Gen. Cieniuch: Za mało szeregowych

Transkrypt

Gen. Cieniuch: Za mało szeregowych
Gen. Cieniuch: Za mało szeregowych
2010-05-11
- Ocena, że za dwa lata będzie można zacząć wycofywanie się z Afganistanu, moim zdaniem
jest zbyt optymistyczna - mówi nowy szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Cieniuch
Marcin Górka: Szykował się pan do prestiżowego dowództwa NATO w Norfolk, a został
szefem Sztabu Generalnego. Tak pan wolał?
Gen. Mieczysław Cieniuch: Przez 40 lat służby wojskowej i pełniąc 17 różnych stanowisk,
nie miałem wyboru. Podobnie było teraz. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zapytał
mnie tydzień wcześniej, czy jestem gotowy do objęcia funkcji szefa Sztabu Generalnego.
Trzy lata byłem pierwszym zastępcą, a przez jakiś czas także pełniącym obowiązki szefa
Sztabu Generalnego. Od roku jestem radcą szefa MON, więc to nie są dla mnie nowe
obowiązki. Muszę teraz zapoznać się z dokumentami planistycznymi, z planami
operacyjnymi, które ciągle się zmieniają, i odbyć sporo odpraw. Po tygodniu będę gotowy
podejmować pierwsze ważne decyzje.
Zdaniem ekspertów trudno będzie znaleźć teraz polskiego generała do dowództwa w
Norfolk i oddamy to stanowisko Włochom.
- Przygotowywałem się do objęcia stanowiska zastępcy dowódcy Dowództwa Transformacji
NATO. Teraz albo wystawimy swojego generała, albo zrobią to Włosi. Ale to funkcja
rotacyjna, dostaniemy to stanowisko za trzy lata. Decyzję podejmie minister obrony. Jeśli
zdecyduje, że wystawiamy kandydata, trzeba będzie szybko go znaleźć i jeszcze szybciej do
nowych obowiązków go przygotować. To nie jest niemożliwe.
Marszałek Komorowski pełniący obowiązki prezydenta stwierdził, że "będzie chciał
wykorzystać pana zdolności do zrealizowania pogłębionych zmian w systemie
dowódczym w polskiej armii". O co chodzi?
- Wiem, że na ten temat pan marszałek rozmawiał z ministrem Klichem. Mnie zaprosił na
rozmowę w nadchodzącym tygodniu. Myślę, że wtedy zapoznam się z jego sugestiami co do
systemu dowodzenia siłami zbrojnymi.
Może chodzi np. o to, że nasza armia obrosła w stanowiska dowódczo-sztabowe. Na
jednego oficera w polskim wojsku przypada zaledwie 1,45 szeregowego! W stutysięcznej
armii 30 tys. to oficerowie.
- Relacje między liczbą szeregowych a korpusem oficerów i podoficerów nie są zdrowe. Te
proporcje należałoby zmienić. Co prawda liczba szeregowych zawodowych systematycznie
rośnie, ale może zbyt wolno. Jednak nagle, w ciągu np. roku, nie doprowadzimy do
modelowej struktury armii. Nie można zwolnić oficerów ot, tak. To by pociągnęło za sobą
bardzo wysokie koszty odpraw i tylko "naprodukowalibyśmy" emerytów, a gwałtowny wzrost
liczby szeregowych zawodowych odbyłby się kosztem ich jakości.
Myślę, że to kwestia kilku lat.
Zacznie się w tym roku nabór do Narodowych Sił Rezerwy wzorowanych na
amerykańskiej Gwardii Narodowej?
- Od lipca. Do końca roku chcemy przyjąć ok. 10 tys. żołnierzy.
A będą chętni? Rezerwiści myśleli, że dostaną comiesięczną wypłatę, a okazuje się, że
będą tylko pieniądze za dni szkolenia. I trzeba to pogodzić z pracą w cywilu.
- To może oferta nie bardzo atrakcyjna, ale mamy nadzieję, że te 10 tys. osób się zgłosi. Być
może trzeba będzie jednak szukać innych rozwiązań na zachętę, np. większych pieniędzy, ulg
podatkowych.
Jest szansa, że w naszym wojsku będzie więcej tzw. jednostek ekspedycyjnych, żeby ci
sami żołnierze nie wyjeżdżali na misje do Afganistanu raz za razem?
- Trzeba pamiętać o tym, że siły zbrojne konstruuje się na niepogodę, czyli do obrony
własnego terytorium. Zwiększenie ilości jednostek ekspedycyjnych musiałoby się odbyć
