Biuletyn Informacyjny 2006 3

Transkrypt

Biuletyn Informacyjny 2006 3
Białystok 2006
Во успении мира не оставила еси,
Богородице !
Numer 3 (33)
Na początek pytanie, jak najbardziej oczywiste – od jak
dawna święto figuruje w kalendarzu liturgicznym Kościoła?
Otóż święty Hieronim już w IV wieku wspomina, iż na
grobie Matki Bożej w Jerozolimie zbudowano świątynię i choć
nie nazywa z imienia jej fundatora, można się domyślać, iż
była nim święta cesarzowa Helena, o czym mówi tradycja
palestyńskich chrześcijan. Dodaje również, że dzień
Zaśnięcia Matki Bożej jest bez wątpienia bardziej uroczysty
niż dni pamięci świętych, gdyż, jak pisze: „Zbawiciel sam,
w całej swej chwale z radością wyszedł na spotkanie Marii,
wprowadzając Matkę do swego domu – nieba”. U świętego
Augustyna, żyjącego w tym samym okresie, również
znajdziemy wzmianki o święcie.
Kolejne świadectwa pochodzą z V wieku, ich autorem jest
Anatoliusz z Konstantynopola, jeszcze inne z wieku VIII i IX,
gdzie poeci: św. Jan z Damaszku, św. Kosma z Majumy oraz
Teofan z Nicei opiewają owo wydarzenie w swych
poematach, zwanych kanonami.
Ikona Zaśnięcia Bogurodzicy (Bułgaria)
____________________________________________________________
28 sierpnia według nowego stylu (15 sierpnia wg kalendarza
juliańskiego) to dobry czas, by tych kilka słów poświęcić Matce
Bożej, a dokładniej Jej Zaśnięciu - Uspieniju. W tekście
troparionu święta odnajdziemy skrót wszystkiego, o czym mówi
to wydarzenie: „Podczas narodzenia Chrystusa zachowałaś
dziewictwo, w swym zaśnięciu świata nie pozostawiłaś,
Bogurodzico, będąc Matką Życia zmarłaś przechodząc do
życia i Twymi modlitwami wybawiasz nasze dusze od
śmierci”. Kondakion zaś głosi: „Bogurodzicę - nieustającą
w modlitwach i w orędownictwie niezmienną nadzieję ani
grób, ani śmierć nie zatrzymały, gdyż Matkę Żywota
przeprowadził do życia Ten, który zamieszkał w zawsze
dziewiczym łonie”.
Początki święta i tradycja z nim związana pochodzi jeszcze
z czasów Kościoła niepodzielonego, który jednoznacznie
nauczał, iż Maria, jak każdy inny człowiek zmarła, choć
w swych tekstach posłużył się pewną metaforą, nazywając ten
fakt zaśnięciem.
Ranga i znaczenie święta Uspienija wzrosły po V Soborze
Powszechnym dzięki bizantyjskiemu cesarzowi Maurycemu
(koniec VI wieku), który ustanowił dzień 15 sierpnia, dzień
zwycięstwa nad Persami, jako datę święta Zaśnięcia
obowiązującą w całym Kościele Wschodnim. I jest tak to do
dziś, bo choć w Kościele prawosławnym święto przypada na
28 sierpnia, to jest to dokładnie dzień 15 sierpnia, licząc wg
kalendarza, którym posługiwał się cesarz Maurycy, czyli wg
tzw. starego stylu. Co ciekawe, jeszcze w VII wieku na
Zachodzie papież Sergiusz I, jeden z wielu papieży
pochodzących z Syrii, nazwał to święto Zaśnięciem, ale już w
następnym wieku zmieniono jego nazwę na Wniebowzięcie.
Ze świętem Zaśnięcia Bogurodzicy wiąże się kilka
charakterystycznych wydarzeń. Po pierwsze poprzedza
je post, trwający dwa tygodnie. W przeciwieństwie do
pozostałych
postów,
praktykowanych
w
Kościele
prawosławnym, ten jest stosunkowo nowym – pierwsze
pisane wzmianki pochodzą z roku 920. Są to fragmenty
protokołu z obrad synodu, rozpatrującego kwestię
dopuszczalności czwartego małżeństwa. Znajdujemy tam
następujący zapis dotyczący osób zawierających związek
małżeński po raz trzeci. Otóż osoby takie podlegają
odpowiedniej kościelnej pokucie i powinny: „przystępować do
Komunii Świętej trzy razy do roku: na Wielkanoc, na święto
Zaśnięcia Bogurodzicy oraz na Boże Narodzenie, ponieważ
święta te poprzedzane są postami”.
Według niektórych autorów wspomniany post mógł zostać
wydzielony z tzw. Postu Świętych Apostołów, zaczynającego
się niegdyś już od pierwszej niedzieli po Pięćdziesiątnicy
i trwającego aż do 15 sierpnia czyli do Zaśnięcia Matki Bożej.
W przypadku wczesnej Wielkanocy (przypadającej na początku
kwietnia) mógł rozpoczynać się nawet w połowie maja i trwać
oczywiście aż do połowy sierpnia, a więc dokładnie kwartał.
I chyba dlatego w praktyce ludzka słabość przeważyła nad siłą
ducha...
Kolejną rzeczą towarzyszącą modlitewnemu wspomnieniu
Uspienija jest obrzęd lamentacji nad grobem Bogurodzicy (grób
symbolizuje świąteczna ikona), celebrowany zwłaszcza
w monasterach i w cerkwiach poświęconych temu wydarzeniu.
W wielu parafiach prawosławnych na Podlasiu grób
Bogurodzicy ustawiany jest na środku cerkwi i adorowany
w Święto Zaśnięcia na wzór grobu Jezusowego.
Jeszcze z jednym obrzędem związanym ze wspomnianym
świętem jest obrzęd poświęcenia ziół i kwiatów, wywodzący się
z bardzo starego zwyczaju poświęcania w ten dzień pól
uprawnych. Niegdyś duchowni obchodzili z modlitwą i święconą
wodą pola uprawne, ale dziś, zwłaszcza w parafiach miejskich,
to raczej kwiaty i zioła przynoszone są do świątyni.
Warto wspomnieć, że to wydarzenie dla żyjących
w diasporze naszych wiernych prawosławnych, zwłaszcza
z Pomorza Środkowego, ma znaczenie szczególne. Jest to
bowiem święto parafialne koszalińskiej cerkwi, siedziby
dekanatu koszalińskiego, do której na czas święta przybywają
licznie nie tylko duchowni i wierni z bliższych i dalszych parafii,
ale również sympatycy na co dzień związani z innymi
Kościołami. Również cerkiew w Gryficach poświęcona została
w cześć Zaśnięcia Matki Bożej. Ale jest jeszcze coś. W dniu
15 sierpnia w klasztorze OO. Franciszkanów w Darłowie ma
miejsce to samo wydarzenie – Wniebowzięcie Matki Bożej.
Co ciekawe, wieczorem w wigilię święta, przed rozpoczęciem
procesji prowadzącej przez centrum miasta w jednym
z kościołów śpiewany jest akatyst Zaśnięcia Matki Bożej –
a więc nabożeństwo nie tylko związane z Kościołem
prawosławnym, ale na dodatek celebrowane przez
prawosławnych duchownych z reguły pod przewodnictwem
księdza dziekana. Takie spotkania stały się już tradycją i weszły
na stałe do kalendarza spotkań duchownych różnych
Kościołów, pomagając tworzyć tu, na terenie Pomorza
Środkowego, atmosferę życzliwości i wzajemnego szacunku,
odwołując się do wspólnej, jakże starej tradycji. Jest to
jednocześnie doskonały argument dla wszystkich tych, którzy
nie wiadomo z jakich powodów twierdzą, że Kościół Wschodni
ujmuje coś z chwały należnej Bogurodzicy. Nie, z pewnością
nie. Powiem więcej – to właśnie Kościół Wschodni otacza
szczególną, wyjątkową czcią Matkę Bożą, czego dowodem jest
nie tylko pochodząca z którejś ze średniowiecznych ruskich
cerkwi, jakże popularna w Polsce, Częstochowska Ikona Matki
Boskiej, ale również niechby i ten, jeden z najpiękniejszych
akatystów w dorobku Cerkwi prawosławnej, jakże prawdziwie
brzmiący na nietradycyjnie prawosławnej ziemi. Podczas liturgii
kościół wychwala Matkę Bożą słowami:
”Czcigodniejszą od Cherubinów i bez porównania
chwalebniejszą od Serafinów, któraś bez zmiany zrodziła
Boga Słowo, Ciebie prawdziwą Bogurodzicę, wysławiamy”.
ks. Mariusz Synak, Słupsk
2
Weźcie swój krzyż i idźcie za mną
---------------------------------------------------------------------------------------------
Święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego (Wozdwiżenija
Kresta Hospodniaho), zostało ustanowione, abyśmy
pamiętali, że w naszym ziemskim życiu są chwile triumfu
naszej wiary, i że są chwile zwątpienia, gdy trzeba za nią
cierpieć lub gdy wydaje nam się, że tej wiary nie ma –
zapomnieliśmy o niej, albo w nas umarła. Poniżej przytaczam
1)
opis wydarzeń, które mogą być żywą tego ilustracją .
Ojciec Piotr stanął kolanami na niewielki kilimek leżący na
lodzie przy samej krawędzi przerębli i zanurzywszy w wodzie
duży miedziany krzyż zaśpiewał głośno: „Wo Iordanie
2)
kreszczajuszczusia Tiebie, Hospodi ….
Dalsze słowa podchwycił dźwięczny głos młodego
3)
prisłużnika Stefana: Troiczeskoje jawisia pokłonienije …
Razem z nimi troparion święta Chrztu Pańskiego śpiewali
mieszkańcy wsi Pokrowka, tłoczący się wokół przerębli
wyciętej na kształt krzyża. Woda już zdążyła pokryć się
cienką warstwą lodu, gdyż styczeń 1920 roku był bardzo
mroźny. Ciężki krzyż, przełamawszy kryształową taflę,
zanurzał się w chłodną ciemną wodę i poświęcał ją. Podczas
4)
śpiewu słów: I Duch, w widie gołubinie …
Nikifor Krynin wsadził rękę za pazuchę, wyjął białego
gołębia i podrzucił go nieco na swoich dłoniach. Gołąb
zatoczył koło nad przeręblą i poleciał wysoko ku niebu.
Zgromadzeni odprowadzali go radosnymi spojrzeniami, jakby
widzieli w nim samego Świętego Ducha. Po poświęceniu
wody ojciec Piotr poszedł z procesją w stronę cerkwi. Kobiety
z wiadrami i butelkami brały wodę wprost z przerębli, a
mężczyźni poszli do drugiego otworu, wyrąbanego w lodzie
kilkanaście metrów dalej, aby zanurzyć się w Jordanie.
Rzeczka Prada w tym dniu zamieniła się w Jordan, płynący
tysiące kilometrów od tego miejsca, w dalekiej i jednocześnie
bliskiej dla każdego prawosławnego serca - Palestynie.
Stefan stanął przed o. Piotrem i wstydliwym głosem poprosił
go o błogosławieństwo na kąpiel w przerębli.
– Skądże znowu, Stefan, przecież jesteś przeziębiony.
– W Jordanie pełnym łaski wyleczę się od każdej choroby,
- z wiarą w głosie wypowiedział Stefan. Ojciec Piotr, widząc
w jego oczach niemą prośbę, machnął ręką, - idź …. .
Przy świątecznym obiedzie, po zaspokojeniu pierwszego
głodu, zawiązała się dyskusja.
– Słyszałem, że czerwoni ogłosili obowiązkowe oddawanie
wszystkiego zboża na potrzeby ludzi w miastach, zaczął
Nikifor,
- tam przecież nie mają co do ust włożyć.
- Jak to wszystkiego zboża, a co będziemy siać wiosną? zdenerwowali się siedzący za stołem chłopi.
- Nic na to nie poradzimy, oni mają broń i zabiorą nam
wszystko, - ciężko westchnął Nikifor. Jedyna rada, to schować
dobrze zboże, ale słyszałem, że nawet przekopują podłogi
i jak znajdą, to rozstrzelają.
- Dzisiaj chyba nie przyjadą do nas, przecież mamy święto
– z nadzieją w głosie powiedział Sawwatij.
- Dla nich święto to wtedy, gdy mogą ograbić prawosławny
naród. Ale rzeczywiście dzisiaj może będziemy mieli spokój,
bo zaczyna się zamieć,
- uspokoił wszystkich Nikifor. Matuszka Eudoksja, żona
ojca Piotra, cicho siedząca do t ej pory, posmutniała i żałośnie
wyszeptała:
- Po nich, bezbożnikach, można się wszystkiego
spodziewać. Mówią, że w pierwszej kolejności zabijają
duchownych, a gdzie ja się podzieję z dziewięciorgiem dzieci?
- Popatrzcie na nią, już żywego mnie pochowała, - smutno
zażartował ojciec Piotr, - przecież nie biorę udziału w tej ich
rewolucji. Odprawiam służby jak należy i nic mi do nich, a im
do mnie.
- Oj, ojczulku, nie mówcie tak, - wtrąciła się do rozmowy
wdowa po żołnierzu, Niura Wostrogłazowa.
– W sąsiedniej guberni jest duża wieś Caca. Stoi tam
cerkiew, w której służą dwaj duchowni: jeden stary - proboszcz,
a drugi młody i dzieci u niego cała gromadka, nie gorzej niż
u naszego ojca Piotra. Dowiedzieli się w wiosce, że zbliża się
do nich oddział konnicy pod dowództwem okrutnego Bujnowa.
Przekazali wieść proboszczowi i poradzili jak najdalej uciekać
ze wsi. A on im mówi: Jestem za stary, by uciekać od wrogów
Boga, a i tak wszystkie moje siwe włosy są policzone u Niego.
