Koszulka - Koniniana
Transkrypt
Koszulka - Koniniana
www.koniniana.netstrefa.com.pl DWUMIESIĘCZNIK Towarzystwa Przyjaciół Konina sierpień 2016 r. Nr 4 (148) Witam serdecznie Czytelników – tych już odpoczywających, jak i tych ze „szlachetną” bladością, oczekujących na swoje miejsce pod słońcem na upatrzonej plaży. Oczywiście najlepiej się opalać, przeglądając zaległe numery „Koninianów”. Można się nimi również nakryć aby nie dostać udaru – o innych korzyściach nie wspomnę. Materiałów nazbierało się co niemiara – „prowadzący”, po wstępnej selekcji, tnie pozostałe artykuły, aby zmieścić ich jak najwięcej. Ponieważ jednak jest to niemożliwe, więc już na wstępie przepraszam „zesłańców” do następnego numeru. Mecenas Włodzimierz Łasiński nie pozwala nam zapomnieć (dziękujemy mu za to serdecznie) o poznańskim Czerwcu – z przyjaciółmi sami ocieraliśmy się o te tragiczne wydarzenia. Jaki wielki wstyd, że nie umiemy tych oraz innych podobnych uroczystości obchodzić z należną im godnością. Janusz Gulczyński porządkuje naszą wiedzę na temat sierpniowych rocznic II Rzeczypospolitej, nie omijając oczywiście ziemi konińskiej – i jeden, i drugi artykuł koniecznie do przeczytania i przemyślenia. Jagoda Naskręcka oraz Damian Kruczkowski przypominają postaci koninian już niestety nieżyjących, ale na pewno wartych przypomnienia, a swoją drogą, jak wielu naszym ziomkom udało się dostać na stronice historii – tej większej, jak i mniejszej, ale zawsze historii. Bartosz Kiełbasa z prawdziwą kronikarską pasją stara się nie pominąć żadnej zaistniałej w Koninie imprezy, rocznicy czy święta. Znajduje jeszcze czas, aby poetycko bez mała i wzruszająco opisać szlak konwaliowy. Brawo. Ciekawe fotki z wycieczki rowerowej poumieszczamy w każdym wolnym miejscu. Chciałbym jeszcze wyrazić radość, że Tomek Jankowski – mimo opuszczenia rodzinnych stron, nie zapomina o Koninie. Twierdzi, że zmiana, chociaż niezamierzona, zaowocowała jego obecnością w konkursie poetyckim województwa lubuskiego dla seniorów – (Tomek, dla jakich seniorów, przecież byłem twoim nauczycielem, to ile ja mam w końcu lat?) Na tym konkursie Tomkowi szczęście przyniósł wiersz o Chopinie – „Na weselu w Żychlinie”. Pół wieku to jednak za mało... Ponad pół wieku poza Polską okazuje się wystarczające, by zacząć kaleczyć język ojczysty, ale I tylko zbyt wiele nowych domów, ulic, piękne bulwary wprowadzają chaos w percepcji rodzinnego mia- Zwiedzanie starej ojczyzny zaczynamy od Wawelu zdecydowanie jest zbyt krótkie, by nie przestawać tęsknić, by nie zapomnieć pozostałych bliskich w kraju. Łzy wycisnąć może stary dom, płot, drzewo owocowe i smak czereśni. sta. Czy to Konin jeszcze, czy już coś obcego. Na szczęście parę spacerów, kilka odwiedzin i… stare, kochane stare, zaczyna stawać przed oczami. Nigdy nie starałem się wy- Koszulka Lubię muzea. Gdy jestem w Licheniu, zawsze odwiedzam znajdujące na terenie sanktuarium muzeum. Oficjalna jego nazwa to Muzeum Księdza Józefa Jarzębowskiego w Licheniu Starym. Wstęp jest bezpłatny. Znajduje się tam wiele ciekawych eksponatów, dotyczą one głównie historii naszego kraju, niektóre z nich być może są i bardziej drogocenne. Dla mnie jednak w tej kolekcji muzealnej najważniejszy i najbliższy sercu eksponat – to koszulka Romka Strzałkowskiego. Romek Strzałkowski to najbardziej znane nazwisko, które kojarzy się z tragicznymi wydarzeniami poznańskiego Czerwca 56. Urodzony 20 lutego 1943 roku, miał zaledwie 13 lat, kiedy zginął 28 czerwca 1956 roku w Poznaniu. Był wówczas uczniem szkoły muzycznej. Okoliczności jego śmierci nie są dokładnie wyjaśnione i być może już nie będą z uwagi na upływ czasu. Wiadomo jednak, że zginął od kuli wystrzelonej z gmachu Urzędu Bezpieczeństwa przy ulicy Kochanowskiego w Poznaniu. Jest patronem wielu szkół, jego nazwiskiem jest też nazwana ulica w Poznaniu. W korzystywać łamów „Koninianów” do opisywania