Rozmowy o wychowaniu – więź psychiczna I rok życia

Transkrypt

Rozmowy o wychowaniu – więź psychiczna I rok życia
Rozmowy o wychowaniu – więź psychiczna
I rok życia
Przy zasiadaniu do napisania tego tekstu ciągle wybrzmiewały mi w głowie słowa Winnicotta:
„Rodzicielstwa nie można się nauczyć”. Wrażliwość, empatia, akceptacja, zdolność do refleksji nad drugim
człowiekiem, dojrzałość i oczywiście zdolność do kochania i przyjmowania miłości – tego nie nauczą nas
żadne poradniki, warsztaty umiejętności wychowawczych, czy popularne ostatnio programy telewizyjne.
Odnoszę wrażenie, że współczesnych rodziców próbuje się ubezwłasnowolnić pokazując im 1001
sposobów na wychowanie szczęśliwego dziecka, często w 15 minutowym paśmie telewizji śniadaniowej.
Żyjemy w czasach, gdzie media próbują wejść w rolę partnerów w procesie wychowania dziecka, ale też
w czasach, w których mają one ogromną siłę oddziaływania. „Karne jeżyki” są już pewnie w większości
przedszkoli i być może domów. Rodzice zaczynają wierzyć, że sposób w jaki wychowują swoje dzieci jest
niewystarczająco dobry. W części przypadków tak niestety jest, ale kto powiedział, że to co przeczytacie w
„mądrych” książkach i usłyszycie od „specjalistów”, będzie dobre dla waszego dziecka? Co z zasadą
indywidualizmu? Co z wiarą we własne możliwości?
Nie jestem teoretykiem, jestem praktykiem posługującym się teorią. Eksplorując obszar życia
psychicznego człowieka teorii pominąć się nie da. Przyjmijmy więc, że aktywność psychiczna człowieka
poza teorią nie istnieje. Albo inaczej, istnieje tylko nie wiadomo jaka. Dlaczego o tym piszę? Przypomnijcie
sobie jakąkolwiek sytuację, w której czuliście się bezsilni wobec zachowania swoich dzieci. Co wtedy
czuliście? Niestety dosyć często w ślad za poczuciem bezradności i niemocy idzie złość. Próbujecie
tłumaczyć, raz, drugi, macie poczucie jakbyście rywalizowali, walczyli ze swoim dzieckiem o władzę. To
potrafi wkurzyć. Z pojawiającą się złością różnie sobie radzimy. Można by powiedzieć, że często w takich
sytuacjach mamy do czynienia z impasem. Kiedy ogarnia was poczucie bezradności, czy zadajecie sobie
pytanie dlaczego tak się dzieje, dlaczego moje dziecko zachowuje się w taki a nie inny sposób? Czy
potraficie nadać temu zachowaniu znaczenie? Nie twierdzę, że każdy rodzic powinien specjalizować się w
psychologii rozwojowej (uważam, że to by mogło mu nawet utrudnić sprawę), ale chciałbym, żeby każdy
kierował się refleksją i przyjął, że zachowanie jego dziecka może mieć głębsze znaczenie.
W mojej pracy teoria pomaga nadawać mi znaczenie pozornie niezrozumiałym zachowaniom.
Pomaga zrozumieć to, co dziecko chce, często nieświadomie, tym zachowaniem przekazać. Nie lubię dawać
rad rodzicom, ale lubię pomagać im odkrywać niezwykle bogaty (czasami niestety również niezwykle ubogi)
wewnętrzny świat ich dzieci. Na ogół to wystarczy. W większości wiedzą jak tą wiedzę wykorzystać. W końcu
są rodzicami. Teoria pomaga mi również traktować każdy przypadek indywidualnie, uważam bowiem, że nie
ma żadnych uniwersalnych metod radzenia sobie z trudnościami, a żeby pomóc dziecku, trzeba je najpierw
poznać. Zwróćcie uwagę, jak często w przypadku rodzeństw mamy do czynienia z tak sformułowanym
pytaniem: „Jak to jest? Traktowaliśmy je tak samo, a są zupełnie inne”. No właśnie. W tym pytaniu zawarta
jest odpowiedź. Zawiera ono również coś niezwykle istotnego dla bycia wystarczająco dobrym rodzicem –
ciekawość. Bądźcie ciekawi swoich dzieci, nie zakładajcie, że wiecie o nich wszystko i nie zakładajcie, że
zawsze wiecie co jest dla nich najlepsze. Od dzieci można uzyskać niezwykle cenną wiedzę – wiedzę na
swój temat.
