Drodzy bracia i siostry w Chrystusie
Transkrypt
Drodzy bracia i siostry w Chrystusie
Nie bój się, bom Ja z tobą… (Izaj. 41:10) Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie. Chciałabym podzielić się z Wami świadectwem mojego życia, które mam nadzieje, że będzie dla Was zbudowaniem i że pokaże potęgę miłości naszego Zbawcy. Odkąd pamiętam moje życie było powiązane z religią. Początkowo moi rodzice byli członkami Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Potem jednak przez jedenaście lat byliśmy członkami odłamu adwentowego – Adwentyści Odpocznienia Sabatu, tzw. Ruch Wright’a. Dorastałam właściwie w tym ruchu i to właśnie tam zainteresowałam się duchowym życiem i zaczęłam poznawać Boga. Pamiętam jak bardzo chciałam podobać się Bogu, pragnęłam Go naśladować i zostać zbawioną. Dlatego też z całej siły starałam się podporządkować Jemu swoje życie w taki sposób, w jaki to nakazywały poselstwa, które były głoszone w tym ruchu. Zmieniałam swoje życie, swoje postępowanie, robiłam wszystko co mi kazano, i byłam w pełni przekonana, że robię wszystko dobrze. Byłam właściwie jeszcze dzieckiem, ale potrafiłam wstawać o 3:00 nad ranem, żeby studiować Biblię, tylko dlatego, że powiedziano mi, że tak jest dla mnie najlepiej. Oddałam się całkowicie temu w co wierzyłam i w wieku 13 lat pragnęłam zostać ochrzczona. Sądziłam, że skoro robię wszystko jak należy, to zostanę zbawiona i że przyszedł czas na chrzest. Przywódcy tego ruchu zabronili mi jednak się ochrzcić, gdyż stwierdzili, że jestem jeszcze za młoda. Teraz cieszę się z tego powodu, bo wiem, że nie byłam wtedy gotowa, gdyż nie rozumiałam prawdziwej ewangelii łaski Bożej. Dzisiaj widzę wyraźnie, że w tym wszystkim czego doświadczałam jako dziecko brakowało miłości, tej niesamolubnej, ciepłej i cudownej miłości naszego Zbawiciela. Wszystko przepełnione było zasadami i rygorem, a ponieważ o własnych siłach starałam się być doskonałą i godną zbawienia, moje życie było ogromnym ciężarem, który pomimo młodego wieku, dzielnie znosiłam. Przyszedł jednak czas, że nasza rodzina odeszła z tego ruchu. Wtedy to zaczęło się wędrowanie pośród różnych grup i przekonań. Nasza rodzina nigdzie nie umiała zagrzać miejsca. Nie potrafiłam się w tym wszystkim odnaleźć. Ciągłe zmiany sprawiły, że w ogóle zraziłam się do religii. Nie wiedziałam gdzie leży prawda i nie chciałam już więcej popełniać błędów, dlatego porzuciłam wszystko co było związane z religią. Teraz interesowały mnie jedynie światowe rzeczy, jak szkoła, zdobycie wykształcenia, przyjaciele i telewizja. To wszystko coraz bardziej zaczynało mnie wciągać. Jednak nie potrafiłam całkowicie oddać się przyjemnościom tego świata i kroczyć szeroką drogą na zatracenie. Myślę, że Bóg wciąż mi przypominał, co jest naprawdę w życiu ważne. Moje sumienie i zasady moralne nie pozwalały mi na robienie wielu z tych rzeczy, jakie robili moi przyjaciele. Moje koleżanki zawsze mi mówiły, że jestem taka cicha, porządna i skromna. Wtedy bardzo mnie to denerwowało, bo chciałam być taką jak one, ale wiem, że nie potrafiłam się zmienić, ponieważ właśnie tak zostałam wychowana, a zasady, które wpajano mi w dzieciństwie na trwałe ukształtowały moje zachowanie. Chrystus często pukał do mojego serca w czasie mojego oddalenia się od Niego. Słyszałam nawoływania Ducha Świętego, moje sumienie nie dawało mi spokoju. Moja dusza tęskniła za odpocznieniem w Bogu. Próbowałam jednak zagłuszać te wołania, bo bałam się, że będę musiała poświęcić całe moje doczesne życie i przyjemności, które teraz były dla mnie ważne. Ciągle jakaś niewidzialna siła trzymała mnie z dala od Boga i utwierdzała w tym, że nie jestem przecież taka zła i nie robię nic złego. Bóg jednak przyszedł mi na ratunek pokazując mi wówczas, że gdybym w tym stanie umarła, to zginęłabym na wieki. Coraz częściej zastanawiałam się nad swoim życiem w kontekście Boga. Wspominałam sobie moje wczesne lata i doświadczenia, jakie miałam z Bogiem w dzieciństwie i wszystko starałam się analizować. W tym