Samorząd (nie) zawsze wie najlepiej

Transkrypt

Samorząd (nie) zawsze wie najlepiej
Samorząd (nie) zawsze wie najlepiej
mgr farm. Aleksandra Paczkowska-Borkowska
Prezes Zarządu DOZ SA
To już prawie dwa lata, gdy branża farmaceutyczna funkcjonuje pod rządami nowych uregulowań
prawnych związanych z zakazem reklamy aptek. Uregulowań bez precedensu. Uregulowań, które
po raz pierwszy od 89 r. tak mocno ograniczają z trudem wywalczoną swobodę działalności
gospodarczej.
Dziś, gdy z jednej strony słychać nawoływania do deregulacji, do walki z biurokracją, do znoszenia barier
dla przedsiębiorców, do likwidowania niejasnych przywilejów różnych grup zawodowych, do stanowienia
mądrego, precyzyjnego prawa, z drugiej strony - bocznymi drzwiami, po cichu wprowadzany jest
jednozdaniowy, nieprecyzyjny, urągający zasadom dobrej legislacji zapis o zakazie reklamy aptek.
Komu i dlaczego zależało na takiej regulacji? Komu zależało na zakazie reklamy wprowadzonej niejasnym
przepisem, który, wedle słów jednego z Wojewódzkich Inspektorów Farmaceutycznych, z powodu braku
jasnych wytycznych należy interpretować posiłkując się jedynie „zasadami logicznego myślenia i
doświadczenia życiowego” (sic!). Komu i dlaczego wreszcie zależy na tym, by nad tym zapisem, nad jego
sensem i jego literalnym brzmieniem, nie toczyć dziś żadnej dyskusji? By ucinać wszelkie polemiki
odsądzając oponentów od czci i wiary? By nie rozmawiać na temat wszystkich „za” i wszystkich „przeciw”
takich legislacyjnych rozwiązań?
Nie jest tajemnicą, że za pomysłem zakazu reklamy aptek w obecnym brzmieniu stoi samorząd aptekarski.
W projekcie skierowanym przez Radę Ministrów do Sejmu, odsłaniającym intencje ustawodawcy, trudno
szukać nawet śladu podobnych zapisów. Nic dziwnego. Nie służą one bowiem ani ochronie finansów
publicznych (a nawet wręcz przeciwnie), ani ochronie zdrowia polskich obywateli (a nawet wręcz
przeciwnie). Gdyby zastanowić się głębiej, sens zakazu reklamy aptek jest jeden – zamrożenie aptecznego
status quo poprzez eliminację jakiejkolwiek konkurencji między aptekami. Jak trafnie zauważa Andrzej
Sadowski z Centrum im. Adama Smitha:
„Ograniczane są prawa do konkurowania reklamą i ceną, tak aby ograniczyć możliwości nowych podmiotów,
nie tylko dużych sieci aptek, ale także małych aptek. (…) Pod szczytnym płaszczem obrony interesów
obywatela ukryta jest gra o obronę dochodów aptek i ich właścicieli, którzy nie chcą konkurować ceną.”
Z punktu widzenia podmiotów aptecznych mających ugruntowaną pozycję na rynku to rozwiązanie
idealne, takie, które pozwala ze spokojną głową prowadzić dalej biznes apteczny. A z punktu widzenia
pacjenta?
Apteki są różne, a pacjenci – świadomi
Pomyślmy, jak wyglądałaby idealna rzeczywistość, w której doskonale sprawdzałyby się przepisy o zakazie
reklamy aptek w dzisiejszym brzmieniu. Być może tak.
W Polsce istnieje dokładnie tyle aptek, ile trzeba. Nie ma powodu, by otworzyć choć jedną więcej. Nie ma
również powodów, by chociaż jedną zamknąć. Do każdej apteki przypisana jest równa liczba pacjentów,
chorych dokładnie na te same choroby. Tym samym każda apteka realizuje miesięcznie dokładnie tę samą
liczbę recept na leki refundowane, sprzedaje dokładnie tyle samo opakowań leków nierefundowanych na
receptę, dokładnie tyle samo leków bez recepty, suplementów diety i kosmetyków, posiada bowiem
dokładnie taki sam asortyment. Każda apteka ma taką samą powierzchnię i taki sam wystrój. Nad każdą
apteką widnieje dokładnie taki sam szyld, takie same drzwi i witryny witają uśmiechniętych pacjentów.
