tutaj

Transkrypt

tutaj
David M. Buss
Ewolucja pożądania
Przekład: Bogdan Wojciszke,
Tytuł oryginału: Evolution of Desire. Strategies of Human
CZEGO CHCĄ KOBIETY
Pozycja społeczna
Obserwacja tradycyjnych społeczności zbieracko-łowieckich, stanowiących najlepszą
z dostępnych analogię do archaicznych warunków, w których rozwijał się nasz gatunek,
wskazuje, że nasi przodkowie żyli w społecznościach o jasno określonej hierarchii. Na górze
tej hierarchii dobra płynęły szeroką rzeką, z rzadka jedynie kapiąc u jej dołu (Betzig, 1986;
Brown, Chai-yun, n.d.). Taki nierównomierny podział dóbr z obfitością przypadającą
nielicznym obserwuje się u współcześnie żyjących plemion tradycyjnych, jak Tiwi
zamieszkujący dwie małe wysepki u północnych wybrzeży Australii, Yanomamo z
Wenezueli, Ache z Paragwaju czy plemię!Kung zamieszkujące we współczesnej Botswanie.
Nie inaczej zapewne było i u naszych przodków.
Henry Kissinger zauważył kiedyś, że najsilniejszym afrodyzjakiem jest władza.
Kobiety pożądają mężczyzn, którzy mają władzę, ponieważ jest ona najlepszym wskaźnikiem
tego, że dysponują także poważnymi zasobami materialnymi. Wysoka pozycja społeczna
pociąga za sobą lepsze jedzenie, większe terytorium, staranniejszą opiekę zdrowotną.
Oznacza też dziedziczenie przez dzieci możliwości, których nie będą mieć dzieci mężczyzn o
niskiej pozycji społecznej. Na całym świecie męscy potomkowie rodzin o wysokiej pozycji
społecznej mają większy dostęp do partnerek seksualnych o lepszej „jakości”. Na przykład
pewne studium stu osiemdziesięciu sześciu społeczeństw - od afrykańskich Pigmejów Mbuti
do zamieszkujących Aleuty Eskimosów - wykazało, że mężczyźni o wysokiej pozycji
społecznej nieodmiennie byli też zamożniejsi i dysponowali większą ilością jedzenia dla
dzieci i większą liczbą... żon (Betzig, 1986).
Kobiety amerykańskie nie wahają się ujawniać swojego upodobania do mężczyzn o
wysokiej pozycji społecznej czy zawodzie, który ją zapewnia - zalety te oceniane są jako
tylko nieznacznie mniej ważne od dobrych perspektyw finansowych (HM, 1945; Langhorne,
Secord, 1955; McGinnis, 1958; Hudson, Henze, 1969; Buss, Barnes, 1986). Na skali od „bez
znaczenia” do „konieczna” oceniają one wysoką pozycję społeczną partnera na pozycji
pomiędzy „ważną” a „konieczną”. Pewne badanie pięciu tysięcy studentów obojga płci
wykazało, że kobiety wyżej niż mężczyźni cenią takie zalety, jak pozycja społeczna, prestiż,
status, władza, klasa społeczna czy pozycja w hierarchii (Langhorne, Secord, 1955).
W badaniu wykonanym wspólnie z Davidem Schmittem skupiliśmy uwagę na różnicy
między zaletami pożądanymi u partnera związku stałego i przelotnego. Zbadaliśmy kilka
setek studentek i studentów Uniwersytetu w Michigan - a więc osoby, dla których z racji
wieku i statusu zarówno przelotne, jak i rokujące nadzieje na stałość związki z płcią
przeciwną są bardzo ważną sprawą życiową. Okazało się, że studentki oceniały sukces i dobre
perspektywy zawodowe ewentualnego męża wyżej, niż studenci u ewentualnej żony. Co
więcej, kobiety cenią te cechy wyżej u kandydata na męża, niż na partnera jedynie
przelotnego? To samo badanie wykazało też, że kobiety wyżej cenią sobie wykształcenie cechę silnie związaną ze statusem społecznym. Stereotypowe przekonanie, że Amerykanki
wolą wychodzić za lekarzy, prawników czy profesorów, znajduje więc potwierdzenie w
wynikach badań. Wygląda na to, że kobiety starają się unikać mężczyzn, którzy łatwo mogą
zostać zdominowani przez innych i którzy nie cieszą się szacunkiem społeczności.
Oczywiście, kobiece pragnienie wysokiej pozycji własnego partnera widać także
gołym okiem. Pewien kolega opowiadał mi, jak siedząc w restauracji, chcąc nie chcąc
przysłuchiwał się rozmowie kobiet zajmujących sąsiedni stolik. Wszystkie narzekały na brak
odpowiednich mężczyzn w swoim otoczeniu. Choć były w tym momencie otoczone
kelnerami, z których ani jeden nie miał ślubnej obrączki na palcu, żadna z nich nawet nie
pomyślała o kelnerze jako o odpowiednim mężczyźnie. Określenie „odpowiedni kandydat” to
eufemizm oznaczający tyle, co „dysponujący zasobami, które nie zostały jeszcze
zainwestowane gdzie indziej”. „Najodpowiedniejszy kandydat” to taki zaś, który jest wolny, a
dysponuje najwyższą pozycją społeczną i największymi zasobami spośród tych, którzy są w
pobliżu.
Pożądanie mężczyzn o wysokiej pozycji społecznej nie ogranicza się oczywiście ani
do Amerykanek, ani do mieszkanek krajów kapitalistycznych. Podobne upodobania
stwierdziliśmy u ogromnej większości kobiet ze wspomnianego już badania nad
przedstawicielami trzydziestu siedmiu kultur - u kobiet żyjących w socjalizmie i komunizmie,
białych i czarnych, katoliczek i żydówek, zamieszkujących tropiki i kraje północy (Buss,
1989a). Na przykład na Tajwanie kobiety cenią status o 63% wyżej niż mężczyźni, w Zambii
o 30%, w Niemczech o 38%, a w Brazylii - o 40% wyżej.
Ponieważ
zróżnicowana
hierarchia
pozycji
jest
zjawiskiem
powszechnie
występującym w ludzkich społecznościach, bogactwo zaś wszędzie koncentruje się na górze
hierarchii, kobiety wykształciły sobie powszechne upodobanie do mężczyzn o wysokiej
pozycji społecznej. Jej zajmowanie było bowiem i nadal jest dobrym wskaźnikiem ilości
zasobów, których kobieta może się po mężczyźnie spodziewać dla siebie i swoich dzieci.
Wszędzie na świecie kobiety wolą „wżenić się” w wyższą pozycję społeczną. Te, które w
naszej ewolucyjnej przeszłości nie zdradzały takiej skłonności, miały mniejszą szansę na
przeżycie własne i swoich dzieci.
Wiek
Ważnym wskaźnikiem dostępu mężczyzny do odpowiednich zasobów jest również
jego wiek. Podobnie jak młode pawiany muszą dorosnąć, by dojrzeć do zajęcia wyższej
pozycji w swoim stadzie, nastolatki i młodzieńcy rzadko osiągają szacunek, pozycję i
znaczenie, którymi dysponują starsi od nich mężczyźni. Tendencja ta znalazła krańcowy
wyraz w plemieniu Tiwi, gdzie gerontokracja bardzo starych mężczyzn zagarnia większość
władzy i prestiżu, a także kontroluje seksualne relacje całej społeczności za pośrednictwem
skomplikowanego systemu przymierzy. Nawet w kulturze amerykańskiej zasoby i pozycja
społeczna wyraźnie narastają wraz z wiekiem.
We wszystkich badanych przez nas trzydziestu siedmiu kulturach kobiety wolały
mężczyzn starszych od siebie, przeciętnie o trzy i pół roku. Najmniejszą różnicę
zaobserwowaliśmy u francuskojęzycznych mieszkanek Kanady (niespełna dwa lata),
największą zaś u mieszkanek Iranu (ponad pięć lat różnicy) (Buss,1989a). Dane statystyczne
o wieku zawierania małżeństw wskazują, że przynajmniej to jedno marzenie zwykle zostaje
spełnione - przeciętna różnica wieku panny młodej i pana młodego wynosi na świecie trzy
lata.Wyjaśnieniem tej skłonności kobiet może być fakt, że wraz z wiekiem mężczyzny dość
systematycznie wzrasta jego dostęp do bogactwa. We współczesnych społeczeństwach
Zachodu zarobki mężczyzn rosną z ich wiekiem (Jencks, 1979). Na przykład amerykańscy
trzydziestolatkowie zarabiają w skali rocznej przeciętnie o 14 tysięcy dolarów więcej niż
dwudziestolatkowie, a o 7 tysięcy dolarów mniej niż czterdziestolatkowie. Zjawisko to nie
ogranicza się do społeczeństw przemysłowych. Wśród wspomnianych już Tiwi mężczyzna z
reguły osiąga pozycję umożliwiającą poślubienie pierwszej żony, kiedy ma co najmniej
trzydzieści lat, a rzadko się zdarza, by poślubił drugą przed ukończeniem czterdziestki (Hart,
Pilling, 1960).
W społeczeństwach tradycjonalistycznych związek bogactwa z wiekiem może
przynajmniej częściowo tłumaczyć się siłą fizyczną i umiejętnościami łowieckimi
mężczyzny. Wydolność fizyczna mężczyzny rośnie z wiekiem, osiągając szczyt na przełomie
dwudziestu i trzydziestu lat. Choć brak tu systematycznych badań, antropologowie są zdania,
że szczyt łowieckich możliwości mężczyzny przypada na jego lata trzydzieste, kiedy
niewielki jeszcze spadek wydolności fizycznej zostaje z naddatkiem skompensowany
przyrostem wiedzy, cierpliwości, doświadczenia i umiejętności (Kim Hill, informacja
osobista, maj 1991; Don Symons, informacja osobista, lipiec, 1990). Upodobanie kobiet do
starszych mężczyzn może więc mieć swoje źródło w stosunkach panujących w
społeczeństwie zbieracko-łowieckim, gdzie zasoby zdobywane drogą polowania były
niezbędne do przetrwania.
Kobiety mogą też woleć starszych mężczyzn z przyczyn mniej uchwytnych niż
bogactwo. Starsi mężczyźni częściej bywają dojrzalsi, stali w uczuciach i stosunkowo
bardziej niezawodni - na przykład w Stanach Zjednoczonych wszystkie te właściwości
narastają u mężczyzn wraz z wiekiem przynajmniej do trzydziestego roku życia (McCrae,
Costa, 1990; Gough, 1980). Jak wyraziła się jedna z badanych kobiet: „Starsi mężczyźni
lepiej się prezentują, bo można z nimi porozmawiać o poważnych sprawach, a mężczyźni
młodzi są niemądrzy i niepoważni” (Jankowiak, Hill, Donovan, 1992). Ponadto, wraz z
wiekiem mężczyzny coraz jaśniejszy staje się zakres możliwości jego awansu społecznego kobiety, które wolą mężczyzn starszych, mogą więc trafniej wybrać.
We wszystkich badanych przez nas trzydziestu siedmiu kulturach kobiety około
dwudziestki z reguły wolały partnera starszego od siebie tylko o kilka lat, choć zasoby
materialne mężczyzny na ogół nie osiągają szczytu przed jego dojściem do czterdziestego czy
pięćdziesiątego roku życia. Jedną z przyczyn, dla których kobiety nie zdradzają upodobania
do mężczyzn znacznie starszych od siebie, może być narastająca wraz z zaawansowanym
wiekiem mężczyzny możliwość jego śmierci. Obok tej ważnej dla przetrwania kobiety i
dzieci okoliczności nieobojętne jest też i to, że wraz z różnicą wieku małżonków narasta
ryzyko nieporozumień, które mogą prowadzić do rozwodu. Z tych wszystkich względów
kobiety zdają się woleć mężczyzn starszych od siebie, ale tylko do pewnego stopnia.
Nie wszystkie jednak kobiety wybierają starszych mężczyzn. Studium małej chińskiej
wioski wykazało, że czasami siedemnaste - czy osiemnastoletnie kobiety poślubiały
„mężczyzn” czternastoletnich. Działo się tak jednak tylko w bardzo ograniczonych
okolicznościach. W każdym wypadku „mężczyzna” był już zamożny, wywodził się z rodziny
o wysokiej pozycji społecznej i dzięki czekającemu nań spadkowi miał zapewnioną
przyszłość (Martin Whyte, informacja osobista, 1990). Wygląda więc na to, że upodobanie do
starszych mężczyzn może zaniknąć, jeżeli nawet młodsi są zamożni i mają zapewnioną
pozycję społeczną. Inny wyjątek od reguły może być rezultatem swoistej gry sił rynku
matrymonialnego. Starsza kobieta akceptuje młodszego mężczyznę, kiedy sama jest za mało
atrakcyjna dla mężczyzny o wysokiej pozycji, a jej młodego partnera nie stać na młodsze
kobiety monopolizowane przez starszych mężczyzn o większych zasobach. Na przykład
wśród Tiwi pierwsza żona trzydziestolatka jest z reguły starsza od niego (czasami o dziesięć
lat lub więcej), ponieważ posiadanie tylko takiej umożliwia mu stosunkowo jeszcze niska
pozycja społeczna.
Inny wyjątek dotyczyć może kobiet, które same dysponują znacznymi zasobami czy
wysoką pozycją, by wspomnieć choćby takie gwiazdy jak Cher czy Joan Colłins, romansujące
z mężczyznami młodszymi od siebie o dziesiątki lat. Są to jednak przypadki wyjątkowe,
większość bowiem zamożnych kobiet woli mężczyzn przynajmniej dorównujących im
zasobnością (Townsend, 1989; Townsend, Levy, 1990; Wiederman, Allgeier, 1992; Buss,
1989a). Choć zasobne kobiety mogą przelotnie romansować z młodszymi mężczyznami, na
stałe wiążą się ze starszymi. Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że sławne romanse i Cher, i
Joan Collins okazały się nietrwałe.
Wszystkie trzy omówione dotąd zalety mężczyzny mają wspólny mianownik oznaczają jego zdolność do gromadzenia i kontrolowania zasobów, których kobiety mogą
używać dla dobra własnego i dzieci. Długa historia ewolucji drogą doboru naturalnego
wykształciła więc w kobietach skłonność do patrzenia na mężczyzn w kategoriach sukcesu,
który są w stanie osiągnąć. Posiadanie dóbr to jednak jeszcze nie wszystko - kobietom
potrzebni są mężczyźni, którzy są też w stanie zdobywać dobra także w przyszłości. W tych
kulturach, gdzie małżeństwo zawierane jest w młodości, ekonomiczna wartość mężczyzny nie
kwalifikuje się do bezpośredniej obserwacji - trzeba ją wnioskować na podstawie jakichś
pośrednich wskaźników. W społecznościach zbieracko-łowieckich pieniądz oczywiście nie
istnieje, nie może więc stanowić podstawy oceny wartości mężczyzny. Wśród Tiwi młodzi
mężczyźni są przedmiotem uważnej obserwacji zarówno kobiet, jak i starszych mężczyzn,
celem odróżnienia tych, którzy osiągając wysoką pozycję „wyjdą na ludzi”, od
nieudaczników, którzy pozostaną na dole społecznej drabiny. Podstawą oceny są umiejętności
łowieckie, waleczność, a w szczególności zapał do wspinania się po szczeblach społecznego
awansu.
Kobiety wszystkich kultur, dawnych i współczesnych, muszą więc kierować się przy
wyborze partnera tymi jego cechami, które rokują osiągnięcie przezeń poważnych zasobów w
przyszłości. Kobiety znajdujące upodobanie w takich cechach mężczyzny mają oczywiście
większą szansę na przetrwanie i reprodukcyjny sukces.
Ambicja i pracowitość
Wspólnie z Liisą Kyl-Heku przeprowadziliśmy badanie strategii, których ludzie
używają na co dzień celem podniesienia swojej pozycji w miejscu pracy i otoczeniu
społecznym. Poprosiliśmy osiemdziesięciu czterech mieszkańców Kalifornii i Michigan, aby
przypomnieli sobie dobrze znane osoby i opisali taktyki, którymi posługują się one, by
podwyższyć swoją pozycję w społecznej hierarchii. Posługując się różnymi obliczeniami
statystycznymi, wyodrębniliśmy dwadzieścia sześć różnych sposobów, jak pracowitość,
zdobywanie wykształcenia, udawanie, świadczenie usług seksualnych czy zawieranie
przymierzy z innymi. Na przykład przejawami pracowitości były takie zachowania, jak
wkładanie dużej ilości czasu i wysiłku w pracę, skuteczne gospodarowanie własnym czasem,
jasne ustalanie hierarchii celów, zdobywanie dobrej opinii.
Kiedy już mieliśmy gotową listę ze szczegółowymi działaniami stanowiącymi
przejawy różnych taktyk, poprosiliśmy dwustu dwunastu mężczyzn między dwudziestym a
trzydziestym rokiem życia o wskazanie, które działania sami podejmują. O podobne oceny
poprosiliśmy ich żony, a także zebraliśmy różne miary sukcesu rzeczywiście odnoszonego
przez naszych badanych, jak dotychczasowe i przewidywane zarobki, dotychczasowe i
przewidywane tempo awansowania itp. Pracowitość okazała się jedną z najważniejszych
rękojmi sukcesu. Mężczyźni, którzy mówili, że dużo pracują (a ich żony to potwierdziły),
osiągali wyższy poziom wykształcenia, wyższe zarobki i awansowali szybciej niż ich mniej
wytrwali rówieśnicy (Buss, 1989a; Willerman, 1979; Kyl-Heku, Buss, 1996; Jencks,
1979). Pracowitość jest więc skutecznym sposobem powiększenia zasobów i
podwyższenia pozycji społecznej. Kobiety zdają sobie z tego sprawę, wolą bowiem mężczyzn
pracowitych. Kiedy w latach pięćdziesiątych poproszono ponad pięć tysięcy amerykańskich
studentów pici obojga o ocenę różnych cech pożądanych u drugiej strony, okazało się, że
kobiety cenią sobie u mężczyzn pracowitość, ambicję, zainteresowanie pracą i karierą
zawodową, znacznie bardziej niż mężczyźni cenią te cechy u potencjalnych żon. Podobnie
amerykańskie uczestniczki naszego badania nad trzydziestoma siedmioma kulturami
nieodmiennie uważały pracowitość i ambicję za ważne lub konieczne cechy męża, niezależnie
od tego, czy same były już zamężne, czy nie (Langhorne, Secord, 1955). Badanie nad
różnicami upodobań co do partnerów związków krótko - i długotrwałych wykazało, że brak
ambicji jest krańcowo niepożądany u męża, choć obojętny u żony. Wiadomo | wreszcie, że
Amerykanki skłonne są zerwać związek z mężczyzną, który traci pracę, wykazuje brak
ambicji zawodowych i jest leniwy (Buss, Schmitt, 1993; Betzig, 1989).
Nie inaczej przedstawiają się upodobania znacznej większości kobiet z innych krajów.
Na przykład na Tajwanie kobiety o 26% wyżej niż mężczyźni cenią sobie pracowitość i
ambicję, w Bułgarii o 29%, a w Brazylii o 30%. Najwyraźniej: różnica ta nie zależy ani od
czasu, ani od miejsca badań i można ją wyjaśnić faktem, że odległa przeszłość ewolucyjna
naszego gatunku wykształciła w kobietach upodobanie do tych cech u mężczyzn. Wybieranie
mężczyzn pracowitych i ambitnych zapewniało kobietom dostęp do potrzebnych im dóbr,
zapewniało też trwały charakter tej dostępności, ponieważ te właśnie zalety mężczyzny
gwarantują odtwarzalność posiadanych przezeń zasobów. Równie ważnym jak ambicja i
pracowitość wskaźnikiem wartości mężczyzny jako partnera długotrwałego związku! jest jego
dojrzałość uczuciowa i niezawodność.
Niezawodność i stałość uczuciowa
Nasze badanie trzydziestu siedmiu kultur wykazało, że na osiemnaście możliwych
kryteriów wyboru stałego partnera niezawodność i stałość uczuciowa zajmują drugą i trzecią
pozycję (po miłości). Niezawodność (odpowiedzialność) była w dwudziestu jeden krajach
jednakowo wysoko ceniona przez kobiety i mężczyzn, a w piętnastu na szesnaście krajów,
gdzie różnice się pojawiły, kobiety ceniły ją wyżej. Średnia ocena tej zalety przez kobiety
wynosiła 2,69, przez mężczyzn zaś - 2,50 (na skali, której maksimum wynosiło 3,00 i
oznaczało cechę konieczną). Podobnie przedstawiały się dane dla stałości emocjonalnej, z
tym że różnica między kobietami i mężczyznami była tu nieco większa - kobiety ceniły
dojrzałość wyżej w dwudziestu trzech badanych kulturach (w pozostałych ocena była
podobnie wysoka u kobiet i mężczyzn).
Powszechność, z którą cechy te są cenione u partnerów na całym świecie, wiąże się
zapewne z tym, że stanowią one pewny sygnał stałego dostępu do zasobów partnera. Ludzie,
na których nie sposób polegać, mogą stać się dla swoich partnerów źródłem poważnych
kłopotów. Wykazało to badanie, które przeprowadziliśmy z grupą współpracowników na
próbie stu czterech par nowożeńców losowo wybranych z rejestrów jednego z okręgów stanu
Michigan. Pary te prosiliśmy o wypełnienie rozległej baterii testów psychologicznych,
zawierającej między innymi kwestionariusz, w którym badani wskazywali, na jakie koszty
(spośród stu czterdziestu siedmiu możliwych) naraziła ich druga strona w ciągu ubiegłego
roku. Mężczyźni niezrównoważeni uczuciowo (w myśl ich własnych ocen, ocen ich.
małżonek, a także ocen osoby prowadzącej badanie) okazali się szczególnie „kosztowni” dla
swoich żon (Buss, 1991b). Po pierwsze, skoncentrowani byli na sobie i mieli skłonność do
monopolizowania wspólnych dóbr na własny użytek. Po drugie, zagarniali znaczną ilość
czasu swoich żon, byli zaborczy i zazdrośni nawet z powodu ich najzupełniej niewinnych
rozmów z innymi mężczyznami. Byli także bardziej od swoich żon uzależnieni i domagali się
zaspokajania przez nie wszelkich swoich potrzeb, ujawniając przy tym skłonność do agresji
zarówno słownej, jak i fizycznej. Cechowała ich wreszcie większa niedbałość (np.
niepunktualność), zmienność nastrojów (np. płacz bez powodu) i skłonność do zdradzania
żon.
Tak więc niestali, niezrównoważeni uczuciowo mężczyźni nie tylko sami byli mniej
odpowiedzialni, lecz także starali się zagarnąć różnorako rozumiane zasoby swoich partnerek
i w dodatku mieli skłonność do rozpraszania własnych zasobów poza związkiem. Nietrudno
wyobrazić sobie katastrofalne następstwa związania się z nieodpowiedzialnym partnerem
także w naszej ewolucyjnej przeszłości. Powiedzmy z mężczyzną, który nieoczekiwanie
ucinał sobie drzemkę miast wybrać się na polowanie, kiedy akurat niezbędne było zdobycie
pożywienia. Stabilność i przewidywalność w dostarczaniu zasobów mogą być równie ważne,
jak sama ilość dostarczanych dóbr.
Niezawodność i zrównoważenie to jednak kategorie dość pojemne i wieloznaczne.
Pragnąc osiągnąć tu nieco większą precyzję, poprosiliśmy wspólnie z Michaelem Botwinem
sto czterdzieści osób, aby wymieniły konkretne wypadki zachowań stanowiących przejaw
zrównoważenia uczuciowego lub jego braku. Wymieniane wypadki zrównoważenia
dotyczyły pogody ducha i niezłomności, na przykład powstrzymanie się od narzekań i
zrozumienie trudności innego człowieka; inne dotyczyły pracy, jak wkładanie w aktywność
zawodową raczej energii niż lęków. Nietrudno zauważyć, że tego rodzaju zachowania
stanowią rękojmię stabilności - sygnał, że partner jest przewidywalny i potrafi dostarczyć, to,
czego trzeba, pomimo stresu i niesprzyjających okoliczności. Przeciwnie jest z zachowaniami
wyrażającymi niezrównoważenie uczuciowe, jak zamartwianie się czymś, na co i tak nie
można nic poradzić, czy lęk przed pracą zamiast jej wykonywania. Zachowania takie
sygnalizują zawodność partnera, nieprzewidywalność i to, że nie można na nim polegać.
Nietrudno dojść do wniosku, że kobiety wybierające mężczyzn niezawodnych i
zrównoważonych pomniejszały szansę ponoszenia poważnych kosztów, a powiększały szansę
stabilnego dostępu do dóbr niezbędnych do przetrwania.
Inteligencja
Innym wskaźnikiem zdolności mężczyzny do zdobywania i utrzymywania
pożądanych zasobów jest jego inteligencja. Choć nikt nie wie do końca, co tak naprawdę testy
inteligencji mierzą, dobrze wiadomo, że jedną z konsekwencji posiadania wysokiego ilorazu
inteligencji jest w Stanach Zjednoczonych zamożność (Jencks, 1979). Mężczyźni inteligentni
osiągają wyższy poziom wykształcenia i zarobków. Nawet w obrębie tego samego zawodu,
jak budowlaniec czy cieśla, inteligencja decyduje o tym, kto szybciej zdobędzie wyższą
pozycję, a wraz z nią i wyższe zarobki. We współcześnie żyjących społeczeństwach
plemiennych wodzowie czy przywódcy plemienia są z reguły inteligentniejsi od
podporządkowanych im współplemieńców (Herrnstein, 1989; Brown, 1991; Brown, Chaiyun, n.d.).
Jeżeli inteligencja odgrywała podobną rolę i w ewolucyjnej przeszłości naszego
gatunku, u kobiet mogło wykształcić się upodobanie do wybierania mężczyzn inteligentnych.
Nasze badanie trzydziestu siedmiu kultur pokazało, że istotnie - kobiety stawiają inteligencję
partnera na wysokiej, piątej pozycji (na osiemnaście możliwych). Przy tym w dziesięciu
kulturach kobiety wyżej niż mężczyźni stawiają inteligencję drugiej strony, choć w
pozostałych kulturach obie płci ceniły inteligencję wysoko.
Inteligencja mężczyzny sygnalizuje wiele potencjalnych korzyści, włącznie z dużymi
umiejętnościami rodzicielskimi, znajomością kultury (Barków, 1989), umiejętnością
przekonywania innych i wywierania na nich wpływu. Oznacza też umiejętność
przewidywania możliwych niebezpieczeństw i rozwiązywania pojawiających się problemów.
W prowadzonych wspólnie z Michaelem Botwinem badaniach poprosiliśmy sto czterdzieści
osób, aby pomyślały o najbardziej inteligentnych znanych sobie osobach i opisały pięć
działań dowodzących ich inteligencji. Wszystkie opisane działania okazały się przynosić
dobroczynne skutki, z których może skorzystać osoba wybierająca inteligentnego partnera.
Inteligentniejsi ludzie potrafią patrzeć na sprawy z szerszej perspektywy i z większej liczby
różnych punktów widzenia, częściej wydają trafne sądy i formułują trafne przewidywania.
Potrafią też lepiej przekazywać własne komunikaty innym i lepiej odczytywać komunikaty
cudze, a także lepiej radzą sobie z nowymi, nieznanymi problemami i rozsądniej zarządzają
własnymi zasobami.
Odwrotnie mają się sprawy z zachowaniami ludzi mniej inteligentnych - nie potrafią
oni trafnie odczytać subtelnych sygnałów nadawanych przez innych, zrozumieć cudzych
wyjaśnień, a nawet zastosować się do jasnych instrukcji. Mówią też niewłaściwe rzeczy w
niewłaściwych momentach, powtarzają raz już popełnione błędy, wykłócają się nawet wtedy,
gdy bez wątpienia nie mają racji itd.
Wszystko wskazuje więc na to, że wiązanie się z mężczyznami inteligentnymi było
dla
pradawnych
kobiet
decyzją
podnoszącą
szansę
ich
przetrwania
i
sukcesu
reprodukcyjnego. Kobiety preferujące mężczyzn inteligentnych miały większą szansę
przekazania swoich genów i upodobań następnemu pokoleniu. Jest tu też jednak pewne
ograniczenie - ludzie na ogół nie pragną wiązać się z partnerami znacznie przewyższającymi
ich inteligencją. Pożądamy bowiem w naszych partnerach nie tylko zalet, ale i tego, by
pasowali do nas samych.
Dopasowanie
Udany związek wymaga trwałego utrzymywania przymierza korzystnego dla obu
stron. Trudno o takie korzyści w związku nękanym konfliktami. Dopasowanie partnerów
uzależnione jest od dwóch czynników: podobieństwa i komplementarności polegającej na
wzajemnym uzupełnianiu się ich cech.
Podobieństwo ułatwia współpracę, podczas gdy różnice interesów, wartości i
charakterów prowadzić mogą do napięć i konfliktów. Psycholog Zick Rubin prowadził przez
kilka lat badania dwustu dwóch młodych, „chodzących” ze sobą par, z których jedne rozpadły
się w trakcie okresu objętego badaniem, a inne przetrwały. W porównaniu z partnerami
dziewięćdziesięciu dziewięciu par, które przetrwały, partnerzy ze stu trzech par, które się
rozpadły, mieli bardziej odmienne poglądy w takich sprawach, jak rola kobiety i mężczyzny,
dopuszczalność przelotnego seksu między znajomymi i religia (Hill, Rubin, Peplau, 1976).
Jednym ze sposobów na dopasowanie jest więc poszukiwanie partnera podobnego do
siebie. Tendencja do dobierania się par na zasadzie podobieństwa zauważalna jest na całym
świecie. Idzie tu przede wszystkim o podobieństwo pod względem wartości, poziomu
inteligencji i przynależności do tych samych grup społecznych (rasowych, etnicznych,
religijnych) (Buss, 1984; 1985; n.d.). Ludzie poszukują partnerów o podobnych poglądach, na
przykład w takich sprawach jak dopuszczalność aborcji czy kary śmierci. Poglądy na te
kwestie u partnerów tego samego związku są na ogół zbliżone, podobnie jak najczęściej
zbliżony jest ich poziom inteligencji. Wyraźnie mniejsze, choć widoczne, są podobieństwa
pod względem takich cech osobowości, jak ekstrawersja, ugodowość czy sumienność. Ludzie
z upodobaniem do licznych imprez towarzyskich wybierają partnerów o takichże
zamiłowaniach; ludzie, którzy wolą raczej domowe zacisze, również wybierają sobie
podobnych. Nie inaczej jest z zamiłowaniem do nowości i innymi sprawami.
Wzajemne podobieństwo partnerów w szczęśliwych, dopasowanych związkach jest
też po części ubocznym produktem naszej skłonności do pobierania się z tymi, którzy są w
pobliżu, a takie właśnie osoby są zwykle bardziej podobne do nas niż ludzie z miejsc
odległych. Na przykład zbliżony poziom inteligencji partnerów w obrębie pary może być
pochodną faktu, że młodzi ludzie o podobnym poziomie inteligencji uczęszczają do
podobnych szkół, co jednak nie tłumaczy bardzo rozpowszechnionego preferowania
partnerów podobnych do siebie (Buss, 1987b; Buss i in., 1990). W badaniu, które
prowadziłem na „chodzących ze sobą” parach ze stanu Massachusetts, mierzyłem zarówno
rzeczywiste cechy osobowości i poziom inteligencji badanych, jak i ich pragnienia co do
idealnych właściwości drugiej strony. Kobiety marzyły o partnerach podobnych do siebie pod
licznymi względami, jak poziom aktywności, ugodowości, odpowiedzialności, życzliwości,
pracowitości i śmiałości, a przede wszystkim inteligencji, wrażliwości i twórczości. Te, które
same wypadały nisko pod względem tych cech, pożądały partnerów o podobnie
niewygórowanym ich poziomie.
Wybieranie podobnego sobie partnera jest eleganckim w swej prostocie rozwiązaniem
problemu przystosowania się do długotrwałego związku z drugim człowiekiem. Wystarczy
wyobrazić sobie niebezpieczeństwa, na które narażony jest związek zapiekłego przeciwnika
aborcji z równie zawziętym zwolennikiem jej dopuszczalności i tym podobne. Może to
rokować interesujące dyskusje, ale nie trwałość związku. Co najważniejsze, dopasowane pary
mają znacznie większe szansę na gładką koordynację wysiłków w skutecznym wykonywaniu
wspólnych zadań, jak wychowywanie dzieci, nawiązywanie sojuszy i utrzymywanie
korzystnych stosunków z innymi. Pary niedobrane trwonią zaś czas i energię na kulejącą,
jeżeli w ogóle możliwą, koordynację swoich wysiłków.
Wybieranie osób sobie podobnych jest także korzystne z ogólniejszego punktu
widzenia. Ponieważ takie cechy jak inteligencja, wytrwałość czy ugodowość są dobrami
wysoce pożądanymi na matrymonialnym rynku, szansę na ich uzyskanie u partnerów mają
głównie ci, którzy sami oferują zbliżone lub równoważne zalety (Buss, Barnes, 1986;
Kenrick, Groth, Trost, Sadall, 1993; Thibaut, Kelley, 1986). Pożądając podobnych sobie,
pożądamy więc osób o matrymonialnej wartości zbliżonej do naszej własnej. Dzięki temu
oszczędzamy czas i energię, nie próbując zabiegać o to, czego i tak nie dostaniemy;
oszczędzamy też sobie niepewności i możliwości rozpadu związku z partnerem, którego
wartość matrymonialna przewyższa naszą własną. Związki partnerów o jaskrawo różnej
wartości są bowiem nietrwałe.
Wybranie partnera podobnego sobie rozwiązuje więc wiele problemów adaptacyjnych
naraz. Podwyższa skuteczność poczynań na rynku matrymonialnym, ułatwia koordynację
wysiłków, zapobiega rozpadowi związku i konfliktom między partnerami, a także je
pomniejsza, podnosi szansę sukcesu w realizowaniu wspólnych przedsięwzięć i chroni przed
kosztami sprzeczności interesów.
Wielkość i siła
Kiedy Magie Johnson, wielka gwiazda koszykówki amerykańskiej, wyznał, że miał
dosłownie tysiące kobiet, ujawnił przy okazji upodobanie kobiet do mężczyzn o dużych
walorach fizycznych i atletycznych. Liczba kobiet, które przespały się z Johnsonem, może
być szokująca, choć nie dziwią ich preferencje. Takie cechy jak wielkość, siła czy atletyczna
budowa ciała są zbyt ważnymi wskaźnikami wartości mężczyzny, by kobiety mogły je
pominąć w swych upodobaniach.
Kierowanie się tego rodzaju cechami jest bardzo widoczne w całym świecie zwierząt.
Na przykład u pewnego gatunku ropuch (zwanego gladiatorem) samce są odpowiedzialne za
zbudowanie gniazda i obronę jaj (Trivers, 1985). W godowym rytuale tego gatunku występuje
z reguły dość niecodzienne zachowanie samicy, która celowo i z wielką siłą uderza
upatrzonego samca, także ten chwieje się, a czasem nawet ucieka. Jeżeli samiec zachwieje się
zbyt mocno lub ucieknie, samica natychmiast opuszcza jego gniazdo. Większość samic parzy
się jedynie z siłaczami, na których cios robi niewielkie wrażenie i którzy dobrze przechodzą
próbę sprawności. Reakcja samca na uderzenie jest więc dla samicy dowodem poziomu jego
sprawności fizycznej i wskaźnikiem, czy będzie walecznym obrońcą złożonych jaj.
Kobiety stają czasami przed próbami zdominowania przez większych i silniejszych od
nich mężczyzn próbujących podporządkować je sobie seksualnie i pozbawić swobody
wybrania innego partnera. Tego rodzaju dominacja niewątpliwie musiała się regularnie
pojawiać u naszych odległych przodków. Sugerują to na przykład obserwacje współczesnych
nam małp, dokonywane przez prymatologa Barbarę Smuts, która przez długi czas prowadziła
badania zachowań seksualnych pawianów żyjących na sawannach Afryki. Stwierdziła ona, że
samice często nawiązują szczególne „przyjaźnie” z samcami, którzy ochraniają je i ich
potomstwo, a w zamian obdarzają ich szczególnym względami seksualnymi w okresie
własnej płodności.Podobnie i u ludzi - jedną z korzyści, które kobiety mogą uzyskać od
mężczyzny, jest oczywiście dostarczana przezeń ochrona, tym skuteczniejsza, im jest on
większy i silniejszy. W pewnym badaniu proszono grupę Amerykanek o ocenę szeregu
fizycznych cech płci przeciwnej i stwierdzono, że niski wzrost oceniany jest jako cecha
niepożądana u stałego partnera (Buss, Schmitt, 1993).
Pożądana była natomiast siła fizyczna, atletyczna budowa ciała i wysoki wzrost,
najlepiej co najmniej 180 cm, jak stwierdzono w innych jeszcze badaniach, które pokazały
też, że wybierając partnera na randkę, kobiety z reguły wolały mężczyzn wysokich (Jackson,
1992). Takież upodobanie ujawniały wspomniane już uprzednio dwa badania nad zawartością
gazetowych ogłoszeń matrymonialnych i towarzyskich. Wśród kobiet wymieniających wzrost
jako poszukiwaną cechę aż 80% pożądało mężczyzny o wzroście przewyższającym 180 cm
Jeszcze bardziej przekonywający jest fakt, że ogłaszający się mężczyzn, otrzymywali więcej
zwrotnych ofert, jeśli sami byli wysocy. Mężczyźni wysocy częściej umawiają się na randki
niż niscy i mogą wybierać wśród większej liczby partnerek.
Mężczyźni wysocy cieszą się wyższą pozycją społeczną w niemalże wszystkich
kulturach świata. „Wielcy ludzie” ze współczesnych nam plemion zbieracko-łowieckich (tzn.
mężczyźni o wysokiej pozycji społecznej) są z reguły dosłownie wielcy a w każdym razie
więksi i silniejsi od innych mężczyzn o niższej pozycji w hierarchii (Brown, Chai-yun, n.d.).
Nawet w kulturach zachodnich wyżsi mężczyźni zarabiają więcej pieniędzy i szybciej
awansują zawodowo. Niewielu amerykańskich prezydentów miało mniej niż 180 cm wzrostu,
a podczas telewizyjnej debaty Bush - Dukakis (dwaj główni kandydaci w amerykańskich
wyborach prezydenckich z roku 1988) wysoki Bush dokładał starań, by stać jak najbliżej
niższego Dukakisa, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że może na tym skorzystać. Jak
zauważa ewolucyjny psycholog Bruce Ellis:
Wzrost jest rzetelnym wskaźnikiem zdolności do podporządkowania sobie innych w
kontaktach społecznych... policjanci niżsi są częściej atakowani od wysokich co wskazuje, że
ci ostatni wzbudzają większy szacunek przeciwników samym swoim wyglądem... wyżsi
mężczyźni są bardziej poszukiwani przez kobiety, dostają więcej odpowiedzi na swoje oferty
matrymonialne i częściej mają ładniejsze kobiety niż mężczyźni niżsi (Ellis, 1992, s. 279, 281).
Takież upodobania kobiet odnotował też antropolog Tomas Gregor, obserwujący
życie plemienia Mehinaku z brazylijskiej Amazonii:
Umięśniony, dobrze zbudowany mężczyzna ma znacznie większą szansę zgromadzenia
licznych przyjaciółek od mężczyzny drobnego, określanego pogardliwym mianem peritsi. Już
sam tylko wzrost stanowi dużą zaletę. Jak powiadali moi informatorzy, silny zapaśnik budzi w
swoich przeciwnikach strach i szacunek Kobietom zaś wydaje się piękny (awitsiri) i pożądają
go na męża lub kochanka. Triumfując w polityce i w miłości, zwycięski zapaśnik stanowi
uosobienie męskości. Przeciwnie mężczyzna ponoszący ustawiczne porażki w zapasach - jak
wielkie by nie byty inne jego zalety, uważany jest powszechnie za głupca. Gdy staje do
zapasów, przyglądający się mężczyźni nie szczędzą mu złośliwych rad... Kobiety są mniej
hałaśliwe, ale i one rzucają sarkastyczne uwagi, przyglądając się zapasom z drzwi swoich
domostw. Żadna nie pała dumą, gdy zdarzy się jej mieć wiecznie przegrywającego za męża
(Gregor, 1985, s. 35, 96).
Barbara Smuts przekonuje, że w trakcie ewolucyjnej historii naszego gatunku fizyczna
ochrona była jednym z najważniejszych dóbr, które mężczyzna mógł zaofiarować kobiecie.
Obecność agresywnych mężczyzn usiłujących podporządkować sobie kobiety fizycznie i
seksualnie musiała wywierać duży wpływ na sposób wybierania sobie partnera przez kobiety.
Zważywszy alarmującą liczbę wypadków seksualnego przymusu i gwałtu w wielu kulturach,
zapewniana przez mężczyznę ochrona do dziś nie straciła na wartości w wielu zakątkach
naszego globu. Po prostu kobiety nie czują się bezpiecznie na ulicy, a wysoki, silny towarzysz
może skutecznie odstraszyć niedoszłych napastników. Wielkość i siła to jednak nie jedyne
fizyczne zalety mężczyzny.
Zdrowie
Wszędzie na świecie kobiety wolą mężczyzn zdrowych (Buss i in., 1990). W naszym
badaniu trzydziestu siedmiu kultur zdrowie kandydata było oceniane wszędzie jako cecha
ważna lub konieczna. Inne badania przeprowadzone w Ameryce pokazały, że wszystkie
niedostatki kondycji fizycznej - od braku schludności do choroby wenerycznej - były
uważane za wysoce niepożądane. Biologowie Clelland Ford i Frank Beach stwierdzili, że
wszelkie oznaki choroby, jak rany, cięcia czy niewłaściwe ubarwienie skóry, uważane są za
odstręczające w znacznej większości znanych kultur (Ford, Beach, 1951).
U ludzi dobra kondycja zdrowotna sygnalizowana jest zarówno wyglądem, jak i
sposobem zachowania. Dobry nastrój, energiczność i ożywienie stanowią o atrakcyjności
człowieka zapewne dlatego, że stać na nie jedynie jednostki zdrowe. Nie inaczej jest zresztą i
w świecie zwierząt. Niektóre zwierzęta prezentują różne swoje głośne, jaskrawe lub dużych
rozmiarów walory, a wszystkie one są z reguły energetycznie kosztowne i stać na nie jedynie
osobniki zdrowe. Przysłowiowy paw puszący ogon zachowuje się, jakby chciał powiedzieć:
„Spójrz na mnie, jaki jestem dziarski - puszę te ogromne piórzyska, a wcale mi to nie
przeszkadza i mam się świetnie”. Tajemnica pawiego ogona, stanowiącego tak wielką zawadę
w przetrwaniu osobnika, zdaje się być na progu wyjaśnienia. Biologowie W. D. Hamiłton i
M. Zuk stwierdzili, że jaskrawość pawiego ogona jest pewnym wskaźnikiem zdrowia
osobnika, kolory te bowiem bledną i szarzeją tym bardziej, im większą ilością pasożytów jest
dotknięty dany osobnik (Hamiłton, Zuk, 1982). Ogon służy więc wygraniu rywalizacji z
konkurentami, a pawice wybierają samce z większymi ogonami ponieważ stanowią one
(ogony) oznakę zdrowia.
W ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku kobiecie wybierającej partnera o słabym
zdrowiu groziły co najmniej cztery niebezpieczeństwa. Mogła sama zostać zarażona chorobą,
mogła ponieść szkody wskutek gorszego spełniania przez chorego mężczyznę jego istotnych
funkcji (dostarczanie pożywienia, ochrony ipomocy w chowaniu dzieci), mogła narazić się na
przedwczesną utratę partnera w wyniku jego śmierci, a wreszcie mogła też narazić na szwank
własne geny przez przekazanie ich słabszym dzieciom. Wybieranie partnera zdrowego
chroniło nasze przodkinie przed każdym z tych niebezpieczeństw.
Miłość i zaangażowanie
Pojawienie się takich zalet mężczyzny jak zdrowie, wysoka pozycja społeczna czy
poważne zasoby nie gwarantuje jeszcze skłonności do ich poświęcenia na rzecz określonej
kobiety i jej dzieci. W istocie, wielu mężczyzn zdradza wyraźną niechęć do małżeńskich
więzów i woli harcować na polu matrymonialnym bez angażowania się w trwały związek.
Kobiety wyśmiewają takich mężczyzn, nazywając ich dezerterami, tchórzami czy motylkami
skaczącymi z kwiatka na kwiatek (Farrell, 1986, s. 50). Trudno nie zrozumieć gniewu kobiet.
Zważywszy, jak ogromne koszty ponieść one mogą z tytułu ciąży i urodzenia dziecka, nie
można się dziwić, że oczekują od mężczyzny trwałego zaangażowania w zamian za seksualne
względy.
Ogromne znaczenie zaangażowania dla kobiet ilustrować może taka oto prawdziwa
historia, którą przytaczam ze zmienionymi imionami bohaterów. Marek i Anna chodzili ze
sobą od dwóch lat, a od pół roku zamieszkiwali razem. On był czterdziestodwuletnim,
zamożnym przedstawicielem wolnego zawodu, ona - dwudziestoośmioletnią studentką
medycyny. Anna nalegała na ostateczną decyzję o małżeństwie - oboje kochali się, a ona
marzyła o dzieciach w nieodległym czasie. Marek jednak uchylał się od decyzji - był już raz
żonaty i przed ponownym związaniem się chciał mieć absolutną pewność, że następne
małżeństwo okaże się udane. Proponował też formalne ustalenie odrębności majątkowej,
gdyby małżeństwo doszło do skutku, na co Anna nie chciała się zgodzić, uważając to za
sprzeczne z duchem małżeństwa. W końcu ustalili, że Marek podejmie ostateczną decyzję w
ciągu czterech miesięcy. Ale cztery miesiące minęły, Marek zaś nadal decyzji nie podjął,
wobec czego Anna ogłosiła zerwanie, wyprowadziła się i poczęła spotykać się z innym
mężczyzną. Marek wpadł w panikę. Zadzwonił do Anny błagając, by wróciła, twierdząc, że
już się zdecydował na małżeństwo, w dodatku bez rozdzielności majątkowej, a nawet obiecał
kupić jej nowy samochód. Niczego już jednak nie wskórał. Anna, na zawsze zrażona
niechęcią Marka do pełnego zaangażowania, nigdy do niego nie wróciła.
Tak więc kobiety stoją przed problemem wybrania mężczyzny dysponującego nie
tylko odpowiednimi zasobami, lecz skłonnego zasoby te poświęcić na rzecz ich samych i
wspólnych dzieci. Problem jest trudniejszy, niż na to wygląda. Choć zasoby można
bezpośrednio zaobserwować, nie sposób bezpośrednio zaobserwować skłonności do
zaangażowania. Trafna jej ocena wymaga posłużenia się jakimś rzetelnym wskaźnikiem
wierności mężczyzny w lokowaniu zasobów tylko w tę kobietę.”Wskaźnikiem takim może
być jego miłość.
Miłość jest oczywiście zjawiskiem uniwersalnym, nieograniczonym do jednej tylko
kultury, doświadczana jest przez wszystkich - od afrykańskich Zulusów do Eskimosów z
północnych krańców Alaski. Dokonując przeglądu stu sześćdziesięciu ośmiu różnych kultur
świata, antropolog William Jankowiak znalazł silne dowody na występowanie miłości w
ponad 90% kultur (w pozostałych 10% wypadków antropologiczne zapiski były zbyt skąpe,
by jednoznacznie o tym wnioskować). Kiedy socjolog Susan Sprecher przeprowadziła wraz
ze współpracownikami wywiady z 1667 kobietami i mężczyznami w Rosji, Japonii i Stanach
Zjednoczonych, stwierdziła, że 61% Rosjan i 73% Rosjanek przyznawało, że kochało kogoś
w okresie przeprowadzania wywiadu. Analogiczne liczby wynosiły 41 i 63% dla Japonek i
Japończyków oraz 53 i 63% dla Amerykanek i Amerykanów (Jankowiak, Fischer, 1992;
Sprecher, Aron, Hatfield, Cortese, Potapova, Levitskaya, 1992).
Aby bliżej zorientować się, czym właściwie jest miłość, przeprowadziłem badanie nad
zachowaniami, które ją wyrażają (Buss, 1988c). Na początek poprosiłem pięćdziesięciu
studentów i pięćdziesiąt studentek uniwersytetów w Kalifornii i w Michigan, aby pomyśleli o
ludziach, którzy aktualnie kogoś kochają i opisali ich wyrażające miłość zachowania.
Następna grupa kobiet i mężczyzn oceniła zebrane sto piętnaście zachowań pod względem
typowości,
z
którą
wyrażają
one
miłość.
Postępowanie
wyrażające
wyłączność
zaangażowania w partnera znalazło się na czele tej listy, zarówno dla kobiet, jak i dla
mężczyzn. Na postępowanie to składały się takie zachowania, jak wycofanie się z
romantycznych związków z innymi partnerami, planowanie małżeństwa i wspólnych dzieci.
W wykonaniu mężczyzny wszystkie te działania sygnalizują jego skłonność do poświęcenia
własnych zasobów na rzecz kobiety i wspólnych dzieci.
Zaangażowanie ma jednak wiele aspektów. Jednym z zasadniczych jest wierność
sygnalizująca wyłączność seksualną. Innym jest ofiarowywanie posiadanych dóbr wybrance,
jak kupowanie kosztownych prezentów czy pierścionka, sygnalizujące skłonność do dzielenia
się dobrami ekonomicznymi także i w przyszłości. Jeszcze innym jest dostarczanie partnerowi
wsparcia uczuciowego - wysłuchiwanie go i przebywanie z nim w potrzebie, sygnalizujące
skłonność do poświęcania własnego czasu, troski i energii na rzecz celów drugiej strony.!
Wszystkie te akty - nie wyłączając dostępności seksualnej - sygnalizują więc skłonność do
poświęcania różnych własnych zasobów na rzecz partnera.
Skoro miłość jest zjawiskiem uniwersalnym i sygnalizuje skłonność do dzielenia się z
partnerem własnymi zasobami niezbędnymi do przetrwania, kobiety winny przypisywać
miłości kluczowe znaczenie przy wyborze partnera. Sprecher i jej współpracownicy
zapytywali swoich rosyjskich, japońskich i amerykańskich badanych, czy związaliby się
małżeństwem z osobą, której by nie kochali, a która miałaby jednak wszystkie pożądane przez
nich zalety (Sprecher i in., 1992). Aż 89% Amerykanek i 82% Japonek, choć jedynie 59%
Rosjanek, odpowiedziało na to pytanie przecząco. Znaczna większość kobiet uważała więc
miłość za niezbędny warunek małżeństwa, obniżenie zaś tego procentu u Rosjanek wiązać się
może z ich większymi trudnościami znalezienia mężczyzny, szczególnie takiego, który byłby
w stanie zaoferować odpowiednią ilość dóbr. Niezbędność miłości potwierdzają również inne
badania. Na przykład wśród stu sześćdziesięciu dwóch studentek z Teksasu miłość
mężczyzny zajęła pierwsze miejsce wśród jego stu różnych badanych zalet (Thiessen, Young,
Burroughs, 1993). Podobnie nasze badanie nad trzydziestoma siedmioma kulturami
wykazało, że na osiemnaście badanych cech miłość była najważniejsza i dla kobiet, i dla
mężczyzn - we wszystkich kulturach uważana była, średnio rzecz biorąc, za najbardziej
niezbędny warunek małżeństwa.
Niezbędnym warunkiem trwałego zaangażowania partnera są też dwie jego inne cechy
- życzliwość i szczerość (Harrison, Saeed, 1977). Jedno z badań nad treścią ośmiuset ogłoszeń
matrymonialnych pokazało, że najczęściej poszukiwaną przez kobiety cechą jest szczerość.
Podobne
wyniki
przyniosło
inne
badanie
treści
tysiąca
stu
jedenastu
ogłoszeń
matrymonialnych, gdzie stwierdzono ponadto, że kobiety poszukują szczerości czterokrotnie
częściej niż mężczyźni (Wiederman, w druku). W ogłoszeniach matrymonialnych szczerość
występuje w charakterze zalety sygnalizującej trwałość męskiego zaangażowania. Wszędzie
na świecie ludzie z natury rzeczy pozostają silnie uzależnieni od życzliwości swoich stałych
partnerów. Nasze badanie trzydziestu siedmiu kultur pokazało powszechność preferowania
życzliwości u partnera - jednakowo silną u kobiet i mężczyzn w trzydziestu dwóch badanych
kulturach (jedynie w Japonii i na Tajwanie silniejszą preferencję ujawniali tu mężczyźni;
tylko w Nigerii, Izraelu i Francji silniejszą preferencję ujawniały kobiety).
Życzliwość jest złożoną cechą osobowości, a jej składnikiem podstawowym jest
skłonność do dzielenia się własnymi zasobami. Cecha ta sygnalizuje dobry stosunek do
dzieci, skłonność do inwestowania własnych zasobów w potrzeby drugiej strony, a nawet
stawiania ich ponad swoje własne (Buss, 1991b). Krótko mówiąc, sygnalizuje skłonność
potencjalnego kandydata do nieegoistycznego inwestowania własnych zasobów na rzecz
drugiej strony.
Z kolei brak życzliwości sygnalizuje egoizm, niezdolność lub niechęć do działań na
rzecz partnera. Na przykład we wspomnianym już badaniu nad setką par nowożeńców
zidentyfikowaliśmy mężczyzn nieżyczliwych, próbując zbadać, jakie koszty ponoszą z tego
tytułu ich żony. Okazało się, że skarżą się one na złe traktowanie (wrzaski, plucie, a nawet
rękoczyny), na to, że traktowane są jako istoty głupie i gorsze. Mężczyźni tacy okazali się też
bardziej egoistyczni, monopolizujący wspólne dobra na własny użytek, niechętni do pomocy
w pracach domowych, a także bardziej skłonni do zdrady, co sugeruje ich niezdolność do
wyłącznego lokowania własnych zasobów na rzecz swoich żon (Buss, 1991b). Mężczyźni
nieżyczliwi dbają tylko o siebie i jedynie z trudem są w stanie uwzględnić cudze potrzeby.
Ponieważ seks jest jednym z największych dóbr, które kobiety mogą zaoferować
mężczyznom, ewolucja musiała wykształcić u naszych przodkiń mechanizmy bardzo
rozważnego gospodarowania tym dobrem. Wymaganie miłości, szczerości i życzliwości jest
dla kobiet sposobem na uzyskanie od mężczyzn stosownej rekompensaty za oferowaną przez
nie dostępność seksualną. Pozyskanie partnera o takich właściwościach rozwiązuje ważny
problem zapewnienia sobie przez kobietę trwałego dostępu do zasobów mężczyzny.
Gdy kobiety mają władzę
Upodobanie kobiet do mężczyzn dysponujących dużymi zasobami było też
wyjaśniane i w inny sposób, tak zwaną hipotezą o „strukturalnej bezsilności kobiet” (Buss,
Barnes, 1986). W myśl tej hipotezy kobiety poszukują mężczyzn o poważnych zasobach z
tego powodu, że w wielu społeczeństwach są one wyłączone z kręgu władzy i posiadania,
stanowiącego wyłączną domenę mężczyzn. Jedynym sposobem na pozyskanie wyższej
pozycji społecznej jest więc dla kobiety pozyskanie partnera dysponującego odpowiednimi
zasobami. Z kolei mężczyźni nie oczekują od kobiet poważnych zasobów, ponieważ sami je
posiadają. Koncepcja ta budzi jednak wątpliwości, na przykład w świetle danych o
obyczajach panujących w plemieniu Bakweri zamieszkującym w Kamerunie (zachodnia
Afryka). W plemieniu tym kobiety dysponują większą władzą osobistą i ekonomiczną niż
mężczyźni i jest ich w dodatku ponad dwukrotnie mniej niż mężczyzn (proporcja wynosi 100
do 236) (Secord, 1982; Ardener, Ardener, Warmington, 1960). Źródłem dochodów kobiet jest
ich praca na plantacjach, ale poważne zyski ciągną także i ze świadczenia usług seksualnych,
które tym bardziej są w cenie, że zwabieni możliwością zarobku na plantacjach mężczyźni
wciąż napływają do okolicy, powiększając liczebną nierównowagę płci. Choć kobiety
Bakweri dysponują znacznie większą ilością pieniędzy niż ich mężczyźni, nadal wyraźnie
wolą mężczyzn zamożnych. Często też narzekają na niewystarczające wsparcie ekonomiczne
ze strony męża, a brak takiego wsparcia podawany jest jako najczęstsza przyczyna rozwodu w
tej społeczności. Dysponowanie przez kobiety nawet bardzo poważnymi zasobami nie
zmienia więc ich odwiecznych preferencji.
Podobnie jest i w wypadku zamożnych kobiet amerykańskich. W naszym badaniu nad
nowożeńcami zdołaliśmy zidentyfikować sporo wysoko wykształconych kobiet zarabiających
ponad 50, a nawet ponad 100 tysięcy dolarów rocznie. Okazało się, że te zamożne kobiety
ceniły sobie u mężczyzny wysokie wykształcenie, pozycję społeczną, wzrost, a także wysokie
zarobki nawet bardziej od swoich biedniejszych rówieśniczek. W innym badaniu
psychologowie Michael Wiederman i Elizabeth Allgeier stwierdzili, że studentki oczekujące
wyższych zarobków własnych przykładały większą wagę do zarobków ewentualnego
kandydata niż ich spodziewające się niższych dochodów koleżanki. Wielką wagę do
zarobków partnera przykładają też studentki medycyny i prawa, które to profesje są w
Stanach Zjednoczonych bardzo dochodowe (Wiederman, Allgeier, 1992; Townsend, 1989).
Wreszcie, mężczyźni sami niegrzeszący zamożnością wcale nie cenią sobie dobrych
zarobków ewentualnej partnerki wyżej niż to czynią zamożni mężczyźni (Buss, 1989a).
Wszystkie te dane nie tylko więc nie potwierdzają koncepcji „strukturalnej bezsilności
kobiet”, ale wręcz wyraźnie jej przeczą.
Koncepcja strukturalnej bezsilności zawiera pewien element prawdy - w większości
kultur to mężczyźni kontrolują zasoby materialne i wykluczają kobiety z kręgu władzy.
Koncepcja ta nie wyjaśnia jednak, dlaczego mężczyźni równie mocno starają się pozbawić
władzy także i innych mężczyzn, nie tłumaczy też źródeł początkowej nierównowagi w ilości
zasobów kontrolowanych przez mężczyzn, ani dlaczego u kobiet nie wykształciły się ciała
równie duże jak męskie, co zapewniłoby obecnie „słabszej” płci równie dobry dostęp do
zasobów. Natomiast psychologia ewolucjonistyczna zgrabnie wyjaśnia całą konstelację
omówionych wyników. Mężczyźni dążą do kontrolowania możliwie wielkich zasobów
zarówno po to, by wygrać rywalizację z innymi mężczyznami, jak i po to, by zaspokoić
żądania kobiet. W ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku mężczyźni, którzy nie odnieśli
sukcesu na tym polu, mieli mniejszą szansę na sukces reprodukcyjny. Większe rozmiary ciała
u mężczyzny i jego silniejsze dążenie do pozyskania wysokiej pozycji społecznej mają swoją
przynajmniej częściową przyczynę w preferencjach pradawnych kobiet, które wybierały
takich partnerów przez ostatnie kilka milionów lat.
Wielość kobiecych upodobań
Mamy więc już zarys odpowiedzi na zagadkę, czego chcą kobiety. Ponieważ mają do
zaoferowania bardzo wartościowe dobra reprodukcyjne, nie szastają nimi gdzie popadnie, bez
rozwagi i namysłu. Przeciwnie, rozdzielają je skąpo, ostrożnie i w sposób wysoce wybiórczy.
Postępując inaczej, nasze przodkinie ryzykowałyby przetrwaniem własnym i swoich dzieci,
narażałyby się na głód, choroby, opuszczenie, agresję skierowaną na siebie i dzieci.
Wszystkim tym niebezpieczeństwom mogły zapobiec jedynie przez rozważny wybór
partnerów seksualnych, niosących im skarby ochrony, pożywienia i opieki nad dziećmi.
Wybór stałego partnera z odpowiednimi zasobami charakterologicznymi
i
materialnymi był więc i jest nadal przedsięwzięciem niesłychanie skomplikowanym. Oznacza
konieczność kierowania się przynajmniej tuzinem różnych kryteriów, z których każde istotne
jest dla rozwiązania jakiegoś problemu adaptacyjnego kobiety. Upodobanie do mężczyzn
zasobnych jest oczywistością. Ponieważ jednak trudno jest rozpoznać przyszłą zasobność
partnera i zdolność do jej utrzymania, kobiety musiały być i są nadal bardzo wyczulone na
różne pośrednie sygnały tych zdolności, jak ambicja, pozycja społeczna, inteligencja czy
wiek. Być może nawet bardziej na te sygnały, niż na zamożność jako taką. Kobiety analizują
więc sygnały męskiego potencjału w sposób bardzo staranny.
Sam
potencjał
jednak
jeszcze
nie
wystarcza.
Ponieważ
wielu
mężczyzn
dysponujących dużym potencjałem zachowuje się również wybiórczo bądź poprzestaje na
przelotnych kontaktach seksualnych, kobiety muszą jeszcze rozwiązać problem ich
zaangażowania. Jednym ze sposobów jego rozwiązania jest poszukiwanie mężczyzn
szczerych i kochających. Szczerość sygnalizuje zdolność mężczyzny do zaangażowania,
miłość - do zaangażowania się w związek z tą właśnie kobietą. Zapewnienie sobie miłości i
zaangażowania ze strony mężczyzny, który łatwo może zostać pokonany przez innych,
byłoby nabytkiem mocno problematycznym dla naszych przodkiń. Sposobem na poradzenie
sobie z tym niebezpieczeństwem było wybieranie mężczyzn dużych i silnych, gotowych do
obrony zarówno swoich dóbr, jak i kobiet wraz dziećmi. Zasoby, zaangażowanie i ochrona
niewiele jeszcze znaczą dla kobiety, jeżeli jej mężczyzna zachoruje, umrze, bądź też ich
związek nękany będzie nierozwiązywalnymi konfliktami. Przykładanie wagi do zdrowia i
wybieranie mężczyzny podobnego do siebie samej było rozwiązaniem tych problemów.
Wielość
problemów
adaptacyjnych
stojących
przed
pradawnymi
kobietami
zadecydowała o wielości ich upodobań i żądań kierowanych pod adresem mężczyzn. Ci zaś
sami mieli wiele problemów do rozwiązania, choć miały one inny charakter, w związku z
czym potrzebowali od kobiet czegoś innego, niż one od nich. W następnym rozdziale
spróbujemy przyjrzeć się kobietom oczami naszych męskich praprzodków.
IV
Przelotne kontakty seksualne
Z biologicznego punktu widzenia ironia podwójnego standardu polega na tym, że
promiskuityzm mężczyzn nie mógłby się u nich utrwalić, gdyby kobiety zawsze odmawiały im
możliwości jego wyrażenia.
Robert Smith Sperm Compełition and the Evolution of Mating System
Wyobraź sobie, że na terenie miasteczka uniwersyteckiego podchodzi do ciebie
atrakcyjna osoba przeciwnej płci ze słowami: „Cześć! Ostatnio widywałe(a)m cię na mieście i
bardzo mi się podobasz. Nie poszłabyś(szedłbyś) ze mną do łóżka?” Co byś na to
powiedział(a)? Jeżeli jesteś w stu procentach podobna do kobiet z tego badania, twoją
odpowiedzią byłoby stanowcze nie połączone z uczuciem obrazy, zniewagi i zdumienia tego
rodzaju
nieoczekiwaną
propozycją.
Jeżeli
jednak
jesteś
mężczyzną,
to
jest
siedemdziesięciopięcioprocentowa szansa, że twoja odpowiedź brzmiałaby „tak”, a
towarzyszyłoby jej miłe połechtanie twojej próżności (Clark, Hatfield, 1989). Kobiety i
mężczyźni odmiennie reagują na możliwość przelotnego kontaktu seksualnego.
Przelotne kontakty z reguły wymagają zgody obu stron. Pradawni mężczyźni nie
mogliby takich kontaktów nawiązywać, gdyby kobiety nie wyrażały na nie zgody.
Przynajmniej niektóre z nich musiały więc także praktykować przelotny seks - gdyby
wszystkie w historii unikały seksu przed - i pozamałżeńskiego, taka forma zachowania nigdy
nie mogłaby się u mężczyzn rozwinąć (Smith, 1984). W ewolucyjnej przeszłości naszego
gatunku główną okazją do pozamałżeńskiego seksu była dla kobiety czasowa nieobecność jej
stałego partnera, na przykład z powodu polowania, które zajmowało wiele godzin, dni czy
tygodni. Kobiety pozostawały więc na krótsze czy dłuższe okresy same lub pod opieką mniej
czujnej rodziny partnera.
Pomimo dużej częstości występowania przelotnego seksu i jego znacznej roli w
ewolucji naszego gatunku, w zasadzie wszystkie dotychczasowe badania skupiały się na
małżeństwie. Przelotne kontakty seksualne są z definicji krótkotrwałe i trzymane w głębokiej
tajemnicy, co oczywiście czyni je bardzo trudnym przedmiotem badania. Na przykład w
klasycznej ankiecie Kinseya o ludzkim seksualizmie pytanie o pozamałżeńskie kontakty
seksualne często wywoływało oburzenie i odmowę dalszego udziału w badaniach.
Nieznajomość reguł rządzących seksem przelotnym jest też i wyrazem naszej wiary w
pewne wartości. Wiele osób potępia promiskuityzm i niewierność, gdyż zagrażają one ich
własnym interesom seksualnym, narażając ich trwałe związki na próbę lub rozpad.
Promiskuityzm utrudnia też znalezienie stałego partnera tym, którzy go dopiero poszukują.
Potępiamy osoby skłonne do promiskuityzmu, określając je mianem kozłów, dziwkarzy,
dziwek i tym podobne, gdyż chcemy, aby takich obyczajów nie było. Seks przelotny jest
tematem tabu, ale też i przedmiotem fascynacji. Musimy więc przyjrzeć mu się bliżej, by
zrozumieć, dlaczego tak mocno ciąży on nad naszymi stałymi związkami.
Fizjologiczne wskaźniki strategii seksualnych
Mechanizmy adaptacyjne obserwowane współcześnie w naszej psychice, zachowaniu,
fizjologii i budowie ciała wyrażają selekcyjne naciski oddziałujące na nasz gatunek w
przeszłości.
Tak
jak
nasz
współczesny,
paniczny
lęk
przed
wężami
zdradza
niebezpieczeństwo grożące naszym przodkom, tak elementy anatomii i fizjologii seksualnej
odkrywają pradawne strategie uprawiania przelotnego seksu przez naszych przodków.
Pokazują to niedawne badania nad wielkością męskich jąder, objętością ejakulatu i
zmiennością ilości spermy wytwarzanej przez organizm mężczyzny.
W świecie zwierząt duże jądra wyrażają z reguły intensywną rywalizację plemników
różnych samców wewnątrz narządów rodnych kanału samicy, która kopulowała więcej niż z
jednym samcem w tym samym okresie (Smith, 1984). To współzawodnictwo plemników
stymuluje rozwój dużych jąder zdolnych do produkowania ejakulatów zawierających wiele
plemników, a więc i zdolnych do pokonania spermy rywali. W wyścigu do cennego jaja
większą szansę mają te plemniki, których jest po prostu więcej i które są w stanie przeważyć
nad plemnikami innego samca.
Jądra mężczyzny są znacznie większe - w stosunku do wielkości całego ciała - niż
jądra goryli czy orangutanów - stanowią około 0,079% masy ciała u mężczyzn, a jedynie
0,018% u goryli i 0,048% u orangutanów. Względnie duże jądra człowieka stanowią dobitny
dowód na to, że w ewolucyjnej przeszłości pradawne kobiety odbywały stosunki seksualne
więcej niż z jednym mężczyzną w krótkim odstępie czasu. Względne rozmiary jąder są
jeszcze większe u bardzo promiskuitycznych szympansów, których jądra stanowią aż 0,269%
masy ciała, a więc trzykrotnie więcej niż u mężczyzn. Wskazuje to, że promiskuityzm ludzi
był w ewolucyjnej przeszłości mniejszy niż u szympansów, ale większy niż u goryli czy
orangutanów (gdzie samiec z reguły skutecznie monopolizuje jedną, a zwykle więcej samic)
(Smith, 1984; Short, 1979).
Innego świadectwa częstych przelotnych kontaktów seksualnych w ewolucyjnej
przeszłości naszego gatunku dostarczają badania nad ilością produkowanej spermy i jej
zawartością w ejakulacie mężczyzny podczas stosunku odbywanego po zakończeniu rozstania
ze stałą partnerką (Baker, Bellis, 1993a). Liczba plemników zawartych w ejakulacie
dramatycznie rośnie wraz z długością rozstania partnerów. W wypadku partnerów, którzy w
ogóle się nie rozstawali, ejakulat mężczyzny zawiera przeciętnie 389 milionów plemników,
po długim rozstaniu prawie dwukrotnie więcej, bo aż 712 milionów. Trudno to wyjaśniać
inaczej niż jako rezultat ewolucyjnie wykształconej adaptacji do rywalizacji plemników.
Organizm mężczyzny automatycznie reaguje na rozstanie z partnerką w taki sposób, by
zwyciężyć plemniki ewentualnego rywala, które mogą jeszcze znajdować się w
wewnętrznych narządach płciowych partnerki. Po zakończonym rozstaniu organizm
mężczyzn „stara się” więc skompensować niedobór własnych plemników zalegających
organizm kobiety i przywrócić ich monopol. Pradawni mężczyźni, których organizmy
rozwinęły ten mechanizm przystosowawczy, mieli większą szansę przezwyciężyć skutki
niewierności swoich partnerek i przekazać własne geny następnym pokoleniom, a wraz z nimi
i ten mechanizm przystosowawczy.
Jeszcze innej wskazówki dostarcza fizjologia orgazmu kobiety. Kiedyś sądzono, że
biologiczną funkcją orgazmu kobiety jest jej ukojenie i utrzymanie w pozycji leżącej po
stosunku seksualnym, co przeciwdziałać miało wypłynięciu spermy z pochwy i podnosić
szansę zapłodnienia. Gdyby jednak funkcją orgazmu było przeciwdziałanie odpływowi
plemników, to odpływ ten powinien być tym mniejszy, im później po stosunku ma miejsce.
W rzeczywistości jednak nie jest to prawda, to znaczy nie istnieje związek między liczbą
wydalonych plemników a stopniem odroczenia w czasie samego ich wydalenia (Baker, Bellis,
1993b). Przeciętnie rzecz biorąc, organizm kobiety wydala 35% złożonej spermy już w ciągu
pierwszych trzydziestu minut po stosunku, jeśli jednak kobieta ma podczas stosunku orgazm,
jej organizm zatrzymuje aż 70% spermy. Tak więc funkcją orgazmu zdaje się być raczej
wciągnięcie plemników z pochwy do macicy i podniesienie szans zapłodnienia.
Co ciekawe, brytyjskie badania nad ponad trzema tysiącami kobiet, które proszono o
prowadzenie zapisu zarówno własnego cyklu menstruacyjnego, jak i zapisu pożycia z mężem
i ewentualnym kochankiem, pokazały, że kobiety były bardziej skłonne do stosunków
seksualnych z kochankami w okresie własnej płodności, kiedy szansa zapłodnienia była
największa (Baker, Bellis, 1995). Wiadomość to niezbyt przyjemna dla mężów, ale ważna dla
zrozumienia roli, którą przelotny seks odgrywał w ewolucyjnej historii naszego gatunku.
Wygląda na to, że kobiety rozwinęły mechanizm podnoszący szansę zapłodnienia przez
przelotnego kochanka i pozyskania w ten sposób bardziej wartościowych genów
(przypomnijmy, że przelotnymi kochankami mężatek częściej bywają mężczyźni o wyższej
pozycji społecznej niż ich mężowie).
Fizjologia seksualna naszych organizmów zawiera więc zdumiewająco wyrafinowane
mechanizmy adaptacyjne, uchylające nieco kotarę zasłaniającą odległą przeszłość naszego
gatunku.
Pożądanie
Poza anatomicznymi i fizjologicznymi świadectwami seksualnej przeszłości naszego
gatunku istnieją jeszcze i świadectwa psychologiczne. Ponieważ zyski z przelotnego seksu
były inaczej rozłożone dla każdej z płci, ewolucja wykształciła odmienne mechanizmy
psychologiczne u kobiet i mężczyzn. Podstawową korzyścią mężczyzny było spłodzenie
większej liczby potomków, stąd też strategia męska polegała na pozyskaniu możliwie dużej
liczby przelotnych partnerek. Rozwinęły się więc u nich mechanizmy psychologiczne
ułatwiające pozyskanie licznych partnerek. Jednym z nich jest pożądanie seksualne wielu
kobiet - typowa cecha mężczyzn. Mężczyźni nie zawsze idą za impulsem pożądania, niemniej
jest to potężna siła motywująca ich działania. „Nawet gdyby tylko jeden impuls na tysiąc był
realizowany, funkcją pożądania nadal pozostaje motywacja do stosunku seksualnego”
(Symons, 1979, s. 207).
W pewnym badaniu proszono młode kobiety i mężczyzn (zarówno na stałe z kimś
związanych, jak i wolnych) o podanie upragnionej liczby partnerów seksualnych dla różnych
okresów czasu, poczynając od „w ciągu najbliższego miesiąca”, a kończąc na „w ciągu całego
życia”. Dla każdego okresu mężczyźni chcieliby mieć więcej partnerek niż kobiety partnerów
(Buss, Schmitt, 1993). Na przykład „w ciągu najbliższego roku” przeciętny mężczyzna
chciałby mieć sześć partnerek, kobieta zaś tylko jednego. Różnica ta rośnie wraz z okresem, o
który pytano: w ciągu całego życia mężczyźni chcieliby mieć przeciętnie osiemnaście
partnerek, podczas gdy kobiety jedynie 4-5 partnerów. Męskie pragnienie mnożenia liczby
seksualnych „zdobyczy” przypisuje się zwykle wzorcom kultury Zachodu, niedojrzałości lub
brakowi poczucia bezpieczeństwa. Niesłusznie - w rzeczywistości są one wyrazem głęboko
zakorzenionej strategii pozyskiwania reprodukcyjnych korzyści z faktu utrzymywania
licznych przelotnych kontaktów seksualnych.
Innym psychologicznym mechanizmem adaptacyjnym pozwalającym na pozyskiwanie licznych partnerek jest preferowanie niewielkiej ilości czasu, która musi upłynąć
między poznaniem partnerki a odbyciem z nią stosunku seksualnego. W pewnym badaniu
pytano mężczyzn i kobiety, jaka byłaby szansa na wyrażenie przez nich zgody na stosunek
seksualny z podobającą się im osobą znaną od godziny, od dwudziestu czterech godzin, od
tygodnia, miesiąca, pół roku, roku, dwóch bądź pięciu lat. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni
niemal bez wyjątku uważali, że zgodziliby się na pożycie z osobą znaną od pięciu lat. Im
krótszy był jednak okres ewentualnej znajomości, tym bardziej powiększała się różnica
między mężczyznami (którzy po pół roku równie często godziliby się na seks, jak po pięciu
latach) a kobietami, które dopiero po pół roku osiągały punkt neutralny między „nie” a „tak”.
Mężczyźni byli gotowi na seks przeciętnie już po tygodniu, kiedy dla kobiet był on jeszcze
wysoce nieprawdopodobny. Wielu (choć mniejszość) było „za” nawet po godzinie, co kobiety
uważały za zupełnie niemożliwe. Psychika mężczyzn zdaje się być więc ukształtowana w
sposób umożliwiający im nawiązywanie dużej liczby przelotnych kontaktów seksualnych.
Wymagania w stosunku do partnera seksu przelotnego
Jeszcze innym mechanizmem psychologicznym umożliwiającym mężczyznom liczne
kontakty przelotne jest obniżenie wymagań w stosunku do partnerki takiego kontaktu.
Wymagania równie wysokie jak w stosunku do stałej partnerki wykluczyłyby rzecz jasna
większość potencjalnych kandydatek do przelotnego kontaktu.
W pewnym badaniu proszono młodych ludzi o określenie minimalnego i
maksymalnego wieku dopuszczanego u partnera stałego i przelotnego związku seksualnego.
W odniesieniu do kontaktów przelotnych, studenci dopuszczali zakres wieku o cztery lata
dłuższy niż studentki - gotowi byli pójść do łóżka z kobietą mającą zarówno lat szesnaście,
jak i dwadzieścia osiem, podczas gdy dla studentek zakres ten wynosił od osiemnastu do
dwudziestu sześciu lat. Obniżenie męskich wymagań nie dotyczyło jednak związków
trwałych, gdzie studenci dopuszczali zakres wieku partnerki od siedemnastu do dwudziestu
dwóch lat (a studentki od dziewiętnastu do dwudziestu pięciu lat).
Obniżanie wymagań w stosunku do partnerek przelotnych dotyczy u mężczyzn także i
innych cech. Na sześćdziesiąt siedem badanych cech, aż w wypadku czterdziestu jeden
mężczyźni mieli mniejsze wymagania adresowane do partnerek przelotnych niż trwałych. W
związku przelotnym mężczyznom mniej są potrzebne takie zalety kobiet, jak urok,
wysportowana sylwetka, wykształcenie, szczodrość, uczciwość, niezależność, życzliwość,
inteligencja, lojalność, poczucie humoru, towarzyskość, zamożność, odpowiedzialność,
spontaniczność, dojrzałość emocjonalna i skłonność do współpracy.
Kiedy poproszono badanych o ocenę, jak dalece każda z sześćdziesięciu jeden
negatywnych cech byłaby niepożądana u partnera przelotnego, dla kobiet jedna trzecia z tych
cech była bardziej niepożądana niż dla mężczyzn. Mężczyznom mniej przeszkadzały w tym
kontekście takie wady, jak przemoc i dręczenie psychiczne, biseksualizm, nadużywanie
alkoholu, głupota i bycie nielubianym przez innych, brak wykształcenia, promiskuityzm,
zaborczość, brak poczucia humoru i wrażliwości. Tylko cztery wady bardziej przeszkadzały
mężczyznom niż kobietom: słaby popęd seksualny, brzydota, domaganie się trwałego
zaangażowania i... nadmierne owłosienie ciała.
Jakby wymagania te nie były u mężczyzn obniżone na użytek kontaktów przelotnych,
nadal jednak pozostają pewnymi standardami wyrażającymi męskie pragnienie pozyskania
licznych przelotnych partnerek. Nie lubią w tym kontekście pruderii, konserwatyzmu i braku
popędu seksualnego, lubią zaś doświadczenie - seksualne i promiskuityzm (skłonność do
posiadania licznych partnerów, która, jak pamiętamy, jest poważną wadą kandydatki na
długotrwały związek). Lubią więc u partnerek przelotnych to, co zapewnić może łatwy
kontakt seksualny, nie lubią zaś tego, co mogłoby go utrudnić. Szczególną uwagę zwraca
sprawa uczuciowego zaangażowania. Jest ono bardzo pożądane u kandydatek na partnerki
stałe i niemalże równie niepożądane u kandydatek na partnerki przelotne (oceny +2,17 i -1,40
na skali od -3 do +3) (Buss, Schmitt, 1993). Co więcej, mężczyznom nie przeszkadza u
partnerek przelotnych ich trwały związek z innym mężczyzną; stanowi wręcz zaletę,
ponieważ obniża szansę, że przelotna partnerka będzie od nich wymagać trwałego
zaangażowania. Wszystkie te dane pokazują więc, że w odniesieniu do partnerek przelotnych
mężczyźni zmieniają swoje wymagania w taki sposób, by pozyskać ich jak najwięcej i przy
jak najmniejszych kosztach własnych.
Efekt Coolidge’a
Jeszcze inne rozwiązanie psychologiczne umożliwiające mężczyznom liczne kontakty
przelotne nosi miano efektu Coolidge’a. Nazwa nawiązuje do anegdoty, której bohaterami są
amerykański prezydent Calvin Coolidge i jego żona. Pewnego razu oboje, choć oddzielnie,
oprowadzani byli po rządowej farmie kur. Przechodząc obok koguta, który dzielnie sobie
poczynał z kurą, pani Coolidge zapytała, jak często wykonuje on swoje kogucie obowiązki.
„Och, dziesiątki razy dziennie” - odpowiedział przewodnik, na co pani prezydentowa rzekła:
„Proszę powiedzieć o tym panu prezydentowi”. Kiedy nieco później prezydent Coolidge miał
okazję obejrzeć dzielnego koguta i usłyszeć wypowiedź swej małżonki, spytał: „I zawsze z tą
samą kurą?” „Och, nie - brzmiała odpowiedź - za każdym razem z inną”. „Proszę powiedzieć
o tym pani Coolidge” - rzeki prezydent.
Efekt Coolidge’a oznacza skłonność mężczyzny do szybszego i skuteczniejszego
odzyskania wigoru seksualnego po stosunku, jeżeli partnerka zostanie zastąpiona inną.
Prawidłowość ta jest bardzo powszechna wśród ssaków i wielokrotnie stwierdzano ją u
szczurów, baranów, byków (Bermant, 1976). U tych ostatnich reakcja seksualna nawet na
dwunastą z kolei samicę jest niemalże równie silna jak na pierwszą. Kiedy w badaniu z
użyciem tryka zakrywano samicę, z którą już kopulował, tak że nie mógł jej zobaczyć, reakcja
samca i tak była słabsza, niż na samicę rzeczywiście nową. Spadek reakcji seksualnej na
„starą” samicę nie jest przy tym spowodowany tym, że odbyła ona kopulację, lecz jej
nowością - kiedy samcom podstawiano samicę, z którą niedawno kopulował inny samiec,
również ona powodowała nawrót silnej reakcji seksualnej. Nawrót taki nie następuje
natomiast po czasowym usunięciu samicy i ponownym dopuszczeniu do niej tego samego
samca. Samce nie dają się oszukać.
Efekt Coolidge’a stwierdzano również u mężczyzn z wielu różnych kultur. W
kulturach zachodnich częstość odbywania stosunków seksualnych spada wraz ze wzrostem
czasu trwania związku - po roku jest ona o połowę mniejsza niż w pierwszym miesiącu
małżeństwa. Po czym spada dalej. Donald Symons twierdzi: „Spadek zainteresowania
seksualnego
własną
żoną
jest
adaptacyjny...
ponieważ
zachęca
do
seksualnego
zainteresowania innymi” (James, 1981; Kinsey, Po-meroy, Martin, 1953; Symons, 1979).
Zainteresowanie to przybiera wiele postaci.
W większości kultur mężczyźni częściej zdradzają swoje żony, niż one ich. Badanie
Kinseya ujawniło na przykład, że aż 50% mężczyzn, a tylko 26% kobiet dopuściło się zdrady.
Bardziej współczesne badania wskazują, że różnica ta prawdopodobnie maleje. Jedno z badań
nad ośmioma tysiącami osób wykazało, że do przynajmniej jednorazowej zdrady przyznaje
się 40% mężczyzn i 36% kobiet. Badanie Hite ujawniło wręcz 75% zdradzających mężczyzn i
70% kobiet, choć wiadomo, że badane próby nie były reprezentatywne dla całej populacji.
Bardziej reprezentatywne próby, na przykład Hunta (Anthanasiou, Shaver, Tavris, 1970; Hite,
1987; Hunt, 1974), szacują te odsetki na 41 dla mężczyzn i 18 dla kobiet. Niezależnie od
zastrzeżeń co do reprezentatywności prób i być może malejącej różnicy między płciami,
wszystkie badania zgodnie wykazują, że mężczyźni zdradzają częściej i z większą liczbą osób
niż kobiety (Thompson, 1983; Lawson, 1988).
Co więcej, amerykański obyczaj zamieniania się współmałżonkami (zwany swinging)
jest z reguły inicjowany przez mężów, a nie żony (Symons, 1979). Również seks grupowy
poszukiwany jest głównie przez mężczyzn. Męskie pożądanie różnorodności krótko
podsumował pewien Muria z Indii: „Nie chce się jeść codziennie tego samego” (Elwin, 1968,
s. 47). Mężczyzna z plemienia Kgatla (Południowa Afryka) tak opisuje pragnienia kierowane
na swoje dwie żony: „Pożądam ich obu jednakowo, ale kiedy sypiam przez trzy noce z jedną,
czuję się nią już znużony i wtedy idę do drugiej i czuję większą namiętność do niej. Ale nie
jest tak do końca, bo po kilku dniach wszystko się powtarza i powracam z większą
namiętnością do pierwszej.” (Schapera, 1940, s. 193).
Antropolog Thomas Gregor tak natomiast opisuje seksualne odczucia mężczyzn z
amazońskiego plemienia Mehinaku: „Atrakcyjność seksualna kobiet może zmieniać się od
«bez smaku» (mana) do «smakowitej» (awirintya)... i choć przykro to stwierdzić, seks z
własną żoną określany jest mianem mana, podczas gdy seks z kochankami prawie zawsze jest
awirintya” (Gregor, 1985, s. 84, 72). Gustaw Flaubert pisał o pani Bovary, że była „jak
wszystkie inne kochanki, a urok nowości, usuwający się stopniowo niczym pończocha,
odsłaniał nagość wiecznej monotonii namiętności, której słowa i postaci na zawsze miały
pozostać niezmienione”. Najlepiej jednak podsumował to sam Kinsey: „Zdaje się nie ulegać
żadnej wątpliwości, że mężczyźni zadawaliby się z licznymi partnerkami przez całe życie,
gdyby im tylko społeczeństwo na to zezwalało... Kobiety są znacznie mniej zainteresowane
różnorodnością partnerów” (Kinsey, Pomeroy, Martin, 1948,/ s. 589).
Marzenia seksualne
Podobnym świadectwem męskiej skłonności do promiskuityzmu jest treść marzeń
seksualnych. Jeden z teledysków kierowanych do nastolatków przedstawia śpiewaka
rockowego przedzierającego się przez plażę zatłoczoną pięknymi kobietami przyodzianymi w
skąpe kostiumy bikini. Inny klip przedstawia gwiazdora rocka pieszczącego w trakcie śpiewu
nogi coraz to innych kobiet; jeszcze inny - śpiewaka gapiącego się na dziesiątki kobiet w
bieliźnie. Ponieważ te wideoklipy adresowane są do nastolatków płci męskiej, ich przesłanie
jest jednoznaczne - męskie marzenie to posiąść dziesiątki kobiet, z których każda jest piękna i
dyszy pożądaniem.
Kobiety i mężczyźni ogromnie różnią się marzeniami seksualnymi. Po pierwsze,
mężczyźni snują je dwukrotnie częściej, co wykazały badania prowadzonej w Japonii,
Wielkiej Brytanii i Ameryce (Ellis, Symons, 1990). Częściej także śnią o zdarzeniach
seksualnych, a w ich seksualnych snach częściej niż w snach kobiet pojawiają się osoby
nieznajome, anonimowe i po kilka równocześnie. Większość mężczyzn „zmienia” w
marzeniach partnerkę w ciągu tego samego epizodu, co jest bardzo rzadkie w marzeniach
kobiet. Tylko 12% mężczyzn (43% kobiet) twierdzi, że nigdy nie marzy o zmianie partnerki.
Aż 32% mężczyzn (8% kobiet) przyznaje się do posiadania w marzeniach tysięcy kobiet w
ciągu życia; o seksie grupowym marzy co trzeci mężczyzna, ale tylko co szósta kobieta
(Hunt, 1974). Typowo męskie marzenie seksualne to „znaleźć się w łóżku z sześcioma nagimi
kobietami równocześnie, z których każda mnie pieści, całuje i liże” (Wilson, 1987, s. 126).
Inny mężczyzna przytacza swoje marzenie: „Jestem burmistrzem małego miasteczka pełnego
nagich dziewcząt w wieku od dwudziestu do dwudziestu czterech lat. Kiedy przechodzę ulicą,
wybieram sobie tę, która akurat dzisiaj najładniej wygląda i mam z nią stosunek. Każda z nich
zawsze chce się ze mną przespać” (Barclay, 1973, s. 209). Istotą męskich fantazji jest więc
różnorodność, nowość i wielka liczba partnerek.
Męskie marzenia skupiają się też na poszczególnych częściach ciała i pozycjach
podczas stosunku, pomijają zaś uczucia. Podczas snucia seksualnych fantazji aż 81%
mężczyzn (43% kobiet) wyobraża sobie jedynie jakieś wizualne sceny, nie zaś przeżycia.
Zbiorowym bohaterem męskich fantazji erotycznych są kobiety liczne i nagie, ale nie
przejawiające śladu zaangażowania uczuciowego. Jak zauważają Bruce Ellis i Donald
Symons: „Najbardziej uderzającą cechą [męskich fantazji seksualnych] jest traktowanie seksu
jako czysto fizycznego pożądania wyzbytego uczuć i przywiązania, flirtu i zalotów, intrygi i
gry wstępnej” (Ellis, Symons, 1990, s. 544). Ten nagi seks z męskich fantazji zdaje się
zdradzać to, na czym mężczyznom zależy najbardziej.
Zgoła inaczej przedstawia się treść marzeń seksualnych kobiet. Aż 59% Amerykanek
(28% Amerykanów) twierdzi, że ich marzenia z reguły skupiają się na osobie, z którą już
pozostają w „romantycznym” czy seksualnym związku. 41% kobiet (16% mężczyzn) skupia
się najbardziej na osobistych i uczuciowych cechach bohatera marzeń. 57% kobiet (19%
mężczyzn) twierdzi zaś, że koncentruje się w swych marzeniach na określonych przeżyciach,
a nie wizualnych scenach. Jak zaobserwowała pewna badana: „Zwykle myślę o facecie, z
którym jestem. Czasami wyobrażam sobie, jak uczucia te dosłownie zalewają mnie i jak płynę
z nimi w górę” (Barclay, 1973, s. 211). Pierwszoplanową rolę w kobiecych fantazjach
seksualnych odgrywa czułość, romantyczność i zaangażowanie uczuciowe, a także to, jak
bohater marzeń na nie reaguje (Ellis, Symons, 1990).
