Wiadomości Misyjne
Transkrypt
Wiadomości Misyjne
Wiadomości Misyjne Sekretariatu Misyjnego Franciszkanów Prowincji św. Jadwigi Nr 6 (4/07) W numerze: Wiadomości z działalności Ośrodka Misyjnego List O. Sebastiana Unsnera, prowincjała z Kenii „Zaręczyny i ślub po albańsku” – list O. Włodzimierza Mamali Informacja na temat rozpoczęcia działalności Stowarzyszenia Przyjaciół Misji Franciszkańskich Papieskie Intencje Misyjne grudzień 2007 - luty 2008 Zamyślenia adwentowe nam przepowiada Kościół. Uczniowie muszą pamiętać, że nie wiąże ich tylko znajomość prawd wiary, lecz przede wszystkim Osoba Chrystusa. Uczeń nie może opuścić swego Mistrza, który jest dla niego jak ojciec, ale musi być gotowy na dzielenie Jego losu i dźwiganie Jego krzyża. Obecnie ludzie, zwłaszcza młodzi, nie chcą być uczniami Chrystusa. Skutecznie zniechęcają ich do tego media – poprzez ośmieszanie, deprecjonowanie, a nawet bojkot wartości duchowych. Wyśmiewa się wszystko, co należy do istoty bycia uczniem, to jest umiejętność słuchania, posłuszeństwo i dojrzewanie do odpowiedzialności w formowaniu swego sumienia. Media promują wśród młodzieży luzacki styl bycia, wolność pozbawioną odpowiedzialności, propagują zasadę „róbcie, co się wam podoba”. Wpaja się młodemu człowiekowi, że życie bez wzorców osobowych, bez autorytetów jest pełniejsze i bardziej twórcze. Chrystus, Nauczyciel, przypomina nam – swoim obecnym uczniom: „Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7, 21). Ten, kto nie potrafi słuchać Słowa Bożego i według niego żyć, nie może być dobrym uczniem Jezusa. Prędzej czy później zagubi drogę, którą powinien podążać za Nauczycielem. Dlatego potrzebni są uczniowie, całkowicie oddani Jezusowi, którzy przypomną niejednemu zagubionemu człowiekowi, że On jest rzeczywiście i że można Mu całkowicie zawierzyć, bo nigdy nas nie oszuka i nigdy nas nie zostawi na rozdrożu, tylko wyprowadzi na właściwą drogę ku prawdziwemu życiu. Szczególnymi uczniami Chrystusa są między innymi misjonarze i misjonarki, którzy prowadzą ewangelizację na całym świecie. Misjonarki i misjonarze duchowni i świecy są dla współczesnego świata widzialnymi uczniami Chrystusa. Ewangelizując, najczęściej w bardzo trudnych warunkach, w widoczny sposób reprezentują uczniów Chrystusa, za co często są wyśmiewani, prześladowani, a nawet mordowani. To oni są wypełnieniem proroczych słów Chrystusa Nauczyciela: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoja własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, ba Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi (…) Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować.” (J 15,18-20). Kościół dziś przypomina wszystkim w swoich licznych dokumentach, że mają formować wiernych na dojrzałych i świadomych uczniów Chrystusa. O. Wojciech Piętowski OFM Czas liturgicznego Adwentu daje okazję każdemu chrześcijaninowi do refleksji nad tym, czy rzeczywiście jest uczniem Chrystusa. Hasło „Bądźmy uczniami Chrystusa” powinno stać się dla nas przewodnią myślą i zadaniem do wykonania w nowym roku liturgicznym. By wypełnić to zadanie, musimy szczerze rozważać istotę naszej odpowiedzialności za fakt bycia uczniem Chrystusa. Niżej postawione pytania, odnoszące się do ewangelicznego tekstu, mają nam pomóc w zgłębieniu tej prawdy. Kogo i w jaki sposób Chrystus powołał do ścisłego grona swoich uczniów? Na jakich warunkach my – żyjący współcześnie – jesteśmy uczniami Chrystusa? Jak i do czego powołał nas Bóg? W tekście Ewangelii św. Marka czytamy: „Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego” (Mk 3, 13-14). Jaki sens ma ten z pozoru prosty tekst? Jezus wchodzi na górę. Żaden z Ewangelistów nie podaje nazwy góry, ponieważ ważniejszy jest tutaj sens symboliczny. Góra jest przestrzenią symboliczną, jest to miejsce położone wysoko i dominujące nad tym wszystkim, czemu uczniowie oddają się w swoich powszednich zajęciach. Na górze natomiast zostają wybrani na uczniów, co jest aktem wypełnienia woli Boga. Święty Łukasz jeszcze mocniej podkreśla sakralny aspekt powołania uczniów: „W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami (…)” (Łk 6, 12-13). A więc powołanie na uczniów było ściśle powiązane z modlitwą. Na tej samej zasadzie musi opierać się wybór uczniów Chrystusa dzisiaj. Nie można wybierać ich tak, jak prawodawca wybiera przydatnych mu pracowników. Wybór ucznia Chrystusa, tak jak opisany w Ewangelii wybór Apostołów, musi być poprzedzony modlitwą. Uczniowie winni być wymodleni, czyli wskazani przez samego Boga, tak jak uczynił to Jezus. „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał (…)” (J 15,16). W Kazaniu na Górze (Mt 5, 1-11) Jezus dopowie więcej, a mianowicie że uczniem może być każdy wierzący, kto w sposób dobrowolny i świadomy wchodzi na drogę naśladowania Go i kto szuka skarbu królestwa niebieskiego pośród swoich codziennych zajęć, na przykład gdy łowi ryby, uprawia rolę, pasie bydło czy piecze chleb. Uczniem Jezus jest ten, kto słucha słowa Bożego i wypełnia wszystkie słowa Mistrza. Nie ważne jest pochodzenie ucznia, jego zdolności intelektualne, zdrowie czy nawet walory moralne. Dziś do grona swoich uczniów Chrystus powołuje poprzez sakrament Chrztu Świętego. Naśladowanie Chrystusa i bycie Jego uczniem to przede wszystkim zerwanie z grzeszną przeszłością. Musimy kształtować swoje życie według pouczeń Chrystusa, które dzisiaj Z działalności Ośrodka Misyjnego Dnia 24.09 w Muzeum Misyjnym na Górze św. Anny gościli uczniowie z nauczycielami z Społecznej 2 Szkoły Podstawowej z Kadłuba Turawskiego. Dla uczniów ta wizyta była okazją, aby trochę poznać pracę misjonarzy franciszkańskich, zobaczyć ciekawe eksponaty przywiezione z różnych części świata. Uczniowie byli szczególnie zainteresowani pracą w Boliwii, gdzie od prawie 25 lat pracuje jako misjonarz, a od 6 lat jako biskup O. Antoni Bonifacy Reimann pochodzący z Kadłuba Turawskiego. pan Andrzej Jastrzębski, sołtys naszej jemielnickiej społeczności. Praca misyjna bez tajemnic… Nieco inaczej w tym roku uczniowie Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Strzelcach Op. przeżywali tegoroczny tydzień misyjny. W tygodniu poprzedzającym 30 chętnych zaprezentowało swoją wiedzę w konkursie misyjnym. Następnie była wspólna modlitwa różańcowa w intencji misji, wystawa misyjna itp. Każdy uczeń mógł poznać pracę misjonarzy. Sklepik misyjny oferował zdjęcia i oryginalne wyroby z Boliwii i Kamerunu. Atmosferę rozgrzała licytacja figurek obrazu z Kamerunu prowadzona profesjonalnie przez p. Piekuta, Rębackiego i pani Urszulę Olesińską. Impreza przyniosła spory finansowy dochód ( ponad 3 tysiące złotych, jednakże o wiele ważniejsze było obudzenie w nas wrażliwości na potrzeby misji ożywienie misyjnego zapału. Dziękujemy wszystkim, szczególnie