Spróbujmy prześledzić wspólne losy dziecka i matki w jego pierwszym roku życia. Zobaczyć jak
kształtuje się więź psychiczna między nimi. Skoncentrujemy się na rozwoju prawidłowym, ale
prawdopodobnie nie uda mi się uniknąć odniesień do zagrożeń mogących pojawić się w tym procesie.
Pierwszym i podstawowym pytaniem jakie się nasuwa, to pytanie o początek powstawania więzi
pomiędzy matką i dzieckiem. Nie będę próbował tutaj na nie odpowiadać, bowiem zakładam, że sami
będziecie w stanie prześledzić własne historie w tym konkretnym kontekście. Zakładam jednak, że proces
ten zaczyna się jeszcze przed narodzinami dziecka, być może jeszcze na etapie planowania starań
o potomstwo. Przynajmniej jeżeli chodzi o rodziców.
Ludzie mają największe i najbardziej skomplikowane mózgi na Ziemi. To zobowiązuje. Zobaczcie ile
czasu zajmuje dziecku pionizacja (stanięcie na nogi). W porównaniu z innymi gatunkami zwierząt nasze
potomstwo zanim osiągnie samodzielność wymaga opieki przez długi czas. Opieka ta powinna wiązać się z
dostępnością stałego i responsywnego obiektu. Najczęściej jest to matka.
Oślepiające światło, hałas, zimno, grawitacja… Pierwszy krzyk. Zastanówmy się przez chwilę czym
dla dziecka są narodziny. Do tej pory nasz szkrab przebywał, można by powiedzieć, w środowisku idealnym.
Dlaczego? Jego potrzeby były zaspokajane z automatu. Co prawda w pewnym momencie mogło mu być
trochę ciasno ale co tam. Najważniejsze, że bez wyrażania potrzeby, była ona gratyfikowana. Było w miarę
cicho, a głos matki i ojca mógł wpływać na dziecko kojąco. Podobnie jak rytm bicia jej serca itp. Aż tu
nagle… Nadszedł ten czas. Stres dla matki (ale kobiety same dobrze wiedzą z czym poród się wiąże), stres
dla ojca (jeszcze jaki). A dla dziecka? Również stres, ogromny. Na szczęście hormony, które wydzielają się w
organizmie dziecka podczas porodu ułatwiają mu adaptację do nowych warunków. Czas przyzwyczaić się do
światła, temperatury, dźwięków i warunków grawitacji. Narodziny są pierwszym bezpośrednim kontaktem
dziecka ze światem zewnętrznym, ale są czymś jeszcze. Są pierwotną traumą, która polega na zerwaniu
łączącej do tej pory dziecko i matkę symbiotycznej więzi. Układ krążeniowo – oddechowy, pokarmowy
i narząd skóry muszą uzyskać autonomię. O zaspokojenie potrzeby trzeba się zacząć domagać.
To chyba miejsce na pewną, być może cenną uwagę. Najbardziej naturalną formą przyjścia dziecka
na świat jest jego przejście przez drogi rodne. Ostatnio w pewnych środowiskach zaczyna panować moda na
cesarskie cięcie na zamówienie. Wiemy, że cesarskie cięcie jest procesem zakłócającym poród, ale czasami
ratującym życie dziecka. Przechodząc przez drogi rodne dziecko zostaje oznaczone specyficznym kodem
zapachowym. Ten zapach jest rozpoznawany przez matkę w sposób naturalny. Tą zdolność mogą nabyć
również ojcowie, jeżeli do godziny po porodzie będzie im dane trzymać swoje dziecko na rękach.
W przypadku porodu przez cesarskie cięcie to kodowanie nie występuje. Nie mówiąc już o większym stresie
dla dziecka, które przychodzi na świat przez cesarskie cięcie. Dlatego też, jeżeli nie ma wskazań
medycznych do „cesarki” warto jednak pomyśleć o dziecku. Tyle dygresji.
