Koszulka - Koniniana

Transkrypt

Koszulka - Koniniana
www.koniniana.netstrefa.com.pl
DWUMIESIĘCZNIK Towarzystwa Przyjaciół Konina
sierpień 2016 r.
Nr 4 (148)
Witam serdecznie Czytelników – tych już odpoczywających, jak i tych ze „szlachetną” bladością,
oczekujących na swoje miejsce pod słońcem na upatrzonej plaży.
Oczywiście najlepiej się opalać,
przeglądając zaległe
numery
„Koninianów”. Można się
nimi również nakryć
aby nie dostać udaru – o innych korzyściach nie wspomnę.
Materiałów nazbierało się co niemiara – „prowadzący”, po
wstępnej selekcji, tnie pozostałe artykuły,
aby zmieścić ich jak najwięcej. Ponieważ
jednak jest to niemożliwe, więc już na
wstępie przepraszam „zesłańców” do następnego numeru.
Mecenas Włodzimierz Łasiński nie pozwala nam zapomnieć (dziękujemy mu za
to serdecznie) o poznańskim Czerwcu – z
przyjaciółmi sami ocieraliśmy się o te tragiczne wydarzenia. Jaki wielki wstyd, że
nie umiemy tych oraz innych podobnych
uroczystości obchodzić z należną im godnością.
Janusz Gulczyński porządkuje naszą
wiedzę na temat sierpniowych rocznic II
Rzeczypospolitej, nie omijając oczywiście
ziemi konińskiej – i jeden, i drugi artykuł
koniecznie do przeczytania i przemyślenia.
Jagoda Naskręcka oraz Damian Kruczkowski przypominają postaci koninian już
niestety nieżyjących, ale na pewno wartych
przypomnienia, a swoją drogą, jak wielu naszym ziomkom udało się dostać na stronice
historii – tej większej, jak i mniejszej, ale
zawsze historii.
Bartosz Kiełbasa z prawdziwą kronikarską pasją stara się nie pominąć żadnej zaistniałej w Koninie imprezy, rocznicy czy święta.
Znajduje jeszcze czas, aby poetycko bez mała
i wzruszająco opisać szlak konwaliowy. Brawo. Ciekawe fotki z wycieczki rowerowej
poumieszczamy w każdym wolnym miejscu.
Chciałbym jeszcze wyrazić radość, że
Tomek Jankowski – mimo opuszczenia rodzinnych stron, nie zapomina o Koninie.
Twierdzi, że zmiana, chociaż niezamierzona, zaowocowała jego obecnością w konkursie poetyckim województwa lubuskiego
dla seniorów – (Tomek, dla jakich seniorów,
przecież byłem twoim nauczycielem, to ile
ja mam w końcu lat?) Na tym konkursie
Tomkowi szczęście przyniósł wiersz o Chopinie – „Na weselu w Żychlinie”.
Pół wieku to jednak za mało...
Ponad pół wieku poza Polską
okazuje się wystarczające, by zacząć kaleczyć język ojczysty, ale
I tylko zbyt wiele nowych domów,
ulic, piękne bulwary wprowadzają
chaos w percepcji rodzinnego mia-
Zwiedzanie starej ojczyzny zaczynamy od Wawelu
zdecydowanie jest zbyt krótkie, by
nie przestawać tęsknić, by nie zapomnieć pozostałych bliskich w kraju.
Łzy wycisnąć może stary dom, płot,
drzewo owocowe i smak czereśni.
sta. Czy to Konin jeszcze, czy już
coś obcego. Na szczęście parę spacerów, kilka odwiedzin i… stare,
kochane stare, zaczyna stawać przed
oczami. Nigdy nie starałem się wy-
Koszulka
Lubię muzea. Gdy jestem w
Licheniu, zawsze odwiedzam znajdujące na terenie sanktuarium
muzeum. Oficjalna jego nazwa to
Muzeum Księdza Józefa Jarzębowskiego w Licheniu Starym. Wstęp
jest bezpłatny. Znajduje się tam wiele
ciekawych eksponatów, dotyczą one
głównie historii naszego kraju, niektóre z nich być może są i bardziej
drogocenne. Dla mnie jednak w tej
kolekcji muzealnej najważniejszy
i najbliższy sercu eksponat – to koszulka Romka Strzałkowskiego.