nauczycielom, rodzicom i dzieciom, którzy zaangażowali się w zorganizowanie tej imprezy. Misjonarze piszą… Drodzy Przyjaciele Misji Franciszkańskich! Największym przeżyciem dla wybranych klas było spotkanie z Ojcem Misjonarzem, który przybliżył warunki pracy na misjach, a jednocześnie wskazał, że misje to nie wyprawa i chęć przeżycia nowego doświadczenia, misje to głoszenie Chrystusa swoim życiem, pracą i swoimi wartościami. Edyta Bem W ramach Tygodnia Misyjnego Kółko Misyjne działające przy Publicznej Szkole Podstawowej zorganizowało Festyn Misyjne. Na rzecz misji tańczyły dzieci i młodzież z zespołu PULS. Także Gminna Orkiestra Dęta, pod batutą p. Antoniego Sklebica zagrała dla dzieci w Afryce i misjonarzy. Pragnę się z Wami podzielić wrażeniami z mojej podróży na Wyspę Mauritius, a właściwie to tylko z jednego dnia, który był szczególny. Wyspa Mauritius kojarzy się Wam zapewne z urlopem, wczasami, wypoczynkiem. To prawda, spotkać tam można wielu turystów i wczasowiczów. Warunki do wypoczynku są wspaniałe. To wszystko jednak kosztuje i nie każdego na to stać. Dla mieszkańców Mauritiusa życie na tej rajskiej wyspie jest czymś normalnym. Oni nie są tam na wczasach. Podobnie, jak wszędzie, oni też muszą ciężko pracować, aby zarobić na chleb powszedni. Cieszą się z pobytu turystów na ich wyspie, ponieważ dzięki nim mają pracę. Festyn zaszczycili swoją obecnością ksiądz proboszcz Henryk Pichen, pan starosta Józef Swaczyna i Moja podróż na Mauritius miała charakter służbowy. Byłem tam po to, żeby odwiedzić moich 3 Liturgia została bardzo dobrze przygotowana przez samych członków Trzeciego Zakonu. Do księdza należało tylko odprawienie Mszy św. i wygłoszenie kazania. Piękne, melodyjne śpiewy zostały wykonane przez chór złożony z całych rodzin, a przygrywał im zespół młodzieżowy. Wszyscy należą oczywiście do Trzeciego Zakonu. Msza św. trwała 1,5 godziny, co na Mauritiusie jest wyjątkiem, ponieważ normalna Msza nie trwa dłużej jak jedną godzinę. Zupełnie inaczej, niż w Afryce, gdzie uroczysta Msza powinna trwać przynajmniej 3 godziny. Po Mszy spotkałem się z dwoma innymi współbraci, z naszego drugiego domu, który znajduje się na południowym krańcu wyspy. O. Albin, Polak, i Br. Jules, rodem z Madagaskaru, mogli przyjechać dopiero po odprawieniu Mszy w swojej parafii. Potem zostaliśmy zaproszeni na obiad. Spożywaliśmy ten posiłek razem z członkami jednej z 16 wspólnot ŚZF, jakie istnieją na Mauritiusie, każdy z nas w innej wspólnocie. Wszystko odbywało się na trawniku przed kościołem. Ludzie przywieźli wszystko ze sobą, wspaniała organizacja. Zapomniałem wspomnieć o tym, że razem z nami były też Siostry ze zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi. Poza tym nie ma innych zgromadzeń franciszkańskich na tej wyspie. Po krótkiej przerwie obiadowej, poszliśmy całą gromadą do pobliskiego ogrodu botanicznego, jednego z największych i najpiękniejszych na świecie. Naszym przewodnikiem był pan Franciszek, który barwnie opowiadał o historii tego ogrodu oraz o zebranych tam gatunkach drzew i roślin. Robił to w większości po francusku, a od czasu do czasu także po angielsku, żebym i ja coś z tego zrozumiał. Resztę tłumaczył mi O. Albin. Nie mogliśmy zwiedzić całego ogrodu, ponieważ jest on bardzo rozległy. Zresztą, po godzinie chodzenia prawie wszyscy mieli już dość, nawet nasz przewodnik. Około 15.30, rozpoczęła się w