińską w latach 1467–1472, i „ostatnia wojna”49, nazywana też przez ówczesnych „drugą” i „kolejną” – w latach 1478–1479. Niektóre
z wydarzeń, jakie rozegrały się podczas tych wojen, miały znaczenie dla kwestii,
którą się tutaj zajmujemy.
W świetle źródeł widać, że rycerstwo zamieszkujące okolice Pełczyc
wspierało w pierwszej wojnie sukcesyjnej książąt pomorskich. Po prawie dwóch
latach doszło jednak do krótkiej, acz znamiennej, zmiany nastrojów politycznych. 7 marca 1469 r. w Kostrzynie pojawiła się delegacja ziemi pełczyckiej, składając hołd lenny elektorowi brandenburskiemu z zamku pełczyckiego i lenników
tego obszaru50. Hołd lenny złożony elektorowi uzupełniono o nowych rycerzy
T. Kantzow, Pomerania. Kronika pomorska z XVI wieku, tłum. K. Gołda, t. 2, Szczecin 2005, s. 11;
E. Rymar, Dzinisz (Dionizy) „Mądry” von der Osten (około 1414–1477). Pan feudalny, kondotier,
urzędnik brandenburski i dyplomata pomorski ze schyłku średniowiecza, cz. 2, w: Odkrywcy, princepsi, rozbójnicy, red. B. Śliwiński, Malbork 2007, s. 174.
48
APS, AKS I, nr 1131, k. 99.
49
Tamże, k. 59 (34), 167.
50
CDB B V, s. 136.
47
123
Grzegorz Jacek Brzustowicz
19 marca i 1 kwietnia 1469 r. w Pełczycach51. Trzykrotnie rycerstwo pełczyckie
potwierdzało swoją wolę podporządkowania się elektorowi brandenburskiemu.
Sytuacja militarna i polityczna była jednak wtedy bardzo chwiejna i szybko się zmieniała. Do dalszych hołdów lennych na Pomorzu nie doszło, ponieważ
opierał się im stołeczny Szczecin. Elektor brandenburski spróbował nacisków
i podjął restrykcje handlowe wobec tego miasta, które wzmogły wojnę jeszcze
w tym samym roku. Obie strony przystąpiły do walk w polu. Książę słupski Eryk II
wyprzedził elektora, uderzając w lipcu 1469 r. na Nową Marchię. Pomorzanie
zdobyli i spalili Recz, zajęli Drawno i zaatakowali Choszczno52. Ziemia pełczycka ponownie znalazła się pod panowaniem pomorskim. 27 lipca 1469 r. rycerstwo pełczyckie złożyło hołd lenny władcom Pomorza. Wśród tych rycerzy znajdowali się przedstawiciele Brederlowów z Warszyna i Przekolna, Billerbecków
z Nadarzyna, Płotna i Jagowa oraz Bojtynów53, mających lenna także w Granowie w Nowej Marchii. Po krótkim okresie przynależności ziemi pełczyckiej do
Brandenburgii (7 marca – 27 lipca 1469 r.) okoliczne rycerstwo powróciło w granice Pomorza i wytrwało przy nim do 2 sierpnia 1478 r., do czasu, gdy Pełczyce
zostały zdobyte przez wojska elektora Albrechta Achillesa.
Wydaje się, że najpóźniej w 1478 r. mógł się ostatecznie zakończyć okres
traktowania przez niektórych lenników z rodów Brederlowów, Billerbecków czy
Bojtynów swoich dóbr w Granowie jako lenn pomorskich. Z pewnością odbyło to się pod naciskiem brandenburskim. Lenna Brederlowów i Billerbecków,
położone w Granowie na nowomarchijskiej ziemi choszczeńskiej, co wspomnieliśmy wcześniej, były w latach 1486 (?), 1490 (?), 1499, a Bojtynów w 1486
i 1499 potwierdzane przez elektorów brandenburskich. Dlatego w 1511 r. podczas procesu pomorsko-brandenburskiego twierdzono najczęściej, że słyszano
„od szlachciców z Granowa, że otrzymali [swoje] lenna od władcy branden­
burskiego w Choszcznie”54. Niewielu zaś było takich, którym „nie było wiadome,
gdzie służyli właściciele dóbr w Granowie”55.
Wiedząc już, w jakich okresach pomorskie czy brandenburskie wpływy
były silniejsze na interesującym nas odcinku pogranicza pomorsko-nowomarchijskiego, powróćmy jeszcze do kwestii posiadania przez rycerzy dóbr po dwóch
stronach granicy. Jak wspomniano wyżej, lenna położone zarówno na ziemi pełczyckiej, jak i na ziemi choszczeńskiej należały czasem do tych samych rycerzy,
co mogło powodować, że w chwilach, gdy Pomorze było w konflikcie z BrandenTamże; E. Rymar, Burzliwe dzieje ziemi pełczyckiej (do końca XVI wieku), ZP 6 (1974), s. 162.
CDB C I, s. 276; F. Rachwahl, Der Stettiner Erbfolgestreit (1464–1472), Breslau 1890, s. 234.
53
CDB B V, s. 136, 137.
54
APS, AKS I, nr 1131, k. 296.
55
Tamże, k. 60.
51
52
124
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
burgią, wypełnianie obowiązków lennych i wojskowych wobec jednej ze stron
narażało na zarzut niewypełnienia tychże obowiązków wobec drugiej strony.
Wiemy, że takie zarzuty kierowano w drugiej połowie XV w. wobec Henryka
i Martena von Brederlowów56, Baltesa i Klausa von der Zinne z Granowa57,
a także wobec Tidego i Jakuba von Billerbecków. Ten ostatni został nawet oficjalnie zaskarżony przed sądem w Choszcznie wraz z innymi panami z Granowa
w kwestii wypełniania przez nich służby lennej58.
Wiemy jednak także, iż poza kwestią majątkową i polityczną mogły istnieć i inne przesłanki przyjmowania zwierzchnictwa lennego przez panów z Granowa. W początkach XVI w. w procesie sądowym niektórzy świadkowie zeznali,
że czasami do przyjmowania brandenburskiego zwierzchnictwa lennego rycerze
ci byli zmuszani, chociażby przez wójta Nowej Marchii Krzysztofa von Polentza. Inni temu zaprzeczali, zeznając, iż rycerze ci poddawali się zwierzchnictwu
elektora dobrowolnie – i tutaj podawano przykład Tidego von Brederlowa59. Natomiast co do przyczyn związania się ze stroną pomorską niektórzy świadkowie
twierdzili, że starostowie pełczyccy wykorzystywali zadłużenie rycerzy z Granowa, aby egzekwować od nich obowiązki lenne w Pełczycach60. Inni z kolei mogli
być związani z Pomorzem poprzez wypełnianie jakiegoś urzędu ziemskiego, na
co wskazywałaby może wzmianka o tym, że niektórzy panowie z Granowa „zasiadali w stanach ziemskich władcy szczecińskiego”61.
Źródła podporządkowania się książętom pomorskim
W 1510 r. burmistrz stargardzki Bartłomiej von Borcke, wezwany przed
oblicze ławy sędziowskiej, by zeznawał w sprawie przynależności lennej panów
z Granowa, uważał, że „w związku ze wsią Granowo obaj książęta są w błędzie”,
ale bliżej tego nie wytłumaczył. Zapewne chodziło mu o to, iż nie mieli racji ani
elektor, nie uznając żadnych praw pomorskich, ani strona pomorska, podnosząc
może za duże roszczenia terytorialne i zapominając, że niegdyś rycerstwo w tej
wsi osadzili margrabiowie. Burmistrz stargardzki podkreślał bowiem w swoich
zeznaniach, iż kiedy przebywał w Granowie, „słyszał od tych, którzy mieszkali
w Pełczycach i teraz mieszkają w Stargardzie, także od innych, mających dobra
Tamże, k. 219, 221, 225.
Tamże.
58
Tamże, k. 202, 219, 221.
59
Tamże, k. 245.
60
Tamże, k. 72.
61
Tamże, k. 122.
56
57
125
Grzegorz Jacek Brzustowicz
w tej miejscowości”, że Billerbeckowie i Brederlowowie, którzy teraz posiadają
Granowo, posiadają je z woli księcia szczecińskiego.
Także inni świadkowie w procesie zeznawali o tym, jak von Billerbeckowie i von Brederlowowie z Granowa „z większością sąsiadów w Granowie”
wypełniali obowiązki wojskowe w Pełczycach podczas dwóch wojen pomorsko-brandenburskich w drugiej połowie XV w.62, „kiedy Pełczyce były szczecińskie”63. Czasami nawet poszerzano chronologicznie te związki, bo stwierdzano,
że panowie z Granowa „służyli lub wykonywali obowiązek lenny wobec władcy
szczecińskiego w Pełczycach, kiedy były one szczecińskie”64, co znaczyło, iż praktycznie rozciągano zależność lenną niemal na cały okres od XIV w. do 1478 r.,
a z tym się zgodzić nie można. Podobną służbę lenną mieli też wypełniać panowie
w pomorskich Pyrzycach65, dokąd podobno „stawiał się” Henryk von Brederlow
z Granowa66, ale nie tylko. Tutaj „Brederlowowie i Billerbeckowie świad­kowali
w sądzie dworskim w Pyrzycach, będąc wezwanymi na mocy prawa”67 – w tym
wypadku spełniając czynność prawną wobec działań innych feudałów czy pomorskiego władcy.
Kolejni ze świadków tego procesu, Walentyn Wegner i Engelken, „którzy zamieszkiwali w Pełczycach”, a wcześniej w Granowie, wiedzieli podobno
„od ludzi z dworu tam położonego, że Brederlowowie i Billerbeckowie byli
w służbie u księcia szczecińskiego w czasie pierwszej wojny, a potem u obu książąt – brandenburskiego i szczeciń­skiego”. Zatem według nich ta zależność lenna
od Księstwa Pomorskiego pojawiła się w wypadku dwóch rodów rycerskich Granowa w pierwszej wojnie sukcesyjnej, a potem już panowie ci wypełniali służbę
wobec dwóch władców. Ci sami świadkowie „nadto jeszcze, poprzysięgając na
pana Boga”, o zależności wobec księcia szczecińskiego powiedzieli, „że jeden
z owych Brederlowów przyznał [podczas pobytu] w Granowie, [...] że otrzymał
swoją część Granowa w lenno od księcia szczecińskiego”.
Wspomniany tutaj Henryk von Brederlow miał także powiedzieć śwaidkowi, że w zależności od księcia szczecińskiego „była połowa, którą on posiadał
od pięćdzie­sięciu lat”, czyli od ok. 1450 r. (?). Jednak ile łanów obecny władca
pomorski posiadał w Granowie, nie było śwaidkowi wiadome68. Fakt, iż rycerze
z Granowa „stali za księciem szczecińskim”, a także i to, że „połowę ziemi” mieli
Tamże, k. 79 (44).
Tamże, k. 72, 116.
64
Tamże, k. 202.
65
Tamże, k. 45.
66
Tamże, k. 160.
67
Tamże, k. 144.
68
Tamże, k. 54–56.
62
63
126
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
w lennie od tegoż księcia, potwierdzał także Vicke von Beneckendorf69, feudał
z Choszczna i Wardynia. Potwierdzał to także podskarbi miejski stargardzki
Klaus Petze, który „słyszał to od zacnych ludzi, którzy mieszkali na wsi i jeszcze
tam mieszkają”70, a także inni świadkowie71. W początkach XVI w. zwracano
uwagę, że w celu bliższego poznania zależności lennej rycerzy z Granowa wobec władcy szczecińskiego powinni ją poświadczyć przedstawiciele starostów
z Pełczyc, zorientowani najlepiej „co do służby i przywilejów”72, do czego jednak
nie doszło.
Mając na względzie powyższe zeznania świadków w procesie granicznym
dotyczącym Granowa, należy podkreślić, że niektórzy z rycerzy ziemi pełczyckiej mogli być lub byli związani własnościowo z Granowem i Choszcznem. Niektórzy z nich przed wojną pomorsko-brandenburską posiadali główne siedziby
w Nowej Marchii, a w czasie wojny siedziby te zmieniali, jak chociażby Henryk
von Brederlow z Granowa i Warszyna czy Piotr von Billerbeck z Choszczna, Granowa i Jagowa. Ciekawa z kolei jest postawa Borgesa Bojtyna, zapewne posiadacza lenna w Granowie, Krzęcinie i Blockshagen – wpierw 1 kwietnia w Pełczycach składał on hołd lenny elektorowi, a 27 lipca 1469 r. został zhołdowany przez
księcia pomorskiego Eryka II. Za każdym razem zaliczany Borgesa do rycerstwa
ziemi pełczyckiej, chociaż dóbr tego rodu na tym obszarze nie znamy.
Analizując skład osobowy jeńców, którzy dostali się do elektorskiej niewoli podczas obrony Pełczyc 2 sierpnia 1478 r., stojąc niewątpliwie w szeregach
pomorskich obrońców73, zauważamy, że znaleźli się wśród nich rycerze i giermkowie, którzy mogli posiadać lub mieli posiadłości w ziemi pełczyckiej oraz
w Granowie.
Bardzo ważne jest dla nas zaliczenie w 1478 r. Ottona von Bojtyna do
grona giermków pomorskiego starosty pełczyckiego Henryka von Wüssowa74. To
by znaczyło, że Bojtynowie od jakiegoś czasu (od 1469 r.?) do 1478 r. czuli się
lennikami pomorskimi, a zatem jeżeli posiadali lenno w Granowie, a pewnie
posiadali, to było ono zaliczane wtedy do Pomorza.
Mamy przekazy z 1516 r., dotyczące postawy sprzed dwóch wojen pomorsko-brandenburskich Tidego von Billerbecka, Henryka von Brederlowa
i Martena von Brederlowa, panów z Granowa, informujące iż „wspomniani trzej
Tamże, k. 60–61.
Tamże, k. 61.
71
Tamże, k. 64.
72
Tamże.
73
F. Priebatsch, Politische Correspondenz des Kurfürsten Albrecht Achilles, Leipzig 1896, Bd. 2,
s. 412.
74
Tamże.
69
70
127
Grzegorz Jacek Brzustowicz
szlachcice podawali, że trzymają się Marchii”75. Inni także potwierdzali wówczas
przysięgą, że „w czasie obu wojen widziano Henryka i Martena von Brederlowów
oraz Baltesa i Klausa von der Zinne z Granowa”, jak wypełniali swoją służbę
lenną w Choszcznie76. Zachowały się jednak także przekazy, które można datować na rok 1461, twierdzące, że „większość rycerstwa zamieszkałego w Granowie, Henryk von Brederlow, Tide von Billerbeck i Henning von Bojtyn [...],
z racji służby lennej przebywała u Henryka von Wüssowa” w Pełczycach77. Wiemy już, iż był to czas, kiedy nad młodym księciem szczecińskim Ottonem III
(*1444–†1464), ostatnim z tej linii Gryfitów, sprawował (1451–1461) kuratelę
w księstwie szczecińskim elektor brandenburski Fryderyk II Hohenzollern. Otto III
objął samodzielne rządy w księstwie dopiero w 1461 r. Okazuje się, że to czasy
decydujące o rozwoju brandenburskich wpływów wśród rycerstwa mieszkającego na Pomorzu, a zwłaszcza w pobliżu granicy z Nową Marchią. Jak już wspomniano, kronikarz pomorski Tomasz Kantzow informuje, że w latach 1451–1460
elektor i margrabiowie brandenburscy „zachowywali się wobec szlachty i miast
księstwa szczecińskiego jak najłaskawiej i jak najprzyjaźniej, nie odmawiając im
niczego, co się księcia Ottona tyczyło lub samych margrabiów, a w czym można było ustąpić bez wielkiego uszczerbku, jako i trochę rycerstwa na swój żołd
przyjęli”78, w związku z czym uważa się, że to wówczas grono lenników elektora
mogli zasilić Ostenowie, Brederlowowie, Billerbeckowie, Güntersbergowie, Steinwehrowie i inni mieszkający na pograniczu79.
W tym także czasie spotykamy w pomorskich Pełczycach rycerstwo
z przygranicznego Granowa. W 1460 r. na pomorskim zamku pełczyckim, ale będącym w rękach joannitów, obok panów pełczyckich Jakuba von Bökego z Przekolna i joannity z Żalęcina świadkował Henryk von Brederlow „z Granowa”80.
Potem około roku 1462 u boku Henryka von Wüssowa, starosty pełczyckiego,
swe obowiązki lenne wypełniała większość szlachty zamieszkałej w Gra­nowie81.
Należy dodać, że sympatie brandenburskie były w tamtych czasach w księstwie
szczecińskim dosyć duże i nie omijały nawet stołecznego Szczecina82. W 1465 r.
skłaniali się ku przyjęciu zwierzchnictwa Brandenburgii przedstawiciele największych rodów pomorskich, tacy jak Albrecht von Everstein z Nowogardu, Hasson
APS, AKS I, nr 1131, k. 157.
Tamże, k. 211, 229.
77
Tamże, k. 288–289.
78
T. Kantzow, dz. cyt., t. 2, s. 11, przyp. 1.
79
E. Rymar, Dzinisz (Dionizy) „Madry” von der Osten..., cz. 2, s. 174.
80
APS, Regesten und Urkunden Ritterorden, nr 124.
81
Tamże, AKS I, nr 1131, k. 288.
82
T. Kantzow, dz. cyt., t. 2, s. 11–15.
75
76
128
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
von Wedel z Krępcewa, Zulis von Dewitz z Dobrej, Erazm, Berend i Mikołaj
von Borcke z Łobza czy Dzinisz von der Osten z Płotów. Pod koniec tego roku
większość panów i prałatów zdecydowała się złożyć hołd lenny elektorowi, po
czym od tego odstąpili83. Wpływy te umocnił układ myśliborski z 21 stycznia
1466 r., który przekazywał księstwo szczecińskie Erykowi II i Warcisławowi X,
ale jako lenno brandenburskie, ze zobowiązaniem stanów krajowych do złożenia
elektorowi hołdu lennego84. Niektóre miasta się opierały, np. Szczecin i Stargard.
Zapewne było tak również z rycerstwem niektórych ziem, bo do hołdu rycerstwa
ziemi pełczyckiej doszło dopiero w 1469 r., podczas pierwszej szczecińskiej wojny sukcesyjnej.
Sprawa zależności lennej wiązała się z podziałem obszaru Granowa pomiędzy dwa państwa. Co prawda strona brandenburska konsekwentnie, m.in.
w 1500 r., nie uznawała podziału obszaru i podkreślała przynależność całej miejscowości do Nowej Marchii85. Liczne zeznania świadków w procesie granicznym
z początków XVI w. nakazują jednak dopuszczać co najmniej w 1469 r. podział
obszaru wsi Granowo na dwie części – pomorską i marchijską, a granica przebiegała z południa na północ wzdłuż koryta rzeczki Cychry, przepływającej przez
środek wioski86.
Istnieją przesłanki, że w pomorskiej części Granowa znajdowały się lenna von Billerbecków. Żyjący w początkach XVI w. Hans von Bojtyn, rycerz z Granowa i Krzęcina, miał mówić, że „Jakub von Billerbeck przyłączył swoje ziemie
do Szczecina”87. Kiedy to było – nie wiemy. Zapewne w drugiej połowie XV w.
Inni uważali, iż miało to miejsce dużo wcześniej, dlatego że „von Brederlowowie
i Billerbeckowie oraz ich przodkowie służyli księciu pomorskiemu za korzystanie
z połowy dóbr wsi Granowo”88. Skoro korzystali z połowy obszaru Granowa, to
już wiemy, że obowiązywał taki podział od 1469 r.
Czasami powstanie podziału wsi kładziono na lata wcześniejsze, a zatem
można go chyba przypisać okresowi wspomnianemu przez Tomasza Kantzowa.
Wtedy być może, kiedyś w latach 1451–1460, lennikami Gryfitów w Granowie byli „Henryk von Brederlow i Jakub von Billerbeck oraz ich przodkowie,
którzy tę połowę poprzedniej wsi mieli z wszelkimi zabudowaniami od księcia
szczecińskiego w lennie”89. Jeszcze w 1500 r. pamiętano, że zarówno Tide, jak
CDB C I, s. 300.
Tamże, s. 288.
85
APS, AKS I, nr 1131, k. 244.
86
Tamże, k. 77.
87
Tamże, k. 64.
88
Tamże, k. 44.
89
Tamże, k. 30.
83
84
129
Grzegorz Jacek Brzustowicz
i Henryk – „obaj panowie Brederlowowie” – posiadali swoje lenno od księcia pomorskiego90. Ustalenie chronologii dla tej wzmianki jest niemożliwe, ale mamy
tutaj zapewne odwołanie do około połowy XV w., ponieważ Tide miał być ojcem
Henryka Brederlowa z Granowa. Potem syn Henryka von Brederlowa – Tomasz
– w spadku po ojcu dostał „drugą połowę wsi” i trzymał ją jako lenno od księcia
pomorskiego91.
Dysponujemy też świadectwami mówiącymi o zwierzchnictwie lennym
nad rodem Billerbecków, mającym lenna w Granowie. Wskazując na lenników
pomorskich, jak chociażby na Henryka von Brederlowa, wymieniano także Henninga von Billerbecka, którzy podobno razem „mieli także inne dobra lenne,
jeśli w Granowie – to musiały przynależeć do ziemi szczecińskiej w Pełczycach”,
z których wypełniali służbę i obowiązki lenne92. Jeszcze w początkach XVI w.
Joachim von Billerbeck ze Stargardu wspominał, że słyszał od swojego ojca Henninga von Billerbecka z Granowa oraz „od innych zacnych ludzi, że byli oni
przynależni do ziemi szczecińskiej, ale czy to było więcej niż połowa wsi, czy też
mniej, nie jest mu wiadomym”93.
Okazuje się, że podział mógł dotyczyć także rodzeństwa z rodu von Brederlowów. W 1510 r. Tomasz von Brederlow zeznał przed sądem, że „otrzymał
swoje dobra lenne w Granowie od księcia szcze­cińskiego Bogusława, a także słyszał, że jego brat miał otrzymać swoje lenno od margrabiego”94. Potem jeszcze
w 1516 r. Tomasz i jego stryj Kersten von Brederlow zeznali w sądzie, iż otrzymali
„swoje lenno w Granowie od księcia szczecińskiego”95. Natomiast młodszy brat
Tomasza – Hans von Brederlow z Granowa – zeznał, że jego brat Tomasz „nie
służył księciu szczecińskiemu”96. Wydaje się, iż miał tutaj w pełni rację Hans,
bo obaj z braćmi Tomaszem i Goresem mieli potwierdzane lenno w Granowie
przez elektora Joachima 18 marca 1499 r.97 Jednakże informacja podana przez
Tomasza i Kerstena von Brederlowów, dotycząca zależności od księcia szczecińskiego, mogła przecież dotyczyć czasów dużo wcześniejszych. Wskazuje na to
inna wzmianka, dotycząca Tomasza z Granowa, który będąc najstarszym z braci,
najszybciej opuścił dom rodziców i „w swoich młodych latach przyszedł on na
Tamże, k. 244.
Tamże, k. 30.
92
Tamże, k. 72.
93
Tamże, k. 96.
94
Tamże, k. 65, 73.
95
Tamże, k. 189.
96
Tamże, k. 194.
97
Tamże, k. 262.
90
91
130
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
służbę” księcia szczecińskiego98. Jeżeli wiemy, że Tomasz urodził się w 1467 r.99
jako najstarszy syn Henryka von Brederlowa z Granowa100, to mógł się związać
z księciem Bogusławem X już po zakończeniu wojen z Brandenburgią, co mogło
mieć miejsce w 1490 r.101 Dlatego w 1500 r. wyjaśniano, jak to się stało, że Tomasz von Brederlow z braćmi otrzymał w Granowie lenno „około ośmiu lub więcej lat temu, od obecnego księcia pomorskiego, jego książęcej łaskawości księcia
Bogusława”102, co było możliwe, ponieważ Bogusław X podnosił pretensje do ziemi pełczyckiej do 1493 r.103 Zapewne dlatego potem w 1499 r. Tomasz powrócił
pod skrzydła elektora104. Pomimo to książę Bogusław podnosił roszczenia co do
lenn w Granowie jeszcze do początków XVI w. Ale np. rycerz pomorski Henning
von Güntersberg z Radaczewa osobiście wstawiał się za rycerzami z Granowa
u księcia pomorskiego Bogusława X i tłumaczył, że panowie „szlachta z Granowa, co do służby lennej, mają [także] zobowiązania w Nowej Marchii”105.
Jeden lennik i dwóch panów
W świetle protokołów sądowych procesu granicznego z początków XVI w.
można się zgodzić z zawartymi tam stwierdzeniami dotyczącymi służby lennej
panów z Granowa w drugiej połowie XV stulecia. Tłumaczą one, że bywało tak
na Pomorzu i w Nowej Marchii, iż „jeden lennik mógł mieć lenna od dwóch
panujących książąt i obydwóm służyć”106. W związku z tym rody mieszkające
w Granowie, także dlatego „że otrzymały własność od dwóch panów i na dwóch
ziemiach, pojechały na wojnę i służyły tam obu”107. Wiemy, iż rycerstwo z Granowa musiało wypełniać obowiązki lenne wobec dwóch władców co najmniej
w drugiej połowie XV w.108, a to sprawiało, że w związku burzliwymi wydarzeniami na pograniczu Nowej Marchii i Pomorza dla wielu mieszkańców tych państw
sytuacja ich przynależności lennej wydawała się mocno pogmatwana.
Tamże, k. 120.
Tamże, k. 119–123.
100
Tamże, k. 30, 31, 41, 76, 78, 87, 89, 91, 92, 95, 101, 112, 116, 296.
101
Tamże, k. 232.
102
Tamże, k. 238.
103
Codex diplomaticus Brandenburgensis continuatis, hg. v. G.W. v. Raumer, Berlin–Stettin–Elbing
1831, Bd. II, s. 91.
104
APS, AKS I, nr 1131, k. 262.
105
Tamże, k. 298–299.
106
Tamże, k. 160.
107
Tamże, k. 143.
108
Tamże, k. 55, 56, 57, 71, 285.
98
99
131
Grzegorz Jacek Brzustowicz
Z przedstawionego materiału wynika, iż w XIV w. Granowo w całości
znajdowało się w granicach Nowej Marchii. Natomiast później, chyba gdzieś na
przełomie XIV i XV w., ale przed 1406 r., u podstaw zależności lennej szlachty
mieszkającej w Granowie legło posiadanie lenn po obu stronach granicy pomorsko-nowomarchijskiej. Potem, w okresach bardziej burzliwych, rycerstwo miejscowe wiązało się silniej ze stroną pomorską. Tak może było w okresie najazdu husytów i zależności ziemi choszczeńskiej wobec Polski i prawdopodobnie Pomorza,
w latach 1433–1435(36?). Wpływ dóbr posiadanych w Granowie i na sąsiedniej
pomorskiej ziemi pełczyckiej oddziaływał na zależność lenną rycerstwa do 1478 r.
Od około połowy XV w., jeszcze pod koniec rządów krzyżackich w Nowej
Marchii, wytworzyły się duże wpływy polityczne brandenburskie, co odczuwalne
było szczególnie na ziemi pełczyckiej, podczas regencji elektora brandenburskiego
w księstwie szczecińskim w latach 1451–1460, jak i w czasach pierwszej wojny sukcesyjnej, co potwierdzają hołdy lenne rycerstwa pełczyckiego składane w 1469 r.
elektorowi. Wreszcie ostatni hołd złożony księciu pomorskiemu Erykowi II w 1469 r.,
zapewne po jego najeździe na Nową Marchię, w tym na okolicę Choszczna, doprowadził prawdopodobnie do wytyczenia w terenie nowego odcinka granicy pomorsko-nowomarchijskiej, w związku z podporządkowaniem Pomorzu kilku lenn
szlacheckich, zwłaszcza należących do rodów von Brederlow, von Bojtyn i von Billerbeck. Taką postawę rycerstwa mieszkającego w Granowie tłumaczyła sytuacja
polityczno-militarna. Wiemy, że Eryk II, najeżdżając w 1469 r. Nową Marchię,
zniszczył jej część zachodnią i środkową, dotarł daleko na wschód i zajął miasto
i zamek Wedlów w Drawnie. Na tym obszarze w latach 1469–1478 funkcjonowało
pomorskie wójtostwo z ośrodkiem w Drawnie, rozciągające się prawdopodobnie
po Recz, Ińsko, Drawsko i Choszczno, odcinając od reszty Nowej Marchii wójtostwo świdwińsko-drawskie109. W ten sposób Księstwo Pomorskie dotarło granicami
do Drawy, sąsiadując z dobrami polskich Wedlów z Mirosławca i Tuczna110.
Od 1469 do 1478 r. nie mamy zbyt wielu świadectw o losach rycerstwa ziemi choszczeńskiej. Można się jednak domyślać, że przy takiej dominacji polityczno-militarnej Pomorza na tym obszarze do podległości wobec Gryfitów mogły się
skłaniać nie tylko drobne rody rycerskie zamieszkujące Granowo. Za podporządkowaniem się liczniejszej grupy rycerstwa nowomarchijskiego Pomorzu, w tym z ziemi choszczeńskiej, mogą przemawiać podjęte, zapewne po 1478 r., przez elektora
i jego zwolenników starania w celu zmniejszenia poparcia dla strony pomorskiej
oraz rozliczenia rycerzy niewywiązujących się ze swych obowiązków lennych.
109
E. Rymar, Pomorze Zachodnie w walce o granice i suwerenność (1478–1479), „Studia i Materiały
do Historii Wojskowości” 32, (1989), s. 75, 76.
110
G.J. Brzustowicz, Rycerstwo ziemi choszczeńskiej..., s. 65.
132
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
Na ławie oskarżonych
Przed sąd lenny w Choszcznie spośród rycerzy z Granowa zostali wezwani m.in. Henryk i Nickel von Brederlowowie z Granowa111. Innym razem „Henryk von Brederlow i Martin von Brederlow, Jakub von Billerbeck i Klaus von der
Zinne zostali w Choszcznie zaskarżeni w związku z obowiązkiem służby lennej”112, mimo że „obowiązek obronny” w tzw. ostatniej wojnie (1478/79) Henryk
von Brederlow z Granowa i „młody” Klaus von der Zinne wypełniali „przeciwko
księciu szczecińskiemu”113. Najpewniej więc służyli Gryfitom do lata 1478 r.,
a potem już elektorowi. Jeszcze długo po zakończeniu wojny syn Henryka, Hans
von Brederlow z Granowa, stawał przed sądem lennym w Choszcznie114.
Nie wiemy, jakie były wyroki tych rozpraw i jakie konsekwencje dotykały
tych feudałów. Ale jedno z zachowanych zeznań sądowych z początków XVI
w. wspomina, że podczas rozpraw, mających prawdopodobnie miejsce jeszcze
przed 1467 r., „opat z Bierzwnika napominał o obowiązku pełnie­nia służby lennej
w Choszcznie ojca Hansa i Goresa von Brederlowów z Granowa”, a zatem chodziło o Henryka. Potem „ów Brederlow zeznawał i został życzliwie potraktowany”115.
Kiedy jednak wybuchły wojny pomorsko-brandenburskie, na życzliwe traktowanie za niewypełnienie obowiązków lennych nie można już było liczyć. Zapewne
okresu po którejś z wojen dotyczy wzmianka, że Brederlowowie mieli niegdyś być
pozbawieni części wsi. Wskazywano tutaj na przodków rycerzy z początków XVI w.,
którzy mieli być usunięci z Granowa „pokojowo”116. Nie podano jednak bliżej czasu. Nie jest też wykluczone, iż zeznający w początkach XVI w. świadkowie pomylili
Brederlowów z Granowa z Brederlowami z Przekolna. Wiemy bowiem z notatki pomorskiej z 1496 r., że z pobliskiego Przekolna Brederlowowie musieli niegdyś odejść
i wieś nadano Henrykowi von Borcke, który „sprowadził sobie tam kuratorów”117.
Miało to miejsce prawdopodobnie po zajęciu przez elektora Pełczyc (1478), a przed
wzmianką o posiadaniu Przekolna przez Borcków (1484)118.
AKS I, nr 1131, k. 294–295, 310.
Tamże, k. 211.
113
Tamże, k. 305.
114
Tamże, k. 165, 196.
115
Tamże, k. 307–308.
116
Tamże, k. 61.
117
Memorabilien des Herzogs Bogislaf X., nr 14: Geheimbuch des Herzogs Bogislaf 10, w: Diplomatische Beiträge zur Geschichte Pommerns aus der Zeit Bogislafs X., hg. v. R. Klempin, Berlin 1859,
s. 549; Geschichtsquellen des burg- und schloßgesessenen Geschlechts von Borcke, hg. v. G. Sello
(dalej: UBB), Bd. II/1, Berlin 1903, nr 322.
118
UBB II/1, nr 322.
111
112
133
Grzegorz Jacek Brzustowicz
Utrata lenna przez rycerstwo była zawsze skutkiem niewypełnienia obowiązków lennych, które w wypadku rycerstwa wiązały się przede wszystkim ze
służbą wojskową w szeregach armii swego władcy. Wypełnianie służby wojskowej
w razie posiadania lenn w dwóch państwach – zwłaszcza wtedy, gdy znajdowały
się one w stanie wojny – było bardzo trudne. A jeżeli do tego dochodziło, zbyt
szybkie zmienianie stron robiło się zawiłe. Pozostawało wtedy rozwikłanie sprawy przed sądem lennym.
Szlachta wzywana przed sąd sięgała do różnych tłumaczeń, których
przykładem dla nas są chociażby działania i tłumaczenia znanego feudała nowomarchijskiego Rüdigera I von Wedla z Drawna, Tuczna i Mirosławca, posiadającego liczne dobra po nowomarchijskiej i po polskiej stronie granicy. Był on
kilkakrotnie, m.in w latach 1568 i 1577, z racji posiadania dóbr dziedzicznych
położonych za Drawą na terenie Królestwa Polskiego wzywany przed sąd, ponieważ nie wywiązywał się z obowiązków wojskowych wobec Korony Polskiej. Rüdiger nie stawiał się na rozprawy sądowe, udając chorego, a wysłannikom sądowym
docierającym do Drawna zawsze tłumaczył się, że nie może tych obowiązków
wypełniać, gdyż jest poddanym elektora brandenburskiego119. Nic nie wiadomo
o tym, aby Rüdigera rozliczono z jego obowiązków.
W wypadku panów z Granowa wiemy, że pomorska strona chciała ich
rozliczyć z obowiązków, wzywając ich przed pomorski sąd nadworny w Pyrzycach. W „sądzie dworskim w Pyrzycach stawali” Henryk i Henning von Brederlowowie120. Henryk występował m.in. w sądzie pyrzyckim pośród rycerzy księcia
szczecińskiego, np. z Peterem von Podewilsem, doktorem Andreasem von Borcke, Henningiem von Wedekindem, Henrykiem Sluterem i Hermanem von Prechelem121. Rycerze z Granowa pojawiali się w Pyrzycach jeszcze w czasach, gdy
w Pełczycach zarządzał starosta marchijski, który dążył do narzucenia swej władzy
lennikom pomorskim w ziemi pełczyckiej, czyli po 1482 r., skoro dysponujemy
wzmianką, że „Rülekin [Roleke] wezwał posiadaczy mająt­ków w Pełczycach do
służby”, a ten jest poświadczony jako starosta pełczycki w latach 1482–1485122.
Starosta von Rülekin napotkał jednak opór szlachty i „wtedy posiadacze
majątków z Pełczyc udali się na ziemie księcia Bogusława w Szczecinie”. Do
księcia pomorskiego udał się m.in. Jakub von Billerbeck z Granowa („był tam
także ów Billerebecke”). Wtedy „Książę Bogusław powiedział tymże właścicieTeki Dworzaczka v.1.2.0 dla Windows. Materiały historyczno-genealogiczne do dziejów szlachty
wielkopolskiej XV–XX w., wyd. Biblioteka Kórnicka, 1993. Regesty, Księgi ziemskie wałeckie, nr 1;
Księgi ziemskie tuczneńskie, nr 1.
120
APS, AKS I, nr 1131, k. 160.
121
Tamże, k. 56.
122
CDB A XVIII, s. 427; XXIV, s. 203.
119
134
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
lom majątków, aby udali się do sądu ziemskiego w Pyrzycach”123. Tych samych
wydarzeń mogła dotyczyć wzmianka, według której Henryk von Brederlow oraz
Jakub von Billerbeck z Granowa „byli w sądzie dworskim w Pyrzycach w czasie,
kiedy Pełczyce były marchijskie”124. Rycerze posłuchali rad księcia i Billerbeck
oraz rycerze z „załogi Pełczyc udali się rzeczywiście do sądu ziemskiego w Pyrzycach, gdzie wezwany był także Rülekin [Rolekenn]”125. Zapadła tam decyzja,
że lennicy z dóbr położonych w brandenburskiej części ziemi pełczyckiej nie
musieli służyć władcom Pomorza, ale czy decyzja objęła panów z Granowa –
nie wiadomo126. Te wydarzenia można chyba datować nie prędzej niż na lata
1482–1485.
Krewny Jakuba z Granowa, Jagowa i Nadarzyna – Hans von Billerbeck
z Glezna – wspominał potem, że udali się wtedy do sądu ziemskiego w Pyrzycach, ponieważ „Jakub von Billerbeck wraz z nim należał do stanów ziemskich
Szczecina”127, ale pomimo iż także inni lennicy wzywani do służby lennej w brandenburskich Pełczycach przez starostę Rülekina spróbowali temu przeciwdziałać, powiadamiając księcia szczecińskiego, sprawa jednak upadła, gdyż „pokonali
go” starosta „wraz z margrabią w tej sprawie”128. A zatem prawa do zwierzchnictwa nad tymi lennikami utrzymał elektor brandenburski. Jednak Jakub czuł się
lennikiem dwóch panów i księciu Bogusławowi X składał hołd lenny w 1490 r.
z Jagowa i Nadarzyna129. Na podstawie przedstawionych wyżej wydarzeń widać,
że Jakub von Billerbeck chyba chciał utrzymać swój status podwójnego lennika.
Nie chciał zrywać z księciem pomorskim i to mogły być powody jego zaskarżenia o niewywiązywanie się ze służby lennej wobec elektora130. Wtedy, w 1491 r.,
wypełniając w Choszcznie sprawy urzędowe, Jakub miał mówić, że „swoje lenno
otrzymał od margrabiego”131. Potem 12 marca 1499 r. w Choszcznie składał hołd
elektorowi z posiadanego Granowa132. Nadal istniały jakieś kontrowersje co do
jego lenna i w 1510 r. wspomniano, że Jakub „był sądzony”, a jego „lenno jest
sprawą kluczową dla margrabiego brandenburskiego”133. Zdaje się, iż do wyjaAPS, AKS I, nr 1131, k. 66.
Tamże, k. 114.
125
Tamże, k. 66.
126
Tamże, k. 115.
127
Tamże, s. 82, 108.
128
Tamże, s. 82.
129
G. Billerbeck, Die Familie von Billerbeck in Pommern, „Ostdeutsche Familienkunde” 19 (1971),
s. 8, nr 4.
130
APS, AKS I, nr 1131, k. 219, 221.
131
Tamże, k. 309.
132
CDB C II, s. 440; APS, AKS I, nr 1131, k. 262.
133
APS, AKS I, nr 1131, k. 41.
123
124
135
Grzegorz Jacek Brzustowicz
śnienia sprawy wykorzystano konflikt Jakuba von Billerbecka z mieszczanami
z Choszczna, którzy zaczęli „kwestionować prawa Jakuba von Billerbecka do
majątku w Granowie”134. W 1503 r. nawet „publicznie mówiono, że Jakub Billerbeck miał otrzymać swoje dobra lenne od miasta Choszczna”135. Skargę i zarzuty
wobec wypełniania przez Jakuba obowiązków lennika wobec elektora stawiano
jeszcze w 1504 r.136, kiedy to wspominano, jak za podobne zarzuty był niegdyś,
po „ostatniej wojnie”, aresztowany i „pod strażą z jego domu w Granowie” doprowadzony przed sąd137. Wszystkie zabiegi mieszczanie podjęli po to, aby zająć
lenno zmarłego Jakuba von Billerbecka w Granowie. Jeszcze w tym samym roku
elektor przekazał radzie Choszczna 18 łanów z dworem w Granowie, które wcześniej należały do tego rycerza138. W wystawionym wówczas dokumencie elektor
obiecał, że von Billerbeckowie otrzymają odszkodowanie w Granowie z lenna
Antoniusza von Polentza139, ale swego słowa nigdy nie dotrzymał. Lenno Billerbecków pozostało już na wieki w posiadaniu rady miejskiej Choszczna.
Natomiast pomorscy prokuratorzy w 1510 r. podkreślali, że „nie zważając
na prawa dotyczące poprzednich dóbr ich łaskawego pana, rada z Choszczna,
po śmierci świętej pamięci Jakuba von Billerbecka, osiadła niesłusznie na pozostawionych przez niego i opróżnionych dobrach lennych”140. Istniało więc wyraźne poczucie niesprawiedliwego zajęcia lenna Billerbecków w Granowie przez
mieszczan choszczeńskich.
Pomimo że w marcu 1499 r. hołd elektorowi brandenburskiemu składali
Brederlowowie, Bojtynowie oraz Billerbeckowie, czyli cała szlachta z Granowa141,
władca Brandenburgii nie był chyba pewny ich postawy i w początkach XVI w.
jest zauważalne dążenie elektora do przekazania lenn rycerskich mieszczanom
z Choszczna. Potwierdzają to nie tylko kroki wobec Jakuba von Billerbecka, ale także i wobec innych rodów szlacheckich mieszkających w Granowie. W 1507 r. rada
miasta Choszczno otrzymała od elektora brandenburskiego ekspektatywę na lenna
rycerskie w razie ewentualnego wymarcia von Brederlowów i von Bojtynów142. Na
dopełnienie tych zapisów przyszło miastu czekać aż do 2 lutego 1578 r.143
Tamże, k. 76.
Tamże, k. 41, 67, 87, 91.
136
Tamże, k. 199.
137
Tamże, k. 171–172.
138
Tamże, k. 64, 72, 76, 81, 82, 92.
139
CDB A XVIII, s. 49–50.
140
APS, AKS I, nr 1131, k. 58.
141
CDB C II, s. 441.
142
Tamże, A XVIII, s. 50–51.
143
K. Berg, Arnswalde unter dem Deutschen Orden..., s. 155–156, przyp. 4; tenże, Arnswalde XVI,
Bd. 1, s. 74.
134
135
136
„W połowie szczecińskie, a w połowie marchijskie”. Zależność lenna rycerstwa...
Na kroki elektora w Granowie miał chyba także wpływ zaostrzający się na
przełomie XV i XVI w. spór z Pomorzem o Granowo. Pomimo podporządkowania
w tym czasie całości rycerstwa tej miejscowości elektorowi książę szczeciński nie
rezygnował ze swego zwierzchnictwa i domagał się wypełniania przez miejscową
szlachtę obowiązków wojskowych z połowy wsi Granowo w 1490, 1500, 1503,
1510 i jeszcze w 1516 r.144 Nie mamy jednak żadnych dowodów, aby w tym czasie
szlachta mieszkająca w Granowie takie obowiązki lenne wobec Pomorza wypełniała. Wprost przeciwnie, istnieją świadectwa o całkowitym podporządkowaniu
się tej szlachty władcom Brandenburgii, reprezentowanym przez administrację
w Choszcznie145.
„Halb stettinisch und halb märkisch“
Die Lehnsabhängigkeit der Ritterschaft
aus dem Grenzgebiet zwischen der Neumark
und dem Herzogtum Pommern
im 15. und 16 Jahrhundert
am Beispiel der in Granow bei Arnswalde wohnenden Rittergeschlechter
Im Grenzland zwischen der Neumark und dem Herzogtum Pommern
waren einige Rittergeschlechter zu Doppelvasallen geworden. Diese Situation
wurde am Beispiel der Rittergeschlechter von Billerbeck, von Bojtyn, von Brederlow und von der Zinne geschildert, die in Granow (heute Granowo) im neumärkischen Arnswalder Land (terra Arnswalde) wohnten, aber ihre Landgüter
auch im Herzogtum Pommern besaßen. Bei der Analyse dieses Phänomens wurde auf die Dokumentation eines Gerichtsverfahrens zwischen Pommern und
Brandenburg aus dem Anfang des 16. Jahrhundert Bezug genommen.
In den Prozessakten haben sich nicht nur Verzeichnisse von Lehnseiden
der neumärkischen Ritterschaft aus den Jahren 1454, 1470, 1476, 1486 und 1499,
sondern auch zahlreiche Zeugenaussagen erhalten, die davon zeugen, dass die
Ritter in gewissen Zeitabschnitten Lehnsmänner der Pommernherzöge waren.
Im Verlauf der Untersuchungen wurde festgestellt, dass das besagte Dorf wegen
der wechselnden Zugehörigkeit der angrenzenden terra Bernstein in den Jahren 1402–1415, 1469 und 1478 sowie in der Zeit der Abschwächung der Macht
144
145
CDB A XXIV, s. 221; APS, AKS I, nr 1131, k. 14–35, 126–127, 227, 232–237, 286–288.
APS, AKS I, nr 1131, k. 129, 171, 181.
137
Grzegorz Jacek Brzustowicz
des Deutschen Ordens über die Neumark 1433–1436 und der geschwächten
Machtstellung Brandenburgs in Pommern, was besonders während der Regierungszeit des Herzogs Otto III. (1451–1460) zum Ausdruck kam, unter starken
pommerschen Einflüssen stand.
Bereits 1407 zeigten sich einige der erwähnten Rittergeschlechter als
Doppelvasallen, die anderen konnten es während des Hussitenüberfalls (1433)
oder in der zweiten Hälfte des 15. Jahrhunderts werden. Wegen der Konflikten
zwischen Pommern und Brandenburg in den Jahren 1467–1472 war die Ritterschaft außerstande, ihren Lehnspflichten gegenüber zwei Landesherren zur gleichen Zeit nachzukommen. Dies war die Ursache für zahlreiche Gerichtsverfahren, die im ausgehenden 15. Jahrhundert in Arnswalde und Pyritz stattfanden,
und auch dafür, dass der Kurfürst von Brandenburg um die Wende des 15. und
16. Jahrhunderts danach strebte, die Rittergeschlechter in Granow zu enteignen
und ihre Lehen dem Stadtrat von Arnswalde zu übertragen.
Übers. v. K. Gołda
138
Michał Gierke*
Chojna
Nieco uwag
o neogotyckiej wieży
kościoła Mariackiego
w Chojnie
Monumentalny kościół Mariacki w Chojnie należy do najważniejszych
i najokazalszych zabytków architektury gotyckiej w dawnej Nowej Marchii oraz
w dzisiejszym województwie zachodniopomorskim. Od czasu wzniesienia do
chwili obecnej świątynia pełni funkcję dominanty krajobrazowej. Mimo dość
obfitego stanu badań1 niektóre kwestie, dotyczące przede wszystkim ustalenia
autorstwa oraz chronologii wznoszenia poszczególnych części budowli, pozostają
nierozstrzygnięte. Za autora korpusu kościoła, wzniesionego w dwóch etapach
w XV w., powszechnie uznaje się szczecińskiego mistrza Heinricha Brunsberga.
Jego autorstwo nie jest jednak w żaden sposób potwierdzone źródłowo, wniosek
na jego temat wysnuto jedynie na podstawie podobieństwa formy architektonicznej chojeńskiej budowli do kościoła św. Katarzyny w Brandenburgu, który jest
sygnowany nazwiskiem mistrza2. Nie jest też do tej pory jasne, kiedy właściwie
* Michał Gierke – absolwent Akademii Sztuki w Szczecinie oraz student archeologii na Uniwersytecie Szczecińskim. Interesuje się szczególnie archeologią historyczną, dziejami muzyki XVIII
i XIX w. oraz historią chojeńskich budowli sakralnych.
1
Zob. K. Kalita-Skwirzyńska, Dokumentacja historyczno-architektoniczna kościoła Mariackiego
w Chojnie. Wykonana na zlecenie BDZ w Szczecinie, Szczecin 1997, mps w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Szczecinie (dalej: WUOZ).
2
Na podobieństwo obu budowli zwrócono pierwszy raz uwagę w 1854 r. – zob. Berlin, „Deutsches
Kunstblatt”, No. 50, 14.12.1854, s. 446. Na autorstwo H. Brunsberga wskazał jako pierwszy Franz
Peveling, pod którego kierownictwem dokonano regotyzacji kościoła w latach 1882–1883 – zob.
F. Peveling, Zu den Tafeln. Taf. 7 u. 8 – Aus Königsberg in der Neumark, „Blätter für Architektur
und Kunsthandwerk” 1900, No. 1, s. 2–3. W późniejszych pracach dotyczących zabytku pogląd
139
Michał Gierke
rozpoczęto wznoszenie poszczególnych części korpusu3. Obecna neogotycka
wieża o wysokości ponad 102 m, nawiązująca formą do francuskiego gotyku katedralnego, powstała w 1861 r. po zawaleniu się wieży średniowiecznej. Wydaje
się, iż w tym wypadku ustalenie autorstwa projektu oraz czasu jego realizacji nie
powinno nastręczać problemów. Niestety, kwestia ta wzbudza mimo wszystko
również pewne wątpliwości, które zostaną omówione w niniejszym tekście.
Najstarszym elementem współczesnej bryły kościoła jest zachowana
fragmentarycznie wschodnia ściana dawnej gotyckiej wieży, która stanowi część
zachodniego zamknięcia korpusu4. Badania architektoniczno-archeologiczne,
które prowadzono w 1962 r., odsłoniły zachowaną część cokołu i fundamentów
tejże wieży5. Analiza stosunku odkrytych fundamentów do fundamentów
piętnastowiecznego korpusu pozwoliła stwierdzić, że wieża istniała wcześniej,
a korpus został do niej dobudowany. Forma architektoniczna cokołu wieży wskazuje, iż mogła ona zostać wzniesiona w pierwszej połowie XIV w.6 Zachowane
tzw. skrzydełka wieży wskazują na to, że była ona częścią wcześniejszej budowli
– owe skrzydełka wyznaczają również szerokość naw tejże budowli7. Niestety nie
ten był powielany, chociażby: H. Braune, Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M.
Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren, Königsberg Nm.
1907, s. 41–43; M. Säume, Heinrich Brunsberg, ein spätgotischer Baumeister, „Baltische Studien”,
Neue Folge 28 (1928), s. 251–259; Die Kunstdenkmäler der Provinz Brandenburg, Bd. 7, H. 2: Die
Stadt Königsberg, bearb. v. W. Hoppe, G. Voß, Berlin 1928, s. 27; Z. Krzymuska-Fafius, Zabytki
Ziemi Chojeńskiej, w: Z dziejów Ziemi Chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 421. Z poglądem tym dyskutował Leopold Kusztelski, wysuwając poważne argumenty przeciwko jego zasadności. Zob. L. Kusztelski, Kościół Mariacki w Chojnie, Szczecin 1959, mps w Terenowym Oddziale
Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Szczecinie (dalej: NID); L. Kusztelski, Z. Radacki, Ratusz
w Chojnie, Szczecin 1960, mps tamże.
3
Por. L. Kusztelski, dz. cyt.
4
Również znajdująca się po południowej stronie świątyni kaplica Mariacka (a na pewno wzniesiona z ciosów granitowych część jej zachodniej ściany) wydaje się starsza od reszty budowli. Być
może jest ona równoczasowa ze starą gotycką wieżą. Jednakże aby to stwierdzić, niezbędne jest
odsłonięcie fundamentów kaplicy i analiza ich stosunku do fundamentów korpusu oraz dawnej
wieży. Por. A. Gruszecki, J. Widawski, Ruina jako obiekt turystyczny (koncepcja zabezpieczenia
i udostępnienia na przykładzie kościoła NMP w Chojnie), „Ochrona Zabytków” 1965, nr 2 (69),
s. 10, przyp. 15; M. Płotkowiak, S. Kwilecki, Problemy odbudowy kościoła NMP w Chojnie, w:
W cieniu trzech katedr, cz. 2, red. B. Twardochleb, M. Frankel, Szczecin 2001, s. 70.
5
A. Gruszecki, J. Widawski, Badania historyczno-architektoniczne Kościoła NMP w Chojnie –
II faza, w maju 1962, mps w NID, 1962.
6
Według innych badaczy forma cokołu jest charakterystyczna dla trzynastowiecznego budownictwa
granitowego na Pomorzu. Por. M. Płotkowiak, D. Płotkowiak, I. Całus, Wieża kościoła NMP w Chojnie. Założenia techniczno-ekonomiczne, mps w Parafii pw. św. Trójcy w Chojnie (dalej: Parafia).
7
Niestety, nie udało się do tej pory ustalić kształtu bryły wcześniejszego kościoła. Do niedawna
uważano, iż zakomponowana była na planie greckiego krzyża. Hipotezę taką jeszcze w XIX w.
140
Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie
ustalono do tej pory pierwotnego kształtu bryły wieży ani zakresu modyfikacji, jakim poddano ją w czasie dobudowy korpusu. Na podstawie przekazów ikonograficznych oraz dokumentów pisanych możliwe było jednak prześledzenie zmian,
jakim ulegała w czasach nowożytnych8. Po licznych przebudowach oraz zniszczeniach, jakim ulegała wieża, w pierwszej połowie XIX w. zaobserwowano na
niej rozległe sieci pęknięć, dlatego też władze miasta, chcąc uniknąć katastrofy
budowlanej, zleciły przebudowę wieży9. W latach 1839–1842 zdemontowano
barokowy hełm i nadbudowano dwa dodatkowe piętra, które miały skonsolidować
jej bryłę. Działania te nie przyniosły niestety zamierzonego efektu i 2 lipca 1843 r.,
jeszcze w trakcie prac zabezpieczających, runął południowo-zachodni narożnik
budowli, niszcząc jednocześnie znajdującą się przy południowej ścianie kaplicę
chrzcielną św. Anny10. Ze względu na duże zniszczenia zaniechano odbudowy
wieży i postanowiono wznieść nową. Do 1854 r. usunięto gruzy oraz rozebrano
resztki murów, pozostawiając jedynie ścianę wschodnią, a ocalałe dzwony zamontowano w dzwonnicy na placu przykościelnym11. Ponadto ze zniszczonej
kaplicy chrzcielnej udało się wydobyć gotycką chrzcielnicę12.
W kolejnym roku przystąpiono do budowy nowej wieży. Problematyczne
wydaje się ustalenie autorów projektu, osób nadzorujących budowę oraz czasu
realizacji przedsięwzięcia. Powszechnie za autora uznaje się Friedricha Augusta
przedstawił niejaki Richter na podstawie reliktów odkrytych w czasie regotyzacji w latach 1882–
1883. Zob. Die Kunstdenkmäler..., s. 42–43; K. Kalita-Skwirzyńska, Rozwój urbanistyki i architektury Chojny w okresie średniowiecza, w: Terra Transoderana. Sztuka Pomorza Zachodniego i dawnej
Nowej Marchii w średniowieczu, red. M. Glińska, K. Kroman, R. Makała, Szczecin 2004, s. 104, il.
5. Hipoteza została obalona przez badania prowadzone w 1990 r. Por. Kościół N.M.P. w Chojnie.
Inwentaryzacja, cz. 1, Szczecin 1990, mps w WUOZ.
8
Zob. A. Kehrberg, Erleuterter historisch-chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der NeuMarck [...], Berlin 1725, Abt. 1, s. 123–128; G.F.L. Neumann, Versuch einer Geschichte und Topographie der Stadt Königsberg in der Neumark nebst einer statistisch-topographischen Übersicht des
Königsberger Kreises, Berlin 1824, s. 144–146; Die Kunstdenkmäler..., s. 38, tam też liczne ilustracje.
9
M. Płotkowiak, S. Kwilecki, dz. cyt., s. 71.
10
Wydarzenie to znane jest z relacji prasowych z epoki, zob. H. Berkner, Zeitungsberichte über den
Einsturz des Königsberger Marienkirchenturms 1843, „Königsberger Kreiskalender” (dalej: KK)
1996, s. 36–40. Istnieje również litografia przedstawiająca zawaloną wieżę – zob. R. Skrycki, Glosa
do przeglądu chronologicznego źródeł ikonograficznych do dziejów Chojny, „Rocznik Chojeński”
2 (2010), s. 315, 317.
11
K. Richter, Kirche und kirchliches Leben in Königsberg (Neumark) von 1820 bis 1870, KK 7
(1937), s. 162.
12
Po wydobyciu chrzcielnica została umieszczona przed wejściem do kaplicy św. Jana (dziś kaplica
św. Gertrudy – przed Bramą Świecką). Z powrotem do kościoła przeniesiono ją prawdopodobnie
w czasie regotyzacji. Zob. Berlin und die Mark Brandenburg mit der Markgrafthum Nieder-Lausitz in
ihrer Geschichte und ihrem gegenwärtigen Beständen, hg. v. W. Riehl, J. Scheu, Berlin 1861, s. 403.
141
Michał Gierke
Stülera, jednakże w publikacjach zajmujących się problematyką kościoła Mariackiego oprócz tego architekta wymienia się również inne osoby13. Najczęściej
współautorstwo przypisuje się Augustowi Sollerowi. Najwcześniej jego nazwisko pojawia się w 1885 r. w pracy Rudolfa Bergaua14. Występuje ono także
w wielu innych, również współczesnych pracach15. Wydaje się, że autorstwo
Sollera można by bez wątpliwości wykluczyć już ze względu na fakt, że zmarł
on 6 listopada 1853 r., a więc jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek prac
przy budowie wieży16. Najważniejszą jednak przesłanką za tym, że nie brał on
w żadnym sensie udziału w projektowaniu i wznoszeniu budowli, wydaje się to,
że nazwisko jego nie pojawia się w źródłach powstałych w czasie oraz krótko po
zakończeniu realizacji projektu. Nie ma zatem żadnych podstaw, by przypisywać
Sollerowi jakikolwiek udział w projektowaniu i wznoszeniu wieży. Wspomniane
źródła podają natomiast nazwiska innych osób zaangażowanych w budowę.
Z uwagi na to, że publikacje te, chociaż ważne, wydają się mało znane i są zazwyczaj pomijane w innych pracach dotyczących dawnej chojeńskiej fary, zostaną
tu przytoczone wybrane, najważniejsze ich fragmenty.
Najstarsza znana wzmianka dotycząca neogotyckiej wieży pochodzi
z 14 grudnia 1854 r. i opublikowano ją w czasopiśmie „Deutsches Kunstblatt”:
„Die Stadt Königsberg in der Neumark läßt durch den Baumeister Dieckhoff zu
ihrer Marienkirche an die Stelle des vor vielen Jahren umgestürzten Thurmes
einen neuen bauen und hat dazu aus eigenen Mitteln 40,000 Thlr. ausgesetzt.
[...] Der Thurm, dessen Bau im nächsten Frühjahr in Angriff genommen werden soll, wird 290 Fuß hoch werden”17.
Następna notatka pochodzi już z czasu budowy wieży: „[Der neue
Thurm] wird in demselben Stil, wie der Petri-Kirchturm in Berlin, erbaut, wird
300 Fuß Höhe erhalten, wovon etwa 100 Fuß auf die Pyramide kommen und
über 60,000 Thlr kosten. Zeichnung und Anschlag sind von dem früheren Landbaumeister Hrn. Dieckoff [sic!], der auch im Frühjahr 1855 den Grundstein leg13
Więcej o F.A. Stülerze zob. E. Gwiazdowska, Friedricha Augusta Stülera rysunki architektoniczne z Chojny, „Rocznik Chojeński” 3 (2011), s. 284–285.
14
R. Bergau, Inventar der Bau- und Kunst-Denkmäler in der Provinz Brandenburg, Berlin 1885,
s. 444.
15
Por. chociażby: Mittelalterliche Backstein-Bauwerke des Preußischen Staates, hg. v. F. Adler, Bd.
2: Die Mark Brandenburg, Berlin 1862, s. 101; M. Säume, dz. cyt., s. 258; Die Kunstdenkmäler...,
s. 38; M. Płotkowiak, S. Kwilecki, dz. cyt., s. 71.
16
J. Kohte, August Soller, „Brandenburgia” 1934, H. 1–6, s. 42.
17
Berlin…, dz. cyt., s. 446. Tłumaczenie: „Miasto Königsberg in der Neumark zleciło budowniczemu Dieckhoffowi budowę nowej, w miejscu starej, przed wieloma laty przewróconej, wieży przy
kościele Mariackim i przeznaczyło na to z własnych środków 40 000 talarów. [...] Wieża, której
budowa ma być następnej wiosny rozpoczęta, będzie wysoka na 290 stóp”.
142
Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie
te und den Bau im ersten Jahre leitete. Seit dem Abgange des Hrn. Diekoff [sic!]
befindet sich die obere Leitung in den Händen des Hrn. Geh. Ober-Baurath
Stühler in Berlin, die unmittelbare Leitung in den Händen des Hrn. Bauführer
Karge. [...] Der Vollendung des Baues wird im Jahre 1859 mit Bestimmtheit
entgegen gesehen”18.
Kolejne źródło zostało opublikowane prawdopodobnie już po zakończeniu
realizacji projektu, bo w 1861 r., jednakże z treści wynika, że tekst był pisany
jeszcze w trakcie trwania robót: „1855 wurde am 13. Nov. der Grundstein zum
neuen Thurme gelegt, der 1860 vollendet sein soll. Höhe 306 Fuß. [...] Die
Zeichnungen sind unter Leitung des Geh. Ober-Bauraths Sulzer gefertigt und
ist der Bau Anfangs vom Baurath Dieckhoff zu Bonn, später vom Geh. OberBaurath Stüler in Berlin geleitet worden, die unmittelbare Ausführung ist Herrn
Karge übertragen”19.
Ostatnie uwzględnione w niniejszej pracy źródło to dokument odnaleziony w 1988 roku pod cokołem neogotyckiego ołtarza kościoła Mariackiego20.
W dokumencie opisano przede wszystkim historię głównych ołtarzy oraz
okoliczności wzniesienia ołtarza neogotyckiego w 1861 r. Ponadto dostarcza on
również informacji o osobach zaangażowanych w budowę wieży. Dokument jest
niewątpliwie ważnym źródłem do poznania dziejów świątyni, dlatego też zostanie przytoczony w całości21.
18
Königsberg i.d.N., 28. September, „Königliche privilegirte Berlinische Zeitung von Staats- und
gelehrten Sachen”, No. 229, den 1. October 1858, Erste Beilage, s. 3–4. Tłumaczenie: „[Nowa
wieża] zostanie wybudowana w takim samym stylu, jak wieża kościoła św. Piotra w Berlinie
i otrzyma wysokość 300 stóp, z czego około 100 stóp przypadnie na piramidę [stożek], i będzie
kosztować ponad 60 000 talarów. Rysunek i kosztorys zostały wykonane przez ówczesnego krajowego mistrza budowlanego pana Dieckoffa, który także wiosną 1855 r. położył kamień węgielny
i w pierwszym roku kierował budową. Po odejściu pana Diekoffa główne zwierzchnictwo znalazło
się w rękach pana tajnego wyższego radcy budowlanego Stühlera w Berlinie, a bezpośrednie kierownictwo – w rękach pana kierownika budowlanego Kargego. [...] Ukończenie budowy w 1859 r.
będzie z pewnością pożądane”.
19
Berlin und die Mark Brandenburg..., s. 401–403. Artykuł zaopatrzony jest w ilustrację przedstawiającą kościół z neogotycką wieżą. Tłumaczenie: „13 listopada 1855 r. został położony kamień węgielny
pod nową wieżę, która powinna być ukończona w 1860 r. Wysokość 306 stóp. [...] Rysunki zostały
wykonane pod kierownictwem tajnego wyższego radcy budowlanego Sulzera, a budowa początkowo
była prowadzona przez radcę budowlanego Dieckhoffa w Bonn, potem przez tajnego wyższego radcę
budowlanego Stülera w Berlinie, bezpośrednie wykonanie powierzono panu Kargemu”.
20
A. Chodakowski, Zanim spadnie ostatnia cegła, mps w Parafii, s. 2. oraz w „Gazecie Chojeńskiej”, nr 111, 112, 113, 1994.
21
Zob. Aneks. Warto dodać, że z treści dokumentu wynika, iż dołączona była do niego broszura,
w której dokładnie opisano proces wznoszenia wieży. Niestety, do owej broszury autorowi niniejszej pracy nie udało się dotrzeć.
143
Michał Gierke
Na podstawie cytowanych tekstów można dokonać ogólnej rekonstrukcji
dziejów budowy wieży. Kamień węgielny położono w 1855 r.22 Robotami kierował
Carl Christian August Dieckhoff23. Dość frapująca jest wzmianka o tym, że
Dieckhoff wykonał projekt oraz kosztorys (Anschlag), tym bardziej że skądinąd
wiadomo, iż projekt ów zaprezentował publicznie na posiedzeniu Verein für
Kunde des Mittelalters zu Berlin w kwietniu 1855 r.24 Z innych źródeł wiadomo,
że Friedrich August Stüler gotowy projekt przedstawił już w kwietniu 1854 r.25
W artykule z 1861 r. podano natomiast, iż rysunki wykonano pod kierownictwem niejakiego Sulzera. Trudno ocenić, jaki wkład mieli poszczególni budowniczowie w projektowanie wieży. Być może projekt był owocem współpracy
architektów? Pewne jest natomiast, że Stüler kierownictwo budowy objął
dopiero po ustąpieniu Dieckhoffa (1856?). Pracami kierował zresztą z Berlina,
a bezpośrednie kierownictwo objął niejaki Karge26. W roku 1861 obaj ci budowniczowie odpowiedzialni byli również za realizację neogotyckiego ołtarza. Ramy
czasowe realizacji projektu należy więc zamknąć w latach 1855–1861, podczas
gdy w większości publikacji podaje się lata 1859–186127.
Należy podkreślić, że dokładne odtworzenie dziejów neogotyckiej wieży
kościoła Mariackiego wymaga dalszych badań. W chwili obecnej zagadnienie
to rodzi wciąż wiele pytań. Udało się ustalić ramy czasowe jej powstania oraz
nazwiska osób odpowiedzialnych za projekt i jego realizację. Nie wiadomo jednak, jaki był rzeczywisty wkład tych osób w powstanie budowli. Warto również
nadmienić, że w niektórych publikacjach podano informację, jakoby w projektowaniu wieży udział swój miał także król Fryderyk Wilhelm IV28. Być może jest
22
W dokumencie cytowanym w Aneksie napisano, że położenie kamienia węgielnego nastąpiło
w dniu urodzin królowej Elżbiety, 13 listopada 1855 r. Natomiast w „Königliche privilegirte Berlinische Zeitung” podano informację, że kamień ów został położony wiosną 1855 r.
23
Więcej
o
nim
zob.
http://architekturmuseum.ub.tu-berlin.de/index.php?set=1&p=58&D1=Dieckhoff&D2 =August (30.06.2012).
24
Verein für Kunde des Mittelalters zu Berlin. April-Sitzung, „Zeitschrift für Bauwesen” 5 (1855),
s. 420.
25
P. Helbich, Gutachten zum Turm der Marienkirche in Königsberg/Neumark, heute Chojna in
Polen, mps w Parafii, s. 1.
26
Uznano, że wady konstrukcyjne, które wymusiły przebudowę i remont wieży już w 1881 r., były
skutkiem braku bezpośredniego nadzoru F.A. Stülera. Por. G. Wohler, Die Verwandlung des höchsten
Kirchturmes der Neumark, KK 7 (1937), s. 24; E. Blunck, Die Sicherung und Umgestaltung der St.
Marienkirche in Königsberg, Neumark, „Deutsche Kunst und Denkmalpflege” 1934, H. 5–6, s. 98.
27
Por. przyp. 15.
28
Zob. F. Peveling, dz. cyt., s. 3; H. Braune, dz. cyt., s. 43; Die Kunstdenkmäler..., s. 38. Znana
jest opinia Fryderyka Wilhelma IV o projekcie F.A. Stülera: „[...] muß ich meinen vollen Beifall
schenken, indem mich nicht minder die architektonische Schönheit des Entwurfs als dessen damit nicht im Verhältnis stehende Wohlfeilheit überrascht hat und wünsche von Herzen, daß die
144
Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie
to tylko jedna z chojeńskich legend, ale ze względu na dość skąpy obecnie stan
badań nad dziejami wieży może być uznawana za fakt.
Aneks
Tekst dokumentu odnalezionego pod cokołem
neogotyckiego ołtarza w 1988 r.29
Wie der Bau des neuen Thurmes an diesem alten Gotteshause vorbereitet, begonnen, ausgeführt und geweihet worden, darüber giebt die beilegente
Druckschrift eine genügende Auskunft. Eine weitere Verschönerung soll unsere
Kirche durch Herstellung eines neuen Altares erfahren. Es wird das, soweit die
Nachrichten reichen, der vierte Altar sein, der an dieser Stelle errichtet wird.
Augustin Kehrberg in seinem „erleuterten Historisch-Chronologischen Abriß
der Stadt Königsberg in der Neumark” (dessen dritte Auflage vom Jahre 1725
uns vorliegt) bringt im dreizehnten Kapitel eine Geschichte und eine Beschreibung der Altäre. Der Altar welcher von dem 15. Juli 1861 an angebrochen wurde, ist danach vom 8. Juli 1690 bis zum 24. August in seinem ersten Bau durch
den Gypsergesellen Johann Schiller vollendet. Die Gypserarbeit aber (es sind
wohl die Ornamente und Figuren gemeint, die ihr schmucken) wurde durch
den Italiener Caprani erst am 26. September 1691 zu Ende gebracht. Erst im
folgendem Jahre aber hat der Maler Christian Bärenkopff „die Ausputzung”
vorgenommen, so daß das solenne Dankfest wegen Vollendung des Baues erst
am 9. October 1692 (20. P. Trinit.) hat angestellt werden können. Der damals
errichtete Altar trug durchaus das Gepräge seiner Zeit. Ein Eingehen auf den
reinen und reichen gothischen Bau der Kirche war durchaus daran nicht zu
bemercken, sondern man hatte eine hohe Altarwand aufgeführt mit römischen
Säulen und gebrochenen Rundbogen und anderen Ornamenten, wie sie zur Zeit
Ludwigs XIV. von Frankreich (woher Caprani wohl seinen Styl haben mochte)
in Gebrauch waren. Die zu den Seiten des Altars angebrachten [...] des Moses,
Johannes des Täufers, der vier Evangelisten, und die Gestalt des auferstandenen Heilands mit der Siegesfahne, die hoch oben in das Gewölbe der Kirche hineinragte, waren durchaus von keinem künstlerischen Werth, sie hatten weder
ein richtiges Ebenmaß, noch einen erbaulichen Ausdruck. Die Bilder aber, die
in drei Feldern übereinander unten die Einsetzung des Abendmahls, darüber
Ausführung demselben entsprechen möge”; cyt. za: P. Helbich, dz. cyt., s. 2.
29
Odpis został wykonany na podstawie kopii znajdującej się w kaplicy Mariackiej. Dokument ma
liczne ubytki, niektórych słów nie udało się odczytać.
145
Michał Gierke
die Kreuzigung des Herrn Jesu und der Schächer und oben die Himmelfahrt des
Herrn darstellen, waren störend durch ihre Häßlichkeit und Fratzenhaftigkeit.
Dazu kam, daß die hoch Altarwand in ganz ungebührlicher Weise den schönen
Bau der Kirche gerade nach der Ostseite hin verdeckte. Und diesem Altäre hatte
1690 der vorhandene alte Altar, der im Jahre 1407 den 6. October geweiht worden, weil er zu altväterlich erschien, weichen müssen, obwohl er nach Kehrbergs
Urtheil „wegen seiner Schnitz- und Malerarbeit rar und kostbar” war. Dieser alte
Altar, der ohne Zweifel dem Styl der ganzen Kirche mehr angemessen gewesen,
wurde nach der Klosterkirche hinübergeführt, wo er noch bis zu Anfang dieses
Jahrhunderts bei den Gottesdiensten benutzt worden ist. Als aber die Klosterkirche aufhörte, ein Gotteshaus zu sein, und allerlei profanen Zwecken beigegeben wurde, hat man auch den Altar an den [...]bietenden verkauft. Der Käufer
stellte ihn zum Zierath in seinem Garten aus und da ist er denn allmählich
verfallen. Was für ein Altar vor dem im Jahre 1407 geweiheten in dieser Kirche
gestanden, darüber fehlt jede Nachricht.
Schon lange war nun in Allen, die ein Verständnis haben für die große
Schönheit des gotischen Baues dieser Kirche und darum auch für die Disharmonie, in welcher der Styl der Altarwand zu der Kirche stand, und in Allen
denen, die durch die greulichen Gestalten auf den Altargemälden gestört und
verletzt wurden, der Wunsch rege geworden nach einem Altarbild namentlich,
das auch geeignet wäre, die Erbauung zu fördern. Aber der Bau des Thurmes
nahm bis Ende des Jahres 1860 alle Gedanken und auch alle Mittel der Kirche
in Anspruch. Auch nachdem der Thurm vollendet war, durfte an neue bedeutende Ausgaben nicht gedacht werden. Doch wußten wir, das wir ein [...] hatten,
das für die [...] und Kirchenbauten und [...] der Kirchen eine herzliche warme
Theilnahme hegte. [...] lieber [...] aber lag an jahrelanger Krankheit darnieder,
wie dessen auch die Druckschrift erwähnt. Wir konnten uns daher an ihn nicht
wenden. Wohl aber stand uns der Zugang frei zu seiner edlen Gemahlin, der
theursten Königin Elisabeth. Obwohl die theure Königin an dem Krankenbette
des Königs Friedrich Wilhelm IV mit der hingebendsten Treue und Aufopferung
bis zu seinem am 2. Januar 1861 erfolgten Tode ausharrte, und ihr Herz von den
schwersten Sorgen um das Leben ihres geliebten Gemahls erfüllt wurde, hat sie
doch die landesmütterliche Sorge für die Kinder dieses Landes auf treuem Herzen getragen und dafür auch einen Beweis geliefert in der Erhörung der Bitte,
die der Bürgermeister Catholy als Vertreter des Patronats und der Superintendent Schröder als Oberpfarrer in St. Marien Ihrer Majestät am 3. April 1860
schriftlich vorlegten. Darin wurde unterthänigst gebeten, daß Ihro Majestät die
Königin Elisabeth unserer alten Kirche ein Altarbild schenken möchte, das würdig wäre des prächtigen Baues und fähig, die Herzen zur Andacht zu erheben.
146
Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie
Nachdem auf [...] Befehl [...] Maaß angegeben war der Höhe und [...] des [...]
Bildes, erschien eines Tages der [...] Professor Pfannschmidt aus Berlin hier, und
brachte [...] erfreuende Nachricht, daß er von Ihrer Majestät der Königin beauftragt worden sei, für die St. Marienkirche ein Altarbild anzufertigen, wie es für
dieselbe sich eigne. Er untersuchte genau die ganze Stellung, in welche das Bild
kommen sollte, und versprach, dasselbe bis Ende des Jahres 1861 zu vollenden.
[...] später mitgetheilter Entwurf that kund, daß sich der von Ihrer Majestät mit
der Ausführung des Bildes beauftragte oben genannte Künstler für die Darstellung des gekreuzigten Heilandes entschieden hat.
Um dieses werthvolle Geschenk unserer allertheuersten frommen Königin, die indessen durch Gottes unerforschlichen Rath Wittwe geworden, würdig
und dem Bau der Kirche angemessen aufstellen zu können, war es aber unumgänglich geboten, auch eine neue Altarwand aufzuführen. Der Herr Geheime
Oberbaurath Stüler, der schon um die Verschönerung unserer Kirche bei dem
Bau des Thurmes sich so hoch verdient gemacht, hat der Bitte gewillfahrt und
sich der Mühe unterzogen, eine Altarwand im Gotischen Style zu entwerfen.
Nach seinem Entwurf ist nun der Mauermeister Herr Karge, der den
Bau des Thurmes geleitet, beauftragt worden, den neuen Altar [...] um 1,5 Fuß
weiter [...] gerückt [...], damit das aufzustellend Bild eine bessere [...] erhalte,
bis zum 15. October aufzuführen. Denn es ist [...] unser heißester Wunsch,
daß die Weihe des neuen Altars an 13. November als am Geburtstage der Königin Elisabeth, an welchem Tage auch der Grundstein um Thurm gelegt wurde,
möchte geschehen können.
Der Herr unser Gott, der bisher alles so gnädig gesegnet hat, was zum
Schmuck und zur Zierde seines Hauses in dieser unternommen worden ist, wolle auch ferner mit seiner Gnade und mit seinem Segen bei uns sein und bleiben
und, was wir unternommen haben, uns glücklich vollenden lassen zu seines
großen und hochgelobten Namens Ehre und Preis. Amen!
Königsberg i. d. N., den 15. August 1861.
Der Magistrat.
Catholy, Behrendt, Stricke, Berger, Sachse, Voigt, Mahlow, Gloxin, Lange.
Der Kirchen-Vorstand.
Schröder (Superintendent und Oberpfarrer) , Hetzell, Waldmann, Schlecht,
Kinder.
147
Michał Gierke
Tłumaczenie
Jak budowa nowej wieży przy tej starej świątyni została przygotowana,
rozpoczęta, przeprowadzona i poświęcona, o tym wystarczających informacji
dostarcza załączona broszura [Druckschrift]. Dalszego upiększenia powinien
doświadczyć nasz kościół poprzez wzniesienie nowego ołtarza. Będzie to, tak
dalece jak wiedza sięga, czwarty ołtarz, który na tym miejscu zostanie zbudowany. Augustin Kehrberg w swym „Historyczno-chronologicznym opisie miasta
Königsberg in der Neumark” (którego trzecie wydanie z 1725 roku jest nam dostępne) przedstawia w trzynastym rozdziale historię i opis ołtarzy. Ołtarz, który
przed 15 lipca 1861 roku został rozebrany, został między 8 lipca a 24 sierpnia
1690 roku w swej pierwotnej formie przez sztukatora Johanna Schillera wykonany. Sztukateria jednak (chodzi zapewne o zdobiące ołtarz ornamenty i figury)
została przez Włocha Capraniego ukończona dopiero 26 września 1691 roku.
Dopiero w kolejnym roku jednakże malarz Christian Bärenkopff wykonał zdobienia [Ausputzung], tak że uroczyste dziękczynienie z okazji zakończenia prac
mogło się odbyć dopiero 9 października 1692 roku (20. niedziela po święcie
Świętej Trójcy). Wzniesiony wówczas ołtarz nosił znamię swego czasu. Nie zwracano wówczas w ogóle uwagi na ingerencję w czystą i bogatą gotycką budowlę
kościoła, przeto wzniesiono wysoką ścianę ołtarzową z rzymskimi kolumnami
i łukami odcinkowymi, i innymi ornamentami, które w czasach Francji Ludwika
XIV (skąd zapewne Caprani inspiracje czerpał) pozostawały w modzie. Umieszczone po bokach [figury] Mojżesza, Jana Chrzciciela, czterech Ewangelistów
oraz figura zmartwychwstałego Zbawiciela ze zwycięską chorągwią, które wysoko pod sklepienie kościoła się piętrzyły, nie miały żadnej wartości artystycznej,
ani odpowiedniej formy, ani żadnego wyrazu. Obrazy natomiast, które w trzech
polach jeden nad drugim: na dole – Ustanowienie Eucharystii, wyżej – Ukrzyżowanie Pana Jezusa i Łotrów, a na samej górze – Wniebowstąpienie Pańskie
przedstawiały, były przez swą brzydotę i karykaturalność nieodpowiednie. Trzeba
dodać, że wysoka ściana ołtarzowa w całkowicie nieodpowiedni sposób zasłoniła
piękną architekturę wschodniej części kościoła. I temu właśnie ołtarzowi musiał
zachowany stary ołtarz, który dnia 6 października 1407 roku został poświęcony,
ustąpić z powodu swej staroświeckości, mimo iż w opinii Kehrberga dzięki swej
snycerskiej i malarskiej dekoracji unikalny był i kosztowny. Tenże ołtarz, który
bez wątpienia do stylu całego kościoła odpowiednio pasował, został przeniesiony
do kościoła klasztornego, gdzie jeszcze do początku tego stulecia służył do nabożeństw. Kiedy jednak kościół klasztorny zaprzestał być jako świątynia używany
i do wszelakich świeckich celów został przeznaczony, sprzedano również wówczas [...] ołtarz. Nabywca ustawił go jako ozdobę w swym ogrodzie i tam później
148
Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie
stopniowo popadał on w ruinę. Jaki ołtarz przed tym poświęconym w 1407 roku
w kościele się znajdował, o tym nie ma żadnej informacji.
Od dawna już we wszystkich tych, którzy rozumieją ogrom piękna gotyckiej architektury tego kościoła, a zatem również dysharmonię, którą tworzy ściana
ołtarzowa, i we wszystkich tych, których zniesmaczały i obrażały okropne postaci
z malowideł ołtarzowych, wzrastało życzenie, aby, w szczególności nowego obrazu ołtarzowego, który byłby stosowny, wznoszenie wspierać. Jednakże budowa
wieży, do końca 1860 roku, pochłaniała wszelkie myśli i wykorzystała wszystkie
środki kościelne. Także po tym, gdy wieża była już ukończona, nie można było
o nowych znacznych wydatkach myśleć. Mimo tego wiedzieliśmy, że mamy [...],
które dla [...] i kościelnych budów i [...] kościoła serdeczne zainteresowanie żywi.
[...] dobrego [...] zmogła wieloletnia choroba, o czym również wspomina broszura [Druckschrift]. Nie mogliśmy zatem na nim polegać. Jednakże droga do jego
szlachetnej małżonki, najdroższej królowej Elżbiety, stała przed nami otworem.
Mimo że droga królowa z najwierniejszym poświęceniem najofiarniej trwała
przy łożu króla Fryderyka Wilhelma IV aż do jego śmierci dnia 2 stycznia 1861
roku, a jej serce najcięższymi troskami o życie jej ukochanego małżonka było wypełnione, nosiła jednak również w swym sercu macierzyńską troskę o dzieci tego
kraju, na co dowód dostarcza to, że wysłuchała prośby, którą burmistrz Catholy
jako przedstawiciel Patronatu oraz superintendent Schröder jako nadproboszcz
kościoła Mariackiego Jej Wysokości 3 kwietnia 1860 roku pisemnie przedłożyli.
Proszono w niej najuniżeniej, aby Jej Majestat Królowa Elżbieta naszemu staremu kościołowi zechciała podarować malowidło ołtarzowe, które byłoby tej wspaniałej budowli godne i sposobne zarazem serca do modlitwy uwznioślać. Po tym,
gdy na [...] rozkaz [...] zostały podane wymiary wysokości i [...] obrazu, zjawił
się tutaj pewnego dnia [...] profesor Pfannschmidt z Berlina i przyniósł radosną
wiadomość, że zostało mu przez Jej Majestat Królową zlecone, aby wykonać
obraz ołtarzowy dla kościoła Mariackiego, taki, by do niego pasował. Zbadał on
dokładnie całe stanowisko, w którym obraz miałby się znaleźć, i obiecał, że do
końca roku 1861 będzie ukończony. [...] później przekazany projekt oznajmiał,
że ów zatrudniony przez Jej Majestat do wykonania obrazu wymieniony wyżej
artysta wybrał przedstawienie ukrzyżowanego Zbawiciela.
By ten cenny dar naszej najdroższej pobożnej Królowej, która tymczasem przez niezbadane wyroki boskie stała się wdową, dostojnie i odpowiednio
w budowli kościoła móc umieścić, było nieodzownie konieczne wznieść także
nową ścianę ołtarzową. Pan tajny wyższy radca budowlany Stüler, który już przy
upiększaniu naszego kościoła w czasie wznoszenia wieży wielce się zasłużył,
przyjął prośbę i powziął starania, aby nową ścianę ołtarzową w gotyckim stylu
zaprojektować.
149
Michał Gierke
Wedle jego projektu zatrudniony właśnie mistrz murarski pan Karge,
który kierował budową wieży, nowy ołtarz, [...] około 1,5 stopy dalej [...] przesunięty, żeby przekazany obraz otrzymał lepsze [...], do 15 października wykona.
Bowiem naszym gorącym życzeniem jest to, żeby poświęcenie nowego ołtarza
13 listopada, w dniu urodzin Królowej Elżbiety, a także w dniu, kiedy został położony kamień węgielny pod wieżę, mogło się odbyć.
Nasz Pan Bóg, który do tej pory łaskawie błogosławił wszystko, co dla
ozdoby i upiększenia jego domu zostało przedsięwzięte, niech zechce nadal ze
swą łaską i błogosławieństwem przy nas pozostać i niech to, co przedsięwzięliśmy, pozwoli nam szczęśliwie do końca doprowadzić dla chwały i czci swego
wspaniałego i sławnego imienia. Amen!
Königsberg i. d. N., dnia 15 sierpnia 1861 roku.
Magistrat [władze miasta]
Catholy, Behrendt, Stricke, Berger, Sachse, Voigt, Mahlow, Gloxin, Lange.
Zarząd Kościoła
Schröder (superintendent i nadproboszcz) , Hetzell, Waldmann, Schlecht, Kinder.
Einige Bemerkungen
zum neugotischen Turm der Marienkirche
in Chojna (ehem. Königsberg/Nm.)
Obwohl der Forschungsstand hierzu als recht umfangreich bezeichnet werden kann, bleiben einige Fragen, vor allem die nach der Urheberschaft
einzelner Teile der Marienkirche und nach deren Bauchronologie, immer noch
unbeantwortet. Es handelt sich hier nicht nur um das aus dem 15. Jahrhundert
stammende Kirchenschiff, sondern auch um den neugotischen Turm aus dem
19. Jahrhundert. Aufgrund der Analyse von Quellen aus der Bauzeit des Turmes wurde im Beitrag festgestellt, dass an den Entwurfsarbeiten und am Bau
des Turmes wahrscheinlich einige Architekten mitgewirkt haben, es ist jedoch
unmöglich, den Anteil der einzelnen Personen zu bestimmen.
Der Grundstein wurde 1855 gelegt. In der ersten Bauphase leitete Carl
Christian August Dieckhoff die Bauarbeiten, dann wurde die Bauleitung wahrscheinlich 1857 von Friedrich August Stüler übernommen, der seine Funktion
von Berlin aus ausübte, während ein gewisser Karge die Arbeiten vor Ort leitete.
150
Nieco uwag o neogotyckiej wieży kościoła Mariackiego w Chojnie
In einer der im Beitrag angeführten Quellen taucht auch der Name eines gewissen Sulzer auf, der für die Entwurfszeichnungen verantwortlich sein sollte. Aus
dem Kreis der Verantwortlichen für den Turmbau kann mit absoluter Sicherheit
August Soller ausgeschlossen werden, der oft als Erbauer des Turmes neben
Stüler erwähnt wird. Soller starb nämlich 1854, also noch vor der Grundsteinlegung; außerdem erscheint sein Name in keiner der angeführten Quellen, er
taucht erst in einer Publikation von 1885 auf.
Im Anhang wird der Originaltext und die polnische Übersetzung einer
1988 unter dem neugotischen Altar gefundenen Urkunde veröffentlicht.
Übers. v. K. Gołda
151
Michał Gierke
1
2
3
Ryc. 1 – reprodukcja projektu F. A. Stülera. Źródło: G. Wohler, Der Verwandlung
des höchsten Kirchturmes der Neumark,
„Königsberger Kreiskalender”, Jg. 7, 1937,
s. 26.
Ryc. 2 – neogotycka wieża kościoła Mariackiego, fot. F. Müller, źródło: http://architekturmuseum.ub.tu-berlin.de/index.
php?set=1&p=79&Daten=146550
Ryc. 3 – Thurm und Kirche zu Königsberg
in der Neumark, źródło: Berlin und die
Mark Brandenburg mit der Markgrafthum
Nieder-Lausitz in ihrer Geschichte und
ihrem gegenwäartigen Bestanden, Hrsgb.
W Riehl, J. Scheu, Berlin 1861, s. 402.
152
Joanna A. Kościelna*
Szczecin
Augustin Kehrberg
(1668–1734)
Próba biografii1
Wśród prac dotyczących historii Nowej Marchii szczególne miejsce zajmuje kronika Chojny Augustina Kehrberga. Jej autor nie budził dotąd szczególnego zainteresowania badaczy, niewiele o nim wiedziano, był postacią bez
biografii2. Tymczasem chojeński kronikarz przekazał całkiem sporo wiadomości
o sobie, wplatając je w narrację swego dzieła. Prezentowany szkic jest próbą zebrania i usystematyzowania znajdujących się w kronice3 faktów.
* Joanna A. Kościelna – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Szczecińskim. Pomysłodawczyni oraz organizatorka festiwalu filmowego Konstelacja Szczecin. Publikowała m.in. na
łamach „Gazety Chojeńskiej” teksty dotyczące historii Chojny.
1
Szkic ten powstał w 2011 r. przy okazji pracy nad zupełnie innym tematem, nad biografią Carla
Theophilusa Doebbelina (1727–1793), urodzonego w Chojnie wielkiego aktora, twórcy berlińskiego Teatru Narodowego. Autorka ma świadomość, że biografia Augustina Kehrberga wymaga jeszcze zbadania innych źródeł, jest bowiem bardzo prawdopodobne, że dokumenty odnoszące się do
Kehrberga znajdują się w aktach Konsystorza Nowomarchijskiego (Neumärkisches Konsistorium)
i zespołach dotyczących Chojny, przechowywanych w Brandenburgisches Landeshauptarchiv
w Poczdamie, a przede wszystkim zbadania samej kroniki, która pozostanie zapewne podstawowym źródłem wiedzy o swym autorze. Na pewno przebadania wymagają środowiska naukowe
Szczecina i przede wszystkim Frankfurtu nad Odrą, z którymi Kehrberg był związany, pod kątem
możliwych wpływów na pracę Kehrberga.
2
Claus Krätzner, Augustin Kehrberg. Der Chronist der Stadt Königsberg/Neumark, „Königsberger
Kreiskalender” (dalej: KK) 2004, s. 31–38; A. Talarczyk, Literatura piękna Ziemi Chojeńskiej na
obszarze (dawnej) Nowej Marchii – projekt badawczy dla polskich germanistów? Uwagi wstępne,
„Rocznik Chojeński” (dalej: RCh) 3 (2011), s. 112.
3
Pełny tytuł dzieła Kehrberga: Augustini Kehrberges, Erleuterter Historisch-Chronologischer Abriß,
153
Joanna A. Kościelna
Kehrberg nie uważał się za historyka, bohaterem swej opowieści uczynił miasto, jego przeszłość wywiedzioną z bogatych źródeł przechowywanych
w ratuszowym archiwum i teraźniejszość, której był świadkiem i inteligentnym
komentatorem: „Augustin Kehrberg, Zehdensis”, konrektor szkoły w Chojnie,
„z miłości do prawdy” i chęci wypełnienia dotkliwych braków w wiedzy napisał
historię miejsca, w którym przeżył prawie całe swoje życie.
I. Życie
Augustin Kehrberg, Zehdensis
Augustin Kehrberg przyszedł na świat w Cedyni (Zehden) 24 sierpnia
1668 r., a w cztery dni później, 28 sierpnia, został ochrzczony w miejscowym
kościele. Był synem Piotra (Petrus) Kehrberga i Katarzyny (Catherina) Gläser4.
Ojciec przyszłego kronikarza urodził się w Chojnie (Königsberg in der
Neumark) 4 czerwca 1624 r5. Przez 20 lat, aż do swej śmierci, był kierownikiem
czy też, jak ówcześnie mówiono, rektorem szkoły w Cedyni, do której przeniósł
się dziadek Augustina, również Piotr (Petrus), niegdyś chojeński mieszczanin
i starszy tamtejszego cechu kuśnierzy6.
Der Stadt Königsberg in der Neu-Marck, In 2. Abtheilungen dieselbe also vorstellende, Daß in der
Ersten, dero considerableste Gebäude, vornehmste Amts-Personen, notableste Stadt-Gerechtigkeiten,
Kirchen-Sachen und Schul-Gebräuche, Nebst einem kurtzen Bericht von den Römischen Käysern
heutiger Linie, von der Neumarck und ihren Regenten, von den Creutz-Herren, Tempel-Herren, Johanniter-Rittern und ihren Hoch- Groß- und Heer-Meistern, Caminischen, Lebusischen Bischoffthümern, dero Bischöfen u. andern Merckwürdigkeiten, der Connexion wegen, zum Vorschein kom̄en;
In der Andern aber der Stadt mancherley Fata und Unfälle, so sie durch Krieg, innerliche Unruhe,
Feuers-Brunst, Sturm-Wind, Donner-Wetter, ungewöhnliche Hitze oder Kälte, Theurung und Peste
erlitten, Mit einem Anhange sonderbahrer Begebnisse dieses Orts, sowohl aus glaubwürdigen Historicis und Documenten, als auch bisheriger Experienz, verzeichnet gefunden werden: Die andere Auflage, Mit vielen Diplomatibus und andern Historischen Accessionen, wie auch Register der
vornehmsten Sachen vermehret, Berlin, verlegts Gottfried Gedicken, Königl[lich] priv[ilegierter]
Buchhändler, 1724.
4
Tamże, Anderer Vorbericht an den geneigten Leser, b.p.
5
Metryka chrztu w Archiwum Państwowym w Szczecinie (dalej: APS), Zbiór ewangelickich ksiąg
metrykalnych z Pomorza i Nowej Marchii (dalej: ZKM), sygn. 174.
6
„Altermann der Kürschner zu Königsberg”. A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p.;
Hans Bütow podaje, że Peter Kehrberg, kuśnierz (Kürschner), został przyjęty do prawa miejskiego
w 1623 r. H. Bütow, Das Bürgerbuch von Königsberg/Nm. 1603–1628, „Der Neumärker”, Beilage zu
den „Mitteilungen des Vereins für Geschichte der Neumark”, 1934, Bd. 1, s. 28.
154
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Babka ze strony ojca, Anna z domu Pichler, była córką Anny Filter
i Jacoba Pichlera7, rękawicznika (Handschuhmeister) z Chojny, którego ojciec,
a pradziadek Augustina, Georg Pichler, przybył do Nowej Marchii aż z Bratysławy (Pressburg), otrzymał obywatelstwo miasta i pracował w nim jako kuśnierz8.
Okruchy wiedzy o rodzinie prababki Anny znajdujemy w dziele Augustina: jej ojciec, Richard Filter, pochodził z Gdańska. Musiał być człowiekiem
pobożnym i poważanym, bo w kościele chojeńskim pełnił odpowiedzialną
funkcję Kirchenvorstehera9. O jego rodzinie wiemy tylko, że spotkał ją dramat,
w nocy bowiem 17 listopada 1601 r. na Vierradenstarße został zamordowany
syn Richarda, brat Anny, przez – jak powiadano – Abrahama Stellmachera, syna
kotlarza. Tragedia ta musiała się mocno wbić w rodzinną pamięć, skoro zapisał
ją Augustin Kehrberg w swym dziele10.
Rodzina matki pochodziła z okolic Chojny – jej ojciec, Bartłomiej (Bartholomaeus) Gläser, był garncarzem lub zdunem (Töpffer) z Barnówka (Berneuchen)11,
a matka Dorota (Dorothea) była córką Egidiusza (Aegidius) Habermanna, sołtysa
lennego ze wsi Ratzdorf12. W „geografii rodzinnej” dominuje Nowa Marchia, ale
warto zwrócić uwagę także na odległe miejsca – Gdańsk i Bratysławę.
Losy rodziny Kehrbergów w okresie wojny trzydziestoletniej
Petera Kehrberga, dziadka przyszłego dziejopisa, wygnały z Chojny bieda, głód i strach, nieodłączne towarzyszki wojny trzydziestoletniej (1618–1648),
która w końcu dotarła też do tego sennego regionu, wolnego od wojennej grozy
od czasów husyckich wypraw w pierwszej połowie XV w. W ostatnich dniach listopada 1627 r. granice Nowej Marchii przekroczył cesarski generał, hrabia Mon7
Jacob Pich[e]ler został przyjęty do prawa miejskiego w 1614 r. H. Bütow, dz. cyt., s. 20.
„[...] dessen Vater Georg Pichler, von Pressburg aus Ungarn, ein Bürger und Kürschner
zu Königsberg”. A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p.
8
„[...] dero Vater Richard Filter ein Dantziger und vieljähriger Kirchen-Vorsteher zu Königsberg”.
Tamże. Warto zauważyć, iż w 1612 r. do prawa miejskiego przyjęto Paulla Filtera, szewca (Schuster), jego związki z rodziną Anny Filter nie są jasne. H. Bütow, dz. cyt., s. 21.
10
„[...] den 17. Nov. in der Nacht, ward Reichart Filters hiesigen Kirchen-Vorstehers Sohn, in der
Vierradischen Strassen, von Abraham Stellmachern, des Kannengiessers Sohn, wie man sagte,
erstochen”. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 97. Osoby o nazwisku Pich[e]ler występują w księgach
metrykalnych Chojny przechowywanych w APS, ich związki z Augustinem Kehrbergiem wymagają dalszych badań.
11
„Bartholomaeus Gläser, ein Töpffer zu Berneuchen in der Neumark, und Dorothea, Aegidii
Habermanns eines Lehn-Schultzen zu Ratzdorf in der Neumarck Tochter”. A. Kehrberg, dz, cyt.,
Anderer Vorbericht..., b.p.
12
Może jest to Recław (Ratzdorf, Kreis Landsberg an der Warthe)?
9
155
Joanna A. Kościelna
tecuculi (Montecucculi/Montecuccoli)13, ze swym chciwym łupów wojskiem.
Rozpoczęły się zdzierstwa i gwałty, wszechobecna stała się przemoc. W ciągu
zaledwie dwóch miesięcy Montecuculi wydusił z okupowanego terenu aż 72 tys.
talarów, ale to nie był rekord, w tym czasie panoszący się w Marchii Środkowej
pułkownik Hebron ściągał miesięcznie 7700 talarów14. Wojna żywiła wojnę, dla
zwykłych ludzi niewiele zostawało15.
W grudniu 1630 r. pod Chojnę podeszły szwedzkie wojska dowodzone osobiście przez króla Gustawa Adolfa i zmusiły do opuszczenia miasta stacjonujące tu
wojska cesarskie16. Ta zmiana nie oznaczała bynajmniej poprawy losu mieszkańców.
13
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 17–18. Imię Montecuculego nosiło do 1945 r. jedno ze wzgórz
otaczających Chojnę, położone między Barnkowem a Rurką (Bernickow i Röhrchen). Ludowa
legenda mówiła, że na tym wzniesieniu generał został pochowany, co oczywiście nie było prawdą.
Być może znajdował się tam obóz jego wojsk. Zob. G.F.L. Neumann, Versuch einer Geschichte und
Topographie der Stadt Königsberg in der Neumark nebst einer statistisch-topographischen Übersicht
des Königsberger Kreises, Berlin 1824, s. 79–80. Wzgórze Montecuculego wcześniej nazywano
Lindberg. Kehrberg, który zna nazwę Montcucculiberg, nie jest pewnien, czy ta nowa nazwa to nie
żart. Zob. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 11. Można też spotkać sugestię, że wcześniejsza nazwa
wzniesienia, Lindberg, pochodzi od dawnego określenia żmii, Lindwurm. Nazwa Montecuculsberg być może jest zniekształconą nazwą Kukelsberg lub Guckenberg (niem. gucken = patrzeć).
W takim wypadku oznaczałaby Wzgórze Obserwacyjne. W tym kierunku idzie domysł Paula
Schwartza, zob. P. Schwartz, Fürstenbesuch in Königsberg, „Die Neumark” 9 (1932), s. 4.
14
H. Prutz, Preußische Geschichte, Bd. 1: Die Entstehung Brandenburg-Preußens (von den ersten
Anfängen bis 1655), Gotha 1900, s. 341.
15
O Chojnie w czasie wojny trzydziestoletniej pisali: G.J. Brzustowicz, Chojna w czasie wojny
trzydziestoletniej, RCh 1 (2009), s. 35–61; Richter, Königsberg Nm. im Dreißigjährigen Kriege
(1638–1648), KK 2 (1927), s. 5–10 i przede wszystkim Paul Schwartz w fundamentalnej – jak
dotąd – pracy Die Neumark während des dreißigjährigen Krieges, T. 1: 1618–1631, „Schriften des
Vereins für Geschichte der Neumark” (dalej: SVGN): Geschichte der Neumark in Einzeldarstellungen, Landsberg a.W. 1899, T. 2: 1631–1653 (incl. Orts- und Personenregister für Teil 1 und 2),
tamże, Landsberg a.W. 1902.
16
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 18, podaje, że „29 grudnia [1630 r.] [Szwedzi] zaatakowali
stacjonujące tu cesarskie regimenty Bernsteina, Lichtensteina i Colloreda i z około 36 żołnierzy
część zastrzelili [rozstrzelali?], część zadźgali szpadami [przypis: patrz tutejsze księgi kościelne],
niedaleko od miasta rozbili 1400 cesarskich [żołnierzy]. Zob też: G.J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 43.
W tym czasie działało kilku wojskowych o nazwisku Colloredo: Rudolf Hieronim Euzebiusz Colloredo (ur. 2.11.1585 w Czeskich Budziejowicach, zm. 24.02.1657 w Pradze), graf Wallsee, jeden z
dowódców armii cesarskiej w okresie wojny trzydziestoletniej. Karierę rozpoczął od braworowego
ataku na pozycje czeskie w bitwie pod Białą Górą (8.11.1620). Brał udział, jako oficer wojsk Wallensteina, w walkach w Danii, potem w oblężeniu (i spaleniu) Magdeburga (1631), w bitwie pod
Breitenfeldem (09.1631). Odegrał bardzo ważną rolę w bitwie pod Wesenfellem, gdzie przez cały
dzień powstrzymywał armię Gustawa Adolfa (15.11.1632). Uczestniczył w bitwie pod Lützen. Pokonał wojska księcia Bernharda Sasko-Weimarskiego pod Kirchoffem (06.1633). Za zasługi wojenne cesarz Ferdynand III mianował go tajnym radcą i feldmarszałkiem. W 1637 r. został przeorem
156
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Gdy w 1631 r. dowództwo nad wojskami w Nowej Marchii i na Pomorzu
Zaodrzańskim (Hinterpommern) objął feldmarszałek Gustaw Horn17, sytuacja
stała się tak zła, że rodzina Kehrbergów, jak wielu mieszkańców Königsbergu,
uciekła do Polski18. Zapewne po jakimś czasie Kehrbergowie wrócili, ale w 1639 r.
ponownie musieli uciekać. Ich wnuk tak opisał tamten czas: „W roku 1639 również mój śp. ojciec ze swymi rodzicami z powodu zawieruchy wojennej i głodu
musiał opuścić Nową Marchię i uciekać do Polski. W całej Brandenburgii był
taki niedostatek, że wielu ludzi z głodu jadło padlinę. W Marchii Środkowej
zakonu maltańskiego w Strakonicach (Strakonitz) w Czechach. Piastował także urząd gubernatora Pragi. Zob. Allgemeine Deutsche Biographie (dalej: ADB), Bd. 4, Leipzig 1876, s. 420. Możliwe,
że Colloredem walczącym pod Chojną był jego brat Hieronymus von Colloredo-Waldsee (1582–
1638), uczestnik bitwy pod Lützen (1632), gdzie dowodził regimentem. Walczył w Burgundii, m.in
w bitwie koło Raon nad rzeką Meurthe (17.03.1636). Zmarł w wyniku odniesionych ran w 1638 r.
