Jak sama mówi, piękno tego miejsca udziela się duszy. Ludzie

Transkrypt

Jak sama mówi, piękno tego miejsca udziela się duszy. Ludzie
szkoła życia podróż
życia podróże
szkołaszkoła
życia podróże
dom
na Zanzibarze
Jak sama mówi, piękno tego
miejsca udziela się duszy. Ludzie
przyjeżdżają tu szarzy, smutni,
ze zmarszczonymi czołami.
Jednak kontakt z tubylcami ośmiela,
by wyjść ze skorupy powagi.
Podróżniczka Dorota Katende
opowiada o życiu na wyspie
u wybrzeża Afryki
Rozmawia Krzysztof boczek
52
| sens | Podobno rozpoczęła pani przygodę z Afryką
od obejrzenia filmu.
Od dziecka miałam takie marzenie, by żyć w egzotycznym miejscu. Kiedy obejrzałam „Pożegnanie z Afryką”,
miałam już trójkę dzieci. Byłam szczęśliwa, ale model
rodziny, w którym kobieta siedzi w domu, nie do końca
mi pasował. A film mnie urzekł – oglądałam go wiele
razy. Pomyślałam, że Karen Blixen to odważna kobieta.
Kiedy zatem zrobiła pani pierwszy krok,
by wyłamać się z tego modelu?
Dwadzieścia lat temu wyjechałam do Kenii jako turystka. Wówczas nawet to było postrzegane jako szaleństwo.
grudzień 2014
Gdy znalazłam się wśród rdzennej ludności Afryki, to
miałam wrażenie, że jestem na innej planecie. Na safari
pierwszy raz zetknęłam się z dzikimi zwierzętami żyjącymi na wolności i ujrzałam ogromne przestrzenie nietknięte ludzką ręką. Miałam poczucie kontaktu z Bogiem.
Nie przerażały pani noclegi w namiotach,
A jak do tego doszło, że otworzyła pani własne
biuro podróży?
Mój drugi wyjazd do Afryki to już był rekonesans
– szukałam miejsc i organizatorów safari. Biuro założyłam jakieś półtora roku po swojej pierwszej wizycie
w Kenii. Pieniądze nie były moim głównym celem,
zależało mi na tym, żeby móc tam jeździć.
z wyciem hien i krążącymi wokół lwami?
Przez pierwsze trzy noce nie mogłam spać. Z wrażenia, nie ze strachu. Słyszałam słonie, hieny, zebry i lwy.
Potem już zasypiałam, nawet jeśli obok namiotu przechodziły dzikie zwierzęta. Ogromne wrażenie zrobili też
na mnie Masajowie: przystojni, obwieszeni koralikami.
2014 grudzień
Gospodyni domowa, która zaczyna organizować
safari wśród dzikich zwierząt? Pani miłość
do Afryki musiała być wielka...
To był proces, ale już pierwszy wyjazd mnie zmienił. Świetnie się tam czułam, sama ze sobą. W tych
| sens |
53
szkoła życia podróże
Dorotę Katende
urzekło podejście do życia
mieszkańców
Zanzibaru. Postanowiła zaryzykować i właśnie tu
zacząć wszystko
od nowa. Znalazła
spokój i miłość
przestrzeniach afrykańskich miałam wrażenie, jakbym
medytowała. Czułam wielką radość, uniesienie, duchowość. Podobał mi się tryb życia tamtejszych ludzi
– blisko natury, bez materialnych potrzeb. Masajowie
polowali tylko tyle, ile musieli. By coś zjeść. W Polsce
przerażała mnie ilość marnowanego jedzenia, uganianie
się za niepotrzebnymi rzeczami, uzależnianie się od
nich, a potem praca, by je utrzymać. Wszechogarniający
konsumpcjonizm. Ludzie w cywilizowanych krajach żyją
bez sensu. Rozmawiają ze sobą, ale tak naprawdę nie
zwracają na siebie uwagi. I nie mają dla siebie czasu.
Podczas któregoś wyjazdu z turystami pojechałam na
Zanzibar – wyspę u wybrzeża Tanzanii. Tam poznałam
inną Afrykę. Spokój i uśmiech tubylców. Relaks, muzyka
i mieszanka kultur. Klimat niekończących się wakacji.
