Powrót Diogenesa?
Transkrypt
Powrót Diogenesa?
Powrót Diogenesa? I Tym razem nasz rozum nie będą dręczyć wielkie pytania, „których nie może uchylić, albowiem zadaje mu je własna natura, ale na które nie może również odpowiedzieć, albowiem przewyższają one wszelką jego możliwość”1. Przytoczone słowa wypowiedział Immanuel Kant w pierwszym zdaniu Krytyki czystego rozumu (1781). Prawie dwieście lat później inny niemiecki filozof, Peter Sloterdijk, opublikował książkę pod tytułem Krytyka cynicznego rozumu (1983). Stała się ona wydarzeniem, bestsellerem, wydawniczym hitem, książką epoki, „mistrzowskim dziełem pisarstwa filozoficznego”, „dziełem fundamentalnym”, „dziełem naukowym o prekursorskim charakterze”, „książką kultową” – żeby przytoczyć tylko niektóre z określeń, jakie pojawiły się po jej wydaniu. Pisały o niej wszystkie liczące się w Niemczech gazety, szeroko komentowali i oceniali ją recenzenci, głos zabierali najwybitniejsi intelektualiści2. W stacjach telewizyjnych namiętnie dyskutowano: „Czy wszyscy jesteśmy cynikami?”. Miarą niebywałej popularności książki może być fakt, że w ciągu jednego roku sprzedano około 70 000 egzemplarzy, co jak na pracę filozoficzną jest godne odnotowania. Narzucało się porównanie z głośnym dziełem Oswalda Spenglera Zmierzch Zachodu, które zdobyło masową popularność w latach dwudziestych XX wieku. Początkowo publikacja Sloterdijka przyjmowana była entuzjastycznie. „Frankfurter Rundschau” wołał słowami recenzenta: „Burza w zakurzonym kantorze naszego współczesnego filozofowania i naszej współczesnej świadomości”, a FAZ pisał: „To arcydzieło pisarza o zacięciu filozoficznym, który od tej chwili staje w pierwszym rzędzie autorów tego typu w Niemczech”. Później euforia nieco opadła i pojawiły się głosy krytyki, niekiedy bardzo ostrej. Jedni widzieli w Krytyce cynicznego rozumu 1000-stronicowy felieton, a jej popularność upatrywali – jak komentator „Stuttgarter Zeitung” – w tym, że Sloterdijk rozdziela ciosy równo na wszystkie strony. Każdy dostaje za swoje. Niektórzy chwalili plastyczność i literackość języka, lekkość i eseistyczny styl książki, różniącej się pod tym względem od innych produkcji filozoficznych, których lektura powoduje uczucie – by nawiązać do słów Musila w Niepokojach wychowanka Törlessa – jakby jakaś stara koścista ręka wykręcała nam mózg z głowy. Ale to, 1 I. Kant, Krytyka czystego rozumu, przeł. R. Ingarden, t. I, PWN, Warszawa 1986, s. 7. Już sama recepcja książki Sloterdijka może stanowić przedmiot oddzielnych analiz. Por. O. Kallscheuer, Spiritus Lector Die Zerstreuung des Zeitgeistes, [w:] Peters Sloterdijks Kritik der zynischen Vernunft, Suhrkamp Frankfurt a. Main 1987, s. 7–73. 2 III_A_nowy.indd IX 2008-06-17 12:57:55 X Powrót Diogenesa? co dla jednych było zaletą, dla drugich okazywało się wadą. Chciałoby się powiedzieć za Heglem „prawda nie jest jak bita moneta”, lecz wymaga ciężkiej pracy pojęcia, a tego u Sloterdijka nie znajdziemy. Jego książce brak precyzji, systematyczności, argumentacji i tego wszystkiego, co właściwe dyskursowi naukowemu. W zamian czytelnik dostaje całość złożoną z aforyzmów i niesiony jest łagodnym nurtem wglądów i intuicji. Być może filozoficzna twórczość Sloterdijka lepiej pasuje do gustów francuskiej publiczności, nawykłej do stylu nouveaux philosophes, mającego zresztą we Francji długą tradycję. Źródeł popularności i sukcesu Krytyki cynicznego rozumu należy jednak upatrywać przede wszystkim w sporach oraz kontrowersjach ideologicznych i politycznych w Niemczech Zachodnich przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Autor dotykał czułego punktu społecznej świadomości, dawał pewną diagnozę współczesności, dla jednych trafną, dla innych mniej. Doświadczenia roku 68 (Sloterdijk zaczynał wtedy studia), które odbiły się szerokim echem w społeczeństwie niemieckim, wywołały falę dyskusji o niemieckiej „tożsamości” i kryzysie świadomościowym. Nadzieje na więcej demokracji i „emancypację” zmieniły się w troskę o wewnętrzną stabilność Bundesrepublik. Pokolenie 68 wchodziło w dorosłe życie i obawiano się, że ideały lewicowe przedostaną się do instytucji państwa, że hasło emancypacji, głoszone ongiś na ulicach, zostanie wprowadzone w życie od wewnątrz. Studenci mogli maszerować z czerwonymi sztandarami w Dahlem, ale nie chciano, by teraz, kiedy już opuścili mury uniwersytetu, zaczął się marsz przez instytucje. Lewicowo-liberalni intelektualiści, jak na przykład Jürgen Habermas, zwracali uwagę na pojawiającą się od połowy lat siedemdziesiątych konserwatywną Tendenzwende. Patrząc z tej perspektywy, niektórzy widzieli w książce Sloterdijka krytykę idei oświecenia, jakby przestrogę, czym kończy się „emancypacja” – cynicznym dopasowaniem się. Dlatego autora Krytyki cynicznego rozumu zestawiano z takimi myślicielami, jak Nietzsche, Spengler czy Schopenhauer. Reakcją drugiej, lewicowej strony było potraktowanie książki jako zgniłego owocu późnego kapitalizmu, wyraz postmodernistycznej polifonii, a nawet regresywnego irracjonalizmu i politycznego wstecznictwa. Obie strony nie dostrzegały jednak, że książka Sloterdijka w swym najgłębszym przesłaniu wydaje się kwestionować eksplikacyjną moc starych podziałów na lewicę i prawicę, postęp i reakcję, racjonalizm i irracjonalizm, a także, jak sądzę, podziałów nowszych – na nowoczesność i ponowoczesność. Tytułowe nawiązanie do Krytyki czystego rozumu Kanta ma niejednoznaczny sens: negatywny, jeśli wziąć pod uwagę stosunek Sloterdijka do „Wielkich Teorii” (Groß Theorien), które chwytają życie w wielkie schematy i represyjnie urządzają je podług zasad rozumu albo obarczają nas ciężarem metafizycznej indywidualności. W tym znaczeniu autor Krytyki cynicznego rozumu jest dłużnikiem Nietzschego, tradycji Dialektyki oświecenia oraz prac Michela Foucault. Jego projekt nie jest transcendentalny, choć pozostaje krytyczny, i to w trzech aspektach (na razie wskażemy na dwa). Pierwszy aspekt dotyczy pojęcia „krytyki”, którą, III_A_nowy.indd X 2008-06-17 12:57:56 XI Powrót Diogenesa? jak pamiętamy, Kant zdefiniował w opozycji do dogmatyzmu i sceptycyzmu w kwestii możliwości poznania absolutnego. Myślenie krytyczne w sensie kantowskim to myślenie, któremu ciągle towarzyszy pytanie o granice możliwej poznawalności. Krytyka nie jest oczyszczaniem przedpola, wstępem do właściwej „teorii” czy „systemu”, ale refleksją bezpośrednio tę „teorię” tworzącą, sposobem istnienia samej filozofii i filozofowania. Do tego rozumienia krytyki jako teorii tout court nawiązywali