sali parafialnej ostatnia część programu. Do sali został wniesiony duży, trzypoziomowy tort. Był to podarunek dla O. Rene jako podziękowanie za jego długoletnią służbę dla ŚZF. Tort był tak duży, że wszyscy go skosztowali. Potem było przedstawienie obrazujące poprzez tańce historię i kulturę Wyspy Mauritius. Zostało to przygotowane przez młodzież franciszkańską z różnych wspólnot. Pierwszym tańcem był walc, przedstawiający przybycie Europejczyków. Potem był taniec hinduski, następnie chiński i w końcu murzyński. Te grupy przybywały po kolei na tę wyspę. Murzyni przybyli jako niewolnicy, jako tania siła robocza na plantacjach trzciny cukrowej. Po scenie przedstawiającej uzyskanie niepodległości był taniec współczesny, a na koniec taniec, który się nazywa „Sega”, najbardziej popularny na Mauritiusie, ponieważ tam powstał. Po krótkiej modlitwie, wszyscy rozpoczęli podróż powrotną do swoich domów. Pomogły im w tym wypożyczone na tę okazję autobusy. Pozostało tylko kilku liderów, którzy dopilnowali, żeby wokół kościoła i w sali parafialnej było czysto. Muszę przyznać, że byłem zdumiony wspaniałą organizacją tej imprezy. współbraci, którzy są trochę odizolowani od reszty prowincji. Podróż samolotem z Nairobi na Mauritius trwa 4 godziny i 15 minut. Leciałem tam 13-go października. Po spokojnym locie wylądowaliśmy szczęśliwie, pomimo gęstych chmur, na Wyspie Mauritius i to na lotnisku. Jest to mała wyspa i pilot musi bardzo uważać, żeby jej nie przeoczyć. Na lotnisku czekał na mnie mój współbrat, O. Rene, prawie 80-letni Francuz. Po 30-stu minutach jazdy byliśmy po drugiej stronie wyspy, gdzie znajduje się jeden z naszych dwóch domów, które mamy na Mauritiusie. Tam czekał już na nas inny współbrat, Br. Krisnah, tubylec. W niedzielę, 14-go października, w ten szczególny dzień, o którym wspomniałem na początku, pojechaliśmy w trójkę do parafii pod wezwaniem św. Franciszka do małego miasta Pamplemousses. Tego dnia Świecki Zakon Franciszkański (Trzeci Zakon) z całej Wyspy Mauritius obchodził swoje święto patronalne, uroczystość św. Franciszka. Byłem ciekawy, jak to wszystko będzie wyglądało, ponieważ aż dwóch współbraci (a wyspa jest mała, jak już wspomniałem), O. Rene i Br. Krisnah, jest zaangażowanych w pracę z Trzecim Zakonem. O. Rene robi to już od 27-miu lat, od chwili przyjazdu na Mauritius. Od kilku lat pomaga mu Br. Krisnah. Od razu po przyjeździe do parafii św. Franciszka, poczułem się jak w domu, bo wszyscy witali mnie jak dobrego znajomego, a widzieliśmy się po raz pierwszy. Jest tu taki zwyczaj, że mężczyznom podaję się rękę na powitanie, ale kobiety trzeba pocałować w oba policzki, bez podawania ręki. Podobał mi się ten zwyczaj. Nigdy jeszcze nie całowałem tylu pięknych kobiet i dziewcząt. Byłem zaskoczony wielką ilością młodzieży, która należy do Trzeciego Zakonu. Dzieci też tam nie brakowało. O. Rene i Br. Krisnah postawili na pracę z całymi rodzinami. Chcą, żeby całe rodziny należały do ŚZF. I udaje im się to, a ich praca przynosi owoce. Tutaj obraz Trzeciego Zakonu jest zupełnie inny, niż w innych krajach naszej prowincji, gdzie utarło się przekonanie, że do tego zakonu należą przede wszystkim starsze osoby. Tak nie jest na Mauritiusie i to jest bardzo pocieszające. O godz. 10-tej rozpoczęła się uroczysta Msza św., której przewodniczył O. Rene. Ja koncelebrowałem. 