Ciepło, świeże ryby, zapachy uprawianych przypraw
i bębny. Urzekły mnie widoki z różnymi odcieniami
oceanu: granat, turkus, lazur, błękit. Pomyślałam, że
nigdzie nie może być lepiej niż tam. Po siedmiu latach
mieszkania na wyspie nadal tak uważam.
Czego nauczyła panią Afryka?
Tolerancji. Kiedyś myślałam, że jestem otwarta na inne
kultury, ale okazało się, że jest inaczej. Początkowo podchodziłam do Zanzibarczyków z wyższością – chciałam
im pokazać, jak się powinno żyć. Jak gotować, sprzątać,
zajmować się dziećmi. Bo przecież przyjechałam z Europy, która jest na wyższym poziomie cywilizacyjnym...
Czasem dochodziło do spięć. Ostatecznie to ja musiałam
się podporządkować ich regułom, a nie na odwrót.
A do czego konkretnie?
Na przykład zaakceptować to, że mieszkańcy zaglądają mi do domu. Bo tam ludzie często przychodzą
powiedzieć „dzień dobry”, pozdrowić, prosić o pomoc.
I nagminnie kręcą się w pobliżu. Podsłuchują, plotkują,
podglądają. A ja chciałam zachować prywatność. Pobyć
sama ze sobą. Wymagałam tego od nich, ale bez skutku.
W końcu zdałam sobie sprawę, że nie zmienię przyzwyczajeń swoich sąsiadów, ani tym bardziej całej wioski.
Na Zanzibarze odnalazła pani również miłość.
Dwójka z trojga pani dzieci jeszcze nie była
dorosła, gdy wybudowała pani dom na Zanzibarze.
Wyjechały z panią?
Zostały w Polsce, mieszkały z opiekunką – córka
miała wówczas 17 lat, a syn 16. Gdy dzieci osiągnęły
pełnoletność, wolały już same robić zakupy, sprzątać,
gotować. Dzięki temu nauczyły się samodzielności.
Przyjeżdżały do mnie dwa razy w roku, ale na krótko
– kilka tygodni, do dwóch miesięcy. Były podekscytowane tym, że zbudowałam dom na Zanzibarze, ale nie
chciały się tam przenieść na stałe.
54
| sens | Tak, czułam się tam od początku szczęśliwa, ale dopiero gdy poznałam Justina, mojego obecnego męża, to
wszystko nabrało większego sensu. I koloru. Zaczęliśmy
razem snuć marzenia. Wymyśliliśmy, by mój dom zamienić w minipensjonat i organizować na wyspie śluby,
nurkowe safari. Większość tych planów zrealizowaliśmy.
Czy w takim raju piękno przyrody oddziałuje na ludzką
duszę, czyniąc człowieka lepszym?
Tak. Obserwuję taki proces u moich gości. Rodzi
się w nich chęć, a nawet potrzeba pomagania. Prawie
grudzień 2014
szkoła życia podróże
u każdego. Miejscowych czasami nie stać nawet na
10 dolarów opłaty za rok nauki dziecka. Polacy więc dotują
szkołę, dzięki czemu więcej uczniów może do niej chodzić. Przywożą dzieciom przybory do pisania, książki do
rysowania, zeszyty, mapy, globusy. Pomagają materialnie
rodzinom podczas swojego pobytu i po nim. Czasami
też finansują edukację dzieci na jej dalszych poziomach.
Zanzibar zmienia ludzi?
Polacy przyjeżdżają tu szarzy, smutni, ze zmarszczonymi czołami, zaciśniętymi zębami. Żyją w takiej
skorupie powagi. Często najpierw szukają pretekstu,
by się do czegoś przyczepić. Zdarzyło się kilka razy, że
tuż po przyjeździe narzekali: „Miał być ocean, a go nie
ma. Co to jest?!”. A to był akurat odpływ.