G.J. Brzustowicz wymienia też „Fernando hrabiego von Montecuculiego, słynnego w Marchii
Brandenburskiej hulakę, który szantażował pogróżkami miasto Treuenbrietzen”, oraz „Ernesta
Montecuculiego (*1582 – †17.06.1633), syna Alonso Montecuculi, admirała księstwa Toskanii,
którego żołnierze na pewno pojawili się w Chojnie”. G.J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 45. Bernstein,
właśc. Vratislav Eusebius von Pernstein (ur. 1594, zm. 26.06.1631 k.Tangermünde), jeden
z dowódców wojskowych w czasie wojny trzydziestoletniej, przedstawiciel znanego czeskiego rodu
Pernstejnów. Zob. Der Dreißigjährige Krieg in Selbstzeugnissen, Chroniken und Berichten, http://
www.30jaehrigerkrieg.de/pernstein-bernstein-wratislaw-eusebius-freiherr-von-2/
(16.09.2012).
Augustin Oswald von Lichtenstein-Karneid (zm. 1663), pułkownik (Obrist) wojsk cesarskich
w czasie wojny trzydziestoletniej, członek zakonu krzyżackiego. Był komturem w Horneck, namiestnikiem (Statthalter) władztwa Freudenthal i Eulenburg, komturem krajowym baliwatu
Westfalen, członkiem rady wielkiego mistrza Karla Josepha Habsburga. Pochowany w Mergentheim w Wirtembergii, siedzibie wielkich i niemieckich mistrzów. Nazwiska tych dowódców wymieniono na kamieniach tworzących chojeński pomnik, zwany Kopcem/Kamieniem Szwedzkim
(Schwedenstein), wzniesiony w 1912 r. na Wzgórzu Szubienicznym (Galgenbergu). Na pomniku
znajduje się napis: „Zur Erinnerung an die Befreiung Königsbergs N.M. am 27. Dezember 1630
durch den Schwedenkönig Gustav Adolf aus der schwersten Not des dreißigjährigen Krieges”. J.A.
Kościelna, Kronika wypadków königsberskich, „Gazeta Chojeńska” (dalej: GCh), 3.01.2012.
17
Gustaf Karlsson Horn (1592–1657), hrabia, szwedzki dowódca wojskowy i polityk. Od 1625 r.
członek Rady Królweskiej, od 1628 r. feldmarszałek, w 1631 r. dowodził połową armii Gustawa
Adolfa w bitwie pod Breitenfeld. Wraz z Bernardem Weimarskim (Bernhard von Sachsen-Weimar) dowodził w przegranej bitwie pod Nördlingen (1634). W.P. Guthrie, Battles of the Thirty
Years War: From White Mountain to Nordlingen, 1618–1635, New York 2002, s. 265.
18
„A[nno] 1631 gab der König seinem Feld-Marschall Gustav Hornen in der Neu-Marck und
Hinter-Pommern das Commando da es denn der harten Krieges-Pressuren wegen, ein böser Zustand gewesen seyn mag, inmassen unter andern meinens seel. Vaters Eltern, Königsberg desshalb
verlassen und endlich nach Pohlen flüchten müssen”. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 18. Zob. też:
C. Krätzner, dz. cyt., s. 31.
157
Joanna A. Kościelna
[Mittel-Marckt] niektórzy psy pożerali. Cesarski generał Gallas19, który w początkach stycznia 1639 r. z czternastoma regimentami nadciągnął z Brandenburga
w okolice Belitz, uprowadził ze sobą prawie 800 ludzi, z których niemal nikt nie
przeżył. Inni biedacy wygrzebywali padlinę z dołów rakarzy, myszy, koty, zdechłe
psy, choć już i 3 dni martwe leżały, co więcej, nawet trupy ludzkie pożerano
i częstowano się, oto czego się chwytano, a w Starej Marchii jakiś umierający
z głodu żołnierz przed drzwiami pastora wyciągnął rękę po kawałeczek chleba,
z radością i łzami w oczach otrzymany pocałował i przy tym oświadczył, że on od
wielu tygodni go nie widział.
W tym czasie wypiekano chleb z otrąb, plew, żołędzi; wytłoczyny [...]
ludzie w mig zbierali; skórki od śledzi kupowano, by osolić wodę, w której gotowano zioła, trawę, korzenie i tym podobne; głąby kapusty i z pogardą [niegdyś]
odrzucane kości były starannie zbierane przez biedne dzieci i z rynsztoków wybierane. Ludzie chodzili po ulicach czarno-żółci, zieloni, wychudzeni, obrzmiali,
bez siły; szukali czegokolwiek, co uciszy głód. Zdechłe konie były ich dziczyzną
[Wildpret]. Tu, w Chojnie, kupowano miarę zboża po zbójeckiej cenie 1 talara
i miarę owsa za 12 groszy”20.
W latach trzydziestych XVII stulecia Chojna przechodziła z rąk do rąk
– 19 marca 1636 r. miasto szturmowały oddziały brandenbursko-saskie, wypierając Szwedów21. Każda zmiana oznaczała nowe grabieże. Za wojskiem ciągnęli
„jeźdźcy Apokalipsy” – choroby, głód i śmierć.
19
Matthias Gallas (1584–1647), jeden z wodzów wojsk cesarskich w czasie wojny trzydziestoletniej. W 1630 r. wsławił się zdobyciem Mantui. W latach 1631–1632, dowodząc jednym z korpusów
armii Wallensteina, brał udział w bitwie pod Lützen. Po zamordowaniu Wallensteina w 1634 r.
(był jednym z uczestników konspiracji, mimo że to właśnie poparciu Wallensteina zawdzięczał
karierę) został wodzem armii. Dowodził zwycięską dla katolików bitwą pod Nördlingen (1634).
W latach 1637–1638 prowadził nieudolnie działania przeciwko armii szwedzkiej Johanna Gustava
Banéra i doprowadził do utraty całych północnych Niemiec. Po przegranej bitwie pod Chemnitz
w 1639 r. cesarz odebrał mu dowództwo. Niełaskę cofnięto kilka miesięcy później, ale dowództwo
utracił ponownie w 1645 r. po kolejnej serii porażek. Zasłynął jako jeden największych łupieżców
w całej wojnie trzydziestoletniej. Na wojnie dorobił się wielu bogactw, które stały się podstawą
potęgi rodu, który założył. Zob. ADB, Bd. 8, Leipzig 1878, s. 320–331.
20
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 2, s. 74–75 (wszytkie tłumaczenia – J.A.K.). O tym, jak tragiczna była
sytuacja w całej Nowej Marchii w tych czasach, świadczą wpisy zarówno w księdze zgonów parafii
w Chojnie, jak i w księgach innych nowomarchisjkich miejscowości, np. w Krzemlinie (Kremlin,
Kreis Soldin). Tamtejszy pastor zapisał: „Anno 1638. [...] nikt nie zliczy, ilu ludzi umarło z głodu,
ilu na dżumę. [...] Od początku tego roku zmarło 67 osób na dżumę i 30 z głodu. W następnym
na 8 zgonów, 7 – z powodu głodu”. Cyt. za: Borchert, Aus dem Kremliner Kirchenbuch, „Die Neumark” 4 (1927), s. 104.
21
F.G.L. Neumann, dz. cyt., s. 81–82.
158
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Obraz miasta po zakończeniu wojny musiał być rozpaczliwy; było wyludnione i zniszczone22. Jeśli Kehrbergowie wrócili do Chojny, to tylko po to, by
stwierdzić, że nie ma tu dla nich miejsca, i podjąć decyzję o przeniesieniu się
do mniej – jak się wydaje – zniszczonej Cedyni, gdzie w pewnym sensie się im
powiodło, skoro dziadek dziejopisa został burmistrzem i było go stać na zapewnienie synowi Piotrowi wykształcenia uniwersyteckiego, bo tylko takie dawało
uprawnienia do kierowania szkołą.
Dzieciństwo w Cedyni
Nie wiemy, kiedy Piotr Kehrberg ożenił się z Katarzyną Gläser, wiemy
natomiast, że była od niego o ok. 24 lat młodsza23. Nie wiemy też, czy małżeństwo to miało więcej dzieci24. Rodzice łączyli z Augustinem wielkie plany
i marzenia, bo przeznaczyli go do kariery duchownej i zamierzali posłać na studia
teologiczne. Te dążenia od początku natrafiały na przeciwności losu – w 1674 r.
rozpoczęła się wojna Szwecji z Danią i Brandenburgią (1674–1679). Wojska
szwedzkie dotarły do Cedyni i w Boże Narodzenie 1674 r. rodzina Kehrbergów
najprawdopodobniej opuściła zagrożone miasto. Peter Kehrberg zachorował
i wkrótce zmarł. Syn zapisał datę jego śmierci: 6 marca 1675 r. Matka po pewnym czasie wyszła powtórnie za mąż – za cedyńskiego urzędnika miejskiego
Michaela Bubtzckego25. Po śmierci ojca Augustin przez kilka miesięcy mieszkał
i uczył się u kantora Johanna Dörfenfeldego w Oderbergu, następnie, do 1776 r.,
u Johanna Krügera, pastora w Cedyni, i w końcu u Georgia Bartholomaei, który
po ojcu Augustina przejął w miasteczku obowiązki nauczyciela. O swych pierwszych nauczycielach pisze tylko, że uczyli go z marnym skutkiem („wiewol mit
schlechtem Success”26). W 1680 r. rozpoczął naukę w szkole we Writzen an der
Oder27; o wyborze tej szkoły zdecydowała matka za zgodą ojczyma.
22
Paul Schwartz podaje, że liczba obywateli miejskich (Bürger) zmniejszyła się po wojnie z 500 do
50, a jeszcze 40 lat po jej zakończeniu aż 250 budynków mieszkalnych z 420 istniejących w mieście
stało pustych. P. Schwartz, Ein Menschenalter im Frieden. Königsberg in der Neumark von 1680 bis
1750, SVGN 2 (1894), s. 75. Sam Kehrberg o zniszczeniach budynków nie pisze, możliwe więc, że
opuszczone, zbudowane z drewna domy po prostu się rozpadły.
23
Katarzyna Gläser musiała urodzić się ok. 1648 r., ponieważ we wstępie do wydania z 1724 r.
(Anderer Vorbericht...) Kehrberg pisze, że matka żyje i ma 76 lat.
24
Kehrberg nie pisze, czy miał rodzeństwo. W księgach metrykalnych Chojny, przechowywanych
w APS, znajdujemy wpisy dotyczące Michała (Michael), Joachima i Hansa Kehrbergów, ich żon
oraz dzieci. Trudno jednak na tej podstawie ustalić związki łączące ich z kronikarzem.
25
A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p.
26
Tamże.
27
Wriezen koło Bad Freienwalde, leżące przy starym korycie Odry.
159
Joanna A. Kościelna
We Wrietzen spotkał ludzi, którym w pewnym sensie zawdzięczał najwięcej – Leonharda Meyera i Petera Schmieda. Kiedy bowiem z powodu braku
pieniędzy musiał zakończyć naukę (stało się to ostatecznie 30 września 1684 r.),
najpewniej właśnie oni polecili go rektorowi szkoły w Chojnie, Johannowi Kindlerowi, i w ten sposób skierowali na drogę, której ukoronowaniem była praca
nad spisaniem historii miasta28.
Chojna po raz pierwszy
Tak to dzięki nauczycielom z Wrietzen trafił w końcu w rodzinne strony
swych przodków. W Chojnie lat osiemdziesiątych XVII w. wszędzie jeszcze były
widoczne ślady obecności wojsk cesarskich i szwedzkich z czasów Wielkiej Wojny. Miasto mozolnie dźwigało się z wojennej pożogi i choć część domów była
niezamieszkana, kościoły obrabowane, mury obronne zniszczone – starano się
przywrócić mu dawny blask i chwałę: remontowano kościół Mariacki, odnawiano
budynki, naprawiano mury i baszty. W domu magistra Kindlera młody Kehrberg przez pół roku był po prostu „chłopcem do wszystkiego” (sam się określił
jako Haus-Pursch [Bursch]), ale rektor chojeńskiej szkoły musiał szybko dostrzec
jego głód wiedzy i pozwolił, aby został alumnem, czyli pełnoprawnym uczeniem.
Kehrberg nie pisze, kto go utrzymywał i kto płacił za jego naukę. Może po prostu
utrzymywał się sam?
Początki szkoły w mieście sięgały średniowiecza, a budynek – roku 1597;
wtedy zaczęto go wznosić z kamieni pochodzących z rozbiórki szpitala zwanego Jeruzalem lub szpitalem św. Grobu29. Particular oder Stadt-Schule30 mieściła
się w okolicach kościoła Mariackiego (Marienkirche) i przylegającego do niego
cmentarza, „na miejscu, gdzie najpewniej i w czasach kwitnienia papistowskiej
religii mieściła się szkoła”31. Budowę zakończono w 1604 r., a inspektor32 Pontanus33 napisał na tę okoliczność epigram. W 1667 r., z powodu złego stanu,
A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p.
Tamże, Abt. 1, s . 204–205. Kehrberg pisze, że szpital św. Grobu (Jeruzalem) położony był
w połowie drogi między miastem a wsią Bernekow (Barnkowo). Tamże, s. 204.
30
Warto dodać, że w tych czasach była w Chojnie też szkoła dla dziewcząt, Jungfer- und Mägdchens-Schule, w której uczyła żona organisty. Zob. tamże, s. 207.
31
Tamże, s . 204.
32
Inspektorami Kehrberg nazywa superintendentów, którzy z ramienia konsystorza nadzorowali
parafie i pastorów, przeprowadzali wizytacje kościelne, sprawowali nadzór nad szkolnictwem, opiekę nad instytucjami charytatywnymi.
33
Johannes Pontanus (ur. 21.11.1550 w Cottbus), studiował we Frankfurcie nad Odrą (od 1572 r.),
w 1577 r. otrzymał tam tytuł magistra. Kehrberg pisze, że ufundował pewną liczbe ksiąg na potrzeby
chojeńskiej szkoły i kościoła. Zmarł 5 stycznia 1612 r., autor m.in. Compendium examinis Theologici,
28
29
160
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
budynek poddano remontowi. Audytoria szkoły wypełniały pouczające łacińskie
sentencje, epigramy i dystychy34.
Szkoła zatrudniała czterech nauczycieli: rektora (kierownika), konrekrora, subrektora i kantora, ale pracowali w niej także „Collegae infimi, bald Hypodidascali, bald Tertiani, bald Baccalaurei genannt”35, którzy uczyli w klasie
przygotowawczej.
Johann Kindler
Johann Kindler, dla którego Augustin żywił podziw, wdzięczność i sympatię, został rektorem szkoły 5 maja 1685 r.36 Nie obyło się bez sporów, inspekin usum Scholasticae juuentutis. Conscriptum à M. Ioanne Pontano, Frankfurt 1597 i Aristologia
proverbialis. In gratiam, et usum scholae Francofurdianae aliquot centurijs, concinnata & edita à M.
Johanne Pontano ibidem Moderatore. Praemissus est Nomenclator puerilis pro incipientibus. In fine
additur festium Poema de Magistratus, et subditorum ordinatione, Frankfurt 1600, Catalogus Haereticorum qui tam apud veteres quam Recentiores grassantur, 1614, Einweihung Der Newen Grösten
Glock Zu Königsbergk in der NewMarck, 1608, Quaestiones De Postrema, Huius Nostri Seculi, Formula Concordiae, 1602, Quaestiones Synodicae, De Coelo, 1608. Żonaty był z Anną Behr (zm. 1624).
Zob. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s.18–185. Kehrberg wspomina też (tamże, Abt. 2, s. 97), że Pontanus opisał w osobnym tekście straszliwy czyn, jakiego dopuścił się chojeński kuśnierz Peter Wegener.
Przed laty przybył on do miasta ze Śląska, otrzymał tu obywatelstwo i żył przykładnie. 17 lutego
1598 r. podciął gardło swej dziesięcioletniej córeczce Esther. Dziewczynkę pochowano 20 lutego,
a dzieciobójcę po 14 dniach od morderstwa wydano katu, który szarpał go obcęgami i ostatecznie
ściął. Pontanus poświęcił temu wydarzeniu pracę pt. Parricidium. Notwendiger vnterricht Von der
vnerhoertẽ That die sich zu Koenigsberg in der New Marck anno 1598. Mense Februario, begeben vnd
zugetragen. Da ein Vater sein einiges [...] Toechterlein von zehen Jaren vorsetzlichen [...] mit einem
scharfen Messer schrecklichen ermordet. Vber des entleibeten Megdleins Sepultur vnd Leichbegengnus Gethan durch M. Iohannem Pontanum, Pfarrer daselbst. Zu ende [...] eine historische Erzehlung
dieser begangnen schrecklichen That, Frankfirt a.d.O. 1598. Historię tę opisał też Andreas Angelus
w Annales Marchiae Brandenburgicae […], Frankfurt a.d.O. 1598. Sprawa znalazła również oddźwięk
w księgach kościelnych. Akt zgonu Esther Wegener znajduje się w księdze metrykalnej Chojny, APS,
ZKM, sygn. 173, s. 291. Epitafium Pontanusa znajdowalo się w kościele Mariackim, napis głosił:
„Monumentum Reverendi & Clarissimi D[omi]ni M[agistri] Joh[annae] Pantani, Cotbusian[i] Pastoris & Inspectoris Ecclesiae Regism[montanae] supra annos XXVIII, fidelissimi, qui a[nn]o aetat[i] 63 A[nno] Ch[risti] 1613, 5 Jan[auris] vera in Christum fide placid obdormiit” . Powyżej wisiały
jego herb z dewizą „Ich hoffe noch!” oraz dystych: „Ponte sarco fidei Pontanus quam bene pontum.
Transiit hoc posuit membra fovenda solo”. A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 121.
34
Tamże, s. 205–206.
35
Tamże, s. 214.
36
„A. 1684 d. 5 May ist an dessen statt introduciret M. Joh. Kindler, Berolinens, welchen sein
hiesiges Wohlverhalten und die Qualitaeten eines guten Schulmanns nach Wismar gebracht,
dahin er A. 1695 d. 11 Octob. gezogen und noch ißt daselbst mit Ruhm das Recktorat führet”.
Tamże, s. 211–212.
161
Joanna A. Kościelna
tor starał się bowiem wprowadzić na to stanowisko diakona Benjamina Borcka
z Bernau, większość jednak członków chojeńskiej Rady Miejskiej poparła pochodzącego z Berlina magistra Johanna37.
Kindler kierował chojeńską szkołę przez 10 lat, do 11 października 1695 r.,
w tym roku przyjął korzystną propozycję pracy, jaka nadeszła aż z Wismaru38.
Była to wielka strata dla Chojny, a stanowisko kierownika szkoły jakiś czas wakowało. W tym czasie notowano wyraźne rozprzężenie dyscypliny wśród uczniów,
którzy zaczęli przynosić do szkoły szpady, co zaniepokoiło radę miejską39.
Kehrberg był nie tylko uczniem Kindlera; pod jego kierownictwem rozpoczął swą trwającą ponad 40 lat karierę nauczycielską. Zawsze uważał go za
swego mistrza, w słowach pełnych prawdziwego bólu odnotował jego zgon, pisząc, że „25 stycznia 1723 r., po 25 latach kierowania szkołą w Wismarze, zmarł
pan magister Kindler, niegdyś mój prawdziwy mistrz [getreuer Lehr-Meister]
i przez dwa lata kolega. Był człowiekiem biegłym w zakresie teologii, filozofii
i historii marchijskiej [...]”. Z Kindlerem przez to ćwierćwiecze pozostawał
w korespondencyjnym kontakcie; wspomina, że z uczoności i wiedzy byłego chojeńskiego rektora korzystali także inni sławni i uczeni Marchijczycy40.
Chojeńska placówka miała szczęście do wybitnych rektorów – jednym
z poprzedników Kindlera był sam Andreas Müller, uczony orientalista41, prowadzący szkołę w roku 1653 (o nim dalej).
P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen der Stadt Königsberg Nm., „Die Neumark” 11 (1936), s. 13.
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 212. Być może jakiś wpływ na ostateczną decyzję opuszczenia
Chojny miała śmierć żony, Margarete Vatich (Vatichin). Kehrberg zanotował, że w kościele Mariackim był nagrobek żony mistrza Kindlera, urodzonej w Myśliborzu (Soldin) 12 października 1653 r.,
zmarłej 6 maja 1695 r. Gdy 10 listopada 1690 r. wychodziła za mąż za Kindlera, była wdową po
kotlarzu (Kupfer-Schmied) Baltasarze Schirachu (ur. w 1626 w Gubinie/Guben, zm. 30.08.1689
w Chojnie). Tamże, s. 121. Być może synem Johanna Kindlera był Christoph Kindler, berlińczyk,
wymieniony wśród uczniów występujących z oracją w 28 marca 1686 r. Tamże, s. 215–216.
39
„1696 Beim Gregoriusumgang am 12. März haben die Schüler Degen getragen. Das kommt
daher, daß sie keinen Rektor haben, der auf Zucht und Ordnung sieht; den der Rektor Kindler
ist im Oktober vorigen Jahres nach Wismar gegangen und hat noch keinen Amtsnachfolger”.
P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen..., s. 31.
40
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, Uzupełnienia, Ad § 13 p. 212, s. 272.
41
„M. Andreas Müller, Greiffenhag. Pom. Introd. A. 1653 d. 30. April. wird A. 1654 d. 19. Sept. zu
Rostock Magist. hernach Praepositus zu Treptow an der Töllensee, ferner Praepositus zu Bernau,
und darauf nach Berlin zum Praeposito und Inspectore Gymnasii A. 1675 zum Consistorial-Rath
vociret, und A. 1685 auf Begehren seiner Aemter erlassen. Er hat sich der gelehrten Welt ziemlich
bekannt gemacht”. Tamże, s. 211.
37
38
162
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
W kręgu kolegów
Od uczniów szkoły wymagano bardzo dużo – nie tylko pilnej nauki,
ale też umiejętności publicznych wystąpień; co kwartał odbywały się egzaminy, najlepsi uczniowie wygłaszali wówczas oracje przed zebraną publicznością.
W październiku 1686 r. Augustin Kehrberg przygotował i wygłosił mowę na temat Τεχνύδρια. Cacodaemonis in oraculis gentilium42.
Choć życie uczniów wypełniała nauka, było też miejsce na „uczącą zabawę”, w szkole prowadzono bowiem teatr i wystawiano sztuki (Comoedien),
w których brali udział nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele. Tak było do początku 1712 r., kiedy Konsystorz Kostrzyński43 zakazał urządzania przedstawień
w szkołach44.
Nauczyciele potrafili wzbudzić w uczniach miłość do literatury, do poezji, uczyli radości obcowania z przyrodą. Opisując bieg rzeczki Zerbst, wspomina kronikarz, że strumyk biorący swój początek koło wsi Jelenin (Gellin) płynął
„koło miasta obok zewnętrznych murów i Ścieżki Poetów [Poetensteig], którą
wytyczono w 1719 r. po obu stronach łąki, by spacerujący mogli słuchać słowików i innego śpiewającego ptactwa”45. Wspomni tę uroczą nazwę raz jeszcze,
przypominając inne ciekawe przedsięwzięcie: w roku urodzenia Fryderyka II
(1712) lub może, jak pisze, rok wcześniej, naprawiono część murów miejskich
w okolicy Ścieżki Poetów i podniesiono je, a na końcu Ścieżki, w okolicy Stawu
Młyńskiego przy Bramie Świeckiej, wzniesiono z kamieni dwa pomniki (kolumny) w kształcie piramid, z których jedna dość szybko się zawaliła46. Dlaczego
wzniesiono takie pomniki – nie napisał.
Tamże, s.216.
Hochpreißl[iche] Regierung zu Cüstrin. Tamże, s. 217.
44
„[...] daß alle Comoedien und Actus histrici und Dramatici in Schulen nich stats haben sollen”.
Tamże, s.217: Decyzja wyraźnie nie ucieszyła Kehrberga, nie sprzeciwiał się jej, ale w opisie tego
wydarzenia widoczny jest dystans.
45
Tamże, s. 11–12. Poetensteig, Ścieżka Poetów – to nazwa spacerowej trasy wytyczonej w Chojnie poza miastem, na dawnych wałach miejskich, które na rozkaz elektora, potem króla Fryderyka I obsadzono drzewami. Nazwa była w tym czasie modna: Ścieżki Poetów były w Berlinie,
w Schwedt, we Frankfurcie nad Odrą, Gubinie (Guben), Trzebiatowie (Treptow an der Rega),
Białogardzie (Belgard), w Gryficach (Greifenberg), Wałczu (Deutsch Krone), w Szczecinie
(w Puszczy Bukowej) i w wielu, wielu innych miastach. W Chojnie istniała też Ścieżka Słowików
(Nachtigalensteig).
46
„A. 1712 den 24. Januar ist der Preuß. Kron-Prizn Hr. Friedrich gebohren. In diesem, oder im Jahr
vorher, im Julio ward ein zimlich Theil der Stadt-Maurer in der Gegend des Poeten-Steiges repariert
und höher geführet und zu Ende solches Steiges und des Schwetschen Mühlen-Teiches 2 steinerne
Pyramidal-Seulen gesetzt, davon aber die eine schon dahin gefallen”. Tamże, Abt. 2, s. 110.
42
43
163
Joanna A. Kościelna
W czasie Wniebowstąpienia uczniowie mieli tygodniowe ferie, urządzali wówczas zabawy na tzw. Anyżkowym (Biedrzeńcowym) Wzgórzu (Pimpi- oder
Bibenellen-Berg)47, które znajdowało się w pobliżu drogi prowadzącej do wsi
Retzdorf (Stoki). Na czym te zabawy polegały, wyjaśnił w swym dziele profesor
uniwersytetu we Frankfurcie nad Odrą, Johann Christoph Beckmann: „Z zielonoświątkowych praktyk opisanych powyżej dwie pochodzą z dawnych czasów
i przypadają na czas przed Zesłaniem Ducha Świętego [Pfingstfest], mianowicie Wykopywanie Anyżu [Pimpinellengraben] i Obchodzenie Zbożowych Pól
[Umzug um die Kornfelder]. W niektórych miejscach młodzież szkolna w dzień
Wniebowstąpienia [Himmelfahrtstag] szukała anyżu [Pimpinellen oder Bibenellen, Pimpinella saxifraga altera] i wykopywała jego korzenie, ten, kto znalazł
największy korzeń zostawał »królem«. Czcił ten zaszczyt, wydając dla kolegów
i nauczycieli biesiadę [Schmaus]. Potem [zwyczaj] ten został zniesiony z powodu nadużyć, jakie przy tej okazji miały miejsce; wiele wzgórz w Marchii nosi nazwę Wzgórze Anyżowe [Pimpinellenberge]; jedno mianowicie jest koło Chojny
w Nowej Marchii (porównaj Kehrberg, hist. chron. Abriß der Stadt Königsberg,
s. 14), inne koło Ruppina”48. Opis takiego święta w 1697 r., a więc w czasach,
gdy Kehrberg był już nauczycielem, subrektorem, znajduje się także w protokołach rady miasta. Wyraźnie z nich widać, że poważni mieszczanie bali się
spontanicznego wybuchu radości i starali się powstrzymywać pomysły uczniów,
a nawet im przeciwdziałać – już pochód z trąbkami i bębnami, zapowiadający
święto, wywołał reakcję, ponieważ zabroniono muzykowi miejskiemu pożyczania
młodzieży instrumentów, zakazywano też sprzedawania prochu strzelniczego.
47
Opisując wzgórza i pagórki otaczające Chojnę, Kehrberg wspomina też, że w okolicy bagien koło
wsi Mętno (Mantel) były „die Wilde Berge und in solcher Gegend am Retzdorffschen Wege der
Pimpi- oder Bibenellen-Berg, auf welchem die Schul-Jugend ihre Bibenellen-Ferien in der Himmelfahrts Wochen zu halten und die Knaben dergleichen Wurtzeln zu graben pflegen”. Tamże,
Abt. 1, s. 14.
48
J.C. Beckmann, Historische Beschreibung der Chur und Mark Brandenburg nach ihrem Ursprung,
Einwohnern, natürlichen Beschaffenheit, Gewässer, Landschaften, Stäten, Geistlichen Stiftern [...]
Regenten, deren Staats- und Religions-Handlungen, Wapen, Siegel und Münzen, Wohlverdienten Geschlechtern Adelichen und Bürgerlichen standes [...],Th. 3, Berlin 1751, s. 719. Bibenelle
(Pimpinella saxifraga altera) to biedrzeniec-anyż. Można się zastanowić, czy zwyczaj nie nawiązywał do poszukiwań mandragory. Średniowieczne legendy mówią, że roślina ta wydaje z siebie
krzyk, kiedy jest wyrywana z ziemi, że rośnie zawsze pod szubienicami, powstając ze sływającego do ziemi nasienia wisielca. Kehrberg, opisując święto Pimpinellengraben, w następnym zdaniu pisze, że „dalej w kierunku na Hansenberg i Schwedt jest Wzgórze Sądowe (Gerichts-Berg),
gdzie wykonywano wyroki na złodziejach i innych przestępcach – wieszano ich i łamano kołem”.
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 14. Czy informacje o uczniowskim święcie i Wzgórzu Sądowym
łączy tylko szacunek dla geografii?
164
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
W roku 1697 uroczystość Wniebowstąpienia wypadała 13 maja; dwa dni później chojeńscy żacy rozpoczęli swoje święto. W radosnym, ale i bardzo głośnym
pochodzie wyruszyli w stronę Pimpinellenbergu i tam wyłonili nowego „króla”
(Pimpinellenkönig). Nocny powrót do miasta, z muzyką i strzelaniem, a chyba też demolowaniem kramów, spowodował wezwanie rektora Elsnera49 przed
oblicze rady. Kierownik szkoły musiał się gęsto tłumaczyć, dlaczego uczniowie
złamali zakaz50. Zapewne nie inaczej wyglądała taka zabawa w czasach, gdy
uczniem był Augustin Kehrberg.
Chojeńska szkoła, słynąca z wysokiego poziomu nauczania, przyciągała
uczniów z całej Nowej Marchii, a władze miasta bardzo dbały o poziom zatrudnianych nauczycieli, którzy pochodzili z różnych stron Rzeszy51. Początkowo
rektorzy szkoły zmieniali się bardzo często; były też okresy, gdy szkoła nie miała
kierownika – tak zdarzyło się między 1629 a 1641 r., co łączyć chyba wolno ze
skutkami wojny trzydziestoletniej.
Z Chojny w świat
Nauka nie sprawiała Augustinowi kłopotów, nauczyciele go cenili, świadczy o tym łacińska laudacja, rodzaj świadectwa ukończenia szkoły, napisana
przez Kindlera i datowana „Regiomonti Neo Marchicorum A[nno] D[omini]
23. Aprilis A[nno] O[rbis] R[edempti] M.D.C.XCI”52.
Zaopatrzony w ten list Kehrberg rozpoczął podróż przez Kostrzyn, Luckau, Lüben, Torgau, Eilenberg i Lipsk do Jeny, na uniwersytet. Dotarł tu na
początku maja i immatrykulował się 7 maja 1691 r. Uniwersytet w Jenie skupiał
wówczas wielu światłych i uczonych profesorów. Kehrberg z czcią wymienia ich
nazwiska: teologii uczył go prof. Valthemius53, filozofii – prof. Treuner54, fizyki
49
Johann Gottfried Elsner, zanim został 25 października 1697 r. rektorem szkoły w Chojnie, pełnił
taki sam urząd w szkole Tangermünde. 11 maja 1702 r. (zapewne ku uldze Kehrberga) przeniósł
się do Myśliborza (Soldin). Tamże, s. 212.
50
P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen..., s. 32–33.
51
A. Kehrberg dz. cyt., Abt. 1, s. 210–214.
52
Kehrberg przytacza ją w całości, zob. tamże, Ersterer Bericht an der Leser, b.p. Naukę w szkole
zakończył ostatecznie 25 kwietnia 1691 r. Datę tę, jak wszystko, co łączy się z głównymi życiowymi
wydarzeniami, podał w swym dziele.
53
Valthemius, właśc. Valentin Veltheim (1645–1700), profesor logiki i metafizyki na uniwersytecie w Jenie, kilkakrotny rektor tej uczelni, znany ze sporów z Samuelem von Puffendorfem
(1632–1694). Był autorem m.in. Institutiones Metaphisicae. Zob. ADB, Bd. 39, Leipzig 1895,
s. 595–596.
54
Johann Philipp Treuner (1666–1722), urodził się w Schalkau w księstwie Coburg, studiował
m.in w Jenie, gdzie w 1686 r. otrzymał tytuł magistra, a w 1697 r. stopień doktora teologii. Wykła-
165
Joanna A. Kościelna
– rektor prof. Johann Paul Hebenstreit55, hebrajskiego – prof. Danzius56, a greki
– prof. Müller57. Pobyt w Jenie zakończył się dużo wcześniej, niż był planowany,
bo już 22 czerwca 1692 r. Augustin przerwał naukę z powodu choroby – w lutym 1692 r. pojawiły się skurcze i zawroty głowy oraz jakieś przypadłości, które
określa jako spasma i asthma praecordiale. Choroba ta towarzyszyć mu będzie
do końca życia. Leczyli go doktorzy Wedelio i Slevogt, m.in. puszczaniem krwi.
Kuracja, typowa dla ówczesnej medycyny, nie przyniosła poprawy i młody adept
teologii, jak sam pisze, „postanowił zmienić powietrze”. 22 czerwca 1691 r. rozpoczął podróż do domu, do ojczyzny. Przerwania nauki żałował całe życie.
Wracał m.in. przez Halle, gdzie słuchał publicznego wykładu doktora Breithaupta58 na temat Wyznań św. Augustyna; w drodze spotkał radcę konsystorza
Schradera59, inspektora Oleariosa60, potem jeszcze raz Oleariosa w Weißenfels
dał metafizykę i logikę. W 1707 r. został pastorem w Augsburgu. Autor prac teologicznych i filozoficznych, m.in. Primitas Augustanas (1708), Declaratio Treunerianae hypotheseos de poenitentia ex
Euangelio (1710). Zob. L. Holberg, A.G. Detharding, J.L. Köhler, Allgemeine Kirchenhistorie vom
Jahr Christi 1700 bis 1750, Ulm 1777, Th. 6, s. 449–451.
55
Johann Paul Hebenstreit (1660–1718), pochodził z Neustadt an der Orla. Uczył się w rodzinnym
mieście, potem w gimnazjum w Gerze i w Gothcie, studiował w Jenie filozofię i teologię. Wykładał etykę i politykę na jenajskiej uczelni. Słynął z konfliktowego charakteru i dość ekscentrycznego
trybu życia, nazywano go profesorem moralności bez moralności (professor moralium ohne Moral).
W 1715 r. został pastorem w Dornburgu. Główne dzieło to Systema theologicum (1707–1717).
Zmarł w Erfurcie.Zob. ADB, Bd. 11, Leipzig 1880, s. 195–196.
56
Johann Andreas Danz (1654–1727), teolog i orientalista, autor gramatyki hebrajskiej, zainteresowany też językiem chaldejskim. Zob. tamże, Bd. 4, s. 751.
57
Może to Johann Jakob Müller (Ioannes Iacobus Müllerus, 1650–1716), w latach 1704–1705 rektor uniwersytetu w Jenie, od 1692 r. adjunkt na wydziale filozoficznym, potem profesor filozofii,
poezji, logiki i prawa. Zob. internetową bazę Consortium of European Research Libraries (dalej:
CERL Thesaurus).
58
Joachim Justus Breithaupt (1658–1732), teolog luterański, autor wierszy o tematyce religijnej,
profesor uniwersytetu w Halle. Studiował w Helmstedt. Od 1680 r. konrektor w Wolfenbüttel, od
1685 r. kaznodzieja dworu (Hofprediger) w Meiningen, od 1687 r. proboszcz w Erfurcie. W 1691 r.
rozpoczął pracę na nowym uniwersytecie w Halle, w 1705 r. został generalnym superintendentem
księstwa Magdeburg. Dzieła: Institutio Hermencutico-homiletica, hoc Est, Praecepta Interpretandi [...] (1694), Fünff Erläuterungs-predigten von dem Geheimniss des Creutzes [...] (1724). Zob.
ADB, Bd 3, Leipzig 1876, s. 291–292.
59
Może był to Christoph Schrader (1642–1709) z Halle/Saale, radca kościoła (Sächsischer Kirchenrat)
w Dreźnie, a wcześniej kaznodzieja dworski w Magdeburgu. Zob. J.C. Hasche, Umständliche Beschreibung
Dresdens: Mit allen seinen äußern und innern Merkwürdigkeiten. Historisch und architektonisch, mit zugegebenem Grundriß. Anderer Theil: Nebst Plan der Churfürstl. Sächsischen Armee, Lepizig 1783, s. 654.
60
Johannes Olearius (ur. 1639 w Halle, zm. 1713 w Lipsku), niem. teolog, wydał 61 dzieł filozoficznych i 106 teologicznych. Bardzo ceniony przez współczesnych. Zob. ADB, Bd. 24, Leipzig
1886, s. 280–282.
166
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
i w Lipsku, panów Carpzoviusa61 i Albertiego62, a w Wittenberdze – profesorów
Neumanna63, Franco (Francus)64 i Sperlinga65, przy końcu podróży zaś – proboszcza Lütkego (Lütken)66.
Wszystkie te spotkania bardzo go cieszyły; po latach wspominał uczynność i uprzejmość spotkanych uczonych67. Jesienią 1692 r. widzimy Kehrberga
w Szczecinie. Niezatarte przez czas wspomnienie pozostawiło spotkanie z radcą
konsystorza i proboszczem z Berlina, Andreasem Müllerem68, z którym rozmawiał przez ponad pół godziny i który obiecał odpisywać na jego listy. Pamięć tych
trzydziestu minut pielęgnował do końca życia. Nie bez powodu.
Andreas Müller
Andreas Müller urodził się w 1630 r., był synem gryfińskiego kupca Joachima Müllera i Katheriny Gericke69. Ojciec pragnął zapewnić synowi świetne
wykształcenie i wysłał go do szkoły w Szczecinie, do Pedagogium Książęcego
61
Może chodzi o Johanna Benedicta Carpzova II (1639–1699), niem. teologa i hebraistę, członka
rodziny sławnych uczonych o tym nazwisku. Carpzov II od 1668 r. wykładał języki orientalne na
uniwersytecie w Lisku, w latach 1684–1699 był profesorem teologii, w latach 1679–1699 proboszczem kościoła św. Tomasza w Lipsku. Zob. tamże, Bd. 4, s. 21–22.
62
Może Valentin Alberti (ur.1635 we Wleniu na Śląsku/Lahn – zm. 1695 w Lipsku), profesor logiki, metafizyki i teologii na uniwersytecie w Lipsku, wielokrotny rektor tej uczelni. Zob. tamże,
Bd. 1, s. 215–216.
63
Najprawdopodobniej Johann Georg Neumann (ur. 1661 w Mörz, zm. 1709 w Wittenberdze),
luterański teolog i historyk Kościoła. Był obrońcą luterańskiej ortodoksji, niechętny rodzącemu się
pietyzmowi. Zob. tamże, Bd. 23, Leipzig 1886, s. 523.
64
Może August Hermann Francke (ur. 1663 w Lubece, zm. 1727 w Halle), ewang. teolog, pedagog
(tak, jak Locke i Fénelon, uważał, że w procesie nauki ważne są także ćwiczenia fizyczne i praca
ręczna) oraz jeden z głównych przedstawicieli pietyzmu, uczeń Johannesa Oleariusa. Zob. tamże,
Bd. 7, Leipzig 1878, s. 219–231.
65
Najpewniej Paul Gottfried Sperling (ur. 1652 w Wittenberdze, zm. 1709 tamże), lekarz, profesor
i rektor uniwersytetu w Wittenberdze, uważany za jednaego z najuczeńszych ludzi swego czasu.
Zob. G.W. Wedel, Archiater Ducalis Saxonicus, & Facultatis Medicae h.t. Decanus, Lectori Benevolo S.P.D.: Notabilis est historia mortis M. Atilio Regulo illatae [...], Jena 1680.
66
Nie udało się ustalić, kim był.
67
Zastanawia, iż sporą grupę wśród wymienionych stanowią zwolennicy, ba, twórcy ruchu pietystycznego. Niewątpliwie warto by było prześledzić związki Kehrberga z tym prądem religijnym,
który ostatecznie zdobył wielkie wpływy na Pomorzu i w Nowej Marchii.
68
Na temat Andreasa Müllera istnieje ogromna literatura. Zainteresowania polskich badaczy jak dotąd
nie budził, chociaż koresponował z wybitnym polskim matematykiem, zafascynowanym orientalistyką,
Adamem Adamandym Kochańskim (1631–1700). Zob. L. Noack, J. Splett, Bio-Bibliographien. Brandenburgische Gelehrte der frühen Neuzeit, Berlin–Cölln 1640–1688, Berlin 1997, s. 272–294.
69
Biogram na podst. ADB, Bd. 22, Leipzig 1885, s. 512–514.
167
Joanna A. Kościelna
(Fürstliches Pädagogium). W 1646 r. gryfinianin wpisał się w poczet studentów
uniwersytetu w Rostocku, gdzie studiował teologię i języki orientalne. Umiejętności językowe doskonalił w Wittenberdze u słynnego leksykografa i orientalisty
Andreasa Sennerta (1605–1689). W 1654 r. objął na kilka miesięcy posadę rektora szkoły w Chojnie. Przez rok był prepozytem w Trzebiatowie (Treptow an der
Rega), ale już 25 maja 1657 r. ponownie rozpoczął naukę, tym razem na uniwersytecie w Greifswaldzie. Pomoc finansowa ojca pozwoliła mu na wyprawę do Anglii. Tu pracował pod kierunkiem słynnych badaczy języków i kultur wschodnich
– Briana Waltona i Edmonda Castello. Uczestniczył w ich pracach nad dwoma fundamentalnymi wydawnictwami: Biblia polyglotta i Lexicon polyglottum.
Z Anglii udał się do Holandii na uniwersytet w Lejdzie, gdzie immatrykulował się 13 kwietnia 1658 r. Pod koniec następnego roku był już w Rostoku
i 16 grudnia uczestniczył w publicznej dyspucie na temat Rhapsodia sententiarum de errore animarum etc. W tym czasie zdobył sławę znawcy historii, kultury i języków krajów Orientu. Znał turecki, perski, syryjski, arabski, aramejski,
koptyjski, japoński, staroindyjski, malajski, oczywiście także łacinę, starogrecki,
a z języków europejskich – francuski, angielski, węgierski, rosyjski i nowogrecki.
Na wszystkie znane sobie języki tłumaczył Ojcze nasz.
W 1661 r. ożenił się z Emerentią Gerber, córką kupca ze Szczecina, z którą
miał co najmniej pięcioro dzieci. W 1664 r. Wielki Elektor powierzył mu urząd
pastora w Bernau, a 7 lipca 1667 r. – stanowisko pastora w kościele św. Mikołaja
w Berlinie. W 1680 r. został kuratorem Biblioteki Orientalnej Fryderyka Wilhelma, co bez wątpienia ułatwiło mu dalsze studia nad językami Wschodu; jako luteranin przełamywał w tym zakresie monopol jezuitów. W 1682 r. cesarz Leopold
I wezwał go do Wiednia, by tłumaczył zgromadzone tam księgi chińskie. Do tej
podróży jednk nie doszło, gdyż Müller popadł w niełaskę elektora. Jej powodem
stała się niejsana sprawa tzw. klucza chińskiego (clavis sinica). Zanim jednak
do niej doszło, gryfinianin zdążył zyskać uznanie środowisk naukowych Europy,
wydając łacińskie tłumaczenie historii Wschodu Ormianina Haitona, a potem
pracę o położeniu Chin (Kitaju) Disquisitio de Chataia, o chińskich variach De
Rebus Sinicis oraz Hebdomas Observationum. Od końca lat siedemdziesiątych
XVII w. pracował nad sposobem nauczania języka chińskiego. Müller był przekonany, że odkrył „klucz” do nauki tego języka, dający wszystkim chętnym, nawet
– jak pisał – kobietom, możność nauczenia się chińskiego w ciągu roku. Sprawa
„klucza” wywołała wielkie poruszenie wśród badaczy i teologów, zainteresowała
samego Gottfrieda Wilhelma Leibniza, który w tej sprawie prowadził z Müllerem korespondencję. Ostatecznie zarzucono Müllerowi oszustwo. Rozgoryczony
zniszczył podobno swój „klucz” i specjalną drukarnię. Gwoździem do trumny
jego naukowej kariery okazały się zarzuty postawione mu w 1685 r. przez teolo-
168
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
ga Eliasza Grebnitza70, który stwierdziwszy, że skoro Müller chce upowszechnić
w Europie język chiński, to bez wątpienia ma konszachty z diabłem, wezwał do
bojkotu heretyka. Müller nie potrafił obronić swego wynalazku ani przed protestanckimi teologami zarzucającymi mu herezję, ani przed domagającymi się
dowodów naukowcami; stracił reputację badacza, co spowodowało kryzys w jego
karierze. Sama sprawa „klucza” wracała jeszcze przez wiele lat, także po śmierci
jego rzekomego odkrywcy.
W 1685 r. Müller utracił stanowiska kościelne. Wrócił do Szczecina,
gdzie zakupił dom i prowadził swe badania. W tym czasie był już bardzo chory
– cierpiał na podagrę i miał kłopoty ze wzrokiem. O jego naukowej aktywności
w tym czasie świadczą przechowywane w Archiwum Państwowym w Szczecinie
notatki; pracował nad czymś w rodzaju konkordancji dat kalendarzy chrześcijańskiego, chińskiego, hebrajskiego i innych. Dla swych prac miał znakomitą bazę
– w jego domu znajdowało się ponad tysiąc książek o tematyce astrologicznej,
sinologicznej i orientalistycznej. Bibliotekę tę chciał ofiarować Konsystorzowi Pomorskiemu, ale rozgoryczony jego niechętną postawą, cofnął darowiznę.
Ostatecznie przekazał ją, a także swój dom, szczecińskiemu Regium Gymnasium Carolinum (Gimnazjum Mariackiemu). Większość dokumentów i prac,
która w tym domu się znajdowała, spłonęła w pożarze, który wybuchł po śmierci
sinologa, 26 października 1694 r.71
Müller, choć bez wątpienia był najwybitniejszą i najbardziej intrygującą
osobistością szczecińskiego środowiska naukowego, nie był jednym, z którym
wówczas Kehrberg się spotkał. Z atencją wymienia także doktorów: Fabriciusa72,
70
Elias Grebnitz (1627–1689), profesor logiki i metafizyki na Uniwrsytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, mistrz i nauczyciel Johanna Christopha Beckmanna. Zaatakował Müllera i jego
„klucz chiński” w pracy Unterricht von der Reformirten und Lutherischen Kirche (1678). Szerzej:
D.E. Mungello, Curious Land: Jesuit Accommodation and the Origins of Sinology, Honolulu 1989,
s. 230 i n.
71
Po wojnie gros biblioteki sinologicznej Müllera wywieziono do Warszawy, do Biblioteki Uniwersyteckiej, ok. 200 tomów jest w Książnicy Pomorskiej.
72
Friedrich Fabricius (20.04.1642–11.11.1703), w latach 1667–1703 proboszcz w kościele św.
Mikołaja w Szczecinie. Zob. E.E. Koch, Geschichte des Kirchenlieds und Kirchengesangs der christlichen, insbesondere der deutschen evangelischen Kirche, Stuttgart 1867, Bd. 3, s. 133; H. Moderow,
Die Evangelischen Geistlichen Pommerns von der Reformation bis zur Gegenwart, T. 1, Stettin
1903, s. 477.
169
Joanna A. Kościelna
Blecciusa73, Falka74, Müllera75, teologów: Schwartza i Schmida76, sławnych proboszczów z Berlina: Blanckenberga77 i Spenera78, uczonego pana Neukircha79 i
na koniec bardzo wybitnego teologa (Kehrberg nazywa go theologos reformatos)
i dworskiego kaznodzieję Jablonskiego80 oraz doktora Beckmanna81. Zapewnia,
że prowadził z nimi korespondencję.
73
Balthasar Bleccius, gdańszczanin, ur. 5 marca 1648 r., syn Christiana i Katarzyny Ziesemer.
Uczył się najpierw w Kwidzynie (Marienweder) i Kętrzynie (Rastenburg), a od 1668 r. w gimnazjum w Gdańsku. W 1673 r. wstąpił na uniwersytet w Królewcu (Königsberg), studiował także
w Rostoku, Greifswaldzie, Wittenberdze, Lipsku i Jenie. W 1678 r. został pastorem w kościele św.
Jana w Szczecinie i był nim przez 17 lat. W 1695 r. otrzymał stanowisko archidiakona w kościele
św. Jakuba, a w 1704 r. został pastorem w kościele św. Mikołaja. Zmarł w Szczecinie 10 stycznia
1712 r. Zob. H. Moderow, dz. cyt., s. 477.
74
Możliwe, że jest to dr Nathanael Falk, gdańszczanin, ur. 21 października 1663 r., syn pastora
Michaela Falka i Marii Quistorp. Był teologiem, absolwentem uniwersytetu w Wittenberdze, od
1692 r. profesorem Gimnazjum Szczecińskiego. Ze względu na wielką sławę powołano go na stanowisko profesora uniwersytetu w Halle. Zmarł 18 sierpnia 1693 r. w wieku zaledwie 30 lat. Zob.
M. Wehrmann, Geschichte des königlichen Marienschtifts- Gymnasiums (des früheren herzoglichen
Pädagogiums und königl. Akademischen Gymnasiums) in Stettin 1544–1894, Stettin 1894, s. 91;
H. Moderow, dz. cyt., s. 454.
75
Andreas Müller?
76
Nie udało się ustalić, kim byli.
77
Może to Conrad Gottfried Blankenberg, proboszcz Gotteslagergemeinde (1681–1689). Zob.
J. Wellmann, Theologie und Frömmigkeit im Zeitalter des Barock, Tübingen 1995, s. 24, przyp. 6.
78
Najpewniej Philipp Jacob Spener (ur. 1635 w Rappoltsweiler, zm. 1705 w Berlinie), teolog luterański, jeden z ojców pietyzmu, znawca genealogii i heraldyki. Od 1691 r. proboszcz i radca konsystorza (Konsistorialrat) w kościele św. Mikołaja w Berlinie. Główne dzieło to Pia Desideria oder
Herzliches Verlangen nach gottgefälliger Besserung der wahren evangelischen Kirche (1675). Uczniem Spenera był m.in. August Hermann Francke. Zob. ADB, Bd. 35, Leipzig 1893, s. 102–115.
79
Może to Johann Georg Neukirch, autor m.in. Anfangs-Gründe zur Reinen Teutschen Poesie Itziger Zeit, Welche der Studierenden Jugend Zum Besten und Zum Gebrauch seines Auditorii In
Zulänglichen Regeln und deutlichen Exempeln entworffen, Halle 1724.
80
Daniel Ernst Jablonski (ur. 1660 w Mokrym Dworze, zm. 1741 w Berlinie), duchowny protestancki, senior Jednoty Braci Czeskich, działacz religijny. Jego bratem był historyk Jan Teodor Jabłoński,
a synem niem. lingwista i teolog Paweł Ernest Jabłoński. Od 1691 r. związany z dworem elektora
brandenburskiego. Pełnił funkcję nadwornego kaznodziei Fryderyka III Hohenzollerna (od 1701 r.
„króla w Prusiech” jako Fryderyk I). Wraz z Gottfriedem Leibnizem był współzałożycielem w 1700 r.
Pruskiej Akademii Nauk w Berlinie. Zob. ADB, Bd. 13, Leipzig 1881, s. 523–526.
81
Johann Christoph Bekmann/Beckmann (ur. 1641 w Zerbst/Anhalt, zm. 1717 we Frankfurcie
nad Odrą), niem. teolog, historyk, bibliotekarz, kronikarz Marchii Brandenburskiej, profesor greki,
historii i teologii na Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Kilkukrotny rektor. Najważniejszym jego dziełem była cytowana już praca: Historische Beschreibung der Chur und Mark
Brandenburg... Zob. ADB, Bd. 2, Leipzig 1875, s. 240–241.
170
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Zwraca uwagę fakt, iż duża grupa osób wymienionych przez Kehrberga
to ludzie związani z ruchem pietystycznym i współtworzący go. Trudno jednak
powiedzieć, czy spotkania z nimi sprawiły, że Augustin stał się pietystą lub choćby sympatykiem tego ruchu.
Do rodzinnej Cedyni wrócił w lipcu 1692 r.
Na rozdrożu
Był tu krótko, bo tylko do Wielkiego Postu następnego roku; udał się
wówczas do Oderbergu, do Theophilusa Waldowa, i spędził z nim czas do Wielkanocy, wygłaszając kazania (ordentliche Predigten), których nie mógł z powodu
problemów z gardłem (langwierige Heiserkeit) wygłosić sam pastor Waldow. Planował powrót do Jeny, ale trapiące go choroby to uniemożliwiły. Można sądzić,
że w tym czasie po prostu nie bardzo wiedział, co ma ze sobą począć. Przez trzy
miesiące (od 27 kwietnia do 10 lipca 1693 r.82) pracował jako nauczyciel (czy jak
sam się określa: „Informator der adelichen Jugend zu Lübto in Pommern”83)
dzieci landrata von Schöninga z Lubiatowa (Lübtow) w powiecie pyrzyckim.
Zapewne protekcji powiązanego rodzinnie z Nową Marchią von Schöninga zawdzięcza powołanie na stanowisko subrektora w chojeńskiej szkole84.
Chojna po raz drugi. Na zawsze
Uroczyste wprowadzenie na urząd subrektora nastąpiło 8 września 1693 r.85
w obecności członków rady miejskiej i inspektora Georga Caspara Wittscheibena86.
A. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p.
Tamże, Abt. 1, s. 213.
84
Tamże. Jego poprzednikiem w latach 1686–1693 był Joachim Lampert, pochodzący z Wilsnack
w Prignitz, poprzednio kantor w Baniach, który zmarł w marcu 1693 r. w wieku 63 lat, a następcą
– Christian Gericke.
85
Tamże.
86
Wittscheibenowie to jedna z najczcigodniejszych i najbardziej dla miasta zasłużonych rodzin.
W kościele Mariackim było kilka epitafiów poświęconych jej przedstawicielom: Konradowi Wittscheibenowi (ur. 1.02.1608 w Alefelde w Brunszwiku, zm. 29.05.1674 w Chojnie), który przez
34 lata pełnił w Chojnie urząd inspektora (czyli superintendenta, zwierzchnika Kościoła), i jego
żonie Annie oraz ich synom: Johannowi (ur. 15.01.1633 w Fürstenau, zm. 10.03.1685 w Chojnie),
burmistrzowi Chojny, oraz Georgowi Casparowi (8.12.165–8.06.1705), który podobnie jak ojciec
pełnił urząd pastora i inspektora. Rodzina angażowała się w przedsięwzięcia dotyczące kultury
w mieście. owdowiała Anna Margaretha Wittscheiben ofiarowała bibliotece Mariackiej pewną
liczbę ksiąg, a Georg Caspar bardzo aktywnie dział na rzecz szkoły i był cenionym pisarzem, autorem dzieł religijnych i epicediów, utworów sławiących i upamiętniających zmarłych.
82
83
171
Joanna A. Kościelna
Do zadań subrektora, oprócz nauczania, należało także wypełnianie obowiązków sekretarza kościoła i dozór nad biblioteką w kościele Mariackim (Pfarr-Kirche), a w czasie, gdy wakował urząd diakona – wygłaszanie kazań (Sonn-, Fest-,
Buß- und Aposteltags-Predigten) w kościele filialnym w Barnkowie (Bernikow) od
Wielkanocy do 8. Trinitas. Kehrberg pisze, że w tym czasie wygłosił 400 kazań87.
W 1702 r. otrzymał prawo nauczania w wyższych klasach. Konrektorem został
25 października 1717 r., po 24 latach pełnej poświęcenia pracy w szkole88. W piśmie powołującym go na ten urząd wyrażano życzenie, by był z całych sił oddany
nauce i młodzieży, by zawsze pracował pilnie, otoczył młodzież opieką tak, by
w przyszłości była dobrze wykształcona i napełniona cnotami chrześcijańskimi89.
Nauczyciel
W 1693 r. Kehrberg rozpoczął pracę w starym, dobrze sobie znanym budynku szkolnym. Stan techniczny budowli był zły, niepokoiło to radę miasta
i znalazło wydźwięk w jej protokołach. W 1698 r. stwierdzono, że zniszczenia
zagrażają życiu uczniów i nauczycieli, a 10 marca tegoż roku stuletni budynek
zamknięto i zaczęto przenosić wyposażenie szkoły do budynków przy kościele
klasztornym (Klosterkirche), a także adaptować tamtejsze pomieszczenia na sale
lekcyjne i mieszkania nauczycieli90. W dawnych pomieszczeniach klasztornych
zbudowano dwa audytoria ze stołami, ławkami, katedrą itp., a 10 listopada 1698 r.,
w rocznicę urodzin Lutra, przy udziale członków rady miejskiej zainaugurowano naukę w nowych pomieszczeniach. Przeprowadzka miała podniosłą oprawę,
procesji uczniów i nauczycieli towarzyszyły dźwięki trąbek i bębnów. W uroczystym pochodzie szli najpierw diakon, nauczyciele i uczniowie, za nimi inspektor,
członkowie rady miejskiej i sądu, dalej mieszkańcy miasta. Brakowało rektora
Elsenera, pokłóconego z radą miejską91. W nowej szkole wysłuchano koncertu
muzyki chorałowej, potem pieśni Komm heiliger Geist, Herr Gott, mowy inspekA. Kehrberg, dz. cyt., Anderer Vorbericht..., b.p.
Kehrberg (tamże) cytuje akt powołania go na to stanowisko, a na s. 212–213 wyjaśnia okoliczności:
„Als derselbe [poprzednik, F. Mickwitz] A. 1717, d. 10 Julii zum hiesigen Rectorat beruffen ward,
so erhielt an eben demselben Tage der Sub-Rector Kehrberg die Vocation nebst des Cüstrinischen
Consistorii Consens, zum Con-Rectorat, und wurde beyde, samt dem neuen Sub-Rectore d. 14.
Dec. selbiges Jahres, weil der Inspector verstorben, vom damahligen Herrn Regierenden Burg.
M. Doct. Joh. Frid. Praetor, bey einer Vocal- und Instrument. Music solenniter introduciret, welche Introduction durch ein deutsches Programma intimiret wurde”.
89
Tamże, Anderer Vorbericht..., b.p.
90
P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen..., s. 33.
91
Elsner wniósł skargę na radę, inspektora i swych kolegów aż na dwór władcy i w rezultacie do
miasta miała przybyć specjalna komisja powołana przez elektora. Tamże, s. 35.
87
88
172
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
tora, który też poświęcił szkołę92. Na zakończenie wspólnie odśpiewano hymn
Nun dancket alle Gott93.
Nie bardzo układała się Kehrbegowi współpraca z następcą rektora Kindlera, Johannem Gottfriedem Elsnerem. Spory niepokoiły radę, co znalazło
odbicie w protokołach z jej posiedzeń. 2 lutego 1698 r. subrektor żalił się radzie, że rektor ofuknął go publicznie z powodu jakichś plotek czy pomówień94;
10 października 1699 r. Elsner poinformował radę, że otrzymał z konsystorza
orzeczenie dotyczące Kehrberga i kantora Perlitza, nakazujące im zaprzestanie
noszenia szpad i spacerowania po kościelnym chórze w trakcie nabożeństwa, bo
to wywołuje zamieszanie95. A o ówczesnej sytuacji subrektora, także materialnej,
trochę mówi zapis z 18 stycznia 1700 r.: Kehrberg, zapewne znowu po „skardze”
rektora, musiał się wytłumaczyć, dlaczego nosi tę nieszczęsną szpadę. Wyjaśnił,
że nie ma to być manifestacja czy afront, ale po prostu na uroczystości pogrzebowe pożyczył płaszcz od kolegi (szpada była chyba częścią stroju), ponieważ
ze swego nędznego wynagrodzenia nie jest w stanie sprawić go sobie. Wyjaśnił
także, że nauczyciele w Stargardzie i we Frankfurcie też noszą szpady96. Kością
niezgody między rektorem a Kehrbergiem był nadany mu tytuł i stanowisko subrektora, do którego, zdaniem Elsnera, nie miał prawa, bo nie ukończył studiów.
W swe spory kierownik wciągnął także uczniów. I znowu rada musiała rozpatrywać skargę Kehrberga na dwóch uczniów, którzy na polecenie Elsnera odmawiali
zwracania się do swego nauczyciela przysługującym mu tytułem, mianując go
tylko bakałarzem (Baccalaureus). Rada stanęła po stronie Kehrberga i nakazała
tytułowanie go subrektorem97.
Także z kolegami miewał kłopoty, o czym świadczy zdarzenie z 17 marca
1704 r. Kehrberg zabił mianowicie biegającego po cmentarzu prosiaka należącego do diakona Zimmermanna. Służąca diakona położyła martwe zwierzę pod
drzwiami subrektora, co zdaje się wprawiło go w gniew, bo i tą sprawą musiała zająć się rada. Kehrberg tłumaczył, że ani świnie, ani bydło nie powinny się
szwendać po cmentarzu. Sprawa zakończyła się skazaniem dziewki na 48 godzin
w ciemnicy98. Katastrofalne nieporządki na obu miejskich cmentarzach oburzały
Kehrberga, dawał temu wielokrotnie wyraz w swojej kronice99.
Tamże, s. 34.
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 206.
94
P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen..., s. 34.
95
Tamże, s. 36.
96
Tamże.
97
Tamże, s. 37.
98
Tamże.
99
A. Kehrberg, dz. cyt., Abt. 1, s. 136.
92
93
173
Joanna A. Kościelna
W życie szkoły angażował się bardzo; dowodem na to może być nagroda,
jaką wraz ze wszystkimi nauczycielami otrzymał 23 sierpnia 1730 r. od rady miejskiej za przygotowanie święta ku czci Lutra (Lutherschen Jubel-Fest)100.
Bibliotekarz
W lipcu 1717 r.101 Augustin Kehrberg przejął także oficjalnie obowiązki
bibliotekarza. Biblioteka (Kirchen-Bibliothek) mieściła się w kościele Mariackim.
W kościele było osobne wejście do biblioteki, w której przechowywano księgi
o tematyce teologicznej i prawniczej, niektóre bardzo rzadkie i dlatego przytwierdzone łańcuchami do pulpitów (libri catenati). Część z nich została przekazana
bibliotece w testamentach. Spadkobiercy inspektora Fuchsa102 ofiarowali Fratris
Rainieri de Pisis Pantehologiam103, inspektor Pontanus przekazał kilka pięknych
książek, podobnie wdowa Wittscheibe104. Według starych spisów w bibliotece
powinno być „28 Dudodec., 170 in Octav., 100 in Quarto, 76 in Folio, 30 vom
Mönchs-Schrift”, czyli 28 książek w fromacie dwunastki, 170 w ósemce, 100
w czwórce, 76 folio, 30 „pismem mnisim”, tzn. rękopisów – łącznie 404, ale gdy
Kehrberg przejął bibliotekę doliczył się tylko 346 ksiąg. Z dokumentów wiedział,
P. Schwartz, Aus den Ratsprotokollen der Stadt Königsberg 1728–40, SVGN 21 (1908), s. 258.
Kehrberg i kantor Woldermann otrzymali po 4 talary, a rektor Mickwitz i subrektor Gercke po
2 talary. Święto to opisał Kehrberg dokładnie w suplemencie wydanym w 1731 r. (Fortsetzung...,
pełny tytuł zob. przyp. 132).
101
A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 203, pisze, że 24 kwietnia 1717 r. został także powołany
do sprawowania funkcji Kasten-Secetarius. W kościele Mariackim znajdowało się specjalne pomieszczenie, zwane Kasten-Stube, w którym przechowywano księgi metryklane (Kirchenbücher),
protokoły (Kirchen-Protocoll), rachunki i inne spisane dokumenty dotyczące spraw kościoła. Tamże, s. 109.
102
Peter Fuchs, od 1565 r. superintendent i inspektor w Chojnie, pochodził z Gorzowa (Landsberg
in Neo Marchiae). Kehrberg zapewnia o jego uczoności i powiązaniach z dworem elektora. Zmarł
3 lipca 1577 r. Jego żoną była Gertruda Schlung, zmarła w początkach grudnia 1599 r. w wieku
67 lat. Tamże, s. 183–184. Epitafium Fuchsa znajdowało się w kościele Mariackim, powyżej napisów wymalowany był obraz opowiadający historię upadku Adama, a pod nim przedstawiono
samego inspektora w otoczeniu rodziny. Napis głosił, że jest to „Tumulus Venerandi Viri religiosa
pietate, doctrinarum eruditione & virtuti clariss[ime] D[omini] M[agistri] Petri Fuchsii, Theologi
hujus Republicae Regiomontanae Pastoris; ejusdemque Diaecesis Superattendentis, die 6. Jul[ii]
A[nn]o 77. pie defuncti”, a kunsztowny łaciński wiersz sławił cnoty zmarłego. Tamże, s. 114.
103
Dominikanin Rainerius de Pisis (Raniero Giordani da Pisa, zm. ok. 1348) był teologiem, scholastykiem, jego dzieło Pantheologia sive Summa universae Theologiae stało się bardzo popularnym
podręcznikiem w XV i XVI w. i wówczas było wielokrotnie drukowane.
104
Anna Margaretha Wittscheiben z domu Vulpin.
100
174
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
że w 1386 r. Christian Wedel105 z Wedell przekazał warte 40 marek szczecińskich
dwie księgi, w tym Missale, ale nie potrafił ustalić, czy ten dar się zachował, bo
„aus der alten Zeit” znalazł tylko dwie księgi pergaminowe z notacjami muzycznymi i łacińskimi tekstami, „gar kostbar gemahlet und geschrieben”; nie
wiedział też („kann ich nicht sagen”), czy są to dwie księgi ofiarowane w 1438 r.
przez mistrza Albr. Reytza106. W innym miejscu pisze o książkach ofiarowanych
bibliotece przez rektora szkoły, magistra Johanna Voita; były to m.in. jakieś
dysertacje filozoficzne oraz wygłaszane przez niego i publikowane panegiryki,
a także mowa pogrzebowa na śmierć elektora Joachima Fryderyka107.
W XIX w. jedną z kaplic zaczęto nazywać Bibliothek-Kapelle, ale nie ma
pewności, czy w czasach Kehrberga biblioteka mieściła się także w tej kaplicy. Na
podstawie opisu, jaki zamieścił w swym dziele, można sądzić, że przy kaplicy było
tylko wejście do biblioteki. Później w Bibliothekskapelle rzeczywiście umieszczono księgi108. Tak wynika z relacji znajdującej się w broszurze Hugona Braunego,
wydanej z okazji pięcsetlecia kościoła Mariackiego w 1907 r.109 Czytamy tam, że
w małej kaplicy, do której prowadziły kunsztownie okratowane, ale zawsze otwarte
drzwi, stały pulpity i ławy, a na nich stare księgi, także pergaminowe oraz oprawne
w świńską skórę dzieła Lutra, których tytuły Braune wymienia: Von der babylonischen Gefangenschaft der Kirche, An den christlichen Adel deutscher Nation, Von
der Freiheit eines Christenmenschen. Sama zaś kaplica była pokryta malowidłami110. W czasach Kehrberga kaplica ta musiała jednak wyglądać inaczej.
Christian Wedell z Drawna (Neuwedell).
A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 110–111. Albrecht/Albert Reyc pochodził z Chojny, „skończył uniwersytet w Erfurcie i w latach 1424–1425 był cedyńskim proboszczem. Potem pełnił funkcję archidiakona w Czelinie. Znana jest jego pieczęć z dokumentu z 13 kwietnia 1424 z napisem:
SIGILLUM ALBERTI REYC”. A. Kordylasiński, Odciski pieczętne rureckich joannitów, chojeńskich augustianów i cedyńskich cysterek, RCh 2 (2010), s. 310.
107
A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 185. Johann Voigt został rektorem szkoły w 1613 r., pochodził z Frankfurtu, zmarł 7 kwietnia 1618 r. w wieku 44 lat. W kościele Mariackim znajdowało się
jego epitafium (zob. tamże, s.100). Można znaleźć opinię, że za czasów jego rządów rozpoczął się
upadek chojeńskiej szkoły. Opis epitafiów chojeńskich zob. J.A. Kościelna, Głosy umarłych, GCh,
8.05, 15.05, 22.05, 29.05, 23.06.2012.
108
Większość księgozbioru nie przetrwała czasów napoleońskich. Paul Schwartz pisze ze zgrozą,
że kiedy przyszedł rozkaz dostarczenia przez Chojnę 14 cetnarów (700 kg) papieru na patrony
(patron to inaczej nabój; jest to zawinięta w papierową tulejkę porcja czarnego prochu wraz z pociskiem), wykorzystano... stare, bezcenne książki z biblioteki w kościele Mariackim. Do Kostrzyna
wysłano wozy z średniowiecznymi kodeksami, inkunabułami i starodrukami. P. Schwartz, Aus der
Franzosenzeit. Königsberg i.d. Neumark 1806–1808, „Die Neumark” 1 (1924), s. 23.
109
H. Braune, Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M. Festschrift zur Erinnerung an
den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren, Königsberg Nm. 1907, s. 46–47.
110
Tamże.
105
106
175
Joanna A. Kościelna
Mąż i ojciec
Stanowisko nauczyciela dało Kehrbergowi konieczną do życiowej stabilizacji pozycję materialną. Ożenił się późno, bo dopiero w wieku czterdziestu lat,
6 lutego 1708 r. z Dorotą Elżbietą (Dorothea Elisabeth) Schindler (urodzoną
w maju 1681 r.), córką Johanna Schindlera, oficera (Stückhauptmann) służącego
w twierdzy w Drezdenku (Driesen), i Elisabeth Harting. Miał z nią dwie córki:
Joannę Zofię (Johanna Sophia), urodzoną 16 maja 1709 r., i Dorotę Katarzynę Elżbietę (Dorothea Catherina Elisabeth), urodzoną 5 stycznia 1711 r.111 Pół
roku po urodzeniu drugiego dziecka, 23 lipca 1711 r., Dorota Elżbieta zmarła na
chorobę określoną jako hietzige Fieber112. Jej ciało złożono do grobu w kościele
klasztornym. Tam też spocznie jedna z ich córek, zmarła 19 czerwca 1729 r.113
W wydanym w 1731 r. własnym nakładem suplemencie Kehrberg zapisał, że
utracił obie córki: „Także młodsza córka konrektora Kehrberga, Dorothea Catherine Elisabeth, która urodziła się w roku 1711, 5 stycznia, zmarła w roku 1729,
dnia 19 czerwca, i 21 czerwca u boku swej zmarłej w 1711 r. matki spoczęła; również jej siostra, panna Johanna Sophia w tymże 1729, dnia 9 listopada, poszła za
nią i w kościele w Selow pochowana została, a przeżyła tylko 20 i pół roku”114.
Mamy powody sądzić, że bardzo kochał swoje córki i w ogóle dzieci,
którym poświęcił sporo uwagi w swym dziele; wyraźnie wzruszał go napis epitafijny upamiętniający synka inspektora Fuchsa, zaczynający się od słów: „In
diesem Ruhe-Bettelein / Schlaff ich des Pfarr-Herrn Hänslein” – „W tym cichym
łóżeczku, śpię ja, Jaś, synek pastora”115, a uwaga mimochodem uczyniona przy
opisie epidemii ospy w mieście – że także jego córeczki 15 grudnia 1718 r. na nią
zachorowały – nie wynikała z obowiązku kronikarza, lecz ze wspomnienia lęku
ojca o dzieci116.
Akt urodzenia w APS, ZKM, sygn. 176.
A. Kehrberg, Erleuterter..., Anderer Vorbericht..., b.p. oraz Abt. 1, s. 142, pisząc o osobach pochowanych w kościele klasztornym, wspomina, że leży tam także „Frau Dor. Elis. Schindlerin, die
A. 1681 mens. maj. auf der Vestung Driesen von Hn. Joh. Schindlern weyland Stück Hauptm.
und Frau Elis. Hartingen gebohren, A. 1708 den 6. Feb. an Aug. Kehrbergen Schol. Sub. Rect.
verheyratet, aber zum grossen Leidwesen seiner und der beyden Kinder Johan. Soph. und auch
Dor. Cath. Elisabeth, d. 23 Jul. 1711 am hitzigen Fieber verschieden [...]”. Akt zgonu w APS,
ZKM, sygn. 177.
113
Akt zgonu (bez wymienienia imienia) w APS, ZKM, sygn. 177.
114
A. Kehrberg, Fortsetzung..., s. 21.
115
A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 122.
116
Tamże, Abt. 2, s. 86.
111
112
176
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Powtórnie ożenił się 16 stycznia 1714 r. z Anną Louisą Schäfer, córką
burmistrza z Dębna Lubuskiego (Neudamm), Johanna Schäfera117. Drugą żonę
wspomni tylko raz, w przedmowie do suplementu z 1731 r.118
Człowiek
Był człowiekiem bardzo religijnym, oddanym nauczycielem, wierzył
w opiekę Opatrzności nad sobą, w swym „Opisie” przytacza przejawy tej opieki:
to Bóg go uratował, gdy 3 stycznia 1681 r. załamał się pod nim lód, dzięki Niemu
przeżył burzę na statku na Odrze w marcu tegoż roku, wreszcie to Bóg go prowadził, gdy jechał nocą konno po zamarzniętym jeziorze. Sygnalizowane wcześniej
związki Kehrberga z twórcami ruchu pietystycznego wymagają zbadania.
Zmarł w marcu 1734 r. w Chojnie119. Zgodnie ze swym życzeniem,
wyrażonym w testamencie zatwierdzonym przez radę miejską w 1731 r.120, został pochowany obok pierwszej żony i córki w kościele klasztornym w Chojnie.
U schyłku życia jego sytuacja finansowa nie była chyba stabilna – rozpatrując
ostatnią wolę konrektora, rada miejska cierpko zauważała, że pochówek będzie
ją kosztował 20 talarów. W księdze zgonów wpisano, iż złożono go do grobu
10 marca 1734 r.; umarł zapewne dwa, trzy dni wcześniej, 7 lub 8 marca121.
II. Dzieła
Poeta
Dziełem życia Kehrberga jest jego kronika, ale nie była ona jedynym
utworem literackim, jaki wyszedł spod jego pióra. Wspomina122, że jeszcze przed
kroniką wydał trzy utwory: Evangelisch-Poetische Andachten nach Veranlassung
der Sonn- und Fest-Evangelium, Anno 1707, Apostolisch-Poetische Glaubens- und
Tamże, Anderer Vorbericht..., b.p.
A. Kehrberg, Fortsetzung..., przedm. Hoch- und Wohl-Edle Herren, Hochzuehrende Herren Patroni!, b.p.
119
Akt zgonu w APS, ZKM, sygn. 177.
120
„1731 Der Konrektor Kehrberg hat in seinem Testament den Wunsch geäussert, in der Klosterkirche begraben zu werden. Ein Begräbnisplatz in der Kirche kostet 20 Taler”. P. Schwartz, Aus
den Ratsprotokollen... 1728–40, s. 258.
121
Akt zgonu w APS, ZKM, sygn. 177. Z wpisów w chojeńskich księgach zgonów wynika, iż pochówek następował po dwóch, trzech dniach od zgonu.
122
A. Kehrberg, Erleuterter..., Ersterer Bericht..., b.p.
117
118
177
Joanna A. Kościelna
Sitten-Lehre, oder die übersetzte Sonn- und Fest-Tägl. Episteln, A. 1710, Prophetisch-Poetische Lieder und Gesänge Oder: Acht und zwantzig Psalmen des Königs
und Propheten Davids mit ihrem Tituln Uberschrifften Und kurtzen Summarien:
In vier Classen dergestalt abgetheilet dass jedwede derselben eine gleiche Anzahl
Psalmen in sich begreifft: Und also darin enthalten Sieben Bet-Psalmen Sieben
Buß-Psalmen Sieben Trost-Psalmen Und Sieben Danck-Psalmen nach des Seel. Lutheri Dolmetschung in deutsche Verse übersetzet, von Augustino Kehrbergen, SubRect. der Schul. zu Königsberg in der N.M. Daselbst druckts Elias Strantz123.
W 1715 r. powstały „treny” na śmierć Beaty Luizy von der Marwitz124.
Pani von Marwitz urodziła się w Berlinie 3 października 1647 r., zmarła w Zielinie (Sellin) 15 sierpnia 1715 r., była córką Georga barona von Derfflingera125
i Margarete Tugenreich von Schapelow (1623–1661), 3 maja 1677 r. wyszła za
mąż za Kurta Hildebranta von der Marwitza, właściciela dóbr w Zielinie w powiecie gryfińskim, późniejszego generała brandenburskiego, gubernatora twierdzy Kostrzyn, członka zakonu joannitów. Rodzina von Marwitzów od średniowiecza związana była z Nową Marchią. Śmierć członkini tego rodu uczczono
wieloma stosownymi tekstami; co jednak skłoniło do napisania kilku strof Augustina Kehrberga – pozostaje na razie zagadką. Poemat to pochwała cnót zmarłej.
Klamrą spinającą strofy jest wizerunek orła na rodowym herbie, ptaka, który jest
symbolem władzy i wolności, który nie może żyć w pętach niewoli. Utwór KehrTo ostatnie dziełko, liczące 60 stron, dostępne jest w Niedersächsische Staats- und Universitätsbibliothek Göttingen, pozostale najpewniej zaginęły w czasie wojen – tak te wydania są oznaczone w katalogach bibliotek („als Kriegsverlust gekennzeichnet”; informacja od pani Bärbel
Krause z Sächsische Landesbibliothek – Staats- und Universitätsbibliothek Dresden). Przekład
wybranych 28 psalmów: Sieben Bet-Psalmen, Sieben Buß-Psalmen, Sieben Trost-Psalmen, Sieben
Danck-Psalmen napisał po śmierci żony. W biblijnych tekstach szukał pociechy. Pracę dedykował
przedstawicielom rodu von Sydow: Georgowi Wilhelmowi i Conradowi Friedrichowi. Oparzył ją
wierszowanym wstępem i przedmową, a zakończył dwoma pieśniami-błogosławieństwami: Porannym i Wieczornym (Morgen-Seegen i Abend-Seegen).
124
Bey dem [...] Todes-Fall der [...] Beaten Louysen, Verwittweten Frau [...] von der Marwitz, Gebohrnen Freyin von Dörfflinger [...], welche den 15. Apr. 1715 [...] diß Zeitliche segnete [...], wyd.
E. Strantz, Königsberg Neumarck 1715.
125
Ojciec pani von Marwitz, Georg von Derfflinger (1606–1695), był feldmarszałkiem armii
brandenburskiej w czasie wojny trzydziestoletniej oraz jednym z najbliższych współpracowników
Wielkiego Elektora, choć relacje między nimi bywały burzliwe. W 1675 r. pobił Szwedów i wyparł
ich z Brandenburgii. Przebrawszy się za Szweda, przekonał szwedzką załogę, by otworzyła bramy
miasta Rathenow, pozwalając jemu i oddziałowi 1000 dragonów wkroczyć do wnętrza fortecy. Zakochani w nim żołnierze śpiewali piosenkę Der alte Derfflinger, której jedna ze zwrotek brzmiała:
„Die Stettiner hatten sich unterfangen, / eine Schere ausgehangen, / dem Feldmarschall nur zum
Hohn. / »Wart’, ich will euch auf der Stelle / nehmen Maß mit meiner Elle, / Kreuzmillionenschocksschwernoth«”.
123
178
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
berga to prawdziwy popis barkowej „uczoności”, z mnóstwem rozbudowanych
metafor i dużą liczbą przypisów i odwołań do uczonych dzieł. To wyróżnia go
nawet na tle innych poświęconych pani von Marwitz erudycyjnych popisów126.
W pierwszej strofie, zgodnie z duchem epoki, zwraca się autor do zmarłej:
Pani Szlachetna,
Gdym przed twą trumną stał
Z oczyma łez pełnymi
Herbowy orła znak me myśli wnet ożywił.
Na tarczy tam wysoko rozkładał skrzydła swe,
On, król przestworzy, co zawsze wolnym być chce.
W kolejnych strofach autor przypomina o wielkości rodu, z którego zmarła się
wywodziła:
Zrodził cię ród Derfflingerów;
Twój ojciec to generał i heros naszych dni
Sam król nasz go podziwiał
Za dzielność i wojskowy dryg.
Ostatnią, ósmą strofę zaczyna od nawiązania do symbolu orła i delikatnego muśnięcia ukochanej przez barok metafory vanitas, by ostatecznie łagodnie przejść
do śmierci jako wyzwolicielki z okowów życia.
Więc duch twój szlachetny ten padół łez porzucił?
Gdzie tylko biedy i krzywdy jest dość?
Strząsnął okowy, ku Stwórcy się zwrócił,
Ku Światłu poszybował,
W promieni czysty blask.
Duch twój jak orzeł wolność miłujący,
Dla niego klatka to śmierć.
Dziś z krzykiem radości ku górze się wznosi
Wolny od trwogi i pęt.
126
Takich jak: J.M. Schramm, Die Unterthänigst-gestellete Frage: Welche Todes-Art die beste sey? An die
[...] Frau Beata Lovysa Freyin von Dörfflingen, Verwittwete von der Marwitz, Bey dero [...] Leichen-Cerimonien, welche den 9. Julii Anno 1715 celebriret worden; L.P. Ernst, Sterbender Christen Heldenmuth im Tode
Bey Hochansehnlichem Begräbniß der [...] Beaten Louysen, Gebohrnen Freyin von Dörfflingen, Des [...]
Curt Hildebrands von der Marwitz [...] Gemahlin, Alß dieselbe den 9ten Julii Anno 1715. auff ihren Gute
Sellin [...] in ihr Ruhe-Cämmerlein gebracht ward [...] in einer Leichenpredigt vorgestellet; C.D. v. Sydow,
Den Vollkom[m]enen Tugend-Ruhm, Der [...] Frauen Beaten Louysen, Gebohrnen Freyin von Dörfflinger,
Des [...] Curt Hildebrands von der Marwitz [...] Gemahlin [...] bemühete sich [...] in einer unvollkommenen
Trauer-Rede vorzustellen. Wszystkie te teksty wydano w Königsbergu Nm. w roku 1715.
179
Joanna A. Kościelna
„Historyczno-chronologiczny opis miasta Chojna w Nowej Marchii”
Pracę nad „Opisem” rozpoczął Augustin Kehrberg w roku 1710, ale materiały zbierał dużo wcześniej. Możliwe, że jakiś wpływ na ostateczną decyzję
miało oficjalne polecenie spisania dziejów Brandenburgii, które w 1707 r. wydał
profesorowi Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie i jego kilkukrotnemu rektorowi Johannowi Christophowi Beckmannowi (1641–1717) sam król Fryderyk I.
Kehrberg był w kontakcie z Beckmannem; możliwe, że wykonywał dla niego jakieś prace, zbierał materiały i źródła.
Kronika Kehrberga miała kilka wydań; pierwsze, bardzo skrótowe i liczące zaledwie 96 stron, wydrukowano w Prenzlau w 1714 r., w drukarni Andreasa
Kobsego127. Rok później, we Frankfurcie nad Odrą, ukazało się wydanie, które
sam autor będzie uważał za pierwsze, i które było bez wątpienia lepiej opracowane; liczyło 212 stron128. W 1724 r. w berlińskiej drukarni Gottfrieda Gedickego129
wydał „udoskonaloną” wersję „Opisu”, liczącą 394 strony oraz indeks rzeczowy,
zawierającą też dedykację napisaną 8 kwietnia 1724 r., wprowadzenie Johanna
Christoffa Beckmanna (Vorrede Hrn. Johann Christoph Beckmanns, Weyl. SS.
Th. D. und Profess. und der Univers. und Theolog. Fac. Senioris – która była już
w wydaniu z 1714 r.)130, a także dwie przedmowy: Ersterer Bericht an den Leser131 i napisany do tego wydania Anderer Vorbericht an den geneigten Leser,
jak również rodzaj wprowadzania: Erleuterter Abriß des Neu-Märckschen Königsberges. Vortrab. W roku następnym wydawnictwo to dokonało reedycji Opisu.
Augustini Kehrberges Historisch-Chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck
in 2 Abtheilungen [...] Nebst einer Vor-Rede Johann Christoff Beckmanns, Prentzlau, Gedruckt bey
Andreas Kobsen, 1714.
128
Augustini Kehrberges Historisch-Chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der Neu-Marck
in 2 A. In der ersten dero [...] Gebäude, [...] Amts-Personen [...] Stadt-Gerechtigkeiten, KirchenSachen und Schul-Gebräuche[...] zum Vorschein kommen, Franckfurt an der Oder, Bey Jeremias
Schrey und Joh. Gottfr. Conradi zu finden. Prentzlau, druckts Andreas Kobse, 1715.
129
O tym, jak doszło do wydania „Opisu historyczno-chronologicznego…” w Berlinie, Kehrberg
mówi bardzo tajemniczo: „Was ratione des Drucks desideriret warden dürffte, ist nicht bloss bey
mir gestanden, u. ist leichtlich zu erachten, dass da derselbe A. 1720 zu Prentzlau angefangen,
zu Berlin aber in diesem Jahre absolviret worden, ich dabey wunderliche Fata gehabt, so hier zu
erzehlen unnöthig achte”. Nie da się wyjaśnić – bo autor pisze, że „nie ma potrzeby, by tu o tym
opowiadać” – jakie to „cudowne zrządzenia losu” do tego się przyczyniły ani co takiego zaczęło
się w 1720 r. w Prenzlau.
130
Napisana 7 września 1714 r.
131
Ta musiała być już także w wydaniach wcześniejszych z 1714 i 1715 r., ale do tych wydań nie
dotarłam. W katalogu Staatsbibliothek zu Berlin są obydwie pozycje: sygnatury: Td6582-1 i Td
6582-Td 6600, ale faktycznie książek tych w tej bibliotece nie ma, są w Herzog August Bibliothek
w Wolfenbüttel i w Universitäts- und Landesbibliothek Sachsen-Anhalt w Halle.
127
180
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
U schyłku życia, w 1731 r., Augustin Kehrberg wydał własnym sumptem, najpewniej w Chojnie, liczący 101 stron suplement, zawierający uzupełnienia oraz
wydarzenia z lat 1723–1731, z nową dedykacją i przedmową, datowaną 3 kwietnia 1731 r.132
Najpełniejsze dwa wydania z lat 1724 i 1725 wyszły pod tym samym
tytułem: „Zaopatrzony w objaśnienia opis historyczno-chronologiczny miasta
Königsberg w Nowej Marchii, w dwóch częściach je przedstawiający. W pierwszej jego majgodniejsze uwagi budowle, najdostojniejszych urzędników, najważniejsze przywileje miejskie, sprawy kościołów, codzienne życie szkoły, jak
też krótką relację o cesarzach rzymskich obecnej linii, o Nowej Marchii i jej
rządcach, o Krzyżakach, templariuszach i joannitach, o ich wielkich i krajowych
mistrzach, o ich dowódcach wojskowych, o kamieńskim i lubuskim biskupstwie,
o tamtejszych biskupach i innych rzeczach godnych uwagi, które w związku
z tym na jaw wychodzą. W drugiej części natomiast rozmaite losy i nieszczęśliwe wypadki, jakich wskutek wojen, wewnętrznych niepokojów, pożarów, wichur,
burz, niezwyczajnych upałów lub mrozów, drożyzny i zaraz miasto doznało.
Z dodatkiem osobliwych tamtejszych wydarzeń, spisanych nie tylko z wiarygodnych dzieł historycznych i dokumentów, lecz także z dotychczasowego doświadczenia. Wydanie drugie z wieloma dokumentami i innymi historycznymi dodatkami, powiększone o indeks spraw najznaczniejszych”. Berlin, wydane przez
Gottfrieda Gedickego, królewskiego uprzywilejowanego księgarza, 1724.
Dedykacja do wydania z 1724 r. wyraźnie mówi, że pracę swą konrektor ofiarował Konsystorzowi Nowomarchijskiemu (Neu-Märckschen Regierung
und Consistorio), jego kanclerzowi i wicekanclerzowi oraz radcom tej instytucji.
Kehrberg pisze, że chciałby, by ten „papierowy prezent”, pomnik jego oddania
i gotowości do służby, „ich ekscelencje, wielebności, wysokości i wielmożności
od najpokorniejszego sługi, konrektora Augustina Kehrberga” przyjąć raczyły.
Dedykację tę napisał w Chojnie 8 kwietnia 1724 r. Wydanie z 1731 r. było darem
starego nauczyciela dla miasta i jego władz. Warto jednak zauważyć, że właściwym odbiorcą hołdów Kehrberga była dynastia Hohenzollernów. Choć wymienił
Pełny tytuł: Augustini Kehrberges Fortsetzung und weitere Ausführung des Erleuterten Historisch-Chronologischen Abrisses der Stadt Königsberg in der Neu-Marck, wie selbiger zu Berlin Ao.
1724 um ein virtes erweitert und verbessert zum Vorschein gekommen: Bestehende in nöthigen Historischen Zusätzen und Anmerckungen, sowohl zu dessen beyden Abtheilungen, als auch zum Anhange; Darinnen denn noch verschiedenes Merckwürdiges aus der alten Zeit, imgleichen was seit
Ao. 1723 bis 1731 inclusive, sonderlich bey denen Lutherischen Jubel-Festen An. 1717, 1630 und
1730 hieselbst etwa vorgegangen, angeführet, und durch glaubwürdige Diplomata und Urkunden
bestärcket wird; Mit einem beygefügten zulänglichen Register. Gedruckt auf Kosten des Autoris,
b.m.w. 1731.
132
181
Joanna A. Kościelna
aktualnego władcę, Fryderyka Wilhelma I (a także jego ojca, pierwszego „króla
w Prusiech”, Fryderyka I) którego nazwał „prawdziwym ojcem ojczyzny”133, nad
wszystkimi Hohenzollernami góruje postać Wielkiego Elektora, którego szczerze podziwiał. Fryderyk Wilhelm bowiem po horrorze wojny trzydziestoletniej
wyprowadził zniszczony kraj z gospodarczej zapaści, zapewnił mu pokój, a poprzez rozliczne reformy uporządkował go i wzmocnił. Korzyści płynące z jego
rozważnej polityki także w Chojnie widoczne były na każdym kroku. Innym Hohenzollernem wymienionym w dedykacji jest syn Wielkiego Elektora z drugiego małżeństwa, margrabia Brandenburg-Schwedt, Albrecht Fryderyk. Ta postać
pojawia się zapewne nie tylko z powodu bliskości Schwedt, ale przede wszystkim
z racji sprawowania przez margrabiego funkcji wielkiego mistrza zakonu joannitów, jako że dziejami tej instytucji Kehrberg był szczególnie mocno zainteresowany – poświęcił joannitom i ich historii dużo miejsca w swym dziele. Z margrabią Albrechtem Fryderykiem łączyły Kehrberga jakieś serdeczniejsze więzy,
wspomina bowiem, także w przedmowie do wydania z roku 1731, że ofiarował
mu już pierwsze wydanie swego dzieła (to z 1714 r.) i że zostało ono przyjęte134.
Motywy, dla których podjął się spisania dziejów Chojny, wyjaśnia w ten
sposób: „Podjąłem się tej pracy, nie będąc dziejopisem [...] z powodu wielkiego
braku informacji historycznych o naszym Königsbergu”, i powiada, że u Melanchtona znalazł zdanie, które dobrze oddaje sytuację takich miejscowości, jak
Chojna. Oto najbliższy współpracownik Lutra pisze: „Nescio quomodo factum
sit, ut de urbium oppidorumque origine, eorumque Possessoribus, Antiquitatibus, commodis & damnis, imo Heroicorum Virorum virtutibus, nil pene, aut
parum certi habeamus” („Nie wiem, jak to się stało, że o początkach miast,
miasteczek, o ich właścicielach, o dawnych dziejach, o ich szczęściu i niepowodzeniach, a nawet o cnotach ich bohaterów, nic albo niewiele możemy powiedzieć pewnego”). Chciał ten dręczący brak wypełnić, choć wiedział, że niektórzy
133
A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 55. Swemu aktualnemu władcy Kehrberg składa dość szczególny hołd, pisząc: „Gott verleihe Ihm ein langes und glückseeliges Leben und setzte Ihn und
sein Königliches Haus zum Seegen ewiglich!”.
134
A. Kehrberg, Fortsetzung..., przedm. Hoch- und Wohl-Edle Herren..., b.p., gdzie pisze: „Ich lebe
der guten Hoffnung, daß, wie der historische Abriß unserer Stadt, Anno 1714 von Sr. Königl. Hoheit, Hrn. Marggraf Albert Friederichen, gar gnädigst, und da solcher Abriß Anno 1724 erläutert,
an das Licht trat, von der Königl. Preußis. Neu Märckischen Regierung zu Cüstrin gnädigst und
höchstgeneigt aufgenommen worden, Ew. Hoch- und Wohl Edlen eben also gegenwärtige letztere
Bogen fronta serena & tranquilla ansehen werden. In welcher gefassten guten Hoffnung ich Denenselben unter Anerwünschung alles Ihnen selbst beliebigen Wohlseyns, Mich meamque Conjugem, fernerhin de meliori und gehorsamst empfehle, der ich ersterbe, Ew. Hoch- und WohlEdlen, Meiner Hochzuerhrenden Herren Patronorum, Ergebenster Diener Augustinus Kehrberg,
Con-Rector. Königsberg in der Neu-Marck, den 3. April. 1731”.
182
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
dziwią się i powiadają, że skoro Chojna tyle lat istnieje i nikt nie spisał jej historii, dalej tak może pozostać. Sceptyków i wrogów starał się przekonać cytatem
z dzieł samego Marcina Lutra, który podkreślał, że kroniki i książki historyczne
należą dla najpożyteczniejszych, bo dzięki nim można poznać bieg świata i panować nad nim, a zwłaszcza dostrzec w nim cudowne dzieło Boże135.
W suplemencie z 1731 r. nie nawiązuje już do tych wielkich postaci, zwraca się bezpośrednio do rady miasta i mieszkańców Königsbergu. Jest w tym, co
pisze, żal i smutek starego nauczyciela i niedocenionego autora. Choć z perspektywy swych schorowanych 62 lat i siedmiu miesięcy oraz 38 lat nauczycielskiej
pracy widzi tylko zawody i gorycze, ofiaruje miastu, jako „znak swego wdzięcznego serca”136, ostatnie dzieło, „diese historische Anmerckungen”, pisane w trudzie, bo tak chyba możemy sądzić po cytatach, którymi tę dedykację opatrzył:
za Wergiliuszem powtórzył: „Per varios casus, per tot discrimina rerum” („Przez
rozmaite przygody i tyle śmiertelnych zagrożeń”)137, a za św. Pawłem zacytował
zdanie: „durch böse Gerüchte und gute Gerüchte” („przez osławienie i dobrą
sławę”)138, zdanie, którego zakończenie brzmi: „przez chwałę i sromotę, przez
osławienie i dobrą sławę; jakoby zwodnicy, ale prawdziwi jesteśmy”. Kehrberg
nie wyjaśnił powodów swych żalów i rozgoryczenia, ale we wstępie (Vorbericht
an den geneigten Leser) napisał niesłychanie emocjonalnie o ludziach interesownych, aroganckich, nieznających się na rzeczy, a zabierających głos, o dokuczliwych zawistnikach, członkach „cechu ignorantów” (Ignoranten-Zunfft), do których świetnie pasuje zadnie „Ars non habet osorem nisi ignorantem” („Sztuka
nie ma wrogów oprócz ignorantów”). Przytoczył też gniewną odpowiedź Appellesa, słynnego malarza, na krytykę szewca, który w wielkim dziele zauważył
jedynie, jego zdaniem, źle namalowane buty i według tego je ocenił: „Ne sutor
ultra crepidam” („Niech szewc nie wyrokuje powyżej kopyta”). Kogo miał na
myśli, pisząc te słowa? Chyba przede wszystkich swych chojeńskich ziomków.
Źle musiało być w ostatnich latach życia staremu nauczycielowi w Königsbergu,
A. Kehrberg, Erleuterter..., Ersterer Bericht..., b.p.
A. Kehrberg, Fortsetzung..., przedm. Hoch- und Wohl-Edle Herren..., b.p.
137
Wergilisz, Eneida, 1, 204.
138
Całe zdanie w Biblii Brzeskiej brzmi: „Kapituła 6. [...] 2. Abowiem mówi Bóg: Czasu przyjemnego wysłuchałem cię, a w dzień zbawienia ratowałem cię. Oto teraz czas przyjemny, oto teraz
dzień zbawienia. 3. Nie dawajmy żadnego pogorszenia w żadnej rzeczy, aby posługowanie nie było
posromocone. 4. Ale i we wszytkim stawamy się jako słudzy Boży, z wielką cierpliwością, w utrapieniu i w potrzebach, i w uciskach. 5. W ubiciu, w więzieniu, w rosterkach, w pracach. 6. Przez
czujności, przez posty, przez szczyrość, przez umiejętność, przez cichość, przez dobroć, przez
Ducha Świętego, przez miłość nieobłudną. 7. W mowie prawdy, w mocy Bożej, przez zbroję sprawiedliwości, ręką prawą i lewą. 8. Przez chwałę i sromotę, przez osławienie i dobrą sławę; jakoby
zwodnicy, ale prawdziwi jesteśmy”.
135
136
183
Joanna A. Kościelna
tak bardzo źle, że porównał swą dolę i innych nauczycieli do losu męczenników,
na których godna zapłata czeka dopiero w niebie139.
Wśród dokumentów i ksiąg
Kehrbergowskie „dzieło życia” zwraca uwagę bardzo starannym wykorzystaniem dostępnych źródeł i opracowań, co podkreślił już we wstępie (Vorrede)
profesor Beckmann, chwaląc także autora za osadzenie historii miasta w szerokim kontekście dziejów Marchii. Bogate archiwum miejskie przechowywane
w ratuszu140 oraz archiwa kościołów znał doskonale, źródła omawiał i często cytował w dosłownym brzmieniu. Wspomniał, że sam prowadził jakiś pamiętnik
(Stamm-Buch) i że przechowywał korespondencję141 – zapewne dzięki temu był
w stanie podać tak dokładnie daty wydarzeń dotyczących go osobiście. Wiele
zdarzeń opisał na podstawie ksiąg metrykalnych Chojny i Barnkowa – cytował
je dosłownie, co łatwo można sprawdzić, ponieważ księgi te się zachowały i są
przechowywane w Archiwum Państwowym w Szczecinie142. Są to chyba jedyne
zachowane rzeczy, o których z całą pewnością możemy powiedzieć, że ich dotykał, że miał z nimi fizyczny kontakt.
Spośród chojeńskich archiwaliów, wykorzystywanych przy pracy nad
„Opisem”, wymienia Kehrberg Copiarius der Koenigsberger Städtisches Privilegien, Allteste Raths-Buch oder Protocol, Gerichts-Protocolen. Zna, choć cytuje
„z drugiej ręki”, za Beckmannem, kroniki polskie. W „Opisie” wspomina
o Rocznikach Jan Długosza (Dlugossus, Annales, seu cronicae incliti Regni Poloniae), Kronice Marcina Kromera (cytuje jako Rer[um] Pol[onicarum], a zapewne
chodzi mu o Martini Cromeri de origine et rebus gestis Polonorum libri XXX
lub Polonia, sive de situ, populis, moribus etc. Poloniae, Basel 1586) czy Macieja
z Miechowa (Matthias de Miechow; Mathiae de Mechovia Chronica Polonorum,
Cracoviae 1521). Podobnie „z drugiej ręki”, bo za Angelusem, cytuje krzyżackiego koronikarza Piotra z Duisburga143. Do cytowanych dzieł ma stosunek dyskur„Wackerer und fleißiger Schul-Männer ihre Mühe wird auf Erden selten belohnet. Sie sind
Märtyrer, welche erst ihre rechte Belohnung und die Crone vor ihre Arbeit in dem Himmel erwarten müssen”. A. Kehrberg, Fortsetzung..., Vorbericht an den geneigten Leser, b.p.
140
A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 45.
141
Tamże, Anderer Vorbericht..., b.p.
142
APS, Zbiór ksiąg metrykalnych z Pomorza i Nowej Marchii, sygn. 173: wpisy chrztów i zgonów
z lat 1581–1600, sygn. 174: wpisy chrztów, zgonów i małżeństw z lat 1600–1631, sygn. 175: wpisy
chrztów, zgonów i małżeństw z lat 1631–1669, sygn. 176: wpisy chrztów, zgonów i małżeństw z lat
1670–1712, sygn. 177: wpisy chrztów, zgonów i małżeństw z lat 1713–1750, oraz księga metrykalna
Barnkowa (Bernickow) zawierająca wpisy lat 1653–1797 (sygn. 188).
143
A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 4.
139
184
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
sywny – opisując np. atak husytów na Nową Marchię, podaje w wątpliwość to,
co piszą polscy historycy144, podobnie przy opisie zajęcia ziemi lubuskiej przez
Brandenburgię145. Zresztą ta rezerwa do opisywanych wydarzeń jest cechą szczególną (i bardzo wartościową) jego narracji historycznej; wielokrotne cytowania,
odwoływanie się do innych autorów jako źródła wiadomości, uchylanie się od
ocen czy pozostawianie wniosków czytelnikowi – są dla niego typowe. Podczas
pracy przede wszystkim wykorzystywał literaturę niemieckojęzyczną dotyczącą
Brandenburgii, zarówno starszą, jak i – co należy podkreślić – najnowszą. Być
może książki te znajdowały się w bibliotece szkoły lub w Bibliotece Mariackiej.
Przeglądu literatury dotyczącej Brandenburgii dokonał Beckmann we
wstępie (Vorrede), gdzie wymienił i omówił kilkanaście dzieł, które przyczyniają się do lepszego poznania historii ojczyzny, czyli Marchii Brandenburskiej.
