Christine - Copernicus Securities SA

Transkrypt

Christine - Copernicus Securities SA
GRUPA COPERNICUS
NUMER 6/2011
str. 5
Maciej
Samcik
Czy Polacy wreszcie
dojrzeli do funduszy?
str. 8
Asset
Management
Banki w kłopotach?
Czas na indywidualne
strategie inwestycyjne
Christine
Lagarde
SIĘ NIE BOI
%_3_2011.indb I
11-12-13 12:29
edytorial
Fot. na okładce: Corbis; fot.: materiały prasowe Grupy Copernicus, Shutterstock
Warto trzymać się obranej
i przemyślanej wizji
Z
acznę poważnie, bo sytuacja
tego wymaga. Europa potrzebuje wizjonerów, którzy
przeprowadzą ją przez wyzwania, jakie stoją przed nami wszystkimi. Jestem przekonany, że na bieżąco śledzą Państwo wydarzenia na rynkach finansowych, więc nie będę przedstawiał faktów.
Zastanówmy się, czy Merkozy jest (są?) w stanie zaproponować rozwiązania, które pozwolą Staremu Kontynentowi uporać się z problemami. Mam obawy. Mój zwyczajowy
optymizm jest obecnie utemperowany przez nowomowę, która wydobywa się z ust europejskich polityków przyzwyczajonych do luksusu i rozrywek. Zamiast zdefiniować problem i szybko zaaplikować lekarstwo, politycy usiłują grać na zwłokę i przekonują rynki,
że nie mają się czego obawiać. A czas ucieka.
Jak w związku z tym inwestować? Ostrożnie, biorąc pod uwagę wiele możliwych scenariuszy. W szczególności proszę pamiętać o tym, że nie ma już aktywów wolnych od ryzyka.
Przekornie powiem, że bardzo mi się to podoba, ponieważ wymaga wysiłku intelektualnego od wszystkich uczestników życia finansowego – zarządzających, doradców finansowych i… klientów. Nawet lokaty bankowe są obarczone ryzykiem! Klienci wpłacają
środki na lokaty, ale banki niechętnie pożyczają innym bankom i obecnie wolą lokować
nadwyżki w… Europejskim Banku Centralnym.
Warto trzymać się obranej i przemyślanej wizji. Z pewnością pomysł na Europę ma Christine Lagarde, która gości na naszej okładce i wewnątrz numeru. Tych, którzy trzymają
się jeszcze starych przekonań o sobie, zachęcam do przeczytania wywiadu z Wojciechem
Eichelbergerem. Początek roku będzie dobrą okazją do wyznaczenia sobie nowych celów,
również inwestycyjnych. Mam nadzieję, że w przyszłości przyniosą one same profity –
czego sobie i Państwu z całego serca życzę.
Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku!
Marcin Billewicz
Prezes Zarządu Copernicus Securities SA
% | 6/2011
1
spis treści
Finanse&Biznes
Zarabianie pieniędzy jest ekscytujące
temat
kwartału:
WIZJA
28
14
LIDER
30
postać
28
coaching
36
ostatnie słowo
Wizja, czyli przeczucie celu
Finanse&Biznes
Osho – guru bogatych
Jakub Żulczyk roztacza senne wizje
Po godzinach
4
% z kwarTału
20
5
Subiektywnie o finansach
22
extrema
6
% z wydarzeń
24
w drodze
8
asset management
26
obyczaje
32
kadr na smak
34
klub gentlemana
10
12
Co słychać w Grupie Copernicus?
Czy Polacy wreszcie dojrzeli do funduszy?
Sukces funduszu obligacji korporacyjnych
Czas na indywidualne strategie inwestycyjne
z branży
Nie czas na bankową panikę
pomysł na inwestycje
Twardo stąpaj po ziemi. Inwestuj w nieruchomości
16
półka z książkami
18
gadające głowy
Lektura na czas kryzysu. Konkurs!
Co rząd obiecuje przedsiębiorcom?
% na mapie
Zima pełna wydarzeń
Skok w nieznane Pawła Farona
Kilometry na talerzu
Elastyczne igreki. Zmień podejście do etatu
Jedzenie w roli głównej, czyli kamerą prosto w talerz
Dbaj o siebie, dbaj o swój wizerunek
Magazyn „%”; Właściciel: Grupa Copernicus,
Salzburg Center, ul. Grójecka 5, 02-019 Warszawa, tel.: +48 22 44 00 100
Redakcja, projekt graficzny, reklama, produkcja:
Novimedia Content Publishing
(Novimedia jest częścią Grupy Wydawniczej Zwierciadło)
www.novimedia.pl
[Zespół - Dyrektor Wydawniczy: Leszek Mielczarek, Szef Redakcji: Angelika Kucińska,
Wydawca: Basia Starecka, Szef Studia Graficznego: Diana Borowska,
Senior Art Graphic: Paweł Rygol, Mateusz JANKOWSKI, Piotr Śliwiński,
Korekta: Elżbieta Woźniak, Fotoedycja: Piotr W. Bartoszek, Oktawian Górnik,
Produkcja: Michał Seredin, Administracja: Barbara ZIĘCIK, Reklama: Tomasz
KACPRZAK, Wioletta POCZĄTEK – [email protected]]
Jeśli nie chcą Państwo znajdować się na liście dystrybucyjnej magazynu „%”,
prosimy o informację zwrotną na adres: [email protected].
2
% | 6/2011
Fot.: Shutterstock.com, materiały promocyjne; rys. Paweł Rygol/Novimedia CP
Christine Lagarde się nie boi
Lektury
na czas kryzysu
Asset
Management
Christine Lagarde
się nie boi
Sukces funduszu
obligacji
Uwaga! Mamy
dla ciebie książki
pod choinkę!
Banki w kłopotach?
Czas na indywidualne
strategie inwestycyjne
I przeciera na szczytach
władzy szlak do tej pory
niedostępny dla kobiet
Grupa Copernicus
nie ma powodów
do zmartwień
% z kwartału
subiektywnie o finansach
Subfundusz Dłużnych Papierów
Korporacyjnych polecany przez
specjalistów rynku kapitałowego
„Milion w portfelu” to program
emitowany w biznesowej stacji
TVN CNBC. Zaproszeni goście, na
co dzień aktywni uczestnicy rynku
kapitałowego, inwestują wirtualny
1 milion złotych w realne instrumenty finansowe. Goście spotykają
się w studio raz na ok. 2 miesiące
aby omówić uzyskaną stopę zwrotu oraz ewentualnie przemodelować swój portfel.
Portfel jest tworzony w taki sposób,
aby nie było konieczności zarządzania nim na bieżąco. Jego zadaniem
jest zachować bezpieczeństwo inwestycji, nie jest tu priorytetem osiągnięcie najwyższej stopy zwrotu.
Zaproszeni goście docenili zarządzany przez nas Subfundusz Dłuż-
nych Papierów Korporacyjnych
i umieszczają go w swoich wirtualnych portfelach. Wśród nich
znalazł się m.in. pan Mariusz Pawlak z Family Office Lorek, Pawlak
i Wspólnicy. W swoim portfelu rekomenduje Subfundusz Dłużnych
Papierów Korporacyjnych jako
produkt dający możliwość uzyskania wyższej stopy procentowej
niż obligacje skarbowe. Fundusz
w podsumowywanym 2-miesięcznym okresie przyniósł, zgodnie
z przewidywaniami, dodatnią stopę zwrotu w wysokości +1,55 proc.,
co powinno zapewnić docelowe
8-9 proc. w skali roku. W kolejnym
okresie Subfundusz przyniósł stopę
zwrotu +1,93 proc.
Czy Polacy
wreszcie dojrzeli
do funduszy?
Produkty Copernicus Capital TFI
w ofercie A-Z Finanse S.A.
i Goldenegg S.A.
Copernicus Capital TFI podpisało umowę dystrybucyjną z A-Z Finanse
S.A. i Goldenegg S.A. W efekcie nawiązania współpracy w sieci oddziałów
A-Z Finanse i Goldenegg dostępne będą trzy nowe subfundusze: Copernicus
Akcji, Copernicus Akcji Dywidendowych i Copernicus Dłużnych Papierów
Korporacyjnych.
„Podjęcie współpracy z Copernicus Capital TFI jest wynikiem rozwoju i uzupełniania oferty inwestycyjnej dla naszych klientów. Szczególnie cieszymy się z wprowadzenia do naszej oferty Subfunduszu Dłużnych Papierów Korporacyjnych.
Będzie on ważnym składnikiem w budowie portfeli inwestycyjnych dla klientów”
– powiedział Paweł Haręcki, Dyrektor ds. Rozwoju Produktów Inwestycyjnych
w A-Z Finanse i Goldenegg.
Od początku istnienia Copernicus FIO Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych odnotowuje największy wzrost aktywów – obecnie wynoszą one już około
190 mln zł i ciągle rosną. Dzieje się tak za sprawą ogromnego zainteresowania
zarówno wśród inwestorów indywidualnych, jak i wielu doświadczonych inwestorów instytucjonalnych, którzy powierzyli swoje środki w zarządzanie Zarządzającym z Copernicus Capital TFI .
Maciej Samcik
Bloger finansowy,
dziennikarz „Gazety
Wyborczej”
K
Nowy dystrybutor
funduszy Copernicus
Po trzech kwartałach 2011 r. grupa kapitałowa Copernicus odnotowała
skonsolidowane przychody na poziomie 23,6 mln zł, co oznacza wzrost
o 40 proc. względem przychodów osiągniętych w analogicznym okresie
roku ubiegłego. Raportowany zysk netto wyniósł 5,2 mln zł, o 52 proc.
więcej niż w roku ubiegłym w analogicznym okresie.
Tylko w trzecim kwartale bieżącego roku Grupa osiągnęła przychody ze
sprzedaży o wartości 9,2 mln zł, zatem wyższe o 62 proc. niż w trzecim
kwartale 2010 r. Zysk netto w okresie od 1 lipca do 30 września 2011 r.
wyniósł 1,8 mln zł. Copernicus
Capital tfi sa:
nowy rok z nowym
funduszem
16 listopada br. Copernicus Capital TFI SA złożyło do Komisji Nadzoru Finansowego wniosek
o zarejestrowanie nowego funduszu. Dzień
wcześniej do Zespołu Zarządzających dołączył
Tomasz Glinicki, który będzie odpowiedzialny
za zarządzanie tym funduszem.
4
% | 6/2011
„Nowy fundusz będzie adresowany głównie do
inwestorów instytucjonalnych oraz zamożnych
osób fizycznych, dla których bardzo istotny jest
liniowy wzrost wartości jednostki przy zachowaniu maksimum bezpieczeństwa lokat. Fundusz
będzie miał niższy profil ryzyka niż nasz flagowy
Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych.
Przy dzisiejszych warunkach rynkowych fundusz
będzie celował w roczną stopę zwrotu na poziomie
6-6,5 proc.” – mówi Marcin Billewicz, Prezes Grupy Copernicus.
Tomasz Glinicki, który dołączył do Zespołu Zarządzających Towarzystwa, będzie pełnił funkcję
w ostatnich tygodniach najlepsze wyniki inwestycyjne.
Fundusze akcyjne, które Copernicus
Capital TFI ma w swojej ofercie –
Copernicus Akcji Dywidendowych
i Copernicus Akcji – najlepiej chroniły inwestycje swoich klientów na
spadkowym rynku w porównaniu
z innymi funduszami z kategorii akcji
polskich uniwersalnych.
Subfundusz Dłużnych Papierów
Korporacyjnych po raz kolejny przyniósł swoim klientom najwyższą stopę zwrotu z inwestycji – za ostatnie
12 miesięcy wyniosła ona 8,96 proc.
Samo Towarzystwo zostało uznane za
najlepsze TFI we wrześniowym Rankingu TFI „Dziennika Gazety Prawnej” i Expandera.
Zastępcy Dyrektora Departamentu Zarządzania
Aktywami. Tomasz jest związany z rynkiem kapitałowym od ponad 20 lat. Przez ostatnie 16 lat
zatrudniony był w Grupie PZU. Ostatnio w PZU
Asset Management na stanowisku Zastępcy
Dyrektora Biura Papierów Dłużnych i Instrumentów Pochodnych.
Towarzystwo przewiduje, że nowy subfundusz zostanie uruchomiony w połowie lutego 2012 r.
Subfundusz będzie czwartym już produktem
wchodzącym w skład parasola Copernicus FIO.
Będzie dostępny we wszystkich kanałach sieci dystrybuującej fundusze z Copernicus FIO. Fot.: archiwum prywatne, Shutterstock
Wyniki finansowe Grupy Copernicus
po trzecim kwartale 2011 r.
Od połowy października fundusze
Copernicus są dostępne w około
40 placówkach Domu Maklerskiego
PKO BP.
Copernicus Capital TFI zgodnie z przyjętą strategią konsekwentnie rozszerza
dystrybucję swoich produktów otwartych o podmioty spoza swojej grupy
kapitałowej.
„Rosnące zainteresowanie naszymi produktami skłoniło nas do poszerzenia sieci sprzedaży. Obecnie subfundusze z Copernicus FIO są już dostępne w ponad 50
placówkach naszych partnerów biznesowych. Jesteśmy w trakcie rozmów z kolejnymi dystrybutorami” – mówi Marcin
Billewicz, Prezes Grupy Copernicus.
Wszystkie subfundusze wchodzące
w skład Copernicus FIO odnotowują
ończy się najbardziej dramatyczny rok na
giełdach od słynnego 2008 r., czyli od czasu
porównywanego przez ekonomistów do początku wielkiego kryzysu 1929 r. W ciągu kilkunastu miesięcy następujących po spektakularnej plajcie amerykańskiego banku Lehman Brothers główne indeksy warszawskiej giełdy straciły na wartości jakieś 60 proc.
Teraz, w 2011 r., kiedy światu zagroziła dużo groźniejsza katastrofa – bankructwo dużego kraju należącego do strefy euro i ryzyko niewypłacalności kilku innych potęg gospodarczych Starego Kontynentu – inwestorzy zachowują godny podziwu spokój.
Zachowują go zarówno na rynkach globalnych, jak i na naszym lokalnym podwórku.
WIG20 od stycznia do końca listopada 2011 r., kiedy piszę te słowa, stracił na wartości raptem 25 proc. Być może straty są ograniczone, dlatego że inwestorzy znieczulają się powoli
na coraz gorsze wiadomości i nie reagują na nie tak histerycznie jak kiedyś. A być może
dlatego, że pracujące pełną parą drukarki z pieniędzmi, zainstalowane w Europejskim
Banku Centralnym i amerykańskiej Rezerwie Federalnej, dostarczają na rynek płynność
i zapewniają giełdom względnie miękkie lądowanie. Przynajmniej do tej pory.
Ale najbardziej zadziwia mnie co innego – stoicki spokój, jaki zachowują klienci polskich funduszy inwestycyjnych. W gazetach co drugi dzień na pierwszych stronach krzyczą kryzysowe
tytuły, w telewizji co rusz reporterzy zastanawiają się, czy pieniądze zdeponowane w polskich
bankach są bezpieczne, rząd przygotowuje cięcia ulg podatkowych i podwyżki podatków,
a ekonomiści ogłaszają, że tylko przejęcie banków znajdujących się pod kontrolą inwestorów
zagranicznych może ocalić naszych przedsiębiorców przed odcięciem od kredytów.
W tych dramatycznych okolicznościach klienci polskich funduszy mogliby stracić głowę
i ruszyć do banków, by wycofać od powierników pieniądze. Ale nic z tych rzeczy: według danych na koniec października ciułacze utrzymują w funduszach inwestycyjnych
110 mld zł swoich oszczędności. To więcej niż latem 2010 r., kiedy indeksy giełdowe były
na porównywalnym poziomie do tego, na którym goszczą teraz. Wtedy mieliśmy w funduszach mniej więcej 100 mld zł. Niby kryzys, niby coraz wyższe oprocentowanie konkurujących z funduszami lokat bankowych – niektóre banki dają już na antypodatkowych lokatach 6,5 proc. w skali roku! – a pieniędzy w funduszach nie ubywa, jak bywało
w złych dla giełdy latach, a przybywa.
Cieszy zwłaszcza to, że nie panikują ci, którzy mają w portfelach ryzykowne fundusze
akcji. Owszem, wycofują część udziałów, ale nie ma mowy o exodusie. Półtora roku
temu w akcyjnych funduszach mieliśmy 28,5 mld zł, dziś mamy 24,5 mld. W funduszach mieszanych było 26 mld, teraz jest 23,5 mld. A poza tym pieniądze wycofywane
z funduszy akcji i mieszanych najprawdopodobniej zostają u powierników. Biorąc pod
uwagę wzrost ogólnego salda pieniędzy zgromadzonych w funduszach, można postawić tezę, że są po prostu konwertowane do funduszy bezpiecznych. Czy to oznacza,
że po prawie dwóch dekadach działania na naszym rynku powiernicy doczekali się
wreszcie grona lojalnych klientów?
Może o tym świadczyć jeszcze jedno porównanie. Nawet w najczarniejszym dla giełdy
sierpniu, kiedy ogólne saldo aktywów wyniosło w funduszach minus 7 mld, inwestorzy
trzymali się dzielnie. Aż dwie trzecie tego spadku
wynikało ze spadku wartości akcji w portfelach funduszy, a tylko jedna trzecia – z ujemnego salda wpłat
i umorzeń. Dla porównania przypomnę, że w październiku 2008 r., kiedy wybuchła panika po bankructwie amerykańskiego banku Lehman Brothers,
Polacy wycofali z funduszy netto 6,4 mld zł.