Romek Strzałkowski to najbardziej znane nazwisko, które
kojarzy się z tragicznymi wydarzeniami poznańskiego Czerwca 56. Urodzony 20 lutego 1943
roku, miał zaledwie 13 lat, kiedy
zginął 28 czerwca 1956 roku w
Poznaniu. Był wówczas uczniem
szkoły muzycznej. Okoliczności
jego śmierci nie są dokładnie wyjaśnione i być może już nie będą z
uwagi na upływ czasu. Wiadomo
jednak, że zginął od kuli wystrzelonej z gmachu Urzędu Bezpieczeństwa przy ulicy Kochanowskiego w Poznaniu. Jest patronem
wielu szkół, jego nazwiskiem jest
też nazwana ulica w Poznaniu. W
korzystywać łamów „Koninianów”
do opisywania tematów prywatnych. Tym razem proszę mi darować, ale nie sposób przemilczeć faktu przyjazdu matki z córkami oraz
wnuczkami, by im pokazać miejsce,
gdzie pozostały ich korzenie, gdzie
pozostały groby na cmentarzach –
jak wygląda Licheń znany nawet za
granicą na drugiej półkuli, w Kanadzie. Historia, którą przytaczam, dotyczy mojej kuzynki Aliny Skupnej
z Kostrzewów. I tyko może nieco
egzotyczne imiona córek – Lorraine,
Ursula, Diane oraz Gregory – choć
w Polsce można też już spotkać podobne. Byłem zachwycony, że z córkami zupełnie nieźle mogłem rozmawiać po polsku. Już nieco gorzej
było z wnuczkami, ale nie mogłem
oczekiwać zbyt wiele. Radość spotkania mącił tylko fakt zauważenia,
że jednak coś się zmieniło – to coś,
to nieubłagany czas, rzeźbiący nowe
zmarszczki na twarzach. Na szczęście reszta OK! StS
pewnym stopniu utożsamiam się
z Romkiem Strzałkowskim. Nie
tylko dlatego, że to mój rówieśnik,
ale i z tego względu, że także 28
czerwca 1956 roku byłem w Poznaniu i to nawet blisko miejsca,
gdzie ten mój nieznany kolega
zginął. I widziałem większość
zdarzeń rozgrywających się w ten
czarny czwarte robotniczego protestu w Poznaniu. I dobrze wszystko pamiętam.
Gdy jestem w Poznaniu, odwiedzam też często Muzeum Poznańskiego Czerwca 1956, które usytuowane jest w zamku. Poświęcone
jest w całości wydarzeniom poznańskim z 28 czerwca 1956 roku. I tutaj
wstęp jest w soboty bezpłatny. Będąc tam, zawsze z uwagą wsłuchuję
się w płynące z głośników pasjonu-
Dodam, że na nadchodzącą jesień przygotowany jest nowy zbiór „Skrzydła motyla”. Rozpisuję się o Tomku Jankowskim
tak szeroko, bo nie starczyło miejsca w tym
numerze, aby chociaż odrobinę przybliżyć
jego nowe utwory.
Proszę również przyjąć z wyrozumiałością wzmiankę pt. „Pół wieku to mało…”,
ale chciałem krewniakom sprawić odrobinę
radości oraz zdobyć nowych czytelników (i
to zagranicznych).
Serdeczności – Stanisław Sroczyński
PS Zbliża się nieubłaganie 150. numer „Koninianów”, mobilizuję PT Czytelników o
przysyłanie krótkich wypowiedzi o sensowności wydawania „K”. Przypominam, że w
listopadzie kończymy trzynaście lat.
Co, gdzie, kiedy
w grodzie nad Wartą?
12 czerwca 2016 roku
w Żychlinie
odbyło
się
święto parafii
ewangelicko-reformowanej, w 406.
rocznicę jej
istnienia
–
jako najstarszej takiej parafii w Polsce. Obchody zaszczycił swą obecnością
Zdzisław Kulawinek. Wygłosił
on referat, połączony z prezentacją multimedialną, poświęcony
„Mieszkańcom żelaznych domów”.
W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koninie odbyła się
premiera tomiku poezji Jadwigi Naskręckiej pt. „Śpiew
kosa”. Na uroczystość 15 czerw-
ca 2016 roku przybyła rodzina oraz znajomi poetki, m.in. z
kręgu seniora ZHP w Koninie. W
zapoznaniu z twórczością oraz
dorobkiem literackim Jadwigi
Naskręckiej pomogła Wiesława
Kozłowska z Zakładu Pedagogiki PWSZ Konin.
Poezja tej znanej koninianki
– rodem z Lipin pod Żychlinem
– jest kameralna, refleksyjna,
pełna uczuć, doznań, przemyśleń
nad upływającym czasem. Dyrektor biblioteki Henryk Janasek
przekazał, w imieniu redaktora
prowadzącego
„Koninianów”
Stanisława Sroczyńskiego, kwiaty oraz wyrazy uznania dla niebywałej determinacji poetki w
przedstawianiu otaczającej rzeczywistości.
jące przemówienie mecenasa Stanisława Hejmowskiego, wygłoszone
w procesach poznańskich w 1956
roku. Utożsamiam się po części i z
panem mecenasem poprzez wykonywany zawód.
Stanisław Hejmowski to najwybitniejszy adwokat Wielkopolski okresu powojennego. Żył
w latach 1900-1969. Brał udział
w słynnym procesie zbrodniarza
hitlerowskiego w Poznaniu Artura Greisera. Występował także w
Koninie m.in. w głośnej sprawie
o kradzież izotopów. Głównie
jednak jego nazwisko kojarzy się
z uczestnictwem w poznańskich
procesach Czerwca 56, w których odegrał wiodącą rolę wśród
występujących tam obrońców.
