Maminsynek czy lwie serce?
Transkrypt
Maminsynek czy lwie serce?
Maminsynek czy lwie serce? Niektórzy z nas zachowują zimną krew w kryzysowej sytuacji. A inni uciekają biegiem. Strzelanina, w której o mały włos nie zginęła amerykańska senator pani Gabrielle Giffords, pokazała mechanizmy, które sprawiają, że niektóre osoby reagują lepiej niż inne w sytuacjach ekstremalnych. Kiedy doszło do rzeczonej strzelaniny wymierzonej w Gabrielle Giffords, byliśmy świadkami jak pani Patricia Maisch, 61 lat, wyrwała amunicję z rąk Jared Loughner, podczas gdy próbował on przeładować broń. Ludzie, tacy jak ona, w zupełności zasługują na nasz szacunek i nasz podziw - jest bohaterem. Zachwycając się ich niezwykłymi czynami nie możemy jednakże zapytywać, skąd dokładnie, bierze się ich zimna krew? Czy tej zimnej krwi nabierają wraz z doświadczeniem? Czy zimna krew jest wrodzona, czy też nabyta? Jaki jest najlepszy sposób, aby kontrolować strach i stres? 38 Debatujemy nad tym pytaniem już od czasów Sokratesa, ale psychologia dysponuje jedynie niewielkimi danymi na temat sposobu, w jaki geny i doświadczenie reagują między sobą, aby określić naszą reakcję w sytuacji stresującej. Dzisiaj, mamy o wiele lepsze, bardziej precyzyjne pojęcie na temat pochodzenia flegmatyczności. Okazuje się, że zdolność do zachowania spokoju w napiętej sytuacji ma bardzo silny składnik genetyczny – a jednak, nasz spokój jest głównie wynikiem tego wszystkiego, co robimy, aby go w sobie zbudować przez całe życie. Zacznijmy od strony „natury”. Punkt wyjścia naszej zdolności do nietracenia głowy jest zapisany w naszym DNA: jest to nasza wrodzona predyspozycja do niepokoju. Zawsze wiedzieliśmy, że niepokój jest częściowo dziedziczny – rodzice mogą, na przykład, „zarazić” swoje dziecko przyszłą nerwicą już pierwszego dnia. Ale nikt nie wiedział jak ważne są nasze geny, aż do dnia, kiedy psychiatra Kenneth Kendler nie zajął się tą kwestią. W badaniu z 2001 roku, Kenneth Kendler oraz jego koledzy przebadali 1 echo życia 200 par bliźniąt płci męskiej i przyjżeli się ich indywidualnym fobiom. Ponieważ wszystkie bliźniaki otrzymały takie same wykształcenie, ale jedynie jednojajowe bliźniaki miały takie same DNA, Kendler mógł wyeliminować czynniki środowiskowe i szukać liczby określającej nasze predyspozycje genetyczne do niepokoju. Rezultat? Geny są odpowiedzialne w 30 proc. za nasz strach. Jednak nie jest tak do końca. Przede wszystkim, niepokój wpływa z pewnością na nasze zachowanie w zagrażającej nam sytuacji, ale czucie się niespokojnym niekoniecznie oznacza to przekształcenie się w „panikarza”. Czuć przerażenie i polec w sytuacji stresowej niekoniecznie idą w parze. Pierwszymi, którzy przeprowadzili użyteczne badania nad zimną krwią w okresie kryzysowym, byli badacze-specjaliści od walki, podczas II wojny światowej, którzy mogli dosłownie badać żołnierzy pod ostrzałem. W 1943 r., pewien brytyjski oficer, Lionel Wigram, zauważył, że jego studia nad jednostkami piechoty na froncie włoskim miały pewien regularny styl. Za każdym razem, kiedy sekcja 22 mężczyzn była konfrontowana z nieprzyjacielskim ogniem, notował Wigram, żołnierze reagowali według tych samych proporcji: kilku żołnierzy poddawało się strachowi i próbowało uciekać, kilku innych dawało dowody odwagi, a największa część żołnierzy wpadała w stan oszołomionego otępienia, zupełnie nie wiedząc co robić. Wigram nie był naukowcem, ale jego idea naszych instynktownych reakcji jest zauważalnie prawidłowa. Według badań przeprowadzonych przez psychologa specjalistę przetrwania, Johna Leach, kiedy jakaś grupa osób znajduje się w sytuacji kryzysowej, takiej jak pożar albo katastrofa naturalna, od 10 proc. do 15 proc. spośród nich w sposób nieunikniony będzie miało atak paniki, od 10 proc. do 20 proc. zachowa spokój, a cała reszta zmieni się w owce, zagubione i niepewne. Statystyki te nie są, szczerze mówiąc, satysfakcjonujące dla tych spośród nas, którzy wyobrażają sobie, iż zareagowaliby na jakiś atak serią bohaterskich ciosów karate – a najgorsze jeszcze przyjdzie. Badając osoby, które zachowują naturalnie swoją zimną krew w okresie kryzysu, badacze odnaleźli dowody na to, że ich spokój ma podłoże biologiczne. Psychiatra z Yale, Andy Morgan, badał rekrutki z elitarnych sił specjalnych, podczas gdy one były poddawane treningowi NASZE ŻYCIE „przeżycia, uniku, oporu i ucieczki”, czyli kursowi prowadzonemu przez trzy tygodnie, mającemu symulować tortury i schwytanie przez wroga. Jest to program niesamowicie stresujący, w czasie którego jednak liczne rekrutki były w stanie zachować swoją zadziwiającą jasność umysłową. Kiedy Andy Morgan przeanalizował testy krwi żołnierzy, którzy zachowali spokój, stwierdził, iż produkowali oni o wiele więcej pewnego „peptydu, nazywanego neuropeptydem