ucieczka rotmistrza Pileckiego – Adam Cyra

Transkrypt

ucieczka rotmistrza Pileckiego – Adam Cyra
Adam Cyra
Ucieczka Rotmistrza
Rtm. Witold Pilecki (1901-1948), żołnierz 1920 i 1939 r., dobrowolny więzień KL Auschwitz (nr 4859) i
twórca konspiracji wojskowej w tym obozie, uczestnik Powstania Warszawskiego, więzień obozów
jenieckich w Lamsdorf i Murnau, oficer II Korpusu we Włoszech, rozstrzelany w więzieniu
mokotowskim w Warszawie 25 maja 1948 r.
Siedemdziesiąt lat temu rtm. Witold Pilecki zagrożony dekonspiracją, a także pragnąc jako naoczny
świadek przekazać prawdę o KL Auschwitz, zbiegł z obozu w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Uciekał
wraz z Janem Redzejem (nr 5430) i Edwardem Ciesielskim (nr 12969).
Ucieczka z piekarni na Niwie
Realizacja odważnego przedsięwzięcia była możliwa dzięki pomocy kolegów z organizacji obozowej.
W tym czasie Witold Pilecki pracował w paczkarni obozowej, Edward Ciesielski w szpitalu
więziennym, a Jan Redzej w magazynie żywnościowym przy kuchni obozowej. Wykorzystując swoje
różnorodne kontakty konspiracyjne, Pilecki umożliwił dwom pozostałym śmiałkom dostanie się do
komanda zatrudnionego na nocnej zmianie w piekarni w Oświęcimiu na Niwie, poza terenem KL
Auschwitz. Pierwszy otrzymał w niej pracę Jan Redzej, który wcześniej poinformował Pileckiego
i Ciesielskiego, że więźniowie z tego komanda są zamykani na noc w piekarni wraz z dwoma
nadzorującymi ich esesmanami. On również zauważył, że są tam duże żelazne drzwi, przez które
można wydostać się na wolność. W piekarni pracowało kilku cywilnych piekarzy i kilku więźniów.
Według dalszych informacji Redzeja do odkręcenia nakrętki z metalowego uchwytu, przy pomocy
którego była przymocowana żelazna sztaba uniemożliwiająca otwarcie wspomnianych drzwi
wejściowych do piekarni, konieczne było dorobienie klucza. Odcisk nakrętki sporządził w chlebie Jan
Redzej i przekazał go znajomemu ślusarzowi, który mając jej wzór i rozmiar wykonał wkrótce
potrzebny klucz. Został on ukryty przez Redzeja w magazynie węglowym na terenie piekarni.
W komandzie piekarzy można było pracować tylko za zgodą obozowego gestapo. Taka zgoda była
każdorazowo wymagana w wypadku więźniów pracujących na zewnątrz KL Auschwitz. Odpowiednie
skierowanie podpisał i wydał wówczas zgodę na pracę poza obozem Arbeitsdienstführer Franz
Hössler. Takie skierowania zdobył Marian Toliński (nr 49). Wprawdzie były one wystawione na innych
więźniów i do innych oddziałów pracy, lecz Ciesielski wywabił niepotrzebne dane i sporządził zgodne
z potrzebami adnotacje dla siebie i Pileckiego.
Zamierzano uciekać w ostatniej dekadzie kwietnia 1943 r. Wiadomym było bowiem, że w okresie
przypadających wówczas Świąt Wielkanocnych znaczna część obozowej załogi SS będzie przebywać
na urlopach. Aby nie wzbudzać podejrzeń i zapobiec represjom wobec kolegów, Pilecki nie
zdecydował się na bezpośrednie przeniesienie z paczkarni do piekarni. W związku z tym dr Rudolf
Diem (10022), wtajemniczony przez Mariana Tolińskiego w plan ucieczki, przyjął Pileckiego do bloku
szpitalnego nr 20 z podejrzeniem zachorowania na dur wysypkowy. Rzekomego chorego
umieszczono w izbie, gdzie pielęgniarzem był Janusz Młynarski (nr 355). Równocześnie Ciesielski
poprosił dr. Władysława Fejkla (nr 5647), aby w drugi dzień świąt nowo przybyły był wypisany już ze
szpitala jako zdrowy. Ten początkowo nie zgodził się tłumacząc, że chorych nie wolno zwalniać w
niedziele i święta, ponieważ nie pracuje wtedy Arbeitseinsatz, czyli obozowe biuro przydziału pracy.