Czy to oznacza, że dojrzeliśmy do spokojnego, konsekwentnego, długoterminowego inwestowania
w fundusze? Jak to jest, że blisko 2,5 mln osób inwestujących w fundusze miało w tym roku żelazne nerwy? Uważam, że przyczyny są trzy. Po pierwsze mało
w funduszach akcji jest inwestorów, którzy nie przeżyli w swojej karierze żadnego załamania. Ci, którzy
sparzyli się w latach 2007-2008, albo do funduszy nie
wrócili, albo mają dziś twardą skórę. Wiedzą – bo
przeżyli to na własnych pieniądzach – że jak ceny
spadają o 30 proc., to nic nie stoi na przeszkodzie, by
za rok były o 50 proc. wyższe.
Po drugie, z poprzedniego załamania wnioski wyciągnęli sami funduszowcy. Pracowali nie tylko
nad efektywnością swoich sprzedawców, lecz także
nad ich potencjałem edukacyjnym. I wielu z tych
sprzedawców teraz, kiedy przychodzą do nich spanikowani klienci, potrafi im wytłumaczyć, że warto
się wstrzymać z decyzjami o umorzeniu jednostek
i poczekać na ustabilizowanie sytuacji. W fundusze
z udziałem akcji lokują dziś przede wszystkim inwestorzy skłonni zaakceptować podwyższone ryzyko
tej formy inwestowania. Sprzedawcy – to być może
zasługa unijnej dyrektywy MIFiD, która nakazuje
badanie preferencji każdego inwestora zainteresowanego funduszami – nie wciskają ryzykownych funduszy każdemu, kto się nawinie. Wiedzą, że ta winda
jeździ w obu kierunkach i raz wpuszczony w maliny
klient już drugi raz do niej nie wsiądzie.
Po trzecie – fundusze stały się wreszcie równoprawną
formą oszczędzania jak lokaty bankowe, a nie inwestycją drugiej kategorii, dobrą tylko w czasie hossy. Ci
Polacy, którzy postanawiają mimo wszystko wycofać
pieniądze z funduszy akcji, coraz rzadziej przenoszą
je z powrotem do banku. Często zostają w funduszach, konwertując pieniądze do bezpieczniejszych
rodzajów funduszy. Kiedyś Polacy po prostu obrażali
się na fundusze i wiali od nich, gdzie pieprz rośnie.
Być może czekają nas kolejne zawirowania. Życzę
wszystkim klientom funduszy, żeby egzamin z długoterminowego inwestowania zdawali w dalszym
ciągu tak dobrze, jak robią to do tej pory.
% | 6/2011
5
% Z WYDARZEŃ
% Z WYDARZEŃ
Nagrodę przyznano za to, że Copernicus Akcji Dywidendowych i Copernicus Akcji lepiej niż konkurencyjne
fundusze tej samej klasy chroniły
oszczędności klientów podczas przeceny na giełdzie.
Do przyznania Copernicus Capital
TFI palmy pierwszeństwa mocno
przyczyniły się też wyniki Subfunduszu Dłużnych Papierów Korporacyjnych. Przez kolejne miesiące 2011 r.
osiągał on w swojej kategorii najwyższe wyniki. Według danych na koniec
listopada 12-miesięczna stopa zwrotu
z funduszu obligacji przedsiębiorstw
Copernicus wyniosła 8,95 proc.
Kompetencje zarządzających Subfunduszem Dłużnych Papierów Korporacyjnych zostały również docenione
przez Analizy Online. Firma ta wyróżniła fundusz czterema gwiazdkami
na pięć możliwych, oceniając go jako
„jeden z najbardziej wyjątkowych
funduszy dłużnych w Polsce”.
W ciągu 2011 r. subfundusz papierów
dłużnych przedsiębiorstw wyrósł na
flagowy produkt oferowany w ramach
Copernicus FIO. Od stycznia do końca listopada wartość jego aktywów
wzrosła przeszło dwukrotnie.
Plan funduszu na 2012 r.?
9 proc. zysku w skali roku,
podobnie jak dotychczas. Zaostrzenie
polityki kredytowej przez banki tylko to ułatwi
obligacji korporacyjnych
Światowy rynek finansowy z mieszanymi nastrojami podsumowuje 2011 r.,
ale powodów do zmartwień nie ma grupa kapitałowa Copernicus. Dla niej ostatni
rok był wyjątkowo udany. Prawdziwym hitem inwestycyjnym okazał się
Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych. Co zdecydowało o jego
powodzeniu?
Tekst: Halina Białokozowicz
6
% | 6/2011
Fot.: Shutterstock.com; materiały prasowe Grupy Copernicus
Sukces funduszu
Co przesądziło
o sukcesie?
W
2011 r. rosła zarówno
aktywność Grupy na
rynku emisji obligacji, jak i w charakterze
animatora na platformach NewConnect i Catalyst. Największym sukcesem
w wykonaniu ekspertów Copernicus
okazało się jednak zarządzanie funduszami inwestycyjnymi. Na pozytywne
reakcje rynku nie trzeba było długo
czekać. Zarówno w lipcu, jak i w październiku Copernicus Capital TFI SA
zdobyło nagrodę dla najlepszego Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych
w rankingu „Dziennika Gazety Prawnej” i Expandera.
Fundusz obligacji firm powstał w połowie 2010 r. Od tego czasu w pełni
potwierdziły się przewidywania ekspertów Copernicus, że gdy giełda nie
daje stabilnych stóp zwrotu, warto
przyjrzeć się rynkowi długu korporacyjnego. Dzięki temu możliwe jest
uzyskanie stopy zwrotu wyższej niż
z obligacji skarbowych czy lokat bankowych, ale przy umiarkowanym poziomie ryzyka.
– Nasz fundusz jest unikalny w skali
rynku krajowego. Realizujemy zadeklarowaną od początku zasadę, że
inwestujemy wyłącznie w obligacje
przedsiębiorstw. Tylko czasem w naszym portfelu pojawia się niewielka,
2-3-procentowa domieszka dłużnych
papierów banków spółdzielczych.
Inne fundusze w Polsce, nawet jeśli mają mix zbliżony do naszego,
to jednocześnie w sporym stopniu
sięgają po aktywa z zupełnie innych
klas – wyjaśnia Artur Bobołowicz,
zarządzający w ramach Copernicus
FIO Subfunduszem Dłużnych Papie-
Inwestujemy wyłącznie
w obligacje przedsiębiorstw
rów Korporacyjnych. – Fundusz jest
skonstruowany tak, by dawać stabilną
stopę zwrotu – wyjaśnia.
I rzeczywiście. Od początku jego historii wynik funduszu ani razu się
nie obniżył i cały czas utrzymuje się
powyżej benchmarku. Zdaniem Artura Bobołowicza w przyszłym roku,
podobnie jak w 2011 r., realne będzie osiągnięcie 9-procentowej stopy
zwrotu z zainwestowanych pieniędzy.
Dobre perspektywy
na cały 2012 rok
A jeżeli sprawdzą się obawy pesymistów i polska gospodarka zacznie
spowalniać? To mogłoby zaszkodzić
również przedsiębiorstwom, które
emitują obligacje. – Nasz fundusz
zainwestował w papiery dłużne blisko 60 firm, a w miarę zwiększania
się jego środków spółek tych będzie
przybywać. To prawda, niebezpiecznie byłoby zakładać, że żadna z tych
firm nie będzie miała kłopotów. Ale
nawet w przypadku niewypłacalności
którejś z nich wpływ na wynik całego
funduszu jest bardzo mały – podsumowuje Artur Bobołowicz.
Zaznacza, że ewentualne problemy
sektora finansowego mogą wpływać
korzystnie na działalność funduszu.
Jak to możliwe? – Jest oczywiste, że
jeśli giełda słabo się zachowuje, to
banki zaostrzają politykę kredytową.
Wówczas firmy bardziej interesują się
tym, by finansować bieżącą działalność z emisji obligacji. Co więcej, jeżeli porównamy krajowy rynek długu
z tymi w innych krajach, to widać, że
ma on jeszcze bardzo duży potencjał
rozwoju – wyjaśnia zarządzający.
Procentuje gruntowna
znajomość rynku długu
Co więcej, Copernicus, selekcjonując spółki, których obligacje nabędzie, stawia na wysoką jakość. Każda
z emisji przechodzi gruntowną weryfikację – sprawdzane są zarówno sytuacja finansowa spółki emitenta, jak
i jej perspektywy. Pod kontrolą pozostają też inne parametry, np. zabezpieczenia obligacji. Dodatkowym atutem
Copernicus jest to, że grupa, jeszcze
zanim uruchomiła fundusz obligacji przedsiębiorstw, miała już duże
doświadczenie po stronie obsługi
przyszłych emitentów. Wartość emisji
Inne fundusze w Polsce, nawet jeśli mają mix zbliżony
do naszego, to jednocześnie w sporym stopniu sięgają
po aktywa z zupełnie innych klas
obligacji uplasowanych dotychczas
przez specjalistów Copernicus równa
się 1,7 mld zł.
Ręka na pulsie, by reagować na zmiany rynkowe
Działalność funduszu obligacji korporacyjnych podlega ścisłym regułom. Recepta na sukces nie jest jednak
niezmienna. Specjaliści Copernicus
cały czas trzymają rękę na pulsie, by
dostosowywać politykę funduszu do
zmian w otoczeniu makroekonomicznym.
– Bieżąca sytuacja w gospodarce realnej wskazuje, że w 2012 r. wzrośnie
prawdopodobieństwo obniżki stóp
procentowych przez NBP. Dlatego
przygotowując się na ewentualne
zmiany, zamierzamy tak kształtować
skład portfela, by dominowały w nim
obligacje o oprocentowaniu stałym.
Dotychczas dominowały w nim papiery o oprocentowaniu zmiennym,
co jest wskazane, gdy stopy procentowe są relatywnie wyższe – mówi Artur
Bobołowicz. Wskazuje on, że fundusz
Copernicus dzięki swojej specyfice
jest w stanie w płynny sposób zmienić
udział poszczególnych typów papierów w portfelu. – Duracja, czyli średni czas do wykupu obligacji, którymi
dysponuje dziś fundusz, wynosi półtora roku. To z jednej strony zapewnia
płynne przepływy środków pieniężnych, gdyby inwestorzy chcieli umarzać jednostki uczestnictwa, a z drugiej pozwala na redukcję m.in. ryzyka
zmian stóp procentowych – wyjaśnia
ekspert.
Jego zdaniem w przyszłości Copernicus będzie musiał dostosować się również do większej konkurencji. O ile
dzisiaj jego fundusz obligacji firm jest
unikalny w skali kraju, o tyle sukcesy
mogą zachęcić innych do tworzenia
podobnych form inwestowania.
Artur Bobołowicz
Zarządzający Copernicus
Capital TFI SA
% | 6/2011
7
asset management
asset management
udziałowcy niekoniecznie muszą być
zainteresowani sprzedażą polskich
aktywów, które przynoszą im stabilne
zyski.
Tak czy inaczej, atmosfera wokół sektora bankowego coraz bardziej się
zagęszcza. Wizerunek bankierów na
całym świecie jest tym gorszy, że pojawiają się protesty społeczne. Jedną
z najbardziej spektakularnych inicjatyw w tej dziedzinie jest Occupy Wall
Street. Ta rozpoczęta w Nowym Jorku
akcja polega na serii burzliwych demonstracji, których uczestnicy podnoszą postulaty walki z ekonomiczną
nierównością i protestują m.in. przeciwko chciwości i ekspansywnej postawie bankierów.
Banki dotknięte kryzysem
strefy euro mają kłopoty?
Bezpieczną alternatywą
dla ich produktów mogą
być usługi
Banki zacisną pasa, gdzie
szukać alternatyw?
Banki w Polsce mogą ponieść
konsekwencje problemów,
które dotykają ich europejskie
spółki matki. Specjaliści asset
management są w stanie dla
swoich klientów dobrać
indywidualne strategie
inwestycyjne, które wyeliminują
ryzyko wynikające z zawirowań
w strefie euro
Tekst: Halina Białokozowicz
8
% | 6/2011
Z
aczęło się od Grecji. Później były Irlandia i Portugalia. Potem sprawa
zaczęła dotyczyć także
Włoch i Hiszpanii. Tak miesiąc po
miesiącu kryzys w strefie euro z krajów nazywanych peryferiami rozszerzył się na państwa stanowiące trzon
Unii Europejskiej.
Nieufność rynków zaczęła przeradzać
się wręcz w panikę, kiedy niemiecki
rząd na listopadowej aukcji nie zdołał
uplasować wszystkich przeznaczonych na sprzedaż obligacji skarbowych. Nabywców nie znalazła około
jedna trzecia z wartej 6 mld euro emisji. Analitycy wspominali wówczas
o prawdziwej katastrofie – nerwowość
inwestorów sięgnęła apogeum, skoro
nie byli oni skłonni inwestować w papiery dłużne najbardziej stabilnej gospodarki w Europie.
Kryzys strefy euro pogrążył głównie
banki. Agencja ratingowa Moody’s
zagroziła na koniec listopada, że rozważa obniżenie ocen wiarygodności
87 z nich, łącznie w 15 krajach. Ratingi
mogą spaść, gdyż istnieje ryzyko, że
państwa przestaną wspierać sektor
bankowy. Nasz kraj w tym wykazie
reprezentuje tylko PKO BP. Zdaniem
polskich ekspertów znalazł się na liście ostrzegawczej tylko dlatego, że
jest istotnym graczem na europejskim
rynku finansowym. PKO BP, podobnie jak inne polskie banki, ma wysokie
Fot.: Shutterstock.com; materiały prasowe Grupy Copernicus
asset
management
kapitały i dobrze wypadł w stress testach. Nie kupował też „toksycznych”
zagranicznych obligacji skarbowych,
które przyprawiają o ból głowy takich
gigantów europejskiej bankowości jak
BNP Paribas czy Deutsche Bank.
Sektor bankowy w kłopotach, traci wizerunek
Komisja
Nadzoru
Finansowego
przypomina, że krajowe banki są
całkowicie bezpieczne. Nie ma co jednak liczyć na to, że na ich położenie
nie wpłyną tarapaty, w których znalazły się ich europejskie spółki matki. Co więcej, coraz częściej mówi się
o renacjonalizacji, czyli „udomowieniu” niektórych banków działających
w Polsce. To znaczy, że kontrolę w nich
miałyby przejmować banki krajowe.
Nie wiadomo, czy w obecnych realiach jest to możliwe. Zagraniczni
Eksperci asset management
w zależności
od bieżącej sytuacji
Czy w tej sytuacji warto korzystać
z form oszczędzania oferowanych
przez banki? Im dłużej będą trwały
turbulencje w strefie euro i spekulacje
co do wspólnoty walutowej, tym bardziej banki naszego kontynentu będą
musiały zaciskać pasa. Nie ominie to
również ich oddziałów działających
w Polsce.
Dla inwestorów dysponujących większymi oszczędnościami nie są to dobre
wiadomości. Alternatywą dla produktów bankowych mogą się jednak okazać usługi asset management.
– Powierzenie zarządzania aktywami
specjalistom jest korzystne z dwóch
powodów. Po pierwsze, zamożnych
klientów interesuje bezpieczeństwo.
Tymczasem jak pokazują ostatnie
miesiące, ani państwa, ani banki nie
są dziś stuprocentowo zabezpieczone
przed ryzykiem niewypłacalności.
Specjaliści od asset management są
w stanie wskazać takie instrumenty,
które wyeliminują zagrożenie – mówi
Marcin Billewicz, prezes Copernicus
Securities. Przypomina on, że nawet
jeśli lokaty bankowe dają stosunkowo
wysokie oprocentowanie, rzędu nawet
7 proc. rocznie, to usługa asset management w długim okresie pozwala
osiągnąć wyższą stopę zwrotu.
obligacjach skarbowych, na nieruchomościach, a nawet na gotówce, jeżeli
uwzględnimy stopę inflacji – mówi
prezes Copernicus Securities.
Wyjaśnia on, że gdy sytuacja inwestorów jest trudna, tym bardziej słusznym rozwiązaniem jest współpraca
z ekspertami asset management, którzy w zależności od bieżącej sytuacji
ekonomicznej i indywidualnych preferencji klientów są w stanie wyszukiwać dostępne na rynku możliwości
i tak dopasować skład portfela, by
jednocześnie chronić oszczędności i je
pomnażać.
Marcin Billewicz przypomina, że chociaż asset management może kojarzyć
się głównie z portfelami akcyjnymi,
to obecnie rynek giełdowy przestaje
być głównym wyznacznikiem benchmarków. Dzieje się tak dlatego, że wydłużają się okresy, w których przynosi
on ujemną stopę zwrotu. Lepiej radzą
sobie mniej agresywne portfele, za
to uważnie wyselekcjonowane. Rosnącym zainteresowaniem na rynku
cieszą się strategie asset management
polegające np. na skupianiu się na poszczególnych branżach, coraz częściej
mówi się też o portfelach alternatywnych.
