Szukając tego

Transkrypt

Szukając tego
Dla tych, którzy szukają i znajdują.
Dla tych, którzy szukają, ale znaleźć nie mogą.
Aż wreszcie dla tych, którzy pomimo całego bólu,
jaki wypełnia ich serca, mają nadzieję –
nadzieję na znalezienie tego, czego pragną.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
OD AUTORKI
Nie istnieje coś takiego jak PEWNOŚĆ.
Nie istnieje coś takiego jak STABILNOŚĆ.
Nie istnieje coś takiego jak TRWAŁOŚĆ.
Ponieważ istnieje CHWILA, w której wszystkie nasze gwarancje rozsypują się
jak zamki z piasku. Ta chwila zabiera nam nadzieję. Usuwa radość. Niszczy
bezpieczeństwo. Porywa zaufanie. Zamyka nas w klatce, w której nie ma
szczęścia – nie ma w niej nawet życia.
Istnieje też MOMENT, w którym ktoś z klatki obok wyciąga do nas rękę.
A może to my wyciągamy ją do niego, bo nie chcemy trwać w ciemności
samotnie?
Istnieje również SEKUNDA, w której musimy zdecydować, czy jest dla nas
ratunek, czy damy radę dalej walczyć, czy w ogóle zasługujemy na zwycięstwo.
Drogi Czytelniku, ta książka nie jest receptą na szczęście. Nikt nie może Ci
jej dać, ponieważ nikt na tym ogromnym świecie jej nie ma.
Możemy uciekać. Możemy podróżować. Możemy iść przed siebie, nie patrząc
wstecz. Możemy błądzić… Możemy. Ale jedyne, co musimy robić, to wierzyć, że
słońce gdzieś na nas czeka…
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ PIERWSZY
NELA
Lipiec – Wrocław
Pakowałam szybko do plecaka to, co wpadło mi w ręce. Kilka ubrań na zmianę,
ładowarkę do telefonu, jakieś kosmetyki, portfel z dokumentami. Nie mam czasu
na nic więcej. Ostatni raz rozejrzałam się po mieszkaniu, w którym spędziłam
niemal rok ze swojego dziewiętnastoletniego życia. Jeszcze kilka godzin temu
było zupełnie zwyczajne. Typowe studenckie mieszkanko – trochę
zabałaganione, ale przytulne. Chociaż… może tylko na takie wyglądało? Dla
mnie od dawna już nie było w nim przytulnie. Tak właściwie to chyba nigdy.
Teraz na podłodze leżało mnóstwo potłuczonego szkła, przewrócony stół
i połamane krzesła – efekt szaleństwa, które się tu rozegrało. Mój wzrok
powędrował w stronę łóżka i kilka nowych łez popłynęło z moich oczu.
Próbowałam złapać oddech, ale nie byłam w stanie, więc czym prędzej stamtąd
wyszłam.
Stanęłam na Dworcu Głównym przed tablicą odjazdów. Najbliższy autobus
jechał do Łodzi – nie zastanawiając się dłużej, nic nie planując, podeszłam do
kasy i kupiłam bilet. Po chwili siedziałam już na swoim miejscu. Zamknęłam oczy,
myśląc, co ja właściwie robię. Czego się spodziewam? Jaki jest mój cel? Czy na
końcu tego wszystkiego coś na mnie czeka? Jedyne, co wtedy wiedziałam, to to,
że uciekam. Uciekam od koszmaru, chcąc odnaleźć lepsze życie. Gdzieś
przecież musiało być, prawda? Gdzieś musiało na mnie czekać. Ale skoro przez
tyle czasu uparcie mi się wymykało, to całkiem możliwe, że wcale nie chciało
stanąć na mojej drodze.
***
Wiele milionów ludzi miało, i wiele jeszcze będzie mieć, poważniejsze problemy
niż ja. Ani przez chwilę w to nie wątpiłam, ale wiedziałam też, że ból, nieważne,
czym spowodowany, zawsze pozostaje bólem. Większym czy mniejszym, ale
jednak bólem, którego niełatwo jest się pozbyć. Bieda, głód, choroba, zdrada,
cokolwiek dopisałoby się po przecinku, to wszystko mogłoby nas zniszczyć. Tak
jak mnie.
Nie chciałam mówić, że nigdy nie byłam szczęśliwa. Okłamywałabym wtedy
wszystkich dookoła oraz samą siebie. Nawet jeśli nie na każdym kroku byłam ze
sobą szczera, w tym jednym kłamać nie chciałam. Tak, byłam szczęśliwa. Ale to
już dawno minęło.
Od dłuższego czasu nie widziałam już w sobie szczęścia. Ono ode mnie
odeszło i nie chciało wrócić. Miałam wrażenie, że tułam się od jednej katastrofy
do drugiej. Czasami oszukiwałam innych albo samą siebie, że jest dobrze.
A potem mogłam robić to, co było naprawdę łatwe: stanąć pod prysznicem
i płakać. Lecąca woda nie tylko zagłuszała szloch, ale też zmywała cały ten
ciężar. Na chwilę pomagało – później jednak wszystko wracało na swoje miejsce.
Wracało do tej przerażającej normy. A ja nie potrafiłam tego zatrzymać.
Jest taki moment, między końcem snu a całkowitym rozbudzeniem, który
większość ludzi uwielbia. Czują się wtedy pełni sił. Mają wrażenie, że świat
staje przed nimi otworem. Myślą, że odrzucą kołdrę na bok, położą prawą stopę
na zimnej podłodze, otworzą oczy i… wszystko będzie dobrze. Co ja wtedy
czułam? Nie miałam już żadnych złudzeń. Za każdym razem, kiedy wreszcie
otwierałam oczy, wiedziałam, że ten dzień nie będzie różnić się od poprzedniego
zupełnie niczym. Nie będzie jakiś wyjątkowy, nie będzie w nim nic specjalnego.
To będą tylko kolejne godziny pozbawione sensu, kolejne godziny pozbawione
nadziei. Ale przyzwyczaiłam się do tego i nie martwiło mnie nawet, że było to
złe. Aż do teraz.
***
– Już pani mówiłem, że nie mogę się tak po prostu zatrzymać. Muszę jechać
zgodnie z rozkładem jazdy i robić postój tam, gdzie mam wyznaczone miejsce.
– A ja panu mówię po raz kolejny, że mój synek źle się czuje i w każdej chwili
może zwymiotować w tym przeklętym autobusie! Wystarczy, że zaczerpnie
odrobinę świeżego powietrza. To zajmie jedynie pięć minut, na litość boską.
– A czy interesuje panią to, że przez taką pięciominutową przerwę mogę
stracić pracę?
– A czy interesuje pana to, że Kacperek zaraz się rozchoruje?
I tak już od ponad pół godziny. Też nie miałabym nic przeciwko krótkiej
przerwie, bo szczerze mówiąc, zdrętwiały mi już nogi, ale ta kobieta nie musiała
aż tak głośno krzyczeć. Kłótnia z kierowcą autobusu przebijała się nawet przez
moje słuchawki, z których płynął Bon Jovi.
Rozmasowałam palcami skronie, bo to niekiedy pomagało mi przy bólu
głowy, a ten był coraz silniejszy.
Lubiłam dzieci. Naprawdę. Tylko nie rozumiałam tych wszystkich
nadopiekuńczych matek, które uważały, że trzeba im we wszystkim ustępować,
a kiedy coś nie szło po ich myśli, strasznie się wykłócały. A czy to miało
przysłużyć się tym biednym dzieciom? Czasami wydawało mi się, że ta cała
troska była tylko na pokaz, żeby otoczenie zobaczyło, jakimi są troskliwymi
i kochającymi mamami.
Ale co ja tam wiedziałam? Sama nie byłam matką i zapewne nią nie będę. Ja
nawet nigdy nie poznałam swojej! Może właśnie w tym tkwił mój problem? Jak
mogłam kogokolwiek oceniać? Jak mogłam oceniać matkę kochającą swoje
dziecko?
Po prostu byłam zazdrosna. Zazdrościłam tym wszystkim dzieciom.
Zazdrościłam im miłości
rodziców.
Zazdrościłam im tego
ciepła,
bezpieczeństwa…
Byliśmy jakieś dwadzieścia kilometrów przed Łodzią, kiedy chłopczyk
zwymiotował.
***
Po ogłoszeniu, że mamy piętnaście minut przerwy na stacji benzynowej, wzięłam
portfel oraz telefon i poszłam do toalety. Kiedy zobaczyłam swoje odbicie
w lustrze, bezgłośnie jęknęłam. Moja twarz była jeszcze bledsza niż zazwyczaj
i dobitnie odzwierciedlała to, jak się teraz czułam: zmęczona, wyczerpana.
Miałam podkrążone oczy, ale czego mogłam się spodziewać po tym wszystkim,
co się wczoraj wydarzyło? Szerokiego uśmiechu i zarumienionych policzków?
Ściągnęłam z nadgarstka gumkę i związałam swoje ciemnorude loki
w kucyk. Ochlapałam twarz zimną wodą i wzięłam kilka głębokich oddechów.
Musiałaś to zrobić – mówiłam w myślach do swojego odbicia. Nie mogłaś
pozwolić, żeby twoje życie dalej tak wyglądało.
Nie, nie mogłam. Ale bałam się każdej sekundy. Bałam się, co zrobi, kiedy
dowie się, że uciekłam. Będzie mnie szukać? Będzie dzwonić i błagać, żebym
wróciła? Będę musiała zmienić numer telefonu i skontaktować się z bratem.
Westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam w lustro. Potrzebowałam snu, i to jak
najszybciej. Gdy dojedziemy do Łodzi, znajdę jakiś nocleg i porządnie się
wyśpię. A później pomyślę, co dalej.
***
Niosąc paczkę ciastek czekoladowych i butelkę soku, które przed chwilą
kupiłam, skierowałam się w miejsce, gdzie powinien stać autobus. No właśnie,
„powinien” to dobre słowo. Gdzie, do cholery, jest mój autobus?! – pytałam
sama siebie.
Stanęłam i rozejrzałam się dookoła po całym parkingu, ale nigdzie go nie
zobaczyłam. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie się stało. Czy oni tak po
prostu odjechali beze mnie? Jak tak w ogóle można?! Kierowca nie przeliczył
osób? Nie zauważyli, że kogoś brakuje?
– Szlag by to wszystko trafił!
I wtedy do mnie dotarło: zostałam sama. Z niczym. Cały mój plecak pojechał
sobie samotnie do Łodzi. Z każdą następną sekundą był coraz dalej ode mnie.
Już nawet nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać, że zabrałam chociaż
portfel i komórkę. Ale co mi po komórce, skoro nie mam ładowarki? Nie, to się
nie dzieje naprawdę – pomyślałam. Jeden oddech. Drugi oddech. Trzeci…
– Wszystko z tobą dobrze? – usłyszałam.
Męski głos blisko mnie spowodował, że aż podskoczyłam. Obróciłam się
i zobaczyłam faceta około trzydziestki stojącego przy dystrybutorze
i tankującego samochód. Nie, poprawka, to nie facet, tylko wojownik. Miał
krótko przystrzyżone brązowe włosy i kilkudniowy zarost. Był wysoki, a spod
czarnej koszulki, która opinała jego umięśnione ciało, wystawały tatuaże
rozchodzące się po ramionach. Gdyby mnie podniósł, na pewno nie poczułby
żadnego ciężaru. W jego rękach byłabym nic nieważącym piórkiem –
pomyślałam. Ale nie miałam zamiaru sprawdzać swojej teorii w praktyce.
Przyglądał mi się z zainteresowaniem i chyba czekał na odpowiedź.
– Wszystko w porządku? – zapytał jeszcze raz.
Wzruszyłam ramionami i rzuciłam sarkastycznie:
– Jeśli nie liczyć tego, że właśnie odjechał autobus, w którym został mój
plecak ze wszystkimi rzeczami, to tak, wszystko w porządku.
Milczał przez chwilę, a potem pokiwał głową jakby ze zrozumieniem, ale
widziałam, że próbował ukryć rozbawienie.
Dupek uważa to za zabawne?
– Czyli dzień jak co dzień. Nie masz się czym przejmować.
– Nie mam się czym przejmować? – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem,
kiedy skończył tankować. – Właśnie ci powiedziałam, że straciłam wszystko, co
przy sobie miałam. To tak, jakbym została okradziona!
Obszedł samochód i wyciągnął z niego portfel.
– Skoro tak twierdzisz – rzucił, jak gdyby nigdy nic, i odszedł.
Prawdopodobnie po to, żeby zapłacić za benzynę.
– Niewiarygodne – mruknęłam do siebie i pokręciłam głową. – Co to w ogóle
było? Czy tylko ja mam taki fart do spotykania dziwnych ludzi i pakowania się
w jeszcze dziwniejsze sytuacje?
Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dochodziła osiemnasta. Nie mając
wyboru, wzięłam cały swój dobytek, czyli portfel, komórkę, ciastka czekoladowe
oraz sok, i poszłam złapać stopa.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ DRUGI
AREK
Miałem trzydzieści jeden lat i byłem zepsutym sukinsynem. Cztery lata temu
spieprzyłem życie sobie i swojej rodzinie. Z kasą, którą miałem na koncie,
mogłem spokojnie przetrwać do końca swojej bezwartościowej egzystencji
i jeszcze by zostało.
Moim domem był teraz samochód. Co za ironia.
***
Gdy wyjeżdżałem ze stacji benzynowej swoim czarnym audi Q3, zobaczyłem
ponownie tego seksownego, małego liska, któremu, jak dowiedziałem się
z krótkiej rozmowy, zwiał autobus.
Dziewczyna szła poboczem, na pewno z zamiarem złapania stopa. Miała na
sobie krótkie dżinsowe spodenki opinające jej zgrabny tyłek i luźną koszulkę, na
której wcześniej zauważyłem wizerunek Amy Winehouse. Nie mogłem
powstrzymać uśmiechu, kiedy powiedziała mi, że zwiał jej autobus razem
z plecakiem. Byłem pewien, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach.
Nim zdążyłem pomyśleć, co robię, zwolniłem, uchyliłem szybę od strony
pasażera i zatrąbiłem dwa razy. Chciałem coś powiedzieć, ale ona, nawet nie
patrząc w moją stronę, wystawiła mi środkowy palec.
Okej, tego się nie spodziewałem.
– Uprzedzę twoje pytanie, palancie – powiedziała. – Nic nie biorę za
godzinę, bo wyobraź sobie, nie jestem dziwką! Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
Dalej szła z wystawionym palcem, a ja wciąż jechałem powoli obok niej.
– Ilu kolesi uznało cię już za prostytutkę? – zapytałem, powstrzymując
śmiech. Ale gdzieś w środku czułem, że chętnie bym tym gnojom przywalił.
Chyba rozpoznała mnie po głosie, bo przystanęła, a ja zatrzymałem
samochód, czekając, aż wreszcie spojrzy w moim kierunku. Kiedy to zrobiła,
westchnęła i przyznała:
– Trzech.
– Nieźle – powiedziałem z podziwem. – Mogłaś zarobić kilka stów.
Jej piękne ciemnozielone oczy patrzyły teraz na mnie z obrzydzeniem.
– Chciałam cię nawet przeprosić za tego „palanta”, ale widzę, że nie ma
potrzeby, bo ty naprawdę nim jesteś. – Odwróciła się i znów poszła przed siebie.
Tak, byłem palantem.
– Hej! – krzyknąłem za nią. – Zaczekaj! Tylko żartowałem! – Kiedy nie
zareagowała, włączyłem awaryjne, wysiadłem z samochodu i podbiegłem do
niej. – Żartowałem! – Złapałem ją za rękę i obróciłem w swoją stronę.
– Nie dotykaj mnie! Nie jestem dziwką, którą możesz sobie dotykać!
Próbowała mi się wyrwać, ale nie pozwoliłem jej na to. Prawą ręką wytarła
kilka łez, które popłynęły po jej policzku. Zauważyłem, że na wewnętrznej
stronie nadgarstka miała niewielki tatuaż przedstawiający słońce.
– Nawet przez myśl mi nie przeszło, że nią jesteś – powiedziałem łagodnie. –
Nie płacz.
Ostatnią kobietą, którą doprowadziłem do łez, była moja matka. A to nie
skończyło się zbyt dobrze. Przynajmniej nie dla mnie.
– To łzy frustracji, bo na swojej drodze spotykam samych dupków, takich jak
ty.
Przestała się wyrywać, a ja się uśmiechnąłem.
– No widzisz, już ci lepiej. Powyzywaj mnie jeszcze trochę, to złość
całkowicie ci przejdzie.
Przewróciła oczami i wzięła kilka głębokich oddechów. To samo robiła
wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłem ją na stacji. Może to był jej sposób na
uspokojenie?
– Dlaczego się zatrzymałeś? – zapytała, poprawiając sobie kucyk na głowie.
Jak mi się podobają te jej rude loki.
– Chciałem ci coś zaproponować. – Spojrzała na mnie ostro, a ja w duchu
dałem sobie w pysk. – To znaczy chciałem wiedzieć, czy może potrzebujesz
podwózki.
Przyglądała mi się, zapewne zastanawiając się, czy nie żartowałem.
– A gdzie jedziesz? – spytała w końcu.
– Okolice Poznania? – To zabrzmiało bardziej jak pytanie, a nie odpowiedź.
Cholera, sam nawet nie wiem, gdzie jadę.
Patrzyłem, jak się zastanawia, czy wsiąść do samochodu, czy mnie spławić.
Gdybym był na jej miejscu, to bym się spławił, ale chciałem, żeby ona dała mi
szansę. I chciałem jej pomóc. No bo przecież nie codziennie ucieka ci autobus
z plecakiem.
– Nie daj się prosić – powiedziałem, patrząc jej w oczy. – Potraktuj to jako
przeprosiny.
Ona na to nie pójdzie.
– Zgoda – odparła wreszcie.
Serio?
Podszedłem do samochodu od strony pasażera i otworzyłem dla niej drzwi.
Zanim jednak weszła, wyciągnąłem w jej stronę dłoń.
– Arek Marczak.
Uśmiechnęła się lekko i uścisnęła moją rękę.
– Nela Tokarska.
Coś czuję, że prędko nie zapomnę naszej wspólnej jazdy.
***
Od jakiegoś czasu jechaliśmy w ciszy. Zapytała mnie tylko na początku, czy
paliłem. Musiała wyczuć zapach dymu w samochodzie. To był mój nałóg i nic nie
mogłem na to poradzić, choć nawet nie próbowałem go rzucać. Spytałem, czy jej
to przeszkadza, a ona stwierdziła, że sama nie pali, ale lubi ten zapach. To mnie
zaskoczyło.
– Może powinniśmy gdzieś zadzwonić, żeby odzyskać twój plecak? Miałaś
w nim coś ważnego?
– Właściwie to tylko kilka ciuchów na przebranie i kosmetyczkę. Wcześniej
myślałam, że to tragedia, ale teraz niespecjalnie mi na tym zależy. Chociaż jak
już znajdę jakiś nocleg, to miło byłoby się ubrać w coś czystego.
Jak już znajdę? Spojrzałem na nią kątem oka.
– To gdzie się wybierasz? Nie jedziesz w jakieś konkretne miejsce?
Popatrzyła na mnie dziwnie.
Wyglądała bardzo młodo. Miałem tylko nadzieję, że nie zwiała z domu ani
nie zrobiła niczego głupiego. Nie potrzebowałem teraz problemów, miałem ich
już wystarczająco dużo. Brakowało mi jeszcze tylko policji na ogonie.
– Mam wakacje – powiedziała, jakby to przesądzało sprawę. – Po prostu
spakowałam kilka rzeczy do plecaka i ruszyłam w Polskę.
– Sama?
Wzruszyła ramionami.
– Samotność czasami jest dobra.
Tak, samotność rzeczywiście była dobra. Odcinałeś się od ludzi, których już
nie obchodziłeś. Od miejsc, które przypominały ci najgorsze momenty. Od
wspomnień… Nie, od wspomnień nie było ucieczki. Tylko co ta małolata może
o tym wiedzieć?
– Ile masz lat? – zapytałem, spoglądając na nią.
Obróciła się na siedzeniu, krzyżując ręce na piersiach, i popatrzyła na mnie
spod zmrużonych powiek.
– Czuję się, jakbym była na jakimś przesłuchaniu. Skup się lepiej na drodze.
Tak, skup się na drodze.
Zaśmiałem się i skierowałem wzrok z powrotem na jezdnię.
Cholera, podobała mi się ta dziewczyna. Nie w takim sensie, że… Chociaż,
kurwa, kogo chcę oszukać? Podobała mi się w każdym sensie. Co dziwne,
w ogóle nie przypominała lasek, z którymi zazwyczaj sypiałem. Czułem, że nie
była łatwa i na pewno potrafiła się postawić. Widziałem w niej pewność siebie
i zadziorność. Widziałem ogień. Ale miała w sobie coś jeszcze, coś, czego nie
potrafiłem rozgryźć. To była ta część jej, której nie pokazywała.
– Ja mam trzydzieści jeden. Za pół roku, w styczniu, skończę trzydzieści dwa
– powiedziałem i zerknąłem na nią, żeby sprawdzić jej reakcję.
Kąciki jej ust uniosły się lekko.
– Czyli mam do ciebie mówić „proszę pana”?
– Ha, ha, ha. Bardzo zabawne. – Próbowałem zrobić obrażoną minę. –
Twoja kolej.
Zabawa zabawą, ale jeśli się okaże, że to licealistka, będą kłopoty.
– Rocznikowo dwadzieścia.
Dobrze, przynajmniej jest pełnoletnia.
– Po co jedziesz do Poznania? – Rozejrzała się i zaglądnęła do tyłu, gdzie
leżało kilka szarych pudeł. – Przeprowadzasz się tam?
Byłem daleki od przeprowadzenia się dokądkolwiek. Jeszcze godzinę temu
nie wiedziałem nawet, że będę jechać do Poznania.
Pokręciłem głową.
– Wychodzi na to, że jestem takim samym wędrowcem jak ty. Kilka dni temu
spakowałem swoje graty, wsiadłem do samochodu i oto jestem. – Dostrzegłem
w niej błysk zaskoczenia, ale nic nie powiedziała. – A Poznań po prostu przyszedł
mi do głowy jako pierwszy, kiedy zapytałaś, gdzie jadę.
Odwróciła się i przez chwilę wpatrywała się w krajobraz za szybą pasażera.
Zaczynało się ściemniać.
– Jesteś zła?
– Nie – odpowiedziała, nie patrząc na mnie. – Po prostu nie spodziewałam się
tego.
Jechaliśmy już jakąś godzinę i miałem szczerą nadzieję, że to się prędko nie
skończy. Ale jeżeli będzie chciała wysiąść, będę musiał pozwolić jej odejść.
– Okej, Nelcia – zacząłem. Nie wiedziałem, dlaczego zwróciłem się do niej
takim zdrobnieniem, ale mało mnie to wtedy obchodziło. Po prostu zrobiłem to,
bo tego chciałem. A ja zawsze robiłem to, co chciałem, nie licząc się z nikim ani
z niczym. – Gdzie chcesz, żebym cię wysadził?
Odpowiedziała dopiero po kilku minutach:
– Właściwie to mogę jechać z tobą tak długo, aż będziesz chciał mnie
wykopać.
Czyli nie w najbliższym czasie.
***
Zegar na desce rozdzielczej wskazywał niemal północ. Nela powiedziała, że
tylko na chwilę przymknie oczy, bo jest zmęczona, ale spała już dobrą godzinę.
Ja ładowałem w siebie kolejną kawę i jechałem dalej. Na szczęście ruch na
drodze był niewielki. Jakieś dziesięć kilometrów przed Poznaniem, pod wpływem
impulsu, odbiłem w lewo i pojechałem na południe. Zwiedzanie Polski? Niech
będzie zwiedzanie Polski.
Nawet nie zapytałem, skąd ona pochodzi. Spotkaliśmy się pod Łodzią, ale
mogła być z każdej części kraju.
Zerknąłem na nią. Mimo że włączyłem ogrzewanie, musiało być jej zimno,
bo objęła się ramionami i podkuliła nogi. Zjechałem na pobocze i wysiadłem
z samochodu, żeby wyciągnąć z bagażnika koc, który chyba powinien tam być.
Po chwili otworzyłem drzwi od strony pasażera i delikatnie ją przykryłem.
– Zostaw!
Już miałem odpowiedzieć: „Daj spokój, przecież jest ci zimno”, kiedy
zrozumiałem, że nie mówiła do mnie. Miała zamknięte oczy i poruszała się
niespokojnie. Mówiła przez sen:
– Błagam cię, nie rób tego, proszę…
Przyglądałem się Neli przez moment, myśląc, czy jej nie obudzić. Nie
wyglądało mi to na przyjemny sen, wręcz przeciwnie, a doskonale wiedziałem,
co koszmary potrafią zrobić z człowiekiem. Postanowiłem się jednak nie
wtrącać. Wypaliłem dwa papierosy, po czym usiadłem za kierownicą i ruszyłem
dalej.
***
– Gdzie jesteśmy? – spytała, kiedy przebudziła się jakiś czas później. Potarła
zaspane oczy i spojrzała z lekkim uśmiechem na koc, którym ją przykryłem.
Moje punkty rosną. Tylko nie za bardzo wiem, na co liczę.
– Nie jestem pewien – odparłem, przeczesując wzrokiem teren. – Nie znam
tych stron, ale znaki mówią, że jesteśmy niedaleko Środy Śląskiej. – Zaśmiałem
się pod nosem. – Cokolwiek ta nazwa znaczy.
Niektóre nazwy miejscowości były naprawdę dziwne.
– Co?! – krzyknęła tak, że prawie straciłem panowanie nad kierownicą.
Prawie. – Jak możemy być koło Środy Śląskiej? To jest przecież koło Wrocławia,
do cholery! Nie miałeś przypadkiem jechać do Poznania?
Wyglądała w połowie na zdenerwowaną, w połowie na wystraszoną. Coś
było nie tak z tą okolicą?
– Zwolnij trochę, lisku – powiedziałem spokojnie. – Przecież sama mówiłaś,
że chcesz poznać Polskę. To poznajemy, proszę bardzo! – Machnąłem ręką
w stronę szyby. – Tu jest drzewo. O! I tu następne… – Chciałem trochę
rozładować napięcie, ale chyba mi się to nie udało.
Jej oczy ciskały w moim kierunku gromy.
– Zatrzymaj się.
– Co? – spytałem zaskoczony.
– Powiedziałam: zatrzymaj się! – rozkazała.
– Gdzie mam ci się niby zatrzymać? W polu? – zirytowałem się. –
Powiedziałaś, że mam cię wykopać dopiero wtedy, kiedy będę miał na to ochotę,
a tak się składa, że jeszcze nie mam.
– Nie obchodzi mnie to! Nie będę w tym samochodzie ani sekundy dłużej!
Masz się natychmiast zatrzymać!
Kurwa, co jej odbiło? Może to przez ten sen? W końcu po swoich
koszmarach też miewałem różne nastroje.
Chwilę później zobaczyłem jakąś małą stację benzynową, która wyglądała
mi bardziej na parking dla tirów. Zjechałem tam i zatrzymałem samochód,
a Nela wyskoczyła jak oparzona.
To się dopiero nazywa atrakcja turystyczna – pomyślałem.
A moje punkty chyba właśnie spadły do zera.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ TRZECI
NELA
Co ja sobie myślałam, do cholery?! Jak mogłam wsiąść do samochodu obcego
typa? Przecież mógł być niebezpieczny! I jeszcze tam zasnęłam! I podałam mu
swoje nazwisko… Połowa mnie wiedziała, że powinnam była odmówić, bo na
jego czole aż świecił się neon z napisem: „KŁOPOTY”. Ale ta druga część mówiła
mi, że i tak muszę złapać stopa, żeby jakoś się stamtąd wydostać, więc co za
różnica?
Jeszcze drań nazwał mnie Nelcią. Ojciec zwracał się do mnie tym
zdrobnieniem. A biorąc pod uwagę fakt, że nieczęsto się to zdarzało, miało to
dla mnie znaczenie.
Okazało się, że jestem jeszcze bliżej swojego koszmaru niż kilka godzin
temu. Co go podkusiło, żeby tu przyjechać? Nie mógł kierować się do Poznania,
jak ustaliliśmy na początku?
Wybiegłam z samochodu, nawet nie zamykając za sobą drzwi, i od razu
poszłam do toalety. Była tylko jedna kabina, na szczęście wolna, więc weszłam
do niej i przekręciłam zamek. Nie mam pojęcia, ile tam siedziałam, ale kiedy mój
oddech stał się już w miarę równy, postanowiłam wyjść.
W porównaniu z poprzednią stacją ta była dość zaniedbana i wyglądała jak
jakaś melina. Przy kasie stało dwóch mężczyzn około czterdziestki popijających
piwo i śmiejących się z czegoś ze sprzedawcą. Oprócz nich byłam tam jedyną
osobą i nie miałam zamiaru się do nich zbliżać, ale chęć wypicia kawy okazała
się silniejsza.
– Co mogę ci zaoferować, skarbie? – zapytał sprzedawca z leniwym
uśmieszkiem na twarzy.
Poprosiłam o kawę pół na pół z mlekiem, ignorując usłyszane „skarbie”, bo
wolałam jak najszybciej stamtąd wyjść.
Czekając na zamówienie, zarobiłam od całej trójki po kilka spojrzeń, które
przesuwały się w górę i w dół po całym moim ciele. Nie czułam się zbyt pewnie
w ich obecności i kiedy wreszcie dostałam swoją kawę, prawie odetchnęłam
z ulgą.
– Coś jeszcze?
– Nie, to wszystko – powiedziałam i wyciągnęłam dychę z portfela.
– Jesteś pewna? – spytał jeden z pijących piwo. – Na zapleczu mamy kilka
rzeczy, które mogłyby cię zainteresować.
Co za palant.
– Nie wątpię, ale z tych wszystkich rzeczy to kawa da mi najwięcej
przyjemności.
Nie czekając, aż dostanę resztę, wyszłam na zimne, nocne powietrze.
Przebiegłam wzrokiem otoczenie i nigdzie nie zobaczyłam samochodu Arka.
Dobrze. Czyli jednak mnie zostawił. Pewnie pomyślał, że jestem jakąś
rozhisteryzowaną wariatką. Cóż, może i byłam, ale miałam swoje powody.
Usiadłam na jednej z pobliskich ławek i potarłam ramiona, żeby było mi
cieplej. W samej koszulce i krótkich spodenkach zaczynałam już marznąć.
Spojrzałam do góry, w rozgwieżdżone niebo. To była jedna z niewielu rzeczy na
tym świecie, które uwielbiałam – poczuć odrobinę spokoju. Zatracić się w tej
ciszy. Zagubić w milionie gwiazd i choć przez chwilę nie myśleć. Albo… choć
przez chwilę nie udawać. Nie udawać, że wszystko jest dobrze – bo nie jest.
Pozwolić sobie na łzy.
Tęskniłam za tymi cennymi rozmowami z tatą, kiedy siadaliśmy razem na
moim balkonie i patrzyliśmy w nocne niebo. Tęskniłam tak bardzo, że aż mnie to
bolało.
Tak strasznie bolało.
Popijając kawę, wyciągnęłam z kieszeni komórkę i o mało jej nie upuściłam.
Pięćdziesiąt nieodebranych połączeń i cała skrzynka pełna od SMS-ów, których
nie miałam zamiaru czytać, bo za bardzo się bałam. A więc już wie, że mnie nie
ma.
Zauważyłam też jedną wiadomość głosową od Bartka i zaczęłam jej słuchać.
– Cześć. Gdybyś już zapomniała, to jestem twoim starszym bratem, a ty nie
odbierasz ode mnie telefonów. Nie rozmawialiśmy od soboty, a dzisiaj jest już
czwartek, więc martwię się jak jasna cholera! Jeśli w ciągu doby do mnie nie
zadzwonisz, wracam do Polski i zabieram cię za fraki do Londynu – westchnął
i dodał już spokojniej: – Musimy mieć kontakt, mała. Rodzice na pewno by tego
chcieli. A tak poza tym to mam dla ciebie niespodziankę. Nie chcę zostawiać
tego na poczcie, ale… dobra, co mi tam: będziesz ciocią! Wiktoria jest w ciąży.
To dopiero początek i nie wiemy, czy to będzie chłopczyk, czy dziewczynka, ale
ja już zaczynam wariować. Oddzwoń i powiedz, na kiedy pasuje ci lot. Wszystko
załatwię. Kocham cię, mała.
Też cię kocham i nawet nie masz pojęcia, jak bardzo tęsknię.
Starłam kilka łez z policzka i uśmiechnęłam się słabo.
Mój kochany braciszek był szczęśliwy. I zasługiwał na to jak nikt inny.
A teraz jeszcze zostanie ojcem, stworzy ze swoją żoną rodzinę. Stworzy własną,
prawdziwą rodzinę. Czy moje życie też wyglądałoby teraz tak pięknie, gdybym
wtedy wyjechała z nim do Anglii? Prosił mnie i namawiał tyle razy, a ja uparłam
się, żeby zostać tutaj. Chciałam studiować i jakoś stanąć na własnych nogach.
Kiedy byliśmy razem, zawsze mnie chronił, a kiedy wyjechał… Cóż, myślałam, że
zostawił mnie bezpieczną. Wierzyłam w to. Ale…
– Długo ci to jeszcze zajmie?
Aż krzyknęłam i poderwałam się z ławki. Obok stał Arek i muszę przyznać,
że jego widok przyniósł mi odrobinę ulgi.
– Wiesz, mnie się nie spieszy – dodał – ale pytam tak z ciekawości.
Przez dłuższą chwilę patrzyłam na niego zaskoczona. Co on tam jeszcze
robił?
– Myślałam, że już odjechałeś.
– Jak widać, nie odjechałem – westchnął i rozejrzał się dookoła, a później
znów jego wzrok powędrował do mnie. – Czekam na ciebie. Wsiadaj do
samochodu.
Otworzyłam szeroko oczy.
Co on sobie myślał? Nie byłam jego własnością i nigdy nie będę! Nie miał
prawa mi rozkazywać. Nikt nie będzie mi rozkazywać. Nigdy więcej!
– Chyba sobie żartujesz? – Spojrzałam na niego jak na wariata. – Nie
będziesz mi mówił, co mam robić.
– Nie wydaje mi się, żebym żartował. Myślisz, że zostawię cię tutaj samą?
W miejscu, gdzie jest pełno typków, którzy tylko myślą, jak by cię tu przelecieć?
– warknął.
Owszem, bałam się tych wszystkich facetów, którzy byli niedaleko, ale to
wcale nie znaczyło, że mogłam zaufać Arkowi. W ogóle go nie znałam.
– A ty niby co? Nie jesteś jednym z tych typków? – odparowałam.
– Nigdy nie zrobiłbym czegoś bez twojej zgody. Uwierz mi, że gdybym był
jednym z tych typków, już dawno byś o tym wiedziała. – Odwrócił się,
podrzucając w ręce kluczyki, i rzucił przez ramię: – Zaparkowałem z drugiej
strony. Lepiej chodź ze mną albo przerzucę cię przez ramię i sam zaniosę.
Powodzenia.
„Uwierz mi”. Do tej pory wierzyłam już w wiele obietnic i gorzko tego
pożałowałam. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie będę żałować kolejny raz.
A jeśli będę… Cóż, moje życie już dawno przestało wyglądać tak, jakbym sobie
tego życzyła.
***
Kilka godzin temu zostawiliśmy za sobą stację. Powiedziałam Arkowi, żeby
nawet nie myślał o jechaniu do Wrocławia. Nie zapytał dlaczego. A nawet gdyby
zapytał, i tak bym mu nie odpowiedziała.
Nie powiedziałam mu również, że to, iż nie zostawił mnie tam wśród tych
wszystkich napaleńców, wiele dla mnie znaczyło. Może miał rację, mówiąc, że
nie jest taki jak tamci? Gdyby chciał mnie zgwałcić, zrobiłby to już dawno. Ale te
bariery, które stworzyłam wewnątrz siebie, nie pozwalały mi zaufać
komukolwiek, przynajmniej nie całkowicie, i bałam się, że dzień, w którym
mogłoby się to zmienić, nigdy nie nadejdzie.
Zerknęłam na telefon – wyładowany. Może to i lepiej? Przynajmniej nie będę
musiała patrzeć na powiększającą się liczbę nieodebranych połączeń.
– Chcesz gdzieś zadzwonić? – zapytał Arek.
Spojrzałam na niego i pokręciłam głową.
– Nie. Ale strasznie potrzebowałabym wpaść do centrum handlowego, żeby
kupić kilka najpotrzebniejszych rzeczy.
A było ich chyba z milion: bielizna, kosmetyki, ładowarka do telefonu,
starter, kilka koszulek, bluza, spodnie… Cholera, to będą prawdopodobnie moje
najdłuższe zakupy. I nieźle zmniejszą stan mojego konta.
– I oddałabym wszystko za prysznic. Albo za jakieś normalne jedzenie. –
Skrzywiłam się, patrząc na papierki po batonikach, które kupiliśmy niedawno
w sklepie całodobowym.
Arek się zaśmiał.
– Narzekamy, włóczykiju?
– Też byś narzekał, gdybyś nie miał nic przy sobie – burknęłam.
– Zawsze możesz chodzić w moich ciuchach. Chętnie je dla ciebie ściągnę –
powiedział, mrugając do mnie.
Przewróciłam oczami.
– Nie wątpię.
Wyjrzałam przez szybę, żeby zobaczyć, gdzie jesteśmy. Słońce wyszło już
jakiś czas temu, a my przejeżdżaliśmy właśnie przez jakąś wieś. Minęliśmy kilka
małych domków ogrodzonych drewnianymi płotami i w oddali dostrzegłam
kościółek. Nigdy nie byłam zbyt wierzącą osobą – albo raczej nie miałam jakiejś
swojej jedynej religii. To takie banalne rozważania, ale myślałam, że gdyby Bóg
naprawdę istniał, to ludziom nie przytrafiałoby się tyle krzywd. On by po prostu
nie pozwolił na to, żeby człowiek, który przez całe życie starał się być dobry
i uczciwy, cierpiał. Więc w co wierzyłam? Wierzyłam w to, że sami musieliśmy
walczyć o swój los. Mogliśmy podporządkować się bólowi albo próbować coś
zmienić. Nic samo z siebie do nas nie przyjdzie, żadna odgórna siła z nieba nam
nie pomoże.
Chciałam, żeby moja walka była prosta, choć wiedziałam, że taka nie
będzie. Ale przynajmniej zrobiłam jeden maleńki krok do przodu. W końcu się
odważyłam. Ale czy moją ucieczkę można było nazwać odwagą? Może to tylko
zwykłe tchórzostwo?
Zauważyłam, że Arek zaczął zwalniać i po chwili zaparkował w jakiejś
zatoczce.
– Dobra – westchnął. Oparł głowę o zagłówek i zamknął oczy. – Musimy coś
ustalić – powiedział. – Po pierwsze, trzeba sprawdzić na mapie, gdzie w ogóle
jesteśmy, bo za cholerę nie mam pojęcia. – Uzgodniliśmy wcześniej, że nie
będziemy jechać z włączoną nawigacją. Kierowaliśmy się po prostu przed siebie,
nie wiedząc właściwie, dokąd zmierzaliśmy. – Po drugie, kiedy już dojdziemy do
tego, gdzie jesteśmy, pojedziemy do najbliższego centrum, żebyś kupiła sobie, co
tam chcesz, i zjemy coś normalnego w jakiejś knajpie. A po trzecie, rozejrzymy
się później za jakimś motelem. – Wyprostował się i wreszcie na mnie spojrzał. –
Pasuje?
Dopiero teraz, w świetle dnia, zobaczyłam, że ma ładny, piwny kolor oczu.
Jego linia szczęki była wyraźnie zarysowana, a ten kilkudniowy zarost dodawał
mu jeszcze więcej męskości – na wypadek gdyby komuś sama góra mięśni nie
wystarczała. Dostrzegłam też cienką bliznę na prawym łuku brwiowym.
Niechętnie, bo nie to mi było teraz potrzebne, musiałam przyznać przed samą
sobą, że Arek Marczak był naprawdę bardzo przystojnym facetem.
– Jasne, że pasuje – odpowiedziałam od razu.
Sięgnął do schowka z mojej strony i wyciągnął mapę. Rozłożył ją na
kierownicy, przez chwilę studiując i mrucząc pod nosem nazwy jakichś
miejscowości.
Przyglądałam mu się i powoli dochodziłam do wniosku, że naprawdę coś jest
ze mną nie w porządku. Jednego dnia mieszkałam we Wrocławiu i żyłam swoim
koszmarnym życiem, a drugiego – siedziałam w samochodzie nieznajomego
faceta, którego poznałam na stacji benzynowej, jechałam z nim w Polskę i nawet
nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie jesteśmy. A co najgorsze, zaczynało mi się to
podobać. Tak, coś jest ze mną nie w porządku.
– Okej, spójrz tutaj – powiedział, a ja przysunęłam się bliżej niego
i spojrzałam w miejsce, które pokazywał palcem. – Od Środy Śląskiej
kierowałem się tędy. Pamiętam, że minęliśmy Lubin, Polkowice i niedawno Nową
Sól. – Wskazał te miasta. – Więc gdzie jedziemy teraz?
Patrzyłam przez chwilę na mapę, a później powiedziałam:
– Może do Zielonej Góry? Zrobimy tam zakupy i od razu poszukamy miejsca
do spania. Powinniśmy tam dojechać w jakieś pół godziny, co? – Spojrzałam na
niego, a on pokiwał głową.
– Myślę, że tak – odparł.
Złożył mapę i rzucił mi ją na kolana. Przed tym, jak odpalił silnik, potarł
jeszcze zmęczone oczy.
– Słuchaj, jak chce ci się spać, to mogę poprowadzić – zaproponowałam.
Wcześniej przecież spałam kilka godzin, a on był już długo bez odpoczynku.
Nigdy nie prowadziłam samochodu z automatem, ale nie wydawało się to trudne.
Popatrzył na mnie i zaczął się śmiać.
– Może i jestem zmęczony, ale jeszcze nie zwariowałem.
– A co to ma niby znaczyć? – obruszyłam się i skrzyżowałam ręce na
piersiach. – Myślisz, że nie potrafię kierować?
– A gdzie tam – powiedział z rozbawieniem i wyjechał z zatoczki. – Na
pewno potrafisz. Ale nie będziemy tego testować, okej? – Mrugnął do mnie
i ruszyliśmy.
***
Kiedy weszliśmy do centrum handlowego, powiedziałam Arkowi, żeby gdzieś
usiadł i na mnie poczekał, bo nie ma sensu, aby chodził ze mną od sklepu do
sklepu. Szczerze mówiąc, nie chciałam mieć go przy sobie, gdy będę zakładać
ubrania w przymierzalni. To wydawało mi się… dziwne. Mruknął coś
o godzinach i możliwości obejrzenia kilku filmów w kinie, na co przewróciłam
oczami, aż wreszcie usiadł, a ja poszłam uszczuplić swoje konto.
Najpierw znalazłam jakiś serwis i kupiłam ładowarkę do telefonu, potem –
starter w kiosku. To było dla mnie najważniejsze. Musiałam mieć poczucie
odcięcia się od przeszłości, chociaż w najmniejszym stopniu. Wiem, że zmiana
numeru telefonu to naprawdę niewiele.
W pierwszej lepszej sieciówce kupiłam kilka koszulek, dżinsy, bluzę
i bieliznę. Pomyślałam, że nie ma sensu kupować nowej pary butów – moje
conversy prawdopodobnie przetrwają wszystko. Wstąpiłam jeszcze do sklepu
kosmetycznego po najpotrzebniejsze rzeczy. Ależ marzyłam o prysznicu! Na
koniec się zawahałam, ale w końcu wyciągnęłam z portfela nową receptę na
pigułki antykoncepcyjne i weszłam do apteki. Stwierdziłam, że lepiej ich nie
odstawiać, bo nie miałam jak teraz skonsultować się z lekarzem. Niektórych
przyzwyczajeń nie warto porzucać.
Arka znalazłam w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam. Siedział
oparty na ławeczce i przyglądał się przechodzącym obok niego ludziom. Kiedy
mnie dostrzegł, zrobił zaskoczoną minę i spojrzał na swoją komórkę.
– Masz wszystko?
Kiedy kiwnęłam głową, stwierdził:
– Szybka jesteś. Nie było cię tylko godzinę.
– A co? Na swoją dziewczynę czekasz zwykle dłużej? – Położyłam torby na
podłodze i usiadłam obok niego, żeby trochę odpocząć.
Uśmiechnął się szeroko. Nie wiedziałam tylko, czy na myśl o swojej
dziewczynie, czy dlatego, że o nią zapytałam.
– Gdyby w ogóle taka istniała, to i tak bym na nią nie czekał, bo byłoby
jasne, że po trzech godzinach wróci tylko z jedną sukienką, a później jeszcze
kilka kolejnych godzin będzie szukać do niej szpilek. Szkoda czasu.
Zaśmiałam się lekko. Chyba pierwszy raz od tygodnia.
– W tym momencie powinnam ci skopać tyłek za to, że tak mówisz
o dziewczynach, ale jakoś jestem po twojej stronie.
Może byłam dziwna, ale nienawidziłam robić zakupów. Kiedy inne
dziewczyny łaziły po sklepach, ja wolałam spędzać czas z bratem i kumplami. To
wydawało mi się o wiele lepsze.
– I w nagrodę mam coś dla ciebie. – Sięgnął po reklamówkę z empiku i podał
mi ją.
Popatrzyłam na niego po trosze zaskoczona, a po trosze ciekawa, co on
mógł wymyślić. Wzięłam niepewnie reklamówkę i otworzyłam ją.
W środku było kilka płyt, które od razu przejrzałam: krążek Linkin Park,
Green Day i Nirvany.
– Dołożyłabym jeszcze… – zaczęłam, ale nie zdążyłam skończyć zdania, bo
wyciągnął mi płyty z ręki.
– To nie dla ciebie, dziecko – zaśmiał się, a widząc moją minę, dodał: – No
przecież nie powiesz mi, że tego słuchasz?
Postanowiłam nie skomentować tej uwagi. Skoro myślał, że tak dobrze mnie
zna, to niech żyje dalej w tym przekonaniu. Dupek.
Z tej samej reklamówki wyciągnął jakąś gazetę i mi ją podał.
– To jest dla ciebie.
Spojrzałam na okładkę. Był to jakiś szmatławiec dla nastolatek z różową
okładką i błyszczykiem jako dodatkiem gratis. W tym momencie przegiął.
Zerwałam się na równe nogi i nawet nie przejmowałam się tym, że robiłam
scenę w miejscu publicznym.
– Co ty sobie wyobrażasz? – rzuciłam do niego. – Traktujesz mnie jak jakąś
małolatę, a tak naprawdę nic o mnie nie wiesz! Znasz jedynie moje imię, a to nie
daje ci prawa, żeby mnie oceniać. Myślisz, że ja nie mam żadnych problemów,
tylko żyję sobie w swoim różowym świecie i słucham jakiegoś zasranego Justina
Biebera? Za kogo ty się masz? Za jakiegoś siedemdziesięciolatka, który będzie
mi mówił, jak to cholernie ciężko przeszedł przez swoje pełne bólu i cierpienia
życie? Nie potrzebuję takiego pieprzenia!
Siedział i patrzył na mnie zaskoczony. Wzięłam swoje rzeczy, nie dając mu
nawet szansy na jakąkolwiek reakcję, i ruszyłam w stronę wyjścia.
***
Odkąd wyszliśmy z centrum handlowego, żadne z nas nie odezwało się ani
słowem. Jechaliśmy teraz ulicami Zielonej Góry, a ja… Ja odrobinę ochłonęłam,
ale ciągle byłam zła. Byłam cholernie zła na siebie, że tak wybuchnęłam. Nie
powinnam na niego krzyczeć. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby zaraz się zatrzymał
i wykopał mnie ze swojego samochodu. Należało mi się to.
– Przepraszam – powiedziałam wreszcie, ale nie spojrzałam w jego
kierunku. – Naprawdę bardzo cię przepraszam. Nie wiem, co mi się stało. Po
prostu czasami… – Szukałam odpowiednich słów, żeby powiedzieć mu, co czuję.
– Wkurza mnie, gdy ludzie, patrząc na mnie, widzą tylko błądzące w chmurach
dziecko, które niech najlepiej pójdzie do piaskownicy pobawić się zabawkami.
Oni mnie kompletnie nie znają. Myślą, że taka małolata jak ja nie wie, co to
znaczy cierpieć. Co to znaczy mieć problemy albo podejmować trudne decyzje.
Czy wiedza o prawdziwym życiu zarezerwowana jest tylko dla ludzi starych?
Wszyscy coś przeżyli, nawet ja. – Wzięłam kilka głębokich oddechów i ciągnęłam
dalej: – Przepraszam cię jeszcze raz. To naprawdę nie ma sensu, żebyśmy dalej
razem jechali. Nie potrzebujesz w samochodzie kogoś takiego. Możesz się
gdzieś zatrzymać i po prostu mnie wysadzić.
Arek wciąż się nie odzywał.
Westchnęłam cicho i zapatrzyłam się w krajobraz za szybą. Wiedziałam, że
to już koniec naszej wspólnej drogi. Schrzaniłam wszystko kolejny raz.
Czy żałowałam? Żałowałam. Bo po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam
coś innego niż tylko ból i strach. Poczułam namiastkę wolności. Było jej
naprawdę niewiele, ale była. Poczułam ją.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ CZWARTY
AREK
Skręciłem na parking przy jakimś osiedlu i zatrzymałem się. Oparłem głowę
o zagłówek, biorąc oddech, a potem otworzyłem drzwi. Dostrzegłem, że Nela
robi to samo, więc złapałem ją za wolną rękę i spojrzałem jej głęboko w oczy.
Szkliły się. Kurwa.
– Poczekaj tutaj, dopóki nie wrócę – powiedziałem. – Masz nie wychodzić
z tego samochodu. A jeśli wyjdziesz, to i tak cię złapię, więc się nie trudź, jasne?
Wyglądała na zdezorientowaną, ale w końcu kiwnęła głową. Wyszedłem
z auta, zatrzaskując za sobą drzwi, i skierowałem się w stronę pobliskiego
parku. Odpaliłem pierwszego papierosa i pomyślałem, że moją sytuację
zamknąłbym w jednym, krótkim zdaniu: to wszystko jest cholernie popieprzone.
Miała charakterek, to trzeba było przyznać. I w każdej chwili mógłbym ją
wykopać, tak jak sama o tym mówiła. Problem w tym, że… nie chciałem.
Z początku może faktycznie widziałem w niej małolatę nabuzowaną hormonami,
ale teraz? Wydawała się szczera, kiedy przed chwilą to wszystko mówiła.
Cholera jasna! Ona została w jakiś sposób skrzywdzona. Tego byłem pewien.
Widziałem to w jej oczach. Widziałem w niektórych sytuacjach, w których
odgradzała się tarczą. Tarczą, którą ja też stosowałem. Ale różniliśmy się.
W moim przypadku to nie ja zostałem skrzywdzony – to ja skrzywdziłem.
Nie mogła się bardziej mylić, kiedy powiedziała, że nie potrzebuję
w samochodzie kogoś takiego jak ona. To ona nie potrzebowała kogoś takiego
jak ja. Byłem zepsuty. Byłem zły. Byłem po prostu nikim. Ale może właśnie
dlatego nie miałem zamiaru jej wypuścić? Może opiekując się nią, chciałem
naprawić jakąś cząstkę samego siebie? Tylko czy to było w ogóle możliwe?
Opiekując się nią? Co ja pieprzę?!
Nie potrafiłem zostawić jej tutaj samej. Nie wyobrażałem sobie tego, że po
prostu odpalę samochód i zwyczajnie odjadę. Prócz kilku rzeczy nie miała przy
sobie kompletnie nic. Jeśli sama chciałaby odejść, proszę bardzo, droga wolna.
