Trudni rodzice - Bliżej Przedszkola
Transkrypt
Trudni rodzice - Bliżej Przedszkola
7. FORUM Wychowania Przedszkolnego Anna Jankowska Trudni rodzice Nauczyciel musi rozmawiać nych potrzebna jest pomoc specjalistów oraz niezbędne zaangażowanie rodziców. I tu często nauczyciel uderza głową w mur, natrafiając na tzw. trudnych rodziców. Określenie to wcale nie musi oznaczać ludzi, którzy nie przejmują się losem własnego dziecka. Najczęściej jest wręcz przeciwnie. Kiedy kochający rodzic słyszy, że Adaś źle się zachowuje, bywa, że nie może w to po prostu uwierzyć i woli udawać, że problemu nie ma. Jedni reagują krzykiem, drudzy ignorowaniem wszelkich uwag, jeszcze inni mówią, że to placówka ma się zająć wychowaniem. Są też tacy, którzy z zapałem podejmują rozmowę, ale z czasem brakuje im konsekwencji i wytrwałości w pracy z dzieckiem i nauczycielem. Nie dlatego, że nie kochają własnych dzieci, nie dlatego, że im się nie chce, po prostu zawrotne tempo codziennego życia nie pozwala na skupienie się. A może to brak świadomości? chęci? czasu? cierpliwości? Rolą nauczyciela w rozmowach z trudnymi rodzicami jest uświadomienie, że tempo życia, konieczność spędzania długich godzin w pracy, spłacenia kredytu, częste delegacje czy zmęczenie w żaden sposób nie usprawiedliwiają słabego kontaktu z dzieckiem. Nie ma co ukrywać, nauczyciele muszą być podwójnymi psychologami – dziecięcymi i rodzinnymi. I to między innymi dla własnego dobra. Załóżmy bowiem, że nauczyciel postanawia nie przejmować się problemem dziecka – choćby wspomnianego wyżej plującego Antosia. Po kilku dniach „odpuszczania” maluchowi będzie miał na głowie grono zbuntowanych rodziców pozostałych dzieci. A przecież oprócz plucia Antosiowi może przyjść do głowy gryzienie, bicie, szczypanie, przeklinanie... I od nowa zaczyna się tłumaczenie. Nauczyciel w zasadzie nie jest w stanie uniknąć tego typu konfrontacji, choćby dlatego, że nie wszystkie problemy da się rozwiązać od ręki. Czasem praca z Antosiem zajmuje tygodnie. Wtedy też dla dobra dziecka i wszystkich pozostałych należy umieć kierować komunikacją z rodzicami stojącymi „po drugiej stronie barykady”, tak by w miarę możliwości wszyscy czuli się zrozumiani i zadowoleni. To jest bardzo ciężki kawałek chleba. Skoro jednak nie da się wykluczyć sporów i trudnych sytuacji, warto się Każdy, kto pracował w placówce edukacyjnej, wie, że z rodzicami jest czasem gorzej niż z dziećmi. Zwłaszcza z rodzicami maluchów w przedszkolu. Zapisanie pociechy do przedszkola jest bardzo trudną, indywidualną decyzją. Jedni zwlekają z tym, chcąc się nacieszyć dzieckiem jak najdłużej, inni odliczają minuty do czasu, kiedy malec skończy trzy lata i już się będzie „kwalifikował”. Jeszcze inni muszą ze względu na pracę. Wiele zależy od sytuacji rodzinnej, finansowej i predyspozycji rodzica do „siedzenia w domu”. W każdym razie, kiedy przychodzi już moment „posłania dziecka”, często pojawiają się nieprzewidziane wcześniej schody. Malec w sposób zupełnie naturalny zaczyna doświadczać życia w grupie rówieśniczej i –ogólnie rzecz ujmując – w społeczeństwie. Musi nauczyć się żyć z kolegami i koleżankami, dogadywać się z nimi, bawić, uczyć i współpracować. Tak samo zresztą jak z nauczycielem, którego rolą jest prowadzić wychowawczo i edukacyjnie dziecko. Bywa, że malec miewa problemy z ogarnięciem nowej rzeczywistości. Od naturalnych dni (lub nawet tygodni) adaptacji, poprzez przyswajanie wiedzy i konkretnych rytuałów, aż po dogadywanie się z całą grupą. Oczywiście w każdym wieku dziecko nieco inaczej zapatruje się na swoją sytuacją i boryka się z innymi problemami. Wszystkie są „do przejścia”, pod warunkiem że maluch ma u swego boku wspierających rodziców i wychowawcę. Dla nauczycieli jednak sprawa nawiązania kontaktu z dzieckiem to nie wszystko. Nauczyciel musi również umieć współpracować z rodzicami. A to oznacza, że musi z nimi rozmawiać i zachęcać ich do aktywności. Najtrudniej jest wtedy, kiedy pojawia się jakiś problem. Nie ma grupy bez dzieci „problemowych”. Zawsze znajdzie się jakiś Antoś, który pluje, Ania beksa, Kasia, która gryzie, Wojtek, który ma kłopoty z koncentracją, lub Michaś, który od dwóch miesięcy prawie się nie odzywa. Nad wszystkimi tymi sprawami (i tysiącem innych) nauczyciel musi ciężko pracować. Oczywiście sam nic nie wskóra. Często w przypadku problemów wychowawczych, psychologicznych czy logopedycz 7. FORUM Wychowania Przedszkolnego do nich po prostu przygotować. Z najmłodszymi nauczyciel z pewnością się dogada bez niczyjej pomocy, a z trudnymi rodzicami... różnie bywa. Omówienie krok po kroku wszystkich sytuacji, które mogą się wydarzyć, zajęłoby tysiące stron. Nie chodzi o to, by nauczyć się na pamięć konkretnych rozwiązań, ale o to, by wiedzieć, w jaki sposób rozmawiać na trudne tematy. Jak słuchać, jakim tonem mówić, kiedy i do kogo. takie zestawienie łatwo przygotować na podstawie list obecności. Tylko trzeba pamiętać, że przedszkolak spóźnia się najczęściej z winy rodziców, którzy tę uwagę mogą odebrać jako bezpośredni atak. • Ala nigdy nie ustępuje, jest małym uparciuchem – i znowu słowo „nigdy” powinno mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Rodzic szybko dojdzie do wniosku, że jeśli Ali zdarzyło się jednak ustąpić, nauczyciel albo to przeoczył, albo świadomie zataił. W obu przypadkach atmosfera nie będzie sprzyjała budowaniu porozumienia. Lepiej przytoczyć ze dwie przykładowe sytuacje, w których Ala zachowała się w taki sposób. • Musi Pani z nią więcej rozmawiać – zmuszanie prowokuje chęć