W jego „katalogu” znalazły się prace Georgiusa Sabinusa146 i Wolffganga Justusa
(Wolfganga Jobsta)147, profesorów Uniwersytetu Viadrina, autorów opisu Frankfurtu, a Wolffgang Justus dodatkowo został wymieniony jako autor Auszug und
Beschreibung des gantzen Churfürstenthumbs der Marck zu Brandenburg; Christopha En(t)zelta z Osterburga (Christophorus Encelius), autora Chronicon
der Alten Marck z 1579 r.148; Nicolausa Leutingera149; Christianusa Theodorusa
„In übrigen ists falsch, wenn die Polnischen Historici melden als hätten sie [husyci] Königsberg
A. 1433 eingenommen und biß A. 1436, da się es durch einen Vertrag abgetreten, sehr geängstiget”. Tamże, Abt. 2, s. 13.
145
Tamże, Abt. 1, s. 249, 253. Trzeba zauważyć, że dyskusje z twierdzeniami „polskich historyków” (polnische Historici) są dość częste, nie wynikają jednak z jakichś uprzedzeń narodowych,
Kehrberg po prostu ma dostęp do źródeł i opracowań zarówno brandenburskich, jak i polskich
i w rezultacie konfrontuje stanowiska, choć ostatecznie bliższe jest mu to, które reprezentują
historycy marchijscy, zwłaszcza Beckmann.
146
Georgius Sabinus (właśc. Georg Schuler, ur. 23.04.1508 w Brandenburgu, zm. 02.12.1560
we Frankfurcie nad Odrą), proferor retoryki i poezji na Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie
nad Odrą, pierwszy rektor Uniwersytetu Albertina w Królewcu (1544–1547, potem 1552–1553).
W 1555 r. wrócił do Frankfurtu nad Odrą. Bliski współpracownik margrabiego Joachima II. Zob.
ADB, Bd. 30, Leipzig 1890, s. 107–111.
147
Wolfgang Jobst (31.10.1521–31.05.1575), lekarz, profesor medycyny na uniwersytecie we Frnkfurcie nad Odrą, kronikarz, syn burmistrza Frankfurtu. Zob. J. Israel, P. Walther, Musen und Grazien in der Mark: 750 Jahre Literatur in Brandenburg, Berlin 2002, Bd. 2, s. 94.
148
Chronicon oder Kurtze einfeltige verzeichenus / darinne begriffen / wer die Alte Marck und nechste Lender darbey sind der Sindfluth bewonet hat, Magdeburg 1579.
149
Nikolaus Leutinger (Nicolaus Leuthingerus, ur. ok. 1554 w Altlandsberg, zm. 14.04.1612
w Osterburgu), niem. teolog, kronikarz, poeta, studiował na uniwersytetach w Wittenberdze
i Frankfurcie nad Odrą, od 1575 r. roku kierownik (rektor) szkoły w Krośnie Odrzańskim (Crossen).
Poeta laureatus, autor napisanej po łacinie kroniki Marchii Brandenburskiej De Marchia Brandenburgensi [...] commentarii. [Wit]tenbergae, Anno 1596. Zob. ADB, Bd. 18, Leipzig 1883, s. 498–499.
144
185
Joanna A. Kościelna
Schosserusa150 (Christian Theodor Schosser) i Joachima Dutraviusa151; Meriana152 (Topographia153, którą pochwalił za przepiękne miedzioryty przedstawiające brandenburskie miasta); Christopha Heinricha154 (Erster Entwurf derer die
Mark Brandenburg betreffenden Sachen z 1682 r.); Andreasa Rittnera155 z Tangermünde, autora opisu miasta; Caspara Helmreicha156 (Annales Tangermündenses); Christophorusa Schultza157 (Auf- und Abnehmen der Stadt Gardelegen
z 1668 r.); Joachima Fromma (Nomenclatura rerum Brandenburgicarum z 1679 r.);
Kurtze, jedoch gründliche Beschreibung der ganzen kurfürstlichen Mark zu Brandenburg, Magdeburg 1617; Annorum Posteriorum 30 Incipientium ab Anno Christi 1625, & desinentium in annum 1654, Ephemerides Brandenburgicae Coelestium Motuum Et Temporum: Summa Diligentia in
luminaribus calculo duplici Tychonico & Prutenico, in reliquis Planetis Prutenico seu Copernicaeo
elaboratae, Stetin, Reichardus; Stettin Frankfurt a.d. Oder.
151
Nie udało mi się ustalić, kim był Joachimus Dutravius. Beckmann wymienia go razem z Christianem Theodorem Schosserem, pisząc, że „beyde nennen sich auch L[iberales] A[rtes] & Med[icini] Doctores und P[oetae] L[aureati] C[aesarei]”. Poeta laureatus Caesareus – poeta uwieńczony wieńcem laurowym, wyróżnienie stosowane w kulturze antycznej i renesansowej.
152
Matthäus Merian der Ältere (ur. 22.09.1593 w Bazylei, zm. 19.06.1650 w Bad Schwalbach
k. Wiesbaden), rytownik działający głównie w w krajach niem. Z geografem Martinem Zeilerem
(1589–1661) wykonał wielotomową Topographia Germaniae, zawierającą ponad 2000 planów i widoków miast Niemiec. Jest autorem ilustracji do Biblii, a także do Theatrum Europaeum (to dzieło
ukończonył jego syn Matthäus Młodszy). Zob. ADB, Bd. 21, Leipzig 1885, s. 422–427.
153
Topographia Germaniae, wyd. od 1642 do 1654 r.
154
Właśc. Christoph Hendreich (ur. ok 1630 w Gdańsku, zm. 26.08.1702 w Berlinie), brandenburski historyk, bibliotekarz Wielkiego Elektora. Zob. ADB, Bd. 50, Leipzig 1905, s. 183–185.
155
Andreas Rittner (ur. 1609 w Tangermünde, zm. w marcu 1669 w Tangermünde), studiował prawo i teologię na uniwersytecie w Wittenberdze, pełnił urzędy sekretarza miejskiego, potem rajcy,
a w końcu burmistrza Tangermünde. Napisał historię Starej Marchii i swego rodzinego miasta.
Zob. A.W. Pohlmann, A. Stoepel, Geschichte der Stadt Tangermünde seit Gründung derselben bis
zu dem laufenden Jahre 1829, Stendal 1829, s. 151–153.
156
Caspar Helmreich (zm. 1665), był rajcą, a potem burmistrzem w Tangermünde. Główne dzieło
to Casp. Helmreichs Annales Tangermundenses, welche von Erbauung der Stadt, denen Regenten
aus dem Brandenburgischen, sonderlich Zollerischen Hause, u. dem grossen Brande der Stadt Tangermünde handeln (1636). Zob. M. Diesselhorst, O. Behrends, R. Dreier, Gerechtigkeit und Geschichte. Beiträge eines Symposions zum 65. Geburtstag von Malte Dießelhorst, Göttingem 1996,
s. 109.
157
Christoph Schultze (1634–1685), pastor w kościele Mariackim w Gardelegen. Główne dzieło
to Auff- und Abnehmen der löblichen Stadt Gardelegen, das ist Ein kurtzer Historischer Bericht von
der eusserlichen und innerlichen Gestalt dieser Stadt und von anderen ihren Zufällen [...] auffgesetzet und durch den Druck ausgefertiget auff guter Freunde Begierde und Ansuchen von Christophoro
Schultzen, Diener des Göttlichen Wortes bey der Haupt-Kirchen zu S. Marien in Gardelegen, Stendal 1668. Zob. D. Bauke, Mittheilungen über die Stadt und den Landräthlichen Kreis Gardelegen,
Stendal 1832, s. 252–254.
150
186
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Henricusa Sebaldusa158; Jacobusa Lothichiusa159, autora Poetische Beschreibung
von Fürstenwalde; Joachima Möllera160; Johanna Grüwela161 z Kremmen, autora
Kremmnische Schau-Bühne; czy Marpergera (Beschreibung von Berlin)162.
Kehrberg ten corpus znacznie rozszerzył. Wśród dzieł przez niego cytowanych znalazły się między innymi:
Caspar Abel163, Preußische und Brandenburgische Staats-Historie, Leipzig
u. Stendal 1710;
Georg Bruchmann, Annales oder Geschichtsbuch und Chronika der Stadt Züllich164, Küstrin 1665;
Heinrich Sebald (Hinricus Sebaldus, 16.09.1588–3.05.1679), teolog i historyk, studiował na
uniwersytecie w Wittenberdze, gdzie uzyskal tytuł magistra (1611), pełnił urząd pastora i inspektora w Beelitz (1613–1673), napisał Breviarium Historicum ad didaxin, quodam modo, suo loco,
directum, Das ist Historischer kurtzer Extract oder Außzug: darin zu befinden I. Der Vhrsprung des
Christenthumbs, wie daß in Deutschland mit Müh auffkommen. II. Die Einführung der Herrschaften, sonderlich aller Margraffen vnd Churfürsten des Hauses Brandenburg [...] III. Zweyerley art
Streitigkeiten [...] IV. Allerhand Geschichte [...] V. In Specie, wie die newlichste Krieges-Kugel sich
hin vnd her [...] gewaltzet [...], Wittenberg 1655. Zob. CERL Thesaurus.
159
Jakob Lotich (1667–1688), autor Die Stadt Fürstenwalde, mit allen ihren zugehörigen Stücken
(1679), Glücklicher Reise-Wuntsch (1670), Wunsch zum Erb-Gelücke (1670). Zob. tamże.
160
Johann Joachim Möller (ur. 1659 w Lubsku, zm. 1733 w Krośnie Odrzańskim), teolog, kronikarz
i historyk, 1689–1733 pełnił urząd pastora w Krośnie Odrzańskim. Studiował w Pradze, Lipsku
i Wittenberdze, był autorem licznych biografii, prac heraldycznych oraz kroniki Gubina, Lubska
i Zgorzelca. Zob. K.G. Schönborn, Commentatio de codicibus duobus ex bibliotheca I. Petri de
Ludewig in gymnasii Suidnicensis bibliothecam translatis, Vratislaviae 1835, s. 4.
161
Johann Grüwel (także Greuvel, ps. Laureandus, 3.12.1638–6.10.1710), syn burmistrza z Cremmen, od 1676 r. także pełniący ten urząd. Studiował na Uniwersyetcie Viadrina we Frankfurcie
nad Odrą, był uznanym poetą (poeta laureatus). Zob. J. Israel, P. Walther, dz. cyt., Bd. 2, s. 91.
162
Możliwe, że chodzi o Paula Jacoba Marpergera (ur. 1656 w Norymberdze, zm. 1730 w Dreźnie),
niem. ekonomistę, autora m.in. Beschreibung der Messen- und Jahr-Märkte, In welcher vornehmlich
enthalten [...], Leipzig 1710. Zob. ADB, Bd. 20, Leipzig 1884, s. 405–407.
163
Caspar Abel (ur. 14.07.1676 w Hindenburg, zm. 11.01.1763 w Westdorf), teolog, historyk i poeta,
od 1696 r. pełnił funkcję rektora szkoły w Osterburgu w Starej Marchii, od 1698 r. w szkole św. Jana
w Halberstadt, a od 1718 r. sprawował urząd kaznodziei w Westdorf. Tłumaczył na niemiecki Owidiusza. Główne dzieła: Preußische und Brandenburgische Reichs- und Staatshistorie (1710), Preußische
und Brandenburgische Staatsgeographie (1711), Deutsche und Sächsische Alterthümer (1729-32),
Stift-, Stadt- und Landchronica des Fürstenthums Halberstadt (1754). Zob. tamże, Bd. 1, s. 12.
164
Pełny tytuł: Annales Oder Geschicht-Buch und Chronica der Stadt Züllich. Das ist eine vollkomene Beschreibung der Stadt Züllich so wol derselben Einwohner, als da sind Pfarrer Diaconi, wie
auch die Pfarrer auff dem Lande unter die Inspection gehörende Medici, Burgemeister Syndici und
Secretarien, Rahtsherren Rectores der Schulen Cantores, Organisten und andere SchulCollegen begriffen: So wol von alten Gewonheiten Kirchen und Schul-Gebräuchen HoffRichtern und Schöppen
Kirchenvorstehern und Kirchendienern alten Geschlechten und feinen Bürgern von gelährten Leu158
187
Joanna A. Kościelna
Heinrich von Cocceji165, Juris Publici Prudentia Compendio exhibita, Frankfurt
(Oder) 1695;
Johann Benedict Carpzov II166, Auserlesene Tugendsprüche aus der Heiligen
Schrift, Leipzig 1692;
Johann Hübner 167, Kurze Fragen aus der politischen Historia bis auf gegenwärtige
Zeit continuiret und mit einer nützlichen Einleitung vor die Anfänger und vollständigen Register versehen. Fünfter Theil (deutsche Historie), Leipzig 1702;
Wolfgang Jobst, Kurze Beschreibung der alten löblichen Stadt Frankfurt a.O.,
1561;
Wolfgang Jobst, Anmerckungen von dem ritterlichen Johanniter Orden;
Ellias Loccellius168, Marchia illustrata oder Chronologische Rechnung oder Bedencken über die Sachen, so sich in der Marck Brandenburg und in corporierten Ländern vom Anfange der Welt biß ad annum Christi 1680 sollen zugetragen haben;
Balthasar Menzius (Balthasar Menz der Jüngere)169, Vom Ursprung und Herkommen der Chur und Fürstlichen Heuser Sachsen, Brandenburg, Anhalt und Lawenburg, samt etlichen derselben Bildnüssen wie sie im Schloß zu Wittenberg
zu finden, Verlag Georg Müller, Wittenberg 1598; Historica Narratio de Septem Electoribus…, Frankfurt a.M. 1577;
ten so daraus entsprossen auch auff dem Lande und Umbkreis und andern feinen Leuten so nicht
studiret und was diese Stadt von Kriege Pest und Brande zu unterschiedlichen Zeiten ausgestanden.
Von M. GEORGIO Bruchman Pfarrern in Göritz. In der Veste Cüstrin Gedruckt bey Christoff
Söhnicken im Jahr M DC LXV.
165
Heinrich Freiherr von Cocceji (ur. 25.03.1644 w Bremie, zm.18. 08.1719 we Frankfurtcie nad
Odrą), profesor uniwersytetu w Heidelbergu. Zob. ADB, Bd. 4, s. 372–380. Kehrberg powołuje się
na jego pracę Henr. Cocceji [...] Juris Publici Prudentia Compendio exhibita, Quo materiae ejus,
praecipuaeq[ue] hactenus agitatae controversiae ab sua origine ac fonte ducuntur, faciliq[ue] ratione exponuntur & demonstrantur, Francofurti ad Viadrum 1705.
166
Johann Benedict Carpzov II (ur. 24.04.1639 w Lipsku, zm. 23.03.1699 tamże), niem. teolog,
etnolog i filolog. Zob. ADB, Bd. 4, s. 21–23.
167
Johann Hübner (ur. 17.03.1668 w Türchau bei Zittau, zm. 21.05.1731 w Hamburgu), nauczyciel, autor podręczników i prac z zakresu genealogii, geografii, historii, poetyki. Zob. tamże, Bd.
13, s. 267–269.
168
Elias Loccelius (Lockelius, Löckel, 1621–1704), kronikarz brandenburski, między 1650 a 1673 r.
proboszcz w Mieszkowicach (Bärwalde in der Neumark), w 1674 r. został proboszczem w Ośnie
Lubuskim (Drossen). Zob. D. Pötschke, Rolande, Kaiser und Recht. Zur Rechtsgeschichte des
Harzraums und seiner Umgebung, Berlin 1999, s. 113.
169
Balthasar Menz der Jüngere (Mentius, ur. ok. 1537 w Niemegk, zm. 01.02.1617 w Wittenberdze), historyk, kronikarz i poeta (poeta laureatus). Zob. Neues allgemeines Künstler-Lexicon, bearb.
v. G.K. Nagler, Bd. 9, München 1840, s. 129.
188
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Johann Friedrich Rhetius170, Disputationes juris publici undecim, de statuis Rolandinis, de jure statuum imperii circa sacra, de secularisatione, de statu Germaniae circa subditos, de jure portionis alimentariae, de dignitatibus imperii
romano-germanici, de absoluta principis potestate, de assisiis, de pace, de jure
portuum et de sarcina emigrantium, quas, dirigente Johanne Friderico Rhetio
[...] juvenes aliqui [...] in electorali Viadrina [...] elaborarunt ac eruditorum
[...] examini publice exhibuerunt, nunc denuo typis excusae, Frankfurt (Oder)
1678 ;
Johann Friedrich Pfeffinger171, Vitriarius illustratus, seu institutiones Juris Publici Romano-Germanici, Lüneburg 1712;
Samuel von Pufendorf 172, De rebus gestis Friderici Wilhelmi Magni, 1695.
Abraham Saur173, Theatrum de Veneficis, Das ist: Von Teuffelsgespenst Zauberern vnd Gifftbereitern, Schwartzkünstlern, Hexen vnd Vnholden, vieler fürnemmen Historien vnd Exempel, bewärten, glaubwirdigen, Alten vnd newen
Scribenten, was von solchen jeder zeit disputiert vnd gehalten worden, mit
sonderm fleiß an Tag geben: Sampt etlicher hingerichten Zäuberischer Weiber gethaner Bekanntnuß, Examination, Prob, Vrgicht und Straff, u. Vieler
vngleicher Frage und Meynung halben, so in dieser Materi fürfallen mögen,
Frankfurt a.M. 1586;
David Vechner174, Universae Germaniae breviarium. Editione tertia extensum cura
et studio Abrahami Vechneri, Gorlici Lusat[iae]. Görlitz (Zgorzelec) 1673.
Johann Friedrich Rhetz (Rhetius, ur. ok. 1633 w Brandenburgu, zm. 06.10.1707 w Berlinie),
niem. prawnik, studiował w Wittenberdze i w Viadrinie. Kurator założonego w 1694 r. uniwersytetu w Halle (Friedrichs-Universität Halle). Zob. Neue Deutsche Biographie, Bd. 21, Berlin 2003,
s. 497.
171
Johann Friedrich Pfeffinger (ur. 05.05.1667 w Strassburgu, zm. 1730), bibliotekarz elektora
Hanoweru, historyk, genealog. Zob. ADB, Bd. 25, Leipzig 1887, s. 630–631.
172
Samuel von Pufendorf (8.01.1632–26.10.1694), historyk, prawnik i teoretyk prawa, profesorem
uniwersytetu w Heidelbergu, od 1668 r. uniwersytetu w Lund, doradca króla Szwecji Karola XI,
który nadał mu tytuł szlachecki. Po powrocie do Berlina poświęcił się historii Brandenburgii. Zob.
tamże, Bd. 26, Leipzig 1888, s. 701–708.
173
Abraham Saur (ur. 12.02.1545 w Frankenberg in Hessen, zm. 18.07.1593 w Marburgu), studiował prawo w Wittenberdze, potem w Marburgu. Zob. tamże, Bd. 30, Leipzig 1890, s. 419–420.
174
David Vechner (13.03.1594–15.02.1669), teolog, nauczyciel, studiował we Frankfurcie i Wittenberdze, 1624–1629 był nauczycielem w Bytomiu Odrzańskim (Beuthen/Oder), potem w Lesznie (Lissa), a od 1633 r. pełnił urząd kierownika szkoły (rektora) w Szprotawie (Sprottau), następnie 1637–1666 w Zgorzelcu (Görlitz), gdzie był także diakonem, a potem pastorem (1662–1669).
Zob. CERL Thesaurus.
170
189
Joanna A. Kościelna
Podstawowy i najważniejszy zespół prac wykorzystywanych przez Kehrerga tworzą dzieła Andreasa Angelusa175, Johanna Christopha Beckmanna176,
Johannesa Micrealiusa177, Paula Friedeborna178. Wyraźnie do tych autorów ma
największe zaufanie i ich cytuje najczęściej. Wybór oczywiście nie był przypadkowy. Beckmann to przyjciel i polihistor, znawca dziejów Brandenburgii, Angelus
to najpoważniejszy brandenburski koronikarz XVI w., a Micraelius i Friedeborn
to najwybitniejsi historycy pomorscy XVI/XVII stulecia179.
Kehrberg z wielką starannością przytacza też prace osób związanych
z Königsbergiem. Przede wszystkim dzieła inspektora Pontanusa180, ale też Matthaeusa Stegera181, kronikę chojeńskiego diakona Johanna Fridericiusa182, którą
jednak znał chyba tylko z cytatów w pracach Angelusa.
Osobną grupę cytowanych dzieł tworzyły modne i bardzo cenione wśród
ówczesnych intelektualistów „kalendarze” – można więc znaleźć odwołania np.
do pracy Paula Ebera183 Calendarium historicum, Wittenberg 1550.
Annales Marchiae Brandenburgicae, das ist Ordentliche Verzeichnuss und beschreibung der fürnemsten
und gedenckwirdigsten Märckischen Jahrgeschichten und Historien, so sich vom 416. Jahr vor Christi Geburt bis auffs 1596. Jahr [...] begeben und zugetragen haben. Verfasset durch M. Andream Angelum [...]
Am Ende ist hinzugesetzt ein Bedencken der Theologen zu Franckfurt an der Oder von den Besessenen zu
Spandaw. Item ein Supplementum [...] der Märckischen Jahrgeschichten von Ostern des 1596 jahrs bis auff
den Aprillmonat dieses 1598 Jahres, Franckfurt an der Oder, in Verl. Joh. Hartmann (dr. Fried. Hartman)
1598 oraz Rerum Marchicarum Breviarum, Das Ist Kurtze Beschreibung der vornembsten geschichten und
Historien, so sich vor und nach Christi Geburt als uber 2000 Jahren in chur und Fürstenthumb der Mark
Brandenburg bis auff gegenwertiges 1593. Jahr begeben und zugetragen haben, Wittenberg 1593.
176
Kehrberg nie zna fundamentalnej pracy Beckmanna, Historische Beschreibung der Chur und Mark
Brandenburg..., ponieważ ukaże się ona drukiem dopiero w połowie XVIII w., ale zna mniejsze, np.
Anmerkungen Von dem Ritterlichen Johanniter-Orden, Und Dessen absonderliche Beschaffenheit, In
dem Herren Meisterthum Desselben In der Marck, Sachsen, Pommern und Wendland, Samt vorhergehenden General-Reflexionen über Die Ritterliche Kreuß-Orden insgesamt, Coburg, Verl. Paul Günther Pfotenhauer 1695 czy Kurtze Beschreibung der Stat Franckfurt an der Oder [...], 1706.
177
Sechs Bücher vom alten Pommernland, Stettin 1639–1640.
178
Historische Beschreibung der Stadt Alten Stettin in Pommern, wyd. Jochim Rhetes Erben, Alten
Stettin 1613.
179
Zwraca uwagę brak odwołań do prac Thomasa Kantzowa i Johannesa Bugenhagena.
180
Catalogus Haereticorum qui tam apud veteres quam Recentiores grassantur (1614); Einweihung
Der Newen Grösten Glock Zu Königsbergk in der NewMarck (1608); Quaestiones De Postrema,
Huius Nostri Seculi, Formula Concordiae (1602); Quaestiones Synodicae, De Coelo (1608).
181
Był archidiakonem w Chojnie, w 1614 r. wydał Lucta Christiani.
182
J. Friedrich, Chronicon Neo Marchiae manuscriptum, dzieło zaginione. Zob. H. Bütow, Die Jerusalemskapelle und das Jerusalems- oder Heilige Kreutzhospital zu Königsberg i.d. Neumark, „Die
Neumark” 7 (1930), s. 141.
183
Paul Eber (1511–1569), teolog, autor hymnów, m.in. Wenn wir in höchsten Nothen sein, bliski
przyjaciel Filipa Melanchtona.
175
190
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Kronika – zawartość treściowa
Dzieło Kehrberga jest przykładem erudycyjnego dziejopisarstwa epoki późnego baroku. Autor stara się wykazać znajomością wielu dzieł, zarówno
dawnych, jak i najnowszych. Stosuje przypisy, odsyłacze do innych prac oraz do
źródeł, zwłaszcza przechowywanych w chojeńskim archiwum miejskim. Zwraca
uwagę brak skłonności moralizatorskich – Kehrberg nie ocenia, nie wytyka błedów, skupia się na opisie zjawisk i postaci. Tę zasadę łamie jedynie w rozdziale
poświęconym Żydom, gdzie z niechęcią, godną ucznia Marcina Lutra184, mówi
o przedstawicielach tej społeczności. Na takie widzenie Żydów wpływ jednak
mieć mógł fakt, iż to właśnie Żydów oskarżono o przywleczenie choroby, na
którą zmarla żona Augustina Kehrberga.
Kronikę otwiera panorama Chojny Georga Paula Buscha i strona tytułowa, dalej zamieszczona jest dedykacja Excellentz, Hochwürdige, Hochwohlgebohrne, Wohlgebohrne, Veste und Hochgelahrte, Gnädige, Hochgebiethende und
Höchstzuehrende Herren z 8 kwietnia 1724 r., po niej następuje przedmowa (Vorrede) profesora Beckmanna z 7 września 1714 r., Ersterer Bericht an den Leser,
a po nim Anderer Vorbericht an der geneigten Leser. Ten układ jest utrzymany
w obu berlińkich wydaniach z lat 1724 i 1725.
Właściwa część kroniki zaczyna się od bardzo krótkiego wprowadzenia,
zatytułowanego Erleuterer Abriß des Neu-Marckschen Königsberg.Vortrab, któStosunek Lutra do Żydów ulegał zmianom. Początkowo miał nadzieję na ich nawrócenie.
Z tego pierwszego okresu pochodzi broszura Daß Jesus Christus ein geborener Jude sei (1523),
gdzie pisał „Nasi imbecyle, papiści i biskupi, sofiści i mnisi, używali sobie z Żydami tak, że dobry
chrześcijanin powinien stać się Żydem. Gdybym był Żydem, wolałbym raczej zostać wieprzem
niźli chrześcijaninem, wiedząc, jak te gamonie i skończone osły nauczają wiary chrześcijańskiej.
Traktowali Żydów, jakby byli psami, a nie ludźmi; umieli ich tylko prześladować. Żydzi są podle
krwi krewnymi, kuzynami i braćmi naszego Pana: jeżeli można chlubić się Jego krwią i Jego ciałem, należą oni bardziej niż my do Jezusa Chrystusa. Upraszam przeto mych drogich papistów,
aby mnie traktowali jak Żyda, gdy zmęczą się traktowaniem mnie jako heretyka [...]. Dlatego też
radzę traktować ich z uprzejmością: dopóki będziemy stosować gwałt i oskarżać ich o używanie
krwi chrześcijańskiej do usunięcia złego zapachu i nie wiem, o jeszcze jakie inne bzdury, będziemy im przeszkadzać żyć i pracować wśród nas w naszej społeczności, będziemy ich zmuszać do
uprawiania lichwiarstwa, jakżeż mogą wyjść ku nam? Jeśli pragniemy im pomóc, koniecznie trzeba
stosować wobec nich prawo miłości chrześcijańskiej, a nie prawo papistów. Trzeba nam przyjąć ich
jak przyjaciół, dać żyć i pracować z nami, wtedy ich serca będą z nami”. Później pisał już inaczej –
w Gegen die Juden und ihre Lügen (1542) i w Vom Schem Hamphoras und vom Geschlecht Christi
(1543): „[...] równie łatwo nawrócić Żyda, jak nawrócić Diabła. Bowiem Żyd, serce żydowskie są
twarde jak kij, jak kamień, jak żelazo, jak sam Diabeł. Krótko mówiąc, są to dzieci Diabła, skazane na ogień piekielny [...]”. Cyt. za: F. de Fontetette, Historia antysemityzmu, Wrocław 1992,
s. 63–65.
184
191
Joanna A. Kościelna
re przechodzi w część pierwszą: Die Erste Abtheilung. Darinn beschrieben, die
Stadt mit ihrem Grunde und Boden, die considerabelsten Gebäude [...]. Pierwsza
część składa się z 31 rozdziałów:
Das 1. Capitel. Vom Ursprunge und Fundatore oder Urheber der Stadt Königsberg, dem zugleich mit beygefüget die Anzahl der Römischen Kayser [...] – „O
początkach i założycielach albo inicjatorach [powstania] miasta Königsberg,
wraz z dodaniem cesarzy rzymskich [...]”. W tej części omówione są początki
miasta, jego nazwa185, wyrysowano też jest i omówiony herb Chojny (s. 3).
Das 2. Capitel. Von der Situation und Gegend dieser Stadt, imgleichen von ihren
Aeckern, Gärten, Brüchern, Wässern und Seen etc. – „O położeniu tego miasta, jak też o jego polach, ogrodach, baganch,wodach, i jeziorach itd.”.
Das 3. Capitel. Von etlichen Vorwercken und dem Dorffe Bernekow, wie auch von
Mühlen und andern Gebäuden um und vor dieser Stadt – „O kilku folwarkach,
wsi Barnkowo, jak też o młynach i innych budynkach w mieście i koło niego”.
Das 4. Capitel. Von der Structur dieser Stadt, insbesonderheit von der Beschaffenheit ihrer Mauren und Thore – „O zabudowie miasta, w szczególności
o stanie jego murów i bram”.
Das 5. Capitel. Vom inwendigen der Stadt, und zwar sonderlich von ihren Gassen
[...] – O tym, co jest wewnątrz miasta, a w szczególności o jego ulicach [...]”.
Das 6. Capitel. Vom Rath-Hause [...] – „O ratuszu [...]”.
Das 7. Capitel. Von der Neu-Marck und denen damit vorgegangenen Veränderungen in Ansehung ihrer Regenten [...] – „O Nowej Marchii i następujących
zmianach jej władców [...]”. Rozdział poświęcony jest władcom Nowej Marchii, wyjaśnia jej położenie i nazwę186.
„[...] jak powiedzieliśmy, miasto to nazywa się Königsberg, po łacinie Regismontum albo Regiomontum, albo Koenigsberga, lub po grecku Anactorea, bo αναξ znaczy król [rex], a ορος – góra
[mons]. Choć są i tacy, którzy nazywają je Kinsperg, wieśniacy zaś mówią Könseberre, po trosze
z powodu niewiedzy, a po części dlatego, że używają gwary”. A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 2.
186
„Neumark [Nowa Marchia] to prowincja Brandenburskiej Marchii Elektorskiej [Chur-Mark Brandenburg], która ma długość 24 mil i takąż szerokość; od Marchii Środkowej [Mittel Marck] i Wkrzańskej [Ucker Marck] oddziela ją Odra i Szprewa. Rozciąga się ono w kierunku wschodnim i północnym
i graniczy z Pomorzem, Śląskiem, Kaszubią i Polską, przy czym Ina, Drawa, Noteć i Warta z tą prowincją
się stykają. Składa się z krajów, które w większej części Otto Longus [Długi], margrabia brandenburski,
Polsce odebrał, w części odkupiono od Krzyżaków [Creutz-Herrn], w części w inny sposób stały się jej
częścią. Nosi też nazwę Νομαρχία, Nomarchia, czyli kraj zdobyty wskutek wojny i co zdaniem niektórych oznacza Marchia [Marck] [...]. Teraz, po włączeniu do niej krajów i miast, dzieli się XI powiatów
[Kreyse]: Soldin (Myślibórz), Königsberg (Chojna), Landsberg (Gorzów), Arnswalde (Choszczno),
Friedeberg (Strzelce Krajeńskie), Sternberg (Torzym), Dramburg (Drawsko), Schievelbein (Świdwin),
Krössen (Krosno Odrzańskie), Cottbus i Züllchow (Züllichau, Sulechów)”. Tamże, s. 46–47.
185
192
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
Das 8. Capitel. Von des Ordens der Creutz-Herren Ursprunge [...] – „O początkach
zakonu Krzyżaków [...].
Das 9. Capitel. Von dem Raths-Collegio oder Burgermeistern [...] – „O kolegium
rajców [radzie miejskiej] albo burmistrzach [...]”.
Das 10. Capitel. Von der Pfarr-Haupt- und Marien-Kirche [...] – „O parafialnym,
głównym Mariackim kościele [...]”.
Das 11. Capitel. Vom Orden der Tempel-Herren, wie er entstanden [...] – „O zakonie templariuszy, jak powstał [...]”.
Das 12. Capitel. Vom Orden der Hospitaler oder Johanniter-Ritter [...] – „O zakonie szpitalników albo joannitów [...]”.
Das 13. Capitel. Von der Pfarr- oder Marien-Kirchen inneren Beschaffenheit [...]
– „O wyposażeniu kościoła parafialnego albo Mariackiego [...]”.
Das 14. Capitel. Von den Epitaphiis und Grab-Mahlen in obgedachter Pfarr- und Marien [...] – „O epitafiach i nagrobkach w rzeczonym kościele Mariackim [...]”.
Das 15. Capitel. Von den Spitzen und Thürmen der Marien-Kirche [...] – „O iglicach i wieżach kościoła Mariackiego [...]”.
Das 16. Capitel. Von der Kloster-Kirche und dem dazu gehörigen Kirchhofe und
Kloster-Gebäuden – „O kościele klasztornym, przylegającym do niego cmentarzu i budynkach klasztornych”.
Das 17. Capitel. Von dem, was in dieser Kloster-Kirche zu bemercken ist – „O tym,
co w tym kościele jest godne uwagi”.
Das 18. Capitel. Von den übrigen Kirchen oder Capellen [...] – „O pozostałych
kościołach albo kaplicach [...]”.
Das 19. Capitel. Von der Religion und Gottes-Dienste [...] – „O religii
i nabożeństwach [...]”.
Das 20. Capitel. Von dem Caminischen Bischoffthum [...] – „O biskupstwie
kamieńskim [...]”.
Das 21. Capitel. Von den Inspectoribus und Pastoribus [...] – „O inspektorach
i pastorach [...]”.
Das 22. Capitel. Von hiesigen Kirchen-Gebräuchen und Ceremonien [...] –
„O tutejszych zwyczajach kościelnych i ceremoniach [...]”.
Das 23. Capitel. Von einigen sonderbahren Handlungen die Religion und hiesigen
Kirchen-Sachen betreffende – „O szczególnych rozporządzeniach religijnych
i sprawach dotyczących tutejszego Kościoła”.
Das 24. Capitel. Von der Schule und denen damit vorgegangenen Veränderungen,
wie auch dero Collegen, seit dem Lutherthume – „O szkole i zmianach jej
dotyczących, jak też o nauczycielach od czasów wprowadzenia reformacji”.
Das 25. Capitel. Von verordneten und gehaltenen Schul-Visitationen, Actibus
oratoriis, und andren Schul-Gebräuchen – „O zarządzonych i odbytych wizy-
193
Joanna A. Kościelna
tacjach, o popisach oratorskich [uczniów] i innych zwyczajach szkolnych”.
Das 26. Capitel. Von den Hospitalien und dem langen steinernen Gebäude aufm
Raths-Hofe – „O szpitalach [przytułkach] i długim kamiennym budynku na
podwórzu ratusza”.
Das 27. Capitel. Von der hiesigen Einwohner Beschaffenheit; desgleichen von besondern Amts- und andern conditionirten Personen - „O strukturze tutejszego
mieszczaństwa, jak też o osobach piasujących urzędy”.
Das 28. Capitel. Von einigen Glückseeligkeiten und Praerogativen dieser Stadt vor
den meisten Städten der Neu-Marck, dabey zugleich die mancherley Professionen der Künstler und Handwercker [...] – „O powodzeniu i pierwszeństwie
tego miasta przed większością miast Nowej Marchii, a przy tym także o profesjach artystów i rzemieślników [...]”.
Das 29. Capitel. Von der hiesigen Judenschafft [...] – „O tutejszym Żydostwie
[...]”.
Das 30. Capitel. Vom vormahligen Bischoffthume und Bischöffen, wie auch der
Stadt Lebus – „O dawnym biskupstwie i biskupach, jak też o mieście Lubusz”.
Das 31. Capitel. Von dem, was in einigen Capiteln dieser Abtheilung entweder
noch hinzu zu thun oder zu ändern nöthig gewesen – „O tym, co w niektórych
rozdziałach tej części albo dodać, albo zmienić było konieczne”.
Druga część (Die Andere Abtheilung. Darinn es nach seinen erlittenen Fatis und
Unglücks-Fällen vorgestellet wird – „Rozdział Drugi. A w nim przedstawione
jego [Königsvergu] losy i nieszczęśliwe wypadki”) jest krótsza i poza półstronicowym wprowadzeniem (Vorbereitung) obejmuje tylko 11 rozdziałów:
Das 1. Capitel. Von den verderblichen Krieges-Troublen und feindlichen Anfällen
welche unserm Königsberg fatal gewesen – „O zgubnych wojnach i wrogich
napadach, jakie nasz Königsberg na nieszczęście doznał”.
Das 2. Capitel. Von dem Schaden und der Ungelegenheit, so Königsberg sich selbst
durch innerliche Unruhe, Zwiespalt, Widersetzlichkeit und anderen unbilligen Unternehmungen, zugezogen – „O szkodach i niedogodnościach, jakich
Königsberg doznał wsutek wewnętrznych niepokojów, niesnasek, nieposłuszeństwa i innych przykrych wydarzeń”.
Das 3. Capitel. Von entstanden Feuers-Brunsten, welche unserer Stadt geschadet
[...] – „O powstałych pożarach, od których nasze miasto ucierpiało [...]”.
Das 4. Capitel. Von hefftigen Sturm-Winden und stürmischen Wetter so dieser
Stadt schädlich gefallen – „O gwałtownych wichurach i zawieruchach, które
niszczyły miasto”.
Das 5. Capitel. Von Donner-Wettern, welche der Stadt Königsberg theils Schrecken, theils Schade gebracht – „O burzach, które do Königsbergu przyniosły
194
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
i trwogę, i szkody”.
Das 6. Capitel. Von gar heissem Sommer-Wetter, oder trockener Zeit [...] –
„O upałach i suszach [...]”.
Das 7. Capitel. Von strenger Kälte und harter Winters-Zeit [...] – „O ostrym zimnie i srogich zimach [...]”.
Das 8. Capitel. Von anderer nicht wol-temperireten Witterung [...] – „O innych
zaburzeniach pogody [...]”.
Das 9. Capitel. Vom Mißwachs der Feld-Früchte und entstandener Theurung [...]
– „O nieurodzajach i powstałej stąd drożyźnie [...]”.
Das 10. Capitel. Von pestilentzialischen Seuchen [...] – „O epidemiach zarazy
[...]”.
Das 11. Capitel. Von den Ungelegenheiten, die Königsberg im Ausgange des
1710ten und Anfange des folgenden Jahres der Contagion halber erlitten –
„O nieszczęściach, jakie spotkały Königsberg pod koniec 1710 i z początkiem następnego roku z powodu zarazy”187.
Kronikę zamykają: dodatek (Anhang) zawierający „różne szczególne wydarzenia i osobliwe historie, które w poprzednich rozdziałach zostały nietknięte” oraz indeks (Register) „najznczniejszych spraw” poruszonych w kronice.
Inny układ ma suplement (Augustini Kehrberges Fortsetzung und weitere
Ausführung...) – zawiera on uzupełnienia i korekty (rozdziały: Nöthige Zusätze
und Anmerckungen zur Ersten Abtheilung des erläuterten Abrisses; Nöthige Zusätze und Anmerckungen zum erläuterten Abrisse des Neumärckischen Königsberges, und zwar zur Anderen Abtheilung [...] oraz Zusätze und Anmerckungen
zum Erläuterten Abrisse des Neumärckischen Königsberges, und zwar zum Anhange [...]). W suplemencie autor pisze też o wydarzeniach z życia miasta, jakie
toczyły się od 1724 do lutego 1731 r. Fortsetzung zamyka indeks (Register der
vornehmsten Sachen in der Fortsetzung des erläuterten Abrisses).
Praca Kehrberga to nie tylko przewodnik po historii, ale też po okolicy, po ulicach, po zabytkach; to kompendium wiedzy o ustroju, mieszkańcach,
o wielkich i małych sprawach miasta nad Rurzycą. Dzieło wyjątkowe także pod
względem literackim, pisane z elegancką prostotą. Wartość kroniki Augustina
Kehrberga polega zarówno na tym, że przedstawił on niezwykle skrupulatnie
dzieje Chojny, jak i na tym, że opisał wiernie i dokładnie miasto sobie współczesne – dzięki plastycznemu opisowi można z łatwością wyobrazić sobie wspaniałość kościoła Mariackiego, wygląd ulic, ratusza, przebieg ceremonii. Zestawił li187
Rozdział ten poświęcony jest epidemii dżumy. Zob. też: P. Schwartz, Die letzte Pest in der Neumark 1710, SVGN 11 (1901), s. 53–79.
195
Joanna A. Kościelna
sty miejskich urzędników, superintendentów i pastorów, nauczycieli pracujących
w chojeńskiej szkole. Zapisywał wszystko, co wydało mu się godne pamięci: remonty budynków, wizyty władców – m.in. Piotra I, jego żony Katarzyny, Augusta
II Mocnego czy perskiego posła, Bahameta Zerabata (czyli Mohammeda Rezy
Bega)188, a także przemarsze wojsk, zmiany pogody. Rzecz ciekawa, że pisząc
o pobytach w mieście wielkich tego świata, wcale się nie rozpisuje, ich świat
w ogóle go nie pociąga, w centrum uwagi Kehrberga pozostają małe i wielkie
sprawy miasta, w którym żył.
* * *
Nie istnieje już archiwum miejskie Chojny, zaginione w czasie drugiej wojny światowej lub zniszczone po jej zakończeniu. Od ponad siedemdziesięciu lat
dzieło Augustina Kehrberga nie jest już jednym w wielu źródeł do historii Chojny,
ale jest źródłem pod wieloma względami podstawowym, dlatego dziś sprawą najwyższej wagi powinno być przetłumaczenie i wydanie z naukowym opracowaniem
„Historyczno-chronologicznego opisu miasta Königsberg w Nowej Marchii”.
W 2014 r. obchodzić będziemy trzechsetlecie pierwszego wydania tej
kroniki i 280. rocznicę śmierci, a w 2013 r. – 345. rocznicę urodzin jej autora,
Poseł perski Bahamet Zerabat, który zdążał na dwór francuski, zatrzymał się w mieście
14 listopda 1714 r. W drodze do Paryża miał odwiedzić jeszcze Kopenhagę, Hamburg, Berlin
i wiele innych miast. Kehrberg pisze, że w południe poszedł pospacerować nad Rurzycę. W Chojnie był do niedzieli i mieszkał ze swymi ludźmi w domu pastora przy kościele Mariackim (A. Kehrberg, Erleuterter..., Abt. 1, s. 235). Kehrberg odnotował bardzo ważne z punktu widzenia polityki
Francji wydarzenie, gdyż ten spacerujący nad rzeką obcokrajowiec przygotowywał traktat między
Persją a Francją. Do Paryża dotarł z początkiem 1715 r. Naprawdę nazywał się Mohammed Reza
Beg, był wysokiej rangi urzędnikiem, zarządcą perskim w Erewaniu (Armenia). 19 lutego 1715 r.
został przyjęty z dworską pompą w Sali Zwierciadlanej pałacu w Wersalu przez króla Ludwika XIV.
Reza Beg spędził we Francji kilka miesięcy, negocjując umowy handlowe i porozumienie dyplomatyczne dotyczące ustanowienia stałych poselstw w obu krajach oraz ewentualnych wspólnych
akcji wojskowych przeciw Imperium Osmańskiemu (Turcji). Rozmowy utrudniał zły stan zdrowia
Króla Słońce (zm. 1.09.1715). Reza Beg wrócił do Persji jesienią 1715 r., wioząc swemu władcy
podpisane przez Ludwika XIV 13 sierpnia 1715 r. traktaty handlowe i o przyjaźni między Francją
i Persją. W wyniku jego misji powstał stały konsulat Persji w Marsylii. Podczas swego pobytu Pers
budził powszechne zainteresowanie; jako homme de bonne volonté, „człowiek dobrej woli”, został
przedstawiony przez Monteskiusza w jego sławnych Listach perskich, które także w tytule nawiązywały do pobytu Rezy Bega w Paryżu. Bohaterami utworu są Usbek oraz Rica, dwaj Persowie
podróżujący po Europie i przez pewien czas mieszkający we Francji. W listach do przyjaciół dzielą
się oni wrażeniami i opiniami o tym, co zobaczyli, co im się podoba, a co nie. Tak oto egzotyczny
gość Chojny, kontemplujący jesienne piękno łąk i i drzew nad Rurzycą, wpłynął na bieg świata,
bo w Listach perskich zarysowana została po raz pierwszy koncepcja trójpodziału władzy i praw
naturalnych.
188
196
Augustin Kehrberg (1668–1734) Próba biografii
który choć podpisywał się Augustinus Kehrberg, Zehdensis – Augustin Kehrberg,
cedyńczyk – miał pełne prawo pisać się Augustinus Kehrberg, Regismontanus –
Augustin Kehrberg, chojnianin.
Augustin Kehrberg (1665–1734)
Versuch einer Biografie
Unter den Arbeiten, die sich auf die Geschichte der Neumark beziehen,
nimmt Augustin Kehrbergs Chronik der Stadt Königsberg/Nm. (heute Chojna)
einen besonderen Platz ein. Der Verfasser dieses Werkes erweckte bisher kein
großes Interesse der Forscher, man wusste wenig von ihm, er war eine Person
ohne Biografie. Indessen übermittelte der Königsberger Chronist an die Leser
recht viele Informationen über sich selbst, indem er sie in sein Werk einflocht.
Die vorliegende Skizze ist ein Versuch, die in der Chronik vorhandenen Tatsachen zu sammeln und zu ordnen.
Augustin Kehrberg kam am 24. August 1668 in Zehden (heute Cedynia)
zur Welt. Er war ein Sohn von Petrus Kehrberg und Catherina Gläser. Er starb
im März 1734 in Königsberg/Nm. Gemäß seinem Wunsch wurde er neben seiner ersten Frau und der Tochter in der Klosterkirche zu Königsberg bestattet.
Im Sterbebuch wurde verzeichnet, dass er am 10. März zu Grabe getragen wurde, er starb also wahrscheinlich zwei Tage vorher, am 8. März 1734.
Er übersetzte zwei Psalmen, die 1707 und 1710 veröffentlicht wurden, verfasste auch Trauergedichte auf den Tod von Beate Louise von Marwitz
(1717); sein wichtigstes Werk ist jedoch die erwähnte Chronik: Augustini Kehrberges Erleuterter Historisch-Chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der
Neu-Marck [...].
Die Arbeiten an dem „Abriss“ begann Kehrberg 1710. Die Chronik wurde einige Male aufgelegt. Die erste Ausgabe, kurz gefasst und nur 96 Seiten
umfassend, wurde 1714 bei Andreas Kobse in Prenzlau gedruckt. Ein Jahr später
erschien in Frankfurt an der Oder eine 212 Seiten umfassende Ausgabe, die der
Autor selbst für die erste hielt. 1724 gab die Berliner Druckerei Gottfried Gedicke eine „perfektionierte“ Fassung des „Abrisses“ heraus, die 394 Seiten und
ein Sachregister umfasste sowie eine am 8. April 1724 geschriebene Widmung
und eine Vorrede von Christoph Beckmann enthielt. Im folgenden Jahr erschien
in derselben Druckerei die Neuausgabe des „Abrisses“. 1731, an seinem Lebensabend, gab Augustin Kehrberg höchstwahrscheinlich in Königsberg auf eigene
Kosten einen Supplementband heraus, der aus 101 Seiten bestand und Ergän-
197
Joanna A. Kościelna
zungen sowie Ereignisse aus den Jahren 1723–1731, eine neue Widmung und
eine auf den 3. April 1731 datierte Vorrede enthielt.
Für seinen „Abriss“ sichtete Kehrberg genau die Bestände des Königsberger Archivs, er kannte auch und zitierte in seinem Werk die sich auf die
Geschichte der Neumark und insbesondere der Stadt Königsberg beziehenden
Arbeiten brandenburgischer, pommerscher und polnischer Historiker.
Übers. v. K. Gołda
198
Ewa Gwiazdowska*
Szczecin
Gustav Stier, uczeń
Karla Friedricha Schinkla,
odwiedza Chojnę (1825)
W średniowieczu miasteczko Chojna było ważnym ośrodkiem gospodarczym i administracyjnym Nowej Marchii. Świadczą o tym liczba i okazałość
pozostałych z tamtych czasów budowli municypalnych i sakralnych. Zachowane
do naszych czasów: kościół farny, ratusz, zespół klasztorny augustianów, kaplica
cmentarna oraz mury miejskie z Bramą Świecką – przed prawie dwustu laty,
w pierwszych dziesięcioleciach XIX w., musiały budzić zachwyt w okresie romantyzmu. Wówczas bowiem uświadomiono sobie znaczenie dawnych budowli
będących pomnikami dziejów. Doceniono ich piękno, a także dostrzeżono specyfikę form charakterystycznych dla obszaru Pomorza, Nowej Marchii i terenów
sąsiednich krajów niemieckich. Bliska ówczesnym architektom pruskim idea
wznoszenia nowych budowli w stylu nawiązującym do lokalnej tradycji, kultywowana m.in. przez Karla Friedricha Schinkla, mogła być powodem odwiedzin
w Chojnie jego kolejnych uczniów. Ze swym bogactwem średniowiecznej monumentalnej architektury miasto było dla nich bardzo atrakcyjnym celem wycieczek studyjnych. Świadczą o tym zachowane rysunki, które badacze wydobywają
na światło dzienne. Do takich studiów architektonicznych należą dwie prace
sygnowane przez Gustava Stiera i datowane na rok 18251.
* Ewa Gwiazdowska – historyk sztuki, doktor nauk humanistycznych. Od 1982 roku w Muzeum
Narodowym w Szczecinie, opiekuje się Gabinetem Grafiki, w którym gromadzi dawną grafikę europejską, przygotowuje wystawy i opracowuje katalogi. Ponadto zajmuje się badaniem i publikuje
prace poświęcone ikonografii Pomorza oraz artystom pomorskim XIX i XX wieku.
1
Te dwa rysunki studyjne odnalazł dr Radosław Skrycki.
199
Ewa Gwiazdowska
Ich autorem był jeden z uczniów wspomnianego koryfeusza architektury powstającej na ziemiach państwa pruskiego, a więc m.in. w Nowej Marchii.
Friedrich Gustav Alexander Stier, architekt noszący tytuł pruskiego królewskiego
radcy budowlanego (Königlich Preußischer Baurat), a także artysta rzemieślnik
i pisarz na tematy fachowe, urodził się 7 lutego 1807 r. w Berlinie i zmarł tamże
18 listopada 1880 r.2 Można tu dodać, że był rówieśnikiem cenionego szczecińskiego malarza Augusta Ludwiga Mosta, który zawitał do Chojny dziesięć lat
po nim3. Gustav Stier uczył się w berlińskim Gimnazjum Werdera, a po ukończeniu szkoły, w 1822 r., podjął studia w Akademii Budowlanej (Bauakademie)
w Berlinie, założonej przez Davida Gilly’ego, nauczyciela Schinkla. Zapewne
bliskie stały się mu nauki mistrzów, zarówno Gilly’ego, jak i Schinkla. Studia
zakończył w 1824 r. egzaminem na geodetę (Feldmesser) i podjął praktykę pod
kierunkiem F. Schramma. W trakcie praktyki uczestniczył m.in. w budowie
gimnazjum w brandenburskim miasteczku Joachimstal niedaleko Eberswalde.
Wkrótce podjął własną działalność architektoniczną. W 1828 r. został członkiem
Berlińskiego Stowarzyszenia Architektów (Berliner Architektenverein). Od końca
lat dwudziestych XIX w. do 1837 r. pracował w atelier Schinkla jako rysownik.
Przygotował wówczas m.in. projekty budowlane nowego gmachu wspomnianej
Akademii Budowlanej. W 1832 r. dokonał pomiarów i projektów odbudowy pałacu Erdmannsdorf. W 1836 r. zdał egzamin na mistrza budowlanego (Baumeister).
Był bliskim współpracownikiem Schinkla, bardzo promowanym przez mistrza,
utalentowanym młodym architektem. Postanowił jednak poświęcić się głównie działalności pedagogicznej. Podjął pracę w Szkole Rzemiosła Budowlanego
(Baugewerbeschule), w latach 1839–1842 uczył w Instytucie Rzemieślniczym
(Gewerbeinstitut), a od 1842 r. w Powszechnej Szkole Budowlanej (Allgemeine
Bauschule). W 1843 r. uzyskał tytuł profesora, a w 1852 r. – radcy budowlanego (Baurat). Był czynnym nauczycielem do czasu odejścia na emeryturę
w 1861 r. W ramach działalności architektonicznej zbudował w Berlinie kilka
kaplic grobowych, spichlerz Dünnwalda przy Königsgraben, magazyn dla zleceniodawcy Hirschfelda (1837), synagogę żydowskiej gminy reformowanej przy
Johannisstraße (1853–1854). Z publikacji jego pióra można wymienić czasopismo fachowe dla murarzy i cieśli „Vorlegeblätter für Maurer und Zimmerleute”,
Berlin 1841. Współpracował przy przygotowaniu czasopisma dla budowniczych
Dane biograficzne w: Allgemeines Lexikon der bildenden Künstler von der Antike bis zur Gegenwart, begr. v. U. Thieme u. F. Becker, Bd. 32, Leipzig 1938, s. 43, tam dalsza literatura; M. Ehler,
M. Müller, Architekten A–Z, w: Schinkel und seine Schüler. Auf den Spuren großer Architekten in
Mecklenburg und Pommern, hg. v. M. Ehler, M. Müller, Schwerin 2004, s. 324–325.
3
O wizycie Mosta w Chojnie zob. E. Gwiazdowska, Szczeciński malarz August Ludwig Most pośród murów Chojny w roku 1835, „Rocznik Chojeński” 2 (2010), s. 144–152.
2
200
Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825)
„Vorlegeblätter für Baumeister”. Okazjonalnie wykonywał rysunki artystyczne,
takie jak portret męski sygnowany i datowany: „Gustav Stier fec. Dez. 1830”.
W 1836 r. brał udział w wystawie berlińskiej Akademii Sztuki. Jego projekty
publikowane były w czasopiśmie „Deutsche Bauzeitung”.
Pierwszy z dwóch wspomnianych rysunków z Chojny przedstawia ratusz wraz z najbliższą zabudową. Wykonany został piórem w czarnym tuszu
i atramencie w tonie brunatnym na gładkim papierze, pokratkowanym ołówkiem, naklejonym na montaż. Sygnowany u dołu po lewej piórem, alfabetem
gotyckim: „1825 Gustav Stier”. Rysunek obwiedziony jest podwójną konturową
ramką wykonaną na montażu barwionym sepią. Na dolnym marginesie montażu
pismem stylizowanym na gotycki druk wykaligrafowano tytuł: Das Rathhaus zu
Koenigsberg in der Mark. Kompozycja jest typowym dziewiętnastowiecznym widokiem przedstawiającym wnętrze miejskie z godną uwagi budowlą historyczną
umieszczoną w centrum i otoczoną przez zabudowę mieszczańską. Jako temat
widoku wybrany został chojeński ratusz, gdyż jego fasada swą dekoracyjnością
i malowniczością zrobiła bez wątpienia duże wrażenie na przybyszu. Korpus budynku posadowiony został na wysokim podpiwniczeniu, był dwukondygnacyjny,
a wznoszący się nad nim schodkowy szczyt – trójkondygnacyjny. Filary zdobione wnękami i ażurowymi wimpergami podkreślały węgły fasady i rozdzielały jej
osie. Ten podział pionowy równoważyły gzymsy, w partii szczytu wzmocnione
pasami fryzów z ażurowych, glazurowanych kształtek. Ostrołukowe obramienia
okien i wimpergi zdobione żabkami w kondygnacji piwnicy i parteru tworzyły
rytm powtórzeń wraz z trójkątnymi zwieńczeniami osi w szczycie i ze sterczynami wieńczącymi filary. Okazałości dodawało ratuszowi ukazanie go od dołu
okiem przechodniów widocznych na pierwszym planie.
Rysownik pokazał budowlę z lekkiego ukosa, aby udokumentować również wygląd długiej bocznej elewacji ratusza. Ściana ta miała nieregularną dyspozycję. W kondygnacji piwnicznej znajdowało się jedno boczne zejście do podziemi. Obok niego było zamurowane wejście na parter, w którym pozostawiono
tylko otwór okienny. W kondygnacji parteru znajdowało się kilka okien zróżnicowanych pod względem wielkości i kształtu, położonych na różnych wysokościach.
Dwa z nich także zmniejszono przez częściowo zamurowanie wnęk okiennych.
Drugie piętro miało charakter reprezentacyjny, dzielone było szeregiem ozdobnych wnęk okiennych. Ich dokładna forma jest niestety niewidoczna z powodu
zastosowanego przez rysownika zbyt dużego skrótu perspektywicznego.
Po lewej stronie przylegał do ratusza malutki dom parterowy, ze względu
na swą kubaturę stanowiący zapewne swoistą atrakcję turystyczną. Domek był
niziutki, dwuosiowy, ale miał półpięterko częściowo mieszczące się pod dachem.
Przylegała do niego okazała piętrowa kamienica o osiemnastowiecznej elewacji
201
Ewa Gwiazdowska
zdobionej boniowanymi lizenami i prostymi opaskami okiennymi z kroksztynami podtrzymującymi gzymsy podokienne. Przed domem rosły drzewa o kuliście
przycinanych koronach.
Rynek wybrukowano kamieniami polnymi. Wzdłuż bocznej elewacji ratusza biegła wąska uliczka, której perspektywa otwierała się na piętrowy dom
mieszczański stojący przy bocznej ulicy na tyłach ratusza. Na rogu rynku i tej
uliczki stał stary piętrowy dom o wysokim stromym dachu, tynkowany, z ryglową ścianą szczytową. Zwartą pierzeję uliczki tworzyły niższe domy piętrowe,
o prostych formach dziewiętnastowiecznych. Malowniczości dodaje rysunkowi
sztafaż rodzajowy: dwie przekupki, które ulokowały się w pobliżu fasady ratusza
z towarem wystawionym w koszykach oraz targująca się z nimi klientka. Po prawej stronie rysunku, obok węgła domu, widoczne są porzucone taczki, którym
przypuszczalnie podwieziono do domu jakiś towar. Przechodzący przez rynek
mężczyźni to być może koledzy rysownika, a może jeden z nich, idący ze szkicownikiem pod pachą, jest autoportretem samego autora. Rysunek upamiętnia
dość dokładnie wygląd ratusza ok. 1825 r. i otaczającą go wówczas zabudowę.
Pokazuje także, jak przebiegały spokojne godziny powszedniego dnia na chojeńskim rynku i w jakich strojach wtedy chodzono ulicą.
Widokówki z przełomu XIX i XX w. pokazują, jak zmieniła się zabudowa
przedstawiona przez Stiera4. Częściowemu przekształceniu uległa fasada ratusza. Polegało ono na powiększeniu okien pierwszego piętra, aby lepiej oświetlały
wnętrza reprezentacyjnej sali posiedzeń rady. Chciano także zaakcentować szacowną, gotycką formę ratusza. Dlatego mające nowożytną formę prostokątne
okna w opaskach z klinami zastąpione zostały przez okna neogotyckie – szersze, zamknięte łukami ostrymi. Mały domek przylegający do ratusza po prawej
stronie był już nadbudowany o piętro. Ponadto miał przerobioną fasadę przez
zmianę układu otworów drzwiowych i okiennych. W domu stojącym szczytem
do ratusza na sąsiednim rogu ulicy przebito w ścianie szczytowej kilka okien,
a sam szczyt otynkowano. Obecnie domy te już nie istnieją. Tylko rysunek sprzed
prawie dwu stuleci upamiętnia wygląd dawnego otoczenia ratusza.
Drugi rysunek przedstawia fragment średniowiecznych murów miejskich
z Bramą Świecką widziany zza fosy. Został wykonany piórem w czarnym tuszu
i pędzlem w tonie brunatnym na czerpanym papierze żeberkowym naklejonym
na czarny papier. Sygnowany i datowany jest u dołu po prawej piórem, alfabetem gotyckim: „Gustav Stier / 1825”. Gotyckie mury miejskie należały do motywów fascynujących artystów i wyrażały samą istotę miasta. Stier pokazał bramę
4
Por. pocztówki reprodukowane w: R. Skrycki, Chojna. Impresje sprzed wieku. / Königsberg in der
Neumark. Bilder aus einer vergangenen Zeit, Szczecin 2011, s. 16, 18–19, 82.
202
Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825)
w sposób rzadko spotykany, od strony pola, czyli zza murów, z wału niegdyś
otaczającego fosę miejską, a w XIX w. przekształconego zapewne w planty, jak
to się powszechnie działo w wielu miastach. Świadczy o tym przedstawiona na
pierwszym planie barierka z żerdzi wydzielająca aleję spacerową i odgradzająca
ją od stoku fosy. Brama ukazana oczami spacerowicza, od dołu, sprawia wrażenie
monumentalnego dzieła. Ujęcie podkreśla jej obronny charakter i okazałą, bogato rozczłonkowaną bryłę. Ponadto pocztówka z 1921 r., pokazująca bramę z tej
samej strony, potwierdza, że artysta podwyższył budowlę, aby wrażenie wielkości
jej kształtu jeszcze podkreślić optycznie5.
Korpus ceglanej bramy wzniesionej na planie zbliżonym do kwadratu
wieńczy górna kondygnacja oddzielona fryzem z czworolistnych kształtek. Od
strony wjazdu ścianę dzieli szereg arkad. Kondygnację tę obiega krenelaż z danskerem, czyli ubikacją dobudowaną do bocznej ściany. Powyżej wznoszą się dwie
kondygnacje na planie ośmioboku, zwieńczone krenelażem otaczającym ostrosłupowy hełm. Na tle hełmu widać komin, z czego wynika, że w owym czasie
w bramie znajdowała się ogrzewana izba. Do bramy przylegał po prawej stronie
odcinek muru miejskiego z wzniesionym wzdłuż niego, od strony miasta, budynkiem nakrytym ceramicznym dachem siodłowym z kominem wskazującym,
że budynek ten służył celom mieszkalnym. Ponad tym dachem widoczne są
w głębi dachy i ryglowe szczyty domów mieszczańskich. Po lewej stronie bramy
wznosił się ponad murem miejskim duży, piętrowy dom mieszkalny z kondygnacją poddasza oświetloną oknem w formie wolego oka. Mały ryglowy dom
nakryty stromym dachem stał przed Bramą Świecką, u wejścia na ceglany most
arkadowy przerzucony nad fosą. To skupisko piętrzącej się malowniczo zabudowy ożywił rysownik zielenią traw i krzewów, a także pojedynczymi drzewami
umieszczonymi kulisowo, ale przypuszczalnie rosnącymi w miejscach, w których
zostały uwiecznione. Na wspomnianej widokówce z 1921 r. otoczenie bramy wyglądało już inaczej, składało się z innych budynków, toteż rysunek Stiera także
w tym wypadku uchwycił pewien moment dziejów miejskiej zabudowy.
Oba rysunki mają analogiczne oznaczenia własnościowe umieszczone
u góry, na tle nieba. Po prawej stronie piórem napisano – na pierwszym rysunku:
„Invent. sub No 131 pag. 263./B.S.M”, a na drugim: „Invent sub No 127 pag
263/ B.S.M”. Poniżej przystawiono okrągłą pieczęć w czarnym tuszu z sylwetką
orła pod koroną, trzymającego w szponach berło i jabłko, a pod nim inicjały S.M.
Po lewej stronie przybito owalną liliową pieczęć z napisem: ARCHITEKTURMUSEUM / TECHNISCHE HOCHSCHULE / CHARLOTTENBURG.
Ponadto na pierwszym rysunku, w dolnym, prawym rogu montażu, powtórzono
5
Tamże, s. 60.
203
Ewa Gwiazdowska
niebieską kredką numer 131. Oznaczenia te mówią o dziejach obu prac Stiera.
Litery S.M. na pieczęci wskazują na Schinkel-Museum jako właściciela i mówią, że rysunki ucznia Schinkla najpierw znajdowały się w berlińskim muzeum
poświęconym samemu Schinklowi. Skrót B.S.M. oznacza Beuth-Schinkel-Museum i dowodzi, że prace trafiły następnie, wraz z spuścizną Schinkla, do
tego muzeum6. Wówczas jeden z rysunków został umieszczony na montażu
i nadano mu tytuł. Ostatecznie, na co wskazuje owalna pieczęć, znalazły się one w
Muzeum Architektury Wyższej Szkoły Technicznej w Berlinie-Charlottenburgu
i tam przechowywane są do czasów obecnych.
Omawiane rysunki są cennym źródłem ikonograficznym, wzbogacającym wiedzę o wyglądzie Chojny ok. 1825 r., o historii jej architektury. Są dokumentem dziejów miejscowej kultury w pierwszej połowie XIX w. i świadczą
o znaczeniu Chojny dla gromadzenia wiedzy o architekturze na ziemiach pruskich, dla kształtowania się obrazu dziejów tej dziedziny, a przypuszczalnie także dla jej późniejszego rozwoju. Jednocześnie wzbogacają wiedzę o historii samej Chojny, jej gospodarczego i społecznego rozwoju w średniowieczu i czasach
nowożytnych.
Gustav Stier, der Schüler Karl Friedrich Schinkels,
besucht die Stadt Königsberg/Nm. (1825)
Die bis in unsere Zeiten erhaltenen, zahlreichen und prachtvollen mittelalterlichen Stadt- und Kirchengebäude in Königsberg/Nm. (heute Chojna)
mussten vor fast 200 Jahren, in der Epoche der Romantik, Begeisterung erregen. Man vergegenwärtigte sich nämlich damals die Bedeutung der alten
Gebäude als Denkmäler der Geschichte und wusste ihre Schönheit zu schätzen.
Wahrgenommen wurden auch spezifische Merkmale der Bauformen, die für
Pommern, die Neumark und die angrenzenden deutschen Länder charakteristisch waren.
Peter Christian Wilhelm Beuth (ur. 1781 w Cleve, zm. 1853 w Berlinie) był pruskim urzędnikiem
państwowym. W latach 1818–1845 kierował oddziałem handlu, rzemiosła i budownictwa w Ministerstwie Finansów. Jednocześnie był członkiem Rady Państwa oraz dyrektorem założonego
w 1831 r. Instytutu Rzemiosła (Gewerbeinstitut) i Akademii Budownictwa (Bauakademie), na
fundamentach których wyrosła Wyższa Szkoła Techniczna w Berlinie-Charlottenburgu. Beuth
przyjaźnił się z Schinklem i wspólnie z nim założył Muzeum Rzemiosła Artystycznego (Kunstgewerbemuseum). Zob. Der Große Brockhaus. Handbuch des Wissens in zwanzig Bänden, Bd. 2,
Berlin 1929, s. 660–661. Dane biograficzne Beutha wyjaśniają dzieje obu rysunków architekta
Gustava Stiera, ucznia Schinkla.
6
204
Gustav Stier, uczeń Karla Friedricha Schinkla, odwiedza Chojnę (1825)
Die den preußischen Architekten vertraute Idee der Errichtung neuer
Gebäuden in einem an die lokale Tradition anknüpfenden Stil, die u. a. auch
von Karl Friedrich Schinkel kultiviert wurde, war vielleicht die Ursache dafür, dass seine Schüler die Stadt Königsberg/Nm. besuchten. Einer von ihnen
war Friedrich Gustav Alexander Stier, ein Architekt, der den Titel „Königlich
Preußischer Baurat“ trug, sich auch mit Kunstgewerbe befasste und Fachbücher
schrieb. Er wurde am 7. Februar 1807 in Berlin geboren und starb daselbst am
18. November 1880. Stier studierte an der Bauakademie Berlin, war ein enger
Mitarbeiter Schinkels, der den talentierten jungen Architekten sehr förderte. Er widmete sich jedoch hauptsächlich der pädagogischen Tätigkeit an der
Baugewerbeschule.
Während seines Studienbesuchs in Königsberg 1825 entwarf Stier zwei
Architekturstudien. Der eine Entwurf (Feder in schwarzer Tusche und brauner Tinte) schildert das Rathaus und seine Umgebung, der andere (Feder in
schwarzer Tusche und Pinsel in braunem Ton) zeigt eine Teilansicht der mittelalterlichen Stadtmauer mit dem Schwedter Tor von jenseits des Burggrabens.
Beide Studien sind wertvolle ikonografische Quellen, die unser Wissen über
das Aussehen Königsbergs in den ersten Jahrzehnten des 19. Jahrhunderts bereichern.
Übers. v. K. Gołda
205
Ewa Gwiazdowska
Ryc. 1 – Gustav Stier, Ratusz, ze zbiorów Architektur-Museum Technische Hochschule w Charlottenburgu
206
Ryc. 2 – Gustav Stier, okolice Bramy Świeckiej, ze zbiorów Architektur-Museum Technische
Hochschule w Charlottenburgu
207
208
Karl Richter
Bad Freienwalde
Die Orgelbauwerkstatt Bütow
in Königsberg/Neumark
(Chojna).
Ein Beitrag zur Geschichte
des märkischen Landorgelbaus
im 19. Jahrhundert
Die Gründung der Orgelbauwerkstatt in Königsberg/Neumark (Chojna)
geht auf den am 24. Oktober 1813 in Treptow an der Rega (Trzebiatów) geborenen Friedrich Carl Wilhelm Bütow zurück1. Über seinen Schulbesuch und der
Ausbildung zum Orgelbauer ist nichts bekannt. Möglich wäre eine Lehre bei August Wilhelm Grüneberg in Stettin (Szczecin) gewesen. Um 1846 kam er auf der
Wanderschaft nach Königsberg/Neumark (Chojna). Vermutlich arbeitete er hier
bei dem Orgelbauer A. Landowans, der die Königsberger Marienorgel von Joachim
Wagner pflegte, als Geselle. Landowan baute 1847 in Rohrbeck (Rosnowo) nahe
bei Königsberg/Neumark (Chojna) seine erste und letzte Orgel. Kurz darauf starb
er im Frühjahr 18482. Es ist anzunehmen, dass Friedrich Bütow sich um die Stelle
zur Pflege der Marienorgel beworben hat. Sie war die Grundlage um Bürger der
Stadt zu werden, die Werkstatt weiter auszubauen und eine Familie zu gründen.
Friedrich Bütow baute in den Jahren 1850 bis 1876 sechzehn, bisher
nachweisbare, neue Orgeln mit mechanischen Schleifladen. Nachgewiesen
ist auch eine Reparatur und Erweiterung der Nahausener Wagner-Orgel von
1856.
Quelle: www.family search.org, Kirchenbücher von Treptow a. d. R.
„URANIA Musikzeitschrift”, Nr. 2, 1859, S. 19. Die Orgel war bis zur Umgestaltung der Kirche
für die katholische Gemeinde nach dem 2. Weltkrieg im Original erhalten. Sie wurde abgebrochen.
1
2
209
Karl Richter
Nach 1850 heiratete er Marie Deleroi. Am 31. Dezember 1854 wurde der
Sohn Paul geboren3, der später die Orgelbauwerkstatt weiterführte. Er besuchte
in Königsberg (Chojna) die Schule und erlernte das Orgelbauhandwerk bei seinem Vater. Danach ging er auf Wanderschaft um sich zu „perfektionieren“. Paul
Bütow kann also, wenn er nicht längere Zeit auf Wanderschaft war, frühestens
um 1876 eigenständig Orgeln gebaut haben. Auf Grund seiner Bauweise kann
man annehmen, dass er den Bau von Kegelladen bei Wilhelm Sauer in Frankfurt (Oder) gelernt hat. Auch die Anordnung des Spieltisches mit Blickrichtung
zum Altar, lässt darauf schließen. Der Bau der Orgel in Groß Lindow könnte als
Beleg dafür angesehen werden. Vielleicht ist sie sogar sein Meisterstück.
Bild 1: Die 1876 von Paul Bütow
erbaute Orgel in Groß Lindow
Bild 2: Der abgesetzte Spieltisch
der Orgel
3
Aus der Literatur ist der Bruder Fritz noch bekannt. Er war von Beruf Lehrer.
210
Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna)...
Nach dem Tode von Friedrich Bütow übernahm der Sohn Paul Bütow
die Orgelbauwerkstatt. Bisher konnte noch nicht ermittelt werden wann der Vater gestorben ist und die Übernahme der Werkstatt erfolgte. Leider sind durch
die hohen Kriegszerstörungen des 2. Weltkrieges aus dieser Zeit keine Belege
mehr vorhanden4.
Paul Bütow war im gewissem Sinne ein Außenseiter, den man sogar ein
wenig >schrullig< bezeichnete, in seiner Art aber durchaus ein bemerkenswerter
Mann. 1897 wohnte er noch mit seiner Mutter Marie Bütow in der Klosterstraße
276. Erst mit 48 Jahren, 1902, heiratete er die 20 Jahre jüngere Martha Heckendorf. Die Familie wohnte in der Klosterstraße 28 später in der 11, zur Miete5.
Bild 3: Die Klosterstraße um 1930
Die Orgelbauwerkstatt befand sich im alten Kloster, zuerst in einem Zimmer nach dem Hof, später im Hauptgebäude neben der Kirche. Ob sich die Werkstatt seit der Gründung dort befand, ist nicht bekannt. Die Klostergebäude kaufte
um 1925 der Pastor von Gerlach und die Werkstatt musste geräumt werden.
Kirchenbücher der St. Marien-Gemeinde aus dieser Zeit existieren nicht mehr Mitteilung von
„Kirche Jesu Christi der Heiligen der letzten Tage”, Berlin.
5
G.E. Dann, Hans Bütow (1905–1944) Ein neumärkischer Historiker, „Heimatkreis Kalender
Königsberg/Nm”, 1973, S. 86 ff.
4
211
Karl Richter
Paul Bütow hatte manche Eigenheiten. An die Wände seiner Werkstatt
schrieb er mit einem Zimmermannsbleistift bis hoch an die Decke, eine fortlaufende Chronik aller ihm wichtigen Ereignisse persönlicher und allgemeiner
Art6. Leider hat sich bei der Auflösung der Werkstatt keiner für diese Aufzeichnungen interessiert. So sind sie verloren gegangen.
Bild 4: Das alte Kloster
Kaufmännisch war Paul Bütow wenig begabt und hat es deshalb zu keinen Reichtümern gebracht, obwohl er ein gesuchter Orgelbauer und Orgelreparateur war. Eine Inschrift in der Flemsdorfer Orgel deutet auf diesen Umstand
hin. „Ein tüchtiger Orgelbauer, der nur einen Fehler hatte, er konnte keinen
Preis fordern. So sagte Pfarrer Mühlenbeck“.7
Paul Bütow war in seinem Wesen ein stiller und zurückhaltender Mann,
doch steckte er voller Schnurren und besaß ein gewisses Erzählertalent. Er war
dadurch bei den Pastoren, Dorflehrern und Organisten, mit denen er durch seinen Beruf regelmäßig zu tun hatte, stets gern gesehen und stand mit ihnen, wie
auch mit seiner sonstigen Umwelt, auf bestem Fuße.
6
K. Speer, Augustinerkloster und Mönche in Königsberg/Neumark, „Heimatkreiskalender Königsberg/Neumark”, 2000, S. 115.
7
Das schrieb Karl Gerbig, Orgelbauer Eberswalde, am 12.10.1926 nach einer Orgelreparatur.
212
Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna)...
Seine Frau war eine stille, niemals hervortretende Person. Sie fand nach
dessen Tode, Paul Bütow starb am 30. März 1926 72jährig, in der Sorge um
Sohn und Tochter ihren Lebensinhalt. Sein Sohn, Hans Bütow, der wenig Interesse für den handwerklichen Beruf seines Vaters aufbrachte, wurde Lehrer und
ein anerkannter Heimathistoriker der Neumark. Er wurde mit 39 Jahren ein
Opfer des 2. Weltkrieges.
Von Hans Bütow stammen auch einige Veröffentlichungen über Orgeln,
besonders über die 500jährige Königsberger Orgelgeschichte und die WagnerOrgel in der St. Marienkirche,8 die sein Vater und sein Großvater Jahrzehnte in
Pflege hatten.
Von einer Arbeit an der Wagner-Orgel in den Jahren 1882-1884 berichtet Hans Bütow: „In dieser Zeit wurde das Innere der Marienkirche nach den
Grundsätzen der Stilreinheit in der damaligen Auffassung wiederhergestellt.
Dieser Umgestaltung fielen auch die beiden Orgelemporen zum Opfer. Auf der
unteren waren die 6 Blasebälge untergebracht. Sie wurden von einer heimischen
Werkstatt neu angefertigt und in den Turm verlegt“9.
Diese Werkstatt
kann nur die seines Vaters
gewesen sein, da zu dieser
Zeit in Königsberg kein
anderer Orgelbauer ansässig war. Unverständlich
ist, dass Hans Bütow in
seinen Veröffentlichungen
nie etwas über die Orgelbauwerkstatt seines Großvaters bzw. seines Vaters
geschrieben hat.
Bild 5: Inneres der St. Marienkirche vor 1882
8
9
Orgelbau 1736, St. Marien, Königsberg/Neumark, In: „Kreiskalender Kgsbg./Nm”, 1937, S. 46–49.
500 Jahre Orgeln in der Königsberger Marienkirche, In: „Die Neumark” Nr. 1, Jg. 18, 1941, S.. 2–20.
213
Karl Richter
Paul Bütow urteilte 1906 über die Wagner-Orgel von St. Marien wie
folgt: „Bis jetzt hat sie in unverändertem Zustande treu ihre Dienste getan. Der
Zahn der Zeit hat aber trotzdem sehr merklich an dem Werke genagt; denn
Wurmfraß in den Holzteilen, besonders in der Mechanik, sowie Oxidation des
inneren, viel Blei enthaltenden Pfeifenwerks tragen zum Ruin bei. Die Klaviaturen sind abgenutzt. Das alte Schleifladensystem hat sich längst überlebt
und ist durch das Kegelventilladensystem verdrängt, welches, mit der neuen
Pneumatik verbunden, ganz bedeutende Vorzüge besitzt. Die neuere Zeit stellt
eben ganz andere Anforderungen an ein Orgelwerk. Die meisten Orgelwerke
aus jener Zeit, ja viele auch späteren Ursprungs sind längst durch neue ersetzt
oder doch von Grund aus umgearbeitet. An der hiesigen Orgel ist bislang nichts
Durchgreifendes geschehen“10.
Bild 6: Inneres der St. Marienkirche vor der Zerstörung 1945
Um weiterhin neue Orgeln zu bauen, musste sich auch Paul Bütow
auf ein pneumatisches System umstellen. Nachweislich hat er zwei pneumatische Orgeln und eine pneumatische Zusatzlade gebaut. Insgesamt hat er
10
Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren 1907 Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg/Neumark.
214
Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna)...
7 Orgeln neu gebaut. Den Hauptanteil seines Schaffens nahmen aber Reparatur-, Umbau- und Wartungsarbeiten ein. Gelegentlich hat er auch Modelle für
die Fortbildungsschule gebaut und zwar so genau, dass sie „pfiffen“ wenn man
sie auseinander nahm.
Die Orgelbauwerkstatt Bütow hat in der 2. Hälfte des 19. Jahrhundert
als Handwerksbetrieb, neben den großen Firmen Dinse (Berlin) und W. Sauer (Frankfurt/O.) die Orgellandschaft in der Neumark mit gestaltet. Friedrich
Bütows Arbeitsgebiet, soweit es sich noch nachweisen lässt, befand sich in der
Neumark und dort überwiegend im Kreis Königsberg/Neumark. Sein Sohn Paul
Bütow erweiterte das Arbeitsgebiet auf die angrenzenden Kreise Angermünde
(Uckermark) und Oberbarnim, wo an Hand von Belegen seine Arbeit nachgewiesen werden kann. Seine letzte Reparaturarbeit die er vor 1925 an der Buchholz-Orgel der französisch-reformierten Kirche in Schwedt ausführte, mußte er
wegen Geldmangels aufgeben.
Mit der Beräumung der Werkstatt im Kloster 1925 und dem Tod von
Paul Bütow 1926 fand die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark ihr
Ende.
Neubauten von Friedrich Bütow11
1847 Rohrbeck (Rosnowo)
Vermutlich Mitarbeit an der Landowan-Orgel
10 Register/II/P mechan. Schleifladen nicht erhalten
1850 Dertzow (Derczewo)
7 Register/I/P mechan. Schleiflade
nicht erhalten
1851 Dürrenselchow (Żelichów)
8 Register/II/P mechan. Schleifladen
nicht erhalten
185? Dobberphul (Dobropole)
Technische Daten nicht bekannt
nicht erhalten
1910 Neubau durch W. Sauer, Frankfurt/O.
1853 Kleinmantel (Mętno Małe)
4 Register/I (Positiv) mechan. Schleiflade
nicht erhalten
185? Herrendorf (Chłopowo)
4 Register/I/P angeh. mechan. Schleiflade
nicht erhalten
11
„URANIA Musikzeitschrift”, Nr. 2, 1859; Orgelkartei 1944, Zentralstelle für Orgelbau im Ev.
Konsistorium Berlin-Brandenburg-schlesische Oberlausitz.
215
Karl Richter
1934 Neubau durch A. Schuke, Potsdam
1856 Reichenfelde (Garnowo)
5 Register/I/P angeh. mechan. Schleiflade
nicht erhalten
185? Wedel (Czartoryja)
6 Register/I/P mechan. Schleiflade
nicht erhalten
1863 Kutzdorf (Gudzisz)
9 Register/I/P mechan. Schleifladen
nicht erhalten
1863 Grabow (Grabowo)
9 Register/I/P mechan. Schleifladen
nicht erhalten
1864 Kleinwubiser (Stare Objezierze)
8 Register/I/P mechan. Schleifladen
nicht erhalten
1868 Woltersdorf (Mirowo)
6 Register/I/P mechan. Schleifladen
nicht erhalten
1870 Wuthenow (Otanów)
7 Register/I/P mechan. Schleifladen
Gehäusefront erhalten
1871 ? Kerkow (Kirzków)
10 Register/II/P mechan. Schleifladen
Gehäuseunterteil in der Empore erhalten
1872 Bellin (Bielin)
8 Register/I/P mechan. Schleifladen
1905 Umbau durch W. Sauer, Frankfurt/O.
10 Reg./II/P vermutlich pneum. Kegelladen
nicht erhalten
1874 Klemzow (Klępicz)
8 Register/I/P mechan. Schleifladen
nicht erhalten
1876 Görlsdorf (Góralice)
11 Register/II/P mechan. Schleifladen
erhalten
216
Die Orgelbauwerkstatt Bütow in Königsberg/Neumark (Chojna)...
Bild 7: Die erhaltene Orgel
von Friedrich Bütow (1876)
in Góralice (vor 1945 Görlsdorf Kreis Königsberg/Neumark)
Bild 8: Meldebogen für die Görlsdorfer Orgel von 1944
217
Karl Richter
Neubauten von Paul Bütow12
1876 Groß Lindow
10 Register/II/P mechan. Kegelladen
erhalten
1880 Theeren (Tchórzno)
4 Register/I/P angeh. mechan. Kegelladen
nicht erhalten
1898 Butterfelde (Przyjezierze)
6 Register/I/P mechan. Kegelladen
nicht erhalten
1899 Flemsdorf
Neubau der Orgel unter Verwendung des
Gehäuses, der Windlade und Pfeifenmaterial
aus vier Registern der Wagner-Orgel von 1745
8 Register/I/P mechan. Schleif-und Kegellade
erhalten
1902 Neuenhagen (Insel) Ortsteil von Bad Freienwalde
12 Register./II/P mechan. Kegelladen
erhalten
1909 Zorndorf (Sarbinowo)
10 Register/II/ pneum. Kegelladen
nicht erhalten
(Vorgängerorgel von C. F. Landow 1839)
1914 Altdrewitz (Drzewice)
14 Register/ II/P pneum. Kegelladen nicht erhalten
(Vorgängerorgel von Lang & Dinse um 1840)
Bild 9: Die 2011 restaurierte Orgel von
Paul Bütow (1902)
in
Neuenhagen
(Ortsteil von Bad
Freienwalde,
vor
1945 Kreis Königsberg/Neumark)
12
Orgelkartei 1944, Zentralstelle für Orgelbau im Ev. Konsistorium Berlin-Brandenburg-schlesische Oberlausitz.
218
Wojciech Wichert*
Szczecin
Propaganda nazistowska
na łamach ,,Königsberger
Kreiskalender”
w przełomowym roku 1939
Dwanaście lat istnienia III Rzeszy położyło się głębokim cieniem na
dziejach ubiegłego stulecia i wywołało trwające do dziś ostre spory uczonych
niemieckich, anglosaskich, a także polskich o przyczyny tak długiego trwania
reżimu. Do dziś stawiane są pytania o sekret niezwykłej popularności Hitlera
wśród społeczeństwa niemieckiego, a tym samym o siłę przyciągającą nazizmu.
Wreszcie ciągle rozpatrywany jest dylemat, dlaczego naród niemiecki pozostał
lojalny wobec brunatnego reżimu nawet wówczas, gdy było już oczywiste, że
wszystko jest stracone, gdy militarna i ekonomiczna podstawa tej siły przyciągającej zaczęła się kruszyć. W celu udzielenia odpowiedzi na te pytania historycy oraz przedstawiciele pokrewnych dziedzin humanistycznych nieustannie
analizują przede wszystkim takie kwestie badawcze, jak rola ideologii narodowego socjalizmu, system społeczno-polityczny dyktatury, pozyskanie przezeń
elit czy rozpętanie wojny o ,,rasę i przestrzeń życiową”, której kulminacją była
groza Holocaustu – przemysłowej eksterminacji sześciu milionów europejskich
Żydów. Nazistowskie Niemcy nie przestają budzić fascynacji swym skrajnym radykalizmem, ale i osobliwym i morderczym połączeniem modernizmu z atawizmem, które składało się na destrukcyjny urok charyzmatycznego przywództwa
Hitlera1. Już we wrześniu 1939 r., po napaści III Rzeszy na Polskę, ta niszczy* Dr Wojciech Wichert – historyk, autor rozprawy Narodowy socjalizm w historiografii Republiki
Federalnej Niemiec w latach 1985–2005 (promotor: prof. Włodzimierz Stępiński).
1
Zob. m.in. M. Kitchen, Trzecia Rzesza. Charyzma i wspólnota, Warszawa 2012, passim; I. Kershaw, The Nazi Dictatorship: Problems and Perspectives of Interpretation, London 1993, s. 1 i
219
Wojciech Wichert
cielska siła nazizmu znalazła swoje odzwierciedlenie w barbarzyńskiej wojnie
zaborczej, mającej na celu całkowite zniewolenie wroga i stanowiącej preludium
do wojny totalnej na wschodzie po 1941 r.
Doniosłą rolę w procesie odpowiedniego światopoglądowego ukształtowania społeczeństwa Rzeszy i przygotowania go do wypełnienia imperialnego
posłannictwa dziejowego (deutsche Weltmission) odgrywała propaganda, której
zadaniami były integracja oraz kontrola narodu w ramach totalitarnego systemu wodzowskiego (Führerstaat)2. Jednym z istotnych komponentów narodowosocjalistycznej indoktrynacji była prasa ukazująca się w latach 1933–19453.
Pomimo przemożnego wpływu ideologii jest ona niezwykle cennym źródłem
informacji, jeśli chodzi o przedstawienie mobilizacyjnej polityki reżimu, który
opanowując poszczególne środki masowego przekazu (prasa, radio, kino), dążył
systematycznie do uformowania całkowicie nowego typu człowieka nordyckiego, bezwzględnie posłusznego woli Führera, która była najwyższym prawem.
Prasa hitlerowska stanowiła bardzo efektywne narzędzie wpływania na świadomość mas. Na początku narodowego socjalizmu było słowo, druk wzmocnił je
tylko, pełnił jednak cały czas funkcję służebną. Poza naczelną gazetą NSDAP –
,,Völkischer Beobachter”, która była notabene pierwszą ogólnokrajową niemiecką gazetą w historii – w III Rzeszy wydawano wiele regionalnych dzienników (np.
,,Kölnische Zeitung”, ,,Berliner Tageblatt”, ,,Frankfurter Zeitung”, ,,Münchner
Neueste Nachrichten”, ,,Der Angriff” lub ,,Pommersche Zeitung”) lub periodyków (w rodzaju ,,Deutsche Rundschau” czy pomorskiego ,,Die Parole”), które zostały całkowicie podporządkowane linii partii4, a dokładniej – powołanej
22 września 1933 r. Izby Kultury Rzeszy (Reichskulturkammer)5.
n.; H.-U. Thamer, Das Dritte Reich. Interpretationen, Kontroversen und Probleme des aktuellen
Forschungsstandes, w: Neue Studien zur nationalsozialistischen Herrschaft, hg. v. K.-D. Bracher,
M. Funke, H.-A. Jacobsen, Bonn 1992, s. 507–531.
2
Zob. np. B. Dobek-Ostrowska, J. Fras, B. Ociepka, Teoria i praktyka propagandy, Wrocław 1997,
s. 113 i n.; M. Broszat, Der Staat Hitlers. Grundlegung und Entwicklung seiner inneren Verfassung, München 1992; W. Benz, Herrschaft und Gesellschaft im nationalsozialistischen Staat.
Studien zur Struktur- und Mentalitätgeschichte, Frankfurt a.M. 1990; F. Ryszka, Państwo stanu
wyjątkowego. Rzecz o systemie państwa i prawa w Trzeciej Rzeszy, Wrocław 1985; N. Frei, Der
Führerstaat. Nationalsozialitische Herrschaft 1933 bis 1945, München 1987; W Röhr, Behemoth
oder Leviathan? Spezifik und Widersprüchlichkeit des nazistischen Führerprinzips, ,,Studia nad
Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi” (dalej: SFZH) 25 (2002), s. 103 i n.
3
Zob. A. Czarnik, Prasa w Trzeciej Rzeszy. Organizacja i zakres działania, Gdańsk 1976.
4
Tamże, s. 105–106.
5
Zob. L. Biały, Izba Kultury Rzeszy w systemie propagandy hitlerowskiej, SFZH 12 (1987), s. 242
i n.; Reichskulturkammergestez vom 22. September 1933, w: Der Nationalsozialismus. Dokumente
1933–1945, hg. v. W. Hofer, Frankfurt a.M. 1957, s. 95–96.
220
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
Jednym z takich wydawnictw periodycznych, mieszczących się w kategorii prasy, były mające długą i bogatą tradycję niemieckie kalendarze powiatowe
(Kreiskalender), które w czasie dyktatury dokładnie zapoznawały obywateli z funkcjonowaniem lokalnych formacji NSDAP, światopoglądem nazistowskim i stymulowały ich do pełnej poświęceń pracy dla Hitlera i ojczyzny. Można powiedzieć, iż
były one także swoistym pomostem między starym światem i nową ,,religią” nazizmu, spajały stary patriotyzm – w tym zwłaszcza ten lokalny, związany z umiłowaniem ,,małych ojczyzn” – z nowym oddaniem dla Führera. Kalendarze powiatowe
były rocznikami, które w okresie III Rzeszy stanowiły głównie tubę propagandową
partii hitlerowskiej na danym terenie. Za fasadą admiracji dla stron ojczystych
NSDAP forsowała w nich bowiem swoje koncepcje polityczne w duchu scentralizowanej wspólnoty narodowej, kultu charyzmatycznego wodza i rasizmu, w tym
zwłaszcza antysemityzmu. „Kreiskalender” miał więc za zadanie indoktrynację
mieszkańców określonego obszaru Niemiec w duchu ideologii nazistowskiej.
* * *
Przedmiotem artykułu jest przedstawienie najważniejszych zagadnień i motywów propagandy hitlerowskiej w świetle „Kreiskalender” powiatu
Königsberg w Nowej Marchii (dzisiejsza Chojna), wchodzącego w skład pruskiej prowincji Brandenburgia, w przełomowym roku 19396. Interesujący nas
Główną częścią Marchii Brandenburskiej była niegdyś Kurmarchia (Kurmark, Marchia Elektoralna), która później stanowiła jądro państwa pruskiego. Dzieliła się ona na Starą Marchię z miastem Stendal, Marchię Bliższą (albo Prignitz) z miastem Perleberg, Marchię Średnią lub Marchię
Środkową z miastami Brandenburg, Berlin, Marchię Wkrzańską z miastem Prenzlau (Przęcław),
a także posiadłości Beeskow i Storkow (Mark). W okresie III Rzeszy Gau Kurmark, nazwany tak
w 1935 r. i przemianowany w 1938 r. na Gau Mark Brandenburg ze stolicą w Berlinie, stanowił największy pod względem powierzchni okręg Rzeszy (38 278 km2). W jego skład wchodziły również
tereny okręgu Marchii Wschodniej (Ostmark), złożonej z Marchii Granicznej Poznańskie-Prusy
Zachodnie (część Prus Zachodnich i prowincji poznańskiej, które pozostały przy Niemczech po
traktacie wersalskim) i wschodnich części Brandenburgii (w tym i Nowej Marchii). W 1941 r.
obszar ten zamieszkiwało ponad 3 mln obywateli. W okresie od 6 marca 1933 do 7 sierpnia 1936 r.
gauleiterem, czyli wysokim funkcjonariuszem NSDAP stojącym na czele struktury terenowej partii nazistowskiej zwanej okręgiem, był tu Wilhelm Kube, pełniący także funkcję nadprezydenta Berlina i Brandenburgii. Został on zwolniony z pełnionych obowiązków za korupcję, kradzież
i rozpowiadanie, iż Walter Buch, ,,stary bojowiec”, teść Martina Bormanna i najwyższy sędzia
partyjny, ma za żonę Żydówkę. Reaktywowano go w 1941 r., by jako gauleiter Okręgu Generalnego
,,Białoruś” zaprowadził tam niewyobrażalne rządy terroru. Jego następcą na stanowisku gauleitera
Kurmarchii został inny Alter Kämpfer, Emil Stürtz (od 7.08.1936), który pełnił tę funkcję do
kwietnia 1945 r., kiedy został pojmany w Berlinie przez wojska radzieckie i pozbawiony później
życia w trakcie internowania. W latach 1937–1945 był ponadto nadprezydentem prowincji Brandenburgia i Marchii Granicznej Poznańskie-Prusy Zachodnie, a od września 1939 r. pełnił funkcję
6
221
Wojciech Wichert
Landkreis Königsberg in der Neumark składał się z ośmiu miast: Bad Schönfließ
(Trzcińsko-Zdrój), Bärwalde (Mieszkowice), Fürstenfelde (Boleszkowice),
Königsberg Nm. (Chojna), Küstrin (Kostrzyn), Mohrin (Moryń), Neudamm
(Dębno) i Zehden (Cedynia), 99 innych gmin oraz dwóch obszarów majątkowych (lasy). W latach 1933–1945 burmistrzem Königsbergu był zdeklarowany
nazista Kurt Flöter. Niewiele o nim napisano. Wiadomo jednak, że w początkach lutego 1945 r., po wkroczeniu do miasta Armii Czerwonej, Flöter zbiegł do
Schwedt. Tu został postawiony przed sądem SS pod przewodnictwem Ottona
Skorzeny’ego i skazany na karę śmierci przez powieszenie. Trup wisiał podobno
przez pięć dni na szubienicy na Bahnhofstraße z przyczepioną do ubrania kartką: „Ich, Kurt Flöter, hänge hier, weil ich meine Stadt im Stich gelassen habe”
(„Ja, Kurt Flöter, wiszę tutaj, bo zostawiłem moje miasto w potrzebie”)7. Starostą powiatowym (landratem) na tym obszarze był Joachim Reuscher
– tak jak Kurt Flöter, hitlerowiec do szpiku kości: od 1930 r. członek NSDAP i SS
(w 1942 r. dosłużył się stopnia Sturmbannführera), od 1933 r. także szef NSDAP
w Chojnie (NSDAP-Ortsgruppenleiter), od 1936 r. szef powiatowej organizacji
partii nazistowskiej (NSDAP-Kreisleiter). Przez 12 lat nic nie działo się w powiecie bez jego wiedzy i akceptacji. Z kolei następcą Reuschera na stanowisku
kreisleitera Königsberg Nm. został w 1938 r. Kurt Weirauch. Należy podkreślić,
iż Flöter i Reuscher stali na czele społeczności, która w bardzo wysokim stopniu
popierała NSDAP. W wyborach z 5 marca 1933 r. na 57 639 uprawnionych do
głosowania osób w powiecie (Landkreis Königsberg Neumark) na partię tę oddano 32 142 głosy. Następna w kolejności SPD otrzymała 9885 głosów. Wolno
zatem sądzić, iż władze miasta, a pewnie i jego mieszkańcy, byli bardzo mocno zainfekowani narodowym socjalizmem i ich stosunek do bardzo nielicznej
wspólnoty żydowskiej (w 1925 r. mieszkało tam zaledwie 45 Żydów) był więcej
niż niechętny8. W wypadku okręgów wyborczych całej prowincji Brandenburgia
głosy oddane na NSDAP wahały się od 31,2% (398 687, miasto Berlin) do 55,2%
(549 846, Frankfurt nad Odrą)9.
komisarza obrony Rzeszy na obszarze Brandenburgii. Jako zaufany Führera, Stürtz stanowił na
podległym sobie terytorium główny ośrodek władzy, któremu podporządkowano terenowe struktury administracji państwowej. Warto jeszcze dodać, iż przed 1936 r. Stürtz był zastępcą gauleitera Westfalli Południowej i członkiem Pruskiej Rady Państwa. Zob. M. Kitchen, dz. cyt., s. 107;
Die Stellvertretenden Gauleiter und die Vertretung der Gauleiter der NSDAP im „Dritten Reich”,
berarb. v. J. Lilla, Koblenz 2003, s. 93; Stürtz, Emil, w: E. Klee, Das Personenlexikon zum Dritten
Reich, Frankfurt a.M. 2003, s. 513.
7
J.A. Kościelna, Z dziejów Żydów w Königsbergu (5), ,,Gazeta Chojeńska”, 27.03.2012.
8
Tamże; J.A. Kościelna, Z dziejów Żydów w Königsbergu (4), tamże, 20.03.2012.
9
Zob. Weimarer Republik 1918–1933. Gesamtergebnisse der Wahlen zum Reichstag und Mandatsverteilung, http://www.wahlen-in-deutschland.de/awrtw.htm (21.08.2012).
222
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
Na ,,Königsberger Kreiskalender” rocznik 1939 składają się głównie opisy działalności powiatowej organizacji NSDAP, w tym zwłaszcza Kreistagu partii
w Kostrzynie (5–7 sierpnia 1938 r.), jak też jej przybudówek, w tym ,,oddziałów
szturmowych” (SA) oraz Hitlerjugend. Kalendarz powiatu zawiera również propagandowe, impregnowane ideologicznie teksty partyjnych dygnitarzy sprawujących władzę na tym terenie, które stanowią albo uroczysty wstęp do publikacji, albo odnoszą się do fundamentalnych kwestii brunatnego światopoglądu.
Wreszcie można tu natrafić na charakterystykę krajobrazu Königsberg Neumark,
w tym w szczególności osobliwości architektury miejskiej10 (gotyk ceglany) i obszarów wiejskich, które przedstawione są także na fotografiach. Zdjęcia i rysunki
obrazują ponadto uroczystości partii i jej organizacji afiliowanych, w tym przebieg plebiscytu w sprawie przyłączenia Austrii do Niemiec z 10 kwietnia 1938 r.
Część artykułów i fotografii okraszona jest sugestywnymi cytatami z wypowiedzi
Hitlera, gauleitera Emila Stürtza oraz kreisleitera Kurta Weiraucha. Kalendarz
zamyka wykaz osobowy przywódców i szeregowych urzędników partyjnych
z poszczególnych miejscowości powiatu11 (Ortsgruppenleiter der NSDAP12,
Ortsobmann der DAF13, Ortswalter NSD14, Ortsbauernführer15).
„Kreiskalender” otwiera pełen patosu wstęp na temat motywów powstania i przeznaczenia tej publikacji, podpisany przez landrata Reuschera oraz kreisleitera Weiraucha, uwieńczony nazistowskim pozdrowieniem („Heil Hitler!”).
Autorzy piszą w nim, iż kalendarz ten jest efektem wspólnej pracy komisji i władz
powiatowych. Jego celem ma być przedstawienie bliskiego związku Niemców
zamieszkałych na tym obszarze z ich stronami ojczystymi, pokazanie oblicza
krajobrazu, a przede wszystkim odzwierciedlenie życia codziennego powiatu.
Wreszcie „Kreiskalender” ma pogłębiać miłość mieszkańców do swych stron ojczystych i zachęcać ich do wiernego służenia Hitlerowi oraz Rzeszy. Publikacja
powinna też pobudzać do niestrudzonego dbania o ,,dobro, które jest nam przekazane”, prowadząc jednocześnie bliżej do Führera. Hitler sprawił bowiem, iż
wszyscy Niemcy stali się prawdziwą wspólnotą narodową.
W poetyce przedmowy utrzymany jest także tekst gauleitera Stürtza,
obok którego to tekstu widnieje zdjęcie autora w partyjnym uniformie. Gauleiter
10
Jako przykłady takiej architektury podano m.in. Bramę Myśliborską (Soldiner Tor) i Bramę Barnkowską (Bernikower Tor) w Chojnie. Zob. Helbich (Reg.-Baurat), Backsteingotik im Königsberger
Lande, ,,Königsberger Kreiskalender” 9 (1939) (dalej: KK 1939), s. 100–102.
11
Die Parteidienststellen des Kreises Königsberg, tamże, s. 155–157.
12
Szef partii w gminie.
13
Szef gminnej komórki Niemieckiego Frontu Pracy.
14
Szef najniższego szczebla NSDAP w gminie, czyli komórki partii.
15
Lokalny przywódca rolników z ramienia Związku Żywicieli Rzeszy (Reichsnährstand).
223
Wojciech Wichert
podkreślał mianowicie, iż „Kreiskalender” stanowi swoiste lustro, w którym odbijają się wydarzenia w okręgu, będące jednocześnie odzwierciedleniem życia
codziennego i najgłębszej istoty stron ojczystych, a w końcu całej Rzeszy. Stürt
z konstatował, iż Kurmarchijczycy mogą być dumni ze swojego regionu, który
przyczynia się wydatnie do stałego rozwoju Niemiec. W celu pogłębienia i kultywowania wiedzy na temat Kurmarchii, na którą składają się ,,wszystkie włókna
jej istoty i oddziaływania”, kalendarz zawiera bogate opisy dni pamięci partii, jak
też wykaz herbów i charakterystykę dwunastu powiatów okręgu. W zakończeniu
wstępu Stürtz konkludował: ,,Tak jak w poprzednich wiekach niemieckiej historii jesteśmy na wschodzie Rzeszy, również nadal na wysuniętych pozycjach –
i w Rzeszy Adolfa Hitlera my Kurmarchijczycy będziemy tym bardziej dalej wypełniać nasz obowiązek”16.
