Krótka forma Dicka

Transkrypt

Krótka forma Dicka
Krótka forma Dicka
Philip K. Dick
My zdobywcy
(The Days of Perky Pat)
Recenzja zbioru opowiadań science-fiction
Borys Jagielski
Wydawnictwo i rok wydania: Prószyński i S-ka, 1999
Rok pierwszego wydania: 1987
Opowiadania z lat: 1954-1963
Liczba stron: 430
Oprawa i wymiary: miękka, 14 cm x 20 cm
ISBN: 83-7255-242-8
Wbrew pozorom tym co różni opowiadanie od powieści jest nie tylko długość utworu czy ilość
wątków fabularnych. Brak wspólnego mianownika tych dwóch form literackich dość łatwo
zauważyć w przypadku twórczości Philip’a K. Dick’a, pisarza, którego nazwisko już dawno
temu znalazło się na pierwszych stronach annałów science-fiction. Przyznam, że jego
powieści nie przypadły mi zbytnio do gustu. Przeczytałem ich jednak aż kilka, bowiem ciągle
kolejne wpadały mi mniej lub bardziej przypadkowo w ręce, a ja zaczynałem lekturę licząc na
to, że właśnie to dzieło pozytywnie mnie zaskoczy. Niestety, za każdym razem przeżywałem
zawód i utwierdzałem się w przekonaniu, że nierzadko schizofreniczna, a zawsze granicząca z
sennym absurdem i mało przejrzysta fabuła nie jest tym, co może mnie jako czytelnika
zadowolić. A co skłoniło mnie w ogóle do sięgnięcia po twórczość Dick’a? Otóż kilka lat temu
dostałem w prezencie zbiór jego opowiadań. Nie urzekły mnie, ale w przeciwieństwie do
później przeczytanych powieści okazały się lekturą wysoce interesującą.
Wśród czekających rosło napięcie. Palili papierosy i spacerowali tam i z powrotem,
kopiąc mimochodem rosnące na poboczu kępy chwastów. Na brunatne pola, rzędy
schludnych, plastikowych domostw oraz odległe pasmo gór na zachodzie spływał upalny
błask słońca.
-Już niedługo – doszedł do wniosku Earl Peine, zacierając dłonie. – Czas przybycia
różni się w zależności od ciężaru, połowa sekundy za każdy dodatkowy funt wagi.
My zdobywcyto czwarty z kolei i przedostatni tomik z opowiadaniami Philip’a K. Dick’a. Trafiło
do niego osiemnaście tekstów powstałych w latach 1954-63. Dla autora był to niezwykle
płodny okres. Napisał wtedy większość swoich powieści, ale znalazł też trochę czasu na
tworzenie krótszych form literackich, które szybko publikowane były w tak uznanych
magazynach jak „Galaxy”, „If” czy „Amazing”. Oto tytuły opowiadań, jakie znalazły się w
recenzowanym tu zbiorze:
Autofab (Autofac)
Wezwanie do naprawy (Service Call)
Jeńcy (Captive Market)
Model Yancy’ego (The Mold of Yancy)
Raport mniejszości (Minority Report)
Mechanizm pamięci (Recall Mechanism)
Niepoprawna M (The Unreconstructed M)
My zdobywcy (Explorers We)
Gra wojenna (War Game)
Gdyby nie Benny Cemoli (If There Were No Benny Cemoli)
Nowość (Novelty Act)
Topik (Waterspider)
Co mówią umarli (What the Dead Men Say)
Orfeusz o glinianych stopach (Orpheus with Clay Feet)
Czasy Swawolnej Pat (The Days of Perky Pat)
Stan gotowości (Stand-By)
Co zrobimy z Raglandem Parkiem? (What’ll We Do With Ragland Park?)
Bloblem być… (Oh, To Be A Blobel)
Jak na pisarza s-f przystało, w swoich opowiadaniach Dick konfrontuje nas z różnorakimi
wizjami przyszłości, przyszłości zawsze zniekształconej, odmiennej i zróżnicowanej w
stosunku do rzeczywistości nas otaczającej; przyszłości nieraz nawet przerażającej. Czasami
siłą napędową opowiadań jest sama prezentacja takiego alternatywnego świata, a czasami
Dick traktuje wykreowane na potrzeb swoich opowiadań mikrokosmosy literackie jako coś
oczywistego, wykorzystując je jako tło dla konkretnych wydarzeń i sprecyzowanej fabuły.
Nierzadko jednak oba sposoby narracji stapiają się w jedną całość, co przydaje
poszczególnym opowiadaniom jeszcze większej barwności.
-Ja... – Sharp uśmiechnął się bezmyślnie. – Gnębi mnie pewien rodzaj halucynacji.
