Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1.qxd

Transkrypt

Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1.qxd
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
Wrzesień – Październik 2013
2013-10-09
13:48
nr 9–10 (18–19)
Strona 1
PISMO PARAFII ŚW. JÓZEFA KALASANCJUSZA W RZESZOWIE
Łaskami słynąca figura Matki Bożej Rzeszowskiej
po nałożeniu jubileuszowych koron 12 września 2013 roku
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 2
RZESZOWSKI
Homilię głosi o. Mariusz Skotnicki, pijar pochodzący z naszej
parafii, obchodzący w tym roku jubileusz 25-lecia święceń
kapłańskich
Po procesji eucharystycznej nastąpił obrzęd ucałowania relikwii
św. Józefa Kalasancjusza
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 3
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
3
Na potwierdzenie tego własnoręcznie
podpisałem sporządzony przeze mnie
dokument
W kościele rzeszowskim święto Pani Rzeszowa, a w naszej
świątyni dzień uroczysty, by modlić się z tymi, którzy po
rocznej próbie nowicjatu tutaj składają swoje śluby – tak
12 września 2013 roku rozpoczął Ojciec Proboszcz uroczystość składania ślubów prostych w naszym kościele
i jednocześnie w Zakonie Szkół Pobożnych. Tradycyjnie
u Pijarów w Święto Najświętszego Imienia Maryi, patronki
Zakonu, nowicjusze – dziś czterech – jeszcze w garniturach,
są uroczyście wprowadzani do kościoła, by tam, – wraz
z Ojcem Prowincjałem, członkami Rady Prowincjonalnej,
przełożonymi pijarskiego seminarium, pijarów i sióstr
pijarek z całej Polski, kapłanów z rodzin neoprofesów,
proboszczów z parafii macierzystych, ks. Kustosza Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia z Pasierbca zaprzyjaźnionego z pijarami rzeszowskimi, członków rodzin
neoprofesów z Poznania, z Łukowa, z Mikołowa, ze Stalowej Woli i wiernych z naszej parafii – uroczyście potwierdzić wybór drogi życia.
Jakub, prowadzący uroczystość, prosząc o udział tylko
jednego fotografa w uroczystości, sam się uśmiechnął, jak
i większość obecnych, gdy prawie natychmiast pokazało się
dwu fotografów, ale nasza gazeta musiała mieć własną
służbę foto…
Przewodzący koncelebrze Józef Matras, Ojciec Prowincjał, zwracając się wprost do neoprofesów powiedział: Drodzy Dawidzie, Emilu, Krzysztofie, Mikołaju złożycie swoje
pierwsze śluby zakonne w szczególnym czasie, w roku,
który wraz z całym Kościołem przeżywamy jako Rok
Wiary. Niech więc ta dzisiejsza uroczystość, wasze zawierzenie się całkowite Bogu będzie dla was i dla wszystkich
tu zgromadzonych okazją do refleksji na temat wiary
w waszym życiu wpatrując się w przykład Bożej Matki.
Tę postawę zawierzenia Maryi podkreślił Ojciec Święty
Benedykt XVI w czasie swej pielgrzymki do Polski, kiedy
mówił: Trzeba nam pójść do szkoły maryjnej, aby nauczyła nas jak żyć wiarą, jak w nią wrastać, jak odkrywać
Boga w zwyczajnych, codziennych momentach naszego życia. Na kartach Pisma Świętego niejednokrotnie
znajdujemy przykłady osób przychodzących do Jezusa
z głęboką wiarą, jak chociażby kobieta cierpiąca na
upływ krwi od dwunastu lat. Znalazła się w tłumie towarzyszącym Jezusowi i mówiła sobie: Żebym się choć
jego płaszcza dotknęła, to wyzdrowieję. Jak czytamy
w Ewangelii zaraz ustał jej krwotok i poczuła, że jest
uzdrowiona ze swej dolegliwości. A Jezus poznawszy, że
to ona Go dotknęła, powiedział do niej: Córko, twoja
wiara cię uzdrowiła. Wiele osób w tym samym momencie
dotykało się Jezusa, dotykało się Jego płaszcza, ale uzdrowiona została tylko ta kobieta, bo mocno wierzyła. Ona
przez dwanaście lat u różnych lekarzy szukała pomocy.
I my także możemy całymi miesiącami, całymi latami zamartwiać się naszymi problemami, szukać pomocy nie
tam, gdzie trzeba, próbować różnych środków. Czego nam
brakuje? Kobieta z Ewangelii umiała przyjść do Jezusa,
umiała z pełnym oddaniem się, z zaufaniem, wyciągnąć
rękę, aby choć dotknąć się Jego płaszcza. Podobnie apostoł Piotr tonąc w jeziorze wyciągnął rękę, by chwycić się
Jezusa! Otóż wiara to całym sobą przylgnąć do Chrystusa
Nowicjusze przed złożeniem pierwszych ślubów zakonnych.
Od lewej: Krzysztof Grząba, Dawid Bartochowski,
Emil Grochowski i Mikołaj Dobak
jako do naszego Pana i Zbawiciela, to oparcie całego
swego życia na Nim, uznanie, że tylko On jest źródłem naszego bezpieczeństwa.
Jakże poruszająca jest scena na podwórzu świątyni,
gdy Jezus przypatrywał się ludziom rzucającym swe
ofiary do skarbonki. Przyszła także uboga wdowa, która
wrzuciła dwa pieniążki będące całym jej majątkiem. Podziwiając jej gest trzeba sobie uświadomić całą jego wyrazistość, wszystkie konsekwencje. Oddając wszystko co
miała, po ludzku patrząc, skazała się na śmierć. Już nie
miała z czego żyć. Ona sama odrzuciła swoje jedyne zabezpieczenie materialne wybierając Boga. Jakże niepojętą
w zestawieniu z dzisiejszymi sposobami myślenia o sobie
musiała być wiara tej kobiety! Jakże wielka musiała być
wiara naszego założyciela, św. Józefa Kalasancjusza,
kiedy w podobny sposób odcina swoje ludzkie zabezpieczenie, rezygnuje z posiadanego majątku, rezygnuje
z życiowej kariery, pozostawia ojczyznę, swoich bliskich,
przyjaciół w dalekiej Hiszpanii i całe dalsze swoje życie,
prawie pięćdziesiąt lat aż do śmierci oddaje Bogu, którego zobaczył w biednych dzieciach wałęsających się po
ulicach siedemnastowiecznego Rzymu. Kalasancjusz nie
wie, co go czeka, rzuca się w nieznane, a w rzeczywistości
rzuca się w ramiona Boskiej Opatrzności i wtedy w jego
życiu zaczynają się dziać cuda. Co Pan Bóg robi z ludźmi,
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
4
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 4
RZESZOWSKI
O. Jan Taff, proboszcz naszej parafii, wita nowicjuszy
i ich rodziny
O. Janusz Furtak, magister nowicjatu
którzy na nim oparli swoje życie? Bóg błogosławi
człowieka, który powierza się Mu całkowicie, który
ustami Izajasza, profety, mówi: Nie lękaj się, bo cię wy-
kupiłem, wezwałem cię po imieniu, tyś moim! Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą, i gdy przez rzeki, nie
zatopię ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się,
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 5
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
5
i nie strawi cię płomień. Albowiem
Ja jestem Pan, twój Bóg.
Takie głębokie zawierzenie Bogu
rodzi ludzi świętych!
Ojciec Święty Benedykt XVI w liście apostolskim Porta fidei ogłaszającym Rok Wiary napisał: Ze
względu na wiarę apostołowie zostawili wszystko, aby pójść za Jezusem, ze względu na wiarę wiele
kobiet i mężczyzn poświęciło swoje
życie Bogu, zostawiając wszystko,
aby żyć w prostocie ewangelicznego
posłuszeństwa, ubóstwa i czystości.
Ze względu na wiarę tak wielu męczenników oddało życie, żeby zaświadczyć o prawdach Ewangelii. Ze
względu na wiarę… Drodzy, potrzebne jest w naszym życiu i decyzjach szaleństwo wiary i zaufanie
do Boga. Bóg wkroczył także w życie naszych braci: Dawida, Emila,
Krzysztofa, Mikołaja, a oni wspaNowicjusz Dawid Bartochowski odczytuje przyrzeczenie wobec Ojca Prowincjała Józefa
niałomyślnie odpowiedzieli na Boże
Matrasa
zaproszenie, zawierzyli się Jemu
i pragną to wyrazić wobec Kościoła
składając śluby w Zakonie Pijarów.
Także dla nas, tu zebranych, dzisiejsza uroczystość jest zachętą do obudzenia naszej wiary i odczytania na
nowo naszego życiowego powołania. Osobom zakonnym, kapłanom
przypomina ten moment, kiedy –
czasem przed wielu laty – wypowiadaliśmy Bogu nasze tak, małżonkom – chwilę wypowiadanej przed
ołtarzem małżeńskiej przysięgi,
młodym ludziom – chwile zadawania sobie pytań: komu zawierzyć,
komu zaufać, komu oddać swoje
życie? Nie lękajcie się, jeśli Jezus zaprasza was do pójścia za Nim.
Chrystus nie wybiera na swoich
uczniów tylko takich, którzy są
piękni, dobrzy i szlachetni. On wybiera tego, kogo chce. Drodzy moi,
nie gaście ducha, który podsuwa
wam myśl o takiej drodze życia,
o drodze życia zakonnego czy
Neoprofes Emil Grochowski ubiera sutannę zakonną
kapłańskiego.
Proście drodzy Maryję, wychowawczynię powołań kapłańskich
i zakonnych, patronkę naszego Zakonu, by wypraszała
Dopiero wówczas Ojciec Prowincjał mógł wypowieu Boga łaskę zawierzenia, ufności i wierności dla braci,
dzieć słowa: Weź te szaty jako znak twojej konsekracji
którzy za chwilę złożą swoje pierwsze śluby zakonne i dla
i młodzi ludzie pozbyli się garniturów ubierając czarne
czterech nowicjuszy, którzy wczoraj rozpoczęli nasz nosutanny. A w modlitwie wiernych pamiętaliśmy o nich:
wicjat, i dla wszystkich osób Bogu powierzonych. Maryjo,
Módlmy się za neoprofesów, aby obdarzeni łaskami Boga
Królowo Szkół Pobożnych, módl się za nami. Amen.
w Trójcy Świętej Jedynego umieli bez reszty poświęcić się
Potem neoprofesi odpowiadali na trzy pytania Ojca Prosprawom Królestwa Niebieskiego.
wincjała, z których drugie brzmiało: Czy chcecie naślaNa koniec podniosłej uroczystości neoprofesi zabrali
dując doskonale Chrystusa zachować czystość dla
głos: Pragniemy dziękować Ci, Panie, za dar życia, za
Królestwa Bożego, przyjąć dobrowolnie ubóstwo i ofiaronasze rodziny, w których dorastaliśmy w wierze i miłości,
wać dar posłuszeństwa?
w których rodziło się nasze powołanie.
A potem każdy z nich czytał przyrzeczenie, składając na
Po zakończeniu uroczystości w kościele blisko dwieście
rok profesję prostą, kładąc na ołtarzu własnoręcznie napiosób chciało osobiście złożyć życzenia młodym pijarom,
sany dokument.
uścisnąć ich, powiedzieć miłe słowo, dać jakiś upominek
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
6
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 6
RZESZOWSKI
Szczęśliwi neoprofesi podczas Mszy świętej
i oczywiście zrobić sobie zdjęcie z neoprofesem w sutannie. A dolny kościół przyjął rodziny i zaproszonych gości
na poczęstunek przygotowany przez naszych parafian.
I ja tam byłem, sok i wodę piłem, ciastami pysznymi się
częstowałem, ale nie miałem śmiałości zakłócać jedynego
w swoim rodzaju nastroju wspaniałego spotkania rodzinnego, zakonnego i parafialnego, przepytywaniami ludzi,
którzy czasem kilkanaście godzin jechali na taką wspaniałą
uroczystość! Zorganizowaną przez ludzi z naszej parafii!
