Czego nas uczy Czesław Miłosz?

Transkrypt

Czego nas uczy Czesław Miłosz?
Danuta Klemczak
Klub „Dialog” PDK Piła
Czego nas uczy Czesław Miłosz?
„Ci, co przeżyli, muszą walczyć dalej…”
Jacek Kaczmarski
Z poezją Miłosza zetknęłam się po raz pierwszy wiosną 1980 roku podczas dojazdów
do technikum rolniczo-łąkarskiego, w którym uczyłam matematyki. W autobusie często dosiadał się do mnie młody Litwin – adwokat. Oczytany, rzutki, serfujący po literaturze z niezwykłym wyczuciem i lekkością. Często cytował przyszłego noblistę. Tajnym kodem zbuntowanych trzydziestolatków stał się wiersz autora z 1950 roku „Ocalenie”:
„Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdę jego wybuchając,
(…)
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta”.
Słowa poety stały się niemal wizją proroka. Znajomość utworu była już wtedy deklaracją przynależności do ruchu, który miał wkrótce powstać… Każdy z nas powinien walczyć
na tym poletku, które potrafi uprawiać najlepiej. Wszystko dla człowieka może być bronią,
nawet pióro. A że nie jest to broń łatwa, utwierdza nas w tym sam noblista:
„Żebym coś mógł. Nic nie mam oprócz tego pióra.
(…)
Słyszę głos, ale nie wiem skąd i dokąd wzywa”.
Mimo tylu zwątpień, rozterek i dylematów, Miłosz w opowiadanym przez siebie świecie pozwala i nam wybrać tę właściwą drogę. Ocenić prawdziwie rzeczywistość. O słuszności
wyboru takiej postawy utwierdza nas Ryszard Przybylski, mówiąc: „Nie zginiesz z rozpaczy,
jeśli zapracujesz swym życiem na chwałę”.
Cykl „Świat (Poema naiwne)” z roku 1943 powstał w okupowanej Warszawie, a więc
w samym epicentrum wojennych przeżyć i nastrojów. Mimo to poeta wręcz demonstracyjnie
odrywa się od nich, pisząc poemat będący jak gdyby baśnią o kraju utraconym z lat dziecięcych. Po wymownych słowach:
„Jest taka cierpienia granica,
za którą się uśmiech pogodny zaczyna”
wraz z poetą śledzimy w kolejnych strofach pochwałę radości życia, jaką nas karmi otaczający świat, oglądany nie bez lekkiego cienia ironii: „kamienie są po to, żeby nogi nam raniły”.
Autor przenosi nas także do jakże realnego świata w wierszu „Nadzieja”:
„Choćby się oczy zamknęło, marzyło,
Na świecie będzie tylko to, co było”
oraz cytat z wiersza „Nadzieja”:
„Ale ci właśnie nie mają nadziei.
Myślę, że kiedy człowiek się odwróci,
Cały świat za nim zaraz być przestaje”
Miłosz wybiera życie w jego koniecznych formach do istnienia. Wyróżnikiem twórczości poety z tamtego „mrocznego czasu” jest wizja, w której przenika się to ‘co ziemskie’ z
tym ‘co duchowe’:
„Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie”.
W wierszach „Przypowieść o maku”, „Odnalezienie” i „Słońce” wyobraźnia artysty
przyprawia nas nieomal o zawrót głowy, ale akstatyczność wierszy powoduje, że możemy
bezboleśnie, jedynie z zachwytem przebijać się przez spiętrzone metafory:
„Tu jestem. Skądże ten lęk nierozumny?
(…)
Słyszycie: grają już pastusze surmy
I gwiazdy bledną nad różową smugą”.
„Tu jeszcze ciemno. Jak rzeka w powodzi
(…)
w wodę świt na szczudłach wchodzi
i dzwoniąc toczy się słoneczna kula”.
W poezji Miłosza odnajdujemy tęsknotę za niebem, a rajska sielanka spotyka się z
apokalipsą:
„Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.
Bo pamięć rzeczy, które widział, straci,
Łzy tylko w oczach zostaną piekące”.
W 1946 roku Jerzy Putrament z Berna napisze do Miłosza: „Jesteś, mój drogi, bardziej
niż ja związany z tym krajem i językiem, liryka jest nieprzetłumaczalna (…). Jesteś i pozostaniesz polskim poetą i z resztą, co jest w Tobie najcenniejsze: dążenie do wyrwania się z naszej prowincji poetyckiej”. A że staną się one dla autora „Trzech zim” wyrocznią po latach,
potwierdzi on w wierszu:
„Moja wierna mowo,
służyłem tobie.