„Licheńska” koszulka Romka
Strzałkowskiego była znaczącym
dowodem dla obrony. Warto tu
dodać, że jednym z obrońców był
też stryj konińskiego filmowca
Andrzeja Mosia – mecenas Piotr
Moś, a mój patron w zawodzie.
Zryw poznańskich robotników
w 1956 roku był pierwszym krokiem do wolności w rzeczywistości powojennej Polski. Ten marsz
trwał jeszcze przez 33 lata, aż do
czasu, gdy Polska w 1989 roku
uzyskała pełną wolność.
W bieżącym roku – w czerwcu,
przypadała kolejna, jubileuszowa, bo
już 60. rocznica poznańskiego Czerwca. Zachęcam mieszkańców naszego
miasta i regionu do odwiedzenia opisanych wyżej placówek muzealnych
w Licheniu i w Poznaniu.
Włodzimierz Łasiński
dokończenie na str. II
str. 17 (str. I)
Sierpniowe rocznice w II Rzeczypospolitej
Lato w
pełni. Jestem
w
trakcie
przerabiania
ważnych historycznych
lektur, zdarza
się, że odchodzę od biurka
i z książkami
i notatnikiem jeżdżę nad jezioro.
Pamiętam też o „Koninianach”. Oto notatki odnoszące się
do Święta Żołnierza (obchodów
konińskich) i sierpniowej rocznicy
wyjścia strzelców (Pierwszej Kadrówki) z krakowskich Oleandrów.
Święto Żołnierza ustanowione
zostało rozkazem nr 126 ministra
spraw wojskowych, gen. broni
Stanisława Szeptyckiego, 4 sierpnia 1923 r. i miało upamiętniać
najwyższy wówczas czyn zbrojny
w zwycięskiej wojnie polsko-bolszewickiej (miano na uwadze Bitwę Warszawską i jej apogeum 15
sierpnia). W rozkazie m.in. napisano: „Dzień 15 sierpnia jest Świętem Żołnierza. W dniu tym wojsko
i społeczeństwo czci chwałę oręża
polskiego, której uosobieniem i
wyrazem jest żołnierz. W rocznicę wiekopomnego rozgromienia
nawały bolszewickiej pod Warszawą święci się pamięć poległych w
wiekowych walkach z wrogiem o
całość i niepodległość Polski”.
Rozkaz określał również zasady organizacyjne (swego rodzaju scenariusze) obchodów,
np. w miastach garnizonowych w
przeddzień święta wieczorem o
godzinie 20.00 ma się odbyć uroczysty capstrzyk. W dzień święta przed południem – przegląd
wojsk z nabożeństwem i błogosławieństwem. Po południu mają
się odbywać – jak to określono –
„uroczystości ogólnonarodowe”,
następnie, wieczorem: uroczysty
apel. Rozkaz regulował również
sprawę wyglądu – umundurowania wojska. Wszystkie garnizony
miały wystąpić ze sztandarami, w
ubiorze polowym, ze sprzętem i
uzbrojeniem bojowym. Poza wojskiem na defiladę miano zapraszać
zarówno władze rządowe, jak i
samorządowe,
duchowieństwo,
przedstawicieli lokalnych stowarzyszeń, związków, organizacji
itp. Formalnie rozkaz z sierpnia
1923 r. nigdy nie został anulowany, a Święto Żołnierza – co może
W majowym numerze „Przeglądu
Konińskiego” o niecodziennej wizycie
panów Owsianego i
Górskiego. Poniżej
pan Kazimierz Górski
przy grobie Tadeusza
Karnkowskiego, pilota 317. Dywizjonu w
Anglii na cmentarzu w
Wilczynie
str. 18 (str. II)
zaskakiwać – obchodzono jeszcze
po wojnie, do roku 1947 (sic!),
kiedy to komunistyczna władza
ustanowiła Dzień Wojska Polskiego 12 października, na pamiątkę
chrztu bojowego I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki
pod Lenino. Do 15 sierpnia, Święta Wojska Polskiego, powrócono na podstawie
ustawy sejmowej z 30
lipca 1992 r.
*
W Koninie pierwszy
raz obchodzono Święto
Żołnierza w 1924 r. Oto
obszerny cytat z „Głosu
Konińskiego”: „W Koninie dnia 15 sierpnia Święto zwycięstwa żołnierza
polskiego, obchodzono
nadzwyczaj uroczyście.
O godz. 9 rano w Rynku
zebrali się przedstawiciele wojskowości, władz
państwowych i komunalnych oraz stowarzyszenia
i korporacje społeczne.
Po przyjęciu przez płk.