Natura wyposażyła dzieci w niezwykle ważne biologiczne mechanizmy przywiązaniowe. Odruch
ssania, odruch skoncentrowanego spojrzenia, odruch Moro, krzyk, uśmiech to tylko niektóre z elementów
neurobehawioralnego wyposażenia noworodka, które pomagają mu przetrwać w nowym otoczeniu. Same
mechanizmy nie wystarczą. Potrzebny jest ktoś, kto na nie odpowie. Ktoś, kto stworzy dziecku, optymalne,
podtrzymujące środowisko. Skoro tak, to śmiało możemy założyć, że podstawową potrzebą dziecka jest
przywiązanie. Spróbujcie sobie przypomnieć niezwykle intymny moment karmienia dziecka piersią lub
butelką. Pamiętacie te chwile, kiedy wasze spojrzenia spotykały się ze spojrzeniem dziecka? Przypomnijcie
sobie, jakie emocje to w was wywoływało. Może pamiętacie ten uśmiech swojego dziecka, któremu
towarzyszy wasze odkrycie, że dziecko zaczyna dostrzegać w was kogoś niezwykle ważnego. Dla
obserwatora z zewnątrz nie ma w tym nic spektakularnego, ale dla „wystarczająco dobrego rodzica” są to
magiczne chwile, które uruchamiają komponentę emocjonalną. Właśnie ta odpowiedź emocjonalna jest
bardzo ważna w procesie budowania więzi, nie automatycznie wykonywane czynności przy dziecku. Dzisiaj
wiemy już, dzięki potwierdzonym badaniom naukowym, że doświadczenie emocjonalne dziecka wpływa na
proces maturacji mózgu w pierwszych dwóch latach jego życia.
Proces budowania więzi pomiędzy dzieckiem i matką w prawidłowych warunkach jest czymś
naturalnym. Matki instynktownie uczą się odczytywać potrzeby swoich dzieci i na ogół adekwatnie reagują
na wezwanie dziecka. Potrafią odróżnić kiedy płacze bo jest głodne, kiedy bo ma mokro w pieluszce, a kiedy
z bólu. Skąd to wiedzą? Intuicja, empatia, wrażliwość i pewnie też biologia robią swoje. Pomost
komunikacyjny pomiędzy dzieckiem i matką tworzy się od najwcześniejszych chwil ich wspólnego życia.
Niemowlę nie jest w stanie w pełni samodzielnie regulować pojawiających się u niego stanów
napięcia. Płacz redukuje napięcie jedynie w niewielkim stopniu. Do regulacji potrzebuje osoby dorosłej –
mamy, taty, opiekuna. Rolą opiekuna jest zareagować na wezwanie dziecka jak najszybciej, żeby nie
narażać dziecka na cierpienie, adekwatnie do przyczyny płaczu i z włączeniem czynnika emocjonalnego.
Opiekun powinien również być przy dziecku dopóki ono się nie uspokoi. Te powtarzające się cykle
redukowania napięcia u dziecka, stabilne i przewidywalne w czasie stają się podwaliną pod budowanie
poczucia bezpieczeństwa malucha, a także wchodzą w proces nabywania przez dziecko zdolności do
samoregulacji pobudzenia emocjonalnego. Ważną rzeczą jest aby pamiętać, że dopóki procesy pamięciowe
nie rozwiną się na tyle aby dziecko mogło wytworzyć i utrzymać obraz matki, każde zniknięcie matki z pola
widzenia dziecka jest jak jej śmierć dla dziecka, utrata całkowita. Aby ten obraz mógł się wykształcić i żeby
był to obraz matki dobrej ważne jest to o czym pisałem wcześniej, a więc dostępność opiekuna na żądanie
i jego zdolność do odczytywania potrzeb dziecka, a także emocjonalne zaangażowanie opiekuna w relację
z dzieckiem. Oczywiście unikamy nadopiekuńczości, ale tym tematem może zajmiemy się innym razem.
Warto tu przez chwilę zastanowić się nad kwestią funkcjonujących mitów i stereotypów dotyczących
wychowania dziecka, którymi mogą posługiwać się również nasi rodzice, bądź dziadkowie, niejednokrotnie
lubiący dawać nam „mądre” rady. Bywa, że słyszymy coś takiego: „Nie noś tego dziecka tak na rękach bo się
przyzwyczai”, „Nie lataj tak do niego jak płacze, bo później ci wejdzie na głowę”, „Dziecko powinno spać
samo, nie przyzwyczajaj go”. Znam paru rodziców, którzy mocno sobie brali te uwagi do serca. Znam też ich
dzieci. Skąd ich znam? Wpadli z dziećmi na psychoterapię. Oczywiście nie uważam, że problemy dzieci,
które przyprowadzają rodzice do psychologa są wynikiem tylko i wyłącznie takich sytuacji. Traktujcie to jako
uproszczenie, które ma na celu jedynie pokazać Wam, jak ważne jest słuchanie dziecka a nie „mądrych” rad.
