Polityka O Wróżbitach

Transkrypt

Polityka O Wróżbitach
Polityka - nr 33 (2971) z dnia 2014-08-12; s. 66-69
Marcin Rotkiewicz
Profesor, który nie UFO wróżbitom
Rozmowa z prof. Christopherem C. Frenchem, psychologiem z University of London i badaczem
zjawisk paranormalnych
Marcin Rotkiewicz: – Ilu ludzi wierzy w duchy, astrologię, telepatię, bioenergoterapię, UFO i tym
podobne fenomeny?
Christopher C. French: – Bardzo wielu. Np. od 40 do 50 proc. mieszkańców Europy, USA i Ameryki
Łacińskiej jest przekonanych, że można się komunikować za pomocą telepatii. W samych Stanach
Zjednoczonych ok. 37 proc. badanych uważa, że istnieją duchy nawiedzające domy, a jedna czwarta
wierzy w astrologię, zaś 21 proc. w możliwość kontaktów ze zmarłymi. W sumie trzy czwarte
dorosłych Amerykanów wierzy w przynajmniej jedno zjawisko paranormalne. Zbliżone rezultaty
przynoszą badania opinii publicznej w Wielkiej Brytanii. Podejrzewam więc, że w Polsce jest
podobnie.
To naprawdę dużo.
Tymczasem, poza nielicznymi wyjątkami, psychologowie przez długi czas nie mieli ochoty zajmować
się takimi kwestiami, jak to, że ktoś wierzy, iż został porwany przez UFO albo jest w stanie
przepowiadać przyszłość.
Może bali się, że taki przedmiot badań byłby niepoważny i zostaną wyśmiani przez środowisko
naukowe. Czy koledzy po fachu nie patrzą na pana trochę pobłażliwie?
Przez dość długi czas rzeczywiście miałem poczucie, że moje zainteresowania badawcze są na uczelni
tolerowane, ale nie popierane. Na szczęście to nastawienie się zmienia.
Dlaczego w takim razie zajął się pan tak ryzykowną tematyką?
Kiedy pisałem doktorat dotyczący czegoś zupełnie innego, ktoś polecił mi książkę kanadyjskiego
psychologa Jamesa Alcocka „Parapsychology: science or magic” („Parapsychologia: nauka czy
magia”). Podawane przez niego racjonalne wyjaśnienia zjawisk paranormalnych zrobiły na mnie duże
wrażenie, tym bardziej że sam w niektóre takie dziwne historie wierzyłem. Tak zaczęło się moje życie
sceptyka, ale nadal traktowałem tę tematykę jako hobby. Jednak w pewnym momencie cały czas
zawodowy zacząłem poświęcać zjawiskom paranormalnym.
Jest pan znany jako założyciel i kierownik Jednostki Badawczej Psychologii Anomalistycznej w
University of London. Co to takiego ta psychologia anomalistyczna?
Termin, który ma pomóc odróżnić to, co robię ja i inni badacze o podobnym podejściu teoretycznym,
od parapsychologii.
Czyli?
Parapsychologia narodziła się dość dawno. W 1957 r. w USA założono Parapsychological
Association, które do dziś wydaje dwa specjalistyczne czasopisma i jest członkiem jednego z
najbardziej poważanych amerykańskich stowarzyszeń naukowych, American Association for the
Advancement of Science (AAAS). Co nie znaczy, że nie spotyka się z krytyką. Bo parapsychologia
stara się badać zjawiska paranormalne tak, jakby one naprawdę istniały. Po drugie zaś, jej obszar
zainteresowań skupia się głównie na postrzeganiu pozazmysłowym, telepatii, psychokinezie – czyli
np. poruszaniu obiektów mocą umysłu – czy reinkarnacji. Inaczej mówiąc: koncentruje się na tym,
czego nie da się wyjaśnić lub jest sprzeczne z aktualną wiedzą naukową. Psychologia anomalistyczna
ma znacznie szerszy krąg zainteresowań, bo np. rzekome porwania przez UFO przecież nie są
sprzeczne z wiedzą naukową. Teoretycznie mogą żyć we Wszechświecie istoty zdolne przysyłać na
Ziemię swoje misje. Ale najważniejsza różnica między parapsychologią i psychologią anomalistyczną
jest taka, że ja staram się szukać wyjaśnień dziwnych zjawisk w ramach wiedzy psychologicznej oraz
nauk ścisłych.