Co noc stawiałem przed tobą miseczki z kolorami
Żebyś miała i brzozę, i konika polnego, i gila
zachowanych w mojej pamięci.
Trwało to dużo lat.
Byłaś moją ojczyzną, bo zabrakło innej.
Myślałem, że będziesz także pośredniczką
Pomiędzy mną i dobrymi ludźmi,
(…)
Są chwile, kiedy wydaje się, że zmarnowałem życie”.
Słowa powyższe mógł napisać ktoś głęboko poraniony, posiadający dar widzenia
i rozdzielania prawdy.
W dalszym odniesieniu do zacytowanego wcześniej Jerzego Putramenta przytoczę
może, co napisał Adam Zagajewski: „Na szczęście poezja polska drugiej połowy XX wieku
(…) wzniosła się na niebywałe wyżyny. Dzięki temu, wcale tego nie planując, nie zdążając do
tego świadomie, wyrwała literaturę polską z jej odwiecznej prowincjonalności, wprowadziła
ją do rodziny literatur świata”.
W tym miejscu polemizowałabym z autorem cytatu, ponieważ z tą świadomością
rzecz ma się zgoła inaczej – w „Wyznaniu” sam Miłosz pisze:
„Jakiż ze mnie prorok?
(…)
Z defektem i świadomy tego
Pragnący wielkości,
Umiejący ją rozpoznać, gdziekolwiek jest”.
Czesław Miłosz przechodzący formację świadomości, wessany w swoim czasie przez
korporacje komunistyczne poznaje dokładnie ich działania. Wie, że musi pracować wytrwale,
a nieodzowne w działaniu będą: dar przenikliwości, sprytu oraz podstępu. Laureat Nagrody
Nobla, Czesław Miłosz, człowiek sukcesu na arenie międzynarodowej, staje się dla władz
w kraju koniem trojańskim, z którym nie wiadomo, co począć. Ta nagroda utwierdziła nas –
Polaków – w przekonaniu, że jesteśmy lepsi, stała się szansą uwierzenia w siebie, pozbawiła
nas lęku i niepewności. Nauczyła nas wszystkich chyba najważniejszego – że możemy osiągnąć sukces, pomimo dźwiganego plecaka kompleksów martyrologicznej przeszłości.
I kiedy tak spoglądam wstecz, to jakby słychać chichot historii w tle. Przecież oczywistym jest, że wszystko było ukartowane, zaplanowane, a nad realizacją dzieła czuwał urzędnik
Niebios – Anioł Boży…
Nie jest tajemnicą, że Nagroda Nobla miała sens literacki z odpowiednim odniesieniem narodowym i historycznym jedynie w roku 1980. Tutaj chyba najbardziej trafne jest
wspomnienie Andrzeja Wajdy o Czesławie Miłoszu: „Należy do tych wielkich wspaniałych
artystów XX i XXI wieku, którzy zmieniali rzeczywistość”.
Podczas uroczystej gali rozdania literackich Nobli w Sztokholmie w grudniu 1980 roku w klapie marynarki laureata widnieje maleńki znaczek „Solidarności” – symbol sprzeciwu
i wolności. Ze strony noblisty jest to deklaracja i przypieczętowanie marzeń o wolności
10-milionowej rzeszy Solidarności w Polsce. I tym razem spełniają się słowa wieszcza narodowego:
„A więc pamiętaj w trudną porę
marzeń masz być ambasadorem”.
Jak przekazuje nam Marek Skwarnicki, którego Miłosz nazywał żartobliwie „proboszczem Spodkiem”, poeta był człowiekiem i pisarzem głęboko religijnym. To właśnie Marek
Skwarnicki był pośrednikiem w wymianie listów pomiędzy noblistą a papieżem Janem
Pawłem II. Listów z zapytaniem o potwierdzenie zgodności jego poezji z nauką Kościoła.
Autor w ten sposób oficjalnie broni swojej opinii przed fałszywymi oskarżeniami „ludzi małych”. Myślę, że jest to postawa godna do naśladowania. W wierszu „Zapomnij” z tomu „To”
poeta jest rzecznikiem chrześcijańskiego przebaczenia:
„Zapomnij o cierpieniach,
Które sam zadałeś.
Zapomnij o cierpieniach,
Które tobie zadano”.
Dalej autor wypowiada się w tym samym tonie w wierszu „Orfeusz i Eurydyka”:
„Czuł mocno swoje życie z jego winą
I bał się spotkać tych, którym wyrządził zło.
