Charlie: jak uniknąć wielkiej konfuzji uczuć Kilka miesięcy temu

Transkrypt

Charlie: jak uniknąć wielkiej konfuzji uczuć Kilka miesięcy temu
Charlie: jak uniknąć wielkiej konfuzji uczuć
Kilka miesięcy temu francuski karykaturzysta Cabu odwiedził położoną pod Paryżem
miejscowość La Garenne-Colombes, której jestem merem. Zaprezentował kolekcję
oryginalnych rysunków na temat jazzu i zadedykował książkę temu samemu tematowi.
Błyskotliwy, przewrotny i życzliwy. Nie zawiódł swojej publiczności. Czas spędzony w
towarzystwie ludzi myślących, nawet (a zwłaszcza?), gdy ich poglądy polityczne są inne niż
nasze własne, zawsze zalicza się do udanych.
Kilka tygodni temu dwóch napastników zabiło go z zimną krwią. W ciągu trzech dni ofiarą
tych samych ludzi padło aż 17 osób. Kilka dni później, w demonstracji przemaszerowały
miliony Francuzów, a towarzyszyli im licznie przybyli przedstawiciele zaprzyjaźnionych
państw.
Patrząc z pewnej perspektywy czasu, jakie lekcje można wyciągnąć z tej wielkiej tragedii?
Po pierwsze, terroryści byli Francuzami. Urodzili się i dorastali w naszym kraju. Chodzili do
takiej samej szkoły, jak wszyscy moi rodacy, wpajano im te same wartości, których Francja
uczy wszystkie swoje dzieci. Niewątpliwie uczyli się Marsylianki, poznali postacie luminarzy
Oświecenia, uczyli się o prawach człowieka. Krótko mówiąc, oddani swej misji nauczyciele
starali się wychować ich na dobrych obywateli. A jednak zamachów dokonano w imię
nienawiści do Francji. Wydarzenia te są więc przede wszystkim klęską naszego systemu
integracji.
Po drugie, manifestacje, do których doszło praktycznie wszędzie, odbywały się pod
wpływem chwilowych emocji. Co teraz? Trudność polega na tym, że uczestnikami kierowały
bardzo różne uczucia, czasem wręcz wzajemnie się wykluczające, co widać chociażby z
różnorodności haseł i sloganów. Ale uczucia te były też czasem mieszane. I tak na przykład
pewna młoda kobieta wymachiwała plakatem: „nie dla islamofobii”. Tak jakby przyczyną
śmierci owych 17 osób była islamofobia… Rozterki duchowe, które widać zresztą już w
samym tytule demonstracji: „Marsz republikański”. Nazwa, której zaletą jest to, że nikomu
nie przeszkadzała. Niech mi jednak będzie wolno zauważyć, że Wielka Brytania i Hiszpania,
a więc kraje, które nie są republikami, również padły
ofiarą tego samego terroryzmu… Czyż bowiem bardziej niż Republika Francuska celem
ataków nie był świat zachodni wraz z jego sposobem życia i myślenia? Zamachy te powinny
być okazją, aby jasno nazwać zagrożenia, nawet jeśli takie postępowanie jest mniej
wygodne w sensie poprawności politycznej. W całej tej sprawie chodzi bowiem o naszą
cywilizację.
Po trzecie, przez długi czas próbowano bagatelizować zjawisko radykalnego islamu i
związane z nim zagrożenia. Najpierw mowa była o „szaleńcach Boga”, przy czym
szaleństwo pozwalało uniknąć konfrontacji z prawdziwymi problemami. Następnie
próbowano bronić tezy o istnieniu „samotnych wilków”. Jednak następujące po sobie
zamachy w Madrycie, Londynie, Tuluzie i w Muzeum Żydowskim w Brukseli, seryjne
egzekucje, Charlie oraz wiele innych wydarzeń, a także metodyczny charakter zamachów,
uzbrojenie oraz przeszkolenie zabójców wykluczają obecnie – nawet w oczach osób, które
bardzo nie chciały tego dostrzec – szaleństwo i izolację jako elementy kwalifikujące owe
czyny. Wojujące skrzydło radykalnego islamu jest faktycznie ruchem zbiorowym,
przynajmniej w tej części, która jest koordynowana. Europa, wbrew sobie, toczy z nim wojnę.
Po czwarte, nie da się już dłużej negować zagrożenia. Tak, radykalny islam występuje w
Europie, nienawidzi świata zachodniego i zabija. 17 ofiar nie zostało zabitych przez jakiś
twór abstrakcyjny. Czy trzeba jeszcze powtarzać to, co jest tak bardzo oczywiste: europejscy
muzułmanie wcale tego nie chcą. Jednak, jeśli zabronimy używania nazwy religii
