Biuletyn Informacyjny 2006 3
Transkrypt
Biuletyn Informacyjny 2006 3
Białystok 2006 Во успении мира не оставила еси, Богородице ! Numer 3 (33) Na początek pytanie, jak najbardziej oczywiste – od jak dawna święto figuruje w kalendarzu liturgicznym Kościoła? Otóż święty Hieronim już w IV wieku wspomina, iż na grobie Matki Bożej w Jerozolimie zbudowano świątynię i choć nie nazywa z imienia jej fundatora, można się domyślać, iż była nim święta cesarzowa Helena, o czym mówi tradycja palestyńskich chrześcijan. Dodaje również, że dzień Zaśnięcia Matki Bożej jest bez wątpienia bardziej uroczysty niż dni pamięci świętych, gdyż, jak pisze: „Zbawiciel sam, w całej swej chwale z radością wyszedł na spotkanie Marii, wprowadzając Matkę do swego domu – nieba”. U świętego Augustyna, żyjącego w tym samym okresie, również znajdziemy wzmianki o święcie. Kolejne świadectwa pochodzą z V wieku, ich autorem jest Anatoliusz z Konstantynopola, jeszcze inne z wieku VIII i IX, gdzie poeci: św. Jan z Damaszku, św. Kosma z Majumy oraz Teofan z Nicei opiewają owo wydarzenie w swych poematach, zwanych kanonami. Ikona Zaśnięcia Bogurodzicy (Bułgaria) ____________________________________________________________ 28 sierpnia według nowego stylu (15 sierpnia wg kalendarza juliańskiego) to dobry czas, by tych kilka słów poświęcić Matce Bożej, a dokładniej Jej Zaśnięciu - Uspieniju. W tekście troparionu święta odnajdziemy skrót wszystkiego, o czym mówi to wydarzenie: „Podczas narodzenia Chrystusa zachowałaś dziewictwo, w swym zaśnięciu świata nie pozostawiłaś, Bogurodzico, będąc Matką Życia zmarłaś przechodząc do życia i Twymi modlitwami wybawiasz nasze dusze od śmierci”. Kondakion zaś głosi: „Bogurodzicę - nieustającą w modlitwach i w orędownictwie niezmienną nadzieję ani grób, ani śmierć nie zatrzymały, gdyż Matkę Żywota przeprowadził do życia Ten, który zamieszkał w zawsze dziewiczym łonie”. Początki święta i tradycja z nim związana pochodzi jeszcze z czasów Kościoła niepodzielonego, który jednoznacznie nauczał, iż Maria, jak każdy inny człowiek zmarła, choć w swych tekstach posłużył się pewną metaforą, nazywając ten fakt zaśnięciem. Ranga i znaczenie święta Uspienija wzrosły po V Soborze Powszechnym dzięki bizantyjskiemu cesarzowi Maurycemu (koniec VI wieku), który ustanowił dzień 15 sierpnia, dzień zwycięstwa nad Persami, jako datę święta Zaśnięcia obowiązującą w całym Kościele Wschodnim. I jest tak to do dziś, bo choć w Kościele prawosławnym święto przypada na 28 sierpnia, to jest to dokładnie dzień 15 sierpnia, licząc wg kalendarza, którym posługiwał się cesarz Maurycy, czyli wg tzw. starego stylu. Co ciekawe, jeszcze w VII wieku na Zachodzie papież Sergiusz I, jeden z wielu papieży pochodzących z Syrii, nazwał to święto Zaśnięciem, ale już w następnym wieku zmieniono jego nazwę na Wniebowzięcie. Ze świętem Zaśnięcia Bogurodzicy wiąże się kilka charakterystycznych wydarzeń. Po pierwsze poprzedza je post, trwający dwa tygodnie. W przeciwieństwie do pozostałych postów, praktykowanych w Kościele prawosławnym, ten jest stosunkowo nowym – pierwsze pisane wzmianki pochodzą z roku 920. Są to fragmenty protokołu z obrad synodu, rozpatrującego kwestię dopuszczalności czwartego małżeństwa. Znajdujemy tam następujący zapis dotyczący osób zawierających związek małżeński po raz trzeci. Otóż osoby takie podlegają odpowiedniej kościelnej pokucie i powinny: „przystępować do Komunii Świętej trzy razy do roku: na Wielkanoc, na święto Zaśnięcia Bogurodzicy oraz na Boże Narodzenie, ponieważ święta te poprzedzane są postami”. Według niektórych autorów wspomniany post mógł zostać wydzielony z tzw. Postu Świętych Apostołów, zaczynającego się niegdyś już od pierwszej niedzieli po Pięćdziesiątnicy i trwającego aż do 15 sierpnia czyli do Zaśnięcia Matki Bożej. W przypadku wczesnej Wielkanocy (przypadającej na początku kwietnia) mógł rozpoczynać się nawet w połowie maja i trwać oczywiście aż do połowy sierpnia, a więc dokładnie kwartał. I chyba dlatego w praktyce ludzka słabość przeważyła nad siłą ducha... Kolejną rzeczą towarzyszącą modlitewnemu wspomnieniu Uspienija jest obrzęd lamentacji nad grobem Bogurodzicy (grób symbolizuje świąteczna ikona), celebrowany zwłaszcza w monasterach i w cerkwiach poświęconych temu wydarzeniu. W wielu parafiach prawosławnych na Podlasiu grób Bogurodzicy ustawiany jest na środku cerkwi i adorowany w Święto Zaśnięcia na wzór grobu Jezusowego. Jeszcze z jednym obrzędem związanym ze wspomnianym świętem jest obrzęd poświęcenia ziół i kwiatów, wywodzący się z bardzo starego zwyczaju poświęcania w ten dzień pól uprawnych. Niegdyś duchowni obchodzili z modlitwą i święconą wodą pola uprawne, ale dziś, zwłaszcza w parafiach miejskich, to raczej kwiaty i zioła przynoszone są do świątyni. Warto wspomnieć, że to wydarzenie dla żyjących w diasporze naszych wiernych prawosławnych, zwłaszcza z Pomorza Środkowego, ma znaczenie szczególne. Jest to bowiem święto parafialne koszalińskiej cerkwi, siedziby dekanatu koszalińskiego, do której na czas święta przybywają licznie nie tylko duchowni i wierni z bliższych i dalszych parafii, ale również sympatycy na co dzień związani z innymi Kościołami. Również cerkiew w Gryficach poświęcona została w cześć Zaśnięcia Matki Bożej. Ale jest jeszcze coś. W dniu 15 sierpnia w klasztorze OO. Franciszkanów w Darłowie ma miejsce to samo wydarzenie – Wniebowzięcie Matki Bożej. Co ciekawe, wieczorem w wigilię święta, przed rozpoczęciem procesji prowadzącej przez centrum miasta w jednym z kościołów śpiewany jest akatyst Zaśnięcia Matki Bożej – a więc nabożeństwo nie tylko związane z Kościołem prawosławnym, ale na dodatek celebrowane przez prawosławnych duchownych z reguły pod przewodnictwem księdza dziekana. Takie spotkania stały się już tradycją i weszły na stałe do kalendarza spotkań duchownych różnych Kościołów, pomagając tworzyć tu, na terenie Pomorza Środkowego, atmosferę życzliwości i wzajemnego szacunku, odwołując się do wspólnej, jakże starej tradycji. Jest to jednocześnie doskonały argument dla wszystkich tych, którzy nie wiadomo z jakich powodów twierdzą, że Kościół Wschodni ujmuje coś z chwały należnej Bogurodzicy. Nie, z pewnością nie. Powiem więcej – to właśnie Kościół Wschodni otacza szczególną, wyjątkową czcią Matkę Bożą, czego dowodem jest nie tylko pochodząca z którejś ze średniowiecznych ruskich cerkwi, jakże popularna w Polsce, Częstochowska Ikona Matki Boskiej, ale również niechby i ten, jeden z najpiękniejszych akatystów w dorobku Cerkwi prawosławnej, jakże prawdziwie brzmiący na nietradycyjnie prawosławnej ziemi. Podczas liturgii kościół wychwala Matkę Bożą słowami: ”Czcigodniejszą od Cherubinów i bez porównania chwalebniejszą od Serafinów, któraś bez zmiany zrodziła Boga Słowo, Ciebie prawdziwą Bogurodzicę, wysławiamy”. ks. Mariusz Synak, Słupsk 2 Weźcie swój krzyż i idźcie za mną --------------------------------------------------------------------------------------------- Święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego (Wozdwiżenija Kresta Hospodniaho), zostało ustanowione, abyśmy pamiętali, że w naszym ziemskim życiu są chwile triumfu naszej wiary, i że są chwile zwątpienia, gdy trzeba za nią cierpieć lub gdy wydaje nam się, że tej wiary nie ma – zapomnieliśmy o niej, albo w nas umarła. Poniżej przytaczam 1) opis wydarzeń, które mogą być żywą tego ilustracją . Ojciec Piotr stanął kolanami na niewielki kilimek leżący na lodzie przy samej krawędzi przerębli i zanurzywszy w wodzie duży miedziany krzyż zaśpiewał głośno: „Wo Iordanie 2) kreszczajuszczusia Tiebie, Hospodi …. Dalsze słowa podchwycił dźwięczny głos młodego 3) prisłużnika Stefana: Troiczeskoje jawisia pokłonienije … Razem z nimi troparion święta Chrztu Pańskiego śpiewali mieszkańcy wsi Pokrowka, tłoczący się wokół przerębli wyciętej na kształt krzyża. Woda już zdążyła pokryć się cienką warstwą lodu, gdyż styczeń 1920 roku był bardzo mroźny. Ciężki krzyż, przełamawszy kryształową taflę, zanurzał się w chłodną ciemną wodę i poświęcał ją. Podczas 4) śpiewu słów: I Duch, w widie gołubinie … Nikifor Krynin wsadził rękę za pazuchę, wyjął białego gołębia i podrzucił go nieco na swoich dłoniach. Gołąb zatoczył koło nad przeręblą i poleciał wysoko ku niebu. Zgromadzeni odprowadzali go radosnymi spojrzeniami, jakby widzieli w nim samego Świętego Ducha. Po poświęceniu wody ojciec Piotr poszedł z procesją w stronę cerkwi. Kobiety z wiadrami i butelkami brały wodę wprost z przerębli, a mężczyźni poszli do drugiego otworu, wyrąbanego w lodzie kilkanaście metrów dalej, aby zanurzyć się w Jordanie. Rzeczka Prada w tym dniu zamieniła się w Jordan, płynący tysiące kilometrów od tego miejsca, w dalekiej i jednocześnie bliskiej dla każdego prawosławnego serca - Palestynie. Stefan stanął przed o. Piotrem i wstydliwym głosem poprosił go o błogosławieństwo na kąpiel w przerębli. – Skądże znowu, Stefan, przecież jesteś przeziębiony. – W Jordanie pełnym łaski wyleczę się od każdej choroby, - z wiarą w głosie wypowiedział Stefan. Ojciec Piotr, widząc w jego oczach niemą prośbę, machnął ręką, - idź …. . Przy świątecznym obiedzie, po zaspokojeniu pierwszego głodu, zawiązała się dyskusja. – Słyszałem, że czerwoni ogłosili obowiązkowe oddawanie wszystkiego zboża na potrzeby ludzi w miastach, zaczął Nikifor, - tam przecież nie mają co do ust włożyć. - Jak to wszystkiego zboża, a co będziemy siać wiosną? zdenerwowali się siedzący za stołem chłopi. - Nic na to nie poradzimy, oni mają broń i zabiorą nam wszystko, - ciężko westchnął Nikifor. Jedyna rada, to schować dobrze zboże, ale słyszałem, że nawet przekopują podłogi i jak znajdą, to rozstrzelają. - Dzisiaj chyba nie przyjadą do nas, przecież mamy święto – z nadzieją w głosie powiedział Sawwatij. - Dla nich święto to wtedy, gdy mogą ograbić prawosławny naród. Ale rzeczywiście dzisiaj może będziemy mieli spokój, bo zaczyna się zamieć, - uspokoił wszystkich Nikifor. Matuszka Eudoksja, żona ojca Piotra, cicho siedząca do t ej pory, posmutniała i żałośnie wyszeptała: - Po nich, bezbożnikach, można się wszystkiego spodziewać. Mówią, że w pierwszej kolejności zabijają duchownych, a gdzie ja się podzieję z dziewięciorgiem dzieci? - Popatrzcie na nią, już żywego mnie pochowała, - smutno zażartował ojciec Piotr, - przecież nie biorę udziału w tej ich rewolucji. Odprawiam służby jak należy i nic mi do nich, a im do mnie. - Oj, ojczulku, nie mówcie tak, - wtrąciła się do rozmowy wdowa po żołnierzu, Niura Wostrogłazowa. – W sąsiedniej guberni jest duża wieś Caca. Stoi tam cerkiew, w której służą dwaj duchowni: jeden stary - proboszcz, a drugi młody i dzieci u niego cała gromadka, nie gorzej niż u naszego ojca Piotra. Dowiedzieli się w wiosce, że zbliża się do nich oddział konnicy pod dowództwem okrutnego Bujnowa. Przekazali wieść proboszczowi i poradzili jak najdalej uciekać ze wsi. A on im mówi: Jestem za stary, by uciekać od wrogów Boga, a i tak wszystkie moje siwe włosy są policzone u Niego. Jeśli taka Jego wola, to zginę, ale nie jak