Ale po jej oczach widziałem, że nie chciała. Nie chciała zostać sama.
Na razie wiedziałem jedno: jest w tej dziewczynie coś, co każe mi przy niej
zostać.
***
– Chodź, idziemy poszukać jakiejś knajpy – powiedziałem, otwierając drzwi
od strony pasażera.
Wyszła z auta, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
– Jak to? – zapytała.
Wyciągnąłem ze schowka portfel i zamknąłem samochód.
– Przecież po zakupach mieliśmy chyba pójść coś zjeść, tak? – Schowałem
kluczyki i portfel do kieszeni. – Chodź. – Wyciągnąłem rękę w jej kierunku, ale
po chwili ją opuściłem, uświadamiając sobie, co właściwie robię, i poszedłem
przed siebie.
Po chwili Nela do mnie dołączyła, mówiąc:
– Nie rozumiem.
– Czego nie rozumiesz?
– Chcesz pójść ze mną coś zjeść i dopiero później mnie wyrzucić? Nie lepiej
od razu mnie wykopać?
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Czy ta dziewczyna naprawdę ciągle
wierzy, że ją tutaj zostawię?
– Posłuchaj – powiedziałem, kiedy stanęliśmy przy przejściu dla pieszych,
czekając na zielone światło. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja kontynuowałem: –
Wyjaśnijmy sobie jedno: jedziesz dalej ze mną. Chciałaś zwiedzić Polskę, tak?
Proszę bardzo, zrobimy to razem.
Powoli zaczynałem wątpić w to, że ona tylko zwiedzała sobie kraj. Coś
innego musiało się za tym kryć, ale to nie był czas na akurat taką rozmowę. Na
akurat te pytania. Gdybym zapytał ją wprost, zrewanżowałaby się tym samym.
A ja nie mógłbym odpowiedzieć szczerze.
– Naprawdę mnie nie zostawisz? – zapytała cicho, wpatrując się we mnie
swymi ciemnozielonymi oczami. – Ale przecież sprawiam ci same problemy.
Jestem…
– Nic, co teraz powiesz, mnie nie zniechęci – odparłem, przerywając jej.
Widziałem, że chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowała.
Czyżby uwierzyła w moje słowa? Dotarło do niej wreszcie, że jesteśmy w tym
razem?
Po chwili zrobiła coś, czego się kompletnie nie spodziewałem. Zbliżyła się do
mnie i przytuliła, owijając swoje ręce wokół mojego pasa i przykładając policzek
do mojej klatki piersiowej.
– Dziękuję – szepnęła.
Przez kilka sekund stałem nieruchomo, aż wreszcie jedna z moich dłoni
powędrowała na jej plecy, a druga zatopiła się w jej włosach.
Stoję na ulicy, w centrum miasta, i mam w objęciach dziewczynę? To coś
nowego.
– Nie ma za co.
***
Weszliśmy do pierwszej knajpy, którą zobaczyliśmy. Prawdopodobnie musieli
podawać w niej dobre jedzenie, bo sala była niemal pełna. Przeszliśmy do
samego końca, siadając przy stoliku w rogu.
– Umieram z głodu – powiedzieliśmy jednocześnie, zaglądając do karty.
Po chwili przyszedł kelner, młody chłopak, i złożyliśmy zamówienie.
– Poproszę półtorej porcji pierogów ze szpinakiem i sok bananowy
wymieszany z czarną porzeczką – powiedziała Nela.
– Stek średnio wysmażony z frytkami i surówką. I wodę.
Najchętniej napiłbym się piwa, ale musieliśmy dojechać jeszcze do jakiegoś
motelu. Nie było możliwości, żebym dał jej prowadzić mój samochód. Nie było
takiej cholernej opcji.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Kiedy kelner przyniósł napoje i zostawił
nas samych, powiedziałem:
– Będziemy razem jeździć po Polsce, więc chciałbym, żebyśmy coś ustalili.
– Coś jak regulamin podróży? – Wydała się być zadowolona z tego pomysłu.
Kiwnąłem głową.
– Podaj mi swoje reguły, ja podam ci swoje.
Patrzyłem, jak główkowała nad tym, jakie wprowadzić zasady.
Zastanawiałem się, czy jeśli z którąś z nich nie będę się zgadzał, powinienem jej
o tym powiedzieć, czy po prostu uznać, że o niej zapomniałem, jeśli będę miał
ochotę ją złamać.
– Po pierwsze, nie traktuj mnie jak dziecko – powiedziała. – Po drugie, nie
pakuj mi się do łóżka. Po trzecie, nie zakochuj się we mnie.
Mówiła poważnie, ale dostrzegłem cień uśmiechu przebiegający przez jej
twarz. Był to tylko cień, ale był.
– Mogę skomentować te reguły? – zapytałem.
– Jeśli musisz.
– Po pierwsze – zacząłem – nie będę traktował cię jak dziecko. Po drugie, to
dziewczyny pakują mi się do łóżka, nie na odwrót. Po trzecie, nie potrafię
kochać.
I to wszystko było prawdą.
– Skoro moje zasady są jasne, czas na twoje. – Wzięła kilka łyków soku
i czekała.
– Po pierwsze, jeśli zadaję ci pytanie, chcę, żebyś odpowiedziała szczerze
albo w ogóle – żadnych kłamstw. Po drugie, w moim łóżku zawsze znajdzie się
dla ciebie miejsce, korzystaj. Po trzecie, nie zakochuj się we mnie.
– Mogę skomentować te reguły? – zadała to samo pytanie, które wcześniej
ja zadałem jej.
– Jeśli musisz – odparłem.
– Po pierwsze, szczerość dotyczy także ciebie – żadnych kłamstw. Po drugie,
nie licz na to. Po trzecie, masz to jak w banku.
Uśmiechnąłem się szeroko.
– Czy tylko mnie się wydaje, że złamiemy którąś z tych zasad?
– Ja nie złamię żadnej, ty na pewno będziesz próbował.
Zaśmiałem się. Chyba zaczynałem lubić tę dziewczynę.
Dostaliśmy nasze dania i zaczęliśmy jeść.
– Dlaczego spakowałeś wszystkie swoje rzeczy i ruszyłeś w drogę?
Jęknąłem w duchu. Na pierwszy ogień poszło jedno z najgorszych pytań.
Jeśli nie odpowiem, Nela dojdzie do wniosku, że coś było na rzeczy, i będzie
miała rację. Musiałem więc odpowiedzieć. Szczerze, ale bez żadnych
szczegółów.
– Chyba nie chciałem już dłużej robić tego, co robiłem. Znudziła mnie…
codzienność. Albo raczej zmęczyła.
Najbardziej chujowa odpowiedź, jaką mogłem jej dać.
Zupełnie szczerze – nie miałem najmniejszego pojęcia, co robię. Obudziłem
się pewnego dnia, znów na kacu, znów po nocy z jakąś nieznajomą laską,
i powiedziałem sobie: „Twoje życie jest do dupy”. I naprawdę takie było. Ale
może tylko do takiego życia się nadawałem? O tak. Na pewno.
– A skąd jesteś? – spytała.
– Z Warszawy.
– Zawsze myślałam, że duże miasta nie mają prawa się znudzić.
– Wszystko może ci się znudzić. Nieważne, czy mieszkasz na wsi,
w Warszawie, czy w cholernym Tokio. Przychodzi moment, kiedy masz po prostu
dość i chcesz się stamtąd wyrwać.
Patrzyła na mnie, jakby doskonale wiedziała, o czym mówię. Może
rzeczywiście tak było?
– Myślisz, że to tylko chwilowe i po pewnym czasie tam wrócisz?
– Nie wiem, czy mam tam po co wracać. Szczerze mówiąc, to na razie nie
mam w ogóle żadnego planu. – Już od dawna nie miałem żadnego planu. – A ty
skąd jesteś?
– Z Wrocławia.
To dlatego wtedy na trasie tak jej odbiło? Bo była blisko domu?
Zjadłem i patrzyłem, jak ona kończy swoje danie. Cieszyłem się, że nie
okazała się jedną z tych lasek, które grzebały w sałacie, a później mówiły, że są
najedzone. O nie, Nela była inna. Jedzenie sprawiało jej przyjemność. Nigdy nie
pomyślałbym, że widok dziewczyny jedzącej pierogi w knajpie może być taki
seksowny. Ale, cholera, teraz tak myślałem.
– Co? Mam coś na twarzy? – zapytała, wybudzając mnie z transu. –
Wybrudziłam się? – Jej ręka powędrowała do ust. Wytarła palcem kąciki.
– Nie. – Pokręciłem głową. – Po prostu podoba mi się, jak jesz.
Uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami.
– Wychowałam się z kucharzem. Uwielbiam jedzenie, choć sama nie potrafię
gotować. To takie żenujące, ale jestem z tych osób, które mogłyby przypalić
nawet wodę w czajniku.
Zaśmiałem się, wyobrażając sobie taką scenę.
– Twój ojciec jest kucharzem?
– Mój brat.
Wypiła do końca sok, a ja zrobiłem to samo ze swoją wodą.
– A co twoi rodzice na to, że wsiadłaś do autobusu i sobie podróżujesz?
– Moi rodzice nie żyją. Mama zmarła przy moim porodzie, a tato odszedł
dwa lata temu. Miał zawał.
Powiedziała to takim zwyczajnym tonem, że zastanawiałem się, czy
przypadkiem źle czegoś nie usłyszałem.
Kurwa.
– Przykro mi – potrafiłem wydobyć z siebie tylko te dwa beznadziejne słowa.
Od kilku lat nie utrzymywałem kontaktu ze swoimi rodzicami. Ale oni żyli.
Gdzieś tam, daleko ode mnie, żyli swoim życiem. Funkcjonowali. Nie mam
pojęcia, co bym zrobił, gdybym któregoś dnia dowiedział się o ich śmierci. Może
przejąłbym się tym, a może nie. Ale ja to ja. Nela nie miała jeszcze nawet
dwudziestki, a już straciła dwoje najważniejszych ludzi w swoim życiu.
– Nie rób tego.
Spojrzałem na nią, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
– Czego mam nie robić?
– Masz wypisaną na twarzy litość. Nie potrzebuję jej.
– Nie jestem całkowicie z kamienia, Nela. I to wcale nie jest litość. Po prostu
wydaje mi się, że było ci ciężko. Na pewno mam rację.
Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie podszedł
kelner i zebrał brudne talerze.
– Czy podać coś jeszcze?
– Jeszcze raz wodę i sok – powiedziałem.
Nela podniosła brew.
– Skąd wiesz, że mam ochotę na sok?
– Nie wiem. Jedno i drugie jest dla mnie, nie dla ciebie. – Posłałem jej
wredny uśmieszek.
Odwzajemniła się tym samym i spojrzała na kelnera, który wciąż stał obok
nas.
– Poproszę ciasto czekoladowe z wiśniami.
– Zastanawia mnie, gdzie ty to wszystko mieścisz? – powiedziałem, kiedy już
zostaliśmy sami.
Była szczupła i malutka. Ledwie sięgała mi do ramion.
– Niektórym idzie w tyłek, mnie podobno w cycki.
Uśmiechnąłem się szeroko.
– To może zamówimy podwójną porcję? I proponuję, żebyś zmieniła tę luźną
koszulkę na bardziej obcisłą. Mam nadzieję, że kupiłaś taką… – Mówiąc to, nie
patrzyłem jej w oczy. Teraz interesował mnie inny obszar jej ciała.
– I coś czuję, że będę tego żałować – mruknęła.
A ja czuję, że nie wytrzymam na widok ciebie jedzącej ciasto czekoladowe.
***
Zaparkowałem pod jakimś motelem na obrzeżach miasta. Wysiedliśmy
z samochodu, wyciągnąłem torbę z bagażnika, a Nela w tym czasie
przepakowywała z jednych reklamówek do drugich rzeczy, które kupiła.
– Chcesz jakąś torbę albo plecak? – zaproponowałem. – Będzie ci wygodniej.
– Byłoby super.
Znalazłem w bagażniku plecak i wywaliłem z niego całą zawartość, nie
patrząc nawet, co w nim było. Przełożyła kilka swoich rzeczy i poszliśmy do
środka.
Motel musiał być nowy, bo wnętrze nie było urządzone staromodnie. I nie
było zagracone jak w ostatnich, w których spałem.
– Dobry wieczór. – Pani w średnim wieku za ladą w recepcji uśmiechnęła się.
– W czym mogę pomóc?
– Prosimy pokój dwuosobowy – powiedziałem.
Nela spojrzała na mnie, jakbym oszalał.
– Nie będę spała z tobą w jednym pokoju.
– Spałaś ze mną w jednym samochodzie. Czy to robi jakąś różnicę?
– Ja spałam, ty prowadziłeś. To całkiem inna sytuacja.
– Nie widzę problemu, żeby wziąć jeden pokój.
– Z pewnością. Najlepiej jeszcze, żeby było tam jedno łóżko, prawda?
– Jakbyś czytała mi w myślach.
Recepcjonistka odchrząknęła.
– To jak będzie?
– Dwa pokoje jednoosobowe – powiedziała Nela, zwracając się do niej.
– Na jedną noc?
– Tak.
– Płacone razem czy osobno?
– Osobno – odpowiedziała w tym samym czasie, gdy ja rzuciłem:
– Razem.
Recepcjonistka przewróciła oczami.
– Może ustalcie państwo to wszystko między sobą.
– Nie ma co ustalać – powiedziała Nela. – Bierzemy dwie jedynki i płacimy
osobno.
Co za wkurzający, mały lis.
Recepcjonistka spojrzała na mnie, a ja niechętnie kiwnąłem głową. Kiedy
wcześniej, w restauracji, kelner podał nam rachunek, Nela przechwyciła go
i chciała płacić. Powiedziała, że wydaję kasę na benzynę, to ona może chociaż
zapłacić za jedzenie. W głowie mi się to nie mieściło. Nigdy nie miałem takiego
problemu, zawsze płaciłem za kobietę.
Recepcjonistka podała Neli klucz do pokoju numer osiem, a mnie – dziewięć.
Poszliśmy schodami na drugie piętro. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła
dziewiętnasta.
– Masz zamiar iść teraz spać? – zapytałem.
– Tak, jestem wykończona. Całkiem możliwe, że wstanę jutro dopiero koło
południa. Chyba że ty masz jakieś inne plany? Chcesz szybciej wyjechać albo
coś?
Pokręciłem głową.
– Śpij, ile chcesz. Ruszymy, kiedy będziesz gotowa. Nie musimy się spieszyć.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju.
– No to miłej nocy.
– Tak, śpij dobrze.
Wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Rozejrzałem się: łóżko,
szafka nocna, telewizor. Rzuciłem torbę na podłogę i ruszyłem w stronę łóżka.
Nie wiedziałem, czy zasnąłem, czy nie, i ile czasu mogło w ogóle minąć, ale
otrzeźwiło mnie pukanie do drzwi. Dość natarczywe pukanie do drzwi. Wstałem
powoli i poszedłem otworzyć.
Na korytarzu stała Nela, owinięta jedynie białym ręcznikiem, który sięgał jej
do połowy ud. Te jej cholerne rude loki były rozpuszczone i sięgały za ramiona.
Okej, teraz jestem już całkowicie rozbudzony. Czyżbyśmy mieli złamać jej
łóżkową zasadę?
– Wow. Chcesz się do mnie przyłączyć pod prysznicem?
Zignorowała moje pytanie.
– Boisz się czegoś?
– To znaczy? Nie za bardzo w tej chwili mogę się skupić – powiedziałem,
patrząc na jej odkryte nogi. Była boso.
– Chodzi mi o jakąś fobię. Ja mam jedną i musisz mi pomóc. – Wzięła mnie za
rękę i skierowała do swojego pokoju.
Dobra, to jest dziwne.
Przeszliśmy do jej łazienki. No, może niekoniecznie przeszliśmy. Ona
przystanęła w progu, a mnie wepchnęła do środka. Pokazała palcem na sufit nad
prysznicem.
– Chciałam wejść pod prysznic, ale w porę go zobaczyłam. Musisz go zabić.
– Co? – zapytałem zdezorientowany.
Czy ona bierze jakieś prochy?
– Zabij tego pająka – rozkazała. – Mam straszną fobię.
Popatrzyłem na nią, później na pająka, którego wskazała, i znowu na nią.
Roześmiałem się.
– Żartujesz, prawda? Taka duża i odważna dziewczynka, a boi się małego
pajączka?
– Arek, proszę cię. To nie jest zabawne. Ja naprawdę nie mogę ich znieść.
Gdyby chodził po tobie w nocy wielki pająk, też byś ich nie cierpiał.
– A po tobie chodził?
– Nie, ale jak patrzę na te bestie, to sobie takie rzeczy wyobrażam! – Była
blada jak ściana.
Cholera, ona naprawdę się bała.
– Zabiję go pod jednym warunkiem – postanowiłem.
– Jakim? – Spojrzała na mnie niepewnie.
Mógłbym jej teraz zaproponować gorący seks w łazience. Ciekawe, czy by
na to poszła. Kurwa, o czym ja w ogóle myślę?
– Za wszystkie kolejne noclegi płacę za nas dwoje.
– Arek… – zaczęła.
– To mój warunek. – Rozłożyłem ręce. – Wybieraj, kąpiesz się z pająkiem czy
pozwalasz mi płacić?
– Dobra, niech będzie – powiedziała wreszcie niechętnie. – Chociaż to nie
jest dla mnie zbyt komfortowe.
– Ale dla mnie jest. – Wyszczerzyłem się i w końcu zabiłem tego
nieszczęsnego pająka. – I po strachu.
– Dzięki. – Odetchnęła z ulgą. – Możesz już iść.
Zaśmiałem się. Ona była niemożliwa.
– Tylko „dzięki”? Żadnego: „Uratowałeś mi życie. Ten pająk by mnie zjadł.
Co ja bym bez ciebie zrobiła?”.
Przestąpiła z nogi na nogę i chyba pierwszy raz, odkąd się poznaliśmy,
zawstydziła się.
– Dziękuję. Nie wiem, jak mam ci się odwdzięczyć.
Nachyliłem do niej policzek i poklepałem się po nim palcem wskazującym.
– Całus na dobranoc.
– Żartujesz sobie? Nie pocałuję cię! – Odsunęła się ode mnie, poprawiając
sobie ręcznik.
Boże, ona naprawdę nie ma nic pod spodem?
– To tylko całus w policzek, całkiem niewinny.
W końcu poddała się i zrobiła to, czego chciałem. Ale było to jedynie
muśnięcie.
– A teraz już idź. Dobranoc, Arku.
– Dobranoc, lisku.
Przewróciła oczami, a ja poszedłem do swojego pokoju i od razu wziąłem
zimny prysznic.
Kiedy położyłem się do łóżka, jeszcze przez chwilę myślałem o Neli. Wsiadła
do mojego samochodu jakąś dobę temu. Kto by pomyślał, że wylądujemy razem
w motelu? Kto by pomyślał, że będziemy mieli zamiar razem podróżować?
To pierwsze można było jeszcze przewidzieć, biorąc pod uwagę, że ja to ja,
no ale to drugie?
A potem… Potem przyszły moje koszmary.
Deszcz uderzał w dach samochodu, a mnie od tego rozrywało głowę.
– Przestań!
– Nie! Nie przestanę! Wkurwiają mnie już ich wyrzuty i pretensje. Do
diabła z tym wszystkim!
– Zamknij się! Tu jest dziecko!
– Powiedz mi, co mam jeszcze zrobić! Bo nie mam, kurwa, pojęcia!
I wtedy usłyszałem płacz. Obydwoje obróciliśmy głowy w tamtym
kierunku…
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ PIĄTY
NELA
Śniło mi się coś dziwnego. Na stacji benzynowej spotkałam faceta o imieniu
Arek. Był ode mnie sporo starszy, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Nigdy nie
potrafiłam porozumieć się z rówieśnikami, zawsze otaczałam się starszymi ode
mnie. I zazwyczaj byli to właśnie mężczyźni.
W swoim śnie wsiadłam do jego samochodu pod Łodzią, a później,
z niewyjaśnionych przyczyn, wylądowaliśmy w motelu w Zielonej Górze.
Oczywiście w osobnych pokojach. Byłam zmęczona, poszłam do łazienki,
rozebrałam się i już miałam wejść pod prysznic, kiedy zobaczyłam na suficie tę
wielką bestię. Zdusiłam krzyk. O mały włos nie dostałam ataku serca. Nie
myśląc racjonalnie, owinęłam się ręcznikiem leżącym na półce obok umywalki
i udałam się do pokoju Arka.
Był w szoku, kiedy otworzył drzwi. I naprawdę nie musiałam zastanawiać
się, o czym myślał, widząc mnie półnagą. Był facetem, wiedziałam, o czym myśli.
Ale w tamtym momencie najbardziej interesowała mnie bestia, którą trzeba było
zabić. Zgodził się to zrobić, choć ja musiałam przystać na jego absurdalny
warunek, że to on będzie płacić za nasze noclegi. Nie byłam dzieckiem. Miałam
pieniądze. Potrafiłam o siebie zadbać. No, prawie.
Kiedy, po wyłudzeniu całusa w policzek, wrócił do siebie, mogłam nareszcie
wejść pod prysznic. Gorąca woda przypomniała mi jednak o ucieczce. O strachu.
O nieodebranych połączeniach… Wyszłam z łazienki i podłączyłam komórkę do
ładowania. Wymieniłam kartę, starą złamałam i wyrzuciłam do kosza, gdzie było
jej miejsce. Po chwili zadzwoniłam do Bartka, ale nie odbierał, więc nagrałam
wiadomość, mówiąc, że nic mi nie jest i jak bardzo się cieszę, że razem
z Wiktorią zostaną rodzicami. Na pewno oddzwoni.
Tak, to był naprawdę dziwny sen.
Chwila.
Otworzyłam oczy.
– O cholera, to nie był sen – powiedziałam i poszłam z powrotem spać.
***
Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz tak długo spałam. Wynurzyłam się z łóżka
dopiero około dwunastej trzydzieści. Sprawdziłam komórkę, ale nie było żadnej
wiadomości od brata. Czy teraz jest czas, żebym ja się o niego martwiła?
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, spakowałam i wyszłam z pokoju. Było
mi trochę wstyd przed Arkiem za tę sytuację z pająkiem, ale postanowiłam mu
tego nie ujawniać.
Zapukałam do jego drzwi. Nie otwierał, więc zapukałam ponownie.
– Aż tak się nie możesz doczekać, żeby mnie zobaczyć? – usłyszałam głos za
plecami.
Odwróciłam się.
Arek wchodził po schodach, kierując się w moją stronę. Miał na sobie szarą
bluzę z kapturem i ciemne, znoszone dżinsy.
– Tak, całą noc marzyłam o tym, żeby wreszcie cię ujrzeć. – Przewróciłam
oczami.
Ominął mnie i otworzył drzwi. Weszliśmy do jego pokoju.
– Mogłaś przyjść w środku nocy, za pierwszym razem ci to nie
przeszkadzało. Może za drugim byłabyś już bez ręcznika.
Spojrzał na mnie z zarozumiałym uśmieszkiem na twarzy, a mi zapłonęły
policzki. Szlag trafił moje postanowienie z nieujawnianiem się!
Arek zgarnął swoje rzeczy do torby i po chwili opuściliśmy motel.
***
– To gdzie jedziemy? – zapytałam.
Wyszliśmy właśnie z małej knajpki, w której zjedliśmy śniadanie (albo raczej
obiad) i wypiliśmy po dwie kawy. Jak na lipiec nie było za ciepło. Słońce kryło się
za chmurami, a lekki wiatr rozwiewał mi włosy.
Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Arek wyciągnął mapę ze schowka i podał
mi ją.
– Wybieraj.
– Serio? – zdziwiłam się.
– Serio.
Rozłożyłam mapę. Nigdy nie byłam typem podróżnika. Nie kręciło mnie to
całe zwiedzanie miast, oglądanie zabytków. Byłam w kilku miejscach, ale pobytu
w nich nie mogłabym zaliczyć do kategorii wielkich wypraw. Mieszkałam we
Wrocławiu od urodzenia i to miasto dawało mi wszystko, czego potrzebowałam.
W pewnym momencie dało mi aż za dużo…
Popatrzyłam na miasta w pobliżu Zielonej Góry.
– Mieliśmy jechać do Poznania, to może pojedziemy w tamtym kierunku?
Skierowałam wzrok w jego stronę. Uśmiechnął się i kiwnął głową.
– No to w drogę! – Odpalił silnik.
– Mam prośbę. – Dotknęłam jego ramienia, ale po chwili cofnęłam rękę.
– Zamieniam się w słuch.
– Możemy całkowicie zrezygnować z autostrad? Jeżdżenie nimi jest nudne,
wolę normalne drogi.
– Tak się przy nich namęczyli, a ty mówisz, że są nudne? – zaśmiał się. –
Niegrzeczny lisek.
– Przestań mówić do mnie „lisek” – powiedziałam, chociaż przez głowę
przeszła mi myśl, że właściwie to lubię.
– Spełnię twoją pierwszą prośbę, lisku.
Ruszyliśmy. Kilka kilometrów za Zieloną Górą zadzwonił mój telefon. To
mogła być tylko jedna osoba.
– No nareszcie! Dlaczego przez tyle dni nie odbierałaś? I dlaczego zmieniłaś
numer? Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
Mój brat jak zwykle przechodził do konkretów.
– Też się cieszę, że cię słyszę – odpowiedziałam. – Co u ciebie? Jak się czuje
Wiktoria?
– Nelka, Nelka – westchnął. – Martwiłem się.
Tak jak mogłam się tego spodziewać, rozmowa miała być o mnie, a nie
o nim.
– Wiem, ale nic mi nie jest. Naprawdę – dodałam, żeby upewnić nie tylko
jego, ale też samą siebie. – Przepraszam, że nie odbierałam. To się już więcej
nie zdarzy, obiecuję.
– Mam nadzieję – powiedział. – Aha, zanim zapomnę, wiesz może, czego
chciał ode mnie Igor? Dzwonił wczoraj kilka razy, ale nie odbierałem. Wiesz, że
nie za bardzo go lubię. Nie chciałem z nim gadać.
Nie, nie, nie. Cholera, dlaczego nie pomyślałam, że on może zadzwonić do
mojego brata? Dlaczego to wszystko nie mogło się tak po prostu skończyć?
Dlaczego?!
– Nela, jesteś tam?
Oprzytomniałam.
– Tak, tak. Przepraszam – rzuciłam szybko. – Nie mam pojęcia, czego mógł
chcieć. To już nie jest moja sprawa. – Co innego mogłam mu powiedzieć?
– Jak to nie jest twoja sprawa? Zerwaliście?
– Tak. To koniec.
A przynajmniej mam taką nadzieję.
– To dobrze. – Usłyszałam w jego głosie ulgę. – To znaczy nie dobrze, ale…
Cholera, kogo chcę oszukać? Nie podobał mi się ten typ. Gdybym był w Polsce,
już dawno bym go pogonił. Nie wiem, co ty w nim widziałaś. Ale czekaj… –
zmartwił się po raz kolejny. – Gdzie ty w takim razie teraz mieszkasz?
Jestem bezdomna.
– Tak jakby jestem na wakacjach.
– Co to znaczy „tak jakby”? Jesteś sama czy z kimś?
Trudne pytania, braciszku.
– Jestem z kolegą. Jedziemy jego samochodem.
Zerknęłam w stronę Arka. Miał na twarzy ten swój cwaniacki uśmieszek
i zwrócił się do mnie zadowolony:
– Z kolegą, co? Oczko wyżej od dupka i palanta.
Wystawiłam mu środkowy palec, na co uśmiechnął się jeszcze szerzej,
i wróciłam do rozmowy z bratem.
– Nie musisz się martwić. Wszystko jest dobrze.
– Nie muszę się martwić? – wybuchnął. – Nela, czemu ty mi nie mówisz
takich rzeczy?
Zawsze go irytuję, ale jestem wdzięczna, że i tak mnie kocha. Tak, dziękuję
mojemu bratu, że mnie kocha…
– Teraz ci powiedziałam.
– Co to za kolega? Znam go? Jest z Wrocławia?
Sama go nie znałam. Gdybym tylko powiedziała mojemu bratu, że Arka
spotkałam dopiero wczoraj, krótko po tym, jak uciekłam z Wrocławia, to
miałabym przechlapane po całości.
– To dobry kolega.
Usłyszałam, jak Arek powiedział cicho: „Dzięki, lisku”, na co przewróciłam
oczami.
– Znam go od niedawna, ale możesz spać spokojnie. Nic mi nie będzie.
Muszę już kończyć, więc pozdrów Wiktorię i…
– Nie tak szybko! – przerwał mi. – Daj mi go do telefonu.
Co?!
– Co?
– To, co słyszałaś, Nela. Proszę, nie kłóć się ze mną.
– Ale co chcesz mu powiedzieć?
Dokładnie wiedziałam, co chciał powiedzieć. Robił to już nie pierwszy raz.
Zawsze, gdy tylko jakiś chłopak się przy mnie kręcił, Bartek brał go na
rozmowę. Cholera, nie mogłam nawet pójść na normalną randkę jak normalna
dziewczyna.
– To, co powiedziałby każdy na moim miejscu.
Nie chcę sobie nawet wyobrażać.
– Do ciebie – mruknęłam, podając Arkowi komórkę. Szeptem dodałam
jeszcze: – Tylko nie mów mu, że znamy się od wczoraj.
Odwróciłam się do szyby, bo nie chciałam widzieć wyrazu jego twarzy.
– Tak? – powiedział. – Arek… Od jakiegoś czasu… Nie… A czy to
podchwytliwe pytanie?… Rozumiem… Nie mam takiego zamiaru, zaufaj mi…
Tak… Dobra. Cześć.
– Wyłączył się? – zapytałam, kiedy podał mi komórkę.
Zerknął na mnie i skierował wzrok z powrotem na drogę. A po chwili…
wybuchnął śmiechem. Cholera jasna, ten dupek się roześmiał!
– Co cię tak bawi?
– Jeszcze nigdy nie skierowano do mnie typowej gadki starszego brata,
który martwi się o małą siostrzyczkę. To był pierwszy raz.
– Gratulacje – mruknęłam. – A teraz mów, co ci powiedział.
– Takie tam. – Wzruszył ramionami.
– Mógłbyś to rozwinąć?
– Powiedział, że mi nie ufa. Jeśli spadnie ci choć jeden włos z głowy, to mnie
znajdzie i zakopie żywcem w ziemi, a później wyleje na to beton. Mówił też coś
o tym, żebym najlepiej zawiózł cię na lotnisko i wsadził w samolot do Londynu,
choć nie bardzo wiem dlaczego, bo mi tego nie wyjaśnił.
Nieźle.
– Bartek mieszka w Londynie – odpowiedziałam.
Kiwnął głową.
– No to już wszystko jasne.
– Mówił coś jeszcze? – drążyłam.
– Boisz się, że zdradził twoje brudne sekrety? – Rzucił na mnie okiem
i uniósł brew. Kiedy nic nie odpowiedziałam, przeniósł wzrok na drogę
i spoważniał. – Martwi się o ciebie. Zależy mu na tobie.
– Wiem – westchnęłam. – Zrobiłby dla mnie wszystko, ja dla niego też. A ty?
– spytałam. – Masz rodzeństwo?
Pokręcił przecząco głową.
Jechaliśmy bez słowa, aż w końcu powiedział:
– Opowiedz mi o was. O waszej relacji. Cokolwiek.
Nie miałam zamiaru jechać w ciszy, więc równie dobrze mogłam mu
zdradzić coś o sobie. Oczywiście nie wszystko, bo do tego nigdy nie dojdzie. Ale
temat Bartka był bezpieczny.
– Jest ode mnie starszy o sześć lat – zaczęłam. – To właściwie on mnie
wychował. Szykował jedzenie do szkoły, pomagał odrabiać lekcje. Tacie wiele
zawdzięczam, ale nigdy nie miałam z nim takiego bliskiego kontaktu. To
wyglądało tak, jakby opieka nade mną spoczęła na Bartku. Oczywiście nie mam
tego za złe tacie i za nic go nie winię, bo wiem, że było mu ciężko po stracie
mamy, ale to Bartek był ojcem i bratem w jednym. Zawsze go podziwiałam. Był
dla mnie bohaterem i chciałam zostać w przyszłości taka jak on.
– Mówiłaś, że jest kucharzem. Co robi w Londynie?
– Ma własną restaurację. – Nie potrafiłam ukryć dumy w swoim głosie. Tak,
byłam dumna z mojego brata.
– Ma dwadzieścia sześć lat i prowadzi własną restaurację. Jestem pod
wrażeniem! Jak to się stało?
– Po technikum gastronomicznym pracował w kilku knajpach. Ale od kiedy
pamiętam, zawsze chciał mieć coś swojego. Kiedy ojciec zmarł, Bartek był już
szefem kuchni w takiej małej restauracyjce. Załatwił mi nawet pracę kelnerki na
weekendy, więc byliśmy tam razem. Po tacie zostało nam trochę pieniędzy
i dom. Któregoś dnia zadzwonił z Londynu kumpel Bartka i powiedział, że jest
świetny lokal na restaurację. Sprzedaliśmy dom, Bartek z żoną pojechali do
Londynu. Jest szczęśliwy. Będą mieć dziecko. Koniec historii.
Arek przez chwilę przetwarzał to, co mu powiedziałam.
– Niezupełnie – rzucił wreszcie.
– Co masz na myśli? – zapytałam, bo nie wiedziałam, o co mu chodziło.
– Jeśli dobrze zrozumiałem, wychodzi na to, że twój brat całą kasę
z waszego domu władował w restaurację, pojechał do Anglii spełniać swoje
marzenia, a ty zostałaś tutaj sama, bo ani razu nie wspomniałaś o jakimś innym
członku rodziny. Nie podoba mi się to.
To prawda, oprócz Bartka nie miałam żadnej rodziny.
– To wcale nie tak.
– Więc jak?
Westchnęłam.
– Pieniądze z domu podzieliliśmy po równo. Kiedy Bartek wszystko obliczył,
okazało się, że zabraknie mu kasy. Chciał wziąć kredyt, ale się na to nie
zgodziłam. Bałam się, że gdyby coś nie wyszło, zostałby z długami, więc dałam
mu swoją część. On ciągle uważa to za pożyczkę i co miesiąc wpłaca mi na konto
trochę kasy. Za każdym razem powtarza, że mi wszystko odda, a ja nie mogę już
tego słuchać. On nie zdaje sobie sprawy, że to ja jestem jego dłużnikiem, a nie on
moim. I to nie tak, że mnie tu zostawił. On chciał wziąć mnie ze sobą, ale
wolałam zostać we Wrocławiu. Miałam tam… To znaczy… – Szukałam słów,
które nie byłyby kłamstwem, a jednocześnie nie zdradzałyby całej prawdy. –
Chciałam po prostu zobaczyć, czy potrafię sama o siebie zadbać – dokończyłam.
Ale znów polegałam na innych.
– Myślę, że jesteś siostrą, jaką chciałby mieć każdy – powiedział po chwili. –
Spełniasz marzenia, a przynajmniej spełniłaś marzenie swojego brata.
– Chciałbyś mnie mieć za siostrę? – Roześmiałam się.
On też się roześmiał.
– Zdecydowanie nie. Takich myśli, jakie mam o tobie, nie powinno się mieć
w stosunku do własnej siostry.
– Masz szczęście.
– Biorąc pod uwagę jedną z twoich zasad, to raczej szczęście
w nieszczęściu.
– Zboczeniec.
– Lisek.
***
– Dokończ zdanie: Gdyby jutra nie było…
– …poleciałbym do Vegas, przepuścił całą kasę w kasynie i ożenił się z jakąś
striptizerką.
– Serio byś to zrobił?
– Nie. Zamiast ze striptizerką wziąłbym ślub z tobą – ale ty i tak zrobiłabyś
dla mnie striptiz.
– Pewnie bym zrobiła.
– Serio?
– Jasne. Patrz na drogę.
***
– No nie wierzę. Stoimy tu już jakieś pięć minut, a pociąg jeszcze nie
przejechał. Po co oni opuszczają te szlabany tak szybko?
– Pan kierowca się niecierpliwi. Założę się, że pociąg przyjedzie z prawej
strony.
– Przyjmuję. Na pewno z lewej.
– O co się zakładamy?
– Jak przegrasz, będziesz musiała ściągnąć bluzkę.
– Bez takich, dupku.
– Dobra, dobra, żartowałem. Przegrany opowiada jakąś żenującą historię ze
swoim udziałem.
– Zgoda.
***
– Sama chciałaś się zakładać, więc teraz mów.
– Ale…
– Nie ma żadnego „ale”. Mów.
– Dobra, niech będzie. Chodziłam wtedy do pierwszej klasy podstawówki
i kochałam się w takim jednym Dawidzie z mojej klasy. Pech chciał, że dostałam
ospę. Leżałam w domu, cała wykropkowana na twarzy maścią. Taty i brata nie
było w domu, pilnowała mnie tylko stara sąsiadka. Chociaż „pilnowała” to
niewłaściwe słowo, bo zawsze kiedy z nią zostawałam, zasypiała na fotelu, a ja
robiłam, co chciałam. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek i myślałam, że
to może Bartek wrócił do domu, a on zawsze zapominał klucza. Otworzyłam
drzwi, a przede mną stał Dawid. Myślałam, że spalę się ze wstydu! Patrzył się na
mnie i patrzył, aż wreszcie podał mi karteczkę, mówiąc: „Pani powiedziała, że
twój tata musi podpisać tę zgodę na wycieczkę”. I potem uciekł. Tydzień później,
kiedy wróciłam do szkoły, okazało się, że ten idiota powiedział całej klasie, że
choruję na jakąś zaraźliwą chorobę i jeśli kogoś dotknę, ten ktoś zamieni się
w potwora. Większość dzieci mu uwierzyła i nie chciała się ze mną bawić chyba
przez miesiąc. Szybko się odkochałam i już nigdy więcej się do gówniarza nie
odezwałam.
– O Boże. Dzieciaki potrafią być czasami okrutne.
– Tylko te płci męskiej.
– O, czyżby? A dziewczyny to niby nie?
– Dziewczyny są okrutne tylko wtedy, kiedy się je zrani.
***
W drodze do Poznania stanęliśmy na stacji, żeby zatankować. Powiedziałam, że
zapłacę za benzynę, ale wiadomo, co Arek myślał na ten temat. No i cóż,
postawił na swoim.
Słuchaliśmy nowych płyt, które kupił wtedy, w centrum handlowym. Oboje
uważaliśmy, że dziewięćdziesiąt procent tego, co puszczają stacje radiowe, to
zwykłe gówno. Miałam już pytać o jego ulubione zespoły, kiedy odezwał się
pierwszy:
– Poznań chyba nie jest nam pisany.
– Dlaczego? Co się stało?
Zabłądziliśmy? Złapaliśmy gumę?
– Zaczyna kropić. – Wskazał przednią szybę, na której pojawiły się malutkie
krople. – Cholerny deszcz w lipcu. Musimy się gdzieś zatrzymać, znajdziemy
jakiś motel czy coś.
Dobra, pada deszcz. Ale co z tego?
– A co? Twój samochód nie jest wodoodporny? – zażartowałam.
Spojrzał na mnie, ale wcale się nie uśmiechnął.
– Pada deszcz. Nie jeżdżę w deszczu – powiedział dobitnie.
– A dlaczego to jest jakiś problem?
– Bo tak.
Ścisnął kierownicę, aż zbielały mu kości i napięły się mięśnie. Był
zdenerwowany, chyba pierwszy raz od momentu, w którym się spotkaliśmy.
– To nie jest odpowiedź – uparłam się.
– Innej nie dostaniesz.
– Jeżdżenie w deszczu to jakaś twoja fobia czy coś?
– Kurwa, Nela, skończ ten temat, do jasnej cholery! – krzyknął, a ja aż
podskoczyłam na siedzeniu. – Nie pchaj swojego nosa tam, gdzie nie powinnaś!
Nie odezwałam się już słowem. On też nie.
Zatrzymaliśmy się w gościńcu pod miejscowością Stęszew. Biorąc swoje
torby (ja ciągle miałam plecak Arka), poszliśmy do recepcji, gdzie za ladą stał
chłopak mający około dwudziestu pięciu lat.
– Dzień dobry. W czym mogę państwu pomóc? – Uśmiechnął się.
– Dzień dobry. – Próbowałam odwzajemnić jakoś jego uśmiech, ale nie wiem,
czy mi to wyszło. – Chcielibyśmy…
– Dwa pokoje jednoosobowe. Na jedną noc. Płacone razem – rzucił ostro
Arek, nie patrząc na mnie ani nawet na recepcjonistę. – Teraz.
Ze zdenerwowanym Arkiem nie ma dyskusji.
Chłopak się skrzywił. Posłałam mu spojrzenie, które miało mówić:
„Przepraszam za tego dupka”.
– Przepraszam, ale nie wynajmujemy pokoi, tylko domki – powiedział. – Chcą
państwo domek?
Cholera, czy chcemy domek?!
– Jakie to domki? – zapytał Arek, wyraźnie poirytowany.
– Drewniane. Z łazienką, salonem i sypialnią.
– Bierzemy – rzucił.
Jeśli w tej sypialni jest tylko jedno łóżko, śpię w łazience.
Patrząc na minę chłopaka, kiedy dawał nam klucz i mówił, w którą stronę
mamy iść, zastanawiałam się, czy w czasie naszego podróżowania znajdzie się
choć jeden recepcjonista, którego nie wkurzymy.
Domki były ustawione jeden obok drugiego, tworząc duże półkole. Na
środku znajdował się plac, wokół którego posadzono małe drzewka. Było tam
też kilka huśtawek, zjeżdżalnia i piaskownica dla dzieci. Do każdego z domków
prowadziła wąska ścieżka usypana drobnymi kamieniami. Kiedy weszliśmy do
środka, okazało się, że domki nie tylko z zewnątrz są drewniane: drewniana
podłoga, drewniane ściany, drewniany sufit, drewniane drzwi.
W salonie była kanapa, fotel, stolik, szafka, na której stał telewizor, lampa
i wielki kwiat w wielkiej donicy. Zobaczyłam dwoje drzwi obok siebie.
Otworzyłam pierwsze – łazienka. Drugie – sypialnia. Szafa i dwa pojedyncze
łóżka, a więc jeden kłopot miałam z głowy. Ten drugi, większy, siedział na
kanapie w salonie.
Przyglądał mi się, ale ciągle nic nie mówił. Nie chciałam pierwsza zaczynać
rozmowy, bo nie wiedziałam, czy znowu się na mnie nie wydrze. Przeszłam obok
niego i wyszłam na zewnątrz z zamiarem obejrzenia okolicy.
Niebo było ciemne, ale deszcz przestał kropić. Były wakacje, więc po
drodze natykałam się na sporo osób. Przeważnie były to dzieci ze swoimi
rodzicami. Kierowałam się w tę stronę, skąd oni wracali. Minęłam duży
drewniany dom z wielkim tarasem, który okazał się barem. Dalej był niewielki
lasek z wysokimi drzewami i kiedy przez niego przeszłam, ukazało mi się
ogromne jezioro. To było naprawdę piękne miejsce. Przeszłam przez szeroką
plażę i weszłam na pomost (oczywiście drewniany). Przysiadłam na brzegu
i pomyślałam o Arku.
Nie miałam pojęcia, o co chodziło z tym deszczem i dlaczego tak na mnie
naskoczył. Chociaż, przypominając sobie to, jak nawrzeszczałam na niego
w centrum handlowym, nie powinnam go o nic obwiniać. Ale ja przynajmniej
wyjaśniłam mu, że nie lubię, kiedy ktoś traktuje mnie jak dziecko. A on? „Bo
tak”.
Tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam. Nie żebym chciała poznać od razu
jego cały życiorys, ale w porównaniu z tym, co on o mnie wiedział, ja wiedziałam
tyle co nic. Powiedziałam mu o rodzicach. Powiedziałam mu o bracie. On dał mi
jedynie mnóstwo aluzji seksualnych.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w jezioro, kiedy
usłyszałam za sobą głos:
– Mogę się przysiąść?
Obróciłam się i zobaczyłam stojącego nade mną Arka. Szukał mnie? Czy
zawędrował tu przypadkiem? Kiwnęłam głową.
Podszedł bliżej, a później usiadł obok mnie.
– Przepraszam – powiedział tak, jakby naprawdę było mu przykro.
– Nie – westchnęłam. – To ja przepraszam. Nie powinnam drążyć tematu.
Każdy skrywa coś, czego nigdy nikomu nie powie. Wiem to najlepiej, a jednak na
chwilę o tym zapomniałam.
Ja nigdy nie powiem mu pewnych rzeczy o sobie. Nie powinnam była
oczekiwać, że on zachowałby się inaczej w stosunku do mnie.
Przez moment miałam wrażenie, że chciał jeszcze coś dodać, ale w końcu
z tego zrezygnował. Wyciągnął w moją stronę rękę i zapytał:
– Rozejm?
– Rozejm – odpowiedziałam, podając mu dłoń.
– Poznań jest zaledwie kilka kilometrów stąd. Możemy pojechać tam jutro
rano.
Spojrzałam w stronę jeziora i pomyślałam, że będzie mi szkoda tak szybko
je opuścić.
– A nie moglibyśmy zostać tutaj trochę dłużej?
– Chcesz tu zostać?
Kiwnęłam głową.
– Poznań raczej nie ucieknie, a mnie podoba się to miejsce.
Arek wstał i otrzepał spodnie.
– W takim razie pójdę zaklepać nasz domek na dłużej.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ SZÓSTY
AREK
Nie chciałem na nią krzyczeć, ale mnie sprowokowała. Dlaczego musiała drążyć
temat, zamiast zostawić mnie w spokoju? Dlaczego musiała zadawać te
pieprzone pytania w stylu: „I jak się z tym czujesz?”, jakby była pieprzonym
psychologiem? Ten cholerny, mały, rudy lis był uparty!
Tak, deszcz to było coś w rodzaju mojej fobii. Ale ona nigdy nie powinna
dowiedzieć się dlaczego. I najlepiej dla niej, żeby więcej mnie o to nie zapytała,
bo albo ją znienawidzę, albo… powiem jej prawdę. A wtedy nie będę musiał
wykopywać jej z samochodu. Sama ucieknie. Z krzykiem.
***
Gdy ochłonąłem, poszedłem ją przeprosić. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz
kogokolwiek przepraszałem – to wydawały się być naprawdę odległe czasy.
Zawarliśmy rozejm i okazało się, że zostaniemy w tym miejscu trochę dłużej niż
tylko jedną noc.
Rozejrzałem się po terenie ośrodka, a później wróciłem do naszego domku.
Neli nie było. Wypaliłem dwie fajki, mimo że w środku był zakaz palenia,
a później zrobiłem coś dziwnego: sprawdziłem każdy kąt, czy przypadkiem nie
było tam żadnego pająka. Znalazłem dwa i po krótkim zastanowieniu zabiłem je.
Chwilę później zawibrowała moja komórka. To była wiadomość od Neli –
w Zielonej Górze na wszelki wypadek wymieniliśmy się numerami telefonów.
– „Umieram z głodu. A ty?”
– „Ja też. W tym momencie chętnie bym cię zjadł”.
– „W tym momencie przewracam oczami. Jestem w barze. Dołączysz? Ja
stawiam”.
– „Co mi postawisz?”
– „Nawet nie będę tego komentować, zboczeńcu”.
Roześmiałem się, zamknąłem domek i poszedłem w stronę baru.
***
Jedliśmy obiad, kiedy do naszego stolika podeszła starsza pani i zwróciła się do
Neli:
– Skarbie, to dla ciebie. – Wręczyła jej jakąś dużą teczkę i kilka ołówków.
– Och, dziękuję pani bardzo. – Uśmiechnęła się do niej. – Ile jestem winna?
Kobieta machnęła dłonią, mówiąc:
– Nie wygłupiaj się, dziecko, to drobiazg. Mamy tego w biurze pod
dostatkiem.
Odwróciła się i odeszła, zostaliśmy sami, a ja zastanawiałem się, co tu jest
grane.
– Co to? – spytałem, wskazując na teczkę.
– Arkusze A3.
– Rysujesz? – Kiedy potaknęła, zapytałem: – A lepiej chociaż od
przedszkolaka?
Wzruszyła ramionami, ale zauważyłem na jej ustach niewielki uśmiech.
– Czasami coś mi tam wyjdzie.
Kiedy zjedliśmy do końca, powiedziałem:
– Narysuj coś.
– Teraz? – zdziwiła się. – Co?
– Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Może na początek kwadrat.
Zaśmiała się i ja też się uśmiechnąłem.
– Chciałam narysować widok z tamtego pomostu. Idziesz ze mną?
***
Zaczynało się już ściemniać. Siedziałem na drewnianym pomoście, naprzeciwko
Neli, i paląc fajkę, patrzyłem, jak jeździła ołówkiem po kartce. Była skupiona
i co jakiś czas przygryzała dolną wargę albo zakładała za ucho loki, które
opadały jej na twarz. W pewnym momencie spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła
się delikatnie.
– Skończyłam.
Wyciągnąłem rękę po kartkę, a ona mi ją podała.
Szok – to poczułem w pierwszej chwili. Patrzyłem na idealne odwzorowanie
widoku, który mieliśmy przed sobą, tyle tylko, że ten na kartce był czarno-biały.
Ogromne jezioro, dookoła którego rosły wysokie drzewa, ich cień odbijający się
w gładkiej tafli wody, zachodzące słońce – nie mogłem oderwać od tego wzroku.
Uchwyciła każdy najmniejszy szczegół. Nie miałem pojęcia o rysowaniu, ale,
cholera, dziewczyna miała prawdziwy talent.
– Czasami coś ci tam wyjdzie, tak? – powtórzyłem jej słowa, podnosząc na
nią wzrok. – To jest naprawdę dobre. Chodzisz do Akademii Sztuk Pięknych czy
jak?
Pokręciła głową.
– Nie. Rzadko rysuję, a kiedy już to robię, to tylko dla siebie. Nie mam
zamiaru tworzyć wielkich obrazów dla widzów.
– Czemu nie?
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Może boję się, że ludzie zobaczą w tym coś innego niż tylko
obraz?
Niby co innego mogliby zobaczyć ludzie? Przyglądałem jej się chwilę, aż
odwróciła wzrok. No tak…
– Boisz się, że zobaczą ciebie. – To nie było pytanie.
Spojrzała na mnie. W zachodzącym słońcu zieleń jej oczu była jeszcze
piękniejsza.
– Człowiek musi się czegoś bać, prawda? – Uśmiechnęła się smutno.
– Prawda.
– Wiesz… – zaczęła po chwili. – Jest taki polski malarz, Janusz Błażysz.
Prawdopodobnie nikt oprócz jego agenta go nie widział. Podobno zawsze, gdy są
jego wernisaże, albo ukrywa się w tłumie ludzi, albo w ogóle nie przychodzi.
Ciekawa jestem, dlaczego to robi. Boi się opinii innych? A może wstydzi się
swoich prac? Choć, swoją drogą, są świetne. Bardzo chciałabym je zobaczyć na
żywo. Miał kiedyś wystawę we Wrocławiu, ale nie udało mi się na nią pójść.
– Prawdopodobnie gnije w jakiejś chacie, maluje te swoje obrazy, a agent
daje mu tylko marne grosze, resztę zabierając dla siebie. Możliwe, że już dawno
ześwirował i nawet nie wie, jak się nazywa. Artyści tak już mają.
Roześmiała się. O tak, właśnie o to mi chodziło – o ten uśmiech.
– Bardzo prawdopodobne.
– Więc jeśli nie Akademia Sztuk Pięknych, to co? – zapytałem. – Albo nie,
poczekaj. Sam zgadnę. – Wyszczerzyłem się. – Seksuologia.
Wystawiła mi środkowy palec.
– Byłeś blisko. Psychologia.
Czyżbym miał rację? Będzie pieprzonym psychologiem?
– Serio?
– Nie patrz tak na mnie. Nie bój się, nie zamknę cię u czubków.
– Czemu nie? Zawsze to jakieś urozmaicenie.
Pokręciła głową z rozbawieniem.
– Skończyłam pierwszy rok, ale to nie jest dla mnie. W ogóle nie byłam
pewna, wybierając kierunek studiów. I to chyba prawda, co wszyscy mówią: na
psychologię idą tylko ci, którzy sami mają ze sobą problem.
– Przecież każdy ma jakieś problemy, Nela.
– Tak – westchnęła. – Każdy jakieś ma.
***
Było już ciemno, kiedy wróciliśmy do domku. Nela poszła wziąć prysznic, a ja
rozsiadłem się na kanapie przed telewizorem z piwem w ręce. Już nie
pamiętałem, kiedy ostatni raz miałem taki luźny wieczór.
Drzwi od łazienki się otworzyły, a ja podniosłem wzrok w ich stronę. Aż się
zakrztusiłem, kiedy ją zobaczyłem. Cholera jasna!
Stała na środku salonu, z mokrymi włosami. Kilka pasm przylepiło jej się do
twarzy. Miała krótką koszulkę, która idealnie przylegała do jej wilgotnego ciała,
i spodenki ukazujące długie, zgrabne nogi, mimo że była dość niska. Rzuciło mi
się w oczy, że nie ma na sobie stanika. A kto śpi w staniku, debilu?
Była gorąca jak diabli!
Odwróciłem wzrok i zainteresowałem się tym, co leciało w telewizji.
Zaczynał się „Leon zawodowiec”. Może trochę krwi odciągnie moje myśli od
niej?
– Pójdę się już położyć – powiedziała.
– Okej.
– Jak będziesz szedł spać, nie pomyl łóżek.
Na pewno.
– Okej.
– W takim razie: dobranoc.
Śpij dobrze.
– Okej.
Poszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi.
Czy ja właśnie pozwoliłem jej pójść spać? Samej?! Kurwa, chyba jest ze
mną coraz gorzej.
Po jakichś dwudziestu minutach usłyszałem, jak wychodzi z sypialni.
Podniosłem na nią wzrok. Nałożyła na siebie bluzę. Dobre posunięcie. A skoro
mowa o posunięciu…
– Nie mogę zasnąć. Mogę pooglądać z tobą? – zapytała.
– Okej.
– Przestań, głupku. – Zaśmiała się. – Jak jeszcze raz powiesz „okej”, to
zrobię ci coś złego.
Poklepałem miejsce na kanapie obok siebie, szczerząc się do niej.
– Przecież wiesz, że nie mogę się tego doczekać.
Przewróciła oczami i usiadła.
– „Leon zawodowiec” to jeden z moich ulubionych filmów.
Spojrzałem na nią zaskoczony. Która ze znanych mi dziewczyn
powiedziałaby, że „Leon zawodowiec” to jeden z jej ulubionych filmów? No tak.
Żadna.
– Nie jesteś typową dziewczyną.
To nie było pytanie, ale ona i tak odpowiedziała:
– Wychowywało mnie dwóch facetów i zawsze byłam otoczona kumplami
brata. – Wzruszyła ramionami. – Chyba nigdy nie będę typową dziewczyną.
Kumple brata. Po tym, co mi nagadał, mogłem się założyć, że niejeden z nich
dostał po mordzie za przystawianie się do jego młodszej siostrzyczki. Chociaż
Nela wyglądała na taką, która potrafi o siebie zadbać, coś, co wcześniej
powiedział jej brat, utkwiło mi w pamięci: „Nela może wydawać się odważna
i twarda, ale w środku jest kruchą dziewczynką”.
– Nie miałaś żadnych koleżanek?
– Jakoś nie potrafiłam się dogadać z dziewczynami. Była taka jedna Anka,
w gimnazjum. Dawałam jej numery telefonów do różnych kolesi, ona w zamian
kryła mnie przed ojcem, mówiąc mu, że u niej nocuję. To tyle, jeśli chodzi
o przyjaźń z dziewczynami.
Roześmiałem się.
– Wymykałaś się do chłopaków?
– Nie.
– A dokąd? – Naprawdę byłem tego ciekawy.
– A dokądś. – Wystawiła do mnie język, a ja chciałem wziąć go w swoje usta.
Teraz. – Oglądajmy film – powiedziała, wracając wzrokiem na ekran.
Zrobiłem to samo.
– Jest jedna scena, na której chyba zachowuję się jak typowa dziewczyna.
– Która to scena? – spytałem.
– Kiedy Matylda zakopuje w ziemi roślinkę, a w tle leci piosenka Stinga.
Wiedziałem, że mówiła o końcowej scenie.
– Co wtedy robisz?
– Płaczę.
– Więc będę miał przygotowane chusteczki – powiedziałem.
– Okej.
W czasie filmu kilka razy zerkałem w jej stronę. Złapałem ją na tym, że
robiła to samo.
Było jakieś piętnaście minut do końca, kiedy poczułem na ramieniu niewielki
ciężar. Głowa Neli wylądowała tuż przy mojej, a burza jej suchych już włosów
łaskotała mnie po twarzy.
– Lisku? – zapytałem szeptem.
Kiedy nie odpowiedziała, przesunąłem ją delikatnie i spojrzałem w jej twarz.
Miała zamknięte oczy i oddychała równo. Spała. Z tej odległości mogłem
policzyć wszystkie piegi na jej maleńkim nosku i kilka rozrzuconych po policzku.
Od momentu, w którym się spotkaliśmy, ani razu nie zobaczyłem u niej nawet
grama makijażu. I podobała mi się ta naturalność. Ona nikogo nie udawała.
Ukrywała jakąś część siebie, tak, ale nie udawała. Nie była sztuczna jak
większość znanych mi lasek.
Wziąłem ją na ręce i przeniosłem do sypialni. Położyłem na tym łóżku, przy
którym leżały jej rzeczy, i przykryłem kołdrą. Wyszedłem, zamykając za sobą
drzwi.
Nie pomyliłem łóżek. Położyłem się po prostu na kanapie i tam zasnąłem.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ SIÓDMY
NELA
– Powiedz to!
– Proszę cię… – Płakałam.
– Nie, to ja cię proszę. Powiedz to w tej chwili.
Czułam coraz mocniejszy uścisk. Nie potrafiłam się ruszyć. Nie potrafiłam
już nic zrobić.
– Tak.
– Co tak?
– Tak, chcę tego wszystkiego.
Nie, tak naprawdę nie chciałam nic.
– Nela, obudź się – usłyszałam.
Nie mogę się obudzić, bo przecież nie śpię.
– Nela!
Uścisk jest coraz mocniejszy. Nie mogę się ruszyć.
– Lisku, jestem tutaj. Obudź się.
Otworzyłam oczy. Serce biło mi jak szalone. Musiałam zamrugać kilka razy,
żeby przyzwyczaić się do ciemności i przypomnieć sobie, gdzie jestem. Stęszew.
Domki.
Przed sobą zobaczyłam Arka. Siedział na brzegu mojego łóżka i trzymał
mnie za ramiona. Chyba przed chwilą nimi potrząsał, żebym się obudziła.
Wpatrywał się we mnie, ale nie potrafiłam odgadnąć, o czym myśli. Byłam tak
zmęczona, że nie miałam siły na nic.
– Nela? Już lepiej? – zapytał spokojnie.
Odetchnęłam głęboko.
– Tak – szepnęłam. – Przepraszam, że cię obudziłam. To był zwykły koszmar.
Przepraszam.
– Nie przepraszaj, jeszcze nie spałem – powiedział, ale jakoś nie chciało mi
się w to wierzyć. – Chcesz wody?
Pokręciłam głową.
– Położę się z powrotem spać.
– Dobrze. – Wstał i skierował się w stronę salonu, ale po chwili zawrócił
i położył się na łóżku obok.
– Arek?
– Hmm?
– Dziękuję.
– Za co?
– Za to, że mnie obudziłeś.
***
Odkąd wstaliśmy, żadne z nas nie wspomniało o moim nocnym koszmarze.
I byłam wdzięczna Arkowi, że nie poruszył tego tematu. Co niby miałabym mu
powiedzieć? „Arek, najlepiej przygotuj się na coś takiego następnym razem, bo
moje popieprzone życie dopada mnie nawet podczas snu. Wyobraź sobie, że
przez ostatni czas byłam…”
– Nela?
Spojrzałam na niego znad kubka kawy, który trzymałam w dłoniach. Arek
rano się ogolił i dodało mu to trochę łagodności, ale wciąż wyglądał jak duży,
niegrzeczny facet.
Siedzieliśmy właśnie w barze, jedząc śniadanie, a on chyba o coś mnie pytał.
– Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
Przyglądał mi się przez chwilę, nic nie mówiąc, aż poczułam się trochę
nieswojo, ale w końcu uśmiechnął się tym swoim cwaniackim uśmieszkiem
i powiedział:
– Już nie mogę doczekać się dzisiejszego dnia.
– A co będzie dzisiaj?
– Dzisiaj? – Wyszczerzył się. – Dzisiaj będziemy pływać, lisku.
Skrzywiłam się.
– Nie sądzę.
– Niby dlaczego? Chcę zobaczyć cię w skąpym bikini. – Mrugnął do mnie,
a ja przewróciłam oczami.
– Ja nie pływam.
– Co to znaczy, że nie pływasz?
Boże, czy naprawdę miałam mu to przeliterować? Nienawidziłam się do
tego przyznawać. Może to głupie, ale traktowałam to jako swoją słabość.
Bartek z kumplami nie raz się ze mnie naśmiewali. Arek najwyraźniej czekał na
ciąg dalszy. Westchnęłam sfrustrowana.
– Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo: nie potrafię pływać – rzuciłam. –
Próbowałam kilka razy, ale nic z tego nie wyszło. Nie utrzymuję się na wodzie
nawet dwie sekundy, bo zaraz zaczynam się topić.
Patrzyłam mu prosto w oczy i tylko czekałam na moment, w którym zacznie
się śmiać i powie, jaka to ze mnie mała dziewczynka.
Nagle uśmiechnął się, ale zupełnie niezłośliwie, i powiedział:
– Zobaczymy.
Zobaczymy? Co to miało niby znaczyć?
***
Było gorąco jak w piekle, albo jeszcze gorzej. Siedziałam właśnie na kocu nad
jeziorem i wcierałam w siebie kolejną warstwę kremu z filtrem. Miałam jasną
karnację i moja skóra nie była w zbyt dobrych stosunkach ze słońcem. Po
ostatnim razie, kiedy się zapomniałam i zasnęłam podczas opalania, spędziłam
kilka dni w łóżku, nie mogąc się ruszyć. Teraz wolałam nie ryzykować.
Wcześniej pojechaliśmy na drobne zakupy do miasta, więc miałam na sobie
nowe granatowe bikini. Póki co Arek został w domku, mówiąc, że niedługo do
mnie dołączy. Tego się właśnie obawiałam. Mogłam się założyć o milion –
którego nie miałam – że zacznie rzucać te swoje aluzje. Będzie komentować mój
strój albo…
– Nasmarować ci plecy?
O wilku mowa. Podniosłam na niego wzrok i… O cholera. Arek stał przede
mną w samych spodenkach kąpielowych. Pierwszy raz widziałam go bez
koszulki i muszę przyznać, że był nieźle wysportowany. Cholernie nieźle
wysportowany. Miał szerokie barki, szersze od bioder, i idealnie wyrzeźbione
ramiona. Boże, był szalenie przystojny. Widziałam wczoraj, jak każda
dziewczyna, którą mijaliśmy, oglądała się za nim. Cholera, nawet matki z małymi
dziećmi to robiły.
I jeszcze te tatuaże…Skomplikowane czarne wzory owijały jego ramiona
i ciągnęły się aż po nadgarstki niczym rękawy. Zobaczyłam niewielki fragment
tatuażu na jego prawym boku i domyśliłam się, że na plecach musi mieć resztę.
Na żebrach, pod sercem, miał wypisane liczby w czterech linijkach. Zmrużyłam
oczy i zrozumiałam, że to jakieś daty. Zjechałam niżej, na mięśnie brzucha…
– Podziwiasz widok?
Co?! Wróciłam wzrokiem do jego oczu. Arek patrzył na mnie
z rozbawieniem. Szlag by to trafił! Przyłapał mnie na tym, że się na niego
gapiłam.
– Nie – powiedziałam, odwracając wzrok.
Poczułam gorąco na policzkach, ale zrzuciłam to na zbyt mocne słońce.
– Nie krępuj się. Moje ciało jest do twojej dyspozycji.
Dość tych gierek. Spojrzałam na niego.
– Cholera, kim ty jesteś? – zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Arek roześmiał się, siadając obok mnie na kocu.
– To podchwytliwe pytanie?
I znowu ten cwaniacki uśmieszek. Musiałam w końcu czegoś się o nim
dowiedzieć, przecież spaliśmy w jednej sypialni, do cholery!
– Nie, Arek – powiedziałam, wbijając w niego wzrok. – Tak na serio. Co
robisz? Skończyłeś jakieś studia?
Położył się na plecach, podpierając ciężar ciała na łokciach.
– Nie poszedłem na studia, choć starzy tego ode mnie oczekiwali.
– Ani razu nie wspominałeś o rodzicach. Jesteście ze sobą blisko?
Uśmiechnął się, ale nie było w tym uśmiechu radości.
– Nie odzywamy się do siebie od lat.
To było dziwne. Gdyby mój tato żył, nie potrafiłabym tak po prostu się do
niego nie odzywać. A mama… Cóż, nie wiedziałam, jakie to uczucie mieć mamę,
bo nigdy jej nie poznałam, ale przecież to najbliższa rodzina…
– Co się stało? – zapytałam.
Przyglądał mi się przez chwilę, a potem odparł:
– Konflikt interesów.
Nie powiedział nic więcej i wiedziałam, że nie ma zamiaru tego rozwinąć.
– Pogodzicie się?
– Nie liczyłbym na to.
– Więc na pewno pracowałeś. Co to było?
– Gramy w dwadzieścia pytań, lisku? – zapytał.
A ja tylko wzruszyłam ramionami. Skoro zaczął mówić, nie mogłam teraz
odpuścić.
– Co byś zrobiła, gdybym ci powiedział, że ta praca to nie jakaś bezpieczna
posadka przy biurku ani nic, czym zazwyczaj zajmują się ludzie, tylko coś,
czego… się nie robi? Jeśli tak to można nazwać.
– W ten zagmatwany sposób chcesz mi powiedzieć, że to było coś
nielegalnego?
Nieznacznie kiwnął głową, uważnie mi się przyglądając.
– Sądząc po twoim samochodzie i po tym, że za wszystko chcesz płacić,
musiałeś chyba dużo zarabiać. – Moje oczy stały się nagle wielkie. – Cholera,
masz na myśli handel narkotykami albo bronią?! Nie mów mi tylko, że
sprzedawałeś dziewczyny do domów publicznych.
Moja wyobraźnia od razu się pobudziła, a serce zaczęło szybciej bić.
– Kurwa, Nela, nic z tych rzeczy – powiedział, szybko siadając. Spojrzał mi
głęboko w oczy, a potem westchnął i pokręcił głową. – Nie wierzę, że o tym
pomyślałaś. Naprawdę masz mnie za takiego dupka?
Patrzyłam na niego przez chwilę, ale nie wytrzymałam i rzuciłam:
– A co miałam, do cholery, pomyśleć? Nic o sobie nie mówisz, a teraz
wyjeżdżasz z jakimiś nielegalnymi akcjami, to się nie dziw.
– Dobra, ale domy publiczne?! – Zaśmiał się. – To już przegięcie.
– Nieważne. Teraz naprawdę musisz mi powiedzieć, co to była za praca. Bez
żadnych wykrętów.
– Walczyłem – powiedział krótko.
Uniosłam brew, czekając na ciąg dalszy, bo ta odpowiedź nic mi nie dawała.
– Uczestniczyłem w nielegalnych walkach bokserskich. Ustawiano walkę,
dzwoniono do mnie godzinę wcześniej, mówiono, gdzie i z kim. Szedłem.
Walczyłem. Wracałem do domu.
Patrzyłam na niego, żeby ocenić, czy kłamie, czy nie. Po chwili doszłam
jednak do wniosku, że mówił prawdę.
– Aha – tylko tak skomentowałam jego rewelacje.
– Powiedz mi, co myślisz.
Musiałam przyznać, że kamień spadł mi z serca. Może i było to nielegalne,
ale nie przeszkadzało mi to. Oczywiście byłam przeciwna przemocy, ale Arek
przecież nie bił się z niewinnymi osobami spotkanymi na ulicy. Obydwie strony
chciały tego samego, zgadzały się na to. Nikt nikogo nie zmuszał do walki. No
i jeszcze jego wygląd…
– Wiesz, co pomyślałam, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam? Wtedy na
stacji? – zapytałam, ale nie czekałam, aż odpowie. – Pomyślałam, że nie jesteś
zwykłym facetem, tylko wojownikiem. I miałam rację!
Roześmiał się.
– Żaden ze mnie wojownik, Nela. Jestem gościem, który bił drugiego, żeby
go powalić. I jeszcze dawali mi za to sporą kasę.
Mówił o tym tak, jakby… Sama nie wiem. Jakby był na siebie zły za te walki.
Ale z drugiej strony widziałam, że naprawdę to lubił. Gdyby było inaczej, nie
robiłby tego. Arek nie wyglądał na faceta, który tkwiłby w czymś, co mu nie
odpowiada.
Co innego ja.
– Nie powiem, że nie jestem zaskoczona, bo jestem – stwierdziłam. – Nie
spodziewałam się czegoś takiego. Ale jeśli myślisz, że cię osądzam lub coś w tym
stylu, to wiedz, że tak nie jest. Wrócisz do tego jeszcze?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem.
– Długo walczyłeś?
– Dziewięć lat.
Zrobiłam wielkie oczy i wpatrywałam się w niego. Dziewięć lat?! To była
prawie połowa mojego życia. Brał udział w tych walkach aż tak długo? Musiał
być naprawdę dobry, może nawet najlepszy.
– Czy ktoś… – zaczęłam. – Czy w czasie walk, no wiesz, czy ktoś ucierpiał?
Przyglądał mi się przez chwilę, a potem odparł:
– Podczas moich nikt nie umarł, jeśli o to ci chodzi.
O cholera. Czyli podczas innych walk ktoś zginął?
– Czy było blisko, żeby tobie coś się stało?
– Lisku… – westchnął.
– Nie, przepraszam – powiedziałam szybko. – Nie odpowiadaj. Zapomnij
o tym pytaniu. Po prostu cieszę się, że nic ci nie jest.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Dlaczego?
On tak na serio? Wolałby, żebym powiedziała, że miałam gdzieś to, czy
przeżył w tych walkach, czy nie? Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem. Po prostu… Po prostu gdyby coś ci się stało, nie spotkalibyśmy
się, prawda? Teraz by nas tu nie było. A rozejrzyj się, nie jest tutaj pięknie?
Naprawdę było pięknie. Promienie słoneczne ogrzewały moją twarz i może
to głupie, ale czułam się dzięki temu bezpiecznie. Dawało mi to odrobinę
pewności, że nic mi teraz nie grozi. Mój koszmar czaił się gdzieś za rogiem, ale
w tym momencie nie mógł zaatakować.
Dookoła nas widziałam małe grupki ludzi – w większości były to bawiące się
dzieci. Słyszałam ich śmiech. Dostrzegałam ich radość. Zazdrościłam im tego.
Chciałam choć na chwilę znów poczuć się dzieckiem. Bez problemów. Bez
strachu. Z prawdziwym uśmiechem na twarzy.
Nagle coś chwyciło mnie w talii i nim zdążyłam się zorientować, byłam
w ramionach Arka, a on biegł w stronę jeziora.
Nie, nie, nie! Zaczęłam się drzeć, żeby mnie puścił, ale on tylko się śmiał
i biegł dalej. Dupek jeden!
– Nie rób tego! – wrzasnęłam.
Na nic się to nie zdało, bo po chwili wrzucił mnie do wody, a ja zdążyłam
tylko zamknąć oczy. Cholera jasna, jak zimno!
Wierzgałam rękami i nogami, bo nie mogłam dotknąć dna. To niemożliwe,
żeby było tu tak głęboko. Zaczęła ogarniać mnie panika, aż w końcu coś
wyczułam i uczepiłam się tego jak ostatniego koła ratunkowego.
Udało mi się wynurzyć, ale z trudem próbowałam złapać oddech.
– Spokojnie, trzymam cię – usłyszałam głos Arka.
Spokojnie?! Czy on jest normalny?
– Pogięło cię?! – chciałam krzyknąć, ale mój głos okazał się zbyt słaby,
wydobył się ze mnie jedynie szept. – A gdybym się utopiła?
– Nie pozwoliłbym na to. Jestem twoim prywatnym, seksownym
ratownikiem.
Mogłabym przewrócić oczami, ale miałam je zamknięte.
– Właśnie przez takich jak ty nigdy nie nauczę się pływać.
Dokładnie pamiętam, jak brat albo jacyś jego koledzy wrzucali mnie do
wody, niby dla zabawy. Ale to było zabawne tylko dla nich, dla mnie już
niekoniecznie.
– Gdybym wiedział, że skończymy w takiej pozycji, już wcześniej wrzuciłbym
cię do tego jeziora.
Otworzyłam oczy. Chyba byłam w szoku, bo wcześniej nie zorientowałam
się, jak naprawdę blisko siebie byliśmy. Moje ramiona były przewieszone przez
jego szyję, a nogami owinęłam mu się wokół talii. Trzymał mnie mocno, jedną
ręką na dole pleców, drugą – za tyłek. Nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą
tak dokładnie, że chyba czułam przez skórę bicie jego serca. Albo było to moje
własne? Nie widziałam jego twarzy, bo moja głowa była wtulona w bok jego szyi,
i chyba na razie nie odważyłabym się spojrzeć mu w oczy.
– Zrobiłam to tylko dlatego, że bałam się utonąć – powiedziałam. – I zabierz
rękę z mojego tyłka.
– Jasne – odpowiedział.
Ale oczywiście tego nie zrobił.
Nie musiałam go widzieć, żeby wiedzieć, że się szczerzy.
Spojrzałam na jego plecy i rzeczywiście, tak jak przypuszczałam, był na nich
tatuaż, który ciągnął się od karku w dół. Nie widziałam wyraźnie, gdyż
obmywała nas woda, ale przedstawiał on chyba jakiegoś ptaka, bo dostrzegłam
skrzydła.
– Arek?
– Hm?
– Co przedstawia ten tatuaż? – zapytałam, przejeżdżając palcem po czarnym
kształcie.
– To feniks.
Był naprawdę piękny, ale coś go oplatało…
– Dlaczego jest w kajdanach?
Mogę się mylić, ale zdawało mi się, jakby jego ciało na moment
znieruchomiało.
– Feniksy odradzają się na nowo – powiedział w końcu. – Ale temu jest
wyjątkowo ciężko.
Odchyliłam się w jego ramionach i spojrzałam mu w oczy. To nie jest facet,
który zrobiłby taki tatuaż bez powodu. Musiało się za nim kryć coś więcej. Jakaś
historia.
– Arek?
– Hm?
Na końcu języka miałam już to pytanie. Już chciałam je zadać, już chciałam
poznać na nie odpowiedź. Ale w jego oczach widziałam, że bym jej nie dostała.
– Wyciągnij mnie stąd – szepnęłam.
– Jesteś pewna?
Po chwili zobaczyłam, jak jego wzrok powędrował do moich ust. Nasze
twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, prawie stykaliśmy się nosami. Taka
sytuacja w ogóle nie powinna była się zdarzyć, to było zbyt niebezpieczne. Nie
mogłam pozwolić sobie na taką bliskość – nie teraz. I chyba już nigdy…
– Tak – odpowiedziałam. – Jestem pewna.
I naprawdę byłam. Coś takiego nie mogło się więcej powtórzyć.
Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, kiwnął nieznacznie głową i odparł:
– Dobrze.
Zaniósł mnie na brzeg i zostawił tam, a sam wskoczył do jeziora.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ ÓSMY
AREK
– Szykujesz się na seks ze mną, lisku?
– Chyba w twoich snach.
– To dlaczego bierzesz tabletki antykoncepcyjne?
– Grzebałeś w moich rzeczach?!
– Zajrzałem przez przypadek. Z torby wystawał kawałek różowej koronki
i nie mogłem się powstrzymać.
– Dotykałeś moich majtek, dupku?!
***
W Stęszewie byliśmy już trzy dni. Od pierwszej nocy, po koszmarze Neli,
zrezygnowałem z kanapy. Nie zrobiłem tego po to, żeby czegoś z nią próbować
(dobra, może trochę po to), ale głównie dlatego, że widziałem, jaka była
przerażona, kiedy ją wtedy budziłem. Wierzgała niespokojnie na łóżku i cicho
płakała. A kiedy otworzyła oczy, było w nich niewyobrażalnie dużo strachu. Coś
ją męczyło. I choć chciałem wiedzieć, co to było, nie pytałem. To nie była moja
sprawa. Jedyne, co mogłem zrobić, to być tam i w razie czego ją obudzić.
Sam nie spałem najlepiej, ale nie martwiło mnie to. O ironio, martwiłbym się
wtedy, gdybym przespał spokojnie całą noc, bo to nie zdarzyło się od lat.
Nie byłem pewien, jak zareaguje na to, że uczestniczyłem w walkach, ale
pomyślałem, że jestem jej to winien. Po prostu powinna wiedzieć. Zacząłem
walczyć, żeby dać upust całej tej agresji, jaką w sobie miałem. Musiałem pozbyć
się tego gniewu, który we mnie buzował już od najmłodszych lat. Zapomnieć
o zawodzie, jaki widziałem w oczach moich rodziców. Walki jeszcze bardziej ten
zawód pogłębiły, ale nie przestałem tego robić. Nie mogłem. Nie potrafiłem.
Dobra kasa i mnóstwo lasek dookoła były dodatkowym plusem. Ale w oczach
Neli nie dostrzegłem zawodu ani krytyki. Było tam po prostu zrozumienie. I to
było dobre.
***
Kilka razy próbowałem namówić ją na naukę pływania, ale się nie zgadzała. Nie
naciskałem. Wtedy, za pierwszym razem w jeziorze, coś się wydarzyło. Nie
byłem pewien co i nawet nie chciałem się nad tym dłużej zastanawiać.
Wiele razy oferowałem jej też seks i pewnie zachowywałem się jak jakiś
napalony nastolatek, ale, do cholery, co miałem robić, kiedy paradowała przede
mną w tym skąpym bikini? Przecież nie byłem ślepy. Na samą myśl o jej ciele
musiałem brać zimny prysznic.
Teraz siedzieliśmy przy ognisku, blisko jeziora, ze sporą grupą
dwudziestokilkulatków, którzy przyjechali tu na urlop. Było już ciemno. Było
dużo piwa i dużo głośnej muzyki.
Jedna para była z dzieckiem, trzyletnią dziewczynką. Nie wiem, jak to się
stało, ale w którymś momencie Nela trzymała małą na swoich kolanach.
– Masz coś brudne – powiedziała dziewczynka, dotykając Neli nadgarstka.
Nela uśmiechnęła się do niej.
– Nie, malutka. To nie jest brudne. To tatuaż.
– A co to?
– Taki znak, który będę miała już na zawsze.
– Na zawsze?
– Tak. – Pokiwała głową. – To słońce.
Mała uśmiechnęła się szeroko.
– Lubię słońce. Jest takie cieplutkie.
– To samo sobie pomyślałam, kiedy je wybierałam. Chciałam, żeby zawsze
mnie ogrzewało.
– Ale twoje jest czarne. Nie może cię ogrzewać.
– Czemu tak myślisz?
– Bo nie jest żółte – powiedziała to tak, jakby stwierdzała coś oczywistego. –
Tylko żółte ogrzewa.
Nela zrobiła bezradną minę, a ja nie potrafiłem się nie roześmiać na ten
widok. Spojrzała w moją stronę i wystawiła mi język, przez co śmiałem się
jeszcze bardziej. Po chwili mama wzięła małą, mówiąc, że pora iść spać, a my
zostaliśmy sami.
– Jak mogłaś nie wiedzieć, że tylko żółte ogrzewa? – spytałem
z rozbawieniem. – Rozczarowałaś mnie, lisku.
Zaśmiała się.
– No przepraszam cię bardzo, nikt nie jest idealny.
Wypiłem do końca piwo, a po chwili stwierdziłem:
– Lubisz małe dzieci.
– Lubię – przyznała. – One są takie…
– Nieskażone? – wszedłem jej w słowo.
Pokiwała głową.
– Dziwne określenie, ale trafne. Nie muszą martwić się o kolejny dzień. One
po prostu… żyją.
Po prostu żyją.
Po pewnym czasie, kiedy rozmawialiśmy z nowymi „znajomymi”,
zauważyłem, że Nela pocierała swoje ramiona. Musiało być jej zimno, była
w samych krótkich spodenkach i cienkiej koszulce. Ściągnąłem z siebie bluzę
i podałem jej.
– Trzymaj.
Spojrzała na mnie, później na bluzę, i po chwili wahania wzięła ją.
– Dzięki.
Wstała z ławki i zaczęła się ubierać, a ja przyglądałem się temu
z rozbawieniem. Bluza sięgała jej przed kolana, a rękawy musiała podwinąć
kilka razy, żeby było jej wygodnie.
– Uważaj, żebyś się w niej nie utopiła – powiedziałem.
Zaśmiała się.
– O nie! Żadnego więcej topienia.
Dwie godziny, i kilka piw, później naprawdę dobrze się bawiliśmy. Impreza
nieźle się rozkręciła. Nie byłem wstawiony, ale Neli wiele nie brakowało. To
małe ciałko z pewnością nie mieściło dużo alkoholu. W pewnym momencie
przysunęła się do mnie bliżej i powiedziała szeptem:
– Muszę iść siku.
Zaśmiałem się pod nosem.
– Dobra – odparłem powoli, patrząc na nią. – Mam iść z tobą?
– Dam sobie radę. – Puściła do mnie oczko i wstała z ławki. – Tylko cię
informuję.
Dzięki za informację.
– Ale idź do baru, a nie do naszego domku – powiedziałem, kiedy odchodziła.
Wtedy będę miał cię na oku.
Wróciła po jakichś dziesięciu minutach, trzymając w dłoniach dwie butelki
piwa. Podała mi jedną z nich.
– Dzięki, lisku. – Mrugnąłem do niej, na co ona przewróciła oczami.
– Dziewczyna przynosi ci browara? Stary, jesteś szczęściarzem – wtrącił
koleś, z którym wcześniej gadaliśmy.
– Tak. – Wyszczerzyłem się. – Ale to nie jest typowa dziewczyna.
– I nie jestem też jego dziewczyną, żeby było jasne – powiedziała, siadając
obok mnie.
Oczywiście.
– Serio? – zwrócił się do niej. – W takim razie co powiesz na spacer?
Moglibyśmy poznać się trochę bliżej.
Uważaj, bo się na to zgodzę!
– Może i nie jest moją dziewczyną, ale jest tutaj ze mną i nigdzie z tobą nie
pójdzie – powiedziałem dobitnie, patrząc na niego.
– Okej, stary. Nie było pytania. – Uniósł ręce w geście poddania się i zrobił
krok do tyłu.
Po chwili, kiedy zostaliśmy sami z Nelą, i nikt nie mógł nas usłyszeć,
naskoczyła na mnie:
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Co zrobiłem? – Spojrzałem na nią, nie rozumiejąc, o co jej chodziło.
Machnęła ręką w stronę tamtego gościa.
– Spławiłeś go.
– A co, chciałaś z nim iść?
– To jest nieistotne – rzuciła. – Nawet jeśli bym chciała, to co? Myślisz, że
byś mi zabronił?
– Oczywiście, że tak.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, że było ciemno, ona nie była trzeźwa,
a tamten palant z pewnością nie chciał dowiedzieć się, jaki był jej ulubiony kolor,
tylko zwyczajnie dobrać się do jej majtek?
– Nie zachowuj się jak mój ojciec.
– Czy ja wyglądam na twojego ojca?
– Raczej nie. On, w przeciwieństwie do ciebie, jest martwy – powiedziała
i sięgnęła po kolejną butelkę piwa.
Co za nieznośne babsko.
Nie wiedziałem, czy powinienem być wkurwiony na nią, czy na samego
siebie. Z jednej strony, mogła przecież robić, co tylko chciała. Nie byłem za nią
odpowiedzialny, nie miałem nad nią żadnej władzy. Ale z drugiej… Kurwa, nie
myślała teraz trzeźwo, a ja dokopałbym sobie, gdyby jakiś pieprzony dupek to
wykorzystał. Ktoś mógłby powiedzieć, że takim pieprzonym dupkiem jestem ja
sam – i oczywiście zgodziłbym się z nim w stu procentach – ale znałem siebie
i wiedziałem, że nigdy nie zrobiłbym czegoś bez jej zgody.
– Daj mi tę butelkę, Nela. – Nie czekając, aż zareaguje, wyciągnąłem jej
piwo z ręki.
– Hej, co robisz?
– Albo przystopujesz z piciem, albo przerzucę cię przez ramię i zabiorę do
domku.
Prychnęła.
– Nie odważysz się.
– Chcesz się założyć? – Uniosłem jedną brew i spojrzałem na nią
wyzywająco.
Po chwili doszła chyba do wniosku, że nie żartowałem, bo wstała z ławki
i powiedziała:
– Dobra, idę na pomost.
Na pewno nie pójdziesz sama, bo jeszcze z niego zlecisz i się utopisz.
– Idę z tobą.
Wzruszyła ramionami.
– Jak sobie chcesz.
Szedłem tuż za nią i patrzyłem, jak próbowała stawiać w miarę równe kroki.
Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. Lisek dzisiaj przeholował.
Kiedy dotarliśmy na pomost, przystanęła na jego końcu i uniosła głowę
w stronę ciemnego nieba. Schowała ręce w kieszeniach mojej bluzy, a jej rude
loki były w całkowitym nieładzie. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek
powiedziałem o czymś, że jest urocze. Jeśli nie, to był właśnie moment, kiedy
użyłbym dokładnie tego słowa.
Nela wyglądała uroczo.
– Uwielbiam to – westchnęła.
Po chwili położyła się na pomoście i zamknęła oczy. Przyglądałem jej się tak
przez moment, aż w końcu zrobiłem to samo, kładąc się tuż obok niej. Leżeliśmy
tak w kompletnej ciszy. Dochodziły do nas jedynie przytłumione odgłosy imprezy.
Po chwili usłyszałem:
– W Zielonej Górze powiedziałeś, że nie potrafisz kochać. Nie wiem, czy to
był z twojej strony żart, czy naprawdę tak myślisz.
– Naprawdę tak myślę – odpowiedziałem.
– Masz trzydzieści jeden lat i nigdy się nie zakochałeś? Na pewno miałeś
mnóstwo dziewczyn.
Dziewczyn? To za dużo powiedziane. Lasek do pieprzenia? Lepiej.
– Seks to nie jest miłość.
Seks to tylko zabawa, dzięki której można zapomnieć o wszystkim innym.
Można po prostu się wyłączyć.
– Nie boisz się, że przegapisz tę właściwą osobę, bo nie wiesz, jak kochać?
Zmarszczyłem brwi.
– Skąd te pytania, lisku?
– Jest noc – powiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśniać.
– Więc?
– Nie wiem. Po prostu do mnie przyszły. – Wyobraziłem sobie, jak właśnie
przewróciła oczami.
– Wiem, jak kochać – odparłem. – Ja po prostu nie potrafię tego zrobić.
I nigdy nie zrobię.
– Albo jestem pijana, albo to, co powiedziałeś, naprawdę nie ma sensu. Albo
jedno i drugie.
Zaśmiałem się, ale po chwili powiedziałem na poważnie:
– Ludzie mówią, że kocha się za nic – westchnąłem. – Jak dla mnie to
kompletna bzdura. Trzeba poznać drugiego człowieka, żeby móc go pokochać.
Trzeba odkryć w nim prawdę, szczerość i odwdzięczyć się tym samym. Trzeba
pokazać tej drugiej osobie prawdziwego siebie. Miłość nie może być oparta na
kłamstwach i udawaniu, na fałszu. Miłość musi być czysta. Dlatego wiem, jak
kochać, ale nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię pokazać drugiej osobie
prawdziwego siebie, więc ona nigdy tak naprawdę nie będzie mogła mnie
poznać.
To chyba naprawdę nie ma żadnego sensu…
– A gdyby udało ci się pokazać komuś siebie i ten ktoś dałby ci to samo
w zamian?
W moim przypadku to było bardziej niż nierealne.
– Mogłaby wyjść z tego miłość i te wszystkie rzeczy, które za sobą niesie –
przyznałem.
Kurwa, o czym my w ogóle gadamy?
– Jakie rzeczy?
– No wiesz… – zacząłem, choć właściwie nie wiedziałem, co chcę
powiedzieć. – Myślę, że mógłbym prawdziwie pokochać tę osobę, o której
wiedziałbym, że zrobię dla niej wszystko. To brzmi tak banalnie, ale jest
prawdą. Jej bezpieczeństwo będzie znaczyło dla mnie więcej niż moje własne.
Jeśli będzie trzeba, skoczę dla niej do piekła i zostanę tam tak długo, jak będzie
to konieczne. Jej potrzeby będą ważniejsze od moich. Jeśli będzie chciała
cholerną gwiazdę z nieba, to jej ją dam albo umrę, próbując ją dla niej zdobyć.
Kiedy będę na nią patrzył, będę widział tylko ją, a cały świat przestanie w tym
momencie istnieć. Będzie tylko ona i nikt inny. Myślę, że taką osobę spotyka się
tylko raz. Tylko raz można się tak naprawdę w kimś zakochać. Tylko raz można
oddać siebie, bo to, co oddamy, już nigdy do nas nie wróci. To zostanie z tamtą
osobą na zawsze. Bez niej nie będziemy mieć już nic.
Nie miałem zielonego pojęcia, skąd wzięły się u mnie te słowa. Po prostu
wypłynęły ze mnie, jakbym dokładnie wiedział, co trzeba było powiedzieć. Może
gdzieś to usłyszałem? Może przekazałem jej to, co ktoś już kiedyś powiedział?
Może…
– Arek?
– Hm?
– Nigdy nie słyszałam czegoś tak pięknego – szepnęła.
– To tylko słowa – mruknąłem.
I sam próbowałem w to uwierzyć. Uwierzyć, że to tylko słowa. Uwierzyć, że
to tylko nic nieznaczący bełkot o miłości.
– Oddanie komuś serca wydaje się najbardziej przerażającą rzeczą na
świecie, bo oddając komuś serce, oddajemy całego siebie i mamy nadzieję, że
ten ktoś się nami zaopiekuje.
W jej głosie było tyle… sam nie wiedziałem czego. Bólu? Strachu? W tej
chwili miałem ochotę ją przytulić, bo pomyślałem, że tego właśnie potrzebuje.
Ale tego nie zrobiłem.
– Oddałaś komuś swoje serce, Nela? – zapytałem, chociaż właściwie nie
wiedziałem, dlaczego chciałbym to wiedzieć.
Nie odzywała się tak długo, że pomyślałem, iż usnęła.
– Serce to jedyne, co mi pozostało. Ale jest nieposkładane.
Powiedziała to tak cicho, jakby mówiła do samej siebie. Poczułem się trochę jak
intruz. Miałem wrażenie, że te słowa nie były przeznaczone dla moich uszu.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
NELA
Na samym początku pobytu tutaj zawarliśmy z Arkiem rozejm i myślałam, że
mimo tych wszystkich sprzeczek, do których wciąż między nami dochodziło, ten
rozejm się utrzyma. W pewien sposób przyzwyczaiłam się do jego aluzji i tego,
jak się zachowuje. Nie zliczyłabym chyba propozycji seksualnych, jakie od niego
otrzymałam, ale nie obawiałam się go. Nie mogę powiedzieć, że czułam się
całkowicie bezpiecznie – bo tak nie było – lecz jeśli istniało odpowiednie słowo
między „dobrze” a „bezpiecznie”, to tak właśnie czułam się przy Arku. Nie
dopuszczę go do siebie bliżej, niż to konieczne…. Nie podporządkuję mu się,
więc mnie nie skrzywdzi…
Miałam swoje demony. One ciągle były ze mną i nie zamierzały prędko
odejść. Może nie zamierzały odejść już nigdy?
Czasami kiedy budziłam się w nocy, widziałam, jak Arek rusza się
niespokojnie w łóżku i mówi coś przez sen. Nie potrafiłam zrozumieć słów, ale…
Powoli dochodziłam do wniosku, że nie tylko ja z naszej dwójki zmagałam się
z przeszłością. Było w Arku coś tajemniczego. Coś zagadkowego. Mogłam mieć
jedynie nadzieję, że nie było to nic mrocznego.
Po kilku dniach w Stęszewie ruszyliśmy dalej. Jadąc w kierunku Poznania,
miałam na twarzy uśmiech. Taki niewielki, drobny, ledwie dostrzegalny. Ale
prawdziwy. A to już jakiś początek…
***
– Co byś wolał: skok na bungee czy ze spadochronem?
– Ze spadochronem.
– Co byś wolał: Londyn czy Paryż?
– Oczywiście że Londyn. Nie jestem panienką.
– Co byś wolał: piwo czy wódkę?
– Piwo.
– Co byś wolał: loda na patyku czy w rożku?
– Wolałbym inny rodzaj.
***
– Opowiedz mi o jakiejś głupiej rzeczy, którą kiedyś zrobiłaś.
– Miałam piętnaście lat. Bartek z kolegami wybierał się na koncert zespołu
rockowego, na który okropnie chciałam pojechać. Ale oczywiście ani on, ani mój
ojciec się na to nie zgodzili. Powiedzieli, że to nie miejsce dla piętnastolatki i tak
dalej, i tak dalej… Pamiętasz, jak wcześniej mówiłam ci o tamtej koleżance,
która mnie kryła? Więc znowu to zrobiła, a ja, kiedy nikt nie patrzył, schowałam
się do bagażnika w samochodzie, którym mieli jechać na koncert. Wszystko szło
idealnie, do czasu, kiedy miałam wyjść z niego niepostrzeżenie…
– Nie wyszłaś?
– To nie jest śmieszne, Arek! Myślałam, że zostawią samochód i po prostu
sobie pójdą, a ja wtedy wyjdę. Wyobraź sobie miny mojego brata i jego kumpli,
kiedy otworzyli bagażnik, żeby wyciągnąć czteropaki piwa. Cholerne piwo, na
które wcześniej nie zwróciłam uwagi!
– I co? Poszłaś z nimi?
– Tak, po kilku minutach śmiechu stwierdzili, że skoro już tam jestem, to
mogę z nimi iść. Ale od tamtego czasu numer ze spaniem u koleżanki już nie
przechodził.
***
Zatrzymaliśmy się w niewielkim hotelu w centrum miasta. Wzięliśmy jeden pokój
z dwoma łóżkami. Z jednej strony, dziwnie było spać w tym samym
pomieszczeniu, dzielić tę samą przestrzeń z facetem, którego poznało się
zaledwie kilka dni temu. Jednak z drugiej – spaliśmy razem już w Stęszewie,
więc branie teraz osobnych pokoi również wydawało mi się dziwne. Poza tym
przecież to Arek płacił za nocleg, więc nie chciałam, żeby wydawał dodatkową
kasę.
Przez pierwsze dwa dni zwiedziliśmy to, co podobno „trzeba zwiedzić”.
Oczywiście musiałam zobaczyć koziołki poznańskie, które codziennie w południe
uderzały się rogami (to było naprawdę fajne). Ale później patrzenie na te
wszystkie pomniki, zwiedzanie muzeów i inne tego typu rzeczy stały się po
prostu nudne. Chodzenie za grupami turystycznymi, słuchanie jakichś historyjek
przewodników? To nie było dla nas. Po dwóch dniach zaczęliśmy chodzić
własnymi ścieżkami i to okazało się o niebo lepsze.
Karmienie gołębi na rynku, leżenie na trawie w parku i przyglądanie się
ludziom. Jedzenie lodów podczas spacerów wąskimi uliczkami miasta, robienie
zdjęć z głupimi minami, wskoczenie do fontanny o północy. Rozmawianie
o wszystkim i o niczym. To właśnie była prawdziwa podróż. Albo to było życie?
Tylko ja wcześniej takiego życia nie miałam.
***
– Co ty robisz, Arek?
– Ćwiczę. To akurat nazywa się robieniem pompek.
– Widzę przecież. Ale musisz to robić tak… bez koszulki?
– Mogę to robić nago.
– Wychodzę.
***
– Wyobraź sobie, że jesteś sam w pustym pomieszczeniu zamkniętym na
klucz. Wiesz, że zostało ci jedynie dziesięć sekund życia. Za chwilę umrzesz. Co
byś zrobił?
– Nie mam pojęcia. Chyba usiadłbym na podłodze i po prostu czekał na
śmierć, bo przecież nie miałbym szansy na przeżycie. A ty?
– Sama nie wiem. Ale chyba pomyślałabym o czymś przyjemnym. Albo
wyobrażałabym sobie, jak wygląda śmierć, i miałabym nadzieję, że ona nie boli.
– Podobno śmierć to najpiękniejszy moment w życiu człowieka.
– Kto tak powiedział?
– Pewnie jakiś kłamca.
***
– Arek! Tu jest pieprzony pająk!
– Serio?
– Chodź tu i go zabij!
– Pokaż mi tego malucha.
– Z czego się tak cieszysz, do cholery?
– Z niczego, lisku.
– O nie, ty dupku! Już wcześniej wiedziałeś, że on tu jest, i go nie zabiłeś!
– Zabiję go pod jednym warunkiem.
– Nie będę uprawiać z tobą seksu.
***
– Dziękuję ludzkości za pralnie samoobsługowe!
– Faktycznie, już nie mogłem patrzeć na twoje brudne ciuchy.
– Odwal się.
– Hej, lisku, to moje czy twoje?
– Co?
– To.
– Łapy precz od mojego stanika!
***
Jakieś pół godziny temu Arek zgasił światło i teraz leżeliśmy w łóżkach. Byłam
zmęczona po całym dniu chodzenia, ale wciąż nie mogłam zasnąć.
– Arek?
– Hm?
– Śpisz?
– Odezwałem się, więc chyba nie śpię.
– Nie odezwałeś się, tylko mruknąłeś.
Zaśmiał się.
– Dobra, lisku, nie śpię.
– Masz jakieś marzenia? – zapytałam, patrząc w sufit.
– Coś w stylu pokoju na świecie, braku głodu i inne bzdety?
– To wcale nie są bzdety – obruszyłam się. – Nie chcesz, żeby ludziom żyło
się lepiej?
– Wojny i głód nigdy nie znikną, Nela. Nie tracę czasu na takie marzenia.
Gdyby ludzie nie tracili czasu na takie marzenia, świat już dawno
przestałby istnieć – pomyślałam.
– Jak uważasz – odparłam. – Ale chodziło mi o takie marzenia, w których to
ty jesteś najważniejszy. W których chodzi wyłącznie o ciebie. Masz takie?
Nie odzywał się przez dłuższą chwilę i już myślałam, że nie odpowie, kiedy
usłyszałam:
– Chciałbym, żeby feniks rozerwał kajdany i wreszcie poczuł się wolny.
Od pierwszego razu, kiedy rozmawialiśmy o jego tatuażu, więcej o nim nie
wspomniałam. Nawet za bardzo się nad nim nie zastanawiałam. Ale teraz…
Arek był feniksem. Był wojownikiem. Był bokserem. Po każdej walce musiał
odradzać się na nowo. Co się wydarzyło, że teraz nie mógł tego zrobić?
Dlaczego…
– Dlaczego te kajdany w ogóle go trzymają? – szepnęłam.
– Bo sobie na to zasłużył.
Nie naciskałam. Nie czekałam na ciąg dalszy, choć wiedziałam, że był.
Cieszyłam się jedynie, że nie próbował skłamać.
– Kojarzysz ten moment między końcem snu a całkowitym rozbudzeniem? –
zapytałam.
– Tak.
– O czym wtedy myślisz?
– Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
– To zastanów się teraz.
Po chwili odparł:
– Chyba myślę, że jak się obudzę, to okaże się, że jestem superbohaterem. –
Wyobraziłam sobie, jak się teraz szczerzy sam do siebie.
Uśmiechnęłam się.
– To właśnie jedno z moich marzeń.
– Chciałabyś zostać superbohaterem?
– Niezupełnie. Chciałabym wierzyć, że kolejny dzień będzie coś wart.
***
– Przepraszam, że znowu cię obudziłam.
– Nie przepraszaj. Jeszcze nie spałem.
– Mówisz tak za każdym razem, a ja myślę, że to nieprawda.
– Myśl, co chcesz.
– Jutro wezmę drugi pokój. Będziesz mieć spokój.
– Nie ma takiej opcji.
– Ale…
– Koniec dyskusji, Nela.
***
– Arek, jaki jest twój znak zodiaku? Koziorożec czy Wodnik?
– A skąd wiesz, że któryś z tych dwóch?
– Mówiłeś, że jesteś ze stycznia, więc jedno z dwóch.
– Koziorożec. A po co ci to?
– Przeczytam ci horoskop.
– Nie wierzę w takie brednie.
– Ja też nie. Ale kilka razy coś tam mi się sprawdziło.
– Dobra, dawaj. Zobaczymy, co tam z moją przyszłością.
– „Poczujesz potrzebę zmiany dotychczasowych wzorców. Może narastać
w tobie chaos, ale przezwyciężysz wszelkie trudności. Skorpion pomoże ci
wyciszyć niepotrzebne myśli i poprowadzi cię do sukcesu. Łap nadarzające się
okazje, układy planetarne szczególnie ci teraz sprzyjają”.
– Mówiłem ci, że to same brednie. Wychodzi na to, że teraz muszę znaleźć
Skorpiona i będę szczęśliwy. Co się dzieje z ludźmi, że wierzą w takie
cholerstwa? A ty? Jakim jesteś znakiem?
– Skorpionem.
***
Biorąc pod uwagę fakt, że do Poznania dotarliśmy dopiero za trzecim razem,
zostaliśmy tutaj prawie tydzień. Staraliśmy się wycisnąć z tego miasta najwięcej,
jak tylko można, i chyba nam się udało. Ostatni wieczór spędziliśmy w jednej
z pizzerii obok naszego hotelu.
Kiedy kelner podał nam pizze i piwa, Arek zapytał:
– Wiesz, jaka jest jedna z najważniejszych zasad na randce?
– Na pewno zaraz mnie oświecisz.
– Nie powinno się zamawiać jedzenia z czosnkiem. – Wskazał na sos, który
zamówiłam.
Zaśmiałam się.
– Ach tak, słyszałam o tym. Ale mam dla ciebie świetną wiadomość. To nie
jest randka. O, czekaj, jest jeszcze druga. – Wyszczerzyłam się szeroko. – Nie
będziemy się całować.
Wystawiłam mu język, a on się roześmiał.
– Pozwól, że się z tobą nie zgodzę, lisku. Jak dla mnie całe to nasze
podróżowanie jest jedną wielką randką.
– Masz dziwną definicję randki.
– Nie, moja definicja randki jest całkiem zwyczajna. To z tobą jest po prostu
inaczej.
– W takim razie powiedz mi, jak do tej pory wyglądały twoje randki.
– Naprawdę chcesz to wiedzieć? – Uniósł wyżej jedną brew i posłał mi swój
zarozumiały uśmieszek.
– Może lepiej nie – powiedziałam, bo nie miałam zamiaru słuchać o jego
podbojach.
Zabraliśmy się do jedzenia i przez kilka minut nie rozmawialiśmy.
– Mam pytanie – rzucił po chwili. – Wprawdzie na dziewięćdziesiąt dziewięć
procent znam odpowiedź, ale chciałbym usłyszeć ją od ciebie. Nigdy nic nie
wiadomo na pewno.
Świdrował mnie wzrokiem, a ja uniosłam brew, czekając.
– Jesteś dziewicą?
