Rodzina katolicka - Exsurge Domine, cz. 1
Transkrypt
Rodzina katolicka - Exsurge Domine, cz. 1
Rodzina katolicka - Exsurge Domine, cz. 1 poniedziałek, 27 kwietnia 2009 15:06 Zmotywowany przykładem Tomasza Terlikowskiego postanowiłem wziąć się za ostateczną redakcję swojego opowiadania, które w wersji beta (do korekty i przeredagowania fragmentu) leży na twardym dysku od połowy zeszłego roku. *** Wnętrze wrocławskiego kościoła św. Bonifacego tonęło w grudniowym półmroku. Do porannej mszy był jeszcze prawie kwadrans. Kilkanaście staruszek drżącymi z chłodu i starości głosami śpiewało godzinki. Ksiądz Krzysztof wszedł do stojącego pod chórem konfesjonału, mając cichą nadzieję, że nie będzie dziś żadnych penitentów i będzie mógł cichą drzemką zregenerować siły nadwątlone nocnym pisaniem artykułu do Tygodnika Powszedniego. Ledwie jednak opuścił ciężkie powieki i poczuł błogość nadchodzącego snu, usłyszał stuk kolan o drewniany podest i głos młodego mężczyzny dochodzący zza kratki. - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powiedział lekko sapiąc penitent. - Na wieki wieków amen. - Księże Krzysztofie, jestem Jacek, wnuk Stefaniaka z Kleczkowskiej. Kojarzy go ksiądz? - Trudno zapomnieć najstarszego i najbardziej upartego parafianina – w głosie wyraźnie słychać było niesmak – podczas ostatniej kolędy pokłóciliśmy się i wyrzucił mnie za drzwi. A od czasu jak w parafii pojawiły się asystentki pastoralne, to w ogóle przestał się pokazywać w kościele. - Jest pilna sprawa. Dziadek leży na Kamieńskiego z rakiem płuc. Umiera. Nie chce się wyspowiadać, wyrzucił już trzech księży, i… - Nieważne – przerwał kapłan – najważniejsze jest, by sam sobie wybaczył. Spowiedź to tylko 1/4 Rodzina katolicka - Exsurge Domine, cz. 1 poniedziałek, 27 kwietnia 2009 15:06 znak. Istotne jest to, co dzieje się u człowieka w sercu. - On mówi, że wyspowiada się tylko u księdza. Niech ksiądz ze mną podjedzie do szpitala. - Nie mogę. Kimże ja jestem, aby wchodzić w relacje pomiędzy człowiekiem a Bogiem? Jeśli sam sobie wybaczył, to Bóg również mu wybaczył. A jeśli sobie nie wybaczył, to cóż ja mogę zrobić? - On umiera – ton głosu mężczyzny z błagalnego stał się natarczywy – lekarze mówią, że to kwestia godzin. - Synu, wszyscy umrzemy. Jeśli będziemy żyć szanując godność osoby ludzkiej we własnym wnętrzu, to ksiądz nie będzie nam potrzebny. A jeśli… - Księdzu kardynałowi byłoby przykro, gdyby dowiedział się o grzeszniku, który umarł nie pojednawszy się z Panem Bogiem. - No cóż – z rezygnacją westchnął kapłan. Nowy metropolita wrocławski przywrócił wprowadzony onegdaj przez kardynała Gulbinowicza zwyczaj czwartkowych audiencji bez umawiania się, więc możliwość poskarżenia się na niego była całkiem realna – jeśli pomogę mu pogodzić się z samym sobą… - Samochód czeka, zawiozę księdza. Spieszmy się. On jest na dużych dawkach morfiny i lada chwila może stracić kontakt ze światem. Ksiądz Krzysztof wygramolił się z konfesjonału i zlustrował spode łba człowieka, który pozbawił go zasłużonej, porannej drzemki. Jacek był wysokim, umięśnionym typem bez karku, ubranym w skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami. Na szyi błyszczał gruby, złoty łańcuch a na twarzy świecił trzydniowy zarost. Kapłan przez chwilę poczuł niepokój, jednak poszedł w ślad za nim. Wyszli z kościoła od strony Placu Strzeleckiego. 2/4 Rodzina katolicka - Exsurge Domine, cz. 1 poniedziałek, 27 kwietnia 2009 15:06 Dzień wstawał mglisty i mżysty. Jacek prowadził w stronę przebudowanego niedawno Pomnika Sybiraków. W efekcie procesu wytoczonego miastu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka przez muzułmańską wspólnotę z pobliskich Karłowic, dotychczasowy pomnik z krzyżem zastąpiony został dwudziestometrowym obeliskiem z symbolami wszystkich liczących się na świecie religii. Opodal obelisku stało stareńkie, odrapane Punto w kolorze yellow-bahama. Jacek otwarł drzwi pasażera, a gdy ksiądz wsiadł, obszedł samochód i zasiadł za kołem kierownicy. Ruszyli powoli na północ ulicą Pomorską. Jacek włączył odtwarzacz CD. Z głośników dobiegły dwa dzwonki i głęboki głos kantora intonujący słowa „requiem aeternam”. Ksiądz Krzysztof wzdrygnął się. Jazda do umierającego w szary, grudniowy poranek, przy dźwiękach mszy żałobnej działała niezbyt kojąco na jego niewyspany mózg. Dziwnie rytmiczne, lekko chropawe słowa chorału przeszły właśnie w zwiewną polifonię Ockeghema, gdy Jacek skręcił w Wybrzeże Conrada zamiast wjechać na Most Osobowicki. - Którędy jedziemy? Przecież do szpitala prosto! - Wolę jeździć Mostem Trzebnickim. Mniejsze korki. - Korki o szóstej rano? O co chodzi? Dokąd jedziemy? Gdzie Stefaniak? - To dla niego to requiem. Pan Stefaniak umarł dziś w nocy zaopatrzony w święte sakramenty. Wnuki sprowadziły do niego księdza Juliana z Instytutu Dobrego Pasterza. Wywołali niezłą sensację, bo ksiądz przyszedł nie jak wy, w koszuli z koloratką do garnituru, lecz w sutannie i komży, i to jeszcze poprzedzany przez ministranta z dzwoneczkiem. Pan Stefaniak zmiękł jak go zobaczył i umarł dwie godziny po przyjęciu Wiatyku. Twarz księdza Krzysztofa czerwieniała z sekundy na sekundę. W końcu włożył rękę za pazuchę i wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Nie zdążył jednak wybrać numeru, gdyż poczuł w nadgarstku żelazny uścisk, aż aparat wypadł mu z dłoni, po czym usłyszał dochodzące z tylnego fotela słowa wypowiedziane miękkim barytonem: 3/4 Rodzina katolicka - Exsurge Domine, cz. 1 poniedziałek, 27 kwietnia 2009 15:06 - Niech ksiądz dobrodziej się nie trudzi. Gadulstwo jest okropnym grzechem. Tomek Torquemada Źródło: Fronda.pl 4/4