zbuntowania się, dlatego lepiej je zastąpić słowem „powinna”, które jest łagodniejsze, mniej radykalne i ma w sobie mniej z rozkazu, a więcej z porady. Dobrą atmosferę pomaga też zbudować symetria w rozmowie. Chodzi o to, by nie tylko nauczyciel mówił. Najczęściej rodzice zaproszeni na rozmowę spodziewają się kłopotów. Podświadomie pamiętają wezwania na dywanik i reprymendy ze strony nauczycieli, dla których rzadko kiedy byli równorzędnymi partnerami. Nawet jeśli nauczyciel ma ochotę po prostu wyżalić się na złe zachowanie dziecka, nie powinien dopuścić do tego, by rodzic, milcząc, potulnie wysłuchiwał jego monologu. Bywają jednak rodzice tak zestresowani rozmową, że trudno im wydusić z siebie słowo, a tym bardziej polemizować z nauczycielem. Warto przyswoić kilka technik zachęcających rodziców do wtrącenia swojego zdania: • mówić powoli, • robić przerwy na znalezienie właściwego słowa – być może rodzic podpowie i to go ośmieli, • wyraźne kończyć wątki, np. pytaniem (ale nie retorycznym), • budować wypowiedzi w krótkich blokach, • robić dłuższe przerwy na oddech, • poinformować, że mamy czas na rozmowę. Jeśli nauczycielowi zdarzy się powiedzieć: No dobrze, powiem, co mam do powiedzenia, i miejmy ten trudny temat z głowy, tym samym informuje rodzica, że nie jest zainteresowany jego przemyśleniami, a rozmowa to obowiązek, który musi odbębnić. Trudni rodzice w pytaniach i odpowiedziach Jak zbudować dobrą atmosferę do rozmowy? Dobra atmosfera jest podstawą. I do tego takt ze strony nauczyciela. Oczywiście różnie to bywa w szatni (gdzie najczęściej udaje nam się złapać rodzica), zwłaszcza po południu. Warto więc zadbać o cichy kąt, gdzie będzie można spokojnie, bez pośpiechu omówić problem. Może nawet warto dzień wcześniej ustalić, kto zaopiekuje się dziećmi podczas tej rozmowy, i zawiadomić rodzica, by przyszedł trochę wcześniej do przedszkola, tak aby dziecko nie uczestniczyło w tej rozmowie, bo to jest niedopuszczalne. Często zdarza się, że nauczycielka podchodzi do rodzica odbierającego pociechę z przedszkola i głośno informuje: Adaś był dziś niemożliwy!, po czym płynnie przechodzi do opisania całej historii. Takie zachowanie jest nieprofesjonalne. Można założyć, że nauczyciel w ten sposób chce zwrócić uwagę rodzica na istnienie problemu, ale taki początek rozmowy buduje nienajlepszą atmosferę. Intymność przy omawianiu trudnych tematów jest podstawą. Jak się poczuje dziecko, które zostało publicznie skarcone, którego problem jest roztrząsany w obecności innych osób przebywających w szatni? Jak się poczuje w takiej sytuacji rodzic? Pozostali rodzice najczęściej również będą zniesmaczeni takim brakiem taktu. Na atmosferę wpływają nie tylko czas i miejsce, ale przede wszystkim ton głosu i poziom zdenerwowania. Nauczyciel powinien dbać o to, by rozmowa była stonowana. Przechodzenie od spokojnego informowania do oskarżania podniesionym głosem niewątpliwie atmosferę zepsuje. Warto zwrócić uwagę, by nie używać podanych poniżej wyrażeń, które wpływają negatywnie na tok rozmowy, np.: • Jacek zawsze się spóźnia na śniadanie – stwierdzenie powinno być poparte dowodami. Jeśli zatem dziecku zdarzyło się spóźnić kilka razy, zdecydowanie nie jest to „zawsze”. Nadużywanie słowa świadczy o braku obiektywizmu u nauczyciela. Nawet jeśli dziecko spóźniło się 20 razy w ciągu 30 dni, to nadal nie jest to „zawsze”. Zresztą, nie liczba, a raczej powód tych spóźnień powinny być tematem rozmowy. Chcąc być konkretnym, można przedstawić liczby; w tym wypadku Jak uniknąć budowania barier komunikacyjnych? Na początek warto je po prostu zdefiniować i określić. Są komunikaty, które powodują, że rodzic zamyka się, zamiast otwierać na współpracę dotyczącą problemów z jego dzieckiem. Wynikają one z nieprawidłowego formułowania wskazówek i ogólnych informacji na temat dziecka. 7. FORUM Wychowania Przedszkolnego Do najczęstszych błędów zalicza się: • Krytykowanie, np. Nic dziwnego, że Tosia nie umie się sama załatwiać, skoro Pani ciągle jej pomaga przy ubieraniu i rozbieraniu. • Obrażanie, np. To tragiczne, że w dzisiejszych czasach bardziej dba się o wygląd dziecka niż o jego zachowanie. • Osądzanie, np. Nie powinna Pani dopuszczać do takich sytuacji, to jest nieetyczne. • Orzekanie, np. Z góry wiadomo, że dziecko będzie wyczerpane, jeśli się je zapisze na pięć dodatkowych zajęć w tygodniu. • Chwalenie połączone z oceną, np. Widzę postępy, choć Piotruś wciąż mało się stara, by równo wycinać. • Rozkazywanie, np. Musi Pani odciąć pępowinę. • Grożenie, np. Jeśli nie zajmie się Pan problemem dziecka, zawiadomię psychologa. • Decydowanie, np. Skoro nie chcą Państwo powiedzieć Markowi o rozwodzie, zrobię to w delikatny sposób za Państwa. • Moralizowanie, np. Nie jestem wprawdzie logopedą, ale na pierwszy rzut oka widać, że dziecko ma kłopoty. Należało się tym zająć znaczenie wcześniej. Wystarczyło częściej zwracać uwagę na to, jak wypowiada głoskę „s”, i poprawiać go za każdym razem. Można było ćwiczyć z książką... • Nadmierne wypytywanie, np. Czy to prawda, że Jaś jako dwulatek leżał przez miesiąc w szpitalu, bo wypadł z okna, kiedy oboje Państwo byli w domu? • Doradzanie, np. Ja na Pani miejscu już dawno bym zapisała Krzysia na angielski, bo potem będzie mu trudniej niż pozostałym dzieciom. • Zmienianie tematu, np. Grzesiu jest bardzo nieśmiały. Podobnie było ze mną. Kiedy byłam małą dziewczynką, bardzo pragnęłam być księżniczką, ale nie chciałam nosić korony, żeby dzieci nie zwracały na mnie uwagi. To były piękne czasy... • Pocieszanie, np. Nie