Dziękujemy im za to!
Stanisław Alot
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 7
KALASANCJUSZ
Można powiedzieć, że jednocześnie żegnamy się z byłymi
nowicjuszami (obecnie neoprofesami) i poznajemy nowych nowicjuszy, którzy przez rok będą przygotowywać się
do swoich pierwszych święceń zakonnych. W tym roku
mamy czterech nowicjuszy, ale aż dwóch, którzy przeszli
już kilkuletnią formację w seminariach duchownych na
Białorusi. Poprosiliśmy ich o krótkie przedstawienie się,
żeby nie czuli się w naszej parafii anonimowo. Przyjmijmy
ich z życzliwością i otwartością.
Nowicjusz Paweł Pastuszyn
Urodziłem się 23 marca 1991 r. w Szczuczynie na Białorusi.
Szczuczyn – to małe miasto, znajdujące się 60 km od
Grodna i liczące ok. 15 tys. mieszkańców. Pochodzę z pijarskiej parafii pw. św. Teresy z Avila w Szczuczynie.
W szkole średniej zacząłem myśleć o swojej drodze życiowej. Wiedziałem tylko jedno, że chcę pomagać ludziom.
Na początku chciałem zostać lekarzem albo psychologiem.
Byłem ministrantem. Starałem się brać aktywny udział
w życiu swej parafii. Służba przy ołtarzu oraz dobry
przykład ojców pijarów pracujących w Szczuczynie rozpaliło we mnie pragnienie poświęcenia swojego życie na
służbę Panu Bogu i ludziom w kapłaństwie. Chciałem też –
jak pijarzy – wychowywać i kształtować dzieci i młodzież.
Najpierw wstąpiłem do Wyższego Seminarium Duchownego w Grodnie. Po czterech latach studiów zrozumiałem,
RZESZOWSKI
7
że moim powołaniem jest życie zakonne i wstąpiłem
do Zakonu Szkół Pobożnych. Teraz odbywam nowicjat
w Rzeszowie.
Lubię czytać książki oraz grać w piłkę nożną, siatkówkę
i tenis stołowy. Uczę się również gry na gitarze.
Nowicjusz Aleksander Hetsevich
Nazywam się Aleksander Hetsevich (czyt. Giecewicz), urodziłem się 10 września 1991 roku w Mińsku na Białorusi.
Po maturze wstąpiłem do Międzydiecezjalnego Wyższego
Seminarium Duchownego w Pińsku. Po trzech latach studiów trafiłem na praktykę duszpasterską do Szczuczyna,
gdzie zapoznałem się z charyzmatem pijarskim. W ciągu tej
praktyki odczułem, że Bóg woła mnie do pogłębienia mego
powołania kapłańskiego w życiu zakonnym w charyzmacie
św. Józefa Kalasancjusza. Od 12 września br. jestem nowicjuszem Zakonu Pijarów.
Nowicjusz Tomasz Marzec
Urodziłem się w 1994 roku w Poznaniu. Mam trójkę starszego rodzeństwa. Przez osiem lat – od piątej klasy szkoły
podstawowej uczyłem się w Zespole Szkół Zakonu Pijarów.
Właśnie tam miałem okazję poznać charyzmat Zakonu.
Moje zainteresowania: rozwijające filmy i książki, języki
obce, sport.
Na fotografii od lewej: Tomasz Marzec, Aleksander Hetsevich, Arkadiusz Niewęgłowski, Paweł Pastuszyn
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
8
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 8
RZESZOWSKI
Nowicjusz
Arkadiusz Niewęgłowski
Mam 21 lat. Pochodzę z Radzynia
Podlaskiego – niewielkiego miasta
(16 tys. mieszkańców) położonego
w północnej części województwa
lubelskiego. Tam się urodziłem, wychowałem i chodziłem do
szkoły. Po ukończeniu liceum rozpocząłem studiowanie chemii na
Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Moją rodzinną parafią jest Sanktuarium Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim. Przez kilka lat byłem ministrantem, lektorem, śpiewałem
i grałem w scholi młodzieżowej.
Uczestniczyłem w formacji Ruchu Światło-Życie, najpierw jako
uczestnik, potem jako animator
i „muzyczny”. Jestem mocno zwiąNa fotografii od lewej: Aleksander Hetsevich, Paweł Pastuszyn, Tomasz Marzec,
zany z Podlaska Pieszą Pielgrzymką
Arkadiusz Niewęgłowski
na Jasną Górę, podczas której
posługiwałem w grupie muzycznej.
To właśnie na pielgrzymce poznałem braci z Zakonu Pijarów. Zawsze lubiłem pracę
Interesuję się muzyką i chemią. Uwielbiam czytać, śpiez dziećmi i młodzieżą, chętnie włączałem się w różne
wać i grać na gitarze, chociaż bardzo chciałbym opanować
inicjatywy oazowe i parafialne, gdzie przygotowywaliśmy
jeszcze jakiś instrument, co – mam nadzieję – jeszcze kieDni Dziecka, Wakacje z Bogiem itd.
dyś się uda.
Nowicjusze w procesji inaugurującej uroczystą Mszę świętą 12 września 2013 r.
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 9
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
9
Witamy nowych duszpasterzy
Od września 2013 r. w naszej pijarskiej parafii pracują nowi duszpasterze: o. Mariusz Rabczak (już z kilkuletnią
praktyką) i nowo wyświęcony o. Dawid Borkowski. Zapewne znamy Ich już trochę, ale chcemy przybliżyć
parafianom osoby nowych duszpasterzy, spowiedników i kapłanów. Głos mają ojcowie Mariusz i Dawid.
Z Ojcem Mariuszem Rabczakiem rozmawia
Stanisław Alot
Ojciec pochodzi z Rzeszowa i to nie tylko dzięki nowicjatowi. Jak chłopak z Rzeszowa trafił do pijarów?
Proszę opowiedzieć o drodze do parafii pw. Józefa
Kalasancjusza.
– Pochodzę z parafii Matki Boskiej Różańcowej, a poważniejsze myśli o wyborze drogi życia pojawiły się w szkole średniej. Będąc we wspólnocie Ruchu Światło-Życie i podglądając
pracę moich duszpasterzy, zapragnąłem jako kapłan posługiwać wśród młodzieży. Wpadła mi w ręce ulotka informująca
o rekolekcjach z pijarami i pojechałem na nie do Krakowa,
a potem już na Dni Skupienia w rzeszowskim nowicjacie.
Poznając charyzmat Pijarów, wybrałem właśnie ten zakon.
A czy były jakieś plany dotyczące kierunku studiów,
zanim zdecydował się Ojciec na pijarski nowicjat?
– Tak, chciałem studiować informatykę.
Żałuje Ojciec, że informatyki nie studiował?
– A właśnie że studiowałem, na Uniwersytecie Gdańskim,
w ramach studiów podyplomowych, gdy pracowałem na parafii w Bolszewie. Dzięki temu mogę uczyć informatyki
w szkole i jej znajomość pomaga mi w pracy duszpasterskiej.
I co działo się po nowicjacie pijarskim i po seminarium
pijarskim?
– Te pięć lat kapłaństwa to zbieranie doświadczeń. Po seminarium w Krakowie jako diakon trafiłem na drugi koniec Polski, do parafii w Bolszewie na trzy lata. Posługiwałem jako
katecheta w szkole podstawowej i gimnazjum. Potem dwa
lata w Cieplicach, gdzie uczyłem w Zespole Szkół Rzemiosł
Artystycznych, przygotowywałem do sakramentu bierzmowania oraz współprowadziłem Weekendy dla małżeństw
i Wieczory dla zakochanych. To kolejny kraniec Polski. Potem
na rok trafiłem do parafii Najświętszego Imienia Maryi w Krakowie, gdzie nowym doświadczeniem była dla mnie praca
w przedszkolu. W Krakowie ukończyłem dwuletnią Szkołę
Wychowawców Seminariów, którą rozpocząłem rok wcześniej w Jeleniej Górze, stąd też moja posługa w roli ojca duchownego nowicjuszy.
I teraz powrót do domu, do Rzeszowa, ale do pijarów.
Może tak miało być…
– Kiedy ks. Józef Kapusta, pierwszy proboszcz mojej rodzinnej parafii Matki Boskiej Różańcowej budował kościół,
pożyczył od pijarów wiadro gwoździ. Więc może ja za to
wiadro gwoździ do pijarów trafiłem? (śmiech)
I to do jakiej parafii! Z dorocznego liczenia aktywności
wynika, że 40% naszych parafian czynnie uczestniczy
O. Mariusz Rabczak − Przystanek Jezus 2013 r.
w życiu parafii i przyjmuje często sakramenty. Wśród
parafii rzeszowskich to dobry wynik. Ale może nawet
u nas przydałaby się ewangelizacja. Co Ojciec o tym
sądzi?
– Ewangelizacja, czy Nowa Ewangelizacja, to też dzielenie
się wiarą. Ja wiem, że tego dzielenia potrzebuję od innych,
a pewnie inni ode mnie. Chciałbym to zaproponować parafianom, szczególnie ludziom młodym. Jeśli ktoś chciałby się
spotkać, porozmawiać o swojej wierze, to zapraszam. Bóg
kocha Ciebie, jesteś dla Niego kimś wyjątkowym. Jeśli tego
nie doświadczasz, spotkajmy się.
Będzie Ojciec miał spotkania z kandydatami przygotowującymi się do bierzmowania?
– Tak, dzisiaj akurat mam pierwsze spotkanie. Będę starał się
przygotować ich tak, by zaczęli życie z wiarą, życie z Bogiem.
Dla mnie Sakrament Bierzmowania to sakrament inicjacji
chrześcijańskiej – rozpoczęcia dojrzałego życia z Bogiem.
Dziś rano Sakrament Bierzmowania skojarzył mi się z życiem
małżeńskim; to tak, jak zawierać małżeństwo. Ludzie zawie-
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
10
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 10
RZESZOWSKI
rają związek małżeński, aby być razem aż do śmierci. Także
bierzmowanie ma nas połączyć z Bogiem nawet na dłużej
niż to życie, na wieczność, a nie na dwa tygodnie czy miesiąc,
aż mi się znudzi. Chciałbym to moje rozumienie bierzmowania przekazać młodym ludziom w Rzeszowie.
A może wykorzysta Ojciec swoje doświadczenia z Przystanku Jezus? Był tam Ojciec w tym roku.
– Dane mi było tam być również w roku ubiegłym. To szczególne doświadczenie, doświadczenie Kościoła, który żyje,
ewangelizuje na Przystanku Woodstock . Dla mnie była to
szczególna płaszczyzna rozmowy z ludźmi, z którymi jakoś
nie miałem okazji wcześniej w parafii rozmawiać. To płaszczyzna dużej otwartości ludzi, a przez to poznawania ich
problemów, pytań. I idziemy tam z miłością, a młodzi to
czują i cenią nawet to, że ich ktoś posłucha.
A jak traktowali Ojca młodzi z Przystanku Woodstock?
– Różnie. Doświadczyłem dużej życzliwości, że idę do nich,
że idę w habicie. I może powiem coś, co zabrzmi jak wyrzut,
ale idąc tam, więcej razy słyszałem „Szczęść Boże” niż wtedy,
gdy idę do kościoła w Rzeszowie czy w innej parafii, w której
pracowałem. Część osób, która często tam jeździ, przyzwyczaiła się, że Przystanek Jezus funkcjonuje wraz z Przystankiem Woodstock, że można przystanąć, porozmawiać,
przystąpić do spowiedzi i przez większość tych ludzi jesteśmy
pozytywnie odbierani.
