amerykańskie spojrzenie na polski wig20
Transkrypt
amerykańskie spojrzenie na polski wig20
NR XC 2015 MARZEC WWW.BANKOWOSCPRYWATNA.PL FOTO: THINKSTOCK AMERYKAŃSKIE SPOJRZENIE NA POLSKI WIG20 Obserwacja zachowania indeksu największych spółek nie zachęca do inwestowania na warszawskiej giełdzie, nawet najbardziej niezadowolonych z symbolicznego oprocentowania lokat bankowych czy obligacji skarbowych. Trudno się dziwić, skoro od ponad trzech lat WIG20 większość czasu spędza w przedziale 2000-2500 punktów. W jeszcze gorszej sytuacji są jednak inwestorzy, których rodzimą walutą jest dolar. Od połowy 2014 r. ich portfel stopniał o prawie jedną czwartą. Od sierpnia 2011 r. indeks największych spółek warszawskiego parkietu tkwi w monotonnym trendzie bocznym, którego dolne ograniczenie znajduje się w okolicach 2000 pkt a górne rzadko i na krótko wypada powyżej 2500 pkt. Od połowy 2012 r. ten korytarz zrobił się jeszcze węższy i mieści się między 2100 a 2500 pkt. Szczęściarz, któremu jesienią 2011 r. udało się kupić instrument odwzorowujący zmiany WIG20, dziś może pochwalić się zyskiem sięgającym niespełna 20 proc. Zdecydowana większość musi zadowolić się znacznie mniejszym zarobkiem, który w porównaniu z ryzykiem, typowym dla inwestycji giełdowych, nie wygląda atrakcyjnie. W takich warunkach trudno zwiększyć ich efektywność, stosując niezbyt skompli- kowane i najczęściej polecane strategie, na przykład systematycznego inwestowania stałych kwot w określonych odstępach czasu. Uzyskana w ten sposób średnia cena zakupu jeszcze bardziej „spłaszcza” zyski i zawęża pole manewru. Niezbyt duże pole do popisu mają także fundusze inwestycyjne, które w większości osiągają stopy zwrotu zbliżone do zmian wartości indeksów, stanowiących dla nich punkt odniesienia. Od września ubiegłego roku do połowy lutego 2015 r. WIG20 stracił prawie 8 proc. Jednak jeszcze większe powody do narzekań mają inwestorzy zagraniczni, dla których naturalną walutą jest dolar amerykański. A trzeba zauważyć, że obcy kapitał generuje niemal połowę obrotów na warszawskim parkiecie. Zagraniczni gracze cierpią nie tylko z powodu braku wyraźnego i zdecydowanego trendu, umożliwiającego osiąganie zysków. WIG20 wyrażony w dolarach od czerwca 2014 r. poszedł w dół o 23 proc., a w najgorszym momencie, w połowie stycznia 2015 r. tracił 28 proc. Trudno się więc dziwić, że zainteresowanie naszym rynkiem jest znikome, co widać zarówno po słabnącej korelacji z głównymi indeksami na świecie, jak i przede wszystkim po niewielkiej aktywności handlujących akcjami. Wyraźny spadek obrotów warszawską giełdę dotyka już od czterech lat i trudno winą za to obarczać jedynie zmiany w funkcjonowaniu funduszy emerytalnych, sprowadzające się do ograniczania ich roli na rynku kapitałowym. Z pewnością głównym „winowajcą” jest w tej kwestii zniechęcenie inwestorów zagranicznych. Wystarczy przypomnieć sobie aktywność handlu w okresie od początku marca 2009 r. do kwietnia 2011 r., a więc w czasie, gdy WIG20 znajdował się w silnym trendzie wzrostowym, a niepewna sytuacja na rynkach finansowych tuż po globalnym kryzysie finansowych nie zachęcała do ryzykownych inwestycji. Oczywiście można argumentować, że wówczas pomagały naszemu rynkowi nadzwyczajne działania największych banków centralnych świata. Ale przecież te