4 Każdy miał tam swoją rolę do odegrania i próbował się z niej wywiązać jak najlepiej. A wszystkiemu towarzyszyła prawdziwa, franciszkańska radość. Niech ona towarzyszy nam wszystkim każdego dnia, a nie tylko przy okazji świąt. Szczęść Boże! O. Sebastian Unsner (Kenia) wydawana za kogoś często dużo starszego od siebie. A czasu i okazji na to, by poznać swojego narzeczonego też nie było zbyt wiele. Zaręczyny i ślub po albańsku Lato w Albanii to gorący czas, nie tylko ze względu na temperatury dochodzące czasem do 40 stopni w cieniu, ale przede wszystkim to gorący czas w kancelarii parafialnej. W miesiącach lipiec – sierpień – wrzesień żenią się liczni emigranci powracający na urlop do swoich domów. Czasu mają niewiele – zaledwie dwa, trzy tygodnie, więc jest z tym trochę zachodu. Niektórzy pojawiają się w kancelarii nawet na tydzień przed wyznaczoną datą wesela, tacy najczęściej muszą odejść z „kwitkiem”. Emigrantów wyjeżdżających do pracy w Grecji czy we Włoszech lub gdzie indziej jest naprawdę bardzo wielu jak na tak mały kraj jakim jest Albania. Nie ma prawie rodziny, z której co najmniej dwie lub trzy osoby nie pracowałyby na zachodzie. Zaręczyny to bardzo ważna rzecz, można powiedzieć decydująca, po udanych zaręczynach nie może być żadnej mowy o ich zerwaniu zwłaszcza ze strony narzeczonej, bowiem życie jej ojca lub brata byłoby poważnie zagrożone. Takie zdarzenia miały miejsce jeszcze całkiem niedawno. Dziewczyna nie ma tu wiele do czynienia. Musi przede wszystkim dbać o swoją reputację. Nigdzie nie powinna wychodzić sama, zwłaszcza wieczorem. Nie powinna spotykać się z chłopakami, by się przypadkiem nie zakochać. Nie może być przecież mowy o zamążpójściu między rówieśnikami, choć wyjątki się zdarzają. Jedyne, co jej pozostaje to modlitwa. Dlatego, dziewczęta dużo się modlą za swoje „szczęście”, często dają na Mszę św. w takiej właśnie intencji: „za szczęście”. W Albanii tego określenia używa się zamiennie w odniesieniu do męża. Najczęściej mówi się: „fati em” – „moje szczęście” tzn.: „mój mąż”. Bo, przecież, mąż dla kobiety to jej szczęście, jej przeznaczenie. Zwłaszcza, kiedy dziewcząt jest znacznie więcej niż kandydatów na męża. Mężczyźni na ogół mogą myśleć o ożenku dopiero w wieku ok. 30 lat, a nawet później. Kiedy będzie już ich na to stać. Dlatego wielu emigruje, najczęściej nielegalnie, w poszukiwaniu pracy i zarobku. Początkowo przyjmują się do pracy na czarno i minie parę lat, zanim dostaną pozwolenie na pobyt i legalną pracę. Wówczas, kiedy już spłacą długi i dorobią się czegoś, tzn.: mają jakieś mieszkanie lub wybudowali już dom w Albanii, mogą myśleć o zaręczynach. Kawalerskie życie na emigracji bardzo męczy, zwłaszcza, kiedy wykonują ciężką fizyczną pracę. Dlatego po zaręczynach bardzo śpieszą się z weselem. (cdn) Shkoder – Albania Br. Włodzimierz Mamala OFM Shkodra, największe miasto na północy Albanii, skupiające około 60 tys. katolików i drugie tyle muzułmanów, każdej niedzieli pełna jest zgiełku trąbiących i udekorowanych samochodów towarzyszących młodym parom w drodze z domu pani młodej do domu jej męża, a następnie do kościoła na ślub i w końcu do restauracji na wesele. W Albanii mówi się, że każda dziewczynka rodzi się w cudzym domu i dopiero, kiedy wydaje się za mąż idzie do swojego domu. Wesela zawsze są dwa: najpierw odbywa się wesele w domu pani młodej dzień przed jej wyprowadzeniem tylko dla rodziny i przyjaciół, którzy