Po dwu latach ewangelizowania na Przystanku Jezus
i po raczej pozytywnych doświadczeniach z co najmniej
częścią młodzieży czy widzi Ojciec sens takiej imprezy
jak Przystanek Woodstock bez ewangelizacji? Czy
młodzi ludzie nie ryzykują, uczestnicząc w takich imprezach na własną odpowiedzialność? Jeżdżą tam „na
wakacje” również nieletni…
– Nie chcę wchodzić w dyskusję o potrzebie Przystanku
Woodstock, ale jest tam sporo alkoholu, są narkotyki.
Z Ojcem Dawidem Borkowskim rozmawia
Stanisław Alot
Skąd Ojciec rodem?
– Pochodzę z rodziny Borkowskich, z Jeleniej Góry.
Jeśli rodem z Jeleniej Góry, to sądzę, że rodzice raczej
przyjechali tam, niż stamtąd się wywodzili. Niewielu
Polaków mieszkało przed zmianą granic w Jeleniej
Górze.
– Tak, korzenie mojej rodziny są ze Wschodu Rzeczypospolitej, z Kresów. Rodzina Taty wywodzi się z Wilna, tam
do dziś mieszka, noszą nazwisko Barkowskich. Rodzina
Mamy mieszkała też na Kresach, ale ukraińskich. A ja urodziłem się i wychowałem w Jeleniej Górze, mam siostrę
starszą o dwa lata. Moją parafią była parafia pijarska, stąd
znajomość tego Zakonu i jego charyzmatu. Do szkoły podstawowej chodziłem w Cieplicach, tam gdzie dziś katechizują pijarzy. Wtedy w szkole pojawiali się sporadycznie ze
względu na to, że katechizowały tam siostry prezentki
i osoby świeckie. Potem była szkoła średnia – ukończyłem
Technikum Elektroniczne w Jeleniej Górze.
Jestem temu przeciwny. Koleżanka, która pracowała w ośrodku dla narkomanów w Krakowie, sprawdziła, że część jej
pacjentów rozpoczęła zażywanie narkotyków na Woodstock.
Często mówi się i pokazuje radosnych młodych ludzi
pijących piwo, bawiących się na koncertach. Przyjechali pobawić się na wakacjach, na które sami sobie zarobili. Jest jednak też ciemna strona tej imprezy, a Jezus szedł do
wszystkich, szczególnie do tych, którzy źle się mają i to przez
nich był dobrze przyjmowany.
Zakończyć Przystanek Jezus? To wysiłek siedmiuset ludzi, ewangelizatorów, którzy doświadczyli w swoim życiu
działania Boga i pragną się Nim podzielić, często przeznaczając na ten cel swój urlop i pieniądze. Wśród ewangelizatorów są także osoby, które właśnie na Woodstock poznały
Jezusa.
A co dobrego w naszej parafii może z tego wyniknąć?
– We wrześniu odbył się w Warszawie II Kongres Nowej
Ewangelizacji. Jedna z myśli, którą po tym kongresie noszę
w głowie, jest taka, że to nie tylko kapłani są odpowiedzialni za Nową Ewangelizację, za wyjście do ludzi, że nie
można załatwiać sprawy tak, że „my damy pieniądze”,
a proboszcz niech działa. Kilka razy doświadczyłem tego,
jak Pan Bóg jednoczy różne osoby, z różnych środowisk,
z różnych wspólnot, w różnym wieku, z bogactwem ich
talentów − właśnie w dziele ewangelizacji. Dlatego zapraszam wszystkie osoby, które chcą włączyć się w dzieło NE
naszej parafii, na spotkanie 21 października br., na godz.
20.00 w parafialnej kawiarence. Ewangelizacja to nie tylko
głoszenie po domach. Jeśli masz jakieś talenty, to możesz je
wykorzystać, by mówić, że Bóg jest miłością. Jeśli ich nie
masz, pomożemy Ci je odkryć :-)
Dziękuję za rozmowę, mam nadzieję wrócić do wielu
tematów poruszanych w tym wywiadzie.
Szczęść Boże!
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 11
KALASANCJUSZ
Dlaczego wybrał Ojciec takie technikum?
– W podstawówce miałem dwu przyjaciół, razem się trzymaliśmy. Elektronika bardzo nas interesowała i razem postanowiliśmy iść do tego technikum. To była renomowana
szkoła, było wielu chętnych. I właśnie w szkole średniej trafiłem do wspólnoty oazowej, pijarskiej, zacząłem jeździć na
rekolekcje. Naszą grupę prowadziły znane w Cieplicach
postacie, o. Robert Kalbarczyk, o Paweł Neiman, długo
pracowała z nami siostra prezentka Alina Stępień. To zainteresowanie życiem Kościoła zrodziło się po pierwszej
klasie, wtedy zacząłem myśleć o powołaniu. W kościele zostałem lektorem; ominąłem ministranturę, bo już byłem
w szkole średniej.
To było już po bierzmowaniu?
– Tak, bierzmowanie miałem w ósmej klasie szkoły podstawowej. Poznawanie wiary to była fajna przygoda, jeśli
chodzi o stronę duchową – otwierała nowe horyzonty. Myślałem o zostaniu pijarem – chciałem być zakonnikiem,
a pijarów znałem i wtedy poznawałem ich jeszcze bardziej.
Zainteresowania z lat młodzieńczych – motoryzacja, motory, zeszła na dalszy plan.
RZESZOWSKI
11
innym końcu miasta, codziennie dojeżdżałem do szkoły
i nie zostawałem w dzielnicy, gdzie była szkoła. Kiedyś
polonista, w starszej klasie, po przeczytaniu wypracowań
powiedział: No, fajnie napisaliście. Ale na mojej pracy
przeczytałem jego notatkę: Czy autor wypracowania
wybiera się do seminarium duchownego? Niektórzy
nauczyciele mogli się domyślać moich zainteresowań dostrzegając inny punkt widzenia nie tylko w wypracowaniach.
W technikum zacząłem chodzić po górach. Zrodziła się
pasja, mieliśmy taką fajną grupę, poznawaliśmy najpierw
Karkonosze, potem inne góry.
A kiedy Ojciec był pierwszy raz na zamku Chojnik?
(dobrze zachowane ruiny zamku w granicach Jeleniej
Góry – S.A.)
– Dość późno, pod koniec podstawówki. Może dlatego, że
było do niego tak blisko, a często to, co bliskie, jest zaniedbywane. W nowicjacie, tu, w Rzeszowie, w roku
2005/2006 też realizowaliśmy górskie pasje i pojawiła się
nowa pasja – narty.
A koledzy z podstawówki, z którymi przyszedł Ojciec
do technikum, decyzją o pójściu do nowicjatu nie byli
zaskoczeni, zdziwieni?
– Koledzy zdziwieni nie byli, swego czasu widzieli moje zainteresowania, aktywność związaną z Kościołem. Coraz
więcej wskazywało na to, że mogę taki kierunek wybrać.
A jak przyjęli decyzję o nowicjacie rodzice?
– Mama chciała, żebym założył rodzinę i mieszkał obok;
bardzo przeżywała czas nowicjatu – oddalenie od domu,
mniejsza ilość kontaktów – to było dla mamy jeszcze trudniejsze. I myślę, że teraz jeszcze bardziej to odczuwa, gdy
co prawda zmieniam miejsce, raz jestem bliżej, raz dalej,
ale jestem daleko od domu.
A nauczyciele z technikum?
– Oni byli zaskoczeni, raczej nie podejrzewali mnie o drogę
życia kapłańskiego i zakonnego. Mieszkałem w zupełnie
A potem był Kraków?
– Tak, studia, sześć lat na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, a potem
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
12
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 12
RZESZOWSKI
roczna praktyka katechetyczna w Poznaniu. Byłem
współwychowawcą w klasie zintegrowanej.
Które zajęcia na studiach zainteresowały Ojca najbardziej?
– Interesowałem się antropologią chrześcijańską, a dalej się
interesuję pedagogiką i psychologią. Ale bardzo rozwijała
mnie nauka o Biblii, teologia fundamentalna, a na pewno
pisma św. Pawła.
Będzie Ojciec katechizował, przygotowywał dzieci –
i rodziców – do Pierwszej Komunii Świętej. Co sądzi
Ojciec o pomyśle przedstawianym w naszej gazecie –
Pierwsza Komunia bez drogich prezentów?
– Taka myśl chodziła mi po głowie, gdy w Poznaniu, gdzie
byłem na praktyce, dzieci po Pierwszej Komunii porównywały prezenty, wymieniały funkcje w telefonach komórkowych, których nie bardzo potrafiły uruchomić i wykorzystać. A gazetki supermarketów reklamowały swoje towary jako prezenty na Komunię, banki reklamowały
pożyczki na ten cel, a lokale – organizację przyjęć komunijnych. Sprawa jest delikatna, złożona. Można apelować,
można przekonywać, a decyzje i tak podejmą rodzice.
Dzieci – poddane działaniom mediów i rówieśników – musiałyby zrozumieć taką zmianę. W grupie rodziców, która
zgodziłaby się na taki projekt, byłoby łatwiej. Również dzieciom. To nie będzie najważniejszy temat na spotkaniach
z rodzicami, ale sądzę, że jeszcze jesienią zgłoszę rodzicom
taki pomysł. Ciekawe jak zareagują rodzice? Może nawet
autorów – redaktorów – na takie spotkanie zaproszę?
Dziękuję bardzo za wywiad i życzliwość. Akcja przeciw drogim prezentom i w ogóle przeciw łączeniu
Pierwszej Komunii z coraz większą komercją ma głębszy sens i może kiedyś – tak jak batalia o alby na
Pierwszą Komunię – zakończy się sukcesem. Życzę
opieki boskiej w duszpasterzowaniu Ojcu pierwszoroczniakowi – rok pierwszy w parafii w Rzeszowie zaczynający – i to po nowicjacie w Rzeszowie. Szczęść
Boże!
Z Ojcem Arkadiuszem Swatem, duszpasterzem dzieci
i młodzieży w naszej parafii w latach 2008–2013 rozmawia
Igor Witowicz
Ojcze Arkadiuszu, rozmawiamy 25 sierpnia 2013 roku,
w przeddzień wyjazdu Ojca z Rzeszowa do Poznania,
po pięciu latach duszpasterzowania w parafii na Wilkowyi. Jest to jakiś szczególny czas podsumowania,
może nie całego życia, ale tego życia konsekrowanego
na pewno… Jak narodziło się w Ojcu powołanie do
życia w kapłaństwie? I dlaczego akurat Pijarzy?
– W rodzinnym Lubinie już w podstawówce byłem ministrantem, byłem blisko kapłanów i Kościoła. Już wtedy rodziła się myśl o kapłaństwie, ale nie było to jeszcze trwałe
utwierdzenie w powołaniu… Dopiero kiedy zacząłem należeć do oratorium Księży Salezjanów, dotarło do mnie na
wyjazdach formacyjnych, że chyba Pan Jezus mnie powołuje… Długi czas biłem się z tą myślą, ale trzeba było
rozsądzić, czy faktycznie jest to moja droga życiowa czy nie.
Pod koniec szkoły średniej wiedziałem już, że pójdę w tym
kierunku.
Czyli wtedy, po szkole średniej, wstąpił Ojciec do nowicjatu Pijarów?
– Najpierw do przednowicjatu w Krakowie, a później do
nowicjatu w Łowiczu…
Kiedy Ojciec zetknął się z Pijarami po raz pierwszy
i dlaczego nie wybrał Ojciec Salezjanów?
