Komandosi z Brukseli

Transkrypt

Komandosi z Brukseli
14 Kwietnia 2008 r.
Komandosi z Brukseli
Lobbyści uciekli z Warszawy do stolicy UE
Nie masz w Brukseli lobbysty? To znaczy, że cię tam nie ma – twierdzi Alexander Stubb, fiński europoseł
specjalizujący się w tematyce lobbingu. Zły klimat wokół instytucji lobbingu w Polsce, wywołany m.in.
aferą Rywina i sprawą Dochnala, powoduje, że grupy nacisku nie docierają już do parlamentarzystów w
Sejmie i Senacie (albo docierają na znacznie mniejszą skalę), lecz do europosłów w Brukseli. A w stolicy
UE rozstrzyga się dziś niemal wszystko – od sposobu składowania zużytych baterii po wielkość eurojajek,
co przelicza się na wielkie sumy.
Na Wiejskiej w tym roku oficjalnie zarejestrowało się tylko trzech lobbystów. W całym 2007 r. Kancelaria
Sejmu wydała 34 karty wstępu dla lobbystów, którzy jednak uczestniczyli tylko w siedmiu posiedzeniach
komisji i ani razu nie zabrali głosu. Tymczasem w Brukseli działa obecnie prawie 500 przedstawicieli
polskich grup nacisku.
Siedmiu na jednego
Brukselskie zagłębie lobbystów to kwadrat o powierzchni 4 km² między Avenue des Arts i Parc du
Cinquantenaire. Tam swoje biura ma „wielka piątka" europejskich firm PR: APCO, Burson-Marsteller,
Fleishman-Hillard, Hill & Knowlton i Weber Shandwick. Działają one na zlecenie koncernów i samej
Komisji Europejskiej. Pracuje w nich znaczna część z oficjalnie zarejestrowanych 15 tys. lobbystów –
wielu z nich to działacze organizacji związkowych, rolniczych i przemysłowych, którzy swoje biura mają
niedaleko unijnych instytucji. Na jednego europosła przypada aż siedmiu lobbystów, a na urzędnika
Komisji
Europejskiej
zajmującego
się
legislacją
–
trzech.
Lobbowanie w Brukseli jest potężnym biznesem – lobbowane sprawy to wydatki rzędu 90 mld euro
rocznie. Co jakiś czas dochodzi do spektakularnych wojen: ostatnia towarzyszyła pracom nad
kontrowersyjnym rozporządzeniem chemicznym REACH, przyjętym w grudniu 2006 r. Walczono o każde
słowo rozporządzenia. Firmom chemicznym udało się rozwodnić dyrektywę i zaoszczędziły w ten sposób
setki milionów euro. W batalii o REACH nie uczestniczyli Polacy; większość polskich firm chemicznych
nie miała pojęcia o tym, że w UE trwa dyskusja na ten temat. Ministerstwo Gospodarki rozesłało 1800
ankiet do firm z prośbą o ustosunkowanie się do projektu; przyszło ledwie 80 odpowiedzi. W efekcie
polskiego stanowiska w sprawie REACH nie było.
Polska wódka bananowa
Obecnie w Brukseli swoje przedstawicielstwa mają m. in. PKP, Poczta Polska, związki zawodowe,
przedsiębiorcy skupieni w PKPP Lewiatan i regiony. Jednym z największych sukcesów mogą się
pochwalić pocztowcy, którym – wbrew Komisji Europejskiej – udało się opóźnić liberalizację tego rynku.
Dzięki połączonym siłom lobbystów z Polski, Francji, Włoch i Grecji monopol Poczty Polskiej na
pocztówki i lżejsze listy będzie utrzymany do końca 2011 r. A to największe źródło dochodów poczty.
Była też wielka klęska. Polska przegrała batalię o definicję wódki. Razem z państwami skandynawskimi i
wschodnioeuropejskimi chcieliśmy zastrzec nazwę „wódka" wyłącznie dla wyrobów spirytusowych
produkowanych z ziemniaków i zboża. Wygrały jednak kraje z południa i zachodu Europy, które
rozszerzyły definicję wódki o alkohole wysokoprocentowe produkowane z owoców (np. z bananów). W
lobbing na rzecz polskiej wódki zaangażował się Bogusław Sonik, europoseł PO. – Przegraliśmy przez
skandaliczne zachowanie Niemców. Sprawozdawca PE w sprawie definicji wódki, niemiecki poseł CDU
Horst Schnellhardt otwarcie popierał niekorzystną dla nas zmianę – mówi Sonik.