najemnik, lecz jako pasterz, który powinien swoje owce strzec od wilków. M łody duchowny szybko się zebrał, wsadził na wóz żonę, dzieci i trochę dobytku, i ruszył jak najdalej w step. Nie uciekł jednak od swojego przeznaczenia, gdyż Pan poprowadził go prosto na wspomniany oddział i tam wysiekli ich wszystkich szablami. A jak wjeżdżali na koniach do wsi, to naprzeciw wyszedł w pełnych szatach i z krzyżem w ręku stary proboszcz. Podskoczył do niego Bujnow i jak machnął szablą, to ręka z krzyżem odleciała od tułowia. Zawrócił i rąbnął w drugą rękę. Białe szaty zalały się krwią. Jak chowali duchownego, to włożyli do trumny jego rękę z krzyżem, gdyż nie dało się ich rozdzielić. – Straszna śmierć, - westchnął ojciec Piotr i przeżegnał się. – Nie dopuść, Panie Boże. Stefan również się przeżegnał i wyszeptał: – Błogosławiony taki ich koniec. Za stołem zapadła cisza. Każdy rozmyślał o ciężkich czasach, jakie nastały i przypominał sobie w myślach zasłyszane ostatnio trwożne wieści. W tym czasie w kierunku wsi jechało kilka sań, które wyprzedzał konny oddział czerwonoarmistów pod dowództwem Artema Krutowa. W pierwszych saniach siedział Ilja Kogan, pełnomocnik komisarza guberni do spraw zaopatrzenia miast w żywność. To on w rzeczywistości był przywódcą tej grupy. Rozmawiał z jadącym obok Krutowym o konieczności rekwirowania zboża na potrzeby pracującego proletariatu. Wtem z daleka dobiegł ich odgłos dzwonu, jakby gromu zwiastującego zbliżającą się nawałnicę. Po chwili usłyszeli jego regularne bicie jak na trwogę. Domyślili się, że zostali zauważeni i przyspieszyli tempo jazdy. To Stefan ich dostrzegł. Poprosiwszy ojca Piotra o błogosławieństwo na przygotowanie cerkwi do wieczornego nabożeństwa, poszedł do ołtarza, wyczyścił podświeczniki, rozłożył szaty o. Piotra i postanowił pójść na dzwonnicę. Miał on tam swoją polową lornetkę, podarek od ojca, przez którą lubił patrzeć na zadziwiającą panoramę otaczających wieś pól, łąk i lasów. Patrząc na zaśnieżone pagórki, zauważył poruszający się cień na jednym z nich. Przez lornetkę rozpoznał charakterystyczne czapki jeźdźców – nie było wątpliwości – to czerwoni. Ręka machinalnie chwyciła sznur największego dzwonu i po chwili wszyscy w wiosce słyszeli jego alarmujący dźwięk. Stefan widział z góry jak wybiegają z chat, wielu z nich z wiadrami jak do pożaru, i kierują się do cerkwi. Zbiegł szybko z dzwonnicy i powiedział o zbliżających się „gościach”. Nikifor nie stracił głowy: – Chłopy, szybko ładować do sań zboże, ile kto może i w las, do Krzywego Jaru. Tam niech przeczeka tą biedę. Wjechawszy do wsi, Kogan natychmiast kazał zamknąć o. Piotra i Stefana w szopie i postawić tam wartowników. Wkrótce pojawił się na rozgrzanym koniu Krutow. – No, Ilja Sołomonycz, bawimy się i odpoczywamy ! – Coś ty, chcesz stanąć przed sądem rewolucyjnym? Nie wypełniliśmy zadania, jakie nam dała partia: mamy tylko zboża na jedne sanie. – Nie denerwuj się, nie dałeś mi dokończyć, znalazło się zboże, w lesie, w jakimś jarze. Trzeba dzwonnikowi podziękować. Dzięki niemu chłopi sami zebrali zboże w kilka sań. Pomógł mi je odnaleźć towarzysz „mauzer”. – I poklepał się znacząco po kaburze. Gdy już siedzieli za stołem pijąc samogon i zagryzając ogórkiem, Kogan rozkazał przyprowadzić o. Piotra. Po chwili wartownicy wepchnęli go do izby. Ojciec Piotr popatrzył najpierw na wiszące w kącie ikony, przeżegnał się, i zatrzymał wzrok na siedzących. - My tutaj wypełniamy zadania naszej partii, sabotażystów rozstrzeliwujemy na miejscu i bez s ądu. – zaczął Krutow. 3 - Boże, czy ja jestem sabotażystą? Odprawiam nabożeństwa i do niczego się nie mieszam. - Te wyjaśnienia nic nie pomogą. Możecie odkupić swoją winę tylko konkretnym czynem. - Jestem gotów, - ucieszył się o. Piotr. - No właśnie. Zaraz zbierzemy ludzi, a wy przed nimi wyrzekniecie się wiary w Boga i przeprosicie, że do tej pory ich oszukiwaliście. Jeśli nie, to ciebie, twojego pomocnika, żonę i dzieci, wszystkich rozstrzelamy. - Jakże tak, to niemożliwe, - wyszeptał o. Piotr, - to nie do pomyślenia. Mnie, to rozumiem, ale ich za co? Oni są niewinni. - Są twoimi pomocnikami i to wystarczy. Pobawimy si ę z twoją żoną a potem kula w łeb, - cicho powiedział Kogan, wprost przebijając o. Piotra swoim nienawistnym spojrzeniem. Te cicho wypowiedziane słowa uzmysłowiły mu, że to nie żadne przechwałki, i serce jego zadrżało. - Zgadzam się, - powiedział ledwo słysząc samego siebie. - A co z twoim młodym pomocnikiem? – spytał Kogan. - Jest posłuszny, powiem mu i zrobi to co ja. Zebrani na placu mieszkańcy wioski słuchali agitacji czerwonego komisarza Kogana. Wiedzieli, że żaden opór nic tu nie pomoże, dlatego słowa o władzy radzieckiej, sojuszu robotników i chłopów oraz o świetlanej przyszłości bez Boga, religii i bez cerkwi, wpadały w cicho stojący tłum nie znajdując żadnego odzewu. - Wasz duchowny, Piotr Tregubow, jako człowiek świadomy i postępowy nie chce dalej żyć otumaniony przez relikt carskiej władzy i zaraz wam sam o tym powie. Tutaj chłopi podnieśli głowy i, patrząc z niedowierzaniem na agitatora, przenieśli wzrok na ojca Piotra, wysilając słuch aby nie uronić ani jednego słowa. - Wybaczcie mi, bracia i siostry. Boga nie ma i nie mog ę was więcej okłamywać. – nie podnosząc głowy powiedział o. Piotr. – Nie mogę, zrozumcie mnie, że nie mogę. Wśród zebranego tłumu podniósł się szum. Teraz, odpychając na bok o. Piotra, wyszedł przed chłopów Kogan. - Rozumiecie, towarzysze, jak trudno było to wyznać waszemu byłemu duchownemu Piotrowi Tregubowowi. Ale sam mi powiedział, że od dawna miał te wątpliwości, tylko nie wiedział jak do tego się odniesiecie. - Tak samo jak do Judasza! – krzyknął ktoś w tłumie. Kogan udał, że nic nie słyszał i polecił przyprowadzić Stefana. Ojciec Piotr podszedł do niego z boku i wyszeptał prosto do ucha: - Stefan, wyrzeknij się, inaczej rozstrzelają a ty jesteś młody, potem na spowiedzi pokajasz się a ja udzielę rozgrzeszenia. Wy, Piotrze Arkadjewiczu, nie możecie mi już nic dać, a Bóg może mi dać wieczny wieniec. Czy mogę zrezygnować z tego bezcennego daru? – i odwróciwszy się w stronę zebranych ludzi, głośno i spokojnie zaczął mówić: - Wierzę, Panie, i wyznaję, że Jesteś naprawdę Chrystusem, Synem Żywego Boga, i przyszedłeś na ziemię aby zbawić grzeszników, wśród których ja jestem pierwszy…Nie dali mu dokończyć. Kogan, czerwony ze złości, przeraźliwie krzyknął: - Mityng zakończony, rozejść się! – i dla podkreślenia tych słów wyjął rewolwer i strzelił ponad głowami stojących, a następnie rozkazał: - Stefana do przerębli, i trzymać tak długo, aż wyrzeknie się swojego Boga. Idąc do domu, ojciec Piotr miał dziwną pustkę w głowie. Do świadomości dobijały się słowa Chrystusa: „Kto się Mnie wyrzeknie przed ludźmi, tego i Ja się wyrzeknę przed Ojcem Moim…”. „Ale i apostoł Piotr też trzykrotnie wyrzekł się Pana a potem pokajał się, i miłosierny Bóg mu przebaczył. Jak tylko ci szubrawcy odjadą, pokajam się i ja przed Bogiem i ludźmi. Chrystus mi przebaczy, a rodzina zostanie przy życiu.” Pomimo tego samousprawiedliwienia wyraźnie czuł jak w jego duszy powstaje zimna, czarna i bezdenna przepaść. Wszedł do izby i usiadł przy stole. Matuszka nic nie mówiąc postawiła przed nim chleb i miskę z kapuśniakiem. Popatrzył na nią żałośnie, szukając pocieszenia, ale ona od razu odwróciła się i zaczęła przestawiać garnki na piecu. Dzieci też nie patrzyły na niego. Młodsze przytuliły się razem, a starsze siedziały na ławce wetknąwszy nosy w książkę. Ojciec Piotr nie znajdował sił aby przerwać to milczenie. Wprost oniemiał w swoim żalu i udręce. W końcu ta cisza stała się nie do zniesienia, waliła wprost jak ogromny młot w jego sumienie i serce. Wstał od stołu, rzucił się na kolana i zawołał: - Wybaczcie mi, na Chrystusa, wybaczcie…Matuszka odwróciła się do niego a jej załzawione oczy nie wyrażając ani gniewu, ani jakiegokolwiek wyrzutu, pytały: „Jak będziemy dalej żyć?” Widząc te oczy, ojciec Piotr poczuł, że musi coś zrobić. Wstał, ubrał kożuszek i wybiegł na dwór. Nogi same poniosły go w stronę rzeki, tam, gdzie rano poświęcał wodę. Jednak po kilku krokach, usiadł prosto w śniegu i wyszeptał: - Panie, dlaczego mnie opuściłeś? Ty przecież wiesz wszystko. Ty wiesz, jak Ciebie kocham. Wielkie łzy pociekły z jego oczu, znikając bez śladu w gęstej czarnej brodzie. Długo tak siedział modląc się i prosząc Boga o wybaczenie. Na niebie pojawił się jasny księżyc i wiele gwiazd, które rozjaśniały czyste styczniowe niebo. Ojciec Piotr podszedł do brzegu rzeki i nagle zobaczył dwóch czerwonoarmistów w długich szynelach trzymających nagiego człowieka ze związanymi rękami. Obok na saniach siedział jeszcze jeden z papierosem w zębach. Na jego znak czerwonoarmiści wrzucili więźnia do wody a po chwili wyciągnęli go ponownie na lód. Świadomość ojca Piotra nagle się ocknęła. Zrozumiał, że nagi więzień to Stefan, a siedzący na saniach to Krutow. Zimna przepaść w jego duszy zaczęła się wypełniać współczuciem dla cierpiącego pomocnika. Chciałoby się podbiec do niego, coś zrobić, jakoś mu pomóc. Ale co można zrobić mając przed sobą trzech uzbrojonych żołnierzy? W tej beznadziejnej sytuacji z piersi ojca Piotra wyrwał się nieludzki krzyk, niosąc ku niebu cały żal za Stefana, matuszkę i dzieci, za siebie i wszystkich udręczonych ludzi. Oprawcy przestraszyli się, chwycili broń i pobiegli w stronę brzegu. Tu zobaczyli ojca Piotra i odetchnęli z ulgą. - Zostawcie go, zostawcie niewinną duszę. - Ale nas przestraszyłeś. Zaraz ci popie pokażemy zabawę na śniegu. Zaczęli okrążać o. Piotra, który pobiegł w stronę pokrytej już cienkim lodem i warstwą śniegu przerębli. Jeden z nich wyjął nóż i zbliżył się do uciekającego. Wtem lód się załamał i prześladowca z ofiarą znaleźli się w lodowatej wodzie. - Tonę, ratunku, ratunku! Na Boga, daj rękę! Drugi z żołnierzy wyciągnął rękę i chwycił tonącego towarzysza. Powoli przesuwając się po lodzie zaczął wyciągać go z wody. Jednak podpłynął z tyłu o. Piotr i chwycił się za niego. Takiego ciężaru ratujący nie mógł udźwignąć, mało tego, kurczowo trzymając podaną rękę tonący wciągnął go do przerębli. Nie wiadomo jak by się to skończyło gdyby nie Krutow. Kolbą karabinu uderzył w głowę ojca Piotra. Ten zanurzył się pod wodę. W następnej chwili Krutow wyciągnął swoich towarzyszy na lód. Nieco później spod lodu pokazała się głowa ojca Piotra. - Panie, Ty wiesz, Ty dobrze wiesz jak Ciebie kocham, wyszeptał, krztusząc się wodą. Podpłynął do przeciwległej krawędzi przerębli i próbował wciągnąć się na lód. W tej chwili rozległ się odgłos wystrzału. To Krutow strzelił ze swojego mauzera i trafił w plecy ojca Piotra. Ten osunął się w wodę i obrócił się twarzą do prześladowców. Nagle uśmiechnął się i powiedział: - Ale jako złoczyńcę wspomnij mnie … Dalej już nic nie mógł powiedzieć i powoli z szeroko otwartymi oczami pogrążał się coraz głębiej w ciemną toń. Krutow gorączkowo zaczął strzelać do tonącego, jedną kulę za drugą aż wyczerpał cały magazynek. Woda w przerębli pociemniała jeszcze bardziej od krwi. - No i mają czerwony chrzest, - splunął Krutow i rozkazał: -Idziemy do izby i wypijemy za spokój duszy. Stefan leżał na łóżku w domu ojca Piotra, a matuszka zmieniała kompresy na jego rozgorączkowanym czole. Miał bardzo wysoką temperaturę. Wtem otworzył oczy i zapytał: - Matuszka, dlaczego nie zapraszacie ich do domu? - Kogo? - A stoją przed drzwiami: mój ojciec, mama i… 4 ojciec Piotr też jest z nimi w białych szatach. Widocznie Bóg mu wybaczył. - Biedny chłopiec, już majaczy, - zapłakała matuszka. - To nie sen, ja ich naprawdę widzę. Wołają mnie. Matuszka, dlaczego ich nie widzisz? Pomóż mi się podnieść, pójdę z nimi, - i Stefan westchnąwszy z ulgą wyszeptał: -Idę, matuszka, do widzenia. - Do widzenia, Stefan. 1) Na podstawie opowiadania Krasnoje Kreszczenije z książki Nieprikajannoje jurodstwo prostych istorij, o. Nikołaja Agafonowa (wyd. ZAO, Spaso-Preobrażenskij Mgarskij Monastyr’, 2005). 2) Gdy przyjmowałeś chrzest w Jordanie, Panie …. 3) Trójcy uwielbienie zostało objawione … 4) a Duch, w postaci gołębicy … diakon dr inż. Jarosław Makal Dlaczego Bóg dopuszcza zło ? --------------------------------------------------------------------------------------------- Pod takim tytułem, w udostępnionych mi do wglądu książkach i innych materiałach, należących do zmarłego 25.12.2004r. proboszcza parafii św. Mikołaja w Białymstoku, ks. dr protoprezbitra śp. Serafima Żeleźniakowicza, znalazłem nie podpisany rękopis referatu anonimowego autora, w jęz. rosyjskim, którego tłumaczenie, przekazuję do wiadomości, czytelnikom „Biuletynu Informacyjnego Bractwa Prawosławnego św. św. Cyryla i Metodego” z uwagi na interesującą odpowiedź na postawione pytanie Wiele ludzi pyta: "jak Bóg, który jest wszechmogący i dobry, który jest Miłością - mógł dopuścić istnienie zła"? Jeżeli nie rozpatrywać bliżej tego pytania, wówczas można by przyjąć, że Boga nie ma, a więc przyjąć ateistyczny pogląd na świat. "Jeżeli Bóg wszystko wie, wszystko przewiduje i mimo to dopuszcza zło, to nie może On być dobrym ani wszechmogącym". Tak mówią ludzie wątpiący. A dalej, wyciągają z tego wniosek: jeżeli Bóg nie jest dobry, nie wszechmocny, to znaczy, że On nie jest Bogiem - mówiąc prosto Boga nie ma". Takie wątpliwości czasami są właściwe ludziom nawet bardzo poważnym. Niektórzy wierzący, jak np. sławny pisarz Fiodor Dostojewski także przechodził podobne zwątpienia, zanim stał się wierzącym. Zwątpienia te wynikają z nieznajomości podstawowych zasad wiary chrześcijańskiej albo z niewiedzy, ale częściej z niechęci przyjęcia do wiadomości, prawdy. Dawno już Ojcowie Cerkwi i wielu chrześcijańskich pisarzy, włącznie do naszych czasów, dawali na te wątpliwości odpowiedź. Odpowiedź jest prosta, ale nie wystarczy ją zrozumieć i zapamiętać, trzeba ją przeżyć jak wyższe prawdy, przyjąć nie tylko rozumem ale i sercem człowieka, a właściwie całym jego jestestwem. Cerkiew uczy, że Bóg jest dobry, jest wszechmocny, ale wszechmoc Boga, to wszechmoc miłości, ponieważ Bóg jest Miłością. Dlatego Bóg nie stworzył zła i można powiedzieć, że nawet nie mógł go stworzyć. Zło, zgodnie z nauką Cerkwi, pojawiło się tylko dlatego, że Bóg stworzył swoje wyższe istoty - tj. człowieka i aniołów na obraz i podobieństwo swoje, czyniąc ich jednocześnie w pełni wolnymi, mogącymi również kroczyć drogą niekoniecznie wskazaną przez Boga. Bóg, to przede wszystkim Miłość i człowiek staje się podobny do Boga, wówczas, gdy wzrasta w miłości. Ale czy można lubić nie będąc wolnym, lubić z konieczności, pod przymusem? Na pewno nie. Lubić można z własnej, wolnej woli, nie będąc przymuszonym. W związku z tym, można powiedzieć, że miłość jest jedynym, prawdziwym urzeczywistnieniem, ujawnieniem albo realizacją wolności. Dlatego też, Bóg stworzył aniołów i ludzi wolnymi. On stworzył ich dla miłości, dlatego aby mogli oni przyłączyć się do dobroci i szczęśliwości wynikającej z wzajemnej miłości, w której przebywa sam Bóg w Trójcy Świętej. Jak powiedziano wyżej, wolność zawiera w sobie ryzyko niewłaściwego wyboru, ryzyko zboczenia z właściwej drogi. I taki niewłaściwy wybór został uczyniony przez niektórych aniołów, a także prarodziców rodu ludzkiego, stąd też zaczęło się zło. Dlaczego zaistniał ten niewłaściwy wybór, nie da się tego wytłumaczyć. Każda istota ludzka, jako stworzenie Boże, posiada daną mu świadomość, rozsądek i możliwość wyboru, lecz Bóg nie stworzył zła i dlatego ono samo w sobie pozbawione jest sensu, jest bezmyślnością, którą nie sposób wyjaśnić. Święci Ojcowie uczą, że nie będąc stworzone przez Boga, właściwie, po prawdzie nie istnieje. Jest to, swego rodzaju widmo, przywidzenie, choroba, wielkość ujemna, minus, lecz minus, który jednakże może posiadać siłę. Siła ta, to swego rodzaju pasożyt (zło jest pasożytem), żyjącym tylko siłą organizmu, w którym powstaje i w którym się żywi. Siła zła może istnieć tylko w zgodzie z wolą wolnej istoty stworzonej przez Boga. Na ziemi istnieć może tylko wówczas, jeżeli wola ludzi jest skłonna do zła i dopóty człowiek z własnej woli nie wróci na drogę swobodnego wypełniania z miłością woli Bożej. Bóg, naturalnie przewidział, że anioł i człowiek mogą dokonać niewłaściwego wyboru; On wiedział, że niewłaściwy wybór nastąpi i On (mówiąc czysto po ludzku) "przyjął odpowiednie środki" do naprawienia wielkiego błędu człowieka. poprzez własną ofiarę). On bierze wszystkie błędy, całe zło i wszystkie cierpienia na Siebie, jak gdyby On będąc niewinnym w jakimkolwiek źle - jest winowajcą zła. Człowiek unikając miłości, schodzi z drogi miłości, lecz Bóg zawsze pozostaje Miłością i tylko Miłością. Ofiara Boża ma dla ludzi ten sens, że daje ludziom możliwość swobodnego wyboru właściwej drogi. Bóg nie chce i "nie może" zbawiać ludzi na siłę. On zawsze tylko przywołuje, ale w Chrystusie, Bóg przywołuje do Siebie ludzi zupełnie po nowemu. Dla chrześcijan otwarta została pełnia boskiej miłości, zasłona spadła i w ofierze Pana, boska miłość ukazała się do końca, a w Najświętszym Jego Zmartwychwstaniu otwarta została wszech-zwycięska siła tej miłości. Nam, pozostaje tylko przyjąć tą boską miłość jako św. priczastije: „przyjmijcie i zobaczcie jak dobrym jest Pan”. Tak uczy Cerkiew o istocie zła i wybawieniu się od niego. A tak mówi o tym św. Jan z Kronsztadu. "Obwiniają Stwórcę... że nie stworzył nas takimi, abyśmy nie mogli padać i czynić zło! Dlatego też tym bardziej należy uznawać Go dobrym, ponieważ dał On nam dar swobody, nie oczekując wdzięczności. Udowodnił tym swoją bezgraniczną miłość, dając nam dar swobody, wówczas gdy po upadku naszym posłał On w świat Syna Jednorodzonego i oddał Go na męki i śmierć za nas”. Zło nie ma żadnej pozytywnej podstawy i usprawiedliwienia, i mogłoby go nie być, ale ponieważ ono mimo wszystko jest Bóg chce je zawsze obrócić w dobro. Teolog Olivier Clement powiedział: "Bóg może wszystko, oprócz zmuszenia człowieka aby Go polubił. Jest to paradoksalna bezsilność Boga, który mimo wszystko zostaje wszechmogącym, co przepowiada nam tajemnicę Krzyża. Bóg jest na tyle wszechmocnym, że może wstrzymać swoją wszechmoc." O wystawieniu Adama na próbę, O. Clement napisał: "Była to konieczna próba sprawdzenia woli człowieka zjednoczenia z Bogiem w pełnej świadomości miłości." O cierpieniach niewinnych ludzi, w szczególności niemowląt czytamy: "dla wierzącego, zabicie niemowląt jest znakiem bezsilnej złości szatana przed obliczem Tego Niewinnego, który sam idzie na śmierć, aby wskrzesić wszystkich niewinnych". "Chrześcijanie nie potrzebują specjalnej teorii dla usprawiedliwienia Boga (teodycję), na wszystkie problemy zła dopuszczane przez Boga, mają jedną odpowiedź - to Chrystus, Ukrzyżowany Chrystus, który dobrowolnie przyjął na Siebie, na zawsze, wszystkie cierpienia świata, Chrystus, odradzając naszą naturę, otworzył każdemu, kto tylko zechce - wejście do Królestwa wiecznego i pełnego życia. Przetłumaczył i opracował Aleksander Nikitorowicz 5 Cypr – wyspa świętych Niewiele krajów może poszczycić się swoją historią sięgającą 9000 lat. Już około 6800 lat przed narodzeniem Chrystusa na Cyprze zamieszkiwały plemiona neolityczne. Czynnikiem rozwoju cywilizacji na wyspie było odkrycie przed tysiącami lat miedzi, wytwarzanej z miejscowej rudy zwanej po łacinie „cuprum”. Także strategiczne położenie wyspy, położnej w równej odległości około 100 km od wybrzeży Izraela, Turcji i Libanu przyczyniło się do bogactwa i pomyślności mieszkańców wyspy, zawsze gościnnej dla żeglarzy, kupców i pielgrzymów. Cypr – wyspa znana jako centrum antycznej kultury hellenistycznej, dziś - oaza współczesnej turystyki, ostatnio coraz częściej jest dla prawosławnych celem wypraw pielgrzymkowych. Bo też kraj ten naprawdę może być nazywany Ziemią Błogosławioną – wyspą świętych. Świadczą o tym dziesiątki czynnych prawosławnych monasterów, rozrzuconych po całej wyspie, z których aż 9 zaliczonych zostało do obiektów światowego dziedzictwa Kultury UNESCO. Cypr to kraj, który najwcześniej na świecie oficjalnie przyjął chrześcijaństwo. Stało się to w 45r. po narodzeniu Chrystusa (a więc zaledwie kilkanaście lat po Jego Świętym Zmartwychwstaniu). W owym czasie Cypr był prowincją Imperium Rzymskiego, a jego stolicą było miasto Pafos, którym władał prokonsul rzymski Sergius Paweł. I tu właśnie przybył z Judei święty Apostoł Paweł wraz z apostołem Barnabą. Władca Cypru został ochrzczony i tym samym Cypr stał się pierwszym na świecie państwem chrześcijańskim. W Pafos możemy jeszcze dziś zajrzeć do ruin pierwszej chrześcijańskiej świątyni z I wieku, której mury pamiętają również to wiekopomne wydarzenie. I Cypryjczycy przez dwa tysiące lat podążają śladami prawosławnej wiary Chrystusowej, której nauczył Ich święty apostoł Paweł. W Pafos, kolebce cypryjskiego chrześcijaństwa można zobaczyć także inne świadectwa; tajemnicze pieczary i katakumby znane pod nazwą Grobów Cesarskich, kolumnę świętego Pawła, do której, jak mówią świadectwa, święty był przywiązany i biczowany, zanim przekonał do nowej wiary tutejszych mieszkańców Cypru. Pielgrzymi, którzy przybywają na Cypr samolotem, zwykle zaczynają swoje spotkanie z Cyprem w Larnace, jednym z najwcześniejszych na świecie miast chrześcijańskich, miastem świętego Łazarza. Właśnie w Larnace przez wiele lat mieszkał wskrzeszony przez Jezusa Chrystusa – Jego przyjaciel Łazarz, z miasteczka Betania, koło Jerozolimy. Z powodu prześladowań w Judei, św. Łazarz przypłynął na Cypr łodzią. Zamieszkał w Larnace, tu został wybrany na biskupa, tu umarł i został powtórnie pochowany. W miejscu Jego mogiły zbudowano cerkiew Grobu Świętego Łazarza. Ikona św. Łazarza przy Jego grobie w Soborze w Larnace W podziemiach Cerkwi pątnicy mogą skłonić głowę przed odkopanym niedawno (w latach 70-tych XX w.) kamiennym sarkofagiem, na którym widnieje napis w języku greckim – „Przyjaciel Jezusa”. Pamiętamy z Ewangelii jak bliskim przyjacielem Chrystusa był Łazarz. Jezus zapłakał dowiedziawszy się o Jego śmierci. I wskrzesił Go czwartego dnia, kiedy ciało przyjaciela owinięte całunem już