Ze względu na to, że zasobni klienci
– głównie instytucjonalni – zgłaszają
zainteresowanie produktami, które
są nakierowane przede wszystkim na
ochronę zgromadzonego kapitału, Copernicus Capital uruchamia w lutym
2012 r. nowy fundusz inwestycyjny
o niższym profilu ryzyka i zakładanej
rocznej stopie zwrotu w granicach
6-6,5 proc. Zgodnie z indywidualnymi
potrzebami
– Żyjemy w czasach, kiedy realizują
się scenariusze jeszcze kilka lat temu
niewyobrażalne. Można stracić na
ekonomicznej i indywidualnych preferencji klientów są
w stanie wyszukiwać dostępne na rynku możliwości
i tak dopasować skład portfela, by jednocześnie
chronić oszczędności i je pomnażać
Marcin Billewicz
Prezes Zarządu
Copernicus Securities SA
% | 6/2011
9
z branży
z branży
Z
Nie czas
daniem agencji spowolnienie gospodarcze
doprowadzi do pogorszenia jakości aktywów i zwiększenia konkurencji,
co ograniczy zdolność banków do
podnoszenia akcji kredytowej i będzie miało negatywny wpływ na ich
przychody w najbliższych 12-18 miesiącach.
Z oceną tą nie zgadzają się KNF
i NBP, jednak gołym okiem widać,
że banki już teraz chętniej sięgają po
rozwiązania typowe dla defensywnych pozycji, kładąc nacisk na instrumenty zarządzania ryzykiem i monitoringu kosztów. Dość wymowny jest
również poziom depozytów, który
pod koniec listopada sięgnął rekordowego poziomu 225,7 mld zł i przebił sumę gotówki zgromadzonej na
rachunkach bieżących.
na bankową
panikę
Pomimo doskonałych
wyników w końcówce
2011 r. polskie banki
chętniej niż marżą
odsetkową chwalą się
działaniami mającymi
na celu budowę narzędzi
zabezpieczających je
przed ryzykiem. Mają
z czego tworzyć rezerwy,
bo według szacunków
w tym roku uda im się
zarobić rekordowe 15 mld zł
i byłyby pewnie największymi
wygranymi, gdyby nie
obniżona przez agencję
Moody’s w połowie listopada
perspektywa dla całego
sektora ze „stabilnej”
do „negatywnej”
Tekst: Piotr Książek
10
% | 6/2011
Fot.: Shutterstock.com
PKO na widelcu
Kolejną niespodziankę Moody’s sprawił, publikując w ostatnich dniach listopada listę europejskich instytucji,
wobec których rozważa obniżenie
ratingu. Pośród 87 pozycji znalazł się
bank PKO BP. Agencja wyraziła obawę, że w przypadku pogłębienia kryzysu rządy poszczególnych państw
nie będą miały wystarczająco dużo
środków, by ratować posiadaczy bardziej ryzykownego długu. Na liście
agencji znalazły się m.in. takie banki
jak BNP Paribas i Societe Generale,
największe instytucje we Francji,
szwajcarskie Credit Suisse i UBS
oraz włoski UniCredit.
Zdaniem zarządu banku ocena agencji jest niesłuszna. – Na liście obserwacyjnej umieszczone zostały ratingi obligacji podporządkowanych na
rynkach europejskich, a bank takich
papierów w ramach otwartego programu EMTN nie emitował. PKO
Bank Polski jest silny i stabilny finansowo. W III kwartale 2011 r. zysk
netto banku po raz pierwszy w historii przekroczył 1 mld zł – tłumaczy
Zbigniew Jagiełło, prezes zarządu
PKO BP. Jego zdaniem polski sektor
bankowy, pomimo sytuacji w niektórych krajach strefy euro, pozostaje odporny na obecne zawirowania
rynkowe. Na podobnym stanowisku
stoi minister Jacek Rostowski, który jeszcze na niespełna dwa tygodnie przed publikacją listy Moody’s
przekonywał, że wątpi, jakoby PKO
BP miał się znaleźć na unijnej liście
banków wyznaczonych do przeprowadzenia testów obciążeniowych.
Wyraził jednocześnie przekonanie,
że nawet gdyby tak się stało, to bank
posiada na tyle wysokie depozyty, że
nie będzie potrzebował dokapitalizowania. Tylko w trzecim kwartale
bank zarobił ponad 1 mld zł.
Wyrażony w ten sposób brak zaufania do największego polskiego banku i jednocześnie spółki ze ścisłej
czołówki GPW może jednak niepokoić, tym bardziej że poza PKO BP
w rękach Skarbu Państwa znajduje się jedynie kilka zdecydowanie
mniejszych instytucji. Polski kapitał
stanowi również większość w przypadku grupy Getin Leszka Czarneckiego, jednak nadal ponad 70 proc.
sektora stanowią banki z finansowaniem zagranicznym. A ich spółki
matki w niektórych przypadkach już
odczuwają bolesne skutki zawirowań
w Europie.
jeszcze w lutym z planowanej na ten cel
specjalnej emisji akcji. UniCredit dementuje plotki, utrzymując, że Polska
ma wciąż pozostać dla niego jednym ze
strategicznych rynków.
O ewentualnych przejęciach nie chce
wypowiadać się również BRE Bank,
którego niemiecki właściciel zanotował w trzecim kwartale 680 mln
euro straty w konsekwencji odpisania strat z tytułu greckich obligacji.
Wkrótce po publikacji wyników
Commerzbank zapewnił, że nie zamierza pozbywać się polskiej spółki
i nadal traktuje ją jako należącą do
głównego obszaru swojej działalności. W trzecim kwartale zysk netto
BRE Banku sięgnął 307 mln zł, przebijając oczekiwania rynku o 16 proc.
Nie do końca pewna wydaje się również przyszłość BZ WBK. W drugiej
połowie roku głośno mówiło się o tym,
że hiszpański Santander, który przejął
bank w pierwszym kwartale 2011 r.,
Bank (125 mln zł zysku w trzecim
kwartale) i Kredyt Bank (prawie
283 mln zł). Belgowie wciąż szukają
kupca również na działającą na polskim rynku ubezpieczeń Wartę.
Spekulacje wokół ewentualnych akwizycji trwają od kilku miesięcy. Jednak żaden z kilku zainteresowanych
pierwotnie zakupami zagranicznych
graczy nie zdecydował się na złożenie odpowiedniej oferty. Pod koniec
listopada pojawił się więc scenariusz,
według którego akwizycji i połączenia
obydwu instytucji miałyby dokonać
wspólnie PKO BP i PZU, przy jednoczesnym wsparciu NBP, które może
okazać się niezbędne, jako że oderwanemu od spółki matki KB na finansowanie bieżącej akcji kredytowej mogłoby zabraknąć nawet 10 mld zł.
Poza wspomnianymi instytucjami
w repolonizacji Millennium i Kredyt
Banku mógłby uczestniczyć również
Bankowy Fundusz Gwarancyjny.
Moody’s opublikował ostatnio listę
europejskich instytucji, wobec
których rozważa obniżenie ratingu.
Pośród 87 pozycji znalazł się bank PKO BP oraz takie
banki jak BNP Paribas i Societe Generale, największe
instytucje we Francji czy szwajcarskie Credit Suisse
i UBS oraz włoski UniCredits
Bez zbędnych
komentarzy
Instytucje niechętnie odpowiadają na
pytania związane z przygotowaniami do spowolnienia i ewentualnymi
akwizycjami w sektorze. Na rynku pojawiają się co jakiś czas plotki o możliwej sprzedaży wycenianego na 8,5 mld
euro Pekao SA przez posiadający w nim
prawie 60 proc. udziałów UniCredit.
W polskiej spółce trudno o komentarz
w tej sprawie. Łatwiej o zapewnienie, że
bank nie potrzebuje pomocy Włochów,
aby utrzymać wskaźniki na bezpiecznych poziomach. Po trzech pierwszych
kwartałach 2011 r. włoski bank notował
9,3 mld euro strat. Jego władze zapewniają, że 7,4 mld euro niezbędne do
podniesienia kapitału do poziomu, który będzie wymagany w Europie od połowy przyszłego roku, uda się pozyskać
miałby go wzmocnić, doprowadzając
do zakupu i połączenia z nim Kredyt Banku, wystawionego na sprzedaż przez posiadający w nim ponad
80 proc. udziałów belgijski KBC. Na
początku listopada pojawiły się jednak
wątpliwości, czy transakcja dojdzie
do skutku. Hiszpanie złożyli bowiem
ofertę słabszą od pierwotnie deklarowanej. Zysk netto BZ WBK wzrósł
w trzecim kwartale o 344,9 mln zł i był
o 15 proc. wyższy od oczekiwań. Według niektórych ekspertów dobre wyniki banków mogą stanowić zachętę
dla ich potencjalnych nabywców.
Konsolidacja pod okiem
banku centralnego
Na sprzedaż wystawiony jest od kilku
miesięcy należący w 65 proc. do Banco Comercial Portugues Millennium
W tym przypadku niezbędne byłyby jednak zmiany w prawie. Dziś
bowiem BFG nie może inwestować
nawet w akcje banków, które popadły
w kłopoty.
Biorąc pod uwagę wysokość zgromadzonych przez polskie banki depozytów i uspokajające deklaracje
zagranicznych spółek matek, mimo
niekorzystnych ocen jednej z agencji ratingowych gwałtowny spadek
zaufania do sektora finansowego nie
wydaje się być dziś zagrożeniem. Tym
bardziej że bank centralny jasno wyraził gotowość do wsparcia transakcji
mających na celu udomowienie banków i zwiększenie bezpieczeństwa
systemu finansowego. Jednak, jak to
w czasach kryzysu, sytuacja może
okazać się bardzo dynamiczna. Warto więc trzymać rękę na pulsie.
% | 6/2011
11
POMYSŁ NA INWESTYCJE
POMYSŁ NA INWESTYCJE
Twardo stąpaj
po ziemi
przewidziane są 4 apartamenty. Na
ostatnich, położonych najwyżej poziomach budynku – 43 i 44 – powstaną dwa wyjątkowe, dwupoziomowe
penthouse’y z tarasami, których
niezaprzeczalnym atutem będzie
fantastyczny widok na panoramę
Warszawy z poziomu 160 m. Łącznie
powstanie 250 wyjątkowych mieszkań, których nabywcy będą mieli do
dyspozycji 262 miejsca parkingowe.
Każde z 232 mieszkań będzie dysponować jednym miejscem w podziemnym garażu (mieszkania z poziomów
8-37), a do pozostałych 18 mieszkań przyporządkowanych zostanie
30 miejsc parkingowych. Kryty wjazd
na czteropoziomowy parking będzie usytuowany od strony budynku
biurowego, przy wschodniej granicy
działki. Mieszkania będą zarządzane
przez nowoczesne narzędzia informatyczne, sterowane zdalnie za pośrednictwem komputerów osobistych
lub urządzeń mobilnych (smartfonów
i tabletów).
Inwestuj w nieruchomości
Po ostatnich nerwowych zwrotach
na giełdach, w czasach niepewnej
waluty i zamieszania wokół strefy
euro ryzyko inwestycyjne wzrasta.
Dobrym pomysłem na dywersyfikację
portfela może być uzupełnienie go
o nieruchomości. Zwłaszcza te, które
zawsze będą atrakcyjne. Inwestycja
w tego typu aktywa może przynieść
dodatkowe dochody, szczególnie jeśli
właściciel zdecyduje się na ich wynajem
12
% | 6/2011
Wieża Cosmopolitan będzie się
wznosić nad czterokondygnacyjnym
podium, w którym znajdą się sklepy,
restauracje i biura. Lokale użytkowe
zajmą łącznie około 5 tys. m kw. na
poziomach 1-3. Obok wieżowca stoi
mniejszy budynek przeznaczony na
kawiarnie, galerie, w tej części także mieścić się będą biura. Zostanie
on połączony z podium szklanym
dachem, dzięki czemu powstanie tu
fragment przestrzeni publicznej, której w Warszawie tak bardzo brakuje.
Od ulicy Twardej mieszkańców budynku witać będzie wytworne lobby
z recepcją. Na kondygnacjach 8-33
powstanie 208 mieszkań, po 8 na piętrze. Im wyżej, tym mieszkań będzie
mniej – rosnąć będą za to ich metraże. Na poziomach 34-37 powstaną 24
mieszkania – po 6 na każdym piętrze; na piętrach 38-40 zaprojektowano 12 mieszkań, po 4 na każdym
poziomie; na kondygnacjach 41-42
Helmut Jahn
Twórca projektu Cosmopolitan
Twarda 2/4. Jego nazwisko znawcy
sztuki wymieniają obok Daniela
Libeskinda, Zahy Hadid
czy Normana Fostera
Fot.: materiały prasowe
Z
początkiem 2012 r. rusza
sprzedaż mieszkań w Cosmopolitan Twarda 2/4.
To wyjątkowa inwestycja
w samym centrum stolicy – widoki
z 44 pięter na całą Warszawę, 160 m
wysokości, 252 mieszkania pod klucz
w trzech różnych stylach wykończenia
wnętrz. Pierwsi lokatorzy wprowadzą
się tu w drugiej połowie 2013 r.
Po wybudowaniu podziemnego garażu z 299 miejscami parkingowymi
kompleks przy Twardej osiągnął właśnie poziom plus 4. Powstaje w miejscu, które jest idealne do mieszkania.
To ścisłe centrum Warszawy, skąd
wszędzie blisko – w okolicy jest Ogród
Saski, Park Mirowski, niedaleko też
do Złotych Tarasów i placu Grzybowskiego, jednego z powstałych niedawno salonów Warszawy. Jednocześnie
można odnieść wrażenie, że to miejsce
na uboczu tętniącej życiem metropolii,
spokojne i ciche.
Highlight Munich Business Towers,
portu lotniczego w Monachium czy
State of Illinois Center w Chicago.
Projekt warszawskiego budynku to
jego pierwsze dzieło w Polsce.
Za realizację inwestycji oraz sprzedaż
odpowiedzialna jest spółka Tacit Development Polska, kierowana przez
Michała Borowskiego, który zrealizował około 100 projektów deweloperskich w Polsce, Szwecji, Portugalii,
Niemczech i we Francji. Spółka ma
w planach pozyskanie kolejnych nieruchomości, które zasilą portfolio realizowanych inwestycji. Do tych działań firma wykorzysta doświadczenia
zdobyte w czasie realizacji zakończonych już inwestycji nadzorowanych
przez grupę kapitałową, w której
skład wchodzi Tacit. Z najważniejszych przypomnieć należy warszawskie: hotel Rialto, ekskluzywny klub
sportowy Sinnet czy apartamentowiec przy ulicy Podchorążych.
Fundusze niezbędne do realizacji
pochodzą z środków finansowych
Do dyspozycji mieszkańców niebanalnego budynku przy ulicy Twardej
będzie fitness oraz business club –
to na poziomie 4. Z tej kondygnacji
przewidziane zostało wyjście na taras
z widokiem na plac Grzybowski, ulicę
Emilii Plater i cztery strony świata. Tu
również będzie można organizować
nieformalne spotkania prywatne lub
biznesowe.
Cosmopolitan Twarda 2/4 jest atrakcyjna inwestycyjnie nie tylko dlatego,
że oferuje światową jakość, ale również ze względu na minimalistyczną
architekturę autorstwa uznanego na
świecie projektanta Helmuta Jahna.
Jego nazwisko znawcy sztuki wymieniają obok Daniela Libeskinda, Zahy
Hadid czy Normana Fostera. Jahn jest
autorem wielu prestiżowych projektów architektonicznych, m.in. Sony
Center w Berlinie, One Liberty Place
– najwyższego budynku w Filadelfii,
grupy kapitałowej, w której skład
wchodzi spółka Tacit Development Polska. Udziałowcami grupy
są Grzegorz Jankilewicz i Sławomir
Smołokowski, współwłaściciele firmy
energetycznej Mercuria Energy Group. Do MEG należy znana w Polsce
spółka J&S Energy.
To powoduje, że jakiekolwiek ryzyko bankowe, obecne przy realizacji
innych tego typu projektów deweloperskich, w przypadku tej inwestycji
nie występuje. Co więcej, taki mechanizm finansowy znacznie obniży
jej koszty, co z kolei przełoży się na
finalną cenę za metr kwadratowy budynku. Inwestor
kontakt: 535-10-10-10
% | 6/2011
13
lider
lider
Christine Lagarde
Aix-en-Provence. Zrobiła dyplom
i znów wyjechała do Stanów na staż
do Waszyngtonu, gdzie pracowała
w Kongresie jako asystentka Williama Cohena, przyszłego sekretarza
obrony. Gdy powróciła do Francji,
wybrała się na kolejne studia – prawo na Uniwersytecie Paris X – Nanterre. W 1981 r. nadeszła propozycja
pracy od Baker & McKenzie – jednej
z największych kancelarii na świecie,
z siedzibą w Chicago, specjalizującej
się w prawie gospodarczym. Christine Lagarde podjęła wyzwanie i – jak
miał pokazać czas – była to bardzo
słuszna decyzja.
się nie boi
Choć stanowisko dyrektora generalnego
Międzynarodowego Funduszu Walutowego
wydaje się wisienką na torcie jej kariery,
nie pierwszy raz jest o niej głośno.