kosztem zdolności obrony naszego kraju. Mamy określony limit - 100 tys. żołnierzy służby
czynnej - i określony budżet. Nie sądzę, żebyśmy liczbę jednostek ekspedycyjnych
zwiększali.
Czyli osiągnęliśmy kres zaangażowania w Afganistanie i nie wyślemy tam większej
liczby żołnierzy?
- Nasze zdolności ekspedycyjne to jednorazowo ok. 3-3,5 tys. żołnierzy poza granicami kraju.
Oczywiście rząd może powiedzieć: zwiększamy zaangażowanie w Afganistanie np. do 5 tys.
Tego bardzo oczekują od nas sojusznicy. Trzeba by jednak przemodelować strukturę sił
zbrojnych na bardziej ekspedycyjną. Ale jeśli wydamy na to pieniądze, będzie ich mniej na
modernizację jednostek w kraju. Coś za coś.
Dzisiejsze zaangażowanie w Afganistanie to balans - najlepszy, jaki udało się wypracować.
Uważam, że tę równowagę należy zachować. Ale ostateczne decyzje należą do polityków.
Czy to prawda, że w Afganistanie użyjemy samolotów F-16?
- Teraz tego nie rozpatrujemy. Nasze eskadry F-16 realizują program szkolenia. Dopóki nie
osiągną tzw. zdolności bojowej całością eskadr, nie mogą bezpiecznie działać w Afganistanie.
Kiedy to się stanie, to też nie znaczy, że zostaną tam wysłane, ale będzie możliwość podjęcia
takiej decyzji.
Kiedy wycofamy się z Afganistanu? Politycy deklarowali drugą połowę 2011 r.
- To decyzja polityczna, ona wymusi decyzję militarną. Potem trzeba by zdecydować, czy
wycofują się z Afganistanu równocześnie wszyscy, czy w jakiejś kolejności. Trudno
powiedzieć, kiedy taki proces się zacznie. Ale ocena, że za dwa lata będzie można zacząć
wycofywanie się z Afganistanu, moim zdaniem jest zbyt optymistyczna.
Co z niedoinwestowaną Marynarką Wojenną? Dowódcy alarmują, że okręty powinny
już iść na żyletki, a politycy pytają, po co nam takie drogie wojsko.
- Takiego pytania nie toleruję. Polska z ponad 500-km wybrzeżem nie może funkcjonować
bez Marynarki Wojennej.
To bardzo kosztowny rodzaj sił zbrojnych, gwałtowny postęp jest niemożliwy. Zakup jednego
okrętu podwodnego to prawie jedna trzecia rocznego budżetu MON na modernizację
techniczną całego wojska, więc regres trwa od lat. Ratunkiem mogą być wieloletnie programy
konsekwentnie realizowane. Złym przykładem jest tu budowa korwety Gawron - trwa za
długo i za drogo. Na szczęście na ten i przyszły rok przeznaczono środki, które powinny tę
budowę przyspieszyć. Jeżeli nie będzie dobrych programów, to Marynarka za parę lat nie
będzie mogła realizować swoich zadań.
Ma pan faworytów na nowych dowódców rodzajów sił zbrojnych?
- Tego nie mogę powiedzieć. Jak zapoznam się z kandydaturami, to będę miał jakiś pogląd,
którego nie ujawnię do chwili ogłoszenia nazwisk. Chciałbym mieć jak najszybciej stałych
dowódców, zamiast czasowo pełniących obowiązki, choćby dlatego, że za tego czasowo
pełniącego obowiązki ktoś inny czasowo pełni obowiązki na jego dawnym stanowisku i robi
się taki długi łańcuszek czasowo pełniących obowiązki.
Wydany po katastrofie samolotu CASA rozkaz pana poprzednika, gen. Franciszka
Gągora, zakazywał podróżowania na pokładzie jednego samolotu dowódcy i jego
bezpośredniemu zastępcy. Katastrofa pod Smoleńskiem, gdy zginęli wszyscy dowódcy
rodzajów sił zbrojnych, pokazała, że ten przepis nie wystarcza.
- Wszyscy dowódcy szczebla strategicznego - a takimi są dowódcy rodzajów sił zbrojnych nie powinni podróżować jednym samolotem, śmigłowcem czy jednym pojazdem. Procedury
są ważne i muszą być poprawione, ale jeszcze ważniejsze jest racjonalne myślenie.
Bolesne doświadczenie z tragedii smoleńskiej wskazuje na konieczność uszczegółowienia
proceduralnych zapisów. Pracujemy nad stosownymi regulacjami wojskowymi.
Rozmawiał Marcin Górka

Podobne dokumenty