ją żegnają. Pani młoda jest poważna i zasmucona, ponieważ rozstaje się z najbliższymi, nie wypada się jej cieszyć. Musi pokazać, że miała dobrych rodziców. Dopiero na drugi dzień, na weselu u jej męża powinna okazywać radość i zadowolenie, chociaż jest jej nie do śmiechu, pozostaje jej ufać, że została oddana w dobre ręce. Bo właściwie nie tyle ona sama wychodzi za mąż, co jest wydawana, tak się najczęściej mówi: „wydajemy naszą córkę” albo też: „żenimy naszego syna” i do tego Dla mnie już niebawem szósty rok się zacznie obecności i służby w Maroku. Cudowne, ciekawe i pełne niespodzianek - każdy dzień pobytu wśród muzułmanów. Mam to szczęście, ze jestem wśród muzułmanów 24 godziny. Nie mamy pracy wśród chrześcijan i ofiaru- 5 W tych dniach wszyscy odwiedzali cmentarze. Także i u nas szczególnie Dzień Zaduszny jest dniem, gdy groby odwiedzane są przez bliskich. Cmentarze są przepełnione, a handlarze kwiatów i świec jak wszędzie tak i tutaj mają swoje „najlepsze” dni w ciągu roku. W Santa Cruz groby w większości znajdują się w ścianach. Pozostaje więc jedynie mała tablica i niewiele miejsca na mały bukiet kwiatów i świece. Rodziny schodzą się tłumnie. Często przynoszą jedzenie i picie ze sobą i przebywają w ten dzień cały czas blisko zmarłego. Ale tylko w ten dzien. Przez resztę roku często cmentarz świeci pustkami, rzadko widać kogoś odwiedzającego groby. Poza miastem na wioskach cmentarz szybko zarasta, wręcz czasem pozostaje niezauważalny. Jedynie pogrzeb kogoś bliskiego skłania ludzi, by pójść znów na cmentarz. Także nasi współbracia franciszkanie spoczywają na cmentarzu centralnym Santa Cruz. Przed paroma miesiącami odprowadziliśmy tam naszego sp. O. Rudolfa. Brakuje go nam w konwencie. Odpoczywa już, oczekując na zmartwychwstanie. Odwiedzając cmentarz myślami byłem na grobach rodziców, bliskich, współbraci. Tak wielu, których się znało, już odeszło. Każdy z nas zna to uczucie. Dziękuję też przy okazji tym którzy dbają i starają się o groby moich bliskich. Minione dwa miesiące to czas wielu ważnych spotkań, wizyt związanych też z Partnerschaftem (partnerstwem) diecezji Trier i Hildesheim z Kościołem boliwijskim. Razem z biskupem Antonim uczestniczyliśmy w kilku oficjalnych i roboczych spotkaniach. Na pewno ważna była też dla nas wizyta nowego biskupa Hildesheimu tu, w Boliwii. Odwiedził tez nasz wikariat misyjny. Inne ważne spotkania we wrześniu to robocze spotkania między prowincjałem boliwijskim, ekonomem prowincji, a przedstawicielami prowincji macierzystych, z biskupem naszego wikariatu, także ja brałem udział w tych spotkaniach dotyczących bardzo ważnych, a coraz bardziej trudnych spraw ekonomicznych. Pomocy finansowej przychodzi coraz mniej, a my tutaj bez pomocy z zewnątrz nie jesteśmy w stanie się utrzymać i funkcjonować. Oby pozytywnie „zaowocowały” te spotkania. (cdn) Tarcisio ofm jemy się w całości wiernym Islamu. Wyższość wiary muzułmańskiej odczuwa się na co dzień wszędzie. Jesteśmy tu jako wierzący w Boga Jedynego, który objawił się światu poprzez swego Syna Jezusa Chrystusa. Chrystus - Miłość Ojca, wierne odbicie człowieczeństwa szukającego pełni, nasz brat, Syn Boży... jakże to niełatwe dla naszych braci muzułmanów do przyjęcia... Jesteśmy obecni w miłości i pokorze dawania świadectwa tej miłości, która nie ma granic, która ofiarowuje wszystko, która kocha drugiego takim jakim