To tylko parytety..

Transkrypt

To tylko parytety..
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=103472
2010-02-28
To tylko parytety..
Przyznam, że wciąż trudno mi uwierzyć, że parytetowe pomysły lewicowych środowisk mogą stać się w
Polsce ustawowym rozwiązaniem, pomimo iż dzisiaj lewica ma w Sejmie (łącznie z SdPl) zaledwie 47
posłów. Jak to możliwe, że feministyczny, liberalno-postępowy projekt zyskuje poparcie środowisk, które mam nadzieję - szczerze się martwią, by Polska nie powtórzyła drogi Hiszpanii. Przyznam, że sposób, w jaki
lewicowe feministki zdominowały debatę o problemach kobiet, budzi moje zdumienie. Wyniki sondaży są
bowiem jednoznaczne: lewica nie ma większych szans na odbudowanie swojej politycznej pozycji ani przez
powrót do postulatów proaborcyjnych, ani przez podejmowanie debaty o prawie do związków partnerskich,
ani przez podważanie roli rodziny jako ważnej - a nawet najważniejszej dla Polaków - wartości. We
wszystkich tych sprawach polscy wyborcy powiedzą w wyraźnej większości - "nie". Partia polityczna, która
spróbuje odgrzewać hasła w rodzaju - "mój brzuch, moja sprawa", czy też "prawa dla małżeństw osób tej
samej płci", ma szanse na poparcie nie większe niż 10 procent. Lewicy nie udało się odzyskać wyborców ani
pod sztandarami Partii Kobiet, ani zielonych. Nie uwierzono także, że będą bronić i reprezentować biednych,
marginalizowanych i wykluczonych. Polityczna wspólnota płci
Tymczasem parytety okazały się dobrze wybraną pułapką, w którą złapano także centroprawicowe,
umiarkowane, politycznie poprawne środowiska. Parytety są bowiem bardziej uniwersalne, pozornie
nieszkodliwe i neutralne - wspierają kobiety niezależnie od ich poglądów. To tylko drobna, prosta,
nieszkodząca nikomu zasada - obowiązek umieszczenia 50 procent kobiet na wyborczych listach kandydatów
wszystkich partii, zarówno lewicowych, jak i prawicowych. Tylko tyle. Czy jest o co kruszyć kopie, czy
warto protestować w tak drobnej sprawie, jeśli w sondażach, jak donoszą komentatorzy, parytety mają spore
poparcie? Nie dziwi, że respondenci pytani o to, czy kobiety w Polsce powinny mieć większy udział w
sprawowaniu władzy lub w życiu publicznym, odpowiadają "tak". Odpowiedzieć "nie" byłoby
szowinistycznym nonsensem.
Podobno dzięki parytetom uciskana klasa kobiet, wykorzystywana i gnębiona przez patriarchalny system
społeczny, wreszcie odzyska swoją godność i swoje prawa. Więcej kobiet na listach to więcej kobiet w
parlamencie, a więcej kobiet w polityce to lepsza polityka, lepsze rządzenie i lepszy, nowy, wspaniały świat.
Równie proste (żeby nie powiedzieć prostackie), co nieprawdziwe.
Kongres Kobiet ogłosił, że reprezentuje polskie kobiety, ale te zaprotestowały i ostrzegają - parytety to złe i
szkodliwe rozwiązanie. Tak uważają Forum Kobiet Polskich i uczestnicy Walnego Zebrania Delegatów
www.radiomaryja.pl
Strona 1/4
NSZZ "Solidarność" Regionu Mazowsze oraz kilka tysięcy osób, które podpisały list otwarty wyrażający
sprzeciw wobec parytetowego pomysłu.
Dlaczego? Bo parytety łamią zasady demokracji, wprowadzają pozamerytoryczne kryteria do systemu
awansu i polityki kadrowej w polityce i życiu społecznym oraz kreują nieistniejącą, polityczną wspólnotę
płci. Nie rozwiązują żadnego rzeczywistego problemu kobiet, a w miejsce polityki prorodzinnej, przedszkoli,
żłobków, szacunku dla kompetencji człowieka, niezależnie od płci, rzucane są jak ochłap miejsca na
partyjnych listach kandydatów. Zwycięstwo demokracji?
