Późnym wieczorem pewnego zimowego dnia Michał usiadł - E-SGH
Transkrypt
Późnym wieczorem pewnego zimowego dnia Michał usiadł - E-SGH
Przywództwo Późnym wieczorem pewnego zimowego dnia Michał usiadł w swoim wielkim skórzanym fotelu we własnym biurze i patrzył bezwiednie na leżące tuż przed nim eleganckie zaproszenie na spotkanie w nowoczesnym stowarzyszeniu pracowników administracji publicznej, które zrzeszał, czy raczej chciał zrzeszać młodych specjalistów. Miarą tego sukcesu były stanowiska zajmowane przez jego członków. „Co za bezsensowny snobizm” – pomyślał Michał – „w tym czasie i za te pieniądze można by wysłać kilku pracowników na szkolenia lub przeprowadzić badania wśród klientów. A ci będą tam rozprawiać o jakiś bzdurach na zasadzie towarzystwa wzajemnej adoracji dla podniesienia swojego ego”. On tym czasem miał do rozwiązania gnębiący go i jego nowy zespół problem, który zupełnie zablokował im pracę. Michał pracował w administracji publicznej i był wysoko cenionym specjalistą ds. księgowości i rozliczeń. Szefowie cenili u niego zdolność do skoncentrowania się na zadaniu, które zawsze wykonywał doskonale. Może Michał byłby jednym z wielu, ale swoją pozycję zawdzięczał poniekąd umiejętności wykorzystania danej mu przez los szansy. Otóż półtora roku temu w firmie powstał problem związany z systemem księgowania i rozliczania funduszy strukturalnych z UE, który był na tyle poważny, że prowadził do znacznych opóźnień w realizacji niektórych usług. Wiadomo było, że należało niezwłocznie problem rozwiązać. Tylko, że to łatwiej powiedzieć niż zrobić. Wówczas szefowie podjęli decyzje o powołaniu zespołu problemowego, który analizując system księgowania, przepływ gotówki oraz uwzględniając przyszły rozwój funduszy strukturalnych i ich znaczenie, miał znaleźć rozwiązanie. W zespole tym znalazło się wielu specjalistów z różnych dziedzin, także z różnych departamentów. Między innymi znalazł się tam i Michał. Praca zespołu polegała głównie na wielogodzinnych analizach, porównywaniu zestawień, konsultacji z innymi specjalistami ds. finansowo-księgowych oraz informatykami. Po tygodniu okazało się, że pracownik, który przewodził i kierował zespołem poważnie zachorował i na jego miejsce wybrano - może trochę na wyrost – Michała. Ten poważnie podszedł do nowego zadania. Poza tym była to w pewnym sensie potrzeba chwili –wyczuwało się atmosferę zagrożenia, niepewności i obawy. W zasadzie od wyników pracy zespołu zależało dużo, nawet bardzo dużo. Członkowie tego młodego zespołu byli zatem zdyscyplinowani i zdeterminowani do znalezienia rozwiązania. Michał przyjął bardzo zdecydowaną postawę, ustalił podstawowe zasady pracy i „krótko” trzymał współpracowników. Podkreślał możliwość współrywalizacji, motywując pracowników do większego wysiłku. „Tylko będąc lepsi jedni od drugich Maria Aluchna, Katedra Teorii Zarządzania SGH Przywództwo możemy znaleźć wyjście z sytuacji” - mawiał. Klimat pracy był dobry, wszyscy koncentrowali się na zadaniu. Odnosiło się wrażenie, że inne aspekty zniknęły na pewien czas z życia tych ludzi. Tym niemniej praca szła sprawnie i choć po dwóch tygodniach życia praca-dom-praca wszyscy byli wyczerpani, to jednak świadomość, iż znaleźli wyjście z sytuacji, był nie małą satysfakcją i powodem do dumy. Praca zespołu (i jego lidera) zakończyła się wielkim sukcesem. Po tym wydarzeniu członkowie zespołu „rozeszli się i rozjechali do siebie” – do swoich departamentów, także oddziałów w Polsce. Oczywiście pozostały między nimi bliższe kontakty, jednak nie kultywowano ich nadmiernie. Taka sytuacja trwała, aż dwa miesiące temu szefowie zaniepokojeni wzrostem skarg i reklamacji ze strony klientów – małych i średnich przedsiębiorstw starających się o dofinansowanie z Unii, zdecydowali się przywrócić „zwycięski” zespół do życia i postawić przed nim podobne, choć trochę inne zadanie. Otóż grupa ta miała na przełomie około 9 tygodni zidentyfikować