Jeśli taka Jego wola, to zginę, ale nie jak najemnik, lecz jako
pasterz, który powinien swoje owce strzec od wilków. M łody
duchowny szybko się zebrał, wsadził na wóz żonę, dzieci
i trochę dobytku, i ruszył jak najdalej w step. Nie uciekł jednak
od swojego przeznaczenia, gdyż Pan poprowadził go prosto na
wspomniany oddział i tam wysiekli ich wszystkich szablami.
A jak wjeżdżali na koniach do wsi, to naprzeciw wyszedł
w pełnych szatach i z krzyżem w ręku stary proboszcz.
Podskoczył do niego Bujnow i jak machnął szablą, to ręka
z krzyżem odleciała od tułowia. Zawrócił i rąbnął w drugą rękę.
Białe szaty zalały się krwią. Jak chowali duchownego, to włożyli
do trumny jego rękę z krzyżem, gdyż nie dało się ich rozdzielić.
– Straszna śmierć, - westchnął ojciec Piotr i przeżegnał się.
– Nie dopuść, Panie Boże. Stefan również się przeżegnał
i wyszeptał: – Błogosławiony taki ich koniec.
Za stołem zapadła cisza. Każdy rozmyślał o ciężkich
czasach, jakie nastały i przypominał sobie w myślach
zasłyszane ostatnio trwożne wieści.
W tym czasie w kierunku wsi jechało kilka sań, które
wyprzedzał konny oddział czerwonoarmistów pod dowództwem
Artema Krutowa. W pierwszych saniach siedział Ilja Kogan,
pełnomocnik komisarza guberni do spraw zaopatrzenia miast
w żywność. To on w rzeczywistości był przywódcą tej grupy.
Rozmawiał z jadącym obok Krutowym o konieczności
rekwirowania zboża na potrzeby pracującego proletariatu.
Wtem z daleka dobiegł ich odgłos dzwonu, jakby gromu
zwiastującego zbliżającą się nawałnicę. Po chwili usłyszeli jego
regularne bicie jak na trwogę. Domyślili się, że zostali
zauważeni i przyspieszyli tempo jazdy.
To Stefan ich dostrzegł. Poprosiwszy ojca Piotra
o błogosławieństwo na przygotowanie cerkwi do wieczornego
nabożeństwa, poszedł do ołtarza, wyczyścił podświeczniki,
rozłożył szaty o. Piotra i postanowił pójść na dzwonnicę. Miał on
tam swoją polową lornetkę, podarek od ojca, przez którą lubił
patrzeć na zadziwiającą panoramę otaczających wieś pól, łąk
i lasów. Patrząc na zaśnieżone pagórki, zauważył poruszający
się cień na jednym z nich. Przez lornetkę rozpoznał
charakterystyczne czapki jeźdźców – nie było wątpliwości – to
czerwoni. Ręka machinalnie chwyciła sznur największego
dzwonu i po chwili wszyscy w wiosce słyszeli jego alarmujący
dźwięk. Stefan widział z góry jak wybiegają z chat, wielu z nich
z wiadrami jak do pożaru, i kierują się do cerkwi. Zbiegł szybko
z dzwonnicy i powiedział o zbliżających się „gościach”.
Nikifor nie stracił głowy: – Chłopy, szybko ładować do sań
zboże, ile kto może i w las, do Krzywego Jaru. Tam niech
przeczeka tą biedę.
Wjechawszy do wsi, Kogan natychmiast kazał zamknąć
o. Piotra i Stefana w szopie i postawić tam wartowników.
Wkrótce pojawił się na rozgrzanym koniu Krutow.
– No, Ilja Sołomonycz, bawimy się i odpoczywamy !
– Coś ty, chcesz stanąć przed sądem rewolucyjnym?
Nie wypełniliśmy zadania, jakie nam dała partia: mamy tylko
zboża na jedne sanie.
– Nie denerwuj się, nie dałeś mi dokończyć, znalazło się
zboże, w lesie, w jakimś jarze. Trzeba dzwonnikowi
podziękować. Dzięki niemu chłopi sami zebrali zboże w kilka
sań. Pomógł mi je odnaleźć towarzysz „mauzer”. – I poklepał
się znacząco po kaburze. Gdy już siedzieli za stołem pijąc
samogon i zagryzając ogórkiem, Kogan rozkazał przyprowadzić
o. Piotra. Po chwili wartownicy wepchnęli go do izby. Ojciec
Piotr popatrzył najpierw na wiszące w kącie ikony, przeżegnał
się, i zatrzymał wzrok na siedzących.
- My tutaj wypełniamy zadania naszej partii, sabotażystów
rozstrzeliwujemy na miejscu i bez s ądu. – zaczął Krutow.
3
- Boże, czy ja jestem sabotażystą? Odprawiam
nabożeństwa i do niczego się nie mieszam.
- Te wyjaśnienia nic nie pomogą. Możecie odkupić swoją
winę tylko konkretnym czynem.
- Jestem gotów, - ucieszył się o. Piotr.
- No właśnie. Zaraz zbierzemy ludzi, a wy przed nimi
wyrzekniecie się wiary w Boga i przeprosicie, że do tej pory
ich oszukiwaliście. Jeśli nie, to ciebie, twojego pomocnika,
żonę i dzieci, wszystkich rozstrzelamy.
- Jakże tak, to niemożliwe, - wyszeptał o. Piotr, - to nie do
pomyślenia. Mnie, to rozumiem, ale ich za co? Oni są
niewinni.
- Są twoimi pomocnikami i to wystarczy. Pobawimy si ę
z twoją żoną a potem kula w łeb, - cicho powiedział Kogan,
wprost przebijając o. Piotra swoim nienawistnym spojrzeniem.
Te cicho wypowiedziane słowa uzmysłowiły mu, że to nie
żadne przechwałki, i serce jego zadrżało.
- Zgadzam się, - powiedział ledwo słysząc samego siebie.
- A co z twoim młodym pomocnikiem? – spytał Kogan.
- Jest posłuszny, powiem mu i zrobi to co ja.
Zebrani na placu mieszkańcy wioski słuchali agitacji
czerwonego komisarza Kogana. Wiedzieli, że żaden opór nic
tu nie pomoże, dlatego słowa o władzy radzieckiej, sojuszu
robotników i chłopów oraz o świetlanej przyszłości bez Boga,
religii i bez cerkwi, wpadały w cicho stojący tłum nie znajdując
żadnego odzewu.
- Wasz duchowny, Piotr Tregubow, jako człowiek
świadomy i postępowy nie chce dalej żyć otumaniony przez
relikt carskiej władzy i zaraz wam sam o tym powie.
Tutaj chłopi podnieśli głowy i, patrząc z niedowierzaniem
na agitatora, przenieśli wzrok na ojca Piotra, wysilając słuch
aby nie uronić ani jednego słowa.
- Wybaczcie mi, bracia i siostry. Boga nie ma i nie mog ę
was więcej okłamywać. – nie podnosząc głowy powiedział
o. Piotr.
– Nie mogę, zrozumcie mnie, że nie mogę.
Wśród zebranego tłumu podniósł się szum. Teraz,
odpychając na bok o. Piotra, wyszedł przed chłopów Kogan.
- Rozumiecie, towarzysze, jak trudno było to wyznać
waszemu byłemu duchownemu Piotrowi Tregubowowi. Ale
sam mi powiedział, że od dawna miał te wątpliwości, tylko nie
wiedział jak do tego się odniesiecie.
- Tak samo jak do Judasza! – krzyknął ktoś w tłumie.
Kogan udał, że nic nie słyszał i polecił przyprowadzić
Stefana. Ojciec Piotr podszedł do niego z boku i wyszeptał
prosto do ucha:
- Stefan, wyrzeknij się, inaczej rozstrzelają a ty jesteś
młody, potem na spowiedzi pokajasz się a ja udzielę
rozgrzeszenia. Wy, Piotrze Arkadjewiczu, nie możecie mi już
nic dać, a Bóg może mi dać wieczny wieniec. Czy mogę
zrezygnować z tego bezcennego daru? – i odwróciwszy się
w stronę zebranych ludzi, głośno i spokojnie zaczął mówić:
- Wierzę, Panie, i wyznaję, że Jesteś naprawdę
Chrystusem, Synem Żywego Boga, i przyszedłeś na ziemię
aby zbawić grzeszników, wśród których ja jestem
pierwszy…Nie dali mu dokończyć. Kogan, czerwony ze złości,
przeraźliwie krzyknął: - Mityng zakończony, rozejść się! – i dla
podkreślenia tych słów wyjął rewolwer i strzelił ponad głowami
stojących, a następnie rozkazał: - Stefana do przerębli,
i trzymać tak długo, aż wyrzeknie się swojego Boga.
Idąc do domu, ojciec Piotr miał dziwną pustkę w głowie.
Do świadomości dobijały się słowa Chrystusa: „Kto się Mnie
wyrzeknie przed ludźmi, tego i Ja się wyrzeknę przed Ojcem
Moim…”. „Ale i apostoł Piotr też trzykrotnie wyrzekł się Pana
a potem pokajał się, i miłosierny Bóg mu przebaczył. Jak tylko
ci szubrawcy odjadą, pokajam się i ja przed Bogiem i ludźmi.
Chrystus mi przebaczy, a rodzina zostanie przy życiu.”
Pomimo tego samousprawiedliwienia wyraźnie czuł jak w jego
duszy powstaje zimna, czarna i bezdenna przepaść.
Wszedł do izby i usiadł przy stole. Matuszka nic nie
mówiąc postawiła przed nim chleb i miskę z kapuśniakiem.
Popatrzył na nią żałośnie, szukając pocieszenia, ale ona od
razu odwróciła się i zaczęła przestawiać garnki na piecu. Dzieci
też nie patrzyły na niego. Młodsze przytuliły się razem,
a starsze siedziały na ławce wetknąwszy nosy w książkę.
Ojciec Piotr nie znajdował sił aby przerwać to milczenie. Wprost
oniemiał w swoim żalu i udręce. W końcu ta cisza stała się nie
do zniesienia, waliła wprost jak ogromny młot w jego sumienie
i serce. Wstał od stołu, rzucił się na kolana i zawołał:
- Wybaczcie mi, na Chrystusa, wybaczcie…Matuszka
odwróciła się do niego a jej załzawione oczy nie wyrażając ani
gniewu, ani jakiegokolwiek wyrzutu, pytały: „Jak będziemy dalej
żyć?” Widząc te oczy, ojciec Piotr poczuł, że musi coś zrobić.
Wstał, ubrał kożuszek i wybiegł na dwór. Nogi same poniosły go
w stronę rzeki, tam, gdzie rano poświęcał wodę. Jednak po
kilku krokach, usiadł prosto w śniegu i wyszeptał:
- Panie, dlaczego mnie opuściłeś? Ty przecież wiesz
wszystko. Ty wiesz, jak Ciebie kocham.
Wielkie łzy pociekły z jego oczu, znikając bez śladu w gęstej
czarnej brodzie. Długo tak siedział modląc się i prosząc Boga o
wybaczenie. Na niebie pojawił się jasny księżyc i wiele gwiazd,
które rozjaśniały czyste styczniowe niebo. Ojciec Piotr podszedł
do brzegu rzeki i nagle zobaczył dwóch czerwonoarmistów
w długich szynelach trzymających nagiego człowieka ze
związanymi rękami. Obok na saniach siedział jeszcze jeden
z papierosem w zębach. Na jego znak czerwonoarmiści wrzucili
więźnia do wody a po chwili wyciągnęli go ponownie na lód.
Świadomość ojca Piotra nagle się ocknęła. Zrozumiał, że nagi
więzień to Stefan, a siedzący na saniach to Krutow. Zimna
przepaść w jego duszy zaczęła się wypełniać współczuciem dla
cierpiącego pomocnika. Chciałoby się podbiec do niego, coś
zrobić, jakoś mu pomóc. Ale co można zrobić mając przed sobą
trzech uzbrojonych żołnierzy? W tej beznadziejnej sytuacji z
piersi ojca Piotra wyrwał się nieludzki krzyk, niosąc ku niebu
cały żal za Stefana, matuszkę i dzieci, za siebie i wszystkich
udręczonych ludzi. Oprawcy przestraszyli się, chwycili broń
i pobiegli w stronę brzegu. Tu zobaczyli ojca Piotra i odetchnęli
z ulgą.
- Zostawcie go, zostawcie niewinną duszę.
- Ale nas przestraszyłeś. Zaraz ci popie pokażemy zabawę
na śniegu. Zaczęli okrążać o. Piotra, który pobiegł w stronę
pokrytej już cienkim lodem i warstwą śniegu przerębli. Jeden
z nich wyjął nóż i zbliżył się do uciekającego. Wtem lód się
załamał i prześladowca z ofiarą znaleźli się w lodowatej wodzie.
- Tonę, ratunku, ratunku! Na Boga, daj rękę!
Drugi z żołnierzy wyciągnął rękę i chwycił tonącego
towarzysza. Powoli przesuwając się po lodzie zaczął wyciągać
go z wody. Jednak podpłynął z tyłu o. Piotr i chwycił się za
niego. Takiego ciężaru ratujący nie mógł udźwignąć, mało tego,
kurczowo trzymając podaną rękę tonący wciągnął go do
przerębli. Nie wiadomo jak by się to skończyło gdyby nie
Krutow. Kolbą karabinu uderzył w głowę ojca Piotra. Ten
zanurzył się pod wodę. W następnej chwili Krutow wyciągnął
swoich towarzyszy na lód. Nieco później spod lodu pokazała się
głowa ojca Piotra.
- Panie, Ty wiesz, Ty dobrze wiesz jak Ciebie kocham, wyszeptał, krztusząc się wodą. Podpłynął do przeciwległej
krawędzi przerębli i próbował wciągnąć się na lód. W tej chwili
rozległ się odgłos wystrzału. To Krutow strzelił ze swojego
mauzera i trafił w plecy ojca Piotra. Ten osunął się w wodę i
obrócił się twarzą do prześladowców. Nagle uśmiechnął się i
powiedział: - Ale jako złoczyńcę wspomnij mnie … Dalej już
nic nie mógł powiedzieć i powoli z szeroko otwartymi oczami
pogrążał się coraz głębiej w ciemną toń.
