Adel Hayrapetyan - Stowarzyszenie Vox Humana

Transkrypt

Adel Hayrapetyan - Stowarzyszenie Vox Humana
Adel Hayrapetyan
Ormianka, 67 lat, Malarka, etnografka, uzdrowicielka
Skąd jesteś?
Jestem Ormianką.
Jak trafiłaś do Polski?
Z wykształcenia jestem grafikiem. W latach 80. uczyłam się w centrum artterapii
w Szwajcarii. Jako gość podczas pierwszej edycji festiwalu „Nie z tej ziemi” w Krakowie
miałam wystawę, oraz serię wykładów na ten temat. Był początek lat 90., w tamtych czasach,
to były bardzo nowatorskie metody pracy, w Polsce mało kto o tym słyszał. Artterapia jako
kierunek na Uniwersytecie Warszawskim pojawił się dopiero kilka lat temu. Po wykładach
zaproszono mnie do współpracy i prowadzenia warsztatów w Polsce.
I tak po prostu wyjechałaś? Jak wyglądała Twoja sytuacja w Armenii?
Moja zawodowa sytuacja w Armenii była bardzo dobra. Jako malarka zdobyłam prestiżowe
nagrody min. w 1989 roku Ministerstwo Kultury w Armenii przyznało mi tytuł najlepszej
malarki roku, dostałam też nagrodę Grand Prix Związku Artystów Plastyków ZSRR.
Jednocześnie pracowałam jako pedagog. W latach 80. założyłam z mężem centrum edukacji
kulturalnej,
w
górskiej
miejscowości
na
pograniczu
ormiańsko-irańsko-azerskim.
Prowadziliśmy dla dzieci zajęcia teatralne, taneczne, plastyczne. Większość ludzi ma
potencjał artystyczny, malarski, czy aktorski, ale od dziecka ten potencjał jest tłumiony.
Zależało nam na tym, żeby otwierać młodych ludzi, dodawać im pewności siebie.
Jednocześnie dbaliśmy o podtrzymywanie wśród nich tożsamości narodowej, co w czasach
Związku Radzieckiego było kontrowersyjnym działaniem, uczyliśmy ich ormiańskich pieśni,
tańców narodowych. Pisało o nas wiele gazet, również polskich, nakręcono film
dokumentalny o naszych działaniach.
Niestety w Armenii były wtedy trudne czasy. Rozpadł się Związek Radziecki, toczyła się
wojna o Górski Karabach. Pod oknami przejeżdżały czołgi. Wszystkiego brakowało, latami
żyliśmy bez gazu, bez prądu. To mi pomogło podjąć decyzję o wyjeździe.
Nie wyjechałam jednak z powodów politycznych. Po prostu mam taki charakter, że chcę
dotrzeć dalej, zrobić więcej. Jestem ormiańską patriotką, ale nie wytrzymam na jednym
miejscu. Część życia spędziłam w Moskwie, wędrowałam ze swoimi wystawami po całej
Europie. Wyjazd do Polski to było dla mnie kolejne wyzwanie, a ja lubię pracować, nudzę się
jak nic nie robię.
Wiedziałaś coś o Polsce?
Oczywiście. Uwielbiałam muzykę Maryli Rodowicz. U nas Maryla Rodowicz i Czesław
Niemen byli symbolami wolności. Cała inteligencja ormiańska miała te winyle. Polski teatr!
Polska moda! W latach 70. Polska była znana i podziwiana.
Poza tym w czasach latach 08. Polacy przyjeżdżali do Armenii z torbami pełnymi ubrań na
sprzedaż: kurtek, dżinsów. Moja przyjaciółka pracująca jako przewodniczka miała kontakt
z polskimi wycieczkami. Gdy dawała mi znać, że przyjechali, zapraszałam do siebie
przyjaciół i umożliwiałam Polakom spotkanie u mnie w domu w celu dokonania wymiany
handlowej. „No chodźcie! Trzeba od nich kupować!” namawiałam. Po latach, jak
przyjechałam do Polski, zwróciła mi się tamta energia. Dostałam wiele wsparcia
i serdeczności. Miałam szczęście, bo spotkałam na swojej drodze wspaniałych ludzi.
No i po trzecie przyjeżdżałam do Polski na plenery malarskie. Byłam w Kazimierzu nad
Wisłą, zakochałam się w tym miejscu. Znałam ludzi z polskiego środowiska artystycznego,
miałam tu przyjaciół.
Dlaczego zdecydowałaś się zostać?
Początkowo myślałam, że przyjadę tylko na kilka lat, ale po trzech latach dołączyła do mnie
moja córka, która przyjechała do Polski na studia. Podjęłam decyzję, że poczekam
z wyjazdem, aż skończy naukę, ale lata mijały, a my przyzwyczajałyśmy się co raz bardziej
do Polski. Córka na studiach zyskała prawdziwych przyjaciół. Ja też przez te lata poznałam
ważnych dla mnie ludzi. Lubią mnie tu i ja ich lubię. Miałam możliwość wyjechać, spędziłam
pół roku w Szwecji, proponowano mi tam pracę, ale mi jest dobrze w Polsce. Poza tym, to co
zdobędziesz ciężką pracą bardziej szanujesz, a nam tu było ciężko na początku.
