Prąd, ciepło i certyfikaty. Kiedy biogaz to dobry biznes?

Transkrypt

Prąd, ciepło i certyfikaty. Kiedy biogaz to dobry biznes?
M a g a z y n
Nr 1 (8) 2015 Styczeń 2015
Prąd, ciepło
i certyfikaty.
Kiedy biogaz
to dobry biznes?
Z Arkadiuszem Witowskim, współwłaścicielem 1,6 megawatowej
biogazowni w Grzmiącej (pow. Szczecinecki) oraz Członkiem Zarządu
Polskiego Stowarzyszenia Producentów Biogazu Rolniczego
rozmawia Maciej
Roik
Biogazownia w Grzmiącej to jedna z ciekawszych instalacji tego typu w kraju. Moc 1,6 megawata, a zatem spora
produkcja prądu, a przy tym niemal modelowe wykorzystanie ciepła. Patrząc na to z boku, wydaje się, że mimo
wielu pesymistycznych głosów, osobom z pieniędzmi nie
pozostaje nic, tylko budować biogazownie.
Akcja firmy Limagrain
i Magazynu Biomasa
36
Niestety, nie jest tak kolorowo, jak może się wydawać. Zanim
zapadła decyzja o budowie biogazowni, gruntownie przeanalizowane zostały miejscowe uwarunkowania. Zawsze stawia się taką instalację, jakie są możliwości m.in. ekonomiczne,
prawne, logistyczne, infrastrukturalne oraz zagospodarowania energii. Biogazownia 1,6 megawata zużywa 25 tys. ton
kiszonki z kukurydzy. To od 600 do 700 hektarów upraw tej
rośliny. Gmina Grzmiąca, to typowa gmina rolnicza z 16 tys.
ha pól uprawnych. My potrzebujemy z tego zaledwie kilku
procent. Skalkulowaliśmy też potrzeby ciepła i okazało się, że
M a g a z y n
Biogaz w praktyce
REKLAMA
Sieć cieplna
biogazowni obejmuje
26 domów jednorodzinnych, osiedle
113 mieszkań, osiedle
26 mieszkań, a także ośrodek zdrowia,
szkołę, halę sportową
i dom szkoleniowy.
taka moc będzie na tym terenie optymalna, z możliwością rozwoju w przyszłości, nawet do 2,5 megawata. Przy
produkcji na poziomie jednego megawata energii, uzyskujemy megawat
ciepła. Zakładając, że 25 proc. zużywa
sama biogazownia, to reszta musi się
gdzieś podziać. Tymczasem 750 kilowatów to za mało mocy, żeby budowa linie ciepłownicze i ogrzewać miejscowość. A takie były plany.
Ile ciepła trafia do mieszkańców?
Sieć cieplna obejmuje 26 domów jednorodzinnych, osiedle 113 mieszkań,
osiedle 26 mieszkań, a także ośrodek
zdrowia, szkołę, halę sportową i tutejszy dom szkoleniowy. Przy takich
potrzebach zdecydowaliśmy się na
większą moc instalacji. Poza tym, im
skala produkcji jest większa, tym koszty jednostkowe są mniejsze. Przy naszej
mocy opłacała się budowa ciepłociągu,
który ma długość 4 km. Dzięki temu ludzie nie muszą palić w piecach i mają
tańsze ciepło. To działa. Nasza biogazownia funkcjonuje rewelacyjnie: technicznie, surowcowo i energetycznie.
Problem, to w tym momencie finanse. Od czasu załamania się rynku zielonych certyfikatów, mamy straty. Wciąż
musimy szukać tańszych rozwiązań surowcowych, ale na naszym terenie ich
nie ma. Najlepiej sprawdza się kiszonka z kukurydzy, bo ona ma stabilny potencjał biogazu. Sam dostarczam ją do
biogazowni i dlatego, podobnie jak inni
rolnicy z tego terenu, uprawiam odmiany o dużym potencjale biogazu. Obecnie popularne i dobre odmiany biogazowe oferuje m.in. firma Limagrain.
Z czego wynika zła kondycja finansowa biogazowni w Polsce?
Z braku stabilnych rozwiązań prawnych,
tj. brak ustawy o OZE, a także niecałościowemu wykorzystaniu energii cieplnej. Ważnym elementem ekonomiki
biogazowni są żółte certyfikaty, które
dostaje się właśnie do produkcji ciepła. My już je otrzymujemy, dzięki czemu nasza kondycja finansowa jest coraz
lepsza. Jeśli żółty certyfikat ma stabilną
cenę, można na jego bazie coś planować. Dlatego właśnie wybudowaliśmy
dwie szklarnie o powierzchni 800 mkw
każda. Dzięki nim, przez cały rok będziemy mieli stabilne zużycie energii cieplnej. Zimą ogrzewamy mieszkańców, ale
w kwietniu to się kończy i aż do września mamy nadwyżki ciepła, za które nie
dostajemy żółtych certyfikatów. Jak wykorzystamy je w szklarniach, gdzie jeszcze będziemy produkować warzywa
