złowrogiego, coś ciężkiego, co zapiera dech w piersiach i wprawia

Transkrypt

złowrogiego, coś ciężkiego, co zapiera dech w piersiach i wprawia
15
złowrogiego, coś ciężkiego, co zapiera dech dziejnie mało związany ze swoim zawodem
jak wówczas.
w piersiach i wprawia w osłupienie.
Zanim odszedłem, pokojówka odezwała się
raz jeszcze. Powiedziała, że co kilkanaście
dni przychodzi tutaj młody chłopak. Kupuje
sobie puszkę gazowanego napoju w barze
na dole, siada pod drzwiami pokoju i bez
słowa spędza tak dłuższy czas, zdarza się,
że nawet po cztery godziny, nie zwracając
najmniejszej uwagi na pytające spojrzenia.
Nie wspomniała o tym przy zeznaniach.
Takim jak ona zawsze się wydaje, że lepiej
jest milczeć, by nie przysporzyć sobie kłopotów. Inne jest również podejście do
uzbrojonego funkcjonariusza o pokerowej
twarzy niż do zwykłego mężczyzny o smutnym spojrzeniu.
Przychodziłem wieczorami do hotelu przez
kilka kolejnych dni, a gdy już zaczynałem
tracić nadzieję na rozmowę z młodzieńcem,
o którym wspomniała starsza kobieta, przypadkiem wpadłem na niego w barze, będącym swoją drogą najmniej apetycznym
miejscem jakie przyszło mi oglądać kiedykolwiek. Szczupły, wysoki brunet, z blizną
pod okiem, kupił puszkę oranżady za pięćdziesiąt pensów, poszedł na górę i usiadł na
podłodze pod pokojem 23. Podobno nigdy
nie wchodził do środka i czasem szeptał
sam do siebie rzeczy kompletnie niezrozumiałe dla kogoś stojącego choćby metr dalej. Gdy tak na niego patrzyłem, uświadomiłem sobie, że ta cała sprawa nie ma już dla
mnie znaczenia w wymiarze materiału na
kolejny tekst, który można opublikować
za marne pieniądze i szczyptę satysfakcji.
Poczułem, że w pierwszej kolejności jestem
teraz człowiekiem zafascynowanym i zaciekawionym tamtym tajemniczym zdarzeniem, jego powiązaniem ze zbrodnią sprzed
trzech lat, a dopiero później reporterem. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bezna-
Podszedłem do nieznajomego. Z początku
był do mnie nastawiony wrogo, traktował
jak intruza, który pakuje się w niedotyczącego go sprawy. Widziałem w jego ciemnych oczach niewyobrażalny żal, gorycz,
być może nawet gniew, skrywany za maską
pozornego odprężenia. Chciał wyrzucić
z siebie tłumione emocje, ale jednocześnie
nie był pewien, czy może mi ufać. Spędziłem z nim dużo czasu, zanim zdecydował
się otworzyć.
Trzy lata temu, na początku listopada dowiedział się, że jego przyjaciel Kevin wdał
się w konflikt z chłopakiem o pseudonimie
L.J., należącym do zorganizowanej grupy
przestępczej, działającej od dłuższego czasu
w Londynie. Pamiętam, że słyszałem już
wcześniej o gangu, ale nigdy nie zdecydowałem się na współpracę z zajmującą się
nim komórką policyjną. Sprawa była niejednoznaczna – chodziło prawdopodobnie
o pewną sumę pieniędzy, którą Kevin pożyczył i nie był w stanie oddać. Zaczęły się
pogróżki, kierowane na osobę jego młodszego brata. Nie zwracał na to uwagi. Nie
rozumiał. Twierdził wręcz, że i tak nic mu
nie zrobią, że to banda tchórzy, a jedyną
bronią L.J’a są słowa. Błąd.
Cierpliwość tajemniczego kryminalisty wyczerpała się 25 listopada 1990 roku. Kevin
wracał do mieszkania około godziny szesnastej, kiedy zobaczył w jednej z uliczek
grupę policjantów, kilka radiowozów, karetkę... Zatrzymał się w tłumie gapiów,
15

Podobne dokumenty