Organizacja Corporate Europe Observatory dotarła do materiału szkoleniowego firmy Kimmons &
Kimmons (lobbującej m.in. dla GlaxoSmithKline), w którym opisano najpopularniejsze metody lobbingu.
„Strzelanie" to agresywny lobbing polegający na grożeniu (np. przeniesieniem fabryki). Metoda „na
dentystę” polega natomiast na próbie wyeliminowania z propozycji prawnej najbardziej dotkliwego dla
klienta paragrafu, by potem zająć się innymi.
Polscy lobbyści z braku pieniędzy muszą się wykazywać pomysłowością. Gdy nasze pielęgniarki skarżyły
się na dyskryminację, to w parlamentarnych korytarzach mierzyły ciśnienie politykom. Warszawski
Instytut Słuchu badał natomiast uszy europejskich deputowanych. Z kolei polskie europosłanki
demonstracyjnie robiły sobie zdjęcia z najsłynniejszym polskim „hydraulikiem" – modelem Piotrem
Adamskim, który został wynajęty, by w europarlamencie wspierać lobbing w sprawie ważnej dla polskich
przedsiębiorców dyrektywy usługowej.
Czasem europosłowie są zaskoczeni tym, kto bierze się za lobbing. W brukselskich kuluarach można
było spotkać Dariusza Szymczychę, ministra z czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, czy
Michała Fogga, wnuka słynnego piosenkarza Mieczysława. Pierwszy lobbował m.in. za budową
gazociągu na dnie Morza Bałtyckiego, drugi w sprawie przepisów dotyczących pestycydów. Marcin Libicki
(PiS), szef Komisji Petycji, mówi, że firmy lobbingowe stosują czasem bezpretensjonalne metody. –
Zatrudniają na przykład młode, ładne dziewczęta. Kiedyś taka miła panienka próbowała mnie przekonać,
jak powinienem postąpić w konkretnej sprawie – wspomina Libicki, który zapewnia, że choć lobbystki
wysłuchał, to jej nie posłuchał.
Żubrówka w służbie regionów
Utrzymanie jednego przedstawiciela przy UE kosztuje przynajmniej 25 tys. euro miesięcznie. W tej
kwocie mieści się koszt prowadzenia biura, zamawiania materiałów i analiz, a także wydatki na dziesiątki
roboczych spotkań. Tę sumę można jednak obniżyć, korzystając z pośrednictwa wpływowych organizacji
zrzeszających poszczególnych producentów. Unijne lobby rolne COPA-COGECA zrzesza 60 organizacji
rolnych z krajów UE i 37 organizacji partnerskich. Z Polski należą do nich kółka rolnicze.
Swoje biura w Brukseli mają także przedstawiciele polskich regionów i województw (w Brukseli
reprezentowane są wszystkie województwa). Na razie jednak Polakom daleko jeszcze do ich niemieckich
czy francuskich odpowiedników, mających po kilkunastu lub kilkudziesięciu pracowników. Polskie
województwa zatrudniają po jednej lub dwie osoby. – To odbija się na skuteczności, bo na przykład
Bawaria dzięki lobbingowi pozyskuje znacznie częściej i znacznie większe unijne fundusze – mówi
europosłanka Genowefa Grabowska (SDPL). W przeciwieństwie do Słowaków nie udało nam się
połączyć sił i dziś każde polskie województwo działa indywidualnie. To znacznie podnosi koszty. Czasem
regionom udaje się zaskoczyć konkurencję. Województwo podlaskie, organizując promocję regionu, do
zaproszeń dołączyło małą butelkę żubrówki. – Zagraniczni deputowani byli zachwyceni. Kiedy rozeszła
się informacja o tej nietypowej promocji, z niektórych skrzynek poselskich podkradano żubrówkę –
opowiada Genowefa Grabowska.
Polskie firmy i instytucje zaczynają rozumieć, że profesjonalny lobbing się opłaca. Wprawdzie nasi
lobbyści jeszcze nie zarabiają 200 tys. euro miesięcznie (jak najlepsi z innych krajów), ale staje się to już
poważny biznes. Bo najlepsi lobbyści mogą rocznie przynieść korzyści nawet stukrotnie przewyższające
wydatki.

Podobne dokumenty