Krutow gorączkowo zaczął strzelać do tonącego, jedną kulę
za drugą aż wyczerpał cały magazynek. Woda w przerębli
pociemniała jeszcze bardziej od krwi. - No i mają czerwony
chrzest, - splunął Krutow i rozkazał: -Idziemy do izby i wypijemy
za spokój duszy.
Stefan leżał na łóżku w domu ojca Piotra, a matuszka
zmieniała kompresy na jego rozgorączkowanym czole. Miał
bardzo wysoką temperaturę. Wtem otworzył oczy i zapytał:
- Matuszka, dlaczego nie zapraszacie ich do domu?
- Kogo? - A stoją przed drzwiami: mój ojciec, mama i…
4
ojciec Piotr też jest z nimi w białych szatach. Widocznie Bóg
mu wybaczył.
- Biedny chłopiec, już majaczy, - zapłakała matuszka.
- To nie sen, ja ich naprawdę widzę. Wołają mnie. Matuszka,
dlaczego ich nie widzisz? Pomóż mi się podnieść, pójdę
z nimi, - i Stefan westchnąwszy z ulgą wyszeptał:
-Idę, matuszka, do widzenia. - Do widzenia, Stefan.
1)
Na podstawie opowiadania Krasnoje Kreszczenije z książki
Nieprikajannoje jurodstwo prostych istorij, o. Nikołaja Agafonowa
(wyd. ZAO, Spaso-Preobrażenskij Mgarskij Monastyr’, 2005).
2)
Gdy przyjmowałeś chrzest w Jordanie, Panie ….
3)
Trójcy uwielbienie zostało objawione …
4)
a Duch, w postaci gołębicy …
diakon dr inż. Jarosław Makal
Dlaczego Bóg dopuszcza zło ?
---------------------------------------------------------------------------------------------
Pod takim tytułem, w udostępnionych mi do wglądu
książkach i innych materiałach, należących do zmarłego
25.12.2004r. proboszcza parafii św. Mikołaja w Białymstoku,
ks. dr protoprezbitra śp. Serafima Żeleźniakowicza,
znalazłem nie podpisany rękopis referatu anonimowego
autora, w jęz. rosyjskim, którego tłumaczenie, przekazuję do
wiadomości, czytelnikom „Biuletynu Informacyjnego Bractwa
Prawosławnego św. św. Cyryla i Metodego” z uwagi na
interesującą odpowiedź na postawione pytanie
Wiele ludzi pyta: "jak Bóg, który jest wszechmogący
i dobry, który jest Miłością - mógł dopuścić istnienie zła"?
Jeżeli nie rozpatrywać bliżej tego pytania, wówczas można by
przyjąć, że Boga nie ma, a więc przyjąć ateistyczny pogląd na
świat. "Jeżeli Bóg wszystko wie, wszystko przewiduje i mimo
to dopuszcza zło, to nie może On być dobrym ani
wszechmogącym". Tak mówią ludzie wątpiący. A dalej,
wyciągają z tego wniosek: jeżeli Bóg nie jest dobry, nie
wszechmocny, to znaczy, że On nie jest Bogiem - mówiąc
prosto Boga nie ma".
Takie wątpliwości czasami są właściwe ludziom nawet
bardzo poważnym. Niektórzy wierzący, jak np. sławny pisarz
Fiodor Dostojewski także przechodził podobne zwątpienia,
zanim stał się wierzącym. Zwątpienia te wynikają
z nieznajomości podstawowych zasad wiary chrześcijańskiej
albo z niewiedzy, ale częściej z niechęci przyjęcia do
wiadomości, prawdy.
Dawno już Ojcowie Cerkwi i wielu chrześcijańskich
pisarzy, włącznie do naszych czasów, dawali na te
wątpliwości odpowiedź. Odpowiedź jest prosta, ale nie
wystarczy ją zrozumieć i zapamiętać, trzeba ją przeżyć jak
wyższe prawdy, przyjąć nie tylko rozumem ale i sercem
człowieka, a właściwie całym jego jestestwem.
Cerkiew uczy, że Bóg jest dobry, jest wszechmocny, ale
wszechmoc Boga, to wszechmoc miłości, ponieważ Bóg jest
Miłością. Dlatego Bóg nie stworzył zła i można powiedzieć, że
nawet nie mógł go stworzyć. Zło, zgodnie z nauką Cerkwi,
pojawiło się tylko dlatego, że Bóg stworzył swoje wyższe
istoty - tj. człowieka i aniołów na obraz i podobieństwo swoje,
czyniąc ich jednocześnie w pełni wolnymi, mogącymi również
kroczyć drogą niekoniecznie wskazaną przez Boga.
Bóg, to przede wszystkim Miłość i człowiek staje się
podobny do Boga, wówczas, gdy wzrasta w miłości. Ale czy
można lubić nie będąc wolnym, lubić z konieczności, pod
przymusem? Na pewno nie. Lubić można z własnej, wolnej
woli, nie będąc przymuszonym. W związku z tym, można
powiedzieć, że miłość jest jedynym, prawdziwym
urzeczywistnieniem, ujawnieniem albo realizacją wolności.
Dlatego też, Bóg stworzył aniołów i ludzi wolnymi.
On stworzył ich dla miłości, dlatego aby mogli oni przyłączyć
się do dobroci i szczęśliwości wynikającej z wzajemnej
miłości, w której przebywa sam Bóg w Trójcy Świętej.
Jak powiedziano wyżej, wolność zawiera w sobie ryzyko
niewłaściwego wyboru, ryzyko zboczenia z właściwej drogi.
I taki niewłaściwy wybór został uczyniony przez niektórych
aniołów, a także prarodziców rodu ludzkiego, stąd też zaczęło
się zło. Dlaczego zaistniał ten niewłaściwy wybór, nie da się
tego wytłumaczyć.
Każda istota ludzka, jako stworzenie Boże, posiada daną
mu świadomość, rozsądek i możliwość wyboru, lecz Bóg nie
stworzył zła i dlatego ono samo w sobie pozbawione jest sensu,
jest bezmyślnością, którą nie sposób wyjaśnić. Święci Ojcowie
uczą, że nie będąc stworzone przez Boga, właściwie, po
prawdzie nie istnieje. Jest to, swego rodzaju widmo,
przywidzenie, choroba, wielkość ujemna, minus, lecz minus,
który jednakże może posiadać siłę. Siła ta, to swego rodzaju
pasożyt (zło jest pasożytem), żyjącym tylko siłą organizmu,
w którym powstaje i w którym się żywi.
Siła zła może istnieć tylko w zgodzie z wolą wolnej istoty
stworzonej przez Boga. Na ziemi istnieć może tylko wówczas,
jeżeli wola ludzi jest skłonna do zła i dopóty człowiek z własnej
woli nie wróci na drogę swobodnego wypełniania z miłością woli
Bożej.
Bóg, naturalnie przewidział, że anioł i człowiek mogą
dokonać niewłaściwego wyboru; On wiedział, że niewłaściwy
wybór nastąpi i On (mówiąc czysto po ludzku) "przyjął
odpowiednie środki" do naprawienia wielkiego błędu człowieka.
poprzez własną ofiarę). On bierze wszystkie błędy, całe zło i
wszystkie cierpienia na Siebie, jak gdyby On będąc niewinnym
w jakimkolwiek źle - jest winowajcą zła. Człowiek unikając
miłości, schodzi z drogi miłości, lecz Bóg zawsze pozostaje
Miłością i tylko Miłością.
Ofiara Boża ma dla ludzi ten sens, że daje ludziom
możliwość swobodnego wyboru właściwej drogi. Bóg nie chce i
"nie może" zbawiać ludzi na siłę. On zawsze tylko przywołuje,
ale w Chrystusie, Bóg przywołuje do Siebie ludzi zupełnie po
nowemu.
Dla chrześcijan otwarta została pełnia boskiej miłości,
zasłona spadła i w ofierze Pana, boska miłość ukazała się do
końca, a w Najświętszym Jego Zmartwychwstaniu otwarta
została wszech-zwycięska siła tej miłości. Nam, pozostaje tylko
przyjąć tą boską miłość jako św. priczastije: „przyjmijcie
i zobaczcie jak dobrym jest Pan”.
Tak uczy Cerkiew o istocie zła i wybawieniu się od niego.
A tak mówi o tym św. Jan z Kronsztadu. "Obwiniają Stwórcę...
że nie stworzył nas takimi, abyśmy nie mogli padać i czynić zło!
Dlatego też tym bardziej należy uznawać Go dobrym, ponieważ
dał On nam dar swobody, nie oczekując wdzięczności.
Udowodnił tym swoją bezgraniczną miłość, dając nam dar
swobody, wówczas gdy po upadku naszym posłał On w świat
Syna Jednorodzonego i oddał Go na męki i śmierć za nas”.
Zło nie ma żadnej pozytywnej podstawy i usprawiedliwienia,
i mogłoby go nie być, ale ponieważ ono mimo wszystko jest Bóg chce je zawsze obrócić w dobro.
Teolog Olivier Clement powiedział: "Bóg może wszystko,
oprócz zmuszenia człowieka aby Go polubił. Jest to
paradoksalna bezsilność Boga, który mimo wszystko zostaje
wszechmogącym, co przepowiada nam tajemnicę Krzyża. Bóg
jest na tyle wszechmocnym, że może wstrzymać swoją
wszechmoc." O wystawieniu Adama na próbę, O. Clement
napisał: "Była to konieczna próba sprawdzenia woli człowieka
zjednoczenia z Bogiem w pełnej świadomości miłości."
O cierpieniach niewinnych ludzi, w szczególności niemowląt
czytamy: "dla wierzącego, zabicie niemowląt jest znakiem
bezsilnej złości szatana przed obliczem Tego Niewinnego, który
sam idzie na śmierć, aby wskrzesić wszystkich niewinnych".
"Chrześcijanie
nie
potrzebują
specjalnej
teorii
dla
usprawiedliwienia Boga (teodycję), na wszystkie problemy zła
dopuszczane przez Boga, mają jedną odpowiedź - to Chrystus,
Ukrzyżowany Chrystus, który dobrowolnie przyjął na Siebie, na
zawsze, wszystkie cierpienia świata, Chrystus, odradzając
naszą naturę, otworzył każdemu, kto tylko zechce - wejście do
Królestwa wiecznego i pełnego życia.
Przetłumaczył i opracował Aleksander Nikitorowicz
5
Cypr – wyspa świętych
Niewiele krajów może poszczycić się swoją historią
sięgającą 9000 lat. Już około 6800 lat przed narodzeniem
Chrystusa na Cyprze zamieszkiwały plemiona neolityczne.
Czynnikiem rozwoju cywilizacji na wyspie było odkrycie przed
tysiącami lat miedzi, wytwarzanej z miejscowej rudy zwanej
po łacinie „cuprum”. Także strategiczne położenie wyspy,
położnej w równej odległości około 100 km od wybrzeży
Izraela, Turcji i Libanu przyczyniło się do bogactwa
i pomyślności mieszkańców wyspy, zawsze gościnnej dla
żeglarzy, kupców i pielgrzymów.
Cypr – wyspa znana jako centrum antycznej kultury
hellenistycznej, dziś - oaza współczesnej turystyki, ostatnio
coraz częściej jest dla prawosławnych celem wypraw
pielgrzymkowych. Bo też kraj ten naprawdę może być
nazywany Ziemią Błogosławioną – wyspą świętych. Świadczą
o tym dziesiątki czynnych prawosławnych monasterów,
rozrzuconych po całej wyspie, z których aż 9 zaliczonych
zostało do obiektów światowego dziedzictwa Kultury
UNESCO.
Cypr to kraj, który najwcześniej na świecie oficjalnie
przyjął chrześcijaństwo. Stało się to w 45r. po narodzeniu
Chrystusa (a więc zaledwie kilkanaście lat po Jego Świętym
Zmartwychwstaniu). W owym czasie Cypr był prowincją
Imperium Rzymskiego, a jego stolicą było miasto Pafos,
którym władał prokonsul rzymski Sergius Paweł. I tu właśnie
przybył z Judei święty Apostoł Paweł wraz z apostołem
Barnabą. Władca Cypru został ochrzczony i tym samym Cypr
stał się pierwszym na świecie państwem chrześcijańskim.
W Pafos możemy jeszcze dziś zajrzeć do ruin pierwszej
chrześcijańskiej świątyni z I wieku, której mury pamiętają
również to wiekopomne wydarzenie. I Cypryjczycy przez dwa
tysiące
lat
podążają śladami
prawosławnej
wiary
Chrystusowej, której nauczył Ich święty apostoł Paweł.
W Pafos, kolebce cypryjskiego chrześcijaństwa można
zobaczyć także inne świadectwa; tajemnicze pieczary
i katakumby znane pod nazwą Grobów Cesarskich, kolumnę
świętego Pawła, do której, jak mówią świadectwa, święty był
przywiązany i biczowany, zanim przekonał do nowej wiary
tutejszych mieszkańców Cypru.
Pielgrzymi, którzy przybywają na Cypr samolotem, zwykle
zaczynają swoje spotkanie z Cyprem w Larnace, jednym
z najwcześniejszych na świecie miast chrześcijańskich,
miastem świętego Łazarza. Właśnie w Larnace przez wiele lat
mieszkał wskrzeszony przez Jezusa Chrystusa – Jego
przyjaciel Łazarz, z miasteczka Betania, koło Jerozolimy.
Z powodu prześladowań w Judei, św. Łazarz przypłynął na
Cypr łodzią. Zamieszkał w Larnace, tu został wybrany na
biskupa, tu umarł i został powtórnie pochowany. W miejscu
Jego mogiły zbudowano cerkiew Grobu Świętego Łazarza.