przedstawiciele szkoły frankfurckiej. Po tej linii zmierza też myślenie Sloterdijka. Ale dokąd zmierza? Celem projektu Sloterdijka jest nowa koncepcja subiektywności wyrastająca z krytyki rozumu subiektywnego jako rozumu strategicznego, czyli cynicznego, i to jest drugi aspekt pozytywnego nawiązania do Kanta. Trzeba jednak dodać, że ta nowa koncepcja subiektywności nie jest osadzona w Krytyce czystego rozumu. Odwołajmy się do Foucaulta, który w eseju Podmiot i władza projekt Kantowski przeciwstawia projektowi Kartezjańskiemu3: Gdy w roku 1784 Kant pytał, czym jest oświecenie, chciał się po prostu dowiedzieć: co stało się tu i teraz? Co z nami się wydarzyło? Czym jest świat historyczny, obecna epoka czy wreszcie ta konkretna chwila, w której żyjemy? Mówiąc inaczej: kim jesteśmy my, „die Aufklärer”, to znaczy uczestnicy procesu oświecenia? Trzeba porównać to pytanie z kartezjańskim punktem wyjścia: kim jestem „ja”, szczególny wprawdzie, lecz zarazem uniwersalny i ponadhistoryczny podmiot? U Kartezjusza „ja” oznacza każdego, zawsze i wszędzie. Kantowi chodzi jednak o coś innego: kim jesteśmy w tym akurat punkcie dziejów. Jego pytanie zachęca do refleksji zarówno nad nami samymi, jak i nad teraźniejszością. Sądzę, iż ów wymiar filozofii stawał się stopniowo coraz istotniejszy: pomyślmy o Heglu, o Nietzschem...4. Kim więc jesteśmy? Teraz, w tym konkretnym punkcie historii, nie w ogóle. Bez uniwersalistycznych roszczeń, ale też bez sceptycznego nihilizmu. Wraz z odkryciem, kim jesteśmy, musimy się przeciw temu zwrócić: A może naszym obecnym zadaniem nie jest odkrywać, kim jesteśmy, lecz – dokładnie wobec tego, kim jesteśmy – zwrócić akt odmowy? Mamy wyobrazić sobie, kim moglibyśmy być – i realizować projekty wyobraźni, żeby wymknąć się politycznemu „podwójnemu szachowi”, który polega na równoczesnej indywidualizacji i totalizacji nowoczesnych struktur władzy5. Takie postępowanie jest nakazem krytycznego namysłu, ciągłego pytania o granice: gdzie kończy się autentyczność, a zaczyna samooszukiwanie. Krytyczna analiza świata zastanego jest zarazem jego przekraczaniem, próbą wyobrażenia sobie, kim moglibyśmy być. Refleksja nad teraźniejszością, do któ3 Zwraca na to uwagę A. Hyussen, The Return of Diogenes as Postmodern Intellectual, [w:] P. Sloterdijk, Critique of Cynical Reason, University of Minnesota Press 2005, s. X–XI. 4 M. Foucault, Podmiot i władza, przeł. J. Zychowicz, „Lewą nogą” 1998, nr 10, s. 181. 5 Tamże. III_A_nowy.indd XI 2008-06-17 12:57:56 XII Powrót Diogenesa? rej nawoływał nas Kant, a za nim Foucault, nie może być łatwa w czasach, kiedy świat został odczarowany, a krytyka ideologii zakończyła swą pracę. Wówczas pytanie o to, kim jesteśmy, to znaczy przeciw czemu mamy się kierować, łączy się z pytaniem: Jak możliwa jest dziś krytyka? Jak możliwe jest dziś oświecenie? Kto albo co jest jej/jego podmiotem? Książka Sloterdijka jest próbą odpowiedzi na te właśnie pytania. Zacznijmy od pytania pierwszego. Diagnoza niemieckiego filozofa nie pozostawia złudzeń: „ Jesteśmy oświeceni. Jesteśmy apatyczni” – pisze w „Przedmowie”, a właściwie staliśmy się tacy po zawiedzionych nadziejach lat sześćdziesiątych. Wtedy jeszcze wierzyliśmy, że można inaczej ułożyć życie, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym; że ideały oświecenia i emancypacji mogą wypełnić sensem naszą bezideową codzienność. Wtedy, „w Niemczech połowy lat sześćdziesiątych pojawiła się cienka nić kultury politycznej – czyli publiczny spór o życie właściwe” (s. 12.). Zakończył się on jednak smutną wiedzą, że świata w zasadzie zmienić nie można. Rewolta studencka 68, choć obudziła społeczną wrażliwość i samorefleksję społeczeństwa, nie przyczyniła się do radykalnej redefinicji celów społecznych i przeobrażenia społeczeństwa późnokapitalistycznego. Skoro nie można inaczej, pozostawało świadome bądź nieświadome dopasowanie się do tego, co jest, adaptacja naznaczona obojętnością i rezygnacją. „Po zawiedzionych nadziejach żywionych na przekór wszystkiemu rozprzestrzenia się apatia małych egoizmów” (s. 23). W naszych umysłach zagościł cynizm. Według Sloterdijka jest on dzisiaj zjawiskiem powszechnym i amorficznym i dlatego trudnym do uchwycenia. W starożytności cynik (a właściwie kynik) był indywidualnością, oryginałem i prowokatorem, który, jak Diogenes z beczki, kontestował wszystko i wszystkich. Wiódł życie miejskiego dziwaka, odszczepieńca wzbudzającego sympatię, ale także lęk, ponieważ nikt nie mógł ujść przed jego przeszywającym złowrogim spojrzeniem. Dzisiaj nie ma już kyników, są natomiast cynicy. Współczesny cynik to postać masowa, unika wyróżniania się i bycia autsajderem. Wtapia się w tłum, jest każdym i nikim, produktem masowych miast i masowych mediów. Pod względem psychologicznym dzisiejszy cynik jest melancholikiem, który potrafi ukrywać swe depresyjne lęki, przede wszystkim po to, by utrzymać się na rynku pracy. Wszystko inne się nie liczy. Być to znaczy być na powierzchni. Że czasami odbywa się to kosztem wątpienia we własne postępowanie, to po prostu trzeba przeboleć. Zresztą wcale nie jest tak źle, skoro te wątpliwości w ogóle się pojawiają. Większość ich nie ma. Wedle słów Sloterdijka cynizm to: oświecona fałszywa świadomość. Jest ona zmodernizowaną świadomością nieszczęśliwą, nad którą oświecenie pracowało owocnie, choć nadaremnie. Odrobiła ona swoją lekcję oświecenia, ale się nie zrealizowała i z pewnością zrealizować się nie może. Ciesząca się doskonałą kondycją, a zarazem żałosna świadomość ta nie czuje się już zagrożona przez żadną ideologię; jej fałszywość jest wyważona na drodze refleksji. (s. 22) III_A_nowy.indd XII 2008-06-17 12:57:56 Powrót Diogenesa? XIII Tak zdefiniowany cynizm nie jest błędem, kłamstwem czy ideologią, nie można go usunąć, sprostować czy zdemaskować. Tradycyjne formy krytyki ideologii są wobec niego bezradne, osiągają w nim swój kres. „Ta świadomość nieszczęśliwa w sobie rozdwojona” (Hegel) nie daje się też „znieść” w stylu autora Fenomenologii ducha, co najwyżej można nią wstrząsnąć. Jest i pozostaje rozdarta między świadomość pana i niewolnika, wolności i uwikłania, bycia sobą i alienacji. Ale zarazem jest to rozdarcie zmodernizowane, którego istota polega na działaniu wbrew posiadanej wiedzy. Wszyscy wiedzą, że kłamią, a mimo to robią to dalej. Doskonale świadomi jesteśmy tego, co kryje się za szatą utkaną z fałszywych gestów, zdajemy sobie sprawę z dystansu między ideologiczną maską a rzeczywistością społeczną, a mimo to nadal wolimy nosić