– Z Pijarami po raz pierwszy zetknąłem się za pośrednictwem tekstu drukowanego, ponieważ w Lubinie nie ma
Pijarów. Pod wpływem Salezjanów narodziła się chęć pracy
z dziećmi i młodzieżą, jednak z różnych względów wolałem
pójść do Pijarów… Salezjanie mają wielu księży, to duże
zgromadzenie. Pijarów jest mniej, poza tym wiedziałem, że
jest to zakon stale rozwijający się, o podobnym charyzmacie, mającym na celu nauczanie i wychowanie dzieci i młodzieży. Szukałem takiego zakonu i nie zawiodłem się…
W 1996 roku zacząłem nowicjat, okres studiów w Krakowie przeminął bardzo szybko i już w 2003 roku leżałem
krzyżem przed ołtarzem – zostałem kapłanem…
Pierwsza parafia…
– Jelenia Góra-Cieplice. Uczyłem tam do 2005 roku w Zespole Szkół Rzemiosł Artystycznych. To był ogromny kompleks szkół z gimnazjum, technikum zawodowym, liceum
ogólnokształcącym i liceum plastycznym. We wszystkich
tych szkołach byłem katechetą…
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 13
KALASANCJUSZ
Dobra była młodzież?
– Tak jak wszędzie…
Nie bał się Ojciec tej pracy?
– Nie, jakoś nie. Zawsze są jakieś obawy, że braknie sił…
Że straci się głos…
– To nie było najważniejsze. Bardziej obawiałem się, że nie
sprostam wymaganiom współczesnej młodzieży. Zastanawiałem się, czy młody człowiek przyjdzie do mnie, czy poprosi o pomoc. Myślałem, jak dotrzeć do tego człowieka,
jaki problem poruszyć na katechezie, co jest ważne, jakie
trudności przeżywa młodzież i z tymi tematami trzeba było
być zawsze na bieżąco. Ważne było, by w taki sposób prowadzić katechezę, by młodzież coraz chętniej do mnie przychodziła.
Ale jak to zrobić? Czy miał Ojciec jakieś swoje sposoby?
– Na początku młodzież potrzebowała się wygadać. Często
katecheci robią taki błąd, że nie słuchają młodzieży, tylko
od razu robią im suchy wykład… Często nie wiedzą, z jakimi problemami młodzież się styka, co im leży na sercu
i otwierają oczy często już za późno, kiedy młodzież odsuwa się od Kościoła, wypisuje się z katechezy… Stykałem
się z tymi problemami, dlatego wiedziałem, ze trzeba bardziej otworzyć się na młodzież i bardziej posłuchać, o czym
młodzi chcieliby rozmawiać, jakie problemy chcieliby poruszać, o czym podyskutować.
Czy młodzież chciała rozmawiać, pytać, dyskutować?
Jakie tematy poruszaliście?
Tematy były różne, „życiowe”. Była problematyka małżeńska, antykoncepcja, aborcja, eutanazja, alkohol, narkotyki
RZESZOWSKI
13
i inne trudne sprawy w kontekście Boga… W tym wszystkim młodzi ludzie często nie widzieli Boga. Problemy te
wydawały im się tylko problemami etycznymi. Starałem się
im pokazać, że Pan Bóg dając nakazy i przykazania, zrobił
to dla naszego dobra – po to, żeby uczynić człowieka tak
naprawdę wolnym od wszelkich nałogów i uzależnień.
Katecheza ta dawała efekty?
Tak, efekty były pozytywne. Z tą młodzieżą miałem i nadal
mam dobry i bliski kontakt, mimo upływu wielu lat.
W Jeleniej Górze-Cieplicach odkrył Ojciec w sobie
powołanie do duszpasterzowania najmłodszym
dzieciom?
– Początkowo twierdziłem, że bardziej odnajduję się wśród
młodzieży a nie wśród dzieci. Ale zdarzyło się tak, że duszpasterz dzieci odszedł z Jeleniej Góry na inną placówkę
i ktoś musiał przejąć tę pracę… Na początku się broniłem,
bo twierdziłem, że bardziej się widzę wśród młodzieży, ale
na parafii byli sami starsi kapłani, którzy nie mieli ani tyle
drygu ani tyle entuzjazmu, żeby sprostać wymaganiom
dzieci… Zacząłem prowadzić Msze święte dla dzieci w sanatorium „ Jaś i Małgosia”, następnie odprawiałem Mszę
świętą dla dzieci w kościele parafialnym.
Później był Rzeszów?
Nie, jeszcze w latach 2005–2008 byłem w parafii KrakówRakowice. Byłem tam katechetą, uczyłem w trzech przedszkolach i w szkole – w podstawówce i gimnazjum.
Początkowo praca była bardzo trudna, bo sam uczyłem religii w całej szkole społecznej, dodatkowo przygotowywałem dzieci do I Komunii Świętej i jeszcze młodzież do
bierzmowania. Potem Proboszcz stwierdził, że najbardziej
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
14
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 14
RZESZOWSKI
nadaję się do pracy z dziećmi i rzeczywiście po pewnym
czasie sam poczułem, że to jest ta droga i charyzmat, że Pan
Bóg posyła mnie właśnie do pracy z dziećmi…
W 2008 roku został Ojciec posłany do Rzeszowa.
Podobno z zamiarem tworzenia szkoły pijarskiej na
Wilkowyi?
O budowie szkoły pijarskiej na Wilkowyi dużo się mówiło,
ale do tej pory szkoły nie ma. Natomiast ja przyszedłem
tutaj jako duszpasterz dzieci i młodzieży. Uczyłem w Szkole
Podstawowej nr 12, przygotowywałem dzieci komunijne,
rocznicowe, prowadziłem ministrantów i lektorów, opiekowałem się, z pomocą wolontariuszy, świetlicą dla dzieci,
teatrem „Atmosfera”, scholką. Wyjeżdżałem wraz z wolontariuszami na basen, na lodowisko, organizowałem letnie
kolonie, ferie w mieście…
Co było najciekawsze i najbardziej budujące dla Ojca
tutaj w Rzeszowie? Czego Ojcu będzie brakować? Co
wyróżnia naszych parafian?
– Na pewno otwartość, chęć współpracy… Widoczna jest
taka wdzięczność i niesamowita gościnność w tym regionie. Tutaj widzi się wdzięczność ludzi za to, co się robi…
Młodzież sama garnie się do pracy, sama dopinguje i mobilizuje do organizowania różnych przedsięwzięć. Są liczni
ludzie gotowi do pracy w ramach wolontariatu. Są osoby,
które poświęcają swój wolny czas, często urlopy, by w ramach wolontariatu opiekować się dziećmi na kolonii czy
w świetlicy. Nie wszyscy wiedzą o tym, że tak dużo robi się
bez wynagrodzenia, w ramach wolontariatu i robi się to
dobrze, bo nie z przymusu, ale z zamiłowania.
coś nowego, ciekawego i mogą poprowadzić duszpasterstwo inaczej, ale też bardzo dobrze…
Zawsze jest żal, ale każdy z nas wie, ze naszą Ojczyzną jest
Kościół, jest Zakon i tam, gdzie zostaniemy posłani, tam
właśnie powinniśmy głosić Ewangelię w pracy z dziećmi,
niezależnie gdzie się znajdujemy, w ramach posłuszeństwa
zakonnego.
Wrócę do tematu braku szkoły na naszym osiedlu…
Szkoły na terenie naszej parafii rzeczywiście brakuje. Pijarzy uczą w Szkole Podstawowej nr 12 gościnnie, ponieważ
szkoła ta znajduje się na terenie parafii pw. św. Józefa Sebastiana Pelczara. Mając własną szkołę mielibyśmy większy
wpływ na pracę z dziećmi, na kształt rekolekcji, na pewno
więcej dzieci mogłoby korzystać z opieki świetlicy parafialnej – zakładając oczywiście, że szkoła znajdowałaby się niedaleko kościoła…
Ostatnio dużo dzieci mieszkających na Wilkowyi, ale
uczących się w szkołach znajdujących się w innych parafiach (na Słocinie, na Pobitnie i w różnych szkołach na
terenie całego Rzeszowa) wróciło do naszej parafii. Stwierdziły, że jednak ważne jest przywiązanie do własnej parafii.
Dobrze się czują na Mszach świętych dziecięcych, rodzice
dobrze odbierają to, co się u nas dzieje. Gdyby była tutaj
nasza szkoła, to dzieci z Wilkowyi nie musiałyby jeździć
do szkół po całym Rzeszowie. Wtedy kontakt z tymi dziećmi
byłby dużo lepszy. Na razie kontakt ogranicza się tylko
do dzieci objętych katechezą w SP nr 12.
Ale zbudowanie szkoły na terenie parafii i osiedla Wilkowyja jest zadaniem dla całej społeczności, to również zadanie dla nas – świeckich, a nie tylko Ojców
Pijarów… Wiadomo już, co będzie Ojciec robił
w Poznaniu?
– W Poznaniu będę duszpasterzem dzieci w szkole podstawowej w Zespole Szkół Pijarskich, obejmującym podstawówkę, gimnazjum i liceum ogólnokształcące. Nie mamy
tam pijarskiej parafii ani kościoła, mieszkamy na terenie
szkoły. Uczymy w szkole i pomagamy w pracy miejscowej
parafii.
Żal Ojcu rozstawać się z Rzeszowem?
– Na pewno, przecież każdy ma uczucia i emocje… Ale jako
zakonnik jestem powołany, by głosić Ewangelię i dać coś z
siebie w innych placówkach i parafiach… Poza tym, takie
zmiany są potrzebne, następuje takie odświeżenie parafii…
Jak jest zmiana duszpasterza, to nie znaczy, że wali się
świat… Przychodzą nowi kapłani, którzy mogą wprowadzić
W imieniu Parafian i Czytelników Kalasancjusza Rzeszowskiego dziękuję Ojcu za pięć lat pracy z naszymi
dziećmi. Za życzliwość, uśmiech, za czas poświęcony
dzieciom podczas przygotowań do I Komunii Świętej, za organizowanie wyjazdów, kolonii, ale przede
wszystkim za codzienne bycie z dziećmi i młodzieżą
w naszej parafii. Życzę Błogosławieństwa Bożego na
nowej placówce!
– Dziękuję bardzo!
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 15
KALASANCJUSZ
Jak co roku, od wielu lat, w przedostatnią sobotę sierpnia
wyruszyła autokarowa pielgrzymka do Pani Pasierbieckiej –
Matki Bożej Pocieszenia – na Odpust. Ci, co nawiedzili już
to Sanktuarium Maryjne wiedzą, że to niezwykłe miejsce.
Nim dotarliśmy do celu pielgrzymki, nawiedziliśmy
Binarową – wieś położoną na małopolskim Szlaku Architektury Drewnianej w gminie Biecz. Nie wiem, ilu z nas
wie, że w tej miejscowości znajduje się przepiękny drewniany kościółek, jeden z najcenniejszych sakralnych drewnianych obiektów w Małopolsce. Jego powstanie datowane
jest na 1500 rok. Jest to kościół parafialny pw. św. Michała
Archanioła. Na stropie kościoła znajdują się cenne malowidła z początków XVI w. Na ścianach możemy podziwiać
barokowe polichromie przedstawiające sceny z Nowego
Testamentu. Najcenniejszymi elementami wyposażenia
kościoła są: gotyckie rzeźby z końca XIV w. Matki Bożej
z Dzieciątkiem, a także płaskorzeźby św. Małgorzaty, Doroty, Katarzyny i Barbary znajdujące się w ołtarzach bocznych oraz kamienna chrzcielnica z XVI w. z barokową
pokrywą. Interesujący jest również wystrój kościoła: ładnie
rzeźbione ławki, pokryte malowidłami konfesjonały, ambona i tron celebransa. Dzięki pani Przewodnik mogliśmy
poznać bliżej historię tego kościoła, który z racji dużego
znaczenia dla kultury i dziedzictwa ludzkości wpisany
został w 2003 r. na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Z Binarowej, prowadzeni przez św. Michała Archanioła,
pojechaliśmy do kościoła pw. Przemienienia Pańskiego
w Nowym Sączu. Wśród ciszy, pod pięknym niebem rozciągniętym nad nami, wchodziliśmy po długich schodach
na dziedziniec świątyni, a potem do jej wnętrza. Pewnie
niejedno serce pątnicze biło tam mocniej i wołało: Panie,
przemieniaj nas…
Z Nowego Sącza pojechaliśmy do Matki Bożej w Pasierbcu. Na wzgórzu, w małej górskiej wiosce oddalonej
6 kilometrów od Limanowej wznosi się Świątynia. Dwie
nawy tworzą jakby dwa namioty układające się w kształcie
litery M, oznaczającej, że jest to Sanktuarium Maryjne.