Jak w takim razie psychologia anomalistyczna wyjaśnia relacje o porwaniach przez UFO?
Kryją się za tym przede wszystkim dwa zjawiska. Pierwsze to tworzenie się fałszywych wspomnień,
co nasz mózg w pewnych okolicznościach potrafi świetnie robić. Drugie to tzw. paraliż przysenny,
czyli stan, w którym ciało jakiejś osoby jest bezwładne, natomiast ona pozostaje całkiem lub
częściowo świadoma. To coś jak stan między jawą a snem. Od 20 do 40 proc. ludzi przynajmniej raz
w życiu tego doświadczyło. Niektórzy w trakcie paraliżu przysennego mają również halucynacje –
wydaje im się, że ktoś jest w pomieszczeniu, widzą cienie lub jakieś potwory, słyszą dziwne dźwięki i
głosy. Ludzie doświadczający czegoś takiego mogą być bardzo przestraszeni, np. bać się, że
zwariowali.
Czy z opętaniami przez złe duchy może być podobnie?
Myślę, że jest sporo kwestii, które w obu tych zjawiskach się pokrywają. Wiele przypadków ludzi
twierdzących, że zostali porwani przez UFO, i tych, którzy są rzekomo opanowani przez diabła, to
właśnie skutki paraliżu przysennego. Choć nie tylko. Czynniki społeczne i poznawcze mają tu także
znaczenie. Wejście w rolę osoby opętanej daje z pewnością pewne profity – m.in. zainteresowanie
otoczenia i jego pomoc. Warto zwrócić uwagę, że rzekome opętania przez demona dotykają często
osoby o niskim statusie społecznym. Dzięki temu mogą swobodnie wyrazić swoje emocje,
zachowywać się obscenicznie wobec ludzi stojących znacznie wyżej w hierarchii.
Może pan podać jeszcze jakieś przykłady psychologicznego podłoża zjawisk paranormalnych?
Weźmy różdżkarstwo – prowadziłem jakiś czas temu badania z udziałem osób, które zajmują się nim
od wielu lat i twierdzą, że mogą znaleźć wodę oraz różne inne rzeczy. Eksperyment polegał na tym, że
w identycznie wyglądających pudłach umieszczaliśmy butelki z wodą albo z piaskiem. Były to
badania z tzw. podwójnie ślepą próbą – ani ja, ani oczywiście różdżkarze nie wiedzieliśmy, gdzie jest
woda. Okazało się, że trafność wskazań pudeł z butelkami za pomocą różdżki nie była większa, niż
gdyby zgadywali przypadkowo. We wszystkich dotąd przeprowadzonych i poprawnych
metodologicznie badaniach wyniki były identyczne: za pomocą różdżki nie da się znaleźć cieków
wodnych czy jakichś specyficznych obiektów. Jedno wszakże w takich eksperymentach bardzo mnie
zaciekawiło – różdżki tych ludzi naprawdę odchylały się w jakimś kierunku i nie sądzę, by ruchy nimi
wykonywali świadomie.
Jak to wyjaśnić?
Tu znów z pomocą przychodzi psychologia. Chodzi mianowicie o tzw. efekt ideomotoryczny. Polega
on na tym, że ludzie nieświadomie mogą poruszać mięśniami pod wpływem sugestii. Można to
porównać do sytuacji, gdy przeżywając silne emocje, zaczynamy płakać, choć przecież nie podjęliśmy
decyzji: „teraz będę płakał”. Dlatego różdżka porusza się, choć trzymający ją sądzi, że stoi za tym
tajemnicza siła.
