życiu, przewracałem się z boku na bok. Przymknąłem

Transkrypt

życiu, przewracałem się z boku na bok. Przymknąłem
światła
smuga
Pewnego dnia nie mogłem zasnąć...
I. Michnik
Zmęczony, utrudzony po całym dniu – życiu, przewracałem się z boku
na bok. Przymknąłem tylko oczy, by odpoczęły od żarzących neonów,
sztucznych twarzy… Przymknąłem oczy – pozostawiłem za zasłoną powiek, zmęczenie, codzienny trud, przestałem działać, zezwoliłem na
samowolę świata. To był akt poddania się…. A kiedy je otworzyłem
– postanowiłem powrócić, przeraziła mnie ciemność – trudność dostrzeżenia światła. Ciemność napierała na mnie z wszech stron, była mroczna,
skumulowana, głęboka, nieodgadniona, w pewnym sensie może i fascynująca, pociągająca, ciekawa, ale niebezpieczna, śmiertelna, a nie życiodajna. Przyoblekła mnie bezkształtność, zawiłość, pokrętność, mglistość,
widziałem coraz mniej i mniej, aż w końcu… Zacząłem przyzwyczajać się
do ciemności.
W jej odcieniach dostrzegłem wyposażenie swojego domu i swego wnętrza. Wszystko miało swój cień, mroczną tajemnicę – chłód, obojętność.
Mnie to już przestało przeszkadzać. Patrzyłem na świat przez pryzmat
mroku, dostrzegałem jego esencję, intensywność we wszystkim. Stwierdziłem, że wszystkie kolory ostatecznie prowadzą do czerni, że ona jest
zakończeniem. Tak, przyzwyczaiłem się do ciemności, stała się ona dla
mnie czymś normalnym. Wszystko, co miało kiedyś barwy, utraciło je.
Świat stał się niepewny, niebezpieczny, wrogi… Mimo że dobrze już
orientowałem się w ciemności, pewnego dnia, tak się potknąłem, że
zrobiły mi się ogromne siniaki i rany serca. I wtedy dotarło do mnie, że
ciemność jest obojętna, twarda, bolesna, bezwzględna. Przypomniałem
sobie światło, które chroniło przed upadkiem… I zrozumiałem, że dotkliwy, że przykry jest brak tej światłości. Kiedy to pojąłem, dostrzegłem
gwiazdy na niebie i usłyszałem muzykę świerszczy. I zdałem sobie sprawę, że wszystko można pomylić, zamienić – zauważyłem, że ciemność
mnie otaczająca nie jest mrokiem – zło nie jest dobrem. Różnica trudna
do uchwycenia… Ale rezultat wieczny…
Mrok – zło jest śmiercią duszy. A naturalna ciemność jest odpoczynkiem, refleksją, zamyśleniem, zaciszem, w którym słychać rytm wystukiwany przez serce. I pojąłem, że taka ciemność jest wytchnieniem, regeneracją, odpoczynkiem dla ducha, życiodajną ciszą. Ale też… nie można
wtedy zasnąć ot tak, po prostu… Może trzeba wytężyć swe siły, by się nie
zagubić, by z ciemności nie odnaleźć się w mroku… Trzeba całkowitego
zawierzenia, by nie zboczyć na ścieżkę mroku. Trzeba zawierzenia, że
istnieje światło, które prowadzi przez szept serca. I tak pojąłem, zrozumiałem, że to było spotkanie z nocą, która jest metaforą próby… Ale jeśli
się tej próby nie przejdzie, to upadku…

Podobne dokumenty