Paukszta raportu od Dowódcy III Batalionu 68
p.p. kapitana Grodeckiego, przy dźwiękach
orkiestry policyjnej, wyruszono pochodem do
kościoła
parafialnego
św. Bartłomieja. Po wysłuchaniu Mszy Świętej i pięknie
wygłoszonego kazania przez ks.
gwardiana ojca Antosza oraz odśpiewaniu Boże coś Polskę wyruszono z powrotem w Rynek, gdzie
odbyła się defilada wojska, straży
ogniowej, druhów Towarzystwa
Wioślarskiego i stowarzyszeń wojskowo-wychowawczych. Wreszcie na zakończenie uroczystości
staraniem Korpusu Oficerów III
Batalionu 68 p.p. odbyło się w Kasynie Oficerskim galowe przyjęcie,
w którym wzięli udział oficerowie
rezerwy i przedstawiciele władz
państwowych i komunalnych oraz
zaproszeni goście. W czasie przyjęcia wznoszono toasty na cześć Prezydenta Rzeczypospolitej, Armii i
Rządu”.
Obchody przybierały różnorodne formy, 15 sierpnia jest wszakże również świętem kościelnym,
maryjnym. Jak pisano w jednym z
anonsów „Głosu” „[…] w święto
Wniebowzięcia Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej stał się Cud
nad Wisłą, przeważające siły wroga
rozbiły się o piersi bohaterskiej armii naszej, wróg w popłochu musiał
wycofać się z ziemi polskiej […]”.
Poza podniosłymi, nieraz wręcz
nazbyt patetycznymi tekstami,
można było odnaleźć rzeczowe,
dobrze trafiające w ówczesny czas
odbudowy państwa mądre słowa.
Na przykład: „Naród nasz na swojej drodze dziejowej przebył odcinek żołnierskiej tułaczki i odcinek
krwawego znoju, a kroczy teraz po
odcinku obywatelskiego trudu budowania państwa”. I inny przykład;
brzmi wręcz jak polityczne hasło:
„Państwo buduje się pracą, a broni
krwią”. [sic!].
Coraz widoczniej rysowała się
apoteoza i hołd oddawany marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu.
Kształtujący się kult przybierał
różne formy. Wł. Woroninowa z
Pyzdr przesłała do „Głosu” wiersz
zatytułowany Pierwszy Legionista.
Warto zacytować choć wstępny
fragment: „Z letargu snu i niewoli męki/Powstała Polska – cudu
chwila czysta/Wyzwolił Ją z wiekowej udręki/Śmiały, wielki Wódz
– Pierwszy Legionista […]”.
Coraz częściej odwoływano się
do wydarzenia z 6 sierpnia 1914
r. – wymarszu Pierwszej Kadrowej
z krakowskich Oleandrów, na cze-
le z J. Piłsudskim, aby wzniecić w
pierwszych dniach Wielkiej Wojny
narodowe powstanie. Datę tę kultywowały głównie kombatanckie
oddziały strzeleckie. Dla przykładu
w roku 1926 na uroczystości przybyło do Konina około 200 członków
Związku Strzeleckiego z całego
powiatu
konińskiego
oraz Inspektor Zarządu
Głównego
Związku
Strzeleckiego z Warszawy
– Urbaniec. Odbyła się
defilada – przemarsz przez
miasto, a następnie część
artystyczna w kinoteatrze
„Polonia”; „Pani Mechówna ze Słupcy odśpiewała
piosenki żołnierskie, a p.
Jeżewski wygłosił melo-deklamację własnego
utworu; wystąpił jeszcze p. Bajrach – solo na
skrzypcach fragmentu z
opery Tosca, popisywał się
również zespół orkiestrowy”.
W równie podniosłej
atmosferze
obchodzono sierpniową strzelecką rocznicę w 1934 r.
Wówczas to (dokładnie
11 sierpnia) o godzinie
20.30 na placu Wolności
zebrały się: oddział męski i żeński Strzelca,
POW, Związek Rezerwistów, delegacja straży konińskiej,
po czym udano się na błonia pod
historyczny krzyż Tarejwy, gdzie
przy ognisku komendant konińskiego oddziału Strzelca Jarominiak odczytał historyczny rozkaz
komendanta z 1914 r. Następnie
odbył się apel poległych, odśpiewano hymn narodowy i pieśń pamiętającą jeszcze powstanie styczniowe „Hej, strzelcy wraz”.
Kult marszałka Piłsudskiego
uwidaczniał się również na powiatowej prowincji. Dla przykładu, w
sierpniu 1928 r. przesłano uroczystą
depeszę do Belwederu ze Ślesina.
W telegramie tym czytamy: „W 14.
rocznicę Twego Najczcigodniejszy
Panie Marszałku, zbrojnego czynu,
którym wyrąbałeś wolność Ojczyzny, składamy Ci wyrazy czci i hołdu i przyrzekamy stać wiernie przy
Tobie. W imieniu miasta Ślesina
w powiecie konińskim Władysław
Muzykiewicz Burmistrz”.
W 1934 r. rozpoczęto w Krakowie sypanie kopca ziemnego,
mającego upamiętnić marszałka.
