Wczesnowiosenny pejzaż Przedwczoraj, wczesnym popołudniem
Transkrypt
Wczesnowiosenny pejzaż Przedwczoraj, wczesnym popołudniem
Wczesnowiosenny pejzaż Przedwczoraj, wczesnym popołudniem, podczas poobiedniej drzemki na jednoosobowej leżance, stojącej niedaleko, tuż, tuż (tuż - tuż) nie zaścielonego łóżka, znienacka nadeszła mnie nadzwyczajna nieoczekiwana żądza przechadzki po lesie . Naprędce zarzuciłem na siebie płócienną kurtkę i chyżo wybiegłem z domu. Przemierzyłem wąziutką ścieżynkę, ciągnącą się wzdłuż rzeczułki, później skręciłem w bok i szedłem wprost na przełaj przez nie zaorane pole, aby wkrótce znaleźć się pośrodku spróchniałych brzóz i modrzewi. Stąpałem po ściółce, którą tworzył w przeważającej ilości chrust wraz ze zbutwiałymi liśćmi. Siedziałem przy wąskim cienkonogim stole w kuchni i kończyłem spożywać wysokokaloryczną kolację. Za oknem zmierzch półświatłem zalał już krajobraz. Mimochodem, niejako od niechcenia spojrzałem na wskazówki staroświeckiego zegara z wahadłem. Przekonałem się, że jest naprawdę nie najpóźniejsza pora : wpół do ósmej wieczorem. Odłożyłem do zlewozmywaki filiżankę i łyżkę oraz talerz z niewielkimi okruchami nie dojedzonej porcji i skrawkami przejrzystej folii, w którą opakowana była żywność. W przestronnym pokoju położyłem się na jednoosobowej leżance. Byłem ze wszech miar usatysfakcjonowany, niemalże wniebowzięty. W każdym z pokoi rozgościła się niczym nie zmącona cisza. Żaden harmider i hałas jej nie zakłócał. Ogarnął mnie na wskroś różowy nastrój. Drzemiąc z półprzymkniętymi oczami, pogrążyłem się w niedościgłych marzeniach. Z dawien dawna me myśli zaprząta jedna nie byle jaka mrzonka. Wyobrażałem sobie, że pędzę beztroskie życie hen daleko stąd na bezludnej wyspie. Arcywspaniałą przyrodę wyspy tworzą w przeważającej mierze rzadkie okazy roślin i zwierząt. W bujnym poszyciu oprócz na wpółspróchniałych burych badyli i mini drzewek rośnie poza tym co niemiara kwiatów o rozłożystych jaskrawożółtych i czerwono – białych płatkach. Po nogami wzdłuż i wszerz rozpościera się niby dywan kwiatowy. W górę ku pierzasto – kłębiastym chmurą strzelają grubopienne modrzewie, których jest w bród, oraz nie mniej liczne olbrzymie, niebotyczne drzewa o nie znanej mi nazwie, podobne do północnoamerykańskich sekwoi. Nikt nigdy dotychczas nie widział tam żbika, hieny czy innego nieprzyjaznego człowiekowi stworzenia. Półmroczna strefa gałęzi jest królestwem różnobarwnych pająków. O jakiejkolwiek bądź porze doby, zarówno w nocy, jak i w dzień, rozlegają się dobiegające zewsząd gwizdy i trele, i świsty, i pohukiwania, i cichuteńkie klaskania. Wszystko, co się widzi i słyszy, ptasi śpiew czy widok wielobarwnych roślin, jest powodem do bezmiernego zachwytu.