tigger09 Book.qxd 2
Transkrypt
tigger09 Book.qxd 2
Poskromienie Tygrysa Z głębin piekła na szczy chwały Niezwykła, prawdziwa historia mistr świata w Kung Fu TonyAnony i Ange Little Tytuł oryginału: Taming the Tiger Przekład: Anna Buczkowska Korekta: Wiesława Dudek Originally published in the UK under the title: Taming the Tiger Copyright © 2004 Tony Anthony and Angela Little Published by permission of Authentic Media 9 Holdom Avenue, Bletchley, Milton Keynes, MK1 1QR United Kingdom Cover design by David Lund Copyright © for the Polish edition by Aetos Wydawnictwo Aetos Wydawnictwo Poznańska 1/9 53-631 Wrocław tel. +48.503.317575 e-mail: [email protected] internet: http://wyd.aetos.pl/ Wrocław 2008 Wszelkie prawa, włącznie z prawem do reprodukcji tekstów w całości lub części, w jakiejkolwiek formie – zastrzeżone. Cytaty z Pisma Świętego zaczerpnięto z: „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu“ wydane przez Wydawnictwo Pallotinum, Poznań-Warszawa 1980. ISBN 978-83-61097-02-0 EAN 9788361097020 Druk: Therismos.pl tel.+48.71.3391182 Dedycja Dedycja Dedykuję tę książkę Michaelowi Wright, który zawołał do mnie na pustyni i nadal woła do innych. Poskromić tygrysa, pokonać smoka przysłowie chińskie Potem ujrzałem anioła zstępującego z nieba, który miał klucz od Czeluści i wielki łańcuch w ręce. I pochwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wtrącił go do Czeluści, i zamknął, i pieczęć nad nim położył, by już nie zwodził narodów, aż tysiąc lat się dopełni. A potem ma być na krótki czas uwolniony. Objawienie św. Jana 20,1-3 Podziękowania Podziękowania Ta książka opowiada o długiej podróży i wiele osób ma swój wkład w jej powstanie. Przede wszystkim dziękuję mojej żonie Sarze za jej mądrość. Jest moim najlepszym przyjacielem, godnym zaufania krytykiem. Zawsze mnie zachęca. Z uśmiechem wprowadza równowagę w naszej posłudze, która daje ogromną satysfakcję, jednak czasem jest emocjonalnie wyczerpująca. Dziękuję moim synom Ethanowi i Jacobowi, którzy mówią: „Tatusiu, naprawdę tęsknimy za tobą, kiedy cię nie ma w domu” i którzy przypominają mi, że tatusiowie są do zabawy, czytania książek, całowania i przytulania. Ta książka nie powstałaby bez niezmiennego oddania Angeli Little, najlepszej współautorki, jaką można sobie wymarzyć. Od pierwszego spotkania powstała między nami więź porozumienia, a jej entuzjazm był niegasnący i zaraźliwy. Dziękuję, że podjęłaś się tej pracy i doprowadziłaś ją do końca. Dziękuję, że zrozumiałaś, kim byłem. Dziękuję, że rozumiesz, kim jestem. Philowi, mężowi Angeli, dziękuję za wsparcie i zachętę. Ich synowi Samuelowi dziękuję, że oddał mi swój czas z Mamusią. Wyrażam wdzięczność wielu przyjaciołom i rodzinie, którzy wspierali Angelę w czasie tej pracy, szczególnie takim osobom jak: Gordon i Dorothy Little, Tony i Linda Smith oraz Chris i Linda McIntire za pomoc praktyczną i zachętę. Poskromienie Tygrysa Dziękuję Malcolmowi Down i jego zespołowi w wydawnictwie Authentic Publishing za entuzjazm, odwagę i wiarę w to przedsięwzięcie. Dziękuję Zarządowi, który nadaje kierunek mej posłudze, są to: Rob Land, Martin Eady, Sara Anthony, David Coleman, David Duell, Patrick Russel-Mott, Tina May, Jane Christian i Luke Dobson. Dziękuję mentorom, których rada i mądrość kierowały moim życiem i je wzbogaciły, są nimi: George Verwer, Steven Hembery, Gwyn Jordan, David Chadwick i Paul Wilcox. Na koniec dziękuję Tobie, Czytelniku. Dziękuję, że poświęcisz czas na przeczytanie mojej historii. Tony Anthony Rozdział 1 Rozdział 1 Shane D’Souza był prawie nie do rozpoznania. Strażnicy podnieśli go z podłogi i położyli jego pogruchotane ciało na brudnych noszach. Został pobity, posiniaczony, pokaleczony, zgwałcony. Kałuże krwi wyglądały jak duże czerwone łaty na zimnym cemencie. Ślad pobicia wił się jak wąż w ciemnym korytarzu, którym niesiono go do szpitalnego oddziału. Mała grupka mężczyzn rozeszła się, powłócząc nogami. Wszyscy wiedzieliśmy, kto był winien napadu na młodego mężczyznę pochodzącego ze Sri Lanki. Nikt się nie odezwał. Władze się tym nie przejęły. O jednego skazanego — fylakismenos, jak nas nazywali — będzie mniej na oddziale B. Inny wkrótce zajmie jego miejsce. Nie będzie śledztwa ani żadnej kary dla sprawcy. Żadnej sprawiedliwości dla mojego kolegi. To był po prostu kolejny dzień w Centralnym Więzieniu w Nikozji. Byliśmy mordercami, dilerami narkotyków i przemytnikami, gangsterami, złodziejami, gwałcicielami, terrorystami i oszustami: nieszczęsna mieszanka ludzkiej nikczemności, najokrutniejsi z okrutnych oraz zwyczajni pechowcy, wrzuceni razem do tygla cypryjskiego więzienia. Obowiązywało wiele reguł, ale nie wszystkie pochodziły od władz więzienia. Każdy z nas żył według praw przemocy, koniecznych do przetrwania. Cały czas trzeba było pilnować swoich pleców. Każdy ratował się jak mógł, a krew często przelewano tylko dla rozrywki. Jednak między mną i Shane istniał swego rodzaju 1 Poskromienie