Idea objęła całą Polskę, trafiła też
do Konina, skąd w sierpniu specjalnym pociągiem udała się reprezentacyjna grupa wycieczkowiczów z
Konina i powiatu (w Kole dołączyła druga grupa), aby symbolicznie
wziąć udział w sypaniu kopca. Jak
napisano: „Jest to pierwszy w dziejach Polski wypadek uczczenia w
taki sposób zasług Wielkiego Męża
za Jego życia […]. I dalej (cytat z
wypowiedzi prezesa Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem,
Walerego Sławka): „[czynimy to]
my, Jego żołnierze, wierzymy, że
z nami naród cały – przystępujemy
dziś do sypania z ziemi polskiej
kopca, który by imię Józefa Piłsudskiego przekazał wiekom, w czasy
tak odległe, kiedy księgi historii
pisanej już zbutwieją, a ryte w kamieniu słowa wiatr i deszcz wykruszy […]”.
Wycieczka zwiedziła też
Kraków, przede wszystkim zamek na Wawelu, a w drodze powrotnej nawiedziła sanktuarium
na Jasnej Górze w Częstochowie
i uczestniczyła w nabożeństwie
maryjnym.
Janusz Gulczyński
Co, gdzie, kiedy
w grodzie nad Wartą?
dokończenie ze str. I
Rankiem, w sobotę, 25
czerwca 2016 roku członek Zarządu Towarzystwa Przyjaciół
Konina Damian Kruczkowski
zorganizował akcję sprzątania
oraz porządkowania mogiły Hermanna Torentza (zmarłego w wieku 20 lat na froncie wschodnim)
na cmentarzu ewangelickim w
Koninie przy ulicy Kolskiej. Nagrobek tego urodzonego w 1923
roku, utalentowanego malarsko,
potomka osadników niemieckich,
zostanie poddany renowacji.
W tym samym dniu, pod
wieczór, w kościele ewangelickim św. Ducha odbył się koncert Tomasza Żółtki – kompozytora, pieśniarza, muzyka oraz
wędrownego grajka (jak sam o
sobie mówi). Nie zabrakło w jego
repertuarze refleksyjnych tekstów
o przemijaniu, miłości, roli Boga
i wiary w codziennym, niekiedy
trudnym, ludzkim żywocie.
Pan Marek Daszkiewicz
podpisał umowę z Towarzystwem Przyjaciół Konina na tegoroczne remonty zabytkowych
grobów na cmentarzach przy
ulicy Kolskiej z pieniędzy zebranych podczas ubiegłorocznej
kwesty cmentarnej.
Dąb Zawiadowca – niedawno ustanowione pomnikiem przyrody – sędziwe drzewo rosnące w
okolicy dworca PKP w Koninie
przy ulicy Kolejowej, rywalizowało z pozostałymi obiektami w
konkursie pt. „Drzewo Roku”
zorganizowanym przez Klub
Gaja.
Nastrojowi
refleksyjnemu
miesiąca czerwca towarzyszyły
sentymentalne powroty, podróże,
wielu osób, do Konina – miasta swego urodzenia, dorastania,
miasta swych przodków m.in.
Macieja Owsiannego – syna
pierwszego kierownika miejskiej
elektrowni w Koninie przy obecnej ulicy Staszica.
Bartosz Kiełbasa
Barbara Nowacka (1923-2016)
10 maja 2016 roku
po krótkiej chorobie
zmarła Barbara Nowacka. Miała 92 lata.
Wraz z jej śmiercią
Konin utracił jedną z
wyjątkowych i barwnych postaci w swojej
historii. Urodziła się
8 sierpnia 1923 roku w
Koninie, w rodzinie Heleny i Antoniego Nowackich. Wyjąwszy lata okupacji – kiedy to
przymusowo została skierowana do pracy w
Poznaniu – przez wszystkie lata życia była
związana z Koninem, kochała to miasto, szanowała, pielęgnowała pamięć o jego dawnych
mieszkańcach, a całe swoje życie zawodowe
poświęciła pracy na rzecz koninian. Jako
nastoletnia dziewczyna do początku 1940
roku pracowała w konińskim oddziale Polskiego Czerwonego Krzyża. Następnie przez
lata wojny pracowała u niemieckich rodzin
w Poznaniu. Z uśmiechem wspominała, że porządnego sprzątania nauczyła ją
praca u Erny von Noldt, a następnie u rodziny Ortloff. Zaraz po wyzwoleniu Poznania wróciła do Konina, gdzie pozostała
już do końca. Była uczestniczką wielu wydarzeń z historii Konina. Jej barwne życie obfitujące w liczne przyjemne i mniej przyjemne
wydarzenia, starczyłoby na napisanie dobrej
książki albo scenariusza filmowego. Barbara
Nowacka była świadkiem egzekucji na Aleksandrze Kurowskim i Mordechaju Słodkim,
była jedną z ostatnich, która miała kontakt
z hrabią Stanisławem Kwileckim oraz Czesławem i Krystyną Freudenreichami tuż
przed ich rozstrzelaniem przez okupantów,
brawurowo wyniosła z więzienia futro należące do Krystyny z zaszytym w nim listem
do pani Freudenreich, jak sama wspominała
„strzeliła w pysk” niemieckiego żandarma,
o czym pisał we wspomnieniach mecenas
Antecki, dwukrotnie zeznawała w głośnym
swego czasu procesie Bielaja. Krótko po
wojnie podjęła pracę w Narodowym Banku
Polskim, gdzie pracowała do emerytury jako
główna księgowa. Była świadkiem powoływania tej placówki w Koninie i przez szereg
lat przyczyniała się do jej sukcesywnego rozwoju. Za swoje oddanie i wieloletnią pracę
została odznaczona między innymi: Złotym
Krzyżem Zasługi, medalem z okazji 25-lecia Narodowego Banku Polskiego, medalem
PCK z okazji 40. rocznicy szpitala PCK w
Auschwitz-Birkenau, medalem za zasługi
dla rozwoju ówczesnego województwa poznańskiego.