główne potrzeby MSP, źródła ich niezadowolenia i przedstawić ewentualne propozycje usprawnień. Do pracy zaproszono wcześniejszych pracowników, jako jednak że część nie mogła (zmiana stanowiska, odejście z pracy, urlop), to około połowę grupy stworzono z „nowych”. Inne było również zadanie – bardziej „miękkie”, mniej konkretne, bardziej jakościowe. Szefem zespołu został mianowany Michał. Klimat pracy zapowiadał się dobrze – ludzie szybko się zaprzyjaźnili, mieli chęć wspólnej pracy. Ich spotkania odbywały się 2-3 razy w tygodniu, a w pozostałe dni prowadzili ono badania w mniejszych grupach, czasami musieli wracać do „siebie”. Postulowali oni częste spotkania nieformalne, burze mózgów, myślenie – jak to nazywali – bardziej twórcze. Michał z kolei nie widział potrzeby chodzenia do pubu na piwo i dyskutowania problemu. Uważał to za stratę czasu. Zawsze pracownicy odbiegali od tematu, mówili o swoich sprawach osobistych, zamiast o zadaniu. On wolał skoncentrować się na konkretnych zagadnieniach, chciał prowadzić analizy w biurze, badać zachowania MSP. Po upływie 3 tygodni coś zaczęło się psuć. Pracownicy zarzucali Michałowi, że ten dąży do własnego sukcesu, że nie interesuje się nimi, że traktuje grupę jako możliwość „przeskoczenia o jeden szczebel wyżej w karierze”. „Dla nas to ci szkoda czasu” – mówili rozgoryczeni – „nie obchodzą cię nasze problemy. A to właśnie w atmosferze przyjaźni i wzajemnego szacunku, a nie zażartej rywalizacji rodzą się wyjątkowe pomysły i wyjątkowe rozwiązania”. W efekcie grupa nie wypracowywała niczego konstruktywnego. Sytuację jeszcze pogorszyły pytania ze strony kierownictwa o postępy zespołu. „Co ja im pokażę?” – zastanawiał się Michał – „jakieś enigmatyczne analizy, które niczego nie wnoszą. Potrzebuję danych, konkretnych liczb, faktów. A tu jeszcze zespół zaczyna się irytować”. Maria Aluchna, Katedra Teorii Zarządzania SGH Przywództwo Najgorsze jak się okazało miało dopiero nadejść. Otóż podczas jednego ze spotkań, kiedy to omawiano problem, a Michał próbował naciskać i motywować grupę do pracy, do jednej z pracownic, która była w zespole zadzwoniono, że jej dziecko jest chore. Kobieta ta pochodziła z Augustowa i w zasadzie bez żadnego środka transportu była „uziemniona” w Warszawie. Po tej wiadomości pracownicy rzucili się z pomocą – jeden oferował podwiezienie, drugi brata – lekarza, trzeci coś jeszcze. Rozmowa przeszła znów na inne tory, widać było, że także dziś Michał nie będzie mógł otrzymać niczego konstruktywnego, niczego też odpowiedniego do raportu dla kierownictwa. „Może jednak skoncentrujemy się na zadaniu, z którym i tak nie możemy ruszyć z miejsca, a czas ucieka. Do dziecka pojedziesz po pracy”. Po zdanie poruszyło wszystkich pracowników – „czy ty nie masz serca, czy dla ciebie nie istnieje nic poza tym zadaniem” – krzyknęła jedna z kobiet. „My też wiemy, że zadanie należy wykonać. Ale niczego nie wydusisz z nas w ten sposób. To powinno przyjść samo, jako wynik burzy mózgów albo luźnej dyskusji. Jeśli nie zmienisz sposobu podejścia do nas, to pójdziemy do kierownictwa i poprosimy o zmianę szefa. Mamy już nawet kandydata. Jednego z nas” – zagrozili mu współpracownicy. Gdy wychodzili – dziś przed czasem, by pomóc koleżance z Augustowa – jeden ze „starych” pracowników (tych, którzy byli w pierwszym zespole podszedł do Michała i powiedział „stary to jest inna sytuacja, to nie są liczby, tu po jednej i po drugiej stronie okienka są ludzie. Na tym właśnie polega sekret obsługi klienta. Musisz to zrozumieć, bo inaczej ugrzęźniemy w tym na dobre. Ci ludzie chcą traktować klientów, jak dobry szef traktuje pracownika. Musisz dać im trochę swobody w działaniu. Trzymaj się. Wiem, że coś wymyślisz.” 1. Dlaczego Michałowi nie udaje się współpracować z drugim zespołem zadaniowym? 2. Czy sytuacja jest jeszcze do uratowania? Co powinien zrobić teraz Michał? Maria Aluchna, Katedra Teorii Zarządzania SGH