czasie moja rodzina otrzymała propozycję wyjechania na stałe do Danii. Na początku nie chciałam wyjeżdżać, tym bardziej, że życie i praca w Danii byłaby znów związana z Kościołem, tym razem z Kościołem Adwentystów Dnia Siódmego. Ale w między czasie poznałam ludzi tu żyjących i atmosferę jaka tu panowała. Zauważyłam szczęśliwe rodziny, które wzajemnie się kochały, pomagały sobie, troszczyły się o siebie, a przede wszystkim ujęła mnie tolerancja tych ludzi. Nie tak było w ruchu Wright’a, gdzie musiałam się wszystkiemu podporządkowywać, gdyż w innym wypadku ponosiłam surowe konsekwencje swojego buntu. Np. Mój kuzyn został w wieku 16-stu lat wyrzucony z domu przez rodziców, bo nie chciał się podporządkować twardym zasadom ustanowionym przez przywódców tego ruchu. Tutaj nikt nikomu nic nie narzucał, a niesamolubna pomoc i miłość tych ludzi kruszyła me serce. Wiedziałam, że to wszystko będzie miało na mnie pozytywny wpływ i że będzie to ratunkiem dla mojej duszy. Wiedziałam również, że pośród tych wspaniałych ludzi, którzy oddali swoje życie Bogu, także ja będę mogła się do Niego zbliżyć i lepiej poznać. I tak się właśnie stało, za co jestem niezmiernie Bogu wdzięczna. Teraz na nowo zaczęły odżywać moje uczucia do Boga, moje zainteresowanie Biblią i sprawami związanymi z drugim przyjściem Jezusa. I nie dlatego, że tak mi kazano, ale ja sama zapragnęłam doświadczyć tego pokoju i miłości jakie widziałam wśród tutejszych adwentystów. Szczególnie tutejsza młodzież była dla mnie wzorem, gdyż pomimo tego, że bardzo stronili od spraw tego świata, co zawsze kojarzyło mi się z ponuractwem, to jednak ich ciepło, uczynność i miłość, a zarazem mądrość w podejmowaniu różnych decyzji była dla mnie cudownym świadectwem prawdziwej ewangelii. Zaczęłam gorączkowo studiować Biblię i książki E.G.White w poszukiwaniu prawdy. Starałam się odnaleźć drogę, która jest tą jedyną do mego Ojca w niebie. Zrozumiałam, że tą drogą jest Jezus, Jego życie, Jego miłość. Ale w moich poszukiwaniach natknęłam się na problem, który mnie przerastał. W obliczu cudownego charakteru mego Pana zobaczyłam siebie jako nic niewartą i niewystarczająco dobrą, by zostać zbawioną. Ale mój tata i tutejsi bracia wytłumaczyli mi jednak, że nie muszę czuć się doskonałą, aby móc przyjść do Jezusa i mieć pewność zbawienia. Gdybym uważała siebie za doskonałą, oznaczałoby to, że jestem daleko od mojego Pana i że wciąż patrzę na siebie, a nie na Chrystusa. Kiedy to zrozumiałam, to nareszcie odnalazłam pokój i szczęście w moim życiu. Oddałam je Chrystusowi w pełnej ufności, że On ma moc, aby mnie ukształtować na wzór swego świętego charakteru. Z mojej strony mogę Mu jedynie na to pozwolić poddając się każdego dnia Jego woli i łasce. Wiem, że przez te wszystkie doświadczenia w moim życiu Bóg kształtował mój charakter. Nawet surowe zasady w ruchu Wright’a były konieczne abym mogła się czegoś nauczyć. Ale teraz poznałam Boga jako kochającego Ojca i Przyjaciela, który pragnie całego mego serca. Cieszę się z każdej chwili z Nim spędzonej i wiem, że On zawsze chce dla mnie jak najlepiej. Rozkoszą jest dla mnie studiowanie Jego Słowa i wsłuchiwanie się w Jego głos. W systematycznym studium Biblii pomogły mi również kursy z KSB, za co bardzo dziękuję Irenie Smółce, że pomimo tego, że jestem w Danii, to jednak wysyłała mi potrzebne materiały. Wreszcie mam wyznaczony cel w swoim życiu, którego nigdy nie potrafiłam odnaleźć. Pragnę każdego dnia chodzić z Bogiem i pozwalać Mu na przygotowywanie mnie na powtórne przyjście Jego Syna. I zrobić wszystko, co tylko On mi wskaże, aby obudzić i ostrzec innych ludzi o zbliżającym się końcu świata. Moim pragnieniem jest mieć przywilej w pozyskiwaniu dusz dla Pana we współpracy z Nim i wielbić Go z całego serca za Jego ogromną i niepojętą miłość. Cieszę się, że mogłam zostać członkiem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, który jako jedyny ma ostatnie wezwanie do ginącego świata w ostrzegawczym poselstwie trójanielskim. Amen Kasia Maciejewska 2