Słowo wstępne do kalendarza napisał także szef propagandy okręgu
August Heinrich Scherer, którego kompetencje obejmowały również sferę regionalnej kultury (Gaupropagandaleiter und Landeskulturwalter). Wskazywał on
mianowicie, iż Kurmarchijczycy powinni się czuć dumni, że ich ziemia jest pod
względem duchowym i przestrzennym kolebką Prus, a przez to również wielkiej
Rzeszy Niemieckiej. Kurmarchia ma być nowym krajem rolników, o czym świadczą przede wszystkim cechy specyficzne jej krajobrazu, tj. lasy, bagna i piaski,
a także twardy charakter jej mieszkańców, którym ,,nic nie spada z nieba”, toteż
muszą wytrwale walczyć o obfite płody rolne. Stanowią oni świetny przykład
nowego nazistowskiego człowieka, który świadomy jest swoich obowiązków na
rzecz Niemiec hitlerowskich, jak też w pełni zdolny i gotów do budowy jednolitej wspólnoty narodowej. Podobnie jak Stürtz, również Scherer akcentował, iż
z kurmarchijskiej ziemi wyrasta nowa polityczna przestrzeń, która jako wysunięty germański posterunek na Wschodzie (przy granicy z Polską) zobligowana jest do kultywowania niemieckiego dziedzictwa historycznego, opartego na
,,pochodzeniu, duchu i krwi”. Zarówno ziemia rolna, jak i państwo wymagają
od obywatela surowej karności i poczucia obowiązku, które to przymioty stanowią zaczątek nowych, wielkich czynów Volksgenossen we wszystkich obszarach
życia politycznego oraz kulturalnego. Ten twórczy i energiczny pęd do rzeczy
wielkich jest istotą polityki spadkobiercy chwalebnych tradycji starej Rzeszy i
Prus, czyli państwa narodowosocjalistycznego, które konsekwentnie prowadzi
naród do upragnionej wielkości. To właśnie brandenburska Kurmarchia jest ,,komórką zarodkową” (Keimzelle) Rzeszy i Prus. Już Fryderyk II Wielki, pod którego rządami Prusy stały się jednym z najpotężniejszych państw europejskich,
16
K. Weirauch, J. Reuscher, Gruß, KK 1939; E. Stürtz, Spiegel der Heimat und des Reiches. Den
kurmärkischen Kreiskalendern auf das Jahr 1939 zum Geleit, tamże, s. 33.
224
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
podkreślał znaczenie Brandenburgii dla potęgi monarchii absolutnej. W analogicznym tonie wypowiadał się również największy prusko-niemiecki przywódca
II Rzeszy – Otto von Bismarck, który u schyłku swego życia określał siebie jako
Brandenburczyka. Źródło potęgi Prus docenił w swej bystrości umysłu nawet
sam Napoleon, gdy w 1813 r. zaproponował rozdzielenie Brandenburgii od Prus
i przekazanie jej we władanie swojemu bratu Hieronimowi z Westfalii. Tym samym Scherer zwracał uwagę na rozmaite ,,twórcze impulsy” w dziedzinie życia
państwowego, architektury, literatury czy muzyki Niemiec, które były udziałem
Kurmarchii na przestrzeni wieków. W podsumowaniu tych wywodów pisał:
,,W Rzeszy Adolfa Hitlera jednak, której jest ona największym okręgiem,
Kurmarchia jest sobie wierna, nadal na warcie na Wschodzie, na warcie dla narodowosocjalistycznej, wielkoniemieckiej Rzeszy”17.
Znaczącą część kalendarza zajmują relacje z aktywności NSDAP i jej
organizacji afiliowanych w Königsbergu, które miały świadczyć o prężności i dynamice tamtejszego aparatu partyjnego, a także o masowym poparciu mieszkańców powiatu dla drużyny charyzmatycznego Führera.
I tak, wspomniany już Kurt Weirauch jest autorem artykułu, w którym
prezentuje ,,pracę partii w roku 1938”. Na wstępie odnosi się do rozwiązania
problemu czechosłowackiego Kraju Sudeckiego, zamieszkiwanego w większości
przez Niemców. Można powiedzieć, iż był to najgorętszy temat dyskutowany
przez europejskie elity dyplomatyczne w 1938 r., który w toku mediacji Wielkiej
Brytanii, Francji i Włoch, a także dalszej presji i gróźb Hitlera zakończył się
ostatecznie podpisaniem układu monachijskiego (30 września 1938 r.). Na
mocy tego porozumienia przyłączono Kraj Sudecki (zamieszkany głównie przez
Niemców) do III Rzeszy. W roku następnym zaś naziści anektowali pozostały
obszar Czechosłowacji, tworząc z niego Protektorat Czech i Moraw (16 marca).
W oparciu o te dramatyczne wydarzenia, które już w tamtym czasie groziły wybuchem konfliktu zbrojnego w Europie, kreisleiter podnosił niezbywalne boskie
prawo wszystkich Niemców do życia w jednej ojczyźnie18. Przechodząc następnie do sedna swych rozważań, Weirauch dowodził, iż rok 1938 był dla NSDAP
w powiecie okresem wyjścia do mieszkańców wsi i miast, tj. walki o umocnienienie w nich ,,narodowosocjalistycznej postawy”. Odbywało się to chociażby
poprzez działalność nazistowskiej opieki społecznej (NS-Volkswohlfahrt) i akcje
,,pomocy zimowej” (Winterhilfswerk), które to organizacje oraz inicjatywy totalitarnego państwa opiekuńczego zajmowały się materialnym wsparciem ubogich
A.H. Scherer, Die Kurmark und das Reich. Geleitwort für die kurmärkischen Kreiskalender, tamże, s. 34.
W „Kreiskalender” wdzięczność społeczeństwa powiatu dla Hitlera za przyłączenie Austrii
i Sudetenlandu do Rzeszy ukazana jest za pomocą zdjęcia ul. Moltkego w Kostrzynie, przystrojonej flagami ze swastyką, podpisanego: ,,Dziękujęmy naszemu Führerowi”.
17
18
225
Wojciech Wichert
,,towarzyszy rasowych” w myśl egalitarystycznej koncepcji wspólnoty narodowej.
Krzewienie tej postawy wśród ludności znalazło swój wyraz także w licznych
zebraniach i manifestacjach, podczas których ,,podkreślano jasność narodowosocjalistycznego myślenia i wiary”. Kreisleiter chwalił się zarazem, że praca ta
przyniosła nader widoczny efekt, gdyż, w jego ocenie, nie było już wówczas w
powiecie żadnego obywatela, który nie uzyskałby wiedzy na temat brunatnego
światopoglądu, przekazywanej również za pomocą szeroko zakrojonej propagandy partii lub państwa. Dziękując za ten wysiłek lokalnym strukturom NSDAP,
Weirauch przyznawał jednocześnie, iż wciąż jest na tym obszarze niewielu
Niemców, którzy z pełną gotowością, zaangażowaniem i wiarą wypełniają swoje
obowiązki względem wspólnoty. Ta mniejszość jednakże sumiennie pracuje na
rzecz dobrobytu mieszkańców stron ojczystych, nie szczędząc, zgodnie z maksymą Hitlera, ,,ofiary i odwagi, waleczności i wierności, wiary oraz heroizmu”19.
Następnie Weirauch pisał na temat plebiscytu o przyłączeniu Austrii
do Niemiec (Anschluss), który odbył się 10 kwietnia 1938 r. Co do głosowania
w powiecie Königsberg in der Neumark kreisleiter stwierdzał, iż zakończyło się
ono sukcesem i wyrażeniem pełnego poparcia dla polityki zagranicznej Hitlera
(w całej Rzeszy 99,01% głosowało na ,,tak”), poza nielicznymi wyjątkami w postaci
,,biednych i małych umysłów”, które nie są jeszcze zdolne, ażeby pojąć geniusz
dyplomatyczny Führera. Ci pojedynczy, samotni autsajderzy poszli własną drogą,
lecz nie stanowią oni już żadnego zagrożenia dla wspólnoty i państwa. Kreisleiter
nie przytaczał jednak szczegółowych rezultatów głosowania w powiecie. Ilustracją
kampanii propagandowej na tym terenie, nawołującej do wsparcia zagranicznych
poczynań dyktatora, jest zdjęcie Bramy Berlińskiej w Kostrzynie wraz z zawieszonym na niej plakatem o treści: ,,»Tak« Führerowi 10 kwietnia”, na którym widnieje
naturalnie też i swastyka, czyli symbol państwowy III Rzeszy. Dzień ten był również okazją do powiatowego święta ,,dumnych wyznań” (stolze Bekenntnisse), podczas którego wspominano i nobilitowano pracę mieszkańców z ostatnich tygodni
i miesięcy dla dynamicznego rozwoju stron ojczystych, który przyniosła ,,wichura
narodowosocjalistycznego przeżycia i wzniesienia do wielkości naszego narodu
i Rzeszy”. Zdaniem Weiraucha każdy mieszkaniec powinien albo należeć do partii,
albo być aktywny w jej przybudówkach; tylko w ten sposób bowiem można prawdziwie wypełniać swoje obowiązki ku chwale i wielkości brunatnego państwa.
Najważniejszym wydarzeniem roku 1938 w powiecie był wspomniany już
Kreistag w Kostrzynie nad Odrą, który odbył się 5–7 sierpnia. Kurt Weirauch ak19
K. Weirauch, Die deutsche Gemeinschaft des Königsberger Landes. Die Arbeit der Partei im Jahre
1938, KK 1939, s. 35–36; A. Hitler, Man fordert aber Opfer und Mut, Tapferkeit und Treue, Glaube
und Heroismus, und melden wird sich der Teil des Volkes, der diese Tugenden sein Eigen nennt,
tamże, s. 103.
226
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
centował, iż podczas tego uroczystego lokalnego zjazdu partii odnowione zostało
ślubowanie wierności Hitlerowi i jego ruchowi. Hasłem naczelnym tych podniosłych wydarzeń było nieustające wezwanie do wspólnej pracy: ,,Chcemy wiernie,
ufnie i sumiennie, bez stawiania warunków i bezwzględnie posłusznie wypełniać
nasz obowiązek jako nowi niemieccy ludzie”. Ten nowy nazistowski człowiek ma
być królem życia, lecz nie powinien służyć tylko własnym partykularnym interesom, ale kierować się nade wszystko pomyślnością całej wspólnoty. Najwyższą
wartością i szczęściem dla każdego Niemca powinna być spolegliwa służba narodowi. Kreisleiter przekonywał, iż tę wspólnotę stanowią właśnie mieszkańcy
powiatu Königsberg: ,,Ich troski i potrzeby są naszymi troskami, a ich radości są
naszymi radościami”. Celem narodowych socjalistów jest więc nieprzemijająca nigdy walka za Volksgemeinschaft zgodnie z wolą Hitlera. Omawiany artykuł
wzbogacony został zdjęciem Weiraucha i Stürtza na powiatowym zjeździe partyjnym oraz fotografią samego Hitlera w oknie pociągu, kiedy w marcu 1938 r.
zawitał on do Kostrzyna i odebrał przysięgę wierności od zgromadzonych na
dworcu lokalnych dygnitarzy oraz części mieszkańców. Całości dopełniają cytaty
gauleitera i kreisleitera, którzy podkreślają wieczyste znaczenie tego ślubowania.
I tak, w trakcie wygłaszania apelu dla powiatu 7 sierpnia 1936 r. Stürtz mówił, że
,,jak długo niemiecki naród będzie zgodny i wierny oraz posłuszny, i będzie podążał za chorągwią Führera, żadna potęga na świecie nie może zagrozić losowi
wielkiego niemieckiego narodu”20.
Szczegółową charakterystykę Kreistagu w Kostrzynie poprzedza pean
na cześć sztandaru SA ze wsi Zorndorf (dzisiejsze Sarbinowo w województwie
zachodniopomorskim, w powiecie myśliborskim, gmina Dębno). Otóż sztandar ten symbolizował dla lokalnych nazistów silną i zaciekłą w walce drużynę
oddziałów szturmowych, za którą stał cały powiat Königsberg. Oznaczał organiczną więź, jaka łączyła miejscowych Niemców ze swoimi stronami ojczystymi. Czerwone sukno tego sztandaru zostało poświęcone przez samego Führera
z pomocą tzw. chorągwi krwi (Blutfahne21) podczas zjazdu partii we wrześniu
1936 r. Wódz wiązał w ten sposób przysięgą wierności nie tylko SA-manów,
lecz wszystkich Niemców z Königsbergu. Sztandar Zorndorf ma upamiętniać
K. Weirauch, dz. cyt., s. 36–37.
„Offiziele Bezichnung für die Hakenkreuzfahne, die am 9.11.1923 in München beim Marsch
auf die Felderrnhalle (Hitler Putsch) mitgeführt und angebl. vom Blut getöteter Nationalsozialisten gefärbt wurde (Blutopfer). Nach 1926 weihte man Fahnen der NSDAP und ihrer Gliederungen durch Berührung mit der Bluthfahne; Anknüpfung an eine mittelalterl. Tradition, nach
der durch eine rote Blutfahne bei der Lehensvergabe die Blutgerichtsbarkeit symbolisiert wurde”.
Hasło Blutfahne, w: Das große Lexikon des Dritten Reiches, hg. v. C. Zentner, F. Bedürftig, München 1985, s. 79.
20
21
227
Wojciech Wichert
również szczególne ,,bestialstwo Moskwy”, a mianowicie bitwę, która rozegrała się tutaj 25 sierpnia 1758 r., w czasie wojny siedmioletniej, między wojskami pruskimi Fryderyka Wielkiego a wojskami rosyjskimi dowodzonymi przez
gen. Fermora. Notabene bitwa pozostała taktycznie nierozstrzygnięta, choć obie
strony po dziś dzień roszczą sobie prawo do zwycięstwa. Straty obu stron były bardzo dotkliwe, gdyż zginęło lub zostało rannych 11–12 tys. Prusaków i 15–19 tys.
Rosjan. Brunatna propaganda zwycięstwo w tej bitwie przypisywała oczywiście
stronie pruskiej, wielkiemu wodzowi Fryderykowi II, który wyzwolił tę udręczoną ziemię i jej mieszkańców. Hitler miał być jego spadkobiercą w krucjacie przeciwko okrutnej Moskwie, rządzonej przez Żydów, którzy niestrudzenie próbują
zmącić spokój wspólnoty rasowej. Nie uda im się to jednak, ponieważ sztandaru
Zorndorf będzie broniła ,,nasza zwarta siła, zawsze czujna gotowość do działania” i heroiczna determinacja drużyny wodza, która nigdy nie odda tej nazistowskiej relikwii w ręce bolszewickiego śmiertelnego wroga22. Obok artykułu
zamieszczono rysunek autorstwa Franza Grafa Hohensaathena, przedstawiający
SA-mana dumnie trzymającego ten sztandar.
Warto jeszcze nadmienić, iż poza oddziałami szturmowymi na łamach
kalendarza przedstawiona jest dokładnie aktywność lokalnych formacji młodzieżowych, a mianowicie 140. Straży Hitlerjugend (Hitler-Jugend des Bannes 140),
na którą składała się praca w czasie zimowym i letnim 1938 r. Służyć ona miała
podniesieniu sprawności fizycznej i szkoleniu ideologicznemu, które realizowane
było m.in. podczas tzw. wieczorów towarzyskich (Heimabende) na obozach HJ.
W okresie lata członkowie tej organizacji rozbijali obozowiska na łonie natury, nad
morzem bądź w górach, ażeby spędzić czas w wielkiej romantycznej wspólnocie
młodych, opartej na radości przeżywania ducha koleżeństwa. Należy podkreślić, iż
zorganizowane obozy młodzieżowe miały być przyszłością Niemiec, jak wyjaśniał
sam Hitler. Toteż wódz stale zachęcał młodych ludzi do masowych zgromadzeń
– tu mogli poczuć, że jako jednostki nie znaczą nic, ale w grupie są niepokonani.
W nich upatrywał Hitler nowego człowieka nazistowskiego, na którym oparł swą
wizję ocalenia narodowego, zdobycia przestrzeni życiowej i stworzenia aryjskiej
utopii, niemieckiej Arkadii kosztem zniewolonych nacji Eurazji. W istocie praca
formacji HJ ze Straży 140 rozpoczęła się już w kwietniu, kiedy to zorganizowano ,,Dzień Biegu Leśnego”, podczas którego zwycięzcom zawodów przyznawano odznaczenia za pierwszorzędne osiągnięcia w sportach terenowych. Podczas
Zielonych Świątek zorganizowano natomiast kilkudniowe wycieczki krajoznawcze drużyn składających się z 15–20 chłopców w celu lepszego poznania uroków
stron ojczystych. Z kolei w czerwcu odbyło się w Kostrzynie święto sportowe
22
Wir von der Standarte Zorndorf, KK 1939, s. 38–39.
228
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
Hitlerjugend, w którym brały udział także dziewczęta z Bund Deutscher Mädel.
Pięć tysięcy chłopców i dziewcząt spotkało się wówczas na stadionie miejskim,
ażeby uczestniczyć w sportowej rywalizacji w ramach mistrzostw powiatu. Podczas
ćwiczeń cielesnych i tańców prezentowali oni dumnie swoją sprawność fizyczną,
nabytą podczas szkolenia w HJ, dając zarazem dowód na to, iż najważniejsze dla
nich były nie pojedyncze osiągnięcia, ale wyczyny sportowe wszystkich młodych
„towarzyszy rasowych”. Zwycięzcy poszczególnych konkurencji dostąpili zaszczytu reprezentowania stron ojczystych na zawodach regionalnych we Frankfurcie
nad Odrą. Zaraz po turnieju w Kostrzynie młodzież pojechała na letni obóz nad
jeziorem Morzycko, trwający od 26 czerwca do 3 lipca, a od 30 czerwca do 11 lipca
odbywał się obóz nad Röthesee pod Königsbergiem23. Pod względem organizacyjnym i krajobrazowym zgrupowanie to cieszyło się opinią najlepszego obozu HJ
w całej Kurmarchii. Chłopcy w liczbie czterystu spędzali tam czas głównie na odpoczynku, wspólnych grach, zabawach i zażywaniu kąpieli. Rozrywki te skierowane
były zwłaszcza do pięćdziesięciu najuboższych Kameraden, którym zafundowano
darmowe ferie i możliwość spędzenia ,,radosnych chwil” z bardziej uprzywilejowanymi materialnie kolegami24.
Osiemdziesięciu członków miejscowej Hitlerjugend wyjechało również w wakacje nad Morze Północne. W czasie tej peregrynacji zawitali oni do
Hamburga i Lubeki. ,,Zobaczyli, jak wielkie i piękne są Niemcy i jakże ciasne
są ich granice”. Z kolei pod koniec sierpnia przeprowadzono zawody sportowe
dowódców drużyn HJ, w których nagrodą był awans na wyższe stopnie w hierarchii organizacji. Aktywność Straży 140 Hitlerjugend obejmowała ponadto systematyczne hartowanie ciała w poszczególnych drużynach w miastach i wsiach
powiatu, a także wycieczki weekendowe, apele, obozy, sportowe współzawodnictwo czy kursy strzelania. Cała ta praca młodych ludzi w duchu narodowosocjalistycznej ideologii postępu i sukcesu miała się przyczynić do ich cielesnego
i duchowego wzrostu, który będzie służył pomyślności całej ojczyzny. Artykułowi
na temat działalności lokalnej HJ towarzyszy seria zdjęć przedstawiających
członków organizacji podczas apelu w trakcie Kreistagu (w tym chłopców
z Jungvolku grających na trąbkach i bębnach), jak również formacje Hitlerjugend
z Prus Wschodnich, które specjalnie zawitały latem do Neudamm (Dębna)
i Kostrzyna, ażeby uczestniczyć w powiatowym zjeździe NSDAP25.
Centralne wydarzenie w kalendarzu liturgicznym świąt narodowosocjalistycznych w powiecie Königsberg Nm., czyli wspomniany już Kreisparteitag
Jez. Barnkowskie (przyp. red.).
W. Krusche, Der Sommer der Jugend. Wie die Hitler-Jugend des Bannes 140 den Sommer 1938
erlebte, KK 1939, s. 120–121.
25
Tamże, s. 122.
23
24
229
Wojciech Wichert
NSDAP w Kostrzynie nad Odrą, odbywał się pod hasłem ,,Ja służę!” (Ich dien’!)
i stanowił ,,punkt kulminacyjny całej polityczno-kulturalnej pracy” lokalnych
funkcjonariuszy hitlerowskich. Jak pisał powiatowy szef propagandy Schlender,
te trzy dni, tj. od 5 do 7 sierpnia 1938 r., były czasem wyznania wiary w ruch
narodowosocjalistyczny i jego przywódcę, a także zobowiązaniem do nowej walki. Odnowione zostało wreszcie ślubowanie wierności Hitlerowi przez tysiące
Niemców z powiatu. Polityczni żołnierze partii przyrzekali zaś, iż będą dobrowolnie i z poświęceniem służyli narodowi, ojczyźnie oraz wodzowi. Kostrzyn nazywany był miastem Fryderyka na Wschodzie, ponieważ król ten przechodził
tu proces dojrzewania, zanim poświęcił całe swoje życie służbie ludowi pruskiemu. W Kostrzynie rozpoczęła się też walka NSDAP o nowe Niemcy w powiecie
Königsberg. ,,Przed dziesięciu laty było niewielu ludzi, którzy wzięli tu po raz
pierwszy w rękę chorągiew szturmową i nieśli ją przez cały powiat. Do tych niewielu dołączało jednak coraz więcej tych, którzy wierzyli w Niemcy i Führera”.
Z tej wiary zrodziły się nowe Niemcy – III Rzesza. Kreistag był także okazją
do świętowania dziesięciolecia istnienia lokalnej komórki NSDAP w Kostrzynie.
Obecnie zaś miasto to może się poszczycić czterema takimi komórkami, które
są dziesięć razy silniejsze niż w ,,czasie walki”.
Powiatowy zjazd partii rozpoczął się uroczystym koncertem, który odbył
się wieczorem 5 sierpnia o godz. 20.00 na dziedzińcu zamkowym. Grupy muzyczne trzeciego batalionu pionierów wykonywały 39. Symfonię Mozarta oraz
jego serenadę Eine kleine Nachtmusik. Następnie grano koncert fletowy patrona miasta, Fryderyka Wielkiego. Te patetyczne wydarzenia muzyczne zamykała wariacja na temat niemieckiego hymnu Das Lied der Deutschen, do którego
muzykę skomponował Joseph Haydn, oraz wykonanie „chorału nazistów”, czyli
Horst-Wessel-Lied. Gauleiter Emil Stürtz wziął udział w koncercie i ,,pokazał
swoją więź i swoje zainteresowanie dla pracy NSDAP w powiecie Königsberg
Nm.”. Na tę okazję Kostrzyn przystrojono,,uroczystą szatą”. Szczególnie domy
i główne ulice udekorowane zostały flagami państwowymi i prezentowały się
bardzo odświętnie26.
Następnego dnia o godzinie dziewiątej rano na ulicach Kostrzyna rozległ
się dźwięk syren, oznajmiający podniesienie państwowej flagi. Po kilku chwilach
całe miasto pokryte zostało morzem flag ze swastyką. Powiatowy zjazd NSDAP
otworzył oficjalnie kreisleiter Kurt Weirauch o godzinie 10.30 w teatrze Apolla.
Tej ,,uroczystej godzinie walki” (Feierstunde des Kampfes) towarzyszyła wzniosła muzyka grana przez 50. Oddział Piechoty. Po wprowadzeniu flag do teatru
zabrzmiały słowa poety robotników Karla Brögera: ,,Zawsze znaliśmy miłość do
26
Schlender, ,,Ich dien’!”. Kreistag der NSDAP. 1938, tamże, s. 40–41.
230
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
Ciebie”, po czym rozległy się fanfary Jungvolku, zapowiadające hołd pamięci
dla zmarłych (Totengedenken). Upamiętnieniu zmarłych poświęcony był także
marsz żałobny z Eroiki Ludwiga van Beethovena i pieśń Podnieśmy nasze chorągwie. Pozdrowienia i życzenia w imieniu gauleitera Stürtza przekazał jego bliski
współpracownik, okręgowy dyrektor partii (Gaugeschäftsführer) von Podbielski,
który w swoim przemówieniu perorował o wiecznej walce i wyznaniu wiary brunatnego ruchu w zesłanego przez Opatrzność przywódcę. Z kolei szef NSDAP
w gminie (Ortsgruppenleiter) Witting pozdrawiał serdecznie zebranych gości
w imieniu członków lokalnych struktur partyjnych. Uroczystości w teatrze
zakończyło wspólne odśpiewanie hymnu niemieckiego i Horst-Wessel-Lied.
O godzinie 13.00 natomiast odbyły się specjalne narady i przydzielenie zadań
różnym urzędom powiatowym, w tym zwłaszcza naczelnikom politycznym
(Politische Leiter), których głównym celem było propagowanie narodowego
socjalizmu wśród Niemców, kształcenie światopoglądu nazistowskiego wśród
młodzieży oraz organizacja struktury partii i SA w terenie. Stu najstarszych bojowników starej gwardii, w tym posiadacze złotej odznaki NSDAP, zebrało się
o godzinie 20.00 na posiedzeniu w ratuszu miejskim, gdzie wysłuchali oni mowy
Wittinga. Akcentował on, iż szczególnie przez pięć ostatnich lat komórka partii
w Kostrzynie musiała toczyć ciężkie boje o ,,niemiecką wolność” spod znaku
nazistowskiego panowania. Po odśpiewaniu pieśni z ,,czasu walki” głos zabrał
wspomniany już szef propagandy w okręgu, Scherer, który również wskazywał
na głęboki sens wieloletnich zmagań narodowych socjalistów w wielkim dziele
budowy nowych Niemiec. Bezpośrednio po tym zebraniu na dziedzińcu zamkowym wystawiono prapremierę sztuki Emila Diehla pt. Godzina króla, która opowiadała o okresie dojrzewania Fryderyka II w Kostrzynie, o czym szerzej poniżej.
Cieszyła się ona później sporym zainteresowaniem miejscowych Niemców, gdyż
bilety na każde z siedmiu przedstawień zostały wysprzedane. Prezentacja teatralna Diehla kończyła obchody drugiego dnia powiatowego zjazdu NSDAP27.
Trzeci, a zarazem ostatni dzień Kreistagu rozpoczął się już o godzinie 6.00
porannymi dźwiękami muzyki, które miały obudzić mieszkańców miasta. O godzinie 9.00 władze powiatu zebrały się w sali konferencyjnej ratusza, gdzie żołnierska
orkiestra wykonywała uwertury z oper Tannhäuser i Rienzi Richarda Wagnera, jednego z głównych ideowych patronów ruchu hitlerowskiego. W tym samym momencie młodzież ze specjalnego ośrodka w Gozdowicach (Landjahrlager Güstebiese)
deklamowała pieśń wierności: ,,Mój wodzu, kiedy zobaczyłem Ciebie po raz pierwszy, wiedziałem wówczas: Ty jesteś wiernością”. Tymczasem burmistrz Kostrzyna
Preuße, najbardziej zasłużony członek starej gwardii w mieście, przekazał gościom
27
Tamże, s. 41.
231
Wojciech Wichert
zjazdu specjalne pozdrowienia od lokalnych władz. Z kolei kreisleiter Weirauch
mówił, iż ceremonia ta poświęcona jest w szczególności ,,nieznanym i skromnym
mężczyznom narodowosocjalistycznego ruchu, którzy tak jak Führer byli aktywni
w życiu codziennym” i nadal będą się sumiennie wywiązywać ze swoich obowiązków
w służbie dla ojczyzny. W centrum kongresu powiatowej nomenklatury znalazło się
,,wskazujące drogę” przemówienie von Podbielskiego, w którym przekonywał on, iż
wszyscy Niemcy bez zastrzeżeń powinni ,,pracować dla Führera”. Wspominał także
o licznych trudnościach, które ,,stawia nam codzienność”, lecz podawał jednocześnie recepty na skuteczne poradzenie sobie z nimi, gdyż: ,,Chcemy zawsze czuć się
jak żołnierz stojący na warcie dla wiecznych Niemiec”.
Tymczasem na rynku Kostrzyna odbywało się również święto miejscowej organizacji Hitlerjugend. Gdy tylko oficjele partyjni opuścili ratusz i wkroczyli na główny plac targowy, rozległy się tony ,,dziarskiej muzyki marszowej”, które
natychmiast porwały zebranych tam gości. Maszerowały przed nimi zastępy opalonych, gibkich, ,,zdrowych na ciele i duszy” junaków z Ordensburga Crössinsee
(zamek nad jeziorem Krosino w Budowie k. Złocieńca). Był to jeden z trzech utworzonych na terenie III Rzeszy ośrodków szkoleniowych (pozostałe to Ordensburg
Sonthofen w Allgäu i Ordensburg Vogelsang w Eifel), które przygotowywały młodych Niemców do wykonywania zadań w aparacie partyjnym; miała to być swego
rodzaju kuźnia kadr NSDAP. Wszystkie trzy ośrodki otwarto uroczyście 24 kwietnia 1936 r., cztery dni po urodzinach Hitlera, który osobiście otworzył ośrodek
w Budowie. Na Kreistag junacy zostali przywiezieni autokarami i współdecydowali
o przygotowaniu szaty ozdobnej ulic Kostrzyna. ,,Był to wspaniały widok obserwować te smukłe postaci i przyszłych wodzów ruchu”, którzy z dumą nieśli jego chorągwie. W marszu uczestniczyła też młodzież z Königsbergu, wchodząca w skład
lokalnego aparatu Hitlerjugend. Jego dowódca (Bannführer) Wulke zameldował
kreisleiterowi 1786 chłopców i dziewcząt, którzy brali udział w pochodzie, śpiewając
z entuzjazmem pieśń Młody naród powstaje. Gdy młodzi ustawili się w kolumny,
swoje słowo skierował do nich Kurt Weirauch, który nakreślił wizję wychowania młodego pokolenia w duchu narodowosocjalistycznym. Otóż młodzieży w III Rzeszy
należało zaszczepić żołnierskie cnoty, które przeniosłyby się potem na całe społeczeństwo niemieckie. Najważniejszą cnotą miało być posłuszeństwo, tj. nieustanna,
pełna wyrzeczeń służba ,,sercem i czynem mojemu Führerowi, mojemu narodowi
i mojej ojczyźnie”. Należy jeszcze wspomnieć, że o godzinie 9.00 tego samego dnia
na dworzec w Kostrzynie wjechały specjalne pociągi wiozące gości z odległych stron
powiatu, którzy także mieli aktywnie partycypować w obchodach zjazdu i przeżywać
jego patetyczną atmosferę ku czci Hitlera oraz wspólnoty rasowej28.
28
Tamże, s. 43–44.
232
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
W tę słoneczną sierpniową niedzielę formacje partii przymaszerowały
po południu na rynek Kostrzyna, ażeby wziąć udział w ,,godzinie poświęcenia”
(Weihestunde). Wśród nich byli również junacy z Ordensburga Crössinsee, którzy swoim dziarskim krokiem wprawili w podziw widzów tego zmilitaryzowanego
spektaklu, a także robotnice z miasta Sellin na Rugii i młodzież z Hitlerjugend.
Kompania honorowa Wehrmachtu jako ostatnia zajęła swoje miejsce w szeregu.
Wreszcie przy dźwiękach marszu reprezentacyjnego wkroczyli na rynek gauleiter Emil Stürtz, Generalleutnant Konrad Sorsche, kreisleiter Kurt Weirauch
i Oberführer Willi Veller, przywódca miejscowych oddziałów szturmowych.
Po wprowadzeniu sztandaru Zorndorfu i chorągwi nastąpiła chwila ciszy dla uczczenia pamięci zmarłych, po czym odśpiewano pieśń Hitlerjugend
Podnieśmy nasze chorągwie. Emil Stürtz wygłosił później mowę do zgromadzonych formacji z powiatu Königsberg, w której zaznaczył, iż ,,my wszyscy stoimy tu na historycznej ziemi”. Tutaj bowiem ,,Wielki naszego narodu znosił
cierpliwie ciężkie chwile”. Miał na myśli oczywiście Fryderyka Wielkiego i jego
konflikt z ojcem, ,,królem żołnierzem” Fryderykiem Wilhelmem I, którego
apogeum była próba ucieczki następcy tronu z kraju. Fryderykowi Wilhelmowi
nie podobały się bowiem zamiłowania syna do muzyki, starożytności, filozofii i literatury francuskiej. Jego zdaniem młody Fryderyk powinien się skupić
na obowiązkach wojskowych i przygotowaniach do objęcia tronu. Ucieczka się
nie powiodła, ponieważ w nocy z 4 na 5 sierpnia 1730 r. grupę uciekinierów
pochwycono i odstawiono do pruskiej twierdzy Wesel. Wszczęto śledztwo –
król postanowił potraktować uciekinierów jako dezerterów, podejrzewając spisek, a może nawet przewrót z inicjatywy brytyjskiej. Fryderyk został uwięziony
w twierdzy w Kostrzynie – groziła mu nawet kara śmierci. Ostatecznie sąd wojskowy nie ośmielił się wydać takiego wyroku. Niemniej decyzją króla ścięto
w obecności Fryderyka jego przyjaciela Hansa Hermanna von Katte. W niecały
rok później Fryderyk formalnie podporządkował się ojcu, dzięki czemu mógł
opuścić Kostrzyn. Odtąd był ściśle nadzorowany przez ojca, koncentrując się
przede wszystkim na służbie państwu, tj. budowaniu potęgi militarnej Prus.
Według gauleitera ,,czas, który Fryderyk spędził w Kostrzynie, decydująco wpłynął na dalszy los Niemiec”. Z historii Fryderyka II wypływała istotna lekcja, iż
to ojczyzna jest wartością najwyższą, liczy się pomyślność ogółu, a nie los jednostek, toteż obywatele powinni wypełniać rzetelnie swoje obowiązki na rzecz
kraju. Po apelu, przy akompaniamencie Horst-Wessel-Lied, Stürtz dokonał poświęcenia 24 nowych chorągwi ruchu przez dotknięcie ich suknem sztandaru
z Crössinsee. Ten pseudosakralny obrzęd zakończył się hitlerowskim pozdrowieniem wykonanym przy dźwiękach niemieckiego hymnu.
233
Wojciech Wichert
Punktem kulminacyjnym Kreistagu i jego formalnym uwieńczeniem
była parada marszowa wspomnianych wyżej formacji, wielka jak na skalę lokalną inscenizacja na wolnym powietrzu z udziałem kilku tysięcy umundurowanych uczestników, która miała być potężnym pokazem ideologii nazistowskiej
i demonstracją siły ,,wspólnoty rasowej”, która szczególnie da o sobie znać we
wrześniu następnego roku podczas kampanii polskiej. Na przedzie pochodu szły
oddziały Wehrmachtu, a bezpośrednio za nimi – podzielone na sześć rzędów
partyjne formacje afiliowane w Königsbergu, które maszerowały krokiem ćwiczebnym. Defilada dobiegła końca przy nowym domu strzeleckim w Kostrzynie.
Wtedy to na stadionie miejskim rozpoczęło się huczne święto ludowe przybudówki Niemieckiego Frontu Pracy, czyli organizacji ,,Siła przez Radość” (Kraft
durch Freude), której zdaniem było propagowanie ,,piękna pracy” (Schönheit der
Arbeit)29 poprzez popularyzację turystyki krajowej i zagranicznej („Der deutsche
Arbeiter reist”), imprez teatralnych, filmowych, sportowych czy zawodowych
kursów dokształcających30. Rozbito tam miasteczko namiotowe, a gości zabawiała swoimi rześkimi melodiami 140. Kapela Wojskowa. Z ogromnym zainteresowaniem gawiedzi spotkały się pokazy musztry żołnierzy z 8., 13. i 14. Kompanii
Piechoty. Ludyczna atmosfera tej imprezy ludowej, a faktycznie taniej rozrywki
dla mas, okraszonej folgowaniem sobie „towarzyszy narodowych” w jedzeniu
i piciu, wieńczyła oficjalne obchody powiatowego zjazdu NSDAP w Kostrzynie
za rok 1938. Jego górnolotny nastrój świetnie oddawają fotografie, na których
widzimy moment poświęcenia chorągwi przez gauleitera, zamek, kadry ze sztuki
Emila Diehla pt. Godzina króla, przegląd przez Emila Stürtza oddziałów partii
i Wehrmachtu na rynku Kostrzyna, a także opisaną defiladę tych formacji31.
Artykułem podejmującym stricte zagadnienie narodowosocjalistycznej
ideologii na łamach „Kreiskalender” jest tekst burmistrza Königsbergu Kurta
Flötera, który zajął się ,,kwestią żydowską”. Otóż pisał on: „W biurze burmistrza
miasta powiatowego Königsberg Nm., na łukach spinających gotyckie sklepienie,
wypisano najważniejsze daty ze zmiennych dziejów starego, czcigodnego miasta
Königsberg, które niegdyś było dumną stolicą Nowej Marchii. Między innymi
czytamy tam, że w roku 1351 spalono na Paschebergu żyjących w Königsbergu
Żydów; znak tego, że już nasi przodkowie uznali Żydów za najgorszych wrogów
swego narodu i nie lękali się zastosować radykalne środki, aby się od nich uwolnić
[...]. Żydostwo jest niezmienne w ciągu wieków. Kłamstwo, oszustwo, znieważanie wszystkiego, co szlachetne i piękne, a w końcu mord – to ich towarzysze na
29
Zob. P. Reichel, Der schöne Schein des Dritten Reiches. Faszination und Gewalt des Faschismus,
München–Wien 1991, s. 235 i n.
30
Zob. R. Eatwell, Faszyzm. Historia, Poznań 1999, s. 218 i n.
31
Schlender, dz. cyt., s. 40–45.
234
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
drodze, którą od wieków i tysiącleci kroczą wśród ludów. Spuścizną po nich jest
zgnilizna, zniszczenie i śmierć [...]. Dla Żydów nie ma nic świętego, także wśród
ochrzczonych Żydów chrześcijan nie ma, bo Żyd zawsze pozostanie Żydem [...].
Tylko dla zewnętrznych korzyści i zamaskowania szkodliwych i zbrodniczych
knowań przechodzą na wiarę chrześcijańską, ale wewnątrz pozostają Żydami jak
pierwej [...]. Opowieści o przyzwoitych Żydach to tylko bajki [...]. Z tego powodu żadna wspólnota między narodowym socjalizmem i Żydami nie jest możliwa. Żyd był, jest i pozostanie w swej istocie tym wszystkim, co złe i nieczyste.
Żyd to odwieczny wróg każdej rasy, która przykłada znaczenie do swej czystości
i która w wysiłkach ku jak najwyższej doskonałości widzi swój cel. Żydostwo
dzisiaj jest niebezpieczniejsze i bardziej szkodliwe, ponieważ poprzez politykę
próbuje podkopać i zniszczyć narody. Przeżywamy to codziennie, zwłaszcza tam,
gdzie panują niezgoda, krwawa wojna, mord i zabójstwo, wszędzie tam żydostwo
macza palce [...]. Dlatego widzę główne cele narodowego socjalizmu w tym,
by na każdym kroku stawiać i podkreślać podstawowe zadania: między Żydem
i Niemcem nie ma żadnej wspólnoty, nie będzie żadnej przyjaźni. Niemcy, którzy utrzymują stosunki towarzyskie z Żydami, plamią się i grzeszą przeciw swemu narodowi. Nie należą do niemieckiej wspólnoty narodowej i muszą być z niej
wyłączeni. Żyd to śmiertelny wróg niemieckiej rasy. Nie można z nim paktować,
ale trzeba walczyć do krwi i zniszczyć go, jeśli samemu nie ma się zostać zniszczonym”. Artykułowi towarzyszą trzy z rozmysłem dobrane zdjęcia: sielankowe
ujęcie okalających Chojnę pól pełnych zżętych snopków z miastem w oddali,
zdjęcie gabinetu burmistrza i fotokopia dokumentu wójta Johanna von Wedla
z relacją ze spalenia Żydów w 1351 r. Zdjęcie gabinetu Flötera podpisano: „Tu,
w gabinecie burmistrza, w ratuszu w Königsbergu, widzimy spisane na gotyckim
sklepieniu dzieje miasta, tu także znalazł schronienie stary königsberski miecz
katowski [Richtschwert], tu przechowywany jest dokument opisujący spalenie
Żydów w Königsbergu”32. Na zakończenie należy stwierdzić, iż na pierwszy rzut oka ,,Königsberger
Kreiskalender” to bogate w treść i ilustracje wydawnictwo, mające wychwalać
dzielność i pracowitość mieszkańców tego powiatu, a także krajobrazowe uroki
stron ojczystych. W rzeczywistości jednak kalendarz jest charakterystyczną dla
okresu III Rzeszy tubą propagandową do nachalnego szerzenia rasistowskiej ideologii nazistowskiej, indoktrynacji politycznej tamtejszych Niemców, u których
kształtowano postawę gotowości do poświęceń, bezrefleksyjnej wierności oraz
gorliwej pracy dla Hitlera. Celowi temu służyły przede wszystkim barwne opisy
dynamiki działania miejscowego aparatu partii oraz jej przybudówek na rzecz
32
K. Flöter, Königsberg und die Juden, KK 1939, s. 52–55; J.A. Kościelna, Z dziejów Żydów...
235
Wojciech Wichert
pomyślności obywateli. Szczególnie dowartościowywano młodzież z tego obszaru, gdyż to właśnie z jej szeregów miała się rekrutować przyszła elita brunatnego
państwa. Treści te przekazywano niejednokrotnie za sztafażem lokalnego patriotyzmu, umiłowania tradycji „Heimatu” i apelowania do aksjologii regionalnej
odpowiedniej dla Kurmarchii. Niemniej zgodnie z zasadą centralizmu administracyjnego (zniesienie federalizmu) w ocenie narodowych socjalistów najistotniejsze pozostały wartości ogólnonarodowe. Tym samym akcenty regionalne
uległy nieuchronnie instrumentalizacji i były interpretowane jako element niepodzielnej struktury wspólnoty narodowej. Kurmarchia, podobnie zresztą jak sąsiednie Pomorze, nie była zatem przedmiotem właściwego zainteresowania ideologii ani „małą ojczyzną” bądź wzorcem identyfikacji. Pojmowana była przede
wszystkim jako obszar leżący na styku cywilizacji europejskiej, tj. pomiędzy domeną nordycką a barbarzyńskim Wschodem, tzn. Polską. Położenie to czyniło z Kurmarchii istotny składnik imperialistycznie rozumianego niemieckiego
Wschodu33, który w 1939 r. stanie się obiektem agresji militarnej III Rzeszy, co
zainicjuje drugą wojnę światową. Wojnę, która miała umożliwić realizację rasistowskich i imperialistycznych celów reżimu.
Nazi-Propaganda im ,,Königsberger Kreiskalender“
in dem Wendejahr 1939
In der Zeit des Dritten Reiches war die Presse ein effektives Instrument
des Einflusses auf die Massen. Nach den Koryphäen der Diktatur war sie ein
,,Führungsmittel“, ,,die Stimme der Volksgemeinschaft“, die einzige Quelle der
Wahrheit. Auf den ersten Blick ist der ,,Königsberger Kreiskalender“ eine inhalts- und illustrationsreiche Publikation, die die Arbeitsamkeit und Tapferkeit
der Einwohner sowie landschaftliche Reize dieser kurmärkischen Heimat anpreist. In Wirklichkeit ist er ein charakteristisches Beispiel von nationalsozialistischer Propaganda-Sprachrohr für aufdringliche Verbreitung der NS-Ideologie
und politische Indoktrination der dortigen Deutschen, die für den Führer und
das Vaterland gewissenhaft arbeiten sollten. Diesem Zweck dienten bildhafte
Beschreibungen von dynamischer Aktivität des lokalen NSDAP-Apparates für
die Wohlfahrt der Einwohner des Kreises Königsberg. Im Kalender wurde insbesondere das Selbstbewusstsein der örtlichen Jugend gestärkt, denn sie sollte
33
Por. W. Kessler, Zum Bild Pommerns in der nationalsozialistischen Publizistik. Einige Bemerkungen am Beispiel der Zeitschrift ,,Das Bollwerk”, w: Państwo i społeczeństwo na Pomorzu Zachodnim
do 1945 roku, red. W. Stępiński, Szczecin 1997, s. 337–349.
236
Propaganda nazistowska na łamach ,,Königsberger Kreiskalender” w przełomowym roku 1939
in der Zukunft die politische Elite des Dritten Reiches werden. Diese Inhalte
wurden oft hinter der Fassade vom lokalen Patriotismus vermittelt, aber in der
Tat wurden diese Akzente unvermeidlich instrumentalisiert als Teil der homogenen Volksgemeinschaft, die verwaltungsunteilbar war. Im Endergebnis war die
Kurmark für die Nationalsozialisten vor allem ein Gebiet im Osten des Reiches,
ein vorgeschobener Posten zwischen der nordischen Domäne und dem barbarischen Osten, d. h. Polen, das in 1939 von Deutschland angegriffen wurde. Das
bedeutete zugleich der Anfang des Zweiten Weltkrieges, der besonders durch
den Holocaust und deutsche Kriegsverbrechen gekennzeichnet wurde.
Übers. v. W. Wichert
237
238
Tomasz Zgoda*
Trzcińsko-Zdrój
Walki
o Königsberg/Neumark
4–5 lutego 1945 roku
Przez długi okres obowiązywała jedna wersja zmagań o Chojnę w dniach
4–5 lutego 1945 roku. Były to krótkie wzmianki zamieszczone w tekstach gloryfikujących sowieckich żołnierzy ,,wyzwalających” miejscowości w ówczesnej
Nowej Marchii. Należały do nich opisy zamieszczone w takich publikacjach, jak
Czerwone gwiazdy i białe orły w walkach o wolność ziemi szczecińskiej Tadeusza
Karwackiego1 czy Wyzwolenie Polski 1944–1945 oraz Walki wojsk polskich i radzieckich Bolesława Dolaty2.
Los ludności cywilnej w pierwszych dniach lutego 1945 r. został już
przybliżony w cyklu artykułów Jak Königsberg stawał się Chojną, publikowanych
w „Gazecie Chojeńskiej”3, brak jednakże w literaturze polskiej próby odtworzenia przebiegu samych walk o Chojnę.
Niniejszy artykuł ma na celu wypełnienie tej luki, niemniej jednak ze
względu na mały zasób źródeł może on mieć jedynie charakter przyczynkarski.
Z tego też powodu niektóre zagadnienia mogą zostać jedynie zasygnalizowane.
* Tomasz Zgoda – absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autor prosi o kontakt osoby dysponujące informacjami o walkach w okolicy
Chojny w 1945 r. Tel. 600315353, e-mail: [email protected].
1
T. Karwacki, Czerwone gwiazdy i białe orły w walkach o wolność ziemi szczecińskiej, Szczecin
1981, s. 68–72.
2
B. Dolata, Wyzwolenie Polski, Warszawa 1971, s. 270–275; tenże, Walki wojsk polskich i radzieckich, w: Z dziejów Ziemi Chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 159. Obszerny opis walk
został przedstawiony również w: W. Mironow, Die Stählerne Garde, Berlin 1986 oraz Der Kampf
um Königsberg/Neumark. Flucht und Vertreibung 1945. Eine Dokumentation 1996–1999, ausgewählt u. zusammengestellt v. K. Speer, Celle 1996, s. 39–47.
3
Dostępne w archiwalnych numerach na stronie: www.gazetachojenska.pl (8.06.2012).
239
Tomasz Zgoda
Mam nadzieję, że po jego opublikowaniu możliwe będzie poznanie również niemieckiego spojrzenia na te krótkie zmagania i uzyskanie bardziej obiektywnego
obrazu wydarzeń tamtych dni.
Siły stron
Od początku lutego 1945 r. w rejonie Schwedt znajdowały się oddziały
Waffen-SS, dowodzone przez SS-Obersturmbannführera Ottona Skorzeny’ego,
którego zadaniem było utworzenie przyczółka mostowego na Odrze pod Schwedt.
W ich skład wchodził m.in. SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600. Była to jednostka
składająca się z doświadczonych żołnierzy, którzy w toku dalszych walk stanowili
trzon obrony tego rejonu. Żołnierze z trzeciej kompanii tej jednostki wzmocnili
również obronę Barnkowa oraz Chojny.
Ich liczebność w tym rejonie można ustalić jedynie na podstawie reportażu korespondenta wojennego Waffen-SS Rolfa-Dietera Sahlera. Stwierdził on,
że w walce w Barnkowie i Chojnie brało udział pięćdziesięciu żołnierzy Waffen-SS (jest też mowa o dwóch plutonach żołnierzy). Dowodzić nimi mieli SS-Obersturmführer Joachim Marcus oraz SS-Untersturmführer Wilhelm Sauer4.
4 lutego 1945 r. do Chojny dotarła pociągiem od strony Lisiego Pola jednostka
Volkssturmu z Hamburga5. Według relacji mieszkańców miała ona liczyć do sześciuset żołnierzy6.
Ich wartość bojowa była z pewnością o wiele mniejsza od mniej licznych, ale
o wiele bardziej doświadczonych żołnierzy Waffen-SS. We wspomnieniach podkreślane jest rzekome dobre uzbrojenie żołnierzy z Hamburga7.
Na obecność innych jednostek niemieckich wskazują jedynie wspomnienia dowódcy Kampfgruppe Schwedt, SS-Obersturmbannführera Skorzeny’ego.
Jest w nich mowa o udziale w walkach również członków Volkssturmu z Chojny
i okolic oraz batalionu alarmowego, uzupełnionego żołnierzami z rozbitych jednostek, którzy wycofywali się ze wschodu przez mosty pomiędzy Krajnikiem
Dolnym a Schwedt8.
Oderland ist abgebrannt. Die Kämpfe am Oderstrom vom Januar bis April 1945 von Schwedt bis
Zehden und den umliegenden Ortschaften. Zeitzeugen berichten, zusammengestellt anhand von
Originalbelegen von K. Speer, Celle b.r.w., s. 33.
5
Der Kampf..., s. 49, 92.
6
Tamże, s. 49.
7
O. Skorzeny, Wir kämpften, wir verloren, Lohmar 1975, s. 177; tenże, Nieznana wojna. Moje operacje specjalne, Warszawa 1999, s. 390.
8
O. Skorzeny, Nieznana wojna..., s. 391. Według wspomnień mieszkańców Königsbergu miejsco4
240
Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku
Przy obecnym stanie badań brak jest możliwości jednoznacznego opowiedzenia się za udziałem w walkach również żołnierzy tych obu jednostek.
Na marginesie warto podkreślić, że w tym czasie batalion Volkssturmu
z okolic Chojny nie istniał już jako spójna jednostka. Jego dowódca, burmistrz
Chojny Kurt Flöter, został powieszony 4 lutego 1945 r.9 Jedną z kompanii batalionu w styczniu 1945 r. skierowano do Skwierzyny (Schwerin), a następnie wzięła
ona udział w walkach w Kostrzynie10. W rezultacie w Chojnie pozostała jedynie
garstka członków Volkssturmu i Hitlerjugend, którzy na dodatek nie byli uzbrojeni11. Nie wiadomo jednak, czy wzięli oni udział w walce 4–5 lutego, czy też w tym
okresie wycofali się już na przyczółek mostowy pod Schwedt. Relacje ówczesnych
mieszkańców Chojny przemawiają za przyjęciem tej drugiej możliwości12.
Istotny jest natomiast fakt, iż żołnierze niemieccy nie dysponowali
żadną ciężką bronią, którą mogliby przeciwstawić sowieckiej broni pancernej
i artylerii. Do dyspozycji pozostały im ciężkie karabiny maszynowe oraz pancerfausty. Dowództwo nad oddziałami niemieckimi miał sprawować mjr Bernard
Aschenbach.
Ze strony sowieckiej udział w walce brały 219. Brygada Pancerna,
35. Brygada Zmechanizowana, 37. Brygada Zmechanizowana z 1. Korpusu
Zmechanizowanego oraz prawdopodobnie 347. Gwardyjski Pułk Ciężkiej
Artylerii Samobieżnej z 1. Korpusu Zmechanizowanego oraz 49. Brygada
Pancerna Gwardii ze składu 12. Korpusu Pancernego Gwardii13.
Niemieckie oddziały zajęły stanowiska w Barnkowie (żołnierze z 3. SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600) oraz w Chojnie (członkowie VolkssturmBataillon z Hamburga)14.
wy Volkssturm podczas walk znajdował się w rejonie Schwedt. Der Kampf..., s. 33.
9
Der Kampf..., s. 33; Oderland..., s. 35–36.
10
Der Kampf..., s. 89.
11
,,Kompania Clasius, która została w mieście, nie była ani uzbrojona, ani skoszarowana, a składała się w 75% z obcych ze Wschodu, robotników i zatrudnionych w Chojnie urzędników Rzeszy”.
Tamże, s. 32.
12
Tamże, s. 33.
13
O takim składzie atakujących wojsk wspominają m.in. T. Karwacki, dz. cyt., s. 68–72 i B. Dolata,
Walki wojsk..., s. 159; www.pomorze1945.com, http://militera.lib.ru/memo/russian/litvyak_mm/06.
html, (10.01.2011); http://obd-memorial.ru/ (8.06.2012).
14
Na początku lutego 1945 r., w tym przed walką o Chojnę, wykonano serię zdjęć ukazujących żołnierzy SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600, a także Volkssturmu z Hamburga. Jedno ze zdjęć zrobiono
przy cmentarzu w Barnkowie. Polecam zapoznanie się z tymi unikatowymi fotografiami, zamieszczonymi na stronie internetowej: http://forum.panzer-archiv.de/viewtopic.php?t=4071&start=30
(11.07.2012).
241
Tomasz Zgoda
Przebieg walk
Działania bojowe miały się rozpocząć około godziny szesnastej 4 lutego
1945 r. od ataku czołgów z 219. Brygady Pancernej 1. Korpusu Zmechanizowanego15.
Dzięki wspomnieniom niemieckich mieszkańców Chojny możliwe jest odtworzenie drogi, którą sowieckie czołgi przejechały przez miasto.
Atak rozpoczął się natarciem około siedmiu czołgów z rejonu Lisiego
16
Pola . Po przejechaniu obok Pascheeberge czołgi skierowały się w stronę centrum miasta wzdłuż Nahauser Weg (dziś ul. Wojska Polskiego) i Vierradenstraße
(ul. Bałtycka). Rozpoczęły one również w tym czasie ostrzał zabudowań Chojny.
Pierwszy pocisk miał trafić gospodarstwo przy Nahauser Weg, kolejne – dom
kupca Klemza na rogu Schwedterstraße (ul. Basztowa), budynki na rynku
i róg budynków koło kościoła. Następnie czołgi skierowały się Königstraße
(ul. Bolesława Chrobrego) do dworca kolejowego i dalej, obok Wilhelmstraße
(ul. Mieszka I) i Szkoły Ludowej (Volksschule; dziś budynek liceum). Po napotkaniu w centrum miasta oporu członków Volkssturmu czołgi ocalałe z walk
wycofały się prawdopodobnie w stronę drogi w kierunku Trzcińska-Zdroju17.
Następnie Volkssturm miał zająć stanowiska przy linii kolejowej.
Podczas walk ogień z płonącego budynku kupca Klemza rozprzestrzenił
się na inne budynki przy Königstraße. Spłonęło również kilka budynków przed
Bramą Barnkowską, a także dom radcy prawnego Günthera i Ewangelicki Dom
Zgromadzeń. Straż pożarna podjęła zakończoną niepowodzeniem próbę ugaszenia pożarów szalejących w mieście18.
Prawdopodobnie nieco później w sąsiedniej miejscowości Barnkowo walkę z sowieckimi żołnierzami stoczyli żołnierze SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600.
Została ona utrwalona w propagandowym reportażu Rolfa-Dietera Sahlera, który ukazał się w ówczesnej prasie. Tłumaczenie obszernego fragmentu zamieszczam poniżej.
,,Jednak także koło spadochroniarzy rozpętało się piekło. Przy zachodnim wejściu do miejscowości płonęły już oba nieprzyjacielskie czołgi, pancerny
pojazd rozpoznawczy i ciężarówka pełna piechoty. Zostały one razem zniszczone
Der Kampf..., s. 57, 87.
Tamże, s. 49.
17
Tamże, s. 49, 57. Wskazano również na inny przebieg tego ataku – czołgi miały atakować Vierradenstraße, później skręcić w Nikolaistraße (ul. Łużycka) i skierować się wzdłuż Wilhelmstraße do
Holzstraße (ul. W. Jagiełły), aby dotrzeć w rejon Bramy Barnkowskiej, a następnie zawrócić na rynek
(materiały ze zbiorów Günthera Ballentina). Należy również wskazać, że istnieje możliwość, iż po
przeprowadzeniu tego ataku czołgi skierowały się z powrotem za miasto w kierunku Lisiego Pola.
18
Der Kampf..., s. 21.
15
16
242
Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku
za pomocą pancerfaustów. »Cztery się przełamały!«, krzyknął Untersturmführer
do swoich ludzi i już skoczył z dwoma pancerfaustami przez drogę za kamienne
schody. Głęboko ukryty czai się na swoją zdobycz. Do zakrętu ulicy zbliża się
pierwszy kolos z klekocącymi gąsienicami, zbliżająca się piechota strzela ze swoich pistoletów maszynowych w rzędy okien, nie celując specjalnie. Widocznie
jeszcze się nie zorientowali, że śmierć czeka na nich za każdym rogiem. Z zimną
krwią Untersturmführer klęka na kamiennych schodach i kładzie pancerfaust
na ramieniu. Chociaż twarz ma pełną napięcia, spokojnie i pewnie wycelowuje
zabójczy dla czołgu cios. Płomień, ogłuszający huk i czołg płonie! Teraz i inni
spadochroniarze SS wychodzą z ukrycia i atakują następne czołgi. Z lewej strony
ulicy wyjeżdża drugi T-34 i celuje w naszych ludzi. Lecz zanim wystrzelił, zostaje
upolowany z odległości czterech metrów strzałem w kadłub. Oba pozostałe zawróciły do ucieczki, zostały jednak dobite przez SS-manów.
Stopniowo w miejscowości stawało się spokojnie. Tylko tu i ówdzie padały pojedyncze strzały.
Mijały godziny, zaczęło się już zmierzchać. Poszczególne grupy znów się
zebrały i żołnierze z powrotem zajęli swoje wcześniejsze stanowiska. Również
stanowiska ubezpieczające zostały obsadzone.
Znów słychać czołgi. Zdawało się, że teraz próbują się wedrzeć do wsi
aleją [od Trzcińska-Zdroju – T.Z.] od wschodu. Nie minęło wiele czasu, kiedy
pierwsze cztery wynurzyły się niczym cienie z mroku. Niepewnie, powoli zbliżały się do nas, jednak nie padł żaden strzał. Czy nie mają oni żadnego doświadczenia? Piechota zeskoczyła z czołgów, które strzelają dziko w kierunku domów.
Spadochroniarze odpowiedzieli ogniem z pistoletów maszynowych w kierunku
Sowietów.
Wysoki Untersturmführer krzyknął do swojej grupy: »Idziemy!« i strzela
do T-34. Pierwszego zniszczył osobiście strzałem z odległości ośmiu metrów,
drugi pancerfaust był jednak konieczny. Z powrotem i dwa nowe w rękach.
W mgnieniu oka przy murze kościelnym [w Barnkowie – T.Z.] zostaje zniszczony drugi czołg. Przez drzwi apteki wyleciał następny pocisk i dobił drugi czołg.
Niewiele minut później stanął w płomieniach ostatni czołg.
Jak pochodnia wzrastającego niemieckiego oporu stało 16 palących się
czołgów w zniszczonej niemieckiej wsi, płonąc na nocnym horyzoncie...”19.
Po zapoznaniu się z przedstawionym powyżej przebiegiem walk można by
przyjąć, że to strona niemiecka odniosła zwycięstwo w tej potyczce. Tymczasem
pod naporem oddziałów sowieckich spadochroniarze Waffen-SS byli zmuszeni
do wycofania się w stronę centrum miasta.
19
Tamże, s. 41–42.
243
Tomasz Zgoda
Ze względu na brak opisów walk w Chojnie po odparciu pierwszego
ataku na miasto z kierunku Nawodnej oraz po potyczce w Barnkowie, warto
przytoczyć fragment rekomendacji do nadania Krzyża Niemieckiego w Złocie
SS-Obersturmführerowi Joachimowi Marcusowi, w której skrótowo przedstawiono przebieg wydarzeń w Chojnie na przełomie 4 i 5 lutego 1945 r.:
„4 lutego 1945 r. Marcus był ze swoją kompanią, rozwiniętą w Barnkowie,
na wysuniętym stanowisku dowodzenia na wschód od Chojny, w rejonie Schwedt
na Odrą. Wieczorem Rosjanie zaatakowali 30 czołgami T-34, piechotą i kawalerią, przetoczyli się po stanowiskach trzeciej kompanii i masą czołgów wdarli się
do miasta od północy i południa. Marcus natychmiast zebrał swoją kompanię do
przeciwuderzenia i utrzymał swoje stanowiska pod nacierającym przeciwnikiem.
Po tym, jak przeciwnik był już za jego plecami z czołgami i piechotą,
[Marcus] starał się bronić dalej w Chojnie, w trakcie czego 9 nieprzyjacielskich
czołgów zostało zniszczonych za pomocą pancerfaustów. Zaraz potem dowódca
Kampfgruppe, major Aschenbach, wydał rozkaz oderwania się od nieprzyjaciela,
Marcus usunął większość swojej kompanii wraz z cywilami, kobietami i dziećmi
na zachód i pozostawił jedynie dwie grupy z zadaniem osłony odwrotu przed
wrogiem oraz zniszczenia znajdujących się przy drodze na zachód od Chojny
czołgów. Jednakże na tej drodze znajdowało się 10 czołgów z silną ochroną piechoty, [toteż] musiał się on ograniczyć do osłony odwrotu i okazał przy tym
wielką osobistą odwagę. Marcusowi udało się zabrać nielicznych rannych, zadać
nieprzyjacielowi wielkie straty i zatrzymać go na godziny, tak że nieprzyjaciel
dopiero po dwóch dniach uderzył dalej na zachód”20.
Walki w Chojnie wspomina również Fritz Könnecke, wówczas żołnierz
trzeciej kompanii SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600:
„W Barnkowie byliśmy jako wysunięta jednostka z 50 ludźmi i stoczyliśmy tam ciężką walkę przeciw 36 czołgom i piechocie podwożonej na pancerzach. Z powodu poważnej przewagi wycofaliśmy się do murów miejskich Chojny
i przy Bramie Barnkowskiej rozgorzały ciężkie walki.
Tymczasem miasto zostało okrążone przez kolejne przemieszczające się czołgi. W późnych godzinach wieczornych (4 lutego) przebił się do nas goniec z Grabowa,
który znalazł dla nas drogę odwrotu. Maszerowaliśmy przez rozmokły śnieg, błotniste
pola i łąki i dołączyliśmy po kilku godzinach do naszej kompanii. Okopała się ona wokół Grabowa. W trakcie odwrotu towarzyszyło nam około 20 kobiet i dzieci z Chojny.
Mogliśmy je uratować przed Rosjanami i skierować do Schwedt”21.
20
Rekomendacja do nadania Krzyża Niemieckiego Złocie Joachimowi Marcusowi przez Obstubaf.
Skorzeny’ego, 9.02.1945, w: J.P. Moore, Führerliste der Waffen-SS, rekord Marcus.
21
Oderland..., s. 33.
244
Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku
W związku z wzrastającą przewagą strony sowieckiej oddziały niemieckie zostały zmuszone do oddania miasta. Ostatni żołnierze niemieccy – członkowie Volkssturmu – mieli wycofać się z miasta około godziny piątej nad ranem
5 lutego 1945 r.22
Straty obu stron
Kolejną niewiadomą jest liczba sowieckich czołgów, które zostały zniszczone przez żołnierzy niemieckich. Rozbieżności mogą wynikać w szczególności z faktu, że walki toczone były początkowo odrębnie przez Volkssturm
i SS-Fallschirmjäger-Bataillon 600 oraz z późniejszej wspólnej obrony centrum
miasta przez obie jednostki. Wydaje się, iż bez odniesienia się do zawartości rosyjskich archiwów, które nadal są niedostępne, próba jednoznacznego określenia
liczby zniszczonych czołgów musi być obarczona znacznym błędem. Niemniej
jednak warto spróbować, choć orientacyjnie, wskazać wysokość strat wśród sowieckiej broni pancernej.
Najłatwiejsza do ustalenia wydaje się liczba czołgów zniszczonych przez
członków Volkssturmu podczas ataku 219. Brygady Pancernej. We wspomnieniach ówczesnych mieszkańców Chojny przewija się liczba czterech–pięciu
czołgów, które trafiono pancerfaustami w mieście23. Miały one zostać zniszczone m.in. w następujących miejscach: Pascheberge, na Wilhelmstraße (obecnie
ul. Mieszka I), przed domem rzeźnika Betkego oraz szklarza Bölckego, jak i przy
domu kupieckim Radefeld na rynku.
Również Rolf-Dieter Sahler w swoim reportażu podaje, że ,,w sąsiedniej
miejscowości [Chojnie – T.Z.] znajdował się już Volkssturm walczący zawzięcie
z czołgami i sowiecką piechotą. Pięć z siedmiu atakujących T-34 zostało tam
zniszczonych”24.
Trudniej jest określić straty zadane przez spadochroniarzy Waffen-SS
w Barnkowie. Edith Cray, ówczesna mieszkanka Chojny, podała, że w Barnkowie
zniszczono pięć czołgów25. Z reportażu Rolfa-Dietera Sahlera wynika, iż ofiarą
pancerfaustów padło 16 czołgów, jednakże liczba ta wydaje się zbyt duża. Być
może była to całkowita liczba czołgów zniszczonych podczas walk o Barnkowo
i Chojnę.
22
„Wir wollten eigentlich nicht fliehen...”. Schwedt im Frühjahr 1945. Das Militär und die Zivilisten. Lagebetrachtungen und Erinnerungen, Red. A. Vogel, Schwedt 2007, s. 19.
23
Der Kampf..., s. 49, 57.
24
Oderland..., s. 33.
25
Der Kampf..., s. 62.
245
Tomasz Zgoda
Aby jeszcze bardziej skomplikować próbę policzenia zniszczonych czołgów, należy wskazać, że w części wspomnień podaje się łączną liczbę zniszczonych czołgów nieprzyjaciela. Z rekomendacji do nadania Krzyża Niemieckiego
w Złocie SS-Obersturmführerowi Joachimowi Marcusowi wynika, iż łączna liczba zniszczonych czołgów to dziewięć sztuk. Otto Skorzeny w swoich wspomnieniach podaje, że „nieprzyjaciel zaatakował późnym popołudniem. Na ulicach
trwały zacięte walki. Miejscowi wojacy unieszkodliwili »Panzerfaustami« jedenaście maszyn”26.
Natomiast SS-Sturmmann Leonard Schaap z plutonu łączności SS-Fallschirmjäger-Bataillon relacjonuje: „6 lutego [prawidłowo: 5 lutego – T.Z.]
przybyła większość rosyjskich jednostek. Po ciężkiej walce trzecia kompania
powróciła do batalionu. W Chojnie zniszczono przy tym 18 czołgów, a koło
Grabowa przez inne kompanie zostały zniszczone kolejne”27.
W dokumentacji dotyczącej Grupy Armii Wisła, w skład której wchodziły również oddziały broniące Chojny, zachował się meldunek z 4 lutego 1945 r.,
informujący o zniszczeniu tego dnia szesnastu czołgów przez oddziały podległe Korpusowi Odra. Wydaje się, że z dużym prawdopodobieństwem meldunek ten można odnieść do strat zadanych oddziałom sowieckim w toku walk
o Chojnę28.
Przy obecnym stanie badań łączna liczba szesnastu zniszczonych czołgów wydaje się najbardziej prawdopodobna.
Prześledzenie strat wśród żołnierzy sowieckich umożliwia umieszczony na stronie internetowej http://obd-memorial.ru/ wykaz poległych Rosjan ze
wskazaniem m.in. miejsca oraz daty ich śmierci, a także ostatniej jednostki bojowej. Niezwykle przydatny jest również wykaz zamieszczony na stronie www.
pomorze1945.com. Na podstawie tych danych możliwe jest wskazanie z imienia i nazwiska dwunastu żołnierzy poległych w walce o Chojnę. Należeli oni
do 219. Brygady Pancernej oraz 35. Brygady Zmechanizowanej z 1. Korpusu
Zmechanizowanego. Straty strony sowieckiej były z pewnością większe – należy
wziąć pod uwagę choćby rannych i zaginionych.
Straty niemieckie według niemieckich regionalistów miały wynieść około pięćdziesięciu żołnierzy29. Do danych tych należy z pewnością podchodzić
O. Skorzeny, Nieznana wojna..., s. 391.
Tagebuch des Leonard Schaap vom 14.10.1943 bis 3.5.1945 bei den SS Fallschimrjägern, wyd.
własne, b.mr.w., s. 42.
28
National Archives and Records Administration, Captured German Records Microfilmed at Alexandria, T311, Rolle 167, 0440.
29
G. Ballentin, Die Zerstörung der Stadt Schwedt/Oder 1945, wyd. własne, b.m.w., 2006, s. 63.
Niestety, niemieccy badacze tematu, z którymi udało mi się skontaktować, nie dysponują bardziej
26
27
246
Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku
z rezerwą. Bardziej precyzyjne dane na ten temat mogłyby przynieść ekshumacje
niemieckich żołnierzy poległych w walce o Chojnę. Warto przy tym wspomnieć,
że sam Otto Skorzeny stwierdził w swoich wspomnieniach, że ,,kompania strzelców spadochronowych przyjęła na siebie pierwsze uderzenie i poniosła duże
straty”30.
Kilkunastogodzinne walki w Barnkowie i Chojnie nie pociągnęły za sobą
dużych strat w ludności cywilnej. Śmierć w wyniku walk poniosły bowiem cztery
osoby: Albrecht Erwin, Albrecht Hedwig, Otto Fanselow oraz Emil Kickhöfel.
Liczba ta jest szczególnie niska w porównaniu z liczbą późniejszych ofiar samobójstw i morderstw ze strony sowieckich żołnierzy31. Również miasto nie
ucierpiało w znacznym stopniu. Według relacji mieszkańców zniszczony został
wówczas dworzec kolejowy32. Ofiarą płomieni padły zabudowania znajdujące się
przed Bramą Barnkowską oraz przy Königstraße (ul. Bolesława Chrobrego), jak
i kilkanaście budynków ostrzelanych przez sowieckie czołgi. Uszkodzony, prawdopodobnie w znacznym stopniu, został także ratusz.
Ocena rezultatu walk
W dotychczas opublikowanej polskiej literaturze podkreślano, że zdecydowane uderzenie oddziałów sowieckich umożliwiło zdobycie w krótkim czasie miasta, które zostało przygotowane do długotrwałej obrony. Miało ono być
obsadzone przez silne liczebnie oddziały niemieckie wsparte przez artylerię,
a nawet pociąg pancerny. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż w ten sposób starano się
nie tylko gloryfikować sukces żołnierzy sowieckich, ale także w jakiś sposób wytłumaczyć znaczne straty poniesione przez stronę atakującą. Tymczasem, niezależnie od faktu, że takie przedstawienie przebiegu działań bojowych nie ma nic
wspólnego z rzeczywistym stanem rzeczy, to opacznie przedstawia ono ponadto
zamiar strony niemieckiej. Jej celem nie było bowiem utrzymanie Chojny. Siły
wysłane do jej obrony były po prostu zbyt nieliczne i pozbawione wsparcia broni
ciężkiej. Ich zadaniem było uwikłanie sowieckich oddziałów w walki w mieście,
w których strona atakująca musiała ponieść cięższe straty, i możliwie długie zatrzymanie naporu sił sowieckich na właściwą linię obrony przyczółka mostowego
pod Schwedt.
precyzyjnymi danymi na ten temat.
30
O. Skorzeny, Nieznana wojna..., s. 392.
31
C. Krätzner, Das Schicksal der Bevölkerung der Kreisstadt Königsberg in der Neumark zum Ende
des Zweiten Weltkrieges im Spiegel der Heimatkartei, Hilchenbach 1999, s. 11.
32
Der Kampf..., s. 87.
247
Tomasz Zgoda
O ile można przyjąć, że straty zadane Rosjanom przez niemieckich
obrońców były dość znaczne, o tyle trudno już bez zastrzeżeń zgodzić się z tym,
iż powiodło się im wywarcie znacznego wpływu na przebieg sowieckiej ofensywy
na zachód w kierunku Schwedt. Można jedynie przyjąć, że udało się opóźnić
ten napór o jeden dzień. Już bowiem 5 lutego 1945 r. jednostki sowieckie zaatakowały w kierunku Schwedt. W wyniku tego natarcia zajęły one Grabowo
i Krzymów33. Wydzielonemu oddziałowi pancernemu powiodło się nawet przebicie przez obronę SS-Fallschirmjäger-Bataillon w Grabowie i dotarcie do mostu na Odrze w Krajniku Dolnym (został on jednakże zniszczony przez żołnierzy
SS-Jagdverband Mitte). Ostatecznie, mimo początkowego powodzenia strony
sowieckiej, została ona wyparta z zajętych miejscowości, a walki na tzw. przyczółku mostowym Schwedt (Brückenkopf Schwedt) trwały do 1 marca 1945 r.,
kiedy to siły niemieckie opuściły rejon na wschód od Odry34.
W związku z tym należy przyjąć, że rezultat walk był umiarkowanym
sukcesem strony niemieckiej. Wprawdzie została ona po krótkiej walce wyparta
z Chojny, jednakże przy siłach przeznaczonych do walki nie mogła liczyć na
utrzymanie się. Zdołała przy tym zadać znaczne straty stronie sowieckiej i opóźnić jej dalsze natarcie na zachód. Ponadto udało się również wyprowadzić pewną
grupę cywilów z przyszłej strefy walk.
Die Kämpfe um Königsberg/Nm.
4.–5. Februar 1945
Trotz des langen Zeitablaufs seit der Beendigung des Zweiten Weltkrieges
ist in der Fachliteratur bis heute kein Versuch unternommen worden, den Verlauf
der Kämpfe um Königsberg/Nm. (heute Chojna) und Bernickow (Barnkowo) zu
rekonstruieren. Mit dem vorliegenden Beitrag soll diese Lücke geschlossen werden. Es wurden folgende militärische Verbände auf beiden Seiten eingesetzt:
Die deutschen Truppen bestanden aus den Soldaten der 3. Kompanie des
SS-Fallschirmjäger-Bataillons 600 und eines Volkssturm-Bataillons aus Hamburg.
Derzeit fehlen Belege für den Einsatz von Soldaten anderer Verbände.
Beteiligt am Angriff auf die Stadt waren von sowjetischer Seite die 219.
Panzerbrigade, die 35. Mechanisierte Brigade, die 37. Mechanisierte Brigade des
1. Mechanisierten Korps und wahrscheinlich auch das 347. Garderegiment der
33
O tych walkach zob. m.in. T. Zgoda, „Walczyłem pod Schwedt”. Wspominają weterani Kampfgruppe Schwedt, „Rocznik Chojeński” 3 (2011), s. 227–242.
34
„Wir wollten eigentlich nicht fliehen...”. Schwedt im Frühjahr 1945..., s. 21, 40.
248
Walki o Königsberg/Neumark 4–5 lutego 1945 roku
Schweren Selbstfahrartillerie des 1. Mechanisierten Korps und die 49. GardePanzerbrigade des 12. Garde-Panzerkorps.
Die Kämpfe um Königsberg begannen am 4. Februar 1945 gegen
16 Uhr mit einem Angriff sowjetischer Panzer aus Richtung Uchtdorf (heute Lisie
Pole). Der Angriff wurde von einem Volkssturmtrupp abgewehrt. Erfolgreiche
Abwehrkämpfe wurden auch in Bernickow geführt. Als der deutsche Widerstand
in diesem Dorf gebrochen war, griffen die sowjetischen Truppen Königsberg an.
Am 5. Februar 1945 gegen 5 Uhr zogen sich die letzten deutschen Truppen aus
der Stadt zurück.
Es fehlen detaillierte Angaben über die Verluste auf beiden Seiten.
Bekannt sind die Namen und Vornamen von nur einigen deutschen und einigen
zehn sowjetischen Soldaten, die in diesen Tagen in Königsberg gefallen sind. Die
sowjetischen Panzerverbände erlitten beträchtliche Verluste an Panzerwaffen,
die sich bestimmt auf mehr als zehn Kampfpanzer beliefen.
Die Verluste an Zivilbevölkerung waren nicht groß. Infolge der Kämpfe
wurden in der Stadt einige Gebäude, darunter das Rathaus und der Bahnhof,
zerstört. Genauere Angaben zu den Verlusten auf beiden Seiten sollten uns die
Exhumierungen der im Kampf um Königsberg gefallenen deutschen Soldaten
und das Zugänglichmachen der in den russischen Archiven befindlichen
Materialien geben können. Infolge der Kämpfe gelang es den Deutschen, den
sowjetischen Vormarsch um einen Tag zu verzögern und den Russen beträchtliche Verluste zuzufügen.
Übers. v. K. Gołda
249
250
Tomasz Dźwigał*
Szczecin
Śledztwo Okręgowej
Komisji Badania Zbrodni
Hitlerowskich w Szczecinie,
dotyczące obozów
hitlerowskich położonych
w okolicach Chojny
Odcinek drogi nr 26, prowadzącej z Chojny w kierunku przejścia granicznego w Krajniku Dolnym, przebiega przez bardzo malownicze tereny.
Kierowcy podążający tą urokliwą trasą najczęściej nie zdają sobie sprawy z tego,
iż okoliczne lasy kryją mroczną tajemnicę. Jedynie ci spośród podróżnych, którzy
zdecydują się na krótką przechadzkę, mogą przypadkiem trafić na dziwne resztki
zarośniętych trawą fundamentów czy porozrzucane cegły. Są to ostatnie już ślady po jednym z hitlerowskich obozów, które w okresie drugiej wojny światowej
licznie rozsiane były po całym Pomorzu Zachodnim.
Niemiecka prowincja Brandenburgia, podobnie jak sąsiednia prowincja
Pomorze, ze względu na swój rolniczy charakter od dawna stanowiła spichlerz
Rzeszy Niemieckiej. Występujące na tym terenie wielkie majątki ziemskie potrzebowały znacznych rezerw siły roboczej. Permanentny niedobór pracowników
rolnych zaspokajany był napływem zagranicznych pracowników kontraktowych,
głównie z przeludnionej polskiej wsi. W przededniu drugiej wojny światowej
problem braku rąk do pracy się nasilił, gdyż wielu miejscowych rolników powoła* Tomasz Dźwigał – archiwista (starszy kustosz archiwalny) szczecińskiego oddziału Instytutu
Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Autor i współautor prac opisujących zasób archiwalny szczecińskiego IPN. Zainteresowania badawcze: historia
wojskowości, historia Pomorza Zachodniego oraz historia społeczna w okresie stalinowskim.
251
Tomasz Dźwigał
no do służby wojskowej, a tradycyjny napływ pracowników sezonowych z Polski
zamarł wobec coraz bardziej napiętych stosunków między III Rzeszą a II RP.
W związku z tym hitlerowcy, wraz z rozpoczęciem działań wojennych jesienią
1939 r., rozpoczęli organizowanie na całym Pomorzu Zachodnim sieci różnorodnych obozów pracy i obozów jenieckich1. Miały one stanowić rezerwuar taniej,
niewolniczej siły roboczej zarówno dla tutejszego rolnictwa, jak i dla rozwijającego się w regionie przemysłu wojennego. Oczywiście za powstaniem tych obozów stały nie tylko przesłanki gospodarczo-ekonomiczne, ale również motywy
natury ideologicznej, gdyż obozy te były przede wszystkim jednym z elementów
hitlerowskiego systemu terroru.
W literaturze i opracowaniach encyklopedycznych dotyczących obozów
hitlerowskich można odnaleźć informację, że w miejscowości Chojna znajdowała się jedynie filia kobiecego obozu koncentracyjnego z Ravensbrück. Podobóz
ten funkcjonował od sierpnia 1944 do marca 1945 r. i zorganizowany był na
terenie lotniska wojskowego, budowanego m.in. przez osadzone tam więźniarki2. Jednakże wśród najstarszego pokolenia okolicznych mieszkańców przetrwała
pamięć o jeszcze jednym obozie. Wspominają oni, iż osiedliwszy się po wojnie na tych ziemiach, często odwiedzali teren tzw. lagrów, czyli pozostałości
po dawnym obozie hitlerowskim znajdującym się przy szosie prowadzącej do
Krajnika Dolnego. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku tymi licznymi
jeszcze wówczas relacjami zainteresował się jeden z chojeńskich funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, st. sierż. W. Jeremionek. Sporządzona przez niego
notatka służbowa zainicjowała w 1969 r. wszczęcie śledztwa3 przez Okręgową
Za Bogdanem Frankiewiczem, archiwistą i badaczem historii Pomorza Zachodniego, można przytoczyć następującą klasyfikację obozów występujących na Pomorzu Zachodnim: obozy przejściowe (Durchgangslager i Auffangslager) lub rozdzielcze (Arbeitsverteilungslager); obozy zbiorowego
zakwaterowania (Gemeinschaftslager); obozy przyzakładowe (Betriebslager, Firmenlager); kwatery
mieszkalne (Wohnlager); obozy na statkach (Dampferlager lub Wohnschiff); obozy budowy autostrady (RAB-Lager); wychowawcze obozy pracy lub obozy karne (AEL-Arbeitserziehungslager);
karne kompanie (Strafkompanie); filie obozów koncentracyjnych (Außenkonzentrationslager);
obozy jenieckie (Stalag, Oflag, Kriegsgefangenen-Arbeitskommando). Zob. B. Frankiewicz, Obozy
hitlerowskie na Ziemi Szczecińskiej w latach 1939–1945, „Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami
Hitlerowskimi” 2 (1975), s. 77; tenże, Praca przymusowa na Pomorzu Zachodnim w latach drugiej
wojny światowej, Poznań 1969, s. 88–89.
2
Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich 1939–1945. Informator encyklopedyczny, red. C. Pilichowski, Warszawa 1979, s. 132; B. Frankiewicz, Obozy hitlerowskie..., s. 83; T. Zgoda, Obóz koncentracyjny dla kobiet w Königsbergu, „Rocznik Chojeński” 2 (2010), s. 153–176; tenże, Obóz
koncentracyjny dla kobiet w Königsbergu, „Gazeta Chojeńska”, 22.03.2011; Zapomniane obozy nazistowskie. Chojna Szczecińska, http://hm.fotohistoria.pl (25.06.2012).
3
Sygnatura śledztwa: Ds. 4/69/OKS. Dokumenty dotyczące tej sprawy znajdują się obecnie
w zasobie archiwalnym szczecińskiego oddziału IPN i oznaczone są sygnaturą: Archiwum Instytu1
252
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich (OKBZH) w Szczecinie4. Jego celem
tu Pamięci Narodowej Oddział w Szczecinie (dalej: AIPN Sz), 419/15.
4
29 marca 1945 r. Krajowa Rada Narodowa, w celu scentralizowania badań dotyczących zbrodni
wojennych popełnionych na terenie Polski, powołała Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Zadania, jakie postawiono tej instytucji, zostały określone w dekrecie z 10 listopada 1945 r. Były to: gromadzenie, przechowywanie i udostępnianie dokumentów oraz materiałów
ukazujących losy narodu polskiego w latach wojny i okupacji; prowadzenie śledztw w sprawach
dokonanych wówczas zbrodni; prowadzenie badań nad problematyką popełnionych zbrodni
i ogłaszanie ich wyników, a także publikowanie źródeł; udostępnianie materiałów pokrewnym instytucjom zagranicznym. Zadania te realizowano przy współudziale kilkunastu oddziałów terenowych. Jednym z najważniejszych zadań zrealizowanych w pierwszych latach funkcjonowania tej
instytucji było przekazanie zgromadzonej dokumentacji do Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze na potrzeby procesów przeciwko zbrodniarzom wojennym. W 1949 r.,
po utworzeniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej, GKBZN przemianowano na Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Zaczął się wówczas okres coraz większego wygaszania jej działalności oraz likwidacji jednostek terenowych. W związku z mijającym w 1965 r.
terminem przedawnienia ścigania zbrodni hitlerowskich w RFN w wielu krajach europejskich
doszło na tym tle do licznych protestów społecznych. Ten międzynarodowy tumult sprzyjał reaktywowaniu działalności GKBZH w Polsce. W grudniu 1963 r. odbyło się plenarne posiedzenie,
na którym postanowiono kontynuować zawieszone śledztwa i wznowić prace dokumentacyjne.
Ponownie powołano również komisje okręgowe. 22 kwietnia 1964 r. Sejm PRL przyjął ustawę
o przerwaniu biegu przedawnienia ścigania zbrodni hitlerowskich w Polsce. Dzięki tej ustawie
oraz aktywności GKBZH Polska stała się inicjatorem uchwalenia konwencji ONZ o nieprzedawnieniu zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Ostatecznie w lipcu 1979 r. Bundestag
znowelizował prawo karne RFN, stanowiąc, iż zbrodnie ludobójstwa nie podlegają przedawnieniu.
Atmosfera międzynarodowej współpracy w zakresie ścigania zbrodni z okresu II wojny światowej
sprzyjała rozwojowi działalności GKBZH w zakresie badań i śledztw, które prowadzono zarówno
w kraju, jak i za granicą. W 1984 r. Sejm PRL postanowił nadać komisji status Instytutu Pamięci
Narodowej. Zgodnie z ustawą z 6 kwietnia 1984 r. nosiła odtąd nazwę: Główna Komisja Badania
Zbrodni Hitlerowskich w Polsce – Instytut Pamięci Narodowej. Status ten oznaczał, że nawet
wobec wygaśnięcia możliwości ścigania zbrodniarzy instytut będzie mógł nadal prowadzić działalność naukowo-badawczą. Kolejna reorganizacja przyszła wraz z reformami demokratycznymi
w Polsce. Ustawa z 4 kwietnia 1991 r. zmieniła po raz kolejny nazwę komisji na Główną Komisję
Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytut Pamięci Narodowej i włączyła w zakres jej zainteresowań także zbrodnie popełnione w okresie stalinowskim. Jak wspomniano wyżej,
komisja przez większość okresu funkcjonowania miała także oddziały terenowe. Od 1965 r. działała Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie (jej nazwa i zakres zadań
zmieniały się wraz ze zmianami Głównej Komisji). Swoją działalność skupiała głównie na pracach
badawczo-dokumentacyjnych, na podstawie których opracowano m.in. zestawienie dotyczące
pracowników hitlerowskiego aparatu sprawiedliwości na Pomorzu Zachodnim. Natomiast prowadzone śledztwa dotyczyły przede wszystkim badania zbrodni popełnionych na jeńcach wojennych
i robotnikach przymusowych. W latach 1984–1993 zawieszono działalność komisji w Szczecinie,
a sprawy związane z województwem szczecińskim realizowała w tym czasie Okręgowa Komisja
w Koszalinie (od 1985 r. w Szczecinie funkcjonował oddział terenowy tej komisji). W 1993 r.
253
Tomasz Dźwigał
było ustalenie wszelkich szczegółów dotyczących obozu, tj. jego dokładnego
położenia, okresu funkcjonowania, wewnętrznej topografii, podległości organizacyjnej, składu i nazwisk załogi, liczby i narodowości więźniów itp. Ponadto
niezwykle istotne z punktu widzenia prowadzonego śledztwa było ustalenie,
czy w obozie tym mogło dochodzić do popełniania zbrodni hitlerowskich, które były wówczas w Polsce ścigane głównie z art. 1 dekretu Polskiego Komitetu
Wyzwolenia Narodowego z 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością
cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego5. Prowadzenie czynności
śledczych w przedmiotowej sprawie OKBZH w Szczecinie zleciła Prokuraturze
Powiatowej w Myśliborzu.
Jedną z najważniejszych czynności podjętych w toku śledztwa przez prokuraturę było przeprowadzenie 16 października 1969 r. wizji terenu, na którym
miał się znajdować obóz. Podczas tych czynności milicyjny technik z Komendy
Powiatowej Milicji Obywatelsksiej w Dębnie sporządził dokumentację fotograficzną lustrowanego obszaru. Ponieważ jednak teren ten uległ już wówczas
znacznej dewastacji, na zdjęciach udało się utrwalić jedynie szczątki obozu. Były
to głównie resztki fundamentów i porozrzucane cegły6. Mimo iż zgromadzona
dokumentacja techniczna nie mogła wnieść wielu szczegółów do prowadzonego
wznowiono działalność Okręgowej Komisji w Szczecinie, główne wysiłki skupiając wówczas na
śledztwach w sprawach zbrodni stalinowskich popełnionych przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa na terenie województwa szczecińskiego. Ostatecznie działalność GKBZpNP-IPN
i jej komisji okręgowych zakończyła się wraz z powołaniem w 1998 r. Instytutu Pamięci Narodowej
– Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, który w dużym zakresie kontynuuje
działania dawnej komisji, rozszerzone o okres od 1 września 1939 r. do końca lipca 1990 r. Zob.
C. Pilichowski, Badanie i ściganie zbrodni hitlerowskich 1944–1974, Warszawa 1975; tenże, Działalność i wyniki pracy Głównej Komisji i Okręgowych Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w
Polsce 1944/45–1980, Warszawa 1980; M. Motas, Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich
w Polsce i jej oddziały terenowe w 1945 roku. Wybór dokumentów, Warszawa 1995; Główna Komisja
Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytut Pamięci Narodowej. Informator, red.
I. Borowicz, M. Pilarska, Warszawa 1997.
5
„Dziennik Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej” (dalej: DzU) 1944, nr 4, poz. 16 i 17. Dekret ten,
zwany potocznie dekretem sierpniowym, władze komunistyczne wykorzystywały również w walce politycznej z podziemiem niepodległościowym. Między innymi na podstawie artykułów tego
dekretu skazano na karę śmierci wielu żołnierzy AK, NSZ czy WiN, których fałszywie oskarżano
o współpracę z niemieckim okupantem.
6
Świadkowie podkreślali w swoich zeznaniach, że po wojnie teren obozu uległ szybkiej degradacji.
Jeden z żołnierzy 1. Dywizji WP, Tadeusz Ferber, który w trakcie walk przejeżdżał koło obozu,
zeznał, że już podczas walk część baraków była wysadzona w powietrze. AIPN Sz, 419/15, Protokół
przesłuchania świadka: Tadeusz Ferber, 27.08.1969, s. 28–29.
254
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
śledztwa, to jednak udało się potwierdzić istnienie samego obozu, jak i jego
dokładne położenie7.
W celu zdobycia jak największej liczby informacji i dokumentów poświadczających funkcjonowanie badanego obozu w Chojnie OKBZH w Szczecinie
podjęła współpracę z licznymi instytucjami i archiwami w Polsce. Rozesłano pisma z prośbą o kwerendy archiwalne do takich instytucji, jak Wojskowy Instytut
Historyczny w Warszawie, Archiwum Państwowe w Zielonej Górze, Archiwum
Państwowe w Szczecinie, Związek Bojowników o Wolność i Demokrację oddział
w Dębnie oraz oddział w Myśliborzu. Jednakże działania te nie wniosły żadnych
istotnych informacji do toczącego się śledztwa.
W związku z brakiem jakichkolwiek dokumentów archiwalnych dotyczących badanego obozu prokuratura musiała się oprzeć głównie na relacjach przesłuchiwanych osób. W celu poszerzenia kręgu ewentualnych świadków opublikowano w „Głosie Szczecińskim” artykuł informujący o śledztwie prowadzonym
przez OKBZH w Szczecinie przy udziale Prokuratury Powiatowej w Myśliborzu.
Komunikat zawierał apel do osób, które mogły mieć jakiekolwiek informacje
na temat niemieckiego obozu w Chojnie, aby złożyły zeznania w tej sprawie8.
Niestety prośba ta pozostała bez odzewu, w związku z czym prowadzący śledztwo mieli do dyspozycji jedynie świadków wymienionych w milicyjnej notatce
służbowej. Jednakże przesłuchiwani kolejno świadkowie wskazywali na inne osoby, które mogły dysponować wiedzą na temat chojeńskiego obozu. W efekcie
podczas śledztwa udało się przesłuchać 21 osób, które udzieliły różnorodnych
informacji o badanym obozie. Prokuratorom nie udało się niestety dotrzeć do
osób, które były więzione w obozie9. Wszystkie zgromadzone w śledztwie relacje
pochodzą zatem od świadków, którzy widzieli obóz w czasie wojny bądź przebywali na jego terenie już po wojnie. Byli to głównie dawni pracownicy przymusowi, weterani I Armii Wojska Polskiego, a także potomkowie osiedlonych na tych
ziemiach repatriantów czy osadników wojskowych, którzy w okresie swojego
dzieciństwa często bawili się na obszarze „lagrów”. Ponieważ okoliczności i czas,
w którym osoby te zetknęły się z obozem, były bardzo różne, miało to niebagatelny wpływ na wartość i głębię przekazanych śledczym informacji.
Tamże, Dokumentacja techniczna miejsca, gdzie znajdował się obóz jeniecki w okresie II wojny
światowej w odległości 2 km od miejscowości Chojna w kierunku miejscowości Krajnik, po obu
stronach szosy, s. 42–63.
8
„Głos Szczeciński”, 17.10.1969.
9
Przesłuchano również dwie kobiety, które jakoby przebywały w tym obozie, jednakże trudno
dociec, czy na pewno chodzi o ten sam obóz. AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka:
Damiana Domachowska, 10.11.1969, s. 73–75; tamże, Protokół przesłuchania świadka: Marianna
Zielińskia, 10.11.1969, s. 76–78.
7
255
Tomasz Dźwigał
Świadkowie w zasadzie byli zgodni co do samego położenia obozu. Miał
on się znajdować przy drodze prowadzącej z Chojny do Krajnika Dolnego, w odległości ok. 2–3 km od Chojny, co zostało potwierdzone podczas wizji lokalnej,
o której była mowa wyżej. Zeznający potwierdzili również, iż obóz rozlokowany
był po dwóch stronach drogi oraz że główna jego część znajdowała się po prawej stronie szosy (patrząc od strony Chojny w kierunku Krajnika). Natomiast
co do wielkości samego obozu świadkowie podali różne informacje, wskazując,
iż w głównej jego części mogło się znajdować od kilkunastu do kilkudziesięciu
baraków. Baraki te były zarówno drewniane, jak i murowane, zbudowane z białej
cegły. W opinii świadków część obozu po drugiej stronie drogi była wyraźnie
mniejsza, bo składała się z kilku baraków. Prawdopodobnie po tej stronie znajdowała się także kuchnia10. Jeden ze świadków wskazał, iż mógł tam znajdować
się również sztab11.
Teren obozu otoczony był z każdej strony drogi podwójnymi płotami
z drutu kolczastego, pomiędzy którymi znajdowały się dodatkowo zasieki z takiegoż drutu. W skład systemu ochrony wchodziły również wieże wartownicze.
Według relacji Łucji Gacy i Stanisława Andrzejczaka, robotników przymusowych z Krzymowa, widzieli oni tylko jedną wieżę po lewej stronie obozu. W wieżach tych przez cały czas pełnili wartę uzbrojeni żołnierze. Natomiast według
słów Jana Grządkowskiego jeszcze po wojnie stały dwie wieże, ale po prawej stronie obozu. Jedna miała się znajdować przy głównej bramie, a druga na jednym
ze skrajów obozu. Świadek nie pamiętał, czy po lewej stronie też stała wieża12.
Z kolei osiadły w Chojnie były robotnik przymusowy Roman Mąka widział po
wojnie wieże po obu stronach szosy13.
Prokurator, który dążył do ustalenia, czy na terenie opisywanego obozu
dochodziło do popełniania zbrodni, podczas przesłuchania dopytywał się, czy
na terenie obozu mogło znajdować się krematorium. Jednen z funkcjonariuszy
Milicji Obywatelskiej, który po wojnie często chodził po terenie obozu, zeznał,
iż widział po prawej stronie podłużny budynek długości kilkudziesięciu metrów,
z zakratowanymi oknami znajdującymi się tuż przy pułapie. Budynek ten miał
sąsiadować z kotłownią14. Istnienie tej budowli potwierdzili także inni świadkowie, np. Genowefa Kapral, była pracownica przymusowa. Również ona widziała
po wojnie, po prawej stronie obozu, podłużny budynek o grubych murach i zakratowanych oknach przy samym pułapie. Obok tego budynku miał się znajdoTamże, Protokół przesłuchania świadka: Mieczysław Kupczyk, 18.08.1969, s. 11.
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Tadeusz Ferber, 27.08.1969, s. 28.
12
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Jan Grządkowski, 28.10.1969, s. 65.
13
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Roman Mąka, 19.09.1969, s. 34.
14
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Kazimierz Kurzyński, 18.08.1969, s. 13.
10
11
256
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
wać wolno stojący komin otoczony wówczas stertą gruzów15. Jeszcze inny świadek, Roman Mąka, twierdził, że obiekt ten został później rozebrany16. Ponieważ
ani budynek, ani ślady po nim nie zachowały się do czasów współczesnych,
a także wobec braku jakichkolwiek dokumentów czy planów obozu, nie udało się
ustalić, jaką funkcję mógł pełnić ów obiekt.
Prowadzącemu śledztwo prokuratorowi nie udało się także dokładnie
ustalić, w jakim okresie obóz powstał i funkcjonował. Częściowe wyjaśnienie
wniosła relacja Stanisława Andrzejczaka, który zeznał, że już pod koniec 1940 r.
Niemcy zaczęli grodzić teren po obu stronach szosy drutem kolczastym i budować pierwsze baraki. Natomiast z końcem 1941 r. mieli przybyć do obozu pierwsi
jeńcy radzieccy i zacząć jego rozbudowę. W miarę napływu kolejnych transportów z jeńcami stawiano następne budynki. Ta systematyczna rozbudowa obozu
prawdopodobnie nie została nigdy ukończona, gdyż po wojnie na jego terenie
znajdowały się jeszcze stosy materiałów budowlanych17.
Świadkowie nie byli również zgodni co do narodowości osadzonych
w obozie osób. Część zeznających wskazywała, że mogli się tam znajdować więźniowie różnych narodowości, lecz nie potrafili wymienić, jakich konkretnie18.
Przykładowo, jeden z byłych żołnierzy I Armii WP, który brał udział w wyzwalaniu tego obozu, stwierdził, że więźniów mogło być nawet piętnaście tysięcy,
i to różnych nacji, ale nie wiedział tego na pewno, gdyż nie miał okazji z żadnym
z nich porozmawiać19. Z kolei byli robotnicy przymusowi z Krzymowa podkreślili, iż był to obóz dla jeńców radzieckich. Opowiadali oni, że kiedy przechodziło
się drogą wzdłuż tego obozu, to pomimo pilnujących niemieckich żołnierzy niektórzy jeńcy zagadywali przechodzących w języku rosyjskim. Natomiast wśród
okolicznych Niemców panowało ponoć przekonanie, że jest to obóz dla jeńców
wszystkich narodów, z którymi Niemcy prowadzili wojnę20. Z kolei wśród robotTamże, Protokół przesłuchania świadka: Genowefa Kapral, 26.07.1969, s. 24.
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Roman Mąka..., s. 33–34
17
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Stanisław Andrzejczak, 25.08.1969, s. 22–23.
18
Bogdan Frankiewicz w swoim opracowaniu dotyczącym stanu badań nad obozami hitlerowskimi w województwie zachodniopomorskim podaje: „Z informacji mieszkańców wiadomo, że dość
duży obóz jeńców radzieckich i z państw zachodnich znajdował się przy drodze z Chojny do Krajnika Dolnego, za miastem, pod lasem w pobliżu bagien. [...] Wiadomo, iż w obozie tym zginęło
dwudziestu sześciu Francuzów, a krótko przed wyzwoleniem Chojny dziesięciu dalszych poniosło
śmierć. Reszta jeńców została ewakuowana przez władze hitlerowskie na zachód”. Trudno dzisiaj
stwierdzić, od których konkretnie mieszkańców autor miał przytoczone informacje, gdyż spośród
zeznających w śledztwie osób żadna nie wspominała o więzionych w obozie jeńcach francuskich.
Zob. AIPN Sz, 5/21; B. Frankiewicz, Stan badań..., s. 21.
19
AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Marian Wojciuszkiewicz, 27.08.1969, s. 26–27.
20
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca, 25.08.1969, s. 17–20.
15
16
257
Tomasz Dźwigał
ników przymusowych zatrudnionych w Schwedt rozeszła się w 1944 r. pogłoska,
iż w lasach pod Chojną zgromadzono około tysiąca byłych powstańców warszawskich, którzy mieli na tym terenie rozpocząć budowanie obozu jenieckiego21.
W trakcie śledztwa nie udało się także ustalić, jakie było prawdziwe przeznaczenie badanego obozu. Czy był to kolejny obóz jeniecki, czy raczej jeszcze
jedna filia któregoś z obozów koncentracyjnych? Jak wspomniano wyżej, część
świadków wskazywała, że jest to obóz jeniecki dla żołnierzy radzieckich. Jednak
osoby zwiedzające to miejsce po wojnie zeznały, iż pomiędzy barakami walały się
stosy ubrań, zarówno niemieckich mundurów, jak i tzw. pasiaków22. Informację
o tym specyficznym rodzaju odzieży obozowej przyniosła również relacja Mariana
Wojciuszkiewicza, żołnierza I Armii WP, który brał udział w wyzwalaniu obozu.
Według jego słów w momencie przybycia oddziałów polskich i radzieckich załoga
obozu uciekła i na jego terenie znajdowali się już tylko więźniowie. Byli oni w stanie ciężkiego wyczerpania fizycznego, a ubrani byli zarówno w zniszczone ubrania
cywilne, jak i w tzw. pasiaki23. Fakt używania tego charakterystycznego uniformu
może potwierdzać, że obóz ten miał charakter obozu koncentracyjnego.
Ponieważ zgromadzony w toku śledztwa materiał dowodowy nie pozwolił
ani na ustalenie wielu istotnych szczegółów funkcjonowania obozu, ani tym bardziej, czy popełniono w nim jakiekolwiek zbrodnie bądź przestępstwa, OKBZH
zmuszona była zakończyć sprawę, wydając 12 października 1972 r. postanowienie o jej umorzeniu24. Mimo że śledztwo nie doprowadziło do wskazania jakichkolwiek osób czy instytucji ponoszących odpowiedzialność za zorganizowanie
obozu, to jednak zgromadzone w toku śledztwa relacje, pomimo wielu braków
i nieścisłości, stanowią ważne źródło informacji o wojennej przeszłości miejscowości Königsberg. Relacje te są tym bardziej cenne, iż przekazują świadectwo
funkcjonowania także innych obozów zlokalizowanych w tej okolicy.