Ale oni stracili zdolność pamiętania”.
Poeta przez całe życie spłacał długi wobec wykluczonych, wobec nieszczęśliwych,
wobec poetów poległych w Powstaniu Warszawskim i wobec losu, od którego otrzymał dar
wizjonera dziejów, tak często potwierdzany w wierszach.
Noblista poprzez swoją twórczość chce nam przekazać, że nie sposób uciec od własnego losu ani naszych słabości, gdyż „jesteśmy tak ulepieni, w połowie z bezinteresownej
kontemplacji, i połowie z apetytu”. Jako człowiek skromny, przekonany o swojej grzeszności
i „defektach”, staje się nam bardzo bliski poprzez swoje zwątpienie:
„Nie umiejący płakać, płakał nad utratą
Ludzkich nadziei na z martwych powstanie,
Bo teraz był jak każdy śmiertelny”.
Wykładnikiem postawy poety wobec świata, na który było mu dane patrzeć i nam go
opisywać jest wiersz „To”:
„Kiedy To jest tam ciągle, we dnie i w nocy.
(…)
Ponieważ To oznacza natknięcie się na kamienny mur,
i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym błaganiom”.
Od Miłosza możemy nauczyć się pochwały dla życia w każdej jego formie; niezależnie od wieku, ogólnie przyjętego i zaakceptowanego schematu oraz pewnej dozy dystansu do
samych siebie, co z odrobiną lekkiej ironii i czułości opisuje w słowach:
„Każdą podglądam osobno, ich tyłki i uda, zamyślony
kołysany marzeniami porno.
Stary lubieżny dziadu, tobie do grobu, a nie na gry i zabawy młodości”.
Noblista ma nawet w swojej wyobraźni pewne plany związane z istnieniem w zaświatach: „Zmieniony w samo patrzenie, będę dalej pochłaniał proporcje ludzkiego ciała (…) niepojętą mnogość widzianych rzeczy”.
Leszek Kołakowski o Miłoszu powie: „Nie był autorem igraszek słownych, był poetą
myśli trudnej…”, która stanowi przecież credo artysty:
„Pomóż mi stworzyć miłość wiecznie żywą
Z mojej wytrwałej ze światem niezgody”
Autor „Zniewolonego umysłu” balansuje zręcznie na cienkiej linie życia pomiędzy
pięknem a okrucieństwem świata, starając się wydobyć z niej prawdę i z wielką odwagą ją
nazwać. Walczył z „poezją niezrozumiałą”, marząc o poezji „prostych słów”, ale sam uważany był za poetę niezrozumiałego i trudnego. Nawet wtedy, gdy zdobył się na odrobinę żartów
i lekkiej ironii, która nas zachwyca, nie przestawał być monumentalny.
Może jeszcze na koniec posłuchajmy, co noblista ma nam do powiedzenia w spornej
kwestii emigracji:
„Gdybym dla młodych układał świadectwo,
Nie wspomniałbym ni słowem o sukcesie.
Który owszem, bywa, i jest gorzki”.
Myślę, że od Czesława Miłosza możemy się nauczyć, iż błądzenie jest ludzką rzeczą,
a władzy nad sobą za życia nie możemy oddawać nikomu. Jego testamentem niech będą
słowa:
„Nie oddawaj wyroku
Niespełnionych dziejów!
Twoja jest waga i twój jest miecz.
Ty, ponad ludzką troską,
Gniewem i nadzieją,
Ocalasz albo gubisz
Pospolitą rzecz!
W utworze „Orfeusz i Eurydyka” autor wprowadza nas do Hadesu: „To królestwo
zdawało się nie mieć dna ani kresu” i utwierdza w przekonaniu, że problemy ludzkie „pod
tysiącami zastygłych stuleci” niewiele się zmieniły. Ból po stracie ukochanej osoby nie różni
się od tego przekazanego w micie. To wiersz przejmujący, jeden z najpiękniejszych, o najbardziej lirycznej formie, pełen czułości, o nieprzeniknionej głębi filozoficznej, w którym tak
blisko dotykamy wrażliwości noblisty:
„Kiedy odwrócił głowę…
(…)
Ale pachniały zioła, trwał nisko brzęk pszczół…”
Życie w pełnej swojej krasie z pulsującym w trwaniu i pięknie świecie przygarnęło
zagubionego w czasie i micie poetę oraz ukoiło jego ból.

Podobne dokumenty