Brazylijska flaga powiewa nad zamkiem w Ił y Wra enia z podró y do

Transkrypt

Brazylijska flaga powiewa nad zamkiem w Ił y Wra enia z podró y do
Brazylijska flaga powiewa nad zamkiem w Iłży
Wrażenia z podróży do Polski i Izraela – Maj 2006 – Izrael Blajberg.
Płynąca z potrzeby serca chęć poszukiwania odpowiedzi sprawiła, iż pojedynczy Brazylijczyk
przyłączył się do delegacji 15 Kanadyjczyków i 3 Amerykanów, potomków mieszkańców żydowskiego
miasteczka Iłża (Driltsch), którzy po wieloletnich wysiłkach przybyli, by dokonać ponownego otwarcia
powstałego w 1870 roku cmentarza żydowskiego. Od XIII wieku Iłża była świadkiem pochodów Tatarów,
królów z dynastii Jagiellonów, króla Kazimierza i szwedzkich najeźdźców. W kwietniu 1942 roku prawie cała
ludność żydowska zginęła w płomieniach Holocaustu.
Wczesnym rankiem mikrobus opuścił warszawski hotel Marriott.
Nie ma żadnych nagrobków. Niemcy zmusili Żydów do przeniesienia macew, które następnie zostały
wykorzystane do umocnienia dróg. Przyjeżdżamy w czasie lunchu, w środku gwarnego dnia targowego. To
długoletnia tradycja, pielęgnowana przez wieki: dziesiątki furmanek przybywają z Radomia i okolicznych,
sąsiednich miasteczek na targowisko. Sprzedawca na rynku uśmiecha się do nas, kupujemy tu chleb. To polska
chałka, nic innego jak tradycyjna żydowska chała jedzona podczas szabatu.
Iłża jest tak małym miastem, że komunikacja miejska nie jest tu potrzebna. Tu i ówdzie pojazdy przecinają senne
ulice. Prawdopodobnie mieszka tu nie więcej niż 5 tysięcy mieszkańców. Żydzi zawsze byli tu znaczącą grupą,
ale dziś nie ma tu ani jednego. Wszędzie było tak blisko: do synagogi, na cmentarz, na rynek. Ze szczytu
zamkowej wieży na małym wzgórzu widoczne jest całe miasteczko. Założyło je trzech biskupów; stąd w jego
herbie są trzy ślady niedźwiedzich łap. Zamek był niszczony i odbudowywany wiele razy w historii umęczonej
Polski, w następstwie zwycięstw i przegranych wojen oraz obcej wielowiekowej dominacji. Polska. Kraj w
środku Europy, wciąż niszczony przez hordy napastników z jednej, lub drugiej strony.
W Brazylii nie ma już przy życiu nikogo ze starszego pokolenia sześciu polskich imigrantów, z których się
wywodzę. Wszyscy z pięciu braci Langierów z Iłży spoczywają na wieki na cmentarzu Vila Rosali, gdzie
spoczywa także mój ojciec, Abraham Bajberg z Ostrowca. Z myślą o nich kupiłem brazylijską flagę, specjalnie
na tę okazję, z prostej przyczyny– chciałem podziękować krajowi, który dał im schronienie. Po raz pierwszy od
niesławnego 14 marca, 64 lata temu, kiedy to ostatni Langierowie zostali wywiezieni do Treblinki, członek tej
rodziny powraca na polską ziemię. Flaga Brazylii jest także odpowiedzią dla hitlerowców, którzy podjęli próbę
zniszczenia Żydów, nieraz niestety spotykając się z aprobatą i pobłażliwością ze strony innych.
To wyjątkowo ciepły dzień, przypominający mi nieco Rio. Tylko pięć czy 6 osób z delegacji odważa się wspiąć
na wzgórze, ja jednak podążam tam, żeby odprawić symboliczny rytuał. Ze szczytu zamku powiewam zielonożółtą flagą na polskim wietrze nad maleńką Iłżą, tym samym miasteczkiem, które w 1933 roku opuszczała w
poszukiwaniu nowego, lepszego świata matka z trojgiem dzieci: Sura Rajzla Langier, Perla, Abram Moszek i
Salomon, którzy w swoim czasie staną się moim dziadkiem, matką i wujami. Po przybyciu do Rio zostali
powitani przez mojego dziadka Borucha Langiera, który opuścił Iłżę wiele lat wcześniej, wyjeżdżając najpierw
do Filadelfii a później do Rio de Janeiro, do którego sprowadził resztę swojej rodziny po zgromadzeniu
wystarczającej ilości pieniędzy.