Oceny urody
Ciekawe światło na męskie strategie seksualne w kontaktach przelotnych rzucają
wyniki badań prowadzonych w barach dla samotnych. Stu kilkudziesięciu mężczyzn i
osiemdziesiąt kobiet proszono o ocenę atrakcyjności znajdujących się w barze osób płci
przeciwnej - w skali od 0 do 10 (Gladue, Delaney, 1990; Nida, Koon, 1983; Pennybaker,
Dyer, Caulkins, Litowitz, Ackerman, Anderson, 1979). Im bliżej było do zamknięcia baru,
tym bardziej znajdujące się w nim kobiety wydawały się badanym mężczyznom atrakcyjne średnie oceny skoczyły z 5,5 punkta o godzinie dziewiątej wieczór na 6,5 punkta o północy.
U kobiet stwierdzono skłonność podobną, choć słabszą - nawet tuż przed zamknięciem baru o
północy oceny znajdujących się w nim mężczyzn ledwie przekraczały średnią (i wynosiły 5,5
punkta). Wzrost dokonywanych przez mężczyzn ocen nie zależał przy tym od ilości
skonsumowanego alkoholu - czy mężczyzna był po jednym drinku, czy po sześciu,
atrakcyjność klientek baru nieodmiennie rosła wraz ze zbliżaniem się pory jego zamknięcia.
Potoczna mądrość zakłada, że za subiektywny wzrost urody kobiet w oczach mężczyzn
odpowiedzialny jest właśnie wlewany w siebie alkohol. Badania psychologiczne wskazują
jednak, że przyczyną „wzrostu” są raczej malejące szanse znalezienia sobie kogoś na daną
noc. „Wzrost” atrakcyjności znajdujących się w pobliżu kobiet jest psychologicznym
mechanizmem ułatwiającym przelotny kontakt seksualny.
Przesunięcia oceny w drugą stronę można oczywiście oczekiwać, kiedy jest już po
wszystkim. Wielu mężczyzn twierdzi, że już tuż po orgazmie z przelotną partnerką wydaje im
się ona wyraźnie brzydsza niż przed kilkoma minutami. Brak jednak systematycznych badań
nad tym domniemanym „spadkiem” urody partnerki, choć spekulować można, że powinien on
mieć miejsce głównie wtedy, kiedy partnerka jest poniżej wartości mężczyzny na
„matrymonialnym rynku” i kiedy idzie mu o kontakt przelotny, nie zaś o początek trwalszego
związku. Funkcją takiego subiektywnego spadku urody partnerki może być przyspieszenie i
ułatwienie wycofania się z przelotnego kontaktu przez mężczyznę, a przez to uniknięcie
zaangażowania. Choć to tylko spekulacja, taki subiektywny spadek urody przelotnej partnerki
stanowiłby wymarzony element męskiej strategii seksualnej: seks bez zapłaty w postaci
zaangażowania.
Różnorodność seksu
Jeszcze innym źródłem informacji o strategiach stosowanych przez mężczyzn w
przelotnych kontaktach seksualnych są badania nad homoseksualistami. Jak zauważa Donald
Symons, w kontaktach homoseksualnych męskie preferencje nie są krępowane wymaganiami
kobiet (romantyczność, zaangażowanie, uczucia), upodobania te mogą więc ujawnić się w
postaci - by tak rzec - nieskażonej.
Statystycznie rzecz biorąc, najczęstszą formą homoseksualizmu jest przelotny kontakt
dwóch nieznajomych (Symons, 1979). W przeciwieństwie do lesbijek, mężczyźni
zorientowani homoseksualnie często krążą po barach, parkach czy toaletach publicznych w
poszukiwaniu przelotnego kontaktu. Podczas gdy homoseksualni mężczyźni często poszukują
licznych kontaktów, lesbijki z reguły wolą trwałe związki połączone z zaangażowaniem
uczuciowym. W jednym z badań stwierdzono, że 94% gejów miało w życiu ponad piętnastu
partnerów, lecz tylko 15% lesbijek dorównywało im pod tym względem (Saghir, Robins,
1973). Zakrojone na szerszą skalę badania Kinseya w rejonie San Francisco w latach
osiemdziesiątych wykazały, że niemalże połowa gejów miała w życiu ponad pięćset
partnerów seksualnych, z reguły nieznajomych z baru czy łaźni (Ruse, 1988). Wskazuje to, że
mężczyźni nieskrępowani wymaganiami kobiet swobodnie rzucają się w wir ciągle
zmieniających się partnerów seksualnych.
Jak widzimy, zamiłowanie do seksualnej różnorodności cechuje gejów, podobnie jak i
mężczyzn zorientowanych heteroseksualnie, z tym że ci pierwsi mają większą możliwość
realizacji swych pragnień. Upodobania lesbijek przypominają zaś preferencje kobiet
zorientowanych na płeć przeciwną - jedne i drugie przedkładają związki trwałe i nieliczne nad
liczne i przelotne. Symons zauważa, że „mężczyźni heteroseksualni pragnęliby seksu z
równie licznymi partnerkami, jak homoseksualiści - przelotnych kontaktów na pięć minut z
nieznajomymi i seksu grupowego. Gdyby tylko kobiety były tym także zainteresowane. Ale
kobiety nie są tym zainteresowane” (Symons, 1979, s. 300).
Innym świadectwem większego pragnienia przelotnego seksu u mężczyzn jest
prostytucja (Burley, Symanski, 1981; Smith, 1984; Symons, 1979). Występuje ona niemalże
we wszystkich znanych społeczeństwach. Oszacowania liczby „aktywnych zawodowo”
prostytutek w Stanach Zjednoczonych wahają się od stu do pięciuset tysięcy, w Polsce - 230
tysięcy, w Niemczech jest legalnie zarejestrowanych 50 tysięcy. W samym Tokio działa
ponad 130 tysięcy prostytutek, w Addis Abebie - 80 tysięcy. Klientami są we wszystkich
kulturach niemalże wyłącznie mężczyźni. Kinsey stwierdził w swoich badaniach, że z
prostytutek korzystało 69% amerykańskich mężczyzn, a dla 15% była to w ogóle główna
forma aktywności seksualnej. Analogiczne odsetki dla kobiet były tak nikłe, że Kinsey ich
nawet nie przytoczył w swym raporcie. Powszechność prostytucji nie musi oznaczać, że
stanowi ona wykształcony przez ewolucję mechanizm adaptacyjny naszego gatunku.
Prostytucja zdaje się być raczej wynikiem równoczesnego działania dwóch czynników męskiego pragnienia przelotnych kontaktów bez zaangażowania oraz kobiecej skłonności do
odpłatnego oferowania usług seksualnych w wyniku wyboru lub przymusu ekonomicznego.
O męskiej skłonności do wykorzystywania każdej pojawiającej się okazji kontaktu
seksualnego świadczy również fakt, że kazirodztwo ojca z córką jest trzykrotnie częstsze od
kazirodztwa matki z synem. Większość przypadków kazirodztwa (od 48 do 75%) to akty
dokonywane nie przez ojców biologicznych, lecz przybranych (Thornhill, 1992a; Weilham,
1990), co oznacza, że nie pociągają one za sobą typowych genetycznych skutków
kazirodztwa, jak upośledzenie umysłowe czy choroby uzależnione od genów recesywnych.
Wszystkie te prawidłowości - od efektu Coolidge’a do treści marzeń seksualnych,
prostytucji i wzorców kontaktów homoseksualnych i kazirodczych - świadczą o tym, że
proces ewolucji faworyzował mężczyzn, którzy w repertuarze swoich strategii seksualnych
mieli skłonność do przelotnych kontaktów seksualnych. Mężczyźni potrzebowali do tego,
oczywiście, zgody kobiet.
Ukryta strona przelotnego seksu u kobiet
Wobec oczywistych korzyści, które przelotny seks mógł w sensie biologicznym
przynieść mężczyznom, ewentualne korzyści kobiet z tego rodzaju kontaktów są niemalże
zupełnie ignorowane. Choć kobiety nie mogą pomnożyć liczby własnych dzieci przez
utrzymywanie licznych kontaktów seksualnych, mogą jednak zyskać tym sposobem korzyści
na tyle poważne, że i u nich seks przelotny utrwalił się jako jedna z możliwości repertuaru
zachowań seksualnych (Buss, Schmitt, 1993; Smali, 1992; Smith, 1984; Smuts, 1985;
Barkow, 1989; Thornhill, 1992a; Wilson, Daly, 1992). Pradawne kobiety musiały
przynajmniej czasami poszukiwać korzyści w przelotnym seksie, w przeciwnym bowiem
razie tak silna skłonność nie mogłaby wykształcić się u mężczyzn. Gdyby kobiety nigdy nie
zgadzały się na przelotne kontakty seksualne, mężczyźni nie wykształciliby wszystkich
poprzednio opisanych mechanizmów psychologicznych sprzyjających poszukiwaniu i
realizacji tego rodzaju kontaktów. Poszukiwanie seksu dla niego samego nie było jednak
zapewne dla pradawnych kobiet żadną atrakcją z tej prostej przyczyny, że spermy nigdy nie
brakowało. Dodatkowy dostęp do spermy w żaden sposób nie powiększał u kobiet szansy na
sukces reprodukcyjny, a ta minimalna liczba plemników, która potrzebna jest kobiecie do
zapłodnienia, była zapewne dostępna bez trudu.
Kobiecą korzyścią z przelotnego seksu było natomiast powiększenie dostępu do
niezbędnych do przeżycia zasobów. Wystarczy wyobrazić sobie niedostatek żywności
nękający jakieś plemię przed tysiącami lat. Zwierzyny mało, nadchodzą mrozy, nie ma już
jagód na krzakach, tylko jakiś myśliwy o szczęśliwej ręce transportuje do obozowiska
upolowanego jelenia. Kobieta przełyka ślinę i za kawałek mięsa oferuje mu to, czym sama
dysponuje. Seks za pożywienie, pożywienie za seks - ta transakcja musiała powtarzać się
miliony razy przez tysiące lat trwania naszego gatunku.
W wielu społeczeństwach tradycjonalistycznych, jak u amazońskich Mehinaku czy
wyspiarskich Trobriandczyków, mężczyźni przynoszą swym kochankom różne dobra, jak
żywność, tytoń, opaski i ozdobne obręcze, a kobiety zgadzają się na stosunki seksualne tak
długo, jak długo płynie strumień prezentów. Dziewczyna może powiedzieć: „Jeżeli nie masz
dla mnie prezentu, to ja się nie zgadzam” (Malinowski, 1929, s. 269). Reputacja
trobriandzkiego mężczyzny wśród kobiet może mocno ucierpieć, jeżeli odmówi kochance
prezentu, a w rezultacie ucierpi i jego zdolność do pozyskania następnej. Trobriandki zaś
ciągną oczywiste korzyści materialne z przelotnych kontaktów seksualnych.
Kobiety współczesne zdradzają upodobania wcale nieodległe od tamtych. Ba-dania
nad zaletami cenionymi u partnerów stałych i przelotnych wykazały, że w szczególności
cztery zalety są wyżej cenione u kandydata na kontakt przelotny. Były to: wydawanie od
początku dużej ilości pieniędzy na kobietę, dawanie jej od początku cennych prezentów,
prowadzenie wystawnego trybu życia i szczodrość w udostępnianiu własnych zasobów (Buss,
Schmitt, 1993). Te cztery cnoty są pożądane u mężów w stopniu umiarkowanym, u partnerów
związku przelotnego pożądane są dużo bardziej. Kobiety nie lubią natomiast u kochanków
oszczędności i skąpstwa sygnalizujących, że nie są oni gotowi do dzielenia się z nimi swoimi
zasobami. Te po dziś dzień trwające upodobania wskazują, że kluczową korzyścią
adaptacyjną kobiet z przelotnych kontaktów seksualnych był natychmiastowy dostęp do
zasobów partnera.
Dominującą rolę tych korzyści najwyraźniej ujawnia prostytucja. Z punktu widzenia
porównań między kulturami, bardzo częstą przyczyną wejścia na drogę prostytucji jest fakt,
że droga ta jako jedyna zapewnia kobiecie przetrwanie. W niektórych kulturach, jak w
Somalii czy u Hokkien mieszkających na Tajwanie, kobieta rozwiedziona z powodu
niewierności nie może liczyć na ponowne zamążpójście (Burley, Symanski, 1981). W innych,
jak u Chińczyków, Birmańczyków lub Pawnee, na zamążpójście nie ma szans kobieta, która
utraciła dziewictwo. W jeszcze innych, jak u Azteków czy Ifugao, niemożliwą do
przezwyciężenia przeszkodą w zamążpójściu jest choroba kobiety. We wszystkich tych
wypadkach prostytucja stanowi jedyny sposób na przetrwanie.
Bywają jednak i kobiety zostające prostytutkami po to, by uniknąć uciążliwości
małżeństwa. Na przykład Malajki z Singapuru często zostają prostytutkami, by uniknąć
ciężkiej pracy, której oczekuje się w tym społeczeństwie od żon. W plemionach Amhara czy
Bemba kobiety zarabiają na przelotnym seksie wystarczająco wiele, by pozwolić sobie na
wynajmowanie mężczyzn do wykonywania prac, zwykle należących do obowiązków żony.
Krótko mówiąc, zachętą do przelotnego seksu są też znaczne dobra, które kobieta może dzięki
niemu pozyskać.
Kontakty seksualne umożliwiają też rozpoznanie i ocenę potencjalnego męża w
stopniu często niemożliwym do uzyskania w inny sposób. Pozwalają rozeznać się w jego
osobowości i zamiarach, sposobie reagowania na różne sytuacje, w niezawodności, w jego
atrakcyjności i wartości jako mężczyzny dla innych kobiet. Pozwalają też kobiecie ocenić
wrażliwość i elastyczność mężczyzny, jego skłonność do dbania o jej szczęście. Kontakt
seksualny pozwala też partnerom zorientować się w stopniu ich wzajemnego dopasowania,
dostarczając ważnych informacji o szansach na trwały związek. Pary niedopasowane
seksualnie częściej są sobie niewierne i związki te częściej kończą się rozwodem (Janus,
Janus, 1993). Seksuologowie Samuel i Cynthia Janus stwierdzili, że 25% badanych przez nich
kobiet i mężczyzn wskazywało niedopasowanie seksualne jako główny powód rozwodu i była
to najczęściej wymieniana pojedyncza przyczyna rozpadu małżeństwa. Kosztów niewierności
i rozwodu można uniknąć dzięki ocenie dopasowania seksualnego przed zawarciem
małżeństwa.
Niektóre upodobania kobiet dotyczące partnerów seksu przelotnego wyraźnie
wskazują, że jedną z funkcji takich kontaktów jest pozyskiwanie informacji celem wybrania
partnera stałego związku (Buss, Schmitt, 1993). Gdyby tak nie było, nie przeszkadzałyby im
takie cechy przelotnego partnera, jak promiskuityzm czy pozostawanie w trwałym związku z
inną kobietą, sygnalizujące jego niedostępność jako kandydata do ewentualnego stałego
związku. Cechy te oznaczają zresztą też i niemożność pozyskania jego zasobów w takim
stopniu, w jakim byłoby to możliwe, gdyby nie był związany z inną kobietą lub gdyby nie
nawiązywał tak licznych kontaktów przelotnych.
Ogólnie rzecz biorąc, preferencje kobiet co do kandydatów na związek przelotny są
bardzo zbliżone do tych, które adresują do kandydata na związek trwały (Buss, Schmitt,
1993). W obu wypadkach kobiety pragną mężczyzny życzliwego i pełnego zrozumienia,
romantycznie nastrojonego i podniecającego, stałego w uczuciach, zdrowego, z poczuciem
humoru i skłonnością do dzielenia się własnymi zasobami z kobietą. W obu wypadkach
kobiety chciałyby też mężczyzny wysokiego, wysportowanego i przystojnego. Mężczyźni, jak
pamiętamy, bardzo wyraźnie zmieniali swoje wymagania, kiedy przechodzili od wyliczania
cnót partnerki związku trwałego do wskazywania cech wystarczających u partnerki związku
przelotnego. U kobiet zmiana taka jest prawie niezauważalna, co wskazuje na ich większą
gotowość do traktowania seksu przelotnego jako wstępu do trwałego związku czy też sposobu
na poszukiwanie partnera do takiego związku.
Inną korzyścią z przelotnego seksu jest dla kobiety możliwość lepszego zorientowania
się w swojej własnej wartości dla płci przeciwnej. Ludzie, którzy nie potrafili trafnie ocenić
swojej własnej wartości matrymonialnej, musieli być w naszej pradawnej przeszłości narażeni
na poważne straty. W szczególności niekorzystne musiało być dla kobiet niedoszacowanie
własnej wartości, pociągające za sobą związek z mniej wartościowym mężczyzną, oferującym
mniejsze zasoby, zaangażowanie i ochronę, niż ta, którą mogłyby zdobyć, gdyby trafniej
oceniły własną wartość. Również przeszacowanie własnej wartości mogło być niekorzystne,
ponieważ wydłużało okres „panieństwa”, co w końcu mogło prowadzić do rzeczywistego
spadku własnych walorów seksualnych, jako że te są u kobiet silnie powiązane z wiekiem.
Przelotne kontakty z mężczyzną jednym lub wieloma podnosiły szansę uniknięcia obu tych
niebezpieczeństw.
Jeszcze inną dodatkową korzyścią z przelotnego seksu było dla kobiety pozyskiwanie
sprzymierzeńca lub zapasowej ochrony na wypadek konfliktu z innymi mężczyznami czy
rywalkami. Mogło to być szczególnie wartościowe w społeczeństwach, w których kobieta
narażona jest na wysokie ryzyko zgwałcenia, pobicia czy wręcz zabicia jej dzieci, co na
przykład grozi kobiecie pośród wenezuelskich Yanomamo, jeżeli nie dysponuje ona męską
ochroną (Smuts, 1991). Ryzyko to ilustruje opowieść pewnej Brazylijki, która została
porwana przez mężczyzn Yanomamo (Biocca, 1970). Kiedy Indianie z innej wioski
próbowali ją zgwałcić, ani jeden mężczyzna z „jej” wioski nie stanął w jej obronie, gdyż nie
była ani żoną, ani przyjaciółką żadnego z nich. Używanie specjalnych przyjaźni dla
zapewnienia sobie ochrony obserwuje się zresztą także pośród pawianów z sawanny, których
samice oprócz głównego partnera, mają też i zapasowego „przyjaciela” broniącego ich przed
niechcianymi samcami, a któremu one odwdzięczają się seksem w okresie rui (Smuts, 1985).
Jak wskazuje Robert Smith:
Główny partner nie zawsze może być obecny, kiedy jego żonie czy dzieciom potrzeba
ochrony. W takich wypadkach dysponowanie przez kobietę zapasowym przyjacielem może
oddać nieocenione usługi (...) nieobecność głównego partnera [np. gdy wyrusza na
polowanie] stwarza więc możliwość, a czasem i konieczność kontaktów seksualnych z innymi
mężczyznami (...) a mniej lub bardziej stały przyjaciel może być skłonny do bronienia w
potrzebie swej kochanki i jej dzieci w nadziei, że być może przechowują się wśród nich i jego
własne geny (Smith, 1984, s. 614).
Kochanek może być też trzymany przez kobietę w odwodzie na wypadek porzucenia
przez męża, jego choroby czy śmierci, które często zdarzały się naszym praprzodkom, na
przykład w wyniku polowań czy wojen plemiennych. Nawet żyjący mąż może utracić swe
zasoby czy pozycję społeczną. Kobieta trzymająca w odwodzie zapasowego partnera może
więc szybko i skutecznie zastąpić nim poprzednika, jeżeli okazałoby się to z tych czy innych
względów konieczne.
Tego rodzaju taktyka zamiany partnerów nie jest spotykana jedynie u ludzi.
Występuje ona na przykład u pisklika plamistego (Actitis macularia), zamieszkującego
jezioro Leech w stanie Minnesota (Colwell, Oring, 1989). W trakcie czterech tysięcy godzin
obserwacji biologowie Mark Colwell i Lewis Oring wykryli, że samice tego gatunku, wdające
się w kontakty „pozamałżeńskie”, często zamieniały swego przyjaciela na następnego stałego
partnera, wypróbowawszy uprzednio jego dostępność i podatność na ich wdzięki. Samce tego
gatunku często wyraźnie próbują ukryć własne zdrady przed stałymi partnerkami, poszukując
przyjaciółek w oddaleniu, a nie w sąsiedztwie własnego terytorium. „Cudzołożnicy”
niejednokrotnie kończą u tego gatunku jako stali partnerzy, co wskazuje na to, że przelotny
seks jest mechanizmem zastępowania jednego stałego partnera następnym.
Niektóre wyniki zdają się wskazywać na podobną funkcję seksu przelotnego u kobiet.
W jednym z badań stwierdzono na przykład, że kobiety wdają się w seks pozamałżeński
głównie wtedy, kiedy są niezadowolone z dotychczasowego związku, podczas gdy u
mężczyzn nie ma zależności między satysfakcją z małżeństwa a zdradą. Inne badania, które
prowadziłem wspólnie z Heidi Greiling, wykazały, że kobiety czasami nawiązują kontakty
przelotne po to, by zastąpić obecnego partnera lub ułatwić sobie z nim rozstanie (Greiling,
1993; por. też Spanier, Margolis, 1983 oraz Terman, 1938).
Mężczyźni użyczają też czasami przelotnym partnerkom swojej wysokiej pozycji
społecznej. Związek modelki Marli Maples z rekinem biznesu Donaldem Trampem przyniósł
jej wielki rozgłos w massmediach, co zaowocowało nowymi, bardzo intratnymi propozycjami
pracy i dostępem do przedtem dla niej zamkniętych ekskluzywnych kręgów towarzyskich.
Jeżeli kobietą zainteresuje się mężczyzna o niezwykle wysokiej pozycji społecznej, wzbudza
to przekonanie, że i owa kobieta musi mieć w sobie coś niezwykłego. Może to z kolei ułatwić
jej dostęp do kręgów o wyższej pozycji społecznej i pozyskanie tam stałego partnera bądź też
pozyskanie wartościowszego partnera we własnym dotychczasowym kręgu.
Teoretycznie jest też możliwe, że drogą przelotnego seksu kobieta jest w stanie
pozyskać cenniejsze geny, łatwiej bowiem zwabić mężczyznę o wysokiej wartości na użytek
związku przelotnego niż stałego. Możliwą strategią naszych przodkiń mogło być więc
pozyskiwanie trwałego zaangażowania od dostępnych im mężczyzn o niższej wartości, a
genów - od niedostępnych na stałe partnerów o wysokiej wartości reprodukcyjnej. Strategia
taka uprawiana jest przez Brytyjki - biologowie Robin Baker i Mark Bellis wykryli, że
wybierają one sobie na kochanków mężczyzn z reguły o pozycji społecznej wyższej niż
zajmowana przez własnego męża (Symons, 1979; Baker, Bellis, 1995; por. też Gangestad,
1989; Gangestad, Simpson, 1990).
Jedna z odmian tej koncepcji nazywana jest „hipotezą seksownego syna” (Fisher,
1958). Głosi ona, że kobiety wybierają sobie na kochanków mężczyzn, którzy są bardzo
atrakcyjni dla innych kobiet. Urodzeni z takich kontaktów synowie są z kolei bardziej
atrakcyjni dla kobiet następnego pokolenia, co sprzyja szerszemu propagowaniu genów ich
matek. Koncepcję tę zdają się potwierdzać wyniki badań wskazujących, że kobiety wymagają
większej atrakcyjności fizycznej od swoich kochanków niż mężów (Buss, Schmitt, 1993;
Kenrick i in., 1993).
Choć nigdy nie uzyskamy tu pewności, antropologowie przekonani są, iż wiele kobiet
w naszej ewolucyjnej przeszłości nie podejmowało decyzji o własnym małżeństwie.
Obserwacje współczesnych plemion zbieracko-łowieckich - stanowiących analog i naszej
przeszłości - wskazują, że małżeństwa są aranżowane przez ojców i innych krewnych kobiety
(Symons, 1979). Małżeństwa aranżowane przez krewnych są zresztą popularne do dziś w
wielu regionach świata, jak Indie, Kenia czy Środkowy Wschód. Obyczaje takie pozbawiają
kobiety wielu zwykłych korzyści z przelotnego seksu. Nawet jednak w kulturach
powszechnie aranżujących małżeństwa kobiety mogą wywierać wpływ na matrymonialne
decyzje, manipulując swoimi rodzicami, przeciwstawiając się ich woli, ukrywając swoje
przelotne kontakty, a nawet uciekając z wybranym kochankiem.
Koszty przelotnego seksu
Każda strategia seksualna pociąga za sobą pewne koszty i przelotny seks nie jest tu
oczywiście wyjątkiem. Mężczyźni ryzykują zarażenie się chorobami, opinię dziwkarza,
kłopoty czy uszkodzenie ciała przez zazdrosnego męża. We wszystkich kulturach spora część
zabójstw to rezultat działań zazdrosnych mężów podejrzewających niewierność swoich żon
(Dały, Wilson, 1988). Niewierni mężczyźni ryzykują rewanż swoich małżonek lub różnorakie
koszty rozwodu. Przelotne kontakty seksualne pochłaniają też czas, energię, a często i
poważne zasoby materialne. Kobiety ponoszą czasami większe koszty od mężczyzn. Przede
wszystkim ryzykują opinią osoby o nadmiernie swobodnych obyczajach seksualnych, co z
reguły jest dla kobiety znacznie bardziej niekorzystne niż dla mężczyzny, nawet w
społeczeństwach bardzo liberalnych w sprawach seksu, jak Szwedzi czy Indianie Ache (Kim
Hill, informacja osobista, 1991).
Kobieta pozbawiona fizycznej ochrony stałego partnera bardziej jest też na rażona na
agresję i ryzyko zgwałcenia. Choć niebezpieczeństwa te grożą kobietom także ze strony
mężów, alarmująco wysoki odsetek młodych kobiet donoszących o gwałcie podczas randki
dochodzi do 15% i wskazuje na powagę zagrożeń czyhających na kobietę samotną
(Muehlenhard i Linton, 1987). Opisywane poprzednio badania nad cechami pożądanymi i
niepożądanymi u partnera stałego i przelotnego wykazały, że kobiety boją się u mężczyzn
skłonności do przemocy fizycznej i psychicznej, co sugeruje, że dobrze zdają sobie sprawę z
możliwości napotkania takiego niebezpieczeństwa. Obroną przed nim mogą być właściwe
kryteria dobierania sobie partnera.
Kobiety oczywiście ryzykują też ciążą i urodzeniem dziecka, które musiałyby
wychowywać samotnie, bez pomocy i zaangażowania mężczyzny. W pradawnych czasach
dzieci takie musiały być znacznie bardziej narażone na chorobę, przemoc i śmierć (Hill,
Hurtado, 1989). Niektóre samotne matki decydują się nawet na dzieciobójstwo - na przykład
w Kanadzie samotne matki urodziły zaledwie 12% dzieci w latach 1977-1983, ale były
sprawczyniami aż 50% okołoporodowych dzieciobójstw (następujących do 64 godzin po
urodzeniu) odnotowanych w statystykach policyjnych (Daly, Wilson, 1988). Podobne
zjawisko obserwuje się też w wielu innych kulturach, na przykład u afrykańskich Baganda.
Nawet to „rozwiązanie” nie kompensuje jednak samotnej kobiecie poważnych kosztów
biologicznych związanych z ciążą i porodem. Niewierne kobiety pozostające w stałym
związku ryzykują też utratą zasobów męża. Z reprodukcyjnego zaś punktu widzenia kobieta,
angażując się w przelotny związek, traci cenny czas na pozyskanie i tak niepotrzebnej do
rozrodu spermy (Wilson, Daly, 1992). Ryzykuje też niebezpieczną rywalizację między
własnymi dziećmi, które mogą być słabiej ze sobą związane, jeżeli pochodzą od różnych
ojców (Holmes, Sherman, 1982).
Przelotne kontakty seksualne niosą więc ze sobą ryzyko dla obu płci. Ponieważ jednak
niosą też i poważne korzyści, zarówno kobiety, jak i mężczyźni wykształcili strategie
dobierania sobie przelotnych partnerów w sprzyjających warunkach pozwalających
zmniejszyć koszty, a zwiększyć korzyści z przelotnego seksu.
Warunki sprzyjające przelotnemu seksowi
Wszyscy znamy takich mężczyzn, którzy gonią za każdą spódniczką, i takich, którzy
nigdy nie zdradziliby swojej partnerki. Znamy kobiety chętne do przelotnych kontaktów i
takie, którym seks bez uczuciowego zaangażowania w ogóle nie przychodzi do głowy. Ludzie
oczywiście różnią się skłonnością do nawiązywania przelotnych kontaktów seksualnych, a
nawet u tej samej osoby skłonność ta ulega wahaniom w zależności od czasu i kontekstu.
Jednym z czynników nasilających tę skłonność jest wychowanie w rodzinie bez ojca.
Kobiety z takich rodzin mają znacznie więcej partnerów seksualnych w życiu, niż kobiety z
rodzin pełnych. Co więcej, dziewczęta z rodzin pozbawionych ojca wcześniej dorastają do
pierwszej miesiączki (Draper, Belsky, 1990; Moffit, Caspi, Belsky, 1990). Wygląda to tak,
jakby kobiety wychowujące się bez stałej obecności ojca były mniej skłonne wierzyć w
zdolność mężczyzny do trwałego i wyłącznego zaangażowania w jedną osobę i same w
związku z tym wybierają strategię pozyskiwania dóbr nie od jednego, lecz od wielu
partnerów.
Innym czynnikiem decydującym o skłonności do seksu przelotnego jest faza własnego
cyklu życiowego. W wielu kulturach seks przelotny typowy jest dla ludzi dorastających i
młodych,
dopiero
poszukujących
własnej
drogi
przez
rynek
matrymonialny,
eksperymentujących na swoich możliwościach i kształtujących własne strategie seksualne.
Dopiero po przejściu tego okresu stają się gotowi do małżeństwa. W niektórych kulturach, jak
u amazońskich Mehinaku, taki eksperymentalny seks nastolatków jest nie tylko tolerowany,
lecz nawet zachęca się doń młodych ludzi, co sugeruje powiązanie seksu przelotnego z
określoną fazą życia (Frayser, 1985; Gregor, 1985).
Dodatkowej okazji do tego rodzaju kontaktów seksualnych dostarczają też okresy
przejściowe między kolejnymi związkami o monogamicznym charakterze. Po rozwodzie
ważną sprawą jest ponowna ocena własnej wartości matrymonialnej, która uległa zmianie
wskutek pojawienia się dzieci czy zmiany pozycji społecznej itp. Przelotne kontakty
seksualne pozwalają człowiekowi zorientować się, jak tego rodzaju zmiany wpłynęły na jego
wartość dla płci przeciwnej i kogo ma wobec tego poszukiwać na partnera następnego
związku, jak ukierunkować własne wysiłki.
Innym czynnikiem jest proporcja liczby kobiet i mężczyzn w danej społeczności,
uzależniona od takich zdarzeń, jak wojny i bójki (wywołujące zwykle niedobór mężczyzn),
celowe zabójstwa, od których przeciętnie rzecz biorąc ginie siedmiokrotnie więcej mężczyzn
niż kobiet, czy odsetek ponownych ożenków, który szybciej spada wraz z wiekiem dla kobiet
niż mężczyzn. Kiedy stosunek liczebności płci faworyzuje mężczyzn, zwykle przestawiają się
oni na kontakty przelotne kosztem trwałych. Na przykład Indianie Ache cechują się znacznym
promiskuityzmem, gdyż w plemieniu tym jest o połowę więcej kobiet niż mężczyzn. Kobiety
zwracają się ku kontaktom przelotnym, kiedy panuje niedostatek mężczyzn zdolnych do
zainwestowania poważnych zasobów w trwały związek (Secord, 1983; Pedersen, 1991). W
niektórych subkulturach, na przykład w zamieszkiwanych przez biedotę gettach wielkich
miast amerykańskich, brakuje mężczyzn dysponujących zasobami wystarczającymi do
przyciągnięcia kobiety na dłużej. Wobec tego kobiety mają mniej powodów, by wiązać się z
mężczyznami na stałe. Skłonność kobiet do przelotnych kontaktów seksualnych, rośnie
również wtedy, kiedy są one w stanie pozyskać więcej zasobów od swoich krewnych niż od
partnerów (Gaulin, Schlegel, 1980). W kulturach tych kobiety chętniej korzystają z okazji do
pozyskania korzyści dla siebie i dzieci z przelotnych kontaktów z licznymi mężczyznami.
Mniej zachęt do trwałych związków stwarzają kobietom także te kultury, w których
żywność jest własnością wspólnoty, a nie poszczególnych jednostek. Na przykład
paragwajscy Ache z reguły dzielą się upolowaną zwierzyną z całą wioską. Dobrzy myśliwi
nie pozyskują więcej pożywienia niż kiepscy, kobiety uzyskują swój przydział niezależnie od
tego, czy są zamężne i jakim myśliwym jest ich mąż. Nie zachęca to do budowania trwałych
związków i trzy czwarte kobiet poprzestaje na seksie przelotnym (Hill, Kapłan, 1988; Kim
Hill, informacja osobista, 1991). Innego przykładu dostarcza socjalistyczny system opieki
społecznej w Szwecji, zapewniający bardziej równomierny podział dóbr niż gdzie indziej. W
rezultacie tylko połowa zamieszkujących wspólnie par jest formalnie związana małżeństwem,
a osoby obu płci często nawiązują krótkotrwałe związki z innymi (Posner, 1992).
Innym ważnym czynnikiem jest własna atrakcyjność jako stałego partnera w
przyszłości, która inaczej wpływa na zachowania kobiet i mężczyzn. Terminujący dopiero
mężczyzna z dużymi szansami na awans społeczny skłonny jest poprzestawać na przelotnych
związkach do czasu osiągnięcia pozycji zapewniającej mu pozyskanie wysoce wartościowej
partnerki stałego związku. Kobieta, której bieżąca wartość matrymonialna jest niewielka,
może założyć, że i tak nie pozyska takiego partnera, jakiego chciałaby, co zaowocuje jej
większą skłonnością wchodzenia w przelotne związki.
Niektóre społeczeństwa wykształcają też instytucje prawne czy obyczajowe
zachęcające do przelotnych kontaktów. Na przykład władcom Rzymu wolno było mieć setki
konkubin, które były odsyłane z haremu po osiągnięciu trzydziestego roku życia (Betzig,
1992). W Hiszpanii i Francji istnieje kulturowo usankcjonowana tradycja utrzymywania w
odrębnych mieszkaniach konkubin przez tych mężczyzn, którzy są w stanie na to sobie
pozwolić. Również niektóre komuny czy „społeczności alternatywne” licznie powstające w
latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych naszego wieku wyraźnie zachęcały do
eksperymentowania z licznymi kontaktami seksualnymi. Mniejsza lub większa skłonność do
wdawania się w przelotne kontakty pozostaje również uzależniona od strategii realizowanych
przez innych. Jeżeli wielu mężczyzn poprzestaje na kontaktach jedynie przelotnych, jak w
Rosji lat dziewięćdziesiątych, kobiety zostają zmuszone do praktykowania równie
przelotnego seksu - z braku chętnych na partnera stałego związku. Małżonkowie mogą też
nawzajem się sobie rewanżować wdawaniem się w przelotne kontakty seksualne z innymi.
Przelotny seks jest więc strategią uprawianą zawsze w konkretnych warunkach
społecznych i jego częstość pozostaje silnie od tych warunków uzależniona. Wpływają na nią
stosunek liczebny obu płci i instytucje kulturowe wykształcone w danym społeczeństwie,
stadium własnej historii życiowej i strategie uprawiane przez innych.
Przelotny seks jako źródło możliwości
Dwudziestowieczne badania naukowe nad kojarzeniem się ludzi w pary skupiały się
niemal wyłącznie na małżeństwie. Ludzka anatomia, fizjologia i psychologia zdradzają
jednak pradawną przeszłość naszego gatunku wypełnioną także i seksem przelotnym.
Oczywiste korzyści osiągane przez mężczyzn stosujących tę strategię postępowania
przysłoniły uczonym równie wielkie korzyści osiągane przez kobiety. Przelotne kontakty są
kontaktami mężczyzn z kobietami, i to kobietami chętnymi do takich związków. Chętnymi
także do czerpania z nich korzyści.
Wyłaniający się obraz rzeczy nie wszystkim się zapewne spodoba. Kobiety może
niepokoić męska skłonność do wskakiwania do łóżka z ledwo poznanymi osobami.
Mężczyznom nie pomaga myśl o żonach przeszukujących teren w nadziei na korzystny
związek przelotny, nadających innym mężczyznom subtelne, choć czytelne sygnały
gotowości seksualnej, a czasami podkładających własnemu mężowi kukułcze jajo. Natura
ludzka może być niepokojąca.
Z innej jednak perspektywy dysponowanie przez nas złożonym, obfitującym w różne
strategie postępowania repertuarem zachowań seksualnych daje nam więcej siły,
elastyczności i możliwości kontrolowania własnego losu. Miast pozostać skazani na jeden
tylko, niezmienny sposób postępowania, możemy faktycznie wybierać z dość obfitego menu,
stosownie do własnych apetytów i konieczności. Współczesna technologia pozwala nam też
uniknąć wielu kosztów, które przelotny seks pociągał za sobą dla naszych odległych
przodków. Środki antykoncepcyjne pozwalają ludziom uniknąć ciąży niechcianej czy
pojawiającej się w niewłaściwym czasie. Względna anonimowość miast zapewnia
zmniejszenie szkód, które przelotny seks może przynieść naszej reputacji. Ruchliwość
przestrzenna umożliwia dzieciom umknięcie spod rodzicielskiej władzy w sprawach
matrymonialnych, a dostarczana przez rządy opieka społeczna umożliwia przetrwanie także
dzieciom z przelotnych związków. Obniżenie kosztów przelotnego seksu powiększa repertuar
dostępnych nam sposobów postępowania.
Dopuszczenie do świadomości całego skomplikowania ludzkich strategii seksualnych
jest trudne do pogodzenia z wiarą w błogosławieństwa małżeńskiego stanu, w której
zostaliśmy wychowani. Ale równocześnie wiedza ta daje nam więcej możliwości
kształtowania własnych losów matrymonialnych, niż mieli ich nasi poprzednicy.
V
PRZYCIĄGANIE PARTNERA
Serca mają równie wiele nastrojów jak twarze wyrazów.
Pozyskanie tysiąca serc wymaga tysiąca sposobów.
Owidiusz, Sztuka kochania
Jasna świadomość, czego się chce od partnera, nie gwarantuje jeszcze realizacji
pragnień. Zależy to w dużym stopniu od umiejętności sygnalizowania, że posiada się
przymioty pożądane przez płeć przeciwną. Ponieważ pradawnym kobietom zależało na
przykład na pozyskaniu partnerów o wysokiej pozycji społecznej, u mężczyzn pojawiła się
motywacja do demonstrowania tych właśnie cech. Współzawodnictwo o partnera polegało na
przewyższeniu rywali własnej płci pod względami pożądanymi przez płeć przeciwną.
W ty cyklu wspólnej ewolucji kobiet i mężczyzn każda z płci wykształcała pewne
mechanizmy psychologiczne rozwiązujące problemy stwarzane przez płeć przeciwną. Tak jak
zręczny rybak posługuje się przynętą najbardziej pasującą do upodobań ryby, którą chce
złowić, tak nasi przodkowie rozwijali strategie postępowania najbardziej pasujące do
upodobań płci przeciwnej. Zrozumienie pragnień pożądanego partnera stanowiło więc klucz
do sukcesu w grze o jego zdobycie.
Przyciąganie partnera nie odbywa się jednak w próżni - o wysoce pożądanego partnera
płci przeciwnej zabiegają też inni konkurenci naszej własnej płci. Nie wystarczy zatem tylko
demonstracja własnych, a pożądanych przez płeć przeciwną zalet, trzeba jeszcze pomniejszyć
wagę zalet konkurencji. Ludzie wykształcili jedyny w swoim rodzaju mechanizm zwalczania
konkurencji - podważanie wartości innych za pomocą wypowiedzi słownych. W rezultacie
nieodłączną częścią ludzkich zabiegów matrymonialnych jest pomniejszanie zalet
konkurencji za pomocą obmowy, insynuacji, ośmieszania i w ogóle szkodzenia opinii innych
osób naszej własnej płci.
Podobnie jak taktyki przyciągania partnera opierają się na zrozumieniu, czego płeć
przeciwna pożąda, tak taktyki szkodzenia konkurencji opierają się na zrozumieniu, czego
osoby płci przeciwnej chciałyby uniknąć. Mniej lub bardziej otwarty komunikat mężczyzny,
że jego konkurent wyzuty jest z wszelkich ambicji, działa dzięki predyspozycji kobiet do
unikania mężczyzn pozbawionych ambicji. Podobnie komunikat kobiety na temat wdawania
się jej konkurentki w liczne kontakty seksualne z wieloma mężczyznami, jest taktyką
skuteczną dlatego, że mężczyźni skłonni są unikać stałych partnerek, które nie zapewnią im
wyłączności dostępu do własnych powabów seksualnych.
Skuteczność różnych sposobów przyciągania partnera do siebie, a zniechęcania do
konkurencji uzależniona będzie od tego, czy płeć przeciwna poszukuje partnera na stałe, czy
też przelotnego. Rozważmy przypadek kobiety próbującej zniechęcić mężczyznę do rywalki
za pomocą insynuacji, że tamta sypia z wieloma innymi. Jeżeli on poszukuje partnerki stałej,
insynuacja taka odniesie pożądany skutek, mężczyźni bowiem unikają promiskuityzmu u
stałych partnerek. Jeżeli jednak mężczyzna poszukuje partnerki przelotnej, insynuacja
odniesie skutek odwrotny do zamierzonego - u partnerek przelotnych promiskuityzm nie jest
bowiem w oczach mężczyzny wadą, a może wręcz być zaletą. Z kolei na przykład otwarte
ujawnianie pragnień seksualnych przez kobietę może być skuteczne przy pozyskiwaniu
partnera przelotnego, ale nie stałego.
Reguły rządzące powstawaniem związków przelotnych różnią się od zasad kojarzenia
się par na stałe. W odniesieniu do związków trwałych, zarówno kobiety, jak i mężczyźni wolą
dłuższy okres zalotów pozwalających dobrze zorientować się w zaletach i wadach drugiej
strony. W tym czasie okazać się może, że pozycja społeczna mężczyzny wcale nie jest tak
wysoka, jak starał się on sprawić wrażenie, że kobieta miała już męża, że któreś z nich ma
dzieci z poprzedniego związku itd.
W wypadku związków przelotnych, możliwości oszukania partnera są nieporównanie
większe - mężczyzna może udawać wyższą pozycją społeczną niż faktycznie zajmowana,
kobieta może udawać lepszą reputację, niż ma w istocie. Krótko mówiąc, kontakty przelotne
to teren zdradliwy i usiany pułapkami dotyczącymi przede wszystkim udawania tych cech,
których płeć przeciwna pożąda najbardziej. W wypadku mężczyzn będzie to udawanie
wyższej pozycji społecznej, posiadania większych zasobów i silniejszego zaangażowania
uczuciowego. W wypadku kobiet będzie to udawanie urody i wierności seksualnej. Bitwa o
seks przelotny toczona jest przez obie płcie, choć w niejednakowym stopniu, na kontaktach
przelotnych bardziej bowiem zależy mężczyznom. Dlatego też kobiety mają w tej dziedzinie
więcej do powiedzenia - na każdą chętną czekają zwykle dziesiątki mężczyzn, kobieta ma
więc duży wybór i decydujący głos. W wypadku małżeństwa ta nierównowaga znika,
chętnych obu płci jest mniej więcej tyle samo i w konsekwencji na dalej posuniętą
wybredność mogą sobie pozwolić tylko bardzo atrakcyjne kobiety.
Przyciąganie partnera związku i przelotnego, i trwałego wymaga pokazywania
własnych zalet pożądanych przez płeć przeciwną. Tak jak samce tkaczyka afrykańskiego
pokazują swoje gniazda, a samce muchy skorpionowatej pokazują swój prezent kopulacyjny,
tak mężczyźni i kobiety muszą zareklamować swoje zalety. Ponieważ kobiety i mężczyźni
mają odmienne pragnienia, każda z płci stara się zademonstrować co innego.
Prezentowanie zasobów
W świecie zwierząt demonstrowanie posiadanych zasobów jest dość powszechnym
zachowaniem samców. Na przykład samce kukawki srokatej (Geococcyx californianus) łapią
myszy czy niedojrzałe szczury, ogłuszają je lub zabijają, po czym oferują je samicom. Nie
przekazują jednak prezentu, poprzestając na wyczekującym krakaniu i kiwaniu ogonem.
Przekazanie żywności następuje dopiero po kopulacji; samica zjada „prezent”, co ma jej
pomóc wysiedzieć jaja właśnie zapłodnione przez samca (Kevles, 1986). Jeżeli samcowi nie
uda się upolować właściwego prezentu, nie uda mu się też i przystąpić do kopulacji.
Również mężczyźni dokładają starań, by zaprezentować swoje zasoby kobietom i
dzięki temu przywabić je do siebie. W badaniach nad taktykami wabienia partnera prosiliśmy
kilka setek studentów i studentek różnych uniwersytetów (kalifornijski, Harvarda, Michigan)
o opisanie taktyk, które sami stosują i które zaobserwowali u innych. Wśród opisanych taktyk
znalazły się takie zachowania, jak chwalenie się własnymi osiągnięciami, opowiadanie o
ważności własnej pracy, okazywanie sympatii i zrozumienia innym, nawiązywanie kontaktu
wzrokowego czy noszenie seksownych ubrań. Zespół czworga badaczy podzielił następnie te
ponad sto zachowań na dwadzieścia osiem wyodrębniających się kategorii. Na przykład
kategoria „prezentowanie sprawności fizycznej” obejmowała takie zachowania, jak
podnoszenie ciężarów na pokaz, otwieranie mocno zamkniętych słojów i opowiadanie o
własnych sukcesach sportowych. Wreszcie poprosiliśmy sto par małżeńskich i dwieście
studentów i studentek stanu wolnego o ocenę skuteczności każdej z tych taktyk jako sposobu
na przyciągnięcie płci przeciwnej (do związku przelotnego lub stałego) i ocenę, jak często
każda taktyka jest stosowana przez nich samych, przez ich przyjaciół i małżonków (Buss,
1988a; Schmitt, Buss, 1996). Przedmiotem podobnie skonstruowanego badania były też
taktyki zwalczania konkurencji - najpierw poprosiliśmy badanych o opisanie własnych i
cudzych praktyk, po czym również sklasyfikowaliśmy je w dwadzieścia osiem różnych
kategorii. Na przykład kategoria „podważanie inteligencji konkurenta” polegała na takich
zachowaniach, jak doprowadzenie do sytuacji, w której konkurent wyjdzie na głupca,
mówienie innym, że jest tępy czy że „ma nie po kolei w głowie”. Na koniec i tutaj
poprosiliśmy sto małżeństw i ponad trzysta studentów i studentek o ocenę skuteczności i
częstości stosowania tych taktyk (Buss, Dedden, 1990).
Jedną z taktyk stosowanych przez mężczyzn okazało się prezentowanie własnych
zasobów - przechwalanie się wysokością zarobków i osiągnięciami, wydawanie dużych sum
pieniędzy celem wywarcia na kobiecie odpowiedniego wrażenia, jeżdżenie drogim
samochodem, opowiadanie o ważności wykonywanej pracy. Innym sposobem jest zawyżanie
przed kobietami własnej pozycji zawodowej i perspektyw kariery. Pokazywanie zasobów jest
więc strategią przyciągania płci przeciwnej stosowaną nie tylko przez ptaki, lecz i przez
mężczyzn.
Mężczyźni starają się też pomniejszyć wagę zasobów, którymi dysponują konkurenci,
mówiąc kobietom, że rywal jest biedny, nie ma pieniędzy, nie wykazuje ambicji i jeździ tanim
samochodem. Kobiety w mniejszym stopniu stosują tę taktykę obniżania wartości rywalek, a
jeżeli nawet, to jest ona oceniana jako mniej skuteczna w wydaniu kobiet niż mężczyzn.
Kluczową rolę odgrywa też dostosowanie taktyki do przelotnego bądź trwałego
charakteru związku. Próby oszołomienia kobiety własnymi zasobami już na początku
znajomości (kosztowna kolacja podczas pierwszej randki, cenne prezenty, szastanie
pieniędzmi) są skuteczniejsze przy pozyskiwaniu partnerki związku przelotnego niż trwałego.
W barach dla samotnych częstym sposobem wabienia partnerki jest fundowanie jej drinka, a
im droższy drink, tym bardziej jest skuteczny; podobnie skuteczną strategią jest dawanie
wysokich napiwków kelnerowi, co pokazuje kobiecie szczodrość i zasobność mężczyzny
(Cloyd, 1976).
W kontekście związku trwałego skuteczniejszą taktyką mężczyzny jest natomiast
pokazywanie własnej pracowitości czy opowiadanie o ambitnych planach życiowych.
Podważanie wartości zasobów konkurenta również jest taktyką skuteczniejszą w kontekście
pozyskiwania partnerki długotrwałej niż przelotnej - podważanie ambicji życiowych i
umiejętności zawodowych konkurenta zniechęca do niego kobietę, jeżeli idzie o małżeństwo,
ale nie o przelotny seks. Pasuje to oczywiście doskonale do poprzednio omówionych
upodobań kobiet, które pragną natychmiastowego dostępu do zasobów mężczyzny w
kontakcie przelotnym, a dobrych, choć niekoniecznie natychmiast realizowanych perspektyw
na przyszłość w wypadku związku trwałego.
Noszenie kosztownego ubrania działa natomiast jednako dobrze w obu kontekstach.
W pewnym badaniu wyświetlano kobietom zdjęcia mężczyzn ubranych w drogie
trzyczęściowe garnitury, markowe dżinsy czy marynarki bądź też ubranych w odzież tanią. Ci
pierwsi bardziej się kobietom podobali (Hill, Nocks, Gardner, 1987; Townsend, Levy, 1990),
zarówno jako kandydaci na męża, jak i na przelotnego partnera, ponieważ drogie ubranie
zdaje się sygnalizować zasoby zarówno natychmiastowo dostępne, jak i trwałe.
Antropologowie John M. Townsend i Gary Levy stwierdzili powszechność takiego właśnie
oddziaływania ubioru mężczyzn na kobiety we wszelkich relacjach damsko-męskich, od
pójścia na kawę do małżeństwa. Pokazywali różnym kobietom zdjęcia tych samych mężczyzn
ubranych albo w tani uniform Burger Kinga, albo w kosztowny blezer, białą koszulę i
wykwintny krawat oraz zegarek firmy Rolex. Kobiety nie chciały z tymi pierwszymi ani
umówić się na randkę, ani nawiązać przelotnego kontaktu, ani wyjść za nich za mąż. Ci
drudzy, owszem, nadawali się do wszystkich tych trzech celów, mimo że byli to dokładnie ci
sami mężczyźni, tyle że inaczej ubrani.
Ważność pokazywania przez mężczyznę zasobów materialnych nie ogranicza się
oczywiście do kultur Zachodu. Antropolog A.R. Holmberg napotkał wśród boliwijskich
Indian Siriono pewnego szczególnie marnego myśliwego, którego już kilka kolejnych żon
zdążyło porzucić na rzecz lepszych myśliwych i który w związku z tym spadł na bardzo niską
pozycję w plemiennej hierarchii. Kiedy jednak Holmberg zaczął z nim wspólnie polować i
nauczył go posługiwania się bronią palną, wzrost łowieckich umiejętności owego Indianina
spowowodował,
że
zaczął
on
w
końcu
„cieszyć
się
najwyższym
szacunkiem
współplemieńców, pozyskał kilka partnerek seksualnych i zaczął ubliżać innym, miast
samemu wysłuchiwać ich obelg” (Holmberg, 1950, s. 58).
Siła oddziaływania zasobów mężczyzny nie jest też niczym nowym. Dwa tysiące lat
temu Owidiusz zauważał nie bez melancholii: „Chcemy solidniejszych darów / chociaż
poezję chwalimy / Nawet dziki barbarzyńca / nieogładzony, nieczuły / może być pewien
triumfu /jeśli ma pełne szkatuły / Żyjemy dziś w złotym wieku / Wszystko otrzymasz za złoto
/ Ta, co nawet słynie cnotą / nagradza złoto pieszczotą” (Owidiusz Sztuka kochania, tłum.
Julian Ejsmond, Warszawa 1987). Wciąż jeszcze żyjemy w tym złotym wieku.
Okazywanie zaangażowania uczuciowego
Kobiety przyciąga także objawianie przez mężczyznę miłości, zaangażowania i
skłonności do poświęceń. Sygnalizują one gotowość mężczyzny do inwestowania własnej
energii, czasu i zasobów w tę właśnie kobietę. Wartość tych sygnałów jest tym większa, że
zaangażowanie jest trudne lub zbyt kosztowne do udawania - wiarygodne oznaki
zaangażowania muszą być bowiem ujawniane wielokrotnie i niezawodnie. Okazywanie
zaangażowania jest więc typowe dla mężczyzn zainteresowanych kontaktem trwałym, a nie
przelotnym i stąd kobiety przywiązują do zaangażowania mężczyzny dużą wagę.
Potwierdzają to nasze opisywane już badania nad taktykami pozyskiwania partnerów i
utrącania konkurencji. Rozważanie planów małżeńskich przez mężczyznę sygnalizuje jego
gotowość do włączenia kobiety we własne kontakty społeczne i rodzinne, do wydatkowania
własnych zasobów na jej rzecz. Deklarowanie przez mężczyznę gotowości do zmiany
wyznania, jeżeli taka byłaby wola kobiety, sygnalizuje jego pragnienie dbania o jej potrzeby.
Zainteresowanie jej problemami sygnalizuje gotowość do udzielenia uczuciowego wsparcia,
gdy okaże się ono potrzebne. W naszych badaniach nad setką nowożeńców wszystkie kobiety
twierdziły, że ich mężowie ujawniali takie właśnie zachowania podczas zalotów. Istotnym
sygnałem zaangażowania jest wytrwałość zalotów mężczyzny. Spędzanie dużej ilości czasu z
kobietą, częste spotkania, telefony i listy - wszystko to są zachowania o większej skuteczności
przy pozyskiwaniu partnerki związku trwałego niż przelotnego (średnie oceny ich
skuteczności wyniosły 5,48 i 4,54 na skali siedmiostopniowej). Wytrwałość w zalotach jest
też skuteczniejszą taktyką u mężczyzn niż u kobiet, sygnalizuje bowiem zainteresowanie
czymś więcej niż przelotny seks.
Skuteczność męskiej wytrwałości ilustruje historia opowiedziana nam przez jedną z
uczestniczek badania nad nowożeńcami: „Początkowo wcale się Johnem nie interesowałam.
Uważałam raczej, że jest trochę nieudany i ciągle mu odmawiałam i odmawiałam. Ale on nie
rezygnował i wciąż się pokazywał, dzwonił i doprowadzał do „przypadkowych” spotkań. W
końcu zgodziłam się z nim wyjść, żeby go już mieć z głowy. Ale wszystko potoczyło się, jak
to mówią, od rzemyczka do koziczka i po sześciu miesiącach pobraliśmy się”.
Wytrwałość podziałała także w wypadku pewnego niemieckiego profesora. Wracając
z naukowej konferencji z Polski do Niemiec, wdał się w pasjonującą rozmowę z atrakcyjną
lekarką, dwanaście lat od siebie młodszą. Lekarka jechała do Amsterdamu, nie do Niemiec, i
niedługo pojawiła się stacja jej przesiadki. Powiedziała profesorowi do widzenia, a ten
nalegał, że pomoże jej choćby odnieść bagaż do przechowalni. Kiedy profesor odjeżdżał
swoim pociągiem, uświadomił sobie, że traci niepowtarzalną okazję. Na następnej stacji
przesiadł się więc do pociągu powrotnego i wrócił na miejsce rozstania. Lekarki nigdzie
jednak nie znalazł, mimo przeszukania wszystkich sklepów i restauracji w pobliżu dworca.
Zdeterminowany, zainstalował się przed przechowalnią bagażu i czekał tak długo, aż lekarka
przyszła po swą walizkę. Jego obecność zaskoczyła ją, ale wytrwałość poszukiwań zrobiła na
niej duże wrażenie. Tak duże, że po roku opuściła ojczystą Polskę i wyszła za mąż za
profesora, który utraciłby ją na zawsze, gdyby nie wytrwałość. Wytrwałość popłaca.
Poważną rolę w strategiach pozyskiwania kobiety odgrywa też okazywanie
życzliwości, również stanowiącej objaw zaangażowania. Stałą partnerkę łatwo pozyska
mężczyzna okazujący zrozumienie jej problemów, wrażliwość na jej potrzeby, współczucie i
pomoc. Życzliwość działa w ten sposób, gdyż sygnalizuje poważne zainteresowanie kobietą,
a nie tylko przelotnym z nią seksem. Stąd też niektórzy mężczyźni nadużywają tej taktyki,
udając życzliwość celem pozyskania partnerki do przelotnego związku.
Różne taktyki wprowadzania w błąd i wykorzystywania płci przeciwnej badane były
przez psychologów Williama Tooke’a i Lori Camire (Tooke, Camire, 1991). Poprosili oni
jedną grupę badanych o opisanie tego rodzaju sposobów postępowania, które zaobserwowali
u innych i siebie samych. Badani wymieniali tu takie zachowania, jak przedstawianie własnej
kariery zawodowej w fałszywie pozytywnym świetle, wciąganie brzucha na widok płci
przeciwnej, starania, by wydać się bardziej rozważnym i godnym zaufania, niż się jest w
istocie, ukrywanie zainteresowania seksem wtedy, kiedy tylko o to włas’nie chodzi. Opisy
wszystkich
osiemdziesięciu
ośmiu
uzyskanych
tą
drogą
sposobów
postępowania
przedstawiono następnie dwustu pięćdziesięciu osobom z prostą o ocenę skuteczności i
częstości ich stosowania przez mężczyzn i kobiety. Okazało się, że aby pozyskać kobietę,
mężczyźni starają się wydać delikatniejsi, rozważniejsi i wrażliwsi, niż są w rzeczywistości.
Podobne wyniki przyniosły także badania nad klientami barów dla samotnych.
Czwórka badaczy spędziła około stu godzin w barach w okręgu Washtenaw (stan Michigan),
zapisując wszystkie obserwowane praktyki pozyskiwania partnera. W sumie zaobserwowano
sto dziewięć taktyk przyciągania partnera, jak oferowanie drinka, wypinanie piersi, zmysłowe
ssanie słomki czy intensywne wpatrywanie się w inną osobę. Grupa stu studentów została
poproszona o ocenę skuteczności każdej z tych taktyk w zastosowaniu przez mężczyzn i przez
kobiety. Kobiety twierdziły, że najskuteczniejszym sposobem ich pozyskania są dobre
maniery, oferowanie pomocy, okazywanie troski i współczucia. Naśladowanie tego, czego
kobieta chciałaby od męża, jest więc skutecznym sposobem przywabienia jej do przelotnego
związku.
Inną taktyką demonstrowania własnej życzliwości jest okazywanie opiekuńczego
stosunku do dzieci. W jednym z badań pokazywano różnym kobietom trzy ujęcia tego
samego mężczyzny: na jednym zabawiał on niemowlę, na drugim ignorował płaczące
niemowlę, na trzecim był sam, bez niemowlęcia (La Cerra, Cosmides, Tooby, 1993).
Najbardziej podobał się kobietom mężczyzna opiekujący się dzieckiem, najmniej mężczyzna ignorujący rozpłakane dziecko. Kiedy mężczyznom pokazywano podobne trzy
ujęcia kobiet, zachowanie kobiety w stosunku do dziecka nie wpływało na ocenę jej
atrakcyjności w oczach mężczyzn.
Mężczyźni sygnalizują swoje zaangażowanie, okazując również lojalność i wierność,
podczas gdy oznaki promiskuityzmu sygnalizują oczywiście zainteresowanie jedynie
przelotnym kontaktem seksualnym. Wśród stu trzydziestu sposobów przyciągania partnerki
przez mężczyznę, okazywanie i dotrzymywanie wierności kobiety stawiają na drugim miejscu
- tuż za okazywaniem zrozumienia ich problemów. Ponieważ wierność sygnalizuje
zaangażowanie, skutecznym środkiem walki z konkurentem jest sugerowanie, że tamtemu
chodzi jedynie o przelotny seks. Kobiety oceniają tę technikę jako znacznie bardziej
skuteczną w kontekście związku trwałego niż przelotnego. Podobnie mężczyźni uważają, że
skutecznym w tym kontekście sposobem podważania wartości rywalki jest podawanie w
wątpliwość jej wierności seksualnej (Schmitt, Buss, 1996).
Innym sygnałem zaangażowania jest okazywanie miłości - robienie dla kobiety czegoś
szczególnego, wyrażanie miłości, mówienie „kocham cię”. I kobiety, i mężczyźni
umieszczają ten sposób postępowania wśród 10% najbardziej skutecznych. W 1991 roku
Roseanne Barr i Tom Arnold (małżeństwo amerykańskich aktorów) dokonali takiej oto
transakcji: on dał się nawrócić na judaizm, na czym jej zależało, ona zaś przejęła jego
nazwisko, co z kolei on uważał za ważną oznakę miłości. Tego rodzaju akty miłości
sygnalizują poważne zaangażowanie, ponieważ mają charakter publiczny i dowodzą
poświęcenia dla drugiej strony.
Tak jak rzeczywiste zaangażowanie mężczyzny jest owocną taktyką pozyskiwania
żony, tak jego udawanie jest skutecznym sposobem uwiedzenia kobiety i nakłonienia jej do
kontaktu, który dopiero potem okaże się przelotny. Technika ta działa szczególnie wtedy,
kiedy dla kobiety przelotne kontakty stanowią drogę do pozyskania stałego partnera.
Wspomniane badanie nad wprowadzaniem płci przeciwnej w błąd wykazało, że mężczyźni
częściej niż kobiety udają poważne zainteresowanie partnerką i perspektywami trwałego z nią
związku. Udawanie zainteresowania trwałym związkiem jest przez obie płci uważane za
taktykę skuteczniejszą w ręku mężczyzny niż kobiety. Mężczyźni zdają sobie z tego sprawę i
udając to, co kobiety cenią sobie w trwałym związku, starają się je pozyskać dla przelotnego
kontaktu. Jak zauważa biolog Lynn Margulis: „Każde zwierzę, które widzi, może też zostać
wprowadzone w błąd i nakłonione do widzenia rzeczy, których nie ma”. Robert Trivers
komentuje zaś, że „wprowadzanie w błąd jest pasożytowaniem na dotąd trafnym systemie
komunikowania się osobników”. Kiedykolwiek samice poszukują samców skłonnych do
dokonania trwałych inwestycji, znajdą się też samce, które tylko udają tę skłonność. Wśród
pewnego gatunku owadów samce oferują pokarm samiczce. Po kopulacji odbierają go jej
jednak i powtarzają tę samą operację z następną partnerką (Margulis, Sagan, 1991, s. 103;
Triwers, 1985, s. 395; Thornhill, Alcock, 1983).
Dla osobników żeńskich tego rodzaju strategia stwarza oczywiście problem
wykrywania nieszczerości. Ludzkim rozwiązaniem tego problemu jest to, że kobiety wysoko
oceniają uczciwość mężczyzny, uczciwość sygnalizującą czystość intencji i skłonność do
trwałego zaangażowania. Wśród 10% najskuteczniejszych taktyk pozyskiwania kobiety
znajdują się przynajmniej trzy związane z uczciwością: uczciwość wobec kobiety,
bezpośrednie okazywanie jej swoich uczuć i szczerość.
Podczas gdy sygnały męskiego zaangażowania przyciągają, sygnały, że mężczyzna
jest zaangażowany gdzie indziej, obniżają jego atrakcyjność w oczach kobiet. Duża część
klienteli barów dla samotnych to mężczyźni żonaci i posiadający dzieci. Wybierając się do
baru, zdejmują jednak obrączkę, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że kobiety uważają
zaangażowanie gdzie indziej za wadę mężczyzny (Allan, Fishel, 1979, s. 150). Powiedzenie
kobiecie, że rywal ma już stałą dziewczynę, jest uważane przez studentki za najskuteczniejszą
taktykę podważenia jego szans. Tak więc sygnały zaangażowania przyciągają kobiety,
ponieważ znamionują one mężczyznę zainteresowanego związkiem trwałym, a więc i
przyszłym inwestowaniem własnych zasobów w ten związek. Sygnały te są skuteczne,
ponieważ tego właśnie kobiety najczęściej poszukują.
Popisywanie się tężyzną fizyczną
Mężczyźni starają się pozyskać kobiety, pokazując także swoją sprawność fizyczną, a
robią to dwa razy częściej niż kobiety - co wykazały nasze badania zarówno nad
nowożeńcami, jak i studentami uniwersytetu. Taktyka ta jest również uważana za
skuteczniejszą w wydaniu mężczyzn niż kobiet. Podważanie dowodów sprawności fizycznej
rywala jest natomiast skuteczną taktyką pomniejszania jego szans w oczach kobiet,
szczególnie w kontekście kontaktów przelotnych. Wspominanie, że rywal jest fizycznie słaby,
przegrywa w zawodach sportowych, bądź fizyczne zdominowanie rywala - wszystkie te
taktyki skuteczniej obniżają jego wartość jako partnera przelotnego niż trwałego. Wyniki
badań zdają się więc potwierdzać potoczne mniemanie, że mężczyźni fizycznie sprawni i
wysportowani mają większe szansę na pozyskanie kobiet dla przelotnego kontaktu.
W wielokrotnie już wspominanym plemieniu Yanomamó społeczna pozycja
mężczyzny jest w dużym stopniu wyznaczona jego sprawnością fizyczną, nieustannie
sprawdzaną w pojedynkach przypominających nasz boks, walkach na toporki czy w licznych
wojnach z sąsiednimi wioskami. Pozyskany dzięki fizycznej krzepie status bezpośrednio
przekłada się na sukces reprodukcyjny - mężczyźni którzy są unoka, czyli wykazali się
tężyzną, zabijając innych mężczyzn, mają więcej żon i dzieci niż nie-unoka w tym samym
wieku (Chagnon, 1988).
Demonstracja tężyzny fizycznej jest więc skuteczną taktyką przyciągania kobiet
zarówno w społecznościach tradycjonalistycznych, jak i w naszym własnym kręgu
kulturowym. Ponieważ taktyka ta jest szczególnie skuteczna w kontaktach przelotnych,
potwierdza to omawianą poprzednio hipotezę, że kobiety angażują się w kontakty przelotne
celem pozyskania dodatkowej czy też zapasowej ochrony ze strony mężczyzny.
Okazywanie brawury i pewności siebie
Skuteczną taktyką przyciągania partnerek jest również okazywanie przez mężczyzn
brawury i pewności siebie. Składające się na tę taktykę postępowanie - odgrywanie „twardego
faceta”, chwalenie się swoimi osiągnięciami, pewność siebie - oceniane jest przy tym jako
skuteczniejsze w kontekście kontaktów przelotnych niż trwałych. Ilustracją skuteczności tej
taktyki może być taka oto opowieść kobiety badanej w barze dla samotnych:
Siedziałam z przyjaciółką przy narożnym stoliku, sączyłam dżin z tonikiem. I wtedy
wszedł do baru Bob. Wszedł w taki sposób, jakby cały ten bar należał do niego - uśmiechając
się szeroko i z wielką pewnością siebie. Siadł i zaczął opowiadać o tym, że jego hobby to
konie, wspominając przy tym, że jest właścicielem stajni. Kiedy barman zapowiedział ostatnią
przed zamknięciem kolejkę, Bob wciąż jeszcze opowiadał, ile go te konie kosztują, i
wspomniał, że powinniśmy się kiedyś wspólnie przejechać. „Właściwie, to możemy od razu
pójść się przejechać” - powiedział. Była druga w nocy. Wyszłam z baru i przespałam się z
nim od razu. Ale nigdy nie sprawdziłam, czy rzeczywiście miał te konie.
Pewność siebie sygnalizuje u mężczyzny duże zasoby i wysoką pozycję społeczną
(Barkow, 1989). W naszych badaniach nowożeńców okazało się, że bardziej pewni siebie
mężczyźni mieli istotnie wyższe zarobki od mniej pewnych siebie. Fakt, że pewność siebie
przekłada się u mężczyzn na wzrost zdolności do pozyskania przelotnej partnerki, zauważyła
jedna z kobiet badanych w barze dla samotnych: „Niektórzy faceci wyglądają na takich,
którzy wiedzą, co robią. Wiedzą, jak do ciebie podejść i co zrobić, żebyś się dobrze poczuła.
Ale są też i tacy niedowarze-ni. Wchodzą niby mocno na początku, ale potem wszystko im się
rozłazi, niczego nie potrafią porządnie zrobić... plączą się dookoła, dopóki ich w końcu nie
zostawisz, wychodząc do toalety czy pogadać do przyjaciółki” (Cloyd, 1976, s. 300). Kobiety
często potrafią rozróżnić prawdziwą pewność siebie od udawanej brawury i bardziej cenią
sobie, rzecz jasna, tę pierwszą. Co więcej, badania psychologów pokazały, że mężczyźni
pewni siebie podchodzą do atrakcyjnych kobiet i proszą je o randkę niezależnie od poziomu
własnej atrakcyjności, a mężczyźni pozbawieni pewności siebie unikają kobiet atrakcyjnych,
uważając, że mają u nich małe szanse (Kiesler, Baral, 1970; Stroebe, 1977).
Stopień okazywanej przez mężczyznę pewności siebie jest jednak uzależniony od
sposobu, w jaki traktuje go kobieta. W barach dla samotnych zaobserwowano, że odrzucanie
awansów przez kobietę owocuje coraz to bardziej nieśmiałymi podejściami mężczyzny, a
czasami niechęcią i wycofaniem się z wszelkich prób zalotów. Jak się wyraził pewien
mężczyzna po odtrąceniu przez trzecią kolejną kobietę: „Trzeba być ze stali, żeby sobie tu
poradzić”. Odrzucenie jest oczywiście bolesne i powoduje zrewidowanie własnych taktyk obniżenie aspiracji do mniej atrakcyjnych kobiet lub oczekiwanie na lepsze czasy (Cloyd,
1976; Nesse, 1990). Mężczyźni starają się też wydać bardziej pewni siebie, niż w istocie są chwalą się, starają się zachowywać „po męsku” i w sposób stanowczy, by podwyższyć swoje
szanse w grze o przelotną partnerkę. Czasami tego rodzaju zachowania są jednak skierowane
nie na płeć przeciwną, lecz na innych mężczyzn, celem podniesienia własnej wśród nich
pozycji. Studenci przechwalają się swoimi miłostkami i zawyżają ich liczbę, swoją
wydolnością seksualną i też ją zawyżają, swoją atrakcyjnością dla płci przeciwnej,
przesadzając także i w tym względzie. Taka rywalizacja o wysoką pozycję wśród innych
mężczyzn pośrednio przyczynia się jednak i do sukcesów na polu erotycznym, ponieważ
wzrost statusu społecznego mężczyzny jest nie tylko skutkiem, lecz i przyczyną zwiększenia
ich dostępu do atrakcyjnych kobiet.
Fakt, że mężczyźni stosują tego rodzaju taktykę głównie w kontekście kontaktów
przelotnych, zdaje się przemawiać za hipotezą „seksownego syna”. Mężczyźni pokazujący
kobietom swoją dziarskość i dotychczasowe zdobycze sygnalizują swoją atrakcyjność dla
kobiet w ogóle. Pusząc się swą męskością niczym paw ogonem, podwyższają być może
szanse spłodzenia synów, którzy będą atrakcyjni dla kobiet następnego pokolenia.
Tak czy owak, okazywanie brawury i pewności siebie jest istotnym elementem
samczych taktyk seksualnych także u innych gatunków. Zdarza się jednak i tak, że tego
rodzaju taktyki „kolegów” są sprytnie wykorzystywane przez inne samce. Na przykład samce
pewnego gatunku żab kucają przy brzegu i wabią samice głośnym rechotem. Starają się
rechotać jak najgłośniej, ponieważ natężenie wydawanych dźwięków świadczy o fizycznej
krzepkości samca i decyduje o jego atrakcyjności dla samic. W istocie samce starają się
„zarechotać” konkurentów i jest to ich główna strategia pozyskiwania partnerki. Fizycznie
słabsze samce, zdominowane przez właścicieli potężnych basów, stosują jednak zupełnie inną
„strategię satelity”. Siedzą w pobliżu wysilającego się basisty, lecz same nie wydają głosu.
Czekają na zbliżającą się samicę i przechwytują ją, odbywając ukradkową kopulację podczas
koncertu w wykonaniu dominującego samca (Joward, 1981). Podobną strategię satelity
można spotkać i u ludzi, czego ilustracją jest komedia Woody Allena, w której gra on rolę
wymoczkowatego plemnika. Przygląda się zażartej walce o dostęp do cennego jaja, toczonej
przez dwa potężne plemniki w typie macho, a kiedy już oba padną do cna wyczerpane walką,
Woody wychyla się zza kurtyny, gdzie się ukrywał, i pospiesznie wskakuje do cennego jaja.
W jednym z naszych badań pytaliśmy badanych, co zrobiliby, aby pozyskać partnera
czy partnerkę aktualnie zaangażowanych w inny związek (Schmitt i Buss, w przygotowaniu).
Jedną z najczęstszych propozycji było dołączenie do pary jako jej „przyjaciel/przyjaciółka” i
poczekanie na korzystny dla siebie rozwój wydarzeń.
Rzadziej używaną przez samców strategią kłusowania jest udawanie, że są samicami.
Strategia ta jest używana przez samce bassa słonecznego zamieszkującego jeziora
kanadyjskiego stanu Ontario - małe samce przybierają barwę samicy, co umożliwa im
dostanie się bez przeszkód na terytorium dużego dominującego samca i zapłodnienie
złożonego tam przez samice skrzeku. Taktyką stosowaną niekiedy wśród ludzi jest natomiast
udawanie homoseksualizmu przez mężczyzn, co umożliwia im łatwy dostęp do kobiet i
ewentualną konsumpcję seksualną pod nieobecność dominującego mężczyzny. Jest to jednak
taktyka stosowana bardzo rzadko.
Polepszanie wyglądu
Tak jak skuteczność męskich taktyk pozyskiwania partnerki uzależniona jest od
ujawniania przez nich właściwości pożądanych przez kobiety, tak skuteczność taktyk
kobiecych polega na demonstrowaniu cech upragnionych przez mężczyzn. Przede wszystkim
więc - na pokazywaniu wskaźników własnej wartości reprodukcyjnej - urody, zdrowia i
młodości.
Stąd też tak poważną rolę u kobiet odgrywa troska o własny wygląd fizyczny, czego
świadectwem może być rozkwit przemysłu kosmetycznego, którego głównymi klientkami są
kobiety. W czasopismach kobiecych ukazuje się mnóstwo ogłoszeń o cudownych bądź
przynajmniej nowych środkach kosmetycznych, których nie znajdziemy w czasopismach
przeznaczonych dla mężczyzn. Te ostatnie reklamują raczej samochody, wyposażenie stereo
czy napoje alkoholowe, a jeżeli już znajdzie się tam jakieś ogłoszenie związane z wyglądem
fizycznym, dotyczy ono sprzętu kulturystycznego, a nie kosmetyków.
Stosowane przez kobiety strategie pozyskiwania mężczyzn polegają nie tyle na
pokazywaniu swojego prawdziwego wyglądu, ile na staraniach, by wyeksponować i
zaprezentować takie swoje cechy, które odpowiadają kryteriom urody, wykształconym u
mężczyzn. Ponieważ rumieńce znamionują zdrowie, kobiety malują policzki, by przyciągnąć
uwagę mężczyzn. Ponieważ mężczyzn pociąga gładka czysta skóra, kobiety stosują przeróżne
kremy, pudry, maseczki kosmetyczne i poddają się operacjom usuwania zmarszczek.
Ponieważ mężczyźni mają upodobanie do błyszczących włosów, kobiety szczotkują,
rozjaśniają i farbują włosy, starając się je wzmocnić za pomocą piwa, żółtka czy lakierów.
Ponieważ wydatne czerwone wargi wzbudzają w mężczyznach pożądanie, kobiety używają
szminek, a niektóre nawet zastrzyków kolagenowych, skoro zaś mężczyznom podobają się
piersi jędrne i krągłe - kobiety poddają się stosownym operacjom chirurgicznym
poprawiającym ich wygląd.
Licznych świadectw na to, jak wielką wagę przykładają kobiety do wyglądu
fizycznego, dostarczają też badania psychologiczne. Zarówno nowo poślubione kobiety, jak i
studentki, dwudziestokrotnie częściej niż mężczyźni donoszą o stosowaniu kosmetyków, a
dziesięciokrotnie częściej - o uczeniu się nowych sposobów stosowania kosmetyków.
Dwukrotnie częściej niż mężczyźni przechodzą na dietę, która ma poprawić ich figurę, i
spędzają ponad godzinę dziennie na zabiegach poświęconych poprawie wyglądu. Kobiety
dwukrotnie częściej chodzą do fryzjera i o połowę czasu więcej niż mężczyźni poświęcają na
opalanie się, aby nabrać zdrowego wyglądu. Wreszcie zabiegi, które mają na celu poprawę
wyglądu, są dwukrotnie bardziej skutecznymi taktykami pozyskiwania partnera, kiedy
stosowane są przez kobiety, niż przez mężczyzn (Schmitt, Buss, 1996). Mężczyźni
przykładający dużą uwagę do własnego wyglądu mogą wręcz obniżyć swoje szanse w oczach
kobiet, ponieważ duża troska o wygląd budzi w wypadku mężczyzny podejrzenia o
homoseksualizm czy narcyzm (Dawkins, 1976; Symons, 1979; Buss, Chiodo, 1991).
Kobiety używają także całego szeregu zabiegów mniej lub bardziej wprowadzających
w błąd co do prawdziwego swego wyglądu. Noszą sztuczne paznokcie, by ich dłonie
wydawały się dłuższe, wysokie obcasy, by nogi wyglądały na dłuższe i szczuplejsze, ubrania
ciemne lub w pionowe paski, by szczupłej wyglądać, wywatowane ubiory, by figura
wyglądała na pełniejszą. Wciągają też brzuchy, by wyglądać szczupłej i farbują włosy, by
wyglądać młodziej. Polepszanie wyglądu może więc zawierać sporo elementów
wprowadzania płci przeciwnej w błąd. Tego rodzaju zabiegi są uważane przez badanych za
skuteczniejszą taktykę pozyskiwania partnera kontaktów przelotnych niż trwałych, a w obu
tych kontekstach uważane za skuteczniejsze w wypadku stosowania ich przez kobiety.
Kobiety zdają sobie oczywiście sprawę z ważności wyglądu fizycznego. Wywiady z
klientkami barów dla samotnych pokazały, że wiele z nich przed wizytą w takim barze
„poddaje swój wygląd generalnej renowacji: bierze kąpiel, myje włosy, nakłada świeży
makijaż i trzykrotnie przebiera się przed lustrem, zanim wreszcie podejmie decyzję, co na
siebie włożyć. Wygląd jest dla nas o wiele ważniejszy niż dla facetów, którzy nie muszą się
tak bardzo przejmować tym, jak wyglądają” (Allan, Fishel, 1979, s. 152). Zdolność do
przyciągania wzroku mężczyzn sygnalizuje wysoką atrakcyjność i pociąga za sobą awanse
całej puli kandydatów. Im więcej jest zainteresowanych, tym bardziej kobieta może wybierać
i tym lepszego kandydata może do siebie przyciągnąć.
Kobiety nie tylko starają się poprawić własny wygląd, próbują też pogorszyć w oczach
mężczyzn wygląd rywalek, wskazując, że tamte są grube, brzydkie i bezkształtne. Ta taktyka
zwalczania rywalek jest skuteczniejsza w kontekście kontaktu przelotnego, niż trwałego. W
obu kontekstach jest skuteczniejszą w wypadku kobiet. Kobiety adresują też tego typu
zachowania nie tylko w odniesieniu do mężczyzn, lecz i samych rywalek. Jedna z badanych
klientek baru dla samotnych opowiadała, że ma zwyczaj wymownego przyglądania się
natapirowanym włosom czy wystudiowanej i skomplikowanej fryzurze rywalki i wręczania
jej szczotki do włosów. Tego rodzaju cios często powodował całkowite wycofanie się
„rywalki” i przeniesienie się do innego baru.
Dewaluacja wyglądu rywalki zyskuje na skuteczności, kiedy ma charakter publiczny.
Mężczyźni starają się bowiem unikać kontaktów erotycznych z kobietami uważanymi za
nieatrakcyjne przez innych. Kontakty takie oznaczają bowiem dla nich obniżenie ich
własnego statusu społecznego i opinii w oczach innych (Buss, w przygotowaniu b), narażają
na wyśmianie i upokorzenia. Jeden z naszych badanych studentów opowiadał, jak koledzy z
akademika długo stroili sobie z niego żarty, kiedy wyszło na jaw, że przespał się z bardzo
brzydką koleżanką. Publiczne i przekonywające podważenie atrakcyjności wyglądu jest więc
bardzo skutecznym sposobem zwalczania konkurencji przez kobiety w kontekście kontaktów
przelotnych - skutecznie odstrasza mężczyzn, z wyjątkiem sytuacji, kiedy liczą oni na
przelotny kontakt, którego inni ludzie nie będą świadomi. Na to jednak liczyć trudno,
zważywszy powszechność ludzkiego zafascynowania tematem „kto z kim sypia”.
Ponieważ
atrakcyjność
fizyczna
jest
łatwa
do
zaobserwowania,
obniżanie
atrakcyjności wyglądu rywalki działa na zasadzie kierowania uwagi mężczyzn na przywary
urody, które mogłyby ich uwadze umknąć - grube uda, długi nos, krótkie palce czy
asymetryczna twarz. Nikt nie jest pozbawiony mniejszych czy większych usterek i skupienie
na nich uwagi czyni je większymi i ważniejszymi, szczególnie jeżeli uda się przy tym
udowodnić także próby ich ukrycia. Kobiety wykorzystują też fakt, że nasze oceny urody
pozostają pod silnym wpływem ocen wydawanych przez innych (Graziano, Jensen-Campbell,
Shebilske, Lundgren, 1993). Świadomość, że inni uważają kobietę za brzydką, powoduje
obniżenie jej spostrzeganej urody, a także obniżenie jej ogólnej wartości jako ewentualnej
partnerki.
Wzajemna rywalizacja kobiet o partnerów za pomocą własnego wyglądu jest
bezlitośnie wykorzystywana przez przemysł kosmetyczny. Jeżeli jedna kobieta podda się
jakiemuś upiększającemu zabiegowi, już sam fakt, że obniża w ten sposób szansę
pozostałych, nasila szansę, że i one będą chciały poddać się temu samemu zabiegowi.
Współzawodnictwo to - nakręcane przez technologie i masową skalę cywilizacji
współczesnego Zachodu - powoduje, że kobiety poświęcają swemu wyglądowi więcej czasu i
pieniędzy niż kiedykolwiek przedtem w historii ludzkości. Nigdy przedtem prezentowanie
wizualnych wzorców urody nie było możliwe na tak masową skalę.
Dziennikarka Naomi Wolf zarzuciła massmediom kreowanie fałszywego wzorca
urody,
„mitu
piękności”,
celem
ekonomicznego,
politycznego
i
seksualnego
podporządkowania kobiet i zniszczenia w ten sposób zdobyczy ruchu feministycznego. „Mit
piękności” ma jakoby opierać się na zupełnie arbitralnych, dowolnie wybranych cechach i
służyć zniewoleniu kobiet, a podobnym celom służyć ma też chirurgia plastyczna (Wolf,
1991, s. 11). Cały przemysł kosmetyczny, kosmetyczno-chirurgiczny i dietetyczny, przez
który przepływa strumień pięćdziesięciu trzech miliardów dolarów rocznie, oskarżany jest o
tworzenie i wtłaczanie w głowy kobiet sztucznego mitu piękności, by je zniewolić i
„utrzymać w szeregu”. To nie mity jednak bywają siłą sprawczą zdarzeń, lecz ludzie, którzy
w nie wierzą. Twierdzenie, że przemysł kosmetyczny tworzy sztuczny mit piękności po to, by
żerować na kobiecej naiwności, opiera się na niezbyt pochlebnych poglądach na temat
kobiecej natury. Zakłada, że kobiety w gruncie rzeczy są naiwne i głupie, pozbawione
własnych upodobań i indywidualności, że bezrefleksyjnie ulegają złudzeniom wtłaczanym im
do głowy przez „struktury władzy” po to, by kobiety sobie podporządkować.
Psychologia ewolucjonistyczna pozwala inaczej spojrzeć na zachowanie kobiet i to w
sposób bardziej pochlebny dla nich samych. Kobiety wcale nie ulegają jakiemuś sztucznemu,
wymyślonemu mitowi urody z powodu „prania mózgów” przez massmedia. Stosując różne
upiększające środki, zupełnie rozsądnie odwołują się do rzeczywiście istniejących męskich
upodobań. Dostosowując swój wygląd do męskich upodobań, zapewniają sobie stopień
kontroli nad decyzjami mężczyzn większy, niż gdyby nie zwracały uwagi na męskie
preferencje. Nie są więc bezbronnymi ofiarami specjalistów od reklamy z Madison Avenue,
lecz wykorzystują współczesne dostępne na rynku technologie i środki celem zwiększenia
własnych szans na pozyskanie wartościowych partnerów. W kontekście związków
długotrwałych manipulowanie własnym wyglądem nie jest zresztą ani najważniejszą, ani
jedyną taktyką pozyskiwania partnera. Jak zobaczymy, w grę wchodzi także ujawnianie
lojalności, sygnalizowanie wspólnoty interesów i własnej inteligencji. Z pewnego punktu
widzenia mnogość środków upiększających raczej powiększa, niż pomniejsza swobodę
kobiecych wyborów.
Niezależnie od tej argumentacji przyznać jednak trzeba, że przemysł reklamowy
wyrządza kobietom oczywiste szkody. Bombarduje je nierealistycznie zawyżonymi
standardami piękna, nieosiągalnymi dla przeciętnego śmiertelnika, obniżając w ten sposób
samoocenę kobiet i ich poczucie bezpieczeństwa. Nasila koncentrację na samym wyglądzie, a
pomniejsza rolę innych zalet również pożądanych przez mężczyzn, takich jak lojalność,
charakter i inteligencja. Sprowadzając wszystko do samej tylko urody, przemysł reklamowy
może więc powodować zniekształconą orientację kobiet w tym, czego mężczyźni naprawdę
od nich pragną. Wszystkie współcześnie żyjące kobiety są zwyciężczyniami konkursu
piękności, który rozwijał się przez miliony lat ewolucji naszego gatunku i jego poprzedników.
Każda przodkini każdej z czytelniczek i czytelników tych słów była na tyle piękna, że
pozyskała sobie partnera i jego zaangażowanie pozwalające dochować się potomstwa. Każdy
praprzodek był wystarczająco przystojny, by pozyskać partnerkę, dzięki której mógł
przekazać swoje geny następnemu pokoleniu. Wszyscy jesteśmy wytworem długiej i
nieprzerwanej linii sukcesu reprodukcyjnego.
Okazywanie wierności
Zważywszy ogromną rolę, którą mężczyźni przywiązują do wierności stałych
partnerek, sygnalizowanie przez kobietę własnej wierności winno być istotnym elementem
taktyki pozyskiwania partnera. Wierność oznacza bowiem realizację długo-, a nie
krótkoterminowych celów z jednym tylko mężczyzną, który nie zostanie przez kobietę
oszukany.
Oczekiwanie to potwierdzają wyniki badań zarówno nad nowożeńcami, jak i
studentkami. Dochowywanie wierności, unikanie kontaktów seksualnych z innymi
mężczyznami i okazywanie wyłączności to trzy najskuteczniejsze taktyki (na sto trzydzieści
badanych) pozyskiwania stałego partnera przez kobiety. Wszystkie zyskały sobie ocenę
powyżej 6,5 na siedmiostopniowej skali skuteczności. I nic dziwnego, wierność kobiety
stanowi bowiem rozwiązanie jednego z najważniejszych problemów mężczyzny - pewności
własnego ojcostwa wspólnie chowanych dzieci. Centralne znaczenie wierności ujawniają
również stosowane przez kobiety sposoby „podkopywania” konkurencji. Podawanie w
wątpliwość zdolności rywalki do dochowania wierności jednemu mężczyźnie oceniane było
przez mężczyzn jako w ogóle najskuteczniejsza taktyka obniżania wartości rywalki przez
kobietę. Pośród 10% najskuteczniejszych taktyk znajdują się też wypowiedzi, że rywalka jest
bardzo liberalna w swoich obyczajach seksualnych, że jest zbyt swobodna w kontaktach z
mężczyznami i że spala z wieloma. Nasze badane utrzymywały też, że ta taktyka zwalczania
konkurencji częściej jest stosowana przez kobiety niż przez mężczyzn (Buss, Dedden, 1990).
Taktyka ta może jednak dać skutki odwrotne do zamierzonych, jeżeli mężczyzna
poszukuje kontaktu jedynie przelotnego. Aktorka Mae West zauważyła nie bez słuszności:
„Mężczyźni lubią kobiety z przeszłością, bo mają nadzieję, że historia się powtórzy”.
Promiskuityzm partnerki nie przeszkadza mężczyznom w kontaktach przelotnych, a nawet
może być pożądany jako czynnik podnoszący szanse ich własnego sukcesu, odsuwający zaś
niebezpieczeństwo trwałego zaangażowania. Tak więc posądzanie rywalki o promiskuityzm
jest skuteczną taktyką pomniejszania jej szans wtedy, kiedy poszukuje ona męża, ale nie
przelotnego partnera.
Różnica upodobań mężczyzny adresowanych do partnerek związków przelotnych i
stałych komplikuje więc taktyki postępowania kobiet. Jeżeli kobieta błędnie odczyta
zainteresowanie mężczyzny jako przelotne, gdy jest ono trwałe, bądź też odwrotnie,
stosowane przez nią sposoby postępowania mogą dać skutek odwrotny do zamierzonego.
