Syberyjskie wspomnienia

Transkrypt

Syberyjskie wspomnienia
Syberyjskie wspomnienia
Wpisany przez redakcja
niedziela, 14 lutego 2010 21:54
Choć w wielu domach żyją ludzie, których los kiedyś zaprowadził na Syberię, dla większości
młodych ludzi zesłania na Sybir to temat znany jedynie z przekazów literackich czy filmowych.
Najlepszym sposobem na zachowanie w pamięci tej karty historii narodu polskiego są jednak
osobiste kontakty z Sybirakami i ich opowieści. Stanisław Tomaszek - prezes koła Związku
Sybiraków w Bolkowie często odwiedza szkoły, by opowiedzieć uczniom o losach Polaków
zesłanych, szczególnie podczas II wojny światowej, na Syberię.
- Współpracuję z nauczycielką historii Anną Kowalską, której rodzina również była na Syberii.
Przedstawiam uczniom zarówno ogólny historyczny zarys wywózek, warunki jakie tam
panowały oraz historię powstania Związku Sybiraków, w tym koła w Bolkowie. Podczas II wojny
wywózki był cztery. Podczas największej - 10 lutego 1940 roku, wywieziono z Kresów
Rzeczpospolitej 220 tysięcy osób. Mastępne wywózki nastąpiły 13 kwietnia i 20 czerwca 1940
roku oraz w czerwcu 1941 roku, w przeddzień agresji Niemiec na ZSRR. Łącznie wywieziono
1.350 tysięcy osób. Przyczyną deportacji było to, że byliśmy Polakami. Radziecki totalitaryzm
nienawidził nas, bo mogliśmy zagrażać ustrojowi ZSRR.
Rano 10 lutego 1940 r., przed świtem, usłyszeliśmy łomotanie do drzwi i rozkaz: pakować się,
zabierać najpotrzebniejsze rzeczy, a w szczególności żywność, ubrania! Wszystko to w czasie
godziny. Potem ładowanie na podstawione przez Ukraińców sanie i transport na zbiorczą
stację. Tam podstawiono wagony towarowe, a w nich były piętrowe prycze z desek. Pośrodku
wagonu stał piec, drewno, i był w podłodze otwór na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Do
wagonu ładowano kilka rodzin, po 50-60 osób. Kiedy wagon był pełny, zamykano go od
zewnątrz. Potem transport ruszał w drogę.
Początkowo wywożeni sądzili, że jadą na zachód. Ale wkrótce zrozumieli, że kierunek prowadzi
1/3
Syberyjskie wspomnienia
Wpisany przez redakcja
niedziela, 14 lutego 2010 21:54
na wschód. Wskazywało na to słońce i mijane miejscowości. W wagonach ludzie płakali i modlili
się, by Bóg wziął ich w swoją opiekę. Słychać było patriotyczne pieśni, w tym "Jeszcze
Polska nie zginęła". Na stacjach postojowych, kiedy parowozy pobierały wodę, nadzorcy
roznosili po wagonach zupę w wiadrach i gotowaną wodę. Brak opieki lekarskiej,
nieodpowiednie wyżywienie, zimno, powodowały, że umierali i dorośli, i dzieci. Na stacjach
postojowych zmarłych zabierano. Rodziny nawet nie wiedzą, gdzie ich pochowano. Nikt nie
prowadził rejestru zmarłych i nie wiadomo ilu ich było...
Dla nas podróż do stacji końcowej Kotłas trwała 21 dni. Następnie saniami porozwożono nas do
różnych miejscowości i umieszczono w drewnianych barakach. Tam przygotowano
prowizoryczne prycze i piec do ogrzewania. Dorosłym przydzielono pracę, za którą otrzymywali
wynagrodzenie potrzebne do zakupu żywności. Były to przydziałowy chleb - 400 g dla dorosłych
i 200 g dla dzieci oraz zupa w stołówce, jeśli była. Ciężka praca, zima, brak odpowiedniej
odzieży przy wyrębie lasu lub spławianiu drewna powodowały choroby, a niedostatek żywności