Tygrysa sojusz. Kiedy zobaczyłem, co się stało, obudziła się we mnie niebezpieczna wściekłość. Al Capone lub Alcaponey, jak nazywali go Grecy — był niezłym kawałem bandyty. Nikt nie znał jego prawdziwego imienia. Był jednym z tych obłąkanych, kryminalnych szaleńców. Sądy nie zawracały sobie głowy kierowaniem ich do szpitali dla umysłowo chorych, wrzucały ich do więzienia razem z nami. Oni sami dla siebie stanowili prawo. Barbarzyńca Cypryjczyk był samotnikiem, który prawie nie znał swojego własnego języka. Odbywał karę za morderstwo i wielokrotne gwałty i był psychopatą pierwszego stopnia. Podczas gdy reszta z nas wypełniała czas narkotykami, drobnymi kradzieżami (przede wszystkim papierosów i czekolady, które stanowiły podstawową walutę więzienną) i czasami jakimś rękodziełem, Alcaponey spędzał dni na kaleczeniu i gwałceniu innych więźniów. Był skazanym na dożywocie, którego misją było uczynić piekło na ziemi dla pozostałych więźniów. Tego dnia, kiedy Shane został zaatakowany, przysiągłem, że jego zemsta będzie moją. Alcaponey był o dobre 30 centymetrów ode mnie wyższy. Podnosił ciężary i jego ramiona miały grubość moich ud, ale wiedziałem, że mogę go dorwać. Wiedziałem, że mogę go zabić gołymi rękami i sprawić, że będzie cierpiał za każdy cios, za każdą zniewagę, za każdą kroplę krwi Shane’a. W ciągu następnych dni nad więzieniem zawisła atmosfera cichego wyczekiwania. Wszyscy wiedzieli, że miałem Alcaponey’a na celowniku. To miało być ładne. Tylko czekałem na odpowiedni moment. Upłynęły prawie dwa tygodnie i z każdym dniem stawałem się bardziej wściekły, a cierpienie, jakie miałem mu zadać, coraz bardziej wyrafinowane. Śmierć to było za mało. Chciałem zmusić go do błagania o litość, zanim go poślę do jego demonów. Byłem mistrzem świata Kung Fu, dzięki swoim umiejętnościom mogłem go rozpruć i rozszarpać jego ciało na milion kawałków. Mimo iż mogłem to zrobić gołymi rękami, często nosiłem przy sobie ostrze. Większość więźniów tak robiła. Odłamywaliśmy je z maszynek do golenia i ukrywaliśmy pod językiem, gdzie niełatwo Rozdział 1 11 było je znaleźć. Co nie znaczy, że strażnicy się tym przejmowali. Niektórzy czerpali sadystyczną przyjemność z obserwacji naszych starć, inni zaś odwracali wzrok. Co ich obchodziło, że więzień zostanie pocięty lub zgwałcony z ostrzem przy gardle? Gammodi bastardos! Nagle zostałem rzucony o ścianę, a w ciemnym, pustym korytarzu odbił się echem wrzask Alcaponey’a. Byłem na siebie wściekły, że dałem się podejść, ale w moich żyłach popłynęła adrenalina. Nareszcie nadszedł czas starcia z demonem. Smród jego oddechu był odrażający, kiedy oparł cały ciężar swego wielkiego ciała na mnie, przyciskając swój nos do mojego. Ostrze wpiło się w moją szyję, gotowe do przebicia tętnicy. Natychmiast pochwyciłem jego tłustą twarz swoją wolną lewą ręką, z kciukiem nad oczodołem byłem gotowy do pchnięcia. Siłowaliśmy się, podczas gdy ja szybko planowałem następny ruch. Wiedziałem, że otrzymam groźny, zagrażający życiu cios ostrzem, ale to nie miało znaczenia. Nic już nie miało znaczenia. Mogłem umrzeć, ale najpierw zamierzałem go zabić. Chciałem jego krwi. Z łatwością mogłem pozbawić go oka, zanim moje zęby oderwałyby jego ucho. Wrzała we mnie furia. Nagle pojawiło się coś nowego. W ułamku sekundy uświadomiłem sobie, że w moim wnętrzu trwała dużo głębsza walka. Nie miała zbyt wiele wspólnego z Alcaponey’em. To była tylko moja walka. To było tak, jakby jakaś nowa świadomość osłabiała moje głęboko zakorzenione instynkty, które uczyniły ze mnie wojownika. Kiedy walczyłem, aby skoncentrować się na uchu Alcaponey’a, w mojej głowie pojawił się obraz tego, co przeczytałem tego dnia rano. Niesprawiedliwie aresztowany człowiek, broniący go przyjaciel, odcinający ucho sługi oskarżyciela. Ucho Alcaponey’a dzieliły centymetry od moich zębów. — Dalej, Tony, po prostu ugryź. Dasz radę — mówił głos mego instynktu. — Nie, poczekaj ...wszyscy, którzy sięgają po miecz, od miecza giną... Skąd to się wzięło? — No, dalej, chłopcze, zrób to! Na co czekasz? 1 Poskromienie Tygrysa Kiedy konflikt trwał w moim wnętrzu, poczułem, jak druga ręka Alcaponey’a sięga do mego krocza. Zły uśmiech obnażył jego połamane, popsute zęby, kiedy wbiłem swoje palce w jego twarz, rozciągając i rozdzierając jego skórę. Znowu odezwał się ten głos. — Dalej, masz zamiar dać się pociąć i zgwałcić jak Shane? Co mnie powstrzymywało? Nie wiem. Utrzymywałem mocny chwyt na twarzy brutala, jego ciało przyciskało mnie do ściany, ale coś mnie powstrzymywało przed wykonaniem kolejnego ruchu. Dwa głosy w moim wnętrzu stoczyły walkę w czasie, jaki był potrzebny, aby po twarzy Alcaponey’a stoczyła się kropla potu, ale wydawało się, że czas się zatrzymał. To była debata dotycząca mego całego życia i rzucała wyzwanie fundamentom mojej tożsamości, tego, kim byłem, kim się stałem. Wiedziałem, który głos zwycięży. Ale co wtedy? Czy mogłem pozwolić na to, abym został zmasakrowany