powinna Pani czuć strachu o dziecko. Jakoś to będzie. można zakładać, że już się tak bardzo nie spieszą, jak o poranku. Jeśli sprawa nie jest na tyle pilna, by trzeba było rozmawiać o niej od razu, nauczyciel może spokojnie wybadać, w jakim humorze jest rodzic. Być może miał zły dzień i nie jest w nastroju do trudnych rozmów. Czasem warto poczekać na sprzymierzeńca w postaci dobrego samopoczucia. To samo zresztą dotyczy nauczyciela. Jeśli czuje, że ma gorszy dzień i szuka pretekstu do wybuchu, złym pomysłem jest rozpoczynanie rozmowy, która z założenia może wzbudzić gorące emocje. Badania potwierdzają, że mózg człowieka działa najefektywniej rano. Lewa półkula jest aktywna do południa – odpowiada za pamięć i logiczne analizowanie faktów. Prawa półkula uaktywnia się bliżej wieczoru, wtedy myśli się bardziej kreatywnie. Czyli najlepiej czerpać nową wiedzę między godziną 8 a 12, a utrwalać ją i szukać rozwiązań między 17 a 19. Uwzględniając wyniki badań, można planować trudne rozmowy. Jeśli problem jest szczególnie skomplikowany, można porozmawiać z rodzicem rano, kiedy przyprowadza dziecko. Warto go wówczas poinformować o konkretach i umówić się na dokończenie rozmowy po południu. Możemy założyć, że do czasu kiedy przyjdzie po dziecko ok. godziny 17, przyswoi i przetworzy poranne informacje. Warto je zatem utrwalić i wspólnie ustalić dalsze działania. Czy trudnych rodziców da się wychować? Trudni rodzice już dawno zostali wychowani przez swoich rodziców. Pytanie jest więc nieprawidłowo zadane. Nauczyciel nie jest od tego, by wychowywać rodziców. Choć bywa, że nauczyciele mówią o tym między sobą w żartach. Gorzej, jeśli zaczynają w to wierzyć i przechodzą do czynu, moralizując, decydując za rodziców, strofując ich, a czasem nawet i grożąc. Skutkiem takiego podejścia jest zbudowanie trwałych i nieprzekraczalnych granic komunikacyjnych. Rodziców można jedynie zachęcać do współpracy różnymi sposobami – zaproszeniami na zebrania, spotkania indywidualne, kiermasze, pokazy talentów, wycieczki. Nauczyciel musi poznać rodziców, tak samo jak poznaje nowe dzieci. Nie chodzi o to, by z każdym od razu się zaprzyjaźniać, ale pozytywne nastawienie i obiektywizm to już połowa sukcesu. Rodzice z kolei są spokojni, kiedy wiedzą, co się dzieje z ich pociechami. Nie oznacza to oczywiście zdawania relacji z każdej minuty dnia, ale odrobina uwagi i życzliwa rozmowa o postępach dziecka, kiedy rodzic odbiera je z przedszkola, lub wpis w tzw. zeszycie kontaktów budują zaufanie do nauczyciela. Bardzo często rodzice zgłaszają pretensje, że po wyjściu z przedszkola dziecka wręcz nie można opanować. Uważają, że wszelkie Kiedy najlepiej poruszyć trudny temat? Zazwyczaj nauczyciele mają okazję porozmawiać z rodzicami rano, kiedy ci przyprowadzają dzieci do przedszkola, lub po zajęciach, kiedy je odbierają. Trudno powiedzieć, która pora jest lepsza, jednak większość nauczycieli wybiera popołudnie. Co prawda rano na ogół wszyscy myślą bardziej trzeźwo, jednak najczęściej spieszą się do pracy i już na wstępie są podenerwowani. Myślą raczej o tym, co muszą zrobić po przyjściu do pracy, albo co się stanie, kiedy się spóźnią. Po południu są stęsknieni za dzieckiem i chcą się dowiedzieć, jak mu minął dzień. Nawet jeśli są trochę zmęczeni, to 7. FORUM Wychowania Przedszkolnego ich zabiegi wychowawcze poszły na marne, dlatego też domagają się szczegółowych relacji. Wówczas należy uświadomić rodzicom, że dzieci w przedszkolu muszą stosować się do najróżniejszych reguł, przebywają w gwarnym miejscu, najczęściej w ograniczonej przestrzeni. To wszystko wpływa na ich samopoczucie i system nerwowy. Wychodząc z przedszkola, dziecko daje upust nagromadzonym emocjom. Jeśli dzieci przy rodzicach pozwalają sobie na odrobinę luzu (oczywiście w dozwolonych granicach), to znaczy, że tego potrzebują i mają do rodziców zaufanie, informując ich swoimi wygłupami czy nawet krzykiem: Cieszę się, że mnie rozumiesz. Czasami jednak rodzice odbierają to jako kompletny brak posłuszeństwa. Wtedy można pokusić się o „wychowanie dorosłych”, a właściwie uświadomienie im, jak powinni rozmawiać z pociechą, żeby ta umiała nazwać i okiełznać własne emocje. Słucham i rozumiem: Kiedy dziecko zaczyna płakać – Oj, widzę, że jesteś smutna. Kiedy dziecko zaczyna być agresywne – Jesteś rozzłoszczona. Kiedy dziecko się uspokoi – Jak miło, że się uśmiechasz. Kiedy dziecko opowiada o bójce z kolegą – To pewnie bolało? Kiedy marudzi – Zdaje mi się, że jesteś trochę zmęczony. Kiedy dziecko łamie reguły – Nie zgadzam się na to, żebyś... Kiedy dziecko wyżywa się na rodzicu – Jestem zdenerwowana, bo... Słyszę, ale nie rozumiem: Kiedy dziecko nie chce zostać w przedszkolu – Nie ma powodu do płaczu. Kiedy dziecko opowiada o niesprawiedliwości, jaka je spotkała – Pewnie pierwszy zacząłeś. Kiedy dziecko opowiada o kłótni z przyjacielem – To nic. Zdarza się. Bywają też rodzice, których zapał w ingerowanie w życie grupy należy po prostu ostudzić. Są oni nawet trudniejsi do opanowania, niż ci lekko zdystansowani i zaniepokojeni. Tacy zapaleni rodzice często utrudniają pracę nauczycielowi, bo wtrącają się do najdrobniejszych nawet rzeczy i domagają się szczegółowych wyjaśnień lub – co gorsza – dają rady w stylu: Ja na Pani miejscu już dawno zrobiłabym tak, albo chcąc udzielić wsparcia nauczycielowi, komentują jego postępowanie, zawracając mu głowę: Nie wiem, jak Pani sobie z tym wszystkim radzi. Niska pensja i tyle roboty. Nauczyciele nie mają lekko... Jednym ze sprawdzonych sposobów na uniknięcie takich