MUZEUM HISTORII FOTOGRAFII

Transkrypt

MUZEUM HISTORII FOTOGRAFII
MUZEUM HISTORII FOTOGRAFII
Małgorzata Kanikuła
Matka DQ: Twoje własne szczęście
Rezygnuję ze słów: „Kto mówił, że fotografia to coś przyjemnego?”, w kontekście wciąż się odnawiającego sezonu na brutali. A jednak teoretycy, a wśród
nich Susan Sontag, kładą nacisk na brutalność tej nowej muzy. Owszem, silnie
powiązana jest z życiem. Przecież ma związek z czasem; tylko zamiłowanie do
tajemnicy może złagodzić te cierpienia.
Mówiono już, że jest okrutna i zła, że jest którąś z kolei muzą (lub tej muzy
bliską kuzynką) – o nie: Fotografia w niektórych przypadkach to głowa Meduzy,
wszystkie mściwe Erynie razem wzięte, lub, gorsze od wszystkiego, zwierciadło.
Twarz odbita na kliszy, krew zastygła na chuście. Lekcja anatomii ciała lub świata (historii), kolejne warstwy skóry i mięśni, poszukiwanie duszy, dziki okrzyk
Fauna – bez oczekiwania na odpowiedź i rzeczywiście bez odpowiedzi, dlatego
ten tekst chyba będzie pozbawiony sensu: sens jeszcze się nie odnalazł. On się
nie odnajdzie.
Jej lśniące spojrzenie – to jest ważne. Chcę wiedzieć: Skąd jest i co się z nią
stanie (czyli – co się stało parę lat później, po wykonaniu zdjęcia – przekraczamy granice czasów gramatycznych, a może i Czasu)? Kto namówił wędrownego fotografa, a raczej turystę, by zrobił jej zdjęcie na pamiątkę? Czy widziała
już kiedyś przedtem aparat fotograficzny? Czy interesuje ją własny obraz? Czy
jest natchniona? Czy jest niewidoma? Czy jest martwa? Wiemy, że nie, ale,
patrząc na wprost, jakby to był widok z góry – nachodzi nas wizja martwej kobiety z otwartymi oczami, na pogniecionym, nieruchomym płótnie łoża śmierci
(a naprawdę - na tle prześcieradła rozpiętego na podwórzu, w wirze codziennych zajęć). Tak, to szalona prawda wynikająca z nieprawdziwej hipotezy: czy
nie zdarza się ludziom, nieludzkim, a jednak zwyczajnym ludziom, patrzeć na
innych jakby już byli martwi? Tak często patrzymy na obcych. Zbyt często. Nie
patrzymy tak na bliskich, tak jakby niebawem miało ich zabraknąć, rzadko się
to zdarza i mnie (już łatwiej napisać powieść). Zbyt rzadko. Tu jednak ktoś
poprosił staruszkę, by pozowała: chciał ją zachować w pamięci, chciał, by inni
o niej usłyszeli. Oglądamy niewątpliwie czyjeś konkretne (i odrębne) istnienie.
Postać spotykana na drodze, nie tylko przez wędrownych poetów, stawiająca
czasem zupełnie zwykłe, a trudne pytania: kim jesteś, dokąd idziesz? A jak odpowiesz, to ona na to: a po co?! Serdeczna opiekunka (nie przeczy temu wcale
jej spojrzenie, gdyby poświęcić trochę czasu na zastanawianie się nad takimi
sprawami). Tańcująca do ostatniej chwili i w dalej, zaświatach. Nie wymyślona
przez Stachurę, ani nawet przez Leśmiana. Zawsze w nas była, trochę przewodniczka, trochę... Kim jesteś, matko? Jestem twoją śmiercią (to antyczna baśń,
zły sen i duża doza prawdy). Stwarzająca i pochłaniająca wszystko.
Świetlista szklana klisza: świeci światłem elektronicznym, gdy oglądasz ją na
ekranie, gdy przebywasz niejako sam na sam ze zdjęciem. Negatyw szklany,
nierówno ułamany przy dolnej krawędzi, oprócz błoniastych konturów, falbaniastych kształtów jakby świętej materii, zyskał z czasem inne mechaniczne
uszkodzenia, poniekąd oddzielające starą kobietę od widza – cięcia po przekątnej, w formie gwiazdy lub krzyża, czy też może runicznego symbolu czasu.
Obraz nie został pokonany przez czas.
Fotografie Marsjasza? Czyż nie mamy przed sobą metafory obrazów - źródła
archetypów, swoistego upostaciowania sztuki pierwotnej, sięgającej zapomnianych korzeni istnienia, pieśni żałobnej, dotykającej choćby nawet „czarnego
rdzenia faraonów” (tak zapisał słowa andaluzyjskiego pieśniarza Jorge Guillén
we wspomnieniach „Gaj utracony”). Ta amatorska, i to w jak najlepszym znaczeniu, fotografia, może też widza wzruszyć. Może wręcz się stać wzniosła, jak
tren, psalm skazańców, Requiem. Mówi przecież o rzeczach ostatecznych. Mówi
o sprawach istotnych, które z początku mogą się wydawać tak odległe. „Lament
o wszystkim, co jest tak daleko”, instrument muzyczny, jak gitara w wierszu
Lorki; emocja to nie tylko skowyt, czyli, jako styl odbioru Muzyki, przez Witkacego uważany za koszmar, wycie psa, może i andaluzyjskiego - takim określeniem obdarzył Lorkę Salvador Dali; z tej kpiny zrodził się film, chociaż propozycje jego odbioru są tak różnorodne. Wspomnienia, związane z oglądaną przeze
mnie projekcją krótkiego filmu Bunuela, wyświetlanego w nieskończoność –
a to niewątpliwie wzmogło jego ironię - na wystawie „Rewolucja surrealistów”,
Paryż 2002, wiążą się też z księżycem w pełni, płynącym przez chmury, znowu,
tego samego wieczoru na balkonie, jakby ktoś puścił to specjalnie. Na niebie,
które przypomina morze, które przywodzi na myśl mit Meduzy, która... „Bądź
pozdrowiony, niezmierzony Oceanie”. Artystyczne wydanie „Pieśni Maldorora”–
na fali entuzjazmu surrealistów dla cytowanego powyżej fragmentu, otwarte
właśnie na tej stronie. Szklana gablota była oceanem pełnym bajecznych tworów typografii , Lautreamont był Meduzą, widz był przez chwilę poetą. Księżyc
– co chwilę był czym innym (jak fotografia?): kicz, dokument, melodramat.
Księżyc - projektor. W kadrze okna wiecznie choć nie zawsze płynie jego głowa.
I to jest ten demokratyczny optymizm, którego obawiał się Ortega i Gasset
(„Bunt mas”)! I to jest ta utrapiona witkacowska radość pyknika i zanik uczuć
metafizycznych! Ten akapit jest pomyślany autoironicznie; jeśli jednak wygląda, jakby nikt go nie przemyślał, nie zwracajcie na niego uwagi.
Cóż, w takiej sytuacji, począć z naszą plebejską fotografią, a właściwie dokumentem, może nieudanym, zniszczonym, a paradoksalnie - tak ciekawym portretem?
Gdyby była arcydziełem, stworzyłaby może dystans, który nie pozwoliłby na
całkowite zanurzenie się w tajemnicy (żeby już od tej chwili patrzeć inaczej).
Jest mocno związana z życiem (kobieta też, ale chodzi tu o filozofię i fotografię), może zrodzi tragedię i ducha muzyki – a może nie, zresztą nie przywiązujmy się niewolniczo do cudzych myśli, choćby nawet (a może zwłaszcza) do
Zaratusztry, wymyślonego przez Nietzschego (Nawiasem mówiąc, autor swego
dzieła „sprzedał 40 egzemplarzy, a 7 podarował”, jak przytomnie zauważył Witold Gombrowicz, zresztą Nietzschem zainspirowany, w „Przewodniku po filozofii w sześć godzin i kwadrans”, Znak, Kraków 1995), bo sami obedrzemy się
ze skóry w ciągu dalszego rozwoju wypadków, gdy uwierzymy, że jesteśmy na
2
cokolwiek skazani, a zwłaszcza na życie. To wszystko i tak - słowa, słowa; na
szczęście pismo jest swoistym obrazem i milczy.
To nie gołe ciało gorszy niektórych: mamy tu coś lepszego. Nie przyznamy się,
że to starą kobietę uważamy w duchu, w głębi serca, za absolutną potworność,
i prędzej spuścimy oczy w tym przypadku, niż na widok ostrej pornografii (...).
Efekt gwarantowany, w przeciwnym razie zwracamy koszty.
Fotografia artystyczna przedstawiająca akty przede wszystkim prezentuje istotne rozważania na temat ciała, a to znaczy, że i świata. Może wreszcie przez
wszystkich zostanie zrozumiana jako piękno i mądrość - albo dreszcz, a nade
wszystko dobro i piękno.
A tutaj, z tego zdjęcia wynika coś innego, bardzo interesującego, mam nadzieję, że nie tylko dla mnie: taką wiedzę musiał osiągnąć Siddharta podczas swego
pierwszego w życiu wyjścia z pałacu na plac miasta. W wyniku doznanego szoku
poznał nędzę, starość, śmierć (a nie pokazywano mu obrazów, jak wiadomo:
spotkał na ulicy żebraka, trupa i kalekę). Później – może być już tylko bezgraniczne współczucie. Tworzy się myśl, zdolną to wszystko ogarnąć. Inni starają
się znaleźć sposób, co z tym wszystkim zrobić. Temat nędzy, starości i śmierci
bywa, a właściwie zawsze, gdy dotyczy własnego kraju, najczęściej zostaje po
prostu zakazany przez jego władze. Nie tylko w Nowym Wspaniałym Świecie
Aldousa Huxleya. Gdy dotyczy codziennych problemów własnego życia i relacji
z innymi, temat ten (naszej własnej nędzy, starości i śmierci) wydaje się w tak
szerokim kontekście dość płytki, drobiazgowy, niegodny: zostaje w pewnym
sensie zakazany w kręgu naszej kultury, wręcz wzbraniany nam przez nas samych, i tak dokonuje się stopniowo zupełnie nieoczekiwana degradacja, która
istotnie pozbawia współczucia i zdolności ogarnięcia spraw domu i świata, które mogą być rozwikłane. Cokolwiek zresztą byśmy zrobili, na wszystko jest ta
sama bez-odpowiedź, skazująca na własną odpowiedzialność (koncept Levinasa
zresztą).
Gdyby Wspaniały Świat bez starych przedmiotów jednak zaistniał, mamy w razie czego obfite archiwum pełne życiodajnych fotografii, myśl ożywiających,
rycerskich, wieśniaczych, nie z tego świata. Samych bogów przejąłby dreszcz.
Na razie zaistniał jakiś nowy, a przede wszystkim mały świat, usiłujący się nieudolnie wspomóc obrazami, powiększając, wyolbrzymiając i zohydzając resztki
tego życia, jakie nam zostało, jakby było mało nieinteligentnych wielkich reklam; na widok jego dennych przejawów sam Siddharta stałby się szalejącym
Sziwą.
Informacje na temat tego zdjęcia, jakie możemy wysnuć otwierając (szare,
tekturowe, bezkwasowe) pudełko z kliszami, nie przysparzają badaczowi tylu
trosk, co puszka własnej czaszki - czarna skrzynka lęku - wyobraźnia. Galicja
lub Śląsk pierwszych dwudziestu lat XX wieku, oglądane bardziej przez pryzmat licznych portretów mieszkańców wsi, muzykantów, weselników, rodzin,
w których obserwuje się serdeczne (raczej) relacje, zabawne sytuacje, reakcje
na fotografa, mgliste „dymki” zniszczeń kliszy, w które nad-interpretator gotów
powstawiać wyimaginowane wypowiedzi, wszelkie inne, nie wzmiankowane powyżej, znużenia materiału, prowadzące do odkrycia w panu, który się przysiadł,
Zmęczonej śmierci, lubiącej opowiadać baśnie.
3
Warto więc otworzyć następną puszkę (powinna to być ogniotrwała skrzynka
z jakimiś sensownymi dokumentami), by odpowiedzieć na wyzwanie-zagadkę,
na wezwanie, dokąd? „Co jest nieuniknione? - Twoje własne szczęście!” (tak,
lepiej brzmi: „szczęście” niż „los”), czytamy w „Mahabharacie”. To bardziej mobilizuje do działania. Czytanie? Może. To tłumaczenie, a nie inne, starej księgi.
Taka, a nie inna, interpretacja. Nowa, a nie zatracająca sensu wielkiej opowieści. Inaczej – „wszystko szpargały”, jak mówi oszalały starzec stworzony przez
Schulza. A czyż nie ma w tym swoistej prawdy?
4

Podobne dokumenty