jest... Konkretnie, pracujemy w szkole otwartej dla najuboższych (analfabetyzm w Maroku sięga jeszcze ponad 50%), szukamy Marokańczyków, którzy są przygotowani i wykształceni, by razem z nimi, otwierać drogi nadziei, dla tych, co ja tracą poprzez brak możliwości nauczenia się pisania i czytania, rozpoznania swojej wartości, odczuwania i obrony swojej godności. Niełatwe to na co dzień i bardzo delikatne, aby chrześcijanie czynili to możliwym względem muzułmanów... Myślę, ze siła wiary i miłości pozwala czynić to wszystko. Pytam się codziennie, dlaczego jestem w sercu Islamu, czego pragnie ode mnie Bóg, tak wiele pracy wśród chrześcijan w Europie i innych częściach świata, a my tutaj "nic nieznaczący i tracący czas dla wierzących Islamu". TO JEST NIESAMOWITA HOJNOŚĆ BOGA, który niczego nie szczędzi, aby ukazać światu, jak bardzo nas kocha, jak bardzo mu na nas zależy, jak bardzo jest szczodry w miłości bez granic... Z mądrości narodów O. Symeon Stachera (Maroko) Santa Cruz 04.11.07 BONJAL G YIGN U LUA DOG N NINŊ OSIOŁ NIE RYCZY NA CUDZYM TERYTORIUM Minęło ponad dwa miesiące, kiedy to ostatni raz w niedzielę stukałem w klawiaturę, by trochę sobie utrwalić to, co minęło i też podzielić się tym wszystkim z Wami. Czas mija szybko, czasem zbyt szybko, by nadążać na bieżąco z wiadomościami, z korespondencją, z kontaktami z bliskimi. Nie znaczy to jednak, bym nie pamiętał, czy zapomniał. Nie zapomina się też takich uroczystości jak imieniny czy urodziny..., ale gdy już wypadnie ten dzień, za późno jest by pisać, czasem udaje się tylko zadzwonić. Nieraz, gdy chciałoby się jeszcze zadzwonić, to okazuje się, że w Europie jest już późna noc. Staram się jednak pamiętać i łączyć się z Wami w modlitwie. Moba spostrzegli, że zachowanie zwierząt zmienia się w zależności od tego, czy są na własnym terenie, albo poza nim. Tak rzecz ma się z psem, czy osłem, który o dziwo (!), nie ryczy na terytorium swojego rywala. Okazuje się, że taka dyskrecja u ludzi jest ceniona i jak najbardziej wskazana. Kiedy jest się wśród obcych, nie można narzucać im swojej woli, czy sposobu myślenia. Każdy kraj ma swoje własne obyczaje. Przebywając w nim, w dobrym 6 tonie jest je uszanować i zachowywać, nawet jeśli prywatnie ma się o nich niepochlebne zdanie. Dotyczy to nie tylko misjonarzy. Jeden z seminarzystów togijskich korespondował ze swoim przyjacielem, mieszkającym w Burkina Faso (dawnej Górnej Wolcie). Kraj ten był wtedy na etapie odkrywania dobrodziejstw, płynących z jedynie słusznego ustroju socjalistycznego. Kleryk więc, za każdym razem adresując kopertę, pisał: „Towarzysz Yameogo” (...). Pokpiwałem z tego nieco, pytając czy nie może pisać normalnie, tak jak wszyscy: „Pan Yameogo”. Odpowiedział mi przysłowiem: „Osioł nie ryczy na terytorium sąsiada. Dlaczego mam pouczać mojego przyjaciela? Jeśli prezydent Burkina chce, aby tak się do nich zwracać, respektuję to”. Lojalność mieszkańców Burkina Faso w tym względzie prowadziła czasami do pociesznych sytuacji. Rektor Wyższego Seminarium Duchownego na przykład każde pismo kończył rewolucyjnym sloganem: „Ojczyzna albo śmierć, zwyciężymy!” Z drugiej strony trzeba przyznać, że oficjalny list, który nie kończył się w ten sposób, lądował natychmiast w koszu na śmieci. tłum. O. Sergiusz Janik gi, pracującym w Afryce i Ameryce Południowej, szczególnie w Boliwii, gdzie od 24 lat jest misjonarzem, a od 