Janusz Gęsicki

Transkrypt

Janusz Gęsicki
Dr hab. Janusz Gęsicki jest profesorem Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie,
dziekanem Wydziału Nauk Pedagogicznych, autorem wielu publikacji, m.in.: Jak nie
zwariować w szkole.
Janusz Gęsicki
Dlaczego uczniowie są wredni??
W społeczeństwie, w którym dominuje kultura nieufności, szkoła nie może być oazą
zaufania. Dlatego w Polsce nauczyciele nie ufają uczniom i rodzicom, a ci im ten brak
zufania odwzajemniają. Na tym podłożu rodzą się: nauczycielska pokusa ciągłego
kontrolowania, karania i wymuszania posłuszeństwa oraz uczniowskie uniki,
oszukiwanie i agresja.
W latach 2006 i 2007 przetoczyła się w mediach, środowiskach politycznych i oświatowych
dyskusja inspirowana agresywnymi zachowaniami uczniów. Ożył spór między zwolennikami
nieopresyjnego (demokratycznego) wychowania i zwolennikami twardej dyscypliny,
autorytaryzmu i kontroli. Gdzieś głęboko w tle tych pedagogicznych dyskusji o przymusie
i swobodzie w wychowaniu kryje się fundamentalny problem zaufania w życiu społecznym.
Zwróciła na to uwagę Maria Dudzikowa, pisząc o erozji kapitału społecznego w szkole
w kulturze nieufności (Dudzikowa 2008). Jeżeli poddamy to zjawisko pogłębionej analizie, to
okaże się, że nie jest to problem psychiki poszczególnych osób, ani nawet pewnych struktur
społecznych. To problem głęboko zakorzenionych w świadomości wzorców kulturowych,
które ujawniają się nie tylko w naszym kraju. Można nawet mówić o nich w skali globalnej.
Spory pedagogów
Wraz ze zmianą ustrojową pedagodzy optymistycznie odtrąbili odejście od autorytarnej
pedagogii. Sam w 1994 roku omawiałem opozycje między:
-
pedagogiką przygotowania do życia versus pedagogiką rozwijania osobowości,
-
strategią narzucania w kształceniu versus strategią wyzwalania aktywności ucznia,
-
przekazem versus dialogiem,
-
dominacją versus partnerstwem.
Wieszczyłem wówczas, że to, co znajduje się w drugich członach tych wszystkich opozycji,
mieści się „(...) w odzyskującej lub zdobywającej coraz więcej zwolenników szeroko
rozumianej pedagogice humanistycznej lub emancypacyjnej i to zarówno w znaczeniu
akademickim, jak i w sensie praktycznych aplikacji. Do opisu rzeczywistości szkolnej
używane są w tych nurtach takie kategorie pojęciowe jak „dialog”, „teatr” i „transakcja”.
W skrajnej postaci, w koncepcji tzw. antypedagogiki, nauczyciel powinien negocjować
z uczniem nawet zakres swoich uprawnień jako nauczyciela .
Od tego czasu ten nurt pedagogiki wzbogacił się o liczne publikacje, których już nie będę
tutaj wymieniał. Przeciwnicy jednak nie próżnowali. Karierę na rynku wydawniczym zrobiła
seria książek autorstwa Jamesa Dobsona o tym, jak skutecznie przymuszać dziecko do
posłuszeństwa, łącznie z instruktarzem, jak należy je bić, aby osiągać założone efekty.
W roku 2005 uczestniczyłem w organizowanym przez Związek Nauczycielstwa Polskiego
Kongresie Pedagogicznym. Jedną z refleksji z tego kongresu pozwoliłem sobie opublikować,
w formie felietonu w Głosie Nauczycielskim, gdzie pisałem: „Dyskusję wywołał panelista,
który dominującemu współcześnie, jego zdaniem, pajdocentryzmowi przeciwstawił –
aksjocentryzm. Swobodzie i spontaniczności zachowań uczniów przeciwstawił przymus
i dyscyplinę wynikającą z autorytetu nauczyciela.
Ciekawa była reakcja sali. Nauczyciele z sympatią odnieśli się do tego kształtu relacji
nauczyciel – uczeń. Widać przytłoczeni są i zmęczeni codziennym “użeraniem się
z nieznośnymi bachorami” i aż ich ręka świerzbi. Niestety nie wolno, bo dziecko ma swoje
prawa, nawet swojego rzecznika, bo jest autonomiczne i ma swoją godność, której nie wolno
naruszać. Oj, ciężka jest dola nauczyciela, który o swój autorytet musi zabiegać, bo nie może
go wymusić, a nikt mu tego autorytetu nie przyzna i nie zapisze w odpowiednich przepisach.