Aby zrozumieć to miejsce, trzeba powrócić do historii
z XVIII w.
Pod koniec XVIII w., kiedy to w Europie toczyły się
wojny napoleońskie, a ludność polska cierpiała wskutek
RZESZOWSKI
15
Sanktuarium maryjne w Pasierbcu
rozbiorów, miało miejsce nadzwyczajne wydarzenie,
które dało początek pasierbieckiemu Sanktuarium.
Południowa część Polski, zwana Galicją, należała do zaboru austriackiego. Właśnie stąd, z pobliskiej Laskowej
powołany został do cesarskiej armii dwudziestosiedmioletni Jan Matras. Wcielono go do obcego pułku i wysłano
na front, gdzie toczyła się wojna między Austrią i Francją.
W jednej z bitew w 1793 r. pod Rastatt na terenie dzisiejszych Niemiec, nad Renem, Jan Matras został ciężko
ranny. Ugodzony nieprzyjacielską kulą w nogę padł na
pobojowisku. Leżał w kałuży krwi bezradny, wyczerpany
Ołtarz główny w Sanktuarium w Pasierbcu
Zabytkowy kościół w Binarowej
walką, opuszczony przez współtowarzyszy, którzy zobaczyli z daleka galopującą wprost na nich konnicę francuską. Uciekli przed rozpędzonymi kirasjerami zostawiając Janka na pobojowisku, uznając go za poległego.
On jednak pomimo ciężkich obrażeń żył, był przytomny
i wkrótce zorientował się, że czeka go niechybna śmierć
pod końskimi kopytami. Konnica z coraz większym impetem galopowała wprost na niego. Zatrwożony i przejęty grozą nadchodzącej śmierci ranny żołnierz polecał
Bogu ostatnie chwile swojego życia. Ze szczególną prośbą
i nadzieją modlił się do Matki Bożej zwracając się z błaganiem o ratunek. I oto zdarzył się cud. Matka Boża, którą
tak usilnie wzywał, wysłuchała kornej prośby i przyszła
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
16
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 16
RZESZOWSKI
mu z pomocą. Janek miał widzenie, że Maryja stoi przy
nim i osłania go swoim płaszczem przed szarżującym
wojskiem. Rozpędzone konie, galopujące nad nim i koło
niego, nie wyrządziły mu żadnej krzywdy. Odczuł więc
Matras bezpośrednio nadzwyczajną opiekę Matki Bożej
i przepełniony szczęściem ocalenia a także wyraźnej wizji
Maryi, złożył ślub, że jeżeli tylko wyzdrowieje i szczęśliwie powróci do domu, wybuduje z wdzięczności, ku czci
Matki Bożej, kapliczkę.
Słowa danego Matce Bożej pod Rastatt Jan Matras dotrzymał, choć chyba tylko Bóg wie, dlaczego przeniósł się
z Laskowej, swojej rodzinnej wsi do Pasierbca. Na kupionym gruncie wybudował kamienną kapliczkę, w której
umieścił obraz Matki Bożej autorstwa ludowego artysty
z okolic Gorlic. W 1824 r. ks. Dziekan z Tymbarku poświęcił kapliczkę z Obrazem i odprawił pierwszy Odpust za
zezwoleniem ks. bp Tomasza Zieglera, ordynariusza tynieckiego. Od tej pory rodził się coraz większy kult Obrazu
Matki Bożej Pocieszenia. Od samego początku kaplica stała
się miejscem obfitego rozdawnictwa łask Bożych. Najpierw
przed Obrazem gromadzili się miejscowi, potem przybysze
z coraz dalszych stron. Tak też została wymodlona nowa
duża świątynia, do której został przeniesiony Obraz Matki
Bożej z dawnego małego kościółka. Kulminacyjnym punktem w dotychczasowym kulcie Matki Bożej w Jej pasierbieckim Obrazie była koronacja, której dokonał ks. bp Józef
Życiński 28 sierpnia 1993 r.
Ojciec Janusz Furtak, wychowanek Pasierbieckiej Matki
Bożej, wspominał w autokarze: Wiedziałem już, że chcę
być księdzem, to były dni przed pójściem do seminarium,
ostatnia niedziela sierpnia 1993 r., dziesiąta rocznica
przeniesienia Obrazu z kapliczki do nowego kościoła
i dwusetna rocznica ocalenia Jana Matrasa przez Matkę
Bożą pod Rastatt. Kiedy biskup nakładał złote papieskie
korony, staliśmy w ścianie deszczu. Takiej ulewy nie pa-
miętałem. Mimo to, ludzie stali na miejscach, modlili się,
wysławiali Maryję, śpiewali. A zgromadzonych było wielu
biskupów z Polski i z zagranicy, setki kapłanów i około
80 tysięcy wiernych. Ksiądz biskup powiedział, że stąd też
popłyną zdroje łask, jak te strugi deszczu.
Po przybyciu do Pasierbca poszliśmy na ścieżki Drogi
Krzyżowej. Zostaliśmy przywitani przez proboszcza kustosza ks. Józefa Waśniowskiego i kardynała Joachima Meisnera z Niemiec. W drodze powrotnej do kościoła
spotkaliśmy nuncjusza apostolskiego ze Sztokholmu, a naszego rodaka, abpa Henryka Nowaka, który od lat też pielgrzymuje do Pasierbca. W koncelebrze Mszy Świętej
o 18.00 wśród wielu kapłanów i biskupów był nasz Ojciec
Janusz – serdecznie witany przez tamtejszego proboszcza –
jak również nasi zadomowieni tam od kilku dni bracia nowicjusze. Po Mszy Świętej poszliśmy na Dróżki Maryjne.
Młodzieżowe orkiestry pogłębiały podniosłość tej uroczystości. A potem był tradycyjny, smaczny żurek i placki przygotowane przez rodzinę ojca Janusza. Po deserze poszliśmy
na Drogę Krzyżową – do której rozważania przygotował
i prowadził ks. prof. Alojzy Drożdż. Ostatnim punktem naszej pielgrzymki była Msza Święta Odpustowa odprawiona
o północy, na którą przybyło jeszcze więcej ludzi, a wśród
nich tak wiele młodzieży rozmodlonej, rozśpiewanej, radosnej. A my, wdzięczni Matce Bożej Pasierbieckiej za czas
przeżyty u Jej stóp, za łaski, którymi zostaliśmy obdarzeni
przez Jej wstawiennictwo, za dar kapłana, który z tamtej
ziemi pochodzi, wracaliśmy do Rzeszowa zmęczeni, ale
szczęśliwi.
Matko Najświętsza! Do zobaczenia za rok!
A może wcześniej…
„Byśmy tam wciąż dążyli i nigdy nie zbłądzili,
Maryjo, Maryjo, o Maryjo świeć!”
Weronika Malec
Stacja VII Drogi Krzyżowej w Pasierbcu autorstwa prof. Wincentego Kućmy. Krzyż pomaga nieść Chrystusowi ks. Franciszek Blachnicki
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 17
KALASANCJUSZ
Szczery uśmiech może wynagrodzić każdy wysiłek. Przekonaliśmy się o tym 23 sierpnia br., kiedy w odpowiedzi na
zaproszenie pani Joanny Drozdowskiej zaprezentowaliśmy
nasz sztandarowy spektakl „Którędy do Nieba?” podopiecznym Domu Pomocy Społecznej w Rzeszowie – Słocinie.
Na odwiedzinach w DPSie zależało nam od bardzo
dawna, dlatego jechaliśmy tam z podwójną radością. Docenieni zostaliśmy już na wstępie. Nikt z nas nie musiał
martwić się o transport. Dzięki życzliwości pracowników,
tak rekwizyty, stroje, jak i my sami, przed godziną 10.00
umieszczeni zostaliśmy w małym busiku. Do Słociny od
Pijarów jest wprawdzie niedaleko, można powiedzieć −
„rzut beretem”, ale była to jednak wystarczająco długa trasa,
żeby pojawiły się pierwsze nerwy. Nie wiedzieliśmy, czego
spodziewać się po publiczności.Tu kolejne zaskoczenie –
obawy były bezpodstawne. Przestępując próg Domu,
usłyszeliśmy gromkie brawa i spontaniczne okrzyki. To reakcje jego mieszkańców, którzy swoje miejsca na widowni –
w jadalni dostosowanej do potrzeb naszego spektaklu – zajęli już o godzinie 8.00! Czekali na nas całe dwie godziny, jak
gdybyśmy nie byli amatorami z parafialnej trupy „Atmosfera”, a śmietanką Teatru Narodowego. Było to oczywiście
bardzo miłe i mobilizujące, ale nakładało też na nas pewnego rodzaju obowiązek. Obowiązek dobrego występu.
Na przebranie się zostało nam zaledwie kilka minut. Co
prawda Sławomir Mrożek pisał – „ilość i pośpiech nie są
przyjaciółmi artysty”, ale w naszym przypadku było wręcz
odwrotnie. Pośpiech podniósł poziom adrenaliny, a to
z kolei przełożyło się na pracę sceniczną. O samej fabule
spektaklu pisać nie będę. Graliśmy go już kilkukrotnie,
między innymi na Przeglądzie Teatrów Pijarskich w Łowiczu, ale przede wszystkim w naszym kościele, dlatego wielu
osobom jest on po prostu znany. Wspomnieć chciałbym natomiast o zachowaniu podopiecznych Domu Pomocy
w trakcie występu. A był to odbiór niebywale szczery. Każdy
RZESZOWSKI
17
kolejny aktor z naszej grupy, pojawiając się na scenie, był
oklaskiwany, a z coraz to dalszych rzędów słychać było
głośne wyrazy podziwu. Nowością, a nauką zarazem, był
dla nas dialog, w jaki wchodziła z nami publiczność. Osobiście nie zapomnę momentu, gdy mozolnie próbując „zaśpiewać” tylko jeden wers pieśni „Kiedy ranne wstają
zorze”, w jednej chwili zostałem wsparty przez wszystkich
zebranych, którzy nie gorzej niż Chór Aleksandrowa „pociągnęli” dwie zwrotki. Spektakl zakończyli Marta Kalandyk
i Miłosz Rumak, wykonując utwór grupy TGD „Wiara czyni
cuda”.
Po spektaklu gratulacjom nie było końca. Ale i na tym
się nie skończyło. Otrzymaliśmy ręcznie wykonane anioły,
zaproszenie na słodki poczęstunek i wspólną kawę z paniami pracującymi w ośrodku. W trakcie spotkania
złożyliśmy pamiątkowy wpis w kronice, skorzystaliśmy
z możliwości zobaczenie „Sali Doświadczania Świata”, która
stanowi istotny element rehabilitacji osób mieszkających
w Domu Pomocy. Na odchodnym zadeklarowaliśmy, że
na pewno wrócimy z nowym przedstawieniem, bo tam
gdzie człowiek się dobrze czuje, tam chce wracać.
Tych, którzy czekają na nowe wydarzenia sceniczne
w naszej parafii, chciałbym uspokoić. Trwają zaawansowane przygotowania do
kolejnego spektaklu. Tytułu zdradzić nie mogę,
ale jedno jest pewne:
będą efekty specjalne,
kilka nowych twarzy i znakomita zabawa. Premiera
– najprawdopodobniej na
początku listopada, bo
dwa tygodnie później
znów jedziemy do Łowicza na Przegląd Teatrów
Pijarskich.
