Dziennik Y

Transkrypt

Dziennik Y
Dziennik Y
20 stycznia
Miałam sen.
O lesie. Drzewach. I mięsie.
Bałam się.
Kilkaset ogromnych, wiszących brył mięsa. Podeszłam. Wszystko ociekało krwią.
Zaczęłam je jeść. Pożerałam spadające kawałki martwego ciała. Soczyste i gąbczaste. Ciekło
mi po brodzie. Nagle w kałuży krwi dostrzegłam swoją twarz. Obcą twarz. Próbowałam
się przedrzeć, wydostać. Potem wszystko się rozjaśniło. Uciekłam. Wkoło znaleźli się ludzie,
znalazłam się i ja, ale nadal wszystko było nie tak. Bałam się.
Po raz pierwszy miałam ten sen.
Nie mogłam zasnąć. Słyszałam krzyki z lodówki. To wszystko kłębiło się we mnie.
Gdy stałam w kuchni, on mnie zobaczył. Ale sen wciąż nie dawał spokoju.
Sen. Przerażający sen.
12 lutego
Kochał mnie dla mięsa. Dla grillowanych żeberek, smażonego boczku, pieczonej
wołowiny i zupy z kurczaka. Gdyby tego wszystkiego zabrakło, nie znalazłoby się nic,
co by nas łączyło. Może wtedy byłoby nam obojgu łatwiej. A tak on nie może teraz
zrozumieć, dlaczego co dzień dostaje zupę z wodorostów. Dlaczego jest wodnista i bez mięsa.
Patrzy na mnie wielkimi oczyma i nie wie, co ma ze sobą zrobić. Co ma ze mną zrobić.
Co z nami. Gdyby miał mięso, nie miałby problemu. Ale mięsa nie ma.
Myślałam, że chce od życia czegoś więcej, ale jego nie obchodzi nic prócz kawałka
martwego zwierzęcia na kolację. Nie obchodzi go dom, życie, ja i martwe zwierzę we mnie.
Widzi tylko sens w tej jednej misce mięsa. Jednej. Której już ode mnie nie dostanie.
25 marca
Boję się.
Boję się, że jeśli zasnę, to sny wrócą. Że znów będę rozpychać usta krwistym mięsem.
Wystarcza mi godzina. Wtedy sny nie przychodzą. Kładę się nad ranem, chwilę potem
wstaję i wypełniam obowiązki żony. Próbuję.
Tak szybko przeszedł z tym do normalności. Czyżby nie widział, że mnie ubywa?
Że nie wszystko jest takie, jakie być powinno?
Pozbyłam się z domu mięsa. Opróżniłam lodówkę, ale wciąż nie było mi lepiej. Ciągle
czułam ten zapach. Zapach mięsa, który każdego dnia ulatnia się porami w jego skórze.
Jestem zmęczona.
4 kwietnia
Pamiętam spokój, jaki mnie ogarnął w przeddzień snu. Przecięłam sobie wtedy palec.
Szkarłatna krew, która z niego powoli wypłynęła, w jakiś sposób mnie ukoiła. Pamiętam
też środek zimy i jak zabrał mnie na spotkanie z prezesem. Wszyscy dookoła siedzieli
i, patrząc na mnie jak na dziwadło, wkładali do ust smażone kawałki martwych zwierząt.
Nie rozumieli, dlaczego ja tego nie robię. Dlaczego nie działam zgodnie z konwenansami.
Moje problemy wydawały im się zupełnie obce. Tak samo, jak obcy wydawaliśmy się sobie
nawzajem ja i mój mąż.
6 maja
Znów miałam sen. Po raz kolejny kogoś zabijałam. Albo ktoś zabijał mnie. Czułam się
jak zwierzę. I znów się bałam. Ten strach powraca co chwilę.
14 czerwca
Zaczęli zauważać, że coś pęka. Jakaś niewidzialna struktura życia codziennego. Będą
mi wmawiać, że nie mam racji. Czuję się zamknięta w pokoju bez klamek. Pomieszczenie
