MOJA HISTORIA W drodze po „Koronę”

Transkrypt

MOJA HISTORIA W drodze po „Koronę”
MOJA
HISTORIA W drodze po „Koronę”
nagłówki amerykańskich gazet
i portali internetowych obwieściły
światu niezwykłą nowinę. Chora
na SM zdobyła Czomolungmę
i tym samym stanęła na wszystkich szczytach „Korony Ziemi”!
Pierwsze Kilimandżaro
Opowieść o życiu, „uzdrawiającej chorobie”,
pasji do gór i realistycznych marzeniach –
Lori Schneider.
K
iedy weszłam na szczyt, nie
mogłam uwierzyć, że moje
marzenie właśnie się spełniło.
Po tylu latach! Płakałam ze wzruszenia i bardzo chciałam podzielić się tą chwilą ze swoim ojcem.
Zadzwoniłam z telefonu satelitarnego i gdy tylko usłyszałam
głos po drugiej stronie słuchawki, wykrzyknęłam „Zrobiłam to!”,
a moje serce waliło jak oszalałe.
„Teraz ostrożnie zejdź na dół”
16
– odpowiedział. Wciąż jeszcze
bał się o moje bezpieczeństwo,
ale obydwoje byliśmy bardzo
szczęśliwi, że się udało.
Tak wyglądały pierwsze chwile, gdy amerykańska podróżniczka, miłośniczka wypraw
wysokogórskich Lori Schneider
wspięła się na ostatni szczyt
„Korony Ziemi” – Mount Everest.
23 maja 2009 roku dokonała czynu niemożliwego. Tamtego dnia
Jej przygoda z górami rozpoczęła się w 1993 roku, kiedy
razem z ojcem wyruszyli na Kilimandżaro. W wywiadzie udzielonym „Women’s Adventure
Magazine” przyznała, iż nigdy
nie wyobrażała sobie, że będzie
wspinać się po górach. Gdy była
małą dziewczynką, nie przepadała też za bieganiem, czym
pewnie sprawiała przykrość
swojemu ojcu, uwielbiającemu
tę formę aktywności sportowej.
Kochała jednak podróżować,
a jej życiową pasją stało się poznawanie najróżniejszych kultur.
W 1978 roku ukończyła college
i przez dwadzieścia lat uczyła
dzieci wymagające szczególnej
troski i opieki. Stało się to dla
niej prawdziwym wyzwaniem.
Pewnego dnia w Steamboat
Springs usłyszała od swego
ojca, że chciałby wejść na najwyżej położony szczyt Afryki,
Kilimandżaro. Mieszkał w Kolorado, gdzie Wielki Kanion przecina Góry Skaliste, a okoliczne wyżyny piętrzą się w całym
paśmie Kordylierów. Nic zatem
dziwnego, że takie marzenie
narodziło się w jego głowie.
Jak się później okazało, było to
ich wspólne marzenie. To właśnie po tej afrykańskiej wyprawie Lori Schneider zrozumiała,
Zuzanna Konarska
że jej pragnieniem jest zdobycie
„Korony Ziemi”. Siedem szczytów, każdy na innym kontynencie. Kilimandżaro, Aconcagua,
Elbrus, Denali/Mc Kinley, Góra
Kościuszki, masyw Vinsona
i Mount Everest.
W 1999 roku coś jednak pokrzyżowało plany ambitnej podróżniczce. – Obudziłam się
rano i poczułam, że z jedną częścią mojego ciała jest coś nie
tak, zupełnie zdrętwiała. Potem
też przestałam widzieć. Bałam
się. Byłam zupełnie przerażona.
Blisko trzy miesiące zajęło lekarzom postawienie diagnozy –
stwardnienie rozsiane.
Życie Lori zmieniło się.
W pierwszych miesiącach po
werdykcie
medycznym
nie
umiała i nie chciała pogodzić się
z chorobą. Dopiero rok później
znów stanęła na nogi i postanowiła żyć na nowo. – Teraz wiem,
że SM uczyniło mnie silniejszą
i bardziej zdeterminowaną psychicznie. SM stało się dla mnie
szansą, by żyć.
