otwórz jako plik pdf

Transkrypt

otwórz jako plik pdf
WAŻNE JEST KAŻDE DZIECKO. 20 LAT INTEGRACJI W ZSOI NR 2 W KRAKOWIE.
Staramy się nie stawiać niepełnosprawności na piedestale, gdyż dla nas jest ona czymś
naturalnym, jest częścią doświadczeń członków naszej społeczności. Żyjemy razem, nie
wytykając nikogo palcem, ale uczymy jednocześnie, że każdy z nas ma inne potrzeby.
Uczymy wrażliwości i patrzenia na innych, gdyż przyglądanie się jedynie sobie samemu jest
marnowaniem życia. Wolontariat starszych uczniów to nie tylko spektakularne akcje, to
przede wszystkim całoroczna, codzienna pomoc podczas lekcji, w trakcie pobytu
w świetlicy, przy odrabianiu zadań i spożywaniu posiłków. To wzajemne uczenie się siebie,
swoich możliwości i ograniczeń. Wychowujemy młodzież do życia w społeczeństwie razem
z innymi, a nie obok nich. Jak nam to wychodzi? Różnie. Najlepiej na to pytanie odpowiedzą
przykładowe historie naszych niepełnosprawnych uczniów.
Adam
Adaś jest uczniem pierwszej klasy integracyjnej, dzieckiem z autyzmem i lekkim
upośledzeniem umysłowym. Na początku szukam dróg porozumienia. Moje słowa odbijają
się od muru echolalii i powtarzanych w kółko tekstów z ulubionego filmu. Generalnie jest
kiepsko. Włączam więc rysuneczki: krzesełko- siadamy do ławki, usta- mówimy, bułkaprzerwa śniadaniowa, dywan- siadamy w kręgu na dywanie itd. Każdy piktogram
wytłumaczony, tzn. przećwiczony. Jest lepiej. Ale nadal są krzyki, które zakłócają innym
dzieciom pracę na lekcjach, bo to klasa integracyjna. Tak przy okazji, integracja to
współistnienie, współdziałanie wszystkich członków danej grupy, więc należy dbać o interes
każdego, a nie tylko tego, który jest sprawny inaczej. Dostosowujemy się wszyscy, by
korzystać mógł każdy, a nie tylko wybrany. To jest idea integracji. Więc uczymy się
z Adasiem nie krzyczeć w szkole, a już na pewno nie podczas wspólnych zajęć. Czasami
wychodzimy z klasy w trakcie super zabawy gdy chłopiec, pomimo różnych działań, pragnie
włączyć swój głos na cały regulator. Nic z tego, kolego. Tutaj nie krzyczymy. Rozmawiamy
na ten temat z mamą, współpracujemy, idziemy ramię w ramię. Chłopiec traktuje mnie jak
koleżankę: „Cześć!”, „Co powiedziałaś?”. Za każdym razem powtarzam jak mantrę: „Dzień
dobry.”, „Co Pani powiedziała?”. Uwrażliwiam innych nauczycieli szkoły, by także zwracali
na to uwagę. Skutkuje? A i owszem. Uczymy się jeść. Coraz więcej smaków, kolorów,
konsystencji. Staramy się próbować wszystkiego, choć nie wszystko Adam jest w stanie
przełknąć. A barszczyku białego, słodkich kluseczek i tak nic nie pobije. Zaczyna się walka
na noże o nóż. A nóż, widelec nam się uda? Systematyczna, okupiona kilogramami
rozrzuconego jedzenia praca, zostaje uwieńczona sukcesem. Przydałoby się jeszcze samemu
docierać do szkolnej stołówki, więc rozpracowujemy topografię budynku szkoły. Miesiącami
prowadzimy siebie nawzajem po zaułkach naszej Prima Schola. I tak dokonujemy wejścia na
kolejny szczebel, prowadzący do usamodzielnienia się chłopca. Ale to nie koniec, bo na
szkole życie się nie kończy. To może spróbujemy podbić pobliski market? Pierwsza
wycieczka jest jedynie próbą wejścia w dziki tłum. Spacerujemy, oglądamy towary. Uczeń
niewiele mówi, jedynie łowi wzrokiem miejsca. Kolejne wejście to poznawanie stoiska
owocowo - warzywnego. Kupujemy banana. Podchodzimy do kasy samoobsługowej: koszyk
na półkę, banan na wagę, na ekranie wyszukujemy artykuł, klikamy, płacimy, wychodzimy
i… jemy. „Ale zaszaleliście. Przy takich wydatkach z torbami raczej nie pójdziemy.”- słyszę
lekką ironię w głosie taty Adama. Kolejna eskapada kończy się równie „szaleńczymi”
zakupami, ale przy kasie chłopiec radzi sobie już sam. Podczas najbliższego zebrania ojciec
ucznia z ciągłym niedowierzaniem opowiada, jak to Adaś zakasował go przy samoobsługowej
kasie: „Ja tego nadal nie potrafię”.