Ikona św. Łazarza przy Jego grobie w Soborze w Larnace
W podziemiach Cerkwi pątnicy mogą skłonić głowę przed
odkopanym niedawno (w latach 70-tych XX w.) kamiennym
sarkofagiem, na którym widnieje napis w języku greckim –
„Przyjaciel Jezusa”. Pamiętamy z Ewangelii jak bliskim
przyjacielem Chrystusa
był
Łazarz. Jezus
zapłakał
dowiedziawszy się o Jego śmierci. I wskrzesił Go czwartego
dnia, kiedy ciało przyjaciela owinięte całunem już podlegało
procesowi rozkładu.
Z Larnaki droga pielgrzymów zwykle wiedzie na północ,
na jedno z najwyższych wzniesień Cypru, górę Krzyża, gdzie
znajduje się jeden z najstarszych i najbardziej znanych
cypryjskich monasterów, Stawrowuni (Stawros – w języku
starogreckim znaczy - krzyż). Męski monaster ma bardzo
rygorystyczną regułę, w którym tylko wyjątkowo mogą
przebywać kobiety (wyłącznie na niedzielnych liturgiach,
w okresie wolnym od postów). Obecnie do klasztoru dojeżdża
się krętą serpentyną, w niedalekiej przeszłości była to zwykła
ścieżka, którą jeszcze do lat osiemdziesiątych XX wieku trzeba
było pokonywać pieszo. W klasztorze Stawrowuni mnisi
przechowują swoje najcenniejsze relikwie: drewniany krzyż łotra
rozumnego (błagorazumnogo razbojnika) i fragment krzyża
Pańskiego wraz z jednym gwoździem Chrystusowym. Mnisi
serdecznie przyjmują pielgrzymów, można skosztować tu
specjału,
monasterskiej
lemoniady,
przygotowywanego
z lokalnych owoców cytrusowych.
Dalsza podróż kieruje zwykle prawosławnych pątników
do żeńskiego klasztoru św. Mikołaja Cudotwórcy. Historia tego
monasteru sięga roku 327, kiedy to został on założony przez
cesarzową Helenę, matkę Bizantyjskiego cesarza Konstantyna
Wielkiego. Z początkami monasteru wiąże się opowieść
o nadzwyczajnej pladze jadowitych żmij, które w tych czasach
opanowały okoliczne miejscowości wyspy. Ówczesny władca
wyspy, Kalokeros polecił zebrać z całej okolicy ponad 1000
kotów i oddać ich w opiekę mniszek klasztoru św. Mikołaja,
aby zwierzęta te mogły polować na żmije. I w ten sposób plaga
została opanowana, a w klasztorze nawet dziś można spotkać
pokaźne stado tych zwierząt, troskliwie chowanych przez
siostry, pamiętające o przysłudze, jaką przed wieloma wiekami
koty oddały mieszkańcom wyspy.
W górach Trodos znajduje się wiele prawosławnych
monasterów, których historia sięga w głąb stuleci. Wśród nich
najsłynniejszy to monaster Kykkos. Sławi się on wspaniałą
architekturą zabudowań, pełnych arkad, schodów i bogato
zdobionych cerkwi, ale przede wszystkim pielgrzymi ci ągną tu
do cudotwórczej ikony Bogurodzicy, napisanej w I w. n.e. ręką
Ewangelisty Łukasza. Sama Matka Boża, jak głoszą źródła,
zobaczywszy swój wizerunek powiedziała „niechaj ikonie tej
towarzyszy moja łaska i łaska mojego Syna”.
Ciekawa jest historia, jak ikona trafi ła w mury klasztoru. Po
wielu przejściach w okresie ikonoklazmu trafiła Ona na dwór
Cesarzy Bizantyjskich. W XI wieku mnisi z monasteru Kykkos
otrzymali Ją w darze dworu cesarskiego za cudowne
uzdrowienie najpierw córki cesarskiej, a potem samego
cesarza, Aleksego Komnenosa. Jedynym życzeniem Cesarza
było, aby ikona była zawsze zasłonięta tak, aby ludzkie oczy
nie mogły oglądać prawdziwego wizerunku Bogurodzicy.
Podanie głosi, że w przeszłości śmiałków, którzy odważyli
się spojrzeć na twarz Przenajświętszej, porażała ślepota. I tak
już od tysiąca lat mnisi z Kykkos, z najwyższą bojaźnią Bożą
oddają cześć ikonie, której wizerunek skryty jest pod złotym
okładem, zakrywającym lik Bogurodzicy. Jedyne wyobrażenie
ikony znajduje się na tkaninie dodatkowo zasłaniającej złoty
okład. Piszący te słowa mógł oddać cześć Matce Bożej stojąc
przed kiotem Jej ikony, umieszczonej z lewej strony
ikonostasu głównej cerkwi monasteru Kykkos. Bardzo rzadko
zdarzało się, by ikona opuszczała mury cerkiewne. Jednak
w latach szczególnej posuchy, mnisi modląc się o zesłanie
deszczu wynoszą ikonę i „krestnym chodem” przenoszą Ją do
kapliczki na szczyt pobliskiej góry. Ikona przenoszona jest
na rękach mnichów w ten sposób, że wizerunek Przeczystej
jest zwrócony ku niebu, aby żaden człowiek świecki, ani
mnich, ani nawet biskup, nie mógł spojrzeć na lik
Bogurodzicy. I jeszcze nie zdarzyło się, aby po tych
modlitwach na Cyprze nie przychodził tak oczekiwany deszcz.
W klasztorze Kykkos czynne jest muzeum, posiadające
niezwykle bogate eksponaty: wspaniałe, złote i srebrne
cerkiewne utensylia, szaty liturgiczne, niezwykle cenne ikony.
Zwiedzających wita przy wejściu, umieszczony na
marmurowej posadzce wizerunek pszczoły, symbolu
Kykkoskiego Monasteru.
W rozmowach z mnichami Kykkos okazało się, że polskie
prawosławie nie jest tu obce. W przeszłości chór monasterski
przyjeżdżał do Polski i brał udział w Festiwalu Muzyki
Cerkiewnej w Hajnówce.
W arkadach zabudowań monasteru Kykkos
Drogą biegnącą ponad klasztorem Kykkos pielgrzymi
mogą dotrzeć do groty, gdzie spoczywają prochy
oswobodziciela Cypru, Arcybiskupa Makariosa III. Dzień i noc
u katafalku bohatera narodowego Cypru czuwa warta
honorowa żołnierzy cypryjskich. Wielkie są zasługi
Arcybiskupa Makariosa i dziś wielu Cypryjczyków wierzy, że
Jego modlitwy chronią wyspę od nieszczęść i przyczyniają się
do pomyślności prawosławnego narodu. Stąd właśnie
Cypryjczycy czerpią wiarę, że już niedługo północna część
wyspy, w tym także podzielona dziś stolica – Nikozja,
okupowane od kilku dziesięcioleci przez wojska tureckie,
zostaną ponownie otwarte i zwrócone prawosławnym. Wierzą,
że niezadługo niedostępne dziś prawosławnym klasztory
w miastach takich jak Famagusta czy Kyrenia, a przede
wszystkim klasztor na przylądku świętego Andrzeja, ponownie
zaczną przyciągać rzesze turystów i pielgrzymów.
Ikonostas z cudotwórczą ikoną Bogurodzicy w monasterze Kykkos
6
Andrzej i Nadzieja Łapko
300 - lecie monasteru
„Sarowska Pustynia”
W końcu lipca 2006r. w guberni Niżnego Nowogrodu
(Rosja) miały miejsce uroczyste obchody poświęcone 300 setnej rocznicy założenia jednego z najsłynniejszych klasztorów
rosyjskich, Pustyni Sarowskiej, miejsca duchowych zmagań
jednego z najbardziej czczonych przez naród prawosławny
starców, świętego Serafima z Sarowa.
Patriarcha Moskiewski Aleksy II wraz z arcybiskupami
i licznym gronem duchowieństwa celebrowali modlitwy do
Świętego Serafima w miasteczku Sarow i pobliskiej wiosce
Diwiejewo, w żeńskim Monasterze Świętej Trójcy, gdzie
znajduje się raka chroniąca odzyskane w cudowny sposób,
w roku 1991, relikwie Świętego.
Za datę założenia klasztoru „Sarowska Pustynia” przyjęto
uważać rok 1706, kiedy to została wyświęcona pierwsza
cerkiew pod wezwaniem Życiodajnego Źródła (Żywonosnyj
Istocznik). W 1709 roku pojawiły się pierwsze zabudowania
a nawet uliczki klasztorne, powstała także podziemna cerkiew
w cześć świętego Antoniego I Teodozjusza z Pieczar
Kijowskich. Obiekty te powstały z funduszy sióstr cara Piotra I,
Marii i Teodozji.
W początkach XX w. w Sarowskim Monasterze było aż 9
świątyń, ostatnią z nich był wyświęcony w 1903 roku sobór,
na cześć Starca Serafima, kanonizowanego w tym roku jako
Świętego Serafima z Sarowa.
Św. Serafim urodził się w Kursku, w rodzinie kupieckiej.
W wieku 17 lat odbył pielgrzymkę do Kijowa, aby pokłonić się
Świętym z Pieczar Kijowskich. W okolicy Kijowa, w Pustyni
Kitajowskiej, od starca Dosifieja młody Prochor otrzymał
błogosławieństwo na wstąpienie do monasteru w Sarowie.
Tutaj przebywał jako nowicjusz przez okres prawie 10 lat, do
czasu, gdy 13 sierpnia 1786 roku, przyjmując imię zakonne
Serafim został postrzyżony na mnicha.
Wkrótce po postrzyżynach, 27 października 1786r.,
Serafim został wyświęcony na diakona przez Biskupa
Włodzimierskiego, Wiktora, a w kilka lat później, 2 września
1788r. został wyświęcony na hieromnicha.
W 1794 roku, z powodu konfliktu z przełożonym klasztoru,
Izajaszem, Serafim oddalił się na pustkowie (dalniaja
pustyńka). W tym celu wybrał typowe dla Sarowskich okolic
pustynne miejsce na prawym brzegu rzeki Sarowki. Tutaj
przez 16 lat przebywał w izolacji od świata, z tego 3 lata w
całkowitym milczeniu, a następnie tysiąc dni i nocy spędził
stojąc na kamieniu, modląc się bezustannie, a tym samym
naśladując wczesnochrześcijańskich słupników.
W 1810 roku mnich Serafim powrócił do Sarowa. Tutaj
ubrany we włosiennicę spędził kolejne 10 lat w całkowitej
izolacji. Następnie, powróciwszy z samoizolacji, zaczął
kontaktować się ze światem, przyjmować potrzebujących
porady i pocieszenia, a nawet uzdrawiać chorych. Bywało,
że w czasie większych świąt, na spotkanie ze starcem
oczekiwało kilka tysięcy pielgrzymów.
Serafim Sarowski wziął czyny udział w założeniu,
w wiosce Diwiejewo, Monasteru Serafimo - Diwiejewskiego.
Starzec zmarł 2 stycznia 1833 roku i został pochowany
przy południowej ścianie ołtarza Soboru Zaśnięcia
Bogurodzicy, tuż obok grobu schimonacha Marka. Miejsce to
wybrał sam starzec niezadługo do swojej śmierci.
W początkach XX wieku biskup Serafim (Cziczagow),
mający dostęp do Cara Mikołaja II, wyprosił decyzję
o rozpoczęciu zbierania dokumentów potwierdzających
świętość Serafima z Sarowa. Zyskał w tej sprawie
przychylność cara, który darzył Starca szczególną czcią po
tym, jak caryca Aleksandra Fiodorowna, odbyła pielgrzymkę
do Sarowskiego Monasteru. Kąpiel carycy w monasterskim
źródełku, usilne modlitwy i wstawiennictwo starca Serafima
spowodowały, że w carskiej urodził się tak długo oczekiwany
syn, Aleksy.
Święty Serafim z Sarowa
Po rewolucji październikowej budynki Sarowskiego
Monasteru zamknięto, wykorzystując je na cele jakże odległe
od religijnych. I dopiero niedawno powróciły one do
prawosławnych. W dniu 17 lipca 2006 roku święty Synod
Rosyjskiej Cerkwi podjął decyzję o przywróceniu statusu
monasteru w Sarowie i wyznaczył przełożonym klasztoru
hieromnicha Barnabę (Baranowa).
Jak
powiedział
podczas
lipcowych
uroczystości
w Sarowskim monasterze Patriarcha Aleksy II, Święty Serafim
Sarowski był otwarty i wyczulony na ludzi, pełen miłości i chęci
niesienia pomocy wszystkim potrzebującym.
Chcielibyśmy przypomnieć pokrótce sylwetkę świętego
Starca Serafima (w życiu świeckim – to Prochor Mosznin
Izydorowicz), jednego z najbardziej czczonych świętych
w Cerkwi Prawosławnej Europy Wschodniej.
W czerwcu 1903 roku relikwie świętego starca zostały
otwarte. Obrzęd kanonizacji miał miejsce w Sarowie
z udziałem samego cara Mikołaja II, w obecności
niesłychanych tłumów pielgrzymów. Od tego czasu relikwie
św. Serafima stały się miejscem szczególnej czci i modlitw
prawosławnego narodu w Sarowskim monasterze.
W latach 20-tych XX wieku klasztor został zamknięty,
a relikwie św. starca wywieziono do miasta Ardatow, po czym
ślad po Nich zaginął. Dopiero w 1991 roku zostały one
odnalezione w Muzem Historii Religii i Ateizmu w Soborze
Kazańskim. Latem tegoż roku zostały one uroczyście
przeniesione na ziemię Niżnego Nowogrodu do Serafimo
Diwiejewskiego Monasteru.
Rosyjska Cerkiew Prawosławna czci pamięć odzyskania
relikwii świętego starca Serafima z Sarowa w dniu 1 sierpnia
wg nowego stylu (17 lipca – według starego stylu). Dzień
pamięci Świętego Serafima – to 2 stycznia, według starego
stylu.