Prości, pełni nadziei ludzie, którzy nigdy nie wyrządzili nikomu szkody. Bardzo zjednoczona rodzina – jakże
tęsknię za dzieciństwem! Wiele lat później, czas radości, – kiedy poznałem Marzenę i mieliśmy dzieci. Dziś
nasza rodzina jest większa –szwagier, synowa, ich rodziny i czarujące dzieci.
Ze szczytu widać niewielką rzeczkę wijącą się na równinie. W jej wodach moja matka uczyła się pływać. Tuż
obok wybudowano synagogę, dzięki czemu mogły odbywać się ceremonie takie jak rytualne mysie w mykwie,
czy wymagający bieżącej wody i ryb, (które nigdy nie zamykają oczu) Taszlich. Dziś z pustej, porośniętej trawą
połaci ziemi można oglądać wieżę zamku.
Z tej starej świątyni zachowały się tylko kamienne tablice w muzeum, ocalone dzięki wysiłkom jednego
człowieka- profesora Adama Bernatchika. Szukałem go, ale okazało się ze zmarł niedawno mając ponad 80 lat.
Miła niespodzianka: wspomnienia tych, którzy modlili się w synagodze są w Iłży wciąż żywe. Rozmawiając z
Panią Beatą, nauczycielką i jej uczniami, wyczytałem z ich twarzy, że przyjaźń między naszymi narodami jest
możliwa. Wcześniej ogłoszono konkurs z nagrodami dla sześciu najlepszych esejów na temat polsko-żydowskiej
historii. W efekcie powstało wiele poruszających historii, w których uczniowie przywołują pamięć o iłżańskich
Żydach.
Miejscowy ksiądz ucieszył się z faktu, ze jestem Brazylijczykiem. Mówił tylko po polsku, ale czułem, że
jesteśmy zjednoczeni duchowo. Nasze aury pasują do siebie. Prawdę mówiąc, stoimy na wielkiej, pustej – z
wyjątkiem drzew – ziemi, na łagodnym zboczu wzgórza. Tylko mur i pomnik świadczą, że był tam kiedyś
cmentarz, a także brama wejściowa z wykutą żelazną menorą i tablicami przymierza.
Nie ma żadnych nagrobków, ale wiemy, że w ziemi spoczywają szczątki naszych braci, włączając ofiary
masowych egzekucji.
Słowa wykute w czarnym marmurze pomnika już zawsze będą o nich przypominać. Ze szczytu szeleszczących,
cienkich drzew dobiegają nas szepty, niczym skargi przypominające o tragedii, których te drzewa były niemym
świadkiem.
Rozmyślając o moich przodkach, odmawiam Kadisz, żydowską modlitwę za zmarłych, powtarzając chwytające
za serce słowa rabbiego, który przybył z Izraela na tę ceremonię. W obecności burmistrza Iłży, przedstawicieli
żydowskiej społeczności i warszawskich fundacji, a także dwustu innych osób, przeczytany został list od
prezydenta Polski.
Kilka chwil przez rozpoczęciem ceremonii pewien starszy pan próbował się z nami skontaktować. Sędziwi dziś
wieśniacy, byli jeszcze chłopcami, gdy znali Żydów z Iłży. Wspomnieli nazwisko rodziny Langierów, jeden z
mężczyzn pokazał kawałek papieru podpisany przez Izraela Langiera. Prawie nie mogłem uwierzyć własnym
oczom. To był mój dziadek, którego nigdy nie poznałem. Widziałem go tylko na kilku zdjęciach wśród wielu
portretów pozostawionych przez moja matkę, choć nigdy nie byłem pewien, który z przedstawionych na
fotografii to był on. Nigdy nie udało mi się o to zapytać, potem było już za późno… Żydzi nazywają swoje
dzieci po ich dziadkach, dlatego ja nazywam się Izrael.