Jak podkreślono wcześniej, wśród przesłuchiwanych świadków znalazły
się osoby, które podczas wojny przebywały we wsi Krzymów w charakterze pracowników przymusowych. Ich relacje zawierają wiele szczegółów z obozowego
życia Polaków zatrudnionych na niemieckiej wsi.
Łucja Gaca, która została wywieziona do Rzeszy w 1942 r. z województwa
bydgoskiego, relacjonowała, iż na terenie wsi Krzymów (ówczesny Hanseberg)
znajdował się duży barak, w którym zakwaterowano około trzystu Polaków. Byli
to zarówno mężczyźni, kobiety, jak i dzieci. Wszyscy zgromadzeni tam pracowTamże, Protokół przesłuchania świadka: Tadeusz Poniatowski, 13.02.1970, s. 102.
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Kazimierz Kurzyński..., s. 13; tamże, Protokół przesłuchania świadka: Genowefa Kapral..., s. 25.
23
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Marian Wojciuszkiewicz..., s. 27.
24
Tamże, Postanowienie o umorzeniu śledztwa, 12.10.1972, s. 131–132.
21
22
258
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
nicy zatrudnieni byli w dużym majątku ziemskim. W swoich wspomnieniach
Łucja Gaca podkreślała ciężkie warunki panujące w obozie. Praca w polu trwała
od godziny siódmej rano do południa, potem następowała dwugodzinna przerwa obiadowa, po czym wracano do pracy aż do godziny dziewiętnastej. Jedynie
zimą skracano czas pracy do godziny osiemnastej. Posiłki każdy z robotników
musiał sobie przyrządzić sam, z niewielkich przydziałów żywności oraz z tego,
co udało mu się „skombinować” podczas pracy. Mięso przydzielano pracownikom w bardzo niewielkich ilościach, i to głównie w niedziele i święta. W efekcie
ciężkiej pracy i niewystarczającego odżywiania zdarzały się wśród robotników
ciężkie choroby oraz zasłabnięcia podczas pracy. Pomocy medycznej udzielał
im niemiecki lekarz wzywany w razie potrzeby z Chojny. Cieszył się on dużym
poważaniem wśród Polaków za okazywaną im pomoc i empatię.
Pracownicy przymusowi podlegali licznym ograniczeniom. Podczas pracy byli pilnowani przez niemieckich nadzorców, później mogli poruszać się swobodnie, ale jedynie po terenie wsi. Natomiast żeby udać się do innej miejscowości, musieli uzyskać odpowiednią przepustkę25. Relacje dotyczące warunków
w obozie pracy uzupełnił inny świadek, Stanisław Andrzejczak. Był on zatrudniony w tym samym majątku, ale pracował w oborze. Zaangażowani przy dojeniu krów robotnicy byli podzieleni na brygady. Składały się one z pięciu Polaków
i nadzorującego ich Niemca. Posiłki dla danej brygady przygotowywane były
przez żony nadzorców. Jak jednak podkreślił Andrzejczak, jedzenie było bardzo
mizerne i robotnicy często chodzili głodni26.
Przedstawione relacje dowodzą, iż przy jednym z majątków ziemskich
we wsi Krzymów funkcjonował typowy obóz zbiorowego zakwaterowania, które,
jak już wcześniej wspomniano, powstawały masowo na Pomorzu Zachodnim
od jesieni 1939 r. Obraz przedstawiony przez świadków nie odbiega zasadniczo
od utrwalonego w innych źródłach i relacjach opisu życia obozowego. Według
obowiązujących wówczas przepisów robotnicy przymusowi zatrudniani na wsi
pozostawali na utrzymaniu swoich pracodawców. Na terenie majątków organizowano dla tych pracowników kondominium w różnego rodzaju barakach lub
innych pomieszczeniach gospodarczych. W wielu wypadkach pomieszczenia
te nie były odpowiednio przystosowane do przebywania tam tak wielu ludzi,
chociażby pod względem zaplecza sanitarnego. Ponadto pracodawcy często dopuszczali się nadużyć w stosunku do robotników przymusowych. Najczęściej
oszukiwali ich na ilości i jakości przydzielanej żywności, którą wcześniej pobie-
25
26
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca..., s. 17–20.
Tamże, Protokół przesłuchania świadka: Stanisław Andrzejczak..., s. 21–23.
259
Tomasz Dźwigał
rali zbiorowo na ich karty żywieniowe27. Oprócz tego pracownicy przymusowi
narażeni byli na liczne szykany i okrucieństwo ze strony Niemców28. Łucja Gaca
przytoczyła jeden z epizodów pobicia polskich pracowników. Miało do niego
dojść w wyniku zatargu polskiego robotnika z niemieckim zarządcą majątku,
Ottonem Kajzerem (Keiserem). W wyniku bicia i szykan Polak zbiegł z obozu
i udał się do Chojny na posterunek policji, gdzie zeznał, że jest prześladowany.
W ramach odwetu Niemcy ciężko pobili wszystkich mężczyzn przebywających
w obozie29. Do podobnych wypadków dochodziło bardzo często i w innych majątkach. Doprowadzeni do ostateczności pracownicy uciekali, by udać się na
posterunek miejscowej policji i zameldować o nadużyciach. Ponieważ ich pracodawcy często mieli dobre kontakty z policją, sprawa kończyła się oskarżeniem
o składanie fałszywych zeznań i często dotkliwym pobiciem. W najgorszej sytuacji byli robotnicy zatrudnieni w majątkach, których właściciele sprawowali
jakąś lokalną funkcję partyjną w NSDAP. To najczęściej właśnie ci gospodarze,
czując się całkowicie bezkarnie, posuwali się do wielu nadużyć i okrucieństw30.
Byli robotnicy przymusowi z Krzymowa opisali także przebieg ewakuacji
obozu przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Zostali oni już w lutym 1945 r.
przeniesieni na drugi brzeg Odry, do Schwedt, gdzie zdrowych mężczyzn zaangażowano przy budowie umocnień obronnych, natomiast osoby chore, kobiety
i dzieci musiały dalej maszerować w głąb Niemiec31. Relacja ta, przedstawiająca
obraz bezlitosnego traktowania wielu chorych i osłabionych ludzi, wpisuje się
w relacje o innych, podobnie przeprowadzonych ewakuacjach, które ze względu
na swoje krwawe żniwo nazwano później Marszami Śmierci.
W zeznaniach złożonych zarówno przez Łucję Gacę, jak i Stanisława
Andrzejczaka można także odnaleźć informacje dotyczące obozu jenieckiego,
w którym ulokowano polskich żołnierzy z września 1939 r. Jednym z osadzonych
tam jeńców był mąż Łucji Gacy, Paweł. Obóz znajdował się również na terenie
wsi Krzymów, przy szosie prowadzącej w kierunku miejscowości Piaski. Składał
się z jednego baraku, otoczonego drutem kolczastym i pilnowanego przez warB. Frankiewicz, Praca przymusowa..., s. 91–93.
Zarówno ograniczenia prawne, jak i stopień prześladowań były różne w odniesieniu do różnych
nacji. Generalnie Polacy byli poddani dużo większym ograniczeniom i spotykali się z większym
wyzyskiem niż robotnicy pochodzący z krajów zachodnich, jednakże w najtrudniejszej sytuacji
znajdowali się pracownicy wywiezieni z ZSRR, wobec których stosowano najbardziej surowe zasady i niczym nieograniczone okrucieństwo. Tamże, s. 124–125.
29
AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca..., s. 18–20.
30
B. Frankiewicz, Praca przymusowa..., s. 145–146.
31
Łucja Gaca podaje przykład kobiety, która w trakcie takiego marszu, podczas bombardowania, urodziła na drodze bliźniaki. Zob. AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Łucja
Gaca..., s. 18.
27
28
260
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
towników. Miało tam przebywać od pięćdziesięciu do stu jeńców. Według wspomnień męża, przekazanych przez Łucję Gacę, wyżywienie w obozie było całkiem niezłe, gdyż gotowaniem zajmował się jeden z jeńców, który z zawodu był
kucharzem. Natomiast Stanisław Andrzejczak wspominał, iż często dokarmiał
jeńców wykradzionym z obory mlekiem. Według przekazanych relacji w obozie
zdarzały się również ucieczki jeńców. Po jednej z takich ucieczek doszło do ciężkiego pobicia pozostałych więźniów.
Te strzępy informacji nie pozwalają oczywiście na ustalenie wielu szczegółów dotyczących tego obozu, można je jednak skonfrontować z dotychczasowym stanem wiedzy na temat obozów jenieckich na Pomorzu Zachodnim,
które pod względem administracji wojskowej wchodziły w skład II Okręgu
Wojskowego32. Jak już wspomniano, zaraz na początku wojny III Rzesza przystąpiła do tworzenia całej sieci obozów, w tym także obozów jenieckich, do których
zaczęto zwozić wziętych do niewoli polskich żołnierzy33. Sytuację prawną jeńców
wojennych normowały umowy międzynarodowe, z których najważniejsza była
konwencja genewska z 27 lipca 1929 r.34 Zasadniczo pozwalała ona na zatrudnianie jeńców, ale tylko szeregowych. Zabronione było angażowanie do pracy
32
Granice administracyjne II Okręgu Wojskowego: prowincja Pomorze, północna część prowincji
Brandenburgia, Meklemburgia. G. Bojar-Fijałkowski, Losy jeńców wojennych na Pomorzu Zachodnim i w Meklemburgii 1939–1945, Warszawa 1979, s. 67–68.
33
Początkowo, jesienią 1939 r., na terenie II OKW nie istniały jeszcze osobne obozy dla szeregowych i oficerów. Pierwsi polscy jeńcy trafiali do wspólnych obozów przejściowych. Były to Dulag
E Großborn i Dulag L Stargard. Dopiero później zaczęto organizować oflagi dla jeńców oficerów
i stalagi dla jeńców szeregowców. Sieć oflagów na terenie II OKW: Oflag II A Prenzlau, Oflag II
B Arnswalde (Choszczno), Oflag II C Woldenberg (Dobiegniew), Oflag II G Großborn (Kłomio,
gm. Borne Sulinowo), Oflag II E Neubrandenburg, Oflag 65 Barkenbrügge (Barkniewko, gm. Okonek), Oflag 67 Neubrandenburg. Sieć stalagów na terenie II OKW: Stalag II A Neubrandenburg,
Stalag II B Hammerstein (Czarne), Stalag II C Woldenberg (Dobiegniew), przeniesiony 20 maja
1940 r. do Greifswaldu, Stalag II D Stargard in Pommern (Stargard Szczeciński), Stalag II E Großborn (Kłomio, gm. Borne Sulinowo) do 1 czerwca 1940 r., następnie zorganizowany ponownie
7 listopada 1941 r., ale już w Schwerinie, Stalag II F Hammerstein (Czarne) od 1 września 1941 r.
do 1 kwietnia 1942 r., przemianowany następnie na Stalag II B – Lager Ost, Stalag II G Rederitz
(Nadarzyce) od grudnia 1941 r., przemianowany po 1 kwietnia 1942 r. na Stalag 302/G Rederitz,
funkcjonował do 1 września 1943 r., Stalag II H Barkenbrügge (Barkniewko, gm. Okonek), istniał od 1 września 1941 r. do 1 kwietnia 1942 r., a następnie przez krótki okres od 1 września do
1 października 1944 r. jako Stalag 351. Ponadto na terenie II OKW funkcjonowały też osobne
obozy dla wziętych do niewoli alianckich lotników. Były to: Kriegsgefangenenlager der Luftwafe 1
Barth oraz Kriegsgefangenenlager der Luftwaffe 4 Groß Tychow (Tychowo). G. Bojar-Fijałkowska,
dz. cyt., s. 83, 96, 134,183.
34
Konwencja dotycząca traktowania jeńców wojennych, podpisana w Genewie 27 lipca 1929 r.
Ratyfikowana przez II RP na mocy ustawy z 18 lutego 1932 r. DzU 1932, nr 103, poz. 866.
261
Tomasz Dźwigał
oficerów, natomiast podoficerowie mogli pracować jedynie w nadzorze. Innym
istotnym zastrzeżeniem był zakaz zatrudniania jeńców przy pracach związanych
z działaniami wojennymi35. Hitlerowcy, którzy dążyli do wykorzystania jeńców
we własnym rolnictwie i przemyśle, stwarzali początkowo pozory respektowania
umów międzynarodowych w tym względzie36. Polscy jeńcy szeregowcy po krótkim pobycie w obozach macierzystych wysyłani byli jak najszybciej do pracy.
Często była to praca właśnie w majątkach ziemskich, gdzie tworzono z nich
tzw. grupy robocze, liczące od dwudziestu do pięćdziesięciu ludzi. Na kwatery dla tych grup przeznaczano najczęściej jedno z pomieszczeń gospodarczych
w majątku, takie jak oborę, stajnię czy spichlerz. Natomiast dla większych grup
roboczych budowano osobne baraki, często otoczone płotem z drutu kolczastego37. Prawdopodobnie wspominany w relacji obóz jeniecki w Krzymowie stanowił jedną z takich większych grup roboczych, wysłanych do pracy z któregoś
z okolicznych stalagów. Niejasny wydaje się natomiast status osób przebywających w tym obozie. Wiosną 1940 r. Niemcy podjęli drastyczną i sprzeczną
z prawem międzynarodowym decyzję – w związku z planowaną kampanią wojenną na zachodzie i przewidywanym napływem nowej fali jeńców rozpoczęli masową akcję pozbawiania niemal wszystkich polskich jeńców szeregowców
statusu jeńca wojennego. Mięli oni pozostać na terenie Rzeszy, ale jako cywilni
robotnicy przymusowi38. Mimo że początkowo akcja „dobrowolnego” zrzekania
się statusu jeńca wojennego szła opornie, to jednak liczne metody przymusu
i terroru spowodowały, że z końcem 1941 r. przestali istnieć w Rzeszy polscy
35
Art. 27: „Strony wojujące będą mogły używać zdrowych jeńców wojennych, jako pracowników
według ich rang i zdolności, z wyjątkiem oficerów i równorzędnych. Jednakże, jeżeli oficerowie
lub równorzędni poproszą o pracę, która im odpowiada, to o ile tylko to okaże się możliwe, będzie
ona im dostarczona. Podoficerowie jeńcy wojenni będą mogli być zmuszani tylko do zajęć nadzorczych, chyba że sami zgłoszą specjalne życzenia udzielenia im płatnego zajęcia”. Art. 31: „Prace,
wykonywane przez jeńców wojennych, nie będą miały żadnego związku z działaniami wojennymi.
W szczególności zabronionem jest używanie jeńców do fabrykacji i przewozu broni i amunicji
wszelkiego rodzaju, jak również do przewożenia materiału przeznaczonego dla jednostek walczących”. DzU 1932, nr 103, poz. 866.
36
Niemcy często jednak nie respektowali norm międzynarodowych w stosunku do jeńców narodowości polskiej. Zdarzały się wypadki płacenia zaniżonych stawek jeńcom czy zmuszania do pracy
fizycznej podchorążych i podoficerów. Natomiast w stosunku do jeńców pochodzących z zachodnich armii na ogół wypełniano ustalenia konwencji międzynarodowych. Najgorzej natomiast traktowano jeńców pochodzących z Armii Czerwonej, którzy poddani byli stopniowej eksterminacji.
G. Bojar-Fijałkowski, dz. cyt., s. 197–222.
37
Tamże, s. 227.
38
Niemcy uzasadniali tę decyzję obłudnymi argumentami, które miały dowodzić, że Polska jako
państwo już wówczas nie istniała i w związku z tym w stosunku do jej dawnych obywateli nie
obowiązują żadne normy prawa międzynarodowego. Tamże, s. 47.
262
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
jeńcy szeregowcy, którzy odtąd traktowani byli jak zwykli pracownicy przymusowi, pozbawieni ochrony prawa międzynarodowego39. W związku z tym, kiedy
Łucja Gaca przybyła w 1942 r. do Krzymowa, raczej nie mogli się tam znajdować
polscy jeńcy. Prawdopodobnie jej mąż i inni osadzeni w tym obozie byli dawnymi jeńcami wojennymi, zamienionymi w robotników przymusowych. Pośrednio
potwierdzają to również słowa Łucji Gacy. Podała ona, że na początku 1945 r.
polscy jeńcy zostali przeniesieni do baraku, w którym znajdowali się robotnicy
przymusowi, gdyż na ich miejsce przywieziono jeńców radzieckich40. Wydaje
się więc, że władze niemieckie traktowały Polaków znajdujących się zarówno
w jednym, jak i drugim obozie na terenie wsi Krzymów, po prostu jako robotników przymusowych.
Kończąc rozważania dotyczące wyników śledztwa OKBZH w Szczecinie
w sprawie ustalenia informacji o obozach i innych zbrodniach hitlerowskich popełnionych w okolicy Chojny, warto zaznaczyć, że w trakcie jego trwania prokuratorzy mieli do zbadania jeszcze jeden wątek. Podczas przesłuchania jeden
ze świadków, Jan Grządkowski, wskazał, że przy trasie Chojna–Cedynia, w odległości ok. 1,5–2 km od Chojny, po prawej stronie (patrząc od strony Chojny
w kierunku Cedyni), kilkaset metrów od szosy, w głębokim, leśnym jarze miało
się znajdować około stu nieoznaczonych mogił. W związku z tym dokonano
w tym miejscu próbnych wykopów. Pierwszą próbę wykonano ręcznie przy pomocy pięćdziesięciu żołnierzy z miejscowej jednostki Wojsk Ochrony Pogranicza.
Następnie badanie terenu powtórzono za pomocą spychacza, jednakże nawet
mechaniczne zdjęcie warstwy ziemi do głębokości 1,5 m nie przyniosło żadnych
rezultatów41. W związku z tym również i ten wątek śledztwa został przez prokuraturę zarzucony.
39
Na terenie II OKW pozostały jedynie kilkusetosobowe grupy polskich jeńców szeregowych
w Stalagu II Neubrandenburg i w Stalagu II Schwerin. Tamże, s. 234.
40
AIPN Sz, 419/15, Protokół przesłuchania świadka: Łucja Gaca..., s. 20.
41
Tamże, Protokół Prokuratora Powiatowego w Myśliborzu, 4.09.1969, s. 126; tamże, Zapisek
Urzędowy Prokuratora Powiatowego w Myśliborzu, 20.10.1971, s. 127.
263
Tomasz Dźwigał
Ermittlungen der Szczeciner Bezirkskommission
zur Erforschung nationalsozialistischer Verbrechen
in Sachen NS-Lager in der Umgebung von Chojna
(ehem. Königsberg/Nm.)
In der zweiten Hälfte des vergangenen Jahrhunderts begann die
Periode intensiver Wissenschafts-, Forschungs- und Ermittlungstätigkeit
der Bezirkskommission zur Erforschung nationalsozialistischer Verbrechen
(Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich – OKBZH) in Szczecin.
Als Vertreterin der Hauptkommission – einer der wichtigsten polnischen
Institutionen zur Dokumentierung und Strafverfolgung von NS-Verbrechen –
führte die OKBZH zahlreiche Ermittlungen zu Verbrechen durch, die auf dem
Gebiet des heutigen Westpommern an Kriegsgefangenen und Zwangsarbeitern
begangen worden waren.
Aufgrund von Informationen, die von einem Milizionär aus Chojna
(ehem. Königsberg/Nm.) zugetragen wurden, leitete die OKBZH in Szczecin
1969 eine Ermittlung ein, die ein NS-Lager betraf, das sich an der Straße von
Chojna nach Krajnik Dolny (Niederkränig) befinden sollte. Am Verfahren war die
Bezirksstaatsanwaltschaft in Myślibórz (Soldin) beteiligt, die auch die meisten
Ermittlungsmaßnahmen durchführte. Im Laufe mehrjähriger Ermittlungen erfolgte eine Besichtigung des Geländes, auf dem sich das Lager befand, es wurden
auch 21 Zeugen vernommen. Das gesammelte Beweismaterial, das vorwiegend
aus Vernehmungsprotokollen bestand, erlaubte es nicht, den vollen Sachverhalt zu
ermitteln. Es gelang auch nicht festzustellen, ob im Lager Kriegsverbrechen oder
Verbrechen gegen die Menschlichkeit begangen wurden. In dieser Situation sah sich
die OKBZH in Szczecin gezwungen, die Ermittlungen 1972 einzustellen.
Obwohl keine für die Errichtung des Lagers verantwortlichen Personen
oder Institutionen benannt wurden, gelang es doch dank der damals unternommenen Anstrengungen, die Berichte vieler heute nicht mehr lebender Zeugen
festzuhalten. Trotz verschiedener Mängel und Ungereimtheiten sind die in
den Vernehmungsprotokollen enthaltenen Erinnerungen dieser Personen eine
wichtige historische Quelle zur Kriegsvergangenheit der Stadt Chojna. Der
Forschungswert dieser Aussagen wird noch dadurch erhöht, dass sie nicht nur
über das besagte Lager informieren; es sind darin auch Informationen über
das Leben der Zwangsarbeiter und Kriegsgefangenen in den Lagern im Dorf
Hanseberg (heute Krzymów) enthalten.
Übers. v. K. Gołda
264
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
Fot. nr 1 – Widok szosy w kierunku miejscowości Chojna, długopisem zaznaczono teren, gdzie
znajdował się obóz. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 44.
Fot. nr 2 – Widok szosy w tym samym kierunku jak na fot. nr 1, strzałka wskazuje drogę przegradzającą teren obozu. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 45.
265
Tomasz Dźwigał
Fot. nr 3 – Widok resztek cegieł oraz zasieków drucianych leżących na terenie obozu.
Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 46.
Fot. nr 4 – Widok porośniętego lasem terenu byłego obozu, widoczny otwór w ziemi jest pozostałością po szambie lub studni. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 47.
266
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
Fot. nr 5 – Widok resztek fundamentów i cegieł na terenie obozu. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 55.
Fot. nr 6 – Widok resztek fundamentów na terenie obozu. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 57.
267
Tomasz Dźwigał
Fot. nr 7 – Widok resztek fundamentów w miejscu, gdzie znajdowała się wieża wartownicza.
Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 58.
Fot. nr 8 – Widok szambo otoczonego fundamentem. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 62.
268
Śledztwo Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich...
Fot. nr 9 – Widok fundamentu, na którym stała wieża wartownicza. Źródło: AIPN Sz, 419/15, s. 60.
269
270
Hubert Simiński*1
Czelin
Odsłonięcie pierwszego
obelisku w Czelinie
22 lipca 1960 roku
i wojewódzka manifestacja
z okazji odsłonięcia obelisku
5 października 1968 roku
Czelin to jedno z miejsc Rejonu Pamięci Narodowej. Rejon, lub
tzw. Szlak Pamięci Narodowej, obejmuje swym zasięgiem gminy Cedynia
i Mieszkowice, które leżą w powiecie gryfińskim w województwie zachodniopomorskim. Czelin jest ważnym miejscem w historii drugiej wojny światowej
z jednego przede wszystkim powodu – to właśnie tu 27 lutego 1945 r. żołnierze
6. Samodzielnego Batalionu Pontonowo-Mostowego wkopali pierwszy słup graniczny na zachodniej rubieży Polski. Przedsięwzięcie, które zostało dokonane
na tej ziemi w przyszłości, miało otrzymać wysoką rangę w powojennej historii
„Ziem Odzyskanych”. W niniejszym artykule zostaną przedstawione dwa wydarzenia w historii powojennego Czelina. Miejscowość stała się nie tylko miejscem
wkopania pierwszego słupa granicznego, ale także miejscem, w którym co roku
wspomina się pamięć żołnierzy poległych podczas forsowania Odry w kwietniu
1945 r. Czytelnika zainteresowanego literaturą przedmiotu odsyłam do prac:
A. Czarski, „…o polskie słupy graniczne nad Odrą”, Szczecin 1988; Czelin –
pierwszy słup graniczny na Odrze, red. T. Jurga, Warszawa 1968; A. Toczewski,
Bitwa o Odrę, Zielona Góra 2010.
*1 Hubert Simiński – student historii w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego.
271
Hubert Simiński
Zanim doszło do odsłonięcia obelisku w 1968 r., w tym samym miejscu,
w którym powstał nowy, stał mniejszy, postawiony w roku 1960. Był to monumentalny pomnik odlany z betonu, zwężający się ku szczytowi, pomalowany
w biało-czerwone pasy, gdzie na górze, z jednej tylko strony, widniał metalowy
orzeł piastowski bez korony. Obelisk ustawiony był na pokrytym ociosanym kamieniem betonowym postumencie, na którym znajdowały się dwie marmurowe
tablice. Na pierwszej z nich widniał napis: W TYM MIEJSCU / 23 LUTEGO
1945 PODCZAS WALK Z HITLEROWSKIM NAJEŹDŹCĄ / ŻOŁNIERZE
6 SAM. BAT. SAPERÓW / WKOPALI PIERWSZY SŁUP GRANICZNY /
PAŃSTWA POLSKIEGO. Na tablicy był błąd w dacie dziennej – wkopanie (wbicie) słupa nastąpiło 27 lutego. Ciekawostką jest fakt, że początkowe plany zakładały wbicie owego słupa właśnie 23 lutego – nie zrobiono tego wówczas, ponieważ dzień ten był świętem narodowym w ZSRR (Dzień Obrońcy Ojczyzny). Na
drugiej tablicy widoczny był napis: W 1000-LECIE PAŃSTWA POLSKIEGO /
I XV ROCZNICĘ POWROTU ZIEM / PIASTOWSKICH DO MACIERZY /
W HOŁDZIE ŻOŁNIERZOWI I ARMII W.P. / SPOŁECZEŃSTWO
ZIEMI CHOJEŃSKIEJ / I ZWIĄZKU BOJOWNIKÓW O WOLNOŚĆ
I DEMOKRACJĘ / CZELIN 22 LIPIEC 1960. ,,Mały obelisk” został odsłonięty
22 lipca 1960 r. przez władze województwa szczecińskiego i komandora Henryka
Kalinowskiego, który sporządził projekt jego budowy i był inicjatorem posadowienia w tym miejscu pomnika, a także sformułował treść tablic. Wykonawcami
pomnika byli żołnierze ze Szczecina, z Podjuch2.
Komandor Henryk Leopold Kalinowski urodził się w Krzemieńcu
4 czerwca 1925 r. Uczestniczył w powstaniu warszawskim, brał czynny udział
w walkach nad Odrą, marszu oraz szturmie na Berlin, a jego podpis także widnieje na Akcie Czelińskim3. Nie jest to tylko miejsce symbolizujące pierwszy wbity
słup graniczny, ale także miejsce, nieopodal którego polscy i radzieccy żołnierze
budowali przeprawę mostowo-pontonową4.
Po ośmiu latach pomnik symbolizujący pierwszy wbity słup graniczny
został usunięty ze swojego pierwotnego miejsca (zdemontowano marmurowe
tablice – do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało), po czym zepchnięto go około stu metrów na zachód do pobliskiego lasku, gdzie leżał przewrócony ponad
czterdzieści lat i dopiero kilka lat temu został podniesiony przez czelińską mło-
Z wywiadu przeprowadzonego z komandorem Henrykiem Kalinowskim (Szczecin, 11.06.2012).
Czytelników, którzy chcą się dowiedzieć więcej o komandorze, odsyłam do: http://www.kombatantpolski.pl/2009_02_ art1.html oraz http://www.sgwp.wp.mil.pl/pl/1_281.html (11.06.2012).
3
A. Czarski, „...o polskie słupy graniczne nad Odrą”, Szczecin 1988, s. 3–47.
4
A. Toczewski, Bitwa o Odrę, Zielona Góra 2010, s. 270–292.
2
272
Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku
dzież5. Jego miejsce zajął przynajmniej trzykrotnie wyższy pomnik autorstwa
szczecińskiej rzeźbiarki Anny Paszkiewicz. Zbudowano go z kostki granitowej.
Usadowiony jest na trzystopniowym plateau. Od pierwszej masywnej części
(w nią wmurowana jest płaskorzeźba przedstawiająca piastowskiego orła bez
korony) zwęża się ku górze. Pomiędzy drugą a trzecią częścią umieszczono
segment o przekroju trójkątnym z wyrytym z trzech stron napisem POLSKA.
Trzecia część zbliżona jest kształtem do orła, którego głowa skierowana jest
w stronę Niemiec. Obok postumentu znajduje się granitowa tablica z napisem:
STAWIAJCIE / SŁUPY / GRANICZNE / NAD / ODRĄ / PKWN / 19446. Na
żadnym z analizowanych zdjęć z 1968 r. na nie widnieje owa granitowa tablica – musiała więc zostać dostawiona w późniejszym okresie. W miejscu, gdzie
znajduję się dziś obelisk, przed wojną i po niej przebiegała spadzista droga,
a nieopodal stały liczne domostwa z przyległymi budynkami gospodarczymi7.
Po mniejszym pomniku z 1960 r. jego miejsce miał zająć okazalszy
z 1968 r., ale zanim zdecydowano o jego budowie, miał na nią wpływ pewien
czynnik: „W roku pięćdziesiątej rocznicy utworzenia Armii Czerwonej i dwudziestej piątej LWP, 22 lutego 1968 r., bohater Związku Radzieckiego gen. mjr
I. Starokon w obecności pierwszego sekretarza KW A. Walaszka, przewodniczącego PWRN Mariana Łempickiego, sekretarza WK SD posła Zdzisława
Siedlewskiego, sekretarza WK ZSL M. Trejgisa i gen. Stanisława Antosia wmurował akt erekcyjny pod nowy obelisk. 21 marca Komisja Rzeczoznawców, zwołana na zlecenie Powiatowego Sztabu Wojskowego w Chojnie i obradująca
w Wydziale Propagandy i Agitacji KW PZPR w Szczecinie, oceniła projekt
nowego monumentu”8. Teren musiał ulec zmianie. Został podzielony na trzy
poziomy. Poziom pierwszy (patrząc z perspektywy pierwszych schodów) znajduje się ponad poziomem obelisku, z niego biegną schody na poziom drugi.
Schodzimy na teren, który został ukształtowany niedługo przed odsłonięciem
pomnika (m.in. wyrównano go, a pomiędzy drugim a pierwszym poziomem usypano i wygładzono skarpy). Oprócz schodów istnieje droga, którą można zjechać
na drugi poziom. Stojąc na nim, widzimy parę schodów – schodząc pierwszymi,
wychodzimy prawie przed sam pomnik, natomiast drugie znajdują się po lewej
stronie pierwszych i są od nich oddalone o około dziesięciu metrów (służyły po
to, by podejść do masztu w celu wciągnięcia flagi narodowej; dziś schody te są
Informacja zaczerpnięta od mieszkańców Czelina i młodzieży, która podnosiła pomnik.
P. Migdalski, „...w tej strażnicy Rzeczypospolitej”. Rejon Pamięci Narodowej Cedynia-GozdowiceSiekierki, Szczecin–Poznań 2007, s. 32.
7
Informacja pochodząca z rozmów z pierwszymi osadnikami z Czelina oraz z analizy własnej
kolekcji pocztówek i zdjęć przedwojennego Czelina.
8
P. Migdalski, dz. cyt., s. 32.
5
6
273
Hubert Simiński
zarośnięte i nieużywane). Także pomiędzy drugim a trzecim poziomem zostały
usypane i wygładzone skarpy. Z trzeciego poziomu można zejść małymi schodkami na drogę, z której około siedemdziesięciu metrów dzieli nas do brzegu
Odry.
Wszystkie te prace wykonywano na ostatnią chwilę. W przygotowaniach do
ukształtowania terenu brało udział wojsko, a także wopiści ze strażnicy w Czelinie.
Z braku materiału na schody wykorzystano płyty nagrobne z mieszczącego się za
wioską poniemieckiego cmentarza9. Jeżeli chodzi o monumenty upamiętniające wydarzenia z 1945 r., znajdują się w pobliżu obelisku jeszcze dwie granitowe tablice.
Pierwszą umieszczono przy pierwszych schodach drugiego poziomu – została zdemontowana zapewne w początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W kronice filmowej Granica na Odrze można po części odczytać treść owej tablicy. Brzmiała
ona mniej więcej tak: 1945/1968 ŻOŁNIERZOM 6 – [?] WARSZAWSKIEGO
SAMODZIELNEGO / ZMOTORYZOWANEGO BATALIONU MOSTOWO –
PONTON- / OWEGO [KTÓRZY WBILI] NA ZIEMI / ODZYSKANEJ PIERWSZY
SŁUP / GRANICZNY NAD ODRĄ / MIESZKAŃCY ZIEMI SZCZECIŃSKIEJ.
Trzecia tablica stoi nieopodal masztu – naprzeciw pierwszej tablicy spod pomnika.
Niestety, do treści tej tablicy nie udało mi się dotrzeć.
Zanim przedstawimy uroczystość odsłonięcia pomnika z 1968 r., należy pokazać, jak ówczesna władza przygotowywała się logistycznie i merytorycznie do tego ważnego wydarzenia. Przytoczone tutaj informacje pochodzą
z Archiwum Państwowego w Szczecinie. Tytuł teczki brzmi: Założenia organizacyjne Wojewódzkiej Manifestacji Odsłonięcia Obelisku w Czelinie z okazji XXV-lecia Ludowego Wojska Polskiego 1968–1968. Choć teczka zawiera tylko trzy
karty, rzuca ona światło na kilka wątków nieporuszanych we współczesnej literaturze odnoszącej się do tej uroczystości. Jak wynika z treści notatki Komitetu
Organizacyjnego 25-lecia LWP w Szczecinie, etapy manifestacji zostały podzielone na pięć punktów, z których każdy miał podpunkty. Przed punktem pierwszym wymieniono kierownictwo ogólne, w którego skład wchodzili:
– I sekretarz KP PZPR w Chojnie tow. Tadeusz Jaguś,
– zastępca dowódcy 12. Dywizji Zmechanizowanej ppłk Władysław
Honkisz,
– zastępca kierownika Wydziału Propagandy KW PZPR tow. Bolesław
Szudera,
– wiceprzewodniczący ZO ZBoWiD tow. Józef Bobowski (na karcie skre9
Informacja pochodzi z rozmów z mieszkańcami wsi, a także ze skonfrontowaniem tego, co powiedzieli, z rzeczywistością – w tym celu wybrałem się na poniemiecki cmentarz, aby zobaczyć pozostałości grobowe i jest to rzeczywiście ten sam materiał, którego użyto do wybudowania schodów.
274
Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku
ślony).
Punkt pierwszy zakładał „Bezpieczeństwo, służbę ruchu i transport”,
a osobami odpowiedzialnymi byli:
– zastępca kierownika Wydziału Ekonomicznego KW PZPR tow.
B. Wróblewski,
– naczelnik Wydziału Zabezp. Służb. tow. mjr W. Klimas,
– kierownik Wydziału Komunikacji PWRN tow. M. Jędrzejczak,
Punkt pierwszy zawiera poszczególne zadania, do których należał m.in.
przewóz na manifestację w Czelinie dwunastu tysięcy osób10. Tak duża grupa ludzi miała zostać przywieziona z poszczególnych powiatów województwa szczecińskiego, a były to powiaty: chojeński, myśliborski i gryfiński. W skład grupy
mieli wchodzić kombatanci drugiej wojny światowej i osadnicy wojskowi – miało
ich być 2,5 tys., z czego tysiąc ze wspomnianych trzech powiatów. Kolejnymi osobami, które miały przybyć, byli członkowie organizacji młodzieżowych z terenu
województwa i ze Szczecina; ich liczba miała wynosić 1,5 tys. Aby uroczystość
miała swój wielki wydźwięk, założono, że z terenu samego powiatu chojeńskiego
ma przybyć 5 tys. osób. Do tego jeszcze dodatkowo miała przybyć trzytysięczna
grupa mieszkańców Szczecina11. Kolejny podpunkt dotyczył przejazdu i miejsca zlotu turystyczno- motorowo-samochodowego – podano tutaj liczbę około
tysiąca osób. Następnym zadaniem było zabezpieczenie przez służby zarówno
przejazdu uczestników, jak i samej manifestacji. Dodatkowo miano wyznaczyć
miejsca postoju pojazdów transportowych. Kolejnym krokiem było stworzenie
miejsca opieki lekarskiej i sanitarnej. Ostatnim zadaniem punktu pierwszego
miały być ochrona i zabezpieczenie przejazdu delegacji oficjalnej.
Punkt drugi obejmował przygotowanie miejsca manifestacji do odbycia
uroczystości. Osobami odpowiedzialnymi byli:
– sekretarz propagandy KP PZPR tow. R. Cichocki,
– zastępca przewodniczącego PWRN w Dębnie tow. (w tym miejscu brak
nazwiska),
– szef Powiatowego Sztabu Wojskowego płk Z. Kubus (lub Kulus – zmiany
nanoszone długopisem na nazwisko).
Osoby te miały koordynować takie zadaniami, jak uporządkowanie i dekoracja miejsca manifestacji, przygotowanie sanitariatów. Kolejnym zadaniem
było przyszykowanie obelisku do odsłonięcia, a także podłączenie i przygotowanie miejsca pod radiofonizację.
10
Archiwum Państwowe w Szczecinie, Wojewódzki Komitet Frontu Jedności Narodu w Szczecinie, sygn. 877.
11
Tamże, s. 1.
275
Hubert Simiński
Punkt trzeci przedstawiał, jak miało wyglądać wyżywienie gości przybyłych
do Czelina. Osobami zobowiązanymi do przypilnowania tych czynności byli:
– kierownik Wydziału Handlu PWRN tow. D. Stankiewicz,
– starszy instruktor Wydziału Rolnego KW PZPR tow. J. Gnejda.
Mieli oni dopilnować zabezpieczenia miejsc, w których miały powstać
ruchome bufety (w których można było nabyć jedzenie). Ciekawostką jest to,
że wydano zarządzenie o zakazie sprzedaży alkoholu w powiecie choleńskim,
a także na wszystkich trasach dojazdowych ze Szczecina w dniu 5 października
1968 r. do godziny 14:00.
Czwarty punkt przewidywał samą oprawę manifestacji. W tym miejscu osobą odpowiedzialną był tylko komendant Garnizonu Szczecin tow. płk
Biernat. Zadania, które miał wykonać, sprowadzały się do zatrudnienia orkiestry
i poprowadzenia kampanii honorowej. Pozostałymi zadaniami było zapewnienie
rakiet (zapewnie chodzi tutaj o sztuczne ognie i inne środki pirotechniczne)
i salw przy odsłonięciu obelisku. Newralgicznym punktem miało być napisanie
rezolucji i wyznaczenie jednego osadnika wojskowego z powiatu chojeńskiego
do jej odczytania podczas manifestacji. W następnej kolejności umieszczono
przygotowanie odpowiedniej liczby wiązanek kwiatów i ich wręczenie kombatantom oraz osadnikom wojskowym biorącym udział w manifestacji – był to
też przy okazji II Wojewódzki Zjazd Osadników Wojskowych. Jeżeli chodzi
o wiązanki, wymieniono liczbę dwustu. Następne zadanie zakładało sporządzenie, wydrukowanie i rozpowszechnienie zaproszeń na manifestację. Podpunkt
szósty zakładał wyznaczenie pocztów sztandarowych do manifestacji.
Punkt piąty (ostatni) to „II Wojewódzki Zjazd Osadników Wojskowych”.
Towarzyszami powołanymi przez Komitet Organizacyjny XXV-lecia LWP
w Szczecinie byli:
– wiceprezes ZO ZBoWiD tow. Józef Bobowski,
– szef Wydziału Kadr tow. płk Górecki,
– dyrektor Biura ZW LOK tow. płk Malewicz.
Byli oni odpowiedzialni za sporządzenie imiennych wykazów osadników
wojskowych z poszczególnych powiatów, którzy mieli przybyć do Czelina na
II Wojewódzki Zjazd Osadników Wojskowych. Kolejnym krokiem było zaaranżowanie spotkania wyznaczonych delegatów na zjazd z sekretarzem KC PZPR
tow. Moczarem, z którym miano ponadto zjeść wspólny obiad wojskowy. Miała
być uzgodniona lista osób oficjalnych na spotkanie z osadnikami. Końcowy podpunkt zakładał przygotowanie jednego z osadników do przemówienia, tak jak to
już wcześniej zakładano w jednym z podpunktów punktu trzeciego12.
12
Tamże, s. 1–3.
276
Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku
Przechodząc do meritum, omówimy teraz samą uroczystość z 5 października 1968 r. Jak już wspomniano, została ona dokładnie zaplanowana
przez ówczesne władze. Oprócz dwunastotysięcznej ludności, która przybyła do
Czelina, udział w manifestacji wzięli także jego mieszkańcy (w tym pracownicy
PGR, WOP, tutejsi nauczyciele ze szkoły podstawowej i ich uczniowie, rolnicy
i pierwsi osadnicy). Z grona osób ze środowiska politycznego i wojskowego, które
przybyły na uroczystość, należy wymienić zastępcę członka Biura Politycznego,
sekretarza KC PZPR i prezesa ZG ZBoWiD Mieczysława Moczara. Kolejnymi
ważnymi personami zaproszonymi na manifestację byli poseł ziemi szczecińskiej
na Sejm PRL, minister Obrony Narodowej gen. dyw. Wojciech Jaruzelski, następnie członkowie władz naczelnych ZBoWiD z marszałkiem Polski Michałem
Rolą-Żymierskim i Mieczysławem Róg-Świostkiem, a także gospodarze województwa szczecińskiego z I sekretarzem KW PZPR Antonim Walaszkiem i zastępcą przewodniczącego prezydium WRN Wacławem Śledzińskim na czele.
Obecni byli również: attaché wojskowy ambasady ZSRR gen. mjr Aleksander
Rodionow, wicekonsulowie ZSRR i CSRS w Szczecinie oraz przedstawiciele
Armii Radzieckiej13. Obecny był także komandor Henryk Kalinowski14.
Piąty dzień października 1968 r. wszystkim zgromadzonym utkwił
w pamięci nie tylko dlatego, że była to sobota i pogoda sprzyjała tak wielkiemu
politycznemu wydarzeniu, ale także ze względu na słowa, które padły w miejscu, gdzie prawie ćwierć wieku temu rozgrywały się krwawe wydarzenia końca
drugiej wojny światowej. Jako pierwszy przemówił I sekretarz KW PZPR Antoni
Walaszek: „Wiele jest na polskiej ziemi miejsc, które obdarzamy szczególną pamięcią i szacunkiem, ale ten skrawek ziemi, na którym się w tej chwili znajdujemy,
stanowi symbol zwycięstwa w najnowszej historii naszego kraju. [...] Tutaj bowiem już 16 lutego w 1945 roku kompanie 6. Samodzielnego Zmotoryzowanego
Batalionu Pontonowo-Mostowego dotarły nad Odrę, stwarzając historyczny fakt
ustanowienia granicy zachodniej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”15. Dlatego
też odsłaniany jest tutaj pomnik „będący wyrazem naszej niezłomnej woli
o umacnianie i zabezpieczenie polskości nad Odrą i Nysą. Jest on także wyrazem
naszego głębokiego hołdu, jaki składamy idei historycznego programu Polskiej
Partii Robotniczej, historii oręża polskiego nad Odrą. [...]”16. Następnie zabrał
głos marszałek Polski Michał Rola-Żymierski, który wygłosił płomienną mowę
Czelin – pierwszy słup graniczny na Odrze, red. T. Jurga, Warszawa 1968.
Ze wspomnień komandora, który miał styczność z Mieczysławem Moczarem. Powiedział on, że
chce postawić tak wysoki obelisk, aby Niemcy widzieli go aż w Berlinie i wiedzieli dobrze, gdzie
znajduje się granica Polski.
15
http://www.polskieradio.pl/9/310/Artykul/362245,Obelisk-w-Czelinie (20.05.2012).
16
Tamże.
13
14
277
Hubert Simiński
przesiąkniętą ideologią endecką, a nie – jak mowa jest w literaturze – propagandą PRL-owską, która z tej ideologii, a dokładniej rzecz ujmując, z poglądów Jana
Ludwika Popławskiego czerpała pełnymi garściami:
„Bez mała dziesięć wieków temu między innymi tu, na ziemi pomorskich Słowian, u brzegów prasłowiańskiej Odry, nad którą się znajdujemy, rycerze Bolesława Chrobrego, twórcy państwa polskiego w jego etnicznych, narodowych granicach, tu nad Odrą wbijali po wsze czasy graniczne słupy, wyznaczające historyczną i sprawiedliwą zachodnią rubież piastowskiej Polski. [...] Wbiły
się te słupy głęboko nie tylko w tę polską graniczną rzekę. Wbiły się one także
w pamięć, w serce i duszę narodu polskiego. I pozostały tam niezniszczone przez
następne pokolenia, przez wszystkie dobre i złe okresy naszej niełatwej historii.
Nie miały te ziemie szczęścia do macierzy, z którą tak mocno czuły się związane. Dziejowy przełom w historii naszych Ziem Zachodnich nastąpił dopiero
w toku kierowanej przez Polską Partię Robotniczą ogólnonarodowej walki wyzwoleńczej przeciw hitlerowskiej okupacji oraz w wyniku miażdżącego zwycięstwa
nad faszystowskimi Niemcami, odniesionego przez Armię Radziecką i walczące
z nią razem Ludowe Wojsko Polskie. Wojsko, które powstało z wysiłku zbrojnego
narodu, z tworzonych w kraju partyzanckich oddziałów Gwardii Ludowej, które
wraz z formowaniem się narodowego frontu walki z okupantem przekształciły
się w partyzancką Armię Ludową – główną siłę zbrojną walczącego podziemia,
oraz z regularnej Armii Polskiej powstałej w Związku Radzieckim.
Wyrosła z walki wyzwoleńczej władza ludowa po raz pierwszy od wieków
stanęła na gruncie wysuniętej przez PPR jedynie słusznej i patriotycznej koncepcji narodowego państwa polskiego w jego historycznych piastowskich granicach – na Bugu, Nysie, Odrze i Bałtyku. Dzięki temu, a także dzięki sojuszniczej
i braterskiej pomocy Armii Radzieckiej żołnierz Ludowego Wojska Polskiego po
wiekach ponownie dotarł jako zwycięzca do Bolesławowych słupów granicznych.
[...] Wielka musiała być siła dla piastowskiej tradycji i odczucia roli prawowitych
gospodarzy tej ziemi w naszych żołnierzach, jeśli pierwszą ich myślą i pierwszą
czynnością było nie kopanie rowów strzeleckich dla obrony przed ogniem wroga,
lecz – wzorem Bolesławowych rycerzy – zaznaczenie odzyskanej granicy.
Uwieńczeniem wyzwoleńczych walk ludowych sił zbrojnych, uwieńczeniem
naszego układu w odzyskanie Ziem Zachodnich i zwycięstwo nad hitleryzmem –
był udział żołnierzy polskich w operacji berlińskiej oraz w zwycięskim szturmie na
Berlin, było zatknięcie ręką ludowego żołnierza polskiego w samym sercu hitlerowskich Niemiec biało-czerwonego sztandaru obok zwycięskich sztandarów radzieckich. Zatknął ten zwycięski sztandar żołnierz Ludowego Wojska Polskiego w imieniu
wszystkich żołnierzy polskich, którzy walczyli z hitleryzmem na różnych frontach
drugiej wojny światowej w kraju i na obczyźnie, w imieniu całego narodu polskiego.
278
Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku
Historyczne zwycięstwo Armii Radzieckiej, które stało się również naszym udziałem, powołało do życia niepodległą socjalistyczną Polskę w jej sprawiedliwych historycznych granicach. Zadało także cios odwiecznemu germańskiemu »Drang nach Osten« i przyczyniło się do nowego układu sił w Europie,
będącego obecnie ostoją naszego bezpieczeństwa i pokoju.
Gwarancją ustalonego w wyniku zwycięstwa nad hitleryzmem powojennego
status quo w Europie jest dziś niezmierzona potęga obronna Związku Radzieckiego, jest
nasze braterstwo broni z Armią Radziecką, jest siła obronna Układu Warszawskiego,
którego mocne ogniwo stanowi Ludowe Wojsko Polskie [...]”17.
Nawiązując do wydarzeń z 1945 r. marszałek Żymierski powiedział:
„Symbolicznym powtórzeniem tego historycznego aktu w 25-lecie ludowych sił
zbrojnych pragniemy na tym samym odrzańskim brzegu zamanifestować wieczną trwałość tej granicy i naszą niezłomną wolę jej obrony po wsze czasy”18.
Odnośnie do przyszłości całego obszaru, w którym do dziś stoi obelisk
upamiętniający wkopanie pierwszego słupa granicznego na zachodniej rubieży Rzeczypospolitej, Rada Miejska w Mieszkowicach wydała 22 marca 2012 r.
uchwałę nr XVI/2012 w sprawie opracowania lokalnego planu rewitalizacji, obejmującego Rejon Pamięci Narodowej na obszarze gminy Mieszkowice. Oprócz
prac nad poprawą stanu fizycznego obelisku w Czelinie i terenu wokół pomnika mają zostać przeprowadzone remonty muzeów w Gozdowicach i Starych
Łysogórkach. Zainteresowanych planami i rozwiązaniami przestrzennymi
w Czelinie odsyłam do artykułu Agnieszki Ruchniak Czelin nad Odrą. Pierwszy
słup graniczny i... cmentarzysko z okresu wpływów rzymskich. Ukazał się on
8 kwietnia 2012 r. w ósmym numerze „Gazety Muzealnej”.
Die Enthüllung des ersten Obelisken in Czelin
am 22. Juli 1960
und die Woiwodschaftsdemonstration zur Enthüllung
des Obelisken am 5. Oktober 1968
Der Zweck der vorliegenden Arbeit ist es, dem Leser die Geschichte der
Eingrabung des ersten Grenzpfahls an der neu entstehenden Westgrenze des
polnischen Staates in Czelin (ehem. Zellin) näherzubringen. Die Hauptaufgabe
des Beitrags besteht darin, diese Stätte der Nationalen Gedächtnisregion (Rejon
17
18
Tamże oraz Czelin – pierwszy słup graniczny..., s. 8–9.
Czelin – pierwszy słup graniczny..., s. 9.
279
Hubert Simiński
Pamięci Narodowej), ihr weiteres Schicksal und die Auswirkungen der in der
Volksrepublik Polen betriebenen Propaganda für die sog. Wiedergewonnenen
Gebiete vorzustellen.
Es wurden eingangs die Feierlichkeiten zu den Jahrestagen der
Eingrabung des ersten Grenzpfahls und zum Gedenken der im April 1945 bei
der Überquerung der Oder gefallenen Soldaten besprochen. Dargestellt wurden ferner der heutige Zustand der Stelle, wo am 27. Februar 1945 der erste
polnische Grenzpfahl an der Oder von den Pionieren des 6. Selbständigen
Pontonbrückenbaubataillons eingeschlagen wurde, und diesjährige Pläne zur
weiteren Behandlung dieser Erinnerungsstätte. Anschließend wurden die feierlichen Zeremonien zur Enthüllung der beiden Obelisken in den Jahren 1960
und 1968 beschrieben.
Die Quellengrundlage der Arbeit besteht einerseits in den Interviews,
die mit den Einwohnern Czelins und der Nachbarortschaften geführt wurden,
und andererseits in den Materialien aus dem Bestand des Staatsarchivs Szczecin.
Die Arbeit stützt sich sowohl auf eigene Forschungen, als auch auf die relativ
umfangreiche Literatur über das erste polnische Grenzpfahl an der Oder. Die
hier behandelte Thematik bedarf dennoch weiterer Detailuntersuchungen, die
u. a. im Museum der polnischen Armee in Warschau durchzuführen sind.
Übers. v. K. Gołda
280
Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku
Ryc. 1 ,,Mały obelisk” odsłonięty
22.07.1960, 2012 (fot. H. Simiński)
Ryc. 2 Obelisk w Czelinie odsłonięty 5.10.1968, widok z góry,
2012 (fot. H. Simiński)
281
Hubert Simiński
Ryc. 3 Obelisk w Czelinie odsłonięty 5.10.1968,
widok z dołu, 2012 (fot. H. Simiński)
Ryc. 4: Czelin pierwszy słup graniczny na Odrze,
red. T. Jurga, Warszawa 1968
282
Odsłonięcie pierwszego obelisku w Czelinie 22 lipca 1960 roku
Ryc. 5: W. Honkisz, Cedynia 972 –Siekierki 1945, Szczecin ( w broszurce
nie została podana data wydania)
Ryc. 6 Kadr z WFDiF pt. ,,Granica na Odrze”, http://kronikarp.pl/szukaj,31422,tag-690071,strona-6, (20.05.2012).
283
Hubert Simiński
Ryc. 7 Odsłonięcie ,,Małego obelisku” 22.07.1960.
Pierwszy od lewej komandor Henryk Kalinowski,
1960 (fot. M. Sobotkiewicz)
Ryc. 8 Manifestacja XXV-lecia Ludowego Wojska Polskiego podczas odsłonięcia obelisku w Czelinie 5.10.1968, 1968 (fot. M. Sobotkiewicz)
284
Emilia Szczygieł-Lembicz*
Mierzyn
Jednostka Wojskowa
w Chojnie na tle zmian
strukturalnych
po roku 1980.
Powołanie do życia
Pomorskiego Oddziału
Straży Granicznej
Reorganizacja, która została przeprowadzona w związku z zarządzeniem dowódcy Wojsk Ochrony Pogranicza (WOP) w 1976 r., objęła całą formację, wprowadzając głębokie przemiany w jej strukturze. Był to kolejny krok
w procesie doskonalenia ochrony granicy zachodniej. Poszczególnym brygadom
i strażnicom przydzielono bardzo zróżnicowane odcinki graniczne. Przechodząc
na dwuszczeblowy system dowodzenia, rozformowano wówczas 122. Batalion
WOP w Chojnie i podporządkowano strażnice bezpośrednio brygadzie. Zamiast
rozformowanego batalionu sformułowano placówkę zwiadu i kompanię odwodową do wzmacniania strażnic i szkolenia ich załóg. Jednocześnie na podstawie
zarządzenia dowódcy WOP brygada przyjęła nową nazwę: Pomorska Brygada
Wojsk Ochrony Pogranicza. Batalion graniczny WOP w Chojnie odtworzono
jednak w roku 1983, co wynikało z szerokiego zapotrzebowania.
* Emilia Szczygieł-Lembicz urodzona w Chojnie, obecnie mieszka w Mierzynie. Ukończyła Liceum Ogólnokształcące w Chojnie i studia magisterskie na Uniwersytecie Szczecińskim, kierunek
historia; specjalność stosunki międzynarodowe. Ukończyła również dwa kierunki studiów podyplomowych: Fundusze Strukturalne UE oraz Akademia Trenera w Zachodniopomorskiej Szkole
Biznesu. Zainteresowania: historia, zwłaszcza okres średniowiecza i nowożytności.
285
Emilia Szczygieł-Lembicz
Z przeprowadzonej oceny stopnia wykonania zadań postawionych w rozkazie dowódcy WOP nr 0148 z 2 grudnia 1985 r. oraz w wytycznych szefa sztabu
WOP w sprawie zadań i kierunków działania sztabów batalionów w 1986 r. wynika, że zasadnicze cele stojące przed batalionem – za wyjątkiem skuteczności
działania WOP – zostały wykonane.
Dobry stan moralno-polityczny kadry i żołnierzy zasadniczej służby wojskowej zapewniał stałą dyspozycyjność pododdziałów do ochrony granicy państwowej oraz wykonania zadań wynikających z resortowego podporządkowania.
Uzyskano zadowalające wyniki w zakresie sprawności fizycznej kadry
i żołnierzy zasadniczej służby wojskowej. Zajęto czołowe miejsca w zawodach
strzeleckich i sportowych organizowanych na szczeblu brygady. Skutecznie zabezpieczono dokumenty niejawne, nie dopuszczając do ich czasowej lub całkowitej utraty.
Były jednak dziedziny, w których batalion nie mógł być w pełni usatysfakcjonowany:
‒ występowała nadal znaczna liczba spóźnień z urlopów i przepustek wśród
żołnierzy zasadniczej służby wojskowej;
‒ zaistniały przypadki naruszania zasad stosunków międzyludzkich żołnierzy starszego rocznika wobec żołnierzy młodszych wcieleń – szczególnie
w strażnicy Czelin;
‒ nie osiągnięto spodziewanych efektów w pracy z ludnością pogranicza
– nie uzyskano wyraźnego postępu w szkoleniu granicznym żołnierzy
strażnic, zwłaszcza w zakresie umiejętności legitymowania i zatrzymywania osób oraz zatrzymywania pojazdów mechanicznych przez element
służby granicznej;
‒ nie w pełni przestrzegane były zasady porządku wojskowego, żołnierskiego
zachowania się oraz wyglądu zewnętrznego żołnierzy służby zasadniczej1.
Okres po 1981 r., wraz z wprowadzeniem stanu wojennego, zdecydowanie przyczynił się do zmniejszenia działalności przemytniczej, jednak nie na
długo, czego dowodem są liczne przykłady nielegalnych przekroczeń granicy.
W tym okresie dało się zauważyć nasilenie przestępczości granicznej,
szczególnie na granicy rzecznej. Objęło ono również odcinek służbowego działania batalionu, o czym świadczą dwa wypadki nielegalnego przekroczenia granicy
22 i 25 lipca 1987 r. na odcinku służbowej działalności strażnicy WOP Krajnik.
Przestępcy usiłujący nielegalnie przedostać się z NRD do PRL i w przeciwnym kierunku nie zrażali się przeszkodą, jaką stanowią Odra i jej rozlewiska
Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie, Rozkazy i Zarządzenia, Batalion Graniczny WOP
Chojna, 1.01.1987–31.12.1987, sygn. 2600/1, s. 1–2.
1
286
Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980...
i próbowali wykorzystać odcinek służbowego działania batalionu do urzeczywistnienia swoich zamiarów. Realizowali je w sposób prosty i niewymagający
od nich specjalnych przygotowań. Do linii granicznej przedostawali się tak, aby
pozostać niezauważonymi, wykorzystując do tego celu pokrycie terenu, miejsca
niezaludnione i mało uczęszczane, a następnie przekraczali granicę przy użyciu
środków przeprawowych lub mostów. 22 lipca 1987 r. w godzinach wieczornych
obywatel NRD przybył w rejon mostu kolejowego na odcinku granicy WOP
Cedynia. Po wejściu na most, wykorzystując jego konstrukcję, przeszedł niewidoczny dla elementu służby około dwóch trzecich jego długości. Po zauważeniu
żołnierza podniósł siatkę ochronną, zszedł na przęsło mostu, skąd na szelkach
przetransportował bagaże na ląd, a następnie sam zeskoczył. Wykorzystując wysokie szuwary, ukrył się w nich w celu obserwacji działań elementu służb. Będąc
pod wpływem alkoholu, usnął tam. Dla podjęcia szybkich i skutecznych działań
przez batalion decydujące znaczenie miała informacja enerdowskich wędkarzy,
przekazana władzom NRD, a następnie do batalionu. Zarządzone działania były
szybkie, aktywne i zdecydowane, co doprowadziło do zatrzymania przestępcy
granicznego w godzinach rannych 23 lipca 1987 r.
25 lipca 1987 r. nieletnia obywatelka NRD, lat 14, wykorzystując nieuwagę służby kontrolerskiej Granicznego Punktu Kontrolnego (GPK) Krajnik,
przeskoczyła przez siatkę wysokości około dwóch metrów i przeszła pod budynek
GPK w stronę mostu na Odrze. Przy końcu budynku ukryła się i obserwowała
działanie kontrolerów. Po upewnieniu się, że wszyscy są wewnątrz, weszła na
most, przekroczyła granicę, a następnie udała się w głąb Polski i dotarła do miejscowości Grabowo, gdzie została zatrzymana przez osobę cywilną i przekazana
elementowi służby ze strażnicy WOP Krajnik2.
W okresie od sierpnia 1986 do września 1987 r. na odcinku batalionu miały miejsce cztery bezkarne przekroczenia granicy w kierunku do NRD;
sprawcy przekroczeń zostali zatrzymani w NRD:
1) 15 sierpnia 1986 r. w godzinach wieczornych obywatel Polski lat 24 przekroczył granicę do NRD w rejonie znaku granicznego nr 705 – strażnica
Widuchowa – wykorzystując do przepłynięcia Odry dętkę samochodową;
2) 14/15 listopada 1986 r. około północy obywatel Polski lat 19 przekroczył
granicę z NRD w rejonie znaku granicznego nr 695 – strażnica Krajnik
– wykorzystując płetwy do przepłynięcia Odry. Do Krajnika przybył około godziny szesnastej 13 listopada i do momentu przekroczenia granicy
siedział ukryty w zabudowaniach gospodarczych mieszkańca Krajnika
Dolnego;
2
Tamże, Rozkaz dowódcy Batalionu Granicznego WOP Chojna nr PF-4 z 6.08.1987, s. 18.
287
Emilia Szczygieł-Lembicz
3) 21 września 1987 r. około godziny dwudziestej trzeciej obywatel Polski
lat 25 przekroczył granicę z NRD w rejonie znaku granicznego nr 747 –
strażnica Gryfino – wykorzystując do przepłynięcia Odry tratwę zrobioną ze znalezionych na prawym brzegu Regalicy kawałków desek. Przed
przekroczeniem granicy pokonał, również za pomocą tratwy, Regalicę
i kanał Międzyodrza.
4) 24/25 września 1987 r. około północy obywatel Polski lat 29 przekroczył
granicę z NRD w rejonie znaku granicznego nr 643 – strażnica Cedynia
– pokonując rzekę wpław.
Z powyższych przypadków nielegalnych przekroczeń granicy wyciągnięto następujące wnioski:
1) nie tylko Odra, ale również Regalica i Międzyodrze nie stanowią przeszkody w przekraczaniu granicy;
2) pora roku również nie jest przeszkodą w przepłynięciu Odry wpław –
przepłynięcia we wrześniu i listopadzie;
3) ze zniesienia obowiązku posiadania zezwoleń na pobyt w strefie nadgranicznej wynika potrzeba objęcia kontrolą ruchu osób i pojazdów, szczególnie przybyłych z innego terenu, w zakresie zasadności przyjazdu;
4) przed przekroczeniem granicy przestępcy obserwują tren i działania elementów służby3.
Po odzyskaniu suwerenności w 1989 r. państwo polskie wchodziło
w okres zmian politycznych, gospodarczych, jak również na tle międzynarodowym. Obrady okrągłego stołu, rozpoczynające się 6 lutego 1989 r., wybory
z 4 czerwca 1989 r., reformę gospodarczą czy przemiany ustrojowe – wszystko
to można uznać za główne elementy wejścia Polski w nowy okres swych dziejów.
Dla naszego kraju przełom ten oznaczał możliwość swobodnego formowania
ustroju politycznego i zasad gospodarowania, można więc go uznać za główny
składnik bilansu zamknięcia polskiego dwudziestego wieku, a zarazem bilans
otwarcia wieku dwudziestego pierwszego. Do tego bilansu należy jednak dodać
nowy kształt terytorialny państwa4.
Polska granica zachodnia stanowiła bardzo ważny element działań
dyplomatycznych związanych z procesem jednoczenia się Niemiec. Postępy
w procesie jednoczenia się państw niemieckich spowodowały powołanie specjalnej grupy składającej się z przedstawicieli dwóch państw niemieckich i czterech
mocarstw okupacyjnych na szczeblu ministrów spraw zagranicznych. Grupę tę
powołano 13 lutego 1990 r. podczas odbywającej się w Ottawie konferencji na
3
4
Tamże, s. 23.
J. Topolski, Polska dwudziestego wieku. 1914–1995, Poznań 1995, s. 204.
288
Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980...
temat „otwartego nieba”. Zadaniem grupy miało być wypracowanie warunków,
na których zjednoczone Niemcy miały uzyskać suwerenność. Rozwój wydarzeń
politycznych w Niemczech sprawił, iż do grona ministrów spraw zagranicznych
USA, Francji, Wielkiej Brytanii i ZSRR dołączono ministrów spraw zagranicznych RFN i NRD. W dniu powołania do życia tej grupy biorący udział w konferencji w Ottawie minister spraw zagranicznych RP, Krzysztof Skubiszewski,
wystąpił z żądaniem dopuszczenia do udziału w jej pracach także i Polski, gdyż
tematyka tych negocjacji miała obejmować również sprawy dotyczące bezpośrednio Polaków i polskiej granicy zachodniej. Na początku lutego 1990 r. premier Tadeusz Mazowiecki przebywał w Londynie z oficjalną wizytą, w czasie
której omawiano m.in. sprawę granicy polsko-niemieckiej w procesie jednoczenia się Niemiec. Wynikiem tego spotkania było poparcie brytyjskich polityków
dla zjednoczenia Niemiec w granicach po 1945 r. w zamian za uznanie przez
kanclerza RFN granicy na Odrze i Nysie. Wizyta prezydenta RP Wojciecha
Jaruzelskiego i premiera Tadeusza Mazowieckiego oraz ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego w Paryżu 9 marca 1990 r. przyniosła jednoznaczne uznanie nienaruszalności polskiej granicy na Odrze i Nysie przez
Francję oraz poparcie dla żądań Polski związanych z rokowaniami „2 + 4”
i z prawnomiędzynarodowym potwierdzeniem granicy polskiej jeszcze przed
zjednoczeniem Niemiec. Podczas spotkania premiera Mazowieckiego z kanclerzem Helmutem Kohlem 8 listopada 1990 r. we Frankfurcie nad Odrą obie strony
ustaliły podpisanie w listopadzie 1990 r. wspólnego układu granicznego. Strona
niemiecka, wyrażając zgodę na odrębny traktat graniczny, uzyskała w zamian
zgodę strony polskiej na wspólną ratyfikację. 14 listopada 1990 r. ministrowie
spraw zagranicznych: Polski – Krzysztof Skubiszewski i RFN – Hans-Dietrich
Genscher podpisali traktat potwierdzający istniejącą granicę polsko-niemiecką.
Umawiające się strony potwierdziły istniejącą linię graniczną, której przebieg
został określony w układzie z 6 lipca 1950 r. między Rzecząpospolitą Polską
a Niemiecką Republiką Demokratyczną o wytyczeniu ustalonej i istniejącej
polsko-niemieckiej granicy państwowej oraz w umowach zawartych w celu jego
wykonania i uzupełnienia, tj. w akcie z 27 stycznia 1951 r. o wykonaniu wytyczenia państwowej granicy między Polską a Niemcami, umowie z 22 maja 1989 r.
między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Niemiecką Republiką Demokratyczną
w sprawie rozgraniczenia obszarów morskich w Zatoce Pomorskiej, układzie
z 7 grudnia 1970 r. między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Republiką Federalną
Niemiec o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków5.
5
W.S. Burger, Zachodnia granica Polski w procesie jednoczenia się Niemiec w na konferencji „2 + 4”,
„Przegląd Zachodniopomorski” 1996, z. 3, s. 49–61.
289
Emilia Szczygieł-Lembicz
W obliczu zmian dokonanych ustawą z 12 października 1990 r. została
powołana Straż Graniczna (SG). Utworzenie formacji o charakterze policyjnym,
przeznaczonej do ochrony nienaruszalności granic RP, było konsekwencją zmian
politycznych, które zaszły w naszym kraju po 1989 r. Ze względu na konieczność
zachowania ciągłości realizacji zadań ochrony granicy państwowej i kontroli ruchu granicznego do czasu zorganizowania Straży Granicznej i rozformowania
Wojsk Ochrony Pogranicza funkcjonowały jednocześnie dwie instytucje – rozformowywane Wojska Ochrony Pogranicza i tworzona Straż Graniczna. Na odcinku granicy państwowej województwa szczecińskiego do 15 czerwca 1991 r.
zadania określone ustawą powołującą SG wykonywała Pomorska Brygada WOP.
Komendant główny Straży Granicznej zarządzeniem nr 6/91 z 14 lutego 1991 r. w sprawie terytorialnego zasięgu działania terenowych organów Straży
Granicznej oraz organizacji komend oddziałów, strażnic, granicznych placówek
kontrolnych polecił utworzenie komendy oddziałów SG, m.in. komendę oddziału
SG w Szczecinie, obejmującą zasięgiem działania odcinek od znaku granicznego nr 584 (stanowiącego rozgraniczenie z odcinkiem służbowej odpowiedzialności oddziału SG w Krośnie Odrzańskim) do ujścia kanału Resko Przymorskie do
Morza Bałtyckiego (stanowiącego rozgraniczenie z oddziałem SG w Koszalinie),
określając jednocześnie typową strukturę komend oddziału SG6.
Minister spraw wewnętrznych na wniosek komendanta głównego Straży
Granicznej rozkazem personalnym nr PF-28 z 14 lutego 1991 r. mianował
płk. mgr. Stanisława Głąba komendantem oddziału SG w Szczecinie. W celu
ustalenia potrzeb etatowych oraz opracowania projektu etatu oddziału Straży
Granicznej w Szczecinie rozkazem dziennym dowódcy Pomorskiej Brygady
WOP nr 36 z 20 lutego 1991 r. powołano komisję. 1 marca 1991 r. dowódca
Pomorskiej Brygady WOP płk dypl. Henryk Grzybowski przekazał obowiązki dowódcy brygady płk. mgr. Stanisławowi Głąbowi.
Połączenie funkcji dowódcy Pomorskiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza
i komendanta Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej ułatwiło rozformowanie
brygady WOP i sformowanie oddziału SG. Komendant główny Straży Granicznej,
zarządzeniem nr 021 z 7 maja 1991 r. w sprawie rozwiązania jednostek Wojsk
Ochrony Pogranicza oraz utworzenia jednostek organizacyjnych Straży Granicznej,
na podstawie polecenia ministra spraw wewnętrznych nakazał rozwiązanie jednostek
WOP i utworzenie jednostek organizacyjnych SG, w tym Pomorskiego Oddziału
Straży Granicznej w Szczecinie według etatu 44/011 w terminie do 16 maja 1991 r.
W związku z tym z dniem 15 maja 1991 r. została rozformowana Pomorska Brygada
P. Auruszkiewicz, Organizacja i zadania Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej, w: Pomorski
Odział Straży Granicznej. Tradycja i współczesność, red. K. Kozłowski, Szczecin 1993, s. 68–69.
6
290
Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980...
WOP, a 16 maja 1991 r. nowo sformowany Pomorski Oddział SG przejął ochronę
granicy państwowej województwa szczecińskiego. 3 czerwca 1991 r. dotychczasowi żołnierze zawodowi Pomorskiej Brygady WOP, którzy zostali przyjęci do służby
w Pomorskich Oddziale SG, złożyli ślubowanie. Dopiero 9 kwietnia 1992 r. odbyło
się uroczyste pożegnanie odchodzących do rezerwy ostatnich żołnierzy zasadniczej
służby wojskowej byłych Wojsk Ochrony Pogranicza.
Pomorski Oddział Straży Granicznej stał się w tym momencie jednostką organizacyjną Straży Granicznej RP, składającą się z komendy oddziału wraz
z pododdziałem odwodowym i pododdziałem zabezpieczenia oraz ze strażnic
i granicznych palcówek kontrolnych. Komendant Pomorskiego Oddziału SG
i podlegli mu komendanci strażnic oraz GPK od tej chwili stali się terenowymi organami Straży Granicznej. Komendant oddziału wykonuje swoje zadania
przy pomocy podległego mu urzędu, zwanego komendą oddziału, a komendanci strażnic oraz komendanci GPK – przy pomocy podległych im strażnic oraz
granicznych placówek kontrolnych. Kierownikiem komendy oddziału został
zastępca komendanta oddziału, który organizuje pracę i kieruje bieżącą działalnością urzędu. W zasięgu terytorialnego działania komendy oddziału funkcjonuje 10 strażnic i 6 granicznych placówek kontrolnych z dwunastoma przejściami granicznymi. Obecnie strażnice znajdują się w Świnoujściu, Karcznie,
Stolcu, Kościnie, Barnisławiu, Kamieńcu, Gryfinie, Chojnie, Cedyni i Czelinie.
Graniczne placówki kontrolne znajdują się w Świnoujściu, Szczecinie-Porcie
i Trzebieży – dla morskiego ruchu granicznego, a GPK w Kołbaskowie, Lubieszynie
i Krajniku Dolnym obsługują ruch na przejściach granicznych drogowych, kolejowych i rzecznych. Pomorski Oddział jest jedynym w Straży Granicznej, na
którego terenie funkcjonują wszystkie rodzaje przejść granicznych, tj. morskie,
drogowe, kolejowe, rzeczne i lotnicze.
Procedury wskazane w ustawie o powołani Straży Granicznej nakładały na nią konkretne zadania. Ich efektywna realizacja wymagała rozszerzenia
uprawnień i wyposażenia formacji w instytucje i instrumenty prawne, nieprzewidziane dotąd przez ustawę o SG. Do ważniejszych zadań Straży Granicznej
można było zaliczyć:
1) ochronę granicy państwowej;
2) organizowanie i dokonywanie kontroli ruchu drogowego;
3) wydawanie zezwoleń na przekroczenie granicy państwowej, w tym wiz;
4) rozpoznawanie, zapobieganie i wykrywanie przestępstw i wykroczeń oraz
ściganie ich sprawców, w zakresie określonym ustawą o ochronie granicy
państwowej oraz innymi ustawami;
5) zapewnienie porządku publicznego na obszarze przejść granicznych,
a w zakresie właściwości SG – także w strefie nadgranicznej;
291
Emilia Szczygieł-Lembicz
6) osadzanie i utrzymanie znaków granicznych na lądzie oraz sporządzanie,
aktualizację i przechowywanie granicznej dokumentacji geodezyjnej
i kartograficznej;
7) ochronę nienaruszalności znaków i urządzeń służących do ochrony granicy państwowej;
8) wykonywanie postanowień umów międzynarodowych o stosunkach
prawnych na granicy państwowej;
9) gromadzenie i przetwarzanie informacji z zakresu ochrony granicy państwowej i kontroli ruchu granicznego oraz udostępnienie ich właściwym
organom państwowym;
10)nadzór nad eksploatacją polskich obszarów morskich oraz przestrzeganiem przez statki przepisów obowiązujących na tych obszarach;
11)ochronę granicy państwowej w przestrzeni powietrznej Rzeczypospolitej
Polskiej poprzez prowadzenie obserwacji statków powietrznych i obiektów latających przekraczających granicę państwową na małych wysokościach oraz informowanie o tym właściwych jednostek Wojsk Lotniczych
Obrony Powietrznej;
12)zapobieganie transportowaniu przez granicę państwową odpadów i szkodliwych substancji chemicznych oraz materiałów promieniotwórczych,
a także zanieczyszczaniu wód granicznych;
13)zapobieganie przemieszczaniu przez granicę państwową narkotyków
i substancji psychotropowych;
14)wykonywanie zadań określonych w innych ustawach7.
Przyszłość Straży Granicznej wiązano ze zwalczaniem nielegalnej migracji i niedopuszczaniem do przemieszczania przez granicę państwową broni,
narkotyków, materiałów promieniotwórczych i szkodliwych substancji chemicznych. Ponadto warto zwrócić uwagę na fakt, że europejskie służby graniczne
zajmowały się wówczas także ochroną placówek dyplomatycznych i urzędów
państwowych, których siedziby znajdowały się za granicą. Istotną rolę odgrywały
także jako ogniwa systemów antyterrorystycznych.
Konieczność podjęcia zdecydowanej walki z opisanymi zjawiskami oraz
przymus „równania w górę” uzasadniał przyznanie Straży Granicznej pełni
uprawnień policyjnych, a z drugiej strony stwarzał szansę na ukształtowanie liczącej się w Polsce, nowoczesnej formacji granicznej, porównywalnej z jej odpowiednikami w Unii Europejskiej.
Ustawa o Straży Granicznej, „Dziennik Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej” 1990, nr 78, poz. 462,
z późn. zm.
7
292
Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980...
Die Militäreinheit in Chojna
im Vergleich mit strukturellen Änderungen nach 1980
Die Neugründung der Pommerschen Grenzschutztruppe
Die Reorganisation, die im Zusammenhang mit der Anordnung des
Befehlshabers der Grenzschutztruppen im Jahr 1976 durchgeführt wurde, hat
die Formation umfasst und tiefe Änderungen in ihre Struktur eingeführt. Es war
der nächste Schritt im Schutzverbesserungsprozess der westlichen Grenze. Den
einzelnen Brigaden und Warten wurden sehr differenzierte Grenzabschnitte
zugeteilt. Als man auf Zweistufensystem der Führung übergangen war, wurde das 122. Bataillon WOP (Grenzschutztruppen) in Chojna aufgelöst, indem man die Warten direkt der Brigade unterstellte. Anstelle des aufgelösten Bataillons wurden die Aufklärungseinheit und eine Reservekompanie
für die Verstärkungswarte und Schulung ihrer Mannschaften gegründet.
Gleichzeitig hat die Brigade einen neuem Namen aufgrund der Anordnung des
Befehlshabers der Grenzschutztruppen angenommen: Pommersche Brigade der
Grenzschutztruppen. Das Grenzbataillon WOP in Chojna wurde jedoch im
Jahr 1983 wieder hergestellt, was aus einem großen Bedarf erfolgte.
Der polnische Staat ist nach 1989 in die Zeit der politischen, wirtschaftlichen als auch der mit einem internationalen Hintergrund verbundenen Veränderungen eingegangen. Die Beratungen des Runden Tisches,
die am 6. Februar 1989 angefangen haben, die Wahlen vom 4. Juni 1989,
die Wirtschaftsreform oder der Systemwandel, das alles konnte für das
Hauptelement des Einstiegs Polens in die neue Ära in der Staatsgeschichte gehalten werden. Für unser Land bedeutete es die Möglichkeit, das politische
System und die Bewirtschaftungsprinzipien frei zu gestalten, es kann also als
das Hauptelement der Abschlussbilanz des polnischen 20. Jahrhunderts und
gleich als die Eröffnungsbilanz des 21. Jahrhunderts angesehen werden. Zu dieser Bilanz soll jedoch auch die neue territoriale Form des Staates hinzugefügt
werden.
Angesichts der Änderungen des Gesetzes vom 12. Oktober 1990 wurde
der Grenzschutz gegründet. Die Bildung der Formation mit dem Polizeicharakter,
die für den Schutz der Unantastbarkeit der Grenzen der Republik Polen bestimmt
wurde, war die Konsequenz der politischen Veränderungen, die in unserem Land
nach 1989 stattgefunden haben. WEgen der Notwendigkeit, die Nachhaltigkeit
der Aufgabenumsetzung im Schutz der Staatsgrenze und der Kontrolle des
Grenzverkehrs bis zum Moment der Organisation des Grenzschutzes und der
Auflösung der Grenzschutztruppen einzuhalten, funktionierten parallel zwei
293
Emilia Szczygieł-Lembicz
Institutionen– die aufgelösten Grenzschutztruppen und der neu gegründete
Grenzschutz. Auf dem Abschnitt der Staatsgrenze der Stettiner Woiwodschaft
erfüllte die Pommersche Brigade WOP bis 15. Juni 1991 die mit dem o. g.
Gesetz bestimmten Aufgaben.
Mit der Anordnung Nr. 6/91 vom 14. Februar 1991 in Angelegenheit
des Teritorialumfangs der Teritorialorgane des Grenzschutzes sowie der
Kommandoorganisation der Truppen, Wachtürme, Grenzkontrollposten
hat der Grenzschutzhauptkommandant die Bildung des Kommandos der
Grenzschutztruppen aufgetragen, u. a. das Kommando der Grenzschutztruppe
in Szczecin, deren Wirkungsbereich den Grenzabschnitt vom Grenzzeichen
Nr. 584 (das die Abgrenzung mit dem Abschnitt der Dienstverantwortung der
Grenzschutztruppe in Krosno Odrzańskie bildet) bis zur Mündung des Kanals
Resko Przymorskie in die Ostsee (der die Abgrenzung mit der Grenzschutztruppe
in Koszalin bildet) umfasst, und gleichzeitig hat er die typische Struktur der
Kommandos der Grenzschutztruppe bestimmt.
Die Zukunft des Grenzschutzes wurde mit der Bekämpfung der illegalen Migration und mit der Nichtzulassung zur Verlagerung von Waffen, Drogen,
radioaktiven Materialien und schädlichen chemischen Substanzen durch die
Staatsgrenze verbunden. Außerdem sollte auf die Tatsache aufmerksam gemacht werden, dass sich europäischer Grenzdienst damals auch mit Schutz
diplomatischer Vertretungen und Staatsämter beschäftigte, deren Sitz sich im
Ausland befand. Er erfüllte auch eine wesentliche Rolle als Zellen der AntiTerror-Systeme.
Die Notwendigkeit, einen entschlossenen Kampf mit beschriebenen
Ereignissen zu unternehmen sowie der Zwang „nach oben zu gleichen“, haben die Anerkennung voller polizeilichen Berechtigungen für den Grenzschutz
begründet, und andererseits die Chance geschaffen, eine moderne, in Polen
geschätzte Grenzformation zu bilden, die mit ihren Äquivalenten in der
Europäischen Union verglichen werden kann.
Übers. v. E. Szczygieł-Lembicz
294
Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980...
Ryc. 1. Kadra Kierownicza Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej (Szczecin 1991r.) –
zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka
Ryc. 2. Wręczenie pucharów za najlepszy pododdział Pomorskiej Brygady WOP (Szczecin 1989
r.) – zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka
295
Emilia Szczygieł-Lembicz
Ryc. 3. Wręczenie dowódcom pododdziałów dyplomów za współzawodnictwo sportowe (1985 r.)
- zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka
Ryc. 4. Otwarcie mistrzostw w piłce siatkowej Pomorska Brygada WOP (1989r.) - zdjęcie pochodzi
z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka
296
Jednostka Wojskowa w Chojnie na tle zmian strukturalnych po roku 1980...
Ryc. 5. Kadra Kierownicza powstającego Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej (Szczecin1991 r.)
- zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk. Janusza Kowalczyka
Ryc. 6. Wręczenie srebrnego krzyża zasługi przez gen. Stanisława Brodzińskiego (ówczesnego zastępcy dowódcy WOP) dla J. Kowalczyka (1985 r.) - zdjęcie pochodzi z prywatnych zbiorów ppłk.
Janusza Kowalczyka
297
298
Agnieszka Dębska*
Wysoka
Charakterystyka
zasobów dziedzictwa
kulturowego
gminy Cedynia1
Rolniczo-turystyczna gmina Cedynia to najdalej na zachód wysunięty
obszar państwa polskiego – jego naturalna zachodnia granica opiera się na największym wygięciu rzeki Odry. Gmina leży na południowo-zachodnim skraju
województwa zachodniopomorskiego i powiatu gryfińskiego. Około 75% powierzchni gminy stanowi teren Cedyńskiego Parku Krajobrazowego a pozostałe 25% znajduje się w jego otulinie. Obszar Parku i jego otoczenie objęte są
ochroną gatunkową w ramach „Natura 2000”. Osobliwościami tego obszaru na
skalę kraju są: starorzecze Odry i duży Cedyński Polder, nazywany Żuławami
Cedyńskimi, z sąsiednimi wzniesieniami moreny dennej i wzgórzami moreny
czołowej. Istotne jest także położenie w międzynarodowym korytarzu żeglugowym Odry, połączonym z drogami wodnymi Europy Zachodniej za pośrednictwem kanału Odra-Havela.
W świadomości Polaków Cedynia kojarzy się przede wszystkim z historycznym symbolem, jakim jest bitwa pod Cedynią – pierwsze zwycięstwo oręża
„polskiego”. W dzień św. Jana Chrzciciela, czyli 24 czerwca 972 roku w okolicach Cedyni wojska Mieszka I oraz jego brata Czcibora starły się z wojskami
Marchii Wschodniej pod dowództwem margrabiego Hodona, wspomaganego
przez grafa Zygfryda von Walbeck. Dla upamiętnienia tego wydarzenia, jedno
* Agnieszka Dębska – mgr ochrony dóbr kultury w zakresie muzealnictwa, inspektor w Pracowni
Miejskiego Konserwatora Zabytków w Gorzowie, członek Polskiego Towarzystwa Historycznego.
1
Przedmiotowa charakterystyka jest fragmentem „Gminnego programu opieki nad zabytkami dla
miasta i gminy Cedynia na lata 2011-2014”, opracowanym na zlecenie Gminy Cedynia.
299
Agnieszka Dębska
z okolicznych wzgórz nazwano Górą Czcibora, na którym 24 czerwca 1972 roku
odsłonięto „Pomnik Polskiego Zwycięstwa nad Odrą”.
W skład gminy wchodzi czternaście sołectw: Bielinek, Czachów, Golice,
Lubiechów Dolny, Lubiechów Górny, Łukowice, Orzechów, Osinów Dolny,
Piasek, Radostów, Siekierki, Stara Rudnica, Stary Kostrzynek, Żelichów oraz
miasto Cedynia.
Cedynia to małe miasto założone w sąsiedztwie grodziska, z zachowanym wczesnośredniowiecznym rozplanowaniem, z historycznymi dominantami: kamiennym gotyckim kościołem (ceglana neogotycka wieża z 1898 roku),
ratuszem z 1840 roku oraz z zespołem historycznej zabudowy mieszkalnej.
Wczesnośredniowieczny układ urbanistyczny Cedyni wraz z jego nowożytną
zabudową posiada ponadregionalne walory historyczne, architektoniczne i edukacyjne. Należy do najcenniejszych i najbardziej charakterystycznych zabytkowych zespołów na Pomorzu i w Polsce.
Zachowane układy ruralistyczne – w większości o metryce średniowiecznej – są przestrzennie zróżnicowane i rozbudowane o założenia rezydencjonalno-parkowo-folwarczne: Czachów, Golice, Lubiechów Górny, Orzechów, Piasek,
Żelichów. W krajobrazie wiejskim zachował się duży zespół wczesnogotyckich
i gotyckich kościołów granitowych: Czachów (druga połowa XIII wieku), Golice
(XIII wiek), Lubiechów Górny (druga połowa XIII wieku), Orzechów (druga połowa XIII wieku), Stary Kostrzynek (przełom XV i XVI wieku), Żelichów (czwarta ćwierć XIII wieku).
Przedmiot ochrony zabytków i opieki nad nimi określony został przepisami ustawy z dnia 23 lipca 2003 roku o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (Dz. U. z 2003, Nr 162, poz. 1568 ze zm.). Zgodnie z definicją zawartą w art.
3 pkt 1, przez zabytek „należy rozumieć nieruchomość lub rzecz ruchomą, ich
części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością
i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie
leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową”. Natomiast według definicji ustawowej krajobraz kulturowy to przestrzeń historycznie ukształtowana w wyniku działalności człowieka,
która zawiera wytwory cywilizacji oraz elementy przyrodnicze. Należy podkreślić, iż zabytkiem jest każdy z elementów dziedzictwa i krajobrazu kulturowego,
który posiada wyżej wymienione cechy, niezależnie od tego czy ustanowiono dla
niego formę ochrony.
Ewenementem na skalę ponadregionalną jest zachowane wczesnośredniowieczne założenie urbanistyczne. W układzie przestrzennym Cedyni nadal
czytelne są dwa wczesnośredniowieczne szlaki komunikacyjne: do Santoka przez
Chojnę i Myślibórz oraz w kierunku południowym przez Moryń, Mieszkowice
300
Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia
i Boleszkowice. Po południowej stronie drogi chojeńskiej rozwinęła się osada,
następnie miasto. Obecna ul. Świerczewskiego jest ciągiem komunikacyjnym
istniejącym już w X wieku, co poświadczają znaleziska archeologiczne. Obecny
kwartał zabudowy po północnej stronie ul. Konopnickiej znajduje się w miejscu
najstarszej osady datowanej na IX–X wiek. Natomiast na rynku znaleziono ślady
osadnictwa datowane na X–XII wiek. Chyża, czyli osada rybacka, zlokalizowana
była na południe od miasta i funkcjonowała od XII do XV wieku. Nie ma przekazów archiwalnych o lokacji miasta na prawie niemieckim. Być może jej nie
było lub nie miała znaczenia dla istniejącej już osady. Wczesnośredniowieczna
osada położona była w najniższej części obecnego miasta. Przy dzisiejszej
ul. Świerczewskiego budynki posadowione były frontowo, natomiast na tyłach tych posesji i nad brzegiem szeroko rozlanej rzeki Mglicy (uregulowanej
w połowie XIX wieku i przekształconej w tzw. Kanał Ulgi) przebiegała obecna
ul. Pułaskiego.
Szczególne znaczenie dla wizerunku Cedyni miał pożar, który w 1699 roku
prawie doszczętnie zniszczył średniowieczne miasto. Spośród dzieł architektury
i budownictwa należy wymienić obiekty użyteczności publicznej (klasycystyczny
ratusz, neogotycka wieża widokowa, dawne budynki sądu przy ul. Chopina 1 i 2),
budynki sakralne (wczesnogotycki kościół parafialny, gotyckie skrzydło dawnego
klasztoru cysterek, neogotycka kaplica pogrzebowa na cmentarzu komunalnym)
oraz budynki mieszkalno-gospodarcze o formach klasycystycznych i eklektycznych z drugiej połowy XIX i początku XX wieku (m.in. przy pl. Wolności i ul.
Świerczewskiego, ul. Chrobrego, ul. Konopnickiej, ul. Kościuszki, ul. Obrońców
Stalingradu, ul. Zygmuntowskiej, ul. Żymierskiego). W kamienicy mieszczańskiej
przy ul. Żymierskiego 5 obecnie funkcjonuje urząd pocztowy.
Z dawnych obiektów techniki zachowały się piwnice do przechowywania wina przy ul. Kościuszki, budynek dawnego młyna elektrycznego przy
ul. Żymierskiego 20.
W Cedyni zachowały się następujące cmentarze: przykościelny (nieczynny), ewangelicki (obecnie komunalny), ewangelicki (nieczynny) i żydowski
(nieczynny). Cmentarz przyklasztorny został zlikwidowany już w okresie nowożytnym.
Jedynym przykładem zaprojektowanej zieleni jest aleja kasztanowców,
którą założono w drugiej połowie XIX wieku wzdłuż Kanału Ulgi.
Oprócz miasta Cedynia, na obszarze gminy, podzielonym na czternaście
sołectw, znajduje się obecnie dwadzieścia miejscowości (wg Krajowego Rejestru
Urzędowego Podziału Terytorialnego Kraju): Barcie – leśniczówka, Bielinek –
wieś, Czachów – wieś, Golice – wieś, Lubiechów Dolny – wieś, Lubiechów Górny
– wieś, Łukowice – wieś, Markocin – osada, Niesułów – kolonia, Orzechów – wieś,
301
Agnieszka Dębska
Osinów Dolny – wieś, Parchnica – grupa domów, Piasecznik – grupa domów,
Piasek – wieś z przysiółkiem Lasocin, Radostów – osada, Siekierki – wieś, Stara
Rudnica – wieś, Stary Kostrzynek – wieś, Trzypole – gajówka, Żelichów – wieś.
Większość z nich to stare wsie o średniowiecznym rodowodzie i ich kolonie, nieznaczną grupę tworzą także pojedyncze folwarki i osady leśne. Znajduje
się w nich szereg obiektów o walorach zabytkowych, wpisanych do rejestru zabytków oraz ujętych w gminnej ewidencji zabytków.
Barcie to osada leśna, położoną w północno-wschodniej części gminy
Cedynia, na terenie Puszczy Piaskowej, przy lokalnej drodze łączącej wsie Piasek
i Lubiechów Dolny. Osada została założona w pierwszej połowie XIX wieku. Jej
zabudowę tworzy dwubudynkowa zagroda (leśniczówka), która nie posiada wartości zabytkowych.
Bielinek to wieś położona w północno-zachodniej części gminy,
na wschodnim brzegu Odry. Znajduje się na obszarze Cedyńskiego Parku
Krajobrazowego. Miejscowość o metryce średniowiecznej, w przekazach archiwalnych po raz pierwszy wzmiankowana w 1337 roku. Należała do majątku rycerskiego. Była wsią typowo rybacką „non habet Agros”. W połowie XIX
wieku, w efekcie prac przy regulacji rzeki, rozpoczęła się rozbudowa wsi, która
w znacznej mierze została zniszczona wiosną 1945 roku podczas forsowania Odry.
Pierwotny liniowy układ ruralistyczny jest nieczytelny. Od końca XIX wieku jest
to wielodrożnica. Do najważniejszych dzieł architektury i budownictwa należą:
szkoła (obecnie dom nr 51), remiza (obecnie garaż w posesji nr 52) oraz domy
nr 5, 30, 32, 49. Kościół w Bielinku był już w średniowieczu. W latach 1908–1909
w miejscu starszej budowli wybudowano nową świątynię, która uległa zniszczeniu w 1945. Obecna świątynia powstała pod koniec XX wieku. Do najcenniejszych obiektów techniki zalicza się przepompownię Polderu Cedyńskiego, która
została wybudowana w 1859 roku, modernizowana i przebudowywana w latach:
1885, 1896, 1963. Na terenie nieczynnego cmentarza przykościelnego nie zachowały się ślady pochówków, natomiast cmentarz ewangelicki jest zdewastowany
i zaniedbany, ale zachowało się kilka mogił. Zieleń przydrożna zachowana jest
w dobrym stanie, bez większych ubytków: aleje lipowe w kierunku przepompowni, żwirowni i do wsi Piasek. Na obecny krajobraz wsi największy wpływ
ma, znajdująca się w jej północnej części, stacja redukcyjno-pomiarowa przy
tranzytowym, wysokoprężnym rurociągu naftowym „Przyjaźń”. Na północ od
miejscowości mieści się rozległa kopalnia kruszyw mineralnych, eksploatująca
powierzchniowo złoże żwirów.
Czachów to wieś położona we wschodniej części gminy, przy szosie
z Bielinka do Chojny. Posiada metrykę średniowieczną, po raz pierwszy wzmiankowana w źródłach w 1317 roku. Stanowiła majątek miasta Cedyni. Układ
302
Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia
przestrzenny wsi zachował się w znacznym stopniu. Jest typowym przykładem
średniowiecznej owalnicy, która w okresie nowożytnym ewoluowała o zespół pałacowo-parkowo-folwarczny (od strony północno-wschodniej). Do najcenniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: wczesnogotycki kościół, rządcówka (obecnie budynek mieszkalny nr 17), pofolwarczne budynki mieszkalnogospodarcze (nr 11-12 i nr 13), modernistyczny dom ogrodnika na terenie parku
(nieużytkowany), remiza, domy nr 4, 20, 21 i budynek inwentarski w posesji
nr 21. Pałac, który nadal figuruje w rejestrze zabytków, został rozebrany w latach
sześćdziesiątych. Rozległy park pałacowy stanowi jeden z najciekawszych lokalnych przykładów zabytkowej zieleni, chociaż jest zaniedbany i częściowo zdewastowany. Cmentarz komunalny został założony około 1950 roku, na północnowschodnim skraju wsi. Cmentarz przykościelny nie posiada śladów pochówków,
jedynie zachował się starodrzew i bezstylowa kaplica pogrzebowa. Teren nieczynnej nekropolii otacza średniowieczny mur kamienny z XIX-wieczną bramą.
W ostatnich latach w południowo-zachodniej części wsi wzniesiono nową dominantę w postaci wieży stacji bazowej telefonii komórkowej, która dewaloryzująco wpływa na krajobraz kulturowy wsi.
Golice to wieś położona w południowo-wschodniej części gminy, przy
drodze z Morynia do Cedyni. Posiada metrykę średniowieczną, po raz pierwszy w przekazach archiwalnych wzmiankowana w 1337 roku, jako wieś rycerska.
Pierwotnie najprawdopodobniej była to owalnica, która została zatarta. Obecnie
jej układ przestrzenny zachował w formie niewielkiej wielodrożnicy z trójkątnym placem u zbiegu głównych dróg. Do najcenniejszych dzieł architektury
i budownictwa zalicza się wczesnogotycki kościół, klasycystyczny dwór (obecnie
budynek mieszkalny nr 25), budynki inwentarsko-gospodarcze w dawnym zespole folwarcznym (stajnia, owczarnia, kuźnia), szkoła (obecnie nieużytkowany
budynek nr 13), trojak z kolonii mieszkalnej robotników folwarcznych (obecnie
dom nr 26). Na cmentarzu przykościelnym w miejscu dawnych mogił znajdują
się współczesne pochówki. Natomiast zachował się pierwotny kamienny mur
ogrodzeniowy z bramami. Na południowo-zachodnim krańcu wsi znajduje się
zaniedbany cmentarz ewangelicki (nieczynny).
Lubiechów Dolny to wieś położona w zachodniej części gminy, przy
szosie z Bielinka do Chojny. Posiada średniowieczną metrykę i po raz pierwszy wymieniona została w dokumencie z 1351 roku, w którym została określona
jako wieś słowiańska („villa sclavorum”). Stanowiła własność rycerską i należała
do tak znaczących rodów nowomarchijskich, jak von Schöning i von Marwitz.
Pierwotny układ przestrzenny został zatarty, obecnie ma formę liniową o niezbyt
licznych rozgałęzieniach. Do dzieł architektury i budownictwa o walorach zabytkowych należy zaliczyć: kościół z 1802 roku oraz domy nr 8, 12, 29. Cmentarz
303
Agnieszka Dębska
przykościelny został pozbawiony śladów pochówków. Na terenie nieczynnego
cmentarza ewangelickiego zachowała się jedynie aleja lipowa. Aleja drzew liściastych (robinie, lipy, dęby i kasztanowce białe, rodem z Bałkanów) ciągnie się
w lesie, na odcinku drogi z Lubiechowa Dolnego do Bielinka.
Lubiechów Górny to wieś położona w środkowej części gminy, przy
szosie z Bielinka do Chojny. Ma metrykę średniowieczną i po raz pierwszy została odnotowana w dokumencie z 1267 roku, sygnowanym przez margrabiów
Ottona i Konrada. Była lennem rycerza Alberta zwanego Marscalusem, daninę przekazywał klasztorowi w Mariensee. Do dziś w sposób czytelny zachował
się placowy układ przestrzenny wsi (owalnica lub osada zaułkowa), rozwinięty
w XIX wieku poprzez rozbudowanie założenia pałacowo-parkowo-folwarcznego.
Do najciekawszych dzieł architektury i budownictwa zalicza się: wczesnogotycki
kościół (przebudowany w 1880 roku), klasycystyczny pałac (dwór), pofolwarczne
budynki inwentarsko-gospodarcze. Spośród budynków mieszkalnych na szczególną uwagę zasługuje chałupa-dwojak nr 28 i ryglowa chałupa nr 33. Jedynym
obiektem techniki o walorach zabytkowych jest wieża ciśnień (nieużytkowana)
przy remizie. Nieczynny cmentarz przykościelny otoczony jest kamiennym murem. Cmentarz ewangelicki pełni funkcję komunalnej nekropolii i zachowała się
kwatera rodowa dawnych właścicieli majątku, aleja lipowa na osi oraz oryginalne
ogrodzenie z bramą o dekoracyjnej metaloplastyce. Park pałacowy został założony na początku XIX wieku, a w 1830 roku powstał projekt autorstwa Josepha
Petera Lenne. Na północ od parku, wzdłuż lokalnej drogi do wsi Piasek zlokalizowana jest aleja kasztanowo-lipowa.
Łukowice to wieś położona we wschodniej części gminy, przy zjeździe
z trasy Cedynia-Chojna. Posiada metrykę średniowieczną, odnotowana została
po raz pierwszy w materiałach źródłowych w 1334 roku, jako współwłasność miasta Cedynia i rodu von Witte. Układ przestrzenny, ukształtowany ostatecznie
w XIX wieku, nie uległ po wojnie istotniejszym zmianom. Z dawnej owalnicy
o wrzecionowatym nawsiu wykształciła się wieś ulicowo-placowa. Do ciekawych
dzieł architektury i budownictwa można zaliczyć: gotycki kościół (w znacznej
mierze został zniszczony wiosną 1945 roku i odbudowany na początku XXI wieku), kamienno-ceglaną kuźnię (nieużytkowana), remizę oraz budynki mieszkalne nr 3, 5, 6, 7, 8, 19, 20, 23, 27, 29 i budynek inwentarski w posesji nr 20.
Z obiektów techniki zachowała się trafostacja. Cmentarz przykościelny jest nieczynny, a jego ogrodzenie zachowało się w formie szczątkowej.
Markocin to osada położona w północno-zachodniej części gminy, przy
zjeździe z trasy Cedynia-Bielinek oraz na styku Polderu Cedyńskiego z Puszczą
Piaskową. Leży w bezpośrednim otoczeniu rezerwatu przyrody „Bielinek”. Osadę
tworzy XIX-wieczny zespół folwarczny o liniowej, otwartej kompozycji, z dwoma
304
Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia
budynkami mieszkalnymi z początku XX wieku, stodołą z 1874 roku i budynkiem inwentarskim z lat osiemdziesiątych XIX wieku.
Niesułów lub Kolonia Lubiechów to osada położona w centrum gminy, przy lokalnych drogach łączących Cedynię z Czachowem i Lubiechowem
Górnym. Powstała w XIX wieku jako zespół folwarczny o zgeometryzowanej,
zamkniętej kompozycji. Jedynie nieużytkowana owczarnia posiada walory zabytkowe. Przy drodze lokalnej do Czachowa znajduje się aleja drzew liściastych
(kasztanowce, lipy).
Orzechów to duża wieś położona we wschodniej części gminy, przy
trasie Cedynia-Chojna. Posiada metrykę średniowieczną i musiała istnieć już
w drugiej połowie XIII wieku, bo z tego okresu pochodzi kościół. Chociaż po
raz pierwszy wymieniona jest w dokumencie z 1311 roku. Prawa własności były
dość skomplikowane, bo wieś podzielona była pomiędzy joannitami z pobliskich
Golic i często zmieniającymi się rycerzami. Na początku XVII wieku Orzechów
przeszedł na własność miasta Cedynia, a w następnym stuleciu stał się częścią
domeny królewskiej. Do dzisiejszego dnia zachował w pełni czytelny średniowieczny układ przestrzenny. Jest to owalnica o wrzecionowatym nawsiu. Do najciekawszych dzieł architektury i budownictwa zalicza się wczesnogotycki kościół
(przebudowany w 1764 roku), neogotycka kaplica pogrzebowa (nieużytkowana),
budynki mieszkalne nr 3, 7, 17, 26 i budynki inwentarskie w posesjach nr 3,
19, 20. Średniowieczny cmentarz przykościelny został powiększony około 1850
roku, w części południowej znajdują się współczesne pochówki, natomiast część
północna wraz z kaplicą jest nieużytkowana i zaniedbana. Całość ogrodzona jest
kamiennym murem z 1854 roku. Z zespołu dworsko-parkowo-folwarcznego zachował się jedynie park dworski, który wymaga bieżących prac pielęgnacyjnych.