Opracował Andrzej Łapko
7
Historia Relikwii Św. Jana
Chrzciciela
---------------------------------------------------------------------------------------------
W czerwcu 2006r. na ziemie Europy Wschodniej przybyła
relikwia
świętego
Jana
Chrzciciela.
Przywieziono
Ją z monasteru Narodzenia Najświętszej Bogurodzicy
w Cetinje, Czarnogóra, staraniem rosyjskiej fundacji Apostoła
Andrzeja. Mieszkańcy Rosji, Białorusi i Ukrainy mogli pokłonić
się relikwii prawicy św. Jana; tej samej ręki, którą Jan Chrzciciel
położył na głowie Zbawiciela w Dniu Objawienia Pańskiego, nad
wodami rzeki Jordan.
Ikona św. Jana Chrzciciela (Rosja)
Relikwia prawicy św. Proroka Jana Chrzciciela przez ponad
dwa stulecia była własnością domu panujących Rosji.
Początkowo przechowywano ono Ją w pałacu carskim
w Gatczynie, koło St. Petersburga. Po wybuchu rewolucji
została Ona potajemnie wywieziona początkowo do Estonii,
a następnie do Danii, gdzie w tym czasie żyła Maria
Fiodorowna, matka cara Mikołaja II. W 1928 roku, po śmierci
Marii Fiodorowny, córki carycy, wielkie księżne Olga i Ksenia
przekazały relikwię głowie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej
Zagranicą,
metropolicie
Antoniemu
(Chrapowickiemu).
Metropolita zawiózł relikwię początkowo do Niemiec,
a potem, jak zostało to wyjaśnione, przekazał na przechowanie
Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Przez dłuższy czas relikwię
uważano za utraconą bezpowrotnie, jednak podczas wizyty w
Czarnogórze patriarchy Rosji, Aleksego II, relikwia znowu
ujrzała światło dzienne.
7 czerwca 2006r. w monasterze w Cetinje odsłużono
liturgię, po czym szkatuła z relikwią św. Jana Chrzciciela
została przewieziona najpierw do Podgoricy, a następnie
samolotem do Moskwy. W dniach 7 – 15 czerwca relikwii,
której nieustannie asystowali przedstawiciele Patriarchy
Serbskiego, Pawła, przychodziły pokłonić się setki tysięcy
mieszkańców stolicy Rosji. Następnie relikwia była przewożona
po całym kraju, wszędzie spotykana z niezwykłą czcią
i modlitwą. W dniach od 3 do 5 lipca relikwia przebywała
w stolicy Białorusi, Mińsku, a w okresie od 12 lipca – przez kilka
dni w stolicy Ukrainy, Kijowie.
Przypomnijmy pokrótce losy relikwii, do czasu, gdy w roku
1798 znalazła się Ona na ziemi rosyjskiej. Pamiętamy,
że Prorok Jan, Chrzciciel Jezusa Chrystusa, zakończył swoje
ziemskie życie męczeńską śmiercią w twierdzy Macheron,
gdzie został ścięty mieczem z rozkazu króla Heroda Antypasa,
namówiony do tego ohydnego czynu przez swoją żonę,
Herodiadę. Bezgłowe ciało Proroka Jego uczniowie zabrali tego
samego dnia i przewieźli do stolicy starożytnej Samarii (zwanej
w tym czasie Sebastja), gdzie pogrzebano Je tuż obok grobu
proroka Elizeusza. Głowę św. Jana pochowała natomiast
zarządczyni domu Heroda, Joanna, w Jerozolimie, na górze
Oliwnej.
8
Po pewnym czasie Apostoł Łukasz zapragnął zabrać
nienaruszone ciało św. Jana do rodzinnej Antiochii, jednak
chrześcijanie z Sebastii, nie zważając na autorytet Apostoła,
sprzeciwili się temu i pozwolili zabrać jedynie prawą rękę
Jana, która z apostołem Łukaszem trafiła do Antiochii.
Potem nastąpiły czasy Juliana Apostaty (361 – 363), kiedy
chrześcijańskie świętości poddawano prześladowaniom,
rujnowano świątynie, a relikwie świętych wyciągano z grobów
i palono. Relikwia ciała Jana Chrzciciela została schowana
lub też przepadła bez śladu. Jednakże relikwia prawicy
świętego proroka przetrwała okres prześladowań. Mieszkańcy
Antiochii schowali ją w jednej z wież miasta, skąd wydobyto
Ją dopiero po śmierci występnego cara. Wówczas, na kilkaset
lat nastały czasy świętości relikwii, którą umieszczono
w Antiocheńskim Soborze św. Pawła. Każdego roku,
w przeddzień święta Jordanu, arcypasterz Antiochii w czasie
modlitwy podnosił nad tłumem wiernych relikwię św. Jana.
Kiedy w IX w. nastało zagrożenie zbezczeszczeniem
relikwii ze strony atakujących Antiochię fanatycznych wojsk
arabskich, relikwię prawicy św. Jana wywieziono początkowo
do Chalcedonu, a stamtąd - do stolicy Bizancjum,
Konstantynopola. Relikwia była przechowywana w cerkwi
Przenajświętszej Bogurodzicy, potem trafiła do monasteru
Pamakaristos, aby na kolejne kilkaset lat znaleźć zaszczytne
miejsce w Soborze Mądrości Bożej (Haghia Sophia). Z tego
czasu istnieją już pisane świadectwa pielgrzymów z Europy
Wschodniej. W roku 1200 relikwię tę widział pielgrzym
z Nowogrodu, mnich Antoni, późniejszy biskup i święty
rosyjski.
Na dalszych losach relikwii prawosławnych w stolicy
Bizancjum odcisnęła piętno grabież Konstantynopola przez
hordy krzyżowców. Wiele relikwii zostało wówczas
skradzionych i wywiezionych do Europy Zachodniej. Relikwię
prawicy św. Jana udało się wówczas ocalić w Carogrodzie,
jak wówczas nazywano Konstantynopol. Niestety, w roku
1415 zdobycie Konstantynopola przez Turków, diametralnie
zmieniło położenie prawosławia wschodniego. Relikwie
chrześcijańskie, w tym także relikwię prawicy św. Jana
zagrabiono i zamknięto w skarbcu sułtana.
Wojny wewnętrzne w Turcji spowodowały, że relikwią
posłużono się jako zapłatą za pomoc wojskową udzieloną
jednemu z synów sułtana przez zakon rycerski św. Jana,
zwanych Szpitalnikami. W 1484 roku relikwia została wysłana
na wyspę Rodos, gdzie mieściła się rezydencja Szpitalników.
Niedługo potem przewieziono Ją do Włoch, gdzie przez kilka
lat wędrowała z miejsca na miejsce, aby w 1530 roku trafić
w ręce zakonu Joannitów, na wyspę Malta. Po pięćdziesięciu
latach zakon wybudował tu katedrę św. Jana, gdzie relikwia
była przechowywana do końca XVIII w.
W 1797 roku, po wybuchu rewolucji francuskiej, nastąpiło
zbliżenie Zakonu Maltańskiego z dworem panującym w Rosji.
Zakon rycerzy Maltańskich zwrócił się do cara Pawła I
z prośbą o pomoc wojskową i finansową, co też miało
miejsce. Car Paweł I pozwolił nawet wybudować w mieście
Gatczyna, k. St. Petersburga, letnią rezydencję przełożonego
zakonu Maltańskiego. Za okazaną pomoc rycerze zakonu
Maltańskiego podarowali (w 1798 roku) carowi Pawłowi I
relikwię prawicy św. Jana, a także niezwykle cenną ikonę
Bogurodzicy i fragment Krzyża Pańskiego. Wymienione
relikwie przebywały w carskim pałacu w Gatczynie aż do
pierwszych lat rewolucji październikowej. Dalsze losy relikwii,
aż do naszych czasów opisane zostały na wstępie tego
artykułu.
Na podstawie Żurnala Kazańskij Sobor, Nr 6, 2006
opracowała Nadzieja Łapko
Prawosławie w Helsinkach
---------------------------------------------------------------------------------------------
Finlandia to kraj protestancki, pełen dobrobytu, mający bogatą
historię, własną tradycję i kulturę. Ta bliższa nam historia nie
rozpieszczała jednak Finów. Najpierw autonomia pod rządami
Szwedów, potem w XIX wieku - Rosjan, a w wieku XX wojna
i pokój ze Związkiem Radzieckim mogły odcisnąć swoje piętno
na podejściu narodu fińskiego do sąsiadów. Tak się jednak nie
stało. I każdy turysta, znający nowszą historię Finlandii, który
przyjeżdża do stolicy kraju, Helsinek, może się o tym
przekonać. Jeśli jest to myślący turysta z Polski, to ze
zdziwieniem zauważy, że Finowie nie zburzyli śladów po
rządach rosyjskich, tak jak to się stało po pierwszej wojnie
światowej w Polsce z rosyjskimi pomnikami i wieloma
prawosławnymi świątyniami. Wprost przeciwnie, w samym
centrum stolicy nadal wznosi się i błyszczy złotymi kopułami
Sobór Zaśnięcia Bogurodzicy. Na głównym placu przed Katedrą
protestancką stoi pomnik rosyjskiego cara Aleksandra II, a na
nadbrzeżu – można podziwiać zbudowany w XIX wieku przez
Rosjan gmach Zarządu Portu.
Prawosławni Finowie używają nowego kalendarza, zatem
święto Katedralne Soboru przypada tu na 15 sierpnia.
Nabożeństwa w języku fińskim mają miejsce w soboty
00
00
o godz.18 , a w niedziele o godz.10 . Kler soboru tworzą: o.
Wejkko Purmonen, o. Markku Saliminen i o. Mitro Repo.
Sobór otwarty jest dla wszystkich chcących pomodlić się
30
00
w poniedziałki oraz od środy do piątku w godz. 9 do 16 , we
30
00
00
00
wtorki – od godz.9 do 18 , w soboty od godz. 9 do 16 ,
00
00
a w niedziele – od 12 do 15 .
W okresie zimowym
(od 1 października do 30 kwietnia) Sobór otwarty jest od
30
00
wtorku do piątku w godz.9 do 16 .
Cerkiew świętej Trójcy przy ul. Unioninkatu 31 jest
najstarszą świątynią parafii prawosławnej w Helsinkach.
Święto parafialne przypada tutaj na Dzień Św. Trójcy.
Nabożeństwa w tej cerkwi odprawiane są w języku cerkiewno
00
słowiańskim: wsienocznoje bdienije – w soboty o godz.18 ,
00
liturgia w niedziele o godz.10 , a w środy – akatysty
00
o godz.18 . Proboszczem świątyni jest o. Aleksij Szeberg.
Przy cerkwi zorganizowany jest punkt dyżurów, gdzie
w języku rosyjskim można zasięgnąć potrzebnych informacji.
Cerkiew świętej Trójcy w Helsinkach
Katedra protestancka w centrum stolicy Finlandii, Helsinek,
na pierwszym planie pomnik rosyjskiego cara Aleksandra II
Główną prawosławną świątynią stolicy Finlandii jest wspaniały
Sobór Katedralny pod wezwaniem Zaśnięcia Bogurodzicy
(Uspienski Sobor – jak nazywają go Finowie, położony
w samym centrum miasta przy ul. Kanavakatu 1.
Sobór Zaśnięcia Bogurodzicy (Uspienski) w centrum Helsinek
9
00
00
Punkt otwarty jest we wtorki od 9 do 14 i w czwartki od
30
12 do 16 . Po niedzielnej liturgii w przycerkiewnym budynku
organizowane są spotkania przy herbatce.
Cerkiew na Zajeździe (na Podworije), pod wezwaniem
Apostoła Jakuba, Brata Pańskiego i Wielkomęczennicy
Katarzyny położona jest w wielopiętrowym budynku przy
ul. Liisankatu 29 (na 4-tym piętrze). Święto parafialne
obchodzone jest w dniach: 23 i 24 października. Służby
prowadzone są nie tylko w języku starocerkiewno
słowiańskim, ale także w innych językach: szwedzkim,
angielskim, greckim i rumuńskim.
Cerkiew Proroka Eliasza jest kaplicą zbudowaną na
bardzo zadbanym cmentarzu prawosławnym w Helsinkach,
który znajduje się przy ul. Ruohalahti. Święto cerkwi w dniu 20
czerwca. Nabożeństwa odprawiane są w języku fińskim:
00
00
panichida w piątki o godz.17 , liturgia w soboty o 10
(w ostatnią sobotę miesiąca – w języku cerkiewno
słowiańskim). Proboszczem cerkwi jest o. Timo Sojsało.
Cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego pod Helsinkami
w Wantaa, przy ul. Valkoisenlahteentie 48 (Tikurilla). Święto
cerkwi w dniu Wniebowstąpienia Pańskiego. Nabożeństwa
odprawiane są w języku fińskim: w soboty wieczernia
00
00
o godz.18 , liturgia w niedziele o godz.10
(w ostatnią
niedzielę miesiąca dodatkowa liturgia także w języku
cerkiewno słowiańskim). Duchownym jest o. Rimme Chuttu.
00
00
Dyżury w cerkwi we wtorki, w godz. 16 do 18 .
30
Opracowanie - Andrzej Łapko
Prace gospodarcze w 1987 r.
- czyli o tym jak zburzyliśmy świątynię
Szczególne nasilenie akcji burzenia świątyń prawosławnych
w Polsce przypadło na okres międzywojenny (lata 20-te i 30-te)
XX wieku. Myli się jednak ten, kto uważa, że nasze czasy wolne
są od tego typu tragedii. Działy się one niemal na naszych
oczach, w majestacie odgórnych, urzędowych niemal decyzji.
Jedną z takich barbarzyńskich akcji, przeprowadzono niedawno
(w 1987r.) w Zegrzu, mieście położonym tuż przy stolicy kraju,
Warszawie. Akcję tę opisał jej naoczny świadek, żołnierz
Wojska Polskiego. Opis ten, za zgodą autora, z pewnymi
skrótami, przytaczamy poniżej.