Wewnątrz czekają na nich tacy sami farmaceuci, w takiej samej liczbie w każdej aptece, tak samo mili,
ubrani w takie same fartuchy, z takim samym doświadczeniem, udzielający identycznej liczby takich
samych porad. Oczywiście sprzedają leki w takich samych cenach. Nawet, jeśli przypisany do apteki na ul.
Mickiewicza pacjent zagubi się w mieście i trafi do apteki na ul. Kilińskiego, nie zauważy różnicy. Zostanie
bowiem dokładnie tak samo obsłużony, wykupi te same leki, zapłaci tę samą kwotę, ba – zmierzy sobie
ciśnienie dokładnie takim samym bezpłatnym ciśnieniomierzem, który pokaże dokładnie to samo, co
ciśnieniomierz z ul. Mickiewicza. Ponieważ wszędzie wszystko jest takie samo, pacjentowi jest wszystko
jedno. Może pozostać nieświadomy.
Piękna wizja, ale, przyznajmy, mocno utopijna. Wbrew zwolennikom zakazu reklamy aptek i wyznawcom
kultu „tako samości” - jesteśmy różni! W Polsce istnieją różne apteki, o różnym asortymencie, świadczące
różne usługi, z pracującymi w nich różnymi farmaceutami. I, co najważniejsze, sprzedające leki w różnych
cenach! A przez tę różnorodność pacjentom nie jest wszystko jedno!
Do czego w dłuższej perspektywie może doprowadzić zakaz jakichkolwiek działań informacyjnoreklamowych kierowanych do pacjentów? Do złudnego poczucia, że we wszystkich aptekach jest to samo,
za dokładnie tyle samo. Zwłaszcza, że część asortymentu aptecznego (leki refundowane), ze względu na
zapisy tzw. ustawy refundacyjnej, posiada stałe ceny. Kto na tym skorzysta? Czy aby na pewno
nieświadomi pacjenci, którzy przepłacą za swoje leki? A może po prostu obrońcy wysokich cen w
aptekach?
W obronie wysokich cen?
W obliczu zapowiadanej nowelizacji ustawy Prawo farmaceutyczne zaskakuje mocno przebijający się w
mediach głos zakazujący jakiejkolwiek dyskusji nad cieniami i blaskami art. 94a. Głos agresywny,
wykluczający innych uczestników debaty, odbierający im prawo do zajęcia własnego stanowiska. I co
chyba najsmutniejsze – nie tyle posługujący się dobrymi merytorycznymi argumentami, ile wykorzystujący
po prostu argumentum ex auctoritate. Tak, jakby dla posiadania racji wystarczyło jedynie piastowanie
odpowiednio eksponowanego stanowiska w samorządzie aptekarskim.
Niezrozumiały to głos i niezrozumiała postawa. Bo samorząd aptekarski, miast reprezentować interesy
całego środowiska i wszystkich swoich członków, wziął stronę jedynie jego części, z uporem godnym
lepszej sprawy broniąc prawa do ustalania wysokich cen leków i odmawiając pacjentom wiedzy na ten
temat. Miast zachęcać do dyskusji i debaty, które mogłyby zaowocować wypracowaniem wspólnego
stanowiska, z lubością zaczął dzielić farmaceutów na dobrych i złych, godnych i niegodnych, słusznych i
niesłusznych, tych, którzy mogą się wypowiadać i tych, którzy powinni siedzieć cicho. Nic dziwnego, że w
jednym z oficjalnych pism ci drudzy, czując się wykluczani i marginalizowani, zajęli takie oto stanowisko,
słusznie upominając się o należne im prawa:
„Pragnę przypomnieć, że samorząd aptekarski stoi na straży mojego zawodu, a więc również na straży mnie
jako członka tego samorządu, opłacającego składki oraz mającego prawo wyboru organów samorządu.