Trudno pisze się taki tekst, wziąwszy
pod uwagę, iż przez ostatnie cztery lata
swego życia Barbara Nowacka pozwalała
mi na zaszczyt nazywania się jej przyjacielem. Wiele godzin spędziliśmy na szalenie
interesujących rozmowach o historii Koni-
na sprzed II wojny światowej, jak również
po wojnie, i jego mieszkańcach z tamtych
czasów. Śmiało można powiedzieć, że
Basia była skarbnicą wiedzy, wręcz encyklopedią historii Konina pełną barwnych,
niekiedy pikantnych opowieści, a do tego
obdarzona była rzadko spotykanym talen-
Dzień Czekolady – 12 kwietnia – i Konin
„Czekolada, czekolada, zobacz, sama
w usta wpada”… Tak
w latach 60. ubiegłego
wieku uczyła dzieci
pani Kaczurbina przez
Polskie Radio piosenki
o czekoladzie. Kto to
dziś pamięta? Minęło,
przebrzmiało. Ale czekoladę znają wszyscy, nawet wiadomo dlaczego, bo rozwesela, wzmacnia, daje dobry
humor, działa pozytywnie dzięki uruchomianiu hormonu szczęścia – endorfiny.
Do Polski modę na czekoladę pitną wprowadził król August II Sas (pierwsze dziesięciolecia XVIII w.). Był to wtedy napój bardzo
kosztowny, więc niedostępny każdemu, początkowo traktowany jako lekarstwo, sprzedawany w aptekach na słabości wiosenne
i piersiowe. Dopiero Karol Wedel w połowie XIX wieku spopularyzował w Polsce tę
nowość na szerszą skalę. W 1845 r. przyjechał do Warszawy 32-letni, wykształcony
w Berlinie, Londynie i Paryżu cukiernik –
Karol Ernest Wedel – Niemiec (urodzony
7.01.1813 r. w Ilensfeld, zmarł 17.06.1902).
Przystąpił najpierw do spółki z Karolem
Grohnenterem – właścicielem znanej cukierni produkującej słynne karmelki śmietankowe. Po sześciu latach usamodzielnił się
i w 1851 r. przy ulicy Szpitalnej uruchomił
własną wytwórnię czekolady z nowoczesną
maszyną parową. Tamże otworzył własny
sklep ze słodyczami i luksusowy salon, gdzie
można było się napić gorącej czekolady w filiżankach. Jako ewangelik ufundował witraże
w kościele św. Trójcy, a jako zwolennik
nowoczesności w swoim domu miał zainstalowaną szklaną windę. W 1876 r.
w prezencie ślubnym przekazał fabrykę
25-letniemu synowi Emilowi Albertowi
Fryderykowi Wedlowi (1841-1919). Nowy
właściciel stopniowo ją unowocześniał i
powiększał produkcję. Syn tego ostatniego
– Jan Wedel (1874-1960) – doktor chemii
spożywczej, w latach 1927-1931 pobudował
fabrykę na Kamionku (Praga) i tam przeniesiono produkcję z ul. Szpitalnej, przy której
pozostał tylko sklep firmowy z gorącą czekoladą, czynny do dziś. Jan – ostatni właściciel „Wedla”, wprowadził wiele nowości
w produkcji (nowe smaki, kształty i rodzaje wyrobów), a opakowanie bombonierek
projektowali artyści. Firmowym samolotem
RWD-13 o ładowności 400 kg, zakupionym
w 1936 r., wysyłał na bieżąco wyroby do
Londynu, m.in. na dwór królewski, do Paryża, na Bliski Wschód do szejków, Japonii
– według zamówień i oczekiwań ważnych i
zwykłych odbiorców. W kraju powstawały
dobrze zaopatrywane sklepy firmowe nie
tylko w Warszawie, ale i w Ciechocinku,
Rabce, Krynicy, Zakopanem, Lwowie. Powstawały liczne automaty ze słodyczami.
