w krótkim sprawiozdaniu - Centrum Dydaktyczno
Transkrypt
w krótkim sprawiozdaniu - Centrum Dydaktyczno
Wieści z Chin mgr Marta Krzywda, doktorantka w Zakładzie Paleooceanologii, Wydział Nauk o Ziemi Uniwersytetu Szczecińskiego Moja przygoda z Chinami, a dokładnie z Ningbo, zaczęła się 8 września bieżącego roku, kiedy to na skrawku papieru miałam zapisaną ulicę, na której powinien się znajdować budynek, w którym miałam znaleźć osobę odpowiedzialną za rejestrację studentów. 7:30 rano, żar lejący się z nieba, cały kampus w trakcie remontu, każda ulica wyglądająca tak samo, nigdzie nie było nazw ulic, więc postanowiłam zapytać się pierwszej lepszej osoby o kierunek w którym powinnam się udać. Pierwszą osobą był „ciężko” pracujący Pan podpierający szpadel. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie „do you speak English?” nawet na zwykłe „English?” – postanowiłam odpuścić. Kolejnym celem byli studenci, zdziwiłam się bo mieli ten sam poziom angielskiego jak Pan pracujący przy remoncie ulicy. Pierwszy, drugi, szósty student – rezultat ten sam. Lekko zdziwiona postanowiłam wrócić do hostelu i zapytać przy recepcji. Miałam szczęście bo spotkałam dziewczynę z Zimbabwe, która miała taki sam problem jak ja i również była „świeżakiem”. Razem postanowiłyśmy wyruszyć w drogę. Udałyśmy się w przeciwnym kierunku, który obrałam wcześniej i na szczęście trafiłyśmy na drogowskazy pokazujące „registration”. Oczywiście angielskie słowo było napisane małymi literkami, pozostałe większe przedstawiały chińskie znaki, zapewne miały to samo znaczenie co angielski zapis. Co było śmieszne - w budynku, w którym odbywała się rejestracja zastałyśmy same zagraniczne osoby, więc dlaczego tyle drogowskazów było w języku chińskim? Dopiero później, po 2-3 tygodniach mojego pobytu w Chinach uświadomiłam sobie, że ludzie nie zdają sobie sprawy, że nie znam chińskiego i że tego języka nie używa się na całym świecie. Zawsze zadaje sobie pytanie: „czy ja naprawdę wyglądam na osobę która zna język chiński?” Chiński jest też dość głośnym językiem więc często ludzie na mnie krzyczą bez powodu. Kompletnie nie przyjmują do wiadomości, że ich w ogóle nie rozumiem, nawet jak powiem „no Chinese!” to czuję się jakbym zrobiła im coś złego, bo krzyczą na mnie... a ja przecież chciałam zamówić tylko latte bez cukru. Po złym początku, m.in.: jak w rejestracji nie mieli pojęcia co to jest Program Erasmus i na jakich zasadach tutaj jestem, po upływie prawie dwóch miesięcy naprawdę polubiłam to miejsce. Kampus kwitnie - 1 listopada odbędzie się XXX-lecie powstania Uniwersytetu w Ningbo więc wszelkie remonty, które mnie na początku pobytu przerażały, prawie się zakończyły. Kwiatki kwitną, jednak swoje apogeum osiągną dopiero 1 listopada - muszą czekać na świętowanie. Wszystko jak w „chińskim zegarku”. Wracając do studiów - uczęszczam na kierunek „Aquaculture” na wydziale morskim, mam zajęcia z technik laboratoryjnych, oprócz tego codziennie chodzę do laboratorium i pracuję pod okiem Profesor Zhou Chengxu, a co czwartek uczęszczam na zajęcia z języka chińskiego. Na całym kampusie wzbudzam niemałe zainteresowanie, na pewno będzie mi brakować tej mikro-sławy po powrocie do Polski. Studenci są bardzo uprzejmi, pomocni i wbrew wszystkim ostrzeżeniom na kampusie jest bardzo bezpiecznie bez względu na godzinę. Cieszę się z mojej decyzji o przyjeździe tutaj, powiem szczerze że już myślę o powrocie do Ningbo.