Samorząd zawodowy ma za zadanie występować w obronie interesów indywidualnych i zbiorowych członków
izby, a więc także i w moim interesie (art. 7 ust 2 pkt 11 ustawy o Izbach aptekarskich).”
Co ciekawe, samorząd aptekarski ma na uwadze „interes pacjenta”, rozumiejąc go jednak dość osobliwie i
dość osobliwie definiując czyhające na pacjenta zagrożenia. W interesie pacjenta, według działaczy
samorządu, są absolutny brak jakiejkolwiek informacji o różnicach pomiędzy aptekami, absolutny brak
jakiejkolwiek informacji o różnicach między cenami leków, a wreszcie, last but not least, wysokie ceny
lekarstw! Im wyższe, tym dla pacjenta bezpieczniejsze!
A zagrożenia? Całe zło, które trapi polskich chorych, ucieleśnia demoniczna ulotka z cenami pozostawiona
na klatce schodowej. Oraz bardzo tendencyjnie przedstawiane programy pacjenckie, celowo mylone z
lojalnościowymi programami punktowymi, odpowiadające rzekomo całościowo za zjawisko
nadkonsumpcji leków.
Nadkonsumpcja – słowo wytrych
Przypomnijmy, że równolegle z art. 94a ustawy Prawo farmaceutyczne pojawiły się zmiany w tzw. ustawie
refundacyjnej, wprowadzające sztywne marże hurtowe i detaliczne, a w rezultacie sztywne ceny leków
refundowanych. Ta zbieżność w czasie dwóch zupełnie różnych przepisów prawa pozwala sprytnie
manipulować faktami, przypisując skutki jednego uregulowania drugiemu. Używając takiego oto zabiegu
odtrąbiono sukces wprowadzenia zakazu reklamy aptek uznając, że przyczynił się on do zahamowania
nadkonsumpcji leków, eliminując zjawisko promocji „leki za 1 gr”.
Czy aby na pewno? Rzeczywiście, z żadnej aptecznej witryny nie krzyczy dziś do nas „1-groszowa
promocja”. To dobrze. Przede wszystkim dla budżetu NFZ, który nie refunduje w nadmiarze
wykupywanych opakowań. Czy dobrze dla pacjenta – trudno powiedzieć. Prawdopodobnie większość
chorych chciałaby powrotu tańszych leków refundowanych. Niezależnie jednak od tego, kto na tym zyskał,
a kto stracił, faktem pozostaje, że nie ma już 1-groszowych promocji ze względu na… zmiany w ustawie
refundacyjnej (czyli sztywne marże i sztywne ceny). Nie ma żadnych dostępnych badań, które
wskazywałyby na zakaz reklamy aptek jako sprawcę ukrócenia zjawiska „leków za grosz”.
Sama nadkonsumpcja jest ogromnym problemem społecznym, dotykającym nie tylko polskich pacjentów.
O jego przyczynach dałoby się z pewnością napisać obszerną rozprawę habilitacyjną. Uproszczeniem
graniczącym z absurdem jest twierdzenie, że winę za nadkonsumpcję ponosi reklama aptek, a panaceum
na nią jest zakaz tej reklamy. A już kuriozalne jest konstatacja, że winne wszystkiemu są ogólnopolskie
programy propacjenckie (tak tępione przez samorząd) , angażujące farmaceutów, podkreślające wagę
świadomości pacjenckiej i rolę pacjenta w całym procesie terapii (jako partnera a nie petenta dla lekarza i
dla farmaceuty). Jest raczej odwrotnie – programy takie dają farmaceutom narzędzia do aktywnego
monitorowania terapii każdego pacjenta i mają zdecydowanie pozytywny wpływ na ograniczenie zjawiska
nadkonsumpcji.
