Tupet pamiętnikarza

Transkrypt

Tupet pamiętnikarza
Tupet pamiętnikarza
We wstępie do autobiograficznej Obietnicy poranka Romain Gary napisał: „Wszystko
w tym opowiadaniu jest prawdą.”
Dobrze, przyjęliśmy to do wiadomości. A teraz otwieramy książkę na stronicy
rozpoczynającej rozdział 7. Mowa w nim o niejakim panu Piekielnym, z którym autor zetknął
się jako młody chłopak i który przez autora został przyrównany do smutnej myszy. Ta smutna
myszka w ludzkim ciele podsunęła chłopakowi pudełko z rachatłukum, po czym wyraziła
nieoczekiwane życzenie: „Kiedy w przyszłości, krążąc po świecie, zetkniesz się z wybitnymi
osobistościami, powiedz im, że na Wielkiej Pohulance, w Wilnie, po numerem 16 mieszkał pan
Piekielny.” Słodki poczęstunek zrobił swoje i Piekielny uzyskał obietnicę, że jego dziwna
prośba będzie spełniona.
Każdy czytelnik Gogola natychmiast skojarzy sobie treść owego 7 rozdziału z Rewizorem,
ze sceną pomiędzy Chlestakowem a Bobczyńskim, gdy ten drugi ujawnia swoje marzenie: aby o
jego przebywaniu na tym świecie dowiedział się cesarz.
Dlaczego Gary nie wspomina o Gogolu? On, pochodzący z Rosji. Czy możliwe, żeby
Rewizora nie czytał lub nie oglądał na scenie?
Jedno z dwojga: albo życie skopiowało sztukę, albo Gary zmyślił epizod z panem
Piekielnym. Albo autentyczny Piekielny nieświadomie przedzierzgnął się w Bobczyńskiego,
albo oni obaj, Bobczyński i Piekielny są figurami fikcyjnymi. Twórcą pierwszej fikcji Gogol,
drugiej – Gary, choć w przypadku Gary’ego odpada wyraz „twórca”, a bardziej stosowny jest
„plagiator”.
Są poważne powody do podejrzenia, iż Gary wydając swój pseudopamiętnik we Francji
liczył na ignorancję Francuzów, na to, że czytelnicy francuscy, słabo zaznajomieni z literaturą
rosyjską, nie dostrzegą pewnej analogii.
Z dalszych stronic Obietnicy poranka dowiadujemy się, że królowa angielska, prezydent de
Gaulle i cały szereg najwyższych dygnitarzy, „budowniczych przyszłych tysiącleci” – każde z
nich zostało uraczone niedorzeczną informacją o panu Piekielnym. I co? Wszyscy przełknęli ją
bez słowa? Nigdy z niczyich ust nie padło: „Dlaczego pan to mówi?” Albo: „Co pan chce przez
to powiedzieć?” Lub: „A co mnie obchodzi jakiś Piekielny i to, że mieszkał
w Wilnie na Wielkiej czy Małej Pohulance, pod numerem szesnastym czy sto sześćdziesiątym?”
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ktoś powinien „zareagować”. Niemożliwe, żeby
każdy bez wyjątku, słysząc oświadczenie nie dające się ni przypiąć, ni przyłatać, puścił je mimo
uszu.
Gary uczynił swoich interlokutorów „głuchymi”. I słusznie; gdyby próbował włożyć jakieś
słowa w usta któregoś z tych wielkich ludzi, jego kłamstwo byłoby zbyt grubymi nićmi szyte.
Na tak rozbudowanej bladze już każdy by się poznał.
Jedyna rzekoma reakcja to „jadowite spojrzenie” dowódcy eskadry „Lotaryngia”, tego, który
towarzyszył królowej Elżbiecie podczas przeglądu wojska. Natomiast królowa – nic. Przeszła
obok wyprężonego na baczność Gary’ego i – ani be, ani me. Ech, nie wysiliłeś zanadto swojej
fantazji, panie Gary.
Do Piotra Iwanowicza Bobczyńskiego absolutnie nie pasuje określenie „smutna mysz”.
Wedle epitetów użytych w komedii jest to „ananas” i „wiercipięta”. Obaj jednak, zarówno
Piekielny jak Bobczyński, chcą tego samego i obaj dają coś w zamian za obietnicę spełnienia
ich zachcianki. Obaj chcą, żeby o nich dowiedziały się najgrubsze ryby, przy czym pierwszy
częstuje chłopca słodyczami, a drugi odpala rzekomemu rewizorowi 40 rubli. Wilnianin
wspomina o „wybitnych osobistościach”, zaś mieszkaniec ruskiej Pipidówki
o „możnowładcach, senatorach i admirałach”, przy czym, jeśli będzie okazja pomówienia
z Najjaśniejszym Panem, niech i on dowie się o istnieniu Piotra Iwanowicza Bobczyńskiego.
Czy trzeba przytaczać więcej analogii?
Pamiętnikarzu, dlaczego przynajmniej nie napisałeś o tym Piekielnym, że był postacią jakby
wziętą z komedii Gogola? Zataiłeś powinowactwo z Gogolem chcąc, aby pan Piekielny wydał
się oryginalniejszy i aby ta oryginalność spłynęła na twoje autorskie konto. Dziwię się panu,
panie Gary.