maski. Cynicy wiedzą, co robią, ale robią to dalej, ponieważ taki jest świat. Potęga rzeczy przytłacza nas. Sformułowanie „oświecona fałszywa świadomość” zawiera w sobie pewien paradoks. Jak bowiem to, co zostało oświecone i rozpoznane, może dalej pozostać fałszywe i kierować naszym działaniem. Przesądy, które rozpoznajemy jako przesądy, przestają na nas oddziaływać i tracą swą zniewalającą siłę, mamy nad nimi władzę, albowiem wiedza to władza. Na tym między innymi polega wyzwalająca moc refleksji. Ale nasz dzisiejszy cynizm jest już z natury refleksyjny, co sprawia, że pod znakiem zapytania staje pojęcie oświecenia i krytyki rozumianej jako odczarowanie świata, by nawiązać do terminologii Maksa Webera. Pytanie: „Kim jesteśmy w tej właśnie chwili?” łączy się z pytaniem, jak możliwa jest dziś krytyka filozoficzna? Jak możliwe jest dziś oświecenie? Albo inaczej. Moglibyśmy nie być cyniczni, ale do tego trzeba znaleźć odpowiednią perspektywę, adekwatną formę życia, język i gesty, które mogłyby przezwyciężyć cynizm, a przynajmniej nie pozwoliłyby mu się rozwinąć, tłamsząc go w zarodku. Wymaga to przemyślenia i przepracowania tradycji, która towarzyszy nam od osiemnastego wieku, tradycji oświeceniowej krytyki rozumianej jako odczarowanie i emancypacja, ale także jej dialektyki, to znaczy jej drugiej strony, zawsze obecnej, jakkolwiek nie zawsze widocznej i uświadamianej. II Cofając się do źródeł krytyki filozoficznej, należy przywołać przede wszystkim oświeceniową krytykę religii, sięgnąć do pism Woltera czy Diderota, ale także Herdera czy Kanta. Wyczytamy z nich, że opowieści biblijne, na przykład przypowieść o grzechu pierworodnym, jest tak naprawdę mitologiczną narracją o zerwaniu jedności człowieka z przyrodą, decydującym o pojawieniu się wolności i rozumu, ale zarazem, co szczególnie podkreślał Kant, będącym źródłem moralnego zła. Pisarze i filozofowie oświeceniowi dostrzegali w reli- III_A_nowy.indd XIII 2008-06-17 12:57:56 XIV Powrót Diogenesa? gii uniwersalne treści moralne i filozoficzne przedstawiane w formie nie tyle fałszywej, ile niedojrzałej. W religii rozum przejawia się w języku symboli. Tak jak Buffon w Historii naturalnej demaskuje biblijny przekaz Księgi Rodzaju jako niezgodny z faktami, tak Monteskiusz w Duchu praw odczarowuje historię. Również w historii, podobnie jak w przyrodzie, nie działają żadne tajemnicze siły i moce opatrzności, nie jest ona areną działań wielkich wodzów, królów, rycerzy-zdobywców czy typowych bohaterów arystokratyczno-feudalnej opowieści. Najdonioślejsza krytyka, jaką przeprowadzono w ramach paradygmatu oświeceniowego, która zarazem ten paradygmat przekracza, była udziałem Immanuela Kanta. Nie jest skierowana na zewnątrz rozumu, nie jest odkrywaniem, demaskowaniem racjonalnych treści w tym, co z pozoru irracjonalne i tajemnicze. Krytyka metafizyki przeprowadzona przez Kanta jest refleksją rozumu nad samym sobą, w niej rozum poniekąd odczarowuje sam siebie. Źródłem złudzeń nie jest to, co inne: wyobraźnia, uczucie, mit, lecz sam rozum może wytwarzać pozór: pozór transcendentalny. Choć zdolni jesteśmy do stawiania pytań metafizycznych, to jednak na podstawie swoich władz poznawczych nie potrafimy na nie odpowiadać. W istocie rozumu tkwi więcej chęci niż możliwości. Wyraźny krok naprzód w stosunku do wszystkich oświeceniowych krytyk robi Marksowska krytyka ideologii. Można ją usytuować na jednym poziomie z krytyką Freuda i Nietzschego. Wspólnym wysiłkiem tych wielkich „mistrzów podejrzeń” (P. Ricoeur) była próba dotarcia do prawdziwej rzeczywistości skrytej za powierzchnią otaczających nas masek i iluzji oraz ujawnienie autentycznych motywów kierujących myśleniem i działaniem człowieka. Marksowska krytyka jest krytyką ideologicznej iluzji, która powstaje w naszej świadomości. Wszelkie jej wytwory są w ostatecznej instancji zdeterminowane przez całość społecznej pracy. Prawdziwe jest nie to, co ludzie sądzą i mówią o sobie, lecz ich obiektywne usytuowanie w tej całości. Marksowską krytykę ideologii należy rozumieć jako demaskację, sprowadzenie na ziemię wszelkich teorii, które uznają siebie za autonomiczne twory duchowe. Typowym gestem Marksowskiej krytyki jest odwrócenie, postawienie świadomości z głowy na nogi, przy czym nogi oznaczają wiedzę o miejscu w procesie produkcji i w strukturze klasowej. Proces krytyki rozumianej jako demistyfikacja fałszywej świadomości zyskuje swe urzeczywistnienie praktyczne w zniesieniu społeczeństwa klasowego. Krytyka łączy się tu z emancypacją społeczną. Rozpoznanie przez proletariat własnej pozycji przekłada się na jego wysiłek uwolnienia społeczeństwa od wyzysku. W idealnej dialektyce robotnik wyzwala nie tylko siebie, ale wyzwala także pana od konieczności bycia panem. W końcu okazuje się, że robotnik zdziera swą maskę niewolnika a kapitalista maskę pana. Krytyka ideologii jako fałszywej świadomości nie traktuje błędu, fałszu czy mistyfikacji jako czegoś subiektywnego. Każda świadomość jest po prostu fałszywa w sposób odpowiadający III_A_nowy.indd XIV 2008-06-17 12:57:56 Powrót Diogenesa? XV jej miejscu w procesie produkcji oraz procesie panowania, jest więc urzeczowiona i wprowadzona w system obiektywnych zasłon. Nie mniej do powiedzenia w sprawie demaskatorskiej krytyki ma psychoanaliza Zygmunta Freuda. Odkryta przez niego podświadomość, która steruje z ukrycia naszymi świadomymi działaniami i zachowaniami, stała się jednym z najważniejszych narzędzi demaskatorskiej krytyki. Podobnie jak Marks w odniesieniu do społeczeństwa, Freud postępuje wobec kultury. Na przykład dla Habermasa psychoanaliza jest wręcz modelem nauki krytycznej. W terapii psychoanalitycznej pacjent, dokonując samorefleksji, uświadamia sobie zepchnięte do podświadomości i stłumione potrzeby, motywy i uczucia. Obaj, pacjent i psychoanalityk, nie tylko przełamują opór tego, co nieświadome, przed ujawnieniem, ale także lęki tego pierwszego. Krytyka jako demaskowanie łączy się tu z pokonywaniem oporów przed ujawnieniem prawdy, co nie było tak bardzo eksponowane w schemacie oświeceniowym, a nawet u Marksa, to znaczy obawa i lęk przed zrzuceniem maski. Prawdopodobnie największe kontrowersje wśród tych trzech mistrzów podejrzeń wzbudza Nietzsche. Również dla niego – mówiąc najogólniej – rzeczywistość ludzka, moralność, religia, także sama filozofia jest palimpsestem, którego rozszyfrowanie wymaga specjalnej krytycznej aktywności. Oczywiście Marksa „fałszywa świadomość”, Freuda i Nietzschego iluzje i mistyfikacje nie są zwykłym błędem