Na tym tle wyróżniała się nieliczna lecz hałaśliwa mniejszość pracowników naukowych –
nauczycieli akademickich. Przeciwstawili się oni aksjocentryzmowi w imię humanitaryzmu,
praw dziecka i pedagogiki rozwijania osobowości. Postulowali pochylanie się z troską nad
każdym maleństwem, wyciąganie doń ręki nawet, gdy chce tę rękę ugryźć, a nawet może
odgryźć. Słusznie w jednym z głosów w dyskusji zwrócono uwagę, że naukowcy oderwani są
od życia i nie mają pojęcia o praktyce pedagogicznej. A to przecież praktyka jest
weryfikatorem wszelkich teorii.”
Przekorna pointa tego felietonu okazała się po pewnym czasie złowieszczym proroctwem.
Do szkół zaczęto wprowadzać program zero tolerancji, mundurki, społeczne trójki z udziałem
policji, monitoring i firmy ochroniarskie. Te decyzje władz oświatowych spotkały się ze
znaczącym społecznym przyzwoleniem. A właśnie przed takim kierunkiem ewolucji
nastrojów społecznych (w tym również nauczycieli) ostrzegała już w 2001 roku Maria
Dudzikowa.
2
Skąd bierze się ta żywotność pedagogiki opresyjnej, ta atrakcyjność przymusu, kontroli
i ślepej dyscypliny?
Kluczowa rola zaufania
Francis Fukujama wyróżnił trzy rodzaje kapitału. “Tak jak kapitał fizyczny (ziemia, budynki,
maszyny) i kapitał ludzki (wiedza i sprawności, które nosimy w głowach), również kapitał
społeczny przyczynia się do pomnażania bogactwa i wobec tego posiada wartość dla
gospodarki danego kraju. Jest również koniecznym warunkiem wszelkich grupowych
przedsięwzięć, jakie mają miejsce w nowoczesnym społeczeństwie: od prowadzenia
niewielkiego sklepu spożywczego, przez organizowanie grup nacisku mających wpływać na
decyzje Kongresu, do wychowania dzieci.” Czym jest kapitał społeczny? Według Fukujamy
jest to: „(...) zespół nieformalnych wartości i norm, które uznają członkowie danej grupy
i które umożliwiają im współpracę. Jeżeli członkowie grupy oczekują od innych uczciwego
postępowania, na którym można polegać, muszą ufać sobie nawzajem. Zaufanie jest jak
smar, który usprawnia funkcjonowanie wszelkich grup i organizacji.” Ostatnie zdanie
pozwoliłem sobie wytłuścić, gdyż bardzo trafnie określa, jaką rolę odgrywa zaufanie w życiu
społecznym, w tym również w procesach edukacyjnych.
Podobną opinię wyraża Piotr Sztompka, pisząc o zaufaniu jako fundamencie społeczeństwa.
Podkreśla jednak, że: „W wypadku całkowitej kontroli nad jakimś zjawiskiem zaufanie nie
odgrywa oczywiście żadnej roli. (...) Pełna władza nie wymaga zaufania”.
W zakończeniu swojej książki o przymusie i dyscyplinie w klasie szkolnej Stefan Mieszalski
przestrzega nauczycieli przed “(...) konsekwencjami zbytniego zaufania do swojej władzy
w klasie szkolnej”. To stwierdzenie inspiruje do postawienia dwóch pytań.
Po pierwsze – czy przekonanie o pedagogicznej władzy nauczyciela jest tak silne, że uzurpuje
on sobie prawo do władzy absolutnej i daleko idącej kontroli zachowań uczniów, do czego
zaufanie nie jest potrzebne? Po drugie – czy nauczyciele dostrzegają brak tego smaru,
o którym pisał Fukujama i dlatego dążą do umocnienia swojej władzy, aby zachować
autorytet i dyscyplinę?
Kultura nieufności
W raporcie Diagnoza społeczna 2007 znajdujemy wykresy obrazujące poziom zaufania
w naszym społeczeństwie w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Oto one:
Wykres 1. Odsetek osób w wieku 18 i więcej lat ufających innym ludziom.
3
Wykres 2. Odsetek osób ufających innym ludziom w Polsce w latach 1992-2007 i średni
poziom zaufania w UE w 2004 r.
Oba te wykresy obrazują dramatycznie niski poziom zaufania społecznego w naszym kraju.
Najniższy spośród wszystkich badanych krajów (wykres 1) i utrzymujący się na niezmiennie
niskim poziomie od piętnastu lat (wykres 2).
4
Jeżeli tak jest, to dlaczego szkoła miałaby być oazą zaufania w społeczeństwie, gdzie
dominuje kultura nieufności. W rezultacie nauczyciele nie ufają uczniom i rodzicom, a ci im
ten brak zufania odwzajemniają. Na tym podłożu rodzi się pokusa ciągłego kontrolowania,
karania i wymuszania posłuszeństwa.
