Obudziło mnie dziwne brzmienie

Transkrypt

Obudziło mnie dziwne brzmienie
światła
smuga
Obudziło mnie dziwne brzmienie...
I. Michnik
Obudziło mnie dziwne brzmienie, jakby trzepot… Jakby dźwięk wzniesienia,
przygody… Szybko wstałem i wyjrzałem przez okno. I zobaczyłem jak stworzenie odrywa się od ziemi… A kiedy tak patrzyłem jak jedno po drugim wzlatuje, zrozumiałem jak dużą siłę ma ten ktoś obok mnie… Jego postawa może
mnie wynieść, umocnić, bądź upodlić i zhańbić… Fascynował mnie moment
odlotu… Zrozumiałem, że najpierw trzeba się zdecydować, potem rozłożyć
skrzydła. Tak, trzeba podjąć decyzję… Bo niebo zawsze nad nami… Ale nie
zawsze w nas…
Pojąłem, że wzrost dokonuje się poprzez akty woli, decyzje pozostawienia
swoich wad, kroków ponad przeciętność. Tak, wzlecieć to zaufać, że się nie
spadnie, że niebo poprowadzi. Wzlecieć to tak jakby postawić wszystko na
jedną kartę… Patrzyłem jak stworzenie się wznosi… Jak przeszywa powietrze… I wiem już, że przeszywać powietrze to mówić „koniec” swoim wadom,
to pokonywać bariery… Może najtrudniej się wzbić z ziemi wad do nieba miłości…? Patrzyłem jak stworzenie szybuje, jak wygrywa, bo nie upada… Tak,
pojąłem, zrozumiałem, że kiedy zaufam, to choć nie potrafię latać, pofrunę…
Już wiem, że wzlatywać to wzrastać do miłości… Tak jak to stworzenie…Było
wyżej i wyżej, aż w końcu świat materialności stał się niewidoczny…
Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego te stworzenia wracają… Przecież tam
jest piękniej, lepiej… Ale kiedy widziałem jak te stworzonka siadały na drzewach i śpiewały, zrozumiałem, że nie wzrastamy dla uczuć, ekstazy, zadowolenia, ale po to, by się dzielić miłością… I przecież miłość zawsze wraca
na ziemię… Potem widziałem jak wyjadały ziarno z ziemi. I ze zdziwieniem
przyjąłem fakt, że wzrasta się z tego, czym karmi nas ziemia, z naszych małych-wielkich spraw, obowiązków… Już wiem, że to, co mam może mnie wynieść pod niebo… Przecież te stworzonka latają nad ziemią, nie na granicach
chmur, ale blisko ziemi – tylko żyjąc na ziemi mogę dostać się do nieba…
Zobaczyłem jak budują sobie mieszkania na gałęziach drzew. Szybowały między odległością chodnika, a gałęzi…
– I odsłoniła się przede mną zasłona…. To budowanie gniazda było modlitwą, gdyż wypływało z miłości… – Miłość jest jak najbardziej niecodzienna
i niezwykła w codzienności i obowiązkach. Wzrasta się ku niebu na ziemi.
I pojąłem, że to było spotkanie, spotkanie z ptakiem, który jest metaforą miłości tej pięknej, bo codziennej, w naszym tu i teraz.