Po sześciu latach nikt nie wierzy, że jesteśmy klasą integracyjną. Adam nie jest już
„inny”. Nie krzyczy podczas lekcji. Prezentuje bardzo wysoką kulturę osobistą. Osiąga dobre
i bardzo dobre wyniki w nauce. Samodzielnie porusza się po szkole, docierając i wracając
z miejsc, które wytycza mu się na bieżąco. Wyjeżdża z nami na zielone szkoły, podczas
których staje się dwudziestoczterogodzinnym, przebojowym radiem klasowym. Zna chyba
wszystkie piosenki zarówno polsko, jaki i anglojęzyczne. Wykonuje je fantastyczne! Jest
wyjątkowo uzdolniony muzycznie. W międzyszkolnym konkursie piosenki angielskiej
zdobywa wyróżnienie. W powiatowym konkursie fotograficznym otrzymuje pierwsze
miejsce. W klasie niejeden raz rozbawia nas do łez swoimi „celnymi” ripostami. Wszyscy go
bardzo lubimy. Teraz jest uczniem gimnazjum, najlepiej przygotowanym, spośród innych
dzieci z autyzmem, do podjęcia tego trudnego zadania. Tak twierdzą nauczyciele tejże szkoły.
Sukces Adama to wynik świetnej, ale i ciężkiej współpracy szkoły oraz domu, wszystkich
nauczycieli, dzieci i rodziców.
Aurelia
Przygotowując się do objęcia klasy pierwszej czytam i przypominam sobie sporo
wiadomości na temat autyzmu. W orzeczeniu przyszłej uczennicy jedyne zalecenie brzmi:
„Kształcenie specjalne dla uczniów autystycznych”. Dziewczynka, która przychodzi z mamą
na rozpoczęcie szkoły, ma twarz zasłoniętą włosami i spuszczoną głowę. Oto Aurelia, dziecko
niemówiące, wycofane, nie nawiązujące kontaktu, w trakcie medycznej diagnozy w kierunku
autyzmu. Cała postać kuli się, a wszelkie próby mamy dołączenia córki do klasy kończą się
przeraźliwym, długotrwałym krzykiem, połączonym ze stawianiem oporu i próbą ciągnięcia
kobiety w przeciwną stronę. Czy taka dziewczynka na pewno powinna rozpocząć naukę
w pierwszej klasie integracyjnej? Niezbyt miła niespodzianka, w postaci drącego się
wniebogłosy dziecka, krótka rozmowa z matką i natychmiastowa decyzja: „Pani wchodzi
z nami do sali”. Przez pierwsze trzy dni obie siedzą przytulone do siebie, dziewczynka biernie
uczestniczy w lekcjach nie wydając głosu. Wygląda na to, że mama będzie chodzić z nami do
szkoły, gdyż każda próba odejścia owocuje krzykiem i płaczem dziecka, i to są jedyne
dźwięki wydawane przez uczennicę. Uzgadniam z wychowawczynią klasy i mamą, w jaki
sposób przedstawimy Aurelię i jej problemy dzieciom. Czwartego dnia szkoły po prostu
mówię dzieciom prawdę, że Aurelia nie mówi, a poza tym jest zwykłą dziewczynką, trochę
przestraszoną, ale rozumie, co się do niej mówi. Nie jest niesłyszącą osobą, ale na dzień
dzisiejszy nie rozmawia, a jak będzie dalej, to zależy właśnie od wszystkich dzieci. Potem
mama opowiada o swojej córce. Podczas prezentacji, kiedy otwarcie opowiadamy
o problemie, dziecko najpierw kuli się, a potem stopniowo zaczyna się odprężać. Mama jest
nam potrzebna tylko jeszcze jeden dzień. Obserwuję, przeprowadzam wywiady z mamą.