Wraz z pewną akceptacją
choroby rozpoczął się niezwykle pracowity czas. W 2000 roku
stanęła na szczycie Aconcagui
w Ameryce Południowej, dwa
lata później – w 2002 – wspięła się na Elbrus. Góra za górą,
szczyt za szczytem i w 2006
roku, kiedy pokonała bardzo
trudną i wymagającą technicznie drogę na masyw Mc Kinley, nazywany przez amatorów
wspinaczki wysokogórskiej Denali, zrozumiała, że przyszedł
czas na rozpoczęcie przygoto-
2/2011 – Pozytywny Impuls
SM uczyniło mnie
silniejszą i bardziej
zdeterminowaną
psychicznie.
wań do wyprawy na Mount Everest. Treningi trwały blisko rok.
Wstawała rano i każdego dnia,
przez dwie godziny, wchodziła i schodziła z góry z ponad
25-kilogramowym obciążeniem.
Po takiej serii następowały intensywne ćwiczenia oddechowe, usprawniające siłę płuc. Do
tego dochodziły jeszcze częste
wędrówki, spacery, przeprawy
kajakowe i co ciekawe, bieganie. – To był rok bardzo ciężkiej
pracy, ale to ten czas pozwolił mi uwierzyć, że warto mieć
wielkie marzenia i z całych sił
chcieć je zrealizować.
Zbliżające się słońce
Po 16 latach od wejścia na
Kilimandżaro ujrzała świat z najwyższego punktu na Ziemi.
– Kiedy stanęłam na szczycie
Mount Everest, nic nie widziałam. Śnieg, kłębiące się wszędzie chmury zasłaniały wszystko. Wcześniej, w nocy, niebo
było zupełnie jasne i widziałam
powoli zbliżające się słońce.
Najpierw różowa, czerwono-żółta a potem srebrzysta poświata.
Coś przepięknego! Dopiero po
zejściu na dół zobaczyłam na
swoich rękawiczkach kryształy
śniegu. Nawet nie zauważyłam,
że zabrałam je stamtąd, ze szczytu. Wzruszyłam się i popłakałam.
Moje marzenie się spełniło!
02/11
Lori Schneider, zdobywając
w maju 2009 roku Mount Everest, osiągnęła swój cel. Siedem
gór:
Kilimandżaro,
Aconcagua, Elbrus, Denali/Mc Kinley,
Kościuszko, masyw Vinsona
i wreszcie Everest. To nie był wyścig. Lori nie konkurowała z innymi o to, kiedy, jaką trasą, w jakim czasie wejdzie na te siedem
wierzchołków. Lori nie ścigała
się z nikim, nie jest naszą Wandą Rutkiewicz, o której słyszała
i którą podziwia za hart ducha,
energię. – Dla Was, dla Polaków,
ale też dla kobiet i mężczyzn
z całego świata Wanda Rutkiewicz to wzór odwagi i bezgranicznej determinacji. Uważam,
że wszystkie kobiety powinny
być z niej dumne! W Wandzie
Rutkiewicz, jak pisze Ewa Matuszewska w książce Uciec jak
najwyżej. Nie dokończone życie
Wandy Rutkiewicz, był jednak
ten pierwiastek samozniszczenia i chorobliwej ambicji. Lori
Schneider pragnęła tylko spełnić swoje marzenie i udowodnić
sobie samej, że mimo choroby
wciąż ma siłę wyznaczać ambitne cele, a co najważniejsze – jest
w stanie je urzeczywistnić.
Życie jak wspinaczka
– Wspinaczka jest bardzo
trudna, ale to też powolny proces. Gdy jesteś na górze, każdy twój krok ma znaczenie,
stawiasz nogę za nogą bardzo
uważnie. To jest bardzo podobne do życia wielu osób z SM.