Zrobiłam wielkie oczy, bo na pewno nie takiego pytania się spodziewałam.
– Po co chcesz to wiedzieć?
– Odpowiesz na pytanie?
Wzięłam kilka łyków piwa, a później odpowiedziałam:
– Nie.
– Nie odpowiesz czy nie jesteś? – drążył.
– Nie jestem.
Patrzyłam na niego i nie byłam pewna, czy spodobała mu się moja
odpowiedź, czy nie. A może w ogóle go to nie obchodziło? Ale w takim razie, po
co by pytał?
– Kto to był? Twój chłopak czy jakiś przypadkowy szczęściarz?
O nie, nie, w tym kierunku na pewno nie będziemy zmierzać.
– Nie zagalopowałeś się przypadkiem?
– Po prostu jestem ciekawy.
– Ciekawość to…
– …pierwszy stopień do piekła – dokończył. – Tak, wiem – powiedział, cały
czas się we mnie wpatrując.
W końcu się odezwałam:
– To był mój chłopak. Nie sypiam z przypadkowymi facetami, powinieneś już
do tego dojść.
– Jak widać, nie doszedłem. – Posłał mi krzywy uśmieszek.
Przewróciłam oczami.
– Jesteś niewyżyty seksualnie. Może po drodze zatrzymamy się przed jakimś
burdelem i zaspokoisz swoje potrzeby?
Roześmiał się.
– Nie muszę płacić za seks, lisku. Jak mówiłem na początku, dziewczyny
same wskakują mi do łóżka.
– Twoja teoria jest chyba odrobinę przesadzona, nie sądzisz?
Chociaż nie jestem tego taka pewna. Nie zliczyłabym tych wszystkich
dziewczyn, które patrzyły na niego wygłodniałym wzrokiem. Mógłby wybrać
sobie którąkolwiek i zrobić z nią, co tylko chciał, a ona by się na to zgodziła.
– Jesteś wyjątkiem od reguły. To mnie odrobinę dezorientuje, dlatego w tym
jednym procencie uważałem cię za dziewicę.
Teraz to ja się roześmiałam.
– Myślałeś, że nie chcę się z tobą przespać, bo jestem dziewicą?
Wzruszył ramionami, ale nic nie powiedział. Jestem pewna, że niejedna
dziewica by się z nim przespała. Nie musiał się tym martwić.
– Nie bierz tego, co teraz powiem, za jakąkolwiek zachętę – ostrzegłam –
ale nie musiałeś się nigdy starać o dziewczynę, prawda?
– Mam się o ciebie starać? – zapytał od razu.
– Powiedziałam, żebyś nie brał tego za zachętę. – Przewróciłam oczami.
Wypił do końca swoje piwo, a potem powiedział:
– Jeśli mam być zupełnie szczery, to o żadną się nie staram. Same
przychodzą, zawsze się jakaś znajdzie. Chodzi o seks. O samą przyjemność –
wiem to ja, wiedzą to one. A gdyby któraś chciała czegoś więcej, odszedłbym.
Powiedział to tak, jakby żadna inna odpowiedź nie wchodziła w rachubę.
Jakby był tego całkowicie pewien. Zachowywał się jak dupek bez emocji, uczuć,
serca. Zdawał sobie z tego sprawę i mówił o tym otwarcie.
Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie przyszło mi do głowy, że to
wszystko jest kompletną bzdurą. Pomyślałam, że za tą maską aroganta chował
się całkowicie inny człowiek. Człowiek, który pewnego dnia został zmuszony
zakopać swoją prawdziwość, swoje serce, bardzo głęboko. Feniks w kajdanach.
Ale dlaczego?
Za tą maską chował się mężczyzna, który w nocy, na pomoście, mówił mi
o miłości. Ten tutaj udawał przed całym światem. Możliwe, że sam nie wie, kim
tak naprawdę teraz jest. Udaje przed samym sobą.
– Dlaczego? – spytałam.
– Bo ja nigdy nie chcę więcej.
Musiałam się powstrzymać od chęci poznania prawdziwego Arka Marczaka.
Od chęci rozszyfrowania go, odkrycia jego tajemnic i sekretów.
Problem w tym, że powstrzymać tę chęć było cholernie ciężko.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
AREK
– Nela? – Zapukałem do drzwi łazienki.
– Tak?
– Idę zapłacić za pokój i pojadę zatankować. Kiedy będziesz gotowa?
– Za jakieś pół godziny.
– Dobra, będę czekać na ciebie w samochodzie.
– Okej.
Wziąłem wszystkie rzeczy, oprócz torby Neli, i poszedłem do recepcji
uregulować rachunek. Po pobycie w Stęszewie, gdzie mieliśmy wspólną
sypialnię, Nela zgodziła się tym razem na jeden pokój z dwoma łóżkami i nie
robiła żadnych problemów.
Byłem już przy samochodzie, kiedy okazało się, że zapomniałem kluczyków.
Wróciłem więc do pokoju. Kiedy otworzyłem drzwi, zobaczyłem coś, co
z pewnością będzie mi się śnić po nocach.
Nela stała przy łóżku z założonymi na uszy słuchawkami i szukała czegoś
w torbie. Nuciła sobie coś pod nosem i kręciła tyłkiem w rytm piosenki. Dobra,
może nie byłoby to takie nadzwyczajne, ale ona miała na sobie jedynie majtki.
Jedynie malutkie majteczki i nic poza tym. Widziałem ją już w bikini, ale teraz…
Teraz miałem widok na całe jej piersi i musiałem szczerze przyznać, że były to
najpiękniejsze piersi, jakie w życiu widziałem. A widziałem niemało. Teraz
miałem przed sobą po prostu ideał. Ta dziewczyna mnie kiedyś zabije. Ale przed
śmiercią, błagam, niech mnie wykorzysta!
– Nie żartowałaś, kiedy mówiłaś, że wszystko idzie ci w cycki, a nie w tyłek –
powiedziałem na tyle głośno, żeby mnie usłyszała.
Tak jak przypuszczałem, następnie był krzyk.
– Co tu robisz, do cholery?! – wrzeszczała. – Miałeś czekać w samochodzie!
– Chwyciła poduszkę z łóżka i zakryła się nią, a słuchawki wypadły jej z uszu
i spadły na podłogę.
Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie, zakładając ręce na piersiach.
– Zapomniałem kluczyków od samochodu – powiedziałem, szczerząc się do
niej jak głupi.
– Uważaj, bo ci uwierzę. – Przewróciła oczami. – Zrobiłeś to specjalnie.
Jesteś idiotą, Arku Marczaku! I zboczeńcem!
Zaśmiałem się i podszedłem do szafki nocnej, na której leżały kluczyki.
– Widzisz? – zwróciłem się do Neli. – Naprawdę zapomniałem.
Ścisnęła mocniej poduszkę i patrzyła na mnie, jakby chciała powiedzieć:
„Wynocha, bo skopię ci dupę!”. Uśmiechnąłem się pod nosem i skierowałem się
do wyjścia.
– Arek?
Odwróciłem się do niej.
– Chcę ci coś powiedzieć.
– Dobra, mów.
Spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała:
– Dzisiaj dostałam okres.
Kurwa. I co ja mam teraz zrobić?
Zamurowało mnie i tylko się w nią wpatrywałem. Myślałem, że taka
rozmowa odbywa się pomiędzy chłopakiem a dziewczyną, kiedy boją się, że
mogli zrobić sobie dziecko. Wtedy dziewczyna mówi: „Dostałam okres” i facet
się cieszy. Albo dziewczyna mówi: „Nie dostałam okresu” i wtedy facet idzie
chlać. Więc co ja miałem zrobić?! U nas nie było możliwości zrobienia dziecka.
Nie żebym nie chciał, to znaczy nie, że chciałbym dziecko. Chciałbym tego, co
mogło doprowadzić do jego zrobienia. Ja pierdolę. Nie potrafię myśleć.
– Dobra – powiedziałem powoli. – A jest jakiś konkretny powód, że mi o tym
mówisz?
– To raczej ostrzeżenie. Lepiej mnie nie wkurwiaj, bo pierwszy dzień jest
zawsze najgorszy.
O kurwa.
***
Nie wiedziałem, czy mogę się w ogóle odezwać, czy jest to dzisiaj całkowicie
zabronione, więc siedziałem cicho i prowadziłem samochód. Jednak po
półgodzinnej ciszy już nie mogłem wytrzymać.
– Nie odezwiesz się do mnie? – zapytałem.
– Nie.
Od samego początku Nela siedziała odwrócona do mnie plecami. Jechałem
przed siebie, bo nie chciała wybrać kolejnej miejscowości, a ja nie naciskałem.
– Chcesz, żebym zatrzymał się na następnej stacji?
– Niby po co? – naskoczyła na mnie.
Cholera, po cokolwiek.
– Nie wiem, lisku. Po prostu zapytałem.
– Więc nie pytaj.
– Okej.
Pięć minut później.
– Zatrzymaj się na następnej stacji.
Potarłem ręką twarz i spojrzałem w stronę Neli.
– Właśnie jedną minęliśmy.
– Więc zatrzymaj się na kolejnej. Czy to dla ciebie takie trudne?
Spokojnie. Tylko spokojnie.
– To zawsze tak jest?
– Nie rozumiem pytania.
– Zawsze, kiedy macie okres, robią się z was jędze?
– Widzisz tu jakąś inną dziewczynę? – warknęła.
O kurwa.
– Nie.
– Więc czemu mówisz w liczbie mnogiej? Jeśli chcesz mi zadać jakieś
pytanie, to skieruj je bezpośrednio do mnie, a nie „macie”, „was”. Wy, faceci,
jesteście do niczego. Po prostu do niczego się nie nadajecie. Nienawidzę was.
Boże, daj mi siłę.
– Widzisz tu jakiegoś innego faceta, że mówisz w liczbie mnogiej?
Odwróciła się w moją stronę i spojrzała tak, jakby chciała mnie
wykastrować.
Mogłem darować sobie ten ostatni komentarz.
***
Kiedy zatrzymałem się na stacji, Nela od razu wyskoczyła z samochodu. Co tu
się wyprawia, do cholery?
Miałem wrażenie, że czuję się gorzej od niej. Może rzeczywiście tak było.
Wszedłem do sklepu i rozejrzałem się dookoła. Ile bym dał, żeby przed
oczami wyświetlił mi się neon z napisem: „Jeśli twoja dziewczyna – która tak
naprawdę nie jest twoją dziewczyną, ale przebywasz z nią od prawie dwóch
tygodni dwadzieścia cztery godziny na dobę – dostała okres, kup jej to, a na
pewno poczuje się lepiej. I ty także”. Wziąłem koszyk i zacząłem ładować do
niego wszystko, co wpadło mi w ręce: czekoladę, ciastka, batoniki, mleko
czekoladowe, wafelki, pieprzone żelki… To było chore! Zachowywałem się jak
jakiś pieprzony nastolatek.
– Co robisz?
Odwróciłem się i zobaczyłem Nelę. Podpierała ręce na biodrach i patrzyła
na mnie wyczekująco.
– Zakupy.
Zaglądnęła do koszyka.
– Dla kogo?
A jak myślisz, do cholery? Dla ciebie. Bo jestem tak cholernie
zdezorientowany, że nie wiem, co mam robić!
– Pomyślałem, że może zgłodniałaś.
– I pomyślałeś też, że jestem gruba, tak?
Co jest, kurwa?
– Dlaczego miałbym tak pomyśleć? Nigdy tak nie pomyślałem.
– Więc po co nabrałeś aż tyle jedzenia? Gdybyś nie myślał, że jestem gruba,
nie wziąłbyś nawet połowy tego. Ale ty oczywiście myślisz, że jestem gruba,
więc wziąłeś to wszystko.
Zabijcie mnie w tym momencie, błagam!
– Nela, to nie tak, jak…
– To nie tak, jak myślę? To chciałeś powiedzieć? Pieprz się!
Odepchnęła mnie i wyszła ze sklepu.
Przez szybę widziałem, jak kierowała się w stronę samochodu. Tylko go nie
porysuj ani nie skop. Poszedłem do kasy, zapłaciłem za zakupy i wróciłem do
samochodu z całą reklamówką wypchaną słodyczami. Kiedy wyjechałem
z powrotem na drogę, zerknąłem na Nelę, ale siedziała cicho. Może się w końcu
uspokoiła.
– Kupiłeś te ciastka, które miałeś w koszyku?
Kiwnąłem głową i nie odrywając wzroku od jezdni, sięgnąłem ręką do
reklamówki, którą położyłem za swoim siedzeniem. W końcu wymacałem ciastka
i podałem jej bez słowa. Wolałem się już nic nie odzywać.
Nagle zaczęła się śmiać. Spojrzałem na nią. Śmiała się tak bardzo, że
zobaczyłem łzy w jej oczach. Też bym się chętnie roześmiał, ale bałem się, że to
jakaś kolejna faza w tym popieprzonym dniu. Najpierw krzyczała, później była
wredna, teraz się śmiała. Co następne? Zaraz mogła mi się tu rozpłakać…
Chyba psychicznie tego nie ogarnę.
– Szkoda, że nie możesz zobaczyć swojej miny – powiedziała w końcu.
– Jakiej miny? – spytałem zdezorientowany.
– Od kiedy powiedziałam ci, że mam okres. Przez cały cholerny czas.
Zmarszczyłem brwi.
– Chyba nie rozumiem.
– No ja myślę, że nie rozumiesz. Więc przyjmij do wiadomości, że przez ten
cały czas robiłam sobie z ciebie jaja.
Serio, kurwa?
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.
– To znaczy, że nie masz dzisiaj okresu?!
– Mam od wczoraj, ale czuję się normalnie. – Roześmiała się kolejny raz. –
Przepraszam, ale to jest zbyt zabawne.
– Tak, bardzo zabawne – mruknąłem.
Sięgnąłem po paczkę fajek, odpaliłem papierosa i po chwili głęboko się
zaciągnąłem.
– Rozchmurz się – powiedziała, zabierając się do jedzenia ciastek. – Teraz
jesteśmy kwita.
– O, czyżby? A co ja niby zrobiłem, że skazałaś mnie na takie tortury?
Kompletnie rozpieprzyłaś mi mózg.
– Już ty dobrze wiesz co. Trzeba było zamknąć oczy, kiedy wszedłeś do
pokoju, a nie bezczelnie mi się przyglądać, kiedy o tym nie wiedziałam.
A więc to o to chodziło? Chciała mi zrobić na złość, bo podziwiałem jej ciało?
W głowie się nie mieściło.
– Wyobraź sobie, że oczy odmówiły mi posłuszeństwa i nie mogłem ich
zamknąć, kiedy zobaczyłem twoje idealne cycki – wyrzuciłem już całkiem
sfrustrowany.
– Kup sobie „Playboya” na następnej stacji.
– Może faktycznie powinienem.
– Powinieneś mnie przeprosić. – Skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła
przed siebie.
– Jasne – prychnąłem. – Nie mam zamiaru za to przepraszać. A powiem ci
jeszcze, że byłem cholernie twardy, kiedy stałem tam i patrzyłem, jak kręcisz
tym swoim małym tyłeczkiem.
Zaczerpnęła głęboko powietrze.
– Nie wierzę, że to powiedziałeś.
– To lepiej uwierz.
– Ty naprawdę jesteś niewyżyty seksualnie! – wrzasnęła.
– Tak, do cholery, jestem! – krzyknąłem. – Masz ochotę rozwiązać mój mały
problem? O, przepraszam, wcale nie jest mały.
– Nie, dzięki – warknęła – ty arogancki dupku.
Ścisnąłem mocniej kierownicę, żeby się opanować. Co ta dziewczyna ze mną
wyprawia, do cholery? W jednej chwili chciałem się z nią kłócić, w drugiej –
całować każdy centymetr jej boskiego ciała. W jednej chwili chciałem słuchać jej
ciętego języczka, w drugiej – mieć ją nagą na tylnym siedzeniu. To mnie
przerastało. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie frustrowała mnie tak jak ta
ruda, mała, uparta, seksowna, wkurzająca, piękna, nieprzewidywalna…
– Dziękuję, że kupiłeś mi tyle słodyczy – usłyszałem po jakichś pięciu
minutach. – To było urocze.
Spojrzałem na nią, zobaczyłem te jej zielone oczy i delikatny uśmiech.
Kurwa. Sam diabeł przepadnie, patrząc na nią. Westchnąłem.
– Nie ma za co.
***
– Co byś wolała: striptiz czy taniec na rurze?
– W czyim wykonaniu?
– W twoim. Dla mnie.
– Chyba sobie żartujesz.
– Ciesz się, że w ogóle daję ci wybór. Jeśli o mnie chodzi, wolałbym jedno
i drugie. Najlepiej w tym samym czasie.
***
– Nie wierzę, że jeszcze sprzedają truskawki! Arek, zatrzymaj się tutaj.
– Boże, tylko nie truskawki.
– Nie lubisz?
– Lubię, ale jak będę patrzył, jak je jesz, to pewna część mojego ciała
doprosi się o uwagę.
– Nawet nie wiem, czy mam ochotę to komentować.
– Lepiej coś z tym zrób, zamiast to komentować.
– Już mi się odechciało, nie chcę tych truskawek.
– Dobra, stanę ci po te truskawki.
– Lepiej nie stawaj.
– Nie potrafię powstrzymać tego, że mi staje.
– Boże, zamknij się już.
– Okej.
– I przestań się śmiać.
– Sama przestań się śmiać.
– Okej.
***
– Pięć stów i dziesięć punktów karnych? Czy ich do reszty popieprzyło?! To
twoja wina.
– Moja wina, że dostałeś mandat? Jaja sobie robisz?
– Pieprzone ograniczenia! Gdybyśmy jechali autostradą, to coś takiego by
się nie wydarzyło. A jeździmy jakimiś zadupiami.
– Wmawiaj sobie dalej.
– Gdzie my w ogóle jedziemy?
– W prawo na Bydgoszcz, w lewo na Szczecin.
– To gdzie?
– Możesz wybrać, kierowco.
– Rozpoczynamy dzień dobroci?
– Coś w tym stylu.
***
Dojechaliśmy do Bydgoszczy i zatrzymaliśmy się w hotelu niedaleko rynku.
Zjedliśmy obiad, a później poszliśmy się przejść po okolicy. Był już późny
wieczór, kiedy zatrzymaliśmy się na moście spacerowym. Doskonale było stąd
widać panoramę miasta, a gęsto ustawione, świecące latarnie dodatkowo
polepszały krajobraz. Siedzieliśmy na jednej z ławek. Nela miała ze sobą
szkicownik, który kupiła jeszcze w Poznaniu, i coś w nim rysowała.
Prawdopodobnie tych wszystkich ludzi, którzy nas mijali, bo zerkała na nich co
chwilę. Zauważyłem już wcześniej, że lubiła przyglądać się nieznajomym, lecz
nie pytałem, co takiego w nich widzi.
– Co? – zapytała, podnosząc wzrok, widząc, że jej się przyglądam.
– Zastanawiam się, o czym myślisz.
– W tym momencie?
Kiwnąłem głową, a ona odpowiedziała:
– To będzie głupie.
– Lubię słuchać głupich rzeczy.
Wróciła do rysowania, ale po chwili powiedziała:
– Czasami, kiedy idę ulicą i patrzę na tych wszystkich ludzi, mam wrażenie,
że nagle, za chwilę, nogi po prostu odmówią mi posłuszeństwa. Nie wiem
dokładnie, jak to opisać, ale czuję, że upadnę i już się nie podniosę. Idę w tym
tłumie i nagle moje nogi zaczynają wahać się przed postawieniem kolejnego
kroku. Ci wszyscy ludzie wchodzą w jakieś interakcje, śmieją się, rozmawiają,
a ja patrzę na nich i mam wrażenie, że jestem tylko taką zamrożoną kropką
wśród mnóstwa żywych istot. Jakbym w ogóle nie pasowała do tego świata.
Jakby mieli mnie z niego wykluczyć.
„Krucha dziewczynka”? W tym momencie naprawdę to dostrzegłem.
Zastanawiałem się, co mogło przytrafić się tej dziewczynie, że przychodziły jej
do głowy takie myśli. Czy ktoś ją skrzywdził? Ktoś w ogóle śmiał ją skrzywdzić?
Nawet nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.
– Mówiłam, że to głupie.
– Jesteś kimś więcej niż tylko zamrożoną kropką, Nela.
– Tak? – Spojrzała na mnie. – Więc kim, Arku Marczaku, według ciebie
jestem?
– Jesteś cholernie świetną dziewczyną – powiedziałem. – Zabawną,
inteligentną, z charakterkiem, piękną…
– Wow! – Uśmiechnęła się szeroko. – Uważaj, bo padnę pod ciężarem tylu
komplementów.
Zaśmiałem się.
– Widzisz, mówiłem, że jesteś świetna.
– Mówisz tak tylko dlatego, że chcesz się do mnie dobrać.
Nie tylko dlatego.
– I jak mi idzie?
– Fatalnie.
Dlaczego mi się opierasz, Nela?
Naprawdę jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem takiej dziewczyny jak ona.
Wszystkie były… proste. Łatwe. Nieskomplikowane. Może i jestem chamem,
mówiąc to, ale cholera, taka jest prawda. Wystarczyło kilka zdań o byle czym
i dziewczyna była moja – dosłownie. Czy to było złe? Miałem to głęboko w dupie.
Ja zaspokajałem swoje potrzeby, one zaspokajały swoje. Wszyscy byli szczęśliwi.
Ale Nela… Ona była inna. Wiedziałem, że brzmi to głupio, ale nic nie
mogłem na to poradzić. Nela była po prostu inna niż wszystkie. Czy chciałem
wylądować z nią w łóżku? Oczywiście. Ale chciałem też z nią rozmawiać, całymi
godzinami, o wszystkim i o niczym. Naprawdę to lubiłem. Chciałem widzieć jej
uśmiech. Chciałem ją rozśmieszać. Chciałem ją denerwować i patrzeć, jak
przewraca oczami. Chciałem… Chciałem robić z nią wiele rzeczy. To stawało się
coraz bardziej popieprzone. Ja stawałem się coraz bardziej popieprzony.
– To, co powiedziałem, jest prawdą – oznajmiłem po chwili. – Nie jesteś tylko
zamrożoną kropką. Nie wiem, co ci się przytrafiło, Nela, ale cokolwiek to było,
myślę, że cię po prostu przerosło. Masz tylko dziewiętnaście lat i…
– Nie jestem dzieckiem – przerwała mi.
Zaśmiałem się.
– Nie powiedziałem, że jesteś dzieckiem. Doskonale widzę, że nim nie
jesteś.
Nela zdecydowanie nie była dzieckiem. Które dziecko miało takie ciało jak
ona?
– To była jakaś aluzja? – spytała.
Zorientowałem się, że gapię się w jej dekolt. To chyba ze mnie jest cholerny
dzieciak. Wróciłem do jej twarzy i uśmiechnąłem się szeroko.
– Może.
Przewróciła oczami, ale widziałem na jej ustach uśmiech.
– Nawet subtelna jak na ciebie.
Jak na mnie.
Odwróciłem wzrok i zacząłem przyglądać się otaczającym nas ludziom. Co
w nich takiego było? Jak dla mnie każdy kolejny człowiek, który nas mijał, był
bezimienny. Nijaki. Był po prostu odległy, kompletnie niemający znaczenia. Nela
nie powinna czuć się gorsza od tych nieznajomych. Oni nie powinni jej
przerażać.
– Chodź – powiedziałem, wstając z ławki.
– Dokąd? – zapytała.
Wziąłem ją za rękę i podeszliśmy razem do barierki mostu. Obok nas
spacerowali ludzie, pod mostem, jakieś pięć metrów pod nami, również trochę
ich było.
– Wejdź na tę barierkę i krzyknij, co tylko chcesz. Cokolwiek. Głośno.
Spojrzała na mnie jak na wariata.
– Co? Zwariowałeś? Tu jest mnóstwo ludzi.
– I właśnie o to chodzi. Co oni ci mogą zrobić? To ty jesteś ważna, Nela.
A oni są tylko małymi kropkami na twojej drodze.
Chciałem, żeby w to uwierzyła. Żeby wiedziała, że jest ważna. Żeby poczuła
się ważna.
Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę. Widziałem, jak zastanawiała się, czy
to zrobić, czy może jednak nie. W końcu uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
– Zrobię to.
– Grzeczna dziewczynka. – Mrugnąłem do niej. – Będę cię trzymać, żebyś
nie spadła.
Podniosłem ją i postawiłem na barierkę. Trzymałem ją mocno za biodra,
mając doskonały widok na jej tyłek.
– Nie waż się mnie puścić!
Podniosłem głowę i zobaczyłem, że patrzy na mnie z lekkim uśmiechem.
– Nigdy – powiedziałem. – Krzycz!
– To coś w stylu tej sceny z „Titanica”? – zapytała.
Zaśmiałem się.
– „Titanic” to badziewie. Nasza scena będzie o wiele lepsza.
– Skoro tak twierdzisz.
Odwróciła głowę w stronę tłumu, który był pod nami, i po chwili usłyszałem,
jak krzyknęła na całe gardło:
– Nie jestem żadną kropką! Nie jestem kropką, do cholery! Jestem Nela
Tokarska i będę rządzić tym światem!
Zacząłem się śmiać, a kiedy Nela się do mnie odwróciła, zobaczyłem, że
także się śmiała. Zeskoczyła z barierki, a ja ją złapałem.
– I jak? – spytałem, trzymając ją w ramionach. – Lepiej?
Pokiwała głową z uśmiechem.
– Dziękuję.
– Za co?
Patrzyła na mnie tak, jakby chciała mi coś powiedzieć, ale się tego
wstydziła. A ja nie chciałem, żeby się wstydziła. Chciałem, żeby mówiła mi
wszystko, mimo że ja mówiłem jej tak niewiele.
Po chwili szepnęła:
– Mam wrażenie, że przy tobie łatwiej jest mi nie myśleć o rzeczach,
o których wolałabym w ogóle nie myśleć.
Myślę, że czuję to samo.
– Cieszę się, że mogłem pomóc – odparłem.
Pocałowałem ją w czubek głowy, a moje usta zostały tam chyba odrobinę
zbyt długo. Tak blisko siebie byliśmy ostatni raz w Stęszewie, w jeziorze. Nie
wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Zdawało mi się, że trzymanie jej, bycie
tak blisko niej, było z jednej strony totalnie dobre, a z drugiej – okropnie złe. Nie
wiedziałem, jak to wytłumaczyć. Po prostu tak się właśnie czułem.
Dobrze i źle.
– Robi się późno – usłyszałem. – Chodźmy już do hotelu.
– Chodźmy, zanim dostaniesz mandat za zakłócanie porządku.
Zaśmiała się.
– Zrzucę winę na ciebie.
Wypuściłem ją z objęć i poszliśmy w kierunku hotelu.
– Przyznaj się – powiedziała po chwili.
Spojrzałem na nią.
– Do czego?
– Kazałeś mi wejść na tę barierkę tylko po to, żeby dotknąć mojego tyłka.
Roześmiałem się.
Ona jest tak cholernie niezwykła.
– Wiesz co, Nela?
– Co?
– Pomimo tego, że jesteś nieznośna, naprawdę cię lubię.
– Wiesz co, Arek?
– Co?
– Jesteś dupkiem, ale też cię lubię.
***
– Arek?
– Hm?
– Jesteś szczęśliwy?
– Nie wydaje mi się, żeby ktoś taki jak ja zasługiwał na szczęście.
– Ktoś taki, czyli kto?
– W kolejce po szczęście czeka mnóstwo osób, którym się ono należy
bardziej niż mnie. Na przykład ty.
– Skąd wiesz, że nie jestem szczęśliwa?
– Myślę, że gdybyś była, nie spotkalibyśmy się.
– Kiedyś byłam. Byłam szczęśliwa. Ale coraz słabiej pamiętam, jak to jest.
– Co ci się przytrafiło, lisku?
– Chyba miałeś rację, kiedy powiedziałeś, że to wszystko mnie przerosło.
Przypadło mi w udziale życie, na które nie byłam wystarczająco silna.
– Chciałbym, żebyś znalazła to właściwe życie.
– Dlaczego?
– Po prostu chciałbym, żebyś była szczęśliwa. Zasługujesz na to.
– Skąd niby to wiesz?
– Po prostu wiem.
– Jak myślisz, którzy jesteśmy w tej kolejce, Arek?
– Ty na pewno jesteś pierwsza.
– Skoro ja jestem pierwsza, to ty jesteś obok mnie.
– Śpijmy już.
– Okej.
– Dobranoc, Nela.
– Dobranoc, Arek.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ JEDENASTY
NELA
– Nie! Nie!
Myślałam, że to był mój krzyk, ale ten głos nie należał przecież do mnie.
– Nie!
Było w nim tyle cierpienia, że słuchanie go łamało mi serce. Ten głos był
męski. Ten głos należał do Arka.
Otworzyłam oczy i skierowałam wzrok w stronę jego łóżka.
– To miałem być ja. To miałem być ja.
Wyplątałam się spod kołdry i szybko do niego podeszłam, zapalając po
drodze lampkę nocną. Arek był cały zlany potem i rzucał się na łóżku. Nie
zastanawiając się dłużej, chwyciłam go za ramię i mocno nim potrząsnęłam.
– Arek, obudź się! Arek!
– To miałem być ja.
– Arek!
Po chwili otworzył oczy. Widziałam, jak przy każdym oddechu jego klatka
piersiowa szybko unosiła się i opadała. Kiedy spojrzał prosto na mnie,
dostrzegłam w nim zdezorientowanie.
– Co? – zapytał, spoglądając na moją dłoń, którą ciągle trzymałam go za
ramię. – Co się stało?
– Miałeś koszmar – odpowiedziałam cicho, puszczając go.
Nie minęło kilka sekund, a podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając
dłońmi twarz i mrucząc pod nosem: „Kurwa”.
Chwilę później wyszedł z łóżka i poszedł do łazienki, zamykając za sobą
drzwi. Kiedy usłyszałam szum wody z prysznica, usiadłam na swoim łóżku
i czekałam, aż wróci.
„To miałem być ja”. Te słowa odbijały się w mojej głowie niczym echo. Nie
potrafiłam ich odnieść do czegoś konkretnego, bo nie miałam pojęcia, czego
mogłabym się chwycić. To mógł być jedynie zwykły koszmar, ale wiedziałam, że
taki nie był. Często spał niespokojnie, nieustannie coś go męczyło, ale jeszcze
nigdy nie krzyczał tak jak teraz.
Każdego dnia Arek Marczak mógł zakładać miliony masek – ale ja
wiedziałam swoje. W głębi duszy cierpiał. I nie mógł sobie z tym cierpieniem
poradzić.
Kiedy drzwi łazienki otworzyły się, przeniosłam na nie wzrok. Arek
przeszedł przez pokój i bez słowa położył się na łóżku, tyłem do mnie.
– Chcesz o tym pogadać? – zapytałam, choć zdawałam sobie sprawę z tego,
jak głupio to brzmiało.
– Nie.
– Arek…
– Nela – przerwał mi. – Proszę.
Chciał, żebym przestała, więc przestałam. Zgasiłam lampkę i ułożyłam się
do snu, ale tej nocy już nie zasnęłam. On chyba też nie.
***
Byliśmy razem w drodze już od dwóch tygodni. Nie miałam pewności, czy
istnieje jakaś liczba dni, po której można nazwać kogoś swoim przyjacielem, ale
wiedziałam, że w czasie naszej podróży Arek stał się dla mnie właśnie kimś
takim. Stał się moim przyjacielem.
Na początku był dla mnie zupełnie czystą kartą. No może niezupełnie, bo
myślałam o nim jak o kłopotach. Jednak później coś się zmieniło. Może to ja się
zmieniłam? Może zaczęłam patrzeć na różne rzeczy z innej perspektywy? Może
dostrzegłam w Arku kogoś podobnego do mnie? Oboje zmagaliśmy się
z własnymi demonami, każde z nas na swój sposób – a może właśnie na ten sam
sposób? Odgradzając się murem. Chowając się, żeby nasze tajemnice i lęki nie
wyszły na jaw.
Ale miałam wrażenie, że te wydzielone między nami granice w którymś
momencie zaczęły maleć. Aż w końcu… staliśmy się sobie bliżsi. Nie wiedziałam
tylko, czy to dobrze, czy źle. Nie wiedziałam, co to ze mną robi. Nie wiedziałam,
co to robi z moim sercem. Ani w jakim stanie później to serce będzie.
Ta podróż chyba już od samego początku nie polegała na zwiedzaniu Polski.
Ta podróż polegała na zwiedzaniu samego siebie. I na zwiedzaniu drugiego
człowieka.
Zastanawiałam się, ile to jeszcze będzie trwać. Przecież nie będziemy
jeździć w nieskończoność. Któregoś dnia to będzie musiało się skończyć.
Wiedziałam, że nie powinnam przyzwyczajać się do bezpieczeństwa i komfortu,
które czułam w czasie tej podróży. Wiedziałam, że nie mogę przyzwyczajać się
do Arka. Ale niech mnie szlag, jeśli nie tego właśnie chciałam. W przeszłości
byłam całkiem dobra w udawaniu przed samą sobą. Teraz też chciałam udawać
– ale nie potrafiłam. Zaczęłam go pragnąć, potrzebować. I to mnie przerażało.
***
– Dalej jesteś z tym Arkiem? – zagadnął mój brat. Za każdym razem, kiedy
do mnie dzwonił, pojawiało się to samo pytanie.
– Tak. Dalej jeździmy i zwiedzamy.
– Jeździcie i zwiedzacie – prychnął. – To mi się nie podoba, Nela. Jesteś
z nim tam sama, a ja go nawet nie znam.
– To naprawdę dobry facet.
– Żaden nie będzie dla ciebie wystarczająco dobry.
Zawsze będziesz tak mówił, braciszku.
– Traktuję go jak przyjaciela, Bartek. Naprawdę nie dzieje mi się z nim
krzywda.
– No jeszcze tego by brakowało, żeby działa ci się z nim krzywda! Zabiłbym
go.
Gdybyś tylko wiedział, co działo się ze mną przez ostatni rok…
– Powiedz lepiej, co tam u was. Jak Wiktoria?
– Boże, Nelka, to jest nie do opisania. Jestem przerażony! Na szczęście
wymioty już się skończyły i teraz Wiki czuje się lepiej. Mówi, że ma szczęście, że
jestem kucharzem, bo robię jej każde danie, jakie tylko sobie zażyczy.
Roześmiałam się.
– Dobrze wiedzieć, że się do czegoś nadajesz, braciszku.
Usłyszałam jego śmiech, ale po chwili zapadła cisza.
– Nela? – zapytał w końcu.
– Tak?
– Żałuję, że nie doczekali tej chwili.
Zakłuło mnie w sercu. Zamrugałam kilka razy, żeby odgonić pojawiające się
łzy. Tęsknił za nimi tak samo mocno jak ja.
– Byliby z ciebie dumni, Bartek – powiedziałam, starając się, żeby mój głos
zabrzmiał pewnie, mimo że w gardle czułam ogromną gulę. – Ja jestem z ciebie
dumna. Jesteś idealnym bratem. Idealnym mężem. I na pewno będziesz
idealnym ojcem.
– Dzięki, Nelcia. – Pomimo setek kilometrów wiedziałam, że się teraz
uśmiechał.
– Nie masz mi za co dziękować.
To ja jestem twoim dłużnikiem.
– Wiesz, że to nieprawda – powiedział. – A wracając do głównego tematu, to
powiedz temu Arkowi, że jeśli coś ci się stanie, to…
– Bartek!
– Dobra, już dobra – westchnął. – Wiem, że nie powinienem się tak
zachowywać, ale, Nela, ty zawsze będziesz moją małą siostrzyczką. Kocham cię.
– Też cię kocham, braciszku. I tęsknię.
– To przyleć do nas, choćby zaraz.
– Jeszcze nie teraz. Muszę… – Muszę? Co ja właściwie muszę? – Po prostu
jeszcze nie teraz. Ale przylecę. Obiecuję.
– Dobrze. Muszę kończyć, bo mamy urwanie dupy na kuchni. Pa, mała.
– Pa, duży.
Rozłączyłam się. Byłam sama w pokoju, bo Arek pojechał zrobić jakieś
zakupy. Po chwili poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic.
Lecąca woda zawsze pomagała – lecąca woda zawsze kryła moje łzy. Więc
zaczęłam płakać. Siedziałam w kabinie z podkulonymi nogami i zanosiłam się
płaczem tak bardzo, że nie potrafiłam złapać cholernego oddechu. Kolejny raz
pozwoliłam sobie rozpaść się na miliony kawałeczków. Tutaj nikt nie mógł mnie
usłyszeć. Tutaj nikt nie mógł zobaczyć, jaka byłam naprawdę złamana.
Tęskniłam za moim braciszkiem. Nie widziałam go od kilku miesięcy
i marzyłam, żeby schować się w jego bezpiecznych ramionach. Chciałam, żeby
przytulił mnie mocno i powiedział, że wszystko będzie dobrze. I chciałam w to
uwierzyć. Uwierzyć, że przyjdzie dzień, w którym wszystko zmieni się na lepsze.
A to „lepsze” będzie trwało już na zawsze.
Nie miałam przy sobie nic. Żadnego zdjęcia moich bliskich, żadnych
pamiątek rodzinnych, żadnej namiastki ich obecności. To wszystko zostało we
Wrocławiu. Ciekawe, co zrobił ze wszystkimi moimi rzeczami, które
zostawiłam. Wyrzucił je? Zniszczył? A może były tam nadal, nienaruszone,
i czekały na mnie? Ale ja nie mogłam po nie wrócić. Nie mogłam wrócić tam, do
niego. Szukał mnie czy może odpuścił? A co, jeśli coś sobie zrobił? Co, jeśli się
zabił? Chyba bardziej od samego pytania przerażała mnie moja odpowiedź na
nie: Gdyby się zabił, poczułabym ulgę.
***
– Co się stało, Nela?
– Nic się nie stało.
– Masz czerwone oczy. Płakałaś?
– Mógłbyś mnie po prostu przytulić i o nic nie pytać?
– Chodź tu do mnie, lisku.
***
– Arek?
– Hm?
– Myślisz, że to dziwne tęsknić za kimś, kogo się nie poznało?
– To znaczy?
– Tęsknię za mamą, a widziałam ją tylko na zdjęciach. Nigdy nawet nie
słyszałam jej głosu.
– Nela, to była twoja mama. To oczywiste, że za nią tęsknisz.
– A ty?
– Co ja?
– Tęsknisz za rodzicami? Ja nie mogę już zobaczyć swoich, nie mogę z nimi
porozmawiać, ale ty możesz.
– To nie jest takie proste, Nela.
– A co w życiu jest proste?
***
– Gdybyś mogła wybrać dowolne miejsce na świecie, to gdzie byś pojechała?
– Tam, gdzie nie trzeba się martwić o kolejny dzień. Gdzie jest tylko
szczęście, a zło i cierpienie nie istnieją. Gdzie w dzień zawsze świeci słońce,
a w nocy jest piękne, gwieździste niebo. Gdzie ludzie chcą ci pomagać, a nie cię
krzywdzić.
– Wymyśliłaś sobie idealny świat, ale ja miałem na myśli jakieś realne
miejsce.
– A skąd wiesz, że to nie jest realne?
– Bo wiem.
– Co ty tam wiesz…
***
Od kilku dni było tak upalnie, że nigdzie nie dało się wytrzymać: ani w pokoju
hotelowym, ani na zewnątrz. Nie zliczyłabym już chyba zimnych pryszniców,
które brałam w ciągu doby. Właśnie siedzieliśmy z Arkiem w parku, jedząc lody,
a ja zastanawiałam się, czy jest w pobliżu jakaś rzeka, do której mogłabym
wskoczyć.
– Gorąco mi – jęknęłam.
– Zawsze możesz się rozebrać.
Spojrzałam na niego. Oczywiście szczerzył się do mnie jak głupi.
– Na pewno ludzie bardzo by się ucieszyli – powiedziałam z sarkazmem.
Było wczesne popołudnie, a obok nas co chwilę przechodziły grupki
spacerowiczów.
– Nie wiem jak oni, ale ja na pewno.
O, z pewnością. Jeszcze pamiętam, co wydarzyło się w Poznaniu.
Kiedy patrzyłam na niego siedzącego razem ze mną w tym parku, nie
potrafiłam ukryć lekkiego uśmiechu. Dziwnie wyglądał w tym miejscu, wśród
krzyczących dzieci. Tak jakoś… nierealnie. Myślałam o nim jak o prawdziwym
wojowniku. Jak o mężczyźnie, który potrafiłby zrobić wszystko i, gdyby tylko
chciał, przeskoczyłby każdą przeszkodę, jaką napotka na swojej drodze. Na
pierwszy rzut oka ta sceneria w ogóle do niego nie pasowała. Ale chyba to
otoczenie mu odpowiadało.
Spostrzegł, że mu się przyglądałam, więc odwróciłam wzrok i zabrałam się
do lodów.
– Czego nigdy byś nie zrobił? – spytałam po chwili.
Zastanawiał się przez jakiś czas, a potem odpowiedział z uśmieszkiem:
– Nie ułożyłbym kostki Rubika. Za cholerę nie mam do tego cierpliwości.
Zaśmiałam się.
– Taki facet jak ty przegrywa walkę z małą kosteczką? Jestem zawiedziona.
– Taki facet jak ja?
– No cóż… Wielki facet.
– Wielki facet? – Uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się wredny
uśmieszek. – Podobają mi się twoje brudne myśli, lisku.
Przewróciłam oczami.
– Dlaczego każdą rozmowę sprowadzasz do tematu seksu, zboczeńcu?
– To twoja wina – powiedział, a w jego oczach widziałam rozbawienie.
– Jasne. Moja wina, że każde słowo, które powiem, kojarzy ci się z jednym?
Wzruszył jedynie ramionami i odwrócił wzrok, patrząc teraz przed siebie.
– Nigdy nie trzymałbym nikogo przy sobie, jeśli ten ktoś by tego nie chciał –
powiedział po chwili.
– Więc nie walczyłbyś? – spytałam.
– Tu nie chodzi o walkę – odparł. – Nigdy nie zależało mi na kimś na tyle,
żeby prosić i błagać o kolejną szansę. Po prostu pozwoliłbym odejść. Ale… –
urwał.
– Ale co?
Znów odwrócił głowę w moją stronę, a nasze spojrzenia spotkały się. Nie
potrafiłam odgadnąć z jego oczu, o czym myśli. Ciągle był dla mnie olbrzymią
księgą, z której zdołałam przeczytać zaledwie kilka rozdziałów, a te
najważniejsze wciąż pozostawały nietknięte.
W pewnym momencie uśmiechnął się lekko, a jego dłoń powędrowała do
mojej twarzy. Pierwszą moją myślą było to, żeby się odsunąć, ale nie zrobiłam
tego. Po chwili otarł kciukiem moją dolną wargę, a kiedy przyłożył go do swoich
ust, zobaczyłam na nim odrobinę lodu.
– Nic – odparł. – Zupełnie nic.
Zupełnie nic.
***
– Powiedz coś, czego nikt o tobie nie wie.
– Ale nie będziesz się śmiał?
– Słowo harcerza.
– Gdybyś chociaż nim był…
– No dobra, mów.
– Moja ulubiona książka to „Mały Książę”. Przeczytałam ją chyba z milion
razy.
– Dlaczego?
– Ma tak niewiele stron, a zawarte jest tam dosłownie wszystko. Wszystko
o życiu. Wszystko o tym, jakie ono jest naprawdę.
– Na przykład?
– „Ludzie z twojej planety hodują pięć tysięcy róż w jednym ogrodzie i nie
znajdują w nich tego, czego szukają. A tymczasem to, czego szukają, może być
ukryte w jednej róży”.
– Ludziom nie zawsze chce się dokładnie szukać.
– Myślę, że mimo wszystko powinni.
– Niektórzy wiedzą, że nie zasługują na to, co znajdą. Nie zasługują na tę
jedną różę, choć jest ona czymś, czego najbardziej pragną.
– Arek?
– Hm?
– Pragniesz róży?
– Nie zasługuję na nią.
– Nie pytam, czy na nią zasługujesz. Pytam, czy jej pragniesz.
– Czasami mam wrażenie, że nigdy niczego bardziej nie pragnąłem. Ale
może ona nie chce zostać odnaleziona.
– A może po prostu się boi?
– Czego miałaby się bać róża?
– Tego, że najpierw się ją zerwie, weźmie się od niej wszystko, czego się
potrzebuje, a potem pozostawi się ją samą, aż w końcu uschnie i już nigdy więcej
nie zakwitnie na nowo.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ DWUNASTY
AREK
Byliśmy w klubie, niedaleko naszego hotelu. Muzyka była ogłuszająca, ale przy
barze, gdzie akurat siedzieliśmy, dało się normalnie rozmawiać. Piliśmy,
śmialiśmy się i było naprawdę w porządku. Znaliśmy się od niecałych trzech
tygodni, ale ja miałem wrażenie, jakbym znał ją o wiele dłużej. Jeden dzień z nią
wydawał się czymś więcej niż kilka lat spędzonych z kimkolwiek innym. Jakbym
w ogóle mógł ją z kimś porównywać.
Wyglądała dzisiaj cholernie seksownie. Jej burza rudych loków była
rozpuszczona. Wcześniej, kiedy chodziliśmy po mieście, kupiła kilka rzeczy
i teraz miała na sobie czarną, obcisłą bluzkę bez ramiączek oraz krótką
ciemnozieloną spódniczkę. I tylko ona mogła mieć do tego założone te swoje
conversy zamiast szpilek i wciąż wyglądać kurewsko dobrze, idealnie.
– Jeszcze jeden? – zapytałem, wskazując na jej pustą szklankę.
– Jasne.
Poszedłem na drugą stronę baru, żeby zamówić jej drinka, a sobie wziąć
następne piwo. Kiedy wracałem, niosąc w rękach napoje, zauważyłem, że Nela
rozmawia z jakimś kolesiem. Nie ma mnie przez pięć cholernych minut, a ktoś
od razu do niej uderza! Podchodząc bliżej, zmierzyłem gościa wzrokiem. Mógł
być jakieś pięć lat młodszy ode mnie. Wyglądał na palanta. Nie podobało mi się,
jak patrzy na Nelę. W ogóle mi się nie podobało, że z nią rozmawia i jest tak
blisko niej.
– Idę zatańczyć – powiedziała, kiedy mnie zauważyła.
Z nim, kurwa?
– Nela… – zacząłem, ale mi przerwała.
– Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz tańczyłam. – Uśmiechnęła się. –
Niedługo wracam.
I poszła. A on za nią.
A co ja miałem, kurwa, zrobić? Zatrzymać ją i powiedzieć, że nie może pójść
tańczyć? Że nie może pójść z nim, bo powinna być ze mną? Że jej zabraniam?
Przesiadłem się w inne miejsce, żeby mieć lepszy widok. Tańczyli, a ja im się
przyglądałem. Boże, jak ona się ruszała. Jej ciało idealnie współgrało z głośną,
szybką muzyką. Zatracała się w tym. Była naturalna, idealna. Niczego nikomu
nie zazdrościłem. Nigdy. Ale teraz to ja chciałem być na miejscu tego dupka,
który z nią tańczył. Chyba do reszty mnie już popierdoliło.
Nagle ręka faceta przesunęła się stanowczo za blisko jej tyłka. Połóż tam
łapę, a ci ją zmiażdżę. Nela, jakby czytając w moich myślach, wzięła jego rękę
i przeniosła ją wyżej, na swoje plecy. Moja dziewczynka.
– Brakuje ci towarzystwa?
Odwróciłem wzrok. Obok mnie stała wysoka blondyna. Jej obcisła, krótka
sukienka pokazywała o wiele więcej, niż zakrywała. Laska miała chyba
najdłuższe nogi, jakie w życiu widziałem. Znałem ten typ. Dokładnie i dogłębnie.
Patrzyła na mnie wzrokiem, który mówił tylko jedno: „Pieprz mnie”. Witam
w moim świecie.
***
Po dwóch szotach znaleźliśmy się w zamkniętej kabinie w kiblu. Zaczęła mnie
całować, a ja odwdzięczyłem jej się tym samym. Zaraz, jak ona ma na imię?
Kasia? Asia? Cholera wie. Mało mnie obchodziło, że nie znam jej imienia,
a zaraz mieliśmy się tutaj pieprzyć. Taki właśnie byłem. Robiłem to nie pierwszy
raz – i na pewno nie ostatni. To było takie łatwe: ona była łatwa, przyjście do
tego kibla było łatwe, całowanie się z nią było łatwe. Wszystko było tak
kurewsko łatwe.
W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, jak mogłyby smakować
usta Neli. To byłby z pewnością najsmaczniejszy posiłek, jakiego kiedykolwiek
udało mi się spróbować. Podniósłbym ją i owinął jej nogi wokół mojej talii. Jedną
ręką trzymałbym ją mocno za tyłek, a drugą zatopił w tych jej rudych lokach.
Wdychałbym jej słodki zapach, jakby to było ostatnie powietrze, którym mogę
oddychać. Później… Co jest, kurwa?!
Nela była cudowna. Cholernie, idealnie cudowna. Czasami zastanawiałem
się nawet, czy jest prawdziwa. Nosiła w sobie ból, wiedziałem o tym. Ale nawet
pomimo tego roztaczała dookoła siebie tyle piękna, że nie potrafiłem oderwać
od niej oczu. Była zabawna, była zadziorna, była wspaniała. Im dłużej na nią
patrzyłem, tym bardziej zaczynało mi na niej zależeć. Tym bardziej chciałem…
Cholera, czego ja w ogóle chciałem? Nie mogłem nic chcieć! Nie zasługiwałem
na to. Na nią. Byłem cholernym egoistą. Zawsze taki byłem. Zepsuty dupek.
Kurwa, gdzie ja jestem? W kiblu z blondyną.
Co ja mogłem jej dać oprócz niezagojonych ran i tego całego cholerstwa,
które nosiłem w sobie? Nie miałem do zaoferowania kompletnie nic. Potrafiłem
tylko wszystko spieprzyć, a ona zasługiwała na więcej. Na dużo więcej. Jeżeli
dopuściłbym ją do siebie, nie byłoby już odwrotu…Nie, nie, nie. Kurwa, co się ze
mną działo?! Dlaczego miałem ją przed oczami? Dlaczego o niej myślałem?
Dlaczego dookoła była tylko ona? Powinienem teraz zająć się tą blondyną, która
była więcej niż chętna. Ale to nie była Nela.
Nagle poczułem pieczenie na policzku i to mnie otrzeźwiło.
– Nela?! – krzyknęła blondyna. Kurwa, musiałem powiedzieć jej imię na głos.
I chyba zostałem za to spoliczkowany. – Kim, do diabła, jest Nela?
A co ją to w ogóle obchodziło? To miał być tylko jednorazowy numerek.
– Na pewno nie tobą – mruknąłem, odsuwając się od niej. Cholera, w którym
momencie rozpięła mi spodnie? – Sorry, ale nic z tego nie będzie.
– Palant.
– Nazywano mnie gorzej.
Wyszedłem z kibla, nawet na nią nie patrząc. Rozejrzałem się dookoła,
nigdzie nie było Neli. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do niej, ale włączyła
się poczta. Kurwa. Szybko skierowałem się w stronę wyjścia. Podszedłem do
bramkarza, który stał w progu, i zapytałem:
– Wychodziła stąd może dziewczyna z burzą rudych loków? Dość niska,
w krótkiej spódniczce i trampkach.
Piękna.
– Kojarzę – powiedział. – Przed chwilą wychodzili.
Wychodzili?
– Jak to wychodzili? Nie była sama?
– Szedł z nią jeszcze jakiś gościu.
Zmroziło mnie. Kompletnie. Całkowicie.
Wyszła gdzieś z tym palantem, z którym tańczyła? A może z jakimś innym
skurwielem? Czy ona zwariowała? Jeśli jej coś zrobił? Jeśli coś jej się stało?
– W którą stronę poszli? Co to był za typ?