jak mój przyjaciel? Czy też mogłem zaufać tej nowej świadomości, temu nowemu głosowi, który brzmiał tak zdecydowanie, tak pewnie? Nagle z moich ust wydobyły się słowa. Wypowiedziałem je spokojnie, wyraźnie i z przekonaniem. Alcaponey znał tylko język grecki, ale w tej jakże nierzeczywistej chwili mówiłem po angielsku. Po tym, jak wypowiedziałem te słowa, rozluźniłem chwyt i czekałem. W następnym ułamku sekundy odczułem siłę wstrząsu, jaki przebiegł przez ciało Alcaponey’a. Trząsł się cały, a na jego spoconej skórze pojawiła się gęsia skóra. Jego mętne oczy wypełniał przestrach, a ja przygotowałem się na atak. Nagle moje ciało zachwiało się w momencie, kiedy on rozluźnił uścisk. Staliśmy, nie odrywając od siebie wzroku, nadal dzieliły nas tylko centymetry. Niespodzianie Alcaponey odwrócił się i uciekł. Zachowywał się jak opętany, biegł, osłaniając głowę rękami. Jego mrożący krew w żyłach krzyk odbijał się od betonowych ścian korytarza, kiedy patrzyłem, jak znika w ciemnościach. Sięgnąłem ręką do szyi i oderwałem ostrze od skóry. Nie była nawet draśnięta. Rozdział Rozdział Miałem cztery lata, kiedy obcy przybył do naszego domu. Nikt nas nie odwiedzał, więc kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi, z podnieceniem czekałem u szczytu schodów. Mój ojciec otworzył i zaprowadził gościa do pokoju. Nieznajomy pochodził z Chin tak jak moja matka. Chyłkiem zszedłem po schodach i podszedłem do uchylonych drzwi, aby zajrzeć do środka. Mówili tak cicho, że nie rozumiałem, o czym rozmawiają. Z mojej kryjówki widziałem obcego. W jego twarzy było zło. — Wejdź, Antonio — głos matki przestraszył mnie. Uważając, aby nie spojrzeć na nieznajomego, szybko przeszedłem obok niego i schowałem się za nogami ojca. Mama złapała mnie i przyciągnęła do siebie. Nie wiedziałem, co mam robić. Popatrzyłem na tatę, ale on wpatrywał się w kominek. Mrugał powiekami, jakby coś mu wpadło do oka. Nagle obcy złapał mnie za rękę. Wzdrygnąłem się i spróbowałem się wyrwać, ale trzymał mnie mocno, a mama popatrzyła na mnie tym spojrzeniem, jakim się posługiwała, aby mnie uciszyć. Wręczyła nieznajomemu małą torbę i zanim się zorientowałem, byliśmy na zewnątrz, na ścieżce w naszym ogrodzie, odchodziliśmy, zostawiając rodziców w domu. 1 Poskromienie Tygrysa Niewiele pamiętam z podróży. Obcy nie odzywał się do mnie. Nie miałem pojęcia, dokąd mnie zabiera. Kiedy znalazłem się na lotnisku, zacząłem odczuwać mieszaninę podniecenia i strachu. To mogła być fantastyczna przygoda, jednak coś było nie tak, stąd strach. Nieznajomy nadal nic nie mówił, także kiedy wsiadaliśmy do samolotu. W miarę upływu czasu narastał we mnie lęk. Wydawało mi się, że lot nigdy się nie skończy. Mama z tatą na pewno wkrótce przyjadą? Wrócimy razem do domu i wszystko będzie w porządku. Nie miałem pojęcia, że znajdowałem się w samolocie lecącym do Chin. W wieku czterech lat nie byłem w stanie pojąć złożoności życia moich rodziców. Jednak wiedziałem, że matkę przepełnia nienawiść. Siedząc w samolocie, mogłem myśleć tylko o tym, że była na mnie zła. Co zrobiłem tym razem? Wiedziałem, że to ja zniszczyłem mamie życie. Powiedziała mi o tym. Zawsze była rozgniewana. Jakiś czas przed przyjazdem obcego miało miejsce wydarzenie, którego nigdy nie zapomnę. Przeprowadziliśmy się z małego mieszkania w dzielnicy West End do dużego domu w Edgware, dzielnicy w północno-zachodnim Londynie. Wydawał mi się ogromny i pamiętam, jak piszcząc z radości, biegałem z pokoju do pokoju. Mama i tato kupili nowe duże łóżko i ja po nim skakałem, rzucając się ciałem na piękną miękką kołdrę, zanurzając w niej twarz. Nagle mama wbiegła do pokoju — Natychmiast przestań, ty głupi dzieciaku! — krzyczała, uderzając mnie mocno po nogach. Podeszła do toaletki, wzięła do ręki duże lustro i zaczęła się sobie przyglądać, wysuwając do przodu brodę, trzepocząc rzęsami i wydymając wargi, jak to miała w zwyczaju. Szybko pozbierałem się, aby zejść z łóżka, ale w pośpiechu straciłem równowagę i jeszcze raz upadłem na łóżko. Nie mogłem się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. W tej sekundzie rzuciła się na mnie. Poczułem uderzenie w głowę, usłyszałem trzask, huk i ostry głos matki, przeklinający mnie. Moją głowę ogarnął nagły, ostry ból. Rozdział 1 — Ty idioto, co ja ci powiedziałam? — wrzeszczała jak szalona — teraz popatrz na siebie! Wymaszerowała z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie mogłem się ruszyć. Rama lustra ciasno obejmowała moje ramiona, a ostre odłamki szkła tkwiły w mojej szyi i twarzy. Pojawiła się krew, a potem było jej jeszcze więcej, kiedy wijąc się z bólu, zmusiłem się do odsunięcia ostrza szkła od policzka. Obudziłem się nagle i uświadomiłem sobie, że wysiadamy. Gdzie byliśmy? Chciałem przetrzeć oczy, ale nieznajomy nadal trzymał mnie mocno za rękę. Chciało mi się płakać. Wokół mnie słychać było wiele rozmów, lecz nic nie rozumiałem. Ludzie krzyczeli, a ton ich głosu był wysoki i