„Podczas zajęć poligonowych nadszedł rozkaz o przerwaniu
szkolenia, gdyż nastąpiła pilna konieczność wysłania żołnierzy
na tak zwane prace gospodarcze. W szybkim tempie zwinięto
obozowisko i po załadowaniu się na transport kolejowy
w Prostyni ruszyliśmy w kierunku Stargardu Szczecińskiego.
Niestety z poligonu wracałem sam ponieważ mój szef kompanii
był chory, a na poligonie zachorował d-ca plutonu PTS chor.
Szpak., natomiast drugi d-ca plutonu chor. Zakens leczył
jeszcze kontuzję po wypadku. Nie dość, że byłem sam
to jeszcze zrobiono mnie komendantem tego transportu,
na szczęście nadzorował go oficer stargardzkiej Wojskowej
Komendy Kolejowej kpt. Marian Buczyński, który był moim
kolegą i dlatego udzielił mi daleko idącej praktycznej pomocy.
Miejscem, do którego mieliśmy się udać była Wyższa
Szkoła Oficerska Wojak Łączności w Zegrzu. Wyznaczono trzy
pododdziały, które miały utworzyć zgrupowanie tj.: moją
kompanię desantowo–przeprawową, kompanię saperów
i kompanię inżynieryjno – drogową. Dowódcą całości został
oficer sztabu w stopniu kapitana. Drugie zgrupowanie mia ło
być zorganizowane na WAT–cie
siłami samej kompanii
pontonowej. Jak postanowiono tak zrobiono, batalion opuścił
garnizon na trzy miesiące.
Przyjazd do Zegrza okazał się szybki i sprawny.
Zakwaterowano nas na miejscowym ośrodku ćwiczeń (OC)
w barakach wykonanych z wagonów kolejowych tzw. kl., całość
ogrodzona była siatkowym płotem. Trzeba przyznać, że warunki
socjalne w porównaniu do namiotów poligonu były niezłe,
można rzec, że na ówczesny standard nawet komfortowe.
Dowódca zgrupowania otrzymał stosowne zadania
od komendy szkoły i podzielono nas na kilka grup roboczych.
Moja kompania została przydzielona do pracy na strzelnicy
garnizonowej oraz na przystani ośrodka wypoczynkowego,
natomiast kompania saperów do remontu klubu, a kampanii
inżynieryjno-drogowej przydzielono do pracy rejon poligonu.
Po udzieleniu niezbędnych instruktaży i szkoleniach
przystąpiliśmy do realizacji zadania.
Ponieważ Zegrze leżało blisko Warszawy, przy pierwszej
nadarzającej się okazji
wykorzystując czas wolny, kadra
wyjechała zwiedzać stolicę.
Jedynym, który trochę znał miasto byłem ja, gdyż tam
swego czasu studiowałem. Czasu na tę wycieczkę nie było
zbyt dużo, dlatego oprowadziłem kolegów po kościołach
Krakowskiego Przedmieścia i Starówki. Nie kierowałem się przy
tym
moją
religijnością,
tylko
chciałem
pokazać
im najpiękniejsze obiekty historyczne Warszawy.
Kilka dni po naszej wycieczce grupa ta zawitała do Zegrza,
zrobiono odprawę, po której polecono mi zostać. Dowódca
grupy w obecności dowódcy zgrupowania i oficera politycznego
przeprowadził ze mną, mającą formę raportu, służbową
rozmowę. Stwierdził, że nie życzy sobie abym
wpływał
religijnie
na innych jego podwładnych . Sama idea
przeprowadzenia tej rozmowy była bzdurna, gdyż owa
wycieczka była czysto poznawcza. Natomiast ośmieszył się
dowódca zgrupowania, który okazał się donosicielem lub
ideowym nadgorliwcem.
10
Cerkiew prawosławna św. św. ap. Piotra i Pawła w Zegrzu
Codziennie rano po apelu rozprowadzałem swój
pododdział do wyznaczonych prac. Pierwszą grupę
zostawiałem na strzelnicy, a z drugą szedłem do samej
przystani. Po drodze mijałem stojące z lewej strony jezdni
mury dawnego kościoła. Któregoś dnia poszedłem
przypatrzyć się bliżej temu kościołowi.
Przebudowa cerkwi na kościół katolicki w Zegrzu
Według zasłyszanej relacji kościół miał on być trafiony
podczas działań bojowych i rzeczywiście widać było znaczne
uszkodzenia. Wokół leżały resztki ogrodzenia i jakby śladowe
części nagrobków. Na murach, szczególnie w jednym
miejscu, wyrastały samosiejki drzew. Mury na poziomie 2 –3
metrów wydawały się zdrowe i co mnie zdziwiło były znacznie
grubsze. Muszę przyznać, że obiekt był ładnie położony
i nadal świadczył o swojej dawnej świetności.
Po jakimś czasie, podczas jednej z odpraw z dowódcą
zgrupowania, która nastąpiła po jego wezwaniu do komendy
szkoły, oznajmiono nam, że jest polecenie wysadzenia ruin
kościoła. Dowódca zgrupowania zapytał - kto podjąłby się
tego zadania. Spośród domniemanych kandydatów (po moich
wyjaśnieniach) nie byłem brany pod uwagę, mój argument
był nie do „zbicia”.
Jako
absolwent
WAT-u
nie
miałem
żadnego
doświadczenia minerskiego, zresztą kończyłem specjalność
„maszyny inżynieryjne” i nawet nie posiadałem stosownych
uprawnień do prowadzenia szkolenia w tym zakresie.
Pozostali nie wyrazili jasno swojego zdania, wi ęc mieli czas
się jeszcze zastanowić.
Po „namyśle” to zadanie zgodził się wykonać dowódca
kompanii saperów. Poprosił dowódcę zgrupowania o kilka dni
wolnego aby móc się przygotować i dokonać niezbędnych
obliczeń. Wolne otrzymał i wyjechał do rodziców do Dęblina,
tam rozchorował się i powstał dylemat.
Kolejnym potencjalnym kandydatem, i o największym
doświadczeniu fachowym był dowódca kompanii inżynieryjnodrogowej - por. Włodzimierz Sławuta. On jednak zdecydowanie
odciął się od tego zadania, twierdząc, że temat ten go nie
interesuje i tego nie zrobi. Mówiąc krótko „twardo” odmówił.
Pozostało jeszcze dwóch: chor. Stacharski – żołnierz bardzo
precyzyjny i dokładny (swego czasu uczestniczył w budowie
Mostu Syrena), który zajmował się całą zgromadzoną techniką
wojskową , więc też nie był brany pod uwagę. Ciekawe jest to,
że szkoła mając własnego sapera w całości wykonanie tego
zadania próbowała zrzucić na nas, zupełnie obcych na tym
terenie żołnierzy .
Dowódca zgrupowania pozostał sam z problemem. Zły na
nas, wściekły na dowódcę kompanii saperów, zaczął trenować
swoje umiejętności saperskie na fragmencie starego
fundamentu znajdującego się na terenie szkolnego ośrodka
ćwiczeń, ale kiepsko mu szło. W taką atmosferę
na zgrupowanie wjechał dowódca naszego 7 batalionu saperów
mjr Hieronim Marzęcki. Wysłuchawszy relacji
dostał nie
udawanego szału, rozgniewany
zakazał
dowódcy
zgrupowania zajmować się tym problemem, argumentując
trafnie, że podczas uzgodnień o realizacji prac w WSO przez
7-my batalion saperów nie było mowy o pracach minerskich.
Szkoła znalazła więc drugie wyjście, siłami innej jednostki
rozpoczęto przygotowania do wysadzania. W grubych murach
nawiercano ładunki, wokół kościoła postawiono zwarte szczelne
i wysokie ogrodzenie. Postęp tych prac obserwowałem
codziennie.
W opinii społecznej i plotkach pojawiła się sugestia, że na
wysadzanie ruin kościoła była wyrażona zgoda władz
kościelnych. Mówiono także, że mają być one wysadzone
z powodu braku budulca na rozbudowę ośrodka. Ile w tym było
prawdy – nie wiem.
Idąc kolejny raz na przystań zauważyłem przeciągniętą
magistralę, krzątający się żołnierze zakładali ładunki, natomiast
przy zapalarce manipulował jakiś oficer. Poznałem go. Był to
mój starszy o rok „ wydziałowy kolega”. Zapytałem go skąd jest
... ponieważ do tej jednostki swego czasu był skierowany mój
kolega z sali, spytałem się też o niego. Okazało się, że już w
wojsku nie służył. Wróciłem w tej rozmowie do zadania, które
miał wykonać i użyłem stwierdzenia, że jako „watowiec” nie
powinien się tym zajmować. Stwierdził, że nie miał wyjścia.
Przypomniałem mu, że kończył kierunek maszyny inżynieryjne
i na wysadzaniu nie musi się znać. Na to on, że przez lata
zdobył już doświadczenie. Powiedziałem mu, że w przyszłości
może go za ten kościół „ruszyć” sumienie. Powtórzył – nie
miałem wyjścia. Poszedłem więc na przystań, a on uzbrajać
ładunki.
Gdy minęło kilka godzin zawyła syrena i wstrząsnęło
powietrzem. Wysadzanie było dokładne, wszystko zmieniło się
w gruz, pozostała tylko kolumienka ale ona chyba nie była
zaminowana. Później opowiadano, że przez ogrodzenie
zabezpieczające przedarł się jeden ceglany odłamek, który miał
wlecieć przez
okno i uderzyć w meblościankę jakiegoś
mieszkania. Czy tak było – nie wiem.
Następne dni działalności jakby potwierdziły plotkę
o brakach budulcowych .Do prac na przystani potrzebny był
gruz. Doszczętne zburzenie kościoła zapewniło dostatek tego
materiału. Pierwotnie za jego pomocą chciano wyrównać
wierzchnią powierzchnię schronu przyczółkowego (fortu?)
dawnej twierdzy. Była ona falista, zamierzano zrobić tam coś
w rodzaju tarasu kawiarnianego czy też widokowego. W tym
celu zaczęto zwozić gruz, również sypano go w wykop pod
drogę, tylko nie pamiętam już czy było to w 1987r. czy też
w roku następnym, w którym również przyjechaliśmy na prace
do Zegrza.
Według mojego odczucia fakt wysadzania resztek świątyni
nie wywołał wyczuwalnych, negatywnych, społecznych
11
oddźwięków. Pracujący na przystani bardziej byli pochłonięci
modernizacją tzw. domku komendanta, którego standard dziś
okazałby się śmieszny oraz osobą samego komendanta, który
był delikatnie mówiąc niekonwencjonalny.
Dziś jestem wdzięczny moim ówczesnym przełożonym
i kolegom, że świątynia zegrzyńska nie obciąża mojego
sumienia. Po latach natrafiłem na źródła, w których
wspomniano o sięgającej aż XII w. historii zegrzyńskiej
świątyni, która od XVI w. była kościołem murowanym. W XIX
wieku kościół został rozebrany, a na jego fundamentach
wybudowano murowaną cerkiew. Patronami jej zostali święci:
Piotr i Paweł. Była to inwestycja ściśle związana z budową
w Zegrzu twierdzy wojskowej.
Cerkiew wyświecono 29 kwietnia 1899 r. Wybudowano
ją w stylu moskiewsko – jarosławskim wg projektu inż.
Rakinta. Koszt budowy zamknął się sumą ok. 80 tyś. rubli.
Znajdujące się wewnątrz ikony były kopiami ikon
z prawosławnego soboru w Kijowie.
Po odzyskaniu niepodległości cerkiew stała się katolickim
kościołem garnizonowym i bez architektonicznych przeróbek
przetrwała do 1932 r. Zmian stylu świątyni dokonał ks.
kapelan mjr Żółtowski. Zburzono dzwonnicę, która znajdowała
się nad głównym wejściem, natomiast z jego dwóch stron
dobudowano dwie małe wieże. Przed wejściem postawiono
także dodatkowe kolumny. Dokonano zmian konstrukcji
środkowej kopuły. Przeróbki te całkowicie zmieniły styl
kościoła, nadając mu klasyczny wygląd.
Historia z kościołem nie wyczerpuje wrażeń jakie z Zegrza
pozostały w pamięci. Rok 1987 r. był rokiem kolejnej
papieskiej pielgrzymki. W szkole oficerskiej przygotowano si ę
do niej dobrze. Po skończonej pracy zabroniono wszystkim
opuszczać teren obozowiska. Wokół płotu zintensyfikowano
patrole garnizonowe. Natomiast dla towarzystwa przydzielono
nam swoich uczelnianych oficerów. Szkoda mi ich by ło, gdyż
czuli się w roli „aniołów stróżów” bardzo nieswojo. Dodatkowo
ich morale obniżyła konieczność nocowania na obozowisku.
Telewizor, wystawiony w namiocie- świetlicy, zapewniał
w tych dniach doskonały kontakt ze światem zewnętrznym.
Przypomniała mi się wówczas pierwsza pielgrzymka
z 1979 r. Gdy jako słuchacz WAT-u zostałem usidlony na
ostatnim piętrze mego akademika 04. Pilnowali nas wtedy
poważni pułkownicy z tytułami naukowymi, którzy co chwilę
wszystkich liczyli. Ducha tej wizyty czuliśmy nieco wcześniej,
gdyż na pobliskim lotnisku Bemowo trenowała milicja, a nad
osiedlem latał śmigłowiec z megafonem głoszącym, że mamy
światu pokazać, że jesteśmy cywilizowanym narodem.
W kinie „watowskim” wyświetlano atrakcyjne filmy, które
oglądało się jak teraz telewizję z reklamami. Co jakiś czas
wpadali łącznicy i wywoływali do sprawdzenia obecności albo
pojedyncze osoby albo pododdziały. Oczywiście jedzenie też
się znacznie poprawiło.
Tylko nielicznym podchorążym udało się czmychnąć
do centrum Warszawy. Zrobił to również mój kolega z sali
Włodek Pogorzelski i jeszcze jeden, którego nazwiska nie
pamiętam.