Osinów Dolny to wieś położona na zachodnim skraju gminy i wschodnim brzegu Odry. Zlokalizowana jest przy trasie ze Starego Kostrzynka do Cedyni
i przy historycznej przeprawie przez rzekę. Wyróżnia się najwcześniejszą metryką średniowieczną. Po raz pierwszy pojawiła się w dokumencie z 1299 roku,
jako własność cedyńskiego klasztoru cysterek. Plan przestrzenny tzw. okolnicy
z niewielkim nawsiem jest czytelny w dzisiejszej wielodrożnicy, która powstała
w wyniku rozwoju gospodarczego. Ciekawymi dziełami architektury i budownictwa są: neogotycki kościół, dawna szkoła (obecnie dom nr 37) oraz budynki
mieszkalne i inwentarskie (nr 19, 30, 36, 44, 45). Z obiektów techniki wymienić
należy most drogowy na rzece Odrze oraz dawną fabrykę celulozy, wybudowaną
w latach 1936–1940 przy przeprawie rzecznej, która stanowi obecnie największą
dominantę w krajobrazie wsi. Nieczynny cmentarz ewangelicki obecnie pełni
funkcję skweru obok targowiska. Na cmentarzu przykościelnym nie zachowały
się ślady pochówków. Od głównej drogi do najstarszej części wsi z kościołem
305
Agnieszka Dębska
wiedzie aleja lipowa. Rozwój Osinowa Dolnego w ostatnich latach był podporządkowany obsłudze wzmożonego ruchu granicznego i związanym z nim rozkwitem drobnego handlu i usług. Obok licznych obiektów handlu i usług wbudowanych w istniejącą zabudowę, powstały między innymi dwa targowiska i pięć
stacji benzynowych. Wśród nich szczególne miejsce zajmują zakłady fryzjerskie,
stanowiące obok stanowisk handlowych i usług gastronomii największą grupę
działalności gospodarczych.
Parchnica to osada położona w środkowej części gminy, na południowywschód od Cedyni i wsi Radostów. Z niewielkiego założenia folwarcznego, powstałego w XIX wieku, zachowało się kilka budynków bez wartości zabytkowych.
Piasecznik to osada leśna położona w lasach Puszczy Piaskowej, w północno-wschodniej części gminy. Leśniczówka i dawny budynek inwentarski
w efekcie modernizacji zostały pozbawione wartości zabytkowych.
Piasek to najstarsza i największa wieś na terenie gminy Cedynia. Położona
jest w dolinie Odry, na północnym krańcu gminy. Po raz pierwszy wzmiankowana
w 1270 roku w dokumencie potwierdzającym sprzedaż jej przez biskupa brandenburskiego na rzecz margrabiego z dynastii askańskiej. Pierwotne rozplanowanie
przestrzenne wsi jest zatarte, najprawdopodobniej był to układ liniowy. W latach
osiemdziesiątych XIX wieku doszło do nowego wytyczenia wsi, która przybrała
formę bardzo mocno rozgałęzionej wielodrożnicy. Dzieła architektury i budownictwa o wartościach zabytkowych to: neogotycki kościół z 1865 roku, dwór (obecnie dom nr 22), pofolwarczne budynki inwentarskie, budynki mieszkalne (m.in.
nr 20, 23, 24, 27, 33, 40, 70), a przede wszystkim dwojaki nr 94, 95, 96 (o konstrukcji ryglowej), zlokalizowane na południowo-wschodnim krańcu wsi. Cmentarz komunalny funkcjonuje na miejscu nekropolii ewangelickiej z 1925 roku. Nieczynny
cmentarz przykościelny jest zaniedbany i zdewastowany, pozbawiony śladów pochówków. Aleję przy głównej drodze tworzą ponad stuletnie lipy.
Radostów to osada położona w południowej części gminy, około dwa
kilometry od Cedyni. W 1811 roku została założona przez znamienity ród nowomarchijski von Holzendorf, z którego wywodzili się komturowie joaniccy.
Tworzyło ją okazałe założenie dworsko-parkowo-folwarczne o zgeometryzowanej, zamkniętej kompozycji. Po II wojnie światowej zniszczeniu uległ dwór,
dobudowano osiedle mieszkalne dla pracowników Państwowego Gospodarstwa
Rolnego, znacznej rozbudowie uległy pofolwarczne budynki inwentarskie oraz
postawiono nowe obiekty gospodarcze o dużej kubaturze. Dziełami architektury
i budownictwa o wartościach zabytkowych są: rządcówka, owczarnia (obora),
stodoła, stajnia (obora) z częścią mieszkalną, obora. W pierwszej połowie XIX
wieku założono rozległ park dworski o formach krajobrazowych, na terenie którego znajduje się cmentarz rodowy.
306
Charakterystyka zasobów dziedzictwa kulturowego gminy Cedynia
Siekierki to wieś położona w południowo-zachodniej części gminy, w dolinie Odry, przy drodze Mieszkowice-Cedynia. Posiada metrykę średniowieczną
i po raz pierwszy była wzmiankowana w 1355 roku. Jako osada rybacka wchodziła w skład dóbr rycerskich, znajdowała się także w rękach zakonu joannitów.
Pierwotny układ ruralistyczny jest nieczytelny. W XIX wieku była to już wielodrożnica o dość gęstej sieci dróg. Na skutek prowadzonych tu wiosną 1945
roku intensywnych działań wojennych ocalała nie więcej niż połowa dawnej
zwartej zabudowy. Ciekawymi przykładami dzieł architektury i budownictwa są
budynki mieszkalne nr 20, 29, 30, 32, 34, 35, 37. Z obiektów techniki zachowały
się elementy linii kolejowej Godków-Wrietzen: zespół stacji kolejowej z końca XIX wieku, na Odrze most kolejowy (1930 roku) i filary mostu kolejowego
z lat 1890–1892. Oba cmentarze ewangelickie zostały założone w drugiej połowie XIX wieku, obecnie są nieczynne i posiadają nieliczne ślady sepulkralne. Po
1945 roku na fundamentach dawnego kościoła powstała nowa świątynia (sanktuarium maryjne), a w jej bezpośrednim otoczeniu znajduje się maszt stacji
bazowej telefonii komórkowej. Największy na Pomorzu Zachodnim cmentarz
wojenny, potocznie zwany cmentarzem w Siekierkach, administracyjnie przynależy do miejscowości Stare Łysogórki i gminy Mieszkowice.
Stara Rudnica to wieś położona w południowo-zachodniej części gminy, przy drodze Mieszkowice-Cedynia, w dolinie Odry i na terenie Cedyńskiego
Parku Krajobrazowego. Posiada metrykę średniowieczną, po raz pierwszy odnotowana w dokumencie z 1299 roku. Była to wieś rybacka, należąca do klasztoru
cysterek w Cedyni, a po sekularyzacji wchodziła w skład domeny państwowej.
Pierwotny układ ruralistyczny (owalnica o rozległym, wrzecionowatym nawsiu)
uległ częściowemu zatarciu. Z powodu działań wojennych wiosną 1945 roku
ocalała tylko część dawnej zwartej zabudowy. Do najważniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: kościół z 1845 roku i budynki mieszkalne nr 5, 14,
21, 37, 38, 45. Do obiektów techniki zaliczany jest most na starorzeczu Odry.
We wsi znajdują się trzy cmentarze: przykościelny z usuniętymi nagrobkami
oraz ewangelickie położone w północno-wschodniej części wsi i na północnozachodnim skraju Starej Rudnicy, są w znacznym stopniu zdewastowane.
Stary Kostrzynek to wieś w południowo-zachodniej części gminy, przy
drodze Mieszkowice-Cedynia, w dolinie Odry, na obszarze Cedyńskiego Parku
Krajobrazowego. Założona w średniowieczu, po raz pierwszy wzmiankowana
w źródłach w 1299 roku. Jest dawną wsią rybacką, należącą do cedyńskiego klasztoru cysterek, a po sekularyzacji stanowiła majątek elektora brandenburskiego.
Pierwotny układ przestrzenny jest czytelny (ulicówka). Z powodu działań wojennych wiosną 1945 roku ocalała tylko część dawnej zwartej zabudowy wsi. Do
najważniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: gotycki kościół (odbu-
307
Agnieszka Dębska
dowany w 1991 roku) i budynki mieszkalne nr 5, 7, 18, 19, 26. Z cmentarza przykościelnego usunięto nagrobki. Na oddalonym od wsi cmentarzu ewangelickim
znajdują się nieliczne fragmenty dawnych nagrobków.
Trzypole to osada leśna z dwubudynkową zagrodą, położona w północnej części gminy. Gajówka i budynek gospodarczy nie posiadają walorów zabytkowych.
Żelichów to duża wieś położona na południowo-wschodnim krańcu
gminy, przy granicy z gminą Moryń. Jest wsią o średniowiecznej metryce i po
raz pierwszy w źródłach pojawiła się w 1337 roku. Stanowiła dobra rycerskie.
W 1466 roku elektor Albrecht II przekazał ją zakonowi joannitów. Zabudowa
wsi pozostała tylko w niewielkim stopniu zmieniona, tworząc świetnie zachowaną formę przestrzenną owalnicy z dominującym w niej kościołem i zespołem
dworsko-parkowo-folwarcznym. Do ważniejszych dzieł architektury i budownictwa należą: wczesnogotycki kościół z wieżą z około 1840 roku, dwór z 1900 roku,
pofolwarczny magazyn oraz budynki mieszkalne nr 10, 13, 34, 35, 36, 38, 45,
46, 51. W centralnej części wsi znajduje się nieczynny cmentarz przykościelny
z usuniętymi nagrobkami. W sąsiedztwie zespołu rezydencjonalnego, na południowy-wschód od wsi, zlokalizowany jest cmentarz komunalny z 1948 roku.
Niewielki park dworski założony został około 1900 roku.
308
Przemysław Konopka*
Jelenin
Zmartwychwstanie
aniołów
W centrum Chojny stał pomnik. W reprezentacyjnym miejscu – na skrzyżowaniu ulic Kaiser Straße (dzisiaj ul. T. Kościuszki) i Bahnhofstraße (ul. Jagiellońska),
na wprost reprezentacyjnej fasady siedziby starostwa powiatowego, później zajmowanego przez jednostkę Wojsk Ochrony Pogranicza. Do 1945 roku starosta königsberski,
wychodząc ze swego gabinetu na sporych rozmiarów balkon, miał piękną perspektywę
właśnie na pomnik. Starosta mógł także z dumą pokazywać z balkonu swym gościom
gotyckie zabytki Königsbergu – stojącą tuż obok po lewej stronie Bramę Barnkowską
i w dalszej perspektywie strzelającą w niebo wieżę kościoła Mariackiego. Pomnik niemal na wprost balkonu dopełniał perspektywę reprezentacyjną Königsbergu.
„Był piękny! Lubiliśmy się na jego tle fotografować, obok pomnika przechodziliśmy, gdy chcieliśmy spacerować w parku, obok pomnika przechodziliśmy w drodze na mszę do kościoła. Wokół pomnika rosły piękne, bujne krzewy.
Nie przeszkadzało nam, że był niemiecki. Dla nas to był pomnik z obeliskiem
i aniołem. I tego anioła szanowaliśmy. Bo jakże by inaczej…?” – wspomina Adam
Kąkiel, mieszkaniec Chojny.
Pan Adam przyjechał do Chojny 13 października 1945 roku z Rokitna
na Wołyniu jako 25-latek. Nie była to najkrótsza z możliwych podróży na trasie
Rokitno – Chojna. Najpierw pokonał szlak bojowy z I Armią WP aż do Siekierek,
później próbował wraz z ojcem osiedlić się na Śląsku, w końcu obaj wylądowali
ostatecznie w Chojnie.
* Przemysław Konopka – tłumacz, dziennikarz, historyk literatury, manager kultury. Pracował na
Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu (1979–1988), jako korespondent polskich mediów
w Niemczech (m.in. dla „Gazety Wyborczej”, „Głosu Wielkopolskiego”, „Głosu Szczecińskiego”),
współpracownik niemieckich mediów („Tagesspiegel”, „Rheinischer Merkur”), dyrektor Biura
©Poland przy Międzynarodowych Targach Książki we Frankfurcie nad Menem (1999–2001), wicedyrektor Instytutu Polskiego w Lipsku (2001–2003), dyrektor Akademii Europejskiej w Fundacji
Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego (2003–2007). Od 2007 roku mieszka w Jeleninie koło
Chojny, zajmując się głównie tłumaczeniami z języka niemieckiego i na język niemiecki.
309
Przemysław Konopka
Narodziny aniołów
Około roku 1900 całe Niemcy ogarnęła gorączka upamiętniania okrągłej
rocznicy zakończenia wojen o zjednoczenie Niemiec w latach 1864–1871, zwłaszcza wojny francusko-pruskiej lat 1870–1871, zakończonej pokojem frankfurckim
zawartym w maju 1871. Rocznica była ważna, ponieważ przypominała, iż kraj jest
ostatecznie zjednoczony. Ważna nawet w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze
chodziło o polityczną wymowę zwycięstwa nad „odwiecznym wrogiem”, a nawet
demonstracyjne poniżenie go, jako że podpisany traktat pokojowy przewidywał
defiladę wojsk pruskich w centrum Paryża. Drugi wymiar zawierał się w chęci
upamiętnienia poległych. Te dwa aspekty rocznicy przekładały się na materialne
dowody pamięci i owocowały dwoma typami pomników, tablic pamiątkowych,
obelisków. Z jednej strony budowano tzw. wieże Bismarcka (ściślej – zintensyfikowano ich budowę) ku czci pierwszego kanclerza II Rzeszy, a także monumenty ku czci cesarzy Fryderyka III, Wilhelma II i „żelaznego kanclerza”. Drugi
wymiar pamięci o rocznicy zakończenia wojen zjednoczeniowych owocował pomnikami ku czci poległych w walkach (tzw. Kriegerdenkmal). Chojeńskie anioły
są typowym przykładem upamiętnienia poległych przez lokalną społeczność.
Dowodzi tego wzmianka o genezie powstania pomnika zapisana w Księdze jubileuszowej dla przypomnienia 500-lecia budowy odnowionego Kościoła Mariackiego
w Königsberg in der Neumark (Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg
N/M. Festschrift zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500
Jahren): „Kiedy w dniu 6. kwietnia 1897 dotarł do nas apel o wzniesienie pomnika ku czci poległych, mówiono: „To potrwa długo, zanim uda się zebrać te 6 czy
7 tysięcy marek”. Ale wcale nie trwało długo, nim najpierw wmurowano kamień
węgielny, a potem stosunkowo szybko odsłonięto pomnik”.
Pojawienie się chojeńskich aniołów było więc nie tylko odpowiedzią na
polityczne zamówienie młodego państwa zainteresowanego państwowotwórczymi akcjami. Co najmniej w takim samym stopniu było zaspokojeniem społecznych potrzeb mieszkańców, skoro finansowanie pomnika opierało się na dobrowolnych składkach mieszkańców. Podobne inicjatywy pojawiały się masowo po
I wojnie światowej. Niemal w każdej wsi stawiano pomniki lub wmurowywano
tablice ku czci poległych mieszkańców danej miejscowości. Dotyczyło to całych
Niemiec. Także miasta Königsberg in der Neumark i większości wsi w powiecie
Königsberg.
310
Zmartwychwstanie aniołów
Anioły, kamienie i żołnierz
Pomnik składał się z kilku elementów tworzących zwartą grupę.
Standardowych elementów, jakie pojawiały się często na przełomie XIX i XX
wieku w instalacjach stawianych w Niemczech: dwóch kobiecych postaci ze
skrzydłami, postaci rannego (leżącego) żołnierza z leżącym obok karabinem,
granitowego obelisku. Całość usytuowana była na kopcu obłożonym kamieniami polnymi. Najstarsze zdjęcie pomnika (pocztówka upamiętniająca odsłonięcie monumentu 15 września 1901 roku) ukazuje także sposób, w jaki pomnik
wkomponowano w przestrzeń miejskiego parku: kopiec okalał pas trawy, bardziej
zewnętrzny krąg tworzyła wysypana zapewne piaskiem lub żwirem ścieżka, a całość odgradzała od parku drewniana najprawdopodobniej balustrada. Od strony
ulicy Kaiser Straße i budynku starostwa teren nie był ogrodzony.
Ta aranżacja zmieniała się kilkakrotnie. Pocztówka przedstawiająca pomnik w latach dwudziestych XX wieku pokazuje już nie kopiec obłożony stosunkowo niewielkimi kamieniami polnymi, tylko sporych rozmiarów podstawę
ułożoną z dużo większych głazów. Znikł też w ciągu 20 lat pas trawy i ścieżka.
Tuż pod głazami tworzącymi podstawę pomnika widać natomiast pnące rośliny,
całość monumentu okolona jest zaś ogrodzeniem z kutego żeliwa.
311
Przemysław Konopka
W latach trzydziestych XX wieku kamieni w ogóle już nie widać, kopiec/podstawa pomnika zasłonięty jest całkowicie bujną roślinnością, roślinami
pnącymi i krzewami. Rozpoznać też można w zieleni wokół pomnika liście palmowe. Udało się te palmy zasadzić i utrzymać przy życiu w niesprzyjającym,
nowomarchijskim klimacie? A może ozdobiono pomnik palmowymi liśćmi przy
okazji jakiejś uroczystości?
Wyraźnie też zmniejszył się od 1901 roku teren zajmowany przez całą
instalację.
Anioł, czyli Wiktoria
Postacie z pomnika w Chojnie stały się aniołami po 1945 roku, gdy do
miasta przybyli osadnicy, nowi mieszkańcy dawnego Königsberg in der Neumark.
Zastali miasto ze spaloną starówką i centrum, zniszczonymi zabytkami gotyckimi, ale z nadającymi się do zamieszkania domami dalej od centrum. Pomnik,
podobnie jak dawna siedziba starostwa, położony był poza murami miejskimi,
w części miasta w mniejszym stopniu zniszczonej pożarem z lutego 1945 roku.
312
Zmartwychwstanie aniołów
Nowi mieszkańcy musieli oswajać się z wieloma rzeczami: inną, niż ta,
którą znali, architekturą, nieznanymi sprzętami w przejętych mieszkaniach, obcym układem miasta. Obcość ta wywołuje w naturalny sposób potrzebę „udomowienia” tego, co obce. Postaci z pomnika nie budziły tej potrzeby, były swojskie: anioł, jaki jest, każdy widzi…
Tylko że twórca pomnika nie anioły wkomponował w swe dzieło. Opis
pomnika z niemieckiego leksykonu sztuki z lat dwudziestych nie pozostawia
wątpliwości: „Bogini Wiktoria podaje rannemu żołnierzowi gałązkę palmową”
(„Victoria reicht einem gefallenen Krieger den Palmzweig”). Wiktoria, czyli
rzymska bogini zwycięstwa i chwały, odpowiedniczka greckiej bogini Nike.
Właściwie były aż dwie boginie. Jedna pochyla się nad żołnierzem z laurem, a obie te postacie usytuowane są na froncie pomnika, druga Wiktoria znajdowała się zaś po drugiej stronie pomnika od strony parku, smutna, z pochyloną
głową zasiadała na niewielkim postumencie. Nie jest jasne, czy i ona wyposażona została przez twórcę pomnika w jakiś atrybut, jak bogini na froncie pomnika.
Wolno przypuszczać, że trzymała coś w ręku. Świadczy o tym otwór wywiercony
w dłoni bogini, najwyraźniej służący zamontowaniu dodatkowego elementu.
Ponad postaciami monumentu górował granitowy obelisk o kwadratowej
podstawie, zwężający się ku górze i zakończony ostrosłupem.
Każdy z elementów pomnika odwołuje się do symbolicznych znaczeń:
– obelisk w starożytnym Egipcie był odwołaniem do najważniejszego boga Ra,
uosobienia Słońca, stanowił też symboliczną bramę między ziemią a niebem;
obeliski przejęte zostały przez kulturę europejską, a pomniki w tym kształcie
stawiane są dla uczczenia chwały bohaterów lub ważnych wydarzeń;
313
Przemysław Konopka
– bogini Wiktoria – odwołanie do chwały i zwycięstwa;
– ranny żołnierz – najmniej symboliczny i najbardziej jednoznaczny element pomnika; ranny/umierający żołnierz w polowym mundurze bez
dystynkcji oficerskich sugeruje chęć poświęcenia pomnika ofiarom wojny, a nie jej zwycięzcom.
– kamienny kopiec – miejsce wyróżnione, upamiętniające osobę lub
wydarzenie (jak kopiec Kościuszki w Krakowie, czy Szwedzki Kamień
w Chojnie);
– liść palmowy – znak pokoju i męczeństwa.
Twórca aniołów
„W naszym archiwum mamy bardzo mało wiadomości o chojeńskim
pomniku – stwierdza pani Ewa Stanecka, Wojewódzki Konserwator Zabytków
Szczecinie – w 1999 roku nasz pracownik sfotografował obie zachowane kobiece
postacie, założyliśmy kartę zabytku z opisem i przypuszczalnymi danymi”.
Informacji w dokumentacji jest rzeczywiście niewiele. Brak w niej nazwiska autora pomnika (wpis: „Warsztat berliński”), data powstania dzieła określona
jest na „4 ćw. XIX wieku”. Nieco więcej szczegółów znaleźć można w artykule
Andrzeja Biercy pt.: Z badań nad wojennymi pomnikami w Chojnie sprzed 1945 r.
opublikowanym w 2 tomie pracy zbiorowej Chojna i okolice na przestrzeni wieków
(Chojna-Zielona Góra 2007). Nazwiska autora pomnika brak i tutaj, pojawia się
natomiast ciekawa wzmianka: „Opisując pomnik chojeński należy też wspomnieć
o założeniu, które znajdowało się w Kamieniu Pomorskim i było bliźniaczo podobne do założenia w Chojnie. Pomnik ten również nie zachował się do naszych
czasów. Autorem projektu pomnika był malarz Bruno Meyer aus Pyritz.”
Oba pomniki były nie tylko „bliźniaczo podobne”. One wyszły spod
ręki tego samego rzeźbiarza! Tyle, że nie był nim „malarz Bruno Meyer” (niemieckojęzyczne kompendia nie znają takiego malarza ani rzeźbiarza). Autorem
był Georg Renatus Meyer-Steglitz urodzony w 1868 roku w Pyritz (Pyrzycach),
zmarły w 1929 roku w Berlinie, który na początku swej artystycznej kariery nosił
przydomek Pyritz (zamiast Steglitz), przyjęty od nazwy miejsca urodzenia. Był
starszym bratem (także rzeźbiarza, choć nieco mniej cenionego i popularnego)
Martina Meyera-Pyritz.
Twórczość starszego z braci jest nieźle udokumentowana w niemieckich
kompendiach z zakresu historii sztuki. Ten płodny artysta stworzył ponad 30 pomników w ciągu 21 lat (1889–1910) wpisując się doskonale w zapotrzebowanie niemieckich miast na obiekty upamiętniające niemieckich cesarzy, kanclerza Bismarcka, czy
właśnie pomniki upamiętniające poległych w wojnach o zjednoczenie Niemiec.
314
Zmartwychwstanie aniołów
„Skoro spora notatka o nim pojawia się w leksykonie Ulricha Thieme
i Felixa Beckera (Allgemeines Lexikon der Bildenden Künstler von der Antike bis
zur Gegenwart, Lipsk 1930), to musiał to być uznany twórca” – podkreśla Ewa
Stanecka.
Imponująca jest nie tylko ilość pomników Meyera-Steglitza. Także miejsca
ich lokalizacji robią wrażenie: Berlin, Poczdam, Saarlouis, Wolfenbüttel, Szczecin,
Kołobrzeg, Freyburg. Najwięcej pomników tego rzeźbiarza ustawiono jednak na
terenie Pomorza, Nowej Marchii i w Wielkopolsce (teren zaboru pruskiego).
Niewiele spośród dzieł Georga Meyera-Steglitza zachowało się do dzisiaj.
Jest zrozumiałe, że pod koniec wojny i tuż po jej zakończeniu niszczono na ziemiach zajętych przez Armię Czerwoną nie tylko materialne ślady III Rzeszy, ale
i wszystkie pomniki związane z historią Prus. To samo dotyczy np. Wielkopolski
(monumenty Meyera-Steglitza stały m.in. w Poznaniu, Rawiczu, Ostrowie,
Kępnie) i Pomorza Zachodniego (m.in. Białogard, Nowogard, Kamień Pomorski,
Słupsk, Wolin, Kołobrzeg). Historia srogo obeszła się z dziełami rzeźbiarza
także w najdalszych zakątkach zachodniej części Niemiec, gdzie ideologiczna
motywacja decyzji o niszczeniu pomników była słabsza. Po 1945 roku z postu-
315
Przemysław Konopka
mentów ściągano Bismarcków, niemieckich cesarzy i generałów w Saarlouis (kraj
Saary), Wilmhelshaven czy Rastenburgu. Ci, którzy chcieliby obejrzeć pomnik
autorstwa Meyera-Steglitz w naturze, a nie na fotografii sprzed 1945 roku, pofatygować musieliby się do Wolfenbüttel w Dolnej Saksonii (miasto partnerskie
Kamiennej Góry na Dolnym Śląsku). Jedyny duży pomnik rzeźbiarza zachował
się zapewne dlatego, że przedstawia księcia Brunszwiku-Lüneburga Augusta II
(1579–1666), który niewiele miał wspólnego z Hohenzollernami, a wsławił się
nie podbojami i wojnami, ale stworzeniem największej biblioteki europejskiej
w jego czasach i zamiłowaniem do alchemii.
Nieco więcej szczęścia miały małe rzeźby Georga Renatusa MeyerSteglitza. Tym bardziej, że tematycznie dalekie były od pompatyczności i oficjalności pomnikowych monumentów. Tytuły tych co najmniej 6 artefaktów
(tyle się zachowało lub jest znanych historykom sztuki) wskazują, że w twórczości Meyera-Steglitz obserwować można drugi, równoległy do instalacji pomnikowych, nurt: „Siewca”, „Oracz”, „Chłopiec i bańki mydlane”, „Ranny”, „Miłość
nigdy nie ustaje”, „Chrystus i ślepa kobieta”. Zwłaszcza dwie ostatnie wymienione rzeźby wskazują na zainteresowania Meyera-Steglitza symbolizmem
w sztuce.
Pośmiertnego dowartościowania doczekał się Georg Meyer-Steglitz
w 1990 roku. Jego twórczość uwzględniona została w głośnej i uznanej za reprezentatywną wystawie „Etos i patos. Berlińska szkoła rzeźby lat 1786–1914”
zaprezentowanej w Berlinie w 1990 roku i w dwutomowym katalogu tej wystawy.
Jego rzeźby pojawiały się także na aukcjach w Pradze (w roku 2010) i w San
Francisco (2008).
Zmiana stosunku do historii Prus, a w konsekwencji także do popularnych niegdyś pomników, nastąpiła w Niemczech dopiero około roku 1986. Co
ciekawe, najpierw w NRD, a zaraz potem także w RFN. Dzisiaj cesarzy Niemiec
w dumnych pozach lub na koniu podziwiać można np. w Berlinie przy reprezentacyjnej alei Unter den Linden czy koło Koblencji w tzw. Kaisereck, gdzie
Mozela wpływa do Renu.
Fabryki aniołów
Wykonanie swych najważniejszych prac zlecał Meyer-Steglitz słynnej
odlewni brązu w Lauchhammer. Zakład ten istnieje nieprzerwanie od 1725 roku
i jako pierwszy na świecie był w stanie wyprodukować odlewy żeliwne postaci
w całości. Światową renomę przyniósł fabryce pomnik Marcina Lutra wykonany z brązu na zlecenie miasta Wormacja. Lauchhammer stał się najsłynniej-
316
Zmartwychwstanie aniołów
szą odlewnią pomników z brązu na świecie, a monumenty tu wyprodukowane
ustawiono m.in. w Kanadzie, USA, Chinach i całej Europie. Pomnik Mieszka I
i Bolesława Chrobrego w poznańskiej katedrze odlano także w Lauchhammer.
Chojeńskie anioły nie mają jednak aż tak dobrego pochodzenia. Nie są
one w całości odlane z brązu, tylko wytłoczone w blasze miedzianej i wypełnione
gipsem lub wypaloną gliną. Chojnian (a właściwie mieszkańców Königsbergu)
zapewne nie stać było na drogi odlew z brązu postaci z pomnika. Dlatego MeyerSteglitz wybrał tańszą metodę galwanoplastyki i zlecił wykonanie odlewów w zakładzie Galvanoplastik Geislingen an der Steige w Badenii Wirtembergii. Zakład
ten jest do dzisiaj częścią koncernu WMF i od końca XIX wieku specjalizuje się
m.in. w produkcji pomników. Na postumencie siedzącej Wiktorii z pomnika
w Chojnie zachowała się tabliczka z nazwą i logo producenta pomnika.
Żyć z aniołów
Obie fabryki odnosiły profity z mody na pomniki i anioły. Zwłaszcza
w Niemczech, w drugiej połowie XIX wieku i na początku wieku XX, odsłaniano
setki pomników. Coraz bardziej popularne stawało się także ustawianie uskrzydlonych postaci na cmentarzach. W Geislingen produkowano je niemal taśmowo i „na zapas”. Utworzono ogromny magazyn, w którym stały setki anielskich
postaci w różnych pozach czekające na zamawiających.
317
Przemysław Konopka
Produkty z Geislingen miały o wiele większe szanse na przetrwanie, niż
brązowe odlewy z Lauchhammer. W trakcie pierwszej i drugiej wojny światowej rząd Niemiec podejmował decyzje o masowym rekwirowaniu, a następnie
stapianiu pomników i dzwonów z brązu dla produkcji broni. W wielu miejscowościach mieszkańcy stawiali opór i odmawiali udziału w tym procederze, niekiedy potajemnie zakopywali dzwony kościelne, by uchronić je przed konfiskatą. Akcja ta nosiła niewinną nazwę „Metal ofiarowany przez naród niemiecki”
(„Metallspende des deutschen Volkes”). Ponieważ zawartość brązu w pomnikach wytworzonych w technologii galwanoplastyki była dużo mniejsza niż w masywnych odlewach brązowych, nie opłacało się przetapiać ich na armaty.
Zapewne taki właśnie był powód przetrwania chojeńskich aniołów zawirowań wojny do momentu wkroczenia oddziałów Armii Czerwonej do Chojny
w 1945 roku.
Rozstrzelane anioły
„Drugi anioł? Na tyłach pomnika? Nie było drugiego anioła. Ja go nigdy
nie widziałem” – Adam Kąkiel jest pewny. W październiku 1945 roku, gdy przyjechał do Chojny, drugiej Wiktorii przy obelisku nie było. Może nie pamięta. Może
w pamięci zachowała się tylko postać ustawiona od strony ulicy. Ale możliwe też,
że „drugi anioł” przed październikiem 1945 roku padł już ofiarą sowieckich żołnierzy i po rozstrzelaniu wylądował w krzakach w parku. Obie kobiece postacie noszą ślady kul karabinowych lub pistoletowych. Obie też były mocno uszkodzone.
Wiktoria pochylająca się nad żołnierzem ucierpiała najprawdopodobniej podczas
akcji likwidacji pomnika. Miała utrąconą głowę i oderwaną prawą rękę, spaw po
naprawie figury na lewej ręce przypomina bliznę po próbie przecięcia żył.
318
Zmartwychwstanie aniołów
Żołnierz z chojeńskiego pomnika po raz drugi stał się ofiarą wojny.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić można, że nie było go na pomniku, ani w jego pobliżu, gdy do miasta przybywali pierwsi polscy osadnicy. Czy
obie Wiktorie przetrwały pierwsze miesiące po zdobyciu Chojny przez krasnoarmiejców, choć z ranami po kulach, ze względu na swą anielskość? To możliwe. Czego nie odważyli się jednak
dokonać żołnierze, zrobili urzędnicy
PRL. Na początku lat pięćdziesiątych
zapadła decyzja o całkowitej likwidacji pomnika.
Datę zamachu na pomnik
określić można z dokładnością do
niespełna 16 miesięcy. Fotografia pomnika z 22 lutego 1951 (data na odwrocie prywatnej fotografii) dowodzi,
że przynajmniej Wiktoria pochylająca
się nad żołnierzem stała jeszcze tego
dnia na swoim miejscu. Na zdjęciu z
lipca 1952 (też datowane przez autora ujęcia) przedstawiającym rodzinę
Adama Kąkiela na tle pomnika, anioła
już nie ma.
319
Przemysław Konopka
Azyl dla aniołów
„Kiedy tylko dowiedzieliśmy się, że likwidują pomnik, pobiegliśmy tam.
I rzeczywiście, anioła już pod obeliskiem nie było. Gmina postanowiła pomnik
rozbić i wyrzucić na śmietnik, ale ludzie protestowali i nie pozwolili. Przenieśli
anioła do kościoła. I stoi tam do dzisiaj. Czy przenosili dwa anioły? Nie pamiętam… A obelisk to chyba dużo później zwalili”.
Najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń wygląda następująco:
Miejska Rada Narodowa w Chojnie podjęła decyzję o likwidacji pomnika w ramach akcji „odniemczania” (termin powszechnie wówczas stosowany) „Ziem
Odzyskanych”. Anioły ściągnięto z podstawy pomnika, przypuszczalnie je wtedy
też uszkadzając, a następnie wyrzucono w krzaki opodal pomnika. Mieszkańcy,
nie zgadzając się na profanację świętej figury, przenieśli je na teren kościoła pod
wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa przy dzisiejszej ulicy Roosevelta.
Kościelny azyl i mieszkańcy Chojny uratowały chojeńskie anioły.
Możliwe, że drugi anioł już wcześniej ściągnięty został z podestu i złożony w krzakach w parku przez Rosjan lub miejskich urzędników. Teoretycznie
możliwe jest jednak i to, że drugiego anioła nigdy na pomniku nie było…
320
Zmartwychwstanie aniołów
Anioły leczono. Tak, jak potrafiono i jak to było możliwe. Przyspawano
głowę i rękę. Załatano blachą dziurę w prawym biodrze anioła z liściem palmowym w ręce i zasklepiono ranę na lewej ręce od dłoni do łokcia. Samej gałązki
palmowej już nie uzupełniono, w ręce Wiktorii został tylko jej kikut. Nie wypełniono też śladów po kulach. Może to i lepiej. Pozostało świadectwo rozstrzeliwania, umierania i odrodzenia.
Możliwe, że niektóre uszkodzenia powstały nieco później. Skrzydła
Wiktorii z gałązką palmową naprawiono wkręcając potężne śruby. To dziwny
i porażający widok: skrzydła anioła przebite śrubami i nitami…
Anioły pod ochroną?
„Pomniki ustawione w miejscach publicznych przed 1945 rokiem są ruchomymi zabytkami, jeśli stwierdzono ich wartość zabytkową i wpisano do rejestru zabytków – informuje Ewa Stanecka – pomniki tego typu jak chojeński nie
były po 1945 roku chronione przez prawo, tak samo jak miejsca pamięci czy tablice okolicznościowe upamiętniające poległych w I wojnie światowej. W dwóch
przypadkach mogą one podlegać ochronie prawnej konserwatora zabytków: gdy
właściciel złoży wniosek o wpisanie do rejestru zabytków lub gdy zagraża im
niebezpieczeństwo”.
Właścicielem pomnika w Chojnie od momentu przejęcia władzy przez
polską administrację po 1945 roku jest gmina Chojna. I wniosek o wpisanie do
321
Przemysław Konopka
rejestru zabytków nigdy nie został przez nią złożony. Wręcz przeciwnie. Gmina
podjęła decyzję o likwidacji pomnika. Najprawdopodobniej nie z własnej woli
lub nie tylko z własnej woli. W praktyce politycznej powojennej Polski od 1945
roku do końca lat siedemdziesiątych, a okresowo także jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia trwała z różnym nasileniem akcja „odniemczania” terenów należących do 1945 roku do Niemiec (czyli „Ziem Odzyskanych”),
później (co najmniej od 1955 roku) określana w oficjalnych dokumentach
jako „Program porządkowania”. Niektóre z tych dokumentów odnaleźć można
w Monitorze Polskim i Dzienniku Ustaw PRL. Są one jednak bardzo ogólnie
sformułowane. Konkrety zawarte są w rozporządzeniach ministrów, a przede
wszystkim w decyzjach wojewodów i przewodniczących Rad Narodowych wykonujących polecenia centrali rządowej i partyjnej.
Do dzisiaj nie został opisany ze szczegółami proces planowego niszczenia zabytków na Pomorzu i Pomorzu Zachodnim, na Dolnym Śląsku i na Ziemi
Lubuskiej. Znamy jednak fragmenty tego systemu. Na przykład od 1945 do początku lat sześćdziesiątych obowiązywał centralnie sterowany z Warszawy program „odzyskiwania dużej ilości materiałów budowlanych”, który przewidywał
konkretne ilości np. cegieł, które poszczególne województwa muszą przekazać
do dyspozycji rządu. W pierwszych powojennych latach sterowanie to nie było
zbyt precyzyjne, ale „skuteczność niszczycielskich działań musiała być duża,
skoro, jak twierdzi Ewa Stanecka, zaraz po wojnie Chojna dostarczyła 33 miliony cegieł z rozbiórki”.
W 1955 roku akcja odzysku materiałów budowlanych z ruin i rozbiórki
zabytków była już o wiele lepiej zorganizowana. Regulowała ją słynna „Uchwała
666” (Uchwała Prezydium Rządu nr 666 podpisana przez Józefa Cyrankiewicza)
wprowadzająca pięcioletni plan „porządkowania”. Obowiązywały ściśle określone kontyngenty ilości cegieł przypadające na każde województwo, przy czym
z województw zachodnich i północnych domagano się kilkukrotnie więcej cegieł, niż z centralnej Polski. Roczny kontyngent dla województwa szczecińskiego
wynosił od 250 do 500 milionów cegieł. Takiej ilości cegieł nie dało się uzyskać
z samej tylko rozbiórki ruin. Zabytki materialnej kultury niemieckiej musiały
paść ofiarą tej akcji. Nie tylko dostarczały pożądanej cegły. Ich rozbiórka wpisywała się także doskonale w ideologiczny program „odniemczania odwiecznie
polskich ziem”, co po przetłumaczeniu na język polski oznacza likwidację wszelkich materialnych śladów obecności Niemców na tych ziemiach.
322
Zmartwychwstanie aniołów
Anielski obelisk
Już w 1948 roku Minister Ziem Odzyskanych wydał instrukcję wyjaśniającą wojewodom i urzędom administracji lokalnej, iż „akcja odniemczania
dotyczy również cmentarzy”. Zapoczątkowany w ten sposób proces likwidacji
nekropolii trwał z różnym nasileniem do końca lat siedemdziesiątych, a nawet
dłużej.
„W latach siedemdziesiątych często przyjeżdżali do naszego regionu kamieniarze z Dolnego Śląska, Wielkopolski i centralnej Polski. Oficjalnie kupowali od urzędów gmin przedwojenne nagrobki, pomniki z cmentarzy, wszystko,
co było z dobrego jakościowo granitu – opowiada Wiesław Hrynkiewicz, od 1977
roku prowadzący zakład kamieniarski w Moryniu – A było na pobliskich cmentarzach bardzo dużo nagrobków i pomników ze świetnego jakościowo skandynawskiego granitu. Płyty ze strzegomskiego granitu ich nie interesowały – ten materiał nie był w cenie. Po skuciu niemieckich napisów płyty była dalej sprzedawane
jako płyty nagrobne”.
Pan Hrynkiewicz odegrał ważną rolę w historii chojeńskiego pomnika.
Odkupił od gminy Chojna obelisk z pomnika, który wcześniej przez kilka lat
leżał zwalony w krzakach pod płotem na terenie parku miejskiego.
„To było w 1979 albo w 1980 roku. W archiwum urzędu pewnie zachował się jakiś ślad tej transakcji. Urzędnik z gminy pytał mnie, czy nie chcę tego
obelisku, bo chcą się go pozbyć i nie mają kupca. To granit dolnośląski, więc nie
udało im się go sprzedać wcześniej. Cena nie była wysoka, więc zapłaciłem gminie za granit i firmie usług komunalnych za transport obelisku na moją działkę.
Przywieźli ten granitowy słup śmieciarką i zrzucili na posesji. Nie powiem, z kim
dokładnie ubiłem ten interes. Ci ludzie żyją, prowadzą interesy lub mają władzę
– można sobie biedy napytać”.
Hrynkiewicz planował pierwotnie, że obelisk potnie na mniejsze płyty
i te sprzeda z zyskiem. Zrezygnował w końcu z tego pomysłu. „Najpierw stał
u mnie na środku posesji, a w końcu ustawiłem go przy bramie wjazdowej do
zakładu i przymocowałem reklamę”. Obelisk stoi tam do dzisiaj. Z przykręconą reklamą zakładu kamieniarskiego, z dziurami po wcześniejszych wierceniach
otworów (zapewne tablica reklamowa zmieniała swój kształt).
„Od początku lat dziewięćdziesiątych kilka osób, także z Niemiec, pytało mnie, czy nie chcę sprzedać obelisku. Był nawet właściciel jakiegoś hotelu
z Niemiec, który był zainteresowany kupnem. Odmówiłem”.
323
Przemysław Konopka
Zagadki aniołów
Jest jeszcze sporo pytań związanych z chojeńskim pomnikiem, na które (jeszcze?) nie ma odpowiedzi. Może uda się jeszcze odnaleźć osoby, które
pamiętają, jak dokładnie wyglądał pomnik przed 1945 rokiem i w pierwszych
latach po wojnie. A mogłyby one pomóc na przykład w rozwiązaniu następujących zagadek:
1. Ile kobiecych postaci ze skrzydłami rzeczywiście było na chojeńskim
pomniku?
Przed kościołem przy ulicy Roosevelta stoją dwa uratowane przez mieszkańców Chojny anioły i oba wyszły (niemal) z pewnością spod ręki tego samego rzeźbiarza. Obecność dwóch postaci potwierdza też cytowany już artykuł
Andrzeja Biercy. Z drugiej strony na żadnym zachowanym i znanym mi wizerunku (fotografii lub pocztówce) pomnika nie da się odnaleźć najmniejszego
śladu drugiego anioła. I jeszcze: jeśli drugi anioł (druga Wiktoria) rzeczywiście
od początku był elementem pomnika, to co trzymał w ręce? Otwór wywiercony
324
Zmartwychwstanie aniołów
w dłoni nie jest śladem po kuli i niemal na pewno nie powstał po przeniesieniu
aniołów na teren kościoła. Za jednym tylko aniołem przemawia także fakt, że
przy pomniku w Kamieniu Pomorskim występuje jedna bogini Wiktoria. A pomnik w Chojnie był repliką tego w Kamieniu.
2. Dlaczego przed 1945 rokiem zmieniała się aranżacja pomnika (nowy
kopiec i wymiana kamieni, zmiana ogrodzenia)?
3. Czy pomnik w Chojnie dedykowany był nie tylko poległym w wojnach
o zjednoczenie Niemiec, ale także cesarzom Wilhelmowi I i Fryderykowi
III, jak sugeruje zapis w niemieckojęzycznej Wikipedii?
Trudno będzie tę kwestię rozstrzygnąć, ponieważ zachowane fotografie
nie ukazują tablic dedykacyjnych, które zapewne przymocowane były do podstawy obelisku lub do samego obelisku.
Anioły wspólnej pamięci
Anioły i obelisk z chojeńskiego pomnika maja biografię podobną do losów byłych i dzisiejszych mieszkańców miasta. Trwały, cierpiały, próbowano je
zabić, przeżyły, doznały pomocy i ratunku. Ten pomnik i jego losy są kwintesencją Königsberg in der Neumark i Chojny. A przede wszystkim zżyły się już
z mieszkańcami miasta. W podzięce za ratunek codziennie kłaniają się nisko
i pozdrawiają dyskretnie przychodzących do kościoła przy ulicy Roosevelta.
Jeśli więc chojeńskie anioły stały się „nasze” i swojskie, jeśli uznamy, że
łączą one Königsberg z Chojną, to może warto byłoby przywrócić ten pomnik
Chojnie i zadedykować go wszystkim, którzy w tym mieście żyli i żyją?
Prawnym właścicielem postaci Wiktorii jest gmina Chojna, ponieważ
pomnik stał na jej terenie. Właścicielem obelisku jest pan Hrynkiewicz, który gotów jest odsprzedać go Chojnie „jeśli miałoby to służyć dobrej sprawie”.
Anioły wymagają pilnej kuracji (uzupełnień ubytków, naprawy uszkodzeń),
a przede wszystkim zmiany makijażu: złota farbka służy im o wiele gorzej, niż
szlachetna patyna miedzi! Ale po liftingu mogłyby znowu znaleźć się pod obeliskiem naprzeciw budynku byłego starostwa.
Jeśli zaakceptujemy i zrealizujemy wspólnie ideę aniołów wspólnej pamięci, zrobimy coś dla nas samych. I wypełnimy tym samym moralny nakaz,
który najtrafniej sformułował Jan Józef Lipski w eseju Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy: „Obejmując Pomorze Zachodnie, Gdańsk, Warmię i Mazury, Ziemię
Lubuską, Dolny Śląsk i Opolszczyznę – staliśmy się depozytariuszami ogromnego dorobku niemieckiej kultury materialnej na tych ziemiach (…).
325
Przemysław Konopka
Gdy przejmuje się zabytki kultury – można mówić tylko o depozycie.
To, co należy do kultury jakiegoś narodu, pozostaje na zawsze jej dorobkiem
i chlubą. Depozytariusz zaś bierze na siebie zarazem obowiązki. Po tym, czy je
wypełnia, ocenia się poziom jego rozwoju cywilizacyjnego”1.
Die Auferstehung der Engel
An dem repräsentativen Ort in Königsberg/Neumark – an der Kreuzung
der Bahnhof- und der Kaiserstraße (heute ulica Jagiellońska und Kościuszki)
stand ein Denkmal, das den gefallenen während der Wiedervereinigungskriege
1864-1871 gewidmet war. Das Werk von bekannten Künstler - Georg Renatus
Meyer-Steglitz - stellte vor einem Obelisk eine Gruppe dar: einen verletzten,
liegenden Soldaten, die Göttin Viktoria, die ihm Palmenzweig reicht und eine
weitere Viktoria, die auf der Rückseite unter dem Obelisk saß.
Mindestens teilweise hat das Denkmal den Anmarsch der sowjetischen Armee überdauert. Zuerst verschwand spurlos die Figur des verletzten
Soldaten. Am Anfang der 50. Jahre hat die Stadtverwaltung von Chojna entschieden – das Denkmal muss weg! Höchst wahrscheinlich kam der Befehl dazu
von ganz oben: seit den 50. Jahren gab es in so genannten „wieder gewonnen
Gebieten“ (Westpommern, Pommern, Schlesien) mehrere Wellen der kulturellen Säuberung. Alles, was auf die deutsche Kultur in diesen Regionen hingewiesen hat, sollte vernichtet werden.
Die neuen Bewohner der Stadt haben die „Engelchen“, wie man die
beiden Viktorias seit 1945 in Chojna nennt, gerettet und auf dem Vorkirchplatz
aufgestellt, wo sie bis heute zu sehen sind. Der Granitobelisk lag zuerst längere Zeit im Gebüsch im Park, später (in den 70. Jahren) wurde es von der
Stadtverwaltung an einen Steinmetz in Moryń (Mohrin) verkauft.
Auf diese Weise wurde das Denkmal in Königsberg/Neumark ein Opfer
der Politik. Trotz dem, das die neuen Bewohner der Stadt das Denkmal akzeptiert und gemocht haben, was zahlreiche private Fotos und Berichte beweisen.
Die Geschichte des Denkmals in Königsberg/Chojna ist noch nicht
komplett. Einerseits kann man noch nicht alle Fragen, die mit dem Denkmal
zusammenhängen, beantworten. Zum Beispiel: Gab es wirklich zwei Viktorias
am Obelisk (kein erhaltenes Fotos aus der Zeit vor 1945 beweist es)? Gab es auf
Za pomoc w zbieraniu materiałów do tekstu serdecznie dziękuję pani Ewie Staneckiej, Wiesi
Koladyńskiej, panu Wiesławowi Hrynkiewiczowi, panu Adamowi Kąkielowi, Maciejowi Ostrowskiemu, Michałowi Gierke i Radkowi Skryckiemu, a także Muzeum Rzeźby przy odlewni w Lauchhammer.
1
326
Zmartwychwstanie aniołów
dem Denkmal nicht nur eine Widmung für die gefallen während der Kriege, sondern auch für die beiden Kaiser: Wilhelm den I und Friedrich den III? Warum
hat man vor 1945 mehrmals die Umgebung des Denkmals verändert?
Beide Göttinnen und Granitobelisk sind erhalten. Die Engel sind in
Chojna „heimisch“ geworden. Vielleicht sollen sie zurück an ihren Platz samt
Obelisk kehren, und zwar als „Engel des gemeinsames Gedächtnis“ der ehemaligen und heutigen Bewohner der Stadt?
Wenn wir die Idee der „Engel des gemeinsames Gedächtnis“ realisieren,
tun wir etwas für uns selbst. Und erfüllen wir dabei auch das Gebot von Jan
Józef Lipski:
„Wenn man Kulturdenkmäler übernimmt – kann man nur von einem
Depositum sprechen. Das, was zur Kultur einer Nation gehört, bleibt für immer ihr Werk und ihr Ruhm. Ein Depositär übernimmt aber zugleich auch
Pflichten. Und daran, wie er diese Pflichten erfüllt, misst man seine Kultur“
Übers. v. P. Konopka
327
328
Piotr Hajduk
Taka jest wojna
Kochana Córko!
Chciałabyś, abym jak najwięcej spisał swoich wspomnień. Interesuje Cię
chyba okres od 1 września 1939 r. do maja 1945 r., kiedy wojna się zakończyła.
Chciałbym też Ci trochę napisać o mojej wsi, gdzie się urodziłem, wychowałem, uczyłem w szkole i mieszkałem do 1940 r., no bo w 1940 r. byłem już za
Uralem.
W 1956 r., kiedy miałaś trzy i pół roku, byliśmy w moich rodzinnych
stronach z Tobą i z Krysią. Nie wiem, czy o tym pamiętasz. Jak przyjechaliśmy
do Kowali, nie chciałaś wysiąść z wozu. Mówiłaś: „To nie jest nasz dom, wracajmy!”. Są to strony zamieszkałe dawniej przez kilka narodowości, jak: Polacy,
Białorusini, Żydzi (ci mieszkali przeważnie w miastach, choć też była wieś żydowska Konstantynowo koło Różany). Niedaleko ok. 30 km od Bajek urodził się
Tadeusz Kościuszko. Nie ma już śladu jego dworku, został spalony. Jest tylko
kamień, gdzie stał dom, a na nim wyryty napis po rosyjsku, że urodził się tu
Tadeusz Kościuszko – działacz polityczny. Jest to dezorientacja dla tych, co nie
znają historii i nie wiedzą, kim był ten człowiek.
Wybuch wojny
W czasie, gdy broniła się Warszawa, a jednostki polskie walczyły
z Niemcami nad Wisłą, 17 września 1939 r. Rosja, nie wypowiadając wojny,
z drugiej strony od wschodu napadła na Polskę. Był to dzień (podobnie jak
1 września) pogodny. Po południu spotkałem kolegów, było już wiadomo, że ruszyła armia sowiecka. Pierwsze jechały czołgi. Było ich dość dużo, nawet nikt
tego nie liczył. Nie zatrzymywały się. Później na samochodach jechała piechota.
329
Piotr Hajduk
Posuwali się bez oporu, nikt ich nie zatrzymywał. Jechali
od Słonimia, Różany, do Prużan, Kobrynia i chyba do
Brześcia. W Brześciu 18 września urządzono powitanie
i defiladę wojsk niemieckich i sowieckich. Na drugi dzień
była już artyleria oraz piechota. Co to było za wojsko!
To obraz nędzy i rozpaczy. Szare stare płaszcze, czapki ze
szpicem u góry, buty ceratowe na gumowych podeszwach,
do tego dziurawych. Żołnierze nosili długie karabiny na
sznurkach albo parcianych paskach. Gdy stanęli obok naszej wsi, natychmiast rozbiegli się po domach, aby kupić
mleka czy też słoniny, którą u nas miał każdy. Pamiętam,
że sprzedawano kilogram słoniny po 2 ruble, bo kosztowała
przedtem 2 złote. Przez pół godziny matka sprzedała połowę tego, co mieliśmy,
a później powiedziała, że więcej nie ma, bo było ich w kolejce jeszcze kilku. Mówili,
że przyszli ze wschodu, dać nam wolność, by nie gnębili nas obszarnicy i kapitaliści. Po ich prezentacji w dziurawych butach nawet mały dzieciak mógł zauważyć,
jaka to będzie wolność. Nie dłużej jak po tygodniu, może dwóch, opustoszały sklepy tekstylne i spożywcze. Tłumaczyli, że mają trudności z transportem...
Nastał dzień 22 czerwca 1941 r. Byłem już w tym czasie na Uralu. Radio
podało, że Niemcy przekroczyli granicę ZSRR, bombardują miasta. Poprzednio
na często organizowanych mityngach politrucy chwalili mądrość Stalina i partii.
Wierzono w sojusz z Niemcami hitlerowskimi. Uznawano podział Polski za akt
sprawiedliwości. Mówiono, że prędzej wyrosną im włosy na dłoni, niż Polska
będzie wolnym państwem. Potępiano Zachód, a także Amerykę.
Gdy wybuchła wojna z Niemcami, stosunek do Polaków zmienił kurs
o 180 stopni. Już w lipcu 1941 r. do Związku Radzieckiego przyjechał premier
Rządu Polskiego na emigracji Władysław Sikorski i zawarł układ z rządem radzieckim, a następnie umowę wojskową, na podstawie której została utworzona
armia polska. Po porozumieniu Stalin – Sikorski wydano dekret Rady Najwyższej
ZSRR o udzieleniu amnestii obywatelom polskim. W lutym 1942 r. zaczął się
pobór do wojska. Nie wszystkim udało się stawić do poboru, niektórzy musieli
zostać w zakładach pracy, skąd nie chciano ich zwolnić. Dużej liczbie osób nie
udało się dojechać do miejsca poboru w Buzułuku.1
Polacy byli rozsiani po całym ZSRR. W wielu przypadkach utrudniano wyjazd, zatrzymywano pod byle pretekstem. Trafiłem do Buzułuku w końcu
kwietnia 1943 r. W tym czasie zerwane już były stosunki rządu polskiego z rząMiasto w Rosji w obwodzie orenburskim, nad rzeką Samarą. W latach 1941-42 siedziba sztabu
formującej się w ZSRR Armii Polskiej gen. Andersa.
1
330
Taka jest wojna
dem radzieckim. Pobór do wojska polskiego wstrzymywano, a obywatelom polskim odbierano dokumenty. Armia Polska została skierowana na Bliski Wschód.
Na jej bazie został utworzony 2. Korpus Polski, który od stycznia 1944 r. do
końca wojny walczył na ziemi włoskiej. Tam też żołnierze polscy zdobyli wzgórze
Monte Cassino, gdzie teraz u stóp klasztoru usytuowany jest cmentarz poległych żołnierzy 2. Korpusu Polskiego. Podczas zdobywania klasztoru na Monte
Cassino byli tam też Antoni Zając i Józef Zioła, którzy po wojnie zamieszkali
w Góralicach i często o tym wspominali. Uczestnicząc w bitwie, widzieli tylko
maleńki odcinek frontu. Każdy z nich myślał tylko o tym, aby jak najszybciej
dojść do celu. Dochodzą tylko żywi, musiano więc iść i chronić się zarazem.
Trzeba mieć wyczucie i do tego szczęście, aby nie wychylić się pod kule, które
podczas każdego ataku lecą jak pszczoły, gdy się roją, bo Niemcy nie strzelają na
wiwat. Pozostają na miejscu, nie dochodzą do celu przeważnie ci, którzy wyszli
pierwsi. Chociaż między tymi, co idą pierwsi, też duża część dochodzi do celu.
Bohaterami zostają przeważnie ci, którzy są z tyłu i kierują frontem. W zgiełku
walki nie dostrzega się bohaterów. Potem szybko się o nich zapomina, no bo
wojna nie trwa tylko godzinę, ale całe lata.
To jest tak jak w wierszu chyba Konopnickiej „A jak poszedł król na wojnę”, a dalej jest o Jasiu i o tym, jak wracali. Król wrócił zwycięzcą i grały mu
surmy złote, Jasiowi nad grobem dzwoniły dzwoneczki liliowe. Taka jest wojna
i taka jest o niej prawda. Już prawie 50 lat minęło od zakończenia II wojny światowej, a nie ma dnia, by gdzieś nie toczyła się walka. Wszyscy walczą o sprawiedliwość, tylko tak naprawdę nikt nie wie, gdzie ona.
Po ewakuacji Armii Polskiej na Bliski Wschód do Iranu, wielu Polaków
zostało jeszcze na terenie ZSRR. W końcu kwietnia 1943 r. powstał Związek
Patriotów Polskich i jego staraniem zaczęto tworzyć Ludowe Wojsko Polskie,
którego dowódcą został były szef sztabu Wojska Polskiego, nazywanego Armią
Andersa, Zygmunt Berling.
Do armii
W maju 1943 r. rozpoczęto pobór do tworzącej się I Dywizji im. Tadeusza
Kościuszki. Nie zdążyłem się stawić do pierwszego poboru. Był on przeprowadzony przez wojenkomaty radzieckie. Tak naprawdę to po ewakuacji na Bliski
Wschód dowodzonej przez Andersa Armii Polskiej, do tworzącej się nowo armii
nie bardzo wszyscy się spieszyli.
Dopiero w listopadzie trafiłem do I Dywizji im. T. Kościuszki w Sielcach
nad Oką. Służyłem i walczyłem w tej jednostce od 19 listopada 1943 r. do
331
Piotr Hajduk
28 lipca 1945 r. Od 28 lipca 1945 r. służyłem w Pierwszej Grupie Operacyjnej
Osadnictwa Wojskowego na Pomorzu, a konkretnie w Góralicach, gdzie Ty też
się urodziłaś i spędziłaś część swego życia. W Góralicach poznałem Twoją matkę, która przyjechała jako repatriantka ze Wschodu. Ożeniłem się z nią w 1946 r.
i tu zostaliśmy.
Do Wojenkomatu w Buzułuku trafiła nas cała czwórka prosto z sali sądowej. Sądzono nas za to, że nie mieliśmy stałego miejsca zamieszkania. Dostaliśmy
po 2 lata, ale z odprawką na front. Ponieważ byliśmy Polakami, musieliśmy pójść
do Ludowego Wojska Polskiego, co też się stało. Rano przed sprawą dostaliśmy
po 200 g chleba i rzadką zupę. Po sprawie już przed południem przyprowadzono
nas do Wojenkomatu, ale bez obstawy. Zaraz doszło jeszcze czterech oficerów
rosyjskich, rannych, wypisanych ze szpitala. Komendant wezwał ich pierwszych.
Oficerowie zdjęli kurtki watowane całkiem nowe, zostawili w poczekalni i weszli
do komendanta. Jeden z nas nazywał się Zygmunt Pilitowski i miał na sobie podobną kurtkę wojskową, tylko że starą i zniszczoną. Jak tylko oficerowie zamknęli drzwi za sobą, natychmiast zdjął swoją kurtkę, założył nową kurtkę oficera
i wyszedł. Nie trwało to nawet 10 minut, jak wrócił bez kurtki, miał bochenek
chleba. Położył chleb, włożył kurtkę i usiadł jak gdyby nigdy nic. Oficerowie wyszli, a gdy brakło kurtki, zrobił się ruch. Pilitowski wstał i najspokojniej w świecie
powiedział: „Był tu toże wasz oficer i kurtkę wziął”. Wszyscy pobiegli szukać
kurtki, ale chyba nigdzie jej nie znaleźli. Zawołano nas też wszystkich czterech
do komendanta, ale my się nawet nie rozbieraliśmy. Trzech z nas skierowano
do stacji Diwowo, a czwarty - Kola Gryszkiewicz został. Był cały opuchnięty,
w więzieniu z głodu solił chleb, a później popijał wodą i wtedy człowiek puchnie.
Ja natomiast, kiedy tylko było możliwe, starałem się wyjść do jakiejś pracy.
W Sol-Ilecku2 stałem się bednarzem, robiłem beczki. Robił je mój ojciec
i trochę z tego zapamiętałem. Pomogli mi też więźniowie Rosjanie, a także młody Żyd (blondyn), oni są przeważnie brunetami, nazywał się Daniel. Byłem prawie cały dzień na dworze na wolnym powietrzu, dostawałem 200 g chleba więcej
i lepszą zupę. I tak w Buzułuku dostaliśmy suchy prowiant i komandirowkę do
stacji Diwowo. Wsiedliśmy do pociągu w kierunku Sielc, na miejsce przybyliśmy
nocą 18 listopada 1943 r. Wysiedliśmy z pociągu. Czekało na nas dwóch żołnierzy i porucznik. Zaprowadzili nas do baraków, gdzie stały drewniane piętrowe
prycze, a w miejsce lampy stała łuska po wystrzelonym pocisku. Dawała tyle
światła, że można było zobaczyć pryczę, na której ułożyliśmy się do snu. Rano
pokazano nam drogę i poszliśmy piechotą do Sielc, do punktu zbiorczego nad
Miasto w południowej Rosji, nad rzeką Ilek, na granicy między Europą i Azją, w obwodzie orenburskim, w pobliżu granicy z Kazachstanem
2
332
Taka jest wojna
Oką. I znowu drewniany barak i prycze. Dano też śniadanie. Od tygodnia jadłem
też pierwszy raz zupę – kapuśniak. Tego dnia przyjechali oficerowie różnych
jednostek, aby uzupełnić swoje stany, bo było już miesiąc po bitwie pod Lenino.
Byli z piechoty, z łączności, z czołgów. Zygmunt Pilitowski służył w wojsku przed
wojną, przeszedł walki w 1939 r., powiedział nam, że możemy się zgłosić, ale
jak będzie nabór do artylerii. Dopiero na trzeci dzień, gdy przyjechał oficer, by
zwerbować dwie osoby do artylerii przeciwlotniczej, natychmiast zgłosiłem się
z Józkiem Kalinką. Chłopak nie miał chyba jeszcze 18 lat. Stanęliśmy przed komisją. Porucznik od razu się na nas zgodził, bo do tego rodzaju broni potrzeba
ludzi młodych. Zadanie musi być wykonane w sekundach. Nie było żadnych badań lekarskich, tylko pytanie: „Czy chcesz służyć w wojsku polskim?”. Naturalnie
odpowiedź brzmiała: „Tak!”.
No i tak trafiłem do Pierwszego Samodzielnego Dywizjonu Artylerii
Przeciwlotniczej I Dywizji im. T. Kościuszki. Dowódcą był major Włodzimierz
Sokołowski - stary frontowiec, Polak urodzony w Rosji. Przyjął nas w swojej kwaterze w Sielcach. Wyglądał groźnie, szatyn z wąsami. Okazało się, że jest bardzo
miły w obejściu. Opowiadał, jak w obronie Leningradu z zenitek trzeba było
strzelać nie tylko do samolotów, ale także do piechoty i czołgów. Po rozmowie
dostaliśmy obiad, a później przydzielono nas do pierwszej baterii SDAPlot, która
stała na ochronie. I bateria! Dowódcą był porucznik Niewiarowski, bardzo miły
i lubiany przez wszystkich. Przydzielono mnie do czwartego działonu na stanowisko obsługi trzeciego numeru. Musiałem ustalać szybkość i odległość samolotu. Trzeba było to robić szybko i do tego dwiema rękami na raz dwa mechanizmy. Dowódcą działonu był kapral Władek Bitkowski. Obsługę stanowili młodzi
chłopcy i wszyscy bardzo zgodni. Nie pamiętam, aby się kiedyś o coś pokłócili;
każdy robił swoje i to dokładnie. Kiedy później ruszyliśmy na front i przyszło się
okopać, nawet dowódcy brali się za łopaty, aby nie być zaskoczonym przez samoloty. O bumelce i przerzuceniu roboty na innych nikt nawet nie pomyślał. Gdy
przyszliśmy do Diwowa, szef pierwszej baterii Kruszyna wydał umundurowanie.
Dostałem drelichowy mundur i spodnie też drelichy, płaszcz (wiatrem podszyty), trzewiki i owijacze. Ciepłego ubrania nie było (możliwe, że szef przehandlował). Wcześniej umundurowani mieli watowane spodnie, kufajki i walonki.
Staliśmy niby na obronie, ale cały dzień trwały ćwiczenia z krótką przerwą na
obiad, a później po kolacji urządzano próbne alarmy. Zima była ostra, a do tego
zimny wiatr przenikał do kości. Mieliśmy w działonie jeden kożuch dla warty
nocnej, który dawano dla mnie na dzień, ale zimno zawsze idzie od nóg, na których miałem trzewiki i drelichowe spodnie. Gorzej było nocą podczas alarmów,
kiedy kożuch miał wartownik, toteż koledzy nie kazali mi wychodzić w nocy na
alarm. Watowane spodnie, kufajkę i walonki dostałem dopiero w grudniu, kiedy
333
Piotr Hajduk
naszą baterię przeniesiono do Sielc, a nasze miejsce zajęła druga. Dalej były ćwiczenia jak w Diwowie, z tym, że doszło jeszcze 15 minut gimnastyki na mrozie,
rozebrani byliśmy do pasa bez koszulki. Ćwiczyliśmy do końca 1943 r.
Tragiczny początek walki, czyli jak naprawdę jest na wojnie
W noc sylwestrową, a było już po północy, tj. Nowy Rok 1944, zarządzono alarm nr 1, to znaczy zmiana miejsca postoju. Rozebraliśmy ziemiankę
i z całym dywizjonem wyjechaliśmy na stację kolejową. Nie pamiętam jej nazwy.
Wiał silny wiatr, sypało śniegiem tak, że trudno było spojrzeć. Załadowaliśmy
działa i sprzęt, tj. samochody i amunicję na wagony odkryte, a żołnierze i oficerowie do wagonów towarowych. Przy każdym dziale na platformach wagonów
stali wartownicy. W wagonach były piętrowe prycze, a na środku żelazny piecyk,
w którym stale palono. Drewno wzięliśmy z Sielc. Po kilku dniach dojechaliśmy
do stacji Poczynek. Wyładowaliśmy wpierw działa, a później pozostały sprzęt.
Ustalono, że dyżury przy działach będziemy pełnić plutonami. Zaczął pluton
pierwszy, a nasz drugi rozlokowano w domu blisko stacji. Mieszkała tam ludność
białoruska. Pierwszy raz od ponad roku położyłem się w domu. Spanie w domu
na podłodze jest o wiele lepsze niż w ziemiance. Ledwo się rozlokowaliśmy,
a już usłyszeliśmy dźwięk samolotów niemieckich (byliśmy blisko frontu). Alarm
i szybko się ubierać. Nim zdążyliśmy dobiec do dział, kilka samolotów już rzucało bomby. Jeden z samochodów włączył światło, został trafiony w skrzynię,
kierowca przeżył. Pierwszy pluton już strzelał. Samoloty szybko zawróciły. Jeden
z żołnierzy schował się ze strachu pod platformę działa. Podczas strzelania wyrzucane z lufy łuski pocisków trafiały pod platformę i poraniły go lekko. Było
dużo śmiechu i żartów, no bo poza trafieniem samochodu żadnych szkód nie
odnieśliśmy. Była też nauczka na przyszłość: nie można chować się jednemu,
gdy pozostali są narażeni na bombardowanie.
Nie spaliśmy już tej nocy. Zaczepiliśmy działa do samochodów i wyjechaliśmy do miejscowości Łaptiewo. Stacjonował tam sztab Pierwszej Armii
Wojska Polskiego, a także inne jednostki. Była to duża wieś. Śniegu było około
1 metr grubości i tylko główne drogi odśnieżone. Od drogi do zaplanowanych stanowisk było chyba 500 m. Kopaliśmy tunele w śniegu, aby można było dopchać
działa, bo dojazd samochodem był niemożliwy. Działa ciągnęliśmy i pchaliśmy
ręcznie. Pracowali wszyscy, nie zważali na rangę. Nie było żartów, nalotu można
było się spodziewać w każdej chwili. Na nasze szczęście nalotów nie było, śnieg
spadł na niezamarzniętą ziemię. Wykopanie stanowiska było lżejsze. Od razu
ustawiliśmy działa, przyniesiono amunicję i zaczęliśmy kopać i budować zie-
334
Taka jest wojna
miankę. Było już dobrze rano, gdy skończyliśmy pracę. Kucharz miał w tym czasie gotowe śniadanie, ale spania już nie było. Następnej nocy spaliśmy spokojnie,
tylko że każdy miał dwugodzinną wartę przy dziale. We wsi Łaptiewo była tylko
jedna studnia, z której brali wodę mieszkańcy i wojsko. Była głęboka, na kołowrocie uczepione na łańcuchach były dwa wiadra i tak jak jedno było puste, szło
w dół, to drugie pełne z wodą do góry. Wodę braliśmy tylko do kuchni. Na własne potrzeby, aby się umyć, albo coś wyprać, topiono śnieg w kociołkach stawianych na piecyku, który był w ziemiance. Palono drewnem, po które chodziliśmy
do lasku świerkowego około 2 km. Surowe drewno ścinaliśmy i nieśliśmy na plecach, śnieg był zlodowaciały. Szło się po wierzchu. Na rozpałkę suszyliśmy przy
piecyku, ale trzeba było uważać, aby się nie zapaliło. Uzupełnialiśmy czasem
torfem, który składował w szopce nasz sąsiad – mieszkaniec Łaptiewa. On brał
z jednej, a my z drugiej strony. Chodziłem też czasem po wodę do studni, a miałem jeszcze z cywila marynarkę i koszulę. Były dość dobre, nie dałem ich spalić
w Diwowie. Po drodze wstąpiłem do domu, koło którego przechodziłem. Z zewnątrz wyglądał, że mieszkają tam trochę lepiej mający się ludzie. O zamożności nie było raczej mowy. Chciałem po prostu pohandlować, sprzedać marynarkę
i koszulę. Gospodyni paliła w piecu chlebowym, tam też gotowała. Pokazałem
jej towar, chciałem w zamian chleb. Zgodziliśmy się, że za marynarkę i koszulę
da mi dwa chleby. Raptem z drugiego pokoju, jak się później dowiedziałem,
wyszedł gen. Berling, który w tym domu miał kwaterę. Był tylko w koszuli, a na
spodniach zauważyłem lampasy. Nie wiedziałem, że to generał. Zapytał mnie,
jak długo jestem w wojsku, gdzie byłem w Związku Radzieckim. Powiedziałem,
jak było, że od 19 listopada 1940 r. przyjechałem do Sielc z Buzułuku, a służę
w Pierwszym Samodzielnym Dywizjonie Artylerii Przeciwlotniczej. Powiedział
wtedy, że nie wyjechałem do Iranu, a ci, co wyjechali, będą walczyć od zachodu,
a my od wschodu, tylko że my będziemy prędzej w Polsce, czekają tam na nas.
Zaraz wyszedł do drugiego pokoju, jak gdyby nie słyszał poprzedniej rozmowy z gospodynią. Powiedziała, że to nasz generał. Słyszał chyba moją rozmowę
z gospodynią. Wrócił i zaczął mówić, że mamy trudności z aprowizacją. Jesteśmy
na cudzej łasce. Niemcy dużo zniszczyli, do tego ciężka zima, ale niedługo będziemy w kraju. Powiedziałem gospodyni, że po chleb wstąpię, jak będę szedł
z wodą. Nie powróciłem jednak, nie byłem pewny, czy któryś z oficerów, którzy
często tam bywali, nie zrobi raportu i zostanę ukarany. Po powrocie z wodą nikomu o tym nie mówiłem, dopiero po tygodniu opowiedziałem kolegom. Nie
wszyscy byli pewni, że tak było. Nie miałem chęci ani potrzeby przekonywać
ich. Na początku marca 1944 r. (dziwne, bo jeszcze była tam zima) zachorowałem na malarię. Powodem choroby był prawdopodobnie komar zimujący w
torfie, który podkradaliśmy sąsiadowi na opał. Jest to ciężka, strasznie wynisz-
335
Piotr Hajduk
czająca choroba. Jeden dzień gorączka, na drugi zimnica trzęsie człowiekiem.
Jedynym lekarstwem były tabletki żółtej chininy o gorzkim smaku. Leżałem na
izbie chorych aż do ponownego alarmu i wyjazdu na południe w stronę Kijowa.
I tak jak niedawno w noc sylwestrową rozebrano ziemianki, też nocą wszystko
załadowano na samochody. Wyjechaliśmy do stacji kolejowej Poczynok. Na podstawione wagony załadowaliśmy działa i sprzęt. Działa mocowaliśmy grubymi
gwoździami do podłóg wagonów, aby w razie potrzeby można było strzelać do
samolotów. Zabezpieczyliśmy amunicję przy każdym dziale. Mieliśmy przy załadunku krótkie spięcie z rosyjskim majorem (prawdopodobnie komendantem
miasta). Przyszedł do nas i zażądał, abyśmy zostawili deski, które były z naszych
rozebranych w Łaptiewie ziemianek. Twierdził, że to są ich deski. Innych desek
poza tymi nie mieliśmy. Pojawił się szef 2. plutonu Władysław Balcer i powiedział, że deski są nasze jeszcze z Sielc, będą nam potrzebne i w Poczynku ich
nie zostawimy. Major chwycił za kaburę i powiedział, że jak nie oddamy, budiet
strielat. Szef rozpiął mundur i powiedział: „Nie strzelałeś na froncie do wroga,
strzelaj do sojuszników”. Major się odwrócił i do końca załadunku widać go nie
było. Okazało się później, że deski użyli ci z pierwszego plutonu, a major trafił
na drugi. Ważne, że skończyło się bez zwady.
Pociąg nasz ze stacji Poczynok ruszył rano, często stawał na różnych
małych i większych stacjach. Była ładna słoneczna pogoda. Zbliżały się święta wielkanocne, które wypadały 8 kwietnia. Jak tylko pociąg się zatrzymywał,
wyskakiwaliśmy na stacji kupić jajek, aby zgodnie z tradycją, podzielić się z kolegami. Nie jedliśmy konserw mięsnych z myślą, aby więcej mieć święto obfite
i uroczyste.
Zatrzymaliśmy się na stacji Darnica3. Nic nie zapowiadało, by noc z 7 na
8 kwietnia 1944 r. miała różnić się w jakiś sposób od innych nocy i by upamiętnić
się miała jakimiś niezwykłymi wydarzeniami. Stacja kolejowa w Darnicy zatłoczona była wojskowymi pociągami, gdy w południe 7 kwietnia przybył transport
pierwszej i trzeciej baterii oraz plutonu PMK (przeciwlotniczych karabinów maszynowych). I SDAPlot zatrzymał się na jednym z bocznych torów. Był piękny
słoneczny dzień (pogoda była ładna od Poczynku do Darnicy), gdzieniegdzie
leżały resztki brudnego śniegu. Powiadomiono, że wolno wysiadać z wagonów, że
zostanie zmieniony parowóz, a w Darnicy dywizjon spożyje obiad. Była to bardzo pożądana przerwa w nużącej podróży, toteż żołnierze ochoczo wysypali się
z wagonów. Na postoju zabrali się do mycia, podszywania kołnierzyków, czyszczenia butów i setki innych czynności żołnierskich. Oficer dyżurny z komendantem transportu wysiedli również i poszli dowiedzieć się, jak długo potrwa
3
Wieś w pobliżu Kijowa, obecnie dzielnica miasta
336
Taka jest wojna
postój. Zawiadowca stacji poinformował ich, że wkrótce pociąg odjedzie na stację przeładunkową za Dnieprem, gdyż Darnica była często bombardowana przez
lotnictwo nieprzyjacielskie. Zawiadowca był zdenerwowany, dwoił się i troił, aby
jak najprędzej „odkorkować” stację i puścić transport w dalszą drogę. Nie było to
jednak łatwe i mimo jego wysiłków postój się przedłużał. Po południu ogłoszono
alarm przeciwlotniczy, który podziałał na żołnierzy niczym kubeł zimnej wody.
Nieprzyjaciel nie zapomniał o Darnicy i wysuwał swe rozpoznawcze macki. Nad
stacją przeleciały dwa samoloty FW 187 na wysokości ok. 7000 m. Wykonały zakręt i odleciały na zachód, pozostawiając za sobą dwie białe smugi, które długo
jeszcze były widoczne na niebie. Były to samoloty rozpoznawcze, których pojawienie się nie wróżyło nic dobrego. Artyleria przeciwlotnicza ognia do nich nie
prowadziła, leciały poza jej zasięgiem. Wydano zarządzenie dotyczące wzmocnienia gotowości bojowej i wprowadzono nocny dyżur na sprzęcie w gotowości
do otwarcia ognia w razie nalotu. Dyżur zaczął pełnić pierwszy działon, którego
dowódcą był kapral Stanisław Dębniak – obecnie pułkownik dypl. w stanie spoczynku. Już od wieczora wszystkie działony znajdowały się na platformach wagonów przy armatach, które dokładnie przygotowały do działania. Przygotowano
i załódkowano po dwie skrzynie amunicji, której starczało na prowadzenie ognia
przez jedną minutę. Na samochodach załadowanych na platformach wagonów
stały przeciwlotnicze karabiny maszynowe z dyżurnymi obsługami. Czekaliśmy
na odjazd. Dawało się odczuć ogólne podniecenie potęgowane faktem zatrzymania transportu na stacji. Denerwowała się większość załogi, jakby przeczuwając, że tej nocy stanie się coś niedobrego. Jedynie Franciszek Górski - żołnierz, który brał udział w wojnie w Hiszpanii, pocieszał, mówiąc: „Lawiony nie
takie są straszne, w Hiszpanii tyle ich było, a ja żyję”. Zdenerwowanie wzrosło,
gdy dowiedzieliśmy się od obrony przeciwlotniczej stacji, że był to już drugi
lot rozpoznawczy tego dnia. Świadczyło to, że Niemcy interesowali się węzłem
kolejowym i że ewentualny nocny postój zakończyć się może bombardowaniem.
Słońce chyliło się ku zachodowi, nadchodził zmrok, a polski transport, mimo
dalszych interwencji u zawiadowcy stacji, nie ruszał z miejsca. Wobec ogromnego nagromadzenia innych pociągów wojskowych nic nie zwiastowało rychłego
odjazdu. Kilka pociągów wprawdzie odjechało, ale na ich miejsce wtoczyły się
inne od strony Kijowa. Był też z poborowymi do Wojska Polskiego, jadący do
Sum. Możliwość nocnego nalotu w czasie postoju niepokoiła również dowódcę
pierwszej baterii Kanonienkę. Jeszcze przed zapadnięciem ciemności odbył on
odprawę z dowódcami i zastępcami dowódców plutonów. Ustalił zwiększenie
gotowości bojowej. W razie alarmu dowódca pierwszego plutonu por. Rekuć
obejmie dowództwo z tyłu transportu. Nakazał współdziałanie ze stałą obroną
stacji – radzieckimi pułkami przeciwlotniczymi, stojącymi w obronie mostów
337
Piotr Hajduk
na Dnieprze i stacji. Opodal na wzgórzu obok naszego transportu, przy torach
kolejowych stała małokalibrowa bateria przeciwlotnicza, obsługiwana przez
dziewczęta – żołnierzy armii radzieckiej. Nic nie wskazywało na to, że wszystkie te przygotowania, najzupełniej uzasadnione, będą rzeczywiście potrzebne.
Żołnierze starali się zachowywać beztrosko. Pomiędzy długimi ciemnymi sznurami pociągów rozlegały się wielojęzyczne piosenki: ukraińskie, rosyjskie, gruzińskie, kazachskie. Polacy też nie pozostali bezczynni. Ogniomistrz Kruszyna
na harmonii wygrywał melodie krakowiaków, polek. Żołnierze śpiewali piosenki
znane jeszcze z Polski. Wieczór był ciepły, wiosenny, pogoda idealna, do późnych
godzin dochodziły odgłosy śpiewów, tańców i wesołej zabawy. A jednak mimo
pozorów nastrój ten był męczący, mącony wzrastającym niepokojem u bardziej
doświadczonych i rozważniejszych żołnierzy. Dyżurne obsługi dział i WKM były
na swych stanowiskach, inni żołnierze szykowali się do snu. Po godzinie 10 wieczorem było już spokojnie, cichły ostatnie odgłosy. Stojąc przy działach, poczęto
wspominać swych najbliższych, gawędzić o wszystkim. Starano się naprawić zepsutą baterię. Na zakończenie zeszliśmy na temat jedzenia, wszyscy byli głodni
(młode organizmy, normy jedzeniowe głodowe). Wymieniano najrozmaitsze
potrawy, a ktoś głośno zaczął myśleć: „Jak przyjadę do domu na urlop, zapukam
do drzwi, Mania otworzy i krzyknie: Janek! Rzuci się do mnie witać. A ja powiem:
Mania jeść! Dopiero później serdecznie się przywitam”.
Przed północą zauważyliśmy ogień artylerii przeciwlotniczej w kierunku
Fastowa oraz usłyszeliśmy głuche wybuchy bomb. Kilka bliższych ogni gdzieś za
Kijowem świadczyło, że lotnictwo nieprzyjaciela było czynne. O 12 w nocy oficer
dyżurny zarządził zmianę dyżurnych działonów. Zostawiliśmy przy dziale wartownika i poszliśmy spać. Do spania nie rozbieraliśmy się, zdjęliśmy tylko buty.
W wagonie było ciepło i przytulnie. W piecyku stale podtrzymywano ogień.
Zmęczenie, przeżycia z całego dnia zrobiły swoje, usnąłem. Cisza i spokój wiosennej nocy. I nagle z kierunku Kijowa pojawiły się błyski, ogień artylerii przeciwlotniczej. Błyski przybliżały się i rozświetlały ciemność nocy. Jeszcze chwila i pojawiły się nad Kijowem, a parę sekund szum motorów samolotowych mieliśmy w
Darnicy nad nami. Zawyły przeraźliwie syreny parowozów, ponuro zadźwięczały
gongi. Głośny krzyk: „Alarm! Pierwsza bateria do dział!”. Zakotłowało się przy
drzwiach wagonu. Żołnierze zrywali się z posłań, ubierali się w niesamowitym
tempie, wyskakiwali z wagonów. Jedni biegli wzdłuż transportu, inni w ukryciu
przygodnych schronów i okopów, jeszcze inni do dział i karabinów maszynowych.
Słowo alarm jak magnes postawiło na nogi. Szybko wciągnąłem buty, aby dobiec
jak najprędzej do działa. Biegłem co sił na koniec transportu, gdzie na platformie
stała nasza zenitówka. Trwało to sekundy. Wszyscy stanęli na platformie, szybko zdjęto pokrowiec i bez komendy każdy stanął na swoim miejscu do obsługi
338
Taka jest wojna
własnego numeru. Byłem numerem trzecim, nastawiłem szybkość i odległość do
celu, to znaczy do samolotów. W nocnym strzelaniu w normalnych warunkach,
kiedy bateria jest okopana na stanowisku, ustawiłem szybkość 2000 i odległość
1600 (tak się ustawiało w strzelaniu nocnym, kiedy cel nie jest widoczny). Nad
stacją rozległy się charakterystyczne odgłosy silników. Obładowane bombami
samoloty nadciągały nad cel. Najgorsze są te pierwsze chwile przed akcją, gdy
człowiek wyrwany ze snu, staje oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem,
gdy musi opanować w sobie zwierzęce pragnienie ucieczki. Nad Darnicą zaczęły
krążyć samoloty wyrzucające „żyrandole”. Na ciemnym niebie błyszczały różnorodne choinki oświetlających bomb, opadających na spadochronach. Z dołu od
strony Kijowa widać było ostre świetliki pocisków przeciwlotniczych, strzelały
37 mm działa a także bateria 85, których salwy rozchodziły się echem wśród
kwietniowej nocy. Rozdzierały ciemności silne, kilkumetrowej długości promienie reflektorów przeciwlotniczych. Od czasu do czasu w ich świetle pobłyskiwały
stalowe cielska junkersów wykonujących ewolucje, bojąc się „ukłuć” reflektorów.
Dowódca baterii por. Kanonienko dowodził działami z tyłu transportu, gdzie stał
mój działon czwarty. Rozległy się twarde spokojne słowa komendy, tak spokojne
i pewne, iż żaden z żołnierzy nie zawahał się na sekundę, odleciał strach. „Ognia,
ognia chłopcy!”. Ciężki to był nalot, skoncentrowany i skuteczny, ale napotkał
też opór. Od zawieszonych rakiet widać było nawet igłę, oślepiał blask. Pierwsza
komenda: „Do rakiet ognia!”. Pierwsze wystrzały, celownice korygują je, nanoszą
poprawki. Pociski zenitówek trafiają cel, rakiety lecą w dół i gasną. Na ich miejsce pojawiają się nowe i coraz gęściej. Brakuje amunicji, pada rozkaz dowódcy
baterii (który jest przy mnie), że trzeci i czwarty numer ma dostarczyć amunicję
z wagonu, który jest w środku transportu. Z miejsca skaczemy z wagonu, byłem
nr. 3 i szybko lecimy do wagonu z amunicją. Dołączają do nas szef plutonu
Balcer, cały zwiad, łączność, obsługa dział trzeciej baterii 85. i wszyscy, co nie są
potrzebni przy ostrzelaniu. W artylerii przeciwlotniczej tylko raz dostaje się komendę: Ognia! Później każdy działon prowadzi ogień samodzielnie. Zdążyłem
obrócić 2 razy, przyniosłem 2 skrzynki amunicji po 30 sztuk, przynosili też inni.
Gdy przyniosłem drugą skrzynkę, zaczęły padać bomby. Podałem skrzynkę, skoczyłem za wagon, aby pomóc w ładowaniu pocisków do łódek, za mną cały sznur
kolegów podawał. Poleciały bomby na nasz pociąg, padały dookoła. Jedna trafiła
wagon z amunicją, zaczęły rwać się pociski, nie było dostępu, wagon palił się.
Na platformę z działem nr 3 pada bomba, wybucha. Działo milknie, zostało
zmiecione z platformy z całą obsługą, która ginie na miejscu. Zginął porucznik Kanonienko, stojący obok platformy. Ciężko ranny został porucznik Rekuć
(stracił wzrok). Byłem wtenczas na ostatniej platformie obok działa trzeciego.
Podmuch zrzucił mnie z wagonu. Byłem kontuzjowany, ale cały. Nie czułem
339
Piotr Hajduk
bólu, nic nie słyszałem, na głowie nie miałem czapki. Bomby padały dookoła jedna za drugą. Leżałem obok wagonu, nie mogłem podnieść głowy. Zobaczyłem,
że nie ma już trzeciego działa. Z naszego czwartego wszyscy już byli ranni.
Z drugiego i trzeciego działonu został żywy tylko Józef Tumasz. Niósł w tym
czasie amunicję. Działa uszkodzone, obsługa ranna. Pomoc była niemożliwa,
dokoła rwały się bomby.
Pociąg nasz stał z boku blisko stacji. Odczołgałem się za budynek, tam
też padały bomby. Blisko był las. Zbudowano tam schrony z grubych kloców
drewna, ułożonych w poprzek w kilka rzędów. Chciałem wejść, jednak było tam
już dużo ludności cywilnej. Nagle straszny gwizd lecącej prosto z góry bomby.
Zdawało się, że spadnie na mnie. Odskoczyłem w bok, położyłem się na ziemi.
Upadła blisko, poczułem silny podmuch. Ukryć się nie było gdzie. Wstałem, podbiegłem kawałek i wpadłem wprost na radzieckiego oficera, który stał u wejścia
do ziemianki. Chwycił mnie za ramię i wciągnął do środka. Powiedział: „Nużno
pierieżdat bombardirowku, nie wychadi iz ziemlanki!”. Było to niedaleko stacji,
ci z ziemianki, jeszcze w dzień widzieli, że stoi tam pociąg artylerią przeciwlotniczą. Słyszeli też, jak strzelaliśmy do samolotów. Pozostałem z nimi, dokąd
nie przestały padać bomby. Oficer w drzwiach nie pozwalał nikomu wyjść. Co
chwila rwały się pociski w płonących wagonach. Trudno opisać to, co zobaczyłem, gdy wróciłem do swego transportu. Jeden tylko schron ocalał. W pozostałe
trafiły bomby o dużej sile wybuchu. Stały porozdzierane, niektóre na sztorc.
Ze środka słychać było przerażające krzyki zamkniętych. Dookoła wybuchały
jeszcze bomby. Aby ratować ludzi, trzeba było najpierw wyciągnąć poszarpane
bale drewna.
Tylko dzięki Opatrzności nie wszedłem do tego schronu, lecz odskoczyłem
dalej, gdy oddalałem się od pociągu podczas bombardowania. Doktor Kasztelański
i sanitariusze udzielali już pomocy rannym. Z Kijowa przyjechały samochody sanitarne. Zostali zabici, których należało pochować. Paliły się wagony, rwały pociski, gasić pożarów nie było czym. Setki wagonów rozbitych, wyrzuconych z torów.
Dużo ciał było zwęglonych, trudnych do zidentyfikowania. Szczątki szefa plutonu
poznałem po granatowych spodniach. Leżał obok wagonu, a dokoła rozrzucone
pociski, które niósł, kiedy spadła na trzeci działon bomba.
Po drugiej stronie leżał porucznik Kanonienko. W moim czwartym
działonie wszyscy byli ranni, w trzecim też. Z drugiego działonu żywy pozostał
Michał Tumasz, pozostali z dowódcą zginęli. Józek Kalinka, ten, co ze mną trafił do I PDAPLotu z pierwszego działonu, został ciężko ranny w brzuch, zmarł
zanim udzielono mu pomocy. Był najmłodszy, wszyscy bardzo go lubili, zawsze
uśmiechnięty, nigdy nie narzekał. Teraz mówił, że jest mu zimno. Przyszedł do
wojska z Syberii, dokąd był wywieziony 1940 r. wraz z rodziną. Chciał żyć, nie-
340
Taka jest wojna
stety, odłamek bomby uśmiercił go. Porucznik Feliks Rekuć – Polak urodzony
w Moskwie chciał też zobaczyć Polskę. Byli też żołnierze z różnych stron Rosji,
których rodziców wywieziono z Polski jeszcze za caratu. Wychowani zostali
w duchu polskości, mówili po polsku. Chcieli dojść do kraju, niestety, tu zostali.
Zginęli też młodzi chłopcy, których w 1940 r. wcielono do Armii Czerwonej,
a później powołano do Wojska Polskiego. Na pagórku niedaleko stacji został
głęboki lej po bombie. Tam zrównaliśmy trochę ziemię i pochowaliśmy kolegów. Grób zaścieliliśmy płaszczami żołnierskimi. Nikomu nie zrobiono trumny. Zabitych do grobu noszono na płaszczach, pałatkach, składano i przykryto
też płaszczami. Na mogile ustawiliśmy krzyż brzozowy. Odmówiliśmy pacierze.
Wystrzelono trzy salwy karabinów. Takie było pożegnanie kolegów bliskich jak
rodzina, bo nic tak nie łączy ludzi, jak ciężko przeżyte dni i noce w biedzie,
cierpieniu, dokąd człowiek nie przestał być jeszcze człowiekiem. Widziałem
w życiu też takich, którym pozostał tylko instynkt samozachowawczy, zwierzęcy,
aby tylko żyć nawet za cenę innych, zdawało się bliskich sobie osób. Darnica
był to, jak nazywają, chrzest bojowy, który przeszedł nasz PSDAPlot. Powracam
często myślą do tego tragicznego dnia 8 kwietnia 1944 r. Ściska coś za gardło,
trudno o tym mówić. Szukam odpowiedzi, czy możliwe było zapobiec tak dużym stratom. Czemu nie zastanowiono się w porę, nie przeciwdziałano i nie
przewidziano skutków? Czemu nie zadbano bezpieczeństwo żołnierzy i sprzętu? O ile zaczęto strzelać, należało przede wszystkim bronić swego transportu,
strzelać w kierunki, jak stał nasz pociąg. Nikt z nas nie spodziewał się nalotu,
nie wyłączając dowództwa. Dzień wcześniej wszyscy myśleli o zbliżających się
świętach Wielkanocy. Nikt nie spodziewał się, że nocą 8 kwietnia trzeba będzie
walczyć, a wielu z nas ich nie doczeka.
W południe, gdy pojawiły się samoloty zwiadowcze wroga, dowództwo
i żołnierze łudzili się nadzieją, że jeszcze 7 kwietnia nasz pociąg pojedzie do
Kijowa. Szef sztabu kapitan Witkowski wyjechał do Kijowa, zamierzając nakłonić władze kolejowe, aby szybciej przepuściły nasz pociąg. Nie doszło do tego
ani w dzień, ani do północy. Jako przeciwlotnicy w czasie nalotu nie mogliśmy
stać bezczynnie. Nie honor, gdy z góry lecą bomby, przyglądać się temu z ukrycia. Nie było i tak miejsca na ukrycie. Wszystkie transporty radzieckie, a było
ich około 20, też stały na całej stacji. Popełniono jednak błąd, strzelając na
początku tylko do rakiet. Gdy zaczęliśmy strzelać, lotnicy od razu nas odkryli,
a każdy chce się pozbyć wpierw wroga, który jest niebezpieczny dla niego. Tym
niebezpieczeństwem był nasz dywizjon, bo jednostka radziecka złożona z młodych dziewcząt, przy pierwszych bombach zaprzestała obrony, no bo i niewiele
mogła obronić, mając działka małego kalibru, więc największe bombardowanie
ściągnęliśmy na siebie. Stało się tak, jak się stało i po tym, jak pochowaliśmy
341
Piotr Hajduk
swych kolegów, przyjechał dźwig z Kijowa i przestawił ocalałe wagony i sprzęt
na naprawiony obok tor. Z baterii wzięliśmy dwa działa (dwa były zniszczone),
doczepiono parowóz i wyjechaliśmy do Kijowa, gdzie wyładowaliśmy swój sprzęt
wojskowy. Dalej samochodami wyjechaliśmy do miejscowości Trojanow. Tam
też wykopaliśmy stanowiska dla dział. Jeszcze tego samego dnia zbudowaliśmy
ziemianki. Dołączono do nas jeszcze jedno działo z drugiej baterii, mieliśmy
teraz w baterii 3 działa.
Taki był początek mojej walki. Doszedłem aż do Oranienburga, 8 maja
w Biesenthalu ogłoszono koniec wojny, o dalszej drodze napiszę później. Różne
były chwile, ale tak tragicznych jak pierwsza walka nie przeżywaliśmy.
Wartę pełnili żołnierze z 2. baterii, którzy nie byli w Darnicy, bo wyjechali wcześniej z Chopniowa ze sztabem I Korpusu. Żaden z nas nie miał
całkowitego umundurowania. Wyskakiwaliśmy z wagonu, zostawiając płaszcze,
ubrania i inne osobiste rzeczy. Wagon spalił się, nie zostało nic. Wyglądaliśmy
jak partyzanci. Na drugi dzień przyjechał do nas na baterię generał Berling. Było
to wczesnym rankiem, nie mogłem spać, wyszedłem z ziemianki. Zobaczyłem,
że jechał na koniu, a za nim w asyście jakiś pułkownik. Na warcie stał kapral
Michał Karpowicz z 2. baterii. Z daleka nie było widać, kto jedzie. Z ciekawości
podszedłem bliżej do wartownika. Gdy jeźdźcy byli już blisko, poznałem generała. Pamiętałem go jeszcze Łaptiewa, gdy chciałem pohandlować marynarką,
w czym mi niechcący przeszkodził, no bo nie miałem ochoty wrócić do gospodyni jeszcze raz. Ranek był chłodny, Karpowicz trzymał automat na ramieniu,
a ręce miał w kieszeniach. Gdy generał zrównał się z Karpowiczem i skręcił konia na stanowisko baterii, ten krzyknął, jakby się przestraszył (myślał pewnie,
że pojedzie dalej tą polną drogą): „Stój, gdzie jedziesz?!”. Generał zaśmiał się
głośno i powiedział: „Do was, obywatelu kapralu!”. Wjechał konno na baterię,
gdzie wszyscy prawie jeszcze spali. Ja też szybko wszedłem do ziemianki i zbudziłem kolegów. Powiedziałem, że na baterii jest generał Berling. Spał z nami
dowódca 2. plutonu porucznik Kaliniewicz, zerwał się i wyszedł przed ziemiankę, a gdy zobaczył generała, nie wiedział, jak się zachować. Ubrany był tylko
w ruską wojskową rubaszkę (koszulę ze stójką). Krzyknął: „Alarm!”. Nie bardzo
mu to wyszło. Berling powiedział: „Nie trzeba, nie róbcie alarmu”. Jednak cała
bateria się obudziła, wszyscy wyszli z ziemianek, widok tego wojska był żałosny.
Jedni w kufajkach, inni w letnich mundurach, bo tylko takie mieliśmy, brakowało nawet czapek. Każdy miał na sobie tylko to, w czym wyskoczył z wagonu
podczas alarmu. Pierwszy zaczął mówić generał Berling. Wiedział już o nocy
8 kwietnia, że nasz dywizjon, stojąc na stacji Darnica, bronił jej podczas nalotu. Powiedział, że wojska radzieckie, które wtedy były razem z nami na stacji,
podziwiają odwagę Polaków, ich determinację, z jaką walczyli. W Darnicy zgi-
342
Taka jest wojna
nął dowódca baterii Kononienko. Generał rozkazał przyjąć dowództwo zastępcy podporucznikowi Tatarskiemu, który nim został do końca wojny, awansował
na kapitana. Rozkazał również, by wysłano szefa po umundurowanie. Na drugi
dzień mieliśmy już mundury i wkrótce wyjechaliśmy do Kiwerc na Wołyniu,
gdzie pierwszy raz po dwóch latach poszliśmy do prawdziwej łaźni i porządnie
umyliśmy się. W Kiwercach otrzymaliśmy nowe uzbrojenie, a także dopełnienie
stanu osobowego. Byli to Wołyniacy z okolic Łucka. Niektórzy z nich służyli
w artylerii przeciwlotniczej przed wojną. Od nich przyswoiliśmy części uzbrojenia nazywane po polsku. Uprzednio nasi instruktorzy nazywali je po rosyjsku.
Zajęliśmy stanowiska blisko torów kolejowych, gdzie wyładowywały się jednostki
polskie ze Smoleńszczyzny i z Sum. Pierwszej nocy nie spaliśmy wcale. Prawie
bez przerwy leciały nad nami samoloty na wschód. Strzelaliśmy ogniem zaporowym. Następne noce były podobne, a w dzień trudno było zasnąć. Staliśmy tam
tydzień, stamtąd wyjechaliśmy do miejscowości Chopniów, gdzie stacjonował
sztab I Armii WP.
Odwiedziła nas Czołówka Filmowa. Mieli robić zdjęcia do filmu dokumentalnego. Kompletna obsługa pozostała w pierwszym działonie, a że byłem w
tym działonie jako numer trzeci, ustąpiłem Piotrowi Makuchowskiemu, którego
dobrze znasz, ponieważ w Darnicy obsługiwał ten nr 3. Ja w Darnicy obsługiwałem też nr 3, lecz w czwartym działonie, którego obsługa cała była ranna i w tym
czasie leżała jeszcze w szpitalu. Nie wszyscy do nas wrócili. Czołówka zaczęła robić zdjęcia i nagrywać do filmu. Chcieli nagrać strzelanie z dział do samolotów.
Padła komenda: „Do samolotu nad 6!” (tj. punkt orientacyjny, wszystkich było
12) Podano szybkość i odległość, gdy wszystkie numery podały: „Gotów!” – a jest
to zawsze prawie jednocześnie, padło słowo: „Ognia!”. Operator filmowy w tym
czasie przesunął się blisko lufy działa, nastąpiły wystrzały. Operatora ogłuszyło,
zdjęcia i nagrania nie wyszły, a szkoda. Nie chciano powtarzać jeszcze raz.
Przekraczamy Bug
Odwiedził nas też teatr wojskowy. Latem zostawiliśmy chłopaków i ruszyliśmy na zachód, mijaliśmy miasta: Równe, Dubno, Łuck i inne. Bug przejechaliśmy po moście pontonowym. Bateria zjechała z drogi, jej dowódca podał komendę: „Obsługa do dział!”. Gdy już była gotowa, padła komenda: „Kierunek celu
wschód, kąt podniesienia 45 stopni, bateria trzy serie pojedynczymi: ognia!”. Bateria
oddała trzy strzały tak jak w piosence: „Salut daj na wschód, na zachód marsz!”.
Ruszyliśmy w stronę Chełma, staliśmy na odkrytych działach, każdy na
swoim miejscu. Po drodze całe łany niedojrzałych zbóż skoszone, celowo znisz-
343
Piotr Hajduk
czone przez okupanta. Byliśmy w Chełmie. Na ulicy pełno ludzi, zewsząd okrzyki: „Niech żyje Wojsko Polskie. Niech żyje Polska!”. Rzucano kwiaty, papierosy,
słodycze. Tutaj poczuliśmy się naprawdę jak u siebie w domu. Za miastem zajęliśmy stanowiska. Pojawił się samolot zwiadowczy, dobrze znany z Darnicy.
Leciał nisko. Szybko do dział i komenda: „Ognia!”. Nie zdążono nawet podać
danych, zresztą nikt na to nie czekał. Taka okazja, aby samolot mieć blisko i nisko, zdarza się rzadko. Wszystkie działa na raz dały ognia. Samolot znalazł się w ich
ogniu, poleciał w dół i zniknął., Obiekty tego typu prawie nigdy nie latają niżej niż
4 tysiące metrów, nie sięgają ich zenitki 37 mm. Tym razem zlekceważył zasadę,
widać był pewien, że nie ma w pobliżu artylerii przeciwlotniczej. Stanęliśmy obok
wsi, stanowiska trzeba było kopać na polu. Przyszli chłopi z kosami i tam, gdzie
było tylko konieczne, wykosili zboże jeszcze zielone. Pomagaliśmy im je zebrać.
Nadawało się do karmienia inwentarza. Zamiast ziemianek postawiliśmy namioty.
Nie zagrzaliśmy tu miejsca, na drugi dzień ruszyliśmy w kierunku Lublina.
W Lublinie, tak samo jak w Chełmie, staliśmy przy działach. Było upalnie, pełno ludzi na ulicy, na balkonach, w oknach. Zorganizowano defiladę. Szły
wszystkie rodzaje broni: artyleria, broń pancerna, piechota różnego rodzaju, fizylierzy, kobiety fizylierki jeszcze z Sielc. Owacje jeszcze większe i głośniejsze niż
w Chełmie. Jechaliśmy bardzo wolno. Podawano żołnierzom kwiaty i inne rzeczy,
każdy coś otrzymał, ja dostałem czekoladę i papierosy. Po defiladzie pojechaliśmy
do Milejowa. Byliśmy tam pierwsi jako jednostka polska. Stanęliśmy na rynku, od
razu ustawiając działa gotowe do strzelania. Władze już były tam uformowane.