A co może pan powiedzieć o doświadczeniach śmierci klinicznej, w trakcie których pojawiają się
różne wizje – często ze słynnym tunelem i światłem na jego końcu. Niektórzy ludzie relacjonują
również, jak opuszczali własne ciało i z góry widzieli, co się dzieje wokół niego.
Jesteśmy jeszcze daleko od ostatecznego wyjaśnienia tych fenomenów. Jednym z powodów jest fakt,
że doświadczenia na granicy śmierci są bardzo subiektywne i składają się z wielu elementów –
doświadczenia spokoju, szczęścia, opuszczenia ciała, wrażenie wchodzenia do tunelu i podążania w
kierunku jasnego światła, spotkań z aniołami, duchami, przelatywania przed oczami całego życia,
wreszcie powrotu do ciała.
Przy czym „bycie poza ciałem” jest jednym z najbardziej interesujących zjawisk. Być może pojawia
się na skutek nieprawidłowego funkcjonowania systemu integracji bodźców napływających z różnych
zmysłów. Kiedy bowiem wchodzimy w interakcje z otaczającym światem, to tworzymy w mózgu jego
mentalny model, który cały czas aktualizujemy na podstawie napływających danych. Ważnym
elementem tego modelu jesteśmy my sami, nasze ciało i jego miejsce w świecie. Zazwyczaj ten model
jest mniej lub bardziej trafny. Ale w pewnych okolicznościach dochodzi do jego zaburzeń.
Inne wyjaśnienie zakłada pojawienie się halucynacji powstałych z powodu procesów zachodzących w
mózgu. Mamy tego wskazówki dzięki badaniom osób, u których w trakcie operacji stymulowana była,
np. za pomocą elektrod, kora mózgowa. Można u nich niemal dosłownie włączać i wyłączać odczucie
bycia poza ciałem. Dla mnie to bardzo silna wskazówka, co się kryje za tym fenomenem.
Czyli nie ma w tym nic niezwykłego i niewytłumaczalnego?
Nie. Ale jestem gotów zmienić zdanie, jeśli ktoś wskaże mi choćby jeden przypadek osoby, która
potrafiłaby wyjść poza swoje ciało i np. powiedzieć, co jest na stole w sąsiednim pokoju.
Słyszałem też, że zbudował pan nawiedzone laboratorium po to, by badać zjawisko domów rzekomo
nawiedzanych przez duchy?
W literaturze naukowej znalazłem kilka tropów, które mogłyby pomóc to wyjaśnić. Pierwszy
wskazuje na ludzi z pewną charakterystyczną aktywnością płatów skroniowych, którzy są bardziej
podatni na halucynacje. Drugi trop to występujące fluktuacje pola elektromagnetycznego w miejscach
podobno nawiedzanych przez duchy. Trzeci zaś to niesłyszalne dla ucha ludzkiego infradźwięki – o
częstotliwości ok. 19 Hz – które mogą u niektórych osób wywoływać różne dziwne odczucia. Dlatego
w laboratorium stworzyliśmy pokój, do którego na 50 minut wchodziły osoby badane. Część
uczestników rzeczywiście miała różne dziwne odczucia, takie jak oszołomienie, poczucie czyjejś
obecności i zawroty głowy. Nie było to może nic spektakularnego, ale pokrywało się z tym, co czuli
ludzie w nawiedzonych domach. I okazało się, że pole elektromagnetyczne oraz infradźwięki mogą
oddziaływać na osoby z odmienną aktywnością płatów skroniowych.
Czy wszystkie przypadki zjawisk paranormalnych da się racjonalnie wyjaśnić?
