Śmiech w psychoanalizie (format PDF)
Transkrypt
Śmiech w psychoanalizie (format PDF)
Śmiech w psychoanalizie i psychoterapii Śmiech to pożądane wydarzenie na sesji terapeutycznej: znak, że ktoś rezygnuje z fasadowej powagi i wreszcie zaczyna doświadczać tego, co się za nią kryje. Śmiech to jednak nie tylko chwilowe zawieszenie sposobów przeżywania siebie i swojego świata, ukształtowanych według społecznych wzorców. Odejście od powszechnie przyjętego sposobu mówienia, od tego, co wypada, to również dopuszczony przez kulturę sposób neutralizowania jej opresji. Śmiech poluzowuje więzy racjonalnych norm, a osłabiając wewnętrzną i społeczną kontrolę, pozwala skonfrontować się z tym, co odrzucane i zakazane. Śmiech to prywatny karnawał — podobnie jak zbiorowość w czasie, święta wyjętym spod codziennych ograniczeń, śmiejący się człowiek przebywa w „świecie na opak”, który może okazać się bliższy i prawdziwszy dobrze ułożony świat mechanizmów obronnych. Czy to jednak znaczy, że śmiech jest tylko odświętną chwilą ulgi, która pozwala ze spokojem i akceptacją powracać w tryby codzienności i w niewolę własnych przyzwyczajeń? KONIEC XIX WIEKU Mogłoby się wydawać, że Bergson, analizujący śmiech w roku 1899 (Śmiech. Esej o komizmie, przeł. Stanisław Cichowicz, Kraków 1977), nie był daleki od tego stanowiska. Jego praca, poprzedzająca o kilka lat Freudowską książkę o dowcipie, dotyczy funkcji komizmu w życiu społeczeństwa. Funkcja ta wydaje się dość paradoksalna, a nawet sprzeczna. Zdaniem Bergsona bowiem poprzez śmiech skierowany przeciwko automatyzmom i usztywnieniom społeczeństwo wyraża swoją żywotność. Triumf dynamizmu i życia nad nieruchomą materią, wyrażony w śmiechu, ma jednak funkcję nie rewolucyjną, lecz regulującą i konserwatywną. Jak to możliwe, jeżeli za postawę zachowawczą bylibyśmy skłonni raczej uznać zgodę na konwencjonalne ustalenia, a nie ich wyśmiewanie? Trzeba tu zauważyć, że śmiech zdaniem Bergsona wyraża zbiorowe pragnienie, aby formy społeczne zostały dopasowane do autentycznych, nieustannie zmiennych potrzeb i oczekiwań. Ponieważ dopasowanie takie nigdy nie zachodzi, ze względu na niezgodność materii i życia, wyśmianie pustej formy — na przykład „pozornego prestiżu” czy „miałkości władzy” — okazuje się jedyną dozwoloną kulturowo manifestacją autentycznej dynamiki, wentylem bezpieczeństwa. Śmiech nic nie zmienia, lecz pozwala oswoić społeczną formę bez wstrzymywania pędu życiowego, a także bez naruszania status quo. FREUD W podejściu Freuda (Dowcip i jego stosunek do nieświadomości (1905), przeł. Robert Reszke, Warszawa 1993) też możemy dopatrzyć się przypisywania śmiechowi funkcji wentyla bezpieczeństwa, choć w tym przypadku wentyl ten działałby przede wszystkim na płaszczyźnie indywidualnej. Zdaniem Freuda dowcip, jako zracjonalizowane i akceptowane przez społeczeństwo wyrażenie protestu „ja” przeciw opresji tegoż społeczeństwa, pozwala utrzymać w równowadze nie zbiorowość, lecz jednostkowe ego. Dowcip, podobnie jak marzenia senne czy czynności pomyłkowe, jest jedną z ekspresji nieświadomości, ponieważ śmiejemy się tylko wtedy, gdy dowcip nas zaskakuje, gdy nie wiemy z czego się śmiejemy, czyli kiedy to nasza nieświadomość „rozumie” treść dowcipu. Dowcipy jednak różnią się od innych przejawów nieświadomości tym, że ich komunikowanie stanowi jeden z rytuałów kulturowych i wymaga „osoby trzeciej” — słuchacza. Opowiadając dowcip na przykład o treści seksualnej, jednostka zmniejsza narzucony przez bycie w kulturze wysiłek tłumienia popędu erotycznego, a jednocześnie, poprzez przedstawienie intymnych treści innym, potwierdza swoją przynależność do kultury i podtrzymuje więź z innymi ludźmi. Freud zwrócił uwagę na to, że dowcip jest specyficzną formą ekspresji słownej, różną od potocznych sposobów mówienia. Na istotny sens dowcipu wskazują techniki kondensacji, modyfikacji, wielokrotnego zastosowania, dwuznaczności itd., czyli wszelkie odstępstwa od języka używanego zwykle w sytuacjach codziennych. Wprowadzanie zakłóceń do kodu komunikacji kulturowej to praca nieświadomości, buntującej się przeciwko ograniczającym ją normom. Słynne stwierdzenie Freuda, że dowcip jest łajdakiem