– Stary, nie mam pojęcia. – Odwrócił wzrok. – Nie… O, wychodzi na to, że
chyba masz szczęście. To ten z nią wychodził. – Wskazał na kogoś za mną.
Obróciłem się i od razu zobaczyłem tego kolesia, z którym Nela wcześniej
tańczyła. Zbliżał się do wejścia do klubu.
W sekundę znalazłem się przy nim.
– Gdzie ona jest? – naskoczyłem na niego.
– Co? – Spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Gdzie ona jest? Radzę ci gadać.
– Odpierdol się ode mnie.
Chciał mnie wyminąć, ale chwyciłem go mocno za gardło. To zatrzymało
skurwiela.
– Co jej zrobiłeś? – warknąłem. – Nie będę się więcej powtarzał.
– Raczej czego nie zrobiłem – rzucił. – Nie przeleciałem tego jej małego
tyłeczka, którym szczuła mnie cały czas. Suka mnie spławiła.
Ktoś tu zaraz dostanie w mordę.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
NELA
Chciałabym zaliczyć ten wieczór do udanych. Ale nie mogę, bo ten wieczór jest
spieprzony. Zaczynał się dobrze, to fakt, ale na końcu się spieprzył.
Siedzieliśmy z Arkiem w klubie i było naprawdę fajnie. Lubiłam spędzać
z nim tak beztrosko czas. Wyłączyć się i po prostu nie myśleć, tylko dobrze się
bawić. A z Arkiem bawiłam się świetnie. Potrafił mnie rozśmieszyć, potrafił
namalować na mojej twarzy uśmiech. Sprawiał, że… było dobrze.
Kiedy poszedł zamówić nam następne drinki, podbił do mnie jakiś chłopak.
Po krótkiej gadce zgodziłam się z nim zatańczyć, bo naprawdę tego chciałam.
Chciałam poszaleć na parkiecie, bo nawet nie pamiętałam, kiedy ostatni raz to
robiłam. Szczerze mówiąc, nie obchodził mnie w ogóle ten chłopak, z którym
tańczyłam. No, może do czasu, aż jego ręce już tak mnie oblepiały, że czułam się
jak w jakiejś pułapce. Było mi niekomfortowo i chciałam wrócić do Arka.
W czasie trzeciej piosenki zaczęłam się za nim rozglądać. Po chwili dostrzegłam
go przy barze z jakąś plastikową blondyną. Dalej tańczyłam, ale nie spuszczałam
z nich wzroku. W pewnym momencie blondyna wstała i skierowała się w stronę
toalet, a Arek… On szedł, kurwa, za nią! Nie musiałam się nawet zastanawiać po
co. To było oczywiste – numerek w kiblu. Bardzo z klasą. Widać, że dziewczyna
wysoko się ceniła, znała go, kurwa, od pięciu minut! A Arkowi to w ogóle nie
przeszkadzało. „Dziewczyny same pakują mi się do łóżka”. Mogłabym jeszcze
dodać, że same opierają się dla niego o ścianę w kiblu! Nie powinno mnie to
obchodzić, ale, cholera jasna, obchodzi!
Zeszłam z oblepiaczem z parkietu. Mówił coś do mnie, ale już nawet nie
rejestrowałam tych słów, bo cały czas myślałam, co dzieje się w tamtym
cholernym kiblu! Miałam już dość, więc skierowałam się w stronę wyjścia,
a tamten palant szedł za mną. Po próbie namówienia mnie na coś więcej
powiedziałam mu, żeby szukał sobie łatwej panienki gdzieś indziej. Czy to, że
z nim tańczyłam, oznaczało od razu, że może mnie zaliczyć? W głowie się,
kurwa, nie mieściło! W końcu zostawił mnie w spokoju, a ja wróciłam sama do
hotelu.
Leżałam już w łóżku, kiedy usłyszałam otwieranie drzwi. Zamknęłam szybko
oczy i udawałam, że śpię. Słyszałam, jak Arek szedł w moją stronę. Nagle
poczułam jego dłoń na policzku, a później delikatny pocałunek na czole. Co, do
cholery? Najpierw przeleciał dziewczynę w kiblu, a teraz przyszedł pocałować
mnie na dobranoc?
Słyszałam, jak krzątał się przez chwilę po pokoju, a później wszedł do
łazienki. Miałam całkowicie dość dzisiejszego dnia – to była moja ostatnia myśl,
a później naprawdę zasnęłam.
***
Obudziło mnie głośne: „Kurwa!”. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. To
jakieś żarty? Spałam niecałe pół godziny?
Łóżko Arka było puste, ale spod drzwi łazienki dochodziło światło, więc
wstałam i poszłam tam.
– Arek? Co się dzieje? – zapytałam zaspanym głosem.
– Nic się nie dzieje – usłyszałam odpowiedź przez drzwi. – Idź spać.
Przewróciłam oczami.
– Właśnie mnie obudziłeś, więc prędko nie zasnę.
– To licz owieczki.
Dupek.
Stałam pod drzwiami, kiedy usłyszałam kolejne: „Kurwa”. Nie zastanawiając
się dłużej, weszłam do środka. Mocne światło poraziło mnie i musiałam kilka
razy zamrugać, żeby się do niego przyzwyczaić. Arek stał przed lustrem
w samych dżinsach, a ręcznik, który trzymał przy lewym boku był cały
zakrwawiony.
– Co ci się stało?! – krzyknęłam przerażona i podeszłam do niego szybko. –
Dobrze się czujesz?
Spojrzałam mu w oczy, a on jedynie kiwnął głową.
– Nic mi nie jest, Nela – powiedział. – Idź spać. To tylko draśnięcie nożem.
Zrobiłam wielkie oczy.
– Draśnięcie nożem?! Ktoś cię napadł?
Wzięłam od niego ręcznik i zobaczyłam wciąż krwawiącą ranę, która
ciągnęła się od żeber prawie do kości biodrowej. Skrzywiłam się. To musiało
cholernie boleć.
– Nikt mnie nie napadł. – Wziął drugi ręcznik i przyłożył go sobie do rany. –
Zwyczajna bójka w barze.
Obejrzałam go z góry na dół. Oprócz tej rany na boku nie miał żadnych
innych obrażeń.
– Jasne, zwyczajna bójka w barze. Czy podczas takiej zwyczajnej bójki
ludzie dźgają się nożami? – Pokręciłam głową z niedowierzaniem i rozejrzałam
się za apteczką. – Jak się w ogóle w to wplątałeś?
Może okazało się, że blondyna miała chłopaka i ten naskoczył na Arka
z nożem za zaliczenie jego dziewczyny? To było bardzo prawdopodobne.
– Miałem drobną wymianę zdań z jednym frajerem – powiedział,
przyglądając mi się, jak wyciągałam z apteczki wodę utlenioną. – Kiedy już z nim
skończyłem i chciałem odejść, idiota drasnął mnie nożem.
Wolałam nie myśleć, co się kryło za zdaniem: „Kiedy już z nim skończyłem”.
Biorąc pod uwagę, że miałam przed sobą uczestnika nielegalnych walk
bokserskich, cieszyłam się, że tamten koleś w ogóle jeszcze żył.
– Niewiarygodne – mruknęłam do siebie.
Kiedy przemywałam mu ranę, tylko raz się skrzywił. Ciekawa byłam, ile razy
po jego walkach trzeba było opatrywać mu rany. I czy w ogóle miał kogoś, kto to
dla niego robił. Może jakaś laska, którą później przeleciał?
Wiele razy zakładałam opatrunek bratu albo kumplom, więc nie był to dla
mnie żaden problem. Oczywiście nigdy nie miałam do czynienia z taką raną po
nożu, ale stwierdziłam, że to wystarczyło i nie trzeba jechać na pogotowie.
– To jest cholernie seksowne – mruknął, kiedy kończyłam.
Spojrzałam na niego.
– Co?
– Ty. Opiekująca się mną i robiąca mi opatrunek. Brakuje ci jeszcze tylko
przebrania pielęgniarki.
Uśmiechnął się tym swoim markowym uśmieszkiem, ale ja go nie
odwzajemniłam.
– Może zadzwoń do blondyny, którą przeleciałeś w kiblu? Ona na pewno
spełni twoje fantazje.
– Co? – Popatrzył na mnie zdezorientowany. – Nie przeleciałem jej.
– Jasne – prychnęłam. – A ja dzisiaj spotkałam wiewiórkę, która dała mi
worek orzechów.
Przewrócił oczami.
– Nie bądź dzieckiem.
– A wal się, dupku! Nie jestem dzieckiem!
– To przestań się zachowywać tak, jakbyś nim była, do cholery! – krzyknął. –
Jesteś całkowicie nieodpowiedzialna! Co ty sobie myślałaś, wychodząc z klubu
z tamtym skurwielem?
O czym on, do cholery, mówi?!
– Nie wychodziłam z nim! Sam za mną polazł!
– A po co w ogóle wychodziłaś?!
– Bo chciałam wrócić do hotelu, a nie miałam zamiaru czekać, aż ty
skończysz pieprzyć tamtą blondynę i pójdziesz ze mną!
Schowałam apteczkę i chciałam odejść, ale zatrzymał mnie, łapiąc za
nadgarstek.
– Nela, spójrz na mnie – powiedział już spokojniej.
Wzięłam kilka oddechów, aż wreszcie na niego spojrzałam.
– Nie przeleciałem jej – powtórzył.
Przyglądałam mu się przez chwilę i nie miałam pojęcia, co on wyprawiał, ale
coś w tych jego piwnych oczach kazało mi mu uwierzyć. Więc uwierzyłam.
– Całowaliśmy się, ale później…
– Przestań – przerwałam mu.
Nie miałam zamiaru wysłuchiwać jego historii. Nie chciałam wiedzieć, co
z nią robił, a czego nie. Nie interesowały mnie szczegóły jego podbojów.
– Później to przerwałem. Do niczego więcej nie doszło.
Z jego wyrazu twarzy nie potrafiłam odczytać, czy żałował, że do niczego
nie doszło, czy… A w dupie to mam!
Wreszcie puścił moją dłoń, a ja skierowałam się do wyjścia z łazienki,
mówiąc na koniec:
– Nie musisz mi się tłumaczyć. To nie moja sprawa, z kim się pieprzysz,
a z kim nie.
Doskoczył do mnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować. Chwycił
mnie w talii i posadził na umywalce. Złapał za nadgarstki i przytrzymał je za
moimi plecami. Moje nogi były między jego nogami. Zbliżył twarz do mojej szyi
i sunął po niej powoli nosem. Czułam, jakby mną oddychał.
– Cudownie pachniesz – szepnął.
Serce zaczęło mi mocniej bić. Nie wiedziałam, czy ze strachu, czy przez to,
że był tak blisko. Może przez jedno i drugie. Czułam na szyi szorstkość jego
zarostu, a przez gorące ciało, którym mnie oplatał, myślałam, że zaraz zacznę
się topić. Jego usta znalazły się tuż obok mojego ucha, a przeze mnie przeszedł
dreszcz.
– Za chwilę cię pocałuję, ty nieznośna, frustrująca kobieto. Nawet nie
wyobrażasz sobie, jak bardzo tego pragnę.
Myślę, że ja też tego pragnę.
– Nie zrobisz tego – powiedziałam słabo, kiedy puścił moje nadgarstki.
Jedna z jego dłoni błądziła po moich nagich plecach, pod cienkim materiałem
koszulki, a druga zatrzymała się na biodrze.
– Czyżby? – Skubnął zębami płatek mojego ucha, a ja mimowolnie jęknęłam.
– Ja… – Zamknęłam oczy, próbując oczyścić jakoś umysł. – Ja nie chcę, żebyś
mnie pocałował.
W rzeczywistości każda cząstka mnie kłóciła się z tym, co właśnie
powiedziałam.
– Twoje ciało mówi mi co innego, lisku.
Czy on czyta w moich pieprzonych myślach? Czułam na mojej talii jego
dłonie, które przesuwały się coraz bardziej w stronę piersi, a usta coraz bliżej…
Niebezpiecznie blisko…
Wiedziałam, że w chwili, kiedy jego usta spotkałyby się z moimi,
przepadłabym. Przepadłabym i poddała się wszystkiemu. Musiałam znaleźć
w sobie siłę, żeby to powstrzymać. Żeby go od siebie odsunąć. Musiałam
odsunąć od siebie myśl, jak bardzo go pragnę, bo wiedziałam, że to nie ma
przyszłości. A chciałam go tak cholernie mocno, że zaczynało mnie to okropnie
przerażać. Prześpi się ze mną, a później znudzi i odejdzie. Nie mogłam
pozwolić, żebym stała się jedną z jego jednonocnych rozrywek. To by za bardzo
bolało. A ja już chyba nie pomieściłabym w sobie więcej bólu. Nie chciałam,
żeby Arek mnie skrzywdził. Nie chciałam, bo… Bo za bardzo mi na nim zależało.
Jeśli dopuszczę go do siebie… Jeśli pozwolę mu na wszystko… Jeśli oddam
się całkowicie… Jeśli on mnie skrzywdzi… już się nie pozbieram. Z całej siły, na
jaką było mnie stać, odepchnęłam go od siebie i zeskoczyłam z umywalki.
– Nie jestem jedną z twoich dziwek – powiedziałam, próbując odzyskać
oddech. – Nigdy nie byłam i nigdy nie będę.
Patrzył na mnie zaskoczony. Nie wiedziałam, czy zdziwiły go moje słowa, czy
to, co się tu przed chwilą wydarzyło. Przeczesał dłonią włosy, a później wyrzucił:
– Gdybyś była jedną z nich, już pierwszego dnia zerżnąłbym cię na tyle
swojego samochodu, bo miałem na to cholerną ochotę! Kurwa, Nela, ciągle
mam! Ale czy potraktowałem cię tak? Nie, do cholery! Bo już wtedy wiedziałem,
że jesteś inna.
Inna? Co znaczyło dla niego „inna”? To, że nie dałam mu się zerżnąć jak
pierwsza lepsza?
– Zbyt długo byłam zabawką, Arek! Zbyt długo pozwalałam, żeby ktoś inny
robił ze mną, co tylko chciał i kiedy chciał. Teraz już sobie na to nie pozwolę.
Wiem, że zasługuję na coś więcej!
Patrzyliśmy na siebie przez dłuższy czas. Buzowały w nas emocje
i wiedziałam, że oboje baliśmy się tego, że możemy powiedzieć słowa, których
później będziemy żałować. Słowa, których nie będzie można cofnąć.
– I co mam ci na to odpowiedzieć? – zapytał w końcu.
No tak. To był moment, w którym ta druga strona pragnęła czegoś innego,
a on nie mógł jej tego dać. Nie chciał dać. Nigdy nie chciał i nigdy nie będzie
chciał, sam to powiedział: „Bo ja nigdy nie chcę więcej”.
Przełknęłam łzy.
– Nic – szepnęłam. – Nie ma tu nic więcej do dodania.
Odwróciłam się z zamiarem wyjścia, kiedy zapytał:
– Kim jest Igor?
Zamarłam.
– Co?
– Czasami mówisz przez sen jego imię. Wymawiasz je tak, jakbyś się go
bała. Chcę wiedzieć, kto to jest.
Jeden oddech. Drugi. Trzeci.
– Nic ci do tego.
– Jesteś cholerną hipokrytką, Nela! – krzyknął. – Zasługujesz na coś więcej?
To daj też coś więcej od siebie!
Odwróciłam się do niego.
– I kto to mówi?! Facet, który przez cały czas chowa się za jakąś
popieprzoną maską. Facet, który potrafi tylko zerżnąć jakąś panienkę w kiblu,
a później ją zostawić, bo boi się, że ktoś, nie daj Boże, zobaczy, jakim tak
naprawdę jest wyjątkowym człowiekiem. Ja już raz dałam z siebie wszystko i to
mnie złamało. Jeśli zrobię to kolejny raz, a ty po prostu odejdziesz, tym razem
mnie to nie złamie. Mnie to zabije!
Czułam, jak łzy ciekną mi po policzkach. Starałam się je powstrzymać, ale
bezskutecznie. Starałam się nie patrzeć w jego oczy, w których chyba widziałam
bezradność, ale to też przychodziło mi z trudem.
– Nela – szepnął, podchodząc do mnie.
Nie, nie może się teraz do mnie zbliżyć. Pokręciłam głową.
– Nic już nie mów.
Odwróciłam się i po prostu wyszłam.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
AREK
Przez całą noc nie mogłem zasnąć. Ciągle odtwarzałem w pamięci to, co się
dzisiaj wydarzyło.
Gdy tylko wróciłem do hotelu i zobaczyłem ją bezpieczną w łóżku, poczułem,
jakby jakiś cholerny ciężar spadł mi z serca. Ale później ta cała kłótnia
w łazience… Powiedziała, że zasługuje na coś więcej – nie ma chyba nic bardziej
oczywistego. Jasne, że zasługuje na coś więcej. Zasługuje na całe pieprzone
dobro, jakie jest na tym świecie. Zasługuje na wszystko, co najlepsze. A ja byłem
na tyle głupi, żeby myśleć, że może mógłbym jej to dać.
Pragnąłem jej tak bardzo, że chyba traciłem rozum. Jeszcze teraz mogłem
poczuć pod palcami jej ciało. Jej delikatną skórę. Mogłem poczuć ten cholernie
uzależniający zapach. Mogłem usłyszeć jej cichy jęk, kiedy zacząłem ją dotykać.
I już wtedy wiedziałem, że ona też mnie pragnie. Ale, jak zawsze, coś musiało
się spierdolić. Bo moje życie chociaż raz, jeden jedyny raz, nie mogło być
normalne i właściwe. Nie, to wszystko musiało zostać spierdolone. Po całości.
Przyglądałem się jej, jak spała, i w pewnym momencie przypomniałem sobie
tego palanta, który trzymał dzisiaj na niej swoje łapy. Jak mogłem dopuścić do
tego, żeby została sama z tym skurwielem? Gdy tylko sobie uświadomiłem, że
miał przy sobie ten nóż w chwili, kiedy był z nią, to z każdą kolejną minutą
nienawidziłem siebie jeszcze bardziej. Jak mogłem jej nie pilnować? Jak mogłem
w ogóle spuścić ją z oczu? Jak mogłem pójść z tą cholerną blondyną do tego
cholernego kibla i zostawić Nelę samą?
Tak, byłem skurwielem. A ona zasługiwała na o wiele więcej niż tylko na
złamanego faceta, który ma w sobie jedynie zgliszcza. Ale… nie mogłem oprzeć
się wrażeniu, że ona chce tego faceta. Chce go przy sobie. Chce, żeby był
blisko. I on chciałby się zmienić, żeby móc na nią zasłużyć. A chyba jedynym, co
mogło go zmienić, była… ona sama.
***
Kiedy rano Nela się obudziła, nie odpowiedziała na moje „dzień dobry”. Poszła
do łazienki wziąć prysznic, a kiedy z niej wyszła, zabrała się do pakowania
swojej torby. Uznałem to za znak, że ruszamy dalej. Zacząłem zbierać swoje
rzeczy i po jakiejś półgodzinie siedzieliśmy już w samochodzie, jadąc przed
siebie.
Gdy spoglądałem w jej stronę, nie potrafiłem niczego odczytać z jej twarzy.
Wydawała się taka… obojętna. I to mnie rozwalało.
Pierwszy raz zatrzymałem się na stacji benzynowej, żeby zatankować
samochód oraz kupić nam kawę i coś do jedzenia. Za drugim razem po prostu
stałem na parkingu przez jakieś pięć minut, nic nie robiąc, tylko czekając, czy
może Nela nie będzie czegoś potrzebować. Ale nie wysiadała z samochodu, więc
pojechałem dalej. Za trzecim razem też zatrzymałem się na parkingu, po prostu
czekając. Tym razem wyszła.
Jadąc dalej, już nie mogłem wytrzymać tej ciszy. Była zbyt kurewsko głośna.
Powoli kończyła mi się paczka fajek, bo jarałem chyba co pięć minut. Ile bym
dał, żeby się teraz poboksować. Żeby wyżyć się na czymś lub na kimś i oczyścić
umysł. Pozbyć się tych wszystkich słów, które wczoraj między nami padły.
Pozbyć się widoku łez na jej twarzy – łez, które sam spowodowałem. Już
zastanawiałem się nad tym, czy nie zatrzymać samochodu i nie zacząć walić
pięściami w najbliższe drzewo, kiedy usłyszałem:
– Musimy zaraz zajechać do jakiegoś motelu.
To były pierwsze słowa, które powiedziała od czasu, kiedy wyszła w nocy
z łazienki. Aż do tej chwili nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo
potrzebowałem usłyszeć jej głos.
– Dlaczego? – zapytałem.
– Spójrz w niebo. – Wskazała ręką do góry. – Zaczyna się ściemniać. Zaraz
może zacząć padać, a ty przecież nie lubisz jeździć w deszczu.
I to było to. Kilka krótkich słów, które mnie dobiły.
Zjechałem na pobocze i włączyłem awaryjne. Popatrzyłem na tę piękną,
niewinną dziewczynę i wiedziałem, że zaraz ją zniszczę. Spojrzałem przed
siebie, na drogę, i zacisnąłem dłonie na kierownicy, mówiąc:
– Cztery lata temu zabiłem trzy osoby.
Kiedy te słowa ze mnie wypłynęły, w sekundę cofnąłem się do tamtego dnia.
Wszystko wróciło do mnie z taką mocą, jakby wydarzyło się zaledwie wczoraj.
– Dzień wcześniej miałem walkę, a tego wieczoru byłem na kolacji
u rodziców. Od kiedy pamiętam, zawsze byłem czarną owcą w idealnej rodzinie
Marczaków. Czego bym nie zrobił, było źle. Nigdy nic nie było dla nich
wystarczająco dobre. Widzieli tylko mojego brata Pawła. Widzieli swojego
starszego syna, złotego chłopca, który założył rodzinę, był odpowiedzialny, miał
dobrą pracę i tak dalej, i tak dalej… To ja byłem tym, który się zawsze buntował.
Nie chciałem żyć w idealnym świecie, który by dla mnie ułożyli. Nie chciałem
dać się prowadzić komuś za sznurki. Oczywiście nigdy nie akceptowali tego, że
uczestniczyłem w tych walkach, a moje podbite oko tamtego dnia wcale nie
pomagało w zmianie ich zdania na mój temat. Siedzieliśmy przy tym stole, cała
nasza kochana, idealna rodzinka, i czułem, że zaraz ktoś nie wytrzyma tego
napięcia. Miałem rację. Kolejny raz nasłuchałem się pretensji i kazań na temat
tego, że powinienem znaleźć sobie prawdziwą pracę, że powinienem się
ustatkować, że powinienem zrobić wszystkie te idealne rzeczy, które robił mój
brat. Ale, wierz mi, nawet gdybym tańczył tak, jak mi zagrali, nigdy nie byłbym
dla nich dość dobry. Z kolacji wracaliśmy jednym samochodem. Ja z bratem
siedzieliśmy z przodu, on prowadził, a jego żona i czteroletnia córeczka
siedziały z tyłu. Deszcz uderzał w dach samochodu, a moja głowa po prostu
pękała z bólu. Zaczęliśmy się z Pawłem sprzeczać. On mówił, że nie powinienem
przychodzić do starych w takim stanie. Że sam ich nakręcam. Ja mu na to, że
niezależnie od tego, w jakim stanie przyjdę, i tak zaczną mówić swoje. I tak
zobaczę w ich oczach zawód i rozczarowanie. I tak zaczną porównywać mnie do
niego i układać mi życie po swojej myśli. Sprzeczka przerodziła się w kłótnię.
Krzyczeliśmy na siebie. Wywlekaliśmy jakieś stare brudy. Jego żona nas
uspokajała, mówiąc, że nie jesteśmy w tym samochodzie sami, że ich córeczka
się boi. Ale my nie zwracaliśmy na nią uwagi. W którymś momencie usłyszeliśmy
płacz małej. Odwróciłem się w tamtą stronę w tym samym czasie co mój brat.
Kiedy skierowałem wzrok z powrotem na drogę, z naprzeciwka jechał samochód
– naszym pasem. Prosto na nas. Wszystko działo się tak szybko, a ja miałem
wrażenie, że dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Deszcz uderzał w ten
cholerny dach i tylko to mogłem usłyszeć. To cholerne dudnienie deszczu.
Krzyknąłem do Pawła, żeby odbijał w drugą stronę, nawet sam chwyciłem za
kierownicę. Ale było już za późno. Było, kurwa, za późno. Ostatnie, co
pamiętam, to zderzenie się dwóch samochodów… Obudziłem się w szpitalu
i powiedzieli mi, że… Kurwa, Nela, nie było ich. Ich już nie było! Z naszej
czwórki przeżyłem tylko ja. Zabiłem ich. Zabiłem całą ich rodzinę. Gdybym tylko
dał sobie spokój i się z nim nie kłócił… To wszystko zaczęło się ode mnie. Bo nie
potrafiłem odpuścić. Bo byłem wkurwiony na rodziców. Bo musiałem się wyżyć.
Gdyby nie te krzyki, mała nie zaczęłaby płakać. My byśmy się wtedy nie
odwrócili… Gdyby nie to wszystko, Paweł mógłby wcześniej zareagować. Nie
zderzylibyśmy się z tamtym samochodem. Kurwa, to wszystko potoczyłoby się
inaczej. A oni nadal by żyli. Oni ciągle by żyli… Ale ich już nie ma. I to jest moja
wina. Nikogo innego, tylko moja.
Ani razu, kiedy to wszystko mówiłem, nie spojrzałem w jej stronę. Kurewsko
się bałem, co mogłem zobaczyć w tych zielonych oczach.
Otworzyłem drzwi i wysiadłem z samochodu. Prosto w deszcz.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
NELA
Kiedy usłyszałam od niego: „Zabiłem trzy osoby”, moje serce chyba przestało
bić. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam trzeźwo myśleć. Nie byłam
przygotowana na usłyszenie czegoś takiego. Nie byłam przygotowana na
opowieść o jego rodzinie, o wypadku i… śmierci.
Na początku naszej znajomości zapytałam go, czy ma rodzeństwo.
Odpowiedział, że nie. Nie dodał tylko, że kiedyś je miał. Miał brata. Brata, który
miał swoją własną rodzinę. A teraz już ich nie było. Odeszli w jednej krótkiej
chwili. W ciągu kilku sekund z trzech osób uleciało życie. Tak po prostu.
Tych kilka sekund zmieniło Arka na zawsze.
Kiedy opowiadał mi o tym wszystkim, czułam jego ból. Każda komórka
mojego ciała już od dawna wiedziała, jaki ciężar w sobie nosi. Może nie
wiedziałam, czym dokładnie był ten ciężar, ale w pewnym momencie poczułam,
jak część jego cierpienia przeszła także na mnie.
Obwiniał się bezpodstawnie. Ciągle analizował wszystkie „co by było,
gdyby…” i sam utwierdzał się w przekonaniu, że to była jego wina. Nikogo
innego. Feniks w kajdanach.
Jedyne, czego byłam teraz pewna w stu procentach, to to, że on nie był
winny. Nie jesteś winny – chciałam wykrzyczeć to zdanie. Chciałam, żeby cały
świat je usłyszał… A najbardziej chciałam, żeby usłyszała je jedna, konkretna
osoba.
Kiedy wychodziłam z samochodu, deszcz padał tak gęsto, że przysłaniał mi
widok. I dopiero teraz to sobie uzmysłowiłam: deszcz. Arek nie jeździł
w deszczu, bo to przypominało mu o tamtym dniu. O tamtym wypadku.
Rozejrzałam się dookoła. Byliśmy na często uczęszczanej drodze, więc co chwilę
mijały nas samochody. Arka dostrzegłam kawałek dalej. Siedział na poboczu.
Miał zgięte nogi w kolanach i opierał na nich głowę. Podeszłam do niego bliżej,
aż nie dzieliło nas nic prócz kilku centymetrów. Chciałam coś powiedzieć, ale za
każdym razem, gdy otwierałam usta, nie wychodził z nich żaden dźwięk.
Chciałam coś zrobić, ale nie wiedziałam, co to mogłoby być. W końcu usiadłam
okrakiem tuż za nim, owijając swoje ręce i nogi wokół niego. Chciałam go
poczuć. Chciałam, żeby on poczuł mnie. Chciałam, żeby wiedział, że jestem
blisko. Że jestem tutaj dla niego. W każdej chwili, kiedy by mnie potrzebował.
Jestem tutaj. Przyłożyłam policzek do jego pleców i zamknęłam oczy. Deszcz
był tak zimny, że cała drżałam. Na dłoni, którą trzymałam na jego sercu, czułam,
jak mocno biło. To nie była twoja wina. Jesteś niewinny.
Chyba w pewnym momencie zaczęłam płakać, ale nie wiedziałam tego na
pewno. Może to był tylko deszcz, spływający po moich policzkach? Tak bardzo
chciałam ukoić jego ból. Choć odrobinę, chociaż w niewielkim stopniu. Chciałam
wziąć od niego całe cierpienie, ale wiedziałam, że nie było to takie łatwe.
Wiedziałam to aż za dobrze. Nie jesteś winny. Nie jesteś winny. Nie jesteś
winny…
***
Zaczęło się już ściemniać. Nie miałam pojęcia, ile czasu siedzieliśmy na mokrej
ziemi, ale w pewnym momencie Arek wstał, więc ja zrobiłam to samo.
Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu. Widziałam w jego oczach zdziwienie,
trochę strachu, ale była tam też odrobina ulgi. Jakby mówiąc mi o tym
wszystkim, pozbył się części ciężaru, który od dawna w sobie nosił. I w tej chwili
marzyłam tylko o tym, żeby pozbył się go całego. Otworzyłam usta, żeby coś
powiedzieć, ale Arek mnie wyprzedził, mówiąc:
– Poprowadzisz teraz samochód?
To pytanie mnie zaskoczyło, ale od razu odpowiedziałam:
– Oczywiście.
Nie wiedziałam, czy sam nie chciał prowadzić, bo deszcz ciągle padał, czy
dlatego, że był po prostu zmęczony. Uznałam, że jedno i drugie.
Podprowadził mnie na miejsce kierowcy, a kiedy usiadłam za kierownicą,
sam zapiął mi pasy i zamknął drzwi. Patrzyłam, jak okrążył samochód i po chwili
siedział już obok mnie. Czułam, że przez tę zmianę miejsc był trochę
zdenerwowany. Ja również.
Ustawiłam lusterka i przysunęłam bliżej fotel. Kiedy poczułam się już
bardziej komfortowo, wzięłam głęboki oddech i powoli ruszyłam.
***
Jakieś pół godziny jechaliśmy w kompletnej ciszy, ale kątem oka widziałam, że
Arek się odrobinę rozluźnił. Miałam do niego mnóstwo pytań, lecz bałam się
zadać którekolwiek. Ale, co było dziwne, nie przerażały mnie jego odpowiedzi
na nie, przerażało mnie to, że mógłby znów zamknąć się w sobie i odciąć mnie
od siebie. Że mógłby kolejny raz założyć swoją maskę i udawać.
– Dlaczego?
Powiedział to tak cicho, że nie byłam pewna, czy to krótkie słowo naprawdę
wyszło z jego ust.
Spojrzałam na niego.
– Co dlaczego?
– Patrz na drogę, Nela – powiedział od razu, a ja szybko przeniosłam na nią
wzrok. Po jakiejś minucie znów się odezwał: – Dlaczego ciągle tutaj jesteś?
Chciałam na niego spojrzeć, żeby zrozumieć, o co mu chodzi, ale nie
odważyłam się tego zrobić.
– Nie rozumiem – odparłam.
– Dlaczego ciągle tutaj jesteś? Dlaczego się nie zatrzymasz, nie wyjdziesz
z tego samochodu i mnie nie zostawisz?
Czy on naprawdę zadaje mi takie pytania?
– A chcesz, żebym to zrobiła? – szepnęłam.
– Odpowiedz na moje pytanie.
– Nie, Arek. To ty odpowiedz na moje. – Przełknęłam ślinę i zapytałam
jeszcze raz: – Chcesz, żebym odeszła?
Proszę, powiedz, że nie chcesz. Powiedz, że nie chcesz…
– Nie – odpowiedział po chwili, a przeze mnie przeszła fala ulgi.
– Więc dlaczego pomyślałeś, że mogłabym to zrobić?
– Bo powiedziałem ci, kim jestem – stwierdził. – Mordercą.
Skrzywiłam się na to ostatnie słowo.
– To był wypadek. Jesteś niewinny. – Po raz pierwszy powiedziałam to głośno
i cieszyłam się, że mój głos zabrzmiał pewnie.
– Zginęli przeze mnie, Nela. Przez moją głupotę. Przez to, jaki jestem
popieprzony i zepsuty.
Nie mogłam słuchać tego, jak o sobie myślał. Traktował siebie zbyt okrutnie
i niesprawiedliwie. Przez tyle lat obwiniał się o coś, czego nie zrobił. Obwiniał
się o śmierć trójki istot. Feniks w kajdanach. Chciał być wolny, ale nie potrafił
poradzić sobie z tym cierpieniem. Nie potrafił sobie poradzić z winą, którą czuł.
Nie potrafił sobie wybaczyć. I żył, udając zepsutego i nic nieznaczącego faceta,
bo myślał, że naprawdę taki jest. Myślał, że nie zasługuje na nic więcej, nie
pozwalał sobie na szczęście. Ale się mylił. Był cudownym mężczyzną.
Wiedziałam, że gdzieś głęboko w nim było pełno miłości i dobra. Ale ból to
wszystko przysłaniał.
***
Niewiele rozmawialiśmy w czasie jazdy, ale nie było między nami już tego
napięcia. Deszcz przestał padać, ale ciągle ja prowadziłam samochód. Na
początku jechałam po prostu przed siebie. Prowadziłam mechanicznie. Dopiero
po pewnym czasie zaczęłam patrzeć na znaki i kierowałam się do Białegostoku.
Nagle zobaczyłam jakiś kształt na jezdni i gwałtownie zahamowałam
z piskiem opon.
– Kurwa, Nela! – krzyknął Arek.
Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Gwałtownie łapałam powietrze i nie
mogłam tego opanować. Po kilku sekundach odpięłam pasy i wyskoczyłam
z samochodu, kierując się do miejsca, w którym coś leżało. Reflektory oświetlały
całą scenę, jak chwilę później pochylałam się nad maleńkim brązowym pieskiem,
zwiniętym w kulkę.
Za sobą usłyszałam kroki Arka.
– Co jest, kurwa?
Gdybym nie była w takim szoku, przewróciłabym teraz oczami.
– To piesek – powiedziałam.
– Boże, przestraszyłaś mnie na śmierć, Nela. – Kucnął obok mnie i razem
przyglądaliśmy się zwierzątku.
Po chwili wzięłam psa delikatnie na ręce, ale usłyszałam skowyt bólu.
– Chyba jesteś ranny, maluchu – szepnęłam. Podniósł na mnie swoje ciemne
ślepia, a kiedy znów jęknął, aż zakłuło mnie w sercu. – Musimy go stąd zabrać –
powiedziałam, odwracając się do Arka. – Nie możemy go tutaj zostawić.
Przypatrywaliśmy się sobie przez chwilę. Bezgłośnie mówiłam mu, że bez
psa nigdzie się stąd nie ruszę.
W końcu kiwnął głową.
– Dobra. Weźmy go do samochodu.
***
Przez dalszą drogę samochód prowadził Arek, a ja siedziałam na tylnym
siedzeniu, głaszcząc nasze znalezisko. Położyłam pieska na kocu i miałam
nadzieję, że wytrzyma podróż. Był środek nocy, więc nie mogliśmy go zawieść do
weterynarza. Nie widziałam żadnej krwi na jego ciele, ale podejrzewałam, że
ma złamane dwie łapki. Nawet nie chciałam myśleć, jak znalazł się sam na
pustej drodze. Wyobraźnia pokazywała mi obraz wyrzucania go z samochodu
przez jakichś obrzydliwych właścicieli. Nienawidziłam ludzi, którzy robili to
własnym zwierzętom.
– Wszystko będzie dobrze – szepnęłam. – Zawieziemy cię do lekarza
i wyzdrowiejesz.
Gdyby tak na każdą ranę i każdy ból było odpowiednie lekarstwo, świat
byłby o wiele piękniejszy. Gdyby można było pójść do lekarza, powiedzieć
o objawach, dostać receptę, wykupić lekarstwo, zażyć je i tak zwyczajnie
wyzdrowieć…
– Nela?
Podniosłam wzrok i zauważyłam, że Arek przygląda mi się w przednim
lusterku.
– Hm?
– Jesteś najbardziej bezinteresowną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Zdziwiło mnie to, zwłaszcza po jego wczorajszych słowach, kiedy
powiedział, że oczekuję czegoś więcej, a sama nic z siebie nie daję.
– To nie jest prawda.
– Dlaczego?
Przeniosłam wzrok na pieska, który leżał obok mnie. Znów zaczęłam go
głaskać, a później szepnęłam:
– Bo chcę więcej.
Bezinteresowne osoby nie pragnęły więcej. One godziły się na swój los.
Brały to, co życie im ofiarowało, nie żądały niczego innego. W tym momencie ja
chciałam więcej. Pragnęłam szczęścia, które całkowicie zniszczyłoby mur wokół
mnie. Mur, który przez ten cały czas budowany był z bólu i cierpienia. Z każdej
łzy i strachu. Pragnęłam szczęścia, o którym wiedziałam, że jest na wyciągnięcie
ręki. Pragnęłam je zdobyć. To szczęście było tuż obok mnie.
***
Kiedy dojechaliśmy do Białegostoku, pierwszym, co zrobiliśmy, było znalezienie
gabinetu weterynaryjnego.
– Jak się wabi nasz pacjent? – zapytał doktor, kiedy przyszła już nasza kolej.
Był to starszy, siwiejący mężczyzna. Miał na nosie okulary z grubymi szkłami,
a ubrany był w biały fartuch lekarski.
– Nie mamy pojęcia. Znaleźliśmy go na… – zaczął Arek, ale mu przerwałam:
– Grom. Wabi się Grom. – Spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
Wzruszyłam ramionami, mówiąc:
– Pojawił się na naszej drodze jak grom z jasnego nieba.
Zupełnie tak jak ty pojawiłeś się na mojej.
– Więc niech będzie Grom – powiedział weterynarz z lekkim uśmiechem. –
Teraz ja się nim zajmę, a wy usiądźcie w poczekalni.
Siedzieliśmy w ciszy w jasnym, przyjaznym pomieszczeniu. Na ścianach
powieszone były obrazy ze zwierzętami. Uśmiechałam się do siebie,
przyglądając się im wszystkim.
– Nigdy nie miałam żadnego zwierzątka – powiedziałam po chwili.
– Obstawiałbym coś przeciwnego. Pasujesz mi do gromady małych
szczeniaczków, kilku kotów i akwarium pełnego złotych rybek.
Zaśmiałam się.
– Chyba nie było mi dane. Zawsze chciałam mieć psa, ale nie mogłam, bo
Bartek jest uczulony na sierść.
– A kiedy już z nim nie mieszkałaś? Przecież mogłaś mieć jakiegoś, gdy
przeprowadził się do Londynu.
Kiedy przeprowadził się do Londynu, moje życie zamieniło się w koszmar.
Nawet przez sekundę nie pomyślałam o tym, żeby przygarnąć wtedy psa.
Wzruszyłam ramionami.
– Nie miałabym dla niego czasu. Miałam za dużo na głowie.
Musiałam starać się żyć. Jakoś funkcjonować. Przechodzić od jednego dnia
do drugiego. Oddychać powietrzem, które było dla mnie niczym trucizna.
– Nela, wiesz, że nie możemy go zatrzymać, prawda? – zapytał Arek
poważnie.
Westchnęłam.
– Wiem.
***
Z Gromem było wszystko w porządku. Zawieźliśmy go do schroniska, o którym
powiedział nam weterynarz. Było mi żal go zostawiać, ale wiedziałam, że tam
mu będzie o wiele lepiej niż z nami w samochodzie.
– Żegnaj, maluchu. – Pogłaskałam go ostatni raz, spojrzałam w jego piękne
ślepia, odwróciłam się i odeszłam, walcząc z samą sobą, żeby tylko się nie
rozpłakać.
– Zrobiłaś dla niego wszystko, co mogłaś – powiedział Arek, kiedy
odjeżdżaliśmy. – Uratowałaś go, Nela.
– Razem go uratowaliśmy.
Pojechaliśmy zjeść jakiś obiad, a później znaleźliśmy motel, w którym się
zatrzymaliśmy. Kiedy tylko weszliśmy do pokoju, odłożyłam torbę na podłogę i od
razu rzuciłam się na łóżko.
– Jestem wykończona – westchnęłam. Zamknęłam oczy i w sekundę
zasnęłam.
***
– Nela, wstawaj. – Przewróciłam się na drugi bok. – Nie. Koniec spania,
lisku.
– Spadaj – jęknęłam.
Usłyszałam jego śmiech.
– Gdybyś wiedziała, co dla ciebie szykuję, nie mówiłabyś tak.
Tak, na pewno.
– Czas? – zapytałam na śpiąco.
– Ósma rano.
Musiałam spać kilkanaście godzin, ale to i tak było za mało. Uniosłam rękę
i miałam nadzieję, że zobaczył mój wystawiony środkowy palec. Chwilę później
usłyszałam szum wody, więc uznałam, że poszedł wziąć prysznic. I dobrze. Teraz
mogłam znowu pospać.
Po jakichś kilku sekundach została ze mnie zdarta kołdra.
To już jest przegięcie. Otworzyłam oczy i, zanim zdążyłam się zorientować,
co jest grane, fruwałam w powietrzu.
– Co, do cholery?! – krzyknęłam. Arek przerzucił mnie sobie przez ramię
i niósł w stronę łazienki. – Co ty wyprawiasz? Puść mnie! – Zaczęłam okładać go
pięściami po plecach.
– Stosuję odpowiednie środki perswazji.
Odpowiednie co? Następne, co poczułam, to lodowata woda wbijająca się
w moje ciało niczym milion igieł. Dupek postawił mnie pod prysznicem! A teraz
się jeszcze śmiał, przyglądając mi się z założonymi rękami.
– Co cię tak bawi? – rzuciłam do niego i szybko zakręciłam wodę.
Wychodząc spod prysznica, cała aż dygotałam.
– Wyglądasz cholernie podniecająco, kiedy się tak złościsz.
Podeszłam do niego i zaczęłam okładać go pięściami po klacie. Nawet się nie
bronił.
– Przez ciebie jestem cała mokra.
Uśmiechnął się szeroko.
– Lubię, kiedy jesteś mokra.
Boże, nienawidzę tego faceta.
Zgarnęłam ręcznik z półki i zaczęłam wycierać włosy.
– Po co w ogóle to wszystko? – zapytałam sfrustrowana.
– Bo za chwilę wyjeżdżamy – odpowiedział i skierował się do wyjścia
z łazienki.
Patrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc.
– Przecież dopiero wczoraj tu przyjechaliśmy. Nie zostajemy dłużej?
– Nie – rzucił przez ramię. – Za kilka godzin musimy być gdzie indziej.
I tylko taką odpowiedź dostałam.
***
– Gdzie jedziemy?
– Daleko.
***
– Weź posprzątaj w tym samochodzie. Popatrz, jak tu wygląda, do cholery!
– O co ci znowu chodzi, kobieto? Przecież jest czysto.
– Trzeba znać określenie „czysto”, żeby móc go używać.
– Jak ci się coś nie podoba, to sama możesz posprzątać.
– Już lecę. Nie będę ci sprzątać w samochodzie.
– Więc będziesz jechać bez marudzenia.
– Dupek.
– Wiem.
***
– Dokąd jedziemy?
– Dokądś.
– Nie powiesz mi, prawda?
– Nie.
– A jak ładnie poproszę?
– Nie.
– A jak naprawdę bardzo ładnie poproszę?
– A to proszenie uwzględnia ciebie nagą?
– Nie, dupku.
– Więc nie.
***
– Co byś wolał: muszkę czy krawat?
– Krawat.
– Co byś wolał: zostać Spidermanem czy Batmanem?
– Spidermanem. Zawinąłbym cię w pajęczą sieć i już nigdy nie wypuścił.
***
Kilka godzin później byliśmy w Olsztynie. Przez całą drogę próbowałam
wyciągnąć od niego, co jest grane, ale nic nie zdradził. Dobija mnie ta
niewiedza. Co on kombinuje?
Podjechaliśmy pod hotel w centrum miasta. Kiedy recepcjonistka dała nam
klucz, miałam zamiar iść do naszego pokoju i rozłożyć się na łóżku, ale Arek
wziął mnie za rękę i wyprowadził z budynku. Spojrzałam na niego zdziwiona,
a on jedynie uśmiechał się szeroko. Może zwariował?
Po jakichś kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się pod centrum handlowym.
– Myślę, że potrzebna jest ci jakaś sukienka – powiedział, wychodząc
z samochodu.
Teraz już jestem pewna – zwariował.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i poszłam za nim.
Kiedy weszliśmy do sklepu, skierowaliśmy się do działu damskiego.
– A co stało się z tym facetem, który nie robi zakupów z dziewczynami? –
zapytałam.
Wyszczerzył się.
– Ten facet zrobił wyjątek.
Przerzucał rząd sukienek i przyglądał im się uważnie, aż w pewnym
momencie zaczęłam się śmiać. Śmiałam się tak bardzo, że kobieta obok
popatrzyła na mnie nieprzyjaźnie, ale to spowodowało, że śmiałam się jeszcze
bardziej.
– Z czego się tak śmiejesz?
Kiedy już się trochę opanowałam, zapytałam:
– Przywiozłeś mnie tutaj, bo zamierzałeś mi powiedzieć, że jesteś gejem?
Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Zabawne, Nela. Bardzo zabawne – mruknął. – Przez ten czas, który się
znamy, powinnaś już dojść do tego, że nie ma we mnie ani trochę z geja.
O tak, wiedziałam o tym bardzo dobrze. Zbliżyłam się do niego i odparłam:
– Jak widać, nie doszłam. – Były to słowa, które on sam kiedyś do mnie
powiedział.
– Szybko mogę to zmienić. Powiedz tylko słowo.
***
Był już wieczór. Szliśmy gdzieś, a ja nie miałam pojęcia gdzie, bo nie raczył mi
tego powiedzieć. Byłam ubrana w czarną, dopasowaną sukienkę tuż przed
kolano. Miała dość wyraźny dekolt – już Arek się o to postarał, bo oczywiście to
on ją wybrał. Zrobiłam nawet delikatny makijaż i zamieniłam conversy na
wysokie, czarne szpilki, którymi teraz stukałam po chodniku.
– Arek, to jest trochę dziwne – westchnęłam i spojrzałam na niego. – Co ty
wymyśliłeś?
Sam miał na sobie ciemnogranatową koszulę, której dwa górne guziczki były
rozpięte, a rękawy były podwinięte do łokci i odsłaniały jego tatuaże. Do tego
założył ciemne dżinsy. Wyglądał wprost idealnie. Na twarzy malował mu się
tajemniczy uśmieszek i wręcz umierałam z ciekawości, dokąd mnie prowadził.
– Spodoba ci się – powiedział. – Obiecuję, że będziesz mi dziękować.
Przewróciłam oczami, bo co innego mogłam zrobić? Prawda jednak była
taka, że nieważne, dokąd mielibyśmy iść, mogłam pójść z nim chyba wszędzie.
Po jakichś pięciu minutach znaleźliśmy się w jakiejś odnowionej kamienicy.
Arek zatrzymał się, więc ja zrobiłam to samo. Staliśmy przed wysokim,
eleganckim budynkiem. Cała przednia ściana pierwszego piętra była
przeszklona, więc widziałam, że w środku było sporo ludzi. Tuż nad wejściem
wisiał szyld mówiący, że jest to galeria. Po chwili spostrzegłam afisz, na którym
było napisane:
Janusz Błażysz
Wystawa „Dopełnieni”
Jasna cholera!
Wpatrywałam się w afisz, później spojrzałam na Arka, potem znowu na afisz
i znów na Arka. Chyba nie potrafiłam trzeźwo myśleć.
– Jak? – zapytałam. – Skąd?
Zaśmiał się.
– Zamknij buzię, lisku.
Faktycznie, z wrażenia miałam ją otwartą.
– Skąd wiedziałeś? – Patrzyłam się na niego zszokowana.
Nie mogłam uwierzyć, że w ogóle zapamiętał to, co mówiłam mu wtedy
w Stęszewie. Zdawało mi się, jakby to było wieki temu.
Wzruszył ramionami.
– Nie mogłem w nocy zasnąć. Wziąłem komórkę i zacząłem grzebać
w Internecie. Przypadkiem natrafiłem na informację o tej wystawie. Jest tylko
do dzisiaj, więc musieliśmy się spieszyć.
– Niewiarygodne – szepnęłam.
Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz ktoś zrobił mi taką niespodziankę.
Zastanawiałam się nawet, czy ktoś w ogóle zrobił mi kiedyś jakąkolwiek. Takie
rzeczy się pamięta, a ja po prostu nie pamiętałam.
– Wchodzimy? – zapytał.
Pokiwałam głową.
– Arek?
– Tak?
Podeszłam i przytuliłam go mocno, przykładając twarz do jego klatki
piersiowej.
– Dziękuję – szepnęłam.
– Obiecałem, że będziesz dziękować – powiedział, kierując głos w moje
włosy, a potem pocałował mnie w czubek głowy.
– I miałeś rację.
***
Byłam w kilku galeriach, ale nigdy nie w takiej wielkiej. A już na pewno nigdy nie
byłam na wystawie tak znanego artysty.
Nigdy nie mówiłam Arkowi tego, że moja mama była malarką. Nie była jakaś
sławna. Nie była rozpoznawalna. Nic z tych rzeczy. Ona po prostu lubiła
malować. Tak w każdym razie powiedział mi ojciec, kiedy miałam jakieś dziesięć
lat. Niewiele o niej wiedziałam, ale pewnego dnia, gdy znalazłam na strychu
w naszym starym domu wielki karton, w którym było mnóstwo jej prac,
pokochałam ją. Mała, dziesięcioletnia dziewczynka po raz pierwszy zrozumiała,
że kochała swoją mamę. Te obrazy były tak piękne, że aż nierealne. Jak z bajki.
Pełne żywych kolorów. Pełne życia. Patrząc na nie, miałam wrażenie, jakby
mama była bliżej mnie. Jakby między nami było coś, o czym wiedziałyśmy tylko
my dwie. Właśnie wtedy zaczęłam rysować – rysować, nie malować. Miałam
wrażenie, że to mojej mamie należał się pędzel, mnie pozostawały tylko kredki
i ołówek. Pędzla nigdy w życiu nie dotknęłam.
Nie mogłam powiedzieć, że znam się na malarstwie. Nie znałam się. Ja po
prostu wiedziałam, co mi się podoba, a co nie. Potrafiłam określić, który obraz
do mnie przemawia. Potrafiłam go zinterpretować na własny sposób. Więc
robiłam to.
***
Byłam taka podekscytowana, ale starałam się tego za bardzo nie okazywać. Co
chwilę nawijałam Arkowi o następnych obrazach, zachwycając się nimi.
W pewnym momencie zorientowałam się, że trzymam go za rękę. Zrobiłam to
całkowicie bezwiednie, ale nic nie mogłam poradzić na fakt, że podobało mi się
to.
– A ty co o tym myślisz? – zapytałam, kiedy przedstawiłam mu swoje zdanie
na temat kolejnego obrazu.
– Zgadzam się z tobą – powiedział od razu.
Zaśmiałam się, a on zrobił to samo. Wiedziałam, że nie bardzo go to
wszystko interesowało, ale był tutaj. Nie narzekał, nie mówił, żebyśmy już
wychodzili. Po prostu chodził ze mną od jednego obrazu do drugiego,
przyglądając im się i słuchając, co mam do powiedzenia.
– Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałam zobaczyć jego obrazy na
żywo – powiedziałam. – Gdyby nie było tutaj tych wszystkich ludzi, zaczęłabym
skakać i piszczeć jak mała dziewczynka.