podlegało procesowi rozkładu. Z Larnaki droga pielgrzymów zwykle wiedzie na północ, na jedno z najwyższych wzniesień Cypru, górę Krzyża, gdzie znajduje się jeden z najstarszych i najbardziej znanych cypryjskich monasterów, Stawrowuni (Stawros – w języku starogreckim znaczy - krzyż). Męski monaster ma bardzo rygorystyczną regułę, w którym tylko wyjątkowo mogą przebywać kobiety (wyłącznie na niedzielnych liturgiach, w okresie wolnym od postów). Obecnie do klasztoru dojeżdża się krętą serpentyną, w niedalekiej przeszłości była to zwykła ścieżka, którą jeszcze do lat osiemdziesiątych XX wieku trzeba było pokonywać pieszo. W klasztorze Stawrowuni mnisi przechowują swoje najcenniejsze relikwie: drewniany krzyż łotra rozumnego (błagorazumnogo razbojnika) i fragment krzyża Pańskiego wraz z jednym gwoździem Chrystusowym. Mnisi serdecznie przyjmują pielgrzymów, można skosztować tu specjału, monasterskiej lemoniady, przygotowywanego z lokalnych owoców cytrusowych. Dalsza podróż kieruje zwykle prawosławnych pątników do żeńskiego klasztoru św. Mikołaja Cudotwórcy. Historia tego monasteru sięga roku 327, kiedy to został on założony przez cesarzową Helenę, matkę Bizantyjskiego cesarza Konstantyna Wielkiego. Z początkami monasteru wiąże się opowieść o nadzwyczajnej pladze jadowitych żmij, które w tych czasach opanowały okoliczne miejscowości wyspy. Ówczesny władca wyspy, Kalokeros polecił zebrać z całej okolicy ponad 1000 kotów i oddać ich w opiekę mniszek klasztoru św. Mikołaja, aby zwierzęta te mogły polować na żmije. I w ten sposób plaga została opanowana, a w klasztorze nawet dziś można spotkać pokaźne stado tych zwierząt, troskliwie chowanych przez siostry, pamiętające o przysłudze, jaką przed wieloma wiekami koty oddały mieszkańcom wyspy. W górach Trodos znajduje się wiele prawosławnych monasterów, których historia sięga w głąb stuleci. Wśród nich najsłynniejszy to monaster Kykkos. Sławi się on wspaniałą architekturą zabudowań, pełnych arkad, schodów i bogato zdobionych cerkwi, ale przede wszystkim pielgrzymi ci ągną tu do cudotwórczej ikony Bogurodzicy, napisanej w I w. n.e. ręką Ewangelisty Łukasza. Sama Matka Boża, jak głoszą źródła, zobaczywszy swój wizerunek powiedziała „niechaj ikonie tej towarzyszy moja łaska i łaska mojego Syna”. Ciekawa jest historia, jak ikona trafi ła w mury klasztoru. Po wielu przejściach w okresie ikonoklazmu trafiła Ona na dwór Cesarzy Bizantyjskich. W XI wieku mnisi z monasteru Kykkos otrzymali Ją w darze dworu cesarskiego za cudowne uzdrowienie najpierw córki cesarskiej, a potem samego cesarza, Aleksego Komnenosa. Jedynym życzeniem Cesarza było, aby ikona była zawsze zasłonięta tak, aby ludzkie oczy nie mogły oglądać prawdziwego wizerunku Bogurodzicy. Podanie głosi, że w przeszłości śmiałków, którzy odważyli się spojrzeć na twarz Przenajświętszej, porażała ślepota. I tak już od tysiąca lat mnisi z Kykkos, z najwyższą bojaźnią Bożą oddają cześć ikonie, której wizerunek skryty jest pod złotym okładem, zakrywającym lik Bogurodzicy. Jedyne wyobrażenie ikony znajduje się na tkaninie dodatkowo zasłaniającej złoty okład. Piszący te słowa mógł oddać cześć Matce Bożej stojąc przed kiotem Jej ikony, umieszczonej z lewej strony ikonostasu głównej cerkwi monasteru Kykkos. Bardzo rzadko zdarzało się, by ikona opuszczała mury cerkiewne. Jednak w latach szczególnej posuchy, mnisi modląc się o zesłanie deszczu wynoszą ikonę i „krestnym chodem” przenoszą Ją do kapliczki na szczyt pobliskiej góry. Ikona przenoszona jest na rękach mnichów w ten sposób, że wizerunek Przeczystej jest zwrócony ku niebu, aby żaden człowiek świecki, ani mnich, ani nawet biskup, nie mógł spojrzeć na lik Bogurodzicy. I jeszcze nie zdarzyło się, aby po tych modlitwach na Cyprze nie przychodził tak oczekiwany deszcz. W klasztorze Kykkos czynne jest muzeum, posiadające niezwykle bogate eksponaty: wspaniałe, złote i srebrne cerkiewne utensylia, szaty liturgiczne, niezwykle cenne ikony. Zwiedzających wita przy wejściu, umieszczony na marmurowej posadzce wizerunek pszczoły, symbolu Kykkoskiego Monasteru. W rozmowach z mnichami Kykkos okazało się, że polskie prawosławie nie jest tu obce. W przeszłości chór monasterski przyjeżdżał do Polski i brał udział w Festiwalu Muzyki Cerkiewnej w Hajnówce. W arkadach zabudowań monasteru Kykkos Drogą biegnącą ponad klasztorem Kykkos pielgrzymi mogą dotrzeć do groty, gdzie spoczywają prochy oswobodziciela Cypru, Arcybiskupa Makariosa III. Dzień i noc u katafalku bohatera narodowego Cypru czuwa warta honorowa żołnierzy cypryjskich. Wielkie są zasługi Arcybiskupa Makariosa i dziś wielu Cypryjczyków wierzy, że Jego modlitwy chronią wyspę od nieszczęść i przyczyniają się do pomyślności prawosławnego narodu. Stąd właśnie Cypryjczycy czerpią wiarę, że już niedługo północna część wyspy, w tym także podzielona dziś stolica – Nikozja, okupowane od kilku dziesięcioleci przez wojska tureckie, zostaną ponownie otwarte i zwrócone prawosławnym. Wierzą, że niezadługo niedostępne dziś prawosławnym klasztory w miastach takich jak Famagusta czy Kyrenia, a przede wszystkim klasztor na przylądku świętego Andrzeja, ponownie zaczną przyciągać rzesze turystów i pielgrzymów. Ikonostas z cudotwórczą ikoną Bogurodzicy w monasterze Kykkos 6 Andrzej i Nadzieja Łapko 300 - lecie monasteru „Sarowska Pustynia” W końcu lipca 2006r. w guberni Niżnego Nowogrodu (Rosja) miały miejsce uroczyste obchody poświęcone 300 setnej rocznicy założenia jednego z najsłynniejszych klasztorów rosyjskich, Pustyni Sarowskiej, miejsca duchowych zmagań jednego z najbardziej czczonych przez naród prawosławny starców, świętego Serafima z Sarowa. Patriarcha Moskiewski Aleksy II wraz z arcybiskupami i licznym gronem duchowieństwa celebrowali modlitwy do Świętego Serafima w miasteczku Sarow i pobliskiej wiosce Diwiejewo, w żeńskim Monasterze Świętej Trójcy, gdzie znajduje się raka chroniąca odzyskane w cudowny sposób, w roku 1991, relikwie Świętego. Za datę założenia klasztoru „Sarowska Pustynia” przyjęto uważać rok 1706, kiedy to została wyświęcona pierwsza cerkiew pod wezwaniem Życiodajnego Źródła (Żywonosnyj Istocznik). W 1709 roku pojawiły się pierwsze zabudowania a nawet uliczki klasztorne, powstała także podziemna cerkiew w cześć świętego Antoniego I Teodozjusza z Pieczar Kijowskich. Obiekty te powstały z funduszy sióstr cara Piotra I, Marii i Teodozji. W początkach XX w. w Sarowskim Monasterze było aż 9 świątyń, ostatnią z nich był wyświęcony w 1903 roku sobór, na cześć Starca Serafima, kanonizowanego w tym roku jako Świętego Serafima z Sarowa. Św. Serafim urodził się w Kursku, w rodzinie kupieckiej. W wieku 17 lat odbył pielgrzymkę do Kijowa, aby pokłonić się Świętym z Pieczar Kijowskich. W okolicy Kijowa, w Pustyni Kitajowskiej, od starca Dosifieja młody Prochor otrzymał błogosławieństwo na wstąpienie do monasteru w Sarowie. Tutaj przebywał jako nowicjusz przez okres prawie 10 lat, do czasu, gdy 13 sierpnia 1786 roku, przyjmując imię zakonne Serafim został postrzyżony na mnicha. Wkrótce po postrzyżynach, 27 października 1786r., Serafim został wyświęcony na diakona przez Biskupa Włodzimierskiego, Wiktora, a w kilka lat później, 2 września 1788r. został wyświęcony na hieromnicha. W 1794 roku, z powodu konfliktu z przełożonym klasztoru, Izajaszem, Serafim oddalił się na pustkowie (dalniaja pustyńka). W tym celu wybrał typowe dla Sarowskich okolic pustynne miejsce na prawym brzegu rzeki Sarowki. Tutaj przez 16 lat przebywał w izolacji od świata, z tego 3 lata w całkowitym milczeniu, a następnie tysiąc dni i nocy spędził stojąc na kamieniu, modląc się bezustannie, a tym samym naśladując wczesnochrześcijańskich słupników. W 1810 roku mnich Serafim powrócił do Sarowa. Tutaj ubrany we włosiennicę spędził kolejne 10 lat w całkowitej izolacji. Następnie, powróciwszy z samoizolacji, zaczął kontaktować się ze światem, przyjmować potrzebujących porady i pocieszenia, a nawet uzdrawiać chorych. Bywało, że w czasie większych świąt, na spotkanie ze starcem oczekiwało kilka tysięcy pielgrzymów. Serafim Sarowski wziął czyny udział w założeniu, w wiosce Diwiejewo, Monasteru Serafimo - Diwiejewskiego. Starzec zmarł 2 stycznia 1833 roku i został pochowany przy południowej ścianie ołtarza Soboru Zaśnięcia Bogurodzicy, tuż obok grobu schimonacha Marka. Miejsce to wybrał sam starzec niezadługo do swojej śmierci. W początkach XX wieku biskup Serafim (Cziczagow), mający dostęp do Cara Mikołaja II, wyprosił decyzję o rozpoczęciu zbierania dokumentów potwierdzających świętość Serafima z Sarowa. Zyskał w tej sprawie przychylność cara, który darzył Starca szczególną czcią po tym, jak caryca Aleksandra Fiodorowna, odbyła pielgrzymkę do Sarowskiego Monasteru. Kąpiel carycy w monasterskim źródełku, usilne modlitwy i wstawiennictwo starca Serafima spowodowały, że w carskiej urodził się tak długo oczekiwany syn, Aleksy. Święty Serafim z Sarowa Po rewolucji październikowej budynki Sarowskiego Monasteru zamknięto, wykorzystując je na cele jakże odległe od religijnych. I dopiero niedawno powróciły one do prawosławnych. W dniu 17 lipca 2006 roku święty Synod Rosyjskiej Cerkwi podjął decyzję o przywróceniu statusu monasteru w Sarowie i wyznaczył przełożonym klasztoru hieromnicha Barnabę (Baranowa). Jak powiedział podczas lipcowych uroczystości w Sarowskim monasterze Patriarcha Aleksy II, Święty Serafim Sarowski był otwarty i wyczulony na ludzi, pełen miłości i chęci niesienia pomocy wszystkim potrzebującym. Chcielibyśmy przypomnieć pokrótce sylwetkę świętego Starca Serafima (w życiu świeckim – to Prochor Mosznin Izydorowicz), jednego z najbardziej czczonych świętych w Cerkwi Prawosławnej Europy Wschodniej. W czerwcu 1903 roku relikwie świętego starca zostały otwarte. Obrzęd kanonizacji miał miejsce w Sarowie z udziałem samego cara Mikołaja II, w obecności niesłychanych tłumów pielgrzymów. Od tego czasu relikwie św. Serafima stały się miejscem szczególnej czci i modlitw prawosławnego narodu w Sarowskim monasterze. W latach 20-tych XX wieku klasztor został zamknięty, a relikwie św. starca wywieziono do miasta Ardatow, po czym ślad po Nich zaginął. Dopiero w 1991 roku zostały one odnalezione w Muzem Historii Religii i Ateizmu w Soborze Kazańskim. Latem tegoż roku zostały one uroczyście przeniesione na ziemię Niżnego Nowogrodu do Serafimo Diwiejewskiego Monasteru. Rosyjska Cerkiew Prawosławna czci pamięć odzyskania relikwii świętego starca Serafima z Sarowa w dniu 1 sierpnia wg nowego stylu (17 lipca – według starego stylu). Dzień pamięci Świętego Serafima – to 2 stycznia, według starego stylu. Opracował Andrzej Łapko 7 Historia Relikwii Św. Jana Chrzciciela --------------------------------------------------------------------------------------------- W czerwcu 2006r. na ziemie Europy Wschodniej przybyła relikwia świętego Jana Chrzciciela. Przywieziono Ją z monasteru Narodzenia Najświętszej Bogurodzicy w Cetinje, Czarnogóra, staraniem rosyjskiej fundacji Apostoła Andrzeja. Mieszkańcy Rosji, Białorusi i Ukrainy mogli pokłonić się relikwii prawicy św. Jana; tej samej ręki, którą Jan Chrzciciel położył na głowie Zbawiciela w Dniu Objawienia Pańskiego, nad wodami rzeki Jordan. Ikona św. Jana Chrzciciela (Rosja) Relikwia prawicy św. Proroka Jana Chrzciciela przez ponad dwa stulecia była własnością domu panujących Rosji. Początkowo przechowywano ono Ją w pałacu carskim w Gatczynie, koło St. Petersburga. Po wybuchu rewolucji została Ona potajemnie wywieziona początkowo do Estonii, a następnie do Danii, gdzie w tym czasie żyła Maria Fiodorowna, matka cara Mikołaja II. W 1928 roku, po śmierci Marii Fiodorowny, córki carycy, wielkie księżne Olga i Ksenia przekazały relikwię głowie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Zagranicą, metropolicie Antoniemu (Chrapowickiemu). Metropolita zawiózł relikwię początkowo do Niemiec, a potem, jak zostało to wyjaśnione, przekazał na przechowanie Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Przez dłuższy czas relikwię uważano za utraconą bezpowrotnie, jednak podczas wizyty w Czarnogórze patriarchy Rosji, Aleksego II, relikwia znowu ujrzała światło dzienne. 