tematów prywatnych. Tym razem proszę mi darować, ale nie sposób przemilczeć faktu przyjazdu matki z córkami oraz wnuczkami, by im pokazać miejsce, gdzie pozostały ich korzenie, gdzie pozostały groby na cmentarzach – jak wygląda Licheń znany nawet za granicą na drugiej półkuli, w Kanadzie. Historia, którą przytaczam, dotyczy mojej kuzynki Aliny Skupnej z Kostrzewów. I tyko może nieco egzotyczne imiona córek – Lorraine, Ursula, Diane oraz Gregory – choć w Polsce można też już spotkać podobne. Byłem zachwycony, że z córkami zupełnie nieźle mogłem rozmawiać po polsku. Już nieco gorzej było z wnuczkami, ale nie mogłem oczekiwać zbyt wiele. Radość spotkania mącił tylko fakt zauważenia, że jednak coś się zmieniło – to coś, to nieubłagany czas, rzeźbiący nowe zmarszczki na twarzach. Na szczęście reszta OK! StS pewnym stopniu utożsamiam się z Romkiem Strzałkowskim. Nie tylko dlatego, że to mój rówieśnik, ale i z tego względu, że także 28 czerwca 1956 roku byłem w Poznaniu i to nawet blisko miejsca, gdzie ten mój nieznany kolega zginął. I widziałem większość zdarzeń rozgrywających się w ten czarny czwarte robotniczego protestu w Poznaniu. I dobrze wszystko pamiętam. Gdy jestem w Poznaniu, odwiedzam też często Muzeum Poznańskiego Czerwca 1956, które usytuowane jest w zamku. Poświęcone jest w całości wydarzeniom poznańskim z 28 czerwca 1956 roku. I tutaj wstęp jest w soboty bezpłatny. Będąc tam, zawsze z uwagą wsłuchuję się w płynące z głośników pasjonu- Dodam, że na nadchodzącą jesień przygotowany jest nowy zbiór „Skrzydła motyla”. Rozpisuję się o Tomku Jankowskim tak szeroko, bo nie starczyło miejsca w tym numerze, aby chociaż odrobinę przybliżyć jego nowe utwory. Proszę również przyjąć z wyrozumiałością wzmiankę pt. „Pół wieku to mało…”, ale chciałem krewniakom sprawić odrobinę radości oraz zdobyć nowych czytelników (i to zagranicznych). Serdeczności – Stanisław Sroczyński PS Zbliża się nieubłaganie 150. numer „Koninianów”, mobilizuję PT Czytelników o przysyłanie krótkich wypowiedzi o sensowności wydawania „K”. Przypominam, że w listopadzie kończymy trzynaście lat. Co, gdzie, kiedy w grodzie nad Wartą? 12 czerwca 2016 roku w Żychlinie odbyło się święto parafii ewangelicko-reformowanej, w 406. rocznicę jej istnienia – jako najstarszej takiej parafii w Polsce. Obchody zaszczycił swą obecnością Zdzisław Kulawinek. Wygłosił on referat, połączony z prezentacją multimedialną, poświęcony „Mieszkańcom żelaznych domów”. W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koninie odbyła się premiera tomiku poezji Jadwigi Naskręckiej pt. „Śpiew kosa”. Na uroczystość 15 czerw- ca 2016 roku przybyła rodzina oraz znajomi poetki, m.in. z kręgu seniora ZHP w Koninie. W zapoznaniu z twórczością oraz dorobkiem literackim Jadwigi Naskręckiej pomogła Wiesława Kozłowska z Zakładu Pedagogiki PWSZ Konin. Poezja tej znanej koninianki – rodem z Lipin pod Żychlinem – jest kameralna, refleksyjna, pełna uczuć, doznań, przemyśleń nad upływającym czasem. Dyrektor biblioteki Henryk Janasek przekazał, w imieniu redaktora prowadzącego „Koninianów” Stanisława Sroczyńskiego, kwiaty oraz wyrazy uznania dla niebywałej determinacji poetki w przedstawianiu otaczającej rzeczywistości. jące przemówienie mecenasa Stanisława Hejmowskiego, wygłoszone w procesach poznańskich w 1956 roku. Utożsamiam się po części i z panem mecenasem poprzez wykonywany zawód. Stanisław Hejmowski to najwybitniejszy adwokat Wielkopolski okresu powojennego. Żył w latach 1900-1969. Brał udział w słynnym procesie zbrodniarza hitlerowskiego w Poznaniu Artura Greisera. Występował także w Koninie m.in. w głośnej sprawie o kradzież izotopów. Głównie jednak jego nazwisko kojarzy się z uczestnictwem w poznańskich procesach Czerwca 56, w których odegrał wiodącą rolę wśród występujących tam obrońców. „Licheńska” koszulka Romka Strzałkowskiego była znaczącym dowodem dla obrony. Warto