emeryci mogą liczyć tylko na własne oszczędności

Transkrypt

emeryci mogą liczyć tylko na własne oszczędności
NR LXXXIII 2014 LIPIEC – SIERPIEŃ
WWW.BANKOWOSCPRYWATNA.PL
FOTO: THINKSTOCK
EMERYCI MOGĄ LICZYĆ TYLKO
NA WŁASNE OSZCZĘDNOŚCI
Kryzys finansowy odbił się
również na sytuacji ludzi
starszych. W wielu krajach
europejskich podwyższono wiek
przechodzenia na emeryturę
i obcięto nie tylko wiele
przywilejów, ale wręcz wysokość
świadczeń, bądź bezpośrednio,
bądź poprzez zwiększenie
ich opodatkowania.
Dotyczyło to nie tylko
najbardziej rozrzutnej
pod względem emerytur Grecji,
gdzie tak zwana stopa
zastąpienia sięgała 96 proc.
I raczej trudno spodziewać się,
powrotu do starych dobrych
czasów, a jeśli już to na krótko,
gdyż problemy z finansowaniem
świadczeń w szybkim tempie
będą narastać.
Według danych niemieckiego ministerstwa pracy, w 2012 r. ok. 760 tys. emerytów w przedziale wiekowym od 65 do
74 lat, zmuszonych było do podejmowania drobnych prac zarobkowych, by dorobić do skromnej emerytury. W porównaniu do sytuacji z 2000 r. liczba takich osób
zwiększyła się aż o dwie trzecie. Kolejnych ponad 150 tys. osób w wieku poprodukcyjnym pracowało na etacie. Ponad
400 tys. niemieckich emerytów otrzymy-
wało pomoc socjalną, a grono wnioskujących o nią także wyraźnie się zwiększało.
Z przeprowadzonego kilka lat temu przez
Komisję Europejską badania wynikało,
że spośród pięciu brytyjskich 65-latków
aż trzech musi utrzymać się z dochodów
dużo niższych niż przeciętne. Z powodu
niskich emerytur muszą oni oszczędzać
na jedzeniu i innych codziennych wydatkach. A przecież mowa tu o sytuacji
w dwóch najbogatszych krajach Europy.
Jeśli już mowa o bogatych, to wypada zajrzeć także za ocean. W ostatnich
dniach amerykański Instytut Badań
Świadczeń Pracowniczych opublikował
wyniki ankiety, z której wynika, że 43
proc. uczestników obawia się, że nie ma
wystarczająco dużo pieniędzy, by spokojnie myśleć o starości. Warto przy tym
zwrócić uwagę na typowy dla Amerykanów sposób myślenia, jak na zamieszkujących kolebkę wolnego rynku przystało. Respondenci mówią: obawiam się, bo
mam za mało pieniędzy. Amerykański
system świadczeń emerytalnych należy
do najbardziej zindywidualizowanych
i choć świadczeń socjalnych także w Stanach Zjednoczonych nie brakuje, to nikt
nie liczy na ZUS i rząd, tylko liczy, ile ma
na własnym koncie.
Zwolennikom modelu kanadyjskiego
wypada zwrócić uwagę, że jego zasadniczym elementem nie jest państwowa
emerytura obywatelska, ale oparty na
systemie składek, niezależny od państwa, choć kontrolowany przez rząd
fundusz, inwestujący zebrane pieniądze, a nie zapisujący je na kontach, jak
nasz ZUS oraz trzeci, dobrowolny filar
oszczędności prywatnych.
W wielu krajach nieco mniej wolnorynkowych, gdzie w finansowaniu emerytur spory udział ma państwo, także
liczą się konkretne pieniądze, a nie bie-
żące transferowanie składek osób pracujących do kieszeni emerytów. Tam
problemem jest nie wysokość obciążeń
obywateli i budżetu, ale efektywność
inwestowania państwowych funduszy.