7 czerwca 2006r. w monasterze w Cetinje odsłużono liturgię, po czym szkatuła z relikwią św. Jana Chrzciciela została przewieziona najpierw do Podgoricy, a następnie samolotem do Moskwy. W dniach 7 – 15 czerwca relikwii, której nieustannie asystowali przedstawiciele Patriarchy Serbskiego, Pawła, przychodziły pokłonić się setki tysięcy mieszkańców stolicy Rosji. Następnie relikwia była przewożona po całym kraju, wszędzie spotykana z niezwykłą czcią i modlitwą. W dniach od 3 do 5 lipca relikwia przebywała w stolicy Białorusi, Mińsku, a w okresie od 12 lipca – przez kilka dni w stolicy Ukrainy, Kijowie. Przypomnijmy pokrótce losy relikwii, do czasu, gdy w roku 1798 znalazła się Ona na ziemi rosyjskiej. Pamiętamy, że Prorok Jan, Chrzciciel Jezusa Chrystusa, zakończył swoje ziemskie życie męczeńską śmiercią w twierdzy Macheron, gdzie został ścięty mieczem z rozkazu króla Heroda Antypasa, namówiony do tego ohydnego czynu przez swoją żonę, Herodiadę. Bezgłowe ciało Proroka Jego uczniowie zabrali tego samego dnia i przewieźli do stolicy starożytnej Samarii (zwanej w tym czasie Sebastja), gdzie pogrzebano Je tuż obok grobu proroka Elizeusza. Głowę św. Jana pochowała natomiast zarządczyni domu Heroda, Joanna, w Jerozolimie, na górze Oliwnej. 8 Po pewnym czasie Apostoł Łukasz zapragnął zabrać nienaruszone ciało św. Jana do rodzinnej Antiochii, jednak chrześcijanie z Sebastii, nie zważając na autorytet Apostoła, sprzeciwili się temu i pozwolili zabrać jedynie prawą rękę Jana, która z apostołem Łukaszem trafiła do Antiochii. Potem nastąpiły czasy Juliana Apostaty (361 – 363), kiedy chrześcijańskie świętości poddawano prześladowaniom, rujnowano świątynie, a relikwie świętych wyciągano z grobów i palono. Relikwia ciała Jana Chrzciciela została schowana lub też przepadła bez śladu. Jednakże relikwia prawicy świętego proroka przetrwała okres prześladowań. Mieszkańcy Antiochii schowali ją w jednej z wież miasta, skąd wydobyto Ją dopiero po śmierci występnego cara. Wówczas, na kilkaset lat nastały czasy świętości relikwii, którą umieszczono w Antiocheńskim Soborze św. Pawła. Każdego roku, w przeddzień święta Jordanu, arcypasterz Antiochii w czasie modlitwy podnosił nad tłumem wiernych relikwię św. Jana. Kiedy w IX w. nastało zagrożenie zbezczeszczeniem relikwii ze strony atakujących Antiochię fanatycznych wojsk arabskich, relikwię prawicy św. Jana wywieziono początkowo do Chalcedonu, a stamtąd - do stolicy Bizancjum, Konstantynopola. Relikwia była przechowywana w cerkwi Przenajświętszej Bogurodzicy, potem trafiła do monasteru Pamakaristos, aby na kolejne kilkaset lat znaleźć zaszczytne miejsce w Soborze Mądrości Bożej (Haghia Sophia). Z tego czasu istnieją już pisane świadectwa pielgrzymów z Europy Wschodniej. W roku 1200 relikwię tę widział pielgrzym z Nowogrodu, mnich Antoni, późniejszy biskup i święty rosyjski. Na dalszych losach relikwii prawosławnych w stolicy Bizancjum odcisnęła piętno grabież Konstantynopola przez hordy krzyżowców. Wiele relikwii zostało wówczas skradzionych i wywiezionych do Europy Zachodniej. Relikwię prawicy św. Jana udało się wówczas ocalić w Carogrodzie, jak wówczas nazywano Konstantynopol. Niestety, w roku 1415 zdobycie Konstantynopola przez Turków, diametralnie zmieniło położenie prawosławia wschodniego. Relikwie chrześcijańskie, w tym także relikwię prawicy św. Jana zagrabiono i zamknięto w skarbcu sułtana. Wojny wewnętrzne w Turcji spowodowały, że relikwią posłużono się jako zapłatą za pomoc wojskową udzieloną jednemu z synów sułtana przez zakon rycerski św. Jana, zwanych Szpitalnikami. W 1484 roku relikwia została wysłana na wyspę Rodos, gdzie mieściła się rezydencja Szpitalników. Niedługo potem przewieziono Ją do Włoch, gdzie przez kilka lat wędrowała z miejsca na miejsce, aby w 1530 roku trafić w ręce zakonu Joannitów, na wyspę Malta. Po pięćdziesięciu latach zakon wybudował tu katedrę św. Jana, gdzie relikwia była przechowywana do końca XVIII w. W 1797 roku, po wybuchu rewolucji francuskiej, nastąpiło zbliżenie Zakonu Maltańskiego z dworem panującym w Rosji. Zakon rycerzy Maltańskich zwrócił się do cara Pawła I z prośbą o pomoc wojskową i finansową, co też miało miejsce. Car Paweł I pozwolił nawet wybudować w mieście Gatczyna, k. St. Petersburga, letnią rezydencję przełożonego zakonu Maltańskiego. Za okazaną pomoc rycerze zakonu Maltańskiego podarowali (w 1798 roku) carowi Pawłowi I relikwię prawicy św. Jana, a także niezwykle cenną ikonę Bogurodzicy i fragment Krzyża Pańskiego. Wymienione relikwie przebywały w carskim pałacu w Gatczynie aż do pierwszych lat rewolucji październikowej. Dalsze losy relikwii, aż do naszych czasów opisane zostały na wstępie tego artykułu. Na podstawie Żurnala Kazańskij Sobor, Nr 6, 2006 opracowała Nadzieja Łapko Prawosławie w Helsinkach --------------------------------------------------------------------------------------------- Finlandia to kraj protestancki, pełen dobrobytu, mający bogatą historię, własną tradycję i kulturę. Ta bliższa nam historia nie rozpieszczała jednak Finów. Najpierw autonomia pod rządami Szwedów, potem w XIX wieku - Rosjan, a w wieku XX wojna i pokój ze Związkiem Radzieckim mogły odcisnąć swoje piętno na podejściu narodu fińskiego do sąsiadów. Tak się jednak nie stało. I każdy turysta, znający nowszą historię Finlandii, który przyjeżdża do stolicy kraju, Helsinek, może się o tym przekonać. Jeśli jest to myślący turysta z Polski, to ze zdziwieniem zauważy, że Finowie nie zburzyli śladów po rządach rosyjskich, tak jak to się stało po pierwszej wojnie światowej w Polsce z rosyjskimi pomnikami i wieloma prawosławnymi świątyniami. Wprost przeciwnie, w samym centrum stolicy nadal wznosi się i błyszczy złotymi kopułami Sobór Zaśnięcia Bogurodzicy. Na głównym placu przed Katedrą protestancką stoi pomnik rosyjskiego cara Aleksandra II, a na nadbrzeżu – można podziwiać zbudowany w XIX wieku przez Rosjan gmach Zarządu Portu. Prawosławni Finowie używają nowego kalendarza, zatem święto Katedralne Soboru przypada tu na 15 sierpnia. Nabożeństwa w języku fińskim mają miejsce w soboty 00 00 o godz.18 , a w niedziele o godz.10 . Kler soboru tworzą: o. Wejkko Purmonen, o. Markku Saliminen i o. Mitro Repo. Sobór otwarty jest dla wszystkich chcących pomodlić się 30 00 w poniedziałki oraz od środy do piątku w godz. 9 do 16 , we 30 00 00 00 wtorki – od godz.9 do 18 , w soboty od godz. 9 do 16 , 00 00 a w niedziele – od 12 do 15 . W okresie zimowym (od 1 października do 30 kwietnia) Sobór otwarty jest od 30 00 wtorku do piątku w godz.9 do 16 . Cerkiew świętej Trójcy przy ul. Unioninkatu 31 jest najstarszą świątynią parafii prawosławnej w Helsinkach. Święto parafialne przypada tutaj na Dzień Św. Trójcy. Nabożeństwa w tej cerkwi odprawiane są w języku cerkiewno 00 słowiańskim: wsienocznoje bdienije – w soboty o godz.18 , 00 liturgia w niedziele o godz.10 , a w środy – akatysty 00 o godz.18 . Proboszczem świątyni jest o. Aleksij Szeberg. Przy cerkwi zorganizowany jest punkt dyżurów, gdzie w języku rosyjskim można zasięgnąć potrzebnych informacji. Cerkiew świętej Trójcy w Helsinkach Katedra protestancka w centrum stolicy Finlandii, Helsinek, na pierwszym planie pomnik rosyjskiego cara Aleksandra II Główną prawosławną świątynią stolicy Finlandii jest wspaniały Sobór Katedralny pod wezwaniem Zaśnięcia Bogurodzicy (Uspienski Sobor – jak nazywają go Finowie, położony w samym centrum miasta przy ul. Kanavakatu 1. Sobór Zaśnięcia Bogurodzicy (Uspienski) w centrum Helsinek 9 00 00 Punkt otwarty jest we wtorki od 9 do 14 i w czwartki od 30 12 do 16 . Po niedzielnej liturgii w przycerkiewnym budynku organizowane są spotkania przy herbatce. Cerkiew na Zajeździe (na Podworije), pod wezwaniem Apostoła Jakuba, Brata Pańskiego i Wielkomęczennicy Katarzyny położona jest w wielopiętrowym budynku przy ul. Liisankatu 29 (na 4-tym piętrze). Święto parafialne obchodzone jest w dniach: 23 i 24 października. Służby prowadzone są nie tylko w języku starocerkiewno słowiańskim, ale także w innych językach: szwedzkim, angielskim, greckim i rumuńskim. Cerkiew Proroka Eliasza jest kaplicą zbudowaną na bardzo zadbanym cmentarzu prawosławnym w Helsinkach, który znajduje się przy ul. Ruohalahti. Święto cerkwi w dniu 20 czerwca. Nabożeństwa odprawiane są w języku fińskim: 00 00 panichida w piątki o godz.17 , liturgia w soboty o 10 (w ostatnią sobotę miesiąca – w języku cerkiewno słowiańskim). Proboszczem cerkwi jest o. Timo Sojsało. Cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego pod Helsinkami w Wantaa, przy ul. Valkoisenlahteentie 48 (Tikurilla). Święto cerkwi w dniu Wniebowstąpienia Pańskiego. Nabożeństwa odprawiane są w języku fińskim: w soboty wieczernia 00 00 o godz.18 , liturgia w niedziele o godz.10 (w ostatnią niedzielę miesiąca dodatkowa liturgia także w języku cerkiewno słowiańskim). Duchownym jest o. Rimme Chuttu. 00 00 Dyżury w cerkwi we wtorki, w godz. 16 do 18 . 