o rozdwojonym języku, oznacza, że jedna ze sfer jego znaczeń jest rezultatem częściowego uwolnienia treści nieświadomych (tu grają rolę dziwactwa językowe), a druga wynika z konieczności odwołania się do oczekiwań percepcyjnych słuchacza w celu zawarcia pewnego rodzaju spisku (tu ważna jest zgodność z konwencją). Pierwsza tendencja to „pierwotny zysk rozkoszy”, powstający dzięki przezwyciężeniu narzuconej przez kulturę „krytycznej zdroworozsądkowości”. Druga tendencja to przeżywanie rozkoszy wtórnej dzięki odnalezieniu swoistej wspólnoty nieświadomości. W ujęciu Freuda zatem dowcip i śmiech pozwalają jednostce „zrobić przerwę” w tłumieniu popędów, i to za przyzwoleniem i aprobatą innych ludzi, którzy w „normalnych” sytuacjach stanowią zwykle potwierdzenie tendencji superego, zmuszają do racjonalnych zachowań, powagi i logicznego myślenia. POP Relacja między osobą opowiadającą dowcip a „osobą trzecią” (słuchaczem) została wykorzystana do omówienia zależności procesów jednostkowych i kulturowych przez jednego ze zwolenników POP (process oriented psychology), czyli psychologii zorientowanej na proces (Tomasz Titkow , Dowcip — łajdak o rozdwojonym języku, Warszawa 1995). Autor odwołujący się do założeń metody Arnolda Mindella, opartej w dużej mierze na koncepcjach Junga, podkreślił, że dowcip jest komunikatem nie wprost, którego znaczenie powstaje w wyniku łamania reguł społecznych, choć jednak najczęściej w okolicznościach społecznie zdefiniowanych. Dzięki temu, że w pewnych sytuacjach, na przykład na sesji terapeutycznej, śmiech i dowcipy są dozwolone, możemy pozwolić sobie na kpiny, bluźnierstwa, nieprzyzwoitości, a dzięki temu łagodnie przekroczyć próg oddzielający tzw. proces pierwotny do określającego nas „od spodu” procesu wtórnego. Poprzez śmiech z dowcipów — przywołujących na przykład archetypowe postacie i symbole — odrzucamy naszą codzienną sztuczność i zaczynamy kontaktować się z odrzuconym, nieużywanym, ale bardzo ważnym obszarem naszego „śnienia”. Śmiech umożliwiałby zatem transgresję, a pomaganie w przechodzeniu z kulturowego obszaru przymusu i napięcia do sfery wolności, stłumionych treści i snów byłoby zadaniem terapeuty, który jako „osoba trzecia” rozumie i wspiera wtórne treści sygnalizowane przez „odstępstwa od normy”. LACAN Zupełnie inaczej owe odstępstwa są rozumiane w koncepcji Jacques’a Lacana, autora hasła „powrotu do Freuda”. Radykalizacja niektórych aspektów myśli Freuda oraz przedstawienie ich w konwencji strukturalistycznej zaowocowała m.in. specyficznymi definicjami symptomów. Dla Lacana najważniejszym, a jak się zdaje, również jedynym przejawem treści psychicznych jest język pacjenta rozumiany jako strumień „znaczących” wypowiadanych na sesji analitycznej (por. Reinhart Meyer-Kalkus, Jacques Lacan: psychoanaliza jako lingwistyka mówienia, przeł. Paweł Dybel, „Teksty Drugie”, 1998, z. 1-2). W ciągu znaczących najbardziej interesujące nie są jednak wcale elementy werbalne zgodne z systemem językowym (określającym sferę tego, co kulturowe, „symboliczne”), ale wszelkie indywidualne zakłócenia, które można usłyszeć w mówieniu — powtórzenia, jąkanie się, przekręcanie wyrazów, prywatne neologizmy, zmiany intonacji, chrypa, śmiech — odsyłające do tego, co „rzeczywiste”. Jeżeli zapytalibyśmy jednak, co znaczą te rodzaje ekspresji, odpowiedź brzmiałaby „to zależy”. Inaczej bowiem niż w poprzednich koncepcjach, symptomy nie odsyłają jednoznacznie do określonych treści nieświadomości. Nieświadomość, czy raczej „rzeczywiste” pacjenta, to wydarzenie zachodzące w miarę artykułowania kolejnych znaczących, a sens tego procesu zależy od relacji danego elementu wypowiedzi wobec innych elementów i od dynamiki mówienia. Śmiech na sesji znaczy zatem tylko tyle, ile znaczy w danym momencie i w danej konfiguracji. Ważne jest również to, że w koncepcji Lacana traci on funkcję katharsis. TERAPIA PROWOKATYWNA Śmiech odgrywa szczególną rolę w koncepcji terapii prowokatywnej autorstwa Franka Farrelly’ego (Frank Farrelly, Jeff Brandsma, Terapia prowokatywna, Warszawa 2004). W podejściu tym terapeuta ma pełnić funkcję błazna i popierać w przewrotny sposób — poprzez karykaturę, ironię, absurd — mroczne aspekty psychiki klienta, czyli na przykład niską samoocenę, lęki, myśli samobójcze czy niekorzystne wzorce wchodzenia w relacje. Godząc się w sposób teatralny i humorystyczny z tą „ciemną stroną”, terapeuta na pozór zachęca klienta do podtrzymania negatywnych tendencji, a w istocie skłania do ich wyśmiania, zauważenia ich arbitralności, a w rezultacie do zmiany zachowania. Oto przykład fragmentu sesji: K: (wpatruje się w terapeutę): Jeżeli popełnię samobójstwo, twoje nazwisko będzie zniszczone. T: (nonszalancko): Daj spokój. Też tak kiedyś myślałem, ale za każdym razem, jak mój klient popełnia samobójstwo moi koledzy z pracy tak bardzo mnie wspierają, nie uwierzyłbyś. [...] Obejmują mnie ramieniem i mówią: „Frank, nie masz ochoty na filiżankę kawy. Z mlekiem? Ile cukru?” Ja odpowiadam (terapeuta przyjmuje ton wahania, płaczliwym tonem, ciężko przełyka ślinę): „Tak, chętnie... tylko... jedną... łyżeczkę... cukru... poproszę” (ociera z oczu „łzy”). I w tym momencie (terapeuta nagle zmienia ton z płaczliwego na szczęśliwy) natychmiast czuję się lepiej, a po obiedzie nic już nie pamiętam. Nawet rodziny zawsze koniec końców mi dziękują: „Zrobił pan wszystko, co w pana mocy. Jesteśmy wdzięczni”. Albo mówią: „No cóż śpi teraz z Jezusem” — co brzmi trochę pedalsko (klient wybucha śmiechem pomimo starań zachowania powagi), ale... nie, nie pozwolę, żeby twój strach przed zrujnowaniem mi zawodowej reputacji powstrzymał cię przed samobójstwem. K: (czerwony na twarzy, zagryza wargi, parska śmiechem): Dobra, już dobra. Rozumiem. Porównanie terapeuty do błazna ma coś wspólnego z początkowym określeniem śmiechu jako prywatnego karnawału. Pomagając w demaskowaniu sztuczności, odkrywaniu „prawdy” pod teatralnością, naruszaniu tabu i przełamywaniu dotychczasowych przyzwyczajeń, terapeuta może zachęcić klienta do zajrzenia pod spód uporządkowanego świata jego póz, wymagań, uprzedzeń, hierarchii, zakazów. Niezwykłość mówienia o samobójstwie polegała już na zdjęciu z niego kulturowego kostiumu patosu, męczeństwa i rozpaczy, do tego czyn ten został przedstawiony w zaskakujący sposób, wbrew potocznym przekonaniom, jako sukces w karierze terapeuty i szansa na osobliwe, bluźniercze doświadczenie erotyczne. Dzięki temu odwróceniu, które sprowokowało klienta do śmiechu, mógł on doświadczyć swojego zamiaru w sposób wolny od znaczeń, jakie wcześniej przypisał temu czynowi. Zrozumiał, że grożenie popełnieniem samobójstwa nie musi automatycznie wzbudzać strachu i litości, ale on przez to wcale nie jest mniej wart uwagi i współczucia. Śmiech byłby zatem również wyzwoleniem się z racjonalnego, kontrolującego nazywania, z języka rozumianego jako wytwór społeczny określający i ograniczający jednostkowe doświadczenie. Aby jednak skłonić klienta do wolnego od odgórnych ustaleń rozumienia siebie, terapeuta również powinien zrezygnować z konwencjonalnych etykiet i kategorii, a jednocześnie uruchomić wszelkie zasoby uwagi i życzliwości pozwalające zrozumieć jednostkową specyfikę i okazać jej szacunek. Jest to tym ważniejsze, że wywołując śmiech, przekazuje on komunikat o dwóch znaczeniach, z których jedno jest niebezpieczne dla klienta, wiąże się bowiem z lękiem przed przemianą, nowością... i przed ośmieszeniem. W koncepcji Freuda znaczenie to odpowiadałoby tendencji pierwszej, odwołującej się do jednostkowego wysiłku tłumienia. Drugie znaczenie służy neutralizacji powagi pierwszego i mówi, poprzez zewnętrzne zachowanie terapeuty („osoby trzeciej”), że przecież „to tylko żart”. Odpowiadałoby zatem tendencji nawiązywania porozumienia z innymi ludźmi i szukania wspólnoty. Śmiech wywołany przez terapeutę-błazna jest więc w istocie śmiechem zbiorowości, która w wyobrażeniu klienta kwestionuje jego najbliższe, najdroższe, najmocniej utrwalone wzorce. Dzięki temu zabiegowi klient może zatem zamienić szkodliwe przyzwyczajenia na korzystne, nie tracąc poczucia więzi z innymi ludźmi. Zyskuje bowiem przekonanie, że odkrywając obszar zgodności z samym sobą, postępuje zgodnie z oczekiwaniami społeczeństwa. Joanna Stryjczyk Ten adres e-mail jest chroniony przed spamerami, musisz mieć włączony Javascript by go zobaczyć