czy kłamstwem w sensie epistemologicznym, ale błędem systematycznym, wynikającym z uwikłania jednostek w relacje społeczne; treści publiczne przesłaniają treści prawdziwe. U Nietzschego krytyka jest genealogią, czyli odsłanianiem źródeł i ostatnich warstw naszych pojęć i schematów. Wszystkie je możemy sprowadzić do jednego, do woli mocy. To, co autor Poza dobrem i złem nazywał platonizmem i co było celem jego subwersywnego gestu przewartościowania wszelkich wartości, jest niczym innym jak sublimacją słabości i brakiem woli mocy. Genealogia moralności, filozofowanie poza dobrem i złem, rozprawa z nihilizmem – to odkrywanie kolejnych warstw mistyfikacji. Człowiek ustanawia fundamentalne wartości, takie jak prawda, dobro, równość i sprawiedliwość, nie dla nich samych, lecz by ukryć swą słabość i brak woli mocy. Są one jedynie maską zasadniczej niemocy, a zatem orężem – okazuje się, że skutecznym – w walce o przetrwanie, substytutem witalności i twórczożyciowej aktywności, protezą zastępującą jej brak i zwycięstwem przeciętności. Kłamstwem pod postacią prawdy. Dla Sloterdijka najważniejsza jest jednak tradycja szkoły frankfurckiej, jakkolwiek wszystkie naszkicowane powyżej postacie krytyki znajdują w jego książce swoje odbicie. Autor Krytyki cynicznego rozumu chce kontynuować tradycję oświecenia – i w tym właśnie trzeba upatrywać trzecie z pozytywnych nawiązań do Krytyki czystego rozumu Kanta – ale ta kontynuacja musi przejść lekcję Dialektyki oświecenia. Krytyka filozoficzna dokonana przez frankfurtczyków nie odwołuje się już do schematu: prawdziwa rzeczywistość i jej mistyfikacja (maski), którą III_A_nowy.indd XV 2008-06-17 12:57:56 XVI Powrót Diogenesa? za sprawą krytyki trzeba zdemistyfikować, stając twarzą w twarz z rzeczywistością. Dla teoretyków szkoły frankfurckiej zniekształcenie rzeczywistości wpisane jest w nią samą, co oznacza, że rzeczywistość ta może się reprodukować wyłącznie wraz ze swoją mistyfikacją. Metafory demaskowania, demistyfikacji, zrywania zasłon, oznaczające po prostu krytykę, są zbyt proste, skoro rzeczywistość może istnieć o tyle, o ile jest błędnie rozpoznana W tej osobliwej dialektyce prawda i iluzja odsyłają do siebie nawzajem, nie mogą istnieć osobno. Krytyka jako demaskowanie nie jest już w zasadzie możliwa, ponieważ maski nie da się po prostu zedrzeć, przylega ona szczelnie. W Dialektyce oświecenia M. Hornkheimer i Th.W. Adorno zawarli pesymistyczną diagnozę dziejów ludzkości, odsłaniającą bez niedomówień bolesną prawdę o niezamierzonej, a tym samym niemal fatalnej beznadziejności marzeń o pozytywnej wolności człowieka. Oświecony rozum, pragnąc odczarować świat i wyzwolić jednostkę z więzów wszelkiego autorytetu, zniewolił ją jak nigdy przedtem. Nasza dorosłość, by nawiązać do definicji Kanta głoszącej, że oświecenie to wyjście człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy, a niepełnoletność polega z kolei na niezdolności do posługiwania się własnym rozumem bez obcego kierownictwa; otóż ta dorosłość wcale nie przynosi nam niczego dobrego. Wejście w wiek dojrzały oznaczało wyzwolenie się spod władzy przyrody, której moce stale zagrażały naszemu istnieniu. Emancypacja człowieka i podporządkowanie sobie natury zewnętrznej były jednocześnie procesem kształtowania się jego rozumnej podmiotowości. To właśnie za sprawą rozumu człowiek uwolnił się spod władzy natury i symbolizujących jej siłę mitycznych potęg, co jednak w rezultacie zwróciło się przeciwko niemu, gdyż aby w pełni naturę ujarzmić i nad nią zapanować, musiał także zapanować nad swoją naturą wewnętrzną, ująć ją w karby, uczynić przedmiotem poddanym kontroli. W konsekwencji wiedza człowieka o świecie zewnętrznym i wiedza człowieka o sobie samym mają jeden cel: panowanie nad światem i panowanie nas samym sobą. Wiedza to władza. Opowieść o syrenach z Odysei jest tego sugestywną alegorią. Wabiący głos syren to pokusa zatracenia się w bezpowrotnej przeszłości, nieodparta obietnica rozkoszy. Kto usłyszy ten głos, nie zdoła mu się oprzeć, tak silne jest wspomnienie szczęśliwego czasu archaicznej jedności z naturą. Pójście za echem syreniego śpiewu grozi jednak samozatratą i unicestwieniem. Przetrwają tylko ci, którzy głosu nie usłyszą. Wie o tym Odyseusz, dlatego swoim towarzyszom podróży zalepia uszy woskiem, sam zaś każe się przywiązać do masztu. Im pokusa staje się silniejsza, tym mocniej poleca się skrępować. By nie rozbić się o skały Scylli i Charybdy, musi zrepresjonować własną wewnętrzną naturę, ujarzmić ją, okaleczyć, złożyć ofiarę z samego siebie, co też czyni przez zniewolenie innych. III_A_nowy.indd XVI 2008-06-17 12:57:56 Powrót Diogenesa? XVII Na historię Homerowego bohatera można też spojrzeć jak na opis ucieczki podmiotu przed mitycznymi potęgami, a tym samym jak na historię kształtowania się tożsamej jaźni, subiektywnego rozumu czy po prostu naszej zachodniej racjonalności. Jaźń opiera się rozpłynięciu w ślepej naturze, ale żeby to uczynić, musi jednocześnie zredefiniować siebie samą. Podobną mutatis mutandis figurę myślową odnaleźć można w twórczości Foucaulta: podmiot konstruowany jest jako obrona przed obiektywnymi siłami, które ujawniają się w formie różnorodnych praktyk społecznych, zmierzających do jego ograniczenia i zniewolenia. Ten proces, zarówno u Foucaulta, jak i u Horkheimera oraz Adorna, ma jednak swoją drugą stronę. Odyseusz wiedziony zasadą samozachowania potrafi przechytrzyć mityczne potęgi, ale tożsamość jaźni zdobywana jest kosztem unicestwienia osobowości. Jak jednak wyrwać się z pułapki wiedzowładzy, rozumu instrumentalnego, który prowadzi wprost do cynizmu. Czy istnieje wiedza, która nie byłaby władzą? Na przykład Adorno poszukiwał jej śladów przede wszystkim w sztuce, przedstawiającej prawdę w formie niedyskursywnej, zmysłowej, zawierającej pewien mimetyczy impuls – nieinstrumentalny stosunek do świata, a przeto wolnej od principium wiedzowładzy. Ale z drugiej strony, sztuka pozostawiona samej sobie, nie-przemyślana, będąca czystą aisthesis, nie wie, co posiada. Dlatego wymaga objaśnienia, interpretacji, theoria. Koło się zamyka. Prawda sztuki, bezpośrednia, zmysłowa i jakby obecna na wyciągnięcie ręki, dostępna jest jedynie za sprawą myślenia, które, jak każde myślenie, jest zawsze instrumentalne. Jeszcze raz uchwycenie czegoś bezpojęciowego za pomocą pojęć może przybierać jedynie postać apofatycznej teologii. Prawda sztuki i prawda filozofii nie dają się pojednać, a społeczna całość mająca być tego pojednania empirycznym dowodem, imituje