dziwaczny. Ogarnął mnie strach, w głowie miałem zamęt. Kim był ten człowiek? Dokąd mnie przywiózł? Dookoła przemieszczali się ludzie z bagażem, z wózkami i torbami, było zupełnie inaczej niż na lotnisku na początku podróży. Odetchnąłem powietrzem gęstym od dymu papierosowego i innych dziwnych zapachów. Ogarnięty zmęczeniem zacząłem głośno szlochać. — Cicho! — zażądał obcy, zacieśniając swój chwyt na moim nadgarstku tak, aż poczułem paznokcie wbijające się w moje ciało. Ucichłem natychmiast pod wpływem bólu i przerażenia. Mężczyzna pociągnął mnie znowu, tym razem na zewnątrz, gdzie otoczyło nas wieczorne powietrze. Wtedy zdałem sobie sprawę, że byłem bardzo, bardzo daleko od domu. Jak przestraszony królik przyglądałem się otoczeniu, mając nadzieję, że dojrzę mamę lub tatę. Ludzie byli dziwnie ubrani. Dobiegał do mnie krzyk ludzi, szczekały psy, niedaleko stał człowiek z klatką pełną ptaków. Zatrzymaliśmy się. Stał przed nami patykowaty mężczyzna w czarnej, jedwabnej marynarce z długimi, szerokimi rękawami i wysokim kołnierzem. Później dowiedziałem się, że był to mój dziadek. Wtedy nikt nikogo nie przedstawił. Żadnego uśmiechu. Żadnego powitania. Zostałem brutalnie wsadzony na wóz. Wyruszyliśmy w noc. 1 Poskromienie Tygrysa Kiedy oddalaliśmy się od lotniska, widziałem dziwne kształty cieni drzew i zwierząt poruszających się w półmroku. Odczuwałem strach i mdłości z powodu smrodu, jaki wypełniał powietrze. (Później odkryłem, że to było mydło o zapachu lilii, którego używał mój dziadek. Było bardzo popularne wśród Chińczyków, znane ze swoich antybakteryjnych właściwości, ale nigdy nie przyzwyczaiłem się do tego wstrętnego zapachu). Miał się stać zapachem mojej paranoi. Podróż wydawała się nie mieć końca. Kiedy się wreszcie zatrzymaliśmy, było całkiem ciemno. W mroku otoczenie wyglądało jak zbiorowisko cieni, lecz wyczułem, że przy wejściu stała grupa kobiet. Może czekały na nas. Te kobiety mnie nie lubiły. To odczułem natychmiast. Co ja zrobiłem złego? Ciągle powracałem w myślach do mojej matki. Rzucając mi spojrzenia pełne pogardy, kracząc jak wrony, kobiety oddaliły się, z wyjątkiem jednej. To była Jowmo, moja babka. Wewnątrz domu drżałem z zimna. Nadal nikt się do mnie nie odzywał. Chciałem zapytać, gdzie jestem, ale kiedy próbowałem mówić, podnoszono palec do ust i surowo mnie uciszano. Miałem cztery lata i byłem zupełnie sam we wrogim, przerażającym świecie. Dom miał dziwną konstrukcję. Byłem zdumiony, kiedy nagle cała ściana się przesunęła. Kobieta poprowadziła mnie do łóżka w kącie. Wcale nie przypominało tego w moim domu. Kije bambusowe leżały ułożone na chwiejącej się ramie. Zatrzeszczało, kiedy się na nim położyłem, a kiedy się poruszyłem, szczypało moje ciało. Cienkie muślinowe prześcieradło ledwo co mnie zakrywało. Owinąłem nim ramiona, podciągnąłem kolana do piersi i płakałem cicho, aż nadszedł sen. W nadchodzących dniach i tygodniach szybko nauczyłem się powstrzymywać łzy. Każdy dzień zaczynał się bardzo wcześnie, około czwartej albo piątej. Mój dziadek (kazano mi nazywać go Lowsi, co znaczyło „mistrz” albo „nauczyciel”) wchodził do pokoju i bił mnie Rozdział 1 bambusowym kijem po głowie, aby mnie obudzić. Po kilku dniach wstawałem już, zanim usłyszałem jego kroki. Musiałem być gotowy, aby go powitać. Bił mnie i tak. Uderzenia Lowsiego były brutalne. W ciągu kolejnych dni i tygodni przyzwyczaiłem się do nich, ale zawsze były trudne do wytrzymania. Używał laski ze świeżego bambusa, bijąc mnie po uszach, często tak długo, aż zaczęła płynąć krew. Rzadko miał powód lub uzasadnienie. Dla niego byłem Lo han quilo, co znaczyło „mały obcy diabeł”. Jego osobistą misją było „wybicie ze mnie okrągłego oka”. Jako jedyny wnuk moich dziadków mogłem być traktowany zupełnie inaczej. W Chinach uważa się, że chłopcy przynoszą rodzinie powodzenie i honor i często mówi się o nich „mali cesarze”. Są rozpieszczani przez rodziców, a jeszcze bardziej przez dziadków. Problem polegał na tym, że moja matka wyszła za mąż za cudzoziemca, Włocha, który urodził się i wychował w Anglii. Sprowadziła wstyd na rodzinę. Wydawało się, że to ja miałem zapłacić za to bluźnierstwo. Każdego ranka posłusznie szedłem za Lowsim na podwórze, gdzie rozpoczynał poranne ćwiczenia. Przez kilka godzin trząsłem się w mojej cienkiej muślinowej koszuli, ale nie odważałem się oderwać od niego wzroku ze strachu przed biciem. Czasami udało mi się spojrzeć ukradkiem na dach i szczyty murów. Były udekorowane bardzo dziwacznymi wyobrażeniami smoków, feniksów, latających koni, jednorożców, był tam również mężczyzna jadący na kurze. Na początku mogłem tylko się przyglądać, jak Lowsi wykonywał swoje osobliwe ruchy. Zmuszał mnie do stania całkiem nieruchomo, wciągania głęboko powietrza nosem a wypuszczania ustami. Było to odrętwiająco nużące. Mijały tygodnie i zacząłem trochę rozumieć jego język, wtedy wyjaśnił mi, że te ruchy to „Tai Chi”, dyscyplina stanowiąca podstawę Kung