Podkreślanie promiskuityzmu rywalki jest więc skuteczną taktyką jej zwalczania, kiedy ma
się pewność, że mężczyzna zainteresowany jest pozyskaniem żony, a nie partnerki przelotnej.
Z reguły jednak raczej trudno mieć taką pewność.
Mężczyźni bardziej boją się niewierności kobiet, niż kobiety niewierności mężczyzn,
co znajduje odbicie w fakcie, że liczne języki zawierają więcej określeń kobiety niż
mężczyzny skłonnego do promiskuityzmu. Na przykład w angielskim naliczyć można ponad
pięćdziesiąt takich określeń, którymi Angielki obrzucają Francuzki (w anglojęzycznych
utworach literackich): harlot, whore, sow, bawd, strawgirl, tumbler, mattressback,
windowgirl, galley-wench, fastfanny, nellie, nightbird, shortheels, bumbessie, furrowbutt,
coxswain, conycatcher, tart, arsebender, canvasback, hipflipper, hardtonguer, bedbug, breechdropper, giftbox, craterbutt, pisspallet, narycherry, poxbox, flapgap, codhop-per,
bellylass, trollop, joygirl, bumbacon, strumpet, slattern, chippie, pipecleaner, hotpot,
backbender, leasepiece, spreadeagle, susage grinder, cornergirl, codwin-ker, nutcracker,
hedgewhore, fleshpot, cotwarmer, hussy, stumpthumper (Barth, 1987).
Podobną liczbę określeń zawiera język francuski. Te są oczywiście używane ze
szczególnym upodobaniem przez Francuzki w odniesieniu do Angielek. Prawie wszystkie
znajdują zastosowanie jedynie w odniesieniu do kobiet, a znaczna ich większość częściej jest
używana przez kobiety niż mężczyzn. W dodatku określenia tego rodzaju zastosowane w
odniesieniu do mężczyzny wcale nie muszą być negatywne, a często wyrażają wręcz podziw i
zazdrość (jak np. Don Juan czy nawet uwodziciel).
Różnice skuteczności taktyk szkodzenia konkurentkom w zależności od długo - bądź
krótkofalowych celów mężczyzny dotyczą także udawania niedostępności. Odgrywanie roli
osoby trudnej do zdobycia postrzegane jest jako taktyka skuteczniejsza w wykonaniu kobiet
niż mężczyzn, szczególnie w kontekście związku trwałego, a nie przelotnego (Buss, 1988a;
Schmitt, Buss, 1996). Wynik ten świetnie pasuje do poprzednio omówionych strategii
seksualnych zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Odgrywanie roli fortecy trudnej do zdobycia
sygnalizuje w kontekście małżeństwa zarówno wierność, jak i wysoką Wartość.
Zaprezentowanie siebie jako łatwej do zdobycia mogłoby oczywiście sygnalizować
mężczyźnie, że dana kobieta jest łatwa do zdobycia nie tylko dla niego, lecz i dla wszystkich
pozostałych. Studenci uważają, że kobiety łatwe do zdobycia rozpaczliwie gonią za partnerem
i mogą roznosić choroby weneryczne, a więc odczytują to jako oznakę zarówno niskiej
wartości, jak i promiskuityzmu (Hatfield, Rapson, 1993).
Inne badania pokazały, że odgrywanie roli kobiety trudnej do zdobycia jest najbardziej
skuteczną taktyką pozyskiwania partnera, kiedy stosowana jest ona wybiórczo - kiedy kobieta
sprawia wrażenie ogólnie trudnej do zdobycia, ale względnie dostępnej dla wybranego
partnera (Hatfield, Walster, Piliavin, Schmidt, 1973). Kobieta może na przykład publicznie
odrzucać awanse wszystkich ubiega-jących się z wyjątkiem upatrzonego kandydata, co temu
ostatniemu jasno pokazuje, że pozyskać może coś, co niedostępne jest innym, i że ewentualna
wybranka pozostanie mu wierna w przyszłości. Skuteczne posługiwanie się tą taktyką
wymaga więc od kobiety sprawiania wrażenia, że jest twierdzą trudną do zdobycia, choć
jednocześnie jest w tej twierdzy specjalna furtka dla jej wybranka. Taktyka trudnej do
zdobycia twierdzy z jednej strony podnosi wartość kobiety i sygnalizuje wierność, a więc
dobrze pasuje do męskich upodobań. Z drugiej zaś strony przynosi ona też korzyści kobiecie,
pozwala bowiem sprawdzić gotowość mężczyzny do inwestowania własnych zasobów w jej
zdobycie.
Kobiety z bogatą historią przelotnych kontaktów mogą jednak mieć kłopoty z
zaprezentowaniem siebie jako osoby lojalnej, oddanej i rokującej wierność w przyszłości.
Pozyskiwanie partnerów nie odbywa się w społecznej próżni, a ludzie wykazują zwykle wiele
zainteresowania seksualnymi obyczajami swoich bliźnich, czego świadectwem mogą być
zarówno codzienne rozmowy, jak i rubryki towarzyskie w gazetach, kipiące informacjami na
temat tego, kto z kim się zadaje. W trosce o swoje długofalowe interesy, kobiety starają się
więc unikać reputacji osoby o swobodnych obyczajach seksualnych.
W środowisku stosunkowo niewielkich grup, w którym wykształciliśmy jako gatunek,
ukrycie częstych kontaktów przelotnych musiało być praktycznie niemożliwe, a ewentualne
szkody na reputacji - prawie nieodwracalne. Na przykład wśród Indian Ache każdy w wiosce
wie, kto spał z kim, i możliwość ewentulnego oszukania partnera jest po prostu żadna. Kiedy
antropolog-mężczyzna zapytał mężczyzn plemienia, kto spał z kim, a antropolog-kobieta
zapytała o to samo kobiety, uzyskane przez nich relacje okazały się bez wyjątku zgodne (Kim
Hill, informacja osobista, 1991). Współczesna cywilizacja zachodnia, z towarzyszącą jej
wielką ruchliwością przestrzenną i anonimowością wielkich miast, oczywiście umożliwia
ludziom podreperowanie reputacji i rozpoczęcie życia na nowo w nowym środowisku, gdzie
można wiarygodnie przedstawić siebie jako wzór wierności.
Posługiwanie się sygnałami seksualnymi
Większość mężczyzn pragnie w kontaktach przelotnych jednego - seksu z
atrakcyjnymi kobietami. Stąd też kobiece sygnały własnej dostępności seksualnej mają w tym
kontekście dużą siłę oddziaływania. Badania nad studentami wykazują, że zaakceptowanie
seksualnych awansów mężczyzny jest dla kobiety najskuteczniejszym sposobem pozyskania
przelotnego partnera. Niemalże równie skuteczna jest jej własna inicjatywa - bezpośrednie
zaproszenie do kontaktu seksualnego za pomocą słów, gestów czy uwodzicielskiego sposobu
zachowania, bądź też ujawniania własnego liberalnego stosunku do kontaktów seksualnych.
Wszystkie te zachowania są oceniane jako skuteczniejsze przy pozyskiwaniu partnera
przelotnego niż trwałego, a w kontekście kontaktów przelotnych - jako skuteczniejsze u
kobiet niż u mężczyzn.
Potwierdzają to badania mężczyzn w barach dla samotnych, gdzie poproszono ich o
ocenę skuteczności stu trzech taktyk przyciągania partnera przez kobietę. Za najbardziej
skuteczne uważali oni takie zachowania, jak ocieranie biustu lub brzucha o mężczyznę,
uwodzicielskie wpatrywanie się weń, zakładanie mu rąk na szyję, przejeżdżanie dłońmi po
jego włosach, ściąganie ust i przesyłanie całusów, ssanie słomki lub palca, pochylanie się
celem wyeksponowania własnych piersi lub przeginanie się celem wyeksponowania własnych
wypukłości. Im bardziej czytelny jest seksualny charakter jakiegoś gestu, tym bardziej jest on
uważany przez mężczyzn za skuteczną technikę uwodzenia. Dokładnie na odwrót uważają
kobiety, dla których otwarcie seksualne gesty mężczyzny są odpychające. Na przykład
ocieranie się piersią czy brzuchem o partnera oceniane jest przez mężczyzn na poziomie 6,07
(na skali 7-stopniowej, wyższą pozycję zajmuje tylko otwarta zgoda na seks), a przez kobiety
- jedynie na poziomie 1,82, co wskazuje na całkowitą nieskuteczność tego gestu w wykonaniu
mężczyzny.
Inną bardzo skuteczną taktyką pozyskiwania partnera przelotnego jest dla kobiet
useksualnienie własnego wyglądu. Mężczyźni z barów dla samotnych bardzo wysoko
oceniają skuteczność takich zabiegów, jak noszenie obcisłej lub przezroczystej garderoby
uwydatniającej seksualne wdzięki, głęboki dekolt, pozwalanie bluzce na zsunięcie się z
ramienia, uwodzicielski taniec, kołysanie biodrami czy chodzenie z wypiętą piersią. Podobne
wyniki uzyskała antropolog Elizabeth Cashdan, stwierdzając, że kobiety poszukujące partnera
przelotnego odziewają się w bardziej skąpe stroje niż kobiety starające się pozyskać partnera
na stale (Cashdan, 1993).
Dowodem skuteczności zabiegów kobiety seksualizujących jej wygląd są też badania,
w których mężczyźni i kobiety oglądali zdjęcia osób płci przeciwnej ubranych w stroje o
różnych stopniu obcislości i odkrywające mało bądź wiele nagiego ciała. Badani oceniali
atrakcyjność każdej pokazywanej im osoby jako partnera małżeństwa, umawiania się na
randkę bądź kontaktu jedynie seksualnego. Mężczyźni uważali kobiety ubrane skąpo lub w
obcisłe stroje za bardziej atrakcyjne kandydatki do kontaktu seksualnego i randki, ale nie
małżeństwa. Kobiety natomiast uważały mężczyzn ubranych w taki sposób za mniej
atrakcyjnych we wszystkich trzech kontekstach, ponieważ ten rodzaj ubioru sygnalizuje
zainteresowanie właściciela wyłącznie przelotnym seksem (Hill, Nocks, Gardner, 1987).
Seksualizację wyglądu można często napotkać w barach dla samotnych - badacze
donoszą, że klientki tych barów „często zachowują się, jakby były na wystawie, wypinając
piersi, wciągając brzuchy, gładząc swoje włosy i ramiona”. Czasami potrafią wyglądać
„sexy” w takim stopniu, że mężczyźni nie są stanie w ogóle niczego innego zauważyć, jak to
opisują ci sami badacze, relacjonując zachowanie pewnej bardzo szczupłej piękności o
wydatnych piersiach:
Często mówiła rzeczy zupełnie pozbawione sensu i chichotała nerwowo. Zdawało się
to jednak wcale nie przeszkadzać mężczyznom, z którymi rozmawiała w barze - ci pochłonięci
byli bez reszty obserwacją jej piersi i sposobu, w jaki je wypinała i eksponowała, pochylając
się do przodu. Niektórzy mężczyźni mówili nam, że prawie nie słyszeli treści wypowiadanych
przez nią słów, a w każdym razie nie zwracali na nie żadnej uwagi. Wyglądało na to, że o
wiele bardziej woleli przyglądać się jej biustowi, niż słuchać tego, co mówi (Allan i Fishel,
1979, s. 137, 139).
Skuteczną taktyką przyciągania męskiej uwagi jest też nawiązywanie przez kobietę
kontaktu wzrokowego. Mężczyźni uważają wpatrywanie się im w oczy przez nieznajomą za
jedną ze skuteczniejszych taktyk pozyskania ich na partnera przelotnego kontaktu. Kobiety
uważały jednak tę taktykę za jedynie umiarkowanie skuteczną w wykonaniu mężczyzny (w
połowie siedmiostopniowej skali). Inicjowanie kontaktu wzrokowego przez kobietę zdaje się
więc być dla mężczyzn sygnałem jej dostępności seksualnej, a mężczyźni są mocno
wyczuleni na wszelkie oznaki tego rodzaju. W jednym z badań nagrywano przebieg kontaktu
mężczyzny z nieznajomą kobietą, która w pewnym momencie spoglądała mu z uśmiechem w
oczy (Abbey, 1982). Badanym odtwarzano zapis tego kontaktu i proszono ich o ocenę jej
intencji. Choć kobiety oceniały zachowanie aktorki jako wyraz jedynie przyjazności,
mężczyźni to samo zachowanie uważali za uwodzicielski objaw erotycznego zainteresowania.
Z uwagi na taką męską interpretację nawiązywania; kontaktu wzrokowego przez kobietę,
zachowanie to może być skuteczniejszym sposobem pozyskiwania zainteresowania partnera
przelotnego niż stałego. W wypadku tego ostatniego skuteczniejsze może być unikanie
kontaktu wzrokowego, sygnalizujące mężczyźnie niedostępność i brak zainteresowania
przelotnym seksem.
Tak jak sygnalizowanie seksualnej dostępności jest kobiecą taktyką pozyskiwania
przelotnego partnera, tak kwestionowanie dostępności jest kobiecą taktyką zwalczania
konkurencji w kontekście takich kontaktów. Studentki na przykład starają się zdeprecjonować
rywalki, tłumacząc mężczyźnie, że „tamta” tylko udaje i zabawia się mężczyznami, a w
rzeczywistości jest oziębła i nie interesuje się seksem. Usiłują więc przekonać mężczyznę, że
niepotrzebnie traci czas i energię, gdyż i tak nie uzyska u rywalki tego, o co mu idzie. Ta
strategia zwalczania konkurencji częściej stosowana jest przez kobiety niż mężczyzn. Kobiety
nierzadko twierdzą, że ich rywalki są ozięble, pruderyjne i purytańskie. Strategia ta nie jest
skuteczna w wypadku inicjowania trwałego związku, choć dobrze działa w kontekście
kontaktów przelotnych, ponieważ kwestionowanie seksualnej dostępności rywalki sygnalizuje
mężczyźnie bezowocność jego wysiłków.
Informowanie, że rywalka tylko zabawia się mężczyznami, próbując ich „rozpalić do
białości”, ma też z punktu widzenia kobiety i ten walor, że wcale nie sygnalizuje wierności
rywalki na dłuższą metę. Przeciwnie, sugeruje raczej nielojalność i wykorzystywanie
udawanej dostępności seksualnej celem pozyskania od mężczyzny korzyści, które nie zostaną
potem „opłacone” rzeczywistym kontaktem seksualnym. Mężczyźni unikają oziębłości i
skłonności do manipulacji także u stałych partnerek. Stąd też taktyka deprecjonowania
rywalki za pomocą insynuacji, że faktycznie tylko udaje ona dostępność seksualną, by
wycofać się, gdy „przyjdzie co do czego”, jest skuteczna w zwalczaniu konkurencji w
kontaktach przelotnych, a równocześnie i ewentualnych kontaktach trwałych.
Mae West wyraziła się kiedyś, że inteligencja jest wielką zaletą kobiety, pod
warunkiem, że potrafi ją ukryć. Zdaje się to być prawdą w odniesieniu do pozyskiwania
partnerów przelotnych. Kobiety często odgrywają rolę istot uległych, bezbronnych, a nawet
głupich, celem pozyskania przelotnego partnera - pozwalają mu przejmować inicjatywę w
rozmowie, udają roztrzepanie i naiwność. Studenci uważają tego rodzaju taktyki za
umiarkowanie skuteczne w pozyskiwaniu mężczyzny dla kontaktu przelotnego, choć za
zupełnie nieskuteczne w pozyskiwaniu stałego partnera (średnie oceny 3,35 i 1,62 na
siedmiostopniowej skali skuteczności). Ujawnianie bezradności i uległości przez mężczyzn
jest natomiast wybitnie nieskutecznym środkiem pozyskiwania partnerek zarówno
przelotnych, jak i stałych (średnie oceny skuteczności: 1,60 i 1,31).
Uległość kobiety sygnalizuje mężczyźnie, że nie musi się obawiać jej wrogiej reakcji
na własne awanse (Givins, 1978), że ma jej pozwolenie na zapoczątkowanie kontaktu.
Rozszerza to znacznie pulę ewentualnych kandydatów o tych, którzy są niezbyt odważni czy
wytrwali, powiększając możliwości dokonywania wyborów przez kobietę i szansę wybrania
sobie lepszego partnera. Uległość może też sygnalizować mężczyźnie, że bez trudu zapanuje
nad kobietą i podporządkuje ją swym pragnieniom. Ponieważ w kontekście kontaktów
przelotnych pragnienia te mają charakter głównie seksualny, uległość sygnalizuje zwiększoną
dostępność seksualną kobiety i możliwość seksu bez kosztów zaangażowania. Stereotyp
„głupiej blondynki” może jednak wprowadzać w błąd - taki sposób prezentowania siebie
przez kobietę sygnalizuje nie tyle brak inteligencji, ile brak barier w dostępie do niej, także
seksualnym.
Sygnalizowanie nasilonej dostępności seksualnej bywa częścią rozleglejszej intrygi w
celu pozyskania przez kobietę trwałego partnera. Czasami jedynym sposobem kobiety na
przyciągnięcie początkowej uwagi mężczyzny jest oferowanie łatwego dostępu seksualnego,
pozornie niepociągającego za sobą żadnych kosztów z jego strony. Jeżeli koszty zdają się
wystarczająco małe, mężczyzna zostaje bez trudu przywabiony do kontaktu wyglądającego na
przelotny. Kiedy już kontakt taki zostanie nawiązany, kobieta może na różne sposoby
uzależniać mężczyznę od siebie, stale podnosząc jego korzyści z pozostania, a koszty z
opuszczenia związku. Tak więc to, co początkowo wyglądało na seks bez zobowiązań,
posłużyć może w istocie jako wabik służący powiększaniu zaangażowania mężczyzny.
Ponieważ mężczyźni są tak bardzo nastawieni na pozyskiwanie seksu przelotnego, kobiety
mogą wykorzystywać ten mechanizm celem zwabienia ich do trwałego związku.
PRZYCIĄGANIE PARTNERA
Mężczyźni posługują się podobną taktyką, próbując pomniejszyć niesione przez siebie
koszty, kiedy poszukują partnerki na stałe. Tak jak kobiety wabią za pomocą seksu, tak
mężczyźni wabią za pomocą objawów zaangażowania.
Odmienność celów kobiet i mężczyzn
Sukces w pozyskaniu partnera zależy nie tylko od trafnego odczytania jego długobądź krótkofalowych intencji, ale i od przelicytowania konkurencji. Stąd też zarówno
mężczyźni, jak i kobiety nie tylko starają się podnieść atrakcyjność własną, lecz także obniżyć
atrakcyjność rywali. Ten pierwszy cel osiągany jest, jak widzieliśmy, przez pokazywanie
właściwości poszukiwanych przez płeć przeciwną, cel drugi - przez wskazywanie tych
„właściwości rywala, których płeć przeciwna unika, bądź przez deprecjonowanie jego/jej
właściwości poszukiwanych.
Zarówno mężczyźni, jak i kobiety mogą ponosić znaczne straty wskutek strategii
stosowanych przez płeć przeciwną, szczególnie w kontaktach przelotnych. Mężczyźni mogą
udawać zasoby i status, których nie mają, bądź zaangażowanie, pewność siebie i życzliwość,
których nie czują, by tylko zapewnić sobie seksualny dostęp do kobiety. Kobiety, które dają
się na to nabrać, oferują wartościowe dobro w postaci seksu poniżej jego rzeczywistej ceny.
Odpłacają mężczyznom, nalegając na poważniejsze dowody zaangażowania uczuciowego
bądź udając zainteresowanie kontaktem jedynie przelotnym, kiedy chcą pozyskać partnera na
stałe. Niektórzy mężczyźni dają się zwabić, a ryzyko takie wliczone jest w koszty gry o seks
przelotny.
Posługiwanie się przynętą seksualnej dostępności, choć niewątpliwie bardzo skuteczne
w pozyskiwaniu partnerów przelotnych, jest też jednak strategią bardzo ryzykowną dla
kobiety zainteresowanej związkiem trwałym. Mężczyźni starają się, bowiem za wszelką cenę
unikać niewierności i promiskuityzmu u swoich stałych partnerek. Kobiety zmuszone są, więc
do posługiwania się innymi strategiami przy poszukiwaniu partnera przelotnego, a innymi
przy pozyskiwaniu partnera na stałe. Łatwiej, więc o kosztowny błąd w wypadku kobiet niż
mężczyzn, których skuteczne strategie pozyskiwania partnerki są podobne w obu kontekstach.
Mężczyzna może, więc w większym stopniu pozwolić sobie na luksus późniejszego
zdecydowania, czy dana partnerka jest tylko na chwilę, czy na stałe. W wypadku kobiet jest to
mniej możliwe, nasilając, bowiem szanse sukcesu na kontakt przelotny, z reguły obniżają
możliwość pozyskania danego partnera na stałe.
Zarówno mężczyźni, jak i kobiety zachowują pewną dozę nieufności w stosunku do
płci przeciwnej. Kobiety są powściągliwe seksualnie, wymagają oznak zaangażowania i
długofalowych intencji, próbują także zorientować się, czy potencjalny partner nie jest
zaangażowany gdzie indziej. Mężczyźni ukrywają swoje uczucia i oznaki zaangażowania.
Próbują pozyskać seksualny dostęp do kobiety bez ponoszenia kosztów zaangażowania.
O pojawianiu się tych czy innych strategii postępowania decyduje między innymi
stosunek liczby kobiet i mężczyzn. Na przykład w wielokrotnie tu wspominanych barach dla
samotnych z reguły znacznie więcej mężczyzn niż kobiet poszukuje przelotnego seksu.
Stawia to kobiety na lepszej pozycji i zmusza mężczyzn do nasilenia starań, choć przegranych
jest oczywiście więcej niż wygranych i większość mężczyzn wraca do domu samotnie.
Kiedy proporcja płci ulega odwróceniu, przewagę i dyktat zyskują mężczyźni. Ma to
miejsce na przykład w śródmiejskich gettach wielkich miast amerykańskich, gdzie mężczyzn
jest mniej niż kobiet, w efekcie licznych zabójstw i wyroków więzienia, znacznie częściej
dotykających mężczyzn niż kobiety (Dały, Wilson, 1988; Guttentag, Secord, 1983; Pedersen,
1991). Środowiska takie są wybitnie niekorzystne dla kobiet zainteresowanych pozyskaniem
stałego partnera, zarówno z uwagi na ostrą konkurencję innych kobiet, jak i fakt, że
mężczyźni z reguły starają się poprzestać na łatwo dostępnych kontaktach przelotnych.
Sytuację kobiet pogarsza jeszcze bardziej ich naturalna skłonność do wybiórczości - wielu
mężczyzn odpada w przedbiegach, jako że nie spełniają podstawowych kryteriów. Ci
nieliczni, którzy dysponują odpowiednimi zasobami i statusem, stają się natomiast
przedmiotem ostrej rywalizacji licznych kobiet. Kobiety, które ich pozyskają, nie mogą
jednak pozwolić sobie na spoczywanie na laurach - po przyciągnięciu partnera do związku,
trzeba go jeszcze utrzymać przy sobie. Przed partnerami pojawia się, zatem następny problem
adaptacyjny - pozostawanie razem.
ROZDZIAŁ VI
Pozostawanie razem
„Kiedy dwoje ludzi jest razem, na początku ich serca pali ogień, a ich namiętność jest
bardzo wielka.
Po pewnym czasie... nadal się kochają, ale już w inny sposób - pełen ciepła i
wzajemnej troski.”
Marjorie Shostak The Life and Words of a! Kung Woman
Pary pozostające w stałym związku czerpią z niego ogromne korzyści. To jedyne w
swoim rodzaju przymierze umożliwia skuteczne nabywanie wzajemnie się uzupełniających
umiejętności, podział obowiązków, dzielenie się zasobami, utrzymywanie wspólnego frontu
przeciw nieprzyjaciołom i stałego środowiska domowego umożliwiającego wychowanie
dzieci. Aby zapewnić sobie wszystkie te korzyści, ludzie muszą być zdolni do utrzymania
przy sobie raz zdobytego partnera.
Z kolei ludzie, którzy nie potrafią utrzymać partnera przy sobie, ponoszą z tego
powodu szereg poważnych strat. Rozerwaniu ulegają korzystne więzi z dalszymi krewnymi
partnera, utracone zostaną poważne zasoby, dzieci pozbawione zostają korzystnej dla nich
stabilności środowiska, w którym wzrastają. Bezpowrotnie stracone zostają też wszystkie
dotychczasowe inwestycje włożone w wybranie, pozyskanie i utrzymywanie partnera przy
sobie. Mężczyźni, którzy nie potrafią przeciwdziałać rozpadowi swego związku, tracą
reprodukcyjne walory partnerki, kobiety zaś - dostęp do zasobów partnera, jego ojcowskie
zaangażowanie i ochronę.
Zważywszy znaczny odsetek rozwodów we współczesnych krajach zachodnich oraz
istnienie instytucji rozwodu we wszystkich kulturach, pozostawanie razem nie jest ani
automatyczne, ani z góry zapewnione. Rywale czają się na obrzeżach, czekając na sposobność
odebrania partnerki czy partnera, ten zaś może nie dotrzymywać danych obietnic lub narażać
na trudne do wytrzymania koszty. Utrzymywanie więzi może być sprzeczne z interesami
ludzi otaczających daną parę. Pozostawanie razem stanie pod znakiem zapytania, jeżeli
partnerzy nie będą realizowali wykształconych w trakcie ewolucji naszego gatunku strategii
utrzymywania partnera przy sobie.
Strategie utrzymania partnera przy sobie odgrywają poważną rolę w świecie zwierząt.
Pouczających przykładów, a nawet analogii dostarcza analiza taktyk stosowanych na przykład
przez owady (Thornhill, Alcock, 1983). Jedna z nich polega na ukryciu partnerki przed
rywalami - przez usunięcie jej poza ich fizyczny zasięg lub ukrycie jej atrakcyjnych,
przyciągających uwagę cech. Samiec osy, któremu udało się wywęszyć samicę na gałązce,
natychmiast ją stamtąd zabiera, na wypadek gdyby została wywęszona i przez inne samce
(Alcock, 1981). Jeżeli mu się to nie uda, ryzykuje konieczność wdawania się w walkę z
innymi, nadciągającymi na gałązkę samcami. Samce pewnego gatunku żuków wydzielają
natomiast w takiej sytacji specjalną substancję zapachową, która obniża atrakcyjność samicy
dla innych samców (Alexander, 1962). Substancja ta zapobiega wykryciu samicy przez inne
samce bądź też ostrzega ich, że ta jest już „zajęta”, a próby jej pozyskania zakończyłyby się
walką. Samiec świerszcza rozpoczyna zaloty od wydawania głośnych dźwięków, choć w
miarę zbliżania się do samicy stopniowo cichnie, by nie przyciągać uwagi innych samców.
Wszystkie te zabiegi mają jeden cel - zapobiec kontaktom partnerki z rywalami.
Temu samemu celowi służy też pilnowanie partnerki na wypadek, gdyby jakiś rywal
próbował ją porwać. U niektórych gatunków owadów samiec przesiaduje na plecach samiczki
całymi godzinami i dniami, by zapobiec próbom kopulacji podejmowanym przez inne samce.
Napotkawszy rywala, samce owadów mogą używać swoich czułków jako broni, wdawać się z
nim w zapasy czy po prostu przeganiać go groźnymi gestami (Thornhill, Alcock, 1983).
Chyba najbardziej niezwykłą taktyką przeciwdziałania konkurencji jest pozostawianie korka
pokopulacyjnego. U pewnego gatunku robaków wraz ze spermą wydzielana jest szczególna
substancja, która koaguluje po złożeniu w ciele samicy i „zapieczętowuje” ją na dobre,
uniemożliwiając zaplemnienie innym samcom. U pewnego zaś gatunku muchówek
(Johannseniella nitida) samiec posuwa się tak daleko, że „zakorkowuje” przewód
wyprowadzający układu rozrodczego samicy swoimi własnymi genitaliami, które w niej
pozostawia po odbyciu kopulacji. Zaprawdę, samce są w stanie posunąć się bardzo daleko, by
zniweczyć reprodukcyjne zapędy swoich rywali (Abele, Gilchrist, 1977; Parker, 1970).
Oczywiście ludzi dzieli od owadów ogromny dystans filogenetyczny, logika
postępowania pozostaje jednak uderzająco podobna: samce próbują zapłodnić samice i
zabezpieczyć się przed podrzuceniem „kukułczego jaja” przez inne samce, samice zaś próbują
pozyskać od samca jakieś zasoby w zamian za dostęp seksualny. Ludzkie strategie
utrzymywania partnera przy sobie są jednak nieporównanie bardziej złożone i opierają się na
szeregu mechanizmów psychologicznych wyraźnie odróżniających ludzi od reszty królestwa
zwierząt.
Niepowtarzalność ludzkich strategii ma swoje źródło także i w tym, że pozostawanie
razem przynosi reprodukcyjne korzyści obu płciom i dla obu płci korzyści te przeważają nad
zyskami ze zmiany partnera. W rezultacie taktyki utrzymywania partnera przy sobie
uprawiane są i przez mężczyzn, i przez kobiety (u owadów uprawiają je z reguły jedynie
samce). Ponieważ ludzie kojarzą się zwykle z osobami o podobnym poziomie wartości
reprodukcyjnej, obie strony mają zwykle mniej więcej tyle samo do stracenia wskutek
rozpadu związku (Buss, 1988b; Buss, Barnes, 1986; Kenrick i in., 1993). Ludzie rozwinęli,
więc wiele sobie tylko właściwych taktyk utrzymywania partnera przy sobie. Jedne z
najważniejszych to system wczesnego ostrzegania przed niebezpieczeństwem w postaci
zazdrości seksualnej oraz zaspokajanie pragnień partnera.
Funkcje zazdrości seksualnej
Jak już wspominałem, mężczyźni stoją przed problemem niepewności własnego
ojcostwa, które z natury rzeczy jest bardziej lub mniej prawdopodobnym domysłem, a w
każdym razie nigdy nie jest tak stuprocentowo pewne jak macierzyństwo. Ponieważ
mężczyźni z reguły inwestują znaczne zasoby w chowanie potomstwa, uniknięcie
„kukułczego jaja”, inwestowania energii i czasu w potomstwo innego mężczyzny jest dla nich
poważnym problemem adaptacyjnym.
Problem jest tym poważniejszy, że inwestycje mężczyzn w potomstwo są
nieporównanie większe niż inwestycje dokonywane przez samce innych ssaków, które zresztą
zwykle od takich inwestycji w ogóle się uchylają (Alexander, Noonan, 1979; Dały, Wilson,
Weghorst, 1982). Wśród szympansów, naszych najbliższych filogenetycznych krewnych,
samce bronią, co prawda własnej grupy przed wewnątrzgatunkową agresją, ale ich wkład w
chowanie młodych jest żaden. Wykształcenie w trakcie ewolucji tak niespotykanie
poważnych inwestycji mężczyzny w chowanie dzieci było więc wysoce nieprawdopodobne
bez równoczesnego wykształcenia jakiegoś mechanizmu umożliwiającego mężczyźnie
pewność ojcostwa dzieci. W przeciwnym razie mężczyzna byłby narażony nie tylko na
ogromną stratę czasu i energii, lecz i na ukierunkowanie własnych wysiłków w propagowanie
genów nie własnych, lecz rywali. Problem pewności ojcostwa nie został rozwiązany przez
inne gatunki ssaków, czego ewolucyjnym dowodem jest uchylanie się samców od
inwestowania energii w potomstwo. Fakt, że u ludzi jest inaczej, sugeruje, że problem ten
został przynajmniej częściowo rozwiązany. Rozwiązaniem, które rozwinęło się u naszych
praprzodków, była zazdrość o partnera seksualnego.
Wyobraź sobie niespodziewanie wczesny powrót z pracy do domu. Nikt nie
odpowiada na twoje wołania, ale słyszysz dobiegające z sypialni niepokojące odgłosy przyspieszone oddechy, jęki itd. Otwierasz drzwi sypialni i zastajesz w niej nagą nieznajomą
osobę w trakcie stosunku seksualnego z twoją żoną czy mężem. Jeżeli jesteś kobietą, zapewne
poczujesz smutek i opuszczenie, jeżeli mężczyzną - gniew. Jeżeli jesteś człowiekiem poczujesz upokorzenie (Shettel-Neuber, Bryson, Young, 1978; Buss, w przygotowaniu b).
Na zazdrość seksualną składają się uczucia stanowiące reakcję na spostrzegane
niebezpieczeństwo grożące naszemu związkowi. Dostrzeżenie niebezpieczeństwa prowadzi
do pomniejszających lub usuwających je działań - od wzmożenia czujności w poszukiwaniu
oznak niewierności drugiej strony do przemocy w stosunku do partnera lub rywala (Dały,
Wilson, 1988, s. 182). Zazdrość wzbudzają sygnały zainteresowania rywali partnerem bądź
też oznaki niewierności partnera czy tylko zainteresowania ewentualnymi rywalami. Funkcją
wzbudzonych tymi oznakami emocji - gniewu, smutku, upokorzenia - jest albo odcięcie się od
rywala, albo powstrzymanie własnego partnera przed dezercją ze związku.
Mężczyźni, którzy nie potrafili rozwiązać tego problemu adaptacyjnego, stawali nie
tylko w obliczu bezpośrednich strat „reprodukcyjnych”, lecz również ryzykowali utratą
reputacji i pozycji społecznej, co w wypadku rejterady partnerki mogło im poważnie
utrudniać pozyskanie następnej. Już u starożytnych Greków „niewierność żony ściągała hańbę
na głowę męża, określanego wówczas obraźliwym mianem keratos (rogacz), oznaczającym
słabość i nieadekwatność... Choć opinia społeczna dopuszczała tolerowanie zdrady męża
przez żonę, tolerowanie niewierności żony przez męża było niedopuszczalne i ściągało nań
drwiny jako zachowanie niemęskie” (Safilios-Rotschild, 1969, s. 78-79). Mężczyźni
zdradzani są powszechnym przedmiotem kpin.
Zapewne z powodu asymetrii pewności ojcostwa i macierzyństwa większość
dotychczasowych badań skupiała się na zazdrości seksualnej mężczyzn, choć jest ona
doświadczana, oczywiście i przez kobiety. Kontakt partnera z inną kobietą może, bowiem
zawsze doprowadzić do wycofania przezeń własnych zasobów i skierowania ich na rywalkę i
jej dzieci. Mężczyźni i kobiety nie różnią się ani częstością, ani natężeniem przeżywanej
zazdrości, jak to wykazało na przykład badanie stu pięćdziesięciu par, które poproszono o
opisanie własnego poziomu zazdrości o płeć przeciwną (White, 1981). Podobne wyniki
uzyskano w badaniu ponad dwóch tysięcy osób z Węgier, Irlandii, Meksyku, Holandii, byłego
Związku Radzieckiego, Stanów Zjednoczonych i dawnej Jugosławii, które to osoby proszono
o podanie własnych reakcji na różne wyobrażane scenariusze zdrady. Mężczyźni i kobiety ze
wszystkich siedmiu krajów podawali jednakowo negatywne reakcje na wyobrażenie flirtu lub
stosunku seksualnego drugiej strony z kimś innym. Nie różnili się też intensywnością reakcji
na wyobrażane sceny, w których partner obejmuje rywalkę czy tańczy z nią, choć reakcje na
te sceny były oczywiście mniej negatywne od reakcji na flirt i stosunek seksualny. We
wszystkich krajach mężczyźni i kobiety zdają się, więc jednako reagować zazdrością w
odpowiedzi na grożące ich związkom niebezpieczeństwo (Buunk, Hupka, 1987).
Pomimo tych podobieństw, mężczyźni i kobiety ujawniają jednak intrygujące różnice,
co do treści zdarzeń prowokujących zazdrość. W jednym z badań poproszono dwadzieścia
kobiet
i
dwudziestu
mężczyzn
o
odegranie
roli
w
wywołującym
zazdrość
scenariuszu(Teisman, Mosher, 1978). Zanim jednak do tego doszło, badanych poproszono o
wybranie najbardziej prowokującego scenariusza spośród kilku przedstawionych. Aż
siedemnaście kobiet wybrało scenariusz, w którym niewierny partner poświęcał swój czas i
zasoby materialne rywalce, a jedynie trzy scenariusz, w którym dochodziło wyłącznie do
zdrady seksualnej. Mężczyźni wybierali natomiast dokładnie na odwrót - tylko czterech
wybrało scenariusz zawierający poświęcanie czasu i energii, aż szesnastu - zdradę czysto
seksualną. Badanie to dostarczyło pierwszej wskazówki, że choć zazdrość typowa jest i dla
kobiet, i dla mężczyzn, każda z płci może ją przeżywać z odmiennych powodów. U kobiet
powody te dotyczą problemu pozyskiwania od mężczyzny niezbędnych zasobów
materialnych, u mężczyzn - problemu pewności własnego ojcostwa.
W innym badaniu poproszono piętnaście par, by wymieniły sytuacje prowokujące
zazdrość. Mężczyźni wymieniali na pierwszym miejscu kontakty seksualne partnerki z
rywalem, na drugim zaś - dokonywanie przez partnerkę porównań między nimi a rywalami.
Kobiety reagowały zazdrością przede wszystkim na spędzanie czasu przez partnera z rywalką,
rozmawianie z nią i całowanie jej (Francis, 1977). Zazdrość kobiet prowokowana jest
oznakami wydatkowania przez mężczyznę zasobów na rzecz rywalki, podczas gdy zazdrość
mężczyzn wywołują oznaki niewierności seksualnej.
Różnice te przejawiają się na poziomie reakcji zarówno psychicznych, jak i
fizjologicznych. W jednym z naszych badań poprosiliśmy pięćset jedenaścioro studentów i
studentek o wyobrażenie sobie, że ich stały partner albo odbył stosunek seksualny z inną
osobą, albo nawiązał z nią trwałą i głęboką więź uczuciową (Buss i in., 1992). Aż 83% kobiet,
a jedynie 40% mężczyzn twierdziło, że niewierność uczuciowa bardziej wzburzyłaby ich od
niewierności seksualnej (pozostali twierdzili odwrotnie).
Inną grupę sześćdziesięciu kobiet i mężczyzn również poprosiliśmy o wyobrażanie
sobie jednego z tych dwóch rodzajów zdrady. Celem zmierzenia przeżywanego przez
badanych pobudzenia fizjologicznego założyliśmy im elektrody na pierwszy i trzeci palec
(pomiar potliwości skóry), na kciuk (pomiar tętna) oraz na brew (pomiar czynności mięśnia
powodującego marszczenie brwi). Mężczyźni okazali się bardziej pobudzeni fizjologicznie
wyobrażeniem zdrady seksualnej - tempo akcji serca wzrosło u nich o pięć uderzeń na minutę,
co jest odpowiednikiem wypicia trzech kaw na jednym posiedzeniu. Potliwość skóry
(mierzoną jej opornością elektryczną) wyraźnie wzrosła przy myślach o zdradzie seksualnej,
choć prawie nie drgnęła przy zdradzie uczuciowej. Podobnie reakcja mięśnia brwiowego
wzrosła o 7,75 jednostek (mikrowoltów) przy wyobrażeniu zdrady seksualnej, a jedynie o
1,16 przy zdradzie uczuciowej. U kobiet - odwrotnie, na przykład reakcja brwi wyniosła 8,12
jednostek przy zdradzie uczuciowej, a jedynie o 3,03 przy seksualnej. Ta koordynacja reakcji
psychicznych z objawami pobudzenia fizjologicznego ilustruje precyzję mechanizmów
reagowania na różne rodzaje przystosowawczo istotnych zagrożeń, które wykształciły się w
trakcie ewolucji u kobiet i mężczyzn.
Oczywiście, różnice te nie ograniczają się do Amerykanek i Amerykanów - zdają się
być raczej typowe dla ludzi jako gatunku. Na przykład jedno z badań prowadzonych w
Europie Środkowej ujawniło, że aż 80% mężczyzn podawało seks jako przyczynę obaw (np.
że partnerka ich zdradza albo że sami nie są w stanie jej zaspokoić seksualnie). Taka treść
obaw podawana była jedynie przez 22% zazdrosnych kobiet, które głównie obawiały się
więzi emocjonalnej partnera z domniemaną rywalką (Gottschalk, 1936). Wspominane
poprzednio badanie nad osobami z siedmiu krajów (Węgry, Irlandia, Meksyk, Holandia,
ZSRR, USA i Jugosławia) wykazało, że w każdym z nich mężczyźni byli bardziej niż kobiety
zazdrośni o fantazje seksualne partnerek z rywalem w roli głównej (Buunk, Hupka, 1987).
Skutki zazdrości
Zazdrość seksualna mężczyzn nie jest emocją nieważną ani nie pozostaje na uboczu
życia. Nierzadko bywa tak gwałtowna, że prowadzi do zabójstwa partnerki lub rywala, a
obawa przed podrzuceniem kukułczego jaja odgrywa tu niemałą rolę, jak ilustruje takie oto
wyjaśnienie pewnego zazdrośnika-zabójcy:
Zawsze kłóciliśmy się o jej pozamałżeńskie skoki na bok. Ale tego dnia było to coś
więcej. Po powrocie z pracy do domu zaraz podniosłem naszą małą córeczkę i trzymałem ją
w ramionach, kiedy żona wysyczała do mnie: „Jesteś takim kompletnym durniem, że nawet
nie wiesz, że to nie twoje dziecko”. Byłem kompletnie zszokowany i wpadłem w szaleństwo.
Pobiegłem po strzelbę i zabiłem ją (Chimbos, 1978, s. 54).
Niewierność żony jest czasami uważana za tak krańcową prowokację, że „rozsądny
mężczyzna” ma prawo odpowiedzieć zabójczą przemocą. Na przykład prawa stanu Teksas aż
do roku 1974 dopuszczały zabójstwo niewiernej żony i jej kochanka, jeżeli przyłapano ich in
flagranti. Zabójstwo takie uważane było jedynie za adekwatną odpowiedź na ogromną
prowokację, a podobne poglądy można spotkać w różnych zakątkach naszego globu. Zarówno
plemię Yap, jak i zamieszkujący na Sumatrze Toba-Batak dopuszczają w takiej sytuacji
zabójstwo i żony, i kochanka, a także spalenie domu, w którym zostali przez męża przyłapani.
Prawo
takie
przysługiwało
w
starożytnym
Rzymie
mężczyźnie,
który przyłapał
cudzołożników we własnym domu, a podobne prawa napotkać można po dziś dzień w
niektórych krajach europejskich (Daly Wilson, 1988, s. 196).
Zazdrość mężczyzn jest zresztą najczęstszą pojedynczą przyczyną przemocy w
stosunku do żon - tak fizycznego znęcania się, jak i zabójstwa. Jedno z badań nad żonami
uciekającymi przed przemocą męża wykazało, że w 55% przypadków głównym motywem
powodującym mężami była zazdrość (Miller, 1980). Zazdrość jest potężnym motywem
zabójstwa. Badanie okoliczności siedemdziesięciu zabójstw dokonanych w afrykańskich
koloniach brytyjskich (pośród plemion Tiv, Soga, Gisu, Nyoro, Luyia i Luo) pokazało, że w
46% przypadków motyw zabójstwa miał podłoże seksualne w postaci zdrady męża przez
żonę, opuszczenia go przez nią bądź odmowy stosunków seksualnych z mężem.
Męska zazdrość jest również częstym podłożem dokonywanych przez kobiety
zabójstw w obronie własnej (Dały, Wilson, Weghorst, 1982). Badanie próbki czterdziestu
siedmiu zabójstw związanych z męską zazdrością seksualną, pokazało, że szesnaście kobiet i
siedemnastu mężczyzn (domniemanych kochanków) poniosło śmierć z ręki męża w wyniku
rzeczywistej lub podejrzewanej niewierności, a dziewięciu mężczyzn zostało zabitych przez
żony działające w obronie własnej. Zazdrość seksualna jest wiodącym motywem zabójstw w
Sudanie, Ugandzie i w Indiach (Lobban, 1972; Tanner, 1970; Bohannan, 1960). Na przykład
w trzystu przypadkach zabójstw poddanych badaniu w Sudanie, męska zazdrość okazała się
głównym motywem w siedemdziesięciu czterech z nich (Lobban, 1972). Jak się wydaje,
większość zabójstw partnera małżeńskiego we wszystkich badanych pod tym względem
kulturach spowodowana jest właśnie przez męską zazdrość seksualną. Co więcej, około 20%
wszystkich zabójstw mężczyzn dokonanych przez innych mężczyzn spowodowane jest
rywalizacją o kobietę bądź też urazą mężczyzny, wzbudzoną rzeczywistymi lub
domniemanymi awansami ofiary kierowanymi na jego żonę, córkę lub krewniaczkę (Dały,
Wilson, Weghorst, 1982).
Adaptacyjną funkcję zazdrości przeciwdziałającej niewierności trudno pogodzić z
wyraźnie dezadaptacyjnym aktem zabójstwa własnej żony, które w oczywisty sposób jest
aktem samo pozbawienia się przez mężczyznę jej zasobów reprodukcyjnych. Można to
wyjaśniać na różne sposoby. Ponieważ znaczna większość niewiernych żon nie zostaje zabita,
rzeczywiste zabójstwo może być „wypadkiem przy pracy” skądinąd skutecznego mechanizmu
powstrzymywania partnerki przed zdradą, wypadkiem wywołanym chorobliwym natężeniem
zazdrości prowadzącym do przypadkowego lub zamierzonego przez mężczyznę zabójstwa
(Dały, Wilson, 1988). Wyjaśnienie to jednak nie tłumaczy dość częstych przypadków
zabójstwa celowego, niekiedy wręcz z premedytacją zaplanowanego.
Inne wyjaśnienie zakłada, że nie we wszystkich warunkach naszej przeszłości
ewolucyjnej zabicie żony było aktem pogarszającym sytuację zabójcy. Jeżeli żona i tak
zamierzała go opuścić, zabójstwo nie zmieniało straty ponoszonej przez męża,
przeciwdziałało natomiast dodatkowej stracie, a taką byłoby dopuszczenie innego mężczyzny
do zasobów kobiety, w których powstaniu czy utrzymaniu jej mąż miał swój udział. Po
drugie, mężczyźni pozwalający podrzucać sobie „kukułcze jaja” byli powszechnie
wydrwiwani i ponosili straty na reputacji, szczególnie, jeśli nie próbowali przeciwdziałać
niewierności partnerki. W małżeństwie poligynicznym zabójstwo niewiernej żony mogło,
więc zarówno podbudowywać nadszarpniętą reputację mężczyzny, jak i odstraszać od
niewierności jego pozostałe żony. Wyobrazić sobie można, że w niektórych sytuacjach z
naszej ewolucyjnej przeszłości zabójstwo niewiernej żony mogło powstrzymywać zabójcze
dla mężczyzny „wyciekanie” zasobów reprodukcyjnych.
W niektórych sytuacjach zabójstwo partnerki, która faktycznie dopuściła się zdrady i
tak czy owak opuściłaby mężczyznę, mogło stanowić z jego strony reakcję polepszającą, a nie
pogarszającą własny „bilans reprodukcyjny”. Myśli o zabójstwie, a czasami i rzeczywiste
zabójstwo mogły, więc stanowić ewolucyjnie wykształcony element przystosowawczych
mechanizmów mężczyzny.
Możliwość taka jest dość przerażająca, jeżeli jednak
społeczeństwo chce skutecznie przeciwdziałać zabójstwom żon, musi też stanąć twarzą w
twarz z psychologicznymi mechanizmami do nich prowadzącymi, a w szczególności
rozpoznać warunki sytuacyjne aktywizujące ten niebezpieczny mechanizm.
W ogromnej większości wypadków zazdrość prowadzi jednak nie do zabójstwa, lecz
do znacznie łagodniejszych, a często wręcz dobroczynnych strategii utrzymywania partnera
przy sobie. Zapewne najważniejszą z takich strategii jest po prostu przykładanie się do
zaspokojenia pragnień drugiej strony.
Spełnianie pragnień partnera
Z ewolucyjnego punktu widzenia, bardzo skuteczną, choć mniej widowiskową taktyką
utrzymywania partnera przy sobie jest spełnianie jego pragnień i upodobań, które legły u
podłoża budowy trwałego z nim związku. Możliwość tę sprawdzałem w badaniach nad
strategiami utrzymywania partnera przy sobie, które rozpocząłem od poproszenia licznej
grupy kobiet i mężczyzn o opisanie tego rodzaju zachowań, zaobserwowanych u siebie
samych i u innych (Buss, 1988b). Uzyskałem w ten sposób opisy stu czterech różnych
działań, które zostały następnie pogrupowane w dziewiętnaście odrębnych wiązek. Na
przykład wiązka „czujność” zawierała takie akty zachowania, jak niespodziewane
odwiedzanie partnera i sprawdzanie, z kim przebywa, czy proszenie o to samo przyjaciela
bądź przyjaciółki, a także przeszukiwanie rzeczy partnera. W drugim etapie badań poprosiłem
sto dwoje studentów i dwieście dziesięcioro nowożeńców o ocenę, jak często sami zachowują
się w każdy z opisanych sposobów. Nowożeńcy dokonywali ponadto ponownych ocen pięć
lat po ślubie. Jeszcze inna grupa badanych oceniała skuteczność tych działań w wykonaniu
kobiet i mężczyzn.
Spełnianie pragnień drugiej strony istotnie okazało się skuteczną taktyką
utrzymywania jej przy sobie. Ponieważ, wybierając partnera, kobiety preferują miłość i
życzliwość, dalsze okazywanie tych uczuć stanowi dla mężczyzn skuteczną taktykę
utrzymywania kobiety przy sobie. Mówienie, że się ją kocha, pomaganie w potrzebie,
okazywanie ciepła i pozytywnych uczuć to w ogóle najskuteczniejsze taktyki utrzymywania
przy sobie kobiety (średnia ocena skuteczności: 6,23 na skali siedmiostopniowej).
Postępowanie w ten sposób jest też uważane za skuteczniejszą taktykę mężczyzny niż kobiety
(średnia ocena skuteczności: 5,39). Co więcej, częstość takiego postępowania mężczyzny
okazała się bezpośrednio związana z długością trwania związku przedmałżeńskiego oraz z
trwałością małżeństwa sprawdzaną po pięciu latach. Krótko mówiąc, mężczyźni, którzy nie
pokazują swej miłości i zaangażowania, po prostu tracą swoje partnerki.
Innym upodobaniem kobiety decydującym o wyborze partnera są jego zasoby
materialne. Pozwala to oczekiwać, że skutecznym sposobem na utrzymanie kobiety przy
sobie będzie dalsze dostarczanie jej dóbr materialnych. Istotnie, dostarczanie dóbr było
uważane za drugą pod względem skuteczności męską taktykę utrzymania kobiety przy sobie.
Taktyka ta również była uważana za znacznie skuteczniejszą w wykonaniu mężczyzn niż
kobiet (średnie oceny skuteczności wyniosły odpowiednio 4,50 i 3,76). Nasze badania
pokazały też, że mężczyźni wydają duże sumy pieniędzy na swoje partnerki, a w wypadku
związków przedmałżeńskich więcej wydają na swoje partnerki, niż one na nich. Taktyka
udostępniania własnych zasobów materialnych jest znacznie częściej stosowana przez
mężczyzn niż przez kobiety, zarówno w związkach przedmałżeńskich, jak i w małżeństwach
(Buss, Shackelford, 1997).
Z drugiej strony, ponieważ mężczyźni pożądają u kobiet urody, nie będzie
zaskoczeniem stwierdzona przez nas zależność, że troska o własny wygląd fizyczny jest
drugą, co do skuteczności kobiecą taktyką utrzymywania partnera przy sobie (po okazywaniu
miłości i zaangażowania). Kobiety dokładają starań, by utrzymać czy polepszyć stan swojego
wyglądu za pomocą kosmetyków, ubiorów i ćwiczeń (także kilka lat po ślubie).
Ogromną rolę, którą kobiety przypisują zabiegom o własny wygląd jako taktyce
utrzymania partnera przy sobie, ilustruje pewne badanie, w którym wyświetlano kobietom
nagranie wideo przedstawiające rozmawiającą ze sobą parę (Shettel-Neubaer, Bryson, Young,
1978). Rozmowa miała dość intymny charakter, czemu towarzyszyło obejmowanie się i
pocałunki. Po kilkudziesięciu sekundach obserwowana kobieta wstawała i wychodziła z
pokoju, by napełnić kieliszki winem. Podczas jej nieobecności pojawiała się „ta trzecia”,
dawna dziewczyna bohatera nagrania, i zaczynała go całować i obejmować. Po minucie
obserwowana kobieta wracała z pełnymi kieliszkami, „przyłapując” partnera z nieznajomą. W
tym momencie nagranie zatrzymywano i proszono badane kobiety, by powiedziały, co same
zrobiłyby na miejscu bohaterki nagrania. Mężczyźni widzieli nagranie o podobnej treści, z
tym, że w męskiej wersji wychodził z pokoju oczywiście mężczyzna, pojawiał się zaś „ten
trzeci”, a nie „ta trzecia”. Badane kobiety dwukrotnie częściej niż mężczyźni deklarowały
różne działania mające na celu poprawienie własnego wyglądu tak, by „tę trzecią”
przewyższyć atrakcyjnością. Mężczyźni znacznie częściej deklarowali natomiast, że w takiej
sytuacji wpadliby w gniew, co sugeruje, że ich strategia utrzymywania partnerki przy sobie
jest bardziej aktywna.
Manipulowanie uczuciami partnera
Kiedy zawiodą poprzednio opisane taktyki utrzymywania partnera przy sobie, ludzie
mogą posuwać się do bardziej desperackich kroków, szczególnie jeśli ich własna atrakcyjność
jest mniejsza od tej, która cechuje ich partnera. Desperackie manipulowanie uczuciami
partnera to płacz w odpowiedzi na jego zainteresowanie płcią przeciwną, wzbudzanie
poczucia winy, mówienie partnerowi, jak bardzo jest się od niego uzależnionym, wreszcie
podporządkowanie się każdemu życzeniu partnera i ustępowanie mu we wszystkim.
Choć w myśl potocznego stereotypu kobiety są bardziej uległe od mężczyzn, nasze
badania pokazały coś wręcz przeciwnego. Badając zarówno studentów, jak i nowożeńców (a
także badając tych ostatnich ponownie pięć lat po ślubie), stwierdzaliśmy niezmiennie, że
mężczyźni stosują taktykę ustępowania i uległości wyraźnie częściej niż kobiety, a
potwierdzają to także relacje ich partnerek. Przyczyny tej systematycznie stwierdzanej
różnicy między płciami pozostają jednak zagadką, której wyjaśnienie mogą przynieść tylko
dalsze badania.
Jeszcze inną techniką manipulowania uczuciami partnera jest celowe wzbudzanie w
nim zazdrości za pomocą takich działań, jak randka z inną osobą, długie rozmowy z osobą
płci przeciwnej na imprezie towarzyskiej, okazywanie zainteresowania inną osobą celem
rozgniewania partnera. Działania te oceniane są jako dwukrotnie bardziej skuteczne w
wykonaniu kobiety niż mężczyzny. Celowe wzbudzanie zazdrości partnera jest jednak dla
niej taktyką niebezpieczną, jako że partner może dojść do wniosku, że jej obyczaje seksualne
są nazbyt swobodne i opuścić ją na dobre. Kobiety twierdzą, że stosują tę taktykę, by
sprawdzić siłę związku i czy partnerowi jeszcze na nich zależy, aby wzbudzić zaborczość
partnera i... poprawić ogólny stan związku.
Choć taktyka ta jest często stosowana, oczywiście nie wszystkie kobiety posługują się
nią. Badania sugerują, że zależy to od zrównoważenia stopnia zaangażowania kobiety i jej
partnera w dany związek. Wzbudzanie zazdrości stosowane jest aż przez 50% kobiet, które są
silniej zaangażowane niż ich partner, ale jedynie przez 26% kobiet zaangażowanych w
związek tak samo bądź słabiej od partnera. Nierówność zaangażowania sygnalizuje
niejednakową atrakcyjność obojga partnerów - zwykle bardziej na związku zależy temu z
dwojga, które jest lub czuje się osobą mniej atrakcyjną. Wzbudzanie zazdrości zdaje się być
w istocie próbą sprawdzenia i podniesienia poziomu zaangażowania mężczyzny przez te
kobiety, które czują się niezbyt atrakcyjne, a w każdym razie uważają się za mniej od swoich
partnerów atrakcyjne dla pici przeciwnej.
Trzymanie konkurencji na wodzy
Podobnie jak inne gatunki, ludzie zdradzają własnościowe postawy w stosunku do
swoich partnerów. Przejawia się to między innymi publicznym sygnalizowaniem, że partner
należy właśnie do nas, że jest już zajęty i że rywale powinni się trzymać od niego z daleka.
Sygnały takie mogą mieć bardzo zróżnicowany charakter - od słów (przedstawiania partnera
„to jest mój chłopak”) do nakłaniania partnera, by publicznie ujawniał jakieś symboliczne
oznakowanie przynależności do nas (trzymał na biurku w pracy nasze zdjęcie, a na palcu nosił
obrączkę).
Choć mężczyźni i kobiety nie różnią się częstością wykorzystywania tego rodzaju
publicznych sygnałów przynależności, nasi badani uważali, że taktyka ta jest skuteczniejszym
sposobem utrzymania przy sobie kobiety przez mężczyznę niż na odwrót. Sygnały takie zdają
się działać na podobieństwo wydzielanych przez samce owadów substancji zapachowych,
którymi obdzielają oni swe partnerki, by powstrzymać konkurentów przed interesowaniem się
nimi. Przekazują w ten sposób innym mężczyznom informację, że dana kobieta jest już zajęta,
jej potrzeby i pragnienia są spełniane, krótko mówiąc - żeby inni szukali gdzie indziej.
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni uciekają się też do wzmożenia czujności jako
taktyki utrzymywania partnera przy sobie. Analogiem ze świata zwierząt jest tu na przykład
zachowanie kalifornijskich słoni morskich - samce tego gatunku fok wytrwale opływają swój
harem dookoła, by odstraszyć intruzów i przeciwdziałać ewentualnym próbom ucieczki
samic. Czujność jest, więc narzędziem wczesnego wykrywania dezercji partnera i
pokazywaniem mu własnej gotowości przeciwdziałania wszelkim próbom w tym kierunku.
Sądzić można, że nasi praprzodkowie cechujący się wzmożoną czujnością mieli większą
szansę utrzymania partnera przy sobie, a zatem i większą szansę na sukces reprodukcyjny.
Podobną w wydźwięku taktyką jest ukrywanie partnera, a właściwie minimalizowanie jego
kontaktów z płcią przeciwną - nie zabieranie go ze sobą na przyjęcia towarzyskie czy
wszelkie imprezy, na których spotkać mógłby atrakcyjne osoby płci przeciwnej, nie
przedstawianie go takim osobom (np. koleżankom z pracy) i tym podobne. Jeszcze inna
pokrewna taktyka to monopolizowanie czasu partnera - zajmowanie mu tyle czasu, że nie ma
już, kiedy spotkać się z naszą konkurencją.
Wszystkie te taktyki przejawiają się na wiele sposobów w różnych kulturach ludzkich.
Na przykład Hindusi ograniczali swe małżonki do domowego zacisza, Arabowie zakrywali
ich twarze, Chińczycy stosowali praktykę podwiązywania stóp małym dziewczynkom, co
uniemożliwiało im jako dojrzałym już kobietom swobodne kontakty z płcią przeciwną. W
społeczeństwach, gdzie obowiązuje zakrywanie twarzy kobiet, obserwuje się, że natężenie tej
praktyki uzależnione jest od wieku kobiety. Najdalej posunięte zakrywanie przypada na
szczyt zdolności rozrodczych kobiety, w szczególności na ceremonię ślubną. Niedojrzałe
jeszcze dziewczęta i starsze kobiety są zasłaniane w mniejszym stopniu - nie sposób się
oprzeć wrażeniu, że traktowane są one jako mniej pociągające dla ewentualnych intruzów
(Dickemann, 1981). Inną praktyką często spotykaną w historii było gromadzenie i strzeżenie
kobiet w haremach. Samo słowo harem znaczy „zabroniony”. Zamkniętym kobietom było
równie trudno wyjść z haremu, jak intruzowi doń wejść. Kobiety pilnowane były przez
eunuchów, a w szesnastowiecznych Indiach kwitł handel bengalskimi eunuchami, którzy byli
nie tylko wykastrowani, ale wręcz mieli obcięte wszystkie narządy płciowe (Betzig, dane
nieopublikowane).
Liczba kobiet gromadzonych w haremach bywała zdumiewająco wielka, jakiej by tu
miary nie zastosować. Indyjski cesarz Bhuponder Singh miał w swoim haremie trzysta
trzydzieści dwie kobiety, a „każda była w każdym momencie na zawołanie Maharadży. Mógł
zaspokoić swój popęd z dowolną kobietą o dowolnej porze dnia i nocy” (Dass, 1970, s. 78).
Ogólnie rzecz biorąc, w szesnastowiecznych Indiach przebywało w haremach od czterech do
dwunastu tysięcy kobiet (Saletore, 1978, s. 64; 1974, s. 61). W cesarskich Chinach w VIII
wieku przed naszą erą, na dworze cesarza przebywała jedna królowa, trzy żony pierwszej
rangi, dziewięć żon drugiej rangi, dwadzieścia siedem żon trzeciej rangi oraz osiemdziesiąt
jeden nałożnic (Van Gulik, 1974, s. 17). Władca peruwiańskich Inków trzymał w swym
pałacu co najmniej siedem setek kobiet „dla posług domowych, a także... celem zażywania
przyjemności i dowolnego płodzenia dzieci” (Cienza de Leon, 1959, s. 41).
Wszystkie te taktyki służą jednemu celowi - zapobieganiu kontaktu partnerki z
ewentualnymi konkurentami. Ponieważ, historycznie rzecz biorąc, władzę sprawowali z
reguły mężczyźni, stosowanie przez nich tych strategii drastycznie ograniczało swobodę
kobiet. We współczesnych społeczeństwach przemysłowych nacechowanych większym
równouprawnieniem płci taktyki te są stosowane zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, choć
nie na skalę używaną przez średniowiecznych władców.
Destruktywne sposoby utrzymywania partnera
Ostatnim wreszcie sposobem utrzymywania partnera przy sobie jest odwodzenie go od
decyzji o opuszczeniu związku za pomocą dezaprobaty, groźby lub przemocy, bądź też
odstraszania
ewentualnych
rywali.
Podważanie
wartości
rywali
jest
zapewne
najłagodniejszym jeszcze sposobem ich zwalczania, choć powiada Eklezja-sta (28:17):
„Chlaśnięcie biczem trzyma w ryzach świat, ale chlaśnięcie językiem może pogruchotać
kości”. Aby zniechęcić swoich partnerów do potencjalnych rywali, kobiety i mężczyźni mogą
starać się pomniejszyć zalety ich wyglądu czy umysłu albo rozpowszechniać zniesławiające
ich plotki. Zastosowana w rozsądnych granicach, taktyka ta stanowi skuteczny sposób
obniżenia atrakcyjności rywala i pomniejszenia szansy, że druga strona wycofa się ze związku
i podąży za rywalem.
Bardziej kosztowne taktyki radzenia sobie z konkurencją to próby odstraszenia
potencjalnych rywali. Tak jak szympansy starają się odstraszyć rywali przez szczerzenie
zębów, tak nowożeńcy mogą krzyczeć na innych mężczyzn zbyt długo przyglądających się
ich małżonkom, obdarzać ich wymownie zimnym spojrzeniem czy grozić pobiciem. W taki
sposób postępują prawie wyłącznie mężczyźni i choć nie robią tego często, aż 47% badanych
przez nas mężów (a tylko 11% żon) twierdziło, że w ciągu minionego roku podejmowali, co
najmniej jedną próbę fizycznego odstraszenia domniemanego rywala.
Mężczyźni posuwają się niekiedy znacznie dalej w swych próbach pokazania
rywalom, że zajmowanie się ich partnerkami może tamtych drogo kosztować. „Kłusownicy”
próbujący nawiązać kontakt z zajętą już kobietą mogą zostać zaatakowani przez jej męża lub
jego przyjaciół, co może skończyć się pobiciem, zdewastowaniem ich własności, a w rzadkich
wypadkach nawet śmiercią. Reputacja mężczyzny, który w ten sposób broni dostępu do
swojej partnerki, sprawia, że każdy inny dwa razy się zastanowi, zanim podejmie próbę
kłusownictwa.
Wiele tego rodzaju destruktywnych taktyk jest też kierowanych na własnego partnera.
Samce pawianów i innych naczelnych nierzadko dosłownie ranią swoje partnerki za
zadawanie się z rywalami (Smuts, Smuts, 1993). Mężczyźni i kobiety gniewają się na drugą
stronę za próby flirtowania z płcią przeciwną, krzyczą w wypadku podejrzanego
zainteresowania kimś innym i grożą zerwaniem w wypadku zdrady. Czasami posuwają się do
uderzenia drugiej strony. Wszystkie te zachowania są wykonywane dwukrotnie częściej przez
mężczyzn niż kobiety, a ich skuteczność zasadza się na kosztach, które ponosi partner z
powodu rzeczywistej czy domniemanej nielojalności. Koszty te mogą mieć charakter zarówno
fizyczny (np. zranienie), jak i psychiczny - przede wszystkim spadek samooceny z reguły
obserwowany u osób źle traktowanych przez partnera (Dały, Wilson, 1988; Russell, 1990;
Margo Wilson, 1989 oraz informacja osobista). Zapewne najpoważniejszym kosztem
psychicznym jest groźba utraty samego związku, a w konsekwencji i wszystkich włożonych
weń dotąd wysiłków.
Niektóre kultury sankcjonują również przeróżne działania zapobiegawcze, czasami
bardzo drastyczne. Należy do nich chirurgiczne usuwanie łechtaczki (klitoridektomia) celem
pozbawienia ich zdolności do przeżywania rozkoszy seksualnej. Zabieg ten do dziś
praktykowany jest rokrocznie na milionach kobiet afrykańskich. Inną praktyką powszechnie
stosowaną w Afryce centralnej i północnej jest zszycie warg sromowych większych
(infibulacja). Według niektórych szacunków infibulacji poddanych zostało 65 milionów
współczesnych kobiet afrykańskich (Hosken, 1979).
Infibulacja całkowicie uniemożliwia stosunek seksualny. Czasami jest wykonywana
na młodych dziewczętach przez ich krewnych, którzy w ten sposób chcą zagwarantować
przyszłym mężom ich dziewictwo. Dopiero po ślubie następuje rozcięcie szwu, by umożliwić
nowożeńcom współżycie seksualne. Jeżeli mężczyzna wyjeżdża na dłużej, jego żona może
zostać ponownie zaszyta. W Sudanie ponowne zaszycie ma z reguły miejsce po urodzeniu
dziecka, dopiero po pewnym czasie następuje rozcięcie szwu. Decyzja w tej sprawie
pozostaje w zasadzie w rękach mężczyzny, choć wiele kobiet wręcz domaga się ponownego
zaszycia po porodzie w przekonaniu, że praktyka ta nasila przyjemność mężczyzny. Zgodnie
zaś z panującymi w Sudanie obyczajami, kobieta, której nie uda się zaspokoić swego męża,
ryzykuje rozwodem (połączonym z utratą dzieci i środków do życia) i wielką plamą na
honorze całej rodziny (Daldy, Wilson, Weghorst, 1982; Hosken, 1979, s. 2).
Mężczyźni narażają czasami swe partnerki na niezwykle wysokie koszty, by tylko je
przy sobie utrzymać. Badania nad kulturą Baiga ujawniły, że kobiety flirtujące z innymi
mężczyznami są tam atakowane przez swoich mężów płonącymi bierwionami. Kanadyjskie
badania nad żonami fizycznie molestowanymi przez własnych mężów pokazują, że zazdrość
seksualna jest motywem takich działań w 55% przypadków, z czego w połowie - jak
przyznają same kobiety (Miller, 1980) - stanowi ona odpowiedź na faktyczną zdradę.
Nie znamy natomiast żadnej kultury, w której męska zazdrość w ogóle by nie
występowała - dotyczy to także tych kultur, które w swoim czasie uważane były za wolne od
zazdrości. Za taką kulturę uważani byli na przykład mieszkańcy wysp Markizów.
Bezpodstawnie jednak - badający tę kulturę etnograf pisał: „Kiedy kobieta podejmowała
wspólne życie z mężczyzną, poddawała się tym samym jego władzy. Jeśli odchodziła z innym
bez jego pozwolenia, była bita, a nawet zabijana, jeżeli trafił jej się bardzo zazdrosny mąż”
(Handy 1923, cytowany w: Dały i Wilson, 1988, s. 204). Innym przypadkiem świadczącym o
braku zazdrości miał być eskimoski zwyczaj udostępniania przez mężczyznę własnej żony
przybywającemu do ich domostwa gościowi. W rzeczywistości męska zazdrość jest u
Eskimosów główną przyczyną zabójstw żon, a odsetek zabijanych żon jest alarmująco wysoki
(Rasmussen, 1931). Sam zaś obyczaj udostępniania żony gościowi ograniczony jest do
wąskiego zakresu sytuacji i uprawiany jest przede wszystkim wtedy, kiedy mąż liczyć może
na wzajemność swego gościa. Obyczaj wymieniania się żonami może w rzeczywistości wręcz
prowokować wybuchy zazdrości, miast je osłabiać.
Niektóre kultury wymagają też od „kłusownika” złożenia mężowi rekompensaty w
wypadku przyłapania na gorącym uczynku. Żądania tego rodzaju zdarzają się też i w Stanach
Zjednoczonych. Na przykład w Północnej Karolinie pewien mężczyzna zażądał na drodze
sądowej dwustu tysięcy dolarów od lekarza, który odbił mu żonę. Tego rodzaju obyczaje są
przejawem intuicyjnego rozumienia psychologii ewolucjonistycznej, faktu, że „podrzucanie
kukułczego jaja” jest równoznaczne z narażaniem mężczyzny na bardzo poważne koszty. We
wszystkich kulturach mężczyźni zdają się traktować żony niczym swoją własność, a
niewierność niczym uszczerbek ich własności właśnie, uszczerbek, za który często odpłacają
przemocą i agresją (Wilson, Daly, 1992, s. 311).
Niepewność związku
Z biologicznego punktu widzenia, zdolność dwojga ludzi, którzy nie mają wspólnych
genów, do pozostawania razem i tworzenia przymierza trwającego i dziesiątki lat jest
zdumiewającym osiągnięciem naszego gatunku. Z powodu jednak licznych sił zagrażających
trwałości związku solidarne pozostawanie razem mężczyzny i kobiety jest przedsięwzięciem
niepewnym,
wymagającym
rozwiązania
szczególnych
problemów
adaptacyjnych.
Rozwiązania skuteczne zawierają zwykle wiele składników. Pierwszym jest dysponowanie
środkami powstrzymującymi drugą stronę przed wycofaniem się. Po drugie, ewentualni
rywale trzymani są na dystans za pomocą takich środków, jak ukrywanie partnera czy
publiczne manifestowanie jego przynależności. Po trzecie, stosowana jest manipulacja
uczuciami partnera ukierunkowana na wzbudzenie jego zazdrości, pożądania, wzrost
atrakcyjności własnej a spadek atrakcyjności ewentualnych konkurentów. Po czwarte
wreszcie, stosowana może być przemoc w stosunku do partnera zdradzającego oznaki
niewierności i wobec rywala próbującego kłusowniczych zabiegów.
Te różne taktyki utrzymywania partnera przy sobie są skuteczne dzięki
wykorzystywaniu mechanizmów psychicznych działających u partnera i rywali. Realizowanie
pragnień partnerki, okazywanie jej miłości i zaangażowania jest skuteczną taktyką
mężczyzny, pasuje ona bowiem do kobiecych upodobań, które w ogóle zadecydowały o
pierwotnym wybraniu go przez nią na stałego partnera. Polepszanie własnego wyglądu jest
skuteczną taktyką kobiety, ponieważ pasuje ona do wykształconych w trakcie ewolucji
upodobań mężczyzn do atrakcyjnego wyglądu kobiet. Skuteczność taktyk destrukcyjnych
również opiera się na tym, że wykorzystują one wykształcone w trakcie ewolucji mechanizmy
psychologiczne. Tak jak ból fizyczny prowadzi do unikania wywołujących go sytuacji, tak
strach prowadzi do unikania działań wywołujących gniew i agresję partnera.
Głównym czynnikiem leżącym u podłoża wielu z tych taktyk jest męska zazdrość
seksualna. Jest ona przyczyną większości aktów agresji kierowanych przez mężczyzn na
kobiety i w dużym stopniu także agresji kierowanej przez kobiety w obronie własnej na
mężczyzn. W fakcie, że ta główna siła napędowa utrzymywania partnerki przy sobie jest też
przyczyną ponoszonych przez nią szkód, tkwi wiele gorzkiej ironii. Destrukcyjna siła
zazdrości wynika z powagi zaangażowanych w związek dwojga ludzi zasobów rozrodczych i
z tego, że nie zawsze to, co sprzyja reprodukcyjnemu sukcesowi kobiety, sprzyja też
sukcesowi jej partnera i na odwrót. Biologiczne interesy obojga partnerów bywają często
rozbieżne, co jest przyczyną konfliktu płci omawianego szerzej w następnym rozdziale.
VII
Konflikt płci
„Gdy dowiadujemy się o tym, co nas ukształtowało, mężczyźni jawią się jako
wrogowie, oprawcy, a przynajmniej jako jakiś niezrozumiały gatunek nie z tej ziemi.”
Carol Cassell Swept away
Powieści, popularne piosenki, telewizyjne seriale i pisma ilustrowane pełne są
niezliczonych opowieści o walkach toczonych przez mężczyzn i kobiety, o bólu, który sobie
nawzajem zadają. Żony skarżą się na mężów, że je zaniedbują, mężowie skarżą się na
niestałość nastrojów swoich żon. „Mężczyźni są tak zahamowani uczuciowo” - twierdzą
kobiety. „Kobiety nie są w stanie pohamować swych emocji” - wtórują im ich partnerzy.
Mężczyźni zawsze pragną seksu za szybko, kobiety zawsze odkładają go na frustrujące
„potem”.
Badania nad konfliktem między mężczyznami a kobietami rozpocząłem od możliwie
szerokiego przeglądu możliwych kwestii spornych. Dlatego też poprosiłem kilkaset kobiet i
mężczyzn o swobodne wypowiedzi na temat tego, co ich u płci przeciwnej denerwuje, drażni,
gniewa i irytuje (Buss, 198%). Bez trudu uzyskałem sto czterdzieści siedem różnych
rodzajów skarg dotyczących szerokiego zakresu spraw - od nadmiernej uległości, obelżywego
zachowania i fizycznej przemocy, do przemocy seksualnej, oziębłości, seksistowskich
poglądów i zdrady. Tę listę możliwych konfliktów wręczyliśmy ponad pięciuset kobietom i
mężczyznom (pozostającym w związkach małżeńskich lub przedmałżeńskich), aby
sprawdzić, które konflikty pojawiają się najczęściej i jak dalece są one dotkliwe dla
zainteresowanych.
Konflikt płci zapewne najlepiej można zrozumieć w szerszym kontekście konfliktu
społecznego. Konflikt społeczny występuje wtedy, kiedy jedna osoba utrudnia drugiej
osiągnięcie jej celów. Utrudnianie może przyjmować różne formy - na przykład wśród
mężczyzn konflikt pojawia się w wypadku współzawodnictwa o dokładnie to samo dobro - o
wysoką pozycję społeczną lub dostęp do tej samej kobiety. Ponieważ młodych, atrakcyjnych
kobiet jest mniej niż poszukujących ich mężczyzn, wygrana jednego oznacza automatycznie
stratę innego mężczyzny. Podobnie jest z kobietami - kiedy jedna pozyska odpowiedzialnego,
wiernego i kochającego mężczyznę o pokaźnych zasobach, tym samym nie pozyska go żadna
inna.
Konflikt między mężczyzną i kobietą wybucha, gdy to, czego pragnie jedna z płci, jest
sprzeczne z pragnieniami drugiej. W dziedzinie seksu, na przykład, mężczyzna poszukujący
łatwego i szybkiego kontaktu bez zobowiązań niewątpliwie popadnie w konflikt z kobietą
poszukującą trwałego zaangażowania emocjonalnego i materialnego. Podobnie kobieta
poszukująca wytrwałych zalotów i kosztownych inwestycji partnera niewątpliwie
przeszkadza realizacji męskiego celu w postaci szybkiego podboju seksualnego bez
zobowiązań.
Konflikt nie spełnia żadnej funkcji ewolucyjnej i sam w sobie raczej pogarsza niż
polepsza
przystosowanie.
Stanowi
jednak
nieuchronną
konsekwencję
odmienności
seksualnych strategii kobiety i mężczyzny. Odmienności te sprawiają, że ani mężczyźni, ani
kobiety nie mogą w pełni zrealizować swoich celów bez popadania w konflikt z płcią
przeciwną. Ponieważ jednak te same konflikty nękały i naszych odległych, ewolucyjnych
przodków, wykształcili oni psychologiczne mechanizmy ich rozwiązywania, które po nich
odziedziczyliśmy i które możemy wykorzystać.
Częścią tych mechanizmów są negatywne emocje gniewu, smutku i zdenerwowania,
stanowiące reakcję na trudności w osiągnięciu seksualnych i innych adaptacyjnych celów.
Emocje te spełniają szereg funkcji: zwracają uwagę na zdarzenia stanowiące źródło
problemów, ułatwiają ich zapamiętanie i przypomnienie, prowadzą do działań usuwających
ich źródła. Ponieważ mężczyźni i kobiety różnią się strategiami seksualnymi, także i
przeżywane przez nich emocje negatywne wywoływane są odmiennymi zdarzeniami.
Mężczyzna poszukujący szybkiego seksu bez zaangażowania łatwo rozgniewa i zdenerwuje
kobietę. Podobną reakcję wywoła kobieta, która nakłania mężczyznę do długotrwałych
inwestycji, a potem odmawia mu seksu.
Dostępność seksualna.
Pożycie seksualne jest prawdopodobnie najczęstszym polem konfliktów między
mężczyznami i kobietami. Badanie sto dwudzieściorga jeden studentów i studentek, których
poproszono o prowadzenie swego rodzaju „pamiętnika” kontaktów z (przedmałżeńskim)
partnerem płci przeciwnej ujawniło, że 47% badanych miało co najmniej jedną sprzeczkę czy
nieporozumienie w sprawie dopuszczalnego stopnia intymności kontaktów seksualnych
(Byers, Lewis, 1988). Mężczyźni poszukują seksu bez zobowiązań i skąpo dzielą się swoimi
zasobami, tak by starczyło ich dla wielu przelotnych partnerek bądź też by zachować je dla
stałej partnerki. Ponieważ kobiety zainteresowane są głównie pozyskaniem zaangażowanego
partnera, mają tendencje do nakłaniania mężczyzn, aby dokonywali poważniejszych
inwestycji, zanim one zgodzą się na kontakt seksualny. To, czego pragną mężczyźni, jest
zazdrośnie strzeżone przez kobiety; to, czego pragną kobiety, jest równie mocno strzeżone
przez mężczyzn.
Pierwszą bitwą jest często konflikt o stopień atrakcyjności partnerów. Osoby wysoce
atrakcyjne zwykle żądają w zamian za siebie więcej, osoby mniej atrakcyjne poprzestać
muszą na czymś mniejszym. Czasami jednak człowiek uważa, że zasługuje na więcej, niż
partner chce mu zaoferować, i konflikt gotowy. Ilustrują to wyznania pewnej klientki baru dla
samotnych. Opowiadała ona, że czasami nagabywali ją o taniec niechlujnie ubrani, pijący
piwo i niegrzeszący delikatnością manier kierowcy ciężarówek czy robotnicy budowlani. Gdy
odmawiała, często słyszała w odpowiedzi: „Co, dziwko, nie jestem dla ciebie dość dobry?”
Choć odwracała głowę bez słów, myślała właśnie to - że on nie był dla niej dość dobry. Jej
niewypowiedziany komunikat był taki, że zasługuje na więcej, zważywszy jej własną
wartość, i informacja ta oburzała mężczyzn.
Główną przyczyną tego rodzaju konfliktów jest skłonność mężczyzn do wnioskowania
seksualnego zainteresowania kobiet w sytuacjach, w których one takiego zainteresowania
wcale nie przejawiają. Zjawisko to wykazano w wielu badaniach. W jednym z nich około stu
kobiet i stu mężczyzn oglądało dziesieciominutowe nagranie rozmowy profesora ze
studentką, która przyszła poprosić o przedłużenie terminu składania pisemnej pracy
semestralnej (Saal, Johnson, Weber, 1989; por. też Abbey, 1982). W rzeczywistości on był
profesorem, ona zaś studentką szkoły teatralnej i oboje byli poinstruowani, by zachowywać
się w stosunku do siebie w sposób przyjazny, choć wyzbyty erotycznych podtekstów.
Badanych poproszono o ocenę intencji studentki z nagrania. Badane kobiety oceniały
studentkę jako próbującą zachować się przyjaźnie (średnia ocena 6,45 na skali
siedmiostopniowej), ale nie seksownie (2,00) czy uwodzicielsko (1,89). Badani mężczyźni
również doceniali przyjazność jej zachowania (6,09), ale bardziej niż kobiety skłonni byli
podejrzewać ją o intencje uwodzicielskie (4,08) i seksualne (4,87). Podobne wyniki uzyskano
w innym badaniu, w którym ludzie oceniali intencje studentek na podstawie zdjęć
przedstawiających pary studentów i studentek wspólnie przygotowujących się do egzaminu:
mężczyźni oceniali kobiety jako umiarkowanie uwodzicielskie i „sexy”, podczas gdy kobiety
oceniały zamiary studentek ze zdjęć jako bardzo nikłe (Abbey, Melby, 1986). Najwyraźniej
mężczyźni dostrzegają seksualne zainteresowanie kobiety nawet tam, gdzie inne kobiety
widzą jedynie przyjazny uśmiech (Abbey, 1982; Saal, Johnson, Weber, 1989).
Co więcej, w wypadkach wątpliwych, mężczyźni skłonni są wnioskować jednak
zainteresowanie seksualne kobiety i podejmować zgodne ze swoimi wnioskami działania.
Jeżeli w ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku nawet niewielki procent błędów
spostrzegania odchylających się w tę właśnie stronę owocował kontaktem seksualnym,
musiało to doprowadzić do utrwalenia się tego systematycznego błędu w ocenie kobiecych
intencji przez mężczyzn. Przy tym wszystkim trudno jest jednoznacznie orzec, że mężczyźni
postrzegają seksualne intencje kobiet błędnie, ponieważ trudno orzec, jakie są w
rzeczywistości cudze intencje. Z pewnością jednak można powiedzieć, że mężczyzn cechuje
zaniżony próg wnioskowania o pojawieniu się seksualnych intencji u kobiety.
Skoro taki mechanizm już u mężczyzn występuje, może on zostać spożytkowany dla
manipulacji, której kobiety niekiedy się dopuszczają. Pewne badanie z udziałem dwustu
studentów obojga płci wykazało, że kobiety częściej niż mężczyźni uśmiechają się i
zachowują w uwodzicielski sposób w stosunku do płci przeciwnej, by pozyskać jakieś
specjalne traktowanie, nawet jeżeli w istocie nie mają żadnych seksualnych zamiarów
(Semmelroth, Buss, dane niepublikowane). Tak więc obniżony próg postrzegania przez
mężczyzn seksualnego zainteresowania kobiet spotyka się tutaj ze skłonnością kobiet do
wykorzystywania tej męskiej tendencji. Daje to potencjalnie wybuchową mieszankę i podłoże
konfliktu, w którym mężczyźni czują się przywodzeni do kontaktu seksualnego, kobiety zaś nadmiernie o niego molestowane.
Molestowanie o kontakt seksualny prowadzi czasami do agresji seksualnej - męskich
prób wymuszenia seksu pomimo niechęci i sprzeciwu kobiet. Z punktu widzenia mężczyzny
agresja seksualna jest strategią pozyskiwania seksu bez kosztów, choć strategia ta niesie
własne koszty w postaci groźby zemsty i szkód w reputacji mężczyzny. Agresję seksualną
można określić na przykład jako domaganie się lub wymuszanie intymności seksualnej,
nieuzgadnianie stopnia intymności kontaktu erotycznego i dotykanie ciała kobiety bez jej
zgody (Zahavi, 1977). W jednym z badań prosiliśmy kobiety o ocenę stu czterdziestu siedmiu
potencjalnie niepokojących czy nieakceptowalnych aktów, których może dopuścić się
mężczyzna. Agresja seksualna oceniana była jako niemalże maksymalnie stresująca (6,50 na
skali siedmiostopniowej) i bardziej stresująca od wszystkich pozostałych nadużyć, takich jak
agresja słowna czy fizyczna. Wbrew temu, co zdają się sądzić przynajmniej niektórzy
mężczyźni, wymuszony seks nie sprawia kobietom żadnej przyjemności, wręcz przeciwnie stanowi największą przykrość. Choć motyw wymuszonego seksu pojawia się czasami w
kobiecych fantazjach seksualnych i romansach (pod warunkiem, że sprawca okazuje się w
końcu przystojny i bogaty), nie oznacza to wcale, że kobiety pragną seksu bez swojej zgody.
Mężczyznom seksualna agresja kobiet przeszkadza natomiast znacznie mniej - na tej
samej skali siedmiostopniowej oceniają oni różne jej przejawy na poziomie, średnio rzecz
biorąc, 3,02, a więc jako tylko nieznacznie przykre. Niektórzy pisali wręcz na marginesie
kwestionariusza, że tego rodzaju działania kobiety byłyby dla nich bardzo podniecające.
Znacznie bardziej przykre są dla mężczyzn takie zachowania, jak niewierność (6,04) czy
agresja słowna lub fizyczna (5,55).
Ponadto mężczyźni mają niepokojącą skłonność do ogromnego niedoceniania, jak
dalece agresja seksualna jest przykra dla kobiet. Wszystkie tego rodzaju akty agresji
mężczyźni uznają za znacznie mniej przykre dla kobiet, niż uważają same kobiety. Jest to
oczywiście drzemiące zarzewie konfliktu - niedocenianie bolesności wymuszonego seksu
stanowić może jeden z czynników powodujących brak empatii mężczyzn dla ofiar gwałtu
(Zahavi, 1977). Drastyczną ilustracją tego braku jest pozbawiona serca (i sensu) wypowiedź
pewnego teksańskiego polityka, który stwierdził, że jeżeli kobieta nie może uciec przed
gwałtem, powinna leżeć spokojnie i starać się przynajmniej mieć z niego przyjemność.
Z kolei kobiety przeceniają stopień, w jakim mężczyznom sprawia przykrość
skierowana na nich kobieca agresja seksualna - kobiety oceniają ją na 5,13, sami mężczyźni jedynie na 3,02 (Blumstein, Schwartz, 1983). Tak więc zarówno mężczyźni, jak i kobiety nie
doceniają zdania płci przeciwnej i niezbyt dobrze je rozumieją. Obie płcie skłonne są widzieć
reakcje płci przeciwnej raczej na obraz i podobieństwo swoich własnych odczuć. Mężczyźni
sądzą, że kobiety w sprawach agresji seksualnej są bardziej męskie, niż to jest w istocie, a
podobny błąd - zmieniwszy, co trzeba - popełniają i kobiety. Rozpowszechnienie informacji o
faktycznych odczuciach kobiet wśród mężczyzn i o faktycznych odczuciach mężczyzn wśród
kobiet mogłoby, więc stanowić choćby drobny krok na drodze zmniejszania konfliktu między
płciami.
W pewnym sensie odwrotnością agresji seksualnej jest oziębłość czy wycofywanie się
z seksu, o co ustawicznie kobiety oskarżane są przez mężczyzn. Narzekają oni na takie ich
zachowania, jak celowe rozbudzanie mężczyzny, by potem się wycofać z kontaktu, złośliwe
flirtowanie na niby czy odmawianie kontaktu seksualnego. Tego rodzaju zachowania
oceniane są przez mężczyzn jako wyraźnie przykre (5,03), choć przez kobiety widziane są
jako tylko umiarkowanie przykre (4,29). Wycofanie się z seksu jest, więc przykre dla obu
płci, choć wyraźnie bardziej dla mężczyzn.
Z punktu widzenia kobiet wycofywanie się z seksu spełniać może szereg funkcji.
Najbardziej oczywistą jest pozostawianie sobie możliwości wyboru między mężczyznami o
dużej wartości, gotowymi do zaangażowania uczuciowego i materialnego. Kobiety wycofują
się z seksu z pewnymi mężczyznami po to, by zaangażować się weń z innymi, których same
wybrały. Za pomocą wycofania się z seksu kobiety podwyższają również swoje znaczenie dla
mężczyzny - w myśl zasady, że niedostępność każdego dobra podnosi jego wartość. Jeżeli
jedynym sposobem pozyskania kobiety przez mężczyznę będzie poczynienie poważnych
inwestycji, poczyni je. Ale jest to następne zarzewie konfliktu między mężczyzną pragnącym
szybkiego seksu bez zobowiązań a kobietą, która wycofuje dostępność seksualną, by
pozyskać właśnie emocjonalne zobowiązanie mężczyzny.
Jeszcze inną funkcją wycofywania się z seksu przez kobietę jest doprowadzenie
mężczyzny do przekonania o wartości tejże kobiety. Ponieważ kobiety o wysokiej wartości są
z definicji niedostępne przeciętnemu mężczyźnie, kobieta może wykorzystywać własną
niedostępność dla nakłonienia mężczyzny, by widział ją jako bardziej wartościową,
szczególnie w kontekście związku trwałego. Wczesne zezwolenie na seks może zaś przywieść
partnera do przekonania, że dana kobieta nadaje się na kontakt jedynie przelotny, jako łatwa
zdobycz każdego mężczyzny.