I nie pierwszy raz Christine Lagarde przeciera
na szczytach władzy szlak do tej pory
niedostępny dla kobiet
Biznes i polityka
Tekst: Hanna Zielińska
Zawsze elegancka
14
% | 6/2011
(wzrost 180 cm, rozmiar buta 42, ulubione marki: Chanel,
Ventilo, Austin Reed), ze świetnym angielskim (podobno
używała go nawet w ministerstwie, uznawszy, że lepiej od
francuskiego nadaje się do pracy) i talentem do negocjacji,
na stanowisku dyrektora MFW zarabia o 11 proc. więcej od
swojego poprzednika i rodaka Dominique’a Strauss-Kahna
świata. W kontrakcie z MFW jej pensja opiewa na 551 700 dolarów rocznie i jest wyższa o 11 proc. od wynagrodzenia jej poprzednika i rodaka
Dominique’a Strauss-Kahna.
Pierwsze sukcesy,
pierwsze porażki
Urodziła się 1 stycznia 1956 r. w Paryżu jako Christine Madeleine Odette Lallouette. Pod okiem rodziców
– profesora literatury angielskiej
i nauczycielki – dorastała z trzema
młodszymi braćmi w przemysłowo-portowym mieście Hawr na północy Francji. Pierwsze pieniądze
przyszła minister zarabiała czyszcząc ryby w porcie. Po śmierci ojca
wychowanie dzieci spadło na barki
pani Lallouette. Lagarde podkreśla,
że niezależności nauczyła się właśnie
od matki. W młodości należała do
harcerstwa, z sukcesami uprawiała
pływanie synchroniczne – w wieku 15 lat zdobyła brązowy medal
na mistrzostwach Francji. Zrobiła
maturę i wyjechała na stypendium
do organizacji Field Service w USA.
Nie wszystko jednak układało się
zawsze po jej myśli. Porażką wydawało się dwukrotne niedostanie
się do prestiżowej Narodowej Szkoły Administracji (École Nationale
d’Administration), kształcącej elity
polityczne i biznesowe Francji. Dziś
jednak Lagarde mówi, że wyszło jej
to na dobre. Po powrocie z Ameryki podjęła studia na Wydziale Nauk
Politycznych na Uniwersytecie
Fot.: Corbis, rys. Paweł Rygol/Novimedia CP
M
imo że była faworytką w tym wyścigu, to
i tak informacja o jej
wyborze zelektryzowała media na całym świecie. Kobieta na czele Międzynarodowego Funduszu Walutowego? Tego jeszcze nie
było! Christine Lagarde jest pierwszą, od czasu powstania tej instytucji
w 1944 r., kobietą, której powierzono szefowanie. Wcześniej zasłynęła
na arenie światowej jako prezeska
międzynarodowej korporacji prawniczej Baker & McKenzie, potem zaś
jako minister handlu zagranicznego,
a następnie finansów we francuskim
rządzie. Niedawno magazyn „Forbes” umieścił ją na 9. miejscu na liście najbardziej wpływowych kobiet
Christine Lagarde umacnia rolę MFW i wygłasza
bezkompromisowe komentarze bieżącej sytuacji.
Jej zdaniem, ostrzeżenia wysyłane przez MFW
nie wystarczą, jeśli najważniejsze instytucje europejskie
nie zgodzą się z pesymistycznymi ocenami.
MFW i Europa muszą dogadać się w sprawie
dalszych działań antykryzysowych
W Baker & McKenzie Christine Lagarde spędziła 24 lata, o których
mówi, że były niezwykłym darem
niezależności zawodowej. Jej karierę
w firmie trzeba uznać za błyskotliwą.
Specjalizowała się w fuzjach i prawie
pracy, sześć lat po przyjęciu do zespołu została szefową biura w Paryżu.
W 1991 r. dołączyła do zarządu firmy,
a w 1995 r. weszła w skład dyrekcji
międzynarodowej. Dwa lata później,
w wieku 43 lat, objęła stanowisko
prezesa – jako pierwsza kobieta w niemal 50-letniej historii firmy. Pod jej
kierownictwem zyski firmy (3,7 tys.
prawników, 40 oddziałów na całym
świecie) wzrosły o ponad 30 proc.
Swoje pierwsze kroki na rynku pracy
wspomina jednak jako rozczarowujące: „W 1980 r. złożyłam podania
o pracę do francuskich i międzynarodowych kancelarii prawniczych.
We Francji przyjęta zostałam średnio,
przede wszystkim dlatego, że jestem
kobietą. Jedna z kancelarii powiedziała, że mogę dla nich pracować, ale
nigdy nie będę partnerem, bo jestem
kobietą. Inna chciała, bym miesiącami zajmowała się porządkowaniem
teczek. W Baker & McKenzie rozmowę kwalifikacyjną przeprowadziła ze
mną kobieta i zostałam zatrudniona”.
O równości szans, zbyt małej liczbie
kobiet na stanowiskach kierowniczych i nowej jakości, jaką wnoszą
one do zarządzania, Lagarde często
wypowiada się publicznie: „Moje doświadczenie zawodowe pokazuje, że
kobiety w biznesie potrafią wyjść poza
swoje ego, mają inne podejście do negocjacji, nie gubią w nich partnera”.
Sama mając dwóch synów z pierwszego małżeństwa, Pierre’a Henriego
(25) i Thomasa (23), mówi: „Starałam
się wychować ich na samowystarczalnych, by nie polegali na kobiecie jak
na służącej. Potrafią sami uprasować
sobie koszule i ugotować obiad. Więcej matek powinno wychowywać swoich synów tak, żeby lubili i szanowali
kobiety”.
Z korporacji do francuskiego rządu trafiła w 2005 r. na zaproszenie
premiera Dominique’a de Villepina.
Objęła tekę ministra handlu zagranicznego. Dwa lata później została
ministrem finansów. W 2009 r. „Financial Times” uznał ją za najlepszego ministra finansów strefy euro, doceniając jej rolę w przeprowadzeniu
francuskiej gospodarki przez światowy kryzys (minus 2,6 proc. PKB
w 2009 r., podczas gdy średnia dla
strefy euro wyniosła minus 4,1 proc.).
Choć nie obyło się bez wpadek i kontrowersji – takich jak publiczny
komentarz o „skomplikowanym”
i „zniechęcającym do zatrudniania”
francuskim kodeksie pracy czy ogłoszenie końca kryzysu we wrześniu
2008 r., gdy ten właśnie się rozpoczynał. Podobno Nicolas Sarkozy był
bliski jej zdymisjonowania, jednak
ostatecznie doświadczenie i kompetencje Lagarde przemówiły na jej
korzyść. Pani minister zaprezentowała prezydentowi plan ratowania
francuskich banków, brała udział
w posiedzeniach G7, organizowała
spotkania G20. Zawsze elegancka
(wzrost 180 cm, rozmiar buta 42,
ulubione marki: Chanel, Ventilo,
Austin Reed), ze świetnym angielskim (podobno używała go nawet
w ministerstwie, uznawszy, że lepiej
od francuskiego nadaje się do pracy)
i talentem do negocjacji godnie reprezentowała Francję na arenie międzynarodowej. Jej wybór na szefową
Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla ekspertów nie był zaskoczeniem. Cieniem na jej sukcesie kładzie się jednak sprawa sporu między
Bernardem Tapie a bankiem Crédit
Lyonnais. Aby rozwiązać konflikt,
Lagarde jeszcze jako minister finansów powołała sąd arbitrażowy, który
przyznał biznesmenowi gigantyczne
odszkodowanie. Socjaliści zarzucają
jej działanie na szkodę państwa.
Sprawę bada prokuratura. Ona sama
nie przyznaje się do winy.
Prywatnie
Mówi, że z okazji nominacji na szefową
MFW pozwoliła sobie na lampkę szampana, choć z reguły nie pije alkoholu.
Nie je też mięsa. Prywatnie od pięciu
lat związana jest z Xavierem Giocantim, kolegą z czasów studiów, którego
na nowo odkryła przy okazji służbowej
kolacji z przedsiębiorcami. To właśnie
ze względu na niego w umowie z MFW
ma zakontraktowany zwrot kosztów
podróży na trasie Nowy Jork – Marsylia. Przez jej napięty grafik zawodowy
i życie w podróży nie zdążyli wziąć
ślubu – na razie pozostaje im codzienna
rozmowa przez telefon. Przed nią 5-letnia kadencja pełna nie lada wyzwań,
ale tych Christine Lagarde się nie boi.
Podkreśla, że sukcesy w pracy, tak jak
kiedyś w sporcie, odnosi dzięki pracy
zespołowej: „Nigdy nie działam samotnie” – deklaruje. % | 6/2011
15
półka z książkami
Chcesz lekturę pod choinkę?
Wyślij maila na adres:
[email protected]. Mamy do
rozdania egzemplarze książek: „Świat
do przeróbki” oraz „Ekonomię kryzysu”.
Adam LeBor
Wyznawcy. Jak Ameryka
dała się naciągnąć
Bernardowi Madoffowi
na 65 miliardów dolarów
Ekonomia kryzysu
Oficyna Wolters Kluwer business
Warszawa 2011
Obiecywał im pewność, bezpieczeństwo i możliwość
udziału w grupie wybrańców. To dlatego bogaci
biznesmeni i renomowane banki weszły
w największą piramidę finansową ostatnich lat
W
Książkę ekonomisty, który
przewidział globalny kryzys,
trzeba przeczytać. Poza opisem
wydarzeń z ostatnich kilku lat
znajdziemy tu przegląd nowożytnej historii gospodarczej
świata ze szczególnym
uwzględnieniem kryzysów
N
ouriel Roubini to ekonomista, który trafnie
przewidział załamanie na amerykańskim
rynku finansowym, co doprowadziło do
globalnego kryzysu. On sam w książce wymienia jeszcze kilku innych, którzy ostrzegali przed bańką na rynku nieruchomości i zbyt wieloma ryzykownymi
operacjami prowadzonymi przez instytucje działające na
rynkach finansowych. Najważniejsza teza – kryzysy się zdarzają, i to wcale nierzadko. Najistotniejsze to odpowiednio
się przygotować, przede wszystkim przez dobre regulacje.
Choć autorzy sami przyznają, że niektóre z proponowanych
rozwiązań mogą być trudne do wprowadzenia, chociażby ze
względu na polityczny lobbing firm z sektora finansowego.
Świetnie napisana książka, która nawet laikowi dokładnie
wyjaśni przyczyny ostatniego kryzysu. Roubini i Mihm
stawiają diagnozę i proponują rozwiązania,przekonując, że
wciąż możemy się rozwijać. Kryzys nie jest końcem kapitalizmu, ale szansą na jego reformę.
Na naszej półce
znajdziesz lektury
według klucza
16
Warszawa 2011
Nouriel Roubini, Stephen Mihm
% | 6/2011
edług LeBora najważniejszy był kult. Madoff potrafił sprawiać wrażenie niedostępnego. Nie każdy mógł u niego zainwestować, nikomu nie zdradzał szczegółów swojej
strategii inwestycyjnej, a tym, którzy zadawali zbyt wiele pytań, groził „wyrzuceniem” z funduszu. – Krążyły pogłoski, że jest taki specjalny fundusz i jeśli komuś
uda się do niego dostać, to ma już wszystkie problemy z głowy – mówi jeden z rozmówców autora,
pokazując, jak istotna była aura tajemniczości i poczucie przynależności do ekskluzywnego klubu.
W końcu wyszło na jaw, że żadnych inwestycji nie było, a ci, którzy chcieli pobrać zyski, byli spłacani
z pieniędzy nowych inwestorów. Gdyby nie kryzys finansowy, interes Madoffa mógłby prawdopodobnie nadal działać w najlepsze. LeBor śledzi historię Madoffa i jego rodziny od samego początku ich działalności w Stanach Zjednoczonych. Przytacza wypowiedzi przyjaciół, których Madoff oszukał, a także
pokazuje, jak nieudolnie działały instytucje nadzorcze. Jedyny mój zarzut wobec książki – momentami
autor skupia się na zbyt wielu szczegółach, przez co narracja traci płynność. Ale i tak czyta się ją niemal
jak powieść sensacyjną.
Witold Orłowski
Świat do przeróbki
Agora SA
Warszawa 2011
Globalny kryzys
gospodarczy to
nasz największy
problem – niestety
niejedyny
E
poka „wielkiej stabilizacji” nas rozleniwiła. Przed wybuchem kryzysu mało kto przypominał sobie o tym, że istotne spadki na giełdach i wyraźne spowolnienia tempa wzrostu
są wbudowane w kapitalizm. I że na przeszkodzie w dalszym stałym wzroście gospodarczym mogą stanąć m.in. czynniki demograficzne, niezbadane do końca czynniki klimatyczne czy problem wykorzystania zasobów surowców naturalnych. Orłowski po kolei analizuje
te zagrożenia, o których – mam wrażenie – część z nas, uśpiona stałym wzrostem gospodarczym,
zdążyła już zapomnieć. Robi to bardzo lekkim, bardziej publicystycznym niż naukowym językiem,
dzięki czemu książkę czyta się naprawdę dobrze. I choć trochę brakuje recept dla świata – Orłowski
pisze jedynie o konieczności stworzenia bliżej nieokreślonego „nowego ładu ekonomicznego”, oczywiście na poziomie globalnym – to i tak zdecydowanie warto przeczytać. W godzinach szczytu – warto spóźnić się na spotkanie, by ją przeczytać, wartościowa, dobra lektura
Po lunchu – w sam raz do popołudniowej kawy, nie trzeba się spieszyć, ale też nie należy czekać z lekturą do wieczora
Do poduszki – skutecznie usypia i wycisza umysł, polecamy jedynie jako środek nasenny
Fot.: materiały prasowe
Przeczytał i zrecenzował: Jerzy Jezierowicz
muza
gadające głowy
Po godzinach
Co rząd obiecuje
przedsiębiorcom?
Życie toczy się gdzie indziej
Tekst: Jerzy Jezierowicz
W
exposé premiera
Tuska udało mi
się znaleźć tylko
jeden fragment,
który można odnieść do warunków
prowadzenia działalności gospodarczej. Dotyczy on ulubionych
obiecanek wszystkich polityków,
którzy dość regularnie wspominają
o konieczności „deregulacji”:
Donald Tusk, premier
RP: Mówię tu o odchudzaniu administracji
i czynieniu jej coraz
bardziej przyjaznej
i służebnej. […] Chcemy usprawnić pracę
sądów, co powinno
w tej kadencji przynieść
efekt skrócenia średniego czasu postępowania
o jedną trzecią. […] Co
najmniej połowę do
dzisiaj regulowanych
zawodów chcemy
uwolnić od wszelkiej
regulacji, które czynią te
zawody typowo regulacyjnymi.
18
% | 6/2011
Władysław Kosiniak-Kamysz, szef resortu pracy: To jest
dla mnie priorytet, zadanie, żeby walczyć z bezrobociem
szczególnie wśród osób młodych. Niestety, żadnych szczegółów nie zdradził – oprócz jednego. Bardzo ważne jest to,
co premier mówił, że w czasach trudnych, w czasach kryzysu, musimy dbać o sprawiedliwość społeczną.
I znów moglibyśmy błogo się
uśmiechnąć i pełni nadziei patrzeć
w przyszłość, gdyby nie jedno zdanie z tego samego akapitu: Dlatego
ministrowie niezależnie od dziedziny, jaką się będą zajmowali, będą
musieli precyzyjnie planować i zdawać raporty, jak wygląda efekt deregulacyjny w każdym kluczowym projekcie, jakim dany minister będzie
się zajmował. I czar pryska. Zamiast
lepszych przepisów będziemy mieli
jeszcze więcej rządowych dokumentów, bo przecież najlepszy sposób
walki z biurokracją, jaki wymyślili politycy i urzędnicy, to komisje,
narady i dokumenty – czyli więcej
biurokracji.
Tuż po exposé ciekawie wypowiedział się najmłodszy minister,
wywodzący się z PSL nowy szef resortu pracy Władysław Kosiniak-Kamysz:
Cóż, takie sformułowania nigdy nie
oznaczały niczego dobrego dla biznesu.
Tu wydają się wskazywać, że choć minister deklaruje chęć walki z bezrobociem, to z konieczności realizacji tego
zadania poprzez wspieranie przedsiębiorczości zwyczajnie nie zdaje sobie
sprawy.
Jarosław Kaczyński,
prezes PIS:
Trzeba odnowić polski
system podatkowy. On
jest teraz nieużyteczny.
Trzeba go odnowić w
ten sposób, by wielkie
sfery nieopodatkowane
zostały opodatkowane.
Jeśli trzeba, trzeba sięgnąć do zasobów wielkich instytucji: finansowych i supermarketów.
Trzeba repolonizować
polskie banki.
Również tuż po exposé mieliśmy
okazję wysłuchać wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. W swoim
wystąpieniu kilka zdań poświęcił
gospodarce:
Zaciskanie pasa przez pracowników,
przez drobnych i średnich przedsiębiorców jest niedopuszczalne.
Co szef największej partii opozycyjnej
proponuje w zamian?
Szczegółów nie podał. Ale to chyba nawet lepiej… Ilustracje: Paweł Rygol/Novimedia CP, Fot.: Shutterstock.com, materiały promocyjne, Attilio Maranzano / dzięki uprzejmości artysty; MIA
Nowa kadencja rozpoczęta. Sejm, w bardzo podobnym składzie do poprzedniego,
zdążył już udzielić wotum zaufania poddanemu niewielkiemu liftingowi rządowi
Donalda Tuska. I tylko warunki ekonomiczne zmieniły się radykalnie. Premier w exposé
nie mówił już – jak cztery lata temu – o wielkich nadziejach i szansach rozwojowych,
a o konieczności zaciskania pasa. Sprawdźmy, co politycy w tej trudnej sytuacji mówią
o przedsiębiorcach – bo w końcu kto, jeśli nie oni, ma zatrudniać, produkować
i wyciągnąć nas z kryzysu?