– Może powinienem ci jeszcze załatwić watę cukrową i popcorn?
Uśmiechnęłam się szeroko.
– Myślę, że to dobry pomysł.
Po chwili podeszliśmy do kolejnego obrazu.
– Jak podoba się państwu wystawa?
Obróciliśmy się z Arkiem. Obok stał nieznany mi mężczyzna. Na moje oko –
przed trzydziestką. Miał dłuższe blond włosy, które sięgały mu prawie do
ramion. Był wysoki, ale nie aż tak jak Arek. Miał na sobie koszulę z długim
rękawem w niebiesko-białą kratę i ciemnobeżowe spodnie.
Przysunął się bliżej nas i stanął po mojej lewej stronie. Chyba czekał na
odpowiedź.
– Interesująca – stwierdziłam jedynie. Co miałam niby powiedzieć facetowi,
którego dopiero co zobaczyłam?
– Zauważyłem, że uważnie przygląda się pani obrazom. A co myśli pani
o tym? – Wskazał na ten, przed którym staliśmy.
Pani? Czy ja wyglądam staro?
Zerknęłam na Arka, który tylko wzruszył ramionami. Spojrzałam
z powrotem na nieznajomego i po chwili zapytałam:
– Szczerze?
Uśmiechnął się jakoś dziwnie.
– Tylko – odpowiedział.
Okej, chcesz szczerze, to będziesz miał szczerze.
– Dobrze – zgodziłam się i zaczęłam mówić, patrząc na obraz: – Od zawsze
podoba mi się styl tego artysty, bo jest świeży i oryginalny. Nie próbuje nikogo
naśladować. Wszystkie obrazy, jakie tutaj zobaczyłam, takie właśnie były.
Nieszablonowe. Jednak ten jest inny. Nijaki. Bez pomysłu. Kolory są zmieszane
ze sobą bez jakiegokolwiek celu. Wydaje mi się, jakby ten obraz w ogóle nie
wyszedł spod pędzla Błażysza. I może faktycznie tak jest, bo jako jedyny tutaj
nie ma nawet plakietki z podpisem. O ile pamiętam, wystawa nosi tytuł
„Dopełnieni”. Na pewno zgodzi się pan ze mną, że obraz powinien współgrać
z tytułem. Ja niestety na tym obrazie nie widzę żadnego dopełnienia. Widzę
chaos. Wszystko jest chaotyczne i niedbałe. Jakby malarz sam nie wiedział, co
dokładnie chciał przekazać. Jak dla mnie ten obraz tu nie pasuje. Zupełnie jakby
był z jakiejś innej wystawy. Wystawy gorszego gatunku, to pewne. – Oderwałam
wzrok i spojrzałam na mężczyznę. – No ale co ja tam wiem? – dodałam trochę
zmieszana.
Przegięłam? Chyba rzeczywiście trochę mnie poniosło. Byłam amatorką,
a zachowałam się jak jakaś cholerna specjalistka. Ale ten facet mnie
denerwował. Miał jakiś dziwny wyraz twarzy. Co miałam zrobić? Powiedzieć, że
obraz jest cudowny, skoro tak nie myślałam?
Po chwili ciszy facet się roześmiał, a ja zmarszczyłam brwi.
– Powiedziałam coś zabawnego?
Pokręcił głową, ciągle się uśmiechając. Ale jego uśmiech mi się nie podobał.
Był jakiś taki… sztuczny.
– Myślę dokładnie tak samo jak ty. – Więc teraz byliśmy na „ty”? – To
najgorszy obraz w tej galerii. Cieszę się, że ktoś to wreszcie powiedział.
W ogóle nie przyłożyłem się do niego.
Stałam osłupiała. Czułam gorąco na policzkach.
O kurwa!
– To twoje obrazy? – zapytałam szeptem.
Kątem oka zobaczyłam, że Arek próbował powstrzymać śmiech.
Dupek.
– Tylko ten, który tak wdzięcznie zjechałaś. Dlatego nie jest podpisany. Cała
reszta jest mojego ojca.
O kurwa, kurwa, kurwa. To wcale nie ratowało mojej sytuacji. Właśnie
upokorzyłam się przed synem jednego z najlepszych polskich malarzy.
– Wiedz, że w tym momencie chciałabym się zapaść pod ziemię –
powiedziałam. – Bardzo cię przepraszam.
Pokręcił głową.
– Niepotrzebnie – stwierdził. – Mój ojciec jest wybitnym artystą. Nawet
gdybym chciał, nigdy bym mu nie dorównał. Nie masz za co przepraszać.
Sekundę później odwrócił się i poszedł dalej.
Spojrzałam na Arka, który śmiał się cicho. Mogłabym go teraz walnąć, ale
po chwili do niego dołączyłam. Ta sytuacja była komiczna.
– Boże, co za wstyd – powiedziałam.
– To jakiś frajer. Na pewno ma to po ojcu.
– Frajer czy nie frajer, ale gdybym wiedziała, że to jego obraz, na pewno
bym nie powiedziała mu tego, co właśnie powiedziałam.
Cholera, ciekawe, czy zrobiło mu się przykro. Niby go przeprosiłam, ale fakt
pozostawał faktem. Zjechałam jego obraz.
Oglądaliśmy kolejne prace, aż w końcu Arek powiedział:
– Idę zapalić. Niedługo wrócę, okej?
– Okej.
– Nigdzie sama nie idź – rozkazał.
Przewróciłam oczami.
– Dobra, dobra.
Kiedy poszedł, nie byłam już w stanie analizować nowych obrazów. Cały
czas myślałam o Arku. Nie wierzyłam, że zrobił dla mnie coś takiego. I on mówił,
że był zepsutym człowiekiem? Gówno prawda. Był… Był wyjątkowy. Ale sam
musiał w to uwierzyć. Musiał…
– Już bez towarzystwa?
Odwróciłam się. Obok stał nie kto inny jak syn Janusza Błażysza.
– Chwilowo – odpowiedziałam.
– Słuchaj, na górze mam jeszcze kilka swoich prac. Jeśli chciałabyś je
skrytykować, to zapraszam.
Czy on ze mnie kpi? Nie jestem jakąś wyrocznią.
– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
– To zajmie tylko moment. Przynajmniej poznam szczerą opinię.
– Zaraz pewnie będziemy wychodzić, więc…
– Naprawdę mi na tym zależy. Nie każ mi błagać.
Skrytykowałam jego obraz, a on niby chciał mnie teraz błagać? Ten facet
jest jakiś dziwny. Może faktycznie to jest rodzinne…Wahałam się przez chwilę,
ale wreszcie się zgodziłam. W końcu co mi szkodziło iść? Może, przy odrobinie
szczęścia, zdradziłby mi, dlaczego jego ojciec ukrywa się przed światem?
Szłam za nim, a po drodze wyciągnęłam z małej torebeczki komórkę
i wysłałam szybkiego SMS-a do Arka, że poszłam na górę obejrzeć inne obrazy.
Weszliśmy do pomieszczenia na drugim piętrze, a on zapalił światło
i zamknął za nami drzwi. Rozejrzałam się po wnętrzu. Był to przestronny, jasny
pokój. Urządzony skromnie, ale za to bardzo stylowo. Idealnie pasował do
galerii.
– Więc gdzie one są? – zapytałam, szukając wzrokiem obrazów.
Wskazał ręką na drugi koniec pomieszczenia. Faktycznie były tam oparte
o ścianę obrazy w ramach. Przeszłam przez pokój i zaczęłam oglądać pierwszy
z nich.
Nie minęło kilka sekund, gdy nagle poczułam jego dłoń na swojej talii.
– Hej, co robisz?
Odwróciłam się szybko, a on chwycił mnie za biodra i przycisnął do ściany.
– Chyba doskonale wiesz, co robię, skarbie – mruknął, przybliżając swoją
twarz do mojej.
Nie, nie, nie. To się nie dzieje naprawdę!
– Nie dotykaj mnie.
Próbowałam mu się wyrwać, kiedy zaczął całować moje zaciśnięte usta.
Wolnymi rękami odepchnęłam go od siebie i chciałam uciec, ale zdążył mnie
złapać za nadgarstki. Docisnął swoje ciało do mojego, a ja znalazłam się
w pułapce.
– Nigdzie nie uciekasz – warknął.
Moje serce biło jak szalone.
– Zabieraj łapy, do cholery! – Chciałam, żeby mój głos zabrzmiał pewnie, ale
chyba mi to nie wyszło. – Zostaw mnie albo będę krzyczeć.
Zaśmiał się.
– Zauważyłem, że masz temperament. Więc krzycz, ile chcesz. Nawet mi się
to podoba.
„Krzycz, ile chcesz”, już to kiedyś słyszałam. Wiele razy. Zbyt wiele razy.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ SZESNASTY
AREK
Paliłem fajkę przed budynkiem galerii, a w głowie miałem tylko jedną myśl: „Neli
się podoba”. Widziałem jej uśmiech. Widziałem, jak się cieszyła, oglądając te
wszystkie obrazy. I tylko to się liczyło. Chciałem sprawić jej przyjemność.
Chciałem, żeby była szczęśliwa. Sprawiała, że wszystkim dookoła żyło się lepiej.
Robiła wszystko dla swojego brata, nie skarżąc się nawet słowem. Wzięła z ulicy
cholernego szczeniaczka i wiedziałem, że gdyby nie przeżył, pękłoby jej serce.
Teraz był czas na nią. Czas, żeby to ją uszczęśliwiać. I chciałem być tym, który
będzie to dla niej robił.
Teraz, kiedy już wiedziała, co zrobiłem, i nie uciekła ode mnie z krzykiem,
nie mogłem tak po prostu odpuścić. Ciągle jeszcze nie wierzyłem w to, że mnie
nie zostawiła. Że nie odeszła. Powiedziała nawet, że to nie była moja wina, choć
ja i tak wiedziałem swoje. Ale co bym zrobił, gdyby jednak odeszła?
Próbowałbym ją zatrzymać czy pozwoliłbym odejść? Z Nelą nic nie było pewne.
Nic nie było oczywiste. To wszystko zaczynało mi się mieszać w głowie. Ona
mieszała mi w głowie. Zmieniała mnie. Robiła ze mną takie rzeczy, że zaczynało
mnie to trochę przerażać.
W pewnej chwili zawibrowała moja komórka – wiadomość od Neli: „Błażysz
chce, żebym zobaczyła kilka innych obrazów. Idę z nim na górę”.
Po moim trupie. Nie można było zostawić jej samej na pięć cholernych
minut, bo zlatywały się palanty. Dupek przez cały czas, kiedy stał z nami, patrzył
się tylko w jej dekolt. I czemu mnie to niby dziwiło? Zawsze wyglądała
seksownie, ale dzisiaj to już chyba przeszła samą siebie. Miałem ochotę zerwać
z niej tę sukienkę i…
Gasiłem właśnie fajkę, kiedy podeszła do mnie jakaś kobieta, prosząc
o ogień. Zaczęła mnie zagadywać, ale ja jedynie podpaliłem jej papierosa
i wróciłem z powrotem do budynku. Żadna inna dziewczyna nie miała znaczenia.
Żadna się nie liczyła. Tylko Nela. Nie mogłem popełnić tego samego błędu, który
popełniłem w Bydgoszczy z tamtą blondyną. Nie potrafiłbym sobie tego później
wybaczyć. A co ważniejsze, Nela by mi tego nie wybaczyła.
Skierowałem się w stronę schodów. Chciałem ją stamtąd zabrać i wziąć na
kolację. Chciałem…
Byłem na drugim piętrze, kiedy nagle usłyszałem krzyk. Krzyk Neli.
Zerwałem się i podbiegłem na koniec korytarza, skąd dochodził ten dźwięk.
Otworzyłem drzwi, które uderzyły z trzaskiem o ścianę. Pierwsze, a raczej
jedyne, co zobaczyłem, to tego gnoja przyciskającego Nelę do ściany. Wyrywała
mu się i bez przerwy powtarzała słowo „nie”, a on nie zwracał na to uwagi.
Widziałem jego łapy pod jej sukienką i… Straciłem panowanie nad sobą.
Ogarnęła mnie całkowita chęć mordu.
W sekundę znalazłem się bliżej i, łapiąc go za kark, oderwałem go od Neli.
Dostrzegłem u niego błysk zaskoczenia i to była ostatnia rzecz, którą
zarejestrowałem przed tym, jak moja pięść spotkała się z jego gębą. Później
jeszcze raz. Kolejny. I następny.
– Nie rozumiesz słowa „nie”, skurwielu?!
Tłukłem go bez opamiętania. Nie mogłem przestać. Nie potrafiłem.
Skurwiel musi ponieść karę.
Na ringu zawsze dawałem upust swojej agresji, która gdzieś tam we mnie
była, i to pozwalało mi wygrywać walki. Nie myślałem o swoim przeciwniku.
Z tyłu głowy zawsze pozostawała myśl, że to tylko praca. Traktowałem to jak
jakieś hobby. Z niektórymi rywalami nawet się lubiłem. Lecz teraz… Teraz
robiłem to z prawdziwej zemsty. Robiłem to, bo musiałem. Ten gnój sobie na to
zasłużył. Dotykał jej, a ona tego nie chciała. Mówiła mu „nie”, a ten skurwiel nie
słuchał.
W pewnym momencie usłyszałem płacz Neli i jej ciche: „Proszę, przestań”.
Moja pięść zatrzymała się kilka centymetrów przed jego zakrwawioną mordą.
Kiedy go wypuściłem, upadł na podłogę, jęcząc z bólu. Łapałem gwałtownie
powietrze, a po chwili odwróciłem się do Neli. Trzęsła się cała i pocierała swoje
ramiona.
– Zrobił ci coś? – zapytałem, idąc w jej stronę.
Błagam, powiedz, że nie.
Pokręciła przecząco głową, ale miała łzy w oczach. Gdybym przyszedł tutaj
kilka minut później… Gdybym się spóźnił… Nie chciałem sobie nawet tego
wyobrażać.
Podszedłem bliżej, chcąc ją przytulić, lecz odsunęła się gwałtownie, a na jej
twarzy malował się strach. Miałem wrażenie, że patrząc na mnie, wcale nie
widziała mnie, tylko kogoś innego.
– Spokojnie, Nela – szepnąłem. – To ja. Nie musisz się już bać.
Patrzyłem, jak powoli dochodziło do niej to, co powiedziałem. Po chwili
zarzuciła mi ramiona na szyję, a ja mocno ją przytuliłem. Trzymanie jej
w ramionach było takie… naturalne. Takie dobre. Takie właściwe.
– Wynosimy się stąd, lisku.
***
Kiedy wróciliśmy do pokoju hotelowego, Nela ściągnęła szpilki i zwinęła się
w kłębek na swoim łóżku.
Podszedłem bliżej i usiadłem tuż obok niej.
– Nigdy nie zrobiłbym ci nic złego – powiedziałem. – Nie musisz się mnie
bać. Wiesz o tym, prawda?
Musiała w to uwierzyć. Nie mogłem znieść myśli, że mogłaby się mnie bać.
Chciałem, żeby zawsze czuła się przy mnie bezpiecznie.
– Wiem – szepnęła. – Ja tylko… – Schowała twarz w dłoniach i zaczęła cicho
łkać.
Gdy widziałem ją w takim stanie, czułem, jakby wbijano mi w serce miliony
sztyletów. Jakby coś we mnie umierało. A przecież ja już od dawna byłem
martwy.
– Wystraszyłaś się mnie wtedy.
– Przepraszam, ja… Ja myślałam…
– Lisku, spójrz na mnie. – Pogłaskałem ją po głowie. – Nie zrobię ci krzywdy.
– Wiem… Gdyby nie ty, on mógł… Wyobraziłam sobie Igora i…
Zamarłem na chwilę. Igor. Wymawiała to imię przez sen. Wiedziałem, że to
musiał być ktoś z jej przeszłości. Ktoś, kogo się bała. Ktoś, kto ją skrzywdził.
Kim jest ten bydlak i co jej zrobił?!
– Popatrz na mnie, proszę. Mów do mnie, Nelcia. Powiedz, co on ci zrobił.
Zabrała dłonie ze swojej twarzy, ukazując zapłakane oczy. Spojrzała na mnie
tak, jakby chciała przekonać samą siebie, że może mi zaufać.
A ja chciałem, żeby mi zaufała.
– Uciekłam od niego – szepnęła w końcu. – On…
– Spokojnie. – Wziąłem jej trzęsące się dłonie w swoje i przyłożyłem je do
swoich ust. – Powiedz mi wszystko.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
NELA
Podobno najlepiej jest się zwierzać komuś obcemu. Ale nikt nie powiedział, co
zrobić, kiedy ten obcy już dawno przestał nim być, a zmienił się w kogoś, na kim
zaczęło zależeć najbardziej. Nikt nie powiedział, co wtedy zrobić. Ale ja to
wiedziałam. Musiałam mu zaufać.
Wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam mówić:
– Igora poznałam na pewnej imprezie, na którą zabrał mnie Bartek. Miałam
wtedy siedemnaście lat, a on dwadzieścia dwa. Brat zawsze bardzo mnie
pilnował. Skutecznie odstraszał wszystkich chłopaków. Ale to działo się na
krótko przed śmiercią taty i kiedy tato odszedł, Bartek odrobinę przystopował.
Chyba uciekł trochę w pracę. Czułam się samotna jak jeszcze nigdy. To nie była
taka zwyczajna samotność, kiedy nie masz się do kogo odezwać albo z kim wyjść
do kina. Ja czułam się pusta w środku. Nie miałam już ojca, mijałam się
z bratem. Zostałam po prostu z niczym. Przestałam już dostrzegać samą siebie.
Nie wiedziałam, co mam robić. Nie wiedziałam, czym się zająć. Właśnie wtedy
zaczęliśmy się spotykać. Na początku było dobrze. Czułam się potrzebna
i ważna. Potrzebowałam się taka czuć. I potrzebowałam, żeby ktoś dawał mi też
coś od siebie. Nigdy nie pragnęłam tego tak bardzo jak wtedy. Musiałam
napełnić się chociaż jakimiś drobinami, które on mi dawał. Teraz myślę, że to
było uzależnienie. Uzależniłam się od niego. Uzależniłam się od tego, że ktoś
zwraca na mnie uwagę. Bo ja tej uwagi wtedy potrzebowałam. Kiedy Bartek
wyjechał do Londynu, poszłam na studia i zamieszkałam z Igorem. Od tamtego
czasu z każdym kolejnym dniem coś się zmieniało. Igor się zmieniał. Któregoś
dnia odkryłam, że ćpa. Wcześniej kompletnie nie miałam o tym pojęcia.
Powiedziałam mu, że ma z tym skończyć, ale on jedynie machnął ręką
i stwierdził, że bierze tylko od czasu do czasu i żebym nie robiła z tego wielkiej
afery. Z nim pierwszym uprawiałam seks. Nigdy nie był specjalnie delikatny, ale
nie przeszkadzało mi to. Do czasu. Stawał się zaborczy. Bardziej… wymagający.
Wymuszał na mnie rzeczy, na które nie miałam ochoty. Kiedy za pierwszym
razem się nie zgodziłam, uderzył mnie. Mówił, że nieposłuszne dziewczynki
czeka kara. Później przepraszał i mówił, że to już się więcej nie powtórzy. Ale
powtarzało się. Więc wolałam się zgadzać. Na wszystko. Pieprzyliśmy się wtedy,
kiedy chciał. Kiedy mówiłam, że nie chcę, wmawiał mi, że to nieprawda. Kiedy
się mu wyrywałam i krzyczałam, jemu podobało się jeszcze bardziej. Mówił, że
pragnę tego tak samo jak on. Zaczęłam brać tabletki, ale nie powiedziałam mu
o tym. Nie mogłam pozwolić, żeby pieprzył mnie bez zabezpieczenia, bo nie
miałam pewności, czy był czysty albo czy nie sypiał z kimś jeszcze. Mówił, że
jestem jego własnością. Mówił, że mnie kocha. Mówił, że ja też go kocham i, jak
każda kochająca dziewczyna, muszę być z nim, gdzie chce, kiedy chce i jak chce.
Bałam się zaprzeczać. Bałam się robić cokolwiek, co mogłoby go zdenerwować,
bo nie wiedziałam, do czego mógł być jeszcze zdolny. Pewnego dnia wrócił do
domu kompletnie naćpany. Miałam dość. Miałam naprawdę dość. Odważyłam się
powiedzieć, że to koniec. Że już nie chcę z nim być. Że odchodzę. Wtedy wpadł
w szał. Boże, gdybyś go wtedy widział… Krzyczał, żebym się nie wygłupiała, że
to jakiś chory żart. Zdemolował praktycznie całe mieszkanie. Rzucał
szklankami, talerzami, wszystkim, co tylko miał pod ręką. W pewnym momencie
chwycił kuchenny nóż. Byłam pewna, że chce mnie zabić. Naprawdę
szykowałam się na śmierć, myśląc, że może rzeczywiście powinien ze mną
skończyć, bo miałam już dość cierpienia. A on zbliżył ten nóż do swojej szyi
i powiedział, że poderżnie sobie gardło, jeśli go zostawię. I chyba naprawdę był
do tego zdolny. Nie miałam innego wyboru. Podeszłam do niego cała we łzach,
na trzęsących się nogach, wyjęłam z jego ręki ten cholerny nóż i rzuciłam go na
podłogę. Potem… Potem zrobił ze mną, co tylko chciał, a ja ani razu go nie
powstrzymałam. Nie odezwałam się nawet słowem. Zasypiając, przytulił mnie
jeszcze i powiedział, że nigdy nie pozwoli mi odejść, bo jestem jego i tu jest moje
miejsce. Nie mogłam zasnąć przez całą noc. Kiedy on wstał rano, udawałam, że
śpię. Wyszedł do pracy, a ja zerwałam się z łóżka, spakowałam kilka rzeczy
i wsiadłam w autobus do Łodzi. Resztę już znasz.
I to było właśnie to. Podzieliłam się całym swoim bólem. Pokazałam cały
swój strach. Pokazałam, jaka byłam słaba. Pokazałam swoje nieposkładane
serce. Spojrzałam na niego przez łzy i szepnęłam:
– Proszę, zabierz mnie stąd.
Nie byłam pewna czy bardziej chodziło mi o miejsce, w którym teraz
byliśmy, czy raczej o ból, w którym tkwiłam. Ale niezależnie od tego, skąd miał
mnie zabrać, to musiał być on. Chciałam, żeby to on był tym, który mnie uratuje.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
AREK
Nela zasnęła na siedzeniu praktycznie od razu, jak wyjechaliśmy.
Zaciskałem mocno pięści na kierownicy i starałem się oddychać. Musiałem
teraz trzeźwo myśleć, żeby tylko nie próbować odnaleźć tego skurwiela i go nie
zabić. Naprawdę myślałem, że mogę go zabić. W tym momencie nic by mnie nie
powstrzymało. Nie istniała taka siła, która odciągnęłaby mnie od zemsty na tym
bydlaku. Nawet Nela by mnie nie powstrzymała.
Spojrzałem na nią. Boże, wyglądała teraz tak spokojnie. Tak niewinnie. Tak
bezbronnie. Jak można krzywdzić takie piękno? Kurwa mać!
Zatrzymałem samochód na poboczu i wysiadłem na zimne, nocne powietrze.
Odpaliłem pierwszą fajkę. Kurwa! Ten skurwiel pieprzył ją, kiedy ona tego nie
chciała. Brał ją, kurwa, siłą! Nie mogłem przestać o tym myśleć. Nie potrafiłem.
Przed oczami ciągle pojawiały mi się obrazy jakiegoś skurwiela, który odważył
się podnieść na nią rękę. Bił ją. Moją Nelę.
Znęcał się nad nią. Manipulował nią. Wykorzystał ją w jednym z najgorszych
momentów jej życia, kiedy była zbyt słaba, żeby się bronić, i zaufała nie tej
osobie, której powinna. Potrzebowała wtedy bezpieczeństwa. Potrzebowała,
żeby ktoś się o nią zatroszczył. Potrzebowała… A ten skurwiel ją niszczył. Ja
pierdolę!
Im więcej myślałem o tym, przez jakie piekło przeszła, tym bardziej się
nakręcałem. Tym bardziej chciałem go rozszarpać. Tym bardziej chciałem, żeby
zapłacił za wszystko, co ją spotkało. Za każdą łzę. Za ból. Za strach w jej
oczach.
I pewnego dnia tak się stanie. Pewnego dnia zapłaci za to. Po stokroć.
Zabiję pierdolonego ćpuna. Powoli. Nie spiesząc się. Ten gnój sam będzie błagał
mnie o śmierć. Zniszczę go. Zabiję za to, co jej zrobił. I nie będę tego żałował
nawet przez jedną pierdoloną sekundę.
***
Wyszedłem z samochodu i patrzyłem z niedowierzaniem na to, co się stało.
Jeszcze tego, kurwa, brakowało!
Był środek nocy. Ciemno jak cholera. Byliśmy na jakiejś wiosce, chyba na
końcu świata, i właśnie złapaliśmy gumę. Pieprzona opona! Zapasowa była
w bagażniku, ale tutaj ledwo było ją widać, nie mówiąc o tym, żeby ją wymienić.
Szukałem latarki, którą musiałem mieć gdzieś z tyłu, w pudłach, kiedy
usłyszałem wystraszony głos Neli, mówiącej moje imię. W sekundę podleciałem
na przód samochodu i otworzyłem drzwi od strony pasażera.
– Spokojnie – powiedziałem do niej. – Jestem tutaj.
Nie potrzebowała się teraz bać. Już nigdy więcej. Spojrzała na mnie, a na jej
twarzy dostrzegłem ulgę. Po chwili zapytała:
– Co się dzieje?
– Złapaliśmy gumę.
– Mamy zapasową oponę w bagażniku, prawda?
Mamy.
– Tak. Zaraz zacznę ją zmieniać.
– Pomogę ci – powiedziała i zaczęła wychodzić z samochodu, ale ją
zatrzymałem.
– Nie chcę, żebyś zmarzła. Siedź tutaj, a ja za chwilę skończę.
– Daj spokój. Chcę pomóc.
Uparty, mały lisek.
Już miałem coś powiedzieć, kiedy ktoś za nami się odezwał:
– Coś się stało?
Nela krzyknęła, a ja odwróciłem się szybko.
Co jest, kurwa?!
Zobaczyłem jakiegoś starszego mężczyznę, około siedemdziesiątki, który
zaczął świecić na nas latarką.
– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć, panienko – powiedział w jej
stronę. – Coś się stało? – powtórzył. – Zabłądziliście?
Po chwili opuścił latarkę, a ja odpowiedziałem:
– Złapaliśmy gumę.
– Co się dzieje, Waldek? – Za nim pojawiła się jakaś starsza kobieta,
zapewne jego żona. – Kto to?
– Nie wiem, Zosiu.
Patrzyli na nas wyczekująco, ale nie widziałem na ich twarzach złości albo
czegoś w tym stylu. Było na nich raczej zainteresowanie. Zorientowałem się, że
staliśmy obok ich podjazdu do domu, a oni zastanawiali się, kto nachodzi ich
w środku nocy.
Nela wyszła z samochodu i stanęła obok mnie.
– Dobry wieczór – powiedziała. – Zaraz odjedziemy, tylko wymienimy oponę.
Ja wymienię, ty będziesz siedzieć w samochodzie.
– Chcecie zabierać się do tego w środku nocy? – spytał mężczyzna.
Zaśmiałem się lekko.
– Chyba nie mamy innego wyjścia, jeśli nie chcemy spać w samochodzie.
– A gdzie jedziecie? – zapytała kobieta. – Do kogoś tutaj, w okolicy?
– Nigdzie konkretnie – odpowiedziała Nela. – Od tygodni podróżujemy po
Polsce.
– Czyli wędrowcy? – Kobieta uśmiechnęła się ciepło, a my kiwnęliśmy
głowami. – Jesteście młodym małżeństwem? Bo chyba nie rodzeństwem, nie
jesteście podobni. Chociaż teraz to już niczego nie można być pewnym.
Wow! To staje się coraz dziwniejsze.
– Jesteśmy przyjaciółmi – odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
Zerknąłem na Nelę i chyba widziałem na jej twarzy odrobinę rozbawienia
z powodu całej tej sytuacji.
– Ach, przyjaciele – powiedziała kobieta. – Zostańcie na noc u nas. Mamy
wolny pokój.
Że niby co?
– Nie ma takiej potrzeby – rzuciłem od razu.
– Nie będziemy robić państwu kłopotu – powiedziała Nela w tej samej
chwili.
Kobieta zaśmiała się, a mężczyzna oznajmił nam z uśmiechem:
– Lepiej posłuchajcie. Jak moja żona coś postanowi, to już nic jej od tego nie
odciągnie. A oponę wymienicie rano. Teraz nic nie widać.
– To żaden kłopot – dodała kobieta. – Zapraszamy.
Boże, kim są ci ludzie?
Spojrzałem na Nelę, ona na mnie, i naprawdę nie wiedzieliśmy, co robić.
Po chwili pani Zofia wzięła Nelę za rękę i zaczęła prowadzić ją w stronę
domu, a mnie rzuciła przez ramię:
– Weź wasze rzeczy, młody człowieku, i chodź.
Czy to się dzieje naprawdę?
Stałem osłupiały i na twarzy Neli widziałem takie samo zdziwienie. Po chwili
zabrałem nasze rzeczy, które zawsze braliśmy do hoteli, zamknąłem samochód
i poszedłem za nimi.
To był typowy wiejski dom. Chociaż właściwie nie wiem, jak taki typowy miał
niby wyglądać, ale dokładnie tak go sobie wyobrażałem. Był… kolorowy.
Wszystkiego było w nim dużo. Kobieta prowadziła nas korytarzem, a ja mogłem
dostrzec niektóre rzeczy: obrazy na ścianach, dywany, regały zapełnione po
brzegi, mnóstwo zdjęć w ramkach. Ten dom wydawał się taki… rodzinny.
Po chwili otworzyła przed nami drzwi do jednego z pokoi i zapaliła w nim
światło.
– To tu – powiedziała. – Jest tylko jedno łóżko, ale dość duże. Na pewno się
pomieścicie. A stąd przechodzi się do osobnej łazienki. – Wskazała na drzwi po
drugiej stronie pokoju. – Znajdziecie tam czyste ręczniki.
– Bardzo pani dziękujemy – powiedziała do niej Nela.
– Nie ma za co, skarbie. Śpijcie dobrze.
Uśmiechnęła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Staliśmy w miejscu, w ciszy. Żadne z nas się nie odezwało, bo chyba po
prostu nie wiedzieliśmy, co powiedzieć.
– Bardzo mili ludzie – rzuciła po chwili Nela.
– Tak – przytaknąłem.
– Wezmę szybki prysznic i już się położę.
– Chcesz spać po prawej czy po lewej? – zapytałem, patrząc na to wielkie
łóżko. Jedno łóżko.
Spojrzała na mnie.
– Wszystko mi jedno.
– Okej.
Wzięła swoje rzeczy i poszła do łazienki, a ja siedziałem i czekałem na nią.
Kiedy wróciła po jakichś pięciu minutach, od razu położyła się do łóżka
i przykryła kołdrą.
Byłem już przy drzwiach od łazienki, gdy się odezwała:
– Arek?
Odwróciłem się do niej.
– Tak?
– Dziękuję – szepnęła.
Wiedziałem za co. Wiedziałem, o czym myślała. Wiedziałem, że nie potrafiła
wymazać tego z głowy. Ja też nie potrafiłem.
– Musisz przestać mi dziękować.
– Więc ty musisz przestać robić dla mnie rzeczy, za które dziękuję.
Gdybym chociaż potrafił.
– Śpij dobrze – powiedziałem i poszedłem wziąć prysznic.
Kiedy wróciłem z łazienki, Nela już spała. Położyłem się i też zasnąłem.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
NELA
Było mi strasznie gorąco. Czułam, jakby coś ciepłego owijało całe moje ciało.
Powoli otworzyłam oczy i… to, co zobaczyłam, powinno mnie zaskoczyć. Jednak
fakt, że ucieszyłam się z tego, co widziałam, zaskoczył mnie chyba najbardziej.
Było już widno, a ja leżałam w łóżku, mając głowę na nagiej klatce
piersiowej Arka. Mogłam usłyszeć, jak równo i mocno bije mu serce. Jego
ramiona mocno owijały moją talię, lecz wcale mnie to nie bolało. Wręcz
przeciwnie, mógłby trzymać mnie jeszcze ciaśniej. Podniosłam delikatnie głowę,
chcąc spojrzeć na niego. Miał zamknięte oczy, a jego rysy twarzy jakby
złagodniały. Wyglądał teraz bardzo spokojnie. Miałam nadzieję, że śnił o czymś
przyjemnym. Że nie męczyły go żadne koszmary. Koszmary…
Ten mężczyzna mnie wczoraj uratował. Uratował, gdy ja nie potrafiłam
uratować siebie. Jedynym, o czym mogłam myśleć, wtedy, gdy tamten drań
przyciskał mnie do ściany, był Igor. Myślałam tylko o nim. Wyobrażałam sobie
jego twarz. Że to on mnie trzyma. Że to on mnie więzi. Że to on chce mnie
skrzywdzić.
Gdyby nie Arek, on by to zrobił. Bo ja nie potrafiłam się obronić.
Byłam zła na siebie, naprawdę zła. Arek miał rację. Czasami zachowuję się
jak dziecko. Jak nieodpowiedzialna, bezmyślna gówniara. Powiedział, żebym nie
ruszała się z miejsca, a ja poszłam za tamtym dupkiem.
Cieszyłam się jedynie, że wysłałam wtedy SMS-a. Gdyby nie to, Arek pewnie
nie wiedziałby, gdzie mnie szukać.
– Dziękuję – szepnęłam i pocałowałam go w miejsce, gdzie znajdowało się
jego serce.
Tak bardzo ci dziękuję.
Wyplątałam się z jego objęć tak, żeby go nie obudzić. Mruknął tylko coś pod
nosem, ale spał dalej. Wyszłam z łóżka i szybko się ubrałam. Wychodząc po
cichu z pokoju, skierowałam się w stronę kuchni. Było mi trochę głupio chodzić
tak po obcym domu, ale naprawdę musiałam się czegoś napić.
Kiedy weszłam do środka, zobaczyłam panią Zosię. Stała przy blacie
otoczona mnóstwem owoców. Miała na sobie kuchenny fartuszek i drylowała
wiśnie. Zauważyłam też rzędy małych słoiczków i byłam pewna, że będzie robić
z tych wiśni dżemy.
– Dzień dobry – powiedziałam.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło.
– Dzień dobry, kochanie. Jak się spało?
– Cudownie – odpowiedziałam, też się do niej uśmiechając. – Naprawdę
bardzo dziękujemy, że mogliśmy tutaj zostać na noc.
– To nic wielkiego.
Jak bardzo się myliła. To było coś naprawdę wielkiego. Nie mogłam
uwierzyć, że tak po prostu przyjęli pod swój dach dwójkę nieznajomych. Na tym
świecie naprawdę byli jeszcze dobrzy ludzie.
Po chwili powiedziała, żebym usiadła przy stole. Podała mi herbatę
i zapytała, co chciałabym zjeść na śniadanie. Mówiłam jej, żeby się mną nie
przejmowała, ale ona nie chciała w ogóle o tym słyszeć. Nie minęło kilka minut,
a przede mną, na stole, znalazły się jajecznica, chleb, masło…
Boże, ta kobieta jest chyba nie z tej ziemi.
Potem wróciła do owoców, a ja się jej przyglądałam.
– Pamiętam, jak kiedyś robiłam konfitury z moim bratem – powiedziałam. –
Chociaż właściwie to ja się przyglądałam, a on robił. Sama mam dwie lewe ręce
do gotowania.
– Pomagaliście swojej mamie?
Dlaczego dla większości ludzi takie oczywiste było to, że ktoś ma mamę? Że
ma rodzinę? Gdy ludzie spotykali się po raz pierwszy, a rozmowa schodziła na
temat rodziny, nikt nie pytał: „Czy twoi rodzice jeszcze żyją?”, „Czy masz
rodziców?”. Ludzie zawsze pytali: „Czym zajmują się twoi rodzice?”, „Co robią
twoi rodzice?”. Jakby fakt, że oni istnieją, był taki niezaprzeczalny.
– Moja mama nie żyje – powiedziałam.
– Oj, tak mi przykro, kochanie.
Po jej głosie i twarzy dostrzegłam, że naprawdę tak było. Uśmiechnęłam się
lekko i pokiwałam głową, żeby wiedziała, że to doceniam. Nie chciałam jej
opowiadać historii swojej rodziny. Nie chciałam jej mówić, że moja mama zmarła
przy porodzie. Że nie mam już także ojca. Nie chciałam tej kobiety obarczać
swoimi problemami, bo ona nie potrzebowała się mną przejmować.
Pani Zosia chyba nie potrafiła długo wytrzymać w ciszy – i to mi się w niej
podobało. Była taka radosna i pełna życia. Po chwili zaczęła mi opowiadać
o swojej rodzinie. Dowiedziałam się, że razem z mężem mają trójkę dorosłych
dzieci i już piątkę wnuków. Wymieniła ich imiona, ale nie potrafiłam wszystkich
spamiętać. Opowiedziała, czym się zajmowali, gdzie mieszkali, jak często ją
odwiedzali. Gdyby chciała, chyba mogłaby opowiedzieć mi całe swoje życie.
I mogę się założyć, że to życie było wspaniałe. Radosne. Szczęśliwe.
Byłam ciekawa, jak to jest mieć taką dużą rodzinę. Jak to jest móc po prostu
spotkać się z kimś bliskim i powierzyć mu swoje problemy? Jak to jest spędzać
święta albo obchodzić jakieś uroczystości rodzinne w gronie tak wielu ludzi? Jak
to jest poczuć takie ciepło? Moją jedyną rodziną był Bartek i kochałam go nad
życie. Ale czasami marzyłam o tym, by mieć kogoś więcej. By mieć jeszcze
kogoś, dla kogo byłabym ważna, istotna. Kogoś, komu byłabym potrzebna. Teraz
mam jeszcze Arka…
Kiedy Bartek wyjechał, tak bardzo potrzebowałam kogoś bliskiego, że
zaczęłam żyć w całkowitym złudzeniu. Co by się wydarzyło, gdybym postąpiła
inaczej? Gdybym odeszła od Igora wcześniej? Gdybym nie pozwoliła, żeby tak
bardzo mną zawładnął? Gdybym nie łaknęła tyle uwagi od niego, której, tak
właściwie, nigdy mi nie dawał? To były tylko pozory ciepła. Sama siebie
oszukiwałam, że jestem mu potrzebna. Że on jest potrzebny mnie.
– Co tam zaprząta twoją główkę, skarbie? – spytała kobieta.
– Ja… Właśnie się zastanawiam, po której stronie leży większa wina. To
znaczy… Chodzi mi o to, że po jednej stronie jest osoba, która nas skrzywdziła,
ale jednak po drugiej jesteśmy my, którzy na to pozwoliliśmy. Tak się
zastanawiam, czy… Czy gdyby ta skrzywdzona miała więcej siły… Gdyby coś
zrobiła inaczej… Gdyby…
Gdyby to tylko było takie proste…
Już chyba sama nie wiedziałam, o co mi właściwie chodzi. Nie chciałam
rozważać wszystkich „co by było, gdyby…”. Nie powinnam tego robić. To, co się
wydarzyło… Nie miałam już żadnej mocy, żeby to zmienić. To powinno być już za
mną. Powinnam to zostawić tam, gdzie tego miejsce – w przeszłości.
– Kochanie, zatrzymaj się tutaj, dobrze? Myślę, że wiem, o co ci chodzi –
wtrąciła pani Zosia. – Wiesz… To, że się komuś zaufało, nie stawia nas po
stronie winnego, wręcz przeciwnie. Można popełnić błąd, ufając komuś, ale sam
fakt, że się zaufało, oznacza, że ma się dobre serce. To osoba, która
skrzywdziła, tego nie doceniła. Ale chyba nie chodzi o tego młodego mężczyznę
i o ciebie, prawda? Bo jeśli cię skrzywdził, to już ja mu przemówię do rozumu.
– Nie, nie – odpowiedziałam szybko. – Arek jest… On jest… Hmm, on mi
pomaga, jeśli nawet sam o tym nie wie.
– Tak właśnie myślałam – oznajmiła, uśmiechając się ciepło. – Może i jestem
prostą kobietą, ale potrafię dostrzec, że on żywi do ciebie głębokie uczucie.
Głębokie uczucie?
– Jesteśmy przyjaciółmi – powiedziałam, odwracając wzrok.
– Już to wczoraj mówiliście – stwierdziła, a w jej głosie usłyszałam wesołość.
– Najtrwalsze związki zaczynają się od przyjaźni, skarbie. Potem miłość
przychodzi łatwo.
Miłość? Czy dwoje ludzi, tak bardzo poturbowanych jak my, jest w stanie
stworzyć coś takiego?
– Nie zawsze jest się gotowym na tak wiele – powiedziałam.
– Oczywiście, że nie. Ale nie można też odkładać życia na później.
– Czasami się zastanawiam, czy ja w ogóle mam życie – szepnęłam.
– Nie wolno ci tak mówić – zbeształa mnie. – Bo pewnego dnia obudzisz się
i zrozumiesz, że zwlekałaś zbyt długo, że jest za późno na cokolwiek. Każdy ma
swoje życie, kochanie. Jedni mają lepsze, drudzy gorsze, ale trzeba o nie
walczyć. Nie wolno się poddawać.
– Jest pani bardzo mądrą kobietą, pani Zosiu. – Pomyślałam, że jeśli można
by było wybrać sobie rodzinę, ta kobieta zostałaby moją mamą. – Ale ja chyba
jeszcze zbyt słabo walczę.
– Przyjdzie czas, kiedy wykrzyczysz na głos wszystkie swoje potrzeby,
dziecino. A ja obiecuję ci, że to wystarczy. – Podeszła do mnie i pocałowała mnie
w czubek głowy, a ja prawie się rozpłakałam. – Wszystko będzie dobrze.
– Ludzie ciągle to powtarzają – szepnęłam.
– Więc coś w tym musi być.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
AREK
Nie potrafiłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tak dobrze spałem. To było
trochę dziwne, bo ani razu się nie przebudziłem. Nie miałem nawet
najmniejszych przebłysków koszmaru. Cholera, tej nocy spałem naprawdę
dobrze.
Otworzyłem oczy i oślepiły mnie mocne promienie słońca, przebijające się
przez firanki w oknach. Spojrzałem na drugą stronę łóżka i… Nie było jej.
Cholera jasna! Zerwałem się i zacząłem szybko narzucać na siebie ubrania.
Błagam, żeby mi teraz nie uciekła. Nie teraz. Mogła się wystraszyć. To był
cholernie zły pomysł, żeby spać w jednym łóżku. Mogłem przespać się na
podłodze. Gdziekolwiek. Kurwa, co za idiota ze mnie. Największy kretyn na
świecie!
Wyleciałem z pokoju. Szedłem korytarzem, kiedy nagle usłyszałem jej
ściszony głos. Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Jest tutaj. Kurwa,
zaczynam kompletnie wariować! Przystanąłem w progu sporej kuchni i wtedy ją
zobaczyłem. Stała bokiem do mnie i mieszała coś drewnianą łyżką w wielkim
garnku.
– Nie chciałabym niczego tutaj popsuć – powiedziała do pani Zofii, która
stała niedaleko niej. – Mówiłam, że się do tego nie nadaję.
Kobieta się zaśmiała.
– Oj, skarbie. Musisz to tylko mieszać, nic więcej.
Nela patrzyła na ten garnek tak, jakby zaraz miał z niego wyskoczyć jakiś
wielki potwór. Co chwilę przygryzała dolną wargę i wiedziałem, że myślała tylko
o tym, aby nie zrobić czegoś źle.
Uśmiechnąłem się do siebie. Boże, ta dziewczyna jest urocza.
– Dzień dobry – powiedziałem w końcu, wchodząc do środka.
Obie głowy obróciły się w moją stronę.
– Dobrze się spało, młody człowieku? – zapytała gospodyni.
– Tak, wyjątkowo dobrze. Dziękuję.
Podszedłem do Neli i zapytałem:
– Jak się czujesz?
Uśmiechnęła się lekko.
– Lepiej.
Założyłem jej kilka loków za ucho, a potem pocałowałem w czoło.
– To dobrze, lisku.
Musiało być lepiej. Każdego dnia musiało być coraz lepiej.
***
Po jakimś niewyobrażalnie wielkim śniadaniu poszedłem wymienić oponę. Nela
zaczęła się ze mną kłócić, że chciałaby pomóc, ale się nie zgadzałem. Widząc to,
pani Zofia zagarnęła Nelę, mówiąc, że musi jej coś pokazać. Cudowna kobieta.
Kiedy w południe zbieraliśmy się już do drogi, podziękowaliśmy naszym
gospodarzom i chcieliśmy zostawić im jakieś pieniądze, ale pokręcili tylko
głowami. Powiedzieli, że najważniejsze, abyśmy dojechali szczęśliwie tam, gdzie
chcemy. Nie chcieli żadnej zapłaty, ale ja nie chciałem o tym słyszeć, więc, kiedy
nie mogli tego zobaczyć, zostawiłem trochę pieniędzy na stoliku w kuchni.
Gdy już wychodziliśmy z domu, pani Zofia zatrzymała mnie i powiedziała
ściszonym głosem:
– To cudowna, młoda kobieta. Opiekuj się nią.
– Taki mam zamiar – odparłem.
***
Jechaliśmy od około trzydziestu minut, kierując się w stronę Bałtyku.
Prowadziliśmy rozmowę o jakichś mało znaczących rzeczach, ale mnie
interesowało coś zupełnie innego.
– Nela, czy ktoś o tym wie? – zapytałem w końcu. Nie musiałem mówić, o co
chodzi – wiedziała.
– Tylko ty – szepnęła.
– Lisku… – westchnąłem i pokręciłem głową. – A twój brat?
Nie mogłem uwierzyć, że nie wiedział, przez co przechodziła jego młodsza
siostra. Dlaczego nic mu nie powiedziała? Dlaczego tak długo trzymała to
w tajemnicy?
Bała się. Bała się, bo tamten skurwiel ją przerażał.
– Bartek przyjechałby tu od razu, gdybym tylko mu powiedziała, co się
dzieje. Nie chciałam mu mówić. Nie chciałam widzieć w jego oczach zawodu
i rozczarowania.
Spojrzałem na nią osłupiały.
– Rozczarowania?
– Że jestem słaba i pozwoliłam, żeby robił, co chce.
Zacisnąłem mocno dłonie na kierownicy.
– Nela, ten bydlak powinien ponieść karę za to wszystko, co ci zrobił.
Powinien być martwy.
– Chciałabym to zostawić za sobą, Arek. Chciałabym, żeby to już się
skończyło. Chciałabym przestać się bać i zacząć normalnie żyć.
Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Cała się trzęsła, a ja nie
mogłem na to patrzeć. Chciałem ją schować w swoich ramionach i już nigdy nie
wypuścić.
Zatrzymałem samochód na poboczu, odpiąłem nasze pasy i przeniosłem
Nelę na swoje kolana. Wtuliła się we mnie mocno, a ja głaskałem ją po plecach.
– Obiecuję ci, że tak będzie, lisku. Daję ci moje słowo.
***
– Arek?
– Tak?
– Jesteśmy w Sopocie.
– Wiem.
– Jesteśmy w najdroższym hotelu w mieście.
– Prawdopodobnie.
– Wynająłeś apartament z widokiem na molo.
– Nie da się ukryć.
– Czyś ty zwariował?! Nawet nie chcę myśleć, ile kasy na to pójdzie!
– Więc nie myśl. Ciesz się chwilą.
***
– Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś.
– Nie ma za co.
– Jest. Czuję się tu tak spokojnie. Nareszcie mogę ją usłyszeć.
– Co usłyszeć?
– Ciszę. To jeden z najpiękniejszych dźwięków na tym świecie.
***
Było już ciemno, a my leżeliśmy na plaży, na piasku, i patrzyliśmy w niebo. Nie
pamiętam, czy kiedykolwiek przed spotkaniem Neli robiłem takie rzeczy. Niby
wydawało się to takie proste, normalne, ale jednak było… inne. Albo to z nią po
prostu wszystko było inne? Patrzenie w niebo było inne. Codzienność była inna.
Życie było inne. Lepsze, bardziej wartościowe.
– Mam wrażenie, jakbym mogła dotknąć tych gwiazd, choć są nieosiągalne –
powiedziała.
Przysunąłem się do niej bliżej, tak że stykaliśmy się ramionami. Wziąłem jej
dłoń w swoją i uniosłem do góry, nad naszymi głowami.
– Możesz to zrobić. Spójrz, nic cię od nich nie oddziela.
Jeździłem jej palcem wskazującym od jednej gwiazdy do drugiej. Wtedy
miało się wrażenie, jakby się ich dotykało. Jakby między naszymi palcami
a niebem nie było żadnej przestrzeni. Pogładziłem jej nadgarstek, a mój wzrok
padł na ten jej tatuaż w kształcie słońca. Opuściłem nasze złączone dłonie na
swoje udo, pytając:
– Dlaczego je zrobiłaś?
– Co?
– Słońce.
– Kiedy dookoła nie widzisz nic prócz ciemności, potrzebujesz czegoś, co da
ci nadzieję. Potrzebujesz odrobiny światła.
Odrobiny światła.
– Nela…
– Hm?
– Moje życie jest pełne ciemności, ale ty sprawiasz, że zaczynam dostrzegać
to, czego wcześniej nie widziałem. Przy tobie zaczynam pragnąć rzeczy, na
które ktoś taki jak ja nie zasługuje. Rzeczy, o których nawet nie powinienem
myśleć.
Nie zasługiwałem na nią, wiedziałem o tym, ale to było silniejsze ode mnie.
Chciałem jej. Każda komórka mojego ciała chciała jej. Każda moja myśl chciała
jej.
– To nic złego, że czegoś pragniesz, Arek. Wszyscy czegoś pragniemy.
A ja pragnę właśnie ciebie. Pragnąłem jej tak cholernie mocno, że to było aż
nie do opisania. Nie do opisania, bo po raz pierwszy czułem coś takiego. Coś tak
nierealnego.
Podparłem się na łokciu, tak żebym mógł ją widzieć całą. Dzieliły nas
zaledwie centymetry. Jedyne, co mogłem dostrzec, to ona. Tylko ona i nic więcej.
– Jesteś taka piękna, Nela – szepnąłem. – Nigdy wcześniej nie widziałem
niczego piękniejszego od ciebie.
Patrzyłem w jej ciemnozielone oczy, a później przeniosłem spojrzenie na jej
usta i otarłem kciukiem zarys jej dolnej wargi. Musiałem ją pocałować. Po
prostu musiałem to zrobić, nie potrafiłem już dłużej wytrzymać. Musiałem choć
poczuć jej smak. Dotknąć jej. Spróbować.
Nachyliłem się i musnąłem jej usta swoimi. Były takie miękkie. Takie
idealne. Takie doskonale pasujące do moich. Po chwili otworzyła je delikatnie,
zapraszając mnie do środka. I nie potrafiłem odmówić.
Całowaliśmy się powoli, a ja w środku aż płonąłem. Z całej siły musiałem się
powstrzymać przed pójściem dalej. Chciałem, żeby była moja, żeby stała się
częścią mnie, ale wiedziałem, że nie mogę się spieszyć. Nie mogłem na nią
naciskać, bo wtedy wszystko bym stracił. Musiałem pamiętać, że ta dziewczyna
zasługiwała na wszystko, co najlepsze, i nie mogłem jej skrzywdzić. A doskonale
wiedziałem, że byłbym do tego zdolny. Potrafiłem zniszczyć każdą najmniejszą
rzecz, która stawała na mojej drodze. Lecz gdybym zniszczył Nelę, nigdy bym
sobie tego nie wybaczył.