lub kwiaty, to całość wygląda tak, że jest
szansa na przyszłość. Jednak dla przyszłości biogazowni ważniejszy jest problem ustawy o OZE, której projekt jest
na finiszu prac sejmowych. Zapisy tam
proponowane przez rząd budzą cały
czas sporo emocji. Osobiście uważam,
że jest to zła ustawa, szczególnie dla
biogazowni, bo nie spowoduje rozwoju, który jest w Polsce możliwy.
5
Szklarnie to ciekawy pomysł. Niemniej, nawet jeśli pozwolą na uzyskanie żółtych certyfikatów, to warzywa, które wyprodukujecie, trzeba
jeszcze sprzedać. Czy to nie jest niepotrzebna komplikacja?
Liczby mówią same z siebie. 50 proc.
funkcjonowania szklarni to koszty
ogrzewania. Kolejne 15 proc., to nawozy. My te dwie rzeczy mamy. Dochodzą koszty ewentualnych oprysków
i pielęgnacji, ale nie ma szansy, by to
37
M a g a z y n
Nr 1 (8) 2015 Styczeń 2015
przedsięwzięcie było nieopłacalne. Do
tego dochodzi jeszcze zastrzyk gotówki w postaci wspomnianego przez pana
żółtego certyfikatu, który dzięki szklarniom będziemy otrzymywać cały rok,
a nie tylko zimą, gdy ogrzewamy osiedla w Grzmiącej.
To ustabilizuje sytuację ekonomiczną waszej biogazowni?
Nie obawia się pan jednak niestabilności ceny zielonych certyfikatów,
które w przeciągu ostatnich kilku lat
kosztowały zarówno 99, jak też 280
złotych.
Zielony certyfikat jest niestabilny cenowo to fakt, ale wydaje się, że jego cena
nie spadnie dużo poniżej 150 złotych,
bo to powoduje, że wszystkie instalacje
wiatrowe zaczynają mieć kłopoty. Ich
rentowność spada poniżej zera. Tymczasem w sektorze wiatraków istnieje
potężne lobby, o zainstalowanej mocy
3,5 tys. megawatów, które dba o intere-
Arkadiusz
Witowski przy
rozdzielni ciepła,
CWU i CO płynie
do mieszkańców
Grzmiącej
sy branży. W porównaniu do 150 megawatów, które produkują biogazownie, to
ogromna siła nacisku politycznego. Farmy wiatrowe to zainwestowane miliardy złotych, ich właściciele, w tym rodzime koncerny, są zainteresowane tym,
żeby były one rentowne.
Czy jednak przy tylu zmiennych, rynek biogazu w Polsce ma szansę na
stabilny rozwój?
Jestem o tym przekonany, dlatego plan:
biogazownia w każdej gminie, to nie tylko puste słowa, ale realna przyszłość. Mi-
Minimum jeden megawat energii z biogazu w każdej gminie,
to rozwiązanie zarówno ekonomicznie uzasadnione, jak też
przydatne ze względu ekologicznego oraz rozsądne z punktu
widzenia bezpieczeństwa energetycznego.
38
nimum jeden megawat energii z biogazu w każdej gminie, to rozwiązanie
zarówno ekonomicznie uzasadnione,
jak też przydatne ze względu ekologicznego oraz rozsądne z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego. To
także pieniądze. W gm. Grzmiąca energia u odbiorcy kosztuje 70 groszy za kilowatogodzinę, a kilka kilometrów stąd
nawet złotówkę. Z biogazu, można ją
wyprodukować za 50 groszy, więc i tak
jest o wiele tańsza niż u dużych operatorów. Dodatkowo, jest wytwarzana z lokalnych surowców. Ta energia ma wysoki koszt wytworzenia, ale ponad połowa
tego kosztu wraca, bo to pieniądze, które zapłaciliśmy za substrat produkowany lokalnie. To maszyna, która kręci się
na miejscu. Myślę, że to największa wartość energii z biogazu. Pytanie, czy politycy, wiedząc, że to prawda, pozwolą na
rozwój tej branży. •
fot. marcin Wojtowicz
To jest szansa na naszą rentowność. Pozostaje wciąż pytanie o cenę zielonego
certyfikatu. Przy założeniu, że cena energii kształtuje się na poziomie 180 złotych, za zielony certyfikat dostaniemy
około 160 złotych, a za żółty 110 złotych
i jeszcze sprzedamy ciepło, widać jasne
światełko w tunelu. Taka kalkulacja daje
nam bezpieczeństwo, że instalacja będzie się zwracać i z upływem czasu odnawiać swoją substancję, bo nie ukrywajmy, że elementy biogazowni nie są
wieczne. Co jakiś czas muszą przechodzić remonty lub po prostu zostać wymienione. Stabilny układ cen certyfikatów to nasza nadzieja.

Podobne dokumenty