Początkowo boją się tubylców. Powoli przełamują
swoje bariery i po jakimś czasie ich czoła przestają być
zmarszczone, zaczynają rozmawiać. Opowiadają o sobie,
otwierają się. Że dużo pracy, stres... Spostrzegają, że
tubylcy nic nie posiadają, a mimo to są uśmiechnięci,
szczęśliwi. I mają wolny czas. I tak powoli Polacy stają
się coraz bardziej rozpromienieni.
Pani zaczęła spełniać swoje marzenia już jako
dojrzała kobieta. To odważny krok.
Ludzie boją się zmian. Zainwestowania swojego
czasu, zaangażowania się w coś, co niesie ryzyko
niepowodzenia. Wolą życiowe lenistwo. Zawieszają
pragnienia na haku. I tłumaczą sobie: „Mam dzieci,
dom i już brak czasu i pieniędzy na coś więcej”. A ile
w ciągu ostatniego miesiąca spędziłeś godzin przed
telewizorem? A pieniądze wydane na papierosy, alkohol, wyrzucane jedzenie? Jedno i drugie jest, tylko
źle to wykorzystujemy.
Ze względu na moją książkę piszą do mnie często
kobiety: „Chciałabym realizować swoje marzenia, ale
nie wiem jak. Mam beznadziejne życie, fatalnego męża,
żyję stłamszona”. Dlatego gdy jestem w Polsce, spotykam
się z nimi, by pomóc im w zmianie. Marzenia wymagają wysiłku, działań. Trzeba robić malutkie kroczki
w kierunku ich realizacji. W życiu nie chodzi przecież
o to, aby każdy dzień był podobny do innego. Mnie
przynajmniej to nie wystarcza.
Czy ma pani poczucie, że znalazła swoje miejsce
na ziemi?
Nie czuję jeszcze, bym osiadła w jednym miejscu.
Przyjeżdżam co roku do Polski na kilka miesięcy – mam
tu mieszkanie i rodzinę. Nabieram wtedy dystansu
do Zanzibaru. A gdy tam wracam, to mam wrażenie,
jakbym zaczynała od początku. Odradza się fascynacja
widokami, egzotyką, oceanem. W powietrzu unosi się
zapach kardamonu, wanilii, cynamonu, olejków z jaśminu afrykańskiego. Zmysły odżywają. Ocieram się
o cudowną bryzę znad oceanu, czuję radość, szczęście,
mam nowe pomysły i energię. Bo widzę, że trafiłam znów
do ludzi uśmiechniętych, pogodnych, niesamowicie
zainteresowanych drugim człowiekiem. I życzliwych
– Zanzibarczycy zawsze pomogą. Nawet jeśli nie potrafią. A w Polsce krępuję się prosić kogoś o pomoc.
Ale po 4–5 miesiącach to wszystko powszednieje.
Piękna już nie zauważam. Z czasem jestem zmęczona
Zanzibarem, jego ciepłymi nocami. Marzę o spaniu
w chłodnym pokoju, rześkim powietrzu, o śniegu.
domu na Zanzibarze. Czy nadal spotyka się pani
z negatywnymi opiniami?
Dorota Katende przewodniczka, właścicielka biura
podróży, od 20 lat organizuje wyprawy safari w Afryce. Uczyła się
tropienia dzikich zwierząt, zdobyła Kilimandżaro, a od 2006 roku
mieszka na Zanzibarze. W 2009 roku opublikowała książkę
„Dom na Zanzibarze”. Ma trójkę dorosłych dzieci.
Więcej na www.DorotaKatende.com
56
| sens | Absolutnie nie. Teraz raczej słyszę słowa uznania,
gratulacje czy głosy świadczące o chęci naśladowania.
Także od osób zupełnie mi obcych. Ludzi, którzy chcą
się spotkać, porozmawiać albo przynajmniej pomejlować. Poradzić się. Mam poczucie sukcesu, ale głównie
to efekt mojej konsekwencji. Moje marzenie nie było
tylko chwilową mrzonką. Mimo trudności, które mnie
spotykały, nie rezygnowałam. Konsekwencja jest bardzo
ważna. I to przez długie lata.
grudzień 2014
Zdjęcia: 123rf.com, archiwum prywatne Doroty Katende
Z początku pani znajomi krytykowali ideę budowy