Jakub Jamrozek
Zapraszamy na nasz
fanpage na facebooku:
ww.facebook.com/
Teatr-Atmosfera
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
18
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 18
RZESZOWSKI
Jak Bieszczady ujrzeliśmy, a Połonina
Wetlińska nas nie zmoczyła (co nie znaczy,
że przeszliśmy góry suchą stopą)
Sobota, godzina 5.50. Zbyt rano, wilgotno, ponuro i nikogo
z plecakiem przed „Delikatesami”. Czyżbym źle usłyszał od
o. Janusza nazwę miejsca zbiórki przed wyjazdem w Bieszczady? Wyciągam telefon i wyszukuję numer Ojca, ale widzę
kogoś z plecakiem: „Tak, to chyba stąd odjeżdżamy!” Ulga,
bo za minutę przychodzi jeszcze ktoś i sam „sprawca” naszego wczesnego przebudzenia, o. Janusz. Grupa rośnie
w oczach, podjeżdża autobus, wsiadamy. Jest nas „oczko”,
21 uczestników, od gimnazjalistów do emerytów, z przewagą kobiet, ale i z silną grupą nowicjuszy rozpoczynających formację w Rzeszowie.
W autobusie modlitwa, na zewnątrz pada albo mży, ale
ciągle ponuro. O. Janusz próbuje deszcz odstraszyć i szczerze mu pomagamy: „Nie lej, deszczu, nie lej, bo cie tu nie
trzeba!” W Sanoku, gdzie wsiada przewodnik, mokro. Postanawiamy wejść na Smerek od Kalnicy, czerwonym szlakiem, bo od razu dojdziemy pod krzyż. Przewodnik chce
nam pokazać coś wyjątkowego i jedziemy do Górzanki,
wcześniej wstępując po klucz do proboszcza. Oczywiście
pada, ale jesteśmy sami w pięknej, drewnianej cerkwi pw.
św. Paraskewii ufundowanej w 1835 r. przez Feliksa Giebułtowskiego, teraz funkcjonującej jako kościół. Urządzenie cerkwi było nietypowe: postaci ikonostasu były
rzeźbione, czyli „rzucały cień” i komisja od biskupa unickiego w 1907 r. nakazała zmianę na obrazy malowane,
a właściwie pisane, bo ikony się „pisze” według ustalonych
zasad i wzorów, a nie maluje. Nakaz to nakaz, ale żadna
część, która do cerkwi weszła z cerkwi wyjść nie może, dlatego rzeźbiony ikonostas złożono na strychu. Konserwatorzy znaleźli po wielu latach rzeźbione elementy ikonostasu,
odnowili i ustawili w kościele. Chwała proboszczowi i konserwatorom, że część ikonostasu na bocznej ścianie ustawili, a część pod łukiem tęczowym umieścili. I powstał
obiekt o przeszłości tych ziem mówiący w sposób niepowtarzalny, jedyny taki w Bieszczadach. I dlatego na nasze
wyjście z kościoła-cerkwi unickiej niecierpliwie czekało
chyba pięć grup autokarowych!
Zaczęliśmy zmierzać do Kalnicy, gdy zza zakrętu zobaczyliśmy w rowie podwozie samochodu i kilku mężczyzn
biegnących do wraku. Widzieliśmy, że komuś trzeba pomóc. Autobus zatrzymał się, przewodnik upewnił się, czy
wezwano pomoc, i pobiegliśmy, by wyciągnąć ofiary. Ofiara
była jedna, kobieta, która szybko butelkę schowała do torebki i wtedy pozwoliła siebie z wraku wyciągnąć i zanieść
do autobusu. Ustawiłem trójkąt ostrzegawczy na zakręcie,
bo nas, ratowników z Bożej łaski, kilka samochodów omal
nie potrąciło. Po dwudziestu kilku minutach przyjechał ambulans, usztywnił szyję ofiary i zabrał do szpitala, po kolejnym kwadransie przyjechała straż pożarna i to w dwa wozy
(konkurencyjne, bo pomoc na drodze przynosi dochód).
Uznaliśmy, że samarytański czyn spełniliśmy, a do połonin
jeszcze trzeba dojechać.
Wyszliśmy na trasę o 11.10, późno, ale… bez deszczu.
Po kwadransie nad nami unosiła się mgła (para), bo dość
szybko podchodziliśmy na Połoninę, pod nogami mlaskało
prawdziwe bieszczadzkie błoto i tylko posiadacze stuptotów byli szczęśliwi – błoto nie chlapało powyżej kolan.
Zaczęło się przejaśniać i wychodząc na połoninę zaczęliśmy
Wspólne zdjęcie na niższym szczycie Smereka
dostrzegać nie tylko Łopiennik i Otryt, ale i Wielką Rawkę
i całe pasmo graniczne!
Krzyż postawiony na niższej kulminacji Smereka upamiętnia śmierć od pioruna młodego człowieka, w czasach,
gdy jako student właśnie wszedłem ze swoją grupą na
Przełęcz Orłowicza. Pomodliliśmy się, obejrzeliśmy panoramę, zrobiliśmy zdjęcia i uciekając przed wiatrem zeszliśmy na przełęcz. Tam podjęliśmy trudną decyzję –
idziemy do Chatki Puchatka przez całą Połoninę Wetlińską
i schodzimy na Przełęcz nad Berehami. Ambitna trasa dla
ambitnej grupy – o ile nie będzie padać i nie ogarnie nas
mgła. Było późno, gdy po minięciu Hnatowego Berda
i Roha, weszliśmy w mgłę przed schroniskiem. Ale mgła
ustąpiła, w schronisku zziębnięci nieco wypiliśmy gorącą
czekoladę i o 17.30 zaczęliśmy schodzenie w dobrych humorach, choć zmęczeni. I dopiero przed pomnikiem Jerzego Harasymowicza, barda Bieszczadów, dopadł nas
deszcz. Dzięki opowieściom przewodnika wszyscy mogli
uzupełnić swą wiedzę o historii tej części Polski, o Unii
i unitach, o kościołach i cerkwiach, o nienawiści wobec Polaków i o wysiedleniu Rusinów, o Fredrze w Bieszczadach,
i o wielu jeszcze osobach i zdarzeniach. A przed rozstaniem
z nami przewodnik szybki test przeprowadził i mapami nagrodził uczestników za poprawne odpowiedzi.
Poznaliśmy siebie, poznaliśmy naszych nowicjuszy.
I Aniołem Pańskim i „Barką” i innymi pieśniami pożegnaliśmy dzień, pożegnaliśmy Bieszczady, by obiecać sobie następne spotkanie z o. Januszem i górami. I z Panem
Bogiem.
Wędrowiec
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 19
KALASANCJUSZ
Kiedy drugiego września br. wyruszałem w pieszą wędrówkę z plecakiem od Lipnicy Murowanej do Pasierbca,
nie wiedziałem, że za kilka dni spotkam w Ośrodku Rekolekcyjnym na Śnieżnicy w Beskidzie Wyspowym ks. Jana
Zająca, który był kolegą bł. Księdza Jerzego w jednostce
wojskowej w Bartoszycach. Wiedziałem o walce z Kościołem przez powoływanie do wojska kleryków, co było
niezgodne z porozumieniem między władzami PRL a Episkopatem Polski. Klerycy po ukończeniu seminarium mieli
być przenoszeni do rezerwy. Ale od 1959 r. kleryków powoływano do wojska, do zwykłych jednostek wojskowych
na dwa lata, każdemu alumnowi przyporządkowany
był „opiekun”, oficer o „materialistycznych poglądach”
będący członkiem partii. System odciągania alumnów od
wstąpienia do stanu duchownego, polegający na rozpraszaniu ich po różnych jednostkach, nie sprawdził się.
W czasie jego pięcioletniego funkcjonowania w najlepszym wypadku tylko około od 7% do 8 % kleryków rezygnowało z powołania. Ogromne koszty kontrolowania
kleryków oraz „negatywny” wpływ, jaki wywoływali
u żołnierzy spowodował, iż zmieniono zasady ich „służby”.
Uskutecznienie metod zniechęcenia kandydatów do
posługi duchownej było głównym celem prac wychowawczych nad nimi. Całą operację przeprowadzał Wojciech Jaruzelski, będący wówczas Szefem Głównego
Zarządu Politycznego WP.
Od 1964 roku tworzono tak zwane kompanie kleryckie
w Gdańsku, Opolu i Szczecinie, które do 1973 roku
pozbawione były struktur diecezjalnych. Wkrótce klerycy
w mundurach z Gdańska zostali przeniesieni do Bartoszyc
(jednostka księdza J. Popiełuszki), „opolanie” trafili do
Brzegu. Najpóźniej powstała jednostka w Szczecinie-Podjuchach została na swoim miejscu. W 1966 roku „kompanie kleryckie” przekształcono w Samodzielne Jednostki
Wojskowe Ratownictwa Terenowego, które zostały pozbawione charakteru bojowego. Jednocześnie podporządkowano je bezpośrednio Głównemu Zarządowi Politycznemu
Wojska Polskiego. Władze Kościelne były zaniepokojone
nową formą służby kleryków, w tej sprawie w MON kierowanym przez M. Spychalskiego, interweniował sam Prymas
Wyszyński.
Władze wojskowe nastawione były na wtłaczanie ideologii, laicko-marksistowską indoktrynację studentów
teologii, w nadziei, że opuszczą oni mury seminaryjne.
W ciągu 20 lat funkcjonowania służby wojskowej dla duchownych, ubrano w kamasze prawie 3000 kleryków seminaryjnych i zakonnych. Dziś stanowią oni około 20%
duchowieństwa, włącznie z biskupami.
I właśnie ks. Jan Zając opowiedział mi o swoim spotkaniu z przyszłym Błogosławionym.
Ten żołnierz, którego wówczas spotkałem, nie był jeszcze księdzem i wcale nie nazywał się Jurek Popiełuszko,
tylko Alek! Imienia Jurek zaczął używać dopiero tuż przed
święceniami kapłańskimi, w 1972 r. Tymczasem była jesień 1966 r., koniec października. Od roku w Bartoszycach funkcjonowała jednostka wojskowa, w której
przebywali klerycy z różnych seminariów w Polsce. Znalazłem się tam i ja, z krakowskiego seminarium. W kilka
dni po przybyciu dostałem gorączki i trafiłem na izbę cho-
RZESZOWSKI
19
Ks. Jerzy Popiełuszko podczas Mszy św. za Ojczyznę
rych. Zastałem tam już kilku żołnierzy, a wśród nich jednego, który od razu zwrócił moją uwagę i wzbudził sympatię. Był średniego wzrostu, o szczupłej twarzy, z której
spoglądały dobrotliwie wesołe oczy. Widząc mnie lekko
zdezorientowanego, uśmiechnął się i przedstawił: „Alek
jestem, z sąsiedniej jednostki”. Na izbie chorych było wiele
okazji do rozmów. Nie mając żadnych zajęć, przebywając
obok siebie łóżko w łóżko, mogliśmy całymi dniami i nocami prowadzić ciekawe rozmowy. A było wtedy o czym
rozprawiać!
Jurek wiedział więcej
Wieczorem Jurek pierwszy zaproponował wspólną modlitwę na różańcu, był to przecież październik. Usiedliśmy
każdy na swoim łóżku, twarzą do siebie, i zaczęliśmy
modlitwę, nie zważając na kilku innych żołnierzy, którzy
siedzieli bądź leżeli na swoich łóżkach i rozmawiali.