tylko tę jedność, stosując różnorodne formy panowania i przemocy. Przeczuwając jakby tę ostateczną konsekwencję swej teorii krytycznej Adorno w ostatnim z aforyzmów, składających się na Minima moralia, napisał: „Filozofia, jedyna, za jaką można wziąć odpowiedzialność w obliczu rozpaczy, byłaby próbą traktowania wszystkich rzeczy tak, jak się przedstawiają ze stanowiska zbawienia. Poznanie nie ma innego światła prócz tego, które rzuca na świat zbawienie: wszystko inne wyczerpuje się w naśladowczym konstruowaniu i pozostaje kawałkiem techniki”6. Ta smutna wiedza, melancholijna i „wrażliwa”, opierała się na założeniu, że świata doświadczamy z punktu widzenia tego, co Sloterdijk nazywa apriori bólu (das Scherz-apriori) – psychosomatycznego układu współrzędnych cierpienia i przyjemności. Jest on zarazem podstawą krytyki w czasach, w których, wedle słów Waltera Benjamina, rzeczy i sprawy osaczają nas i nie możemy nabrać do nich właściwego dystansu, zająć określonego stanowiska, co jest wa6 Th. W. Adorno, Minima moralia. Refleksje z poharatanego życia, przeł. M. Łukasiewicz, WL, Kraków 1999, s. 298. III_A_nowy.indd XVII 2008-06-17 12:57:57 XVIII Powrót Diogenesa? runkiem wszelkiej krytyki. Ma ona sens tylko tam, gdzie liczą się perspektywy i projekty, gdzie możliwe jest jeszcze spojrzenie z jakiejś perspektywy. Ale taki świat już dziś nie istnieje. Potęga rzeczy przytłacza nas. Współcześnie krytyka nie może być już sprawą właściwego dystansu, ale „właściwej bliskości”, Weltschmerzu. Krytyka jest możliwa, dopóki ból mówi nam, co jest prawdziwe, a co fałszywe. Sloterdijk chce przeciwstawić tej smutnej i melancholijnej wiedzy, która nie byłaby władzą, satyryczną pogodność i wesołość, ironię i gest mówiące „nie” wielkim idealistycznym teoriom. Prototypem takiej wiedzy radosnej jest Diogenes z Synopy, który w przeciwieństwie do przebiegłego Odyseusza nigdy nie poświęciłby swojej tożsamości na ołtarzu obiektywnych konieczności. Odyseusz Adorna reprezentuje to, co Sloterdijk nazywa „rozdwojeniem w represji”, a Diogenes ucieleśnia „samointegrację w oporze”; Odyseusz to represja, Diogenes to opór. „Nikt to moje imię” – odpowiada Odyseusz cyklopowi, ratując w ten sposób siebie i swoich towarzyszy. W interpretacji Horkheimera i Adorna Homerycki bohater wypiera się siebie, jest przebiegły, chytry, bezczelny, wiedzę traktuje jako środek przeżycia. Gest Odyseusza można interpretować jako cyniczne działanie wbrew wiedzy, jaką się ma, świadome kłamstwo i chytre oszustwo. Odyseusz wie, że nie jest nikim, jego „Nikt” jest refleksyjnie wyważoną, zmodernizowaną „świadomością nieszczęśliwą”. „Słowa, słowa, rzeczowniki…” (G. Benn) nic nie znaczą, są jedynie taktyką, środkiem samozachowania. Adorno dostrzegł w postępowaniu Odyseusza fatalny pierwszy krok na drodze formowania się zachodniej podmiotowości. Co zaczęło się od oszustwa i samowyrzeczenia się siebie, musi być nieautentyczne i złe. Odmienną interpretację bycia „nikim” proponuje w swej książce Sloterdijk: Nasza prawdziwa samowiedza uchwycona w źródłowym byciu nikim zostaje w tym świecie pogrzebana i przykryta przez tabu i panikę. W zasadzie jednak żadne życie nie ma imienia. Tkwiący w nas świadomy siebie nikt – który dopiero za sprawą swojego „społecznego pochodzenia” zyskuje imię oraz tożsamość, pozostaje życiodajnym źródłem wolności. Prawdziwy nikt to ktoś, kto pomimo okropności socjalizacji pamięta o energetycznych rajach rozpościerających się za warstwami naszej osobowości. Podstawą jego życia jest świadome siebie ciało, które powinniśmy nazwać nie nobody, lecz yesbody, i które może przemienić się w procesie indywidualizacji z arefleksyjnego „narcyzmu” w refleksyjne „poszukiwanie samego siebie w całości realnego świata”. (s. 91) Bycie „nikim”, poza historią, polityką, przynależnością państwową, niezależnie od bycia kimś, jest dla Sloterdijka utopią. Bycia „nikim” możemy doświadczyć tylko jako świadome ciało. „Nikt” jest więc w swym najgłębszym sensie świadomym siebie cielesnym yesbody, świadomą siebie cielesnością, w której ginie ostatecznie każda fikcja Ja. Taka interpretacja, różna od tej z Dialektyki oświecenia, ma swe źródło w tradycji zapoczątkowanej w antycznym kynizmie, który Sloterdijk odróżnia od cynizmu. Ten pierwszy oznacza dla niego opór III_A_nowy.indd XVIII 2008-06-17 12:57:57 Powrót Diogenesa? XIX wobec władzy wielkich dyskursów: filozoficznych, politycznych, ideologicznych. Naszym yesbody jest Diogenes z beczki – filozof, w którym Sloterdijk widzi przede wszystkim niezależnego, obdarzonego humorem egzystencjalistę, uprawiającego swą filozofię, by rozprawić się z ludzką głupotą i fałszywą egzystencją. W postaci Diogenesa bóg oświeconego natchnienia, Apollo, pokazuje swe drugie oblicze, które umknęło uwagi Nietzschego, oblicze inteligentnego satyra, komedianta, twórcy subwersywnej „teorii przyziemnej”. Diogenes z ironią traktuje swoich wielkich kolegów i ich wielkie problemy: „Gdy Platon podał definicję »Człowiek jest to istota żywa, dwunożna, nieopierzona« i tą definicją chełpił się i zdobył poklask, Diogenes oskubał koguta i zaniósł do szkoły na wykład Platona, mówiąc: »Oto jest człowiek Platona«”7. Kynicki filozof nie przemawia przeciwko idealizmowi, ale przeciw niemu żyje, jego bronią nie jest analiza, lecz śmiech. Walczy o wiedzę dla ludzi wolnych, wolnych także od przymusu szkoły. Fizjonomiczne ekscesy Diogenesa na ateńskim rynku są rodzajem materialistycznej krytyki wiedzowładzy i wszelkich form ujarzmiania (Foucault). Ale powrót do kynickiej cielesności jako fundamentu krytyki wydaje się problematyczny. Jeśli bowiem samo ciało, jak pokazują analizy autora Słów i rzeczy, jest już konstrukcją historyczną, z czym zgodziłby się też Sloterdijk, to résistance samoświadomego ciała może być zaprogramowanym produktem cynicznej kultury i w tym sensie kyniczna krytyka byłaby równie bezradna wobec zjawiska cynizmu co krytyka ideologii. Nieobce są też jej trudności Adornowskiej teorii estetycznej. Chodzi o to, że cielesność odsłania swą funkcję jedynie w zderzeniu z kulturą i historią, które zapośredniczają jej sens, a więc także jej manifestacje i ich krytyczny efekt. Trzeba jednak podkreślić, że cielesność nie jest dla Sloterdijka celem samym w sobie, służy raczej sformułowaniu koncepcji subiektywności, alternatywnej wobec filozofii nowoczesnej opartej na kategorii podmiotu jako samotożsamego źródła wszelkiego sensu, nieprzejednanego rozumu, który panuje nad wszystkim, nawet nad sobą samym. Sloterdijk chce tak rozumiany