sytuacji jest gazetka informacyjna dotycząca ży- cia danej grupy. To tam powinny się znaleźć wszelkie komunikaty, wierszyki, jadłospis, konkursy, informacje o opłatach itd. Wtedy, zamiast odpowiadać na dziesiątki pytań, nauczyciel zawsze może odesłać rodzica do gabloty z informacjami. Skorzysta wówczas również zdystansowany tatuś, który nie chce zawracać głowy nauczycielce, ale chce wiedzieć, co się dzieje z jego dzieckiem. Można z przymrużeniem oka powiedzieć, że jest to rodzaj wychowania, jednak lepiej nazwać to dobrze zorganizowaną komunikacją. Kto lepiej wie, co jest dobre dla dziecka – doświadczony nauczyciel czy niedoświadczony rodzic? Najgorzej rozmawiać z rodzicami, którzy zakładają, że tylko oni wiedzą, co jest najlepsze dla ich dziecka. Jeśli taki rodzic trafia na nauczyciela, który ma dokładnie to samo przekonanie, czyli wie najlepiej, co jest dobre dla dziecka, trudno o jakąkolwiek nić porozumienia. Oczywiście zakładając, że ich zdania są odmienne. Trudno jednoznacznie określić, jak w takiej sytuacji powinien się zachować nauczyciel. Jeśli rodzic swoim postępowaniem nie wyrządza dziecku krzywdy i nie wpływa na negatywne samopoczucie innych członków grupy, to należy założyć, że rodzic rzeczywiście wie, co robi. Czasem pogodzenie się z tym stanowi duży problem dla nauczyciela. Wymagając zaufania i zgody ze strony rodziców na swobodne działania, często sam traktuje ich jak dzieci. To prawda, że studia pedagogiczne dają nauczycielowi przewagę teoretyczną, jednak to nie nauczyciel, a właśnie rodzice mieszkają z dzieckiem, znają je od urodzenia i po prostu wiedzą, czego ono w danym momencie potrzebuje najbardziej. Zatem najlepszą radą jest nastawienie się na współpracę i wsłuchanie się w to, co ma do powiedzenia rodzic, a nie wygłaszanie zbolałym tonem opinii, że we współczesnym świecie trudno wychować dziecko, gdyż dorośli są niedojrzali. Wrażliwy nauczyciel zdaje sobie sprawę z tego, że każda tego typu uwaga jest traktowana bardzo personalnie. Dobór słów ma ogromne znaczenie. Podczas takich trudnych rozmów nie ma miejsca na ogólne uwagi o „upodleniu świata” i „macierzyństwie schodzącym na psy”. Żaden rodzic nie przejdzie nad czymś takim do porządku dziennego, nawet jeśli są to ogólne uwagi na temat współczesnych rodziców i nie są skierowane bezpośrednio do niego. Czasem jednak zdarza się, że nauczyciel powinien wesprzeć rodziców swoją wiedzą. Nie po to, by się chwalić, ale by pomóc rozwiązać domowe kłopoty wychowawcze. Wielu rodziców uznaje za niegrzeczne zachowania dzieci, które wynikają z konkretnych przyczyn, mianowicie z błędów wychowawczych, a nie z charakteru pociechy. W takich sytuacjach nauczycielka nie powinna unosić się urażoną dumą i myśleć: Jak ci mówiłam, 7. FORUM Wychowania Przedszkolnego to nie słuchałeś, teraz radź sobie sam, tylko taktownie podpowiedzieć, jak odczytywać pewne zachowania dziecka. S. Szuman dzieli niegrzeczność dzieci według stopnia i charakteru oraz według przyczyn i motywów na następujące rodzaje: • Przeszkadzanie – często dzisiaj domaganie się uwagi ze strony rodziców uważane jest właśnie za przeszkadzanie. To fakt, że maluchy po prostu czasem przeszkadzają, ale przecież najczęściej mają swoje powody. Nuda również jest jednym z nich. Autor uważa, że powinnością dorosłych jest zapewnienie dziecku bliskości, nawet jeśli wiąże się to z rezygnacją z własnego spokoju. • Niestosowanie się do reguł, nakazów i zakazów – oczywiście dzieci powinny ich przestrzegać, jednak zdarza się, że rodzice wymyślają niezliczone ilości absurdalnych reguł czy nakazów, które im samym trudno zapamiętać. Jeśli dziecko ma z tym również kłopot, uznawane jest za niegrzeczne. Czasem też łamanie reguł wiąże się z chęcią zwrócenia na siebie uwagi. Jeśli bycie niegrzecznym jest jedyną drogą do skupienia uwagi rodziców, dziecko prędzej czy później nią podąży. • Uleganie impulsom – maluchy dopiero kształtują swój system emocjonalny i nerwowy. Nie muszą nad sobą panować w każdej sytuacji. Czasem marudzą, płaczą, krzyczą nie dlatego, by zrobić dorosłym na złość, ale dlatego, że mają jakiś problem. Najczęściej taki, którego nie potrafią nazwać, albo taki, który jest ignorowany przez dorosłych. przygotować. Określić swoją strefę personalną i odczytać ją u rodzica. Jeśli chcemy, by czuł się komfortowo, musimy się dostosować do dystansu narzuconego przez niego. Inaczej zostaniemy uznani za natręta lub osobę chcącą dominować. W żadnym wypadku nie sprzyja to omawianiu trudnych zagadnień wychowawczych. • Strefa intymna – wynosi ok. 45 cm od skóry [ciała?], czyli dość blisko. Na ogół jest zarezerwowana dla najbliższych. Nauczyciel, choćby znał rodzica od wielu lat, nie może zakładać, że się do nich zalicza. Jeśli zatem postanowimy przeprowadzić rozmowę w zatłoczonym korytarzu i szepcząc rodzicowi do ucha, poinformujemy go o kłopotach Adasia, możemy się spodziewać, że w większości przypadków nie skoncentruje się on na informacji werbalnej, ale na tym, co zrobić, by zachować dystans. Nie będzie myślał o problemie, tylko o tym, że nie czuje się komfortowo. Potem nauczyciel poczuje się rozczarowany, że poinformował o problemie, ale ma wrażenie, jakby rzucał grochem o ścianę. A skutek będzie taki, że następnym razem rodzic będzie się starał za wszelką cenę zachować dużą odległość lub będzie unikał nauczyciela, którego sklasyfikował jako natręta. • Strefa osobista – wynosi ok. 45–120 cm od skóry [ciała?]