Ogromna większość tych, z którymi się zetknąłem, nie miała nic wspólnego z jakimikolwiek
paranormalnymi siłami. Choć czasami trafiają się historie, kiedy mówię: o, to jest naprawdę
zastanawiające. Np. kilka lat temu jeden z kanałów telewizyjnych zgłosił się do mnie w sprawie
kilkuletniego chłopca, Camerona Macaulaya, który twierdził, że miał drugą rodzinę żyjącą na
szkockiej wyspie Barra.
Film ten pokazywała również polska telewizja publiczna. Nosi tytuł „Chłopiec, który żył już kiedyś”.
Tak, to ten dokument. Otóż nie miałem możliwości rozmowy z tym dzieckiem, ale spotkałem się z
jego matką. Wydaje mi się, że nie miała żadnego interesu w tym, by chłopiec opowiadał o jakiejś innej
rodzinie z poprzedniego życia. Wręcz przeciwnie – ona chciała się dowiedzieć, jakie jest tego źródło.
Dodatkowo rodzina odwodziła ją od pomysłu, by wziąć udział w filmie dokumentalnym. Obawiali się,
że chłopcu zostanie przyklejona łatka chorego psychicznie.
Co w tej historii było dla pana aż tak niezwykłego?
Chłopiec ten nie był zaburzony psychicznie. Ekipa telewizyjna zabrała go, wraz z matką i
amerykańskim naukowcem zajmującym się tego typu relacjami dr. Jimem Tuckerem, na wyspę Barra.
Tam okazało się, że część opowieści Camerona jest prawdziwa. Jednak nie potwierdziły się niektóre
istotne elementy jego historii.
Myśli pan, że jest to jakiś argument przemawiający za reinkarnacją?
Musiałbym dokładniej przyjrzeć się temu przypadkowi, więc nadal pozostanę sceptyczny. Co nie
zmienia faktu, że opowieści chłopca są bardzo interesującą mieszanką prawdziwych i fałszywych
informacji. Tak więc przy tej sprawie stawiam znak zapytania i po prostu mówię: nie wiem.
Natomiast w wielu podobnych przypadkach relacji o poprzednim życiu mamy do czynienia z
fałszywymi wspomnieniami. Brałem udział w jeszcze jednym programie telewizyjnym dotyczącym
reinkarnacji. W 1998 r. pojechałem z ekipą filmową do Libanu, by przyjrzeć się druzom – religijnej
grupie wywodzącej się z islamu. Jej wyznawcy wierzą w reinkarnację. Jadąc tam, zupełnie nie
wiedziałem, czego się spodziewać. Wróciłem zaś w pełni przekonany, że jest to wyłącznie kwestia
fałszywych wspomnień i uwarunkowań kulturowych.
Czy wśród przypadków zjawisk paranormalnych, z którymi się pan zetknął, dużo było świadomych
oszustw?
Nie. Wielu ludzi naprawdę wierzy, że doświadczyło czegoś niezwykłego i niewytłumaczalnego. Jeśli
zaś sami nie zetknęli się z tego typu zjawiskami, to opierają swoje przekonania na doświadczeniach
bliskich osób. Oczywiście jest spora grupa traktująca parapsychologię „profesjonalnie”, tzn. różni
jasnowidze, wróżbici, bioenergoterapeuci czy radiesteci zarabiają na tym pieniądze. Jednak również
większość z nich naprawdę wierzy, iż posiada jakieś zdolności parapsychologiczne. To samo dotyczy
osób twierdzących, że zostały porwane przez UFO.
Co nie zmienia faktu, że zdarzają się oszuści. Jeden z ostatnich najbardziej spektakularnych
przykładów to mieszkająca w Londynie kobieta, Juliette D’Souza, która została niedawno skazana
przez sąd na 10 lat więzienia. Otóż przez 12 lat, udając szamankę, wyciągnęła od ludzi około miliona
funtów, które miały zostać powieszone na świętym drzewie w amazońskiej dżungli. Wokół tego
drzewa indiańscy szamani rzekomo odprawiali magiczne rytuały. Miało to zagwarantować
rozwiązanie najrozmaitszych problemów, również wyleczenie z ciężkich chorób. Co ciekawe, jej
klientami byli wykształceni ludzie z klasy średniej, a mimo to dali się nabrać na kompletne bzdury.