Mam to od lat, ale zjawisko się nasila. Próbowałem je bagatelizować, ale... – machnął ręką –
to wraca, jeszcze silniejsze, większe i częstsze.
Przedstawianie fabuł poszczególnych opowiadań mija się zupełnie z celem, co najwyżej
można doprowadzić do ich kompletnego streszczenia, a jest to coś, czego mam oczywiście
zamiar uniknąć. Powiem jedynie, że Dick wykorzystuje szeroką gamę pomysłów, zaskakując
nas także typowym dla niego specyficznym ujęciem tematu. W jego dziełach kryją się zwykle
wyraźne przesłania o rdzeniu moralnym, psychologicznym lub politycznym. Owo drugie dno
jest jednocześnie nierzadko przestrogą, ostrzeżeniem przed cywilizacyjnym kolapsem,
którego ludzkości prawdopodobnie w tej czy innej postaci nie uda się niestety uniknąć.
Większość opowiadań tchnie ukrytym bądź zupełnie jawnym pesymizmem. Nadaje to im
oryginalności, pogłębia ich wartość. „Znaczny procent bohaterów Dicka to ludzie umęczeni; w
ukazywaniu rozpaczy Dick jest prawdziwym mistrzem”, napisał w przedmowie James Tiptree,
Jr.
Nie uważam się za znawcę, ale myślę, że nie będzie błędem wyróżnienie dwóch typów
opowiadań w recenzowanym zbiorze. Ten z nich, który bardziej przypadł mi do gustu, nosi
wiele znamion czystego s-f z wyraźnie zaakcentowaną puentą. Drugą grupę stanowią
opowiadanie zbliżone stylem do dickowskich powieści, bardziej zagmatwane i o nie do końca
wyraźnym przesłaniu. Nie chcę wprowadzać na siłę jakichkolwiek podziałów, ale sądzę, że te
osoby, które zetknęły się już z twórczością pisarza dobrze zrozumieją istotę tego
dymorfizmu.
Owego ranka, kiedy Aaron Tozzo starannie, na wysoki połysk golił głowę, ujrzał
oczami wyobraźni obraz, którego nie mógł znieść. Zobaczył piętnastu skazańców z
Nachbaren Slager; wszyscy mieli niespełna cal wzrostu i znajdowali się na pokładzie statku
wielkości dziecięcego balonika. Podróżujący niemal z prędkością światła statek mknął w
nieznane, unosząc obojętnych na swój los pasażerów.
Nie sposób zakwalifikować do jednego zbioru pomysłów, na których bazują opowiadania.
Każde kolejne zaskakuje odmiennym charakterem. Znajdziemy wśród nich ostrzeżenie
ekologiczne, postapokaliptyczne, tętniące niekiedy ludzkim cierpieniem spustoszenia, ludzi o
zdolnościach prekognitywnych (przepowiadających wydarzenia), pytanie o rolę maszyn w
świecie przyszłości, przesłania polityczne, opowieść o nadzwyczajnym fałszerstwie,
zagmatwane historie o podróżach w czasie, bezsensowną ironię wojny – i jeszcze trochę
więcej. Warto zaznaczyć, że jedno z opowiadań, Raport mniejszości, to pierwowzór
filmowego przeboju z Tomem Cruise’em w roli głównej. Proponuję jednak, żeby osoby,
którym spodobała się ekranizacja nie kupowały książki dla tego jednego utworu. Wersje
filmowa i literacka różnią się od siebie przynajmniej tak bardzo, jak miało to miejsce w
przypadku „Blade Runnera” („Łowcy androidów”).
Wiele akapitów wcześniej napisałem o trudności postawienia znaku literackiej równości
pomiędzy opowiadaniem i powieścią. Dlatego właśnie ocena wystawiona zbiorowi opowiadań
nie będzie nigdy równoznaczna tej samej nocie przyznanej powieści. Ocenianie tomiku z
krótkimi formami literackimi jest poza tym trudniejszym zadaniem, bowiem tu nie mamy do
czynienia z zamkniętą całością. Jak zatem sobie poradziłem? Popatrzyłem przez dłuższą
chwilę w spis treści, zastanawiając się, ile opowiadań jest według mnie dobrych, a ile nie.
Wystawiłem ocenę roboczą będącą uśrednieniem ocen, które przyznałbym poszczególnym
utworom, dokonałem generalizujących poprawek, jako że wszystkie wyszły spod pióra tego
samego autora i... voila!
Oni się podle w ciemności skryli,
Bogu ducha winnego Parka zastrzelili.
Trąby wolności podniosły wrzawę;
Biedny człeczyna umarł za sprawę.
I tak się stało: choć zbrodnia parszywa
Niechaj jej mrok niepamięci nie skrywa
OCENA: 7 / 10