Choć japoński gigant Government Pension Investment Fund, dysponujący aktywami o wartości prawie 1,3 bln dol.,
w zakończonym w połowie 2013 r. roku
rozrachunkowym osiągnął rekordowo
wysokie zyski, toczy się dyskusja nad
zwiększeniem efektywności jego działalności inwestycyjnej.
Podobną troskę wykazuje się wobec
największego na świecie funduszu tego
typu, czyli norweskiego Globalnego Rządowego Funduszu Emerytalnego, który
w 2013 r. osiągnął stopę zwrotu sięgającą
16 proc. Warto zwrócić uwagę, że podobny fundusz, którego środki pochodzą ze
swoistego opodatkowania wydobycia surowców, posiada również Rosja.
W Polsce dopiero niedawno zrealizowano podobny pomysł, z tą różnicą, że
środki pochodzące z wydobycia trafiają
do specyficznego „funduszu”, zwanego budżetem państwa, który natychmiast je przejada, więc o jakiejkolwiek
efektywności trudno mówić. Podobnie
pewnie będzie z zyskami z łupków, o ile
w ogóle kiedykolwiek się pojawią.
Konkludując, trzeba wrócić do nudnych frazesów, że zostaje nam nie tyle
i nie tylko wybór między ZUS i OFE, ile
wybór metody połączenia niewydolnego
systemu obowiązkowych, państwowych
emerytur z dającym szansę na lepszą
emeryturę, systemem własnych, prywatnych oszczędności.
Roman Przasnyski
Roman Przasnyski
Więcej w najnowszym numerze Private Banking
NR LXXXIII 2014 LIPIEC – SIERPIEŃ
WWW.BANKOWOSCPRYWATNA.PL
FIRMA
11
NIERUCHOMOŚCI
Pod względem liczby małych firm, w Europie Polska ustępuje
tylko Francji, Hiszpanii, Niemcom i Włochom.
13
ART BANKING
Na rynku apartamentów lekko drgnęło, ale nowe inwestycje
powstają tylko w największych aglomeracjach.
14
Joseph Jacobs – znany amerykański historyk sztuki i ekspert
radzi co warto kupować i jak tworzyć kolekcje.
NA EUROPEJSKIM SZLAKU
W ciągu 10 lat Polska dokonała
skoku infrastrukturalnego,
budując ponad 2 tys. km
szybkich tras. Niestety, dopiero
na koniec zabieramy się
do stworzenia z nich spójnego,
funkcjonalnego systemu.
I marna pociecha w tym,
że w Europie nie tylko my
mamy z tym problem.
Granice w Europie zniknęły, ale nie znaczy
to, że beztrosko możemy przemierzać kontynent. Od różnorodności systemów rozliczeń na autostradach, stawek za przejazd
i sankcji za złamanie przepisów może zakręcić się w głowie. A nieznajomość przepisów
szkodzi i często słono kosztuje.
Za przejazd samochodem osobowym
autostradą A2 od granicy z Niemcami
w Świecku do Warszawy i z powrotem już
niedługo zapłacimy 156 zł. Taka stawka będzie obowiązywała po objęciu opłatami od
2017 r. odcinka z Warszawy do Strykowa.
To drogo, bo np. w Szwajcarii całoroczna
opłata za przejazd trasami szybkiego ruchu
stanowi równowartość 136 zł, a w Czechach
225 zł. Za darmo z najlepszych dróg można
korzystać np. w Wielkiej Brytanii, Belgii,
Szwecji, Finlandii i Niemczech. Ale u naszych
zachodnich sąsiadów zapewne już niedługo.
Na tle rozwiązań europejskich, system
autostradowy w Polsce jest mało przejrzysty.
Na odcinkach zarządzanych przez prywatnych koncesjonariuszy płaci się ok. 2,5 raza
więcej niż na państwowych. Są pomysły,
żeby sytuację uporządkować, ale rządowi
brakuje instrumentów. Nie ma wpływu na
prywatnych zarządców dróg, z którymi zawarto długoletnie umowy.