Wówczas Ciesielski poprosił o interwencję ppłk. Juliusza Gilewicza (nr 31033), który dopiero namówił
dr. Fejkla, aby odnotował w karcie chorobowej Pileckiego, że jest on zdolny do pracy. Następnie
wykorzystano podrobione skierowania do komanda piekarzy z podpisem Hösslera, który wyjechał w
tym czasie na kilka dni urlopu. W świąteczny poniedziałek, 26 kwietnia, Ciesielski i Pilecki zostali
przeniesieni do bloku nr 15, gdzie mieszkali piekarze. Ostatecznie termin ucieczki ustalono na noc z
26 na 27 kwietnia 1943 r. Więźniowie pracowali w obozowej piekarni na dwie zmiany. Stąd też
należało nie tylko być skierowanym do komanda piekarzy, ale trafić także do grupy zatrudnionej na
nocnej zmianie.
Niespodziewanie wynikła nowa trudność, bowiem kapo piekarni nagle zdecydował, że Pilecki będzie
pracował w nocy, a Ciesielski pójdzie na dzienną zmianę w dniu następnym. Pomogło dopiero
wstawiennictwo Jana Redzeja: „Wreszcie wszyscy byli „zrobieni” mową Redzeja, konfiturami,
cukrem, jabłkami - z paczek ode mnie, no i wiele dopomógł wesoły nastrój drugiego dnia świąt.
Godzina 18:30. Od bramy esesman woła: „Bäckerei...”. (...) Jesteśmy za bramą. Ileż razy ją
przekraczałem myśląc: „Kiedy już nie będę potrzebował do niej powrócić”. Dziś wychodzę z myślą, że
powrócić w żadnym wypadku nie mogę”.
Pilecki i Ciesielski byli ubrani w cywilną odzież, na którą nałożyli obozowe pasiaki, natomiast Redzej
tylko w cywilne ubranie z wymalowanymi czerwonymi pasami na marynarce i spodniach. Dwóch
więźniów i dwóch esesmanów poszło do małej piekarni, w której wypiekano chleb dla załogi SS,
natomiast sześciu więźniów, w tym Pilecki z kolegami, udało się pod strażą dwóch esesmanów do
dużej piekarni. Była ona położona około dwa kilometry od obozu i z kolei wypiekała chleb dla
więźniów KL Auschwitz. Wkrótce miał się rozpocząć najbardziej dramatyczny moment związany z
bezpośrednią realizacją tak drobiazgowo zaplanowanej i przygotowanej ucieczki.
Z piekarni wyprowadzono ranną zmianę, a nowej kazano wejść do środka. Następnie zatrzaśnięto
ciężkie drzwi i z zewnątrz dał się słyszeć jeszcze zgrzyt zakładanej na drzwi sztaby oraz szczęk klucza w
kłódce. W budynku piekarni więźniowie zostali zamknięci z dwoma pilnującymi ich esesmanami.
Bezzwłocznie musieli przystąpić do pracy, wyznaczonej im przez zatrudnionych w piekarni cywilnych
robotników. Byli to mieszkańcy Oświęcimia: Józef Ryszko, Józef Barczak i Michał Jarecki. Już po paru
minutach Ciesielski i Pilecki mieli możliwość przekonać się, jak ciężka i mordercza jest to praca. W
ciągu kilku mijających szybko godzin nocnych przeżyli wiele emocji. Dopiero kiedy nastąpiło kolejne
rozpalenie pieców i krótka chwila przerwy w pracy, przystąpili do realizacji planu ucieczki. Przebywali
wówczas w drewutni pod pozorem przygotowania opału. Ciesielski i Pilecki byli zajęci pracą, a Redzej
wyciągnął schowany tam uprzednio dorobiony klucz i przystąpił do otwierania drzwi. Następne
ogniwo planu - przecięcie dzwonka alarmowego - także pomyślnie zostało zrealizowane. Teraz liczyły
się już sekundy. Dzięki sprzyjającym okolicznościom - jeden z nadzorujących esesmanów zajęty był
pisaniem listu, a drugi jedzeniem - wszyscy trzej podeszli do żelaznych drzwi, napierając na nie z
całych sił. Przy kolejnym naciśnięciu wreszcie ustąpiły. Byli wolni. Błyskawicznie zrealizowali ostatni
szczegół planu, czyli zamknięcie drzwi i zabarykadowanie ich od zewnątrz.