Choć mężczyźni angażują się na dłużej tylko w związek z jedną kobietą, poszukują
przelotnego seksu z wieloma, czemu wycofywanie się z seksu przez kobiety oczywiście
przeszkadza. Kobiety mają rzecz jasna prawo wyboru. Wykorzystując to prawo, utrudniają
mężczyznom realizację głęboko w nich zakorzenionej skłonności do poszukiwania licznych
kontaktów seksualnych. Podobnie mężczyźni - domagając się seksu szybkiego i bez
zobowiązań, utrudniają kobietom realizację ich głęboko zakorzenionej strategii szukania w
mężczyźnie poważnego i trwałego zaangażowania. Łatwość i szybkość dochodzenia do
kontaktu seksualnego jest, więc głównym polem konfliktu między obiema płciami.
Zaangażowanie emocjonalne
Najogólniej rzecz biorąc, problemy adaptacyjne rozwiązywane są na dwa sposoby albo przez własny wysiłek jednostki, albo przez zapewnienie sobie wydatkowania wysiłku
przez innych. Ludzie, którzy potrafią zapewnić sobie cudzy wysiłek przy minimalnych
nakładach własnych, mają większą szansę na skuteczne przystosowanie się do problemów
życiowych. Na przykład z punktu widzenia interesów kobiety korzystne jest pozyskanie
mężczyzny, który całą swoją energię i czas poświęcałby jej i urodzonym przez nią dzieciom.
Z punktu widzenia interesów mężczyzny, korzystniejsze jest jednak poświęcanie tylko części
własnych zasobów jednej kobiecie, tak by pozostałą ich część móc wydatkować na inne cele,
jak zdobywanie wysokiej pozycji społecznej czy pozyskiwanie przelotnych kontaktów z
innymi kobietami. Konflikt między kobietą a mężczyzną rozgrywa się więc często wokół
stopnia zaangażowania obu stron w związek.
Typowym wyrazem konfliktu o stopień zaangażowania jest irytacja kobiet na
mężczyzn z powodu braku otwartego wyrażania uczuć. Pretensje o zahamowania uczuciowe
to jedna z najczęściej zgłaszanych przez kobiet skarg pod adresem mężczyzn. W naszych
badaniach nad nowożeńcami stwierdziliśmy na przykład, że aż 45% kobiet, ale tylko 24%
mężczyzn zgłasza tę pretensję pod adresem drugiej strony. Lustrzanym odbiciem tych
zarzutów jest oskarżanie drugiej strony o niezwracanie uwagi na nasze uczucia. W okresie
przedmałżeńskim skarży się na to co prawda jedynie 25% kobiet, choć w pierwszym roku
małżeństwa odsetek ten rośnie do 30, by po czterech latach małżeństwa osiągnąć aż 59.
Mężczyźni oskarżają partnerki o ignorowanie ich (mężczyzn) uczuć znacznie rzadziej (12%
nowożeńców i 32% po czterech latach małżeństwa).
Różnice te należy rozważyć zarówno z punktu widzenia kobiet, jak i mężczyzn. Jakie
korzyści, z tych dwóch punktów widzenia, przynosi zarówno wyrażanie uczuć, jak i tłumienie
ich ekspresji?
Aby odpowiedzieć na to pytanie w kategoriach psychologii ewolucjonistycznej,
przypomnieć należy, że obie picie różnią się stopniem podzielności swoich zasobów
reprodukcyjnych. Kobieta może w ciągu roku zajść w ciążę z jednym tylko mężczyzną, a ten
może w tym samym czasie utrzymywać „reprodukcyjnie owocne” kontakty z dwiema lub
więcej kobietami. Wskazuje to, że jedną z przyczyn mniejszej skłonności mężczyzn do
wyrażania uczuć może być tendencja do minimalizacji zaangażowania zasobów w swoją
partnerkę po to, by móc je zainwestować też gdzie indziej (we własną karierę lub inne
kobiety). Poza tym emocje zdradzają stopień rzeczywistego zaangażowania, który mężczyźni
starają się przed kobietami ukryć, by wynegocjować z nimi korzystniejszy dla siebie układ.
Podobnie gracze w pokera starają się ukryć przed sobą nawzajem własne uczucia przez
zachowywanie kamiennej twarzy, a tureccy sprzedawcy dywanów noszą ciemne okulary, by
utrudnić klientom ocenę stopnia własnego zainteresowania transakcją. Ponieważ kobiety
oczywiście starają się zorientować właśnie w stopniu zaangażowania partnerów, ukrywanie
uczuć przez mężczyzn jest dla nich bardzo frustrujące. Stąd też na przykład młode kobiety
spędzają znacznie więcej czasu niż mężczyźni, debatując między sobą nad prawdziwymi
uczuciami, zamiarami i motywami płci przeciwnej (Semmelroth, Buss, dane niepublikowane).
Wszystko to nie znaczy, że strategie seksualne stanowią jedyny czynnik skłaniający
mężczyzn do kontroli ekspresji własnych uczuć ani że mężczyźni są niezdolni do ich
ujawniania w innych sytuacjach. Kobiety zresztą też potrafią swoje uczucia ukrywać, kiedy
służy to ich strategicznym interesom. Z punktu widzenia dobierania sobie trwałego partnera,
zorientowanie się w rzeczywistym stopniu zaangażowania drugiej strony jest jednak bez
porównania ważniejsze dla kobiet, niż dla mężczyzn. Pradawne kobiety pochopnie użyczające
dostępu seksualnego mężczyźnie, który zawiódł pokładane w nim nadzieje na zaangażowanie
i zostawił je w krytycznej sytuacji, miały mniejszą szansę na przeżycie i sukces
reprodukcyjny. Domaganie się od mężczyzn ujawniania uczuć stanowi, więc z punktu
widzenia kobiety ważną taktykę pozyskiwania informacji niezbędnych do oceny stopnia jego
zaangażowania.
Kobiety uskarżają się na brak uczuciowości partnerów, mężczyźni zaś skarżą się na
nadmiar uczuć u kobiet, a przede wszystkim na ich nadmierne uleganie zmiennym nastrojom.
Narzeka na to 30% mężczyzn w okresie narzeczeństwa, 34% w pierwszym i aż 49% w
czwartym roku małżeństwa. Nastrojowość drugiej strony nie jest natomiast przedmiotem
narzekań kobiet - nawet w czwartym roku małżeństwa zaledwie co czwarta żona skarży się na
nadmierną nastrojowość męża.
Kobieta łatwo ulegająca zmiennym nastrojom może być dokuczliwa przez dużą ilość
czasu i energii, której wymaga od partnera zajmowanie się poprawą jej samopoczucia.
Kobiety zdają się mówić: „Lepiej okaż mi więcej zaangażowania i poświęcenia, bo inaczej
drogo cię to może kosztować”. Popadanie w zmienne nastroje stanowi jedną z kobiecych
taktyk pozyskiwania i nasilania zaangażowania mężczyzn. Drugą funkcją takiego
postępowania kobiet jest sprawdzanie siły więzi i stopnia zaangażowania mężczyzny (Zahavi,
1977). Poświęcanie przez mężczyznę stosunkowo niedużych zasobów na poprawienie
nastroju kobiety sygnalizuje bowiem jego skłonność również do większych poświęceń.
Obojętność czy niechęć wobec jej zmian nastroju znamionuje zaś brak jego skłonności do
dokonania także i poważniejszych inwestycji. Tak czy owak, reakcje mężczyzny dostarczają
kobiecie ważnych informacji na temat siły więzi między nią a jej partnerem.
Podkreślić przy tym warto, że ani chwiejność nastrojów kobiety, ani skrytość uczuć
mężczyzny nie muszą stanowić świadomych strategii postępowania, celowo stosowanych
przez kobietę, by pozyskać informację o sile więzi, czy przez mężczyznę, by ukryć stopień
własnego zaangażowania. Podobnie jak to jest w wypadku większości mechanizmów
psychologicznych, rzeczywiste znaczenie i funkcje konfliktu kobiety i mężczyzny wokół
stopnia ujawniania uczuć może pozostawać poza zakresem ich świadomości.
Inwestowanie zasobów
Częstym przedmiotem otwartego konfliktu jest także ilość czasu, energii i zasobów
wkładanych przez partnerów w ich związek. Najczęstszym przejawem tego konfliktu jest
zaniedbanie i zawodzenie drugiej strony w potrzebie. Ponad jedna trzecia kobiet (ze
związków zarówno małżeńskich, jak i przedmałżeńskich) skarży się na to, że partnerzy je
zaniedbują, spędzają z nimi za mało czasu, spóźniają się lub nie pojawiają na umówionych
spotkaniach i w ogóle zachowują się w taki sposób, że nie można na nich liczyć. Skargi tego
rodzaju są dwukrotnie częściej zgłaszane przez kobiety niż przez mężczyzn, są, więc
kosztami, które z tytułu związku ponoszą raczej kobiety. Na przykład w związkach
przedmałżeńskich aż 38% kobiet, ale tylko 12% mężczyzn skarży się na drugą stronę, że
czasami w ogóle nie pojawia się w umówionym terminie.
Tego konfliktu o ilość zasobów inwestowanych w związek nie kończy nawet
małżeństwo - obie strony przynajmniej od czasu do czasu sprawdzają wielkość kosztów, które
dla ich dobra gotowa jest ponieść druga strona (Zahavi, 1977). Brak takiej gotowości ze
strony partnera może oznaczać zarówno sygnał jego pragnienia wycofania się ze związku, jak
i sygnał, że my sami winniśmy to zrobić.
Aż 41% mężatek w pierwszym roku małżeństwa i 45% w roku piątym skarży się, że
są zaniedbywane przez mężów, którzy sami bardzo rzadko zgłaszają tego rodzaju pretensje
(4% i 12%). Pretensje mężów dotyczą natomiast psychologicznej odwrotności zaniedbania w
postaci zaborczości. Aż 36% mężów, a tylko 7% żon oskarża drugą stronę o domaganie się
zbyt dużej ilości czasu, a podobne różnice dotyczą też pretensji o domaganie się zbyt wielkiej
ilości uwagi.
Różnice te wyrażają kontynuację konfliktu płci o wielkość dokonywanych w związek
i partnera inwestycji czasu, energii i zasobów. Najogólniej rzecz biorąc, mężczyźni próbują
zachować dla siebie część tych dóbr i czują się przymuszani przez partnerki do inwestowania
ich w nie. Z punktu widzenia kobiety inwestycji tych wciąż jest za mało i przez zaborczość
starają się przeciwdziałać podejmowanym przez partnerów próbom zachowania części
własnych zasobów, a szczególnie ich inwestowaniu poza związkiem.
Innym przejawem konfliktu o wielkość inwestowanych dóbr są skargi obu stron na
samolubstwo drugiej. Około 40% zarówno kobiet, jak i mężczyzn oskarża drugą stronę o
egoizm, a ponad 30% jednych i drugich - o nadmierną koncentrację na samym sobie.
Częstość zarzucania drugiej stronie koncentracji na sobie wzrasta przy tym ponad dwukrotnie
w ciągu pierwszych czterech lat trwania małżeństwa. Prawdopodobnie duża częstotliwość i
narastanie tych skarg w początkach małżeństwa wiążą się z faktem, że okazywanie własnej
bezinteresowności i skłonności do poświęceń na rzecz drugiej strony jest ważnym elementem
zalotów i strategii pozyskiwania partnera. Kiedy małżeństwo jest już na dobre „za-klepane”,
każde z partnerów powraca do większego skupienia się na swoich własnych interesach, a
troska o interesy drugiej strony słabnie? I kobiety, i mężczyźni skarżą się więc na to, że druga
strona traktuje ich jako dobro, o które już nie warto się starać.
Raz jeszcze wyłaniający się z naszych analiz obraz pożycia obu płci okazuje się
niezbyt przyjemny. Ewolucja ukształtowała jednak mężczyzn i kobiety w taki właśnie sposób
nie po to, by im zapewnić życie pośród przyjemności i błogosławieństwa stanu małżeńskiego.
Zostaliśmy przez ewolucję ukształtowani celem podniesienia szans naszego indywidualnego
przetrwania i zachowania gatunku. Nic zatem dziwnego, że mechanizmy psychologiczne
ukształtowane według takich bezlitosnych kryteriów trącą egoizmem i samolubstwem.
Ostatecznym przejawem konfliktu o inwestowanie zasobów są konflikty małżonków o
pieniądze - w myśl potocznego przekonania, nic nie budzi tylu starć małżeńskich, co
pieniądze. Badania małżeństw amerykańskich przekonują, że 72% z nich toczy walki o
pieniądze przynajmniej raz do roku, a 15% - nie rzadziej niż raz w miesiącu (Blumstein,
Schwartz, 1983). Kłótnie dotyczą przy tym znacznie częściej sposobów wydawania niż
pozyskiwania pieniędzy. Ponieważ obie strony rzadko cechują się jednakowymi
zainteresowaniami, naturalne jest, że sposób wydawania pieniędzy staje się źródłem
rozbieżności i konfliktów.
Nie będzie oczywiście zaskoczeniem wiadomość, że mężczyźni częściej niż kobiety
uskarżają się na wydawanie przez drugą stronę zbyt wielu pieniędzy na stroje. Różnica ta i
częstość męskich narzekań w tej sprawie wyraźnie rośnie między pierwszym a piątym rokiem
małżeństwa (z 12 do 26%; dla kobiet odsetki te wynoszą jedynie 5 i 7). Obie płcie równie
często uskarżają się jednak na to, że druga strona w ogóle wydaje za dużo pieniędzy - w
piątym roku małżeństwa jest to przedmiotem pretensji już, co trzeciej osoby.
Więcej kobiet niż mężczyzn skarży się na to, że druga strona wydaje na nie za mało
pieniędzy, szczególnie w postaci dawania prezentów - po czterech latach małżeństwa skarży
się na to 30% kobiet i trzykrotnie mniej mężczyzn. Treść konfliktu między partnerami stałego
związku wyraźnie jest, więc powiązana z omawianymi poprzednio różnicami upodobań
kobiet i mężczyzn. Kobiety częściej niż mężczyźni kierują się przy wyborze partnera jego
zasobami materialnymi. Kiedy związek już trwa, to właśnie one częściej skarżą się na
niedobór tych zasobów?
Wprowadzanie w błąd
Konflikt płci o dostęp seksualny, zaangażowanie uczuciowe i inwestowanie dóbr
narasta, kiedy jedna ze stron próbuje wprowadzić drugą w błąd. Licznych przykładów
wprowadzania w błąd dostarcza obserwacja świata roślin i zwierząt. Niektóre gatunki
storczyków mają kwiaty o bardzo kolorowych, przyciągających uwagę płatkach i środkach do
złudzenia przypominających kształtem, kolorem i zapachem samicę osy z gatunku smukwa
orzęsiona (Scolia ciliata) (Trivers, 1985). Przyciąga to oczywiście samce tego gatunku, które
lądują pośrodku kwiatu niczym na grzbiecie samicy i próbują kopulacji ze słupkiem kwiatu,
posuwając się wzdłuż niego w poszukiwaniu komplementarnych narządów płciowych. Nie
znajdując ich, samce podążają dalej, często do następnej orchidei i roznoszą pyłki kwiatowe,
umożliwiając w ten sposób orchideom zapylenie.
W wypadku ludzi, kobiety i mężczyźni oszukują się nawzajem, by pozyskać dostęp do
dóbr, którymi dysponuje druga strona. Na przykład jedna z moich znajomych miała zwyczaj
odwiedzania drogich restauracji i wyszukiwania w nich mężczyzn skłonnych zaprosić ją na
obiad. Podczas obiadu przyjaźnie z nimi flirtowała, a pod koniec wychodziła do toalety, po
czym tylnymi drzwiami opuszczała restaurację. Czasami odbywała tego rodzaju eskapady
samotnie, czasami z koleżanką, wybierając na ofiary z reguły przejezdnych biznesmenów, na
których trudno byłoby ponownie natknąć się w tym samym miejscu. Choć nie wypowiadała
wprost żadnego kłamstwa, znajoma ta była swego rodzaju oszustką seksualną. Flirtując z
mężczyznami, sygnalizowała im subtelnie swoją dostępność seksualną, co skłaniało ich do
wydatkowania ich własnych zasobów, czyli pieniędzy.
Kiedy jednak przychodził czas odwzajemnienia, a więc rzeczywistego dostępu
seksualnego, kobieta ta uchylała się od zobowiązań, po prostu znikając?
Choć tego rodzaju intryga wydać się może dość niezwykła czy wręcz makiaweliczna,
bazuje ona na wątku bardzo powszechnie przewijającym się w stosunkach między kobietami i
mężczyznami. Kobiety zdają sobie świetnie sprawę z korzyści, które może im zapewnić
okazywanie mężczyznom względów, odczytywanych przez nich jako seksualne. Kiedy w
pewnym badaniu zapytano ponad setkę kobiet, jak często flirtują z mężczyznami, by
pozyskać od nich przysługę lub szczególne traktowanie, zdając sobie sprawę, że do żadnego
erotycznego kontaktu nigdy nie dojdzie, średnia odpowiedź kobiet znalazła się na poziomie
„czasami” (na skali od „nigdy” do „często?). Kobiety przyznają się do równie częstego
posługiwania się tą techniką dla pozyskania uwagi i zainteresowania mężczyzn. Tak, więc
same kobiety przyznają się do subtelnego wprowadzania płci przeciwnej w błąd za pomocą
sygnalizowania własnej dostępności seksualnej w sytuacjach, kiedy nie mają żadnych
zamiarów erotycznych, choć ich udawanie może im przynieść korzyści.
Tak jak kobiety udają zainteresowanie seksualne, tak mężczyźni udają zaangażowanie.
Przyjrzyjmy się wypowiedzi trzydziestotrzyletniego mężczyzny na temat znaczenia deklaracji
„kocham cię”:
Zdawać by się mogło, że w naszych czasach nie ma już potrzeby mówić kobiecie
„kocham cię”, żeby ją uwieść. Ale to nie tak. Takie słowa wywierają rzeczywiście
podniecający wpływ. Zawsze kiedy czuję przypływ namiętności, mówię kobiecie, że ją
kocham. Nie zawsze mi wierzy, ale obojgu robi nam się od tego lepiej. To nie jest tak, że ja ją
świadomie oszukuję, bo przecież coś do niej muszę czuć, żeby móc to powiedzieć. No, a poza
tym czuję, że po prostu wypada to mężczyźnie powiedzieć przy takiej okazji (Cassell, 1984, s.
55).
Mężczyźni używają też tej techniki w jak najbardziej świadomy sposób. Kiedy ponad
setkę młodych mężczyzn spytano, czy zdarza im się celowo przesadzać w okazywaniu
głębokich uczuć do kobiety, po to by uzyskać jej zgodę na kontakt seksualny, 71 % przyznało
się do takich zabiegów? Znacznie rzadziej przyznawały się do tego kobiety (39%). Prawie
wszystkie kobiety (97%) twierdzą przy tym, że przynajmniej jeden mężczyzna próbował je
uwieść w taki sposób, a tylko nieco ponad połowa mężczyzn deklaruje, że taktyki tej
próbowała z nimi jakaś kobieta. W małżeństwie tego rodzaju taktyka jest kontynuowana w
postaci ukrywania przed drugą stroną własnej zdrady. Biologiczne motywacje leżące u
podstaw zdrady mężczyzny są bardzo przejrzyste i jednoznaczne, jak to była o tym wcześniej
mowa. Zdrada mężczyzny jest dla kobiety bardzo niepokojąca, szczególnie wtedy, kiedy
towarzyszą jej sygnały uczuciowego angażowania się mężczyzny w „tę trzecią”. Oznacza to
bowiem niebezpieczeństwo, że przeniesie on na nią swoje zainteresowanie i dobra. Stąd też
kobiety łatwiej wybaczają zdradę, której nie towarzyszy poważne zaangażowanie uczuciowe
ich partnera (Semmelroth i Buss, dane niepublikowane). Mężczyźni zdają się wiedzieć, że dla
kobiet bardziej niepokojąca jest niewierność uczuciowa niż jedynie seksualna - przyłapani na
zdradzie, często twierdzą, że tamta kobieta nic dla nich nie znaczy.
Z perspektywy ewolucyjnej, koszty takich oszustw były znacznie większe dla
pradawnych kobiet niż mężczyzn. Mężczyzna, który dał się nabrać na perspektywę kontaktu
seksualnego, do którego nigdy nie doszło, ryzykował najwyżej niewielką porcję czasu, energii
i zasobów na wyrządzenie przysługi wprowadzającej go w błąd kobiecie. Kobieta jednak,
która dała się nabrać na oznaki nieistniejącego zaangażowania uczuciowego mężczyzny i
zgodziła się na kontakt seksualny, narażona była na nieporównanie większe koszty, jeżeli
kontakt zaowocował ciążą, urodzeniem i chowaniem dziecka. Oczekiwać, więc należy, że u
kobiet wykształciła się większa umiejętność, a przynajmniej skłonność do wykrywania
możliwych oszustw płci przeciwnej. Tym można tłumaczyć fakt, że kobiety bardziej niż
mężczyźni domagają się długotrwałych zalotów, co oczywiście umożliwia trafniejsze
rozpoznanie ich rzeczywistych intencji i zabezpieczenie się przed jedynie udawanym
zaangażowaniem. Mężczyźni o jednoznacznie przelotnych intencjach zwykle zniechęcają się
do partnerek domagających się długotrwałych zachodów połączonych z wydatkowaniem
znacznych zasobów i podążają gdzie indziej w poszukiwaniu łatwego łupu.
Przed wprowadzeniem w błąd przez płeć przeciwną chronią również długotrwałe
dyskusje z przyjaciółmi tej samej płci nad rzeczywistymi uczuciami i intencjami płci
przeciwnej. Jak już wspominaliśmy, młode kobiety często skłonne są całymi godzinami
debatować nad tą kwestią, przypominając sobie dokładnie, co i kiedy „on” powiedział, co
naprawdę miał na myśli, porównując wzajemnie swoje doświadczenia itd. Rozsądzenie, który
mężczyzna ma intencje poważne i trwałe, a który poszukuje jedynie przelotnego seksu, jest
dla nich sprawą pierwszorzędnej wagi? Mężczyźni spędzają na takich rozmowach i
dociekaniach znacznie mniej czasu (Semmelroth, Buss, dane niepublikowane).
Nawet mężczyźni nie mogą jednak zupełnie ignorować podejmowanych przez płeć
przeciwną prób oszustwa, szczególnie kiedy wybierają partnerkę długotrwałego związku.
Wówczas w grę wchodzi dokładna ocena walorów kandydatki - jej atrakcyjności, zasobów, a
przede wszystkim przeszłości seksualnej i przypuszczalnego stopnia wierności w przyszłości.
Dobrze ilustruje to jedna ze scen ze sztuki Tennessee Williamsa Tramwaj zwany pożądaniem.
Jeden z bohaterów sztuki, Mitch, spotyka się ze swoją narzeczoną Blanche DuBois, byłą
nauczycielką szkoły średniej, którą zamierza poślubić. Blanche oszukała go jednak co do swej
przeszłości, przemilczając skandalizujący związek erotyczny z jednym ze swoich uczniów, co
spowodowało jej wydalenie ze szkoły. Po ostrzeżeniach przyjaciela na temat erotycznej
przeszłości Blanche, Mitch przy następnym spotkaniu zarzuca jej ukrywanie przeszłości, a
także pokazywanie się mu jedynie w przyćmionym świetle. Mitch zapala jasne światło, przed
którym Blanche usiłuje uciec, i dostrzega, że jest ona znacznie starsza, niż usiłowała mu się
wydać. Blanche ze smutkiem pyta Mitcha, czy nadal zamierzają poślubić, na co ten
odpowiada, że teraz już tak nie sądzi.
Zważywszy uprzednio omawiane znaczenie przypisywane przez mężczyzn wyglądowi
i wierności seksualnej kobiety, mężczyźni są szczególnie wyczuleni na próby wprowadzania
ich w błąd co do wieku i seksualnej przeszłości partnerki. Seksualna reputacja partnerki jest
więc przedmiotem ich dociekań, kiedy żywią poważne zamiary. Krótko mówiąc, tak jak
kobiety starają się zabezpieczyć przed oszustwem w sprawie rzeczywistego zaangażowania
drugiej strony, tak mężczyźni starają się zabezpieczyć przed oszustwem w tym, co jest
najbardziej istotne z ich punktu widzenia - a więc w sprawie reprodukcyjnych walorów
kobiety i pewności, że walory te będą dostępne tylko im.
Konflikt płci nie kończy się jednak na potyczkach o dostęp seksualny, stopień
zaangażowania i inwestowania zasobów. Niekiedy przyjmuje postać poważniejszą nawet, niż
omówione próby oszustwa - postać złego traktowania płci przeciwnej.
Złe traktowanie płci przeciwnej
Złe traktowanie przejawia się na wiele różnych sposobów. W sensie psychicznym
celem złego traktowania jest wpędzenie drugiej strony w poczucie niższości, przekonanie jej,
że miała niezasłużone szczęście, pozyskując obecnego partnera, i że żadnego lepszego nie
znajdzie w wypadku opuszczenia związku (Daly, Wilson, 1988). Osiągnięciu tych celów
służy poniżanie, wyśmiewanie i podważanie wartości drugiej strony, a wszystkie te
pożałowania godne zabiegi są częściej stosowane przez mężczyzn wobec kobiet niż na
odwrót.
Poniżanie kobiet przez mężczyzn może polegać na ignorowaniu zdania kobiet tylko
dlatego, że są kobietami, czy też na traktowaniu ich jako głupszych od siebie. Celem tych
zabiegów - na które nowo poślubione kobiety skarżą się dwukrotnie częściej od swoich
mężów - jest wpojenie partnerce przekonania, że jest mniej warta od swego męża (Margo
Wilson, informacja osobista, 1989). Jeżeli zabieg taki się powiedzie, jego ofiara będzie
wkładać więcej energii w zaspokajanie potrzeb i zachcianek partnera, aby ten nie opuścił
związku, bądź też by powstrzymać jego dalsze poniżające postępowanie.
Z kolei przemoc fizyczna, której mężczyźni dopuszczają się w stosunku do swoich
żon, jest często próbą przymusowego zapanowania nad postępowaniem partnerki.
Stwierdzono to na przykład, przysłuchując się rozprawom w stu sprawach o pobicie żony
wniesionych przed sądy w Kanadzie. Analiza przebiegu rozpraw ujawniła, że u podłoża
agresji mężów leżała z reguły ich niemożność zapanowania nad zachowaniem żony, czemu
towarzyszyły zwykle oskarżenia o seksualne kontakty z innymi mężczyznami (Whitehurst,
1971). Zazdrość seksualna stanowiła też bezpośrednią przyczynę agresji męża w ponad
połowie takich przypadków badanych w jednym ze studiów amerykańskich (Rounsaville,
1978). Inne badanie nad sześćdziesięcioma kobietami z Północnej Karoliny pobitymi przez
mężów ujawniło, że aż 95% przypadków zazdrości patologicznej (tj. nadmiernej i bez
powodu, wywołanej na przykład wizytą u przyjaciółki) kończyło się fizyczną agresją męża w
stosunku do żony (Hilberman, Munson, 1978). U podłoża przemocy fizycznej leży więc z
reguły próba wymuszenia na kobiecie jakichś zachowań, szczególnie dotyczących spraw
seksu.
Złe traktowanie drugiej strony jest oczywiście taktyką bardzo niebezpieczną. Choć
zasadniczym jej celem jest powiększenie zaangażowania partnerki i przymuszenie jej do
działań na rzecz męża, taktyka ta może łatwo przynieść skutki odwrotne od zamierzonych i
doprowadzić do ucieczki kobiety, gdy dojdzie ona do wniosku, że nic gorszego i tak już jej
spotkać nie może. Być może właśnie, dlatego mężowie bijący żony często je potem
przepraszają, nierzadko plącząc i obiecując poprawę (Dały, Wilson, 1988; Russell, 1990).
Tego rodzaju działania służą powstrzymaniu żony przed ucieczką.
Bicie żon spotykane jest w wielu kulturach. Wśród Indian Yanomamo zdarza się
często, że mężczyźni biją swoje żony kijami za takie „wykroczenia”, jak opieszałość w
podawaniu herbaty (Chagnon, 1983). Co ciekawe, kobiety z tego plemienia uważają
nierzadko bicie za objaw gorących uczuć mężowskich - interpretacja, której zapewne nie
podzielają współczesne Amerykanki. Niezależnie od interpretacji, tego rodzaju działania
służą podporządkowaniu żony mężowi.
Inną formą złego traktowania drugiej strony jest szydzenie z jej wyglądu. Zdarza się to
zaledwie u 5% nowo poślubionych mężczyzn, ale w piątym roku małżeństwa odsetek ten jest
już czterokrotnie wyższy. Zważywszy, jak ważny dla kobiet jest ich wygląd, cios wymierzony
w ten punkt jest wyjątkowo bolesny. Funkcją takiego postępowania mężczyzny jest zapewne
obniżanie mniemania żony o samej sobie, a przez to powstrzymywanie jej od angażowania się
w kontakty pozamałżeńskie.
Złe
traktowanie
partnerek
można
więc
wyjaśnić
na
gruncie
myślenia
ewolucjonistycznego adaptacyjnymi funkcjami takiego postępowania. Zrozumienie funkcji i
celów takiego zachowania nie oznacza jednak wcale jego akceptacji czy aprobaty, podobnie
jak to jest i z innymi rodzajami destruktywnego postępowania. Wręcz przeciwnie,
zrozumienie przyczyn i warunków pojawiania się takich niepożądanych zachowań może
przyczynić się do skuteczniejszego im przeciwdziałania. Złe traktowanie partnerek przez
mężczyzn ma swoje korzenie biologiczne, ale nie jest to w żadnym sensie zachowanie ani
konieczne (niczym odruch kolanowy), ani niemożliwe do zmiany. Jego pojawianie się zależy
od różnych okoliczności, w tym także od szczególnych cech charakteru mężczyzn. W
badaniach nad nowożeńcami stwierdziliśmy na przykład, że mężczyźni nieufni i niestabilni
emocjonalnie czterokrotnie częściej źle traktują swoje żony, niż mężczyźni emocjonalnie
stabilni i pozbawieni podejrzliwości. Inne czynniki nasilające poniewieranie żon przez mężów
to odizolowanie żony od jej krewnych, brak sankcji prawnych grożących mężczyźnie za takie
postępowanie, czy sytuacja, w której atrakcyjność żony znacznie przewyższa atrakcyjność jej
męża, co nasila się jego lęk przed opuszczeniem. Zidentyfikowanie okoliczności nasilających
szansę złego traktowania kobiety przez męża może być pierwszym krokiem w kierunku
przeciwdziałania temu niepożądanemu zjawisku
Napastowanie seksualne
Konflikty między mężczyznami a kobietami o dostępność seksualną mogą wychodzić
poza kontekst kontaktów małżeńskich czy przedmałżeńskich i wkraczać w środowisko pracy,
w którym ludzie często poszukują stałych i przelotnych partnerów. Poszukiwanie może
jednak przekroczyć dopuszczalną granicę i zamienić się w molestowanie seksualne (sexual
harassment), czyli „obdarzanie osób płci przeciwnej zainteresowaniem seksualnym, które jest
niepożądane i nieprowokowane przez osobę stanowiącą obiekt takiego zainteresowania”
(Studd, Gattiker, 1991, s. 251). Zaczepki seksualne przyjmować mogą całą gamę form, od
łagodnych, jak wpatrywanie się i komentarze o seksualnych podtekstach, do ostrych, jak
dotykanie
intymnych
części
ciała.
Psychologia
ewolucjonistyczna
umożliwia
zidentyfikowanie mechanizmów i okoliczności prowadzących do takiego zachowania.
Psychologia nie twierdzi bynajmniej, że tego rodzaju zachowania są nieodwracalnie
wyznaczone biologią, nieuniknione i niepoddające się modyfikacji - stara się raczej
zrozumieć ich przyczyny i dostarczyć wiedzy umożliwiającej przeciwdziałanie takim
postępkom.
Choć zaczepki seksualne mogą być czasami sposobem zaznaczania własnej
dominującej pozycji czy drogą poszukiwania trwałych partnerów, najważniejszym motywem
takich zachowań zdaje się być poszukiwanie czy próba wymuszenia przelotnego kontaktu
seksualnego. Wskazuje na to profil typowej ofiary i typowego sprawcy zaczepki seksualnej, a
także wzorzec zachowania obojga.
Nie jest zapewne przypadkiem, że znaczna większość formalnych skarg na zaczepki
seksualne wnoszona jest przez kobiety. Na siedemdziesiąt sześć skarg wniesionych przez
kobiety do Wydziału Praw Człowieka Stanu Illinois przypadało zaledwie pięć wniesionych
przez mężczyzn (w ciągu dwuletniego okresu poddanego badaniom) (Terpstra, Cook, 1985).
Ankieta przeprowadzona na ponad dziesięciu tysiącach pracowników amerykańskiej
administracji rządowej wykazała, że aż 42% kobiet i tylko 15% mężczyzn było w jakimś
momencie pracy zawodowej obiektem zaczepek seksualnych (Studd, Gattiker, 1991).
Podobnych proporcji liczbowych dostarczają też badania kanadyjskie. Nie ulega więc
wątpliwości, że typową ofiarą zaczepki seksualnej jest kobieta, a typowym sprawcą mężczyzna. Zważywszy jednak wspomniane uprzednio różnice między płciami we
wrażliwości na agresję seksualną, za tak ogromną dysproporcją liczby skarg wnoszonych
przez kobiety i mężczyzn kryje się zapewne i większa wrażliwość kobiet.
Co więcej, typowa ofiara seksualnej molestacji jest też młoda, atrakcyjna i niezamężna
- kobiety, które przekroczyły czterdziesty piąty rok życia jedynie bardzo rzadko bywają
przedmiotem zaczepek (Studd, Gattiker, 1991). Jedno z badań wykazało, że 72% skarg na
molestowanie seksualne wniosły kobiety w wieku od 20 do 35 lat, choć stanowiły one tylko
43% zatrudnionych, a kobiety powyżej czterdziestego piątego roku życia, stanowiące 28%
zatrudnionych, wniosły zaledwie 5% skarg (Terpstra i Cook, 1985). Dysproporcja taka
zaobserwowana została we wszystkich badaniach nad napastowaniem seksualnym.
Panny i rozwódki są bardziej narażone na zaczepki seksualne niż mężatki. W jednym
z badań kobiety samotne stanowiły zaledwie jedną czwartą zatrudnionych, choć wniosły one
43% wszystkich skarg, podczas gdy stanowiące większość zatrudnionych kobiety zamężne
wniosły tylko 31% skarg (Terpstra, Cook, 1985). Najbardziej oczywistą przyczyną tych
różnic jest zapewne obawa ewentualnych sprawców przed rewanżem męża ofiary zaczepek.
Kobiety samotne są poza tym spostrzegane jako bardziej podatne na seksualne awanse, a
kobiety zamężne są istotnie mniej podatne na uroki tego rodzaju przygód, ponieważ nie chcą
ryzykować trwałości już istniejącego związku.
Również reakcje obu płci na seksualne zaczepki zdają się być podporządkowane
ewolucjonistycznej logice. Kiedy zapytano ludzi, jak zareagowaliby na seksualną propozycję
kolegi/koleżanki z pracy, aż 63% kobiet twierdziło, że odebrałoby to jako obelgę, a tylko 17%
- jako pochlebstwo. Mężczyźni na odwrót - tylko 15% odczułoby zniewagę, aż 67% zaś pochlebstwo (Gutek, 1985). Jest to więc wzorzec typowy dla omawianych już różnic
płciowych w reakcji na przelotny kontakt seksualny, z silną niechęcią kobiet do bycia
traktowanymi jako obiekty jedynie seksualnego zainteresowania. Natężenie tej niechęci
zależy jednak od statusu i pozycji społecznej napastującego mężczyzny. Kiedy wspólnie z
Jennifer Semmelroth zapytaliśmy ponad sto studentek, jak dalece byłoby dla nich
denerwujące, gdyby jakiś nieznajomy wciąż ponawiał propozycje spotkania pomimo ich
odmowy, odpowiedzi okazały się mocno uzależnione od zawodu nieznajomego. Najbardziej
denerwujące byłyby nalegania śmieciarza (średnio 4,32 na skali siedmiostopniowej) i
sprzątacza (4,19), najmniej zaś - studenta medycyny (2,65) i znanego gwiazdora rockowego
(2,71). Dokładnie odwrotnie przedstawiały się oceny stopnia zadowolenia z takich awansów
mężczyzn o różnych zawodach, o co spytaliśmy inną grupę kobiet.
Kobiece reakcje na zaczepki zależą także od tego, czy spostrzegają sprawcę jako
skoncentrowanego wyłącznie na seksie, czy też przekonane są o bardziej romantycznych
motywach jego postępowania. Takie działania, jak uzależnianie awansu zawodowego od
dostępności seksualnej, dotykanie intymnych części ciała czy przypieranie do ściany, gdy nie
ma nikogo w pobliżu, oczywiście bardziej są uważane za akty napastowania seksualnego niż
zapraszanie na kawę, flirtowanie czy prawienie komplementów (Studd, Gattiker, w
przygotowaniu). Im bardziej widoczne jest bezpośrednie zainteresowanie seksem bądź
przymuszanie do niego, tym bardziej zachowanie uważane jest za akt molestowania
seksualnego.
Nawet w tej sprawie nie wszystkie jednak kobiety myślą tak samo. Na przykład 17%
kobiet nie uważa prób erotycznego dotykania ich ciała za obraźliwe, co może wskazywać na
to, że elementem kobiecych strategii postępowania jest wykorzystywanie seksualnych
awansów mężczyzn dla własnych korzyści. Poza tym wiele osób płci obojga poszukuje w
środowisku zawodowym kandydatów przelotnego kontaktu, a niektóre kobiety nawet chętnie
godzą się na zamienianie względów seksualnych na awans lub lepszą pracę. Pewna badana
stwierdziła, że nie traktowałaby perspektywy seksu z brygadzistą jako jego napastliwości
seksualnej, ponieważ „wszystkie kobiety traktowane są tak samo”, a seks z brygadzistą
umożliwiłby jej otrzymywanie „łatwiejszej pracy” (Gutek, 1985; Studd, Gattiker, 1991;
Quinn, 1977).
Wszystkie te wyniki dotyczące typowego profilu, reakcji i zachowania sprawców i
ofiar zaczepek seksualnych łatwo dają się wyjaśnić w kategoriach psychologii
ewolucjonistycznej. Mężczyźni cechują się obniżonym progiem angażowania się w przelotne
kontakty seksualne i mniej im trzeba, aby wnioskować o erotycznym zainteresowaniu
kobiety. Zaczepki czy napastliwość seksualna stanowią przykład ujawniania się tych
ewolucyjnie wykształconych strategii we współczesnym środowisku pracy. Oczywiście w
niczym to mężczyzn nie usprawiedliwia, kiedy próbują przymusić swoje współpracowniczki
czy podwładne do niechcianego przez nie seksu. Pozwala jednak zrozumieć powody tych
pożałowania godnych postępków i tak organizować środowiska pracy, by pomniejszyć
częstość ich występowania.
Gwałt
Gwałt to użycie siły bądź zagrożenie jej użycia dla wymuszenia stosunku seksualnego.
Oceny częstości gwałtu różnią się, ponieważ różnią się sposoby rozumienia zwrotu „użycie
siły”. Niektórzy badacze posługują się definicją szeroką, kwalifikującą jako użycie siły także
wypadki, w których kobieta dopiero po fakcie dochodzi do wniosku, że jednak nie chciała
kontaktu seksualnego, a jedynie została doń przymuszona przez partnera. Inni ograniczają
definicję gwałtu do przypadków fizycznego wymuszenia stosunku seksualnego wbrew woli
kobiety. Pewne badanie z udziałem dwóch tysięcy studentek ujawniło, że 6% z nich było w
życiu zgwałconych (Koss, Oroś, 1982). Inne badanie trzystu osiemdziesięciu słuchaczek
college’u ujawniło, że aż 15% z nich miało do czynienia ze stosunkiem seksualnym odbytym
wbrew ich woli (Muehlenhard, Linton, 1987). Zważywszy, jak silnym odium społecznym są
obłożone ofiary gwałtu, liczby te prawdopodobnie są zaniżonymi szacunkami rzeczywistej
częstości gwałtów.
Sytuacją, w której stosunkowo często dochodzi do gwałtu, jest randka. Jedno z badań
ujawniło, że prawie 15% studentek doświadczyło gwałtu podczas randki. Inne badanie trzystu
czterdziestu siedmiu kobiet ujawniło zaś, że sprawcami aż 63% gwałtów są „chłopcy”,
narzeczem czy mężowie ofiar (Gavey, 1991). Najbardziej rozległe z dotychczasowych badań
nad tym problemem ujawniło, że spośród prawie tysiąca zamężnych kobiet, 14% zostało
zgwałconych przez swoich mężów (Russell, 1990). Daleko, więc do tego, by gwałt można
było uważać za przestępstwo popełniane jedynie przez nieznajomych czyhających w
ciemnych alejkach. Jest on zjawiskiem nierzadkim w kontekście kojarzenia się ludzi w pary,
stanowiącym przedmiot zainteresowania tej książki.
Podobnie jak w wypadku zaczepek seksualnych, sprawcami gwałtów są prawie
nieodmiennie mężczyźni, a ofiarami - niemal zawsze kobiety. Sugeruje to podobieństwo i
związek gwałtu z innymi, mniej drastycznymi przejawami konfliktu płci. Nie musi to jednak
znaczyć, że gwałt stanowi ewolucyjnie wykształconą strategię adaptacyjną mężczyzn.
Kwestia tego, czy gwałt stanowi taką strategię, czy też stanowi jedynie przerażający produkt
uboczny ogólnego dążenia mężczyzn do pomnażania przelotnych kontaktów seksualnych, jest
w istocie przedmiotem nierozwiązanego dotąd sporu (Malamuth, Heavey, Linz, 1993; Thornhill, Thornhill, 1992).
Podstawowe pytanie dotyczy zagadnienia, czy istnieją jakieś dowody potwierdzające
tezę, że gwałt stanowi specyficzną dla mężczyzn, wykształconą w trakcie ewolucji strategię
adaptacyjną. Dowody wykształcenia takiej strategii zaobserwować można u niektórych
gatunków ptaków i owadów. Na przykład samce wspominanych już wojsiłek mają specjalne
odnóże, którego jedyną funkcją wydaje się przytrzymywanie samicy podczas wymuszonej
kopulacji (a nie kopulacji normalnej, za którą samiec ofiarowuje specjalny „podarek
kopulacyjny” w postaci jedzenia). Eksperymenty, w których odnóże to zaklejano woskiem,
pokazały, że zabieg taki całkowicie uniemożliwiał samcom wymuszenie kopulacji na samicy
(Thornhill, 1980a, 1980b).
Mężczyźni nie są oczywiście samcami wojsiłek, choć wyniki pewnych badań
psychologicznych i fizjologicznych nasuwają dość niepokojące sugestie. Eksperymenty
laboratoryjne, w których mężczyznom pokazywano nagrania przedstawiające zarówno sceny
gwałtu, jak i dobrowolnego stosunku seksualnego, ujawniły, że oba rodzaje scen są dla
mężczyzn podniecające. Pokazały to zarówno ich własne zeznania, jak i obiektywne pomiary
fizjologicznych reakcji seksualnych, choć obecność innych sygnałów, takich jak przemoc lub
obrzydzenie kobiety, hamowała seksualne pobudzenie mężczyzn, którym reagowali na gwałt
(Malamuth, 1992; Thomhill, Thornhill, 1992).
Nie wiadomo jednak, czy mężczyzn podnieca obserwacja wszelkich scen o
charakterze seksualnym, czy też wyniki te świadczą o rozwinięciu się u mężczyzn
specyficznej strategii przystosowawczej w postaci gwałtu. Rozważmy analogię do jedzenia.
Ludzie ślinią się na widok lub zapach smakowitego jadła, szczególnie gdy są głodni.
Załóżmy, że jakiś badacz sformułował hipotezę, iż jedna z wykształconych przez ludzi
strategii adaptacyjnych polega na zabieraniu przemocą jedzenia innym. Celem sprawdzenia
swojej hipotezy nasz badacz przeprowadza eksperyment polegający na pokazywaniu
wygłodzonym badanym sceny, w której jedna osoba daje drugiej smakowite jedzenie, bądź
też sceny, w której jedna osoba zabiera drugiej to samo jedzenie (Mazur, 1992). Gdyby taki
eksperyment wykazał, że wygłodzeni badani jednako się ślinią przy oglądaniu obu tych scen,
nie dowodziłoby to jeszcze wykształcenia się u nich strategii adaptacyjnej polegającej na
zabieraniu przemocą jedzenia innym. Dowodziłoby to jedynie, że wygłodzeni ludzie ślinią się
na widok jedzenia niezależnie od warunków, w których jedzenie to jest im pokazywane. Tak
więc, ostatecznie, przytoczony eksperyment dowodzący podniecenia seksualnego mężczyzn
obserwujących scenę gwałtu nie dowodzi jeszcze wykształcenia przez nich skłonności do
gwałtu jako odrębnej strategii adaptacyjnej.
Bardziej niepokojących sugestii dostarczają natomiast podobieństwa między tym,
czego mężczyźni zwykle poszukują u kobiet, a charakterystyką typowej ofiary gwałtu.
Analiza danych dotyczących ponad dziesięciu tysięcy ofiar gwałtów ujawniła, że kobiety w
wieku od szesnastu do trzydziestu pięciu lat mają znacznie większą szansę paść ofiarą gwałtu,
niż kobiety z jakiegokolwiek innego przedziału wiekowego, a 85% wszystkich ofiar gwałtu to
kobiety w wieku poniżej trzydziestu sześciu lat (Thornhill, Thornhill, 1983). Zupełnie
odmienny jest rozkład wieku ofiar innych przestępstw. Na przykład kobiety w wieku od
czterdziestu do czterdziestu dziewięciu lat równie często stają się ofiarą napadu rabunkowego,
jak kobiety w wieku od dwudziestu do dwudziestu dziewięciu lat, choć te pierwsze znacznie
rzadziej padają ofiarą gwałtu. Krótko mówiąc, rozkład wieku ofiar gwałtu niemalże idealnie
pokrywa się z wiekową rozpiętością reprodukcyjnej wartości kobiety. Wskazuje to na
możliwość istnienia związku między gwałtem a ewolucyjnie wykształconą psychologią
zachowań seksualnych, choć też samo w sobie nie dowodzi, że gwałt jest ewolucyjnie
wykształconą, specyficzną dla mężczyzn strategią adaptacyjną. Ponieważ z punktu widzenia
sprawcy gwałt jest działaniem o charakterze seksualnym, wiek i atrakcyjność ofiar gwałtu
dowodzi, jedynie, że mężczyźni poszukują tych walorów w kontekście każdej swojej
seksualnej aktywności.
Nie ma, więc jednoznacznych dowodów na to, że gwałt stanowi ewolucyjnie
wykształconą strategię adaptacyjną mężczyzn. Wszystko zdaje się wskazywać raczej na
skłonność mężczyzn do stosowania przemocy dla osiągania wielu różnych celów. W tym
również pozyskiwania dostępu seksualnego do młodych kobiet, ale i na przykład w walce z
rywalami.
Faktem jest jednak, że mężczyźni skłonni są uciekać się do przemocy w wielu
aspektach życia seksualnego (Thornhill, Thomhill, 1992; patrz także Clark, Lewis, 1977).
Badania postaw wskazują, że mężczyźni dużo bardziej od kobiet skłonni są akceptować
przymus w pozyskiwaniu seksualnego kontaktu. Wypowiedzi młodych kobiet przekonują, że
mężczyźni często kontynuują propozycje seksualne nawet po jednoznacznym „nie” kobiet, a
czasami posuwają się do gróźb czy nawet przemocy fizycznej w postaci policzka czy
uderzenia (Byers, Lewis, 1988; McCormick, 1979; Muehlerand, Linton, 1987). Jedno z badań
nad studentkami college’u wykazało, że u tych, które zostały zgwałcone, gwałt miał miejsce
po ich wyraźnym sprzeciwie w 55% przypadków, w 14% doszło do fizycznego przymusu, jak
przytrzymanie siłą, a w 5% - do gróźb (Muehelrand, Linton, 1987). Przymus zdaje się więc
być dość częstym elementem kontaktów seksualnych. Mężczyźni stosują jednak przemoc
także i w wielu innych sytuacjach niemających nic wspólnego z seksem - na przykład zabijają
innych mężczyzn czterokrotnie częściej niż kobiety. Jest oczywiste, że mężczyźni są znacznie
bardziej agresywni od kobiet i są też sprawcami znacznej większości wszystkich społecznie
nieakceptowanych, kryminalnych i odrażających postępków (Dały, Wilson, 1988; Thornhill,
Thornhill, 1992).
Badania feministyczne jednoznacznie wykazały, że - wbrew przekonaniu wielu
mężczyzn - kobiety ani gwałtu nie pragną, ani nawet nie uważają go za aktywność seksualną.
Gwałt jest dla ofiary doświadczeniem jedynie upokorzenia, wstydu, obrzydzenia, gniewu,
strachu i jest z pewnością jednym z najgorszych doświadczeń, które może człowieka spotkać.
Biologowie ewolucyjni Nancy i Randy Thornhill postawili hipotezę, że spowodowane
gwałtem cierpienie psychiczne stanowi ewolucyjnie wykształcony mechanizm skupiania
uwagi kobiety na wydarzeniach towarzyszących gwałtowi, a mający na celu eliminację bądź
unikanie bodźców wywołujących ból (Thornhill, Thornhill, 1990a, 1990b). W badaniu
siedmiuset dziewięćdziesięciu ofiar gwałtu z okolic Filadelfii Thornhillowie stwierdzili, że
cierpienie (i towarzyszące mu takie objawy jak bezsenność, lęk przed pozostawaniem samej
domu i lęk przed nieznajomymi) jest większe u kobiet w wieku reprodukcyjnym niż u
niedojrzałych płciowo dziewcząt i kobiet po menopauzie. Badacze interpretują to jako dowód
na tezę, że wielkość cierpienia przeżywanego przez zgwałcone kobiety wyraża wielkość
ponoszonych przez nie strat reprodukcyjnych. Ten wzorzec zależności sugeruje, że ewolucja
wykształciła u kobiet mechanizmy psychologiczne, których działanie uwzględnia aktualny
własny stan reprodukcyjny kobiety. Wyniki te wskazują też, że przemoc seksualna wobec
kobiet musiała być nieobca dziejom naszych ewolucyjnych przodków.
Mężczyźni różnią się skłonnością do gwałtu. W dwóch badaniach pytano mężczyzn,
jaka byłaby szansa wymuszenia przez nich na kobiecie stosunku seksualnego wbrew jej woli,
gdyby nie groziło to żadnym ryzykiem (jak pochwycenie, szkody na reputacji czy zarażenie
się jakąś chorobą). W jednym z tych badań 35% mężczyzn twierdziło, że jest jakaś szansa
dopuszczenia się takiego czynu (Malamuth, 1981), w drugim procent takich mężczyzn
wynosił 27 (Young, Thiessen, 1992). Z jednej strony odsetki mężczyzn dopuszczających
jakąś możliwość gwałtu są, więc alarmująco wysokie, choć z drugiej strony, dane te
wskazują, że większość mężczyzn nie jest potencjalnymi gwałcicielami.
Mężczyźni skłonni do przemocy seksualnej wyposażeni są też w pewien
charakterystyczny zestaw cech i przekonań, w skład którego wchodzi impulsywność,
wrogość, przesadne akcentowanie własnej męskości, duża ilość kontaktów seksualnych, a
także wrogość w stosunku do kobiet i wiara w mit gwałtu (przekonanie, że kobiety sekretnie
pragną być zgwałcone) (Malamuth, 1986; Malamuth, Sockloskie, Koss, Tanaka, 1991).
Faktyczni gwałciciele cechują się przy tym niską samooceną, niskimi dochodami, a
nieproporcjonalnie duża ich liczba wywodzi się z najniższych klas społecznych (Thornhill,
Thornhill, 1983). Gwałciciele zdają się, więc być mężczyznami raczej odrzucanymi przez
kobiety, a to samo sugerują ich własne zeznania. Jeden z seryjnych gwałcicieli wyznawał:
„Czułem, że jak się dowie, kim jestem, to mnie odrzuci, i czułem, że nigdy nie uda mi się jej
dostać. Nie wiedziałem nawet, jak się zabrać do tego, żebym mógł jej zaproponować
spotkanie... wykorzystałem jej strach i zgwałciłem ją”. (Freemont, 1975, s. 244-246).
Przemoc zdaje się więc być desperacką alternatywą dla mężczyzn bez pieniędzy, pozycji
społecznej i innych zasobów, którymi mogliby przyciągnąć kobiety. Wyśmiewani przez
kobiety z powodu braku tego, czego one poszukują u płci przeciwnej, mężczyźni tacy mogą
wykształcać w sobie wrogość w stosunku do kobiet - postawę, która uniemożliwi im wczucie
się w los własnych ofiar.
Obok osobowości, czynnikiem decydującym o szansach gwałtu jest także kultura i
kontekst sytuacyjny. Wśród mężczyzn Yanomamo porywanie kobiet z sąsiedniej wioski w
celach matrymonialnych jest kulturowo usankcjonowaną praktyką (Chagnon, 1983). Setki
tysięcy gwałtów towarzyszące wojnom wskazują na nasilenie gwałtów w wypadku ich
bezkarności (Brownmiller, 1975). Sugeruje to, że jednym ze sposobów przeciwdziałania
gwałtom jest powiększanie kosztów ponoszonych przez samych gwałcicieli za ich czyny.
Ewolucyjny wyścig zbrojeń
Kontakty mężczyzn z kobietami nękane są więc licznymi konfliktami - od potyczek o
dostęp seksualny w parach przedmałżeńskich, przez walki o zaangażowanie i inwestycje
zasobów wśród par małżeńskich, do zaczepek seksualnych w miejscu pracy i gwałtu pośród
znających się osób i nieznajomych. Źródła znacznej większości tych konfliktów znaleźć
można w odmienności ewolucyjnie wykształconych strategii seksualnych obu płci. Strategie
typowe dla jednej płci często utrudniają realizację celów drugiej strony.
Obie strony konfliktu wykształciły w trakcie ewolucji szereg mechanizmów
reagowania na utrudnianie własnych celów przez postępowanie drugiej strony. Należą do nich
przede wszystkim takie emocje, jak gniew, smutek i zazdrość. Kobiety najsilniej reagują
gniewem na mężczyzn wtedy, kiedy ich postępowanie uniemożliwia im realizację ich
własnych strategii postępowania, kiedy mężczyźni na przykład próbują wymusić seks i
poniżają je. Podobnie mężczyźni reagują gniewem na utrudnianie im realizacji ich własnych
strategii seksualnych, kiedy kobiety odtrącają ich zaloty, odmawiają seksu czy podrzucają
„kukułcze jaja”.
Wszystkie te potyczki prowadziły w trakcie ewolucji naszego gatunku do swoistej
„spirali zbrojeń” obu płci. Na każdy postęp umiejętności mężczyzn do wprowadzania kobiet
w błąd, te odpowiadały rozwojem większych umiejętności wykrywania oszustwa. Na każdą,
coraz to trudniejszą próbę, na którą kobiety wystawiały mężczyzn, by sprawdzić siłę ich
uczuć i zaangażowania, mężczyźni odpowiadali wzrostem umiejętności udawania oznak
zaangażowania. A to prowadziło do dalszego wzrostu wrażliwości kobiet na tego rodzaju
próby wprowadzenia ich w błąd. Każde ulepszenie w realizacji strategicznych celów jednej
płci spotykało się z analogiczną reakcją drugiej. Ponieważ zaś strategie seksualne obu płci są
częściowo odmienne, owa ewolucyjna spirala zdaje się nie mieć końca.
Ewolucyjnie wykształcona zdolność do reagowania negatywnymi emocjami i
cierpieniem na przeszkody w realizowaniu własnych strategii seksualnych pozwalają
kobietom i mężczyznom działać w sposób pomniejszający ich własne koszty. Czasami
oznacza to wycofanie się z dotychczasowego związku.
VIII
Zerwanie
„Kobiety wychodzą za mąż w przekonaniu, że ich mężowie się zmienią. Mężczyźni
żenią się w przekonaniu, Że ich żony się nie zmienią. Obie strony są w błędzie.” Anonim
Ludzie rzadko kojarzą się w pary raz na całe życie. Rozwód i ponowne małżeństwo są
we współczesnej Ameryce tak częste, że prawie połowa dzieci wychowuje się bez jednego ze
swoich biologicznych rodziców. Rodziny przybrane szybko stają się regułą, a nie wyjątkiem.
Taki stan rzeczy nie jest czymś nowym w dziejach ludzkości i nie jest przejawem jakiegoś
nagłego upadku wartości rodzinnych. Rozpad trwałych związków w ogólności, a rozwód w
szczególności, są zjawiskami o zasięgu międzykulturowym. Na przykład z trzystu trzydziestu
jeden małżeństw obserwowanych w plemieniu! Kung, sto trzydzieści cztery zakończyły się
rozwodem (Howell, 1979), wśród paragwajskich Indian Ache przeciętni mężczyzna, i
kobieta, kiedy dobiegają czterdziestki, mają za sobą około dwunastu małżeństw (Kim Hill,
1991, informacja osobista).
Długotrwałe związki ulegają rozpadowi z wielu powodów - na przykład druga strona
może wymagać zbyt wielkiego nakładu kosztów albo w zasięgu ręki pojawia się inna, lepsza
możliwość. Złe małżeństwo może przynosić poważne straty w postaci zaprzepaszczenia
własnych zasobów, złego traktowania przez drugą stronę, braku odpowiedniej troski o dzieci
czy utraty lepszych możliwości. Wycofanie się z takiego małżeństwa może natomiast dać
dostęp do nowych, poważnych zasobów, lepszą opiekę nad dziećmi czy nowych ważnych
sojuszników.
Pradawne warunki
W odległej przeszłości ewolucyjnej człowieczego gatunku jedynie niewielu naszych
przodków dożywało późnego wieku. Mężczyźni ginęli w licznych bitwach między
zwalczającymi się plemionami. Ślady wzajemnej agresji mężczyzn przynoszą wykopaliska
paleontologiczne, na przykład w postaci fragmentów włóczniw pozostałościach żeber czy
uszkodzonych czaszek i innych kości. Ślady uszkodzeń świadczących o pradawnych aktach
agresji częściej są odnajdywane na kościach należących do mężczyzn, niż do kobiet. Co
ciekawe, większość tego rodzaju uszkodzeń znajdowana jest z lewej strony szkieletów, co
świadczy o prawo-ręczności agresorów. Najstarsze tego rodzaju wykopalisko to szkielet
neandertalskiego mężczyzny zabitego ciosem w pierś przez praworęcznego napastnika przed
pięćdziesięcioma tysiącami lat (Dały, Wilson, 1988; Trinkaus, Zimmerman, 1982).
Powtarzający się wzorzec uszkodzeń kopalnych kości trudno wyjaśnić jako dzieło przypadku
- zdaje się on świadczyć raczej o tym, że śmierć z ręki przeciwnika własnego gatunku była
częstym zdarzeniem w przeszłym bytowaniu człowieka.
Niezwykle wysoki poziom agresji między mężczyznami obserwuje się również u
wielu plemion współczesnych. Na przykład wśród Ache tylko mężczyźni toczą rytualne walki
na pałki, często kończące się śmiercią lub trwałym kalectwem uczestników (Hill, Hurtado,
1989). Kobieta, której mąż wybiera się na taką walkę, nigdy nie ma pewności, że powróci z
niej żywy. Wśród Yanomamo chłopiec osiąga pełne prawa mężczyzny dopiero po zabiciu
innego mężczyzny, a mężczyźni z tego plemienia pokazują swoje blizny z wielką dumą,
nierzadko malując je jaskrawymi barwami, by przyciągnąć do nich uwagę obserwatora
(Chagnon, 1983). Wojny w przeszłości naszego gatunku były toczone głównie przez
mężczyzn i często stanowiły bardzo poważne ryzyko dla przetrwania.
Inną często spotykaną przyczyną śmierci było polowanie, szczególnie na grubego
zwierza, jak dzik, bizon czy niedźwiedź. Polowanie na tego rodzaju zwierzęta stanowiło
domenę mężczyzn, i to oni byli narażeni na różnego rodzaju wypadki (jak spadnięcie z
drzewa czy urwiska), a także na śmierć czy okaleczenie przez drapieżniki (tygrysy, lwy itp.).
Wszystko to podnosiło prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci lub poważnego kalectwa
mężczyzny, co z kolei stwarzało kobietom szansę, a nawet konieczność poszukiwania
następnego partnera.
Pradawne kobiety nie brały zapewne udziału w wojnach i rzadko polowały, trudniąc
się zbieractwem, które dostarczało od 60 do 80% pożywienia i było, oczywiście, zajęciem
znacznie bezpieczniejszym (Tooby, DeVore, 1987). Niebezpieczne dla kobiet było natomiast
rodzenie dzieci i ciąża - zbierały one śmiertelne żniwo, którego wielkość trudno dziś ocenić.
Tak więc zarówno kobiety, jak i mężczyźni często stawali przed koniecznością znalezienia
sobie następnego partnera czy partnerki i sądzić można, że pradawni ludzie rozwinęli
psychologiczne mechanizmy umożliwiające im poszukiwanie takiego zastępstwa jeszcze
podczas związku z poprzednim partnerem.
Śmierć czy kalectwo drugiej strony nie były też zapewne jedynymi powodami
wynajdywania następnych partnerów. Mężczyzna mógł się okazać nieudolnym myśliwym i
dostarczycielem dóbr, utracić sojusze i poważanie innych, mógł też okazać się bezpłodny lub
niewierny, agresywny w stosunku do kobiety lub dzieci. Kobieta mogła okazać się marną
zbieraczką pożywienia, złą matką czy żoną, mogła okazać się niewierna lub bezpłodna albo
oziębła seksualnie. Każda ze stron mogła zachorować czy ulec wypadkowi. Spadek wartości
lub śmierć dotychczasowego partnera stanowiły o częstej konieczności poszukiwania
następcy. Innym powodem mógł być wzrost własnej wartości jednej ze stron związku,
otwierający przed nią niedostępne wcześniej możliwości. Zmiana taka mogła następować
szczególnie w wypadku mężczyzny, jeżeli okazał się na przykład wyjątkowo dzielnym i
zręcznym łowcą lub wojownikiem. Mogło to podnosić jego pozycję społeczną i decydować o
wzroście jego atrakcyjności jako partnera związku. W wypadku kobiet podniesienie wartości
własnej było zapewne trudniejsze, ponieważ reprodukcyjna wartość dojrzałej kobiety spada
wraz z wiekiem. Niemniej jednak także kobiety mogły awansować w hierarchii społecznej, na
przykład dzięki zręczności w łagodzeniu konfliktów społecznych, mądrości czy wysokiej
pozycji osiąganej przez ich dzieci lub innych krewnych. Tego rodzaju zmiany wartości
matrymonialnej z upływem czasu mają oczywiście miejsce po dziś dzień.
Poza spadkiem lub wzrostem wartości matrymonialnej jednej ze stron, przyczyną
rozwodu mogło być też pojawianie się nowych, alternatywnych partnerek i partnerów. Ktoś,
kto przedtem był nieosiągalny lub niezainteresowany kontaktem seksualnym, mógł z tych czy
innych
względów
(np.
z
powodu
zmiany
własnej
atrakcyjności
bądź
śmierci
dotychczasowego partnera) okazać się nagle dostępny. Jeżeli osoba taka była bardziej
pożądana od dotychczasowego partnera, mogło dojść do rozpadu związku.
Podsumowując, trzy rodzaje warunków mogły doprowadzać jednostkę do opuszczenia
dotychczasowego związku: spadek wartości matrymonialnej partnera, wzrost wartości
własnej (szczególnie ponad wartość partnera) oraz pojawienie się partnerów alternatywnych dostępnych, a bardziej wartościowych od partnera dotychczasowego. Ponieważ wydaje sie, że
te trzy rodzaje warunków bardzo często występowały w przeszłości naszego gatunku,
rozsądne jest założenie, iż nasi przodkowie rozwinęli mechanizmy psychologiczne
pozwalające oceniać bilans strat i zysków niesionych przez związek bieżący w porównaniu z
innymi możliwymi do pozyskania związkami. Mechanizmy te powinny być wrażliwe na
zmiany wartości matrymonialnej partnera, powinny też kierować uwagę jednostki na
wyszukiwanie, ocenę i przyciąganie do siebie ewentualnego „zastępstwa”.
Ewolucyjnie wykształcone mechanizmy psychologiczne
Wymienione wyżej warunki sprzyjające rozpadowi związku stanowiły w przeszłości
naszego gatunku stale powracający problem adaptacyjny, co oznaczało występowanie
ewolucyjnego nacisku na wykształcenie mechanizmów psychologicznych pozwalających
skutecznie problem ten rozwiązywać. Jednostki lepiej radzące sobie z jego rozwiązywaniem
miały większe szansę na sukces reprodukcyjny niż jednostki niereagujące na dysproporcję
między wartością własną a partnera, czy takie, które śmierć lub dezercja partnera zastawała
całkowicie nieprzygotowanymi do poszukiwania zastępstwa.
Jeżeli rozumowanie to jest słuszne, założyć wypada, że ludzie rozwinęli skłonność i
umiejętność wyszukiwania i oceniania takich zastępczych czy następczych partnerów jeszcze
podczas trwania związku z partnerem pierwotnym. Żonaci mężczyźni często i z upodobaniem
żartują na temat wyglądu i dostępności seksualnej przebywających w ich środowisku kobiet.
Mężatki także nie stronią od dyskusji o walorach, pozycji społecznej i obyczajach
seksualnych mężczyzn. Tego rodzaju rozmowy służą wymianie informacji i pomagają
utrzymać orientację w bieżącym rynku matrymonialnym, nawet jeżeli rozmówcy nie mają
zamiaru bezpośrednio spożytkować tych informacji.
Preferowanie określonych właściwości u płci przeciwnej nie zanika z chwilą zawarcia
małżeństwa i prawdopodobnie zamienia się w proces porównywania obecnego partnera z
innymi, „zastępczymi” możliwościami. Upodobanie mężczyzn do kobiet ładnych i młodych
nie przemija z chwilą złożenia małżeńskiej przysięgi, podobnie jak nie znika zamiłowanie
kobiet do wysokiego statusu i pozycji społecznej innych mężczyzn. Własny partner może
stanowić stały punkt odniesienia przy ocenie owych innych, choć tego rodzaju kalkulacje nie
przybierają zapewne postaci świadomych przemyśleń. Mężczyzna, któremu udało się
podwyższyć własną pozycję społeczną, nie myśli sobie: „Gdybym porzucił swoją żonę,
mógłbym podnieść swoje szansę na rozrodczy sukces, wiążąc się z młodszą kobietą o
większej wartości reprodukcyjnej”. Po prostu młode kobiety go pociągają i okazują się dlań
bardziej dostępne niż przedtem. Podobnie źle traktowana żona nie myśli świadomie: „Ja i
dzieci będziemy mieli większą szansę na sukces rozrodczy, jeżeli opuszczę tego partnera,
który przynosi nam tyle strat”. Myśli, że po prostu lepiej zrobi, usuwając siebie i dzieci w
bezpieczne miejsce. Mechanizmy decydujące o strategiach zerwania związku funkcjonują
poza polem ludzkiej świadomości, podobnie jak nieświadome są mechanizmy decydujące o
smakowych zamiłowaniach do cukru, tłuszczu i białka.
Choć niektórzy ludzie po prostu zrywają z partnerem i odchodzą ze związku, w
większości wypadków potrzebne jest jakieś wytłumaczenie takiego kroku, które pozwala
wyjaśnić go rodzinie, przyjaciołom czy nawet samemu sobie, a także pozwala pomniejszyć
szkody na własnej reputacji. Jedna ze strategii skutecznych w takiej sytuacji polega na
postępowaniu wbrew oczekiwaniom drugiej strony, co może ją sprowokować do odejścia.
Nasi praprzodkowie mogli w tym celu przestać dzielić się swoimi zasobami z partnerką bądź
sygnalizować inwestowanie zasobów w inną kobietę. Nasze praprzodkinie mogły wzbudzać
w swych partnerach niepewność w kwestii ich ojcostwa - na przykład zdradzając ich z
innymi, a odmawiając im samym seksualnego kontaktu. Przedstawiciele obu płci mogli
postępować w nieżyczliwy, złośliwy czy okrutny sposób, by pozbyć się drugiej strony,
nakłonić ją do odejścia. Wspólnym elementem wszystkich tych zabiegów jest odwoływanie
się do wykształconych przez płeć przeciwną mechanizmów dozorowania słuszności własnych
decyzji matrymonialnych. Mechanizmy te uwrażliwiają ludzi na możliwość, że podjęta
decyzja była niemądra i sprzeczna z własnymi upodobaniami, że partner zmienił się w
niepożądany sposób, że być może warto położyć kres ponoszeniu kosztów wynikających ze
związania się z tym właśnie partnerem.
Ewolucyjnie pojęte korzyści mężczyzny z utrzymywania stałej partnerki polegają na
zapewnienia sobie wyłącznego dostępu do jej walorów reprodukcyjnych, podczas gdy
korzyści kobiety zależą od zmonopolizowaniu posiadanych i zdobywanych przez mężczyznę
zasobów niezbędnych do przeżycia. Różnica ta wywiera głęboki wpływ na przyczyny
rozpadu związku, które muszą być zatem odmienne z punktu widzenia każdej z płci.
Odmienność ta narasta z upływem wspólnie spędzanego czasu, w trakcie którego nastąpić
może znaczny spadek lub zanik zdolności rozrodczych kobiety (ewentualnie kompensowany
przyrostem innych jej walorów jako towarzyszki życia), a także wzrost pozycji społecznej
mężczyzny otwierający przed nim niedostępne wcześniej możliwości matrymonialne (choć
może on też i spaść w społecznej hierarchii, jedynie z trudem zdobywając się na utrzymanie
przy sobie dotychczasowej partnerki).
Głównym źródłem danych na temat przyczyn rozpadu długotrwałych związków jest
rozlegle studium wyznaczników rozwodu w stu sześćdziesięciu społeczeństwach, które to
studium wykonała Laura Betzig uprawiająca antropologię ewolucjonistyczną (Betzig, 1989).
Punktem wyjścia tego studium było sporządzenie listy czterdziestu trzech przyczyn rozwodu,
odnotowanych przez etnografów lub ich informatorów żyjących wśród badanych
społeczności. Różnego rodzaju ograniczenia metodologiczne uniemożliwiają wyliczenie
absolutnej częstości kolejnych przyczyn rozwodu, choć dane te umożliwiają ocenę względnej
częstości różnych przyczyn. Nie ulega wątpliwości, że listę najczęstszych przyczyn rozwodu
w różnych kulturach otwierają niewierność i bezpłodność.
Niewierność
Niewierność kobiety jest najważniejszym wskaźnikiem porażki męża w zapewnieniu
sobie wyłączności w dostępie do jej zdolności reprodukcyjnych. Niewierność mężczyzny jest
najważniejszym sygnałem dla żony, że nie udało jej się zapewnić sobie wyłącznego dostępu
do jego zasobów. Niewierność jest najczęściej wymienianą przyczyną rozwodu i stanowi
powód wystarczający do rozwodu aż w osiemdziesięciu ośmiu społeczeństwach badanych
przez Laurę Betzig. W dwudziestu pięciu społeczeństwach przyczyną rozwodu może być
niewierność dowolnej ze stron, w pięćdziesięciu czterech przyczyną jest jedynie niewierność
żony, a tylko w dwóch - niewierność męża. Nawet jednak w tych dwóch społeczeństwach
niewierna kobieta z reguły zostaje ciężko pobita przez męża, choć nie może się on z nią
formalnie rozwieść.
Tak więc niewierność drugiej strony znacznie częściej wystarcza do rozwodu
mężczyźnie niż kobiecie. Różnica ta jest tym bardziej uderzająca, że z reguły to właśnie
mężczyźni częściej dopuszczają się zdrady (Daly, Wilson, 1988). Klasyczne badania Kinseya
ujawniły na przykład, że aż co drugi mąż, a jedynie co czwarta żona dopuszczają się zdrady.
W sprawie zdrady obowiązuje więc bardziej rygorystyczna miara dla kobiet niż dla
mężczyzn, co nazywane jest podwójnym standardem. Podwójny standard występuje nie tylko
w kręgu cywilizacji przemysłowych, lecz ma charakter ponadkulturowy. Można wskazać trzy
przyczyny jego powszechności. Po pierwsze, to mężczyźni sprawują zwykle władzę i są
silniejsi, mają więc większe możliwości narzucenia swej woli kobietom. Po drugie, kobiety
mogą łatwiej wybaczać niewierność niż mężczyźni, ponieważ zdrada mężczyzny mniej
przeszkadza realizacji kobiecych strategii seksualnych, jeżeli nie towarzyszy jej rozpraszanie
zasobów mężczyzny na rzecz kochanki. Po trzecie, kobiety mogą czuć się zmuszone do
tolerowania niewierności mężczyzny wysokimi kosztami rozwodu i jego następstw,
szczególnie jeśli troska o dzieci spada w wypadku zerwania na kobiety, co obniża także ich
możliwości ponownego zamążpójścia. Ze wszystkich tych względów zdrada kobiety ma
poważniejsze konsekwencje i częściej kończy się rozpadem dotychczasowego związku.
Ludzie zdają sobie sprawę z wagi niewierności jako przyczyny rozpadu związku i
czasami celowo dopuszczają się zdrady, by związek zerwać. W badaniu nad strategiami
opuszczania związku spytaliśmy sto kobiet i mężczyzn, co zrobiliby celem opuszczenia
nieudanego związku. Przespanie się z kimś innym i nieukrywanie tego faktu było jedną z
najczęściej wymienianych taktyk pozbycia się niechcianego partnera. Często nie dochodzi
nawet do rzeczywistej zdrady, lecz jedynie do nieprawdziwego poinformowania o niej
partnera. Podobną rolę spełnia flirtowanie na oczach partnera czy dopuszczanie, by
zaobserwował nas w jakimś dwuznacznym kontakcie z płcią przeciwną.
Niewierność jest więc tak poważną przyczyną rozwodu, że często wystarcza samo
rozpowszechnianie wiadomości o rzekomej zdradzie drugiej strony. W plemieniu Truk mąż,
który zamierza opuścić żonę, często sam rozpowszechnia plotki o jej niewierności, a kiedy te
powracają doń niczym echo - udaje, że w nie wierzy i opuszcza żonę, pałając świętym, choć
nieszczerym oburzeniem (Gladwin, Sara-son, 1953). Ilustruje to przy okazji fakt, że ludzie
przykładają dużą wagę do usprawiedliwienia rozwodu przed innymi, a zdrada jest
powszechnie akceptowanym uzasadnieniem rozpadu związku.
Bezpłodność
Gołębie żyją w związkach monogamicznych częściej niż większość gatunków ptaków,
choć nawet u nich jedna czwarta związków rozpada się w każdym sezonie rozrodczym.
Główną przyczyną rozpadu gołębich związków jest bezpłodność - rozchodzą się przede
wszystkim te pary, którym nie udało się dochować potomstwa (Erickson, Zenone, 1976).
Brak potomstwa jest także ważną przyczyną rozwodu wśród ludzi. Szansa rozwodu pary
bezdzietnej jest znacznie większa, niż rozwodu pary, która ma dwójkę lub więcej dzieci.
Przeprowadzone pod egidą ONZ studium milionów par z czterdziestu pięciu krajów
wykazało, że 39% rozwodów dotyczy par bezdzietnych, 26% - par z jednym dzieckiem, 19%
- z dwojgiem, a jedynie mniej niż 3% to rozwody par, które mają czwórkę lub więcej dzieci.
Większy odsetek rozwodów wśród par bezdzietnych pozostaje przy tym niezależny od
długości trwania związku (Fisher, 1994). Dzieci wzmacniają małżeński węzeł i zmniejszają
niebezpieczeństwo rozwodu, tworząc potężną wspólnotę interesów (także genetycznych)
obojga partnerów. Niezdolność do stworzenia tych wspólnych małych „przenośników genów”
w przyszłe pokolenia pozbawia rodziców ważnego powodu podtrzymania więzi i
pozostawania razem.
Bezpłodność stanowi drugą po niewierności przyczynę rozwodu wymienianą w
siedemdziesięciu pięciu społeczeństwach (na sto sześćdziesiąt badanych przez Betzig). W
dwunastu społeczeństwach przyczyną rozwodu może być bezpłodność zarówno męża, jak i
żony; w trzydziestu może nią być tylko bezpłodność żony, a w pozostałych z tych
siedemdziesięciu pięciu społeczności nie sposób było tego rozstrzygnąć. Niemniej jednak
widać wyraźnie, że i tutaj mamy do czynienia z podwójnym standardem - znacznie częściej
mąż może się rozwieść z żoną z powodu jej bezpłodności, niż na odwrót.
Nie wszystkie społeczeństwa dopuszczają rozwód, nawet jednak wśród tych, które go
nie uznają, często zdarza się sankcjonowanie separacji małżonków w wypadku i z powodu
bezpłodności. Na Wyspach Andamańskich (u południowych wybrzeży Azji) małżeństwa nie
uważa się za skonsumowane, dopóki nie urodzi się z niego dziecko (Racliffe-Brown, 1992).
Bez dziecka związek pozostaje jedynie niezobowiązującym „małżeństwem na próbę”. W
wielu wsiach japońskich małżeństwo nie jest w ogóle rejestrowane, dopóki nie dochowa się
potomka (Beardsley i in., 1959). Oczywiście tego rodzaju instytucje społeczne ułatwiają
zerwanie bezpłodnego związku.
Prawdopobieństwo bezpłodności rośnie z wiekiem - oczywiście silniej dla kobiet niż
dla mężczyzn. Choć zawartość plemników w spermie spada wraz z wiekiem, nawet
mężczyźni siedemdziesięcio - i osiemdziesięcioletni mogą mieć dzieci i często je miewają w
różnych kulturach. Wśród Yanomamo pewien szczególnie produktywny mężczyzna miał
dzieci o różnicy wieku... 50 lat. Wśród Tiwi (północna Australia) starzy mężczyźni często
monopolizują o trzydzieści lat od siebie młodsze kobiety i mają z nimi dzieci. Choć w naszej
kulturze różnica wieku małżonków jest znacznie mniejsza, nierzadko mężczyźni rozwodzą się
ze swoimi rówieśniczkami po menopauzie i zakładają nowe rodziny ze znacznie młodszymi
kobietami (Chagnon, 1983; Hart, Pilling, 1960; Buss, 1989a).
Biologiczne różnice między płciami pozwalają oczekiwać, że zaawansowany wiek
kobiety będzie częstszą przyczyną rozwodu od takiegoż wieku mężczyzny. Cytowane już
międzykulturowe badania nad przyczynami rozwodów wykazały, że zaawansowany wiek jest
uznawany za wystarczającą przyczynę rozwodu jedynie w ośmiu społeczeństwach - we
wszystkich tych przypadkach jest to jednak wiek kobiety.
Fakt, że najczęstszymi przyczynami wystarczającymi do rozwodu są niewierność i
bezpłodność, jest oczywiście całkowicie zrozumiały i wyjaśnialny z ewolucyjnego punktu
widzenia. Obie te przyczyny są sygnałem porażki reprodukcyjnej podważającej cały
biologiczny sens zabiegów o płeć przeciwną.
Raz jeszcze podkreślić należy, że ludzie nie kalkulują w świadomy sposób
reprodukcyjnych strat wynikających z niewierności i bezpłodności. Ewolucja naszego
gatunku doprowadziła po prostu do wykształcenia się mechanizmów rozwiązywania
adaptacyjnych problemów stwarzanych przez niewierność i bezpłodność. Mechanizmem tym
jest opuszczanie partnerów przynoszących tego rodzaju straty, a jednym z przejawów
działania tego mechanizmu jest gniew na niewiernego partnera oraz traktowanie niewierności
i bezdzietności jako wystarczającego powodu do rozwodu w bardzo wielu społeczeństwach.
Ludzie nie zdają sobie sprawy, że kryje się za tym swoista kalkulacja reprodukcyjna,
podobnie jak nie zdają sobie sprawy, że za przemożnym pragnieniem kontaktu seksualnego
stoi ewolucyjnie wykształcone i utrwalone dążenie do płodzenia dzieci i przedłużania
egzystencji gatunku. Fakt, że niewierność jest destruktywna nawet dla par z wyboru
bezdzietnych, pokazuje przy tym, jak silnie utrwalone są psychologiczne mechanizmy
wykształcone w odległej ewolucyjnej przeszłości gatunku celem rozwiązania różnych
szczegółowych przeszkód na drodze do sukcesu reprodukcyjnego. Mimo radykalnej zmiany
warunków, w których żyjemy obecnie, mechanizmy te nadal działają i decydują na przykład o
wzorcach naszego reagowania emocjonalnego na różne działania i cechy naszych partnerów
seksualnych.
Odmowa kontaktów seksualnych
Żona odmawiająca mężowi seksualnego pożycia w istocie pozbawia go dostępu do
własnych walorów reprodukcyjnych, choć żadne z nich nie myśli oczywiście o tej sprawie w
takich kategoriach. Ponieważ w ewolucyjnej historii naszego gatunku dostęp seksualny był
zapłatą dla mężczyzny za możliwość korzystania przez kobietę z jego zasobów, wycofanie się
kobiety z pożycia seksualnego może zaowocować odmówieniem jej przez mężczyznę dostępu
do owych zasobów. Wycofanie się kobiety z pożycia z mężem może też mu sygnalizować, że
przelała swoje seksualne względy na innego bądź że nosi się z takim zamiarem. Oczekiwać
więc można, że ewolucja wykształciła u mężczyzn jakieś mechanizmy reagowania na
odmowę pożycia seksualnego przez kobietę.
Wspominane już międzykulturowe badania nad przyczynami rozpadu trwałych
związków wykazały, że w dwunastu społeczeństwach odmowa pożycia seksualnego uważana
jest za wystarczającą przyczynę rozwodu. We wszystkich tych przypadkach odmawia przy
tym kobieta. Badania nad strategiami pozbywania się niechcianego partnera wykazały zaś, że
odmowa kontaktów seksualnych jest dla kobiet taką właśnie skuteczną strategią. To
wyłącznie kobiety posługują się bowiem takimi sposobami, jak odmowa fizycznego kontaktu,
zabranianie partnerowi dotykania swego ciała i odmowa pożycia seksualnego.
Skuteczność tej taktyki ilustruje historia pewnej kobiety, która chciała się pozbyć
swego męża, lecz nie potrafiła tego dokonać. Zwróciła się więc o poradę do przyjaciółki,
która po dłuższym wypytywaniu wykryła, że mimo jak najpoważniejszego zamiaru rozstania
się z mężem kobieta ta nigdy nie odmawiała mu pożycia seksualnego. Przyjaciółka poradziła
jej więc, by spróbowała mu odmówić. Po tygodniu przyjaciółka dowiedziała się, jak bardzo
skuteczna okazała się jej rada - mąż kobiety wpadł w gniew i po dwóch dniach od odmowy
pożycia seksualnego spakował walizki i wyprowadził się z domu. Wkrótce nastąpił rozwód.
Odmowa pożycia seksualnego jest więc dla kobiety bardzo skutecznym sposobem na
pozbycie się niechcianego partnera.
Odmowa wsparcia ekonomicznego
Zważywszy, jak dużą rolę w przyciąganiu kobiety i jej utrzymywaniu przy sobie
odgrywają materialne zasoby mężczyzny, oczekiwać można z kolei, że skutecznym sposobem
na pozbycie się partnerki przez mężczyznę będzie odmówienie jej dostępu do zasobów
ekonomicznych.
W rzeczy samej, badania międzykulturowe przekonują, że niedostarczanie przez
mężczyznę odpowiednich środków ekonomicznych jest częstą przyczyną rozpadu
długotrwałego
związku.
W
dwudziestu
społeczeństwach
najważniejszą
przyczyną
uzasadniającą rozwód okazał się brak ekonomicznego wspierania kobiety przez mężczyznę, w
czterech niezbudowanie przezeń odpowiedniego domostwa, w trzech niedostarczanie jedzenia
i w czterech niedostarczanie odpowiedniego ubrania. Brak wsparcia ekonomicznego był we
wszystkich tych przypadkach powodem rozwodu tylko wtedy, gdy dotyczył postępowania
mężczyzny - w żadnym społeczeństwie brak wkładu ekonomicznego kobiety w pożycie pary
nie był uważany za wystarczającą przyczynę do rozwodu.
Rolę ekonomicznego wsparcia mężczyzny dobrze ilustruje następująca odpowiedź
pewnej kobiety żyjącej w separacji z mężem:
Mąż kilkakrotnie tracił pracę i wpadł w końcu w depresję. Po prostu nie potrafił
utrzymać się w żadnej pracy. Przez dwa czy trzy lata miał pracę, która się skończyła. Potem
przez rok miał następną i też ją stracił. Miał jeszcze jedną, ale też się w niej nie utrzymał.
Kiedy był już naprawdę w depresji, zwrócił się o pomoc do pracowników opieki społecznej,
ale to też nie podziałało. Właściwie całe dni; przesypiał. Pewnego dnia poczułam, że mam już
naprawdę dosyć tego spania - wyszłam wtedy na miasto, a gdy wróciłam do domu, dzieci
nadal oglądały telewizję, tak jak je zostawiłam wychodząc. Mąż nie byt w stanie ich położyć,
bo ciągle spał. Nazajutrz zażądałam, żeby się po prostu wyniósł z domu (Weiss, 1975, s. 19).
We współczesnej Ameryce obserwuje się skłonność do opuszczania mężów przez
kobiety, które zarabiają więcej niż oni. Jedno z badań wykazało, że prawdopodobieństwo
rozwodu rośnie o połowę w małżeństwach, w których żona zarabia więcej od męża (Cherlin,
1981; Fisher, 1994; Whyte, 1990). Nic dziwnego, że czasami kwitnąca kariera zawodowa
żony spotyka się z dużą niechęcią męża. Uczestniczka jednego z badań nad przyczynami
rozwodu stwierdziła: „On po prostu nienawidził tego, że zarabiałam więcej, bo czuł się przez
to gorszym mężczyzną”. Kobiety nie lubią także u swych mężów braku ambicji zawodowych
- jak stwierdziła jedna z uczestniczek badania: „Ja pracowałam na pełnym etacie. On na
połówce, ale pił na całym etacie. W końcu uświadomiłam sobie, że potrzebny mi jest ktoś, kto
bardziej niż on byłby w stanie mi pomagać” (Bowe, 1992, s. 200). Mężowie, którzy nie
spełniają swojego podstawowego zadania, są przez swoje żony odrzucani, szczególnie jeśli
one same potrafią zarobić więcej.
Konflikty między żonami
Wiele kultur praktykuje poligynię (wielożeństwo). Pewna analiza ośmiuset
pięćdziesięciu trzech kultur wykazała, że 83% z nich dopuszcza poligynię. W niektórych
społeczeństwach Afryki zachodniej aż jedna czwarta starszych mężczyzn ma dwie lub więcej
żon równocześnie. Rzeczywista poligynia zdarza się nawet w społeczeństwach, w których nie
jest prawnie dopuszczalna - na przykład jedno z badań szacuje liczbę faktycznie
poligynicznych małżeństw we współczesnych Stanach Zjednoczonych na 25-35 tysięcy
(głównie w stanach zachodnich) (Seiler, 1976). Inne badanie ponad czterystu Amerykanów,
którzy mogli pochwalić się poważnymi sukcesami finansowymi, wykazało, że niektórzy
utrzymywali po dwie odrębne rodziny, przy czym zwykle żadna z rodzin nie wiedziała o
istnieniu drugiej (Cuber, Harroff, 1965).
Z punktu widzenia kobiety główną wadą poligynii jest oczywiście drenaż zasobów
materialnych męża przez inną kobietę i jej dzieci. Choć obecność współ-żon może być z
pewnych względów korzystna, z reguły straty przeważają nad korzyściami, ponieważ zwykle
zyski jednej z żon oznaczają straty pozostałych i na odwrót. Badania międzykulturowe
wykazały, że poligamia jest przyczyną rozwodu w dwudziestu pięciu społeczeństwach głównie z powodu konfliktów między żonami tego samego mężczyzny.
Niewykluczone, że konflikt między żonami stanowił jeden z problemów
adaptacyjnych stających przed naszymi męskimi przodkami. Do dziś obserwuje się w
poligamicznych społeczeństwach pewne taktyki rozwiązywania tego problemu, na przykład
sprawiedliwe dzielenie przez męża zasobów i czasu między poszczególne żony. W
zamieszkującym Kenię plemieniu Kipsigis każda z żon ma jednakowej wielkości działkę
uprawnego pola przydzieloną jej przez męża (Bor-gerhoff Mulder, 1985; 1988). Każda z żon
zamieszkuje osobno, a ich mąż spędza z każdą kolejno taką samą ilość czasu. Zabiegi te mają
na celu oczywiście zminimalizowanie konfliktów między żonami, a podobnemu celowi służy
poślubianie przez tego mężczyznę dwóch lub więcej żon, które są siostrami. Pokrewieństwo
sióstr tworzy genetyczną wspólnotę ich interesów, co pomniejsza prawdopodobieństwo
konfliktów między nimi (Murdock, Wilson, 1982). Dzielenie męża z innymi żonami jest
jednak dla kobiety trudne do zaakceptowania. Na przykład w Gambii, gdzie wielożeństwo jest
i obyczajowo, i prawnie dopuszczalne, kobiety często opuszczają mężów, dowiedziawszy się
o ich zamiarze poślubienia drugiej żony (Ames, 1953).
Nieżyczliwość i okrucieństwo
Życzliwość w stosunku do drugiej strony związku jest jedną z najbardziej pożądanych
cech partnera, decydującą zarówno o jego wybraniu, jak i pozostawaniu z nim w trwałym
związku. Nic więc dziwnego, że cechy przeciwne - złe traktowanie, bezduszność i
okrucieństwo - stanowią jedną z najczęstszych przyczyn rozpadu trwałego związku. Badania
międzykulturowe wykazały, że stanowią one wystarczającą przyczynę rozwodu aż w
pięćdziesięciu czterech społeczeństwach. Częstszymi przyczynami są jedynie niewierność i
bezpłodność (Betzig, 1989). Jedno z badań nad przyczynami rozwodu w Ameryce wykazało,
że aż 63% rozwiedzionych kobiet twierdziło, że były źle traktowane uczuciowo, a 29% - że
ich mężowie byli w stosunku do nich fizycznie agresywni.