EXTREMA
Skok w nieznane
Pawła Farona, mistrza
paralotni
KILOMETRY NA
TALERZU
KADR
NA SMAK
%
na mapie
Sprawdź co jesz.
Kupuj i jedz
odpowiedzialnie
Jedzenie w roli
głównej, czyli kamerą
prosto w talerz
Retrospektywa
kontrowersyjnego
włoskiego artysty
% na mapie
31.12.2011
Sylwester
% na mapie
Do 22.01.2012
15-16.02.2012
Maurizio Cattelan: All
Sting
Muzeum Guggenheima, Nowy Jork
Sala Kongresowa, Warszawa
Rio de Janeiro, Brazylia
28.01-04.02.2012
Rallye Monte-Carlo
Historique
Nowy rok obchodzi się równie tanecznie co karnawał, tyle że… na
plaży, a dokładnie na słynnej i jednej z najpiękniejszych – Copacabanie. Przybywają tu tłumy, więc hotel rezerwujcie z dużym wyprzedzeniem. To idealna propozycja dla tych, których polskie zimy i słoty
dostatecznie już wymęczyły. Festa de Iemanjá odbywa się również na
plaży. To obchody na cześć bogini morza. Roztańczony tłum składa jej
w prezencie koraliki, perfumy, lusterka, kwiaty. Dwa polskie koncerty Stinga odbędą się w ramach dużej międzynarodowej trasy Back to
Bass Tour, celebrującej 25. rocznicę obecności
muzyka na scenie. Stąd w repertuarze numery starsze, te, od których zaczynał, i nowsze.
Jak zapewnia sam Sting – wszystkie wykona
w oryginalnych wersjach, do których przyzwyczaiły fanów płyty. Podobno nie zabraknie
piosenek z dorobku The Police, macierzystego
zespołu Stinga.
Monte Carlo, Monaco
Pierwsza retrospektywa kontrowersyjnego włoskiego artysty, który
w naszym kraju zasłynął rzeźbą Jana Pawła II przygniecioną meteorytem. Wśród innych dzieł będzie można zobaczyć legendarną martwą
wiewiórkę, klęczącego Hitlera i wielką dłoń pokazującą środkowy palec
mediolańskiej giełdzie. Klasykami na podbój Alp wyruszą załogi startujące w 15. Rallye
Monte-Carlo Historique. Organizowany kilka dni po tradycyjnym
Monte Carlo rajd gromadzi najpiękniejsze i najbardziej legendarne oldtimery, których właściciele wcale nie oszczędzają na śliskich
i zdradzieckich odcinkach specjalnych. W rajdzie można pojechać
tylko samochodami, które startowały w RMC w latach 1955-1980.
Wśród śmiałków mierzących się z Alpami nie zabraknie też Polaków i polskich samochodów (m.in. Fiatów 125p). Zgodnie z zasadami rajdów sprzed lat impreza rozpocznie się zlotem gwiaździstym. Do Monte Carlo załogi wyruszą z Warszawy, Barcelony,
Glasgow, Oslo, Reims i Turynu. 24.01.2012
Dropkick
Murphys
Klub Stodoła, Warszawa
11.02.2012
Peter Hook And The Light Perform „Unknown Pleasures”
– A Joy Division Celebration
19.02.2012 Klub Stodoła, Warszawa
20.02.2012 SQ, Poznań
M83
Jednoosobowy projekt o sile rażenia pełnej armii.
Anthony Gonzalez aka M83 – samowystarczalny
kompozytor, autor, tekstów i producent – przyjedzie do Polski na dwa koncerty promujące ostatni, wydany przed kilkoma miesiącami dwupłytowy album. „Hurry Up, We’re Dreaming” to rzecz
wyjątkowa w dyskografii M83 – świetnie przyjęta
przez publiczność, przebojowa i wszechstronna. Syntetyczny pop w różnych odsłonach – od
najbardziej chwytliwej, bezpośrednio kojarzącej
się z hitami z lat 80., po tę bardziej konceptualną
i plastyczną.
9-22.01.2012
North American
International Auto Show
Detroit, USA
W tych dniach Detroit będzie motoryzacyjną stolicą świata – oczy wszystkich
zainteresowanych motoryzacją będą obserwować wydarzenia 2012 North American International Auto Show. Organizowany od 1907 r. salon w Detroit to obok
targów w Genewie, Paryżu, Frankfurcie i Tokio jedna z najważniejszych imprez
motoryzacyjnych na świecie. To, co zobaczymy w największym mieście stanu
Michigan, pokaże, jak poszczególni producenci radzą sobie z kryzysem.
20
% | 6/2011
Punk rock w kiltach? Ci starsi panowie z Irlandii nie tracą werwy
– podobnie ich wybuchowa mieszanka klasycznego, głośnego
rock and rolla i celtyckiego folku. Dropkick Murphys – już legendarni – tradycyjne instrumentarium poszerzają o dudy, akordeon czy banjo. Uwaga, ta energia łatwo się udziela. I by dopełnić formalności – na warszawskim koncercie Dropkick Murphys
z pewnością będzie można usłyszeć nagrania z ostatniej płyty
zespołu, wydanej w marcu 2011 r. – „Going Out In Style”.
Fot.: materiały promocyjne, Attilio Maranzano / dzięki uprzejmości artysty
Klub Proxima, Warszawa
Wydarzenie, które powinno zelektryzować wszystkich fanów Joy Division,
legendy muzyki niezależnej z przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Peter
Hook – założyciel i basista zespołu, którego karierę przerwała samobójcza
śmierć wokalisty Iana Curtisa – wraz z formacją The Light wykonuje utwory z debiutanckiej płyty Joy Division. Inauguracja projektu miała miejsce
w ubiegłym roku w reaktywowanym manchesterskim i równie kultowym
jak te piosenki klubie Factory.
11-21.02.2012
Karnawał w wenecji
wenecja, włochy
Życie to teatr. A szczególnie w Wenecji. Tutaj rzeczywistość wygląda jak
sceniczna dekoracja, a przez 10 dni karnawału można grać każdego i bez konsekwencji zmieniać swoją tożsamość. Zabawę kończy wybór najpiękniejszego
stroju, warto więc przemyśleć kreacje. Taki sen na jawie zdarza się tylko raz
do roku. % | 6/2011
21
extrema
extrema
nocowałbym w leśnej ambonie. Na
szczęście dotarłem do schroniska.
Ale się odnalazłeś.
Tak. O poranku spotkałem jednego
z uczestników, Francuza, a potem pomocnika. Dalsze kilometry to były na
zmianę marsz i lot, utrudniony złymi
warunkami pogodowymi. Po drodze
miałem mnóstwo przygód, np. nie zauważyłem znaku drogowego na wysokości głowy, uderzyłem w niego i na chwilę
mnie zamroczyło. W pierwszej chwili
myślałem, że złamałem nos i wybiłem
zęby, ale skończyło się na siniaku. Później próbowałem nadrobić straty i wystartowałem w bardzo ciężkich warunkach. Turbulencje okazały się jednymi
z silniejszych, jakie przeżyłem. Koledzy
też startowali w ekstremalnych warunkach, by przegonić resztę. To wszystko
było bardzo emocjonujące, również dla
setek ludzi, którzy śledzili wyścig na bieżąco w internecie. Dostałem wiele SMS-ów z pytaniem czy wszystko ze mną ok.
Jak mówili mi potem, niejedna firma
stała i śledziła, co się dzieje.
Skok
w nieznane
Rozmawiała: Zuza Burska
22
% | 6/2011
T
wój pierwszy skok?
Z garażu. Okazał się bardzo niebezpieczny. Po
uderzeniu o ziemię przez
kilka tygodni nie mogłem ruszać głową. Ale to mnie nie zniechęciło. Już
jako dziecko konstruowałem lotnie.
Pierwszą zrobiłem z tyczek do fasoli,
którą babcia uprawiała w ogródku,
i folii z namiotu foliowego. Paralotnia
to moja wielka miłość – od samego
początku.
Jak przebiegała droga od ogródkowej
tyczki do najbardziej prestiżowej imprezy paralotniowej Red Bull X-Alps?
Uczestniczyłem w wielu zawodach
w Europie i w Australii. W 2006
r.zostałem najlepszym zawodnikiem
w Polsce. W 2007 r. byłem drugi
w jednej edycji Paralotniowego Pu-
charu Świata. W 2009 r. wygrałem
zawody XC Open Australia i zająłem
trzecie miejsce w Polish Open w Sopocie w Bułgarii. W 2010 r. zająłem
drugie miejsce w mistrzostwach Polski. O tym, że zakwalifikowałem się
do tego morderczego wyścigu, dowiedziałem się w październiku ubiegłego
roku. Trenowałem wtedy codziennie,
a trzy razy w tygodniu pokonywałem
dystans ponad 30 km w górach –
marszobiegiem z 10-kilogramowym
plecakiem.
Na czym polegają zawody?
Trzydziestu zawodników z całego
świata musi pokonać trasę z Salzburga do Monako przez kilka punktów
zwrotnych.: Gaisberg, Dachstein,
Gros Glockner, Tre Cime di Lavaredo, Piz Palü, Matterhorn, Mont Blanc.
Na paralotni lub na nogach, cały czas
niosąc swój sprzęt ze sobą (mój plecak
ważył 11 kg). Każdy zawodnik ma
jednego pomocnika, który zaopatruje go w jedzenie i baterie, jak również
pomaga w wyborze trasy, analizuje
prognozy pogody i generalnie jest takim kontaktem ze światem.
Fot.: archiwum prywatne
O tym, jak pasja do górskiej
wspinaczki i latania przerodziła
się w mistrzostwo w paralotni,
opowiada nam Paweł Faron,
jedyny Polak, któremu udało się
wystartować w zawodach Red
Bull X-Alps
Miałeś jakieś problemy zdrowotne
po drodze?
Ścięgna Achillesa miałem mocno
opuchnięte. Ratował mnie ketonal. W pewnym momencie totalnie wysiadłem i zostałem przez to
na szarym końcu (za mną był tylko
Czech). W rezultacie skończyłem na
siedemnastej pozycji. Nie jest źle, to
i tak najlepszy wynik Polaka na tych
zawodach. Podczas rozdania nagród
w Monako widziałem, że każdy z nas
dostał strasznie w kość. Ten wyścig
to walka nie tylko ze swoim organizmem, ale i z psychiką.
Jak wspominasz start?
Szło mi całkiem nieźle. Leciałem jak
po sznurku. Niestety po około 30 km
zaczął wiać silny wiatr, co znacznie
spowolniło dalszy lot. Doleciałem do
Dachstein na trzeciej pozycji. Potem
było niestety gorzej, o mały włos nie
Red Bull X-Alps
Najtrudniejszy i najbardziej ekstremalny wyścig górski. Celem jest pokonanie w jak najkrótszym czasie odległości 864 km z Salzburga do Monako.
Pierwsze miejsce w tym roku obronił wielokrotny mistrz Christian Maurer. Kolejny wyścig przez Alpy w 2013 r.!
Masz sobie coś do zarzucenia?
Popełniłem wiele błędów, ale startowałem po raz pierwszy, prawie nie
znając trasy. W Alpach inaczej się
lata niż u nas, w dolinach często wieją zdradliwe wiatry. Trzeba znać pory,
w których można je pokonywać, i wiedzieć, na jakiej wysokości to robić.
Trzeba również znać miejsca najlepsze
na start przy danym kierunku wiatru.
Mój sprzęt ważył prawie 11 kg, a najlepszych mieścił się w 7 kg, to też jest
spora różnica. W takim przedsięwzięciu nie ma mowy o żadnych ustępstwach i kompromisach – jeśli chce się
wygrać, wszystko musi grać i być na
najwyższym poziomie.
Chciałbym ogromnie podziękować firmom: SWING, Red Bull, Fadrog, The
North Face, PSP oraz wszystkim, którzy swoją pomocą umożliwili mi start.
% | 6/2011
23
w drodze
w drodze
kilometry
na talerzu
Degradacja środowiska, ginące gatunki
oraz problemy lokalnych społeczności to
sprawy, których czasem nie da się rozwiązać
podczas zjazdów głów państw rozwiniętych
ekonomicznie. Walka rozgrywa się także na
naszych talerzach! Sprawdź, jakie globalne skutki
miała twoja wczorajsza kolacja. Przyszedł czas na
odpowiedzialne decyzje konsumenckie!
3500 km
Pomidory, Hiszpania
13 000 km
okoń morski
i Dorada, pacyfik
2000 km
Są zdrowe i smaczne. Pod
warunkiem że kupi się je na
wybrzeżu Pacyfiku i od razu
zje. Jedzenie ich w Polsce ma
działanie odwrotne. Odławiane na przemysłową skalę
zabierają źródło utrzymania
lokalnym rybakom. Podczas
odławiania kutrami wybierane są ładne sztuki, które
można sprzedać. Reszta – już
martwych ryb – wyrzucana
jest z powrotem do wody.
Masowe odłowy to jedno
z najbardziej destruktywnych
działań wpływających na
ekosystem Pacyfiku.
Łosoś, Norwegia
Polska jest trzecim co do wielkości
importerem tej ryby w Europie.
Uwielbiamy jeść łososia, tymczasem nie zdajemy sobie sprawy, że
przyczyniamy się bezpośrednio do
zaburzenia ekosystemu. Do pasz,
którymi są karmione ryby hodowlane, odławia się wielkie ilości
małych rybek będących naturalnym pokarmem dla innych dziko
żyjących gatunków. Przemysłowa
skala połowów powoduje deficyt
jednego gatunku na koszt drugiego, hodowanego na farmach. Tak
zaburzony ekosystem cierpi, a jedyną nadzieją na jego odbudowę
są nasze chęci i świadome decyzje
konsumpcyjne.
11 000 km
Krewetki, Tajlandia
Gdy nastąpił wzrost
konsumpcji, farmerzy
zaczęli stosować antybiotyki
i pestycydy oraz intensywnie eksplorować wybrzeże
Tajlandii. Niszczą bezcenne
lasy namorzynowe, pozostawiając nieużytki po starych
basenach oraz budując coraz
to nowe akweny do hodowli
tak popularnego u nas przysmaku.
20 000 km
Jagnięcina to zwycięzca
w kategorii największej liczby
kilometrów przebytych na
twój stół. Mimo że nieświeża,
to pozostaje wyrafinowanym
specjałem, za który restauratorzy i dystrybutorzy mięsa
każą płacić sobie krocie.
Warto zastąpić ją polskim
mięsem z Podhala, świeższym i smaczniejszym.
24
% | 6/2011
12 000 km
Panga, Wietnam
Inaczej ryba konsumpcyjna. Pod tym określeniem
kryje się kilka gatunków ryb
hodowanych w ekstremalnych
warunkach w odległej południowo-wschodniej Azji. Aby
hodowla i tak odległy transport
były opłacalne, przyspiesza się
przyrost masy ryb, szczepiąc je
hormonami i antybiotykami.
1500 km
13 500 km
Rukola, Włochy
Tuńczyk, Japonia
Ekolodzy alarmują! W niedługim
czasie ten gatunek zniknie z wód
Pacyfiku i innych, gdzie ryba bez
żadnej kontroli jest odławiana
w ilościach przekraczających
ludzką wyobraźnię. Może zamiast
kolejnego sushi warto zamówić
naszego śledzika z cebulką?
Fot.: Shutterstock.com
Jagnięcina, Nowa
Zelandia
Zamiast wybierać produkty z odległych
miejsc na świecie, kupuj rodzime.
Zyskają na tym wszyscy
Wybierajmy polską rukolę
albo hodujmy ją sami na
kuchennym parapecie!
Zaoszczędzimy trochę pieniędzy i przy okazji przyłożymy
się do ochrony środowiska
oraz zmniejszenia liczby tirów
na naszych drogach.
Są piękne, czerwone i lśniące
nawet zimą! Jak to możliwe?
Bo w większości pochodzą z importu z drugiego
końca Europy. Tak jest taniej
i wygodniej. Te pomidory
nie dotykają nigdy ziemi,
są hodowane na sztucznych
podłożach, ładnie opakowane
i przywiezione do sklepu. Nie
pachną tak słodko i soczyście
jak nasze polskie pomidory
gruntowe, nie mają tyle smaku i wartości odżywczych.
Dlatego warto wybrać się
na bazar i kupić pomidory
gruntowe – trochę brudne,
krzywe, ale zaskakująco
smaczne – a na zimę zrobić
przetwory.
7000 km
Fasolka
szparagowa, kenia
To najbardziej kontrowersyjny produkt, choć niestety
– cieszący się ostatnio wielką
popularnością. Ogromne
uprawy zielonej fasolki
usytuowane są w górnych
partiach rzek Kenii – ich
naturalny bieg jest zmieniany
tak, aby móc je nawadniać.
Producenci mają świadomość, że dając Europejczykom śliczną fasolkę, pozbawiają życia Kenijczyków
mieszkających w dolnych
partiach rzek, gdzie woda
już nie dopływa, a koryto
jest wysuszone. Najbliższa
studnia z wodą pitną znajduje
się czasem 10 km od miejsca
zamieszkania. A mimo to
proceder trwa dalej.
% | 6/2011
25
obyczaje
obyczaje
A opcji na tym polu, zarówno dla chcących się rozwijać, jak i dla tych, którzy
zdecydują się na rodzicielstwo, jest
mnóstwo. Alterpraca (lub flexipraca)
z definicji obejmuje alternatywne formy zatrudnienia, inne niż standardowa
praca wykonywana na pełnym etacie
na podstawie umowy zawartej na czas
nieokreślony, w stałym miejscu pracy
i w regularnych godzinach. Do alterpracy zalicza się przede wszystkim
elastyczne formy zatrudnienia, tj. pracę
w elastycznym lub częściowo elastycznym czasie pracy, w skróconym wymiarze czasu pracy czy na zasadach tzw.
dzielenia pracy (gdy jeden etat dzieli się
na dwie osoby), ale także pracę na czas
określony, pracę tymczasową oraz pracę w domu (telepraca, praca na własny
rachunek lub na podstawie umowy
cywilnoprawnej). Problem w tym, że
nieprzyzwyczajone do nich polskie
firmy nie dają się tak łatwo przekonać.
Tymczasem „igreki”, zwłaszcza młode
Elastyczne
igreki
Alterpraca, czyli elastyczne formy
zatrudnienia – sprawdzające się od lat m.in.
w Wielkiej Brytanii – to marzenie większości
pracowników z pokolenia Y. Szczególnie dobrze
system ten działa w przypadku tych, którzy
w Polsce postrzegani są jako „niepewni”
– matek i ich świadomych partnerów chcących
dzielić się obowiązkami wychowawczymi
Patrycja Dołowy
wiceprezeska
Fundacji MaMa
Tekst: Aga Kozak/Novimedia CP
Udogodnienia dla pracujących matek w polskich firmach:
26
% | 6/2011
IBM
Firma próbuje wyjść naprzeciw potrzebom młodych matek wynikającym z poczucia wyobcowania w firmie
czy niepewności powrotu do pracy. Pracownica po urlopie macierzyńskim może skorzystać z pomocy koleżanki, która
też ma dzieci, a która dba, aby młoda matka była na bieżąco ze wszelkimi zmianami w firmie. Jest to szczególnie ważne,
kiedy na rynek wchodzą nowe produkty czy aktualizowane są aplikacje komputerowe wykorzystywane przez firmę. IBM
dba o to, aby kobiety (matki) powracające do pracy po półrocznym urlopie nie czuły się obco w firmie. Kobieta do sześciu
miesięcy po porodzie może używać służbowego telefonu, komputera i samochodu, dostaje też informacje o tym, co się
dzieje w firmie. Po powrocie do firmy może pracować w niepełnym wymiarze pracy lub część zadań wykonywać w domu
(tzw. home office).
Hewlett-Packard Polska
W firmie jest specjalny pokój dla karmiących mam. Rodzicom małych dzieci
umożliwia się elastyczny czas pracy lub pracę w domu. Kobiety z co najmniej rocznym stażem mogą przedłużyć sobie
urlop macierzyński do sześciu miesięcy (za to wolne wynoszące więcej niż ustawowe 16 tygodni firma płaci 80 proc.
pensji). Hewlett-Packard zachęca także przyszłe mamy do wzięcia urlopu do sześciu tygodni przed urodzeniem dziecka.
Umożliwia też stopniowy powrót do pracy przez zatrudnienie w niepełnym wymiarze godzin.
Motorola W stosunku do kobiet, które urodziły dzieci, firma stosuje elastyczne formy zatrudnienia. Każda młoda
matka może mieć indywidualnie ustalany czas pracy, może pracować w domu lub na część etatu.
PricewaterhouseCoopers
Kobiety, które pracują w audycie, mogą na czas ciąży i tuż po niej przenieść
się do spokojniejszego działu. Kobiety w ciąży i z małymi dziećmi mogą zmienić dział lub dostać klientów blisko biura.
Mogą też pracować na część etatu. Przynosi to pozytywne efekty, ponieważ nawet w mniejszym wymiarze czasu pracy
młode matki są w stanie zrobić tyle, ile wcześniej na pełnym etacie. W razie potrzeby (np. choroby dziecka) matki mogą
pracować w domu.
Źródło: pracujacyrodzice.pl
Fot.: Shutterstock.com; archiwum prywatne
P
okolenie Y to nowa grupa
pracowników, z którymi
musi mierzyć się aktualnie każdy pracodawca.
Dla wychowanych na internecie i komórkach „igreków” nie liczą się wartości wyznawane przez poprzednie
pokolenia pracoholików, lecz zrobienie
dobrze tego, czym mają się zająć, satysfakcja z wykonanej pracy, a przede
wszystkim to, co mogą robić po godzinach lub w wynegocjowanym elastycznym czasie pracy. Zdolni, wykształceni,
twórczy – robią wszystko szybciej niż
ich poprzednicy, bo tym, co ich interesuje, jest wyjście z pracy i realizowanie
swoich pasji po godzinach, spędzanie
czasu z rodziną i pielęgnowanie więzi
przyjacielskich. Chcemy pracować, lecz
nie chcemy, by praca była całym naszym życiem – mówią. Właśnie weszli
w fazę rodzicielską i – wraz z trendami
świadomego rodzicielstwa – zmieniają
struktury zatrudnienia.
matki z tego pokolenia, warte są takich
ustępstw. W zamian za zapewnienie im
bezpieczeństwa czy gwarancję pracy
w stałym zespole, ale na innych – elastycznych – zasadach, świadomi pracodawcy zyskują pracowników lojalnych,
których nie trzeba na nowo szkolić ani
wdrażać w projekty, ponieważ znają już
charakter pracy, zasady panujące w firmie i rynek. Jeśli uzupełnić to o naturalne uzdolnienia „igreków”, alterpraca
wydaje się idealnym rozwiązaniem dla
nieufnych pracodawców, którzy od
dawna zmagają się z problematycznym
przypadkiem matek w pracy. Matki
(lub ojcowie), wypełniając obowiązki
domowe, mogą spełniać się w tej roli,
ale nie muszą porzucać swoich ambicji
zawodowych. Alterpraca wydaje się idealnym
rozwiązaniem dla nieufnych
pracodawców, którzy od dawna zmagają
się z problematycznym przypadkiem
matek w pracy
Na świecie model flexi – elastycznych form pracy – bardzo dobrze się
przyjął. Dla kobiet (zwłaszcza, ale nie tylko) jest to możliwość pogodzenia
pracy z wychowywaniem dzieci. Dla pracodawców to duży zysk, bo nie
tracą dobrych, wykwalifikowanych pracowników. Wspieranie i inwestowanie
w pracowników, przywiązywanie ich do siebie jest opłacalne, jak pokazują
europejskie i amerykańskie badania nie tylko w przypadku menedżerek.
Lojalny pracownik lubiący swoją pracę, swojego pracodawcę i miejsce
pracy oraz mający poczucie bezpieczeństwa oznacza unikanie kosztów
związanych z koniecznością ciągłego zatrudniania i wdrażania nowych
pracowników. W Polsce na razie się tego nie docenia. To powoduje też, że
i druga strona (pracownicy), nie mając poczucia bezpieczeństwa i zadbania, ucieka z pracy, gdy tylko może. Ciąża i czas po urodzeniu dziecka to
okres przewartościowań, zastanawiania się nad swoimi możliwościami,
priorytetami itd. Pracownica, która nie ma poczucia bezpieczeństwa, chętniej wykorzysta okazję wzięcia zwolnienia. Dokładnie odwrotnie jest (jak pokazują badania) w sytuacji, gdy firma prowadzi politykę przyjazności i daje
możliwość godzenia życia zawodowego z rodzinnym, w tym możliwość
pracy w trybie flexi. Korzyści dla pracodawców to lojalni pracownicy, którym
zależy na dobru firmy i jej rozwoju, którzy wiążą z firmą swoją przyszłość,
czują się w niej pewnie i działają z przekonaniem na jej rzecz. Flexipraca
i wspieranie work-life balance pracowników to po prostu dobra inwestycja
w ludzi, a co za tym idzie – w rozwój i bezpieczeństwo firmy. W Polsce zbyt
rzadko dostrzega się korzyści płynące ze wspierania pracowników. Inna
historia to systemy flexicurity, gdy państwo/land/komuna instytucjonalnie
wspiera pracodawców i pracowników, dając zabezpieczenie i możliwość
elastycznych zmian, co jest szczególnie istotne w sytuacjach kryzysowych.
% | 6/2011
27
coaching
coaching
Fot.: rys. Shutterstock; materiały prasowe Wydawnictwa Czarna Owca
Jednak ci, którzy nigdy nie widzieli morza, mogą wyśmiać tego, kto
pragnie je zobaczyć.
Dlatego kolejną cnotą Questu, córką
wizji, jest odwaga. Ona pojawia się,
em
świadomość a
ag
w ia r a % | 6/2011
Czym więc jest wizja?
Wizja to intuicyjny model,
przeczucie celu naszej misji,
poszukiwanego rozwiązania.
Gdy chodzi o projekt krzesła,
domu, projekt biznesowy czy naukowy, to jest dla nas oczywiste,
A więc idąc za wizją, niekoniecznie
osiągniemy to, co ona przedstawia,
ale na pewno możemy poznać i rozwinąć swoje talenty?
Dobrze jest zobaczyć swoje życie
w kategoriach poszukiwawczej misji,
podążania w określonym kierunku.
Trafnie opisuje to Coelho w „Alchemiku”, twierdząc, że każdy z nas nosi
w sobie skarb, własną legendę, która czeka na odkrycie i realizację, aż
w końcu staje się drogowskazem i organizatorem naszych poczynań. Pomaga nie zagubić się w błahostkach.
Ale gdy taka wizja dojdzie do głosu,
przechodzimy przez trudny okres zakwestionowania naszego status quo,
naszej w pocie czoła wypracowanej
sfery komfortu i bezpieczeństwa.
Możemy mieć pokusę, by zwątpić
w naszą wizję – uznać, że prowadzi
Ale nas od dziecka uczy się lekceważyć swoje wizje, słyszymy np.:
zostaw to malowanie, idź, poucz się
słówek.
Jako rodzice w imię szczęścia i bezpieczeństwa dzieci staramy się im
zaprogramować życie. Często zapominamy, że dzieci to odrębne istoty,
że będą żyły w świecie, którego nie
jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić, że nie możemy im planować
podróży, bo nie wiemy, gdzie potrzebują dojechać. Wszystko, co możemy
sensownego zrobić dla naszych dzieci, to dostarczać im wielu różnych doświadczeń i perspektyw – nie zamykać w jednym wzorcu.
w
28
w sobie, do samodzielnego podejmowania nowatorskich, mogących mieć
strategiczne znaczenie decyzji, wiarę
w siebie i we własną drogę. Dopiero
z autonomii rodzi się trzecia cnota
Questu, czyli wizja. Twórczy, wizjonerski element jest nieodzowną składową wszystkich śmiałych projektów.
Wizja jest niezbędna, abyśmy znajdowali w sobie odwagę i determinację konieczną do zmian, by
nam się chciało ruszyć w drogę nieprzetartym szlakiem,
nawigując według gwiazdy
świecącej gdzieś na firmamencie naszego umysłu.
od
Z
atrudnieni w korporacjach mają cele biznesowe. Bywalcy plotkarskich portali konsumują
wizję szczęścia stworzoną przez
media. Są też tacy, którzy medytują,
ćwiczą jogę i nie jedzą mięsa. Taka
jest ich wizja dobrego życia. Ale kto
z nich może być wizjonerem?
Każdy człowiek posiada wrodzoną
zdolność do generowania wizji, bo
każdy ma marzenia, tęsknoty i głęboko ukryte w nieświadomości potrzeby i przeczucia. Dlatego wizja jest
trzecim etapem twórczego procesu,
który opisuje program Quest. Pamiętajmy, że odnosi się on do wszelkiego
rodzaju poszukiwań. Zarówno tych
dotyczących materii, jak i tych, które rozgrywają się w wymiarze mentalnym i duchowym. Niezależnie od
tego, czy chcemy zaprojektować krzesło, zbudować dom, zmodernizować
firmę lub państwo, zmienić swoje życie, musimy zacząć od pokory. Pokora
to jak wytarcie tablicy. Wykasowanie
wszystkiego, co do tej pory wiedzieliśmy i czego się nauczyliśmy, oraz
odwaga i cierpliwość w obcowaniu
z „nie wiem”. Tak możemy zobaczyć
na nowo to, co znane. Wtedy przychodzi kolej na autonomię, która oznacza
zdolność do znajdowania oparcia
a
zj
Rozmawiała: Beata Pawłowicz
Co zagraża wizji?
Jej przeciwnikiem jest zaślepienie:
nadmierne przywiązanie do realistycznej, konwencjonalnej i logicznej
oceny zamiarów, do bezpieczeństwa
i rutyny, niechęć do stawiania sobie
ambitnych celów, wyzwań, konserwatyzm. Zaślepienie sprawia, że
nasze życie staje się nudne i jałowe,
że nic nowego, prócz znanych trosk
i nieszczęść, nie może się w nim wydarzyć – ponieważ zachowujemy się
tak jak ktoś, kto usiłuje jechać do
przodu, patrząc we wsteczne lusterko. W tym kontekście wizje jawią się
jako cenne i zasługujące na troskliwą
ochronę przed zakusami przebranego
za cnotę rozsądku zaślepienia. Wizja
rzadko daje nam całkowitą pewność
co do końcowego rezultatu podróży.
Każe w siebie uwierzyć i zrezygnować ze złudzenia, że możemy mieć
pełną kontrolę nad życiem. Wymaga
poświęceń i często prowadzi przez
krainy bólu, smutku i rozstań – aż
w końcu pokazuje, że wszystko to, co
przeżyliśmy po drodze, było niezbędne, byśmy mogli doświadczyć spełnienia, radości i wolności.
autonomia Miewali je święci, poeci i obłąkani.
Objawiały przyszłość, były jak e-maile
od Boga, a nawet leczyły. Dziś jesteśmy raczej podejrzliwi wobec wszelkich
widzeń. Tymczasem wizja jest trzecim,
po pokorze i autonomii, etapem programu rozwoju Quest. Skąd się biorą wizje
i do czego są nam niezbędne, wyjaśnia
Wojciech Eichelberger
po
k
tia
pa
wi
Może dlatego, że swoich wizji nie
traktujemy poważnie, a nawet się
ich obawiamy.
Przestaliśmy słuchać wizjonerów
i wyroczni. Dlatego słowo „wizja” dla
wielu nabrało negatywnego odcienia.
Wizjoner to ktoś bujający w obłokach, nieliczący się z okolicznościami
romantyk – co go w naszych oczach
dyskwalifikuje. Tymczasem dobra
wizja ma to do siebie, że właśnie nie
liczy się z okolicznościami i każe
mierzyć siły na zamiary, a nie zamiary podług sił. Dodatkowa trudność
z wizją polega na jej interpretacji.
Bo wizje przemawiają do nas często
językiem symboli. Są jak znaczące
prorocze sny. Trzeba umieć je odczytać i na ogół nie należy traktować
dosłownie. Mogą też przyjmować formę przeczuć, nieokreślonych tęsknot
i niejasnych marzeń. A czymże jest
tęsknota? Przecież to uczucie związane ze stratą czegoś cennego, co pragniemy odzyskać. Pracując z tęsknotą
jako zwiastunem wizji, pamiętajmy,
że to, co się jawi jako obiekt tęsknoty, jest w istocie symbolem naszych
wewnętrznych utraconych lub jeszcze
niezrealizowanych atrybutów. Śmiało
wygenerowana i dobrze odczytana
wizja zawsze wyraża nasze najistotniejsze aspiracje, potrzeby, marzenia
i co bardzo ważne – możliwości.
w o ln o ś ć czyli przeczucie
celu
nas na manowce. Ale wtedy pod koniec życia możemy żałować, że nie
zaryzykowaliśmy. Dlatego – by mieć
szanse na realizację – wizja przybiera
często postać niemalże obsesyjnej, ale
akceptowanej przez otoczenie potrzeby, np. podróżowania czy bogactwa.
I dopiero w trakcie zaspokajania tej
potrzeby wizja zrzuca przebranie
i odkrywamy, że tak naprawdę coś
innego stanowi dla nas prawdziwą
wartość.
a
or
Wizja,
że wizję poszukiwanego rozwiązania
musimy stworzyć. Mniej oczywiste
i trudniejsze do wygenerowania są
wizje dotyczące naszego życia, przyszłości, relacji z innymi. To nie tak
łatwo narysować czy policzyć. Proces
dochodzenia do wizji celów związanych z samorealizacją bywa żmudny
i długotrwały.
Koło etapów/cnót Questu
gdy poczujemy, jak bardzo wizja jest
nasza i jak bardzo dla nas ważna.
Wtedy nic nas nie zatrzyma. Możemy gdzieś zboczyć, ale wizja i odwaga
już nas nie opuszczą. Jak w bajce bez
wahania ruszymy przez siedem gór
i siedem rzek, by odnaleźć nasz prawdziwy skarb. Budzenie odwagi i determinacji to właśnie cecha dojrzałej,
uświadomionej wizji.
Ale kultura, w której żyjemy, narzuca własną wizję szczęścia.
To prawda, że zaczyna obowiązywać
jedna popwizja właściwego życia,
sukcesu, a nawet marzeń. Musimy
uważać, żeby nie dać się zunifikować.
Bo choć jak płatki śniegu wszyscy jesteśmy zrobieni z tej samej wody, to
jednak krystalizujemy się w sposób
jedyny i niepowtarzalny. Każdy też
ma własną drogę do przejścia. Dlatego tylko nasza indywidualna wizja
może nam wskazać właściwą drogę.
To, żeby nie podążać za popwizjami,
jest szczególnie ważne dla młodych,
którzy coraz wcześniej muszą decydować o tym, jak będzie wyglądała
ich praca, życie.
A jeśli zdecydujemy się ruszyć za
wizją wbrew innym, wbrew swoim
lękom i intelektowi, to co wtedy się
wydarzy?
Przede wszystkim poczujemy ogromny przypływ energii. Jeśli zaufamy
wizji, to świat zacznie nam pomagać.
Świadczą o tym losy wielu wizjonerów, którzy mieli odwagę swoje wizje
realizować do końca. Projekty latających machin rysował już Leonardo da Vinci. I choć jemu wznieść się
w powietrze nie udało, dziś już mamy
samoloty, szybowce, lotnie, a nawet
kombinezony, w których możemy
latać prawie jak ptaki. Ale czy w tej
wizji chodziło tylko o to, by unosić się
w powietrzu? Czy nie potraktowaliśmy jej zbyt dosłownie? Czy głębszym
przekazem nie jest coś ważniejszego
– np. pragnienie odzyskania duchowej, wolnej od wszelkich ograniczeń
tożsamości? Rozwiązanie zagadek
skrywanych przez nasze wizje zawsze
tkwi w nas samych, w naszych jeszcze
niepoznanych aspiracjach, możliwościach i talentach.
Wojciech Eichelberger
psychoterapeuta, trener
i doradca biznesowy
% | 6/2011
29
postać
postać
Osho samodzielnie nie napisał żadnej książki, za to jego uczniowie skrzętnie rejestrowali
i publikowali wszystkie jego wykłady. Dzięki temu ukazało się około 700 tytułów sygnowanych
jego imieniem i przetłumaczonych na 55 języków
Osho
się jakiemukolwiek autorytetowi.
Wolał sam się nim stać.
Przez swoją kłótliwą naturę zostaje
wyrzucony z kolegium. W jego życiu następuje mroczny czas – cierpi
na bóle głowy, anoreksję, brak wiary w siebie. Zaniepokojeni rodzice
podejrzewają chorobę psychiczną,
jeden z lekarzy diagnozuje „ważny kryzys osobowości”. W marcu
1953 r. Radżnisz przeżywa ekstatyczne oświecenie. Niektórzy badacze twierdzą, że guru cierpiał na
depresję. W późniejszym okresie
jego działalności zdarzało się, że wycofywał się z życia publicznego i milczał przez dłuższy czas – być może
skrywał swoją niedyspozycję, która,
z oczywistych względów, nie pasowała do wizerunku mistrza.
Guru bogatych
Głosił, że seks i wolna miłość to droga do oświecenia, a medytować lepiej
jest w rolls-roysie niż na grzbiecie osła. Swoją koncepcją bezreligijnej religijności
i bogactwa jako powołania uwiódł tysiące poszukujących sensu. Chyba żaden duchowy
lider nigdy wcześniej nie zarobił na swojej wizji tyle, co Rajneesh Chandra Mohan Jain,
powszechnie znany jako Bhagwan Śri Radżnisz lub po prostu – Osho
Mistrz i uczniowie
Tekst: Hanna Zielińska
30
% | 6/2011
Droga do oświecenia
Był raczej dziwnym dzieckiem, wyalienowanym, skupionym na sobie,
ale oczywiście – błyskotliwym. Dużo
chorował, bez przerwy dokuczał mu
ból pleców, cierpiał na liczne alergie
i astmę – kilkakrotnie zajrzał śmierci w oczy. Od małego zaczytywał się
w książkach, w ciągu swojego życia
przestudiował święte pisma Wschodu, ale też klasyczne dzieła zachodnich filozofów. Jego lektura pozostawała niezmiennie krytyczna, nigdy
nie zgodził się z żadną ideologią, która wymagałaby podporządkowania
Im więcej gromadzi się
rzeczy, tym bardziej
marnuje się życie,
ponieważ wszelkie
dobra kupowane są
za cenę życia
Fot.: materiały promocyjne; Getty Images
R
adżnisz urodził się
w 1931 r. w niewielkim
miasteczku Kuchwada
w Indiach jako najstarszy syn handlarza suknem i odzieżą.
Pierwsze lata życia spędził w domu
dziadków, którzy zachwyceni urodą i wdziękiem wnuka uwierzyli,
że w jednym z poprzednich wcieleń
był on królem. Stąd wzięło się jego
imię Radża (przekształcone później
w Radżnisz; swoje imiona zmieniał jeszcze kilka razy, by w końcu
nazwać się Osho – z japońskiego
„mnich”, „nauczyciel”).
Po skończeniu studiów filozoficznych i uzyskaniu profesury Radżnisz wykłada na uniwersytecie
w Jabalpurze. Jednocześnie podróżuje po kraju z kontrowersyjnymi
wykładami. Szokuje opinię publiczną podważaniem tradycyjnych hinduskich wartości i szkalowaniem
autorytetów (dostało się i Gandhiemu, i Matce Teresie). Pierwszy obóz
medytacyjny prowadzi w 1964 r.,
wkrótce porzuca uczelnię i wraz
z kilkoma uczniami zamieszkuje
w apartamencie w Bombaju, który
staje się centrum jego działalności
do 1974 r. By dołączyć do grona
jego uczniów, którzy nazywają siebie sannjasinami, trzeba rozpocząć
medytację, ubierać się na pomarańczowo lub czerwono, nosić malę
– naszyjnik składający się ze 108
koralików i portreciku Radżnisza
(sic!), a także odrzucić przeszłość
i uznać władzę guru: „Wszystkie
religie opierają się na wierze, że
istnieje życie po śmierci i należy
poświęcić obecne dla przyszłego.
Twierdzę, że trzeba poświęcić przyszłe dla obecnego, bo to jest wszystko, co masz: tu i teraz”.
Lukratywna wizja
Naukę, którą głosił Osho, trudno nazwać spójną, nie można też zarzucić
swoje wywody obscenicznymi historyjkami. Najważniejsze postulaty
jego wizji szczęścia to: zachowanie
religijnej postawy bez przynależności do któregokolwiek z kościołów,
odrzucenie przeszłości, pogłębiona
świadomość, życie chwilą i kochanie siebie. Do oświecenia, a nawet
boskości, miał prowadzić seks pozbawiony wszelkich zahamowań,
„Jestem mesjaszem, którego przybycia
oczekiwała Ameryka”, oświadczył po
wylądowaniu. Za cenę 5,75 mln dol.
zostało zakupione ranczo w stanie
Oregon, gdzie powstał nowy ośrodek
prowadzony od 1981 r. – Radżniszpuram. Tutaj gromadzili się kolejni
adepci nauk Osho (ok. 4,5 tys. osób).
Zwolennicy Osho argumentują, że
powstał raj na ziemi; przeciwników
zadziwia fakt, że w komunie znaleźli
się ludzie z wyższym wykształceniem
(36 proc.). Niemal wszyscy byli biali,
80 proc. członków i członkiń wywodziło się z klasy średniej, proporcje
między płciami rozłożyły się mniej
więcej po równo, a średnia wieku wynosiła nieco ponad 30 lat. Na samo
utrzymanie rancza przez 4 lata wydano 120 mln dol. Interes kwitł.
Upadek kolosa
Są tacy, którzy upadek Osho tłumaczą amerykańskim spiskiem przeciwko radykalnemu i niewygodnemu
dla władz wizjonerowi. Guru coraz
bardziej podupadał na zdrowiu. Krążyły plotki, że od czasu do czasu upija
się do nieprzytomności, zażywa valium, haszysz i inne narkotyki, w tym
Wszystkie religie
opierają się na wierze, że istnieje życie po śmierci
i należy poświęcić obecne dla przyszłego. Twierdzę,
że trzeba poświęcić przyszłe dla obecnego, bo to jest
wszystko, co masz: tu i teraz
jej nadmiernej oryginalności, czemu
zresztą sam mistrz nie zaprzeczał,
podkreślając, że walorem jego ujęcia
jest przede wszystkim współczesna
interpretacja. Bez skrępowania sięgał do dorobku wybitnych mistyków
i przywódców duchowych – Jezusa,
Buddy, Mahometa, Gurdżijewa – by
ze skrawków ich poglądów zszywać
swój własny, eklektyczny przekaz. Samodzielnie nie napisał żadnej książki, za to jego uczniowie skrzętnie
rejestrowali i publikowali wszystkie
jego wykłady. Do tej pory ukazało
się około 700 tytułów sygnowanych
jego imieniem i przetłumaczonych na
55 języków, wśród nich m.in. „Seks się
liczy. Od seksu do nadświadomości”
czy „Wielka księga sekretów”. Jego
siła oddziaływania opierała się w dużej mierze na charyzmie i erudycji.
Osho wykładał bez notatek, z pamięci
cytując rozmaite dzieła, okraszając
przekraczający normy i konwenanse
oraz dynamiczna medytacja. Osho
gardził biedą i sam siebie nazywał
guru bogatych, z upodobaniem kolekcjonował luksusowe auta (93 rolls-royce’y) i roleksy. Jego nauki przyciągały rocznie do założonej w 1974 r.
aśramy w Poonie 30 tys. gości z całego świata. Na co dzień na terenie
kilkuakrowej posiadłości Fundacji
Radżnisza mieszkało 6 tys. uczniów.
Do kasy Poony spływały darowizny,
tantiemy z publikacji, opłaty za wstęp
na terapie indywidualne i grupowe
oraz wykłady prowadzone w aśramie – miesięcznie od 100 do 200 tys.
dol. Obyczaje panujące w komunie
zyskały jednak złą sławę jako pełne
agresji i kontrowersyjnych praktyk
seksualnych. Kiedy rząd indyjski
spróbował ściągnąć od Fundacji zaległy podatek, Radżnisz przeniósł swój
biznes do Stanów Zjednoczonych:
podtlenek azotu (gaz rozweselający). Kiedy aresztowano Sheelę, jego
uczennicę i administratorkę rancza,
lista oskarżeń objęła: wyłudzanie pieniędzy, zakładanie podsłuchów, fałszerstwa i otrucia… Radżnisz wpadł
w ręce policji w czasie próby ucieczki
na Bermudy, okazało się, że ma przy
sobie 35 platynowych i złotych zegarków wartych blisko 400 tys. dol. i dodatkowe 58 tys. w gotówce. W 1985 r.
uznany za winnego pogwałcenia
prawa imigracyjnego został wydalony ze Stanów. Po kilkumiesięcznej
tułaczce po świecie, kiedy 21 państw
odmówiło mu gościny, wrócił do Indii, gdzie zmarł 5 lat później. W jednym z wykładów powiedział kiedyś:
„Im więcej gromadzi się rzeczy, tym
bardziej marnuje się życie, ponieważ
wszelkie dobra kupowane są za cenę
życia”. Tej przestrogi nie zastosował
do siebie.
% | 6/2011
31
kadr na smak
kadr na smak
Jedzenie w roli
głównej
Trend świadomego jedzenia wdarł się
również do kinematografii – twórcy
i producenci filmowi wymierzyli obiektyw
kamery prosto w nasze talerze
Kwestia smaku
Tekst: Piotr Bruś-Klepacki
Ś
wiat zwrócił w końcu uwagę na znaczenie edukacji kulinarnej, bo każdy z nas, podejmując codziennie kilka – świadomych bądź nie – decyzji żywieniowych, wpływa
bezpośrednio na swój stan zdrowia, samopoczucie i estetykę życia czy otaczające nas
środowisko. Rośnie również rola i prestiż zawodu kucharza – uznani szefowie kuchni
stają w szranki z celebrytami o pierwsze strony tabloidów.
Powstaje coraz więcej obrazów zarówno kulinarno-dokumentalnych, jak i fabularnych, w których jedzenie jest jednym z głównych wątków. Rozmiar tego zjawiska można oszacować na festiwalach filmowych odbywających się corocznie w różnych zakątkach świata. Na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie – Berlinale – wydzielono oddzielną sekcję poświęconą jedynie filmom
kulinarnym. W Polsce to zjawisko także nabiera tempa. Od trzech lat na ekranach naszych kin gości
zrzeszający coraz większą liczbę fanów Food Film Fest. Filmy kulinarne można także zobaczyć na
Planete Doc Review, Warszawskim Festiwalu Filmowym czy Festiwalu Pięciu Smaków. Nietypowe i nieco kontrowersyjne połączenia smaków, jakie proponuje Paul Liebrandt, poruszyły nowojorskim światem kulinarnym. Połączenie węgorza, czekolady oraz kwiatów fiołka wzbudziło wielkie emocje zarówno u konsumentów, jak
i krytyków kulinarnych. Innowacyjny szef kuchni natychmiast stał się obiektem
uwielbienia i nienawiści z ich strony. W pokazywanym na Warszawskim Festiwalu
Filmowym filmie „Kwestia smaku” Sally Rowe towarzyszy mu ze swoją kamerą
przez 10 lat, skrupulatnie nagrywając jego wzloty i upadki w obsesyjnym dążeniu
do perfekcji w haute cuisine. Dokument ukazuje ciężką pracę Paula Liebrandta
pod ogromną presją restauratorów. Wytrwałość się opłaca, w wieku 24 lat zostaje
on najmłodszym kucharzem, który otrzymuje wyróżnienie trzech gwiazdek od
„New York Timesa”. Czy dalej trzyma poziom, można sprawdzić w nowojorskiej
restauracji Corton na Manhattanie, gdzie Paul obecnie jest szefem kuchni.
Chiński bulion
z pierożkami
wonton
(Dla 4 osób)
Bulion:
1 duża marchewka
1 korzeń pietruszki
½ bulwy selera
1 mały por
2 obrane ząbki czosnki
2 skrzydełka z kurczaka
½ cebuli
2,5 l wody
2 łyżki sosu sojowego
1 łyżeczka oleju sezamowego
sól i pieprz
32
% | 6/2011
W dużej misce wymieszać wszystkie składniki i doprawić solą
i pieprzem. Na desce do krojenia rozłożyć ciasto na pierożki
i nałożyć na każdy listek po jednej łyżce farszu. Brzegi ciasta
posmarować ciepłą wodą i zawinąć pierożki. Tak przygotowane pierożki gotować w uprzednio przygotowanym bulionie
około 6-7 minut. Następnie wyłożyć do misek ugotowane
wonton i zalać niewielką ilością bulionu. Udekorować posiekaną kolendrą i szczypiorkiem.
Fot.: Shutterstock.com; materiały promocyjne
W Europie Ang Lee zasłynął takimi filmami jak „Przyczajony tygrys, ukryty smok”, „Ostrożnie, pożądanie” czy kontrowersyjną „Tajemnicą Brokeback Mountain”. Uczestnicy tegorocznego Festiwalu Pięciu Smaków jako jedni z niewielu mieli możliwość docenić wcześniejszą
twórczość reżysera i obejrzeć powstały w 1994 r. film „Jedz i pij, mężczyzno i kobieto”. Odbiega on znacznie tematyką od i tak zróżnicowanych późniejszych obrazów. To ciepła historia
wdowca, emerytowanego mistrza sztuki kulinarnej Chu. Kiedyś szef kuchni największej i najbardziej cenionej chińskiej restauracji w Tajpej, dziś stara się nauczyć życia bez kuchennego
zgiełku i stresu, który towarzyszył mu codziennie w pracy. Jednak spokojne życie w samotności okazuje się nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza gdy przychodzi do skonfrontowania się
z trzema wymagającymi córkami. Jednak fabuła w tym filmie to jedynie tło do pokazania
tradycyjnych chińskich wartości, a przede wszystkim sztuki kulinarnej. Sceny pokazujące, jak
Chu przygotowuje tradycyjne potrawy, są niemal instruktażem, który powinien zelektryzować wszystkich marzących kiedyś o kursie gotowania chińszczyzny.
Na bardzo małym ogniu zagotować barszcz. Gdy zacznie wrzeć,
dodać agar i zamieszać. Na powierzchni zacznie pojawiać się
piana, którą należy zdjąć łyżką cedzakową. Nabrać ciepłego
barszczu do strzykawki. Do wysokiego, wąskiego naczynia wlać
oliwę, po czym wpuścić do niej po kropli barszczu z agarem.
Po wstrzyknięciu całego barszczu odcedzić powstałe kulki na
durszlaku i przełożyć do plastikowego pojemnika.
W przeciwieństwie do Paula Liebrandta 85-letni Jiro Ono jest najstarszym mistrzem kuchni mogącym poszczycić się trzema gwiazdkami Michelin. Jiro opanował sztukę robienia
sushi do perfekcji. Sztukę prostoty, smaku, doboru najświeższych, najwyższej jakości produktów oraz minimalizmu. Sushi serwowane w polskich restauracjach niestety nie ma
nic wspólnego z ucztą w Sukiyabashi. Restauracja Jiro Ono jest niekwestionowanym fenomenem kulinarnym nawet w samym Tokio. Polega on nie tylko na jedzeniu, ale także
na tym, że restauracja znajduje się w piwnicy biurowca i mieści jedynie 10 gości! Jiro Ono
w odróżnieniu od zachodnich szefów kuchni nie bierze udziału w żadnym wyścigu o sławę.