. To mniej więcej długość wyciągniętej ręki dorosłej osoby. Tutaj już trzeba wykazać się czujnością, gdyż niektórzy uznają, że ważne informacje docierają do nich wyłącznie z tej odległości. Pozwalamy wejść w tę przestrzeń osobom, które znamy, a z pewnością tym, którym ufamy. Na początku wspólnej komunikacji z rodzicem nie należy zakładać, że będziemy mogli wkroczyć na ten teren bez pytania. Zaufanie zdobywa się z czasem i w dodatku ciężką pracą, a nie wyłącznym założeniem, że nauczycielowi szacunek należy się „z urzędu”. • Strefa społeczna – wynosi ok. 120–360 cm od skóry [ciała?]. Można założyć, że to jest bezpieczna strefa, którą możemy zaznaczyć jako tę do rozmawiania o trudnych tematach. Jeśli znajduje się w niej osoba, której rodzic nie zna dobrze, ale wie, kim jest, to w porządku. Właśnie taką osobą jest nauczyciel. Oczywiście czasem te więzi mogą się zacieśnić, to zupełnie naturalne. Wtedy można pomyśleć o zmianie strefy. • Strefa publiczna – wynosi ponad 360 cm od skóry [ciała?]. Mamy z nią do czynienia np. podczas zebrań z rodzicami. Wtedy można śmiało założyć, że jesteśmy osobą publiczną. Nie należy jednak zakładać, że wszystko, co mówimy, trafia bezpośrednio do odbiorców, bez żadnych zakłóceń. Wręcz przeciwnie. Podczas wystąpienia nauczyciel ma więcej powodów do stresu, ponieważ jest poddawany ocenie wizualnej. Uczestnicy zebrania koncentrują się na tym, jakie robi miny, jak wygląda, jak się porusza. Czy jest spięty, czy rozluźniony itd. W grupie, w odpowiednim dystansie ludzie Dlaczego czasem rodzic jest z góry nastawiony negatywnie? Komunikacja niewerbalna ma wielką moc oddziaływania. Bywa, że podchodzimy do rodzica z negatywnym nastawieniem, rozpaczliwie próbując to ukryć. Taktownie i rzeczowo prowadzimy rozmowę, jednak widać, że coś jest nie tak. To nasza mimika wysyła sygnały do podświadomości rozmówcy, który może czuć się zirytowany lub nawet dodatkowo podenerwowany. Przeprowadzając trudną rozmowę, należy zatem pamiętać o komunikatach niewerbalnych. Negatywne nastawienie może potęgować np. źle zachowana odległość od rozmówcy, którą nazywamy dystansem personalnym. Jedni lubią być blisko – bawią się naszymi włosami, zdejmują pyłki z naszego ramienia, nachylają się ku nam. Inni wolą siedzieć lub stać z zachowaniem większej odległości lub wręcz chowają się za biurkiem, ławką czy choćby miętoszoną w rękach maskotką. Takie niuanse mogą zarówno pomóc, jak i zaszkodzić w prowadzeniu rozmowy. Dlatego warto się do niej ) Szuman S., Psychologia wychowawcza wieku szkolnego, Wydawnictwo INNE, 1947. 7. FORUM Wychowania Przedszkolnego czują się silniej i bezpieczniej, dlatego właśnie podczas zebrań rodzice często mają odwagę powiedzieć więcej, poskarżyć się, wymagać, złościć się – inaczej niż w rozmowie w cztery oczy, ze skróconym dystansem. Mając taką świadomość, nauczyciel powinien się po prostu na to przygotować. Ubrać się odpowiednio do sytuacji, nie odwracać uwagi od tego, o czym mówi, np. pstrykając nerwowo obracanym w dłoni długopisem. Ważne! Świadomy nauczyciel, zwłaszcza we współczesnym, różnorodnym świecie, musi wiedzieć, że dystans personalny różni się w zależności od osobowości, ale też narodowości, miejsca pochodzenia, kultury, w jakiej człowiek został wychowany. Jeśli więc mamy do czynienia z rodzicami nie tylko z Polski, warto zasięgnąć języka także na ten temat. swój sposób myślenia o sobie, lepiej posłuchać, czy oni też tak uważają. Jeśli nie, to nic nie stoi na przeszkodzie, by uwierzyć w swój inny wizerunek i mocno nad nim popracować, zamiast skupiać się na udowadnianiu światu, że wcale nie jesteśmy tacy mili, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Na szczęście co kilka lat nauczyciel ma do czynienia z nową grupą, a co za tym idzie – z nowymi rodzicami. Nawet jeśli w tych próbach bycia sympatycznym coś mu się nie uda, to zawsze jest szansa na zmianę wizerunku. Czy mogę udawać, że lubię danego rodzica tylko po to, żeby mnie wysłuchał? Być może brzmi to dość kontrowersyjnie, ale tak. Skoro – idąc tokiem rozumowania Cialdiniego – mamy wpływ na osoby, które darzą nas sympatią, to dlaczego tego nie wykorzystać w rozmowach z trudnymi rodzicami? To, że ktoś na nas warczy, wcale nie znaczy, że musimy mu odpłacać tym samym. Czasem chciałoby się to zrobić, ale warto się powstrzymać. Jeśli zatem nauczyciel chce realizować swoje cele, powinien kreować swój image osoby sympatycznej, inteligentnej i bardzo otwartej. To wcale nie jest takie rudne. Pierwszym krokiem może być po prostu zakomunikowanie tego rodzicom w otwarty sposób. Wchodząc do sali na spotkanie z nowym nauczycielem, rodzice tak naprawdę nie wiedzą, czego się spodziewać. Jest zatem spore prawdopodobieństwo, że nie mając powodu do agresji, uwierzą, a przynajmniej dadzą nauczycielowi kredyt zaufania. Zatem taktyka „na wojownika” wcale nie jest lepsza niż taktyka „na miłego misia”. Miły miś uśmiechnie się, przedstawi i powie: Miło mi Państwa poznać. Nazywam się Anna Jankowska i będę miała przyjemność pracować z Państwa dziećmi przez najbliższe lata. Z natury jestem otwartą, wesołą osobą, która chętnie porozmawia na każdy temat. Dlaczego ktoś miałby nie uwierzyć, kiedy widzi mnie po raz pierwszy? Inaczej w sytuacji, kiedy nauczyciel (a wielu ma tendencję do takiego zachowania, uważając, że jest to sposób na ustawienie wszystkich do pionu) zacznie słowami: Nazywam się Anna Jankowska. Nie lubię spóźnialskich, gaduł i leniuchów. Nie będę tego tolerować pod żadnym pozorem. Niby nic, same konkrety, tylko teraz w głowie każdego rodzica rodzi się pytanie: Z którą Anną Jankowską chciałbym pracować przez kilka najbliższych lat? Której chciałbym