Zakład zatrudniał przeszło 1300 pracowników otaczanych dobrą opieką socjalną. W
czasie powstania warszawskiego fabryka
była częściowo zniszczona, ale już w drugiej
połowie 1944 r. pierwsza partia słodyczy (80
kg karmelków) została wysłana do Lublina,
do dyspozycji PKWN. W 1949 r. fabryka
została upaństwowiona. Powstało Zjednoczenie Przemysłu Cukierniczego, w skład
którego, oprócz „Wedla”, wchodziły inne
fabryki: Syrena, Milanówek, Fuchs, Płońsk i
ten konglomerat firm otrzymał nazwę „ZPC
22 Lipca d. E. Wedel”. Przy fabryce uruchomiono Zasadniczą Szkołę i Technikum
Cukiernictwa. Produkty eksportowano do
30 państw. W 1989 r. nastąpiła prywatyzacja
zakładu. Właściciele zmieniali się kolejno:
Pepsi Co, a na giełdzie akcje nabywały firmy francuskie, fińskie, brytyjskie, koncern
amerykański, Japończycy. W 2011 r. firmę
Wedla przejęli Anglicy, zatrzymując znak
firmowy „d. E. Wedel”. Ostatni właściciel,
Jan Wedel, zmarł w 1960 r.
Czytelnicy zdziwią się może, dlaczego
piszę o fabryce Wedla i co ona ma wspólnego z Koninem? A jednak! Temat zjawił
się niespodziewanie dwunastego kwietnia br., gdy w I Programie RP usłyszałam,
że jest to Dzień Czekolady i to światowy!
Wprawdzie ani w Koninie, ani w najbliższej
okolicy nie ma nawet filii zakładu wedlowskiego, ale są liczne sklepy z tymi wyrobami. Trudno bowiem wyobrazić sobie życie
bez tej słodyczy. Okazało się, że w historii
wedlowskiej fabryki pojawił się spory akcent koniński. Starsi mieszkańcy pamiętają
o tym, inni mogą się dopiero dowiedzieć.
Otóż w końcowych latach 60. i początku lat
80. ubiegłego wieku, dyrektorem ówczesnego zakładu noszącego nazwę „22 lipca d.
E. Wedel”, był pochodzący z Konina Zdzisław Sonnenberg. Nazwisko dobrze znane w
Koninie, dodam, że jego starszy brat Mieczysław, na skutek donosu miejscowego szpicla, w
czasie wojny był więźniem
obozu koncentracyjnego.
Zdzisław Sonnenberg, mój
niewiele starszy licealny kolega, bardzo zdolny
uczeń, absolwent SGPiSU
w Warszawie, praktykant
w Oddziale Banku PKO
w Koninie, dyrektorował
„Wedlowi” przeszło piętnaście lat. Już w 1967 roku
składał raport z wykonania
planu produkcyjnego, a w
1981, z ramienia zakładu
podpisywał porozumienie
z zakładową „Solidarnością”. Dyrektorem był do
1985 roku. Niespodziewana, podstępna choroba spowodowała przedwczesną
śmierć w wieku niewielu
ponad 50 lat!
Dyrektor bardzo cenił sobie przypadkowe lub
ustalone odwiedziny znajomych z Konina. W swoim gabinecie częstował ich
filiżanką gorącej czekolady
i wyrobami świetnie prosperującej firmy.
Jadwiga Naskręcka
tem do opowiadania. Wiele moich tekstów
było inspirowanych jej opowieściami i
uzupełnianych informacjami od Basi. Opowiadała ze swadą i dowcipem. Była również obdarzona niesamowitym poczuciem
humoru, miała ogromny dystans do samej
siebie i otaczającego ją świata. Była kobietą silną i niezłomną, o niewzruszonych
zasadach. Jej namiętnością były książki.
W latach młodości często wydawała ostatni grosz na tę przyjemność. Rozumiałem
tę namiętność, bo sam robię podobnie.
Śmierć Basi jest niewątpliwą stratą dla rodziny, przyjaciół i znajomych, ale jest również stratą dla całego miasta i tych, którzy
interesują się jego historią. Pozostało tyle
pytań, na które Basia już nie odpowie, na
pewno też pozostało tyle historii, których
już od niej nie usłyszymy. Często z właściwą sobie kokieterią pytała, czy kiedy
„kipnie”, jak mówiła o swojej śmierci, to
będę po niej płakał. Płakałem, owszem, bo
takich ludzi jak Basia Nowacka dzisiaj już
się nie spotyka. Kiedy przychodziłem do
niej z wizytą i wchodziłem na piętro, Basia już czekała w uchylonych drzwiach, z
lekko przechyloną głową, jakby uważnie
się czemuś przyglądała, i witała mnie charakterystycznym dla niej lekko ironicznym
uśmiechem. Taką ją zapamiętam. Basiu, nie
mówię „żegnaj”. Powiem – do zobaczenia!
Damian Kruczkowski
Błysk myśli
wszystko
wielkie czy małe
co mnie spotkało
spotyka
lub spotykać będzie
nie zależy ode mnie
bo nie ma przypadków
jestem tylko mniej
lub bardziej udanym
i pojętnym wykonawcą
planu
„Koniniana” polecają
str. 23 (str. III)
Szlakiem konwalii i bzu – ocalić od zapomnienia...