Fu. Szybko pojąłem, że mój dziadek to Wielki Mistrz w starożytnej sztuce walki szanowany przez całą wioskę. Dlatego nasz dom 1 Poskromienie Tygrysa był wspanialszy od innych. Myślałem, że wygląda trochę jak świątynia na wzgórzu. Znam niewiele szczegółów mego drzewa genealogicznego, lecz wiem, że mój dziadek pochodził z północnych Chin. Przyjechał do Kantonu, aby schronić się przed okrucieństwem japońskich najeźdźców w latach czterdziestych XX wieku. Urodził się w rodzinie Soo, bezpośrednich potomków Gong Soo, który był jednym z tak zwanej „Czcigodnej Piątki”, której udało się zbiec z pierwszej świątyni Shaolin przed jej zniszczeniem w czasie rządów dynastii Manchu w roku 1768. Gong Soo ukrywał się i nadal uprawiał Kung Fu. Jego wiedza była przekazywana z pokolenia na pokolenie, aż do mego dziadka Cheung Ling Soo. Jako mnich z Shaolin mój dziadek był dumny ze swego 500– letniego dziedzictwa. Po opuszczeniu świątyni, w której był szkolony, zaczął rozwijać swoje własne style walki i nauczać Kung Fu. Szybko stał się bardzo cenionym Wielkim Mistrzem. Jednak nie miał syna, co oznaczało, że ród Soo wygaśnie. Ja byłem jego najbardziej nieoczekiwanym i niezwykłym uczniem. Może dlatego zmuszał mnie do ekstremalnego wysiłku podczas szkolenia. Wiedział, że jako częściowo „okrągłooki” będę musiał udowodnić swoją wartość. W nadchodzących latach Lowsi miał przekazać mi tajemnice i skarby starożytnej sztuki walki. Miałem stać się doskonale wyćwiczonym, prawdziwie oświeconym uczniem i niepokonanym wojownikiem. Aby zostać prawdziwym adeptem sztuki walki, trzeba zaakceptować system zasad życiowych zupełnie niepodobny do zasad życia w świecie Zachodu. Jego korzenie sięgają dyscypliny duchowej taoizmu. Tradycja sztuk walki głosi, że ojcem Kung Fu był hinduski mnich Bodhidharma. Wśród Chińczyków jest znany pod imieniem Ta Mo. Legenda mówi, że opuścił on swój klasztor w Indiach i głosił nauki Buddy po całych Chinach na początku szóstego wieku. Kiedy wędrował po górach na północy Chin, zatrzymał się w klasztorze o nazwie Shaolin. Shaolin oznacza Rozdział 1 „młode drzewo”, takie które może przetrwać silne wiatry i burze, ponieważ jest giętkie i potrafi się zgiąć i pochylić pod naporem wichury. Ta Mo wymagał, aby uczniowie ćwiczyli się w medytacji i nieustannym dążeniu do oświecenia, ale przekonał się, że mnisi ciągle zasypiali w trakcie medytacji. Zrozumiał, że ich ciała były słabe i niewytrzymałe, dlatego opracował serię ćwiczeń, wyjaśniając: Chociaż droga Buddy jest dla duszy, jednak ciało i dusza są nierozłączne. Dlatego przekażę wam metodę, która pozwoli wam nabrać dosyć energii, aby osiągnąć stan przebywania w obecności Buddy. To była seria ćwiczeń, które miały być stosowane jako forma medytacji w ruchu. Były to jednocześnie bardzo skuteczne układy ruchowe, które pomagały mnichom bronić się przed bandytami w trakcie podróży między klasztorami. Jednak rozwój siły fizycznej nie był podstawowym celem dla Ta Mo, przede wszystkim zależało mu na rozwijaniu wewnętrznej energii Ch’i, której nazwę można przetłumaczyć jako „oddech”, „duch” lub „siły witalne”. Rozwój Ch’i jest sednem dyscyplin taoistycznych, włącznie ze sztuką walki, filozofią i sztuką leczenia. Te pierwsze dni na podwórzu, kiedy godzinami ćwiczyłem oddychanie, miały stać się fundamentem potężnej konstrukcji zdolności i umiejętności. Pewnego dnia Lowsi ubrał mnie w pomarańczowe szaty i zaprowadził do lokalnej świątyni Shaolin. Rozciągało się nad nami błękitne niebo, kiedy pokonywaliśmy schody wiodące do wejścia, w powietrzu unosił się dziwnie słodki zapach. — Kadzidełka i kwiat wiśni — powiedział Lowsi. — Składamy je jako dary dla Buddy, aby okazać mu cześć. Posłusznie naśladowałem go, kiedy zapalił kilka kadzidełek w naszym imieniu. — Ich terapeutyczny aromat pomoże ci uciszyć twój umysł — wyjaśnił. Poskromienie Tygrysa — Kiedy podążasz ścieżką ku oświeceniu, stajesz się jak dym unoszący się z kadzidła do niebios. Gdy mistrz prowadził mnie do miejsca medytacji, ukradkiem spoglądałem na mnichów ćwiczących układy walki. — Ich stopy i łydki są związane sznurkiem — powiedział Lowsi, widząc moje zainteresowanie. — Służy to zarówno wzmocnieniu, jak i ochronie w trakcie ćwiczenia pracy stóp. Z ogromnym podziwem patrzyłem na szybkość i siłę ich kopnięć. — Uczą się techniki żurawia, jednego z tradycyjnych systemów walki Shaolin — objaśnił Lowsi. Skupiłem się na opowiadanej przez niego historii: „Pewnego dnia jeden mnich zobaczył walkę między małpą i żurawiem. Wydawało się, że małpa z łatwością złamie ptaka na pół, lecz żuraw był ostrożny. Trzepotał skrzydłami i atakował dziobem, dopóki nie odpędził większego od siebie zwierzęcia”. Zwróć uwagę na lekkość ich ruchów — pouczył mnie Lowsi — na mocne dalekosiężne kopnięcia i pozycję na jednej nodze. Zobacz, jak wykorzystywane są ręce na podobieństwo tnących ruchów dzioba żurawia. Moje szkolenie również polegało na opanowaniu stylu żurawia i wielu innych