Złe traktowanie i okrucieństwo bywają reakcją na różne czynniki pojawiające się w
trakcie małżeńskiego pożycia, jak na przykład bezpłodność. Stanowi ona częstą przyczynę
konfliktów małżeńskich w społecznościach plemiennych zamieszkujących w Indiach. Pewien
Hindus tak opisywał swe niedole, dopóki nie rozwiódł się z żoną: „Byliśmy ze sobą już
siedem lat, a dziecka ani śladu. Gdy moja żona zaczynała okres, zawsze ze mnie szydziła: Co
z tobą? Brak ci sił? Czy ty w ogóle jesteś mężczyzną? Czułem się zawstydzony i upokorzony”
(Bowe, 1992). Nieżyczliwość i okrucieństwo bywa też reakcją na niewierność drugiej strony.
Jeśli kobieta z plemienia Quiche dopuści się cudzołóstwa, jej mąż nie tylko na nią krzyczy,
narzeka, bije, ale może nawet zagłodzić ją na śmierć (Elwin, 1949, s. 70). Na całym świecie
niewierne żony są przedmiotem agresji słownej i fizycznej swoich mężów, włącznie z
gwałtem i zadawaniem niekiedy ciężkich ran.
W niektórych przypadkach nieżyczliwość bywa też stałą cechą osobowości jednego z
partnerów (Bunzel, 1952, s. 132). W badaniach nad nowożeńcami stwierdziliśmy, że żony
nieżyczliwych mężów skarżą się na ich zaborczość, agresję fizyczną i słowną, niewierność,
brak rozwagi, nastrojowość i koncentrację na samych sobie (Dały, Wilson, 1988). Mężczyźni
ci mają też skłonność do traktowania żon jako kogoś gorszego od siebie, wyśmiewania ich
wyglądu i niepomagania w domowych obowiązkach. Większość żon takich mężczyzn wnosi
o separację lub rozwód w ciągu pierwszych czterech lat małżeństwa.
Akty nieżyczliwości i okrucieństwa są też oczywiście skutecznym sposobem na
pozbycie się niechcianego partnera. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety zgadzają się, że do
rozpadu związku szybko prowadzą takie zachowania, jak celowe ranienie uczuć partnera,
publiczne obrzucanie obelgami, krzyczenie bez powodu, wzbudzanie konfliktów z błahych
powodów i bicie. Takie sposoby są też stosowane w wielu różnych kulturach dla pozbycia się
partnera. Kiedy mężczyzna z plemienia Quiche chce się pozbyć żony, często z powodu jej
niewierności, czyni jej życie niemożliwym do wytrzymania: „Niechciana żona jest obrażana i
głodzona, jej mąż krzyczy na nią i jawnie ją zdradza. Często poślubia inną żonę albo nawet
sprowadza do domu prostytutkę” (McCrae, Costa, 1990).
Trwałość małżeństwa
Głównymi powodami rozpadu trwałych związków wszędzie na świecie są takie
właściwości lub postępowanie partnera, które uniemożliwiają lub utrudniają reprodukcyjny
sukces drugiej strony. Z punktu widzenia mężczyzny jest to niewierność żony, wzbudzająca
wątpliwości co do jego ojcostwa wspólnie wychowywanych dzieci, jej bezpłodność, a także
odmowa pożycia seksualnego oznaczająca niedostępność reprodukcyjnych zasobów żony i
ewentualny sygnał, że udziela ona lub zamierza udzielić dostępu do nich innemu mężczyźnie.
Z punktu widzenia kobiety jest to niedostarczanie przez męża koniecznych do życia środków,
rozpraszanie środków na inne kobiety, nie wykluczając innych jego legalnych żon, a także
nieżyczliwość i złe traktowanie.
Wyniki te są istotne dla zrozumienia warunków, które muszą być spełnione, aby
małżeństwo mogło trwać: wierność obu stron, posiadanie dzieci, zapewnianie przez
mężczyznę środków do życia, nie odmawianie przez kobietę pożycia seksualnego, wzajemna
życzliwość i zrozumienie partnerów. Spełnienie tych warunków nie zapewnia małżeństwu
trwałości w stu procentach, choć niewątpliwie poważnie minimalizuje szansę rozwodu.
Nie wszystkich czyhających na związek zagrożeń można uniknąć. Takie czynniki jak
bezpłodność, zaawansowany wiek, zanik pragnień seksualnych, spadek pozycji społecznej
czy choroba mogły w przeszłości i mogą nadal obniżać matrymonialną wartość jednostki
mimo jej najlepszych wysiłków. Jak się wydaje, ewolucja naszego gatunku wbudowała w
ludzi mechanizmy dozorowania zmian matrymonialnej wartości partnera oraz skłonność do
Opuszczania partnerów, których wartość silnie spada. Mechanizmy te mogą być trudne do
„wyłączenia”, ponieważ zgodne z nimi funkcjonowanie owocowało w ewolucyjnej
przeszłości
gatunku
korzyściami
reprodukcyjnymi,
wzmacniającymi
działanie
tych
mechanizmów przez liczne pokolenia naszego gatunku. Ci, którzy mechanizmom tym nie
ulegali, mieli mniejszą szansę sukcesu reprodukcyjnego, a więc i zostania naszymi
przodkami. Dotyczy to także mechanizmu porównywania bieżącej wartości partnera z innymi
pojawiającymi się możliwościami. W wielu wypadkach mechanizm ten nieuchronnie
prowadzi do postrzegania drugiej strony jako możliwości mniej korzystnej od jej alternatyw.
Większość z tych czynników, które w przeszłości naszego gatunku czyhały na
trwałość związku kobiety i mężczyzny, nie przestało działać po dziś dzień. Pozycja społeczna
mężczyzny nadal może w trakcie trwania małżeństwa poważnie rosnąć lub spadać, skądinąd
szczęśliwe pary mogą być dotknięte bezpłodnością, smutek starzenia się zamienia
młodzieńczą
frustrację
miłości
nieodwzajemnionej
w
rozpacz
miłości
całkowicie
nieosiągalnej. Czynniki te nadal aktywizują wykształcone w trakcie ewolucji mechanizmy
unikania reprodukcyjnej klęski i wycofywanie się ze związku (nawet jeżeli reprodukcja nie
jest świadomym celem partnerów), podobnie jak węże nadal budzą odruchowy lęk (nawet gdy
są oglądane w ogrodzie zoologicznym). Ludziom trudno zahamować działanie tych
mechanizmów i przyczyniają się one do rozwodów i zawierania kolejnych związków, w
miarę jak w życiu pary pojawiają się różne zdarzenia aktywizujące te mechanizmy.
IX
Zmiany z upływem czasu
Świat pełen jest narzekających ludzi. Ale prawdą jest, że nie ma na nim nic pewnego.
Detektyw z filmu Blood Simple
W dużej kolonii szympansów zamieszkujących ogród zoologiczny w Arnhem
(Holandia) królował dominujący nad wszystkimi pozostałymi samiec imieniem Yeoren (de
Waal, 1982). Przechadzał się w przesadnie ciężki sposób i starał się wyglądać na większego,
niż był w rzeczywistości. Tylko od czasu do czasu musiał demonstrować swoją dominującą
pozycję, jeżąc sierść i pędząc w kierunku pozostałych małp uciekających na jego widok.
Dominacja Yeorena rozciągała się także na sferę kontaktów seksualnych. Choć stado liczyło
sobie czterech dorosłych samców, trzy czwarte wszystkich kopulacji w okresie płodności
samic było dziełem samego Yeorena.
Ten stan rzeczy zaczął jednak ulegać zmianie w miarę starzenia się Yeorena. W
pewnym momencie jeden z młodszych samców imieniem Luit począł stopniowo mnożyć
wyzwania pod adresem dominacji Yeorena. Zaprzestał okazywania wiernopoddańczych
gestów przy powitaniu i mnożył objawy własnej nieuległości. Pewnego razu mocno uderzył
Yeorena, innym razem go ugryzł. Większość potyczek Luita z Yeorenem miała jednak
charakter wyłącznie symboliczny i sprowadzała się do groźnych gestów i blefowania.
Początkowo wszystkie samice brały stronę Yeorena, pomagając mu utrzymać dominującą
pozycję. Stopniowo jednak, jedna po drugiej poczęły przechodzić do obozu Luita. W ciągu
dwóch miesięcy nastąpiło całkowite odwrócenie społecznej pozycji obu samców - Yeoren
został zdetronizowany i począł składać wiernopoddańcze hołdy Luitowi, demonstrując swą
uległość. Zmiana hierarchii szybko pociągnęła za sobą także zmianę seksualnych obyczajów
szympansiej kolonii. Za panowania Yeorena Luit był sprawcą 25% wszystkich kopulacji. Po
objęciu dominującej pozycji, ponad połowa kopulacji stała się dziełem Luita. Liczba
kopulacji Yeorena spadła do zera. ‘ Choć Yeoren stracił władzę i seksualny dostęp do samic,
zachował życie. Stopniowo nawiązał sojusz z innym awansującym w społecznej hierarchii
samcem - Nikkie’em. Ani Yeoren, ani Nikkie nie mogli w pojedynkę zagrozić Luitowi,
wspólnie stanowili jednak dla niego poważne zagrożenie. W kilka tygodni nowe przymierze
nabrało odwagi na tyle, że doszło do otwartej walki. Choć wszyscy uczestnicy bitwy wyszli z
niej mocno poturbowani, para Nikkie-Yeoren zatriumfowała. Nikkie zapewnił sobie 50%
wszystkich kopulacji, a dalsze 25% przypadło jego sojusznikowi Yeorenowi, który tym
samym zakończył okres całkowitej abstynencji seksualnej. I choć nigdy nie odzyskał swojej
dominującej pozycji, pozostał liczącym się w hierarchii samcem.
Wśród ludzi również nic nie trwa przez całe życie w niezmienionej postaci. W
zależności od płci i okoliczności, matrymonialna wartość człowieka ulega zmianie. Ponieważ
wiele z tych zmian stale powtarzało się w przeszłości naszego gatunku, ewolucja wbudowała
w naszych przodków mechanizmy radzenia sobie z owymi zmianami. Jednostka stale
awansująca w hierarchii może zostać przegoniona przez jakiś świeżo ujawniony talent.
Świetny myśliwy może odnieść ciężką ranę, która czyni z niego myśliwego jedynie marnego.
Syn starzejącej się kobiety może zostać wodzem grupy, windując w górę jej status. Ciesząca
się zdrowiem i szczęściem para konstatuje, że nie może mieć wspólnie dzieci. Życie trwa, a to
oznacza zmiany, których ignorowanie byłoby niebezpiecznym zagrożeniem dla przetrwania i
reprodukcji.
W pewnym sensie zmiany towarzyszące upływowi czasu są nieodłącznie wpisane w
cały proces kojarzenia się ludzi w pary - od pierwszych dreszczy w okresie seksualnego
dojrzewania, do wpływania z pozycji dziadka czy babci na wybory matrymonialne młodszych
członków rodziny. Precyzowanie własnych upodobań co do płci przeciwnej jest procesem
rozciągniętym w czasie, podobnie jak wymagająca ćwiczeń umiejętność przyciągania płci
przeciwnej i utrzymywania jej przy sobie. Celem niniejszego rozdziału jest przyjrzenie się
zmianom, którym ulegają w życiu kobiety i mężczyźni - triumfom i porażkom, temu, co
niepewne, i temu, co nieuniknione.
Zmiany matrymonialnej wartości kobiety
Ponieważ matrymonialna wartość kobiety uzależniona jest w dużej mierze od jej
zdolności reprodukcyjnych, ogólnie rzecz biorąc spada ona wraz z wiekiem dojrzałej kobiety.
Zjawisko to jest najbardziej widoczne w społeczeństwach praktykujących dosłowne
kupowanie żon. Aby poślubić żonę, mężczyzna z kenijskiego plemienia Kipsigis musi za nią
zapłacić określoną ilość krów, kóz, owiec i kenij-skich szylingów (Borgerhoff Mulder, 1988).
Negocjacje w tej sprawie toczą się między ojcami dwojga młodych. Ojciec przyszłego pana
młodego składa wstępną ofertę, a ojciec panny młodej starannie rozważa liczbę dóbr
oferowanych przez każdego z kandydatów ubiegających się o rękę jego córki, po czym z
reguły występuje z żądaniem większej liczby krów, kóz i szylingów, niż dotąd za nią
oferowano. Negocjacje mogą ciągnąć się całymi miesiącami i kończą się określeniem
ostatecznej ceny ustalanej przez ojca panny młodej. Cena ta jest z reguły ustalana
indywidualnie i zależy od jakości kobiety, a ta od jej wieku (nawet 4-5 lat więcej mogą
decydować o spadku ceny), stanu zdrowia czy uprzedniego rodzenia dzieci płodzonych z
innym mężczyzną.
Wycenianie kobiety stosownie do jej wieku i stanu zdrowia jest częstym zjawiskiem w
wielu kulturach. Wśród zamieszkujących w Tanzanii Turu panuje na przykład obyczaj
zwracania części opłaty za pannę młodą w wypadku rozwodu, a zwracana suma jest mniejsza,
jeśli chodzi o starszą kobietę „z powodu obniżenia wartości ciała” (Schneider, 1964, s. 53).
Zamieszkujący w Ugandzie Sebei więcej płacą za młodą niż za starszą wdowę, uzasadniając
to wprost liczbą lat płodności, które jeszcze jej pozostały (Goldschmidt, 1974).
Wiek kobiety decyduje o jej atrakcyjności. W jednym z niemieckich badań
przedstawiano dużej grupie kobiet i mężczyzn zdjęcia trzydziestu dwóch kobiet w wieku od
szesnastu do sześćdziesięciu czterech lat, z prośbą o ocenę ich atrakcyjności (Henss, 1992).
Oceny okazały się silnie uzależnione od wieku ocenianych kobiet, niezależnie od płci i wieku
osób dokonujących ocen, choć spadek atrakcyjności kobiet w zależności od wieku silniej
zaznaczał się w ocenach mężczyzn niż kobiet. Związek atrakcyjności kobiety z jej wiekiem
jest więc zjawiskiem ponad-kulturowym i uzależniony jest nie od seksistowskich stereotypów
społecznych, lecz od ewolucyjnie wykształconych mechanizmów oceny matrymonialnej
wartości kobiety, oceny opartej w dużej mierze na zdolności reprodukcyjnej: Od tej ogólnej
reguły odchyla się oczywiście wiele pojedynczych wyjątków. Pomimo upływu lat niektóre
kobiety utrzymują swą atrakcyjność dzięki przymiotom osobowości, osiągniętej pozycji
społecznej, sławie i odpowiednim kontaktom społecznym. Tendencje stwierdzane na
poziomie
wartości
przeciętnych
maskują
ogromną
różnorodność
indywidualnych
przypadków. W każdym konkretnym wypadku oceny wartości kobiety uzależnione są od
okoliczności i określonych potrzeb osoby dokonującej ocen. Pewien zamożny biznesmen i
ojciec sześciorga dzieci owdowiał w wieku pięćdziesięciu lat, po czym po pewnym czasie
ponowa-nie ożenił się z kobietą o trzy lata od siebie starszą. Ogólnie rzecz biorąc, jeżeli
zamożny biznesmen powtórnie się żeni, jego druga żona jest zwykle znacznie od niego
młodsza. W tym konkretnym wypadku mężczyźnie była jednak potrzebna pomoc w
wychowaniu szóstki dzieci, stąd też kobieta pięćdziesięciotrzyletnia była dlań znacznie
wartościowszą partnerką od, powiedzmy, trzydziestolatki, która zapewne chciałaby mieć
własne dzieci i tak dalej.
Dla konkretnych ludzi dokonujących konkretnych wyborów wartości średnie są
oczywiście znacznie mniej ważne od okoliczności, w których decyzje podejmują. Zmiana
okoliczności powoduje też i zmianę kryteriów oceny. Wspomniany uprzednio biznesmen
rozwiódł się ze swoją drugą żoną, kiedy ta wychowała mu już jego dzieci, i ożenił się po raz
trzeci, z dwudziestotrzyletnią Japonką, z którą założył nową rodzinę. Zachowanie to jest
niewątpliwie bezwględne, choć dobrze ilustruje, jak różne cechy partnerki mogą być cenione
przez tego samego mężczyznę w różnych okolicznościach.
Choć tendencje stwierdzane na poziomie wartości przeciętnych zacierają ważne
różnice indywidualne, dają jednak przybliżony obraz tego, co na ogół dzieje się w życiu
większości ludzi. Dają też wgląd w problemy adaptacyjne stojące przed ludźmi jako
gatunkiem. Wraz z upływem lat sukces reprodukcyjny żony coraz bardziej zależy nie od
możliwości rodzenia przez nią nowych dzieci, lecz od umiejętnego wychowania dzieci już
istniejących i doprowadzenia ich do wieku dojrzałego. Z punktu widzenia męża, jej
umiejętności macierzyńskie i wychowawcze stanowią dobra bardzo cenne i w istocie
niezastąpione. Kobieta z reguły też dostarcza ważnych dóbr w postaci wkładu w prowadzenie
domu lub zasobów ekonomicznych, tego rodzaju wkład może zaś wręcz narastać w miarę
przyrostu wieku kobiety. Na przykład u Tiwi starsze kobiety często stają się cennymi
politycznymi sprzymierzeńcami swoich mężów i pomagają im w nawiązywaniu ważnych
sojuszy, a nawet w pozyskiwaniu nowych, młodszych żon (Hart, Pilling, 1960). Tak więc
wartość nawet starszej kobiety może być bardzo wysoka dla jej męża, choć z reguły bywa
mniejsza dla innych mężczyzn w wypadku powrotu kobiety na rynek matrymonialny, także
dlatego, że starsze kobiety pochłonięte są z reguły wychowywaniem własnych dzieci czy
wnuków.
Spadek pożądania
Spadek pożądania seksualnego jest jedną z najwyraźniejszych zmian w pożyciu
małżonków w miarę upływu czasu. Odsetek mężów skarżących się na niechęć żon do
kontaktów seksualnych rośnie trzykrotnie między pierwszym a piątym rokiem trwania
małżeństwa (z 14 do 43%). Podobnie zmieniają się i skargi żon w tej materii (z 4 do 18%),
choć są one znacznie rzadsze. Spada też faktyczna częstość pożycia seksualnego - żony w
wieku lat dziewiętnastu współżyją z mężami jedenaście-dwanaście razy w miesiącu, w wieku
lat trzydziestu - dziewięć razy, a w wieku lat czterdziestu dwóch - już tylko sześć razy (Udry,
1980). Dane te wyrażać mogą spadek zainteresowania pożyciem seksualnym kobiet,
mężczyzn lub - najprawdopodobniej - obu stron.
Badania Instytutu Gallupa wskazują, że odsetek małżeństw odbywających
przynajmniej jeden stosunek seksualny na tydzień spada z 80% dla osób w wieku około
trzydziestu lat do 40% w wieku około sześćdziesięciu lat. W tym przedziale wieku spada też i
zadowolenie z pożycia seksualnego z prawie 40 do 20% osób twierdzących, że pożycie
stanowi dla nich „bardzo duże źródło zadowolenia” (Greeley, 1991).
Poważnym przełomem w częstości stosunków seksualnych jest także pojawienie się
dziecka. W pewnym badaniu proszono ludzi o zapisywanie ilości seksualnych kontaktów
przez trzy lata począwszy od pierwszego dnia małżeństwa (James, 1981). Po roku częstość
stosunków seksualnych spadła o połowę w porównaniu z pierwszym miesiącem małżeństwa,
kiedy zaś pojawiało się dziecko, częstość ta spadała do jednej trzeciej poziomu
początkowego. Choć konieczna jest większa liczba bardziej rozległych badań nad tym
problemem, wydaje się, że pojawienie się dziecka wywiera trwały wpływ na spadek częstości
stosunków seksualnych wskutek ukierunkowania energii na opiekę nad dzieckiem.
Inne badania próby liczącej sobie ponad półtora tysiąca osób wykazały, że w miarę
upływu lat małżonkowie nie tylko wykazują malejące zainteresowanie i zadowolenie z
pożycia seksualnego, lecz także i to, że tendencja ta jest szczególnie silna w wypadku
mężczyzn przekonanych o dużym spadku urody ich partnerek (Margolin, White, 1987). Po
pierwszych kilku latach małżeństwa mężczyźni ujawniają większy spadek zainteresowania
seksualnego swoimi żonami, niż kobiety mężami (Pfeijfer, Davis, 1972). Wszystko to
sugeruje, że zanik seksualnego zainteresowania mężczyzn jest silniej niż u kobiet uzależniony
od spadku urody drugiej strony w miarę przybywania lat.
Spadek zaangażowania
Upływ lat niesie też ze sobą spadek zaangażowania uczuciowego partnerów i spadek
częstości wzajemnego obdarzania się uwagą i uczuciami, co zresztą bardziej dolega kobietom
niż mężczyznom. W pierwszym roku trwania małżeństwa 8% kobiet skarży się na brak oznak
miłości w zachowaniu swoich mężów, po czterech latach małżeństwa odsetek ten rośnie do
18. Wzrost tego rodzaju skarg następuje też u mężczyzn (z 4 do 8%), choć są one u nich o
połowę rzadsze. W pierwszym roku małżeństwa 64% kobiet twierdzi, że mąż czasami nie
zwraca uwagi na ich słowa; po czterech latach twierdzi tak już 80% kobiet (dla mężczyzn
analogiczne odsetki wynoszą 18 i 34). Podobnie jest ze skargami na niezwracanie przez drugą
stronę uwagi na nasze uczucia. Między pierwszym a piątym rokiem małżeństwa częstość tego
rodzaju skarg rośnie u kobiet z 35 do 57%, a u mężczyzn z 12 do 32%. Wszystko to sugeruje
spadek zaangażowania uczuciowego, postępujący w miarę trwania małżeństwa. Spadek ten
jest przy tym znacznie dotkliwiej odczuwany przez kobiety niż mężczyzn.
Dla mężczyzn bardziej dotkliwe stają się natomiast wymagania drugiej strony, by
obdarzać ją uwagą i uczuciami. Wśród nowożeńców 22% mężczyzn skarży się, że żona
wymaga od nich za wiele czasu (16% - że wymaga za wiele uwagi), po czterech latach
małżeństwa skarży się na to już 36% mężczyzn (29%- że wymaga za wiele uwagi). Wśród
kobiet skarży się na te niedogodności zaledwie 2-3% w pierwszym i 7-8% w piątym roku
trwania małżeństwa. Tak więc wzrost skarg na domaganie się przez drugą stronę zbyt wielu
objawów uczuć cechuje i mężczyzn, i kobiety, choć u tych pierwszych jest nieporównanie
częstszy.
Zmiany te znajdują także wyraz w sposobie pilnowania lojalności drugiej strony. Z
ewolucyjnego punktu widzenia można tu oczekiwać znacznych różnic między mężczyznami a
kobietami. Ponieważ mężczyźni pilnują głównie reprodukcyjnych zasobów swoich partnerek,
ich wysiłki w tym kierunku powinny być najsilniejsze na początku związku, kiedy ich żony są
młodsze. Kobiety są natomiast strażniczkami głównie materialnych zasobów mężczyzny,
które nie tylko nie spadają, lecz mogą nawet rosnąć wraz z wiekiem mężczyzny. W każdym
razie, wysiłki kobiet w kierunku pilnowania lojalności męża powinny być mniej uzależnione
od jego wieku niż od skuteczności, z którą dostarcza on żonie niezbędnych do przeżycia
zasobów.:
Rozumowanie
to
potwierdzają
wyniki
badań,
które
przeprowadziłem
nad
stosowanymi przez nowo poślubionych mężczyzn i kobiety metodami utrzymywania przy
sobie drugiej strony (Buss, Shackelford, 1997). Przedmiotem badania było dziewiętnaście
różnych taktyk postępowania, od stosowania pozytywnych „przynęt” w postaci obdarzania
drugiej strony prezentami i uwagą, do działań negatywnych w postaci gróźb lub uciekania się
do przemocy. Częstość i nasilenie wysiłków podejmowanych przez mężczyzn okazały się
bezpośrednio uzależnione od wieku ich małżonek. Żony po trzydziestce były strzeżone
znacznie słabiej niż żony przed trzydziestką. Mężowie młodszych kobiet szczególnie często
starali się przeciwstawiać ewentualnym konkurentom, mówiąc im, że ich partnerka jest już
zajęta, okazując jej publicznie czułość i fizyczną bliskość, prosząc, by nosiła obrączkę, czy
grożąc konkurentom agresją w wypadku kierowania awansów na ich partnerkę. Z kolei
wysiłki kobiet w kierunku utrzymywania czujności, w monopolizowaniu mężowskiego czasu
i troski o atrakcyjność własnego wyglądu utrzymywały się na jednakowym poziomie
niezależnie od wieku ich męża.
Najbardziej przekonującym wyjaśnieniem różnic w uzależnieniu własnych starań od
wieku drugiej strony jest zapewne fakt, że wartość reprodukcyjna spada z wiekiem jedynie u
kobiet. Gdyby spadek starań o strzeżenie kobiety wynikał jedynie z tego, że im dłużej ludzie
są ze sobą razem, tym bardziej są sobą zmęczeni i tym mniej im na sobie nawzajem zależy, to
należałoby oczekiwać podobnego spadku także i u kobiet. Należałoby też oczekiwać, że
spadek starań o przypilnowanie partnera którejkolwiek płci będzie silnie uzależniony od czasu
trwania małżeństwa. W rzeczywistości było inaczej - wysiłki mężczyzn mocno zależały od
wieku kobiety, a nie zależały od wieku własnego ani od czasu trwania małżeństwa. Wysiłki
kobiet pozostawały natomiast równie wysokie niezależnie od wieku męża i czasu trwania
małżeństwa.
Podobny wzorzec zachowania dostrzegł także antropolog Mark Flinn u czterystu
osiemdziesięciu mieszkańców karaibskiej wyspy Trynidad, których obserwował w
regularnych odstępach czasu (Flinn, 1988). Mężczyźni, których żony były młode i nie były
akurat w ciąży, spędzali z nimi więcej czasu i częściej wdawali się w konflikty zarówno z
nimi, jak i z innymi mężczyznami (potencjalnymi rywalami), niż mężczyźni, których żony
były starsze, w ciąży lub tuż po rozwiązaniu. Flinn podsumował swoje badania wnioskiem, że
głównym wyznacznikiem skłonności mężczyzny do strzeżenia partnerki jest jej bieżąca
wartość reprodukcyjna.
W podobnym duchu społeczeństwa Środkowego Wschodu praktykujące zakrywanie
twarzy kobiet nasilają tę praktykę w odniesieniu do młodych kobiet, a stopniowo ją osłabiają
w miarę wchodzenia kobiety w okres porozrodczy (Dickemann, 1979). Zabójstwa z zazdrości
nie zależą w ogóle od wieku zazdrosnego męża, choć zależą silnie od wieku jego żony. Żony
przed dwudziestym rokiem życia dwukrotnie częściej padają ofiarą zabójczej zazdrości
mężów niż żony po dwudziestym roku życia (Daly, Wilson, 1988). Są to tylko dwa krańcowe
przykłady taktyk strzeżenia żon przez mężów - mężczyźni tym częściej i silniej stosują te
taktyki, im młodsze są ich żony.
Zmiany częstości zdrady małżeńskiej
Zdrada małżeńska owiana jest mgłą tajemnicy; w klasycznych badaniach
seksuologicznych Alfreda Kinseya najwięcej uczestników ankiety odmawiało odpowiedzi na
pytania dotyczące tej właśnie sprawy. Więcej na ten temat zdają się mówić powiedzonka w
rodzaju „monogamia to zachodni obyczaj posiadania jednej żony, a tylko z rzadka kochanek” (Byrne, 1988), niż wyniki ankietowych badań. Te ostatnie prawie na pewno za
nisko szacują częstość występowania zdrady. Na przykład jedno z badań z udziałem
siedmiuset pięćdziesięciu osób pozostających w związku małżeńskim wykazało, że tylko 30%
uczestników przyznało się początkowo do zdrady, choć z treści dalszych szczegółowych
odpowiedzi wynikało, że zdrady dopuściło się jeszcze następne 30% badanych (Green, Lee,
Lustig,
1974).
W wypadku kobiet częstość dopuszczania się zdrady rośnie wraz z wiekiem - do
zdrady przyznaje się zaledwie 6% żon w wieku do lat dwudziestu, po czym odsetek ten rośnie
do 17 u kobiet między trzydziestym a czterdziestym rokiem życia, by znowu potem opaść do
poziomu 4% u kobiet między pięćdziesiątym piątym a sześćdziesiątym rokiem życia.
Zależność zdaje się więc być krzywoliniowa - najmniej zdrad przypada na szczyt zdolności
rozrodczych oraz zaawansowany już wiek kobiety, najwięcej zdrad obserwuje się pod koniec
okresu rozrodczego. Podobnie krzywoliniową zależność od wieku stwierdzono również dla
częstości orgazmów przeżywanych przez kobiety w wyniku zdrad. Z badań Kinseya wynika,
że stanowią one zaledwie 3% wszystkich orgazmów przeżywanych przez kobiety w wieku do
dwudziestu pięciu lat, ale już 11% u kobiet w wieku od trzydziestu pięciu do czterdziestu
pięciu lat, po czym ponownie spadają do 4% orgazmów u kobiet po menopauzie, między
pięćdziesiątym piątym a sześćdziesiątym rokiem życia.
W kategoriach ewolucjonistycznych zależność tę można wyjaśniać przyjmując, że
nikła liczba zdrad młodych kobiet jest wynikiem czujności intensywnie ich pilnujących
mężów. Nasilenie zdrad pod koniec okresu płodności może oznaczać spadek czujności
mężów i mniejsze koszty, na które kobieta naraża się w wypadku złapania przez mniej już
zazdrosnego męża (Daly, Wilson, 1988). Nasilenie zdrad w tym okresie życia kobiety może
stanowić także wyraz prób zmiany partnera przed całkowitym zanikiem własnej płodności.
Badania nad dwustu pięcioma osobami, które dopuściły się zdrady, ujawniły, że aż 72%
kobiet (51% mężczyzn) zdradzało z powodów raczej uczuciowych niż jedynie seksualnych
(Spanier, Margolis, 1982). Inne badania wykazały również, że zdradzający mężczyźni
dwukrotnie częściej niż kobiety skłonni są myśleć o swej zdradzie w kategoriach działań
jedynie seksualnych, a nie motywowanych miłością czy przywiązaniem (Thompson, 1984).
Jeszcze inne badanie dowiodło, że tylko 33% zdradzających kobiet uważa swoje małżeństwo
za udane i zadowalające, choć uważa tak aż 56% mężczyzn dopuszczających się zdrady
(Glass, Wright, 1985). Fakt, że u kobiet zdrada jest znacznie częściej motywowana
względami uczuciowymi, wskazuje, iż w ich wypadku romanse poza malżeńskie częściej
stanowią próbę znalezienia następnego stałego partnera.
Mężczyźni zdradzają natomiast zarówno częściej niż kobiety, jak i z częstością prawie
niezależną od wieku. Świadectwem tego są już same pragnienia mężczyzn - w jednym z
badań stwierdzono, że aż 48% mężczyzn (a tylko 5% kobiet) chciałoby zdradzić drugą stronę
(Johnson, 1970). Inne badania nad satysfakcją małżeńską ponad półtora tysiąca osób
wykazały, że aż 72% mężczyzn, a tylko 27% kobiet przyznawało się do pokusy zdradzenia
drugiej strony (Terman, 1938). Podobnie, w niemieckich badaniach nad osobami
wywodzącymi się z klasy robotniczej stwierdzono, że 46% żonatych mężczyzn, a tylko 6%
mężatek przyznawało, że zdradziliby drugą stronę, gdyby nadarzyła się jakaś atrakcyjna
okazja (Sigusch, Schmidt, 1971).
Ta odmienność pragnień znajduje też wyraz w rzeczywistym postępowaniu. Badania
Kinseya wykazały, że w każdym przedziale wiekowym mężowie znacznie częściej zdradzają
żony niż na odwrót (Kinsey, Pomeroy, Martin, 1948; 1953). Na przykład w przedziale od
szesnastego do dwudziestego roku życia do zdrady przyznawało się aż 37% mężów, a
zaledwie 6% żon. Ten odsetek zdradzających mężów pozostaje wysoki we wszystkich
przedziałach wieku, z niewielkim spadkiem pod koniec życia.
Co więcej, zdrady stanowią poważną część męskiej aktywności seksualnej. W
przedziale do trzydziestego piątego roku życia dają okazję do około jednej piątej wszystkich
orgazmów mężczyzn, a odsetek ten stale rośnie - do 26% (36-40 rok życia), 30% (41-45 rok
życia) i 35% orgazmów między czterdziestym szóstym a pięćdziesiątym rokiem życia.
Odbywa się to kosztem seksualnych kontaktów z własnymi żonami - udział orgazmów z
własną żoną w ogólnej ich liczbie stale maleje we wskazanych przedziałach wiekowych.
Uwzględniwszy to, co wiadomo o psychologii seksu mężczyzn, sądzić można, że opisane
tendencje wyrażają znudzenie mężczyzn własnymi żonami i spadek pociągu do nich wskutek
przybywających im lat.
Częstość zdrady zarówno mężczyzn, jak i kobiet powinna też zależeć od przyjętego w
danym społeczeństwie systemu kojarzenia się par. W społeczeństwach praktykujących
wielożeństwo więcej mężczyzn pozostaje w stanie bezżennym niż w społeczeństwach
monogamicznych, a bezżennym mężczyznom pozostają jedynie mężatki. W niektórych
kulturach mężczyźni o wysokiej randze społecznej mają też prawo seksualnego dostępu do
żon mężczyzn niższych rangą, co miało miejsce na przykład w wypadku Juliusza Cezara i
innych władców imperium rzymskiego (Betzig, 1992). W takich warunkach odsetek
zdradzających żon powinien być wyższy niż odsetek zdradzających mężów.
Myślenie ewolucjonistyczne nie zakłada, że mężczyźni muszą swoje żony zdradzać
nieuchronnie częściej, niż one ich, ani że w ogóle muszą je zdradzać. Zakłada natomiast, że
ewolucyjnie wykształcone mechanizmy psychologiczne skłaniają mężczyzn do poszukiwania
większej różnorodności i seksu pozamałżeńskiego, jeżeli pociąga to za sobą jedynie
niewielkie koszty. Kobiety również poszukują przelotnych kontaktów, w tym także
pozamałżeńskich, choć przeciętnie rzecz biorąc, ich pragnienia i motywacje w tym kierunku
są znacznie słabsze niż u mężczyzn. Mark Twain zauważył kiedyś: „Wielu mężczyzn nie jest
w stanie powstrzymać się od cudzołóstwa, kiedykolwiek mają do niego okazję, choć są też i
tacy, którym temperament pozwala utrzymać się w czystości, szczególnie,gdy dana kobieta
jest mało pociągająca” (cyt. za Symonsem, 1979, s. 166). Seks pozamałżeński pozostaje więc
poważną częścią seksualnej aktywności mężczyzn niemalże przez całe ich życie.
Menopauza
Jednym z najbardziej zadziwiających elementów fizjologii ciała kobiety jest
menopauza - zanik płodności na długo przed końcem życia. U niemalże wszystkich kobiet
zdolność reprodukcji całkowicie zanika przed pięćdziesiątym rokiem życia, choć wiele z nich
przeżywa ponad siedemdziesiąt lat i więcej. Jest to specyficznie ludzka cecha, w zasadzie
niewystepująca u innych naczelnych. Nawet u najdłużej żyjących ssaków okres
postreprodukcyjny sięga u samicy najwyżej 10% całego jej życia. Na przykład tylko 5% słoni
dożywa pięćdziesięciu pięciu lat życia, ale nawet w tym podeszłym dla nich wieku płodność
samicy spada zaledwie o połowę w porównaniu z okresem płodności maksymalnej (Hill,
Hurtado, 1991; Jones, 1975; Croze, Hillman, Lang, 1981). Oczywiście, wraz z wiekiem spada
także wydolność i innych funkcji organizmu kobiety, ale nigdy nie jest to spadek tak
gwałtowny i całkowity, jak w wypadku zdolności rozrodczych - na przykład
pięćdziesięcioletnia kobieta zachowuje 80% maksymalnej wydolności serca i płuc (Hill,
Hurtado, 1991). Tak niespotykany i niespodziewany spadek wydolności jakiejś funkcji
organizmu aż się prosi o wyjaśnienie. Nic więc dziwnego, że podejmowano wiele prób w tym
kierunku.
Jedno z oferowanych w przeszłości wyjaśnień obwiniało same kobiety o zanik
zdolności rozrodczych w wyniku „ekscesów wywołanych zbytkiem i kaprysami namiętności”
(Utian, 1980, cyt. za: Pavelka, Fedigan, 1991). Jedno z wyjaśnień oferowanych współcześnie
zakłada, że długi okres życia po menopauzie (zaniku płodności) jest skutkiem lepszego
odżywiania i opieki zdrowotnej w czasach nowożytnych. W myśl tego rozumowania nasi
odlegli praprzodkowie bardzo rzadko, jeżeli w ogóle kiedykolwiek, przeżywali poza wiek
odpowiadający wiekowi menopauzy. To wyjaśnienie jest jednak mało przekonujące,
ponieważ zwiększenie średniej długości życia w czasach nowożytnych jest skutkiem przede
wszystkim spadku śmiertelności niemowląt. Nasi praprzodkowie, którym udało się
przekroczyć dwudziesty rok życia, dożywali niewielu mniej lat niż my sami. W istocie, brak
jest dowodów na to, że nowoczesne techniki medyczne przyczyniły się do wydłużenia
maksymalnego okresu życia ludzi (Alexander, 1990). Wyjaśnienie menopauzy jako
ubocznego skutku wzrostu długości życia nie wystarcza w wypadku nagłego spadku
zdolności rozrodczych, tym bardziej, że wydolność innych funkcji organizmu kobiety spada
powoli i stopniowo. Nie tłumaczy też, dlaczego u kobiet spadek płodności jest gwałtowny,
podczas gdy u mężczyzn jest on równie powolny i stopniowy, jak w wypadku innych funkcji
organizmu w późniejszym wieku (Hill, Hurtado, 1991).
Bardziej zadowalające wyjaśnienie to „hipoteza babci”. Zakłada ona, że menopauza
jest ewolucyjnie rozwiniętą adaptacją kobiet, polegającą na przesunięciu wysiłków z rodzenia
dalszych dzieci na chowanie dzieci już urodzonych oraz wnuków. Hipoteza ta opiera się na
założeniu, że chowanie już urodzonych dzieci lub wnuków jest bardziej dla kobiety korzystne
z reprodukcyjnego punktu widzenia niż rodzenie dalszych dzieci w późniejszym wieku
własnym. Założenie to pozostaje w zgodzie z faktem, że starsze kobiety gromadzą z reguły
wiele niedostępnej młodszym kobietom wiedzy na temat ochrony zdrowia, zwalczania stresu
czy utrzymywania harmonijnych kontaktów rodzinnych i społecznych. Wykorzystanie tej
wiedzy dla opieki nad dorastającymi czy dorosłymi już dziećmi, wnukami i całym klanem
rodzinnym może być skuteczniejszą strategią przekazywania własnych genów następnym
pokoleniom niż rodzenie dalszych dzieci (Alexander, 1990; Dawkins, 1976; Hill, Hurtado,
1991; Williams, 1957). Próby bezpośredniego sprawdzenia hipotezy babci na danych
pochodzących z obserwacji Indian Ache wykazały jednak, że reprodukcyjne korzyści z
przesunięcia wysiłku rozrodczego z własnych dzieci na wnuki i całą rodzinę nie przeważają przynajmniej w tej konkretnej grupie - nad stratami ponoszonymi przez kobietę w wyniku
zaprzestania reprodukcji bezpośredniej (Hill, Hurtado, 1991). Hipoteza babci wymaga więc
dalszych badań nad innymi społecznościami ludzkimi.
Jeszcze inne wyjaśnienie menopauzy zakłada, że rodzenie i karmienie dużej liczby
dzieci we wczesnym okresie dojrzałości drenuje biologiczne zasoby organizmu kobiety,
prowadząc do zaprzestania bezpośredniej reprodukcji na długo przed końcem życia (Hill,
Hurtado, 1991). Hipoteza ta wymaga więc prześledzenia warunków, które w ewolucyjnej
przeszłości naszego gatunku umożliwiały kobietom rodzenie licznych dzieci we wczesnym
okresie dojrzałości. Jednym z takich warunków mogła być możliwość korzystania z zasobów
męskiego partnera i jego ochrony. Duże inwestycje mężczyzny w partnerkę i wspólne
potomstwo - tak charakterystyczne dla ludzi jako gatunku - mogły przyczyniać się do
rodzenia przez kobiety licznych dzieci we wczesnej dojrzałości. Na przykład samice
szympansów i goryli nie mogą sobie pozwolić na rodzenie licznych dzieci w krótkich
odstępach czasu, ponieważ to one są wyłącznie obciążone opieką nad potomstwem. Samice
tych gatunków zachowują zdolność rodzenia młodych co 5-6 lat przez cale niemal życie.
Ewolucyjna zmiana żeńskich strategii reprodukcyjnych polegająca na zaprzestaniu
własnego rozmnażania i przesunięciu wysiłku reprodukcyjnego na cały klan rodzinny może
być więc konsekwencją wysokich inwestycji rodzicielskich dokonywanych przez mężczyzn.
Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że kobiety aktywnie poszukują mężczyzn skłonnych do
dokonywania takich inwestycji - pojawienie się menopauzy u ludzi jest zatem silnie uwikłane
w strategie kojarzenia się ludzi w pary.
Zmiany wartości mężczyzny
Inaczej niż to jest u kobiet, matrymonialna wartość mężczyzny nie musi spadać w
miarę przyrostu jego wieku. Wiek mężczyzny nie decyduje bowiem tak dalece o cechach
równie kluczowych dla jego wartości matrymonialnej, jak inteligencja, zdolność do
współpracy, zawierania przymierzy i opieki nad dziećmi, a przede wszystkim skłonność i
zdolność do zapewniania kobiecie i dzieciom niezbędnych do przeżycia zasobów
materialnych i opiekuńczych..
Powiązanie zasobów mężczyzny z jego wiekiem przedstawia się zupełnie inaczej niż
zależność zasobów reprodukcyjnych kobiet od ich wieku. Po pierwsze, szczyt zasobów
mężczyzny przypada z reguły na znacznie późniejszy okres ich życia, niż to jest u kobiet ze
szczytem ich możliwości reprodukcyjnych. Po drugie, podczas gdy reprodukcyjne możliwości
różnych kobiet są z grubsza wyrównane, mężczyźni są znacznie bardziej zróżnicowani pod
względem zakresu i ilości kontrolowanych zasobów. Zasoby mężczyzny mogą też narastać,
maleć lub pozostawać niezmienne w miarę przybywania mu lat, podczas gdy reprodukcyjne
zasoby kobiety nieuchronnie i powszechnie spadają z wiekiem.
Aby zrozumieć postępujące w miarę lat zmiany wartości mężczyzny, odróżnić należy
jego pozycję społeczną od zdolności do gromadzenia zasobów. W pradawnych
społecznościach
łowiecko-zbierackich
granicę możliwości
gromadzenia
dóbr przez
mężczyznę zakreślał poziom jego umiejętności łowieckich i ilość dostępnej zwierzyny.
Obserwacje współczesnych społeczności łowiecko-zbierackich wskazują, że żyjący w nich
mężczyźni nie różnią się drastycznie wielkością posiadanych dóbr czy nagromadzonego
mięsiwa (Hill, Hurtado, 1989). Choć poszczególni mężczyźni cechują się zróżnicowanym
poziomem umiejętności łowieckich, niektóre plemiona (np. Ache) wręcz wymagają od nich
dzielenia się mięsem upolowanej zdobyczy z całą społecznością, co sprawia, że zasoby
pochodzące z polowania są wyrównane dla różnych mężczyzn.
Nawet jednak w społeczeństwach praktykujących kolektywne dzielenie mięsa lepsi
myśliwi dochowują się liczniejszego potomstwa, a więc odnoszą większy sukces
reprodukcyjny. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, lepsi myśliwi bardziej są
pożądani przez kobiety, dzięki czemu mają stosunkowo większy dostęp do pozamałżeńskich
kontaktów seksualnych. Po drugie, całe plemię lepiej opiekuje się potomstwem dobrych niż
złych myśliwych. Nawet jeżeli umiejętności łowieckie nie przyczyniają się do bezpośredniego
pomnożenia dóbr mężczyzny, decydują one o jego pozycji społecznej, która z kolei wpływa
zarówno na dostęp do pożądanych kobiet, jak i na jakość opieki sprawowanej nad jego
potomstwem (Kapłan, Hill, 1985a; Kapłan, Hill, Hurtado, 1984; Hill, Hurtado, 1989; Hill,
Kapłan, 1988). Bezpośrednio posiadane dobra i pozycja społeczna stanowią więc odrębne
jakości decydujące o matrymonialnej wartości mężczyzny.
Gromadzenie zasobów przez jednostkę stało się na szerszą skalę możliwe dopiero
dzięki rolnictwu, które pojawiło się około dziesięciu tysięcy lat temu, i jeszcze późniejszej
gospodarce pieniężnej. Różnice zasobów między Rockefellerem a żebrakiem są
nieporównanie większe od różnic między najwyżej stojącym w hierarchii kacykiem a starym i
niezdolnym już do polowania mężczyzną z indiańskiego plemienia Ache. Różnice w statusie
społecznym pozostają jednak równie wielkie w obu tych przypadkach. Współczesna
gospodarka pieniężna powiększyła zróżnicowanie mężczyzn pod względem ilości
posiadanych zasobów, choć nie pod względem zajmowanej pozycji społecznej.
Pozycję społeczną trudniej jest zmierzyć niż posiadane zasoby, ale obserwacje
współczesnych plemion łowiecko-zbierackich pozwalają na wyciągnięcie pewnych wniosków
co do związku między wiekiem mężczyzny a jego statusem.
W żadnym ze znanych plemion kilkunastoletni chłopcy nie cieszą się wysoką pozycją
społeczną. Wśród Tiwi na pierwszy ożenek może sobie pozwolić dopiero mężczyzna
trzydziestoletni lub nawet znacznie starszy (Hart, Pilling, 1960). Mężczyźni młodsi mają zbyt
niewielu ważnych sprzymierzeńców, by móc sobie pozwolić na taki luksus. Wśród Kung
młodzi mężczyźni do trzydziestego roku życia z reguły spędzają czas na nabywaniu
niezbędnego doświadczenia życiowego i mądrości (Shostak, 1981). Dopiero wtedy są w
stanie upolować jakąś grubszą zwierzynę dla całej grupy. Również wśród Indian Ache
pozycja społeczna mężczyzny uzależniona pozostaje od jego łowieckich umiejętności,
których szczyt przypada na drugą połowę trzeciej dekady, dekadę czwartą i późniejsze (Kim
Hill, informacja osobista, 1991). W obu tych plemionach mężczyźni po sześćdziesiątce z
reguły przestają odnosić łowieckie sukcesy, a w konsekwencji przestają nosić łuk i strzały i
wyraźnie spada ich pozycja polityczna oraz zdolność do pozyskiwania młodych, atrakcyjnych
żon. Wśród Ache pozycja społeczna mężczyzny jest wyraźnie powiązana z jego
umiejętnościami łowieckimi, obie zaś te własności zależą od jego wieku - ze szczytem
możliwości przypadającym gdzieś między dwudziestym piątym a pięćdziesiątym rokiem
życia (Hill, Hurtado, 1989). Starsi mężczyźni Ache, Yanomamó czy Tiwi cieszą się
szacunkiem i bojaźnią swoich młodszych współplemieńców dzięki temu, że przetrwali tak
wiele walk na pałki, włócznie czy toporki i utrzymują ten szacunek do końca wieku
średniego.
Podobne tendencje powiązane z wiekiem obserwuje się we współczesnych
społeczeństwach kultury zachodniej. Choć nie dysponujemy ogólnoświatowymi danymi na
temat dochodów mężczyzn i kobiet w różnym wieku, w Stanach Zjednoczonych regularnie
obserwuje się krzywoliniowy związek dochodów z wiekiem mężczyzny. Na przykład dane z
roku 1987 dowodzą, że zarówno mężczyźni młodzi, przed trzydziestką, jak i starsi, po
sześćdziesiątce, cechują się stosunkowo niskimi dochodami, podczas gdy szczyt dochodów
mężczyzny przypada między trzydziestym piątym a pięćdziesiątym piątym rokiem życia
(Jencks, 1979). Te wartości średnie maskują jednak znaczne zróżnicowanie indywidualne niektórzy mężczyźni pozostają biedni przez całe życie, podczas gdy inni przez całe życie
nabywają coraz więcej dóbr.
Ponieważ przynajmniej do pewnego momentu ilość posiadanych przez mężczyznę
dóbr zwykle wzrasta z wiekiem, mężczyźni i kobiety będący w tym samym wieku bardzo
różnią się wartością matrymonialną w różnych okresach życia. Szczyt rozrodczych zdolności
kobiety przypada między piętnastym a dwudziestym czwartym rokiem życia, a więc na
dekadę najniższych dochodów rówieśnych im mężczyzn. Dekada między trzydziestym
piątym a czterdziestym czwartym rokiem życia to gwałtowny spadek zdolności rozrodczych
kobiety oraz szczyt możliwości materialnych mężczyzny. Tak więc na tyle, na ile wartość
kobiety zależy od jej zdolności reprodukcyjnych, a wartość mężczyzny od jego zdolności
finansowych, rówieśnicy obojga płci są wyraźnie niedopasowani pod względem wartości.
Wspomniana już różnorodność statusu społecznego mężczyzn jest od pewnego
momentu słabo uzależniona od ich wieku, co również przyczynia się do słabego uzależnienia
matrymonialnej wartości mężczyzny od jego wieku. Między dwudziestym a czterdziestym
rokiem życia mężczyźni poczynają się ogromnie różnić zajmowaną pozycją społeczną i
zakresem posiadanych dóbr - od woźnego czy nalewacza na stacji benzynowej, do dyrektora
wielkiej firmy, przedsiębiorcy czy milionera.
Z punktu widzenia kobiet dokonujących matrymonialnych wyborów liczą się jednak
nie takie stwierdzane na poziomie wartości przeciętnych trendy, lecz konkretne warunki, w
których wybory te są dokonywane. Niektóre kobiety w średnim wieku wybierają starszych
mężczyzn nie z uwagi na ich zasoby, lecz z uwagi na przekonanie, że starszy mężczyzna
będzie je bardziej cenił niż rówieśnik. Na przykład pośród afrykańskich Aka mężczyźni o
wysokim statusie społecznym i znacznych zasobach z reguły w bardzo niewielkim stopniu
przyczyniają się do wychowywania dzieci, a mężczyźni o statusie niskim kompensują
niedostatki swej pozycji społecznej, poświęcając więcej czasu na sprawowanie bezpośredniej
opieki nad dziećmi (Hewlett, 1991). Obserwacje wykazały, że Aka o wysokim statusie
społecznym trzymają na ręku swe niemowlęce dzieci około trzydziestu minut dziennie,
podczas gdy Aka o statusie niskim - aż około siedemdziesięciu minut. Choć kobiety z reguły
wolą mężczyzn o wysokim statusie społecznym, nietrudno sobie wyobrazić warunki, w
których kobieta będzie wolała mężczyznę wkładającego wiele wysiłku w wychowanie dzieci.
Niektóre kobiety mogą też same dysponować tak poważnymi zasobami materialnymi,
że nie będą się kierować zasobami mężczyzn przy wyborze partnera. Pamiętać należy o tym,
że matrymonialna wartość mężczyzny wyznaczona jest psychologicznymi mechanizmami
działającymi u dokonującej ocen kobiety, te zaś są mocno wyczulone na zmienność
warunków sytuacyjnych. Wszystko to nie świadczy o tym, że tendencje przejawiające się na
poziomie wartości średnich są pozbawione znaczenia. Przeciwnie - właśnie takie trendy są
świadectwem oddziaływania nacisków ewolucyjnych przez tysiące pokoleń naszych
przodków. Wbudowane w nas przez ewolucję mechanizmy wyboru partnera pozostają
uzależnione jednakże nie tylko od płci osoby wybierającej i wybieranej, lecz także od
konkretnego układu warunków, w których do wyboru dochodzi. Warunki te zależą zaś od
wieku własnego i drugiej strony oraz od innych okoliczności.
Wcześniejsza śmierć mężczyzny
Ludzkie mechanizmy dobierania się w pary uwzględniają też zagadkowy fakt
wcześniejszej śmierci mężczyzn niż kobiet. Prawidłowość ta pojawia się we wszystkich
znanych społeczeństwach - na przykład w Stanach Zjednoczonych mężczyźni umierają
przeciętnie od sześciu do ośmiu lat wcześniej od swoich rówieśniczek. Naciski ewolucyjne
ostrzej traktowały mężczyzn niż kobiety i w każdym momencie cyklu życiowego umiera
większa liczba mężczyzn niż kobiet. Mężczyźni są bardziej podatni na większą liczbę
infekcji, a także ulegają większej liczbie wypadków, włącznie z utonięciami, eksplozjami,
upadkami, przypadkowymi zatruciami, katastrofami i kraksami samochodowymi. W
pierwszych czterech latach życia śmiertelność chłopców w wyniku różnych wypadków jest o
30% wyższa niż dziewczynek, a w momencie osiągnięcia wieku dojrzałego odsetek ten
wynosi już 400 (Trivers, 1985). Mężczyźni trzykrotnie częściej niż kobiety padają ofiarami
morderstwa, częściej też umierają wskutek podejmowania ryzykownych działań i prób
samobójczych. Największa różnica w śmiertelności mężczyzn i kobiet przypada na przedział
od szesnastego do dwudziestego ósmego roku życia, a więc na okres szczególnie nasilonej
rywalizacji o partnera, kiedy to ogólna śmiertelność mężczyzn (z wszystkich przyczyn
łącznie) jest dwukrotnie wyższa od śmiertelności kobiet.
Przyczyny większej śmiertelności mężczyzn wyrastają bezpośrednio z ich psychologii
seksualnej, a w szczególności ze współzawodnictwa o dostęp do kobiet. Odwoływanie się do
ryzykownych taktyk współzawodnictwa narasta tym bardziej, im silniej osobniki męskie
różnią się między sobą wielkością rzeczywistego sukcesu reprodukcyjnego. Tam, gdzie
nieliczne
samce
monopolizują
dostęp
do
licznych
samic,
koszty
wygranej
we
współzawodnictwie rosną równie mocno, jak straty w wyniku przegranej. Dobrym
przykładem są jelenie, gdzie wygranie rywalizacji z innymi samcami zależy od wielkości
ciała, a w szczególności poroża. Jelenie o większym porożu płodzą więcej potomstwa, gdyż
poroże takie umożliwia im wygranie bezpośredniej walki z konkurentami. Dzieje się to
jednak kosztem ich własnego przetrwania - podczas długiej zimy ubogiej w pożywienie,
osobniki o większej masie ciała umierają częściej niż osobniki mniejsze. Dokładnie ta sama
cecha, która podnosi szansę wygrania rywalizacji z konkurentami w procesie reprodukcji,
obniża też szansę indywidualnego przetrwania osobnika. Dochodzi do tego jeszcze ryzyko
zranienia lub śmierci w wyniku samej walki z rywalami. Podejmowanie niebezpiecznych
strategii przez samce jeleni sprzyja więc ich sukcesowi reprodukcyjnemu, choć skraca ich
życie w porównaniu z samicami.
Ogólnie rzecz biorąc, w królestwie zwierząt obowiązuje reguła, że im bardziej
poligyniczny jest system kojarzenia się osobników, tym wyższa jest przeciętna śmiertelność
samców w porównaniu z samicami (Dały, Wilson, 1988; Trivers, 1985). Poligynia zachęca
więc osobniki męskie do podejmowania ryzyka - w trakcie rywalizacji z konkurentami,
gromadzenia zasobów wymaganych przez osobniki żeńskie czy wreszcie w trakcie zalotów,
które często oznaczają dla osobników męskich wystawienie się na niebezpieczeństwo ze
strony drapieżników. Nawet umiarkowanie poligyniczny system panujący u ludzi (gdzie
niektórzy mężczyźni pozyskują równocześnie bądź seryjnie kilka partnerek, podczas gdy inni
skazani są na bezżenność) doprowadził do stosowania przez mężczyzn ryzykownych taktyk
pozyskiwania partnerek i zasobów. Właśnie skłonność do takich taktyk zdaje się być
odpowiedzialna za większą śmiertelność mężczyzn niż kobiet.
W każdym znanym społeczeństwie więcej mężczyzn niż kobiet pozostaje bez stałego
partnera płci przeciwnej. Na przykład w Stanach Zjednoczonych w roku 1988 aż 43%
mężczyzn, a tylko 29% kobiet w wieku do dwudziestu dziewięciu lat nie było nigdy w
związku małżeńskim (U.S. Bureau of the Census, 1989). Dla wieku trzydziestu czterech lat
odsetki te wynoszą odpowiednio 25 i 16. Różnica ta jest jeszcze większa w kulturach silnie
poligynicznych, jak Tiwi, gdzie praktycznie rzecz biorąc wszystkie kobiety są zamężne, a
niektórzy mężczyźni miewają po dwadzieścia, trzydzieści żon, co oczywiście skazuje wielu
innych mężczyzn na stan starokawalerski (Hart, Pilling, 1960).
Adaptacyjna logika prowadzi do wniosku, że większa skłonność do ryzyka, a w
konsekwencji i większa śmiertelność we wcześniejszych okresach życia powinny być
nasilone u mężczyzn znajdujących się na dole hierarchii dostępu do partnerki seksualnej, a
więc wśród desperatów walczących o samo utrzymanie się w systemie matrymonialnym.
Wniosek taki zdają się potwierdzać liczne fakty. Wśród uczestników wszelkich ryzykownych
przedsięwzięć - od gier hazardowych do kończących się śmiercią bójek - wyraźnie
nadreprezentowani są mężczyźni bezrobotni, stanu wolnego i młodzi (Wilson, Dały, 1985).
Na przykład w mieście Detroit sprawcami aż 41% zabójstw byli w roku 1972 bezrobotni
mężczyźni, choć ogólny odsetek bezrobotnych był wówczas w tym mieście czterokrotnie
niższy (11%). Przy tym 73% sprawców (a 69% ofiar) pozostawało w stanie bezżennym
(ogólna bezżenność mężczyzn w tej populacji wynosiła 43%), nieproporcjonalnie zaś wiele
sprawców było między szesnastym a trzydziestym rokiem życia. Krótko mówiąc, mężczyźni
mało pożądani przez kobiety - bezżenni, bezrobotni i młodzi - bardziej są skłonni do
podejmowania ryzykownych działań nierzadko kończących się ich własną śmiercią.
Adaptacyjne jest oczywiście nie tyle wystawianie się na ryzyko śmierci, co reagowanie na
własne niskie szansę pozyskania partnerki skłonnością do angażowania się w ryzykowne
działania, które mogą szansę te podwyższyć.
Sądzić więc można, że w ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku większą szansę na
sukces reprodukcyjny mieli mężczyźni o większej skłonności do podejmowania różnego
rodzaju ryzyka. W wypadku ryzykownych walk z konkurentami o dostęp seksualny do kobiet,
skłonność ta mogła decydować zarówno o większym sukcesie reprodukcyjnym, jak i o
krótszym życiu mężczyzny.
Eliminacja z rynku matrymonialnego
Wcześniejsza śmierć mężczyzn przyczynia się do eliminowania kobiet z rynku
matrymonialnego wskutek braku odpowiednich dla nich partnerów. Do nierównowagi liczby
kobiet i mężczyzn pozostających na matrymonialnym rynku przyczynia się też wiele innych
czynników. Mężczyźni częściej emigrują z miejsca zamieszkania niż kobiety i częściej
bywają więzieni za dokonane przestępstwa czy rekrutowani do wojska w czasach wojny.
Źródłem nierównowagi są też fale podwyższonej liczby urodzeń - kobiety urodzone w okresie
takiej fali mają mniej kandydatów do wyboru, gdyż wybierają z reguły mężczyzn nieco
starszych, a więc pochodzących z poprzedniej, mniej licznej fali urodzeń.
Inną przyczyną liczebnej nierównowagi płci na rynku matrymonialnym są też wzorce
rozwodu i powtórnego małżeństwa. Żeniący się ponownie mężczyźni mają skłonność do
poślubiania coraz młodszych od siebie kobiet. Rozwiedzione kobiety mają zaś coraz większe
kłopoty z pozyskaniem następnego partnera niż mężczyźni. W ponowny związek małżeński
wstępuje zatem więcej mężczyzn niż kobiet, a różnica ta narasta z wiekiem. Na przykład w
Kanadzie w ponowne związki małżeńskie wstępuje 83% rozwiedzionych mężczyzn w wieku
od dwudziestu do dwudziestu czterech lat, a 88% - w wieku od dwudziestu pięciu do
dwudziestu dziewięciu lat, podczas gdy dla rozwiedzionych kobiet analogiczne odsetki
wynoszą jedynie 61 i 40. W Stanach Zjednoczonych wychodzi ponownie za mąż aż 76%
rozwódek w wieku od czternastu do dwudziestu dziewięciu lat, ale procent ten opada do 56
dla wieku 30-39 lat, do 32 dla wieku 40-49 lat i aż do 12 dla wieku 50-75 lat (Mackey, 1980;
U.S. Bureau of Census, 1977).
Podobne prawidłowości obserwuje się też i w innych krajach. Jedno z badań
uwzględniających czterdzieści siedem krajów wykazało, że choć różnice w procencie
rozwiedzionych kobiet i mężczyzn wstępujących w ponowne związki małżeńskie są
niewielkie w wieku do dwudziestu dziewięciu lat, po przekroczeniu pięćdziesiątego roku
życia mężczyźni mają już drastycznie większą szansę na ponowne małżeństwo (Chamie,
Nsuly, 1981). Na przykład w Egipcie szansę mężczyzn są już czterokrotnie większe niż
kobiet, w Ekwadorze dziewięciokrotnie, a w Tunezji aż dziewiętnastokrotnie większe.
Rozkład szans na ponowne małżeństwo dobrze też ilustruje względna liczebność
czarnoskórych kobiet i mężczyzn amerykańskich w roku 1980. W wieku dorastania na sto
kobiet przypadało stu ośmiu mężczyzn; w drugiej połowie lat dwudziestych - osiemdziesięciu
mężczyzn, około czterdziestego roku życiu już tylko sześćdziesięciu dwóch mężczyzn, a
powyżej sześćdziesiątki - zaledwie czterdziestu mężczyzn (Gutten-tag, Secord, 1983, s. 204205). Oznacza to oczywiście, że na przykład po sześćdziesiątym roku życia znaczna
większość kobiet nie jest już w stanie pozyskać rówieśnika bądź starszego od siebie
mężczyzny.
U podłoża tej drastycznej i nasilającej się z wiekiem eliminacji kobiet z rynku
matrymonialnego leżą oczywiście uprzednio omawiane preferencje mężczyzn, którzy
poszukują partnerek młodych i tym młodszych od siebie, im bardziej sami są zaawansowani
wiekiem. Równie dużą rolę odgrywają jednak i upodobania kobiet, które zagarniają wolnych
mężczyzn z poważnymi zasobami - co z reguły oznacza mężczyzn starszych od nich i
przyczynia się do eliminacji z matrymonialnego rynku ich starszych koleżanek. Ponadto,
ponieważ kobiety preferowały mężczyzn dysponujących poważnymi zasobami przez tysiące
pokoleń ewolucji naszego gatunku, u mężczyzn wykształciła się większa skłonność do
podejmowania ryzykownych działań często kończących się ich śmiercią, a zatem i
wcześniejszym zniknięciem z matrymonialnego rynku, na którym pozostają ich samotne już
rówieśniczki. Tak więc upodobania seksualne obu płci jednako przyczyniają się do
nierównomiernej eliminacji kobiet i mężczyzn z rynku matrymonialnego.
Zmiany proporcji mężczyzn i kobiet w tej samej grupie wiekowej owocują dość
oczywistymi zmianami strategii doboru partnera - przede wszystkim zmianami poziomu
wymagań stawianych płci przeciwnej. Jeśli liczebnie przeważają mężczyźni, nie mogą sobie
oni pozwolić na większą wybredność, ponieważ kobieta może każdego bez trudu zastąpić
kimś innym. Spadek proporcjonalnej liczby mężczyzn ogranicza natomiast swobodę wyboru
kobiet, a umożliwia swobodę mężczyznom, którzy w takich warunkach często poprzestają na
związkach jedynie przelotnych. Potwierdzeniem tego rozumowania jest na przykład wyraźny
wzrost liczby rozwodów w Stanach Zjednczonych między rokiem 1970 a 1980, kiedy na
rynku matrymonialnym pojawił się wyraźny nadmiar liczby kobiet w stosunku do liczby
mężczyzn (Pedersen, 1991). Dopiero w końcu lat osiemdziesiątych nastąpił proporcjonalny
wzrost liczby mężczyzn, a wraz z nim i spadek rozwodów wśród nowo zawieranych
małżeństw (Pedersen, 1991). W tym okresie poziom zadowolenia kobiet z małżeństwa
przekroczył też poziom zadowolenia mężczyzn, choć w piętnastu poprzednich latach - w
których obserwowano nadmiar mężczyzn - to kobiety były mniej zadowolone z małżeństwa
(Markman, Stanley, Storaasili, 1991). W tym samym okresie - między pierwszą polową lat
siedemdziesiątych a drugą połową lat osiemdziesiątych - kiedy nastąpił wzrost
proporcjonalnej liczby mężczyzn, podwojeniu uległ odsetek mężczyzn wybierających karierę
w biznesie, co sugeruje wzrost ich zainteresowania gromadzeniem dóbr wystarczających do
pozyskania coraz trudniej dostępnych partnerek. Dla okresu tego można też oczekiwać
wzrostu skłonności mężczyzn do sprawowania bezpośredniej opieki nad dziećmi, choć nie
zebrano danych pozwalających rozstrzygnąć tę kwestię.
Niedostępność mężczyzn wskutek ich proporcjonalnie małej liczby skłania też kobiety
do wzmagania własnych wysiłków w kierunku pozyskiwania zasobów ekonomicznych. Po
pierwsze dlatego, że w takiej sytuacji nie mogą już liczyć na łatwy dostęp do zasobów
mężczyzny, po drugie dlatego, że posiadane przez nie zasoby mogą decydować o pozyskaniu
przewagi nad konkurentkami. Analizy historyczne pokazują, że liczba zatrudnionych kobiet
rośnie w okresach cechujących się proporcjonalnie małą liczbą mężczyzn. Kiedy w latach
dwudziestych zmiany prawa imigracyjnego w Stanach Zjednoczonych spowodowały wzrost
liczby napływających kobiet w stosunku do liczby imigrujących mężczyzn, gwałtownie
wzrosła również liczba imigrantek podejmujących pracę zarobkową (Gaulin, Boster, 1990;
Pedersen, 1991).
Względny niedobór mężczyzn wzmaga ponadto konkurencję między kobietami, które
nasilają praktyki mające na celu polepszenie własnego wyglądu i stanu zdrowia, a nawet
wzrost własnej dostępności seksualnej dla mężczyzn. Przypadająca na koniec lat
sześćdziesiątych i lata siedemdziesiąte rewolucja obyczajowa w Stanach Zjednoczonych
oznaczała dla wielu kobiet zgodę na przelotne związki seksualne bez trwałego zaangażowania
mężczyzny. Był to przy tym okres wchodzenia w dorosłość bardzo licznego pokolenia,
powodujący względny niedobór mężczyzn. Również w tym okresie nastąpiła prawdziwa
eskplozja przemysłu kosmetycznego i chirurgii plastycznej - z których to usług kobiety
poczęły korzystać na masową skalę celem podniesienia własnej „konkurencyjności” na rynku
matrymonialnym.
Opisane tendencje ulegają odwróceniu, kiedy pojawia się względnie więcej mężczyzn
niż kobiet. Te ostatnie mogą wówczas skuteczniej narzucać mężczyznom swoje własne
preferencje. Owocuje to na przykład większą trwałością małżeństw, gdyż mężczyźni stają się
bardziej skłonni do trwałego zaangażowania w jedną kobietę i mają mniej możliwości
wdawania się w przelotne kontakty seksualne z licznymi partnerkami. Mężczyźni zaczynają
współzawodniczyć ze sobą, starając się dostarczyć kobietom to, czego one pragną - przede
wszystkim własne zasoby ekonomiczne i skłonność do inwestowania we wspólne dzieci.
Nie wszystkie jednak zmiany pojawiające się w okresach proporcjonalnie dużej liczby
dostępnych mężczyzn są dla kobiet dobroczynne. Wybitnie negatywną zmianą jest narastanie
skłonności mężczyzn do stosowania przemocy wobec kobiet, co wynika z nasilenia zazdrości
i prób utrzymania przy sobie partnerki wobec stosunkowo dużej liczby wolnych rywali. W
warunkach względnej przewagi liczebnej mężczyzn rośnie też liczba aktów agresji
kierowanych przez nich na innych mężczyzn - potencjalnych rywali (Flinn, 1988). Warunki
takie mogą ponadto prowadzić do nasilenia agresji seksualnej i gwałtów, przemoc jest
bowiem strategią pozyskiwania dostępu seksualnego do kobiet typową dla mężczyzn
niedysponujących zasobami wystarczającymi do dobrowolnego przyciągnięcia do siebie
partnerki (Wilson, 1989). Mężczyźni niedysponujący takimi zasobami częściej są sprawcami
gwałtów (Thornhill, Thornhill, 1993). Wreszcie, wysoka proporcja mężczyzn jest też
okolicznością często towarzyszącą wybuchowi wojen, co zdaje się także świadczyć o tym, że
nadmiarowi mężczyzn towarzyszy nasilenie wewnątrzpłciowej rywalizacji między nimi
(Divale, Harris, 1976).
Zmianom proporcji kobiet i mężczyzn w trakcie cyklu życiowego towarzyszą
odpowiednie zmiany strategii wyboru i pozyskiwania partnera seksualnego. Młodzi
mężczyźni często żyją w warunkach niedostatku kobiet preferujących zwykle mężczyzn
starszych i dysponujących poważnymi zasobami. Strategie postępowa-nia mężczyzn wyrażają
ten lokalny niedobór kobiet, to właśnie młodzi mężczyźni angażują się bowiem
nieproporcjonalnie często w ryzykowne strategie pozyskiwania dóbr lub pozyskiwania
dostępu seksualnego i są sprawcami większości rabunków, morderstw, a także gwałtów i
bicia partnerek (Dały, Wilson, 1988). Jedno z badań wykazało na przykład, że aż 71%
aresztowanych podejrzanych o gwałt to mężczyźni poniżej trzydziestego roku życia
(Thornhill, Thornhill, 1993).
Wraz z narastaniem lat, proporcja dostępnych na matrymonialnym rynku kobiet i
mężczyzn z reguły zmienia się na korzyść mężczyzn - jeżeli uda im się przetrwać do tego
czasu. Ich wartość matrymonialna rośnie, a pula dostępnych kobiet powiększa się. Mogą
przyciągnąć większą liczbę partnerek przez przelotne kontakty seksualne, zdrady
pozamałżeńskie, poligynię bądź ponowne małżeństwa. Los ten nie staje się jednakże udziałem
wszystkich - mężczyźni o niskim statusie i małych zasobach mogą zostać całkowicie
wykluczeni z matrymonialnego rynku. Z kolei kobiety doświadczają w miarę upływu lat
pomniejszania się puli dostępnych im partnerów, co prowadzi je z jednej strony do obniżenia
wymagań, z drugiej zaś - do wzmożenia wysiłków mających na celu podnoszenie własnych
przewag nad konkurentkami i zdolności do samodzielnego pozyskiwania zasobów
ekonomicznych.
Perspektywy związku na całe życie
Taktyki kojarzenia się mężczyzn i kobiet ulegają licznym zmianom w trakcie ich
dojrzałego życia, a każda z płci wykształciła mechanizmy psychologiczne uwrażliwiające ją
na zmiany reprodukcyjnej wartości, wielkości zasobów i społecznej pozycji. Zmiany te są w
odmienny sposób uzależnione od wieku u kobiet i mężczyzn, a niektóre z tych odmienności
są raczej niezbyt przyjemne. Kobiety osiągają dojrzałość płciową około dwóch lat wcześniej
niż mężczyźni, ale ich zdolność do reprodukcji kończy się co najmniej dwa dziesięciolecia
wcześniej. Dojmujące tykanie biologicznego zegara, które odczuwają bezdzietne kobiety,
kiedy na horyzoncie pojawia się kres ich zdolności reprodukcyjnych, nie jest kwestią
obyczaju czy kulturowej konwencji - pojawiające się często w takim wypadku kłopoty
emocjonalne kobiet są wyrazem odziedziczonych
mechanizmów
psychologicznych
nastawionych na reprodukcję.
Zmiana reprodukcyjnej wartości kobiety postępująca w miarę przyrastania jej wieku
wywołuje zmianę strategii seksualnych stosowanych nie tylko przez nią samą, ale i przez
otaczających ją mężczyzn - nie wyłączając mężów i innych potencjalnych partnerów. Młode
kobiety są ściśle strzeżone przez mężów zazdrośnie pilnujących pozyskanych przez siebie
walorów reprodukcyjnych małżonek. Obecność rywali czyhających na „reprodukcyjne dobra”
kobiety przydaje kontaktom między płciami kłopotów, ale i emocjonującego dreszczyku.
Wraz z upływem lat częstość kontaktów seksualnych między małżonkami maleje, podobnie
jak spada i przeciętne natężenie zazdrości. Zmniejsza się też zadowolenie mężczyzn z pożycia
seksualnego, a także ich skłonność do okazywania partnerkom uczuć i przywiązania. Spotyka
się to, oczywiście, z żalem kobiet, które w miarę upływu lat coraz częściej skarżą się na
zaniedbywanie ich przez mężów, podczas gdy ci ostatni coraz częściej oskarżają swe
partnerki o domaganie się zbyt wielkiej ilości czasu i uwagi.
Wraz z posuwaniem się w latach, kobiety są coraz słabiej strzeżone przez mężów i
rosnąca ich liczba angażuje się w pozamałżeńskie kontakty seksualne, co osiąga szczyt na
krótko przed zanikiem ich zdolności reprodukcyjnych. Choć u mężczyzn zdrada podyktowana
jest głównie pragnieniem zmiany i różnorodności seksualnej, u kobiet częściej jest ona
motywowana względami o naturze uczuciowej i częściej oznacza próbę poszukania
następnego stałego partnera. Kobiety zdają się mniej lub bardziej zdawać sobie sprawę z tego,
że ich wartość matrymonialna w wypadku chęci zmiany będzie większa, kiedy zmiany takiej
dokonają raczej wcześniej niż później. Po menopauzie kobiety przemieszczają swe wysiłki
reprodukcyjne z rodzenia następnych dzieci na opiekę nad dziećmi już urodzonymi i
wnukami. Przyczyniają się w ten sposób do reprodukcyjnego sukcesu własnych dzieci, a więc
i - pośrednio - do swojego własnego sukcesu rozrodczego, Zmiany matrymonialnej wartości
mężczyzn w mniejszym stopniu zależą od ich wieku. Mężczyźni awansujący w hierarchii
społecznej i z powodzeniem gromadzący rosnące dobra mogą utrzymywać swą atrakcyjność
dla płci przeciwnej przez dziesiątki lat. Mężczyźni, którzy nie są w stanie gromadzić dóbr i
awansować, mogą pozostawać na dole hierarchii atrakcyjności przez całe swoje życie. Z
grubsza połowa mężczyzn wdaje się w trakcie swego życia w pozamałżeńskie kontakty
seksualne - zwykle kosztem osłabienia kontaktów z własnymi żonami. Męskie upodobanie do
kobiet młodszych - i to względnie coraz młodszych w miarę ich własnego starzenia się - zdaje
się wyrażać raczej ewolucyjnie wykształconą i biologicznie zakorzenioną powszechną
tendencję niż psychoseksualną niedojrzałość, kult młodości czy słabość ego - jak to
próbowało wyjaśniać wielu autorów.
Dramatycznym produktem ubocznym tych różnic płciowych w strategiach
seksualnych jest wcześniejsza śmierć mężczyzn niż kobiet. Stanowi ona przewidywalną
konsekwencję ich większej skłonności do angażowania się w ryzykowne przedsięwzięcia
mające na celu zwyciężenie konkurentów lub osiągnięcie zasobów niezbędnych do
pozyskania partnerki seksualnej. Wcześniejsze i stałe ubywanie mężczyzn owocuje coraz
większym nadmiarem kobiet w stosunku do mężczyzn z ich własnej grupy wiekowej.
Prowadzi to także do rosnącej eliminacji kobiet z rynku matrymonialnego - wskutek spadku
liczby dostępnych im partnerów, spadku postępującego coraz szybciej w miarę narastania
wieku. Obie płcie wykształciły sobie w trakcie ewolucji naszego gatunku strategie
reagowania na te zmieniające się z wiekiem problemy.
Zważywszy ogromną liczbę zmian pojawiających się w trakcie wspólnego pożycia
kobiet i mężczyzn, godnym uwagi osiągnięciem jest fakt, że ponad polowa par pozostaje
razem przez cale życie, na dobre i na złe. Trwający przez całe życie związek dwóch jednostek
niespokrewnionych genetycznie stanowi być może największe osiągnięcie seksualnych
strategii naszego gatunku. Wykształcone w nas przez ewolucję mechanizmy nie tylko
wciągają nas w konflikt międzypłciowy, lecz ułatwiają także i harmonijne pożycie obu płci.
Wielokrotnie już przywoływane badanie międzynarodowe wykazało na przykład, że z
upływem lat zarówno mężczyźni, jak i kobiety zwracają coraz mniej uwagi na wygląd
zewnętrzny drugiej strony, a podkreślają rolę takich stałych cech, jak niezawodność i
przyjemne usposobienie - właściwości ważnych dla przetrwania małżeństwa i wspólnego
wychowania dzieci. Mechanizmy ułatwiające harmonijne współżycie płci w równie wielkim
stopniu wynikają z ewolucyjnie wykształconych strategii seksualnych, jak uprzednio
omawiane mechanizmy sprzyjające konfliktowi między płciami.
X
Harmonia między kobietą a mężczyzną
Cokolwiek zostało uczynione przez jakąkolwiek jednostkę w historii ludzkiego
gatunku, wyznacza minimalną granicę naszych możliwości. Granica maksymalna - jeżeli w
ogóle istnieje - pozostaje całkowitą niewiadomą
John Tooby i Leda Cosmides The Adapted Mind
Kluczowym przesłaniem niniejszych rozważań nad ludzkimi strategiami seksualnymi
jest idea, że strategie te są ogromnie plastyczne i wrażliwe na kontekst społeczny.
Wykształcając różne nasze mechanizmy psychologiczne, ewolucja wyposażyła nas w szeroki
repertuar zmiennych zachowań pozwalających rozwiązywać różne problemy adaptacyjne
związane z doborem partnerów. Z repertuaru tego możemy wybierać dowolne zachowania
pozwalające spełnić nasze pragnienia przy uwzględnieniu konkretnych warunków, w których
do spełnienia tych pragnień dochodzi. Tak więc w dziedzinie seksu żadne zachowanie nie jest
nieuniknione czy wyznaczone nieuchronnym programem genetycznym - ani niewierność czy
monogamia, ani przemoc czy łagodność, ani zazdrosne strzeżenie drugiej strony czy
obojętność. Mężczyźni nie są nieodwołalnie skazani na pogoń za przelotnym seksem z
licznymi partnerkami, podobnie jak kobiety nie są skazane na wyśmiewanie mężczyzn
nieskłonnych do stałego zaangażowania. Nie jesteśmy niewolnikami na zawsze przypisanymi
do ról płciowych wyznaczonych przez ewolucję. Znajomość warunków aktywizujących każdą
ze strategii postępowania umożliwia nam dowolne decydowanie, którą z nich realizować, a
którą pozostawić jedynie niewykorzystaną możliwością.
Zrozumienie powodów, dla których seksualne strategie w nas się wykształciły,
dostarcza nam potężnego narzędzia umożliwiającego zmienianie naszego własnego
postępowania,
podobnie
jak
poznanie
fizjologii
ludzkiego
ciała
umożliwia
nam
wprowadzanie zmian w jego funkcjonowaniu. Wiedząc, co i dlaczego powoduje powstawanie
odcisków, możemy ich uniknąć. Podobnie wiedząc, że funkcją zazdrości u mężczyzn jest
zapewnienie sobie ojcostwa rodzonych przez partnerkę dzieci, a u kobiet - zapewnienie sobie
wyłączności dostępu do zasobów partnera, możemy przewidzieć, które warunki najbardziej
będą zazdrości sprzyjały, a w konsekwencji warunków tych unikać. Dysponując tą wiedzą,
możemy skonstruować nasz związek w taki sposób, że zazdrość nie będzie w nim wielkim
problemem.
W dotychczasowych rozdziałach tej książki posługiwałem się danymi empirycznymi
na temat stosowanych przez ludzi taktyk przyciągania, pozyskiwania, utrzymywania przy
sobie i porzucania partnera celem zbudowania ogólnej teorii ludzkich zachowań seksualnych.
Choć nie stroniłem od spekulacji, w zasadzie starałem się ograniczać do ustalonych faktów.
W tym rozdziale wychodzę poza owe fakty, próbując pokazać ich szersze implikacje dla
kontaktów społecznych w ogóle, a szczególnie dla kontaktów między kobietami a
mężczyznami.
Różnice między płciami
Ponieważ kobiety i mężczyźni stawali w ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku
przed ogromną liczbą identycznych wyzwań, większość wykształconych przez obie płcie
mechanizmów adaptacyjnych jest jednakowa. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni pocą się i
doznają dreszczy w trakcie regulacji temperatury ciała, podobnie jak obie płcie wysoko cenią
sobie inteligencję i niezawodność u stałego partnera życiowego, a także jego lojalność,
rzetelność czy skłonność do współpracy. Na tle tych licznych podobieństw tym bardziej
wyraziste stają się różnice między kobietami a mężczyznami. Występują one w takim
zakresie, w jakim nasi praprzodkowie różnych płci stawali przed odmiennymi problemami
przystosowawczymi, które musiały zostać rozwiązane odmiennymi sposobami. Ponieważ na
pradawne kobiety spadał główny ciężar opieki nad dzieckiem, to u nich wykształciły się
gruczoły mleczne. Ponieważ do zapłodnienia dochodzi wewnątrz ciała kobiety, to pradawni
mężczyźni stawali przed problemem pewności własnego ojcostwa. Doprowadziło to do
wykształcenia się u nich szczególnej preferencji do seksualnej wierności partnerek i
psychologicznych mechanizmów zazdrości skoncentrowanej na niewierności seksualnej oraz
skłonności do wycofywania własnego zaangażowania w wypadku podejrzeń, że podrzucono
im „kukułcze jajo”. Wszystko to wyraźnie ich odróżnia od kobiet (Baker, Bellis, 1995; Buss,
Schmitt, 1993; Betzing, 1989).
Niektóre z różnic między płciami są niezbyt przyjemne. Kobiety nie lubią być
traktowane jako obiekty seksualne cenione za piękno i młodość, a więc właściwości, na które
w przeważającej mierze nie mają żadnego wpływu. Mężczyźni nie lubią być traktowani jako
narzędzie sukcesu cenione za grubość portfela i wysokość zajmowanej pozycji społecznej.
Niewątpliwe bolesne jest być żoną mężczyzny, którego pogoń za seksualną różnorodnością
skłania do niewierności, podobnie jak być mężem kobiety, którą do niewierności skłania
poszukiwanie emocjonalnej bliskości z innym mężczyzną. I dla kobiet, i dla mężczyzn
bolesne jest doświadczenie odrzucenia przez płeć przeciwną wskutek braku cenionych przez
nią właściwości.
Dość powszechnie przyjmowane założenie nauk społecznych o jednakowości obu płci
nie daje się utrzymać w świetle obecnie znanych faktów. Zważywszy siłę ewolucyjnych presji
oddziaływujących w odmienny sposób na kobiety i mężczyzn przez tysiące pokoleń,
oczekiwanie takiej jednakowości byłoby oczywiście zupełnie pozbawione realizmu. Dziś nie
można już wątpić w zasadnicze różnice między płciami - z silniejszą preferencją mężczyzn do
partnerek młodych, urodziwych i licznych oraz z silniejszą preferencją kobiet do mężczyzn
wysoko stojących w hierarchii, zasobnych i skłonnych do dzielenia się swymi zasobami tylko
z nimi. Mężczyźni i kobiety różnią się znacznie strategiami przyciągania, pozyskiwania i
utrzymywania przy sobie drugiej strony. Wszystkie te różnice zdają się mieć powszechny, w
dużym stopniu ponadkulturowy charakter i decydują o kształcie pożycia obu płci.
Niektórzy ludzie starają się różnicom tym przeczyć w nadziei, że po zamknięciu oczu
znikną i same różnice. Zaprzeczanie ich istnieniu nie na wiele się jednak zda, a harmonijne
współżycie obu płci będzie możliwe dopiero wtedy, kiedy różnice te dobrze zrozumiemy,
pojmując w ten sposób także i odmienność pragnień kobiet i mężczyzn.
Feministyczny punkt widzenia
Ewolucja różnic między płciami ma nieuchronne konsekwencje dla współczesnego
feminizmu, jak to zauważają zresztą same badaczki ewolucji o feministycznych poglądach Patricia Gowaty, Jane Lancaster i Barbara Smuts. Kluczowym założeniem feminizmu jest
idea, że główne pole bitwy między płciami stanowi patriarchat, rozumiany z grubsza jako
kontrolowanie wszelkich zasobów przez mężczyzn za pomocą fizycznego, psychicznego i
seksualnego podporządkowania sobie kobiet. Opresyjne postępowanie mężczyzn jest w myśl
tych poglądów motywowane pragnieniem zmonopolizowania seksualizmu i reprodukcyjnych
walorów kobiet. Badania nad zróżnicowaniem strategii seksualnych mężczyzn i kobiet
potwierdzają słuszność tych głównych twierdzeń feminizmu. Mężczyźni rzeczywiście starają
się podporządkować sobie kobiety, zarówno przez kontrolę zasobów ekonomicznych, jak i
przez bezpośrednie stosowanie przemocy, w tym i seksualnej. Ich wysiłki rzeczywiście
koncentrują się na kobiecej seksualności i zdolnościach reprodukcyjnych (Gowaty, 1992;
MacKinnon, 1987; Smuts, 1995; Ortner, 1974; Ortner, Whitehead, 1981; Dały, Wilson,
1988).
Ewolucyjne spojrzenie na strategie seksualne dostarcza wartościowego wglądu w
źródła i mechanikę tej skłonności mężczyzn. Niewątpliwie poruszającą konstatacją jest na
przykład wniosek, że powszechnie obserwowana skłonność mężczyzn do pozyskiwania dóbr i
ich kontrolowania przynajmniej po części wynika z preferencji samych kobiet (Buss, 1989a).
Utrzymujące się przez tysiące pokoleń upodobanie kobiet do partnerów zasobnych w dobra
ekonomiczne stanowiło silny nacisk na mężczyzn, by do gromadzenia dóbr dążyli. Ci, którzy
tego nie czynili, wypadali z matrymonialnego rynku. Upodobania kobiet rozpisywały więc
niejako reguły rywalizacji między mężczyznami o partnerki seksualne. Współcześni
mężczyźni odziedziczyli po swych przodkach mechanizmy psychologiczne, które nie tylko
dają priorytet dążeniu do awansu społecznego i dóbr, lecz także nakłaniają ich do częstego
angażowania się w ryzykowne działania mające na celu pozyskanie dóbr i statusu.
Mężczyźni, którzy nie potrafią okazać się pod tymi względami lepsi od rywali, nie są też w
stanie pozyskać odpowiednich partnerek seksualnych.
Jedną z kluczowych strategii stosowanych przez mężczyzn jest budowanie sojuszy z
innymi mężczyznami, co pozwala im zatriumfować nad rywalami w walce o zasoby i
seksualny dostęp do kobiet. Tworzenie takich przymierzy obserwuje się też u wielu zwierząt pawianów, szympansów czy delfinów (Hali, DeVore, 1965; de Waal, 1982). Na przykład
samce delfinów tworzą koalicje pilnujące samic, dzięki czemu zapewniają sobie większy do
nich dostęp seksualny, niż byłoby to możliwe w pojedynkę (Connor, Smolker, Richards,
1992). Samce szympansów - naszych najbliższych krewniaków ewolucyjnych - tworzą
koalicje, które pozwalają im wygrywać walki z innymi samcami i utrzymać wysoką pozycję
społeczną i seksualny dostęp do samic. Rzadko zdarza się, by samiec mógł osiągnąć
dominującą w stadzie pozycję bez sojuszy z innymi samcami. Osobniki samotne są natomiast
narażone na ryzyko brutalnego ataku, a nawet śmierci ze strony samców z innych grup
(Nishida, Goodall, 1986; Goodall, 1986).
Podobne przymierza tworzą także i mężczyźni celem upolowania większej zwierzyny,
powiększenia swej władzy, dostępu do kobiet i obrony przed wrogimi koalicjami innych
mężczyzn (Alexander, 1987; Chagnon, 1983). Ogromne korzyści dla przetrwania i sukcesu
reprodukcyjnego, które alianse te przynosiły ich uczestnikom, były przyczyną silnego nacisku
ewolucyjnego na mężczyzn, by wykształcili mechanizmy umożliwiające ich budowanie.
Nacisku takiego w mniejszym stopniu doświadczały kobiety, jako że to nie one polowały na
grubego zwierza, wypowiadały wojnę innemu plemieniu czy napadały na sąsiednią wioskę
celem porwania seksualnej zdobyczy (Tooby, Cosmides, 1989b). Choć kobiety tworzą
również koalicje z innymi kobietami celem skuteczniejszej troski o rodzinę, koalicje te często
ulegają osłabieniu, kiedy kobieta opuszcza własny klan, by przyłączyć się do klanu męża.