tu dodać, że jednym z obrońców był też stryj konińskiego filmowca Andrzeja Mosia – mecenas Piotr Moś, a mój patron w zawodzie. Zryw poznańskich robotników w 1956 roku był pierwszym krokiem do wolności w rzeczywistości powojennej Polski. Ten marsz trwał jeszcze przez 33 lata, aż do czasu, gdy Polska w 1989 roku uzyskała pełną wolność. W bieżącym roku – w czerwcu, przypadała kolejna, jubileuszowa, bo już 60. rocznica poznańskiego Czerwca. Zachęcam mieszkańców naszego miasta i regionu do odwiedzenia opisanych wyżej placówek muzealnych w Licheniu i w Poznaniu. Włodzimierz Łasiński dokończenie na str. II str. 17 (str. I) Sierpniowe rocznice w II Rzeczypospolitej Lato w pełni. Jestem w trakcie przerabiania ważnych historycznych lektur, zdarza się, że odchodzę od biurka i z książkami i notatnikiem jeżdżę nad jezioro. Pamiętam też o „Koninianach”. Oto notatki odnoszące się do Święta Żołnierza (obchodów konińskich) i sierpniowej rocznicy wyjścia strzelców (Pierwszej Kadrówki) z krakowskich Oleandrów. Święto Żołnierza ustanowione zostało rozkazem nr 126 ministra spraw wojskowych, gen. broni Stanisława Szeptyckiego, 4 sierpnia 1923 r. i miało upamiętniać najwyższy wówczas czyn zbrojny w zwycięskiej wojnie polsko-bolszewickiej (miano na uwadze Bitwę Warszawską i jej apogeum 15 sierpnia). W rozkazie m.in. napisano: „Dzień 15 sierpnia jest Świętem Żołnierza. W dniu tym wojsko i społeczeństwo czci chwałę oręża polskiego, której uosobieniem i wyrazem jest żołnierz. W rocznicę wiekopomnego rozgromienia nawały bolszewickiej pod Warszawą święci się pamięć poległych w wiekowych walkach z wrogiem o całość i niepodległość Polski”. Rozkaz określał również zasady organizacyjne (swego rodzaju scenariusze) obchodów, np. w miastach garnizonowych w przeddzień święta wieczorem o godzinie 20.00 ma się odbyć uroczysty capstrzyk. W dzień święta przed południem – przegląd wojsk z nabożeństwem i błogosławieństwem. Po południu mają się odbywać – jak to określono – „uroczystości ogólnonarodowe”, następnie, wieczorem: uroczysty apel. Rozkaz regulował również sprawę wyglądu – umundurowania wojska. Wszystkie garnizony miały wystąpić ze sztandarami, w ubiorze polowym, ze sprzętem i uzbrojeniem bojowym. Poza wojskiem na defiladę miano zapraszać zarówno władze rządowe, jak i samorządowe, duchowieństwo, przedstawicieli lokalnych stowarzyszeń, związków, organizacji itp. Formalnie rozkaz z sierpnia 1923 r. nigdy nie został anulowany, a Święto Żołnierza – co może W majowym numerze „Przeglądu Konińskiego” o niecodziennej wizycie panów Owsianego i Górskiego. Poniżej pan Kazimierz Górski przy grobie Tadeusza Karnkowskiego, pilota 317. Dywizjonu w Anglii na cmentarzu w Wilczynie str. 18 (str. II) zaskakiwać – obchodzono jeszcze po wojnie, do roku 1947 (sic!), kiedy to komunistyczna władza ustanowiła Dzień Wojska Polskiego 12 października, na pamiątkę chrztu bojowego I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki pod Lenino. Do 15 sierpnia, Święta Wojska Polskiego, powrócono na podstawie ustawy sejmowej z 30 lipca 1992 r. * W Koninie pierwszy raz obchodzono Święto Żołnierza w 1924 r. Oto obszerny cytat z „Głosu Konińskiego”: „W Koninie dnia 15 sierpnia Święto zwycięstwa żołnierza polskiego, obchodzono nadzwyczaj uroczyście. O godz. 9 rano w Rynku zebrali się przedstawiciele wojskowości, władz państwowych i komunalnych oraz stowarzyszenia i korporacje społeczne. Po przyjęciu przez płk. Paukszta raportu od Dowódcy III Batalionu 68 p.p. kapitana Grodeckiego, przy dźwiękach orkiestry policyjnej, wyruszono pochodem do kościoła parafialnego św. Bartłomieja. Po wysłuchaniu Mszy Świętej i pięknie wygłoszonego kazania przez ks. gwardiana ojca Antosza oraz odśpiewaniu Boże coś Polskę wyruszono z powrotem w Rynek, gdzie odbyła się defilada wojska, straży ogniowej, druhów Towarzystwa Wioślarskiego i stowarzyszeń wojskowo-wychowawczych. Wreszcie na