Dlaczego tak jest? Ronald Inglehart wyjaśnia to zjawisko, zwracając uwagę na związki
róznych obszarów kulturowych z procesami demokratycznymi, ekonomicznymi
i innowacyjnymi. Swoje analizy syntetycznie przedstawił w postaci map, z których jedną
prezentuję poniżej.
Wykres 3. Zaufanie międzyludzkie a tradycja kulturowa, poziom rozwoju gospodarczego
i tradycja religijna.
5
W komentarzu do tego rysunku czytamy: „(...) prawie wszystkie społeczeństwa protestanckie
plasują się wyżej na skali zaufania międzyludzkiego niż społeczeństwa katolickie. (...)
Dziedzictwo komunizmu wydaje się również wywierać wpływ na tę zmienną, która
w wypadku prawie wszystkich państw postkomunistycznych osiąga bardzo niskie wartości.
Zgodnie z powyższym w krajach protestanckich, gdzie panował ustrój komunistyczny, czyli
na przykład w NRD i na Litwie, utrzymuje się stosunkowo niski poziom zaufania. W grupie
19 społeczeństw, w których ponad 35% populacji jest zdania, że większości ludzi można ufać,
znajduje się czternaście protestanckich, trzy konfucjańskie, jedno hinduistyczne i tylko jedno
6
(Irlandia) katolickie. Spośród dziesięciu społeczeństw najniżej sklasyfikowanych osiem
należy do kręgu katolickiego, a żadne do protestanckiego.”
Oczywiście nie można tych wyników traktować ahistorycznie. Współczesne procesy
sekularyzacyjne powodują, że często używa się określenia społeczeństwa postprotestanckie.
Również współczesny, posoborowy katolicyzm wyraźnie ewoluuje. Niemniej dziedzictwo
kulturowe, wynikające z wpływu jakie ten kościół przez wieki wywierał, jest cały czas
widoczne i oddziaływuje na poziom zaufania społecznego. Dlatego pozwoliłem sobie użyć
terminu kultura nieufności.
Co z tego wynika?
Żyjemy w społeczeństwie, w którym dominuje katolicka tradycja kulturowa. W którym przez
ponad 40 lat panował ustrój polityczny niesprzyjający budowaniu zaufania społecznego.
W rezultacie tego dziedzictwa kulturowego wykształciła się w Polsce kultura nieufności
przenikająca wszystkie sfery życia społecznego. Nie ufamy urzędnikom, a oni nie ufają
obywatelom, ubodzy nie ufają bogatym, a bogaci boją się biednych, miasto nie ufa wsi, a wieś
miastu, wyborcy nie ufają politykom. Te przykłady można mnożyć.
Na takim podłożu kulturowym z olbrzymim trudem przebijają się koncepcje pedagogiczne
zakładające zaufanie między głównymi aktorami dramatu oświatowego. Zresztą szkoła, która
byłaby oazą zaufania w nieufnym społeczeństwie, kształciłaby nieprzystosowanych
dewiantów, byłaby dysfunkcjonalna.
Czy znajdujemy się więc w swoistym błędnym kole, z którego nie ma wyjścia? Uważam, że
nie. Wzajemne oddziaływania szkoły i otoczenia społecznego, oparte na demokratycznych
procedurach, mogą sprzyjać wzrostowi zaufania społecznego. Pod warunkiem jednak, że
politycy oświatowi nie będą umacniać kultury nieufności. Nastawmy się jednak na
długotrwałe procesy zmian. Szybko można zmienić organizację, prawo, nawet rynek. Zmiany
kulturowe wymagają znacznie więcej czasu i cierpliwości.
Warto przeczytać:
Diagnoza społeczna 2007. Warunki i jakość życia Polaków, Raport pod red. J.Czapińskiego
i T.Panka, Warszawa 2007.
M.Dudzikowa, Mit o szkole jako miejscu” wszechstronnego rozwoju” ucznia, Kraków
2001.
7
M.Dudzikowa, Erozja kapitału społecznego w szkole w kulturze nieufności, w: M.Dudzikowa
i M.Czerepaniak-Walczak (red.), Wychowanie, pojęcia, procesy, konteksty, tom 4, Gdańsk
2008.
F.Fukujama, Wielki wstrząs. Natura ludzka a odbudowa porządku społecznego, Warszawa
2000.
J.Gęsicki, Bić czy głaskać?, w: Głos Nauczycielski, 2005 nr 23.
R.Inglehart, Kultura i demokracja, w: L.E.Harrison i S.P.Huntington (red.), Kultura ma
znaczenie. Jak wartości wpływają na rozwój społeczeństw, Poznań 2003.
S.Mieszalski, O przymusie i dyscyplinie w klasie szkolnej, Warszawa 1997.
P.Sztompka, Zaufanie. Fundament społeczeństwa, Kraków 2007.
8

Podobne dokumenty