Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
244
Film nie jest ani gloryfikacją bojowników IRA, ani ich potępieniem. Angażując widza emocjonalnie, dzięki niezwykle subtelnym, artystycznie wysmakowanym ujęciom, zwraca uwagę na szczegóły, pozostaje jednak nieco na uboczu,
nie zajmując żadnego stanowiska. Sam temat wymusza bliższe przyjrzenie się
irlandzkim więźniom, jednak strażnicy nie są jedynie nieludzko okrutnymi bestiami. Wykonują swoją pracę, wciąż obawiając się o swoje życie. McQueen nie
wyjaśnia, dlaczego bohaterowie filmu znaleźli się w Bloku H więzienia Maze
– zakłada, że widz tę wiedzę posiada. Kontekst przedstawianych wydarzeń wyjaśnia kilka linijek tekstu na początku filmu. Reżyser zaufał inteligencji i wiedzy
tego, kto zdecydował się zobaczyć ten niezwykle trudny obraz.
Nawet Bobby Sands nie jest pokazany jednowymiarowo, o czym świadczy
wspomniana rozmowa z księdzem. Sposób, w jaki jest sfilmowana zmusza do
skupienia uwagi na rozmawiających postaciach i tym, co mają do powiedzenia.
Rozprawiają oni o swoim życiu, o łączącej ich religii i narodowości, o pobudkach
popychających Sandsa do rozpoczęcia strajku. Ksiądz Don zwraca uwagę bohaterowi, że decydując się na tak bezkompromisowe rozwiązanie w praktyce dąży
z premedytacją do popełnienia samobójstwa. Uświadamia mu, że musi także
wziąć odpowiedzialność za innych uczestników protestu, którzy pójdą w jego
ślady, ponieważ tylko on może odwołać strajk. Zarzuca mu brak szacunku dla
życia. Pyta, czy Bobby nie działa kierowany pragnieniem męczeństwa i zapisania się w podręcznikach historii. Sands przedstawiając swoje racje odwołuje się
do tego, że wciąż są armią, więc muszą zachowywać się jak żołnierze. Muszą
złożyć ofiarę w obronie swoich ideałów. „It’s the right thing” − mówi.
Głód jest przede wszystkim opowieścią o tym, jak daleko można posunąć się
w obronie swoich racji, brnąc w coraz poważniejsze deklaracje, z których nie można się już wycofać. Jak nieustępliwość jednej ze stron polaryzuje reakcje drugiej,
prowadząc do eskalacji przemocy i drastycznych środków, dehumanizujących
i niemal uniemożliwiających osiągnięcie kompromisu. Obrazują to pojawiające się
w tle filmu słowa Margaret Thatcher: „There is no such thing as political murder, political bombing or political violence. There is only criminal murder, criminal
bombing and criminal violence. We will not compromise on this. There will be no
political status” i słowa wypowiedziane przez Dona pod adresem Bobby’ego − „If
you’re not willing to negotiate, you’re looking for them to capitulate”. Pokazuje
to, jak jedne ideały są porzucane dla innych, budząc tym samym skojarzenia z filmem Michael Collins, opowieścią o powstawaniu IRA.
Maestria subtelnych zdjęć i świetnej reżyserii Steve’a McQueena nie wywarłyby tak ogromnego wrażenia, gdyby nie jedna z najmocniejszych stron filmu:
niesamowita gra aktorów. Nie chodzi tylko o zaangażowanie grającego tytułową rolę Michaela Fassbendera, który na potrzeby ostatniej części filmu schudł
do 59 kg i fenomenalnie zagrał wycieńczonego, umierającego Sandsa. Błyszczą
nawet aktorzy drugo- i trzecioplanowi, zaś podczas kluczowej dla filmu rozmowy nie można oderwać oczu zarówno od Cunninghama, jak i od Fassbendera,
choć przecież tylko siedzą, palą papierosy i rozmawiają.
Głód nie jest filmem, który ma się podobać, nie można też powiedzieć, że się
go lubi. Jest to trudne dzieło sztuki. Jego reżyser wykazał się ogromną intuicją,
wrażliwością i wiarą w widza. Stworzył film przejmujący, wywierający ogromne
wrażenie – zarówno pod względem artystycznym, jak i emocjonalnym. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych, najbardziej wartościowych filmów ostatnich lat.
Anna Markwart
„Arcana” 2010, nr 1
„Zaczynamy szesnasty rok, dziesiątą dziesiątkę w numeracji naszego pisma. Jest
lepiej czy gorzej?” – tak brzmią pierwsze słowa wstępu do nowego numeru. Redakcja nie stawia odpowiedzi na to pytanie, zamiast tego apeluje, aby mimo
pozornej beznadziei, „rąk nie zakładać”. To słowo wstępne znajduje swe rozwinięcie w kolejnych tekstach numeru, szczególnie chyba w eseju Marioli Jankun-Dopartowej O czym szumią chorągwickie modrzewie albo jak zabija cywilizacja miłości. Na podstawie mikrokosmosu, jakim jest życie małej miejscowości,
przedstawia autorka analizę atrofii poczucia podstawowych społecznych więzi
i obywatelskiego obowiązku. I pokazuje, że aby to naprawić, wystarczy czasami jedna osoba na odpowiednim stanowisku, która będzie kierowała się kilkoma prostymi zasadami i dobrą wolą – społeczne zło bierze się bowiem z inercji
i bezmyślności. Z problemów małych społeczności do problemów na skalę geopolityczną prowadzi niezmiernie ciekawy i mocny tekst Szczepana Twardocha Aksolotl
narodów, zawierający tezę, że podmiotowość na arenie międzynarodowej pozwoli
Polsce uzyskać rezygnacja z „wymachiwania trupami” i celebrowania klęsk, a pamięć i
kontynuacja tego, co w polskiej historii opierało się na sile, brutalnej i bezpardonowej,
jeśli wymagała tego racja stanu. Analizę tego, jak prowadzenie takiej podmiotowej
polityki wygląda w praktyce – u naszych wschodnich sąsiadów – przynosi historiograficzny tekst Bohdana Cywińskiego. Jest to analiza rosyjskiego imperializmu, który – według autora – korzeniami sięga podboju Nowogrodu przez Moskwę w 1478
roku. Ostatecznie to prowadzące imperialną politykę Księstwo Moskiewskie zjednoczyło Ruś – ruskich księstw było wiele, ale dzisiejsza Rosja jest spadkobierczynią
i kontynuatorką właśnie Moskwy. Innym, ciekawym szczególnie z polskiego punktu
widzenia, aspektem tekstu jest omówienie postępowania Rosji z „państwami-zawalidrogami”, którymi oprócz Polski były Szwecja i Turcja. Z tekstów zamieszczonych w nowych „Arcanach” (nie tylko ze wspomnianego tekstu Twardocha, ale i np.
z artykułu Po co Polsce armia? Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego) przebija
postulat i pragnienie, aby Polska stała się jednak czymś więcej niż „państwem-zawalidrogą”.
Adam Leszkiewicz
Kompressje
245

Podobne dokumenty