Nie ubiegał się także o tak prestiżowe wyróżnienie. Cały czas poświęca się tylko jednemu:
robieniu sushi, przekazywaniu wiedzy swojemu synowi oraz dbaniu o to, aby każde sushi
robione jego rękami stawało się małym, niebiańsko smacznym dziełem sztuki.
Pierożki wonton:
Jedz i pij, mężczyzno i kobieto
300 ml bardzo klarownego czerwonego barszczu
3 g agaru (naturalna substancja żelująca pozyskiwana
z krasnorostów dostępna w sklepach internetowych)
½ l oliwy z oliwek
strzykawka
Jiro śni o sushi
Warzywa umyć. Wszystkie składniki, oprócz sosu sojowego
i oleju sezamowego, wrzucić do garnka. Zalać wodą i wstawić
na mały ogień. Gotować około 3 godz. Następnie wyjąć łyżką
cedzakową ugotowane składniki, a bulion przecedzić przez
sitko. Wlać sos sojowy, olej sezamowy i doprawić delikatnie
do smaku solą i pieprzem.
opakowanie ciasta do pierożków wonton
250 g mielonej wieprzowiny
1 łyżeczka startego świeżego imbiru
3 łyżki posiekanego szczypiorku
1 posiekany ząbek czosnku
2 łyżki sosu sojowego
½ łyżeczki oleju sezamowego
1 żółtko
sól i pieprz
Kawior z barszczu
czerwonego
ryż do sushi
4 szklanki krótkoziarnistego ryżu
do sushi
4 szklanki wody
½ szklanki octu ryżowego
1 łyżka soli
½ łyżki sosu sojowego
Ryż płukać pod zimną wodą przez
około 30 min., przez cały czas mieszając
i pocierając o siebie ziarna. Umyty ryż
przełożyć do garnka i zalać zimną wodą.
Pozostawić na kilka godzin. Następnie
wstawić ryż na duży ogień i zagoto-
wać. Potem zmniejszyć ogień i przykryć
garnek. Gotować przez 10 min. Po upływie
tego czasu wyłączyć ogień pod garnkiem
i pozostawić na 20 min. Ocet do sushi przygotować w oddzielnym garnku: mieszać ze
sobą wszystkie składniki na małym ogniu,
aż ocet się podgrzeje, a sól się rozpuści. Gotowy ryż przełożyć do dużego porcelanowego lub drewnianego naczynia i dolewać
ocet, mieszając delikatnie drewnianą
szpatułką. Trzeba uważać, aby nie naruszyć
struktury ziaren ryżu. Japończycy wachlują
ryż do momentu, aż uzyska temperaturę
pokojową. Tak przygotowany ryż będzie
wyśmienitą bazą do przyrządzenia każdego
rodzaju sushi.
% | 6/2011
33
klub gentlemana
klub gentlemana
dbaj o swój wizerunek
Oczywiście są jeszcze mężczyźni, którzy uważają, że
prawdziwe samce używają tylko wody, ale rośnie też grupa
panów, szczególnie licznie reprezentowana przez dzisiejszych
trzydziestolatków, którzy pielęgnację twarzy i dbałość o urodę
traktują jako konieczny element wizerunku
Tekst: Sergiusz Osmański
Sergiusz Osmański
Dyrektor artystyczny Sephora
Z
roku na rok wśród klientów rynku kosmetycznego przybywa mężczyzn.
Jeśli porównać badania
z początku lat 90., gdy mężczyźni stanowili około 0,5 proc. klientów drogerii, ze współczesnymi statystykami,
które pokazują wynik około 5-6 proc.,
widać znaczną zmianę w mentalności.
Kosmetyki po ciężkiej nocy
Pojawiła się potrzeba inwestowania
w wygląd. Kiedy w latach 90. z magazynem „Twój Styl” zaczynaliśmy
pierwsze warsztaty wizerunku,
rozmowy z mężczyznami kończyły
się chichotem zażenowania. Dziś
na warsztatach panowie chętnie
rozmawiają o pielęgnacji. Oczywiście numerem jeden pod względem
sprzedaży jest dezodorant w sztyfcie, koniecznie bezzapachowy, ale
na drugim miejscu są też już i kremy
34
% | 6/2011
pod oczy, balsamy po goleniu czy
kremy do twarzy. Współczesny mężczyzna zaczyna się także interesować
kosmetykami specjalistycznymi –
np. pan, który pracuje w korporacji.
Ma ważne spotkanie, prezentacje,
chce dobrze wypaść, a wczorajszy
wieczór albo spędził w pracy i jest
zmęczony, albo na imprezie, na której za dużo wypił. Sięga wtedy po kosmetyki zadaniowe, które zlikwidują
opuchliznę wokół oczu, zneutralizują czerwone spojówki, sprawią, że
będzie wyglądać na wypoczętego.
Te potrzeby zaczynają dostrzegać
producenci męskich kosmetyków,
sukcesywnie powiększając gamę
produktów o te specjalistyczne.
Garnitur, krem
pod oczy i manikiur
Kosmetyki kolorowe to wciąż ekstremalna abstrakcja dla Polaka. Lansowana cztery lata temu przez Jeana
Paula Gaultiera linia nie została nawet
w całości wprowadzona na polski rynek. Dystrybutor miał świadomość,
że męski odbiorca nie jest na to jeszcze
gotowy. Na półce znalazły się tylko korektory i pudry brązujące, które jak się
później okazało, kupowały… wyłącznie kobiety. Natomiast gabinety kosmetyczne czy estetyczne są coraz chętniej
odwiedzane przez panów. Nie dziwią
też nikogo mężczyźni u manikiurzystki. Ci panowie nie mają problemu z męskością, oni po prostu wiedzą, że dzisiaj
pielęgnacja to konieczność, element
budowania wizerunku, co szczególnie
istotne w kręgach biznesowych. Dzisiaj
nie wystarczą wizyty u fryzjera, perfumy i dobrze skrojony garnitur. Liczy
się każdy detal. Osoby, które wykonują
zawody publiczne, mają coraz częściej
tzw. biurową kosmetyczkę. Uważam, że
każdy prezes powinien ją mieć w biurku. Powinny znaleźć się w niej puder
transparentny i płatki matujące. Przecież zawsze istnieje ryzyko, że nagła sytuacja będzie wymagać stanięcia przed
kamerą czy przed obiektywem aparatu
fotograficznego. Panowie, którzy mają
problemy z przetłuszczającym się naskórkiem, naczynkami, workami pod
oczami czy starzeniem się, powinni
wybrać się do gabinetu dermatologicznego i dobrać odpowiednie kosmetyki
do pielęgnacji. Podbieranie kremu żonie nie ma sensu. Męska skóra jest inna
i wymaga innej pielęgnacji.
Zapachy dla
indywidualistów
Zapachy powracają do lat 80. Widać to
po sukcesie sprzedażowym starych linii Hermesa. Popularne stają się wonie
oferowana przez perfumerie
Sephora trwa 1,5 godz.
W jej trakcie panowie
poddają się analizie
naskórka. Na podstawie
wyników dobierany jest
indywidualny zestaw
kosmetyków, który każdy
z uczestników otrzymuje
na koniec. Na lekcję można
zapisać się na miejscu lub
telefonicznie
2. AnnaYake
1
2
Korygujący krem pod oczy. Redukuje cienie pod oczami, działa
przeciwstarzeniowo, wzmacnia
funkcje ochronne skóry, działa
antybakteryjnie, zwalcza wolne
rodniki 249 zł
3
3. Payot
Emulsja nawilżająco-wygładzająca. Opóźnia pojawianie się pierwszych zmarszczek, neutralizując
działanie wolnych rodników 143 zł
ciężkie, charakterystyczne, kolońskie.
Ten trend zapoczątkował Tom Ford,
który przy projektowaniu perfum
powrócił do korzeni, czyli XIX-wiecznych perfum dla mężczyzn. Nagle panowie przestali się interesować tym, co
jest uniseks – świeżymi, cytrusowymi
zapachami, a zaczęli wybierać bardziej charakterystyczne wonie. Chcą
być bardziej zindywidualizowani.
Obserwuję rosnącą sprzedaż perfum
7 marki Loewe – stworzonych na bazie
tylko siedmiu składników (perfumy,
czy to męskie, czy damskie, komponuje się zwykle ze 150-200 składników),
wśród których są tak zdecydowane, jak
kadzidło i piżmo. Charakterystyczne zapachy znajdują się na szczytach
rankingów sprzedażowych w postaci perfum Armaniego, Fahrenheita,
Thierry’ego Muglera i wspomnianego
wcześniej Loewe’a.
6
Zapach prażonych przypraw
i słodkiego absyntu, a następnie
nuty: olejek petitgrain, kardamon,
absynt, skóra, jałowiec, kastoreum
565 zł/ 100 ml
6. Refinery, GaliLu
4
Olejek do golenia – najlepszy produkt do golenia dla panów według
angielskiej prasy. Odżywia skórę,
ma właściwości antyoksydacyjne,
chroni i nawilża skórę 151 zł
5
7. Rene Furterer
Szampon stymulujący wzrost włosów
na bazie olejków eterycznych. Forticea przedłuża efekty kuracji przeciw
wypadaniu włosów. Włosy są puszyste, pełne blasku i wigoru 80 zł
Zima na stoku i w biurze.
Trzy niezbędne kosmetyki
Wszystko zależy, jak będziemy spędzać zimę. Jeśli na nartach, na stoku,
to potrzebny będzie oczywiście krem
z wysokim filtrem ochronnym oraz
kremy nawilżające zostawiające filtr
ochronny. Ci, którzy zostaną w biurach, będą pracować przy komputerze
i nagrzewać się centralnym ogrzewaniem, muszą zaopatrzyć się w kremy
głęboko nawilżające i antyoksydanty. Jedni i drudzy powinni używać
balsamów do ust, bo zimą usta nam
pierzchną.
Półka współczesnego mężczyzny
A na niej antyoksydanty. Są to kremy miejskie przeznaczone dla panów, którzy
pracują w pomieszczeniach z klimatyzacją w mieście pełnym spalin. W takich
warunkach uaktywniają się wolne rodniki, które postarzają skórę i źle wpływają
na jej funkcjonowanie. Pomogą produkty: Skeen+, dr Brandt, Eisenberg
4. Loewe, Sephora
Perfumy „7” stworzone na bazie
tylko siedmiu składników. Główne
tony grają: piżmo, kadzidło i czerwone jabłko 100 ml 329 zł
5. Mona Di Orio, GaliLu
10
8. Eisenberg, Sephora
Eliksir młodości. Brad Pitt oficjalnie
przyznał, że jest uzależniony od
tego produktu 299 zł
9. Dr Brandt, Sephora
Fot.: materiały promocyjne, arch. prywatne
Dbaj o siebie,
1. Aesop, GaliLu
Lekki, nawilżający i łagodzący
krem do wszystkich rodzajów
skóry. Ekstrakt z kwiatu neroli,
sandałowca i rumianku łagodzi
skórę, przy czym nie daje uczucia
tłustości lub zatkania porów 150 zł
Lekcja wizerunku
biznesowego
9
Krem na szyję i dekolt. Połączenie
wygładzającego kwasu glikolowego z ujędrniającą skórę i wspomagającą odbudowę kolagenu
witaminą C 279 zł
10. Skeen+, Sephora
Pielęgnujący Puder Rozświetlający. Dzień po dniu kosmetyk napina
skórę i dostarcza jej dawki przeciwutleniaczy oraz przeciwdziałającej starzeniu – czystej i aktywnej
witaminy C 199 zł
7
8
% | 6/2011
35
OSTATNIE SŁOWO
O wizjach
wody w proszku
Pisarz, autor m.in.
„Zrób mi jakąś krzywdę”,
„Zmorojewa” i „Świątyni”.
Publicysta „Wprost”,
„Elle”, „Exklusiva”
i „Machiny”. Wbrew temu
co mówią, miły i młody
człowiek
Z
awsze zwracałem dużą uwagę na swoje sny. Zacząłem zwracać jeszcze większą, gdy dowiedziałem
się, że Mendelejew zobaczył we śnie swoją tablicę,
Robert Louis Stevenson „Dr Jekylla i Mr. Hyde’a”,
a niejaki Jeff Johnson nazwę swojej, mającej produkować pepegi, firmy. Zainspirowany snem,
nazwał ją Nike, i jak wszyscy zapewne wiemy, chłopina zarobił parę talarów na tych antycznie
ochrzczonych trampkach. Legenda o snach ma swój urok, sugeruje istnienie jakiejś zewnętrznej siły, która raz w naszym życiu zwraca na nas uwagę, aby wstrzyknąć nam do czerepu ten
jeden genialny błysk; nie czytałem jeszcze biografii Steve’a Jobsa, ale nie zdziwię się, jeśli jej
autor będzie twierdził, że śp. Steve’owi któryś z jego genialnych pomysłów po prostu się przyśnił.
Na przykład ten, aby zarobić kolejne miliardy dolców na powiększonym czterokrotnie telefonie
z usuniętą funkcją dzwonienia.
Zbędna dygresja – do rzeczy. Ja również czekam na tę jedną wizję, która objawi mi tajemny
kod rzeczywistości, co pozwoli mi rozgryźć ją na tyle, aby wydobyć z niej wodospad szczęścia i forsy. Niestety, jak na razie są to marzenia dosyć płonne. Moje sny oscylują pomiędzy
fantazją a głupotą. Ostatnio śniło mi się na przykład, że miałem syna, a jego matką była Amy
Winehouse, a jeszcze wcześniej, że znajduję na swoim progu paczkę, w której są wszystkie
komiksy z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem. No cóż, z tak piramidalnych bzdur nie ukujesz
planu zdobycia, bądź zmiany świata nawet za pomocą najlepszego sennika i dzieł zebranych
Żaden ze współczesnych
wielkich wizjonerów
nie polegał na samych li tylko wizjach. Jobs
i Zuckerberg nie byli żadnymi św. Janami,
ale inteligentnymi, cwanymi graczami, którzy
swoje i cudze pomysły oraz niebywałą
umiejętność przewidywania i kojarzenia
faktów zaklęli w wielki sukces
36
% | 6/2011
Freuda. Ale dzielnie się nie poddaję i naprawdę wierzę
w to, że jeszcze w wieku produkcyjnym przyśni mi się
ta powieść, ten wynalazek, ten sposób na wyciągnięcie
PIN-ów od Kulczyka i Solorza.
Ale jest jeszcze jedna sprawa – nie należy biec za każdym
białym królikiem. Czasami spadające na nas wizje geniuszu, stawiające na baczność wszystkie włosy na ciele
eureki zsyłane są przez tę drugą siłę – nie tę, która chce
nas uczynić przekaźnikiem swojej kosmicznej mądrości,
ale tę, która chce po prostu zrobić nam i bliźnim durny
kawał. Kultura masowa, biznes, nauka codziennie podsuwają nam ludzkie idee na granicy blamażu i katastrofy,
które w głowach swoich pomysłodawców musiały się jawić jako najgenialniejsze przebłyski ich krótkiego żywota. Co więcej, wydaje mi się, że trochę żyjemy w świecie
wytworzonym przez wizje, które lepiej, gdyby nie zostały
zapamiętane po przebudzeniu – stroje Lady Gagi, spekulacje finansowe, filmy Michaela Baya, dodrukowywanie
euro, kolejne płyty U2, 90 proc. sztuki współczesnej czy
okulary kujonówki. Żyjemy w kulturze zdominowanej
przez nietrafione olśnienia, a na jej peryferiach dogorywają zdradzone przez te olśnienia rzesze bankrutów. No
właśnie – na każdego Zuckerberga, który dzięki zgrabnej
asymilacji własnych wizji i cudzych pomysłów obecnie
smacznie chrapie na miliardach, przypadają tysiące
anonimowych Andrzejów, którzy próbowali zawojować
świat marynarkami z trzema rękawami i wodą w proszku. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo i nikt nie powiedział, że to akurat nasz pomysł będzie najgenialniejszy.
Co więcej – jak pokazuje historia, niektóre pomysły
bywają tak radykalne, że otępiała ludzkość pochyli się
nad nimi dopiero po kilkuset latach, przedtem skracając
żywot takiego delikwenta, na przykład paląc go na stosie. Dlatego bycie wizjonerem to sprawa ryzykowna i nie
obarczona żadną gwarancją zysku. Przemyślcie to, zanim zaczniecie praktykować jogę i pić napary z jaśminu,
aby oczyścić umysł przed wiszącym nad wami boskim
przebłyskiem.
A na koniec, mówiąc szczerze – wydaje mi się, że żaden
ze współczesnych wielkich wizjonerów nie polegał na
samych li tylko wizjach. Jobs i Zuckerberg nie byli żadnymi św. Janami, ale inteligentnymi, cwanymi graczami,
którzy swoje i cudze pomysły oraz niebywałą umiejętność przewidywania i kojarzenia faktów zaklęli w wielki
sukces. Słowem, wizja zawsze jest wtórna wobec ciężkiej harówy i wrodzonych predyspozycji. Pozbawiona
tychże, zawsze pozostaje omamem albo głupim snem
o dziecku z Amy Winehouse. Nie dajmy się nabrać na
gusła. Do następnego razu. Fot.: Zbigniew Szarzyński/Novimedia CP
Jakub Żulczyk
Świętuj
z Moët & Chandon

Podobne dokumenty