systemów Kung Fu. Chińskie sztuki walki obejmują ponad 1500 różnych stylów. Naśladowanie zwierząt to klasyczne i najstarsze ćwiczenie Kung Fu Shaolin. Mój mistrz nauczył mnie, że człowiek, stworzenie słabsze od zwierząt, aby przetrwać, polega na swojej inteligencji. Jednak, aby w pełni móc naśladować ruch i sposób myślenia danego zwierzęcia, trzeba opanować sztukę bezruchu i szybkości, obserwacji i reakcji, spokojnego poruszania się i natychmiastowego ataku. — A teraz skup się! Natychmiast odwróciłem uwagę od uczniów. — Skoncentruj się na tym płomieniu — Lowsi umieścił przede mną zapaloną świecę — skup się na wewnętrznym płomieniu i oczyść swój umysł. A teraz oddychaj. Spędziliśmy wiele godzin Rozdział 1 w świątyni, wpatrując się w płomień świecy. Bardzo chciałem zamknąć oczy, ale jak opadały mi powieki, dostawałem kijem bambusowym po twarzy. Lowsi bił mnie, kiedy uważał, że tracę koncentrację. Celem tych wielogodzinnych medytacji było dotarcie do Ch’i. Uczono mnie, że wszystko jest wytworem negatywnych i pozytywnych sił kosmicznych, yin i yang, które można zharmonizować podczas zgłębiania Ch’i. Ch’i w ludzkim ciele najlepiej można przedstawić jako przepływ energii. Wyznawcy Tao wierzą, że to Ch’i zarządza ruchem mięśni, procesem oddychania, regulacją bicia serca oraz funkcjonowaniem układu nerwowego. — Kiedy całkowicie zharmonizujesz Ch’i zarówno w ciele, jak i w duchu, osiągniesz oświecenie i wewnętrzny spokój. Odkryjesz nadnaturalną moc w samym sobie — uczył mnie Lowsi. — Okiełznanie Ch’i jest niezbędne w sztuce walki Kung Fu — kontynuował — bowiem pozwala na osiągnięcie płynności. — Zanurzywszy dłoń w małym naczyniu z wodą, podniósł ją do góry i trzymał, dopóki na palcu wskazującym nie pojawiła się kropla wody. — Jedna kropla wody. Sama jest nieszkodliwa, łagodna i pozbawiona mocy. Ale co może się przeciwstawić sile tsunami? Jego szalejące fale mają moc zniszczenia ziemi i pokonania wszystkiego na swojej drodze. Ucz się kontrolować Ch’i, chłopcze. Podłącz się do jej energii, a wtedy będziesz miał moc wielokrotnie większą od twojej naturalnej siły. W kolejnych latach nauki Lowsiego dotyczące Ch’i stawały się dla mnie coraz jaśniejsze. Zrozumiałem, że to był „bóg we mnie”, korzeń mojej mocy. Wykorzystując energię mego ciała poprzez Ch’i, mogłem rozbijać cegły gołymi rękami i dokonywać jeszcze bardziej zdumiewających wyczynów. Dawało mi podwyższoną świadomość otoczenia, w ciemnościach wyczuwałem ruchy przeciwnika oraz potrafiłem wytrzymać ogromny ból poprzez rozprowadzenie go po całym ciele. Poskromienie Tygrysa Moje życie w Chinach było podporządkowane ćwiczeniu Kung Fu. Jako nowicjusz musiałem wykonywać najgorsze prace porządkowe w domu i w świątyni. Cały czas Lowsi przygotowywał moje ciało, abym mógł rozpocząć prawdziwy trening. Jako jedno z pierwszych pokazał mi ćwiczenie polegające na zanurzaniu rąk w wiadrze z piaskiem. Godzina po godzinie robiłem to pod jego okiem, dopóki moje dłonie nie spuchły i nie zaczęły krwawić. Po kilku tygodniach moja skóra zgrubiała i nie odczuwałem już bólu. Lowsi włożył do wiadra małe kamienie i wszystko zaczęło się od początku. Co kilka dni dodawał coraz większe kamienie, aż uderzałem moimi rękami o głazy o ostrych krawędziach, nie odnosząc żadnego uszczerbku — ani otarć, ani skaleczeń. Jednym z moich głównych obowiązków było oporządzanie zwierząt. Dziadkowie mieli pola ryżowe, trzymali kury, kozy, krowy i konia. Zazwyczaj pracę wykonywałem sam i czułem się bezpiecznie z dala od okrutnych razów Lowsiego. Wśród zwierząt mogłem zapomnieć o bólu ćwiczeń i nienawiści odczuwanej do dziadka. Wyprawy z babką na targ były kolejną mile widzianą chwilą wytchnienia. Musiałem dźwigać ciężkie ładunki, ale to było lepsze niż bezlitosne baty mistrza. Targ był hałaśliwy i kolorowy. Ludzie targowali się i krzyczeli do siebie. W tle było słychać szum rozmów w domach gry w mah-jong. W klatkach znajdowało się mnóstwo zwierząt: psy, kaczki, kozy, króliki, ptaki, gady i różnego rodzaju ryby. Trzymałem się blisko babki, bojąc się, że zobaczy mnie „gadzi człowiek”. Był stary, pochylony, z rzadką, szpiczastą, siwą brodą, cienkim wąsem i twarzą pomarszczoną jak suszona śliwka. Jego pokryte zmarszczkami palce była zakończone długimi żółtymi paznokciami, ostro zakończonym paznokciem kciuka rozcinał gardła słodkowodnych żółwi, które sprzedawał. Na jego starganie było pełno owadów i węży — żywych, suszonych, obłupanych ze skóry. Rozdział Sklep z medykamentami stanowił kolejne źródło mrocznej fascynacji. Zwinięte kobry w wielkich szklanych słojach stały na półkach obok przerażających szklanych naczyń z częściami ciał zwierząt, ze skorpionami, żukami różnych rozmiarów i kształtów, rojami pszczół i węży, wszystko to zakonserwowane w alkoholu. Babka targowała się z zielarzem tak długo, że wydawało mi się, iż upłynęła cała wieczność. Zachwycałem się widokiem papryk chili, różnokolorowych proszków i korzeni o zabawnych