Pierwsze dni na wolności
Te pierwsze chwile wolności - kontynuując ucieczkę na wschód poprzez Sołę, a potem Wisłę - tak
zapamiętał Ciesielski: „Zapadliśmy w czerń nocy. Padał deszcz. (...) Przez pewien czas szliśmy
brzegiem Wisły, który prowadził nas w kierunku wschodnim. Trwało to około godziny. (...) Szliśmy
dalej już po to, aby znaleźć jakąś łódź. Rzeczywiście po kilkudziesięciu minutach marszu ujrzeliśmy ją.
Kołysała się na wodzie”.
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności przeprawili się szybko na drugi brzeg Wisły. Było już
zupełnie jasno, kiedy znaleźli się po drugiej stronie tej rzeki. W pobliżu był las, w którym ukryci
spędzili cały dzień. Wieczorem podjęli dalszą wędrówkę na wschód. Szczęśliwie przekroczyli granicę
Rzeszy i przeszli na teren Generalnego Gubernatorstwa, w czym bardzo im pomógł ksiądz proboszcz z
Alwerni.
Uciekinierzy po drodze spotkali wielu życzliwych ludzi, ale też czyhały na nich liczne
niebezpieczeństwa. Najgroźniejsze zdarzenie zbiegowie przeżyli w Puszczy Niepołomickiej, gdzie
niespodziewanie natknęli się na uzbrojonych Niemców. Było to 1 maja 1943 r. Pilecki został wówczas
postrzelony w ramię, lecz podobnie jak i dwaj pozostali uciekinierzy zdołał szczęśliwie ujść pogoni.
Pobyt w Bochni
Zbiegowie zmierzali do Bochni, a obranie tego kierunku ucieczki wiązało się z wcześniejszymi do niej
przygotowaniami. Otóż pierwotnie Pilecki planował ucieczkę wraz z Edmundem Zabawskim (nr
19574) i Redzejem. W związku z powyższym Zabawski wysłał z obozu list do żony i swojej rodziny w
Bochni, w którym napisał: „Cieszę się, że w niedługim czasie przyjdzie do was Elżunia z dwoma
koleżankami, będzie wam wesoło”. Imię Elżunia oznaczało Zabawskiego, a koleżanki - to Pilecki i
Redzej. Po kilkunastu dniach Zabawski otrzymał odpowiedź, że nie może uciekać, ponieważ na całą
rodzinę mogą spaść represje, natomiast dwaj uciekinierzy będą mile widziani oraz znajdą pomoc i
opiekę w Bochni. Odpowiedź ta spowodowała, że Zabawski zrezygnował z zamiaru ucieczki, a Pilecki
na jego miejsce namówił do udziału w niej Ciesielskiego.
Wkrótce trzej uciekinierzy dotarli do Bochni, gdzie spotkali się z gościnnym przyjęciem w domu
Oborów, bowiem u żony Zabawskiego i jej rodziców wyznaczyli sobie już uprzednio miejsce
spotkania. Zabawski był zięciem Oborów. Pierwszy przybył Redzej, a w dniu następnym, 2 maja 1943
r., pozostali dwaj uciekinierzy, którzy po wspomnianym zdarzeniu w Puszczy Niepołomickiej chwilowo
utracili z nim kontakt.
Za ich ucieczkę władze obozowe nie zastosowały odwetu na więźniach. Jedynie przez Rapportführera
został spoliczkowany kryminalista niemiecki, który był blokowym w bloku nr 15, gdzie mieszkało
komando piekarzy. Ponadto w areszcie osadzono dwóch esesmanów, którzy nadzorowali więźniów
podczas pracy w piekarni, kiedy nastąpiła ucieczka.
O jej szczęśliwym zakończeniu Pilecki wkrótce poinformował Zabawskiego, pisząc list z Bochni,
którego nadawcą rzekomo miała być Helena Zabawska, żona adresata. W jego zakończeniu napisał:
„Hela się bardzo ucieszyła trzema koleżankami, które przyjechały ją odwiedzić. Są zdrowe i
zadowolone. Podróż miały dobrą. Dużo powiedziały nam o Elżuni”.
Ten list był kilkakrotnie czytany przez obozowych konspiratorów: ppłk. Juliusza Gilewicza, ppłk.