zawłaszczonej przez terrorystów – aby nie ryzykować mieszania pojęć – i jeśli nieustannie
będziemy wskazywać na groźbę islamofobii, wówczas jednocześnie uniemożliwiamy
europejskim muzułmanom budowanie owego islamu oświeconego, o którym marzyłoby
wielu muzułmańskich intelektualistów (Malek Chebel, Abdul Karim Soroush, Mohamed
Arkoun, Abdennour Bidar…). Religia muzułmańska musi mieć swoich egzegetów. Tak, jak
całkowite dostosowanie się myśli chrześcijańskiej do społeczeństwa obywatelskiego
nastąpiło w momencie, gdy pojawiła się możliwość swobodnego jej komentowania.
Komentarze nie zubożyły jej, wręcz przeciwnie – wzbogaciły ją. Ponieważ ów komentarz, to
znaczy głos rozsądku, jest pokojowym religiom potrzebny. Wydarzenia te powinny stać się
okazją, aby wspomóc narodziny islamu europejskiego, który, tak jak inne religie
dostosowane do współczesnego świata, znajduje swoje miejsce w sferze prywatnej i zrywa z
wszelkimi dopuszczającymi okrucieństwo archaizmami.
Po piąte, w swojej Europie muzułmanie europejscy powinni czuć się swobodnie. Europa ta,
choć historycznie w większości judeochrześcijańska, jest
w gruncie rzeczy uniwersalna. W Europie tej jest miejsce dla wszystkich, którzy wierzą w jej
cywilizację. Przypomnijmy filozofa Renana, dla którego „posiadanie wspólnego, bogatego
dziedzictwa wspomnień” stwarza „pragnienie życia razem, chęć, aby dalej korzystać z
wspólnie otrzymanego dziedzictwa”. Dziedzictwo to, w które każdy może się włączyć, tworzy
naszą cywilizację, jej zwyczaje i tradycje. Europa nie jest „hiszpańską oberżą”, do której
można wnieść swój własny system wartości bez uwzględniania tego, który – złożony i
solidny – dojrzewa w niej od wieków. „Człowiek (Europejczyk) nie jest niewolnikiem ani
swojej rasy, ani swojego języka, ani swojej religii” mówił Renan, a owo „wielkie skupisko
ludzi, zdrowych duchem i gorącego serca, tworzy moralną świadomość zwaną narodem”.
Obecnie ci, którzy negują holokaust oraz odmawiają uznania dziedzictwa Grecji, Rzymu i
chrześcijańskiej Europy, sami wykluczają się z owej moralnej świadomości tworzonej przez
Naród europejski.
Po szóste, Europa wyznaje zasadę równości między mężczyzną a kobietą oraz zasadę
wolnej woli. Pozostawia ludziom swobodę wiary w niebo lub odrzucenia tej wiary, a nawet
możliwość zmiany religii. Nie karze za bluźnierstwo. Religie umieszcza w sferze
prywatności. Głosi wolność sumienia oraz wolność posługiwania się dowcipem i obrazem.
Jest cywilizacją dialogu, którego jednym z etapów jest intelektualna dyskusja. Jest wreszcie
miejscem, w którym obowiązują rozsądek i uprzejmość. Europa nauczyła się interpretować
święte teksty i czerpać z nich jeszcze większą siłę w swoim życiu politycznym,
intelektualnym, a nawet religijnym. Radykalny islam chce owe nagromadzone przez wieki
skarby zmusić do milczenia. Jak? Z bronią w ręku, tak jak w Charlie. Ale zwłaszcza i również
przez wyeliminowanie – poprzez zastraszenie – ducha krytyki.
Przez zakazanie nam jakiejkolwiek formy komentowania islamu. W imię świętej zasady
poszanowania, rozumianej w jedyny słuszny sposób. „Piękne zwycięstwo”: uniemożliwić
Zachodowi myślenie, dowodząc, że już sama jego myśl jest agresją. Osobliwy remake
karykatur Charlie-Hebdo. Z całym zastępem tchórzy, którzy nie chcą podjąć ryzyka
drażnienia szczekającego psa. Historia lubi się powtarzać: w Monachium, demokraci ulegli
krzykom Hitlera, który wygrał w chwili, gdy udało mu się przekonać ich, że to oni są
agresorami. Dziś także wmawia się nam, że jesteśmy agresorami. Dąży się do tego, aby nas
w ten sposób podporządkować.
Nie podporządkujemy się, ponieważ nie jesteśmy agresorami i ponieważ jesteśmy Europą.
Philippe Juvin
Członek Parlamentu Europejskiego (Europejska Partia Ludowa) i rzecznik prasowy
francuskich posłów. Bliski byłemu prezydentowi, Nicolasowi Sarkozy'emu.

Podobne dokumenty