WIĘCEJ NA STR. -7
FOTO: THINKSTOCK
DEFLACJA WROGIEM ZADŁUŻONYCH,
SPRZYMIERZEŃCEM OSZCZĘDNYCH
EMERYTALNA BIEDA NIE
TYLKO W POLSCE
Zrobiło się o niej głośno od czasu, gdy Europejski Bank Centralny zaczął nią straszyć i zapowiadać, że się z nią rozprawi.
Dla większości z nas opowieści o deflacji są jednak jak bajka o żelaznym wilku.
Wszyscy o niej coś słyszeli, ale nikt nie
widział. Oprócz Japończyków, którzy żyją
z nią od kilkunastu lat. Podobno u nas się
nie pojawi, ale ceny już prawie nie rosną.
Wzrost cen, czyli inflacja jest we współczesnym świecie zjawiskiem uważanym
za normalne i tak powszechnym, że zdążyliśmy się do niej przyzwyczaić. Zwykli
obywatele narzekają na nią co prawda
znacznie bardziej niż ekonomiści, ale
dopóki nie jest zbyt wysoka, wszyscy są
w miarę zadowoleni. W Polsce nie kojarzy się najlepiej, bowiem przez wiele lat
dokuczała nam bardzo mocno. Dziś już
jednak mało kto pamięta, jak potrafi być
dokuczliwa i uparta. Z niedowierzaniem
Być może wielu z nas ma już dość straszenia
niskimi emeryturami i pouczania, że trzeba
więcej oszczędzać, traktując to jako typowo polskie narzekanie. Ale problem, wbrew
pozorom, nie jest obcy starszym ludziom
nawet w najbogatszych państwach świata.
Większość systemów emerytalnych jest nieefektywna.
Wśród powszechnych narzekań na niskie
emerytury, niesprawny ZUS i niedobre OFE,
przebija czasem, nie zawsze uzasadniona,
zazdrość wobec podróżujących po świecie
bogatych emerytów z Niemiec, Japonii, czy
Stanów Zjednoczonych oraz wymarzonego
przez niektórych polityków kanadyjskiego
modelu emerytur obywatelskich.
Do międzynarodowych porównań wysokości emerytur używa się różnych statystycznych miar, uwzględniających siłę nabywczą i wiele innych czynników. Statystyki
jednak mają to do siebie, szczególnie w od-
słuchamy o tym, jak ceny w Argentynie
czy Wenezueli mogą rosnąć o kilkadziesiąt procent rocznie. A jeszcze 20 lat temu
sięgała w Polsce 30 proc. rocznie, nie
wspominając już najgorszego pod tym
względem 1990 r., gdy dochodziła do 600
proc. Nic więc dziwnego, że boimy się
wysokiej inflacji, która zżera realną wartość naszych pieniędzy.
Deflację definiuje się jako długotrwały
spadek ogólnego poziomu cen, a w uproszczeniu rozumie się ją, jako przeciwieństwo
inflacji. Z punktu widzenia konsumentów
deflacja, czyli spadek cen, wydaje się zjawiskiem korzystnym. Któż nie chciałby, idąc
na zakupy, widzieć na sklepowych wywieszkach coraz niższych cen? Więc dlaczego ekonomiści tak bardzo boją się takiej sytuacji obawiają?
WIĘCEJ NA STR. 4
FOT. THINKSTOCK
niesieniu do zagadnień społecznych, socjalnych, czyli mających związek z poziomem
i jakością życia, że nie oddają najczęściej nie
tylko niuansów, ale faktycznego, choć subiektywnego odczucia ludzi w tej kwestii.
Zamiast więc przytaczać zimne dane z tabelek, warto spojrzeć na emerytalne problemy.
WIĘCEJ NA STR. 10
ISSN 1897-4147
CENA 9,9 ZŁ (w tym 8% VAT)