bez wyjścia coraz bardziej się zakleszcza. Czy jest jeszcze czas, by wszystko zmienić i wrócić
do tego, co już było?
Zaczyna brakować mi powietrza. Ale nikt nie może zdjąć ze mnie ciężaru.
16 czerwca
Ci ludzie są mi zupełnie obcy. Nie rozumiem, co próbują mi przekazać. Nie rozumiem,
dlaczego chcą mi cokolwiek przekazać. Dlaczego się starają. Myślą, że znaleźli sedno
problemu. Że mnie wyleczą. Tego nie da się wyleczyć. Na moim sercu leży kamień, którego
nie da się zrzucić. Kamień zrobiony z mięsa. Mięsa tak uwielbianego przez człowieka, który
zmuszony jest co wieczór siadać obok mojego łóżka. Nie chcę już tak dłużej żyć. Jest
mi gorąco.
*
7 października
Minęły dwa lata odkąd przestałam jeść mięso. Ten, który mnie dla niego kochał,
przestał mnie kochać. Po rozwodzie robiłam tylko konieczne rzeczy. Wolałam całymi dniami
przesiadywać na balkonie, próbując stopić w promieniach słońca ciężar tkwiący w mojej
piersi. Dni były do siebie podobne. Aż do dziś, kiedy mąż I poprosił mnie, bym została jego
modelką. Chciał namalować kwiaty na moim ciele. Dzięki niemu mogłabym sama stać się
kwiatem. Poczuć lekkość bycia rośliną. Kwiaty nie jedzą mięsa. Nic ich nie uciska. Są piękne
i szczęśliwe. Do życia nie trzeba im niczego więcej prócz wody i słońca. Chciałabym być
kwiatem.
10 października
Jestem kwiatem. Moje ciało jest kwiatem. Moje uda to łodygi, a moje piersi – pąki.
Z każdego zakamarka wyrasta piękny liść, łapiący całym sobą każdy promień słońca. Sny
przestały mnie męczyć. Gdyby mogło już być tak zawsze. Gdybym tylko mogła zostać
kwiatem. Być nim naprawdę. Chcę się nim stać. Muszę się nim stać. One dają mi wytchnienie.
Promienie słońca dają mi wytchnienie. Chcę żyć jak kwiaty.
*
marzec
Ciemne strugi deszczu obmywają moje ciało. Wokół ciemny las i górskie zbocze.
Jestem deszczem. Jestem lasem. Zapuszczam korzenie głęboko w błotnisty stok. Spijam nimi
wodę płynącą pod powierzchnią ziemi. Jestem drzewem. Wolnym i szczęśliwym. Jestem
drzewem.
*
marzec? kwiecień?
Nikt mnie nie rozumie. Ona mnie nie rozumie. Nawet nie stara się zrozumieć. Jest taka
sama jak inni. Wmusza we mnie jedzenie. Próbuje zmusić mnie do życia.
Ale ja w końcu to zrozumiałam. Zrozumiałam, że drzewa opierają się o ziemię rękoma.
We śnie stałam na głowie, z mojego ciała wyrastały liście, a z dłoni – korzenie. Wpuszczałam
je w głąb ziemi. Głębiej i głębiej. Rozwarłam nogi, żeby w moim kroczu zakwitł kwiat. Odtąd
moim pożywieniem stała się woda. Nie potrzebuję jedzenia. Nie potrzebuję mięsa. Wystarczy
mi słońce i woda. Nie stałam się jeszcze w pełni drzewem. Wciąż myślę i mówię.
Ale wystarczy jeszcze trochę poczekać.
Jeszcze chwilę, siostrzyczko.
Zrozumiesz.
???
Z moich dłoni wyrastają korzenie. Wpuszczam je głęboko w ziemię. Moje ciało
listkuje. Rozwieram nogi, by w moim kroczu rozkwitł kwiat. Jestem drzewem.

Podobne dokumenty