Jurek był bardzo rozmowny i dobrze zorientowany
w położeniu, w którym znaleźliśmy się z chwilą przybycia
do tej jednostki: – Tu nie chodzi o żadną służbę wojskową
– mówił – to tylko pretekst i sposób, aby nas odwieść od
naszych planów życiowych. To wiedziałem i ja. Z Krakowa już przede mną niektórzy koledzy zostali wzięci do
wojska. Rok wcześniej również i ja miałem ubrać mundur, nawet bilet już miałem, ale mi go w ostatniej chwili
odebrano. W słowach Jurka wyczuwałem jednak o wiele
szerszą orientację w tych sprawach, co wynikało zapewne
z częstych jego kontaktów z kolegami, którzy byli już
w wojsku. Chyba też przy odejściu otrzymali więcej
dokładniejszych wskazań aniżeli zwyczajne: „Trzymajcie
się!”. Można było mu pozazdrościć wiedzy i zdecydowa-
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
20
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 20
RZESZOWSKI
nia, które tak spontanicznie ujawniał. Nie pamiętam jednak, abym przy tej okazji miał poczucie jakiejś niższości
czy też niezdrowej zazdrości. Może od razu udzieliła mi
się ta atmosfera prawdziwego koleżeństwa, a może
to jakaś automatyczna otwartość i chęć szybkiego przyswojenia sobie tego wszystkiego, co miało być przydatne
tu i teraz – sprawiły, że to spotkanie z Jurkiem było dla
mnie bardzo pouczające. Dodam jeszcze, że był on ode
mnie o ponad dwa lata młodszy, wzięto go do wojska
z II rocznika, a mnie – z IV.
Wypatrywałem Jurka
Po kilku dniach, uznany już za w pełni zdrowego, musiałem to miejsce opuścić i wrócić do swego pododdziału.
Jurek pozostał. Czekało go jeszcze jakieś badanie i leczenie, o ile pamiętam, skarżył się chyba na nerki... Ten nowy
kolega żołnierz pozostał mi głęboko w pamięci. Obiecywaliśmy sobie, że będziemy się widywać i rozmawiać, że
się nieraz odwiedzimy (on był na II kompanii, piętro niżej
od mojej), między nami zawiązała się przecież prawdziwa przyjaźń. I chyba była to moja pierwsza przyjaźń
wojskowa. Nie byliśmy jeszcze wtedy świadomi – mimo
tylu naszych zastrzeżeń i wątpliwości – że w tej jednostce
z zasady praktycznie będzie niemożliwe, aby żołnierze
mogli się swobodnie spotykać poza swoim pododdziałem.
Wypatrywałem więc potem nieraz tak bliskiego mi odtąd
Jurka wśród innych żołnierzy, gdy widziałem, jak jego
kompania ustawia się przed blokiem, czy też gdzieś maszeruje. Owszem, widziałem go parę razy, jak zaliczał kolejne podejścia do oficera dyżurnego, gdy odbywał karę
ZOK-u (zakaz opuszczania koszar). Raz nawet minęliśmy
się przy takim podejściu, bo i ja miałem taką karę.
Nie dało się jednak rozmawiać, tylko wypowiedzieć krótkie pozdrowienie i zachętę: „Nie daj się!”. To już była, niestety, zupełnie inna i „normalna” rzeczywistość naszej
jednostki.
Ksiądz Jan Zając, od piętnastu lat gospodarujący
w byłym ośrodku Sodalicji Mariańskiej Młodzieży Gimnazjalnej, w 2010 r. pojechał do Bartoszyc z ufundowanym
relikwiarzem z cząstką prawej dłoni Ks. Jerzego. W czterdziestą czwartą rocznicę wcielenia do wojska błogosławionego Ks. Jerzego i 250 kleryków odprawiono Mszę
dziękczynną, odbyła się uroczystość otwarcia Izby Pamięci
w koszarach – choć piętro niżej niż w rzeczywistości mieszkał kleryk Alek – poświęcenie obelisku i spotkanie byłych
żołnierzy-kleryków.
Jeśli kto trafi w Beskid Wyspowy, w okolice Śnieżnicy,
niech koniecznie odwiedzi księdza Jana, świadka historii.
Mnie się udało, a ponieważ nie ma przypadków, więc przekazuję wspomnienia z książki wydanej trzy lata temu. Teraz
powstaje nowe, uzupełnione wydanie.
Stanisław Alot
Modlitwa dziękczynna za wstawiennictwem bł. Księdza Jerzego Popiełuszki
Boże, Źródło wszelkiego dobra, dziękuję Ci, że
w swojej miłości obdarzyłeś błogosławionego
ks. Jerzego Popiełuszkę godnością kapłaństwa.
Posłałeś Go, aby gorliwie głosił Twoje słowo, szafował świętymi sakramentami, mężnie działał w Twoje
Imię i zawsze był blisko każdego człowieka wzywając
do przebaczenia, jedności i pokoju. Ty obdarzyłeś
Go łaską męczeństwa, przez co upodobnił się do
Chrystusa na drodze krzyżowej.
Uwielbiamy i dziękujemy Ci, Panie, za ten wielki
dar dla Kościoła, szczególnie za to, że uczyniłeś
Go pośrednikiem w rozdawnictwie łask. W swoim
nieskończonym miłosierdziu racz zaliczyć Go w poczet świętych, a mnie, za jego wstawiennictwem
udziel łaski ......., o którą z ufnością Ciebie proszę.
Przez Chrystusa, Pana naszego.
Amen.
Rodzice ks. Jerzego modlą się przy Jego grobie w 5. rocznicę męczeńskiej śmierci – 19 października 1989 r. Fot. IGOR WITOWICZ
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 21
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
21
29 września br. gościła na kilku Mszach świętych w naszej parafii siostra Bożena Skolmowska, misjonarka ze
Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi. Opowiadała nam o pracy wśród dzieci na Madagaskarze,
śpiewała i tańczyła. Poprosiła też o wsparcie dla misji
i nie rozczarowała się, bo hojność naszych parafian była
naprawdę duża. Kilka dni po niedzielnej Mszy św. nasza
Redakcja otrzymała od Siostry list, który poniżej publikujemy w całości. Drodzy Czytelnicy! Zauważcie, że Siostra pisze o Dzieciach z wielkiej litery, bo po Bogu są dla
Niej najważniejsze…
Pokój i dobro niech gości w Waszym życiu! Pozdrawiam
Was przed powrotem na moją placówkę misyjną na Madagaskarze – w górskim regionie Fianarantsoa. Urlop się kończy, trzeba iść dalej umocnionym i radosnym. Pewne
żartobliwe przysłowie misyjne mówi, że misjonarz ubiera
się i leczy co 4 lata, ale ono odzwierciedla prawdę. Jestem
teraz na urlopie w kraju, ale już za 3 tygodnie wracam z powrotem na moją placówkę misyjną.
Na Madagaskarze żyję od 14 lat
Od prawie roku jestem w regionie Fianarantsoa, gdzie
błogosławiony o. Jan Beyzym, jezuita, założył pierwsze trędownie na obrzeżach tej miejscowości. Jestem odpowie-
Siostra Bożena tańczy i śpiewa na Mszy św. dla dzieci
w naszym kościele
dzialna za Centrum Misyjne dla Dzieci Niepełnosprawnych.
W tej chwili w Centrum mamy już 3 grupy dzieci – po
16. dzieci w grupie. Jednak wiele dzieci z okolicznych wiosek nie jest jeszcze objętych taką pomocą, bo nasze możliwości wciąż jeszcze są ograniczone. Mamy jednak nadzieję,
że Bóg jest z nami i On – jako pierwszy Misjonarz – zatroszczy się powoli o wszystko. Ja każdego dnia odczuwam
Jego pomocną bliskość przez wiarę.
Przy okazji chcę podzielić się z Wami swoim doświadczeniem wiary związanym ze służbą misyjną Dzieciom
oraz Ich rodzinom.
Mówią tam na mnie Masera Boza,
to znaczy Dana od Boga
Dzieci z najmłodszej grupy s. Bożeny: Piona, Francois i Michel
Trzeba nadmienić, ze w kulturze malgaskiej każde imię ma
swoje konkretne znaczenie związane z okolicznościami,
w jakich się narodził. Na przykład Fifaliana – to ta, która
przyniosła radość swoim narodzeniem. Chłopiec może nazywać się np. Hery, czyli ten, który przynosi, okazuje siłę.
Bardzo często doświadczam tam umocnienia właśnie
wtedy, gdy dzielę się z Nimi wiarą w sposób bardzo prosty
i autentyczny, stając wśród Nich jak jedna ze szczepu,
z danej etni. Mam radość z pracy i życia wśród Dzieci, którym najwięcej mówi o Panu Bogu gest przyjęcia i poczucie
kochania. Właśnie tak wyobrażam sobie Boga, który jest
prosty, ubogi (niewiele ma, nie piszą o Nim pierwsze strony
gazet, nigdy nie zrobił kariery zawodowej ani politycznej),
a był i jest w stanie w sposób tajemniczy i ,,niemodny,” oddawać Życie za drugiego.
Gdy pracowałam w buszu wśród ludzi ze szczepu Sakalava, często stawałam w pozycji człowieka ubogiego, który
zewnętrznie nie ma prawie nic do dania i zaczynałam od
uśmiechu. To taki wiarygodny most, który pomaga spotkać
się na prawdziwej płaszczyźnie. Byłam tam odpowiedzialna
za placówkę misyjną Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi, gdzie edukowałyśmy i wychowywałyśmy
dzieci w przedszkolu i szkole oraz przyjmowałyśmy cho-
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
22
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 22
RZESZOWSKI
rych przynoszonych często w krytycznych stanach, ze wzrokiem pełnym ludzkiej bezradności. Byłam świadkiem wielu
sytuacji, gdzie tubylcy aż krzyczeli z bezradności:
,,Pomóżcie nam, jeśli rzeczywiście nas kochacie…”.
Trudno było dzielić się wiarą z ludźmi, którzy tracili nadzieję i – być może - nigdy nie czuli się kochani. Niemniej
wiara jest łaską, a więc Bóg stwarzał nam takie sytuacje,
w których nie słowem lecz czynem mogłyśmy świadczyć,
że On rzeczywiście istnieje w nas dla Nich. Przyjmowałyśmy
Ich, słuchałyśmy godzinami bez pośpiechu, opatrywałyśmy
rany, czasem wspomagałyśmy materialnie najuboższych
oraz pomagałyśmy w przygotowaniu do przyjęcia niezbędnych sakramentów tych, którzy o to prosili. Zajmowałyśmy
się Dziećmi na sposób opiekuńczy i wychowawczy. Jednym
słowem: rozbudzałyśmy i rozbudzamy w Nich Nadzieję,
a ta ,,trzyma za rękę małą wiarę i prowadzi do miłości”.
W Fianarantsoa pracuję z Dziećmi ze szczepu Betsileo.
To szczep różniący się znacznie swoimi zwyczajami od ludzi
Sakalava z poprzedniej placówki. Tutaj założyłyśmy Centrum w służbie Dzieciom niepełnosprawnym, które nie
mogą się uczyć w normalnych szkołach. Moje dzielenie się
wiarą polega tam na prostym stylu życia ubogiego, otwartego na drugiego człowieka. Co dzień mam to wielkie
szczęście być świadkiem tego, jak Jezus umacnia prostą
wiarę tych ludzi ubogich i poranionych przez różne wypadki losowe. Dzieci niepełnosprawne na Madagaskarze to
domniemany obraz klątwy rodziny „zesłany” przez zbuntowanych przodków. Z wiary tradycyjnej wywodzi się to
wierzenie w obecność nieustanną zmarłych przodków. To
wierzenie jak i rozmaite przesądy pchają tych ludzi, by korzystać z tajemniczych mocy czarownika, których tu wielu.
Naszą rolą jest wcielanie ewangelicznego sposobu
przeżywania życia w ich rodzimą kulturę. To wymaga prawdziwej pokory serca i szacunku dla ich własnej kultury. By
ją uszanować, najpierw trzeba usiłować ją bardziej poznać,
gdyż kultura malgaska ma w sobie wiele rytuałów i gestów
na początku bardzo obcych Europejczykowi. Stąd można
powiedzieć, że zarówno dajemy jak i zostajemy ubogacani
tym, co jest pozytywne w ich kulturze.