Barbara Smuts uważa, że to względna siła koalicji męskich, a słabość kobiecych przyczyniła
się do zdominowania kobiet przez mężczyzn (Smuts, 1995).
Męska skłonność do pozyskiwania zasobów jest produktem współewolucji męskich i
kobiecych upodobań adresowanych do płci przeciwnej. Źródła męskiej kontroli nad zasobami
ekonomicznymi nie są przy tym jedynie jakąś historyczną ciekawostką bez znaczenia.
Przeciwnie - zdobycie kontroli zasobów przez mężczyzn po dziś dzień rzutuje na
postępowanie tak mężczyzn, jak i kobiet. Kobiety współczesne nadal skłonne są wybierać
mężczyzn zasobnych, a odrzucać biednych. Preferencja ta trwa niezmiennie, a jej przejawy są
stale widoczne - na przykład w każdym dowolnym roku mężczyźni poślubiający kobiety
okazują się bardziej majętni od swoich pozostających w bezżenności rówieśników.
Mężczyźni kontynuują budowanie przymierzy i współzawodnictwo z innymi mężczyznami o
zasoby dostęp do kobiet. Siły pierwotnie odpowiedzialne za pojawienie się nierówności płci rywalizacyjne skłonności mężczyzn i upodobanie kobiet do takich właśnie mężczyzn - nadal
przyczyniają się do utrzymywania tej nierówności*.
Konkluzje feministek i ewolucjonistów są zbieżne co do tego, że u podłoża męskich
skłonności do monopolizowania zasobów leży pragnienie pozyskania kontroli nad
seksualizmem kobiet. Myślenie ewolucjonistyczne wyjaśnia przyczyny, dla których tak
właśnie jest i dlaczego kontrola kobiecego seksualizmu jest centralnym problemem mężczyzn
(Smuts, 1995). Wszyscy jesteśmy potomkami tych pradawnych mężczyzn, którzy odnieśli
sukces w zazdrosnym strzeżeniu dostępu seksualnego do swoich partnerek i próbach
kontrolowania ich zachowań seksualnych, którzy potrafili także dostarczyć im wystarczająco
wiele zasobów, by móc je przy sobie utrzymać. Jesteśmy też potomkami pradawnych kobiet,
które użyczały dostępu seksualnego jedynie takim właśnie mężczyznom.
Podejście feministyczne przedstawia czasami mężczyznę jako istotę sprzymierzoną z
wszystkimi innymi mężczyznami celem poddania kobiet skutecznej opresji (Brownmiller,
1975). Myślenie ewolucjonistyczne przekonuje jednak, że taki scenariusz wydarzeń jest
mocno nierealistyczny, ponieważ zarówno mężczyźni, jak i kobiety rywalizują przede
wszystkim z członkami własnej płci. Mężczyźni pozyskują kontrolę zasobów głównie
kosztem innych mężczyzn - to rywali własnej płci pozbawiają zasobów, wykluczają z
wysokich pozycji społecznych, wyśmiewają, gdy ci utracą pozycję lub zasoby. Fakt, że 70%
wszystkich zabójstw to zabójstwa dokonywane przez mężczyzn na mężczyznach, jest tylko
czubkiem góry lodowej, pokazującym, jak nasilona i kosztowna jest rywalizacja mężczyzn z
innymi przedstawicielami własnej płci (Dały, Wilson, 1988; Smuts, 1992). O tym samym
świadczy też wcześniejsza przeciętnie o sześć lat śmierć mężczyzn niż kobiet.
Kosztów rywalizacji z własną płcią nie udaje się też uniknąć i kobietom (Buss,
Dedden, 1990; Hrdy, 1981). Rywalizują one między sobą o mężczyzn o wysokim statusie,
podkradają sobie wzajemnie mężów, obrzucają zniewagami rywalki, szczególnie te, które
angażują się w przelotne kontakty seksualne. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni ponoszą
wiele szkód ze strony rywali własnej płci i trudno twierdzić, aby wszystkie czy wszyscy
mogli się ze sobą sprzymierzyć przeciwko płci przeciwnej. Co więcej, przedstawiciele każdej
płci odnoszą wyraźne korzyści ze strategii stosowanych przez płeć przeciwną. Mężczyźni
obsypują dobrami swe żony, córki, siostry czy kochanki. Ojciec i bracia kobiety zyskują na
statusie bądź zasobach ekonomicznych dzięki jej zamążpójściu. Poszczególne jednostki mogą
więc często więcej zyskać od wybranych przedstawicieli płci przeciwnej, niż na
domniemanym sojuszu z wszystkimi przedstawicielami płci własnej.
Choć stosowane przez mężczyzn strategie postępowania niewątpliwie przyczyniają się
do nierówności płci, strategii tych nie można rozpatrywać w oderwaniu od taktyk
postępowania samych kobiet. Nie oznacza to, że kobiety należy obarczyć winą za dominację
mężczyzn i ich skłonność do monopolizacji zasobów ekonomicznych. Jeśli jednak mamy
kiedykolwiek osiągnąć harmonię między płciami, musimy trafnie zidentyfikować
współewolucję mężczyzn i kobiet, która rozpoczęła się dawno temu i trwa po dziś dzień.
Różnorodność strategii kojarzenia się w pary
Odmienność pragnień kobiet i mężczyzn jest niewątpliwym faktem, choć nie powinien
on przysłaniać także ogromnego zróżnicowania, które obserwujemy zarówno wśród
mężczyzn, jak i wśród kobiet. Choć mężczyźni wykazują ogólnie większe upodobanie do
liczniejszych kontaktów seksualnych niż kobiety, wielu z nich woli pozostać w
monogamicznym związku przez całe życie. Niektórzy mężczyźni wybierają kobiety dla ich
zasobów ekonomicznych, niektóre kobiety wybierają mężczyzn dla ich wyglądu. Różnic
takich nie można lekceważyć jako tylko „statystycznego” błędu. Ich uwzględnienie jest
niezbędne dla zrozumienia całego bogactwa ludzkich strategii seksualnych.
Indywidualne
zróżnicowanie
strategii
postępowania
wyraża
zróżnicowanie
konkretnych warunków, w których dochodzi do ich realizacji. Jak już wspominałem,
mężczyźni z plemienia Aka nasilają sprawowanie bezpośredniej opieki nad dziećmi, kiedy
muszą czymś skompensować niedostatek posiadanych przez siebie zasobów (Hewlett, 1991).
Kobiety z plemienia Kung preferują seryjną monogamię, jeżeli pozostają wystarczająco
atrakcyjne, by przyciągnąć kolejnych partnerów (Shostak, 1981). Żadna z nawet najgłębiej
zakorzenionych strategii seksualnych nie jest realizowana bez poważnego ulegania
modyfikacjom pod wpływem warunków sytuacyjnych. Zrozumienie oddziaływania tych
warunków ma zatem kluczowe znaczenie dla zrozumienia samych strategii seksualnych.
Świadomość ogromnej różnorodności ludzkich strategii seksualnych każe spojrzeć na
cenione w danym społeczeństwie wartości jako wyraz ewentualnej obrony własnego interesu
tych, którzy wartości te głoszą. W społeczeństwach zachodnich za ideał jest często uważana
trwająca przez całe życie monogamia, a wszyscy, którzy ideału tego nie spełniają, uważani są
za odmieńców, grzeszników, nieudaczników czy przynajmniej osoby niedojrzałe. Należy
jednak pamiętać, że takie poglądy mogą być jedynie wyrazem preferowania przez głoszącą je
osobę tych, a nie innych strategii seksualnych. Przekonanie innych do absolutnej wartości
monogamii leży na przykład w interesie kobiet, ponieważ pojawienie się rywalek
niehołdujących monogamii może je narazić na poważne straty (np. mężowskich zasobów).
Przekonanie innych do monogamii leży także w interesie mężczyzny, nawet, jeżeli sam
monogamii nie dochowuje. Pojawienie się rywali nie hołdujących monogamii narazić go
bowiem może na równie poważne straty (np. w postaci podrzuconego „kukułczego jaja”).
W rzeczywistości jednak przelotne kontakty seksualne są niezbywalnym składnikiem
ewolucyjnej historii zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Ewolucjonistyczne portretowanie
mężczyzny jako istoty zupełnie pozbawionej wybiórczości w kontaktach seksualnych, a
kobiety jako istoty kompletnie biernej seksualnie jest oczywiście nadmiernym uproszczeniem.
Podobnie jak mężczyźni mają w swoim repertuarze zachowań seksualnych długotrwałe
przywiązanie do jednej partnerki, tak i kobiety zdolne są do przelotnych kontaktów
seksualnych z licznymi partnerami. Korzyści kobiet z takich kontaktów pozostają jedną z
najmniej zbadanych dziedzin kontaktów między płciami.
Zaproponowana przez Darwina przed stu laty teoria doboru płciowego była częstym
przedmiotem ataków uczonych mężczyzn częściowo dlatego, że nie mogli pogodzić się z
tezą, iż kobiety nie odgrywają w doborze płciowym tak biernej roli, jak to wielu z nich
zakładało. Założenie, iż kobiety aktywnie wybierają swoich partnerów, a ich upodobania
tworzyły w ewolucji naszego gatunku trwałą presję, do której mężczyźni musieli się
przystosować, długo były uważane za naukową fikcję. Dopiero w latach siedemdziesiątych
dwudziestego wieku zyskała sobie stopniowo akceptację idea, że w świecie zwierząt
kluczową rolę odgrywają wybory dokonywane przez samice. Dopiero zaś w latach
osiemdziesiątych nauka poczęła gromadzić dowody, że także kobiety realizują aktywne
strategie wyboru i rywalizacji o partnera. Niemniej jednak w latach dziewięćdziesiątych nadal
wielu mężczyzn sądzi jeszcze, że kobietom pozostaje w zasadzie tylko jedna strategia
postępowania - poszukiwanie stałego partnera.
Rzeczywistość przeczy tym wyobrażeniom. Fakt, że kobiety, angażując się w
przelotne kontakty, zmieniają swe upodobania i pożądają mężczyzn o ekstrawaganckim stylu
bycia (i dysponujących zasobami) i atrakcyjnym wyglądzie, wskazuje, że kobiety mają też
szczególny zestaw preferencji dotyczących partnera związku przelotnego. Fakt, że kobiety
mają skłonność do zdradzania mężów z mężczyznami o wyższym statusie społecznym niż
mężowski, sugeruje przy tym, że kobiety wykształciły specjalny mechanizm psychologiczny
odpowiedzialny za angażowanie się w kontakty przelotne. O tym samym świadczy też
uzależnienie częstości takich kontaktów od liczby dostępnych mężczyzn gotowych do
trwałego zaangażowania, proporcjonalnej liczby mężczyzn i kobiet i tak dalej.
Ludzie często potępiają promiskuityzm - szybkie i częste zmiany partnerów
seksualnych, a przekonywanie innych do takichże poglądów może służyć ochronie własnego
interesu osób przekonujących. Z naukowego, długofalowego punktu widzenia na nasz własny
gatunek, trudno jednak uznać „moralną” wyższość jednej strategii dobierania się partnerów
nad innymi strategiami. Natura ludzka bazuje na różnorodności, w tym także i różnorodności
strategii seksualnych. Trafne rozpoznanie różnorodności ludzkich pragnień może stanowić
krok przybliżający nas do tolerancji i harmonii w kontaktach między ludźmi.
Kulturowe zróżnicowanie strategii kojarzenia się w pary
Jednym z najbardziej fascynujących i tajemniczych przejawów ludzkiej różnorodności
jest kulturowe zróżnicowanie wzorców zachowania. Ludzie z odmiennych kultur różnią się
ogromnie preferowanymi strategiami seksualnymi. W niektórych społeczeństwach (np.
Chiny) niemalże wszyscy przedstawiciele obu płci uważają dziewictwo za niezbędny walor
stałego partnera - osoby waloru tego pozbawione praktycznie rzecz biorąc wypadają z rynku
matrymonialnego. W innych społeczeństwach (np. skandynawskich) dokładnie ta sama cecha
jest zupełnie pozbawiona znaczenia jako kryterium wyboru stałego partnera. Tego rodzaju
zróżnicowania kulturowe stanowią łamigłówkę dla każdej teorii próbującej wyjaśnić zasady
kojarzenia się ludzi w pary.
Psychologia ewolucjonistyczna próbuje wyjaśniać to zróżnicowanie w kategoriach
wczesnych doświadczeń, praktyk rodzicielskich i innych czynników środowiskowych.
Psycholog Jay Belsky i współpracownicy uważają na przykład, że jeżeli panujące w danej
kulturze praktyki wychowawcze cechują się surowym, odrzucającym i niekonsekwentnym
traktowaniem dzieci przez rodziców oraz dużym natężeniem konfliktów między rodzicami,
owocuje to skłonnością do wczesnego opuszczania domu rodzicielskiego i wcześniejszego
podejmowania własnej reprodukcji przez dzieci (Belsky, Steinberg, Draper, 1991). W tych
natomiast kulturach, w których opieka nad dziećmi ma charakter systematyczny, rzetelny i
troskliwy oraz wsparta jest harmonią panującą między samymi rodzicami, dzieci opuszczają
dom rodzicielski znacznie później. Dzieci wychowywane wśród konfliktu i niepewności zdają
się też uczyć zasady, że poleganie na jednym tylko partnerze jest niemożliwe. W
konsekwencji anagażują się one w kontakty seksualne zarówno wcześniej, jak i z większą
liczbą partnerów - co potwierdzają na przykład porównania dzieci z rodzin rozbitych i
nienaruszonych rozwodem czy konfliktami.
Wrażliwość na wczesne doświadczenia może także tłumaczyć zróżnicowanie
kulturowe w zakresie wagi przypisywanej dziewictwu. Na przykład w Chinach małżeństwa
mają w przeważającej większości charakter trwały, a rodzice inwestują bardzo wiele wysiłki
w wieloletnie wychowanie dzieci. W Szwecji rozwód jest zjawiskiem powszechnym, liczne
dzieci rodzą się poza małżeństwem i mniej ojców konsekwentnie inwestuje dużą ilość
wysiłków w wychowanie własnych dzieci. Zróżnicowanie wczesnych doświadczeń w
dzieciństwie może decydować o odmienności wyborów seksualnych dokonywanych w
późniejszym, dorosłym już życiu. Problem wpływu wczesnych doświadczeń na strategie
seksualne wymaga niewątpliwie dalszych badań.
Inną ilustracją kulturowego zróżnicowania strategii seksualnych jest różnica między
promiskuitycznymi Ache i względnie monogamicznymi Hiwi. Przyczyną tego zróżnicowania
może być drastyczna różnica w stosunku liczby mężczyzn i kobiet. Wśród Ache na
mężczyznę przypada około 1,5 kobiety, wśród Hiwi mężczyzn jest więcej niż kobiet, choć
precyzyjne liczby nie są znane. Względny niedobór mężczyzn wśród Ache stwarza im
niedostępne mężczyznom Hiwi możliwości anagażowania się w przelotne kontakty z
licznymi partnerkami. Z kolei kobiety Hiwi mają większe możliwości zapewnienia sobie
trwałego i wyłącznego zaangażowania ze strony mężczyzn, gdyż ci, którzy takich skłonności
nie przejawiają, mogą względnie łatwo zostać zastąpieni przez innych, skłonnych do trwałego
zaangażowania (Kim Hill, informacja osobista, 1992).
Poszczególne kultury różnią się więc dostępnymi w nich możliwościami i
okolicznościami towarzyszącymi wyborom partnera seksualnego, proporcją kobiet do
mężczyzn, dostępnością różnych dóbr ekonomicznych i tak dalej. Wykształcone w nas w
drodze ewolucji strategie postępowania są wrażliwe na tego rodzaju informacje, które tym
samym decydują o wybraniu tej, a nie innej strategii postępowania spośród wielu możliwych.
Każda jednostka dziedziczy bowiem po swych przodkach całe bogactwo repertuaru strategii
postępowania, z których może wybrać tę, która najbardziej pasuje do danych warunków
kulturowych.
Współzawodnictwo i konflikt
Nieprzyjemna prawda o ludzkim kojarzeniu się w pary polega między innymi na tym,
że liczba osób płci przeciwnej wysoce pożądanych jako partnerzy jest z reguły mniejsza od
liczby zainteresowanych ich pozyskaniem. Tylko niektórzy mężczyźni cechują się naprawdę
wysoką pozycją społeczną i dużą ilością posiadanych dóbr. Kobiety muszą między sobą o
nich współzawodniczyć, a wygrana przypadnie tylko nielicznym, z reguły tym, które same
mają najwięcej do zaofiarowania. Rzadko się zdarza, by jakaś jednostka miała wszystkie
pożądane przez płeć przeciwną zalety. Większość z nas musi więc zadowolić się partnerem
mniej lub bardziej odbiegającym od wymarzonego ideału.
Swoista gra sił rynku matrymonialnego stwarza warunki ostrej rywalizacji z innymi
osobami własnej płci, a niebezpieczeństw tej rywalizacji można całkowicie uniknąć jedynie
za cenę kompletnego wycofania się z rynku. Trudno jednak wygasić podstawowe ludzkie
pragnienia, a skłonność do ich spełnienia rzuca nas w wir współzawodnictwa i konfliktu.
Ludzie nie zawsze potrafią świadomie rozpoznać współzawodnictwo w jego różnych
przebraniach. Kupując najnowszy krem do twarzy, raczej nie myślimy o tym, że chcemy
uczynić naszą skórę piękniejszą od skóry innych kobiet. Podobnie pocąc się na nowo
zakupionym sprzęcie treningowym, nie sądzimy, że powoduje nami chęć zwyciężenia rywali
pięknem rzeźby naszych mięśni. A jednak, gdyby nie konieczność okazania się lepszym od
rywali własnej płci, niewielka byłaby szansa na pojawianie się takich zachowań, podobnie jak
niewielka jest szansa na zaniknięcie wewnątrzpłciowej rywalizacji w dającej się przewidzieć
przyszłości.
Równie trudno wyobrazić sobie zanik konfliktu między płciami. Niektórzy mężczyźni
okazują bezmyślną niewrażliwość na psychologię płciowości kobiet. Domagają się kontaktów
seksualnych szybciej i częściej, niż pragną ich kobiety, czego świadectwem może być
wspominany uprzednio fakt, że niemalże wszystkie skargi o napastowanie seksualne to skargi
kobiet na mężczyzn. Strategie mężczyzn są więc dla kobiet źródłem gniewu, bólu i frustracji.
A także na odwrót - mężczyźni cierpią z powodu strategii postępowania kobiet, gdy zostaną
na przykład przez nie odrzuceni z powodu braku odpowiednich walorów. Jedni drugim zadają
więc wiele cierpień, choć mężczyźni zdają się być ogólnie rzecz biorąc źródłem większego
cierpienia kobiet, niż na odwrót.
Trudno także wyobrazić sobie całkowite wyeliminowanie konfliktu z pożycia
konkretnych par. Choć niektóre pary żyją w większej harmonii niż inne, także te pierwsze nie
są wolne od konliktów, trudno bowiem całkowicie uniknąć warunków prowokujących
konflikt płci. Mężczyzna, który traci pracę z niezależnych od siebie przyczyn, może stanąć w
obliczu konieczności rozwodu, do którego dąży jego żona, ponieważ przestał spełniać swą
podstawową rolę dostarczyciela pożądanych dóbr. Pośród rosnącej liczby niezależnych od
woli kobiety zmarszczek, może ona stanąć w obliczu konieczności rozwodu pożądanego
przez jej męża, który odnosi zawodowe sukcesy i jest przedmiotem zainteresowania innych,
młodszych kobiet.
Fakt, że konflikt płci wywodzi się z naszej ewolucyjnie wykształconej psychologii
kojarzenia się w pary, może być źródłem niepokoju dla osób wyznających szeroko
rozpowszechniony pogląd, jakoby konflikty były dziełem jedynie kulturowych konwencji
sprzecznych z rzeczywistą naturą człowieka. Gniew mężczyzny, któremu podrzucono
„kukułcze jajo”, ma jednak równie niewiele wspólnego z normami jedynie kulturowymi, jak
rozpacz kobiety przymuszanej do niechcianych kontaktów seksualnych. Ewolucja działa na
zasadzie bezlitosnego kryterium sukcesu reprodukcyjnego, niezależnie od tego, jak bardzo
skutki i przejawy stosowania tego kryterium są dla nas odrażające.
Szczególnie szkodliwym przejawem konfliktu wewnątrzpłciowego są wojny nękające
ludzkość od zarania dziejów. Zważywszy większą skłonność mężczyzn do podejmowania
ryzyka (celem zgromadzenia zasobów, które mogłyby zadowolić ich partnerki), nie jest
zaskoczeniem fakt, że wojny są niemal wyłącznie dziełem mężczyzn. Wśród Indian
Yanomamo występują tylko dwa zasadnicze powody wojen - pragnienie przechwycenia
kobiet należących do mężczyzn z wrogiej grupy i pragnienie odzyskania własnych żon,
porwanych przez tamtych w czasie poprzedniej wojny. Kiedy badający ich antropolog
Napoleon Chagnon wyjaśniał swoim informatorom, że jego własny kraj wypowiedział
właśnie wojnę w imię ideałów wolności i demokracji, Yanomamo zareagowali pełnym
niedowierzania zdumieniem. Ryzykowanie własnym życiem dla jakiegolwiek innego powodu
niż pozyskanie kobiet wydawało im się przedsięwzięciem wybitnie nierozsądnym (Chagnon,
1983; informacja osobista, 1991). Motywacje przyświecające mężczyznom Yanomamo nie
wydają się przy tym ani dziwaczne, ani nietypowe - o czym świadczy na przykład fala
gwałtów towarzysząca niemal każdej wojnie odnotowanej w historii (Brownmiller, 1975).
Mężczyźni wszędzie na świecie cechują się tymi samymi mechanizmami psychologicznymi
wykształconymi w nich przez ewolucję. Fakt, że historia nie odnotowała ani jednego
przypadku, w którym kobiety sformowałyby zbrojny oddział i napadły na sąsiednią wioskę
celem pozyskania mężów, mówi nam coś istotnego o różnicach między płciami - że
mianowicie mężczyźni cechują się znacznie brutalniejszymi strategiami pozyskiwania
dostępu seksualnego niż kobiety (Tooby, Cosmides, 1989). Seksualne podłoże wielu aktów
przemocy obrazują także związki konfliktów międzypłciowych i wewnątrzpłciowych.
Konflikt międzypłciowy rozgrywa się w życiu codziennym nie na polu bitwy, lecz w
trakcie indywidualnych kontaktów poszczególnych mężczyzn i kobiet - w miejscu pracy, w
domu, w trakcie towarzyskich spotkań. Kosztów zazdrości mężczyzny nie ponoszą wszystkie
kobiety, lecz tylko jedna - jego partnerka.
Większość mężczyzn nie przejawia skłonności do gwałtu nawet w sprzyjających
warunkach (Malamuth, 1981; Young, Thiessen, 1992), tak więc mężczyźni nie obciążają jako
całość wszystkich kobiet kosztami związanymi z gwałtem. Krótko mówiąc, to nie solidarność
mężczyzn z mężczyznami i kobiet z kobietami jest przyczyną konfliktu płci. Podstawową
przyczyną konfliktu jest odmienność strategii seksualnych stosowanych przez kobiety i
mężczyzn, odmienność sprawiająca, że realizacja indywidualnych strategii mężczyzn często
napotyka przeszkody wynikające z realizowania przez poszczególne kobiety ich własnych,
indywidualnych strategii.
W chwili obecnej jesteśmy już wyposażeni w taki zakres wiedzy o kontaktach
mężczyzn z kobietami, jakim nigdy nie dysponowali nasi dawni i niedawni przodkowie.
Stwarza to sposobność kształtowania naszej własnej przyszłości na skalę, która nigdy dotąd
nie była możliwa. Fakt, że istota strategii seksualnych stosowanych przez obie płci
uwarunkowana jest ewolucją biologiczną, nie czyni tych strategii ani niezmiennymi, ani nie
usprawiedliwia nadużyć, do których może prowadzić ich stosowanie. Zmiany są możliwe
dzięki temu, że strategie postępowania obu płci są bardzo wrażliwe na czynniki sytuacyjne, w
tym także na koszty, którymi obciążone być mogą zachowania brutalne czy krzywdzące płeć
przeciwną.
Współpraca płci
Mężczyźni i kobiety zawsze pozostawali od siebie nawzajem uzależnieni w
przekazywaniu własnych genów następnym pokoleniom. Długotrwałe związki ludzi bardziej
opierają się na wzajemnym zaufaniu i świadczeniu sobie przysług, niż można to
zaobserwować u jakiegokolwiek innego gatunku. W tym sensie ludzie są gatunkiem, u
którego kooperacja płci przybrała natężenie niespotykane w świecie zwierząt. Zdolność do
współpracy jest cechą równie ludzką, jak zdolność do samoświadomości czy tworzenia
kultury.
Analiza strategii seksualnych pozwala zorientować się w warunkach sprzyjających
tworzeniu przez kobietę i mężczyznę trwałych związków. Takim sprzyjającym czynnikiem są
niewątpliwie wspólne dzieci, których pojawienie się oznacza przypieczętowanie genetycznej
wspólnoty interesów obu płci. Żadna róża nie pozostaje jednak bez kolców. Choć dzieci
głównie cementują wspólnotę rodziców, stanowią też i zarzewie sporów - począwszy od
rozdziału opieki nad nimi, skończywszy na perturbacjach w pożyciu seksualnym, które
wywoływane są pojawieniem się już pierwszego dziecka. Innym czynnikiem sprzyjającym
trwałości związku jest dochowywanie wierności seksualnej - każda zdrada otwiera drogę do
większego lub mniejszego osłabienia więzi między małżonkami. Nawet jeżeli przynosi
korzyści stronie, która zdrady się dopuszcza, są one z reguły pozyskiwane kosztem drugiej,
zdradzanej strony.”Wierność przyczynia się do harmonii między płciami, choć i ta róża nie
jest bez kolców - wierność możliwa jest bowiem tylko za cenę rezygnacji z dóbr, które obojgu
partnerom przynieść mogą kontakty pozamałżeńskie.
Kluczem do harmonii między mężczyzną a kobietą jest gotowość do wzajemnego
realizowania pragnień drugiej strony. Zadowolenie kobiety rośnie, kiedy mężczyzna oferuje
jej więcej uwagi, czasu, zaangażowania i znoszonych do domu dóbr. Zadowolenie mężczyzny
rośnie, kiedy kobieta okazuje mu życzliwość, uczucia i zaangażowanie oraz kiedy jest
atrakcyjniejsza fizycznie od niego samego (Weisfeld, Russell, Weisfeld, Wells, 1992). Ci,
którzy w większym stopniu spełniają pragnienia partnerów, z reguły sami więcej ze związku
wynoszą. Zrozumienie pragnień wykształconych przez ewolucję u płci przeciwnej jest więc
kluczem do osiągnięcia harmonijnego pożycia kobiet i mężczyzn.
Okolicznością być może najbardziej sprzyjającą osiągnięciu tej harmonii jest sama
wielość naszych pragnień, a w konsekwencji i wielość dóbr, które może wnieść do stałego
związku każda ze stron. Dobra wnoszone do związku przez mężczyznę i kobietę częściowo
się uzupełniają czy dopełniają, jak zasoby reprodukcyjne kobiety z niezbędnymi do
przetrwania zasobami dostarczanymi przez mężczyznę. Poza tymi dobrami podstawowymi i
niezbywalnymi partnerzy trwałego związku opartego na współpracy dostarczają sobie jednak
nawzajem bardzo zróżnicowanych i niezbędnych do życia korzyści, jak ochrona przed
niebezpieczeństwami, odstraszanie przeciwników, opieka w potrzebie, pomoc w wychowaniu
dzieci i tak dalej. Każda z tych korzyści odpowiada jednemu z pragnień drugiej strony,
pragnień definiujących ludzką naturę.
Fakt, że przez całe ludzkie dzieje kobiety i mężczyźni byli sobie nawzajem niezbędni
do przetrwania, reprodukcji i spełniania własnych pragnień, powinien każdemu z nas
uświadomić, na jak wielki szacunek zasługuje płeć przeciwna i jej pragnienia. Zapewne ta
właśnie trwająca przez tysiące pokoleń komplementamość pragnień kobiety i mężczyzny
decyduje o niezwykłym poczuciu spełnienia, którego doświadczamy w wypadku szczęśliwej
miłości. Trwający przez całe życie sojusz kobiety i mężczyzny stanowi triumfalne osiągnięcie
współgrania strategii seksualnych stosowanych przez obie płci.
Współcześnie stajemy przed szeregiem problemów, które obce były naszym odległym
przodkom, jak pojawienie się rzetelnych metod zapobiegania niechcianej ciąży i skutecznych
metod zwalczania bezpłodności, banki spermy, dzieci „z probówki”, chirurgia kosmetyczna,
niezwykłe rozpowszechnienie pornografii czy wreszcie pojawienie się AIDS. Osiągnęliśmy
niespotykany nigdy dotąd poziom możliwości dowolnego kontrolowania skutków naszych
kontaktów seksualnych. Stajemy jednak przed tymi nowymi zjawiskami wyposażeni w
pradawne, niedostosowane do nich preferencje seksualne wykształcone w nas przez warunki,
które bezpowrotnie już zniknęły z powierzchni Ziemi. Strategie seksualne trwają w nas
niczym żywe skamieliny, świadcząc o tym, kim jesteśmy i skąd przychodzimy.
Jesteśmy jedynym gatunkiem, który pojawił się na naszej planecie w ciągu trzech i pół
miliarda lat dziejów życia i który dysponuje tak daleko posuniętymi możliwościami
kształtowania swego przeznaczenia. Perspektywy skutecznego kształtowania przyszłości
uzależnione są jednak od naszej zdolności do zrozumienia własnej przeszłości. Tylko przez
badanie skomplikowanego repertuaru ludzkich strategii seksualnych możemy zrozumieć, skąd
przyszliśmy. Tylko rozumiejąc, dlaczego strategie takie w nas się rozwinęły, uzyskać
możemy zdolność wpływania na to, dokąd zmierzamy.
XI
Ukryte strategie seksualne kobiet
(...) upodobania płci, która inwestuje więcej - czyli samic - w znacznym stopniu
wyznaczają kierunek, w którym będzie ewoluował dany gatunek.
To samica podejmuje bowiem ostateczne decyzje co do tego, kiedy, jak często i z kim
łączy się w pary.
Sarah Blaffer Hrdy 1981
Złożoność kobiecych strategii doboru seksualnego bardzo utrudnia ich zrozumienie.
Wyzwaniem nie jest jedynie rozwiązanie zagadki, czego kobiety pragną, ale także poznanie
ukształtowanych w toku ewolucji strategii realizowania owych pragnień. Ciała i umysły
kobiet kryją w sobie oszałamiające i wciąż niezbadane zawiłości dotyczące seksualności.
Niektóre strategie pozostają w ukryciu z czysto ewolucyjnych przyczyn - niemożliwe byłoby
ich skuteczne stosowanie, gdyby ujawniła się ich prawdziwa natura. Jednak ludzie chcą
wiedzieć. Odczuwamy głębokie pragnienie zrozumienia kobiet. W porównaniu z kobietami
mężczyźni wydają się bardziej przejrzyści, jednak to wrażenie może być mylne. Zgodnie z
zasadami koewolucji jest mało prawdopodobne, aby mężczyźni pozostawali ewolucyjnie
niezmienni, podczas gdy u kobiet powstają coraz bardziej wyrafinowane strategie. Adaptacje
kobiet związane z wyborem partnera znajdują odzwierciedlenie w kontradaptacjach
mężczyzn, podobnie jak męskie adaptacje odzwierciedlają się w kontradaptacjach kobiet.
W tym rozdziale spróbujemy rozwiązać cztery ewolucyjne zagadki, na których
skupiają się ostatnio autorzy badań nad kobiecymi strategiami doboru seksualnego. Czy
żeński orgazm spełnia jakąś konkretną funkcję? Dlaczego kobiety romansują? Czy strategie
seksualne kobiet są powiązane z ich cyklem menstruacyjnym? Czy mężczyźni mogą
rozpoznać moment owulacji u kobiet?
Czy żeński orgazm ma znaczenie adaptacyjne?
W jednym z odcinków popularnego serialu Sześć stóp pod ziemią Brenda - atrakcyjna
kobieta o burzliwym życiu emocjonalnym i wielu seksualnych przygodach - zaręcza się z
Nate’em. Ich życie seksualne jest dalekie od bajkowej idylli. Na początku jednego z
kolejnych odcinków Brenda siedzi w samochodzie, czekając na zielone światło. Przygląda się
bardzo męskiemu kierowcy ciężarówki stojącej na sąsiednim pasie, a on odwzajemnia jej
spojrzenie. W następnej scenie widzimy ich splecionych w szaleńczym akcie seksualnym w
jego ciężarówce. Brenda jest wyraźnie podniecona, bardzo namiętna. Kiedy zbliża się do
osiągnięcia orgazmu, okazuje się, że ów stosunek seksualny odbył się wyłącznie w jej
wyobraźni. W rzeczywistym świecie zapala się zielone światło i Brenda, omdlewając,
opuszcza „kochanka”, odjeżdżając samotnie własnym samochodem. Tego samego wieczoru
prosi narzeczonego, żeby wyszedł na zewnątrz i udawał napastnika, który włamuje się do jej
domu. odmawia. Zamiast tego kochają się spokojnie i delikatnie. W kolejnym ujęciu Nate
porusza się łagodnie na Brendzie, mrucząc: „Kocham cię”. Brenda prosi go, żeby to robił
„mocniej”, jednak Nate nadal kocha się z nią w delikatny, zbyt łagodny sposób. Zamiast
podniecenia i orgazmu, Brenda odczuwa frustrację i rozdrażnienie. Tak kończy się owa scena.
Żeński orgazm od stuleci intryguje, przeraża, zachwyca, niepokoi i zwodzi mężczyzn.
Definiuje się go jako „wysoce zmienny szczyt doznań seksualnych, któremu towarzyszą
mimowolne, rytmiczne skurcze zewnętrznej części pochwy, a często również macicy,
zwieracza odbytu i zwieracza cewki moczowej, a także obniżenie napięcia ścian naczyń
krwionośnych i mięśni, które wiąże się z silnym pobudzeniem seksualnym” (Symons, 1979, s.
75). Aby zrozumieć fenomenologię kobiecego orgazmu, zobaczmy, jak opisują go kobiety,
które go doświadczyły:
Intensywne uczucie podniecenia, któremu towarzyszy silne napięcie mięśni,
szczególnie pleców i nóg, sztywne wyprężenie ciała trwające pięć sekund, a następnie
całkowite rozluźnienie i uczucie ogromnego zmęczenia i ulgi.
Połączenie przypływów niezwykle przyjemnych doznań i narastającego napięcia.
Kulminację tego doświadczenia stanowi fantastyczne doznanie, po którym następuje spadek
napięcia.
Na początku jest mrowienie i pełne napięcia oczekiwanie. Skurcze odbytu
zapoczątkowują serię dreszczy pełznących ku górze wzdłuż kręgosłupa. Mrowienie i dreszcze
nagle narastają, aż dochodzi do prawdziwej eksplozji w okolicy genitalnej. Towarzyszą jej
zawroty głowy i uczucie osłabienia, niemal utrata świadomości, lecz nie do końca. To jakby
kwietna eksplozja docierająca z rozmaitą intensywnością do miejsc położonych w różnej
odległości od okolicy genitalnej (Bancroft, 1989).
Są to opisy szczególnie dramatycznych przeżyć. Niektóre kobiety opisują orgazm jako
znacznie powolniejsze, pulsujące doznanie, po którym następuje łagodne rozluźnienie.
Kobiety bardzo się różnią pod względem częstości przeżywania orgazmu. W pewnym
dość typowym badaniu 15% kobiet twierdziło, że przeżywa orgazm podczas każdego
stosunku seksualnego, 48% - że podczas większości stosunków, 19% - że czasami, 11% sporadycznie, a 7% - nigdy (Tavris, Sadd, 1977). Porównywalne wyniki - uzyskane przy
użyciu nieco innych metod i w innych próbach - opisywali Terman, Kinsey, Hunt, Chester,
Fisher, Hite oraz ostatnio Lau-mann i Gagnon. Nasza fascynacja żeńskim orgazmem wynika
po części z niepewności, czy w ogóle wystąpi, oraz z jego nieprzewidywalności. „W
odróżnieniu od jednorożca, który jest szczególnie interesujący właśnie dlatego, że nie istnieje
(...), i męskiego orgazmu, który występuje z monotonną regularnością, (...) żeński orgazm z
pewnością istnieje, a jednak wzbudza zainteresowanie, wywołuje spory i polemiki, a także
stanowi inspirację do tworzenia nowych ideologii, technicznych podręczników oraz literatury
naukowej i popularnej tylko dlatego, że tak często się nie pojawia” (Symons, 1979, s. 86).
Co sprawia, że niektóre kobiety z łatwością osiągają orgazm, a inne nie? Dlaczego
kobieta przeżywa orgazm podczas stosunków z jednym mężczyzną, a współżyjąc z innym
doświadcza jedynie seksualnej frustracji*? Zwolennicy różnych podejść naukowych od
dawna próbują odpowiedzieć na te pytania, badając wiele aspektów kobiecego orgazmu właściwości intymnych związków, w których występuje, subiektywne doznania, reakcje
fizjologiczne, psychologiczne czynniki poprzedzające oraz emocjonalne następstwa.
Podstawowe ewolucyjne pytanie, które inspiruje badaczy do poszukiwań, łączy w sobie
wszystkie te aspekty: Czy żeński orgazm wykształcił się w procesie ewolucji po to, aby
spełniać jakąś konkretną funkcję?
Na jednym biegunie sporu, jaki toczy się wokół tej kwestii, znaleźli się dość
nieoczekiwani sprzymierzeńcy - antropolog ewolucyjny Donald Symons oraz nieżyjący już
paleontolog ewolucyjny Steven J. Gould. W 1979 roku Symons stwierdził - a w 1987 roku
poparł go Gould - że w odróżnieniu od orgazmu męskiego żeński nie powstał po to, aby
spełniać jakąś konkretną funkcję (Symons, 1979; Gould, 1987).
*Jedna z czytelniczek zwróciła uwagę na fakt, że mężczyźni także różnią się pod
względem łatwości osiągania orgazmu oraz że mogą go przeżywać podczas stosunków z
niektórymi partnerkami, a z innymi nie - jednak te kwestie nie zostały dotąd wystarczająco
wnikliwie zbadane.
W przeciwieństwie do kobiecego orgazmu funkcja orgazmu męskiego i towarzyszącej
mu ejakulacji wydaje się oczywista - służą one wprowadzeniu spermy głęboko w drogi rodne
kobiety, co ułatwia zapłodnienie. Wytryskowi nasienia towarzyszy szczyt seksualnej
przyjemności - w ten sposób męski orgazm wiąże się z największym prawdopodobieństwem
poczęcia potomstwa. Według Symonsa nie ma wiarygodnych dowodów na to, że
jakiekolwiek właściwości żeńskiego orgazmu dawały kobietom, które łatwo go osiągały,
reprodukcyjną przewagę nad rywalkami, które przeżywały go rzadko lub wcale. Zatem jest
mało prawdopodobne, że żeński orgazm pełni funkcję adaptacyjną. Jak sugeruje Symons,
kobiecy orgazm można raczej porównać do męskich sutków. Podobnie jak one, jest
bezużytecznym produktem ubocznym pewnych kompromisów w rozwoju prenatalnym
ssaków. Wszystkie osobniki ludzkie mają genetyczny potencjał umożliwiający powstanie
funkcjonalnych żeńskich sutków lub ich bezużytecznych męskich odpowiedników. Podobnie,
wszyscy ludzie mają genetyczne podstawy do wytworzenia się funkcjonalnego męskiego
orgazmu bądź bezużytecznego orgazmu żeńskiego. Zgodnie z omawianym ujęciem to, który z
owych związanych z płcią mechanizmów zostanie zaktywizowany, a który zahamowany,
zależy od zdeterminowanych genetycznie „zwrotów”, zachodzących w różnych stadiach
rozwoju. Samce i samice nie są zatem odrębnymi bytami, ale raczej „dwoma wariantami
jednego podstawowego planu, który zostaje sprecyzowany w trakcie rozwoju embrionalnego”
(Gould, 1987, s. 16). Krótko mówiąc, żeński orgazm jest rozwojowym produktem ubocznym
orgazmu męskiego, który stanowi seksualną adaptację.
Goulda najwyraźniej irytowali badacze, którzy sugerowali, że orgazm u kobiet może
spełniać jakieś funkcje. Na przykład surowo skarcił ewolucyjną antropolog Sarę Hrdy za
opowiadanie „bajek o adaptacji” i wymyślanie „fantastycznych teorii”, kiedy wysunęła ona
hipotezę, że żeński orgazm służy wywoływaniu niepewności ojcostwa, a tym samym
umożliwia kobiecie uzyskanie wsparcia od wielu mężczyzn. Symons wnikliwie rozważył
argumenty i dane empiryczne przemawiające za słusznością jego tezy. Przedstawił cztery
odrębne linie argumentacji wspierające koncepcję żeńskiego orgazmu jako produktu
ubocznego. Po pierwsze stwierdził, że nie ma przekonujących dowodów na to, iż samice
innych naczelnych przeżywają orgazm podczas kopulacji, chociaż wiele z nich jest zdolnych
do osiągania orgazmu wskutek konkretnych rodzajów stymulacji, na przykład pocierania
łechtaczki. Po drugie, żeński orgazm nie jest niezbędny do poczęcia potomstwa; na całym
świecie w ciążę zachodzą także kobiety, które nie doświadczają seksualnego szczytowania.
Po trzecie, żeński orgazm charakteryzuje się dużą zmiennością. W odróżnieniu od orgazmu
męskiego, który występuje regularnie podczas stosunków seksualnych, żeński orgazm
czasami się pojawia, a czasami przypomina raczej nieistniejącego jednorożca. Po czwarte, w
niektórych kulturach kobiecy orgazm jest najwyraźniej zupełnie nieznany. Symons cytuje
etnograficzne podsumowanie obserwacji, które przemawiają za tym ostatnim argumentem:
W większości społeczeństw, w których zgromadzono dane na ten temat, mężczyźni
przejmują inicjatywę i bez dłuższej gry wstępnej zmierzają energicznie ku własnemu
orgazmowi, nie poświęcając zbyt wiele uwagi zsynchronizowaniu swoich doznań z orgazmem
kobiety. Liczne doniesienia wskazują, że o zakończeniu stosunku decyduje zaspokojenie
namiętności i osiągnięcie przyjemności przez mężczyznę, który nie zważa na reakcje kobiety.
Jeśli nawet kobiety przeżywają orgazm, to osiągają go biernie (Davenport, 1977, s. 149).
Symons zwraca także uwagę na fakt, że w kulturach Zachodu kobiety zwykle nie
wymieniają orgazmu jako najważniejszego źródła przyjemności podczas stosunku
seksualnego. Wiele kobiet podkreśla raczej, że lubi seks przede wszystkim dlatego, iż daje
poczucie emocjonalnej bliskości z partnerem, i często wyróżnia moment penetracji jako
najprzyjemniejszy w trakcie stosunku seksualnego.
Symons opublikował swoją klasyczną rozprawę o ewolucji ludzkiej seksualności w
1979 roku. Od tego czasu przeprowadzono nowe badania, które sugerują, że samice
niektórych innych gatunków naczelnych mogą, podobnie jak kobiety, przeżywać orgazm w
trakcie kopulacji (Slob, van der Werff ten Bosch, 1991; Dixon, 1998; Baker, Bellis, 1995). Na
przykład badacze zajmujący się jednym z gatunków makaków (Macaca arctoides) dokonali
telemetrycznej rejestracji skurczów macicy podczas spółkowania. Co interesujące, owe
fizjologiczne skurcze występują u samic równocześnie z „wyrazem twarzy wskazującym na
szczytowanie”. Ów grymas bardzo przypomina „ejakulacyjny wyraz twarzy” samca. Kiedy
skurcze macicy ustają, wskazujący na szczytowanie wyraz twarzy samicy znika w ciągu
dziesięciu sekund.
Chociaż badacze oczywiście nie mogą zapytać samic małp o ich subiektywne
odczucia, to ścisły związek między fizjologicznymi skurczami a wyrazem twarzy wskazuje na
to, że samice tego gatunku naczelnych przeżywają orgazm. Podobne reakcje zaobserwowano
u samic szympansów. Podsumowując, wyniki przeprowadzonych ostatnio badań sugerują, że
żeński orgazm przeżywany podczas stosunku seksualnego mógł powstać we wczesnej fazie
ewolucyjnego rozwoju naczelnych.
Dane empiryczne dotyczące innych gatunków naczelnych nie odpowiadają wprost na
pytanie, czy żeński orgazm u ludzi spełnia konkretną funkcję, czy też jest tylko
bezużytecznym produktem ubocznym. Co więcej, jeśli samice wszystkich gatunków
naczelnych są zdolne do doświadczania orgazmu, to można przypuszczać, że u ludzi nie
wykształcił się żaden specyficzny mechanizm, który miałby spełniać określoną funkcję. Aby
dowieść, że żeński orgazm jest adaptacją, musimy sięgnąć po dowody, których wymaga się w
wypadku wszystkich hipotetycznych adaptacji - czyli po dane wskazujące na to, że badane
zjawisko jest specyficzne i swoiste dla danego gatunku, umożliwia oszczędność i służy
rozwiązaniu konkretnego problemu adaptacyjnego. Rozpocznijmy poszukiwanie takich
dowodów od przeglądu badań międzykulturowych.
Argumenty, które opierają się na międzykulturowych danych etnograficznych, nadal
budzą zastrzeżenia, szczególnie w dziedzinie seksualności. Antropolodzy, którzy zgromadzili
te dane, byli w większości mężczyznami, podobnie jak przeważająca część przedstawicieli
badanych kultur, którzy przekazali badaczom owe informacje. Kobiety - co zrozumiałe mogą być niechętne rozmawianiu o szczegółach swoich doświadczeń seksualnych z
antropologiem - mężczyzną i obcokrajowcem. Badacze często po prostu nie poszukują
informacji na temat niuansów kobiecych zachowań związanych z wyborem partnera. Te
czynniki mogły doprowadzić do nietrafnej etnograficznej oceny częstości występowania
żeńskiego orgazmu.
Przyjrzyjmy się kulturom, w których zdaniem wielu badaczy żeński orgazm nie
występuje. Na przykład jeden z przedstawicieli indyjskiego ludu Muria - kultury, w której
zdaniem części badaczy kobiety nie doświadczają orgazmu - opowiadał: „Kiedy leży na niej,
ona ręką umieszcza jego organ we właściwym miejscu. Oboje milczą. Są bardzo cicho. On
musi to robić bardzo gwałtownie - dopóki nie oblejesz się potem, a twoja żądza cię nie
opuści, nie poczujesz się spełniony. Ona mówi: «Jeszcze, jeszcze». Nie pozwoli mu skończyć,
dopóki jej nie zaspokoi”. Opis ten wydaje się sugerować, że kobieta dąży do osiągnięcia
orgazmu, chociaż kulturę, z której pochodzi, uznaje się często za przykład społeczeństwa, w
którym żeński orgazm nie występuje. W etnograficznych opisach sporządzonych przez
kobiety doniesienia o żeńskim orgazmie wydają się dość powszechne. W książce Nisa: The
Life and Words of a!Kung Woman („Nisa: Życie i opowieści kobiety z ludu!Kung”) Margorie
Shostak pisze:
Czasami kobieta kończy pierwsza, a mężczyzna później. Czasami kończą jednocześnie.
Obie możliwości są równie dobre. Niedobrze jest tylko wtedy, kiedy kobieta jeszcze nie
skończyła, a mężczyzna już osiągnął szczyt (...). Wszystkie kobiety znają seksualną
przyjemność. Jeśli mężczyzna kończy przed kobietą, to zdarza się, że kobieta - jeśli naprawdę
lubi seks - czeka, aż mężczyzna odpocznie, a potem jeszcze raz się z nim kocha, bo i ona chce
skończyć. Będzie się kochała z mężczyzną tak długo, aż zostanie zaspokojona. W przeciwnym
razie mogłaby zachorować (Shostak, 1981, s. 286-287).
Chociaż prawdopodobnie można by znaleźć etnograficzne potwierdzenie słuszności
szeregu poglądów, to podstawowy problem polega na tym, że nie przeprowadzono dotąd
systematycznych badań nad kobietami w różnych kulturach, aby zyskać pewność co do tego,
czy istnieją społeczeństwa, w których żeński orgazm jest zupełnie nieznany bądź kobiety go
nie doświadczają (Rancour-Laferriere, 1985). Jak stwierdziła jedna z badaczek, „etnografowie
nie przywiązywali dotąd zbyt wielkiej wagi do poszukiwania informacji dotyczących istnienia
żeńskiego orgazmu” (Rancour-Laferriere, 1985, s. 79).
Za dowód słuszności koncepcji żeńskiego orgazmu jako produktu ubocznego uważa
się czasami wewnątrz - i międzykulturową zmienność badanego zjawiska. Jednak to właśnie
zmienność, a nie stałość, jest właściwością, której należałoby oczekiwać zgodnie z różnymi
hipotezami dotyczącymi adaptacji. Dowodów adaptacyjnego charakteru jakiegoś zjawiska
poszukuje się zwykle w uniwersalności jego konstrukcji, a nie w niezmienności jego
obserwowalnych przejawów. Mechanizmy powstawania zgrubień naskórka są uniwersalnymi
ludzkimi adaptacjami, jednak obserwuje się znaczną zmienność indywidualną i kulturową w
grubości i rozmieszczeniu takich zgrubień. Adaptacja może być skonstruowana tak, aby jej
przejawy były zmienne, bo tylko dzięki temu może niezawodnie, precyzyjnie i skutecznie
spełniać swoją funkcję. Sygnały związane z funkcją danej adaptacji stają się bezwartościowe,
kiedy albo występują zawsze, albo też są niezmiennie nieobecne (Rancour-Laferriere, 1985, s.
70). Jeśli orgazm spełnia funkcję sygnału, jak sugeruje kilka hipotez adaptacyjnych, to
zmienność jest absolutnie niezbędnym elementem konstrukcji kobiecego orgazmu.
Pięć możliwych funkcji żeńskiego orgazmu
Istnieje przynajmniej pięć odrębnych hipotetycznych adaptacyjnych funkcji żeńskiego
orgazmu. Pierwszą i najbardziej popularną hipotezą jest tak zwana hipoteza hedonistyczna,
zgodnie z którą dziewczęta po prostu chcą się dobrze bawić. Zgodnie z tą hipotezą orgazm
motywuje kobiety do odbywania stosunków seksualnych w ciągu całego cyklu
menstruacyjnego, co zwiększa szansę poczęcia potomstwa (Rancour-Laferriere, 1985, s. 105).
Dzięki orgazmowi seks sprawia kobietom przyjemność, co zachęca je do jak najczęstszego
współżycia. Zatem kobiety doświadczające orgazmu mogły w przeszłości osiągać
reprodukcyjną przewagę nad kobietami, które go nie przeżywały, ponieważ częściej
odbywały stosunki seksualne, wskutek czego rodziły więcej dzieci. Ponieważ w tej hipotezie
zakłada się znaczną jednorodność sposobu doświadczania orgazmu przez różne kobiety, więc
jej weryfikacja wymaga zastosowania kryterium uniwersalności konstrukcji żeńskiego
orgazmu. Dobrze udokumentowana empiryczna zmienność sugeruje, że owa hipoteza jest
niesłuszna, a w najlepszym razie niekompletna. Ponadto, hipoteza hedonistyczna wyjaśnia,
dlaczego kobiety lubią seks, ale nie wynika z niej, dlaczego orgazm i jego konkretne
elementy, takie jak wzrost napięcia, nagłe szczytowanie, szczyt przyjemnych doznań i
charakterystyczne skurcze mięśni, są niezbędne do tego, żeby seks sprawiał kobietom radość.
Inną adaptacyjną funkcję żeńskiego orgazmu proponuje hipoteza „tego jedynego”.
Głosi ona, że kobiecy orgazm jest narzędziem wyboru partnera. Jak pisze Natalie Angier,
dziennikarka zajmująca się tematyką naukową, „żeński orgazm jest ostatecznym wyrazem
wyboru kobiety (...), narzędziem, dzięki któremu kobieta panuje nad przebiegiem
odwiecznego ukrytego sporu” (Angier, 1999, s. 74). Zakłada się, że wybierając mężczyznę, z
którym jest zdolna do osiągania orgazmu, kobieta decyduje się na partnera, który zostanie
przy niej oraz będzie inwestował w nią i w jej dzieci. Być może wrażliwość mężczyzny na
pragnienia kobiety, jego umiejętność rozpoznawania jej potrzeb oraz jego starania, żeby
zaspokoić ją seksualnie, sugerują, że w przyszłości będzie dobrym mężem i ojcem.
Zmienność żeńskiego orgazmu - a szczególnie fakt, że ta sama kobieta może być w różnym
stopniu zdolna do osiągania go podczas współżycia z różnymi mężczyznami - jest niezbędna
do tego, aby mógł on spełniać hipotetyczną funkcję wyboru partnera.
Podczas gdy hipoteza „tego jedynego” skupia się na informacyjnej wartości żeńskiego
orgazmu dla samej kobiety, to hipoteza pewności ojcostwa dotyczy sygnału, wysyłanego
przez kobietę partnerowi (Alexander, Noonan, 1979, s. 449). Żeński orgazm mówi
mężczyźnie, że zaspokaja kobietę seksualnie, a zatem nie będzie ona miała motywacji do
poszukiwania seksualnego spełnienia z innymi partnerami. W rezultacie kobiecy orgazm jest
dla mężczyzny oznaką seksualnej wierności partnerki. Jeśli kobieta osiąga orgazm, to
mężczyzna może przypuszczać, że zostanie z nim zamiast rozglądać się za kimś innym.
Funkcja sygnału wierności kobiety polega na oddziaływaniu na zachowanie jej partnera żeński orgazm zwiększa prawdopodobieństwo, że mężczyzna zwiąże się z partnerką na stałe i
będzie inwestował w jej dzieci.
O czwartej funkcji żeńskiego orgazmu mówi hipoteza niepewności ojcostwa. Po raz
pierwszy sformułowała ją ponad dwadzieścia lat temu antropolog ewolucyjna Sarah Hrdy w
kontekście swoich badań nad naczelnymi - langurami i makakami (Hrdy, 1999). Zgodnie z
tym poglądem, żeński orgazm wykształcił się po to, by sprzyjać promiskuityzmowi. Kiedy
samica współżyła seksualnie z wieloma samcami, trudno było ustalić, kto jest prawdziwym,
genetycznym ojcem jej dzieci. Wywołując niepewność ojcostwa, samica mogła zmniejszać
prawdopodobieństwo tego, że któryś z samców należących do grupy zabije jej potomstwo ostatecznie młode mogło być jego dzieckiem. Ta niepewność mogła także zwiększać
gotowość wielu samców do inwestowania w samicę i jej potomstwo, co przynosiło jej
korzyści przewyższające te, które mogłaby uzyskać od jednego samca.
Symons zwraca uwagę na istotny problem teoretyczny związany z hipotezą
niepewności ojcostwa (Symons, 1982). Otóż hipoteza ta zakłada, że samce mogą ocenić
prawdopodobieństwo ojcostwa. Jeśli to prawda, dlaczego samce nie miałyby zmniejszać
swoich inwestycji w samicę i jej dzieci w miarę, jak maleje prawdopodobieństwo, że są
genetycznymi ojcami? A jeżeli rzeczywiście tak jest, dlaczego samica miałaby czerpać
większe korzyści z uzyskania cząstek zasobów od pięciu różnych samców niż z otrzymania
całości od jednego samca? Poza tym teoretycznym problemem warto zwrócić uwagę na
wątpliwości natury empirycznej - dotąd nie próbowano zweryfikować hipotezy niepewności
ojcostwa wśród ludzi. Wydaje się, że sama Hrdy odstąpiła ostatnio od tej hipotezy (Hrdy,
1999, s. 223)...
Niektórzy biolodzy ewolucyjni wyjaśniają żeński orgazm, odwołując się do
wspomnianej już w rozdziale czwartym hipotezy zatrzymania spermy. Zgodnie z tą hipotezą
żeński orgazm służy „wsysaniu” spermy do szyjki i jamy macicy, co zwiększa
prawdopodobieństwo zapłodnienia.
* Jako pierwsi sformułowali tę hipotezę Fox, Wolff i Baker (1970); próby jej
zweryfikowania podjęło wielu badaczy, przede wszystkim Baker i Bellis (1995).
Chociaż nie znamy dokładnego fizjologicznego mechanizmu, za pośrednictwem
którego tak się dzieje, to omawiane zjawisko może zachodzić w jeden z trzech sposobów. Po
pierwsze, żeński orgazm może sprawiać, że szyjka macicy zanurza się głębiej w
pozostawionym przez samca płynie nasiennym. Po drugie, orgazm może wydłużać czas
zanurzenia szyjki macicy w płynie nasiennym. Po trzecie, wreszcie, skurcze mogą
powodować wsysanie śluzu szyjkowego do jamy macicy (Baker, Bellis, 1995).
Ewolucjoniści opracowali specjalne badania i zgromadzili dostępne dane empiryczne,
aby zweryfikować te konkurencyjne hipotezy. Zanim przyjrzymy się owym danym, warto
zauważyć, że dla wielu kobiet seks może być bardzo przyjemny także wtedy, kiedy w ogóle
nie osiągają orgazmu. Na przykład badanie przeprowadzone niedawno w Wielkiej Brytanii
ujawniło, że 71% respondentek uważa, iż seks bez orgazmu może całkowicie zadowalać
kobietę. Co interesujące, o 10% więcej mężczyzn niż kobiet uważa, że orgazm jest niezbędny
do tego, aby kobieta mogła osiągnąć pełną satysfakcję ze współżycia, co sugeruje, iż być
może mężczyźni bardziej się przejmują żeńskim orgazmem niż same kobiety (Wellings,
Field, Johnson, Wadsworth, 1994).
Daniel Rancour-Laferriere opowiada się za hipotezą „tego jedynego”, nazywając ją
hipotezą „rodzinnego szczęścia”. W 1970 roku czasopismo „Redbook” opublikowało wyniki
ankiety przeprowadzonej wśród 100 000 kobiet. Okazało się, że kobiety najczęściej osiągają
orgazm, jeśli współżyją seksualnie w ramach stałego, opartego na silnym zaangażowaniu
związku - zarówno przed ślubem, jak i w małżeństwie. Aż 77% kobiet, które nawiązywały
serię jednorazowych kontaktów seksualnych, twierdziło, że nigdy nie osiąga orgazmu. Dla
odróżnienia, wśród kobiet, które regularnie współżyły ze stałym partnerem, to samo
twierdziło zaledwie 23% (Tavris, Sadd, 1977). Przeprowadzone pól wieku temu klasyczne
badanie Kinseya wykazało, że mężatki osiągają orgazm częściej niż kobiety niezamężne
(Kinsey i in., 1953), a dobrze kontrolowane badanie ankietowe z 1994 roku, zatytułowane Sex
in America, ujawniło, że ponad dwie trzecie samotnych kobiet zwykle nie przeżywa orgazmu
podczas współżycia seksualnego, zaś około 75% mężatek szczytuje zazwyczaj lub za każdym
razem (Michael, Gagnon, Laumann, Kołata, 1994). Wszystkie te wyniki wskazują na to, że
żeński orgazm zdarza się najczęściej w stałych, opartych na zaangażowaniu związkach. Ta
obserwacja pozostaje w zgodzie z hipotezą „tego jedynego”, chociaż można by ją także
wyjaśnić jako skutek długoletniej praktyki lub wystarczająco wielu prób i błędów w
kontaktach seksualnych z jednym partnerem, a zatem nie sposób jej uznać za decydujący
dowód na to, że żeński orgazm jest specjalnie skonstruowanym narzędziem, które służy do
wyboru partnera.
Badania wskazują, że zamężne kobiety, które częściej przeżywają orgazm, są
szczęśliwsze w małżeństwie niż kobiety, które rzadziej osiągają szczyt seksualnej
przyjemności. To odkrycie przemawia za słusznością hipotezy „tego jedynego”, jeśli
uzupełnimy ją o założenie, że orgazm wpływa nie tylko na początkowy wybór partnera, ale
także na decyzję o pozostaniu z nim (Eisher, 1973; Terman, 1938). Badanie przeprowadzone
wśród 6000 angielskich kobiet potwierdza istnienie trwałej zależności między orgazmem a
jakością małżeństwa. Podczas gdy tylko 3% kobiet, które podczas współżycia z mężem często
lub za każdym razem osiągały orgazm, ujawniało zainteresowanie seksem pozamałżeńskim,
to aż 10% tych, które w małżeństwie rzadko doświadczały szczytu seksualnej przyjemności,
wyrażało chęć romansowania z innymi mężczyznami (Chesser, 1957). W badaniu Kinseya
obejmującym 6927 kobiet, które miały pozamalżeńskie romanse, 42% oceniło, że podczas
współżycia z kochankiem osiąga orgazm częściej niż w małżeństwie, zaledwie 24%
twierdziło, że podczas stosunków z mężem przeżywa orgazm częściej niż w trakcie
współżycia z kochankiem, a 34% uznało, że w obu wypadkach równie często osiąga orgazm.
Co interesujące, 94% zamężnych kobiet często przeżywających orgazm w małżeństwie
twierdziło, że nadal kocha swoich mężów równie mocno, jak w ciągu pierwszego roku po
ślubie. Niesłabnącą miłość małżeńską ujawniło 61% kobiet, które rzadziej doświadczały
szczytu seksualnej przyjemności. Zatem chociaż miłość i orgazm są ze sobą związane, to
orgazm nie jest warunkiem koniecznym miłości. Co więcej, na podstawie żadnego z
omówionych badań nie można określić kierunku zależności przyczynowo-skutkowej. Być
może to szczęśliwe małżeństwo powoduje, że kobieta częściej osiąga orgazm, a nie na
odwrót. Być może niektórzy mężczyźni są szczególnie czuli dla swoich partnerek, odczuwają
do nich wyjątkowo silny pociąg fizyczny lub są w nich szczególnie mocno zakochani,
wskutek czego bardziej niż inni starają się zaspokoić seksualnie swoje żony, co doprowadza
do współwystępowania miłości i orgazmu.
Krótko mówiąc, wyniki badań empirycznych w pewnym stopniu potwierdzają
słuszność hipotezy „tego jedynego”, jednak nie w jej pierwotnej formie. Żeński orgazm może
odgrywać pewną rolę w budowaniu i utrzymywaniu rodzinnego szczęścia, tak jak sugeruje to
omawiana hipoteza. Jednak brak orgazmu może skłaniać kobiety do nawiązywania
pozamałżeńskich romansów, co wskazuje na znacznie bardziej złowrogą funkcję tego
zjawiska.
Zamiast służyć do wyboru „tego jedynego” towarzysza kobiety w małżeńskim raju,
żeński orgazm mógł powstać (przynajmniej częściowo) jako mechanizm genetycznej zdrady narzędzie wyboru spermy ułatwiające kobiecie podjęcie decyzji, który z samców zapłodni jej
drogocenne jajeczka. Słusznos’ć tego przypuszczenia potwierdzają w pewnym stopniu wyniki
badań nad innym gatunkiem naczelnych - makakami japońskimi (Troisi, Carosi, 1998).
Alfonso Troisi i Monica Carosi zanalizowali dwieście czterdzieści aktów kopulacji w grupie
szesnastu samców i dwudziestu sześciu samic. Żeński orgazm - przejawiający się kurczowym
zaciskaniem dłoni, skurczami mięśni i wydawaniem specyficznych odgłosów - wystąpił
podczas 33% tych aktów. Podobnie jak u ludzi, dłuższy czas kopulacji i większa liczba
pchnięć miedniczych zwiększały prawdopodobieństwo tego, że samica osiągnie orgazm.
Badacze dokonali jednak innego fascynującego odkrycia - samice częściej osiągały orgazm w
trakcie kopulacji z samcami dominującymi w grupie, szczególnie jeśli same zajmowały niską
pozycję społeczną.
Autorzy dość zbliżonych badań nad ludźmi skupili się nad związkiem między cechami
mężczyzny - takimi jak symetria rysów twarzy i fizyczna atrakcyjność - a żeńskim orgazmem.
Jak wspomniano w rozdziale trzecim, wady genetyczne oraz szkodliwe czynniki
środowiskowe mogą zaburzać symetrię ciała i twarzy (przypomnij sobie, jak wygląda aktor i
piosenkarz country, Lyle Lovett). Wielu biologów uznaje symetrię za oznakę dziedzicznej
dobrej kondycji i wysokiej jakości genów. Randy Thornhill i jego współpracownicy zbadali
osiemdziesiąt sześć heteroseksualnych par i wykazali, że kobiety, których partnerzy mieli
symetryczne twarze i ciała, osiągały orgazm częściej niż kobiety mające partnerów o bardziej
asymetrycznych ciałach (Thornhill, Gangestad, Comer, 1995). Przeprowadzone z jeszcze
większym rozmachem badanie, w którym uczestniczyło trzysta osiemdziesiąt osiem kobiet
(niektóre z nich mieszkały w Niemczech, a inne w Stanach Zjednoczonych), ujawniło
podobne zjawisko - kobiety związane z atrakcyjniejszymi fizycznie mężczyznami częściej niż
te, które miały mniej atrakcyjnych partnerów, twierdziły, że podczas ostatniego stosunku
osiągnęły orgazm (Shackelford, Weekes-Shackelford, LeBlanc, Bleske, Euler, Hoier, 2000).
Wyniki tych badań w pewnym stopniu potwierdzają zawarty w hipotezie „tego jedynego”
element wyboru partnera, sugerując, że kobiety częściej osiągają orgazm podczas współżycia
z mężczyznami o genotypie i fenotypie wysokiej jakości. Jednak wszystkie te badania budzą
pewne wątpliwości, ponieważ nie umożliwiają określenia kierunku związku przyczynowoskutkowego. Być może atrakcyjni mężczyźni o symetrycznych ciałach mają więcej
doświadczeń seksualnych, a tym samym zyskują więcej okazji do tego, aby się nauczyć, jak
być lepszymi kochankami. Ponadto, żeński orgazm nie wiąże się z silniejszą miłością kobiety
do partnera czy też większymi inwestycjami w związek, ani ze sposobem, w jaki kobieta
spostrzega miłość mężczyzny i jego inwestycje. Wszystko to wydaje się podważać słuszność
tej wersji hipotezy „tego jedynego”, która skupia się na „rodzinnym szczęściu”.
O co więc w tym wszystkim chodzi? Wydaje się, że kluczem do rozwiązania tej
tajemnicy jest związek między żeńskim orgazmem a zatrzymaniem spermy w drogach
rodnych, połączony z ukrytą stroną kobiecej seksualności - zdradami seksualnymi. Jak
pamiętamy, Kinsey odkrył, że odsetek kobiet, które osiągały więcej orgazmów z kochankiem
niż z mężem, niemal dwukrotnie przewyższał odsetek kobiet, które częściej doświadczały
szczytu seksualnej przyjemności podczas współżycia ze stałym partnerem. Badanie
przeprowadzone niedawno w Wielkiej Brytanii ujawniło, że kobiety mają więcej orgazmów
sprzyjających zatrzymywaniu spermy w drogach rodnych (czyli takich, które występują w
ciągu dwóch minut od orgazmu mężczyzny) podczas stosunków z kochankami niż w trakcie
współżycia z mężami (Baker, Bellis, 1995). Rozstrzygającym argumentem może się jednak
okazać czas odbywania popołudniowych schadzek w zacisznych hotelikach. Kobiety, które
mają romanse, wydają się współżyć seksualnie ze swoimi kochankami przede wszystkim w te
dni, kiedy są najbardziej płodne - tuż przed owulacją lub podczas jej trwania. Rzeczywiście,
w okresie największej płodności kobiety współżyją z kochankami trzykrotnie częściej niż w
niepłodnej fazie poowulacyjnej (Baker, Bellis, 1995).
Nareszcie zaczynamy uchylać rąbka tajemnicy żeńskiego orgazmu. Zdolność kobiety
do jego osiągania mogła się pierwotnie wytworzyć jako produkt uboczny, jak twierdzili
Symons i Gould. Wydaje się jednak, że w toku ewolucji doszło do adaptacyjnej modyfikacji
żeńskiego orgazmu, wskutek czego stało się istotne, kiedy i z kim kobieta go osiąga. Dane
empiryczne przemawiają za hipotezą „tego jedynego”, ale nie w jej pierwotnej postaci.
Orgazm wydaje się spełniać funkcję narzędzia selekcji, za pomocą którego kobieta wybiera,
który z mężczyzn ją zapłodni, przy czym ów wybranek wcale nie musi być jej mężem.
Kobiety częściej osiągają orgazm ze stałymi partnerami o genach wysokiej jakości,
przejawiającej się w anatomicznej symetrii ciała oraz w fizycznej atrakcyjności. Jeśli jednak
kobieta ma romans, to także zwykle wybiera kochanka o genach wysokiej jakości i właśnie z
nim - w kontekście niebezpiecznych schadzek - częściej niż z mężem doświadcza szczytu
seksualnych doznań. W takiej sytuacji orgazm może ułatwiać kobiecie stosowanie strategii
wyboru partnerów, która umożliwia jej „złapanie dwóch srok za ogon” - czyli uzyskanie
inwestycji od jednego mężczyzny, który zapewnia jej dzieciom ojcowską opiekę i potrzebne
zasoby, oraz dobrych genów od innego mężczyzny, który niewiele inwestuje, ale podwyższa
genetyczną jakość jej dzieci.
Chociaż analiza wyników badań naukowych przywiodła mnie do wniosku, ze żeński
orgazm nosi przynajmniej pewne znamiona adaptacji, to przeciwnicy tej tezy - zwolennicy
hipotezy produktu ubocznego - nadal dysponują sporym arsenałem argumentów. Żadna ze
współczesnych hipotez adaptacyjnych nie wyjaśnia, na przykład, dlaczego kultury wydają się
tak bardzo różnić pod względem częstości występowania żeńskiego orgazmu. Ponadto
musimy się liczyć z możliwością, że żeński orgazm nie jest w pełni ani adaptacją, ani
produktem ubocznym, ale raczej łączy w sobie pewne właściwości produktu ubocznego z
adaptacyjną modyfikacją.
Na zakończenie tych rozważań warto zwrócić uwagę na uderzającą lukę w
ewolucyjnych teoriach dotyczących możliwych funkcji żeńskiego orgazmu. Otóż autorzy tych
teorii niemal zupełnie pominęli kwestię wpływu owych funkcji na strategie seksualne
mężczyzn.
*Donowi Symonsowi należą się podziękowania za to, że zwrócił uwagę na tę lukę.
Jeśli żeński orgazm spełnia funkcję „wykrywacza” najlepszego partnera lub służy
zwiększaniu prawdopodobieństwa zajścia w ciążę z konkretnym mężczyzną, to selekcja
naturalna powinna sprzyjać koewolucyjnemu wykształceniu się u mężczyzn adaptacji
zwiększających szansę na to, że ich partnerka osiągnie orgazm. Można by zatem oczekiwać,
że mężczyźni są wyposażeni w adaptacje, dzięki którym (a) rozpoznają żeński orgazm, (b) nie
dają się oszukać kobiecie, która tylko go udaje, (c) powstrzymują ejakulację do momentu,
kiedy partnerka go osiąga i (d) doprowadzają do wytrysku nasienia natychmiast po jego
osiągnięciu przez kobietę. Dotąd nie zgromadzono żadnych danych potwierdzających
istnienie tych hipotetycznych adaptacji. Jest to niezwykłe wyzwanie dla przyszłych badaczy,
którzy będą mieli dość odwagi, żeby się włączyć w naukową debatę na temat możliwych
funkcji żeńskiego orgazmu.
Dlaczego kobiety miewają romanse?
Przeprowadzone niedawno badanie marzeń seksualnych trzystu czterdziestu
dziewięciu osób przyniosło godne uwagi wyniki - 87% badanych przyznało, że w ciągu
ostatnich dwóch miesięcy miało fantazje seksualne na temat kogoś innego niż stały partner
(Hicks, Leitenberg, 2001). Pod tą zaskakująco wysoką liczbą kryje się wyraźna różnica pici mężczyzn, którzy ujawnili takie marzenia, było o 18% więcej niż kobiet. Oznacza to jednak,
że aż 80% kobiet przyznało się do niedawnych fantazji seksualnych na temat kogoś spoza ich
obecnego związku. Kobiety często pogrążają się w seksualnych marzeniach także na temat
obecnego partnera. Warto dodać, że większość seksualnych fantazji przedstawicieli obu płci 64% marzeń kobiet i 54% fantazji mężczyzn - skupia się na ich obecnym partnerze. Niemniej
jednak, 34% erotycznych marzeń kobiet dotyczyło kogoś innego. Dlaczego?
Pewna wskazówka wynika z funkcji seksualnych marzeń: „(...) umysł jest
przystosowany do radzenia sobie z tym, co niezwykłe i złożone, oraz z tym, co się wydarzy w
przyszłości (...), funkcja umysłu polega na wywoływaniu zachowań; nawet jeśli zaledwie
jeden na tysiąc impulsów zostanie urzeczywistniony, to jednak funkcja pożądania polega na
motywowaniu jednostek do współżycia seksualnego” (Symons, 1979, s. 206-207). Fantazje są
oknem, przez które można zajrzeć do seksualnej części umysłu człowieka, ale odgrywają
także znacznie ważniejszą rolę: motywują nas do wprowadzania naszych pragnień w czyn,
kiedy pojawia się okazja, a moment jest po temu właściwy.
Czy dysponujemy jakimikolwiek dowodami empirycznymi na to, że fantazje
seksualne motywują ludzi do nawiązywania romansów? Przyjrzyjmy się następującym danym
statystycznym. Męskie fantazje seksualne na temat innych kobiet nie są istotnie związane z
tym, czy mężczyźni zdradzają swoje partnerki - kobiety spoza obecnych związków badanych
mężczyzn pojawiały się w 54% seksualnych marzeń wiernych i w 55% fantazji niewiernych
partnerów. Odmiennie przedstawiała się sytuacja w wypadku kobiet. Tylko 30% fantazji
wiernych kobiet dotyczyło kogoś innego niż ich obecni partnerzy, ale ponad 53% marzeń
niewiernych kobiet skupiało się na mężczyznach spoza ich obecnego związku. Oczywiście na
podstawie tych danych nie można określić kierunku zależności przyczynowo-skutkowej. Być
może to niewierność powoduje, że kobiety częściej snują seksualne fantazje na temat innych
mężczyzn, a nie marzenia są przyczyną romansów. Niemniej jednak, wyniki te są zgodne z
koncepcją, że fantazje seksualne na temat mężczyzn innych niż ich obecni partnerzy skłaniają
kobiety do poszukiwania seksualnych doznań w ramionach kochanków.
Pytanie, z jakich ewolucyjnych przyczyn kobiety angażują się w owe niebezpieczne
związki, nadal wprawia badaczy w zakłopotanie, a dzieje się tak z dwóch powodów. Po
pierwsze, w porównaniu z mężczyznami kobiety rzadko mogą bezpośrednio podnieść swoją
wydajność reprodukcyjną przez znalezienie dodatkowych partnerów seksualnych. Podczas
gdy przodkowie dzisiejszych mężczyzn mogli bezpośrednio zwiększać szansę odniesienia
reprodukcyjnego sukcesu przez współżycie seksualne z dodatkowymi partnerkami, kobiety
nie miały takiej możliwości. Konieczność zainwestowania dziewięciu miesięcy w ciążę
uniemożliwia kobietom rodzenie więcej niż jednego dziecka na rok, niezależnie od tego, czy
mają jednego, dziesięciu, czy stu partnerów seksualnych.
Drugim czynnikiem, który powinien zniechęcać kobiety do seksualnych przygód „na
boku”, są ogromne koszty, jakie mogą ponosić wskutek zdrady. Decydując się na romans,
kobieta ryzykuje, że zostanie porzucona przez stałego partnera. Mężczyźni często rozwodzą
się z kobietami przyłapanymi na zdradzie (zob. rozdział ósmy). Nawet jeśli kobieta nie
zostanie porzucona, grozi jej fizyczna i psychiczna przemoc ze strony zazdrosnego partnera.
Angażując się w seksualne przygody, kobiety narażają na szwank swoje dobre imię. Ryzykują
obniżenie swojej wartości jako potencjalnych partnerek w razie, gdyby w przyszłości musiały
powrócić na matrymonialny rynek. Mogą również zaszkodzić swoim dzieciom, ponieważ
zdarza się, że zdradzeni mężczyźni porzucają dzieci albo ograniczają inwestycje w
potomstwo. Niewierne kobiety wystawiają się też na ryzyko zarażenia się od kochanków
chorobami przenoszonymi drogą płciową. Ponadto, jakby wszystkich tych kosztów było
jeszcze mało, romanse wymagają czasu, energii i wysiłku - cennych zasobów, które można by
przeznaczyć na inne adaptacyjne zadania. Dlaczego kobiety miałyby podejmować tak wielki
wysiłek i narażać się na tak ogromne koszty tylko po to, żeby uzyskać kilka chwil seksualnej
przyjemności i nieistotny dodatek w postaci nadprogramowej spermy innego mężczyzny?
Jakie potencjalne korzyści wynikające ze zdrady są tak ważne, że przewyższają wszystkie
koszty, które kobieta może wskutek niej ponieść?
Poszukując odpowiedzi na te pytania, wysunięto wiele hipotez. W rozdziale czwartym
omówiliśmy wiarygodność hipotezy powiększania dostępu do zasobów oraz hipotezy ochrony
w kontekście strategii wyboru partnerów w przelotnych związkach. Kobiety mogą
otrzymywać od swoich kochanków jedzenie, prezenty, a czasami pieniądze (i często tak się
dzieje), co przemawia za hipotezą powiększania dostępu do zasobów (Greiling, Buss, 2000).
Hipoteza ochrony wydaje się jednak bardziej kontrowersyjna. Po pierwsze, nie zgromadzono
dotąd dowodów na to, że kochankowie zapewniają kobietom ochronę. Po drugie, kobiety
narażają się na przemoc, jeśli ich stały partner zauważy, a nawet będzie tylko podejrzewał
niewierność partnerki (Przegląd badań zob. w: Buss, 2000). Naiwne wydaje się
przypuszczenie, że kobieta ryzykuje przemoc ze strony zazdrosnego męża po to, by uzyskać
ochronę od kochanka, który zwykle inwestuje w nią znacznie mniej niż stały partner.
Przeprowadzone ostatnio badania wskazują na bardziej przekonujące korzyści, jakie
kobiety mogą czerpać z pozamałżeńskich romansów. Jedna z takich korzyści ujawniła się już
przy okazji omawiania wyników badań nad żeńskim orgazmem - chodzi tu o hipotezę
„dobrych genów”.
Zgodnie z zasadami rynku matrymonialnego kobieta - przynajmniej teoretycznie może pozyskać od kochanka lepsze geny, niż ma do zaoferowania jej stały partner. Wielu
bardzo atrakcyjnych mężczyzn chętnie się angażuje w przelotne związki z mniej atrakcyjnymi
partnerkami, jeśli te nie próbują na nich nałożyć trwałych zobowiązań. Gdyby zatem nie
trzeba było ponosić żadnych kosztów, w bezwzględnym świecie, w którym liczy się przede
wszystkim wartość reprodukcyjna, optymalna żeńska strategia doboru partnerów polegałaby
na pozyskiwaniu stałych inwestycji od męża oraz lepszych genów od kochanka. Seksualne
„skoki w bok” mogą jej zapewnić lepsze i bardziej zróżnicowane geny oraz tak zwane geny
seksownego syna. Takie geny mogą zwiększać żywotność i sukces reprodukcyjny jej dzieci.
Zatem chociaż pradawne kobiety rzadko mogły bezpośrednio podnieść swoją reprodukcyjną
wydajność przez angażowanie się w poza-małżeńskie romanse, to jednak mogły zwiększyć
swój ostateczny sukces reprodukcyjny, zapewniając genetyczną wyższość swoim dzieciom w ten sposób kosztem zdradzonych mężczyzn zyskiwały reprodukcyjną przewagę nad innymi
kobietami.
* Pewna kwestia podważa jednak słuszność tego rozumowania. Dlaczego w procesie
ewolucji u kobiet nie wykształciła się umiejętność rozpoznawania genów, które czynią z
mężczyzny dobrego opiekuna (dostarczyciela zasobów) i dobrego ojca, a nie tylko genów,
które sprawiaj;), że mężczyzna świetnie się sprawdza w przelotnych kontaktach seksualnych?
Dane potwierdzające słuszność hipotezy dobrych genów pochodzą między innymi z
badań nad odsetkiem genetycznych zdrad. W badaniach tych wykorzystuje się metody
porównywania grup krwi bądź analizy DNA. Są one niezwykle trudne do przeprowadzenia, a
ich wyniki mogą się okazać groźne niczym odbezpieczony granat. Dotąd opublikowano
rezultaty niewielu takich badań, a w tych, które ujawniono, odsetek genetycznych zdrad
wynosi od 1% do 30% (przy średniej oscylującej wokół 10%). Na przykład dane
zgromadzone w Szwajcarii wskazują na zaledwie 1 % przypadków genetycznego
wykluczenia ojcostwa, podczas gdy badanie przeprowadzone w Monterey (w Meksyku)
ujawniło aż 12% takich przypadków (Cerda-Flores, Barton, Marty-Gonzales, Rivas,
Chakraborty, 1999; Sasse, Muller, Chakraborty, Ott, 1994; Maclntyre, Sooman, 1991). Jedna
z moich koleżanek, która życzyła sobie zachować anonimowość, powiedziała mi, że przy
okazji badania genetycznych uwarunkowań raka piersi w Stanach Zjednoczonych, posługując
się techniką analizy markerów DNA, odkryła dziesięcioprocentowy wskaźnik genetycznej
zdrady. Być może zatem 10% czytelników tej książki, w wyniku nigdy nieodkrytych zdrad,
których dopuściły się ich matki, ma innych genetycznych ojców niż sądzi. Chociaż wyniki
tych badań nie przemawiają bezpośrednio za hipotezą dobrych genów, to jednak dowodzą
występowania zjawiska, które jest warunkiem koniecznym słuszności tej hipotezy - płodzenia
dzieci przez mężczyzn, którzy nie są stałymi partnerami ich matek.
Hipoteza dobrych genów została zweryfikowana w fascynującym badaniu autorstwa
Steve’a Gangestada i Randy’ego Thornhilla (Gangestad, Thornhill, 1997). Badacze ci zadali
sobie podstawowe pytanie: co charakteryzuje mężczyzn, których kobiety wybierają na
pozamałżeńskich partnerów seksualnych? Zbadali kilka zmiennych, między innymi
doświadczenie seksualne, wiek, status społeczno-ekonomiczny, oczekiwane dochody oraz styl
przywiązania. Zmierzyli także dwa wskaźniki genetycznej jakości - symetrię ciała (mierzoną
przy użyciu cyrkla) oraz atrakcyjność fizyczną. Jak pamiętamy, symetria ciała jest
przypuszczalnie dziedziczną oznaką dobrej kondycji, wskazującą na brak genów, które
zaburzają rozwój, bądź na obecność genów wzmacniających odporność na szkodliwe
czynniki środowiskowe. Mężczyźni o symetrycznej budowie ciała są także bardziej
muskularni, energiczni, wyżsi i lepiej zbudowani, cieszą się lepszym zdrowiem fizycznym i
psychicznym oraz osiągają nieco lepsze wyniki w testach inteligencji niż ich mniej
symetryczni rówieśnicy (Thornhill, Gangestad, w druku). Najważniejszym odkryciem
autorów tego badania był jednak fakt, że kobiety częściej wybierają na swoich kochanków
mężczyzn o symetrycznej budowie ciała niż kandydatów asymetrycznych. Ponadto,
mężczyźni o symetrycznej budowie ciała mieli zwykle więcej kontaktów seksualnych z
kobietami, które pozostają w innych związkach. Być może kobiety wybierające takich
mężczyzn, wybierają przede wszystkim partnerów, których geny ostatecznie zwiększą szansę
na to, że ich potomstwo przetrwa i odniesie reprodukcyjny sukces.
Oprócz pozyskania dobrych genów, kobiety mogą czerpać z romansów jeszcze inną
korzyść - romans stanowi swego rodzaju dźwignię, która umożliwia kobiecie zmianę partnera.
Hipoteza zmiany partnera występuje w wielu odmianach. Jedna z nich głosi, że romans pełni
funkcję dźwigni, dzięki której kobieta może się wydostać z nieudanego związku, być może
przez zmotywowanie męża do odejścia, czyli - jak pisze Donald Symons - może „się pozbyć
obecnego męża i zyskać lepszego”. Po drugie, romans może umożliwić kobiecie odbycie
„próbnej jazdy” z innym mężczyzną i przekonanie się, jak bardzo do siebie pasują lub jak
wiele nowy partner jest gotów w nią zainwestować - takie informacje byłoby jej trudno
zdobyć bez pewnego stopnia intymnej zażyłości. Romanse mogą także ułatwiać oszacowanie
własnej wartości na rynku matrymonialnym, chociaż takie informacje można zwykle uzyskać
za pomocą mniej kosztownych metod, takich jak flirtowanie bądź po prostu obserwowanie
liczby i atrakcyjności mężczyzn, którzy wydają się seksualnie lub uczuciowo zainteresowani
daną kobietą.
Przeprowadzone ostatnio badania przyniosły obiecujące potwierdzenie słuszności
hipotezy zmiany partnera. Wraz z Heidi Greiling przeprowadziliśmy cztery badania mające
na celu zweryfikowanie tej oraz innych hipotez dotyczących korzyści, jakie kobiety czerpią z
romansów (Greiling, Buss, 2000). W jednym z badań poprosiliśmy pięćdziesiąt osiem
uczestniczek, aby oceniły prawdopodobieństwo uzyskania każdej z dwudziestu ośmiu
korzyści, jakie mogłyby przynieść kobiecie romanse. Na tej liście znalazły się rozmaite
korzyści, począwszy od: „Poprawiłaby swoje umiejętności przyciągania i uwodzenia
mężczyzn”, a skończywszy na: „Zyskałaby pieniądze, darmowe kolacje lub ubrania”. Okazało
się, że badane kobiety najwyżej oceniły seksualne spełnienie, co może wskazywać na to, iż w
romansach wielkie znaczenie ma orgazm. Jednak wiele innych wysoko ocenionych korzyści
dotyczyło możliwości zmiany partnera:
Znalezienie bardziej atrakcyjnego partnera niż obecny towarzysz życia.
Ułatwienie zerwania z obecnym partnerem.
Możliwość zastąpienia obecnego partnera.
Odkrycie innych potencjalnych partnerów, którzy mogą być nią zainteresowani.
Upewnienie się co do cech, które jej zdaniem są ważne u partnera w stałym związku
(lub w małżeństwie).
Możliwość uzyskania trafnej wiedzy na temat tego, co myślą o niej inni potencjalni
partnerzy.
W drugim badaniu poprosiliśmy sto jeden uczestniczek o ocenę czterdziestu siedmiu
okoliczności pod względem stopnia, w jakim zwiększyłoby się prawdopodobieństwo, że
kobieta zdecyduje się na seksualne kontakty z kimś innym niż jej aktualny partner. Lista
okoliczności była dość zróżnicowana, począwszy od: „Kobieta odkrywa, że jej aktualny
partner ma romans”, a skończywszy na: „Aktualny partner nie może się utrzymać w żadnej
pracy”. I w tym wypadku kobiety oceniały, że możliwość zmiany partnera w znacznym
stopniu zwiększa prawdopodobieństwo nawiązania romansu:
Poczucie, że mogłaby znaleźć kogoś, kto bardziej by jej odpowiadał niż obecny
partner.
Spotkanie kogoś, kto jest gotów spędzać z nią mnóstwo czasu.
Spotkanie zainteresowanego nią mężczyzny, który jest przystojniejszy od jej
aktualnego partnera.
Ostatnia z wymienionych okoliczności może być także pośrednim potwierdzeniem
słuszności hipotezy „dobrych genów”, biorąc pod uwagę fakt, że atrakcyjność fizyczna jest w
pewnym stopniu dziedziczna.
W trzecim badaniu uczestniczyły kobiety, które w przeszłości nawiązywały przelotne
związki. Chcieliśmy się dowiedzieć, jakie korzyści dostrzegają one w romansach. Tym razem
także ujawniło się istotne znaczenie możliwości zmiany partnera. Kobiety o bogatym
doświadczeniu
seksualnym
uznały „odkrycie
innych
dostępnych
partnerów”
oraz
„odnalezienie innych partnerów, którzy są nią zainteresowani” za najważniejsze korzyści,
jakie czerpią z romansów. Kobiety o bardziej monogamicznym nastawieniu nie wyrażały
podobnych opinii.
Czwarte z przeprowadzonych przez nas badań ujawniło ukrytą korzyść, którą
przynoszą kobiecie romanse - wzrost samooceny. Poprosiliśmy pięćdziesiąt trzy uczestniczki,
aby oceniły, jak istotna byłaby każda z osiemdziesięciu jeden potencjalnych korzyści, gdyby
kobieta uzyskała ją od kochanka. A oto lista najbardziej pożądanych z nich:
Kochanek sprawił, że czuła się bardziej wartościowa niż z jakimkolwiek innym
partnerem.
Czuła się wartościowa, ponieważ partner okazywał jej szacunek.
Ponieważ kochanek interesował się szczegółami jej życia, czuła się z nim dobrze.
Kochanek sprawił, że czuła się ważna.
Kochanek sprawił, że czuła się inteligentna.
Kochanek sprawił, że czuła się piękna.
Kochanek sprawił, że czuła się seksowna.