działania trwają do dziś, a w przypadku niektórych przy- bierają coraz większą skalę, zaś warszawska giełda przestała na nie reagować. Tymczasem czerpią z nich siłę zarówno parkiety w Nowym Jorku, Frankfurcie, ale także w Szanghaju i w wielu innych krajach. Jak na razie, nie widać też zapowiadanych sygnałów, wskazujących na to, by nasza giełda miała skorzystać z rozpoczynającego się skupu obligacji skarbowych państw strefy euro przez EBC. Do tej pory ta perspektywa skutkuje ożywieniem jedynie na parkietach w Paryżu i Frankfurcie. W niewielkim stopniu przekłada się ona na sytuację indeksów pozostałych krajów, które na liście zakupów banku centralnego zajmują dalsze miejsca. Choć jest bardzo prawdopodobne, że tak silny impuls monetarny w końcu obejmie szersze spektrum rynków, w tym nasz, może to zająć jeszcze trochę czasu. Warunki, by kapitał zainteresował się polskim rynkiem, wydają się wyjątkowo sprzyjające. Pomijając bardzo dobre perspektywy naszej gospodarki, inwestorów powinna przyciągnąć nie tylko dotychczasowa przecena akcji, ale także sytuacja na rynku walutowym. Atrakcyjność ich zakupów powinna zwiększyć perspektywa umocnienia się złotego. Problem w tym, że nie jest ona wcale tak pewna i jednoznaczna. Z jednej strony naszej walucie szkodzić będą niepokoje na rynkach finansowych, których od dłuższego czasu nie brakuje i nie zanosi się, by w najbliższym czasie odeszły w niepamięć. Z drugiej zaś, o ile można liczyć na umocnienie złotego wobec euro, to polityka pieniężna Fedu wyraźnie premiuje dolara. Z tego punktu widzenia szybkiemu rozpoczęciu hossy na warszawskiej giełdzie nie sprzyja też obecny kierunek naszej polityki pieniężnej. Abstrahując od sporej niepewności co do konkretnych decyzji, dominujące oczekiwania dalszych obniżek stóp procentowych umocnieniu złotego nie sprzyjają. Roman Przasnyski Roman Przasnyski Więcej w najnowszym numerze Private Banking WWW.BANKOWOSCPRYWATNA.PL NR XC 2015 MARZEC MOI M ZDA NI EM 3 Gospodarka Chin rozwija się wprawdzie wolniej, ale to nie musi przerwać hossy na tamtejszej giełdzie. ART BANKING 14 MOTO Dobromiła Błaszczyk i Sylwia Krasoń promują polską sztukę na świecie. Stworzyły serwis Contemporary Lynx. jeżdżące auta to już nie futurologia. Za pięć lat mogą być sprzedawane masowo – twierdzą specjaliści. 22 Samodzielnie EBC ZNÓW RATUJE EUROPĘ Rozpoczynający się skup obligacji skarbowych państw strefy euro budzi więcej wątpliwości i obaw, niż nadziei na pozytywne efekty. Jeszcze nie ruszył, a już pojawiły się opinie przedstawicieli banku, że jeśli zajdzie potrzeba, będzie prowadzony aż do skutku. Tak demonstrowana determinacja rodzi podejrzenie, że sami autorzy nie są do końca przekonani co do skuteczności swego dzieła. Trudno się tym wątpliwościom dziwić, jeśli wziąć pod uwagę jak długo na efekty ilościowego luzowania trzeba było czekać w Japonii, czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie operacje tego typu prowadzone były z wiele większym rozmachem i konsekwencją. Drukowanie w europejskim wydaniu na tym tle wygląda raczej jak skromna strzelba, a nie potężna bazooka, do której część ekonomistów stara się ten program przyrównać. Wątpliwości wiążą się nie tylko z jego skalą, ale przede wszystkim efektywnością przenoszenia bodźców monetarnych tam, gdzie powinny trafiać z największą