Trzeba przyznać, że propagandowo zadziałano bardzo
dobrze, gdyż uświadomiono nam, że na Plac Zwycięstwa
można będzie dostać się tylko za specjalnymi przepustkami,
że będzie wzmożona kontrola itp. Dlatego gro osób wolało
TV od rzeczywistego uczestnictwa . Nie ukrywam, że ja
również tak myślałem, dlatego tę najważniejszą mszę
oglądałem w TV „ kryjąc” jednocześnie nieobecność Włodka,
do którego byłem fizycznie podobny. Możliwości oglądania
telewizji zapewniono nieograniczone, zresztą tak jak kilka lat
później w Zegrzu.
Papież pojechał i wszystko wróciło do normy. Prace
gospodarcze w Zegrzu trwały miesiąc, po ich zakończeniu
zgrupowanie rozwiązano. Moją kompanię i kompanię saperów
przerzucono do Warszawy na Forty Bema, tam przez kolejne
dwa miesiące pracować mieliśmy na rzecz CWKS – Legia.
Andrzej Szutowicz, Drawno
Hełmy z głów !
Swietłana Stiepanowna TROFIMOWICZJEMIELIANOWA
Matka moja, Maria Iwanowna Trofimowicz, zostawszy
dyrektorem szkoły na stanicy ELTON w obwodzie
stalingradzkim miała 20 lat i uczyła nie tylko dzieci, lecz
i dorosłych w szkole wieczorowej. Podczas wojny nauczyciele
i uczniowie bardzo często odprowadzali licznych poborowych
na front. Zbierali i wysyłali im przesyłki, pisali listy. Po wojnie
wyjechaliśmy z Eltonu, lecz od czasu do czasu przyjeżdżaliśmy
odwiedzić krewnych i rodzinę.
W latach 90 -tych, tu przy memoriale poświeconym pamięci
poległych żołnierzy, zaczepił nas niemłody już człowiek.
On radośnie objął i przytulił moją mamę poznawszy ją jako
dawną swoją nauczycielkę.
Wkrótce i mama również poznała w tym posiwiałym
człowieku swojego ucznia - Pawła Jefremowicza Fomienko,
który był tylko od niej młodszy o 4 lata. Paweł Jefremowicz
wiele nam powiedział o frontowych marszach, walkach,
porażkach i zwycięstwach. Jedną z jego opowiedzianych historii
zanotowałam i chcę dzisiaj ją opowiedzieć:
„Wiosną 1943r. 27-a Samodzielna Czołgowa Brygada 2-gо
Frontu Ukraińskiego pod dowództwem pułkownika Biereżnego
prowadziła ciężkie boje na Ukrainie w rejonie Zwienigorodki.
W składzie załogi naszego czołgu Т-34 było czworo ludzi:
dowódca major Nikołaj Pietrowicz Pierewuszkin pochodzący
z Kujbyszewa, ładowniczy Aleksander Fiedorowicz Podżiwotow
z okolic Czelabińska, strzelec-radiotelegrafista Siergiej
Wasiljewicz Awierczenko z obwodu kaługskiego, i ja –
mechanik - kierowca, Paweł Jefremowicz Fomienko. W tej
bitwie poległo wielu Niemców jak i Rosjan. Pogoda była
paskudna: śnieżyca, mróz, przejmujący zimny wiatr. Noc.
Zgroza, przerażenie! Z prawej, z lewej, biją zewsząd. A Niemcy
mają ciężkie czołgi „Tygrysy”, można je zniszczyć tylko strzałem
w bok. Były one niezwykle groźne dla naszych T-34. Mieliśmy
tylko 17 czołgów, a Niemcy 32 „Tygrysy”. Byliśmy w okrążeniu.
Przebijaliśmy się w walce, mając ciężkie straty. Nocą
wpadliśmy całkowicie w położenie bez wyjścia. I w tym
momencie dowódca mówi: "Czy może ktoś z was chłopcy,
posiada coś takiego, co być może napisała wam wasza matka
lub babcia, aby wspomóc Was w ciężkich chwilach”? (miał on
na myśli słowa modlitwy, lecz wprost nie mógł tego powiedzieć).
Ja odpowiedziałem: "mam karteczkę", - i wyjąłem liścik
z modlitwą. Tą modlitwą błogosławiła mnie moja ciocia, Ola
Ilmieńskaja, w 1942 roku przed moim pójściem na front,
ze słowami: "Synku, czytaj i nie zapominaj".
12
Oto ta modlitwa:
"Ogradi mia, Hospodi, siłoju, Czestnago
i Żiwotworiaszczego Twojego Kresta i sochrani mia
od wsiakogo zła. W ruce Twoi Hospodi Iisusie
Christie Boże mój, predaju duch mój. Ty że mia
błogosławi, Ty mia pomiłuj i żywot wiecznyj daruj
mnie. Spasi Hospodi”.
Najpierw przeczytał modlitwę sam dowódca w świetle
malusieńkiej latareczki, przy huku i łoskocie artyleryjskich
pocisków. Potem rozkazał: "Hełmy z głów". Wszyscy
zdjęliśmy hełmy i on przeczytał na głos trzykrotnie modlitwę.
W Bogu była nasza ostateczna nadzieja, albowiem wyjście
żywym z walki było w tej sytuacji niemożliwe. Pomodliwszy
się, z powrotem nałożyliśmy hełmy i otworzyliśmy silny ogień
w kierunku niemieckiej artylerii i czołgom. I jakimś cudem
przerwaliśmy kordon oblężenia. Nasz czołg wyszedł
z okrążenia bez strat. Z żalem mówię, iż później poległ nasz
radzista Awierczenko, lecz w innym czołgu, z inną załogą. My
pozostali, przeszliśmy całą wojnę jako jedna załoga i
zakończyliśmy ją w Wiedniu. Po dwóch i pół roku uzupełniono
5 spalonych w walkach czołgów nowymi. Nas chronił Bóg.
Mieliśmy swój frontowy kanon: nie zostawiać w czołgu ani
rannego ani poległego towarzysza. W krytycznych sytuacjach,
naciągnąwszy hełmofon mocniej na głowę, znowu
wchodziliśmy do płonącego lub rozbitego czołgu i chwytaliśmy
pozostającego tam towarzysza walki. Tak ratowaliśmy jeden
drugiego.
Karteczka z modlitwą pieczołowicie jest chroniona przez
naszą rodzinę, ja zawsze biorę ją ze sobą w drogę. Podczas
wojny gdy trafiałem do szpitala, to zawsze w spisie rzeczy
osobistych była załączana również i ta karteczka, którą przy
wypisie zawsze mi zwracali. Tak oto z modlitwą przeszedłem
całe swoje życie. Cała piątka nas braci, wróciła z wojny
żywa.”
Ta opowieść jak
mnie się wydaje nie potrzebuje
komentarzy. Kto ma uszy ten słyszy. Dodam od siebie,
że Paweł Jegorowicz zmarł w 1992r. i został pochowany
na cmentarzu miejskim w Eltonie. Na jego mogilnym krzyżu
zamocowana jest ta oto fotografia, którą on nam zostawił na
pożegnanie. Wieczna Mu pamięć i wszystkim poległym
żołnierzom. Karteluszek z modlitwą, napisany ręką prostej
rosyjskiej kobiety z wielką nadzieją i głęboką ufnością na
pomoc Niebiesną w ciężkich momentach życia jest teraz w
moim posiadaniu, będąc chroniony jak relikwia. Jak unikalna
pamiątka i materialne świadectwo tego że, Pan Bóg słyszy
nasze modlitwy.
Tłumaczenie i opracowanie Aleksander Sołowianowicz.
Na podstawie: Russkij Dom Nr 7/2005
Z życia Bractwa
Zarząd Główny - Koło Białostockie
---------------------------------------------------------------------------------------------
Bractwo św. św. Cyryla i Metodego uroczyście uczciło dzień
pamięci swoich duchowych patronów, organizując w dniu 24
maja molebien w intencji swoich członków i sympatyków, a
także w intencji wszystkich ofiarodawców, którzy wsparli 1%
odpisem od podatku dochodowego działania statutowe
Bractwa. Uroczysty molebien miał miejsce w Białymstoku w
soborze św. Mikołaja, z licznym udziałem duchownych i dużej
grupy członków Bractwa z Białegostoku, a także przedstawicieli
Kół Terenowych z Warszawy, Siemiatycz i Hajnówki. W czasie
modlitwy dwukrotnie odczytane zostały imiona kilkuset
ofiarodawców, którzy swoim sercem odpowiedzieli na apel
Zarządu Głównego i zechcieli dokonać wpłat darowizn i 1%
odpisów od podatku dochodowego na rzecz Bractwa.
Po zakończeniu modlitwy, w Centrum Kultury Prawos ławnej
miało miejsce spotkanie, podczas którego wygłoszone zostały
referaty omawiające żywoty świętych Braci Cyryla i Metodego
oraz Ich zasługi dla piśmiennictwa narodów słowiańskich.
Spotkanie zaszczycili swoją obecnością Jego Ekscelencja
Najprzewielebniejszy Jakub, Biskup Białostocki i Gdański,
mniszki z Klasztoru św. Marty i Marii na św. Górze Grabarce
z przełożoną klasztoru, matuszką Hermioną, proboszcz soboru
św. Mikołaja, o. Anatol Ławreszuk, a także duchowni
opiekunowie Bractwa, proboszcz parafii św. Proroka Eliasza
o. Mikołaj Borowik, oraz o. Pafnucy i prot. diakon Jarosław
Makal.
w uznaniu zasług w opiece duchowej i pomocy naszej
organizacji. W dalszej kolejności została odczytana
i złożona na ręce Matuszki Hermiony, decyzja Zarządu
Głównego Bractwa w sprawie przekazania, na bieżące
potrzeby Klasztoru na Św. Górze Grabarce, znaczącej
darowizny w kwocie 25.000 zł, z funduszy pozyskanych
w ramach akcji 1% odpisów od podatku dochodowego.
Dziękując przewodniczącemu Zarządu Głównego Bractwa
za otrzymaną pomoc finansową, Matuszka Hermiona
przekazała Bractwu cenny podarunek w postaci kopii ikony
Matki Boskiej „Iwierskaja”. Spotkanie zakończyła dyskusja
na kierunkami działania i dalszego rozwoju Bractwa, a przed
rozstaniem wszyscy uroczyście odśpiewali „Christos
Woskresie iz Miertwych”.
Uroczyste wręczenie decyzji Zarządu Głównego o wsparciu
finansowym monasteru na Św. Górze Grabarce
Koło Terenowe Bractwa w Ełku
Molebien w soborze św. Mikołaja w dniu patronów Bractwa
św. św. Cyryla i Metodego
Za stołem prezydialnym podczas spotkania w dniu 24 maja 2006r.
Spotkanie rozpoczęło się uroczystym wręczeniem Władyce
Jakubowi Aktu nadania Honorowego Członka Bractwa,
13
---------------------------------------------------------------------------------W dniu 27 maja 2006r. Ełckie Koło Terenowe Bractwa
św. św. Cyryla i Metodego uroczyście uczciło pamięć swoich
duchowych patronów, organizując spotkanie integracyjne.
Uroczystość rozpoczęła się molebnem w cerkwi św. św. ap.
Piotra i Pawła w Ełku, który sprawował proboszcz tutejszej
cerkwi i jednocześnie opiekun duchowny Koła, o. Grzegorz
Biegluk. W czasie modlitwy odczytane zostały imiona
ofiarodawców z parafii w Ełku, którzy przekazali darowizny
i odpisy 1% od podatku dochodowego na rzecz działalności
statutowej Bractwa św. św. Cyryla i Metodego.
W spotkaniu wziął udział przewodniczący Zarządu
Głównego Bractwa, prof. Andrzej Łapko i członek
Białostockiego Koła Terenowego, protodiakon przyklasztornej
parafii w Monasterze w Supraślu, dr Jarosław Makal.
Podczas uroczystości w ełckiej cerkwi w dniu 27 maja 2006r.
Podczas pierwszej części zebrania, które miało miejsce
w cerkwi przewodnicząca Koła Terenowego w Ełku, Halina
Malesiak, w krótkim referacie przypomniała żywoty św. Cyryla
i Metodego, równych Apostołom, Nauczycieli Słowian.
Następnie miała miejsce prezentacja multimedialna pod tytu łem
„Cud Świętego Ognia”, nawiązująca do wydarzeń Wielkiej
Soboty w Jerozolimie, którą przedstawił prof. Andrzej Łapko.
Dalsza, nieformalna część świątecznego zebrania przebiegała
w nowej (jeszcze tymczasowej) siedzibie Koła Terenowego
w Ełku, przy ul. przy ul. Armii Krajowej 8.
***
W dniu 16 lipca w cerkwi ełckiej miały miejsce uroczystości
święta parafialnego św. św. ap. Piotra i Pawła. Koło Terenowe
Bractwa z przewodniczącą Haliną Malesiak aktywnie włączyło
się w organizację uroczystości, na którą przybyło kilku
duchownych i wielu pielgrzymów spoza Ełku. Wśród gości
uroczyście powitano konsula Republiki Austrii, Panią Anastazję
Sandhacker.
Zarząd
Główny
Bractwa
reprezentował
przewodniczący, prof. Andrzej Łapko i skarbnik Aleksander
Sołowianowicz. Po liturgii proboszcz parafii, ks. Grzegorz
Biegluk odczytał w cerkwi nadesłane przez Zarząd Główny
życzenia i decyzję o przekazaniu darowizny w kwocie 1500 zł
na potrzeby wyposażenia nowej siedziby Koła Terenowego
Bractwa w Ełku. Uroczystości obchodów święta parafialnego
zakończyło spotkanie nad jeziorem koło Ełku.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Dalszy ciąg podziękowań za wsparcie
Bractwa w ramach akcji 1% odpisów
Powstał film o świętym
Gabrielu Zabłudowskim
---------------------------------------------------------------------------------------------
Święty Ziemi Białostockiej, męczennik młodzieniec
Gabriel, zwany na Podlasiu - Zabłudowskim doczekał się
dokumentalnego
filmu,
który
powstał
staraniem
prawosławnych filmowców z Rosji. Naród rosyjski od wieków
czci młodzieńca Gabriela, zwanego na Rusi - Białostockim.