Rozmawiali z dowództwem, a także z żołnierzami. Wszyscy byli ciekawi, kim jesteśmy. Rozmowy były naprawdę serdeczne, cieszyli się jedni drugimi.
Na baterii w środku był porucznik Kaliniewicz, urodzony w Mińsku,
słabo mówił po polsku, unikał rozmowy. Chociaż też był Polakiem, nie mógł
języka polskiego używać w ZSRR. Nagle na małej wysokości pojawiły się trzy
samoloty. Z sylwetek były całkiem podobne do niemieckich samolotów bombardujących typu junkers. Obsługa była koło dział. Kaliniewicz, no i prawie wszyscy
byli pewni, że to junkersy. Komenda: „Do samolotów ognia!”. Samoloty były już
nad nami, a gdy nas minęły, dostały po ogonach. Natychmiast poleciały zielone
rakiety z samolotu, co świadczyło, że to są nasi. Każdego dnia były podawane
kolory rakiet jako znak, że do tego samolotu nie należy strzelać. Lotnicy chyba
wcześniej zauważyli, że nasze zenitki szykują się do strzelania i szybko wystrzelili
rakiety. Były to amerykańskie bostony, nie znaliśmy ich sylwetek, dopiero później
nam je pokazano. Brały one udział w walce po naszej stronie.
Z Milejowic ruszyliśmy w stronę Puław, a stamtąd do Bałtowa.
Zakotwiczył się tam sztab I Armii. Wieś położona blisko Wisły, a za Wisłą byli
Niemcy. Na polu stały kopki zżętego żyta, między nimi wyznaczono stanowiska.
344
Taka jest wojna
Gdy zaczęliśmy okopywać działa, przyszedł gospodarz z pretensją, że nakopiemy mu dołów na polu, zostawimy i sami odjedziemy, a on będzie musiał te
doły sam zasypywać. Nie było czasu na dyskusję, widać było Wisłę, a za nią
byli Niemcy. Spodziewaliśmy się najgorszego, przed nami nie było żadnej linii obronnej. Chcieliśmy (to było pragnienie żołnierza, który widzi z naprzeciwka nieprzyjaciela) jak najszybciej wejść do okopu, który najpierw należało
wykopać samemu i dobrze zamaskować. Gdy gospodarz nie chciał usunąć się
z pola i przeszkadzał, Staszek Sobieski z naszego działonu wyjął wycior z karabinu
i dwa razy pociągnął gospodarza po spodniach. Ten szybko uciekł i nawet się
nie oglądnął. Mieliśmy rozkaz zamaskować stanowiska, a strzelać tylko w razie
nalotu albo napadu zza Wisły. Okopaliśmy, zamaskowaliśmy działa, stawialiśmy
namioty z pałatek. Raptem ukazały się meserszmity (samoloty myśliwskie) i niedaleko naszych stanowisk zaczęły ostrzeliwać drogę, po której jechały samochody, przechodziło wojsko. Pomimo zakazu strzelania nawet dowódca nie wytrzymał nerwowo, samoloty (leciały nisko i niedaleko nas ok. 2 km) były w zasięgu
naszych dział. Podano komendę: „Do samolotów nieprzerwanym, ognia!”. Ogień
był celny, strzelała cała bateria. Jeden z nich poszedł w dół.
Nie zagrzaliśmy w Milejowie miejsca. Zaraz był alarm w sztabie i u nas.
Przejechaliśmy na inne stanowisko do Żabińca, gdzie stanął sztab I Armii. Do
Wisły mieliśmy około 4 kilometrów. Był już tam po drugiej stronie Wisły zdobyty przyczółek, a na Wiśle zbudowano most pontonowy, przez który bez przerwy przeprawiały się jednostki różnych rodzajów broni. Działa zamaskowaliśmy
snopkami żyta, które w kopkach stało obok na polu. Kazano wykopać schrony obok stanowiska, tj. takie rowy w kształcie litery L z wejściami obok działa.
W pierwszych dniach niektórzy spali w tym schronie, kładąc na spód snopki żyta.
Po tym, jak widziałem zawalone schrony po bombach w Darnicy, wolałem spać
w namiocie. Co dzień przed zachodem słońca nadlatywały całe eskadry samolotów bombowych z zachodu. Niekiedy w eskadrze było 30 sztuk i więcej. Mijały
Wisłę, zawracały nad Żabińcem (nad nami) i leciały nad przeprawę, zrzucając
bomby. Zawracały kilkakrotnie, potem leciały następne eskadry i tak aż do rana.
Pierwszej nocy, pomimo przemęczenia, nie spaliśmy, siedzieliśmy przy działach.
W dzień też spania nie było, bo cały czas nękały nas naloty. Po kilku dniach
uznaliśmy (dowództwo też) za bezcelowe siedzenie całą noc przy działach, bo
strzelać nam było wolno tylko podczas bombardowania wsi, gdzie stał sztab.
Niemcy tego miejsca nie ostrzeliwali. Spaliśmy jednak w ubraniach, zdejmując
tylko buty. Spodziewaliśmy się nalotu na wieś, gdzie stał sztab I Armii no i na
nas. Wieś była blisko. Bez odpoczynku, chociaż krótkiego, człowiek dłuższy czas
nie wytrzyma kondycyjnie. Wysiądą mu nerwy. Przeprawa była blisko, bombardowano ją dzień i w nocy. Nocą rakiety oświetlające wisiały na spadochronach.
345
Piotr Hajduk
Widać było od nas pikujące samoloty i lecące bomby. Kiedy stało się na warcie
i wychodziło się z leja w czasie, jak wybuchały bomby, to od podmuchu płaszcz
zarzucało na głowę, a pałatka w namiocie łopotała. Mimo podmuchów bomb,
gdy położyłem się w namiocie, zaraz zasypiałem. Jedno tylko słowo: ALARM zakodowane głęboko w mózgu, podrywało na nogi. Z tego wniosek, że o ile uświadomi się sobie, że nic w tym nie można zmienić, musi tak być, jak jest, musi się
z tym godzić i z tym żyć, to człowiek, który chce żyć, wytrzyma dużo. Dyscyplina
na baterii była surowa. Z uwagi na nasze położenie blisko sztabu, nikomu nie
wolno było oddalić się z baterii.
Jak już wspomniałem, dowódcą naszego plutonu był porucznik
Kaliniewicz rodem z Mińska. Słabo mówił po polsku, a do tego gorzej jeszcze
akcentował. Jakoś zdobyłem jego zaufanie i zawsze wołał mnie na przechadzkę.
Odchodziliśmy niedaleko od baterii, aby w razie alarmu zdążyć na stanowisko.
Siadaliśmy na miedzy i on mówił po polsku, a gdy wymówione słowo źle akcentował, poprawiałem go i starał się powiedzieć z polskim akcentem. Nie byłem
pedagogiem, robiłem to tak, jak rozumiałem. Lubiłem te spacery, było bardzo
miło, choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości i obserwować z bliska przyrodę. Na polu w lecie jest bardzo przyjemnie, tym bardziej że żyło się na wsi,
skąd na siłę wyrwano, przeniesiono w inny świat, którego nie lubiłem. Znałem
cały życiorys Kaliniewicza, lubił opowiadać, a ja wolałem słuchać, bardzo rzadko
zwierzałem się i tak już pozostało.
Ktoś chyba z zazdrości doniósł dowódcy baterii – Tatarskiemu, że
oddalamy się na pogawędkę. Gdy zauważył, że nie ma Kaliniewicza, pytał
Makuchowskiego, który był dowódcą działonu, czy jest Hajduk, a ten stale po
koleżeńsku odpowiadał, że jest obok. Byliśmy zawsze blisko, a że Tatarski miał
donośny głos, słyszeliśmy pytanie i wracaliśmy. Widać, że nie chcieli zadzierać
jeden z drugim. Obydwaj mieli stopień porucznika, tylko że Kaliniewicz ze szkoły, a Tatarski z awansu. Kaliniewicz przyszedł do wojska w stopniu plutonowego.
Wkrótce powołano go do nowo tworzącego się pułku artylerii przeciwlotniczej.
Proponował, abym szedł z nim, co było możliwe. Bardzo go polubiłem, żal jednak było rozstawać się z kolegami, tyle się z nimi przeżyło w dobrym i złym. Nic
tak nie łączy ludzi jak przeżyta razem tragedia, dole i niedole.
Najważniejsze jest zwyciężyć i wyjść z tego cało
Pewnego dnia za Wisłą, niedaleko przeprawy, usłyszeliśmy potężne wybuchy
i zobaczyliśmy błyski. Wybuchów o takiej sile nigdy nie było. Nikt nie wiedział, co
to jest. Na drugi dzień mieliśmy gościa, wprost przez pola przyszedł do nas generał
346
Taka jest wojna
Berling, Sztab stał niedaleko, szedł z nim też pułkownik. Mieliśmy wtedy zajęcia
i prowadzący nie zdążył postawić nas na baczność. Generał powiedział: „Siadajcie
chłopcy!”. Nikt nie usiadł. Zapytał, jak się czujemy, czy nie przeszkadzają nam przeloty niemieckich samolotów. „Zdążyliśmy się już przyzwyczaić” – odpowiadaliśmy
chórem. „Nie rozbieramy się w nocy, jesteśmy zawsze w pogotowiu. Gdybyśmy byli bliżej przeprawy, pomoglibyśmy przeciwlotnikom, którzy przeprawy bronią”. Generał powiedział, że wie o naszej gotowości do walki. Jest całkiem pewny, dowiedliśmy tego
w Darnicy. Dużo nas tam zginęło, a teraz mamy inne zadanie, przyjdzie czas i trafi
się okazja do walki, ale najważniejsze jest zwyciężyć i wyjść z tego cało. Będziemy
mieli dużo pracy w odbudowie zniszczonego wojną kraju.
Niedaleko naszego działonu często lądował samolot „kukuruźnik”.
Teraz z takiego „kukuruźnika” wysiadł dowódca frontu, marszałek Rokossowski.
Pomógł lotnikowi zapchnąć maszynę pod gruszę rosnącą na polu, a sam szedł
do sztabu I AWP bez obstawy. Pilot został przy samolocie. Kilku z nas z ciekawości podeszło do niego. Chcieliśmy wiedzieć, kto lata z dowódcą I Frontu
Białoruskiego (szliśmy razem z tym frontem). Wyglądał na zacofanego chłopa ze wsi. Był mocno zbudowany, mówił tylko o swojej maszynie. Twierdził, że
może na niej nawet w sadzie pod drzewami latać, żeby tylko nie były karłowate.
W Żabińcu zastało nas powstanie warszawskie. Przychodzili kilkakrotnie do sztabu łącznicy zza Wisły. Przyszedł też do nas gen. Berling. Mówił
o ciężkiej sytuacji powstańców, że dowództwo I Armii zrobi wszystko, aby im
pomóc. Wiedzieliśmy, że nasi żołnierze ochotniczo poszli pomagać za Wisłę, na
co wyraził zgodę gen. Berling. Za kilka dni dowiedzieliśmy się, że Berling został
odwołany z frontu, a jego miejsce zajął generał Popławski (to nie było jego prawdziwe nazwisko, był Rosjaninem). Generał Berling wyjechał do Moskwy jako attaché wojskowy. Zaskoczyło to nas, lecz nikt nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego
tak się stało. Wiedzieli jednak wszyscy, że powodem odwołania go jako dowódcy
I Armii WP było wyrażenie zgody na udział żołnierzy w powstaniu warszawskim.
Z Żabińca wyjechaliśmy do Pilawy, później do Krzywdy, Garwolina,
a wreszcie do Miłosnej. Stanęliśmy na górce, skąd była dobra widoczność.
Z dwóch stron stały, domy, a z boku stacja kolejowa.
Z przeciwnej strony na podwórzu gospodarstwa ustawiono naszą kuchnię polową. Gospodarz był w AK i stale musiał się meldować w NKWD. Nie
wiem, jakie były losy tego porządnego chłopa, gdyż 17 stycznia ruszyliśmy
z frontem. Zima 1944/45 była mroźna i ciężka. Spadło dużo śniegu, nękały nas
częste zamiecie. Gdy nas zawiało, braliśmy łopaty, odrzucaliśmy śnieg, pełniąc
przy tym wartę. Dostęp do działa musiał być w każdej chwili. Nikt o tym nie
przypominał, nie poganiał do pracy. Każdy zdawał wartę koledze w największym
porządku, wokół działa musiało być czysto.
347
Piotr Hajduk
Wyżywienie nie było najlepsze. Ziemniaki na zaopatrzenie zimowe, źle
zakopcowane, zamarzły na kość. Po zamoczeniu w ciepłej wodzie skórka schodziła pod palcami. Ugotowane smakowały jak guma, nie sposób jeść ani przełknąć. Dodawano do nich konserwę świńską - tuszonkę, której czuć było zapach,
bo ulatniała się chyba przed wrzuceniem do kotła. Zwróciliśmy się do szefa baterii, aby ziemniaki kucharz gotował same, a konserwę wydawał na działony, bo
można ją jeść z chlebem, a kto zechce, może dać do ziemniaków. Wypadała
jedna puszka na 8 osób, tak było dawniej. Szef nie zgodził się, tłumacząc, że
ziemniaki można jeść, są smaczne. Wiedzieliśmy dobrze, że sam ich nie jadł.
Na następny dzień z kuchni pobraliśmy zupę i chleb, a drugiego dania nikt nie
wziął. Dowódca kazał zabrać ziemniaki, ale nikt nie poszedł. Zarządzono musztrę, co stworzyło jeszcze większe niezadowolenie, posypały się epitety pod adresem szefa. Po musztrze nie zabraliśmy ziemniaków. Na kolację wzięto tylko
chleb. Zjawił się informacyjny z dywizjonu, szukał organizatorów buntu. Nikt
nikogo nie namawiał, obiad był niejadalny, więc trzeba było go wyrzucić i być
głodnym. W końcu zrozumiano, że nie pomoże żadna perswazja i konserwę
dano na działony, ale jeszcze kilka dni gotowano ziemniaki, których nikt nie
jadł. Poradziliśmy gospodarzowi, aby ze zmarzniętych kartofli zgotował bimber,
bo do tego świetnie się nadają. Widocznie to zrobił, bo raz poczęstował nas kieliszkiem bimbru, który naprawdę był dobry. Później gotowano kaszę i makaron.
Widocznie ziemniaki przekazano do gorzelni, co byłoby najbardziej rozsądne
i gospodarczo uzasadnione.
W Miłosnej zastały nas święta Bożego Narodzenia. W sąsiedztwie w domu
na pierwszym piętrze mieszkało starsze małżeństwo. Mieli duże i ładnie urządzone mieszkanie. Zaprosili nas na Wigilię, abyśmy mogli spędzić ją w ich domu. Był
to naprawdę wielki wysiłek z ich strony. Szef baterii wielkodusznie zaopatrzył tych
państwa we wszystko, co było możliwe: śledzie, kaszę i coś tam jeszcze. Żołnierze
zgodzili się, aby później uszczuplić normę jedzenia, by na Wigilię mieć więcej.
Nie mieliśmy śniadania wielkanocnego, bo wszystko wtedy spaliło się w wagonie.
Trochę przygotowali żołnierze, reszta należała do gospodarzy. Wieczerza
wigilijna była bardzo uroczysta. Najpierw poszedł pierwszy pluton, w którym służyłem, drugi pozostał przy działach. Zaczęło się, jak zwyczaj każe, od modlitwy,
do której uklękli wszyscy. Potem dzieliliśmy się opłatkiem, składaliśmy życzenia,
no i wieczerza z sianem pod obrusem. Podano kilka potraw, ale pamiętam tylko, że
były śledzie. Przy takiej zastawie stołu siedziałem po raz pierwszy w życiu: porcelanowe talerze, talerzyki, srebrne łyżki, noże i widelce. Żołnierz, przyzwyczajony do
kociołka i jednej łyżki, czuje się skrępowany i nie wie, jak się zachować, od czego
zacząć, jak jeść. Ci, którzy bywali na takich przyjęciach, wiedzieli, jak postępować.
Miałem obok siebie szefa, starałem się go naśladować, bo widelec stale trafiał mi
348
Taka jest wojna
do prawej ręki. Państwo, którzy nas przyjęli, byli bardzo uprzejmi i umieli stworzyć
miłą i ciepłą atmosferę. Nieczęsto bywają takie chwile, kiedy człowiek siedząc po
raz pierwszy w cudzym domu, czuje się, jakby był we własnym i w gronie własnej
rodziny. Skrępowanie ustąpiło, atmosfera stała się rodzinna.
Przeżywaliśmy uroczyście po latach okupacji pierwszą Wigilię Bożego
Narodzenia w kraju, między swoimi przyjaznymi sobie ludźmi. Śpiewaliśmy kolędy, a znali je wszyscy. Takiego przeżycia nie można zapomnieć. Jednak wszystko,
co miłe i dobre, musi się kończyć, chociażby trwało najdłużej. Pożegnaliśmy naszych gospodarzy, trzeba było ustąpić miejsca drugiej zmianie, która dotychczas
czuwała przy działach. Poszli na uroczystość wigilijną, zmówili też modlitwę,
podzielili się opłatkiem, złożyli życzenia, spożyli wieczerzę, zaśpiewali kolędy.
Usłyszeliśmy silny dźwięk samolotów na zachodzie. Staliśmy na działach,
podano komendę (samoloty były blisko): „Do samolotów ogniem zaporowym!”.
No i zaczęło się! Samoloty zboczyły kursu. Ogień był skuteczny. Przerwaliśmy
kolędy drugiej zmiany. Po strzelaniu nie wracali drugi raz do sąsiadów, po cichu
śpiewali w ziemiankach. Przed świętami dostaliśmy paczki świąteczne od ludności. Paczek podobno było mniej niż żołnierzy, dlatego podzielono jedną większą
na dwie mniejsze. Na paczce było tylko nazwisko i imię bez adresu. Pomimo najszczerszej chęci nie mogłem podziękować nadawcy za paczkę. Na stacji Miłosna
staliśmy do 17 stycznia 1945 r., do chwili ruszenia ofensywy, kiedy została wyzwolona lewobrzeżna Warszawa. Cała w gruzach, widok straszny, ponury. Takiej
tragedii nikt nie jest w stanie opowiedzieć ani opisać.
Styczniowa ofensywa
17 stycznia 1945 roku było jeszcze ciemno, gdy usłyszeliśmy przygotowanie ogniowe artylerii. Ogień prowadzono długo na całej linii, gdzie miało
rozpocząć się natarcie. Nie spaliśmy tej nocy, byliśmy ubrani. Wiedzieliśmy, że
ofensywa już się zaczęła. Idziemy na zachód! Mamy już wszystko załadowane na
samochody. Wisłę przejeżdżamy po moście pontonowym. Ulica była zagruzowana, trudno było się poruszać samochodem. Otrzymaliśmy rozkaz: nie wdawać
się z Niemcami w rozmowy ani żadne inne kontakty.
Nie przypominam sobie miast mijanych po drodze. Uderzenie było silne,
Niemcy nie stawiali żadnego oporu. Pierwszym miastem, gdzie się zatrzymaliśmy, była Bydgoszcz. Stanęliśmy na rynku. Przed wieczorem dały się słyszeć silne
wybuchy. Nikt nie wiedział, gdzie i kto strzela. Dalej pojechaliśmy do Flatow,
obecnie Złotów. Zajęliśmy miejsce obok baraku, gdzie mieścił się szpital polowy,
byli już tam ranni. Bardzo szybko okopaliśmy działa. Nie trwało to godziny, a już
349
Piotr Hajduk
nawet była ziemianka i piecyk w środku, był przecież luty. Okazało się, że linia
frontu oddaliła się od Złotowa, niedaleko za lasem znajduje się zmotoryzowana
jednostka SS. Zarządzono alarm, działa doczepiono do samochodów, przygotowano ewakuację szpitala polowego. Ze sztabu dywizjonu dowódca naszej baterii
otrzymał rozkaz, wysłać zwiad w teren i ustalić dokładnie miejsce, gdzie znajduje się jednostka SS. Do zwiadu wyznaczył dwóch zwiadowców z baterii Władka
Zawadzkiego i Mądrzyka (imienia nie pamiętam), no i mnie. Dowództwo objął
sam szef baterii Tatarski. Otrzymaliśmy dodatkowo poza automatami po 2 granaty ręczne i po 2 przeciwczołgowe. Podeszliśmy pod wieś, z której właśnie wyjeżdżał radziecki samochód z żołnierzami i oficerami. Byli to sztabowcy. Jeden
z nich ranny w rękę, miał wyrwany cały mięsień, nieobandażowany, wył po prostu z bólu. Dowiedzieliśmy się od nich, że Niemcy są niedaleko za wsią (kilka kilometrów). Zostali za linią frontu i są bardzo niebezpieczni. To jednostka
SS zdeterminowana i zdolna do wszystkiego. Wcześniej rozbili nasz samochód
z ciężkim karabinem przeciwlotniczym, który przed nami wysłano. Zabito też
kilku naszych żołnierzy. Poszliśmy do lasu, tam stał rozbity nasz samochód i karabin. W tej sytuacji Tatarski zarządził odwrót. W połowie drogi napotkaliśmy
grupę ośmiu rosyjskich oficerów, wracali ze zwiadu. W tym czasie od strony
Złotowa nadjechał terenowy samochód. Wysiadł z niego żołnierz ubrany w kożuch, walonki i czapkę zimową. Zwrócił się do oficerów z pytaniem: Czto u was?
Żaden z nich nie stanął na baczność, nie meldował zgodnie z regulaminem, tylko jeden wyjął mapę i pokazał punkt, gdzie są Niemcy. Określił ich przybliżony
stan, jakie mają uzbrojenie i z której strony najlepiej jest ich podejść, okrążyć
i nie puścić dalej. Dziwiła nas ich koleżeńska rozmowa. Do przybysza zwracali
się: „Da słuszaj gienierał!”. Był to generał Szatiłow. Zwrócił się do nas z pytaniem: „Kto u was komandir?”. Zameldował się Tatarski. Szatiłow powiedział, że
mamy zawrócić i jeden z nas ma zostać na skraju wsi, a pozostali iść dalej i ustalić, jaka jest sytuacja, czy nie ma innej grupy Niemców. Nocą ma przybyć do wsi
bateria artylerii polskiej oraz batalion piechoty radzieckiej i ten, co zostanie we
wsi, pokaże drogę, którą mają iść dalej, bo drogi za wsią się rozchodziły. Należało
udać się w lewo. Dowódca Tatarski wziął ze sobą dwóch zwiadowców, a mnie
wyznaczył, abym został na skraju wsi i pokierował mającą przybyć artylerię i piechotę. Był jeszcze dzień, słońce staczało się ku zachodowi, w końcu nastała noc,
zrobiło się ciemno. Czas się dłużył niesamowicie. Wieś była wyludniona, dookoła słychać szmery, z daleka dobiegały odgłosy strzałów. Gdy było całkiem cicho,
słyszałem bicie własnego serca. W dzień widziałem mapę, którą posługiwali się
radzieccy oficerowie, więc orientowałem się, w którym miejscu są Niemcy. Byli
niedaleko. Wytężałem wzrok i słuch w stronę, gdzie się znajdowali. Stać na drodze było tak samo niebezpiecznie, jak stać pod domem obok. Bardzo marzłem,
350
Taka jest wojna
musiałem chodzić, bo stojąc, zacząłem szczękać zębami z zimna, a może nawet
ze strachu. Nikomu zdrowemu nie chce się umierać, szczególnie mając niewiele
ponad dwadzieścia lat. Zazdrościłem kolegom, którzy poszli, było ich kilku, ale
i niepokoiłem się o nich. Czas się dłużył, wojsko nie nadchodziło, nasi nie wracali. Żołądek też dopominał się o swoje, nie zdążyłem dobrze zjeść obiadu. Około
północy przybyła polska artyleria konna. Jechali bardzo cicho, stanęli niedaleko
mnie. Podszedłem do pierwszego, był to dowódca baterii i pokazałem kierunek
i drogę w lewo. Powiedział: „Dobra!” i po cichu ruszyli dalej. Zrobiło się raźniej, poczułem się bezpieczniej, chociaż dalej stałem sam. Wkrótce nadeszła
radziecka piechota. Podszedłem do dowódcy idącego na przedzie. Stanęli, on
zaświecił latarką na mapę, a ja powtórzyłem to samo co polskiemu dowódcy
baterii. Zapytał, czy jest już artyleria polska. Gdy potwierdziłem, powiedział:
„Choroszo!” i poszli dalej, byli to fizylierzy. Czekałem jeszcze chwilę, gdy nadeszli nasi. Wyruszyliśmy do Złotowa. Było dobrze po północy, jak wróciliśmy na
baterię. Cała obsługa była ubrana, nikt nie spał do naszego powrotu. Marzliśmy,
bo nie palono w piecyku. Dowódca baterii kazał odjechać od dział.
Na drugi dzień rano opuściliśmy Złotów, ruszyliśmy dalej na zachód. Nie
staliśmy długo w jednym miejscu, co dzień zmienialiśmy stanowiska, nieraz po
kilka razy dziennie. Bardzo często opuszczały nas siły, ale dokąd nie okopaliśmy
działa, nikt nie myślał o odpoczynku. Doświadczyła na Darnica. Nowi, którzy
dołączyli do nas w Kiwercach na Wołyniu, czasem się buntowali, że niepotrzebnie pracujemy, bo zaraz zostawiamy i jedziemy dalej. Nam jednak wspomnienie
Darnicy dodawało sił i nikt nawet nie pomyślał, by zostawić działo nieokopane.
Później było Jastrowie, gdzie staliśmy kilka dni. W Wałczu zatrzymaliśmy się na
dłużej. Następnie staliśmy w Płotach i Gryficach, gdzie drugi raz wyznaczono
mnie do akcji. Było to tak: w Gryficach w ciemną deszczową noc na warcie przy
naszym działonie stał Franek Górski, który walczył w Hiszpanii, dokąd poszedł
z Francji. Prosto na niego wszedł niemiecki żołnierz. Gdy Górski zapytał, kto
idzie, ten odpowiedział po francusku, a że Franek znał język francuski, więc
się dogadali. Żołnierz miał na plecach karabin, który zdjął. Nikt w ziemiance
już nie spał, bo usłyszeliśmy mowę francuską, byliśmy ciekawi, co się stało.
Powiadomiono dowódcę baterii, a ten z kolei zadzwonił do szefa dywizjonu, że
na baterię trafił żołnierz w niemieckim mundurze. Powiedział on, że w lesie jest
ich więcej, a jego wysłano na zwiad. Był zwolennikiem rządu Vichy, który kolaborował z Niemcami. Wstąpił do SS i walczył na froncie wschodnim. O świcie
z naszej baterii wyznaczono 7 ludzi, w tym również mnie. Załadowaliśmy się
na samochód razem z Francuzem, który wskazał drogę i miejsce w lesie, gdzie
znajdowała się reszta oddziału. Stanęliśmy na drodze obok młodego zagajnika
świerkowego. Francuz prowadził dalej w las, trzymaliśmy go na muszce. Nikt nie
351
Piotr Hajduk
był pewny, czy mówi prawdę i gdzie nas prowadzi. Wkrótce zobaczyliśmy śpiących żołnierzy. Podeszliśmy bliżej, usłyszeli nas i posiadali. Ich broń wisiała obok
na drzewach. Zabraliśmy im karabiny, oni pomału podnieśli się z ziemi, ubrali
się i poszli z nami do samochodu. Było ich 8 z lejtnantem. Zawieziono ich do
sztabu dywizji. Co było z nimi dalej, nie wiem.
Nareszcie koniec wojny
Z Gryfic pojechaliśmy do Pyrzyc, później Myśliborza, gdzie staliśmy
2 tygodnie. Następnie na lotnisku między Różańskiem a Barnówkiem, stamtąd
przez Dębno do Kostrzyna. Po przejściu Odry były miasta Freienwalde, Welten,
Nauen, Oranienburg. W Welten staliśmy przy drodze nastawieni do walki przeciw czołgom. Spodziewano się ich od północy, dążących na odsiecz Berlina, który
był oblegany przez armie radzieckie i I Dywizję Polską. Do konfrontacji z czołgami nie doszło. Ruszyliśmy na zachód, drogowskaz wskazywał Nauen. Jechaliśmy
całym dywizjonem. Okazało się, że jesteśmy poza linią frontu. Była to luka,
w którą wpakował się nasz dywizjon. Natychmiast cała obsługa przesiadła się na
działa, uzbroiliśmy się w granaty i zawróciliśmy. Udało się, nie doszło do spotkania. Stanęliśmy w Oranienburgu niedaleko kanału, za którym byli Niemcy.
Dwóch żołnierzy z II baterii łódką popłynęło przez kanał, nie wrócili. My
też mieliśmy ochotę przepłynąć na drugą stronę, lecz zrezygnowaliśmy z tak niebezpiecznej wycieczki. Na drugi dzień była niedziela. Od samego rana latały nad
nami samoloty. Strzelaliśmy bez przerwy, nie mieliśmy czasu, aby zjeść obiad.
Jeden samolot został strącony, był to myśliwiec fokewulf. Po tym strzelaniu ani
tego dnia, ani do końca wojny nie było samolotów.
8 maja 1945 r. zostawiliśmy stanowiska w Oranienburgu i wyjechaliśmy
do miasta Biesenthal, gdzie stanęliśmy przed wieczorem. Już nie okopywaliśmy
dział. Było ciemno, jak usłyszeliśmy strzelaninę. Zobaczyliśmy świetlne pociski, lecące w górę. Przyszedł porucznik Zakrzewski, powiedział: „Chłopcy, koniec
wojny! Żołnierze strzelają na wiwat”. Nie wytrzymali i nasi. Wsiedli na działo
i wystrzelali pociski, które mieli załadowane. Strzelaliby jeszcze, lecz dowódca
baterii był blisko i nie pozwolił. Z karabinów jednak postrzelali wszyscy.
Cieszyliśmy się jak dzieci. Przeżyliśmy wojnę, koniec ziemianek, alarmów
przeciwlotniczych! Świat wydawał się różowy, lżej było oddychać. Na drugi dzień
po kilku żołnierzy z działonów i innych służb wsiedliśmy do samochodów i wyjechaliśmy do Berlina. Stanęliśmy niedaleko Bramy Brandenburskiej. Prowadził
nas porucznik Zakrzewski, znał Berlin sprzed wojny. Pokazywał, co można było
pokazać: Kancelaria III Rzeszy była w gruzach, Reichstag palił się w środku.
352
Taka jest wojna
W drzwiach stało dwóch żołnierzy rosyjskich, nie puszczali blisko nikogo. Byliśmy
w Berlinie do wieczora, później wróciliśmy do Biesenthalu. W nocy wyjechaliśmy na wschód. Stanęliśmy w Gorgaście nad kanałem niedaleko Kostrzyna, po
zachodniej stronie Odry. Dopiero w lipcu 1945 r. z Niemiec przyjechaliśmy do
Chrzanowa, skąd po kilku dniach razem z grupą 7 osób cały nasz działon wyjechał do Katowic, a stamtąd do Chojny (nazywanej wtedy Królewiec nad Odrą)
i dalej do Góralic jako osadnicy wojskowi. Tam poznałem Twoją mamę, z którą
w 1946 r. w marcu ożeniłem się.
Opisałem swoje wspomnienia w skrócie, ale chyba trochę z tego rozumiesz. Piszę te słowa w leśnictwie Bogdana na Świętym Krzyżu. Nikt mi nie
przeszkadza. Przedtem pisałem w Świerardowie-Zdroju, gdzie byłem w sanatorium. Jak będzie trochę więcej możliwości i zdrowia, opiszę Ci niektóre szczegóły z mego życia. Zostań z Bogiem! Jak otrzymasz, to odpisz.
Ojciec
Piotr Hajduk, ur. 1921 w Bajkach w woj. brzeskim (obecnie na Białorusi).
W 19 listopada 1940 r. wywieziony w głąb Związku Radzieckiego. Od 1943 r.
żołnierz wojsk przeciwlotniczych I Armii Wojska Polskiego. Przebył szlak bojowy
od Darnicy do Oranienburga. Po wojnie jako osadnik wojskowy zamieszkał w
Góralicach (gmina Trzcińsko-Zdrój). Był wieloletnim pracownikiem gminy, później m.in. w Kółku Rolniczym, działał w Ochotniczej Straży Pożarnej, w ZSL,
kilkadziesiąt lat współpracował z Głównym Urzędem Statystycznym. Otrzymał
liczne odznaczenia wojskowe oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski,
Gryfa Pomorskiego i Złotą Odznakę GUS. Zmarł w 1995 roku.
Wspomnienia spisał na prośbę córki Elżbiety
353
Piotr Hajduk
Fot.: Piotr Hajduk (czwarty z prawej) przed żołnierskim namiotem wiosną 1944 r.
354
Magdalena Ziętkiewicz*
Jelenin
Po śladach osadników
Od marca do czerwca 2012 Stowarzyszenie Historyczno-Kulturalne
„Terra Incognita” realizowało projekt edukacyjny dla młodzieży szkolnej
pn. „Osadnicy”, finansowany przez Starostwo Powiatowe w Gryfinie w ramach
tegorocznego konkursu dotacyjnego na realizację zadań publicznych z zakresu
kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego.
Historia regionalna zajmuje stosunkowo niewiele miejsca w programach
szkolnych. Nauczanie historii odbywa się ponadto często w sposób stereotypowy
i mało interesujący. Doświadczenia Stowarzyszenia „Terra Incognita” zdobyte
podczas realizacji młodzieżowych projektów edukacyjnych wskazują na potrzebę wypracowania wspólnie z nauczycielami historii i języka polskiego niekonwencjonalnych metod pracy w tej dziedzinie, pobudzających uczniów do
większej kreatywności i samodzielności. Taki cel przyświecał organizatorom tegorocznego projektu dla młodzieży szkolnej zatytułowanego „Osadnicy”. Przez
trzy miesiące blisko 50 uczniów z pięciu szkół powiatu gryfińskiego pod opieką
nauczycieli zajmowało się poszukiwaniem śladów pierwszych osadników na terenie naszego powiatu po II wojnie światowej. Do ich zadań należało odnajdywanie i odwiedzanie miejsc i osób związanych z wydarzeniami tamtych lat,
prowadzenie wywiadów ze świadkami czasu, gromadzenie zdjęć i dokumentów
oraz przedmiotów dokumentujących życie w tamtym okresie, sporządzanie do* Magdalena Ziętkiewicz – polonistka, dziennikarka radiowa (m.in. w latach 80. i 90. XX w.
współpracowała z podziemnym Radiem Solidarność, Radiem Wolna Europa i Polskim Radiem
Szczecin), nauczycielka języka niemieckiego. Przez kilka lat pracowała w Fundacji Krzyżowa dla
Porozumienia Europejskiego jako koordynatorka międzynarodowego projektu Wolontariat dla
Europejskiego Dziedzictwa Kulturowego. Inicjatorka i koordynatorka wielu projektów polsko-niemieckich z dziedziny edukacji i kultury. Od 2009 r. działa w Stowarzyszeniu Historyczno-Kulturalnym „Terra Incognita”, a od 2010 r. – w transgranicznym ruchu Nowa Amerika.
355
Magdalena Ziętkiewicz
kumentacji fotograficznej. Pomysł na taki właśnie zakres tematyczny projektu
narodził się podczas spotkania roboczego grupki nauczycieli – zapaleńców, którzy już w grudniu ub. roku realizowali wspólnie pod patronatem Stowarzyszenia
podobny projekt związany tematycznie z dwudziestą rocznicą wprowadzenia
stanu wojennego.
Już w fazie przygotowawczej nowego projektu zauważyliśmy, jak niewiele istnieje opracowań dotyczących problemów związanych z osadnictwem, co
wynika niewątpliwie z faktu, że przed rokiem 1989 zajmowano się tym tematem
w sposób wybiórczy. Tym ważniejszym zatem wydało nam się dotarcie do żyjących jeszcze pierwszych osadników, którzy kształtowali powojenną rzeczywistość
w naszym regionie. Kiedy odejdzie od nas to pokolenie ludzi będących już dziś
w podeszłym wieku, bezpowrotnie stracimy okazję do poznania i spisania wydarzeń z tamtego okresu.
Realizacja projektu rozpoczęła się w marcu 2012 od warsztatów archiwistyczno- dziennikarskich zorganizowanych przez Stowarzyszenie we współpracy ze Szkołą Podstawową im. Kornela Makuszyńskiego w Chojnie, w których uczestniczyło 40 uczniów gimnazjów i szóstych klas szkoły podstawowej,
siedmioro koordynujących projekt nauczycieli i zaproszeni świadkowie czasu.
Warsztaty prowadzone były w dwóch grupach tematycznych. Uczestnicy warsztatów archiwistycznych prowadzonych przez dr. Rafała Simińskiego, pracownika
naukowego Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu
Szczecińskiego, poznali różne rodzaje źródeł historycznych i możliwości ich
wykorzystania w poznawaniu historii. Dowiedzieli się też, po co istnieją i jak
funkcjonują archiwa. Podczas zajęć praktycznych poznali rolę fotografii w badaniach historycznych, a także skutki manipulacji fotografią. Samodzielnie interpretowali i opisywali stare zdjęcia i zabytkowe przedmioty wypełniając „karty zabytku ruchomego”. Uczennica VI klasy chojeńskiej szkoły podstawowej Hanna
Barticzka napisała po warsztatach: „Zaczęliśmy opisywać stare zdjęcia. Niektóre
rzeczy były naprawdę zadziwiające. Zdziwiło mnie na przykład to, że na zdjęciu
można dostrzec, czy ktoś ma zakurzone buty. Jeżeli tak, to świadczyło to o tym,
że w tamtych czasach ulice nie były brukowane”.
Młodzież uczestnicząca w warsztatach dziennikarskich prowadzonych
przez Przemysława Konopkę i Magdę Ziętkiewicz ze Stowarzyszenia „Terra
Incognita” poznała techniki prowadzenia rozmowy i wywiadu oraz podstawowe
gatunki dziennikarskie (wywiad, relacja, reportaż), a następnie w dwóch podgrupach uczyła się formułować dociekliwe pytania i prowadziła rozmowy z zaproszonymi świadkami historii, aby w ostatniej fazie pracy zaplanować przetworzenie
zdobytych informacji w teksty dziennikarskie. Również uczestnicy tych warsztatów uznali je za bardzo interesujące i inspirujące do dalszej samodzielnej pracy.
356
Po śladach osadników
Celem, jaki przyświecał organizatorom warsztatów, było właśnie przede
wszystkim przygotowanie młodych ludzi do samodzielnych poszukiwań śladów
powojennej historii regionu prowadzonych w dalszej części projektu.
Trwający od marca do czerwca projekt realizowany był poprzez interesujące i atrakcyjne dla uczniów formy zajęć pozalekcyjnych. Poszczególne grupy młodzieży pod opieką nauczycieli historii i języka polskiego spotykały się ze
świadkami czasu – powojennymi osadnikami, prowadziły z nimi rozmowy i spisywały bądź nagrywały ich wspomnienia. Ponadto młodzież prowadziła poszukiwania starych dokumentów, zdjęć i innych pamiątek w domowych archiwach,
na szkolnych strychach i w domach sąsiadów, gromadziła je, przygotowywała
wystawy i prezentacje.
Efekty kilkumiesięcznej pracy uczniów i nauczycieli obejrzeć można było
podczas spotkania podsumowującego projekt, które odbyło się 5 czerwca 2012
w Gimnazjum im. Janusza Korczaka w Chojnie. Uczniowie zebrali wiele cennych
dokumentów (akty nadania ziemi i nieruchomości, świadectwa szkolne, dokumenty zmiany nazwiska, tymczasowe zaświadczenia tożsamości, przepustki dla
podróżujących bez dokumentów), odnajdowali i gromadzili albumy rodzinne,
przedmioty codziennego użytku, kroniki szkolne. Dwie uczennice chojeńskiego
gimnazjum nakręciły i zmontowały samodzielnie film, stanowiący wywiad z babcią jednej z nich. Młodzież z Gimnazjum w Widuchowej przejrzała stare kroniki
szkolne ze szkół w Dębogórze, Lubiczu i Widuchowej, odnajdując w nich wiele
cennych informacji, a także przeprowadziła wśród starszych mieszkańców gminy ankietę „Skąd przybyliśmy do gminy Widuchowa”. Uczniowie Gimnazjum
w Mieszkowicach spotkali się z prezesem Stowarzyszenia Upamiętnienia
Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów i obejrzeli w mieszkowickiej izbie muzealnej
wystawę upamiętniającą zbrodnie ukraińskie na ludności polskiej, co pozwoliło
im lepiej poznać i zrozumieć motywy przybycia do Mieszkowic większości powojennych mieszkańców miasta. Prowadząc wywiady z osadnikami gromadzili
i skanowali udostępnione przez nich archiwalne zdjęcia i przygotowali interesującą prezentację multimedialną, w której zestawili fotografie powojennego miasta ze współczesnymi zdjęciami, przedstawiającymi te same miejsca. Uczniowie
z Gimnazjum w Moryniu z zebranych materiałów przygotowali nie tylko interesującą wystawę, ale i krótki spektakl teatralny prezentujący dramatyczne losy
polskich i niemieckich przesiedlonych.
Aby ułatwić młodzieży pracę grupa robocza złożoną z nauczycieli – opiekunów projektu sformułowała przed jego rozpoczęciem listę tematów, którymi należało się zająć podczas rozmów ze świadkami czasu. Mimo to praca młodych adeptów
sztuki dziennikarskiej nie była łatwa. Nie na wszystkie tematy udało się też wydobyć
informacje od byłych osadników. Wielu z nich to dziś już ludzie w bardzo pode-
357
Magdalena Ziętkiewicz
szłym wieku. Niektórzy z nich początkowo próbowali rozmawiać z młodzieżą w taki
sposób, do jakiego przyzwyczajono ich w czasach PRL podczas oficjalnych spotkań
z „weteranami walki o polskość Ziem Odzyskanych”. Inni ulegali typowej dla starszych ludzi skłonności do idealizowania wydarzeń z przeszłości.
Uczestnicy projektu rozpoczęli swą pracę badawczą od ustalenia skąd,
w jakim okresie i z jakich powodów przybywali do ich miejscowości osadnicy.
Uczniowie III klasy gimnazjum w Widuchowej przeprowadzili w tym celu badanie statystyczne wśród blisko 442 mieszkańców gminy Widuchowa w wielu
ponad 70 lat (90% ogólnej liczby jednostek statystycznych). Do wszystkich respondentów młodzi ankieterzy dotarli osobiście informując ich o celu badań,
a wypełnione ankiety opracowali i przedstawili wyniki w formie prezentacji multimedialnej.
Największa liczba obecnych mieszkańców gminy (150 osób) przybyła
z terenów Ukrainy i Białorusi oraz województw: podkarpackiego (47 osób), lubelskiego (35), łódzkiego (30) i świętokrzyskiego (28). Aż 32 osoby przyjechały do
gminy Widuchowa z Niemiec. Najliczniejsza grupa osadników (174) przybyła już
w 1945 roku, o połowę mniej liczna (84) w 1946 roku. W kolejnym roku osiedliły się na terenie gminy już tylko 33 osoby. Kolejna fala osadnictwa przypadła na
lata 1952–1957 i związana była z napływem pracowników do tworzonych PGR-ów
i powrotem Polaków z terenu Związku Radzieckiego (łącznie 67 osób).
Najczęściej wymienianymi przez ankietowanych przyczynami osiedlenia się były: otrzymanie gruntów, domu i pracy na terenach tzw. „Ziem
Odzyskanych” (207 osób), przesiedlenie Polaków z Kresów Wschodnich, które
po II wojnie światowej włączono do Związku Radzieckiego (148), powrót z zesłania na Syberię (39), powrót z robót przymusowych z Niemiec i krajów okupowanych przez Niemcy (32) oraz przesiedlenie w ramach „Akcji Wisła” (16).
Również w wielu tekstach dziennikarskich napisanych przez uczestników projektu pojawiły się szczegółowe informacje dotyczące miejsc, z których
przybyli osadnicy, jak i motywów ich przyjazdu.
„Na wschodzie, tam gdzie dzisiejsza Ukraina, w dworze znajdującym się
między wsią a miastem mieszkał pan Jan Władyka. Urodził się on 14.07.1927 r.
w Mariampolu (woj. i pow. Stanisławów). Pewnej nocy w 1945 r. wojska ukraińskie weszły do pobliskich domostw. Ukraińcy wymordowali wtedy 88 osób.
Ocalałe rodziny polskie wiedziały już, że nie jest tam bezpiecznie i postanowiły
wyjechać” (fragment tekstu napisanego przez Katarzynę Pośniak ze szkoły podstawowej w Chojnie).
„Moja rodzinna wieś, Hnilcze, została spalona przez Ukraińców.
Uratowaliśmy tylko krowę i maszynę do szycia” (fragment wspomnień Kazimiery
Piosik spisanych przez gimnazjalistów z Mieszkowic).
358
Po śladach osadników
„Babcia Leokadia do 1943 r. mieszkała w woj. wołyńskim, na dzisiejszej Ukrainie. Mieszkali na kolonii, Piotrówce. Wieś oddalona o 2 km nazywała
się Ostrówki. Kobieta do dziś pamięta o rzezi, której dokonano na Polakach.
Ukraińcy wyprowadzali na łąki Polaków i tam ich rozstrzeliwali. Starców zrzucali do studni. Raz rozstrzelanie przeżyła dziewczynka. Matka najprawdopodobniej schowała ją pod płaszczem. Innym razem babcia widziała jak mężczyzna
przyniósł główkę swojego zamordowanego dziecka. Rodzina babci – podobnie
jak wielu Polaków – z obawy o własne życie postanowiła opuścić tamte tereny”
(fragment tekstu K. Pośniak).
„Przywieziono nas tu z Syberii w 1946 roku. Rodzice pracowali w łagrach, aż do wyjazdu. Pierwszą klasę kończyłam jeszcze w Rosji. Panowały tam
prawdziwe mrozy, nie takie jak tutaj. Pamiętam, że tatuś wracając wieczorem
z robót miał sople na wąsach. Gdy wyjeżdżaliśmy każdy płakał, mieliśmy szczęście, bo wielu zostało; jechaliśmy pierwszym transportem” (ze wspomnień
Czesławy Ogonowskiej spisanych przez Dobrosławę Porzezińską z Gimnazjum
w Moryniu).
„Władysław, z 1919 roku, przed wojną był w organizacji junackiej. To
organizacja paramilitarna, w której młodzież była wychowywana w duchu patriotycznym i przyuczana do zawodu. Budowali szosę karpacką. Tam w 1940
roku zastali ich sowieci i wcielili do swojego wojska. Po układzie Sikorskiego
z Rosjanami, zdemobilizowano go, ale nie zdążył do Andersa. Dopiero drugim
rzutem dostał się do Wojska Polskiego. Przemierzył długi szlak i forsował Odrę,
gdzie 28.kwietnia został ranny. Potem z żoną, którą poznał podczas leczenia
w Częstochowie, przyjechali na Zachód” (spisane przez uczniów z Mieszkowic).
Wyraźnie zainteresował młodzież wątek pełnej trudów podróży w nieznane. Motywy te pojawiły się w niemal wszystkich tekstach napisanych przez
uczestników projektu.
„Podróż trwała kilka miesięcy. Warunki były okropne. Całe rodziny spały
na podwójnych pryczach w bydlęcych wagonach. Jedzenie dostawaliśmy tylko
wtedy, gdy pociąg zatrzymywał się na większych stacjach. Swoje potrzeby załatwialiśmy pod czujnym okiem żołnierzy. Jechaliśmy mniej więcej od lutego do
kwietnia” (ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej z Morynia).
„Jechali pociągami towarowymi przez długi czas. Były tam straszne
warunki. Mimo, że były małe okienka panowała w nich ciemność, było ciasno,
duszno i brudno. Każdy spał na swoim tobołku” (z wywiadu Katarzyny Pośniak
z babcią Leokadią).
„Przez kilka dni i nocy jechali do Prochowa (miejscowość koło Wrocławia).
Dostali rozkaz wyładowania się tam gdzie są, bo inaczej będą wracać z powrotem. Zatrzymali się na środku łąki i musieli pod przymusem opuścić pociąg.
359
Magdalena Ziętkiewicz
W deszczu przez dwa tygodnie czekali na następny środek transportu. Przez ten
czas gotowali na cegłach, a po wodę chodzili na odległą stację” (ze wspomnień
Jana Władyki).
„Jechaliśmy pociągiem 6 tygodni. Nasz transport zatrzymał się
w Gryfinie. To miejsce nam nie odpowiadało. Przyjechaliśmy z Podola, szukaliśmy dobrej ziemi, bo TAM była dobra ziemia. Ruszyliśmy dalej. Do Mieszkowic
z Gryfina jechaliśmy aż 4 dni na lorach (wagony bez zadaszenia), bo musieliśmy
przepuszczać mijające nas po drodze transporty z rosyjskimi żołnierzami. Trasa
prowadziła przez Pyrzyce, Myślibórz, Dębno i Kostrzyn. Po drodze, w Pyrzycach,
pozostało kilka rodzin, więcej w Myśliborzu, kilka w Dębnie. A Kostrzyn był
„zbity”. My wysiedliśmy w Mieszkowicach, bo pociąg dalej nie jechał” (ze wspomnień Kazimiery Piosik spisanych przez uczniów z Mieszkowic).
Młodym adeptom dziennikarstwa udało się też uchwycić pierwsze wrażenia i doświadczenia osadników po przyjeździe oraz towarzyszące im emocje.
„Pierwszą noc spędziłyśmy na dworcu. Spałam w boksie na węgiel.
Zapamiętałam mnóstwo zgniłych ziemniaków. Rano przyjechał transport
z Wileńszczyzny. Musieliśmy pospieszyć się z wyładunkiem i znaleźć dom.
Trafiliśmy do poniemieckiej plebanii. Dom posiadał wiele pustych pomieszczeń, m.in. duży salon. Uprzednio wszystkie meble wynieśli Rosjanie i urządzili
w nim szpital. My zastaliśmy już tam tylko duży magiel stojący w korytarzu.
Piwnica pełna była zabawek, ponieważ niemiecki pastor miał wiele dzieci” (tekst
uczniów z Mieszkowic, wspomnienia pani Kazimiery Piosik).
„W sierpniu 1945 roku dojechali do Chojny. Pan Jan wraz z żoną zamieszkał we wsi Stoki. W tamtych czasach na miejsce zamieszkania wybierano
domy, w których mieszkało kilka znajomych rodzin. Polacy czuli się wtedy bezpieczniej, bo przez cały czas pamiętali o bezlitosnych Ukraińcach. Wprowadzili
się więc do domu, w którym mieszkało wojsko i kilka rodzin” (z tekstu Katarzyny
Pośniak)
„Najpierw trafiliśmy do Klępicza, gdzie przez tydzień mieszkaliśmy
w pociągach towarowych, którymi wcześniej podróżowaliśmy! Potem przyjeżdżali gospodarze i zabierali chętnych do Morynia. Zdecydowaliśmy się wraz
z kilkoma rodzinami. Miałam wtedy 11 lat i jako dziecku bardzo mi się to miasteczko spodobało. Pamiętam bardzo wiele sklepów, pewnie dlatego, że było to
miasteczko wczasowe dla Niemców” (ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej).
Kolejnym wątkiem, który zainteresował uczestników projektu były problemy związane z organizacją życia codziennego i zaopatrzenie ludności w środki niezbędne do życia. Wielu osadników nie potrafiło sobie przypomnieć, aby
na co dzień musieli się borykać z jakimiś znaczącymi problemami. Być może
wyparli już złe wspomnienia z pamięci, Być może też ci ludzie, którzy mieli za
360
Po śladach osadników
sobą życie w strachu i niepewności, głód i choroby, wycieńczającą wielomiesięczną podróż, a w niektórych wypadkach – pobyt na Syberii, nauczyli się już radzić
sobie z przeciwnościami losu?
„Musieliśmy sami zorganizować sobie życie. W mieście nie było sklepów. Niektóre produkty, takie jak zapałki, mydło, sól dało nam wojsko ludowe. Funkcjonowała tylko piekarnia, z której chleb kupowaliśmy za otrzymane
kartki. Rozpoczął się handel wymienny z pozostałymi w mieście, nielicznymi
Niemkami. Pamiętam, że moja mama wymieniła mleko i ser na serwetę” (ze
wspomnień Kazimiery Piosik z Mieszkowic).
„Po Niemcach nic nie zostało. Może ci, co przyjechali zaraz po wojnie to
jeszcze z poniemieckich domów jakiś sprzęt zabrali, ale my już nic nie zastaliśmy. Trzeba było szukać po strychach jakichś starych, niepotrzebnych mebli…”
(ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej z Morynia).
„W wiosce był jeden sklep. Jego zaopatrzenie było wystarczające. Po
ubrania jednak musieli jeździć do Szczecina. W Stokach do 1951 r. mieszkali
Rosjanie. Zajmowali oni PGR. Stosunki z nimi Polacy mieli dobre. (…) Środkiem
płatniczym pomiędzy nimi był alkohol (przeważnie bimber). Kupowali za niego
paszę dla bydła, uprząż dla koni, owies, siano, narzędzia oraz wiele innych towarów. Lotnisko i Stoki jako pierwsze miały prąd. Wszyscy ci, którzy chcieli mieć
światło dawali litr wódki lub bimbru rosyjskiemu energetykowi, a ten podciągał
kable do ich domu” (na podstawie relacji Jana Władyki ze Stoków).
Innym niezmiernie ważnymi zagadnieniami związanymi z powojennym osadnictwem na ziemiach zachodnich, które przez ponad czterdzieści lat
przedstawiane były w sposób tendencyjny i do dziś budzą wiele kontrowersji,
są kontakty i stosunki nowoprzybyłych z mieszkającymi tu jeszcze Niemcami,
problem wypędzenia Niemców w oczach Polaków i stosunek polskich osadników
do mienia poniemieckiego.
„Ja tam do Niemców nic nie mam, najwyżej kilku zabiłem” – powiedział
obojętnym tonem w trakcie spotkania z młodzieżą blisko dziewięćdziesięcioletni osadnik wojskowy, były żołnierz z I Armii Wojska Polskiego, szokując swą
wypowiedzią uczestników warsztatów, którzy później wielokrotnie ją cytowali.
Wspomniał też, że po wojnie niczego mu nie brakowało, bo wszystko mógł kupić za złoto znalezione w niemieckich domach. Przyciśnięty przez młodzież do
muru wyznał, że plądrowanie przez polskich żołnierzy niemieckich domów było
rzeczą nagminną i że później „znalezione” w tych domach kosztowności wymieniane były na żywność czy przedmioty codziennego użytku stając się dla wielu w
pierwszym okresie podstawą bytu. Z jego wypowiedzi wynikało też jednoznacznie, że wykształciła się odrębna kasta osadników wojskowych, którzy po pierwsze
mogli się osiedlać w bezpośredniej bliskości nowo wytyczonej granicy na Odrze,
361
Magdalena Ziętkiewicz
po wtóre otrzymywali większe i lepsze domy i byli w uprzywilejowanej sytuacji
w stosunku do przybyszów zza Bugu.
Młodzi uczestnicy projektu starali się jednak dotrzeć również do takich
świadków czasu, którzy postrzegali Niemców nie tylko jako wrogów, ale widzieli w nich ludzi w podobny sposób jak oni sami skrzywdzonych przez historię.
Trzeba przy tym pamiętać, że większości ludzi przybyłych tu z Ukrainy nie miała wcześniej bezpośredniego kontaktu z terrorem hitlerowskim i że wizerunek
wroga jawił im się raczej w postaci mordującego kobiety i dzieci nacjonalisty
ukraińskiego, niż Niemca.
„Pracowało ze mną kilka Niemek: dwie jako pielęgniarki i trzy w kuchni.
Z jedną z nich się zaprzyjaźniłam. Bywałam u niej w domu. Jej mąż został ranny
na froncie i amputowano mu nogi. Kiedy Niemcy się wycofywali, zginęło im
dziecko. Pamiętam też jedenastoletniego, niemieckiego chłopca, któremu mina
oberwała piętę. Wkrótce musiałam asystować przy amputacji jego nogi. Wtedy
zdecydowałam, że nie chcę pracować w tym zawodzie. Pewnego dnia do bratowej Niemka przyprowadziła nastoletnią córkę, Werę, aby ta pilnowała jej dziecka za wyżywienie. Wkrótce inna Niemka wróciła po dziewczynkę, bo jej mama
się powiesiła. Oni też swoje przeżyli” (wspomnienia Kazimiery Piosik spisane
przez mieszkowickich gimnazjalistów).
„W dwupiętrowym domku mieszkała kobieta. Parter był wolny, ale zamieszkali na pierwszym piętrze z Niemką, bo stwierdzili, że tak będzie bezpieczniej. Pamiętali o wydarzeniach na Wołyniu. Obawiali się także Rosjan, którzy
byli zdolni do mordów. Babcia wspominała, że Niemka, z którą zamieszkali była
bardzo uczynna. Gotowała obiady, m.in. zupę z brukwi, którą jedli z apetytem.
Po pewnym czasie zaczęło się wysiedlanie Niemców” (ze wspomnień babci
Leokadii, mieszkanki Chojny spisanych przez Katarzynę Pośniak).
Jak długo polscy osadnicy mogli żyć w jednej miejscowości, a nawet pod
jednym dachem z niemieckimi mieszkańcami tych ziem? Interesującym źródłem
informacji dotyczącym chronologii lokalnych wydarzeń mogą być stare kroniki
szkolne. W wypożyczonej i udostępnionej na wystawie przez uczestników projektu kronice Szkoły Podstawowej w Lubiczu pod datą 15.09.1947 widnieje wpis:
„Z tutejszej osady wysiedlono ostatnich niemców” (pisownia oryginalna).
Tragiczne podobieństwo losów polskich i niemieckich wysiedlonych
uczestnicy projektu mogli poznać i przeżyć emocjonalnie dzięki wzruszającemu mini-spektaklowi teatralnemu zaprezentowanemu przez gimnazjalistów
z Morynia. Przy dźwiękach niemieckiej kolędy „Stille Nacht, heilige Nacht”
świątecznie ubrana rodzina zapala świece na choince, składa sobie życzenia i zasiada do świątecznego posiłku, który przerwany zostaje wtargnięciem do domu
sowieckich żołnierzy. Gasną świece na przewróconej choince, a pod stopami wy-
362
Po śladach osadników
pędzanych z domu mieszkańców chrzęści szkło z rozbitych ozdób choinkowych
i naczyń. Po chwili wypełnionej dramatyczna muzyką inna rodzina, okutana
w szare kożuchy, spłowiałe chusty i „uszanki” ze zdumieniem rozgląda się po
wnętrzu i rozwija swe skromne zawiniątko z resztkami chleba. Na choince znowu
płoną świece, a w pozostawionych na stole filiżankach pojawia się herbata…
Stosunek ludności polskiej do mienia poniemieckiego mógł niekiedy budzić zastrzeżenia. Ten motyw pojawił się we wspomnieniach kilkorga osadników.
Pan Marian Kołaczyk opowiadał młodzieży podczas warsztatów dziennikarskich
o zabytkowym drewnianym kościele z modrzewia, który stał w Błeszynie nad
Odrą. Został on rozebrany na części, które zostały wywiezione do Warszawy.
Znajdował się tam także rozległy cmentarz, który także uległ rozbiórce, a wszystkie płyty nagrobne zostały wywiezione w nieznanym kierunku. Pani Czesława
Ogonowska z Morynia wspomina: „Polacy, którzy przyjechali tutaj przed nami,
czasem zachowywali się okropnie. Jak spodobał im się jakiś dom to od razu wypędzali z niego całą niemiecką rodzinę. Postępowali z Niemcami tak, jak z nami
Rosjanie podczas wysiedleń”.
Wśród tematów, którymi mieli się zająć uczestnicy projektu były między
innymi zasięg i metody oddziaływania propagandy politycznej, a także rola kościoła w życiu społecznym i politycznym. Interesujące informacje na ten temat
widnieją w odszukanych przez uczniów kronikach szkolnych.
W kronice szkoły podstawowej w Lubiczu pod datą 20.06.46 odnaleźć
można następujący wpis: „Zgodnie z życzeniem ks. Proboszcza dzieci szkolne
zbudowały ołtarz na tle barw narodowych”. Natomiast pod datą 28.06.46 czytamy: „Nastąpiło zakończenie roku szkolnego 1945/46. Ks. Proboszcz odprawił
Mszę św., w której oprócz dziatwy wzięło udział miejscowe społeczeństwo”.
Msze i nabożeństwa towarzyszą uroczystościom rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego do września 1949 włącznie. W latach pięćdziesiątych brak
już jakichkolwiek informacji o uroczystościach religijnych. Na uroczystości rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego przybywają już, zgodnie z wpisami w kronikach, wyłącznie przedstawiciele władz partii politycznych, organizacji społecznych i wojska polskiego, a pozostałe wpisy w kronikach dotyczą głównie akademii
i pochodów pierwszomajowych, obchodów rocznic rewolucji październikowej,
apeli z okazji kolejnych rocznic śmierci gen. Karola Świerczewskiego, akcji zbierania stonki, czy pomocy uczniów przy wykopkach.
Uczestnikom projektu udało się wydobyć od osób, z którymi rozmawiali,
stosunkowo niewiele informacji dotyczących stosunku „zwykłych obywateli” do
ówczesnej propagandy politycznej i relacji między społeczeństwem a władzą.
Prawdopodobnie był to temat zbyt poważny i mało interesujący dla współczesnych nastolatków. Jednak w kilku spisanych przez nich relacjach pojawiają się
363
Magdalena Ziętkiewicz
szczątkowe informacje dotyczące ówczesnych stosunków politycznych i prób
indoktrynacji politycznej młodzieży.
„Każdy młody człowiek obowiązkowo należał do organizacji o nazwie
Służba Polsce, tam kilka dni w miesiącu pracowaliśmy w PGR. Było też harcerstwo, ale jeszcze na starych, przedwojennych zasadach! Organizowaliśmy
podchody, pływaliśmy łódkami, chodziliśmy na zadbaną, poniemiecką strzelnicę, mieliśmy mundury, krzyżyki, lilijki, chusty, na początku niebieskie, a potem jak się pozmieniało – czerwone” (ze wspomnień Czesławy Ogonowskiej
z Morynia).
„Przy rynku było kino (dzisiejsza „Hala”), do którego chodziło się bardzo
rzadko. Częściej mieszkańcy Chojny chodzili na (dzisiejsze osiedle) Lotnisko,
ponieważ wstęp był za darmo, a w mieście trzeba było płacić za bilet. Rosjanie
wyświetlali wówczas propagandowe, wojenne filmy ukazujące Niemców jako
wielkich zbrodniarzy, a Rosjan jako wybawicieli” (ze wspomnień babci Leokadii,
mieszkanki Chojny).
Są też wspomnienia sentymentalne, dotyczące prób organizacji normalnego życia rodzinnego i towarzyskiego w odmienionych warunkach. Pani
Kazimiera Piosik wspomina: „Pierwszą Wigilię w 1945 roku obchodziliśmy
w gronie rodziny i znajomych w dużym salonie zamieszkanej przez nas plebanii. Uczestniczyły w niej 32 osoby. Na stół wigilijny każdy przyniósł to, co miał
w domu. Nie pamiętam, co jedliśmy. Najważniejsze, że byliśmy razem w tak dużym
gronie. Ja zajmowałam się sprzątaniem i nakryciem stołu, bo byłam najmłodsza.
Ten salon służył też jako miejsce spotkań i prób chóru, w którym śpiewałam”.
Pan Jan pamięta również, że jako pierwsi mieli niemiecki telewizor. Kupił
go w 1954 r. w Myśliborzu za pieniądze ze sprzedaży rzepaku. Kosztował kilkanaście tysięcy. Był to jedyny telewizor w wiosce, więc w trakcie nadawania audycji
zbierało się u nich około 70 osób.
Młode pokolenie wychowane w dobie mediów elektronicznych, w coraz
większym stopniu przebywa w świecie wirtualnym, a coraz mniej czasu i uwagi
poświęca bezpośrednim kontaktom międzyludzkim. Istotnymi walorami zrealizowanego przez Stowarzyszenie „Terra Incognita” projektu była praca w zespole
rówieśników i przełamywanie barier międzypokoleniowych, które we współczesnym świecie stają się coraz bardziej zauważalne. Liczne spotkania z osadnikami, których uczestnicy projektu zapraszali do szkół i odwiedzali w ich domach
oraz wielogodzinne rozmowy z nimi prowadzone przez młodzież, służyły przełamywaniu barier pomiędzy pokoleniami i nawiązywaniu bezpośrednich kontaktów ze starszymi ludźmi. W wielu wypadkach młodzi ujawnili emocjonalny
stosunek do opisywanych wydarzeń i podziw dla bohaterów swoich tekstów.
„Na podstawie relacji tych osób pragnę ukazać, że ludzie przybywający
364
Po śladach osadników
na Pomorze Zachodnie po II wojnie światowej nie mieli łatwego życia, a mimo
to nie poddawali się”.
„Maszyna do szycia do dziś stoi u pani Kazimiery w mieszkaniu na
Młynarskiej. Niezawodna, mocna jak pierwsi Osadnicy”.
„Pani Ogonowska jest dla nas przykładem optymizmu w trudnych sytuacjach. Czy my bylibyśmy w stanie zachować pogodę ducha w tak ciężkich
czasach?”.
Dzięki uczestnictwu w projekcie duża grupa nastolatków zainteresowała
się losami własnych dziadków i pradziadków, historią własnej rodziny, szkoły,
miejscowości i regionu. Grupa nauczycieli koordynujących projekt w poszczególnych szkołach jest zainteresowana jego kontynuacją. Mamy już listę lokalnych tematów, którymi zamierzamy się zająć. Katarzyna Pośniak, szóstoklasistka
z Chojny napisała po zakończeniu projektu:
„Wsłuchując się z zapartym tchem w historie, które przekazywali mi moi
rozmówcy zastanawiałam się nad ich losem i nad tym, że gdy wcześniej chciałam poznać ten temat z książek historycznych, to znajdowałam w nich tylko
kilkuzdaniowe wzmianki o tym, w których latach były wysiedlenia i skąd wysiedlano Polaków”.
Chcielibyśmy, aby młodzi ludzie nie tylko poznawali historię z podręczników, ale żeby wspierani przez nauczycieli samodzielnie poszukiwali śladów
i pamiątek dotyczących przeszłości regionu, bo tylko w taki sposób można ich
tą przeszłością zainteresować. Liczymy również na to, że do naszych dalszych
działań zechcą przyłączyć się kolejne szkoły z terenu powiatu gryfińskiego. Uczestnicy projektu:
– Szkoła Podstawowa im. Kornela Makuszyńskiego w Chojnie, opiekunowie: Wiesława Koladyńska i Przemysław Tylus;
– Gimnazjum im. Janusza Korczaka w Chojnie, opiekun: Ryszard
Juzyszyn;
– Gimnazjum im. Noblistów Polskich w Mieszkowicach, opiekunki: Renata
Walawender i Mirosława Butrymowska;
– Publiczne Gimnazjum im. Jana Pawła II w Moryniu, opiekunka Julita
Miecznikowska;
– Publiczne Gimnazjum im. K. Górskiego w Widuchowej, opiekunowie:
Irena Chęś i Dominik Smulski.
365
Magdalena Ziętkiewicz
Fragment wystawy przygotowanej
przez uczestników projektu
Kasia Pośniak rozmawia z panem
Janem Władyką
Prezentacja finalowa Gimnazjum
w Moryniu
Warsztaty archiwistyczne
366
Kamila Sarosińska*
Przemyśl
Od gabinetu
osobliwości
do muzeum
Ludzka ciekawość jest bardzo owocną siłą sprawczą, dzięki której nasza cywilizacja znajduje się w obecnej fazie rozwoju, a co najważniejsze proces
jej rozkwitu nie ustaje; ludzkość nie przestaje być głodna wiedzy. Sam Albert
Einstein powiedział kiedyś: „nie mam żadnych szczególnych uzdolnień, cechuje
mnie tylko niepohamowana ciekawość”. Owa dociekliwość nie jest jednak matką tylko wynalazków. Jej moc pchnęła ludzkość także w całkiem przeciwną stronę, w stronę przeszłości, a dokładniej chęci jej poznania, opisania, utrwalenia.
Najbliższą formą obcowania z historią jest styczność z jej pozostałościami, reliktami łączącymi duchowość z rzeczywistością, na których odcisnęła swoje piętno
pozostawiając ślad dla przyszłych pokoleń, stąd łaknący wiedzy badacze stali się
ich zbieraczami, kolekcjonerami osobliwości przeszłości.
Historia ciekawości człowieka sięga epoki paleolitu, skąd znamy pierwsze przejawy zainteresowania przedmiotami w celach nieużytkowych. W północno-zachodniej Tanzanii, obok szczątków homo habilis, pochodzących z kultury Olduvai, zgromadzone zostały prymitywne narzędzia kamienne, otoczaki
i rozłupce, oraz „bryłka czerwonej ochry i kawałek zielonej lawy”1. Nie jest to
odosobniony przykład, dotyczy to także wyposażeń grobów zróżnicowanych pod
względem płci czy pozycji społecznej, co potwierdza poczucie estetyki naszych
* Kamila Sarosińska – studentka historii w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych
Uniwersytetu Szczecińskiego.
1
K. Pomian, Zbieracze i osobliwości, Warszawa 1996, s. 42.
367
Kamila Sarosińska
przodków, a także przywiązanie do rzeczy praktycznie bezużytecznych, lecz stanowiących pewną wartość duchową. Prawdopodobnie symbolika tych prakolekcji związana jest ze sferą wierzeń religijnych. Zdaniem Zdzisława Żygulskiego
u Asyryjczyków i Babilończyków tworzenie zbiorów przedmiotów szczególnych
„wynikało z motywów bądź to wojenno-trofealnych (głoszenie sławy i potęgi
władcy) bądź też z motywów naukowo- badawczych”2. Mezopotamskie kolekcje
były dostępne dla publiczności, niektóre eksponaty w nich umieszczone posiadały opis dla zwiedzających umieszczony na glinianej tabliczce. W starożytnym
Egipcie składano w grobowcach przedmioty codziennego użytku, symbole władzy, najwartościowsze dla zmarłego przedmioty, zaś same ciało poddając mumifikacji czyniono najcenniejszym ze skarbów. Praktyka ta dotyczyła sfery religijnej
Egipcjan, ponieważ wierzyli oni w możliwość życia pozagrobowego tylko przy zachowaniu ciała oraz zapewnienia potrzebnych mu do egzystowania rekwizytów,
w tym także pożywienia. Bogate wyposażenie egipskich zmarłych w ich miejscu
spoczynku miało więc charakter „dramatycznej walki o nieśmiertelność”3.
W czasach antycznych greckie kolekcje prywatne stanowiły pinakoteki będące galeriami obrazów. Najsłynniejsza z nich pochodząca z V w. p.n.e.
znajdowała się w północno-zachodnim skrzydle Propylejów na Akropolu
w Atenach. Starożytni Grecy mieli podobne motywy kolekcjonowania przedmiotów do swych mezopotamskich poprzedników. Funkcję premuzeów stanowiły
u nich obiekty świątynne, które same w sobie będąc wspaniałym dziełem architektoniczno-rzeźbiarskim wyposażone były w przeróżne bogactwa i osobliwości
składane tam w charakterze wotywnym lub częściej dla powodów estetycznych.
Niekiedy zbiory przechowywano w podziemnych komorach, jednak większa ich
część zawsze była wystawiona na widok publiczny, dzięki czemu każdy mógł je
podziwiać, czasem za niewielką opłatą4. W obrębie świątyń tworzono także tezaurusy, skarbce narodowe, które były przeważnie kolekcjami trofeów, jak delfijski Skarbiec Ateńczyków, na którego tarasie zgromadzono łupy wojenne zdobyte
w bitwie pod Maratonem.
W starożytnym Rzymie to właśnie łupy zdobyte w trakcie wypraw wojennych stanowiły podstawę kolekcji prywatnych, których właścicielami byli
głównie władcy i wodzowie tacy jak Lukullus, Lucius Cornelius Sulla, Juliusz
Cezar czy Caius Verres. Dwie główne cechy zbieraczy rzymskich najlepiej określił Krzysztof Pomian pisząc, iż „pierwszą jest wyniosła pogarda dla użyteczności zgromadzonych przedmiotów, drugą – nieprzerwana rywalizacja”, która jest
Z. Żygulski Jun., Muzea na świecie. Wstęp do muzealnictwa, Warszawa 1982, s. 13.
Tamże.
4
Tamże, s. 15.
2
3
368
Od gabinetu osobliwości do muzeum
nie tyle sprawą bogactwa co honoru5. Nie były to jednak kolekcje udostępniane
szerokiej publiczności, ewentualnie można je było podziwiać w czasie świąt lub
uroczystości. Za panowania cesarzy obiektami stałej ekspozycji dzieł sztuki dostępnych szerokim rzeszom widzów stały się miejsca użyteczności publicznej
takie jak place, amfiteatry czy termy.
W średniowieczu, epoce pogardy dla indywidualizmu i sztuki świeckiej wiele z cennych pamiątek przeszłości zostało zniszczonych w czasie podbojów przez nieświadomych barbarzyńców lub fanatycznych obrońców wiary,
upatrujących w dziełach nawiązujących do mitologii diabelskie moce. Sama zaś
ciekawość ludzka została ograniczona do prawdy objawionej, głoszonej przez
kościół. W średniowieczu, podobnie jak to było w czasach Paleolitu, najwięcej
kolekcji znajdowano w grobowcach. Największe zasoby posiadał jednak Kościół,
który nie tylko poprzez dary był w posiadaniu ogromnych zbiorów skarbów, dzieł
sztuki, różnorodnych osobliwości przyrodniczych, których nie udostępniał oglądającym, a które skatalogowane i chronione leżały w skarbcach. Przedmiotami
o największej popularności były jednak wówczas wszelkiego rodzaju relikwie,
które zbierano i pieczołowicie strzeżono jako talizmany, źródła pomyślności
i opieki. Stanowiły je wszystkie przedmioty z którymi święty mógł mieć styczność, a w szczególności szczątki jego ciała. Królowie i ważne osobistości posiadały własne relikwie, czasem całe ich kolekcje. Wierni zaś mogli je zobaczyć
w świątyniach, w czasie procesji czy nabożeństw. Funkcję muzealną pełniły
w wiekach średnich właśnie kościoły, które wyposażone dobrami fundatorów złożonymi m.in. z darów wotywnych mogły być podziwiane przez rzesze wiernych.
Odrodzenie ciekawości nastąpiło w XV wieku wraz z epoką renesansu
i powstaniem nowej grupy ludzi ciekawych – humanistów. Semiofory6 zaczęto
postrzegać nie tylko jako cenne nabytki, ale także jako przedmioty badań dzięki
którym można odkryć na nowo zapomniany w średniowieczu świat starożytności. Gabinety gromadzące głównie przedmioty antyczne, a także różnego rodzaju osobliwości swój początek mają we Włoszech, później w miarę ich popularyzacji formują się w krajach zaalpejskich, zaś „dopiero później, pod wpływem
humanistów, kolekcje tego typu pojawią się na dworach książęcych: Medyceuszy,
d’Este, papieży i kardynałów we Włoszech, Macieja Korwina na Węgrzech, królów Francji i Anglii itd.”7. Na szczególną uwagę zasługuje rodzina Medyceuszy
z Florencji, która dzięki swej aktywnej działalności kolekcjonerskiej stała się
wzorem nowożytnego mecenatu artystycznego. Ze względu na swój status maK. Pomian, dz. cyt. , s. 25.
Tj. przedmioty składające się na kolekcję.
7
Tamże, s. 53.
5
6
369
Kamila Sarosińska
jątkowy mogli sobie pozwolić na nabywanie wielu dzieł sztuki niedostępnych
przeciętnemu zbieraczowi. Ich ogromna kolekcja jest zbiorem pięknej biżuterii, gemm, kamei, rzeźb, obrazów, przykładów sztuki złotniczej, zegarów, przyrządów astronomicznych, broni i zbroi, rękopisów. Co ciekawe nie gromadzono
wyłącznie szczątków starożytności, lecz coraz większą uwagę poświęcano dziełom
współczesnym. W ślad za Medyceuszami także papieże poczęli kształtować swoje
kolekcje. Stali się przyjaznymi dla artystów, sprawowali nad wieloma z nich mecenat. Paweł II wzniósł Pałac Wenecki i urządził w nim muzeum sztuki starożytnej
i bizantyńskiej8. Świątynie stawały się uświęconą formą muzeum pełną rzeźb, fresków, obrazów, które miały ukazywać świetność i potęgę Kościoła. Zbiory książęce
Montefeltrów w Urbino czy Gonzagów w Sabbionecie stanowiły także kolekcje
pełniące funkcje muzealne. Szczególną rolę w kształtowaniu się kolekcjonerstwa
odegrał także inny europejski ród mecenasów sztuki – Habsburgowie. Książęta
habsburscy posiadali prócz bogato zaopatrzonego skarbca pokaźną kolekcję sztuki nowoczesnej, broni, monet, osobliwości przyrody. Wybitnymi kolekcjonerami
z rodu Habsburgów był Rudolf II, którego zbiory tworzyły systematyczne muzeum
łączące sztukę, naturę i wiedzę oraz Karol V, którego zbrojownia dała początek
sławnej madryckiej Real Armeria istniejącej do dzisiaj9.
Wyjątkowym zjawiskiem czasów odrodzenia ciekawości jest tworzenie
własnych kolekcji nie tylko przez osoby zamożne, o wysokiej pozycji społecznej,
lecz także przez kupców, myślicieli, podróżników. Gromadzenie przedmiotów
i tworzenie gabinetów osobliwości stało się nie tyle wyrazem mody i uznania
w szerokim świecie, ale osobistego przeżycia, chęcią zbadania wszechświata i stworzenia jego pomniejszonego modelu na przykładzie własnej kolekcji.
Zbieracze dbali o szczególny porządek i ułożenie swoich skarbów, z pietyzmem
opisywali je i katalogowali. Do tej szczególnej grupy żyjącej w złotym czasie
kolekcjonerstwa należeli we Francji: kardynał Armand Richelieu, kardynał Jules
Mazarin10 czy Jean Baptiste Colbert, zaś w Niemczech na uznanie zasługuje
kolekcja Wittelsbachów założona przez bankiera, Jakuba Fugera.
W polskich realiach epoki renesansu przeważały zbiory zachowane niezmiennie od średniowiecza w skarbcach królewskich, na których zasób składały
się insygnia królewskie, broń, dary od innych władców czy łupy wojenne. Zmiany
nastąpiły za czasów panowania Zygmunta Starego, a kontynuowane były przez
Zygmunta Augusta. Zapoczątkowany został wówczas nowy typ kolekcjonerstwa.
Władcy nie założyli wprawdzie żadnego obiektu muzealnego, zgromadzili jedZ. Żygulski Jun., dz. cyt. , s. 26.
Tamże, s. 30.
10
Tamże, s. 28–38.
8
9
370
Od gabinetu osobliwości do muzeum
nak ogromną kolekcję arrasów sprowadzanych z Flandrii, które Zygmunt August
zapisał później Rzeczypospolitej11.
W tworzeniu się muzeów jako instytucji publicznych główną rolę pełniły
kolekcje prywatne, gdyż to one stanowiły i nadal stanowią podstawowe źródło
zdobywania nowych eksponatów, a także organizowania takich tworów jak muzea właśnie. Zanim okrzyknięto „równość” jako jedną z trzech podstawowych
wartości międzyludzkich, sztuka była dostępna jedynie zamożnym lub dekorowała kościoły i urzędy. Jednak współczesne muzea nie powstały z niczego, ale
przejęły wcześniejsze kolekcje, aby je konsekwentnie rozbudowywać.
Za pierwsze muzeum publiczne, choć dostępne tylko dla grupy uprzywilejowanych osób uznaje się założone w 1753 roku w Anglii British Museum.
Jednak prawdziwym przełomem „demokratyzującym” dostęp do dziedzictwa kulturowego uznaje się Rewolucję Francuską. Dzięki dążeniu intelektualistów czasu
oświecenia nastąpiło obalenie starych rządów oraz zbudowanie nowych na wzór
republiki Rzymskiej. Rodziły się wówczas romantyczne próby ratowania dobytku kulturalnego, koncepcje utworzenie muzeum narodowego Francji. W 1791
roku Bertrand Barniere de Vienzac, członek Komitetu Ocalenia Publicznego złożył petycję o utworzenie muzeum narodowego, a w 1793 roku marzenie stało się
rzeczywistością i powstało muzeum o charakterze narodowym, zw. Francuskim,
następnie Centralne Muzeum Sztuki w Luwrze, otwarte dla widzów trzy dni
w tygodniu. Duże wzbogacenie zbiorów Luwru nastąpiło w czasach napoleońskich.
Cesarz Francuzów w trakcie swych podbojów oddawał złupione dzieła do muzeum,
jednak po jego klęsce w bitwie pod Waterloo (1815) większość w ten sposób zdobytych eksponatów wróciła do swoich prawowitych właścicieli. Mimo to zasób muzeum stale się powiększał ze względu na dzieła otrzymywane od prywatnych kolekcjonerów sztuki, a także nabywanie przez instytucje kolejnych eksponatów.
Wydarzeniem zasługującym na szczególną uwagę ze względu na jego
wartość dla późniejszego rozwoju muzealnictwa było otwarcie Ermitażu w Rosji.
Przyczyniła się do tego caryca Katarzyna II, która mawiała wręcz, że wciąż jest
głodna sztuki. Nabyła kolekcje Gotzkowskiego, Gaignata, Brühla, Walpolów. Dla
pomieszczenia już pokaźnej kolekcji w 1769 roku obok Pałacu Zimowego wzniesiono Mały Ermitaż, co i tak okazało się tylko chwilowym rozwiązaniem dla wciąż
rozrastającego się zbioru, więc w 1784 roku wybudowano Wielki Ermitaż, osiem
lat później uzupełniony galerią, będącą kopią watykańskich Loggii Rafaela.
Niestety budzące podziw muzeum Carycy Katarzyny II dostępne było tylko dla
nielicznych uprzywilejowanych osób12.
11
12
Tamże, s. 40.
Zdzisław Żygulski Jun., dz. cyt., str. 51–52.
371
Kamila Sarosińska
* * *
W dzisiejszych czasach każde większe szanujące się miasto posiada
muzeum pełniące rolę łącznika współczesnych z historią, gromadzące obiekty
będące symbolami ludzkich dokonań. Każdy z eksponatów jest łącznikiem sfery widzialnej, rzeczywistej „ze światem niewidzialnym, o którym mówią mity,
opowieści i historie”13. Dzięki kolekcjonerom przeszłości możemy także i my
uczestniczyć w owej uczcie duchowej, poznawać własne dzieje, podziwiać te
wspaniałości, które stanowiły element czyjegoś gabinetu osobliwości. Warte
piedestału i utrwalenia dla potomnych są także, a może nawet bardziej, muzea
mniejsze, o charakterze lokalnym, pokazujące konkretny wycinek historii jednej
miejscowości, jej mieszkańców zarówno byłych jak i obecnych. Dzięki takim
instytucjom przeszłość staje się mniej obca, zaczyna dotyczyć nas samych, gdyż
w zbiorach danego regionu zachowane są pozostałości z wydarzeń mających
miejsce na ziemi, która obecnie jest naszym domem. Zjawisko świadomości
przynależności lokalnej powinno być szczególnie pielęgnowane na terenach do
1945 roku niepolskich, takich jak tzw. Ziemie Odzyskane, które mimo upływu
czasu, wciąż traktowane są przez niektórych jak obca własność pod chwilowym
zarządem Polski. Stąd wyzwaniem jest nie oswojenie tych ziem i adoptowanie
jako równorzędnej części kraju, ale uczynienie tego przy jednoczesnej akceptacji
i świadomości historii niemieckiej tego terenu i w oparciu o nią budować świadomość lokalną.
Instytucje muzealne z kolekcji osobliwych przedmiotów wartych uwagi
i podziwu stały się także „ośrodkami naukowej edukacji humanistycznej, technicznej i przyrodniczej w najbardziej nowoczesnym ujęciu, są też narzędziami
wychowania obywatelskiego, politycznego, etycznego i estetycznego”14. Jeśli więc
muzea jako placówki wychowawcze mają tak ogromny wpływ na społeczeństwo
to one właśnie, w wymiarze regionalnym, powinny stać się narzędziem budowania mostu pomiędzy polską teraźniejszością, a niemiecką przeszłością i razem
utworzyć z tego naturalne poczucie przynależności do tych ziem z poszanowaniem ich historii oraz pielęgnowaniem jej jako własnego dziedzictwa.
13
14
K. Pomian, dz. cyt., s. 38.
Zdzisław Żygulski Jun., dz. cyt., s. 185.
372
Radosław Skrycki
Bezrzecze
Muzeum dla Chojny
Wypalony entuzjazm?
Idea stworzenia muzeum w Chojnie była jedną z podstaw powołania
Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Terra Incognita” (druga to popularyzacja dziejów miasta i regionu poprzez wydawanie periodyku popularnonaukowego). Wokół niej próbowano wywołać publiczną debatę lub dyskusję.
Próbowano, trudno jednak powiedzieć, by ona rozgorzała; dość szybko straciła
swój impet. Poza kilkoma artykułami, czasem dość luźno wiążącymi się z samą
ideą, publikowanymi w „Gazecie Chojeńskiej”1, przedstawieniem koncepcji na
konferencji we Frankfurcie2 oraz obszerniejszym zaprezentowaniem konkretnego projektu w III tomie „Rocznika Chojeńskiego”3, temat w żaden sposób nie
utrzymał się w przestrzeni publicznej. Głos zabierały przede wszystkim osoby
spoza Chojny. Zrodziło się więc pierwsze pytanie, a w zasadzie wątpliwość: czy
wobec takiej postawy mieszkańcy Chojny nie są zainteresowani tego typu placówką? Być może optymistycznie sądzę, że jednak są. Przyczyn braku aktywności
doszukiwałbym się raczej w niewielkich tradycjach debaty publicznej w Polsce
w ogóle, nie tylko w Chojnie i w tym konkretnym przypadku, a problem ten wynika z doświadczeń naszej najnowszej historii. Poza tym powołanie do życia tak
ważnej instytucji jaką jest muzeum może decydować o tym, że w powszechnym
odczuciu społecznym głos powinno oddawać się osobom „kompetentnym”.
Kolejno ukazujące się artykuły dostępne są na stronie: www.gazetachojenska.pl.
R. Skrycki, Koncepcja powołania muzeum w Chojnie, konferencja Naprzód i nie zapomnieć? Nowe
podejście do historii na Ziemi Lubuskiej i w Brandenburgii, Frankfurt n. Odrą / Słubice 18–20
lutego 2009.
3
T. Łopuska, Projekt adaptacji wnętrz kościoła Mariackiego w Chojnie na cele muzealne, „Rocznik
Chojeński”, t. III, 2011, s. 179–188.
1
2
373
Radosław Skrycki
Jednak w środowisku wydającym „Rocznik” jest to wciąż żywy pomysł,
dlatego wydaje się właściwym, by na łamach naszego pisma przedstawić możliwie pełną i wieloaspektową koncepcję funkcjonowania przyszłego muzeum.
Należy tu jednakże zastrzec, że nie jest to koncepcja obowiązująca wszystkich
członków Stowarzyszenia „Terra Incognita”; co więcej, w perspektywie czasowej
może okazać się jedynie subiektywnym zdaniem autora. Nie zmienia to jednak
potrzeby, by dyskusja była kontynuowana, nawet jeżeli miałaby być niczym więcej jak polemiką z niniejszym tekstem.
Rozważania celowo rozpocząłem tekstem Kamili Sarosińskiej, która
w syntetyczny sposób dokonuje przedstawienia bogatej historii muzeów oraz ich
kulturotwórczej roli w życiu społeczeństw na przestrzeni stuleci. Niech ten krótki wstęp uświadomi nam, że powołanie muzeum w mieście o tak bogatej historii
jak Chojna nie jest tylko fanaberią grupki entuzjastów; to wręcz konieczność,
podnosząca obok „atrakcyjności inwestycyjnej” wartość postrzegania miasta
z zewnątrz. Muzeum w nowoczesnym społeczeństwie stanowi nie tylko miejsce
gromadzenia eksponatów, upowszechniania historii i dokumentacji dnia dzisiejszego. To instytucja integrująca, oswajająca lokalną przestrzeń, świadcząca
o ambicjach lokalnej społeczności. To miejsce wymiany poglądów, dyskusji nad
przyszłością w oparciu o przeszłość. To w końcu niesłychanie ważny czynnik
inicjujący, inspirujący i kulturotwórczy.
Przed 1945 rokiem muzeum w Chojnie funkcjonowało krótko. Powstało
w podziemiach ratusza 8 sierpnia 1920 roku i miało charakter muzeum miejskiego. Rozmaite i nieco przypadkowe zbiory archeologiczne, historyczne i etnograficzne, pomieszczone w trzech salach, uzupełniały świetnie zachowane
archiwum miejskie, także mieszczące się w ratuszu. Dzięki temu przedwojenni
badacze mieli wgląd w źródła do dziejów miasta na miejscu. Informacje o zbiorach publikowano m.in. w „Königsberger Zeitung”. Stan na marzec 1925 roku:
1029 jednostek4, do końca wojny zapewne nieco obszerniejszy. W sytuacji, gdy
materiały te zaginęły lub uległy rozproszeniu, warto byłoby pomyśleć o zgromadzeniu wszystkich dostępnych dokumentów (w oryginałach i kopiach) dotyczących miasta, by w przyszłości mogły stać się podstawą do prowadzenia badań
w różnych dziedzinach.
Oprócz Chojny w dawnym powiecie chojeńskim istniało jeszcze muzeum na zamku w Kostrzynie, którego zbiory głównie dotyczyły okresu panowania Fryderyka II oraz skromne muzeum w Dębnie.
4
Königk, Buchholz, Die Museen der Neumark, „Die Neumark”, 5, 1925, s. 71–72.
374
Muzeum dla Chojny
Muzeum to nie „Jeleń na rykowisku”
Kilkakrotnie przy różnych okazjach proponowana droga „małych kroków” dochodzenia do muzeum, a więc powołania na początek w niewielkim
pomieszczeniu czegoś, co miałoby być zalążkiem przyszłej dużej instytucji, jest
moim zdaniem z założenia błędna. Muzeum to nie landszaft, który ma być jedynie ozdobą i który można dowolnie przenosić w przestrzeni miasta. Rozpoczęcie
od niewielkiej izby pamięci i odłożenie realizacji całej wizji na bliżej nieokreśloną
przyszłość grozi zarzuceniem tejże realizacji w dowolnej chwili, a – obawiam się
– nawet zaraz na początku. Pretekstem może być każdy powód, od finansowego
począwszy a na lokalnym konflikcie politycznym czy personalnym skończywszy.
Powstanie więc ni mniej ni więcej tylko Heimatstube, proteza prawdziwego muzeum, być może pięknie zaaranżowana i bogato wyposażona izba pamięci, ale
nie spełniająca kompletnie żadnego zadania poza regionalną ciekawostką.
Moda na niewielkie, muzeopodobne instytucje jest coraz powszechniejsza po obu stronach Odry. Należy dostrzegać i doceniać ich wartość. Stanowią
one świetne miejsce integracji i dokumentacji życia niewielkich społeczności;
dla Chojny taka instytucja jest jednak niewystarczająca a dla przyszłego muzeum wręcz zabójcza.
Nie tylko instytucja naukowa
Jakie więc ambicje ma chojeńskie muzeum?
Miałoby to być muzeum regionalne (ponadlokalne), nie tylko miejskie.
Regionalne, a więc obejmujące pewien historycznie uzasadniony obszar – zaodrzańską część Brandenburgii, którą do 1945 roku nazywano Nową Marchią,
przy czym ze względu na historyczną płynność jej granic także ten termin wymaga uściślenia. Najlepiej charakteryzuje go nowożytne pojęcie Nowej Marchii,
funkcjonujące od początków XVI do początków XIX wieku: od Świdwina na
północy, przez Drawsko, Gorzów po Krosno Odrzańskie na południu. Relikty
takiego podziału widoczne były jeszcze po 1945 roku, np. w formule funkcjonowania powiatu chojeńskiego (do 1975 roku!). Takie historyczne uzasadnienie
w przypadku muzeum wydaje się być jak najbardziej właściwe.
Przede wszystkim więc widziałbym je jako instytucję naukową. Żadna
tego typu jednostka w Polsce nie prowadzi systematycznych i zorganizowanych
badań nad dziejami Nowej Marchii. Szczątkowa aktywność na tym polu ośrodków akademickich w Szczecinie, Poznaniu czy Zielonej Górze jest wypadkową
zainteresowań badawczych konkretnych osób. Luki nie wypełnia też działal-
375
Radosław Skrycki
ność Muzeum Lubuskiego, Archiwum Państwowego i Wojewódzkiej i Miejskiej
Biblioteki Publicznej w Gorzowie Wielkopolskim. Rozproszenie to nie sprzyja
wymianie wyników badań, a nawet wzajemnemu wglądowi w aktualnie prowadzone. Taka instytucja jak muzeum ponadlokalne, regionalne (w znaczeniu: nowomarchijskie) mogłaby stać się zarówno czynnikiem integrującym środowisko
jak i inspirującym – np. prace nad syntezą dziejów Nowej Marchii5. Tutaj pojawia się nierozwiązywalna dotąd kwestia nomenklatury, jaką można przyłożyć
dla interesującego nas obszaru: Nowa Marchia, Pomorze czy ziemia lubuska?
Osobiście opowiadałbym się za tą pierwszą, uznając Pomorze za mało precyzyjną a ziemia lubuska – za twór nieuzasadniony historycznie i sztuczny. Zdaję
sobie jednak sprawę, jak trudne byłoby wprowadzenie do powszechnego obiegu
tej „brandenburskiej”, a więc źle kojarzącej się Polakom, nazwy. Jawi nam się
więc kolejne zadanie placówki muzealnej.
Istotnym czynnikiem wyróżniającym taką placówkę powinna stać się nisza naukowa, która mogłaby zostać „zagospodarowana” i stać się znakiem firmowym chojeńskiego muzeum. Zwrócić tu można uwagę na przykład na badania
nad nowomarchijską ikonografią miejską czy historią kartografii Nowej Marchii
i kartografią (lub szerzej: kulturą) „pograniczy” (w wymiarze geograficznym
i społecznym). Takie tematy, które stałyby się podstawą funkcjonowania naukowego muzeum, powodowałyby rozpoznawalność instytucji poza regionem.
Należy zaznaczyć, że poza gromadzeniem planów, widoków miast oraz dawnej
kartografii oraz okazjonalną publikacją swoich zbiorów, żadna instytucja w kraju nie prowadzi systematycznych badań w tej dziedzinie. Badań, które miałyby
nie tylko wartość dokumentacyjno-informacyjną ale i ambicje metodologiczne.
Wzorce wypracowane w toku tych badań mogłyby stać się obowiązujące dla
badań np. nad dawną ikonografią zachodnich ziem polskich (Pomorze, Śląsk)
a więc tą powstałą w kręgu kultury niemieckiej.
W tym miejscu rysuje się także jeden z pomysłów na finansowanie takiej
placówki. Podobnie jak wiele instytucji naukowych na Zachodzie, a coraz więcej
w kraju, podstawą finansową powinny być projekty naukowe (granty), z których
wynagradzani mogliby być zarówno pracownicy etatowi jak i współpracownicyeksperci, zatrudniani do konkretnych projektów.
Niezaprzeczalnie wielkim brakiem dla każdego zainteresowanego dziejami Chojny jest wciąż pozostająca w fazie planów monografia miasta. Ta wielka
praca zbiorowa, napisana przez grono uznanych historyków w oparciu o szeroką kwerendę archiwalną powinna być koordynowana przez instytucję naukową.
5
Zob. np. tekst prof. R. Gazińskiego, Rozważania wokół syntezy dziejów Nowej Marchii, „Rocznik
Chojeński”, t. II, 2010, s. 274–280.
376
Muzeum dla Chojny
Dzięki temu mogłaby stać się jej wizytówką. Monografię miasta powinna poprzedzać edycja źródłowa – przetłumaczenie i krytyczne opracowanie kroniki
Chojny Augustyna Kehrberga. Na marginesie warto zaznaczyć, że to właśnie
chojeński dziejopis, jak mało która postać, nadawałby się na patrona muzeum
w Chojnie.
Monografia Chojny, a w przyszłości być może Nowej Marchii stałyby się
nie tylko kompendiami wiedzy o mieście i regionie. Musiałyby też wyznaczyć
nowe kierunki w badaniach nad najnowszą historią tych ziem. Powstałe dotychczas opracowania niewolne były od uwarunkowań politycznych. Tymczasem
narastający coraz szybciej materiał w postaci przyczynków oraz memuarystyki
(publikowanej chociażby w każdym tomie „Rocznika Chojeńskiego”) tworzy
punkt wyjścia dla kompleksowego opracowania najtrudniejszej historii – historii
najnowszej po ’45 roku.
Oprócz realizacji wielkich zamierzeń naukowych, które często pozostają poza bezpośrednią recepcją człowieka odwiedzającego muzeum, podstawowym jego zadaniem powinno być gromadzenie i upowszechnianie zabytków
związanych z Chojną. Raczej należałoby odrzucić „gablotowy” sposób prezentacji a pozyskiwane zbiory, łączone w mobilne wystawy tematyczne, należałoby pokazywać w nowoczesnych, interaktywnych formach. Muzeum Chopina
w Warszawie czy Schlesisches Museum w Görlitz są tu dobrymi przykładami takiego połączenia zabytków wielkiej wartości i nowoczesnej techniki. Na tak zarysowanej podstawie należałoby zorganizować wystawę stałą poświęconą dziejom
Chojny, pozwalającą na wirtualny spacer np. po XVII-wiecznym mieście. Do
tego okresu mamy podstawową ikonografię z epoki, a fasady niektórych budowli
czy widok Kościoła Mariackiego można odtworzyć na podstawie późniejszych
przedstawień, w tym dość licznych fotografii z przełomu XIX i XX wieku. Takiej
wystawie mogłyby towarzyszyć kolejne, mniejsze, prezentujące wybrane aspekty dziejów miasta, np. życie codzienne, preferencje muzyczne, funkcjonowanie
w okresie wojny lub przełomowe wydarzenia, np. wymianę ludności w 1945 roku.
Cyklicznie podobne wirtualne „spacery” można organizować po kościołach lub
wsiach całej ziemi chojeńskiej.
Istotnym zadaniem byłoby także dokumentowanie dnia dzisiejszego,
a więc gromadzenie tzw. dokumentów życia społecznego, ale i opieka nad miejscowymi artystami, gromadzenie ich zbiorów, organizowanie wystaw i promocja poza regionem. Na niewielką skalę działalność taką prowadzi już „Rocznik
Chojeński” w dziale Terra Artificum prowadzonym przez Dorotę DobakHadrzyńską.
Z tak zarysowanymi celami łączy się kwestia lokalizacji muzeum. To,
oprócz finansowania, jeden z najbardziej newralgicznych problemów. Przede
377
Radosław Skrycki
wszystkim chciałbym odrzucić podnoszone przy różnych okazjach propozycje
umiejscowienia muzeum w Kościele Mariackim. Skala inwestycji przerosłaby chyba nawet najskromniejsze plany i wizje. Za taką postawą przemawiają
także ograniczenia, jakie wiążą się z wykorzystywaniem i dowolną aranżacją
wnętrz Kościoła, który można by jednak wykorzystywać do wystaw czasowych.
Zarysowana przez Teresę Łopuską na łamach „Rocznika” wizja adaptacji mariackiej fary może za to stać się podstawą do dyskusji na temat funkcjonowania
samego Kościoła jako miejsca żywego, wykorzystywanego do rozmaitych działań kulturalnych. W obecnej chwili jego stan sprawia wrażenie permanentnego niedokończenia i prowizorium; może to być atrakcyjne przy pierwszej lub
drugiej wizycie, w końcu jednak staje się męczące. Rozwiązaniem byłoby oddanie Kościoła w zarząd komuś, kto nie bałby się śmiałych wizji, kierowałby jednoosobowo tą wyjątkową instytucją kultury, animowałby jego życie a przez to
zdobywał fundusze na przynajmniej najniezbędniejsze remonty. I koniecznie
byłby niezależny od już istniejących instytucji, a więc działałby w oparciu o swego rodzaju „umowę społeczną” między Gminą, Fundacją Odbudowy Kościoła
Mariackiego, być może także mieszkańcami Chojny.
Miejsc w Chojnie, w których można by zlokalizować muzeum jest kilka.
Część budynku po dawnym WOP (poddasze); budynek „Pod zegarem” na lotnisku; budynek po dawnym „więzieniu” (należący obecnie do TP SA, zdaje się, że
prawie zupełnie niewykorzystywany). Oczywiście wiążą się z tym znaczne nakłady inwestycyjne, tu jednak jest możliwość pozyskiwania funduszy zewnętrznych,
bez których takiej inwestycji sama Gmina i tak nie udźwignie. Pomieszczenia
muzeum musiałyby być na tyle obszerne, żeby zorganizować tam bibliotekę
z pracownią, magazyn, sale wystawienniczą i (być może zamiennie) salę konferencyjną oraz biura i pomieszczenia socjalno-gospodarcze.
Można także zaproponować władzom Gminy przenosiny – a raczej powrót – na ratusz, zaś budynek WOP-u zaadaptować na Centrum Kultury z biblioteką i muzeum.
Gotycka Chojna
Kulturotwórcza rola muzeum mogłaby znaleźć swój wyraz w próbie określenia, wykreowania a potem utrzymania marki miasta. Dodajmy, marki, która
byłaby wyjątkowa i podkreślała specyfikę Chojny, a taką jest bez wątpienia jej substancja zabytkowa. Najwyższa klasa i dobry (jeszcze!) stan zachowania Kościoła
Mariackiego, murów i bram miejskich, klasztoru augustianów, kaplicy św. Gertrudy
(możę udałoby się odtworzyć także kaplicę św. Jerzego do której zachowały się
378
Muzeum dla Chojny
szczątkowe materiały fotograficzne?) pozwala na włączenie ich do takich działań.
Biorąc zaś pod uwagę ich średniowieczną metrykę, można właśnie w oparciu o nią
zbudować cały program popularyzacji miasta i regionu. Bo czy to nie turystyka,
wraz z całą towarzyszącą jej infrastrukturą, także kulturalną, powinna być motorem napędowym rozwoju miasta? To wszak druga – po przemyśle elektronicznym
– najdynamiczniej rozwijająca się dziedzina gospodarki na świecie.