powierzyć edukację i wychowanie swojego dziecka? Zatem czasem zbudowanie pozytywnego wizerunku i udawanie, że kogoś lubimy, mimo że się spóźnił, nie chciało mu się za to przeprosić i wytrzeć przed wejściem do sali zabłoconych butów, może zaprocentować w przyszłości lepszą relacją. Lepsze jednak od udawanego lubienia jest uzależnienie od osoby nauczyciela. Nie mówimy tu o negatyw- Czy muszę się starać, żeby wszyscy mnie lubili? No cóż, oczywiście nie ma takiej konieczności. Jednak nie od dziś wiadomo, że pozytywny wizerunek i odbiór daje przewagę, czy to w rozmowach, czy w staraniu się o dobrą pracę, czy w przekonywaniu o konieczności otrzymania podwyżki, czy wreszcie w przekazywaniu trudnych i smutnych informacji. Zatem chyba warto się starać po to, by w przyszłości nie musieć pokonywać niewidzialnych barier i uprzedzeń. Nie chodzi o ty, by się każdemu podlizywać, przymilać do obcych i prawić nieszczere komplementy. To raczej skupienie na budowaniu własnego wizerunku w oczach podopiecznych i rodziców. Lubianemu nauczycielowi trudniej odmówić, trudniej się na nim wyżyć. W 1982 roku R. Cialdini sformułował zasadę sympatii, zgodnie z którą im bardziej kogoś lubimy, tym bardziej jesteśmy podatni na siłę jego perswazji i przekaz. Czyli, jeśli jakiś rodzic czuje do nas sympatię, to zdecydowanie chętniej przyjmie bez zastrzeżeń wszystko, co mamy do powiedzenia. Jeśli natomiast któryś za nami nie przepada, to mniej chętnie ulegnie namowom czy przyjmie nawet racjonalne argumenty. Dlatego warto być lubianym nauczycielem, a nie siejącą postrach czy wzbudzającą powszechną niechęć heterą, której boją się nawet tatusiowie. Warto powalczyć o respekt wynikający z sympatii i szacunku. Respekt odczuwany wyłącznie z powodu strachu jest czymś zupełnie innym. Wielu nauczycielek mówi wprost (myśląc tak o sobie): Ale ja nie jestem sympatyczna. Mam naturę ponuraka. Prawda jest taka, że czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy tacy, jakimi widzą nas inni. Jeżeli inni uznają, że jesteśmy mało sympatyczni, to będziemy się musieli trochę napracować, żeby to zmienić. To, że my sami siebie postrzegamy jako niesympatycznych, wcale nie znaczy, że tak nas widzą inni. Dlatego warto czasem przejrzeć się w oczach rodziców jak w lustrze. Zamiast narzucać im 7. FORUM Wychowania Przedszkolnego nym, toksycznym uzależnieniu od drugiego człowieka. Mówimy o takim zbudowaniu relacji, które sprawi, że rodzic (mniej lub bardziej lubiany) będzie chętnie podejmował rozmowę, a z pewnością nie będzie unikał kontaktu. Zaspokajanie potrzeb drugiego człowieka może się odbywać na bardzo subtelnym poziomie, przy jednoczesnym pokazaniu kompetencji i zaangażowania nauczyciela. Każdy zna Piramidę Maslowa, nauczyciele przerabiają ją wzdłuż i wszerz pod kątem zaspokajania potrzeb najmłodszych. Tę standardową wiedzę łatwo można wykorzystać w kontaktach z trudnymi rodzicami. • Potrzeby fizjologiczne – oczywiście nie chodzi o to, by częstować rodzica podczas rozmowy swoim drugim śniadaniem, ale zapewnienie wygodnego siedzenia, zaproponowanie kawy, kiedy widać, że jest zmęczony po pracy, są właśnie zaspokojeniem tego rodzaju potrzeb. • Potrzeba bezpieczeństwa – często rodzice noszą w sobie wiele obaw dotyczących wychowania pociech. Zaspokojeniem tej potrzeby jest wysłuchanie ich, wyjaśnienie istoty problemu (czyli zlikwidowanie obaw) i udzielenie dobrej rady. Nawet propozycja pożyczenia książki o wychowaniu może się spotkać z wyrazem ogromnej wdzięczności ze strony rodzica. • Potrzeba afiliacji (przynależności) – jeśli nauczyciel z pełnym zaangażowaniem rozmawia o światopoglądzie rodzica, jeśli tłumaczy ze zrozumieniem, że problem wychowawczy nie jest końcem świata i nie oznacza zrujnowania życia, to w ten sposób zaspokaja potrzebę przynależności do społeczeństwa i wyklucza obawę o odrzucenie dziecka czy nawet całej rodziny. Na dowód tego można rodzica trudnego dziecka zaprosić np. do pomocy przy przestawieniu czy opieki nad dziećmi podczas wycieczki. • Potrzeba uznania i szacunku – tutaj nauczyciele mają ogromne pole do popisu. Pozytywne uwagi dotyczące dziecka mogą łatwo i szybko dowartościować rodzica we własnych oczach i sprawić, by czuł się szanowany także w oczach nauczyciela. Można to również zrobić na forum publicznym, np. na zebraniu, prosząc rodzica o fachową poradę czy chwaląc jego postępowanie. • Potrzeba samorealizacji – stoi na najwyższym poziomie piramidy i chyba nauczycielowi najtrudniej ją zaspokoić. Można jednak zrobić wiele, np. dowiedzieć się, jakie są niespełnione ambicje rodzica, i wesprzeć działania zmierzające w kierunku ich wcielenia w życie. Czasem wystarczy zwykła zachęta i przyklaśnięcie mglistym planom. Innym razem może to być udzielenie korepetycji [informacji? wskazówek?] z dziedziny, na której zna się nauczyciel, co może otworzyć rodzicowi drzwi do starania się np. o inną posadę itp. Ważne, by nauczyciel uświadomił rodzicowi, że nie- zaspokojona potrzeba samorealizacji ma przełożenie na jego samopoczucie, stosunek do najbliższych, a nawet sposób traktowania dziecka. Dlaczego zdarzają się rodzice mający pretensje o wszystko? Bycie rodzicem to bardzo trudna sprawa. A przedszkola wcale nie muszą się każdemu dobrze kojarzyć. Niejeden rodzic z pewnością pamięta jeszcze ze swojego dzieciństwa zmuszanie do jedzenia kaszy, kary, stanie w kącie, nudę na zajęciach czy złośliwych rówieśników. Może nie jest to standard, ale nie powinno się zakładać, że zawsze było miło i wesoło. Te swoje wyobrażenia i lęki rodzice często przelewają