30 Opracowanie - Andrzej Łapko Prace gospodarcze w 1987 r. - czyli o tym jak zburzyliśmy świątynię Szczególne nasilenie akcji burzenia świątyń prawosławnych w Polsce przypadło na okres międzywojenny (lata 20-te i 30-te) XX wieku. Myli się jednak ten, kto uważa, że nasze czasy wolne są od tego typu tragedii. Działy się one niemal na naszych oczach, w majestacie odgórnych, urzędowych niemal decyzji. Jedną z takich barbarzyńskich akcji, przeprowadzono niedawno (w 1987r.) w Zegrzu, mieście położonym tuż przy stolicy kraju, Warszawie. Akcję tę opisał jej naoczny świadek, żołnierz Wojska Polskiego. Opis ten, za zgodą autora, z pewnymi skrótami, przytaczamy poniżej. „Podczas zajęć poligonowych nadszedł rozkaz o przerwaniu szkolenia, gdyż nastąpiła pilna konieczność wysłania żołnierzy na tak zwane prace gospodarcze. W szybkim tempie zwinięto obozowisko i po załadowaniu się na transport kolejowy w Prostyni ruszyliśmy w kierunku Stargardu Szczecińskiego. Niestety z poligonu wracałem sam ponieważ mój szef kompanii był chory, a na poligonie zachorował d-ca plutonu PTS chor. Szpak., natomiast drugi d-ca plutonu chor. Zakens leczył jeszcze kontuzję po wypadku. Nie dość, że byłem sam to jeszcze zrobiono mnie komendantem tego transportu, na szczęście nadzorował go oficer stargardzkiej Wojskowej Komendy Kolejowej kpt. Marian Buczyński, który był moim kolegą i dlatego udzielił mi daleko idącej praktycznej pomocy. Miejscem, do którego mieliśmy się udać była Wyższa Szkoła Oficerska Wojak Łączności w Zegrzu. Wyznaczono trzy pododdziały, które miały utworzyć zgrupowanie tj.: moją kompanię desantowo–przeprawową, kompanię saperów i kompanię inżynieryjno – drogową. Dowódcą całości został oficer sztabu w stopniu kapitana. Drugie zgrupowanie mia ło być zorganizowane na WAT–cie siłami samej kompanii pontonowej. Jak postanowiono tak zrobiono, batalion opuścił garnizon na trzy miesiące. Przyjazd do Zegrza okazał się szybki i sprawny. Zakwaterowano nas na miejscowym ośrodku ćwiczeń (OC) w barakach wykonanych z wagonów kolejowych tzw. kl., całość ogrodzona była siatkowym płotem. Trzeba przyznać, że warunki socjalne w porównaniu do namiotów poligonu były niezłe, można rzec, że na ówczesny standard nawet komfortowe. Dowódca zgrupowania otrzymał stosowne zadania od komendy szkoły i podzielono nas na kilka grup roboczych. Moja kompania została przydzielona do pracy na strzelnicy garnizonowej oraz na przystani ośrodka wypoczynkowego, natomiast kompania saperów do remontu klubu, a kampanii inżynieryjno-drogowej przydzielono do pracy rejon poligonu. Po udzieleniu niezbędnych instruktaży i szkoleniach przystąpiliśmy do realizacji zadania. Ponieważ Zegrze leżało blisko Warszawy, przy pierwszej nadarzającej się okazji wykorzystując czas wolny, kadra wyjechała zwiedzać stolicę. Jedynym, który trochę znał miasto byłem ja, gdyż tam swego czasu studiowałem. Czasu na tę wycieczkę nie było zbyt dużo, dlatego oprowadziłem kolegów po kościołach Krakowskiego Przedmieścia i Starówki. Nie kierowałem się przy tym moją religijnością, tylko chciałem pokazać im najpiękniejsze obiekty historyczne Warszawy. Kilka dni po naszej wycieczce grupa ta zawitała do Zegrza, zrobiono odprawę, po której polecono mi zostać. Dowódca grupy w obecności dowódcy zgrupowania i oficera politycznego przeprowadził ze mną, mającą formę raportu, służbową rozmowę. Stwierdził, że nie życzy sobie abym wpływał religijnie na innych jego podwładnych . Sama idea przeprowadzenia tej rozmowy była bzdurna, gdyż owa wycieczka była czysto poznawcza. Natomiast ośmieszył się dowódca zgrupowania, który okazał się donosicielem lub ideowym nadgorliwcem. 10 Cerkiew prawosławna św. św. ap. Piotra i Pawła w Zegrzu Codziennie rano po apelu rozprowadzałem swój pododdział do wyznaczonych prac. Pierwszą grupę zostawiałem na strzelnicy, a z drugą szedłem do samej przystani. Po drodze mijałem stojące z lewej strony jezdni mury dawnego kościoła. Któregoś dnia poszedłem przypatrzyć się bliżej temu kościołowi. Przebudowa cerkwi na kościół katolicki w Zegrzu Według zasłyszanej relacji kościół miał on być trafiony podczas działań bojowych i rzeczywiście widać było znaczne uszkodzenia. Wokół leżały resztki ogrodzenia i jakby śladowe części nagrobków. Na murach, szczególnie w jednym miejscu, wyrastały samosiejki drzew. Mury na poziomie 2 –3 metrów wydawały się zdrowe i co mnie zdziwiło były znacznie grubsze. Muszę przyznać, że obiekt był ładnie położony i nadal świadczył o swojej dawnej świetności. Po jakimś czasie, podczas jednej z odpraw z dowódcą zgrupowania, która nastąpiła po jego wezwaniu do komendy szkoły, oznajmiono nam, że jest polecenie wysadzenia ruin kościoła. Dowódca zgrupowania zapytał - kto podjąłby się tego zadania. Spośród domniemanych kandydatów (po moich wyjaśnieniach) nie byłem brany pod uwagę, mój argument był nie do „zbicia”. Jako absolwent WAT-u nie miałem żadnego doświadczenia minerskiego, zresztą kończyłem specjalność „maszyny inżynieryjne” i nawet nie posiadałem stosownych uprawnień do prowadzenia szkolenia w tym zakresie. Pozostali nie wyrazili jasno swojego zdania, wi ęc mieli czas się jeszcze zastanowić. Po „namyśle” to zadanie zgodził się wykonać dowódca kompanii saperów. Poprosił dowódcę zgrupowania o kilka dni wolnego aby móc się przygotować i dokonać niezbędnych obliczeń. Wolne otrzymał i wyjechał do rodziców do Dęblina, tam rozchorował się i powstał dylemat. Kolejnym potencjalnym kandydatem, i o największym doświadczeniu fachowym był dowódca kompanii inżynieryjnodrogowej - por. Włodzimierz Sławuta. On jednak zdecydowanie odciął się od tego zadania, twierdząc, że temat ten go nie interesuje i tego nie zrobi. Mówiąc krótko „twardo” odmówił. Pozostało jeszcze dwóch: chor. Stacharski – żołnierz bardzo precyzyjny i dokładny (swego czasu uczestniczył w budowie Mostu Syrena), który zajmował się całą zgromadzoną techniką wojskową , więc też nie był brany pod uwagę. Ciekawe jest to, że szkoła mając własnego sapera w całości wykonanie tego zadania próbowała zrzucić na nas, zupełnie obcych na tym terenie żołnierzy . Dowódca zgrupowania pozostał sam z problemem. Zły na nas, wściekły na dowódcę kompanii saperów, zaczął trenować swoje umiejętności saperskie na fragmencie starego fundamentu znajdującego się na terenie szkolnego ośrodka ćwiczeń, ale kiepsko mu szło. W taką atmosferę na zgrupowanie wjechał dowódca naszego 7 batalionu saperów mjr Hieronim Marzęcki. Wysłuchawszy relacji dostał nie udawanego szału, rozgniewany zakazał dowódcy zgrupowania zajmować się tym problemem, argumentując trafnie, że podczas uzgodnień o realizacji prac w WSO przez 7-my batalion saperów nie było mowy o pracach minerskich. Szkoła znalazła więc drugie wyjście, siłami innej jednostki rozpoczęto przygotowania do wysadzania. W grubych murach nawiercano ładunki, wokół kościoła postawiono zwarte szczelne i wysokie ogrodzenie. Postęp tych prac obserwowałem codziennie. W opinii społecznej i plotkach pojawiła się sugestia, że na wysadzanie ruin kościoła była wyrażona zgoda władz kościelnych. Mówiono także, że mają być one wysadzone z powodu braku budulca na rozbudowę ośrodka. Ile w tym było prawdy – nie wiem. Idąc kolejny raz na przystań zauważyłem przeciągniętą magistralę, krzątający się żołnierze zakładali ładunki, natomiast przy zapalarce manipulował jakiś oficer. Poznałem go. Był to mój starszy o rok „ wydziałowy kolega”. Zapytałem go skąd jest ... ponieważ do tej jednostki swego czasu był skierowany mój kolega z sali, spytałem się też o niego. Okazało się, że już w wojsku nie służył. Wróciłem w tej rozmowie do zadania, które miał wykonać i użyłem stwierdzenia, że jako „watowiec” nie powinien się tym zajmować. Stwierdził, że nie miał wyjścia. Przypomniałem mu, że kończył kierunek maszyny inżynieryjne i na wysadzaniu nie musi się znać. Na to on, że przez lata zdobył już doświadczenie. Powiedziałem mu, że w przyszłości może go za ten kościół „ruszyć” sumienie. Powtórzył – nie miałem wyjścia. Poszedłem więc na przystań, a on uzbrajać ładunki. Gdy minęło kilka godzin zawyła syrena i wstrząsnęło powietrzem. Wysadzanie było dokładne, wszystko zmieniło się w gruz, pozostała tylko kolumienka ale ona chyba nie była zaminowana. Później opowiadano, że przez ogrodzenie zabezpieczające przedarł się jeden ceglany odłamek, który miał wlecieć przez okno i uderzyć w meblościankę jakiegoś mieszkania. Czy tak było – nie wiem. Następne dni działalności jakby potwierdziły plotkę o brakach budulcowych .Do prac na przystani potrzebny był gruz. Doszczętne zburzenie kościoła zapewniło dostatek tego materiału. Pierwotnie za jego pomocą chciano wyrównać wierzchnią powierzchnię schronu przyczółkowego (fortu?) dawnej twierdzy. Była ona falista, zamierzano zrobić tam coś w rodzaju tarasu kawiarnianego czy też widokowego. W tym celu zaczęto zwozić gruz, również sypano go w wykop pod drogę, tylko nie pamiętam już czy było to w 1987r. czy też w roku następnym, w którym również przyjechaliśmy na prace do Zegrza. Według mojego odczucia fakt wysadzania resztek świątyni nie wywołał wyczuwalnych, negatywnych, społecznych 11 oddźwięków. Pracujący na przystani bardziej byli pochłonięci modernizacją tzw. domku komendanta, którego standard dziś okazałby się śmieszny oraz osobą samego komendanta, który był delikatnie mówiąc niekonwencjonalny. Dziś jestem wdzięczny moim ówczesnym przełożonym i kolegom, że świątynia zegrzyńska nie obciąża mojego sumienia. Po latach natrafiłem na źródła, w których wspomniano o sięgającej aż XII w. historii zegrzyńskiej świątyni, która od XVI w. była kościołem murowanym. W XIX wieku kościół został rozebrany, a na jego fundamentach wybudowano murowaną cerkiew. Patronami jej zostali święci: Piotr i Paweł. Była to inwestycja ściśle związana z budową w Zegrzu twierdzy wojskowej. Cerkiew wyświecono 29 kwietnia 1899 r. Wybudowano ją w stylu moskiewsko – jarosławskim wg projektu inż. Rakinta. Koszt budowy zamknął się sumą ok. 80 tyś. rubli. Znajdujące się wewnątrz ikony były kopiami ikon z prawosławnego soboru w Kijowie. Po odzyskaniu niepodległości cerkiew stała się katolickim kościołem garnizonowym i bez architektonicznych przeróbek przetrwała do 1932 r. Zmian stylu świątyni dokonał ks. kapelan mjr Żółtowski. Zburzono dzwonnicę, która znajdowała się nad głównym wejściem, natomiast z jego dwóch stron dobudowano dwie małe wieże. Przed wejściem postawiono także dodatkowe kolumny. Dokonano zmian konstrukcji środkowej kopuły. Przeróbki te całkowicie zmieniły styl kościoła, nadając mu klasyczny wygląd. Historia z kościołem nie wyczerpuje wrażeń jakie z Zegrza pozostały w pamięci. Rok 1987 r. był rokiem kolejnej papieskiej pielgrzymki. W szkole oficerskiej przygotowano si ę do niej dobrze. Po skończonej pracy zabroniono wszystkim opuszczać teren obozowiska. Wokół płotu zintensyfikowano patrole garnizonowe. Natomiast dla towarzystwa przydzielono nam swoich uczelnianych oficerów. Szkoda mi ich by ło, gdyż czuli się w roli „aniołów stróżów” bardzo nieswojo. Dodatkowo ich morale obniżyła konieczność nocowania na obozowisku. Telewizor, wystawiony w namiocie- świetlicy, zapewniał w tych dniach doskonały kontakt ze światem zewnętrznym. Przypomniała mi się wówczas pierwsza pielgrzymka z 1979 r. Gdy jako słuchacz WAT-u zostałem usidlony na ostatnim piętrze mego akademika 04. Pilnowali nas wtedy poważni pułkownicy z tytułami naukowymi, którzy co chwilę wszystkich liczyli. Ducha tej wizyty czuliśmy nieco wcześniej, gdyż na pobliskim lotnisku Bemowo trenowała milicja, a nad osiedlem latał śmigłowiec z megafonem głoszącym, że mamy światu pokazać, że jesteśmy cywilizowanym narodem. W kinie „watowskim” wyświetlano atrakcyjne filmy, które oglądało się jak teraz telewizję z reklamami. Co jakiś czas wpadali łącznicy i wywoływali do sprawdzenia obecności albo pojedyncze osoby albo pododdziały. Oczywiście jedzenie też się znacznie poprawiło. Tylko nielicznym podchorążym udało się czmychnąć do centrum Warszawy. Zrobił to również mój kolega z