zakończenie uroczystości staraniem Korpusu Oficerów III Batalionu 68 p.p. odbyło się w Kasynie Oficerskim galowe przyjęcie, w którym wzięli udział oficerowie rezerwy i przedstawiciele władz państwowych i komunalnych oraz zaproszeni goście. W czasie przyjęcia wznoszono toasty na cześć Prezydenta Rzeczypospolitej, Armii i Rządu”. Obchody przybierały różnorodne formy, 15 sierpnia jest wszakże również świętem kościelnym, maryjnym. Jak pisano w jednym z anonsów „Głosu” „[…] w święto Wniebowzięcia Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej stał się Cud nad Wisłą, przeważające siły wroga rozbiły się o piersi bohaterskiej armii naszej, wróg w popłochu musiał wycofać się z ziemi polskiej […]”. Poza podniosłymi, nieraz wręcz nazbyt patetycznymi tekstami, można było odnaleźć rzeczowe, dobrze trafiające w ówczesny czas odbudowy państwa mądre słowa. Na przykład: „Naród nasz na swojej drodze dziejowej przebył odcinek żołnierskiej tułaczki i odcinek krwawego znoju, a kroczy teraz po odcinku obywatelskiego trudu budowania państwa”. I inny przykład; brzmi wręcz jak polityczne hasło: „Państwo buduje się pracą, a broni krwią”. [sic!]. Coraz widoczniej rysowała się apoteoza i hołd oddawany marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu. Kształtujący się kult przybierał różne formy. Wł. Woroninowa z Pyzdr przesłała do „Głosu” wiersz zatytułowany Pierwszy Legionista. Warto zacytować choć wstępny fragment: „Z letargu snu i niewoli męki/Powstała Polska – cudu chwila czysta/Wyzwolił Ją z wiekowej udręki/Śmiały, wielki Wódz – Pierwszy Legionista […]”. Coraz częściej odwoływano się do wydarzenia z 6 sierpnia 1914 r. – wymarszu Pierwszej Kadrowej z krakowskich Oleandrów, na cze- le z J. Piłsudskim, aby wzniecić w pierwszych dniach Wielkiej Wojny narodowe powstanie. Datę tę kultywowały głównie kombatanckie oddziały strzeleckie. Dla przykładu w roku 1926 na uroczystości przybyło do Konina około 200 członków Związku Strzeleckiego z całego powiatu konińskiego oraz Inspektor Zarządu Głównego Związku Strzeleckiego z Warszawy – Urbaniec. Odbyła się defilada – przemarsz przez miasto, a następnie część artystyczna w kinoteatrze „Polonia”; „Pani Mechówna ze Słupcy odśpiewała piosenki żołnierskie, a p. Jeżewski wygłosił melo-deklamację własnego utworu; wystąpił jeszcze p. Bajrach – solo na skrzypcach fragmentu z opery Tosca, popisywał się również zespół orkiestrowy”. W równie podniosłej atmosferze obchodzono sierpniową strzelecką rocznicę w 1934 r. Wówczas to (dokładnie 11 sierpnia) o godzinie 20.30 na placu Wolności zebrały się: oddział męski i żeński Strzelca, POW, Związek Rezerwistów, delegacja straży konińskiej, po czym udano się na błonia pod historyczny krzyż Tarejwy, gdzie przy ognisku komendant konińskiego oddziału Strzelca Jarominiak odczytał historyczny rozkaz komendanta z 1914 r. Następnie odbył się apel poległych, odśpiewano hymn narodowy i pieśń pamiętającą jeszcze powstanie styczniowe „Hej, strzelcy wraz”. Kult marszałka Piłsudskiego uwidaczniał się również na powiatowej prowincji. Dla przykładu, w sierpniu 1928 r. przesłano uroczystą depeszę do Belwederu ze Ślesina. W telegramie tym czytamy: „W 14. rocznicę Twego Najczcigodniejszy Panie Marszałku, zbrojnego czynu, którym wyrąbałeś wolność Ojczyzny, składamy Ci wyrazy czci i hołdu i przyrzekamy stać wiernie przy Tobie. W imieniu miasta Ślesina w powiecie konińskim Władysław Muzykiewicz Burmistrz”. W 1934 r. rozpoczęto w Krakowie sypanie kopca ziemnego, mającego upamiętnić marszałka. Idea objęła całą Polskę, trafiła też do Konina, skąd w sierpniu specjalnym pociągiem udała się reprezentacyjna grupa wycieczkowiczów z Konina i powiatu (w Kole dołączyła druga grupa), aby symbolicznie wziąć udział w sypaniu kopca. Jak napisano: „Jest to pierwszy w dziejach Polski wypadek uczczenia w taki sposób zasług Wielkiego Męża za Jego życia […]. I dalej (cytat z