Starszy pan opowiedział mi, że nieruchomości jego ojca sąsiadowały z nieruchomościami Langierów. Byli
bogaci i posiadali sklepy oraz piwnice. Rodzina Langierów podpisała wiec z nimi kontrakt na zakup pszenicy i
użytków rolnych. Nasz przewodnik powiedział, że Polacy chcieli pieniędzy za ten kawałek papieru, ale ja
odniosłem wrażenie, że wcale tak nie było.
To byli szczerzy i oddani ludzie, chcieli nam zrobić przyjemność. Starszy pan zaproponował, że zostawi nam
kserokopię tego dokumentu. Chociaż cmentarz leży dość daleko, mężczyzna wrócił za pół godziny, tym razem z
córką i bratem. Przeszli całą drogę piechotą, w upalnym, południowym słońcu. Kawałek papieru, o którym
mówię, zachowałem jako pamiątkę od rodziny Langierów z Iłży. Szkoda, że nie mieliśmy wystarczająco dużo
czasu, by odwiedzić tę rodzinę w ich domu.
Na szczęście przywiozłem z Brazylii trochę pamiątek, które mogłem im podarować. Inny starszy pan, w czapce,
pojawił się nagle i uśmiechnął się, trzymając w rękach hebrajską książkę. Sprawdziłem podpis: Abraham
Moszek LANGIER! Nikt inny – tylko mój wujek, który wyjechał do Brazylii… Szukałem go po ceremonii, ale
już go nie było.
Zapytałem uczniów, kim był starszy pan z książką, ale nikt go nie znał. Co dziwne, nikt nigdy wcześniej nie
widział go w Iłży – małym miasteczku, w którym wszyscy znają się nawzajem. Zupełnie jakby zapadł się pod
ziemię.
Polska jest krajem Kopernika, Marii Skłodowskiej – Curie, Piłsudskiego, Paderewskiego. Wiele ulic w
Krakowie jest nazwanych imionami rabbich, także główna ulica Warszawy to Aleje Jerozolimskie, które dawniej
wiodły na przedmieścia, gdzie Żydzi mieli swoje gospodarstwa. Jedna z tych ulic nosi imię Berka Joselewicza,
przywódcy żydowskiego batalionu walczącego wraz z oddziałami Tadeusza Kościuszki. Pierwszy żydowski
oddział zbrojny od roku 70, kiedy to upadła Massada, zaczynając czasy Diaspory, był oddziałem polskim.
A z piętnastu tysięcy osób uhonorowanych przez Yad Vashem tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata,
pięć tysięcy stanowią Polacy.
Autobus wkrótce opuści Iłżę, w której zatrzymaliśmy się tylko na kilka godzin. Odkryłem, skąd pochodzę,
odkryłem także to, że Polacy są tacy, jak my. Niektórzy są dobrzy, niektórzy źli… Jeszcze raz potwierdza się, że
dobrze być Brazylijczykiem. Ktoś tam, w niebie, zamówił tak gorący dzień, żeby pokazać, że Iłża wygląda
całkiem jak Brazylia. To dobry znak. Wszyscy jesteśmy jak bracia i siostry.
Jest wielu prawych ludzi w Polsce. Wśród tych narodów i wśród trzydziestu trzech, do których odnosi się
Talmud, tacy ludzie są na ziemi po to, by ludzkość mogła się rozwijać. Są nieznani nam, a może nawet sobie
samym, choć zwykle są tak blisko nas. Twarz jednego z nich może być twarzą uśmiechniętego sprzedawcy na
targu, księdza albo jakiegoś ucznia z Iłży. Albo człowieka trzymającego starą książkę z wypisanym na niej
nazwiskiem…
Na zawsze zapamiętam wszystko, co tu zobaczyłem i poczułem, po tym, jak znalazłem odpowiedzi na tak wiele
pytań… Jesteśmy już trzecim pokoleniem brazylijskich Blajbergów. Jestem pierwszym od wielu wieków
potomkiem rodziny Blajbergów i Langierów urodzonym poza granicami Polski. Moim dzieciom i wnukom
pozostawiam lekcję, której sam się nauczyłem, i którą im teraz przekazuję jako wiadomość nadziei i ufności w
naszą przyszłość. Żegnaj, Iłżo! Brazylia ponad wszystko!

Podobne dokumenty