osłabiał organizm. Szerzyły się tyfus, malaria, szkorbut, choroby reumatyczne. Brak środków
czystości przyczyniał się do szerzenia robactwa. Śmiertelność była duża, szczególnie zimą.
Pełnoletni Polacy wciąż namawiani byli do przyjęcia obywatelstwa rosyjskiego w zamian za
lepszą pracę. Chętnych było niewielu - jeśli się godzili, to w ostateczności, by ratować od głodu
swe dzieci.
Formowało się Wojsko Polskie i zesłańcy szli do niego, ale ich rodziny wciąż pozostawały na
Syberii. Dopiero w roku 1944 przewieziono nas w cieplejsze rejony: na Ukrainę, Białoruś.
Transport też był wagonami towarowymi, ale były lepsze warunki.
Koło Związku Sybiraków w Bolkowie powstało w roku 1989. Założyli je Zofia Leks i Jan Rusin.
Nasze koło liczy ow tej chwili 78 osób. Utrzymujemy się ze składek. Ze względu na wiek
członków oraz choroby ciągle ktoś odchodzi. Od roku 2000 zmarło 80 naszych członków.
W roku 1993 powstał w Bolkowie pomnik Sybiraka. Stoi przy kościele i jest poświęcony
wszystkim tym, którzy pozostali na "nieludzkiej ziemi". Sam Związek Sybiraków
powstał w roku 1918 i działał do roku 1939. W roku 1988 został reaktywowany. Wcześniej nie
można było poruszać problemów Sybiraków ani tym bardziej opowiadać o ich cierpieniach na
terenie ZSRR.
Pierwsze wspomnienia z Syberii, które utrwaliły mi się, to ciągłe zimno na zewnątrz, olbrzymie
śniegi i siarczysty mróz, sięgający mimus 40 stopni. Pamiętam grupy wilków na zamarzniętej
2/3
Syberyjskie wspomnienia
Wpisany przez redakcja
niedziela, 14 lutego 2010 21:54
nocą rzece Dwinie i ich poruszające wycie. Przez pewien czas mieszkaliśmy na opuszczonej
barce przystosowanej do zamieszkania i wyciągniętej na brzeg. Duży piec służył nie tylko do
ogrzewania, ale i gotowania jedzenia. Jedliśmy to, co kupiliśmy latem: ziemniaki, grzyby, ryby.
Zupa była ze stołówki, jeżeli były pieniądze. Bywały takie dni, kiedy do jedzenia była tylko
gotowana woda i chleb...
Ojciec pracował jako zastępca kierownika w sowchozie Drewnosłow. Jesienią 1943 roku, jako
ostatni, poszedł do wojska. Był żołnierzem I armii WP i zginął pod Warszawą, w okresie
powstania w roku 1944. W końcowym okresie pobytu na Syberii dostawaliśmy pomoc
żywnościową UNRRA, co poprawiło naszą sytuację. Ja chorowałem na malarię. to choroba o
ciężkim przebiegu, a jedynym lekarstwem na nią jest chinina. Choroby doświadczały również
innych członków mojej rodziny. Ojciec, matka i najstarszy brat byli przez trzy miesiące w
szpitalu w Kotłasie. Brat w wieku 18 lat stracił nogę. W tym czasie nami, czwórka pozostałych
dzieci, opiekował się 16-letni brat. Potem przewieziono nas na Ukrainę. Pamiętam bezkresne
pola w okolicach Charkowa, obsiane zbożem i słonecznikami. Nastąpiła znaczna poprawa, jeśli
chodzi o wyżywienie, ale do normalności i tak było daleko. W pobliżu była fabryka oleju i matce
czasem udało się kupić lub dostać go na omastę. Pamiętam pola pełne arbuzów, których
jednak mocno pilnowano, by nic nie zginęło.
W roku 1946 wróciliśmy do Polski, nędznie ubrani w drelichy i zniszczone obuwie. W ramach
rekompensaty za mienie pozostawione na Kresach matka dostała mały domek i hektar ziemi w
Świnach. Tu zaczęło się nasze nowe życie – wspomina Stanisław Tomaszek.
Małgorzata Tokarska - Mazur
3/3

Podobne dokumenty