wypowiedzi prezesa Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, Walerego Sławka): „[czynimy to] my, Jego żołnierze, wierzymy, że z nami naród cały – przystępujemy dziś do sypania z ziemi polskiej kopca, który by imię Józefa Piłsudskiego przekazał wiekom, w czasy tak odległe, kiedy księgi historii pisanej już zbutwieją, a ryte w kamieniu słowa wiatr i deszcz wykruszy […]”. Wycieczka zwiedziła też Kraków, przede wszystkim zamek na Wawelu, a w drodze powrotnej nawiedziła sanktuarium na Jasnej Górze w Częstochowie i uczestniczyła w nabożeństwie maryjnym. Janusz Gulczyński Co, gdzie, kiedy w grodzie nad Wartą? dokończenie ze str. I Rankiem, w sobotę, 25 czerwca 2016 roku członek Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Konina Damian Kruczkowski zorganizował akcję sprzątania oraz porządkowania mogiły Hermanna Torentza (zmarłego w wieku 20 lat na froncie wschodnim) na cmentarzu ewangelickim w Koninie przy ulicy Kolskiej. Nagrobek tego urodzonego w 1923 roku, utalentowanego malarsko, potomka osadników niemieckich, zostanie poddany renowacji. W tym samym dniu, pod wieczór, w kościele ewangelickim św. Ducha odbył się koncert Tomasza Żółtki – kompozytora, pieśniarza, muzyka oraz wędrownego grajka (jak sam o sobie mówi). Nie zabrakło w jego repertuarze refleksyjnych tekstów o przemijaniu, miłości, roli Boga i wiary w codziennym, niekiedy trudnym, ludzkim żywocie. Pan Marek Daszkiewicz podpisał umowę z Towarzystwem Przyjaciół Konina na tegoroczne remonty zabytkowych grobów na cmentarzach przy ulicy Kolskiej z pieniędzy zebranych podczas ubiegłorocznej kwesty cmentarnej. Dąb Zawiadowca – niedawno ustanowione pomnikiem przyrody – sędziwe drzewo rosnące w okolicy dworca PKP w Koninie przy ulicy Kolejowej, rywalizowało z pozostałymi obiektami w konkursie pt. „Drzewo Roku” zorganizowanym przez Klub Gaja. Nastrojowi refleksyjnemu miesiąca czerwca towarzyszyły sentymentalne powroty, podróże, wielu osób, do Konina – miasta swego urodzenia, dorastania, miasta swych przodków m.in. Macieja Owsiannego – syna pierwszego kierownika miejskiej elektrowni w Koninie przy obecnej ulicy Staszica. Bartosz Kiełbasa Barbara Nowacka (1923-2016) 10 maja 2016 roku po krótkiej chorobie zmarła Barbara Nowacka. Miała 92 lata. Wraz z jej śmiercią Konin utracił jedną z wyjątkowych i barwnych postaci w swojej historii. Urodziła się 8 sierpnia 1923 roku w Koninie, w rodzinie Heleny i Antoniego Nowackich. Wyjąwszy lata okupacji – kiedy to przymusowo została skierowana do pracy w Poznaniu – przez wszystkie lata życia była związana z Koninem, kochała to miasto, szanowała, pielęgnowała pamięć o jego dawnych mieszkańcach, a całe swoje życie zawodowe poświęciła pracy na rzecz koninian. Jako nastoletnia dziewczyna do początku 1940 roku pracowała w konińskim oddziale Polskiego Czerwonego Krzyża. Następnie przez lata wojny pracowała u niemieckich rodzin w Poznaniu. Z uśmiechem wspominała, że porządnego sprzątania nauczyła ją praca u Erny von Noldt, a następnie u rodziny Ortloff. Zaraz po wyzwoleniu Poznania wróciła do Konina, gdzie pozostała już do końca. Była uczestniczką wielu wydarzeń z historii Konina. Jej barwne życie obfitujące w liczne przyjemne i mniej przyjemne wydarzenia, starczyłoby na napisanie dobrej książki albo scenariusza filmowego. Barbara Nowacka była świadkiem egzekucji na Aleksandrze Kurowskim i Mordechaju Słodkim, była jedną z ostatnich, która miała kontakt z hrabią Stanisławem Kwileckim oraz Czesławem i Krystyną Freudenreichami tuż przed ich rozstrzelaniem przez okupantów, brawurowo wyniosła z więzienia futro należące do Krystyny z zaszytym w nim listem do pani Freudenreich, jak sama wspominała „strzeliła w pysk” niemieckiego żandarma, o czym pisał we wspomnieniach mecenas Antecki, dwukrotnie zeznawała w głośnym swego czasu procesie Bielaja. Krótko po wojnie podjęła pracę w Narodowym Banku Polskim, gdzie pracowała