5 lat biskupem, O. Antoni Bonifacy Reimann OFM., pochodzący z Kadłuba Turawskiego. Z franciszkańskim Pokój i Dobro Michał Panicz Przewodniczący Stowarzyszenia O. Krystian Pieczka OFM Wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Stowarzyszenie Przyjaciół Misji Franciszkańskich uzyskało statut Organizacji Pożytku Publicznego, dlatego na jego rzecz można przekazać 1% podatku dochodowego. Wszystkim Dobrodziejom oraz osobom wrażliwym na potrzeby misjonarzy i osób, wśród których pracują, podajemy nr konta bankowego Stowarzyszenia, prosząc jednocześnie i o tę formę pomocy misjom. Konto Bankowe: Stowarzyszenie Przyjaciół Misji Franciszkańskich im. O. Dominika Kiesach ul. Klasztorna 6 47-154 Góra św. Anny Pomoc dla misji NIP 7561919448 KRS 0000286552 Konto bankowe do wpłacania 1% podatku 09 1090 2239 0000 0001 0796 6107 STOWARZYSZENIE PRZYAJCIÓŁ MISJI FRANCISZKAŃSKICH IM. O. DOMINIKA KIESCHA Misje to wielkie zadanie Kościoła i jak podkreślił papież Jan Paweł II w jednym z orędzi na światowy tydzień misyjny, "z natury swojej Kościół jest misyjny". Misjonarze franciszkańscy od ponad 25 lat pracują na misjach w Boliwii, Togo, Burkina Faso, Wybrzeżu Kości Słoniowej, w Kenii, Albanii, Kazachstanie, Maroko, Ziemi Świętej. Jest to ogromny potencjał ludzki. Ale oprócz tego potencjału ludzkiego, jest potrzeba materialnej pomocy dla misjonarzy i ludzi, wśród których pracują. Potrzeba tej pomocy jest ogromna, począwszy od pomocy edukacyjnej wśród dzieci, młodzieży starszych, pomoc medyczna, szczególnie w Afryce, gdzie coraz większy procent ludzi jest zarażonych chorobą AIDS, pomoc socjalna etc. Coraz częściej kraje zachodniej Europy, które do tej pory materialnie wspierały misje franciszkańskie i naszych misjonarzy, wycofują się z tej pomocy. Dlatego istnieje potrzeba szukania pomocy u nas w kraju. Aby w jakimś stopniu pomóc naszym misjonarzom, grono ludzi świeckich z O. Krystianem Pieczką, który jest odpowiedzialny za misjonarzy w Prowincji św. Jadwigi, postanowiło założyć Stowarzyszenie, którego celem będzie wspieranie materialne naszych misjonarzy. Dnia 16. VIII. 2007r. Sąd Rejonowy w Opolu zarejestrował Stowarzyszenie Przyjaciół Misji Franciszkańskich im. Ojca Dominika Kiescha. Siedziba stowarzyszenia mieści się przy klasztorze franciszkanów na Górze św. Anny. Celem stowarzyszenia jest pomoc misjonarzom franciszkańskim z Prowincji św. Jadwi- nr rachunku Stowarzyszenia 98 1090 2239 0000 0001 0756 1761 Papieskie Intencje Misyjne 2007/2008 Grudzień Módlmy się, aby wcielenie Syna Bożego, które Kościół obchodzi uroczyście na Boże Narodzenie, pomogło narodom kontynentu azjatyckiego rozpoznać w Jezusie Wysłannika Boga, jedynego Zbawiciela świata. Styczeń Aby Kościół w Afryce, przygotowujący się do swojego II Specjalnego Zgromadzenia Synodu Biskupów, nadal był znakiem i narzędziem pojednania i sprawiedliwości na tym kontynencie wciąż nękanym przez wojny, wyzysk i ubóstwo. Luty Aby instytuty życia konsekrowanego, odkrywały na nowo swój wymiar misyjny i wierne radykalnemu wyborowi życia wedle rad ewangelicznych, wielkodusznie dawały świadectwo o Chrystusie i głosiły Go aż po krańce ziemi Redakcja: Franciszkański Ośrodek Misyjny ul. Klasztorna 6 47-154 Góra św. Anny tel. (0-77) 463-09-26 faks (0-77) 463-09-27 www.osrmis.ofm.pl e-mail: [email protected] 7 'PUPSFQPSUBƒ[SFNPOUVTBMJX,PSTJNPSP#VSLJOB'BTP 1S[FESFNPOUFN 1PSFNPODJF