kształtach, które kupowała, aby przyrządzać herbatę. Wracaliśmy na ulice, gdzie ogarniała nas fala smakowitych zapachów płynących z wielkich woków, w których gotowano jedzenie. Były to lata siedemdziesiąte XX wieku i większość prowincji Kanton przebudowywano. Obok tradycyjnych drewnianych bud powstawały wielkie gmachy w stylu zachodnim, budowane przez Chińczyków, którzy boso albo w japonkach skakali po rusztowaniach, dokonując śmiertelnie niebezpiecznych wyczynów. Ostrożnie stawialiśmy stopy pośród gruzu i śmierdzących odpadów z targu, unikając sprzedawców pałeczek z wróżbami. Moją uwagę zawsze przyciągali kaligrafowie, którzy rozkładali się przy ulicy ze swoimi pędzelkami i atramentami. — Używają specjalnego papieru „xuan”, zrobionego z kory i słomy ryżowej — wyjaśniła Jowmo. — Ludzie wynajmują kaligrafów do pisania listów i przygotowania specjalnych ogłoszeń. Moja babka nie żywiła do mnie żadnych ciepłych uczuć, ale sprawiało jej przyjemność uczenie mnie tradycji i obyczajów naszego narodu. Było wiele świąt. Najważniejszy był Nowy Rok. Chiński rok księżycowy opiera się o fazy księżyca, a cykl kalendarzowy powtarza się co dwanaście lat. Każdy rok jest reprezentowany przez jakieś zwierzę. — Legenda mówi, że Budda, zanim odszedł z ziemi, wezwał do siebie wszystkie zwierzęta — opowiadała Jowmo. — Ale tylko Poskromienie Tygrysa dwanaście z nich było gotowych przyjść, aby się z nim pożegnać. W nagrodę obiecał im, że nazwie ich imieniem kalendarzowe lata w kolejności, w jakiej przybędą na spotkanie. Zwierzęta pokłóciły się o to, kto powinien być pierwszy. W końcu zdecydowano się na zawody. Zwierzę, które pierwsze dotrze na przeciwległy brzeg rzeki, da nazwę pierwszemu rokowi, a reszta miała otrzymać swoje lata zgodnie z miejscem na mecie. Dwanaście zwierząt zebrało się na brzegu rzeki i weszło do wody. Wół nie wiedział, że szczur skoczył mu na grzbiet i kiedy miał już wydostać się na brzeg, szczur zeskoczył z jego grzbietu i wygrał wyścig, a wół zajął drugie miejsce. Za nimi dotarły pozostałe: tygrys, królik, smok, wąż, koń, owca, małpa, kogut, pies, a świnia, bardzo powolna i leniwa była ostatnia. Jowmo opowiadała mi tę historię wiele razy. Zwykle śmiała się głośno na myśl o biednej, leniwej świni. — Ty się urodziłeś w roku koguta — powiedziała, — osoby urodzone pod znakiem koguta są pracowite i zdecydowane w podejmowaniu decyzji. Nie boją się mówić, co myślą, ale uważaj — ostrzegła mnie babka — koguty mogą być pyszałkowate i zbyt pewne siebie. Będziesz również bardzo odważny — dodała, patrząc na mnie z uwagą. Kiedy zbliżał się Nowy Rok, wszystkich ogarniało wielkie podniecenie. Dwudziesty dzień dwunastego księżyca był przeznaczany na doroczne sprzątanie całego domu. Moja babka mówiła o tym jako o „zamiataniu terenu”. Każdy kąt domu musiał zostać dokładnie wyczyszczony. Pomagałem jej wieszać na ścianach i na bramie wielkie zwoje czerwonego papieru. Czarnym atramentem napisano na nich poetyckie słowa pozdrowienia i życzeń dla całej rodziny. Dom był dekorowany kwiatami, mandarynkami, pomarańczami i dużymi grejpfrutami w kształcie gruszki, które nazywano „pomelos”. — Przyniosą nam powodzenie i bogactwo — mówiła babka, układając owoce. (Symbolizm ten miał swe źródło w grze słów. Rozdział Słowo mandarynka w języku chińskim brzmi tak samo jak powodzenie, a słowo pomarańcza tak samo jak bogactwo). — Kiedy dom będzie już czysty, przygotujemy ucztę i pożegnamy Zaowang, boga kuchni — powiedziała mi babka. — Tradycja mówi, że Zaowang wraca pierwszego dnia nowego roku, kiedy skończy się świętowanie. Było mnóstwo pracy w tym czasie. Jedzenie musiało zostać przygotowane wcześniej, tak aby wszystkie ostre przedmioty, takie jak noże i nożyce, mogły zostać schowane, by uniknąć „odcięcia” powodzenia w Nowym Roku. W wieczór poprzedzający dzień Nowego Roku w naszym domu zbierała się cała rodzina. Przyjeżdżali z całych Chin. Z zaciekawieniem przyglądałem się babce przygotowującej nakrycia także dla tych członków rodziny, którzy nie mogli przybyć. — To symbolizuje ich obecność na bankiecie, mimo że nie mogą być z nami — wyjaśniła. Zastanawiałem się, czy było tam miejsce dla mojej matki, ale nigdy o to nie zapytałem. Wielu gości traktowało mnie z taką samą pogardą jak dziadek, ale przynajmniej zjawiały się dzieci — moje kuzynki — z którymi mogłem się bawić. Była także wysoka kobieta o uśmiechniętej twarzy, która mrugała do mnie żartobliwie. To była siostra dziadka Li Mei, co znaczy „kwiat śliwy”. Jego druga siostra Li Wei nie starała się sprostać swemu imieniu „piękna róża”. Dla mnie zawsze była daleka od piękności. Patrzyła na mnie takimi samymi złośliwymi oczami jak dziadek. O północy, po bankiecie moim kuzynkom i mnie kazano pokłonić się i złożyć wyrazy szacunku naszym dziadkom i innym starszym krewnym. Robiłem, co mi kazano, ale nadal ich nienawidziłem. W dzień Nowego Roku dostawaliśmy czerwone koperty „laisee”. Zawierały pieniądze na szczęście. Wszyscy