do emerytury jako główna księgowa. Była świadkiem powoływania tej placówki w Koninie i przez szereg lat przyczyniała się do jej sukcesywnego rozwoju. Za swoje oddanie i wieloletnią pracę została odznaczona między innymi: Złotym Krzyżem Zasługi, medalem z okazji 25-lecia Narodowego Banku Polskiego, medalem PCK z okazji 40. rocznicy szpitala PCK w Auschwitz-Birkenau, medalem za zasługi dla rozwoju ówczesnego województwa poznańskiego. Trudno pisze się taki tekst, wziąwszy pod uwagę, iż przez ostatnie cztery lata swego życia Barbara Nowacka pozwalała mi na zaszczyt nazywania się jej przyjacielem. Wiele godzin spędziliśmy na szalenie interesujących rozmowach o historii Koni- na sprzed II wojny światowej, jak również po wojnie, i jego mieszkańcach z tamtych czasów. Śmiało można powiedzieć, że Basia była skarbnicą wiedzy, wręcz encyklopedią historii Konina pełną barwnych, niekiedy pikantnych opowieści, a do tego obdarzona była rzadko spotykanym talen- Dzień Czekolady – 12 kwietnia – i Konin „Czekolada, czekolada, zobacz, sama w usta wpada”… Tak w latach 60. ubiegłego wieku uczyła dzieci pani Kaczurbina przez Polskie Radio piosenki o czekoladzie. Kto to dziś pamięta? Minęło, przebrzmiało. Ale czekoladę znają wszyscy, nawet wiadomo dlaczego, bo rozwesela, wzmacnia, daje dobry humor, działa pozytywnie dzięki uruchomianiu hormonu szczęścia – endorfiny. Do Polski modę na czekoladę pitną wprowadził król August II Sas (pierwsze dziesięciolecia XVIII w.). Był to wtedy napój bardzo kosztowny, więc niedostępny każdemu, początkowo traktowany jako lekarstwo, sprzedawany w aptekach na słabości wiosenne i piersiowe. Dopiero Karol Wedel w połowie XIX wieku spopularyzował w Polsce tę nowość na szerszą skalę. W 1845 r. przyjechał do Warszawy 32-letni, wykształcony w Berlinie, Londynie i Paryżu cukiernik – Karol Ernest Wedel – Niemiec (urodzony 7.01.1813 r. w Ilensfeld, zmarł 17.06.1902). Przystąpił najpierw do spółki z Karolem Grohnenterem – właścicielem znanej cukierni produkującej słynne karmelki śmietankowe. Po sześciu latach usamodzielnił się i w 1851 r. przy ulicy Szpitalnej uruchomił własną wytwórnię czekolady z nowoczesną maszyną parową. Tamże otworzył własny sklep ze słodyczami i luksusowy salon, gdzie można było się napić gorącej czekolady w filiżankach. Jako ewangelik ufundował witraże w kościele św. Trójcy, a jako zwolennik nowoczesności w swoim domu miał zainstalowaną szklaną windę. W 1876 r. w prezencie ślubnym przekazał fabrykę 25-letniemu synowi Emilowi Albertowi Fryderykowi Wedlowi (1841-1919). Nowy właściciel stopniowo ją unowocześniał i powiększał produkcję. Syn tego ostatniego – Jan Wedel (1874-1960) – doktor chemii spożywczej, w latach 1927-1931 pobudował fabrykę na Kamionku (Praga) i tam przeniesiono produkcję z ul. Szpitalnej, przy której pozostał tylko sklep firmowy z gorącą czekoladą, czynny do dziś. Jan – ostatni właściciel „Wedla”, wprowadził wiele nowości w produkcji (nowe smaki, kształty i rodzaje wyrobów), a opakowanie bombonierek projektowali artyści. Firmowym samolotem RWD-13 o ładowności 400 kg, zakupionym w 1936 r., wysyłał na bieżąco wyroby do Londynu, m.in. na dwór królewski, do Paryża, na Bliski Wschód do szejków, Japonii – według zamówień i oczekiwań ważnych i zwykłych odbiorców. W kraju powstawały dobrze zaopatrywane sklepy firmowe nie tylko w Warszawie, ale i w Ciechocinku, Rabce, Krynicy, Zakopanem, Lwowie. Powstawały liczne automaty ze słodyczami. Zakład zatrudniał przeszło 1300 pracowników otaczanych dobrą opieką socjalną. W czasie powstania warszawskiego fabryka była częściowo zniszczona, ale już w drugiej połowie 1944 r. pierwsza partia słodyczy (80 kg karmelków) została wysłana do Lublina, do dyspozycji PKWN. W 1949 r. fabryka została upaństwowiona. Powstało Zjednoczenie Przemysłu Cukierniczego, w skład którego, oprócz „Wedla”, wchodziły inne fabryki: Syrena, Milanówek, Fuchs, Płońsk