Zresztą, jeśli już szukać winnych - nadkonsumpcję generują raczej setki milionów wydawanych na reklamę
telewizyjną produktów OTC (dla przypomnienia - nie jest ona zakazana). Generuje ją nieszczelny system
weryfikacji wypisywanych recept, a nie programy pacjenckie skoncentrowane na obniżaniu kosztów
leczenia lekami przepisywanymi przez lekarzy.
Środowiskowa solidarność czmycha
Część przedstawicieli samorządu aptekarskiego, a szczególnie Naczelnej Rady Aptekarskiej, wbrew
środowiskowej solidarności wykorzystuje niejasne przepisy art. 94a do ataku na pozostałych członków
samorządu. Nie da się już dłużej ukrywać, że w środowisku doszło do głębokiego konfliktu. W jego efekcie
mamy do czynienia z podziałem, który nie występuje w żadnym innym samorządzie zawodów zaufania
publicznego.
To oczywiste, że w przypadku jakichkolwiek uregulowań prawnych (także w przypadku art. 94a) nie mogą
mieć miejsca działania szkodzące dobru pacjenta lub finansom publicznym, ale czyż wystarczającym
środkiem dla ich eliminacji nie są europejskie i krajowe reguły reklamy produktów leczniczych? Warto
pracować nad identyfikacją sfer rzeczywistych patologii w detalicznej sprzedaży leków. A dopiero efekty
tej rzetelnej pracy powinny stanowić podstawę do odpowiednich regulacji prawnych. Dziś jednak ceną za
ochronę interesów gospodarczych działaczy samorządowych, którzy w zdecydowanej większości są
właścicielami aptek, jest działanie na szkodę pacjenta poprzez odebranie mu m. in. prawa do informacji.
Pacjent nie otrzymując informacji o ofercie apteki może być błędnie przekonany, że oferta jest taka sama w
każdej aptece. Zbieżność wprowadzenia zmian w zasadach sprzedaży leków refundowanych i zakazu
reklamy służy budowaniu przekonania, że ceny w aptekach są takie same.
Skąd podział, o którym mowa powyżej? Rzecz oczywista, ale warto ją powtórzyć raz jeszcze – poglądy
samorządu aptekarskiego nie są poglądami wszystkich jego członków. Samorząd zdominowany jest przez
aptekarzy prowadzących własne apteki, ale nie dlatego, że nie funkcjonują formalne procedury
demokratyczne, ale dlatego, że brak jest materialnych podstaw demokracji: marginalizowani są ci
farmaceuci, którzy nie prowadzą własnych aptek. Ich zaangażowanie jest niższe, bo nie są motywowani
własnym biznesem, a ich głos się nie liczy, bo są zastraszani. Etyka zawodowa służy do wymuszania
dyscypliny w realizacji wizji biznesu aptecznego. Jak inaczej można bowiem wyjaśnić proceder
postępowań dyscyplinarnych opartych na zarzucie złamania zasad etycznych przez rzekomą reklamę
apteki? Pod pozorem dbałości o etykę zawodową oczyszcza się przestrzeń biznesową z konkurentów.
Wydaje się, że pilnej zmiany wymaga ustawa o samorządzie aptekarskim w tym punkcie, w którym ucina
możliwość rewizji orzeczeń sądów aptekarskich przez sądy powszechne, tak jak ma to miejsce w innych
samorządach.
Samorząd zawsze wie lepiej
Można się sprzeczać o sens bądź bezsens wprowadzenia zakazu reklamy aptek i regulowania w ten sposób
relacji farmaceuta-pacjent. Można mieć różne poglądy, można w dyskusji przywoływać przykłady regulacji
z innych rynków aptecznych. Dziwi, że w batalii o własne interesy działacze samorządowi kurczowo
uczepili się nieszczęsnej w swym jednozdaniowym kształcie formy tego zakazu wpisanej do polskiego
prawa. A jeszcze bardziej dziwi, że wypowiadają się o jej absolutnej doskonałości, nie podpierając swych
sądów opiniami prawników, specjalistów od reklamy, ekspertów od właściwego stanowienia prawa. Co
więcej, wszyscy magistrowie, doktorzy i profesorowie prawa, którzy śmieją mieć inne zdanie w kwestii art.