Na potrzeby niniejszego artykułu taki pomysł budowania marki miasta został nazwany „Gotycka Chojna”. W zamierzeniu miałby obejmować szereg różnorodnych działań artystycznych. Koncerty muzyki klasycznej, poprzez rock gotycki
aż po muzykę eksperymentalną mogłyby zostać ubrane w formułę kilkudniowego
festiwalu. W tej chwili takiej imprezy w Polsce brak; odbywający się corocznie w
Bolkowie na Śląsku festiwal Castle Party przez fanów muzyki gotyckiej jest postrzegany różnie, nie zawsze pozytywnie (co wynika praktycznie z braku „klasycznej” odmiany rocka gotyckiego na festiwalu), jednak cieszy się rosnącym z roku
na rok powodzeniem. Koncertom towarzyszyć powinny prezentacje filmów tzw.
nurtu gotyckiego, niekoniecznie horrorów, od przedwojennych klasyków po kino
współczesne, połączone z wykładami i prelekcjami historycznymi lub filmoznawczymi. Przestrzeń miejską ożywić mogą wszelkiego rodzaju bezpośrednie działania
artystyczne, jak teatry uliczne, happeningi czy instalacje (np. multimedialne). Do
wykorzystania jest też bezpośrednie zaplecze Chojny, jak znaczna liczba gotyckich
kościółków wiejskich (znakomite miejsca koncertów), pałace, ale i lotnisko z hangarami czy Dolina Miłości. „Gotycka Chojna” nie musiałaby być jednorazowym,
odbywającym się w ustalonym terminie wydarzeniem; wielorakość i różnorodność
działań sprawia, że mogłyby one zostać rozciągnięte w czasie.
(Nie)zbędny balast
Podstawowe finansowanie muzeum, mimo pozyskiwanych funduszy zewnętrznych, musiałaby wziąć na siebie Gmina. Oprócz bieżących opłat, należałoby zagwarantować etaty dla 1-2 historyków, archeologa, może historyka sztuki
lub kulturoznawcy, pracownika administracji. To niewiele, lecz zapewne może
okazać się pierwszą barierą. Nie jest to ewenement czy oderwany od rzeczywistości wymysł – obecnie muzea samorządowe, a więc takie, na których utrzymanie łożą przede wszystkim lokalne władze, stanowią ¾ wszystkich muzeów
w kraju (to ponad 450 placówek wraz z oddziałami!)6.
F. Cemka, Współczesne muzealnictwo a rozwój turystyki w Polsce, w: Rola muzeów w turystyce
i krajoznawstwie, red. A. Toczewski, Zielona Góra 2006, s. 14.
6
379
Radosław Skrycki
Najważniejsze jednak jest przekonanie o celowości powołania w mieście
takiej instytucji. Instytucji, która z jednej strony wpasowałaby się w jakąś wizję
promocji kulturalnej Chojny a z drugiej sama mogła coś do niej wnieść a nawet ją współtworzyć. Periodykiem, propagującym badania i działania muzeum
mógłby wtedy stać się „Rocznik Chojeński”, a więc pismo, którego pozycja systematycznie jest budowana.
* * *
„Trudno wyobrazić sobie wycieczkę (…) do Krakowa czy Warszawy bez
zwiedzenia ich muzeów. (…) Muzea jako nośniki treści dających wiedzę o przeszłości oraz współczesności należą do najważniejszych dóbr kultury”7.
Nie potrafię wyobrazić sobie Chojny 8 sierpnia 2020 roku bez muzeum.
7
A. Toczewski, Wstęp, w: Rola muzeów…, s. 7.
380
Edward Rymar*
Pyrzyce
Zaginione miejscowości
ziemi chojeńskiej
i mieszkowickiej
Część 3:
Parchnica, „Patrów”, Parnakel (troszyński),
Parnakel (cedyński),
„Słoński Gród” koło Trzcińska
Parchnica
na północ od Cedyni
Granica pól Cedyni 10 sierpnia 1299 r. biegła od pól Patrowa (niżej)
wzdłuż rzeczki pola Parchnicy (riuulum campi Parchnitz) i od tej rzeki do połowy koryta Odry1. Istniała więc już tam osada z mierzonymi łanami, może więc
i z obcymi przybyszami. Potok był dopływem Mglicy, prawego ramienia Odry.
Potwierdzenie istnienia osady otrzymujemy w grudniu 1306 r., gdy margrabiowie brandenburscy Otton IV i Waldemar nadali cysterkom z Cedyni curie
Parchniz z 20 łanami, wraz z bedą, powinnościami służebnymi, i określili jej granice: od bagna obok dworu do Beytze – pastwiska (salice) obok (powyżej) Silliz
* Prof. dr hab. Edward Rymar jest emerytowanym pracownikiem Instytutu Historii i Stosunków
Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego, wieloletnim dyrektorem Pyrzyckiej Biblioteki
Publicznej, autorem kilkuset publikacji głównie dotyczących średniowiecznych dziejów Pomorza
i Nowej Marchii.
1
Codex diplomaticus Brandenburgensis, hg. v. A.F. Riedel, Berlin 1838–1869 (dalej: CDB), Bd.
XIX, s. 68.
381
Edward Rymar
– przez Colnow – Karcoz i do połowy koryta Odry. Z drugiej strony granicą między Parchnicą i Cedynią było pastwisko, dalej lasek Eykebom, następnie obiekty
Fekeniz i Cutzow, wreszcie lasek Malebom między Zatonią Górną i Parchnicą;
granica dochodziła do środka koryta Odry2.
Curia oznacza dwór, folwark, w tym wypadku gospodarstwo własne margrabiów. Cedynia należała do działu linii młodszej margrabiów, a Parchnica, leżąca na północny zachód od miasta, widocznie położona była już w dziale chojeńskim linii starszej. Wymienionych w dokumencie nazw brakuje na późniejszych mapach. Granica dochodziła do Odry o innym niż dziś korycie i do Zatoni
Górnej. Lokalizowana była na terenie późniejszej osady Karlstein/Radostów3.
W 1555 r. na polach dawnej Parchnicy lasek (Hegeholtz Parchnitz) z granicami
jak w 1299 r., z polami Lubiechowa, liczył 22 łany (86 morgów) i należał do 1811 r.
do domeny cedyńskiej4. W 1589 r. granice domeny i miasta na pograniczu
z Lubiechowem Dolnym opisano jak w 1299 r.: od okolicy Parchnitz, między
terenem domeny i ogrodem Joachima Hermannsa przy potoczku, który płynie
do Mglicy5. Lasek wraz z położoną na południu owczarnią należał potem do
dóbr folwarku w Radostowie. Przy opisie granic Cedyni z lat 1753 i 1771 mowa
o małym potoku płynący in der Parchnitz6. Śladem jest dzisiejsza Parchnica
(Parchnitz 1944), osada powstała widocznie na miejscu opuszczonej, od 1811 r.
przysiółek Radostowa7.
„Patrów”
osada (?) na północ od Cedyni
Przy opisie północnej granicy pól miasta Cedynia 10 sierpnia 1299 r. wymieniono campo (pole) Patro. Granica od tego pola szła następnie potokiem
do Odry przez pola Parchnicy8. Pamiątką tej przedkolonizacyjnej osady (?) było
pole Patrofeld w 1555 r. przy wodzie (jeziorze?) „Patro” między polami Cedyni
i Orzechowa, wcześniej, do 1555 r., własność cysterek, w 1589 r. – domeny cedyńskiej, na pograniczu Orzechowa, Cedyni i Lubiechowa Górnego, należące do
2
H. Krabbo, Ungedruckte Urkunden der Markgrafen von Brandenburg aus askanischem Hause,
„Forschungen zur Brandenburgischen und Preußischen Geschichte” 25 (1913), s. 17.
3
H. Preuße, Das Nonnenkloster in Zehden, „Königsberger Kreiskalender” (dalej: KK) 4 (1929), s. 8.
4
E.E. Melcher, Geschichte der nordwestlichen Neumark, Frankfurt a.O. 1894, s. 43.
5
Tamże, s. 38.
6
Tamże, s. 176.
7
Tamże, s. 62.
8
CDB XIX, s. 68.
382
Zaginione miejscowości ziemi chojeńskiej i mieszkowickiej
tych miejscowości, ale już bez zaznaczenia warunków połowu ryb9. Woda (rozlewisko?) zanikła, bo potem tam tylko łęg o nazwach Patrow Bruch, Patrow-Luches,
na którym w XIX w. założono przysiółek Wichoradz10. To przed 1350 r. teren
dworu Parchnica cysterek cedyńskich11. W połowie XIX w. właściciel Radostowa
powiększył areał majątku przez zakup chłopskich pól w tzw. Klosterrähne, gospodarstwa w okolicy Jeziora Świńskiego i o część Patrow-Luches, a nowy majątek nazwał Klosterrähne12, dziś Patrów, pamiątka po osadzie (?).
Parnakel (troszyński)
List lenny z 9 marca 1495 r. dla Hansa i Bussona von Sydowów z Sitna objął też opuszczone pola Panneckel. Analogicznie list lenny z 1499 r. dla Sydowów
zawiera zapis Pannekl13. Wnuk Bussona, Piotr z Goszkowa, od kuzynów z linii
Hansa nabył w 1563 r. Sitno, Goszków, Białęgi, pół Stoków, część Lubiechowa
Górnego i Dolnego, Goszkówka, Troszyn, Stołeczną i Parnäkel. Jego syn Achatz
I z Sitna w 1561 r. miał prawo polowań w boleszkowickicim lesie, tj. na terenie
Parnakel, i odstąpił je margrabiemu Janowi kostrzyńskiemu. Elektor brandenburski Jan Jerzy w 1571 r., zaraz po śmierci margrabiego Jana, zwrócił prawo polowań Achatiusowi, w tym polowań na sarny na terenie Berneckell, ale bez prawa
polowania na dziki i niedźwiedzie14.
W 1572 r. Achatius miał trzy łany na opuszczonych polach Parneckell15.
Pola Parnäkell, Parnaeckell były w XVIII–XX w. podzielone między Troszyn,
Sitno, Goszkówek, Goszków. Podczas ich karczunku w XIX w. wyorywano ślady
zabudowań wsi liczącej sto łanów. Obok, na południe od Boleszkowic, płynie potok, kiedyś o nazwie Verlorenen Fliess, przy drodze z Reczyc do Boleszkowic16.
E.E. Melcher, dz. cyt., s. 38, 60; U. Wesche, Zur Geschichte des Amtsbezirks Wrechow. Umfassend
die Dörfer Wrechow, Zachow und Altenkirchen im Kreise Königsberg-Neumark, Hachenburg 1935,
s. 52, 60; C. Gahlbeck, Zisterzienser und Zisterzienserinnen in der Neumark, Berlin 2002, s. 381.
10
L. Kalitsch, Carlstein, KK 4 (1929), s. 20.
11
C. Gahlbeck, Zisterzienser und Zisterzienserinnen in der Neumark, Berlin 2002, s. 537.
12
L. Kalitsch, dz. cyt., s. 20.
13
CDB XXIV, s. 210, 214.
14
D. v. Bädicke, Der Parnäkel, KK 5 (1930), s. 58 i n.; „Die Neumark” 6 (1929), s. 22.
15
H.G. Ost, Die zweite deutsche Ostsiedlung im Drage- und Küddow-Gebiet, T. 1: Wandlungen im
Siedlungsbild eines Abwanderungsgebietes, Leipzig 1939, s. 71.
16
Losy pola w tych wiekach opisują: D. v. Bädicke, dz. cyt., s. 23–26; H. Matag, Von untergegangenen Dörfern im Königsberger Kreise, „Die Neumark” 7 (1930), s. 1–9, 28–32, 46–50; Der Parnakel,
„Brandenburg” 5 (1927), s. 266.
9
383
Edward Rymar
Parnakel (cedyński)
To lasek koło Cedyni, w 1555 r. wymieniony jako wcześniejsza własność
cysterek z Cedyni, zapewne od XIII w.17 W 1560 r. młynarze z Trutwińca mieli nabyte od joannitów z Golic (ci tam od 1466 r.) prawo wypasu bydła aż po
Börnickel18. Mieszkańcy Cedyni skarżyli się w 1571 r. na zarządcę domeny z powodu czynienia przeszkód w wyrębie drzewa na terenie Parnekel19. Przy opisie
granic pól Cedyni i domeny w rejonie Rudnicy mowa w 1589 r. o drodze do
Parnekel. Sołtysi z Rudnicy, Kostrzynka i Osinowa mieli tu, na pograniczu pól
Cedyni z łąkami Siekierek, Rudnicy, Kostrzynka, prawo poboru drzewa opałowego20. Obiekt też wydaje się śladem średniowiecznej osady.
„Słoński Gród” koło Trzcińska
Margrabiowie brandenburscy Otton IV i Waldemar 15 czerwca 1307 r. za
90 talentów sprzedali miastu Trzcińsko las Sonnenberg z pastwiskami i ziemią orną
poza granicami opuszczonej już wsi Sonnenburg (extra metas eiusdem deserte ville
Sonnenburg) z prawem wieczystego posiadania, nawet gdyby wieś została przez nich
lub następców odbudowana – jednak w takim wypadku bez wsi21. Wieś nie została
już odbudowana. Trzcińsko w 1572 r. posiadało cztery łany Sonnebergische koło miasta, sprzedane Jerzemu Wetzellowi przez podmiejskich szlachciców Werbenowów22.
Może więc wieś należała do dawnego uposażenia sołtysiego, rycerskiej rodziny lokatorów miasta w XIII w., nawet stanowiąc ich rezydencję zamkową, za czym przemawia człon -berg, -burg w nazwie. Śladem było potem jezioro Sonnenbergische 1809,
Sonneburger See 182423, półtora kilometra na południowy wschód od miasta (1890,
1944), a obok rozległy łęg pojezierny Sonnenberger Bruch na wschód i południowy
wschód od jeziora24, liczący w XIX w. 44 łany po 33 morgi25.
C. Gahlbeck, dz. cyt., s. 223.
R. Schmidt, Der Müller vom Eichhorn, KK 8 (1938), s. 104.
19
E.E. Melcher, dz. cyt., s. 178.
20
Tamże, s. 38.
21
CDB XIX, s. 69.
22
H. v. Bütow, Urkundliche Beiträge zur Geschichte von Bad Schönfließ im 16. und 17. Jahrhundert,
„Die Neumark” 9 (1932), s. 27.
23
H. Matag, dz. cyt., s. 49, F.W.A. Bratring, Statistisch-topographische Beschreibung der gesamten
Mark Brandenburg, Bd. 3, Berlin 1809, s. 22; G.F.L. Neumann, Versuch einer Geschichte und Topographie der Stadt Königsberg in der Neumark nebst einer statistisch-topographischen Übersicht des
Königsberger Kreises, Berlin 1824, s. 22.
24
Meßtischblätter der Königlich Preußischen Landesaufnahme 1 : 25 000, Berlin 1893–, nr 1449.
25
H. Matag, dz. cyt., s. 50.
17
18
384
Michał Spandowski*
Warszawa
Cenne
chojnianum
w Bibliotece
Narodowej
Chojna uzyskała prawa miejskie w połowie XIII w. i już wkrótce potem
powstała w mieście pierwsza szkoła łacińska ufundowana przez radę miejską.
Usytuowana była w osobnym budynku przy należącym od 1282 r. do templariuszy kościele Mariackim, nadzór nad nią sprawował jednak biskup kamieński.
Po kasacie zakonu templariuszy w 1312 r. ich majątek przejęli joannici, w tym
i komandorię w położonej nieopodal Chojny Rurce. Ten stan rzeczy utrzymał
się do czasów reformacji, kiedy to szerzący się w Nowej Marchii w pierwszej
połowie XVI w. ruch odnowy religijnej zaowocował m.in. przeorganizowaniem
szkoły chojeńskiej w duchu luterańskim w 1532 r. W roku 1557 szkołę rozbudowano, a w latach 1597–1604 wzniesiono nowy budynek szkolny na tych samych fundamentach. W 1698 r. przeniesiono placówkę do budynku dawnego
klasztoru Augustianów, a stare obiekty rozebrano1. W 1790 r. z inicjatywy króla
pruskiego Fryderyka Wilhelma II miejską szkołę podniesiono do rangi liceum
i kolejny raz przeprowadzono do nowo wybudowanej nieopodal klasztoru siedziby, gdzie działała jako Friedrich-Wilhelm-Lyceum, potem Friedrich-WilhelmGymnasium i jako taka dotrwała do czasów drugiej wojny światowej. Wiosną
* Michał Spandowski – absolwent filologii klasycznej na Uniwersytecie Warszawskim, od 1966 r.
pracuje w Zakładzie Starych Druków Biblioteki Narodowej, gdzie zajmuje się inkunabułami. Autor szeregu opracowań dotyczących inkunabulistyki, m.in. współautor drugiego tomu pracy Inkunabuły w bibliotekach polskich (1993).
1
A. Kehrberg, Historisch-Chronologischer Abriß Der Stadt Königsberg in der Neu-Marck, Franckfurt an der Oder 1715.
385
Michał Spandowski
1945 r. Rosjanie po zajęciu miasta swoim zwyczajem je spalili. Ruiny szkoły rozebrano ostatecznie około ćwierć wieku później2.
W wyniku zniszczenia miasta w 1945 r. informacje, jakimi dziś dysponujemy o jego dawnych zbiorach bibliotecznych, są skąpe. Wiadomo, że pierwsze książki gromadzono w parafii miejskiej i funkcjonującej przy niej szkole.
Wiemy też, że działająca przy szkole biblioteka w XIX w. oficjalnie nazywała
się Bibliothek des Gymnasii zu Königsberg i.d.N.; potem spotykamy też drugi
termin urzędowy – Lehrer-Bibliothek des Gymnasiums Königsberg N.M. – nie
jest jednak jasne, czy mamy tu do czynienia ze zmianą nazwy biblioteki, czy też
może z wydzieleniem części księgozbioru. Większość ocalałych z zagłady miasta
w 1945 r. książek zgromadzono w Zbiornicy Księgozbiorów Zabezpieczonych
w Szczecinie, skąd przekazano je głównie do Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki
Publicznej w Szczecinie, dziś funkcjonującej jako Książnica Pomorska im.
Stanisława Staszica. Jeden jednak wolumin – kto wie, czy nie najcenniejszy
z całego księgozbioru – trafił z owej zbiornicy w 1949 r. do Biblioteki Narodowej,
gdzie jest aktualnie przechowywany pod sygnaturami Inc.Qu.248-252 adl.
Jest to tzw. klocek introligatorski, czyli pięć różnych druków formatu in
quarto współoprawnych jako jeden tom, z czego pierwsza i ostatnia pozycja to
druki szesnastowieczne, natomiast trzy pozostałe to inkunabuły (książki wydrukowane jeszcze w XV w.). A oto bliższe o nich informacje (umieszczone poniżej
opisy wykonano zgodnie z zasadami obowiązującymi według Polskiej Normy dla
opisów katalogowych starych druków i inkunabułów).
Oprawiony na początku druk to:
AESOPUS: Aesopus Graecus per Laurencium Vallensem traductus...3
(Erphordi[a]e: impressus per Wolfga[n]gu[m] Sche[n]cke[n], 1503). 4°. –
Sygn.: Inc.Qu.248 adl.
Liczący osiem kart druczek zawiera wybór 33 bajek Ezopa, przetłumaczonych z greki na łacinę przez Lorenza Vallę. Bajki Ezopa były w tamtej epoce niesłychanie popularne – wiemy o ok. 150 wydaniach w samym XV w., a na pewno nie
wszystkie dotrwały do dziś. Lorenzo Valla (ok. 1406–1457), włoski filozof, humanista
i filolog, jedna z ważniejszych postaci epoki, przetłumaczył także Homera, Herodota
i Tukidydesa, był autorem kilku dzieł, z których najważniejsze to Elegantiarum linguae Latinae libri sex4, ustaliło ono bowiem kanon łaciny renesansowej.
Wiele z powyższych informacji uzyskałem od pani Agaty Michalskiej z Książnicy Pomorskiej
w Szczecinie oraz od dr. Pawła Migdalskiego z Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych
Uniwersytetu Szczecińskiego – obojgu w tym miejscu bardzo za tę pomoc dziękuję.
3
Ezop Grek przetłumaczony przez Lorenza Vallę (łac.).
4
O wytwornym języku łacińskim ksiąg sześć (łac.).
2
386
Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej
Omawiane tu wydanie Ezopa jest dziełem działającego na przełomie
XV i XVI w. w Erfurcie drukarza Wolfganga Schencka, który w sumie wytłoczył
około osiemdziesięciu dzieł. Bibliografia jego druków notuje tylko dwa znane egzemplarze tej edycji (w Dreźnie i Uppsali); nasz – jedyny w Polsce – to trzeci5.
Drugi z kolei druk w naszym klocku to już inkunabuł6:
TERENTIUS Afer, Publius: Comoediae. Köln : Henricus Quentell, 21 X
1499. 4° IBP 5187. Sygn.: Inc.Qu.249 adl.
Żyjący w II w. p.n.e. Terencjusz był bardzo popularnym komediopisarzem,
z jego twórczości zachowało się do dziś sześć komedii, stały się one niesłychanie
popularne w epoce odrodzenia. Już w kilkanaście lat po słynnej 42-wierszowej Biblii
Gutenberga (czyli pierwszej drukowanej książce) wydano je drukiem w Strasburgu,
a do końca XV stulecia ukazały się w co najmniej kilkudziesięciu wydaniach.
W Polsce reprezentowanych jest 16 edycji, w tym dwie – przekładów niemieckich.
Omawiana tu jest dziełem Henryka Quentella, najważniejszego typografa tej epoki
w jednym z największych ośrodków drukarstwa tych czasów – Kolonii; był on twórcą
oficyny, która rozpoczęła działalność w 1479 r. i funkcjonowała pod jego dziedzicami
do roku 1557. Nasza edycja jest rzadka: znajdująca się w Staatsbibliothek zu Berlin
Preußischer Kulturbesitz baza danych7 notuje w świecie tylko cztery egzemplarze
tego druku, w tym dwa – w Polsce; jednym z nich jest ów nasz.
Trzeci druk to:
VENANTIUS Honorius Clementianus Fortunatus (s.): De resurrectione Christi carmen8. – Pius II (papa): Carmen de passione Domini9. [Leipzig :
Iacobus Thanner, 1498/1500]. 4°. IBP 5534. Sygn.: Inc.Qu.250 adl.
Święty Wenancjusz (ok. 540 – przed 610), urodzony w północnych
Włoszech, dużo podróżował po ziemiach dzisiejszych zachodnich Niemiec
i Francji, przyjął w dojrzałym wieku święcenia kapłańskie i około roku 600 został biskupem Poitiers. Był autorem szeregu pism o tematyce teologicznej,
a także hymnów, które weszły na stałe do liturgii kościelnej, jak i różnych wierszy
M. v. Hase, Bibliographie der Erfurter Drucke von 1501–1550, Nieuwkoop 1968.
Przy inkunabułach podaje się zawsze opis skrócony, za to z obowiązkowym zacytowaniem literatury, gdzie jest zamieszczony opis pełny danej edycji. Na użytek niniejszego artykułu zrezygnowano z podawania pełnej literatury przedmiotu dla każdego piętnastowiecznego druku, ograniczając
się do przywołania centralnego katalogu inkunabułów w Polsce (IBP = Inkunabuły w bibliotekach
polskich, t. 1–2. Wrocław 1970–1993), gdzie można znaleźć całą literaturę.
7
Gesamtkatalog der Wiegendrucke (GW).
8
Pieśń o zmartwychwstaniu Chrystusa (łac.).
9
Pieśń o Męce Pańskiej (łac.).
5
6
387
Michał Spandowski
okolicznościowych. Jednym z jego utworów o tematyce religijnej jest właśnie
omawiana tu łacińska pieśń o zmartwychwstaniu Chrystusa, dawniej przypisywana Laktancjuszowi (ok. 250 – ok. 330). Do dzieła tego drukarz dołączył drugi wiersz, autorstwa papieża Piusa II – łacińską pieśń o Męce Pańskiej. Pius II
(1405–1464), urodzony jako Aeneas Silvius Piccolomini, w latach 1457–1458 był
biskupem elektem warmińskim, jednakże Kazimierz Jagiellończyk nie dopuścił
go do diecezji jako zdecydowanego sojusznika Krzyżaków, a w 1458 r. niedoszłego biskupa obrano papieżem. Był on autorem m.in. dzieł o tematyce historycznej (np. Historia Bohemica10), jak i zbioru listów, które wielokrotnie drukowano
– wszędzie znajdujemy sporo nawiązań do spraw polskich.
Omawiane tu wydanie jest tzw. anonimem typograficznym – nie znajdujemy w książce miejsca druku, nazwiska drukarza ani roku wydania. Nie jest to
rzadka sytuacja w wypadku inkunabułów; miejsce i czas powstania danego druku ustalane jest wtedy zazwyczaj dzięki tzw. analizie typograficznej (czyli szczegółowemu badaniu użytych zestawów czcionek etc.). W tym wypadku udało się
to określić dość dokładnie (zob. wyżej). Oprócz omawianego tu egzemplarza
w Polsce posiada ten druk jeszcze biblioteka seminarium duchownego w Pelplinie,
tamten egzemplarz jest jednak (w przeciwieństwie do naszego) niekompletny.
Kolejnym drukiem w naszym klocku jest także inkunabuł:
FLORES: Flores poetarum de virtutibus et vitiis11. [Köln : Ioannes
Koelhoff sen.], 1490. 4°. IBP 2199. Sygn.: Inc.Qu.251 adl.
Jest to zbiór moralno-filozoficznych wierszowanych sentencji, zaczerpniętych zarówno z autorów antycznych i średniowiecznych, jak i z dzieł anonimowych; najpóźniejsze źródło pochodzi z XIV w., autor wyboru pozostaje nieznany.
Znamy pięć piętnastowiecznych wydań tej antologii; nasze – najpóźniejsze – reprezentuje w Polsce tylko ten egzemplarz, pozbawiony karty tytułowej. Zachowała
się jednak szczęśliwie karta końcowa, na której drukarz umieścił ozdobny drzeworyt – swój graficzny znak firmowy, czyli sygnet drukarski (dziś powiedzielibyśmy:
logo). Opisywany tu egzemplarz jest jedynym zachowanym w Polsce.
Ostatnią pozycją naszego woluminu jest druk następujący:
HERMANNUS Torrentinus: Vocabularius poeticus siue elucidarius carminum et historiarum...12 (Impressum Colonie : apud predicatores), [post 1500].
4°. IBP 2718. Sygn.: Inc.Qu.252 adl.
Historia Czech (łac.).
Kwiaty (w znaczeniu: najcelniejsze cytaty z) poetów o cnotach i występkach (łac.).
12
Słownik poetycki, czyli objaśniający wiersze i historie... (łac.).
10
11
388
Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej
Druk ten do niedawna uważano za inkunabuł, dlatego figuruje w IBP
z datą wydania: ca 1500. Nowsze jednak badania przeprowadzone w berlińskiej
pracowni Gesamtkatalog der Wiegendrucke pozwoliły ustalić, że powstał on
już w XVI w. Tekst jest leksykonem zawierającym ułożone alfabetycznie hasła
obejmujące – jak wynika z podtytułu dzieła – sławne bajki, historie, prowincje,
miasta, wyspy, rzeki, góry i inne. Sam autor (?–1520), znany także jako Hermann
von Beeke, był pochodzącym z holenderskiego Zwolle gramatykiem, historykiem i teologiem, który od 1490 r. uczył w zgromadzeniu Braci Wspólnego
Życia w Groningen. Egzemplarze omawianej edycji zachowały się także w bibliotece seminarium duchownego w Pelplinie oraz w Muzeum Warmii i Mazur
w Olsztynie.
* * *
Jaka była historia naszego woluminu? Jako całość musiał powstać
w pierwszej połowie XVI w., tak bowiem można wydatować oprawę – deski częściowo obciągnięte skórą. Był czytany – w większości druków (przede wszystkim
na pierwszych trzech pozycjach) widać mnóstwo glos, czyli rękopiśmiennych
dopisków i komentarzy do tekstu, zarówno na marginesach, jak i interlinearnych
(wpisanych między wierszami); dukt pisma pozwala je datować na pierwszą połowę XVI w. Są głównie (ale nie wyłącznie) jednej ręki, czyli autorem ich była
ta sama osoba; kim ona była – nie wiemy. Podobnie jak nie wiadomo, do kogo
książka należała, zanim trafiła do biblioteki szkoły chojeńskiej. Przednia część
okładziny zachowała się tylko w połowie, jej wewnętrzna strona pokryta jest papierową wyklejką (naturalnie ocalałą też tylko w części przylegającej do deski)
i możemy na niej przeczytać końcowy fragment rękopiśmiennego wpisu (prawdopodobnie z XVII w.): „[...]ewitz”. Może to być końcówka nazwiska, w dawnych bowiem czasach podpisywanie książek było bardzo powszechnie stosowane. W tym jednak wypadku ocalały fragment jest zbyt mały, by można próbować
zidentyfikować jego autora.
Dlaczego i sama książka, i jej historia mają dla nas ogromne znaczenie? Nie wynika ono tylko z materialnej wartości zabytku. Znacznie ważniejszy jest inny aspekt. Trzeba sobie uświadomić, jaką rewolucją kulturową było
wynalezienie druku i co z tego wynika. Przed wynalazkiem Gutenberga rękopiśmienne książki powstawały najczęściej w klasztorach i wykonanie jednego
egzemplarza zajmowało kopiście co najmniej miesiące. Gutenberg swoją pierwszą 42-wierszową Biblię wydał prawdopodobnie w 170 egzemplarzach; niecałe
40 lat później – a upływu czasu w tamtej epoce nie należy oceniać dzisiejszą
miarą – np. Anton Koberger wydrukował w Norymberdze imponujące dzieło
389
Michał Spandowski
Hartmanna Schedla Liber chronicarum13 (zawierające na ponad 300 kartach formatu in folio magno oprócz tekstu także ok. 1800 drzeworytów) w nakładzie ok.
1400 egzemplarzy i nie jest to rekord tamtych czasów. Wspaniały rozwój sztuki
typograficznej dobrze ilustruje np. to, że liczba firm drukarskich działających
w samej Wenecji do końca XV w. sięgała niemal czterech setek! Dlatego mówimy o bezprecedensowej rewolucji kulturowej w dziejach ludzkości – następną
tej skali i rangi były dopiero radio i telewizja, a kolejną – komputer i Internet.
Dopiero więc od wynalezieniu druku można mówić o czytelnictwie jako
zjawisku społecznym. W dodatku do XX w. czytelnictwo było jedynym rodzajem
konsumpcji kultury, który można nazwać masowym. Dlatego historia książki
i dzieje czytelnictwa są fundamentem historii recepcji kultury. A wiedzę tę
wzbogaca także to, co wiemy dziś o dawnych książkach, które należały niegdyś
do szkolnej biblioteki w Chojnie.
sygn. Inc.Qu.248
- strona tytułowa
13
Księga kronik (łac.).
390
Cenne chojnianum w Bibliotece Narodowej
sygn. Inc.Qu.249 - strona tytułowa
sygn. Inc.Qu.250 karta [2] verso i [3] recto
391
Michał Spandowski
sygn. Inc.Qu.251 verso ostatniej karty z sygnetem drukarza
sygn. Inc.Qu.252
strona tytułowa
392
Michał Gierke*
Chojna
Szwedzki Kopiec
Szwedzki Kopiec zwany też Szwedzkim Kamieniem znajduje się na chojeńskim Wzgórzu Wisielców (niem. Galgenberg). Pomnik, jak głosi inskrypcja
znajdująca się na jednym z tworzących go kamieni, został wzniesiony w celu
upamiętnienia króla szwedzkiego Gustawa II Adolfa, który 27 grudnia 1630 roku
przybył ze swą armią do miasta (Königsberg in der Neumark) i uwolnił je od
stacjonujących w pobliżu wojsk cesarskich1. Monumentowi nadano formę czworokątnego ostrosłupa, tworząc go ze spajanych zaprawą kamieni. Na niektórych
z kamieni wyryte są nazwy miejscowości dawnego powiatu königsbergskiego oraz
nazwiska dowódców wojsk cesarskich, których oddziały stacjonowały w Nowej
Marchii. Mimo tego, iż Szwedzki Kopiec zachował się jako jedyny spośród wystawionych w Chojnie do 1945 roku pomników w niemal nienaruszonym stanie, to
zarówno geneza jego powstania, jak również jego interpretacja nastręczała do tej
pory pewnych kłopotów2. Świadczyć o tym może chociażby tekst umieszczony
* Michał Gierke – absolwent Akademii Sztuki w Szczecinie oraz student archeologii na Uniwersytecie Szczecińskim. Interesuje się szczególnie archeologią historyczną, dziejami muzyki XVIII
i XIX w. oraz historią chojeńskich budowli sakralnych.
1
O dziejach Chojny w czasie wojny trzydziestoletniej i pobycie Gustava II Adolfa w mieście,
zob. G.J. Brzustowicz, Chojna w czasie wojny trzydziestoletniej, „Rocznik Chojeński”, t. I, 2009,
s. 35–61; Richter, Königsberg Nm. im 30jährigen Kriege (-1637), „Königsberger Kreiskalender”,
1926, s. 11–15; Richter, Königsberg Nm. im Dreißigjährigen jährigen Kriege (1638–1648), „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 2, 1927, s. 5–10.
2
Oprócz Szwedzkiego Kopca wystawiono w Chojnie do 1945 roku jeszcze przynajmniej trzy inne
pomniki. Dwa z nich to pomniki wojenne, które doczekały się już opracowania, zob. A. Bierca,
Z badań nad wojennymi pomnikami w Chojnie sprzed 1945 r., w: Chojna i okolice na przestrzeni
wieków, red. R. Skrycki, Chojna-Zielona Góra 2007, s. 105–124. Trzeci pomnik został wzniesiony
dla uczczenia propagatora towarzystw gimnastycznych w Prusach Friedricha Ludwiga Jahna,
odsłonięty został 9 czerwca 1912 roku. Zob. R. Skrycki, Chojna. Impresje sprzed wieku, Szczecin
2011, s. 154. Ponadto, znane są, z przedstawień na przedwojennych kartach pocztowych, dwa
pomniki usytuowane na rynku przed ratuszem. Na podstawie analizy tychże kart oraz braku
393
Michał Gierke
na tablicy informacyjnej znajdującej się w pobliżu pomnika, w którym podano
szereg nieprawdziwych informacji3. Pomnik nie doczekał się do tej pory żadnego opracowania. Celem niniejszego tekstu jest zatem próba usystematyzowania
wiedzy na jego temat na podstawie bardzo skromnych wzmianek rozproszonych
w literaturze oraz analizy przedwojennych fotografii, kart pocztowych i zachowanej substancji monumentu.
Wydaje się, że najważniejszym źródłem do rekonstrukcji historii Szwedzkiego Kopca jest, zaopatrzony w fotografię, artykuł opublikowany
w 1916 roku w szwedzkim czasopiśmie „Allsvensk Samling”4. Jego treść w całości
poświęcona jest chojeńskiemu pomnikowi i zawiera informacje między innymi
o sposobie wzniesienia pomnika oraz rozwiązuje problem wyrytych na kamieniach nazw miejscowości. Wydźwięk artykułu jest jednak propagandowy.
Ponadto, wzmianki o monumencie w innych źródłach są nieliczne i ograniczają
się jedynie do stwierdzenia faktu jego istnienia5. Ważne, ze względu na możliwość odtworzenia pierwotnego wyglądu otoczenia zabytku, są też dwa znane
przedstawienia na kartach pocztowych6. Na obu kartach podano również dokładną datę odsłonięcia pomnika.
Pomnik został usytuowany na Wzgórzu Wisielców, gdyż tam miał zatrzymać się ze swym wojskiem król Gustav II Adolf po przybyciu do Chojny7.
Samo wzgórze jest niezwykle interesującym miejscem. Nazywano je niegdyś
Galgenberg – nazwa ta, jak chce E. Mucke, brzmiała pierwotnie „Kahlberg/
Gahlberg” i była bezpośrednim tłumaczeniem słowiańskiej nazwy „Łysa Góra”8.
jakichkolwiek wzmianek w literaturze, można założyć, iż pomniki owe miały prawdopodobnie
charakter efemeryczny.
3
„Szwedzki Kopiec usypany przez ówczesnych mieszkańców w 1630 roku ku czci Gustawa Adolfa
II – króla szwedzkiego (1618–1648), jednego z głównych uczestników wojny trzydziestoletniej.
Prowadził wojny z Danią, Rosją i Polską; tę ostatnią zakończył w 1629 roku pokojem altmarskim.
Na głazach pomnika zachowały się nazwy okolicznych miejscowości, których mieszkańcy składali
hołd królowi szwedzkiemu”.
4
Svenska minnen och märken i utlandet. II. „Schwedendenkmal” vid Königsberg in Neumark, „Allsvensk Samling”, no. 2, 1916, s. 8.
5
Zob. np. Kuchta, Was uns die Königsberger Flurkarte erzählt, „Königsberger Kreiskalender”, Jg. 4,
1929, s. 65; G. J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 42.
6
Zob. R. Skrycki, dz. cyt., s. 136. Druga karta pocztowa znajduje się w zbiorze Ryszarda Mizgiera.
7
Kuchta, dz. cyt., s. 65; H. Braune, Ev. Marienkirche und Gemeinde zu Königsberg N/M. Festschrift
zur Erinnerung an den Erneuerungsbau unserer Kirche vor 500 Jahren, Königsberg Nm. 1907, s. 72.
8
E. Mucke, Die slavischen Ortsnamen der Neumark, „Schriften des Vereins für Geschichte der
Neumark”, H. VII, s. 179–180. Inną interpretację przedstawił zaś Robert Reiche, który człon „Galgen-” wywodził od słowiańskiego „jalovu” – „jałowy”, zob. R. Reiche, Bausteine zur Geschichte der
Stadt Königsberg in Neumark während des Mittelalters, (z serii „Wissenschaftliche Beilage zum
Jahresbericht des Friedrich-Wilhelm-Gymnasiums zu Königsberg Nm. – Ostern 1898, Progr. No.
394
Szwedzki Kopiec
Genezę takiej nazwy można prawdopodobnie łączyć ze znajdującym się tuż przy
wzgórzu cmentarzyskiem popielnicowym ludności kultury łużyckiej9. W czasach późniejszych wzgórze służyło za miejsce straceń i pochówków przestępców,
nazywane było wówczas również Gerichtsberg10. Ciągłość charakteru sepulkralnego tego miejsca czyni je na pewno atrakcyjnym dla badań archeologicznych,
jednakże należy zauważyć, że zalegające warstwy kulturowe mogły zostać częściowo zniszczone w trakcie wznoszenia pomnika. Analiza przedstawień ikonograficznych pozwala stwierdzić, iż wzgórze zostało dosyć mocno przekształcone.
Szczyt wzniesienia zniwelowano tworząc plateau, na którym ustawiono monument oraz cztery małe kamienne „piramidki”. Na jego zboczach rozmieszczono
nieregularnie pojedyncze kamienie. W zboczach po stronie północnej oraz południowej wybudowano również kamienne schody, które prowadziły na szczyt
z obejścia. Owo obejście, usytuowane poniżej szczytu, również zostało utworzone poprzez niwelację części wzgórza. Od strony południowo-wschodniej było
połączone kamiennymi schodami z groblą komunikacyjną prowadzącą od strony drogi. Modyfikacja bryły wzgórza wymagała zatem prowadzenia poważnych
prac ziemnych, jednakże brak jest jakichkolwiek wiadomości na temat znalezisk
archeologicznych dokonanych w związku z ich realizacją11. W chwili obecnej
wzgórze porośnięte jest gęstą roślinnością, która uniemożliwia dokładną obserwację jego bryły.
Sam Szwedzki Kopiec został wzniesiony prawdopodobnie w 1912 roku.
Odsłonięto go zaś 23 czerwca 1912 roku12. Inicjatorem budowy pomnika było
działające w Chojnie Stowarzyszenie Gustava Adolfa (Gustav-Adolf-Verein),
które funkcjonowało w mieście przynajmniej od 1861 roku13.
79) Königsberg Nm., 1898, s. 94; R. Reiche, Und dennoch Kenitz-Kinąć-Königsberg, „Schriften des
Vereins für Geschichte der Neumark”, H. XI, s. 85.
9
E. Friedel, Mützenurnen und dergleichen bei Königsberg in der Neumark, „Verhandlungen der
Berliner Gesellschaft für Anthropologie, Ethnologie und Urgeschichte”, Jg 1885, s. 169–170;
J. Kostrzewski, Kultura łużycka na Pomorzu, Poznań 1958, s. 56.
10
A. Kehrberg, Erlauterten historisch–chronologischer Abriß der Stadt Königsberg in der NeuMarck…, Abth. I, Berlin 1725, s. 15; zob. też Kuchta, dz. cyt., s. 65.
11
Warto zauważyć, że brak jest przedstawień ikonograficznych wzgórza z czasów przed ustawieniem pomnika. Być może część modyfikacji jego bryły wykonano już wcześniej, w związku z funkcjonowaniem miejsca straceń.
12
Datę tę poświadcza napis na karcie pocztowej, zob. R. Skrycki, dz. cyt., s. 136. Niestety, nie
udało się ustalić, dlaczego właśnie tę datę wybrano.
13
Kuchta, dz. cyt., s. 65; Berlin und die Mark Brandenburg mit der Markgrafthum Nieder-Lausitz
in ihrer Geschichte und ihrem gegenwäartigen Bestanden, Hrsgb. W Riehl, J. Scheu, Berlin 1861
s. 404. Warto nadmienić, że w kościele Mariackim znajdowała się kaplica Gustava Adolfa, być
może związana w jakiś sposób z działalnością stowarzyszenia, zob. H. Braune, dz. cyt., s. 72.
395
Michał Gierke
Jak już wspomniano wyżej, pomnik ma formę czworokątnego ostrosłupa
zbudowanego z nieociosanych kamieni polnych. Jego projektant nie jest znany.
Główny kamień z inskrypcją poświęconą Gustawowi II Adolfowi znajduje się
w licu wschodnim. Inskrypcja głosi: Zur Erinnerung an die Befreiung Königsbergs
N. M. am 27. Dezember 1630 durch den Schwedenkönig Gustav Adolf aus der
schwersten Not des dreissigjähriger Krieges14. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na to, iż oceny działalności wojsk szwedzkich na terenie Nowej Marchii były
różne. G.J. Brzustowicz pisze, że wojska szwedzkie zostały wpuszczone do miasta bez oporu i z tego powodu miasto zostało oszczędzone15. O pozytywnym
odbiorze wkroczenia wojsk świadczy też list rady miejskiej z 1636 roku, w którym przybycie wojsk królewskich nazywane jest „najszczęśliwszym”16. Jednakże
w późniejszych latach, gdy miasto zostało obłożone kontrybucją i ponosiło
ogromne koszty związane z utrzymaniem zakwaterowanych wojsk, stosunek
mieszczan do Szwedów się zmienił17. Augustin Kehrberg w swej kronice zanotował, że szwedzka okupacja była czasem rozbojów i straszliwego głodu18. Jednym
ze skutków wojny trzydziestoletniej było drastyczne zmniejszenie się liczby ludności19. Treść inskrypcji, mówiąca o uwolnieniu z nędzy w 1630 roku jest zatem
dość życzeniowa i świadczy o tym, że w początkach XX wieku wiedziano już niewiele o skutkach wojny trzydziestoletniej, a w świadomości zbiorowej przetrwał
jedynie mit Gustawa Adolfa – Wyzwoliciela20. W centralnej części kamienia
z dedykacją wydrążona jest trudna do interpretacji nisza. Wydawać by się mogło, iż wcześniej znajdować się mógł w niej jakiś przedmiot, na przykład kula
armatnia, jednakże analiza przedwojennych przedstawień pomnika dowodzi, że
miejsce to zawsze było puste. Być może kamień był pierwotnie częścią żaren
rotacyjnych? Pod samym kamieniem z dedykacją znajduje się kamień z inskrypcją „Montecuculi” – nazwę taką nosiło również jedno ze znajdujących się koło
14
„Dla upamiętnienia wyzwolenia Königsbergu dnia 27 grudnia 1630 przez szwedzkiego króla
Gustawa Adolfa z wielkiej nędzy wojny trzydziestoletniej”.
15
G. J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 41.
16
Tamże.
17
Tamże, s. 49-51.
18
A. Kehrberg, dz. cyt., Abth. II, Berlin 1725, s. 19-22; 74-75.
19
W. Fenrych, Dzieje Ziemi Chojeńskiej od XIII do początków XIX wieku, w: Z dziejów Ziemi
Chojeńskiej, red. T. Białecki, Szczecin 1969, s. 98.
20
Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że A. Kehrberg pisał swoją kronikę po okresie wojen brandenbursko-szwedzkich i w trakcie konfliktu prusko-szwedzkiego o Szczecin, a więc jednoznacznie
negatywnego postrzegania roli Szwecji w tej części Europy. Jednak już w końcu XVIII stulecia
w krajach niemieckich zaczyna się coraz powszechniej czcić pamięć Gustawa Adolfa, wykorzystując
datę jego urodzin bądź śmierci pod Lützen. Zob. L.E. Wolke, G. Larsson, N.E. Villstrand, Wojna
trzydziestoletnia. Europa i świat 1618 – 1648, Warszawa 2010, [przyp. redakcji].
396
Szwedzki Kopiec
Chojny wzgórz21. Poniżej znajdują się kamienie z inskrypcjami: „Lichtenstein”,
„Bernstein” oraz „Colloredo” – są to nazwiska dowódców oddziałów wojsk cesarskich, które, jak pisze A. Kehrberg, armia szwedzka rozgromiła 29 grudnia 1630
roku22. Takie ich umieszczenie, poniżej kamienia z dedykacją, miało zapewne
symbolizować wyższość zwycięskiego króla Szwecji nad pokonanymi dowódcami cesarskimi. Na niektórych kamieniach tworzących pozostałe ściany zabytku
wyryte zostały nazwy miejscowości. Każda nazwa określa pochodzenie danego
kamienia – głazy zostały dostarczone z miejscowości, których mieszkańcy chcieli
uczcić pamięć szwedzkiego króla23. I tak, na ścianie północnej udało się odczytać następujące nazwy: „Neutornow”, „Zachow” (Czachów), „Lübbich[ow]”
(Lubiechów – nie wiadomo Górny czy Dolny), „Blankenfelde” (Brwice)
i „Falkenwalde” (Wierzchlas). W licu zachodnim znajdują się kamienie z inskrypcjami: „Selchow” (Żelichów), „Grüneberg” (Golice), „Alt Lietzegöricke”
(Stare Łysogórki) oraz „Dolzig” (Dolsko). W ścianie południowej zaś wyryto
nazwy: „Klemzow” (Klępicz), „Guhden” (Gądno), „Rehdorf” (Stoki), „Vietnitz”
(Witnica) oraz „Butterfelde” (Przyjezierze). Miejsca umieszczenia kamieni
z inskrypcjami wydają się być przypadkowe.
W chwili obecnej Szwedzki Kopiec jest pomnikiem prawie zapomnianym. Wzgórze porośnięte jest gęstą roślinnością, która utrudnia dostrzeżenie
pomnika z poziomu pobliskiej drogi. Sama bryła monumentu jest zachowana
w dosyć dobrym stanie, inskrypcje pozostały czytelne, zniszczeniu uległy jednak
cztery małe „piramidki” usytuowane niegdyś w narożach plateau wzgórza. Przy
zabytku znajduje się zawierająca poważne błędy merytoryczne tablica informacyjna „Szlaku Budowli Kamiennych i Cmentarzy Zapomnianych”. Warto wspomnieć, że pierwszy krok w celu rewitalizacji pomnika wykonało Stowarzyszenie
Historyczno-Kulturalne Terra Incognita, którego członkowie 19 kwietnia 2012
roku uporządkowali teren wokół niego24.
21
Zarówno wzgórze, jak i kamień upamiętniają zapewne admirała Ernesta Montecuculego, który
wraz z podległymi mu wojskami cesarskimi pojawił się pod Chojną 29.11.1627 roku. G.J. Brzusowicz, dz. cyt., s. 45–46.
22
A. Kehrberg, dz. cyt., Abth. II, Berlin 1725, s. 19–22, 74–75. Więcej informacji na temat
rozmieszczenia wojsk cesarskich w okolicach Chojny, zob. G. J. Brzustowicz, dz. cyt., s. 44–47.
23
„Svenska Minnen”, s. 8.
24
Oczyścili wzgórze, http://www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=12-17&temat=8
(08.06.2012). Należy zaznaczyć, że po II wojnie światowej pomnik był remontowany, jednakże
nie udało się dotrzeć do informacji o zakresie przeprowadzonych prac, ani o dokładnym czasie
ich wykonania.
397
Michał Gierke
Należy zaznaczyć, że Szwedzki Kopiec, mimo iż nie posiada wyszukanej
formy, zasługuje na pamięć i czytelniejszą ekspozycję. Przede wszystkim jednak
wymaga szczegółowych badań historycznych, które przyczynić się mogą do odtworzenia obrazu społeczeństwa Chojny w XIX i XX wieku. Dokładna analiza
genezy wzniesienia tego rodzaju pomnika może stanowić punkt wyjściowy do
badań nad zmianami w postrzeganiu i ocenie wojny trzydziestoletniej przez
ludność dawnej Nowej Marchii na przestrzeni trzech wieków. Na pewno równie ciekawym, wartym zgłębienia zagadnieniem jest rozwój fascynacji królem
szwedzkim w XIX i XX wieku – zarówno pomnik, jak i działające w mieście
Stowarzyszenie Gustava Adolfa są przecież owocami tejże fascynacji.
Ryc. 1 – Szwedzki Kopiec w 1916 roku; źródło: Svenska minnen och märken i utlandet. II. „Schwedendenkmal” vid Königsberg in Neumark, „Allsvensk Samling”, no. 2, 1916, s. 8.
Ryc. 2 – inskrypcja ku czci króla Gustawa II Adolfa; fot. M. Gierke 2011.
398
Anita Taźbierska*
Szczecin
Od przeszłości
do teraźniejszości
Krzymowa
Krzymów, niewielka wieś położona niespełna 8 km od Chojny, to znakomity przykład miejscowości, o której współczesnym obliczu niemal całkowicie
zadecydowały zmiany dokonujące się po roku 1989. Niegdyś tętniąca życiem
siedziba Kombinatu Państwowych Gospodarstw Rolnych Chojna, dziś dla turystów stanowi uosobienie uroków polskiej spokojnej wsi, zaś dla mieszkańców
żywą pamiątką przeszłości, do której wciąż powracają z sentymentem i pewnym żalem. Od kilku miesięcy nad historią tego niezwykłego miejsca pochylają
się studenci Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu
Szczecińskiego.
Projekt regionalny „Krzymów” to inicjatywa zapoczątkowana i kierowana przez dr. Radosława Skryckiego, mająca na celu prześledzenie zmian, które
w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nastąpiły w miejscowości. Można nawet
rzec, że „zmiany” to słowo-klucz, towarzyszące uczestnikom przedsięwzięcia
niezależnie od poruszanego przez nich obszaru krzymowskiego dziedzictwa historycznego. A trzeba przyznać, że przeszłość Krzymowa jest niezwykle bogata
i dotyczy szerokiego spektrum zagadnień. Aby ją w pełni poznać, koniecznym
elementem badań okazał się kilkudniowy pobyt w miejscowości, w czasie którego zgromadzono znaczne ilości materiałów do dalszych analiz.
Wyodrębniona spośród uczestników grupa osób zajęła się inwentaryzacją oraz weryfikacją stanu zachowania obiektów zabytkowych znajdujących się
na terenie Krzymowa. Ich porównanie ze spisem zawartym w przedwojennym
* Anita Taźbierska – absolwentka historii w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych
Uniwersytetu Szczecińskiego.
399
Anita Taźbierska
„Die Kunstdenkmäler des Kreises Königsberg” ma pokazać, jakie zmiany przyniosły ostatnie dziesięciolecia dla takich obiektów jak choćby sięgający swymi
początkami okresu średniowiecza kościół p.w. św. Józefa czy też barokowo-klasycystyczny pałac wraz z parkiem i zabudową folwarczną. Niejako przy okazji
inwentaryzacji zabytków, narodziła się inicjatywa utworzenia przykościelnego
lapidarium z nagrobków pochodzących z zaniedbanego i niemal już zapomnianego cmentarza poniemieckiego położonego na obrzeżach wsi. Pomysł spotkał
się z przychylnym przyjęciem ze strony miejscowego proboszcza i być może już
wkrótce doczeka się realizacji.
Kolejnym elementem prac podjętych podczas wizyty w Krzymowie było
przeprowadzenie kilkunastu wywiadów z osobami związanymi w przeszłości
z miejscowym PGR-em. Relacje, jakie w ten sposób zebrano, pozwalają nie tylko
na naszkicowanie obrazu jednego z najlepiej funkcjonujących PGR-ów w całej
Polsce ale i skutków przemian ustrojowych po roku 1989 dla miejscowości niemal
całkowicie uzależnionych od państwowej gospodarki. Ukazują także fascynujące
historie pojedynczych osób, które z różnych powodów i w różnych okolicznościach
przybyły na tzw. Ziemie Odzyskane i na zawsze związały swoje losy z Krzymowem.
Są to opowieści czasem wywołujące uśmiech, a czasem skłaniające do zadumy,
zawsze jednak stanowiące coś, czego warto wysłuchać i co należy zapisać w świadomości szerszego grona odbiorców. Dodatkową wartość historyczną mają zdjęcia
dokumentujące życie w Krzymowie przed kilkudziesięciu laty, a których, dzięki
uprzejmości rozmówców, uczestnicy projektu pozyskali znaczną ilość.
Wiele nowych wiadomości dotyczących losów miejscowości sprzed roku
1945 uczestnicy projektu uzyskali od niemieckich byłych mieszkańców wsi, którzy musieli ją opuścić u schyłku II wojny światowej, a którzy dziś chętnie wracają
w te strony.
Szczególne miejsce w projekcie zajmuje rzecz jasna sam krzymowski
PGR, którego historia odtwarzana jest głównie na podstawie materiałów archiwalnych. Ich analiza trwa już od kilku miesięcy. Poza tym szczegółowemu opracowaniu poddawana jest przeszłość Szkoły Podstawowej im. Olimpijczyków Polskich
w Krzymowie oraz miejscowego klubu piłkarskiego „Klon” Krzymów, jako instytucji w szczególny sposób kształtujących oblicze lokalnej społeczności.
W trakcie wakacji planowany jest jeszcze jeden pobyt w Krzymowie,
w czasie którego przeprowadzone zostaną ostatnie wywiady. Zwieńczenie prac
nad projektem „Krzymów” ma stanowić wydanie publikacji podsumowującej
całe badania oraz jej publiczna prezentacja we wsi. Dodać należy, ze dotychczasowe badania terenowe prowadzone są dzięki wsparciu Burmistrza Gminy
Chojna Adama Fedorowicza.
400
Paweł Migdalski
Szczecin
Sprawozdanie z działalności
Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Terra Incognita”
(II półrocze 2011 r.1)
W drugiej połowie 2011 r., po przerwie wakacyjnej Stowarzyszenie
w ramach chojeńskich Dni Integracji Europejskiej i Ekumenizmu (28 sierpnia
2011 r.) przygotowało otwarcie wystawy prezentującej pracę dyplomową Teresy
Łopuskiej z Torunia, poświeconą adaptacji kościoła Mariackiego w Chojnie na
cele kulturalne2. Projekt ten zainicjował Przemysław Konopka. Wydarzeniu
temu towarzyszyła też dyskusja o potrzebie stworzenia muzeum w Chojnie,
którą poprowadził dr Radosław Skrycki.
Po wakacjach Stowarzyszenie kontynuowało też największy cykl imprez w jego dziejach, zainicjowany przez P. Konopkę i Magdalenę Ziętkiewicz
pt. „Terra Incognita – wspólna polsko-niemiecka historia i teraźniejszość
we wspólnym regionie”, dofinansowany przez Unię Europejską ze środków
Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz budżetu państwa (Fundusz
Małych Projektów INTERREG IV A Euroregionu Pomerania). Ostatnim jego
działaniem była powarsztatowa wystawa zorganizowana w kościele Mariackim
w Chojnie pt. „Chojna-Königsberg w latach trzydziestych i dzisiaj” otwarta
24 września 2011 r. w kościele Mariackim w Chojnie, przygotowana ze środków
powiatu Gryfino.
Zgodnie zapowiedzią publikujemy sprawozdanie za drugie półrocze 2011 r., kolejne całoroczne
sprawozdania będą się ukazywać w kolejnych tomach RCh.
2
Tekst T. Łopuskiej opublikowano w III tomie RCh.
1
401
Paweł Migdalski
W sierpniu 2011 r. prezes Stowarzyszenia „Terra Incognita” dr Paweł
Migdalski zainicjował akcję pt. „Na ratunek cennym zabytkom” do której włączyło się też Stowarzyszenie Przyjaciół Grabowa, w imieniu którego działał
Hubert Lis. Celem tej akcji było wsparcie konserwacji cennych obiektów zabytkowych w naszym regionie – dawnym Pomorzu Zachodnim i Nowej Marchii oraz
rozpropagowanie wiedzy o zabytkach. Działanie to wsparli patroni honorowi,
m.in. Ewa Stanecka – Zachodniopomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków.
Akcja trwała od 25 sierpnia do 15 grudnia 2011 r. W jej ramach przygotowano koncert pt. „Scherzi Musicali” w Czachowie, gdzie potrzebny jest remont
wieży oraz pozostałości organów Joachima Wagnera, który poprzedził wykład
prof. Edwarda Rymara (9 września) oraz współorganizowaliśmy koncert pt.
„Polonaise” w Małkocinie (17 września). Oba koncerty wykonane zostały przez
zespół Consortium Sedinum działający w ramach Fundacji Akademii Muzyki
Dawnej ze Szczecina.
Bogaty w wydarzenia wrzesień przyniósł też jeszcze jedno ważne wydarzenie. Z inicjatywy Joanny Kościelnej ze Szczecina Stowarzyszenie z pomocą parafii protestanckiej w Szczecinie i Angermünde zorganizowało wyprawę
studyjną śladami najwybitniejszego mieszkańca pogranicza – filozofa i teologa,
którego 125-rocznica urodzin przypadła w 2011 r. – Paula Tillicha (24 września).
W programie jednodniowej imprezy, dofinansowanej między innymi przez
gminy Chojna i Moryń, Centrum Kultury w Chojnie, Euroregion Pomerania
i Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej, znalazła się też konferencja poświęcona tej osobistości, w której udział wzięli J. Kościelna (Szczecin), dr Christoph
Ehricht (Greifswald) i Maciej Bogdalczyk (Kraków) oraz debata o pograniczach
w której uczestniczyli Ruth Henning (Berlin), Robert Ryss (Chojna), Bogdan
Twardochleb (Szczecin) i dr Paweł Migdalski. Dzień zakończył koncert gitarowy
Jakuba Kościuszki. Koordynatorem wyprawy śladami Tillicha był P. Migdalski.
Podobnie pracowitym czasem jak wrzesień był listopad. Dziesiątego
dnia tego miesiąca podczas uroczystości wręczenia dorocznych nagród starosty powiatu gryfińskiego za promocję otworzyliśmy wystawę powarszatową
pt. „Chojna-Königsberg w latach trzydziestych i dzisiaj” w budynku starostwa
w Gryfinie, a prezentację na temat wystawy i Stowarzyszenia wygłosił P. Konopka. Jak się okazało nagrodę – statuetkę Bociana – w kategorii kultura otrzymało
Stowarzyszenie „Terra Incognita”, a statuetkę odebrał P. Migdalski. Tydzień później w ramach współpracy ze stowarzyszeniem OFFicyna ze Szczecina zorganizowaliśmy w Chojnie prezentację pofestiwalową filmów pokazywanych podczas
20. Europejskiego Festiwalu Filmów Dokumentalnych „dokumentART”, podczas którego wyświetlono 6 filmów krótkometrażowych (m.in. PrzestrzeńCzasPies, Oceano Nox), a dwa dni później członkowie kolegium redakcyjnego
402
Sprawozdanie z działalności Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego...
„Rocznika Chojeńskiego” uczestniczyli w spotkaniu wydawnictw regionalnych
w Witnicy. Stowarzyszenie dzięki współpracy z bibliotekami regionu przygotowało też trzy spotkania w regionie ze znanym badaczem przeszłości prof. Janem M. Piskorskim, podczas których promował swoją książkę pt. „Wygnańcy”,
w Gryfinie, Mieszkowicach i Dębnie (21–23 listopada). 25 listopada w Miejskiej
Bibliotece Publicznej w Chojnie miała miejsce uroczysta prezentacja kolejnego
tomu „Rocznika Chojeńskiego”. Podczas niej egzemplarze otrzymali autorzy
tomu, a z krótkimi referatami wystąpili Lech Łukasiuk (Dębno) oraz Kinga Krasnodębska (Szczecin). Miesiąc ten, zwieńczył wykład na gryfińskim uniwersytecie trzeciego wieku prezesa Stowarzyszenia P. Migdalskiego o bitwie pod Cedynią, zorganizowany w ramach współpracy ze starostwem.
We wrześniu doszła do nas też smutna wiadomość. W swoim berlińskim
atelier-mieszkaniu zmarł przyjaciel Stowarzyszenia – Eckehart Ruthenberg, artysta rzeźbiarz, który przez wiele lat poszukiwał i utrwalał zapomniane żydowskie
kirkuty, wpierw w dawnym NRD, następnie w zachodniej Polsce. Stowarzyszenie
rok wcześniej – jesienią 2010 r. przygotowało dwie wystawy jego prac w Chojnie
i Szczecinie.
W grudniu 2011 r. Stowarzyszenie patronowało i zainicjowało spotkanie
16 grudnia w Gimnazjum im. Noblistów Polskich w Mieszkowicach uczniów
szkół powiatu gryfińskiego ze świadkami historii, aby porozmawiać z nimi o tragicznych wydarzeniach z grudnia 1981 r., związanych z wprowadzeniem stanu
wojennego. Akcja ta stanowić ma początek cyklu działań edukacyjnych pod patronatem Stowarzyszenia w których brałyby udział szkolne grupy „szperaczy”
wzorowane na Klubie Odkrywców Tajemnic „Szperacze” działającym w gimnazjum w Widuchowej, a ich celem będzie poszukiwanie pod okiem swoich
nauczycieli śladów i pamiątek przeszłości regionu. Inicjatorką projektu była
M. Ziętkiewicz.
W końcu tego miesiąca (30 grudnia) Stowarzyszenie przekazało proboszczowi parafii w Czachowie – ks. Zbigniewowi Stachnikowi pieniądze zebrane podczas akcji „Na ratunek cennym zabytkom”. Uzbierana suma 2050,00 zł,
nie jest zbyt wysoka, ale ważne jest aby pokazać, że każdy grosz się liczy i że
warto ratować otaczające nas zabytki.
Oprócz ww. działalności członkowie stowarzyszenia spotykali się na zebraniach i spotkaniach nieoficjalnych. W tym okresie odbyło się również jedno nadzwyczajne zebranie walne – 22 września, na którym przyjęto uchwałę
o nadaniu inicjatorowi badań archeologicznych w Cedyni prof. Władysławowi
Filipowiakowi oraz dyrektorowi Teatru UBS w Schwedt Reinhardowi Simonowi
członkostwa honorowego Stowarzyszenia.
403
404
Bibliografia historii regionu 20121
50 lat Zespołu Szkół im. Marii Skłodowskiej-Curie w Kostrzynie nad Odrą. Album
Pamiątkowy nauczycieli i absolwentów 1962–2012, Regionalne Centrum
Edukacji Ponadgimnazjalnej, Zespół Szkół im. Marii Skłodowskiej-Curie,
Kostrzyn 2012, il. (w tym kolor. na tabl.), ss. 152.
ADAMCZEWSKI Leszek, Berlińskie wrota Nowa Marchia w ogniu, Wydawnictwo
Replika, Zakrzewo 2012, il. (w tym kolor.), ss. 342.
BIAŁECKI Tadeusz, Szczecin – przystanek na całe życie (Część 2. Wspomnienia
z lat 1958–1975), Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica w Szczecinie,
Szczecin 2012, il., ss. 324.
BRYLLA Wolfgang Damian, MYKIETÓW Bogusław, TURECZEK Marceli
[red.], Miasto i twierdza Kostrzyn nad Odrą. Wykopaliska cmentarze świątynie // Die Stadt und die Festung Küstrin an der Oder. Ausgrabungen
Friedhöfe Gotteshäuser, Księgarnia Akademicka, Kostrzyn – Zielona Góra
2012, il., mapa, ss. 140. Słowo wstępne; PIĄTKOWSKI Józef, Pro memoria.
Włodzimierz Czajkowski (1935–2012) „Burmistrz Starego Miasta; SOCHA
Krzysztof, Pradziejowa nekropola w twierdzy Kostrzyn; PIĄTKOWSKI
Józef, Dzieje Drzewic 1262 – 2012; PIĄTKOWSKI Józef, Stalag III C Alt
Drewitz (Stalag 3 C) – obóz jeńców wojennych Stare Drzewice; KORECKI
Mirosław, Jan z Kostrzyna i jego moneta nowomarchijska. Katalog; The case
of the unhappy people of Custrin // Der Fall der unglücklichen Menschen von
Cüstrin, übersetz aus dem Englischen von Ralf BROCKHAUS und Andreas
BARNER, Strausberg. Tekst był przedstawiony w języku polskim na sesji
(i w książce) w 2008 roku; HERRMANN Horst, Ein Denkmal für „Friedrich
den Grossen” (wiersz); STEINHAUF Andy, Wspólnoty religijne w Kostrzynie
– część 1; CHMIELEWSKI Andrzej, Kostrzyn nad Odrą na starych pocztówkach; ORŁOW Aleksander, Żydzi w Kostrzynie nad Odrą. Cmentarz żydowski
z domem pogrzebowym; THIEL Klaus, Dwie możliwości; CHMIELEWSKI
Andrzej, KUJAWSKI Franciszek, Pierwszy posterunek Służby Ochrony Kolei
w Kostrzynie nad Odrą; KŁAPTOCZ Alicja Urszula Maria, „Kostrzyn na
kółkach”; SUSKI Bartłomiej, Zapomniane cmentarze radzieckie; KUFEL
Robert Romuald, Kościoły Kostrzyna i okolic w zbiorach fotografii Archiwum
1
Zamknięto 10 listopada 2012.
405
Diecezjalnego w Zielonej Górze; KOSCHNY Rosemarie, Dwadzieścia lat
Küstrin-Kietz. Powrót do korzeni i starej nazwy; SUSKI Bartłomiej, Historia
jednego pomnika.
BUKOWSKI Krzysztof, Sterylizacja ludności romskiej 1943–1945 w Bydgoszczy,
Dobiegniewie, Pile i Złotowie (zarys problemu), Związek Romów Polskich,
Instytut Pamięci i Dziedzictwa Romów oraz Ofiar Holokaustu, Szczecinek
2012, il., ss. 34.
CZARNUCH Zbigniew, Nad Wartą i wśród lasów: o dawnych i współczesnych
mieszkańcach wsi // An der Warthe inmitten von Wäldern: eine Geschichte
über ehemalige sowie heutige Bewohner in der Gemeinde Witnica, Miejski
Dom Kultury w Witnicy, Witnica 2012, il. (w tym kolor.), ss. 224.
KORECKI Mirosław, Margrabia Jan z Kostrzyna i jego moneta nowomarchijska. Katalog monet wybijanych za panowania margrabiego Jana z Kostrzyna
w mennicy krośnieńskiej (1543–1546) // Margraf Johann von Küstrin und seine
neumärkische Münze. Münzkatalog der Markgrafen Johann von Küstrin, der
in der Krossener Münzstatte Münzen geschlagen hat (1543–1546), Mirosław
Korecki, Iserlohn 2012, il., ss. 158.
KUCHTO Marcin, Dzieje polskiego Kalisza Pomorskiego w latach 1945–2010,
Przedsiębiorstwo Poligraficzno-Reklamowe TONGRAF, Kalisz Pomorski
b.d. (2012), il., mapy, ss. 310.
MACHAŁEK Małgorzata, Przemiany wsi zachodniopomorskiej w latach 1945–
1956, „Biblioteka Naukowa Muzeum Narodowego w Szczecinie”, seria:
Historia i kultura materialna, Muzeum Narodowe w Szczecinie, Szczecin
2012, il., mapy, ss. 426.
MIECZKOWSKI Zbigniew, Wczoraj Woltersdorf dzisiaj Linowno. Zarys dziejów
wsi, Zbigniew Mieczkowski, Linowno 2012, il. (w tym kolor.), mapy, ss. 136.
MIGDALSKI Paweł [red.], Paul Tillich teolog pogranicza. Śladami wielkiego myśliciela po Nowej Marchii. Trzcińsko Zdrój – Chojna – Przyjezierze // Paul
Tillich Teologe auf der Grenze. Auf den Spuren des Großen Denkers in der
Neumark. Bad Schönfließ – Königsberg in der Neumark – Butterfelde, „Terra
Incognita” t. 4, Seria wydawnictw Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego
„Terra Incognita” w Chojnie, Chojna 2012, il., mapy, ss. 116, tekst pol.-
406
niem., tłum. na jęz. niem. Torsten SALZER, tłum. na jęz. pol. Barbara
GRUNWALD-HAJDASZ. Wstęp // Vorwort; BOGDALCZYK Maciej, Paul
Tillich – teolog nadziei // Paul Tillich – Theologe der Hoffnung; ERICHT
Christoph, Paul Tillich – teolog pogranicza // Paul Tillich – Theologe auf der
Grenze; KOŚCIELNA Joanna A., Mała ojczyzna Paula Tillicha // Die Heimat
Paul Tillichs; MIGDALSKI Paweł, Szlak młodego Tillicha w Nowej Marchii //
Auf Tillichs Weg durch die Neumark; Ilustracje // Abbildungen; Spis rycin //
Verzeichniss der Abbildungen; Autorzy // Autoren.
PILCH Józef, KOWALSKI Stanisław, Leksykon zabytków architektury Pomorza
Zachodniego i ziemi lubuskiej, Wydawnictwo ARKADY, Warszawa 2012,
il. (w tym kolor.), mapy, ss. 388.
PIOTROWSKI Robert [red.], Droga do filharmonii, Filharmonia Gorzowska,
Gorzów Wielkopolski 2012, il. (w tym kolor.), ss. 103. NOWAK Krzysztof,
Wstęp; PIOTROWSKI Robert, Muzyka w dawnym Gorzowie – jej landsberskie (pre)historie; RYMAR Dariusz A., Symfoniczne początki; FRĄTCZAK
Dorota, Szkolnictwo muzyczne; FRĄTCZAK Dorota, „Odeon” – Gorzowska
Orkiestra Kameralna; Miasto rozkochane w muzyce, „Millenium nad Wartą”
4/1966; PIOTROWSKI Robert, Muzyczna epoka sprzed Filharmonii;
KRYCH Kazimierz, Jak do tego doszło, czyli rzecz o „Konfrontacjach”,
„Ziemia Gorzowska” maj 1969; BORKOWSKI Piotr, Moment „wielkiej szansy”; SZWAJLIK Małgorzata, Centrum Edukacji Artystycznej – Filharmonia
Gorzowska.
PIOTROWSKI Robert, Spotkania z historią. Gmina Deszczno // Treffen mit der
Geschichte. Gemeinde Dechsel, t. V, Gmina Deszczno, Deszczno 2012, il.
(w tym kolor.), mapy, ss. 92.
PIOTROWSKI Robert, Spotkania z historią. Ośno Lubuskie // Treffen mit der
Geschichte. Drossen / Neumark, t. VI, Gmina Ośno Lubuskie, Ośno Lubuskie
2012, il. (w tym kolor.), mapy, ss. 92.
POPEK Wojciech [red. naczelny], Santok i Drzeń w konflikcie w konflikcie polsko-krzyżackim. W 600 rocznicę bitwy pod Grunwaldem, Wydawnictwo pokonferencyjne 22 czerwca 2010 roku, Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta
w Gorzowie Wielkopolskim, Gorzów Wielkopolski 2012, il. (w tym kolor),
mapy, ss. 128. CHUDZIK Stanisław, Drodzy czytelnicy; LINKOWSKI
Zdzisław, Słowo wstępne; CZAJA Roman, Santok i Drezdenko w sporze
407
między Zakonem Krzyżackim w Prusach a Królestwem Polskim w XV wieku;
ŚWIĘTOSŁAWSKI Witold, Broń walczących pod Grunwaldem. Próba porównania; KWIATKOWSKI Krzysztof, Nowa Marchia w działaniach militarnych 1410–1411 roku; SZCZUREK Tadeusz, Obieg monetarny na terenie
Nowej Marchii w okresie krzyżackim (1402–1454); Fotorelacja z konferencji.
PORZEZIŃSKI Antoni, Osadnictwo ziemi cedyńskiej we wczesnym średniowieczu. Archeologiczne studium osadnicze, „Terra Incognita” t. 3, Seria
wydawnictw Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Terra Incognita”
w Chojnie, Chojna 2012, il., mapy, ss. 136.
RYMAR Edward, Z dawnych dziejów przyodrzańskiej Nowej Marchii, „Terra
Incognita” t. 2, Seria wydawnictw Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego
„Terra Incognita” w Chojnie, Chojna 2012, il., mapy, ss. 288.
SKAZIŃSKI Błażej, Moryń historia i zabytki // Mohrin Geschichte und
Kunstdenkmäler, LM Design Leszek Włodkowski-Moszej, Moryń 2012,
il. (w tym kolor.), mapy, ss. 82.
Zestawił Radosław Skrycki
408
terra artificum
prezentuje DoDoHa
Krystyna Jędruszkiewicz
Krystyna Jędruszkiewicz. Pseudonim malarski Krakowiak-Jędruszkiewicz.
Z wykształcenia ekonomistka. Emerytowany pracownik Nadleśnictwa w Chojnie.
W sierpniu 2009 roku podczas Dni Integracji w Chojnie objawiła się jako malarz
pierwszą wystawą swoich obrazów. Obecnie malarka z pasją. Duża ilość wolnego czasu sprawiła, że zaczęła rozwijać nowe zainteresowania, do których przygotowywała się już wcześniej, podczas aktywnej pracy zawodowej. Najbardziej
lubi tworzyć niebo, fascynuje ją wypracowywanie dokładnego studium nieba.
„Nanoszę olej i ugniatam, ugniatam te cumulusy tygodniami, by uzyskać efekt.
409
terra artificum
Miniatury
Zaczynam od ciemnych ugrów i przez zacieranie przechodzę do najjaśniejszych
barw i ostatecznie dochodzę do oczekiwanego finału. Wtedy najpierw w obrazie
przyciąga niebo, a dopiero potem przykuwają uwagę inne detale. Nie mam planu
jak to robić. Wszystko powstaje w trakcie wielokrotnych zmian oraz bezustannego oddalania się od płótna, patrzenia na nie z pewnej odległości i ponownego
malowania. Szkicuję od razu pędzlem, nie robiąc zbyt szczegółowych planów na
zagruntowanym płótnie. Maluję po swojemu i patrzę, jaki to przyniesie rezultat.
Robię to intuicyjnie”.
Myli się jednak ktoś, kto myśli, że pani Krystyna zdaje się jedynie na
przypadek. Wprawdzie nie ukończyła szkoły plastycznej, ale sama skrupulatnie
czytała, początkowo wypatrzone w bibliotekach lub księgarniach fachowe książki, poświęcone technikom malarskim. Początek burzliwej aktywności twórczej
rozpoczęła w Lublinie, mieście artystów. Na zjeździe absolwentów chojeńskiego
liceum spotkała byłą wychowawczynię, panią Urszulę Juszkiewicz. Na jej zaproszenie pojechała do Lublina i tam obie odwiedziły specjalistyczny sklep z materiałami dla artystów plastyków. Pani Urszula wsparła w początkowej fazie obecną
pasję twórczą swojej byłej wychowanki, zaopatrując artystkę w cenne albumy
malarstwa, fachowe książki dotyczące teorii sztuki, a przede wszystkim, bardzo
dobrej jakości pędzle.
Podczas wspomnianego spotkania absolwentów po latach odświeżyła znajomość z koleżanką z ławy szkolnej, która pomogła jej w zakupie dużej
410
Krystyna Jędruszkiewicz
Nad morzem
ilości profesjonalnych farb, materiałów oraz książek, a następnie powiedziała
„Ty musisz malować i pokazywać te prace”. Przyjaciółka mieszkając w Wielkiej
Brytanii pomogła, także wspierając zakupem fachowych książek i materiałów do
prac techniką akwareli w sieci sklepów znanego brytyjskiego akwarelisty Mikea
Chaplina.
Ta motywacja okazała się iskrą, która zainicjowała potrzeby twórcze
i pozwoliła wyzwolić się uzdolnieniom. Autorka sama zaniosła pierwsze prace
do Centrum Kultury w Chojnie i zaproponowała zorganizowanie inauguracyjnej wystawy. W trakcie rozmów przygotowawczych okazało się, że ma ona już
40 obrazów w swoim początkowym dorobku i ciężko było znaleźć lokalizację
dla tak dużego zbioru. Wtedy zaadaptowano opuszczone pomieszczenie z boku
ratusza i w 2009 roku podczas Dni Integracji uroczyście otwarto wystawę malarstwa pani Krystyny Krakowiak-Jędruszkiewicz. Był to początek współpracy tej
aktywnej kobiety z Centrum Kultury w Chojnie. Prace autorki zaczęły trafiać na
aukcje organizowane przez Centrum Kultury. Podczas trwania wystawy i aukcji
zaciekawione dzieci pytały, jak powstają obrazy. Potem coraz częściej pojawiały
się pytając, czy mogą popatrzeć jak pani maluje, a potem z sugestią, że chciałyby
spróbować. Wtedy zaproponowano jej pracę z dziećmi, jako wspólne warsztaty
malarskie. Kilka lat współpracy zaowocowało nie tylko warsztatami malarstwa,
411
terra artificum
Pejzaż zimowy
ale także dzianiny, rysunku, decoupage’u, a także wielką akcją szycia laleczek.
Razem z dziećmi, wspierając ogólnopolską akcję charytatywną Majki Jeżowskiej
i organizacji UNICEF, wykonała kilkadziesiąt lalek przedstawiających dzieci
z różnych stron świata. Następnie były one sprzedawane na aukcjach internetowych i bezpośrednich, a uzyskane fundusze organizatorzy aukcji przekazali na
rzecz dzieci.
Artystka urodziła się w Toruniu. Gdy miała 2 lata rodzice z Przemyśla
i Tarnowa przenieśli się na „Ziemie Zachodnie”. Wychowała się w rodzinie wielodzietnej, jako jedno z pięciorga rodzeństwa. Ich ojciec miał „złote ręce” do
majsterkowania, choć skończył tylko cztery klasy. Pani Krystyna mówi, że z matematyką radziła sobie w dzieciństwie nie najlepiej, ale zawsze lubiła malować.
Zdarzało się, że wykonywała prace plastyczne za mniej uzdolnione koleżanki
i kolegów. Wtedy już wiedziała, że na emeryturze będzie malować. Po ukończeniu liceum chciała wyjechać do Krakowa i pracować w fabryce, ręcznie zdobiąc
bombki choinkowe, jednak ojciec ze względów ekonomicznych odwiódł ją od
tego zamiaru. W rezultacie została ekonomistką, pracowała w Rejonie Dróg,
a następnie w leśnictwie.
Jest osobą wszechstronnie uzdolnioną plastycznie. Zajmowała się projektowaniem ogrodów, ale także pracą w wełnie, haftem, jednak żadne z tych
działań nie dawało jej pełnej satysfakcji. Zaczęła się w pełni realizować dopiero,
gdy zaczęła swoją przygodę z pędzlem i płótnem.
412
Krystyna Jędruszkiewicz
Warsztat pracy
Pani Jędruszkiewicz nie lubi pracować pod presją czasu i z bagażem nakazów. Lubi tworzyć we własnym tempie i z wyobraźni. Największe wrażenie
wywierają na widzu jej kwiaty oraz pejzaże, w których zasugerowane jedynie
postaci ludzi i zwierząt, pozostawiają wiele miejsca na wyobraźnię odbiorcy.
Twierdzi, że obrazy malowane realistycznie, dokładnie i z detalami oddające
rzeczywistość wyparła obecnie technika cyfrowa i ludzie w sztuce szukają czegoś innego. Bierze często udział w plenerach malarskich organizowanych przez
instytucje twórcze i kulturalne. Ulubioną techniką malarską artystki jest nakładanie farb olejnych szpachelką, choć z powodzeniem używa pędzla jak i tworzy również akwarele. Jednak najwięcej satysfakcji sprawia jej nakładanie grubej
warstwy olejnej farby w mocnej kolorystyce i wypracowywanie tekstury obrazu.
Przygotowując podkład na płótnie dodaje mało terpentyny, a więcej oleju, by
lepiej uzyskiwać efekty metodą szpachelki. Jako osoba energiczna, lubi szybko
widzieć efekt swojej pracy. „Nie miałabym cierpliwości rok siedzieć przy jednym
obrazie”. Autorka nie ukrywa, że technika mokrej akwareli jest bardziej wymagająca i nie ma możliwości poprawiania błędów, na co pozwala technika olejna.
Tworząc akwarele artystka często korzysta z płynu maskującego oraz lawowania,
by uzyskać lepszy efekt barwny. Zna i stara się stosować zasady obowiązujące
w malarstwie, ale często świadomie łamie je, czując efekt inaczej. Warsztat pracy potrafi zlokalizować wszędzie: w pracowni, w holu, na tarasie, w ogrodzie.
Zachwycają ją dzieła impresjonistów, szczególnie dziewczyna w makach
z obrazu Claude’a Monet’a „Kwitnące maki w pobliżu Argenteuil”, oraz „Pole
413
terra artificum
Z lalkami wykonanymi dla UNICEF
pszenicy” Vincenta van Gogha. Wygląda ono inaczej oglądane z bliska, a inne
wrażenie wywołuje z daleka. Pani Krystyna często przerywa pracę nad własnym
obrazem i dokańcza ją po kilku dniach lub miesiącach, pracując w tym czasie nad innym, by nabrać dystansu i perspektywy czasowej. Kiedy obraz osiąga zamierzony przez Panią Krystynę efekt, woli go oddać, niż sprzedać. Każdy
traktuje jak wypieszczone dziecko i pozostawia w domu na dłuższy czas wiele
z nich. Mimo to, prace pani Krystyny znajdują się już w dużej ilości w Niemczech,
Anglii, a także w Rumunii i Bułgarii.
Autorka często podkreśla jak ważną rolę dla obrazu odgrywa rama. Nie
pozwala na przypadkowy jej dobór, wiedząc jak wiele może obraz stracić przez
nieodpowiednią oprawę.
Na wcześniejszą emeryturę przeszła z chęcią, gdyż już dobrze wiedziała,
czym będzie się zajmowała w tym wolnym czasie. Jest przekonana, że wiele osób
tworzy w domu, o czym my nie mamy pojęcia. Istnieje jednak ogromna bariera
strachu przed krytyką, która nie pozwala wyjść im z własną sztuką do ludzi. Ona
tą barierę z powodzeniem pokonała.
Teraz jest zadowolona. Twierdzi, że gdy się wychowa dzieci, należy poświęcić czas na realizowanie własnych marzeń i potrzeb. Wie, że trzeba się cieszyć małymi rzeczami. Wierzy, że powinno się robić coś, z czego człowiek ma
satysfakcję, bo to daje siłę do pokonywania innych trudności życiowych. Nie wie,
co to znaczy, być nieszczęśliwą w domu.
414
Władysław Marczak
Obecnie mieszkaniec Swobnicy w gminie Banie. Zawód - rzeźbiarz ze
świadectwem cechowym Katowickiej Izby Rzemieślniczej, z zamiłowania - muzyk. Potomek muzykalnej rodziny, jak sam mówi o sobie „Oprócz harfy gram na
wszystkim”. Urodził się 11 maja 1964 w Chojnie. Tu ukończył szkołę podstawową i próbował zdobyć zawód mechanika samochodowego, ale już wtedy ciągnęło
go do stolarni i pracy w drewnie. Zmienił kierunek nauki na zawód stolarza,
czego konsekwencją było otwarcie zakładu rzeźbiarstwa w drewnie. Wiele lat
mieszkał w Witnicy koło Chojny.
Tworzyć zaczynał już w czwartej klasie szkoły podstawowej od rzeźb
w szarym mydle, wykonywanych kozikiem, który sprezentowali mu pracownicy
PGR-u. Zrobił sobie wtedy pierwszego ludzika. Potem regularnie siadał nad gazetą „Głos Szczeciński”, podsuniętą mu przez matkę tak, by ścinki mydła mogła wykorzystać do prania w pralce marki „Frania”. Nikt w jego rodzinie nie
rzeźbił i nie rysował, ale pochodził z muzykalnej rodziny. Grano w niej z dziada
pradziada. Dziadek przed wojną był wirtuozem akordeonu guzikowego, często w kinach tworzył oprawę muzyczną niemym filmom. Został zabity przez
Niemców podczas wojny. Stryj - Bronisław Marczak, był profesorem muzyki
w Łodzi. Ojciec artysty grał na skrzypcach, akordeonie i trąbce tenorowej w kościele. Pan Władysław kilka lat grał na saksofonie w orkiestrze wojskowej, a potem na innych instrumentach w zespole muzycznym.
Kolejnym etapem twórczego rozwoju, jako rzeźbiarza było rozpoczęcie
pracy w drewnie. Poznawał gatunki drewna i ich przydatność metodą prób i błędów. Pierwszy żubr z deszczułki okazał się sukcesem, co zachęciło go do dalszego
działania. Pierwszą wielkoformatową pracą było wykonanie na zamówienie księdza Mariana Kucharczyka płaskorzeźby na podstawie przedstawionego rysunku.
Potem okazało się, że są to projekty płycin drzwiowych. W efekcie powstały
boczne drzwi wejściowe sanktuarium w Myśliborzu, złożone z 8 płaskorzeźb dębowych, zaprojektowanych przez Janusza Moraczewskiego z Myśliborza, oraz
detali neogotyckich opracowanych przez rzeźbiarza. W kolejnych latach do
sanktuarium wykonany został także gotyzowany stół ołtarzowy, oprawa relikwii
siostry Faustyny i obrazu siostry Faustyny, ambonka, ołtarze boczne. Artysta
wyrzeźbił także wizualizację zapisu wizji siostry Faustyny przedstawiającą pięć
415
terra artificum
Drzwi sankutarium w Myśliborzu
gołębi, z których wychodzi około 80
postaci ludzkich. Kilka lat prowadził
zakład rzeźbiarski, co pozwoliło mu
przystąpić do egzaminu zawodowego w dziedzinie rzeźby. Pracą na egzamin zawodowy było godło polskie
z drewna lipowego, które znalazło
się w siedzibie Izby Rzemieślniczej
w Katowicach. Pan Władysław sam
precyzyjnie dochodził do szczegółowej wiedzy teoretycznej w dziedzinie
historii sztuki z zakresu rzeźby, by
poznać detale charakterystyczne dla
poszczególnych stylów. Wiedzę tę
skutecznie wykorzystuje podczas tworzenia swoich prac. Projekty konsultuje z księdzem Markiem Cześniniem,
diecezjalnym konserwatorem zabytków diecezji Szczecińsko-Kamieńskiej i wtedy dopiero przystępuje do wykonania rzeźby. Dbałość o detale zgodne z epoką
spowodowała, że w kolejnych kościołach zaczęły się pojawiać elementy wystroju
dłuta pana Marczaka. Z pietyzmem zajmuje się on również rekonstrukcją i uzupełnianiem elementów snycerskich odnawianych świątyń. Odrzwia, ościeżnice
i obudowy okien, barokowe balustrady i kolumny w ołtarzach drewnianych to
elementy często przez niego wykonywane.
W kościele w Witnicy koło Chojny znajduje się krzesło oraz stół barokowy, nad którym artysta pracował 7 miesięcy i z dumą opowiada o szczegółach
konstrukcyjnych tego obiektu. Powstają także elementy wyposażenia świątyni
w Nawrocku, Bierzwnicy, Sitnie. W miejscowości Dalsze wyrzeźbiony zostaje
ołtarz o powierzchni ok.15m2, bogato zdobiony symbolami chrześcijaństwa, kłosami zboża i kiściami winogron, rozpięty łukowo jak prospekt organowy. Zostaje
on wykonany wyjątkowo z drewna olchowego i zainstalowany z efektem trójwymiarowym. W Troszynie powstaje gotyzowany tryptyk, w Mieszkowicach
– w dwóch kościołach odtworzone zostają oryginalne detale gotyckich okien
i drzwi, w Gądnie – podstawa na paschał, ramy do obrazów, stojaki do świec,
416
Władysław Marczak
Fotel barokizowany
w Przelewicach- rama obrazu. Bielin
wzbogaca się o dwie ramy obrazów Św.Józefa i „Jezu ufam Tobie”,
Wierzchlas otrzymuje wyposażenie
w postaci wszystkich ram drogi krzyżowej wykonanych w stylu barokowym. Do Mostkowa mistrz wykonuje
ołtarz, ambonkę, chrzcielnicę, klęczniki, oraz ramę obrazu. W Nawrocku
powstają: ołtarz przedstawiający
Matkę Boską na Kuli Ziemskiej, sceny ukrzyżowania i świeczniki oraz
podwiesia nad ołtarzem. Nietypową
dużą formą jest także szyld powitalny
parku w Naroście. Prace dłuta pana
Marczaka znajdują się również poza
granicami Polski w Danii, Anglii oraz
w Niemczech.
W chojeńskich kościołach znajdują się barokizowane i gotyzowane
fotele ołtarzowe w parafii NMP Matki Kościoła na lotnisku oraz w kościele
Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ulicy Kościuszki.
Twórca chciałby jeszcze popracować w drewnie kasztanowym, ale ma świadomość, że kasztanowiec jest pod ochroną i jest to prawie niemożliwe. Obecnie
z przyjemnością rzeźbi w lipie, ale większość prac wykonywana jest w dębie.
„Robię niektóre prace, by przetrwać. Są ludzie, którzy wegetują, ja chcę
wychować moje dzieci i nie chcę żeby moja obecna rodzina wegetowała. Próbuję
połączyć pracę z pasją. Rzeźba jest moim jedynym źródłem dochodu. Wiem już,
że trzeba się cieszyć z każdej wykonanej pracy, która się komuś podoba, a także
z tego, że jest ktoś, kto chce ją nabyć. Lubię pracować w drewnie, ale nie mogę
pracować jako typowy stolarz, gdyż nie mam możliwości pracować na wysokości
budując ciesielkę, oraz przy wysokoobrotowych maszynach”.
Rzeźbiarz rozpoczyna swój kolejny etap życia w Swobnicy w gminie
Banie. Lubi rzeźby wykonane precyzyjnie i z detalami. Tworzy niepowtarzalne
meble rzeźbione ręcznie np. kredensy, fotele, szafy, stoły, ale także prace niesza-
417
terra artificum
Fotel gotyzowany
blonowe np. oprawy pod trofea myśliwskie. Każdy egzemplarz jest oryginalny,
wykonany ręcznie i nieszablonowy, z elementami zdobniczymi ściśle związanymi z oprawianym trofeum. Wykonał ich
tysiące. „Robienie opraw do poroży jest
moją pasją. Bardzo to lubię”.
Narzędzia do pracy pan Marczak
wykonuje samodzielnie lub adoptuje
z innych narzędzi, najczęściej z pilników,
ze względu na cechy stali użytej do ich
produkcji. Do niektórych wzorów dłut
dochodził latami i chroni je przed wścibskimi oczami innych. Lubi pracować
w spokoju, bez poganiania, by miał czas
na wypracowanie niezbędnych detali,
charakterystycznych dla stylu, który uzupełnia lub tworzy. „Rzeźba, to nie jest
trzonek od szpadla, trzeba dołożyć wiele starania. Należy pomyśleć, rozrysować,
policzyć. Nie da się tego zrobić bez znajomości matematyki”. Pierwszym etapem
pracy jest szczegółowe przygotowanie dokładnego rysunku wizji artystycznej na
papierze, a następnie rozrysowanie detali w formie szablonów i przeniesienie na
siatkę, by proporcjonalnie powiększyć obiekty do skali 1:1, w której będą wykonane. Reszta działań odbywa się w nowo tworzonej pracowni, długo, dokładnie
i cierpliwie, przy dźwiękach młotka uderzającego w dłuto i wszechobecnym zapachu świeżych wiórów drzewnych.
Na pytanie o marzenia odpowiada: „Chciałbym zrobić barokowy ołtarz
ok. 12 m2, który oddawałby przemijanie człowieka poprzez historię życia Jezusa.
Skupiłbym uwagę na tym, by wszystkie elementy liturgii były w ołtarzu zamontowane i otwierane w odpowiednim okresie roku liturgicznego. Chciałbym także
zdążyć wychować dzieci oraz żeby były życzliwymi i dobrymi ludźmi”. Wierzy
w to, że czas leczy rany.
418
Władysław Marczak
Gotyzowana oprawa relikwiarza siostry Faustyny w Myślborzu
Orzeł Saski z ratusza w Chojnie
419
terra artificum
Praca nad Św.Hubertem
Z synem na tle kolekcji opraw trofeów myśliwskich
420
Św.Hubert po ukończeniu
Joanna Mieszko-Nita
Joanna Mieszko-Nita i jej mała forma Nike wielokrotna
Jest mieszkanką Trzcińska-Zdroju. Zajmuje się rzeźbą i pracą pedagogiczną. Tu się urodziła 30 marca 1969 r., wychowała i mieszka do dziś, z krótkimi przerwami na edukację artystyczną. Pierwszymi instruktorami pani Joanny
Mieszko-Nity byli rodzice. Mama obdarzona wielką wyobraźnią i tata świetnie
rysujący. Dbając o rozwój artystyczny córki kupili jej gitarę, na której musiała
grać. Przede wszystkim jednak, z powodzeniem wykonywała wiele rysunków na
plastykę. To zdecydowało o wyborze szkoły plastycznej - Państwowego Liceum
Sztuk Plastycznych w Szczecinie. Następnie studiowała na Akademii Sztuk
Pięknych w Poznaniu. Tu zetknęła się z rzeźbą i pokochała tę formę aktywności.
Studia w Poznaniu wspomina, jako bardzo dobry twórczo okres. Miała okazję
wraz z pozostałymi pięcioma osobami z roku uczyć się malarstwa, grafiki i rzeźby u najlepszych polskich artystów: profesora Józefa Kopczyńskiego – rzeźbiarza, prof. Jana Berdyszaka – mistrza instalacji, profesora animacji Kazimierza
421
terra artificum
Akt tworzenia
Urbańskiego. Dobre wyczucie i opanowanie animacji, ocenione przez pan profesora na 5+ zaowocowało tym, że artystka nie ma trudności w obracaniu postacią. Dobrze organizuje przestrzeń. „Jak robiłam do animacji 600 rysunków
dziennie, to teraz jest łatwo sobie wyobrazić efekt z każdej strony.” W 1996 roku
obroniła pracę dyplomową, wykonaną w pracowni rzeźbiarskiej profesora Józefa
Petruka. Były to „Zmagania” - forma organiczna z piaskowca, znajdująca się
obecnie na terenie ogrodu zoologicznego Malta w Poznaniu. Wróciła do Chojny,
a następnie do Trzcińska z powodów uczuciowych.
Ekspozycję swoich wytworów rozpoczęła dość wcześnie, bo już podczas studiów, uczestnicząc w wystawach zbiorowych rysunku, rzeźby i animacji, przygotowywanych w latach 1991-1996 przez uczelnię. Inauguracyjną ekspozycją indywidualną
było przedstawienie grafiki na terenie chojeńskiej „Czatowni” w roku 1993.
Intensywny okres pracy twórczej rozpoczął się u pani Joanny po roku
1998, w momencie wstąpienia do Związku Polskich Artystów Plastyków okręgu
Szczecin. Przyspieszyło to rozwój aktywności twórczej rzeźbiarki. Kolejno pojawiają się w Centrum Kultury w Chojnie: instalacja „Przemijanie” (2004 r.),
instalacja „Geronimo” (2005r.), oraz grafika „Wszyscy cierpią” prezentowana
w Galerii Współczesności i Historii Ziemi Chojeńskiej (2007r.).
W 2009 roku rzeźby głów znanych Polaków pojawiają się w Szczecinie,
eksponowane w murach Galerii „E”, Zachodniopomorskiego Centrum
422
Joanna Mieszko-Nita
Doskonalenia Nauczycieli. W rok później na ekspozycji „Współczesnego medalierstwa na Pomorzu Zachodnim”, Muzeum Narodowego w Szczecinie ujrzała
publiczność jej medale oraz drobne formy rzeźbiarskie w brązie. Gościnne progi
BWA, Zamku Książąt Pomorskich i ZPAP Szczecin, zaprezentowały wystawę
„Obecność” uświetniając w ten sposób jubileusz100 - lecia związku.
W 2011 roku odbywa się na sali widowiskowej Centrum Kultury
w Chojnie „Akt tworzenia”, będący wystawą rysunku połączoną z happeningiem. Podczas tego działania widzowie mogli oglądać jednoczesne tworzenie
przez autorkę kilku wielkoformatowych grafik przedstawiających ludzkie ciała,
wykonywane techniką węgla i kredy.
Najświeższym sukcesem rzeźbiarki jest udział w tegorocznej wystawie
zbiorowej „Nowe otwarcie”, przygotowanej przez Galerię na Mazowieckiej
w Warszawie, inaugurującej działalność Związku Polskich Artystów Plastyków
w nowym stuleciu. Udział w niej zaproponowano tylko 6 plastykom z okręgu
szczecińskiego. Wystawiono około 300 prac wielu znanych i wspaniałych współczesnych twórców z całej Polski. „Udział w tej wystawie dodał mi pewności dobrze dokonanego artystycznego wyboru”, mówi pani Joanna.
Tuż po ukończeniu studiów rozpoczęła pracę pedagogiczną i artystyczną
z młodzieżą w chojeńskim gimnazjum, a następnie Niepublicznym
Liceum Plastycznym w Gryficach.
Od początku jest organizatorką
wielu plenerów, wystaw i akcji artystycznych. Kojarzona jest z wieloma
akcjami ulicznymi, podczas których
młodzież rzeźbi i maluje na oczach
przechodniów, a także prezentuje
happeningi. Etapem wstępnym tych
działań jest zawsze uzyskanie zezwolenia odpowiednich władz, zarządzających wybranym terenem działań
artystycznych. Tematem owych aktywności jest rzeźba, plakat i grafika
ukazywana w kontekście kontaktów
międzyludzkich. Dzieła wystawiane są bezpośrednio na chodniku lub
między przydrożnymi drzewami.
Tak było między innymi z projektem
„Głów Wielkich Polaków”, które przy-
423
terra artificum
Przy pracy nad dużą formą
ciągały uwagę przechodniów na Deptaku Bogusława w Szczecinie, uczestników
FAMY w Świnoujściu, mieszkańców Eberswalde. Przez rok trwały warsztaty rzeźby wielkoformatowej w drewnie na posadzce holu chojeńskiego Centrum Kultury
i w przestrzeni Kościoła Mariackiego w Chojnie realizowane wraz z młodzieżą.
Teraz Centrum Kultury w Chojnie i Miejski Dom Kultury w Moryniu
jest miejscem jej współtworzenia z młodzieżą rzeźb, rysunków, malarstwa, ceramiki, oraz grafiki na tkaninach. Dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem nie
tylko z nastolatkami. Prowadziła także wykład „Rzeźba, jako przykład dobrego
warsztatu”, przygotowany w 2009 r. dla dyrektorów szkół województwa zachodniopomorskiego, przy współpracy z Uniwersytetem Szczecińskim.
Pani Mieszko-Nita swoje prace wykonuje w metalu, drewnie i kamieniu.
Najchętniej umieszcza je w przestrzeni, doskonale oddając wielowymiarowość
obiektów i ich ruch. „Lubię iść w przestrzeń, jednak nie mam już tyle siły fizycznej, więc ewaluuję. W małych formach się duszę, ale cóż. Od takiej duszności
jeszcze nikt nie umarł. Interesuje mnie ciało, materia, uczucie… Po prostu życie”.
W swoich poczynaniach plastycznych idzie w kierunku ciała, chcąc przekazać proces przemijania. Zainteresowana jest materią. Wszystkim, co się wiąże z materią
i jej przemianami. Człowiek, w jej odczuciu będący mikrokosmosem i makrokosmosem, jest także formą zmieniającej się materii i w tym kontekście chce go ukazywać
w swoich pracach. Pragnie przedstawić tworzywo człowieka, podlegające procesom
wyniszczania i nieuchronnego kroczenia ku śmierci.. Tych zmian, którym podlega
substancja człowieka rzeźbiarka szuka także w zmieniającym się innym materiale.
424
Joanna Mieszko-Nita
Z serii głowy wielkich polaków
W planach autorki jest obecnie nauka spawania, by móc rozpocząć technikę metaloplastyki. Nie wykluczone, że zajmie się ona także gobelinem, ale połączonym z pracą w metalu i spawaniem przy wykorzystaniu technik tkackich.
„Trudno powiedzieć, kto mnie inspiruje. Prace Moore’a, Rodina, Borella
podobają mi się, ale inspiracja jest moja, wewnętrzna. Inspirują mnie żywi ludzie i ich energia”.
425
DoDoHa
Odejść po cichu
Odejść tak cicho, by nikt nie usłyszał
jak się zakrada wiekuista cisza,
wiążąca echo razem z naszym głosem,
aby nie zdążył nasiąknąć patosem.
Odejść bezgłośnie, bez skrzypnięcia drzwiami,
by nie wybrzmiało „i módl się za nami”
by łza nie dała wysycić się solą,
bo może takie odejścia nie bolą?
Odejść dyskretnie i niepostrzeżenie,
by nie zdążyło się zbudzić sumienie
u wszystkich bliskich, którzy pozostali,
by się własnego odejścia nie bali.
Chyłkiem opuścić bezpieczne przestrzenie,
czas swój przekroczyć niezauważenie,
by istnieć dalej w sercach i wspomnieniach
tego, co było przez nas do zrobienia.
DoDoHa*19.02.2012*Chojna*21.12-21.38
426
Piętno dziejów
Idąc, oglądam się za siebie,
czując za sobą szept przeszłości,
pytając o to, czego nie wiem,
próbując rozwiać wątpliwości.
Pytam o przeszłość starą ścianę,
szukam w pomnikach potwierdzenia,
obracam w rękach każdy kamień,
który ma coś do powiedzenia.
Ale nie wiele cegieł mówi,
nie wszystkie wrota chcą być bramą,
nie każde przeszłość swą hołubi,
niejedno chce być z sobą samo.
Chcę uszanować przeszły spokój,
mimo burzliwych w nim wydarzeń,
lecz nie potrafię stanąć z boku,
sił piętna dziejów wobec marzeń.
DoDoHa*15.09.2012*Chojna*11.24-12.10*
427
428

Podobne dokumenty