na placówkę, do której posyłają własne dziecko. Dlatego pragną, by wszystko było po ich myśli, co nie zawsze zgadza się z wizją dyrekcji, nauczycieli i statutem placówki. Takich rodziców trzeba po pierwsze zrozumieć, a po drugie uświadomić. I w tym wypadku nie wystarczy pokazanie „na papierze” głównych celów i założeń. Trzeba rodzica oprowadzić po przedszkolu, wyjaśnić, co i jak funkcjonuje, dlaczego tak, a nie inaczej. Najczęściej to rzucanie kłód pod nogi nauczyciela nie wynika ze złej woli, lecz ze strachu i nieznajomości stanu faktycznego. A najlepszym dowodem na to, że „jest fajnie”, będzie uśmiech zadowolonego dziecka. Takiego rodzica można sprytnie zaangażować w sprawy grupy czy placówki, jednocześnie pokazując, że nie wszystko jest tak, jak jemu się wydaje. Dobrą techniką jest poproszenie o pomoc. Udowodnione bowiem zostało, że spełnienie prośby wiąże się ze zwiększeniem sympatii do proszącego o nią. Każdy ma tendencję do racjonalnego tłumaczenia swoich działań. Jeśli zatem rodzic zgodzi się pomóc nauczycielowi, to podświadomie uzna, że nauczyciel i jego problem warte są zainteresowania, są ważne, więc mają sens. Inaczej przecież zapracowany rodzic nie zawracałby sobie głowy spełnianiem prośby. Zatem jeśli nauczyciel poprosi o pomoc rodzica, jest szansa, że ten, angażując się w jej spełnienie, polubi nauczyciela oraz placówkę. Niektórzy nauczyciele obawiają się, że prośba o pomoc zostanie odebrana jako przyznanie się do tego, że sobie nie radzą. Ale taka obawa jest nieuzasadniona. Wręcz przeciwnie. Nadanie nauczycielowi – z racji wykonywanego zawodu stojącemu trochę na piedestale – bardziej ludzkiego charakteru może mu tylko pomóc. Może to być zatem prośba o pomoc w przygotowaniu kanapek na spotkanie z rodzicami, prośba o poradę prawną, biznesową, finansową, zawsze dotycząca zajęć z dziećmi. Do przedstawienia takiej prośby należy się po prostu przygotować. Dowiedzieć się, jaki zawód uprawia rodzic, czy lubi gotować lub jakie jest jego hobby. Spełnienie prośby powinno być niekłopotliwą 7. FORUM Wychowania Przedszkolnego dził: Tej pani jakoś nie trawię. Jednak czasem właśnie „ta pani” musi porozmawiać z rodzicem o kłopotach lub sukcesach dziecka. Żeby podbudować własny wizerunek w oczach rodzica, można zastosować mały fortel i namówić jedną z koleżanek nauczycielek, by mimochodem, w przelotnej rozmowie przekazała rodzicowi jakieś pozytywne informacje na temat „nielubianego” nauczyciela. Nie chodzi o to, by rodzica oszukać czy zamydlić mu oczy. Po prostu czasem uprzedzenia topnieją pod wpływem opinii osoby postronnej. Zwłaszcza jeśli nie mamy do czynienia z wielkim, jawnym konfliktem. Jest szansa, że rodzic zacznie myśleć: Skoro taka miła nauczycielka podziwia tamtą, której nie lubię, może powinnam dać jej jeszcze jedną szansę? W końcu pracuje z moim dzieckiem. drobnostką, przyjemnością, a nie drogą przez mękę. Jeśli prośba będzie zbyt trudna do spełnienia, może rozdrażnić, jeśli zbyt prosta, rodzic może przejść nad nią do porządku dziennego. A chodzi o to, by się wysilił dla nauczyciela. Nie można powiedzieć, że rodzice się czepiają, bo nie mają nic innego do roboty. Czasami wynika to po prostu z ich typu osobowości. Jeśli jest on skrajnie różny od tego, który reprezentuje nauczyciel, to faktycznie może się wydawać, że rodzice się czepiają bez powodu. Być może tabela osobowości przybliży powody zadawania pytań, reakcje na wyjaśnienia, niepokoje, które zdaniem nauczycieli nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. Gdyby jednak te sprawy nie były ważne dla rodziców, nie zajmowaliby swoimi uwagami czasu nauczyciela. Oczywiście wszelkie komplementy czy pozytywne opinie powinny być przekazywane przy okazji, a nie w sposób nachalny. Jeśli nauczycielka wspomagająca wypali do rodzica z rozbrajającą szczerością: Słyszałam, że Pani nie lubi pani Eli. To moja świetna przyjaciółka, fajnie się z nią pracuje. Nie rozumiem Pani uprzedzeń – jest spora szansa, że rodzic przestanie lubić również nauczycielkę wspomagającą. Po pierwsze dlatego, że na siłę próbuje zmienić wyrobione zdanie, a po drugie dlatego, że robi to nieudolnie. Nie dość, że tej wypowiedzi brak subtelności, to jeszcze użyte słowa tak naprawdę nic nie znaczą. Kiedy rodzic ma wątpliwości co do nauczycielki prowadzącej jego pociechę, to określenia typu „równa babka” czy „fajnie uczy” są po prostu nie na miejscu. Być może w zamyśle miały wprowadzać „swojską” atmosferę, ale niestety nic nie znaczą, są za to infantylne, by nie powiedzieć – prostackie. Nieadekwatne do powagi zawodu nauczyciela. Typy osobowości a podejście do problemu: • Wynalazca lub analityk – dążą do zrozumienia istoty sprawy poprzez badanie faktów i używanie wyobraźni. • Krytyk lub przedsiębiorca – do problemu zawsze podchodzą od strony praktycznej, oczekują rezultatów działań i na nich zależy im bardziej niż na logicznym rozbiorze zjawiska. • Psycholog lub humanista – szukają talentów ukrytych w osobach, nawet w obliczu problemu nie przestają ich poszukiwać, łatwiej przychodzi im manipulowanie i rozumienie zasad działania manipulacji. • Liryk lub mentor – nie mają problemu z okazywaniem i nazywaniem własnych i cudzych emocji, łatwo sterują nimi w kontaktach międzyludzkich. • Legionista lub inspektor – zawsze są gotowi do wprowadzenia sztywnych reguł i egzekwowania ich z pełną konsekwencją. Lepiej mówić konkretami, np. jeśli nauczycielce wspomagającej zależy, by ocieplić wizerunek nielubianej nauczycielki, może powiedzieć: Pani Ela fantastycznie sobie radzi w pracy z