podmiot rozmiękczyć, rozhartować, uczulić, uwrażliwić, ale bynajmniej nie uczynić go sentymentalnym, ckliwym, płaczliwym czy melancholijnym. To rozmiękczanie podmiotu jest, jak się wyraża, „pracą rozweselającą”, a jej środkiem śmiech, satyra, gest, intelektualna pantomima. Autor Krytyki cynicznego rozumu pragnie pozostać w tradycji oświecenia, jakkolwiek ma to być oświecenie pozbawione uniwersalistycznych roszczeń i zredefiniowane dzięki lekturom prac Michela Foucault i Dialektyki oświecenia. Można powiedzieć: oświecone oświecenie, znające swe granice i niebezpieczeństwa, oświecenie, które jest doświadczeniem samego siebie (Selbsterfahrung), a nie negacją samego siebie. Sloterdijk daleki jest od przyjęcia poststrukturalistycznej perspektywy represyjnego i totalitarnego rozumu, który świat społeczny zamienia w system 7 Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, przeł. I. Krońska, K. Leśniak i in., PWN, Warszawa 1982, VI 2, 40. III_A_nowy.indd XIX 2008-06-17 12:57:57 XX Powrót Diogenesa? ujarzmiania. Nie akceptuje też wniosków krytyki oświecenia w stylu Horkheimera i Adorna. Wobec obu komplementarnych względem siebie tradycji zachowuje dystans, który być może najlepiej oddaje Heglowskie pojęcie Aufhebung. Chce więc obie pozycje przekroczyć, pójść dalej, zachowując zarazem zawarty w nich moment prawdy – to, co dla tego pójścia dalej jest nieodzowne, czyli oświecenie oświecenia, by można było jeszcze raz spojrzeć wstecz na tradycję, która ograniczy jego uniwersalistyczne i metafizyczne zapędy, to znaczy na tradycję kynickiej résistance. Krytyka cynicznego rozumu pragnie tę tradycję wskrzesić jako nowe wcielenie oświeceniowej krytyki. III Sloterdijk wychodzi w swojej książce od definicji cynizmu jako oświeconej fałszywej świadomości – świadomości nieszczęśliwej w zmodernizowanej postaci. Następnie nadaje swoim rozważaniom wymiar historyczny, z którego wyłania się przeciwieństwo kynizm–cynizm, fundamentalne dla całej książki. Cynizm powstaje jako odpowiedź panujących na kynicką prowokację. Cynizm to wiedza panów, filozofów-wielkich-teoretyków, możnowładców, tych, co na górze; cynizm to rozum instrumentalny, dominujący i represyjny, który powoduje działanie wbrew sobie. Cynizm to wiedzowładza. Po drugiej stronie jest kynizm ze swym głośnym satyrycznym śmiechem, ironią i pogardą dla wiedzy panów. Kynizm to opór, bezczelność, cielesne wyzwalające obnażanie się albo strategiczne milczenie. Kynizm to wiedza plebejska, z samych dołów, wiedza, która nie jest władzą, ale tę władzę ciągle prowokuje i kwestionuje za pomocą gestów i performatywów, to ciało, które wywołuje krytykę. Krótko mówiąc, opozycja kynizm–cynizm koresponduje odpowiednio z oporem i represją, z samoistnością w oporze i rozdwojeniem w represji. Staje się w konsekwencji pewnym typem, stałą wielkością historii, pojawiającą się w kryzysowych momentach dziejów, kiedy przeciwstawne formy świadomości zderzają się ze sobą i przyjmują wojownicze postawy. Sloterdijk przenikliwie śledzi i opisuje konfrontację świadomości kynicznej ze świadomością cyniczną w sześciu wielkich obszarach aksjologicznych: w obszarze militarnym, polityce, seksualności, medycynie, religii i wiedzy (teorii). Otrzymujemy tu coś na kształt fenomenologii, nie w sensie Hegla ani Husserla, może raczej w sensie Goethego-przyrodnika czy późnego Wittgensteina. Tu rzeczy muszą same wyjść na jaw, pokazać się, stanąć przed oczyma. Nie kryje się za nimi nic. Chodzi tylko o nagą prawdę. Opis Sloterdijka może być krytykowany za ahistoryzm, za ujmowanie dziejów poprzez ponadczasowe typy-schematy, które same przecież mają swe historyczne korzenie i historyczne granice prawomocności. Jednakże sens tego odróżnienia wydaje się nie epistemologiczny, ale raczej praktyczny, a może nawet egzystencjalny. Pod względem poznawczym kynizm i cynizm nie różnią się, III_A_nowy.indd XX 2008-06-17 12:57:57 Powrót Diogenesa? XXI jeden i drugi nie wierzy w stałe wartości, idealizm i wielkie teorie, ale kynik swoją niewiarę manifestuje ciałem, żyje w zgodzie ze sobą, ucieleśnia rozum. Cynik natomiast, ten pozbawiony iluzji i pesymistyczny racjonalista wszystko zmienia w taktykę i środek bycia u władzy, bycia na powierzchni albo po prostu przeżycia. Różnica między kynikiem a cynikiem jest więc różnicą praktyczną. Taką się wybiera filozofię, jakim się jest człowiekiem (Fichte). Wskrzeszenie kynicznej tradycji, której uosobieniem pozostaje Diogenes, adresowane jest do tych, których świadomość jest nieszczęśliwa, rozdwojona między nihilistyczną świadomością cyniczną a świadomością kyniczną i którzy cierpią z powodu tego rozdwojenia. Wedle Sloterdijka myślenie cyniczne pojawia się tylko tam, gdzie możliwe są dwa poglądy w odniesieniu do jakiejś sprawy – oficjalny i nieoficjalny, ukryty i jawny, jeden głoszony z pozycji bohaterów, drugi z pozycji kamerdynerów. Jeśli władza jest bardziej scentralizowana, bardziej totalitarna, wówczas podział ten staje się wyraźniejszy, identyfikowalny jak czerń i biel. Choć jest i tak – na co wskazywał wielokrotnie Foucault – że najbardziej zniewala nas coś, co odczuwamy jako przyjemność. We współczesnym świecie cynizm nie jest skoncentrowany, ale rozproszony. Dlatego czasami trudno określić granice między kynizmem a cynizmem. W Krytyce cynicznego rozumu możemy prześledzić, jak łatwo kynizm może stać się cynizmem, jak opór zamienia się w represję, jak to, co było przeciw-władzą, staje się władzą. Rządzi bowiem nami zasada rzeczywistości – nasze wyobrażenie powoli i stopniowo przystaje w końcu na to, co ofiaruje nam życie. Czy można tego uniknąć? Tak, ale wtedy, kiedy nasze niezaspokojone pragnienia skonfrontowane zostaną z czymś, co będzie wymagało od nas bezkompromisowej i odważnej decyzji i może obudzić nas z cynicznej drzemki. Tak przynajmniej zdaje się sugerować Sloterdijk w rozdziale pod tytułem „Medytacje nad bombami”, w którym pisze o bombie nuklearnej jako „orędowniczce oświecenia”: W ten oto sposób bomba staje się w istocie pierwszą najbardziej energiczną orędowniczką oświecenia. Uczy rozumieć, na czym polega istota rozszczepiania; czyni całkowicie jasnym, co znaczy, gdy aż po gotowość śmierci Ja powstaje przeciw ty, my przeciw oni. Na szczycie zasady samozachowania uczy, jak skończyć z dualizmami i je przezwyciężyć. Bomba niesie ze sobą ostatnią nadzieję i ostatnie zadanie zachodniej filozofii, jednak jej pedagogiczna metoda wydaje się nam jeszcze dość niezwykła; jest tak rażąco cyniczna i tak nieludzko twarda, że przypomina o