Dlaczego owe korzyści związane z samooceną miałyby odgrywać tak ważną rolę w
kobiecych romansach? Samoocena jest niezwykle złożonym zjawiskiem i bez wątpienia
spełnia wiele funkcji (Kirkpatrick, Ellis, 2001). Jedna z nich może się wiązać ze zmianą
partnera. Po długim związku, w którym już od dawna „wieje nudą”, ów nagły wzrost
samooceny uzyskany dzięki kontaktom z nowym partnerem seksualnym działa na kobietę jak
cudowny lek. Mówi jej, że jest godna pożądania, inteligentna, interesująca i seksowna.
Wywołuje w niej optymistyczną myśl, że gdzieś tam czekają na nią inni, lepsi partnerzy. Daje
jej pewność siebie, dzięki której może porzucić aktualnego partnera. Wreszcie, daje jej siłę,
dzięki której jest gotowa podjąć ryzyko opuszczenia bezpiecznej przystani obecnego związku
i powrotu na niepewny matrymonialny rynek. Ponieważ mężczyźni rzadko wybaczają żonom
zdradę, romans może być dla kobiety źródłem siły niezbędnej do uwolnienia się z
małżeńskich więzów. To, czy kobieta zwiąże się z kochankiem na stałe, może się okazać
nieistotne. Dzięki romansowi czuje się atrakcyjna i ma pewność, że inni będą ją spostrzegać
jako godną pożądania. Krótko mówiąc, wzrost samooceny daje kobiecie psychiczną pewność
siebie, która jest jej potrzebna do tego, by mogła zmienić partnera.
Ostatnia wskazówka dotycząca tego, czy kobiece romanse pełnią funkcję związaną ze
zmianą partnera, pochodzi z badań nad stylem przywiązania charakterystycznym dla kobiet,
które chętnie nawiązują romanse. Styl przywiązania jest sposobem, w jaki ludzie podchodzą
do związków - nastawieniem, które przypuszczalnie kształtuje się w dzieciństwie pod
wpływem wzorca relacji danej osoby z matką i innymi opiekunami. Psychologowie
wyodrębnili trzy style przywiązania. Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania bez trudu
osiągają bliskość z innymi, mają poczucie, że mogą liczyć na innych, z łatwością się im
odwzajemniają, zapewniając ich, że mogą na nich polegać, oraz zwykle budują dojrzałe,
wolne od lęku związki. Dla osób o unikowym stylu przywiązania psychiczna bliskość jest
krępująca. Tacy ludzie nie potrafią zaufać innym i unikają zależności od innych. Zwykle
odpychają tych, którzy próbują się do nich zbliżyć. Osoby o lękowo-ambiwalentnym stylu
przywiązania są głęboko niepewne tego, czy inni rzeczywiście darzą je miłością. Pragną
bliskości z innymi i chcą stanowić jedność z ukochaną osobą, ale jednocześnie mają poczucie,
że ludzie są niechętni nawiązywaniu z nimi prawdziwie intymnych relacji. Osoby o tym stylu
przywiązania obawiają się, że ich pragnienie bliskości może odstraszać innych.
Który ze stylów przywiązania w największym stopniu wiąże się ze skłonnością do
romansowania? Styl bezpieczny nie jest związany z prawdopodobieństwem nawiązywania
romansów - kobiety o tym stylu przywiązania nie romansują ani częściej, ani rzadziej niż inne
kobiety (Gangestad, Thornhill, 1997). Jednak dwa pozostałe style okazują się wyraźnie
skorelowane z nawiązywaniem seksualnych kontaktów poza stałym związkiem. Kobiety o
unikowym stylu przywiązania romansują rzadziej niż inne. Być może unikają bliskości w
kontaktach ze stałym partnerem i nie szukają jej w związkach z innymi mężczyznami.
Natomiast kobiety o lękowo-ambiwalentnym stylu przywiązania nawiązują romanse częściej
niż inne. Zachowują się tak, jakby połączenie rozpaczliwego pragnienia bliskości z obawą
przed porzuceniem przez stałego partnera popychało je w ramiona innych mężczyzn. Jeśli te
kobiety trafnie spostrzegają sytuację - być może na podstawie wcześniejszych doświadczeń
związanych z porzuceniem - to romanse mogą być dla nich strategią unikania cierpienia
wywołanego odejściem stałego partnera, a jednocześnie sposobem poszukiwania w relacji z
innym mężczyzną psychicznej bliskości, której tak bardzo potrzebują. Innymi słowy, w
wypadku takich kobiet romanse mogą pełnić funkcję zmiany partnera.
Poznaliśmy przynajmniej częściowe odpowiedzi na pytanie, dlaczego kobiety
nawiązują romanse. Wskazówek dotyczących funkcji kobiecych romansów dostarcza nam to,
które kobiety najczęściej romansują, w jakich okolicznościach to robią, jakie korzyści z tego
czerpią oraz jakich mężczyzn wybierają na swoich kochanków. W wypadku kobiet, które
zostają z dotychczasowym partnerem, romanse pełnią prawdopodobnie funkcję pozyskiwania
dobrych genów. Zdradzając stałego partnera, kobieta uzyskuje inwestycje od jednego
mężczyzny oraz lepsze DNA od innego. W wypadku innych kobiet romanse spełniają funkcję
zmiany partnera. Zapewniają kobietom nagły wzrost samooceny, dzięki czemu mogą się one
„wydostać” z jednego związku i poszukać bliskości w nowej relacji.
Czy cykl menstruacyjny wpływa na kobiece strategie seksualne?
W środowisku naukowym krąży pewien dowcip: „Przeprowadzone niedawno badanie
wykazało, że to, jaki typ męskiej twarzy kobieta uważa za atrakcyjny, może zależeć od tego,
w której fazie cyklu menstruacyjnego akurat się znajduje. Na przykład, jeśli kobieta
jąjeczkuje, to pociągają ją mężczyźni o surowych, męskich rysach twarzy. Jeśli natomiast jest
tuż przed menstruacją, to będzie jej się raczej podobał mężczyzna z nożyczkami wbitymi w
skroń”.
Cykl
menstruacyjny
kobiety
fascynuje
wiele
osób,
jednak
do
niedawna
przeprowadzono niewiele naukowych badań nad jego wpływem na strategie doboru
seksualnego. Ta znikoma liczba badań wynika w znacznej mierze z dwóch czynników. Po
pierwsze, takie badania są niezwykle trudne do przeprowadzenia, wymagają bowiem
dokonywania wielokrotnych pomiarów kobiecych cykli, co jest bardzo trudne bez
odpowiedniej techniki. Po drugie, brakowało przekonujących teorii umożliwiających
przewidywanie, jakich zmian w wyborze partnerów należałoby oczekiwać (o ile takie zmiany
w ogóle zachodzą). Psycholodzy, biolodzy i antropolodzy ewolucyjni zaczynają obecnie
wypełniać te luki.
Wiele osób zastanawia się nad podstawową kwestią: kiedy kobiety chcą się kochać?
Nareszcie zaczyna się wyłaniać odpowiedź na to frapujące pytanie. W jednym z badań
określano moment owulacji, mierząc podstawową temperaturę ciała, która wzrasta tuż przed
jajeczkowaniem. Przez dwadzieścia cztery miesiące badane kobiety stawiały na dziennym
wykresie krzyżyk za każdym razem, kiedy odczuwały seksualne pożądanie (Stanisław, Rice,
1998; zob. także Regan, 1996). Wszystkie krzyżyki naniesiono następnie na wykres
prezentujący 28-dniowe cykle menstruacyjne. Okazało się, że odczuwane przez kobiety
seksualne pożądanie narastało stopniowo w miarę, jak zbliżał się moment owulacji, osiągając
gwałtowny szczyt tuż przed nią (owulacja następuje w czternastym dniu cyklu). Następnie
pożądanie stopniowo słabło w miarę, jak zbliżały się bezpłodne dni menstruacji. Chociaż
kobiety mogą odczuwać seksualne pożądanie w ciągu całego cyklu men-struacyjnego (i
czasami tak się dzieje), a niektóre badania wskazują na niewielki wzrost pożądania tuż przed
menstruacją, to jednak wyniki najbardziej wnikliwych i wiarygodnych metodologicznie badań
ujawniają wyraźny szczyt pożądania w fazie folikularnej - czyli tuż przed owulacja, kiedy
kobieta może z największym prawdopodobieństwem zajść w ciążę (Zob. Gangestad, Cousins,
w druku - przegląd badań i wnioski). Chociaż wśród biologów panuje obiegowa opinia, że
„owulacja jest utajona”, to jednak pradawne seksualne tęsknoty wydają się budzić w
kobietach dokładnie wtedy, kiedy zajście w ciążę staje się najbardziej prawdopodobne.
Dokładne znaczenie tych sygnałów stało się przedmiotem wielu prowadzonych
ostatnio badań. W jednym z nich posłużono się dostępnym na rynku przyrządem do
wykrywania owulacji, aby w grupie pięćdziesięciu jeden kobiet zmierzyć wzrost poziomu
wydzielanych przez przysadkę mózgową hormonów lu-teinizujących - który ma miejsce tuż
przed owulacja (około dwudziestu czterech do czterdziestu ośmiu godzin przed nią)
(Gangestad, Thornhill, Garver, w druku). Uczestniczki tego badania dwukrotnie wypełniały
kwestionariusz - pierwszy raz podczas najbardziej płodnej fazy folikularnej, a drugi w trakcie
najmniej płodnej fazy lutealnej. Niektóre z pozycji kwestionariusza dotyczyły pragnień i
fantazji seksualnych badanych kobiet na temat mężczyzn niebędących ich aktualnymi
partnerami:
Poczułam silny pociąg seksualny do kogoś innego niż mój obecny partner.
Fantazjowałam na temat uprawiania seksu z obcym mężczyzną, ze znajomym lub z
dawnym partnerem.
Poczułam seksualne podniecenie na widok bardzo atrakcyjnego fizycznie mężczyzny
(kogoś innego niż mój obecny partner).
Podniecił mnie zapach jakiegoś mężczyzny (kogoś innego niż mój obecny partner).
Badacze pytali także o pociąg do obecnych partnerów oraz o fantazje seksualne na ich
temat. W najbardziej płodnej fazie cyklu kobiety częściej fantazjowały na temat innych
mężczyzn i reagowały na nich silniejszym podnieceniem seksualnym niż w fazie najmniej
płodnej. Pragnienia seksualne kobiet dotyczące innych mężczyzn oraz fantazje seksualne na
ich temat były przynajmniej o 65% częstsze w okresie płodności niż w fazie bezpłodnej. U
badanych kobiet nie wystąpiły jednak uzależnione od fazy cyklu różnice w pociągu
seksualnym do stałego partnera. Najwyraźniej strategia seksualna kobiet dotycząca kontaktów
seksualnych poza stałym związkiem jest ściśle związana z owulacją.
Hipoteza macho.
Jeśli kobiety, które mają stałych partnerów, odczuwają pociąg seksualny do innych
mężczyzn tuż przed owulacją, to zgodnie z zasadami logiki nasuwa się kolejne pytanie:
jakimi cechami charakteryzują się mężczyźni, którzy je pociągają? Dwaj brytyjscy
psycholodzy próbowali znaleźć odpowiedź na to pytanie przy użyciu skomplikowanego
programu komputerowego umożliwiającego tworzenie wizerunków twarzy (Penton-Voak,
Perrett, 2000). Przygotowali oni cyfrowe fotografie, które następnie modyfikowali tak, aby
uzyskać bardziej „męskie” lub bardziej „kobiece” twarze. Na przykład, kobiety mają zwykle
mniejsze szczęki niż mężczyźni, a męskie łuki brwiowe są bardziej wydatne niż kobiece.
Technika cyfrowa umożliwia zmienianie podobizn twarzy tak, aby wydawały się bardziej
męskie lub bardziej kobiece, przez manipulowanie owymi zróżnicowanymi płciowo cechami.
Grupa stu trzydziestu dziewięciu kobiet oceniała pięć fotografii różniących się w wymiarze
męskość - kobiecość: pierwsza była w 50% sfeminizowana, druga w 30% sfeminizowana,
trzecia
neutralna
(ani
sfeminizowana,
ani
zraaskulinizowana),
czwarta
w
30%
zmaskulinizowana, a piąta w 50% zmaskulinizowana. Kobiety poproszono o wskazanie
twarzy, która wydawała im się najbardziej atrakcyjna. Uczestniczki badania na podstawie
podanego przez nie terminu ostatniej miesiączki podzielono na dwie grupy - grupę
„wysokiego ryzyka zajścia w ciążę” oraz grupę „niskiego ryzyka zajścia w ciążę” (warto
zauważyć, że ta metoda jest mniej dokładna niż pomiar podstawowej temperatury ciała czy
analiza poziomu hormonu luteinizującego). Wyniki badania okazały się niezwykle
interesujące. Kobietom w najmniej płodnej fazie cyklu najbardziej podobała się twarz nieco
sfeminizowana. Upodobania kobiet w najpłodniejszej fazie cyklu były zdecydowanie
odmienne - najbardziej pociągała je twarz, którą w 30% zmaskulinizowano. Podobne wyniki
uzyskano w badaniu, w którym uczestniczyła grupa kobiet z Japonii (Penton-Voak, Perrett,
Castles, Kobayashi, Burt, Murray, Minamisawa, 1999).
Dlaczego kobiety w fazie owulacyjnej miałyby preferować twarze o męskich rysach?
Teoretyczne wyjaśnienie tego zjawiska opiera się na założeniu, że męskie rysy twarzy są
wiarygodnym fizycznym wskaźnikiem sprawności układu odpornościowego. Okazuje się, że
produkcja testosteronu - hormonu, który wywołuje maskulinizację rysów twarzy - stanowi
poważne obciążenie dla układu odpornościowego. Tylko wyjątkowo zdrowi mężczyźni mogą
sobie „pozwolić” na wytwarzanie dużej ilości testosteronu w decydującym dla rozwoju
okresie dorastania, kiedy ich twarze zaczynają przybierać dojrzały, dorosły wygląd.
Mężczyźni o mniejszej wartości reprodukcyjnej nie mogą znieść negatywnego wpływu
testosteronu na ich i tak słaby system odpornościowy, zatem w procesie rozwoju ich
organizmy wytwarzają ograniczoną ilość tego hormonu. Tylko mężczyźni w doskonałej
kondycji są w stanie ponieść koszty ponadprzeciętnie rozwiniętych drugorzędowych cech
płciowych.
Można zatem uznać, że męskie rysy twarzy wskazują na dziedziczną dobrą kondycję
organizmu - silny układ odpornościowy, który mężczyzna może przekazać swoim dzieciom.
Fakt, że kobiety w fazie owulacji wybierają zmaskulinizowane twarze, ujawnia więc ich
preferencję „dobrych genów”, które czasami łatwiej jest pozyskać od kochanka niż od stałego
partnera. Kobiety oceniają mniej męskie rysy twarzy - preferowane przez nie w najmniej
płodnej fazie cyklu - jako oznakę gotowości do współpracy, uczciwości i zadatków na
dobrego ojca. Być może kobiety uznają owe cechy „miłego faceta” za najbardziej atrakcyjne
u stałych partnerów, ponieważ mogą one wskazywać na gotowość mężczyzny do
długotrwałego inwestowania w kobietę i jej dzieci. Zatem „mili faceci” mogą dystansować
swoich rywali - jednak tylko wtedy, kiedy ich partnerki nie znajdują się właśnie w fazie
owulacji.
Psycholog ewolucyjny, Victor Johnston i jego współpracownicy posunęli się o krok
dalej, opracowując wyrafinowane narzędzie eksperymentalne w postaci 1200-klatkowego
filmu wykonanego w komputerowej technologii Quick Time (Johnson, Hagel, Franklin, Fink,
Grammer, 2001). Program komputerowy umożliwia osobie badanej przeszukiwanie
wielowymiarowej przestrzeni, w której znajdują się setki twarzy różniących się stopniem
zmaskulinizowania bądź sfeminizowania oraz innymi właściwościami. Osoby badane
przeglądają 1200-klatkowy film w obu kierunkach, posługując się suwakiem oraz
przyciskami zatrzymującymi pojedynczą klatkę, aby odnaleźć najbardziej pożądany obiekt na przykład „najbardziej atrakcyjną twarz u kandydata na przelotnego partnera”. Johnston
zbadał podczas dwóch odrębnych sesji badawczych - w trakcie płodnej fazy folikularnej oraz
podczas mniej płodnej fazy poowulacyjnej - czterdzieści dwie kobiety (które nie przyjmowały
pigułek antykoncepcyjnych) w wieku od osiemnastu do trzydziestu pięciu lat. Datę owulacji
określono przez odliczenie czternastu dni w tył od momentu rozpoczęcia miesiączki. Chociaż
cykle menstruacyjne kobiet różnią się długością, to owe różnice występują zwykle między
pierwszym dniem miesiączki a owulacją. Do owulacji dochodzi niemal zawsze na czternaście
dni przed kolejną miesiączką, niezależnie od całkowitej długości cyklu.
Johnston i jego współpracownicy dokonali trzech ważnych odkryć. Po pierwsze,
większość kobiet - niezależnie od fazy cyklu menstruacyjnego - preferowała twarze o
ponadprzeciętnie męskich rysach. Ów wynik jest sprzeczny z rezultatem opisanego wcześniej
brytyjskiego badania, które wykazało, że kobiety znajdujące się w najmniej płodnej fazie
cyklu wolą twarze mężczyzn o nieco sfeminizowanych rysach. Wyjaśnienie owych
rozbieżności wymaga przeprowadzenia dalszych badań. Po drugie, kiedy kobiety były w fazie
wysokiego ryzyka zajścia w ciążę, preferowały jeszcze bardziej zmaskulinizowane twarze niż
wtedy, gdy znajdowały się w najmniej płodnej fazie cyklu. To odkrycie jest w pełni zgodne z
wynikami zarówno badania brytyjskiego, jak i japońskiego. W kategoriach ilościowych
zaobserwowane przesunięcie preferencji wynosiło średnio dwadzieścia dziewięć klatek
filmowych w kierunku bardziej męskich rysów twarzy (od klatki 299 do klatki 270). Po
trzecie, kobiety, które uzyskały niskie wyniki w psychologicznym teście męskości, ujawniały
szczególnie silne przesunięcie preferencji w trakcie cyklu menstruacyjnego - od klatki 298 w
fazie niskiego ryzyka zajścia w ciążę do klatki 245 w najbardziej płodnej fazie (czyli aż o
pięćdziesiąt trzy klatki w kierunku bardziej męskich rysów twarzy). Owa grupa mało męskich
kobiet uznawała także zmaskulinizowane rysy twarzy za szczególnie pożądane u przelotnego
partnera seksualnego.
Dlaczego kobietom podobają się twarze o męskich rysach i dlaczego owa preferencja
jest szczególnie silna wtedy, gdy kobiety mogą z największym prawdopodobieństwem zajść
w ciążę? Johnston twierdzi, że męskie rysy twarzy kształtują się przede wszystkim wskutek
działania hormonów wytwarzanych w okresie dojrzewania. Wysoki poziom testosteronu
doprowadza do powstania długiej i szerokiej żuchwy, wydatniejszych łuków brwiowych i
bardziej wystających kości policzkowych - czyli hormonalnych oznak dobrej kondycji
organizmu. I rzeczywiście, kiedy kobiety poproszono o wskazanie „najzdrowszej” twarzy, ich
wybory
całkowicie
się
pokrywały
z
ocenami
twarzy
„najbardziej
atrakcyjnej”.
Podsumowując, wydaje się, że kobiety odczuwają pociąg do zdrowych mężczyzn o silnym
układzie odpornościowym, szczególnie kiedy znajdują się w najbardziej płodnej fazie cyklu
menstruacyjnego, a ich wybór dotyczy przelotnego związku. Taka preferencja umożliwia
kobiecie pozyskanie „dobrych genów”, które mogą zostać przekazane jej potomstwu.
Zapach symetrii. A co ze zmysłem węchu? Anegdotyczne doniesienia sugerują, że
nieprzyjemny zapach może działać jak seksualny „wyłącznik”, a badania empiryczne
dowodzą, iż wiele kobiet spontanicznie określa zapach jako jeden z najważniejszych
czynników wpływających na pożądanie seksualne (Regan, Berscheid, 1995). Ważnej roli
chemicznych sygnałów w doborze seksualnym ludzi dowiedli ostatnio James Kohl, Karl
Grammer oraz inni badacze (Kohl, Atz-mueller, Fink, Grammer, 2001), którzy zajmowali się
zjawiskiem wykrywania zapachów, a być może również feromonów za pośrednictwem
mechanizmów węchowych. Termin „feromon” stanowi połączenie dwóch greckich słów:
hormon, co znaczy „stymulować lub podniecać”, oraz pherein, oznaczającego „przenosić”.
Feromony są chemicznymi przekaźnikami wydzielanymi przez organizm jednej osoby, a
wywołującymi fizjologiczne i behawioralne zmiany u innej. Przypuszcza się, że feromony są
wydzielane przez umiejscowione w skórze apokrynowe gruczoły potowe, a także przez usta,
stopy i pochwę. Chociaż gruczoły apokrynowe pojawiają się już w życiu płodowym, to
zaczynają działać dopiero w okresie dojrzewania płciowego, co wskazuje na ich
przypuszczalne znaczenie dla doboru seksualnego ludzi.
Kobiety nie tylko odznaczają się bardziej wrażliwym zmysłem węchu niż mężczyźni,
ale także osiągają szczyt wrażliwości na zapachy w trakcie owulacji lub tuż przed nią. Czy ów
nagły wzrost może być funkcją, która rozwinęła się w toku ewolucji? Steve Gangestad i
Randy Thornhill poprosili mężczyzn, którzy różnili się pod względem symetrii ciała, żeby
przez dwie noce nie zmieniali podkoszulka, nie biorąc w tym czasie prysznica ani nie
używając dezodorantów (Gangestad, Thornhill, 1998; takie same wyniki uzyskali również
Rikowski, Grammer, 1999). Badacze poinstruowali również badanych mężczyzn, żeby nie
jedli żadnych pikantnych potraw - zawierających pieprz, czosnek, cebulę i tym podobne. Po
dwóch dniach zebrali podkoszulki i zaprosili do laboratorium grupę kobiet, które miały je
wąchać. Kobiety oceniały każdy podkoszulek pod względem tego, jak przyjemnie (lub
nieprzyjemnie) pachniał. Uczestniczki badania nie były świadome jego celu ani nie znały
żadnego z mężczyzn, którzy wcześniej nosili podkoszulki. Badacze dokonali fascynującego
odkrycia. Okazało się, że kobiety oceniały zapach podkoszulków noszonych przez mężczyzn
o symetrycznej budowie ciała jako bardziej przyjemny (bądź - w wypadku niektórych kobiet -
mniej nieprzyjemny) niż zapach podkoszulków noszonych przez mężczyzn mniej
symetrycznych. Działo się tak jednak tylko wtedy, kiedy badana kobieta znajdowała się
akurat w owulacyjnej fazie cyklu menstruacyjnego. Jajeczkujące kobiety uważają, że
symetryczni mężczyźni pachną seksownie, a przynajmniej bardziej seksownie niż mężczyźni
o mniej symetrycznych ciałach. Prawdopodobnie przyszłe badania pozwolą nam poznać inne
ważne funkcje zapachu ciała w doborze seksualnym ludzi, chociaż we współczesnych
społeczeństwach owe zjawiska mogą być przytłumione wskutek tego, że większość osób
codziennie się kąpie i usuwa swoją naturalną woń za pomocą dezodorantów.
* Inne badanie wskazujące na ważną rolę zapachu wykazało, że kobiety preferują
zapach mężczyzn o odmiennym genotypie głównego układu zgodności tkankowej (MHC);
zob. Wedekind, Seebeck, Bettens, Paepke, 1995.
W XVIII wieku francuski filozof Monteskiusz napisał, że „Człowiek jest jedynym
zwierzęciem, które je, kiedy nie jest głodne, pije, kiedy nie jest spragnione, i uprawia miłość o
każdej porze”. Tę uwagę można uznać za słuszną w odniesieniu do czterech pór roku, jednak
w kobiecych cyklach można dostrzec subtelne rytmy miesięczne. Chociaż owulacji u kobiet
nie towarzyszy jaskrawoczerwone obrzmienie
w okolicy genitaliów, występujące
powszechnie u szympansic w okresie rui, to cykl menstruacyjny z pewnością nie pozostaje
bez wpływu na kobiece strategie seksualne.
Czy mężczyźni mogą rozpoznać, kiedy kobieta owuluje?
Skoro owulacja wpływa na tak wiele aspektów kobiecych strategii pozyskiwania
partnerów - na pożądanie seksualne, fantazje seksualne dotyczące innych mężczyzn, pociąg
do zapachu mężczyzn o symetrycznej budowie ciała oraz preferencję twarzy o zdecydowanie
męskich rysach - to nasuwa się kolejne frapujące pytanie: czy mężczyźni mogą rozpoznać
moment owulacji? Według tradycyjnych poglądów naukowych nie mogą. Jak pisze Donald
Symons, „Prosta logika procesów reprodukcyjnych oraz wyniki badań nad innymi gatunkami
zwierząt nasuwają oczywisty wniosek, że (...) mężczyźni powinni być w stanie rozpoznać,
kiedy kobiety jajeczkują, oraz uznawać kobiety w fazie owulacji za najbardziej atrakcyjne
seksualnie. Badacze poszukiwali u mężczyzn takich adaptacji, ale jak dotąd niczego nie
znaleźli (...)” (Symons, 1987, s. 133).
Można jednak wskazać przekonujące powody, dla których takie adaptacje powinny
istnieć (Buss, 1999, s. 145). Po pierwsze, ci przodkowie współczesnych mężczyzn, którzy
potrafili rozpoznać moment owulacji u kobiet, mogli kierować swoje taktyki uwodzenia i
seksualne umizgi na kobiety, które właśnie jajeczkowały, a tym samym maksymalizować
swoje szansę na skuteczne zapłodnienie i sukces reprodukcyjny. Po drugie, mężczyźni mogli
dzięki temu uniknąć niepotrzebnych kosztów, jakie ponosiliby, wkładając wysiłek w
pozyskiwanie seksualnych partnerek, które nie są w fazie owulacji. Po trzecie, męska taktyka
„pilnowania” partnerki przynosiłaby największe korzyści, gdyby skupiała się na kobiecie,
która była właśnie w fazie owulacji. W żadnym innym momencie utrata czujności nie mogła
się bowiem okazać równie kosztowna.
Można przypuszczać, że te adaptacyjne korzyści, jakie przynosiłaby mężczyznom
umiejętność rozpoznawania momentu owulacji u kobiet, ulegały zwielokrotnieniu w miarę,
jak nasz ewoluujący gatunek zasiedlał coraz to nowe środowiska. Ów wniosek opiera się na
trafnym spostrzeżeniu Margie Profet (Margie Profet [w rozmowie prywatnej], cyt. w:
Symons, 1995, s. 90-91), badaczki zajmującej się procesami ewolucyjnymi. Rozważmy kilka
uzasadnionych założeń, które dotyczą sytuacji pradawnych kobiet, a opierają się na danych
pochodzących z kultur tradycyjnych. Okres płodności kobiet wynosił średnio dwadzieścia
sześć lat - od szesnastego do czterdziestego drugiego roku życia. Przez większość tego czasu
(być może aż 92%) kobieta była ciężarna lub karmiła piersią. Laktacja i ciąża zatrzymują
owulację. Być może zatem przodkinie dzisiejszych kobiet jajeczko-wały zaledwie
kilkadziesiąt razy w ciągu całego życia! Fakt, że to doniosłe wydarzenie było taką rzadkością,
z pewnością zwiększał selekcyjny nacisk wywierany na mężczyzn oraz dawał przewagę tym
spośród nich, u których wykształciła się adaptacyjna zdolność do rozpoznawania momentu
owulacji u kobiet. Mężczyźni, którzy przegapili owe rzadkie okazje, byli skazani na
ewolucyjną zagładę.
Innymi słowy, owulacja jest przełomowym wydarzeniem w przebiegu życia
seksualnego. Jest punktem, wokół którego zachodzi kilka decydujących zdarzeń związanych z
reprodukcją. Bez wątpienia kobieca owulacja stała się stosunkowo niejawna; nie uwidacznia
się tak krzykliwie jak u spokrewnionych z nami szympansów. W procesie ewolucji u kobiet
wykształciły się adaptacje, które zagłuszają sygnały owulacji. Owe adaptacje służą trwałości
stałych związków albo przyczyniają się do sukcesu romansów z innymi mężczyznami, a być
może spełniają obie te funkcje jednocześnie. Byłoby jednak niezgodne z reprodukcyjną
logiką, gdyby mężczyźni pozostali ewolucyjnie niezmienni, podczas gdy sygnały kobiecej
owulacji stawały się coraz mniej widoczne. Zgodnie z zasadami koewolucji, u mężczyzn
powinny się rozwijać adaptacje ułatwiające rozpoznawanie coraz mniej wyraźnych sygnałów.
A może kobiety rzeczywiście wygrały ów ewolucyjny wyścig zbrojeń?
Kilka lat temu przewidywałem, że tradycyjny pogląd, zgodnie z którym mężczyźni są
całkowicie niezdolni do rozpoznania momentu owulacji, zostanie kiedyś obalony (Buss,
1999). To przewidywanie opierało się częściowo na analizie adaptacyjnych problemów, jakie
mężczyźni mogliby rozwiązać dzięki tej cennej umiejętności - począwszy od seksualnych
zalotów, a skończywszy na pilnowaniu zdobytej partnerki. Wynikało też po części z
nieformalnych rozmów z moimi kolegami. Jeden z nich opowiedział mi, na przykład, o tym,
jak pewnego dnia wybrał się na przyjęcie i spotkał tam kobietę, którą wcześniej ledwie
zauważał. Tego dnia wydawała się kwitnąć i wysyłała pozytywne seksualne sygnały. Ów
mężczyzna nie mógł oderwać od niej wzroku. Kiedy spotkał ją przypadkowo tydzień później,
jego chwilowe zauroczenie ulotniło się bez śladu. Zastanawiał się, co wywołało tę
przejściową zmianę. Czy to „coś” kryło się w jego umyśle, czy raczej w samej kobiecie?
Chociaż wiele kobiet twierdzi, że to, czy wyglądają lepiej czy gorzej, zależy od tego, jak
danego dnia układają się im włosy, to zacząłem się zastanawiać, czy owe wahania
atrakcyjności nie są częściowo związane z cyklem owulacyjnym.
Badacze zaczęli ostatnio poświęcać owym wahaniom wiele uwagi. W najlepiej
kontrolowanym spośród dotychczasowych badań dwóch psychologów ewolucyjnych Devendra Singh i Matt Bronstad - poprosiło siedemnaście kobiet o to, aby w różnych fazach
cyklu menstruacyjnego nosiły białe koszulki. W ten sposób badacze uzyskali próbki zapachu
ciał badanych kobiet (Singh, Bronstad, 2001). Organizmy kobiet wytwarzają kopuliny, czyli
pochwowe kwasy tłuszczowe, których ilość zmienia się w trakcie cyklu owulacyjnego.
Większość kopulin jest wytwarzana podczas owulacji, a następnie ich stężenie stopniowo
spada w trakcie poowulacyjnej fazy lutealnej, w miarę jak zbliża się początek menstruacji.
Organizmy kobiet wydzielają także zapachy, które powstają w umiejscowionych w skórze
gruczołach apokrynowych. Skupiska tych gruczołów znajdują się między innymi wokół
piersi. Pięćdziesięciu dwóch mężczyzn, którzy nie byli świadomi celu badania ani nie znali
żadnej z kobiet, oceniało każdą z koszulek pod względem stopnia, w jakim pachnie
„przyjemnie” i „seksownie”. Mężczyźni uznali zapach koszulek noszonych przez kobiety w
trakcie fazy folikularnej za najbardziej seksowny i najprzyjemniejszy. Średnia ocena tych
koszulek wynosiła 7,76 i była niemal o siedem punktów wyższa niż ocena koszulek, które
kobiety miały na sobie podczas bezpłodnej fazy lutealnej. Podobne wyniki uzyskano w grupie
par pozostających w stałych związkach, kiedy to badacze pobierali zapachy kobiecych ciał ze
śliny, z pochwy oraz spod pach, a także w badaniach, w których mężczyźni oceniali podobne
próbki pochodzące od nieznanych kobiet*.
* Porań (1994); Kuukasjarvi, Eriksson, Koskela, Mappes, Rantala (w druku); zob.
także Doty, Ford, Preti, Huggins (1975). Thornhill i Gangesiad (1999) nie zdołali jednak
potwierdzić tych wyników, posługując się innym zestawem metod badawczych.
Inne pośrednie dowody również wskazują na to, że mężczyźni są w stanie
rozpoznawać sygnały, które - jak się uważa - wiążą się z atrakcyjnością seksualną. W trakcie
cyklu menstruacyjnego kobieca skóra zmienia nieznacznie barwę, przy czym jest
najjaśniejsza w okolicach owulacji (Van den Berghe, Frost, 1986). Podczas owulacji skóra
staje się także lepiej ukrwiona, przez co mężczyźni mają wrażenie, że kobieta „promienieje”.
Ponadto, w tej fazie części ciała kobiety, które są zbudowane z tkanki miękkiej - na przykład
piersi i uszy - stają się bardziej symetryczne (Manning, Scutt, 1996). Margie Profet wysunęła
także przypuszczenie, że wysoki poziom estrogenów we krwi kobiety może powodować
zmniejszenie się stosunku obwodu talii do obwodu bioder. Wszystkie te wskazówki - od
koloru skóry przez zmiany w symetrii ciała po stosunek obwodu talii do obwodu bioder - są
właściwościami, które można zaobserwować i o których wiadomo, że są seksualnie
atrakcyjne dla mężczyzn. Oczywiście ze względu na to, że wszystkie te zmiany są dość
subtelne, najłatwiej mogą je dostrzec mężczyźni, z którymi kobiety kontaktują się na co
dzień. Ta okoliczność odnosiła się do wielu członków niewielkich grup, w jakich żyli nasi
ewolucyjni przodkowie.
Oprócz wyglądu i zapachu u kobiet w fazie owulacji zmienia się także zachowanie.
Psycholog ewolucyjny Karl Grammer wysłał obserwatorów do barów dla samotnych. Ich
zadaniem było dokonanie oceny, jak obcisłe ubrania noszą przychodzące do tych barów
kobiety, oraz zarejestrowanie, jak często kobiety są dotykane przez mężczyzn (Grammer,
1996). Inny członek zespołu badawczego podchodził do każdej z kobiet tuż po jej wyjściu z
baru, fotografował ją i dowiadywał się, w której fazie cyklu menstruacyjnego się znajduje.
Następnie Grammer wprowadził fotografie do komputera, a specjalny program obliczył
proporcję nagiej skóry, którą odsłoniła każda z kobiet.
Mężczyźni w barach dla samotnych inicjowali kontakt dotykowy z owulującymi
kobietami częściej niż z tymi, które nie były w fazie owulacji. Owulujące kobiety wysyłały
także więcej seksualnych sygnałów niż inne kobiety - nosiły bardziej obcisłe bluzki i krótsze
spódnice, innymi słowy odkrywały większą powierzchnię nagiej skóry. Być może zatem
mężczyźni nie są wcale tacy biegli w rozpoznawaniu momentu owulacji u kobiet, lecz to
raczej owulujące kobiety czują się bardziej seksowne i wysyłają więcej seksualnych
sygnałów, które mają przyciągać mężczyzn. Wyniki innego badania potwierdzają słuszność
tej interpretacji - w okolicach owulacji kobiety inicjowały kontakty seksualne ze swoimi
partnerami częściej niż w innych fazach cyklu (Gangestad, Cousins, w druku).
Ostatnia podpowiedź ułatwiająca rozwiązanie zagadki owulacji pochodzi z informacji
na temat tego, jak pilnie mężczyźni strzegą swoich seksualnych partnerek (Gangestad,
Thornhill, Garver, w druku). Jak wynika z obserwacji poczynionych przez kobiety, w
okolicach owulacji mężczyźni bardziej niż w innych fazach cyklu traktują je jak swoją
własność (np.: „Wściekł się, kiedy zobaczył, ze spaceruję z innym mężczyzną”),
monopolizują ich czas (np.: „Spędzał ze mną jak najwięcej wolnego czasu, żebym nie mogła
się spotykać z innymi mężczyznami”) i je rozpieszczają (np.: „Starał się być jak najmilszy,
żebym była zadowolona”). Najwyraźniejsza zmiana zachodziła jednak w czujności. Kiedy ich
partnerki owulowały, mężczyźni częściej niespodziewanie do nich dzwonili, żeby sprawdzić,
z kim są, a także częściej przeglądali ich osobiste rzeczy i pytali je, co robiły w czasie, kiedy
się z nimi nie widzieli. Innymi słowy, mężczyźni mogą wkładać więcej wysiłku w pilnowanie
swoich partnerek wtedy, kiedy znajdują się one w fazie owulacji.
To badanie nie udziela jednak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o przyczyny
owych powiązań. Ponieważ opisy zachowań mężczyzn pochodzą od samych kobiet, nie
można więc wykluczyć tego, że podczas owulacji kobiety stawały się bardziej wyczulone na
„wartownicze” wysiłki swoich partnerów, szczególnie jeśli odczuwały pociąg do innych
mężczyzn. Być może jest tak, że to owulujące kobiety częściej zauważają i opisują tego typu
zachowania swoich partnerów, a nie tak, że mężczyźni dostrzegają u swoich partnerek
sygnały owulacji i zaczynają pilniej ich strzec. Jest też możliwe, że mężczyźni odbierają
sygnały seksualnego pobudzenia kobiet i ich gotowości do flirtowania, co skłania ich do
większej czujności. Być może, wreszcie, mężczyźni spostrzegają swoje owulujące partnerki
jako bardziej atrakcyjne i pociągające niż w innych fazach cyklu, a - jak już wiadomo - takie
okoliczności nasilają skłonność do czujnego pilnowania partnerek (Buss, Shackelford, 1997).
Autorzy przyszłych badań muszą zatem rozłożyć to fascynujące odkrycie na czynniki
pierwsze, aby ustalić, czy przyczyną zaobserwowanego zjawiska jest fakt, że mężczyźni
spostrzegają zachodzące u kobiet fizyczne zmiany, męska zdolność do wykrywania zmian w
zachowaniu
kobiet,
czy
może
podwyższona
wrażliwość
owulujących
kobiet
na
„wartownicze” zachowania partnerów?
Założenie o niejawnym przebiegu owulacji leży u podstaw wielu ewolucyjnych
koncepcji na temat przyczyn niepowtarzalnych cech doboru seksualnego ludzi, takich jak
odbywanie stosunków seksualnych w ciągu całego cyklu menstruacyjnego, powstawanie
trwałych, monogamicznych związków czy też znaczne rodzicielskie inwestycje mężczyzny.
Nie sposób zaprzeczyć, że owulacja u ludzi jest w znacznej mierze utajona, przynajmniej w
porównaniu z blisko spokrewnionymi z nami naczelnymi, takimi jak szympansy. Jednak
wyniki najnowszych badań podają w wątpliwość tradycyjny pogląd, że owulacja jest
całkowicie niejawna. Owulujące kobiety wysyłają subtelne sygnały wzrokowe i zapachowe.
Mężczyźni spostrzegają te sygnały jako seksowne. Kobiety w fazie owulacji odczuwają
silniejszy pociąg seksualny do mężczyzn spoza ich stałego związku oraz częściej snują na ich
temat fantazje seksualne. Noszą bardziej obcisłe ubrania, pokazują więcej nagiej skóry i
częściej inicjują kontakty seksualne. Z kolei mężczyźni właśnie w tym czasie zaczynają
pilniej strzec swoich partnerek. Jeśli weźmie się pod uwagę doniosłe znaczenie jajeczkowania
dla reprodukcji oraz stosunkowo niewielką liczbę owulacyjnych epizodów w życiu
pradawnych kobiet, byłoby zadziwiające, gdyby u kobiet i u mężczyzn nie wykształciły się
szczególne strategie seksualne ułatwiające zmierzenie się z adaptacyjnymi wyzwaniami
związanymi z tym przełomowym wydarzeniem.
Stoimy u progu „owulacyjnej rewolucji”. Przyszłe badania z pewnością ujawnią
więcej aspektów strategii seksualnych powiązanych z cyklem menstruacyjnym. Czy kobiety
celowo flirtują w tym czasie z innymi, wzbudzając w swoich partnerach zazdrość i
wzmagając wewnątrzpłciową rywalizację między mężczyznami? Czy mężczyźni stają się w
tym okresie bardziej natarczywi seksualnie? Czy kobiety, które mają romanse, zyskują
szczególną biegłość w oszukiwaniu stałych partnerów podczas owulacji po to, by się ustrzec
przed ich wzmożoną czujnością? Czy samotne kobiety są w tym czasie szczególnie skłonne
„promować się na rynku matrymonialnym”, ponieważ podczas owulacji mają największe
szansę na przyciągnięcie najbardziej atrakcyjnych mężczyzn? Czy mężczyźni naprawdę
bardziej kochają swoje partnerki, kiedy te jajeczkują? Czy mają więcej wątpliwości co do
swoich związków, kiedy ich partnerki nie są w fazie owulacji? W ciągu najbliższych
dziesięciu lat poznamy zapewne odpowiedzi na wszystkie te pytania.
XII
Tajemnice doboru seksualnego ludzi
W niniejszym rozdziale zastanowimy się nad rozmaitymi zagadkami doboru
seksualnego - tajemnicami, które nadal zaprzątają umysły badaczy, pytaniami, na które
znaleźliśmy już jednoznaczne odpowiedzi, oraz kwestiami, które wywołują w nas tak silne
emocje, że niemal nie sposób poddać ich beznamiętnym naukowym badaniom. Pierwszą z
owych zagadek jest homoseksualizm, który na pierwszy rzut oka wydaje się przeczyć
ewolucyjnej logice. Skoro ewolucja kształtuje organizmy zdolne do reprodukcji, to dlaczego
miałaby zaszczepiać w umysłach niektórych ludzi pragnienia, które wydają się sprzeczne z
celami prokreacji?
Drugą tajemnicą jest gwałt - temat, wokół którego narosło wiele kontrowersji,
politycznych sporów i silnych emocji, a któremu poświęcono niepokojąco znikomą liczbę
naukowych badań. W czasach, kiedy po raz pierwszy wydano Ewolucję pożądania,
dysponowaliśmy bardzo ograniczonym zasobem naukowych informacji na temat tej
odrażającej plagi świata związków seksualnych. Zgromadzone ostatnio dane empiryczne i
nowe argumenty skłaniają nas do ponownego zastanowienia się nad tym, czy gwałt jest
ukształtowaną w procesie ewolucji strategią seksualną mężczyzn, bezużytecznym produktem
ubocznym innych adaptacji, czy też patologią nowoczesnych społeczeństw. Równie doniosłe
znaczenie praktyczne i teoretyczne ma to, czy u kobiet rozwinęły się adaptacje
przeciwdziałające gwałtowi - czyli strategie służące zapobieganiu wymuszonym stosunkom
seksualnym.
Najnowsze badania rzuciły także światło na inne zagadki doboru seksualnego. Czy
mężczyźni i kobiety tendencyjnie odczytują seksualne upodobania przeciwnej płci? Dlaczego
ludzie „kradną” cudzych partnerów? Czy mężczyźni i kobiety mogą być „tylko
przyjaciółmi”? Nowe badania naukowe udzielają rzeczowych odpowiedzi na te frapujące
pytania.
Skąd się bierze homoseksualizm?
„Orientacja heteroseksualna jest paradygmatyczną adaptacją psychiczną” - twierdzi
Michael Bailey, jeden z najsłynniejszych badaczy orientacji seksualnych na świecie. Jego
rozumowanie jest bardzo przekonujące. Wśród wszystkich gatunków, które rozmnażają się
płciowo, sukces reprodukcyjny wymaga kopulacji samca z samicą. Jakakolwiek orientacja
obniżająca prawdopodobieństwo skutecznej reprodukcji powinna zostać bezlitośnie
wyeliminowana. Chociaż dokładne wartości liczbowe pozostają przedmiotem sporów,
większość badaczy zgadza się co do tego, że heteroseksualizm jest podstawową orientacją
seksualną około 96-98% wszystkich mężczyzn oraz 98-99% wszystkich kobiet. Właśnie
takiego odsetka można się spodziewać w wypadku swoistej dla danego gatunku strategii
adaptacyjnej.
Jednak utrzymywanie się niewielkiego odsetka mężczyzn i kobiet o podstawowej lub
wyłącznej orientacji homoseksualnej stanowi prawdziwą ewolucyjną zagadkę. Podczas
kilkuset wykładów, jakie wygłosiłem na temat ludzkich strategii seksualnych, pytanie „Skąd
się bierze homoseksualizm?” padało zdecydowanie najczęściej. Homoseksualizm jest jedną z
tajemnic doboru seksualnego ludzi oraz empiryczną zagadką wpisaną w teorię ewolucji
(Bobrow, Bailey, 2001). Dwa powszechnie znane fakty czynią tę łamigłówkę jeszcze bardziej
interesującą. Po pierwsze, pewna liczba badań nad bliźniętami dowodzi, że orientacja
seksualna jest w umiarkowanym stopniu dziedziczna, co wskazuje na jej częściowo
genetyczne podłoże.
*Przegląd najnowszych badań zob. w: Rahman i Wilson (w druku); chociaż wyniki
większości badań wskazują na umiarkowany wpływ czynników dziedzicznych (około 50%),
to niektóre badania wykazują zaledwie 20-30% zgodność orientacji seksualnej miedzy
jednojajowymi (identycznymi) bliźniętami, co sugeruje nieco mniejszą niż się zwykle uważa
rolę dziedziczenia.
Po drugie, kilka innych badań dowodzi ponad wszelką wątpliwość, że homoseksualni
mężczyźni mają zdecydowanie mniej liczne potomstwo niż mężczyźni o orientacji
heteroseksualnej (Podsumowanie wyników badań zob. w Bobrów, Bailey, 2001; Muscarella,
2000; McKnight, 1997). Jak to możliwe, że częściowo dziedziczna orientacja seksualna trwa
mimo tego, iż dobór naturalny działa nieustannie przeciwko niej?
Jednym z pierwszych ewolucyjnych wyjaśnień homoseksualizmu, zaproponowanym
przez E. O. Wilsona, była teoria altruizmu krewniaczego (Wilson, 1975). Według tej teorii
geny odpowiedzialne za orientację homoseksualną mogą powstawać i trwać, ponieważ
homoseksualni mężczyźni odznaczający się zwykle mniejszą bezpośrednią wydajnością
reprodukcyjną niż mężczyźni o orientacji heteroseksualnej, zwiększają swoją wartość
reprodukcyjną, inwestując znaczne zasoby w genetycznych krewnych, na przykład w dzieci
siostry bądź brata. Zwolennicy tego poglądu twierdzą, że homoseksualiści to mężczyźni o
niewielkich szansach na zbudowanie heteroseksualnych związków, zatem rezygnacja z
bezpośredniej reprodukcji nie wywiera istotnego wpływu na ich wartość reprodukcyjną. Jeśli
mężczyzna nie jest w stanie przyciągać partnerek, sugerują, to dlaczego nie miałby całkowicie
zrezygnować z heteroseksualnych związków i ukierunkować swoje zasoby na krewnych,
którzy mają potomstwo? Za słusznością teorii altruizmu krewniaczego przemawiają pośrednio
dwa fakty. Po pierwsze, homo-seksualni mężczyźni są zwykle młodsi od swojego rodzeństwa
i często mają starszych braci, zatem mają też krewnych, w których mogą inwestować. Po
drugie, homoseksualni mężczyźni są zwykle bardziej empatyczni i „kobiecy” niż mężczyźni o
orientacji heteroseksualnej, czyli charakteryzują się cechami, które mogą się wiązać z
silniejszą skłonnością do altruizmu.
Jednak wyjaśnienie homoseksualizmu odwołujące się do altruizmu krewniaczego
napotyka także poważne problemy teoretyczne i empiryczne. Po pierwsze, teoria ta wcale nie
wyjaśnia, dlaczego niektórych ludzi pociągają przedstawiciele ich własnej pici. Jeśli selekcja
naturalna faworyzuje mechanizmy służące zapewnieniu korzyści genetycznym krewnym, to
dlaczego
owe
mechanizmy
miałyby
zawierać
potencjalnie
kosztowne
pragnienia
homoseksualne? Dlaczego altruizm krewniaczy nie został po prostu skojarzony z
aseksualnością (Bobrow, Bailey, 2001)? Po drugie, nie jest wcale oczywiste, że wyższy
ogólny poziom altruizmu przekłada się na altruizm ukierunkowany w szczególności na
genetycznych krewnych. To podstawowe założenie wymaga empirycznego potwierdzenia,
aby omawiana teoria mogła się utrzymać. Po trzecie, nawet jeśli dla dobra sprawy uznamy
słuszność problematycznych tez omawianej teorii, to skala altruistycznych inwestycji w
genetycznych krewnych musiałaby być wyjątkowo duża, aby zrekompensować mężczyźnie
utratę szans na bezpośrednią reprodukcję.
Ostatecznym kryterium weryfikacji każdej teorii naukowej są twarde dane
empiryczne. Psychiatra David Bobrow oraz psycholog ewolucyjny Michael Bailey
przeprowadzili decydujące badanie. Dobrali jednakowe pod względem wieku, wykształcenia i
przynależności etnicznej próby homoseksualnych i hetero-seksualnych mężczyzn, a następnie
zbadali wzorce i skalę inwestycji krewniaczych w obu grupach. Analizowali hojność
(zarówno finansową, jak i emocjonalną) okazywaną przez badanych mężczyzn członkom ich
rodzin, skłonności awunkularne (na przykład gotowość do ofiarowywania prezentów,
pieniędzy i psychicznego wsparcia dzieciom siostry lub brata) a także ogólne poczucie
bliskości z genetycznymi krewnymi. Wyniki były jednoznaczne - badacze nie znaleźli
najmniejszych dowodów słuszności podstawowej tezy teorii altruizmu krewniaczego. Geje
nie różnili się pod względem skłonności do ofiarowywania zasobów swoim krewnym od
mężczyzn o orientacji heteroseksualnej. Co więcej, homoseksualiści częściej niż mężczyźni o
orientacji heteroseksualnej twierdzili, że czują się odsunięci od swoich genetycznych
krewnych, co pozostaje w sprzeczności z teorią altruizmu krewniaczego. Jeśli więc
wyjaśnienie orientacji homoseksualnej w kategoriach tej teorii nie zostanie radykalnie
przeformulowane albo nie pojawią się nowe, całkowicie odmienne od dotychczasowych dane
empiryczne, to teorię tę będzie można z czystym sumieniem uznać za błędną.
Nadal zatem nie znamy rozwiązania zagadki dotyczącej genezy homoseksualizmu i
przyczyn jego trwałości. Ostatnio zaproponowano kilka nowych teorii, które mają na celu
wypełnienie tej luki. Autorem jednej z nich jest psycholog ewolucyjny Frank Muscarella,
który uważa, że powinniśmy się skupić na zachowaniach homoerotycznych, czyli
zachowaniach seksualnych z udziałem przedstawicieli własnej płci (między innymi
odbywanych dla przyjemności stosunkach ge-nitalnych), a nie na orientacji homoseksualnej.
Według Muscarelli zachowania homoerotyczne pełnią szczególną funkcję - ułatwiają
zawieranie przymierzy. Funkcję tę opisywało również kilku ewolucyjnych prymatologów
(Kirkpatrick, 2000; Parish, 1994; Vasey, 1995). Według teorii zawierania przymierzy
zachowania
homoerotyczne
powstały
w
toku
ewolucji,
aby
umacniać
więzi
z
przedstawicielami własnej płci - więzi, które w przeszłości były szczególnie korzystne dla
dorastających chłopców. Sprzymierzając się z mężczyznami o wyższym statusie, chłopcy
mogli uzyskać dostęp do cennych zasobów, ochronić się przed agresywnymi mężczyznami,
podwyższyć swoją pozycję w hierarchii grupy i, ostatecznie, zwiększyć swoje szansę na
pozyskanie seksualnych partnerek. Zgodnie z tą teorią skłonności do zachowań seksualnych
ukierunkowanych na przedstawicieli własnej płci rozwinęły się dlatego, że zapewniały
korzyści wynikające z zawieranych w ten sposób przymierzy.
Teoria zawierania przymierzy ma kilka zalet, takich jak podkreślenie funkcji
rzeczywistych zachowań homoseksualnych (czasami pomijanych w teoriach orientacji
homoseksualnej) czy też nacisk na porównania międzygatunkowe (kontakty seksualne w
ramach jednej płci nie są wyłącznie domeną ludzi, zaobserwowano je także wśród innych
naczelnych). Jednak i to wyjaśnienie homoseksualizmu nie jest wolne od poważnych
problemów natury teoretycznej i empirycznej. Po pierwsze, z teorii zawierania przymierzy
wydaje się wynikać, że zachowania homoseksualne powinny być uniwersalne kulturowo i
praktykowane przez większość mężczyzn w każdej kulturze. Chociaż teoria ta wyjaśnia być
może praktyki seksualne w kilku wybranych kulturach - na przykład w starożytnej Grecji oraz
w niektórych plemionach zamieszkujących Nową Gwineę - to nie ma empirycznych
dowodów na to, że w większości kultur przeważająca część młodych chłopców zwyczajowo
zaspokaja seksualnie starszych mężczyzn. Po drugie, jeśli zawieranie przymierzy jest
zjawiskiem adaptacyjnym, to selekcja naturalna powinna faworyzować jednostki, które
znajdują sprzymierzeńców w najmniej kosztowny sposób. Czy nie można by po prostu
zawrzeć przymierza, nie ponosząc kosztów seksu? Rzeczywiście, nieseksualne przymierza
zawierane w ramach tej samej płci są dość powszechne zarówno wśród ludzi, jak i wśród
innych naczelnych, co sugeruje, że takie sojusze nie wymagają seksualnego zaangażowania
(de Waal, 1989; Wrangham, 1999). Po trzecie, teoria zawierania przymierzy nie wyjaśnia,
dlaczego niektórzy mężczyźni i kobiety mają wyłącznie homoseksualną orientację. Znacznie
trudniej jest rozwiązać tę ewolucyjną zagadkę niż wyjaśnić samą aktywność homoseksualną,
która nie utrudnia heteroseksualnej reprodukcji. Wreszcie, brakuje dowodów na to, że
mężczyźni, u których występują zachowania homoseksualne, rzeczywiście zyskują
wypływające z zawierania przymierzy korzyści, o których mówi ta teoria, takie jak wyższy
status czy wynikający z niego łatwiejszy dostęp do partnerek seksualnych.
Kolejną nową teorię homoseksualizmu - zwaną teorią „miłego faceta” - sformułował
ekonomista Edward Miller (Miller, 2000; zob. także McKnight, 1997). Punktem wyjścia było
dla niego założenie, że ani homoseksualizm, ani zachowania homoerotyczne same w sobie nie
są strategiami adaptacyjnymi. Pod tym względem podejście Millera zdecydowanie się różni
od omówionych wcześniej teorii. Według teorii „miłego faceta” homoseksualizm jest rzadkim
produktem ubocznym genów, które spełniają zupełnie inną funkcję - powodują kształtowanie
się u mężczyzn „kobiecych” cech, takich jak empatia, wrażliwość, czułość i łagodność.
Według Millera owe cechy „miłego faceta” zwiększają atrakcyjność mężczyzn w oczach
kobiet, ponieważ tacy partnerzy są lepszymi ojcami i żywicielami rodziny niż mężczyźni typu
„macho”. Jeśli wiele różnych genów determinuje pożądane cechy „miłego faceta”, to
mężczyźni powinni być w naturalny sposób zróżnicowani pod względem liczby takich
genów. Większość mężczyzn powinna posiadać umiarkowaną ich liczbę niezbędną do
złagodzenia ich męskości oraz osiągnięcia optymalnej równowagi między męskością i
kobiecością, która najbardziej pociąga kobiety. Jednak niektórzy mężczyźni, może dwa lub
trzy procent, „wygrywają” na genetycznej loterii wyjątkowo dużą liczbę takich „kobiecych”
cech, wskutek czego ich mózgi skłaniają się ku homoseksualizmowi. Geny odpowiedzialne za
to zjawisko trwają i mają się znakomicie w procesie ewolucji, bo „zamieszkując” organizmy
heteroseksualnych mężczyzn na ogół zwiększają ich szansę na odniesienie reprodukcyjnego
sukcesu. Owe geny są faworyzowane, ponieważ w przeszłości kobiety uznawały ich
rozwojowe skutki za bardzo atrakcyjne. Krótko mówiąc, orientacja homoseksualna jest
sporadycznie występującym produktem ubocznym genów „miłego faceta”, które święcą
ewolucyjne triumfy, ponieważ na ogół bywają faworyzowane przez kobiety.
Niestety, koncepcja „miłego faceta” również wiąże się z poważnymi wątpliwościami
natury teoretycznej i empirycznej. Z teoretycznego punktu widzenia, biorąc pod uwagę
reprodukcyjne koszty preferencji homoseksualnej, można się zastanawiać, czy selekcja
naturalna nie powinna raczej faworyzować modyfikujących genów, które czyniłyby z
mężczyzny „miłego faceta”, współistniejąc z orientacją heteroseksualną. Tę teorię można by
zatem przyjąć tylko wtedy, gdyby jedyny sposób, w jaki ewolucja może dodawać
mężczyznom subtelności, polegał na obdarowaniu ich kobiecymi genami. Czy jednak
rzeczywiście nie ma miłych heteroseksualnych mężczyzn? Z empirycznego punktu widzenia,
chociaż wyniki niektórych badań sugerują, że geje są przeciętnie nieco bardziej empatyczni i
mniej agresywni niż mężczyźni o orientacji heteroseksualnej, nie istnieją żadne dowody na to,
iż kobiety wolą się wiązać z mężczyznami obdarzonymi owymi „kobiecymi” cechami, a nie z
mężczyznami o bardziej „męskich” przymiotach, takich jak stanowczość i śmiałość (Rahman
i Wilson, w druku). Ponadto, teoria „miłego faceta”, podobnie jak wiele innych podejść do
orientacji homoseksualnej, nie wyjaśnia homoseksualnych skłonności u kobiet.
Podsumowując, dotychczasowe podejścia do homoseksualizmu wiążą się z
podstawowymi problemami natury teoretycznej i empirycznej, zatem poszukiwanie
wyjaśnienia tego zjawiska trwa nadal. Początkowo z wielkim entuzjazmem przyjęto rzekome
odnalezienie tak zwanego „homoseksualnego genu” na chromosomie Xq28, jednak nikomu
nie udało się powtórzyć tego odkrycia.
* Krótki opis pierwszych prób wyodrębnienia „homoseksualnego genu” znajdziesz w:
Hamer i Copeland (1998). Opis nieudanych prób powtórzenia tego odkrycia znajdziesz w:
Rice, Anderson, Rische i Ebers (1999). Nieudane próby znalezienia dowodów na to, że ów
gen jest przekazywany po linii żeńskiej, omówiono w: Bailey i in. (1999). Rahman i Wilson
(w druku) proponują pewien kompromis, twierdząc, że wyniki wiekszości badań
potwierdzają, iż gen związany z chromosomem X wpływa na orientację seksualną mężczyzn.
Zdaniem innych badaczy homoseksualizm może być produktem ubocznym
współczesnych środowisk, wynikającym z rozbieżności między warunkami, w jakich
ewoluował nasz gatunek, a niezwykłymi właściwościami nowoczesnych społeczeństw.
Chociaż nie można wykluczyć takiej możliwości, to nikt dotąd nie sprecyzował, o jakie
warunki środowiskowe mogłoby chodzić. Ponadto, warto pamiętać o tym, że „pociąg do
osobników płci przeciwnej, który umożliwia osiągnięcie sukcesu reprodukcyjnego, wydaje się
tak istotny dla ewolucyjnego dostosowania, że można oczekiwać, iż będzie równoważył
wszelkie oddziaływania społeczne, które mogłyby ukształtować upodobania do nawiązywania
stosunków seksualnych wyłącznie z przedstawicielami własnej płci” (Cochran, Ewald,
Cochran, 2000, s. 437-438).
Twórcy innej z zaproponowanych ostatnio teorii mieliby wielkie szanse na zdobycie
nagrody za najbardziej niepoprawną politycznie teorię roku. Otóż, jak sugeruje to
wyjaśnienie, być może męska orientacja homoseksualna wcale nie ma podłoża genetycznego,
ale jest ubocznym efektem działania czynników zakaźnych, które mogą być przenoszone
drogą płciową (Cochran, Ewald, Cochran, 2000). Teoria czynnika zakaźnego nie została
dotąd poddana empirycznej weryfikacji, nie sformułowano też szczegółowych przewidywań,
które wynikają z jej założeń. Wyniki badań wskazujące na umiarkowaną dziedziczność
orientacji seksualnej wydają się przeczyć ortodoksyjnej wersji teorii czynnika zakaźnego,
podobnie jak dane, które sugerują, że orientacja seksualna krystalizuje się już w dzieciństwie,
kiedy jednostka nie miała jeszcze okazji do kontaktowania się z potencjalnymi czynnikami
zakaźnymi. Niemniej jednak, teoria ta nie jest sprzeczna z podstawowymi zasadami ewolucji.
Jej autorzy słusznie zauważają, że „dyskwalifikujące mankamenty innych hipotez
[dotyczących homoseksualizmu] zwracają naszą uwagę na potrzebę poddania rygorystycznej
weryfikacji każdej teorii, która opiera się na rzetelnych podstawach teoretycznych, nawet jeśli
wywołuje w nas ona niepokój lub poczucie dezorientacji” (Cochran, Ewald, Cochran, 2000, s.
438).
W ciągu najbliższych dziesięciu lat badacze z pewnością będą poświęcali więcej niż
dotąd uwagi naturze, genezie i następstwom homoseksualizmu. Rozwiązanie ewolucyjnej
zagadki homoseksualizmu znacznie się przybliży, jeśli uwzględnimy istotny fakt, który
podkreślali tacy teoretycy, jak Mike Bailey, Frank Muscarella i James Dabbs:
homoseksualizm nie jest zjawiskiem jednorodnym. Na przykład, homoseksualizm kobiecy i
męski mają zupełnie odmienną naturę i różne ścieżki rozwoju. Męska orientacja seksualna
jest zwykle silnie ukierunkowana i ujawnia się we wczesnej fazie rozwoju jednostki, podczas
gdy żeńska seksualność wydaje się znacznie bardziej elastyczna na wszystkich etapach życia
kobiety. Męska orientacja seksualna przyjmuje zwykle rozkład dwubiegunowy - większość
mężczyzn jest albo zdecydowanie heteroseksualna, albo zdecydowanie homoseksualna, a
między tymi dwiema skrajnościami jest stosunkowo niewielu biseksualistów. Kobieca
orientacja seksualna rozkłada się natomiast znacznie bardziej płynnie wzdłuż kontinuum, na
którego jednym krańcu znajduje się zdecydowany heteroseksualizm, na drugim - preferencja
przedstawicielek własnej płci, a między nimi - cała seria pośrednich odmian biseksualizmu.
Kolejna różnica polega na tym, że kobiety wydają się łatwiej niż mężczyźni zmieniać
orientację seksualną, co wskazuje na większą elastyczność kobiecej seksualności. Popularna
anegdota opisuje powszechne w amerykańskich college’ach „zjawisko LDCUS” - co oznacza
„lesbijka do czasu ukończenia szkoły”. Aktorka Anne Heche przez wiele lat żyła w lesbijskim
związku z aktorką komediową Ellen Degeneres. Po rozpadzie tego związku Heche wyszła za
mąż i niedawno urodziła dziecko. Podobnie, niektóre kobiety najpierw wychodzą za mąż i
rodzą dzieci, aby potem, w wieku średnim przyjąć nagle lesbijski styl życia. Chociaż zdarza
się, że mężczyźni „wychodzą z ukrycia” po latach życia w społecznie zaaranżowanym
małżeństwie z kobietą, która nie pociąga ich seksualnie, to wydaje się, że męska orientacja
seksualna ustala się stosunkowo wcześnie i rzadko przenosi się z jednej płci na drugą. Dobrze
byłoby, gdyby twórcy przyszłych teorii homoseksualizmu uwzględnili odmienność kobiecego
i męskiego homoseksualizmu i nie próbowali znaleźć wspólnego wyjaśnienia obu tych
zjawisk.
Autorzy przyszłych teorii powinni także wziąć pod uwagę wyniki najnowszych badań
nad znacznymi różnicami indywidualnymi wśród osób zaliczanych do kategorii „lesbijek” i
„gejów”. Na przykład, lesbijki, które same o sobie mówią butch preferują inne partnerki niż
lesbijki typu femme (Bailey, Kim, Hill, Linsenmeier, 1997; Bassett, Pearcey, Dabbs, 2001).
Lesbijki typu butch są zwykle bardziej męskie, dominujące i stanowcze, podczas gdy lesbijki
typu femme są na ogół bardziej wrażliwe, pogodne i kobiece. Te różnice nie ograniczają się
wyłącznie do sfery psychicznej - w porównaniu z lesbijkami typu femme, lesbijki typu butch
mają wyższy poziom testosteronu we krwi, bardziej męską proporcję obwodu talii do obwodu
bioder, przychylniejsze postawy wobec przygodnego seksu i słabsze pragnienie posiadania
dzieci (Singh, Vidaurri, Zambarano, Dabbs, 1999). W porównaniu z lesbijkami typu butch,
lesbijki typu femme przywiązują większą wagę do zasobów finansowych potencjalnej
partnerki i odczuwają seksualną zazdrość o rywalki, które wydają im się bardziej atrakcyjne
fizycznie. Lesbijki typu butch przywiązują mniejszą wagę do zasobów finansowych
potencjalnej partnerki, ale są bardziej zazdrosne o rywalki, które odniosły większy niż one
same sukces finansowy. Właściwości psychiczne, morfologiczne i hormonalne skorelowane z
tymi dwiema kategoriami kobiecego homoseksualizmu sugerują, że terminy butch i femme
nie są tylko arbitralnie nadawanymi etykietami, ale raczej odzwierciedlają rzeczywiste
różnice indywidualne.
Pomimo teoretycznej i empirycznej uwagi, jaką poświęca się ostatnio zrozumieniu i
wyjaśnieniu orientacji homoseksualnej oraz zachowań seksualnych ukierunkowanych na
przedstawicieli własnej płci, geneza homoseksualizmu pozostaje naukową tajemnicą. Być
może uda nam się przyspieszyć rozwiązanie tej zagadki, jeśli zdamy sobie sprawę z faktu, że
prawdopodobnie nie sposób sformułować jednej teorii, która będzie w pełni wyjaśniała
zarówno męski, jak i kobiecy homoseksualizm, a jeszcze trudniejsze może się okazać
stworzenie teorii, która mogłaby wyjaśnić ogromne różnice indywidualne wśród osób o
orientacji homoseksualnej.
Czy mężczyzn rzeczywiście bardziej interesuje przygodny seks?
Wśród użytkowników poczty elektronicznej krążył ostatnio pewien dowcip na temat
tego, jak zdobyć partnera.
Jak zrobić wrażenie na kobiecie? Praw jej komplementy, pieść ją, całuj, kochaj,
głaszcz, drap ją czule za uszkiem, pocieszaj ją, chroń, przytulaj, obejmuj, wydawaj na nią
pieniądze, stawiaj jej wino i wystawne kolacje, kupuj jej różne rzeczy, słuchaj jej, dbaj o nią,
bądź zawsze przy niej, idź za nią na koniec świata.
Jak zrobić wrażenie na mężczyźnie? Pokaż mu się nago i przynieś piwo.
Chociaż ten żart z pewnością umniejsza kobiece pragnienie seksualnej różnorodności i
być może przecenia siłę tego pragnienia u mężczyzn, to jednak ujawnia jaskrawą różnicę,
która znalazła potwierdzenie w wynikach ogromnej liczby badań naukowych. Nawet
nieżyjący już Steven J. Gould, który często krytykował rozmaite twierdzenia psychologii
ewolucyjnej, przyznawał, że mężczyźni i kobiety różnią się pod względem ukształtowanych
w toku ewolucji strategii seksualnych związanych z tym wymiarem (Gould, 1997). Jednak
pomimo licznych dowodów, niektórzy nadal powątpiewają w to, czy płcie rzeczywiście
różnią się pod względem pragnienia posiadania wielu seksualnych partnerów, warto zatem
przedstawić aktualny stan naukowej wiedzy na ten temat.
Niedawno poświęcono temu zagadnieniu badanie o niespotykanym dotąd zasięgu badacze zapytali 281 064 studentów 421 różnych college’ów i uniwersytetów, w jakim
stopniu zgadzają się (bądź nie zgadzają) z następującym stwierdzeniem: „Jeśli dwoje ludzi
naprawdę się sobie podoba, to nie ma nic złego w tym, że decydują się na seks, nawet jeśli
znają się od bardzo niedawna” (Wspólny instytutowy program badawczy, University of
California, Los Angeles, 2001). Ujawniły się znaczne różnice międzypłciowe - aż 55,2%
mężczyzn i tylko 31,7% kobiet zdecydowanie lub w pewnym stopniu zgadzało się z tym
stwierdzeniem. Badanie to dotyczyło ogólnych postaw respondentów wobec przygodnego
seksu, a nie ich osobistej gotowości do podejmowania tego typu zachowań, jednak inne
sondaże dostarczają i takich bezpośrednich dowodów. Na podstawie wnikliwego badania
dwustu studentów psycholog ewolucyjna Michele Surbey doszła do wniosku, że w
porównaniu z kobietami mężczyźni w każdych warunkach ujawniają „większą gotowość do
podejmowania współżycia seksualnego” (Surbey, Conohan, 2000, s. 367). 73% mężczyzn, ale
tylko 27% kobiet udzieliło twierdzącej odpowiedzi na pytanie: „Czy kiedykolwiek celowo
uprawiałeś(-aś) seks bez zaangażowania emocjonalnego?” (Townsend, Kline, Wasserman,
1995). W innym badaniu mężczyźni istotnie częściej niż kobiety opisywali samych siebie, a
także byli opisywani jako niewierni, poligamiczni, skłonni do zdrady oraz rozwiąźli, a
rzadziej niż kobiety jako wierni, monogamiczni i oddani (Schmitt, Buss, 2000).
Psycholog ewolucyjny David Schmitt i jego współpracownicy przeprowadzili cztery
badania z udziałem 1458 osób w różnym wieku, aby poznać tajniki psychologii przygodnego
seksu. Podobnie jak autorzy wszystkich poprzednich badań, Schmitt odkrył, że w porównaniu
z kobietami mężczyźni znacznie częściej wyrażają pragnienie posiadania wielu partnerek
seksualnych, dążą do współżycia seksualnego po krótszym okresie znajomości i ujawniają
silniejszą motywację do poszukiwania przygodnych partnerek seksualnych. Kiedy kobiety
oceniały mężczyzn, a mężczyźni oceniali kobiety pod względem tych samych skłonności, to
ujawniły się identyczne różnice między płciami. Większość kobiet doskonale zdaje sobie
sprawę z faktu, że mężczyźni częściej niż one tęsknią za przelotnymi kontaktami
seksualnymi, pragną mieć więcej partnerek oraz inicjują współżycie seksualne po krótszej
znajomości (Schmitt, Shackelford, Duntley, Tooke, Buss, 2001).
W ramach programu o niespotykanym dotąd zasięgu David Schmitt przeprowadził
badanie kwestionariuszowe 13 551 osób z 10 najważniejszych regionów świata,
obejmujących 6 kontynentów, 13 wysp, 27 języków oraz 52 narodowości. Od jednej z
najmniejszych wysp archipelagu Fidżi po ogromną wyspę Tajwan, od południowych krańców
Tanzanii po północną część Norwegii, na każdej wyspie, na każdym kontynencie i we
wszystkich kulturach mężczyźni wyrażali znacznie silniejsze niż kobiety pragnienie
seksualnej różnorodności (Schmitt, w druku).
Psycholog ewolucyjna Martie Haselton zgromadziła dane wskazujące na to, że u
mężczyzn może występować adaptacja, która ułatwia im skuteczne stosowanie strategii
przelotnych kontaktów seksualnych. Chodzi tu o zmiany emocjonalne zachodzące tuż po
stosunku seksualnym (Haselton, Buss, 2001). Haselton odkryła, że w oczach mężczyzn,
którzy mają więcej partnerek seksualnych, atrakcyjność kobiety gwałtownie maleje
bezpośrednio po zakończeniu stosunku. Takich zmian nie zaobserwowano u kobiet ani u
mężczyzn o skromniejszym doświadczeniu seksualnym. Jeśli przyszłe badania potwierdzą
występowanie zjawiska spadku atrakcyjności partnerki, to ich wyniki mogą przemawiać za
słusznością hipotezy, że u mężczyzn powstała dodatkowa psychiczna adaptacja sprzyjająca
sukcesowi strategii przygodnego seksu - adaptacja, która motywuje mężczyzn bądź do
pospiesznego „ulotnienia się” po zakończeniu współżycia po to, by zminimalizować
inwestycje zasobów w jakąkolwiek kobietę, bądź do ciągłego rozglądania się za nowymi,
przygodnymi partnerkami mimo trwającego, stałego związku.
Oczywiście kobiety także decydują się na przelotne związki, jednak motywy, które
popychają przedstawicieli obu płci w ramiona nieznajomych, znacznie się różnią. Psycholog
Pamela Regan wykazała, że aż 44% kobiet i tylko 9% mężczyzn wymienia „zwiększenie
prawdopodobieństwa zbudowania trwałego związku” jako motyw skłaniający ich do
nawiązywania przelotnych kontaktów seksualnych. Przyjrzyjmy się przytoczonym dosłownie
wypowiedziom trzech kobiet:
Przeżywałam trudny okres i chciałam się z kimś związać. Wtedy myślałam, że jedna
spędzona wspólnie noc może być dobrym sposobem rozpoczęcia takiego związku.
Zdecydowałam się na przelotny związek, bo miałam nadzieję, że zwiążę się z tym
mężczyzną na stałe.
Robię to, bo kiedy jakiś facet chce się ze mną kochać, czuję się ładna. Czuję, że
naprawdę mu się podobam i że mu na mnie zależy (...). Mam nadzieję, że kiedy od razu się z
nim prześpię, to nasz związek potrwa dłużej, a mężczyzna zostanie ze mną (...).
Mężczyźni jako motyw skłaniający ich do przygodnego seksu częściej wymieniają
czyste pożądanie seksualne:
Kierowały mną wtedy czysto fizyczne pobudki. Uprawianie seksu jest przyjemne, a ta
kobieta bardzo mnie pociągała.
Chciałem się tylko z nią przespać. Nie chciałem niczego innego, stałego związku ani
randek, tylko seksu.
Myślę, że nawiązuję przelotne kontakty seksualne, bo mogę to robić - żeby udowodnić
to sobie i wszystkim dokoła. (...) Kiedy kocham się z jakąś kobietą, czuję się tak, jakbym
osiągnął cel (Regan, Dreyer, 1999).
Nie jest prawdą, że poszukiwanie przelotnych kontaktów seksualnych świadczy o
nieprzystosowaniu lub o psychicznej patologii. Kobiety i mężczyźni, którzy mieli wielu
partnerów seksualnych, są równie stabilni emocjonalnie jak osoby, które miały co najwyżej
jednego lub kilku partnerów, albo nawet nie miały ich wcale (Schmitt i in., 2001). Co więcej,
mężczyźni, którzy mieli wiele partnerek seksualnych, uzyskują wyższe wyniki w testach
samooceny niż mężczyźni o skromniejszym doświadczeniu seksualnym (Walsh, 1991;
Schmitt i in., 2001).
Nowy, interesujący kierunek badań nad dobrze udokumentowaną między-płciową
różnicą pod względem pragnienia seksualnej różnorodności skupia się na tym, co się dzieje w
miarę, jak mężczyznom i kobietom przybywa lat. Psycholog Eugene Mathes badał trzy grupy
wiekowe mężczyzn i kobiet - nastolatków, dwudziestolatków i trzydziestolatków (Mathes,
King, Miller, Reed, 2002). Chociaż w każdej z tych grup wiekowych mężczyźni chcieli mieć
więcej partnerek seksualnych niż kobiety, to okazało się, że owa różnica z wiekiem maleje.
Wynikało to przede wszystkim ze zmian zachodzących w mężczyznach. Starsi mężczyźni
wyrażali słabsze pragnienie posiadania wielu partnerek seksualnych niż młodsi, podczas gdy
pragnienia kobiet były bardziej stałe i niezależne od wieku. Jeśli zatem konflikty między
płciami wynikają w pewnym stopniu z uporczywego dążenia mężczyzn do przygodnych
kontaktów seksualnych (zob. rozdział siódmy), to wyniki tego badania mogą nas napawać
optymizmem co do możliwości osiągnięcia międzypłciowej harmonii w perspektywie całego
życia.
Wydaje się, że wreszcie rozwiązano zagadkę różnicy między deklarowanymi przez
mężczyzn i kobiety liczbami partnerów seksualnych. W przeszłości wiele samoopisowych
badań wykazywało, że mężczyźni przyznają się do większej liczby partnerek seksualnych niż
kobiety, co jest matematycznie niemożliwe. Biorąc pod uwagę zbliżoną liczbę przedstawicieli
obu płci w całkowitej puli partnerów seksualnych, przeciętna liczba partnerów seksualnych
powinna być dla obu płci jednakowa. Naukowcy zaproponowali kilka hipotez wyjaśniających
owe różnice w deklarowanych liczbach partnerów - być może mężczyźni zawyżają tę liczbę,
być może kobiety ją zaniżają, być może każda z płci inaczej definiuje pojęcie „seks”. Chociaż
czynniki te mogą w niewielkiej mierze wyjaśniać zaobserwowane różnice, to faktyczna
przyczyna tych różnic okazuje się znacznie prostsza: w dotychczasowych badaniach nie
uwzględniono
odpowiedniej
liczby
prostytutek,
zatem
badane
próby
nie
były
reprezentatywne. Oczywiście klientami prostytutek są przede wszystkim mężczyźni (zob.
rozdział czwarty). Prostytutki zwykle uprawiają seks z wieloma mężczyznami - jedno z badań
wykazało, że średnio z sześciuset dziewięćdziesięcioma czterema mężczyznami rocznie. Jeśli
uwzględni się tę dotąd niewystarczająco reprezentowaną grupę „zawodowych kochanek”, to
pozorna rozbieżność między deklarowanymi przez obie płcie liczbami partnerów znika
(Brewer i in., 2000). Fakt, że liczba partnerów seksualnych musi być matematycznie
identyczna dla obu płci, nie zaprzecza oczywiście temu, że mężczyźni i kobiety wyraźnie się
różnią pod względem pragnienia seksualnej różnorodności.
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni dysponują szeroką gamą strategii seksualnych,
począwszy od przelotnych przygód seksualnych, a skończywszy na trwających do końca
życia monogamicznych związkach (między tymi skrajnościami mieści się ogromna
różnorodność pośrednich strategii). Wszelkie próby zredukowania złożoności ludzkiego
doboru seksualnego do jednej strategii, takiej jak budowanie długotrwałych związków,
odzwierciedlają raczej romantyczne tęsknoty niż empiryczną rzeczywistość. Przedstawiciele
obu płci poszukują przelotnych związków seksualnych, a dzieje się tak z ważnych przyczyn
adaptacyjnych. Badacze ustalili ponad wszelką wątpliwość (podobnie, jak można ustalić
każdy inny naukowy fakt), że na całym świecie mężczyźni ujawniają na ogół silniejsze
pragnienie seksualnej różnorodności niż kobiety. Niektórzy uznają to pragnienie za
odrażające. Inni woleliby, żeby nie istniało, zatem starają się dowieść, że rzeczywiście nie
istnieje - ja określam te wysiłki mianem „złudzenia naturalistyczne-go”, a Steven Pinker
nazwał je niedawno „złudzeniem moralistycznym” (Pinker, 2002). Niektórzy użalają się nad
cierpieniem, na jakie to pragnienie naraża osoby, które chcą budować stałe, oparte na
wzajemnym oddaniu związki. Jeśli chodzi o pragnienie doświadczania przelotnych przygód
seksualnych, to być może mężczyźni i kobiety nie pochodzą z dwóch zupełnie różnych planet,
jednak byłoby naiwnością myśleć, że obie płcie są seksualnie identyczne.
Czy kobiety i mężczyźni mogą być „tylko przyjaciółmi”?
Bohaterowie popularnego filmu „Kiedy Harry poznał Salwy” - Sally (w tej roli
wystąpiła Meg Ryan) i Harry (grany przez Billy’ego Crystala) - odbywają taką rozmowę:
Harry: Oczywiście wiesz, że nigdy nie będziemy mogli zostać przyjaciółmi.
Sally: Dlaczego nie?
Harry: Mężczyźni i kobiety nie mogą być przyjaciółmi, bo seks zawsze staje im w tym
na przeszkodzie.
Sally: To nieprawda! Przyjaźnię się z kilkoma mężczyznami i seks nie ma z tym nic
wspólnego.
Harry: Wcale nie.
Sally: Właśnie, że tak.
Harry: Tylko ci się tak wydaje.
Sally: Próbujesz mi wmówić, że nieświadomie uprawiam seks z tymi facetami?
Harry: Nie. Chodzi mi o to, że wszyscy oni chcą się z tobą kochać (...). Bo żaden
mężczyzna nie może się przyjaźnić z kobietą, która mu się podoba. Zawsze chce się z nią
kochać.
Sally (zadowolona z siebie, myśli, że postawiła na swoim): Czyli mężczyzna może się
przyjaźnić z kobietą, która mu się nie podoba.
Harry (po chwili namysłu): Nie, taką też chce przelecieć.
Pewnego dnia do mojego gabinetu weszła jedna z moich koleżanek z twarzą zalaną
łzami. Zaprzyjaźniła się z mężczyzną, który grał razem z nią w koedukacyjnej drużynie
softballu. Przez kilka miesięcy zwierzali się sobie, służyli sobie radą i stworzyli ciepły, bliski
związek.
Pewnego dnia, kiedy po meczu pili wspólnie piwo, moja koleżanka podzieliła się z
przyjacielem dobrą wiadomością - jej chłopak się jej oświadczył, a ona przyjęła oświadczyny.
Zamiast ucieszyć się jej szczęściem, mężczyzna stał się nagle ponury i chłodny. Następnego
dnia wysłał jej pocztą elektroniczną wiadomość, w której napisał, że nie chce się już z nią
przyjaźnić. Był wściekły o to, że moja koleżanka przyjęła oświadczyny. Jak mogła go tak
zwodzić? Z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, jak głębokie żywi do niej uczucie.
Koleżanka zapytała mnie, jak to się mogło stać. Myślała, że są takimi dobrymi przyjaciółmi.
Nigdy nie ukrywała przed nim faktu, że ma chłopaka. Wkrótce potem jej przyjaciel odszedł z
drużyny i do dziś nie utrzymuje z nią żadnych kontaktów.
Do niedawna wiedzieliśmy bardzo niewiele o psychologii przyjaźni między
przedstawicielami różnych płci. Psycholog ewolucyjna April Bleske jako pierwsza podjęła
próbę wypełnienia tej luki (Bleske, Buss, 2000, 2001). Bleske definiuje przyjaciela płci
przeciwnej jako bliskiego i ważnego dla danej osoby przedstawiciela płci przeciwnej, który
nie jest jej partnerem w intymnym związku. Badała ona korzyści dostrzegane przez ludzi w
takich przyjaźniach, spostrzeganą częstotliwość uzyskiwania tych korzyści, koszty owych
przyjaźni oraz spostrzeganą częstotliwość ponoszenia tych kosztów. Bleske pytała także
uczestników badania o przyczyny zawierania takich przyjaźni, o to, jak bardzo przyjaciele
pociągają się seksualnie, oraz o to, czy dochodzi między nimi do współżycia seksualnego.
W tym wypadku nauka wydaje się naśladować sztukę - badanie Bleske ujawniło
fascynujące różnice między płciami, dość wiernie odtwarzające przebieg kłótni między
Billym Crystalem i Meg Ryan w „Kiedy Harry poznał Sally”. Mężczyźni oceniali możliwość
nawiązania seksualnych kontaktów ze swoimi przyjaciółkami jako dwukrotnie bardziej
korzystną niż kobiety. Przyjaciółki pociągały seksualnie mężczyzn niemal dwa razy częściej
niż przyjaciele płci przeciwnej pociągali kobiety. Mężczyźni wyrazili także prawie
dwukrotnie silniejsze pragnienie uprawiania seksu ze swoimi przyjaciółkami niż uczyniły to
kobiety. Co interesujące, kiedy Bleske podzieliła badaną próbę na osoby samotne i ludzi,
którzy mają stałych partnerów, to różnice między płciami pozostały dokładnie takie same.
Mężczyźni, którzy już mieli stałe partnerki, odczuwali równie silny pociąg seksualny do
swoich przyjaciółek i pragnienie uprawiania z nimi seksu jak samotni mężczyźni - a
pragnienia obu grup mężczyzn okazały się dwukrotnie silniejsze niż pragnienia ujawnione
przez kobiety. Samotni czy związani z kimś na stałe, wolni czy zaangażowani - to wszystko
wydaje się nie mieć dla mężczyzn większego znaczenia, jeśli chodzi o seksualne pożądanie,
jakie odczuwają do swoich przyjaciółek.
Jeszcze bardziej zdumiewające wyniki przyniosła ta część ankiety, w której Bleske
zapytała osoby badane o to, jak bardzo - ich zdaniem - pociągają seksualnie swoich przyjaciół
płci przeciwnej. Kobiety nieco zaniżały tę wartość. Podczas gdy deklarowany przez mężczyzn
pociąg seksualny do przyjaciółek wynosił średnio 5,3 na siedmiopunktowej skali, kobiety
oszacowały go na poziomie 4,7. Z kolei mężczyźni zdecydowanie przeceniali swoją seksualną
atrakcyjność w oczach przyjaciółek. Sądzili, że przyjaciółki czują do nich umiarkowany
pociąg seksualny - średnio 4,7, podczas gdy w rzeczywistości kobiety oceniły go zaledwie na
poziomie 3,6. Innymi słowy, mężczyźni mają błędne przekonanie, że ich przyjaciółki czują do
nich umiarkowany pociąg seksualny, mimo iż wielu badanym kobietom seks nawet nie
przeszedł przez myśl. Wreszcie, w porównaniu z kobietami mężczyźni o 62% częściej
wymieniali „brak seksu”, a o 65% częściej „zanik pociągu seksualnego” jako przyczyny
zerwania przyjaźni z przedstawicielkami płci przeciwnej. Badania Bleske potwierdziły
doświadczenie mojej koleżanki - mężczyźni częściej niż kobiety decydują się zakończyć
przyjaźń, kiedy staje się jasne, że seks nie wchodzi w grę.
Czy zatem mężczyźni i kobiety mogą być „tylko przyjaciółmi”? Być może zarówno
Meg Ryan, jak i Billy Crystal mieli rację z punktu widzenia własnej płci. Kobiety lubią się
przyjaźnić z mężczyznami, którzy zapewniają im towarzystwo, bliskość, ochronę (kiedy
pojawi się taka potrzeba), informacje na temat płci przeciwnej, a nawet wzrost samooceny.
Również mężczyźni czerpią z przyjaźni z kobietami znaczne korzyści, między innymi
towarzystwo, informacje, a czasami nawet kontakty z potencjalnymi partnerkami. Jednak
liczni mężczyźni i tylko niektóre kobiety pożądają seksualnie swoich przyjaciół płci
przeciwnej. Czasami te pragnienia się urzeczywistniają - 20% osób badanych przyznało, że
uprawiało seks z przyjacielem płci przeciwnej. Jednak tacy „uprzywilejowani przyjaciele”,
„przyjaciele na specjalnych prawach” czy też - jak się ich czasami nazywa w Nowym Jorku „przyjaciele od pocałunków” są w mniejszości. Większość kobiet nie odwzajemnia
seksualnych pragnień swoich męskich przyjaciół, mimo że ci czasami się łudzą, iż
przyjaciółki również ich pożądają, Kiedy te rozbieżności wychodzą na jaw - co przytrafiło się
mojej koleżance i jej przyjacielowi - to związek mężczyzny i kobiety, którzy zaczynali jako
„tylko przyjaciele”, może się zakończyć w bardzo nieprzyjemny sposób. Bywa jednak i tak,
że przyjaciele płci przeciwnej zostają kochankami na całe życie, co ostatecznie spotkało
bohaterów filmu „Kiedy Harry poznał Salwy”.
Przyjaciele jako rywale
Wielu najlepszych i najbliższych przyjaciół należy oczywiście do tej samej płci.
Przyjaciele tej samej płci zajmują wyjątkowe miejsce w konstelacji naszego życia
społecznego. Mogą nam zapewnić całe mnóstwo korzyści - ochronę, kiedy jej potrzebujemy,
cenne informacje, kontakty z ludźmi o wysokim statusie, radę w trudnych momentach. Jak
czytamy w biblijnej księdze Mądrość Syracha:
Bywa bowiem przyjaciel, ale tylko na czas jemu dogodny, nie pozostanie nim w dzień
twego ucisku. (...)
Jeśli zaś zostaniesz poniżony, stanie przeciw tobie i skryje się przed twym obliczem.
(...)
Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną, kto go znalazł, skarb znalazł.
Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty (...).
* Syr 6, 8-15; cyt. za: Biblia Tysiąclecia (1980)
Przyjaciele mogą nas także ranić tak mocno, jak żaden z naszych wrogów. Przyjaciele
znają nasze mocne i słabe strony. Znają nasze nawyki - wiedzą, kiedy jesteśmy w pracy,
kiedy wyjeżdżamy, kiedy jesteśmy chorzy lub słabi. Zwykle znają naszych partnerów i
wiedzą, kiedy w naszych związkach następują niebezpieczne okresy wewnętrznych
niepokojów. Ponieważ przyjaciele, podobnie jak partnerzy, często przypominają nas pod
względem atrakcyjności, wartości i zainteresowań, więc są też podobni do naszych partnerów
i łatwo nawiązują z nimi bliskie relacje. Podobieństwo i bliskość są podstawowymi prawami
doboru seksualnego - dwiema bliźniaczymi siłami, które często przyciągają ku sobie naszych
przyjaciół i partnerów. Przyjaciel łatwiej niż ktokolwiek inny może się stać koniem
trojańskim i pod osłoną przyjaźni realizować podstępny plan odbicia naszego partnera.