Y (NPY)” niż rekruci najbardziej oszołomieni. Peptyd NPY funkcjonuje jak umysłowa zapora odbijająca stres; jego działanie jest tak długie, że Morgan był w stanie powiedzieć, czy żołnierz mógł dołączyć do sił specjalnych czy też nie, po prostu na podstawie analizy krwi. Wydawać by się mogło więc, że dowody na to, iż zimnej krwi nie można nabyć w przeciągu życia, wręcz się kumulują. Nasze przerażenie jest zdeterminowane w 30 proc.? Mniej niż piąty z nas reaguje dobrze na sytuację stresową? Nie tak szybko! Weźcie pod uwagę to: jeśli nawet niektóre tendencje do tchórzostwa są być może zakodowane w naszych genach, to te predyspozycje prezentują zaledwie mniej niż połowę naszego kapitału odwagi w sytuacji kryzysowej. Ostatnie badania pokazały w sposób miażdżący, że podejmując pewne wysiłki i posługując się sztuczkami, możemy zrobić więcej niż pokonać nasze naturalne skłonności i możemy wyhodować sobie zimną krew na stałe. Naszym pierwszym krokiem w kierunku większej kontroli strachu jest trening. Jeśli badania nad żołnierzami podczas II wojny światowej i nad ofiarami katastrof mogą wydawać się złowrogie, to należy tutaj podkreślić pewien znaczący niuans: praktycznie żadna z tych osób nie była dobrze przygotowana do sytuacji, z którymi została skonfrontowana. Większość z nich reagowała jak ogłupiałe owce, nie dlatego, że nie byli w stanie dawać dowodów zimnej krwi, ale po prostu dlatego, że nie wiedzieli co robić. A to można zmienić poprzez trening. Psycholog Andres Ericsson wykazał, że kiedy chcemy pozostać spokojni w centrum strzelaniny, albo po prostu w czasie publicznej prezentacji w biurze, najskuteczniejsza metoda polega na wytrenowaniu się na żywo, w realistycznych warunkach, do momentu, kiedy stanie się to naszą drugą naturą. 39 NASZE ŻYCIE Jak powiedział David Eccles, kolega Ericssona, nawet zupełnie proste manewry, takie jak ćwiczenia ewakuacji, mogą przyczynić się radykalnie do lepszej odpowiedzi na kryzys. Dobre przygotowanie naszych predyspozycji naturalnych, z dużym wyprzedzeniem, to ziarno zachowania adaptacyjnego. Inną metodą, której możemy się nauczyć, aby zachować swój spokój, jest metoda opierajaca się na innym rodzaju treningu: chodzi o to, abyśmy sami się nauczyli przekonań, które poprawią naszą odporność. Mnóstwo badań wykazało bowiem, że ludzie, którzy funkcjonują dobrze w warunkach stresu, dzielą ze sobą wiele głębokich przekonań: mają tendencję do uważania okresu zmian i niepewności nie za okres niebezpieczeństwa, ale okres niezwykłych, ekscytujących możliwości; koncentrują się nad tym, co mogą zrobić, aby poprawić stresującą sytuację, zamiast pozwolić na to, aby zawładnęła nimi niemoc; utrzymują w sobie raczej uczucie zaangażowania w świat, których ich otacza, zamiast uczucia wycofania. Niektóre osoby najzwyczajniej w świecie urodziły się z takimi zdolnościami, ale psychologowie wykazali, że równie dobrze można je nabyć. Wśród tych psychologów jest Salvatore Maddi, który pracuje na University of California-Irvine, i który stwierdza, że uczniowie, którzy uczestniczą w kursach „odporności” – ucząc się nowych zachowań i przekonań odnośnie stresu – uzyskują lepsze oceny niż inni. Armia amerykańska ma taką wiarę w te metody, iż proponuje nawet swoje własne kursy odporności na stres, obowiązkowe dla każde- 40 echo życia go z 1 100 000 żołnierzy. Idea być może łatwa do zrozumienia, ale sama sztuka jest trudna do opanowania. Oto, co ich wyróżnia z tłumu: podczas gdy wielu z tych, którzy maszerują pod ostrzałem i walczą ze swoim strachem, przeklinając swoje nerwy, to osoby, które zachowują swój spokój, rozumieją, że strach niekoniecznie musi ich zatrzymać – może on im nawet pomóc. To przejście do bardziej przyjaznej wizji strachu jest czymś więcej. Badania dotyczące wszystkich rodzajów osób, od muzyków klasycznych do zawodowych pływaków, nie znalazły absolutnie żadnej różnicy między elitami a nowicjuszami, jeśli chodzi o intensywność tremy przez pokazem; artyści i sportowcy z wyższej półki zdolni do zachowywania zimnej krwi mieli natomiast większą tendencję do uważania, że ich stres im pomaga, niż amatorzy. Nieważne, co próbujemy zrobić pod presją – czy chodzi o pracę przy naglących terminach, czy o przemowę przed publicznością, czy też o zachowanie spokoju w czasie pierwszej randki – nauczenie się współpracy ze strachem, zamiast jego zwalczania, jest jednym ze sposobów, aby się zmienić. Naturalnie, podążanie za tymi radami nie zrobi z was wzorca zimnej krwi z dnia na dzień. Ale nie mylicie się: czego by wam nie mówiły wasze geny, to wybranie inteligentnego treningu, przyjęcie postaw odporności oraz rozwinięcie lepszej realcji ze strachem może nam pomóc w osiągnięciu prawdziwej łaski w momencie napięcia. Oczywiście, trzeba wiele wysiłku, aby tego dokonać... oprac. M.K.