Oderwałem się od jej ust, choć mógłbym ją całować przez resztę życia i nie
znudziłoby mnie to nawet na sekundę. Spojrzałem na nią i dostrzegłem na jej
twarzy niewielki uśmiech. Właśnie to chciałem widzieć. Właśnie to się liczyło.
– Kąpałaś się kiedyś nocą w morzu? – zapytałem.
A ona się zaśmiała.
– Nawet nie próbuj mnie tam wrzucać, Marczak!
– Nie będę próbował, Tokarska. Po prostu to zrobię.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ
DWUDZIESTY PIERWSZY
NELA
Stałam właśnie na balkonie, z mokrymi włosami, w krótkiej koszulce
i spodenkach do spania, i podziwiałam widok, jaki mieliśmy z pokoju. Chyba
lepszego nie mogłabym sobie wymarzyć. Nocne niebo było pełne gwiazd.
Widziałam stąd oświetlone molo i szeroką plażę. Tu było przepięknie, po prostu
cudownie. Jakbym znalazła się w niebie.
Po chwili usłyszałam za sobą wolne kroki Arka. Nie odwróciłam się, ale
wyobraziłam sobie, jak przystanął tam i oparł się o framugę drzwi balkonowych.
Skrzyżował ręce na piersiach i patrzył – na mnie. Nie widziałam go, ale
wyraźnie wyczuwałam na sobie jego spojrzenie.
Kiedy wpadliśmy wcześniej do morza, Arek cały czas mnie trzymał. Ani na
sekundę nie wypuścił mnie z ramion. A to, co wydarzyło się przed tym… Nie
potrafiłam wymazać tego ze swojej głowy. Jeszcze teraz czułam jego usta na
swoich. Chciałam tego. Bardzo. Pragnęłam poczuć to jeszcze raz. Poczuć go
całego.
– Kiedy byłam małą dziewczynką, miałam poczucie, że tato ma do mnie żal –
powiedziałam, wiedząc, że mnie słuchał. – Myślałam, że wini mnie o śmierć
mamy. O to, że przeżyłam ja, a nie ona. W ciągu dnia w ogóle ze mną nie
rozmawiał. Zachowywał się tak, jakby mnie nie było. To brat szykował mnie do
szkoły, robił mi śniadania, później pomagał w lekcjach. Kiedy robiło się ciemno
i jedynie księżyc dawał nikłe światło, lubiłam siadać na balkonie w swoim
pokoju. Po prostu siedziałam tam i patrzyłam w niebo. I właśnie wtedy tato do
mnie przychodził. Siadał obok i opowiadał mi o mamie. O tym, jaka była. Jak się
poznali. Mówił o ich szczęśliwych momentach. O ślubie. Prawie każdego
wieczoru dostawałam jakieś skrawki, urywki z ich wspólnego życia. Czasami
mówił też o swoich planach, jakichś drobnych marzeniach, i pytał się o moje.
Pewnego razu, kiedy tak siedzieliśmy, zapytałam go, dlaczego rozmawiamy tylko
nocą. Dlaczego nie robimy tych wszystkich rzeczy, które córeczka powinna
robić z tatusiem w ciągu dnia? Dlaczego nie wychodzimy razem do zoo?
Dlaczego nie chodzimy po lekcjach na podwójną porcję lodów? Dlaczego nie
przytula mnie i nie całuje w czubek głowy, kiedy wychodzę do szkoły? Wtedy
uśmiechnął się do mnie smutno, spojrzał w niebo i powiedział: „W dzień człowiek
goni za złudzeniami. Pragnie niemożliwego, dąży do rzeczy nieosiągalnych
i kryje się za maską fałszu. Dopiero kiedy przychodzi noc, człowiek potrafi
pokazać prawdziwego siebie. Dopiero wtedy potrafi otworzyć serce, bo myśli,
że ciemność zachowa je dla siebie i światło nigdy go nie odkryje”. Na początku
w ogóle nie rozumiałam jego słów. Bo jak mała dziewczynka mogła cokolwiek
z tego zrozumieć? Ale później mnie oświeciło. W dzień próbował zapomnieć
o mamie i o tym, że odeszła. Tym samym zapominał o mnie, bo mu ją
przypominałam. Dopiero w nocy pokazywał, jak bardzo mnie kocha i jak bardzo
mu na mnie zależy. Od tamtego czasu noc stała się moją ulubioną porą dnia. Bo
pomimo tego, jak bardzo pragnę zobaczyć słońce, wierzę, że ciemność niszczy
strach i potrafi odsłonić prawdę.
Czułam Arka za sobą. Czułam, jak zbliżył się do mnie. Owinął mnie
ramionami, położył brodę na czubku mojej głowy i przytulił mocno do siebie.
Pozwoliłam mu na to. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się jego ciepłem.
Bezpieczeństwem, które mi dawał.
Westchnęłam.
– To, co się wydarzyło na plaży… – szepnęłam. – Nie chcę, żebyś zniknął, gdy
nadejdzie nowy dzień, Arek. Nie chcę, żebyś o mnie zapomniał. Nie chcę…
– Nela – przerwał mi spokojnie. – A ja nie chcę już dłużej udawać, że to
wszystko to tylko przygoda, która pewnego dnia się skończy. I mogę ci obiecać,
że kiedy ta noc minie, ja nie zniknę. Będę dalej przy tobie. Bo szczerze, Nela…
Nie wyobrażam sobie, żebym miał być gdziekolwiek indziej.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo chciałam, żeby ta
obietnica się spełniła. Jak bardzo chciałam, żeby został. Żeby został na zawsze.
– Czy chciałbyś ze mną więcej? – zapytałam cicho.
Obrócił mnie w swoich ramionach tak, że teraz mogliśmy na siebie spojrzeć.
– Ja nie tylko chciałbym więcej, Nela – odpowiedział. – Ja chciałbym
wszystko.
Wpatrywałam się w te cudowne oczy, w których nie widziałam nic więcej
prócz prawdy. I tylko to jest mi teraz potrzebne. Wpatrywałam się w twarz
człowieka, przed którym obnażałam wszystkie swoje lęki. A on robił to samo dla
mnie.
Wiedziałam to już chyba wcześniej, ale dopiero teraz dotarło to do mnie
z całą mocą: złamałam trzecią zasadę. Zakochałam się w nim. I zrobiłabym
wszystko, żeby on poczuł to samo do mnie.
– To spróbujmy dać sobie wszystko – powiedziałam.
Owinęłam ręce wokół jego szyi, przyciągając go do siebie bliżej. Zaczęłam
go całować. A on całował mnie. I to było właśnie dopełnienie – my razem.
Doskonale ułożona układanka. Wszystkie brakujące puzzle były idealnie na
swoim miejscu. Nie odrywając swoich ust od moich, Arek chwycił mnie w talii
i podniósł, a ja oplotłam go swoimi nogami. Kiedy przeniósł pocałunki na moją
szyję, jęknęłam, wbijając palce w jego nagie plecy.
Po chwili przyłożył swoje czoło do mojego i powiedział zdyszanym głosem:
– Pragnę cię, Nela. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo chciałbym
cię mieć teraz w łóżku. Chciałbym przez całą noc poznawać każdy, najmniejszy
fragment twojego ciała.
A ja chciałam, żeby to zrobił. Chciałam być jego. Chciałam, żeby się ze mną
kochał. Chciałam do niego należeć.
– Więc zrób to – szepnęłam w jego usta.
– Jesteś pewna? – spytał.
Kiwnęłam głową.
– Nigdy niczego nie byłam pewna bardziej.
Niósł mnie w stronę łóżka, delikatnie całując. Kiedy znaleźliśmy się na
zimnej pościeli, powiedział, patrząc mi w oczy:
– Jeżeli będziesz chciała, żebym przestał – powiedz, a ja przestanę w każdej
chwili.
Nie chciałam, żeby przestawał. Ani teraz, ani w żadnym innym momencie.
Uniosłam do góry ręce, gdy powoli ściągał ze mnie bluzkę, która po chwili
wylądowała gdzieś poza łóżkiem. Odgarnął mi włosy za ramiona i patrzył na
moje nagie piersi. Nie czułam przy nim wstydu. Może niedawno jeszcze tak
było, ale nie teraz. Teraz wszystko się zmieniło. Teraz było inaczej.
Jego dłonie błądziły po moich ramionach, obojczykach… Dotykał mnie tak
delikatnie, jakby… Jakby się bał, że to wszystko zaraz zniknie. Jakby się bał, że
rozsypię się niczym zamek z piasku. Jakby się bał, że zrobi nieodpowiedni ruch,
a ja ucieknę.
Ja także się bałam. Bałam się, że za chwilę obudzę się z tego pięknego snu
i dalej będę żyć w koszmarze, w którym do niedawna trwałam.
– Arek – szepnęłam i wzięłam jego twarz w dłonie, żeby spojrzeć mu w oczy.
– Nie patrz na mnie przez pryzmat tego, co mi się stało. Chcę, żebyśmy byli ze
sobą, nie myśląc o nim.
Gdzieś na końcu moich myśli czaił się Igor i wszystko, co mi zrobił. Ale
odpychałam to, jak najdalej tylko potrafiłam. Chciałam być szczęśliwa. Tu
i teraz. Z mężczyzną, któremu ufałam.
– Ja chcę być tym, na kogo zasługujesz – powiedział i pogładził mnie po
policzku. – Nie chcę cię skrzywdzić.
Nie skrzywdzisz mnie.
– Bądź po prostu sobą. Tylko tego potrzebuję.
I to była prawda. Nie pragnęłam niczego więcej prócz tego, żeby był sobą.
Żeby był mężczyzną, którego w nim widziałam. Prawdziwym Arkiem,
z cierpiącym, ale pięknym i dobrym sercem.
– Nie skrzywdzę cię, lisku – powtórzył szeptem, jakby mówił do samego
siebie. Jakby sam chciał w to uwierzyć.
– Wiem.
Położył mnie tak, że leżałam na plecach, a on sam znalazł się nade mną,
ubrany jedynie w bokserki. Złączyliśmy swoje usta i całowaliśmy się, dając
z siebie wszystko, co mogliśmy dać drugiej osobie. Dawałam mu całą miłość,
jaką do niego czułam.
Ramiona miałam owinięte wokół jego szyi, a jego dłonie trzymały mnie
w talii. Zjeżdżał wargami coraz niżej, przez szyję, aż do moich piersi. Z każdą
kolejną sekundą nasze oddechy stawały się coraz szybsze. Urywane. Nierówne.
Wziął w usta mój sterczący sutek. Zaczął go lizać, ssać, a na końcu
przygryzł go delikatnie zębami. Później przeszedł do drugiej piersi, obchodząc
się z nią z tą samą dokładnością. A ja wiłam się pod jego dotykiem. Jęczałam.
Zatopiłam palce w jego włosach, bezgłośnie błagając, żeby nie przestawał.
Nigdy wcześniej nie byłam dotykana w taki sposób. Jakbym była ważna.
Jakbym była cenna. To, czego wcześniej doświadczyłam, nigdy nie miało w sobie
nic z delikatności, z troski. To zawsze było chciwe, brutalne. Nigdy nie chodziło
o mnie. Moje potrzeby nigdy nie były na pierwszym miejscu. Ja byłam tylko po
to, żeby zaspokoić potrzeby kogoś innego. I myślę, że on o tym wie.
Arek dokładnie wiedział, czego potrzebowałam. Potrzebowałam poczucia,
że nie jestem jedynie zabawką w czyichś rękach, z którą można robić, co tylko
się chce. Potrzebowałam poczuć się bezpiecznie. Potrzebowałam poczuć, że
komuś naprawdę na mnie zależy.
Zahaczył kciukami o moje spodenki i zaczął je powoli ze mnie ściągać, a ja
podniosłam się odrobinę, żeby mu to ułatwić. Po chwili leżałam już przed nim
całkowicie naga. Całkowicie bezbronna. Patrzył na mnie, jakbym była…
– Niewiarygodnie piękna – szepnął. – Jesteś niewiarygodnie piękna, Nela.
Wziął moją nogę w swoje ręce i zaczął składać drobne pocałunki od moich
stóp, przez łydki, kolana, aż do ud. Tak samo szczegółowo zajął się moją drugą
nogą. To było cudowne. Mogłabym się uzależnić od dotyku jego ust na moim
ciele. Od dotyku jego rąk. Mogłabym się uzależnić od niego. I chyba to robiłam –
uzależniałam się. Ale pierwszy raz czułam, że to uzależnienie jest dobre.
Właściwe.
Później dotarł do miejsca, w którym cała aż pulsowałam od jego dotyku.
Znalazł się między moimi udami i zaczął mnie lizać. Najpierw powoli, a potem
zachłannie, jakbym była ostatnim posiłkiem, który ma okazję jeść. Ściskałam
w dłoniach prześcieradło i powstrzymywałam się przed krzyczeniem
z przyjemności.
– Taka słodka… – mruknął.
Robił językiem takie rzeczy, że w sekundę rozpadałam się na miliony
maleńkich kawałeczków. Powoli traciłam zdolność myślenia. Chciałam, żeby
robił ze mną, co tylko zapragnie, bo to było po prostu nieziemskie.
– Arek… O Boże… – jęczałam. – Arek… Zaraz…
– Jesteś taka wrażliwa, Nela. Dojdź dla mnie, maleńka.
Nie chciałam już dłużej tego powstrzymywać. Doszłam. Z jego imieniem na
ustach. Serce mi biło jak oszalałe, a moje ciało stało się całkowicie bezwładne.
Skazane jedynie na jego dotyk.
Kreślił pocałunkami ścieżkę z powrotem do moich ust, a ja powoli
odzyskiwałam oddech. Odgarnął mi mokre włosy z twarzy i pocałował w czoło.
Kiedy jego oczy spotkały się z moimi, zobaczyłam w nich pożądanie, które sama
czułam równie mocno.
– Weź mnie, Arek – szepnęłam. – Chcę być cała twoja.
– Nigdy nie robiłem tego bez zabezpieczenia – powiedział. – Chciałbym,
żeby niczego między nami nie było.
Brzmiało to jak pytanie i dzięki temu zaufałam mu jeszcze bardziej.
Żadnej przeszkody między naszymi ciałami. Tylko my. Ja i on.
Kiwnęłam głową.
– Ja też tego chcę.
Po tych słowach zawładnął moimi ustami, a ja oddawałam mu pocałunki
z jednakową mocą. Chciałam go. Pragnęłam go. Teraz.
Jęknęliśmy jednocześnie, kiedy powoli we mnie wchodził. Czułam, jak
całkowicie mnie wypełniał.
– Jesteś taka ciasna. Nie sprawiam ci bólu?
– Jest idealnie, Arek. Nie przestawaj.
Owinęłam sobie nogi wokół jego pasa, żebyśmy byli jak najbliżej siebie, a on
po chwili zaczął się we mnie poruszać.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo tego potrzebowałam. Jak
bardzo pragnęłam połączyć się z Arkiem. Od dłuższego czasu wypierałam się
tych wszystkich myśli, bo najzwyczajniej w świecie się bałam. Bałam się zaufać.
Bałam się zaangażować. Bałam się odsłonić kolejny raz przed drugim
człowiekiem. Bałam się oddać siebie.
Ale w tym momencie nie czułam strachu. Strach w ogóle dla mnie nie istniał.
– O Boże, Nela… Jesteś idealna. Patrz na mnie. Chcę widzieć twoje oczy,
lisku.
Za każdym razem, kiedy na niego patrzyłam, miałam wrażenie, jakby
bezgłośnie próbował mi coś powiedzieć. Jakby chciał przekazać coś, czego nie
dało się wyrazić słowami. Albo czego nie potrafił wyrazić słowami.
Bo czasami naprawdę chciałoby się powiedzieć coś więcej. Czasami
chciałoby się powiedzieć coś mądrego, coś, co ma znaczenie. Czasami chciałoby
się powiedzieć po prostu coś – ale brakuje słów i nie mówi się nic. Jak w tej
chwili.
Ale ja nie potrzebowałam teraz słów. Potrzebowałam jego.
Poznawaliśmy nawzajem swoje ciała, powoli i dokładnie, krok po kroku.
Burzyliśmy ochronne mury, które nas otaczały. Tej nocy nie było między nami
żadnej granicy. Swoim dotykiem zabierał moje myśli o przeszłości. Oddawałam
mu każdy pojedynczy jęk, każde uderzenie serca, każde drżenie. To wszystko
należało do niego. W pewnym momencie miałam wrażenie, że przebił się do
samego środka mojej duszy i całkowicie nią zawładnął.
A ja nie miałam nic przeciwko temu. Po prostu mu na to pozwoliłam.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ
DWUDZIESTY DRUGI
AREK
Raj? Nigdy w nim nie byłem. Nigdy nawet nie zastanawiałem się nad tym, jak
mógłby on wyglądać i co mogłoby się w nim znajdować. Nigdy mnie to nie
obchodziło, bo wiedziałem, że i tak do niego nie trafię. Lecz teraz… Teraz
myślałem, że jestem w swoim własnym, prywatnym raju.
Dochodziła dziewiąta rano, Nela spała tuż obok mnie, a ja się jej
przyglądałem. Leżała na brzuchu, z głową zwróconą w moją stronę. Jej rude loki
były rozrzucone po całej poduszce, a kilka opadało na twarz, więc je
odgarnąłem. Cienka pościel ledwo zakrywała jej mały, nagi tyłeczek i miałem
ochotę zerwać ją całkowicie, obudzić Nelę i robić z nią wszystkie niegrzeczne
rzeczy, jakie tylko przyszłyby mi do głowy.
Budziłem się z tą dziewczyną każdego ranka od jakichś trzech tygodni, ale
teraz… Teraz było inaczej. Teraz miałem ją całą dla siebie. Teraz była… moja.
Nela Tokarska jest moja.
Jeszcze miesiąc temu, kiedy budziłem się przy jakiejś dziewczynie, nie miało
to dla mnie żadnego znaczenia. Codzienność, nad którą nawet się nie
zastanawiałem. Kiedy się obudziła, mówiłem jej, że może już iść, żebym ja mógł
zacząć swój dzień. Nie zwracałem się do niej nawet po imieniu, często w ogóle
go nie pamiętałem. Tak, jestem skurwielem. To był tylko seks. Ale z Nelą…
Z Nelą to było coś więcej. I nie wiedziałem, czy to „więcej” bardziej mnie
cieszyło, czy może przerażało.
Wczoraj starałem się patrzeć na każdy jej najdrobniejszy ruch.
Przyglądałem się, czy jest jej dobrze, czy tego właśnie chce, czy chce mnie…
Czy może chce, żebym przestał. Gdyby chciała, zrobiłbym to natychmiast.
Chciałem, żeby zawsze czuła się przy mnie bezpiecznie. Chciałem, żeby
wiedziała, że mogła mi zaufać. Chciałem…
– Myślę, że się na mnie gapisz – usłyszałem jej zaspany głos.
Uśmiechnąłem się szeroko.
– Myślę, że masz rację.
Otworzyła powoli oczy i spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Dzień dobry.
Patrzyłem na nią, na jej radosną twarz, i widziałem cholerne słońce. Jasne,
oślepiające światło. Ta dziewczyna była światłem w mojej ciemności. Była
blisko, tuż obok mnie. I była cała moja.
– Chyba nigdy nie było lepszego – powiedziałem i pocałowałem ją.
Mógłbym budzić się tak codziennie. Z nią. Każdego dnia tylko z nią. To
wydawało się właściwe. A ja chciałem, żeby moje życie nareszcie takie właśnie
było: właściwe.
Położyłem się na plecach, a Nelę przeniosłem na siebie, przodem do mnie.
Opierała się na łokciach po obu moich bokach, a ja jeździłem dłońmi po jej
plecach.
– Jak się czujesz? – zapytałem, patrząc na nią.
– Myślę, że jestem trochę obolała.
– Sprawiłem ci ból?
Pokręciła przecząco głową i powiedziała:
– To przyjemny ból. – Uśmiechnęła się. – Było cudownie.
– Tylko dlatego, że ty jesteś cudowna.
– To chyba nie tylko moja zasługa. Myślę, że ty też nieźle się spisałeś.
Zaśmiałem się.
– Nieźle, mówisz?
– Mhm. Bardzo, bardzo dobrze.
– Nie mogę się z tym nie zgodzić.
Nie pamiętałem, żebym kiedykolwiek był tak bardzo nakręcony jak przy
niej. Nigdy przy żadnej dziewczynie tak się nie czułem. Nela była po prostu
wyjątkowa. I chciała mnie. Nie zasługiwałem na nią, ale ją miałem. Była moja.
Tylko ja mogłem ją dotykać. Tylko mnie mogła przyjmować. Tak jak zeszłej
nocy…
– I tutaj to mamy – usłyszałem ją.
– Co? – spytałem, nie wiedząc, o co jej chodziło.
– Twój triumfalny uśmieszek.
Wyszczerzyłem się jeszcze szerzej.
– Nie mogę go powstrzymać. Właśnie przypomniałem sobie, jak całą noc
krzyczałaś moje imię.
Walnęła mnie swoją małą piąstką w klatę, ale widziałem na jej twarzy
uśmiech.
– Śniadanie? – zapytałem po chwili.
Pokiwała głową.
– Umieram z głodu.
– Co byś zjadła?
– Obojętnie. Ale ma być tego dużo i ma być dobre.
Roześmiałem się.
– Zaraz zamówię coś do pokoju.
– Czemu do pokoju? – zdziwiła się. – Nie wyjdziemy gdzieś?
– Nie. Mam zamiar cały dzień spędzić w łóżku, poznając każdy milimetr
twojego ciała.
Zaśmiała się.
– Myślę, że w nocy zrobiłeś już to bardzo dokładnie.
– Niewystarczająco – mruknąłem.
– Cały dzień, mówisz? – Patrzyła na mnie z rozbawieniem. – Chyba
przeceniasz swoje możliwości.
Przy tobie? Nie sądzę.
– Chcesz się założyć?
– Tak.
– Przegrasz ten zakład, lisku.
– Na to właśnie liczę.
Zaczęliśmy się całować, ale nie minęło kilka sekund, jak usłyszałem jej
dzwoniącą komórkę, i aż jęknąłem z frustracji, że ktoś nam teraz przeszkadza.
– Nie odbieraj – powiedziałem w jej usta.
– To na pewno mój brat. Muszę odebrać.
Pocałowaliśmy się ostatni raz, a potem wyszła z łóżka odebrać telefon, który
leżał na stoliku, na środku pokoju. Ułożyłem się wygodnie na plecach, ze
skrzyżowanymi za głową rękami, i patrzyłem, jak rozmawia z bratem. Stała tam,
przodem do mnie, cudownie naga i niewyobrażalnie piękna. Jeszcze teraz
mogłem poczuć, jak to ciało wiło się wczoraj pode mną. Jak cudownie
smakowało. Jakie było miękkie. Otwarte na mnie. Kurwa, od samego patrzenia
na nią jestem cholernie twardy. Musiałem jej dotknąć. Teraz. Natychmiast.
Wyszedłem z łóżka i powoli zacząłem się do niej zbliżać. Kiedy napotkałem
jej wzrok, uśmiechnęła się do mnie, a ja z każdą sekundą przepadałem coraz
bardziej. Chwyciłem ją za biodra, przyciskając jej ciało do siebie. Zacząłem
całować jej szyję, a ona odchyliła głowę, dając mi do niej większy dostęp.
Schodziłem coraz niżej, aż moje usta znalazły się na jej prawym sutku.
Słyszałem, jak już ledwie rozmawia ze swoim bratem, i cieszyło mnie to, że
doprowadzałem ją do takiego stanu. Stanu, w którym nie myślała o niczym
innym, tylko o mnie.
– Bartek, muszę kończyć – powiedziała. – Właśnie będę jeść śniadanie.
Kocham cię, pa.
Wyjąłem jej komórkę z ręki i rzuciłem na stolik.
– Co będziesz jeść? – zapytałem.
– Ciebie.
– Doskonały wybór.
***
– Nie pamiętam, kiedy ostatni raz kąpałam się w wannie – westchnęła. –
Brakowało mi tego.
– Więc teraz możesz się zrelaksować.
Nela siedziała przede mną, między moimi nogami, a ja jeździłem gąbką po
jej plecach.
– W moim starym domu miałam taką wielką wannę – powiedziała. –
Napuszczałam do niej wodę, prawie po same brzegi, zapalałam mnóstwo
malutkich świec i tak po prostu w niej leżałam.
Zacząłem składać pocałunki od jej karku do ramienia.
– Mam zapalić świece? – spytałem.
Zaśmiała się.
– Następnym razem.
Po chwili oparła się o mnie, przykładając głowę do mojej piersi i zamykając
oczy. Wyglądała spokojnie. Łagodnie. Może nawet szczęśliwie. I powinna być
szczęśliwa. Jeździłem teraz gąbką po jej dekolcie. Piersiach. Brzuchu. Od tak
dawna chciałem móc ją dotykać, że teraz, kiedy wreszcie to robiłem, chyba sam
nie mogłem w to uwierzyć.
– Dziękuję – powiedziałem po chwili.
– Za co? – spytała.
Za to, że była. Że po prostu była blisko, a ja mogłem ją poczuć. Za to, że nie
chciała mnie zmieniać, a jedynie poznać. Za to, że widziała we mnie coś, co
sprawiało, że chciała ze mną być. Za to, że dostrzegała jakąś cząstkę dobra,
która we mnie tkwiła, a o której już dawno zapomniałem. Za to, że dzięki niej
chciałem więcej. Że dzięki niej miałem nadzieję na więcej. Za to, że chciałem
dać jej wszystko, bo ona była tego wszystkiego warta.
Chciałbym dać jej po prostu wszystko. Chciałbym.
– Za wszystko.
– Akurat za to nie musisz mi dziękować.
***
– Nie sądziłam, że świat może być taki piękny. Chciałabym tutaj zostać na
zawsze, Arek. Leżeć na plaży, słuchać szumu morza, patrzeć na zachód słońca…
– Więc zostańmy.
– Nie możemy.
– Co nas powstrzymuje?
– Życie.
***
– Otwórz buzię, lisku.
– O Boże, ten sernik jest nieziemski…
– Chyba mu trochę zazdroszczę.
– Sernikowi?
– Mhm. Tego, jak przy nim jęczysz.
– Przy tobie też jęczę.
– I to jest jeden z moich ulubionych dźwięków.
***
– „Arek, odwróć się. Czy przy tamtym stoliku nie siedzi przypadkiem ten
sławny aktor?”
– „Dlaczego piszesz do mnie SMS-a, skoro siedzę naprzeciwko ciebie?”
– „Bo nie chcę, żeby usłyszał, że o nim rozmawiamy”.
– „To chyba on”.
– „Myślisz, że zgodzi się zrobić sobie ze mną zdjęcie?”
– „Nie”.
– „Dlaczego?”
– „Bo nie pozwolę ci nawet do niego podejść”.
– „No to patrz”.
– Nela! Wracaj tu, do cholery!
***
W Sopocie byliśmy już od trzech dni. Teraz był późny wieczór, leżeliśmy w łóżku,
a ja nie potrafiłem się nią nasycić. Nie potrafiłem przestać jej dotykać. Była taka
krucha. Taka delikatna. Lubiła, jak jej dotykałem. Jak całowałem każdy
centymetr jej ciała. I chciałem to robić. Chciałem sprawiać jej przyjemność.
Chciałem wymazać z jej głowy myśli o tamtym skurwielu. O tym, jak jej dotykał.
O tym, co jej robił. O tym, jak ją krzywdził.
Kiedy tylko wyobrażałem sobie, jak tamten bydlak ją traktował, za każdym
razem powtarzałem sobie, że Nela nigdy nie poczuje strachu z mojego powodu.
Nigdy. Kiedy będziemy uprawiać seks, to zawsze będzie coś znaczyć. Ona
zawsze będzie ważna. Nigdy nie będzie zabawką. Nigdy nie będzie ucieczką
w odrętwienie, czym zawsze były dla mnie dziewczyny.
– Jesteś taka piękna – powiedziałem, jeżdżąc palcem po jej nagim ramieniu
– To tylko powłoka.
– Nie mówię tylko o twoim ciele. – Ułożyłem ją tak, że leżała na plecach, a ja
byłem nad nią, podpierając się na łokciach. – Ale też o tym, co jest tutaj. –
Pocałowałem ją w czoło. – I o tym, co jest tutaj. – Pocałowałem miejsce, gdzie
biło jej serce. – To wszystko jest tak cholernie piękne.
Wzięła moją twarz w swoje dłonie i spojrzała mi w oczy tak, jakby chciała
uwierzyć w to, co mówię.
– Dziękuję – szepnęła. Powinna to słyszeć każdego dnia. W każdej cholernej
minucie, każdego cholernego dnia. Nie musisz mi dziękować.
– Jak sobie tylko wyobrażam, co ten bydlak ci zrobił, to w głowie obmyślam
sobie jego śmierć – wyrzuciłem z siebie, bo już nie mogłem dłużej wytrzymać.
– Arek…
– Zabiję go, Nela. Przysięgam na wszystko, że go zabiję.
Przewróciłem się na plecy, z nią w swoich ramionach. Miała głowę na mojej
piersi, a ja głaskałem ją po plecach. Minęło kilka minut i myślałem, że zasnęła,
ale ona powiedziała:
– Czasami zastanawiam się, czy mnie teraz szuka, co robi… I boję się, że
któregoś dnia w końcu mnie znajdzie.
Zabiję go, gdy tylko się pojawi.
– Teraz jesteś bezpieczna.
– Przy tobie czuję się bezpiecznie.
I już zawsze będziesz się tak czuć.
– Jesteś taka dzielna, lisku.
– To nie jest prawda.
– Jest. Gdybyś nie była dzielna, nie zostawiłabyś go.
– Gdybym była dzielna, nie dopuściłabym do tego, co się stało.
A ja chciałbym, żeby to się nie wydarzyło. Żeby nigdy nie spotkała tego
skurwiela, żeby go nie poznała. Żeby nie musiała przechodzić przez takie piekło.
Dotknąłem delikatnie jej brody, prosząc, żeby na mnie spojrzała. Kiedy
patrzyłem już w jej oczy, powiedziałem:
– Za każdym razem, kiedy widzę strach w twoich oczach, wiem, że to przez
niego. Wiem, że to przez to, co ci zrobił. Chcę, żebyś wiedziała, że nie dotknę
cię, jeśli nie będziesz tego chciała, Nela. Nigdy nie zażądam od ciebie czegoś,
czego nie chciałabyś zrobić. Nigdy. I przysięgam, że nigdy, przenigdy, nie
podniosę na ciebie ręki. Prędzej sam bym się zabił, niż cię uderzył.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ
DWUDZIESTY TRZECI
NELA
– Patrz!
– Co?
– Fotobudka! Zawsze chciałam sobie zrobić w takiej zdjęcie!
***
– To jest okropne, Arek. Wszystko mnie tutaj kusi. Myślę, że przez te kilka
dni przytyłam ze trzy kilogramy.
– Jakoś nie zauważyłem. Ale nie przejmuj się, już ja się postaram, żebyś
wszystko spaliła.
– O tak. Domyślam się, w jaki sposób.
– Jak ty mnie dobrze znasz.
– Zboczeniec.
***
Takiego gorąca nie czułam chyba jeszcze nigdy w życiu. Było przedpołudnie,
a my siedzieliśmy na plaży pełnej ludzi. Miałam na sobie już cztery warstwy
kremu, bo nie chciałam chodzić po Sopocie jak jakiś rak, a Arkowi to bardzo
odpowiadało. Kiedy tylko sięgałam po tubkę z kremem, wyrywał mi ją z ręki
i sam zabierał się do roboty. Bardzo dokładnie. Czekałam tylko, aż ktoś do nas
podejdzie i powie, że to plaża publiczna.
Leżałam właśnie na boku, podpierając głowę na łokciu, i patrzyłam na
mojego najprzystojniejszego chłopaka na świecie. Leżał obok mnie na plecach,
miał zamknięte oczy, a jego wytatuowane ciało w pełnym słońcu wyglądało
idealnie. Był stuprocentowym facetem. Był męski. Silny. Ale potrafił też być przy
mnie delikatny. A mnie się to cholernie podobało. Wpatrując się w jego twarz,
zapytałam:
– Skąd masz tę bliznę na łuku brwiowym?
Pamiętałam, kiedy pierwszy raz ją dostrzegłam. To było jeszcze przed
Zieloną Górą. Niedługo przed tym, jak nawrzeszczałam na niego w centrum
handlowym. Co by się wydarzyło, gdyby mnie wtedy zostawił? Gdyby stwierdził,
że ma dość rozhisteryzowanego dziecka? Nie chciałam nawet o tym myśleć…
Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
– Mam wiele blizn, Nela – powiedział. – Wiele z nich jest po walkach. Ta też.
Niektóre były również na jego sercu. Głęboko ukryte, schowane, ale były.
Nie wiedziałam, jak dokładnie wyglądały te walki. Jakie były zasady? Czy był
tam taki sam ring jak na normalnych walkach bokserskich? Gdzie to się w ogóle
odbywało? Miałam dziwne wrażenie, że to wszystko wyglądało bardzo groźnie.
I może już całkiem postradałam rozum, ale chciałam to zobaczyć. Chciałam
kiedyś pójść w takie miejsce i to zobaczyć. Wiedzieć, co Arek robił aż przez
dziewięć lat.
– To było niebezpieczne, prawda?
– Walki? – spytał, a ja kiwnęłam głową. – Zawsze istniało jakieś ryzyko. Ale
przez większość czasu byłem pewny siebie.
– Wrócisz do tego.
– To pytanie czy stwierdzenie, lisku?
– Stwierdzenie – odparłam. – Pewnego dnia uznasz, że chcesz dalej walczyć.
Wzruszył ramionami.
– Będą młodsi.
Roześmiałam się głośno.
– No błagam cię! Odezwał się staruszek!
– Wiesz, że w pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem, pomyślałem, że jesteś
niepełnoletnia?
Czy jemu przeszkadzała nasza różnica wieku? Czy to był dla niego jakiś
problem? Przecież to tylko dwanaście lat, wcale nie tak dużo. Nawet gdyby było
dwadzieścia, to i tak nie zwracałabym na to uwagi.
Dalej badałam jego ciało, a po chwili dotknęłam rany, którą zafundował
sobie w Bydgoszczy. Już po pierwszym dniu przestał nosić opatrunek. Rana była
prawie całkowicie wygojona, ale ślad pozostawał.
– Tutaj chyba też będziesz miał bliznę.
– Warto było.
– O, serio? – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Warto było zostać
dźgniętym nożem?
Roześmiał się.
– Biłem się z twojego powodu.
Zrobiłam wielkie oczy.
– Jak to z mojego powodu?
– Pobiłem wtedy tego gnoja, z którym tańczyłaś.
Co?
– Dlaczego to zrobiłeś? Bo ze mną zatańczył?
Spojrzał na mnie, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, a później
stwierdził:
– Za to też mógł oberwać.
– Też? – zapytałam, nie wiedząc, czy się śmiać, czy być poważną. – To za co
właściwie oberwał?
– Mówił rzeczy, które mi się nie spodobały.
Z pewnością.
– Tak? A co takiego mówił?
– Coś o przeleceniu cię i takie tam.
Ciekawe, kiedy niby mu to mówił.
– O, czyżby? I nie spodobało ci się to?
– Ani trochę. Tylko ja mogę cię przelecieć.
Teraz już się roześmiałam.
Po chwili Arek podniósł się, zbliżył do mnie i wziął moje usta w swoje.
Całowaliśmy się długo i leniwie.
– Chodź ze mną do wody – mruknął w moje usta. – Tu jest gorąco jak
w piekle.
– Utopię się – powiedziałam od razu.
– Nie pozwolę na to.
Owinęłam sobie ręce wokół jego szyi i spojrzałam mu w oczy.
– Obiecujesz?
– Obiecuję.
Kiwnęłam głową i chwilę później szliśmy już po gorącym piasku. Kiedy
wchodziliśmy do morza, trzymałam Arka za rękę. Woda nie była jakaś
wyjątkowo ciepła, ale też nie całkowicie zimna. Akurat w sam raz. Szliśmy coraz
głębiej i głębiej, aż nie mogłam już zrobić kolejnego kroku.
– Tu jest za głęboko. – Złapałam się go mocniej. – Nie czuję dna.
Wziął mnie w ramiona, a ja od razu się wokół niego owinęłam. Był dużo
wyższy ode mnie, więc nie miał problemu ze staniem tutaj.
– Ufasz mi, Nela? – zapytał, patrząc mi w oczy.
Jesteś jedną z dwóch osób, którym ufam.
Kiwnęłam głową.
– Ufam.
– Dobrze. Więc oddychaj spokojnie. Musisz się rozluźnić. W każdej chwili
cię złapię.
– Zamierzasz mnie puścić? – zaczęłam panikować.
– Spokojnie. Powiedziałaś, że mi ufasz, prawda?
Kiwnęłam głową, a on wyciągnął przed siebie ramiona, ciągle mnie
trzymając. Po chwili obrócił mnie tak, że leżałam na jego rękach. Unosiłam się
na wodzie, a on mnie podtrzymywał, jakbym była na swojej własnej, prywatnej
tratwie, stworzonej z jego rąk.
– Nie puszczaj mnie – ostrzegłam.
– Zamknij oczy, lisku. Po prostu oddychaj i nie myśl o tym, że utoniesz, bo na
to nie pozwolę.
Bo na to nie pozwolisz. Leżałam z zamkniętymi oczami na jego silnych
rękach. Starałam się oddychać równo i spokojnie, żeby nie zacząć panikować.
Z oddali słyszałam śmiech dzieci, beztroskich, małych istot, które bawiły się
teraz w piasku. Słyszałam rozbijające się o brzeg fale. Słońce świeciło na mnie,
dając mi ogrom ciepła. To było naprawdę przyjemne uczucie.
– Arek?
– Tak?
– Może któregoś dnia odważę się, żebyś mnie puścił.
– Nela?
– Tak?
– Nie trzymam cię już od jakichś trzech minut.
Co?! Otworzyłam oczy i zaczęłam chlapać rękami.
– Jak mogłeś mnie puścić?! – wrzasnęłam.
Złapał mnie mocno, przytulając do siebie, a po chwili szepnął mi do ucha:
– Jeszcze kilka lekcji i będziesz pływać jak zawodowiec. Musisz się tylko
rozluźnić i nie myśleć o tym, że utoniesz. To wszystko.
Nie myśleć o tym, że utoniesz. Łatwo powiedzieć.
***
Stałam teraz pod prysznicem, a gorąca woda obmywała całe moje zmęczone
ciało.
Nie było dzisiaj pogody na plażowanie, więc wypożyczyliśmy z Arkiem
rowery. Objechaliśmy chyba cały Sopot, a później skierowaliśmy się w stronę
Gdańska i dojechaliśmy na Westerplatte. Byłam naprawdę pod wrażeniem tych
wszystkich widoków. Chwilami zastanawiałam się, czy ja w ogóle jestem jeszcze
w Polsce, czy to już może raj. Robiliśmy mnóstwo zdjęć: sobie, widokom,
fotografowaliśmy po prostu wszystko. Było naprawdę wspaniale. I tak się
właśnie czułam. Z Arkiem czułam się wspaniale. Czułam się jak nigdy wcześniej.
Jeszcze miesiąc temu nawet przez myśl by mi nie przeszło, że będę nad
morzem. Że będę się uśmiechać. Że będę się śmiać. Że gdzieś na końcu tej
ciemności będę dostrzegać jasne światełko. Jeszcze miesiąc temu nie myślałam,
że będę kogoś kochać. Kochać tak mocno.
Chciałam powiedzieć mu te dwa słowa i nie chciałam. Nie chodziło o to, że
bałam się mu to wyznać. Może tylko odrobinę, bo nie wiedziałam, jak by na to
zareagował… Ale chodziło o to, że te słowa mówiłam przez ostatni rok do Igora
– a wcale nie miałam ich wtedy na myśli. One nie miały w sobie mocy. Nie miały
w sobie uczucia. Nie miały w sobie miłości. Mówiłam je, bo mi kazał. Bo tego
chciał. Bo tego ode mnie żądał. Przygniatał mnie tak mocno, że nie mogłam się
ruszyć. Nie widziałam drogi ucieczki. Ucieczka nie istniała.
– Proszę, Igor. Nie rób tego. Ja naprawdę nie chcę.
– Nie potrafisz kłamać, skarbie. Widzę, jak na mnie patrzysz.
– Igor, proszę…
Zaczął szarpać się z moimi dżinsami.
– Nie musisz prosić. Zaraz cię zerżnę, ale najpierw powiesz, jak bardzo
mnie kochasz.
– Nie… – Zaczęłam płakać i wtedy mnie uderzył.
– Mów!
– Kocham cię.
Byłam już całkowicie naga, kiedy powiedział:
– Grzeczna dziewczynka. A grzeczne dziewczynki zasługują na nagrodę.
Ścisnął moje biodra i…
W którymś momencie poczułam dłonie łapiące mnie od tyłu za biodra.
Krzyknęłam przerażona i obróciłam się do Igora. Nie, nie do Igora. To nie był
Igor, do cholery! To był Arek! Mój Arek.
– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Przepraszam! – Złapał moją
twarz w swoje dłonie i, patrząc mi w oczy, powtarzał: – Przepraszam, lisku. To
ja. Przepraszam.
To ja. On wiedział. On po prostu wiedział.
Zaczęłam płakać i nie potrafiłam tego powstrzymać. Za wszelką cenę
chciałam pozbyć się tego drania z mojej głowy! Wyrzucić go z moich myśli!
Zniszczyć! Dlaczego to musiało być takie trudne? Dlaczego przeszłość musiała
mnie dopadać w najmniej oczekiwanych momentach? Dlaczego ta przeszłość
musiała być aż takim piekłem?
Arek zakręcił wodę, wziął mnie na ręce i całą mokrą zaniósł do łóżka. Kiedy
już leżałam na boku, on położył się za mną i mocno mnie do siebie przytulił.
Chciałam
być
po
prostu
zwyczajną
dziewczyną.
Zwyczajną
dziewiętnastolatką, żyjącą z dnia na dzień. Beztroską, nieobawiającą się, że za
każdym rogiem czai się na nią koszmar. Chciałam po prostu zapomnieć. Czy to
było tak wiele? Czy marzyłam o czymś nierealnym? Czy nie zasługiwałam na
choć odrobinę szczęścia?
Nie wiem, ile czasu minęło, ale w pewnym momencie poczułam na ramieniu
jego delikatne pocałunki, które przesuwały się w stronę mojej szyi.
– Nie mogę, Arek. Przepraszam, nie mogę…
Znów zaczęłam cicho płakać, bo nienawidziłam siebie za to, że nie mogłam
teraz znieść jego pocałunków. Że nie mogłam pozwolić mu się ze mną kochać.
Mimo że tego chciałam.
– Nigdy mnie za coś takiego nie przepraszaj, lisku – powiedział w moje
włosy. – Mogę cię po prostu trzymać w ramionach? Chce cię poczuć. Chcę
wiedzieć, że jesteś blisko. Tylko tyle. Obiecuję, że nie zrobię nic więcej.
Tak bardzo cię kocham, Arku Marczaku. Tak bardzo.
Wtuliłam się w niego mocniej.
– Nie chcę, żebyś się mnie bała.
– Nie boję się ciebie. Ja tylko… Myślałam o nim i wtedy ty przyszedłeś i…
Nie mogę być z tobą, myśląc o nim. Ja…
– Cii… Spokojnie, maleńka. Po prosu śpij, a ja będę cię trzymał.
Trzymaj mnie, Arek. Trzymaj i nigdy nie wypuszczaj.
***
– Arek? Muszę znaleźć tu jakiegoś lekarza.
– Coś się stało? Boli cię coś? Jesteś chora?
– Nie, tylko… Po prostu kończą mi się tabletki. Muszę dostać receptę na
nowe opakowanie.
– Aha. No tak. Jasne.
– Hej, nie wariuj.
– Okej.
– Mówię serio. Nie rzucaj się od razu na komórkę i nie… Zaraz, co ty
robisz? Sprawdzasz ranking lekarzy w Sopocie? Jesteś nienormalny.
– Po prostu chcę mieć pewność, że pójdziesz do najlepszego. I to ma być
kobieta, a nie facet.
– Wcześniej chodziłam do faceta.
– Więc teraz się to zmieni.
***
– Zwijaj swój mały tyłeczek z łóżka. Zaraz wychodzimy.
– Dokąd?
– Mam zamiar zabrać moją kobietę na kolację, żeby nie umarła z głodu.
– Myślę, że to nie jest jedyny powód.
– Tak?
– Tak. Kiedy widzisz, jak jem, strasznie się nakręcasz. Szczególnie przy
deserze.
– O, czyżby?
– Zdecydowanie.
***
– Nela… Zaraz dojdę… Nie musisz…
Ale chcę. Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Nikt mi nie kazał tego robić.
Nikt mi nie groził. Ja tego po prostu chciałam. Chciałam sprawić mu
przyjemność. Chciałam, żeby doszedł w moich ustach.
– Nela!
I zrobił dokładnie to, co chciałam.
– Jesteś niesamowita – wydyszał.
Kreśląc sobie pocałunkami drogę do jego ust, zatrzymywałam się przy
brzuchu, klatce piersiowej, szyi. Mogłabym go tak całować godzinami. Jego ciało
było idealne. Wyrzeźbione. Twarde. Czasami mnie to trochę onieśmielało. Kiedy
leżałam wtulona w niego, czułam się taka niewielka. Taka krucha. Ale byłam
wtedy bezpieczna. I to było dla mnie najważniejsze.
Pocałowałam go wreszcie w usta, a potem położyłam głowę blisko jego
serca, a on mnie przytulił.
– Jestem niesamowita, bo zrobiłam ci loda?
Zaśmiał się.
– Tak, właśnie dlatego.
Próbowałam walnąć go łokciem w żebra, ale nie wiem, czy mi się to udało.
– Dupek.
– Jesteś jedyna w swoim rodzaju – szepnął w moje włosy i pocałował mnie
w czubek głowy.
Chciałam być jedyną w swoim rodzaju. Chciałam być jedyną dla niego.
Chciałam, żeby żadna inna się nie liczyła. Tylko ja. Czy swoim poprzednim
dziewczynom też mówił, jakie są piękne? Jakie są niesamowite? Czy całował je
tak samo jak mnie? Chciałam wierzyć, że nie.
– Ile najdłużej byłeś z jedną dziewczyną? – zapytałam.
– Serio, lisku? Nie będziemy o tym rozmawiać.
– Będziemy – upierałam się.
– Wiesz, jaki byłem – westchnął.
Ten czas przeszły mnie ucieszył.
– Byłeś?
– Byłem. – Podniósł mnie tak, że teraz mogliśmy na siebie patrzeć. – To ci
powinno wystarczyć.
– „Powinno” jest tu słowem kluczowym.
Zaśmiał się.
– To już nie ma znaczenia, Nela. To przeszłość. – Chciał mnie pocałować
w usta, ale się uchyliłam. Westchnął sfrustrowany. – Dobra. Chcesz wiedzieć, to
proszę bardzo. Najdłużej coś koło miesiąca. I było to kilka lat temu, przed
wypadkiem. Po wypadku to były tylko…
– Jednorazowe numerki? – wpadłam mu w słowo.
– Jednorazowe numerki – potwierdził.
Nie powiedział mi nic, czego bym się sama nie domyśliła. Ale myśl o ilości
tych wszystkich panienek, które przetoczyły się przez jego łóżko, dobijała mnie.
I jeszcze ta blondyna z Bydgoszczy, z którą się całował.
– Podobno lisy są bardzo chytre. Nie mam zamiaru się tobą dzielić, Arek.
Pogłaskał mnie po policzku i cmoknął w nos.
– I nie będziesz.
– Więc… – zaczęłam.
– Jesteś tylko ty, Nela – przerwał mi. – Tylko z tobą chcę być.
Tylko ze mną.
– A ja tylko z tobą.
– No, pomyślałby kto, że mógłbym się tobą dzielić z kimś innym! – oburzył
się. – Jesteś moja, Nela. Tylko moja.
– Tylko twoja.
***
– Mogę cię o coś zapytać?
Leżeliśmy właśnie w łóżku, na boku, przykryci cienkim prześcieradłem.
Moje plecy były przyciśnięte do jego klatki piersiowej. Drzwi balkonowe były
otwarte i miałam cudowny widok na nocne niebo.
– Oczywiście, że możesz – odpowiedział.
Ale nie na każde pytanie odpowiem – dodałam w myślach to, co on zapewne
miał na końcu języka.
– To przez wypadek nie odzywasz się z rodzicami? – zapytałam szeptem.
Poczułam, jak jego ręka, którą gładził mnie po biodrze, na moment
znieruchomiała.
– Tak – odpowiedział po chwili.
Chciałam, żeby powiedział mi trochę więcej niż tylko krótkie „tak”.
Chciałam, żeby się przede mną otworzył. Żeby mi zaufał tak, jak ja ufałam jemu.
Gdy już straciłam nadzieję na ciąg dalszy, powiedział:
– Kiedy dojechali do szpitala i dowiedzieli się, że tylko ja przeżyłem, moja
mama wpadła w histerię. Rzuciła się na mnie i powiedziała, że to przeze mnie
nie żyją. Nie próbowałem się kłócić, bo wiedziałem, że ma rację. Okładała mnie
pięściami i płakała przede mną, a ja nie potrafiłem wydobyć z siebie słowa ani
nawet się poruszyć. W końcu ojciec ją ode mnie odciągnął, ale w jego oczach też
widziałem rozczarowanie. Ostatnie, co usłyszałem, zanim wyszli, to słowa mojej
matki.
– Co powiedziała?
– Że dla niej ja też zginąłem w tym wypadku.
Kilka łez spłynęło mi po policzku. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak matka
może coś takiego powiedzieć swojemu dziecku. On sam czuł się już
wystarczająco winny, a ona to jeszcze pogłębiła. Sprawiła, że stał się
człowiekiem, który sam o sobie myślał, że jest nikim. Myślał, że jest nic
niewarty. Myślał, że nie zasługiwał na dobro i szczęście.
Podniosłam się na łokciu i spojrzałam mu w oczy. Tak bardzo cię kocham,
Arku Marczaku. Bardziej, niż powinnam.
– Nie zginąłeś, Arek. Oni odeszli, ale ty ciągle tutaj jesteś. Nie możesz żyć
tak, jakbyś był martwy. Musisz pozwolić sobie na szczęście, na miłość, na życie.
Na wszystko.
Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, a ja nie miałam pojęcia,
o czym myśli. Potem odgarnął mi kilka kosmyków włosów z czoła i powiedział:
– Właśnie próbuję sobie na to wszystko pozwolić, lisku.
***
Przebudziłam się w środku nocy i byłam sama w łóżku. Arka w nim nie było.
Widząc otwarte drzwi balkonowe, wstałam, owijając swoje nagie ciało
prześcieradłem, i wyszłam na zewnątrz. Arek siedział w fotelu i palił papierosa,
patrząc w stronę plaży. Nie widział mnie, ale na pewno wiedział, że stoję
i patrzę na niego.
– Jest chłodno, Nela – powiedział po chwili. – Czemu nie wrócisz do łóżka?
– Bo ciebie w nim nie ma.
Zgasił fajkę i wreszcie na mnie spojrzał. Wyciągnął w moją stronę rękę,
bezgłośnie prosząc, żebym do niego podeszła. Zrobiłam to, a po chwili
siedziałam już na jego kolanach, tuląc się mocno do niego. Gładził mnie po
plecach, a ja trzymałam głowę na jego ramieniu i wdychałam jego zapach.
– Lubię ten zapach – szepnęłam.
– Nigdy mi nie powiedziałaś, dlaczego lubisz zapach papierosów.
– Bo to głupie.
– Lubię słuchać o głupich rzeczach.
– Mój tato i brat palili – powiedziałam. – Kiedy tato mnie przytulał, a takie
momenty mogłabym chyba policzyć na palcach jednej ręki, czułam właśnie
zapach papierosów. Wiem, że to dziwne, ale wtedy czułam się bezpiecznie.