siłą, czyli do gospodarki. Ze struktury planowanych zakupów wynika, że lwia część pieniędzy zostanie spożytkowana na zakupy papierów takich państw jak Niemcy, Francja i Włochy. A program zaczyna być przecież realizowany w warunkach kolejnego pożaru w Grecji, który może rozprzestrzenić się szybko na pozostałe kraje południa Europy, nie tylko poprzez rynki finansowe, ale także wskutek rosnącego politycznego oporu przeciw kontynuowaniu reform polegających na drastycznych oszczędnościach. WIĘCEJ NA STR. - FOT.: THINKSTOCK GDZIE MOŻNA ZAMIESZKAĆ GDY MA SIĘ ODPOWIEDNIO ZASOBNY PORTFEL? Koniecznie musi być nad wodą i najlepiej w modnym wakacyjnym kurorcie, jeśli do tego jest zabytkiem, to na taką posiadłość szybko znajdzie się chętny i to niezależnie od ceny jakiej żąda właściciel. 3 bln dol. – więcej niż wynosi PKB Indii – to kwota ulokowana w luksusowe nieruchomości przez niewiele ponad 200 tys. mieszkańców Ziemi w statystykach ujmowanych jako „ultrabogaci”, czyli mających do dyspozycji aktywa o wartości ponad 30 mln dol. Takich ludzi stale przybywa, a niemal czterech na pięciu z nich poza głównym domem ma co najmniej jedną, a zwykle więcej, luksusową nieruchomość mieszkalną. Co się kryje za tym określeniem? Są to posiadłości warte od 1 mln dol. w górę. Najwięcej jest ich oczywiście tam, gdzie najwięcej jest zamożnych – ponad jedna trzecia w północnej Ameryce, niemal 30 proc. w Europie – wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Sotheby's International Realty. Upodobania różnią się oczywiście w zależności od tego, czy klient myśli o domu, w którym zamierza stale mieszkać, czy o posiadłości na wakacje albo do zamieszkania na „emeryturze”. Inne preferencje maja Amerykanie, inne Brytyjczycy czy Francuzi. A Polacy? – Kiedyś zamożni Polacy kupowali wakacyjny dom, często z działką, na Mazurach, w górach czy nad morzem. Dziś w tej samej lub zbliżonej cenie mogą nabyć apartament w dowolnej części Europy – mówi Łukasz Nowakowski, dyrektor sprzedaży w Noble Banku. Jego zdaniem, w pewnych kregach ludzi zamożnych, można już mówić o zjawisku kolekcjonowania nieruchomości. WIĘCEJ NA STR. 11 FOT.: THINKSTOCK BĘDZIE OSTRA JAZDA NA WALUTOWEJ KARUZELI Rynki walutowe fundują inwestorom mocne wrażenia. Polityka pieniężna, gwałtownie taniejąca ropa, zawirowania polityczne, to główne powody. Znów głośno mówi się o wojnach walutowych, które tym razem toczą się także na naszym kontynencie. Trzeba się spodziewać, że kurs złotego nie pozostanie na te zjawiska obojętny, a po niedawnym gwałtownym osłabieniu możemy mieć do czynienia z czymś zupełnie przeciwnym. Wydarzenia z ostatnich miesięcy pokazują, jak bardzo zmienna i dynamiczna potrafi być sytuacja. Czynników sprzyjających wahaniom walut jest w ostatnim czasie wyjątkowo dużo. Każdy z nich z osobna byłby w stanie mocno rozbujać kursy. Ich nagromadzenie jest szczególnie groźne i czyni sytuację niezwykle trudną do przewidzenia. Tym bardziej, że na tę mieszankę wybucho- wą składają się czynniki o bardzo zróżnicowanym charakterze. Obok systemowych, o wpływie długofalowym, mamy trzy mocne ogniska destabilizacji o zasięgu nie tylko lokalnym. Trudno się dziwić, że złoty znalazł się w oku cyklonu i można się obawiać, że to jeszcze nie koniec zawirowań. WIĘCEJ NA STR. ISSN 1897-4147 CENA , ZŁ (w tym 8% VAT)