Czy byli aż tak głupi? Nie powiedziałbym – zdesperowane osoby, zwłaszcza jeśli ktoś zmaga się z
nieuleczalną chorobą, gotowe są chwycić się każdej deski ratunku.
No właśnie. Kim są wierzący w zjawiska paranormalne, czy to ludzie kiepsko wykształceni, raczej
biedni, a może mający jakieś problemy psychiczne?
Odpowiedź na pańskie pytanie nie jest prosta, bo zjawiska paranormalne są bardzo różne. Generalnie
można powiedzieć, że edukacja sprzyja sceptycyzmowi. Niektóre badania pokazują, że studenci nauk
ścisłych w porównaniu z adeptami nauk humanistycznych rzadziej wierzą w duchy, jasnowidzenie,
telepatię i tego typu zjawiska.
Bardziej skłonne do wiary w zjawiska paranormalne wydają się kobiety, ale różnice między nimi a
mężczyznami są tu bardzo małe. Jeśli zaś chodzi o status socjoekonomiczny, to – co ciekawe – wiara
w różne nadnaturalne moce umysłu wzrasta wraz z poziomem edukacji i dochodów. Natomiast
przekonania o ingerencji w nasze życie różnych nadnaturalnych sił (np. wpływ układu gwiazd na nasz
los) jest silniejsza wśród ludzi biedniejszych i gorzej wykształconych.
A jak wygląda kwestia zaburzeń psychicznych?
Osoby wierzące w zjawiska paranormalne (ale nie wszystkie!) wykazują m.in. większą skłonność do
fantazjowania i podatność na hipnozę. Z pewnością nie można jednak powiedzieć, że osoby
twierdzące, iż zostały porwane przez UFO czy widziały ducha, są na pewno w jakiś sposób zaburzone.
Skoro tak wielu spośród nas wierzy w zjawiska nadprzyrodzone, to może w naszych mózgach są
mechanizmy, które czynią nas podatnymi np. na wiarę w duchy?
Tym właśnie się zajmuję. W tym roku ukazała się książka, którą napisałem z innym naukowcem,
dotycząca psychologii anomalistycznej. Jeden z jej rozdziałów poświęcamy ewolucyjnie
wykształconym mechanizmom mogącym stać za wiarą w różne dziwne rzeczy. Przykład: mamy
tendencję do dostrzegania jakichś wzorów np. wśród chaotycznych plam. Stąd te wszystkie wizerunki
Jezusa czy Maryi pojawiające się na drzewach, szybach czy nawet tostach. Niewątpliwie taka
skłonność do rozpoznawania wzorów była przydatna naszym przodkom, by np. w trawie dostrzec
czyhającego drapieżnika.
Na tym też opiera się fenomen ludzi wierzących, że niektóre piosenki zawierają ukryty satanistyczny
przekaz. Jeśli puści się je wstecz, to można go ujawnić. Przykładem ma być utwór „Stairway to
Heaven” zespołu Led Zeppelin. Kiedy puści się go wstecz, to słychać jakiś dziwny bełkot. Ale gdy
posłuchać tego z równocześnie wyświetlonymi napisami z rzekomym satanistycznym przekazem, to
rzeczywiście zaczynamy słyszeć te słowa. Jeśli ktoś jest ciekaw, to wystarczy w przeglądarkę
internetową wpisać: „Stairway to Heaven backwards”.
Istnieje sporo takich wiodących nas na manowce mechanizmów poznawczych. Np. uznajemy za
bardzo trafne opisy własnej osobowości, które w rzeczywistości są ogólne i pasują do bardzo wielu
ludzi. Nazywa się to efektem Barnuma, na którym opiera się sukces astrologii czy wróżbitów. Mylnie
bierzemy współwystępowanie jakichś zjawisk, czyli korelację, za związek przyczynowo-skutkowy.