Demokracja to taki system polityczny, w którym wyborcy wybierają posłów i radnych, oceniając różne
programy i koncepcje polityczne oraz wiarygodność, uczciwość, kompetencje i biografie kandydatów. Płeć,
podobnie jak wiek, uroda czy wzrost, ma znaczenie drugorzędne. Nie wybieramy aktorów do grania ról na
scenie politycznej, więc nie dobieramy bohaterek i bohaterów sztuki wedle płci, wieku, urody i tuszy. Jeśli
uważamy, że liderzy partii źle dobierają kandydatów na posłów, nie wedle kompetencji, lecz po znajomości
lub np. według zamożności, to dlaczego chcemy do tego dodać kolejny, kompletnie pozamerytoryczny powód
- płeć?
Na sztucznie tworzonych listach pojawią się nazwiska kobiet "obowiązkowych" niezależnie od tego, ile ich
w danej partii będzie faktycznie działać. Jeśli to będzie przymusowe, to ugrupowania zawsze znajdą
odpowiednią liczbę kobiet. Czy jednak będą to te, którym chcemy powierzyć władzę?
Dlaczego w kraju, który ma za sobą doświadczenia PRL i parytetowo dobierany Sejm - tyle z PZPR, tyle z
SD i ZSL, kilku z koła Znak, tyle kobiet i mężczyzn, tylu górników i rolników etc., wracamy do złych,
niedemokratycznych rozwiązań, wmawiając Polakom, że to wielka nowość i zwycięstwo demokracji? Polki
radzą sobie bez ideologicznej demagogii
Ukrytym założeniem parytetowej ustawy jest sugestia, że kobiety bez tej protezy nie są w stanie uczestniczyć
w życiu publicznym i strukturach władzy w wymiarze równym mężczyznom. Kobiety w Polsce były aktywne
i niezależne bez parytetów i propagandowych sztuczek w znacznie większym stopniu niż w wielu innych
krajach. Miały prawo dziedziczenia ziemi i własności, samodzielność wymuszoną nieobecnością mężczyzn
(wojny, powstania, represje), doświadczenie prowadzenia domowej edukacji szkolnej i patriotycznej (pod
zaborami i okupacją). Prawo wyborcze uzyskały wraz z niepodległością Polski bez odwoływania się do
demonstracji. Polki od dawna dobrze radzą sobie bez degradujących rozwiązań i ideologicznej demagogii.
Mają poczucie własnej wartości, a ich mniejsza obecność w życiu politycznym jest częściej wyborem niż
przejawem dyskryminacji.
Zwolennicy parytetów twierdzą, że kobiety, które widzą siebie i swoją rolę w społeczeństwie inaczej niż
mężczyźni, zostały zdominowane przez patriarchalny system społeczny. Obecność kobiet w opozycji, w
"Solidarności", w podziemiu stanu wojennego pokazuje, iż było i jest inaczej. Ale lewica i tak wie swoje -
www.radiomaryja.pl
Strona 2/4
tradycyjna, patriarchalna, rodzinnocentryczna Polska poddaje kobiety katolickiej presji.
Pamiętam, jak w latach 90. na Jasnej Górze, w trakcie spotkania rolników z ministrem rolnictwa, gdy
dyskutowano nad kształtem ustawy powołującej do życia izby rolnicze, minister zaproponował, by prawo
wyborcze przysługiwało "kierownikowi gospodarstwa rolnego", co w praktyce oznaczało najczęściej
mężczyznę. Szkoda, że lewicowe feministki nie widziały, jak ta tradycyjna społeczność zareagowała na tę
propozycję. Do mikrofonu podchodzili zarówno starzy, jak i młodzi rolnicy i pytali ministra, jak można
pozbawić prawa wyborczego żonę, która w równym stopniu prowadzi gospodarstwo rolne. Tak nie może być
- protestowali ci, którzy zapewne dla feministek są uosobieniem patriarchatu. I przeforsowali swoje
rozwiązanie, prawo wyborcze przysługuje dzisiaj osobom prowadzącym gospodarstwo - zarówno kobiecie,
jak i mężczyźnie. Ani to równość, ani wolność
Zasada parytetów, niejako mimochodem, wprowadza do naszej świadomości bardzo szczególną wizję świata
i dziwne pojęcie równości. Oto miarą równości staje się statystyczna identyczność - dokładnie tyle samo
kobiet i mężczyzn wśród żołnierzy, krawców, posłów i naukowców. Zasadnicze pytanie brzmi: czy kobiety
mają prawo wybierać wedle swojego systemu wartości, czy mają obowiązek naśladować mężczyzn? Wedle
parytetów tylko druga sugestia jest prawidłowa. Tym samym równość kobiet staje się fikcją - jesteś równa
mężczyźnie pod warunkiem, że będziesz taka sama jak on. Moim zdaniem, ani to równość, ani wolność.
Wizja świata ukryta za parytetami jest dość prymitywna. Człowiek jest w niej wart tylko tyle, ile ma władzy i
majątku. Wartości, dla których (jak się powiada) kobiety potrzebne są w polityce, czyli: koncyliacyjność,
szacunek dla pozamaterialnych wartości, zdolność do kompromisu, wrażliwość na potrzeby innych wszystkie są degradowane na rzecz "szmalu i właaadzy". Trudno więc zrozumieć, czy kobiety mają brać
władzę, bo są takie same jak mężczyźni, czy dlatego, że są inne. Jeśli są takie same, to ich obecność w
polityce niczego nie zmieni. Jeżeli są inne, to pozwólmy im decydować o własnym życiu, macierzyńskiej,
rodzinnej lub zawodowej biografii. Nie wywierajmy presji, by postępowały wedle wzorca "wyścigu
szczurów". Generowanie konfliktu ról
Problemy, które sprawiają, że kobiety czasami rezygnują z obecności w życiu publicznym, a więc także w
strukturach władzy, z innych powodów niż osobista decyzja, są prawdziwe i wynikają z trudności w
pogodzeniu roli matki z obowiązkami zawodowymi. W tej kwestii parytety niczego nie zmieniają, bo nie
usuwają przyczyn. Co więcej, wspierają i dowartościowują te kobiety, które bądź rezygnują z roli matki, bądź
traktują ją jako mniej ważną w ich życiu. Tym samym pogłębiają problem konfliktu ról. Znacznie lepszym,
efektywnym rozwiązaniem byłaby dobra polityka prorodzinna państwa ułatwiająca godzenie roli
rodzicielskiej(!) z rolą zawodową. Ale taka polityka wymaga dobrych koncepcji, pracy i pieniędzy. Parytety
wprowadza się w życie szybko, łatwo i przyjemnie - za darmo.
Jeśli rzeczywiście chcemy ułatwić kobietom obecność w życiu publicznym i strukturach władzy, to musimy
www.radiomaryja.pl
Strona 3/4
podjąć wiele trudnych decyzji wprowadzających rozwiązania prorodzinne, które media nazywają
populistycznymi. Parytety są medialnie błyskotliwe, sprzedają się lepiej niż temat rodziny i rodzicielstwa, ale
pozostawiają sytuację bez zmian.
Dlaczego więc mają dzisiaj szansę? To proste. O wyniku drugiej tury wyborów prezydenckich zadecydują
głosy lewicy. Jej kandydat zapewne odpadnie w pierwszej turze. Kto będzie przeciwko parytetom - przegra. I
tak, słaba lewica zyskuje szansę na realizację swojego postulatu, chociaż nie ma większości w Sejmie i nie
będzie miała swojego prezydenta. Czy więc polska droga od federacji pokoleń Jana Pawła II ku dzisiejszym,
lewicowym, "hiszpańskim" rozwiązaniom zacznie się od błędów prawicowych polityków? Dr Barbara
Fedyszak-Radziejowska Autorka jest socjologiem, etnografem, pracownikiem naukowym w Instytucie
Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN oraz na Wydziale Administracji i Nauk Społecznych Politechniki
Warszawskiej, jest także członkiem Kolegium IPN .
www.radiomaryja.pl
Strona 4/4

Podobne dokumenty