94a, pomawiani są o zaprzedanie się wielkim korporacjom i nieznajomość materii, o której się
wypowiadają. Pomawiani przez znawców tematu – magistrów, doktorów i profesorów… farmacji.
I nie stanowi w tej kwestii przeszkody fakt, że autorytety prawne od dawna podnoszą sprzeczność art. 94 a
w jego dzisiejszym brzmieniu z wzorcami konstytucyjnymi:
1. zasadą swobody działalności gospodarczej,
2. zasadą proporcjonalności,
3. prawem do ochrony zdrowia
a ponadto zarzucają mu
4. naruszanie zasady wolności wypowiedzi,
5. niezgodność z dyrektywą Wspólnoty Europejskiej,
oraz zwracają uwagę na
6. negatywną opinię UOKiK.
Podobnie zresztą pomijane są głosy samych chorych, którzy w licznych badaniach opinii społecznej i w
licznych petycjach kierowanych do urzędników podnoszą, że chcą mieć prawo do informacji o cenach
leków, że chcą uczestniczyć w programach propacjenckich, że po prostu chcą leczyć się taniej. Widocznie
oni również zostali zmanipulowani i nie rozumieją, co jest dla nich dobre.
Oni nie wiedzą, wie samorząd. Samorząd zawsze wie lepiej!
Po pierwsze pacjent
Na koniec nasuwa się smutna refleksja – gdzie w tej całej batalii jest pacjent? Abstrahując od
nadinterpretacji i przekłamań, od różnych opinii i różnych poglądów mamy przecież do czynienia z
konfliktem różnych interesów. Z jednej strony jest interes państwa, które w przypadku świadczeń
refundowanych (leków refundowanych) chce zapewnić pacjentom dostęp do nich we wszystkich
placówkach na tych samych zasadach. Co zresztą udało się zrobić, dzięki wprowadzeniu ustawy
refundacyjnej i sztywnych marż na leki refundowane. Z drugiej strony jest interes samorządu
aptekarskiego, który działa na rzecz swoich członków – aptekarzy - dążąc do takich uregulowań prawnych,
które umożliwią im niezakłócone konkurencją prowadzenie działalności gospodarczej. Z punktu widzenia
samorządu aptekarskiego, działania zmierzające do zapewnienia aptekom bezpiecznego funkcjonowania,
zwłaszcza działania zmierzające do ograniczenia jakiejkolwiek konkurencji między placówkami
aptecznymi, są przejawem dbania o interes najbardziej aktywnej biznesowo części samorządowców. W tej
działalności samorząd zachowuje się jak zrzeszenie przedsiębiorców, a nie samorząd zawodowy. Z trzeciej
strony jest interes pacjenta, któremu zależy po prostu na możliwie najtańszej terapii i na jak
najłatwiejszym do niej dostępie. Brak dostępu do terapii albo jej zbyt wysoka cena oznaczają rezygnację z
leczenia.
Wszystkie wprowadzane uregulowania prawne muszą brać pod uwagę wszystkie te interesy i zważyć,
który z nich jest najważniejszy, a który można poświęcić w imię innych (jeśli te interesy są sprzeczne). W
szczególności w przypadku problematyki związanej ze zdrowiem – promowane winny być te wszystkie
rozwiązania, które zwiększają dostępność pacjentów do świadczeń zdrowotnych, dają im maksimum
informacji i ograniczają ich wydatki. Pozwólmy pacjentom świadomie wybierać!
Foto: www.sxc.hu
„W Polsce istnieją różne apteki, o różnym asortymencie, świadczące różne
usługi, z pracującymi w nich różnymi farmaceutami. I co najważniejsze sprzedające leki w różnych cenach!”
„Samorząd aptekarski, miast reprezentować interesy całego środowiska i
wszystkich swoich członków, wziął stronę jedynie jego części...”