Np. coś nam się złego przytrafiło, a wcześniej czarny kot przebiegł drogę. Jedno z drugim nie ma nic
wspólnego, ale my łączymy te fakty.
A jak ocenia pan wpływ kultury i mediów?
Jest ogromny. Wiara w różne zjawiska zależy m.in. od atmosfery społecznej, filmów i intelektualnych
mód. Kiedy dziś pytam moich studentów, ilu z nich wierzy we wróżki – takie małe istotki ze
skrzydełkami z bajek – to może ze dwie osoby podnoszą ręce, pewnie dla żartu. Tymczasem w latach
20. ubiegłego wieku w Europie często donoszono o spotkaniach z nimi. Twierdzili tak nie tylko ci,
którzy wypili za dużo w barze, ale wykształceni i szanowani ludzie. Słynna była wówczas sprawa
„wróżek z Cottingley” w Anglii. Dwie kuzynki wykonały kilka zdjęć małych skrzydlatych istot. W
prawdziwość tych fotografii wierzył m.in. sir Arthur Conan Doyle, który fascynował się zjawiskami
paranormalnymi. Napisał nawet książkę dowodzącą istnienia wróżek. Ona z kolei była czytana przez
wykształcone i dobrze sytuowane osoby.
Jeśli się spojrzy na ówczesne rzekome dowody istnienia wróżek, to bardzo przypominają współczesne
„świadectwa” wizyt istot pozaziemskich. Powód jest prosty – żyjemy w nowoczesnym, przesyconym
techniką społeczeństwie, do którego skrzydlate istotki żyjące w lesie już nie pasują. Zastąpili je
kosmici.
Niekiedy wiarę w paranormalne zjawiska podsycają też niektórzy naukowcy.
W 2011 r. Daryl Bem, znany i szanowany profesor psychologii z Cornell University, ale również
człowiek życzliwy wobec parapsychologii, opublikował artykuł. Był on oparty na 9 eksperymentach z
udziałem tysiąca osób i zawierał mocną sugestię, że takie zjawisko jak prekognicja – czyli
przewidywanie przyszłości – rzeczywiście istnieje. Sprawa stała się głośna, gdyż publikacja ukazała
się w „Journal of Personality and Social Psychology”, jednym z czołowych czasopism
psychologicznych.
Co ciekawe, prof. Bem zachęcał innych naukowców do powtórzenia uzyskanych przez niego
wyników. Dlatego wraz z dwoma kolegami postanowiliśmy to zrobić. Nie udało się nam uzyskać
sensacyjnych wyników Bema, choć użyliśmy jego oprogramowania komputerowego i przebadaliśmy
tysiąc osób.
Czy któreś ze zjawisk paranormalnych jest dla pana szczególnie fascynujące?
Wszystkie są bardzo ciekawe i większość z nich naprawdę nieźle potrafimy już wyjaśnić. I niestety,
bądź stety, nie ma w nich nic cudownego.
rozmawiał Marcin Rotkiewicz
Wywiad z prof. Christopherem C. Frenchem przeprowadziliśmy dzięki projektowi Horyzonty
Poznania, realizowanemu w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.
Christopher C. French (ur. 1956) jest profesorem psychologii w Goldsmiths College University of
London, gdzie kieruje jednostką badawczą zajmującą się psychologią anomalistyczną. Przedmiotem
jej zainteresowania są wszelkie zjawiska paranormalne: od reinkarnacji, wywoływania duchów, po
jasnowidzenie i porwania przez UFO. Niedawno ukazała się jego książka „An anomalistic
Psychology: Exploring Paranormal Belief and Experience”.
[fot.] SPL/East News, [fot.] Zych Leszek, [fot.] Hursey Dana/Masterfile/East News
Prawa autorskie © S.P. Polityka. Artykuł pochodzi z archiwum internetowego www.polityka.pl

Podobne dokumenty