Wiosną rozkwita przyroda, budzi się do
życia świat zwierząt i roślin. W zazieleniony krajobraz okolic Konina wkomponowują
się wielobarwne kępy krzaków bzu, wyznaczające niekiedy śródpolne lub śródleśne
zdewastowane cmentarzyki ewangelickie
osadników niemieckich. Miejsca te, niekiedy
nieodłącznym elementem budowy domów
na okolicznych terenach (szczególnie dużo
obiektów znajduje się we wsi Czarnybród,
gm. Grodziec). Wystarczy odbić w dowolną
drogę w bok od trasy Konin-Kalisz na południe od Rychwała, by znaleźć się w innym
świecie – świecie opuszczonych domostw,
zapomniane przez okoliczną ludność, cechują się bogactwem florystycznym. Krzaki bzu
lilaka chronią pozostałości nagrobków, liternictwa, również żelazne krzyże, okucia. Elementem nieodłącznym są także rozkwitające
w maju konwalie. Wyznaczające zarysy ale-
drewnianych domów krytych strzechą (m.in.
we wsiach Nowe i Stare Grądy, Konary,
Piskory, Zamęty), bądź wyruszyć trasą z
Grodźca na Jarocin poprzez piaszczyste tereny puszczańskie (we wsi Wierzchy odkrywka rudy darniowej).
jek, granice nekropolii, gatunki dębów bądź
lipy, mają znaczenie symboliczne jako drzewa nieśmiertelności albo Sądu Ostatecznego.
Na pograniczu powiatów konińskiego i
pleszewskiego wyznaczono nawet turystyczny Szlak Konwaliowy, którego jednym z
punktów jest najlepiej zachowany cmentarz
olęderski w regionie w Orlinie Dużej. Ruda
darniowa z Puszczy Pyzdrskiej stała się
W tym roku już po raz czwarty odbył się
w maju rajd „Tam, gdzie konwalie... – ocalić od zapomnienia” inspirowany książką
Zdzisława Kulawinka. Śladem osadnictwa
olęderskiego w kolejne miejsca subregionu konińskiego podążyli rowerzyści Sekcji Rowerowej „CIKLO” PTTK Oddział w
Koninie. Do entuzjastów tego wydarzenia
dołączyli w tym roku: Andrzej Pasternak ze
Stowarzyszenia POMOST (odnajdującego
groby żołnierzy niemieckich, prowadzącego
ekshumacje i identyfikacje szczątków) oraz
Urszula Karolczak – prowadząca na portalu
społecznościowym Facebook profil poświęcony cmentarzom ewangelickim Wielkopolski Wschodniej i nie tylko.
Trasa rajdu konwaliowego wiodła już
przez tereny gminy Grodziec (Borowiec Sta-
Holendrach oczyszczony z roślinności przez
miejscową ludność i młodzież gimnazjalną).
W tym roku rowerzyści i sympatycy dwóch
kółek dotarli i przejechali przez cały obszar
gminy Krzymów (Brzezińskie Holendry,
Gozdek, Piersk, Drążeń, Genowefę, Stare Paprockie Holendry). W wymienionych
miejscach natknięto się na cmentarzyki w
różnym stopniu zachowane (od zdewastowanego i zamienionego na śmietnisko cmentarza w Borowie-Gozdku, po oznaczony specjalną tablicą informacyjną obiekt w Piersku
przy Warcie). Jednak pierwszym punktem
majowej wyprawy rowerowej był Żychlin
i zwiedzanie kościoła ewangelicko-reformowanego oraz znajdującego się nieopodal
cmentarza kalwińskiego. Tutaj pomocą służyli: ks. Tadeusz Jelinek i Danuta Sznycer
– jedna z głównych pomysłodawczyń przedsięwzięcia. Cel akcji pozostał nadal ten sam:
przybliżanie, odkrywanie tego, co zwykłym
mieszkańcom nieznane albo przez lata zapomniane.
Szlaki wyznaczone bzem i konwalią
ciągną się równoleżnikowo wzdłuż Doliny
Warty i Puszczy Pyzdrskiej. Roślinność ta
skrywa, niekiedy chroni przed dewastacją
ry na skraju Puszczy Pyzdrskiej), Rychwał
(cmentarz ewangelicki w Święci), Kleczew
(las Krążel – miejsce egzekucji kilku tysięcy
Żydów), Rzgów i Zagórów (liczne cmentarze ewangelickie Doliny Warty), Golina
(cmentarz na Kaczymce w Węglewskich
ślady zapomnianej przez wielu przeszłości
tych obszarów. Wiele osób zainspirowanych
urokiem takich miejsc podjęło się renowacji
bądź uporządkowania takich obiektów, m.in.
w Kiejszach, Zarzewku czy Porożu Starym.
Bartosz Kiełbasa
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych, zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania
ADRES REDAKCJI:
62-510 Konin, ul. Przemys³owa 9,
tel. 63-243-77-00, 63-243-77-03
ISSN 0138-0893
[email protected]
Redaktor prowadzący – Stanisław Sroczyński, zespół redakcyjny – Piotr Rybczyński, Zygmunt Kowalczykiewicz (st.),
Jan Sznajder, Janusz Gulczyński, Włodzimierz Kowalczykiewicz (mł.), (Internet)
str. 24 (str. IV)