Psycholodzy ewolucyjni, April Bleske i Todd Shackelford przeprowadzili pionierskie
badania nad zjawiskami odbijania cudzego partnera, zdrady seksualnej i oszustwa w
przyjaźniach między przedstawicielami tej samej płci (Bleske, Shackelford, 2001). Poprosili
sto sześćdziesięcioro dziewięcioro mężczyzn i kobiet, żeby sobie przypomnieli sytuacje, w
których oszukali przyjaciela (przyjaciółkę) lub sami zostali przez niego (przez nią) oszukani,
oraz podali motyw tego oszustwa. Zdecydowanie najczęściej pojawiały się wspomnienia
dotyczące oszustw związanych ze sferą związków seksualnych - kłamstw lub zatajeń
odnoszących się do odbicia partnera, rywalizacji o niego oraz seksualnej niewierności. A oto
kilka przykładów:
Nie powiedziałam przyjaciółce, że kochałam się z jej partnerem.
Moja przyjaciółka nie powiedziała mi, że uprawiała seks z moim byłym chłopakiem.
Nie powiedziałem przyjacielowi, że kobieta, która mu się podoba, tak naprawdę woli
mnie.
Mój przyjaciel nie powiedział mi, że moja żona mnie zdradza.
Ponieważ problem przyjacielskiej zdrady jest tak poważny, ludzie uważnie dobierają
sobie przyjaciół. Kobiety wydają się szczególnie świadome niebezpieczeństwa seksualnej
zdrady, ujawniając silniejszy niepokój niż mężczyźni, kiedy dostrzegają u swoich
przyjaciółek
oznaki
dostępności
seksualnej.
Kobiety
uznają
dostępne
seksualnie
przedstawicielki własnej płci za szczególnie niepożądane, zdając sobie sprawę, że takie
rywalki mogą stanowić poważne zagrożenie dla ich stałych związków. Ponieważ wielu
mężczyzn nieodparcie pociągają seksualne przygody, łatwo dostępne kobiety mogą skłonić
ich do przelotnego „skoku w bok”, siejąc spustoszenie w ich stałym intymnym związku. Owa
dynamika związków uruchamia prawdziwy koewolucyjny wyścig zbrojeń. Niektóre kobiety
oszukują swoje przyjaciółki - celowo umniejszają swoje seksualne doświadczenie, żeby tamte
nie spostrzegały ich jako zagrożenia.
Prawdziwi przyjaciele wzbogacają nasze życie. Bez nich nasza egzystencja
wydawałaby się zapewne pusta. Jednak przyjaciele mają wiele okazji, żeby nas zdradzić. A
kiedy przyjaciel (przyjaciółka) oszukuje cię i odbija ci partnerkę (partnera), to ponosisz
podwójne koszty tej zdrady - za jednym zamachem możesz stracić oboje: przyjaciela
(przyjaciółkę) i partnerkę (partnera).
Widmo odbicia partnera
Atrakcyjnych partnerów nigdy nie ma pod dostatkiem. Czarujące, interesujące,
atrakcyjne fizycznie i kompetentne społecznie osoby mają wielu wielbicieli i szybko znikają z
matrymonialnego rynku. Ci, którym uda się zdobyć najwartościowszych partnerów, zwykle
starają się ich zatrzymać przy sobie, strzegąc ich szczególnie starannie (Buss, Shackelford,
1997). Ludzie atrakcyjni mogą z łatwością przechodzić z jednego związku do kolejnego. We
współczesnych
społeczeństwach monogamicznych
problem niedoboru potencjalnych
partnerów z każdym rokiem staje się bardziej poważny dla osób, które nadal „podpierają
ściany”,
pozostając poza tanecznym
parkietem.
W tradycyjnych
społeczeństwach
poligynicznych, w których najbardziej atrakcyjne kobiety wychodzą za mąż tuż po
osiągnięciu dojrzałości płciowej, najbardziej cierpią samotni mężczyźni. Jak można znaleźć
godnego pożądania partnera, jeśli wszystkie te czynniki sprzysięgają się, żeby usunąć
atrakcyjnych kandydatów z rynku matrymonialnego?
Odbicie partnera jest niezbyt eleganckim rozwiązaniem tego odwiecznego problemu.
Chociaż wiele osób uważa próby „wykradzenia” kogoś z jego obecnego związku za
obrzydliwe, to takie praktyki mają długą i dobrze udokumentowaną historię (Schmitt, Buss,
2001). Jednym z najwcześniejszych opisów odbicia partnera jest biblijna historia króla
Dawida i Batszeby. Pewnego dnia król Dawid przypadkowo dostrzegł piękną Batszebę, żonę
Uriasza, jak kąpała się na dachu sąsiedniego budynku. Opanowała go niepohamowana
namiętność do pięknej kobiety. Udało mu się ją uwieść, wskutek czego Batszeba zaszła w
ciążę. Król Dawid postanowił zgładzić Uriasza, wysyłając go na wojenny front i nakazując
jego oddziałom bardzo niebezpieczny odwrót. Po śmierci rywala król Dawid poślubił
Batszebę. Chociaż ich pierwsze dziecko zmarło, to ich związek okazał się płodny, a jego
owocem było czworo dzieci.
Wraz z Davidem Schmittem odkryliśmy, że 60% mężczyzn i 53% kobiet przyznaje się
do tego, że przynajmniej raz próbowało uwieść cudzego partnera i zbudować z nim stały
związek. Chociaż ponad połowa tych prób nie powiodła się, to przecież niemal połowa
zakończyła się powodzeniem! Podobieństwo obu płci pod względem długotrwałych prób
odbicia cudzego partnera kontrastowało z wysiłkami mającymi na celu nawiązanie
przelotnych kontaktów seksualnych - aż 60% mężczyzn i tylko 38% kobiet przyznało się do
próby uwiedzenia cudzego partnera na krótki czas. Znacznie więcej osób reprezentujących
obie płcie twierdziło, że ktoś inny próbował je uwieść i skłonić do porzucenia
dotychczasowego partnera - w celu zbudowania stałego związku (93% mężczyzn i 82%
kobiet) bądź nawiązania przelotnego romansu (87% mężczyzn i 94% kobiet). Znacznie
mniejsza grupa przedstawicieli obu płci twierdziła, że ktoś inny próbował „ukraść” jej
partnera, co sugeruje, iż „złodzieje” często prowadzą swoją podstępną grę z dala od
ciekawskich oczu nic niepodejrzewającej „ofiary”. Mniej więcej jedna trzecia badanej próby 35% mężczyzn i 30% kobiet - stwierdziła, że „złodziej” rzeczywiście odbił jej partnera.
Krótko mówiąc, odbijanie partnera jest najwyraźniej powszechnie stosowaną strategią
łączenia się w pary. Chociaż wiele prób kończy się niepowodzeniem, to niemal jedna trzecia z
nich okazuje się skuteczna. David Schmitt uzyskał bardzo podobne wyniki w
przeprowadzonym na wielką skalę międzykulturowym badaniu, w którym uczestniczyły
osoby z ponad trzydziestu krajów (Schmitt, 2001). Prawdopodobnie „kradzież” partnera bywa
skuteczna wystarczająco często, aby można było przypuszczać, że wykształciła się w procesie
ewolucji jako odrębna strategia seksualna.
Ludzie odbijają cudzych partnerów z tych samych powodów, z których w ogóle chcą
się łączyć w pary - aby znaleźć emocjonalną bliskość, doświadczyć namiętnego seksu,
zapewnić sobie ochronę, zdobyć cenne zasoby, podwyższyć swój status społeczny, zakochać
się lub mieć dzieci. Jednak „złodzieje” partnerów dostrzegają w swoich działaniach
dodatkowe korzyści, charakterystyczne wyłącznie dla kontekstu odbijania partnera. Jedną z
takich korzyści jest dokonanie zemsty na rywalu (rywalce) przez odbicie mu partnerki
(partnera). Oczywiście, zemsta mogła się stać ewolucyjnie ukształtowanym motywem
„kradzieży” partnera tylko wtedy, jeśli spełniała jakąś adaptacyjną funkcję, taką jak narażenie
rywala na koszty zmniejszające prawdopodobieństwo osiągnięcia przez niego sukcesu
reprodukcyjnego bądź odstraszenie innych potencjalnych rywali od narażenia „złodzieja” na
podobne koszty. Kolejną korzyścią jest zapewnienie sobie dostępu do sprawdzonego partnera,
który udowodnił już swoją wartość, spełniając kryteria wyboru przyjęte przez inną osobę.
Chociaż zdobycie partnera, który jest już „zajęty”, może przynosić takie korzyści, to czasami
wiąże się także z pewnymi kosztami. „Złodzieje” partnerów narażają się na przemoc ze strony
zazdrosnych towarzyszy życia swoich „zdobyczy”. Bywa, że ryzykują poważnymi
obrażeniami ciała, a nawet śmiercią. Narażają się także na utratę dobrego imienia, jeśli
społeczeństwo przyklei im etykietę „zdrajców”. Jeśli wieść o ich postępku rozniesie się, to
mogą zostać odrzuceni przez otoczenie, co może zmniejszyć ich szansę na pozyskanie innych
potencjalnych partnerów. Ponadto, nawet jeśli „złodziej” odniesie sukces, to związek z
partnerem, który już raz dowiódł, że można go odbić, może się okazać dość kosztowny, bo
wymaga przeznaczenia dodatkowych zasobów na pilnowanie partnera.
Schmitt i ja wykazaliśmy, że wiele taktyk wykorzystywanych do zdobywania
partnerów w innych sytuacjach, sprawdza się także w wypadku odbijania partnera. Są to na
przykład poprawianie wyglądu zewnętrznego, ujawnianie posiadanych zasobów, okazywanie
dobroci i czułości, demonstrowanie poczucia humoru, empatii i tym podobne. Jednak dwie
taktyki wydają się być przeznaczone wyłącznie do „wykradania” innym ich dotychczasowych
partnerów. Pierwsza z nich nosi nazwę czasowej inwazji i polega na podejmowaniu takich
działań, jak zmienianie własnego planu zajęć, żeby spędzać z obiektem zainteresowania
więcej czasu niż jego obecny partner (partnerka), albo odwiedzanie obiektu zainteresowania
wtedy, kiedy jego partnera (partnerki) nie ma w domu.
Druga taktyka - wbijanie klina - polega na „wciskaniu się” w istniejący związek i
aktywnym dążeniu do jego rozbicia. Jednym ze sposobów wbijania klina jest podnoszenie
samooceny obiektu zainteresowania przez wysyłanie mu komunikatów, które umacniają jego
poczucie własnej atrakcyjności. Jednocześnie „złodziej” przekonuje potencjalną „zdobycz”,
że stały partner jej nie docenia, mówiąc na przykład: „On źle cię traktuje”, „Zasługujesz na
coś lepszego” lub „Jesteś dla niego za dobra”. Czasami to połączenie wzrostu samooceny z
kontrastującym z nim poczuciem, że jest się niedocenianym, wystarcza, aby drobna rysa w
stałym związku zamieniła się w głęboką przepaść. Atakując z dwóch stron, „złodziej”
uwalnia potencjalnego (i dotąd zajętego) partnera, czekając „za kulisami” na właściwy
moment.
Jak się bronimy przed seksualną zdradą?
Zdrada przenika nasze intymne związki i życie seksualne. Zarówno mężczyźni, jak i
kobiety snują seksualne marzenia na temat innych partnerów. Kobiety w fazie owulacji
fantazjują na temat nieznajomych. Dążą do nawiązywania romansów z mężczyznami, którzy
są bardziej atrakcyjni niż ich stali partnerzy. Kobiety, które romansują „na boku”, częściej
osiągają orgazm podczas współżycia z kochankiem niż w trakcie stosunków ze stałym
partnerem. Przyjaciele stają się czasami seksualnymi rywalami. „Złodzieje” partnerów czają
się w ukryciu i atakują znienacka, niszcząc zgodne dotąd związki. Biorąc pod uwagę całe to
zakłamanie i obłudę, wydaje się, że przeczyłoby ewolucyjnej logice, gdyby selekcja naturalna
nie stworzyła potężnego arsenału broni, która mogłaby nas chronić przed tymi zagrożeniami.
Widmo genetycznej zdrady nieustannie wisi nad mężczyzną. Wewnętrzne
zapłodnienie sprawia, że kobiety mogą być pewne, iż ich dzieci są rzeczywiście ich
genetycznymi potomkami. Powiedzenie „maleństwo mamusi, a może i tatusia” dobrze
ilustruje tę seksualną asymetrię. Ponieważ już w zamierzchłych czasach seksualna
niewierność stawiała pod znakiem zapytania ojcostwo mężczyzny, męska zazdrość powinna
się skupiać przede wszystkim na sygnałach zdrady seksualnej (to zagadnienie rozważaliśmy
w rozdziale szóstym). Niewierność mężczyzny stwarza równie poważne reprodukcyjne
zagrożenie dla kobiety, narażając ja na utratę czasu, jaki mężczyzna jej poświęca, jego uwagi,
energii, wysiłków rodzicielskich, inwestycji i zaangażowania. Kobieca zazdrość powinna się
więc skupiać przede wszystkim na sygnałach tego rodzaju zagrożeń, na przykład na oznakach
emocjonalnego związku partnera z inną kobietą. Oczywiście w naturze seksualna i
emocjonalna niewierność partnera ściśle się ze sobą wiążą (Buss i in., 1992). Ludzie zwykle
zaczynają odczuwać emocjonalną bliskość z osobami, z którymi współżyją seksualnie. Często
podejmują też współżycie seksualne z osobami, które są im bliskie emocjonalnie. Jednak nie
zawsze się tak dzieje. Można uprawiać seks bez emocjonalnego zaangażowania, co zdarza się
w wypadku jednorazowych „wyskoków” czy krótkich wakacyjnych przygód. Można też
związać się z kimś emocjonalnie, nie uprawiając z nim seksu, co ma miejsce w wypadku
przynajmniej niektórych męsko-damskich przyjaźni. Obie formy niewierności są oczywiście
niezwykle bolesne zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet, obie mogą też dla nich oznaczać
nagłą utratę zasobów o znacznej wartości reprodukcyjnej (Buss, 2000).
Kiedy jednak kobiety i mężczyźni muszą wybrać, która forma niewierności jest dla
nich bardziej przykra, to za każdym razem ujawniają się wyraźne różnice między płciami.
Mężczyźni częściej niż kobiety uznają zdradę seksualną za bardziej bolesną niż niewierność
emocjonalna, podczas gdy kobiety częściej cierpią z powodu zdrady emocjonalnej (zob.
rozdział szósty). Te fundamentalne różnice płciowe znalazły potwierdzenie w wynikach
badań przeprowadzonych przez wielu naukowców w rozmaitych kulturach - w Chinach
(David Geary), Szwecji (Michael Wiederman), Holandii (Bram Buunk i Pieternel Dijkstra),
Niemczech (Alois Angeitner i Victor Oubaid), Japonii (Mariko Hasegawa i Toshikazu
Hasegawa) oraz Korei (Jae Choe) (Buunk i in., 1996; Wiederman, Kendall, 1999; Geary i in.,
1995; Buss i in., 1999).
Dzielące obie płcie różnice w konstrukcji broni, jaką jest zazdrość, zostały także
ujawnione na innych obszarach seksualnej gry, przy użyciu szerokiego wachlarza metod
naukowych. Na przykład, Todd Shackelford i jego współpracownicy wykazali, że mężczyźni
częściej niż kobiety twierdzą, iż byliby gotowi zerwać z partnerką, gdyby odkryli jej
seksualną zdradę. W porównaniu z mężczyznami, kobiety są bardziej skłonne wybaczyć
partnerowi jednorazowy „wyskok” (Shackelford, Buss, Bennett, 2002). Przedstawione w
rozdziale
ósmym
dane
statystyczne
dotyczące
przyczyn
rozwodów
potwierdzają
występowanie tej międzypłciowej różnicy. Posługując się czterema różnymi miarami stresu
fizjologicznego, Robert Pietrzak z Clark University wykazał ostatnio, że obie płcie
zdecydowanie się różnią pod względem zazdrości. Na przykład, kiedy kobiety wyobrażają
sobie emocjonalną niewierność partnera, to wzrasta u nich przewodnictwo skórne, serce
zaczyna bić szybciej, zwiększa się elektryczna czynność mięśni oraz rośnie temperatura ciała.
Wszystkie te fizjologiczne objawy są silnie skorelowane z subiektywnymi opisami
przeżywanego stresu.
*Pietrzak i in. (2002); różnice płciowe zostały potwierdzone przez dziesiątki badaczy
na całym świecie i stały się jednymi z najlepiej udokumentowanych różnic psychologicznych
w literaturze naukowej. Nawet krytycy podejścia ewolucyjnego uzyskiwali podobne wyniki
dotyczące różnic płciowych, posługując się zarówno miarami psychologicznymi, jak i
fizjologicznymi (Harris, 2000).
Mężczyźni doświadczają silniejszego stresu fizjologicznego, kiedy wyobrażają sobie,
jak ich partnerka wypróbowuje różne pozycje seksualne z innym mężczyzną.
Chociaż kwestionowano ewolucyjną genezę owych różnic i próbowano je wyjaśniać,
formułując alternatywne hipotezy, to większość zgromadzonych dotąd danych empirycznych
przemawia za słusznością teorii ewolucyjnej. Na przykład w jednym z badań poprosiliśmy
dwieście trzydzieści cztery osoby, żeby sobie wyobraziły, iż spełnił się najgorszy z ich
nocnych koszmarów - ich partner związał się zarówno seksualnie, jak i emocjonalnie z kimś
innym. Następnie zapytaliśmy osoby badane, który z aspektów owej zdrady wydaje im się
bardziej bolesny. Aż 63% mężczyzn i tylko 13% kobiet uznało seksualny aspekt zdrady za
bardziej przykry. Aż 87% kobiet uznało aspekt emocjonalny niewierności partnera za
trudniejszy do zniesienia. Podobne różnice odkryto ostatnio wśród mieszkańców Korei i
Japonii.
Podsumowując, ewolucyjna hipoteza dotycząca dzielących obie płcie różnic w
konstrukcji zazdrości traktowanej jako seksualny mechanizm obronny uzyskała potwierdzenie
dzięki wielu empirycznym testom. Z niezwykłą oszczędnością środków wyjaśnia ona całą
konstelację naukowych odkryć, wobec których inne teorie okazują się bezradne. Wyjaśnia
różnice między reakcjami stresowymi mężczyzn i kobiet na podstawowy dylemat
niewierności. Wyjaśnia, dlaczego każda z płci uznaje inny aspekt zdrady za bardziej bolesny,
kiedy zdrada ma charakter zarówno seksualny, jak i emocjonalny oraz dlaczego te różnice
występują zarówno na poziomie psychologicznym, jak i fizjologicznym. Wyjaśnia, dlaczego
owe międzypłciowe różnice obserwuje się w wielu różnych kulturach, zarówno tych znanych
z seksualnego liberalizmu (np. w Szwecji i w Holandii), jak i tych, które mają bardziej
konserwatywny stosunek do seksu (np. w Chinach i Korei). Wreszcie, ta hipoteza wyjaśnia,
dlaczego seksualna niewierność kobiety częściej doprowadza do zerwania, przemocy i
rozwodów niż seksualna zdrada mężczyzny.
Oczywiście dostępne człowiekowi środki obrony przed niebezpieczeństwem
niewierności nie kończą się na reakcji emocjonalnej nazywanej zazdrością. Psycholodzy
ewolucyjni odkryli wiele innych „konstrukcyjnych” cech, które charakteryzują owe
niezwykle istotne mechanizmy przeciwdziałania zdradzie. Jedna z takich cech dotyczy tego,
jacy rywale są spostrzegani jako najbardziej zagrażający. Holendrzy, Koreańczycy i
Amerykanie uszeregowali jedenaście właściwości potencjalnego rywala (rywalki), zaczynając
od tej, która wydawała im się najbardziej niepokojąca (Buss, Shackelford, Choe, Buunk,
Dijkstra, 2000). Owa lista zawierała rozmaite cechy, począwszy od „ma większe poczucie
humoru niż ty”, a skończywszy na „jest od ciebie lepszy(-a) w łóżku”. We wszystkich trzech
kulturach mężczyźni częściej niż kobiety twierdzili, że przeżywaliby najsilniejszy stres,
gdyby rywal przewyższał ich na wymiarach: perspektywy finansowe, perspektywy zawodowe
oraz siła fizyczna. Kobiety ujawniały z kolei najsilniejsze zaniepokojenie, kiedy rywalka
miała bardziej atrakcyjną twarz i bardziej seksowne ciało.
Badanie, w którym uczestniczyło sto siedem par nowożeńców, dotyczyło predyktorów
intensywności wysiłku, jaki dana osoba wkłada w pilnowanie partnera (Buss, Shackelford,
1997). Mężczyźni żonaci z młodymi, atrakcyjnymi fizycznie kobietami strzegli swoich
partnerek najintensywniej. W porównaniu z innymi mężczyznami byli bardziej skłonni
ukrywać swoje partnerki przed innymi, reagować wybuchami wściekłości na najdrobniejszy
sygnał niewierności żony oraz grozić innym mężczyznom fizyczną przemocą. A oto kilka
przykładów konkretnych działań podejmowanych przez tych mężczyzn:
Nie chciał zabrać jej na przyjęcie, jeśli wśród gości byli inni mężczyźni.
Nalegał, żeby żona spędzała z nim każdą wolną chwilę.
Krzyczał na nią za to, że rozmawiała z innym mężczyzną.
Powiedział jej, że umarłby, gdyby kiedykolwiek od niego odeszła.
Deprecjonował inteligencję innego mężczyzny.
Zmierzył zimnym spojrzeniem mężczyznę, który na nią patrzył.
Młodość i fizyczna atrakcyjność kobiety nie tylko wywierają silny wpływ na
dokonywany przez mężczyznę wybór partnerki, ale także determinują wysiłek, z jakim stara
się on zatrzymać ją przy sobie.
W wypadku kobiet wysiłek wkładany w pilnowanie partnera nawet w najmniejszym
stopniu nie zależał od jego wyglądu i wieku. Decydujące okazały się dochody męża oraz jego
determinacja w dążeniu do osiągnięcia wysokiej pozycji społecznej. Żony zamożnych
mężczyzn o wysokim statusie ujawniały emocjonalny stres w reakcji na najdrobniejszą
oznakę zainteresowania ich partnerów innymi kobietami, dokładały dodatkowych starań, żeby
dobrze wyglądać, i okazywały partnerom więcej uległości, aby zatrzymać ich przy sobie.
Kobiety te strzegły swoich partnerów, podejmując działania takie, jak:
Kiedy byli na przyjęciu, przez cały czas była u jego boku.
Groziła, że z nim zerwie, jeśli kiedykolwiek ją zdradzi.
”Robiła się na bóstwo”, żeby nie przestać mu się podobać.
Powiedziała mu, że chętnie się zmieni, żeby go zadowolić.
Poprosiła go, żeby nosił obrączkę na znak, że jest już zajęty.
Zatem upodobanie kobiet do mężczyzn o wysokim statusie i dużych zasobach wpływa
nie tylko na początkowy wybór partnera. Te same przymioty mężczyzny determinują także
wysiłek, z jakim kobieta stara się zatrzymać przy sobie już zdobytego partnera.
Mechanizm obronny, który nazywamy zazdrością, jest niezbędny do skutecznego
utrzymania związku, ze względu na nieustanną groźbę seksualnej zdrady lub emocjonalnej
ucieczki partnera. W niebezpiecznym świecie, w którym rywale czają się w przebraniu
przyjaciół, partnerzy czują namiętność do innych osób, a zdrada grozi rozpadem związków,
które mogłyby trwać przez całe życie, nie może dziwić fakt, że ewolucja stworzyła złożone
strategie wykrywania i odpierania owych niebezpieczeństw. Jednak na kobiety i ich
partnerów może czyhać jeszcze gorsze niebezpieczeństwo; zagrożenie tak straszne, że samo
poruszenie tego tematu wywołuje u każdego z nas silne emocje - groźba gwałtu.
Czy gwałt jest męską strategią adaptacyjną?
To było jej pierwsze przyjęcie w tym towarzystwie. Piwo lało się strumieniami, a ona
wypita więcej, niż zamierzała. Było gorąco i tłoczno, a goście rozeszli się po całym domu,
więc kiedy trzech mężczyzn poprosiło ją, żeby poszła z nimi na górę, zrobiła to. Zaprowadzili
ją do sypialni, zamknęli drzwi na klucz i zaczęli ją rozbierać. Oszołomiona alkoholem,
zaczęła słabo protestować, ale mężczyźni zlekceważyli jej anemiczny sprzeciw i zgwałcili ją.
Kiedy skończyli, położyli ją, nagą, na korytarzu, pozostawiając jej ubranie w zamkniętej na
klucz sypialni (Sanday, 1990, s. 3).
W oddalonej o tysiące mil amazońskiej puszczy, na pograniczu Brazylii i Wenezueli,
pewną kobietę spotkał podobny los:
To przeciąganie liny trwało przez jakieś dziesięć minut. Patrzyłem na to i krew coraz
szybciej pulsowała mi w żyłach, bo intuicja podpowiadała mi, że trzeba z tym skończyć.
Chłopcy ciągnęli Roobemi [amazońską Indiankę] kilka kroków w swoją stronę, ale potem
stare kobiety zyskiwały na chwilę przewagę i przeciągały ją z powrotem, podczas gdy
Roobemi ze wszystkich sił starała się utrzymać równowagę, a jej głowa kołysała się
gwałtownie to w jedną, to w drugą stronę. (...) „Szwagierko, co oni jej robią?” - zapytałem.
„Och - odpowiedziała - zabierają ją do lasu”. „Po co?” - zapytałem, a ona odpowiedziała:
„Chcą ją zgwałcić”. (...) Młodzi ludzie pociągnęli zgodnie jeszcze raz i zdołali przeciągnąć
kobietę na swoją stronę. (...) Z triumfalnym wyciem pobiegli ścieżką w głąb lasu, ciągnąc ją
za sobą. (...) Takie rzeczy się zdarzały. Jeśli kobieta opuściła swoją wioskę i pojawiała się
gdzieś bez ochrony, było bardzo prawdopodobne, że zostanie zgwałcona. I ona sama, i inni o
tym wiedzieli. Wszyscy się tego spodziewali (...) (Good, 1991, s. 102).
Gwałty zdarzają się we wszystkich kulturach. „Wszystkie kobiety z plemienia
Mehinaku żyją w strachu przed gwałtem” pisał antropolog Thomas Gregor, który przez jakiś
czas żył wśród amazońskich Indian w Brazylii (Gregor, 1985, s. 103). Według Kennetha
Gooda, którego żona - Indianka z wenezuelskiego plemienia Yanomamo - także została
zgwałcona, „wśród Yanomamo nie ma kobiet, które zdołały uniknąć gwałtu” (Good, 1991, s.
199). Na dalekiej wyspie Samoa, którą Margaret Mead ogłosiła kiedyś utopijnym rajem na
ziemi, liczba gwałtów jest od dwóch do pięciu razy wyższa niż w Stanach Zjednoczonych:
„Samoańskie dziewczęta bardzo się boją gwałtu, a rodziny ofiar traktują go ze śmiertelną
powagą” (Freeman, 1984). Chociaż kultury bardzo się różnią pod względem liczby gwałtów na przykład w Norwegii jest ona wyjątkowo niska, a w Stanach Zjednoczonych stosunkowo
wysoka - to nie znamy ani jednej kultury, której to zjawisko byłoby całkowicie obce.
Gwałt występuje także wśród innych naczelnych. Prymatolodzy już od dawna
obserwują znaczne różnice indywidualne między samcami orangutana. Podczas gdy niektóre
osobniki po zakończeniu okresu dorastania osiągają rozmiary i sylwetkę dojrzałego samca
(ważą średnio około 100 kilogramów), inne pozostają w stadium, które nazywa się
powszechnie „zatrzymaniem rozwoju”. Te samce czasami przez wiele lat mają niewielkie
rozmiary ciała i nie zachowują się tak jak duże, w pełni dojrzałe osobniki. Nie mają własnego
terytorium, nie wydają głośnych dźwięków, ani nie walczą z dojrzałymi samcami.
Początkowo prymatolodzy sądzili, że pozostają one w stadium niedojrzałości wskutek
środowiskowego stresu - zagrażającej obecności dorosłych samców o wyższym statusie, z
którymi nie są w stanie konkurować.
Jednak badacze dokonali trzech odkryć, które podważyły ten pogląd (Maggioncalda,
Sapolsky, 2002; Mitani, 1985). Po pierwsze, okazało się, że samce pozostające w stadium
zatrzymania rozwoju nie mają podwyższonego poziomu hormonów stresu. Po drugie, chociaż
są one pod wieloma względami niedojrzałe fizycznie - na przykład nie mają w pełni
rozwiniętej brody ani dużego worka gardzielowego umożliwiającego wydawanie głośnych
dźwięków - to mają całkowicie dojrzałą spermę i jądra. Nie są zatem ani zestresowane, ani
niedojrzałe pod względem reprodukcyjnym. Po trzecie, chociaż unikają bezpośredniej
rywalizacji z dużymi dorosłymi osobnikami, zachowując się w ich obecności ulegle, często
napastują samice - nawet przez wiele dni - i zmuszają je do kopulacji. Prymatolodzy uważają,
że mamy tu do czynienia z gwałtem, ponieważ samice robią wszystko, co w ich mocy, żeby
nie dopuścić do kopulacji. Uciekają, wydają głośne, gardłowe dźwięki i próbują gryźć
napastliwe samce. Warto dodać, że samice nie zachowują się w ten sposób, kiedy kopulują z
dojrzałymi samcami. Antropolog John Mitani przeprowadził terenowe badanie na Borneo.
Zaobserwował w sumie sto pięćdziesiąt jeden aktów kopulacji, w których uczestniczyły
zatrzymane w rozwoju samce - sto czterdzieści cztery z tych aktów były wymuszone.
Dojrzałe samce bardzo rzadko używały siły, żeby skłonić samicę do kopulacji. Należy
podkreślić, że orangutany mogą stanowić wyjątek wśród naczelnych. Tej - jak się wydaje,
charakterystycznej tylko dla orangutanów - strategii gwałtu nie zaobserwowano dotąd wśród
innych, bliżej spokrewnionych z człowiekiem naczelnych, takich jak bonobo (szympansy
karłowate) czy doskonale nam znane szympansy. Niemniej jednak odkrycie dokonane wśród
orangutanów wskazuje na prawdopodobieństwo, że u niektórych gatunków gwałt może się
rozwinąć w procesie ewolucji, jeśli zaistnieją określone warunki.
Spór wokół tej możliwości wybuchł w 2000 roku, kiedy to biolog Randy Thornhill i
antropolog Craig Palmer wydali książkę pod tytułem A Natura „History of Rape: Biological
Bases of Sexual Coercion” („Naturalna historia gwałtu: Biologiczne podstawy przymusu
seksualnego”) (Thornhill, Palmer, 2000). Chociaż już dwadzieścia lat wcześniej publikowano
ewolucyjne teorie dotyczące gwałtu (zob. rozdział siódmy), to praca Thornhilla i Palmera
wywołała prawdziwą burzę. Autorzy przedstawili dwie konkurencyjne teorie gwałtu, przy
czym każdy z nich opowiedział się za jedną z tych teorii. Randy Thornhill wysunął hipotezę,
że w toku ewolucji u mężczyzn wykształciły się adaptacje związane z gwałtem - czyli
wyspecjalizowane mechanizmy psychologiczne skłaniające mężczyzn do stosowania strategii
reprodukcyjnej, która polega na wymuszaniu na kobietach seksu wbrew ich woli. Craig
Palmer stwierdził natomiast, że gwałt jest produktem ubocznym innych powstałych w
procesie ewolucji mechanizmów, takich jak męskie pragnienie seksualnej różnorodności,
dążenie do minimalizowania kosztów dobrowolnego seksu, psychiczne wyczulenie na
seksualne okazje oraz ogólna skłonność mężczyzn do stosowania przemocy fizycznej dla
osiągania wielu różnych celów.
W teorii gwałtu jako strategii adaptacyjnej wyróżniono sześć wyspecjalizowanych
adaptacji, które mogły się rozwinąć w męskim umyśle:
Ocena bezbronności potencjalnych ofiar gwałtu (np. w czasie wojny lub w innych
sytuacjach, kiedy kobiet nie chronią ani mężowie, ani krewni).
Wrażliwy
na
sytuację
„włącznik”,
który
motywuje
do
gwałtu
mężczyzn
pozbawionych dostępu do partnerek wyrażających zgodę na współżycie seksualne (np.
„nieudaczników”, którzy nie mogą zdobyć partnerki drogą zwyczajnych zalotów).
Preferencja maksymalnie płodnych ofiar gwałtu, która zdecydowanie różni się od
typowej w małżeństwie preferencji partnerek o większej wartości reprodukcyjnej, ale
niekoniecznie najbardziej płodnych w danym momencie (zob. rozdział trzeci).
Większa liczba plemników w płynie nasiennym uwalnianym podczas gwałtu w
porównaniu z ejakulatami składanymi w drogach rodnych partnerki podczas dobrowolnych
aktów seksualnych.
Seksualne pobudzenie mężczyzn w reakcji na przemoc lub sygnały kobiecego
sprzeciwu wobec współżycia seksualnego.
Zdeterminowany kontekstowo gwałt w małżeństwie, w okolicznościach, w których
istnieje prawdopodobieństwo rywalizacji spermatycznej (np. kiedy mąż ma dowody zdrady
żony lub tylko podejrzewają o niewierność).
Niestety,
nie
uzyskano
dotąd
empirycznych
dowodów
na
istnienie
tych
hipotetycznych adaptacji. Z kolei też dane, które udało się zgromadzić, okazały się
niejednoznaczne. Gwałty zdarzają się często podczas wojny, czyli w sytuacji, w której
kobiety rzeczywiście są często bezbronne, ale równie powszechne są wówczas kradzieże,
rabunki i niszczenie mienia. Czy dla każdego z tych zachowań istnieje odrębna,
wyspecjalizowana strategia adaptacyjna, czy też owe zjawiska są raczej produktami
ubocznymi innych mechanizmów psychologicznych albo po prostu wynikiem działania
bardziej ogólnych mechanizmów szacowania zysków i strat? Dotąd nie przeprowadzono
badań, które udzieliłyby ostatecznej odpowiedzi na to pytanie.
Nieproporcjonalnie duża część skazanych gwałcicieli pochodzi z grup o niskim
statusie społeczno-ekonomicznym, co wydaje się potwierdzać słuszność tak zwanej hipotezy
niedostępności partnerek seksualnych. Jednak przyczyną uzyskania takich danych może być
fakt, że kiedy sprawcami gwałtu są mężczyźni z wyższych sfer społecznych, to ofiary rzadziej
zgłaszają przestępstwo. Zaobserwowana dysproporcja może też wynikać z tego, że
uprzywilejowani mężczyźni łatwiej niż pozostali gwałciciele unikają aresztowania i skazania,
ponieważ mogą sobie pozwolić na drogich adwokatów. Być może, wreszcie, kobiety
zgwałcone prze mężczyzn o wysokim statusie rzadziej wnoszą sprawę do sądu, nisko
oceniając prawdopodobieństwo tego, że sąd im uwierzy i wymierzy sprawcy sprawiedliwość.
Zgromadzono także bezpośrednie dowody zaprzeczające hipotezie niedostępności
partnerek. W badaniu, w którym uczestniczyło stu pięćdziesięciu sześciu mężczyzn (średnia
wieku wynosiła dwadzieścia lat), psycholog ewolucyjny Martin Lalumiere i jego
współpracownicy szacowali skłonność badanych do stosowania seksualnego przymusu za
pomocą takich pytań, jak: „Czy kiedykolwiek użyłeś choćby nieznacznej siły fizycznej, żeby
odbyć stosunek seksualny z kobietą, która tak naprawdę nie miała na to ochoty?” (Lalumiere i
in., 1996). Badacze dokonali także niezależnego pomiaru sukcesów badanych mężczyzn w
pozyskiwaniu partnerek. Mężczyźni, którzy odnosili sukcesy w zdobywaniu partnerek
seksualnych, osiągali także wysokie wyniki w teście skłonności do seksualnej agresji.
Mężczyźni, którzy mieli wiele partnerek, częściej przyznawali się do używania siły. Ponadto,
mężczyźni, którzy wysoko oceniali swoje przyszłe możliwości zarobkowe, przyznawali się do
częstszego (a nie rzadszego) używania fizycznego przymusu w ramach stosowanych przez
siebie taktyk seksualnych. Chociaż konieczne są dalsze badania, to można wstępnie
wnioskować, że prosta wersja teorii niedostępności partnerek jest fałszywa.
Zgromadzone dane nie wykluczają jednak słuszności bardziej złożonej hipotezy - być
może w procesie ewolucji u mężczyzn ukształtowały się dwa rodzaje uzależnionych od
sytuacji strategii adaptacyjnych związanych z gwałtem, przy czym pierwsza z nich uruchamia
się wtedy, kiedy mężczyźnie nie udaje się pozyskać partnerki, a druga - kiedy koszty gwałtu
są tak niewielkie, że mężczyzna może uniknąć wszelkich konsekwencji tego czynu, co może
się zdarzać w najwyższych warstwach społeczno-ekonomicznych (Thornhill, Palmer, 2000).
Dotąd nie zgromadzono ani danych przemawiających za tą tezą, ani dowodów przeciwko niej.
Wśród ofiar gwałtów jest zwykle nieproporcjonalnie wiele młodych, potencjalnie
zdolnych do reprodukcji kobiet. Większość badań dowodzi, że najliczniejszą grupę ofiar
gwałtów stanowią kobiety dwudziestokilkuletnie, a przynajmniej 70% ofiar mieści się w
przedziale od szesnastu do trzydziestu pięciu lat (Thorn-hill, Thornhill, 1983).
Fakt, że gwałciciele atakują zwykle młode, płodne kobiety, nie stanowi jednak
ostatecznego dowodu przemawiającego za którąkolwiek z teorii gwałtu lub przeciw niej. To
odkrycie można przypisać charakterystycznej dla mężczyzn, a ukształtowanej w procesie
ewolucji preferencji wszelkich oznak płodności kobiety w typowych sytuacjach doboru
seksualnego, a nie męskiej strategii adaptacyjnej odnoszącej się wyłącznie do gwałtu.
Ponadto, krytycy hipotezy gwałtu jako strategii adaptacyjnej zwracają uwagę na fakt, że
wśród ofiar gwałcicieli jest także wiele bezpłodnych kobiet. Wyniki kilku badań wskazują, że
niemal jedną trzecią wszystkich ofiar gwałtów stanowią dziewczynki w wieku poniżej
jedenastu lat oraz kobiety, które utraciły już zdolności rozrodcze (czyli takie, które
przekroczyły czterdziesty piąty rok życia). Trudno byłoby pogodzić te dane z teorią gwałtu
jako męskiej strategii adaptacyjnej.
Jednym ze źródeł danych, które zdaniem wielu naukowców mają istotny związek z
interesującymi nas teoriami, jest częstość zachodzenia w ciążę wskutek gwałtu. Jeśli gwałt
powstał w toku ewolucji jako jedna ze strategii reprodukcyjnych, to w przeszłości musiał od
czasu do czasu doprowadzać do zapłodnienia. Oczywiście współczesne dane dotyczące
częstości zachodzenia w ciążę wskutek gwałtu mogą nie udzielać wiarygodnej odpowiedzi na
pytanie, czy w przeszłości gwałt doprowadzał do zapłodnienia, bo powszechne stosowanie
środków antykoncepcyjnych może znacznie zaniżać współczesne statystyki w porównaniu z
czasami, w których żyli nasi przodkowie. Tym bardziej zaskakujące wydają się zatem wyniki
przeprowadzonego niedawno badania, które wykazało, że odsetek ciąż stanowiących skutek
gwałtów dokonanych na kobietach w wieku reprodukcyjnym i polegających na penetracji
pochwy ofiary przez penis sprawcy jest niezwykle wysoki i wynosi 6,4%, podczas gdy
odsetek ciąż wynikających z pojedynczych, dobrowolnych stosunków seksualnych wynosi
zaledwie 3,1%.
* Gottschall i Gottschall (2001). Wyniki większości badań, w których porównywano
odsetek ciąż stanowiących skutek gwałtów z odsetkiem ciąż stanowiących skutek
dobrowolnego współżycia seksualnego, są obarczone rozmaitymi biedami. W niektórych
badaniach uwzględniono łącznie wszystkie kategorie gwałtu, takie jak wymuszony stosunek
oralny, stosunek analny oraz gwałt polegający na penetracji pochwy ofiary przez penis
sprawcy, i porównano odsetek ciąż, do których doszło wskutek wszystkich tych form gwałtu z
odsetkiem ciąż wynikających z dobrowolnego współżycia seksualnego. W większości badań
nie uwzględniono powszechnej praktyki podawania ofiarom gwałtu „awaryjnych” środków
antykoncepcyjnych (takich jak pigułki typu „dzień po”). W badaniu Gottschallów po raz
pierwszy poddano wszystkie te zmienne systematycznej kontroli.
Ten rezultat można częściowo wyjaśnić jako skutek tendencyjnego wyboru ofiar przez
sprawców - ofiarą gwałcicieli padają zwykle młode, płodne kobiety. Jednak nawet po
skontrolowaniu zmiennej wieku, odsetek ciąż stanowiących skutek gwałtów pozostaje o około
2% wyższy niż odsetek ciąż wynikających z dobrowolnego współżycia seksualnego. Jeśli
kolejne badania przyniosą powtórzenie tego sprzecznego z intuicyjnymi oczekiwaniami
wyniku, to z pewnością trzeba będzie znaleźć wyjaśnienie tego zadziwiającego odkrycia.
Jonathan i Tiffani Gottschall proponują hipotezę opartą na założeniu, że mężczyźni,
którzy zalecają się do kobiet przy użyciu normalnych strategii pozyskiwania partnerek, są
„zdani na łaskę wybrednych samic”, a sprawcy gwałtów nie. Chociaż gwałcicieli ograniczają
mechanizmy obronne kobiet oraz konieczność znalezienia dogodnej okazji, to jednak mogą
oni wybierać ofiary, które w innym wypadku nie zgodziłyby się z nimi współżyć. Gwałciciele
mogą zatem wybierać kobiety, które są nie tylko młode, ale także szczególnie atrakcyjne
fizycznie. Jak pamiętamy, atrakcyjne kobiety są zwykle bardziej płodne, co może wyjaśniać
niezwykle wysoki odsetek ciąż, do których dochodzi wskutek gwałtów.
Jednak odkrycia związane z częstością zachodzenia w ciążę wskutek gwałtu nie są
przekonującym dowodem słuszności hipotezy gwałtu jako męskiej strategii adaptacyjnej. Jak
już wiemy, w kontekstach dobrowolnego współżycia seksualnego mężczyzn pociągają te
cechy kobiety, które wiążą się z płodnością (np. oznaki młodości i dobrego stanu zdrowia),
zatem wyjaśnienie uzyskanych wyników nie wymaga odwołania się do wyspecjalizowanej
strategii adaptacyjnej. Jednak dane dotyczące częstości zachodzenia w ciążę wskutek gwałtu
podważają wysuwany przez niektórych przeciwników hipotezy gwałtu jako strategii
adaptacyjnej „argument niemożliwego poczęcia”, zgodnie z którym gwałt nie mógł powstać
w toku ewolucji, ponieważ tak rzadko doprowadza do zapłodnienia.
*Zob. Jonem (1999), który jest autorem nazwy tego argumentu przeciwko teoriom
gwałtu jako adaptacji.
Wreszcie, wyniki niektórych badań wskazują na to, że gwałty małżeńskie zdarzają się
szczególnie często, kiedy mąż obawia się seksualnej zdrady żony, a także tuż po zerwaniu
(Rusell, 1990). To odkrycie sugeruje, że gwałt może być strategią adaptacyjną związaną z
rywalizacją spermatyczną. Trudno jednak określić przyczynowy kierunek tego związku - być
może kobiety częściej zrywają z partnerami, którzy zmuszają je do współżycia, niż z
partnerami, którzy tego nie robią. Wniosek, do którego Donald Symons doszedł ponad
dwadzieścia lat temu, wydaje się więc słuszny także dzisiaj: „Moim zdaniem nadal jesteśmy
dalecy od zgromadzenia wystarczających empirycznych dowodów na to, że gwałt jest sam w
sobie fakultatywną męską strategią adaptacyjną (...)” (Symons, 1979, s. 284).
Brak wystarczających dowodów istnienia jakiegoś zjawiska nie jest jednak dowodem
jego nieistnienia. Fakt, że badania nad przyczynami gwałtu są tak silnie obciążone
ideologicznie, z pewnością utrudniał dokonanie wnikliwej analizy tego odrażającego
zjawiska. Książka Thornhilla i Palmera była krytykowana, potępiana i wyszydzana bardziej
niż jakakolwiek inna publikacja w najnowszej historii nauki. Chociaż autorzy nie ustrzegli się
błędów, które najtrafniej wskazali w dwóch wyważonych recenzjach Massimo Pigliucci oraz
przyjmujący perspektywę ewolucyjną znawca prawa Owen Jones, to docenić trzeba ich
niezwykłą naukową odwagę, jakiej wymagało sformułowanie konkurencyjnych teorii gwałtu i
uporządkowanie dostępnych dowodów empirycznych odnoszących się do każdej z tych teorii.
* Najbardziej wyważoną ocenę słabych i mocnych stron książki Thornhilla i Palmera
można odnaleźć w recenzjach autorstwa Owena Jonesa (2001) i Massimo Piglicciego (2002).
Niestety, wiele osób pospiesznie potępiło autorów za to, że ośmielili się dopuścić
teoretyczną możliwość, iż gwałt może być jedną z wykształconych w toku ewolucji męskich
strategii adaptacyjnych. Być może wbrew intencjom surowych krytyków, ich potępienie
przekreśliło szansę na przeprowadzenie wnikliwych badań naukowych, które mogłyby się
przyczynić do poznania rzeczywistych przyczyn gwałtu, a tym samym umożliwić
zgromadzenie wiedzy stanowiącej punkt wyjścia do prób rozwiązania tego powszechnego
problemu.
Przypuszczam, że naukowy postęp w tej dziedzinie dokona się wtedy, kiedy teoretycy
wyodrębnią różne rodzaje gwałtu, zamiast traktować wszelki przymus seksualny jako jedno
zjawisko. Weźmy pod uwagę gwałty zdarzające się podczas randek, gwałty dokonywane
przez obcych, gwałty wojenne, gwałty homoseksualne oraz gwałty dokonywane przez
ojczymów na ich pasierbicach. Na przykład gwałty dokonywane podczas randek mogą być po
części produktem ubocznym współczesnych warunków życia - młode kobiety żyją dziś w
takim otoczeniu społecznym, które często nie zapewnia im ochrony ze strony członków
rozszerzonej rodziny (dowiedziono, że ten czynnik zapobiega przemocy wobec kobiet).
Seryjnym gwałcicielom nieznajomych kobiet często udaje się uniknąć schwytania wskutek
charakterystycznych
dla
współczesnych
społeczeństw
geograficznej
mobilności
i
wielkomiejskiej anonimowości. Ograniczona mobilność geograficzna naszych przodków oraz
fakt, że żyli w niewielkich grupach, praktycznie uniemożliwiały dokonywanie pewnych
rodzajów gwałtu na nieznajomych ofiarach. Z kolei gwałt wojenny wydaje się tak
zakorzeniony w historii wielu różnych kultur, że mógł powstać w toku ewolucyjnych
procesów selekcji. Niektóre rodzaje gwałtu mogą być skutkiem patologii lub dysfunkcji
mechanizmów ukształtowanych w procesie ewolucji, inne mogą być produktami ubocznymi,
jeszcze inne mogły powstać jako specyficzne strategie adaptacyjne. Zaliczenie wszystkich
przypadków wymuszonego współżycia seksualnego do zbiorczej kategorii „gwałt” może
opóźniać odkrycie konkretnych warunków, które doprowadzają do każdego z tych typów
przestępstw.
Czy u kobiet wytworzyły się mechanizmy obrony przed gwałtem?
Nigdy nie byłam wolna od strachu przed gwałtem. Od najwcześniejszych lat życia,
podobnie jak większość kobiet, uważałam gwałt za część mojego naturalnego środowiska coś, czego należy się bać, i o czego uniknięcie trzeba się modlić, tak jak o uniknięcie pożaru
czy uderzenia pioruna. Nigdy nie pytałam, dlaczego mężczyźni gwałcą. Sądziłam, po prostu,
że jest to jedna z tajemnic ludzkiej natury. (Susa Griffin) (Griffin, 1971, cyt. w: Hickman i
Muehlenhard, 1997).
Zaciekły spór dotyczący gwałtu skupia się przede wszystkim na czynnikach, które
motywują mężczyzn do wymuszania na kobietach współżycia seksualnego. W ferworze walki
niemal nie poświęca się teoretycznej uwagi psychologii ofiar gwałtu. Wszystkie strony owego
sporu zgadzają się jednak co do jednej kwestii związanej z psychologią ofiar: gwałt jest
straszliwym okrucieństwem, które zwykle wywiera na ofiary silny, negatywny wpływ. Nie
potrzebujemy żadnej formalnej teorii, żeby dojść do tego wniosku. Istotne wydaje się jednak
ustalenie, dlaczego gwałt jest tak niezwykle traumatycznym przeżyciem.
Z perspektywy ewolucyjnej koszty gwałtu wynikają przede wszystkim z faktu, że
uniemożliwia on kobiecie dokonanie wyboru, który jest podstawowym elementem żeńskiej
strategii seksualnej. Zgwałcona kobieta może zajść w ciążę w niewłaściwym dla siebie
momencie z mężczyzną, którego nie wybrała - z mężczyzną, który posiadł ją wbrew jej woli,
który najprawdopodobniej nie będzie inwestował w jej dzieci i który przekaże jej potomstwu
geny gorsze od genów partnera, jakiego sama by wybrała. Zgwałconej kobiecie grozi, że
zostanie obwiniona, ukarana lub porzucona przez stałego partnera, który może podejrzewać,
iż rzekomy gwałt był w rzeczywistości dobrowolnym aktem seksualnym albo że kobieta w
jakiś sposób sprowokowała sprawcę. Dramatyczną ilustrację ponoszonych przez ofiarę
kosztów gwałtu stanowi przypadek, który wydarzył się niedawno w Pakistanie:
Zafran Bibi, 26-letnia religijna muzułmanka mieszkająca w Pakistanie, została
skazana na śmierć przez ukamienowanie. Oskarżono ją o zdradę - przestępstwo, za które,
zgodnie z prawem islamu, wymierza się karę śmierci. Dowód: dziecko urodzone ponad rok po
tym, jak opuścił ją mąż, z którym jednak nie była jeszcze rozwiedziona. To nie była zwyczajna
zdrada. Zafran Bibi zeznała, że została zgwałcona przez szwagra. Jednak nie miało to
znaczenia. Według sędziego narodziny nieślubnego dziecka dowodziły małżeńskiej zdrady. Jej
zeznanie, że została zgwałcona przez szwagra, było równoznaczne z przyznaniem się do winy
(Mydans, 2002).
Zgwałcone kobiety doświadczają psychicznego cierpienia. Przeżywają strach,
upokorzenie, wstyd, lęk, przygnębienie, gniew i wściekłość. Czują się winne, wykorzystane,
zbezczeszczone i zbrukane. Kobiety spostrzegają wymuszony seks jako bardziej bolesny niż
którakolwiek z przynajmniej stu czterdziestu siedmiu innych krzywd, jakie mężczyzna może
im wyrządzić, bardziej bolesny niż brutalne (lecz pozbawione seksualnych motywów) pobicie
(Buss, 1989). Zgwałcone kobiety cierpią jeszcze długo po tym dramatycznym zdarzeniu.
Niektóre ofiary boją się wychodzić z domu, unikają kontaktów z mężczyznami, izolują się
społecznie i żyją w emocjonalnym więzieniu, nie mając nadziei na szybkie ułaskawienie.
Oprócz psychicznej udręki, ofiary ponoszą także poważne społeczne konsekwencje
gwałtu. Jak ilustruje przypadek Zafran Bibi, czasami zgwałcone kobiety obarcza się
odpowiedzialnością za popełnione na nich przestępstwo. Tracą dobrą opinię, stają się mniej
atrakcyjne na matrymonialnym rynku, mogą być odrzucane lub bojkotowane przez krewnych
za to, że okryły rodzinę niesławą. Czasami spotykają się z ostracyzmem społecznym.
Niezależnie od tego, jakie są przyczyny gwałtu, nikt poza zupełnymi ignorantami i osobami
nieczułymi na cierpienie innych nie może wątpić w to, że gwałciciel wyrządza ofierze
straszliwą krzywdę.
Biorąc pod uwagę owe często katastrofalne koszty, jeśli gwałty zdarzały się od
początku istnienia naszego gatunku, to zgodnie z ewolucyjną logiką selekcja powinna
wytworzyć w kobietach mechanizmy obronne umożliwiające przeciw-działanie im. Ta
kwestia jest czymś innym niż pytanie o to, czy w toku ewolucji u mężczyzn powstały
strategie adaptacyjne związane z gwałtem. \J kobiet mogły się rozwinąć adaptacje
przeciwdziałające gwałtowi, nawet jeśli jest on wyłącznie produktem ubocznym zupełnie
innych mechanizmów. Nie dysponujemy nagraniami wideo z zamierzchłej przeszłości
naszego gatunku, zatem nigdy nie będziemy mogli ustalić z całą pewnością, czy gwałty
zdarzały się wystarczająco często, aby spowodować powstanie u kobiet przeciwdziałających
im mechanizmów psychicznych. Możemy jednak zgromadzić dostępne dane historyczne i
międzykulturowe, aby na ich podstawie wysnuć uzasadnione przypuszczenia. Sięgająca
czasów biblijnych spisana historia ludzkości pełna jest scen gwałtu, a nawet zawiera opisy
sprecyzowanych przez przywódców religijnych warunków, w których mężczyzna ma prawo
posiąść kobietę siłą. Na przykład mędrcy z dzieł Majmonidesa udzielają takiego napomnienia:
Żołnierz walczący w armii najeźdźcy może współżyć z wziętą do niewoli kobietą, jeśli
ogarnie go niepohamowana namiętność (...), [jednak] nie wolno mu współżyć z nią po raz
drugi zanim ją poślubi. (...) Współżycie jest dozwolone wyłącznie w czasie, kiedy kobieta
przebywa w niewoli (...), nie wolno mu zmuszać jej do stosunku na otwartej przestrzeni pola
bitwy (...), musi zabrać ją w ustronne miejsce i dopiero tam może z nią współżyć.
Chociaż nie przeprowadzono systematycznych międzykulturowych badań nad
występowaniem i częstością gwałtu w tradycyjnych społeczeństwach, to nieformalny
przegląd opublikowanych prac etnograficznych wykazuje, że w wielu z nich dochodzi do
wymuszonego seksu. Międzykulturowe dane etnograficzne są pełne opisów przypadków
gwałtu, od amazońskich Indian w Brazylii po bardziej pokojowy lud!Kung San z Botswany.
Malezyjski lud Semai padał często ofiarą malajskich najeźdźców, którzy urządzali zasadzki,
zabijali mężczyzn i brali siłą kobiety (Gilmore, 1990). Amazońskie ludy badane przez
Thomasa Gregora używały odrębnych terminów odnoszących się do gwałtu - antapal - oraz
gwałtu zbiorowego - aintyawakakinapai. Gwałty wojenne zdarzają się przynajmniej od
czasów, kiedy zaczęto spisywać dzieje ludów, co obszernie udokumentowała Susan
Brownmiller w klasycznej rozprawie Against Our Will („Wbrew naszej woli”). Ponad 800 lat
temu Czyngis-chan z wyraźną lubością opisywał przyjemność, jaką daje mężczyźnie gwałt:
Największą rozkoszą jest pokonać wrogów, przepędzić ich przed sobą, ograbić ich z
majątku, ujrzeć ich bliskich zalanych łzami, ujeżdżać ich konie oraz sypiać na białych
brzuchach ich żon i córek (Royle, 1989).
Antropolog ewolucyjna Barbara Smuts w taki sposób podsumowuje dane pochodzące
z badań międzykulturowych: „Chociaż powszechność stosowania przez mężczyzn przemocy
wobec kobiet jest różna w różnych zakątkach świata, to badania międzykulturowe wskazują
na to, że społeczeństwa, w których mężczyźni rzadko napastują lub gwałcą kobiety, stanowią
wyjątek, a nie normę” (Smuts, 1992, s. 1).
Ewolucjoniści, tacy jak Tara Chavanne, Gordon Gallup, Patricia Gowaty, Sarah
Mesnick, Craig Palmer, Sandra Petralia, Barbara Smuts, Nancy Thornhill, Randy Thornhill i
Margo Wilson, jako pierwsi wymienili hipotetyczne ewolucyjne mechanizmy obronne
przeciwko gwałtowi. Do owych hipotetycznych strategii adaptacyjnych należą:
Psychiczne cierpienie wywołane gwałtem, które motywuje kobietę do unikania go w
przyszłości.
Zawieranie
obronnych
przymierzy
z
mężczyznami,
którzy
pełnią
funkcję
„wyjątkowych przyjaciół”.
Zawieranie obronnych sojuszy z innymi kobietami.
Swoiste obawy motywujące kobietę do unikania sytuacji, w których mógłby jej grozić
gwałt.
Rezygnacja z ryzykownych zachowań w fazie owulacji, zmniejszająca możliwość
seksualnej napaści w okresie, kiedy istnieje największe prawdopodobieństwo zajścia w ciążę.
Pierwsze dane sugerujące, że w toku ewolucji u kobiet mogły się wytworzyć
adaptacyjne strategie przeciwdziałania gwałtowi, pochodzą z dwóch badań, w których
dokonano analizy rozkładu liczby gwałtów w zależności od fazy cyklu menstruacyjnego
zgwałconych kobiet. W badaniu, w którym uczestniczyło siedemset osiemdziesiąt pięć ofiar
gwałtu, proporcjonalnie mniej kobiet zostało zgwałconych w środkowej części cyklu,
zdefiniowanej jako okres od dziesiątego do dwudziestego drugiego dnia (warto zauważyć, że
był to niefortunnie szeroki, a tym samym zbyt nieprecyzyjnie określony przedział) (Rogel,
1976). Inne badanie wykazało, że kobiety w fazie owulacji rzadziej niż kobiety w innych
fazach cyklu menstruacyjnego padają ofiarą napaści seksualnych (Morgan, 1981). Aby ustalić
możliwe przyczyny tych wyników, Tara Chavanne i Gordon Gallup zbadali skłonność do
podejmowania ryzyka wśród trzystu studentek pierwszych lat studiów (Chavanne, Gallup,
1998). Badane kobiety zaznaczały, czy podejmowały każdą z osiemnastu czynności
różniących się poziomem związanego z nimi ryzyka narażenia się na napaść seksualną.
Pójście do kościoła i oglądanie telewizji były przykładami czynności niskiego ryzyka,
podczas gdy wizyta w barze i samotny spacer po słabo oświetlonym terenie były przykładami
zachowań wysokiego ryzyka.
W wypadku kobiet, które przyjmowały tabletki antykoncepcyjne, Chavanne i Gallup
nie wykazali wpływu fazy cyklu menstruacyjnego na skłonność do podejmowania ryzyka.
Jednakże wśród badanych, które nie przyjmowały doustnych środków antykoncepcyjnych,
kobiety w fazie owulacji podejmowały ryzykowne zachowania zdecydowanie rzadziej niż te
w mniej płodnych fazach cyklu. Zdaniem autorów tego badania unikanie ryzyka jest
najprawdopodobniej adaptacyjną strategią przeciwdziałania gwałtom. Chavanne i Gallup
przekonująco wykluczają kilka innych możliwych wyjaśnień tego zjawiska. Na przykład,
osłabienie skłonności do podejmowania ryzyka nie jest odzwierciedleniem ograniczenia
seksualnej dostępności kobiet w fazie owulacji. Przeciwnie, w kontekście dobrowolnych
kontaktów seksualnych kobiety są zwykle najbardziej dostępne seksualnie właśnie w
środkowej części cyklu. Unikania ryzyka w fazie owulacji nie można też przypisać obniżeniu
poziomu ogólnej aktywności, ponieważ rejestrowany przy użyciu krokomierza poziom
aktywności kobiety zwykle wzrasta w środkowej części cyklu menstruacyjnego (Morris,
Udry, 1970). Podsumowując, wydaje się, że owulujące kobiety unikają zachowań, które
narażałyby je na podwyższone ryzyko gwałtu, co sugeruje, iż u kobiet mogła się wykształcić
adaptacyjna strategia przeciwdziałania gwałtowi, polegająca na wyspecjalizowanym unikaniu
ryzyka.
Wiele kobiet rutynowo podejmuje działania służące unikaniu ryzyka, żeby nie narażać
się na niebezpieczeństwo.
* Przegląd i wnioski z badań zob. w: Hickman i Muehlenhard (1997).
Jedno z badań, w którym uczestniczyły mieszkanki dużego miasta, wykazało, że 41%
kobiet stosuje „taktykę izolacji” - na przykład nie wychodzi samotnie na ulicę późnym
wieczorem, a 71% „taktykę ulicznego sprytu” - na przykład nosi wygodne buty, które w razie
ataku umożliwiają szybką ucieczkę. Inne badanie przeprowadzone w Seattle ujawniło, że 67%
kobiet unikało pewnych, szczególnie niebezpiecznych zakątków miasta, 42% nie wychodziło
samotnie z domu, a 27% nie otwierało drzwi niepożądanym gościom. Badanie
przeprowadzone w Grecji wykazało, że 71% kobiet unikało samotnych nocnych spacerów, a
78% nie zapuszczało się w niebezpieczne rejony miasta. Kobiety zachowują także ostrożność
w obecności mężczyzn, którzy dużo mówią o seksie, mężczyzn skłonnych do agresji
seksualnej oraz takich, którzy są znani z tego, że sypiają z wieloma kobietami. Kobiety
wybierają miejsca publiczne na randki z mężczyznami, których nie znają zbyt dobrze. Celowo
unikają wysyłania pewnym mężczyznom dwuznacznych sygnałów seksualnych. Czasami
noszą ze sobą gaz łzawiący, gwizdek albo broń. Zdarza się też, że ograniczają ilość alkoholu
spożywanego w towarzystwie mężczyzn, których nie znają zbyt dobrze (Hickman,
Muehlenhard, 1997).
Owe strategie unikania ryzyka mogą być wyuczonymi środkami ostrożności, podobnie
jak instalowanie w domu alarmu przeciw włamywaczom po przeczytaniu informacji o dużej
liczbie włamań w okolicy. Unikanie ryzyka może też wynikać ze szczególnego strachu przed
gwałtem - czyli drugiej adaptacyjnej strategii przeciwdziałania gwałtom, która skłania kobiety
do unikania warunków sprzyjających napaściom seksualnym. Na istnienie owego
szczególnego strachu wskazuje silna dodatnia korelacja między wyrażaną przez kobiety
obawą przed gwałtem a podejmowanymi przez nie środkami ostrożności, które mają je
uchronić przed tym traumatycznym doświadczeniem (Hickman, Muehlenhard, 1997).
Kobiety, które bardzo obawiają się gwałtu, częściej niż inne unikają przebywania sam na sam
z mężczyznami, których nie znają zbyt dobrze, odrzucają składane przez nieznajomych
propozycje podwiezienia, wychodzą, kiedy w zachowaniu mężczyzny zaczyna się ujawniać
zbyt silny podtekst seksualny, unikają samotnego wychodzenia z domu i zachowują
ostrożność, pijąc alkohol. Badanie przeprowadzone w Nowej Zelandii wykazało, że młode
kobiety odczuwają silniejszy strach przed napaścią seksualną niż kobiety starsze, które
obawiały się raczej rabunku lub włamania niż gwałtu (Pawson, Banks, 1993). Kobiety
mieszkające w okolicach, w których gwałty zdarzają się stosunkowo często, ujawniają
silniejszy strach niż te, które zamieszkują bezpieczniejsze miejsca. Oczywiście te badania nie
mogą udzielić odpowiedzi na pytanie, czy w toku ewolucji u kobiet wytworzył się szczególny
strach przed gwałtem, uzależniony od ich wieku i stopnia, w jakim są narażone na napaść
seksualną, czy też owe obawy są przejawem bardziej ogólnych mechanizmów, takich jak
racjonalna ocena niebezpieczeństwa połączona z typowymi dla wszystkich ludzi
mechanizmami strachu.
Psycholożki Susan Hickman i Charlene Muehlenhard odkryły, że kobiety bardziej się
boją, iż zostaną zgwałcone przez obcych niż przez znajomych mężczyzn. Ta różnica ujawniła
się mimo tego, że w rzeczywistości sprawcami gwałtu rzadko bywają nieznajomi. Obcy
sprawcy popełniają tylko 10-20% wszystkich gwałtów, podczas gdy gwałty dokonywane
przez znajomych mężczyzn są znacznie częstsze i stanowią 80-90% tego rodzaju przestępstw
(Hickman, Muehlenhard, 1997). Hickman i Muehlenhard wyciągają stąd wniosek, że obawy
kobiet są nieadekwatne do rzeczywistych zagrożeń związanych z gwałtem. Zgodnie z inną
interpretacją obawy kobiet są po prostu skuteczne. Strach przed obcymi motywuje do
zachowywania środków ostrożności, co sprawia, że gwałty dokonywane przez nieznajomych
sprawców zdarzają się rzadziej, niż gdyby kobiety nie czuły tych funkcjonalnych obaw. W
tym ujęciu kobiecy strach przed obcymi jest użyteczny w zapobieganiu gwałtom.
Sarah Mesnick i Margo Wilson badały trzecią z hipotetycznych adaptacyjnych
strategii przeciwdziałania gwałtom, którą nazwały hipotezą ochroniarza. Zgodnie z tą
hipotezą kobiety budują stałe heteroseksualne związki z mężczyznami między innymi po to,
żeby zmniejszyć ryzyko seksualnej agresji ze strony innych mężczyzn (Wilson, Mesnick,
1997). Według hipotezy ochroniarza w sytuacjach, w których kobietom grozi agresja
seksualna, najbardziej powinni je pociągać postawni i społecznie dominujący mężczyźni. Aby
to zweryfikować, Wislon i Mesnick zbadały 12 252 kobiety, przy czym specjalnie
przeszkolony żeński zespół badawczy przeprowadził z każdą z badanych wywiad
telefoniczny. Fragment wywiadu dotyczący napaści seksualnej rozpoczynał się od pytania:
„Czy kiedykolwiek zdarzyło się, że nieznajomy mężczyzna zmusił lub próbował panią zmusić
do jakiejkolwiek aktywności seksualnej, grożąc, przytrzymując siłą lub zadając ból?”.
Kolejne pytania dotyczyły niepożądanego dotyku o charakterze seksualnym: „[Pomijając
zdarzenie, o którym właśnie mi pani opowiedziała], czy kiedykolwiek zdarzyło się, że
nieznajomy mężczyzna dotykał panią wbrew pani woli, przy czym był to dotyk o seksualnym
charakterze, taki jak niepożądane głaskanie, chwytanie, pocałunki lub pieszczoty?” (Wilson,
Mesnick, 1997, s. 507). Analizy statystyczne skupiły się na napaściach seksualnych, do
których doszło w ciągu dwunastu miesięcy poprzedzających wywiad, oraz nie dotyczyły
seksualnego napastowania ze strony stałych partnerów badanych kobiet.
Czterysta dziesięć niezamężnych kobiet i dwieście pięćdziesiąt osiem mężatek
stwierdziło, że doświadczyło przynajmniej jednej z form seksualnego napastowania. Stan
cywilny okazał się wywierać decydujący wpływ na stopień, w jakim badane kobiety były
narażone na seksualną agresję. Wśród kobiet z najmłodszego przedziału wiekowego (od
osiemnastu do dwudziestu czterech lat) ofiarą seksualnej napaści ze strony nieznajomego
padło osiemnaście na sto niezamężnych kobiet i tylko siedem na sto mężatek. Zdaniem
Mesnick i Wilson te wyniki potwierdzają słuszność hipotezy ochroniarza, chociaż badaczki
przyznają, że nie ustaliły, jakie mechanizmy przyczynowe sprawiają, iż mężatki rzadziej
padają ofiarą gwałtów niż niezamężne kobiety w tym samym wieku. Mniejsza częstość
gwałtów wśród zamężnych kobiet (w porównaniu z ich niezamężnymi rówieśnicami) może
odzwierciedlać różnice w stylu życia - być może samotne kobiety spędzają więcej czasu w
miejscach publicznych niż w domach, co naraża je na ataki gwałcicieli. Zaobserwowane
zjawisko może też odzwierciedlać indywidualne różnice w strategiach łączenia się w pary być może samotne kobiety częściej niż mężatki poszukują przelotnych kontaktów
seksualnych, wskutek czego częściej znajdują się w sytuacjach, w których są bardziej
narażone na przymus seksualny. Wreszcie, różnica w częstości gwałtów może odzwierciedlać
odstraszający wpływ mężów na potencjalnych gwałcicieli, jak sugeruje to hipoteza
ochroniarza. Tę hipotezę z pewnością trzeba poddać bardziej bezpośredniej weryfikacji: czy
kobiety szczególnie często wybierają postawnych, silnych mężczyzn, kiedy żyją w warunkach
społecznych wskazujących na stosunkowo wysokie ryzyko gwałtu? Czy kobiety, które mają
takich partnerów, rzadziej padają ofiarą gwałtu?
Czwartą z hipotetycznych adaptacyjnych strategii zapobiegania gwałtowi jest
wyspecjalizowane psychiczne cierpienie, omówione w książce Thornhilla i Pal-mera. Zgodnie
z tą hipotezą, psychiczna trauma, jakiej doświadczają zgwałcone kobiety, motywuje je do
unikania podobnych zdarzeń w przyszłości. Dane odnoszące się do tej hipotezy pochodzą z
badania, które jakoby dowodzi, że największego cierpienia i najsilniejszej psychicznej traumy
doświadczają wskutek gwałtu (a) młode i płodne kobiety, a nie niedojrzałe dziewczęta bądź
kobiety, które utraciły już zdolności rozrodcze, (b) mężatki, a nie kobiety stanu wolnego, oraz
(c) ofiary gwałtu pochwowego, a nie kobiety, na których dopuszczono się gwałtu oralnego lub
analnego. Ponadto (d) kobiety, które wskutek gwałtu noszą na ciele najbardziej widoczne
oznaki
fizycznej
przemocy,
doświadczają
najsłabszego
psychicznego
cierpienia,
przypuszczalnie dlatego, że najrzadziej obwinia się je lub podejrzewa o „współudział” w
gwałcie. Zwolennicy hipotezy psychicznego cierpienia mogliby dodać jeszcze jedno
przewidywanie: (e) kobiety zgwałcone przez mężczyzn o niskiej wartości matrymonialnej
(np. nieatrakcyjnych fizycznie, o niskim statusie społeczno-ekonomicznym) powinny
doświadczać silniejszej psychicznej traumy niż ofiary gwałcicieli o wyższej wartości (np.
bardziej atrakcyjnych fizycznie, o wyższym statusie).
Biolog Jerry Coyne, jeden z najsurowszych krytyków książki Thornhilla i Palmera,
twierdzi, że dowody słuszności hipotezy cierpienia są znacznie słabsze, niż to sugerują jej
autorzy.
* Coyne (2000). Chociaż recenzja Coyne’a zwraca uwagę na pewne słabości książki
Thornhilla i Palmera, to jej istotną wadą są częste uwagi ad homonim oraz głębokie
teoretyczne niezrozumienie logiki psychologii ewolucyjnej.
Coyne słusznie kwestionuje wątpliwą metodologię badania, na które powołują się
Thornhill i Palmer - na przykład dziewczynkom poniżej dwunastego roku życia w
odpowiadaniu na pytania dotyczące cierpienia i traumy pomagali opiekunowie, co sprawia, że
ich odpowiedzi nie można porównywać z odpowiedziami kobiet, które bezpośrednio
ujawniały swoje stany psychiczne. Ponadto, nie zaobserwowano istotnych statystycznie
różnic między kobietami w wieku rozrodczym i tych, które utraciły już zdolności rozrodcze,
co jest sprzeczne z omawianą hipotezą.
Niezależnie od kwestii, wokół których toczą się teoretyczne i empiryczne spory, jeden
wniosek nie budzi najmniejszych wątpliwości: dotąd nie zgromadzono przekonujących
danych empirycznych dotyczących specyfiki kobiecych mechanizmów obrony przed
gwałtem. Należy jak najszybciej przeprowadzić badania nad kobiecymi strategiami
przeciwdziałania seksualnej przemocy oraz nad ich względną skutecznością, bez względu na
to,
czy
ostatecznie
takie
strategie
okażą
się
wyspecjalizowanymi,
ewolucyjnie
ukształtowanymi
adaptacjami,
czy
też
produktami
ubocznymi
bardziej
ogólnych
mechanizmów poznawczych i emocjonalnych.
Zniekształcenia poznawcze w odczytywaniu stanów umysłu związanych z seksem
Żyjemy w bardzo niepewnym świecie społecznym. Musimy się domyślać intencji i
stanów emocjonalnych innych ludzi. Jak bardzo ona go pociąga? Jak bardzo ta kobieta jest
mu oddana? Czy ten uśmiech sygnalizuje seksualne zainteresowanie, czy tylko życzliwość?
Niektóre stany, takie jak niegasnąca namiętność do innej osoby, bywają celowo skrywane, co
sprawia, że niepewność wzrasta, a przypuszczenia stają się jeszcze bardziej wątpliwe.
Jesteśmy zmuszeni do wyciągania wniosków na temat zamiarów i skrywanych postępków
innych na podstawie całej masy nieuporządkowanych wskazówek, które tylko z pewnym
prawdopodobieństwem sugerują, że te zdarzenia mogły mieć miejsce. Na przykład
niewyjaśniony zapach perfum na ubraniu stałego partnera może sygnalizować zdradę lub
niewinne przejęcie cudzej woni w trakcie przypadkowej rozmowy.
Odczytując stany umysłu innych ludzi, można popełnić dwa rodzaje błędów. Po
pierwsze, można doszukać się u drugiej osoby nieistniejącego stanu psychicznego, na
przykład dostrzec u niej zainteresowanie seksualne, którego w rzeczywistości nie ma. Po
drugie, można przeoczyć rzeczywisty stan psychiczny drugiej osoby, na przykład nie
zauważać
jej
gorących,
romantycznych
uczuć.
Zgodnie
z
nowym
podejściem,
zaproponowanym przez psycholog ewolucyjną Martie Haselton i określanym mianem teorii
zarządzania błędami, jest wysoce nieprawdopodobne, że zyski i straty wynikające z obu
rodzajów błędów są za każdym razem takie same (Haselton, Buss, 2000; Haselton, w druku;
Haselton, Buss, w druku). Intuicyjnie rozumiemy tę ideę poprzez analogię do alarmów
przeciwpożarowych, które zwykle reguluje się tak, żeby reagowały na najmniejsze stężenie
dymu. Koszty zdarzających się sporadycznie fałszywych alarmów są minimalne w
porównaniu z katastrofalnymi skutkami ewentualnego niewykrycia prawdziwego pożaru.
Teoria zarządzania błędami rozszerza ten sposób rozumowania na zyski i straty w kontekście
ewolucyjnego przystosowania, a w szczególności na odczytywanie związanych z seksem
stanów umysłu przedstawicieli płci przeciwnej.
Zgodnie z teorią zarządzania błędami, powtarzający się w toku ewolucji asymetryczny
rozkład zysków i strat wynikających z różnych wniosków na temat stanów umysłu innych
wytworzył selekcyjne naciski, które doprowadziły do powstania możliwych do przewidzenia
zniekształceń poznawczych. Teoria zarządzania błędami głosi, że podobnie jak alarmy
przeciwpożarowe są uregulowane „tendencyjnie” - tak, aby liczba fałszywych alarmów
przewyższała liczbę „przeoczeń”, tak ukształtowane w toku ewolucji mechanizmy
odczytywania stanów umysłu powinny być tendencyjne w tym sensie, że generują więcej
błędnych wniosków jednego niż innego rodzaju. Wraz z Martie Haselton zbadaliśmy dwa z
potencjalnych zniekształceń mechanizmów odczytywania stanów umysłu. Pierwszym z nich
jest błąd seksualnej nadpercepcji, który polega na tym, że mężczyźni odczytują stany umysłu
kobiet tendencyjnie tak, aby zminimalizować koszty przeoczenia seksualnych okazji. Teoria
zarządzania błędami w przekonujący sposób wyjaśnia, dlaczego mężczyzna tak często nabiera
błędnego przekonania, iż kobieta jest nim seksualnie zainteresowana, tylko dlatego, że się do
niego uśmiechnęła, dotknęła jego ramienia lub przypadkowo wpadła na drinka do pobliskiego
baru (zob. rozdział czwarty).
Drugim zniekształceniem jest występujący u kobiet błąd sceptycyzmu wobec
zaangażowania partnera. Zgodnie z tą hipotezą, w toku ewolucji u kobiet wytworzyło się
zniekształcenie procesu wnioskowania, które doprowadza do niedoceniania rzeczywistego
uczuciowego zaangażowania mężczyzny na początku znajomości. To zniekształcenie służy
minimalizowaniu kosztów seksualnego uwiedzenia kobiety przez mężczyznę, który udaje
zaangażowanie, poszukując przelotnych kontaktów seksualnych. Na przykład, kiedy
mężczyzna daje kobiecie kwiaty lub prezenty, zwykle ocenia ona stopień, w jakim te
podarunki oznaczają jego zaangażowanie, niżej niż „obiektywni” obserwatorzy z zewnątrz.
Oczywiście, kobiecy sceptycyzm wobec zaangażowania mężczyzny opiera się na solidnych
przesłankach. Mężczyźni poszukujący przelotnych przygód seksualnych często starają się
oszukiwać kobiety co do swojego zaangażowania, statusu społecznego, a nawet miłości do
dzieci, a kobiety zwykle zdają sobie sprawę z tego rodzaju wybiegów (Keenan, Gallup,
Goulet, Kulkarni, 1997).
Trzecie zniekształcenie wiąże się z zazdrością seksualną - są to błędne wnioski na
temat niewierności partnera (Buss, 2000, 2001). Zdarza się, że przedstawiciele obu płci żywią
mylne podejrzenia, iż partner ich zdradza, podczas gdy w rzeczywistości druga osoba jest
wzorem wierności. To zniekształcenie aktywizuje się w sytuacjach, które od zamierzchłych
czasów wiążą się z niewiernością - kiedy partner nie osiąga seksualnego zadowolenia, w
wypadku nagłego spadku popędu seksualnego lub w sytuacji rosnącej rozbieżności między
wartością seksualną obojga partnerów.
Teoria zarządzania błędami oferuje nam świeże spojrzenie na problemy doboru
seksualnego ludzi, sugerując, że niektóre rodzaje błędów poznawczych są raczej użytecznymi
adaptacjami niż rzeczywistymi usterkami naszej psychicznej maszynerii. Teoria ta dostarcza
nam także nowych wyjaśnień genezy pewnych typów konfliktów miedzy mężczyznami i
kobietami - sugerując, na przykład, że męski błąd seksualnej nadpercepcji doprowadza do
niepożądanych seksualnych zalotów. Wiedza na temat tych zniekształceń oraz znajomość
zasad ewolucyjnej logiki, zgodnie z którą powstały, może pomóc mężczyznom i kobietom w
trafniejszym odczytywaniu „seksualnych stanów umysłu” drugiej płci.
Inne tajemnice
Kilka innych tajemnic doboru seksualnego ludzi nadal czeka na rozwiązanie. Czy
mężczyźni mają ewolucyjnie ukształtowane adaptacje służące rywalizacji spermatycznej?
Pewien projekt badawczy nie przyniósł potwierdzenia istnienia tak zwanej „spermy
kamikadze”, która - jak głosi hipoteza - niszczy spermę innych mężczyzn (Moore, Martin,
Birkhead, 1999). Jednak wyniki innych badań wskazują - przynajmniej na poziomie
psychologicznym - na istnienie hipotetycznych adaptacyjnych mechanizmów rywalizacji
spermatycznej. Na przykład, Todd Shackelford odkrył, że wraz z wydłużaniem się czasu
rozłąki - co stwarzało potencjalnym rywalom możliwość wprowadzenia własnej spermy w
drogi rodne „niepilnowanej” kobiety - mężczyźni uważali swoje partnerki za bardziej
atrakcyjne seksualnie i odczuwali silniejsze pragnienie natychmiastowego odbycia z nimi
stosunku seksualnego (Shackelford, LeBlanc, Weekes-Shackelford, Bleske-Rechek, Euler,
Hoier, 2002). To zjawisko było funkcją czasu spędzonego z dala od partnerki, nawet kiedy
kontrolowano statystycznie czas, jaki upłynął od ostatniego współżycia. Biorąc pod uwagę
fakt, że - jak wiadomo - kobiety dość często nawiązują romanse poza stałymi związkami,
można się spodziewać większej niż dotąd liczby badań nad możliwymi adaptacyjnymi
mechanizmami
rywalizacji
spermatycznej,
zarówno
natury
fizjologicznej,
jak
i
psychologicznej.
Dobór seksualny nie jest uwarunkowany wyłącznie pragnieniami, pewną rolę
odgrywają w nim również nasze awersje. Chociaż książka ta skupia się przede wszystkim na
ewolucji pożądania, to warto się zastanowić nad świetnym przykładem braku pożądania unikaniem kazirodztwa, które jest wynikiem braku pociągu seksualnego do genetycznych
krewnych. Po raz pierwszy zwrócił na to uwagę socjolog Edward Westermarck w swojej
klasycznej rozprawie The History of Human Mating („Historia ludzkiego doboru
seksualnego”) (Westermarck, 1891). Od tego czasu seksualna awersja genetycznych
krewnych jest nazywana „efektem Westermarcka”. Być może ta obserwowana niemal na
całym świecie awersja powstała pod wpływem dwóch czynników selekcyjnych - kosztów
endogamii oraz korzyści wynikających z egzogamii. Wskutek endogamii rodzą się dzieci
posiadające pary szkodliwych genów recesywnych, odpowiedzialnych za obniżony poziom
inteligencji oraz częstsze występowanie wad wrodzonych. Egzogamia, która doprowadza do
większej genetycznej różnorodności potomstwa, może ułatwiać zwalczanie pasożytów i
unikanie czynników patogenetycznych (Hamilton, 1982).
Obszerny materiał empiryczny przemawia za słusznością hipotezy, że ludzie nie tylko
nie uważają bliskich genetycznych krewnych za atrakcyjnych seksualnie, ale także czują do
nich seksualną niechęć, a nawet odczuwają emocjonalny wstręt, kiedy zmusi się ich do
wyobrażenia sobie, że współżyją seksualnie z blisko spokrewnioną osobą (Lieberman, 2002).
Badania przeprowadzone w Chinach, Izraelu i Ameryce Północnej dowiodły ponad wszelką
wątpliwość, że dorastanie w bezpośredniej bliskości z inną osobą hamuje pociąg seksualny do
tej osoby. Badania przeprowadzone niedawno przez psychologów ewolucyjnych, Irene Bevc
oraz Irwina Silvermana wykazały, że wzajemna seksualna niechęć odczuwana przez
rodzeństwo, które razem dorastało, dotyczy przede wszystkim stosunku genitalnego, czyli
aktu, który wiąże się ze szczególnie wysokim ryzykiem poniesienia kosztów endogamii i
utraty korzyści wynikających z egzogamii (Bevc, Silverman, 2000). Autorzy przyszłych
badań skupią się zapewne na poznaniu konkretnych mechanizmów unikania kazirodztwa,
takich jak wdrukowanie węchowe czy narzędzia wykrywania pokrewieństwa, a także na
potencjalnie katastrofalnych genetycznych i psychicznych konsekwencjach naruszenia tabu
kazirodztwa (Schneider, Hendrix, 2000; Immerman, Mackey, 1997).
Kolejna tajemnica dotyczy psychologicznych aspektów wartości matrymonialnej.
Wyniki wielu współczesnych badań sugerują, że mężczyźni i kobiety o większej ogólnej
atrakcyjności są bardziej wybredni i narzucają wyższe standardy wyboru partnera niż osoby
mniej atrakcyjne (Pawlowski, Dunbar, 1999). Psycholog ewolucyjny Norman Li opracował
pomysłową metodę „alokacji środków”, za pomocą której można różnicować liczbę
„matrymonialnych dolarów”, którymi dysponuje każda z osób. Innymi słowy, Li różnicuje
(chociaż w sztuczny sposób) poziom ogólnej atrakcyjności (Li, Bailey, w druku). Kiedy dana
osoba dysponuje niewielkim „budżetem matrymonialnym”, czyli jej poziom ogólnej
atrakcyjności jest stosunkowo niski, to zwykle poszukuje u potencjalnego partnera cech, które
Li nazywa „artykułami pierwszej potrzeby” łączenia się w pary. Jeśli chodzi o upodobania
kobiet, listę artykułów pierwszej potrzeby otwierają inteligencja, zasoby finansowe, etyka
pracy oraz poczucie humoru. Dla mężczyzn takim niezbędnym artykułem jest atrakcyjność
fizyczna. W miarę, jak budżet matrymonialny rośnie, czyli wzrasta ogólna atrakcyjność danej
osoby, coraz bardziej liczą się „dobra luksusowe” doboru seksualnego. Po osiągnięciu
określonego poziomu zaopatrzenia w artykuły pierwszej potrzeby, takie jak inteligencja,
atrakcyjność fizyczna czy zasoby finansowe, ludzie wydają „nadwyżkowe” matrymonialne
dolary na pozyskanie partnerów, którzy są szczególnie twórczy lub mają interesującą
osobowość.
Znamy już dość oczywiste implikacje indywidualnych różnic w wartości
matrymonialnej. Osoby o najwyższej wartości mogą być bardziej wymagające i jest im
łatwiej stosować preferowane przez siebie strategie seksualne. Ludzie o przeciętnej wartości
matrymonialnej mają dostęp do wielu potencjalnych partnerów, jednak muszą się zadowolić
mniej atrakcyjnymi kandydatami niż poprzednia grupa. Przyszłe badania skupią się zapewne
na bardziej subtelnych implikacjach wartości matrymonialnej. Czy wartość matrymonialna
kobiety zmienia się w przewidywalny sposób jako funkcja jej cyklu owulacyjnego, osiągając
szczyt w okolicach owulacji i spadając po jej zakończeniu? Czy kobiety ujawniają większą
miesięczną zmienność wartości matrymonialnej niż mężczyźni (co odpowiada intuicyjnemu
rozróżnieniu między dniami, w które włosy od samego rana wyglądają znakomicie, a dniami,
w które nie sposób ułożyć dobrej fryzury), ponieważ w fazie owulacji ich wartość
reprodukcyjna jest wyższa niż w jakimkolwiek innym momencie cyklu? Czy u mężczyzn
obserwuje się w dłuższej perspektywie czasowej bardziej dramatyczne wahania wartości
matrymonialnej, wynikające z ich spektakularnych publicznych sukcesów bądź przypadków
nagłego obniżenia statusu społecznego? Jak owe dzienne, miesięczne i długoterminowe
wahania wpływają na równowagę sił i uczucie miłości między partnerami w intymnych
związkach oraz ich seksualne fantazje na temat innych? Te pytania domagają się wnikliwych
badań, a w ciągu następnych dziesięciu lat z pewnością poznamy odpowiedzi na większość z
nich.
Doniosłe znaczenie doboru seksualnego w życiu społecznym
Drogą selekcji naturalnej ewolucja ukształtowała mechanizmy doboru seksualnego,
które są być może bardziej złożone, misterne i tajemnicze niż jakiekolwiek inne organiczne
narzędzia. Pragnienie znalezienia odpowiedniego partnera kryje się niemal we wszystkim, co
robimy, od budowania przyjaźni po deprecjonowanie rywali, od dążenia do zyskania prestiżu
po motywację do popełnienia morderstwa. Ewolucja języka wiąże się z doskonaleniem
sygnałów werbalnych, które wykorzystuje się do przyciągania potencjalnych partnerów,
wyrażania nastroju, zalotów oraz seksualnych plotek. Polowanie na duże zwierzęta oraz
niezbędna do tego fizyczna i psychiczna siła wyposażały mężczyzn w dodatkowe atuty, a tym
samym umożliwiały im skuteczniejsze zaloty. Zjawisko wojny powstało w toku ewolucji
między innymi wskutek nieustannego poszukiwania partnerek oraz zasobów niezbędnych do
ich zdobycia i utrzymania. Być może nawet twórcze przejawy kultury (np. dzieła sztuki)
miały sygnalizować potencjalnym partnerkom genetyczne dostosowanie ich twórców (Miller,
2000). Nasza anatomia, fizjologia, psychologia i kulturowe tradycje zostały misternie
wyrzeźbione przez godowe sukcesy i porażki naszych człekokształtnych przodków.
Żadne związki społeczne nie są wolne od wszechobecnego wpływu doboru
seksualnego. Mężczyźni błędnie interpretują uśmiechy kobiet, żeby móc wykorzystywać je
seksualnie. Kobiety odnoszą się sceptycznie do oznak uczuciowego zaangażowania
mężczyzn, żeby nie paść ofiarą seksualnego wykorzystywania. Ojcowie strzegą swoich córek,
żeby mieć wpływ na wybór ich partnera, a córki manipulują ojcami, żeby łączyć się w pary z
mężczyznami, których kochają. Przedstawiciele obu płci wysyłają zwodnicze sygnały.
Mężczyznom i kobietom jest bardzo trudno zostać „tylko przyjaciółmi”. Zdarza się, że
sprzymierzeńcy tej samej płci zmieniają się w zdrajców. „Złodzieje” partnerów czają się pod
osłoną uśmiechniętych twarzy. Trwała miłość niespodziewanie ustępuje miejsca seksualnej
zdradzie. Na szczęście czasami udaje nam się znaleźć miłość na całe życie. Na poziomie
jednostki dobór seksualny przenika większość naszych działań. Na poziomie gatunku określa,
kim jesteśmy.
KONIEC

Podobne dokumenty