wschodnich mistrzach zen, którzy nie wahali się bić pięścią w twarz swych uczniów, jeśli miało to pomóc ich oświeceniu. (s. 150) Wobec bomby wszyscy jesteśmy równi, znikają podziały i dualizmy. Jest ona – jak powiada Sloterdijk – medium samowiedzy, zadaniem antropologicznym, ekstremalną obiektywizacją ducha władzy, urzeczywistnieniem „złej” woli człowieka. W obliczu bomby atomowej, która jest dla nas tym, czym dla Odyseusza byli cyklopowie, nieadekwatne jest myślenie strategiczne, ale wzmożona uwaga; bomba nie wymaga od nas ani walki, ani rezygnacji, lecz samowiedzy. Jaką III_A_nowy.indd XXI 2008-06-17 12:57:57 XXII Powrót Diogenesa? drogą do niej trafić: zewnętrzną czy wewnętrzną. Ta pierwsza, jakkolwiek dobrze pomyślana, zawsze kończy się wyścigiem zbrojeń. Musimy przemyśleć ironię istnienia bomby atomowej, jej sarkastyczny uśmiech. Jeśli bylibyśmy wystarczająco czujni, by spostrzec ten śmiech, musiałoby się stać to, czego ten świat jeszcze nigdy nie doświadczył: mógłby pozbyć się obaw i poczuć, jak odprężenie rozluźnia archaiczne kleszcze obrony. (s. 151–152) W Sloterdijka medytacjach nad bombami słychać z pewnością echa antynuklearnych ruchów w Niemczech wczesnych lat osiemdziesiątych, głos katastroficznej świadomości, która nakazuje nasze bycie „nikim” przemyśleć, co być może pozwoliłoby na rozbicie stwardniałej powłoki tak zwanej tożsamości, rozbić pancerz, za którym skrywa się „ Ja”. W wymiarze politycznym zaczyna się to „odprężeniem”, w wymiarze egzystencjalnym – uwrażliwieniem. Tak naprawdę Sloterdijk sceptyczny jest co do tego, by współczesną świadomość cyniczną można było przezwyciężyć od zewnątrz, odwołując się na przykład do świadomości komunikacyjnej w sensie Habermasa, który podkreśla, że skazani jesteśmy na koordynowanie naszych działań przez komunikowanie się nakierowane na osiągnięcie zgody. Autor Teorii działania komunikacyjnego wierzy w możliwość racjonalizacji stosunków społecznych. Dla niego rozum nie musi oznaczać – w przeciwieństwie do Horkheimera i Adorna – represji i panowania, pod warunkiem jednak że porzucimy paradygmat filozofii świadomości i przejdziemy na poziom rozumu komunikacyjnego. Jest on wyznacznikiem innej formy podmiotowości, która przeciwstawia się wynaturzeniu świadomości w interesie samozachowania. Sloterdijk odrzuca, jak się wydaje, perspektywę rozumu komunikacyjnego, odrzuca drogę racjonalnego konsensusu jako sposobu przekształcania stosunków społecznych: czy naprawdę zmienimy się tylko pod wpływem przekonywających argumentów? W rozdziale pod tytułem „Spór transcendentalny” (który można uznać za rodzaj polemiki z Habermasem i Aplem) autor Krytyki cynicznego rozumu twierdzi, że działanie i myślenie konfrontacyjno-strategiczne wytwarza przestrzeń wykraczającą zarówno poza pracę, jak i interakcję. Są one bowiem od początku zakłócane przez wojnę i miłość, wrogość i pojednanie, anihilację i kreację. Hegel przedstawił ongiś wizję myślenia i świata opartą na dialektyce, na walce tezy z antytezą, dialektyce, która w rezultacie prowadzi do pojednania (syntezy), ale była to dialektyka idealistyczna narzucająca rzeczywistości schematy myślowe. Sloterdijk pragnie naszkicować empiryczną teorię sporu uniwersalnego w oparciu o „powszechnie zrozumiałe argumenty”. Pierwszy krok uczynił Marks swoją tezą, że cała dotychczasowa historia człowieka jest historią walk klasowych. Dostarczył jednak całkiem fałszywego dowodu na słuszność swego stanowiska, mianowicie z góry wyprodukował fantazję zwycięzcy, to znaczy spór i konflikt ukrył pod postacią dialektyki, która służy mu za „pozytywny” i sztuczny środek bycia zarazem stroną i sędzią. III_A_nowy.indd XXII 2008-06-17 12:57:57 Powrót Diogenesa? XXIII O ile Marks był realistą jako inaugurator teorii Sporu Uniwersalnego, o tyle był nierealistyczny ze względu na cele i rezultaty postulowanej przez siebie walki. To, co zaczęło się jako próba uniknięcia dualistycznego niebezpieczeństwa paranoi za sprawą dialektycznego uznania jednego i drugiego, w ostatniej chwili zmienia się w nową, wymuszoną przez dualizm jednostronność. (s. 402) Marks mylił się, zdaniem Sloterdijka, identyfikując wszystkie dotychczasowe walki jako walki klasowe. Historia powszechna jest raczej obrazem wielkich etnicznych międzynarodowych i imperialnych konfliktów, a społeczeństwa klasowe są w tym samym stopniu wytworem wojny, jak wojny wytworem społeczeństw klasowych. Zdaniem niemieckiego filozofa wojna jest starsza niż społeczeństwo klasowe, a walki między społeczeństwami klasowymi nie są walkami klasowymi. To tylko fantazmat zwycięzcy kazał autorowi Kapitału wykorzystać nieistniejący empirycznie podmiot w postaci proletariatu jako przeciwnika burżuazji i posłużyć się dialektyką, by dowieść nieuchronności i „słusznego” zwycięstwa tylko jednej partii. Tym samym dialektyka zmieniła się w ideologię. Dla Sloterdijka to właśnie Adorno był myślicielem, który zdarł z dialektyki ideologiczną maskę. Jego dialektyka negatywna stanowiła próbę podjęcia dziedzictwa dialektyki bez snucia fantazji zwycięzcy. Dochodzi w niej do głosu ostatnia wola represjonowanych oraz przegranych. Dialektyka negatywna rozpoznaje pojednanie jako drugą stronę dominacji, fundamentem tej dialektyki jest negatywność, która nas otwiera, rozbraja, czyni czujnymi na zło tego świata. Sloterdijk odczytuje koncepcję Adorna jako krytykę podmiotu zrodzonego w wyniku negacji siebie i autorepresji. Taki podmiot może ingerować w świat jako ktoś, kto stawia przeszkody i zwalcza. Powstaje z tysięcy dużych i małych ograniczeń, negacji, prześladowań, zahamowań i wyobcowań, które tworzą jego „tożsamość”. To, co Adorno dostrzega na wyżynach abstrakcji, my dostrzegamy dopiero wtedy, kiedy totalne zbrojenie współczesnych podmiotów politycznych uczyniło praktycznie możliwym globalne zniszczenie świata. Autor Krytyki cynicznego rozumu jest przekonany, że wszelkie teorie usiłujące przekroczyć poziom filozofii podmiotu rozumianego jako rezultat procesu ujarzmiania, na przykład teoria działania komunikacyjnego, hermeneutyczna teoria stapiania się horyzontów czy też estetyczna mimesis poprzedza coś jeszcze bardziej pierwotnego, mianowicie nasza decyzja będąca rezultatem „fizjonomiczno-sympatetycznego rozumu, swobodnie wsłuchującego się w skłonności naszego ciała” (s. 407). Czy w tej decyzji ma nam pomóc świadomość atomowej zagłady? Medytacje nad bombami? Czy rozważania Sloterdijka nie są tu zbyt introwertyczne i pozbawione metodycznej konfrontacji z rzeczywistością społeczną? Wydaje się, że