Pobierz w pdf - CzytajZaFree
Transkrypt
Pobierz w pdf - CzytajZaFree
Wspomnienie o Mrożku, bardzo osobiste Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: dariad Skończyłam wczoraj tekst, zapakowałam do wirtualnej koperty i z zadowoleniem posłałam tam, gdzie obiecują, że czytają. Historia nieśmieszna, zagadkowa, pełna grozy i napięcia, czyli klasyk kryminału z konspiracyjnym wątkiem. Nagle, już prawie nocą, dopada mnie news – MROŻEK NIE ŻYJE! Jak to pytam, dlaczego, kiedy, gdzie, kto… Decyduję się na drugą kawę myśląc - to będzie długa noc, tyle jest do przeczytania. Nastawiam się na odbiór i czytam, oglądam rysunki satyryczne, śmieję się przez łzy i wspominam. Zacznę jednak od tego, że zapomniałam kiedy i jak poznałam autora Sławomira Mrożka. Myślę sobie w liceum podczas omawiania lektury szkolnej pt. „Tango” i uśmiecham się pod nosem – nie do wiary, z lektury szkolnej? Natychmiast inna myśl pcha się z krzykiem „nie, mama mi czytała jeszcze w dzieciństwie”. Nie, to żart, odprawiam ją z kwitkiem przypominając, że mama czytała mi Andersena, a ja drżałam rezonując z tragedią ukochanych bohaterów. Ale jednak mama - ta wciąż upiera się mówiąc - w domu zawsze było pełno książek, Bułhakow, Kosiński, Dygat, Osiecka, pewno i Mrożek. Wodząc wirtualnymi oczami po papierowych grzbietach ostatecznie stwierdzam, że ta wzmianka też jest wymyślona, przecież byłam dzieckiem w czasach, kiedy w Polsce tych autorów publikowało się niechętnie. Zatem bibliotekarka, koleżanka z liceum, może Teatr Telewizji, albo Polskiego Radia? Ale czy to ważne, pytam samą siebie i ostatecznie ustalam oficjalną wersję - nie pamiętam. Wydaje się zatem, że Mrożek był ze mną zawsze, co jest możliwe, w końcu urodziłam się lata po premierze „Tanga”. Nie znałam pana Mrożka, nigdy nie miałam przyjemności zobaczyć go własne na oczy. Jest mi jednak niezwykle bliski. No może nie on sam, a jego dzieła. Pamiętam, będąc jeszcze studentką, siedziałam w pustym przedziale jadąc pociągiem ekspresowym z północy na południe. Mając dużo czasu do zabicia wyjęłam z reklamówki „Wybór dramatów Sławomira Mrożka” i korzystając z przywileju nieskrępowanego dostępu do ośmiu siedzeń na raz, wybrałam to najlepsze, pod oknem zgodnie z kierunkiem jazdy. Wyciągnęłam wygodnie nogi jak na kanapie w dużym pokoju i zaczęłam czytać. Lektura wciągnęła mnie na pniu, mimo, że był to kolejny raz, kiedy po nią sięgnęłam. Czytając śmiałam się na głos, a momentami nawet waliłam pięścią po udach. Raptem poczułam na Strona: 1/3 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl sobie czyjeś baczne spojrzenie i podniosłam głowę w zawstydzeniu jak uczniak przyłapany na nieprzystojnych figlach. Okazało się, że korytarzem przechodził pan i aż przystanął oniemiały zobaczywszy dziewczynę w pustym przedziale trzymającą książkę i śmiejącą się do rozpuku. Speszona powiedziałam „Mrożka czytam”, myśląc, że to wszystko tłumaczy. Ten, w istocie, pokiwał głową ze zrozumieniem i pyta: „Co konkretnie?”, więc odpowiadam: ”Tango” na co on rzecze: „Rozumiem, też tak reagowałem” i odchodzi uśmiechnięty. Pamiętam również, lata temu, pewien poczytny dziennik o zasięgu ogólnopolskim, w piątki na pierwszej stronie drukował rysunek satyryczny autorstwa Mrożka. Cały tydzień czekałam na kolejny, ironiczny komentarz rzeczywistości będąc mu zawsze wdzięczna za ukazanie mi samej siebie w krzywym zwierciadle. Rozpamiętuję teraz rysunek z człowiekiem, który wymyślił się sam, czy inny