Teofila Dziamę (nr 13578), mjr. Bończę-Bohdanowskiego i kpt. Stanisława Kazubę, którzy mieli
nadzieję, że uciekinierzy sprowadzą zbrojną pomoc z zewnątrz i nastąpi rozbicie obozowej załogi SS.
Pilecki natychmiast po przybyciu do Bochni poprosił o kontakt z dowództwem miejscowej placówki
AK . W dniu 3 maja 1943 r. znajomy Oborów, Leon Wandasiewicz, zaprowadził go do Nowego
Wiśnicza i umożliwił mu spotkanie z zastępcą dowódcy tej placówki. W czasie drogi Pilecki
niespodziewanie dowiedział się od niego, że zastępcą tym jest Tomasz Serafiński i wówczas
uzmysłowił sobie, że jest to człowiek, pod którego nazwiskiem przebywał w Oświęcimiu (Pilecki był
zarejestrowany w KL Auschwitz pod nazwiskiem Tomasz Serafiński).
Spotkanie i pobyt w „Koryznówce”
Spotkanie z prawdziwym Tomaszem Serafińskim, który posługiwał się pseudonimem „Lisola”,
stanowiło dla Pileckiego wielkie przeżycie. Serafińscy mieszkali w tzw. „Koryznówce”, będącej kiedyś
letnią posiadłością Leonarda Serafińskiego, szwagra znanego malarza Jana Matejki. W domu tym
Pilecki znalazł bezpieczne schronienie, ukrywając się przez ponad trzy i pół miesiąca. Z kwaterą dla
pozostałych dwóch uciekinierów były kłopoty. W rezultacie Redzej zamieszkał u kolegi szkolnego
Serafińskiego w pobliskiej miejscowości, później przez kilka dni przebywał również w „Koryznówce”.
Ciesielski z kolei dłuższy czas ukrywał się u Oborów, lecz potem przeniósł się także do Wiśnicza.
Dowódca placówki AK w Wiśniczu Zygmunt Szydek ps. „Wiatr”, kiedy Serafiński - „Lisola” zameldował
mu o pobycie trzech zbiegów z KL Auschwitz, nie uwierzył w wiarygodność tej niezwykłej ucieczki,
posądzając jej uczestników o współpracę z gestapo. Podobnie zachował się jego zwierzchnik z
Obwodu AK , używający pseudonimu „Topola” i Komenda Okręgu AK w Krakowie.
Planowanie zbrojnej akcji na Oświęcim
Nie pomogły wyjaśnienia, że uciekinierzy proszą o pomoc, planując akcję zbrojną w celu uwolnienia
więźniów KL Auschwitz, a także opracowali szczegółowe raporty o zbrodniach popełnionych w tym
obozie. Na rozkaz dowódcy Okręgu AK w Krakowie polecono „Lisoli” zerwać wszelkie kontakty
konspiracyjne ze zbiegami, a ich samych skierować do Rady Głównej Opiekuńczej lub Polskiego
Czerwonego Krzyża.
Pilecki przebywając w Nowym Wiśniczu skontaktował się z Komendą Główną AK w Warszawie, która
oddelegowała do tej miejscowości swojego wysłannika. Był nim uciekinier z KL Auschwitz, Stefan
Bielecki (nr 12692), znany już wcześniej Pileckiemu z pobytu w obozie oświęcimskim. Przywiózł on z
Warszawy w dniu 1 czerwca 1943 r. podrobione dokumenty i pieniądze. Namawiał Witolda
Pileckiego, aby udał się wraz z nim do Warszawy. Ten jednak odmówił, planując na tym terenie
zorganizowanie akcji mającej na celu uwolnienie więźniów KL Auschwitz.
Pilecki zwrócił się do szefa dywersji i uzbrojenia Obwodu AK w Bochni, Andrzeja Możdżenia ps.
„Sybirak”, aby na miejscu utworzyć ochotniczy oddział, który podjąłby się niezwykle ryzykownej
próby uderzenia na obozową załogę SS i uwolnił więźniów Oświęcimia. Wobec negatywnego
stanowiska w tej sprawie Komendy Okręgu AK w Krakowie propozycja ta jako mało realna nie została
zaakceptowana.
Andrzej Możdżeń po wojnie oświadczył: „W lipcu 1943 r. w domu Tomasza Serafińskiego w Nowym
Wiśniczu miałem rozmowę bez świadków z „Witoldem” zbiegłym z Oświęcimia. Wymieniony
„Witold” zwrócił się do mnie z pytaniem, czy może liczyć na pomoc w formie zorganizowania
ochotniczego oddziału w sile stu pięćdziesięciu ludzi, celem podjęcia akcji odbicia więźniów
Oświęcimia. Oddział ten miał być uzupełnieniem akcji zorganizowanej przez niego na terenie
Kielecczyzny. Przyrzekłem wówczas przygotować taki od-dział i opracowałem plan marszu do
Oświęcimia. (...) Późną jesienią 1943 r. zostałem powiadomiony, że plan nie dojdzie do skutku”.
O tych zamierzeniach Pilecki zbyt optymistycznie powiadomił kolegów z konspiracji obozowej,
ukrywając w paczce, którą Helena Zabawska wysłała z Bochni dla swego męża w obozie, pisemną
informację: „Możemy przyjechać trzema samochodami i rozbić obóz - dajcie znać”.
Po otrzymaniu tej wiadomości wtajemniczeni więźniowie spotkali się z mjr. Bończą-Bohdanowskim
(nr 30959), podejmując decyzję, aby takiej akcji nie rozpoczynać. Nie było bowiem możliwości, nawet
gdyby obóz opanowano, ukrycia kilkudziesięciu tysięcy więźniów i zapewnienia im bezpieczeństwa.
Zabawski został zobowiązany do wysłania Pileckiemu na adres swojej żony odpowiedzi odmownej.
Jeden list pisany po polsku wysłał potajemnie dzięki Kazimierzowi Nadybałowi (nr 20024), który miał
kontakty z pewnym maszynistą kolejowym. Ponadto Zabawski napisał oficjalny list do domu,
w którym informował, żeby „koleżanki Elżuni nigdzie samochodami nie jeździły i zostały do pracy w
domu”. Z Bochni nadeszła odpowiedź, ukryta przez Helenę Zabawską tym razem w małej paczuszce,
że zapowiedziana akcja na razie nie nastąpi, a uciekinierzy wyjeżdżają do Warszawy.
Warto zaznaczyć, że Pilecki i dwaj jego koledzy brali aktywny udział w pracy konspiracyjnej oraz
akcjach dywersyjnych podejmowanych przez placówkę AK w Nowym Wiśniczu, o czym tak napisał
Ciesielski: „Zorganizowaliśmy akcję sabotażową na mleczarnie w Rzezawie i Królówce, następnie
akcję na magazyn z bronią. (...) Mimo tych zajęć, wynikających ze służby w miejscowej organizacji AK,
cała nasza trójka pilnie pracowała nad szczegółowymi raportami o obozie oświęcimskim. Raporty te
zostały przesłane do Warszawy. Tu przetłumaczono je na język: niemiecki, angielski i francuski. Miały
być potem przekazane za granicę, aby powiadomić i zaalarmować opinię publiczną świata o
zbrodniach hitlerowskich dokonywanych w Oświęcimiu”.
Wyjazd do Warszawy
Negatywny stosunek Komendy Okręgowej AK w Krakowie do działań mających na celu
zorganizowanie oddziału, który uderzyłby na załogę SS w KL Auschwitz i przyniósł wolność więźniom
spowodował, że Pilecki, który wówczas posługiwał się pseudonimem „Romek”, zdecydował się na
wyjazd do Warszawy. Do okupowanej stolicy dotarł 23 sierpnia 1943 r.
W Nowym Wiśniczu pozostawił raport, który napisał na temat konspiracji wojskowej w KL Auschwitz
zaraz po ucieczce z tego obozu, w czerwcu 1943 r. Raport ten został ukryty w ziemi i odkopano go
dopiero po wojnie. Ponadto z okresu pobytu Pileckiego w Nowym Wiśniczu zachował się jego olejny
portret, namalowany przez miejscowego malarza Jana Stasiniewicza. Pilecki obdarzony uzdolnieniami
artystycznymi wykonał w tym czasie także rysunek węglem kościoła w Starym Wiśniczu i kolorowymi
kredkami rysunek ułana na koniu. W domu Serafińskich na „Koryznówce” pozostała po nim również
zapalniczka, którą jako jedyną pamiątkę zabrał ze sobą, uciekając z obozu oświęcimskiego.
Adam Cyra
Oświęcim, dnia 31 stycznia 2013 r.

Podobne dokumenty