mieli na sobie nowe ubrania, a dziadek był ubrany w czerwony jedwabny strój ozdobiony haftowanym złotą nicią wizerunkiem smoka. Szybko przyzwyczajałem się do nowego życia, ale prędko zrozumiałem, że wśród tych ludzi zawsze będę obcy. W Anglii matka Poskromienie Tygrysa była dumna z mojego orientalnego wyglądu, ale dla Chińczyków byłem „cudzoziemskim diabłem”. Miałem sześć lat, kiedy się przekonałem, że to uprzedzenie nawet dzieci pozbawia litości. Kiedyś w drodze powrotnej z targu zatrzymaliśmy się z babką na odpoczynek przy stawie w pewnej wsi. Kiedy Jowmo leżała w cieniu, ja oddaliłem się nieco, aby wrzucać kamienie do wody. Nagle otoczyła mnie grupa chłopców niewiele starszych ode mnie. — Hej, Okrągłe Oko, co ty tutaj robisz? — zawołał jeden z nich, plując na mnie. W szoku, starałem się zrozumieć, co złego zrobiłem i co do mnie mówią. — On nawet nie mówi naszym językiem — drwiąco odezwał się inny chłopak, uderzając mnie jednocześnie boleśnie w usta. — No, dalej, Okrągłe Oko, posłuchajmy, jak mówisz. Szukałem słów, przerażony smakiem krwi w ustach. Wtedy spadło na mnie kolejne uderzenie w głowę. Tym razem było tak silne, że straciłem równowagę i upadłem na wznak w błoto. Natychmiast rzucili się na mnie, bijąc, drapiąc i ciągnąc mnie za włosy. Z trudem złapałem oddech i zawołałem babkę, ale nie przyszła. Wydając bojowe okrzyki, bili mnie dalej. Ich wrzaski dźwięczały mi w uszach aż do momentu, kiedy pod ich kopnięciami i uderzeniami zacząłem zapadać się w ciemność. Ogarnęła mnie cisza. Żadnego bólu. Nic. Obudziłem się w szpitalu kilka dni później. Obie ręce i jedną nogę miałem w gipsie. Kiedy się poruszyłem, ostry ból przeszywał moje ciało. Jednej nocy, jeszcze w szpitalu i ledwie przytomny, usłyszałem Lowsiego rozmawiającego przy moim łóżku z jakimś człowiekiem. Niewiele z tego, co mówili, docierało do mnie, jednak zrozumiałem, że znali tych chłopców, którzy mnie zaatakowali. — Dzieci członków Triady z Szanghaju — powiedział nieznajomy — które przyjechały w odwiedziny do rodziny. — Czyli nie wiedzieli, kim chłopiec jest — rozległ się surowy głos Lowsiego. Rozdział — Z całą pewnością nie wiedzieli. — Czy mam rozumieć, że się z nimi rozprawiono? — O tak, ich rodziny ukarały ich z największa surowością, a starsi rodzin pragną spotkać się z tobą jutro, aby prosić o wybaczenie i łaskę. W następnych latach chłopcy z Szanghaju trzymali się ode mnie z daleka. Pochodząc z rodzin członków Triady (słynnej mafii chińskiej), byli również szkoleni w sztuce Kung Fu, ale wszyscy wiedzieli, że nigdy nie osiągną takiego poziomu wyszkolenia jak ja. Gdyby byli świadomi faktu, że byłem uczniem Cheung Ling Soo, nigdy by nie znieważyli w taki sposób mojej rodziny i potraktowaliby mnie z pełnym szacunku uniżeniem. Chińczycy niełatwo zapominają o takich incydentach. Wiele lat później ci chłopcy nadal żyli z ciężarem swego błędu z dzieciństwa. Kiedy po dłuższej nieobecności powróciłem do wioski jako dorosły, jeden z napastników był przekonany, iż wróciłem, aby się zemścić. Był tak wystraszony, że zaczął przygotowania do wyprowadzenia się z całą rodziną. Po ataku spędziłem w szpitalu wiele tygodni, a jak tylko zdjęto mi gips, mój mistrz zagonił mnie na podwórze do wyczerpujących ćwiczeń fizycznych Ból był tak wielki, że łzy napływały mi do oczu. Jednak wiedziałem, że tego mistrz nie będzie tolerował. I tak też było, kiedy łza wymykała mi się spod powiek, spływając na policzek, na uszy spadało uderzenie bambusowym kijem. Gniew kipiał we mnie, miałem sześć lat, ale każda komórka w ciele, każda kropla krwi zionęła nienawiścią. Tamtej nocy obudziłem się oblany zimnym potem. Słyszałem odgłosy owadów i wiedziałem, że do rana było jeszcze daleko. Dom był cichy, pełen spokoju, ale koszmary doprowadziły moją nienawiść do zenitu. Rzucałem się na łóżku, cierpiąc z powodu świeżych ran. Mój umysł zaczął torturować obraz dziadka i jego wstrętny kij bambusowy. To się nigdy nie skończy. Jak mogłem wytrzymać choćby jeszcze jeden dzień? Było tylko jedno wyjście. Poskromienie Tygrysa Kiedy skradałem się po cichu do kuchni, odnosiłem wrażenie, że cały dom słyszy bicie mego serca. Lowsi trzymał niektóre ze swoich bojowych tasaków w wielkiej skrzyni. Codziennie je czyściliśmy i polerowaliśmy, dlatego znałem je dobrze. Wybrałem jeden z nich, podniosłem w górę, obracałem, a odbite od niego światło padało na moją twarz. Jego ostrze było ostre jak brzytwa. Przez bambusowe okiennice przebijało światło księżyca i pozwalało mi zobaczyć śpiącego dziadka. Stałem w pewnej odległości, patrząc na niego, odczuwając w całym ciele fale gniewu i odrazy. Nagle uświadomiłem sobie, że mój oddech stał się ciężki. Jak na ironię to jego nauki wykorzystałem, aby uspokoić się przed wykonaniem uderzenia. Skoncentruj się, skup się na Ch’i. Niech twój umysł kontroluje ciało. Oddech pod kontrolą, zacząłem skradać się w kierunku łóżka. Dziadek nie poruszył się. Uniosłem ostrze nad jego sercem.