autor Krytyki cynicznego rozumu staje przed takimi samymi trudnościami, przed jakimi stanął Adorno, mianowicie zdegradowania myślenia filozoficznego do czystego gestu. Ale być może jest to trudność tylko „teoretyczna”, być III_A_nowy.indd XXIII 2008-06-17 12:57:58 XXIV Powrót Diogenesa? może wynika z pesymizmu autora, że myśl może zmienić świat, że uzbrojeni w teorię społeczną możemy zracjonalizować stosunki między ludźmi. Są jednak różne gesty. W przedmowie do książki Sloterdijk wspomina, jak w roku 1969 na uniwersytecie we Frankfurcie grupa studentów zagrodziła Adornowi drogę na podium, uniemożliwiając mu w ten sposób rozpoczęcie wykładu. Wśród protestujących znalazły się studentki, które w geście sprzeciwu odsłoniły przed filozofem swe piersi. Oto z jednej strony stały nagie ciała wywołujące „krytykę”, z drugiej głęboko rozczarowany filozof poddany przemocy nagości. Dla Sloterdijka w scenie tej prawda i fałsz wymieszały się w sposób nieodróżnialny. W gołej prawdzie cynizmu dostrzega on coś fałszywego, dlatego Krytyka cynicznego rozumu nie wzbudza bynajmniej nostalgicznych uczuć wobec strategii sprzeciwu lat sześćdziesiątych, owych go-in i sit-in, jej autor daleki jest od tego, by w takiej strategii dopatrywać się urzeczywistnienia kynicznego oporu. Pozostaje w pełni świadomy dialektyki jednostki i społeczeństwa, wspólnoty i tych, co z niej wykluczeni, centrum i marginesu, ekskluzji i inkluzji, ciała i władzy. Jego własna opozycja kynizm–cynizm ma sens praktyczny, postuluje pęknięcie w samym cynizmie. Kyniczny potencjał tradycji Diogenesa skierowany jest tu przeciwko zwycięskiemu cynizmowi, który skutecznie połączył oświecenie z rezygnacją i apatią8. IV Napięcie między katastrofizmem a nadzieją, przenikające całą książkę Sloterdijka, znajduje empirycznie uchwytny wymiar w jego rozważaniach na temat Republiki Weimarskiej, która jest przykładem nieudanego oświecenia oraz kryzysu modernizacji. „Symptom weimarski” zajmuje bez mała jedną czwartą książki i jest to pisarstwo historyczne najwyższej próby, chyba jeden z lepszych tekstów, jakie w ostatnim czasie napisano w literaturze niemieckiej o latach 1918–1933. Refleksje Sloterdijka na temat berlińskiego dadaizmu, traumie pierwszej wojny światowej, protetycznej techniki, „kosmetycznego realizmu” czy „mentalności kubistycznej” są błyskotliwe i przenikliwe. Autor odrzuca perspektywę zarówno nostalgiczno-archeologiczną, jak i apologetyczno-polityczną. Kulturę weimarską traktuje jako okres założycielski współczesnego cynizmu. Z tym że cynizm weimarski w porównaniu z cynizmem dzisiejszym był bardziej wyrazisty i kolorowy, twórczy i kąśliwy, miał coś z wielkiej pozy, estetyzmu, dandyzmu i duchowo zdeprawowanego indywidualizmu. Sloterdijk próbuje na Republikę Weimarską spojrzeć inaczej niż nostalgicznie, projekcyjnie, apologetycznie czy dydaktycznie, jakkolwiek i dla niego klucz do zrozumienia kultury weimarskiej tkwi w teraźniejszości, a ściślej mówiąc w dzisiejszym cynizmie. 8 Por. A. Hyussen, The Return of Diogenes..., s. XVII. III_A_nowy.indd XXIV 2008-06-17 12:57:58 XXV Powrót Diogenesa? Tylko pod warunkiem, że uświadomimy sobie istotę tego cynizmu, jego wcielenia i fenomenalnie uchwytne formy, zrozumiemy czasy między 1918–1933. Opisowi Sloterdijka towarzyszy hipoteza, że cynizm epoki weimarskiej to typowe zjawisko dla okresu między wojnami, kiedy nic i nikt nie jest w stanie zahamować katastroficznych tendencji systemu. Pamiętamy, czym skończyła się Republika Weimarska – faszyzmem i holocaustem. Czy to dlatego, że nie mógł w niej rozbrzmiewać śmiech Diogenesa, a zamiast niego słyszeliśmy śmiech nad ciałami umarłych, śmiech z okropności i wrogów, śmiech oszołomionych ofiar albo śmiech faszystów, którzy te ofiary wyśmiewali z założenia. To był ten sam śmiech, który w Czarodziejskiej górze opisał Tomasz Mann, śmiech, w którym czujemy, jakby ktoś obcy zaśmiewał się w nas na śmierć. Cynizm jako oświecona fałszywa świadomość stał się dziś nieczułą i schyłkową mądrością, która niewiele ma wspólnego z odwagą samodzielnego myślenia, chce tylko jakoś przebrnąć przez życie. Świadomie wydobywa z historii tylko złe doświadczenia i uczy w ten sposób rozgoryczenia. Sloterdijk w zakończeniu swej książki pisze, że jesteśmy podmiotami z metalu, z jednej bryły, plutonu, istotami neutronowymi, obywatelami bunkrów, jeźdźcami apokalipsy obiektywnych konieczności i fikcyjnymi pacyfistami. Ale jak mawiał Hölderlin: „Tam, gdzie zagrożenie / rośnie i ratunek”. Immanuel Kant w swym eseju Co to jest oświecenie? wołał: „Sapere aude!” – miej odwagę posługiwać się rozumem! W zakończeniu Krytyki cynicznego rozumu czytamy: „Tylko z jego (oświecenia) odwagi może rozwinąć się jeszcze jakaś przyszłość, która byłaby czymś więcej niż rozszerzoną reprodukcją najgorszej przeszłości” („Konkluzja”, s. 570). Taka odwaga karmi się pamięcią o życiu jako spontanicznej możliwości bycia częścią pewnego porządku. Powinniśmy mieć odwagę wyrzec się tęsknoty i pogoni za twardą tożsamością, która definiowana jest w przeciwieństwie do tego, co inne, ale zarazem nie wyrzekać się siebie, i zaprojektować tożsamość, która nie będzie rodziła agresji. Byłaby to więc odwaga do samoograniczenia się, odrzucenia oręża zamkniętej tożsamości i pozostawienia za sobą zakamuflowanego powagą destrukcyjnego aktywizmu. Książka Sloterdijka ukazała się w Niemczech w roku 1983, dokładnie ćwierć wieku temu. Od tego czasu wiele się zmieniło, przeżyliśmy upadek komunizmu i 11 września 2001 – dwa wydarzenia, które przeobraziły nasz społeczny świat i naszą świadomość. Czy jednak na tyle, by diagnoza autora Krytyki cynicznego rozumu o cynizmie rozproszonym w każdej niemal dziedzinie współczesnego życia stała się nieaktualna, czy – być może – wydarzenia te ją potwierdzają? Odpowiedź pozostawiamy Czytelnikowi. A co z Diogenesem, wesołym onanistą z ateńskigo rynku? Czy możemy usłyszeć gdzieś jeszcze jego pogodny satyryczny śmiech? Zresztą nie wiadomo, jak byśmy się zachowali, gdyby powrócił, być może tak, jak Wielki Inkwizytor z powieści Dostojewskiego? * III_A_nowy.indd XXV 2008-06-17 12:57:58 XXVI Powrót Diogenesa? Chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować Panu mgr. Tomaszowi Dominiakowi za wnikliwą lekturę tłumaczenia i korekty, które pozwoliły ulepszyć tekst i usunąć usterki. Pani redaktor mgr Małgorzacie Grochockiej dziękuję za bardzo rzetelne zredagowanie książki oraz zwrócenie uwagi na problemy, których sam bym nie dostrzegł. Piotr Dehnel III_A_nowy.indd XXVI 2008-06-17 12:57:58