Diagnoza- mutyzm wybiórczy. Pierwsze wyjścia do toalety, Aurelia trzyma mnie za rękę
przez cały czas. Przez pół roku nie wychodzi do łazienki z nikim innym. Dramat. Pierwsza
lekcja religii, pierwsza wizyta pani dyrektor lub innych obcych osób w klasie, pierwsze
pójście ze wszystkimi dziewczynkami na badanie wad postawy, pierwsze przygotowanie się
do lekcji wf, nawet otwarcie buzi do przeglądu zębów, ustawienie się do zdjęcia, to wszystko
jest drogą przez mękę. Pierwsze zajęcia na basenie kończą się samym przebraniem dziecka.
Kolejne to wprowadzanie na siłę każdej nogi na przemian do wody. Właściwie przez
pierwszy rok „moczy się” w osobnym torze, rzadko współpracuje z trenerem, najczęściej
wykonuje jedynie moje polecenia. Pierwsze oznaki egocentryzmu u uczennicy są trudne do
zauważenia, jednakże potem uwidaczniają się mistrzowskie umiejętności Aurelii w tym
zakresie. Świetnie manipuluje nawet dorosłymi. Potrzebujemy dużo czasu na nawiązanie
kontaktu, wzajemne oswojenie się. Każda przerwa, nieobecność i cała praca zaczyna się od
nowa. Nasz główny cel to integracja z grupą, pokonywanie lęku i oswajanie się ze światem.
Na początku twarz dziewczynki jest bardzo uboga w mimikę, ruchy w sali niepewne,
problemy z gestykulacją i zabawami ruchowymi, wydaje się, że nie lubi muzyki. Nie wydaje
żadnych dźwięków, nie jestem pewna, czy w ogóle oddycha. A potem jakbym oglądała klatkę
z zupełnie innego filmu. Długa przerwa. Aurelia w środku grupki czterech dziewcząt. Jedna,
z imitującym mikrofon końcem skakanki, przeprowadza wywiad z każdą po kolei. Po chwili
przystawia
go
Aurelii,
która
nieco
odchyla
i
podrzuca
głowę,
a
następnie,
w charakterystycznym geście sygnalizuje kciukiem OK i szeroko się uśmiecha. Dziewczynka
chętnie przebywa w szkole, staje się stabilniejsza emocjonalnie. Jest pogodna, życzliwa
i koleżeńska. Coraz chętniej podejmuje kontakty z rówieśnikami. Czyta i wypowiada się
poprzez nagrania na taśmie magnetofonowej.
Zofia
Zosia nie lubi zwracać na siebie uwagi. Brak jej pewności siebie. Nie chce nikogo prosić
o pomoc. Wykorzystuję fakt, że chętnie bierze udział w rehabilitacji. Proponuję, by
przeprowadziła ze mną zajęcia dla rówieśników. W roli głównej występuje skromna
uczennica, która chętnie, acz nieśmiało, dzieli się swoimi problemami oraz zaradnością w ich
pokonywaniu. Koledzy i koleżanki czynnie biorą udział w zajęciach. Dziewczynka zyskuje
nowe kontakty. Idę za ciosem. Organizuję wolontariat rówieśników Zosi do przeprowadzenia
„XI Specjaliady ZSOI nr 2 w Krakowie”. Prowadzą konkurencje sprawnościowe dla swoich
niepełnosprawnych kolegów. Później Zosia z naszymi wolontariuszami bierze udział
w marszu „Do celu razem”. Organizuje w naszej szkole pokaz szermierki z udziałem złotych
medalistów Paraolimpiady, Mistrzostw Europy i Świata. Udaje się to dzięki współpracy
z Fundacją Akademia Integracji oraz Fundacją Aktywnej Rehabilitacji.
Dziś Zosia, na kolejnym szczeblu edukacji, odważnie wchodzi w nową grupę.
Zaczyna mówić o sobie, problemach jakie niesie za sobą niepełnosprawność. Uczy innych,
jak można jej pomóc. Znajomi z klasy i otoczenia nie boją się wózka inwalidzkiego, bo
widzą, jakich niesamowitych rzeczy dokonują osoby poruczające się na nim. W integracji
musi być obecna wzajemna wyrozumiałość, szacunek i oddanie.
*Imiona uczniów zostały zmienione.