Zawsze warto wysłuchać historii drugi

Transkrypt

Zawsze warto wysłuchać historii drugi
Konkurs na opowiadanie inspirowane książką Katarzyny
Michalak "Bezdomna"
„Zawsze warto wysłuchać historii drugiego człowieka do
końca. W ten sposób można uratować komuś życie”
Autor pracy: Martyna Brzozowska
Dosiadła się do niego w bibliotece. Kojarzyła go z uczelnianych korytarzy a teraz bardzo
potrzebowała, żeby ktoś ją wysłuchał. Więc zaczęła mówić bez większego zastanowienia o
ciągle powracającej śmierci matki, o ojcu, który udaje, że radzi sobie z rzeczywistością a tak
naprawdę nie radzi sobie nawet z samym sobą. Przede wszystkim chciała jednak opowiedzieć
o swojej samotności, której nie wypełniają książki, filmy, spotkania z przyjaciółmi.
Opowiadała o włączaniu telewizora tylko po to, aby był włączony, bo wtedy wypełnia tę
cholerną pustkę mieszkania bez nikogo.
On słuchał, jednak jakakolwiek próba komentarza kończyła się na bezradnym otwieraniu ust.
Był z jednej strony przerażony jej śmiałością, z drugiej – desperacja jej była ogromna, skoro
opowiadała mu o sobie takie rzeczy. Chwilami nachodziły go myśli o całkowitym bezsensie
tej sytuacji. Po co ona mu to wszystko mówi? Dlaczego właśnie jemu? Co to go w ogóle
obchodzi? Ale nie przerywał. Wiedział, że próba zatrzymania tego strumienia słów
spowodować może istne tsunami. Więc milczał i słuchał.
Ona zaczęła obserwować jego twarz. Zamilkła (może spostrzegła jego niewypowiedziane
wątpliwości o kompletnym braku powodu, dla którego jemu to wszystko mówi), po czym
patrząc mu głęboko w oczy, powiedziała: - Może i nie powinnam Ci o tym wszystkim mówić
ale ktoś musi mnie w końcu wysłuchać. Padło na Ciebie. Do widzenia.
Spotkali się w tej bibliotece w następnym tygodniu. Ona się znowu przysiadła i bezwiednie
zaczęła opowiadać od momentu, na którym skończyła tydzień temu. On nabrał więcej
odwagi, nawet zaczął komentować, gdy mówiła, że „jesteście nadzwyczajnie słabi, gdy
przychodzi wam (facetom) się zmierzyć z prawdziwymi problemami” albo „każdy facet na
koniec i tak okazuje się skurwielem”. Otwarcie jej mówił, że się z nią nie zgadza.
Argumentował, próbował obalać mity. Nie chodziło jednak do końca o to, żeby ona go
przekonała do swoich racji albo na odwrót. Rozmawiali.
Na następne spotkanie przyniósł kawę. Tak na czuja, bo skąd miał wiedzieć czy ją lubi? Nie o
tym rozmawiali, gdy ROZMAWIALI. Na którymś ze spotkań ona tłumaczyła mu jak bardzo
boi się śmierci, bo „śmierć to nie jest wcale przejście z jednego świata do drugiego. Gdyby
tak było, pogrzeby wyglądałyby zupełnie inaczej. Wszechobecna czerń zamieniłaby się na
kolory tęczy. Graliby tylko żywiołowe kawałki – w zależności od upodobań zmarłego. Łzy
natomiast byłyby niepotrzebne. Chyba, że ze szczęścia. Śmierć jest końcem tego doczesnego.
A jak ‘tam’ tego początku nie ma?”. On natomiast tłumaczył jej, że często boi się poranków,
bo nie zawsze wie jak dzień może się skończyć, czy kolejny raz nie zrobi sobie krzywdy i czy
znowu okaże się, że leki nie pomagają.
On chorował na padaczkę od siedmiu lat. Ataki były coraz częstsze, na kilkanaście sekund
tracił świadomość – wystarczało, żeby stłuc szklankę, poparzyć się kawą, nie mieć przyjaciół.
Nie wiedział za bardzo co spowodowało, że jej to powiedział. Może ta jej nietuzinkowa
szczerość skracała dystans? Przecież to już trzeci miesiąc jak spotykali się ‘przypadkowo’
rozmawiając absolutnie o wszystkim.
Nie przyszedł w ten poniedziałek. Zaniepokoiła się, ale przecież nigdy oficjalnie nie byli
umówieni.
Za tydzień znowu go nie było. Zaczęła pytać panie z biblioteki, znajomych z uczelni. Dostała
adres szpitala, do którego trafił. Podczas kolejnego ataku stracił świadomość i uderzył głową
o kant stołu. Skronią. Nie wiadomo jeszcze kiedy się obudzi.
To nie szkodzi, ona poczeka. „Musisz się Kuba obudzić, rozumiesz?! Musisz! Jeszcze tyle
mam Ci do opowiedzenia...”