Dlaczego?
Miałam uczucie, że jeżeli podwinie mi się noga, że jeżeli starcę pracę, nie będę miała gdzie
szukać pomocy. Poza tym padłam ofiarą oszustwa, dano mi do pospisania fałszywą umowę.
Kiedy chciałam przedłużyć wizę, okazało się, że byłam zatrudniona „na czarno”, na skutek
czego miałam problem z uzyskaniem prawa do dalszgo pobytu. Załatwiając sprawy
w urzędzie dla cudzoziemców czułam się jak intruz, miałam wrażenie, że pani z okienka
patrzy się na mnie, jakby chciała mnie zabić. Od lat 90. wiele się zmieniło, teraz pracują tam
młode, uśmiechnięte dziewczyny. Zresztą sam język wpływa na to, jak się czują imigranci.
Proszę się zastanowić nad słowami „cudzoziemiec” – „cudzy”, „obcokrajowiec” – „obcy”.
Jak można człowieka, który szuka swojego miejsca na świecie nazwać „cudzoziemcem”?
To jest jak uderzenie po głowie „TY jesteś cudzoziemcem! TY jesteś obcy!”. To są okropne
słowa, w które wpisane jest to, że nigdy nie tu będziesz u siebie. Ja zawsze odpowiadam: Cały
świat jest mój. Wszędzie jestem u siebie. Bogactwo i różnorodność kulturowa wzbogaca. Kraj
bez cudzoziemców jest nudnym krajem.
A co lubisz w Polsce?
Polskę lubię za Czesława Niemena, za Pendereckiego, za Chopina. Za piękną grafikę z lat 70.
Za polskie sztuki teatralne z tamtych lat.
Jak wyglądało Twoje życie zawodowe w Polsce.
Jestem terapeutką, przez lata zajmowałam się artterapią. To forma pracy terapeutycznej,
w której różne formy twórczej ekspresji pomagają zrozumieć i poradzić sobie z własnymi
emocjami. Wyrażanie uczuć za pomocą różnych form plastycznych jest sposobem
komunikacji, ta forma pracy jest szczególnie pomocna, gdy osoby mają problem
z werbalizacją swoich uczuć i emocji. Wystarczy „puścić” rękę, a ona automatycznie zacznie
tworzyć, rysować kwadraciki, kółeczka, drzewa. Każdy tworzy coś swojego. W pracach,
które powstają podczas artterapi nie są istotne wartości estetyczne. Najważniejsze jest, żeby
pacjenci przestali starać się zrobić coś „dobrego”, żeby byli szczerzy. Ludzi, z którymi
pracowałam prosiłam o to, żeby namalowali swoje emocje, to co w tym momencie czują.
Następnie drążyłam z pacjentem tematy, które pojawiały się w ich pracach, starajac się
odczytać zawarte w nich znaczenia. Sami stwarzamy sobie śmietnik w głowie, w którym
trudno jest nam się połapać. Za pomocą twórczego działania pomagam ludziom
uporządkować różneelementy i posprzątać ten śmietnik. Jednocześnie cały czas malowałam.
Miałam przez te lata kilka wystawy w Polsce, w Szwecji, w Niemczech, w Rosji. W tym roku
brałam udział w wystawie "Sztuka Armenii” w Pańswtowej Galerii Sztuki w Sopocie, na
której zostały zaprezentowane prace pięciu malarzy pochodenia ormiańskiego mieszkających
w Polsce. Moje prace były też pokazywane przy okazji imprez ormiańskich w Polsce, jak
Dzień Ormiański w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Teraz jestem
w trakcie organizowania międzynarodowego pleneru w Armenii, w którym wezmą udział
artyści z Polski, malarze z Niemiec i z Austrii.
Jakie techniki plastyczne są Ci najbliższe?
Jestem grafikiem. Wypracowałam swoją technikę w oparciu o akwafortę. To technika
graficzna polegająca na wykonywaniu metalowej formy drukowej z rysunkiem, który
następnie odbija się papierze. Jak każda technika ma swoje kanony, ale ja podchodzę do niej
w sposób niestandardowy. Dzięki temu jestem w stanie osiągnąć większą głębię i bardziej
wyraziste kształty. W swoich pracach podejmuję tematykę symboliczną. Używam symboliki
chrześcijańskiej: ryba, ptak, duch święty. Można powiedzieć, że jest to sztuka sakralna, ale
bardziej nowoczesna. Nie interesuje mnie sztuka realistyczna, zajmuję się człowiekiem, jego
wewnętrznym światłem.
Tęsknisz za Armenią?
Chciałabym, żeby w Warszawie były takie kawiarnie jak w Armenii, w których grają jazz.
Brakuje mi nocnego życia, o 22 Warszawa zamiera. Więc czasem jeżdżę do Armenii,
słucham w kawiarniach jazzu i bluesa, a potem wracam.