i ten konglomerat firm otrzymał nazwę „ZPC 22 Lipca d. E. Wedel”. Przy fabryce uruchomiono Zasadniczą Szkołę i Technikum Cukiernictwa. Produkty eksportowano do 30 państw. W 1989 r. nastąpiła prywatyzacja zakładu. Właściciele zmieniali się kolejno: Pepsi Co, a na giełdzie akcje nabywały firmy francuskie, fińskie, brytyjskie, koncern amerykański, Japończycy. W 2011 r. firmę Wedla przejęli Anglicy, zatrzymując znak firmowy „d. E. Wedel”. Ostatni właściciel, Jan Wedel, zmarł w 1960 r. Czytelnicy zdziwią się może, dlaczego piszę o fabryce Wedla i co ona ma wspólnego z Koninem? A jednak! Temat zjawił się niespodziewanie dwunastego kwietnia br., gdy w I Programie RP usłyszałam, że jest to Dzień Czekolady i to światowy! Wprawdzie ani w Koninie, ani w najbliższej okolicy nie ma nawet filii zakładu wedlowskiego, ale są liczne sklepy z tymi wyrobami. Trudno bowiem wyobrazić sobie życie bez tej słodyczy. Okazało się, że w historii wedlowskiej fabryki pojawił się spory akcent koniński. Starsi mieszkańcy pamiętają o tym, inni mogą się dopiero dowiedzieć. Otóż w końcowych latach 60. i początku lat 80. ubiegłego wieku, dyrektorem ówczesnego zakładu noszącego nazwę „22 lipca d. E. Wedel”, był pochodzący z Konina Zdzisław Sonnenberg. Nazwisko dobrze znane w Koninie, dodam, że jego starszy brat Mieczysław, na skutek donosu miejscowego szpicla, w czasie wojny był więźniem obozu koncentracyjnego. Zdzisław Sonnenberg, mój niewiele starszy licealny kolega, bardzo zdolny uczeń, absolwent SGPiSU w Warszawie, praktykant w Oddziale Banku PKO w Koninie, dyrektorował „Wedlowi” przeszło piętnaście lat. Już w 1967 roku składał raport z wykonania planu produkcyjnego, a w 1981, z ramienia zakładu podpisywał porozumienie z zakładową „Solidarnością”. Dyrektorem był do 1985 roku. Niespodziewana, podstępna choroba spowodowała przedwczesną śmierć w wieku niewielu ponad 50 lat! Dyrektor bardzo cenił sobie przypadkowe lub ustalone odwiedziny znajomych z Konina. W swoim gabinecie częstował ich filiżanką gorącej czekolady i wyrobami świetnie prosperującej firmy. Jadwiga Naskręcka tem do opowiadania. Wiele moich tekstów było inspirowanych jej opowieściami i uzupełnianych informacjami od Basi. Opowiadała ze swadą i dowcipem. Była również obdarzona niesamowitym poczuciem humoru, miała ogromny dystans do samej siebie i otaczającego ją świata. Była kobietą silną i niezłomną, o niewzruszonych zasadach. Jej namiętnością były książki. W latach młodości często wydawała ostatni grosz na tę przyjemność. Rozumiałem tę namiętność, bo sam robię podobnie. Śmierć Basi jest niewątpliwą stratą dla rodziny, przyjaciół i znajomych, ale jest również stratą dla całego miasta i tych, którzy interesują się jego historią. Pozostało tyle pytań, na które Basia już nie odpowie, na pewno też pozostało tyle historii, których już od niej nie usłyszymy. Często z właściwą sobie kokieterią pytała, czy kiedy „kipnie”, jak mówiła o swojej śmierci, to będę po niej płakał. Płakałem, owszem, bo takich ludzi jak Basia Nowacka dzisiaj już się nie spotyka. Kiedy przychodziłem do niej z wizytą i wchodziłem na piętro, Basia już czekała w uchylonych drzwiach, z lekko przechyloną głową, jakby uważnie się czemuś przyglądała, i witała mnie charakterystycznym dla niej lekko ironicznym uśmiechem. Taką ją zapamiętam. Basiu, nie mówię „żegnaj”. Powiem – do zobaczenia! Damian Kruczkowski Błysk myśli wszystko wielkie czy małe co mnie spotkało spotyka lub spotykać będzie nie zależy ode mnie bo nie ma przypadków jestem tylko mniej lub bardziej udanym i pojętnym wykonawcą planu „Koniniana” polecają str. 23 (str. III) Szlakiem konwalii i bzu – ocalić od zapomnienia... Wiosną rozkwita przyroda, budzi się do życia świat zwierząt i roślin. W zazieleniony krajobraz okolic Konina wkomponowują się wielobarwne kępy krzaków bzu, wyznaczające niekiedy śródpolne lub śródleśne zdewastowane