Film kręcony był w 2003 roku w Zwierkach, rodzinnej wsi
św. Gabriela, w Białymstoku i okolicach. W filmie
zatytułowanym „Gabriel - Twierdza Boża”, reżyserowanym
przez
znanego
rosyjskiego
religioznawcę
Jurija
Worobiewskiego, przypomniany jest żywot młodzieńca
Gabriela i komentowane są okoliczności Jego męczeńskiej
śmierci z rąk złych ludzi. Opowiedziane są okoliczności
odnalezienia Jego relikwii, na cmentarzu wiejskim pod wsi ą
Zwierki i Ich dalsze losy w Słuckim monasterze i cerkwi
w Grodnie, a także historia uroczystego Ich przeniesienia do
Soboru św. Mikołaja w Białymstoku.
W filmie możemy wysłuchać komentarzy naszego
Władyki Jakuba, a także prawosławnych mieszkańców
Podlasia, którzy z całą otwartością opowiadają o swojej
wdzięczności do świętego Gabriela, a także o cudownych
uzdrowieniach, sprawionych modlitwą do św. męczennika.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Po opublikowaniu, w Biuletynie nr 2/2006, listy darczyńców,
napłynęły do nas kolejne wpłaty, za które Zarząd Główny
Bractwa składa serdeczne podziękowania. Oto uzupełniona
lista darczyńców:
Białystok: Jan Omeljaniuk, Marcin, Mikołaj i Wanda Kuryło,
Poznań: Anna Michalczuk,
Kitowa k. Narwi, Maria Koreniecka,
Hajnówka: Atanazy i Neoniła Aleksandrukowie,
Gdańsk: Michał Niścieruk,
Orla: Sergiusz Kłyczkow,
Warszawa: Ludmiła Kierdaszuk, Roman Romaniuk, Anna
Marczuk, Elżbieta Piwnik, Bazyli i Ludmiła Piwnik, Piotr
Piwnik, Andrzej Florczak.
Jednocześnie pragniemy przeprosić wszystkich tych
darczyńców, których wskutek przeoczenia nie umieściliśmy
w Biuletynie Informacyjnym 2/06.
Bractwo współorganizatorem
Białostockich Dni Muzyki Cerkiewnej
------------------------------------------------------------------------------------W dniach 22–24 września 2006r. odbędą się kolejne
Białostockie Dni Muzyki Cerkiewnej. W bieżącym roku
organizacji tej imprezy podjął się Zarząd Główny Bractwa św.
św. Cyryla i Metodego. Przewidziano koncerty znanych chórów:
30
22 września (piątek) o godz.18 (w gmachu Filharmonii)
1. Chór Moskiewskiej Duchownej Akademii i Seminarium
w Troicko Siergiejewskiej Ławrze.
2. Kameralny Chór Międzynarodowej Fundacji Jedności
Narodów Prawosławnych „Klasyka” z Moskwy.
3. Moskiewski Kameralny Chór Państwowej Szkoły
Muzycznej im. Gniesiejennych.
00
24 września (niedziela) o godz.17 (w cerkwi św. Ducha)
odbędzie się koncert chórów z Polski. Wystąpią kolejno: Chór
Katedry św. św. Marii i Magdaleny z Warszawy, Chór Parafii
Zaśnięcia NMP z Bielska Podlaskiego, Chór ICHOS z Centrum
Kultury Prawosławnej w Białymstoku, Chór DziecięcoMłodzieżowy Parafii Prawosławnej w Supraślu, Chór
RAMONKA z parafii prawosławnej św. Jakuba w Łosince,
Akademicki Chór Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej
z Warszawy oraz Chór Duchowieństwa Diecezji BiałostockoGdańskiej.
14
Winietka video kasety filmu o świętym Gabrielu
W filmie pokazano epizod z wnętrza Soboru św. Mikołaja
w Białymstoku, nagrany przy relikwiach świętego Młodzieńca
Gabriela. W kadrze wystąpiła członkini naszego Bractwa,
Barbara Sidoruk, która w kilku słowach opowiedziała swoją
historię życia, świadcząc o sile modlitwy do św. Gabriela
męczennika za wiarę prawosławną.
Na prośbę zespołu redakcyjnego Pani Barbara Sidoruk
zechciała opowiedzieć historię swojego uzdrowienia
w naszym Biuletynie. Oto Jej wypowiedź:
Po czternastu miesiącach i dziesięciu dniach leżenia
na oddziale chirurgii onkologicznej w Białymstoku, lekarze
wypisali mnie do domu z nakazem ogólnego wzmacniania
organizmu. Był dzień 14 maja 1993 roku. Prowadzący mnie
i główny operujący chirurg, prof. Andrzej Klepacki, zaznaczył
tuż przed wypisaniem ze szpitala, że w niedalekiej
przeszłości, za 2 – 3 miesiące, trzeba będzie jeszcze
zoperować przetokę żółciową.
Podkreślił przy tym, że w Białymstoku nikt tego zabiegu
nie wykonywał, ze względu na brak aparatury i doświadczenia
w tego typu zabiegach.
Wróciłam do domu i swoje pierwsze kroki skierowałam do
modlitewnego kącika z ikonami Chrystusa, Bogurodzicy
i świętych męczenników: młodzieńca Gabriela z Zabłudowa,
św. Barbary, św. męczenników Wileńskich, św. Rodziny
Carskiej Rosji, św. św. Męczenników Chełmskich i Podlaskich.
Wypowiedziałam wówczas słowa całkowitego ofiarowania
siebie na dalsze cierpienia ludzkie, przyrzekłam, że zniosę
wszystko, gdyby nawet trzeba było kroić mnie na milion części,
zniosę, Hospodzi, ze spokojem i wdzięcznością za darowane
mi życie, tylko wielki Boże, ja nie mam już pieniędzy na dalsze
leczenie (wtedy jeszcze nie wiedziałam, czy będę operowana w
kraju, czy zagranicą).
Trwałam w tym stanie ofiarowania na dalsze cierpienia
od 14 maja do 2 lipca 1993 roku. W tym czasie codziennie
przychodziłam do Soboru na św. liturgię, „przykładałam” się do
relikwii św. Gabriela i wciąż dziękowałam za nowe drugie życie,
czyste wskrzeszone radosne życie z nowym wnętrzem
przepojonym do granic miłością do wszystkich i wszystkiego,
miłością która unosi człowieka i porywa do działania
i czynienia wszystkim napotkanym na drodze dobra, do „s łużby”
pełnej oddania. Szczęśliwa byłam, że spełniły się moje
marzenia, gdy leżąc na szpitalnym łóżku prosiłam Boga, aby
choć jeszcze jeden raz znaleźć się w cerkwi i uczestniczyć
w świętej liturgii.
W dniu 2 lipca 1993 roku wybrałam się do lasu zbierać
poziomki i wówczas z lękiem zauważyłam, że dren, który
założono mi w szpitalu, nie odprowadza na zewnątrz żółci.
Wiedziałam, co to może oznaczać, zrozumiałam, że grozi mi
zatrucie żółcią, kolejna sepsa, czyli ogólne zakażenie
organizmu, którego już zapewne nie przeżyję. Nazajutrz
zbadałam laboratoryjnie poziom bilirubiny, który móg ł świadczyć
o procesie zatrucia żółcią. Rezultat badania okazał się tylko
nieco zawyżony względem normy. Zalecone przez lekarza
powtórne badanie dało nawet lepszy wynik, stan bilirubiny
okazał się w normie. Zdziwieni lekarze nie byli w stanie
zrozumieć, gdzie podziewa się żółć, jeśli brak jej w cewniku.
Zalecili wówczas wykonanie badania kontrastowego dróg
żółciowych metodą cholangiografii. Badanie to wykonał urolog
dr Witold Gruszecki, pracujący do dziś na oddziale chirurgii
onkologicznej w Białymstoku.
Odebrałam klisze i udałam się razem z dr Gruszeckim
do mego prowadzącego lekarza, prof. Andrzeja Klepackiego.
Wówczas profesor patrząc na klisze powiedział, że zdarzył się
cud Boży, przetoka żółciowa sama się zamknęła. Stwierdził, że
jest to przypadek nigdy dotąd nie notowany w światowej
literaturze medycznej, to cud, powtarzał prof. Klepacki.
Oniemiałam i osłupiałam słysząc słowa profesora. Obecny przy
tym dr Gruszecki przerwał to chwilowe milczenie pytaniem,
dlaczego, Pani Basiu, nie dziękuje Pani profesorowi?.
Rzuciłam się wówczas ku memu profesorowi i zacz ęłam mu
gorąco dziękować. Profesor nakazał obecnemu tam doktorowi
Gruszeckiemu usunąć niepotrzebny już dren i cewkę
i powiedział: „niech Pani idzie do domu jako człowiek zdrowy,
operacja jest skończona”.
To był wielki finał moich cierpień. Otrzymałam od Boga
wielki dar zdrowia, który nie ma ceny. Cudowny dar, który
z radością spłacam i chcę go spłacać do końca swoich dni.
Teraz żyję tylko dla Boga i bliźnich. Nie dla siebie.
Barbara Sidoruk,
Białystok, 20 lipca 2006r.
Sanktuaria Podlasia – Piatienka
W dniach 29-30 czerwca, kolejny już raz Bractwo
Cerkiewne Trzech Świętych Hierarchów w Białymstoku
zorganizowało pieszą pielgrzymkę z Białegostoku do Piatienki
k. Folwarków Tylwickich. Uroczystości w Piatience odbywają
się co roku w 10-ty piątek po święcie Paschy i mają charakter
maryjny (bohorodicznyj). Upamiętniają objawienie się tam
Preswiatoj Bohorodicy na początku XVIII wieku, podczas
epidemii „morowego powietrza”.
Pielgrzymka rozpoczęła się liturgią świętą w Parafii
Świętego Proroka Eliasza na Dojlidach. Na trasę wyruszyło
około 100 pielgrzymów pod duchową opieką o. Piotra
Pietkiewicza, który na co dzień niesie posługę w Monasterze
Narodzenia najświętszej Bogorodzicy w Białymstoku
Elementem wyróżniającym tegoroczną pielgrzymkę była
modlitwa w lesie niedaleko wsi Zwierki, gdzie wed ług
przekazów było podrzucone ciało Świętego Gabriela po Jego
męczeńskiej śmierci. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w tym
miejscu stał krzyż upamiętniający to wydarzenie. Należy mieć
nadzieję, że wkrótce nowy krzyż powróci na to miejsce.
Do Folwarków Tylwickich pielgrzymi dotarli ok. godz.
16-tej, gdzie z Krestnym chodem powitał ich proboszcz parafii
w Topolanach o. Grzegorz Ostaszewski i mieszkańcy.
Następnie wszyscy przeszli pod znajdujący się na obrzeżach
wsi krzyż upamiętniający cudowne odnowienie się, w 1929r.
ikony „Ukrzyżowania”.
Odprawiono tutaj molebien, a o. Grzegorz przypomniał to
wydarzenie, z którym związane było pielgrzymowanie rzesz
wiernych z Podlasia, Grodzieńszczyzny, a nawet Wołynia.
Z tego miejsca pielgrzymi wraz z mieszkańcami Folwarków
oraz okolicznych wiosek udali się do sanktuarium w Piatience
drogą prowadzącą przez wieś i malownicze pola i łąki.
Po przybyciu do celu pielgrzymki i oficjalnym powitaniu
przez proboszcza, opiekun duchowy pielgrzymki o. Piotr
Pietkiewicz w kaplicy nad uzdrawiającym źródełkiem odsłużył
wodoswiatnyj molebien.. Po poświeceniu wody pielgrzymi
i wszyscy chętni zostali ugoszczeni smakowitym postnym
bigosem przygotowanym przez kobiety z okolicznych wiosek.
Modlitewne czuwanie w cerkwi Podwyższenia Krzyża
Pańskiego w Piatience trwało całą noc. Rozpoczęło się ono
Wsienoszcznym bdienijem, które zostało odprawione przez
duchownych przybyłych z dekanatów białostockiego
i gródeckiego, pod przewodnictwem dziekana gródeckiego,
o. Jana Jaroszuka.
Następnie odsłużono Akatyst
do Przenajświętszej Bogurodzicy, a o godz. 1-szej w nocy
- pierwszą liturgię świętą. Punktem kulminacyjnym
dwudniowych uroczystości w Piatience była święta liturgia
sprawowana o godz. 10-tej w piątek 30 czerwca.
Bractwo Cerkiewne Trzech Świętych Hierarchów składa
serdeczne podziękowania za pomoc w organizacji pielgrzymki
Ojcom: Grzegorzowi Ostaszewskiemu, Mikołajowi Borowikowi
i Piotrowi Pietkiewiczowi. Serdeczne s łowa uznania należą się
także
dyrygującym
podczas
nabożeństw
diakonowi
o. Dymitrowi Tichoniukowi i El żbiecie Petelskiej oraz Julicie
Trochimczuk z Folwarków Tylwickich.
Spasi Hospodi i do zobaczenia w Piatience za rok.
Przewodniczący Bractwa Trzech Świętych Hierarchów
Sławomir Nazaruk
Adres Redakcji Biuletynu:
15-420 - Białystok, ul. Św. Mikołaja 5, p.1.
email: [email protected]
Druk: Drukarnia Monasteru Supraskiego,
16-030 Supraśl, ul. Klasztorna 1
15
Biuletyn Informacyjny – Kwartalnik
Wydawca: Zarząd Główny Bractwa Prawosławnego
św. św. Cyryla i Metodego w Białymstoku
Redagują: A. Łapko, A. Sosna, A. Sołowianowicz,
A. Nikitorowicz, J. Makal.
Skład komputerowy: A. Łapko, A. Sosna

Podobne dokumenty