Nie mniej jednak w wielu wywiadach dzieci z problemami emocjonalnymi pojawiają się wątki niedostępności
stałego opiekuna, co wiąże się ze zmienną opieką, kierowanie się przytoczonymi stereotypami itp. Jeżeli
niemowlę potrzebuje kontaktu fizycznego z Wami, to ten kontakt mu zapewnijcie, nawet jeżeli będziecie je
nosić „ciągle” na rękach. Jeżeli jest spokojniejsze, kiedy śpi z Wami, to z nim śpijcie, jeżeli płacze, to je
uspokójcie. W końcu świat ma być dla niego miejscem bezpiecznym, a nie źródłem cierpienia.
Początkowo dziecko wysyłając sygnały nie kieruje ich do nikogo szczególnego. Można by to
przyrównać do programu poszukiwania życia pozaziemskiego, z tą różnicą, że tutaj musi się znaleźć ktoś,
kto na te sygnały odpowie. Dla niemowlęcia początkowo nie ma znaczenia, kto zaspokaja jego potrzeby ale
ważne jest, żeby były one zaspokojone. Proces wyodrębniania tzw. figury przywiązania zaczyna się gdzieś
w okolicach 3-4 miesiąca życia dziecka. Wtedy stopniowo dziecko zaczyna kierować sygnały do konkretnej
osoby, a także co równie ważne stopniowo staje się inicjatorem interakcji z opiekunem. Ważna staje się
dostępność tej konkretnej osoby. Jeżeli wszystko przebiega prawidłowo to staje się ona „bezpieczną bazą”
dla dziecka. W okolicach 8 miesiąca życia pojawia się lęk przed utratą obiektu miłości tzw. lęk separacyjny.
Wtedy też można zaobserwować specyficzną reakcję dziecka na osoby obce. Oznacza to również, że
dziecko rozpoznaje osoby znane, bliskie od nieznanych. Potrafi różnicować. W tym też czasie dzieci mogą
wykazywać szczególne przywiązanie do określonych przedmiotów, np. kocyk, poduszka itp. Nie należy ich
dziecka pozbawiać, prać, naprawiać, mają zostać takie jakie są, jakie dziecko chce, żeby były. Te przedmioty
dla dziecka mogą symbolizować osobę opiekuna i pomagają dziecku radzić sobie z lękami separacyjnymi.
Kolejne lata to czas budowania relacji i utrzymywania bliskości z figurą przywiązania i w rezultacie
konsolidacja przywiązania. Pamiętajcie, że ważniejsza od tego ile czasu spędzacie z dzieckiem jest jego
jakość. Nie oznacza to oczywiście, że 15 minut dziennie załatwia sprawę.
Na koniec chciałbym zaznaczyć, że nie ma ludzi idealnych, wszyscy popełniamy błędy. Dobrze jest
jednak, kiedy do tych błędów potrafimy się przyznać i skorygować pewne postawy i przekonania. Bycie
rodzicem nie jest łatwe. Rodzicielstwo to nie tylko miłość i wdzięczność, ale też wrogość, złość i agresja.
Wszyscy przeżywamy te stany, to co nas różni to sposób w jaki sobie z nimi radzimy. To my nadajemy
znaczenia w świecie dziecka, po to żeby w efekcie zaczęło ono posługiwać się tym samym językiem
społecznym. Zanim to jednak nastąpi musimy komunikować się z dzieckiem poza słowem, musimy nadawać
znaczenia niewerbalnemu światu naszego dziecka. Tutaj nie są ważne słowa a czyny, dlatego też tak ważne
są nasze osobiste, wewnętrzne zasoby. Dziecko będzie odczuwało naszą niepewność w roli rodzica, nasz
lęk, naszą złość, ale też naszą radość, akceptację, ciekawość i miłość. Dodatni bilans pozytywnych
doświadczeń już w pierwszym roku życia buduje u dziecka obraz świata bezpiecznego, godnego zaufania,
a także wpływa na pozytywny stosunek do samego siebie i własnych kompetencji. Tak więc nasza rola, w
dużym uproszczeniu, polega na wypracowaniu takiej formy komunikacji z dzieckiem, która stanowić będzie
optymalne dostrojenie do dziecka i spełni funkcję regulacyjną w stanach pobudzenia dziecka (mówimy
o I roku życia, kiedy dziecko nie posługuje się słowem). A my musimy być jedynie „wystarczająco dobrzy”.
Nie mniej, nie więcej.

Podobne dokumenty