sali Włodek Pogorzelski i jeszcze jeden, którego nazwiska nie pamiętam. Trzeba przyznać, że propagandowo zadziałano bardzo dobrze, gdyż uświadomiono nam, że na Plac Zwycięstwa można będzie dostać się tylko za specjalnymi przepustkami, że będzie wzmożona kontrola itp. Dlatego gro osób wolało TV od rzeczywistego uczestnictwa . Nie ukrywam, że ja również tak myślałem, dlatego tę najważniejszą mszę oglądałem w TV „ kryjąc” jednocześnie nieobecność Włodka, do którego byłem fizycznie podobny. Możliwości oglądania telewizji zapewniono nieograniczone, zresztą tak jak kilka lat później w Zegrzu. Papież pojechał i wszystko wróciło do normy. Prace gospodarcze w Zegrzu trwały miesiąc, po ich zakończeniu zgrupowanie rozwiązano. Moją kompanię i kompanię saperów przerzucono do Warszawy na Forty Bema, tam przez kolejne dwa miesiące pracować mieliśmy na rzecz CWKS – Legia. Andrzej Szutowicz, Drawno Hełmy z głów ! Swietłana Stiepanowna TROFIMOWICZJEMIELIANOWA Matka moja, Maria Iwanowna Trofimowicz, zostawszy dyrektorem szkoły na stanicy ELTON w obwodzie stalingradzkim miała 20 lat i uczyła nie tylko dzieci, lecz i dorosłych w szkole wieczorowej. Podczas wojny nauczyciele i uczniowie bardzo często odprowadzali licznych poborowych na front. Zbierali i wysyłali im przesyłki, pisali listy. Po wojnie wyjechaliśmy z Eltonu, lecz od czasu do czasu przyjeżdżaliśmy odwiedzić krewnych i rodzinę. W latach 90 -tych, tu przy memoriale poświeconym pamięci poległych żołnierzy, zaczepił nas niemłody już człowiek. On radośnie objął i przytulił moją mamę poznawszy ją jako dawną swoją nauczycielkę. Wkrótce i mama również poznała w tym posiwiałym człowieku swojego ucznia - Pawła Jefremowicza Fomienko, który był tylko od niej młodszy o 4 lata. Paweł Jefremowicz wiele nam powiedział o frontowych marszach, walkach, porażkach i zwycięstwach. Jedną z jego opowiedzianych historii zanotowałam i chcę dzisiaj ją opowiedzieć: „Wiosną 1943r. 27-a Samodzielna Czołgowa Brygada 2-gо Frontu Ukraińskiego pod dowództwem pułkownika Biereżnego prowadziła ciężkie boje na Ukrainie w rejonie Zwienigorodki. W składzie załogi naszego czołgu Т-34 było czworo ludzi: dowódca major Nikołaj Pietrowicz Pierewuszkin pochodzący z Kujbyszewa, ładowniczy Aleksander Fiedorowicz Podżiwotow z okolic Czelabińska, strzelec-radiotelegrafista Siergiej Wasiljewicz Awierczenko z obwodu kaługskiego, i ja – mechanik - kierowca, Paweł Jefremowicz Fomienko. W tej bitwie poległo wielu Niemców jak i Rosjan. Pogoda była paskudna: śnieżyca, mróz, przejmujący zimny wiatr. Noc. Zgroza, przerażenie! Z prawej, z lewej, biją zewsząd. A Niemcy mają ciężkie czołgi „Tygrysy”, można je zniszczyć tylko strzałem w bok. Były one niezwykle groźne dla naszych T-34. Mieliśmy tylko 17 czołgów, a Niemcy 32 „Tygrysy”. Byliśmy w okrążeniu. Przebijaliśmy się w walce, mając ciężkie straty. Nocą wpadliśmy całkowicie w położenie bez wyjścia. I w tym momencie dowódca mówi: "Czy może ktoś z was chłopcy, posiada coś takiego, co być może napisała wam wasza matka lub babcia, aby wspomóc Was w ciężkich chwilach”? (miał on na myśli słowa modlitwy, lecz wprost nie mógł tego powiedzieć). Ja odpowiedziałem: "mam karteczkę", - i wyjąłem liścik z modlitwą. Tą modlitwą błogosławiła mnie moja ciocia, Ola Ilmieńskaja, w 1942 roku przed moim pójściem na front, ze słowami: "Synku, czytaj i nie zapominaj". 12 Oto ta modlitwa: "Ogradi mia, Hospodi, siłoju, Czestnago i Żiwotworiaszczego Twojego Kresta i sochrani mia od wsiakogo zła. W ruce Twoi Hospodi Iisusie Christie Boże mój, predaju duch mój. Ty że mia błogosławi, Ty mia pomiłuj i żywot wiecznyj daruj mnie. Spasi Hospodi”. Najpierw przeczytał modlitwę sam dowódca w świetle malusieńkiej latareczki, przy huku i łoskocie artyleryjskich pocisków. Potem rozkazał: "Hełmy z głów". Wszyscy zdjęliśmy hełmy i on przeczytał na głos trzykrotnie modlitwę. W Bogu była nasza ostateczna nadzieja, albowiem wyjście żywym z walki było w tej sytuacji niemożliwe. Pomodliwszy się, z powrotem nałożyliśmy hełmy i otworzyliśmy silny ogień w kierunku niemieckiej artylerii i czołgom. I jakimś cudem przerwaliśmy kordon oblężenia. Nasz czołg wyszedł z okrążenia bez strat. Z żalem mówię, iż później poległ nasz radzista Awierczenko, lecz w innym czołgu, z inną załogą. My pozostali, przeszliśmy całą wojnę jako jedna załoga i zakończyliśmy ją w Wiedniu. Po dwóch i pół roku uzupełniono 5 spalonych w walkach czołgów nowymi. Nas chronił Bóg. Mieliśmy swój frontowy kanon: nie zostawiać w czołgu ani rannego ani poległego towarzysza. W krytycznych sytuacjach, naciągnąwszy hełmofon mocniej na głowę, znowu wchodziliśmy do płonącego lub rozbitego czołgu i chwytaliśmy pozostającego tam towarzysza walki. Tak ratowaliśmy jeden drugiego. Karteczka z modlitwą pieczołowicie jest chroniona przez naszą rodzinę, ja zawsze biorę ją ze sobą w drogę. Podczas wojny gdy trafiałem do szpitala, to zawsze w spisie rzeczy osobistych była załączana również i ta karteczka, którą przy wypisie zawsze mi zwracali. Tak oto z modlitwą przeszedłem całe swoje życie. Cała piątka nas braci, wróciła z wojny żywa.” Ta opowieść jak mnie się wydaje nie potrzebuje komentarzy. Kto ma uszy ten słyszy. Dodam od siebie, że Paweł Jegorowicz zmarł w 1992r. i został pochowany na cmentarzu miejskim w Eltonie. Na jego mogilnym krzyżu zamocowana jest ta oto fotografia, którą on nam zostawił na pożegnanie. Wieczna Mu pamięć i wszystkim poległym żołnierzom. Karteluszek z modlitwą, napisany ręką prostej rosyjskiej kobiety z wielką nadzieją i głęboką ufnością na pomoc Niebiesną w ciężkich momentach życia jest teraz w moim posiadaniu, będąc chroniony jak relikwia. Jak unikalna pamiątka i materialne świadectwo tego że, Pan Bóg słyszy nasze modlitwy. Tłumaczenie i opracowanie Aleksander Sołowianowicz. Na podstawie: Russkij Dom Nr 7/2005 Z życia Bractwa Zarząd Główny - Koło Białostockie --------------------------------------------------------------------------------------------- Bractwo św. św. Cyryla i Metodego uroczyście uczciło dzień pamięci swoich duchowych patronów, organizując w dniu 24 maja molebien w intencji swoich członków i sympatyków, a także w intencji wszystkich ofiarodawców, którzy wsparli 1% odpisem od podatku dochodowego działania statutowe Bractwa. Uroczysty molebien miał miejsce w Białymstoku w soborze św. Mikołaja, z licznym udziałem duchownych i dużej grupy członków Bractwa z Białegostoku, a także przedstawicieli Kół Terenowych z Warszawy, Siemiatycz i Hajnówki. W czasie modlitwy dwukrotnie odczytane zostały imiona kilkuset ofiarodawców, którzy swoim sercem odpowiedzieli na apel Zarządu Głównego i zechcieli dokonać wpłat darowizn i 1% odpisów od podatku dochodowego na rzecz Bractwa. Po zakończeniu modlitwy, w Centrum Kultury Prawos ławnej miało miejsce spotkanie, podczas którego wygłoszone zostały referaty omawiające żywoty świętych Braci Cyryla i Metodego oraz Ich zasługi dla piśmiennictwa narodów słowiańskich. Spotkanie zaszczycili swoją obecnością Jego Ekscelencja Najprzewielebniejszy Jakub, Biskup Białostocki i Gdański, mniszki z Klasztoru św. Marty i Marii na św. Górze Grabarce z przełożoną klasztoru, matuszką Hermioną, proboszcz soboru św. Mikołaja, o. Anatol Ławreszuk, a także duchowni opiekunowie Bractwa, proboszcz parafii św. Proroka Eliasza o. Mikołaj Borowik, oraz o. Pafnucy i prot. diakon Jarosław Makal. w uznaniu zasług w opiece duchowej i pomocy naszej organizacji. W dalszej kolejności została odczytana i złożona na ręce Matuszki Hermiony, decyzja Zarządu Głównego Bractwa w sprawie przekazania, na bieżące potrzeby Klasztoru na Św. Górze Grabarce, znaczącej darowizny w kwocie 25.000 zł, z funduszy pozyskanych w ramach akcji 1% odpisów od podatku dochodowego. Dziękując przewodniczącemu Zarządu Głównego Bractwa za otrzymaną pomoc finansową, Matuszka Hermiona przekazała Bractwu cenny podarunek w postaci kopii ikony Matki Boskiej „Iwierskaja”. Spotkanie zakończyła dyskusja na kierunkami działania i dalszego rozwoju Bractwa, a przed rozstaniem wszyscy uroczyście odśpiewali „Christos Woskresie iz Miertwych”. Uroczyste wręczenie decyzji Zarządu Głównego o wsparciu finansowym monasteru na Św. Górze Grabarce Koło Terenowe Bractwa w Ełku Molebien w soborze św. Mikołaja w dniu patronów Bractwa św. św. Cyryla i Metodego Za stołem prezydialnym podczas spotkania w dniu 24 maja 2006r. Spotkanie rozpoczęło się uroczystym wręczeniem Władyce Jakubowi Aktu nadania Honorowego Członka Bractwa, 13 ---------------------------------------------------------------------------------W dniu 27 maja 2006r. Ełckie Koło Terenowe Bractwa św. św. Cyryla i Metodego uroczyście uczciło pamięć swoich duchowych patronów, organizując spotkanie integracyjne. Uroczystość rozpoczęła się molebnem w cerkwi św. św. ap. Piotra i Pawła w Ełku, który sprawował proboszcz tutejszej cerkwi i jednocześnie opiekun duchowny Koła, o. Grzegorz Biegluk. W czasie modlitwy odczytane zostały imiona ofiarodawców z parafii w Ełku, którzy przekazali darowizny i odpisy 1% od podatku dochodowego na rzecz działalności statutowej Bractwa św. św. Cyryla i Metodego. W spotkaniu wziął udział przewodniczący Zarządu Głównego Bractwa, prof. Andrzej Łapko i członek Białostockiego Koła Terenowego, protodiakon przyklasztornej parafii w Monasterze w Supraślu, dr Jarosław Makal. Podczas uroczystości w ełckiej cerkwi w dniu 27 maja 2006r. Podczas pierwszej części zebrania, które miało miejsce w cerkwi przewodnicząca Koła Terenowego w Ełku, Halina Malesiak, w krótkim referacie przypomniała żywoty św. Cyryla i Metodego, równych Apostołom, Nauczycieli Słowian. Następnie miała miejsce prezentacja multimedialna pod tytu łem „Cud Świętego Ognia”, nawiązująca do wydarzeń Wielkiej Soboty w Jerozolimie, którą przedstawił prof. Andrzej Łapko. Dalsza, nieformalna część świątecznego zebrania przebiegała w nowej (jeszcze tymczasowej) siedzibie Koła Terenowego w Ełku, przy ul. przy ul. Armii Krajowej 8. *** W dniu 16 lipca w cerkwi ełckiej miały miejsce uroczystości święta parafialnego św. św. ap. Piotra i Pawła. Koło Terenowe Bractwa z przewodniczącą Haliną Malesiak aktywnie włączyło się w organizację uroczystości, na którą przybyło kilku duchownych i wielu pielgrzymów spoza Ełku. Wśród gości uroczyście powitano konsula Republiki Austrii, Panią Anastazję Sandhacker. Zarząd Główny Bractwa reprezentował przewodniczący, prof. Andrzej Łapko i skarbnik Aleksander Sołowianowicz. Po liturgii proboszcz parafii, ks. Grzegorz Biegluk odczytał w cerkwi nadesłane przez Zarząd Główny życzenia i decyzję o przekazaniu darowizny w kwocie 1500 zł na potrzeby wyposażenia nowej siedziby Koła Terenowego Bractwa w Ełku. Uroczystości obchodów święta parafialnego zakończyło spotkanie nad jeziorem koło Ełku. --------------------------------------------------------------------------------------------- Dalszy ciąg podziękowań za wsparcie Bractwa w ramach akcji 1% odpisów Powstał film o świętym Gabrielu Zabłudowskim --------------------------------------------------------------------------------------------- Święty