a Punk rock`owe doświadczenia

Transkrypt

a Punk rock`owe doświadczenia
felieton / column
Marcin Głuszek
Właściciel firmy Plantacja Wizerunku
Owner of the company Plantacja Wizerunku
Savoir-vivre w biznesie
a punk rock’owe
doświadczenia
Savoir-vivre
in business vs. punk
rock experience
Pamiętacie
Do you remember
jak to było jak się miało 18 lat? Tak, tak, wyjazdy na biwaki
i inne szkolne wycieczki. Atmosfera? Kawa, herbata i inne napoje czasem mocno procentowe. Ale przyspieszone bicie serc nieznajomych osób,
potęgował głównie zapach lasu, obecność jeziora, czy w ramach dobrosąsiedzkich stosunków wymiana pomiędzy gospodarzami domków letniskowych towarów pierwszej potrzeby. W takich warunkach naprawdę łatwo się poznać, zakochać, czy przekonać drugą osobę do swojej
młodzieńczej ideologii. W latach 90-tych, ważne było żeby się określić
jesteś skinem czy pankiem, a argumentacja w dyskusjach powodowała,
że przechodzono na jedną lub drugą stronę barykady. Właśnie teraz dochodzimy do meritum, bo przecież przekonywanie do swoich celów, czy
pomysłów, które chcemy zrealizować z naszym partnerem biznesowym
bardzo przypomina tę grę argumentów nastolatków, skłonnych wciągnąć
rówieśników do swojego obozu subkultury panków, skinów, czy tak zwanych depeszów.
My w latach 90-tych namawialiśmy się nawzajem do zmiany lub przyjęcia określonych poglądów, albo po szkole racząc się maksymalnie jednym
piwem, czy też na wspomnianych wyjazdach, na których nasze wyposażenie stanowił ogromny plecak, karimata, lekko spleśniały namiot i minimalna ilość ubrań. Łza się w oku kręci.
Nie zachęcam przedstawicieli mniejszego i większego biznesu do uprawiania turystyki biwakowej czy jak to mówiliśmy PIWAkowej, a do zastanowienia się nad wykorzystaniem lokalizacji miejsca spotkania, które
może przekonać drugą stronę do naszych idei.
Taka wciąż panująca sztampa to meeting naszych przedsiębiorców
w konwencji: droga restauracja – taka, na którą wcale ich nie stać ale uważają, że wypada. Spotkanie będzie krótkie, bo szkoda zawartości portfela
i nasz kontrahent niech nie marzy o kawie czy deserze. Zdecydowanie nie
tania restauracja sprawi, że odległość do naszego partnera biznesowego będzie rodem z średniowiecznych stołów – pani po lewej, następnie prawie
10 metrów stołu z jadłem i miejsce dla pana. Rozmowa w wiekach średnich
przy takim posiłku toczyła się za pośrednictwem służby. Ale czy jest naszą
intencją, wracając do czasów współczesnych aby to właśnie kelner przekazywał naszą ofertę biznesową?
Dodam, że w takim eleganckim otoczeniu nasze ruchy będą skrępowane
przez nieco ciasnawy garnitur typu slimfit – chyba, że mówimy tu o bardzo
konserwatywnej części naszych przedsiębiorców, którzy hołdują spodniom
o szerokości nogawki dla słoniowej nogi.
A jakby spróbować załatwiać nasze interesy w szeroko pojętym klimacie chillout'u? Wersja soft extreme, to spotkanie w barze plażowym, gdzie
znajdzie się 1000 tematów na koniecznego słownego wstępniaka do płynnego przejścia do rozmów merytorycznych. W takim przybytku w trakcie
negocjacji możemy swobodnie uciekać wzrokiem (np.: patrzymy na stale
rosnącą populację otyłych) i zyskujemy czas na podjęcie właściwej decyzji. W cichej, wprost kapiącej luksusem restauracji to byłoby niemożliwe.
Meeting w barze ma jeszcze jedną zaletę, nie wydrenuje naszych finansów
niczym pestki ze śliwki, będzie czas na dwa dania, deser, kawę, a nawet
finalizujący procentowy trunek. Dodatkowo istotne jest, że bo w wakacyjnym czasie nie spotkamy tutaj analityków finansowych, pouczających
innych że nie wszystko złoto co się świeci. Nasza konwersacja może być
jedynie zaburzona poprzez wyznania uroczej dziewczyny, że w końcu ten
jedyny gitarzysta z zespołu typu zbieramy na piwo ją zauważył.
Idealne warunki prawda? Osobiście przetestowałem i, jak mówią w mojej ulubionej reklamie, gorąco polecam. 
how was it when you were 18? Yes, yes, camps
and school trips. Atmosphere? Coffee, tea and other drinks, sometimes high-proof. But an accelerated heartbeat of strangers was
intensified by a smell of a forest, presence of a lake or within the
good-neighbour relations barter of necessities between hosts of the
summer houses. Is such conditions it is really easy to get to know
each other, fall in love convince the other person to one’s youth
ideology. In the 1990s it was important to define oneself whether
you are a skin or a punk, whereas, arguments in the discussion made
one going to the other side of a barricade and other way round. Now
we reach the point, because convincing oneself to the aims or ideas
we want to fulfil with our business partner resembles a teenage
game of arguments, where they manage to incorporate the peers
into their camp of a punk, skin or Depeche Mode fans subculture.
In the 1990s we were convincing one another to change or accept
particular views, either having maximum one beer after school, or
unforgettable trips where we were equipped with a huge backpack,
foam pad, a bit mouldy tent and minimum clothes. Tears come to
my eyes.
I do not encourage representatives of small or middle business to
go camping but to think of using a location of a meeting place that
may convince the other side to our ideas.
The current cliché is of meeting of our entrepreneurs in convention
like this: an expensive restaurant – such they in fact cannot afford
but they belief befits. The meeting will be short, not too waste much
money, may our contracting party not even dream of a coffee or dessert. This not cheap restaurant will place us in a long distance to our
business partner, like in the medieval times – a lady on a left than 10
metres of a table with food and a seat for a gentleman. A conversation on such conditions in the medieval time took place through the
medium of the servants. But coming back to the presence, is it our
intention to pass our business offer through a waiter?
I will add that in such elegant surrounding our moves will be
restricted by a bit too small slimfit suit - unless we talk about more
conservative part of our entrepreneurs wearing pants adjusted to
an elephant’s leg.
How about trying to do the business in a broadly understood
atmosphere of chillout? A soft extreme version is a meeting at a beach
bar where there 1000 topics perfect for a necessary introduction to
smoothly go to substantial talks. In such place we can freely look
around during negotiations (for example, looking at a constantly
growing generation of obese people) and have some time to make
right decisions. It would be impossible in a quiet, luxurious restaurant. A meeting at a bar has one more virtue, won’t drained us out
of money, like the plum’s stones, there will be time for two meals,
a dessert, coffee and a finalising drink. What’s also important is that
we won’t meet there finance analysts in the summer time, preaching that all that glitters is not gold. Out conversation may be only
disturbed by confessions of a charming girl that the only guitarist
from “we collect money for beer” finally noticed.
Perfect conditions, don’t you think? I have personally tested them
and, as they say in my favourite commercial, I strongly recommend
that. 
Live&Travel
65