Dla mnie wspinaczka to przede
wszystkim niepoddawanie się.
17
W drodze po „Koronę”
Zuzanna Konarska
Fot. Archiwum Lori Schneider
02/11
Światowy dzień SM – na najwyższych szczytach gór
Mam szczęście, bo moje SM jest
teraz stabilne i nie mogę narzekać na zdrowie. Czasem tylko
mam problem z jednym okiem,
gorzej widzę i niekiedy pojawiają
się trudności z utrzymaniem równowagi. Jestem więc naprawdę
szczęśliwa, ale każdy z nas musi
dążyć do realizacji własnych
pragnień i choroba czasem, tak
jak w moim przypadku, może
stać się impulsem do działań.
Lori nie bierze interferonu, nie
uczestniczy też w żadnym programie klinicznym. Teraz, gdy
ma już 54 lata, lekarze zalecili
zastępczą terapię hormonalną
oraz suplementy diety, które
wpływają przede wszystkim na
zmniejszenie zmęczenia oraz
wspomagają pamięć i koncentrację. Dodatkowo kwasy omega-3 oraz witamina D3. A przede
wszystkim zdrowy styl życia.
Po zakończeniu własnych wypraw, od 2009 roku Lori podróżuje
po świecie i spotyka się z innymi
chorymi na SM, dając im wsparcie oraz nadzieję na realizację
własnych planów. Opowiadając
swoją historię, pokazuje ludziom
na całym świecie, że można żyć
18
z SM i bez strachu zdobywać własne szczyty. – Moje życie jest pełne zajęć, odkąd wróciłam z Everestu. Teraz podróżuję po Stanach
Zjednoczonych, po całym świecie
i zachęcam ludzi do realizacji marzeń, nawet jeśli mają stwardnienie
rozsiane. SM może ograniczać fizycznie, ale najważniejsze jest, by
zachować siłę psychiczną.
Poza granice
Lori działa także w organizacji Empowerment Through Adventure. – Moim celem jest dać
innym siłę i wiarę w to, by wyszli
poza swoje ograniczenia i żyli
własnymi marzeniami. Już w lipcu 2011 roku Lori zabiera grupę
15 osób ze stwardnieniem rozsianym, a także chorobą Parkinsona na Kilimandżaro. Podczas
wyprawy każdy z uczestników
będzie miał swojego osobistego
opiekuna. W gronie zaproszonych na tę wyprawę znajdą się
też neurolodzy, naukowcy, pielęgniarki, fizjoterapeuci i wiele
innych osób, które mają odwagę i siłę przemierzyć tę drogę.
Oczywiście, podczas wyprawy
nie może zabraknąć ojca Lori,
który w tym roku, jak sama podkreśla, skończy 79 lat! To od
słów i pomysłu ojca Lori rozpoczęło się jej „nowe życie”.
Dla Lori Schneider spotykanie
innych osób z SM jest inspiracją.
Przede wszystkim cieszy ją to,
gdy widzi ludzi, którzy mimo trudności, bólu, wielu ograniczeń,
potrafią śmiać się, po prostu żyć.
– To dzięki osobom z SM sama
odzyskuję wiarę, że to, co robię,
ma sens. To właśnie oni dają mi
siłę i energię. Pozwalają mi napełnić każdy dzień wiarą i nadzieją.
Wierzę, że tego entuzjazmu starczy i im, i mnie na całe życie!
Jak dotąd nie odwiedziła jeszcze Polski, ale już teraz
wszystkim pacjentom, rodzinom, bliskim przekazuje swoje
przesłanie: – Nie można się bać
ani wstydzić tej choroby. Wszyscy mamy góry, na które chcemy
się wspiąć. My mamy SM, ale inni
ludzie mają swoje ograniczenia
i każdego dnia je pokonują. Bądźmy dumni z tego, kim jesteśmy
i jak żyjemy. A przede wszystkim
nie bójmy się zaczynać od nowa
i próbujmy cały czas realizować
swoje marzenia.

Podobne dokumenty