Jakbym naprawdę była w domu i nic nie mogło mi się stać. Potem gdy tylko
mogłam, przytulałam się do Bartka. – Zaśmiałam się. – Czasami miał już dość
oblepiającej go młodszej siostrzyczki. I jeszcze… – momentalnie urwałam,
uświadamiając sobie, co chciałam mu właśnie powiedzieć.
– I jeszcze co?
I jeszcze Igor zawsze palił, kiedy już ze mną skończył. A ja czułam się wtedy
bezpiecznie. Na chwilę.
– Nic – szepnęłam.
Nie mogłam wspominać przy nim o Igorze. Sama również nie powinnam
o nim myśleć. Ale były takie chwile, gdy po prostu nie potrafiłam. Chwile, gdy
pojawiał się w moich myślach, a ja nie mogłam się go stamtąd pozbyć. Było tego
wszystkiego zbyt wiele, żeby tak po prostu o tym zapomnieć. Żeby tak po prostu
zostawić to w przeszłości.
– Zastanawiałem się… – powiedział po jakimś czasie.
– Nad czym?
Czułam, jak mocniej mnie do siebie przytulił.
– Nad tym, jak strasznie cię potrzebuję, Nela. I jak bardzo mnie to
przeraża.
Podniosłam głowę, żeby móc spojrzeć w jego oczy.
– Przerażam cię, Arku Marczaku? – szepnęłam.
– Jesteś najbardziej przerażającą istotą, jaką w życiu spotkałem.
– Co cię we mnie przeraża?
– Najbardziej to, że pewnego dnia mógłbym cię stracić.
Jeśli w ogóle było to możliwe, w tej chwili pokochałam go chyba jeszcze
bardziej. Też nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Nie wyobrażałam sobie
bez niego tej podróży. Nie wyobrażałam sobie bez niego zwyczajnej
codzienności. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym bez niego normalnie
funkcjonować w tym wielkim świecie.
Tak, to jest przerażające.
– Więc nie pozwól na to – powiedziałam. – Bo ja też cię potrzebuję.
Bardziej, niż to sobie wyobrażasz.
Pocałował mnie w czoło, a po chwili wziął na ręce i zaniósł do pokoju.
Położyliśmy się w łóżku, a on trzymał mnie mocno w swoich silnych ramionach.
Seks z Arkiem był cudowny. To było jak połączenie naszej dwójki w jedną,
spójną całość. Dosłownie i w przenośni. Uwielbiałam się z nim kochać.
Uwielbiałam sposób, w jaki wtedy na mnie patrzył. Uwielbiałam czuć go
i wiedzieć, że jest blisko. Ale te chwile, gdy leżeliśmy w łóżku, a on trzymał mnie
w swoich ramionach… To było po prostu magiczne. Czułam się, jakbym była
w domu. Jakbym gdzieś przynależała. Mogłabym zatracić się w tej właśnie
chwili już na zawsze. Nie potrzebowałam niczego innego, niczego więcej.
Pragnęłam tylko Arka trzymającego mnie w swoich ramionach i odgradzającego
nas od reszty świata. Tylko to było mi potrzebne. Nie musiałam mieć nic więcej.
– Arek?
– Hmm?
Kocham cię.
– Nie wychodź już dzisiaj z łóżka – szepnęłam. – Chcę być w twoich
ramionach przez całą noc.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ
DWUDZIESTY CZWARTY
AREK
Morze było dzisiaj wyjątkowo spokojne. Gładkie, bez ani jednej fali.
Spacerowaliśmy po plaży, wzdłuż brzegu, a Nela co chwilę przystawała, brała
kamień do ręki i rzucała go do wody. Patrzyłem na to, śmiejąc się cicho, bo to
„puszczanie kaczek” ani trochę jej nie wychodziło, i widziałem, jak ją to wkurza.
– Kompletnie się do tego nie nadajesz – powiedziałem z rozbawieniem.
– Tak? – Spojrzała na mnie. – To zrób to lepiej, mądralo.
– Proszę bardzo. – Podniosłem najbardziej płaski kamień, jaki mogłem
dostrzec, i powiedziałem do Neli: – Licz. Podskoczy pięć razy.
Zaśmiała się.
– Na pewno.
Pochyliłem się i rzuciłem kamień do wody pod odpowiednim kątem. Jeden
raz. Drugi. Trzeci. Czwarty. I… piąty. Odwróciłem się do niej z szerokim
uśmiechem na twarzy.
– I co teraz powiesz?
– Chyba jesteś mistrzem puszczania kaczek.
– Jestem mistrzem w wielu rzeczach.
– Czyżby? W czym na przykład?
Zacząłem się do niej zbliżać.
– Zaraz mogę ci pokazać.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Najpierw będziesz musiał mnie złapać.
Odwróciła się i pobiegła prosto przed siebie. Zaśmiałem się i odczekałem
chwilę, żeby dać jej fory. Potem pobiegłem za nią. Oglądała się za ramię, żeby
sprawdzić, gdzie jestem. A ja byłem coraz bliżej. W końcu ją złapałem, a wtedy
oboje wywaliliśmy się na piasek, śmiejąc się głośno. Leżałem na plecach, a ona
na mojej klacie, przodem do mnie. Odgarnąłem jej włosy, żeby móc widzieć jej
twarz. I widziałem na niej szeroki uśmiech. Radość. Szczęście. Jej
ciemnozielone oczy śmiały się do mnie. Boże, ta dziewczyna była nie z tej ziemi.
Chciałem ją w sposób, w jaki nie chciałem nigdy nikogo. Chciałem ją na
wieczność. Gdy wyobrażałem sobie własną śmierć, chciałem, żeby Nela była
wtedy przy mnie, bym mógł wziąć przy niej swój ostatni oddech. Bym mógł
ostatni raz ją poczuć. Ostatni raz ją zobaczyć. A później zamknąć oczy i umrzeć
z jedną myślą w mojej głowie – z myślą o niej.
Przypomniało mi się to, o czym kiedyś rozmawialiśmy, i powiedziałem:
– Zamknąłbym oczy i wyobraził sobie ciebie. Dokładnie w tej chwili. Na
plaży. W słońcu. Uśmiechniętą.
– Co? – zapytała, nie wiedząc, o co mi chodzi.
– Gdyby zostało mi dziesięć sekund życia w pustym, zamkniętym
pomieszczeniu – odpowiedziałem. – Czekając na śmierć, właśnie to bym zrobił:
pomyślał o tobie.
***
Jakąś godzinę temu wróciliśmy z kolacji, a teraz byliśmy w łóżku, oglądając
w telewizji „Casino Royale”. Leżałem z rękami skrzyżowanymi pod głową,
a obok mnie Nela jadła lody prosto z pudełka.
– Mogłabym cały dzień spędzić z Danielem Craigiem – powiedziała.
Na pewno.
– Zapewniam cię, że do tego nie dojdzie.
– Hej, rujnujesz moje marzenia – oburzyła się.
– To jest twoje marzenie? – spytałem z niedowierzaniem. – Spędzić dzień
z jakimś marnym aktorzyną?
– Mhm.
Spojrzałem na nią, a ona wyszczerzała do mnie swoje małe ząbki.
– Co byś z nim niby robiła?
Odłożyła pudełko lodów na szafkę nocną i po chwili usiadła na mnie
okrakiem, a moje dłonie od razu powędrowały do jej bioder. Miała na sobie
jedynie komplet czarnej, koronkowej bielizny, a jej rude loki były w nieładzie.
Wyglądała cholernie seksownie.
– Siedziałabym z nim na plaży od samego rana – powiedziała, patrząc na
mnie. – Kąpalibyśmy się w morzu, w pełnym słońcu. A kiedy wyszlibyśmy, on
położyłby się na plecach, na ręczniku, dokładnie tak, jak ty leżysz teraz.
Zlizywałabym każdą kropelkę wody z jego gorącej klaty. Dokładnie w taki
sposób.
Pochyliła się i zaczęła lizać moją klatkę piersiową, skubiąc mnie co chwilę
zębami. Kierowała się coraz niżej i niżej…
– Nela…
Co ta dziewczyna ze mną wyprawiała? Chciałem ją wziąć tu i teraz.
Natychmiast. Chciałem jej w każdej pieprzonej minucie. Wystarczyło, że kiwnęła
palcem, a ja…
Uniosła głowę i wyszczerzyła się do mnie. Doskonale czuła pod sobą, jak
cholernie mocno jej chciałem.
– Potem on nasmarowałby olejkiem każdy centymetr kwadratowy mojego
ciała. – Wzięła moją dłoń i zaczęła kreślić moimi palcami powolną drogę po
brzegach jej stanika. – Każdy najmniejszy fragment. – Zjeżdżała dłonią na swój
brzuch. – Bardzo, bardzo dokładnie. – Zatrzymała się przy brzegu jej małych
majteczek i miałem kurewską ochotę rozerwać je teraz na drobne strzępy. –
Później, kiedy już wziąłby mnie w ramiona – owinęła sobie moje ręce wokół
swojej talii – pocałowałabym go tak, że straciłby oddech.
Zaczęła mnie całować i ocierać się o mnie, a ja byłem już tak cholernie
twardy, że nie wiedziałem, na jak długo wystarczy mi kontroli.
Oderwała się od moich ust, mówiąc:
– Zachowywalibyśmy się dość niegrzecznie, biorąc pod uwagę fakt, że plaża
to miejsce publiczne. Więc wrócilibyśmy czym prędzej do hotelu. A w hotelu…
– Tak? – jęknąłem, czując, jak się o mnie ocierała.
Uśmiechając się jak mała diablica, zeszła ze mnie i położyła się z powrotem
na łóżku.
– To, co zrobilibyśmy w hotelu, to moja słodka, niegrzeczna tajemnica –
powiedziała, patrząc w ekran.
Niegrzeczna. Bardzo, bardzo niegrzeczna.
W sekundę położyłem się na niej. Złapałem jej nadgarstki jedną dłonią
i trzymałem je tuż nad jej głową.
– Ty niegrzeczny, mały lisku. Nigdy nie spędzisz całego dnia z żadnym
facetem, oprócz mnie. Nie spędzisz z żadnym nawet cholernej minuty.
Zaśmiała się.
– Ale przecież to Bond. Od zawsze mam słabość do Bonda.
– Ja jestem twoim Bondem. Nie ma w tym temacie żadnych dyskusji.
Zacząłem ją całować po całej twarzy, a wolną ręką trzymałem jej mały
tyłeczek.
– Naprawdę? Jesteś moim Bondem?
Odchyliła głowę, ułatwiając mi dostęp do swojej szyi.
– Mogę być nawet pieprzonym Conanem Barbarzyńcą.
Roześmiała się.
– Nie, wolę Bonda.
– Niech będzie. Agent 007 gotowy jest teraz do bardzo niegrzecznej misji.
***
– No naprawdę, Arek. Nie masz się z czego śmiać, tylko akurat z tego!
– Przepraszam, lisku. Ale twoja mina była po prostu bezcenna, kiedy
powiedział, że szesnastolatkom alkoholu nie sprzedają.
– Mogłam mu wsadzić mój dowód w dupę! To by było bardziej zabawne.
– Z pewnością.
– Czy ja naprawdę wyglądam na szesnastkę?
– Wyglądasz na cholernie niegrzeczną, seksowną szesnastkę.
– To bardzo pocieszające.
***
Byliśmy wieczorem w łóżku, po wspólnym prysznicu, a Nela leżała przytulona do
mojego boku. Jeździła palcem po mięśniach na moim brzuchu, aż w końcu
dotarła do żeber, gdzie miałem wytatuowane daty.
– Co symbolizują? – spytała.
Wiedziałem, że któregoś dnia o to zapyta. Czekałem na to. Byłem nawet
odrobinę zdziwiony, że nie zrobiła tego wcześniej.
– Trzy pierwsze to daty urodzenia – odpowiedziałem. – Mojego brata, jego
żony i dziecka.
Zrobiłem to miesiąc po wypadku. Musiałem. To nie był żaden impuls, nie
obudziłem się któregoś dnia z myślą, żeby to zrobić. Nie. Ja po prostu
wiedziałem. Wiedziałem, że tak trzeba. Że to jest konieczne. Żebym już zawsze
pamiętał, żebym wiedział. Żebym nigdy nie miał prawa o tym zapomnieć.
O wypadku. O nich. O tym, że to przeze mnie.
– A ostatnia?
Już chyba doskonale wiesz, Nela.
– Data ich śmierci.
Przypomnienie, że ich zabiłem.
– To za kilka dni – szepnęła.
Za kilka dni. Dokładnie za trzy.
Minęły już cztery lata. Czasami miałem wrażenie, że to bardzo dużo, ale
później dochodziłem do wniosku, że jednak bardzo niewiele. Nawet nie chciałem
sobie przypominać, jak spędzałem każdą rocznicę. Za dużo alkoholu. Za dużo
łatwych panienek. I nigdy nie poszedłem na cmentarz. Ostatni raz byłem tam na
ich pogrzebie, jeden jedyny raz. Nigdy więcej tam nie wróciłem. Z jednej strony
chciałem tam pojechać, ale z drugiej… Miałem w głowie mętlik. Ogarniał mnie
totalny, całkowity chaos. Co by mi to dało? Co bym poczuł?
– Nela?
– Hm?
– Chciałbym pojechać na ich groby – powiedziałem, w końcu to z siebie
wyrzucając.
Podniosła się, podpierając na łokciach, i spojrzała na mnie.
– Możemy pojechać nawet jutro.
Z jej twarzy wyczytałem, że mogłaby pojechać nawet w tej chwili.
Natychmiast. Ze mną. Boże, ta dziewczyna była skarbem.
Uśmiechnąłem się lekko i pogładziłem ją po policzku.
– Pojutrze – powiedziałem. – Jutro chcę jeszcze zajmować się tylko tobą.
Niczym innym.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ
DWUDZIESTY PIĄTY
NELA
Ten tydzień w Sopocie był dla mnie najpiękniejszym czasem w całym moim życiu.
Najszczęśliwszym. To miasto już na zawsze będzie mi się kojarzyło tylko
z Arkiem. Z nami. Z tym, że stałam się jego. Byłam jego, a on był mój.
Teraz jechaliśmy do Warszawy. Musiałam przyznać, że trochę się
obawiałam. Nie mówiłam tego Arkowi, ale zastanawiałam się, jak on sobie z tym
wszystkim poradzi. Powiedział mi, że nie był na cmentarzu od czasu pogrzebu,
a przecież mijały już cztery lata od wypadku. Wiedziałam, że to był dla niego
duży krok do przodu i chciałam być wtedy przy nim. W każdym momencie.
W każdej chwili.
***
– Byłaś kiedyś w Warszawie?
– Jakieś trzy lata temu, na wycieczce z liceum.
– Boże, jesteś taka młoda, Nela.
– A ty taki stary.
– Nie przeszkadza ci to?
– Że jesteś stary?
– Że jestem starszy od ciebie.
– Nie mam z tym problemu.
– O dwanaście lat.
– Hej, może to ty masz z tym jakiś problem? Próbujesz się mnie pozbyć?
– Nigdy.
– Więc ta dyskusja jest niepotrzebna.
***
Kiedy dojechaliśmy do stolicy, było już po piętnastej, ale słońce ciągle mocno
świeciło i prawie nie dało się oddychać przez upał. Zameldowaliśmy się
w hotelu, w centrum. Zostaliśmy w pokoju przez jakieś dwie godziny, żeby
odpocząć, a potem ruszyliśmy na cmentarz. Nie braliśmy samochodu, bo Arek
powiedział, że to niedaleko.
Gdy szliśmy, czułam, jak z każdym kolejnym krokiem jego dłoń coraz mocniej
ściskała moją. Jakby szukał we mnie wsparcia. Siły. A ja chciałam mu dać całą
swoją siłę. Chciałam mu dać wszystko, czego teraz ode mnie potrzebował.
Na najbliższym stoisku, tuż przy bramie, kupiliśmy trzy białe znicze
w kształcie serca. Chciałam wziąć jeszcze kwiaty, ale Arek powiedział, że znicze
wystarczą, więc się nie sprzeczałam.
Ten cmentarz był ogromny, ale Arek dokładnie wiedział, gdzie ma iść. Był
tutaj tylko jeden raz, cztery lata temu, ale doskonale znał drogę. Jakby
przychodził tutaj codziennie. Nagle stanęliśmy przy dużym, jasnym pomniku.
Zerknęłam na Arka, ale on nie zareagował. Tylko się w niego wpatrywał.
Wyjęłam z jego dłoni reklamówkę ze zniczami i zapaliłam je. Po chwili stałam już
przy jego boku.
Spojrzałam w stronę napisu na płycie nagrobnej i wilgoć napłynęła mi do
oczu. Byli tacy młodzi… Arka brat i jego żona mieli wtedy po trzydzieści trzy
lata, a ich mała córeczka, Zuzia, zaledwie cztery.
Nie byłam w stanie niczego powiedzieć. I nawet nie chciałam. Dałam Arkowi
tyle czasu, ile potrzebował. Dałam mu czas, żeby w spokoju pomyślał. Żeby
w spokoju powiedział im, oraz samemu sobie, wszystko, co leżało mu na sercu.
Staliśmy tak w ciszy chyba w nieskończoność. Ale kompletnie mi to nie
przeszkadzało. To było dla Arka ważne. Musiał to zrobić. Musiał tutaj
przyjechać.
– Pamiętam, że te kwiaty były zawsze w moim domu – powiedział w końcu. –
Moja mama je uwielbiała. Na pewno ona je tu przynosi.
Spojrzałam na cięte, pistacjowo-fioletowe kwiaty leżące na pomniku.
– To storczyki – powiedziałam.
Po chwili wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
– Będziesz chciał tu przyjść jeszcze jutro, prawda? – spytałam.
– Nie, bo jutro będą tu na pewno moi rodzice. Nie powinni mnie zobaczyć.
W ogóle nie powinno mnie tu być.
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
– Arek, tutaj jest twoja rodzina. Jak ktoś może pomyśleć, że nie powinno cię
tutaj być? To… okrutne.
– Masz za dobre serce, Nela.
Nie mam za dobrego serca. Moje serce po prostu cię kocha.
***
Następnego dnia przebudziłam się wcześnie rano. Arek jeszcze spał, a ja
przyglądałam mu się z uśmiechem. Czasami kompletnie nie wierzyłam w to, że
byliśmy razem. To było w pewien sposób nierealne. Bycie z nim. Może życie
w końcu się nade mną zlitowało? Może chciało mnie jakoś przeprosić za te
wszystkie krzywdy, które mnie spotkały?
Jeśli tak, Arek był najlepszymi przeprosinami, jakie mogłam sobie tylko
wymarzyć. Był najlepszą niespodzianką. Najlepszym prezentem.
Wyplątałam się z pościeli, a on coś mruknął. Myślałam, że się obudził, ale
jednak nie, spał dalej. A ja nie chciałam go budzić.
Po chwili ubrałam się i wyszłam z pokoju, zostawiając mu kartkę na
poduszce:
Poszłam na spacer. Niedługo wrócę. Nela
Podobała mi się Warszawa. Z wycieczki szkolnej niewiele pamiętałam, teraz
też byliśmy tu dopiero pierwszy dzień, ale już wiedziałam, że chciałabym z nim
tutaj zostać dłużej. Nie miałam pojęcia, co takiego dostrzegłam w tym miejscu,
ale chciałam je po prostu bliżej poznać. Nie jak jakaś kilkudniowa turystka, ale
lepiej, tak od środka. Wczoraj Arek obiecał, że oprowadzi mnie po mieście. Że
pokaże mi najlepsze miejsca. Znał stolicę jak własną kieszeń, w końcu mieszkał
tutaj całe życie.
To dzisiaj. Dzisiaj była rocznica. Dokładnie cztery lata temu mój feniks
założył kajdany. Mój wojownik. Niewiele brakowało, a on byłby tam teraz razem
z nimi. Mógł nie przeżyć. Mogłam go nigdy nie poznać. Nawet nie chciałam
myśleć, co by wtedy ze mną było. Gdybym nie spotkała Arka…
Sama nie wiedziałam, że nogi mnie tam prowadziły, ale po chwili
zorientowałam się, że stoję przed cmentarzem. Dlaczego tu przyszłam? Przez
przypadek? Może sama tego chciałam? Naprawdę nie miałam pojęcia.
Zgubiłam się kilka razy, aż wreszcie znalazłam ścieżkę prowadzącą do ich
grobu. Kilkanaście metrów przed pomnikiem stanęłam jak wryta, bo… tam już
ktoś stał. Kobieta. Widziałam jej twarz jedynie z profilu, ale… O Boże! To Arka
mama.
Byłam przekonana, że to ona. Mogłam się założyć o wszystko, co miałam.
Kobieta była wyższa ode mnie, ale na pewno nie tak wysoka jak Arek. Była
elegancko ubrana i miała starannie upiętego koka. Arek nigdy mi nie powiedział,
czym zajmowali się jego rodzice ani w jakim byli wieku, ale jego mama
wyglądała mi na około sześćdziesiąt lat. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić.
Podejść tam do niej? Powiedzieć coś? Nie, nie, nie. Co ja sobie, do cholery,
wyobrażam?
Byłam naprawdę nienormalna! Oczywiście, że nie mogłam do niej podejść!
Co niby miałabym jej powiedzieć? „Dzień dobry, jestem dziewczyną Arka, pani
syna. Miło mi panią poznać”. Wprost idealnie.
Odwróciłam się na pięcie i czym prędzej stamtąd odeszłam, starając się
zapomnieć, gdzie właśnie byłam i kogo tam spotkałam.
Zbliżałam się już do naszego hotelu, kiedy zaczęła dzwonić moja komórka.
– Dzień dobry, śpiochu – powiedziałam z uśmiechem, odbierając komórkę.
– Nela? Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? – Jego głos był spokojny, ale
słyszałam odrobinę zdenerwowania.
– Wszystko jest okej. Chciałam się po prostu przejść.
– Dlaczego mnie nie obudziłaś?
– Bo zbyt słodko spałeś.
– Zbyt słodko? – Zaśmiał się. – Wracasz już?
– Tak. Jestem obok cukierni i mam zamiar kupić na śniadanie wielkie ciacho.
Też zjesz?
– Wracaj szybko, to zjem ciebie.
Nie musiał dwa razy powtarzać.
***
Cały dzień próbowałam zapomnieć o dzisiejszym poranku, o moim spacerze na
cmentarz. Ale nie potrafiłam. Zastanawiałam się, co by było, gdyby Arek poszedł
tam ze mną. Gdyby spotkał się ze swoją mamą. Co ona by zrobiła? Zaczęliby
rozmawiać? Padliby sobie w ramiona? Pogodziliby się? Bardzo bym chciała,
żeby się pogodzili. Chciałabym, żeby Arek był szczęśliwy.
Wróciliśmy właśnie do pokoju hotelowego, po kolacji, kiedy zapytał:
– Co się dzieje, Nela?
– Co masz na myśli?
– Przez cały wieczór jesteś taka cicha. Coś się stało?
Spojrzałam mu prosto w oczy i już wiedziałam, że nie mogę dłużej tego
przed nim ukrywać. Chciałam, żeby był wolny. Chciałam, żeby pogodził się z ich
śmiercią. Żeby chociaż spróbował sobie wybaczyć. Bo wiedziałam, że głęboko
w nim kiełkowała myśl, że to jednak nie była jego wina. To był pech. Wielkie
nieszczęście. Zrządzenie losu. I chciałam mu w tym wszystkim pomóc. Pomóc
mu się z tym uporać. Bo właśnie to robi się dla ludzi, których się kocha. Pomaga
się im. Robi się dla nich wszystko.
– Widziałam dzisiaj twoją mamę – powiedziałam to tak, jakbym dzieliła się
z nim swoim największym sekretem.
Wpatrywał się we mnie osłupiały. Patrzył, jakby widział mnie pierwszy raz
w życiu.
– Co? – spytał po jakiejś minucie.
– Przepraszam, że wcześniej ci nie powiedziałam, ale…
– Co ty, kurwa, do mnie w ogóle mówisz? – przerwał mi ostro. – Jak mogłaś
widzieć moją matkę?
– Poszłam rano na cmentarz i…
– Poszłaś na cmentarz?! – wrzasnął, a ja aż podskoczyłam. – Niby po co, do
cholery?!
To nie skończy się dobrze…
– Nie wiem, po prostu tam poszłam.
– Nie wierzę, że to zrobiłaś! Coś ty sobie myślała?!
Zaczął chodzić po pokoju, cały zezłoszczony, a ja stałam w miejscu, nie
wiedząc, czy do niego podejść, czy nie robić nic.
– Arek, myślę, że minęło już dość dużo czasu i powinieneś się z nimi spotkać.
– Zwariowałaś! Kompletnie straciłaś rozum!
– Arek, przestań na mnie wrzeszczeć! Ten wypadek to nie była twoja wina!
Nie pomyślałeś może, że po tylu latach twoi rodzice też tak sądzą? Może też
chcą się z tobą zobaczyć. Może inaczej podchodzą do tego wszystkiego, co się
wydarzyło. Mógłbyś z nimi chociaż porozmawiać. Może twoja mama…
– Co moja mama?! Co według ciebie zrobi moja mama? Wybaczy mi? Ja sam
nie potrafię sobie wybaczyć, a co dopiero ona mnie! Powiedziała, że nie jestem
jej synem! Patrzyła mi prosto w oczy i mówiła, że dla niej jestem martwy!
Nie jesteś martwy, kochanie. Nie jesteś martwy.
– Wiem, że jest ci ciężko – powiedziałam cicho.
– Nic nie wiesz! Nic, kurwa, nie wiesz! Nie masz pojęcia, jak mnie to wyżera
od środka. Nie masz pojęcia, jak to jest zabić własnego brata i całą jego
rodzinę! Nie masz, kurwa, pojęcia!
Gdyby moje serce mogło krwawić, teraz by to robiło. Nie mogłam słuchać,
jak Arek się obwinia. Nie mogłam nawet myśleć o tym, jaki ból w sobie nosi.
Jeśli istniałoby coś, co mogłoby go całkowicie uleczyć, zrobiłabym to, bez
względu na koszt.
– Nie zabiłeś ich – szepnęłam, a w oczach czułam łzy. – I sam, w głębi serca,
doskonale wiesz, że jesteś niewinny. Wiesz, że…
– Zamknij się, Nela! – wrzasnął i podszedł do mnie. Przez myśl przeszło mi,
żeby się odsunąć, ale nie zrobiłam tego. – Przestań już gadać! Przestań to
powtarzać! Po prostu przestań!
Złapał moją twarz w swoje dłonie, a jego usta zderzyły się z moimi. W ciągu
sekundy mną zawładnął.
Całował mnie agresywnie. Zachłannie. Czułam jego złość i chciałam jedynie
wierzyć, że ona nie była wymierzona bezpośrednio we mnie. Chciałam wierzyć,
że bez względu na to, co miał zamiar zaraz zrobić, zależało mu na mnie.
Chciałam wierzyć, że nie byłam tylko sposobem na odreagowanie. Chciałam
wierzyć, że nie byłam zabawką w jego rękach. Chciałam wierzyć, że byłam kimś
więcej.
Arek podniósł mnie z podłogi i zaniósł w stronę łóżka, ani na chwilę nie
przestając mnie całować. Jego ruchy były szybkie i niedbałe. Nie byłam pewna,
czy w ogóle nad nimi panował. Czy w ogóle panował nad samym sobą. Ściągał
z nas pospiesznie ubrania, aż byliśmy zupełnie nadzy.
Zawsze go pragnęłam. Teraz też. Oddawałam mu pocałunki. Nie broniłam
się przed tym. Ale w tym wszystkim było coś, co mi się nie podobało. W tym
wszystkim nie było nas. W tym wszystkim nie było tego, co nas za pierwszym
razem połączyło. Nie było tamtego uczucia. Tutaj wkradło się coś obcego.
Kiedy gwałtownie we mnie wszedł, głośno jęknęłam. Nie minęła sekunda,
a zaczął się poruszać. Szybko. Mocno. Coraz szybciej. Coraz mocniej.
Słyszałam jedynie nasze głośne, urywane oddechy i chyba dudnienie mojego
serca. Nasze ocierające się o siebie ciała były już całe mokre od potu. Podczas
seksu chciałam widzieć jego oczy. Zawsze lubiłam na niego patrzeć, kiedy się
kochaliśmy. Ale nie dzisiaj. Po prostu nie potrafiłam. Bałam się. Za bardzo go
kochałam, żeby zaryzykować teraz spojrzeniem na niego. Co bym zobaczyła
w jego oczach? Co bym w nich ujrzała? Nie miałam pojęcia.
Arek pchnął ostatni raz i doszedł. A ja doszłam razem z nim. Jego ciało
opadło na moje, przyciskając mnie do łóżka. Zatopił głowę w zagłębieniu między
moją szyją a ramieniem i słyszałam, jak głęboko łapał oddech. Albo może to ja
próbowałam złapać swój?
Leżeliśmy w takiej pozycji przez jakiś czas. Nie wiem, czy trwało to kilka
sekund, kilka minut, a może kilka godzin. W pewnym momencie zamknęłam oczy,
bo poczułam, że Arek zaczął się podnosić. Chyba na mnie patrzył, lecz ja nie
patrzyłam na niego. Odgarnął mi włosy z czoła, a potem powiedział:
– Jutro jedziemy dalej.
Miałam ochotę się rozpłakać, ale tym razem łzy nie przychodziły.
– Jutro jedziemy dalej – powtórzyłam szeptem.
***
Nie potrafiłam zasnąć. Przez głowę przemykała mi myśl, że przeżywam jakieś
koszmarne déjà vu. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście wróciłam do punktu
wyjścia. Znów byłam w tym samym miejscu. W łóżku. Po kłótni. Z mężczyzną,
który zrobił, co chciał…
Zegarek na szafce nocnej wskazywał czwartą siedem. Było już widno. Od
chwili, kiedy Arek owinął swoje ramiona wokół mojej talii, kładąc mi głowę na
piersi, spał jak niemowlę. Patrzyłam w sufit i bezwiednie przeczesywałam mu
palcami włosy, które w ciągu tego miesiąca wyraźnie mu podrosły.
Nie wiedziałam, czy to była jego wina. Nie wiedziałam, czy to była moja
wina. Myślę, że to się po prostu stało. Chciałam tak myśleć, ponieważ nie
potrafiłam wyobrazić sobie lepszego wytłumaczenia.
Jakaś siła kazała mu rozładować swoje napięcie na mnie. Kazała mu
wykrzyczeć całe swoje rozgoryczenie, złość i gniew. Kazała mu to wszystko
rzucić w moją stronę, bo byłam najbliżej. Jakaś nieznana mi siła kazała mu
rzucić mnie na łóżko i pieprzyć do utraty tchu. Kazała mu zapomnieć. Kazała mu
odreagować. Ta sama siła kazała mi się na to zgodzić.
Byłam w całkowitej rozsypce. Za wszelką cenę starałam się nie myśleć teraz
o Igorze, lecz nie potrafiłam. Tkwił w mojej głowie i nie wiedziałam, jak się go
stamtąd pozbyć. Przypominałam sobie wszystko, co mi robił. Scena po scenie.
Miałam przed oczami to, jak mnie krzywdził. To, jak sprawiał mi ból. Słyszałam
swój krzyk. Widziałam swoje łzy. Czułam jego dłonie na swoim ciele.
Strach. Ból. Przerażenie. Strach. Ból. Jeden oddech. Drugi. Trzeci. Nie
mogę oddychać! Nigdy nie chciałabym przeżyć tego samego z Arkiem. Nigdy.
Nie mogłam do tego dopuścić. Nie skrzywdził mnie dzisiaj w sposób, w jaki robił
to Igor. Wiedziałam o tym. Ale nawet ta myśl nie pomagała mi w pozbyciu się
tego uczucia zranienia, które mnie teraz ogarniało. A to zranienie stawało się
większe z każdą chwilą, w której myślałam o tym, jak bardzo go kocham i jak
bardzo mi na nim zależy. Nie byłam tylko pewna, czy jemu zależało tak samo
mocno jak mnie.
W pewnym momencie wyplątałam się delikatnie z jego objęć, starając się go
nie obudzić. Czekałam godzinę, siedząc na łóżku i patrząc na niego. Modliłam
się w duchu, żeby się obudził, spojrzał w moje oczy i mnie zatrzymał.
Chciałam, żeby mnie zatrzymał. Ale nie obudził się. Więc spojrzałam na
niego ostatni raz i wyszłam z pokoju.
***
Kiedy jechałam taksówką na lotnisko, dochodził do mnie powoli sens tego, co
właśnie się zdarzyło. A raczej co się skończyło. Bo to był właśnie koniec. Nie
powiem taksówkarzowi, żeby zawrócił z powrotem do hotelu. Nawet sama za
bardzo nie wiem, z jakiego powodu bym tego nie zrobiła. Chyba ze strachu. Bo
bałam się, że ta niewielka siła, która dzisiaj nami kierowała, któregoś dnia
mogłaby się zmienić w tornado i zniszczyć wszystko, na co ciężko
zapracowaliśmy w czasie tej podróży. Bałam się, że ta niewielka siła któregoś
dnia mogłaby spowodować, że zamiast naprawić siebie nawzajem, my po prostu
byśmy się zniszczyli. Jeden oddech. Drugi. Trzeci. Nie mogę złapać
pieprzonego oddechu! Jestem tchórzem.
To ja zawsze nienawidziłam tego, że ludzie mnie opuszczali. Że mnie
zostawiali. Mama. Tato. Brat. Cała moja rodzina. To ja zawsze zostawałam
sama. A teraz to ja zostawiłam Arka.
Potrzebował mnie. Potrzebował mnie, żeby ukoić swój ból, a teraz go
zostawiłam. Przecież to było zupełnie coś innego niż z Igorem. Arek do niczego
mnie nie zmuszał. Nie groził. Nie żądał. Sama tego chciałam. Chciałam, żeby
oddał mi swoje cierpienie, bo przecież jego cierpienie było także moim.
Popchnęłam go za bardzo. Za szybko. Nacisnęłam guzik, który nie powinien być
jeszcze naciskany. Za wcześnie wspomniałam o jego rodzicach. Mogłam siedzieć
cicho i się nie odzywać. Ale chciałam być z nim szczera.
A teraz uciekałam. Jak tchórz, którym zawsze byłam.
Co zobaczyłabym teraz w jego oczach? Co widziałabym w tych pięknych,
piwnych oczach po tym, jak uciekłam? Rozczarowanie? Złość? Im więcej
zaczynałam o tym myśleć, tym jaśniejsze stawało się to, że w jego oczach nie
zobaczyłabym już nic. Ja go już nigdy nie zobaczę. Nie wybiegłby za mną. Nie
zacząłby mnie szukać. On zawsze pozwalał ludziom odejść. Nie było wyjątków.
Tym razem pozwoli odejść mnie…
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ
DWUDZIESTY SZÓSTY
AREK
Nie otworzyłem jeszcze oczu, ale wiedziałem, że coś jest nie tak, jak powinno
być. Wyciągnąłem rękę i dotknąłem miejsca po drugiej stronie łóżka. Było
zimne.
– Lisku?
Zero odpowiedzi.
Może jest w łazience i bierze prysznic? Ale nie słyszałem lejącej się wody.
– Nela?
Wydarzenia z poprzedniego wieczoru uderzyły mnie. Zachowałem się jak
komplety skurwiel, którym oczywiście byłem. Za dużo krzyku, zbyt wiele emocji.
Nie powinienem wrzeszczeć na Nelę. Wiedziałem o tym. Lecz mimo wszystko
wylałem na nią cały swój jad, który we mnie tkwił. Ale tego było dla mnie po
prostu za wiele. Zbyt wiele. Przyjazd do Warszawy, pójście na ich groby po tych
czterech latach… Wszystko wróciło do mnie z całą mocą. Wypadek. Zniszczenie
mojej rodziny. Nie potrafiłem tego ogarnąć. A ona powiedziała mi, że poszła tam
sama. Że widziała moją matkę… Ja pierdolę!
Seks też był zbyt ostry. Straciłem kontrolę, a nie powinienem jej tracić. Nie
przy niej. Nigdy w taki sposób. Pozwoliłem, żeby zawładnęła mną złość.
Pozwoliłem, żeby… zobaczyła we mnie tamtego bydlaka, nawet pomimo tego, że
nie spojrzała ani razu w moje oczy. Skrzywdziłem ją, a powiedziałem, że nigdy
tego nie zrobię. Zaufała mi, a ja ją zawiodłem. Chciałem ją chronić przed
każdym skurwielem, który odważyłby się ją tknąć, a nie potrafiłem obronić jej
przed samym sobą.
Kurwa mać. Przetarłem dłonią twarz i otworzyłem oczy. Mocne słońce
raziło mnie. Wstałem powoli z łóżka i poszedłem w stronę łazienki. Drzwi były
zamknięte, więc zapukałem.
– Nela, wszystko w porządku? – zapytałem. – Wczoraj byłem… Cholera,
przepraszam, lisku. Wybacz mi, jestem idiotą.
Nie odpowiadała, więc wszedłem do środka. W łazience nikogo nie było.
Gdzie ona jest? Wróciłem do pokoju i rozejrzałem się. Coś tu było nie tak. Po
chwili zorientowałem się, że wszystkie rzeczy Neli zniknęły. Co jest, kurwa?! Na
stoliku nocnym zobaczyłem kartkę, którą od razu zacząłem czytać:
Kochany Arku!
Przepraszam. Tylko tyle i aż tyle. Nie jestem dobra w pożegnaniach. Ale
kto jest?
Chcę, żebyś wiedział, że ten czas spędzony z Tobą był najlepszym w całym
moim życiu. Poczułam, że mogę oddychać. Poczułam, że nareszcie może być
dobrze.
Zapytałeś kiedyś, czy oddałam komuś swoje serce. Powiedziałam, że nie.
Gdybyś teraz znów mnie o to spytał, moja odpowiedź brzmiałaby inaczej. Tak,
oddałam swoje serce. Trzymasz je mocno i wierzę, że nigdy nie dostanę go
z powrotem. Nie chcę go. Całe należy do ciebie.
Mam nadzieję, że kiedyś sobie wybaczysz i zrozumiesz, jakim cudownym
jesteś człowiekiem.
Feniks powinien być wolny.
Niczego nie żałuję. A już na pewno nie tego, że złamałam Twoją trzecią
zasadę.
Nela
Kartka wyleciała mi z rąk, a zaraz potem ja sam upadłem na podłogę. Nie,
nie, nie. To nie może być koniec.
– Kurwa, nie! – krzyknąłem.
„Poczułam, że mogę oddychać”. Ja teraz z trudem brałem oddech.
„Tak, oddałam swoje serce. Trzymasz je mocno”. Chciałbym ją mieć przy
sobie całą.
„Feniks powinien być wolny”. On był wolny tylko przy niej.
Co ja narobiłem? Co ja, kurwa mać, narobiłem?!
„Złamałam Twoją trzecią zasadę”.
– A ja złamałem twoją – szepnąłem sam do siebie.
Kocham ją. To było takie oczywiste. Pokochałem kobietę, która przypadkiem
stanęła na mojej drodze i zawładnęła moim upadającym życiem. Zawładnęła
moim skamieniałym sercem i zepsutą duszą. Zamieniła całe to zło, które tkwiło
we mnie, w coś, co sprawiło, że pragnąłem być lepszy. Dzięki niej wierzyłem, że
mogę taki być. Nikomu jeszcze się to nigdy nie udało. Nikomu nigdy na tym nie
zależało. Wszyscy dookoła widzieli twardziela bez emocji. Cholera, ja sam to
widziałem. A ona? Ona zobaczyła we mnie człowieka. Dostrzegła tę część mnie,
która była słaba. Połamana. Nieposkładana.
Ale teraz musiałem być silny. Musiałem walczyć jak jeszcze nigdy dotąd.
Musiałem walczyć o nią. O nas.
Nie mogłem tak po prostu pozwolić jej odejść. Nie mogłem pozwolić, żeby
odeszła, nie wiedząc, kim dla mnie była. Wszystkim.
***
Ubierając się szybko, zacząłem dzwonić na jej komórkę, ale za każdym razem
włączała się poczta. Jak jakieś pieprzone tornado zbiegałem po schodach, nie
tracąc czasu na czekanie na windę.
Kiedy znalazłem się w holu, skierowałem się od razu do recepcji
i zauważyłem kobietę w średnim wieku, u której meldowaliśmy się dwa dni
temu. Ona na pewno kojarzyła Nelę.
– Widziała pani może moją dziewczynę? – zapytałem. – Musiała niedawno
stąd wychodzić. Może coś mówiła albo…
Albo co, kurwa? Nie mam pojęcia, co robić.
– Z pokoju sto trzy? – spytała, a ja kiwnąłem głową. – Akurat zaczynałam
zmianę, kiedy przyszła i zamówiła hotelową taksówkę.
– Gdzie pojechała? – zapytałem od razu, bo natychmiast musiałem to
wiedzieć.
– Przykro mi, ale nie mamy informacji, dokąd taksówki zabierają naszych
gości.
Więc pora to, kurwa, zmienić!
– A ma pani numer do tego kierowcy? Muszę się z nim skontaktować. Musi
mi powiedzieć, gdzie ją zawoził.
– Proszę pana… – zaczęła.
Jak mi zaraz powie, że nie udzielają takich informacji, to chyba rozniosę
cały ten pieprzony hotel!
– Bardzo panią proszę – przerwałem jej. – To sprawa życia i śmierci.
Patrzyła na mnie, a ja na nią. Musiałem wyglądać na cholernego desperata
(i naprawdę nim byłem), bo w końcu wzięła telefon i do kogoś zadzwoniła. Po
krótkiej rozmowie oznajmiła mi:
– Pojechali na Okęcie. Lotnisko Chopina.
Lotnisko. Przecież to było oczywiste. Chciała polecieć do brata.
– Bardzo pani dziękuję – powiedziałem.
Wybiegłem z hotelu i po chwili siedziałem już w samochodzie. Żebym tylko teraz
zdążył. Żebym, kurwa, zdążył.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
ROZDZIAŁ
DWUDZIESTY SIÓDMY
NELA
Siedziałam na lotnisku, ściskając w dłoni bilet. Mój samolot do Londynu
odlatywał za godzinę. Bez Arka…
Chciałam zobaczyć brata. Tak strasznie za nim tęskniłam. Chciałam, żeby
mocno mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Że mnie kocha.
Że dla swojej małej siostrzyczki zrobiłby wszystko. Że mogę z nim zostać, a on
będzie się mną opiekować. Bez Arka…
Mogłabym zamieszkać w Londynie na stałe. Pomagałabym Bartkowi
w restauracji. Może poszłabym tam na studia? Któregoś dnia znalazłabym jakieś
własne mieszkanie. Bez Arka…
Niedługo zostanę ciocią, więc mogłabym też pomagać przy dziecku.
Ciekawe, czy to będzie chłopczyk, czy dziewczynka. Będę chodziła na spacery
z wózkiem po parku. Będę mijała miliony obcych ludzi. Będę tylko małą, nic
nieznaczącą kropką w tłumie. Bez Arka…
Mogłabym na przykład…
– Nela!
Podniosłam głowę.
– Nela!
Wstałam z krzesła i rozejrzałam się dookoła, szukając źródła tego głosu. To
się nie dzieje naprawdę.
– Nela!
Nagle zobaczyłam Arka. Stał na samym środku terminalu i krzyczał moje
imię, rozglądając się dookoła. Wszędzie było pełno ludzi, ale ja dostrzegałam
tylko jego. Tylko jego.
– Nela!
W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Patrzył na mnie, jakby
nie wierzył, że naprawdę tutaj jestem. A ja patrzyłam tak samo na niego – nie
wierzyłam, że on tutaj jest. Nie zerwaliśmy tego kontaktu wzrokowego nawet
na sekundę, kiedy Arek torował sobie drogę w moją stronę.
– Lisku – szepnął, padając przede mną na kolana.
– Arek? Co…
Chciałam zapytać, co on tutaj robił, ale przerwał mi, kręcąc głową. Owinął
ręce wokół moich bioder i mocno mnie przytulił. Miałam jego głowę na
wysokości swojego brzucha. Chciałam dotknąć jego włosów. Zatopić w nich
swoje dłonie. Chciałam też go przytulić. Chciałam go poczuć. Chciałam… Ale nie
potrafiłam zrobić nic.
– Obudziłem się, a ciebie nie było – powiedział, a w jego głosie słyszałam ból.
– Myślałem, że nie zdążę. Myślałem, że już cię nie będzie. Myślałem, że…
Kochanie, wybacz mi.
Kochanie.
– Arek…
Znów pokręcił głową.
– Nie, lisku. Muszę ci coś powiedzieć, a ty mnie wysłuchasz. – Odchylił głowę
i spojrzał mi głęboko w oczy. – Wiem, że zasługujesz na coś więcej. Wiem, że
zasługujesz na wszystko, co najlepsze. I wiem, że cholernie wczoraj
spieprzyłem. Ale jestem tutaj przed tobą, klęcząc i dając ci całego siebie. Ze
wszystkimi wadami, których nie potrafię zmienić. Ze wszystkimi ranami, których
nie potrafię jeszcze zagoić. I z całym cholernym bólem, który noszę w sercu. Ale
myślę, że tylko ty potrafisz mnie uleczyć. Tylko ty potrafisz złożyć w całość te
porozwalane kawałki mnie. Wiem, że jesteś tą jedyną, Nela. Jesteś jedyną różą,
w której znalazłem wszystko, czego potrzebowałem. Skoczę dla ciebie do
piekła, jeśli będzie trzeba. I zdobędę dla ciebie cholerną gwiazdę z nieba albo
umrę, próbując ją dla ciebie zdobyć. Potrzebuję cię. A kiedy cię nie ma, jak
dzisiaj rano… Spieprzyłem ostatniej nocy. Wiem to i bardzo żałuję. Mogę ci tylko
obiecać, że więcej tego nie zrobię. Nie skreślaj mnie. Bez ciebie jestem nikim,
lisku. Bez ciebie nie mam nic. Więc powiedz cokolwiek, a wyruszymy razem
w dalszą drogę, która nie będzie miała końca. Nie mów nic, a… odejdę. Nie
wiem, czy to przeżyję, ale odejdę, jeśli tego właśnie ode mnie oczekujesz. Ale
nie chcę tego robić za pomocą listów. Chcę na ciebie patrzeć, kiedy… kiedy
wiem, że to może być koniec. Tylko błagam, daj mi szansę. Daj nam szansę. Bo
kocham cię tak cholernie mocno, lisku. Tak cholernie mocno, że nie wyobrażam
sobie kolejnego dnia bez ciebie. Nie wyobrażam sobie, że bez ciebie mogłoby
zaświecić słońce. Będzie tylko mrok, Nela. Tylko ciemność. Proszę cię. Wybacz
mi i nie odchodź. Nie odchodź ode mnie, lisku.
Szok. Niedowierzanie. Cisza.
Cisza między nami trwała kilka sekund. Te sekundy zamieniały się w minuty.
Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Stałam skamieniała i patrzyłam na
człowieka, który zawsze pozwalał ludziom odchodzić. Człowieka, który nigdy nie
błagał. Człowieka, który nigdy nie prosił. Człowieka, który powiedział, że nie
potrafił kochać. A teraz ten człowiek robił to wszystko. Dla mnie.
Arek klęczał przede mną, a w jego pięknych, piwnych oczach chyba jeszcze
nigdy nie widziałam tyle bólu. Tyle desperacji. Wstał powoli i założył mi kilka
loków za ucho. Wpatrywał się w moją twarz, jakby chciał zapamiętać ją na
zawsze. Jakby chciał utrwalić sobie obraz mnie, bo wiedział, że…
Złożył czuły pocałunek na moim czole, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
Płynęły, a ja nie potrafiłam ich powstrzymać.
– Nela – szepnął.
To nie była prośba. To nie było błaganie. To była modlitwa.
Nasze oczy spotkały się ostatni raz, a potem odwrócił się i poszedł przed
siebie, zostawiając mnie samą. Opuszczając mnie.
Jeszcze dwa kroki i zgubi się w tłumie ludzi. Zniknie. A ja rozpadnę się na
milion małych kawałeczków i już się nie pozbieram.
Kiedy na początku lipca wsiadałam w pierwszy lepszy autobus, nie
oczekiwałam, że pozbędę się całego swojego bólu. I miałam rację. Ból nie mógł
całkowicie zniknąć. Był częścią nas i jedyne, co mogliśmy robić, to go uśmierzać.
W tej podróży uśmierzyłam część swojego bólu. W tej podróży Arek
zrozumiał, że musi zacząć uśmierzać swój.
Jest taki moment między końcem snu a całkowitym rozbudzeniem, którego
szczerze nienawidziłam. Coś się w nim jednak zmieniło. Teraz, kiedy wreszcie
otwierałam oczy, wiedziałam, że każdy kolejny dzień będzie dobry. Może nie
lepszy od poprzedniego, ale po prostu dobry. Bo ten dzień spędzałam z nim.
Życie, za którym goniłam, a które mi się wymykało, nareszcie dało mi
szansę. Otworzyło swoje szerokie ramiona i mocno przytuliło, chroniąc przed
całym światem. Objęło mnie ramionami, w których czułam się bezpieczna.
Odnalazłam to.
Moje życie nosiło teraz jego imię i w tej podróży byliśmy razem. Musieliśmy
być razem. A ja już nie chciałam uciekać. Chciałam biec do słońca, trzymając go
za rękę. Chciałam walczyć z Arkiem u boku. Chciałam walczyć z całym złem,
które stanęłoby na naszej drodze.
„Przyjdzie czas, kiedy wykrzyczysz na głos wszystkie swoje potrzeby,
dziecino. A ja obiecuję ci, że to wystarczy” – nagle przyszły do mnie słowa pani
Zofii.
Uwierzyłam. Zaryzykowałam. Zrobiłam coś, czego cholernie się bałam, ale
to było coś, bez czego chyba nie przetrwałabym kolejnego dnia.
– Arek! – krzyknęłam.
Miałam nadzieję, że to wystarczy.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
PODZIĘKOWANIA
Dziękuję mojej rodzinie (tej na ziemi i tej w niebie) za wsparcie, pomoc i siłę.
Dziękuję Wiktorii za „Groma”, za nasze kłótnie, za jej uśmiech i za to, że
jest, bo gdyby jej nie było, mój świat stałby się pusty.
Dziękuję za tak prostą czynność, jaką jest słuchanie muzyki, ponieważ ona
pozwala mi dalej pisać.
Dziękuję Czytelnikom, którzy zechcieli przeczytać moją książkę, oraz
wszystkim osobom, które pracowały nad tym, aby ujrzała ona światło dzienne.
Dziękuję wszystkim ludziom (tym znajomym i tym bezimiennym), których
spotykam codziennie na swojej drodze. Każda osoba wnosi jakąś cząstkę do
mojego życia. Każda w jakiś sposób mnie uczy, inspiruje, uszczęśliwia,
denerwuje albo smuci. Przy każdej osobie czegoś doświadczam. I za to
doświadczenie dziękuję.
Na koniec dziękuję Tobie. Dziękuję za to, że kiedy uciekałam, znalazłam Cię
między jednym zakrętem a drugim. Za to, że potrafię z Tobą dostrzec słońce
nawet w samym środku nocy. Za to, że kiedy jesteśmy razem, nie musimy
zakładać masek i udawać. Za to, że jesteś moim światłem. Za wszystko.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=
Szukając tego
Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8083-145-2
© Kinga Tatkowska i Wydawnictwo Novae Res 2016
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki
w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Monika Kondela
KOREKTA: Katarzyna Czapiewska
OKŁADKA: Agata Porębska
KONWERSJA DO EPUB/MOBI: InkPad.pl
NOVAE RES – WYDAWNICTWO INNOWACYJNE
al. Zwycięstwa 96/98, 81-451 Gdynia
tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Wydawnictwo Novae Res jest partnerem
Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.
===LUIgTCVLIA5tAm9PfUhxR3VBYRZxBHcefz9YNVQ9UX8ccx4=

Podobne dokumenty