New York, New York…
Transkrypt
New York, New York…
58-felieton-Egurrola:Makieta 1 2011-09-12 19:19 Strona 58 58 FELIETON / FASCYNACJE WITTCHEN/jesień–zima 2011 O tej metropolii napisano już wiele. Wiedziałem więc, że to miejsce niezwykłe, pełne kontrastów, dla niektórych wspaniałe, dla innych koszmarne. Spotykałem często ludzi, którzy wyjechali z Nowego Jorku po dwudziestu latach z nadzieją, że już nigdy go nie zobaczą. Nie mogłem tego zrozumieć, tej frustracji, bólu, cierpienia. Jeżeli było aż tak źle, to dlaczego nie zdecydowali się na wyjazd wcześniej? Pytałem ich i siebie. Mówili o samotności, wyobcowaniu, o pogoni za dolarem, o ciągłej walce ponad siły. Każdy dzień napawał ich lękiem, zmęczeniem, ale i nadzieją. Na koniec naszych rozmów zawsze padało stwierdzenie: „I tak nie zrozumiesz. Musisz tam pojechać, zobaczyć, doświadczyć”. Byłem w Nowym Jorku i myślę, że… Determinacja w dążeniu do sukcesu jest w tym mieście wyczuwalna od razu, kiedy tylko opuścisz lotnisko. Kierowcy żółtych taksówek na wynos i biegli dalej z pochyloną głową. W ogóle na siebie nie spoglądając, nie mówiąc już o jakimkolwiek kontakcie werbalnym. Nie jest żadnym odkryciem, że Nowy Jork to miasto emigrantów i turystów. Tutaj znajdziesz wszystkie narodowości świata, wymieszane w sposób doskonały. Ludzie, którzy zdecydowali się na życie w tym mieście, są odważni, nie boją się walki, ciężkiej pracy i zmian. Wielu z nich to potomkowie emigrantów, którzy przyjechali zrealizować amerykański sen o sławie i bogactwie. Nowojorczycy unikają turystów jak ognia, najbardziej znienawidzonym przez nich miejscem jest Times Square. Jeżeli mogą, to omijają Manhattan szerokim łukiem. Chciałem ich jednak poznać, dlatego zadzwoniłem do mojego starego przyjaciela. Wpadliśmy sobie w ramiona i zaczęliśmy rozmawiać. Pytałem o pracę, pieniądze, miłość i oczywiście nowojorczyków. To, co usłyszałem, było przygnębiające: „To miasto jest jak Fot. Grzegorz Nelec NEW YORK, NEW YORK… JEDYNE TAKIE MIASTO walczą o ciebie, jakby od tego zależało ich życie, co chwila ktoś podchodzi, oferując nocleg lub dając do ręki zaproszenie, ulotkę; wszyscy gdzieś biegną, nikt nie stoi! Dla mnie, zwykłego turysty, to było fascynujące. Patrzyłem na to z otwartymi ustami, starając się jak najwięcej dostrzec. Każdy dzień wykorzystywałem do granic możliwości. Biegałem po muzeach, spektaklach, sklepach, byłem podniecony i szczęśliwy, że mogę tu być. Pokochałem Nowy Jork od pierwszego wejrzenia. Kupiłem sobie nawet czapkę z logo NY, bo czułem, że za moment to będzie moje miasto. W kilkumilionowym tłumie na Times Square sprawdziłem wszystkie przygotowane z myślą o turystach fantastyczne atrakcje i czułem się doskonale. Po tygodniu, kiedy trochę ochłonąłem, przypomniałem sobie, że chciałem odpowiedzieć na pewne pytania, i zacząłem rozglądać się za nowojorczykami. O zgrozo, przez te siedem dni w ogóle ich nie zauważyłem. Nie uwierzycie, ale pierwszych nowojorczyków dostrzegłem w kawiarniach Starbucks. Wszyscy siedzieli w milczeniu, wpatrzeni w monitory MacBooków, nikt na nikogo nie patrzył, jedni się uczyli, drudzy pisali maile, nawet ci, którzy siedzieli razem, nie rozmawiali ze sobą. Jeżeli nie mieli laptopów, kupowali kawę dżungla, przetrwać mogą tylko najsilniejsi”. Zapytałem więc, po co tak walczyć? Nie lepiej się spakować i wynieść stąd? Odpowiedział: „Poddać się? Nigdy! Jeżeli chcesz naprawdę zrozumieć nowojorczyków, to pojedź tam, gdzie kiedyś stały wieże World Trade Center”. Następnego dnia wybrałem się na miejsce największego zamachu terrorystycznego w dziejach świata. Jadąc tam, myślałem, że zobaczę morze kwiatów i tysiące zniczy – tak by to wyglądało w Polsce. Nie było jednak ani jednego kwiatka i ani jednego znicza. Był tylko wielki plac budowy i to w samym środku Manhattanu. Nowojorczycy postanowili odbudować wieże, jeszcze większe i piękniejsze, a do tego nie dwie, tylko pięć. Największa już stoi, nazwali ją Wieżą Wolności. Patrzyłem na tę budowę i ogromne tempo prac, i chyba ich zrozumiałem. W tym mieście żyją Spartanie, nic nie jest w stanie ich złamać. Te wieże właśnie to mają uzmysłowić światu. Jeżeli nie ma w tobie siły, to nie jest miejsce dla ciebie. Nowy Jork to miasto, gdzie żyją najsilniejsi z silnych, jeżeli nie masz tego w sobie, to pozostań turystą, a wyjeżdżając, zabierz część energii tego miejsca. Nie każdy może być Spartaninem… chciałem powiedzieć: nowojorczykiem. Agustin Egurrola Miłością do tańca zaraził miliony Polaków. Przewodniczący jury programu „You Can Dance”, główny choreograf popularnego show „Taniec z Gwiazdami”. Twórca choreografii do najważniejszych przedsięwzięć artystycznych i estradowych w Polsce. Prowadzi kilka szkół tańca w Warszawie.