Ziemi Białostockiej, męczennik młodzieniec Gabriel, zwany na Podlasiu - Zabłudowskim doczekał się dokumentalnego filmu, który powstał staraniem prawosławnych filmowców z Rosji. Naród rosyjski od wieków czci młodzieńca Gabriela, zwanego na Rusi - Białostockim. Film kręcony był w 2003 roku w Zwierkach, rodzinnej wsi św. Gabriela, w Białymstoku i okolicach. W filmie zatytułowanym „Gabriel - Twierdza Boża”, reżyserowanym przez znanego rosyjskiego religioznawcę Jurija Worobiewskiego, przypomniany jest żywot młodzieńca Gabriela i komentowane są okoliczności Jego męczeńskiej śmierci z rąk złych ludzi. Opowiedziane są okoliczności odnalezienia Jego relikwii, na cmentarzu wiejskim pod wsi ą Zwierki i Ich dalsze losy w Słuckim monasterze i cerkwi w Grodnie, a także historia uroczystego Ich przeniesienia do Soboru św. Mikołaja w Białymstoku. W filmie możemy wysłuchać komentarzy naszego Władyki Jakuba, a także prawosławnych mieszkańców Podlasia, którzy z całą otwartością opowiadają o swojej wdzięczności do świętego Gabriela, a także o cudownych uzdrowieniach, sprawionych modlitwą do św. męczennika. --------------------------------------------------------------------------------------------- Po opublikowaniu, w Biuletynie nr 2/2006, listy darczyńców, napłynęły do nas kolejne wpłaty, za które Zarząd Główny Bractwa składa serdeczne podziękowania. Oto uzupełniona lista darczyńców: Białystok: Jan Omeljaniuk, Marcin, Mikołaj i Wanda Kuryło, Poznań: Anna Michalczuk, Kitowa k. Narwi, Maria Koreniecka, Hajnówka: Atanazy i Neoniła Aleksandrukowie, Gdańsk: Michał Niścieruk, Orla: Sergiusz Kłyczkow, Warszawa: Ludmiła Kierdaszuk, Roman Romaniuk, Anna Marczuk, Elżbieta Piwnik, Bazyli i Ludmiła Piwnik, Piotr Piwnik, Andrzej Florczak. Jednocześnie pragniemy przeprosić wszystkich tych darczyńców, których wskutek przeoczenia nie umieściliśmy w Biuletynie Informacyjnym 2/06. Bractwo współorganizatorem Białostockich Dni Muzyki Cerkiewnej ------------------------------------------------------------------------------------W dniach 22–24 września 2006r. odbędą się kolejne Białostockie Dni Muzyki Cerkiewnej. W bieżącym roku organizacji tej imprezy podjął się Zarząd Główny Bractwa św. św. Cyryla i Metodego. Przewidziano koncerty znanych chórów: 30 22 września (piątek) o godz.18 (w gmachu Filharmonii) 1. Chór Moskiewskiej Duchownej Akademii i Seminarium w Troicko Siergiejewskiej Ławrze. 2. Kameralny Chór Międzynarodowej Fundacji Jedności Narodów Prawosławnych „Klasyka” z Moskwy. 3. Moskiewski Kameralny Chór Państwowej Szkoły Muzycznej im. Gniesiejennych. 00 24 września (niedziela) o godz.17 (w cerkwi św. Ducha) odbędzie się koncert chórów z Polski. Wystąpią kolejno: Chór Katedry św. św. Marii i Magdaleny z Warszawy, Chór Parafii Zaśnięcia NMP z Bielska Podlaskiego, Chór ICHOS z Centrum Kultury Prawosławnej w Białymstoku, Chór DziecięcoMłodzieżowy Parafii Prawosławnej w Supraślu, Chór RAMONKA z parafii prawosławnej św. Jakuba w Łosince, Akademicki Chór Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej z Warszawy oraz Chór Duchowieństwa Diecezji BiałostockoGdańskiej. 14 Winietka video kasety filmu o świętym Gabrielu W filmie pokazano epizod z wnętrza Soboru św. Mikołaja w Białymstoku, nagrany przy relikwiach świętego Młodzieńca Gabriela. W kadrze wystąpiła członkini naszego Bractwa, Barbara Sidoruk, która w kilku słowach opowiedziała swoją historię życia, świadcząc o sile modlitwy do św. Gabriela męczennika za wiarę prawosławną. Na prośbę zespołu redakcyjnego Pani Barbara Sidoruk zechciała opowiedzieć historię swojego uzdrowienia w naszym Biuletynie. Oto Jej wypowiedź: Po czternastu miesiącach i dziesięciu dniach leżenia na oddziale chirurgii onkologicznej w Białymstoku, lekarze wypisali mnie do domu z nakazem ogólnego wzmacniania organizmu. Był dzień 14 maja 1993 roku. Prowadzący mnie i główny operujący chirurg, prof. Andrzej Klepacki, zaznaczył tuż przed wypisaniem ze szpitala, że w niedalekiej przeszłości, za 2 – 3 miesiące, trzeba będzie jeszcze zoperować przetokę żółciową. Podkreślił przy tym, że w Białymstoku nikt tego zabiegu nie wykonywał, ze względu na brak aparatury i doświadczenia w tego typu zabiegach. Wróciłam do domu i swoje pierwsze kroki skierowałam do modlitewnego kącika z ikonami Chrystusa, Bogurodzicy i świętych męczenników: młodzieńca Gabriela z Zabłudowa, św. Barbary, św. męczenników Wileńskich, św. Rodziny Carskiej Rosji, św. św. Męczenników Chełmskich i Podlaskich. Wypowiedziałam wówczas słowa całkowitego ofiarowania siebie na dalsze cierpienia ludzkie, przyrzekłam, że zniosę wszystko, gdyby nawet trzeba było kroić mnie na milion części, zniosę, Hospodzi, ze spokojem i wdzięcznością za darowane mi życie, tylko wielki Boże, ja nie mam już pieniędzy na dalsze leczenie (wtedy jeszcze nie wiedziałam, czy będę operowana w kraju, czy zagranicą). Trwałam w tym stanie ofiarowania na dalsze cierpienia od 14 maja do 2 lipca 1993 roku. W tym czasie codziennie przychodziłam do Soboru na św. liturgię, „przykładałam” się do relikwii św. Gabriela i wciąż dziękowałam za nowe drugie życie, czyste wskrzeszone radosne życie z nowym wnętrzem przepojonym do granic miłością do wszystkich i wszystkiego, miłością która unosi człowieka i porywa do działania i czynienia wszystkim napotkanym na drodze dobra, do „s łużby” pełnej oddania. Szczęśliwa byłam, że spełniły się moje marzenia, gdy leżąc na szpitalnym łóżku prosiłam Boga, aby choć jeszcze jeden raz znaleźć się w cerkwi i uczestniczyć w świętej liturgii. W dniu 2 lipca 1993 roku wybrałam się do lasu zbierać poziomki i wówczas z lękiem zauważyłam, że dren, który założono mi w szpitalu, nie odprowadza na zewnątrz żółci. Wiedziałam, co to może oznaczać, zrozumiałam, że grozi mi zatrucie żółcią, kolejna sepsa, czyli ogólne zakażenie organizmu, którego już zapewne nie przeżyję. Nazajutrz zbadałam laboratoryjnie poziom bilirubiny, który móg ł świadczyć o procesie zatrucia żółcią. Rezultat badania okazał się tylko nieco zawyżony względem normy. Zalecone przez lekarza powtórne badanie dało nawet lepszy wynik, stan bilirubiny okazał się w normie. Zdziwieni lekarze nie byli w stanie zrozumieć, gdzie podziewa się żółć, jeśli brak jej w cewniku. Zalecili wówczas wykonanie badania kontrastowego dróg żółciowych metodą cholangiografii. Badanie to wykonał urolog dr Witold Gruszecki, pracujący do dziś na oddziale chirurgii onkologicznej w Białymstoku. Odebrałam klisze i udałam się razem z dr Gruszeckim do mego prowadzącego lekarza, prof. Andrzeja Klepackiego. Wówczas profesor patrząc na klisze powiedział, że zdarzył się cud Boży, przetoka żółciowa sama się zamknęła. Stwierdził, że jest to przypadek nigdy dotąd nie notowany w światowej literaturze medycznej, to cud, powtarzał prof. Klepacki. Oniemiałam i osłupiałam słysząc słowa profesora. Obecny przy tym dr Gruszecki przerwał to chwilowe milczenie pytaniem, dlaczego, Pani Basiu, nie dziękuje Pani profesorowi?. Rzuciłam się wówczas ku memu profesorowi i zacz ęłam mu gorąco dziękować. Profesor nakazał obecnemu tam doktorowi Gruszeckiemu usunąć niepotrzebny już dren i cewkę i powiedział: „niech Pani idzie do domu jako człowiek zdrowy, operacja jest skończona”. To był wielki finał moich cierpień. Otrzymałam od Boga wielki dar zdrowia, który nie ma ceny. Cudowny dar, który z radością spłacam i chcę go spłacać do końca swoich dni. Teraz żyję tylko dla Boga i bliźnich. Nie dla siebie. Barbara Sidoruk, Białystok, 20 lipca 2006r. Sanktuaria Podlasia – Piatienka W dniach 29-30 czerwca, kolejny już raz Bractwo Cerkiewne Trzech Świętych Hierarchów w Białymstoku zorganizowało pieszą pielgrzymkę z Białegostoku do Piatienki k. Folwarków Tylwickich. Uroczystości w Piatience odbywają się co roku w 10-ty piątek po święcie Paschy i mają charakter maryjny (bohorodicznyj). Upamiętniają objawienie się tam Preswiatoj Bohorodicy na początku XVIII wieku, podczas epidemii „morowego powietrza”. Pielgrzymka rozpoczęła się liturgią świętą w Parafii Świętego Proroka Eliasza na Dojlidach. Na trasę wyruszyło około 100 pielgrzymów pod duchową opieką o. Piotra Pietkiewicza, który na co dzień niesie posługę w Monasterze Narodzenia najświętszej Bogorodzicy w Białymstoku Elementem wyróżniającym tegoroczną pielgrzymkę była modlitwa w lesie niedaleko wsi Zwierki, gdzie wed ług przekazów było podrzucone ciało Świętego Gabriela po Jego męczeńskiej śmierci. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w tym miejscu stał krzyż upamiętniający to wydarzenie. Należy mieć nadzieję, że wkrótce nowy krzyż powróci na to miejsce. Do Folwarków Tylwickich pielgrzymi dotarli ok. godz. 16-tej, gdzie z Krestnym chodem powitał ich proboszcz parafii w Topolanach o. Grzegorz Ostaszewski i mieszkańcy. Następnie wszyscy przeszli pod znajdujący się na obrzeżach wsi krzyż upamiętniający cudowne odnowienie się, w 1929r. ikony „Ukrzyżowania”. Odprawiono tutaj molebien, a o. Grzegorz przypomniał to wydarzenie, z którym związane było pielgrzymowanie rzesz wiernych z Podlasia, Grodzieńszczyzny, a nawet Wołynia. Z tego miejsca pielgrzymi wraz z mieszkańcami Folwarków oraz okolicznych wiosek udali się do sanktuarium w Piatience drogą prowadzącą przez wieś i malownicze pola i łąki. Po przybyciu do celu pielgrzymki i oficjalnym powitaniu przez proboszcza, opiekun duchowy pielgrzymki o. Piotr Pietkiewicz w kaplicy nad uzdrawiającym źródełkiem odsłużył wodoswiatnyj molebien.. Po poświeceniu wody pielgrzymi i wszyscy chętni zostali ugoszczeni smakowitym postnym bigosem przygotowanym przez kobiety z okolicznych wiosek. Modlitewne czuwanie w cerkwi Podwyższenia Krzyża Pańskiego w Piatience trwało całą noc. Rozpoczęło się ono Wsienoszcznym bdienijem, które zostało odprawione przez duchownych przybyłych z dekanatów białostockiego i gródeckiego, pod przewodnictwem dziekana gródeckiego, o. Jana Jaroszuka. Następnie odsłużono Akatyst do Przenajświętszej Bogurodzicy, a o godz. 1-szej w nocy - pierwszą liturgię świętą. Punktem kulminacyjnym dwudniowych uroczystości w Piatience była święta liturgia sprawowana o godz. 10-tej w piątek 30 czerwca. Bractwo Cerkiewne Trzech Świętych Hierarchów składa serdeczne podziękowania za pomoc w organizacji pielgrzymki Ojcom: Grzegorzowi Ostaszewskiemu, Mikołajowi Borowikowi i Piotrowi Pietkiewiczowi. Serdeczne s łowa uznania należą się także dyrygującym podczas nabożeństw diakonowi o. Dymitrowi Tichoniukowi i El żbiecie Petelskiej oraz Julicie Trochimczuk z Folwarków Tylwickich. Spasi Hospodi i do zobaczenia w Piatience za rok. Przewodniczący Bractwa Trzech Świętych Hierarchów Sławomir Nazaruk Adres Redakcji Biuletynu: 15-420 - Białystok, ul. Św. Mikołaja 5, p.1. email: [email protected] Druk: Drukarnia Monasteru Supraskiego, 16-030 Supraśl, ul. Klasztorna 1 15 Biuletyn Informacyjny – Kwartalnik Wydawca: Zarząd Główny Bractwa Prawosławnego św. św. Cyryla i Metodego w Białymstoku Redagują: A. Łapko, A. Sosna, A. Sołowianowicz, A. Nikitorowicz, J. Makal. Skład komputerowy: A. Łapko, A. Sosna