Pomyślałam sobie: ,,Jaka jest wiara tych prostych analfabetów, którzy nawet sami nie mogą wziąć do ręki Biblii,
ale Biblia już zamieszkała w Nich przez łaskę wiary!”
Dobrze jest móc Wierzyć Jezusowi, uwierzyć Bogu.
Dobrze i szczęśliwie jest móc do Niego należeć i od Niego
wychodzić z klęczek do Ludzi, by moc służyć Mu w ubogich, tych, którzy sami obronić się nie mogą. Wspieramy te
dzieci duchowo i finansowo w adopcji zbiorowej. Do takiej adopcji może się włączyć każdy, kto choć trochę umie
się troszczyć o drugiego człowieka, czuje w sobie ducha
misyjnego. Adopcja na odległość, którą prowadzę, obejmuje modlitwę za to dziecko co jakiś czas, w dowolnej formie. Trzeba też opłacić temu dziecku pobyt w centrum, na
który składa się opieka i wychowanie w naszym centrum
oraz jeden gorący posiłek dziennie w naszej stołówce.
Suma 100 euro wystarcza na to wszystko oraz na zakup
przyborów do pracy manualnej w czasie uczestnictwa w zajęciach.
Wyrażamy naszą wdzięczność każdemu z Waszej parafii,
kto wsparł naszą misję, gdy byłam u Was 29 września br.
Dzięki Waszej modlitwie i pomocy finansowej nasze Dzieci
mogą korzystać z edukacji i opieki w naszym Centrum.
Jezus nas jednoczy w naszych wysiłkach pomocy Dzieciom
z Madagaskaru. Dzięki Wam możemy doświadczać, ze jesteśmy dla Jezusa ważni i przez Niego kochani .
Siostra Bożena Skolmowska FMM (ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi) z Dziećmi z Madagaskaru
P.S. Podaję adres i numer konta, na który można przesyłać
pieniądze w złotówkach na naszą misję i adopcje:
S. Bożena Skolmowska FMM, Madagaskar – adopcje
Fianarantsoa, ul. Racławicka 14, 02-601 Warszawa.
Bank PEKAO SA I Oddział w Warszawie, nr konta:
75 1240 1037 1111 0010 1699 8840. Trzeba zawsze
zaznaczyć, że wpłata jest na cel adopcyjny i dopisać
moje nazwisko.
Nasze dzieciaki z Centrum
mają przedziwną zdolność
dzielenia się wiarą poprzez
gesty, zachowania, słowa
i sposób przyjmowania,
przeżywania cierpienia
Pamiętam małego Toky – to znaczy po malgasku ,,zaufanie”, któremu zmarła starsza siostra
będąca jego jedynym oparciem.
Gdy pewnego dnia trafił do naszego Centrum – mimochodem
zaczął ze mną interesującą rozmowę.
– Masera, Ty jesteś od Jezusa?
– Tak, a kto Ci o tym mówił?
– Moja siostra, gdy umierała, powiedziała dziadkowi; ,,Idź do
Sióstr, one Ci pomogą, One są dla
nas i pochodzą od Jezusa. Ja
muszę teraz do Niego wracać, ale
będą dobre dla Ciebie…”
Siostra Bożena z biednymi malgaskimi półsierotami i ich ojcem
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
2013-10-09
13:48
Strona 23
KALASANCJUSZ
O niezwykłych interwencjach Matki Bożej w dziejach świata
w Kalasancjuszu Rzeszowskim już pisaliśmy, ale może
warto przypomnieć zwycięstwo chrześcijan z muzułmanami w bitwie morskiej pod Lepanto 7 października 1571 r.
Dzień ten Ojciec Święty Pius V ustanowił świętem Matki
Bożej Różańcowej-Zwycięskiej (Obecnie jest Święto Matki
Bożej Różańcowej). Zarządził także, by do Litanii Loretańskiej dodano wezwanie: Maria Auxilium Christianorum
(Maryjo, Wspomożenie chrześcijan – obecnie: Wspomożenie wiernych). Na pamiątkę tego zwycięstwa chrześcijan modlących się i ufających w pomoc Bożą, we
wszystkich kościołach na całym świecie przez cały październik odprawia się nabożeństwa różańcowe.
O niezwykłej pomocy Matki Bożej podczas Bitwy Warszawskiej 14 i 15 sierpnia 1920 r. pisaliśmy obszernie w poprzednim numerze Kalasancjusza Rzeszowskiego. Warto
jeszcze wspomnieć o równie niezwykłej interwencji Matki
Bożej w dziele oswobodzenia Austrii, której znaczna część
znalazła się po II wojnie światowej pod okupacją sowiecką.
Austria została podzielona na cztery strefy okupacyjne
(amerykańską, brytyjską, francuską i sowiecką). Sowieci
w swojej strefie szerzyli strach i terror, rabowali, wywozili
całe zakłady przemysłowe i gdyby nie Krucjata Różańcowa
rozpoczęta w 1947 r. przez o. Petrusa Pavlicka, los Austrii
byłby bardzo trudny… O. Pavlicek podczas modlitwy usłyszał
głos Matki Bożej, która nakazała mu stworzenie Pokutnej
Krucjaty Różańcowej w intencji opuszczenia Austrii przez sowietów. O. Pavlicek pielgrzymował po całej Austrii z figurą
Matki Bożej Fatimskiej, nawoływał do podjęcia pokuty
RZESZOWSKI
23
i modlitwy różańcowej. Coraz więcej Austriaków chwytało
za różaniec, Episkopat Austrii dokonał poświęcenia państwa Niepokalanemu Sercu Maryi. Siedem lat wytrwałej
modlitwy różańcowej co najmniej dziesięciu procent Austriaków spowodowało, że 13 kwietnia 1955 r., w 38. rocznicę objawień fatimskich, Nikita Chruszczow zdecydował
się na wycofanie sowieckich wojsk okupacyjnych z Austrii.
Kiedy Sowieci opuścili Austrię, kanclerz Austrii Juliusz Raab
publicznie ogłosił: „Siła wiary trzymała nas przy życiu. Modlitwa była naszą bronią i mocą. Chcę podziękować przede
wszystkim Bogu! Jesteśmy wolni, dziękujemy Ci, Maryjo”.
W Polsce od kilku lat trwa nieustająca Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, ulicami naszych miast przechodzą ludzie
modlący się w procesjach i marszach różańcowych. 6 października br., w piękną słoneczną niedzielę, ulicami
Rzeszowa od Placu Śreniawitów do Bazyliki OO. Bernardynów przeszło kilkaset osób modlących się i śpiewających
pieśni maryjne. Była to już III Rzeszowska Krucjata Różańcowa, nazwana tak może na wyrost, ale kto wie, może za
kilka lat będzie ta rzeszowska procesja różańcowa bardziej
widoczna i bardziej znana. O to trzeba się modlić!
P.S. Odbiór naszej procesji różańcowej był wśród mieszkańców Rzeszowa bardzo różny. Niektórzy przystawali,
modlili się, włączali się w procesję. Inni przechodzili obojętnie, jeszcze inni głośno rozmawiali nie zważając na
płynące z głośników słowa bł. Jana Pawła II… Ale chyba najbardziej zdziwiły mnie i nieco rozbawiły słowa kobiety,
która widząc ludzi modlących się na różańcach, powtarzała
do siebie: Jezu, to straszne, to straszne…
Igor Witowicz
Uczestnicy III Rzeszowskiej Krucjaty Różańcowej idą wzdłuż ul. Szopena w Rzeszowie. Figurę Matki Bożej Fatimskiej
niosą nasi pijarscy nowicjusze
Kalasancjusz_9,10_2013_kor:Layout 1
24
KALASANCJUSZ
2013-10-09
13:48
Strona 24
RZESZOWSKI
Czuwanie z Ojcem Świętym
Papież Franciszek na zdjęciu Michała Klaga z okładki
miesięcznika “Wiara, Patriotyzm i Sztuka”
13 października br. papież Franciszek poświęci świat Niepokalanemu Sercu Maryi. Z tej okazji w Watykanie przebywać będzie figura Matki Bożej Różańcowej z kaplicy Objawień w sanktuarium
maryjnym w Fatimie.
Okazją jest Dzień Maryjny Roku Wiary, który obchodzony będzie 12 i 13 października. Uroczystość ta rozpocznie się 12 października (w sobotę wieczorem) modlitwą w łączności (przez
telemost) z dziesięcioma wybranymi sanktuariami maryjnymi
świata. Wśród nich będzie Sanktuarium Jasnogórskie. Do czuwania w jedności z Ojcem Świętym zapraszamy do naszego kościoła w sobotę od Mszy św. o godz. 18.00 do Apelu
Jasnogórskiego o godz. 21.00.
W niedzielę 13 października, w 96. rocznicę objawień fatimskich, Ojciec Święty odmówi akt poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi. Prosiła o to w 1917 r. Matka Boża w Fatimie,
a po raz pierwszy dokonał tego papież Pius XII w 1942 r.
Organizatorem Dnia Maryjnego, jednego z wydarzeń obchodów Roku Wiary, jest Papieska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji. Do Watykanu przyjadą członkowie setek ruchów
i organizacji kościelnych, związanych z pobożnością maryjną.
12 października przewidziana jest m.in. pielgrzymka do grobu św.
Piotra w bazylice watykańskiej, zaś nazajutrz Msza św. pod przewodnictwem papieża na placu św. Piotra.
Spotykamy się 18 października 2013 r. o godz. 18.30
18 października 2013 roku rozpocznie się po raz kolejny przy naszej Parafii cykl spotkań biblijnych prowadzonych przez
biblistę i redaktora ŻYWEGO SŁOWA z Krakowa – Michała Wilka. Spotkania będą się odbywać raz w miesiącu – w piątki.
Październikowe spotkanie wyjątkowo będzie o godz. 18.30 – bezpośrednio po Mszy św. i potrwa jedną godzinę, tak, aby
nie było kolizji z Różańcem o godz. 19.30. W następnych miesiącach spotkania będą miały miejsce o godz. 19.30. Tegoroczne spotkania będą dotyczyć dwóch tematów: Maryja w Biblii oraz Eucharystia w Biblii. Wszystkich chętnych zapraszamy do udziału w spotkaniach!
NABOŻEŃSTWA RÓŻAŃCOWE
W PAŹDZIERNIKU
– codziennie o godz. 17.15
– od poniedziałku do piątku również o godz. 19.30
ADORACJA PANA JEZUSA W NAJŚW. SAKRAMENCIE
w czwartą niedzielę każdego miesiąca
– rozpoczęcie Koronką do Miłosierdzia Bożego po Mszy św.
o godz. 15.00
– zakończenie Różańcem przed Mszą św. o godz. 18.00
– w międzyczasie modlitwa w ciszy
Zapraszamy do wspólnej modlitwy!
UROCZYSTOŚĆ CHRYSTUSA KRÓLA
WSZECHŚWIATA
przypada w ostatnią niedzielę roku liturgicznego,
24 listopada br.
Jest to Święto służby liturgicznej,ministrantów,
lektorów, scholi
PATROCINIUM
ŚWIĘTO OPIEKI ŚW. JÓZEFA KALASANCJUSZA
Patrona dzieci, młodzieży, nauczycieli
i wychowawców, założyciela zakonu pijarów
będziemy obchodzić 30 listopada br.
Wydawca: Parafia Rzymskokatolicka pod wezwaniem św. Józefa Kalasancjusza w Rzeszowie,
ul. Lwowska 125, 35–301 Rzeszów, tel. 17 853 62 62, e-mail: [email protected]
Teksty do redakcji można wysyłać na adres: [email protected], www.rzeszow.pijarzy.pl
Skład: Anna Maternia; Druk: EuroPrint Rzeszów, ul. Wspólna 4, tel. 17 860 05 60;
Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.

Podobne dokumenty