jak syn mówi do ojca: „Tato, burza idzie”, a ojciec mu odpowiada „Powiedz jej, że nie ma mnie w domu”, kolejny, gdzie w wielkim fotelu siedzi zmęczony dziadek trzymający w rękach gazetę i mówi jakby do siebie: „Wszystko już było” a stojący obok rozentuzjazmowany pędrak krzyczy: „A motocykl dla mnie też?” Był też taki, gdzie urzędnik (a może król, nie pamiętam) gromi maluczkiego petenta siłą swego urzędu krzycząc: „Milcz, jak do mnie mówisz”. W dniu jego publikacji byłam w gabinecie pewnego pana prezesa, roszcząc uzasadnione pretensje, że ten marnotrawi moje pieniądze. Pan prezes w końcu wstał i przeszywając mnie morderczym spojrzeniem, w którym jarzył się neon „Milcz jak do mnie mówisz”, wywalił mnie na zbity pysk. Po tygodniu wróciłam z prawnikiem, wtedy załatwiliśmy sprawę polubownie. Nie przypominam sobie żadnego rysunku Mrożka na okoliczność uzbrojenia się w mecenasa, ale jak znam Mistrza, na pewno taki narysował, albo gdzieś to opisał, dając nam wszystkim do wiwatu. Inne wspomnienie to upalny, długi majowy weekend i leżenie z przyjaciółką pod kochanowską lipą. Akcja rozgrywa się w, już wtedy popularnym, Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, więc nie chcąc walczyć z tłumem na Rynku, postanowiłyśmy spędzić dzień kameralnie, w ogrodzie. Kac straszliwy suszył nam usta, więc ustawiłyśmy na kocu wielki słoik z wodą i popijałyśmy z niego po łyku, gdyż nie chciało nam się zbyt często wstawać na siku. Zmęczone wydarzeniami poprzedniego wieczoru, postanowiłyśmy oddać się prostej rozrywce, czytaniu na głos. Szczęśliwie Olka miała ze sobą „Małe listy” Mrożka. Pamiętam jak czytałyśmy na przemian zaśmiewając się przy tym jak dwie głuptaski do sera. Z tego radosnego wydarzenia zostało mi w pamięci mrożkowe stwierdzenie, że kiedyś wojny się kończyły, bo wojownicy byli zmęczeni i nie mieli już siły dobywać szabli, miecza, topora, halabardy, czy czegokolwiek, czym mieli powinność zadźgać przeciwnika. Ale teraz jest inaczej, pisze pan Sławomir, teraz prowadzimy wojny naciskając przyciski, co nie jest specjalnie męczące dla mięśni. Tak, tak, śmiałyśmy się, ale ciarki latały nam po plecach. Pamiętam też opowiadanie, które rozwaliło mnie na łopatki. Niestety nie mogę sobie przypomnieć tytułu winiąc za ten stan rzeczy ostatnie zdanie zamykające opowieść. Bohaterem był jakiś szlachcić, który odziedziczył w spadku duży obszar ziemski. Przejeżdżając się po swoich włościach zobaczył kamienny posąg i zapytał woźnicy „co to?” Ten mu powiedział, że jest taka legenda, iż ów człowiek był grzesznikiem i za karę Bóg zamienił go w kamień i co roku przesuwa o ziarnko piasku w stronę Rzymu, a kiedy tam dotrze, nastąpi koniec świata. Szlachcic i głupiec za razem, usłyszawszy tę historię, kazał podwładnym przesuwać go, to do przodu, to do tyłu, raz czując się Bogiem, a raz trwożnym grzesznikiem bojaźliwym wobec gniewu Pana. W końcu parobkowie odmówili kolejnego przesunięcia, więc człowiek ten poszedł osobiście wykonać swą wolę i już zakasywał rękawy, kiedy posąg do niego przemówił” „Człowieku, odpierdol się ode mnie”. Nie piszę konkluzji, ani spektakularnej pointy, pomijam też analizy i wszelakie oceny. Strona: 2/3 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Tekstem tym chcę się tylko podzielić radosnym wspomnieniem podyktowanym głębokim smutkiem po stracie Mistrza. Panie Mrożek, będziemy pamiętać, obiecuję! Czytelniczka Strona: 3/3 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl