Najlepiej widzê, kiedy zamknê oczy.-1
Transkrypt
Najlepiej widzê, kiedy zamknê oczy.-1
Dominika Jurczak kl. I „Najlepiej widzę, kiedy zamknę oczy” Kara dobra na wszystko Wszystko zaczęło się od wolontariatu. Była to moja kara za kolejne jedynki ze sprawdzianów : z matematyki, chemii, fizyki. Nie moja wina, Ŝe kompletnie nie rozumiem algebry, nie wiem, jak obliczyć liczbę atomów walencyjnych w danym pierwiastku czy zmianę prędkości ciała. Ale wróćmy do rzeczy. Pewnego dnia, kiedy właśnie dostałam te trzy jedynki, wracając ze szkoły, otworzyłam drzwi do domu. Wydały mnie one, skrzypiąc zdradziecko. Zastygłam w bezruchu, jednak nikt się nie pojawił. Odetchnęłam z ulgą („MoŜe jeszcze tam nie zaglądała?” pomyślałam) zdjęłam buty i kurtkę i skierowałam się do mojego pokoju. Nie doszłam tam jednak; z kuchni dobiegł mnie krzyk: - Nino! - zawołała mnie moja mama. - JuŜ idę! - odpowiedziałam. OdłoŜyłam plecak i ruszyłam w stronę kuchni. Wiedziałam, co się stało: moja mama, jak zwykle, korzystała z internetu. „Przeklęty dziennik elektroniczny!” pomyślałam i zaczęłam zastanawiać się, jaką dostanę karę. Mógł to być szlaban, zakaz oglądania telewizji, korzystania z telefonu, komputera, brak kieszonkowego… Oczywiście, nie myliłam się, o co jej chodzi. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, mocno się zdziwiłam: przy stole, z posępną, rozczarowaną miną, siedział mój ojciec. Odwróciłam wzrok i popatrzyłam na matkę. Miała taki sam wyraz twarzy. Po chwili, która ciągnęła się, niczym godziny, odezwała się: - Nino, bardzo się na tobie zawiedliśmy. Miałaś przecieŜ zacząć się uczyć, poprawić oceny… - rozŜalonym głosem powiedziała moja matka. - Dlatego postanowiliśmy, Ŝe zamiast się lenić, w weekendy będziesz uczestniczyła w wolontariacie – dokończył ojciec. Tego się nie spodziewałam. Sobota nastała z zaskakującą prędkością, a z nią – moja „kara”. Chciałam wymigać się chorobą, jednak rodzice nie dali się nabrać. Zjadłam śniadanie, ubrałam się i wsiadłam na rower. Jadąc, zastanawiałam się, co mnie czeka. Ogromny gmach ośrodka dla niepełnosprawnych widać było z daleka. Razem z innymi wolontariuszami weszłam do budynku. Wszyscy zdawali się wiedzieć, co robić. Wszyscy, prócz mnie. Stałam więc w kącie, starając się wtopić w tło, jednak chyba mi się to nie udało – po chwili zostałam zawołana do pomocy - miałam zabrać kilkoro niewidomych na dwór, aby mogli zaczerpnąć świeŜego powietrza. „Błahostka” pomyślałam i zaczęłam przygotowywać ich do wyjścia. Szybko przekonałam się jednak, Ŝe nie jest to takie łatwe. - Jesteś nową wolontariuszką? - zapytała jedna z grupki niewidomych, na oko szesnastoletnia brunetka. - Skąd wiesz? - odpowiedziałam lekko zmieszana. - Bo nie wiesz, co masz robić - wyjaśniła z uśmiechem – Jestem Alicja. - A ja Nina. Alicja doradziła mi, bym spytała kogoś z bardziej doświadczonych wolontariuszy. Zrobiłam tak. W końcu wyszliśmy do ogrodu znajdującego się za ośrodkiem. Usiadłam na trawie obok nowo poznanej dziewczyny. - Właśnie to lubię najbardziej – tu jest o wiele inaczej niŜ wewnątrz – powiedziała. - Wiem, tutaj powietrze jest świeŜsze i w ogóle… - Nie, nie o to mi chodzi. Ty patrzysz oczami, a trzeba patrzeć sercem. Zamknij oczy. - Ale… - zaczęłam zmieszana. - Proszę. Zamknij oczy – przerwała mi. Posłusznie wykonałam jej prośbę. I wtedy zrozumiałam. Melodyjny świergot ptaków towarzyszył szumiącym drzewom, a promienie słońca przebijały się przez zamknięte powieki. To wszystko wydawało się takie… nierealne, wręcz magiczne. - A teraz dotknij trawy, kwiatów… - dobiegł mnie jej głos. Posłuchałam. Trawa, wilgotna od porannej rosy, kuła lekko w dłonie. Gdzieś pomiędzy jej źdźbłami zaplątała się mała stokrotka o idealnie gładkich, aksamitnych płatkach. - JuŜ teraz rozumiem – zauroczona sceną, powiedziałam cicho i zmusiłam się do otwarcia oczu. Alicja wyglądała na zadowoloną. Jakiś czas później, po powrocie do ośrodka, siedziałyśmy tam razem na ławeczce. - Opowiedz mi o sobie – poprosiłam. - Kiedyś byłam normalna; miałam normalne dzieciństwo, duŜo przyjaciół, chodziłam do zwykłego przedszkola, zwykłej szkoły… Kiedy miałam siedem lat, wszystko się zmieniło: zaczęłam stopniowo tracić wzrok. Początkowo widziałam przedmioty o rozmytych krawędziach, później były to juŜ tylko plamy. Nic nie dało się zrobić: leki nie pomagały, w okularach trzeba było wymieniać co chwilę szkła, a choroba i tak dalej postępowała. Przestałam chodzić do szkoły, byłam załamana. Pocieszała mnie moja mama; to ona uświadomiła mi, Ŝe naleŜy patrzeć sercem. W chwilach zwątpienia zawsze mi o tym przypominała. Dzięki niej nauczyłam się posługiwać alfabetem Braille'a, z czego teraz jestem dumna – powiedziała i zamilkła na chwilę– To chyba dosyć o mnie. Teraz twoja kolej. - Wiesz, to miała być moja kara za kolejne jedynki w dzienniku. - Tak? A z czym sobie nie radzisz? - zapytała. Powiedziałam jej o moich problemach w nauce. - PrzecieŜ to łatwizna! - wykrzyknęła – Przyjdź tu jeszcze któregoś dnia, to ci wyjaśnię. - Ale… Jak to? - odparłam zdziwiona. - Normalnie. PrzecieŜ my teŜ chodzimy do szkoły. A przez to, Ŝe jestem niewidoma, mam więcej czasu na naukę. - No tak… Przepraszam, nie chciałam, Ŝeby zabrzmiało to złośliwie. W ten sposób rozpoczęła się nasza przyjaźń. Dzięki Alicji poprawiłam swoje oceny, a ilekroć czegoś nie rozumiałam, mogłam na nią liczyć. I chociaŜ moi rodzice wycofali juŜ karę, ja wciąŜ przyjeŜdŜałam do ośrodka dla niepełnosprawnych.