grupą. Żadne dziecko nie jest zaniedbywane, zawsze trafnie rozdziela zadania, a w zeszłym roku zdobyła nagrodę kuratorium za kreatywne scenariusze, lub: Nikt w grupie Pani Eli nie nudzi się na zajęciach matematycznych. Potrafi zamienić dodawanie w najciekawszą zabawę, wykorzystując swoje poczucie humoru. Fakt, może bywa ono specyficzne, ale w pracy z dziećmi sprawdza się za każdym razem. Z takiej informacji rodzic dowiaduje się o podziwie ze strony innej nauczycielki, kompetencjach tej właściwiej, sympatii ze strony dzieci i specyficznym poczuciu humoru, którym można wytłumaczyć np. jakieś niekonwencjonalne zachowanie, które źle odczytane, mogło „zniechęcić” rodzica. Zanim nauczycielka właściwa zdołałaby przekonać takiego rodzica, minęłoby mnóstwo czasu, a tu – gotowe rozwiązanie przy niewielkiej pomocy koleżanki. • Mistrz lub dyrektor – dla nich ważne są działania zgodne z procedurami i wcześniejszymi ustaleniami, kreatywność, owszem, ale tylko w ramach tych procedur; potrafią obiektywnie spojrzeć na problem. • Polityk lub przechowywacz – potrafią wczuć się w nastrój drugiej osoby i manipulować emocjami; lubią jasno określone cele, najlepiej dotyczące bezpośrednio ich samych. • Pośrednik lub entuzjasta – zależy im na spokojnych kontaktach międzyludzkich i ogólnej harmonii, potrafią działać dyplomatycznie nawet w trudnych chwilach; lubią czuć się doceniani przez innych i potrzebni. Jak mam rozmawiać z rodzicem, który uważa, że się czepiam, i wyraźnie mnie nie lubi? Bywa, że rodzic jest po prostu uprzedzony do konkretnego nauczyciela. Czasem ma to źródło w faktycznych nieporozumieniach, ale bywa też tak, że rodzic czegoś nie dosłyszał lub coś mu się wdawało i po prostu stwier 7. FORUM Wychowania Przedszkolnego Co zrobić, kiedy ja mówię jedno, a rodzic słyszy drugie? • Parafrazowanie nie oznacza papugowania. Chodzi o streszczenie wypowiedzi rozmówcy własnymi słowami, a nie powtórzenie słowo w słowo jego zdania. • Parafrazować należy w języku rozmówcy. Używając zbyt trudnego lub nadmiernie prostego słownictwa, można go wprowadzić w zakłopotanie. • Parafrazowanie przydaje się podczas ważnych rozmów (zwłaszcza nacechowanych emocjami), nie trzeba go jednak nadużywać. Nie należy go stosować, kiedy ktoś pyta o pogodę, godzinę czy drogę do lotniska. Wyłuszczając problem najdokładniej, jak potrafimy, czasem odnosimy wrażenie, jakby rodzic nie rozumiał, co się do niego mówi. Można to zignorować raz i drugi, ale nie przy każdej rozmowie. Czasem się zdarza, że rzeczywiście trudno o porozumienie. Powody są różne, jednym z nich może być używanie przez nauczyciela zbyt skomplikowanego języka. Nie każdy musi wiedzieć, czym jest deficyt emocjonalny czy lateralizacja. Nauczyciele powinni więc używać prostego języka. Podobnie jest z wizytą u lekarza – jeśli ten zacznie opowiadać o chorobie w sposób zbyt skomplikowany, to raczej napędzi pacjentowi stracha, niż podtrzyma go na duchu. Bardzo dobrym sposobem na sprawdzenie, czy do rodzica dotarło to, co mówimy, i odwrotnie, czy myśmy dobrze zrozumieli, o co rodzicowi chodzi, jest parafrazowanie. To bardzo prosta technika polegająca na powtórzeniu własnymi słowami usłyszanego zdania i upewnieniu się w ten sposób, czy dobrze odebraliśmy komunikat. Jeśli więc rodzic mówi: Nie mam czasu na ćwiczenia logopedyczne z dzieckiem, można sparafrazować jego wypowiedź i upewnić się: Czy dobrze rozumiem, że ma Pani za dużo pracy, by jeszcze ćwiczyć codziennie z dzieckiem? Tym samym uściślamy informacje. Bo być może rodzic wcale nie miał na myśli obowiązków w pracy, tylko zajmowanie się młodszym rodzeństwem. Bywa, że słysząc „brak czasu”, zakładamy, że chodzi o pracę, przecież nie zawsze tak jest. W wielu przypadkach lepiej się upewnić, czy dobrze nam się wydaje. I zachęcać rodzica do prowadzenia rozmowy w ten sposób. Wtedy jest większa szansa, że wszelkie niejasności zostaną od razu wyjaśnione. • Parafrazując, nie trzeba powtarzać każdego słowa, a jedynie wyłuszczyć sens wypowiedzi. Użycie zbyt wielu wyrazów może spowodować zagubienie w gąszczu myśli. Anna Jankowska opracowane fragmenty książki pt. Rozmowy z rodzicami. Poradnik dla nauczycieli, Wydawnictwo Pedagogiczne ZNP, Kielce 2012 Bibliografia Adams K., Galanes G.J., Komunikacja w grupach, PWN, Warszawa 2008. Berne E., W co grają ludzie. Psychologia stosunków międzyludzkich, wyd. 2, PWN, Warszawa 1994. Gajewska G., Doliński A., Szczęsna A., Teoretyczno-metodyczne aspekty wychowania młodzieży a warsztat pedagoga. Scenariusze zajęć wychowawczych, część 3, PEKW Gaja, 2008. Garczyński S., Rozmawiać? Tak. Ale jak?, WSiP, Warszawa 1993. Grzesiuk L., Trzebińska H., Jak ludzie porozumiewają się, Nasza Księgarnia, Warszawa 1978. Day Ch., Nauczyciel z pasją. Jak zachować entuzjazm i zaangażowanie w pracy, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2008. Dąbrowski K., Społeczno-wychowawcza psychiatria dziecięca, PZWS, Warszawa 1989. Dobek-Ostrowska B. (red.), Współczesne systemy komunikowania, wyd. 2, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1998. Malewska H.E., Muszyński H., Kłamstwo dzieci, Państwowe Zakłady Wydawnictw Szkolnych, Warszawa 1962. Mastalski J., Integracja środowiska nauczycielskiego, [w:] Nauczyciel w świecie współczesnym, B. Muchacka, M. Szymański (red.), Impuls, Kraków 2008. Rembowski J., Więzi uczuciowe w rodzinie, PWN, Warszawa 1972. Ryś M., Konflikty w rodzinie, niszczą czy budują?, CMPP-P MEN, Warszawa 1994. Thorpe S., Clifford J., Podręcznik coachingu, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2009.