cmentarzyki ewangelickie osadników niemieckich. Miejsca te, niekiedy nieodłącznym elementem budowy domów na okolicznych terenach (szczególnie dużo obiektów znajduje się we wsi Czarnybród, gm. Grodziec). Wystarczy odbić w dowolną drogę w bok od trasy Konin-Kalisz na południe od Rychwała, by znaleźć się w innym świecie – świecie opuszczonych domostw, zapomniane przez okoliczną ludność, cechują się bogactwem florystycznym. Krzaki bzu lilaka chronią pozostałości nagrobków, liternictwa, również żelazne krzyże, okucia. Elementem nieodłącznym są także rozkwitające w maju konwalie. Wyznaczające zarysy ale- drewnianych domów krytych strzechą (m.in. we wsiach Nowe i Stare Grądy, Konary, Piskory, Zamęty), bądź wyruszyć trasą z Grodźca na Jarocin poprzez piaszczyste tereny puszczańskie (we wsi Wierzchy odkrywka rudy darniowej). jek, granice nekropolii, gatunki dębów bądź lipy, mają znaczenie symboliczne jako drzewa nieśmiertelności albo Sądu Ostatecznego. Na pograniczu powiatów konińskiego i pleszewskiego wyznaczono nawet turystyczny Szlak Konwaliowy, którego jednym z punktów jest najlepiej zachowany cmentarz olęderski w regionie w Orlinie Dużej. Ruda darniowa z Puszczy Pyzdrskiej stała się W tym roku już po raz czwarty odbył się w maju rajd „Tam, gdzie konwalie... – ocalić od zapomnienia” inspirowany książką Zdzisława Kulawinka. Śladem osadnictwa olęderskiego w kolejne miejsca subregionu konińskiego podążyli rowerzyści Sekcji Rowerowej „CIKLO” PTTK Oddział w Koninie. Do entuzjastów tego wydarzenia dołączyli w tym roku: Andrzej Pasternak ze Stowarzyszenia POMOST (odnajdującego groby żołnierzy niemieckich, prowadzącego ekshumacje i identyfikacje szczątków) oraz Urszula Karolczak – prowadząca na portalu społecznościowym Facebook profil poświęcony cmentarzom ewangelickim Wielkopolski Wschodniej i nie tylko. Trasa rajdu konwaliowego wiodła już przez tereny gminy Grodziec (Borowiec Sta- Holendrach oczyszczony z roślinności przez miejscową ludność i młodzież gimnazjalną). W tym roku rowerzyści i sympatycy dwóch kółek dotarli i przejechali przez cały obszar gminy Krzymów (Brzezińskie Holendry, Gozdek, Piersk, Drążeń, Genowefę, Stare Paprockie Holendry). W wymienionych miejscach natknięto się na cmentarzyki w różnym stopniu zachowane (od zdewastowanego i zamienionego na śmietnisko cmentarza w Borowie-Gozdku, po oznaczony specjalną tablicą informacyjną obiekt w Piersku przy Warcie). Jednak pierwszym punktem majowej wyprawy rowerowej był Żychlin i zwiedzanie kościoła ewangelicko-reformowanego oraz znajdującego się nieopodal cmentarza kalwińskiego. Tutaj pomocą służyli: ks. Tadeusz Jelinek i Danuta Sznycer – jedna z głównych pomysłodawczyń przedsięwzięcia. Cel akcji pozostał nadal ten sam: przybliżanie, odkrywanie tego, co zwykłym mieszkańcom nieznane albo przez lata zapomniane. Szlaki wyznaczone bzem i konwalią ciągną się równoleżnikowo wzdłuż Doliny Warty i Puszczy Pyzdrskiej. Roślinność ta skrywa, niekiedy chroni przed dewastacją ry na skraju Puszczy Pyzdrskiej), Rychwał (cmentarz ewangelicki w Święci), Kleczew (las Krążel – miejsce egzekucji kilku tysięcy Żydów), Rzgów i Zagórów (liczne cmentarze ewangelickie Doliny Warty), Golina (cmentarz na Kaczymce w Węglewskich ślady zapomnianej przez wielu przeszłości tych obszarów. Wiele osób zainspirowanych urokiem takich miejsc podjęło się renowacji bądź uporządkowania takich obiektów, m.in. w Kiejszach, Zarzewku czy Porożu Starym. Bartosz Kiełbasa Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych, zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania ADRES REDAKCJI: 62-510 Konin, ul. Przemys³owa 9, tel. 63-243-77-00, 63-243-77-03 ISSN 0138-0893 [email protected] Redaktor prowadzący – Stanisław Sroczyński, zespół redakcyjny – Piotr Rybczyński, Zygmunt Kowalczykiewicz (st.), Jan Sznajder, Janusz Gulczyński, Włodzimierz Kowalczykiewicz (mł.), (Internet) str. 24 (str. IV)